jula42

  • Dokumenty350
  • Odsłony64 240
  • Obserwuję88
  • Rozmiar dokumentów676.6 MB
  • Ilość pobrań33 780

Lili St. Germain- Gypsy Brothers 2-Six Brothers

Dodano: 5 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 5 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

Lili St. Germain- Gypsy Brothers 2-Six Brothers.pdf

jula42
Użytkownik jula42 wgrał ten materiał 5 lata temu.

Komentarze i opinie (1)

Gość • 16 miesiące temu

DZIĘKI

Transkrypt ( 25 z dostępnych 112 stron)

SIX BROTHERS Lili St. Germain Gypsy Brothers # 2 . Tłumaczenie: M.R.Black Beta: Lara66 Wszystkie tłumaczenia w całości należą do autorów książek jako ich prawa autorskie, tłumaczenie jest tylko i wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji twórczości danego autora. Ponadto wszystkie tłumaczenia nie służą uzyskiwaniu korzyści materialnych, a co za tym idzie każda osoba, wykorzystująca treść tłumaczenia w celu innym niż marketingowym, łamie prawo.

Dla wojowników. Nigdy się nie poddawajcie. Nie ma nic złego w myleniu się, pod warunkiem, że zapamiętujesz błędy. -Konfucjusz Ja nigdy nie zapomnę. A to dla mnie, mylenie się było wszystkim.

Jeden Niektórzy ludzie nazwaliby mnie dziwką. Dziewczyną, która sprzedaładuszę diabłu. Która pozwoliła mu wejść w siebie, bez skrupułów. Która tańczyła z potworem, który zniszczył wszystko. Do tych ludzi, mówię tylko to: Nie musiałam sprzedawać swojej duszy Dornanowi Ross. Już ją posiadał. I może, gdybym go zabiła, mogłabym ją wreszcie odzyskać. Kiedy myślę o życiu sprzed przypuszczalnej śmierci Juliette Portland, myślę o południowym słońcu i sposobie, w jaki odbijało się w wodzie sprawiając, że fale nad Venice Beach błyszczały niczym milion małych diamencików. Myślę o śmiechu i pierwszych pocałunkach, o lodach, kradzionym piwie i diabelskim kole. Myślę o tym jak bardzo kochałam Jasona Rossa i jak dzielnie walczył, by mnie obronić, kiedy reszta jego rodziny wybiła i wypieprzyła ze mnie każdy cal życia. Myślę o swoim ojcu, że gdy tylko był w pobliżu, bez względu na wszystko czułam się bezpieczna. Myślę o swojej matce i o tym jak obojętna była na moją egzystencję, do takiego stopnia, że ojciec chciał zabrać mnie z dala od wszystkiego, włączając ją,

byśmy mogli żyć wolni od stałego niebezpieczeństwa, które sprowadzał taki klub jak Gypsy Brothers. Myślę o tym, co by było gdyby udało mu się to, o tym jakie wtedy wspaniałe byłoby nasze życie. To prawda, co mówią – trzymaj swoich przyjaciół blisko, ale swoichwrogów jeszcze bliżej. Jedynak zapomnieli dodać: Nie trzymaj wrogów za blisko, bo mogązaatakowaćbezostrzeżenia.Tobyłbłądmojegoojca.Tobyłnaszzgubny koniec. Kiedy planowałam swoją zemstę, przysięgłam nie popełniać tego samego błędu, co on. Pozwolenie by wróg za bardzo się zbliżył – Dornan był VP klubu, mój tata był Prezydentem, ale szybko zaczął tracić nad nim kontrolę, gdy Dornan i jego synowie zaczęli mieć nad nim przewagę liczebną. Pamiętam swoją ostatnią chwilę, zanim zemdlałam, kiedy Chad i Maxi pakowali mnie na tył vana by zawieźć mnie do szpitala. -Dlaczego po prostu z nią nie skończymy i nie pozbędziemy się jej? – Chad zapytał ojca, gdy załamywał się pod moim bezwładnymciężarem. Dornan uderzył w głowę swojego najstarszego syna i wskazał na mnie, pobitą, pokrytą krwią, jedno moje oko było tak napuchnięte, że aż się zamykało, a drugie otwartena tyle bym widziała, gdzie mnie zabierają. -Nie możemy jej kurwa zabić – stwierdził Dornana. – Ona wie gdzie są pieniądze. -Jakie pieniądze? – zapytał Maxi.

