PROLOG
Wyobraź to sobie: jest parę lat temu, lato pomiędzy klasą siódmą i ósmą.
Jesteś opalona od leżenia godzinami przy basenie, a Twój umysł całkowicie
skupia się na chłopaku, który chodzi do innej szkoły, a którego imienia nie
chcemy wymieniać. Właśnie jesz Twoje ulubione płatki kakaowe, tak jak je
lubisz: zanurzone w mleku i widzisz twarz dziewczyny na opakowaniu mleka.
ZAGINIONA. Jest ładna - prawdopodobnie ładniejsza niż ty - i ma ten
niesamowity wyraz oczu. I w tym momencie myślisz hym, może i ona lubi
rozmiękłe płatki kakaowe? I mogłabyś się założyć, że ona pomyślałaby sobie, że
chłopak z innej szkoły jest boski. Zastanawiasz się jak ktoś, kto właściwie jest
taki jak Ty zaginął. Myślisz, że tylko dziewczyna, która dopiero co wyszła z
konkursu piękności może znaleźć się na kartonie mleka.
Więc, myśl dalej.
Aria Montgomery zanurzyła swoją twarz w trawniku swojej najlepszej
przyjaciółki Alison DiLaurentis. - Wspaniałe - mruczała.
- Czy Ty wąchasz trawę? - Emily Fields zawołała otwierając drzwi
samochodu jej mamy.
- Pachnie cudownie - Aria odrzuciła swoje włosy pełne różowych pasemek
i wzięła wdech wczesno wieczornego powietrza - Pachnie Latem.
Emily uśmiechnęła się na pożegnanie do mamy i podciągnęła spodnie,
które ciągle zjeżdżały z jej wąskich bioder. Startowała w zawodach pływackich,
wyglądała świetnie w stroju, nigdy nie nosiła niczego obcisłego, no i była ładna,
tak jak reszta dziewczyn w siódmej klasie.
- Hej! Dziewczyny! - zawołała Alison z przodu podwórka. Jej włosy były
związane w niechlujny koński ogon, cały czas miała na sobie plisowaną
spódniczkę z imprezy z końca roku odbywającej się tego popołudnia. Alison
była jako jedyna z siódmej klasy, która dostała się do drużyny JV i mogła
jeździć do domu ze starszymi dziewczynami ze szkoły, które puszczały w
samochodach głośną muzykę i perfumowały Alison przed wypuszczeniem jej,
by nie śmierdziała papierosami, które one paliły.
- Co przegapiłam? - zawołała Spencer Hastings prześlizgując się przez lukę
w żywopłocie. Spencer mieszkała dom obok Ali. Przełożyła jej włosy, związane
w długi, gładki, ciemnoblond kucyk na drugie ramię i wzięła duży łyk z butelki.
Spencer nie dostała się do drużyny JV z Ali, więc musiała grać w drużynie
siódmoklasistów. Była wyjęta na rok od gry w hokeja, więc poświęciła się
doskonaleniu swojej gry i dziewczyny wiedziały, że ćwiczyła za domem zanim
przyszły. Spencer nienawidziła, gdy ktokolwiek był lepszy od niej. A zwłaszcza
Alison.
- Czekajcie na mnie!
Dziewczyny odwróciły się, by zobaczyć Hannę Marin wysiadającą z
mercedesa jej mamy. Potknęła się dźwigając torby i zaczęła dziko machać
rękoma. Odkąd jej rodzice rozwiedli się w zeszłym roku, zaczęła przybierać na
wadze i nosić rozciągnięte ciuchy. Nawet jeśli Ali wywracała oczami widząc to,
dziewczyny udawały, że wszystko jest w porządku. To właśnie przyjaciele
robią.
Alison, Aria, Spencer, Emily i Hanna zaprzyjaźniły się w zeszłym roku,
kiedy to ich rodzice zgłosili je do pracy w sobotę po południu w szkolnej akcji
charytatywnej - tak w zasadzie prócz Spencer, ona zgłosiła się sama. Tak czy
inaczej, Alison wiedziała o pozostałej czwórce, a one wiedziały o Alison. A ona
była idealna. Piękna, zabawna, inteligentna. Popularna. Chłopcy chcieli całować
się z Alison, a dziewczyny - nawet te starsze - chciały nią być. Na początku Ali
zaśmiała się z żartu Arii, spytała Emily o pływanie, powiedziała Hannie, że jej
bluzka świetna i skomentowała kaligrafię Spencer, że jest lepsza od jej, nic nie
mogły na to pomóc, ale były… zaślepione. Przed Ali dziewczyny czuły się jak
pomięte jeansy mamy z wysokim stanem - okropne i niepasujące ze wszystkich
powodów - ale teraz Ali spowodowała, że czuły się jak idealnie dopasowane
ciuchy, na które nikt nie mógł sobie pozwolić.
Teraz, ponad rok później, ostatniego dnia siódmej klasy, nie były tylko
przyjaciółkami, były tymi dziewczynami w szkole. Dużo się zdarzyło, że do tego
doszło. Każde nocowanie, każda wycieczka były nową przygodą (Czytanie
zbereźnej historyjki przez kapitana szkolnej drużyny za pomocą mikrofonu do
jego nauczyciela matematyki urosło do szkolnej legendy). Ale były też rzeczy, o
których nie chciały pamiętać. I był jeden sekret, o którym nie mogły nawet
pogadać. Ali mówiła, że sekrety zbliżały je do siebie. Jeśli to była prawda,
zamierzałyby być najlepszymi przyjaciółkami.
- Cieszę się, że ten dzień się skończył - jęknęła Alison i popchnęła
delikatnie Spencer z powrotem do wyrwy w żywopłocie. - Twoja stodoła.
- Tak się cieszę, że z siódmą klasą koniec - powiedziała Aria, Emily i
Hanna poszły za Alison i Spencer do odremontowanej stodoły, zamienionej w
dom gościnny, gdzie starsza siostra Spencer, Melissa, mieszkała przez całą
szkołę średnią. Na szczęście już ją ukończyła i wyjechała do Pragi na lato, więc
stodoła była cała ich na noc.
Nagle usłyszały bardzo piskliwy głos. - Alison! Hej, Alison! Hej Spencer!
Alison odwróciła się do ulicy i szepnęła - Nie to.
- Nie to - Spencer, Emily i Aria szybko powtórzyły.
- Cholera - powiedziała Hanna.
To była gra, którą Alison zgapiła od swojego brata, Jasona, który był
seniorem w szkole. Jason i jego kumple grali w to między przerwami na boisku,
kiedy podrywali dziewczyny. Bycie nazwanym nie to znaczyło to, że zabawiłeś
się z brzydka dziewczyną, kiedy twoi kumple umówili się z jej seksownymi
koleżankami - co znaczyło, że od teraz jesteś lamą i jesteś tak samo
nieatrakcyjny jak ona. W wersji Ali zawołanie ‘nie to’ znaczyło, że ktoś był
brzydki, niemodny lub niefortunnie blisko nich.
Tym razem nie to było przeznaczone dla Mony Vanderwaal - idiotki, która
mieszkała na tej samej ulicy, której ulubionym zajęciem było próbowanie
nawiązania przyjaźni z Alison i Spencer - i jej dwóch szalonych przyjaciółek,
Chassey Bledsoe i Phi Templeton. Chassey była dziewczyną, która włamała się
do szkolnego systemu komputerowego i powiedziała dyrektorowi jak go lepiej
zabezpieczyć, a Phi chodziła wszędzie z jo-jo - chyba nie trzeba dalszego
komentarza. Ta trójka wpatrywała się w dziewczyny ze środka drogi. Mona
siedziała na swoim skuterze, Chassey była na czarnym rowerze górskim, a Phi
była na nogach - z jej jo-jo, oczywiście.
