gosiag

  • Dokumenty396
  • Odsłony75 805
  • Obserwuję125
  • Rozmiar dokumentów645.0 MB
  • Ilość pobrań43 068

Gabriella P. - 04 Akademia Mroku - Zagubione dusze (tłum. nieoficjalne)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Gabriella P. - 04 Akademia Mroku - Zagubione dusze (tłum. nieoficjalne).pdf

gosiag EBooki akademia mroku
Użytkownik gosiag wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 297 stron)

2 Gabriella Poole AKADEMIA MROKU ZAGUBIONE DUSZE tłumaczenie: MoreThanBooks Umieszczanie tłumaczenia na innych stronach bez naszej zgody ZABRONIONE.

3 Tytuł oryginału: Lost Spirits Copyright © 2012 by Gabriella Poole Wydanie I Nieoficjalne tłumaczenie

4 PROLOG Światło było słabe w Chien Rouge, w jej ulubionym barze w Brukseli, ale błysk z butelek za barem był wystarczający aby dostrzec młodego mężczyznę. Ponad oprawą swojego kieliszka wina, obserwowała go z uznaniem. Bursztynowe oczy, odrzutowe włosy i złota skóra; nie wyglądał na całkowicie realnego. Przypominał bardzo bogato zdobiony posąg, pomimo, że widziała jego drgające palce oraz unoszący się i opadający oddech. No i oczywiście często podnosił szklankę whisky. Przyjrzała mu się uważnie gdy wziął kolejnego drinka. Zbyt piękny, żeby wyglądać tak smutno. Potrzebował zwrócenia uwagi. Pozwoliła sobie na mały uśmieszek w szczęśliwym oczekiwaniu. Wstając, podniosła swoją drogą butelkę wina i podeszła do baru. Następnie, zdjęła plecak przystojnego mężczyzny ze stołka i położyła go obok niego, wślizgując się na miejsce, stuknęła swoją szklanką o jego. Zaskoczony, spojrzał w górę, nerwowo wyrywając plecak położył go na swoje kolana i usiadł z powrotem. - Przepraszam, czy ja..? – zaczął.

5 - Znasz mnie? Nie – uśmiechnęła się – Ale mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz chciał. Mężczyzna zmarszczył brwi – Nie jestem pewien. - Och wybacz mi moją śmiałość. Po prostu wyglądasz na trochę…. smutnego? – przebiegła dłonią po swoich jasno brązowych włosach pozwalając im lśnić – Chciałam cię rozweselić. Błysk zainteresowania zapłonął w jego oczach, gdy ona ponownie uśmiechając się zagryzła swoją wargę. - Co sprawia, że myślisz iż potrzebuje towarzystwa? - Nie jestem pewna czego chcesz. Ale na pewno potrzebujesz tego. Nienawidzę patrzeć na kogoś tak pięknego, a zarazem tak nieszczęśliwego. Zaśmiał się, niechętnie niskim chichotem – Bardzo miło z twojej strony ale dziękuję, wolę być sam – pociągnął kolejny łyk swojego drinka – W każdym razie, mam złe zamiary. Zaniepokoiła się – Nawet nie wiesz jak często to słyszałam. Nie martw się, potrafię poradzić sobie z tym. Pozwól, że kupię ci jeszcze jednego drinka. To byłaby dla mnie przyjemność. Zawahał się, ale ona wiedziała, że wygrała. Przyciągając uwagę barmana wskazała mu na szklankę whisky, aby ją napełnił. Przysunęła stołek barowy trochę bliżej i podniosła swoją szklankę w toaście – Zapomnij teraz o swoich kłopotach.

6 - Wątpię w to – pomimo tego podniósł swoją napełnioną szklankę whisky, a kącik jego ust uniósł się w próbie uśmiechu. - Nie widziałam cię tu wcześniej – zmierzyła go od góry do dołu – Pamiętałabym. - Nie. Ja… ciągle się przemieszczam - nagle jego wzrok stał się bardzo skupiony i przenikliwy. Wyczuwając szansę, położyła swoją dłoń na jego ramieniu. Czuła jak jego mięśnie lekko drżały. To był dobry znak. - Zatem, z skąd pochodzisz? Jesteś nowy w Brukseli? Czy może nowy w Chien Rouge? - To bardzo dużo pytań – troszkę bardziej odwrócił się do niej, a ona zdecydowanie zauważyła intensywny błysk przyciągania w jego oczach. - Więc odpowiedz na pierwsze pytanie – roześmiała się, ponownie przebiegając palcami po swoich włosach – Skąd pochodzisz? Wzruszył ramionami – Z wielu miejsc. - Dokąd zmierzasz? - Gdziekolwiek, na razie jestem tutaj. - Nie umiesz odpowiadać na pytania!

