Nalini Singh
Pocałunek Śniegu.
Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego
Korekta: Lucek01
Okładka: augen
X
1979 r.
Rok, w którym rasa Psi stała się Cicha.
Stała się zimna, bez emocji, bez litości.
Serca zostały złamane, rodziny rozdarte.
Ale dużo więcej osób zostało ocalonych.
Przed szaleństwem.
Przed morderstwem.
Przed siłą tak wielką i ogromną, że w obecnym świecie nikt jej nie widział.
Dla X-Psi, Cisza była nieocenionym darem. Darem, który pozwolił przynajmniej niektórym z nich
przetrwać dzieciństwo, mieć życie. Po stu latach po tym jak lodowata fala Protokołu Ciszy zmyła
przemoc i rozpacz, szaleństwo i miłość, X-Psi nadal są, i na zawsze pozostaną, żywą bronią. Cisza
jest ich bezpiecznikiem. Bez niej …
Istnieją koszmary, na które świat nigdy nie będzie przygotowany by stawić im czoła.
ROZDZIAŁ 1
Hawke skrzyżował ręce na piersi i oparł się o swoje solidne biurko. Nie spuszczał oczu z dwóch
młodych kobiet stojących przed nim. Miały dłonie założone za plecy. Stały na delikatnie
rozstawionych nogach w pozycji „spocznij”. Sienna i Maria wyglądały na żołnierzy Śnieżnych
Tancerzy, którymi zresztą były. Za wyjątkiem tego, że ich włosy były zmierzwione w dzikim
bałaganie wokół twarzy. Były splątane i pełne błota, zmiażdżonych liści i innych leśnych
fragmentów. Były jeszcze rozdarte ubrania i ostry, kwasowy zapach krwi.
Jego wilk wyszczerzył zęby.
„Niech dobrze was zrozumiem.” Powiedział spokojnym tonem, który sprawił, że Maria zrobiła się
blada pod cerą, która miała ciepły, gładki, brązowy odcień w miejscach, w których nie była
posiniaczona i zakrwawiona. „Zamiast zostać na warcie i bronić granicy obronnej stada
zdecydowałyście się urządzić własną walkę o dominację.”
Sienna oczywiście spojrzała mu w oczy – było to coś, czego w tych okolicznościach nie zrobiłby
żaden wilk. „To by...”
„Cisza.” Warknął. „Jeżeli jeszcze raz otworzysz usta bez pozwolenia umieszczę was obie w
przedszkolu z dwulatkami.”
Te niesamowite oczy kardynalnej – białe gwiazdy na tle żywej czerni – stały się całkowicie
mroczne. Doskonale wiedział, że to wskazywało furię. Zacisnęła szczękę. Maria z drugiej strony
zrobiła się jeszcze bledsza. Dobrze.
„Maria, ile masz lat?” Powiedział skupiając się na drobnej zmiennokształtnej, której postura
zadawała kłam umiejętnościom i sile zarówno w ludzkiej, jak i w wilczej formie.
Maria przełknęła. „Dwadzieścia.”
„Nie jesteś nastolatkiem.”
Grube, czarne loki Marii, ciężkie od błota, odbiły się głucho od siebie, gdy potrząsnęła głową.
„To wytłumacz mi to.”
„Nie potrafię, sir.”
„Prawidłowa odpowiedź.” Nie było powodu, który byłby wystarczającą wymówką, by wyjaśnić to
gówniane zachowanie. „Kto uderzył pierwszy?”
Cisza.
Jego wilk popierał to. To, kto zainicjował tą wymianę miało niewielkie znaczenie, skoro żadna z
niej nie zrezygnowała. Głównym problemem było to, że miały pracować jako zespół, więc zostaną
ukarane jako zespół – z jednym wyjątkiem.
„Siedem dni.” Powiedział do Marii. „Macie areszt domowy w swoich kwaterach, za wyjątkiem
jednej godziny dziennie. W czasie, gdy będziecie u siebie nie macie prawa do kontaktu z innymi
osobami.” To była ostra kara – wilki były stworzeniami stadnymi i rodzinnymi. Maria zaś była
jednym z najbardziej gadatliwych, udzielających się społecznie wilków w legowisku. Zmuszenie jej
do spędzenia całego tego czasu samej wskazywało, jak bardzo nawaliła. „Jeżeli następny raz
zdecydujesz się zejść z warty, nie będę taki pobłażliwy.”
Maria zaryzykowała spojrzenie mu w oczy przez ulotną sekundę zanim jej brązowe oczy uciekły w
bok. Jej poziom dominacji nie był nawet zbliżony do jego. „Mogę pójść na dwudzieste pierwsze
urodziny Lake'a?”
„Jeżeli tak zdecydujesz się spożytkować swoją godzinę tego dnia.” Tak, był draniem zmuszając ją
do opuszczenia większości wielkiej imprezy jej chłopaka, ale wiedziała dokładnie, co robi, gdy
zdecydowała się urządzić konkurs na wkurzanie z innym żołnierzem.
Śnieżni Tancerze byli silnym stadem, ponieważ pilnowali pleców sobie nawzajem. Hawke nie
pozwoli, by głupota lub arogancja zniszczyły fundamenty, które odbudował od podstaw po
krwawych wydarzeniach, które skradły mu rodziców i zniszczyły stado tak mocno, że odzyskanie
sił zajęło im ponad dekadę ciasnej izolacji.
Z ledwością trzymając temperament na wodzy zwrócił swoją uwagę na Siennę. „Dostałaś
konkretny rozkaz, by unikać wszelkich fizycznych interakcji.” Powiedział. Wilk bardzo wyraźnie
odzwierciedlał się w jego głosie.
Sienna nic mu nie odpowiedziała. Nie miało to znaczenia – jej wściekłość była niczym gorący puls
na jego skórze. Była równie surowa i burzliwa jak sama Sienna. Gdy była taka, gdy ledwie
panowała nad swoją dzikością trudno było uwierzyć, że przyszła do stada Cicha. Jej emocje były
wtedy zablokowane pod taką ilością lodu, że rozwścieczało to jego wilka.
Maria przesunęła się z nogi na nogę, gdy od razu nie kontynuował swojej wypowiedzi.
„Masz coś do powiedzenia?” Zapytał kobiety, która była jedną z najlepszych żołnierzy nowicjuszy
w stadzie, gdy nie pozwalała, by temperament wchodził jej w drogę.
„Ja to zaczęłam.” Rumieniec na jej policzkach był bardzo ostry, a ramiona napięte. „Ona tylko się
broniła ...”
„Nie.” Ton głosu Sienny był równy i rezolutny. Jej gniew był zakopany pod ścianą oziębłej kontroli.
„Biorę na siebie swoją część winy. Mogłam odejść i się nie angażować.”
Hawke zmrużył oczy. „Maria, odejdź.”
Nowicjuszka zawahała się przez sekundę, ale była podległym mu wilkiem. Naturalny instynkt, by
być posłusznym wobec alfy był zbyt silny, by mogła się mu oprzeć – choć jasnym było, że chciała
zostać, by wesprzeć Siennę. Hawke zauważył to i popierał ten pokaz lojalności wystarczająco, by
nie skarcić jej za wahanie.
Zamknęła za sobą drzwi z cichym kliknięciem, które w ciężkiej ciszy panującej w biurze Hawke'a
wydawało się być głośne niczym wystrzał z broni. Zaczekał, by zobaczyć, co Sienna teraz zrobi,
gdy zostali sami. Ku jego zaskoczeniu, nadal zachowała swoją pozycję.
Złapał ją za podbródek i obrócił jej twarz tak, by na jej gładkie linie padło światło. „Masz szczęście,
że nie masz złamanej kości policzkowej.” Teraz ciało wokół jej oka przybierze we wszelkie
odcienie purpury. „Gdzie jeszcze jesteś ranna?”
„Nic mi nie jest.”
Jego palce zacisnęły się na jej szczęce. „Gdzie jeszcze jesteś ranna?”
„Nie pytałeś o to Marii.” W każdym jej słowie słychać było upór.
„Maria jest wilkiem. Jest w stanie przyjąć pięciokrotnie więcej szkód niż kobieta Psi i nadal przeć
naprzód.” Co było powodem, dla którego rozkazano Siennie nie angażować się w fizyczne
konfrontacje z wilkami. To, i fakt, że nie miała pod całkowitą kontrolą swoich śmiertelnie
niebezpiecznych umiejętności. „Albo odpowiesz na to pytanie, albo przysięgam na Boga, naprawdę
umieszczę cię w przedszkolu.” To byłoby jedno z najbardziej poniżających doświadczeń, a ona
dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Każdy mięsień jej ciała był napięty od mocno
wstrzymywanego gniewu.
„Posiniaczone żebra.” Wysyczała w końcu między zaciśniętymi zębami. „Posiniaczone podbrzusze,
naciągnięte ramię. Nic złamanego. To wszystko powinno się zagoić w ciągu tygodnia.”
Zabrał dłoń z jej podbródka. „Wyciągnij ręce.”
Zawahała się.
Jego wilk zawarczał wystarczająco mocno, by się wzdrygnęła. „Sienna od czasu, gdy przyszłaś do
stada dałem ci dużą swobodę, ale od dzisiaj to się kończy.” Niesubordynacja u nastolatka mogła
zostać ukarana, a potem wybaczona. W przypadku dorosłego, żołnierza, sprawa była dużo bardziej
poważna. Sienna miała dziewiętnaście lat. Niedługo skończy dwadzieścia. Miała rangę nowicjuszki
– nie było nawet opcji, by pozwolić, by jej działania przeszły płazem. „Wyciągnij pieprzone ręce.”
Coś w jego tonie musiało do niej dotrzeć, bo zrobiła tak jak jej rozkazał. Kilka drobnych rozcięć na
kremowej skórze pocałowanej przez słońce, ale nie było ran, które świadczyłyby o użyciu pazurów.
„Maria zdołała utrzymać kontrolę nad wilkiem.” Gdyby tak nie było, musiałby ją zdegradować do
ponownego podjęcia szkolenia. Utrata kontroli nad temperamentem to jedno, utrata kontroli nad
wilkiem była dużo bardziej niebezpieczna.
Dłonie Sienny zacisnęły się w pięści, gdy opuściła je na dół.
Spojrzał w górę i zrównał spojrzenie z oczami o kolorze absolutnej, niczym niezłamanej czerni.
Jasnym było, że walczyła z elementarnym impulsem, by uderzyć w niego. Nadal jednak
zachowywała swoją postawę. „Jak daleko ty się posunęłaś?” Jej kontrola była imponująca – i
irytowała go w sposób, w który nie powinna. Ale cóż, nic w Siennie Lauren nigdy nie było łatwe.
„Nie użyłam swoich umiejętności.” Żyły na jej szyi odstawały na tle skąpanej w ziemi skóry.
„Gdybym to zrobiła, byłaby już martwa.”
„I właśnie dlatego masz dużo większe kłopoty niż Maria.” Gdy dał schronienie rodzinie Laurenów
po ich ucieczce z zimnej sterylności Sieci Psi nastąpiło to pod szeregiem bardzo restrykcyjnych
warunków. Jednym z nich był zakaz używania umiejętności Psi na członkach stada.
Od tamtej pory znaczna liczba spraw uległa zmianie, a Laurenowie byli teraz integralną i
akceptowaną częścią stada. Wujek Sienny, Judd, był jednym z poruczników Hawke'a i często
używał swoich umiejętności telepatycznych i telekinetycznych w obronie Śnieżnych Tancerzy.
Hawke również nigdy nie wiązał rąk dwójki najmłodszych Laurenów wiedząc, że Marlee i Toby
będą potrzebować swoich umysłowych pazurów, by bronić się podczas zabawy przed swoimi
hałaśliwymi kolegami wilkami.
Ta wolność nie obejmowała jednak Sienny, bo Hawke doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co
mogła zrobić. W momencie, gdy Judd zaakceptował przysięgę krwi porucznika utrzymywanie
tajemnic przed alfą stało się kwestią zaufania i lojalności.
„Dlaczego?” Sienna uniosła podbródek. „Nie złamałam zasady dotyczącej używania moich
umiejętności.”
Oczywiście, stawiała mu wyzwanie. „Ale sprzeciwiłaś się bezpośredniemu rozkazowi dotyczącemu
nie angażowania się w walkę.” Powiedział powstrzymując warczącą odpowiedź wilka na jej opór.
„Sama to powiedziałaś, mogłaś odejść.”
Białe linie opięły jej usta. „A ty byś tak zrobił?”
„Tutaj nie chodzi o mnie.” Kiedyś był młodym rozgorączkowanym cwaniakiem, aż skopano mu za
to tyłek … aż wszystko się zmieniło, a jego dzieciństwo zostało wymazane w przypływie krwi, bólu
i przeszywającego smutku. „Oboje wiemy, że twój brak kontroli mógłby prowadzić do dużo
poważniejszych skutków.” Sęk skrywał się w tym, że ona też to wiedziała – i tak pozwoliła sobie
przekroczyć tą granicę. To złościło Hawke'a bardziej niż cokolwiek innego.
„Mogę zostać zamknięta na ziemi Ciemnej Rzeki, jeżeli nie chcesz mnie w legowisku.”
Powiedziała Sienna, gdy rozważał jak z nią postąpić.
Hawke prychnął słysząc jej odniesienie się do stada leopardów, które były najbardziej zaufanym
sprzymierzeńcem Śnieżnych Tancerzy. „Żebyś mogła przesiadywać ze swoim chłopakiem? Niezła
próba.”
Skóra Sienny zarumieniła się ciemną czerwienią. „Kit nie jest moim chłopakiem.”
Hawke nie zamierzał wnikać w ten temat. Nie teraz. Nigdy. „Nie masz prawa do wyboru swojej
kary.” Rozwydrzył ją. To była jego własna cholerna wina, że teraz to wróciło, by ugryźć go w tyłek.
„Tydzień zamknięcia w swojej kwaterze w obszarze dla żołnierzy. Godzina wyjścia dziennie.” Psi
dużo lepiej radzili sobie z izolacją niż zmiennokształtni. Wiedział jednak, że Sienna zmieniła się od
czasu ucieczki z Sieci Psi. Stała się dużo bardziej związana z rodziną i Stadem. „Drugi tydzień
spędzisz pracując z dziećmi w żłobku, ponieważ zachowujesz się tak jakbyś była w ich wieku. Bez
wykonywania obowiązków na warcie, aż będzie można ci zaufać, że wykonasz powierzone ci
zadanie.”
„Ja ...” Zacisnęła usta, gdy uniósł brew.
„Trzy tygodnie.” Powiedział delikatnie. „Trzeci tydzień spędzisz w kuchni na zmywaku.”
Jej policzki zapłonęły jeszcze ciemniejszym odcieniem czerwieni, ale nie przerwała mu więcej.
„Możesz odejść.”
Dopiero po tym jak wyszła rozluźnił uścisk, którym kontrolował swojego wilka, który był jego
bardziej dziką połową. Jesień i przyprawy składające się na jej zapach nadal unosiły się w
powietrzu w cichej rebelii, która bez wątpienia sprawiłaby jej przyjemność, gdyby o niej wiedziała.
Jego wilk rzucił się za jej zapachem.
Hawke wziął go w płuca w głębokim wdechu i walczył z prymitywnym pragnieniem, by pójść za
nią. Walczył z tym instynktem już od miesięcy. Odkąd jego wilk zdecydował, że była już dorosła, a
przez to mogła być jego zwierzyną. Jego ludzka połowa nie odnosiła zbytnich sukcesów w
zmienieniu zdania wilka. Nie miała szans, gdy za każdym razem, gdy był w jej obecności musiał
walczyć z prymitywnym głodem, by zagarnąć najbardziej intymne przywileje skóry.
„Matko.” Podniósł nowy gładki telefon satelitarny, który technicy zamówili mu cztery tygodnie
temu i zadzwonił do alfy Ciemnej Rzeki.
Lucas odebrał po drugim dzwonku. „O co chodzi?”
„Sienna przez jakiś czas nie będzie przyjeżdżać, by spędzić z czas z wami i innymi kotami.” Poza
dystansem, który Sienna najwyraźniej potrzebowała od legowiska, od niego, pracowała również z
wybranką Lucasa – Psi Saschą, by zrozumieć i zyskać kontrolę nad swoimi umiejętnościami. Ale…
„Nie mogę tego puścić płazem. Nie tym razem.”
„Rozumiem.” Padła odpowiedź drugiego alfy.
Hawke przysiadł na skraju biurka przesuwając dłonią po włosach. „Da radę to przetrwać?”
Wiedział, że nie pęknie – Sienna była na to zbyt silna. Ta siła działała jak narkotyk dla jego wilka,
ale moc, która mieszkała w jej wnętrzu była tak ogromna, że musiała być traktowana jak najdziksza
bestia.
„Ostatnim razem, gdy była u nas Sascha powiedziała, że wykazuje wyjątkowy poziom stabilności.”
Odpowiedział Lucas. „W niczym nie przypomniała braku opanowania obecnego, gdy zaczęły razem
pracować. Nie prowadzą już regularnych spotkań, więc to nie będzie stanowiło problemu.”
Hawke uspokoił się przynajmniej w tej kwestii. „Upewnię się, by Judd miał na nią psychiczne oko,
tak na wszelki wypadek.” Sienna nie ucieszy się z tego nadzoru, ale fakty były takie, że była
niebezpieczna. A on musiał rozważać bezpieczeństwo całego stada. Nie zamierzał jednak udawać,
że dzikość jego instynktów opiekuńczych w stosunku do jej osoby nie istniała.
„Mogę zapytać, co się stało?” Ton Lucasa był pełen ciekawości.
Hawke przekazał kotu wersję skróconą. „W ciągu ostatniego miesiąca zachowywała się gorzej.”
Wcześniej, jej nowo odkryta stabilność została zauważona – i pochwalona – przez wszystkich
wyższych stopniem członków stada. „Muszę zacząć ją traktować bardziej ostro, albo zacznie to
powodować niezadowolenie w legowisku.” Hierarchia była klejem, który spajał stado wilków
razem. Jako alfa, Hawke znajdował się na szczycie tej hierarchii. Nie mógł i nie będzie tolerował
rebelii ze strony podwładnego.
„Tak, rozumiem.” Odpowiedział Lucas. „Zaskakuje mnie to jednak. Tutaj jest idealnym żołnierzem.
Nigdy nie pyskuje. Ma umysł ostry niczym brzytwa.”
Hawke rozprostował i z powrotem zwinął swoje pazury. „Tak, cóż, ona nie jest twoja.”
Długa, cicha pauza. „Słyszałem, że spotykasz się z kimś.”
„Chcesz plotkować?” Hawke nie zamierzał ukrywać swojej irytacji.
„Kit i inni nowicjusze widzieli cię z jakąś oszołamiającą blondynką kilka tygodni temu. W
restauracji przy ul. 39.”
Wrócił pamięcią do tamtego spotkania. „Jest konsultantem medialnym w CTX.” Śnieżni Tancerze i
Ciemna Rzeka mieli większość udziałów w firmie komunikacyjnej. Była to inwestycja, która
zaczynała się mocno opłacać, ponieważ nawet Psi zaczęli szukać raportów wiadomości wolnych od
przygniatającego wpływu dyktatury Rady. „Chciała porozmawiać ze mną w sprawie wywiadu.”
„Kiedy go wyemitują?”
„Po tym, jak zobaczysz świnię latającą za oknem.” Hawke nie grał dla kamer. I z całą pewnością
upewnił się, by Pani Konsultant zrozumiała, że Śnieżni Tancerze nie zamierzają w najbliższym
czasie zmienić swojego wrednego i krwiożerczego wizerunku na ładny i puchaty. Mogła radzić
sobie z tym, albo znaleźć innego psa... Nagła myśl przedarła się przez wspomnienie rozdrażnienia.
Jego dłoń zacisnęła się na telefonie. „Czy Sienna była z tymi nowicjuszami?”
„Tak.”
To Hawke tym razem zamilkł. Jego wilk przyjął pozycję obserwacyjną. Był złapany między dwa
pragnienia pozostające ze sobą w konflikcie. „Nic nie mogę na to poradzić, Luc.” Powiedział w
końcu. Każdy mięsień jego ciała był napięty aż do bólu.
„Nate też tak mówił.”
Strażnik leopardów był teraz szczęśliwie związany więzią i miał dwa kociaki.
„To nie jest to samo.” Tu nie chodziło po prostu o kwestię wieku – brutalny fakt był taki, że
wybranka Hawke'a nie żyła. Umarła jako dziecko. Sienna nie rozumiała, co to znaczyło. Nie
rozumiała, jak mało miał do zaoferowania jej, lub jakiejkolwiek innej kobiecie. Wiedział, że
zniszczyłby ją, gdyby był wystarczająco samolubny, by poddać się nienazwanemu, ale silnemu
przyciąganiu obecnemu między nimi.
„To nie znaczy, że nie możesz być szczęśliwy. Pomyśl o tym.” Luc rozłączył się.
Ona z nim nie spała, wiesz … Nie czekaj zbyt długo, Hawke, bo możesz ją stracić.
Przypomniał sobie słowa Indigo na temat Sienny i tego kociaka, który przyczepił się do niej niczym
przyklejony. Widział go za każdym razem, gdy się obrócił. Poza faktem, że chłopak był leopardem,
z Kit'em wszystko było w porządku. Byłby idealnym wybra...
Dźwięk miażdżonego plastiku.
Jego nowy telefon satelitarny miał poszarpane pęknięcie przez cały ekran.
ODZYSKANE Z KOMPUTERA 2(A) SŁOWA KLUCZOWE: KORESPONDENCJA
OSOBISTA, OJCIEC, E-PSI, DZIAŁANIE WYMAGANE I ZAKOŃCZONE (1)
OD: Alice DO: Tata DATA: 26 października 1970 r., godz. 23:43
TEMAT: Wieści!!!
Cześć Tato.
Mam bardzo ekscytujące wieści. Choć obecnie kończę doktorat na temat E-Psi, właśnie uzyskałam
finanse na drugie studium dotyczące rzadkiego oznaczenia X! Komisja rozdzielająca granty
odniosła się do moich dwóch prac z zeszłego roku i stwierdziła, że moje zewnętrzne spojrzenie na
umiejętności Psi dało podstawę pewnym unikalnym wnioskom – chyba mają rację. W końcu nie
jestem Psi. Moje E nigdy nie sprawiały, że czułam się jak ktoś niemile widziany, ale taki mają dar,
prawda? George, który niedługo będzie moim kolegą po fachu, a nie przełożonym, mówi, że
nastawiam się na porażkę z tym projektem, bo Rada Psi staje się ostatnio coraz trudniejsza do
współpracy. A poza tym tak mało jest wiadomo na temat X-ów. Mówię mu jednak, że w tym tkwi
sedno sprawy. Mogę nie być archeologiem tak jak ty Tato, ale badam moje własne dziwne krainy. A
co do Georga – pracuje nad publikacją dotyczącą rozwoju Internetu. Jest przekonany, że nie
rozwinąłby się tak szybko, gdybyśmy nie mieli Sieci Psi jako przykładu i punktu motywującego.
Muszę się z nim zgodzić – już na samym początku jego istnienia bardzo szybko znalazło się sporo
środków finansowych na jego rozbudowę, ponieważ biznes chciał odrębności informacyjnej.
Chciałby, by inny antropolog przyjrzał się temu, więc powiedziałam mu, że przekażę to Mamie
(powiesz jej o tym?). Mam nadzieję, że piaski Egiptu są łaskawe dla was obojga.
Z wyrazami miłości,
Alice.
(1) Notatka do pliku: Tajne skany umysłu George'a Kima wykazują ślady subtelnego, ale
całkowitego wymazania telepatycznego związanego z projektem Eldridge. Biorąc pod uwagę
delikatność wymazania istnieje duże prawdopodobieństwo, że dokonał go E-Psi. Kim nie ma
użytecznej lub problematycznej wiedzy. Działanie mające na celu jego zlikwidowanie nie są
wymagane.
ROZDZIAŁ 2
Maska spokoju i opanowania Sienny roztrzaskała się niczym szkło w momencie, gdy znalazła się za
zamkniętymi drzwiami. Kopnęła tył ścian kwater, które przydzielono jej w obszarze legowiska
przeznaczonym dla żołnierzy nie związanych więzią wybranków. Rzadko używała tego pokoju.
Wolała mieszkać ze swoim bratem Tobym, wujkiem Walkerem i kuzynką Marlee. Ale teraz utknęła
w tej małej, sterylnej przestrzeni na następny tydzień.
Sienna od czasu, gdy przyszłaś do stada dałem ci dużą swobodę, ale od dzisiaj to się kończy.
Wzdrygnęła się na echo tego wspomnienia. W jego błękitnych oczach nie było niczego poza
najbardziej przeszywającym gniewem. Jego oczy w połączeniu z srebno-złotymi włosami, i przede
wszystkim z osobowością alfy sprawiały, że Hawke bez wysiłku przyciągał kobiecą uwagę.
