Cały problem polegał na tym, że Simon nie wiedział
jak pakują się twardziele.
Na wycieczkę biwakową, pewnie; zatrzymać się u
Erika lub na noc przed weekendowym koncertem, w
porządku; lub wybierając się na słoneczne wakacje z
mamą i Rebeccą, bez problemu. Simon mógł w jednej
chwili wrzucić razem plątaninę balsamu do opalania,
spodenki lub stosowny T-shirt z logiem zespołu oraz
czystą bieliznę. Był przygotowany do normalnego życia.
Dlatego zupełnie nie był przygotowany pakując się na
elitarny teren treningowy wojowników, gdzie wojownicy
pół-anioły znani jako Nocni Łowcy próbują go kształcić na
członka ich własnej racy wojowników.
W książkach i filmach ludzie albo byli zabierani do
magicznej krainy w ubraniach które mieli aktualnie na
sobie, albo całkowicie pomijali tę część z pakowaniem.
Czuł się obrabowany przez media z tych istotnych
informacji. Powinien spakować kuchenne noże do torby?
Powinien zabrać toster i przerobić go na broń? Nie zrobił
żadnej z tych rzeczy. Zamiast tego poszedł na bezpieczny
wybór: czysta bielizna i zabawny T-shirt. Nocni Łowny
kochali zabawne T-shirty, prawda? Każdy kocha zabawne
T-shirty.
Nie wiem co sądzą o tych nieprzyzwoitych koszulkach
żartujących z ich sportowej szkoły militarnej- powiedziała
jego mama.
Simon obrócił się za szybko, serce podskoczyło mu do
gardła. Jego mama stała w drzwiach ze skrzyżowanymi
ramionami. Zawsze miała zmartwiony wyraz twarzy z lekką
domieszką troski ale przede wszystkim patrzyła na niego z
miłością. Jak zawsze.
Tylko że, miał zupełnie inny zestaw wspomnień, które
ledwo pamiętał, że stał się wampirem a ona wyrzuciła go z
domu. Z tego właśnie powodu udał się do Akademii
Nocnych Łowców, dlatego okłamywał matkę przez zęby,
baardzo chciał iść. Miał Magnusa Bana- czarownika z
kocimi oczami;
Simon aktualnie znał czarownika z kocimi oczami.
—fałszywe papiery przekonały jego mamę że dostał
stypendium do fikcyjnej akademii wojskowej.
Robił wszystko by nie patrzyć na mamą każdego dnia,
pamiętając jak patrzyła na niego z przerażeniem, jak go
nienawidziła. Kiedy go zdradziła.
-Myślę, że moje koszulki są całkiem ładne- powiedział
mamie.- Jestem ładnym inteligentnym chłopcem. Nie
kpiącym z wojska. Zbyt dobry, solidny materiał na
klasowego błazna. Zaufaj mi.
-Mogę ci zaufać lub nie wypuścić- powiedziała jego
mama.
Podeszła do niego, pocałowała go w policzek i
spojrzała zaskoczona i skrzywdzona gdy wzdrygnął się ale
nie skomentowała tego, ani jego kilku ostatnich dni.
-Kocham cię, pamiętam o tym.
Simon wiedział że to nie było fair: Jego matka
wyrzuciła go myśląc że nigdy będzie już Simonem ale
bezbożnym potworem noszącym twarz jej syna. Jednak
wciąż czuł, że powinna rozpoznać go i kochać mimo
wszytko. Nie mógł zapomnieć tego co zrobiła.
Mimo, że tego nie pamiętała, mimo że dla niej i pawie
wszystkich na świecie to się nigdy nie wydarzyło.
Musiał iść.
Próbował zrelaksować się w jej objęciach.
-Mam wiele na głowie- powiedział, wykręcając się z
ramion mamy.- Ale postaram się pamiętać.
Osunęła się.
-Tak długo jak możesz. Jesteś pewny, że będzie
dobrze jak podwiozą cię przyjaciele.
Miała na myśli przyjaciół Simona, którzy byli Nocnymi
Łowcami (którzy udawali że byli z akademii militarnej i
zachęcili Simona by się do nich dołączył). Znali inny
powód dla którego Simon tam szedł.
-Jestem pewny- powiedział.- Pa mamo. Kocham cię.
Miał to na myśli. Nigdy nie przestał niej kochać, w tym
ani innym życiu.
"Kocham cię bezwarunkowo", raz czy dwa powiedziała
jego mama gdy był młodszy. "Tak powinni kochać rodzice.
Kocham cię nie ważne co się stanie."
Ludzie mówili rzeczy takie jak to nie biorąc pod uwagę
ewentualnych koszmarnych scenariuszy czy
przerażających warunków, cały świat się zmieniał i miłość
odchodziła. Nikt z nich nigdy nie marzył by przetestować tę
miłość i się zawieść.
Rebbeca wysłała mu kartkę mówiącą: POWODZENIE
RZOŁNIEŻYKU! Simon pamiętał, że nawet gdy nie miał
dostępu do domu, drzwi blokowały mu dostęp na każdy
możliwy sposób, jego siostra otoczyła go ramieniem i
delikatnie mówiła mu do ucha. Kochała go, nawet wtedy.
To było coś ale to nie wystarczyło.
Nie mógł tu zostać, uwięziony między dwoma światami
i dwoma zestawami wspomnień. Musiał uciec.
Miał stać się bohaterem, tak jak kiedyś. Po tym
wszystko miało by sens, cos by to oznaczała. Z pewnością
nie zaszkodziło by więcej.
Zatrzymał się zsuwając torbę z ramion wyjeżdżając do
Akademii. Schował kartkę od siostry w kieszeni. Wyszedł z
domu dla niesamowitego nowego życia zabierają jej miłość
ze sobą, jak dawniej.
Simon miał spotkanie z przyjaciółmi nawet jeśli żaden
z nich nie zmierzał do Akademii. Uzgodnił, że przyjdzie do
instytutu pożegnać się zanim wyjedzie. Był czas kiedy
mógł sam ubrać cię glamour ale teraz musiał pomóc mu
Magnus.
Simon spojrzał dziwnie na imponująco ogromny
budynek Instytutu pamiętając niespokojnie, że wcześniej w
tym miejscu widział opuszczony budynek. To było inne
życie, aczkolwiek. Pamiętał trochę z Biblii jak dzieci mogły
widzieć to rozmazane jakby przez szkło, dorastanie
oznaczało, że można zobaczyć rzeczy jasno. On widział
instytut dość wyraźnie: imponującą budowlę wznoszącą
się wysoko nad nim. Rodzaj budynku zaprojektowany by
ludzie poczuli się jak mrówki. Otworzył przejście w bramie i
zszedł na wąską aleję która wiła się wokół instytutu i
krzyżowała u podstaw.
Mury otaczające Instytut zawierały ogród który walczył
ze wzglądu na bliskość bulwaru New York. Były tam
efektowne kamienne ścieżki z ławkami, a nawet posąg
anioła, który powodował u Simona atak nerwowy,
ponieważ był fanem Doctor Who. Anioł nie zdecydowanie
nie płakał ale wyglądał na zbyt przygnębiającego by
przypaść jemu do gustu.
Usiadł na kamiennej ławce w środku ogrodu, gdzie byli
Magnus Bane i Alec Lightwood, Nocny łowca który był
wysoki, posępny, cichy i dość silny, co najmniej jak Simon.
Magnus był rozmowny choć miał te wspomniane wcześniej
kocie oczy i magiczne moce był ubrany w T-shirt w paski
zebry z różowym akcentem. Magnus i Alec byli parą od
jakiegoś czasu: Simon domyślił się że Magnus może
mówić do nich obydwu.
Za Magnusem i Aleciem, opierając się o kamienna
ścianę stała Isabelle i Clary. Isabelle pochyliła się
spoglądając na niego z daleka. Wyglądała jakby była w
środku pozowania do modnej sesji zdjęciowej. I tak ciągle,
zawsze tak robiła. To był jej talent. Clary, uparcie
wpatrywała się w nią i mówiła do niej. Simon pomyślał, że
Clary da jej spokój i w końcu będzie mógł zwrócić jej
uwagę. To był jej talent. Patrząc na nią poczuł ukłucie w
klatce piersiowej. Patrząc na obie zaczynał się nudzić
czując równomierny ból.
Zamiast tego patrzył na swojego przyjaciela Jace'a,
klęczącego samotnie w zarośniętej trawie i ostrzył krótkie
ostrze o kamień. Zakładał, że Jace ma swoje powody by to
robić- albo po prostu wiedział, że wygląda fajnie jak to robi.
Być może on i Isabelle brali udział w tej samej sesji
zdjęciowej miesięcznika dla twardzieli.
Wszyscy się zebrali. Wyłącznie dla niego.
Simon czuł się zarówno czczony jak i kochany, ale
również czuł się dziwnie, ponieważ miał tylko fragmenty
wspomnień, wiedział że znał tych wszystkich ludzi ale
bronił się od tych zbyt intensywnie obcych wspomnień.
Których można uniknąć w transporcie publicznym.
Dorośli z instytutu i Clave, rodzice Aleca i Isabelle byli
jednymi z tych co zasugerowali, że Simon powinien iść do
Akademii i stać się Nocnym Łowcą. To otwierało drzwi
pierwszy raz od kilku dekad by powitać stażystów, którzy
mieli się stać Nocnymi Łowcami, powiększając grono po
tym jak niedawna wojna zdziesiątkowała ich.
Clary nie podobał się ten pomysł. Isabelle nie
powiedziała zupełnie nic na ten temat ale Simon wiedział
że nie lubi tego wszystkiego. Jace twierdził, że absolutnie
mógł trenować go w Nowym Jorku, proponował że zrobi
wszystko by zatrzymać Simona i trenować go na
wspólnych treningach z Clairy. Simon myślał że to było
wzruszające, on i Jace musieli być bliżej niż rzeczywiście
pamiętał ale straszna prawda była taka, że nie chciał
zostać tutaj. Nie chciał zostać blisko ich.
Nie mógł znieść tej całej niezmiennej presji od nich-
zwłaszcza Isabelle i Clairy- zawiedzionych oczekiwaniem.
