galochbasik

  • Dokumenty1 460
  • Odsłony646 431
  • Obserwuję778
  • Rozmiar dokumentów2.1 GB
  • Ilość pobrań417 671

Southwick Teresa - Królewski dar

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :665.2 KB
Rozszerzenie:pdf

Southwick Teresa - Królewski dar.pdf

galochbasik EBooki ROMANSE I EROTYKI ROMANS Z SZEJKIEM
Użytkownik galochbasik wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 152 stron)

Teresa Southwick Królewski dar

ROZDZIAŁ PIERWSZY Równie łatwo jest pokochać bogatego mężczyznę, jak i biedaka. Jeśli tylko ktoś pragnie się zakochać. Ali Matlock tego nie chciała. Przynajmniej nie teraz. Po­ stanowiła zapomnieć o romansach i skoncentrować się na karierze zawodowej. Dlatego przemierzyła pół świata z ro­ dzinnego Teksasu, żeby zdobyć pracę, o jakiej marzyła przez całe życie. Pracowała teraz w szpitalu zbudowanym przez szejka, który z pewnością nie zaliczał się do biedaków. Za­ rabiała trzy razy tyle co pielęgniarka w USA. Ale najbardziej cieszyła się z tego, że będzie mogła zwiedzić tajemniczy i magiczny kraj - El Zafir. Kiedy robiła inwentaryzację na stanowisku pielęgniarek, usłyszała, jak niemal bezszelestnie otwierają się drzwi od windy. Kamal Hassan, następca tronu w El Zafirze, szejk, o którym przed chwilą myślała, wysiadł z windy. W eleganc­ kim markowym garniturze prezentował się wspaniale. Pra­ wdopodobnie i bez niego także. Oczywiście nigdy tego osobiście nie sprawdziła, choć pięć miesięcy temu pocałował ją w blasku księżyca w pałacowym ogrodzie. Ale życie nauczyło ją, żeby strzec się mężczyzn - zwłaszcza tych, którzy uwodzą kobietę związaną z innym mężczyzną. Zatrzymał się, żeby zamienić parę słów z jednym z robot­ ników dokonujących drobnych poprawek w niedawno otwartym szpitalu, i dzięki temu miała okazję mu się przyj-

rzeć. Ciemnowłosy, starannie uczesany, miał ponad metr osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu i był bardzo przy­ stojny. Czarne, błyszczące oczy, prosty, arystokratyczny nos, mocno zarysowane kości policzkowe, oliwkowa cera. Serce zabiło jej mocniej na widok jego kształtnych ust, bo przypo­ mniała sobie tamten pocałunek. Powinna mieć się na bacz­ ności przed książętami w eleganckich garniturach. W styczniu poznała jego przemiłą ciotkę, księżniczkę Far­ rah Hassan, która przyjechała do Teksasu na zaproszenie Sama Prescotta, prezesa firmy Prescott International i przy­ jaciela rodziny królewskiej. Z powodu kłucia w piersi, które okazało się całkiem niegroźne, księżniczka zgłosiła się na ostry dyżur do szpitala, w którym pracowała Ali. Młoda pie­ lęgniarka tak bardzo spodobała się siostrze króla El Zafiru, że ta zaproponowała jej pracę w szpitalu, który budował jej bratanek. Ali nie chciała wyjeżdżać na stałe z Teksasu, ale zgodziła się wziąć udział w międzynarodowej aukcji na cele dobroczynne, która odbywała się w El Zafirze. Choć była zachwycona perspektywą kariery w nowo po­ znanym kraju, nie przyjęła propozycji, którą złożyła jej księż­ niczka Farrah. Po prostu była wtedy zakochana. To już prze­ szłość. Wszystko minęło. Teraz interesowała ją tylko praca. Skoro nie może mieć miłości, przynajmniej przeżyje wspa­ niałą przygodę w egzotycznym kraju. Nie mogła się jednak pozbyć przykrego wrażenia, że główny bohater tej przygody stoi właśnie o parę kroków od niej. Czy dlatego, że ją kiedyś pocałował? Na to wspomnienie poczuła skurcz żołądka. Ale dałaby głowę, że od tej pory książę nie pomyślał o niej ani razu. Z pewnością nie pamiętał nawet jej imienia. Po co miałby pamiętać? Przecież nie po­ chodziła z jego sfery. W takim razie dlaczego ją w ogóle pocałował?

Książę Kamal skończył rozmowę i spojrzał w kierunku Ali. - Dzień dobry. - Dzień dobry, Wasza Wysokość - odpowiedziała, ścis­ kając w ręku pióro, aż zbielały kostki na jej dłoni. Podszedł bliżej, nie spuszczając z niej wzroku. Zapach jego wody po goleniu unosił się nad oddzielającym ich sto­ sem paczek. Czuła ciepło bijące od jego ciała. Jej dłonie zaczęły się pocić. - Miło mi panią znów zobaczyć, Aleksandryto. Ali skrzywiła się. - Dziękuję. Doceniam pamięć Waszej Wysokości do tak nieistotnych szczegółów jak imiona, zwłaszcza bardzo wy­ dumane. - Nie zgadzam się. Pani imię jest urocze. Czy nie tak nazywa się pewien minerał - aleksandryt? Skinęła głową. - Owszem. Ale „Ali" jest o wiele prostsze. - Wprost przeciwnie. To zdrobnienie jest właśnie skom­ plikowane. Wpatrywał się w nią jeszcze przez chwilę, a potem rozej­ rzał się wokół. - Jak się pani podoba szpital? - Mam powiedzieć jednym słowem? Fantastyczny! W pierwszym dniu pracy obejrzała cały gmach. Teraz przypomniała sobie hol przy wejściu z marmurowymi kolu­ mnami i korytarzami, recepcję i punkt informacyjny wykła­ dane wiśniowym drzewem. Na parterze ulokowano oddział pomocy doraźnej w nagłych przypadkach, laboratorium i rentgen. Na pierwszym piętrze znajdowała się administra­ cja, a wyżej pokoje pacjentów i znakomicie wyposażony od­ dział intensywnej opieki medycznej. Cały budynek Uczył sześć pięter i był prawdziwym cudem architektury.