- Hej dziewczyny, chcecie obejrzeć Pogromców strachu?
- Przepraszam - powiedziała Alison ze sztucznym uśmiechem, - jesteśmy
tak jakby zajęte.
Chassey zmarszczyła brwi - Nie chcecie zobaczyć jak oni zjadają robaki?
- Ohyda - wyszeptała Spencer do Arii, która zaczęła udawać, że zjada
niewidzialne wszy z głowy Hanny, zupełnie jak małpa.
- Tak, chciałabym, żebyśmy mogły - Alison przechyliła głowę jak to
mówiła, - ale umówiłyśmy się na nocowanie, które planujemy już od bardzo
dawna. Może następnym razem?
Mona spojrzała na chodnik.
- Okey, w porządku.
- Do zobaczenia - powiedziała Alison i przewróciła oczami, reszta
dziewczyn powtórzyła gest po niej.
Przeszły przez tylne wejście Spencer. Po lewej stronie było tylne podwórko
Ali, gdzie jej rodzice budowali 20-miejscową altanę ogrodową dla ich obfitych
pikników. - Dzięki bogu, że nie ma tutaj robotników - powiedziała Ali zerkając
na żółty buldożer.
Emily zesztywniała. - Znów coś do Ciebie wołali?
- Spokojnie, Killer - powiedziała Allison. Dziewczyny zachichotały, one
czasami nazywały Emily Killer, jako osobistego pit-bulla Alison. Emily uważała
to kiedyś za zabawne, ale ostatnio przestało to ją bawić.
Stodoła była zaraz naprzeciwko. Była mała i przytulna, było tu duże okno,
które wyglądało na dużą, nieforemną farmę Spencer, która miała swój własny
wiatrak. Tutaj, w Rosewood, około 20mil od Filadelfii żyło się jak w
dwudziestopięciopokojowym domu na farmie z wyłożonym mozaiką basenie i
jacuzzi, prawie jak dom Spencer. Rosewood pachniało liliami i skoszoną trawą
w lecie oraz świeżym śniegiem i piecem opalanym drewnem w zimie. Było
pełne roślinności, wysokich sosen i najpiękniejszych lisów i królików. Miało
bajkowe sklepy, parki, w których można było zorganizować różna imprezy i
festyny. No i chłopcy z Rosewood, byli wspaniali, w ten swój sposób, jakby
dopiero wyszli z czasopisma lub katalogu mody. Główna ulica pełna była
staroci, drzew genealogicznych, pozostałości po szlachetnych rodach, starych
pieniędzy i starych skandali.
Kiedy doszły do stodoły dziewczyny usłyszały chichoty dochodzące ze
środka, ktoś zapiszczał i dało się słyszeć - Powiedziałam, przestań.
- O boże - zajęczała Spencer, - co ona tam robi?
Kiedy Spencer zerknęła przez dziurkę od klucza zobaczyła Melissę -
wyszukaną, poprawną, najlepszą we wszystkim siostrę i Iana Tomasa, jej
smakowitego faceta, mocujących się na kanapie. Spencer kopnęła w drzwi z
buta, zmuszając by się otworzyły. Stodoła pachniała mchem i lekko
przypalonym popcornem. Melissa odwróciła się.
- Co do chol… - zaczęła, wtedy zauważyła resztę i uśmiechnęła się - Hej
dziewczyny.
Dziewczyny spojrzały na Spencer. Ciągle narzekała, że Melissa była
chamską, jadowitą żmiją. Zawsze, więc były uprzedzone kiedy Melissa
wydawała się być miła i uprzejma.
Ian wstał, przeciągnął się, wyszczerzył zęby do Spencer i powiedział - Hej.
- Hej Ian - powiedziała Spencer o wiele przyjemniejszym głosem - Nie
wiedziałam, że tu jesteście.
- Tak, wiedziałaś - uśmiechnął się zalotnie - Śledziłaś nas.
Melissa poprawiła swoje długie, blond włosy, jedwabną opaską wpatrując
się w siostrę. - No więc co tam? - Spytała oskarżycielsko.
- To tylko… Nie chciałam tak wejść bezceremonialnie - wyburczała
Spencer - Ale to miało być nasze miejsce na noc.
Ian żartobliwie uderzył Spencer w ramię. - Tylko sobie żartowałem - zaczął
się z nią droczyć.
Miał potargane blond włosy, zaspane orzechowe oczy, a jego mięśnie
brzucha były warte grzechu.
- Wow - powiedziała Ali minimalnie za głośno. Wszystkie głowy
odwróciły się w jej stronę - Melissa, ty i Ian tworzycie idealną parę, nigdy tego
nie mówiłam, ale to prawda, nie zgadzasz się z tym Spence?
Spencer zamrugała. - Um - powiedziała cicho.
Melissa patrzyła się przez chwilę na Ali zakłopotana i wtedy odwróciła się
do Iana - Mogę pogadać z Tobą na zewnątrz?
Ian dopił swoje piwo, dziewczyny piły je tylko w sekrecie przed rodzicami,
z ich barków, prosto z butelek. Odstawił pustą butelkę i puścił do nich
szelmowski uśmieszek podążając za Melissą.
Alison otrzepała ręce - Następny kłopot rozwiązany przez Ali D.
Zamierzasz mi podziękować Spence?
Spencer nie odpowiedziała, była zbyt zajęta patrzeniem przez główne okno
stodoły. Świetliki zaczęły już rozświetlać lekko fioletowe niebo.
Hanna podeszła do opuszczonej miski z popcornem i wzięła garść. - Ian
jest taki seksowny. Jest nawet seksowniejszy od Sean’a. - Sean Ackard był
jednym z najprzystojniejszych chłopców na roku, był tematem ciągłych fantazji
Hanny.
- Wiesz co słyszałam? - Zagadnęła Ali kładąc się na kanapę - Sean lubi
dziewczyny, które mają dobry apetyt.
Hanna rozświetliła się - Naprawdę?
- Nie. - Parsknęła Alison.
Hanna powoli wypuściła rękę pełną popcornu z powrotem do miski.
- A więc, dziewczyny - zaczęła znów Ali, - znam jedną super rzecz, którą
mogłybyśmy robić.
- Mam nadzieję, że nie będziemy znowu biegać - zaśmiała się Emily.
Zrobiły to miesiąc wcześniej, w strasznym zimnie, pomimo tego, że Hanna nie
zgodziła się na to, by rozebrać się do podkoszulka i majtek, reszta z nich
przebiegła przez pobliskie pole kukurydzy bez mrugnięcia okiem.
- Kochałaś to trochę za bardzo - mruknęła Ali. Uśmiech zniknął z twarzy
Emily. - Zostawiłam to na ostatni dzień szkoły. Nauczyłam się hipnotyzować
ludzi.
- Hipnotyzować? - powtórzyła Spencer.
- Siostra Matta mnie nauczyła - powiedziała Ali patrząc na zdjęcia Melissy
i Iana stojące na półce nad kominkiem. Jej chłopak tygodnia, Matt, miał ten sam
piaskowy kolor włosów, co Ian.
- Jak to się robi? Spytała Hanna.
- Przepraszam, ale przysięgałam, że nikomu tego nie powiem. -
Powiedziała odwracając się. - Chcesz bym sprawdziła jak to działa?