Za każdym razem gdy go widzieli, rozpoznawali go i znali
oczekując od niego tego samego. Za każdym razem czuł
się pusty. To było jak oglądanie kogoś kopiącego gdzie
wiedzieli, że znajdą coś cennego, kopanie i kopanie, aż
zdanie sobie sprawy, że cokolwiek tam było... zniknęło.
Jednak dalej kopali w tym samym miejscu, ponieważ myśl
o tym że to odeszło była zbyt straszna i może.
Może.
On stracił ten skarb. Może on nim był. Nienawidził
tego. To było tajemnicą, którą chciał utrzymać przed nimi,
obawiając się że ktoś się dowie.
Musiał po prostu przyjść na to jedno ostatnie
pożegnanie i będzie się trzymał z daleka póki nie będzie
lepiej, zanim będzie się mógł zbliżyć do osób, z którymi
chciał się teraz zobaczyć. W tedy nie będą rozczarowani, a
on nie będzie się czuł dziwnie. Tak należy.
Simon nie ogłosił swojej obecności wszystkim na raz.
Zamiast tego przysunął się do Jace'a.
-Hej- powiedział.
-Oh- powiedział Jace niedbale jakby nie czekał tu by
zobaczyć go przed odejście. Spojrzał swoim złotym
spojrzeniem jak zazwyczaj, po czym odwrócił wzrok.- Ty.
Jace myślał, że jest zbyt fajny dla szkoły.
Z drugiej strony Simon to jedno zrozumiał.
-Hej, pomyślałem że nie będę miał szansy by zapytać
ponownie. Ty i ja.- powiedział.- Jesteśmy dość blisko, no
nie?
Jace spojrzał na niego z nadal spokojnym wyrazem
twarzy, krzyżując nogi i powiedział:
-Absolutnie. Jesteśmy- Skrzyżował z sobą dwa palce.-
Faktycznie bardziej niż kiedyś.- Próbował to zrobić znowu.-
Na początku trochę się spieraliśmy, jak sobie przypomnisz,
ale wszystko się wyjaśniło kiedy przyszedłeś do mnie i
wyznałeś, że walczyłeś silnie ze swoimi uczuciami
zazdroszcząc mi- to były twoje słowa- oszałamiające urody
i nieodpartego uroku.
-Powiedziałem..
-Jeah kolego, pamiętam to wyraźnie- Jace poklepał go
po ramieniu.
-Dobra, nie ważne. Chodzi o to... Ale zawsze przy
mnie jest cicho- powiedział Simon.- Jest nieśmiały lub po
prostu go drażniłem, nie pamiętam tego? Nie chciałbym
odchodzić nie próbując poprawić tego.
Jace nadal był specyficznie spokojny. -Cieszę się, że
zapytałeś mnie o to- powiedział w końcu.
-To coś więcej się działo. Dziewczyny nie chcą mi
powiedzieć- ale to prawda.
-Jace, przestań okupować Simona.- powiedziała Clairy
stanowczo jak zawsze tak robiła, a Jace odwrócił się i
odpowiedział na to jak zawsze to robił, jak nikt inny,
odpowiadając na jej wyzwanie.
Podeszła do nich obu, Simon poczuł ukłucie w piersi
ponownie gdy jej ruda głowa się zbliżyła. Była taka mała.
Podczas jednego z treningów, został zdegradowany
do roli obserwatora, przez zwichnięty nadgarstek. Simon
widział jak Jace pchnął Clairy na ścianę. Wróciła z
powrotem do niego.
Pomimo, że Simon przechowywał uczucia, czuł, że
musi ją chronić. To był szczególny horror dla niego, mieć
uczucia bez wspomnień. Czuł się jakby był szalony darząc
tymi uczuciami nieznajomych, nie opierając tego na ich
znajomości i doświadczeniach które mogły powrócić. Czuł,
że te uczucia nie starczą. Wiedział. że nie daje im to czego
chcą.
Clairy nie potrzebowała ochrony ale gdzieś w Simonie
ciągle był duch chłopca, który ciągle chciał ją bronić ale
tylko ją ranił zostając blisko, nie mógł być takim. Pamięć
wracała, czasem przytłaczająca i przerażająco szybko ale
przede wszystkim w małych kawałkach, Simon nie mógł
zrozumieć fragmentów układanki. Jeden fragment był jak
idzie do szkoły z Clairy, jej mała dłoń i jego ledwo większa.
Czuł się jednak wielki i dumny, odpowiedzialny za nią. Był
zdeterminowany by jej nie zawieść.
-Hej Simon- powiedziała.
Jej oczy błyszczały od łez, wiedział, że to jego wina.
Ujął jej dłoń, małą ale pokryta odciskami od broni i
sztuki. Chciał znaleźć drogą powrotną wierząc w to,
chociaż wiedział że była lepiej chroniona od niego.
-Hej Clairy, dbaj o siebie- powiedział.- Wiem że możesz
przerwał.- I dbaj o Jace'a, biedny bezradny blondyn.
Jace wykonał obsceniczny gest, który faktycznie był znany
dla Simon i wiedział że to była ich sprawa. Jace
pośpiesznie opuścił rękę kiedy Catarina Loss przechodziła
po tej stronie Instytutu.
Była czarownikiem jak Magnus i jego przyjacielem ale
zamiast kocich oczu była cała niebieska. Simon miał
poczucie, że nie podoba mu się to za bardzo. Może tylko
inny czarownik lubił czarowników. Aczkolwiek Magnus i
Alec mocno za sobą przepadali.
-Witam- powiedziała Catarina.- Gotowy by ruszyć?
Simon umierał przez te kilka tygodni, ale teraz gdy
nadszedł czas czuł panikę, która utkwiła mu w gardle.
-Prawie- powiedział.- Chwileczkę.
Skinął głową Alcowi i Magnusowi, którzy oddali mu
gest.
Czuł, że musi wyjaśnić cokolwiek było dziwnego
między nim a Aleciem zanim odważy się na więcej.
-Bay chłopaki, dzięki za wszystko.
-Wierz mi, nawet częściowo uwalniając cię od
faszystowskiego zaklęcia było dla mnie przyjemnością-
powiedział Magnus podnosząc rękę. Miał wiele pierścieni,
które błyszczały w słońcu. Simon myślał, że musiał
olśniewać swoich wrogów swoją magiczna zręcznością a
także brokatem.
Alec tylko kiwnął głową.
Pochylił się i objął Clairy, mimo, że bolało go bardziej.
Sposób w jaki pachniała był zarówno dziwny jak i znajomy,
sprzeczne sygnały jakie wysyłał jego mózg i ciało. Starał
nie przytulać sie za mocno choć ona go mocno trzymała.
W rzeczywistości prawie miażdżyła mu klatkę piersiową.
Choć mu to nie przeszkadzało.
Kiedy wypuścił Clairy odwrócił się by przytulic Jace'a.
Clairy obserwowała z łzami spływającymi po twarzy.
-Uf- powiedział Jace brzmiąc na zaskoczonego ale
Simon szybko poklepał go po plecach.
Zwykle przybija żółwika albo coś.
Nie wiedział jak robią wyruszający bracia wojownicy:
Eric był wielkim hugger. Postanowił, że to będzie dobre dla
Jace'a i potargał mu trochę włosy zanim się odsunął.
Zebrał odwagę i odwrócił się do Isabelle podchodzącej
do niego.
Isabelle była ostatnia osobą, z którą się żegnał; z nią
było najciężej
Ona nie była jak Clairy, otwarcie zapłakana, albo jak
ktokolwiek inny, była zmartwiona jego odejściem ale po za
tym wszystko w porządku. Wydawała się być bardziej
obojętna niż ktokolwiek inny, Simon wiedział że ta
obojętność nie była prawdziwa.
-Wrócę.
-Nie wątpię- powiedziała Issabelle wpatrując się w dal
za jego ramieniem.- Zawsze coś wykombinujesz.
-Kiedy to robię jestem niesamowity.
Simon złożył obietnicę, nie wiedział czy mógł ją
dotrzymać. Czuł jakby miał coś powiedzieć. Wiedział, że
chce by wrócił z powrotem lepszy niż teraz.
Wzruszyła ramionami.- Nie myśl że będę czekała za
długo, Simonie Lewis.
Podobnie jak pozory obojętności, brzmiało to jak
przeciwieństwo obietnicy. Spojrzał na nią przez dłuższa
chwilę. Była tak przytłaczająco piękna, imponująca, to było
byt wiele dla niego. Ledwo mógł uwierzyć w którekolwiek z
jego nowych wspomnień ale pomysł że Isabelle Lightwood
wydawał się bardziej nieprawdopodobny niż fakt że
wampiry istnieją i był jednym z nich. Nie miał zielonego
pojęcia jak sprawił, że czuła to do niego i nie miał
zielonego pojęcia jak sprawić by poczuła to ponownie. To
było jakby zapytać go o latanie. Poprosił ją raz do tańca,
poszli dwa razy na kawę, od kiedy Magnus przyszedł do
niego i zwrócił mu tyle wspomnień ile mógł ale nie tyle. Za
każdym razem Isabelle przyglądała mu się uważnie
wyczekująco, czekając na jakiś cud, który wiedział, że się
nie stanie. Przez to był onieśmielony w jej obecności, był
pewny że powie coś złego i zniszczy wszystko, ledwie
cokolwiek mógł powiedzieć.
-Okay- odparł.- No cóż, będę tęsknić.
Isabelle rzuciła się łapiąc go za ramię, nadal na niego
nie patrząc.
-Jeśli mnie potrzebujesz przybędę- powiedziała i
wypuściła go tak nagle jak go złapała.
-Okay- powtórzył i zwrócił się w stronę Catariny Loss
tworzącej portal aż do Idrisu, kraju Nocnych Łowców. To
rozstanie było tak bolesne i niezręczne i przyjemne, że nie
całkiem mógł docenić jak niesamowite było to że dzieje się
przed nim magia.
Pomachał na pożegnanie wszystkim, których ledwo
znał i jakoś kochał , i miał nadzieję, że nie wiedzieli jaką
ulgą było być gdzie indziej.
Simon pamiętał urywki z Idrisu, wirze, więzienie,
marsowe twarze i krew na ulicach, to wszystko było w
mieście Alicante.