Jej dłoń zacisnęła się w pięść. Ponieważ dzisiaj patrząc na nią nie widział przed sobą kobiety, tylko
nieprzewidywalną członkinię stada, która swoimi działaniami naraziła Śnieżnych Tancerzy na
niebezpieczeństwo. Żadna kara, którą mógłby jej wymierzyć nie umywała się do jej niezadowolenia
z własnych czynów. Lodowato zimny węzeł wstydu w jej wnętrzu był chłodnym przypomnieniem
teg,o jak bardzo namieszała. Tyle czasu i poświęconej pracy, a gdy przyszło, co, do czego
pozwoliła, by jej temperament przezwyciężył racjonalny umysł.
„Cholera, Sienna.” Przesunęła dłońmi po włosach. Na jej twarz wypłynął grymas niezadowolenia,
gdy suche błoto obsypało się na nią. Zaczęła się rozbierać. Obnażenie się do samej skóry zajęło jej
mniej niż minutę. Weszła pod maleńki prysznic głęboko wdzięczna, że skupione na stadzie wilki
ustaliły wszystko tak, by każdy miał własną prywatną łazienkę. Zmyła z siebie ziemię, trawę i krew
zanim zaczęła rozplątywać długie, sztywne od błota pasma włosów.
Zajęło jej to długi czas.
W tym czasie frustracja – na siebie, na brak umiejętności, by dać sobie spokój z czymś, co rozdziera
ją boleśnie na małe kawałeczki – szalała w niej niczym uwięziony tygrys. Jeżeli zmiennokształtni
mieli w sobie bestię, to ona również. I była dużo bardziej groźna. Jej umiejętność do siania
zniszczenia była dużo bardziej chłodna. Teraz, ta bestia była skupiona do środka atakując ją
rozdzierającymi pazurami. Zmniejszyła temperaturę wody. Dwukrotnie umyła włosy szamponem, a
potem nałożyła na nie odżywkę. Przesunęła je do przodu nad ramieniem upewniając się, że zadbała
również o końcówki. Dopiero, gdy niemal skończyła swoje zadanie zdała sobie sprawę z tego, co
widziała.
Złapała mokry fragment włosów, uniosła je do oczu i przeklęła. Silny rezonans jej umiejętności
zneutralizował farbę. Ponownie. Po raz trzeci w tym miesiącu. Świadczyło to o braku kontroli,
który ją niepokoił. A było już tak dobrze, gdy zaczęła spędzać dużą ilość czasu na terytorium
Ciemnej Rzeki. Jej umiejętności Psi były tak stabilne, że strach, który zaciskał się wokół jej gardła
od czasu ucieczki wypalił się w burzy pewności siebie.
A potem zobaczyła … „Nie.”
Wyłączyła wodę. Wyszła z prysznica i wzięła duży, puchaty ręcznik, który Brenna dała jej jako
część prezentu urodzinowego. Był gruby i luksusowy. Była to przyjemność zmysłowa, której nie
potrafiła się oprzeć … tak jak nie potrafiła się oprzeć pragnieniu, które doprowadziło ją do obecnej
sytuacji.
Zacisnęła szczękę tak mocno, że poczuła wzdłuż kości puls bólu. Ale szok zmysłowy pomógł jej
otrząsnąć się z przeszywającego wnętrzności pragnienia, które niemal nigdy jej nie opuszczało.
Skoncentrowała się na wysuszeniu skóry. Lustro łazienkowe, gdy w nie spojrzała, pokazało jej
kobietę o przeciętnym wzroście i włosach o tak głębokim kolorze czerwieni, że mokre wydawały
się niemal czarne.
„Niczym serce rubinu.” Powiedziała Sascha ostatnim razem, gdy nakładały na nie farbę. Dłonie
empatki delikatnie przesuwały się po jej czaszce. „Jaka szkoda, że musimy je zasłonić.”
Niestety nie miały w tym względzie wyboru. Jej włosy były zbyt wyróżniające się. Choć z drugiej
strony może teraz było to bezpieczne, pomyślała Sienna wpatrując się w twarz, która stała się
wyrafinowana w bardzo kobiecy sposób tracąc wszelkie ślady dziecięcej miękkości, gdy na nią nie
spoglądała.
W ciągu kilku lat od ucieczki z Sieci Psi ściemniały jej włosy. Poza zmianami na jej twarzy – jej
ciało stało się również znacząco bardziej krągłe i umięśnione. Choć poruszała się z tymi mięśniami
w płynny sposób, który nie sprawiał, że wyglądała na napakowaną nikt, kto znał ją, gdy była
podłączona do Sieci nie poznałby jej teraz. Zwłaszcza biorąc pod uwagę brązowe soczewki
kontaktowe, które zawsze nosiła poza terytorium Śnieżnych Tancerzy.
Dzisiaj nie miała ich na sobie. Posiniaczone oczy, które spoglądały na nią były oczami kardynalnej.
Był to marker genetyczny, który wyróżniał ją w świecie w sposób, który nie mógł być wyjaśniony,
nawet innemu kardynalnemu. Możliwe, że jedyną osobą, która byłaby choć trochę zrozumieć
przemoc, która mieszkała w jej wnętrzu była jej matka – kardynalna telepatka posiadająca własne
demony. Brat Sienny – Toby też był kardynalnym. Troje w jednej rodzinie … to było niezwykłe.
Ale nie tak niezwykłe jak kardynalna X, która przetrwała do dorosłego wieku.
Mocne, systematyczne pukanie.
Podskoczyła słysząc ten dźwięk. Szybko wciągnęła na siebie bieliznę, czystą koszulkę i miękkie
czarne spodnie, które lubiła nosić w domu. „Idę!” Zawołała, gdy pukanie rozległo się na nowo.
Ponieważ na jej drzwiach znajdowała się kartka wskazująca, że została zamknięta we własnej
kwaterze mógł to być tylko jeden z wyższych stopniem członków stada.
Założyła mokre włosy za uszy i otworzyła drzwi, by stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który bez
wątpienia był śmiertelnie niebezpieczny. „Judd.” Zaskoczyło ją, że nie skontaktował się z nią
telepatycznie zamiast wytropić ją.
A potem odezwał się. „Jesteś w stanie poradzić sobie z zamknięciem?”
Krawędź drzwi wbiła się w jej dłoń. Było to mocne, zimne uszczypnięcie. „Poprosił cię, byś się
upewnił w tej sprawie, prawda?”
Judd Lauren mógł być bratem jej matki, ale był również Strzałą, jednym z najbardziej śmiertelnie
groźnych zabójców Rady. Był lepszy w utrzymywaniu maski na twarzy niż ktokolwiek inny, kogo
znała, a teraz jego twarz nie mówiła jej nic. „Odpowiedz na pytanie.” Jego ton jasno dawał do
zrozumienia, że nie pytał jako wujek, ale jako porucznik Śnieżnych Tancerzy.
Skupiła się, by mu odpowiedzieć. „Nic mi nie będzie.” Emocje powodowały, że jej tarcze całe
drżały, gdy jej myśli odbijały się rykoszetem w setkach różnych kierunków, ale nadal trzymały.
Tylko to się liczyło. Bez tarcz byłaby dużo większą groźbą zniszczeń niż jakakolwiek broń
skonstruowana przez człowieka.
Oczy Judda nie spuściły z niej wzroku. Wiedziała, że wyrobił sobie na ten temat własne zdanie
zanim przytaknął. „Wiesz, co robić w momencie, gdy będziesz miała jakiś problem.”
„Tak.” Odezwie się do niego telepatycznie, a on się teleportuje i będzie strzelał, by ją obezwładnić.
Jeżeli szok wywołany bólem nie roztrzaska jej skupienia psychicznego później będzie celował w jej
głowę. Brzmiało to bardzo barbarzyńsko. Wiedziała, że zrobienie tego złamie w nim coś, ale ktoś
musiał działać jako bezpiecznik. Wsparcie na wypadek, gdyby nie mogła już się powstrzymać. Bo
fakt był taki, że była kardynalną z umiejętnością walki. Istniało duże prawdopodobieństwo, że jej
tarcze zamkną się w momencie, gdy jej umiejętność się uaktywni. Nawet Strzała nie będzie wstanie
się przez nie przedrzeć na planie psychicznym.
Atak fizyczny był jedynym możliwym rozwiązaniem. Jej pewność, że Judd zada ten cios, jeżeli
będzie to konieczne była jedyną rzeczą, która pozwalała jej żyć bez nieustannego strachu o
bezpieczeństwo ludzi znajdujących się wokół niej. Choć pomijając jej obecną sytuację w ciągu
poprzednich miesięcy osiągnęła niemal idealną dyscyplinę psychiczną. Było to coś, czego nikt –
nawet ona – się nie spodziewał po X znajdującym się poza wpływem Ciszy.
To przypomnienie sprawiło, że usztywniła kręgosłup. „Użyję tego czasu, by zwiększyć i poprawić
bezpieczniki, które ty i Sascha pomogliście mi rozwinąć.” Judd nie był X, ale był niebezpiecznie
silnym telekinetykiem. Rozumiał przeszywający kości strach, który skłaniał ją do utrzymania
dzikiej siły jej umiejętności w stalowej klatce umysłu. Dlatego też zabije ją, jeżeli dojdzie do takiej
potrzeby.
„Dobrze.” Pochylił się do przodu i ujął jej policzek. Był to gest, który nie był teraz już tak
zdumiewający jak kiedyś – zanim Judd związał się z wilczycą, która przetrwała własny koszmar.
„Zastanawiałem się, kiedy pchniesz Hawke'a zbyt mocno.” Przesunął kciukiem po jej kości
policzkowej i pocałował ją w czoło. „Sienna, poświęć trochę czasu, żeby pomyśleć. Zastanów się,
dokąd zmierzasz.”
Emocje stanowiły ciasny węzeł w jej klatce piersiowej. Zamknęła za nim drzwi i poszła do łazienki,
żeby wziąć szczotkę z półki na lustrze. „Wybranka Hawke'a nie żyje.” Zmusiła się, by powiedzieć
do kobiety, która była jej odbiciem. Jej palce zacisnęły się wokół drewnianej rączki szczotki tak
mocno, że odpłynęła z nich cała krew. „A on pochował swoje serce razem z nią.”
Nawet w obliczu tej twardej prawdy brutalna siła przyciągania w jej wnętrzu odmawiała, by ją
zdusić, czy zamknąć. Tak jak destrukcyjna moc X, groziła skonsumowaniem jej aż pozostanie
jedynie sam proch.
Lara właśnie wychodziła z legowiska, gdy napotkała Judda Laurena. „Daj.” Powiedział
biorąc od niej apteczkę medyczną, którą właśnie chciała zarzucić sobie na ramię.
„Dzięki.” Zauważając kierunek, z którego przyszedł zagadnęła go. „Słyszałam, że Sienna i Maria
wróciły z warty zranione, ale nikt mnie nie zawołał. Nic im nie jest?”
Porucznik Psi poszedł za nią, gdy wyszli z legowiska na rozdzierające promienie słońca i świeże
powietrze gór Sierra Nevada zanim odpowiedział na jej pytanie. „Zadrapania i sińce, nic
poważnego.”
Jej serce uzdrowicielki uspokoiło się. Uniosła twarz na boleśnie czyste chromowo-niebieskie niebo.
„W dni takie jak te jestem zadowolona, że jestem Śnieżnym Tancerzem. Że jestem wilkiem.”
„Brenna i ja udaliśmy się dzisiaj na wczesne poranne bieganie, gdy mgła unosiła się z ziemi.” Gdy
Judd mówił o swojej wybrance jego ton stawał się delikatniejszy w sposób, z którego nawet nie
zdawał sobie sprawy.
„Uwielbiam tę porę dnia.” Gdy wszystko jest świeże. Cały świat jest uciszony w sekrecie. „W którą
stronę pobiegliście?”
„Na drugą stronę jeziora.” Odpowiedział, gdy szli dalej. „To, … kto jest ranny?”
Przewróciła oczami. „Dwóch nastolatków robiło, Bóg jeden wie, co i teraz mam złamaną rękę i trzy
pęknięte żebra do uzdrowienia.”
„Zazwyczaj nie potrzebujesz tego.” Postukał palcem w apteczkę medyczną.
„Nastolatki czasami potrzebują dostać lekcję na temat tego, że powinni lepiej troszczyć się o to, by
nie łamać sobie kości.” Wymruczała Lara. „Zrobię trochę uzdrawiania, by się upewnić, że wszystko
jest tak jak być powinno, a potem włożę rękę w gips i obwiążę żebra.” Zagojenie się tych ran
zajmie więcej czasu, niż gdyby całkowicie wykorzystała swój dar, ale nie wyrządzi chłopcom
szkody.
„Ubocznym zyskiem jest to, że dzięki temu moje umiejętności medyczne nie rdzewieją. Dodatkowo
pozwala mi to również zachować moje umiejętności uzdrawiania w rezerwie, gdybyśmy mieli nagłe
krytyczne zranienie.” Choć Hawke mógł dzielić się z nią siłą dzięki ich więzi uzdrowiciel-alfa jej
własne ciało mogło znieść ograniczoną liczbę wysiłku zanim się ono załamie.
„Czekaj.” Judd odsunął gałąź, by mogła przejść pod nią. Właśnie dlatego znajdowała się na
przedzie, gdy weszli na polanę, gdzie jeden z rannych chłopców leżał oparty o drzewo ujmując w
dłoni drugą rękę. Drugi siedział ze skrzyżowanymi nogami ujmując się za żebra. Brace był wysoki i
chudy, a Joshua przybrał odrobinę mięśni w ciągu ostatnich miesięcy. Teraz jednakże obaj
wyglądali jak zawstydzone sześciolatki.
Lara zgadywała, gdy jej serce waliło o żebra, że powodem tego zachowania był mężczyzna stojący
ze skrzyżowanymi na piersi rękami patrzący z góry na dwóch łotrzyków. „Walker.” Wyczuła
ciemną wodę i obsypany przez śnieg świerk składające się na jego zapach, gdy zbliżała się tam z
Juddem, ale złożyła to na karb faktu, że często znajdował się w tym obszarze z młodszymi
nastolatkami. Zajmował się grupą w wieku między dziesięć a trzynaście lat. Dla wilków był to
trudny wiek, ale Walker potrafił zająć się nimi nawet nie unosząc głosu.
Potrafiła zrozumieć, dlaczego – cichy, intensywny Walker Lauren miał prezencję podobną do
każdego dominującego wilka. „Nie spodziewałam się, że cię tu zobaczę.” Głos, który wydobył się z
jej gardła według jej opinii był odrobinę zachrypnięty, ale nikt inny nie wydawał się tego zauważać.
Jasno zielone oczy Walkera przytrzymały jej spojrzenie przez kilka długich, napiętych sekund.
„Przechodziłem obok, gdy zobaczyłem tych dwóch.” Jego wzrok przesunął się ponad jego ramię.
„Odniosę ją z powrotem.”
„Musimy porozmawiać – przyprowadź dzieci na kolację.” Judd zniknął w lesie tak szybko, że Lara
nie zdołała się nawet obrócić na czas.
„Lara, to boli.” Usłyszała niemal przepraszający głos.
Wyrwała się z duszącej ją sieci pragnienia, gniewu i zranienia, która owinęła się wokół niej i
przyklęknęła. „Pozwól mi zobaczyć, kochanie.” Powiedziała najpierw sprawdzając Brace'a, a
potem Joshuę. „Nie ruszaj się przez sekundę.” Używając strzykawki presyjnej podała każdemu z
nich środki przeciwbólowe.
Była mocno świadoma tego, że Walker przykucnął obok niej. Jego ciało było duże, a zapach tak
chłodny i zdystansowany jak mężczyzna, do którego należał. Pracując mówiła do Joshui i Brace'a.
Cokolwiek zrobili sprowadzając na siebie te kłopoty wilki chłopców natychmiast zrelaksowały się
pod wpływem jej opieki. Lara żałowała jedynie, że jej własny wilk był tak nadmiernie wrażliwy na
obecność Walkera. Do tego stopnia, że miała wrażenie, iż futro ocierało się o wnętrze jej skóry.
Jednak mimo tej wrażliwości jej wilk zachowywał ostrożny dystans. Obie jej części wyciągnęły
wnioski z otrzymanej lekcji w odniesieniu do Walkera Laurena.
„Już.” Powiedziała chwilę później, gdy obaj chłopcy oglądali zaawansowany technologicznie gips
Brace'a zrobiony z przeźroczystego plas-gipsu. „Jeżeli będziecie odczuwać jakiś ból albo
dyskomfort macie zaraz do mnie przyjść, zrozumiano?”
„Dzięki, Lara.” Joshua posłał jej genialny uśmiech, a potem każdy z chłopców pocałował ją – każdy
w osobny policzek. Wstali i odbiegli, tak jakby nie tak dawno wcale nie walczyli z łzami.
Potrząsnęła głową, a jej wilk zrobił to samo w pełnym uczucia rozbawieniu. Pozbierała swoje
rzeczy i patrzyła jak Walker bez wysiłku podnosi jej torbę. Wyciśnięcie słowa z gardła, które stało
się suche niczym pieprz wymagało kilku prób. Była jednak zdeterminowana, by nie pozwolić mu
wyprowadzić się z równowagi. „Dzięki.”
Przytaknął cicho.
Umysł Lary sprzeciwił się jej własnemu rozsądkowi, gdy wracali z powrotem zatapiając ją w
myślach na temat pocałunku w noc, gdy Riaz wrócił do legowiska. Starsi stopniem członkowie
stada urządzili porucznikowi przyjęcie powitalne. Bąbelki lały się strugami, a Lara, która zazwyczaj
nie piła, tym razem pozwoliła sobie na zbyt wiele szampana. Dał on jej odwagę nie tylko, żeby
pokłócić się z wysokim mężczyzną Psi, który fascynował ją od momentu, gdy wszedł do legowiska,
ale również, by zaciągnąć go do ciemnego zakamarka, stanąć na palcach i znaleźć ustami jego
wargi.
Odwzajemnił jej pocałunek, który był powolny i głęboki. Mocno kontrolował swoje silne ciało.
Jego dłonie objęły jej żebra, gdy przyciągnął ją między swoje uda ułożone w kształt V. silne
mięśnie szyi rozciągały się pod jej palcami, gdy zgiął głowę, by pogłębić pocałunek. Delikatna
szorstkość jego nieogolonej szczęki pocierała w pieszczocie po jej skórze.
Czuła się przez niego otoczona i przytłoczona w najbardziej zmysłowy sposób, ponieważ był taki
wielki. Jego ramiona zablokowały cały świat, gdy oparł ją o ścianę. Mogła być lekko wcięta, ale
nigdy nie zapomniała ani jednej chwili z tego doświadczenia. Kobieta i wilk, każda jej część była
zaskoczona jej sukcesem … przez pięć krótkich sekund, gdy miał on miejsce.
Potem Walker uniósł głowę i skierował ją z powrotem na przyjęcie. Pomyślała, ze zachowuje się
jak dżentelmen, ponieważ była odrobinę wcięta, ale z pewnością zrobi to, co wszyscy dominujący,
gdy pragnęli kobiety – odszuka ją, gdy będzie trzeźwa. Następnego ranka nie zadzwonił do niej, co
nie wprawiło jej w najlepszy nastrój. Ale zadzwonił do niej później – popołudniu tego samego dnia.
Poszli na spacer. Przez cały czas miała serce w gardle. Sądziła, że to był początek. Aż Walker
zatrzymał się na krawędzi klifu, który opadał w dolinę z dramatyczną nagłością. Jego ciemnoblond
włosy były odsuwane przez wiejącą bryzę. „Lara, to, co się stało wczorajszej nocy było błędem.”
Jego ton był delikatny, ale to sprawiało, że było to jeszcze bardziej okropne. „Przepraszam.”
Lód wdarł się w jej żyły, ale nie chciała popełnić błędu, więc zapytała jeszcze. „Dlatego, że
wypiłam za dużo szampana?”
Jego odpowiedź była absolutna, a odrzucenie jasne jak słońce. „Nie.”
Wydawało jej się, że mogła jeszcze rzucić jakiś wesoły komentarz zanim przeprosiła go i odeszła z
powrotem do legowiska – sama. Pamiętała jedynie przygniatającą czerń swoich emocji. Boże, ale
ten mężczyzna ją zranił. Wybaczyłaby mu, gdyby to był zwykły przypadek niechcianego pragnienia
– dobrze wiedziała, że nie można było kontrolować tego, w kim się człowiek zakochiwał.
Nie. Ją zraniło i złościło to, że nie wyobraziła sobie tego wszystkiego. Wiedziała, gdy mężczyzna
jej pragnął. A Walker pragnął jej … najwyraźniej wystarczająco, by ją pocałować, ale nie by
zatrzymać na dłużej. A jeżeli tak było, to był wystarczająco duży i silny, by powstrzymać jej
pocałunek zanim w ogóle dotknęła jego ust. Nie zrobił tego. Zanim złamał jej serce trzymał ją tak,
jak gdyby miała znaczenie. A tego nie mogła wybaczyć. Tego nie wybaczy.
„Lara.”
Zerknęła w górę na twarz ściągniętą w ostre męskie rysy, i odepchnęła wspomnienia tam, gdzie
było ich miejsce – w przeszłości. „Przepraszam.” Powiedziała z uśmiechem zbudowanym z czystej
dumy. „Wiem, że apteczka jest ciężka. Mogę ją zabrać już dalej.”
Walker zignorował jej próbę, by zachować luźną rozmowę. „Nie rozmawialiśmy od kilku tygodni.”
Wiedziała, że odnosił się do przeprowadzanych późną nocą rozmów, które prowadzili przed
pocałunkiem. Walker miał temperament nocnego marka. Lara często zostawała do późna ze swoimi
pacjentami. W jakiś sposób skończyli przez większość nocy pijąc razem kawę o godzinie
jedenastej. Walker miał w tym czasie swoją córkę i siostrzeńca na telepatycznym oku, gdy Sienna
nie mogła z nimi zostać. Nie rozmawiali o niczym szczególnym, ale te noce dały jej odwagę, by
zrobić coś, co nie przychodziło łatwo wilkowi, który nie był osobnikiem dominującym.
Uzdrowiciele nigdy nie byli dominujący, – choć nie byli również ulegli. Normalnie, poziom
dominacji członków jej stada zazwyczaj nie miał wpływu na Larę. Choć jej wilk posiadał
umiejętność, by uspokoić każdego z nich – zarówno młodszych, jak i starszych. W przypadku
Walkera sprawy jednak miały się inaczej. Mimo wszystko zrobiła jednak pierwszy krok i
zaryzykowała ten pocałunek, który doprowadził do jej upokorzenia.
Od czasu jego odrzucenia upewniła się, by w tym czasie albo być zajętą, albo nie znajdować się w
ambulatorium. Najpierw rana była zbyt świeża. Czas jednak miną, a sprawy się zmieniły. Nie tylko
przetrwała, ale trzymała się również w tym spotkaniu. To nie znaczyło, że miała zamiar pozwolić
Walkerowi, by na nowo wrócił do jej życia. Nie teraz, gdy była gotowa w końcu pójść na przód.
„Zapomniałeś? Rozmawialiśmy, gdy opatrywałam Marlee po tym, jak obdarła kolano.” Powiedziała
ze śmiechem, który brzmiał na naturalny. „Właściwie, jeżeli nie masz nic przeciwko chciałabym
resztę drogi przejść sama. To da mi trochę czasu, żeby pomyśleć.” Powiedziała wyciągając dłoń po
apteczkę.
Walker stał nieporuszony. Jego jasno zielone oczy były wpatrzone w nią. „A jeżeli mam coś
przeciwko?”
Powietrze stało się niekomfortowo ciężkie.
Nie rozumiała, dlaczego naciskał, ale wiedziała, że nie zamierza otwierać tego pudełka Pandory.
Ani dzisiaj, ani żadnego innego dnia. „Jeżeli nie masz nic przeciwko, by ją odnieść, to dziękuję.”
Powiedziała, celowo udając, że nie rozumie, co miał na myśli. Pomachała mu wesoło i odeszła w
las w stronę wodospadu.
Już, pomyślała, gotowe. Zamknęła ten wykańczający rozdział życia.
ROZDZIAŁ 3
Dwa miesiące temu Radny Henry Scott podjął decyzję, by poświęcić San Francisco mimo
ekonomicznego i finansowego niepokoju, który wywoła takie zniszczenie. Teraz chodziło jedynie o
ustawienie na miejsce ostatnich fragmentów układanki.
Mając to na uwadze odwrócił się od widoku pełnych ruchu ulic widocznych z okna jego biura,
które utrzymywał w swojej rezydencji w Londynie. Spojrzał na mężczyznę, któremu powierzył
skoordynowanie zasobów wojskowych, – które wszystkie były teraz zintegrowane z jasnymi
strukturami Czystych Psi. Oryginalny personel cywilny został po cichu usunięty ze stanowisk
dowodzenia.
Henry nie potrzebował zaplecza politycznego. Potrzebował broni.
Właśnie dlatego Vasquez zajmował się obecnie dowodzeniem wszystkimi operacjami Czystych Psi.
Nie było w nim niczego absorbującego jako w mężczyźnie – miał zaledwie metr sześćdziesiąt
wzrostu, był zbudowany bardziej jak atleta niż jak żołnierz, a jego twarz była tak zwyczajna, że
ludzie zapominali go w ciągu kilku minut po zakończonym spotkaniu.
