gosiag

  • Dokumenty396
  • Odsłony75 957
  • Obserwuję125
  • Rozmiar dokumentów645.0 MB
  • Ilość pobrań43 180

Jennifer R. - 1,5 - Bet (tłum. nieoficjalne)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Jennifer R. - 1,5 - Bet (tłum. nieoficjalne).pdf

gosiag EBooki altered
Użytkownik gosiag wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 51 stron)

MorethanBooks

BETRAYED (ZDRADZONY) JENNIFER RUSH MorethanBooks

Dla Treva, który wierzył w to, że nie zasługuje na przebaczenie, ale i tak o nie walczył MorethanBooks

Burz się i wściekaj na gaśnięcie światła. Dylan Thomas. Wers jednego z moich ulubionych wierszy. Nigdy nie był bardziej trafny. W ciemności ciężko określić ile minęło godzin, dni, tygodni. Czasami zastanawiasz się, czy już jesteś martwy, a jeśli jest coś po tym, jest niczym więcej niż nieskończoną ciemnością. To dlatego najpierw trzymają cię w ciemności. Im dłużej w niej przebywasz, tym bardziej szalony się czujesz. Coraz mniej żywy. Czułem się, jakbym był trzymany w tej celi przez tygodnie. Przekręciłem się, próbując rozciągnąć swoje ciało, pozbyć się bólu w kościach. Spędziłem kilka pierwszych dni - albo jak mi się wydawało, dni - tutaj, przykuty do sufitu, bez przerwy bity. Moja stara jednostka, od której się odwróciłem i dostarczyłem z powrotem do Branchu, po tym, jak uciekli, zniknęła z budynku z kilkudziesięcioma skradzionymi dokumentami. Oczywiście, to ja ukradłem te pliki i to ja byłem tym, który pomógł im się wymknąć tylnymi drzwiami, ale Riley, dowódca Branchu, nie wiedział tego, nie naprawdę. Dlatego właśnie zostałem poddany takiemu brutalnemu przesłuchaniu. Riley chciał prawdy i wierzył w to, że pomogłem Annie, Samowi, Casowi i Nickowi uciec. To, czego nie wliczał, było moją nieustanną determinacją. Trzymałem się tej historii - nie pomogłem im uciec. Nie ukradłem tych dokumentów. Nie byłem nigdzie w pobliżu miejsca zbrodni, kiedy to się stało. MorethanBooks

Trzymaj się prawdy, szeptałem do siebie w ciemności, w kółko i w kółko. Nie miało znaczenia to, że prawda tak naprawdę była kłamstwem. Gdybym tylko uwierzył w to, jako w jedyną prawdę, w mojej głowie, wtedy Riley w końcu mi uwierzy. Musi mi uwierzyć. Ponieważ jedyny sposób, w jaki teraz mogłem pomóc Annie, Samowi i innym, było bycie tym, kim myśleli, że jestem. Agentem Branchu. Wrogiem. Zdrajcą. Najlepszym sposobem, aby zniszczyć fundamenty budowli, było stanie się jedną z cegieł w murze. Usłyszałem, jak zamek w moich metalowych drzwiach przekręca się i każdy mięsień w moim ciele napiął się. Uwolnili mnie chwilę temu, więc mogłem w pełni wykorzystać swoje ręce, jeśli musiałem wywalczyć swoją drogę ucieczki stąd, ale to nie był właściwy czas na to i nie za bardzo chciałem więcej bicia. Mimo to, musiałem się na to przygotować, na wszelki wypadek. Światło wlało się do celi i zamknąłem swoje oczy, ponieważ paliły. Zbyt wiele światła, zbyt szybko. - Ale tu cuchnie - powiedział Riley. Dźwięk jego głosu sprawił, że mój żołądek ścisnął się. Wizyta Rileya nie była dobrym znakiem. Był zastępcą dowódcy, kiedy dołączyłem do Branchu, organizacji, która zmieniła mnie genetycznie w super żołnierza. Ale teraz, kiedy Connor, dowódca Branchu był martwy, Riley określił się jako faktyczny lider. Wszyscy zdawali się nie przejmować tym, że Riley nie był naprawdę przywódcą. Faceci jak Riley rodzili się, aby przewodzić i zawsze to robili. MorethanBooks