7 Pochylając się, położył swoją rękę na jej policzku sprawiając że lekko się poruszyła. Częściowo było to niespodzianką – Kto teraz miał przewagę? – ale częściowo była to iskierka pożądania, która zamigotała na jej skórze pod wpływem jego dotyku. Wyglądał młodo, ale w jego oczach dało się zauważyć wiek i doświadczenie, co z całością stanowiło kuszące połączenie. Pochylając się spojrzała na nie. Były to niezwykłe oczy: pełne emocji, życia i pasji. I coś, czego nie mogła całkowicie zrozumieć. Jasne a zarazem burzliwe… Niezdolna do sprzeciwu, zamknęła małą odległość między nimi, następnie pod wpływem impulsu przycisnęła swoje usta do jego. Przez chwilę całkowicie znieruchomiał; potem zareagował z wściekłością omal jej nie przerażając. Pożądanie gnało po jej ciele niczym liźnięcie płomienia, poczuła odpływ sił z mięśni. Palcami przeczesując jej włosy zacisnął je na tylnej części czaszki. To było niesamowite. Niewiarygodne. Bezradna w uścisku szalonej żądzy, nawet nie pomyślała, że w tej dzikiej chwili z tego wszystkiego zaraz zemdleje z podniecenia. I wtedy uświadomiła sobie; coś było nie tak. Jej świadomość zaczynała faktycznie odpływać. Otwierając oczy wpadła w panikę. Jego oczy były szeroko otwarte, łapczywie wpatrywały się w nią. Walcząc, udało jej się odepchnąć go. Kolor jego oczu był zdumiewający. Były one prawie w całości czerwone.

8 Cofnęła się, wyrywając swoje włosy z jego uścisku zachwiała się na stołu barowym, ledwie trzymając się na nogach. Chwycił ją ponownie za ramię, nie potrafiła stwierdzić czy chciał uratować ją przed upadkiem czy chciał przyciągnąć ją z powrotem do siebie. Wpatrując się w niego, chwyciła obiema rękami stołek barowy trzymając go między nimi jak tarczę. - Mówiłem ci – warknął, oddychając ciężko. – Mam złe zamiary. Zesztywniała, zdobywając się na powagę oraz łapiąc oddech, wydęła usta próbując powstrzymać ich drżenie – Jesteś pijany! - Bez żartów - zamknął swoje oczy, chwiejąc się na stołku. Kiedy je otworzył były normalne; nie były już tak nienaturalnie czerwone, może tylko troszkę przekrwione. Musiała to sobie wyobrazić . Musiała. - Odejdź – warknął – Odejdź ode mnie. - Z przyjemnością – powiedziała wyniośle, chociaż jej głos nadal drżał – Potrzebujesz pomocy – spojrzała na barmana, kiedy zaczęła wychodzić. - Nie dałabym mu więcej – warknęła i zatrzasnęła za sobą drzwi baru, kiedy wybiegała. Potrzebujesz pomocy. O Boże, to było bardziej prawdziwe niż myślała. Ciskając ze złością kilka banknotów na bar, Ranjit chwycił plecak i niemal

9 podbiegł do drzwi. Na zewnątrz, brukselski deszcz smagał jego twarz spowalniając go. Złapał oddech, orientując się gdzie jest i ponownie sprawdzając czy zapięcie na plecaku było zabezpieczone, zarzucił go na swoje ramiona i ruszył w otaczającą go noc. Był tak bardzo blisko utraty kontroli. Usiłował ostatnio naprawdę mocno z tym walczyć i jak na razie udawało mu się to, ale ona była tak intensywna, a jego duch był taki głodny. A co więcej była taka słodka i odważna, że nie mógł powstrzymać się zanim przypomniał sobie – Nie! Nie myśl tak o niej… Nie mógł ponownie do tego dopuścić. Kiedy on…. Ranjit zawahał się nawet o tym myśleć. Kiedy zabił Jake'a w Stambule…. I był tak blisko zabicia Richarda, nie wiedział czy on zdradził swojego ducha czy jego duch zdradził jego. To nie miało znaczenia. To nie może zdarzyć się ponownie. Niezależnie od tego jaką rolę odegrał przeklęty Wisiorek i co zrobił, sam musiał być odpowiedzialny za zaistniałe sytuacje na pewnym poziomie. Zawalił sprawę na zawsze, wiedział o tym. Już nigdy nie zobaczy Cassie ponownie, nie miał na rozwiązanie problemu żadnego pomysłu, wiec do cholery to co teraz miał zamiar zrobić nie miało żadnego znaczenia. O Boże, dlaczego w ogóle pomyślał że Wisiorek będzie kluczem do tego aby być z Cassie na zawsze razem? Jak mógł być taki głupi? Czując wstręt do samego siebie i wypełniony wyrzutami sumienia, Ranjit wszystko co czuł mógł zrobić po horrorze jaki

