Nie tak dawno temu był czas, kiedy Simon Lewis był
przekonany, że wszyscy nauczyciele gimnastyki faktycznie
uciekli z jakiegoś wymiaru piekła dla demonów i żywili
się agonią nieskoordynowanej młodzieży.
Nie wiedział, że prawie miał rację.
Nie to, że Akademia Nocnych Łowców miała salę
treningową, nie do końca. I jego psychiczny trener,
Delaney Scarsbury, nie tak duży demon Nocny Łowca, dla
który prawdopodobnie odcięcie kilku wielogłowych
piekielnych bestii składało się na idealną sobotnią noc- ale
o ile Simon był zaniepokojony to szczegółami
technicznymi.
-Lewis!- Scarsbury krzyknął do Simona, który leżał
płasko na ziemi starając się zrobić się kolejną pompkę.- Na
co czekasz, ja wyryte zaproszenie?
Jego nogi były tak grube jak pnie drzew, a jego
bicepsy były nie mniej przygnębiająco ogromne. To było,
co najmniej jedna różnica między trenerem gimnastyki
Nocnym Łowcą, a przyziemnym Simonem, z których
większość ledwie pompowała paczkę chipsów
ziemniaczanych. Ponadto, żaden z nauczycieli nie miał
klapki na jednym oku i miecza z wyrzeźbionymi runami, i
błogosławieństwa od Anioła.
Ale po za tym wszystkim trener był dokładnie taki
sam.
-Niech wszyscy spojrzą na Simona!- Zawołał do reszty
klasy, gdy Simon uniósł się do pozycji deski próbując nie
upaść brzuchem na brud. Znowu.- Nasz bohater może po
prostu tutaj pokonać swoje piekielne ręce jak spaghetti.
Satysfakcjonująco, tylko jedna osoba się zaśmiała.
Simon rozpoznał charakterystyczny chichot Jona
Cartwright'a, najstarszego syna wybitnej rodziny Nocnych
Łowców, (jako że był pierwszy to tak mówiono). Jon
wierzył, że urodził się w wielki i wydawało się, że Simon
go irytuje- nieszczęsny przyziemny- zdołał dostać się tam
pierwszy. Nawet, jeśli nie pamiętał jak to zrobił. Jon
oczywiście, był tym, który rozpoczął nazywać Simona
„nasz bohater". I podobnie jak wszyscy jego poprzedni,
piekielni trenerzy, Scarsbury był szczęśliwy mogąc
trenować i górować nad popularnym dzieciakiem.
Akademia Nocnych Łowców miała dwa nurty, jeden
dla dzieci Nocnych Łowców, którzy dorastali w tym
świecie i których przeznaczeniem krwi była walka z
demonami i drugi Przyziemnych, którym brakuje
genetycznego przeznaczenia i starają się nadrobić
zaległości. Oni spędzali większość czasu w klasach,
studiując elementy sztuk walki i zapamiętując niuanse
Przymierza Nephilim. Nocni Łowcy koncentrowali się na
bardziej zaawansowanych umiejętnościach: żonglowanie
shurikenami1
, studiowanie Chthonian2
, znakowanie się
runami ohydnie dającymi przewagę i kto wie, co jeszcze.
(Simon w dalszym ciągu miał nadzieję, że gdzieś w
1
Taka gwiazda do rzucania
2
Mitologia Cthulhu
Instrukcji Nocnych Łowców był tajemnica
śmiercionośnego uchwytu Vulcana. Po tym wszystkim,
kiedy instruktorzy ciągle powtarzali im: Wszystkie historie
są prawdziwe.) Ale te dwa strumienie zaczynały
codzienne razem: Każdy student, nie ważne jak
doświadczony lub zaawansowany, był oczekiwany na polu
treningowym o wschodzie słońca na godzinną
wyczerpującą gimnastykę. Oddzielnie wstajemy, myślał
Simon, gdy jego bicepsy odmawiały pęcznienia. Wspólnie
robimy pompki.
Kiedy powiedział matce, że chce iść do szkoły
wojskowej, więc mógł się trochę zahartować, dała mu
dziwne spojrzenie. (Nie tak dziwne jakby powiedział, że
chce iść do szkoły walczącej z demonami, wypił z kielicha
Anioła, wstąpił do szeregów Nocnych Łowców i tylko tak
może odzyskać wspomnienia, które zostały skradzione w
pobliskim piekielnym wymiarze.) Wyglądała jakby
mówiła: Mój syn, chce zapisać się do szkoły życia, gdzie
trzeba robić sto pompek przed śniadaniem?
Wiedział o tym, bo mógł wyczytać o tym dość dobrze,
ale również, dlatego, że ona po odzyskaniu umiejętności
mówienia odpowiedziała "Mój syn, Simon Lewis chce
zapisać się do szkoły życia, gdzie trzeba robić sto pompek
przed śniadaniem?” Potem spytała go żartobliwie czy jest
opętany przez złe istoty, a on udawał śmiech próbując ją
ignorować i te przebłyski pamięci z prawdziwego życia.
Takie, w którym był przemieniony w wampira, a matka
nazwała go wampirem i zabarykadowała dom przed nim.
Czasami myślał, że zrobi wszystko by odzyskać
wspomnienia, które zostały mu odebrane-, ale były chwile,
gdy zastanawiał się czy niektóre rzeczy lepiej zapomnieć.
Scarsbury, który był bardziej wymagający niż musztra,
zarzuciłby młodzież robiła dwieście pompek każdego
ranka…, ale nie, co najmniej niech zjedzą pierwsze
śniadanie.
Po pompkach była pora na robienie okrążeń, po
pokrążeniach rzuty. A po rzutach:
-Po tobie bohaterze- Jon uśmiechnął się szyderczo
oferując Simonowi pierwszy rzut na ścianę
wspinaczkową.- Może, gdy damy ci fory nie będziemy
musieli czekać na ciebie tak długo byś nas dogonił.
Simon był zbyt wyczerpany na złośliwą ripostę i
zdecydowanie zbyt wyczerpany by wdrapać się na drogę
ścianki wspinaczkowej z niemożliwie odległymi
uchwytami w tym czasie. Wspiął się na kilka stóp, a
następnie zatrzymał się dać swoim wrzeszczącym
mięśniom odpocząć. Jeden po drugim uczniowie
wdrapywali się obok niego i żaden z nich nie zdawał się
być nawet lekko zdyszany.
-Być bohaterem- mruknął z goryczą Simon
przypominając sobie jak Magnus Bane wymachiwał mu
tym życiem na swoim pierwszym spotkaniu (lub
przynajmniej pierwszym, które Simon powinien pamiętać.)
-Miej przygody Simon. Wróć, co swojego życia na
jednej wielkiej sali treningowej Simon.
-Koleś, znowu gadasz do siebie- George Lovelace,
współlokator Simona i jedyny prawdziwy przyjaciel w
Akademii wspiął się w górę obok jego.- Straciłeś uchwyt?
-Gadam do siebie, nie do małych zielonych ludzików-
wyjaśniał Simon.- Wciąż jestem zdrowy, ostatnio
sprawdzałem.
-Nie to miałem na myśli- George siknął głową w
stronę spoconych palców Simona, które zbielały z wysiłku
od utrzymania wagi.- Twoja przyczepność.
-Oh. Yeah. Jestem kapitalny3
- powiedział Simon.-
Tylko daję chłopakom fory. I dowiedziałem się, że w
warunkach bojowych, to zawsze dają czerwone koszulki
tym, co idą na pierwsze ogień, wiesz?
George zmarszczył brwi.
-Czerwone koszulki? Ale nasz strój jest czarny.
-Nie czerwone koszulki. Mięso armatnie. Star Trek?
Cokolwiek dzwoni...- Simon westchnął na pusty wyraz
twarzy Georga.
George wychował się w odosobnionej wiejskiej
malutkiej wiosce, ale to nie było tak, że mieszkał bez
telewizji kablowej i internetu. Problem w tym, co Simon
3
W oryg. było „peachy” co można przetłumaczyć jako odjazdowy lub
brzoskwiniowy :D
mógł stwierdzić, że Lovelace nie oglądał nic poza
piłką nożną i używał bezprzewodowy dostęp do internetu
wyłącznie do monitorowania statystyk Dundee United i od
czasu do czasu kupował luźną paszę dla owiec.
-Zapomnij o tym. Ze mną w porządku. Do zobaczenia
na szczycie.
George wzruszył ramionami i wrócił do wspinaczki.
Simon patrzył jak jego współlokator- opalony i
umięśniony jak model Abercrombie- odchyla się do
plastikowych uchwytów skały bez wysiłku jak Spider
Man. To było śmieszne: George nie był nawet Nocnym
Łowcą, nie przez krew. Był adoptowany przez rodzinę
Nocnych Łowców, był tak samo Przyziemnym jak Simon.
Tylko tyle, że jak większość innych Przyziemnych- i
bardzo innych od Simona- był bliski doskonałego okazu
ludzkiego. Wstrętnie wysportowany, skoordynowany,
silny i szybki. Tak bliski Nocnym Łowcą jak tylko mógł
być bez krwi Anioła płynącej w żyłach. Innymi słowy:
zapalony sportowiec.