- Dobre określenie. Bardzo trafne - odparł, unosząc w uśmiechu czarną brew. Z dumą rozejrzał się dokoła. Ali rozumiała jego zachwyt. Jasno oświetlone stanowisko pielęgniarek było zaprojekto­ wane nowocześnie i wygodnie. Wokół mieściły się przytulne sale porodowe. Na podłodze leżał praktyczny nisko strzyżo­ ny dywan, a z holu na prawo przechodziło się do przyjemnie urządzonych pokojów pacjentek. Ali podziwiała cały gmach, ale jej największy zachwyt i zdumienie wywoływały pozła­ cane windy. Czy to możliwe, żeby do ich budowy użyto czternastokaratowego złota? Właściwie dlaczego nie. Rodzina królewska w El Zafirze miała więcej złota niż król Midas - takie przynajmniej krą­ żyły plotki. Luksusowe ozdoby wprawiały Ali w zakłopota­ nie, ale mówiono także, że książę nie żałował pieniędzy na supernowoczesne wyposażenie szpitala. Z uporem zabiegał o to, by zastosowano w nim najnowsze technologie medycz­ ne dorównujące najwyższym standardom światowym. Jego pragnienie zapewnienia ludziom najdoskonalszej opieki me­ dycznej graniczyło wręcz z obsesją. Ali zastanawiała się, jaki jest tego powód. Podczas pierwszej wizyty często rozmawiała z ciotką księcia, ale nigdy nie usłyszała ani słowa na temat obsesji jej bratanka. Kiedy nie przyjęła propozycji pracy w El Zafirze złożonej przez ciotkę księcia, Kamal sam próbował ją namó­ wić, żeby została. Ale na próżno. Jemu także odmówiła. Wtedy. - Ciotka zawiadomiła mnie rano, że pani przyjechała - powiedział książę, świdrując ją wzrokiem. - Tydzień temu. - Czy poznała już pani przełożoną pielęgniarek? - spytał, marszcząc brwi.

Ali skinęła głową. - Bardzo mi się spodobała. - Żałuję, że byliśmy zmuszeni zatrudnić kogoś innego na stanowisko, które wcześniej proponowaliśmy pani. Ale kiedy mi pani odmówiła... - Wasza Wysokość, bardzo się cieszę, że mogłam podjąć tu pracę. Stanowisko szefowej pielęgniarek na oddziale po­ łożniczym to dla mnie wspaniała perspektywa. - Nie jest pani rozczarowana, że to nie dość ambitne wyzwanie? O ile pamiętam, to właśnie było dla pani najbar­ dziej kuszące. - W jego oczach zabłysnął uśmiech, który wyrażał tak wiele. Serce zabiło jej szybciej. Naigrywał się z tego, że on sam nie był dla niej dość kuszący. Ale nie miała zamiaru zdradzać mu, jak podziałał na nią jego pocałunek. Zresztą pewnie dobrze o tym wiedział. W końcu miał reputację międzyna­ rodowego playboya. Wsadziła ręce do kieszeni białego fartucha narzuconego na zielony uniform. - Szczerze mówiąc, denerwowałam się trochę przed pod­ jęciem tutaj pracy. - Nie rozumiem. Ma pani znakomite referencje. Ukoń­ czyła pani studia pielęgniarskie, prawda? Ali znów była zaskoczona jego fenomenalną pamięcią do szczegółów. - Tak. Ukończyłam pięcioletnie studia na wydziale pie­ lęgniarstwa. Ale stopień uniwersytecki nie zastąpi doświad­ czenia. Żeby osiągnąć szczyt kariery, potrzebne mi wykształ­ cenie i praktyka. - Już zaplanowała pani sobie przyszłość? - spytał z roz­ bawieniem. Ali wzruszyła ramionami.

- Ukończyłam studia z dobrym wynikiem. Znam się na swojej pracy. Księżniczka Farrah jest przekonana, że dam sobie radę. Mam nadzieję, że się nie myli. Ale wydaje mi się, że zaproponowała mi tę pracę, bo trudno skłonić kogoś, żeby przeniósł się w tak odległe miejsce. Wiem, że mój wiek może stanowić pewien problem. Mam dwadzieścia pięć lat i nieła­ two mi będzie zdobyć szacunek pielęgniarek, które zapewne mają znacznie większe doświadczenie. - Mój ojciec w tym samym wieku wstąpił na tron. - To co innego. - Rzeczywiście - odparł Kamal, wkładając ręce do kie­ szeni spodni. - Kierowanie zespołem pielęgniarek to przy tym dziecinna igraszka. - Oczywiście, ale to i tak duże wyzwanie - powiedziała, starając się, by nie zabrzmiało to żałośnie. - Nie mam zamiaru się spierać. I nie lekceważę pani pra­ cy. W moim kraju jest za mało specjalistów, którzy mogliby zatrudnić się w tym szpitalu. To prawda, że nawet za bardzo dobrą pensję trudno znaleźć zdolnych, wykwalifikowanych ludzi, którzy chcieliby rzucić wszystko i wyjechać tak dale­ ko. Jestem pani bardzo wdzięczny. Ali nie musiała rezygnować z osobistych planów. Od śmierci matki rok temu nie miała żadnej rodziny z wyjątkiem ojca, który przestał się nią interesować dawno temu. - Cieszę się, że znalazłam ciekawą pracę. - Moja ciotka jest przekonana, że poradzi pani sobie ze wszystkim. * - Księżniczka Farrah jest bardzo uprzejma. - I niewątpliwie ma większy dar przekonywania niż ja. W końcu namówiła panią na przyjazd do El Zafiru. Ali z roztargnieniem obracała w ręku pióro. - Prawdę mówiąc, sama zmieniłam zdanie. Zadzwoniłam