10 rozegrał się w Hagia Sophia. Miasta okazały się dobrym miejscem do ukrycia się: tętniące życiem, zatłoczone, anonimowe. Jego duch potrzebował pokarmu, tak jak zawsze, ale mógł utrzymać głód w ryzach, żywiąc się od czasu do czasu włóczęgami, pijakami oraz zagubionymi turystami. Z tęsknotką przypomniał sobie proste dni w Darke Academy, kiedy żywił się swoim współlokatorem Torvaldem. Nie pozwoli sobie na więcej wspomnień, co robił, z kim, musi zostawić je za sobą. Wychodząc z oświetlonej uliczki spowiła go ciemność oraz deszcz nasączający alejki, Ranjit zatrzymał się nagle. Coś wisiało w powietrzu: niejasne zagrożenie, zła aura. Jego plecak ześlizgnął się z ramion, chwycił go mocno i przyciągnął do swojej klatki piersiowej. Cholerne pieniądze; ale rzecz znajdująca się w plecaku, Urna którą skradł Sir Alricowi Darkeowi w czasie kiedy był obłąkany? Nie może tego zgubić. Tego oraz samokontroli. Nie mógłby nawet wyrządzić krzywdy bandycie. Mogą wziąć wszystko dopóki nie zostawią mu jego duszy i Urny. Tak czy inaczej, jego mięśnie były napięte jak jego zaczerwienione spojrzenie, które przeszukiwało ciemność, słyszał także bicie swojego serca. Następnie ich zobaczył. Na początku były tylko niewyraźne kształty i zdał sobie sprawę, że wypił więcej niż przypuszczał. A potem zbliżyli się do niego.

11 - Nie! To nie może być! Z pewnością myślał że śni. To tylko koszmary spowodowane przez alkohol. Szok unieruchomił go na sekundę, a strach który go przeszył był zimniejszy niż deszcz. Ruszyli do przodu, jeden z nich ruszył do niego z lewej strony, drugi zaś z prawej strony, widział blask ich jasnych włosów w świetle ulicznych latarni. Z opóźnieniem, potwierdziły się jego najgorsze obawy, ledwie koncentrując swój umysł dostrzegł ponure dusze świecące w ich klatach piersiowych. Brigitte i Katerina Svensson. Właścicielki ducha, które za zdradę zostały wygnane z Wybranych. Ale wciąż żyją. Nadal bardzo żywe i śmiercionośne. Warknął, lecz jego pierwszym odruchem było wzmocnienie uścisku plecaka w razie gdyby musiał uciekać, nie był do końca gotowy, kiedy rzuciły się na niego. Potykając się, próbował kopnąć którąś z nich, ale desperacko trzymając Urnę stracił równowagę. Cholera, pomyślał. Jesteś pijany. Katerina skoczyła, chwytając jego głowę z całej siły zablokowała ją owijając swoją rękę wokół jego szyi, tak aby mogła odciągnąć go do tyłu, Brigitte rozdarła jego plecak i z całej siły uderzyła go w przeponę. Zwijając się z bólu, Ranjit próbował przekręcić się, ale uścisk Kateriny na jego szyi był o wiele mocniejszy, a coraz częstsze uderzenia Brigitte były mocne i szybkie. Nagle jego prawa stopa