- Otwórz oczy - powiedział, więc tak zrobiłem. Zobaczyłem go, jego twarz stała się rozmazana, kiedy moje oczy zaczęły łzawić. Za nim stało dwóch agentów Branchu. Również zły znak. Ostatnim razem, kiedy Riley odwiedził mnie ze swoją świtą, skończyłem ze spuchniętym okiem, rozwaloną wargą i kilkoma złamanymi żebrami. Tak naprawdę żebra nadal się leczyły. Riley okrążył nie, a kiedy zniknął z mojej linii wzroku, skuliłem się, gotowy na cios. Całą silną wolę zajęło mi powstrzymanie się, przed odwróceniem do niego i podążanie za jego ruchami. Strach jest zabójcą umysłu. Nie bój się. - Więc, Trev - powiedział - czas na wóz, albo przewóz. Przeczytałem kiedyś, że najgorszą rzeczą, jaką można zrobić w sytuacji, w której jesteś bezbronny, jest okazanie swoich słabości. Kolejną rzecz, którą przeczytałem, to: Bądź osobą, którą musisz być w chwili, kiedy musisz nią być. To był jeden z tych mało precyzyjnych filozoficznych esejów, które mówiły o życiu i śmierci i kondycji ludzkiej. Patrząc na moją obecną sytuację postanowiłem, że potrzebuję być dupkiem. Jeśli miałem umrzeć, równie dobrze mogłem umrzeć wkurwiając Rileya. - Jeśli chciałeś zobaczyć mnie w kostiumie kąpielowym - powiedziałem do niego - musiałeś tylko poprosić. Riley nienawidził humoru i sarkazmu. Nienawidził niczego, co nawet ledwie przypominało wesołość. - Nie bądź takim cwaniakiem - powiedział, a jego głos był nieprzyjemnie blisko mojego ucha. - Jesteś w kluczowym momencie MorethanBooks

swojej prawie bezowocnej kariery. Musimy wiedzieć, czy jesteś jakkolwiek dla nas użyteczny. Bo jeśli nie jesteś... - Więc przewóz? Zignorował pytanie. - Powiedz mi, Trev - powiedział Riley. - Jesteś lojalny wobec Branchu? - Tak. Jezusie, Riley, odwróciłem się od nich, prawda? Była moja stara jednostka, Anna, Sam, Cas i Nick. Byłem trzymany razem z nimi w laboratorium w piwnicy w starym gospodarstwie przez pięć lat. Wszyscy zostaliśmy genetycznie zmienieni, ale ja byłem ustawiony wewnątrz jednostki, aby obserwować ich zachowania i, co ważniejsze, odkryć ich tajemnice. Co było trudne, skoro cała czwórka miała wytarte wspomnienia przez tą samą agencję, która chciała wiedzieć, co ukrywają. Sam ukradł cenne informacje z Branchu pięć lat temu i schował je. Zorganizował zamach. Kiedy się uwolniliśmy z laboratorium na wsi, podążył za wskazówkami, które zostawił dla samego siebie i poprowadził nas prosto do starych dokumentów, które ukradł. Wewnątrz były obskurne szczegóły dotyczące misji zabijania, eksperymentów zmieniania genetycznego i modyfikacji zachowań. Cały ten czas, myślałem, że Sam był tym złym gościem. Myślałem, że Branch działał w imię nauki i rozwoju. Dlatego odwróciłem się od Sama. Teraz wiedziałem lepiej. Teraz wiedziałem, kto był prawdziwym wrogiem. Branch nie powiedział mi, że planował zabić Sama i zmienić MorethanBooks

wspomnienia Anny drugi raz, tak, aby mogli używać jej w kółko w swojej własnej grze. Riley stanął twarzą do mnie. On i ja oboje wiedzieliśmy, w którą stronę między nami płynęła moc, ale moc była zmienna i mogła zostać odebrana. Riley nie był wielkim facetem. Miał najwyżej metr siedemdziesiąt pięć. Ja miałem koło metra osiemdziesiąt. Różnica kilku centymetrów. Miałem więcej mięśni, dzięki Branchowi, i byłem gotowy się założyć, że również byłem mądrzejszy. Siła umysłu i ciała była wieczna. Myślę, że w głębi duszy, wiedział jak wątpliwa była jego pozycja. A jeśli nie wiedział, tym lepiej dla mnie. - Jutro, zostaniesz poinformowany o nowej misji - powiedział Riley. - Zawiedź - podszedł bliżej - a osobiście z tobą skończę. Zamrugał kilka razy, jegoo oddech był zbyt szybki. Widziałem puls bijący w jego szyi. Zawsze byłem dobry w czytaniu emocji. Jak wszystko inne, mogły pokazywać się w drobnych detalach, łatwe do sklasyfikowania. Riley był nerwowy, nawet niespokojny. Zatrzymałem się, kiedy zobaczyłem strach w jego twarzy. Kogo się bał? Czy nad nim był ktoś, kto groził mu odebraniem władzy? Machnął palcem, a agenci ruszyli za nim, zamykając i blokując drzwi za sobą. * * * Dwóch agentów przybyło następnego dnia rano, aby wyprowadzić mnie z celi do sali odpraw. Dobrze było rozprostować nogi, pochodzić MorethanBooks

