jula42

  • Dokumenty350
  • Odsłony64 240
  • Obserwuję88
  • Rozmiar dokumentów676.6 MB
  • Ilość pobrań33 780

Lili St. Germain- Gypsy Brothers 4- Four Score

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :814.8 KB
Rozszerzenie:pdf

Lili St. Germain- Gypsy Brothers 4- Four Score.pdf

jula42
Użytkownik jula42 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Gość • 16 miesiące temu

DZIĘKI

Transkrypt ( 25 z dostępnych 81 stron)

FOUR SCORE Lili St. Germain Gypsy Brothers # 4 Tłumaczenie: M.R.Black Beta: Lara66 Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

Jeśli kłujecie nas, czy nie krwawimy? Jeśli trujecie nas, czy nie giniemy? A jeśli nas krzywdzicie, czy nie mamy się zemścić? ~William Sheakspeare – Kupiec wenecki

Prolog Boję się. Proszę powiedziałam to. Przerażona, niepewna, zmordowana, czekająca aż kłamstwa wyjdą na jaw i moja przeszłość legnie w gruzach. Rzecz, która przeraża mnie najbardziej? To nie Dornan posiadający mnie, ani Jase, który mnie nienawidzi, ani nawet umieranie. Nie, nie boję się śmierci. Zbliżyłam się do niej na tyle, by ją poznać. Śmierć sama w sobie nie przeraża mnie. Boję się, że nigdy więcej nie poczuję się żywa. Kiedyś się modliłam, mimo że nie jestem religijną osobą. Chciałabym położyć się na trawie w ogrodzie obok Elliota, w jego domu w Nebrasce i patrzeć na miliony gwiazd błyszczących na niebie, których nie da się zobaczyć przez smog w L.A. To było piękne i przerażające. Kiedyś prosiłam te lśniące gwiazdy, bym pewnego dnia stała się wolna. Żebym poczuła, że żyję na nowo. Najbardziej przerażającą rzeczą jest to, że będąc w ramionach Dornana, przeżywającego żałobę i smutek, scałowując jego łzy, tylko wtedy tak naprawdę czułam się usprawiedliwiona. To jest tak przerażająca, że ledwie mogę o tym mówić, ale to jest mój strach. To, i że gdy Dornan wreszcie będzie martwy, wciąż nie będę czuła się inaczej. Że nadal będę duchem dziewczyny, która jest wewnątrz martwa. Czasami ten strach jest nie do zniesienia.

Jeden -Juliette. Juliette. Usta Jase’a zetknęły się z moimi, pochłaniając mój szloch, zmuszając mnie do ucichnięcia. Całował mnie jakby chciał mnie pochłonąć. Sposób, w jaki powtarza moje imię. Moje prawdziwe imię. Część mnie chce poddać się kompletnie, wtopić się w jego ramiona i zostać tam na zawsze, ale druga część mnie, krzycząca wewnątrz głowy, musi wiedzieć jak się dowiedział. Jak do diabła zorientował się kim naprawdę jestem? Obraz Dornana staje mi przed oczami i momentalnie się wzdrygam. Jest w śpiączce, więc na chwilę jestem bezpieczna. Ale muszę wiedzieć, jak Jase odkrył moją tajemnicę i czy ktoś w klubie jeszcze o tym wie. Muszę wiedzieć czy powinnam zniknąć, zanim ktoś się mnie pozbędzie…całkowicie. Szorstkie palce Jase’a przesuwają się po moim obojczyku, gdy jego usta ciągle przyciskają się do moich, chciwie i słodko. Płaczę, on płacze i czuję się tak jakby wszystkie marzenia i koszmary spełniły się w jednej, pięknej chwili. Jestem dumna. Jestem zdruzgotana. Ale przede wszystkim, boję się. Trzęsącymi się dłońmi, udaje mi się go odepchnąć, tak, że teraz stoimy oko w oko. Ja wciąż płaczę, jego oczy błyszczą. Siedzę na betonie, z nogami wyciągniętymi przed sobą. Jase klęczy okrakiem na mnie. I wtedy widzę jak pierwszy błysk gniewu pojawia się na jego twarzy. Widzę jak jego ulga zmienia się w coś więcej, zanim on sobie to uświadamia. Jego usta drżą – jego wargi nadal są wilgotne – i jego uśmiech powoli znika, gdy patrzymy się na siebie. Wiedziałam, że to nadejdzie. Czekałam na to, ale kiedy wreszcie się to stało, sprawiło, że poczułam się niesamowicie smutna. Wstaje, podając mi dłoń. Przyjmuję ją, moje nogi bolą, gdy staję prosto. Przez wybuch bomby w domu jego dziadka, brzęczy mi w uszach i kręci mi się w głowie. Robię krok w tył, puszczając jego dłoń i opierając się o bagażnik samochodu. -Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Warczy przez zaciśnięte zęby. Odrywam od niego wzrok, patrząc na ulicę poza rozpadającymi się murami szpitalnymi. -Julz? – warczy.

Ponownie na niego spoglądam i wzruszam ramionami. – Ponieważ chciałbyś żebym przestała. A ja nie mogę przestać, dopóki tego nie zakończę. -Mogłaś umrzeć – mówi, jego dłonie zaciśnięte są w pięści. – Oboje mogliśmy. Na litość boską, myślałem, że jesteś martwa. A ty jesteś tutaj, kusząc przeznaczenie po raz drugi? Zaciskam szczękę uparcie. – Już za późno by myśleć o pewnych rzeczach w ten sposób. Robi krok do przodu, jego palce owijają się wokół mojego nadgarstka. – musimy iść – mówi. – Musisz się stad zabrać zanim ktoś w klubie zorientuje się, co zrobiłaś. Ciągnie mnie za ramie, ale ja się nie ruszam, i dopiero wtedy wszystko naprawdę staje się cholernie przerażające. -Nie – mówię. -Co? -Chce go zobaczyć – mówię, strącając jego dłoń. Ryczy z frustracji, całkowicie naruszając moją przestrzeń osobistą, gdy przyciska się do mnie, przyszpilając ponownie do maski samochodu. Nie powinno mnie to przerażać, ponieważ właśnie tego się spodziewałam. Na to zasługuję – jego gniew, jego furię, –więc to nie powinno mnie przerażać, ale z jakiegoś niewiadomego powodu, boję się. -Co z tobą nie tak? – syczy. – Chcesz go zobaczyć? Popycham go, ale nie rusza się. Gdybym miała obcasy, nadepnęłabym mu na nogę by się cofnął, ale jestem boso i pokryta cienką warstwą kurzu i gruzu, dzięki bombie Elliota podłożonej do zbiornika na paliwo Dornana. -Cofnij się – mówię. – Nie musisz mówić mi co mam robić. Uśmiecha się ironicznie, nadal mnie trzymając. – Ani trochę się nie zmieniłaś – wypluwa, jego oczy płoną. – Nadal jesteś tak cholernie uparta, jak w dniu, w którym cię poznałem. W dniu, w którym cię poznałem. Nie mogę teraz o tym myśleć. Nie mogę. -Złaź ze mnie, albo moje kolano naprawdę zintegruje się z twoim kutasem. – grożę, zaciskając palce wokół jego nadgarstków, wbijając paznokcie w nie na tyle by popłynęła krew. Nawet się nie wzdryga.