do niej kilka tygodni temu i spytałam, czy propozycja pracy jest jeszcze aktualna. Wtedy księżniczka zaproponowała mi nowe stanowisko. - Pani narzeczony na pewno bardzo tęskni. - W głosie księcia kryła się ciekawość. Ali była zaskoczona. Na litość boską, przecież ten męż­ czyzna ma być przyszłym królem. Czy nie ma ważniejszych spraw na głowie, niż pamiętać, co powiedziała prawie pół roku temu? - Mój narzeczony? - Tak. Tego wieczoru, gdy jechaliśmy na aukcję dobro­ czynną, powiedziała pani, że narzeczony nie ucieszyłby się, gdyby wyjechała pani do pracy na drugi koniec świata. On ma za dobrą pamięć, pomyślała ponuro Ali. Niestety po powrocie do domu odkryła, że ona i doktor Turner Ste¬ vens nie mają takich samych planów. - Prawdę mówiąc, Wasza Wysokość... - Mów mi Kamal. Ali zamrugała ze zdziwienia. - To nie wypada. - W prywatnej rozmowie, tak jak teraz, to zupełnie do­ puszczalne. W końcu to ja o tym decyduję. - Kamal - powtórzyła, smakując jego imię. Ciekawe, czy zawsze dostaje wszystko, czego chce. Jeśli tak, to całkiem przyjemnie być następcą tronu. Nie miała pojęcia, jaka etykieta obowiązuje na dworze królewskim. Czy prywatna rozmowa to tylko rozmowa w cztery oczy? To z pewnością nie będzie się zdarzać często - jeśli w ogóle. - Prawdę mówiąc... - zaczęła znów. - Co takiego? Ali westchnęła.

- Wiadomość o moich zaręczynach była przedwczesna. - Ach, tak? - Odrzuciłam ofertę pracy w El Zafirze, bo myślałam, że mężczyzna, z którym spotykałam się bardzo długo, chce mi się oświadczyć. - I oświadczył się? Od złości, bólu i zmieszania jej żołądek zawiązał się w wielki supeł. W pierwszej chwili pomyślała o tym, żeby skłamać, ale rozmyśliła się. Z kłamstw opowiadanych przy­ szłemu królowi na pewno nic dobrego by nie wynikło. - Tak, oświadczył się. Tylko że nie mnie. Ciemne brwi ściągnięte nad czarnymi oczami nadały jego twarzy wyraz męskiej satysfakcji. Już miała mu powiedzieć, co o tym myśli. - A więc El Zafir skorzystał na głupocie tego łajdaka. Trzeba przyznać, że Kamal umiał znaleźć odpowiednie słowa. - To miło, że tak myślisz. - Prawdę mówiąc - powiedział, naśladując ją - znam cię bardzo dobrze. Kiedyś stwierdził, że nie przyjechałaby odwiedzić jego kraju, gdyby propozycja pracy była wykluczona. Chyba nie zna jej tak dobrze, ale miał rację. Nawet księżniczka Farrah nie namówiłaby jej do przyjazdu, gdyby ta oferta nie była interesująca. Czy podświadomie wiedziała, że nie jest jej pisane to małżeństwo? Ale wtedy nie byłaby tak zaskoczona zdradą. I nie zabolałoby jej to tak bardzo. - Jak miło, że jeden wieczór wystarczył ci, żeby mnie tak dobrze poznać. Zabrzmiało to bardziej złośliwie, niż myślała. Nie powin­ na wyładowywać swojej frustracji na następcy tronu bogate­ go i potężnego kraju.

- Co cię tu dziś sprowadza? - spytała, żeby zmienić te­ mat. Zawsze to lepsze niż rozmowa o pogodzie. Uniósł do góry brodę, a jego źrenice zwęziły się. - Jestem tu codziennie. W takim razie dlaczego nie spotkała go wcześniej? Może księżniczka Farrah dopiero teraz powiedziała mu o jej przy­ jeździe? Czuła, że się rumieni. Chciała przeżyć przygodę w egzotycznym kraju, ale nie chodziło jej o romans z męż­ czyzną, który całował prawie zaręczoną kobietę. W końcu nie była taka głupia. Raz już się sparzyła, wystarczy. - Rozumiem. - Podniosła jedno z pudełek oddzielają­ cych ich od siebie. - Miło mi było znów cię zobaczyć, Kamal Przepraszam, ale mam jeszcze dużo pracy. Skinął głową. - Postaram się, żebyś była zadowolona z pobytu w na­ szym kraju. - Dziękuję. Kiedy się oddalał, żałowała, że jego ramiona są takie szerokie i ma taki długi krok. Bogacz, biedak, żebrak, zło­ dziej - wszystko jedno. Miłość była zawsze trudna. I kropka. Pewnie nieprędko ich drogi się skrzyżują. On miał rządzić krajem, a ona kierować pracą pielęgniarek na oddziale po­ łożniczym jego szpitala. Poza tym kto powiedział, że przy­ goda w El Zafirze to będzie flirt z przystojnym księciem? Myśl o Ali Matlock nie dawała mu spokoju. Spotkanie z ministrami finansów i edukacji przeciągało się zbyt długo. To wszystko przez nią. Ministrowie po kilka razy powtarzali mu te same informacje. Kamal nie mógł się skoncentrować, wciąż rozmyślając o atrakcyjnej Amerykan­ ce. Za wszelką cenę musi zwalczyć w sobie tę słabość. Wyszedł ze skrzydła pałacu, w którym mieściło się centrum