W Akademii Nocnych Łowców brakowało wielu
rzeczy, bez których Simon wierzył, że nie może żyć:
komputera, muzyki, komiksów, kablówki. W ciągu
ostatnich kilku miesięcy musiał funkcjonować bez tego,
ale był jeden rażący brak, którego nie mógł w dalszym
ciągu okręcał mu głowę.
W Akademii Nocnych Łowców nie było nerdów.
Matka Simona powiedziała mu kiedyś, że to, co
najbardziej kocha w byciu żydem to fakt, iż może wejść do
synagogi w dowolnym miejscu na ziemi i czuć się jakby
wróciła do domu. Indie, Brazylia, Nowa Zelandia, nawet
Mars- jeśli można by liczyć na Shalom4
, Kosmonauto!
domowy komiks, który był punktem kulminacyjnym w
doświadczeniach Simona w hebrajskim w trzeciej klasie.
Żydzi na całym świecie modlili się w tym samym języku
uzywająć tych zamych słów. Matka Simona, (któr anigdy
nie opuściła obszar trzech stanów, mały kawałek kraju),
mówiła swojemu synowi, że tak długo jak będzie mógł
znaleźć ludzi, którzy mówili tym samym językiem duszy,
nigdy nie będzie samotny.
To, co mówiła okazało się być prawdą. Tak długo jak
mógł znaleźć ludzi mówiących jego językiem- językiem
Dungeons & Dragons i World of Warcraft, językiem Star
Treka, mangi i indi rocka piosenek takich jak “Han Shot
First” i “What the Frak”- czuł się jakby był wśród
przyjaciół.
Ci Nocni Łowcy trenujący z drugiej strony?
Większość z nich pewnie myślała, że manga to jakaś
demoniczna grzybica stóp. Simon robił, co mógłby
nauczyć ich czegoś lepszego w życiu, ale ludzie tacy jak
4
słowo używane przez Żydów jako przywitanie. Występuje także w
złożeniu Szalom Alejhem, co oznacza pokój wam, na co odpowiada
się alejhem weał bnejhem – pokój wam i waszym synom.
George Lovelace nie mieli tyle doświadczenia z
dwunastościennymi kośćmi, jakie Simon miał... dobrze,
nic nie było bardziej skomplikowanego niż spacerowanie i
żucie gumy w tym samym czasie.
Jak Jon przepowiedział. Simon był ostatni na ściance
wspinaczkowej. W tym czasie pozostali, wspięli się,
zadzwonili maleńkim dzwonkiem na górze i opuścili się na
linkach ponownie na ziemię. Ostatnim razem, gdy tak się
stało Scarsbury, który miał imponujący talent do sadyzmu
sprawił, że cała klasa siedziała i patrzyła jak Simon
starannie pnie się ku górze. W tym samym czasie ich
trener dręczył go, ale na szczęście krótko.
-Dość- krzyknął Scarsbury klaszcząc w ręce.
Simon zastanawiał się, czy istnieje coś takiego jak
przywołanie gwizdkiem. Może powinien dać trenerowi
jeden na Bożę Narodzenie.
-Lewis, przestań być takim obrazem nędzy i złaź na
dół. Reszta niech uda się do zbrojowni, weźmie swoje
miecze i rusza dołączyć do bójki- żelazny uchwyt zamknął
na ramieniu Simona.- Nie tak szybko bohaterze, ty
zostajesz z tyłu.
Simon zastanawiał się, czy to był moment, gdy jego
bohaterska przeszłość została ostatecznie pokonana przez
jego nieszczęsną teraźniejszość, a on miał być wyrzucony
z Akademii. Ale potem trener zawołał kilki innych, łącznie
z Lovelace, Cartwright, Beauvale, Mendoza- większość z
nich była Nocnymi Łowcami, wszyscy z nich byli
najlepszymi studentami w klasie, a Simon mógł odpocząć
tylko trochę. Cokolwiek Scarsbury miał do powiedzenia,
to nie mogło być takie złe, jeśli nie, jeśli miał to również
do przekazana Jonowi Cartwright, beznadziejnemu złotego
medalisty.
-Usiąść- Scarsbury nakazał.
Usiedli.
-Jesteście tu, ponieważ jesteście dwudziestka
najbardziej obiecujących studentów w klasie- powiedział
trener i zastopował pozwalając by nacieszyli się
komplementem.
Większość studentów uśmiechnęła się promiennie.
Simon zmusił się by zniknąć. Więcej niż obiecujących
dziewiętnastu studentów i on jeden wciąż obijał się
polegając na osiągnięciach z przeszłości. Czuł się tak
jakby miał znowu osiem lat, słysząc jego matkę
zastraszającą trenera Little League5
by pozwolił mu zrobić
kij.
-Mamy Podziemnego, który złamał Prawo i musimy
się tym zająć- Scarsbury kontynuował.- I siły, które
zdecydowały, że to doskonała okazja dla was chłopcy by
stać się mężczyzną.
Marisol Rojas Garza, chuda Przyziemna trzynastolatka
z wiecznym skopię ci tyłek wyrazie, odchrząknęłam
głośno.
5
Nazwa drużyny bejsbolowej
-Er... mężczyzną i kobietą- Scarsbury poprawił
wyglądając niezbyt szczęśliwie.
Szmer pomruków studentów mieszał się z ekscytacją i
alarmem. Nikt nie spodziewał się w krótce prawdziwej
misji szkoleniowej. Za Simon Jon udawanie ziewnął.
-Nuda, mógłbym zabijać nieuczciwych Podziemnych
przez sen.
Simon, który faktycznie zabijał nieuczciwych
Podziemnych we śnie, wraz z innymi przerażającymi
demonami z czułkami i nieskończenie złymi Nocnymi
Łowcami, a także innymi krwiożerczymi pojawiającymi
się w jego koszmarach nie czuł się jakby miał ziewać.
Poczuł się wstrząśnięty.
George podniósł rękę.
-Uh, proszę pana, niektórzy z nas są tu nadal-
przełknął, nie po raz pierwszy, a Simon zastanawiał się czy
żałował przyznając prawdę o sobie: w Akademii było
znacznie łatwiej, gdy byłeś w strumieni elity Nocnych
Łowców i nie tylko, dlatego że elita nie musiała spać w
lochach.- Przyziemnymi- dokończył.
-Zauważyłem to Lovelace- powiedział sucho trener.-
Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy odkryłem, że
niektóre męty są coś warte po wszystkim.
-Nie, mam na myśli- George zawahał się jeszcze
bardziej onieśmielony wysoki na pięć-sześć stóp Szkocki
Bóg Seksu opis Beatriz Velez Mendoza zgodny z jej
najlepszą wielkoustną przyjaciółką), miał do tego prawo.
Wreszcie wyprostował ramiona i wystąpił do przodu.
-Mam na myśli, że jesteśmy Przyziemnymi. Nie
możemy używać run ani Serafickich ostrzy lub kamieni
albo czegokolwiek, nie mamy jak wy superszybkości i
anielskiego refleksu. Idąc po Podziemnych mając tylko
kilka miesięcy treningu... Nie jest to niebezpieczne?
Żyły na szyi trenera zaczęły niepokojąco pulsować a
zdrowe oko niemal wyskakiwało z orbity6
, Simon obawiał
się, że wypadnie. (Myślał, że to może wyjaśnić tajemnicza
opaskę na oku.)
-Niebezpieczne? Niebezpieczne?- Zagrzmiał..- Ktoś tu
jeszcze boi się niebezpieczeństwa?
Jeśli byli, to byli przestraszeni jeszcze bardziej
przestraszenie przez Scarsbur'ego i trzymali języki za
zębami. Pozwoliłby cisza potrwała jeszcze trochę,
złowieszcza w tej dręczącej minucie. Potem skrzywił się
do Goerga.
-Jeśli boisz się niebezpiecznych sytuacji chłepczę, to
jesteś w złym miejscu. A co do reszty z was męty,
najlepiej dowiedzcie się czy macie to, czego potrzebujecie.
Jeśli tego nie zrobicie, to picie z Kielicha Anioła waz
zabije i uwierzcie mi, Przyziemni, wysuszenie do sucha
przez krwiopijcę jest o wiele przyjemniejsze- powiedział z
6
Oryg. „wyszło z głowy” ale to brzmi głupio według mnie
wzrokiem wbitym w Simona, może, dlatego, że Simon był
kiedyś wampirem, lub może, dlatego że teraz wydawało
się najbardziej prawdopodobne by opróżniono jego.
Przyszło mu do głowy, że Scarsbury może mieć nadzieję,
dokonując takiego wyboru- wybierając Simona do tej
misji- że pozbędzie się najbardziej problematycznego
ucznia. Chociaż z pewnością nie Nocnego Łowce, czy
trener Nocnych Łowców mógł się tak zniżyć?
Coś w Simonie, jakiś duch wspomnień, strzegł go by
nie był takim pewnym.
-Czy to jasne?- Zapytał Scarsbury.- Jest tu ktoś, kto
chce uciec do mamusi i tatusia z płaczem „proszę ochroń
mnie przed wielkim złym wampirem”?
Martwa cisza.
-Wspaniale- powiedział.- Macie dwa dni na trening.
Pomyślcie sobie, pod jakim wrażeniem będą wszyscy wasi
przyjaciele jak wrócicie- zaśmiał się.- Jeśli wrócicie...