Tym razem znalazł się za miastem. Stał otoczony
zielenią z jednej strony doliną a drugiej łąkami. Nic nie było
widać na mile, po za różnymi odcieniami zieleni. Rozciągał
się jadeitowo zielony obszar pól, aż do krystalicznie
oślepiającego Miasta Szkła z wieżami świecącymi w
słońcu. Z drugiej strony był głęboko szmaragdowy, ciemno
zielony las skryty w cieniu. Wierzchołki drzew smagał
wiatr, jak opalizujące pióra.
Catarina rozejrzała się po czym zrobiła krok będąc już
na krawędzi doliny. Simon poszedł za nią i z tym jednym
krokiem cienie lasu uniosły się jakby były zasłoną.
Nagle tam gdzie Simon rozpoznał odcinki jasnej zieleni
ziemię przecinało ogrodzenie wokół ich, znaki wskazujące
gdzie Nocni Łowcy mogli pójść albo rzucić w głęboko
wyryte w ziemi, Simon mógł je zobaczyć z miejsca gdzie
stał.
W centrum terenu i w samym centrum lasu był kryształ
w którym wszystko pozostałe było widać ustawione w tle.
Był i wysoki szary budynek z wierzbami i iglicami. Simon
zaczął szukać jakiegoś architektonicznego określenia na
podpory by opisać jak kamień w kształcie skrzydeł jaskółki
mógł utrzymać dach który podpierał. W centralnej części
Akademii były witraże. W oknach przyciemnionych przez
lata, nadal można było dostrzec anioła władającego
mieczem, niebiańskiego i okrutnego.
-Witam w Akademii Nocnych Łowców- powiedziała
Catarina Loss swoim łagodnym głosem.
Zaczęli schodzić razem. W jednym miejscu trampki
Simona zsuwały się miękko z kruchej ziemi stromego
zbocza, Catarina musiała chwycić jego kurtkę by go
zatrzymać.
-Mam nadzieję, że przyniosłeś jakieś obuwie
turystyczne, miastowy chłopcze.
-Nie mam żadnych butów turystycznych- powiedział
Simon.
Wiedział, że był źle spakowany. Instynkt nie prowadził
go na manowce. Nie, gdyby był pomocny.
Catarinę prawdopodobnie rozczarował brak inteligęcji
Simona, w milczeniu schodzili w dół do ocienionych
konarów, w zielony gąszcz, który tworzyły drzewa, aż było
coraz rzadziej i światło słoneczne z powrotem zalało
przestrzeń wokół ich Akademia Nocnych Łowców
wynurzała się daleko przed nimi. Gdy się zbliżyli Simon
zaczął dostrzegać małe wady, których nie zauważył z
przejęcia gdy był daleko. Jedna wysoka chuda wieża
przechylała się pod zastraszającym kątem. W sklepieniach
łukowych były duże ptasie gniazda, a pajęczyny wisiały jak
długie grube trzepoczące zasłony w kilku oknach.
Jedna z szyb witrażu zniknęła pozostawiając czarne
miejsce w miejscu gdzie było oko anioła, co wyglądało
jakby anioł nawrócił się na piractwo.
Simon nie czuł się dobrze obserwując to.
Zauważył, że pod piracim aniołem, z przodu Akademii
spacerowali ludzie. Była tam wysoka kobieta z grzywką w
kolorze truskawkowy-blond i za nią dwie dziewczyny, które
Simon określił jako studentki Akademii. Obie wyglądały
jakby były w jego wieku.
Niezdarnie potknął się o gałązkę i wszystkie trzy
spacerujące kobiety rozejrzały się. Kobieta w
truskawkowym-blondzie rzuciła się pełna parą w ich
kierunku i wpadła na Catarinę jakby dawno nie widziała
niebieskiej siostry. Chwyciła ją za ramiona na co Catarina
się zaniepokoiła.
-Panno Loss, dzięki Aniołowi za to, że tu jesteś-
zawołała.- Wszędzie chaos, absolutny chaos.
-Nie mogę uwierzyć że mam... przyjemność.
Catarina zauważyła znaczącą przerwę.
Kobieta zebrała so do kupy i wypuściła Catarinę oraz
kiwnęła głową tak że jej jasne włosy opadły na ramiona.
-Jestem Vivianne Penhallow. Ah, Dziekan uczelni. To
przyjemność panią poznać.
Mogła mówić formalnie ale była strasznie młoda by
byc pionierem próby ponownego otwarcia Akademii i
przygotowania wszystkich nowych, rozpaczliwie
potrzebnych stażystów na Nocnych Łowców.
Simon podejrzewał że to było tym co się stało z gdzie
byłeś drugi-daleki-kuzynie-z-Konsulu. Simon ciągle
próbował się dowiedzieć jak działa rząd Nocnych Łowców i
chciał poznać ich drzewa genealogiczne. Wszyscy
wydawali się być z sobą związani i to było niepokojące.
-Z czym wydaje się być problem, dziekan Penhallow?
-Cóż, mówiąc prosto z mostu, tydzień przeznaczony
na renowację Uczelni wydaje się być ah... "dziko
niewystarczający", to określenie, które prawdopodobnie
najlepiej opisuje sytuację.- powiedziała dziekan Penhallow,
dodając szybko.- I niektórzy nauczyciele odjechali nagle. I
nie wierzę, by zamierzali wrócić. Prawdę mówiąc,
niektórzy poinformowali mnie o tym bardzo ostrymi
słowami. Ponad to Akademia jest w rozsypce, szczerze
mówiąc, bardziej niż w rozsypce, jest spektakularnie
niestabilna. Co więcej, jeśli mam być dokładna to musze ci
powiedzieć, że jest problem z zaopatrzeniem w żywność.
Catarina uniosła brew koloru kości słoniowej.
-W czym jest problem z zaopatrzeniem w zapasy
żywnościowe?
-Nie ma żadnych zapasów żywnościowych
-To jest problem.
Ramiona dziekan opadły i wypuściła nieco powietrza z
klatki piersiowej, jakby trzymała wszystko w sobie przez
niebezpiecznie ograniczający ją niewidzialny gorset.
-Te dwie dziewczyny ze mną to dwie ze starszych
studentów i dobrzy znani Nocni Łowcy- Julie Beauvale i
Beatriz Velez Mendoza.
Przyjechały wczoraj i rzeczywiście okazują się być
nieocenione. To musi być młody Simon.- powiedziała
potwierdzając to uśmiechając się do Simon.
Simon był zaskoczony i nie był pewny dlaczego, aż
przypomniał sobie, że niewielu dorosłych Nocnych
Łowców pokazywało jakiekolwiek oznaki radości z
posiadania wampira w swoim gronie. Oczywiście, nie
miała powodów by go nienawidzić widząc teraz. Również
chętnie spotkała Catarinę, pomyślał Simon; może po
prostu była w porządku. Albo po prostu chciała by Catarina
jej pomogła.
-Racja- potwierdziła Catarina.-Cóż, to niespodzianka
że budynek ledwo zipie po nieużytkowaniu przez kilka
dekad i nie funkcjonuje całkowicie gładko po kilku
tygodnia. Lepiej pokaż mi niektóre z najgorszych miejsc.
Mogę je podeprzeć, pozbądźmy tego kłopotu by dzieciom
Nocnych Łowców nie połamało to ich malutkich karków.
Wszyscy popatrzyli na Catarinę
-Miałam na myśli, nieobliczalną tragedię- poprawiła się
uśmiechając radośnie.
-Czy jedna z wolnych dziewczyn mogłaby pokazać
Simonowi jego pokój?
Tak jakby chciała pozbyć się Simona. Naprawdę go
nie lubiła. Simon nie mógł się domyślić co mógł jej zrobić.
Dziekan spojrzała dłuższą chwilę na Catarinę, po czym
się otrząsnęła.
-Oh, tak, tak, oczywiście. Julie, mogłabym się po
prosić o to? Zaprowadź go do pokoju w wierzy.
-Poważnie?- zapytała unosząc brwi.
-Tak, poważnie. Pierwszy pokój gdy wejdziecie do
wschodniego skrzydła- nakazała dziekan napiętym
głosem, po czym odwróciła się z powrotem do Catariny.
-Pani Loss, jeszcze raz dziękuję za przybycie.
Naprawdę możesz rozwiązać niektóre z nieprawidłowości?
-Jest takie powiedzenie: To zajęcie Podziemnych by
sprzątać bałagan po Nocnych Łowcach- zauważyła
Catarina.
-Ja... nigdy nie słyszałam tego powiedzenie-
powiedziała dziekan.
-Jakie to dziwne- powiedziała Catarina, jej głos cichł
gdy znikała odchodząc.- Podziemni powtarzając to bardzo
często.
Simon odchodząc przyglądał się pozostawionej z nim
dziewczynie, Julie Beauvale. Podobała mu się, wyglądała
lepiej od pozostałych. Podobała mu się, inna lepiej
wyglądająca dziewczyna. Była bardzo ładna ale jej twarz i
nos i usta były dziwnie wąskie, co sprawiało wrażenie
jakby cała głowę miała ściśnięta celowo.
-Co jest Simon?- Zapytała wąskimi ustami ściągając
je bardziej.- Chodź za mną- odwróciła się, a ruchu miała
ostre jak sierżant i Simon przeszedł powoli za nią przez
próg Akademii w hali z skupionym sklepieniem. Pochylił
głowę i starał się ocenić czy zielonkawy odcień sufitu był
efektem złego oświetlenia witrażu, czy rzeczywiście mchu.
-Proszę, trzymaj się- powiedział głos Julie,
dobiegający z jednych z sześciu ciemnych, małych
otworów drzwiowych w kamiennej ścianie. Jego
właścicielka już zniknęła, a Simon pogrążył się w ciemność
za nią.
Ciemnością okazały się być tylko kamienne, strome
schody, które prowadziły w wąskim kamiennym korytarzu.
Prawie w ogóle nie było światła a okna były tylko małymi
szczelinami w kamieniu. Simon przypomniał sobie jak
czytał o oknach jak te, były wykonane tak aby nikt nie mógł
podpalić ich, więc płonące strzały odpadały.
Julie poprowadziła go do przejścia w dół i jeszcze
innych stromych schodów i ruszyła przez mały okrągły
pokój co było miłe dla odmiany, ale potem prowadziła
przez kolejne przejście. Ta cała ciemność, w połączeniu z
bliskością kamienia i zabawnym zapach sprawiały że
Simon nazywał je jako "przejściowy grób". Próbował nie
myśleć o tym ale nie mógł.
