gosiag

  • Dokumenty396
  • Odsłony75 957
  • Obserwuję125
  • Rozmiar dokumentów645.0 MB
  • Ilość pobrań43 180

15.5 Blood Kiss PL_calosc

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.7 MB
Rozszerzenie:pdf

15.5 Blood Kiss PL_calosc.pdf

gosiag EBooki BczSz
Użytkownik gosiag wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 373 stron)

3 Tłumaczenie/The translation by: Fiolka2708 SarahRockwell Nuffanillia Skład i korekta: Fiolka2708, SarahRockwell Wszelkie prawa zastrzeżone/All rights reserved Copyright for the Polish translation 2016 BLOOD KISS

5 Kilka słów od nasKilka słów od nasKilka słów od nasKilka słów od nas Dziękujemy Wam za wspólną podróż do świata, który tusz obok, za wsparcie, komentarze i Waszą obecność, a także za wyrozumiałość dla chochlików językowych, których nie zauważyłyśmy. To była dla nas czysta przyjemność i mamy nadzieję, że dla Was również. Do zobaczenia! Życzymy przyjemnej lektury, Tłumaczki

6 GLOSARIUSZGLOSARIUSZGLOSARIUSZGLOSARIUSZ Ahstrux nohtrum - osobisty ochroniarz z uprawnieniami zabójcy. Funkcja z królewskiego nadania Bractwo czarnego sztyletu - tajna organizacja mistrzów sztuk walki, której zadaniem jest obrona wampirów przed Korporacją Reduktorów. Dzięki właściwemu doborowi genetycznemu członkowie Bractwa obdarzeni są potężnym ciałem i umysłem, oraz niecodzienną zdolnością regeneracji. Bractwo wyławia kandydatów na swoich członków, którzy nie są rodzonymi braćmi. Agresywni, pewni siebie a przy tym tajemniczy, trzymają się z dala od cywilów i nie utrzymują kontaktów z członkami pozostałych kast, o ile nie potrzebują się dokrwić. W świecie wampirów bracia cieszą się wielkim poważaniem. O ich wyczynach krążą legendy. Giną tylko od bardzo poważnych urazów; takich jak rany postrzałowe, cios w serce itp. Broniec - samiec wampirów, który ma partnerkę. Samce mogą mieć więcej, niż jedną partnerkę. Cerbher - kurator przydzielony z urzędu. Funkcja podlega gradacji; najwięcej uprawnień mają cerbherzy eremithek. Chcączka - okres płodności u samicy wampirów, zwykle trwa dwa dni i towarzyszy jej potężny apetyt seksualny. Pierwsza chcączka występuje około pięciu lat po przemianie, później pojawia się raz na dziesięć lat. Chcączka samicy wyczuwana jest przez wszystkie samce, które mają z nią kontakt. To niebezpieczny okres, w którym dochodzi do waśni i starć między rywalizującymi samcami, zwłaszcza jeśli samica nie ma partnera. Dhunhd - piekło. Ehros - wybranka kształcona w dziedzinie sztuki erotycznej i miłosnej. Eremithka - status przyznawany przez króla arystokratycznej samicy w odpowiedzi na suplikę jej rodziny. Eremithka podlega wyłącznie władzy cerbhera, zwykle najstarszego samca w domostwie. Cerbher ma prawo decydowania o jej postępowaniu, zwłaszcza ograniczania bądź całkowitego zakazu kontaktów ze światem zewnętrznym.

7 Frathyr - zwrot używany pomiędzy mężczyznami na znak wzajemnej miłości i szacunku. W swobodnym tłumaczeniu: drogi przyjaciel. Glymeria - opiniodawcze kręgi arystokracji. Socjeta. Gwardh - osoba odpowiedzialna za wychowanie, ojciec chrzestny. Juchacz - wampir płci męskiej lub żeńskiej, który ma obowiązek karmić swoją krwią właściciela. Choć posiadanie juchaczy należy do ginących obyczajów, jest nadal praktyką legalną. Korporacja Reduktorów - organizacja zabójców powołana przez Omegę w celu eksterminacji rasy wampirów. Krwiczka - wampirzyca, która ma partnera seksualnego. Samice zwykle poprzestają na jednym partnerze, ponieważ samce mają silny instynkt terytorialny. Krypta - rytualne miejsce spotkań Bractwa Czarnego Sztyletu, wykorzystywane do ceremonii oraz przechowywania słoi z sercami reduktorów. W Krypcie odbywają się ceremonie przyjęcia do Bractwa i pogrzeby; tu również dyscyplinuje się nieposłusznych członków Bractwa. Wstęp przysługuje jedynie członkom Bractwa, Pani Kronik i inicjowanym adeptom. Lillan - pieszczotliwie: ukochany, ukochana. Łyż - narzędzie tortur służące do wyłupywania oczu. Mahtrona - babcia. Mamanh - spieszczenie słowa: matka. Nalla - najdroższa, ukochana. Rodzaj męski: nallum. Normalsi - symphackie określenie wampirów niebędących symphatami. Nówka - dziewica. Omega - złowroga, tajemnicza postać dążąca do zagłady wampirów z powodu niechęci do Pani Kronik. Istota nadprzyrodzona, posiada zdolności magiczne, z wyjątkiem mocy tworzenia. Pani Kronik - duchowy autorytet, doradczyni królów, strażniczka świętych ksiąg wampirów, dawczyni przywilejów. Istota nadprzyrodzona, posiada wiele nadprzyrodzonych mocy. W jednorazowym akcie kreacji powołała do istnienia rasę wampirów.