Lobby dla studentów było ciemne, stęchłe z
migoczącym światłem świec. Było pilnowane przez
gniewne portrety Nocnych Łowców z przeszłości,
Heroland'owie i Lightwood'owie and nawet sporadycznie
zerkający w dół Morgenstern w ciężkich złotych ramach,
ich krwawe triumf bledł razem z farba oleistą. Ale miał
kilka oczywistych zalet w porównaniu do sypialni Simona:
Nie był w lochu, nie było nic takiego jak czarny szlam, nie
unosił się lekki zapach, taki jak spleśniałe skarpetki, ale
mogły być to rozkładające się ciała byłych uczniów
schowane pod podłogą. To nie brzmiało jak duża,
niesforna rodzina szczurów skrobiąca za murami. Ale
jedną godną uwagi zaletą pokoju było to, że przypominał
Simonowi noc, gdy koczował w rogu z Georgem i kartami
do gry. Było to gwarancją, że Jon Cartwright z chodzącą
za nim grupa fanek Nocnych Łowców, nigdy nie
przekroczy progu.
-Nie Siódemki- mówił George, gdy Jon, Beatriz, and
Julie wkroczyli do pomieszczenia.- Go fish.7
Gdy Jon i dwie dziewczyny podeszli do Simona nagle
był bardzo zainteresowany grą w karty. Przynajmniej w
tym był najlepszy. W normalnej szkole z tablicami byłby
telewizor zamiast gigantycznych portretów Jonathana
Nocnego Łowcy, którego oczy były tak intensywnie
skupione jak miecz.
Nie było muzyki dochodzącej z pokoi akademika
mieszającej się w korytarzu z dobrą i Phish'em8
: nie było
pisania e-maili, smsów ani porno w internecie. W
Akademii po godzinach niewiele było zająć: Można było
studiować Codex lub spać. Karty go gry były najbliższa
możliwą rozrywką, a kiedy Simon był zbyt długo bez
dostawał małego świerzbu. Okazało się, że całej dzień
szkolenia do walki z rzeczywistymi potworami w
7
gra karciana
8
Chyba chodzi o zespół amerykański rockowy
rzeczywistym świecie gra w Dungeons & Dragons straciła
blask- a przyjemniej tak uważał George i co drugi uczeń,
którego Simon próbował zwerbować do kampanii- co
sprawiało, że zostały im tylko standardy gier karcianych z
obozów letnich Hearts, Egyptian Ratscrew i oczywiście Go
Fish. Simon stłumił ziewnięcie.
Jon, Beatriz, i Julie stanęli obok ich czekając na
zauważenie. Simon miał nadzieję, że jeśli wystarczająco
długo poczekają to odejdą. Beatriz nie była taka zła, a
przynajmmniej nie jak była sama. Ale Julie mogła być
wykuta z lodu. Miała podejrzanie mało wad- jedwabiste
blond włosy jak u lalki Barbie, porcelanowa cera jak u
tych, co reklamują kosmetyki, lepsze krzywe niż
którakolwiek z bikini-girl plakatów Erika w garażu- i
jastrzębi wyraz twarzy jakby czekała na destrukcyjna misję
bez żadnego zawahania.
Wszystko z dzierżącą przez nią miecz.
Jon oczywiście był Jonem
Nocni Łowcy nie praktykują magii- to była podstawa
ich wierzeń- więc było mało prawdopodobne, że
Akademia nauczy Simona jak przenieść Jona w inny
wymiar. Ale facet marzył o tym.
Nie odeszli. W końcu, George, od kołyski niezdolny
do bycia niegrzecznym odłożył swoje karty.
-W, czym możemy was pomóc?- Zapytał, zimnym jak lód
szkockim akcentem.
Jon i Julie przestali być tacy życzliwi, gdy tylko się
poznali prawdę, że George jest przyziemnej krwi i choć
nigdy George nie mówił o tym, nie chciał im wybaczyć ani
zapomnieć.
-Właściwie tak- powiedziała Julie i skinęła na
Simona.- Cóż, ty możesz.
Dowiedzenie się o zbliżającej się misji zabicia
wampirów nie do końca było owiązywaniem szyi Simona
żółtymi wstążkami; nie był w nastroju.
-Czego chcesz?
Julie spojrzała niepewnie na Beatriz, która wpatrywała
się w swoje stopy.
-Zapytaj- mruknęła Beatriz.
-Lepiej jak ty to zrobisz- rzuciła Julie.
Jon przewrócił oczami.
-Oh na Anioła! Zrobię to- wyprostował się
imponująco, położył dłonie na biodrach i spojrzał w dół na
Simona, stojąc w takiej pozie jakby przeglądał się w
lustrze.- Chcemy byś opowiedział nam o wampirach.
Simon się uśmiechnął.
-Co chcesz wiedzieć? Przerażająca jest Eli w Pozwól
Mi Wejść, serowaty jest The Vampire Lestat, najbardziej
niedoceniany jest David Bowie w Głód. Najseksowniejsza
jest zdecydowanie Drusilla, ale jeśli zapytać dziewczynę to
pewnie powie Damon Salvatore9
lub Edward Cullen 10
.
Ale...- wzruszył ramionami.- Wiesz, dziewczyny.
9
Och tak!!
10
Niee
Julie i Beatriz stały z szeroko otwartymi oczami.
-Nie sądziłam, że wiesz tak wiele!- Wykrzyknęła
Beatriz- Czy oni... Są twoimi przyjaciółmi?
-Oh jasne, Hrabia Dracula i ja jesteśmy- powiedział
Simon krzyżując palce dla temostracji.- Licząc jeszcze
Chocula. Aha i mój BBF Blinzula. To prawdziwy
czarodziej...- urwał uśwaidamiając sobie że nikt się nie
śmieje.
W rzeczywistości, nikt nie uważał, że żartuje.
-Są z telewizji- podpowiedział.- Albo, uh, płatek
śniadaniowych.
-O czym on mówi- Julie zapytała Jona perfekcyjnie
marszcząc nos dezoriętacji.
-Kogo to obchodzi?- Powiedział Jon.- Mówiłem ci, to
była strata czasu. Jemu chodzi o każdego innego ale
samego siebie?
-Co to ma znaczyć?- Zapytał Simon zaczynając czuć
podrażnienie.
George odchrząknął wyraźnie nieswojo.
-Come on, jeśli on nie chce o tym mówić to jego
sprawa.
-Nie teraz, gdy o to toczy się stawka- Julie mrugnęła
ciężko jakby miała coś w oku lub...Simon złapał oddech.
Czy ona odganiała łzy?
-O, co chodzi?- Zapytał czując się ciemniejszy niż
zwykle, gdy gadał za wiele.
Beatriz wetchnęła i posłała Simonowi nieśmiały
uśmiech.
-Nie prosimy cię o nic osobistego lub wiesz,
bolesnego. Chcemy tylko byś nam tylko powiedział, co
wiesz o wampirach z hm...
-O byciu krwiopijcą- Jon dokończył za nią.
-Którym jak może pamiętasz, byłeś.
-Ale ja nie pamiętam- zauważył Simon.- Moglibyście
zwrócić na to uwagę?
-To jest to, o czym mówisz- argumentowała Beatriz.-
Ale...
-Ale myślicie, że kłamię?- Zapytał Simon
niedowierzając. Czarna dziura jego wspomnień była tak
skupiona wokół jego wspomnień jak był skupiony na
fakcie swojego istnienia.
Nigdy nawet nie przyszło mu do głowy, że ktokolwiek
może o to zapytać. Jaki byłby sens kłamania o tym fakcie.
-Wy wszyscy tak myślicie? Naprawdę?
Jeden po drugim zaczęli potakiwać... Nawet George
jakby, co najmniej miał łaskę patrzyć zakłopotany.
-Dlaczego miałbym udawać, że nie pamiętam?-
Zapytał Simon
-Dlaczego mieli by zesłać tutaj kogoś takiego jak ty,
jeśli na prawdę nie masz o niczym pojęcia?- Odparł Jon.-
To jedyna rzecz, która ma sens.
-No cóż, myślę, że to szalony, szalony, szalony świat-
rzucił Simon.- Bo to, co widzisz to, co masz.
-Dużo o niczym- powiedział Jon.
Julie szturchnęła go będąc dziwnie poddenerwowana,
zazwyczaj była szczęśliwa potwierdzając to, co mówił Jon.
-Powiedziałeś, że będziesz miły.
-O, co chodzi? Albo nic nie wie albo nie chce
powiedzieć. Kogo to interesuje? To tylko jeden
Podziemny. Co najgorszego może się stać?
-Na prawdę o nic nie rozumiesz?- Zapytała Julie.- Czy
kiedykolwiek uczestniczyłeś w bitwie? Czy widziałeś
kiedyś by komuś stała się krzywda? Śmierć?
-Jestem Nocnym Łowcą, prawda?- Powiedział Jon,
choć Simon zauważył, że to nie była znacząca odpowiedź.
-Nie byliśmy w Alicante na wojnie- powiedziała
ponuro Julie.- Nie wiesz jak to jest jak tracisz cokolwiek.
Jon odchylił się od niej.