Dornan westchnął. – Chłopcy kurwa nie słuchaliście? Milion, który jej tatuś zdefraudował od klubu, kiedy ja byłem zajęty wami i waszymi matkami, przez te ostatnie kilka lat. Chad zagwizdał, opuszczają mnie na tył vana jak worek ziemniaków. – To dużo pieniędzy Zakwiliłam, gdy moja głowa spotkała się z twardą podłogą. -To prawda, synu – zgodził się Dornan. – Jednak tu nie chodzi o liczbę, ilość. Tu chodzi o zasadę, rozumiecie? Chad skinął głową. – Nie okradasz swojego własnegoklubu. -Prawda. A teraz zabierzcie tą sukę do szpitala, żeby dowiedzieć się, co oni kurwa zrobili z moimi pieniędzmi. - A potem? Zadrżałam, obserwując ich ze swojego miejsca na brudnej podłodze vana. Dornan westchnął. – A wtedy znią skończymy. Przysięgłam sobie nie popełniać tych samych błędów, co mój ojciec. Ale teraz, tutaj, leżąc przyszpilona pod Dornanem, gdy ten wypełniał mnie swoim gniewem i żałobą, spowodowanymi przez pogrzeb jego najstarszego syna, który odbył się tylko kilka godzin temu, zaczęłam zastanawiać się czy czasami nie podążam tą samą ścieżką, która doprowadziła nas do zniszczenia kilka lat temu.

Dwa

Poranekjestmroźny,wiatrpochodziprostozzamarzniętegomorza,bawiącsię kosmykamimoichwłosów,którewypadłyzpytki.Przebiegamprzezulicę,póki cojakowolnakobieta,mojenowoznalezionewyjścieewakuacyjneznajdujesię na tyłach siedziby klubu, prawdopodobnie zapomniane wiele lat temu. Moje jasnoróżowe Nike uderzają o chodnik w kontraście do opalonych nóg, gdy uciekam z siedziby klubu. Mój cel znajduje się tylko kilka budynków dalej, w kierunku przeciwnym do Va Va Voom. Wybierammalownicześcieżki,choćtrwatodłużejiniepodrodze,ponieważ nie mieszkałam w pobliżu oceanu wystarczająco, aby nacieszyć się nim. Jakieś dziesięć minut później, jestem zziajana, kosmyki włosów z mojejpytki przyklejają się do mojej twarzy. Kiedyś byłam o wiele bardziej wysportowana niż jestem teraz, ale jedyne ćwiczenia, które ostatni wykonuję wliczają ssanie kutasa Dornana, co niekoniecznie spala kalorie. Porzucone podwórko przede mną jest otoczone wysokim ogrodzeniem, oplecionym drutem kolczastym, ale znajduję wydartą w nim dziurę i przeciskam się przez nią. Podwórko jest zabałaganione i brzydkie, z wysoką trawą, i starym budynkiem po środku z rozbitymi oknami. To właśnie takie miejsce potrzebne mi było, by pozostać nierozpoznaną. Mieliśmy się spotkaćpo przeciwnej stronie budynku kompleksu z cegły, który kiedyś służył za biura. Teraz stoi pusty, dom dla dzikich ptaków, które dostają się przez rozwalone okna by robić sobie swoje gniazda na drewnianych belkach. Kiedy wychodzę zza rogu budynku, widzę go. -Elliot – mówię, uśmiechając się. Szczerzy się, a mój brzuch koziołkuje. Minął tydzień odkąd go widziałam. Przez całe to szalone gówno, które wydarzyło się po śmierci Chada, nie mogłam sama opuścić klubu na więcej niż pięć minut, a