3 Tytuł oryginału: Lost Spirits Copyright © 2012 by Gabriella Poole Wydanie I Nieoficjalne tłumaczenie

13 - Mamy go! Jest nasz! Mamy go! Tłumaczenie: sylvia1992

14 ROZDZIAŁ 1 Cassie Bell patrzyła na zewnątrz przez małe owalne okno. Pod nią ziemia wydawała się bezkresna, żółty obszar usiany był karłowatymi drzewami, wąskimi rzekami oraz bardzo starymi ścieżkami, którymi poruszały się dzikie zwierzęta. Kenia z tej wysokości była szalenie piękna. Jej umysł wrzał z niecierpliwości nie tylko z powodu rozpoczęcia nowego semestru w oszałamiająco pięknej lokalizacji. To miał być semestr, w którym wszystko miało zmienić się na lepsze. Wszystko. A jednak, pomimo swej pozytywnej determinacji, serce Cassie było ledwie przepełnione szczęściem. - Wszystko porządku? – mruknęła do swojej najlepszej przyjaciółki stając u jej boku. Isabella Caruso tylko skinęła głową, jej oczy były puste, wpatrywała się w kierunku kokpitu samolotu. Cassie poczuła znajomy dreszczyk niepokoju. Isabella nie spoglądała zbyt często na krajobraz, odkąd wystartowali z lotniska w Nairobi. W poprzednich semestrach Izabella była pełna wigoru i pobudliwa, teraz wydawała się szklana, poruszała się jak automat.

15 - Witajcie drogie panie - Richard Halton-Jones wrzasnął z kokpitu. Warunki lotu były trudne, wyraźnie czerpał przyjemność z stawienia samolotem Cessna wyzwania silnym wiatrom. - Czy mówiłem ci o Yuri Tretschnikov i syberyjskiej dziedziczce gazu? Poczekaj aż usłyszysz to…. Cassie była szczęśliwa przekomarzając się z Richardem, nawet kiedy musiał wykrzykiwać plotki przez swoje ramię, zagłuszony hałasem samolotu. Musiał przyzwyczaić się do tej niezręcznej konwersacji; poza tym to był jego mały dwusilnikowy samolot. Prawdopodobnie jego rodzice kupili mu go, aby pasował do jego stadka koni do gry w polo. To, Cassie pomyślała było sprzeczne z zamiarami tej jędzy będącej w niej. Nie wiedziała co by zrobiła bez Richarda w ostatnim semestrze, po morderstwie w Darke Academy oraz po tym jak rozwiązała się zagadka w Hagia Sophia. I zrobił dla niej więcej niż to było konieczne, kiedy musiała zrezygnować z Ranjita Singha, był tam, złapał ją kiedy upadała…. Część niej wierzyła że może go pokochać mocniej. O ile łatwiej byłoby znaleźć pocieszenie w bezpiecznym uścisku Richarda niż nadal wierzyć w Ranjita? Jednak nawet jeśliby próbowała, wiedziała że to będzie kłamstwem. Cassie wiedziała to teraz lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Podjęła decyzję w poprzednim semestrze i miała się tego trzymać: miała odnaleźć Ranjita i wrócić z nim z powrotem; nie ważne co zrobił pod wpływem Wisiorka, czuła że

16 mogliby spróbować dogadać się ze sobą. Ona i Ranjit mieli być ze sobą na zawsze razem, i wierzyła że mogą być nadal. I to mogło być czymś więcej niż tym, co zdarzyło się Isabelli i jej chłopakowi Jake’owi Johnsonowi. Niestety, ale Jake odszedł. Cassie zamknęła oczy czując jak ukłucie żalu powraca na nowo. Musiała być silna dla swojej przyjaciółki, była jej to winna. Isabella straciła dużo więcej niż ona. Otwierając oczy, Cassie położyła swoją dłoń na ramieniu Isabelli. - Posłuchaj – powiedziała łagodnie – Słyszałaś Richarda? Jesteśmy nad Parkiem Narodowym Tsavo. - Gdzie jesteśmy? – Isabella posłusznie zwróciła swoją uwagę, ale była obojętna. - Obawiam się, że tam na dole nie zrobisz zbyt wielu zakupów – krzyknął wesoło Richard – Może spróbujemy wybrać się na jeden dzień do Malindi. - Jeżeli nie zabierzesz nas na jeden dzień na safari, już nigdy się do ciebie nie odezwiemy! – Cassie odkrzyknęła – Rozumiem że masz kilkuosobowego jeepa z barem koktajlowym i szoferem? - Kpisz sobie ze mnie, stypendystko?