-Nie możesz mi mówić, co straciłem. Nie wiem jak
wy, ale ja jestem tutaj, by dowiedzieć się jak walczyć,
następnym razem.
-Nie mów tak Jon- przyznała rację Beatriz.- Może nie
być następnego razu. Nie może być.
Jon wzruszył ramionami.
-Zawsze będzie następny raz- mówił prawie z nadzieją
o tym, a Simon zrozumiał, że Julie miała rację. Jon mówił
jakby jakakolwiek śmierć była mu bardzo daleka.
-Widziałem martwe owce- George powiedział jasno
starając się rozluźnić atmosferę.
-To jest to- Beatriz marszczyła brwi.- Ja naprawdę nie
chcę mieć do czynienia i walczyć z wampirami. Może
mogłabym z fearie...
-Nie wiem nic na temat fearie- Julie pękła
-Wiem, że nie miałabym nic przeciwko zabiciu z nich-
powiedziała Beatriz.
Julie gwałtownie wypuściła powietrze jakby ktoś ją
przygniótł wydmuchując to z niej.
-Ja też nie. Gdyby to było takie proste...
Simon nie wiedział zbyt wiele o stosunkach Nocnych
Łowców i Podziemnych, ale zorientował się dość szybko,
że fearie były wrogiem publicznym numer jeden w
tamtych dniach. Prawdziwym wrogiem numer jeden był
Sebastian Morgenstern, który rozpoczął Mroczną Wojnę i
przemienił kilku Nocnych Łowców w złych zombie-
czczących -Sebastiana, który od dawna nie żyje. Opuścił
swoich należnych sojuszników i poniósł konsekwencje.
Nawet Nocni Łowcy tacy jak Beatriz, którzy wydawało
się, że szczerze wierzyli, iż wilkołaki były jak każdy inny
nawet, jeśli były trochę kosmate i mieli trochę fanek
niesławnego czarnoksiężnika Magnusa Bane, mówili o
fearie jakby byli szkaradna plagą i Zimny Pokój byłby
zaledwie ziarnem do zatrzymania zagłady.
-Miałeś dziś rano rację George- powiedziała Julie.-
Nie powinni nas tam tak wysyłać, nie wszystkich z nas.
Nie jesteśmy gotowi.
Jon prychnął
-Mów za siebie.
Gdy sprzeczali się między sobą jak ciężko było by
zabić jednego wampira Simon wstał. Nie dość, że wszyscy
uważali go za kłamcę, a nawet gorzej, że był taki. On nie
pamiętam nic o byciu wampirem. Nic użytecznego, ale
pamiętał wystarczająco nieswój z ideą zabicia jednego. A
może był po prostu za zabijaniem czegokolwiek. Simon
był wegetarianinem, a praktykował przemoc tylko na
ekranie wysadzanym pikselami zabijając smoki i ślimaki
morskie.
To nie prawda, przypominał mu wewnętrzny głos w
głowie. Masz mnóstwo krwi na swoich rękach. Simon
wzruszył ramionami. Nie przypominał sobie czegoś, co
mogło się nigdy nie zdarzyć, ale udawanie tego czasem
było łatwiejsze.
George zdążył złapać go za ramię zanim Simon
odszedł.
-Przykro mi za to, wiesz- powiedział Simonowi.-
Powinienem był uwierzyć tobie.
-Yeah, powinieneś- Simon westchnął, po czym
zapewnił swojego współlokatora, że nie odczuwa urazy, co
było w większości prawdą. Był w połowie drogi korytarza
prowadzącego w dół, gdy usłyszał za sobą kroki.
-Simon!- Zapłakała Julie.- Zaczekaj sekundę.
W ciągu kilku miesięcy Simon odkrył istnienie magii i
demonów, dowiedział się, że jego wspomnienia z
przeszłości były tak bezpodstawne i fałszywe jak
papierowe lalki jego siostry i zrezygnował z wszystkiego,
cokolwiek znałby przenieść się do magicznego
niewidzialnego kraju ucząc się walki z demonami. Ale nic
bardziej nie zaskakiwało go, niż jak stale wzrastająca lista
gorących dziewczyn, które od niego coś pilnie
potrzebowały. To nie było aż tak zabawne jak powinno
być.
Simon zatrzymał się by Julie mogła go dogonić. Była
kilka cali wyższa i piwne nakrapiane złotem oczy, które
mieniły się w świetle. Tego ciemnego korytarza spowitego
bursztynowym blaskiem świec. Poruszała się z gracją
baletnicy, jeśli baletnica posługiwałaby się zamiast
tradycyjnie wstążką to srebrnym sztyletem. Innymi Słowy
poruszała się jak Nocny Łowca i do tego jak Simon
zauważył na polu treningowym, bardzo dobry Łowca.
I jak każdy inny dobry Nocny Łowca nie miała
skłonności do wiązania się z Przyziemnymi, a jeszcze
mnie z Przyziemnym, który był kiedyś Podziemnym
niepamiętającym w ogóle jak kiedyś uratował świat. Ale,
od kiedy Isabelle Lightwood w Akademii wydała swoje
roszczenie do Simona, Julie patrzyła na niego ze
szczególną fascynacją. Mniej niż jakby chciała rzucić
kogoś na łóżko, ale bardziej jakby chciała zbadać kogoś
pod mikroskopem, jak ruszają się jego kończyny, jakim
oddycha powietrzem. Szukał jakiegoś przebłysku tego, co
mogło ewentualnie przyciągać dziewczynę taką jak
Isabelle.
Simoni nie przeszkadzała jej obserwacja. Lubił ten
ostry ciekawski wzrok, brak wymagań. Isabelle, Clary,
Maia, wszystkie te dziewczyny będące w Nowym Jorku,
twierdziły, że go znały i kochały oraz wierzyły, że on je
też. Lecz Simon wiedział również, że nie kochały jego, że
kochają jakąś pokręconą jego wersję. Kogoś
wyglądającego jak sobowtór Simona, a kiedy spoglądały
na niego, wszystkie chciały zobaczyć, że był tym innym
facetem. Julie mogła go nienawidzić. Dobra, wyraźnie go
nienawidziła. Ale ona też jego widziała.
-To rzeczywiście prawda?- Zapytała go teraz.- Nie
pamiętasz nic z tego? Bycia wampirem? Wymiaru
demonów? Mrocznej Wojny? Nic a nic?
Simon Westchnął.
-Jestem zmęczony, Julie. Czy możemy udawać, że
zapytałaś mnie o to milion razy i dawałem ci tę samą
odpowiedź i powtórzyć to w dzień?
Przetarła swoje oczy i Simon zastanawiał się znowu,
czy to możliwe, iż Julie Beauvale miała na prawdę ludzkie
uczucia i niezależnie od przyczyny, mignęły rzeczywiście
ludzkie łzy. Było zbyt ciemno na korytarzu, aby cokolwiek
zobaczyć wszystko, ale wystarczająco jasno by dostrzec
gładkie linie na jej twarzy i błysk złotego naszyjnika, który
tonął w jej dekolcie.
Simon przycisnął dłoń do obojczyka nagle
przypominając sobie ciężar kamienia, błysk rubinu, stały
impuls taki jak bicie serca, wyraz jej twarzy, gdy dała mu
go, pożegnanie. Mylące odłamki pamięci, niemożliwe by
je poukładać, ale nawet zadał sobie pytanie, czyja to twarz,
kogo przerażonego pożegnaniem. Umysł podsuwał mu
odpowiedź.
Isabelle.
To zawsze była Isabelle.
-Wierzę ci- powiedziała Julie.- Nie rozumiem tego, ale
ci wierzę. Myślę, że miałam po prostu nadzieję...
-Co?- Było coś obcego w jej głosie, coś delikatnego i
niepewnego i wyglądała prawie tak samo zaskoczoną jak
on, gdy to usłyszał.
-Myślałam, że ze wszystkich ludzi ty możesz
rozumieć- powiedziała Julie.- Jak to jest, gdy walczy się o
swoje życie. Walczyć z Podziemnymi. Myśleć, że możesz
umrzeć- miała niezachwiany głos i jej ekspresja się nie
zmieniła, ale Simon niemal czuł jak jej krew w jej żyłach
zmienia się w lód, gdy zmuszała się by wypowiedzieć te
słowa.- Widzieć jak inni ludzie odchodzą.
-Przepraszam- powiedział Simon.- To znaczy, wiem,
co się stało, ale..
-Ale to nie jest takie samo jak bycie tam- dokończyła
Julie.
Simon skinął głową, myślał o tym ile godzin spędził
przy łóżku ojca, trzymając go za rękę i patrząc jak słabnie.
Gdy jego rodzice posadzili jego i Rebeccą, zmuszali się by
wypowiedzieć te wszystkie nieprawdopodobne słowa jak
"przerzuty", "paliatywnej" i "Terminal" myślał sobie:
Dobra, wiem jak to idzie. Widział wiele filmów, w których
ojciec bohatera umiera- obraz twarzy Luka Skywalker'a,
wracającego by zaleźć tlące się ciała ciotki i wuja w
ruinach Tatooine o myślał, że zrozumie żal.
-Jest kilka rzeczy, których się nie zrozumie, jeśli nie
przejdzie się przez nie samemu.
-Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego tu
jestem?- Zapytała go Julie.- Trenuję w Akademii a nie w
Aliante lub jakimś innym Instytucie?