-Więc jesteś łowcą demonów- powiedział poprawiając
torbę na ramieniu i pośpieszając za Julie.- Jak to jest?
-Nocnym Łowcą i jesteś tu by się tego dowiedzieć-
powiedziała, a następnie zatrzymała się przy jednych z
wielu dębowych, barwionych drzwi z czarnymi żelaznymi
okuciami, klamki były wyrzeźbione tak że wyglądały jak
skrzydło anioła. Chwyciła klamkę, Simon zobaczył, że
musiała być używana tak często przez te wszystkie lata,
że szczegóły skrzydła zostały prawie wygładzone.
Wewnątrz był mały kamienny pokój zawierający dwa
wąskie łóżka, otwarta walizka z rzeźbionymi nóżkami,
zakratowane brudne i zakurzone okna i duża szafa
przechylona pod takim kątem jakby brakowało jej nogi.
Był tam również chłopak obracający się powoli na
stołku odwracając się twarzą do nich, dosyć wysoki- jak
pomnik na cokole.
Nie wyglądał jak normalny pomnik, jakby ktoś ubrał
pomnik w jeansy i koszulę z czerwono-żółte romby. Rysy
jego twarzy były tak proste, że przypominały pomnik miał
szerokie ramiona, wyglądał jak atleta, jak zwykle Nocni
Łowcy mieli. Simon podejrzewał, że anioł nie wybrał by
nikogo kto ma astmę albo kogokolwiek to dostał piłką w
twarz na lekcji w-f. Chłopak miał złocistą opaleniznę,
ciemno brązowe, oczy i jasno brązowe kręcone włosy
opadające na czoło. Chłopak uśmiechnął się na ich widok
a na jego policzku ukazał się dołeczek.
Simon nie uważał się za znawcę męskiej urody ale
usłyszał cichy dźwięk za plecami zanim obejrzał się przez
ramie.
Tym cichym dźwiękiem było westchnienie Julie, która
jak Simon zauważył wzdychając jednocześnie powoli się
wykrzywiając. Simon myślał, że prawdopodobnie bojówki
były wskazana, a ten facet był przeciętny jeśli chodzi o
wygląd.
Simon przewrócił oczami, najwidoczniej wszyscy
kolesie Nocni Łowcy byli modelami bielizny. Jego życie
było żartem.
Julie była zajęta kolesiem na stołku. Simon miał kilka
pytać to "Kto to jest?" i "Dlaczego na stołku? ale nie chciał
robił kłopotu.
-Jestem zadowolony że tu jesteście. Teraz ... bez
paniki- wyszeptał, a Julie cofnęła się o krok.
-Co jest z tobą nie tak?- Simon się domagał.- Mówiąc
"bez paniki" masz zagwarantowane, że wszyscy zaczną
panikować! Podejdź konkretnie do tematu.
-Okay, rozumiem co mówisz i masz w tym rację-
kontynuował na nowo chłopak.
Śmiesznie akcentował niektóre sylaby. Simon był
prawie pewien, że był szkotem.
-Po prostu myślę, że demoniczny skunks jest w szafie.
-Pod Aniołem!- Powiedziała Julie
-To jest śmieszne- drwił Simon.
Rozległ się dźwięk z wnętrza szafy. Przeciągłe
chrząkanie i syczenie, powodując że włosy na karku stały
mu dęba.
Błyskawicznie szybko, z wdziękiem Nocnego Łowcy
Julie wskoczyła na łóżko na którym była otwarta walizka.
Simon był pewny, iż to było jego łóżko. Fakt, że był tutaj
dopiero dwie minuty a dziewczyny już wskakiwały mu do
łóżka był imponujący, po za tym oczywiście że uciekała
przez piekielnym gryzoniem.
-Zrób coś Simon!
-Tak, Simon. Jesteś Simon? Cześć Simon. Proszę
zrób coś z tym demonicznym skunksem- powiedział facet
na stołku.
-Jestem przekonany, że to nie piekielny skunks.
Dźwięki z szafy wydobywały się bardzo głośno, a on
czuł że nie był do końca pewny. To brzmiało jakby w
środku czaiło się coś wielkiego.
Urodziłam się w Mieście Szkła- powiedziała Julie.-
Jestem Nocnym Łowcą i umiem radzić sobie z demonami.
Ale zostałam wychowana w ładnym domu , który nie był
opanowany ohydnymi dzikimi zwierzętami.
-Cóż, jestem z Brooklynu- powiedział Simon ale nic
złego nie padnie z moich ust o moim ukochanym mieście,
zapchanym śmieciami z masa dobrej muzyki i wszystkim
innym, ale znam gryzonie. Również uważam że byłem
gryzonie, ale na krótka chwilę- nie pamiętam tego tak
dobrze i nie chcę o tym mówić. Myślę że mogę poradzić
sobie z skunksem... który ponownie, jestem pewien, że nie
jest demoniczny.
-Widziałem to, a wy nie!- wykrzyczał facet na stołku.-
Mówię ci, to było podejrzanie duże! Piekielnie duże.
Nie było więcej szelestów, ani żadnego groźnego
sapania. Simon podszedł do otwartej walizki na łóżku. Było
tam pełno grubych swetrów i koszul ale nic innego.
-Czy to jest broń?- Zapytała Julie.
-Uh, nie- powiedział Simon.- To rakieta do tenisa.
Nocni Łowcy potrzebują dużo pozalekcyjnych zajęć
ruchowych. Podejrzewał że rakieta musiała być naprawdę
straszną bronią. Uniósł ją, wracając z powrotem do szafy i
otworzył ją. Tam w zakamarkach szafy, wśród drzazg był
skunks. Miał błyszczące oczy i małe czerwone usta,
otwarte i warczące na Simona.
-Jak obrzydliwe- powiedziała Lulie.- Zabij to Simon.
-Simon, jesteś naszą ostatnia nadzieją- powiedział
chłopak na stołku.
Skunks poruszył się, jakby chciał rzucić się do przodu.
Simon opuścił rakietę machając ja o kamień. Skunks
syknął ponownie i ruszył w innym kierunku.
Simon miał dziki pomysł by go zmylić ale tuz przed tym
skunks zwiał mu między nogami.
Simon wydobył z siebie dźwięk podobny do skrzeku i
zatoczył się uderzając dziko w kilku kierunkach, trafiając
kamienne płyty podłogowe za każdym razem. Pozostała
dwójka krzyczała. Simon odwracał się próbując
zlokalizować skunksa, gdy zauważył kątem oka ruch
futrzaka w rogu znów czmychającego. Chłopak na stołku
albo potrzebował otuchy albo chciał pomóc i złapał Simona
za ramiona próbując go odwrócić, łapiąc w garść jego
bluzkę i używając jak dźwigni.
-Tam!- Krzyknął mu do ucha tak, że Simon sam przez
się, odwrócił się wbrew własnej woli oraz cofnął się do
stołka.
Czuł że stopami dotyka stołka, a chłopak na nim
chwycił ramiona Simon ponownie. Czuł się tym
oszołomiony i zachwiał się widząc że mały futrzasty
skunks przebiega mu po trampach i zrobił fatalny błąd.
Uderzył własną stopę. Bardzo mocno.
Simon, stołek, chłopak na nim oraz rakieta- wszystko
wylądowało na kamiennej posadzce.
Skunks zwiał w kierunku drzwi. Simon pomyślał że
rzucił mu spojrzenie czerwonych oczu wyrażając triumf.
Nie był w stanie ruszyć za nim w pościg, ponieważ był
zaplątany w zbieraninę nóg krzesła oraz tych ludzkich, na
dodatek głową uderzył w łóżko.
Próbował wstać pocierając obolałą głowę czując się
trochę zaćmiony kiedy Julie zeskoczyła z łóżka. Słupek
łóżka zakołysał się z taką siłą od jej zeskoku, że jeszcze
raz uderzył Simona w głowę.
-Cóż, zostawiam was chłopcy zanim ta kreatura wróci
do swoje gniazda!- Ogłosiła Julie.- Er... Mam na myśli.
Zostawiam was chłopcy... z tym- zatrzymała się w
drzwiach patrząc na znikającego skunksa.- Pa- dodała i
poszła w przeciwnym kierunku.
-Oł- powiedział rezygnując z próby usiedzenia prosto i
opierając się na rękach. Skrzywił się.- Bardzo oł. Cóż... to
było...
Wskazał na stołek, otwarte drzwi, obrzydliwa szafę i
położył się na wznak.
-To było...- kontynuował i znalazł potrząsając głowa i
się śmiejąc.- Taki imponujący popis trzech przyszłych
odjazdowych nocnych łowców.
Chłopak, który już dłużej nie był na stołku wyglądał na
zaskoczonego, nie było wątpliwości, że myślał iż jego
nowy współlokator jest obłąkany, zachichotał po skunksie.
Simon nic na to nie mógł poradzić, nie mógł przestać się
śmiać. Każdy z Nocnych Łowców znających Nowy Jork
będzie miał do czynienia z sytuacją bez mrugnięcia okiem.
Był pewien, że Isabelle odcięła by głowę skunksowi
mieczem. Ale teraz był otoczony przez grupę ludzi, którzy
wpadli w panikę i krzyczeli wskakując na stołki,
wymachującymi nieszczęśnie, nie mogącymi sobie
poradzić by pozbyć się jednego gryzonia i Simon byl
jednym z nich. Wszyscy byli po prostu normalnymi
dzieciakami.
To była taka ulga, że poczuł się skołowany. Albo przez
to, że uderzył się w głowę. Przestał się śmiać i kiedy znów
na niego spojrzał współlokator patrząc mu w oczy.
-Jaka szkoda, że nasi nowi nauczyciele no mogli
zobaczyć naszych olśniewających popisów- powiedział do
Simona z powagą, potem również wybuchając śmiechem
zakrywając ręką usta, a jego rysy nadal były niekształcone
przy kącikach oczu jakby cały czas się śmiał a, miał
dojrzałą twarz.
-Zginiemy.
Po tym małym wybuchu histerii związanym z oposem
Simon i jego nowy współlokator wstali z podłogi by się
rozpakować i wprowadzić.
-Przepraszam za wszystko. Nie jestem stworzony do
zgładzania drobnych rzeczy. Mam nadzieję, że do walki z
większymi demonami, wyżej nad ziemią. A tak przy okazji,
jestem George Lovelace- powiedział chłopak siedząc na
łóżku obok swojej otwartej walizki.