„Kiedy będziemy mogli ruszyć na San Francisco i otaczające je obszary zmiennokształtnych?”
Zapytał Henry.
„Za miesiąc.” Vasquez wywołał akta na głównym ekranie komunikatora i zdał Henry'emu dokładne
wprowadzenie w obecny stan dotyczący ludzi i broni. „To, co wilki nazywają „terytorium
legowiska” będzie najtrudniejszym do przejęcia obszarem, ale pracuję nad możliwym
rozwiązaniem.”
Henry przytaknął i na razie zostawił to na tym. Vasquez byłby dla niego bezużyteczny, gdyby sam
nie myślał – było to coś, co „żona” Henry'ego powinna rozważyć w odniesieniu do własnych
doradców. Otaczała się lokajami, którzy nie mieli w sobie w ogóle inteligencji. Właśnie dlatego to
Henry zajmował się tym, choć Shoshannie wydawało się, że to ona pociąga za sznurki. „Czy są
jakieś problemy, którym powinienem się przyjrzeć?”
„Nie.”
„W takim wypadku spotkamy się ponownie za tydzień.”
Dopiero po wyjściu Vasqueza Henry wyciągnął inny plik. Było to portfolio jego inwestycji. Po raz
kolejny było w gorszym stanie, niż przewidywania. Nie musiał być ekspertem, by zdać sobie
sprawę, kto stał za powolnym, nie możliwym do wyśledzenia zduszaniem jego finansów – Nikita
Duncan była mistrzynią w manipulowaniu finansami. Jednakże, choć jej działania zdecydowanie
rodziły pewne problemy straty nie były nawet w przybliżeniu wystarczająco duże, by go
powstrzymać. Już niedługo przejmie San Fracisco wymazując z pamięci bazę jej imperium.
A w odniesieniu do zmiennokształtnych … nie można było pozwolić na to, by żyli. Nie po ich
nieustannym i ciągłym oporze. Uważali się za odpornych przed zasięgiem Rady do tego stopnia, że
posunęli się do poczęcia hybrydy mającej w sobie krew zmiennego. Jeżeli ten płód dotrwa do
momentu urodzenia spowoduje rozcieńczenie umiejętności psychicznych, które uczyniły rasę Psi
najsilniejszą na ziemi.
Henry nie pozwoli na to.
Był najwyższy czas, by świat wrócił do sposobu, w jaki funkcjonował od ponad stulecia. Sposobu,
w jaki powinien funkcjonować – z najczystszymi z Psi u władzy i pozostałymi dwoma rasami
egzystującymi tak długo jak podążali za zasadami rządów Psi. Henry chciał, by ludzie, gdy myśleli
o Śnieżnych Tancerzach i Ciemnej Rzece widzieli jedynie spływające za nieposłuszeństwo krwią
wybrzeże.
ROZDZIAŁ 4
Trzy dni po sytuacji z Marią i Sienną Hawke, ku własnemu zaskoczeniu wpatrywał się w dół na
małą wielkooką twarz. Przykucnął i spojrzał w te dzikie zaciekawione spojrzenie. „Wyglądasz na
poważnego, Ben.”
Pięciolatek, który był jednym z ulubieńców Hawke'a spośród ludzi w legowisku przytaknął.
„Naprawdę umieściłeś Siennę w więzieniu?”
Hawke przygryzł wnętrze policzka. „Tak.”
Brązowe oczy tego samego odcienia co jego mamy zmieniły się w szoku w kolor wilczego
bursztynu. „Dlaczego?”
„Nie przestrzegała zasad.”
Ben pomyślał o tym przez chwilę. Linie zmarszczyły jego gładkie dziecięce czółko. „To jak koza
dla dorosłych?”
„Tak.”
„Och.” Przytaknął podejmując decyzję. „Powiem Marlee.”
„Marlee jest smutna?” Dziewczynka była kuzynką Sienny i częścią jego stada – Hawke nie
pozwoli, by cierpiała.
Ben potrząsnął głową. „Jej tata powiedział, że Sienna była niegrzeczna i dlatego poszła do
więzienia, ale Marlee powiedziała, że nie wsadziłbyś Sienny do więzienia, i że pewnie jest marudna
i nie chce z nikim rozmawiać.”
Hawke w jakiś sposób podążył za tą pokrętną logiką, wstał i zmierzwił ciemne włosy Bena. Główka
chłopca pod jego dłonią była ciepła. „Wyjdzie za kilka dni.” I będzie pracować w żłobku. Wiedział,
że sama praca nie będzie dla niej kłopotem. Była naturalnym obrońcą, i jak każdy drapieżnik – wilk
czy nie, cieszyła się czuwając nad szczeniakami. A one w zamian czuły się przy niej całkowicie
bezpieczne.
Nie, praca w żłobku nie będzie dla niej niczym trudnym. Karą był fakt, że została zdjęta z
obowiązków pasujących i oczekiwanych od osoby z jej rangą – było to publiczne wskazanie, że nie
ufał jej umiejętności, by wywiązać się z tego zadania. Ten cios mocno uderzy w dumę, którą nosiła
niczym zbroję. Jednak jego wilk nie miał wątpliwości co do jej stalowego kręgosłupa i żelaznej
woli. Sienna nie pozwoli, by cokolwiek ją przydusiło, a zwłaszcza nie Hawke. Choćby dla zasady.
Ta myśl sprawiła, że jego wilk wyszczerzył zęby w dzikim uśmiechu. „Idź do domu, Benny.”
Zamiast tego szczeniak zaczął iść obok niego. Jego krótkie nóżki szybko przebierały, gdy biegł, by
nadążyć za Hawke'em. „Gdzie idziesz?”
„Na dwór.”
„Mogę iść z tobą?”
„Nie.”
„Dlaczego?”
Hawke pochylił się i wziął Bena pod pachę, tak jak piłkę w footballu. „Bo jesteś zbyt niski.”
Ben zachichotał i udawał, że pływa. „Jestem wyższy niż w zeszłym tygodniu.”
„Kto tak mówi?”
„Mama.”
Usta Hawke'a wygięły się w uśmiechu na czystą miłość zawartą w tym jednym słowie. „W takim
razie to musi być prawda. Ale i tak jesteś za niski.”
Ben westchnął teatralnie. „Kiedy będę wystarczająco wysoki?”
„Zanim się zorientujesz.” Hawke położył Bena na ziemię przed drzwiami prowadzącymi do Białej
Strefy – bezpiecznego obszaru do zabawy dla dzieci – i skierował go w tamtą stronę. „Idź pokopać
piłkę. To sprawi, że urośniesz.”
„Naprawdę?”
„Aha.”
Ben pobiegł do przejaśnienia po lewej stronie Białej Strefy, by przyłączyć się do gry, która już była
w trakcie trwania. Obserwował ją znajdujący się poza służbą dominujący, który przyszedł
posiedzieć z maluchami. Połowa szczeniaków była w ludzkiej formie, a druga w wilczej.
Najwyraźniej to był football z zasadami zmiennokształtnych, który pozwalał na szczypanie, by ci,
którzy byli w ludzkiej formie upuścili piłkę.
Normalnie widok wilczka uciekającego z piłką w pyszczku, gdy jego przyjaciele próbują ugryźć go
w ogon sprawiłby, że Hawke roześmiałby się i przyłączył do gry. Dzisiaj jednak jego skóra zbyt
mocno opinała ciało. Jego wilk był podenerwowany. Obrócił się i poszedł w stronę szumu lasu
zamierzając zmniejszyć swoje napięcie jakimiś trudnymi ćwiczeniami fizycznymi. Nie przeszedł
więcej niż sto metrów za Białą Stronę zanim zamarł.
Ten cholerny szczeniak ma łapska na Siennie.
Zanim zdołał przetworzyć tą myśl jego pazury przedarły się przez skórę.
Obserwował jak Kit przesunął ciało, by przyciągnąć Siennę jeszcze bliżej. Jego dłonie obejmowały
jej twarz, gdy wciągnął ją w mokry pocałunek, który trwał wystarczająco długo, by Hawke zaczął
zastanawiać się nad pozbawieniem go kilku członków. Ale młody leopard przerwał pocałunek
zanim wilk Hawke'a przejął kontrolę. Wziął Siennę za ręce i pociągnął ją głębiej w ciemną zieleń
świerków, które pokrywały ten obszar. Obszar między wysokimi, prostymi pniami był zacieniony z
powodu późnego popołudniowego słońca.
Hawke nie musiał być geniuszem, by domyślić się, co planował ten chłopak.
„Hawke!”
Wciągnął pazury z powrotem i spróbował przybrać neutralny wyraz twarzy, gdy obrócił się, by
stanąć przed kobietą, która była jednym z jego najbardziej zaufanych przyjaciół.
I potrafiła być cholernym wrzodem na tyłku.
Indigo zrobiła zdziwioną minę, gdy podeszła do niego bliżej. „Kit był tutaj?” Zamilkła najwyraźniej
wyłapując drugi zapach. „Ah, Sienna korzysta ze swojej wolnej godziny.”
„Potrzebujesz coś?” Wyciągnął dłoń po znajdujący się przy jej boku notatnik. „Jest jakiś problem z
odległymi patrolami?” Ustanowili patrole głęboko w zalesionym obszarze i wzdłuż odizolowanych
górskich krawędzi terytorium legowiska po tym gierkach Radnego Henry'ego Scotta sprzed kilku
miesięcy. Gierkach, które niemal skradły życie wybranka Indigo – Drew.
Od tamtej pory sprawy przycichły, ale stado nie zamierzało opuścić gardy. Zwłaszcza, gdy
wyglądało na to, że Radni Psi mieli wyciągnięte na siebie noże. Czy to się komuś podobało, czy nie
Psi byli najbardziej potężną rasą na ziemi. Jeżeli zaczną ze sobą walczyć reperkusje tego działania
sprawią, że wszyscy będą krwawić. „Indigo, nie mam całego dnia.” Padły ostre słowa.
W odpowiedzi porucznik skrzyżowała ręce. Oczy, które były przyczyną jej imienia były jasne od
wyzwania. „Młodzi mężczyźni zaczynają wykazywać oznaki agresji. Wiesz, dlaczego.”
„Zajmę się tym.” To zdanie było nasycone dominacją, która sprawiłaby, że niemal każda inna osoba
podkuliłaby ogon i uciekła.
Indigo posłała mu jasny, niebezpieczny uśmiech. „Wiem, że wystarczy, że pstrykniesz palcami i
kobiety rzucą ci się do łóżka ...” Wyciągnęła dłoń, gdy zawarczał. „Nie sugeruję, że wykorzystujesz
swoją pozycję, ale fakt, że jesteś alfą, powód, dla którego jesteś alfą – twoja siła, prędkość i czysta
dominacja – mają duży potencjał. Nie wspominając już o twojej ładnej buźce.”
Utrzymanie skupienia wymagało walki ze sobą, gdy jego kark palił od warczącej świadomości tego,
co działo się niedaleko w lesie. „Dzięki za gadkę podnoszącą morale.” Wypowiedział szorstkim
wilczym głosem.
„Zamknij się.” Indigo była jednym z dwojga ludzi w legowisku, którzy mogli to do niego
powiedzieć i nie znaleźć się w głębokich kłopotach. Bezwzględnie korzystała z tej świadomości.
„Wiem cholernie dobrze, że możesz zaspokoić to pragnienie nawet teraz gdybyś miał na to ochotę,
ale może zastanowisz się, czy podrapanie tego świądu z jakąś członkinią stada – nawet taką, którą
lubisz – przyniesie jakikolwiek efekt.”
Kit zatrzymał się, gdy znaleźli się poza zasięgiem sprawnego zmiennokształtnego słuchu –
nawet słuchu wilka, który był tak bliski do swojego zwierzęcia, że jego zmysły były bardziej
wyraźne niż normalnego zmiennokształtnego. Ponieważ choć Kit lubił podpuszczać Hawke'a miał
również zdrowy szacunek dla alfy Śnieżnych Tancerzy, by nie chcieć pchnąć go poza pewien punkt.
Ten fakt mógłby drażnić jego leoparda, gdyby chodziło o innego dominującego mężczyznę bardziej
zbliżonego do jego wieku. Jednak leopard Kita znał własną siłę. Obaj, mężczyzna i leopard
wiedzieli również, że Hawke był drapieżnym zmiennokształtnym mężczyzną w kwiecie wieku.
Wilk alfa wytarłby nim podłogę nawet się przy tym nie pocąc.
Sienna wyciągnęła dłoń z jego ręki. „Dlaczego to zrobiłeś?” Była ciekawa, a nie zła.
„Nie mów, że moje pocałunki nie są miłe?” Nie mógł oprzeć się droczeniu z nią.
Skrzyżowała ręce i przygwoździła go jednym z spojrzeń, które podłapała od swojej mentorki,
Indigo. „Na tym polegał problem, jeżeli dobrze sobie przypominam.”
Duma Kita aż jęknęła. Tylko trochę – zanim jego leopard wzruszył na to ramionami z kocią
pewnością siebie. „Chcesz spróbować jeszcze raz? To był tylko jeden pocałunek.”
Cienie zachmurzyły wyraz jej twarzy zmieniając jej spojrzenie w nocne. „Kit, ja ...” Jej oczy
zmrużyły się, gdy dostrzegła uśmiech ciągnący za kąciki jego ust. Miała ochotę rzucić go czymś w
głowę. „To nie jest śmieszne.”
Roześmiał się i przyciągnął jej ciało do siebie ręką owiniętą wokół jej szyi. Był głęboko świadomy
tego, że takie nieformalne przywileje skóry były dla niej trudne. Był jedną z niewielu osób, którym
ufała w ten sposób – wystarczająco, by pozwolić mu skraść sobie pocałunek. „Jak mogę się ci
oprzeć, Sin? Jesteś tak słodka i szczera.”
Uderzyła go z łokcia. Mocno. Jęknął, ale nadal trzymał ją przy swoim boku. „Nadal zero chemii,
co?” Przesunął policzkiem po szczycie jej głowy. „Szkoda. Wiesz, że jesteś tak gorąca, że aż
dymisz.”
„To też nie jest śmieszne.”
„Nie kłamałem.” Wiedział po jej delikatnym potrząśnięciu głową, że uważała, iż nawija jej makaron
na uszy. Fakt jednak był taki, że Sienna była piękna – i to na sposób, który zauważył każdy
dominujący zmiennokształtny mężczyzna w obu stadach.
Nie miała w sobie delikatnego kobiecego piękna, choć mimo tego, że była drobna i miała delikatną
budowę kości. Nie, Sienna miała w sobie głęboko ukryte mocne wnętrze zrodzone z siły, które
odzwierciedlało się na jej twarzy. To była kobieta, która będzie stała przy swoim bez względu na to,
co się zdarzy. A dla drapieżnego zmiennokształtnego mężczyzny była to zarówno najczystsza
pokusa, jak i najbardziej ekscytujące wyzwanie.
Miał okazję dostrzec kolejną odsłonę tej wewnętrznej siły, gdy odsunęła się, by ponownie na niego
spojrzeć. „Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.”
„Wyczułem jak Hawke wychodził na zewnątrz.” Powiedział, nie spuszczając z niej oczu … więc
zobaczył jak natychmiast usztywnia ramiona, a wokół jej ust buduje się napięcie.
Jej głos miał w sobie cień napięcia, które pieściło jego zmysły niczym surowy jedwab. „Widział
nas?”
„Tak.” Oparł się o stary pień sosny pozbawiony gałęzi, aż do wysokiej korony drzewa. Zaczepił
kciuki o kieszenie dżinsów ponowie myśląc, że chemia to suka. Ale choć powodowało to zawód,
między nim a Sienną nie było fajerwerków – och, były iskry, jasne, ale za mało, by zadowolić,
któreś z nich. Miał solidne jak skała przeczucie, że będzie ich łączyć przyjaźń. A Kit troszczył się o
swoich przyjaciół. „Nie patrz na mnie w ten sposób.”
Ponownie skrzyżowała ręce na piersi i przygwoździła go pełnym złości spojrzeniem. „Wiesz, że nie
lubię grać w gierki.”
Tak, wiedział. Sienna była mądra i znajdowała się na zupełnie innym poziomie niż większość osób,
ale spędziła również większość życia w Ciszy. Warunkowanie zaprogramowane, by
powstrzymywać jej uczucia i serce zostawiło ją z wielkimi lukami w edukacji emocjonalnej – i
właśnie dlatego potrzebowała przyjaciół, którzy będą pilnować jej pleców. Zwłaszcza teraz. „Są
gierki, i są też strategiczne ruchy.” Potrząsnął głową, gdy chciała się odezwać. „Drapieżni
zmiennokształtni są zaborczy. To część pakietu. Alfy zanoszą to na całkowicie inny poziom.”
„To nie ma zastosowania do mnie.” Jej szczęka przybrała ostry wyraz. Jej ręce ścisnęły się jeszcze
mocniej. Ale nie udawała, że nie wie, o czym on mówi. „On mnie nie widzi jako dorosłą kobietę,
nie w ten sposób.”
„Stąd moja pomocna dłoń … albo usta, w tym przypadku.” Podszedł i pociągnął ją za warkocz, bo
nie dotykanie kogoś, na kim mu zależało było dla jego leoparda niemożliwe. „Zaufaj mi kotku.
Wiem, kiedy mężczyzna chce oderwać mi głowę.” Razem z wieloma innymi częściami jego
anatomii. „Hawke był gotowy zrobić mielone z leoparda posługując się moimi wnętrznościami, a
potem nakarmić nim te dzikie wilki, które krążą za nim tak jakby był też ich alfą.”
„Nawet, jeżeli masz rację, to nie ma to znaczenia.” Jej słowa były napięte, podobnie jak żyły
wzdłuż jej szczęki. „On już postanowił.”
A to był problem, zgodził się z nią Kit. Ponieważ jeżeli była jedna rzecz, którą wiedział na temat
wilczego alfy to, to, że wola Hawke'a była niewzruszona niczym granit.
Hawke skończył ostatnie dwieście przysiadów, które sobie założył i usiadł. Była trzecia nad
ranem, a jego ciało nadal brzęczało mimo faktu, że od godziny znajdował się w małej wewnętrznej
siłowni robiąc wszystko, co było w jego mocy, by się wykończyć. „Cholera.” Mruknął.
Wstał, wytarł twarz ręcznikiem, a potem włączył ekran systemu rozrywki, by pokazywał raporty
finansowe. Cooper i Jem razem z przeznaczonym do tego zespołem zajmowali się codzienną opieką
nad inwestycjami Śnieżnych Tancerzy, ale Hawke zawsze starał się być na bieżąco, ponieważ tych
dwóch poruczników często używało go w roli rady nadzorczej.
Dzisiaj jednak widział jedynie same bzdury. Jego mózg był zbyt zamglony tak surowym i dzikim
głodem seksualnym, że jeżeli się tym nie zajmie to jego wilk zacznie z nim walczyć inicjując
niebezpieczny poziom agresji u wszystkich niezwiązanych więzią mężczyzn w stadzie. Teraz, byli
napięci, ale poziom tego napięcia był nadal możliwy do opanowania. Jeżeli wilk Hawke'a wyśliźnie
się ze smyczy … Przesunął dłońmi po włosach i już miał sięgnąć po butelkę z wodą, gdy usłyszał
jak ktoś wchodzi do sali treningowej znajdującej się obok.
To najprawdopodobniej jeden z żołnierzy z nocnej zmiany, pomyślał. Wziął długi łyk, odłożył
butelkę na pobliską ławkę i przeszedł do drugiego pomieszczenia przez łączące je drzwi
zamierzając zapytać, czy znajdujący się tam żołnierz miałby ochotę na sesję sparingową. Riley był
jedyną osobą w legowisku, który mógł zmierzyć się z pełną siłą Hawke'a, a nawet go zranić, ale
Hawke ćwiczył również z innymi członkami stada – musiał tylko upewnić się, by odrobinę
okiełznać swoją siłę.
Zatrzymał się po tym jak zrobił trzy kroki w głąb tego pomieszczenia. Zapach jesiennego ognia i
jakiejś bogatej egzotycznej przyprawy owinął się wokół niego, gdy drzwi za jego plecami zamknęły
się z cichym kliknięciem. Kobieta ubrana w czarne spodnie gimnastyczne i intensywnie zielony top
poruszająca się z płynną gracją w centrum pokoju nie zauważyła go. Precyzyjne, stylowe ruchy nie
świadczyły o walce, ale o próbie znalezienia spokoju.
Związała swoje długie do pasa włosy w zgrabny warkocz. Jego ciemna lina błyszczała od rubinowo
czerwonych pasm. Czuł się niczym skradający łajdak, ale nie mógł powstrzymać się przed
wyobrażeniem sobie tych jedwabnych pasm rozłożonych na jego dłoniach … na jego poduszce.
Cholera. Powinien w tym momencie obrócić się i wyjść. Był powód, dla którego zawsze upewniał
się, by nie być z nią samemu, gdy był w takim nastroju.
Ale było już za późno.
Znieruchomiała przybierając postawę ofiary wyczuwającej drapieżnika. Obróciła się ostrożnie. Nie
wypowiedziała ani słowa, ale wiedział, że przeszkadzał w jej zaplanowanej wolnej godzinie
zbliżającego się dnia, – bo bez względu na to co Sienna robiła, nigdy nie kłamała. Nigdy nie
próbowała wymigać się od kary, gdy już złamała zasady.
Powinien odejść. Zamiast tego odsunął na bok głos rozsądku i podszedł do niej świadomy tego, że
jej kręgosłup sztywnieje, a ramiona napinają się. Ale fascynował go błysk potu na jej mostu. Wilk
chciał polizać. Zobaczyć, czy smakowała przyprawami równie gorącymi i słodkimi jak jej zapach.
Mimo tego, co mogło zajść wcześniej w lesie szczeniak leoparda nie zdołał wprowadzić swojego
zapachu do jej skóry. Była tylko Sienna. Przełknął pełne satysfakcji warknięcie. Okiełznał
prymitywny impuls by spróbować, by wziąć. „Twoja ręka powinna być prosta w tym ostatnim
obrocie.” Wymruczał stając za nią i przesuwając dłonią po jej ręce, by ją podnieść. „Opuszczasz ją.”
Jej puls uderzał mocno i szybko pod delikatną skórą karku. Ledwie zdołał powstrzymać się przed
opuszczeniem głowy i przygryzieniem go. Nie po to by zranić. Tylko uszczypnąć. Wystarczająco,
by zostawić ślad. „W ten sposób.” Przesunął dłoń wzdłuż gładkiego ciepła jej ręki, aż wyprostowała
ją. „Widzisz?”
Nie wydała z siebie dźwięku, gdy przesunęła głowę na bok. Wiedział, że nie miała takiego zamiaru,
ale było to zaproszenie dla jego wilka. Zaoferowanie tej bezbronnej jej części. Mógł zacisnąć dłoń
wokół jej gardła, zęby wokół jej szyi. Mógł zrobić wszystko, czego pragnął. Był dużo silniejszy niż
ona, dlatego mógł to i tak zrobić, ale podbicie nie było tym samym, co poddanie się. „Zrób to
jeszcze raz.” Wyszeptał. „Chcę popatrzeć.”
Opuszczenie jej ręki wymagało każdego pasma jego silnej woli. Ledwie zdołał nie zaakceptować jej
niezamierzonego zaproszenia, by położyć się z nią na podłodze w mieszaninie skóry i żaru. Ale nie
mógł powstrzymać się od przesunięcia knykciami po jej gardle, gdy odsuwał się do tyłu. Jego
wnętrzności były napięte, a ciało tak cholernie twarde, że równie dobrze mógł być zrobiony ze stali.
Odsunął się, aż znalazł się w najlepszej pozycji, by ją obserwować, a potem czekał. Przez długą,
nieruchomą chwilę nie robiła nic. Już myślał, że mu tego odmówi.
Ale potem Sienna zaczęła się ruszać.
A jego wilk przestał nerwowo krążyć.
ROZDZIAŁ 5
Setki kilometrów dalej, w nagim sercu innego kontynentu, Strzała o imieniu Aden przeskanowała
wzrokiem pustynne bezdroże, które błyszczało rdzawą czerwienią pod promieniami słońca, a teraz
srebrem w blasku księżyca. „Dlaczego zawsze tutaj przychodzimy?” Zapytał swojego kolegę ze
szwadronu, który teleportował ich w tą lokalizację.
„Tutaj jest jasność.” Powiedział Vasic patrząc na przesuwający się obraz wydm piaskowych. Jego
oczy miały przeszywający srebrny kolor, który odzwierciedlał blask księżyca.
„Tutaj nic nie ma.”
Vasic ledwie potrząsnął przecząco głową. „Czyści Psi.”
„Możliwy problem.” Aden czasami zastanawiał się, czy on i Vasic nie uformowali niechcący
podświadomego połączenia telepatycznego. Rozumieli się nawzajem bez wysiłku.
„Możliwe, że stało się tak, gdy umieszczono nas w programie treningowym jako dzieci. Więzi
łatwiej formują się przed ukończeniem Ciszy.” Powiedział Vasic z nieomylną celnością.
Aden wolał nie myśleć o tych dniach. Dziecko było słabe, łatwe do złamania. Nie był już tym
dzieckiem. „Czyści Psi.” Powiedział wracając do powodu tego spotkania.