-Właściwie... Nie- Simon przyznał, choć może
powinien.
Akademia była zamknięta przez dekady i wiedział, że
w tym czasie rodziny Nocnych Łowców same szkoliły
własne dzieci. Wiedział również, że większość z nich po
Mrocznej Wojnie dalej tak robiło, nie chcąc by ich bliscy
zbyt oddalali się z widoku.
Wtedy odwróciła od niego wzrok i splotła razem palce
jakby potrzebowała za coś złapać.
-Mam zamiar cos ci teraz powiedzieć Simon i nie
powtórzę tego.
To nie było pytanie.
-Moja matka była jednym z pierwszych zmienionych
Nie tak dawno temu był czas, kiedy Simon Lewis był przekonany, że wszyscy nauczyciele gimnastyki faktycznie uciekli z jakiegoś wymiaru piekła dla demonów i żywili się agonią nieskoordynowanej młodzieży. Nie wiedział, że prawie miał rację. Nie to, że Akademia Nocnych Łowców miała salę treningową, nie do końca. I jego psychiczny trener, Delaney Scarsbury, nie tak duży demon Nocny Łowca, dla który prawdopodobnie odcięcie kilku wielogłowych piekielnych bestii składało się na idealną sobotnią noc- ale o ile Simon był zaniepokojony to szczegółami technicznymi. -Lewis!- Scarsbury krzyknął do Simona, który leżał płasko na ziemi starając się zrobić się kolejną pompkę.- Na co czekasz, ja wyryte zaproszenie? Jego nogi były tak grube jak pnie drzew, a jego bicepsy były nie mniej przygnębiająco ogromne. To było, co najmniej jedna różnica między trenerem gimnastyki Nocnym Łowcą, a przyziemnym Simonem, z których większość ledwie pompowała paczkę chipsów ziemniaczanych. Ponadto, żaden z nauczycieli nie miał klapki na jednym oku i miecza z wyrzeźbionymi runami, i błogosławieństwa od Anioła. Ale po za tym wszystkim trener był dokładnie taki sam. -Niech wszyscy spojrzą na Simona!- Zawołał do reszty
klasy, gdy Simon uniósł się do pozycji deski próbując nie upaść brzuchem na brud. Znowu.- Nasz bohater może po prostu tutaj pokonać swoje piekielne ręce jak spaghetti. Satysfakcjonująco, tylko jedna osoba się zaśmiała. Simon rozpoznał charakterystyczny chichot Jona Cartwright'a, najstarszego syna wybitnej rodziny Nocnych Łowców, (jako że był pierwszy to tak mówiono). Jon wierzył, że urodził się w wielki i wydawało się, że Simon go irytuje- nieszczęsny przyziemny- zdołał dostać się tam pierwszy. Nawet, jeśli nie pamiętał jak to zrobił. Jon oczywiście, był tym, który rozpoczął nazywać Simona „nasz bohater". I podobnie jak wszyscy jego poprzedni, piekielni trenerzy, Scarsbury był szczęśliwy mogąc trenować i górować nad popularnym dzieciakiem. Akademia Nocnych Łowców miała dwa nurty, jeden dla dzieci Nocnych Łowców, którzy dorastali w tym świecie i których przeznaczeniem krwi była walka z demonami i drugi Przyziemnych, którym brakuje genetycznego przeznaczenia i starają się nadrobić zaległości. Oni spędzali większość czasu w klasach, studiując elementy sztuk walki i zapamiętując niuanse Przymierza Nephilim. Nocni Łowcy koncentrowali się na bardziej zaawansowanych umiejętnościach: żonglowanie shurikenami1 , studiowanie Chthonian2 , znakowanie się runami ohydnie dającymi przewagę i kto wie, co jeszcze. (Simon w dalszym ciągu miał nadzieję, że gdzieś w 1 Taka gwiazda do rzucania 2 Mitologia Cthulhu
Instrukcji Nocnych Łowców był tajemnica śmiercionośnego uchwytu Vulcana. Po tym wszystkim, kiedy instruktorzy ciągle powtarzali im: Wszystkie historie są prawdziwe.) Ale te dwa strumienie zaczynały codzienne razem: Każdy student, nie ważne jak doświadczony lub zaawansowany, był oczekiwany na polu treningowym o wschodzie słońca na godzinną wyczerpującą gimnastykę. Oddzielnie wstajemy, myślał Simon, gdy jego bicepsy odmawiały pęcznienia. Wspólnie robimy pompki. Kiedy powiedział matce, że chce iść do szkoły wojskowej, więc mógł się trochę zahartować, dała mu dziwne spojrzenie. (Nie tak dziwne jakby powiedział, że chce iść do szkoły walczącej z demonami, wypił z kielicha Anioła, wstąpił do szeregów Nocnych Łowców i tylko tak może odzyskać wspomnienia, które zostały skradzione w pobliskim piekielnym wymiarze.) Wyglądała jakby mówiła: Mój syn, chce zapisać się do szkoły życia, gdzie trzeba robić sto pompek przed śniadaniem? Wiedział o tym, bo mógł wyczytać o tym dość dobrze, ale również, dlatego, że ona po odzyskaniu umiejętności mówienia odpowiedziała "Mój syn, Simon Lewis chce zapisać się do szkoły życia, gdzie trzeba robić sto pompek przed śniadaniem?” Potem spytała go żartobliwie czy jest opętany przez złe istoty, a on udawał śmiech próbując ją ignorować i te przebłyski pamięci z prawdziwego życia.
Takie, w którym był przemieniony w wampira, a matka nazwała go wampirem i zabarykadowała dom przed nim. Czasami myślał, że zrobi wszystko by odzyskać wspomnienia, które zostały mu odebrane-, ale były chwile, gdy zastanawiał się czy niektóre rzeczy lepiej zapomnieć. Scarsbury, który był bardziej wymagający niż musztra, zarzuciłby młodzież robiła dwieście pompek każdego ranka…, ale nie, co najmniej niech zjedzą pierwsze śniadanie. Po pompkach była pora na robienie okrążeń, po pokrążeniach rzuty. A po rzutach: -Po tobie bohaterze- Jon uśmiechnął się szyderczo oferując Simonowi pierwszy rzut na ścianę wspinaczkową.- Może, gdy damy ci fory nie będziemy musieli czekać na ciebie tak długo byś nas dogonił. Simon był zbyt wyczerpany na złośliwą ripostę i zdecydowanie zbyt wyczerpany by wdrapać się na drogę ścianki wspinaczkowej z niemożliwie odległymi uchwytami w tym czasie. Wspiął się na kilka stóp, a następnie zatrzymał się dać swoim wrzeszczącym mięśniom odpocząć. Jeden po drugim uczniowie wdrapywali się obok niego i żaden z nich nie zdawał się być nawet lekko zdyszany. -Być bohaterem- mruknął z goryczą Simon przypominając sobie jak Magnus Bane wymachiwał mu tym życiem na swoim pierwszym spotkaniu (lub
przynajmniej pierwszym, które Simon powinien pamiętać.) -Miej przygody Simon. Wróć, co swojego życia na jednej wielkiej sali treningowej Simon. -Koleś, znowu gadasz do siebie- George Lovelace, współlokator Simona i jedyny prawdziwy przyjaciel w Akademii wspiął się w górę obok jego.- Straciłeś uchwyt? -Gadam do siebie, nie do małych zielonych ludzików- wyjaśniał Simon.- Wciąż jestem zdrowy, ostatnio sprawdzałem. -Nie to miałem na myśli- George siknął głową w stronę spoconych palców Simona, które zbielały z wysiłku od utrzymania wagi.- Twoja przyczepność. -Oh. Yeah. Jestem kapitalny3 - powiedział Simon.- Tylko daję chłopakom fory. I dowiedziałem się, że w warunkach bojowych, to zawsze dają czerwone koszulki tym, co idą na pierwsze ogień, wiesz? George zmarszczył brwi. -Czerwone koszulki? Ale nasz strój jest czarny. -Nie czerwone koszulki. Mięso armatnie. Star Trek? Cokolwiek dzwoni...- Simon westchnął na pusty wyraz twarzy Georga. George wychował się w odosobnionej wiejskiej malutkiej wiosce, ale to nie było tak, że mieszkał bez telewizji kablowej i internetu. Problem w tym, co Simon 3 W oryg. było „peachy” co można przetłumaczyć jako odjazdowy lub brzoskwiniowy :D
mógł stwierdzić, że Lovelace nie oglądał nic poza piłką nożną i używał bezprzewodowy dostęp do internetu wyłącznie do monitorowania statystyk Dundee United i od czasu do czasu kupował luźną paszę dla owiec. -Zapomnij o tym. Ze mną w porządku. Do zobaczenia na szczycie. George wzruszył ramionami i wrócił do wspinaczki. Simon patrzył jak jego współlokator- opalony i umięśniony jak model Abercrombie- odchyla się do plastikowych uchwytów skały bez wysiłku jak Spider Man. To było śmieszne: George nie był nawet Nocnym Łowcą, nie przez krew. Był adoptowany przez rodzinę Nocnych Łowców, był tak samo Przyziemnym jak Simon. Tylko tyle, że jak większość innych Przyziemnych- i bardzo innych od Simona- był bliski doskonałego okazu ludzkiego. Wstrętnie wysportowany, skoordynowany, silny i szybki. Tak bliski Nocnym Łowcą jak tylko mógł być bez krwi Anioła płynącej w żyłach. Innymi słowy: zapalony sportowiec. W Akademii Nocnych Łowców brakowało wielu rzeczy, bez których Simon wierzył, że nie może żyć: komputera, muzyki, komiksów, kablówki. W ciągu ostatnich kilku miesięcy musiał funkcjonować bez tego, ale był jeden rażący brak, którego nie mógł w dalszym ciągu okręcał mu głowę. W Akademii Nocnych Łowców nie było nerdów.