Simon spojrzał na swoją torbę- pełna wielu zabawnych
koszulek i podejrzliwie na szafę. Nie wiedział czy zaufać
szafie skunksa z jego koszulkami.
-Więc jesteś już Nocnym Łowcą?
Wiedział już jak są złożone nazwiska Nocnych
Łowców i zorientował się że George jest jednym z nich na
pierwszy rzut oka. Tylko, że przedtem Simon pomyślał że
może być fajny. Teraz był rozczarowany. Wiedział już co
Nocni Łowcy myśleli o przyziemnych. Miło by było poznać
kogoś nowego z tym wszystkim by chodzić z nim do
szkoły. Miło by było mieć fajnego współlokatora znowu,
Cały problem polegał na tym, że Simon nie wiedział jak pakują się twardziele. Na wycieczkę biwakową, pewnie; zatrzymać się u Erika lub na noc przed weekendowym koncertem, w porządku; lub wybierając się na słoneczne wakacje z mamą i Rebeccą, bez problemu. Simon mógł w jednej chwili wrzucić razem plątaninę balsamu do opalania, spodenki lub stosowny T-shirt z logiem zespołu oraz czystą bieliznę. Był przygotowany do normalnego życia. Dlatego zupełnie nie był przygotowany pakując się na elitarny teren treningowy wojowników, gdzie wojownicy pół-anioły znani jako Nocni Łowcy próbują go kształcić na członka ich własnej racy wojowników. W książkach i filmach ludzie albo byli zabierani do magicznej krainy w ubraniach które mieli aktualnie na sobie, albo całkowicie pomijali tę część z pakowaniem. Czuł się obrabowany przez media z tych istotnych informacji. Powinien spakować kuchenne noże do torby? Powinien zabrać toster i przerobić go na broń? Nie zrobił żadnej z tych rzeczy. Zamiast tego poszedł na bezpieczny wybór: czysta bielizna i zabawny T-shirt. Nocni Łowny kochali zabawne T-shirty, prawda? Każdy kocha zabawne T-shirty. Nie wiem co sądzą o tych nieprzyzwoitych koszulkach żartujących z ich sportowej szkoły militarnej- powiedziała jego mama. Simon obrócił się za szybko, serce podskoczyło mu do gardła. Jego mama stała w drzwiach ze skrzyżowanymi ramionami. Zawsze miała zmartwiony wyraz twarzy z lekką
domieszką troski ale przede wszystkim patrzyła na niego z miłością. Jak zawsze. Tylko że, miał zupełnie inny zestaw wspomnień, które ledwo pamiętał, że stał się wampirem a ona wyrzuciła go z domu. Z tego właśnie powodu udał się do Akademii Nocnych Łowców, dlatego okłamywał matkę przez zęby, baardzo chciał iść. Miał Magnusa Bana- czarownika z kocimi oczami; Simon aktualnie znał czarownika z kocimi oczami. —fałszywe papiery przekonały jego mamę że dostał stypendium do fikcyjnej akademii wojskowej. Robił wszystko by nie patrzyć na mamą każdego dnia, pamiętając jak patrzyła na niego z przerażeniem, jak go nienawidziła. Kiedy go zdradziła. -Myślę, że moje koszulki są całkiem ładne- powiedział mamie.- Jestem ładnym inteligentnym chłopcem. Nie kpiącym z wojska. Zbyt dobry, solidny materiał na klasowego błazna. Zaufaj mi. -Mogę ci zaufać lub nie wypuścić- powiedziała jego mama. Podeszła do niego, pocałowała go w policzek i spojrzała zaskoczona i skrzywdzona gdy wzdrygnął się ale nie skomentowała tego, ani jego kilku ostatnich dni. -Kocham cię, pamiętam o tym. Simon wiedział że to nie było fair: Jego matka wyrzuciła go myśląc że nigdy będzie już Simonem ale bezbożnym potworem noszącym twarz jej syna. Jednak wciąż czuł, że powinna rozpoznać go i kochać mimo wszytko. Nie mógł zapomnieć tego co zrobiła.
Mimo, że tego nie pamiętała, mimo że dla niej i pawie wszystkich na świecie to się nigdy nie wydarzyło. Musiał iść. Próbował zrelaksować się w jej objęciach. -Mam wiele na głowie- powiedział, wykręcając się z ramion mamy.- Ale postaram się pamiętać. Osunęła się. -Tak długo jak możesz. Jesteś pewny, że będzie dobrze jak podwiozą cię przyjaciele. Miała na myśli przyjaciół Simona, którzy byli Nocnymi Łowcami (którzy udawali że byli z akademii militarnej i zachęcili Simona by się do nich dołączył). Znali inny powód dla którego Simon tam szedł. -Jestem pewny- powiedział.- Pa mamo. Kocham cię. Miał to na myśli. Nigdy nie przestał niej kochać, w tym ani innym życiu. "Kocham cię bezwarunkowo", raz czy dwa powiedziała jego mama gdy był młodszy. "Tak powinni kochać rodzice. Kocham cię nie ważne co się stanie." Ludzie mówili rzeczy takie jak to nie biorąc pod uwagę ewentualnych koszmarnych scenariuszy czy przerażających warunków, cały świat się zmieniał i miłość odchodziła. Nikt z nich nigdy nie marzył by przetestować tę miłość i się zawieść. Rebbeca wysłała mu kartkę mówiącą: POWODZENIE RZOŁNIEŻYKU! Simon pamiętał, że nawet gdy nie miał dostępu do domu, drzwi blokowały mu dostęp na każdy możliwy sposób, jego siostra otoczyła go ramieniem i delikatnie mówiła mu do ucha. Kochała go, nawet wtedy.
To było coś ale to nie wystarczyło. Nie mógł tu zostać, uwięziony między dwoma światami i dwoma zestawami wspomnień. Musiał uciec. Miał stać się bohaterem, tak jak kiedyś. Po tym wszystko miało by sens, cos by to oznaczała. Z pewnością nie zaszkodziło by więcej. Zatrzymał się zsuwając torbę z ramion wyjeżdżając do Akademii. Schował kartkę od siostry w kieszeni. Wyszedł z domu dla niesamowitego nowego życia zabierają jej miłość ze sobą, jak dawniej. Simon miał spotkanie z przyjaciółmi nawet jeśli żaden z nich nie zmierzał do Akademii. Uzgodnił, że przyjdzie do instytutu pożegnać się zanim wyjedzie. Był czas kiedy mógł sam ubrać cię glamour ale teraz musiał pomóc mu Magnus. Simon spojrzał dziwnie na imponująco ogromny budynek Instytutu pamiętając niespokojnie, że wcześniej w tym miejscu widział opuszczony budynek. To było inne życie, aczkolwiek. Pamiętał trochę z Biblii jak dzieci mogły widzieć to rozmazane jakby przez szkło, dorastanie oznaczało, że można zobaczyć rzeczy jasno. On widział instytut dość wyraźnie: imponującą budowlę wznoszącą się wysoko nad nim. Rodzaj budynku zaprojektowany by ludzie poczuli się jak mrówki. Otworzył przejście w bramie i zszedł na wąską aleję która wiła się wokół instytutu i krzyżowała u podstaw. Mury otaczające Instytut zawierały ogród który walczył ze wzglądu na bliskość bulwaru New York. Były tam
efektowne kamienne ścieżki z ławkami, a nawet posąg anioła, który powodował u Simona atak nerwowy, ponieważ był fanem Doctor Who. Anioł nie zdecydowanie nie płakał ale wyglądał na zbyt przygnębiającego by przypaść jemu do gustu. Usiadł na kamiennej ławce w środku ogrodu, gdzie byli Magnus Bane i Alec Lightwood, Nocny łowca który był wysoki, posępny, cichy i dość silny, co najmniej jak Simon. Magnus był rozmowny choć miał te wspomniane wcześniej kocie oczy i magiczne moce był ubrany w T-shirt w paski zebry z różowym akcentem. Magnus i Alec byli parą od jakiegoś czasu: Simon domyślił się że Magnus może mówić do nich obydwu. Za Magnusem i Aleciem, opierając się o kamienna ścianę stała Isabelle i Clary. Isabelle pochyliła się spoglądając na niego z daleka. Wyglądała jakby była w środku pozowania do modnej sesji zdjęciowej. I tak ciągle, zawsze tak robiła. To był jej talent. Clary, uparcie wpatrywała się w nią i mówiła do niej. Simon pomyślał, że Clary da jej spokój i w końcu będzie mógł zwrócić jej uwagę. To był jej talent. Patrząc na nią poczuł ukłucie w klatce piersiowej. Patrząc na obie zaczynał się nudzić czując równomierny ból. Zamiast tego patrzył na swojego przyjaciela Jace'a, klęczącego samotnie w zarośniętej trawie i ostrzył krótkie ostrze o kamień. Zakładał, że Jace ma swoje powody by to robić- albo po prostu wiedział, że wygląda fajnie jak to robi. Być może on i Isabelle brali udział w tej samej sesji zdjęciowej miesięcznika dla twardzieli.