„Gutierrez i Suhana już są w ich szeregach i raportują. Możemy stracić Abbota i Sione.”
„Nie było to niespodziewane.” Obie Strzały miały niestabilne umiejętności.
„Nie.”
Aden obserwował jak mały insekt przemieszczał się po piasku u jego stóp. „Zwolennicy Czystych
Psi mówią, że dążą do zachowania integralności Ciszy.” Insekt zachwiał się i przewrócił się na
plecy.
Vasic poprawił postawę stworzenia delikatnym dotykiem Tk, które szybko uciekło zagrzebując się
w piasek. „To, co jest mówione i robione, to dwie różne rzeczy.”
„Tak.” Więcej niż wiek temu Zaid Adelaja sformułował Szwadron Strzał, by czuwali nad Ciszą.
Mieli upewnić się, że nigdy nie upadnie i nie roztrzaska Sieci Psi. Ale teraz … „Niedługo będziemy
musieli podjąć decyzję.”
Vasic przykucnął i podniósł garść piasku. Jego ziarna wyłapały światło księżyca, gdy przesuwały
się między jego palcami. „Tak.”
Żaden z nich nie powiedział jednak, że ten wybór może zmienić twarz Sieci Psi na zawsze.
ROZDZIAŁ 6
Rozpusta wcześniejszej nocy następnego ranka ugryzła Hawke'a. Jego wilk posmakował Sienny
Lauren, a teraz skończył już z czekaniem. Pragnął jej i chciał jej teraz. Jej zapach – przyprawiająca
o szaleństwo mieszanina przypraw i stali – nadal spoczywał na jego skórze, aż wąchał go z każdym
branym oddechem.
Nie mógł sobie pozwolić na poddanie się temu pragnieniu. Odsuwając na bok wszystko inne –
miała dopiero dziewiętnaście lat. Nie była nawet w pobliżu wystarczająco dojrzała, by poradzić
sobie zarówno z mężczyzną, jak i z wilkiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostrą krawędź, po której
właśnie stąpał. Najprawdopodobniej przerazi ją.
Jego szczęka zacisnęła się.
Podjął decyzję, spakował trochę sprzętu i poszedł do podziemnego garażu, gdzie Śnieżni Tancerze
trzymali pojazdy. „Wrócę za dwa tygodnie.” Powiedział Riley’owi, gdy porucznik spotkał się z nim
obok pojazdu z napędem na wszystkie koła z kamuflującą zieloną karoserią. „Jadę w góry i
upewnię się, ze nie przegapiliśmy żadnych czułych miejsc w naszym obwodzie.”
Był to dobry i pożyteczny sposób, by wypalić jego frustrację zwłaszcza biorąc pod uwagę
dodatkowe patrole, które prowadzili w tamtym regionie. Riley po prostu zastąpi Hawke'em,
któregoś z innych żołnierzy i przepisze członka stada na wartę bliżej legowiska. Nikt nie będzie
narzekał, bo zmiany w górach zazwyczaj były ciche i samotne. „Utrzymaj fort.” Jego niezachwiane
zaufanie w poruczników było jedynym powodem, który w ogóle pozwalał mu rozważać
nieobecność w legowisku przez tak długi czas.
„A nie robię tego zawsze?” Riley skrzyżował ręce. Jego ciemno brązowe oczy obserwowały
Hawke'a z cierpliwym spokojem, który w żaden sposób nie ukrywał jego przenikliwego umysłu.
„Masz telefon satelitarny na wypadek, gdybyśmy cię potrzebowali?”
Hawke uniósł go w górę. Nic nie powstrzyma go przed powrotem do legowiska, jeżeli go wezwą,
bez względu na to, czy zrobią to za pośrednictwem technologii czy przez muzykę wilczego wycia.
Riley wyciągnął z kieszeni mały organizer. „Awansuję Taia ze statusu starszego nowicjusza na
pełnego żołnierza.”
„Miałem takie przeczucie.” Młody mężczyzna zyskał sporo dojrzałości w ciągu ostatniego roku,
która dobrze mu się przysłuży w trakcie wykonywania nowych obowiązków. „Upewnię się, żeby z
nim porozmawiać, gdy wrócę.”
Riley przytaknął w odpowiedzi. „A co do Marii – po zakończeniu odsiadki będzie na
nadzorowanych zmianach.”
„Dobrze.”
„Sienna po zakończeniu kary będzie dążyła do bójki.”
Hawke wrzucił swój sprzęt do bagażnika z większą siłą niż było to konieczne. „Koniec
pobłażliwości dla niej, Riley. Wyjdzie poza szereg, to wciśnij ją tam z powrotem.”
Jego najwyższy stopniem porucznik i przyjaciel uniósł brew. „Pamiętasz, co powiedziałem na temat
tego, że cię zmiażdżę, jeżeli chociaż na nią spojrzysz?” Było to przypomnienie, że zarówno Riley,
jak i Drew, uważali Siennę za rodzinę, a przez to mieli prawo ją chronić. „Cóż, nadal cię pobiję do
krwi, jeżeli ją skrzywdzisz, ale nie będę stał ci na drodze, jeżeli zdecydujesz się ją adorować – już
nie jest tak bezbronna jak wtedy.”
Hawke usiadł na miejscu kierowcy i przywołał kierownicę do manualnego kierowania pojazdem, a
potem zamknął drzwi. Jego działania były szorstkie z powodu furii wilka za to, że mu odmówiono.
„To nie ma znaczenia.” Nie mógł pozwolić, by miało to znaczenie. Nie mógłby potem żyć ze sobą.
„Tak?” Riley oparł się ramionami o ramę okna kierowcy. Jego wyraz twarzy był tak zrelaksowany
tak jakby rozmawiali o najbardziej zwykłej sprawie dotyczącej legowiska … za wyjątkiem jego
oczu. Te oczy – widziały wszystko. „To, dlaczego do cholery, zamierzasz jechać do najbardziej
zapomnianego przez Boga fragmentu terytorium legowiska, by stać się samotnym wilkiem.”
Włączył silnik. „Wiesz, dlaczego. Muszę to wybiegać.” Hawke doskonale zdawał sobie sprawę z
tego, że mógł uwieść Siennę. Co więcej, mógł się tym cieszyć – nie była to jego arogancja, ale
czysty fakt. Seksualne przyciąganie między nimi nie było niewiadomą. Jej skóra paliła się wczoraj
jego żarem. Jej puls uderzał w erotycznym rytmie. Pragnął je śledzić wzdłuż bardzo intymnych
centymetrów jej ciała. Dodając do tego jego doświadczenie – nie miał cienia wątpliwości, że mógł
słodko przywieść Siennę Lauren do swojego łóżka i wziąć to, czego pragnął zarówno człowiek, jak
i wilk aż jego pragnienia przestaną rozdzierać mu wnętrzności.
Na samą myśl o tym jego dłonie zacisnęły się na kierownicy. Jego umysł zasypywał go obrazami
połączonych ze sobą części ciała zaplątanych w pościel. Jej skóra była gładka niczym śmietana i
pocałowana przez złoto, jego była w ciemniejszym odcieniu. Ale te obrazy właśnie tam pozostaną –
zamknięte w jego umyśle. Bo on nie był kochankiem dla niewinnej istoty, która nie rozumiała
surowej głębi żądań, których będzie od niej oczekiwał … nawet wiedząc, że nigdy nie da jej więzi,
która wynagrodziłaby jej surową intensywność tego, co wziąłby od niej.
Sienna szorowała wielki garnek używany w kuchni komunalnej, która karmiła większość
niezwiązanych więzią dorosłych wilków w legowisku. Jej energetyczne ruchy były powodowane
rozdrażnieniem. „Mamy zaawansowane technologicznie możliwości.” Wymruczała. „Do czego są
nam potrzebne żeliwne garnki?” Po trzech dniach z jej trzeciego tygodnia kary zaczynała od
ciężkiej pracy rozbudowywać poważne mięśnie rąk.
„Niektóre rzeczy smakują dobrze tylko, jeżeli są ugotowane w garnku. Tak mówi Aisha, a jej słowo
jest prawem.” Powiedział stojący obok niej Tai, który układał w stosy talerze. W przeciwieństwie
do niej, Tai nie miał kłopotów, odpracowywał po prostu swoją zmianę w kuchni. Dlatego był tak
denerwująco wesoły.
„Jeszcze cztery dni i będę wolna.” Powiedziała pod nosem skupiając się na pracy ręcznej, by w ten
sposób zwalczyć wspomnienie dłoni Hawke'a na jej skórze. Jego oddech na jej skroni i szyi był tak
gorący.
Spędziła dzień, który nastąpił po ich spotkaniu z węzłem wyczekiwania … tylko po to, by odkryć,
że opuścił legowisko. Jej dłonie mocniej poruszały się na garnku. Ich siła sprawiła, że zrobił się
czyściutki – czarny od pokrywającej go emalii. Nie była wilkiem, ale doskonale rozumiała, co robił.
Noc w sali treningowej już się nie powtórzy – uważał to za potknięcie w swoim osądzie,
zachowanie niegodne alfy. Sienna Lauren nie była odpowiednią kochanką dla mężczyzny, który był
sercem Śnieżnych Tancerzy.
Jej knykcie drapały o wnętrze garnka, ale ledwie to zauważała. Bolała ją klatka piersiowa, głęboko
w jej wnętrzu. Kiedyś, intensywność tej reakcji spowodowałaby uruchomienie fali dysonansu
przesyłając pasma agonii zaprojektowane, by przypominać jej o potrzebie utrzymania Ciszy. Sześć
miesięcy temu Judd pomógł jej usunąć ostatnie czujniki uruchamiające dysonans oparte na
emocjach.
Sienna opierała się podjęciu tego kroku przez niemal rok – odkąd Judd po raz pierwszy odkrył jak
usunąć i rozbroić protokoły bólu. Zgodziła się w końcu na ich usunięcie tylko z powodu
zwiększającej się siły dysonansu. Istniało ryzyko, że zacznie on powodować trwałe i niemożliwe do
odwrócenia uszkodzenia umysłu. Teraz Sienna mogła czuć wszystko … włączając w przeszywający
aż do kości terror, że jej marker X może spowodować masowe morderstwo.
„Hej.” Taj szturchnął ją w ramię.
„Co?” Zapytała podnosząc wzrok znad garnka.
„Nie powinnaś tego brać tak mocno do siebie, wiesz.” Gdy pochylił się do niej na sekundę poczuła
ciepło jego muskularnego ciała. „Ja też zostałem strącony z wykonywania obowiązków wartownika
po tym jak raz zrobiłem coś głupiego. To się zdarza.”
Wzruszona przez jego próbę poprawienia jej humoru odsunęła od siebie węzeł sfrustrowanego
gniewu, który wydawał się nigdy nie odchodzić. „Słyszałam, że znowu wyszedłeś z Evie.”
Odłożyła garnek na suszarce i zaczęła zajmować się następnym.
Tai przysiadł na blacie. Jego długie nogi niemal dotykały podłogi. Zdała sobie sprawę, że jego
ramiona poszerzyły się w ciągu ostatniego roku, a on stał się dużym mężczyzną. Niemal tak dużym
jak Hawke …
Nie. Nie będzie o nim myśleć. On z pewnością nie miał żadnego problemu z odejściem od niej. „I?”
„Jeżeli powiesz komuś, że to przyznałem bez najmniejszego mrugnięcia okiem nazwę cię
kłamczuchą.” Powiedział Tai przerzucając sobie ręcznik kuchenny przez ramię i przeszywając ją
miną, która w żaden sposób nie szpeciła egzotycznych linii jego twarzy.
„Jestem dobra w utrzymywaniu tajemnic.” To była umiejętność przetrwania. Już we wczesnym
wieku zdała sobie sprawę, że nikt nie chciał być znajomym potwora.
„Chcę pisać dla niej cholerną poezję.” Zawstydzony głos Taia przedarł się przez jej myśli. „Śpiewać
jej pieprzoną serenadę i skraść pocałunek w blasku księżyca. Zasypać jej pokój w blasku palących
się świec tylko po to, żeby zobaczyć jak się uśmiecha. Trzymać ją w ramionach przez całą noc tylko
po to, bym mógł wziąć wdech jej zapachu, gdy się obudzę.”
Po pierwszym zaskakującym zdaniu dłonie Sienny przestały się poruszać. „To piękne.” Jej serce
biło w rytm kruchej potrzeby, o której istnieniu nie miała pojęcia aż do tej chwili.
Delikatnie skośne oczy Taia były zakłopotane, gdy się odezwał. „Tak?”
„Tak.” Przełknęła dziwną, niezrozumiałą miękkość w swoim wnętrzu i dodała. „Choć może nie rób
tego wszystkiego naraz.”
„Jeżeli przetrwam Indigo.” Wymruczał Tai. „Jest tak cholernie opiekuńcza, że czuję się tak jakbym
musiał stoczyć pojedynek za każdym razem, gdy ośmielam się zaprosić Evie na randkę.”
„Możesz ją winić? Evie jest taka delikatna.” Sienna była pewna, że Evie przerazi się jej, gdy Indigo
nalegała, że przedstawi ją swojej siostrze – ale mimo swojego mocno delikatnego serca, Evie miała
w sobie ukryte pasmo psoty. To sprawiło, że szybko się zaprzyjaźniły, a z czasem stały się
wspólniczkami w jednych z najbardziej spektakularnych numerach kiedykolwiek wywiniętych w
legowisku.
Tai skinął. „Sądzę, że ten garnek ma dosyć.”
Podała mu go, żeby go wysuszył i odłożył. Wytarła zlew i szybko wyszła. Dopiero na zewnątrz w
ciemno zielonym cieniu leśnych gigantów zdała sobie sprawę z tego jak bardzo w czasie godzin
spędzonych w kuchni tęskniła za świeżym powietrzem Sierry. Zanim uciekła do Śnieżnych
Tancerzy spędzała swoje dnie wewnątrz wysokościowców w środku miasta. Nie znała niczego
innego. Teraz posmakowała nie tylko dziczy i szorstkiego piękna gór, ale nauczyła się również, co
to znaczy mieć przyjaciół i rodzinę, w głębszym sensie niż tylko łączących ich więzów krwi.
„Podjęłam decyzję.” Powiedziała do mężczyzny, który stanął obok niej z cichą gracją zabójcy. „Bez
względu na wszystko nie wrócę do Sieci Psi i do Ciszy.” Była zmuszona do rozważania tej opcji,
gdy wydawało się, że jej umiejętności wyrywały się w stronę chaosu i destrukcji.
„Jaka jest twoja kontrola?” Zapytał Judd zamiast odpowiedzieć na wygłoszone przez nią zdanie.
„Silna jak stal.” Jej czas z dala od legowiska pod opieką innych uciekinierów, w tym geniusza w
konstruowaniu tarcz dał jej drugą szansę. Nigdy nie zapomni o śmierci, która mieszkała w jej
wnętrzu, ale … „Dam radę Judd. Napluję w twarz draniowi, który skazał nas wszystkich na
śmierć.”
Judd nie powiedział nic, co mogłoby zdławić pewność siebie Sienny. Był świadomy tego, że będzie
potrzebowała każdego jej fragmentu, by przetrwać zbliżającą się ciemność. Wiedział coś, czego ona
nie wiedziała. Nosił tą prawdę w sercu od lat. Nigdy, przenigdy nie podzieli się z nią tą prawdą.
Jeżeli to zrobi, może sprawić, by stała się samosprawdzającą przepowiednią.
Gdy Sienna miała dziesięć lat włamał się do sekretnego archiwum Rady. Pomógł mu inny kolega
Strzała, który rozumiał, że jego siostrzenica pewnego dnia może skończyć w Szwadronie. Tylko on
przeczytał akta, które cofały się aż o sto pięćdziesiąt lat i tylko on znał brutalne fakty. X-Psi, który
przetrwał najdłużej, nawet pod panowaniem Ciszy, dożył dwudziestu pięciu lat.
Ten dwudziestopięciolatek X miał tylko 3,4 stopnia na skali.
Sienna była poza skalą.
Hawke spędził swój pierwszy tydzień w górach unikając kontaktu nawet z wartownikami.
Nie był dobrym towarzyszem dla kogokolwiek. Dzikie wilki też dały mu sporo oddechu po tym jak
warknął na nie, … choć nadal przychodziły przytulić się do niego w nocy. Wszyscy spali razem w
wielkim zgromadzeniu futer. Utrzymanie złego humoru było trudne w obliczu tak mocnego
uczucia, ale wilk Hawke'a mocno nim wstrząsał.
A sny z pewnością mu nie pomagały.
Rubinowo czerwony ogień i gładka złota od słońca skóra. Jesień i ta rzadka, dzika przyprawa. Jej
echa prześladowały go, aż nie był w stanie zamknąć oczu, by nie szeptały do jego zmysłów. Ulotny
jedwabny dotyk.
Jego sny były tak żywe, że budził się twardy jak skała i wściekły na siebie za brak kontroli. W
rezultacie, gdy wrócił do legowiska był szczuplejszy i czuł się dużo bardziej wredny. Biegał aż do
momentu, gdy się wykończył i opadł z sił. Choć jego wilk na razie zachowywał się porządnie,
wiedział, że by wysłać go poza krawędź wystarczy jedna najdrobniejsza prowokacja,
najdelikatniejszy dotyk. I, i tak musiał walczyć z pragnieniem, by ją wytropić i upewnić się, żeby
wiedziała, że wrócił. „Cholera.”
Rzucił swój sprzęt na podłogę sypialni i ściągnął koszulkę szykując się pod prysznic, gdy wyczuł
zapach znajomej kobiety. Warcząc podszedł do drzwi i otworzył je z szarpnięciem. „Ani słowa.”
Warknął na Indigo.
Była świeżo po prysznicu, ubrana w dżinsy i zwykłą białą koszulkę. Miała włosy związane w
kucyk. Obdarzyła go powolnym uśmiechem, gdy przesuwała oczami po jego ciele – w górę i w dół.
„Wygląda na to, że brak snu ma swoje plusy.”
Hawke wyszczerzył zęby. „Idź mierzyć wzrokiem swojego wybranka.”
Prychnęła w odpowiedzi. „Sądzisz, że gdyby Drew był tutaj załapałbyś się choć na jedno
spojrzenie?”
„Idź sobie.”
„Pójdę – po tym jak dostanę to, czego chcę.”
„Co?”
„Zaczekaj.” Indigo przesunęła się, by zerknąć na korytarz. „Już jest.”
„Przepraszam.” Powiedziała Yuki w schludnym i dopasowanym żakiecie, który powiedział mu, że
jechała do pracy. „Sądziłam, że spotykamy się w twoim biurze.” Sięgnęła do swojej teczki i
wyciągnęła wydrukowany formularz przyczepiony do podkładki.
Indigo wzięła go i pchnęła mu przed nos. „Zdecydowałam się przygwoździć wściekłego wilka w
jego legowisku.”
Hawke zawarczał i wziął długopis. „Co to jest?” Zapytał podpisując bez czytania. Było to zaufanie
zarezerwowane dla jego poruczników. Jeżeli dojdzie do momentu, gdy nie będzie pokładał w nich
całkowitej wiary, stado stanie w obliczu poważnych kłopotów. To stało się tylko raz w ich historii, a
Hawke był zdeterminowany, by nigdy nie pozwolić, by te bolesne wydarzenia skaziły związek,
który łączył go z jego ludźmi. „Zazwyczaj nie potrzebujesz adwokata jako świadka do takich
rzeczy.”
„Tym razem potrzebuję.” Powiedziała Indigo podpisując się obok niego, a potem podając długopis
Yuki, by mogła zrobić to samo. „To, w pewnych okolicznościach, daje Rileyowi władzę nad twoimi
ziemskimi dobrami.”
Spojrzał na nią. „Indigo.”
„Mówię poważnie. Daje mu to również prawo do podejmowania decyzji na temat życia i śmierci w
twoim imieniu, jeżeli zajdzie taka konieczność.”
„Od kiedy jest to potrzebne w stadzie?” Stado było jednością. Stado było rodziną.
„Odkąd Judd wytknął, że jeżeli będziesz nieprzytomny albo poważnie ranny, znacznie uprości to
sprawy, jeżeli będziemy mieli odpowiednie papiery prawne.” Powiedziała Yuki z niezadowoloną
miną. „W przeciwnym razie każdy, kto chciałby działać na szkodę stada mógłby wykorzystać tą
okazję, by rzucić nam kłody pod nogi. Jestem rozdrażniona, że sama o tym nie pomyślałam.”
Hawke musiał zgodzić się z tym, że miało to sens. Zwłaszcza, że … Och. „To dlatego, że nie mam
krewnych.” Nie miał rodziców, rodzeństwa, ani wybranki.
Yuki posłała mu ostre spojrzenie. Było to szorstkie przypomnienie, że lojalna bratnia dusza Eliasa i
kochająca mama Sakury była również pitbullem dla swojego największego i najbardziej
wymagającego klienta – stada Śnieżnych Tancerzy. „Wolałabym żebyśmy nigdy nie musieli
korzystać z tych papierów, więc nie daj się zranić.” Odłożyła podkładkę i jej zawartość do swojej
torby i spojrzała na zegarek. Jej błyszczące czarne włosy przesunęły się po twarzy. „Muszę lecieć,
mam spotkanie w Sacramento.” Ostatnie słowa wypowiedziała ponad ramieniem już idąc.
„Popieram wszystko, co powiedziała Yuki.” Indigo pochyliła się do przodu tak jakby chciała go
przytulić. Zmrużyła oczy, gdy niechcący cofnął się do tyłu. „Jesteś w cholernych kłopotach, jeżeli
nie ufasz sobie wystarczająco, by dotknąć członka stada, w którym nie masz jakiegokolwiek
zainteresowania seksualnego.”
„Powiedziałem ci, że zajmę się tym.”
Zrozumienie sprawiło, że jej usta zacisnęły się w cienką linię. „Cholera, Hawke.” Skrzyżowała ręce
i potrząsnęła głową. „Wiem, co planujesz, i że wydaje ci się, że ją chronisz, – ale jeżeli to zrobisz,
to Sienna nigdy ci tego nie wybaczy. Jesteś pewien, że chcesz zniszczyć wszelkie szanse, jakie
mogliście mieć?”
Spojrzał jej w oczy i pozwolił, by w jego własnych zagrała jego dominacja. Utrzymała jego wzrok
dłużej niż ktokolwiek inny poza Riley'em byłby w stanie to zrobić.
„Cholera.” Zamrugała, spojrzała w bok i westchnęła. „Jesteś upartym draniem, wiesz?”
„Jestem, kim jestem.” A był mężczyzną, który musiał zaspokoić swój seksualny głód zanim jego
wilk zabierze decyzję z jego rąk. Ten wilk podąży tylko za jednym zapachem.
ODZYSKANE Z KOMPUTERA 2(A) SŁOWA KLUCZOWE: KORESPONDENCJA
OSOBISTA, OJCIEC, DZIAŁANIE NIEWYMAGANE
OD: Alice DO: Tata DATA: 16 marca 1971 r., godz. 22:13
TEMAT: odp: Twoja Mama
Drogi Tato
Powiedz mamie, że nigdy do niej nie piszę e-maili, bo ona odbiera wszystkie telefony. Muszę być
sprawiedliwa, bo jedno z was oskarży mnie o faworyzowanie. Zanim zapomnę – dziękuję wam
obojgu za prezent. Rzeźba jest niezwykła i będzie doskonale wyglądać w moim gabinecie. Ty i
Mama znacie mnie zbyt dobrze. Pytaliście się o mój nowy projekt. Ledwie zaczęłam, i choć moi
koledzy Psi zgodzili się opublikować moją prośbę o informację w Sieci Psi, to już uderzyłam w
pierwszą trudność – samą rzadkość X-Psi. Jak na razie mam zakontraktowany udział jedynie dwóch
z nich, ale nie poddaję się. To nie jest sposób rodziny Eldridge. Pozdrów ode mnie faraonów.
Kocham Cię,
Alice.
ROZDZIAŁ 7
„Wiem, że pewnie przeżułby mnie i wypluł, ale Boże ledwie jestem w stanie powstrzymać się przed
rozebraniem do naga i błaganiem, by ugryzł mnie tam, gdzie tylko ma ochotę.”
Sienna słysząc mimo chodem to wynurzenie z kobiecego serca upuściła dzisiaj swoje czwarte
naczynie. Główna kucharka, Aisha uniosła dłoń i wygoniła ją w ten sposób do zlewów. Poszła bez
protestu – szorowanie przypalonych garnków było jedynym zajęciem, do którego się nadawała
odkąd dowiedziała się o powrocie Hawke'a. Jej umysł był tak zmieszany jak jajecznica, którą
Marlee i Toby tak uwielbiali jeść w niedzielne poranki.
Jej brat pojawił się przy jej łokciu tak jakby przyciągnęła go swoimi myślami. „Matko, Sienna, ale
to duży garnek.”
Głębokie ciepło rozpłynęło się w jej żyłach. Dla Toby’ego zrobiłaby wszystko. Urodził się z
delikatnym darem empatycznym. Był dobrocią i sercem. Sprawiał, że też chciała być dobra – choć
wiedziała, że jest to niemożliwy do osiągnięcia cel. X-Psi rodziły się i były używane jedynie do
jednego celu.
