julka15

  • Dokumenty50
  • Odsłony2 982
  • Obserwuję29
  • Rozmiar dokumentów31.7 MB
  • Ilość pobrań1 448

32. Staff Adrienne i Goldenbaum Sally - Opowieść Kevina

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :691.3 KB
Rozszerzenie:pdf

32. Staff Adrienne i Goldenbaum Sally - Opowieść Kevina.pdf

julka15 Namiętności
Użytkownik julka15 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 130 stron)

ADRIENNE STAFF I SALLY GOLDENBAUM OPOWIEŚĆ KEVINA Przełożyła Katarzyna Jurewicz

Rozdział 1 — Och, dlaczego musi być tak gorąco? — Suzy Keller odklejała od spoconego ciała nową jedwabną sukienkę. — Dlaczego właśnie dzisiaj? — Bo to sierpień i jesteśmy w Kansas City — odrzekła jej młodsza siostra, kierując samochód na północ, zostawiając w tyle olbrzymie domy i luksusowe sklepy w Country Club Plaza. — I jeszcze dlatego, że nie mogę sobie pozwolić na klimatyzację, siostrzyczko. Suzy uśmiechnęła się lekko. — Jeśli dostanę tę pracę, Nikki, osobiście zafunduję ci nowy klimatyzator, a może nawet nowy samochód! Wszystko, co musisz robić, to złożyć ręce i modlić się. Umowa stoi? — Jasne. To wspaniała sprawa — siostra, która lada dzień będzie bogata i sławna. — Nikki zmieniła pas i skoncentrowała się na odszukaniu drogowskazu, mającego wskazywać drogę do dzielnicy magazynów rozlokowanych na brzegu Missouri River. Przez okno wymknął się nerwowy śmiech Suzy i po chwili zniknął w gorącym i wilgotnym powietrzu. — Lada dzień sławna?—powtórzyła po cichu. — Ona? Suzy Keller? Jej wzrok padł na olbrzymią tablicę reklamującą stację radiową i serce zabiło jej mocniej. Przez chwilę miała przed oczami zamazany obraz, który jednak od razu wyostrzył się i widziała teraz siebie, Suzy Keller, uśmiechniętą kusząco do mijających ją kierowców; oni nie jej mieli pożądać, lecz pudełek i jeszcze raz pudełek czekoladek tak ponętnie przez nią reklamowanych. Uśmiechnęła się do tej wizji i zamknęła oczy, by skon- centrować się na umówionym spotkaniu. Głowę miała pełną planów i nadziei. Suzy przygotowała niejeden scenariusz rozmowy, żeby zrobić odpowiednie wrażenie. Nachylając się przekrzywiła głowę i pstryknięciem przechyliła lusterko w swoją stronę. Zobaczyła swój uśmiech, nieskazitelną biel zębów i urocze dołeczki w policzkach. —A cóż ty wyprawiasz, siostrzyczko? — spytała Nikki, zerkając na prawo. — Ćwiczę! — odparła Suzy ze zmarszczonymi brwiami. — Przecież nie musisz. Jesteś idealna! — Ha, ha. Christie Brinklej jest idealna. I Cybill Shepherd. — Jesteś tak dobra jak one! — wykrzyknęła roześmiana Nikki. — Tylko świat jeszcze cię nie poznał. Poza tym, gdybyś spytała mamę, 1 RS

powiedziałaby ci, że nikt nie jest doskonały prócz Suzy Parker, a ty właśnie idziesz w jej ślady. — Tak, tak, Nikki. Powiedziałaby ci też, że tata to Lee Iacocc i Paul Newman w jednej osobie, a ty jesteś matką Teresą. Och! — Suzy nagle się zawahała. — A może powinnam zapomnieć o tym albo przynajmniej poczekać do poniedziałku na Lorraine? — Nie wygłupiaj się, Suzy! Bywałaś już na wstępnym wywiadzie bez swojej agentki. Sama mówiłaś, że jak ciebie nie ma, może zjawić się jakaś inna, która zostanie tą jedyną dziewczyną od Kevina i to ona będzie sławna, a ciebie ominie wspaniała okazja, by przeskoczyć kolejny szczebel w drabinie kariery, i twoja wspaniała Lorraine będzie załamywać ręce, i... — Wystarczy, poddaję się. Ale powiedz, dobrze wyglądam? — Niesamowicie! Spadną im skarpetki z wrażenia. Suzy w odpowiedzi wydęła wargi. — A co będzie, jeśli mają owłosione stopy? — Cóż, niedługo to sprawdzisz. Dojeżdżamy. Po minucie samochód byt już zaparkowany przed kwadratowym, szerokim, niskim magazynem z czerwonej cegły. Żadnych ozdób. Żadnych neonów. Budynek ten był symbolem interesu, wyłącznie interesu. „Kim może być jego właściciel? Jak wygląda? — zastanawiała się Suzy. — Czy spodobam mu się? Czy mój widok sprosta jego wyobrażeniom o mnie? Czy mnie zatrudni?" — Dalej, siostrzyczko — zachęcała ją Nikki. — Powodzenia! Połamania nóg! — Kiepskie życzenia, ale i tak dziękuję. — Suzy wysiadła z samochodu, biorąc z tylnego siedzenia teczkę i pochyliła się nad siostrą. — Na razie, Nikki. — Na pewno mam nie czekać? — Nie, lepiej idź i kup sobie materac do pływania. Wezmę taksówkę, żeby uczcić ten dzień. Spotkamy się później. Suzy w jedwabnej sukience, która mieniła się jak woda w słońcu, powoli doszła do drzwi. Tam zawahała się i przystanęła z ręką na drewnianej gałce. Czuła ciepło słońca na ramionach i nogach i pomyślała, że za chwilę włosy dookoła szyi zaczną się skręcać, a to z pewnością nie będzie dobrze wyglądało. Nie teraz. Odetchnęła głęboko. Środek sierpnia, potworny upał w Kansas City i bezruch tu, w dzielnicy magazynów. Nawet chodnik zdawał się błyszczeć, jakby się roztapiał. Sklep rybny naprzeciwko był zamknięty, 2 RS

story zaciągnięto, ale charakterystyczny zapach łososi, mieczników, flader i zębaczy unosił się w powietrzu. Inne stoiska również były puste. Każdy krył się przed skwarem. Panował spokój. Taki spokój, że Suzy słyszała swój oddech i nerwowe bicie serca. Z nagłą determinacją wyprostowała się, zapukała raz dla formalności i pchnięciem otworzyła ciężkie drewniane drzwi. Hałas panujący wewnątrz uderzył w nią z niespodziewaną siłą. Pasy transportowe, maszyny, liczniki, jasnożółte widełkowe dźwigi szybko przenoszące pudełka do dalszej obróbki. Drzwi, przez które weszła, zamknęły się z trzaskiem. Sufit wyłożony stalowymi belkami wychwytywał cały hałas i odsyłał go do niej. Suzy cofnęła się i zakryła uszy obiema rękami. Jej teczka głucho uderzyła w podłogę i Suzy pozwoliła, żeby tam leżała. Czuła hałas w każdej komórce ciała. „Jak oni mogą tu pracować?" — zastanawiała się zaszokowana. Rozejrzała się. Ludzie krzątali się wszędzie, przenosili, układali, opakowywali, popychali i ciągnęli pudełka czekoladek. I zdawało się, że nikomu nie przeszkadzał harmider. Nikomu prócz Suzy. — Przepraszam — spróbowała zawołać, opuszczając jedną rękę. — Przepraszam, czy jest w pobliżu pan Ross? Nikt nie odwrócił się, nikt nawet nie zauważył Suzy Keller. „Jak na pierwsze wrażenie, to całkiem nieźle!" — pomyślała. Odnalazła swoją aktówkę i zbliżyła się do stosu jeszcze nie zapakowanych kartonów. Tam zwróciła się do najbliższego robotnika. — Dzień dobry! — zaczęła, a po chwili głośniej: — Dzień dobry! Przepraszam, szukam pana Rossa. Czy pan...? Dotknęła jego ramienia, a wtedy drgnął i odwrócił się do niej, strącając karton z taśmy transportowej. Czterdzieści osiem pudełek czekoladek wysypało się na podłogę. — Och... nie! Tak mi przykro! — wykrzyknęła przerażona Suzy. — Ja tylko szukałam biura pana Rossa. Naprawdę, bardzo przepraszam. Chwilowy gniew mężczyzny zniknął i jego gęste wąsy poruszyły się w uśmiechu. Poklepał ją po ramieniu, mrugnął i wskazał na tyły pomieszczenia. W tym czasie dwaj młodzi mężczyźni z oczami wlepionymi w Suzy z niemym zachwytem pośpiesznie zbierali, pudełka rozrzucone wokół jej nóg. Upchnęli je z powrotem do kartonu, po czym stanęli wpatrzeni w nią jak zakochane szczeniaki. 3 RS