-Nie chcesz mnie zranić. – mówi. –Widzę to na twojej twarzy, Juliette. Nie zranisz mnie, by dostać się do niego. -Nie chcę – mówię, nadal wbijając paznokcie w jego skórę. – Ale to nie znaczy, że tego nie zrobię. -Juliette! – warczy. – Skończ z tym. Po prostu wsiądź do pieprzonego samochodu i wstrzymają swoją wendettę na dwie sekundy! Otwieram usta by powiedzieć nie, ale zanim mi się to udaje, kątem oka zauważam ruch. Odwracam głowę w lewo, gdzie morze samochodów rozciąga się przed szpitalem i walczę z pragnieniem by zacząć krzyczeć. Stoi tam facet, obserwując nas. Facet mający na sobie skórzaną kurtkę. Cholerny członek Gypsy Brothers. Jase cofa się gwałtownie, gdy zauważa mężczyznę, jego palce owijają się pewnie wokół mojego ramienia. Mrugam, gdy ściska je mocno i szczerze mam nadzieję, że ten uścisk ma na celu ochronienie mnie, a nie uwięzienie. -Juliette? – facet parska, podchodząc bliżej. – Juliette ta od Johna Portlanda? Gówno prawda. Ta mała martwa zdzira była blondynką. Otwieram usta i nim pomyślę, odzywam się. – Od tego jest farbowanie włosów, skurwielu. Jego usta zwijają się w brzydki grymas, i unosi brwi w rozbawionym wyrazie. – A tak, teraz cię rozpoznaję. Mała suka Johna. Wyglądasz całkiem nieźle jak na trupa. Imię mojego ojca w jego ustach brzmi jak bluźnierstwo. W moim gardle rośnie gula, a moje myśli zaczynają pędzić, aż staje się jasne, że ja już nie kontroluję tej sytuacji. On wie. I zabije mnie. Nie mam broni. Nie mam nawet pieprzonych butów. W uszach mi brzęczy od wybuchu, jest mi zimno, jestem zmęczona i głodna, a ten skurwiel wie. -Jimmy – zwracam się do zdradzieckiego przyjaciela mojego ojca z taką nienawiścią, że praktycznie widzę jak unosi się ona w powietrzu między nami. Jego podbite metalem buty uderzają o ziemię, gdy podchodzi do nas. Jase odsunął się ode mnie, teraz stoimy ramię w ramię. Kątem oka patrzę na Jase’a, i jestem zaskoczona, że jest tak spokojny. To mnie martwi. Czy on wie coś, o czym ja nie wiem?

W ogóle, po której stronie jest? -Niech zgadnę – mówi Jimmy, jego kroki są coraz bliżej. – Masz coś wspólnego z tą małą katastrofą. Bomby w zbiornikach na paliwo, naprawdę? Zabicie mężczyzny podczas jazdy to cios poniżej pasa. Mrużę oczy, przysuwając się do Jase’a. – Cios po niżej pasa to zabicie mężczyzny, kiedy próbuje odejść. Jimmy śmieje się, gardłowy dźwięk rozbrzmiewa na parkingu. -To nie dlatego został zabity – odpowiada Jimmy. – i wszyscy to wiemy. Kiedy bierzesz coś, co do ciebie nie należy, płacisz za to. Przewracam oczami. – Jeśli mówisz o Marianie… -Mówię o pierdolonych pieniądzach – warczy, oddzielają na teraz tylko trzy kroki. – Mówię o nim, próbującym zabrać syna Dornana. Przesuwa oczy na Jase’a, gdy go ocenia, patrzy na niego z oczywistym niesmakiem. Wtedy reaguję. Nawet nie myślę. Wykorzystuję chwile nieuwagi, którą mi dano. Nie odrywając wzroku od Jimmy’ego, wyrywam ramię z uścisku Jase’a i sięgam do jego pasa. Wyrywam pistolet z przestrzeni między ciepłą skórą a jeansowymi spodniami i celuję nim w zadowoloną twarz Jimmy’ego. Zadowolony wyraz twarzy znika z jego twarzy, tylko po to by zostać zastąpiony gorzką nienawiścią. Uśmiecham się okrutnie, broń ciąży mi w dłoni. -Zawsze byłeś zbyt powolny, Jimmy. To dlatego, zrobili z ciebie robola, pamiętasz? Drwienie z jego niskiego statusu w klubie, pomimo tylu lat wiernej służby działa i dodaje mu uroku. Dosłownie widzę, parę leżącą mu z uszu. Przyciskam palec do spustu broni. – Recon możesz zamknąć oczy zanim odstrzelę ci głowę? – Pytam go, szeroki uśmiech przyklejony jest do mojej twarzy. Jimmy zaciska usta, a potem je otwiera by coś powiedzieć, gdy gwałtownie uderzam o samochód, popchnięta przez jedyną osobą, na której spoczywała moja nadzieja, że stanie po mojej stronie. Kurwa. Nie patrzyłam na Jase’a i to był głupi błąd. Zanim mogę pociągnąć za spust, unieruchamia mnie, jedną ręką mnie przydusza, a drugą wyrywa pistolet z dłoni. Walczę tak długo jak jestem w stanie, ale moja walka z góry jest przegrana. Waży sześćdziesiąt funtów albo więcej ode mnie, i jest o wiele silniejszy. Wykręca mój