8 Pierwsza Rodzina - królewska para wampirów z ewentualnym potomstwem. Pre - trans - młody wampir w okresie bezpośrednio poprzedzającym przemianę. Princeps - bardzo wysoki stopień w hierarchii wampirzej arystokracji; ustępuje rangą jedynie członkom Pierwszej Rodziny i Wybrankom Pani Kronik. Provodhyr - wpływowy osobnik piastujący wysokie stanowisko. Przedświtek - trzeci posiłek wampirów, odpowiednik kolacji w świecie ludzkim. Przemiana - przełomowy okres w życiu wampirów obojga płci, w którym osiągają dojrzałość. Odtąd muszą regularnie pić krew osobnika płci przeciwnej i nie mogą przebywać w świetle słonecznym. Przemiana zwykle występuje w wieku około dwudziestu pięciu lat. Niektóre wampiry, zwłaszcza samce, giną w trakcie przemiany. Wampiry przed przemianą są słabowite, nierozbudzone płciowo i niezdolne do dematerializacji. Psaniec - wampir należący do kasty sług. Psańce są posłuszne wielowiekowej tradycji, która dyktuje ich strój i maniery Mogą przebywać w świetle dziennym, za to starzeją się dość szybko. Średnia długość życia psańca wynosi około pięciuset lat. Samica psańca: psanka. Pyknąć - unicestwić Nieumarłego przez przebicie mu piersi; anihilacji towarzyszy charakterystyczne pyknięcie połączone z rozbłyskiem. Pyrokant - pięta achillesowa, słaby punkt lub niszcząca słabość danego osobnika. Natury wewnętrznej (np. nałóg) lub zewnętrznej (np. kochanek). Pomstha - odwet. Akt wymierzenia sprawiedliwości, zwykle przez samca związanego z poszkodowanym. Qhrih (St. Jęz. ) - runa honorowej śmierci. Reduktor - członek Korporacji Reduktorów. Bezduszny humanoid, pogromca wampirów. Reduktorów można pozbawić życia wyłącznie przez przebicie piersi; w pozostałych wypadkach żyją wiecznie. Nie jedzą, nie piją, nie rozmnażają się. Z czasem tracą pigment we włosach, skórze i tęczówkach - są bezkrwiści, białowłosi, oczy mają bezbarwne. Pachną zasypką dla niemowląt. Do Korporacji wprowadzani przez Omegę, po rytualnej inicjacji wypatroszone serce przechowują w kamiennym słoju.

9 Rundha - rytualna rywalizacja samców o samicę, z którą chcą się parzyć. Ryth - rytuał zwracania honoru proponowany przez stronę znieważającą. Znieważony wybiera dowolną broń i atakuje nieuzbrojonego adwersarza (samca lub samicę). Sadhomin - tytuł grzecznościowy używany w relacjach sado maso przez osobnika podległego wobec osobnika dominującego. Sroghi - określenie odnoszące się do sprawności męskiego członka. W tłumaczeniu dosłownym: podziwu godny, zasługujący na szlachetną samicę. Symphaci - odmiana rasy wampirów charakteryzująca się, między innymi, skłonnością i talentem do manipulowania uczuciami bliźnich; w ten sposób doładowują się energetycznie. Symphaci od stuleci są gatunkiem pogardzanym, w niektórych epokach przeznaczonym na odstrzał. Odmiana bliska wymarcia. Tolly - czuły zwrot. W wolnym przekładzie: moja miła; mój miły. Wampir - przedstawiciel gatunku odmiennego od Homo sapiens. Aby żyć, wampir musi pić krew osobnika płci przeciwnej. Ludzka krew utrzymuje wampiry przy życiu, jednak jej działanie jest krótkotrwałe. Po przemianie, która występuje około dwudziestego piątego roku życia, wampiry nie mogą przebywać na słońcu i regularnie muszą się dokrwić. Istota ludzka nie może zostać wampirem przez ukąszenie ani transfuzję krwi, spotyka się jednak rzadkie przypadki krzyżówki ras. Wampiry potrafią się dematerializować, ale wymaga to spokoju i koncentracji oraz braku większych obciążeń. Potrafią też wymazywać wspomnienia z pamięci krótkoterminowej człowieka. Niektóre wampiry umieją czytać w myślach. Średnia życia wampira wynosi ponad tysiąc lat; znaczna część osobników żyje o wiele dłużej. Wieczerza - pierwszy posiłek wampirów, odpowiednik śniadania w świecie ludzkim. Wybranki - samice wampirów chowane na służebnice Pani Kronik. Uchodzą za arystokrację, choć bardziej w hierarchii duchowej niż świeckiej. Z samcami nie mają prawie styczności, czasem jednak parzą się z wybranymi dla nich przez Panią Kronik braćmi, aby zapewnić liczebność kasty. Posiadają dar jasnowidzenia. W dawnych czasach karmiły swoją krwią członków

10 Bractwa, którzy nie mieli własnych krwiczek, praktyka ta została jednak zarzucona. Zanikh - duchowa kraina, w której zmarłe wampiry pędzą życie wieczne w otoczeniu swoich bliskich. Zghubny brah - młodszy bliźniak, nosiciel klątwy. Zvidh - pole buforujące, maskujące realistyczną iluzją wybrany fragment terenu; fatamorgana. Zwyrth - martwy osobnik powracający z Zanikhu do świata żywych. Zwyrthy darzone są głębokim szacunkiem i podziwiane za bolesne doświadczenia.