tym bardziej nie mogła dostać się na koniec miasta do studia tatuaży Elliota albo budki telefonicznej. Pije kawę z zaczerwienionymi oczami, ubrany w jeansy i bluzę z kapturem. -Hej – mówi, po jego słowach następuje krótka przerwa jakby nie mógł zdecydować się jak mnie nazwać. Dobrze. Uczy się. Gdy podchodzę bliżej, otwiera ramiona, wciągając mnie w niedźwiedzi uścisk. Najpierw się wzdrygam, nieprzyzwyczajona do takiego okazywania uczuć, zanim wtapiam się w jego klatkę piersiową. Bratersko całuje mnie w czoło i robi krok w tył, obserwując moje normalne ciuchy. – Gdzie jest dzisiaj twój strój puszczalskiej? – pyta, osłaniając się dłońmi, kiedy chcę go uderzyć. -Zamknij się – mówię, kradnąc jego kawę i biorąc łyk. Płyn jest czarny i gorzki, bez śladu mleka czy cukru. Krzywię się i oddaję mu ją. – Stary to jest ohydne. Uśmiecha się i mruga do mnie, zanim staje się poważny. -Słyszałem o Chadzie – mówi, duża zmarszczka pojawia się na jego czole. – Dobrze się czujesz? -Tak, dobrze – mówię. – Dlaczego miałabym się dobrze nie czuć? Elliotkrzyżujeramiona , patrzącna mniez niepokojem.–Widzisz, nie jestem pewien… może, dlatego że jesteś tą, która go zabiła? -Elliot! – protestuję. – Chryste. Wzrusza ramionamii bierze kolejny łyk kawy.– Cóż, więc oczym powinniśmy porozmawiać? O pogodzie? -Jest cholernie zimno.

-Nigdy nie przeklinałaś, kiedy byliśmy razem – mówi. – To seksowne. -Dużo się wydarzyło odkąd mnie opuściłeś. – mówię, kładąc nacisk na opuściłeś i mnie. -W każdym razie, dlaczego chciałaś się spotkać w tym miejscu? – pyta Elliot, najwyraźniej ignorując mój nie –tak-subtelny-przytyk, że ze mną zerwał. Pociera swój kark i rozgląda się dookoła. – Z pewnością są milsze miejsca na nasze randki. Wywracam oczami. – Przyniosłeś rzeczy, o które cię prosiłam? Wzdycha. – Nadal nie jestem pewien jak się czuję przez dostarczanie ci tego gówna Ju…-przerywa w połowie zdania, patrząc na mnie. – Jeszcze raz, jak brzmi twoje imię striptizerki? -Astrid Jewel – mówię – dupku. -Astrid Jewel Dupku? – jego brwi unoszą się. – Wow, okej, to ciekawe imię. – wyciąga mała plastikową torebeczkę z kieszeni jeansów i uderz nią w moje otwarte dłonie. Szczerzy się jak kot zCheshire, pokazując zęby, zanim puszcza ją i znowu staje się poważny. -Martwię się o ciebie. Jezu, Julz jesteś jedyną osobą, o której jestem w stanie myśleć. -Jest dobrze – odpowiadam wymuszonym głosem. -Nie jest dobrze – kłóci ci, uderzając kawą o ramę okna za sobą. – Myślisz, że nie wiem, co zrobiłaś by dostać się do klubu, jaki prowadzi Dornan Ross? Właśnie w taki sposób, jego cała postawa zmienia się jak za przyciśnięciem przełącznika.Praktycznieczujęjegogniew,promieniującyodniego,frustrację.

Przerażenie. I rozumiem, dlaczego tak się zachowuje. PonieważjużkiedyśuratowałmnieodDornana. Oboje wiemy, że nie będzie w stanie uratować mnie po raz drugi. -Myślisz,żejestemjakąśprzerażonądziewczynką,Elliot?Ponieważniejestem. Dorastałam tym życiem, pamiętasz? Moim cholernym pierwszym wspomnieniem jest obraz mojej matki ssącej kutasa Dornana, na litość boską. To życie nie jest dla mnie nowe, mimo, że tego byś chciał. Pociera swoją szczękę pokonany. A ja żałuję tego, co powiedziałam. -Elliot – błagam go, bliska łez. – Nie mogę robić tego z tobą. Nie potrafię. Jeśli nie możesz zaakceptować tego co robię, to może powinniśmy przestać się widywać w taki sposób. -Przestać się widywać – mamrocze pod nosem przedrzeźniającym tonem. – Nie, to się nie stanie. Nasze oczy rzucają sztylety. Jego oczy się błyszczą, a dłonie zaciskają w pięści. Przygryzam dolną wargę by powstrzymać emocja od zalania mnie. Niemogę go stracić, nie teraz. Jest jedyną osobą na świecie, na którą mogę liczyć. Jest jedyną osobą, która wyruszyłaby na poszukiwania gdybym zaginęła w morzu zdrady, skóry i Harley Davidsonów. Jest jedyną osobą na świecie, która o mnie dba. Otwieram oczy szeroko i przewracam nimi tak, żeby łzy, które się w nich uformowały nie spłynęły po mojej twarzy. Głupie jest tylko to, że nie jestem nawet pewna, czego teraz chcę bardziej – zemścić się na Gypsy Brothers? Czy nie być tak cholernie samotną.