biznesowe. Zerknął na zegarek i przyśpieszył kroku, zmie­ rzając w stronę skrzydła, w którym mieszkała rodzina króle­ wska. Na pewno nie zdąży zobaczyć się z lekarzem, który miał przyjść na badanie kontrolne do Johary. Była w ósmym miesiącu ciąży - niefortunny rezultat jej młodzieńczego bun­ tu. Po pierwszej ostrej konfrontacji król zaczął ignorować córkę. A ojciec dziecka zabił się na motocyklu, zanim Kamal zdążył go dopaść i zmusić, by poślubił jego siostrę. To wtedy Kamal przyrzekł jej, że zawsze może na niego liczyć. Do tej pory nie złamał danego słowa, ale dziś nie myślał zbyt często o Joharze. Zatrzymał się przed drzwiami jej apartamentu i zapukał. Kiedy ciotka powiedziała, żeby wszedł, ucieszył się, że star­ sza pani dotrzymuje Joharze towarzystwa. Idąc za głosem kobiet, minął marmurowe foyer i znalazł się w salonie. Farrah siedziała z dwiema szwagierkami, Pen­ ny i Crystal, na półkolistej sofie, która zajmowała sam środek pokoju. - Czy doktor już poszedł? - spytał ciotkę. Farrah spojrzała na niego znad filiżanki z delikatnej por­ celany. Była elegancką i atrakcyjną kobietą po pięćdziesiąt­ ce, choć mogła uchodzić za znacznie młodszą. Jej czarne oczy błyszczały inteligencją na pozbawionej zmarszczek twarzy. Czarne, starannie uczesane i podwinięte do góry wło­ sy sięgały do kołnierzyka jej szmaragdowego kostiumu z je­ dwabiu. - Tak. - Przepraszał, że nie może na ciebie czekać - powiedziała Penny. - Musiał wracać do szpitala. Ta drobna, delikatna, jasnowłosa i niebieskooka Amery­ kanka przypadła do serca jego młodszemu bratu, gdy podjęła pracę jako jego asystentka. Rafik, ulubieniec całej rodziny,

był nią oczarowany i szybko wzięli ślub. Choć jej szczupła figura nic na razie nie zdradzała, jeszcze w tym roku miało się im urodzić dziecko. - Przedłużyło mi się spotkanie - wyjaśnił. - No pewnie - powiedziała z błyskiem w oku Crystal. - Każda wymówka jest dobra, żeby wykręcić się od babskich spraw, nieprawdaż? - Babskich spraw? - zdziwił się. - No, wiesz. - Jej uśmiech zdradzał, że ma ochotę się z nim podroczyć. - Opieka prenatalna, niemowlęta, opuch­ nięte nogi i zatrzymanie wody w organizmie. - Ach, tak - powiedział, uśmiechając się niemrawo. Kiedyś uważał, że włosy Crystal mają bliżej nieokreślony kolor. Ale teraz, długie i rozpuszczone, połyskiwały miedzia­ nymi refleksami. Crystal była zatrudniona jako opiekunka do dwojga bliźniąt Farika, drugiego brata Kamala, Potem się zakochali. Patrząc na jej zgrabną sylwetkę, trudno byłoby odgadnąć, że ona także urodzi dziecko przed końcem roku. Zazdrość ukłuła go prosto w serce. Nie, to nie ma sensu. Jego bracia byli dalej w kolejce do tronu. Mogli pozwolić sobie na miłość. On nie. Żadna słabość nie oderwie go od obowiązków wobec kraju i narodu. Małżeństwo to dla niego zwykły obowiązek i nie może być mowy o miłości. - Gdzie jest Johara? - spytał, rozglądając się. - W pokoju obok - odparła Farrah, wskazując na sypial­ nię jego siostry. Zza ściany dobiegał cichy i niewyraźny głos kobiecy. - Co powiedział doktor? - spytał Kamal, spoglądając ba­ dawczo na ciotkę. - Będzie przychodzić co tydzień aż do rozwiązania. - Dlaczego? - To standardowa procedura w ostatnim miesiącu ciąży.