11 JEDENJEDENJEDENJEDEN Dom audiencyjny Króla, Caldwell, Nowy Jork Niektóre egzaminy zalicza się w samotności. Niektóre z ważnych etapów życia nie mają oprawy w kapelusze i suknie, ani grającej orkiestry, żadnej ‘Pompy i uroczystości’. I w tym przypadku nie było żadnej inicjacji czy dyplomu, który można by powiesić na ścianie. Żadnych świadków. Niektóre etapy są naznaczone prostotą i codziennością, niczym specjalnym - jak na przykład sięgnięciem do monitora Dell i wciśnięciem małego niebieskiego przycisku w dolnym prawym rogu. Taka zwyczajna czynność, wykonywana wiele razy w tygodniu, miesiącu, roku, stała się jednak, dla tego jednego konkretnego przypadku, wielką granicą między przed i po. Gdy Paradise, córka krwi Abalonea, Pierwszego Doradcy Ghroma, syna Ghroma, Króla wszystkich wampirów, usiadła na swoim krześle, patrzyła na czarny ekran przed sobą. Niesamowite. Noc, na którą czekała była już tuż tuż. Przez większość ostatnich osiem tygodni, czas mijał w żółwim tempie, ale w te ostatnie kilka wieczorów działy się włącznie rzeczy, które przerzucały wszystko w tryb katapulty. Nagle po siedmiu tysiącach godzin czekania na wschód księżyca, poczuła się tak, jakby chciała wszystko jeszcze raz spowolnić. Jej pierwsze zadanie należało już do przeszłości. Spoglądając na biurko, przesunęła o cal telefon, a następnie włączyła AT&T czymkolwiek było. Wyprostowała witraż z ważką na lampie od Tiffanego. Upewniła się, że niebieskie długopisy były w odpowiednim uchwycie, a czerwone w innym. Pogładziła ręką podkładkę na biurku i górną część monitora.

12 Poczekalnia była pusta, pokryte jedwabiem krzesła wolne, czasopisma uporządkowane na bokach stołów, napoje, które roznosili Psańce, tym którzy przybyli, uprzątnięte. Ostatni cywil wyszedł około trzydziestu minut temu. Do świtu było około dwóch godzin. W sumie był to normalny koniec nocy po ciężkiej pracy, czas, kiedy ona i jej ojciec wracaliby do rodzinnego majątku, aby zjeść posiłek przy rozmowach, planach i wzajemnym szacunku. Paradise pochyliła się i rozejrzała przez drzwi salonu. Po drugiej stronie holu, podwójne drzwi, które prowadziły do pomieszczenia będącego wcześniej formalną jadalnią były zamknięte. Tak, po prostu normalna noc, z wyjątkiem bardzo nienormalnego spotkania, które się tam odbywało: Zaraz po ostatnim spotkaniu, jej ojciec został wezwany do sali audiencyjnej, a jej drzwi mocno zamknięto. Był tam z Królem, i dwoma członkami Bractwa Czarnego Sztyletu. "Nie rób mi tego," powiedziała. "Nie odsuwaj tego ode mnie." Paradise wstała i ponownie poprawiła czasopisma, ponownie ułożyła poduszki, zatrzymując się przed olejnym obrazem francuskiego króla. Wracając do drzwi, wpatrywała się w zamknięte panele jadalni i słuchała bicia swojego serca. Unosząc ręce, pogładziła odciski na swojej dłoni. Nie powstały przez pracę tutaj, z ojcem i Bractwem przez te ostatnie kilka miesięcy, przy organizowaniu harmonogramów, śledzeniu spraw i uchwał. Nie, po raz pierwszy w życiu, ćwiczyła na siłowni. Podnosiła stal. Biegała na bieżni. Ćwiczyła na steperze. Skłony, brzuszki, przysiady. Wiosła. Do teraz, nie wiedziała nawet, jak wyglądają wiosła. A to wszystko w ramach przygotowań do jutrzejszej nocy. Przy założeniu, że grupa mężczyzn w pokoju audiencyjnym Króla nie zamierzała jej od tego odsunąć. Jutro o północy, miała tam dołączyć - tylko Pani Kronik wiedziała, jak wielu mężczyzn i kobiet było w tajnym miejscu - gdzie miała zamiar spróbować wziąć udział w programie szkoleniowym Bractwa Czarnego Sztyletu dla wojowników. To był dobry plan – coś na co się zdecydowała, by dać sobie szansę bycia niezależną, by skopać komuś dupę i udowodnić sobie, że była czymś