Część mnie chce mu powiedzieć jak bardzo zniszczył mnie, kiedy mnie opuścił.Odbudowaniepotrzaskanejduszy,kawałekpokawałku,zajęłomitrzy długie lata i to jedynie po to by znów zostało zniszczone, kiedy zostawił mnie stojącą boso, na podjedzie u swojej babci. Ale nie powiem mu tego. To było w mojej głowie tak długo. Teraz nawet nie wiedziałabym jak to wszystko powiedzieć. Itakzasługujenakogoślepszegoodemnie. To Elliot w końcu przełamujeciszę. -Powinnaś zadzwonić do babci – mówi przekonująco. Uczucia i tęsknota za domem ponownie we mnie uderzają. Mogłam nienawidzićNebraski,alekochałamtąkobietękażdymkawałkiemduszy.Babci Elliota. Moi aniołowie, oboje. Przełykam ciężko. – Nie mogę. -Tak, możesz. Po prostu nie chcesz. -Chcę – kłócę się uparcie. – To nie takie proste. Parska na mnie. – To się cholera nazywa telefon, Julz. To nie tak, że ona zobaczy twoją twarz. Mówi słowo twarz jakby to była najbrzydsza rzecz na świecie, wzdrygam się, gniew i żal wirują w mojej piersi. Chcę odejść, ale nie mogę. Nigdy nie mogłabym odejść od Elliota. -Tęskni za tobą – dodaje, delikatniej tym razem. -Ja nadal nie rozumiem, dlaczego musiałam jechać Na Tajlandię by zrobić operację twarzy. Jesteśmy w L.A. Stolicy operacji plastycznych. Chociaż –

mówi, przesuwając palcem po policzku – odwalili kawał dobrej roboty zmieniając cię w kogoś całkiem innego. Gdyby to nie było dla… - jego oczy przesuwają się na moje biodro, a ja po prostu wiem, że mówi o moich bliznach, tych które zmienił w piękne dzieło sztuki. Wygląda na zmieszanego, jakby nie wiedział jak zakończyć zdanie… - …Ja nawet nie mogłem uwierzyć, że to ty. -Taki był cel – mówię, przypominając sobie pierwszy raz, gdy spotkałam doktora Lee: pierwszy raz, gdy naprawdę uwierzyłam, że mogę pokonać Dornana i jego synów. Po raz pierwszy, zemsta wydawała mi się możliwa i mój język był w stanie ją prawie posmakować. Miałam osiemnaście lat. Elliota nie było od kilku miesięcy. Ja ledwie dawałam sobie radę. Przeglądałam gazetę, próbując wymyślić kreatywny sposób na skończenie ze sobą i wszystkim innym. Po tym wszystkim, nie było go. Babcia pracowała cały dzień nad obiadem. Nikt inny nie mógł mnie znaleźć. Oczywiście lokalna gazeta nie pisała dużo o samobójstwach. Bardziej przeglądałam bezczynnie gazetę, a mój mózg rozciągał się próbując wymyślić sposób na bezbolesne uwolnienie. Słyszałam o narkotyku, który można było zdobyć w Meksyku. Coś, co pomoże ci odejść, zapaść w śpiączkę i umrzeć spokojnie. Ale Meksyk był za daleko, a ja nie miałam paszportu. Nie chciałam się wieszać. Gdyby mi się nie udało, nie chciałam wegetować, albo skończyć ze złamanym kręgosłupem. Spaliny samochodowe były nie do zniesienia, kiedy próbowałam się nimi udusić. Nie miałam zamiaru próbować tego ponownie. I mimo, że nienawidziłam się do tego przyznawać, tocholernie bolało, kiedy podcięłam sobie żyły. Chciałam mniej bolesnego rozwiązania.