nadgarstek boleśnie i otwiera moją dłoń, serce rozdziera się na milion kawałków, gdy uświadamiam sobie, że Jase nie jest po mojej stronie. Jest przeciwko mnie. Kocham go. Kurwa ja go kocham! A on mnie przyszpilił do maski samochodu, jego twarda pierś unieruchamia mnie w miejscu, gdy próbuję wyrwać się z jego uścisku. Kurwa. -Przestań się wyrywać – rozkazuje, a ja go słucham. Nie dlatego, że chcę go słuchać. Ale dlatego, że oszczędzam energię. Przestaję walczyć, rozluźniam mięśnie. Widocznie zadowolony, puszcza mnie, robi krok w tył i chowa broń za paskiem, wyciągając dłoń w stronę Jimmy’ego. Wolno się prostuję, moje plecy nadal opierają się o samochód. -Daj mi swoją broń Jimbo – mówi. – Muszę zastrzelić tą sukę i się jej pozbyć. Jimmy patrzy na Jase z niedowierzeniem. – Masz broń. Jase posyła mu miażdżące spojrzenie. – Jest zarejestrowana. Twoja nie jest. Jimmy patrzy na Jase’a przez chwilę, najwyraźniej niezdecydowany, gdy unosi rękę do kabury. Jase wygląda na zniecierpliwionego. – Jimmy! Zamienimy się, dobra? – wyciąga broń i wpycha ją w dłoń Jimmy’ego, ponownie poganiając go ręką. – No dawaj. Pozwoliłbym ci się z nią zabawić, ale ktoś może zobaczyć. Chodź ze mną, a pozwolę ci ja wypieprzyć zanim ją zastrzelę. Gorzkie łzy szczypią mnie w oczy, gdy te słowa wychodzą z jego ust. Nigdy w życiu nie czułam się tak zdradzona. To nie on. To nie chłopiec, który ryzykował własne życie walcząc przeciwko ojcu, gdy jego bracia na zmianę niszczyli mnie. W tej chwili, nigdy nie czułam się tak załamana. Wszystko na nic. Oczy Jimmy’ego zaczynają błyszczeć, gdy wyciąga swoją broń i kładzie ją na otwartej dłoni Jase’a. – Mamy umowę – mówi, biorąc broń i podchodząc do mnie. Rozważam ucieczkę, ale z doświadczenia wiem, że kule są szybsze niż nogi. Przysuwa broń do mojej twarzy i używa jej by odgarnąć kilka kosmyków moich włosów na bok. Smutek zastąpiony zostaje czystą i bezdenną nienawiścią i gdyby spojrzenie mogło zabijać, leżałby teraz martwy na ziemi. -Wiem jak to robić powoli – mówi, chichocząc. – Wypieprzę cię naprawdę powoli, zanim dostaniesz kulkę w głowę, mała Julie.

-Nie widziałeś swojego kutasa od dwudziestu lat Jimmy – parskam, wskazując na jego okrągły brzuch czubkiem palca. – Ale powodzenia z tym. Jimmy policzkuje mnie wolną ręką, wystarczająco mocno, bym poczuła krew na języku. -Te same przemądrzałe usta – mówi do nas obojga. – Ale wygląda inaczej. Jesteś pewien, że to dziewczyna Johna? Jase parska. – Dziwka zrobiła sobie operacje. Wzdrygam się, gdy Jimmy przyciska mnie do samochodu, jego oddech jest ciepły i kwaśny. Wsuwa wolną dłoń między moje nogi i łapie mnie tam, ściskając pewnie. -Stałaś się naprawdę śliczna Julie – mówi, unosząc tą samą dłoń by ścisnąć moją pierś. Przez ugryzienie Dornana wzdrygam się. -I masz prawdziwe… - nie dostaję szansy by skończyć zdanie, ponieważ ogłuszający dźwięk rozlega się przede mną, i wreszcie Jimmy’ego nie ma. To znaczy, jest, ale ma kulkę w głowie, a jego kawałki rozbryźnięte są na mojej twarzy i ramionach. Jakby w zwolnionym tempie upada na ziemię, jego oczy są szeroko otwarte, a rzeka ciemnej krwi wypływa z jego skroni. Wygląda mi to na czysty strzał, kula weszła jedną stroną głowy, wyszła drugą. Gorzkie krople cieczy przyklejają się do mojego języka i wzdrygam się boleśnie. Jego krew. Jego krew w moich ustach. Wymiotuję gwałtownie obok jego ciała, krztusząc się kwaśną śliną. Smakuje to jak gówno, ale przynajmniej jest lepsze niż jego krew. Odwracam głowę by zobaczyć, że Jase coś do mnie mówi, ale nie słyszę go. W tym momencie uświadamiam sobie, że zostałam całkowicie ogłuszona przez wystrzał z pistoletu. Obserwuję jak jego usta się poruszają, gdy mną trzęsie i gwałtownie gestykuluje dłońmi. Jesteś doskonała aktorką. Jego słowa, z wcześniej wracają do mnie tej nocy. Wymuszony uśmiech pojawia się na mojej twarzy, gdy zaczynam rozumieć, co on zrobił. Zabił członka Gypsy Brothers. Dla mnie. Te słowa uciekają z moich ust, zanim się powstrzymuję. -Jesteś doskonałym aktorem – mówię, ledwie będąc w stanie usłyszeć się, gdy chwieję się na nogach. Jase mruga i gapi się na mnie, wzrokiem tak zjadliwym, że wszystko się we mnie przewraca.

-Kto powiedział, że gram? – warczy, a wiem co mówi wyłącznie dzięki temu, że obserwuję ruch jego ust. Uśmiech na mojej twarzy nadal się poszerza, gdy wszystko ogarnia czerń i mdleję.

Dwa Przez długi czas, zasypiam i budzę się. Moja głowa jest niewygodnie ciężka, jakby została wypchana watą, a uszy pulsują i dzwonią w rytm uderzeń pulsu. Wszystko albo mnie boli, albo tego w ogóle nie czuję, i wiem, że im więcej czasu przeminie, tym ból stanie się gorszy. Coś przebudziło mnie z mojej drzemki, więc siadam prosto, zaalarmowana. Jestem w samochodzie Jase’a, przypięta do siedzenia. Ale jestem sama, samochód jest zaparkowany pod umierającą wierzbą płaczącą, znajdującą się tuż obok zaniedbanej stacji paliw. Wyglądam przez okno od strony pasażera, szukając jakiś oznak że Jase też tu jest. Nic. Jest ciemno, a mi strasznie chce się sikać. Rozciągając się boleśnie, odpinam pas i ściągam go z siebie, otwierając drzwi. Gdy to robię słyszę niewyraźny trzask, to dobry znak, bo znaczy, że zaczynam odzyskiwać słuch. Wysiadając z samochodu Jase’a, ostrożnie zamykam za sobą drzwi i kuśtykam obok zardzewiałego dystrybutora w stronę wejścia do sklepu. Jestem prawie przy drzwiach, kiedy wychodzi Jase, prawie mnie przewracając. Najpierw wydaje mi się, że porusza się naprawdę szybko, dopóki nie uświadamiam sobie, że to ja poruszam się wolno, gęste, błotniste powietrze mi ciąży. -Dlaczego wyszłaś z samochodu? – pyta, przesuwając papierową torbę z zakupami do jednej ręki i prowadząc mnie drugą. Jego twarz jest napięta i zmęczona, zmartwiona i wyczerpana. To wszystko moja wina. Chociaż szczerzę mówiąc jestem zbyt zmęczona by się tym przejmować. Przynajmniej go słyszę, co jest pocieszająca. Jest nikły i słaby, ale to i tak cos. -Muszę siku – mówię. Rozgląda się dookoła, nie ma tutaj duszy w promieniu kilku mil. W oddali, niezliczone światła mijają nas w szybkim tempie, mówiąc mi, że musimy być blisko autostrady. -Przestań krzyczeć – syczy. -Nie krzyczę – mówię głupio, stojąc bez butów i nagle czując ostre zimne powietrze. -Tak, krzyczysz - mówi, przyciskając dłoń do mojego kręgosłupa. Kiedy docieramy do samochodu, otwiera drzwi od strony pasażera i wskazuje na siedzenie. – I nie możesz tam wejść.