13 więcej niż rodowodem. Problem? Pełnej krwi córka glymerii, z jednej z rodzin założycieli, nie ćwiczyła, aby stać się wojownikiem. Nie obsługiwała broni czy używała noży. Nie uczyła się walki i obrony. One nawet nie wiedziały kim byli reduktorzy. One nie parowały się z wojownikami. Córki jak ona były szkolone w szyciu, muzyce klasycznej i śpiewie, obyczajach i bieganiu po rozległej posiadłości wypełnionej Psańcami. Oczekiwano od nich znajomości skomplikowanego społecznego kalendarza i cykli świąt, nadążania za zmianami w modzie i wiedzy z zakresu jaka jest różnica pomiędzy Van Cleefem & Arpels, Boucheronem i Cartierem. Były izolowane, chronione i pielęgnowane, jak wszystkie klejnoty. Jedyną rzeczą niebezpieczną, jaką pozwolono im robić? To parowanie. Z partnerem wybranym przez ich rodziny aby być pewnym co do świętości ich linii krwi. To cud, że ojciec pozwolił jej to zrobić. Nie był na pewno wtedy za tym, gdy po raz pierwszy pokazała mu swoją aplikację - ale zmienił zdanie i pozwolił jej przystąpić do programu: najazdy kilka lat temu, kiedy tak wiele wampirów zostało zabitych przez Korporację Reduktorów, pokazały jak bardzo niebezpiecznym miejscem może być Caldwell w Nowym Jorku. Powiedziała mu, że nie chce iść i walczyć na wojnie. Chciała tylko nauczyć się bronić. Kiedy ubrała to wszystko we względy bezpieczeństwa? Wtedy ojciec zmienił zdanie. Prawda była taka, że po prostu chciała zrobić coś, co było dla niej. Tożsamość, przychodząca z innego miejsca niż to, do którego zmuszało ją urodzenie. Plus Peyton powiedział jej, że nie może tego zrobić. Dlatego, że była kobietą. Chrzanić to. Paradise ponownie sprawdziła te zamknięte drzwi. "Daj spokój…" Krążąc wokół, w końcu wyszła do holu, ale nie chciała się zbyt mocno zbliżać do miejsca, gdzie spotkali się mężczyźni - jakby to mogło przynieść pecha. Boże, o czym oni tam rozmawiają?

14 Zazwyczaj Król wychodził tuż po ostatniej audiencji. Jeśli on i Bractwo mieli jakąś prywatną rzecz, lub sprawę związaną z wojną do załatwienia, robili to w miejscu zamieszkania Pierwszej Rodziny, miejscu tak tajnym, że nawet jej ojciec nie został zaproszony, aby tam pojechać. Więc tak, to musiało być coś o niej. Wracając do poczekalni, podeszła do biurka i liczyła godziny, przez które przy nim siedziała. Pracowała tylko przez kilka miesięcy, ale lubiła tę pracę – tak naprawdę. Podczas jej nieobecności, zakładając, że zostanie w programie szkoleniowym Bractwa, kuzynka przejmowała jej obowiązki, i spędziła z nią ostatnie siedem nocy pokazując dziewczynie co i jak, wyjaśniając procedury, które Paradise chciała wprowadzić, upewniając się, że przejście miało pójść gładko. Siadając na krześle, otworzyła środkową szufladę i wyjęła swój wniosek - jakby to mogło ją uspokoić i zapewnić, że to wszystko dzieje się naprawdę. Trzymając formularz w dłoniach, zastanawiała się, kto jeszcze miał być jutro na przeszkoleniu... i pomyślała o mężczyźnie, który pojawił się tutaj w domu audiencyjnym, szukając wydrukowanej aplikacji. Wysoki, szerokie ramiona, głęboki głos. Ubrany w czapkę baseballową i dżinsy, które wyglądały jakby zużyły się od prawdziwej pracy. Społeczność wampirów była mała, a ona nigdy go nie widziała, ale może był tylko cywilem? To była kolejna zmiana w programie szkoleniowym. Do teraz, do współpracy z Bractwem byli zapraszani tylko mężczyźni z Arystokracji. Podał swoje imię, ale nie chciał uścisnąć jej dłoni. Craeg. To wszystko, co wiedziała. Nie był niegrzeczny. Popierał jej zgłoszenie. Był również... urzekający w sposób, który ją zszokował - do punktu, w którym ona, czekała kilka tygodni, aby zobaczyć, czy przyniósł aplikację. Nie przyniósł. Może zeskanował ją i przesłał. A może ostatecznie postanowił nie brać udziału w programie. Wydawało się szalone, że była rozczarowana, że może nigdy nie zobaczyć go ponownie. Kiedy jej telefon zadzwonił, podskoczyła i podeszła do niego. Peyton. Znowu.

15 Zobaczy go na szkoleniu jutro wieczorem - i to było i tak zbyt wcześnie. Po kłótni o jej przystąpienie do programu, rozluźniła tą przyjaźń. Jeśli Bractwo przyznałoby ojcu rację? To święte oburzenie, które czuła w stosunku do faceta miało być kwestią sporną. Ale bez przesady, kobiety zostały dopuszczone do składania aplikacji. Problem polegał na tym, że nie jest ‘normalną’ kobietą. Do cholery, nie miała pojęcia, co zrobi, gdyby jej ojciec wszystko cofnął. Z pewnością Bractwo nie czekałoby do ostatniej chwili, aby odmówić jej miejsca. Prawda? *** Po drugiej stronie miasta, Marissa, shellan Brata Dhestroyera, zwanego Butchem O'Nealem, siedziała na swoim krześle przy biurku w Azylu. Gdy krzesło skrzypnęło, stuknęła piórem w kalendarz i przesunęła słuchawkę telefonu do drugiego ucha. Wcinając się w strumień paplaniny, powiedziała: "No cóż, ja z pewnością doceniam zaproszenie, ale nie mogę-" Samica na drugim końcu nie przegapiała okazji. Ona po prostu kontynuowała rozmowę, ze swoją arystokratyczną intonacją zasysając całą szerokość pasma - dziwne, że cały pobliski region nie doznał elektrycznego zaciemnienia. "... i możesz zrozumieć, dlaczego potrzebujemy twojej pomocy. Jest to pierwszy Festiwal Dwunastego Miesiąca, który odbywa się od czasu nalotów. Jako shellan Brata i członek Rodziny Założycieli, będziesz doskonałą przewodniczącą wydarzenia-" Kolejny raz Marissa przerwała, "nie jestem pewna, czy jesteś tego świadoma, ale pracuję na pełny etat jako dyrektor Azylu i-" "... i twój brat powiedział, że jesteś dobrym kandydatem." Marissa zamilkła. Jej pierwszą myślą było to, że to mało prawdopodobne, żeby Aghres, lekarz rasy i jej bardzo, bardzo skłócony najbliższy krewny, polecił ją do czegoś innego niż grobu. Druga była kalkulacją... ile czasu minęło odkąd z nim rozmawiała? Dwa lata? Trzy? Od chwili, kiedy wyrzucił ją z ich domu,