Jednak śmierć ze swojej własnej ręki wydawała się bolesna i nieuchwytna, bez względu na to jak pomysłowa byłam. Doszłam do ohydnego wniosku – czekałam na śmierć i nieszczęśliwa bałam się żyć. Odczuwam też ostre poczucie winy. Wstydziłam się tego, że mój ojciec umarł, kiedy ja zostałam uratowana, marnując swoje życie jedynie na pragnienieśmierci. Kiedy czytałam gazetę, wpadł mi w oko artykuł i coś niebezpiecznego zaczęło trzepotać w mojej piersi, gdy moje serce zaczęła walić w klatce piersiowej. Na początku nie rozpoznałam tego uczucia. Minęło tak wiele czasu. Nadzieja. Mała i drżąca, wystrzeliła i owinęła się wokół mojego sczerniałego serca, zaciskając się delikatnie, i powodując charczenie. Gęsia skórka rozprzestrzeniła się na moich nagich ramionach niepostrzeżenie i coś twardego i niewygodnego zapulsowało mi wgardle. Strach. Podekscytowanie. Dewastacja. Oczekiwanie. Na początku artykułu nie było nic ciekawego. Konferencja chirurgów miała zostać zorganizowana w Lincoln, kilka godzin jazdy od domu Babci. Artykuł był o chirurgu plastycznym, Illio Lee, którego cała rodzina została zabita przez chorego psychicznie pacjenta. Resztę swojej kariery poświęcił pomagając ludziom mniej uprzywilejowanym, którzy potrzebowali operacji z powodu deformacji twarzy i okropnych wypadków. Nie mogę powiedzieć jak wpadłam na pomysł zmiany wyglądu i zaplanowałam zemstę, ponieważ w tamtej chwili, wpatrując się w jego twarz, było tak jakby ktoś inny zasadził ten pomysł w mojej głowie. Siedziałam tam, dotykając oczu doktora palcami, a moje serce waliło mi w piersi, choć raz przypominając mi, że nadal żyję.

Tego dnia ukradłam Babci samochód i pojechałam do hotelu, gdzie była organizowana konferencja. Kilkanaście razy prawie zawróciłam. Co miałam powiedzieć? Co jeśli powiedziałby Dornanowi, że nadal żyję? I jeszcze, nawet nie skończyłam się martwić. Nie zostało we mnie nic więcej tylko nadziej na to, co może uda mi się zrobić. Kiedy dojechałam do hotelu, była prawie trzecia i konferencja prawie się skończyła. Byłam zdewastowana. Zniszczyłam swoją szanse na zobaczenie lekarza i próbę ubłagania go, aby mi pomógł. Nawet nie wiedziałam, czy się zgodzi, ale straciłam możliwość spróbowania. Przebiegłam hotelowe lobby i wybiegłamna parking. Mój plan zawiódł , wyjechałam samochodem na międzymiastówkę i przyśpieszyłam, chcą mieć to już za sobą. I wtedy, jak za sprawą magii – przeznaczenia – lekarz stał tam, czekając pod daszkiem przystanka na taksówkę z walizką w dłoni. Zawahałam się, ale tylko na sekundę zanim ruszyłam do miejsca, w którym stał. Mogłabym powiedzieć, o czym rozmawialiśmy, ale to nie miałoby znaczenie. Liczyło się tylko to, że zgodził się mi pomóc i to zrobił. Tej nocy, wróciłam do domu babci z nową siłą, moja dusza ryczała. Wreszcie miałam coś, dla czego mogłabym żyć – nie Elliota, nie poczucie winy ofiary, nie nieskończoną pustynię smutku, która pojawiała się za każdym razem, gdy patrzyłam w okno. Zemstę, czystą i prostą. Tam i wtedy zdecydowałam, że zniszczę klub Dornana i po kolei pozbędę się każdego członka jego rodziny i wiedziałam jak dokładnie to zrobię.

Babciabyłazaskoczonawidzącmnie:-Myślałam,żeukradłaśmójsamochód– powiedziała, jej twarz zmarszczyła się w uśmiechu. -Ukradłam – powiedziałam radośnie, rzucając kluczyki na stolik. – Zatankowałam. Zawsze była przebiegłą kobietą, inteligentną i uważną jak jej wnuk. – Wyglądasz inaczej – powiedziała do mnie, jej południowy akcent przedłużył każde jej słowo. – Na szczęśliwą. Uśmiechnęłam się, moje serce biło podekscytowane w piersi. -Zdecydowałam, że życie jest zbyt krótkie by się nad sobą użalać – odpowiedziałam, zaciskając drące dłonie w pięści by je uspokoić. – Czas by zacząć żyć od nowa. -Cieszę się, że to słyszę – powiedziała Babcia, zamykając przestrzeń między nami i owijając swoje cienkie ramiona wokół mnie. -Powinnaś zadzwonić do Elliota – powiedziała, klepiąc mnie po plecach. Zamarłam. Babcia cofnęła się i poprawiła blond włosy. – Wróci do ciebie dziewczyno. – powiedziała miękko. Ale on nigdy nie wrócił. - W każdym razie, co zamierzasz zrobić z tym towarem? – pyta Elliot, zmieniając gwałtownie temat. Uśmiecham się niecnie, tak, że ten uśmiech sięga moich oczu. – To niespodzianka – odpowiadam. Po prostu kręci głową, ale uśmiech dotyka kącików jego ust, grożąc że zmieni się w pełny uśmiech. – Jesteś najsilniejszą osobą, jakąznam.