4 PROLOG Światło było słabe w Chien Rouge, w jej ulubionym barze w Brukseli, ale błysk z butelek za barem był wystarczający aby dostrzec młodego mężczyznę. Ponad oprawą swojego kieliszka wina, obserwowała go z uznaniem. Bursztynowe oczy, odrzutowe włosy i złota skóra; nie wyglądał na całkowicie realnego. Przypominał bardzo bogato zdobiony posąg, pomimo, że widziała jego drgające palce oraz unoszący się i opadający oddech. No i oczywiście często podnosił szklankę whisky. Przyjrzała mu się uważnie gdy wziął kolejnego drinka. Zbyt piękny, żeby wyglądać tak smutno. Potrzebował zwrócenia uwagi. Pozwoliła sobie na mały uśmieszek w szczęśliwym oczekiwaniu. Wstając, podniosła swoją drogą butelkę wina i podeszła do baru. Następnie, zdjęła plecak przystojnego mężczyzny ze stołka i położyła go obok niego, wślizgując się na miejsce, stuknęła swoją szklanką o jego. Zaskoczony, spojrzał w górę, nerwowo wyrywając plecak położył go na swoje kolana i usiadł z powrotem. - Przepraszam, czy ja..? – zaczął.

18 Cassie zadrżała, przypominając sobie swoją własną konfrontację z przerażającymi Starszymi dwa semestry temu w Nowym Jorku. Kiedy było tak blisko wysłania jej do Odosobnienia na całe życie… Po raz pierwszy, Isabella zauważając co się wokół niej dzieje, ścisnęła ramię Cassie. - Co z tobą Cassie? Wszystko porządku? – w jej głosie dało się wyczuć troskę, która jeszcze bardziej pogłębiła w Cassie poczucie odpowiedzialności. Gdyby nie Ranjit, Jake nadal by żył. Gdyby nie Cassie, jej obłąkany chłopak i jego szalony plan bycia razem który przyniósł odwrotny skutek… - Na miłość boską Izabella nie martw się o mnie – Cassie zaśmiała się lekko, pozbywając się wspomnień. Po tym wszystkim co ona mogła sobie myśleć? Nowa lokalizacja, szansa żeby odetchnąć i pomyśleć, mnóstwo czasu i swobody żeby zaplanować. Do diabła z Radą Starszych, co więcej, do diabła z Sir Alricem Darkem, sama spróbuje odnaleźć Ranjia. Odnajdzie go i sprowadzi z powrotem, pomoże naprawić zaistniałą sytuację. Potem, po tym wszystkim mogliby w końcu być ze sobą razem. - Byłaś tak bardzo radosna Cassie. Ale w ostatnim semestrze – Isabella wzięła głęboki oddech – To było trudne również dla ciebie. - Mówiłam ci, nie martw się o mnie – Cassie szepnęła – Nic mi nie będzie. I tobie też nie. Będziemy opiekować się tobą.

19 - Nie wiem Cassie – Isabella ponownie odwróciła wzrok, ściskając mocno jej ręce. – Nie wiem czy się po tym wszystkim pozbieram… Zamilkła. Richard obrócił swoją głowę, unosząc brwi w kierunku Cassie, która zauważyła że miał zatroskane spojrzenie. - Drogie panie, już prawie jesteśmy – zawołał, wyraźnie starając się mówić lekkim tonem. Nowy łagodny klimat dał jej troszkę czasu do większego namysłu. Nie mówiła już nic do pogrążonej w smutku Isabelli, która miała bardzo dobry powód, żeby być rozgoryczoną. Cassie wiedziała że nie mogła dać jej sercu nadziei. Wiedziała czego pragnie, wiedziała kto ją potrzebuje, dawało jej to nową siłę do osiągnięcia celu. Horroru jaki rozegrał się w Stambule nigdy nie będzie mogła wymazać z pamięci, ale z pewnością wiedziała, że odnajdzie Ranjita, uda im się jakoś być ze sobą znowu razem i wszystko będzie w porządku nawet pomimo tego, że część ducha nieustannie pragnęła całkowicie zamieszkać wewnątrz niej. Nie mogła pozwolić sobie na uwierzenie w to. Richard był tak pomocny i wyrozumiały, pomimo że wyznał jej miłość w poprzednim semestrze; nie chciała stracić go jako przyjaciela. Czyż nie zaproponował jej i Isabelli lotu na wybrzeże jego prywatnym samolotem? Nie żałowała tak szybko podjętej decyzji, pomimo że jej żołądek podczas niespokojnego lotu szarpał się wraz z