16 pięć minut przed świtem, kiedy do niego dotarło, że jest zainteresowana zwykłym człowiekiem. Który ostatecznie okazał się kuzynem Ghroma i wcieleniem legendarnego Dhestroyera. Jak ci się to teraz podoba, usłyszała w głowie. "Więc po prostu musisz poprowadzić to wydarzenie," kobieta zakończyła. Jakby to przesądzało sprawę. "Musisz mi wybaczyć." Marissa odchrząknęła. "Ale mój brat nie ma prawa proponować mnie do czegokolwiek, nie widzieliśmy się od dłuższego czasu." Gdy cały ładunek z wyjątkiem ciszy przeszedł przez połączenie, pomyślała, że powinna była wyciągnąć rodzinne brudy około dziesięciu minut temu: Członkowie glymerii musieli przestrzegać sztywnego kodeksu zachowań - a odsłonięcie ogromnej wyrwy w jej rodzie, choć szeroko znanej, było czymś czego się po prostu nie robiło. O wiele bardziej odpowiednie dla innych, było szeptanie o tym za plecami. Niestety, kobieta się pozbierała i zmieniła taktykę. "W każdym razie, jest to niezwykle ważne dla wszystkich członków naszej klasy, aby wznowić festiwal-" Pukanie do drzwi jej gabinetu sprawiło, że Marissa się rozejrzała. "Tak?" Kobieta przy telefonie wykrzyknęła: "Wspaniale! Możesz przyjechać do mojej posiadłości-" "Nie nie. Ktoś puka do mojego gabinetu." Powiedziała głośniej. "Proszę wejść." W momencie, kiedy zobaczyła wyraz twarzy Mary, zaklęła. Zła wiadomość. Shellan Rankhora była zawodowcem, więc patrząc na jej wygląd? To był naprawdę problem- Czy na koszuli ma krew? Marissa porzuciła uprzejmości. "Odpowiedź brzmi: nie. Moja praca wymaga ode mnie całego czasu. Poza tym, jeśli jesteś tym zafascynowana, weź to zajęcie. Do widzenia." Upuszczając słuchawkę na widełki, wstała. "Co się dzieje?"

17 "Mamy pacjętkę, która potrzebuje natychmiastowej pomocy medycznej. Nie mogę nigdzie złapać dr Jane lub Ehleny. Nie wiem, co robić." Marissa rzuciła zza biurka. "Gdzie ona jest?" "Na dole." Obie biegiem skierowały się na schody, Marissa na przedzie. "Jak do nas dotarła?" "Nie wiem. Jedna z kamer bezpieczeństwa ją złapała na trawniku, jak się czołgała." "Co?" "Przyszło powiadomienie alarmowe na moją komórkę i wypadłam tam z Rhym. Przeniosłyśmy ją do salonu." Okrążając jeden z narożników na dole, Marissa wpadła w poślizg na jednym z chodników... I zatrzymała się całkowicie. Kiedy zobaczyła stan kobiety na sofie, położyła dłoń na ustach. "O Boże..." wyszeptała. Krew. Krew była wszędzie, skapywała na podłogę, przesiąkając przez białe ręczniki przyłożone do ran, gromadząc się pod jedną z nóg samicy na dywanie. Dziewczyna została tak mocno pobita, że nie było sposobu, aby ją zidentyfikować, jej twarz była tak spuchnięta, że jeśli nie miałaby długich włosów i podartej spódnicy, można by nawet nie wiedzieć, jakiej płci była to osoba. Jedno ramię było wyraźnie przesunięte, kończyna zwisała pod niewłaściwym kątem... i miała tylko lewy but na obcasie na podartych pończochach. Oddech brzmiał chrapliwie, bardzo źle. Nic tylko grzechotanie w piersi, jakby tonęła we własnej krwi. Rhym, przełożona w izbie przyjęć, spojrzała w górę, gdzie przykucnęła przy kanapie. Poprzez łzy w oczach, wyszeptała: "Nie sądzę, że ona przeżyje. Jak może przeżyć...?" Marissa wzięła się w garść. To była jedyna opcja. "Doktor Jane i Ehlena są nieosiągalne?" powiedziała ochrypłym głosem. "Próbowałam dodzwonić się do rezydencji," odpowiedziała Mary. "Klinika. Ich telefony komórkowe. Dwa razy w każdym miejscu."