- Jej gładkie czoło teraz zmarszczyło się ze zmartwienia. - Jest tylko jeden niepokojący objaw - trochę za wysokie ciśnienie krwi. To na razie nie jest nic groźnego, ale doktor kazał natychmiast dzwonić, jeśli będziemy mieć jakieś pyta­ nia czy problemy. Kamal ponuro skinął głową. Ciąża i poród to najbardziej naturalne rzeczy na świecie. Chyba że są problemy. Matka Johary zmarła podczas porodu. Ale nie trzeba myśleć o naj­ gorszym. Spojrzał na trzy kobiety siedzące na sofie— dwie zarumienione w nieomylny sposób. - A wasze badania? - W porządku - odparła Penny. - Poranne mdłości już minęły i czuję się bardzo dobrze. - Ja też - powiedziała Crystal. - Mam tylko problem z wagą. Muszę zrezygnować z deserów i jeść więcej białka - jeśli wybaczysz, że cię zanudzam szczegółami mojej diety. - Oczywiście. Pięknej kobiecie trzeba przecież wszystko wybaczyć. Crystal uśmiechnęła się. - Jesteś niepoprawnym uwodzicielem, Kamal. Tak jak twój młodszy brat. Chociaż Farik nie od razu się z tym zdradził. Penny roześmiała się. - Bo jeszcze cię tak dobrze nie znał. To było ciekawe, pomyślał Kamal. Ciotka Farrah pojecha­ ła do Nowego Jorku, żeby zaangażować nianię dla dzieci swojego bratanka. Najchętniej wybrałaby prostą kobietę, któ­ ra nie wywołałaby w pałacu zbędnego zamieszania. Wróciła z dwiema kobietami, które oczarowały braci Kamala. Nagle uświadomił sobie, że jego ciotka przyjęła także do pracy Ali Matlock. Ale nie miał zamiaru przejmować się drobiazgami. Ta kobieta przeszkadzała mu tylko w należytym wypełnianiu obowiązków.

Już niedługo będzie musiał zapewnić sobie następcę. Jak najszybciej. Aluzje ojca i ciotki Farrah były coraz częstsze i coraz mniej zawoalowane. Crystal westchnęła. - Czy wiesz, że kiedy po raz pierwszy spotkałam Farika, powiedział, że piękne kobiety wprowadzają niepotrzebny zamęt? - Nie - odparł pospiesznie Kamal. Skąd mogła wiedzieć, że przed chwilą rozmyślał o tym samym. Ali naprawdę wpro­ wadzała w jego głowie zamęt. Na szczęście pracowała w szpitalu, a nie w pałacu. Mało prawdopodobne, żeby miał z nią jeszcze bliski kontakt. Nagle rozległ się kobiecy śmiech i do pokoju weszła, a ra­ czej wtoczyła się księżniczka Johara. A za nią - ostatnia ko­ bieta, którą Kamal chciałby teraz widzieć - Ali Matlock. - Braciszku! - Johara podeszła, żeby się przywitać. Pochylił się i pocałował ją w oba policzki. - Jak się masz, siostrzyczko? - Dobrze - odparła, kładąc dłonie na sterczącym brzu­ chu. - Czy już wiesz, co doktor powiedział o moim ciśnie­ niu? - spytała, mrużąc śliczne ciemne oczy. - Tak - odparł, spoglądając na Ali. Wyglądała tak samo jak w szpitalu kilka godzin wcześ­ niej. Biały fartuch był narzucony na zielony uniform. Kobiety w El Zafirze ubierały się dość konserwatywnie: długie ręka­ wy, bluzki pod szyję i spódnice sięgające do pół łydki. Ali miała na sobie strój odpowiedni do wykonywanej pracy. Ale to, że ubranie zakrywało dosyć szczelnie jej ciało, drażniło Kamala jeszcze bardziej. Jej kasztanowe włosy, były zacze- sane do góry, ale kilka kosmyków opadło na policzki i spły- wało po jej długiej szyi. Duże brązowe oczy z zielono-złoty- mi cętkami przyglądały mu się z ciekawością.

Sześć miesięcy temu widział, jak ubrała się na bal. Często o niej później myślał, choć sam nie mógł zrozumieć dlacze­ go. W końcu była taką samą kobietą jak inne. Dlaczego więc nie mógł o niej zapomnieć? - Znów się spotykamy - powiedział wreszcie. - Rzeczywiście. Doktor McCullough chciał, żebym przysz­ ła z nim tutaj jako pielęgniarka. Potem wrócił do szpitala, a po­ nieważ jestem już po dyżurze, księżniczka Johara poprosiła, żebym została trochę po wizycie domowej. - Rozejrzała się i roześmiała. - O ile pałac można nazwać domem. - Kiedy przyszłam tu po raz pierwszy - powiedziała Pen­ ny - chciałam sypać za sobą okruchy, żeby się nie zgubić. - Rozumiem cię - przytaknęła Crystal - ale możecie mi wierzyć, że spacery dobrze robią na talię. - Chyba że ma się przed sobą wielki balon - stwierdziła Johara z żalem. - Spacery są bardzo zdrowe w twoim stanie, jeśli nie ma komplikacji. A raczej w waszym stanie - poprawiła się Ali. - Jeszcze nigdy nie widziałam tylu księżniczek oczekujących dziecka. Wszyscy się roześmiali. Kamal także. - Powinieneś robić to częściej. - Ali przyglądała mu się uważnie. - Twoi poddam nie uciekaliby z krzykiem z pałacu. - Nikt nie krzyczy ani nie ucieka na mój widok. - Czasem trzeba uciec - powiedziała Penny, wstając. - Mam spotkanie z ministrem edukacji. Powiedz, że usłyszę jakąś dobrą wiadomość - dodała, spoglądając na Kamala. - Twój program wczesnej edukacji dla dzieci otrzymał odpowiednie dofinansowanie. - Wspaniale. - Wspięła się na palce i pocałowała go w policzek. - Do zobaczenia na kolacji. - Zaczekaj - zawołała Crystal, podnosząc się z sofy. - Ja