Aria zmarszczyła brwi siadając na lawendowej poduszce. - Nie jestem
pewna…
- Czemu nie? - Oczy Ali zamigotały do świnki-marionetki, która zerkała ze
zrobionej na drutach, fioletowej torby. Aria zawsze nosiła ze sobą dziwne
rzeczy, takie jak maskotki, przypadkowe strony wyrwane ze starych książek i
pocztówki z miejsc, w których nigdy nie była.
- Czy hipnoza nie sprawia, że mówisz rzeczy, których tak na prawdę nie
chcesz mówić? - Spytała Aria.
- A jest coś, czego nie możesz nam powiedzieć? - Zapytała Ali. - I czemu
ciągle nosisz ze sobą tę świnię? - Wskazała na nią palcem.
Aria wzruszyła ramionami i wyjęła marionetkę ze swojej torby. - Mój tato
przywiózł mi Pigtunię z Niemiec, doradza mi w miłosnych sprawach. -
Wsadziła rękę w marionetkę.
- Wsadziłaś rękę do jej tyłka! - Parsknęła Ali, a Emily zaczęła chichotać. -
A tak w ogóle to dlaczego chcesz nosić coś, co dał ci twój tato?
- To nie jest zabawne - Aria pstryknęła palcami i obróciła się, by stanąć
twarzą w twarz do Emily.
Na parę sekund nastąpiła cisza i dziewczyny patrzyły na siebie pusto, to
często się działo, to często działo się ostatnio. Ktoś - zazwyczaj Ali - wspominał
o czymś i ktoś się obrażał i każdy był zbyt nieśmiały, by zapytać o co chodziło.
Spencer przerwała ciszę - Bycie zahipnotyzowanym brzmi jak dowcip.
- Ty nic o tym nie wiesz. - Powiedziała Alison. - No dalej, mogłabym to
zrobić wam wszystkim naraz.
Spencer położyła rękę na biodrze, Emily wypuściła głośno powietrze, Aria
i Hanna wymieniły spojrzenia. Ali zawsze wymyślała rzeczy, które mogłyby
zrobić, w ostatnie lato było to palenie nasion mniszka lekarskiego, by sprawdzić
czy są halucynogenne, a ostatniej jesieni poszły pływać w miejskim jeziorze,
nawet pomimo tego, że znaleziono tam trupa. Rzecz w tym, że one zwykle nie
chciały tego robić, co chciała robić Alison. Kochały Ali na zabój, ale czasami
nienawidziły jej za to całe rządzenie się i ten czar, który ona na nie rzuciła.
Czasami w obecności Ali nie czuły się do końca sobą, czuły się jak lalki,
którymi Ali sterowała. Każda z nich chciałaby chociaż raz powiedzieć Ali nie.
- Prrrroszę - zapytała Ali. - Emily chcesz to zrobić, prawda?
- Yhm - głos Emily drżał. - Właściwie…
- Ja to zrobię - wtrąciła się Hanna.
- Ja też - Emily powiedziała szybko zaraz za nią.
Spencer i Aria niechętnie skinęły głowami. Usatysfakcjonowana Alison
zgasiła światło z trzaskiem, zapaliła kilka słodko pachnących wanilią świeczek,
które stały na stoliku. Tedy wstała i mruknęła - Dobrze, niech każdy się tylko
zrelaksuje - zainicjowała i dziewczyny usiadły w kręgu na dywanie.
- Wasze bicie serca zwalnia, myślcie o spokojnych rzeczach, będę odliczać
od stu w dół i kiedy dotknę was wszystkich, będziecie w mojej mocy.
- Przerażające - zaśmiała się Emily drżącym głosem.
Alison zaczęła: - Sto… dziewięćdziesiąt dziewięć… Dziewięćdziesiąt
osiem…
- Dwadzieścia dwa…
- Jedenaście…
- Pięć…
- Cztery…
- Trzy…
Dotknęła czoła Arii kciukiem, Spencer wyprostowała nogi, Aria zatrzęsła
swoją lewą stopą.
- Dwa… - Powoli dotknęła Hanny, potem Emily, następnie ruszyła w
stronę Spencer. - Jeden.
Oczy Spencer otworzyły się zanim Alison zdążyła jej dotknąć.
Podskoczyła i podbiegła do okna.
- Co ty robisz? Wyszeptała Ali - Rujnujesz nastrój.
- Tu jest za ciemno - Spencer rozsunęła zasłony.
- Nie - Alison opuściła jej ramiona - musi być ciemno, to tak działa.
- Nie, wcale nie.
- Nie, tak ma być.
Spencer położyła swoje ręce na biodrach. - Ja chcę, żeby było tu jaśniej,
może każda z nas tego chce.
Alison zerknęła na resztę, miały dalej zamknięte oczy.
- Wiesz, nie zawsze musi być tak jak ty chcesz.
- Zasuń je - wywarczała Alison.
Spencer przewróciła oczami. - Lecz się.
- Uważasz, że powinnam się leczyć?
Mierzyły się wzrokiem przez chwilę. To była jedna z tych niedorzecznych
walk, która mogłaby dotyczyć dwóch osób, które chcą kupić tę samą rzecz. Ale
tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Dużo większego.
W końcu Spencer wskazała na drzwi i powiedziała ‘wyjdź’ do Alison.
- Dobrze - Alison wyszła na zewnątrz.
- Dobrze - za parę sekund Spencer wyszła za nią.
Wieczorne powietrze było wciąż niebieskawe, a w jej głównym rodzinnym
domu nie świeciły się żadne światła. Było niesamowicie cicho, nawet
świerszcze umilkły i Spencer mogła słyszeć swój własny oddech.
- Zaczekaj chwilę - wykrzyczała zatrzaskując za sobą drzwi. -Alison!
Ale Alison tam nie było.
Kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi, Aria otworzyła swoje oczy.
- Ali? - Zawołała - Dziewczyny? - Bez odpowiedzi.
Rozglądnęła się dookoła. Hanna i Emily siedziały jak skamieniałe na
dywanie, a drzwi były otwarte. Aria wyjrzała do altany, nikogo tam nie było.
Wyszła na palcach do krawędzi posiadłości Ali. Przed nią rozciągał się las i
wszystko było ciche. - Ali? - Wyszeptała. Nic - Spencer?
Wewnątrz Hanna i Emily przetarły oczy.
- Właśnie miałam najdziwniejszy sen w życiu - powiedziała Emily. - To
znaczy wydaje mi się, że był to sen, wszystko działo się tak szybko. Alison
spadła do naprawdę głębokiej studni i wszędzie były wielkie rośliny.
- To był też mój sen - odparła Hanna.
- Tak? - Spytała Emily.
Hanna skinęła głową. - No tak jakby była tam ogromna roślina i widziałam
też Alison, to mógł być jej cień, ale to na pewno była Alison.
- Niesamowite…
Wpatrywały się w siebie, ich oczy były szeroko otwarte.
- Dziewczyny? - Aria wróciła, wyglądała bardzo blado.
- Wszystko w porządku? - Spytała Emily.
- Gdzie jest Alison? - Aria zmarszczyła czoło - I Spencer?
- Nie mamy pojęcia - odparła Hanna. Właśnie wtedy Spencer wpadła
powrotem do domu, wszystkie dziewczyny podskoczyły.
- Co? - Spytała.
- Gdzie jest Ali? - Cicho spytała Hanna.
- Nie wiem, myślałam… - odpowiedziała Spencer - Nie wiem…
Dziewczyny zamilkły, gałęzie jeżdżące po szybach okien, były wszystkim
co słyszały, dźwięk ten przypominał jakby ktoś jeździł paznokciami po tablicy.