18 Na ułamek sekundy, Marissa była przerażona tym, co to oznacza dla jej własnego życia. Czy Bracia mieli kłopoty? Czy z Butchem wszystko w porządku? To trwało tylko chwilę. "Daj mi swój telefon - i zabierz mieszkańców do przyczółku Wellsie. Chcę, żeby wszyscy tam byli na wypadek gdybym musiała przyprowadzić tu mężczyznę." Mary rzuciła jej telefon i skinęła głową. "Już się za to zabieram." Azyl był właśnie bezpiecznym miejscem dla kobiet, będących ofiarami przemocy w rodzinie, po to aby miały schronienie i rehabilitację wraz z młodymi. Po niezliczonych bezużytecznych wiekach, jakie Marissa spędziła w glymerii, będąc niczym więcej niż odtrąconą narzeczoną Króla, znalazła swoje powołanie tu, w służeniu tym, którzy zostali w najlepszym razie sponiewierani ustnie, a w najgorszym, straszliwie potraktowani. Mężczyznom nie wolno było przebywać w środku. Ale, aby uratować życie tej kobiety, musiała złamać tę regułę. Odbierz telefon, Manny, pomyślała, kiedy zabrzmiał pierwszy dzwonek. Odbierz ten cholerny telefon... Tłumaczenie: Fiolka2708

19 DWADWADWADWA To nie było całe Bractwo Czarnego Sztyletu. W rzeczywistości, z Królem było tylko dwóch Braci. Gdy Abalone, Pierwszy Doradca Ghroma, syna Ghroma, ojca Ghroma, wszedł do sali audiencyjnej by stanąć przed swoim władcą, był dotkliwie świadomy innych samców. Nigdy nie poznał żadnego z tych wojowników z żadnej innej strony jak tylko ochrona i właściwe zachowanie, ale biorąc pod uwagę iż miał zamiar oddać pod ich opiekę jedyne potomstwo swojej krwi, ich bardziej oczywiste atrybuty były jak krzyki w nocy. Brat Vhredny wpatrywał się w niego swoimi diamentowymi oczami bez mrugnięcia, tatuaże na jego lewej skroni wyglądały odpowiednio złowieszczo, jego umięśnione ciało ubrane było w skóry i naszpikowane bronią. Przy nim stał Butch, vel Dhestroyer – były człowiek z bostońskim akcentem, który został zainfekowany przez Omegę i pozostawiony na śmierć – tylko po to, aby stać się jednym z niewielu, którzy przetrwali transmutację. Ci dwaj rzadko występowali oddzielnie, a to kusząco skłaniało aby przypisać im role dobrego i złego gliny. Teraz jednak, paradygmat uległ zmianie. Butch, samiec ze skłonnością do uśmiechu i rozmawiania w ludźmi, wyglądał na takiego, którego lepiej unikać w ciemnym zaułku: jego orzechowe spojrzenie było zawężone i niezachwiane. „Tak?” Zapytał Abalone swojego Króla. „Czy mogę służyć w jakiś sposób?” Ghrom pogładził klockowaty, jasny łeb swojego psa przewodnika, Georga. „Moi chłopcy chcą z tobą pogadać.” Ach, pomyślał Abalone. I podejrzewał o co chodziło. Butch uśmiechnął się na ułamek sekundy. Jakby chciał zapobiegawczo podjąć żądło, jakiekolwiek miało wyjść z jego ust. „Chcemy mieć pewność, że jesteś świadomy tego, co się wiąże z programem treningowym.” Abalone odchrząknął. „Wiem, że to jest bardzo ważne dla Paradise. I mam nadzieję, że są tam oferowane jakieś kursy samoobrony. Chciałbym żeby była… bezpieczniejsza.”

20 Potencjalne korzyści były jedyną rzeczą, która mu pomogła w starciu pomiędzy tym, czego oczekiwał dla niej i w jej życiu, a tym co wydawało się, że sama wybierze. Gdy nie padła odpowiedź, Abalone spojrzał za siebie i do przodu na braci. „Czego mi nie mówicie?” Vhredny otworzył usta, ale Brat Butch podniósł dłoń i uciszył go. „Twoja rola, tu z Ghromem, jest na pierwszym miejscu.” Abalone wzdrygnął się. „Chcesz powiedzieć, że Paradise nie spełnia wymaganych warunków przez moją pozycję tutaj? Najdroższa Pani Kronik, dlaczego mi nie powiedziałeś –„ „Chcemy żebyś zrozumiał, że to co będzie się działo to nie nauka z podręczników. To są przygotowania do wojny.” „Ale kandydaci niekoniecznie będą musieli iść walczyć w zaułkach podczas programu, prawda?” „To o co się martwimy jest tutaj.” Brat wskazał na pokój. „Nic nie może wpływać na twoje relacje z Ghromem i na to, co robisz dla Króla. Paradise jest tak samo mile widziana w programie jak każdy inny, ale nie jeśli perspektywa jej wyjścia lub bycia ranną będzie tworzyć napięcia między nami.” Abalone odetchnął w ulgą. „Nie martw się o to. Jej sukcesy i porażki będą jej własną zasługą. Nie oczekuję dla niej specjalnego traktowania – a jeśli ona nie da rady? Wówczas powinna zostać odrzucona.” W rzeczywistości, chociaż nigdy nie przyznałby tego głośno, modlił się o to i oczekiwał, że tak będzie w tym przypadku. To nie było tak, że nie mógł się doczekać rozczarowania Paradise samą sobą lub jej wysiłkami, ale… ostatnie czego chciał dla swojej córki było narażenie jej na jakiekolwiek okropieństwa – albo, nie daj Boże, doświadczenia walki w czasie wojny. Nie był sobie nawet w stanie wyobrazić tego ostatniego. „Nie ma się czym martwić,” powtórzył, spoglądając na Braci i Króla. „Wszystko będzie w najlepszym porządku.” Brat Butch zagapił się na Vhrednego. Potem się odwrócił. „Czytałeś aplikację, prawda?” „Ona ją wypełniła.” „Więc, nie czytałeś tego?”