więcej niż w przód i w tył po mojej celi dziesięć na dziesięć. Liczyłem kroki i zakręty na naszej drodze. Liczyłem drzwi i zwróciłem uwagę na płytkość otworów na drzwi - nie wystarczająco głębokie na kryjówkę. Zapamiętałem numery pokojów i dokładną liczbę żarówek fluorescencyjnych brzęczących w oprawach na suficie. Zaznaczyłem dokładne rozmieszczenie trzech gaśnic, ponieważ mogły być użyte jako broń w chwilach desperacji. Chociaż byłem zaznajomiony z budynkiem Branchu, nie znałem każdego metra kwadratowego, a cele, które były na rogu budynku, znałem tylko z czytania planów. Chciałem mieć w głowie dokładnie zaobserwowane dane, w wypadku, gdybym potrzebował ich później. Kiedy dotarliśmy do sali odpraw, czułem się znacznie lepiej. Miałem zaplanowaną drogę ucieczki. Już dłużej nie byłem w ciemności. Dwóch agentów wepchnęło mnie do pokoju i wyszło. Zawołałem za nimi: - Mogę dostać koszulkę? Zostałem zostawiony w celi jedynie w parze czarnych dżinsów. Żadnej koszulki czy butów. To była ich taktyka tortur, sprawianie, że ofiary czuły się zagrożone, wystawione. Dodatkowo, kiedy kogoś bijesz, pomaga to w posiadaniu jasnego obrazu słabych punktów. Agent stojący w drzwiach zadrwił i zamknął za sobą drzwi. Dobra, więc nie będzie koszulki. Obejrzałem salę odpraw i znalazłem barek w lewym rogu, za mną. Dzięki Bogu. Ta mała ilość wody, którą dostałem w celi miała temperaturę MorethanBooks

pomieszczenia i smakowała lekko żelazem i rdzą. Podszedłem do barku, otworzyłem szafkę i dorwałem się do mini lodówki. Wypiłem pół butelki zimnej wody, zanim oderwałem się, aby nabrać powietrza. Czułem się, jakbym przeżył apokalipsę. Z cierpienia wychodzą tylko najsilniejsze dusze: najbardziej masywne postacie są naznaczone bliznami. Cytat Kahlila Gibrana, libańskiego literackiego geniusza. Miałem tylko nadzieję, że miał rację. Obejrzałem resztę pokoju. Jedynym wyjściem były drzwi, przez które wszedłem. Stół konferencyjny, wykonany z mieszanego drewna, miał co najmniej siedem stóp długości oraz cztery stopy szerokości. Osiem foteli na kółkach. Odwróciłem się z powrotem do barku. Karafka whiskey, cztery szklanki. W lodówce stały cztery butelki wody i trzy puszki z napojem. Nie było tu za wiele rzeczy, które można było użyć jako broni, ale szklanki mogły pomóc. Kiedy drzwi zaskrzypiały, otwierając się, podszedłem do baru i ustawiłem szklanki stopę od siebie. Spodziewałem się Rileya. Zamiast tego, weszła kobieta koło dwudziestki, ubrana w zwykłą białą koszulkę i ciasne czarne spodnie. Jej ciemne włosy były luźne i wisiały wokół jej ramion. Miała długi naszyjnik z ciężkim czarnym kamieniem na końcu, kołyszący się, kiedy zamykała za sobą drzwi. - Hematyt? - spytałem. Odwróciła się do mnie, marszcząc brwi. MorethanBooks

- Słucham? Wskazałem na kamień. - Hematyt. Czasami nazywany krwawym kamieniem. Wykorzystywany do ochrony. Zastanawiałem się, czy to wiedziała. Czy dlatego go nosiła i przed czym się chroniła. - To tylko naszyjnik - powiedziała, ale kiedy tylko to zrobiła, jej palce podążyły do kamienia i zacisnęły się na nim, jak ktoś, kto się czymś martwił. - Tutaj, wszystko coś znaczy - powiedziałem. Zmrużyła oczy, może łapiąc coś, czego nie powiedziałem. Odwróciłem się, aby oprzeć o bar, odsuwając szklanki centymetry dalej. - Jesteś tutaj, aby wyznaczyć mi misję? - To było tak, jakby Riley wysłał ładną dziewczynę, aby mnie zabiła. Niepozorny przeciwnik jest najlepszym sposobem zbicia z tropu. - Tak - powiedziała i usiadła na końcu stołu, przekręcając krzesło tak, aby stało przodem do mnie i założyła nogę na nogę. - Jak długo jesteś w Branchu? - zapytałem. Skinęła głową na krzesło najbliżej niej. - Usiądź. - Możesz przynajmniej dać mi koszulkę? Otworzyła dokumenty, które miała schowaną pod pachą i zaczęła oglądać strony w środku. - Wolałabym nie. MorethanBooks