Matka Simona powiedziała mu kiedyś, że to, co najbardziej kocha w byciu żydem to fakt, iż może wejść do synagogi w dowolnym miejscu na ziemi i czuć się jakby wróciła do domu. Indie, Brazylia, Nowa Zelandia, nawet Mars- jeśli można by liczyć na Shalom4 , Kosmonauto! domowy komiks, który był punktem kulminacyjnym w doświadczeniach Simona w hebrajskim w trzeciej klasie. Żydzi na całym świecie modlili się w tym samym języku uzywająć tych zamych słów. Matka Simona, (któr anigdy nie opuściła obszar trzech stanów, mały kawałek kraju), mówiła swojemu synowi, że tak długo jak będzie mógł znaleźć ludzi, którzy mówili tym samym językiem duszy, nigdy nie będzie samotny. To, co mówiła okazało się być prawdą. Tak długo jak mógł znaleźć ludzi mówiących jego językiem- językiem Dungeons & Dragons i World of Warcraft, językiem Star Treka, mangi i indi rocka piosenek takich jak “Han Shot First” i “What the Frak”- czuł się jakby był wśród przyjaciół. Ci Nocni Łowcy trenujący z drugiej strony? Większość z nich pewnie myślała, że manga to jakaś demoniczna grzybica stóp. Simon robił, co mógłby nauczyć ich czegoś lepszego w życiu, ale ludzie tacy jak 4 słowo używane przez Żydów jako przywitanie. Występuje także w złożeniu Szalom Alejhem, co oznacza pokój wam, na co odpowiada się alejhem weał bnejhem – pokój wam i waszym synom.
George Lovelace nie mieli tyle doświadczenia z dwunastościennymi kośćmi, jakie Simon miał... dobrze, nic nie było bardziej skomplikowanego niż spacerowanie i żucie gumy w tym samym czasie. Jak Jon przepowiedział. Simon był ostatni na ściance wspinaczkowej. W tym czasie pozostali, wspięli się, zadzwonili maleńkim dzwonkiem na górze i opuścili się na linkach ponownie na ziemię. Ostatnim razem, gdy tak się stało Scarsbury, który miał imponujący talent do sadyzmu sprawił, że cała klasa siedziała i patrzyła jak Simon starannie pnie się ku górze. W tym samym czasie ich trener dręczył go, ale na szczęście krótko. -Dość- krzyknął Scarsbury klaszcząc w ręce. Simon zastanawiał się, czy istnieje coś takiego jak przywołanie gwizdkiem. Może powinien dać trenerowi jeden na Bożę Narodzenie. -Lewis, przestań być takim obrazem nędzy i złaź na dół. Reszta niech uda się do zbrojowni, weźmie swoje miecze i rusza dołączyć do bójki- żelazny uchwyt zamknął na ramieniu Simona.- Nie tak szybko bohaterze, ty zostajesz z tyłu. Simon zastanawiał się, czy to był moment, gdy jego bohaterska przeszłość została ostatecznie pokonana przez jego nieszczęsną teraźniejszość, a on miał być wyrzucony z Akademii. Ale potem trener zawołał kilki innych, łącznie z Lovelace, Cartwright, Beauvale, Mendoza- większość z
nich była Nocnymi Łowcami, wszyscy z nich byli najlepszymi studentami w klasie, a Simon mógł odpocząć tylko trochę. Cokolwiek Scarsbury miał do powiedzenia, to nie mogło być takie złe, jeśli nie, jeśli miał to również do przekazana Jonowi Cartwright, beznadziejnemu złotego medalisty. -Usiąść- Scarsbury nakazał. Usiedli. -Jesteście tu, ponieważ jesteście dwudziestka najbardziej obiecujących studentów w klasie- powiedział trener i zastopował pozwalając by nacieszyli się komplementem. Większość studentów uśmiechnęła się promiennie. Simon zmusił się by zniknąć. Więcej niż obiecujących dziewiętnastu studentów i on jeden wciąż obijał się polegając na osiągnięciach z przeszłości. Czuł się tak jakby miał znowu osiem lat, słysząc jego matkę zastraszającą trenera Little League5 by pozwolił mu zrobić kij. -Mamy Podziemnego, który złamał Prawo i musimy się tym zająć- Scarsbury kontynuował.- I siły, które zdecydowały, że to doskonała okazja dla was chłopcy by stać się mężczyzną. Marisol Rojas Garza, chuda Przyziemna trzynastolatka z wiecznym skopię ci tyłek wyrazie, odchrząknęłam głośno. 5 Nazwa drużyny bejsbolowej
-Er... mężczyzną i kobietą- Scarsbury poprawił wyglądając niezbyt szczęśliwie. Szmer pomruków studentów mieszał się z ekscytacją i alarmem. Nikt nie spodziewał się w krótce prawdziwej misji szkoleniowej. Za Simon Jon udawanie ziewnął. -Nuda, mógłbym zabijać nieuczciwych Podziemnych przez sen. Simon, który faktycznie zabijał nieuczciwych Podziemnych we śnie, wraz z innymi przerażającymi demonami z czułkami i nieskończenie złymi Nocnymi Łowcami, a także innymi krwiożerczymi pojawiającymi się w jego koszmarach nie czuł się jakby miał ziewać. Poczuł się wstrząśnięty. George podniósł rękę. -Uh, proszę pana, niektórzy z nas są tu nadal- przełknął, nie po raz pierwszy, a Simon zastanawiał się czy żałował przyznając prawdę o sobie: w Akademii było znacznie łatwiej, gdy byłeś w strumieni elity Nocnych Łowców i nie tylko, dlatego że elita nie musiała spać w lochach.- Przyziemnymi- dokończył. -Zauważyłem to Lovelace- powiedział sucho trener.- Wyobraź sobie moje zdziwienie, gdy odkryłem, że niektóre męty są coś warte po wszystkim. -Nie, mam na myśli- George zawahał się jeszcze bardziej onieśmielony wysoki na pięć-sześć stóp Szkocki Bóg Seksu opis Beatriz Velez Mendoza zgodny z jej
najlepszą wielkoustną przyjaciółką), miał do tego prawo. Wreszcie wyprostował ramiona i wystąpił do przodu. -Mam na myśli, że jesteśmy Przyziemnymi. Nie możemy używać run ani Serafickich ostrzy lub kamieni albo czegokolwiek, nie mamy jak wy superszybkości i anielskiego refleksu. Idąc po Podziemnych mając tylko kilka miesięcy treningu... Nie jest to niebezpieczne? Żyły na szyi trenera zaczęły niepokojąco pulsować a zdrowe oko niemal wyskakiwało z orbity6 , Simon obawiał się, że wypadnie. (Myślał, że to może wyjaśnić tajemnicza opaskę na oku.) -Niebezpieczne? Niebezpieczne?- Zagrzmiał..- Ktoś tu jeszcze boi się niebezpieczeństwa? Jeśli byli, to byli przestraszeni jeszcze bardziej przestraszenie przez Scarsbur'ego i trzymali języki za zębami. Pozwoliłby cisza potrwała jeszcze trochę, złowieszcza w tej dręczącej minucie. Potem skrzywił się do Goerga. -Jeśli boisz się niebezpiecznych sytuacji chłepczę, to jesteś w złym miejscu. A co do reszty z was męty, najlepiej dowiedzcie się czy macie to, czego potrzebujecie. Jeśli tego nie zrobicie, to picie z Kielicha Anioła waz zabije i uwierzcie mi, Przyziemni, wysuszenie do sucha przez krwiopijcę jest o wiele przyjemniejsze- powiedział z 6 Oryg. „wyszło z głowy” ale to brzmi głupio według mnie
wzrokiem wbitym w Simona, może, dlatego, że Simon był kiedyś wampirem, lub może, dlatego że teraz wydawało się najbardziej prawdopodobne by opróżniono jego. Przyszło mu do głowy, że Scarsbury może mieć nadzieję, dokonując takiego wyboru- wybierając Simona do tej misji- że pozbędzie się najbardziej problematycznego ucznia. Chociaż z pewnością nie Nocnego Łowce, czy trener Nocnych Łowców mógł się tak zniżyć? Coś w Simonie, jakiś duch wspomnień, strzegł go by nie był takim pewnym. -Czy to jasne?- Zapytał Scarsbury.- Jest tu ktoś, kto chce uciec do mamusi i tatusia z płaczem „proszę ochroń mnie przed wielkim złym wampirem”? Martwa cisza. -Wspaniale- powiedział.- Macie dwa dni na trening. Pomyślcie sobie, pod jakim wrażeniem będą wszyscy wasi przyjaciele jak wrócicie- zaśmiał się.- Jeśli wrócicie... Lobby dla studentów było ciemne, stęchłe z migoczącym światłem świec. Było pilnowane przez gniewne portrety Nocnych Łowców z przeszłości, Heroland'owie i Lightwood'owie and nawet sporadycznie zerkający w dół Morgenstern w ciężkich złotych ramach, ich krwawe triumf bledł razem z farba oleistą. Ale miał kilka oczywistych zalet w porównaniu do sypialni Simona: Nie był w lochu, nie było nic takiego jak czarny szlam, nie