21 „To jest coś, co zrobiła samodzielnie – czy jako jej ojciec i ghardian powinienem to podpisać?” Vhredny zapalił skręta. „Warto być przygotowanym, prawda?” Abalone skinął głową. „Jestem. Zapewniam cię, że jestem.” Paradise była samicą łagodnie wychowywaną w tradycji właściwej arystokracji. Pracowała nad swoją kondycją fizyczną od dwóch miesięcy – dość sumiennie, w rzeczy samej – i mógł wyczuć emanujące z niej radosne podniecenie, gdy zarzuciła swoje obowiązki w tym miejscu i przygotowywała się do ich opuszczenia. Była, jednakże, bardzo duża szansa, że po szkoleniu wprowadzającym jutrzejszego wieczora, gdy zacznie się prawdziwa praca ugnie się… albo zostanie poproszona o odejście. W razie gdyby zawiodła, jej porażka do zabije. Ale to i tak lepsze niż jej umieranie na polu bitwy po to tylko aby udowodnić, że jest czymś więcej niż dyktowała jej arystokratyczna pozycja społeczna. Kiedy para Braci wciąż się w niego wpatrywała, Abalone spuścił głowę. „Wiem, że to nie będzie dla niej dobre. Jestem więcej niż przygotowany na to. Nie jestem naiwny.” Po chwili, Butch powiedział, „Okay. Wystarczająco uczciwe.” „Czy jest coś jeszcze, mój Panie?” Abalone zapytał Króla. Gdy Ghrom pokręcił głową, Abalone skłonił się każdemu z nich. „Dziękuję za twoją troskę. Paradise jest najcenniejszym co mam – to wszystko co pozostało po mojej ukochanej shellan. Wiem, że będzie jutro w łagodnych i uczciwych rękach.” Gdy odwrócił się żeby wyjść, Bracia pozostali ponurzy, ale ponownie, nie był wtajemniczony w sprawy związane z wojną – a zawsze było coś na rzeczy. Walka i strategia były czymś, czym nigdy nie był zainteresowany i był za to wdzięczny. Tak jak byłby, gdy Paradise opuści program. Zaprawdę, pragnął aby jej mahmen wciąż żyła. Być może to wszystko byłoby kwestią dyskusyjną, gdyby jego shellan była obecna żeby przemówić dziewczynie do rozsądku. Otwierając podwójne drzwi usłyszał brzęczenie w poczekalni. „Paradise?”

22 Przeszedł przez foyer i ominął narożnik salonu, jego córka wyprostowała się zbierając czerwone pióra rozrzucone po biurku. „Wszystko w porządku?” Zapytał. Jej oczy spotkały jego. „Czy jest? Pozwolisz mi iść jutro w nocy?” Abalone uśmiechnął się – i starał się utrzymać na wodzy smutek w swoich oczach i głosie. „Oczywiście. Jesteś w programie, jak zostało zadecydowane miesiące temu.” Podbiegła i objęła go, trzymając mocno, jakby była przekonana, że zostanie jej odmówione coś, czego pragnęła tak mocno. Obejmując swoją córkę, Abalone był mgliście świadomy Braci i Króla pozostawionych za drzwiami. Nie poświęcił im żadnej myśli. Był zbyt zajęty pragnieniem by uchronić swoją córkę od jakichkolwiek rozczarowań. To jednak nie było przypisywane do rodzicielskich zdolności nadawanych przy narodzinach. Och, jakże pragnął aby jego shellan była tu z nimi zamiast w Zanikhu. Poradziłaby sobie lepiej z tym wszystkim. *** Stojąc nad przerażająco poranioną kobietą, Marissa zamknęła oczy, gdy usłyszała głos poczty głosowej Mannego po raz trzeci. Co, u diabła, dzieje się w klinice? Właśnie kiedy miała ponownie wybrać numer, jej telefon zadzwonił. „Dzięki Bogu – Manny? Manny?” Coś w tonie jej głosu spowodowało, że ranna samica się poruszyła, jej pokrwawiona twarz przesunęła się na poduszce sofy. Boże, ten chrapliwy, świszczący oddech wystarczył by serce podskoczyło. „Nie, tu Ehlena,” powiedział jej głos do ucha. „Manny i Jane przeprowadzają awaryjną operację chirurgiczną u Thora. Ma złożone złamanie kości udowej i muszę wracać. Coś jest nie tak?” „Jak długo to potrwa?” Zapytała. „Dopiero zaczęli.”

23 Marissa zamknęła oczy. „Okay, niech zadzwonią do mnie jak będą mogli? Mam…” Odwróciła się i zniżyła głos. „Mam tu traumatyczny przypadek, właśnie w tej chwili. Nie wiem czy mamy dużo czasu.” Ehlena przeklęła. „Nie możemy nikogo stąd odesłać. Możesz zadzwonić do Vhrednego? Z jego wyszkoleniem medycznym może być w stanie ustabilizować sprawy.” Marissa spróbowała wyobrazić sobie jak Brat przechodzi przez dom. Nie był jej pierwszym wyborem, ale nie dlatego, że nie ufała samcowi. Najlepszy przyjaciel jej męża był wybitnym wampirem pod każdym względem. Jego wygląd był po prostu przerażający. I znowu, jeśli ktokolwiek był w przytułku Wellsie… „Dobry pomysł. Dziękuję.” „Powiem im żeby zadzwonili jak tylko skończą.” „Proszę.” Przerywając połączenie, uderzyła do V. Ale, cholera, włączyła się poczta głosowa. „Cholera.” Rhym odezwała się znad miejsca w którym przyciskała ręcznik do krwawiącej rany na ramieniu samicy. „Kiedy przybędą?” Było blisko do końca nocy. V mógł przemieszczać się pomiędzy alejkami przedmieść Caldwell, a rezydencją. Albo… utknął walcząc z kimkolwiek kto tak zranił Thora. Gdy kobieta na kanapie zaczęła kaszleć i pluć, zakończyła kalkulację w ułamku sekundy. Dotarcie do brata było ostatnią rzeczą jakiej chciała, ale nie mogła żyć swoimi osobistymi problemami kosztem czyjegoś życia. Marissa wykręciła numer komórki Aghresa z pamięci i miała nadzieję, że go nie zmienił. Jeden dzwonek, dwa dzwonki… „Słucham,” zabrzmiał jego głos. „To ja.” Zanim nastąpił jakiś rodzaj niezręcznej ciszy lub cześć, powiedziała: „Mamy tu nagły przypadek w Azylu. Potrzebuję żebyś teraz przyjechał – albo kogoś przysłał. Lekarze Bractwa teraz operują, a nie mamy zbyt dużo czasu.”