Czy ona flirtowała ze mną? Jej twarz była pusta, nawet spokojna. Usiadłem. - Trev Lukas Harper - wyczytała z dokumentów. - Urodzony 18 października w Bristow, Wirginii, syn prokuratora D.C. i pielęgniarki w pogotowiu ratunkowym. Jedyne dziecko. Gwiazda koszykówki. W drodze do pełnego stypendium z koszykówki, kiedy jego dziewczyna została ciężko ranna w wypadku samochodowym. - Przestała czytać i jej oczy zwróciły się na mnie. - Ty byłeś za kierownicą. Gula uformowała się w moim gardle. Moje serce pulsowało za oczami. Jeśli Riley chciał mnie zdenerwować, udało mu się. Nie znałem wszystkich tych szczegółów. Nie za bardzo. Tak jak Sam i inni, moje wspomnienia zostały wytarte, ale w przeciwieństwie do nich, Branch miał dokumenty wypełniające luki z prawdziwymi informacjami z mojej przeszłości, wraz z fałszywymi wspomnieniami, które służyły do ich celów. Zostawiono mnie z łatami z przeszłości, których nie byłem całkowicie pewien. Wiedziałem, że była dziewczyna, którą kochałem i którą próbowałem uratować. Była całym powodem, dla którego zapisałem się do programu Branchu w pierwszej kolejności. Pozwolili mi zachować to wspomnienie, bo było mocnym motywatorem. Była to jedyna rzecz, o której myślałem, kiedy zostałem zamknięty w laboratorium w gospodarstwie. Ale to, czego nie powiedział mi Branch o zmianach genetycznych, poza podwyższoną siłą, inteligencją oraz lepszym instynktem, to również MorethanBooks

spowolnienie starzenia. Co oznaczało, że dziewczyna, którą kochałem, była już na swojej drodze do pełnej dorosłości, a ja byłem w osiemnastoletnim ciele. Nigdy nie mogła być ponownie moja. - Powiedz mi, Trev. - Dziewczyna z Branchu pochyliła się, opierając łokcie na stole. - Co jesteś w stanie zrobić, aby pokazać swoją lojalność wobec Branchu. - Już nie zrobiłem wystarczająco dużo? Dziewczyna cofnęła się, odrzucając moje dokumenty na bok i splatając dłonie na brzuchu. - Odwróciłeś się od swojej jednostki. Brawo. Ale potem znowu zniknęli, kilka godzin później. Jeśli zatrzymamy się tutaj, przegrywasz. Jej wzrok szturchał mnie, szukając otwarcia, słabości. Starałem się zachowywać swoją twarz nieczytelną, obawiając się, że jeśli spojrzy zbyt blisko, zobaczy, po której stronie byłem naprawdę. W chwilach takich jak ta, miałem ochotę wywalczyć swoje wyjście, uciec do Anny, Sama i innych i prosić o przebaczenie. Ale nie miałem do zaoferowania nic na zgodę, nic na tyle dużego, aby wygrać ich z powrotem. I nie miałem na zewnątrz Branchu sieci, która pomogłaby mi przetrwać na własną rękę. W końcu by mnie znaleźli, a wtedy byłbym martwy. Jeśli chciałem odzyskać swoich przyjaciół, musiałem dać im coś, co- mogliby wykorzystać, a nie miałem niczego, dopóki nie okaże swojej lojalności dla Branchu. MorethanBooks

Odwróciłem się do dziewczyny, której imienia jeszcze nie znałem i pokazałem emocje, które wiedziałem, że musi zobaczyć. Desperację. Zapał. Odcień paniki. Nosiłem je jak maskę. - Powiedz mi, co mam zrobić - powiedziałem - i zrobię to. Uśmiechnęła się. - Podoba mi się to. * * * Wyszedłem z budynku Branchu w późną czwartkową porę i pojechałem prosto do Sarasoty, Wisconsin. Dane, które dostałem do wykonania misji, były niejasne. Moim doradcą była Marie, dziewczyna z hematytowym naszyjnikiem. Obiecała dostarczyć mi więcej danych, jak tylko dotrę do mieszkania, które mi wynajęli na tę misję. Dojechałem do miasta tuż po północy. GPS mojego SUVa zabrał mnie do odnowionego centrum magazynów i zaparkowałem samochód w garażu pod. Odkąd spędziłem ostatnie pięć lat zamknięty w laboratorium naukowym, nie miałem za wiele swoich rzeczy. Miałem ze sobą tylko jedną torbę, kilka dodatkowych ubrań, dwa telefony komórkowe oraz trochę broni. Marie wysłała mnie ze sprzętem do monitoringu, kilkoma pluskwami i odbiornikami, silnymi lornetkami i kilkoma tropicielami. W garażu była winda, ale skierowałem się na schody, potrzebując, aby moje serce szybko waliło, nawet jeśli tylko na kilka minut. Trzymałem się tego, aby utrzymać formę w laboratorium na wsi - podnosząc ciężary i uprawiając jogę, ale to było niczym w porównaniu do biegania na otwartej przestrzeni. Wolność robiła coś dobrego z ludzkim duchem. MorethanBooks