też muszę iść. Bliźniaki zaraz skończą lekcję rysunków. Uwielbiam oglądać ich prace. - Pocałowała Kamala w drugi policzek. - Do widzenia. Bardzo się cieszę, że cię spotkałam, Ali. Mam nadzieję, że wkrótce znów się zobaczymy. - Ja także - odparła z uśmiechem Ali. - Idę z wami. - Ciotka Farrah odstawiła na stolik pustą filiżankę i wstała. - Dziękuję ci, że przyszłaś, Ali. Gdybyś miała jakieś problemy w pracy, koniecznie mnie zawiadom. - Dziękuję, Wasza Wysokość. Kiedy wyszły, Kamal został sam z dwiema kobietami. Jedna była w zaawansowanej ciąży, ale ta druga niepokoiła go znacznie bardziej. Śmiech, który sprowokowała, rozbroił go nie na długo. - Ali poprosiła, żebym pokazała jej mój apartament. Tak się cieszę, że jest tutaj. Doktor mnie przestraszył. Powiedział, że wysokie ciśnienie podczas ciąży może stanowić zagroże­ nie dla dziecka. - Dla ciebie także - ostrzegła Ali. - Ale nie wywołujmy wilka z lasu. Najważniejsze to zachować spokój. - Byłam bardzo spokojna - odparła Johara - dopóki nie powiedział mi o tych wszystkich okropnych rzeczach, które mogą spotkać moje dziecko. Ale przy tobie czuję się raźniej. - Cieszę się. - Przepraszam was na chwilę. Muszę... Muszę teraz... - Skorzystać z toalety? - dokończyła za nią Ali. - Tak! - Johara spojrzała z niepokojem na brata. - Bądź miły i dotrzymaj Ali towarzystwa. - Zawsze jestem bardzo miły. - Po raz drugi usłyszał uwagę, że peszy innych ludzi. A przecież starał się tylko być uprzejmy. Siostra bez słowa przewróciła oczami i wyszła, zostawia­ jąc go samego z Ali.

- Chcę znać prawdę - powiedział. - Czy to coś poważ­ nego z jej ciśnieniem? - Doktor McCullough bardzo poważnie traktuje ciążę. Ja również. - Ja tak samo. Czy mojej siostrze grozi jakieś niebezpie­ czeństwo? - W tej chwili nie. Wszystko, co jej powiedziałam, to szczera prawda. Nie masz się czym niepokoić. - Wprost przeciwnie. Kiedy kobieta jest w ciąży, zawsze należy się niepokoić. Matka Johary zmarła wskutek kompli­ kacji porodowych. To się rzadko zdarza, ale tak bywa. Moja siostra miała wtedy pięć lat. - Przepraszam - odparła zszokowana Ali. - Nic nie wie­ działam. - To było dawno temu. Ale wróćmy do mojej siostry. Jest taka młoda - nie ma jeszcze dwudziestu lat. Wydawało mi się, że to przemawia na jej korzyść. - Nic podobnego. W tym wieku jest się bardzo narażo­ nym na nadciśnienie wywołane ciążą. Bez odpowiedniego leczenia to może wywołać komplikacje. - Co w takim razie zrobić? - spytał, próbując zachować spokój. - Trzeba dużo odpoczywać. Brać lekarstwa, które prze­ pisze lekarz. Opuchlizna jest symptomem... - Siostrze bardzo puchną nogi w kostkach. - To normalne. Ale nie powinna puchnąć twarz ani ręce. Musisz pilnować, czy... Johara weszła do pokoju z ręką przyciśniętą do pleców. - Nie mogę uwierzyć, że za parę tygodni będę matką. Tak bym chciała zobaczyć jak najszybciej moje dziecko. Ale z drugiej strony bardzo boję się porodu. - Dasz sobie radę - zapewniła Ali.

- Ciotka Farrah mówi, że to nie boli. Ale sama nie wiem, czy mam jej wierzyć. - Ludzie różnie znoszą ból - stwierdziła dyplomatycznie Ali. - Ciotka nigdy nie rodziła - rzucił sucho Kamal. - W takim razie jej zdanie się nie liczy. - Ali objęła wpół Joharę i poprowadziła ją w kierunku sofy. Potem usiadła przy dziewczynie. - Ja też nigdy nie rodziłam, ale byłam przy wielu porodach. Nie mam informacji z pierwszej ręki, ale mogę opowiedzieć ci moje wrażenia. Jest ból, ale są też środki, które pomagają go uśmierzyć. W przyszłym tygo­ dniu, kiedy przyjdzie doktor, możemy o tym porozmawiać. Wiedza to potęga. Im więcej się dowiesz, tym będziesz spo­ kojniejsza. - Ja też tak myślę - zgodziła się Johara. - A ty co o tym sądzisz, Kamal? - W tym, co mówi Ali, jest dużo sensu. To dobrze wy­ kształcona i doświadczona pielęgniarka. Powinnaś się cie­ szyć, że zgodziła się przyjechać do nas do pracy. - Ależ ja się cieszę. Ale chciałabym... - Johara opuściła głowę, wpatrując się w ręce oparte na kolanach. - Co, kochanie? - spytał łagodnie. - Chciałabym, żeby mama tu była. Kamal zamyślił się. Sam stracił matkę, kiedy miał zale­ dwie dziesięć lat. Nie pamiętał, jak to jest, kiedy ma się kogoś, na kim można polegać. Wtedy ojciec po raz pierwszy stracił opanowanie i siłę. Pięć t później poślubił matkę Jo­ hary, która także zmarła. Utrata drugiej ukochanej żony za­ łamała go. Właśnie wtedy Kamal przysiągł sobie, że nie pozwoli, by miłość uczyniła go tak słabym. Usiadł obok siostry i uniósł jej brodę. - Zrobiłbym wszystko, żebyś mogła ją odzyskać. la