Zniszczenia.
Dłoń na jej przedramieniu. „Sienna.”
Odłożyła garnek i pochyliła się, by otulić swoimi mokrymi i spienionymi od mycia naczyń dłońmi
te wysokie ciało wczesnego nastolatka, który nie był już dzieckiem, które jeszcze rok temu tuliła
kładąc do łóżka. „Skąd zawsze wiesz?” Wyszeptała w jego włosy.
Jego ręce zacisnęły się wokół jej szyi. „Widzę cię w naszej sieci.” Powiedział odnosząc się do
psychicznej sieci, która wiązała ze sobą wszystkich członków rodziny. Zapewniała tło biologiczne
potrzebne przez umysły Psi i utrzymała ich przy życiu, gdy odeszli z rozrastającej się pustki Sieci
Psi. „Twój umysł robi się cały lodowaty.”
Usłyszała w jego tonie strach. Za każdym razem, gdy robiła się „lodowata” jak to nazywał, Toby
zaczynał się bać. Na instynktownym poziomie rozumiał, kim była. Oznaczało to, że nigdy nie była
Nalini Singh Pocałunek Śniegu. Tłumaczenie nieoficjalne: zapiski_mola_ksiazkowego Korekta: Lucek01 Okładka: augen X 1979 r. Rok, w którym rasa Psi stała się Cicha. Stała się zimna, bez emocji, bez litości. Serca zostały złamane, rodziny rozdarte. Ale dużo więcej osób zostało ocalonych. Przed szaleństwem. Przed morderstwem. Przed siłą tak wielką i ogromną, że w obecnym świecie nikt jej nie widział. Dla X-Psi, Cisza była nieocenionym darem. Darem, który pozwolił przynajmniej niektórym z nich przetrwać dzieciństwo, mieć życie. Po stu latach po tym jak lodowata fala Protokołu Ciszy zmyła przemoc i rozpacz, szaleństwo i miłość, X-Psi nadal są, i na zawsze pozostaną, żywą bronią. Cisza jest ich bezpiecznikiem. Bez niej … Istnieją koszmary, na które świat nigdy nie będzie przygotowany by stawić im czoła. ROZDZIAŁ 1 Hawke skrzyżował ręce na piersi i oparł się o swoje solidne biurko. Nie spuszczał oczu z dwóch młodych kobiet stojących przed nim. Miały dłonie założone za plecy. Stały na delikatnie rozstawionych nogach w pozycji „spocznij”. Sienna i Maria wyglądały na żołnierzy Śnieżnych Tancerzy, którymi zresztą były. Za wyjątkiem tego, że ich włosy były zmierzwione w dzikim bałaganie wokół twarzy. Były splątane i pełne błota, zmiażdżonych liści i innych leśnych fragmentów. Były jeszcze rozdarte ubrania i ostry, kwasowy zapach krwi. Jego wilk wyszczerzył zęby. „Niech dobrze was zrozumiem.” Powiedział spokojnym tonem, który sprawił, że Maria zrobiła się blada pod cerą, która miała ciepły, gładki, brązowy odcień w miejscach, w których nie była
posiniaczona i zakrwawiona. „Zamiast zostać na warcie i bronić granicy obronnej stada zdecydowałyście się urządzić własną walkę o dominację.” Sienna oczywiście spojrzała mu w oczy – było to coś, czego w tych okolicznościach nie zrobiłby żaden wilk. „To by...” „Cisza.” Warknął. „Jeżeli jeszcze raz otworzysz usta bez pozwolenia umieszczę was obie w przedszkolu z dwulatkami.” Te niesamowite oczy kardynalnej – białe gwiazdy na tle żywej czerni – stały się całkowicie mroczne. Doskonale wiedział, że to wskazywało furię. Zacisnęła szczękę. Maria z drugiej strony zrobiła się jeszcze bledsza. Dobrze. „Maria, ile masz lat?” Powiedział skupiając się na drobnej zmiennokształtnej, której postura zadawała kłam umiejętnościom i sile zarówno w ludzkiej, jak i w wilczej formie. Maria przełknęła. „Dwadzieścia.” „Nie jesteś nastolatkiem.” Grube, czarne loki Marii, ciężkie od błota, odbiły się głucho od siebie, gdy potrząsnęła głową. „To wytłumacz mi to.” „Nie potrafię, sir.” „Prawidłowa odpowiedź.” Nie było powodu, który byłby wystarczającą wymówką, by wyjaśnić to gówniane zachowanie. „Kto uderzył pierwszy?” Cisza. Jego wilk popierał to. To, kto zainicjował tą wymianę miało niewielkie znaczenie, skoro żadna z niej nie zrezygnowała. Głównym problemem było to, że miały pracować jako zespół, więc zostaną ukarane jako zespół – z jednym wyjątkiem. „Siedem dni.” Powiedział do Marii. „Macie areszt domowy w swoich kwaterach, za wyjątkiem jednej godziny dziennie. W czasie, gdy będziecie u siebie nie macie prawa do kontaktu z innymi osobami.” To była ostra kara – wilki były stworzeniami stadnymi i rodzinnymi. Maria zaś była jednym z najbardziej gadatliwych, udzielających się społecznie wilków w legowisku. Zmuszenie jej do spędzenia całego tego czasu samej wskazywało, jak bardzo nawaliła. „Jeżeli następny raz zdecydujesz się zejść z warty, nie będę taki pobłażliwy.” Maria zaryzykowała spojrzenie mu w oczy przez ulotną sekundę zanim jej brązowe oczy uciekły w bok. Jej poziom dominacji nie był nawet zbliżony do jego. „Mogę pójść na dwudzieste pierwsze urodziny Lake'a?” „Jeżeli tak zdecydujesz się spożytkować swoją godzinę tego dnia.” Tak, był draniem zmuszając ją do opuszczenia większości wielkiej imprezy jej chłopaka, ale wiedziała dokładnie, co robi, gdy zdecydowała się urządzić konkurs na wkurzanie z innym żołnierzem. Śnieżni Tancerze byli silnym stadem, ponieważ pilnowali pleców sobie nawzajem. Hawke nie pozwoli, by głupota lub arogancja zniszczyły fundamenty, które odbudował od podstaw po krwawych wydarzeniach, które skradły mu rodziców i zniszczyły stado tak mocno, że odzyskanie sił zajęło im ponad dekadę ciasnej izolacji. Z ledwością trzymając temperament na wodzy zwrócił swoją uwagę na Siennę. „Dostałaś konkretny rozkaz, by unikać wszelkich fizycznych interakcji.” Powiedział. Wilk bardzo wyraźnie odzwierciedlał się w jego głosie. Sienna nic mu nie odpowiedziała. Nie miało to znaczenia – jej wściekłość była niczym gorący puls na jego skórze. Była równie surowa i burzliwa jak sama Sienna. Gdy była taka, gdy ledwie panowała nad swoją dzikością trudno było uwierzyć, że przyszła do stada Cicha. Jej emocje były wtedy zablokowane pod taką ilością lodu, że rozwścieczało to jego wilka.
Maria przesunęła się z nogi na nogę, gdy od razu nie kontynuował swojej wypowiedzi. „Masz coś do powiedzenia?” Zapytał kobiety, która była jedną z najlepszych żołnierzy nowicjuszy w stadzie, gdy nie pozwalała, by temperament wchodził jej w drogę. „Ja to zaczęłam.” Rumieniec na jej policzkach był bardzo ostry, a ramiona napięte. „Ona tylko się broniła ...” „Nie.” Ton głosu Sienny był równy i rezolutny. Jej gniew był zakopany pod ścianą oziębłej kontroli. „Biorę na siebie swoją część winy. Mogłam odejść i się nie angażować.” Hawke zmrużył oczy. „Maria, odejdź.” Nowicjuszka zawahała się przez sekundę, ale była podległym mu wilkiem. Naturalny instynkt, by być posłusznym wobec alfy był zbyt silny, by mogła się mu oprzeć – choć jasnym było, że chciała zostać, by wesprzeć Siennę. Hawke zauważył to i popierał ten pokaz lojalności wystarczająco, by nie skarcić jej za wahanie. Zamknęła za sobą drzwi z cichym kliknięciem, które w ciężkiej ciszy panującej w biurze Hawke'a wydawało się być głośne niczym wystrzał z broni. Zaczekał, by zobaczyć, co Sienna teraz zrobi, gdy zostali sami. Ku jego zaskoczeniu, nadal zachowała swoją pozycję. Złapał ją za podbródek i obrócił jej twarz tak, by na jej gładkie linie padło światło. „Masz szczęście, że nie masz złamanej kości policzkowej.” Teraz ciało wokół jej oka przybierze we wszelkie odcienie purpury. „Gdzie jeszcze jesteś ranna?” „Nic mi nie jest.” Jego palce zacisnęły się na jej szczęce. „Gdzie jeszcze jesteś ranna?” „Nie pytałeś o to Marii.” W każdym jej słowie słychać było upór. „Maria jest wilkiem. Jest w stanie przyjąć pięciokrotnie więcej szkód niż kobieta Psi i nadal przeć naprzód.” Co było powodem, dla którego rozkazano Siennie nie angażować się w fizyczne konfrontacje z wilkami. To, i fakt, że nie miała pod całkowitą kontrolą swoich śmiertelnie niebezpiecznych umiejętności. „Albo odpowiesz na to pytanie, albo przysięgam na Boga, naprawdę umieszczę cię w przedszkolu.” To byłoby jedno z najbardziej poniżających doświadczeń, a ona dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Każdy mięsień jej ciała był napięty od mocno wstrzymywanego gniewu. „Posiniaczone żebra.” Wysyczała w końcu między zaciśniętymi zębami. „Posiniaczone podbrzusze, naciągnięte ramię. Nic złamanego. To wszystko powinno się zagoić w ciągu tygodnia.” Zabrał dłoń z jej podbródka. „Wyciągnij ręce.” Zawahała się. Jego wilk zawarczał wystarczająco mocno, by się wzdrygnęła. „Sienna od czasu, gdy przyszłaś do stada dałem ci dużą swobodę, ale od dzisiaj to się kończy.” Niesubordynacja u nastolatka mogła zostać ukarana, a potem wybaczona. W przypadku dorosłego, żołnierza, sprawa była dużo bardziej poważna. Sienna miała dziewiętnaście lat. Niedługo skończy dwadzieścia. Miała rangę nowicjuszki – nie było nawet opcji, by pozwolić, by jej działania przeszły płazem. „Wyciągnij pieprzone ręce.” Coś w jego tonie musiało do niej dotrzeć, bo zrobiła tak jak jej rozkazał. Kilka drobnych rozcięć na kremowej skórze pocałowanej przez słońce, ale nie było ran, które świadczyłyby o użyciu pazurów. „Maria zdołała utrzymać kontrolę nad wilkiem.” Gdyby tak nie było, musiałby ją zdegradować do ponownego podjęcia szkolenia. Utrata kontroli nad temperamentem to jedno, utrata kontroli nad wilkiem była dużo bardziej niebezpieczna. Dłonie Sienny zacisnęły się w pięści, gdy opuściła je na dół. Spojrzał w górę i zrównał spojrzenie z oczami o kolorze absolutnej, niczym niezłamanej czerni. Jasnym było, że walczyła z elementarnym impulsem, by uderzyć w niego. Nadal jednak
zachowywała swoją postawę. „Jak daleko ty się posunęłaś?” Jej kontrola była imponująca – i irytowała go w sposób, w który nie powinna. Ale cóż, nic w Siennie Lauren nigdy nie było łatwe. „Nie użyłam swoich umiejętności.” Żyły na jej szyi odstawały na tle skąpanej w ziemi skóry. „Gdybym to zrobiła, byłaby już martwa.” „I właśnie dlatego masz dużo większe kłopoty niż Maria.” Gdy dał schronienie rodzinie Laurenów po ich ucieczce z zimnej sterylności Sieci Psi nastąpiło to pod szeregiem bardzo restrykcyjnych warunków. Jednym z nich był zakaz używania umiejętności Psi na członkach stada. Od tamtej pory znaczna liczba spraw uległa zmianie, a Laurenowie byli teraz integralną i akceptowaną częścią stada. Wujek Sienny, Judd, był jednym z poruczników Hawke'a i często używał swoich umiejętności telepatycznych i telekinetycznych w obronie Śnieżnych Tancerzy. Hawke również nigdy nie wiązał rąk dwójki najmłodszych Laurenów wiedząc, że Marlee i Toby będą potrzebować swoich umysłowych pazurów, by bronić się podczas zabawy przed swoimi hałaśliwymi kolegami wilkami. Ta wolność nie obejmowała jednak Sienny, bo Hawke doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co mogła zrobić. W momencie, gdy Judd zaakceptował przysięgę krwi porucznika utrzymywanie tajemnic przed alfą stało się kwestią zaufania i lojalności. „Dlaczego?” Sienna uniosła podbródek. „Nie złamałam zasady dotyczącej używania moich umiejętności.” Oczywiście, stawiała mu wyzwanie. „Ale sprzeciwiłaś się bezpośredniemu rozkazowi dotyczącemu nie angażowania się w walkę.” Powiedział powstrzymując warczącą odpowiedź wilka na jej opór. „Sama to powiedziałaś, mogłaś odejść.” Białe linie opięły jej usta. „A ty byś tak zrobił?” „Tutaj nie chodzi o mnie.” Kiedyś był młodym rozgorączkowanym cwaniakiem, aż skopano mu za to tyłek … aż wszystko się zmieniło, a jego dzieciństwo zostało wymazane w przypływie krwi, bólu i przeszywającego smutku. „Oboje wiemy, że twój brak kontroli mógłby prowadzić do dużo poważniejszych skutków.” Sęk skrywał się w tym, że ona też to wiedziała – i tak pozwoliła sobie przekroczyć tą granicę. To złościło Hawke'a bardziej niż cokolwiek innego. „Mogę zostać zamknięta na ziemi Ciemnej Rzeki, jeżeli nie chcesz mnie w legowisku.” Powiedziała Sienna, gdy rozważał jak z nią postąpić. Hawke prychnął słysząc jej odniesienie się do stada leopardów, które były najbardziej zaufanym sprzymierzeńcem Śnieżnych Tancerzy. „Żebyś mogła przesiadywać ze swoim chłopakiem? Niezła próba.” Skóra Sienny zarumieniła się ciemną czerwienią. „Kit nie jest moim chłopakiem.” Hawke nie zamierzał wnikać w ten temat. Nie teraz. Nigdy. „Nie masz prawa do wyboru swojej kary.” Rozwydrzył ją. To była jego własna cholerna wina, że teraz to wróciło, by ugryźć go w tyłek. „Tydzień zamknięcia w swojej kwaterze w obszarze dla żołnierzy. Godzina wyjścia dziennie.” Psi dużo lepiej radzili sobie z izolacją niż zmiennokształtni. Wiedział jednak, że Sienna zmieniła się od czasu ucieczki z Sieci Psi. Stała się dużo bardziej związana z rodziną i Stadem. „Drugi tydzień spędzisz pracując z dziećmi w żłobku, ponieważ zachowujesz się tak jakbyś była w ich wieku. Bez wykonywania obowiązków na warcie, aż będzie można ci zaufać, że wykonasz powierzone ci zadanie.” „Ja ...” Zacisnęła usta, gdy uniósł brew. „Trzy tygodnie.” Powiedział delikatnie. „Trzeci tydzień spędzisz w kuchni na zmywaku.” Jej policzki zapłonęły jeszcze ciemniejszym odcieniem czerwieni, ale nie przerwała mu więcej. „Możesz odejść.”
Dopiero po tym jak wyszła rozluźnił uścisk, którym kontrolował swojego wilka, który był jego bardziej dziką połową. Jesień i przyprawy składające się na jej zapach nadal unosiły się w powietrzu w cichej rebelii, która bez wątpienia sprawiłaby jej przyjemność, gdyby o niej wiedziała. Jego wilk rzucił się za jej zapachem. Hawke wziął go w płuca w głębokim wdechu i walczył z prymitywnym pragnieniem, by pójść za nią. Walczył z tym instynktem już od miesięcy. Odkąd jego wilk zdecydował, że była już dorosła, a przez to mogła być jego zwierzyną. Jego ludzka połowa nie odnosiła zbytnich sukcesów w zmienieniu zdania wilka. Nie miała szans, gdy za każdym razem, gdy był w jej obecności musiał walczyć z prymitywnym głodem, by zagarnąć najbardziej intymne przywileje skóry. „Matko.” Podniósł nowy gładki telefon satelitarny, który technicy zamówili mu cztery tygodnie temu i zadzwonił do alfy Ciemnej Rzeki. Lucas odebrał po drugim dzwonku. „O co chodzi?” „Sienna przez jakiś czas nie będzie przyjeżdżać, by spędzić z czas z wami i innymi kotami.” Poza dystansem, który Sienna najwyraźniej potrzebowała od legowiska, od niego, pracowała również z wybranką Lucasa – Psi Saschą, by zrozumieć i zyskać kontrolę nad swoimi umiejętnościami. Ale… „Nie mogę tego puścić płazem. Nie tym razem.” „Rozumiem.” Padła odpowiedź drugiego alfy. Hawke przysiadł na skraju biurka przesuwając dłonią po włosach. „Da radę to przetrwać?” Wiedział, że nie pęknie – Sienna była na to zbyt silna. Ta siła działała jak narkotyk dla jego wilka, ale moc, która mieszkała w jej wnętrzu była tak ogromna, że musiała być traktowana jak najdziksza bestia. „Ostatnim razem, gdy była u nas Sascha powiedziała, że wykazuje wyjątkowy poziom stabilności.” Odpowiedział Lucas. „W niczym nie przypomniała braku opanowania obecnego, gdy zaczęły razem pracować. Nie prowadzą już regularnych spotkań, więc to nie będzie stanowiło problemu.” Hawke uspokoił się przynajmniej w tej kwestii. „Upewnię się, by Judd miał na nią psychiczne oko, tak na wszelki wypadek.” Sienna nie ucieszy się z tego nadzoru, ale fakty były takie, że była niebezpieczna. A on musiał rozważać bezpieczeństwo całego stada. Nie zamierzał jednak udawać, że dzikość jego instynktów opiekuńczych w stosunku do jej osoby nie istniała. „Mogę zapytać, co się stało?” Ton Lucasa był pełen ciekawości. Hawke przekazał kotu wersję skróconą. „W ciągu ostatniego miesiąca zachowywała się gorzej.” Wcześniej, jej nowo odkryta stabilność została zauważona – i pochwalona – przez wszystkich wyższych stopniem członków stada. „Muszę zacząć ją traktować bardziej ostro, albo zacznie to powodować niezadowolenie w legowisku.” Hierarchia była klejem, który spajał stado wilków razem. Jako alfa, Hawke znajdował się na szczycie tej hierarchii. Nie mógł i nie będzie tolerował rebelii ze strony podwładnego. „Tak, rozumiem.” Odpowiedział Lucas. „Zaskakuje mnie to jednak. Tutaj jest idealnym żołnierzem. Nigdy nie pyskuje. Ma umysł ostry niczym brzytwa.” Hawke rozprostował i z powrotem zwinął swoje pazury. „Tak, cóż, ona nie jest twoja.” Długa, cicha pauza. „Słyszałem, że spotykasz się z kimś.” „Chcesz plotkować?” Hawke nie zamierzał ukrywać swojej irytacji. „Kit i inni nowicjusze widzieli cię z jakąś oszołamiającą blondynką kilka tygodni temu. W restauracji przy ul. 39.” Wrócił pamięcią do tamtego spotkania. „Jest konsultantem medialnym w CTX.” Śnieżni Tancerze i Ciemna Rzeka mieli większość udziałów w firmie komunikacyjnej. Była to inwestycja, która zaczynała się mocno opłacać, ponieważ nawet Psi zaczęli szukać raportów wiadomości wolnych od
przygniatającego wpływu dyktatury Rady. „Chciała porozmawiać ze mną w sprawie wywiadu.” „Kiedy go wyemitują?” „Po tym, jak zobaczysz świnię latającą za oknem.” Hawke nie grał dla kamer. I z całą pewnością upewnił się, by Pani Konsultant zrozumiała, że Śnieżni Tancerze nie zamierzają w najbliższym czasie zmienić swojego wrednego i krwiożerczego wizerunku na ładny i puchaty. Mogła radzić sobie z tym, albo znaleźć innego psa... Nagła myśl przedarła się przez wspomnienie rozdrażnienia. Jego dłoń zacisnęła się na telefonie. „Czy Sienna była z tymi nowicjuszami?” „Tak.” To Hawke tym razem zamilkł. Jego wilk przyjął pozycję obserwacyjną. Był złapany między dwa pragnienia pozostające ze sobą w konflikcie. „Nic nie mogę na to poradzić, Luc.” Powiedział w końcu. Każdy mięsień jego ciała był napięty aż do bólu. „Nate też tak mówił.” Strażnik leopardów był teraz szczęśliwie związany więzią i miał dwa kociaki. „To nie jest to samo.” Tu nie chodziło po prostu o kwestię wieku – brutalny fakt był taki, że wybranka Hawke'a nie żyła. Umarła jako dziecko. Sienna nie rozumiała, co to znaczyło. Nie rozumiała, jak mało miał do zaoferowania jej, lub jakiejkolwiek innej kobiecie. Wiedział, że zniszczyłby ją, gdyby był wystarczająco samolubny, by poddać się nienazwanemu, ale silnemu przyciąganiu obecnemu między nimi. „To nie znaczy, że nie możesz być szczęśliwy. Pomyśl o tym.” Luc rozłączył się. Ona z nim nie spała, wiesz … Nie czekaj zbyt długo, Hawke, bo możesz ją stracić. Przypomniał sobie słowa Indigo na temat Sienny i tego kociaka, który przyczepił się do niej niczym przyklejony. Widział go za każdym razem, gdy się obrócił. Poza faktem, że chłopak był leopardem, z Kit'em wszystko było w porządku. Byłby idealnym wybra... Dźwięk miażdżonego plastiku. Jego nowy telefon satelitarny miał poszarpane pęknięcie przez cały ekran. ODZYSKANE Z KOMPUTERA 2(A) SŁOWA KLUCZOWE: KORESPONDENCJA OSOBISTA, OJCIEC, E-PSI, DZIAŁANIE WYMAGANE I ZAKOŃCZONE (1) OD: AliceDO: Tata DATA: 26 października 1970 r., godz. 23:43
TEMAT: Wieści!!!
Cześć Tato.