Apartament 3B znajdował się na trzecim piętrze, w południowo- wschodnim narożniku budynku. Było to studio na poddaszu, z dużymi, witrażowymi oknami, które wychodziło na jezioro Lower Red Lake i miastową przystań. Jej światła odbijały się od lustra wody. Rzuciłem moją torbę na podłogę i opadłem na kanapę. Nie włączyłem jeszcze świateł, w jakiś sposób czułem się swobodniej w ciemności, co było prawdziwą ironią, biorąc pod uwagę to, że marzyłem o ucieczce z ciemnej celi niecały tydzień temu. Wyciągnąłem jedną z moich komórek, które dała mi Marie i wysłałem jej smsa mówiącego, że dojechałem. W ciągu kilku sekund dostałem odpowiedź. Siedź i się nie ruszaj, mówiła wiadomość. Szczegóły misji o wschodzie słońca. Więc wdrapałem się na królewskich rozmiarów łóżku w odległym kącie studia i próbowałem trochę odpocząć. W ogóle nie spałem. * * * - Wysyłam ci akta sprawy mejlem - powiedziała Marie. - Przeczytaj je i zwróć cię do mnie, jeśli będziesz miał jakiekolwiek pytania. Już miałem laptopa, którego mi dali, otworzonego na stoliku do kawy. Email od razu się pojawił. - Więc co dokładnie mam zrobić? - zapytałem, kiedy plik się pobierał. - Przeczytaj akta sprawy - powiedziała znowu, tylko wolniej. - Wtedy będziesz wiedział. Rozłączyła się. MorethanBooks

Zakląłem pod nosem i odrzuciłem telefon na bok, pocierając oczy. W tej chwili potrzebowałem mocnej kawy, aby zmyć opieszałość i zmętnienie w głowie. Kiedy plik się pobierał, poszedłem do kuchni i obejrzałem szafki. Mieszkanie było w pełni umeblowane, a szafy i szafki zaopatrzone we wszystkie potrzebne rzeczy. W kuchni nie było inaczej. W spiżarni znalazłem pojemnik z kawą i szybko nastawiłem czajnik, nalewając sobie filiżankę czarnej kawy mniej niż minutę później. Usadziłem się na kanapie i otworzyłem plik. Nie było tam dołączonego żadnego zdjęcia, więc wszystko, przez co musiałem przejść, to podstawowa. Cel nazywał się Charlie Worthington. Miał dziewiętnaście lat, uczęszczał do szkoły średniej w Sarasota High School. Pracował w herbaciarni mniej niż kilometr od apartamentu. Dokument mówił, że ma metr sześćdziesiąt pięć, waży sześćdziesiąt trzy kilo i ma platynowe blond włosy. Lubił mroczne zespoły rockowe, jeżdżenie na rowerze w sobotnie poranki i pizzę. Jeździł złotą Chevy Malibu i mieszkał z matką w kamienicy. Przejechałem na dół pliku, aby dowiedzieć się, co było moim celem. Mogłem przeczytać podstawy później. Teraz chciałem wiedzieć, co do cholery tutaj robiłem. Zrobiło mi się zimno w środku, kiedy przeczytałem zadanie, wydrukowane na górze wielkimi, wytłuszczonymi literami: Zlokalizuj cel i zlikwiduj. Usiadłem z powrotem na kanapie i zamknąłem oczy. To była misja zabijania. Wysłali mnie, na ślepo, z misją zabicia i teraz MorethanBooks

tu byłem, bez możliwości odwrotu. Możesz uciec, ponownie powiedział głos w mojej głowie. Możesz uciec teraz, wyprzedzić ich przynajmniej o kilka godzin. Ale nie miałem dokąd pójść i z czym. Moje kolano zaczęło podskakiwać. Mogłem to zrobić? Mogłem kogoś zabić opierając się na rozkazach Branchu? Ponownie usiadłem prosto i oparłem łokcie na kolanach, przebiegając palcami przez włosy, kiedy myślałem. Może za tą misją krył się dobry powód. Przeczytałem resztę dokumentu, szybko zapamiętując fakty, ale nie było tam nic, co by uzasadniało zlecenie morderstwa. Wypiłem resztę kawy i zamknąłem dokument, blokując komuper, kiedy skończyłem. W łazience przemyłem zimną wodą twarz i próbowałem siebie namówić. Mogłem to zrobić. Jeśli to znaczyło uratowanie Anny i chłopaków, mogłem to zrobić. I może pomoże to, że spotkam tego Charliego i zobaczę w nim coś, co musi zostać zlikwidowane. Coś, co powie mi, że on musi umrzeć. Wyjąłem płaszcz w kolorze khaki, który dała mi Marie, ponieważ nie miałem za wiele ubrań na zimę. To sprawiło, że wyglądałem jak bankier inwestycyjny, ale spełniało swoje zadanie. Ale w drodze do drzwi ujrzałem swoje odbicie w lustrze w przedpokoju i natychmiast się zatrzymałem. Nawet nie rozpoznałem siebie. MorethanBooks