Starszy mężczyzna zaśmiał się krótko i bezgłośnie i szybkim kiwnięciem kciuka odesłał obu chłopców na stanowiska. Mrugnął raz jeszcze, po czym wrócił do pracy. Suzy ruszyła z miejsca. Stukot jej obcasów nadal był niesłyszalny. Ostrożnie omijała rzędy kartonów, stosy mąki i worki cukru oparte o siebie oraz uważała na nagłe ruchy małych dźwigów. Piękna młoda kobieta, spod kapelusza wystają jej włosy związane w koński ogon, reszta ciała schowana w gokarcie, którego tył wyładowany jest czekoladkami ze znakiem firmowym Smakołyków Kevina. „Czy kiedyś — zastanawiała się Suzy — moje zdjęcie znajdzie się na takiej reklamówce? Na opakowaniu? Na ekranie telewizyjnym w czasie przerwy w Crosby Show? Och, tak — pomyślała z uśmiechem. — Tak, tak, tak! Czuje to. Dziś jest mój szczęśliwy dzień". — Właściwie dopiero będzie szczęśliwy — jęknęła zwalniając — jeśli uda mi się przeprowadzić tę rozmowę. Stała przed tylną ścianą magazynu, którą wypełniały drzwi. Jedne były szerokie, inne wąskie, lecz wszystkie bez wizytówki! — To nieuczciwe — mruknęła Suzy, odrzucając do tyłu ciężkie włosy, które właśnie zaczęły się buntowniczo skręcać na karku. Poczuła niekontrolowany przypływ zdenerwowania. Pomyślała, że za chwilę dostanie straszliwego bólu głowy. Trzymając kurczowo teczkę, skierowała się do najbliższego robotnika. — Przepraszam — zaczęła, wydając z siebie westchnienie nie skrywanej irytacji — czy mogłabym się dowiedzieć, gdzie urzęduje pan Ross? Mężczyzna kontynuował przekładanie worków maki z jednego stołu na drugi. Suzy odchrząknęła i podniosła głos tak, że omal nie krzyczała. — Przepraszam, gdzie jest biuro pana Rossa? Nawet nie drgnął. Położyła mu lekko rękę na ramieniu, a wtedy odwrócił się nagle, obsypując jej sukienkę a także nos pokaźną ilością mąki. Suzy wytrzeszczyła na niego oczy, po czym wybuchnęła niespodziewanym śmiechem. A kiedy mężczyzna zarumieniony i zakłopotany, z szeroko otwartymi oczami zaczął otrzepywać jej sukienkę — jej śmiech przerodził się w chichot. — Już dobrze, w porządku — powiedziała. — Gdyby pan mógł wskazać mi biuro pana Rossa... Wyciągniętą ręką wskazał drzwi na lewo. 4 RS

— Czy jest pan tego pewien? — spytała ze złośliwym uśmiechem, co powiększyło jego zakłopotanie. Skinął głową nieśmiało i w milczeniu, ale gdy odeszła trochę dalej wydał wibrujący gwizd. Suzy ścisnęło się serce. W tym ostrym dźwięku za plecami słychać było wyraźną aprobatę. Tym razem poczuła, że policzki zaczęły jej płonąć, ale nie mogła już zawrócić. Płaską dłonią zaczęła czyścić ślad po mące rozciągający się jak ogon komety w poprzek piersi. Biała mąka na szafirowym jedwabiu. Trud był daremny. Potarła więc czubek nosa, popatrzyła ponuro na drzwi przed nią i zapukała głośno trzy razy. Czy to, co usłyszała, było zaproszeniem do wejścia? Któż to mógł stwierdzić? „Cóż, zaraz wszystko się wyjaśni" — szepnęła i przekroczyła próg biura. — Dzień dobry! — powiedziała głośno. — Panie Ross, jestem Suzy Keller i przyszłam do pana na rozmowę. Jej glos rozniósł się echem po cichym, wyłożonym boazerią pokoju. — O, Boże! — wyszeptała, czując jak rumieniec pokrywa jej twarz, szyję i dekolt. Na chwilę przymknęła oczy, pragnąc zacząć ten dzień od nowa. Dwaj mężczyźni znajdujący się w biurze stali jak zahipnotyzowani. Jeden z nich, przystojny blondyn w garniturze i krawacie, pochylał się nad biurkiem. Drugi, oparty o ścianę, był wyższy, ciemniejszy i masywniejszy, lecz pociągający nawet tylko w dżinsach i podkoszulku. Pierwszy zwrócił na siebie uwagę Suzy blondyn, gdy przerwał panującą ciszę. — Panna Keller? Nie spodziewaliśmy się pani przed poniedziałkiem. Pani agencja dzwoniła, by odłożyć spotkanie... — Och, nie musieli tego robić. Zdecydowałam się przyjść tu sama, choć chyba przeszkadzam w czymś ważnym, ale, panie Ross, tak się bałam, że ktoś inny mógłby przyjść na spotkanie dzisiaj i odebrać mi szansę, a ja jestem idealna do tej pracy. Mówię panu — jestem. Proszę! — Szybko rozłożyła przed nim na biurku folder i wydarła z niego osiem czy dziesięć zapierających dech, błyszczących zdjęć. — Gdyby pan zechciał spojrzeć na to... Brwi blondyna uniosły się w dowód uznania, lecz jego glos pozostał niewzruszony. — Ależ panno Keller, z prawdziwą przyjemnością obejrzę pani zdjęcia, chciałbym je nawet pożyczyć na kilka dni. Ale być może unieważni pani swoją ofertę, gdy powiem, że nie jestem panem Rossem. 5 RS

Nazywam się Mike Pepper i jestem do usług, gdyby pani kiedyś potrzebowała prawnika. Ten szczęśliwiec... — Tu wskazał na drugi koniec pokoju. — ...to Kevin Ross. Spojrzenie szmaragdowych oczu Suzy przeniosło się na milczącego mężczyznę. Ich oczy się spotkały i w tym momencie serce podskoczyło jej do gardła. Był wspaniały. Nie tak ładny, jak mężczyźni, z którymi pracowała przy robieniu reklam. Nie taki jak ci z nie kończących się przyjęć i obiadów, w których brała udział, bo nalegała na to jej agentka. Był solidny. Ciemny, solidny i dobrze zbudowany, z gęstymi czarnymi włosami i głębokimi ciemnymi oczami. Proste, zdecydowane czoło, początki zmarszczek wokół oczu i kącików ust Piękne usta, które rozciągnęły się w szeroki i łatwy uśmiech, gdy tylko Suzy zaczęła wpatrywać się w niego. Ten uśmiech przestraszył ją i rozzłościł, powtórzyła więc, by pokryć swoje zmieszanie . — Panie Ross, cieszę się, że pana widzę. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam, ale jak mówiłam, sądzę, że będę wspaniała jako dziewczyna od Kevina. Reklamowałam już kiedyś jedzenie — kaszki śniadaniowe, hot dogi, a nawet płatki kukurydziane. Może obejrzałby pan mój folder? Szybko podeszła do niego i wcisnęła mu w ręce zdjęcia, świadomie dotykając palcami jego dłoni, czując przy tym zawrót głowy i przypływ szczęścia. — I, panie Ross — pospiesznie mówiła dalej — wiem, że to wszystko powinna powiedzieć panu moja agentka, nie ja, ale ponieważ jest nieobecna, muszę dodać, że jestem naprawdę wszechstronna i mogę wystąpić równie dobrze przed rodzinami w ich domach jak przed bardziej wyrafinowaną publicznością. Mogę wydawać się parę lat młodsza lub starsza — jeśli pana kampania reklamowa będzie tego wymagała. Widzi pan? — Jednym szybkim ruchem głowy odrzuciła z czoła ogniste kosmyki i ujęła większą ilość ciężkich włosów w węzeł na karku. Uśmiechnęła się prosto w ciemne oczy naprzeciwko siebie. Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy, choć jej, nie wiedzieć dlaczego, lekko przygasł. Zdenerwowana, zaczęła przywoływać się do porządku: „Spokojnie. Bądź pewna siebie, bardziej zrównoważona. Przecież robiłaś to nie raz". — Myślę panie Ross, że będzie pan zadowolony i z moich reklamowych zdjęć, i z nawiązywanych przeze mnie stosunków 6 RS