Na delikatnej twarzy Johary malował się smutek. - Nie mam ojca. - Ależ masz... Potrząsnęła głową. - Nie. Kiedy dowiedział się, że jestem w ciąży, powie­ dział, że nie jestem już jego córką. Od tej pory odzywa się do mnie tylko wtedy, gdy to jest konieczne, i zawsze ze złością. Nigdy mi nie wybaczy, że przyniosłam mu taki wstyd. Chyba wolałby, żeby mnie nie było. Kamal obawiał się, że siostra ma rację. - Daj mu trochę czasu, Joharo. A póki co pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. - Jesteś dla mnie taki dobry. Chciałabym cię o coś popro­ sić - powiedziała, biorąc jego dłoń w drobne ręce. Od dziecka nie opuszczała go na krok. Zawsze patrzyła w niego jak w obrazek. Kamal bardzo kochał swoją jedyną siostrę, tę delikatną i piękną kobietę-dziecko, uczuciową i niezależną. - Powiedz, czego pragniesz, siostrzyczko, a zaraz to zro­ bię. Możesz prosić mnie o wszystko. - Chcę, żeby Ali przeprowadziła się do pałacu i była ze mną aż do narodzin dziecka. Tylko tyle.

ROZDZIAŁ DRUGI Zamieszkać w pałacu? Ali nie spodziewała się takiej propozycji. To idiotyczne. Z wrażenia opadła na pluszową białą sofę. Przecież marzyła o przygodach. Czy nie dlatego przyjechała do El Zafiru? A teraz zgodziła się towarzyszyć lekarzowi w wizycie domowej, a raczej pałacowej. Pokusa zajrzenia do królew­ skiej siedziby była kusząca. Ale mieszkać tam przez całą dobę siedem dni w tygodniu? To chyba za wiele dla zwykłej dziewczyny z Teksasu. Czułaby się jak papuga na wystawie. Kamal patrzył obojętnie, nie okazując reakcji na prośbę siostry. Potem delikatnie ujął jej rękę. - Czy to naprawdę konieczne, Joharo? Lekarz pałacowy jest tutaj i... - On nie jest położnikiem. - Ali też nie - zdziwił się Kamal. - Ale ona pracuje z moim lekarzem. Rozumie te sprawy i mam do niej zaufanie. - Sprawiasz mi przykrość, kochanie. Jestem twoim bra­ tem. Chcę być przy tobie. Myślałem, że czujesz się przy mnie dobrze. Czy uważasz mnie za mięczaka? - Jesteś mężczyzną, Kamal. Co za różnica, pomyślała Ali. Kiedy Kamal zmarszczył brwi, przestraszyła się, że może powiedziała to na głos albo odgadł jej myśli, Tak czy inaczej, była na straconej pozycji. Ale nie odezwał się ani słowem.

Księżniczka oparła głowę na jego ramieniu w pojednaw­ czym geście. - Nie chciałam cię obrazić. Ale w takich chwilach kobieta woli mieć przy sobie inną kobietę. - Przecież masz Penny i Crystal - obruszył się. - Jestem pewien, że chętnie pomogłyby ci we wszystkim. Johara potrząsnęła głową. - One niedawno wyszły za mąż i nie mają pojęcia o me­ dycynie. Poza tym nie chcę robić im kłopotu. - To twoje bratowe i wszyscy bardzo troszczymy się o ciebie. - Nie mogę zawracać im głowy swoimi sprawami. Po­ winny myśleć o własnych mężach i dzieciach. Ali z ciekawością obserwowała rozmowę księcia z sio­ strą. Nigdy wcześniej nie sądziła, że następca tronu może pocić się lub być zmieszany. O ile jej wzrok nie mylił, tak właśnie było teraz. Ale na czym polegał problem? Może chodziło o tę niewidoczną granicę oddzielającą zwykłych śmiertelników od reprezentantów królewskiego rodu? Kamal był miły i uprzejmy, ale wolał zachowywać dystans. Uniosła rękę. - Przepraszam, ale... - Może poproszę ciocię Farrah? - Kamal szybko ucało­ wał siostrę w czubek głowy. - Nie ma męża ani dzieci i od śmierci twojej matki traktowała cię jak córkę. - Ciocia zawsze była dla mnie bardzo dobra. Ale ona nie ma pojęcia, czym jest ciąża - zaprotestowała Johara. - Sam tak powiedziałeś. - Ali też nie - odparł, obrzucając delikwentkę wzrokiem. Teraz ona zaczęła się wiercić i pocić. To, co rzadko zda­ rzało się członkom rodu królewskiego, dla prostaków takich jak ona było przykrą codziennością. Jak zręcznie wycofać