Kim się stawałem? I za co? Anna znienawidziłaby tej wersji ciebie, powiedział głos i wiedziałem, że miał rację. * * * Sklep z herbatą, gdzie pracował ten gość Charlie, był w centrum bloków, zamkniętych dla ruchu samochodowego. Ulica została ułożona z czerwonej cegły, skrzyżowania zamknięte ogrodzeniami z kutego żelaza. Wiszące światełka powieszone były zygzakiem od dachu do dachu. Były tu również zabytkowe latarnie i wiele sklepów, które miały ręcznie namalowane znaki, wiszące od przodu. Zanim opuściłem budynek Branchu, zrobiłem krótkie śledztwo na Sarasocie, szukając przyczyn, dla których wysyłali mnie do tak małego miasteczka w Wisconsin. To był przystanek turystyczny, z jeziorem Lower Red Lake jako główną atrakcją i kilkoma znanymi fabrykami w dzielnicy przemysłowej. Przestępczość praktycznie tutaj nie istniała, a większość wykroczeń, która miała tutaj miejsce, zdarzała się w sezonie turystycznym. Nie było tutaj morderstwa od ponad pięciu lat. Co powiedziało mi, że Branch nie miał tutaj nic do roboty, tak naprawdę. Wszędzie tam, gdzie byli, ludzie padali jak komary. Dokument, który wysłała mi Marie mówił, że Charlie pracował w każdy piątek, więc miałem nadzieje wpaść na niego, aby zdobyć wstępny odczyt. Musiałem wiedzieć, jaki był i czy naprawdę sprawiał poważne zagrożenie. Sądząc po wielkości jego ciała, nie, ale nigdy nie można było być pewnym. MorethanBooks

Zapach stu różnych herbat uderzył we mnie, kiedy tylko otworzyłem frontowe drzwi sklepu. Muzyka nowego wieku grała przez system nagłaśniający. W środku było tylko kilku klientów. Nie za idealna sytuacja. Łatwiej było utrzymać anonimowość w tłumie. Zatrzymałem się tuż za drzwiami, sprawdzając budynek. Żadnych kamer. Dobrze. Wyjście z tyłu. Na linię wzroku wchodziło niemal wszystko w sklepie. Wszystkie produkty sklepowe znajdowały się na wschodniej i zachodniej ścianie, z kasą w centrum. Wzdłuż tylnej ściany ustawione było sześć beczek z piwem, wszystkie oznaczone różnymi herbatami, więc klienci mogli skosztować produktu. Chociaż miałem pistolet ukryty pod moją kurtką, zawsze lubiłem mieć alternatywne sposoby obrony, a ciepła woda była dobrą bronią, jak cokolwiek inne. Zrobiłem kolejny krok do środka i bielone, sosnowe podłogi zaskrzypiały pod moi ciężarem. Nie było mowy, abym poruszał się bez dźwięku. - Mogę w czymś pomóc? - powiedziała dziewczyna, kiedy zdjąłem okulary i zawiesiłem je na kołnierzyku swojej koszulki. - Hm, może. - Spojrzałem w dół na jej przywieszkę z imieniem. Nie byłem w stanie stłumić szoku, który przeze mnie przebiegł. Jeśli ktokolwiek patrzył, widział go wypisanego na mojej twarzy. Charlie. Miała na imię Charlie. Metr sześćdziesiąt pięć, sześćdziesiąt trzy kilo, platynowe włosy. Cholera. - Jesteś Charlie? - powiedziałem, spokojnie. MorethanBooks