-Dlaczego? – pytam, pozwalając mu popchnąć się na siedzenie. Wzdycha, używając wolnej ręki by ustawić wsteczne lusterka tak bym mogła się w nim przejrzeć. Gdy skupiam się na swojej twarzy, mój oddech ostro się urywa. Moja twarz pokryta jest rozbryzgami krwi. I jest jej tam naprawdę dużo. Przeklinam Jimmy’ego i jego pierdoloną brzydką twarz, która eksplodując ubrudziła mnie. -Ja pieprze – mamroczę, odpychając lusterko tak bym nie musiała dłużej na siebie patrzeć. Znowu chcę się pochorować, ale przełykam tą gulę. Jase ignoruje moje przekleństwa i zamyka drzwi, robiąc koło by dotrzeć na swoją stronę. Zajmuje siedzenie, rzuca papierowe torby na tył samochodu, zostawiając na kolanach jedynie paczkę chusteczek i butelkę wody. Obserwuję jak odkręca zakrętkę i wyciąga garść chusteczek z pudełka. Przyciska butelkę do chusteczek, a następnie wystawia rękę przez okno by wycisnąć nadmiar wody. Odchylam się, gdy przyciska zimne, wilgotne chusteczki do mojej twarzy, jego dotyk jest pewny, ale delikatny. Nieruchomieje na chwilę, odsuwając dłoń od mojej skóry, patrzy na mnie pytająco. Kiwam głową, a on kontynuuje. Obserwuję pusto i zimno jak chusteczki przybierają kolor czerwieni. Więcej chusteczek. Więcej wody. Kiedy kończy, duży stos czerwonych chusteczek spoczywa na jego kolanach, a wody już prawie nie ma. -Proszę bardzo – mówi, dźwięk jego głosu dzwoni mi w uszach. – Wypij to – przyjmuję wodę chętnie i przechylam ją niecierpliwie, piję tak dużo i tak szybko jak potrafię. W tym momencie ogarnia mnie panika, i po raz kolejny staje się zarozumiała. Co on mi zrobi? To znaczy, zabił Jimmy’ego, więc powinnam mu ufać, prawda? Ufam mu. Zawsze mu ufałam. Ale to zaufanie mnie przeraża. gdyby mnie poprosił podążyłabym za nim do piekła, i nie zapytałabym nawet po co. Gorzka miłość kłuje mnie głęboko w sercu, tak mocno, że prawię krzyczę. Przykładam dłoń do piersi, oddech jest płytki i przyspieszony, gdy walczę o utrzymanie kontroli. Miewałam już wiele ataków paniki, zazwyczaj zamykałam się w szafie Elliota, gdy tylko słyszałam motocykl, albo zawracający samochód. Nie miałam takiego ataku już od dłuższego czasu., Podejrzewam, że aż do teraz, to ja kontrolowałam sytuację. Ta krucha kontrola była teraz całkowicie zniszczona. Dornan nie umarł. Ta prawda uderzyła we mnie jak pociąg towarowy. W oddali rozległ się wystrzał pistoletu, albo to właśnie samochód zawracał – nigdy nie będę w stanie zauważyć różnicy. Ale cokolwiek to było, moje serce przez to załomotało.

Jase podniósł zakrwawione chusteczki i zanim odwrócił się do mnie, rzucił je na tylne siedzenie. Jego twarz wykrzywiła się w trosce, gdy obserwowała jak hiper wentyluje. W końcu zdałam sobie sprawę, że muszę wyjść z samochodu. Otwieram drzwi, wyskakuje na brudny asfalt. Słyszę jak Jase coś krzyczy za mną, ale nie zwracam na to uwagi. Krzyczy jedno słowo, trzy sylaby wciąż i wciąż, a gdy moje stopy uderzają o chodnik uświadamiam sobie, że krzyczy moje imię. Juliette! Juliette! Jak królik, na którego polują, uciekam na tył stacji paliw i zatrzymuję się na krótką chwilę. Dalej znajduje się rząd wysuszonych łodyg kukurydzy, pole, które desperacko potrzebuje wody, tak jak Dornan musi znaleźć się w kostnicy. Jeśli pole nie zostanie nawodnione, a Dornan nie umrze, zarówno kukurydza i ja jesteśmy skończone. Jase wyprzedza mnie. – Dlaczego uciekasz? – pyta, dysząc ciężko. Więcej hałasu. Ciężkiego. Głośnego. Strzały? Sztywnieję. Dlaczego uciekam? Nawet nie wiem. Gdy wpadam między łodygi kukurydzy, zadrapują one moje odkryte ramiona. Moje stopy szczypią, grube łuski wbijają się w miękką skórę. Woła mnie, te trzy sylaby mnie prześladują wciąż i wciąż, sprawiając, że biegnę szybciej, a mój oddech jest spanikowany i gwałtowny. Ju-li-ette Uspokój się – przemawia przez mnie racjonalny głos. Masz atak paniki. Załamanie. Wszystko będzie dobrze. Bum. I kolejny głos, piętnastoletniej dziewczyny, która lubiła wchodzić do szafek i pod łóżko, kiedy głośny hałas ją przerażał. Jest przestraszona. Skanduje: Dornan nie umarł. Dornan nie umarł. Chcę posłuchać głosu rozsądku. Naprawdę. Ale drugi głos jest znacznie głośniejszy. I jest jeszcze Jase. Został w tyle, a ja opadam na ziemię, w brud i łuski kukurydzy, wbijające się w moje ciało. Owijam ramiona wokół kolan przyciśniętych do piersi i chowam w nich twarz, bym nie musiała nic widzieć, bym była bezpieczna. Więc jestem ukryta. Znajduję się w takim stanie przez długi czas, jak długo nie wiem. W końcu zaczynam się kiwać, dopóki ręce nie lądują na moich ramionach, a ja się wyrywam. Między łodygami kukurydzy jest ciemno jak diabli. Mój krzyk nawet nie przenika całej szerokości pola. Wtem, zanim zbieram się do walki, dłoń zasłania mi usta. Silne ramiona owijają się wokół mojej piersi i