- Myślę, że chcę iść do domu - powiedziała Emily.
Następnego poranka dalej nic nie słyszały o Alison. Zdzwoniły się, tym
razem połączenie zawierało cztery osoby, a nie jak zwykle, pięć.
- Myślicie, że jest na nas zła? - Spytała Hanna - Wydawała się być dziwna
przez cały wieczór.
- Prawdopodobnie jest z Katy - odpowiedziała Spencer, Katy była jedną z
hokejowych przyjaciółek Alison.
- A może jest z Tiffany - tej dziewczyny z obozu? - Zaproponowała Aria.
- Mam wrażenie, że gdzieś się dobrze bawi - powiedziała Emily cicho.
Każda z nich dostawała telefony od mamy Ali, która pytała czy coś o niej
słyszały. Na początku dziewczyny kryły ją, to była niezapisana zasada, już
nieraz to robiły kiedyś. Na przykład kiedy Ali wyślizgnęła się po 11 wieczorem
- godzinie policyjnej w weekend, lub kiedy Spencer pożyczyła firmowy płaszcz
siostry i przez przypadek zostawiła go w pociągu. Ale kiedy każda z nich
odkładała słuchawkę, złe przeczucie w jej żołądku nasilało się. Coś wydawało
się być strasznie źle.
Tego popołudnia pani DiLaurentis zadzwoniła znowu, tym razem w panice.
Już wieczorem rodzice Ali zadzwonili na policję, a następnego ranka wozy
policyjne i telewizyjne rozłożyły obozowisko na ich podwórku. Było to
dosłowne marzenie mediów, ładna, lokalna dziewczyna zaginęła w jednym z
najbezpieczniejszych miasteczek ameryki.
Hanna zadzwoniła do Emily zaraz po obejrzeniu pierwszych nocnych
wiadomości o Alison.
- Policja cię przesłuchiwała?
- Tak - wyszeptała Emily.
- Mnie też, nie powiedziałaś nic o… - przerwała, - sprawie Jeny, prawda?
- Nie - wysapała - A myślisz, że coś wiedzą?
- Nie… nie mogliby - Hanna wyszeptała po sekundzie. - Tylko nasza
czwórka o tym wie… i Alison.
Policja wypatrywała dziewczyny wszędzie i przesłuchała praktycznie
każdego, od byłego instruktora gimnastyki, po chłopaka, który kiedyś jej
sprzedał papierosy w Wawie (amerykańskie centrum spożywcze). Było to lato
przed klasą ósmą i dziewczyny miały flirtować z facetami na imprezach przy
basenie, jeść kolby kukurydzy w ogródku i chodzić na całodniowe zakupy w
centrum handlowym. Zamiast tego wypłakiwały się do poduszki w łóżkach, albo
wpatrywały się pusto w ściany pokryte zdjęciami. Spencer sprzątała pokój, który
wyglądał jak po dobrej imprezie, rozmyślała nad tym czego dokładnie dotyczyła
jej kłótnia z Ali oraz o rzeczach, które wiedziała o niej i nikt inny poza nią.
Hanna spędziła godziny na podłodze w swojej sypialni chowając opróżnione
paczki po chipsach pod łóżko. Emily nie mogła przestać obsesyjnie myśleć o
liście, który napisała do Ali przed jej zniknięciem… czy ona go kiedykolwiek
otrzymała? Aria siedziała na swoim biurku z Pigtunią. Powoli dziewczyny
przestawały do siebie dzwonić. Te same myśli prześladowały każdą z nich, ale
nie miały nic, co mogłyby sobie powiedzieć.
Lato przeistoczyło się w rok szkolny, który znów przeszedł w lato. Policja
kontynuowała poszukiwania, ale po cichu. Media straciły zainteresowanie
sprawą, całą swoją uwagę przenosząc na potrójne morderstwo w centrum
miasta. Nawet rodzice Ali przenieśli się z Rosewood prawie 2 i pół roku po jej
zniknięciu. Jeśli chodzi o Spencer, Hannę, Emily i Arię, coś się w nich zmieniło.
Kiedy przechodziły obok starej ulicy Ali i zerkały na jej dom, już nie zaczynały
od razu płakać, zamiast tego czuły coś innego, ulgę. Oczywiście Alison, była
Alison, była ramieniem, na którym można było się wypłakać, jedyną ktorą
spytałabyś się czy twoja nowa miłość coś do Ciebie czuje, to ona podejmowała
decyzje czy twoja pupa wygląda grubo w tych jeansach, czy nie. Ale
dziewczyny również się jej bały. Ali wiedziała o nich więcej niż ktokolwiek
inny, razem ze wszystkimi złymi rzeczami, które chciały pochować jak trupa.
Myślenie o tym, że Ali mogła nie żyć było okropne, ale przynajmniej ich
sekrety były teraz bezpieczne.
I były… przez trzy lata.
1
POMARAŃCZE, BRZOSKWINIE I LIMONKI, O JEJ!
- Ktoś w końcu kupił stary dom DiLaurentises - powiedziała mama Emily
Fields. Było sobotnie popołudnie i pani Fields siedziała w kuchni, okulary
dwuogniskowe miała wciśnięte na jej nos, spokojnie robiąc rachunki.
Emily czuła, że waniliowa Cola, którą piła musuje pod jej nosem.
- Myślę, że kolejna dziewczyna w Twoim wieku wprowadziła się. -
Kontynuowała pani Fields. - Miałam podrzucić ten koszyk dzisiaj. Może Ty
chcesz zamiast tego? - Wskazała pokrytą celofanem potworność na ladzie.
- Boże, Mamo, nie. - Odpowiedziała Emily. Odkąd była nauczycielem
szkoły podstawowej w stanie spoczynku od poprzedniego roku, mama Emily
stała się nieoficjalnym damą z Komitetu powitalnego Rosewood w
Pennsylvanii. Zajmowała się milionem przypadkowych rzeczy - suszonymi
owocami, tymi takimi rzeczami, których się używa, by słoiki się nie otworzyły,
ceramicznymi kurczakami (mama Emily obserwowała kurczaki),
przewodniczeniem Międzynarodowej Sieci Pomocy Społecznej, czymkolwiek,
co wiązało się z wielkim wiklinowym, powitalnym koszykiem. Była prototypem
podmiejskiej mamci, bez SUV-a. Myślała, że one są ostentacyjne i żłopią gaz,
więc zamiast tego jeździła takim praktycznym Volvo kombi.
Pani Fields wstała i przeczesała przez zdemolowane chlorem włosy Emily.
- Czy to zasmuci Cię tak bardzo, jeśli pójdziesz tam, skarbie? Może
powinnam wysłać Carolyn?
Emily spojrzała na jej siostrę Carolyn, która była o rok starsza i rozsiadła
się komfortowo na firmowej sofie La-Z-Boy, oglądając „Dr Phila”. Emily
potrząsnęła głową - Nie, w porządku. Zrobię to.
Z pewnością, Emily jęczała czasami i przewracała oczami, ale prawda była
taka, że jeśli jej mama prosiła, Emily musiała, więc zrobić to, co musiała zrobić.
Była bliska miana piątkowej uczennicy, cztery razy zdobyła mistrzostwo w
pływaniu „stylem motyla” i była hiper - posłuszną córką. Podążanie zgodnie z
zasadami i prośbami przychodziło jej łatwo.