Skinęła głową i uśmiechnęła się, jakby cały czas słyszała to pytanie. - Skrót od Charlene, ale wszyscy nazywają mnie Charlie. To dziwne, wiem. Dziewczyna z imieniem chłopca. - Nie. - Pokręciłem głową zbyt szybko. - Wcale nie dziwne. Jesteś tu jedyną Charlie? Mógłbym przysiąc, że facet imieniem Charlie pomagał mi, kiedy ostatni raz tutaj byłem. - Nie. Tylko ja. - Odwróciła się, kiwając głową na wyższą dziewczynę na tyle, z głową pełną kręconych, brązowych włosów, ukrywających twarz przed wzrokiem innych. - To jest Melanie i mamy również Jessicę, która tu pracuje, ale żadnych chłopaków. Również żadnych innych Charliech. - Och - powiedziałem. Moją misją było zabicie tej dziewczyny? Ładnej, dziewiętnasto letniej dziewczyny, która pracowała w pieprzonej herbaciarni? Czy to był jakiś rodzaj testu? Czy Branch patrzył, jak daleko może mnie popchnąć? I czy ja będę podążać za ich rozkazami, nie ważne jak zdeprawowane były? Ludzki umysł miał trzy mechanizmy obronne - intelekt, instynkt i intuicję - a teraz wszystkie trzy mówiły mi, że coś jest nie tak z tą misją. Po prostu nie byłem pewny, czy to mój kompas moralny wariuje dziko, czy naprawdę działo się coś więcej, niż mówił mi Branch. Miałem złowieszcze wrażenie, że byliśmy w grze, niebezpiecznej grze i nie znałem wszystkich zasad. Wsunąłem ręce do kieszeni kurtki, zaciskając je w pięści. Gniew pulsował mi za oczami i wszystko, o czym mogłem myśleć, to jak bardzo chciałem zabić Rileya moimi gołymi rękami. Ostro wciągnąłem powietrze, kiedy próbowałem się uspokoić. MorethanBooks

Przywiozłem ze sobą podsłuch do wszczepienia, wiec mogłem spędzić popołudnie słuchając wszystkiego, co Charlie powiedziała i zrobiła. To się nie zmieniło. - Jaka jest twoja najlepsza mieszanka czerwonokrzewu? - zapytałem. Charlie skinęła na sekcję wzdłuż wschodniej ściany, odwracając się na ułamek sekundy. Wsunąłem pluskwę pod kasę, podczepiając ją od spodu. - Zdecydowanie karmelowy krem. To moja ulubiona mieszanka, z ich wszystkich. - Więc myślę, że powinienem tego spróbować. - Chwyciłem torbę z luźnymi liściami, a ona wbiła na kasę. - Jesteś stąd? - zapytała, przekazując mi resztę. - Mam tu rodzinę, więc po prostu odwiedzam. - Ach, rozumiem. - Skrzyżowała ramiona na piersi i zauważyłem gigantyczną bliznę biegnącą na tylnej stronie jej ramienia, od łokcia do nadgarstka. To był rodzaj blizny, który zostaje po operacji rekonstrukcyjnej. Od przebarwienia skóry wiedziałem, że minęło co najmniej kilka lat. - Minęło trochę, od ostatniego razu, kiedy tu byłem - powiedziałem. - Gdzie jest najlepsze miejsce, aby zjeść? - Zależy, na co masz nastrój. Jeśli miałem wejść do środka głowy tej dziewczyny i znaleźć najlepszy sposób roboty, musiałem zrobić coś więcej niż rozmowa na temat herbaty. Potrzebowałem spędzić z nią czas sam na sam. - Pizza - odpowiedziałem. - Więc idź do Red's Pizzeria. To na deptaku, w pobliżu przystani. MorethanBooks

- Myślisz, że mogłabyś mi pokazać? Postawię ci kawałek, aby podziękować. Ponownie się uśmiechnęła i rozłożyła ręce, aby wepchnąć je do tylnej kieszeni dzinsów, ukrywając bliznę przed wzrokiem. - Zapraszasz mnie na randkę? - A chcesz, żebym to zrobił? Poruszyła się i spojrzała w bok, kiedy kolor napłynął jej do policzków. Miałem wrażenie, że nie przywykła do randek. Była dość ładna. Nie była malutka, jak Anna, ale miała niezłe ciało. Nie było powodu, dla którego nie miała mieć chłopaka. Chyba, że to nie jej wygląd zrażał do niej innych. Może to była historia z jej przeszłości - przyczyna, dla której Branch mnie tu wysłał - która odstraszała ludzi. - Nie jesteś mordercą z toporem, prawda? - zapytała. Moja klatka skręciła się. - Nie w tym tygodniu. Zaśmiała się. - W porządku. Kończę o czwartej. - Więc będę tu o czwartej. Skinęła głową i odwróciła wzrok, jej uśmiech powiększał się, a kolor na policzkach ciemniał. Wina wbiła mi się jak ostrze między żebra. Zaprosiłem ją na randkę tak, abym mógł ją zabić. Nie mogłem wyjść stąd wystarczająco szybko. * * * Z powrotem w apartamencie, włączyłem podrzuconą pluskwę i MorethanBooks