podnoszą mnie, tak ze moje stopy nie dotykają ziemi. Kopę i szarpię się, ale szybko się męczę, moje zapasy adrenaliny zostały wyczerpane, ciało jest ziszczone i zmęczone. -Uspokój się – mówi Jase i tym razem słyszę go bardzo dobrze. Do diabła co dzieje się z moim słuchem? Odprężam się, trochę po trochu, dopóki nie zwisam luźno w jego ramionach. Delikatnie, opuszcza mnie na ziemię i odwraca mnie do siebie twarzą. Jest wilgotna i nie mogę rozszyfrować dlaczego. Płaczę? Nie. Pada. Małe krople deszczu upadają na moją twarz, niebo płacze za mnie, gdy Jase unosi moja brodą palcami. -Dlaczego uciekasz? – pyta, jego twarz jest wykrzywiona troską. – Myślisz, że cię zranię? Kręcę głową i wzdrygam się, gdy kolejny głośny łomot rozbrzmiewa w ciemności, tym razem bliżej nas. Uścisk Jase zaciska się na mnie, a ja po raz kolejny panikuję, próbując się od niego odsunąć. -Strzały – udaje mi się powiedzieć. – Ktoś strzela. Wtedy się uśmiecha, i nie mogę sobie wyobrazić, dlaczego strzały czynią go tak szczęśliwym. Wskazuje na niebo, jedno ramię jest owinięte wokół mnie, gdy uśmiecha się promiennie. -Fajerwerki Julz – mówi miękko, przyciągając mnie tak blisko siebie jak tylko jest w stanie. – Spójrz. Przechylam głowę do tyłu, bym patrzyła prosto w atramentowo czarne niebo. Kolejny wybuch wstrząsa mną, ale tym razem nie odwracam wzroku, ponieważ w końcu, niebo rozjaśnia się błyszczącymi kawałkami światła, które wyglądają jak diamenty spadające na ziemię. I tak po prostu, już się nie boję. *** Pokaz fajerwerków dobiega końca i Jase prowadzi mnie z powrotem do samochodu i przypina mnie do siedzenia, jakbym była dzieckiem. Zauważam subtelny sposób, w jaki zamyka drzwi, tak żebym nie mogła otworzyć ich od środka. -To dla twojego dobra – mówi, gdy więzi mnie w samochodzie. Nie odpowiadam, moje ciało jest ciężkie i zimne, moja skóra wilgotna od deszczu kropiącego na zewnątrz. -Powinnaś się przespać – mówi, jego słowa są przytłumione.

Jedziemy w ciszy. Jest noc i powinniśmy wrócić do siedziby klubu, ale zamiast tego Jase kieruje samochód w stronę swojego mieszkania. Z jedną dłonią na kierownicy, drugą trzymając mnie. Widzę ukradkowe spojrzenie, które mi co chwilę posyła. Moje palce sa schowane w jego wielkiej dłoni. Czuję się prawie tak, jakby trzymał mnie tak mocno, bo boi się, że jeśli mnie puści, rozpłynę się jakbym była niczym innym tylko wytworem jego wyobraźni. Nie odzywamy się. Patrzę przed siebie, czasami w kącikach oczu błyszczą mi łzy, gdy przejeżdżamy pod jasnym ulicznym światłem. A potem jesteśmy w domu. Jego domu. Naszym schronieniu. Jesteśmy żałosną parą. On jest na autopilocie, ja jestem w szoku, nie będąc w stanie odezwać się lub ruszyć. Jestem wrośnięta w miejsce, z oczu płyną mi łzy, wstyd i poczucie winy ciążą mi tak, że czuję się jakbym tonęła. Silna dziewczyna, wojowniczka, zniknęła. A na jej miejscu pozostało ciche, przerażone dziecko, którego przeznaczenie spoczywa w rękach chłopca, którego kiedyś kochała. Chłopca, którego nadal kocha. Drzwi od mojej strony otwierają się i zostaję postawiona na nogi. Poprowadzona na górę schodami. Nadal dzwoni mi w uszach. Całe moje ciało się trzęsie. Moje usta są posiniaczone od wstrząsającego pocałunku Jase’a, który wydaje się, miał miejsce eony temu, kiedy naprawdę miało to miejsce kilka godzin temu. Kiedy docieramy do drzwi, Jase podtrzymuje mnie, jedno ramię ma owinięte wokół mojej talii, gdy szuka kluczy do drzwi. Wreszcie w środku, widzę kanapę i przez chwilę myślę, że siedzi tam mój ojciec obserwując nas w ciszy. Mruga i on znika, nie pozostaje mi nic oprócz wspomnienia przewrażliwionej wyobraźni. Jase prowadzi mnie do łazienki, łapię swoje odbicie w lustrze, gdy on włącza prysznic, gorący i parujący. Jestem w strasznym stanie. Kurz i gips przylepiony jest do moich włosów, resztki bomby, która wybuchła w posiadłości Emilio. Plus znajdują się tam płaty, czegoś lepkiego, co jak się domyślam, jest krwią i mózgiem Jimmy’ego. Gapię się w podłogę, ponieważ nie mogę patrzeć na Jase’a. jego oczy wędrują po mojej twarzy i zastanawiam się, czego on tam szuka. Dowodu? Rozpoznania? Wspomnień? W uszach czuję coś mokrego i zastanawiam się czy krwawią, ponieważ nadal nie za wiele słyszę, a dzwonienie w głowie może być spowodowanegorączką. To sprawia, że zastanawiam się, czy jestem zaszokowana wybuchem motocyklu Dornana i tym jak ktokolwiek mógł coś takiego przetrwać. Jak Dornan przetrwał?