unosił się lekki zapach, taki jak spleśniałe skarpetki, ale mogły być to rozkładające się ciała byłych uczniów schowane pod podłogą. To nie brzmiało jak duża, niesforna rodzina szczurów skrobiąca za murami. Ale jedną godną uwagi zaletą pokoju było to, że przypominał Simonowi noc, gdy koczował w rogu z Georgem i kartami do gry. Było to gwarancją, że Jon Cartwright z chodzącą za nim grupa fanek Nocnych Łowców, nigdy nie przekroczy progu. -Nie Siódemki- mówił George, gdy Jon, Beatriz, and Julie wkroczyli do pomieszczenia.- Go fish.7 Gdy Jon i dwie dziewczyny podeszli do Simona nagle był bardzo zainteresowany grą w karty. Przynajmniej w tym był najlepszy. W normalnej szkole z tablicami byłby telewizor zamiast gigantycznych portretów Jonathana Nocnego Łowcy, którego oczy były tak intensywnie skupione jak miecz. Nie było muzyki dochodzącej z pokoi akademika mieszającej się w korytarzu z dobrą i Phish'em8 : nie było pisania e-maili, smsów ani porno w internecie. W Akademii po godzinach niewiele było zająć: Można było studiować Codex lub spać. Karty go gry były najbliższa możliwą rozrywką, a kiedy Simon był zbyt długo bez dostawał małego świerzbu. Okazało się, że całej dzień szkolenia do walki z rzeczywistymi potworami w 7 gra karciana 8 Chyba chodzi o zespół amerykański rockowy
rzeczywistym świecie gra w Dungeons & Dragons straciła blask- a przyjemniej tak uważał George i co drugi uczeń, którego Simon próbował zwerbować do kampanii- co sprawiało, że zostały im tylko standardy gier karcianych z obozów letnich Hearts, Egyptian Ratscrew i oczywiście Go Fish. Simon stłumił ziewnięcie. Jon, Beatriz, i Julie stanęli obok ich czekając na zauważenie. Simon miał nadzieję, że jeśli wystarczająco długo poczekają to odejdą. Beatriz nie była taka zła, a przynajmmniej nie jak była sama. Ale Julie mogła być wykuta z lodu. Miała podejrzanie mało wad- jedwabiste blond włosy jak u lalki Barbie, porcelanowa cera jak u tych, co reklamują kosmetyki, lepsze krzywe niż którakolwiek z bikini-girl plakatów Erika w garażu- i jastrzębi wyraz twarzy jakby czekała na destrukcyjna misję bez żadnego zawahania. Wszystko z dzierżącą przez nią miecz. Jon oczywiście był Jonem Nocni Łowcy nie praktykują magii- to była podstawa ich wierzeń- więc było mało prawdopodobne, że Akademia nauczy Simona jak przenieść Jona w inny wymiar. Ale facet marzył o tym. Nie odeszli. W końcu, George, od kołyski niezdolny do bycia niegrzecznym odłożył swoje karty. -W, czym możemy was pomóc?- Zapytał, zimnym jak lód szkockim akcentem.
Jon i Julie przestali być tacy życzliwi, gdy tylko się poznali prawdę, że George jest przyziemnej krwi i choć nigdy George nie mówił o tym, nie chciał im wybaczyć ani zapomnieć. -Właściwie tak- powiedziała Julie i skinęła na Simona.- Cóż, ty możesz. Dowiedzenie się o zbliżającej się misji zabicia wampirów nie do końca było owiązywaniem szyi Simona żółtymi wstążkami; nie był w nastroju. -Czego chcesz? Julie spojrzała niepewnie na Beatriz, która wpatrywała się w swoje stopy. -Zapytaj- mruknęła Beatriz. -Lepiej jak ty to zrobisz- rzuciła Julie. Jon przewrócił oczami. -Oh na Anioła! Zrobię to- wyprostował się imponująco, położył dłonie na biodrach i spojrzał w dół na Simona, stojąc w takiej pozie jakby przeglądał się w lustrze.- Chcemy byś opowiedział nam o wampirach. Simon się uśmiechnął. -Co chcesz wiedzieć? Przerażająca jest Eli w Pozwól Mi Wejść, serowaty jest The Vampire Lestat, najbardziej niedoceniany jest David Bowie w Głód. Najseksowniejsza jest zdecydowanie Drusilla, ale jeśli zapytać dziewczynę to pewnie powie Damon Salvatore9 lub Edward Cullen 10 . Ale...- wzruszył ramionami.- Wiesz, dziewczyny. 9 Och tak!! 10 Niee
Julie i Beatriz stały z szeroko otwartymi oczami. -Nie sądziłam, że wiesz tak wiele!- Wykrzyknęła Beatriz- Czy oni... Są twoimi przyjaciółmi? -Oh jasne, Hrabia Dracula i ja jesteśmy- powiedział Simon krzyżując palce dla temostracji.- Licząc jeszcze Chocula. Aha i mój BBF Blinzula. To prawdziwy czarodziej...- urwał uśwaidamiając sobie że nikt się nie śmieje. W rzeczywistości, nikt nie uważał, że żartuje. -Są z telewizji- podpowiedział.- Albo, uh, płatek śniadaniowych. -O czym on mówi- Julie zapytała Jona perfekcyjnie marszcząc nos dezoriętacji. -Kogo to obchodzi?- Powiedział Jon.- Mówiłem ci, to była strata czasu. Jemu chodzi o każdego innego ale samego siebie? -Co to ma znaczyć?- Zapytał Simon zaczynając czuć podrażnienie. George odchrząknął wyraźnie nieswojo. -Come on, jeśli on nie chce o tym mówić to jego sprawa. -Nie teraz, gdy o to toczy się stawka- Julie mrugnęła ciężko jakby miała coś w oku lub...Simon złapał oddech. Czy ona odganiała łzy? -O, co chodzi?- Zapytał czując się ciemniejszy niż zwykle, gdy gadał za wiele. Beatriz wetchnęła i posłała Simonowi nieśmiały
uśmiech. -Nie prosimy cię o nic osobistego lub wiesz, bolesnego. Chcemy tylko byś nam tylko powiedział, co wiesz o wampirach z hm... -O byciu krwiopijcą- Jon dokończył za nią. -Którym jak może pamiętasz, byłeś. -Ale ja nie pamiętam- zauważył Simon.- Moglibyście zwrócić na to uwagę? -To jest to, o czym mówisz- argumentowała Beatriz.- Ale... -Ale myślicie, że kłamię?- Zapytał Simon niedowierzając. Czarna dziura jego wspomnień była tak skupiona wokół jego wspomnień jak był skupiony na fakcie swojego istnienia. Nigdy nawet nie przyszło mu do głowy, że ktokolwiek może o to zapytać. Jaki byłby sens kłamania o tym fakcie. -Wy wszyscy tak myślicie? Naprawdę? Jeden po drugim zaczęli potakiwać... Nawet George jakby, co najmniej miał łaskę patrzyć zakłopotany. -Dlaczego miałbym udawać, że nie pamiętam?- Zapytał Simon -Dlaczego mieli by zesłać tutaj kogoś takiego jak ty, jeśli na prawdę nie masz o niczym pojęcia?- Odparł Jon.- To jedyna rzecz, która ma sens. -No cóż, myślę, że to szalony, szalony, szalony świat-
rzucił Simon.- Bo to, co widzisz to, co masz. -Dużo o niczym- powiedział Jon. Julie szturchnęła go będąc dziwnie poddenerwowana, zazwyczaj była szczęśliwa potwierdzając to, co mówił Jon. -Powiedziałeś, że będziesz miły. -O, co chodzi? Albo nic nie wie albo nie chce powiedzieć. Kogo to interesuje? To tylko jeden Podziemny. Co najgorszego może się stać? -Na prawdę o nic nie rozumiesz?- Zapytała Julie.- Czy kiedykolwiek uczestniczyłeś w bitwie? Czy widziałeś kiedyś by komuś stała się krzywda? Śmierć? -Jestem Nocnym Łowcą, prawda?- Powiedział Jon, choć Simon zauważył, że to nie była znacząca odpowiedź. -Nie byliśmy w Alicante na wojnie- powiedziała ponuro Julie.- Nie wiesz jak to jest jak tracisz cokolwiek. Jon odchylił się od niej. -Nie możesz mi mówić, co straciłem. Nie wiem jak wy, ale ja jestem tutaj, by dowiedzieć się jak walczyć, następnym razem. -Nie mów tak Jon- przyznała rację Beatriz.- Może nie być następnego razu. Nie może być. Jon wzruszył ramionami. -Zawsze będzie następny raz- mówił prawie z nadzieją o tym, a Simon zrozumiał, że Julie miała rację. Jon mówił jakby jakakolwiek śmierć była mu bardzo daleka. -Widziałem martwe owce- George powiedział jasno
starając się rozluźnić atmosferę. -To jest to- Beatriz marszczyła brwi.- Ja naprawdę nie chcę mieć do czynienia i walczyć z wampirami. Może mogłabym z fearie... -Nie wiem nic na temat fearie- Julie pękła -Wiem, że nie miałabym nic przeciwko zabiciu z nich- powiedziała Beatriz. Julie gwałtownie wypuściła powietrze jakby ktoś ją przygniótł wydmuchując to z niej. -Ja też nie. Gdyby to było takie proste... Simon nie wiedział zbyt wiele o stosunkach Nocnych Łowców i Podziemnych, ale zorientował się dość szybko, że fearie były wrogiem publicznym numer jeden w tamtych dniach. Prawdziwym wrogiem numer jeden był Sebastian Morgenstern, który rozpoczął Mroczną Wojnę i przemienił kilku Nocnych Łowców w złych zombie- czczących -Sebastiana, który od dawna nie żyje. Opuścił swoich należnych sojuszników i poniósł konsekwencje. Nawet Nocni Łowcy tacy jak Beatriz, którzy wydawało się, że szczerze wierzyli, iż wilkołaki były jak każdy inny nawet, jeśli były trochę kosmate i mieli trochę fanek niesławnego czarnoksiężnika Magnusa Bane, mówili o fearie jakby byli szkaradna plagą i Zimny Pokój byłby zaledwie ziarnem do zatrzymania zagłady. -Miałeś dziś rano rację George- powiedziała Julie.- Nie powinni nas tam tak wysyłać, nie wszystkich z nas. Nie jesteśmy gotowi.