Mam bardzo ekscytujące wieści. Choć obecnie kończę doktorat na temat E-Psi, właśnie uzyskałam
finanse na drugie studium dotyczące rzadkiego oznaczenia X! Komisja rozdzielająca granty
odniosła się do moich dwóch prac z zeszłego roku i stwierdziła, że moje zewnętrzne spojrzenie na
umiejętności Psi dało podstawę pewnym unikalnym wnioskom – chyba mają rację. W końcu nie
jestem Psi. Moje E nigdy nie sprawiały, że czułam się jak ktoś niemile widziany, ale taki mają dar,
prawda? George, który niedługo będzie moim kolegą po fachu, a nie przełożonym, mówi, że
nastawiam się na porażkę z tym projektem, bo Rada Psi staje się ostatnio coraz trudniejsza do
współpracy. A poza tym tak mało jest wiadomo na temat X-ów. Mówię mu jednak, że w tym tkwi
sedno sprawy. Mogę nie być archeologiem tak jak ty Tato, ale badam moje własne dziwne krainy. A
co do Georga – pracuje nad publikacją dotyczącą rozwoju Internetu. Jest przekonany, że nie
rozwinąłby się tak szybko, gdybyśmy nie mieli Sieci Psi jako przykładu i punktu motywującego. Muszę się z nim zgodzić – już na samym początku jego istnienia bardzo szybko znalazło się sporo środków finansowych na jego rozbudowę, ponieważ biznes chciał odrębności informacyjnej. Chciałby, by inny antropolog przyjrzał się temu, więc powiedziałam mu, że przekażę to Mamie (powiesz jej o tym?). Mam nadzieję, że piaski Egiptu są łaskawe dla was obojga. Z wyrazami miłości, Alice. (1) Notatka do pliku: Tajne skany umysłu George'a Kima wykazują ślady subtelnego, ale całkowitego wymazania telepatycznego związanego z projektem Eldridge. Biorąc pod uwagę delikatność wymazania istnieje duże prawdopodobieństwo, że dokonał go E-Psi. Kim nie ma użytecznej lub problematycznej wiedzy. Działanie mające na celu jego zlikwidowanie nie są wymagane. ROZDZIAŁ 2 Maska spokoju i opanowania Sienny roztrzaskała się niczym szkło w momencie, gdy znalazła się za zamkniętymi drzwiami. Kopnęła tył ścian kwater, które przydzielono jej w obszarze legowiska przeznaczonym dla żołnierzy nie związanych więzią wybranków. Rzadko używała tego pokoju. Wolała mieszkać ze swoim bratem Tobym, wujkiem Walkerem i kuzynką Marlee. Ale teraz utknęła w tej małej, sterylnej przestrzeni na następny tydzień. Sienna od czasu, gdy przyszłaś do stada dałem ci dużą swobodę, ale od dzisiaj to się kończy. Wzdrygnęła się na echo tego wspomnienia. W jego błękitnych oczach nie było niczego poza najbardziej przeszywającym gniewem. Jego oczy w połączeniu z srebno-złotymi włosami, i przede wszystkim z osobowością alfy sprawiały, że Hawke bez wysiłku przyciągał kobiecą uwagę. Jej dłoń zacisnęła się w pięść. Ponieważ dzisiaj patrząc na nią nie widział przed sobą kobiety, tylko nieprzewidywalną członkinię stada, która swoimi działaniami naraziła Śnieżnych Tancerzy na niebezpieczeństwo. Żadna kara, którą mógłby jej wymierzyć nie umywała się do jej niezadowolenia z własnych czynów. Lodowato zimny węzeł wstydu w jej wnętrzu był chłodnym przypomnieniem teg,o jak bardzo namieszała. Tyle czasu i poświęconej pracy, a gdy przyszło, co, do czego pozwoliła, by jej temperament przezwyciężył racjonalny umysł. „Cholera, Sienna.” Przesunęła dłońmi po włosach. Na jej twarz wypłynął grymas niezadowolenia, gdy suche błoto obsypało się na nią. Zaczęła się rozbierać. Obnażenie się do samej skóry zajęło jej mniej niż minutę. Weszła pod maleńki prysznic głęboko wdzięczna, że skupione na stadzie wilki ustaliły wszystko tak, by każdy miał własną prywatną łazienkę. Zmyła z siebie ziemię, trawę i krew zanim zaczęła rozplątywać długie, sztywne od błota pasma włosów. Zajęło jej to długi czas. W tym czasie frustracja – na siebie, na brak umiejętności, by dać sobie spokój z czymś, co rozdziera ją boleśnie na małe kawałeczki – szalała w niej niczym uwięziony tygrys. Jeżeli zmiennokształtni mieli w sobie bestię, to ona również. I była dużo bardziej groźna. Jej umiejętność do siania zniszczenia była dużo bardziej chłodna. Teraz, ta bestia była skupiona do środka atakując ją rozdzierającymi pazurami. Zmniejszyła temperaturę wody. Dwukrotnie umyła włosy szamponem, a potem nałożyła na nie odżywkę. Przesunęła je do przodu nad ramieniem upewniając się, że zadbała również o końcówki. Dopiero, gdy niemal skończyła swoje zadanie zdała sobie sprawę z tego, co widziała. Złapała mokry fragment włosów, uniosła je do oczu i przeklęła. Silny rezonans jej umiejętności zneutralizował farbę. Ponownie. Po raz trzeci w tym miesiącu. Świadczyło to o braku kontroli, który ją niepokoił. A było już tak dobrze, gdy zaczęła spędzać dużą ilość czasu na terytorium
Ciemnej Rzeki. Jej umiejętności Psi były tak stabilne, że strach, który zaciskał się wokół jej gardła od czasu ucieczki wypalił się w burzy pewności siebie. A potem zobaczyła … „Nie.” Wyłączyła wodę. Wyszła z prysznica i wzięła duży, puchaty ręcznik, który Brenna dała jej jako część prezentu urodzinowego. Był gruby i luksusowy. Była to przyjemność zmysłowa, której nie potrafiła się oprzeć … tak jak nie potrafiła się oprzeć pragnieniu, które doprowadziło ją do obecnej sytuacji. Zacisnęła szczękę tak mocno, że poczuła wzdłuż kości puls bólu. Ale szok zmysłowy pomógł jej otrząsnąć się z przeszywającego wnętrzności pragnienia, które niemal nigdy jej nie opuszczało. Skoncentrowała się na wysuszeniu skóry. Lustro łazienkowe, gdy w nie spojrzała, pokazało jej kobietę o przeciętnym wzroście i włosach o tak głębokim kolorze czerwieni, że mokre wydawały się niemal czarne. „Niczym serce rubinu.” Powiedziała Sascha ostatnim razem, gdy nakładały na nie farbę. Dłonie empatki delikatnie przesuwały się po jej czaszce. „Jaka szkoda, że musimy je zasłonić.” Niestety nie miały w tym względzie wyboru. Jej włosy były zbyt wyróżniające się. Choć z drugiej strony może teraz było to bezpieczne, pomyślała Sienna wpatrując się w twarz, która stała się wyrafinowana w bardzo kobiecy sposób tracąc wszelkie ślady dziecięcej miękkości, gdy na nią nie spoglądała. W ciągu kilku lat od ucieczki z Sieci Psi ściemniały jej włosy. Poza zmianami na jej twarzy – jej ciało stało się również znacząco bardziej krągłe i umięśnione. Choć poruszała się z tymi mięśniami w płynny sposób, który nie sprawiał, że wyglądała na napakowaną nikt, kto znał ją, gdy była podłączona do Sieci nie poznałby jej teraz. Zwłaszcza biorąc pod uwagę brązowe soczewki kontaktowe, które zawsze nosiła poza terytorium Śnieżnych Tancerzy. Dzisiaj nie miała ich na sobie. Posiniaczone oczy, które spoglądały na nią były oczami kardynalnej. Był to marker genetyczny, który wyróżniał ją w świecie w sposób, który nie mógł być wyjaśniony, nawet innemu kardynalnemu. Możliwe, że jedyną osobą, która byłaby choć trochę zrozumieć przemoc, która mieszkała w jej wnętrzu była jej matka – kardynalna telepatka posiadająca własne demony. Brat Sienny – Toby też był kardynalnym. Troje w jednej rodzinie … to było niezwykłe. Ale nie tak niezwykłe jak kardynalna X, która przetrwała do dorosłego wieku. Mocne, systematyczne pukanie. Podskoczyła słysząc ten dźwięk. Szybko wciągnęła na siebie bieliznę, czystą koszulkę i miękkie czarne spodnie, które lubiła nosić w domu. „Idę!” Zawołała, gdy pukanie rozległo się na nowo. Ponieważ na jej drzwiach znajdowała się kartka wskazująca, że została zamknięta we własnej kwaterze mógł to być tylko jeden z wyższych stopniem członków stada. Założyła mokre włosy za uszy i otworzyła drzwi, by stanąć twarzą w twarz z mężczyzną, który bez wątpienia był śmiertelnie niebezpieczny. „Judd.” Zaskoczyło ją, że nie skontaktował się z nią telepatycznie zamiast wytropić ją. A potem odezwał się. „Jesteś w stanie poradzić sobie z zamknięciem?” Krawędź drzwi wbiła się w jej dłoń. Było to mocne, zimne uszczypnięcie. „Poprosił cię, byś się upewnił w tej sprawie, prawda?” Judd Lauren mógł być bratem jej matki, ale był również Strzałą, jednym z najbardziej śmiertelnie groźnych zabójców Rady. Był lepszy w utrzymywaniu maski na twarzy niż ktokolwiek inny, kogo znała, a teraz jego twarz nie mówiła jej nic. „Odpowiedz na pytanie.” Jego ton jasno dawał do zrozumienia, że nie pytał jako wujek, ale jako porucznik Śnieżnych Tancerzy. Skupiła się, by mu odpowiedzieć. „Nic mi nie będzie.” Emocje powodowały, że jej tarcze całe drżały, gdy jej myśli odbijały się rykoszetem w setkach różnych kierunków, ale nadal trzymały.
Tylko to się liczyło. Bez tarcz byłaby dużo większą groźbą zniszczeń niż jakakolwiek broń skonstruowana przez człowieka. Oczy Judda nie spuściły z niej wzroku. Wiedziała, że wyrobił sobie na ten temat własne zdanie zanim przytaknął. „Wiesz, co robić w momencie, gdy będziesz miała jakiś problem.” „Tak.” Odezwie się do niego telepatycznie, a on się teleportuje i będzie strzelał, by ją obezwładnić. Jeżeli szok wywołany bólem nie roztrzaska jej skupienia psychicznego później będzie celował w jej głowę. Brzmiało to bardzo barbarzyńsko. Wiedziała, że zrobienie tego złamie w nim coś, ale ktoś musiał działać jako bezpiecznik. Wsparcie na wypadek, gdyby nie mogła już się powstrzymać. Bo fakt był taki, że była kardynalną z umiejętnością walki. Istniało duże prawdopodobieństwo, że jej tarcze zamkną się w momencie, gdy jej umiejętność się uaktywni. Nawet Strzała nie będzie wstanie się przez nie przedrzeć na planie psychicznym. Atak fizyczny był jedynym możliwym rozwiązaniem. Jej pewność, że Judd zada ten cios, jeżeli będzie to konieczne była jedyną rzeczą, która pozwalała jej żyć bez nieustannego strachu o bezpieczeństwo ludzi znajdujących się wokół niej. Choć pomijając jej obecną sytuację w ciągu poprzednich miesięcy osiągnęła niemal idealną dyscyplinę psychiczną. Było to coś, czego nikt – nawet ona – się nie spodziewał po X znajdującym się poza wpływem Ciszy. To przypomnienie sprawiło, że usztywniła kręgosłup. „Użyję tego czasu, by zwiększyć i poprawić bezpieczniki, które ty i Sascha pomogliście mi rozwinąć.” Judd nie był X, ale był niebezpiecznie silnym telekinetykiem. Rozumiał przeszywający kości strach, który skłaniał ją do utrzymania dzikiej siły jej umiejętności w stalowej klatce umysłu. Dlatego też zabije ją, jeżeli dojdzie do takiej potrzeby. „Dobrze.” Pochylił się do przodu i ujął jej policzek. Był to gest, który nie był teraz już tak zdumiewający jak kiedyś – zanim Judd związał się z wilczycą, która przetrwała własny koszmar. „Zastanawiałem się, kiedy pchniesz Hawke'a zbyt mocno.” Przesunął kciukiem po jej kości policzkowej i pocałował ją w czoło. „Sienna, poświęć trochę czasu, żeby pomyśleć. Zastanów się, dokąd zmierzasz.” Emocje stanowiły ciasny węzeł w jej klatce piersiowej. Zamknęła za nim drzwi i poszła do łazienki, żeby wziąć szczotkę z półki na lustrze. „Wybranka Hawke'a nie żyje.” Zmusiła się, by powiedzieć do kobiety, która była jej odbiciem. Jej palce zacisnęły się wokół drewnianej rączki szczotki tak mocno, że odpłynęła z nich cała krew. „A on pochował swoje serce razem z nią.” Nawet w obliczu tej twardej prawdy brutalna siła przyciągania w jej wnętrzu odmawiała, by ją zdusić, czy zamknąć. Tak jak destrukcyjna moc X, groziła skonsumowaniem jej aż pozostanie jedynie sam proch. Lara właśnie wychodziła z legowiska, gdy napotkała Judda Laurena. „Daj.” Powiedział biorąc od niej apteczkę medyczną, którą właśnie chciała zarzucić sobie na ramię. „Dzięki.” Zauważając kierunek, z którego przyszedł zagadnęła go. „Słyszałam, że Sienna i Maria wróciły z warty zranione, ale nikt mnie nie zawołał. Nic im nie jest?” Porucznik Psi poszedł za nią, gdy wyszli z legowiska na rozdzierające promienie słońca i świeże powietrze gór Sierra Nevada zanim odpowiedział na jej pytanie. „Zadrapania i sińce, nic poważnego.” Jej serce uzdrowicielki uspokoiło się. Uniosła twarz na boleśnie czyste chromowo-niebieskie niebo. „W dni takie jak te jestem zadowolona, że jestem Śnieżnym Tancerzem. Że jestem wilkiem.” „Brenna i ja udaliśmy się dzisiaj na wczesne poranne bieganie, gdy mgła unosiła się z ziemi.” Gdy Judd mówił o swojej wybrance jego ton stawał się delikatniejszy w sposób, z którego nawet nie zdawał sobie sprawy. „Uwielbiam tę porę dnia.” Gdy wszystko jest świeże. Cały świat jest uciszony w sekrecie. „W którą stronę pobiegliście?”
„Na drugą stronę jeziora.” Odpowiedział, gdy szli dalej. „To, … kto jest ranny?” Przewróciła oczami. „Dwóch nastolatków robiło, Bóg jeden wie, co i teraz mam złamaną rękę i trzy pęknięte żebra do uzdrowienia.” „Zazwyczaj nie potrzebujesz tego.” Postukał palcem w apteczkę medyczną. „Nastolatki czasami potrzebują dostać lekcję na temat tego, że powinni lepiej troszczyć się o to, by nie łamać sobie kości.” Wymruczała Lara. „Zrobię trochę uzdrawiania, by się upewnić, że wszystko jest tak jak być powinno, a potem włożę rękę w gips i obwiążę żebra.” Zagojenie się tych ran zajmie więcej czasu, niż gdyby całkowicie wykorzystała swój dar, ale nie wyrządzi chłopcom szkody. „Ubocznym zyskiem jest to, że dzięki temu moje umiejętności medyczne nie rdzewieją. Dodatkowo pozwala mi to również zachować moje umiejętności uzdrawiania w rezerwie, gdybyśmy mieli nagłe krytyczne zranienie.” Choć Hawke mógł dzielić się z nią siłą dzięki ich więzi uzdrowiciel-alfa jej własne ciało mogło znieść ograniczoną liczbę wysiłku zanim się ono załamie. „Czekaj.” Judd odsunął gałąź, by mogła przejść pod nią. Właśnie dlatego znajdowała się na przedzie, gdy weszli na polanę, gdzie jeden z rannych chłopców leżał oparty o drzewo ujmując w dłoni drugą rękę. Drugi siedział ze skrzyżowanymi nogami ujmując się za żebra. Brace był wysoki i chudy, a Joshua przybrał odrobinę mięśni w ciągu ostatnich miesięcy. Teraz jednakże obaj wyglądali jak zawstydzone sześciolatki. Lara zgadywała, gdy jej serce waliło o żebra, że powodem tego zachowania był mężczyzna stojący ze skrzyżowanymi na piersi rękami patrzący z góry na dwóch łotrzyków. „Walker.” Wyczuła ciemną wodę i obsypany przez śnieg świerk składające się na jego zapach, gdy zbliżała się tam z Juddem, ale złożyła to na karb faktu, że często znajdował się w tym obszarze z młodszymi nastolatkami. Zajmował się grupą w wieku między dziesięć a trzynaście lat. Dla wilków był to trudny wiek, ale Walker potrafił zająć się nimi nawet nie unosząc głosu. Potrafiła zrozumieć, dlaczego – cichy, intensywny Walker Lauren miał prezencję podobną do każdego dominującego wilka. „Nie spodziewałam się, że cię tu zobaczę.” Głos, który wydobył się z jej gardła według jej opinii był odrobinę zachrypnięty, ale nikt inny nie wydawał się tego zauważać. Jasno zielone oczy Walkera przytrzymały jej spojrzenie przez kilka długich, napiętych sekund. „Przechodziłem obok, gdy zobaczyłem tych dwóch.” Jego wzrok przesunął się ponad jego ramię. „Odniosę ją z powrotem.” „Musimy porozmawiać – przyprowadź dzieci na kolację.” Judd zniknął w lesie tak szybko, że Lara nie zdołała się nawet obrócić na czas. „Lara, to boli.” Usłyszała niemal przepraszający głos. Wyrwała się z duszącej ją sieci pragnienia, gniewu i zranienia, która owinęła się wokół niej i przyklęknęła. „Pozwól mi zobaczyć, kochanie.” Powiedziała najpierw sprawdzając Brace'a, a potem Joshuę. „Nie ruszaj się przez sekundę.” Używając strzykawki presyjnej podała każdemu z nich środki przeciwbólowe. Była mocno świadoma tego, że Walker przykucnął obok niej. Jego ciało było duże, a zapach tak chłodny i zdystansowany jak mężczyzna, do którego należał. Pracując mówiła do Joshui i Brace'a. Cokolwiek zrobili sprowadzając na siebie te kłopoty wilki chłopców natychmiast zrelaksowały się pod wpływem jej opieki. Lara żałowała jedynie, że jej własny wilk był tak nadmiernie wrażliwy na obecność Walkera. Do tego stopnia, że miała wrażenie, iż futro ocierało się o wnętrze jej skóry. Jednak mimo tej wrażliwości jej wilk zachowywał ostrożny dystans. Obie jej części wyciągnęły wnioski z otrzymanej lekcji w odniesieniu do Walkera Laurena. „Już.” Powiedziała chwilę później, gdy obaj chłopcy oglądali zaawansowany technologicznie gips Brace'a zrobiony z przeźroczystego plas-gipsu. „Jeżeli będziecie odczuwać jakiś ból albo dyskomfort macie zaraz do mnie przyjść, zrozumiano?”
„Dzięki, Lara.” Joshua posłał jej genialny uśmiech, a potem każdy z chłopców pocałował ją – każdy w osobny policzek. Wstali i odbiegli, tak jakby nie tak dawno wcale nie walczyli z łzami. Potrząsnęła głową, a jej wilk zrobił to samo w pełnym uczucia rozbawieniu. Pozbierała swoje rzeczy i patrzyła jak Walker bez wysiłku podnosi jej torbę. Wyciśnięcie słowa z gardła, które stało się suche niczym pieprz wymagało kilku prób. Była jednak zdeterminowana, by nie pozwolić mu wyprowadzić się z równowagi. „Dzięki.” Przytaknął cicho. Umysł Lary sprzeciwił się jej własnemu rozsądkowi, gdy wracali z powrotem zatapiając ją w myślach na temat pocałunku w noc, gdy Riaz wrócił do legowiska. Starsi stopniem członkowie stada urządzili porucznikowi przyjęcie powitalne. Bąbelki lały się strugami, a Lara, która zazwyczaj nie piła, tym razem pozwoliła sobie na zbyt wiele szampana. Dał on jej odwagę nie tylko, żeby pokłócić się z wysokim mężczyzną Psi, który fascynował ją od momentu, gdy wszedł do legowiska, ale również, by zaciągnąć go do ciemnego zakamarka, stanąć na palcach i znaleźć ustami jego wargi. Odwzajemnił jej pocałunek, który był powolny i głęboki. Mocno kontrolował swoje silne ciało. Jego dłonie objęły jej żebra, gdy przyciągnął ją między swoje uda ułożone w kształt V. silne mięśnie szyi rozciągały się pod jej palcami, gdy zgiął głowę, by pogłębić pocałunek. Delikatna szorstkość jego nieogolonej szczęki pocierała w pieszczocie po jej skórze. Czuła się przez niego otoczona i przytłoczona w najbardziej zmysłowy sposób, ponieważ był taki wielki. Jego ramiona zablokowały cały świat, gdy oparł ją o ścianę. Mogła być lekko wcięta, ale nigdy nie zapomniała ani jednej chwili z tego doświadczenia. Kobieta i wilk, każda jej część była zaskoczona jej sukcesem … przez pięć krótkich sekund, gdy miał on miejsce. Potem Walker uniósł głowę i skierował ją z powrotem na przyjęcie. Pomyślała, ze zachowuje się jak dżentelmen, ponieważ była odrobinę wcięta, ale z pewnością zrobi to, co wszyscy dominujący, gdy pragnęli kobiety – odszuka ją, gdy będzie trzeźwa. Następnego ranka nie zadzwonił do niej, co nie wprawiło jej w najlepszy nastrój. Ale zadzwonił do niej później – popołudniu tego samego dnia. Poszli na spacer. Przez cały czas miała serce w gardle. Sądziła, że to był początek. Aż Walker zatrzymał się na krawędzi klifu, który opadał w dolinę z dramatyczną nagłością. Jego ciemnoblond włosy były odsuwane przez wiejącą bryzę. „Lara, to, co się stało wczorajszej nocy było błędem.” Jego ton był delikatny, ale to sprawiało, że było to jeszcze bardziej okropne. „Przepraszam.” Lód wdarł się w jej żyły, ale nie chciała popełnić błędu, więc zapytała jeszcze. „Dlatego, że wypiłam za dużo szampana?” Jego odpowiedź była absolutna, a odrzucenie jasne jak słońce. „Nie.” Wydawało jej się, że mogła jeszcze rzucić jakiś wesoły komentarz zanim przeprosiła go i odeszła z powrotem do legowiska – sama. Pamiętała jedynie przygniatającą czerń swoich emocji. Boże, ale ten mężczyzna ją zranił. Wybaczyłaby mu, gdyby to był zwykły przypadek niechcianego pragnienia – dobrze wiedziała, że nie można było kontrolować tego, w kim się człowiek zakochiwał. Nie. Ją zraniło i złościło to, że nie wyobraziła sobie tego wszystkiego. Wiedziała, gdy mężczyzna jej pragnął. A Walker pragnął jej … najwyraźniej wystarczająco, by ją pocałować, ale nie by zatrzymać na dłużej. A jeżeli tak było, to był wystarczająco duży i silny, by powstrzymać jej pocałunek zanim w ogóle dotknęła jego ust. Nie zrobił tego. Zanim złamał jej serce trzymał ją tak, jak gdyby miała znaczenie. A tego nie mogła wybaczyć. Tego nie wybaczy. „Lara.” Zerknęła w górę na twarz ściągniętą w ostre męskie rysy, i odepchnęła wspomnienia tam, gdzie było ich miejsce – w przeszłości. „Przepraszam.” Powiedziała z uśmiechem zbudowanym z czystej dumy. „Wiem, że apteczka jest ciężka. Mogę ją zabrać już dalej.” Walker zignorował jej próbę, by zachować luźną rozmowę. „Nie rozmawialiśmy od kilku tygodni.”
Wiedziała, że odnosił się do przeprowadzanych późną nocą rozmów, które prowadzili przed pocałunkiem. Walker miał temperament nocnego marka. Lara często zostawała do późna ze swoimi pacjentami. W jakiś sposób skończyli przez większość nocy pijąc razem kawę o godzinie jedenastej. Walker miał w tym czasie swoją córkę i siostrzeńca na telepatycznym oku, gdy Sienna nie mogła z nimi zostać. Nie rozmawiali o niczym szczególnym, ale te noce dały jej odwagę, by zrobić coś, co nie przychodziło łatwo wilkowi, który nie był osobnikiem dominującym. Uzdrowiciele nigdy nie byli dominujący, – choć nie byli również ulegli. Normalnie, poziom dominacji członków jej stada zazwyczaj nie miał wpływu na Larę. Choć jej wilk posiadał umiejętność, by uspokoić każdego z nich – zarówno młodszych, jak i starszych. W przypadku Walkera sprawy jednak miały się inaczej. Mimo wszystko zrobiła jednak pierwszy krok i zaryzykowała ten pocałunek, który doprowadził do jej upokorzenia. Od czasu jego odrzucenia upewniła się, by w tym czasie albo być zajętą, albo nie znajdować się w ambulatorium. Najpierw rana była zbyt świeża. Czas jednak miną, a sprawy się zmieniły. Nie tylko przetrwała, ale trzymała się również w tym spotkaniu. To nie znaczyło, że miała zamiar pozwolić Walkerowi, by na nowo wrócił do jej życia. Nie teraz, gdy była gotowa w końcu pójść na przód. „Zapomniałeś? Rozmawialiśmy, gdy opatrywałam Marlee po tym, jak obdarła kolano.” Powiedziała ze śmiechem, który brzmiał na naturalny. „Właściwie, jeżeli nie masz nic przeciwko chciałabym resztę drogi przejść sama. To da mi trochę czasu, żeby pomyśleć.” Powiedziała wyciągając dłoń po apteczkę. Walker stał nieporuszony. Jego jasno zielone oczy były wpatrzone w nią. „A jeżeli mam coś przeciwko?” Powietrze stało się niekomfortowo ciężkie. Nie rozumiała, dlaczego naciskał, ale wiedziała, że nie zamierza otwierać tego pudełka Pandory. Ani dzisiaj, ani żadnego innego dnia. „Jeżeli nie masz nic przeciwko, by ją odnieść, to dziękuję.” Powiedziała, celowo udając, że nie rozumie, co miał na myśli. Pomachała mu wesoło i odeszła w las w stronę wodospadu. Już, pomyślała, gotowe. Zamknęła ten wykańczający rozdział życia. ROZDZIAŁ 3 Dwa miesiące temu Radny Henry Scott podjął decyzję, by poświęcić San Francisco mimo ekonomicznego i finansowego niepokoju, który wywoła takie zniszczenie. Teraz chodziło jedynie o ustawienie na miejsce ostatnich fragmentów układanki. Mając to na uwadze odwrócił się od widoku pełnych ruchu ulic widocznych z okna jego biura, które utrzymywał w swojej rezydencji w Londynie. Spojrzał na mężczyznę, któremu powierzył skoordynowanie zasobów wojskowych, – które wszystkie były teraz zintegrowane z jasnymi strukturami Czystych Psi. Oryginalny personel cywilny został po cichu usunięty ze stanowisk dowodzenia. Henry nie potrzebował zaplecza politycznego. Potrzebował broni. Właśnie dlatego Vasquez zajmował się obecnie dowodzeniem wszystkimi operacjami Czystych Psi. Nie było w nim niczego absorbującego jako w mężczyźnie – miał zaledwie metr sześćdziesiąt wzrostu, był zbudowany bardziej jak atleta niż jak żołnierz, a jego twarz była tak zwyczajna, że ludzie zapominali go w ciągu kilku minut po zakończonym spotkaniu. „Kiedy będziemy mogli ruszyć na San Francisco i otaczające je obszary zmiennokształtnych?” Zapytał Henry. „Za miesiąc.” Vasquez wywołał akta na głównym ekranie komunikatora i zdał Henry'emu dokładne
wprowadzenie w obecny stan dotyczący ludzi i broni. „To, co wilki nazywają „terytorium legowiska” będzie najtrudniejszym do przejęcia obszarem, ale pracuję nad możliwym rozwiązaniem.” Henry przytaknął i na razie zostawił to na tym. Vasquez byłby dla niego bezużyteczny, gdyby sam nie myślał – było to coś, co „żona” Henry'ego powinna rozważyć w odniesieniu do własnych doradców. Otaczała się lokajami, którzy nie mieli w sobie w ogóle inteligencji. Właśnie dlatego to Henry zajmował się tym, choć Shoshannie wydawało się, że to ona pociąga za sznurki. „Czy są jakieś problemy, którym powinienem się przyjrzeć?” „Nie.” „W takim wypadku spotkamy się ponownie za tydzień.” Dopiero po wyjściu Vasqueza Henry wyciągnął inny plik. Było to portfolio jego inwestycji. Po raz kolejny było w gorszym stanie, niż przewidywania. Nie musiał być ekspertem, by zdać sobie sprawę, kto stał za powolnym, nie możliwym do wyśledzenia zduszaniem jego finansów – Nikita Duncan była mistrzynią w manipulowaniu finansami. Jednakże, choć jej działania zdecydowanie rodziły pewne problemy straty nie były nawet w przybliżeniu wystarczająco duże, by go powstrzymać. Już niedługo przejmie San Fracisco wymazując z pamięci bazę jej imperium. A w odniesieniu do zmiennokształtnych … nie można było pozwolić na to, by żyli. Nie po ich nieustannym i ciągłym oporze. Uważali się za odpornych przed zasięgiem Rady do tego stopnia, że posunęli się do poczęcia hybrydy mającej w sobie krew zmiennego. Jeżeli ten płód dotrwa do momentu urodzenia spowoduje rozcieńczenie umiejętności psychicznych, które uczyniły rasę Psi najsilniejszą na ziemi. Henry nie pozwoli na to. Był najwyższy czas, by świat wrócił do sposobu, w jaki funkcjonował od ponad stulecia. Sposobu, w jaki powinien funkcjonować – z najczystszymi z Psi u władzy i pozostałymi dwoma rasami egzystującymi tak długo jak podążali za zasadami rządów Psi. Henry chciał, by ludzie, gdy myśleli o Śnieżnych Tancerzach i Ciemnej Rzece widzieli jedynie spływające za nieposłuszeństwo krwią wybrzeże. ROZDZIAŁ 4 Trzy dni po sytuacji z Marią i Sienną Hawke, ku własnemu zaskoczeniu wpatrywał się w dół na małą wielkooką twarz. Przykucnął i spojrzał w te dzikie zaciekawione spojrzenie. „Wyglądasz na poważnego, Ben.” Pięciolatek, który był jednym z ulubieńców Hawke'a spośród ludzi w legowisku przytaknął. „Naprawdę umieściłeś Siennę w więzieniu?” Hawke przygryzł wnętrze policzka. „Tak.” Brązowe oczy tego samego odcienia co jego mamy zmieniły się w szoku w kolor wilczego bursztynu. „Dlaczego?” „Nie przestrzegała zasad.” Ben pomyślał o tym przez chwilę. Linie zmarszczyły jego gładkie dziecięce czółko. „To jak koza dla dorosłych?” „Tak.” „Och.” Przytaknął podejmując decyzję. „Powiem Marlee.” „Marlee jest smutna?” Dziewczynka była kuzynką Sienny i częścią jego stada – Hawke nie pozwoli, by cierpiała.