To znaczy, wiem, że Jase strzelając do Jimmy’ego kilka centymetrów ode mnie jest powodem, dla którego nie słyszę. Ale kurcze. Byłam oszołomiona wybuchem, zanim Jimmy nam przeszkodził. -Spodnie – mówi Jase jak szarpie za moje jeansy, klękając przede mną. patrzy na mnie jakby powiedział już to kilka razy, ale jeśli tak zrobił, to ja go nie słyszałam. Otwieram usta by powiedzieć mu, że praktycznie jestem głucha, ale nie mogę uformować słów, więc zamykam usta i przełykam ślinę boleśnie. Odpinam spodnie i chwytam się jego ramion, kiedy z nich wychodzę. Wstaje, próbując złapać moje spojrzenie, ale odwracam głowę i patrzę jak zahipnotyzowana, jak woda puszczona z prysznica uderza o białe płytki na ścianie, i kłęby pary unoszące się w powietrzu. Coś wewnątrz mnie więdnie i umiera, gdy przypominam sobie swój prysznic z Dornanem w jego pokoju. Byłam na kolanach, kiedy on niemal mnie dusił, kiedy wbijał swojego kutasa w moje gardło, kiedy rana, którą sam mi zadał, przez zerwane szwy krwawiła na podłogę. Moje palce nieświadomie przesuwają się do tego miejsca na nogę, miejsca gdzie mnie dźgnął tak brutalnie, śledzą bliznę, która przecina moje udo. Czy Jase kiedykolwiek mi wybaczy? Jestem odrętwiała, gdy pozwalam mu ściągnąć koszulkę przez głowę i rzucić ją w kat łazienki. Stoję wyciszona, nie będąc w stanie się odezwać albo zapłakać, ani przetworzyć czegokolwiek. Kątem oka zauważam, że on nieruchomieje na chwilę i odwracam się do niego zaalarmowana. Patrzy na blizny w kształcie linii na moim biodrze, te które pokryte są pięknym tatuażem Elliota i sapię, kiedy przyciska ciepłe, drżące palce do mojej zimnej skóry. Jak tylko mój oddech staje się cięższy odsuwa dłoń, odrywając ode mnie spojrzenie, gdy wkłada dłoń pod strumień wody. Przenosi z powrotem mokrą dłoń na mnie i prowadzi mnie pod lejącą się wodę. Nadal patrzy się na mnie intensywnie. O czym myśli? Że jeśli mrugnie, ja zniknę? Może to prawda. Może roztopię się na podłogę i zniknę w odpływie. Jak duch. Wizja w mojej głowie jest niepokojąca, więc próbuję się od niej odciąć. Co może nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ jak tylko pozbywam się tej myśli, przypominam sobie ostatni raz, kiedy brałam tu prysznic – świeżo po wypuszczeniu z pogotowia, kiedy moja własna koka o mało mnie nie zabiła. Jak gdyby wysadzenie w powietrze Dornana nie było wystarczająco złe, przypominam sobie coś równie złego. Ta łazienka jest pełna złych wspomnień. Jezu. Nie mogę nawet przetworzyć tego, co Jase może o mnie myśleć. Nagle dociera do mnie ze chłopiec ze smutnymi oczami stoi obok mnie, podtrzymując mnie pod prysznicem gdy apatycznie przesuwam się z nogi na nogę, i jest w pełni ubrany, gdy stoi pod wodą razem ze mną.

-Twoje ubrania są mokre – wykrztuszam z siebie, a przynajmniej tak to brzmi, ponieważ ledwie słyszę. Jase uśmiecha się smutno, patrząc na nasączoną wodą czarna koszulkę i ciężkie jeansy, które muszą ważyć tonę. – Nie chciałem żebyś odniosła złe wrażenie. Złe wrażenie moje serce łamie się, gdy uświadamiam sobie, że mówi o seksie. Nie rozebrał się, ponieważ nie chciał bym się martwiła o to, że chce seksu. Oczywiście to nigdy nie przeszło mi przez głowę. Ale myślę o ostatnim razie gdzie mnie widział, kiedy naprawdę mnie widział zanim umarłam i zastanawiam się ile razy odgrywał ta scenę w umyśle przez ostatnie sześć lat. Oczywiście, że bał się mnie dotknąć. Oczywiście. Moje oczy szczypią, a ja przypominam sobie ze mam te głupie niebiskie kontakty przyklejone do gałek ocznych, prawdopodobnie pokryte kurze i zanieczyszczeniami. Będę miała szczęście, jeśli do moich oczu nie dostały się żadne odłamki. Wkładam palce pod wodę i przesuwam nim po oku, wyjmując plastikowe dyski i wrzucając je do odpływu. Jase i tak już wie, kim jestem. Nie ma sensu tego ukrywać. Obserwuje mnie teraz uważnie i gdy wyrzucam kontakty, kładzie dłoń na moim podbródku. -Spójrz na mnie – mówi cicho. Patrzę na niego, moje oczy są załzawione, kiedy zastanawiam się, co widzi. Co czuje? Ta chwila wydaje się nierealna. Para wydobywająca się spod prysznica, biały blask płytek. To sprawia, że przez chwilę myślę, że muszę być martwa. -Tu jesteś – mówi, - Naprawdę tutaj jesteś? Jesteś prawdziwa? -Chyba tak – sapię, owijając palce wokół wytatuowanego bicepsu. -Twoja twarz – mówi - Co jej się stało? Jest tak dziwnie, ze nie umiem nawet tego wytłumaczyć. -Zniknęła – odpowiadam szybko. – Tylko tym sposobem mogłam go oszukać. Studiuje moja twarz, przesuwając opuszkami palców wzdłuż zmienionych kości policzkowych, węższego nosa, nietkniętych ust, zanim wraca do moich oczu, ciągle takich samych jak kiedyś. -Juliette – szepcze. Sposób, w jaki wymawia moje imię, boli. Lawina smutku i ulgi wybucha we mnie i szlocham złamana. Przyciąga mnie do siebie i stoimy tam pod prysznicem, jako żywy obraz smutku, żałości, gdy woda zmywa z naszej skóry kawałki tynku, kurzu. Gdyby zmycie grzechów tez było takie proste.

Trzy Prysznic kończy się zbyt szybko strumieniem zimnej wody, przypominającym nam, że gorąca woda się skończyła. Powoli, poruszając się jakbyśmy brodzili w ruchomych pisakach, owijamy się ręcznikami i wychodzimy z łazienki. Jase zrzuca mokre ubranie i zastępuje je suchą wersją, potem przynosi mi parę szarych dresów i ciemnoniebieski T-shirt. On wychodzi z pokoju, a ja odklejam mokrą bieliznę od piersi i bioder, przebierając się w świeże ubrania. Nastrój kontrastowo różnie się od wtedy, gdy byłam tu po raz ostatni, jedynie kilka dni temu, kiedy myślał, że jestem gliną pod przykrywką, albo przynajmniej jednego pieprzę. Elliot. Muszę się z nim skontaktować. Pewnie jest chory ze zmartwienia o mnie. Ja też się martwię. Czy Elliot jest bezpieczny? Jase powiedział, że go sprawdzał. Wiedział, że Elliot kiedyś był gliniarzem. W ciągu kilku dni dowiedział się więcej o Elliocie niż wiedział o mnie. Do czasu telefonu, nie miał pojęcia. Zastanawiam się, z kim rozmawiał na parkingu, kiedy mnie rozgryzł. Zastanawiam się, co ten ktoś mu powiedział. Co było jego wskazówką? Jak zostałam zdemaskowana. Są to pytania, które muszę zadać Jase’owi, ale jeszcze nie teraz. Nadal śmiertelnie boję się odpowiedzi. Ostrożnie, opuszczam bezpieczeństwo i słabe światło sypialni i idę do salonu, a potem do kuchni. Czuję bogaty zapach sosu pomidorowego i podążając za nosem, burczy mi w brzuchu. Elliot. Racja. Rozglądam się po pokoju, namierzając moją torbę na skraju kanapy. Idę niepewnie, trzymając się ścian i krawędzi pokoju. Nie ja teraz dzierżę władzę, jestem odsłonięta i narażona. Coś wewnątrz mnie nadal każe mi uciekać, poruszam się niespokojnie, gdy żółć niczym gula podchodzi mi do gardła. Pośpiesznie przeszukuję torbę. Żadnego telefonu, cholera. Może Jase go zabrał. Może jest w samochodzie. Pamiętam numer telefonu Elliota, więc muszę znaleźć tylko tutaj jakikolwiek telefon i dać mu znać, że jestem bezpieczna. -Szukasz tego? Odwracam się na pięcie i widzę Jase stojącego w drzwiach do kuchni, trzymającego mój telefon w jednej ręce, a baterię do niego w drugiej. Świetnie. -Zniszczyłem go – mówi patrząc na baterię. – To będzie jakiś problem?