włożyłem słuchawkę do ucha. Natychmiast rozpoznałem głos Charlie. - Nie jestem pewna, czy powinnam iść. Może powinnam odmówić. Kolejny kobiecy głos zaszumiał. - Chyba żartujesz. Powiedz mi, że żartujesz. - Nie żartuję, Melanie. Widziałaś go? Miał na sobie płaszcz Burberry. Faceci tacy jak on, nie zapraszają dziewczyn takich jak ja. Wokół rozległ się jakiś szelest, następnie huk. - Posłuchaj mnie, Charlie - powiedziała Melanie. - Ten chłopak jest gorący. Tak jak zbyt-blisko-do-słońca gorący. Tak jak mógłby-mnie- głęboko-usmażyć-jak-tamale gorący. Kogo obchodzi, jaką kurtkę... - To płaszcz Burberry. ... nosi. JEST. GORĄCY. - Dobra, łapię! - powiedziała Charlie. - Gość dobrze wygląda. Ale to nie znaczy, że powinnam z nim iść. - To jedyny powód, dla którego powinnaś z nim iść. - Może się okazać dupkiem. - Tak, ale będzie gorącym dupkiem. Kiedy podkładałem tą pluskwę, nie myślałem, że dostanę coś takiego. - Więc wychodzisz z nim - powiedziała Melanie. - Zjesz jakąś pizzę. Trochę porozmawiacie. To nie znaczy, że musisz z nim spać. - Boże, Mel! - A po tym, możesz zdecydować, czy go lubisz czy nie i czy ponownie chcesz z nim wychodzić. - Powiedział, że tylko odwiedza tu rodzinę. Przeszła między nimi jakaś niewypowiedziana rozmowa, ponieważ MorethanBooks

Charlie westchnęła, a Melanie zaśmiała się, zanim jakiś klient poprosił o pomoc. Spędziłem resztę popołudnia na słuchaniu każdego strzępka rozmowy między dziewczynami. Już więcej o mnie nie wspomniano, dzięki Bogu. Mimo wszystko, nie jestem narcyzem. Późnej Charlie prowadziła kilka rozmów telefonicznych, ale brzmiały jak telefony służbowe - nic niezwykłego. O trzeciej, odstawiłem zestaw podsłuchowy. Nagrywało wszystko, co odbierało, więc resztę mogłem przesłuchać później. Poszedłem do łazienki i sprawdziłem swoje odbicie w lustrze. Nie byłem na randce od dłuższego czasu, a nawet wtedy, to było liceum. Randki licealne tak naprawdę się nie liczyły. Szczególnie biorąc pod uwagę, że były to tylko mgliste wspomnienia cieni z przeszłości. Nie byłem pewien, co powinienem robić. Ogolić się? Uczesać? Nie po raz pierwszy miałem ochotę zadzwonić do Anny i prosić o jej wskazówki. W laboratorium na farmie była moją najlepszą przyjaciółką. Nadal uważałem ją za moją najlepszą przyjaciółkę. Była jedyną dobrą rzeczą, która wynikła z podpisania umowy z Branchem. To Helen Keller mówiła: "Sami możemy zrobić tak mało; razem możemy zrobić tak wiele." A ja nigdy nie czułem się tak samotny, jak teraz. Jak odcięta kotwica ze swojego statku, siedząca zapomniana na dnie jakiegoś ciemnego oceanu. Nie zdawałem sobie z tego sprawy, kiedy odwracałam się od Anny i innych dla Branchu, że wtedy było o wiele lepiej, kiedy byłem z nimi. Westchnąłem na swoje odbicie w lustrze i postanowiłem, że wyglądam MorethanBooks

wystarczająco dobrze. Za kilka dni, Charlie będzie martwa i nic z tego i tak nie będzie mieć znaczenia. * * * Podjechałem do herbaciarni i zaparkowałem za nią, na parkingu centralnym. Zostawiłem swój pistolet w schowku i zamknąłem w samochodzie, za mną. Kiedy obchodziłem budynki, aby wyjść przed sklep, stało się coś nieoczekiwanego - moje serce zaczęło walić mi w piersi, a żołądek lekko się przewracał. Byłem zdenerwowany? Zakląłem pod nosem i zmieniłem się w osobę, którą potrzebowałem być, osobę, którą Charlie potrzebowała, aby zdobyć jej zaufanie. Nie mogłem być nerwowy, nie teraz, więc wciągnąłem kilka sporych oddechów i odliczyłem wstecz do dwudziestu. To była jedna z technik medytacji, o której czytałem i działała wystarczająco. Charlie czekała na mnie na zewnątrz, na chodniku, skupiając uwagę na swoim telefonie komórkowym. Była naprawdę ładna. Jej platynowe włosy sięgały do ramion, proste i grube. Miała na sobie parę czarnych, obcisłych dżinsów, czarne buty bez sznurówek, a pod jej szarą skórzaną kurtką widać było czarną koszulkę z czaszką bawoła wydrukowaną z przodu. Wydawała z siebie odprężające wibracje i to sprawiło, że zacząłem się zastanawiać, dlaczego Branch chciał jej śmieci. Nie wydawała się być typem ukrywającym tajemnice narodowe. - Hej - zawołałem i kiedy spojrzała w górę, prawdziwy uśmiech rozświetlił jej twarz, sięgając aż do jej szaro zielonych oczu. MorethanBooks