handlowych... a także z mojego publicznego ukazywania się, jeśli praca będzie tego wymagała. I... — zrobiła pauzę, modląc się, by wreszcie powiedział coś, cokolwiek, ale on zdawał się dobrze bawić, więc kontynuowała pospiesznie, nie zniechęcona. — Może chciałby pan zobaczyć jakąś szczególną pozę? — Mówiąc to obeszła cały pokój, poruszając się z ociężałym wdziękiem nabytym przez długą praktykę. Przerwał jej śmiech Mike'a Peppera. — Uuu! Proszę, usiądź. Uspokój się. — Podsunął jej krzesło stojące za biurkiem. — A teraz — dalej! Powiedz mu wszystko, co chcesz, ale musisz patrzeć na jego twarz. Kevin jest głuchy. — Co? — Jej oczy rozszerzały się w zdumieniu, gdy przerzucała wzrok z Mike'a na Kevina i z powrotem. Glos osłabł jej z grozy. — Nie mogę w to uwierzyć. Zrobił to wszystko, a jest głuchy? — Przez te słowa przebijał zachwyt. Spojrzała na twarz Kevina. Tym razem on oblał się ciemnym rumieńcem, który, jak Suzy zauważyła, nie zatrzymał się na górnej linii podkoszulka. Och, Kevin miał ładne ramiona i silną, szeroką klatkę piersiową. Przechylając głowę, uśmiechnęła się do niego. — Przepraszam, nie chciałam wprowadzić pana w zakłopotanie. To jest takie... Cóż, to jest takie niezwykłe. Rozwinął pan tak duży interes własnymi rękami — tak przynajmniej mówi moja agentka. Ach... — Uniosła do ust dłoń w nagłym przebłysku zrozumienia. — Wszyscy pana pracownicy są również głusi. To tłumaczy ten spadający karton... i moją przygodę z mąką.— Roztargniona, dotknęła czubkami palców przodu sukienki. Była teraz skoncentrowana na mężczyźnie stojącym przed nią. — Niezwykłe. — Zdała sobie sprawę, że ciągle się w niego wpatruje i poczuła, że się czerwieni. Wygładziła dół sukienki i skromnie ułożyła ręce na kolanach. — Po prostu różni się pan od mojego wyobrażenia o mężczyźnie z taką pozycją. Jego śmiech był niski, gardłowy i pasjonujący. Suzy odprężyła się, jej twarz przybrał uśmiech pełen uroku. — Ćwiczyłam tę kwestię w domu. Pan... czyta z moich ust, prawda? Czy... czy wyglądam odpowiednio? — Fantastycznie. — Pokazał, rozkładając ręce dłońmi do góry. — Zrozumiałam! — Podekscytowana Suzy aż pochyliła się na krześle. — To oznacza dobrze, wspaniale... tak? Skinął głową nadal z uśmiechem, jego wzrok prześliznął się po twarzy dziewczyny. 7 RS

— I jak? Mówiłam panu, że jestem doskonała w tej pracy. Moja przyjaciółka ze szkoły była głucha i nauczyła innie języka migowego. Niech pan zobaczy: „Umiem migać". — Pokazała wolno i niedbale. — „Nie fantastycznie" — zaśmiała się, powtarzając jego wcześniejszy gest. — „Ale wcale nieźle". Kevin przytaknął. Cóż innego mógł zrobić? Bił z niej taki optymizm i urok. Była porywająca. Te myśli wywołały w nim poczucie niewygody. Przez chwilę jeszcze oddawał się spekulacjom, co to właściwie jest? Magia? Marzenie? Zaraz jednak jego uśmiech zbladł, Kevin pewnie skrzyżował ramiona na piersiach. „Uważaj, Ross — powiedział sobie. — Nie igraj z ogniem, bo możesz się sparzyć ". — Mike. — Pokazał wyraźnymi, choć przytępiałymi gestami. — Przetłumacz jej to, co mówię. Podziękuj za to, że przyszła, ale powiedz, że szukam dziewczyny innego typu. Bardziej zwyczajnej, z kucykiem i w podkoszulku. Zwykłej dziewczyny, jaką się spotyka na ulicy. — Wyglądałam jak zwykła dziewczyna — wtrąciła Suzy — choćby na Elm Street. Swing i zabawy wokół rożna na podwórkach. Siatkówka na małym boisku na rogu ulicy. Sprzedawczyni lemoniady. Naprawdę, potrafię i to. Mogę być taka, jak tylko pan zechce. Kevin czul, jak jego postanowienie słabnie. Ta porywająca dziewczyna miała odwagę, determinację i uczciwość, a te cechy i jemu nie były obce. Zanim jednak zdołał cokolwiek powiedzieć, zabłysło światło nad drzwiami. „W samą porę ten alarm" — pomyślał. Zbawczą przerwę w rozmowie spowodowała taśma transportowa, która się zacięła. Nie był to żaden poważniejszy problem. Mike pospieszył za Kevinem w stronę drzwi, rzucając szybko: — Przepraszamy, awaria... — I Suzy została w biurze sama. Nie zamierzają dać jej tej pracy. Wiedziała to. Zawsze umiała przewidzieć, którą pozę wybierze jej klient i z którym fotografem marnuje czas. Instynkt modelki. Miała intuicję w interesach, urodziła się z nią tak samo, jak z płomiennymi włosami i dużymi, zielonymi oczami. To dlatego wszystko szło tak łatwo, dlatego to ją wybierano z dwu-, dziesięcio-, a później dwunastoletnich dziewcząt, gdy matka ciągnęła ją z agencji do agencji, z pracy do pracy. Jej matka robiła to tylko dlatego, by Suzy została gwiazdą, w co głęboko wierzyła. Jeszcze jedną Suzy Parker. A oni nie zamierzali jej zatrudnić. 8 RS