20 samolotem. Co do będącego w niej ducha Estelli, cóż nie była ona tak całkiem pomocna…. Nie wiem czego oczekujesz, moja droga! Jej zirytowany głos sprawił że Cassie uśmiechnęła się. Do tej pory Estelle wyjątkowo, do pewnego stopnia nie była wrogo nastawiona, prawdopodobnie ze względów dyplomatycznych. Estelle wiedziała co jest w jej głowie; duch zawsze wiedział. Z tej całej niegodziwości i czarnego poczucia humoru, Estelle wiedziała jak bardzo mocno Cassie kochała Ranjita, wiedziała o jej postanowieniu że będą kiedyś razem. Żeby ona i Ranjit mogli być razem, Estelle musiała odejść. Nie chcę dyskutować na ten temat. Cassie wykrzywiła usta. Pod warunkiem, że nie nadejdzie dla ciebie właściwy moment, stara kobieto… Brak odpowiedzi, teraz Cassie mogła być z tego zadowolona. Cała ta sprawa nie będzie taka łatwa, tak samo jak eksperyment Ranjita z Wisiorkiem. Cicho westchnąwszy, ponownie spojrzała przez okno na wspaniałe, znajdujące się nad nią zabudowania rozsiane wokół sawanny. - No dobra drogie panie – zawołał Richard - Już prawie jesteśmy. Widzę lądowisko. Obniżam lot. Zapnijcie swoje pasy. Wow!

21 Mały samolot zachwiał się i szarpnął, kołysząc się dziko. Cassie złapała swój podłokietnik, nagle zarzuciło ją na bok prawie na kolana Isabelli. - Richard? – krzyknęła Cassie. Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę, borykając się z utrzymaniem kontroli. W końcu wykrztusił – Turbulencje! Jest ok, mogę… Ale nie dokończył; z powrotem skupił swoją uwagę na samolocie. Cassie spojrzała na Isabellę; argentynka chwyciła się swojego miejsca, zacisnęła szczękę, a jej skóra zrobiła się blada. Cassie rozpięła swoje pasy bezpieczeństwa i z łatwością się wydostała, chwyciła się czegoś, aby nie upaść idąc do kokpitu. - Wróć z powrotem! – krzyknął Richard – Jest porządku. - Nie! Czy mogę pomóc? - Nie umiesz latać tą cholerną maszyną! Usiądź! Ale nagle samolot gwałtownie zaczął spadać i Cassie musiała z całych sił kurczowo złapać się fotela pilota podczas, gdy Richard usiłował wznieść swój nos do góry. - Mam nadzieję że jednak mi pozwolisz. - Cassie, wróć z powrotem! Ponownie uderzając o przegrodę kabiny Cassie pomyślała cierpko, że nie ubierze na siebie swojego stroju bikini, do czasu, kiedy

22 będą widoczne wszystkie siniaki. Ponownie opierając się o deskę rozdzielczą, schyliła się, żeby spojrzeć w okno i natychmiast pożałowała tego. Ziemia zbliżała się do nich pod nieprawdopodobnym kątem. - Jest całkowicie w porządku –krzyknął Richard – Jestem tu. Ach, cholerstwo! - Co? - Sterowniki się zablokowały. Nie panikuj! Mężczyźni! Pomyślała ponuro – Czy to ten? - Oczywiście! – zaczął się z nim mocować. Zamknęła oczy i natychmiast je otworzyła, była skupiona. Obracający się wokół niej świat stał się czerwony, kiedy wrzucony do kokpitu duch będący w niej owinął się wokół dźwigni. Richard krzycząc z zaskoczenia natychmiast puścił dźwignię. - O matko! – pot lśnił na jego twarzy, ale jej wyraz zmienił się gdy zobaczył co się stało – Cokolwiek robisz, nie przestawaj! – krzyknął z uśmiechem. Cassie poczuła ból szczęki z powodu wysiłku jaki włożyła, żeby się skupić. Następnie dźwignia nagle puściła, a samolotem ostatni raz zarzuciło. Richard przejął z powrotem kontrolę i niestabilny lot Cessną ostatecznie się wyrównał. Kierunek lotu zmieniał swój kąt