24 Nastąpiła krótka przerwa, jakby główny uzdrowiciel rasy przestawiał się z prywatnych torów na profesjonalne . „Będę tam za chwilę. Czy sytuacja jest poważna?” „Tak.” Marissa zniżyła głos. „Ona została ciężko pobita i… brutalnie. Jest dużo krwi. Nie wiem…” „Wezmę pielęgniarkę. Czy zabezpieczyłaś innych pacjentów?” „Już to zrobiłam.” „Odblokuj główne wejście.” „Spotkam się tam z tobą.” I to było to. Zgadywała, że wszechświat był zdeterminowany, aby tego wieczora miała brata na swoim radarze. Najpierw ten idiota odwiedzał tak zwane towarzystwo, a teraz… Marissa skinęła do Rhym. „Pomoc jest w drodze.” Ranna kobieta starała się skupić wzrok zdrowym, nieopuchniętym okiem. Marissa pochyliła się i ujęła zakrwawioną rękę. „Mój brat dobrze o ciebie zadba.” Przez ułamek sekundy zmartwiła się czy powinna milczeć o tym, że miał ją leczyć mężczyzna. Ale wydawało się, że kobieta tego nie zarejestrowała. Najdroższa Pani Kronik, co będzie jeśli umrze zanim on tu dotrze? Marissa przykucnęła, wkładając swoje blond włosy za uszy. „Jesteś bezpieczna. Wszystko będzie dobrze.” Jedno oko omiotło jej twarz. „Czy masz krewnych do których możemy zadzwonić? Czy jest ktoś kogo możemy wezwać dla ciebie?” Głowa samicy poruszyła się tam i z powrotem. „Nie? Jesteś pewna?” Oko się zamknęło. „Czy możesz mi powiedzieć kto ci to zrobił?” Twarz się odwróciła. Cholera. Wycofując się, Marissa wyszła do małego korytarza od frontu domu. Po obu stronach drzwi były długie, cienkie okna przez które wyjrzała na trawnik. Drzewa, które były tak olśniewająco kolorowe zaledwie kilka tygodni temu,

25 zgubiły swoje złote, czerwone i żółte liście, objawiając wrzecionowate kończyny jak kości zbyt chudego psa. Było niemożliwością nie spojrzeć w lustro obok drzwi i nie sprawdzić czy jej włosy były ułożone, a jej makijaż na miejscu, nawet po dziesięciu godzinach. Kiedyś, gdy mieszkała ze swoim bratem, nosiła jedwabne suknie i ciężką biżuterię, a jej włosy były upięte wysoko na głowie. Teraz? Miała na sobie parę spodni od Ann Taylor, bluzkę z postawionym kołnierzykiem i parę butów Cole Haan do jazdy, bo były wygodne. Żadnej biżuterii oprócz małego złotego krzyżyka, który nosiła, gdyż Bóg był ważny dla Butcha i jej hellren podarował jej naszyjnik podczas jego ostatnich świąt Bożego Narodzenia. Och, i miała w uszach perłowe kolczyki. Pomimo, iż Butch przeszedł przemianę, a także jego statusu Brata i relacji z Królem, jej mężczyzna pozostał zasadniczo człowiekiem, począwszy od systemu wierzeń katolickich, przez gust co do książek i filmów, po opinię na temat tego czego oczekiwał od „żony”, był produktem wychowania wśród Homo sapiens. Dotykając złotego łańcuszka na swojej szyi, zmarszczyła brwi, gdy musiała walczyć z pragnieniem zdjęcia rzeczy, ponieważ jej brat by tego nie pochwalił. Ale dajmy spokój, czy symbol jej krycia był na jej gardle czy nie, nie miało to znaczenia. W oczach jej brata, miała za hellren szczura bez ogona i ten upadek nigdy nie będzie wybaczony. Ułamek sekundy później, dwa cienie zmaterializowały się z powietrza na chodniku: jeden wyższy i męski, odziany w biały fartuch, a drugi niższy i żeński w tradycyjnym stroju pielęgniarki. Kiedy podeszli i zostali oświetleni przez lampy bezpieczeństwa, Marissa wytarła swoje spocone dłonie w spodnie. Aghres wyglądał dokładnie tak samo jak zawsze, od muszki przez okulary w rogowej oprawie, po ciemne włosy rozdzielone po boku przedziałkiem i utrzymane w stylu Mad Man. W ostatniej chwili Marissa przekręciła krzyżyk na kark i otworzyła drzwi. Próbując nie brzmieć na zdenerwowaną, oznajmiła, „Ona jest w salonie.”