— Chcę tę pracę — mruknęła cicho, opierając ręce na biodrach. Przygryzła dolną wargę, myśląc o kampanii reklamowej w krajowych czasopismach, pokazach w telewizji, tysiącach, nie... setkach tysięcy pudełek czekoladek na setkach tysięcy półek w działach spożywczych. Już nie mówiąc o tym mężczyźnie. Jeśli nie dostanie tu pracy, nie zobaczy go więcej. — Hrnrnm... — Zmrużyła oczy, próbując rozwiązać tę kwestię. Przez moment czuła, że owładnęła nim, że dokładnie pasuje do obrazu, jaki sobie stworzył. Czy raczej — dzięki niej nabrał on dopiero pełnego kształtu. Widziała w tych mglisto-ciemnych oczach błysk, światełko. Zauważyła, jak poruszyły się mięśnie jego twarzy/ A potem zainterweniował stary, dobry rozsądek, rozwaga i ostrożność. I to przesądziło jej szanse zostania dziewczyną od Kevina. Cóż, przedstawienie nie jest skończone, póki nie zapadnie kurtyna, zdecydowała z determinacją. Krocząc po grubym dywanie, przemierzyła szybko pokój. Na jednej z półek znalazła to, czego szukała. Podkoszulki — białe, czarne, czerwone, żółte, niebieskie... Wszystkie były z emblematem firmy Kevina. Bez chwili wahania wyśliznęła się z sukienki, przewiesiła ją przez oparcie krzesła i położyła na niej halkę. Wentylator natychmiast wywołał gęsią skórkę na jej ramionach i wzdłuż jedwabistego łuku pleców. Sutki skurczyły się od chłodu. Szybko wyciągnęła ze stosu jeden z podkoszulków, czerwony jak jabłko lub jak rumieniec nastolatki. Jeśli Kevin Ross chciał mieć dziewczynę wyglądającą zwyczajnie — będzie ją miał. Z kucykiem? Proszę bardzo! Porzucając na chwilę koszulkę, poszperała w torebce i znalazła szczotkę do włosów. Kilka energicznych ruchów i włosy szczęśliwie ułożyły się w dziarski ogonek, jaki tylko można było sobie wymarzyć, z kilkoma niezależnymi kosmykami zwijającymi się na szyi. „Teraz - pomyślała - potrzebna jest gumka". Zobaczyła ją na stole na rolce papierów. Położywszy przycisk na wierzchu zwijających się arkuszy, wyciągnęła stamtąd gumkę, po czym roztrzepała sobie grzywkę. Potem wzięła znów do ręki podkoszulek i zaczęła go wkładać. Właśnie naciągnęła dolną krawędź na piersi, gdy otworzyły się drzwi i stanął w nich Kevin. Ujrzał dojrzały kształt jej piersi, złotą płaszczyznę brzucha, błękitny jak oczy dziecka dół od bikini naprężony na idealnie zbudowanych biodrach i wspaniałą długość jej nóg. — O, Boże! — Odetchnął głęboko i tym razem ona czytała z jego ust. Kevin zatrzasnął drzwi i oparł się o nie. Założył ręce, a jego szeroka klatka piersiowa unosiła się i opadała.

Suzy nie wiedziała, czy zastawił sobą drzwi w szoku, czy też z powodu jakiegoś osobliwego poczucia rycerskiej galanterii. Nie miało to jednak znaczenia. Czuła się wygodnie w swoim ciele, tak przywykła do jego linii, kształtu i struktury, że wzięła zachowanie Kevina za normalne. Przyzwyczaiła się, że ludzie, z którymi pracowała, interesowali się jej pięknem tylko na tyle, na ile pasowało to do reklamy szamponów, ubrań i walizek. — W porządku — powiedziała lekko, dociągając dół koszulki do wysokości ud. — Proszę, niech pan nie będzie zażenowany. — Zażenowany. — Pokazał, nie dbając, czy go zrozumie, czy nie. Wyprostował się wciąż poruszając rękami. — To moje biuro, a nie Drétfbetubiia. Nie jestem zażenowany, lecz wściekły. To zrozumiała. — Ale, panie Ross, ja... — Co? — dopytywał się z pozornym chłodem. Suzy stanęła tuż przed nim tak blisko, że prawie dotykała piersiami jego torsu. Gdy spojrzała na niego, jej grzywka połaskotała go w brodę. — Panie Ross, chcę mieć tę pracę. Będę w niej dobra. Ja to wiem i pan wie. A przecież nie może mnie pan odesłać z kwitkiem, jeśli pan zdaje sobie z tego sprawę. Przepraszam za to przebieranie się, ale gdybym zapytała, chciała wyjaśnić, kazałby pan Pepperowi powiedzieć, żebym wyszła. — Zaraz, poczekaj... — No, oczywiście nie w takiej formie. — Odrzuciła jego zastrzeżenia, zignorowała grzmot rosnącej na czole burzy. — Był pan raczej grzeczny, ale i tak by się to skończyło w wiadomy sposób. A to byłby błąd. Pana błąd. Więc naprawdę... — Zrobiła chwilową przerwę, pozwalając sobie na figlarny uśmiech. — Dbam tylko o to, żeby ; zrobił pan dobry interes. W jego ciemnych oczach ujrzała przebłyski humoru. — Bardzo dziękuję. — Pokazał, cofając się o krok, chcąc zwiększyć odległość między nimi. Ale był to tylko mały krok i odległość pozostała na tyle niewielka, że mógł czuć słodycz jej oddechu, jej subtelny zapach. — Więc twoim zdaniem, ty jedyna nadajesz się do tej pracy? Spojrzenie Suzy przesunęło się z jego rąk na twarz. — Tak. — Myślę, że sprawisz mi masę kłopotów, panno Keller. — Jestem tego warta, panie Ross! 10 RS

Uniósł jedną brew w pozornym niedowierzaniu, ale cichy i uporczywy glos w sercu mówił mu, że miała rację. Było tylko jedno pytanie: jaką cenę za to zapłaci? Na krótką chwilę objął spojrzeniem swoje znajome przecież biuro, które było już inne. Od tej pory zawsze będzie widział ją, wciągającą bawełniany podkoszulek przez ' giętkie, złote ciało i jej ubranie przewieszone przez krzesło. Nie wiedział, czy tego dnia został szczęściarzem, czy też ma ten dzień przekląć. — Dobrze. — Poddał się. — Masz tę pracę. Będziesz Dziewczyną od Kevina. — Cudowna decyzja. — Suzy roześmiała się, żałując, że nie ma czapki, którą mogłaby podrzucić do góry. Zamiast tego objęła się ciasno rękami, czując szczęście pulsujące w żyłach jak bąbelki szampana. — Będziemy wielcy! Przekona się pan! Tanecznym krokiem zbliżyła się do krzesła z ubraniem, wtedy odwróciła się do Kevina. — Ostatnie pytanie: dlaczego nie prosił pan o modelkę znającą język migowy? Kevin zaśmiał się. — A myślisz, że ile bym ich znalazł? — Tylko jedną. — Uśmiechnęła się. — I właśnie ją pan ma. To przeznaczenie! 11 RS

Rozdział 2 Po raz pierwszy od ponad roku w sobotnie przedpołudnie Suzy Keller była już ubrana, i co więcej — znajdowała się poza swoim mieszkaniem nie z konieczności, lecz własnej chęci. Było to wspaniałe uczucie. Nie musiała trzymać się żadnych godzin pracy, słuchać żadnych pracodawców, przybierać żadnych póz. Mogła się po prostu wśliznąć w ciasne, czarne dżinsy i bawełnianą koszulkę, a'la Audrey Hepburn, o kilka rozmiarów za dużą. Nie trzeba było nakładać na twarz żadnego makijażu prócz tuszu i lekkiego pociągnięcia szminką. Zamiast różu na jej policzkach kwitły duże rumieńce prawdziwego podniecenia. Cały ranek starała się pozbyć tego podekscytowania, ale nie było to proste — pojawiało się i opadało w najmniej spodziewanych momentach. Nie mogła wypić do końca kawy. Nie czuła, że bierze prysznic, nawet gdy puściła zimną wodę. Nic nie pomogła trzydziestominutowa rozmowa z Jane. „To tylko praca" — mówiła sobie. Miała być Dziewczyną od Kevina, jej twarz będzie na plakatach reklamowych, w tygodnikach i w telewizji. „Och, to ty!" - Będą mówić ludzie, a ona uśmiechnie się uroczo i złoży autograf na pudełkach czekoladek lub na chrupiących, cytrynowych ciasteczkach, czy na pysznych brązowych karmelkach. Na myśl o tym zaczęła się śmiać, i wciąż jeszcze chichotała, gdy zadzwoniła matka. — Mam tę pracę! — Suzy wykrzyknęła do niej. — Nie mogę uwierzyć, w takie szczęście. — Sama to sobie wypracowałaś, kochanie — odparła matka głosem pełnym miłości i dumy. — Mam nową pracę — oświadczyła Suzy portierowi, którego zastanowił dziwny błysk w jej szmaragdowych oczach. Ale nie chodziło tylko o to. Było też coś więcej. I właśnie przez to „coś więcej" czuła, że ma nogi jak z waty, gdy wysiadała z taksówki przed fabryką Kevina tuż przed dziesiątą. Na chwilę musiała oprzeć się o pogiętą, zakurzoną karoserię, czekając, aż puls wróci do normy, nieświadoma, że podbiega do niej kierowca. — Wszystko w porządku? — spytał. — Czy mogę coś dla pani zrobić? Może filiżankę kawy? Albo coś do okrycia? — Słucham? — Suzy oprzytomniała, mrugając oczami w zmieszaniu, po czym wynagrodziła go jednym z zatrzymujących serce uśmiechów. — Och, nie, wszystko dobrze, dziękuję. Bardzo miło z pana strony. Do 12 RS