Ben potrząsnął głową. „Jej tata powiedział, że Sienna była niegrzeczna i dlatego poszła do więzienia, ale Marlee powiedziała, że nie wsadziłbyś Sienny do więzienia, i że pewnie jest marudna i nie chce z nikim rozmawiać.” Hawke w jakiś sposób podążył za tą pokrętną logiką, wstał i zmierzwił ciemne włosy Bena. Główka chłopca pod jego dłonią była ciepła. „Wyjdzie za kilka dni.” I będzie pracować w żłobku. Wiedział, że sama praca nie będzie dla niej kłopotem. Była naturalnym obrońcą, i jak każdy drapieżnik – wilk czy nie, cieszyła się czuwając nad szczeniakami. A one w zamian czuły się przy niej całkowicie bezpieczne. Nie, praca w żłobku nie będzie dla niej niczym trudnym. Karą był fakt, że została zdjęta z obowiązków pasujących i oczekiwanych od osoby z jej rangą – było to publiczne wskazanie, że nie ufał jej umiejętności, by wywiązać się z tego zadania. Ten cios mocno uderzy w dumę, którą nosiła niczym zbroję. Jednak jego wilk nie miał wątpliwości co do jej stalowego kręgosłupa i żelaznej woli. Sienna nie pozwoli, by cokolwiek ją przydusiło, a zwłaszcza nie Hawke. Choćby dla zasady. Ta myśl sprawiła, że jego wilk wyszczerzył zęby w dzikim uśmiechu. „Idź do domu, Benny.” Zamiast tego szczeniak zaczął iść obok niego. Jego krótkie nóżki szybko przebierały, gdy biegł, by nadążyć za Hawke'em. „Gdzie idziesz?” „Na dwór.” „Mogę iść z tobą?” „Nie.” „Dlaczego?” Hawke pochylił się i wziął Bena pod pachę, tak jak piłkę w footballu. „Bo jesteś zbyt niski.” Ben zachichotał i udawał, że pływa. „Jestem wyższy niż w zeszłym tygodniu.” „Kto tak mówi?” „Mama.” Usta Hawke'a wygięły się w uśmiechu na czystą miłość zawartą w tym jednym słowie. „W takim razie to musi być prawda. Ale i tak jesteś za niski.” Ben westchnął teatralnie. „Kiedy będę wystarczająco wysoki?” „Zanim się zorientujesz.” Hawke położył Bena na ziemię przed drzwiami prowadzącymi do Białej Strefy – bezpiecznego obszaru do zabawy dla dzieci – i skierował go w tamtą stronę. „Idź pokopać piłkę. To sprawi, że urośniesz.” „Naprawdę?” „Aha.” Ben pobiegł do przejaśnienia po lewej stronie Białej Strefy, by przyłączyć się do gry, która już była w trakcie trwania. Obserwował ją znajdujący się poza służbą dominujący, który przyszedł posiedzieć z maluchami. Połowa szczeniaków była w ludzkiej formie, a druga w wilczej. Najwyraźniej to był football z zasadami zmiennokształtnych, który pozwalał na szczypanie, by ci, którzy byli w ludzkiej formie upuścili piłkę. Normalnie widok wilczka uciekającego z piłką w pyszczku, gdy jego przyjaciele próbują ugryźć go w ogon sprawiłby, że Hawke roześmiałby się i przyłączył do gry. Dzisiaj jednak jego skóra zbyt mocno opinała ciało. Jego wilk był podenerwowany. Obrócił się i poszedł w stronę szumu lasu zamierzając zmniejszyć swoje napięcie jakimiś trudnymi ćwiczeniami fizycznymi. Nie przeszedł więcej niż sto metrów za Białą Stronę zanim zamarł. Ten cholerny szczeniak ma łapska na Siennie. Zanim zdołał przetworzyć tą myśl jego pazury przedarły się przez skórę.
Obserwował jak Kit przesunął ciało, by przyciągnąć Siennę jeszcze bliżej. Jego dłonie obejmowały jej twarz, gdy wciągnął ją w mokry pocałunek, który trwał wystarczająco długo, by Hawke zaczął zastanawiać się nad pozbawieniem go kilku członków. Ale młody leopard przerwał pocałunek zanim wilk Hawke'a przejął kontrolę. Wziął Siennę za ręce i pociągnął ją głębiej w ciemną zieleń świerków, które pokrywały ten obszar. Obszar między wysokimi, prostymi pniami był zacieniony z powodu późnego popołudniowego słońca. Hawke nie musiał być geniuszem, by domyślić się, co planował ten chłopak. „Hawke!” Wciągnął pazury z powrotem i spróbował przybrać neutralny wyraz twarzy, gdy obrócił się, by stanąć przed kobietą, która była jednym z jego najbardziej zaufanych przyjaciół. I potrafiła być cholernym wrzodem na tyłku. Indigo zrobiła zdziwioną minę, gdy podeszła do niego bliżej. „Kit był tutaj?” Zamilkła najwyraźniej wyłapując drugi zapach. „Ah, Sienna korzysta ze swojej wolnej godziny.” „Potrzebujesz coś?” Wyciągnął dłoń po znajdujący się przy jej boku notatnik. „Jest jakiś problem z odległymi patrolami?” Ustanowili patrole głęboko w zalesionym obszarze i wzdłuż odizolowanych górskich krawędzi terytorium legowiska po tym gierkach Radnego Henry'ego Scotta sprzed kilku miesięcy. Gierkach, które niemal skradły życie wybranka Indigo – Drew. Od tamtej pory sprawy przycichły, ale stado nie zamierzało opuścić gardy. Zwłaszcza, gdy wyglądało na to, że Radni Psi mieli wyciągnięte na siebie noże. Czy to się komuś podobało, czy nie Psi byli najbardziej potężną rasą na ziemi. Jeżeli zaczną ze sobą walczyć reperkusje tego działania sprawią, że wszyscy będą krwawić. „Indigo, nie mam całego dnia.” Padły ostre słowa. W odpowiedzi porucznik skrzyżowała ręce. Oczy, które były przyczyną jej imienia były jasne od wyzwania. „Młodzi mężczyźni zaczynają wykazywać oznaki agresji. Wiesz, dlaczego.” „Zajmę się tym.” To zdanie było nasycone dominacją, która sprawiłaby, że niemal każda inna osoba podkuliłaby ogon i uciekła. Indigo posłała mu jasny, niebezpieczny uśmiech. „Wiem, że wystarczy, że pstrykniesz palcami i kobiety rzucą ci się do łóżka ...” Wyciągnęła dłoń, gdy zawarczał. „Nie sugeruję, że wykorzystujesz swoją pozycję, ale fakt, że jesteś alfą, powód, dla którego jesteś alfą – twoja siła, prędkość i czysta dominacja – mają duży potencjał. Nie wspominając już o twojej ładnej buźce.” Utrzymanie skupienia wymagało walki ze sobą, gdy jego kark palił od warczącej świadomości tego, co działo się niedaleko w lesie. „Dzięki za gadkę podnoszącą morale.” Wypowiedział szorstkim wilczym głosem. „Zamknij się.” Indigo była jednym z dwojga ludzi w legowisku, którzy mogli to do niego powiedzieć i nie znaleźć się w głębokich kłopotach. Bezwzględnie korzystała z tej świadomości. „Wiem cholernie dobrze, że możesz zaspokoić to pragnienie nawet teraz gdybyś miał na to ochotę, ale może zastanowisz się, czy podrapanie tego świądu z jakąś członkinią stada – nawet taką, którą lubisz – przyniesie jakikolwiek efekt.” Kit zatrzymał się, gdy znaleźli się poza zasięgiem sprawnego zmiennokształtnego słuchu – nawet słuchu wilka, który był tak bliski do swojego zwierzęcia, że jego zmysły były bardziej wyraźne niż normalnego zmiennokształtnego. Ponieważ choć Kit lubił podpuszczać Hawke'a miał również zdrowy szacunek dla alfy Śnieżnych Tancerzy, by nie chcieć pchnąć go poza pewien punkt. Ten fakt mógłby drażnić jego leoparda, gdyby chodziło o innego dominującego mężczyznę bardziej zbliżonego do jego wieku. Jednak leopard Kita znał własną siłę. Obaj, mężczyzna i leopard wiedzieli również, że Hawke był drapieżnym zmiennokształtnym mężczyzną w kwiecie wieku. Wilk alfa wytarłby nim podłogę nawet się przy tym nie pocąc. Sienna wyciągnęła dłoń z jego ręki. „Dlaczego to zrobiłeś?” Była ciekawa, a nie zła.
„Nie mów, że moje pocałunki nie są miłe?” Nie mógł oprzeć się droczeniu z nią. Skrzyżowała ręce i przygwoździła go jednym z spojrzeń, które podłapała od swojej mentorki, Indigo. „Na tym polegał problem, jeżeli dobrze sobie przypominam.” Duma Kita aż jęknęła. Tylko trochę – zanim jego leopard wzruszył na to ramionami z kocią pewnością siebie. „Chcesz spróbować jeszcze raz? To był tylko jeden pocałunek.” Cienie zachmurzyły wyraz jej twarzy zmieniając jej spojrzenie w nocne. „Kit, ja ...” Jej oczy zmrużyły się, gdy dostrzegła uśmiech ciągnący za kąciki jego ust. Miała ochotę rzucić go czymś w głowę. „To nie jest śmieszne.” Roześmiał się i przyciągnął jej ciało do siebie ręką owiniętą wokół jej szyi. Był głęboko świadomy tego, że takie nieformalne przywileje skóry były dla niej trudne. Był jedną z niewielu osób, którym ufała w ten sposób – wystarczająco, by pozwolić mu skraść sobie pocałunek. „Jak mogę się ci oprzeć, Sin? Jesteś tak słodka i szczera.” Uderzyła go z łokcia. Mocno. Jęknął, ale nadal trzymał ją przy swoim boku. „Nadal zero chemii, co?” Przesunął policzkiem po szczycie jej głowy. „Szkoda. Wiesz, że jesteś tak gorąca, że aż dymisz.” „To też nie jest śmieszne.” „Nie kłamałem.” Wiedział po jej delikatnym potrząśnięciu głową, że uważała, iż nawija jej makaron na uszy. Fakt jednak był taki, że Sienna była piękna – i to na sposób, który zauważył każdy dominujący zmiennokształtny mężczyzna w obu stadach. Nie miała w sobie delikatnego kobiecego piękna, choć mimo tego, że była drobna i miała delikatną budowę kości. Nie, Sienna miała w sobie głęboko ukryte mocne wnętrze zrodzone z siły, które odzwierciedlało się na jej twarzy. To była kobieta, która będzie stała przy swoim bez względu na to, co się zdarzy. A dla drapieżnego zmiennokształtnego mężczyzny była to zarówno najczystsza pokusa, jak i najbardziej ekscytujące wyzwanie. Miał okazję dostrzec kolejną odsłonę tej wewnętrznej siły, gdy odsunęła się, by ponownie na niego spojrzeć. „Nie odpowiedziałeś na moje pytanie.” „Wyczułem jak Hawke wychodził na zewnątrz.” Powiedział, nie spuszczając z niej oczu … więc zobaczył jak natychmiast usztywnia ramiona, a wokół jej ust buduje się napięcie. Jej głos miał w sobie cień napięcia, które pieściło jego zmysły niczym surowy jedwab. „Widział nas?” „Tak.” Oparł się o stary pień sosny pozbawiony gałęzi, aż do wysokiej korony drzewa. Zaczepił kciuki o kieszenie dżinsów ponowie myśląc, że chemia to suka. Ale choć powodowało to zawód, między nim a Sienną nie było fajerwerków – och, były iskry, jasne, ale za mało, by zadowolić, któreś z nich. Miał solidne jak skała przeczucie, że będzie ich łączyć przyjaźń. A Kit troszczył się o swoich przyjaciół. „Nie patrz na mnie w ten sposób.” Ponownie skrzyżowała ręce na piersi i przygwoździła go pełnym złości spojrzeniem. „Wiesz, że nie lubię grać w gierki.” Tak, wiedział. Sienna była mądra i znajdowała się na zupełnie innym poziomie niż większość osób, ale spędziła również większość życia w Ciszy. Warunkowanie zaprogramowane, by powstrzymywać jej uczucia i serce zostawiło ją z wielkimi lukami w edukacji emocjonalnej – i właśnie dlatego potrzebowała przyjaciół, którzy będą pilnować jej pleców. Zwłaszcza teraz. „Są gierki, i są też strategiczne ruchy.” Potrząsnął głową, gdy chciała się odezwać. „Drapieżni zmiennokształtni są zaborczy. To część pakietu. Alfy zanoszą to na całkowicie inny poziom.” „To nie ma zastosowania do mnie.” Jej szczęka przybrała ostry wyraz. Jej ręce ścisnęły się jeszcze mocniej. Ale nie udawała, że nie wie, o czym on mówi. „On mnie nie widzi jako dorosłą kobietę, nie w ten sposób.”
„Stąd moja pomocna dłoń … albo usta, w tym przypadku.” Podszedł i pociągnął ją za warkocz, bo nie dotykanie kogoś, na kim mu zależało było dla jego leoparda niemożliwe. „Zaufaj mi kotku. Wiem, kiedy mężczyzna chce oderwać mi głowę.” Razem z wieloma innymi częściami jego anatomii. „Hawke był gotowy zrobić mielone z leoparda posługując się moimi wnętrznościami, a potem nakarmić nim te dzikie wilki, które krążą za nim tak jakby był też ich alfą.” „Nawet, jeżeli masz rację, to nie ma to znaczenia.” Jej słowa były napięte, podobnie jak żyły wzdłuż jej szczęki. „On już postanowił.” A to był problem, zgodził się z nią Kit. Ponieważ jeżeli była jedna rzecz, którą wiedział na temat wilczego alfy to, to, że wola Hawke'a była niewzruszona niczym granit. Hawke skończył ostatnie dwieście przysiadów, które sobie założył i usiadł. Była trzecia nad ranem, a jego ciało nadal brzęczało mimo faktu, że od godziny znajdował się w małej wewnętrznej siłowni robiąc wszystko, co było w jego mocy, by się wykończyć. „Cholera.” Mruknął. Wstał, wytarł twarz ręcznikiem, a potem włączył ekran systemu rozrywki, by pokazywał raporty finansowe. Cooper i Jem razem z przeznaczonym do tego zespołem zajmowali się codzienną opieką nad inwestycjami Śnieżnych Tancerzy, ale Hawke zawsze starał się być na bieżąco, ponieważ tych dwóch poruczników często używało go w roli rady nadzorczej. Dzisiaj jednak widział jedynie same bzdury. Jego mózg był zbyt zamglony tak surowym i dzikim głodem seksualnym, że jeżeli się tym nie zajmie to jego wilk zacznie z nim walczyć inicjując niebezpieczny poziom agresji u wszystkich niezwiązanych więzią mężczyzn w stadzie. Teraz, byli napięci, ale poziom tego napięcia był nadal możliwy do opanowania. Jeżeli wilk Hawke'a wyśliźnie się ze smyczy … Przesunął dłońmi po włosach i już miał sięgnąć po butelkę z wodą, gdy usłyszał jak ktoś wchodzi do sali treningowej znajdującej się obok. To najprawdopodobniej jeden z żołnierzy z nocnej zmiany, pomyślał. Wziął długi łyk, odłożył butelkę na pobliską ławkę i przeszedł do drugiego pomieszczenia przez łączące je drzwi zamierzając zapytać, czy znajdujący się tam żołnierz miałby ochotę na sesję sparingową. Riley był jedyną osobą w legowisku, który mógł zmierzyć się z pełną siłą Hawke'a, a nawet go zranić, ale Hawke ćwiczył również z innymi członkami stada – musiał tylko upewnić się, by odrobinę okiełznać swoją siłę. Zatrzymał się po tym jak zrobił trzy kroki w głąb tego pomieszczenia. Zapach jesiennego ognia i jakiejś bogatej egzotycznej przyprawy owinął się wokół niego, gdy drzwi za jego plecami zamknęły się z cichym kliknięciem. Kobieta ubrana w czarne spodnie gimnastyczne i intensywnie zielony top poruszająca się z płynną gracją w centrum pokoju nie zauważyła go. Precyzyjne, stylowe ruchy nie świadczyły o walce, ale o próbie znalezienia spokoju. Związała swoje długie do pasa włosy w zgrabny warkocz. Jego ciemna lina błyszczała od rubinowo czerwonych pasm. Czuł się niczym skradający łajdak, ale nie mógł powstrzymać się przed wyobrażeniem sobie tych jedwabnych pasm rozłożonych na jego dłoniach … na jego poduszce. Cholera. Powinien w tym momencie obrócić się i wyjść. Był powód, dla którego zawsze upewniał się, by nie być z nią samemu, gdy był w takim nastroju. Ale było już za późno. Znieruchomiała przybierając postawę ofiary wyczuwającej drapieżnika. Obróciła się ostrożnie. Nie wypowiedziała ani słowa, ale wiedział, że przeszkadzał w jej zaplanowanej wolnej godzinie zbliżającego się dnia, – bo bez względu na to co Sienna robiła, nigdy nie kłamała. Nigdy nie próbowała wymigać się od kary, gdy już złamała zasady. Powinien odejść. Zamiast tego odsunął na bok głos rozsądku i podszedł do niej świadomy tego, że jej kręgosłup sztywnieje, a ramiona napinają się. Ale fascynował go błysk potu na jej mostu. Wilk chciał polizać. Zobaczyć, czy smakowała przyprawami równie gorącymi i słodkimi jak jej zapach. Mimo tego, co mogło zajść wcześniej w lesie szczeniak leoparda nie zdołał wprowadzić swojego
zapachu do jej skóry. Była tylko Sienna. Przełknął pełne satysfakcji warknięcie. Okiełznał prymitywny impuls by spróbować, by wziąć. „Twoja ręka powinna być prosta w tym ostatnim obrocie.” Wymruczał stając za nią i przesuwając dłonią po jej ręce, by ją podnieść. „Opuszczasz ją.” Jej puls uderzał mocno i szybko pod delikatną skórą karku. Ledwie zdołał powstrzymać się przed opuszczeniem głowy i przygryzieniem go. Nie po to by zranić. Tylko uszczypnąć. Wystarczająco, by zostawić ślad. „W ten sposób.” Przesunął dłoń wzdłuż gładkiego ciepła jej ręki, aż wyprostowała ją. „Widzisz?” Nie wydała z siebie dźwięku, gdy przesunęła głowę na bok. Wiedział, że nie miała takiego zamiaru, ale było to zaproszenie dla jego wilka. Zaoferowanie tej bezbronnej jej części. Mógł zacisnąć dłoń wokół jej gardła, zęby wokół jej szyi. Mógł zrobić wszystko, czego pragnął. Był dużo silniejszy niż ona, dlatego mógł to i tak zrobić, ale podbicie nie było tym samym, co poddanie się. „Zrób to jeszcze raz.” Wyszeptał. „Chcę popatrzeć.” Opuszczenie jej ręki wymagało każdego pasma jego silnej woli. Ledwie zdołał nie zaakceptować jej niezamierzonego zaproszenia, by położyć się z nią na podłodze w mieszaninie skóry i żaru. Ale nie mógł powstrzymać się od przesunięcia knykciami po jej gardle, gdy odsuwał się do tyłu. Jego wnętrzności były napięte, a ciało tak cholernie twarde, że równie dobrze mógł być zrobiony ze stali. Odsunął się, aż znalazł się w najlepszej pozycji, by ją obserwować, a potem czekał. Przez długą, nieruchomą chwilę nie robiła nic. Już myślał, że mu tego odmówi. Ale potem Sienna zaczęła się ruszać. A jego wilk przestał nerwowo krążyć. ROZDZIAŁ 5 Setki kilometrów dalej, w nagim sercu innego kontynentu, Strzała o imieniu Aden przeskanowała wzrokiem pustynne bezdroże, które błyszczało rdzawą czerwienią pod promieniami słońca, a teraz srebrem w blasku księżyca. „Dlaczego zawsze tutaj przychodzimy?” Zapytał swojego kolegę ze szwadronu, który teleportował ich w tą lokalizację. „Tutaj jest jasność.” Powiedział Vasic patrząc na przesuwający się obraz wydm piaskowych. Jego oczy miały przeszywający srebrny kolor, który odzwierciedlał blask księżyca. „Tutaj nic nie ma.” Vasic ledwie potrząsnął przecząco głową. „Czyści Psi.” „Możliwy problem.” Aden czasami zastanawiał się, czy on i Vasic nie uformowali niechcący podświadomego połączenia telepatycznego. Rozumieli się nawzajem bez wysiłku. „Możliwe, że stało się tak, gdy umieszczono nas w programie treningowym jako dzieci. Więzi łatwiej formują się przed ukończeniem Ciszy.” Powiedział Vasic z nieomylną celnością. Aden wolał nie myśleć o tych dniach. Dziecko było słabe, łatwe do złamania. Nie był już tym dzieckiem. „Czyści Psi.” Powiedział wracając do powodu tego spotkania. „Gutierrez i Suhana już są w ich szeregach i raportują. Możemy stracić Abbota i Sione.” „Nie było to niespodziewane.” Obie Strzały miały niestabilne umiejętności. „Nie.” Aden obserwował jak mały insekt przemieszczał się po piasku u jego stóp. „Zwolennicy Czystych Psi mówią, że dążą do zachowania integralności Ciszy.” Insekt zachwiał się i przewrócił się na plecy. Vasic poprawił postawę stworzenia delikatnym dotykiem Tk, które szybko uciekło zagrzebując się
w piasek. „To, co jest mówione i robione, to dwie różne rzeczy.” „Tak.” Więcej niż wiek temu Zaid Adelaja sformułował Szwadron Strzał, by czuwali nad Ciszą. Mieli upewnić się, że nigdy nie upadnie i nie roztrzaska Sieci Psi. Ale teraz … „Niedługo będziemy musieli podjąć decyzję.” Vasic przykucnął i podniósł garść piasku. Jego ziarna wyłapały światło księżyca, gdy przesuwały się między jego palcami. „Tak.” Żaden z nich nie powiedział jednak, że ten wybór może zmienić twarz Sieci Psi na zawsze. ROZDZIAŁ 6 Rozpusta wcześniejszej nocy następnego ranka ugryzła Hawke'a. Jego wilk posmakował Sienny Lauren, a teraz skończył już z czekaniem. Pragnął jej i chciał jej teraz. Jej zapach – przyprawiająca o szaleństwo mieszanina przypraw i stali – nadal spoczywał na jego skórze, aż wąchał go z każdym branym oddechem. Nie mógł sobie pozwolić na poddanie się temu pragnieniu. Odsuwając na bok wszystko inne – miała dopiero dziewiętnaście lat. Nie była nawet w pobliżu wystarczająco dojrzała, by poradzić sobie zarówno z mężczyzną, jak i z wilkiem. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ostrą krawędź, po której właśnie stąpał. Najprawdopodobniej przerazi ją. Jego szczęka zacisnęła się. Podjął decyzję, spakował trochę sprzętu i poszedł do podziemnego garażu, gdzie Śnieżni Tancerze trzymali pojazdy. „Wrócę za dwa tygodnie.” Powiedział Riley’owi, gdy porucznik spotkał się z nim obok pojazdu z napędem na wszystkie koła z kamuflującą zieloną karoserią. „Jadę w góry i upewnię się, ze nie przegapiliśmy żadnych czułych miejsc w naszym obwodzie.” Był to dobry i pożyteczny sposób, by wypalić jego frustrację zwłaszcza biorąc pod uwagę dodatkowe patrole, które prowadzili w tamtym regionie. Riley po prostu zastąpi Hawke'em, któregoś z innych żołnierzy i przepisze członka stada na wartę bliżej legowiska. Nikt nie będzie narzekał, bo zmiany w górach zazwyczaj były ciche i samotne. „Utrzymaj fort.” Jego niezachwiane zaufanie w poruczników było jedynym powodem, który w ogóle pozwalał mu rozważać nieobecność w legowisku przez tak długi czas. „A nie robię tego zawsze?” Riley skrzyżował ręce. Jego ciemno brązowe oczy obserwowały Hawke'a z cierpliwym spokojem, który w żaden sposób nie ukrywał jego przenikliwego umysłu. „Masz telefon satelitarny na wypadek, gdybyśmy cię potrzebowali?” Hawke uniósł go w górę. Nic nie powstrzyma go przed powrotem do legowiska, jeżeli go wezwą, bez względu na to, czy zrobią to za pośrednictwem technologii czy przez muzykę wilczego wycia. Riley wyciągnął z kieszeni mały organizer. „Awansuję Taia ze statusu starszego nowicjusza na pełnego żołnierza.” „Miałem takie przeczucie.” Młody mężczyzna zyskał sporo dojrzałości w ciągu ostatniego roku, która dobrze mu się przysłuży w trakcie wykonywania nowych obowiązków. „Upewnię się, żeby z nim porozmawiać, gdy wrócę.” Riley przytaknął w odpowiedzi. „A co do Marii – po zakończeniu odsiadki będzie na nadzorowanych zmianach.” „Dobrze.” „Sienna po zakończeniu kary będzie dążyła do bójki.” Hawke wrzucił swój sprzęt do bagażnika z większą siłą niż było to konieczne. „Koniec pobłażliwości dla niej, Riley. Wyjdzie poza szereg, to wciśnij ją tam z powrotem.”