23 powoli i ostrożnie na płytszy, nie czuli się więcej tak jakby byli potrząsani w gigantycznej pięści. - Udało się! Zrobiłaś to! – wrzasnął Richard. Lądowanie nie należało do najspokojniejszych jakie do tej pory doświadczyła Cassie, samolot grzmotnął i się zatrzymał. Wydawało się jakby odetchnął z ulgą. Jego koła pokryte były kurzem. Cassie zarzuciła swoje ręce wokół Richarda i przytuliła go, a on odwzajemnił jej uścisk z entuzjazmem. - Dobra robota Halton-Jones. To było piekielne lądowanie! - Brawo dla nas obu! Wspaniale, możesz latać ze mną w każdej chwili. Roześmiała się. Teraz znali się z byt dobrze i nie czuli jakiegokolwiek skrępowania. Razem odwrócili się żeby spojrzeć na Isabellę. Jej twarz nadal była biała, ale ręce już nie drżały w chwili, gdy odpinała swój pas, wyciągnęła swoje nogi i pochyliła głowę, kiedy wysiadała z maleńkiej kabiny. Jej usta zaciśnięte były w wąską linię. Dobrze, pomyślała Cassie, że trzymają się razem odkąd Jake umarł. To może być twoja druga natura, potrzebujesz jej nie tylko jako przyjaciółki ale i jako pożywienia, zmartwiło to Cassie… - Tak, bardzo dobrze. – Isabella powiedziała cicho – Pomimo, że jesteś nierozważną dziewczyną, ale to co zrobiłaś. Bałam się o ciebie.

5 - Znasz mnie? Nie – uśmiechnęła się – Ale mam nadzieję, że mimo wszystko będziesz chciał. Mężczyzna zmarszczył brwi – Nie jestem pewien. - Och wybacz mi moją śmiałość. Po prostu wyglądasz na trochę…. smutnego? – przebiegła dłonią po swoich jasno brązowych włosach pozwalając im lśnić – Chciałam cię rozweselić. Błysk zainteresowania zapłonął w jego oczach, gdy ona ponownie uśmiechając się zagryzła swoją wargę. - Co sprawia, że myślisz iż potrzebuje towarzystwa? - Nie jestem pewna czego chcesz. Ale na pewno potrzebujesz tego. Nienawidzę patrzeć na kogoś tak pięknego, a zarazem tak nieszczęśliwego. Zaśmiał się, niechętnie niskim chichotem – Bardzo miło z twojej strony ale dziękuję, wolę być sam – pociągnął kolejny łyk swojego drinka – W każdym razie, mam złe zamiary. Zaniepokoiła się – Nawet nie wiesz jak często to słyszałam. Nie martw się, potrafię poradzić sobie z tym. Pozwól, że kupię ci jeszcze jednego drinka. To byłaby dla mnie przyjemność. Zawahał się, ale ona wiedziała, że wygrała. Przyciągając uwagę barmana wskazała mu na szklankę whisky, aby ją napełnił. Przysunęła stołek barowy trochę bliżej i podniosła swoją szklankę w toaście – Zapomnij teraz o swoich kłopotach.

25 ROZDZIAŁ 2 Jak się okazało, nie zupełnie na Mombasa: Cassie spodziewała się, że szkoła położona będzie w samym sercu starożytnego, nadmorskiego miasta, ale nowa siedziba Darke Academy mieściła się kilka mil na południe. Czuła się dziwnie jadąc w klimatyzowanym samochodzie, który został po nich wysłany. Pocierała swoje ramiona aby pozbyć się gęsiej skórki w międzyczasie patrzyła przez grubą szybę na równikową roślinność oraz turkusowe morze. Chcąc poczuć zapach powietrza ukradkiem nacisnęła palcem na przycisk i uchyliła szybę. Nagle do samochodu wpadło wilgotne powietrze. Cassie z wdzięcznością wciągnęła świeży zapach oleandrów i pyłków, gdy Richard z szelmowskim uśmiechem pokręcił głową i pochylając się zamknął z powrotem szybę. Marat prowadząc samochód nie zwrócił na nich uwagi. Cassie żartobliwie uderzyła Richarda w ramię, mocując się z nim. - Daj spokój Richardzie, wchłaniaj powietrze! - Będę cały mokry – narzekając, szarpnął swoją koszulkę która przylgnęła do jego ciała. - Fuj. Isabella kontroluj tego barbarzyńcę!