Dodatkowo, gdzieś w głębi jej pragnień, był to powód, by zobaczyć znowu
dom Alison. Kiedy wydawało się, że reszta Rosewood zaczęła iść naprzód po
zaginięciu Ali trzy lata, dwa miesiące i dwanaście dni temu, Emily, natomiast
nie. Nawet teraz nie mogła patrzeć na jej książkę pamiątkową z siódmej klasy
bez pragnienia zwinięcia się w kłębek. Czasami podczas deszczowych dni
Emily wciąż czytała stare zapiski Ali, które nagromadziła w pudełku po butach
Adidas pod łóżkiem. Zatrzymała nawet parę sztruksowych spodni Ali, które Ali
pozwoliła jej pożyczyć, i teraz wisiały na drewnianym wieszaku w jej szafie,
nawet, mimo że były na nią za małe. Spędziła ostatnie kilka samotnych lat w
Rosewood, pragnąc innej koleżanki jak Ali, ale to prawdopodobnie miało się nie
zdarzyć. Nie była perfekcyjną przyjaciółką, ale z wszystkimi jej wadami, Ali
było całkiem trudno zastąpić.
Emily wyprostowała się i złapała kluczyki do Volvo z haczyka obok
telefonu. - Wrócę za małą chwilkę. - Zawołała, kiedy zamykała drzwi za sobą.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła, kiedy podjechała do starego
wiktoriańskiego domu Alison, była sterta śmieci na krawężniku przy ulicy
pokrytej liśćmi, z wielkim napisem „ZA DARMO”. Zamrugała i zdała sobie
sprawę, że niektóre z tych rzeczy, były Alison - rozpoznała stare, wygodne
krzesło Ali z jej sypialni, pokryte białym sztruksem. Rodzina DiLaurentises
wyprowadziła się prawie dziewięć miesięcy temu. Widocznie zostawili trochę
rzeczy.
Zaparkowała za wielkim poruszającym się vanem Bekins i wysiadła z
Volvo. - Stop - wyszeptała, próbując powstrzymać jej dolną wargę przed
drżeniem. Pod krzesłem było kilka stert brudnych książek. Emily sięgnęła i
spojrzała na sterty. „Szkarłatne godło odwagi”. “Książę i żebrak”. Pamiętała, że
czytała je w siódmej klasie pana Pierce’a, mówiły o symbolizmie, metaforach i
rozwiązaniu akcji po punkcie kulminacyjnym. Było więcej książek pod nimi,
włączając w to jakieś stare zeszyty. Pudełka leżały obok książek, były podpisane
UBRANIAALISON i STARE RZECZY ALISON. Pudła były przewiązane
niebieską i czerwoną wstążką. Emily przesunęła ją lekko. Był tam medal
pływacki z szóstej klasy, który Emily zostawiła kiedyś w domu Alison, kiedy
wymyśliły grę „Olimpijski Seks Bogiń”.
- Chcesz to?
Przestraszyło to ciężko Emily. Stanęła twarzą w twarz z wysoką, szczupłą
dziewczyną o śniadej cerze i dzikimi, czarno-brązowymi kręconymi włosami.
Dziewczyna miała na sobie żółty obcisły top, którego ramiączko ześlizgnęło się
z jej ramienia, odsłaniając pomarańczowo-zielone ramiączko biustonosza. Emily
nie była pewna, ale pomyślała, że ma taki sam stanik w domu. Był z Victoria
Street i miał wzór w pomarańcze, brzoskwinie i limonki na miseczkach.
Medal pływacki wyślizgnął się z jej dłoni i z łoskotem upadł na ziemię.
- Możesz wziąć wszystko, co chcesz. Widzisz znak?
- Nie, dzięki, w porządku.
Dziewczyna wyciągnęła rękę, - Maya St. Germain. Właśnie się tu
wprowadziłam.
- Ja… - słowa utknęły w gardle Emily. - Jestem Emily - w końcu zdołała
wyciągnąć rękę, uścisnąć ją i potrząsnąć. To było bardzo formalny uścisk dłoni
dla niej, Emily nie była pewna, czy kiedyś już to robiła. Czuła się lekko
skołowana. Może nie zjadła wystarczającej ilości Miodowych Płatków Cherrios
na śniadanie?
Maya pokazała na rzeczy na ziemi. - Możesz uwierzyć, że wszystkie te
śmieci były w moim nowym pokoju? Musiałam usunąć je sama stamtąd. Do
kitu.
- Taa, wszystkie należały do Alison. - Emily praktycznie wyszeptała.
Maya przesunęła się, by zbadać parę papierowych toreb. Wsunęła jej
ramiączko od topu na ramię. - Czy ona jest Twoją przyjaciółką?
Emily zastanawiała się - Jest? - Może Maya nie słyszała o zaginięciu Ali. -
Um, była, jakiś czas temu. Razem z kilkoma innymi dziewczynami, które
mieszkają tu niedaleko - wyjaśniła Emily, opuszczając część o porwaniu, czy
morderstwie, czy o czymkolwiek, co mogło stać się i czego nie mogła znieść, by
sobie to wyobrazić. - W siódmej klasie się przyjaźniłyśmy. Teraz chodzę do
jedenastej szkoły w Rosewood. - Szkoła zaczynała się po tym weekendzie.
Także jesienne ćwiczenia w pływaniu, co znaczyło trzy godziny okrążeń w
pływaniu dziennie. Emily nie chciała nawet o tym myśleć.
- Ja tez idę do Rosewood. - Uśmiechnęła się Maya. Zatopiła się w starym
krześle Alison, pokrytym sztruksem, aż zaskrzypiało. - Moi rodzice mówili mi
w trakcie lotu tutaj, że jestem szczęściarą, bo dostałam się do Rosewood i jaka
inna będzie od mojej szkoły w Kalifornii. Założę się, że nie mieliście
meksykańskiego jedzenia, prawda? Takiego, naprawdę dobrego
meksykańskiego jedzenia jak całe-meksykańskie jedzenie. Zazwyczaj mieliśmy
je w naszej kawiarni i było mmm, naprawdę dobre. Będę musiała przywyknąć
do Taco Bell. Ich gorditas1 powodują, że chce mi się wymiotować.
- Oh, - Emily się uśmiechnęła. Ta dziewczyna na pewno mówiła dużo. -
Taa, jedzenie faktycznie jest do kitu.
Maya wstała z krzesła. - Może to będzie dziwne pytanie, kiedy dopiero co
się tu wprowadziłam, ale czy mogłabyś mi pomóc wtachać resztę tych pudeł do
mojego pokoju? - Pokazała na klika pudeł Crate&Barrel na platformie
ciężarówki.
Oczy Emily rozszerzyły się. Iść do starego pokoju Alison? Ale to będzie
całkowicie niegrzeczne jeśli odmówi, czyż nie? - Um, pewnie. - Powiedziała
drżąco.
Dom wciąż pachniał mydłem Dove i potpourri2, dokładnie tak, jakby
mieszkała tu rodzina DiLaurentises. Emily przystanęła przed drzwiami i
poczekała za Mayą, by dała jej instrukcje, nawet jeśli wiedziała, że mogła
znaleźć stary pokój Ali z zamkniętymi oczami na końcu schodów w korytarzu.
Pudła przeprowadzkowe były wszędzie, a dwa włoskie charty szczekały za
drzwiami do kuchni.
- Ignoruj je - powiedziała Maya, wspinając się schodami do swojego
pokoju i przesuwając drzwi jej okrytym frotte biodrem.