Wszyscy się zebrali. Wyłącznie dla niego. Simon czuł się zarówno czczony jak i kochany, ale również czuł się dziwnie, ponieważ miał tylko fragmenty wspomnień, wiedział że znał tych wszystkich ludzi ale bronił się od tych zbyt intensywnie obcych wspomnień. Których można uniknąć w transporcie publicznym. Dorośli z instytutu i Clave, rodzice Aleca i Isabelle byli jednymi z tych co zasugerowali, że Simon powinien iść do Akademii i stać się Nocnym Łowcą. To otwierało drzwi pierwszy raz od kilku dekad by powitać stażystów, którzy mieli się stać Nocnymi Łowcami, powiększając grono po tym jak niedawna wojna zdziesiątkowała ich. Clary nie podobał się ten pomysł. Isabelle nie powiedziała zupełnie nic na ten temat ale Simon wiedział że nie lubi tego wszystkiego. Jace twierdził, że absolutnie mógł trenować go w Nowym Jorku, proponował że zrobi wszystko by zatrzymać Simona i trenować go na wspólnych treningach z Clairy. Simon myślał że to było wzruszające, on i Jace musieli być bliżej niż rzeczywiście pamiętał ale straszna prawda była taka, że nie chciał zostać tutaj. Nie chciał zostać blisko ich. Nie mógł znieść tej całej niezmiennej presji od nich- zwłaszcza Isabelle i Clairy- zawiedzionych oczekiwaniem. Za każdym razem gdy go widzieli, rozpoznawali go i znali oczekując od niego tego samego. Za każdym razem czuł się pusty. To było jak oglądanie kogoś kopiącego gdzie wiedzieli, że znajdą coś cennego, kopanie i kopanie, aż zdanie sobie sprawy, że cokolwiek tam było... zniknęło. Jednak dalej kopali w tym samym miejscu, ponieważ myśl
o tym że to odeszło była zbyt straszna i może. Może. On stracił ten skarb. Może on nim był. Nienawidził tego. To było tajemnicą, którą chciał utrzymać przed nimi, obawiając się że ktoś się dowie. Musiał po prostu przyjść na to jedno ostatnie pożegnanie i będzie się trzymał z daleka póki nie będzie lepiej, zanim będzie się mógł zbliżyć do osób, z którymi chciał się teraz zobaczyć. W tedy nie będą rozczarowani, a on nie będzie się czuł dziwnie. Tak należy. Simon nie ogłosił swojej obecności wszystkim na raz. Zamiast tego przysunął się do Jace'a. -Hej- powiedział. -Oh- powiedział Jace niedbale jakby nie czekał tu by zobaczyć go przed odejście. Spojrzał swoim złotym spojrzeniem jak zazwyczaj, po czym odwrócił wzrok.- Ty. Jace myślał, że jest zbyt fajny dla szkoły. Z drugiej strony Simon to jedno zrozumiał. -Hej, pomyślałem że nie będę miał szansy by zapytać ponownie. Ty i ja.- powiedział.- Jesteśmy dość blisko, no nie? Jace spojrzał na niego z nadal spokojnym wyrazem twarzy, krzyżując nogi i powiedział: -Absolutnie. Jesteśmy- Skrzyżował z sobą dwa palce.- Faktycznie bardziej niż kiedyś.- Próbował to zrobić znowu.- Na początku trochę się spieraliśmy, jak sobie przypomnisz, ale wszystko się wyjaśniło kiedy przyszedłeś do mnie i wyznałeś, że walczyłeś silnie ze swoimi uczuciami zazdroszcząc mi- to były twoje słowa- oszałamiające urody
i nieodpartego uroku. -Powiedziałem.. -Jeah kolego, pamiętam to wyraźnie- Jace poklepał go po ramieniu. -Dobra, nie ważne. Chodzi o to... Ale zawsze przy mnie jest cicho- powiedział Simon.- Jest nieśmiały lub po prostu go drażniłem, nie pamiętam tego? Nie chciałbym odchodzić nie próbując poprawić tego. Jace nadal był specyficznie spokojny. -Cieszę się, że zapytałeś mnie o to- powiedział w końcu. -To coś więcej się działo. Dziewczyny nie chcą mi powiedzieć- ale to prawda. -Jace, przestań okupować Simona.- powiedziała Clairy stanowczo jak zawsze tak robiła, a Jace odwrócił się i odpowiedział na to jak zawsze to robił, jak nikt inny, odpowiadając na jej wyzwanie. Podeszła do nich obu, Simon poczuł ukłucie w piersi ponownie gdy jej ruda głowa się zbliżyła. Była taka mała. Podczas jednego z treningów, został zdegradowany do roli obserwatora, przez zwichnięty nadgarstek. Simon widział jak Jace pchnął Clairy na ścianę. Wróciła z powrotem do niego. Pomimo, że Simon przechowywał uczucia, czuł, że musi ją chronić. To był szczególny horror dla niego, mieć uczucia bez wspomnień. Czuł się jakby był szalony darząc tymi uczuciami nieznajomych, nie opierając tego na ich znajomości i doświadczeniach które mogły powrócić. Czuł, że te uczucia nie starczą. Wiedział. że nie daje im to czego chcą.
Clairy nie potrzebowała ochrony ale gdzieś w Simonie ciągle był duch chłopca, który ciągle chciał ją bronić ale tylko ją ranił zostając blisko, nie mógł być takim. Pamięć wracała, czasem przytłaczająca i przerażająco szybko ale przede wszystkim w małych kawałkach, Simon nie mógł zrozumieć fragmentów układanki. Jeden fragment był jak idzie do szkoły z Clairy, jej mała dłoń i jego ledwo większa. Czuł się jednak wielki i dumny, odpowiedzialny za nią. Był zdeterminowany by jej nie zawieść. -Hej Simon- powiedziała. Jej oczy błyszczały od łez, wiedział, że to jego wina. Ujął jej dłoń, małą ale pokryta odciskami od broni i sztuki. Chciał znaleźć drogą powrotną wierząc w to, chociaż wiedział że była lepiej chroniona od niego. -Hej Clairy, dbaj o siebie- powiedział.- Wiem że możesz przerwał.- I dbaj o Jace'a, biedny bezradny blondyn. Jace wykonał obsceniczny gest, który faktycznie był znany dla Simon i wiedział że to była ich sprawa. Jace pośpiesznie opuścił rękę kiedy Catarina Loss przechodziła po tej stronie Instytutu. Była czarownikiem jak Magnus i jego przyjacielem ale zamiast kocich oczu była cała niebieska. Simon miał poczucie, że nie podoba mu się to za bardzo. Może tylko inny czarownik lubił czarowników. Aczkolwiek Magnus i Alec mocno za sobą przepadali. -Witam- powiedziała Catarina.- Gotowy by ruszyć? Simon umierał przez te kilka tygodni, ale teraz gdy nadszedł czas czuł panikę, która utkwiła mu w gardle. -Prawie- powiedział.- Chwileczkę.
Skinął głową Alcowi i Magnusowi, którzy oddali mu gest. Czuł, że musi wyjaśnić cokolwiek było dziwnego między nim a Aleciem zanim odważy się na więcej. -Bay chłopaki, dzięki za wszystko. -Wierz mi, nawet częściowo uwalniając cię od faszystowskiego zaklęcia było dla mnie przyjemnością- powiedział Magnus podnosząc rękę. Miał wiele pierścieni, które błyszczały w słońcu. Simon myślał, że musiał olśniewać swoich wrogów swoją magiczna zręcznością a także brokatem. Alec tylko kiwnął głową. Pochylił się i objął Clairy, mimo, że bolało go bardziej. Sposób w jaki pachniała był zarówno dziwny jak i znajomy, sprzeczne sygnały jakie wysyłał jego mózg i ciało. Starał nie przytulać sie za mocno choć ona go mocno trzymała. W rzeczywistości prawie miażdżyła mu klatkę piersiową. Choć mu to nie przeszkadzało. Kiedy wypuścił Clairy odwrócił się by przytulic Jace'a. Clairy obserwowała z łzami spływającymi po twarzy. -Uf- powiedział Jace brzmiąc na zaskoczonego ale Simon szybko poklepał go po plecach. Zwykle przybija żółwika albo coś. Nie wiedział jak robią wyruszający bracia wojownicy: Eric był wielkim hugger. Postanowił, że to będzie dobre dla Jace'a i potargał mu trochę włosy zanim się odsunął. Zebrał odwagę i odwrócił się do Isabelle podchodzącej do niego. Isabelle była ostatnia osobą, z którą się żegnał; z nią
było najciężej Ona nie była jak Clairy, otwarcie zapłakana, albo jak ktokolwiek inny, była zmartwiona jego odejściem ale po za tym wszystko w porządku. Wydawała się być bardziej obojętna niż ktokolwiek inny, Simon wiedział że ta obojętność nie była prawdziwa. -Wrócę. -Nie wątpię- powiedziała Issabelle wpatrując się w dal za jego ramieniem.- Zawsze coś wykombinujesz. -Kiedy to robię jestem niesamowity. Simon złożył obietnicę, nie wiedział czy mógł ją dotrzymać. Czuł jakby miał coś powiedzieć. Wiedział, że chce by wrócił z powrotem lepszy niż teraz. Wzruszyła ramionami.- Nie myśl że będę czekała za długo, Simonie Lewis. Podobnie jak pozory obojętności, brzmiało to jak przeciwieństwo obietnicy. Spojrzał na nią przez dłuższa chwilę. Była tak przytłaczająco piękna, imponująca, to było byt wiele dla niego. Ledwo mógł uwierzyć w którekolwiek z jego nowych wspomnień ale pomysł że Isabelle Lightwood wydawał się bardziej nieprawdopodobny niż fakt że wampiry istnieją i był jednym z nich. Nie miał zielonego pojęcia jak sprawił, że czuła to do niego i nie miał zielonego pojęcia jak sprawić by poczuła to ponownie. To było jakby zapytać go o latanie. Poprosił ją raz do tańca, poszli dwa razy na kawę, od kiedy Magnus przyszedł do niego i zwrócił mu tyle wspomnień ile mógł ale nie tyle. Za każdym razem Isabelle przyglądała mu się uważnie wyczekująco, czekając na jakiś cud, który wiedział, że się
nie stanie. Przez to był onieśmielony w jej obecności, był pewny że powie coś złego i zniszczy wszystko, ledwie cokolwiek mógł powiedzieć. -Okay- odparł.- No cóż, będę tęsknić. Isabelle rzuciła się łapiąc go za ramię, nadal na niego nie patrząc. -Jeśli mnie potrzebujesz przybędę- powiedziała i wypuściła go tak nagle jak go złapała. -Okay- powtórzył i zwrócił się w stronę Catariny Loss tworzącej portal aż do Idrisu, kraju Nocnych Łowców. To rozstanie było tak bolesne i niezręczne i przyjemne, że nie całkiem mógł docenić jak niesamowite było to że dzieje się przed nim magia. Pomachał na pożegnanie wszystkim, których ledwo znał i jakoś kochał , i miał nadzieję, że nie wiedzieli jaką ulgą było być gdzie indziej. Simon pamiętał urywki z Idrisu, wirze, więzienie, marsowe twarze i krew na ulicach, to wszystko było w mieście Alicante. Tym razem znalazł się za miastem. Stał otoczony zielenią z jednej strony doliną a drugiej łąkami. Nic nie było widać na mile, po za różnymi odcieniami zieleni. Rozciągał się jadeitowo zielony obszar pól, aż do krystalicznie oślepiającego Miasta Szkła z wieżami świecącymi w słońcu. Z drugiej strony był głęboko szmaragdowy, ciemno zielony las skryty w cieniu. Wierzchołki drzew smagał wiatr, jak opalizujące pióra.