GPS. Wiem, o co mnie pyta. Pyta, czy ktokolwiek będzie mnie śledził za pomocą Kręcę głową. Elliot nigdy nic nie mówił o śledzeniu mojego telefonu. Ale mimo to, nieprzyjemny niepokój osiada w dole mojego brzucha. Już na samym początku dał mi ten telefon. Z tego, co wiem, miał na mnie oko od chwili gdy dostałam od niego jasnoróżowego iPhona w magazynie. -Dobrze – Jase odpowiada, zgarniając oba przedmioty i wchodząc do kuchni. Gdy wchodzę do kuchni, patrząc na swoje stopy, z mikrofalówki wyciąga talerz z lazanią. Pokazuje mi bym usiadła przy małym okrągłym stoliku między barem śniadaniowym a drzwiami prowadzącymi na balkon. -Usiądź. Jego ton jest łagodny, ale pewny, a gdy siadam na krześle, które mi wysunął, kładzie przede mną talerz. Siada naprzeciwko mnie patrząc wyczekująco. -Jedzenie najpierw – mówi, wskazując na talerz. – Potem będziemy rozmawiać. Czeka cierpliwie, gdy zanurzam widelec w makaron nadziewany serem i mięsem, próbując pierwsze normalne jedzenie od bóg wie jak długiego czasu. Wreszcie nadkładam jedzenie do buzi tak szybko jak jestem w stanie, próbując zachowywać się grzecznie, ale mi to nie wychodzi. Kiedy talerz jest czysty, odkładam widelec na pustą porcelanę z trzaskiem. Jase patrzy na mnie ponownie ze spojrzeniem, które mi mówi: nie wiem co z tobą zrobić. -Chodźmy na balkon – mówię i jest to pierwsze prawdziwie wypowiedziane zdanie od sytuacji na parkingu. Wzrusza ramionami, pokazując bym prowadziła. Odsuwam krzesło z piskiem i wstaję, podchodząc do drzwi. Jestem zmęczona i robię kilka podejść zanim wreszcie udaje mi się odsunąć drzwi. -Naprawdę powinieneś zamykać drzwi – mówię cicho. –Nigdy nie wiadomo, kogo tu znajdziesz. Wychodzi na zewnątrz za mną, a potem siada naprzeciwko, jedynym dźwiękiem przerywającym cisze są dale uderzające o brzeg pod nami. -Zacznij od początku – mówi. – Opowiedz mi wszystko. To nie pytanie. To rozkaz.

Przerażenie świadomością, że będzie znał moje najgłębsze, najmroczniejsze grzechy, wygrywa jedynie z ulgą, której pragnę: ulgą, że już dłużej nie będzie ściany sekretów i kłamstw, które nas rozdzielają. Chociaż raz, nie waham się. Mówię mu wszystko.

Cztery Opowiadam mu o wszystkim, co się stało do momentu, w którym Elliot wykradł mnie ze szpitala gdzie Gypsy Brothers szykowali się by mnie zabić, aż do chwili, w której wybuchły bomby. Opuszczam drobne szczegóły o Dornanie i Elliocie, ponieważ nie mogę znieść tego, że mogłabym zdenerwować Jase’a jeszcze bardziej. Poza tym, on wie. Widział. Świadoma zgoda na stosunki seksualne z Dornanem zawsze przynosiła śmierć jakiejkolwiek nadziei na coś między mną a Jase’m. Gdy mówię, mój głos jest stabilny. Nie płaczę. Sumuję wszystko bardzo rzeczowo, jakbym cały czas mówiła do kogoś innego. Do nieznajomego. Ta biedna dziewczyna. Kiedy kończę, odchrząkuję i wstaję. – Muszę zadzwonić do Elliota. – mówię do niego. – Będzie chory ze zmartwienia. Ręka Jase’a wystrzeliwuje zaskakując mnie, gdy owija się wokół mojego ramienia i ciągnie mnie z powrotem na dół. -Nie – mówi. – Jeszcze nie skończyliśmy. Siedzę i wpatruję się w podłogę. –Nigdy nie skończymy – szepczę. – Nie dopóki on nie będzie martwy. Przysuwa się z krzesełkiem bliżej, jego dłoń owija się wokół mojego karku, gdy obserwuję jak walczy z emocjami gniewu i wściekłości wyraźnie widocznymi na jego twarzy. Na początku jego ruchy wydają się być prawie brutalne, zaborcze, ale jego dłoń jest ciepła i rozluźniona. Skłaniam się ku jego dotykowi, wdychając, gdy chłodny wiaterek znad oceanu owiewa mnie. -Pamiętasz ostatni raz, gdy tu byliśmy? Sześć lat temu? Potakuję, rozkoszując się dotykiem jego palców, gdy pocierają moją szyję. Wspomnienie przeszłych wydarzeń pojawia się w mojej pamięci – siedzimy z Jase’m na kanapie, trzymając się mocno za ręce, gdy mój ojciec i zastępcza matka Jase’a wykładają nam prosty plan ucieczki z klubu Gypsy Brothers i każdej okropnej rzeczy, w którą są wmieszani. -Oni nie przeżyli – Jase mówi z powagą. Wypuszczam z ust powietrze, prawie tak jakbym wzdychała, ale z większą siłą, większymi uczuciami. -Wiem – odpowiadam, w moich oczach znowu stoją łzy. -Przykro mi – mówi. – Pewnie miałaś nadzieję, że udało im się uciec w taki sposób jak tobie.