widzenia! — Z lekkim skinieniem ręki podążyła w stronę głównych drzwi. Zatrzasnęła je za sobą, wiedząc, że ten dźwięk i tak utonie zaraz w panującym wkoło gwarze. Co za hałas! Czy kiedyś przywyknie do niego, czy choćby przestanie odczuwać wibracje w każdej kosteczce? Wszyscy ci ludzie — atrakcyjni, energiczni mężczyźni; brygadziści, pakowacze, piekarze, dziewczęta uczesane w ogonki i prowadzące małe dźwigi po podłodze magazynu — byli głusi, i sama ta myśl była niesamowita. Ich życie było tak różne od jej. Była pewna, że nie mogą słyszeć głosu swojego przyjaciela, miękkiego bębnienia deszczu o dach, czystego piękna Mozarta. Ale być może wiedzieli rzeczy, o których ona nie miała pojęcia. Może silniej odbierali świat innymi zmysłami? Jak dziecko pochłonięte nową zabawką, Suzy skoncentrowała się maksymalnie. Odepchnęła od siebie gwar wypełniający magazyn, aż nie zostało w nim nic prócz grobowej ciszy. Wtedy rozejrzała się powoli, czekając, co się zdarzy. Wpierw poczuła zapach. Ciepły, słodki zapach wydobywający się z kuchni — ciasto, polewa, czekolada... i cytryna... i wspaniały aromat czegoś cierpkiego. Czego? Wciągnęła głęboko powietrze, zamykając oczy, by lepiej rozpoznać woń. Co to było? Cynamon? Tak! Z bakaliami i przyprawami. Uśmiechnęła się zadowolona i rozejrzała po pomieszczeniu, pierwszy raz zauważając afisze na ścianach, a na nich kolorowe stosy ciastek na paterach, mleczne czekoladki, słoiki w kształcie niedźwiadków i myszy wypełnione ciasteczkami, rozpuszczona czekolada rozmazana na dziecięcych palcach lub zapakowana w pojemniczki na lunch, nawet ciastka w formie świeczników. Kolumny podtrzymujące strop oraz framugi pomalowane były na wyraźne, kolory tęczy. A ludzie... Cóż, każdy z nich coś mówił! Teraz dopiero, gdy uważniej się przyjrzała, zdała sobie z tego sprawę. Pośród podnoszenia, dźwigania, pakowania i upychania każdy coś przekazywał, ich ręce ciągle rozmawiały. Starszy mężczyzna proponował koledze partyjkę warcabów po lunchu. Młoda kobieta opowiadała przyjaciółce o nowym ząbku swojego dziecka. Pewien młodzieniec flirtował z dziewczyną z kucykiem i zapraszał ją w niedzielę wieczorem na grę w kule. Suzy powstrzymała cisnący się na usta uśmiech i odwróciła wzrok, nie chcąc podpatrywać ich „rozmów". To wszystko było wspaniałe, ekscytujące i cudowne. I to dzięki Kevinowi. Ta myśl uderzyła ją nagle i znów poczuła, że ma miękkie nogi i kręci się jej w głowie. Kevin Ross. To dzięki niemu ci ludzie mają pracę. Nie, 13 RS

nawet więcej niż pracę — przyszłość, dumę i godność. Pracowała na tyle długo, że wiedziała — to ostatnie może być niełatwe dla w pełni sprawnych ludzi, a co dopiero dla głuchych. Mają to wszystko dzięki niewiarygodnie sprawnemu zakładowi zbudowanemu przez tego niesamowitego mężczyznę. Dreszcz podniecenia przeszedł jej po kręgosłupie, takie samo niespodziewane mrowienie, jakie obudziło ją tego ranka. — Kevinie Ross — wyszeptała z uśmiechem. — Jesteś chyba najbardziej intrygującym mężczyzną, jakiego spotkałam. I potrząsając płomiennymi włosami, skierowała się do biura Kevina. Nie była go tam. Przystanęła na tyłach zakładu, zastanawiając się, gdzie go może znaleźć. Wiedziała, że tu musi być. Mike Pepper uprzedził ją, że ich szef większość sobót spędza w pracy razem z personelem. Weekendy, popołudnia, wakacje były dla niego niczym. To niewolnik pracy — tak określił Kevina Mikke, poklepując go przy tym po ramieniu. A prócz tego — niezmordowany tenisista, odważny do szaleństwa marynarz, namiętny łowca okoni, a nawet czasem oszust podczas gry w monopol! Suzy uśmiechnęła się do tego wspomnienia. Ale gdzie go teraz znajdzie? Odrzucając włosy do tyłu, zajrzała do kuchni, dostrzegając zaskoczony, ale pochwalny wzrok najbliższego piekarza. — Dzień dobry! — powiedziała, a potem zamigała. — Szukam pana Rossa. Czy jest dziś w pracy? Mężczyzna przyjrzał jej się przeciągle, jego wzrok błądził od wolno poruszających się dłoni do doskonałej figury. W końcu z szerokim uśmiechem pokazał na podwójne drzwi po drugiej stronie magazynu, które regularnie otwierały się i zamykały, za każdym razem ukazując skrawek błękitnego nieba. — Och, w doku ładowniczym? Dziękuję. Suzy przeszła przez salę. Wysoka, wyprostowana dziewczyna o rudych włosach, której chód wytwarzał zmysłową energię mogącą ogrzać cały budynek magazynu. Gdy znalazła się za wahadłowymi drzwiami, słońce zapaliło się ogniem w jej włosach, a skóra rozbłysła złotym kolorem. Robotnik z doku prawie przewrócił się na jej widok, a kierowcy ciężarówek odwracali się jeden za drugim jak kostki domina, by zastygnąć z otwartymi ustami. Ale Suzy była przyzwyczajona do tego, że wpatrywano się w nią z zachwytem. 14 RS