Catarina rozejrzała się po czym zrobiła krok będąc już na krawędzi doliny. Simon poszedł za nią i z tym jednym krokiem cienie lasu uniosły się jakby były zasłoną. Nagle tam gdzie Simon rozpoznał odcinki jasnej zieleni ziemię przecinało ogrodzenie wokół ich, znaki wskazujące gdzie Nocni Łowcy mogli pójść albo rzucić w głęboko wyryte w ziemi, Simon mógł je zobaczyć z miejsca gdzie stał. W centrum terenu i w samym centrum lasu był kryształ w którym wszystko pozostałe było widać ustawione w tle. Był i wysoki szary budynek z wierzbami i iglicami. Simon zaczął szukać jakiegoś architektonicznego określenia na podpory by opisać jak kamień w kształcie skrzydeł jaskółki mógł utrzymać dach który podpierał. W centralnej części Akademii były witraże. W oknach przyciemnionych przez lata, nadal można było dostrzec anioła władającego mieczem, niebiańskiego i okrutnego. -Witam w Akademii Nocnych Łowców- powiedziała Catarina Loss swoim łagodnym głosem. Zaczęli schodzić razem. W jednym miejscu trampki Simona zsuwały się miękko z kruchej ziemi stromego zbocza, Catarina musiała chwycić jego kurtkę by go zatrzymać. -Mam nadzieję, że przyniosłeś jakieś obuwie turystyczne, miastowy chłopcze. -Nie mam żadnych butów turystycznych- powiedział Simon. Wiedział, że był źle spakowany. Instynkt nie prowadził go na manowce. Nie, gdyby był pomocny.
Catarinę prawdopodobnie rozczarował brak inteligęcji Simona, w milczeniu schodzili w dół do ocienionych konarów, w zielony gąszcz, który tworzyły drzewa, aż było coraz rzadziej i światło słoneczne z powrotem zalało przestrzeń wokół ich Akademia Nocnych Łowców wynurzała się daleko przed nimi. Gdy się zbliżyli Simon zaczął dostrzegać małe wady, których nie zauważył z przejęcia gdy był daleko. Jedna wysoka chuda wieża przechylała się pod zastraszającym kątem. W sklepieniach łukowych były duże ptasie gniazda, a pajęczyny wisiały jak długie grube trzepoczące zasłony w kilku oknach. Jedna z szyb witrażu zniknęła pozostawiając czarne miejsce w miejscu gdzie było oko anioła, co wyglądało jakby anioł nawrócił się na piractwo. Simon nie czuł się dobrze obserwując to. Zauważył, że pod piracim aniołem, z przodu Akademii spacerowali ludzie. Była tam wysoka kobieta z grzywką w kolorze truskawkowy-blond i za nią dwie dziewczyny, które Simon określił jako studentki Akademii. Obie wyglądały jakby były w jego wieku. Niezdarnie potknął się o gałązkę i wszystkie trzy spacerujące kobiety rozejrzały się. Kobieta w truskawkowym-blondzie rzuciła się pełna parą w ich kierunku i wpadła na Catarinę jakby dawno nie widziała niebieskiej siostry. Chwyciła ją za ramiona na co Catarina się zaniepokoiła. -Panno Loss, dzięki Aniołowi za to, że tu jesteś- zawołała.- Wszędzie chaos, absolutny chaos. -Nie mogę uwierzyć że mam... przyjemność.
Catarina zauważyła znaczącą przerwę. Kobieta zebrała so do kupy i wypuściła Catarinę oraz kiwnęła głową tak że jej jasne włosy opadły na ramiona. -Jestem Vivianne Penhallow. Ah, Dziekan uczelni. To przyjemność panią poznać. Mogła mówić formalnie ale była strasznie młoda by byc pionierem próby ponownego otwarcia Akademii i przygotowania wszystkich nowych, rozpaczliwie potrzebnych stażystów na Nocnych Łowców. Simon podejrzewał że to było tym co się stało z gdzie byłeś drugi-daleki-kuzynie-z-Konsulu. Simon ciągle próbował się dowiedzieć jak działa rząd Nocnych Łowców i chciał poznać ich drzewa genealogiczne. Wszyscy wydawali się być z sobą związani i to było niepokojące. -Z czym wydaje się być problem, dziekan Penhallow? -Cóż, mówiąc prosto z mostu, tydzień przeznaczony na renowację Uczelni wydaje się być ah... "dziko niewystarczający", to określenie, które prawdopodobnie najlepiej opisuje sytuację.- powiedziała dziekan Penhallow, dodając szybko.- I niektórzy nauczyciele odjechali nagle. I nie wierzę, by zamierzali wrócić. Prawdę mówiąc, niektórzy poinformowali mnie o tym bardzo ostrymi słowami. Ponad to Akademia jest w rozsypce, szczerze mówiąc, bardziej niż w rozsypce, jest spektakularnie niestabilna. Co więcej, jeśli mam być dokładna to musze ci powiedzieć, że jest problem z zaopatrzeniem w żywność. Catarina uniosła brew koloru kości słoniowej. -W czym jest problem z zaopatrzeniem w zapasy żywnościowe?
-Nie ma żadnych zapasów żywnościowych -To jest problem. Ramiona dziekan opadły i wypuściła nieco powietrza z klatki piersiowej, jakby trzymała wszystko w sobie przez niebezpiecznie ograniczający ją niewidzialny gorset. -Te dwie dziewczyny ze mną to dwie ze starszych studentów i dobrzy znani Nocni Łowcy- Julie Beauvale i Beatriz Velez Mendoza. Przyjechały wczoraj i rzeczywiście okazują się być nieocenione. To musi być młody Simon.- powiedziała potwierdzając to uśmiechając się do Simon. Simon był zaskoczony i nie był pewny dlaczego, aż przypomniał sobie, że niewielu dorosłych Nocnych Łowców pokazywało jakiekolwiek oznaki radości z posiadania wampira w swoim gronie. Oczywiście, nie miała powodów by go nienawidzić widząc teraz. Również chętnie spotkała Catarinę, pomyślał Simon; może po prostu była w porządku. Albo po prostu chciała by Catarina jej pomogła. -Racja- potwierdziła Catarina.-Cóż, to niespodzianka że budynek ledwo zipie po nieużytkowaniu przez kilka dekad i nie funkcjonuje całkowicie gładko po kilku tygodnia. Lepiej pokaż mi niektóre z najgorszych miejsc. Mogę je podeprzeć, pozbądźmy tego kłopotu by dzieciom Nocnych Łowców nie połamało to ich malutkich karków. Wszyscy popatrzyli na Catarinę -Miałam na myśli, nieobliczalną tragedię- poprawiła się uśmiechając radośnie. -Czy jedna z wolnych dziewczyn mogłaby pokazać
Simonowi jego pokój? Tak jakby chciała pozbyć się Simona. Naprawdę go nie lubiła. Simon nie mógł się domyślić co mógł jej zrobić. Dziekan spojrzała dłuższą chwilę na Catarinę, po czym się otrząsnęła. -Oh, tak, tak, oczywiście. Julie, mogłabym się po prosić o to? Zaprowadź go do pokoju w wierzy. -Poważnie?- zapytała unosząc brwi. -Tak, poważnie. Pierwszy pokój gdy wejdziecie do wschodniego skrzydła- nakazała dziekan napiętym głosem, po czym odwróciła się z powrotem do Catariny. -Pani Loss, jeszcze raz dziękuję za przybycie. Naprawdę możesz rozwiązać niektóre z nieprawidłowości? -Jest takie powiedzenie: To zajęcie Podziemnych by sprzątać bałagan po Nocnych Łowcach- zauważyła Catarina. -Ja... nigdy nie słyszałam tego powiedzenie- powiedziała dziekan. -Jakie to dziwne- powiedziała Catarina, jej głos cichł gdy znikała odchodząc.- Podziemni powtarzając to bardzo często. Simon odchodząc przyglądał się pozostawionej z nim dziewczynie, Julie Beauvale. Podobała mu się, wyglądała lepiej od pozostałych. Podobała mu się, inna lepiej wyglądająca dziewczyna. Była bardzo ładna ale jej twarz i nos i usta były dziwnie wąskie, co sprawiało wrażenie jakby cała głowę miała ściśnięta celowo. -Co jest Simon?- Zapytała wąskimi ustami ściągając je bardziej.- Chodź za mną- odwróciła się, a ruchu miała ostre jak sierżant i Simon przeszedł powoli za nią przez próg Akademii w hali z skupionym sklepieniem. Pochylił głowę i starał się ocenić czy zielonkawy odcień sufitu był efektem złego oświetlenia witrażu, czy rzeczywiście mchu.