Wow, wygląda tak samo, pomyślała Emily, kiedy weszła do sypialni. Ale
rzeczy w nim, były inne: Maya ustawiła jej królewskie łóżko w innym
narożniku, miała wielki, płaski monitor komputera na biurku i poprzyklejane
plakaty, przykrywające starą, kwiatową tapetę Alison. Ale coś odczuwało się tak
samo, jakby obecność Alison. Emily czuła się zamroczona i oparła się o ścianę
dla wsparcia.
- Połóż to gdziekolwiek - powiedziała Maya. Emily zebrała się w sobie, by
stanąć, położyła swoje pudło na podłodzie przy łóżku i rozejrzała się.
- Podobają mi się twoje plakaty - Powiedziała. Były na nich w większości
zespoły: M.I.A., Black Eyed Peas, Gwen Stefani w uniformie cheerlederki. -
Uwielbiam Gwen - dodała.
- Taaa - Maya powiedziała. - Mój chłopak ma fioła na jej punkcie. Ma na
imię Justin. Jest z San Francisco, tak jak ja.
- Oh, ja też mam chłopaka - powiedziała Emily. - Ma na imię Ben.
- Tak? - Maya usiadła na jej łóżku. - Jaki on jest?
Emily próbowała przywołać wspomnienie Bena, jej chłopaka od czterech
miesięcy. Widziała go dwa dni temu - oglądali Doom na DVD w jej domu.
Mama Emily była w innym pokoju, oczywiście, przypadkowo wpadając i
pytając, czy czegoś nie potrzebują. Byli dobrymi przyjaciółmi przez jakiś czas,
w tej samej drużynie pływackiej. Wszyscy ich kumple z drużyny, mówili, że
powinni wyjść razem, więc tak zrobili. - Jest w porządku.
- Więc dlaczego już nie przyjaźnisz się z dziewczyną, która tu mieszkała? -
Zapytała Maya.
Emily wcisnęła jej rudawo-blond włosy za ucho. Wow. Więc, Maya
naprawdę nie wiedziała o Ali, przez to mogła zacząć płakać - co byłoby dziwne.
Właściwie ledwo znała Mayę. - Dorastałam razem z moimi przyjaciółkami z
siódmej klasy. Wszystkie zmieniłyśmy się, tak zgaduję.
To było niedomówienie. O innych, najlepszych przyjaciółkach Emily,
Spencer stała się bardziej przesadną wersją siebie samej już perfekcyjnej,
rodzina Arii nagle się przeprowadziła do Irlandii jesienią po zaginięciu Ali, a
dziwacznie-urocza Hanna stała się całkowicie niedziwaczna, nieurocza i stała
się totalną szmatą. Hanna i jej teraz najlepsza przyjaciółka, Mona Vanderwaal,
całkowicie przeistoczyły się latem między ósmą i dziewiątą klasą. Mama Emily
widziała Hannę idącą do Wawa, lokalnego, nowoczesnego sklepu i powiedziała
Emily, że Hanna wyglądała bardziej zdzirowato niż sama Apis Milton. Emily
nigdy nie słyszała, by jej mama wypowiedziała słowo „zdzirowato”.
- Wiem, co to znaczy dorastać razem - powiedziała Maya, balansując w
górę i w dół na łóżku, kiedy siedziała. - Jak z moim chłopakiem. On jest taki
przerażony, kiedy dzieli nas taki kawał drogi, bo jesteśmy na różnych
wybrzeżach. Jest takim dużym dzieciakiem.
- Mój chłopak i ja jesteśmy w drużynie pływackiej, więc widzimy się cały
czas - Emily odpowiedziała, rozglądając się za miejscem, gdzie mogła usiąść.
Może to zbyt dużo czasu, pomyślała.
- Pływasz? - Zapytała Maya. Patrzyła na Emily z góry i z dołu, co
spowodowało, że Emily poczuła się trochę dziwnie. - Założę się, że jesteś
naprawdę dobra. Masz totalne ramiona.
- Oh, no nie wiem. Emily się zarumieniła i oparła się o drewniane biurko
Mayi.
- Naprawdę, masz! - Uśmiechnęła się. - Ale … jeśli jesteś wielką atletką,
więc to znaczy, że zabijesz mnie jeśli zapalę trochę trawki?
- Co, teraz? - Oczy Emily rozszerzyły się. - A co z Twoimi rodzicami?
- Są w sklepie spożywczym. A mój brat - jest gdzieś tutaj, ale nie dba o to.
-Maya sięgnęła pod jej materac po puszkę Altoids. Podniosła się do okna, które
było obok jej łóżka, wyciągnęła dżointa i zapaliła go. Dym zawirował na
podwórko, tworząc mglistą chmurę dookoła dużego dębu.
Maya wzięła dżointa do środka. - Chcesz macha?
Emily w całym swoim życiu nigdy nie próbowała trawki - zawsze myślała,
że jej rodzice w jakiś sposób dowiedzą się, np.: po powąchaniu jej włosów albo
zmuszając ją do oddania moczu do kubka czy coś w tym rodzaju. Ale kiedy
Maya wyciągnęła wdzięcznie z jej wiśniowych ust dżointa, to było seksowne.
Emily chciała wyglądać też tak seksownie.
- Um, ok. - Emily przysunęła się bliżej do Mayi i wzięła od niej dżointa.
Ich dłonie musnęły się, a ich oczy spotkały się. Ręka Emily trzęsła się. Czuła się
zdenerwowana, ale włożyła dżointa do ust i wzięła delikatnego macha, jakby
sączyła waniliową Colę przez słomkę.
Ale to nie smakowało jak waniliowa Cola. Poczuła się tylko jakby
wdychała cały słoik zgniłych przypraw. Była na krawędzi kaszlenia jak stary
facet.
- Stop - powiedziała Maya, zabierając jej dżointa. - Pierwszy raz?
Emily nie mogła oddychać i tylko potrząsnęła głową, gapiąc się.
Zacharczała trochę, próbując zaczerpnąć powietrze do piersi. W końcu mogła
poczuć powietrze znowu w płucach. Kiedy Maya odwróciła ramię, Emily
zobaczyła długą, białą bliznę biegnącą wzdłuż nadgarstka. Stop. Wyglądało to
jak wąż albinos na jej opalonej skórze. Boże, była już prawdopodobnie na haju.
Nagle nastąpił długi brzęk. Emily podskoczyła. Potem usłyszała brzęk
znowu. - Co to? - Zacharczała.
Maya zaciągnęła się znowu i potrzasnęła głową. - Robotnicy. Są tu na
jeden dzień, bo moi rodzice zaczęli remont. - Uśmiechnęła się. - Totalnie
świrujesz, jakbyś myślała, że gliny jadą. Wpadłaś wcześniej?
- Nie! - Emily wybuchła śmiechem, to była taka śmieszna myśl.
Maya zaśmiała się, wypuszczając powietrze.
- Powinnam iść - powiedziała chrapliwym głosem Emily.
Twarz Mayi zachmurzyła się. - Dlaczego?
Emily zeszła z łóżka. - Powiedziałam mojej mamie, że zatrzymam się tylko
na chwilę. Ale zobaczymy się we wtorek w szkole.
- Super - powiedziała Maya. - Może mogłabyś mnie oprowadzić?
Emily uśmiechnęła się - Jasne.
Maya uśmiechnęła się i pomachała jej na dowidzenia trzema palcami. -
Wiesz jak znaleźć drogę wyjścia?
- Tak, tak myślę. - Emily spojrzała jeszcze raz na pokój Ali eh… pokój
Mayi i zeszła na dół zbyt znajomymi schodami.