Coś w tym zdaniu zasmuca mnie tak bardzo, że moje oczy wypełniają się łzami. Odwracam twarz zła, że musi mnie widzieć w takim stanie. -Co powiedziałem? – pyta, wyciągając rękę by pogłaskać mnie palcami po policzku. Kręcę głową. – Nic, to głupie. Nie ma znaczenia. Nie naciska na mnie, wie, kiedy nie chcę rozmawiać. To głupie, naprawdę. Jesteś najsilniejszą osobą, jaką znam. To wszystko kłamstwo. Nie robię tego, ponieważ jestem silna. Robię to, ponieważ boję się potwora w swojej głowie. Potworawmoimłóżku,tegoktóryzabiłmojegoojca. Potwora, który mnie zniszczył. Robięto,ponieważchcębyćwstanieprzespaćnoc,bezwidzeniajegotwarzy. To nie siła. To desperacja. Z twarzy Elliota opada złość i zmienia się w zamyślenie. To o wiele gorsze. Znowu przyciąga mnie bliżej siebie, jego ramiona są najbezpieczniejszym miejscem jakie znam, więc staczamwalkęz samą sobą. – Nie potrzebuję twojej litości. – mówię, nawet gdy do niego przywieram, a łzy wsiąkają w jego kurtkę. -To nielitość– szepcze, jedną dłoniągłaszcze moje dzikiewłosy, drugązaciska wokół moich barków. – To miłość. Przyciąga mnie bliżej, mówiąc miękko w moje włosy. – Może nam nie wyszło, ale nie myśl, że o tobie zapomniałem dziewczyno. To się nigdy nie stanie. Moje serce właśnie się kurwa łamie.

Jest tak jakby ktoś wziął siekierę i uderzył nią w moją klatkę piersiową. Moja pierś płonie z bólu nieodwzajemnionej miłości. Smutne jest to – a może to w ogóle nie jest smutne – że ja kochałam Elliota. Nadal go kocham. Kocham go za ratowanie mnie. Za uratowanie mojego życia, Kocham go za to, ze był przy mnie przez trzy piekielne lata. Ale nie mogę – nie potrafię – kochać go w taki sposób. Tak jakby był całym twoim światem. Kochałam go za wszystko, ale wisząc w rzeczywistościgdzie byłbymoimwszystkim,nadalniebyłabymwstanieoddaćmusięcałkowicie. Mimo wszystko, moje serce należy do kogoś innego. Do kogoś, kto sprawia, że oddech zamiera w moim gardle. Kogoś, kogo kochałam mocno od chwili,gdy na niego spojrzałam, i to aż bolało. Kogoś, kto rozjaśnił cały mój świat,nawet jeśli wierzył, że mój skończył się z powodu jego rodziny. -Mam dla ciebie prezent – mówi Elliot, odsuwając się i ponownie grzebiąc w kieszeni. Wyciąga nowiuteńki, różowy iPhone w komplecie ze słuchawkami. -Nie powinieneś – mówię, dotykając telefon delikatnie palcami. Kocham go. -Jestem zapisany, jako ‘Facet od tatuaży’ – mówi, wskazując na ekran. – Na wypadek, żeby było jasne. Śmieję się, przesuwając przez listę utworów, które już załadował na mój telefon. Było tego dużo. – Co to za playlista? – pytam, wciskając przycisk, gdy czytałam tytuły piosenek. -Janie ma broń? Czerwona prawa ręka? Co to za kolekcja muzyki jest? -Cóż, czy to nie oczywiste – mówi Elliot – To twoja playlista zemsty. Jeśli już tak uparłaś się to zrobić. Powinnaś mieć swój soundtrack.