-Proszę, trzymaj się- powiedział głos Julie, dobiegający z jednych z sześciu ciemnych, małych otworów drzwiowych w kamiennej ścianie. Jego właścicielka już zniknęła, a Simon pogrążył się w ciemność za nią. Ciemnością okazały się być tylko kamienne, strome schody, które prowadziły w wąskim kamiennym korytarzu. Prawie w ogóle nie było światła a okna były tylko małymi szczelinami w kamieniu. Simon przypomniał sobie jak czytał o oknach jak te, były wykonane tak aby nikt nie mógł podpalić ich, więc płonące strzały odpadały. Julie poprowadziła go do przejścia w dół i jeszcze innych stromych schodów i ruszyła przez mały okrągły pokój co było miłe dla odmiany, ale potem prowadziła przez kolejne przejście. Ta cała ciemność, w połączeniu z bliskością kamienia i zabawnym zapach sprawiały że Simon nazywał je jako "przejściowy grób". Próbował nie myśleć o tym ale nie mógł. -Więc jesteś łowcą demonów- powiedział poprawiając torbę na ramieniu i pośpieszając za Julie.- Jak to jest? -Nocnym Łowcą i jesteś tu by się tego dowiedzieć- powiedziała, a następnie zatrzymała się przy jednych z wielu dębowych, barwionych drzwi z czarnymi żelaznymi okuciami, klamki były wyrzeźbione tak że wyglądały jak skrzydło anioła. Chwyciła klamkę, Simon zobaczył, że musiała być używana tak często przez te wszystkie lata, że szczegóły skrzydła zostały prawie wygładzone. Wewnątrz był mały kamienny pokój zawierający dwa wąskie łóżka, otwarta walizka z rzeźbionymi nóżkami,
zakratowane brudne i zakurzone okna i duża szafa przechylona pod takim kątem jakby brakowało jej nogi. Był tam również chłopak obracający się powoli na stołku odwracając się twarzą do nich, dosyć wysoki- jak pomnik na cokole. Nie wyglądał jak normalny pomnik, jakby ktoś ubrał pomnik w jeansy i koszulę z czerwono-żółte romby. Rysy jego twarzy były tak proste, że przypominały pomnik miał szerokie ramiona, wyglądał jak atleta, jak zwykle Nocni Łowcy mieli. Simon podejrzewał, że anioł nie wybrał by nikogo kto ma astmę albo kogokolwiek to dostał piłką w twarz na lekcji w-f. Chłopak miał złocistą opaleniznę, ciemno brązowe, oczy i jasno brązowe kręcone włosy opadające na czoło. Chłopak uśmiechnął się na ich widok a na jego policzku ukazał się dołeczek. Simon nie uważał się za znawcę męskiej urody ale usłyszał cichy dźwięk za plecami zanim obejrzał się przez ramie. Tym cichym dźwiękiem było westchnienie Julie, która jak Simon zauważył wzdychając jednocześnie powoli się wykrzywiając. Simon myślał, że prawdopodobnie bojówki były wskazana, a ten facet był przeciętny jeśli chodzi o wygląd. Simon przewrócił oczami, najwidoczniej wszyscy kolesie Nocni Łowcy byli modelami bielizny. Jego życie było żartem. Julie była zajęta kolesiem na stołku. Simon miał kilka pytać to "Kto to jest?" i "Dlaczego na stołku? ale nie chciał robił kłopotu.
-Jestem zadowolony że tu jesteście. Teraz ... bez paniki- wyszeptał, a Julie cofnęła się o krok. -Co jest z tobą nie tak?- Simon się domagał.- Mówiąc "bez paniki" masz zagwarantowane, że wszyscy zaczną panikować! Podejdź konkretnie do tematu. -Okay, rozumiem co mówisz i masz w tym rację- kontynuował na nowo chłopak. Śmiesznie akcentował niektóre sylaby. Simon był prawie pewien, że był szkotem. -Po prostu myślę, że demoniczny skunks jest w szafie. -Pod Aniołem!- Powiedziała Julie -To jest śmieszne- drwił Simon. Rozległ się dźwięk z wnętrza szafy. Przeciągłe chrząkanie i syczenie, powodując że włosy na karku stały mu dęba. Błyskawicznie szybko, z wdziękiem Nocnego Łowcy Julie wskoczyła na łóżko na którym była otwarta walizka. Simon był pewny, iż to było jego łóżko. Fakt, że był tutaj dopiero dwie minuty a dziewczyny już wskakiwały mu do łóżka był imponujący, po za tym oczywiście że uciekała przez piekielnym gryzoniem. -Zrób coś Simon! -Tak, Simon. Jesteś Simon? Cześć Simon. Proszę zrób coś z tym demonicznym skunksem- powiedział facet na stołku. -Jestem przekonany, że to nie piekielny skunks. Dźwięki z szafy wydobywały się bardzo głośno, a on czuł że nie był do końca pewny. To brzmiało jakby w środku czaiło się coś wielkiego.
Urodziłam się w Mieście Szkła- powiedziała Julie.- Jestem Nocnym Łowcą i umiem radzić sobie z demonami. Ale zostałam wychowana w ładnym domu , który nie był opanowany ohydnymi dzikimi zwierzętami. -Cóż, jestem z Brooklynu- powiedział Simon ale nic złego nie padnie z moich ust o moim ukochanym mieście, zapchanym śmieciami z masa dobrej muzyki i wszystkim innym, ale znam gryzonie. Również uważam że byłem gryzonie, ale na krótka chwilę- nie pamiętam tego tak dobrze i nie chcę o tym mówić. Myślę że mogę poradzić sobie z skunksem... który ponownie, jestem pewien, że nie jest demoniczny. -Widziałem to, a wy nie!- wykrzyczał facet na stołku.- Mówię ci, to było podejrzanie duże! Piekielnie duże. Nie było więcej szelestów, ani żadnego groźnego sapania. Simon podszedł do otwartej walizki na łóżku. Było tam pełno grubych swetrów i koszul ale nic innego. -Czy to jest broń?- Zapytała Julie. -Uh, nie- powiedział Simon.- To rakieta do tenisa. Nocni Łowcy potrzebują dużo pozalekcyjnych zajęć ruchowych. Podejrzewał że rakieta musiała być naprawdę straszną bronią. Uniósł ją, wracając z powrotem do szafy i otworzył ją. Tam w zakamarkach szafy, wśród drzazg był skunks. Miał błyszczące oczy i małe czerwone usta, otwarte i warczące na Simona. -Jak obrzydliwe- powiedziała Lulie.- Zabij to Simon. -Simon, jesteś naszą ostatnia nadzieją- powiedział chłopak na stołku. Skunks poruszył się, jakby chciał rzucić się do przodu.
Simon opuścił rakietę machając ja o kamień. Skunks syknął ponownie i ruszył w innym kierunku. Simon miał dziki pomysł by go zmylić ale tuz przed tym skunks zwiał mu między nogami. Simon wydobył z siebie dźwięk podobny do skrzeku i zatoczył się uderzając dziko w kilku kierunkach, trafiając kamienne płyty podłogowe za każdym razem. Pozostała dwójka krzyczała. Simon odwracał się próbując zlokalizować skunksa, gdy zauważył kątem oka ruch futrzaka w rogu znów czmychającego. Chłopak na stołku albo potrzebował otuchy albo chciał pomóc i złapał Simona za ramiona próbując go odwrócić, łapiąc w garść jego bluzkę i używając jak dźwigni. -Tam!- Krzyknął mu do ucha tak, że Simon sam przez się, odwrócił się wbrew własnej woli oraz cofnął się do stołka. Czuł że stopami dotyka stołka, a chłopak na nim chwycił ramiona Simon ponownie. Czuł się tym oszołomiony i zachwiał się widząc że mały futrzasty skunks przebiega mu po trampach i zrobił fatalny błąd. Uderzył własną stopę. Bardzo mocno. Simon, stołek, chłopak na nim oraz rakieta- wszystko wylądowało na kamiennej posadzce. Skunks zwiał w kierunku drzwi. Simon pomyślał że rzucił mu spojrzenie czerwonych oczu wyrażając triumf. Nie był w stanie ruszyć za nim w pościg, ponieważ był zaplątany w zbieraninę nóg krzesła oraz tych ludzkich, na dodatek głową uderzył w łóżko. Próbował wstać pocierając obolałą głowę czując się
trochę zaćmiony kiedy Julie zeskoczyła z łóżka. Słupek łóżka zakołysał się z taką siłą od jej zeskoku, że jeszcze raz uderzył Simona w głowę. -Cóż, zostawiam was chłopcy zanim ta kreatura wróci do swoje gniazda!- Ogłosiła Julie.- Er... Mam na myśli. Zostawiam was chłopcy... z tym- zatrzymała się w drzwiach patrząc na znikającego skunksa.- Pa- dodała i poszła w przeciwnym kierunku. -Oł- powiedział rezygnując z próby usiedzenia prosto i opierając się na rękach. Skrzywił się.- Bardzo oł. Cóż... to było... Wskazał na stołek, otwarte drzwi, obrzydliwa szafę i położył się na wznak. -To było...- kontynuował i znalazł potrząsając głowa i się śmiejąc.- Taki imponujący popis trzech przyszłych odjazdowych nocnych łowców. Chłopak, który już dłużej nie był na stołku wyglądał na zaskoczonego, nie było wątpliwości, że myślał iż jego nowy współlokator jest obłąkany, zachichotał po skunksie. Simon nic na to nie mógł poradzić, nie mógł przestać się śmiać. Każdy z Nocnych Łowców znających Nowy Jork będzie miał do czynienia z sytuacją bez mrugnięcia okiem. Był pewien, że Isabelle odcięła by głowę skunksowi mieczem. Ale teraz był otoczony przez grupę ludzi, którzy wpadli w panikę i krzyczeli wskakując na stołki, wymachującymi nieszczęśnie, nie mogącymi sobie poradzić by pozbyć się jednego gryzonia i Simon byl jednym z nich. Wszyscy byli po prostu normalnymi dzieciakami.
To była taka ulga, że poczuł się skołowany. Albo przez to, że uderzył się w głowę. Przestał się śmiać i kiedy znów na niego spojrzał współlokator patrząc mu w oczy. -Jaka szkoda, że nasi nowi nauczyciele no mogli zobaczyć naszych olśniewających popisów- powiedział do Simona z powagą, potem również wybuchając śmiechem zakrywając ręką usta, a jego rysy nadal były niekształcone przy kącikach oczu jakby cały czas się śmiał a, miał dojrzałą twarz. -Zginiemy. Po tym małym wybuchu histerii związanym z oposem Simon i jego nowy współlokator wstali z podłogi by się rozpakować i wprowadzić. -Przepraszam za wszystko. Nie jestem stworzony do zgładzania drobnych rzeczy. Mam nadzieję, że do walki z większymi demonami, wyżej nad ziemią. A tak przy okazji, jestem George Lovelace- powiedział chłopak siedząc na łóżku obok swojej otwartej walizki. Simon spojrzał na swoją torbę- pełna wielu zabawnych koszulek i podejrzliwie na szafę. Nie wiedział czy zaufać szafie skunksa z jego koszulkami. -Więc jesteś już Nocnym Łowcą? Wiedział już jak są złożone nazwiska Nocnych Łowców i zorientował się że George jest jednym z nich na pierwszy rzut oka. Tylko, że przedtem Simon pomyślał że może być fajny. Teraz był rozczarowany. Wiedział już co Nocni Łowcy myśleli o przyziemnych. Miło by było poznać kogoś nowego z tym wszystkim by chodzić z nim do szkoły. Miło by było mieć fajnego współlokatora znowu,