— Och, ten upał! — mruknęła, odgarniając ciężkie powietrze sprzed twarzy i wzrokiem poszukując Kevina. Doszedł ją zgodny pomruk podziwu i wtedy dopiero zauważyła, że znajduje się w centrum uwagi. Szybki uśmiech i zeszła na niższą platformę, ciągle rozglądając się za Kevinem. Tam zatrzymała się, by popatrzeć na wozy dostawcze z otwieranym tyłem, połykające kartony ciastek. „Czekoladki Kevina". Teraz i ona była częścią tego. Odrzuciła do tyłu głowę i uśmiechnęła się do bezchmurnego nieba, póki nagle nie zasłoniła jej widoku ciężarówka, podjeżdżająca tyłem do magazynu. Zgrzytnęły drzwi, jakieś kroki zaszurały po drewnianym podeście, a Suzy wkroczyła w upragniony cień rzucany przez budynek, by móc obserwować załadunek. A wtedy, jakby przyciągnięty jej myślami, pojawił się Kevin. Wypłowiałe dżinsy leżały na nim jak ulał. Suzy wyprostowała się. „Aż miło popatrzeć" — pomyślała. Na jego ogorzałym czole błyszczały kropelki potu. Gdy wkładał na ciężarówkę po kilka pudeł naraz, jego mięśnie wybrzuszyły się jak wskazówka wagi pod ciężarem. Podkoszulek podwinął się przy pracy, mogła więc widzieć pasek opalonego na brąz ciała. Gęste, ciemne włosy na czole zmierzwił powiew idący od strony murów. Suzy nie poruszyła się, nie chcąc ujawnić swej obecności. Nadal stała w cieniu i obserwowała go z rosnącym zadowoleniem. Zasłonił go na chwilę zaniepokojony, krępy mężczyzna pokazujący coś rękami w powietrzu. Kevin zbliżył się i uspokoił go, kładąc mu ręce na ramionach. — W porządku, Gus. — Pokazał z krzywym uśmiechem. — Wiem, że mamy dwie godziny spóźnienia, ale nowa partia kartonów będzie dosłownie za minutę. Nie przejmuj się. Zostanę po południu i pomogę. Mężczyzna odetchnął z ulgą i otarł pot z czoła. — Dzięki, szefie — zamigał z wdzięcznością i pospieszył do pracy. Kevin wsadził ręce do kieszeni spodni i przez chwilę stał, obserwując krzątaninę z miłym uśmiechem na ustach. — „Życie jest przyjemne" — pomyślał. Interesy szły dobrze, lepiej niż kiedykolwiek się spodziewał. Nawet w sobotę, co przed chwilą przekazał mu Mikke, dostali olbrzymie zapotrzebowanie. Wydawało się, że każde centrum handlowe w Nowym Jorku chciało sprzedawać „Czekoladki Kevina". Kevin potrząsnął głową i uśmiechnął się. „Kto by przypuszczał, że dziecko ulicy zostanie pewnego dnia ciasteczkowym królem?" 15 RS

Suzy widziała uśmiech na przystojnej twarzy i zastanawiała się, o czym myśli jej szef? Czy o niej? Może... Nie, nie powinna się tego spodziewać, jeszcze nie. Ale już niedługo wkradnie się w myśli Kevina Rossa, zrobi to z pewnością! Wyskoczył z doku jednym potężnym susem i Suzy popatrzyła na niego. Chwilę później ujrzała, jak tuzin pudełek ześlizguje się z rampy. Kevin schwycił dwa naraz i wrzucił je na tył samochodu, po czym zamknął klapę i zabezpieczył ją łańcuchem. Uniesionym kciukiem pomachał w stronę kierowcy, obrócił się i cofnął na rampę. Głośny warkot silnika usłyszała tylko Suzy, ale nie przeszkodziło jej to obserwować cofającego się o parę stóp pojazdu, który następnie zakręcił, by móc zawrócić w zaułku. Jeden z młodych chłopców, których zauważyła wcześniej, zeskoczył z rampy, by pozbierać puste pudełka i papiery do pakowania, które leżały na miejscu, gdzie stała ciężarówka. Pochylał szczupłe plecy z takim oddaniem, że Suzy uśmiechnęła się, po czym rozejrzała się za Kevinem. Ale zobaczyła tylko olbrzymią ciężarówkę wjeżdżającą tyłem na chodnik, gdzie klęczał chłopiec niewidoczny dla kierowcy. — Uważaj! — krzyknęła, nieruchomiejąc po drugiej stronie rampy. — Przesuń się! — Chłopiec nie uniósł głowy nawet na cal i nadal zbierał śmiecie. Boże, przecież nie słyszał jej!" Suzy poczuła, jak żołądek podskoczył jej do gardła, gdy biegła po rampie. Wiedziała, że nie ma szans, by dobiec do chłopca lub kierowcy na czas. — Stój! Stop! Och, nie... Kevin wynurzył się jakby znikąd, jego szczupłe muskularne ciało rozciągnęło się w powietrzu jak pantera przy skoku, gdy rzucił się na pojazd. Złapał chłopca za ramiona, odepchnął go w bok, zanim ten zdążył powstać i usunął się z niebezpiecznej drogi zaraz za nim. Suzy stała nieruchomo, nie oddychając, rękami zakryła otwarte usta, powstrzymywane łzy na chwilę przysłoniły jej wzrok. Kevin i chłopak leżeli zwinięci w kłębek na chodniku, a kierowca nieświadomy zamieszania, jakie spowodował, zredukował bieg i leniwie ruszył wzdłuż drogi. Suzy podeszła chwiejnie do brzegu doku, ześliznęła się w dół i stanęła na rozgrzanym przez słońce betonie. — Nic się wam nie stało? — spytała, niezgrabnie ruszając palcami, z oczami szeroko otwartymi ze strachu. — Obaj czujecie się dobrze? Kevin podniósł na nią wzrok. „Skąd się tutaj wzięła — myślał. — Jak to się dzieje, że jej włosy błyszczą takim światłem?" Wokół jego oczu pojawiły się zmarszczki śmiechu. 16 RS

— Mam pytanie — zażartował. — Czy znalazłem się w niebie? Jesteś aniołem? — Rozpostarł ręce jak skrzydła, a jego ciemne, potargane włosy opadły na czoło. Wyglądał teraz jak chłopiec, nie jak dwudziestoośmioletni biznesmen. — Nie, jestem pracownikiem, który prawie zobaczył koniec swego nowego szefa. — Suzy zaśmiała się i przyklęknęła, by obejrzeć siniaki chłopca. Zaczerwienił się z powodu jej troskliwości i próbował cofnąć się, ale Suzy była nieugięta. —Twój łokieć... — Spojrzała z przejęciem i dotknęła czerwonych zadrapali biegnących w poprzek skóry. — Powinniśmy to przemyć. — Energicznie odrzuciła miedziane włosy. — A ty... — Tu spojrzała na Kevina. — Byłeś cudowny! Prawdziwy Superman! — Mimo że miganie szło jej z trudem, Kevin z łatwością odczytał to z jej oczu. Poczuł, że krew w żyłach zaczyna szybciej krążyć, a całe ciało przejmuje dreszcz podniecenia. Prawie stracił kontakt z rzeczywistością, a to było niebezpieczne, wiedział o tym. Z udawaną obojętnością wzruszył ramionami i strzepnął żwir z dżinsów. — Co ty tu robisz w sobotę? Suzy uśmiechnęła się lekko. — Pomyślałam, że przyjdę przypatrzeć się produkcji — odrzekła. — Traktuję moją pracę bardzo poważnie. Na ustach Kevina pojawił się uśmiech. Pokazał coś w stronę chłopca, który szybko odszedł do ambulatorium, sam zaś skinął na Suzy, by szła za nim, i zaczął torować drogę między pudełkami w stronę wejścia do fabryki. Przyprowadził ją do małego, ciasnego pokoju, tuż obok jego biura. Przysadzista, starsza kobieta mrugająca oczami siedziała za stołem. Otoczona była telefonami i wypchanymi szafkami. Kevin przystanął, by ją przedstawić. — Etnei, to moja nowa Czekoladowa Dziewczyna. — Pokazał z uśmiechem. — Suzy Keller, Ethel Standisti — moja sekretarka. — Migając nazwiska, wpierw powoli przeliterował je palcami, następnie każda z nich otrzymała swój osobny symbol. Znakiem Ethel była litera E napisana na lewej dłoni. Przez chwilę mrużąc oczy, myślał nad znakiem dla Suzy, po czym pokazał S na sercu. — A więc jesteś jedyna — powiedziała Ethel z otwartym i przyjacielskim uśmiechem. — Cóż, Suzy, jesteśmy szczęśliwi, że pracujesz z nami. I już wiem, dlaczego szef cię zatrudnił. Mogę się założyć, że sprzedasz milion ciastek! Mike Pepper mówi, że umiesz migać...? 17 RS