Kręcę głowa i uśmiecham się. – Teraz pamiętam, dlaczego lubię cię tak bardzo – mówię, bujając się, podczas wkładania telefonu do kieszeni. -Przezmojego ekstremalniewielkiego penisa? –Elliotżartuje,gdyzaczynamy iść w stronę ogrodzenia. Popycham go żartobliwie. – Ponieważ nieważne, co się dzieje,ty zawsze mnie rozśmieszasz.

Trzy -Dornan – mówię delikatnie, śledząc głębokie linie pod jego oczami, opuszkami palców. – musimy się ubrać. Wkrótce zaczyna się uroczystość. Jesttużpoósmej,aprocesjapogrzebowaiparadamotocyklidlaChadazacznie się za kilka godzin. Jestem w części podekscytowana a w części przerażona, nowo znaleziona determinacja by doprowadzić wszystko do końca zakorzeniła się wewnątrz mnie jak warstwa betonu: ciężka, uciskająca i zawsze gotowa by przypomnieć mi, co musze zrobić. Robię się niecierpliwa. Zostało mi jeszcze sześciu mężczyzn do zabicia, a jestem tu już prawie miesiąc. Zabijanie ich jednego po drugim będzie nieefektowne i w pewnym momencie w niedalekiej przyszłości, ale na razie utknęłam z tymi metodami i to najlepsze, co mogę zrobić. Dornan otwiera oczy, mierząc mnie wzrokiem. -Zakładasz dresy na pieprzony pogrzeb? – pyta mnie, jego chropowaty głos drażni mnie. -Biegałam –wyjaśniam. – Właśnie zamierzam wskoczyć pod prysznic. Chwyta moje nadgarstki, przyciągając mnie do swojej twarzy. – Nie pozwoliłem ci wyjść. Kładę dłoń na jego policzku. – Ja tylko przebiegłam dookoła budynku kilka razy – mówię, przyciskając usta do jego czoła na krótką chwilę. – Nigdy nie odeszłam na więcej niż sto stóp od ciebie. Chłopaki liczyli dla mnie moje okrążenia.

To kłamstwo, ale on je kupuje. Rozluźnia uścisk i znowu zamyka oczy, opadając na poduszkę. Nie jestem pewna, co teraz robić. Nie mogę znieść przebywania przy nim, ale muszę odegrać swoją część. Muszę to zakończyć. I nadal muszę znaleźć pieprzoną taśmę, tą która zapewni, że cały świat dowie się co Dornan Ross i jego synowie zrobili mi i ludziom, których kochałam. Rozbieram się i wchodzę naga do łazienki, oglądając się za siebie. W tej chwili Dornan normalnie zaciągnąłby mnie z powrotem do łóżka, ale tego ranka jest inaczej. Stoję w drzwiach, opierając się o futrynę, obserwują bezgłośnie jak Dornan naciąga na siebie jeansy i koszulkę. Jest prawie przy drzwiach, kiedy sięgam w dół i chwytam jego skórzaną kurtkę. -Dornan – mówię cicho. Odwraca się, powoli, ostrożnie, a wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega dreszcz, gdy widzę całkowite zniszczenie odbijające się na jego twarzy. Robię krok w przód i wyciągam kurtkę przed swoim nagim ciałem. -Na zewnątrz jest zimno – mówię. Bierze kurtkę i posyła mi zmęczony uśmiech. To najdelikatniejszy gest, jaki kiedykolwiek okazał przede mną. -Przykro mi – kłamię przez zaciśnięte zęby. – Chciałabym by było coś, co mogłabym zrobić, żebyś poczuł się lepiej. Skina głową oblizując powoli wargi. Wsuwa kurtkę na swoje ramion i otwiera drzwi na korytarz. -Ty i ja razem, dziecinko.

Zamyka za sobą drzwi a ja wracam do łazienki, opierając się przez chwilę o blat. Promienie słońca dostają się tutaj przez małe okno umieszczone wysoko na ścianie w łazience i uderza we mnie, oszałamiając mnie. Zamykam oczy, to pierwsze promienie słońca tego ranka, które całują moje kości policzkowe, biorę głęboki wdech, ciesząc się tą małą chwilą spokoju i sposobem, w jaki poranna bryza pieści twarz. Świeże powietrze i samotność jest prawie niemożliwa do osiągnięcia w tym miejscu, ale tutaj,dzisiaj, czuję spokój i ciszę, co sprawia, ze wszystko wydaje się być w porządku. W końcu, słońce przesuwa się wyżej na niebie, bryza staje się chłodniejsza a ja robię krok pod prysznic, pozwalając gorącej wodzie opanować mnie. Poświęcam trochę czasu by wmasować szampon we włosy zanim pozwalam strumieniom gorącej wody spłynąć po mojej głowie i twarzy, jak gdyby oczyszczała mnie z moich grzechów. Ubieram się powoli, delektując każdą chwilą. Zwykła czarna sukienka, która sięga kolan i zwęża się w talii, ma długie rękawy i modny dekolt. Czarneszpiki.Czerwonaszminkaitrochęmaskaryijestemgotowa. Gotowa na przedstawienie życia.