Wzruszam ramionami. – Chyba mała część mnie zawsze miała taką nadzieję. Ale wewnątrz wiedziałam. Nie przetrwali tego. – To ostatnie zdanie szepczę, że nawet ja go nie słyszę. -Byłeś tam, kiedy on umarł? – pytam. Twarz Jase wypełnia się smutkiem. Puszcza moją szyję i chwyta dłoń, ściskając ją. -Tak Przełykam ślinę, zamykając oczy, gdy przeżywam horror tańczący pod moimi powiekami. -Cierpiał? Kolejny uścisk. Cisza trwa zbyt długo. – Nie. -Nie jesteś dobrym kłamcą – mówię załamana otwierając oczy by na niego spojrzeć. Porusza się nieznacznie na krześle, patrzy w podłogę, ramiona ma napięte. -Nie – mówi smutno. – Nie jestem. *** Pukanie. Odległe i ciche na początku, ale szybko wzrastające, dopóki nie brzmi jakby ktoś walił w drzwi do mieszkania Jase’a. Nasze oczy się spotykają; wyraz twarzy Jase’a odzwierciedla/wyraża panikę, którą czuję w piersi. -Powiedziałaś komuś że tutaj jesteś? Kręcę głową a potem przypominam sobie faceta ze szpitala. – Myślisz, że ktoś widział jak zastrzeliłeś Jimmy’ego? Jase blednie, zanim znów na jego twarz wraca zimna, wściekłość, do której jestem przyzwyczajona. – Wątpię w to. Powinienem być wtedy w klubie, więc nie o to chodzi. Przygryzam wargę, patrząc w kierunku drzwi, gdy pukanie zatrzymuje się, tak nagle jak zaczyna.

-Zaczekaj tutaj - mówi Jase, wyciągając broń zza pasa, odbezpieczając ją. Unoszę brwi, jakbym chciała mu powiedzieć, nie będę tutaj czekała, ale zbywa mnie sfrustrowanym machnięciem dłoni. -Mam to na myśli – syczy. – Jeśli będę potrzebował twojej pomocy, poproszę o nią. Przewracam oczami. – Cóż, przynajmniej masz broń bym i ja mogła się bronić? Patrzy na mnie, niepewny. –Skąd mam wiedzieć, że mnie nie zastrzelisz? Prawie spadam z krzesła. – To JA! Gdybym chciała cię zastrzelić, już byś był teraz kurwa martwy. Wzdycha. –Tak, punkt dla ciebie. Broń jest pod środkową poduszką na kanapie. Idź po nią i zostań tam, słyszysz? Prawię mówię: tak tato, ale to nie byłoby odpowiednie w tej sytuacji, kiedy pieprzę jego ojca i w ogóle. Zamiast tego potakuję, wchodząc za nim do domu. Podchodzi do drzwi, kiedy ja kieruję się do salonu, opadając na kolana przed kanapą. Jedną ręką chwytam środkową poduszkę i unoszę ją lekko, a druga zanurzam pod spodem. Po kilku przesunięciach, moje palce ocierają się o coś zimnego i metalowego. Ostrożnie chwytam pistolet, uważając by nie był wycelowany we mnie. Kiedy go wyciągam, widzę, że to zabezpieczony rewolwer. Odbezpieczam go i otwieram magazynek, czując ulgę, że przestrzeń zapchana jest błyszczącymi kulami. Ruchem nadgarstka wsuwam magazynek, tak, że teraz jest gotowy do wystrzały, gdy pociągnę za spust. Chociaż mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ponieważ jeżeli przed drzwiami stoją członkowie Gypsy Brothers, którzy chcą nas dopaść, sześć kul nie wystarczy bym przeżyła. Skradam się w stronę balkonu, jak mnie poinstruowano, przysłuchując się, co robi Jase. Jest to ciężkie – mój słuch nadal się w okropnym stanie, ciągle dzwoni mi w uszach. Przymykam przesuwane drzwi na balkon, tak, że jestem tam sama z pistoletem w dłoni i stołem za plecami. Patrzę niespokojnie na krawędź balkonu. Sięga mi do pępka, ale założę się, że gdyby ktoś postrzelił mnie w górną część ciała, spadłabym na asfalt pod balkonem. To nie jest pocieszająca myśl, więc siępochylam. Słucham uważnie czy jakiś dźwięk nie dochodzi spod frontowych drzwi…. Tak uważnie, że nie uświadamiam sobie, że ktoś stoi nade mną, dosłownie. Facet ubrany cały na czarno i w sportową maskę narciarską na twarzy przesuwa się obok mojej twarzy, lądując obok mnie na balkonie. Co jest kurwa? Sięga po broń w moich rękach i panikuję, gdy w niego celuję. -Nie strzelaj! – syczy głos, który skądś znam. Opuszczam broń, gdy ściąga maskę, jego włosy są rozczochrane, a oczy błyszczą zmartwieniem i podekscytowanie.

-Prawie cię kurwa zabiłam! – krzyczę szeptem na Elliota, moje ręce latają jakbym karciła nieposłuszne dziecko. Przyglądam mu się uważniej, widząc, że trzyma się czarnej linii narciarskiej, która przyczepiona jest do balkonu mieszkania powyżej. -Spuściłeś się tu? – pytam będąc pod wrażeniem. Odpina się od liny i skacze do przodu. -Dobrze się czujesz? Nie zranił cię? Myślę o tym chwilę. – Kto? – pytam głupio. – Dornan? -Jase – syczy patrząc w kierunku drzwi. Częściowo zasłoniętych przez korytarz, a ja zastanawiam się czy Jase jest w stanie nasz teraz usłyszeć. -Nie – mówię stanowczo, kręcąc głową. – Domyślił się El. On wie, kim jestem. -Nie pozbyłaś się go – mówi Elliot, patrząc to na mnie to na frontowe drzwi. Kręcę głową. – Nigdy nie zamierzałam. Wygląda na oburzonego. – On będzie twoją śmiercią, wiesz o tym prawda? Wzruszam ramionami. – On nie jest taki jak oni, Elliot. – gdy mówię, pewna myśl wreszcie do mnie dociera. – Skąd wiedziałeś, że tutaj byłam? Nie odpowiada, ale wyraz jego twarzy robi to za niego. Mój żołądek robi fikołka, gdy nowe podejrzenie zagnieżdża się w moim umyśle. -Ten telefon – szepczę konspiracyjnie. – Śledziłeś mnie? Nic nie mówi, ale jego twarz pokazuje prawdę. Śledził. Nie wiem czy jestem zła czy czuję ulgę. Wewnątrz mieszkania, pojawia się przebłysk czarnego ubrania i frontowe drzwi zatrzaskują się. Elliot natychmiast się porusza, nakładając maskę na twarz i wyciągając pistolet zza paska. Chwyta mnie za łokieć i chowa za sobą, otwierając rozsuwane drzwi tak cicho jak to możliwe. Jakby był do tego ćwiczony przez całe życie, wchodzi do domu bezdźwięcznie, jego buty stąpają miękko po drewnianej podłodze, gdy chowa mnie za sobą, jednym ramieniem, a drugie wycelowane jest do przodu. Jase musi być w salonie, a ja desperacko mam nadzieję że nie jest z żadnym członkiem Gypsy Brothers. Wyjątkowo trudno będzie wytłumaczyć Elliotowi Jase’a. frontowe drzwi są zamknięte, ale za rogiem widzę szeroko otwarte okno w salonie i powiewające zasłony, niczym tańczące duchy.