Jego najwyższy stopniem porucznik i przyjaciel uniósł brew. „Pamiętasz, co powiedziałem na temat tego, że cię zmiażdżę, jeżeli chociaż na nią spojrzysz?” Było to przypomnienie, że zarówno Riley, jak i Drew, uważali Siennę za rodzinę, a przez to mieli prawo ją chronić. „Cóż, nadal cię pobiję do krwi, jeżeli ją skrzywdzisz, ale nie będę stał ci na drodze, jeżeli zdecydujesz się ją adorować – już nie jest tak bezbronna jak wtedy.” Hawke usiadł na miejscu kierowcy i przywołał kierownicę do manualnego kierowania pojazdem, a potem zamknął drzwi. Jego działania były szorstkie z powodu furii wilka za to, że mu odmówiono. „To nie ma znaczenia.” Nie mógł pozwolić, by miało to znaczenie. Nie mógłby potem żyć ze sobą. „Tak?” Riley oparł się ramionami o ramę okna kierowcy. Jego wyraz twarzy był tak zrelaksowany tak jakby rozmawiali o najbardziej zwykłej sprawie dotyczącej legowiska … za wyjątkiem jego oczu. Te oczy – widziały wszystko. „To, dlaczego do cholery, zamierzasz jechać do najbardziej zapomnianego przez Boga fragmentu terytorium legowiska, by stać się samotnym wilkiem.” Włączył silnik. „Wiesz, dlaczego. Muszę to wybiegać.” Hawke doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że mógł uwieść Siennę. Co więcej, mógł się tym cieszyć – nie była to jego arogancja, ale czysty fakt. Seksualne przyciąganie między nimi nie było niewiadomą. Jej skóra paliła się wczoraj jego żarem. Jej puls uderzał w erotycznym rytmie. Pragnął je śledzić wzdłuż bardzo intymnych centymetrów jej ciała. Dodając do tego jego doświadczenie – nie miał cienia wątpliwości, że mógł słodko przywieść Siennę Lauren do swojego łóżka i wziąć to, czego pragnął zarówno człowiek, jak i wilk aż jego pragnienia przestaną rozdzierać mu wnętrzności. Na samą myśl o tym jego dłonie zacisnęły się na kierownicy. Jego umysł zasypywał go obrazami połączonych ze sobą części ciała zaplątanych w pościel. Jej skóra była gładka niczym śmietana i pocałowana przez złoto, jego była w ciemniejszym odcieniu. Ale te obrazy właśnie tam pozostaną – zamknięte w jego umyśle. Bo on nie był kochankiem dla niewinnej istoty, która nie rozumiała surowej głębi żądań, których będzie od niej oczekiwał … nawet wiedząc, że nigdy nie da jej więzi, która wynagrodziłaby jej surową intensywność tego, co wziąłby od niej. Sienna szorowała wielki garnek używany w kuchni komunalnej, która karmiła większość niezwiązanych więzią dorosłych wilków w legowisku. Jej energetyczne ruchy były powodowane rozdrażnieniem. „Mamy zaawansowane technologicznie możliwości.” Wymruczała. „Do czego są nam potrzebne żeliwne garnki?” Po trzech dniach z jej trzeciego tygodnia kary zaczynała od ciężkiej pracy rozbudowywać poważne mięśnie rąk. „Niektóre rzeczy smakują dobrze tylko, jeżeli są ugotowane w garnku. Tak mówi Aisha, a jej słowo jest prawem.” Powiedział stojący obok niej Tai, który układał w stosy talerze. W przeciwieństwie do niej, Tai nie miał kłopotów, odpracowywał po prostu swoją zmianę w kuchni. Dlatego był tak denerwująco wesoły. „Jeszcze cztery dni i będę wolna.” Powiedziała pod nosem skupiając się na pracy ręcznej, by w ten sposób zwalczyć wspomnienie dłoni Hawke'a na jej skórze. Jego oddech na jej skroni i szyi był tak gorący. Spędziła dzień, który nastąpił po ich spotkaniu z węzłem wyczekiwania … tylko po to, by odkryć, że opuścił legowisko. Jej dłonie mocniej poruszały się na garnku. Ich siła sprawiła, że zrobił się czyściutki – czarny od pokrywającej go emalii. Nie była wilkiem, ale doskonale rozumiała, co robił. Noc w sali treningowej już się nie powtórzy – uważał to za potknięcie w swoim osądzie, zachowanie niegodne alfy. Sienna Lauren nie była odpowiednią kochanką dla mężczyzny, który był sercem Śnieżnych Tancerzy. Jej knykcie drapały o wnętrze garnka, ale ledwie to zauważała. Bolała ją klatka piersiowa, głęboko w jej wnętrzu. Kiedyś, intensywność tej reakcji spowodowałaby uruchomienie fali dysonansu przesyłając pasma agonii zaprojektowane, by przypominać jej o potrzebie utrzymania Ciszy. Sześć miesięcy temu Judd pomógł jej usunąć ostatnie czujniki uruchamiające dysonans oparte na emocjach.
Sienna opierała się podjęciu tego kroku przez niemal rok – odkąd Judd po raz pierwszy odkrył jak usunąć i rozbroić protokoły bólu. Zgodziła się w końcu na ich usunięcie tylko z powodu zwiększającej się siły dysonansu. Istniało ryzyko, że zacznie on powodować trwałe i niemożliwe do odwrócenia uszkodzenia umysłu. Teraz Sienna mogła czuć wszystko … włączając w przeszywający aż do kości terror, że jej marker X może spowodować masowe morderstwo. „Hej.” Taj szturchnął ją w ramię. „Co?” Zapytała podnosząc wzrok znad garnka. „Nie powinnaś tego brać tak mocno do siebie, wiesz.” Gdy pochylił się do niej na sekundę poczuła ciepło jego muskularnego ciała. „Ja też zostałem strącony z wykonywania obowiązków wartownika po tym jak raz zrobiłem coś głupiego. To się zdarza.” Wzruszona przez jego próbę poprawienia jej humoru odsunęła od siebie węzeł sfrustrowanego gniewu, który wydawał się nigdy nie odchodzić. „Słyszałam, że znowu wyszedłeś z Evie.” Odłożyła garnek na suszarce i zaczęła zajmować się następnym. Tai przysiadł na blacie. Jego długie nogi niemal dotykały podłogi. Zdała sobie sprawę, że jego ramiona poszerzyły się w ciągu ostatniego roku, a on stał się dużym mężczyzną. Niemal tak dużym jak Hawke … Nie. Nie będzie o nim myśleć. On z pewnością nie miał żadnego problemu z odejściem od niej. „I?” „Jeżeli powiesz komuś, że to przyznałem bez najmniejszego mrugnięcia okiem nazwę cię kłamczuchą.” Powiedział Tai przerzucając sobie ręcznik kuchenny przez ramię i przeszywając ją miną, która w żaden sposób nie szpeciła egzotycznych linii jego twarzy. „Jestem dobra w utrzymywaniu tajemnic.” To była umiejętność przetrwania. Już we wczesnym wieku zdała sobie sprawę, że nikt nie chciał być znajomym potwora. „Chcę pisać dla niej cholerną poezję.” Zawstydzony głos Taia przedarł się przez jej myśli. „Śpiewać jej pieprzoną serenadę i skraść pocałunek w blasku księżyca. Zasypać jej pokój w blasku palących się świec tylko po to, żeby zobaczyć jak się uśmiecha. Trzymać ją w ramionach przez całą noc tylko po to, bym mógł wziąć wdech jej zapachu, gdy się obudzę.” Po pierwszym zaskakującym zdaniu dłonie Sienny przestały się poruszać. „To piękne.” Jej serce biło w rytm kruchej potrzeby, o której istnieniu nie miała pojęcia aż do tej chwili. Delikatnie skośne oczy Taia były zakłopotane, gdy się odezwał. „Tak?” „Tak.” Przełknęła dziwną, niezrozumiałą miękkość w swoim wnętrzu i dodała. „Choć może nie rób tego wszystkiego naraz.” „Jeżeli przetrwam Indigo.” Wymruczał Tai. „Jest tak cholernie opiekuńcza, że czuję się tak jakbym musiał stoczyć pojedynek za każdym razem, gdy ośmielam się zaprosić Evie na randkę.” „Możesz ją winić? Evie jest taka delikatna.” Sienna była pewna, że Evie przerazi się jej, gdy Indigo nalegała, że przedstawi ją swojej siostrze – ale mimo swojego mocno delikatnego serca, Evie miała w sobie ukryte pasmo psoty. To sprawiło, że szybko się zaprzyjaźniły, a z czasem stały się wspólniczkami w jednych z najbardziej spektakularnych numerach kiedykolwiek wywiniętych w legowisku. Tai skinął. „Sądzę, że ten garnek ma dosyć.” Podała mu go, żeby go wysuszył i odłożył. Wytarła zlew i szybko wyszła. Dopiero na zewnątrz w ciemno zielonym cieniu leśnych gigantów zdała sobie sprawę z tego jak bardzo w czasie godzin spędzonych w kuchni tęskniła za świeżym powietrzem Sierry. Zanim uciekła do Śnieżnych Tancerzy spędzała swoje dnie wewnątrz wysokościowców w środku miasta. Nie znała niczego innego. Teraz posmakowała nie tylko dziczy i szorstkiego piękna gór, ale nauczyła się również, co to znaczy mieć przyjaciół i rodzinę, w głębszym sensie niż tylko łączących ich więzów krwi.
„Podjęłam decyzję.” Powiedziała do mężczyzny, który stanął obok niej z cichą gracją zabójcy. „Bez względu na wszystko nie wrócę do Sieci Psi i do Ciszy.” Była zmuszona do rozważania tej opcji, gdy wydawało się, że jej umiejętności wyrywały się w stronę chaosu i destrukcji. „Jaka jest twoja kontrola?” Zapytał Judd zamiast odpowiedzieć na wygłoszone przez nią zdanie. „Silna jak stal.” Jej czas z dala od legowiska pod opieką innych uciekinierów, w tym geniusza w konstruowaniu tarcz dał jej drugą szansę. Nigdy nie zapomni o śmierci, która mieszkała w jej wnętrzu, ale … „Dam radę Judd. Napluję w twarz draniowi, który skazał nas wszystkich na śmierć.” Judd nie powiedział nic, co mogłoby zdławić pewność siebie Sienny. Był świadomy tego, że będzie potrzebowała każdego jej fragmentu, by przetrwać zbliżającą się ciemność. Wiedział coś, czego ona nie wiedziała. Nosił tą prawdę w sercu od lat. Nigdy, przenigdy nie podzieli się z nią tą prawdą. Jeżeli to zrobi, może sprawić, by stała się samosprawdzającą przepowiednią. Gdy Sienna miała dziesięć lat włamał się do sekretnego archiwum Rady. Pomógł mu inny kolega Strzała, który rozumiał, że jego siostrzenica pewnego dnia może skończyć w Szwadronie. Tylko on przeczytał akta, które cofały się aż o sto pięćdziesiąt lat i tylko on znał brutalne fakty. X-Psi, który przetrwał najdłużej, nawet pod panowaniem Ciszy, dożył dwudziestu pięciu lat. Ten dwudziestopięciolatek X miał tylko 3,4 stopnia na skali. Sienna była poza skalą. Hawke spędził swój pierwszy tydzień w górach unikając kontaktu nawet z wartownikami. Nie był dobrym towarzyszem dla kogokolwiek. Dzikie wilki też dały mu sporo oddechu po tym jak warknął na nie, … choć nadal przychodziły przytulić się do niego w nocy. Wszyscy spali razem w wielkim zgromadzeniu futer. Utrzymanie złego humoru było trudne w obliczu tak mocnego uczucia, ale wilk Hawke'a mocno nim wstrząsał. A sny z pewnością mu nie pomagały. Rubinowo czerwony ogień i gładka złota od słońca skóra. Jesień i ta rzadka, dzika przyprawa. Jej echa prześladowały go, aż nie był w stanie zamknąć oczu, by nie szeptały do jego zmysłów. Ulotny jedwabny dotyk. Jego sny były tak żywe, że budził się twardy jak skała i wściekły na siebie za brak kontroli. W rezultacie, gdy wrócił do legowiska był szczuplejszy i czuł się dużo bardziej wredny. Biegał aż do momentu, gdy się wykończył i opadł z sił. Choć jego wilk na razie zachowywał się porządnie, wiedział, że by wysłać go poza krawędź wystarczy jedna najdrobniejsza prowokacja, najdelikatniejszy dotyk. I, i tak musiał walczyć z pragnieniem, by ją wytropić i upewnić się, żeby wiedziała, że wrócił. „Cholera.” Rzucił swój sprzęt na podłogę sypialni i ściągnął koszulkę szykując się pod prysznic, gdy wyczuł zapach znajomej kobiety. Warcząc podszedł do drzwi i otworzył je z szarpnięciem. „Ani słowa.” Warknął na Indigo. Była świeżo po prysznicu, ubrana w dżinsy i zwykłą białą koszulkę. Miała włosy związane w kucyk. Obdarzyła go powolnym uśmiechem, gdy przesuwała oczami po jego ciele – w górę i w dół. „Wygląda na to, że brak snu ma swoje plusy.” Hawke wyszczerzył zęby. „Idź mierzyć wzrokiem swojego wybranka.” Prychnęła w odpowiedzi. „Sądzisz, że gdyby Drew był tutaj załapałbyś się choć na jedno spojrzenie?” „Idź sobie.” „Pójdę – po tym jak dostanę to, czego chcę.” „Co?”
„Zaczekaj.” Indigo przesunęła się, by zerknąć na korytarz. „Już jest.” „Przepraszam.” Powiedziała Yuki w schludnym i dopasowanym żakiecie, który powiedział mu, że jechała do pracy. „Sądziłam, że spotykamy się w twoim biurze.” Sięgnęła do swojej teczki i wyciągnęła wydrukowany formularz przyczepiony do podkładki. Indigo wzięła go i pchnęła mu przed nos. „Zdecydowałam się przygwoździć wściekłego wilka w jego legowisku.” Hawke zawarczał i wziął długopis. „Co to jest?” Zapytał podpisując bez czytania. Było to zaufanie zarezerwowane dla jego poruczników. Jeżeli dojdzie do momentu, gdy nie będzie pokładał w nich całkowitej wiary, stado stanie w obliczu poważnych kłopotów. To stało się tylko raz w ich historii, a Hawke był zdeterminowany, by nigdy nie pozwolić, by te bolesne wydarzenia skaziły związek, który łączył go z jego ludźmi. „Zazwyczaj nie potrzebujesz adwokata jako świadka do takich rzeczy.” „Tym razem potrzebuję.” Powiedziała Indigo podpisując się obok niego, a potem podając długopis Yuki, by mogła zrobić to samo. „To, w pewnych okolicznościach, daje Rileyowi władzę nad twoimi ziemskimi dobrami.” Spojrzał na nią. „Indigo.” „Mówię poważnie. Daje mu to również prawo do podejmowania decyzji na temat życia i śmierci w twoim imieniu, jeżeli zajdzie taka konieczność.” „Od kiedy jest to potrzebne w stadzie?” Stado było jednością. Stado było rodziną. „Odkąd Judd wytknął, że jeżeli będziesz nieprzytomny albo poważnie ranny, znacznie uprości to sprawy, jeżeli będziemy mieli odpowiednie papiery prawne.” Powiedziała Yuki z niezadowoloną miną. „W przeciwnym razie każdy, kto chciałby działać na szkodę stada mógłby wykorzystać tą okazję, by rzucić nam kłody pod nogi. Jestem rozdrażniona, że sama o tym nie pomyślałam.” Hawke musiał zgodzić się z tym, że miało to sens. Zwłaszcza, że … Och. „To dlatego, że nie mam krewnych.” Nie miał rodziców, rodzeństwa, ani wybranki. Yuki posłała mu ostre spojrzenie. Było to szorstkie przypomnienie, że lojalna bratnia dusza Eliasa i kochająca mama Sakury była również pitbullem dla swojego największego i najbardziej wymagającego klienta – stada Śnieżnych Tancerzy. „Wolałabym żebyśmy nigdy nie musieli korzystać z tych papierów, więc nie daj się zranić.” Odłożyła podkładkę i jej zawartość do swojej torby i spojrzała na zegarek. Jej błyszczące czarne włosy przesunęły się po twarzy. „Muszę lecieć, mam spotkanie w Sacramento.” Ostatnie słowa wypowiedziała ponad ramieniem już idąc. „Popieram wszystko, co powiedziała Yuki.” Indigo pochyliła się do przodu tak jakby chciała go przytulić. Zmrużyła oczy, gdy niechcący cofnął się do tyłu. „Jesteś w cholernych kłopotach, jeżeli nie ufasz sobie wystarczająco, by dotknąć członka stada, w którym nie masz jakiegokolwiek zainteresowania seksualnego.” „Powiedziałem ci, że zajmę się tym.” Zrozumienie sprawiło, że jej usta zacisnęły się w cienką linię. „Cholera, Hawke.” Skrzyżowała ręce i potrząsnęła głową. „Wiem, co planujesz, i że wydaje ci się, że ją chronisz, – ale jeżeli to zrobisz, to Sienna nigdy ci tego nie wybaczy. Jesteś pewien, że chcesz zniszczyć wszelkie szanse, jakie mogliście mieć?” Spojrzał jej w oczy i pozwolił, by w jego własnych zagrała jego dominacja. Utrzymała jego wzrok dłużej niż ktokolwiek inny poza Riley'em byłby w stanie to zrobić. „Cholera.” Zamrugała, spojrzała w bok i westchnęła. „Jesteś upartym draniem, wiesz?” „Jestem, kim jestem.” A był mężczyzną, który musiał zaspokoić swój seksualny głód zanim jego wilk zabierze decyzję z jego rąk. Ten wilk podąży tylko za jednym zapachem.
ODZYSKANE Z KOMPUTERA 2(A) SŁOWA KLUCZOWE: KORESPONDENCJA OSOBISTA, OJCIEC, DZIAŁANIE NIEWYMAGANE OD: AliceDO: Tata DATA: 16 marca 1971 r., godz. 22:13
TEMAT: odp: Twoja Mama
Drogi Tato
Powiedz mamie, że nigdy do niej nie piszę e-maili, bo ona odbiera wszystkie telefony. Muszę być
sprawiedliwa, bo jedno z was oskarży mnie o faworyzowanie. Zanim zapomnę – dziękuję wam
obojgu za prezent. Rzeźba jest niezwykła i będzie doskonale wyglądać w moim gabinecie. Ty i
Mama znacie mnie zbyt dobrze. Pytaliście się o mój nowy projekt. Ledwie zaczęłam, i choć moi
koledzy Psi zgodzili się opublikować moją prośbę o informację w Sieci Psi, to już uderzyłam w
pierwszą trudność – samą rzadkość X-Psi. Jak na razie mam zakontraktowany udział jedynie dwóch
z nich, ale nie poddaję się. To nie jest sposób rodziny Eldridge. Pozdrów ode mnie faraonów.
Kocham Cię,
Alice.
ROZDZIAŁ 7
„Wiem, że pewnie przeżułby mnie i wypluł, ale Boże ledwie jestem w stanie powstrzymać się przed
rozebraniem do naga i błaganiem, by ugryzł mnie tam, gdzie tylko ma ochotę.”
Sienna słysząc mimo chodem to wynurzenie z kobiecego serca upuściła dzisiaj swoje czwarte
naczynie. Główna kucharka, Aisha uniosła dłoń i wygoniła ją w ten sposób do zlewów. Poszła bez
protestu – szorowanie przypalonych garnków było jedynym zajęciem, do którego się nadawała
odkąd dowiedziała się o powrocie Hawke'a. Jej umysł był tak zmieszany jak jajecznica, którą
Marlee i Toby tak uwielbiali jeść w niedzielne poranki.
Jej brat pojawił się przy jej łokciu tak jakby przyciągnęła go swoimi myślami. „Matko, Sienna, ale
to duży garnek.”
Głębokie ciepło rozpłynęło się w jej żyłach. Dla Toby’ego zrobiłaby wszystko. Urodził się z
delikatnym darem empatycznym. Był dobrocią i sercem. Sprawiał, że też chciała być dobra – choć
wiedziała, że jest to niemożliwy do osiągnięcia cel. X-Psi rodziły się i były używane jedynie do
jednego celu.
Zniszczenia.
Dłoń na jej przedramieniu. „Sienna.”
Odłożyła garnek i pochyliła się, by otulić swoimi mokrymi i spienionymi od mycia naczyń dłońmi
te wysokie ciało wczesnego nastolatka, który nie był już dzieckiem, które jeszcze rok temu tuliła
kładąc do łóżka. „Skąd zawsze wiesz?” Wyszeptała w jego włosy.
Jego ręce zacisnęły się wokół jej szyi. „Widzę cię w naszej sieci.” Powiedział odnosząc się do
psychicznej sieci, która wiązała ze sobą wszystkich członków rodziny. Zapewniała tło biologiczne
potrzebne przez umysły Psi i utrzymała ich przy życiu, gdy odeszli z rozrastającej się pustki Sieci
Psi. „Twój umysł robi się cały lodowaty.”
Usłyszała w jego tonie strach. Za każdym razem, gdy robiła się „lodowata” jak to nazywał, Toby
zaczynał się bać. Na instynktownym poziomie rozumiał, kim była. Oznaczało to, że nigdy nie była