Cztery Ryk Harley Devidsonów rozbrzmiewa w powietrzu jak salwa z broni maszynowej. Venice Beach. Kalifornia. Rodzina Rossów jest katolikami, więc oczywiście trumnajestotwartaprzedpogrzebem.Niejestemczęściąoglądaniatego,dzięki

bogu. Nie chcę widzieć jak napuchnięta jest twarz Chada, jak umalował go makijażysta by pokryć czerwone plamy spowodowane narkotykami i piciem. Także stoję przed domem pogrzebowym walcząc z pragnieniem, które chce bym ze zniecierpliwienia zaczęła stukać stopą o chodnik, gdy Dornan i reszta tej rodziny spędza czas by pustym ciele Chada. Walczę by zachować neutralny wyraz twarzy, gdy przypominam sobie jak Dornan znalazł Chada. Jase i ja właśnie skończyliśmy piwo, które dzieliliśmy i poszliśmy na dół by usiąść w ogromnym pokoju wspólnym, tuż przy garażu, by zagrać w bilard. Po części byłam podekscytowana, a po części zdenerwowana… mimo wszystko, właśnie zabiłam drugiego człowieka. Moje pierwsze zabójstwo. Ledwie mogłam powstrzymać uśmiech. Jako nastolatka, z przyjemnością skopywałam Jase’owi tyłek w bilardzie, prawie przy każdym razie, gdy graliśmy. To nie tak, że nie był w tym dobry – ja po prostu byłam lepsza. Tak, więc kiedy nadchodzi czas by zagrać ponownie, nie chcę dać ani cienia szansy by stał się podejrzliwy, co do moich zdolności. -Chcesz rozbijać? – powiedział, po tym jak zaczęliśmy ustawiać trójkąt z bil. -Co rozbijać? – zapytałam ignorancko. -No rozbijać – Jase powtarza. – Grałaś już wcześniej w bilard, prawda? Potrząsam głową. – Niesądzę. Wybucha śmiechem i podaje mi kij. – Białą kulą uderzasz w kolorowe. To się nazywa rozbijaniem.

Stoję na końcu stołu, kij trzymam niezdarnie w dłoniach, a on potrząsa głową. – Tutaj –powiedział, przesuwając się tak, że teraz stoi za mną. Owinął ramiona wokół moich, jego dłonie pokryły moje, gdy wspólnie ściskamykij. Uczucie jego ciała przyciśniętego do mnie, starcza by odebrać mi oddech. Mój oddech jest krótki, urywany, ledwie zauważalny, ale on i tak zwraca na niego uwagę. Odsuwa się ode mnie jakbym poraziła go prądem, w powietrzu pojawia się nowe, gęste napięcie. Wyprostowałam się i spojrzałam na niego, żadne z nas nie odzywa się przez kilka chwil. -Może powinniśmy o tym zapomnieć – powiedział, wskazując na mnie, a potem na stół bilardowy. Ale oboje wiemy, że mówi o czymś więcej. O tym chciał, byśmy zapomnieli. O tych fajerwerkach, płomieniach i dreszczach, które między strzelały, gdy tylko znajdowaliśmy się w pobliżu. Dokładnie wiedziałam, o co mu chodziło. I nie miałam zamiaru o tym zapomnieć. Racjonalna strona mojego mózgu krzyczy bym się zamknęła, że będzie lepiej, jeżeli zachowamy dystans, że im bardziej zbliżam się do Jase’a, to bardziej prawdopodobne staje się to, że odkryje prawdę. -Nie chcę o tym zapominać – powiedziałam, robiąc krok by zmniejszyć odległość między nami. Opieram się o stół bilardowy z kijem w ręce i przechylam głowę na bok. -Chodź tutaj i pomóż rozbić mi te bile.