Były, dopóki Emily nie potrząsnęła głową na otwartej przestrzeni,
przechodząc obok starych rzeczy Alison przy krawężniku, i wspinając się z
powrotem do samochodu rodziców, kiedy zobaczyła wielki koszyk powitalny na
tylnim siedzeniu. Pieprzyć to, pomyślała, pakując koszyk między stare krzesło
Alison a jej pudła z książkami. Kto właściwie potrzebuje przewodnika w
społeczeństwie Rosewood? Maya już mieszka tutaj.
I Emily była nagle szczęśliwa, że tak zrobiła.
2
ISLANDZKIE (I FIŃSKIE) DZIEWCZYNY SĄ ŁATWE
- O-mój-boże drzewa. Wreszcie widzę duże, grube drzewa
Piętnastoletni brat Arii Montgomery - Michelangelo - wystawił głowę
przez okno samochodu, jakby był golden retiever’em. Aria, jej rodzice: Ella i
Byron - chcieli by ich dzieci mówiły do nich po imieniu - i Mike jechali z
Międzynarodowego Lotniska w Filadelfii. Właśnie przylecieli z Reykjaviku,
Islandii. Tato Arii był profesorem historii sztuki i cała rodzina była ostatnie dwa
lata w Islandii, kiedy on pracował nad materiałami do dokumentu telewizyjnego
o sztuce skandynawskiej. Teraz, kiedy wrócili, Mike podziwiał widok na
pensylwańską wieś. To znaczy na… wszystko. Każdą pojedynczą rzecz.
Kamienny zajazd z 1700-nego roku, w którym sprzedawano ozdobną ceramikę,
czarne krowy, które wpatrywały się bezmyślnie w ich samochód zza wiejskiego,
drewnianego płotu, nowo angielskie centrum handlowe w wiejskim stylu, które
powstało, kiedy ich nie było. Nawet obskurny, dwudziestopięcioletni lokal
Pączków Dunkina.
- Człowieku, nie mogę się doczekać Coolata! - wypalił Mike.
Aria jęknęła. Mike spędził samotnie te 2 lata w Islandii - twierdził, że
tamtejsi chłopcy są ‘mięczakami, którzy jeżdżą na małych, wesołych koniach’ -
ale Aria rozkwitała. Nowy start był tym, czego ona właśnie wtedy potrzebowała,
więc była szczęśliwa kiedy ojciec obwieścił, że rodzina się przeprowadza. To
była jesień, zaraz po zniknięciu Allison, paczka rozpadła się i dziewczyny
zostawiły ją bez prawdziwych przyjaciół, pozostała tylko szkoła pełna ludzi,
których zawsze znała.
Zanim wyjechała do Europy, mogła zobaczyć chłopców, jak zaintrygowani
patrzą na nią, ale potem odwracają wzrok. Z jej delikatną, sylwetką baletnicy,
prostymi czarnymi włosami i wydatnymi ustami, Aria wiedziała, że jest ładna.
Ludzie zawsze jej to mówili, ale dlaczego nie miała randki aż do przerwy
wiosennej w siódmej klasie? Podczas jednego z ostatnich, okropnych spotkań ze
Spencer, w czasie wakacji po tym jak zniknęła Ali, Spencer powiedziała jej, że
mogłaby mieć więcej randek gdyby tylko się dopasowała.
Tyle, że Aria nie wiedziała jak się dopasować. Jej rodzice wpoili jej, że jest
indywidualnością, a nie owcą podążającą za stadem i powinna być wyłącznie
sobą. Kłopot w tym, że Aria nie wiedziała kim jest naprawdę. Kiedy miała 11
lat, próbowała punkowej Arii, pretensjonalnej Arii, filmu dokumentalnego Arii,
a zaraz przed przeprowadzką, próbowała idealnej dziewczyny z Rosewood,
jeżdżącej na koniach, noszącej koszulki polo, dziewczyną którą lubili wszyscy
chłopcy Rosewood, ale to wszystko było właśnie tym, czym nie była Aria. Na
szczęście przeprowadzili się do Islandii dwa tygodnie po tej katastrofie i tam
wszystko, wszystko, wszystko uległo zmianie.
Jej ojciec dostał ofertę pracy w Islandii zaraz po tym jak Aria zaczęła
naukę w ósmej klasie i cała rodzina się spakowała. Była pewna, że wyjeżdżają z
powodu sekretu o jej tacie, który tylko ona - i Alison DiLaurentis - znała.
Postanowiła nie myśleć o tym ponownie w momencie, kiedy samolot
wystartował i po kilku miesiącach życia w Reykjaviku, Rosewood, stało się
odległym wspomnieniem. Jej rodzice zdawali się znów się w sobie zakochać i
nawet jej zupełnie małomiasteczkowy braciszek nauczył się dwóch języków:
Islandzkiego i Francuskiego. Natomiast Aria zakochała się… kilka razy,
właściwie.
Więc co jeśli chłopcy Rosewood nie chcieli zwariowanej Arii? Islandzcy
chłopcy - bogaci, światowi, fascynujący Islandzcy chłopcy - na pewno chcieli.
Tak szybko jak tylko się tam wprowadzili, spotkała chłopca, który miał na imię
Hallbjorn. Miał 17 lat, był DJ’em, miał trzy kucyki i najpiękniejsze ciało, jakie
tylko Aria widziała. Zabrał ją do islandzkich gejzerów i zaraz po tym jak jeden
wybuchł i wokoło było pełno piany, pocałował ją. Po Hallbjornie był Lars, który
lubił się bawić jej starą świnką-marionetką, Pigtunią - jedyną, która doradzała
jej w miłosnym życiu - i zabrał ją do najlepszych całonocnych dyskotek w
porcie. Poczuła się lubiana i seksowna w Islandii. Tam, stała się Islandzką Arią,
najlepszą Arią do teraz. Znalazła swój własny styl na pograniczu kultury
hipisowskiej i cygańskiej. Ubrania z dużą ilością warstw i falban, wysokie,
sznurowane buty i podarte jeansy, które kupiła podczas podróży do Paryża
pociągiem Eurail (TGV) czytając francuską literaturę. Miała wtedy ze sobą
tylko przeterminowaną mapę i bieliznę na zmianę.
Ale teraz, każdy w Rosewood widziany na zewnątrz auta przypominał jej o
przeszłości, którą chciała zapomnieć. Tam był bar Ferry, gdzie spędzała całe
godziny z przyjaciółmi w gimnazjum. Tam był klub miejski z bramą z kamienia,
do którego jej rodzice nie należeli, ale poszła tam ze Spencer i raz czując
przypływ odwagi podeszła do jej szkolnej miłości, Noela Kahna i zapytała go
czy nie zjadłby z nią lodowej kanapki. Olał ją, oczywiście.
Była też osłoneczniona ulica z drzewami, gdzie mieszkała Alison. Kiedy
samochód zatrzymał się przy znaku stopu, Aria nareszcie mogła to zobaczyć,
drugi dom od rogu. Była tym kupa śmieci na krawężniku, ale ogólnie dom był
cichy i spokojny. W Islandii, dni mijały tak, że była w stanie zapomnieć o Ali,
ich sekretach i o tym, co się stało. Wróciła do Rosewood mniej niż 10 min temu
i mogła słyszeć głos Ali w każdym zakątku, widzieć ją w każdym odbiciu w
oknach domów. Spuściła wzrok na siedzenie i próbowała nie płakać.