Suzy przytaknęła, zadowolona. — Nie za dobrze, ale szybko się uczę. — Wspaniale! — Ethel przesunęła jakieś papiery, Suzy w tym czasie obiegła spojrzeniem ciasny pokoik. — No, lepiej się czymś zajmę, bo szef przykuje mnie do biurka na resztę weekendu. To niewolnik pracy! — zażartowała, rzucając Kevinowi czule spojrzenie. — Przedświąteczny pośpiech — wyjaśnił Kevin. Wziął Suzy pod łokieć i skierował ją do swego biura, po czym zamknął drzwi. Przypomniał sobie ulotny obraz na wpół rozebranej postaci, ale szybko go odepchnął. — Mrożonej herbaty? — spytał, wskazując na mały stolik przy oknie. Suzy przytaknęła i ulokowała się na krześle, podczas gdy Kevin wydobył lód z małej lodówki i wrzucił go do szklanek. Napełnił oba naczynia herbatą i dolał soku cytrynowego. — A więc — zaczęła Suzy, gdy usiadł naprzeciwko — porozmawiajmy. — Położyła łokcie na stole i oparła brodę na dłoniach, badając błyszczącymi oczami zdecydowane, wyraźne rysy jego twarzy. — Chcę wiedzieć wszystko, co tylko powinnam o przedsiębiorstwie. Chcę być przydatna, Kevin. — Słowa wypływały z jej pięknych ust i Kevin chciwie je wyłapywał. Jedynym jego problemem było skupienie się na interesach. Zaczął opowiadać, ruszając dłońmi na tyle wolno, by mogła zrozumieć i literował zbyt trudne znaki. Był uważny i cierpliwy, jego oczy płonęły zaraźliwym entuzjazmem. — To proste. — Pokazał. — Parę następnych lat mamy już rozplanowane — reklama, a także czas na rozwój i wzrost wpływów. Koncesje na terenie całego kraju. Wytłumaczę ci, na czym polega twoja rola. Odwrócił się, wziął z biurka kilka arkuszy i rozpostarł je między nimi. Był to plan podboju rynku, uważnie nakreślona strategia, dzięki której jego ciastka będą znane w każdym domu w przeciągu roku. I Suzy była potrzebna jako serce tego wszystkiego. — Będziesz moim „frontowym człowiekiem". — Mrugnął przy tym do niej. — Będziesz sprzedawać im opowieść o sukcesie i oczarujesz ich. Startujemy... — Zatrzymał się i zmienił znak na „zaczynamy", ale wkrótce znów wpadł w podniecenie. — Chcę zacząć intensywną kampanię reklamową, zaprzęgnąć media. I w trakcie otwierania nowych sklepów i wzrastającej ilości koncesji — coraz więcej publicznych wystąpień.

Spojrzał w jej poważne, duże, zielone oczy i wiedział, że nikt nie zrobiłby tego lepiej niż ona. — Będziesz moim głosem — oznajmił. — Reprezentujesz mnie. Suzy obserwowała szerokie ruchy jego rąk, gdy rozcinały powietrze. Te gesty działały niczym magia. — Fantastycznie — podsumowała, przechylając się na krześle i krzyżując długie, odziane w spodnie nogi. — Tego właśnie się spodziewałam. Oboje będziemy sławni. I przyrzekam... — Dotknęła wskazującym palcem ust, po czym umieściła prawą dłoń pionowo. — Przyrzekam, Kevin, nie będziesz żałował, że mnie zatrudniłeś. Mówiła płynnie, próbując podkreślać słowa improwizowanymi ruchami rąk, aż Kevin zaczął się śmiać i nie złapał dłuższej wypowiedzi. Nie miało to zresztą znaczenia. Była urocza, swobodna i zabawna. Jej wizyta zmieniła rozkład dnia. Żadnej poprzedniej soboty nie czuł się tak dobrze. Wreszcie skończyła, oparła się na krześle z twarzą pokrytą rumieńcem i z palcami na chłodnej szklance. — Twoja kolej — oznajmiła i popiła herbaty, cały czas obserwując Kevina. — Przede wszystkim myślę, że będziesz wspaniałym uzupełnieniem naszej ekipy. Odstawiła szklankę i pochyliła się, by móc dostrzec każdy ruch jego palców. — Ostatnie słowo... — Powtórzyła jego gest — Nie wiem, co znaczy. Pomóż mi, chcę się nauczyć wszystkiego. — E-k-i-p-a — przeliterował. Skinęła głową. — Dobrze. Opowiedz mi teraz o sobie. Jak powstała ta fabryka, dzięki której zyskujesz sławę? Żarliwość wyzierała z jej oczu jak blask słońca i Kevin uśmiechnął się do jej nieudolnych wysiłków. Znak „fabryka" wypadł jak „dom towarowy". — Co cię tak śmieszy? — Pokazała to bardziej starannie. Doskonała brew zmarszczyła się nad szmaragdowym okiem. — Nic — odpowiedział, ledwie hamując uśmiech. — Powiedz mi, proszę—nalegała. — Czy pokazałam coś nie tak? Popatrzył na nią przeciągle, czując, że serce wali mu jak młot. Po chwili opuścił wzrok na jej urocze ręce i potrząsnął głową. — Dobrze ci idzie, Suzy. Twoje znaki są w porządku — odrzekł, kładąc kciuk na swej szerokiej piersi. 1 RS

Wzrok Suzy podążył za jego gestem i lekki uśmiech zaokrąglił jej usta. Nic nie mogło zamaskować faktu, że jego ciało było pociągające. W końcu oderwała wzrok i spojrzała prosto w błyszczące oczy, wzruszając jednym ramieniem. — A więc co tak cię śmieszy, szefie? — Pomyślałem właśnie, że musimy zrobić przerwę na lunch, bo rozmowa mogłaby ciągnąć się do północy. Śmiała się słodko, wydając przy tym wysoki dźwięk, którego nie słyszał, ale prawie czuł. — Wybacz, trochę się rozgadałam. Wiem, wolałbyś, żebym mówiła wolniej. Powinnam też bardziej się... — Zatrzymała się, marszcząc czoło, ale nie mogła przypomnieć sobie, jak pokazać „koncentracja", więc szybko zastąpiła innym słowem — ...uważniej patrzeć, by uchwycić wszystkie twoje znaki. — Trening czyni mistrza. Jakiego słowa szukałaś? Przeliterowała k-o-n-c-e-n-t-r-a-c-j-a, a on zademonstrował je, sięgając po jej rękę i prowadząc ją w powietrzu. Dłoń dziewczyny była chłodna jak jedwab, ale poczuł gwałtowne uderzenie ciepła aż do ramienia. Szybko cofnął się, ale Suzy poprosiła: — Pokaż mi jeszcze raz — powiedziała i włożyła dłoń w jego rękę. W jej oczach czaiły się figlarne ogniki. Z miłym uśmiechem powtórzył swój gest, ich oczy spotkały się, po czym uwolnił jej dłoń, swoją zaś oparł pewnie na stole. — Dziękuję — powiedziała ciesząc się w myślach niespodziewaną przyjemnością jego dotyku. Był już chyba czas, by sobie poszła. Odrywała go od pracy: załadunku ciastek i pomagania mężczyznom. Może też od papierkowej roboty. Ona również miała co robić. Brrr! Cotygodniowe porządki w mieszkaniu, ciąg przedobiednich spotkań, telefon do agencji. Ale to, czego chciałaby najbardziej w świecie — to móc siedzieć właśnie tutaj i rozmawiać z Kevinem Rossem. Uśmiech okrasił jej usta. — A prócz powolności, jakie inne błędy robię? — Nie zauważyłem żadnych — odrzekł z galanterią, wiedząc, że posuwa się zbyt daleko, ale nie mógł się jej oprzeć. Szybko potrząsnął głową, przeczesał palcami włosy i skrzyżował ramiona na piersiach. Przesłała mu uśmiech i zanim zdążył nad tym pomyśleć, już migał. — Powinnaś być bardziej odprężona. Znaki znasz dobrze, ale są zbyt sztywne. Nie pokazują, co naprawdę myślisz i czujesz. Miganie jest, jak 20 RS