się, żeby brat i siostra mogli porozmawiać sobie w cztery oczy? To okropne, że dyskutowali o niej tak, jakby była nieobecna. Johara spojrzała na brata wielkimi czarnymi oczami. - Ali jest pielęgniarką przeszkoloną w przyjmowaniu poro­ dów. To dla niej żadna nowość. Ma odpowiednie doświadczenie. Spałabym spokojniej, gdyby była blisko. A doktor mówił, że powinnam być spokojna. Dlaczego się wahasz, Kamal? Dobre pytanie. Ali zastanawiała się nad tym samym. Ka­ mal spojrzał na nią nieprzeniknionym wzrokiem. - Ali przejechała pół świata i dopiero co zadomowiła się u siebie - powiedział. - Niegrzecznie byłoby zmuszać ją, żeby znów przeżywała jakieś zmiany. Poza tym pałac jest bardziej oddalony od szpitala. - To tylko pięć minut drogi - zaprotestowała Johara. - Najwyżej dziesięć. To samo chciała powiedzieć Ali. - Zrozum, siostrzyczko, że nie wypada narzucać komuś swojej woli. Naprawdę masz kogo poprosić o pomoc. - Czy nie możemy jej chociaż spytać? Kamal pochylił się i pocałował siostrę w policzek. - Chyba powinnaś trochę odpocząć. Wyglądasz na zmę­ czoną. - To prawda - zgodziła się. - Sam się wszystkim zajmę. Połóż się. Nic ci się nie stanie. Będę czuwał nad wszystkim. Johara skinęła głową. - Dziękuję, że tu przyszłaś, Ali. Kiedy siostra wyszła, Kamal wstał i okrążył stolik do kawy pokryty szklanym blatem. - Przepraszam, jeśli prośba mojej siostry wprawiła cię w zakłopotanie.

To nie prośba, tylko zachowanie Kamala wywołało nie­ pokój Ali. Ale chyba nie wypadało tego powiedzieć następcy tronu. Zwłaszcza że szpital, w którym miała pracować, był oczkiem w głowie księcia. Jeśli nie spodoba mu się jej po­ stawa i zechce ją zwolnić, kto powie mu, że nie ma prawa tego zrobić? Oczywiście jej świat nie zawaliłby się od tego, ale z pew­ nością utrudniłoby to rozwój jej kariery. No i gdzie indziej miałaby szansę przeżyć taką przygodę jak tutaj? Powinna grzecznie podziękować i przeprosić, że nie może przenieść się do pałacu, ale korciło ją, żeby podroczyć się z Kamalem. - Twoja siostra nie ma za co mnie przepraszać. Uniósł ciemną brew. - Czy to znaczy, że ja zrobiłem coś niestosownego? Wolała wykręcić się od bezpośredniej odpowiedzi. - Księżniczka Johara jest bardzo młoda. Boi się, bo to jej pierwsza ciąża. Powiedziała tylko, że chce, żebym z nią za­ mieszkała. Nie sprawiło mi to przykrości. Nie wiem za to, jak mam rozumieć twoją reakcję. Dlaczego nie chcesz, że­ bym się tu przeniosła? - Nie mam nic przeciwko temu. Próbowałem tylko uświadomić siostrze, że nie może wymagać, żeby ktoś speł­ niał jej kaprysy. Nie wszyscy będą mieli odwagę przeciwsta­ wić się królewskiej prośbie. - Nie martw się o mnie. Jestem odważna i nie boję się odmówić - skłamała. - W takim razie powiem jej, że nie możesz zamieszkać w pałacu do chwili narodzin jej dziecka.; Był tak zadowolony z siebie, że Ali ogarnęła złość. - Nie to miałam na myśli. Mogę przyjąć to zaproszenie, tylko nie jestem pewna, czy mam na to ochotę. Z satysfakcją obserwowała jego zaskoczoną minę.

- Ach tak? - Wydaje ci się, że najlepiej wiesz, co chcę zrobić. - Gdzie podziała się jej uprzejmość? I skąd się wzięła ta zjadliwość? To wszystko przez jego postawę, pomyślała. - Jeśli chcesz znać moją odpowiedź, dlaczego mnie nie spytasz? Do licha! Jeśli będzie miała ochotę zamieszkać w pałacu z jego siostrą, to nic jej przed tym nie powstrzyma! Jego ciemne brwi uniosły się znacząco. Wstał i wyprosto­ wał się, rozstawiając lekko stopy. Przypominał wojownika świętującego swe zwycięstwo. Do twarzy było mu w tej po­ zie. Ale z całą pewnością chciał podkreślić, że to on tu rządzi i wcale nie czuje się speszony. - Jak sobie życzysz - odparł aksamitnym głosem. - Czy zgodzisz się zamieszkać w pałacu z moją siostrą, dopóki nie urodzi dziecka? Zapewniam cię, że nawet jeśli odmówisz, Johara będzie miała zapewnioną troskliwą opiekę. Wszystko jasne. Chciał, żeby odmówiła. O, nie! Sama jest panią swego losu i nikt nie będzie podejmować za nią decyzji. - Z przyjemnością przyjmę zaproszenie księżniczki Johary. Źrenice jego oczu zwęziły się, a usta zacisnęły się w wą­ ską kreskę. Ali zrozumiała w jednej chwili - był pewien, że odmówi. Nie chciał, żeby mieszkała w królewskim pałacu. Dlaczego miałby tego chcieć? Cóż ona sobą reprezentowała? Nic nie znaczyła nawet dla własnego ojca, który porzucił ją i matkę, żeby poślubić kobietę o wyższej pozycji społecznej. Ale to nieistotne. Nawet jeśli Kamal znał tę historię, nie miało to związku z obecną sytuacją. O co mu chodziło? Pałac był tak olbrzymi, że wcale nie musieli się spotykać. Nagle uświadomiła sobie, jak bardzo pragnęłaby tu zostać. To do­ piero byłaby przygoda! - Czy mojej siostrze grozi jakieś niebezpieczeństwo? - spytał Kamal z niepokojem.