Jon prychnął -Mów za siebie. Gdy sprzeczali się między sobą jak ciężko było by zabić jednego wampira Simon wstał. Nie dość, że wszyscy uważali go za kłamcę, a nawet gorzej, że był taki. On nie pamiętam nic o byciu wampirem. Nic użytecznego, ale pamiętał wystarczająco nieswój z ideą zabicia jednego. A może był po prostu za zabijaniem czegokolwiek. Simon był wegetarianinem, a praktykował przemoc tylko na ekranie wysadzanym pikselami zabijając smoki i ślimaki morskie. To nie prawda, przypominał mu wewnętrzny głos w głowie. Masz mnóstwo krwi na swoich rękach. Simon wzruszył ramionami. Nie przypominał sobie czegoś, co mogło się nigdy nie zdarzyć, ale udawanie tego czasem było łatwiejsze. George zdążył złapać go za ramię zanim Simon odszedł. -Przykro mi za to, wiesz- powiedział Simonowi.- Powinienem był uwierzyć tobie. -Yeah, powinieneś- Simon westchnął, po czym zapewnił swojego współlokatora, że nie odczuwa urazy, co było w większości prawdą. Był w połowie drogi korytarza prowadzącego w dół, gdy usłyszał za sobą kroki. -Simon!- Zapłakała Julie.- Zaczekaj sekundę. W ciągu kilku miesięcy Simon odkrył istnienie magii i
demonów, dowiedział się, że jego wspomnienia z przeszłości były tak bezpodstawne i fałszywe jak papierowe lalki jego siostry i zrezygnował z wszystkiego, cokolwiek znałby przenieść się do magicznego niewidzialnego kraju ucząc się walki z demonami. Ale nic bardziej nie zaskakiwało go, niż jak stale wzrastająca lista gorących dziewczyn, które od niego coś pilnie potrzebowały. To nie było aż tak zabawne jak powinno być. Simon zatrzymał się by Julie mogła go dogonić. Była kilka cali wyższa i piwne nakrapiane złotem oczy, które mieniły się w świetle. Tego ciemnego korytarza spowitego bursztynowym blaskiem świec. Poruszała się z gracją baletnicy, jeśli baletnica posługiwałaby się zamiast tradycyjnie wstążką to srebrnym sztyletem. Innymi Słowy poruszała się jak Nocny Łowca i do tego jak Simon zauważył na polu treningowym, bardzo dobry Łowca. I jak każdy inny dobry Nocny Łowca nie miała skłonności do wiązania się z Przyziemnymi, a jeszcze mnie z Przyziemnym, który był kiedyś Podziemnym niepamiętającym w ogóle jak kiedyś uratował świat. Ale, od kiedy Isabelle Lightwood w Akademii wydała swoje roszczenie do Simona, Julie patrzyła na niego ze szczególną fascynacją. Mniej niż jakby chciała rzucić kogoś na łóżko, ale bardziej jakby chciała zbadać kogoś pod mikroskopem, jak ruszają się jego kończyny, jakim
oddycha powietrzem. Szukał jakiegoś przebłysku tego, co mogło ewentualnie przyciągać dziewczynę taką jak Isabelle. Simoni nie przeszkadzała jej obserwacja. Lubił ten ostry ciekawski wzrok, brak wymagań. Isabelle, Clary, Maia, wszystkie te dziewczyny będące w Nowym Jorku, twierdziły, że go znały i kochały oraz wierzyły, że on je też. Lecz Simon wiedział również, że nie kochały jego, że kochają jakąś pokręconą jego wersję. Kogoś wyglądającego jak sobowtór Simona, a kiedy spoglądały na niego, wszystkie chciały zobaczyć, że był tym innym facetem. Julie mogła go nienawidzić. Dobra, wyraźnie go nienawidziła. Ale ona też jego widziała. -To rzeczywiście prawda?- Zapytała go teraz.- Nie pamiętasz nic z tego? Bycia wampirem? Wymiaru demonów? Mrocznej Wojny? Nic a nic? Simon Westchnął. -Jestem zmęczony, Julie. Czy możemy udawać, że zapytałaś mnie o to milion razy i dawałem ci tę samą odpowiedź i powtórzyć to w dzień? Przetarła swoje oczy i Simon zastanawiał się znowu, czy to możliwe, iż Julie Beauvale miała na prawdę ludzkie uczucia i niezależnie od przyczyny, mignęły rzeczywiście ludzkie łzy. Było zbyt ciemno na korytarzu, aby cokolwiek zobaczyć wszystko, ale wystarczająco jasno by dostrzec gładkie linie na jej twarzy i błysk złotego naszyjnika, który
tonął w jej dekolcie. Simon przycisnął dłoń do obojczyka nagle przypominając sobie ciężar kamienia, błysk rubinu, stały impuls taki jak bicie serca, wyraz jej twarzy, gdy dała mu go, pożegnanie. Mylące odłamki pamięci, niemożliwe by je poukładać, ale nawet zadał sobie pytanie, czyja to twarz, kogo przerażonego pożegnaniem. Umysł podsuwał mu odpowiedź. Isabelle. To zawsze była Isabelle. -Wierzę ci- powiedziała Julie.- Nie rozumiem tego, ale ci wierzę. Myślę, że miałam po prostu nadzieję... -Co?- Było coś obcego w jej głosie, coś delikatnego i niepewnego i wyglądała prawie tak samo zaskoczoną jak on, gdy to usłyszał. -Myślałam, że ze wszystkich ludzi ty możesz rozumieć- powiedziała Julie.- Jak to jest, gdy walczy się o swoje życie. Walczyć z Podziemnymi. Myśleć, że możesz umrzeć- miała niezachwiany głos i jej ekspresja się nie zmieniła, ale Simon niemal czuł jak jej krew w jej żyłach zmienia się w lód, gdy zmuszała się by wypowiedzieć te słowa.- Widzieć jak inni ludzie odchodzą. -Przepraszam- powiedział Simon.- To znaczy, wiem, co się stało, ale.. -Ale to nie jest takie samo jak bycie tam- dokończyła Julie. Simon skinął głową, myślał o tym ile godzin spędził
przy łóżku ojca, trzymając go za rękę i patrząc jak słabnie. Gdy jego rodzice posadzili jego i Rebeccą, zmuszali się by wypowiedzieć te wszystkie nieprawdopodobne słowa jak "przerzuty", "paliatywnej" i "Terminal" myślał sobie: Dobra, wiem jak to idzie. Widział wiele filmów, w których ojciec bohatera umiera- obraz twarzy Luka Skywalker'a, wracającego by zaleźć tlące się ciała ciotki i wuja w ruinach Tatooine o myślał, że zrozumie żal. -Jest kilka rzeczy, których się nie zrozumie, jeśli nie przejdzie się przez nie samemu. -Czy kiedykolwiek zastanawiałeś się, dlaczego tu jestem?- Zapytała go Julie.- Trenuję w Akademii a nie w Aliante lub jakimś innym Instytucie? -Właściwie... Nie- Simon przyznał, choć może powinien. Akademia była zamknięta przez dekady i wiedział, że w tym czasie rodziny Nocnych Łowców same szkoliły własne dzieci. Wiedział również, że większość z nich po Mrocznej Wojnie dalej tak robiło, nie chcąc by ich bliscy zbyt oddalali się z widoku. Wtedy odwróciła od niego wzrok i splotła razem palce jakby potrzebowała za coś złapać. -Mam zamiar cos ci teraz powiedzieć Simon i nie powtórzę tego. To nie było pytanie. -Moja matka była jednym z pierwszych zmienionych