każdy inny język, pełen emocji i znaczeń, które można znaleźć w kontekście. Popatrz. Przez chwilę myślał, wahając się, potem pokazał — .jesteś bardzo ładna", kreśląc wokół twarzy kolo. Zanim zdążyła zrobić coś więcej, niż zaczerwienić się, starł znak z powietrza i pokazał z błyskiem w oczach — Jesteś piękna" — szybki kolisty ruch zakończony zakrętasem, jakby zbierał gwiezdny pył w dłoni i odrzucał go z powrotem w aksamitne niebo. Czuł spływający po ramionach i plecach pot, ale chciał zatrzeć te wyznania bezczelnością, której skutki mogły być przeklęte. — W języku migowym — kontynuował, wpatrując się w głębię jej oczu — możesz krzyczeć, błagać, nalegać, płakać. — Jego ręce rozcinały powietrze, wyrażając wszystkie te uczucia. Suzy drżała, przejęta siłą tego człowieka. — To jeszcze nie wszystko! — wykrzyknął, pokazując kolejne znaki. — Możesz czytać z mojego ciała, z mojej twarzy. To jest jak teatr. Używasz wszystkich środków, obnażasz się. — Zatrzymał się, biorąc głęboki oddech przez zaciśnięte zęby. „Uspokój się, Ross — powiedział sobie — zanim zrobisz z siebie kompletnego głupca. Cholera" — zaklął bezdźwięcznie, nie chciał tego wszystkiego mówić. Co zamierzał jej udowodnić? Suzy siedziała w milczeniu z otwartymi oczami przez następną sekundę, po czym delikatnie odsunęła krzesło, wstała, nachyliła się nad stołem i pocałowała go prosto w usta. Kevin poczuł ciepły, słodki ciężar na wargach i dreszcz przeszedł jego ciało. Otworzył jedno oko i ujrzał długie rzęsy ocieniające doskonały łuk jej policzka. Zamykając oczy i pragnąc zatrzymać ten piękny widok w pamięci, oddał pocałunek, ocierając miękko ustami ojej wargi. Gdy oboje opadli z powrotem na krzesła, Kevin wyszeptał: — Jesteś niespodzianką. Suzy dokładnie zrozumiała, co miał na myśli. 21 RS

Rozdział 3 Będzie miała na sobie coś miękkiego i błyszczącego, może czerń — nie, blade złoto, kolor kampanii. Ramiona pozostawi odsłonięte, plecy również, suknie opadająca w dół w postaci dwóch skrzydeł wychodzących z ramion. Jej skóra będzie złota i aksamitna w dotyku, a włosy zapłoną jak ogień. Będą tańczyć. Tak. I cała będzie miękkością i zlotem w jego ramionach, gdy palce Kevina spoczną w zagłębieniu jej szyi. Otrze się włosami o jego policzek. Tak... Będzie ją trzymał delikatnie, lecz blisko, na tyle blisko, by czuć gwałtowne bicie jej serca, a jej piersi będą dotykać jego ciała. Będzie ją trzymał, będą wirować i kołysać się, a muzyka będzie łagodna i cicha. Do licha! Dziś jego marzenie może się spełnić. Chciał muzyki, może ją mieć. Czyż nie? Oczywiście, Ross. Pokiwał swemu odbiciu w lustrze. Lecz już po chwili ironiczny uśmiech wykrzywił mu usta. Przyglądając się sobie, potrząsnął głową. — „Jeśli chcesz, by wpuścili cię na salę, lepiej weź zimny prysznic, Romeo!" Później, gdy zakładał muchę pod sztywny kołnierzyk białej, smokingowej koszuli, znów napotkał swoje spojrzenie. „Nie byłoby źle — pomyślał — mieć kogoś bliskiego. Kogoś, kto by poprawił krawat, uśmiechnął się nad kawą, z kim dzieliłby łóżko. Cóż, człowiek lubi marzyć, nikogo to w końcu nie zrani". Był gotowy na przyjęcie, elegancko ubrany facet z czarną muszką, jak ci, którzy nie pozwalali mu dotknąć swoich samochodów, gdy był dzieckiem. Doskonale! W końcu było to jego przyjęcie, by uczcić lata trudu i determinacji, wszystkich przyjaciół, którzy wtedy byli z nim, i słodki smak sukcesu. Miało także na celu wprowadzenie w świat nowej Czekoladowej Dziewczyny. No tak, znów o niej myślał. Sława i pieniądze tego świata nie satysfakcjonowałyby go teraz. Ale taniec z nią w ramionach... Nawet, jeśli był to tylko taniec w marzeniach. Na drugim końcu miasta Suzy wzdrygnęła się niespodziewanie. Potarła pokryte gęsią skórką ramiona, oparła podbródek na ręku i zatonęła w świecie marzeń. Odwróci się, obiegnie pokój silnym, stanowczym spojrzeniem i dostrzeże ją. Jego ciemne, zamglone, magiczne oczy zaświecą skrywaną radością. Uśmiechnie się. Ona również, z mocniej bijącym na jego widok sercem. Będzie niezwykle zmysłowy w eleganckim smokingu. Spojrzenie będzie miał ogniste i dzikie. Kłaniając się innym, przejdzie 12 RS

przez pokój i weźmie ją w ramiona. Tak, wyszepcze mu. Tak! Poczuje jego ciało. Wsunie ręce pod marynarkę, by poczuć przez koszulę ciepło jego pleców. Przez dźwięki muzyki, przy której będą tańczyć, usłyszy dzikie bicie serca. Do diabła! Jej marzenia mogły się dziś spełnić. Jeśli chciała zamglonych oczu i dzikiego bicia serca, mogła je mieć. Czyż nie? Z pewnością, Suzy Keller! Uśmiechnęła się do siebie. Możesz być tego pewna. Tylko jak to zrobić? Skąd wziąć trochę błyszczącego pyłu wróżki lub spadającą gwiazdę? „Och, moja droga — zapytała samą siebie — nie wierzysz w przeznaczenie?" Właściwie mogła trochę pomóc losowi. Sięgnęła po małą, kryształową buteleczkę i skropiła się za uszami, na szyi i odrobinę więcej w bladej poświacie kładącej się między piersiami. Ręce jej się trzęsły. Dlaczego ten wieczór wydawał się tak ważny, jakby jej życie mogło od tego zależeć? Wiedziała, że to głupie, ale rozpierała ją nadzieja, była nagle drżąca i nieśmiała. Opierając czoło o zimną taflę lustra, poruszała ustami w niemej modlitwie. Potem podeszła do łóżka; tam leżało ubranie. Rozpakowała folię i wyciągnęła bladożółtą szyfonową sukienkę, która odsłaniała jedno ramię i w której czuła się wyjątkowo piękna. Długa spódnica szeleściła i szeptała, obiecując romantyczność i magię. Suzy uśmiechnęła się. Może uda jej się zdobyć to, czego pragnie. Suzy siedziała z tyłu limuzyny i czekała, aż szofer wejdzie na schody wiodące do domu Lorraine Barr. Pukanie, pauza i ukazała się agentka ubrana jak zwykle tak doskonale, że mogłaby mieć świat u swych stóp. Suzy zawsze ją podziwiała, ale nie umiała naśladować. — Cześć, Suzy! — przywitała ją Lorraine, gdy tylko usiadła obok. — Wyglądasz cudownie. Piękna suknia. — Ulokowała się wygodniej na pluszowym siedzeniu i konfidencjonalnie położyła rękę na ramieniu Suzy. — Umieram z chęci poznania tego Rossa. Rozbudziłaś moją ciekawość swoją skrytością i rumieńcami. Znowu! — Roześmiała się krótko. — Czerwienisz się! Suzy przycisnęła rękę do policzka. Był ciepły jak roztopiony wosk. — To z emocji — szybko zaprzeczyła. — Przyjęcie, reporterzy. Mówiłam ci już, że będą wszystkie lokalne stacje i ta miła dziewczyna z radia Fairway... — Tak zachowuje się Suzy Keller, weteranka tylu kampanii reklamowych? Ta, która szturmem zdobyła Kansas City? Tym razem to 23 RS