Jej tato jechał dalej i zatrzymał się kilka ulic dalej przy ich starym domu,
postmodernistycznym pudełku z tylko jednym prostokątnym oknem, w samym
centrum - to było ogromne rozczarowanie po ich domu w Islandii - wyblakło
niebieskim domku na wybrzeżu. Aria poszła za rodzicami do domu i każdy
krzątał się w swoim własnym pokoju. Słyszała brata jak odbiera telefon na
zewnątrz.
- Mamo!- Mike wbiegł przez frontowe drzwi. - Właśnie rozmawiałem z
Chadem, powiedział, że dziś jest pierwszy trening lacrosse.
- Lacrosse? - Ella wyjrzała z jadalni. -Teraz?
- Tak - odpowiedział. - Idę! - Wbiegł szybko po schodach do jego starego
pokoju.
- Aria, słonko? - Jej mama zwróciła się ku niej. - Możesz go zawieść na
trening?
Aria zaśmiała się
- Um, mamo? Nie mam swojego prawa jazdy.
- I? Jeździłaś cały czas w Reykjaviku. Boisko do lacrosse jest tylko kilka
mil stąd, prawda? Najgorsze co może się stać, to to, że potrącisz krowę. Tylko
poczekaj na niego, aż skończy trening.
Aria wstrzymała się, jej mama brzmiała zimno. Słyszała tatę krzątającego
się w kuchni i mruczącego coś pod nosem. Czy jej rodzice będą kochać się tak
samo jak było to w Islandii? Czy rzeczy wrócą do tego jak było?
- Dobrze - Mruknęła Aria. Wzięła jej torebkę z lady, chwyciła kluczyki do
auta i wślizgnęła się na miejsce kierowcy w aucie.
Jej brat wspiął się zaraz obok niej, niesamowicie szybko gotowy do
treningu. Trzymał swój ulubiony kij i dał jej diabelski - wszystko wiedzący
uśmiech.
- Szczęśliwa z powrotu?
Aria tylko westchnęła w odpowiedzi. Podczas całej jazdy Mike tylko
wpatrywał się w okno, i tylko wykrzykiwał:
- To dom Caleba! Mają rampę do deskorolki! - i - Krowie placki ciągle
śmierdzą tak samo!- Na ogromnym, perfekcyjnie skoszonym boisku, ledwo się
zatrzymała, kiedy Mike otworzył drzwi i wyskoczył.
Rozłożyła się na siedzeniu, spojrzała przez szyberdach i westchnęła.
- Świetnie, jestem tu z powrotem - Balon na gorące powietrze unosił się na
tle chmur. Uspokajające było patrzenie na niego, ale ona skupiła się, zamknęła
jedno oko i udała, że zgniata balon pomiędzy palcami.
Grupka chłopców w białych koszulkach Nike, luźnych szortach i w
zacofanych czapkach z daszkiem przeszła przed jej autem. Widzisz? Wszyscy
chłopcy w Rosewood są tacy sami. Aria zamrugała. Jeden z nich nosił taką samą
koszulkę z Uniwersytetu Pensylwanii jak Noel Kahn, chłopiec od lodowej
kanapki, w którym się kochała. Spojrzała na tego chłopca, miał czarne,
pofalowane włosy. Czekaj. To… on? O boże. To on. Aria nie mogła uwierzyć,
że nosił tą samą koszulkę, od kiedy miał trzynaście lat. Pewnie robił to dla
szczęścia lub innego zabobonu.
Noel zobaczył ja, wtedy podszedł do niej i zapukał w okno. Opuściła.
- Ty jesteś tą dziewczyną która była na biegunie północnym. Aria, prawda?
Byłaś przyjaciółką Ali? - Noel kontynuował.
- Nie głupku - James Freed, drugi najprzystojniejszy chłopak w Rosewood
stał za Noelem. - Ona nie poszła na biegun północny, ona wyjechała do
Finlandii. Wiesz, tam skąd pochodzi ta modelka Svetlana. Ta która wygląda jak
Hanna.
Aria podrapała się w głowę. Hanna? Chodzi o Hannę Marin?
Rozległ się gwizdek i Noel dotknął ramienia Arii.
- Zostaniesz na treningu, Finlandia?
- Uh…. Ja - Odpowiedziała Aria.
- Co to? Seksowne finlandzkie mruknięcie? - James się uśmiechnął.
Aria podniosła wzrok, była pewna, że ja było Finlandzkim
odpowiednikiem tak, ale oczywiście oni tego nie wiedzieli.
- Miłej z waszymi piłeczkami - uśmiechnęła się. Chłopcy popisywali się
przed wbiegnięciem na boisko.
Aria wyjrzała przez okno. O ironio. Po raz pierwszy flirtowała z
jakimkolwiek chłopcem z Rosewood. Zwłaszcza z Noelem i nawet jej to nie
obeszło.
Przez drzewa mogła zobaczyć iglicę należącą od kaplicy Hillis College,
małej liberalnej szkoły artystycznej gdzie uczył jej ojciec. Na ulicy Holli’s był
bar, Snookers. Usiadła wygodniej i spojrzała na zegarek. Druga trzydzieści.
Mogło być otwarte. Mogła pójść na piwo, lub dwa i znaleźć jej własną
rozrywkę.
I może pod wpływem piwa nawet chłopcy z Rosewood będą wyglądać
lepiej.
* * *
W Reykajaviku bary pachniały świeżo warzonym piwem, starym drzewem
i francuskimi papierosami. Snookers pachniał jak mieszanka martwych ciał,
paskudnych hot dogów i potu. I Snookers, jak wszystko w Rosewood przynosiło
wspomnienia. Jednego piątkowego wieczoru namówiona przez Ali miała pójść
do Snookers i zamówiła drinka ‘Głośny(Krzyczący) Orgazm’. Aria czekała w
kolejce ze grupką chłopaków z collegu i kiedy bramkarz nie chciał wpuścić jej
do środka, Aria zrobiła smutną minę i powiedziała - Mój ‘Głośny orgazm’ jest
tam. - Uświadomiła sobie, co powiedziała spiesznie krocząc przez parking
wróciła do znajomych, którzy śmiali się tak głośno, że dostali czkawki.
- Amstel - powiedziała do barmana po przejściu przez drzwi wyłożone
szkłem - widocznie nie było jeszcze bramkarzy tak wcześnie. Barman popatrzył
na nią podejrzliwie ale potem postawił piwo tuż przed nią i odwrócił się. Aria
pociągnęła duży łyk. Smakowało słodko i wodniście. Wypluła to powrotem do
kufla.
- Wszystko w porządku?
Aria odwróciła się. Przy taboretach siedział mężczyzna z rozczochranymi
blond włosami i lodowo-niebieskimi, syberyjsko matowymi oczami. Trzymał
coś w małej szklance.
Aria odwróciła się do niego.
- Tak, zapomniałam już jak smakuje tutaj piwo. Byłam w Europie przez
dwa lata. Lepiej smakuje tam.
- Europa? - Uśmiechnął się. Miał miły uśmiech - Gdzie?
Aria uśmiechnęła się.
- Islandia.
Jego oczy pojaśniały.
- Raz spędziłem kilka nocy w Reykjaviku podczas mojej wycieczki do
Amsterdamu. Była tam duża, niesamowita impreza na wybrzeżu.
Aria oplotła ręce wokół jej kufla.
- Tak -powiedziała uśmiechając się - mają tam najlepsze imprezy.
- Widziałaś zorzę polarną?
- Oczywiście - odpowiedziała. - Mamy niesamowite balangi w lecie… z
najlepszą muzyką - Spojrzała na jego szklankę. - Co pijesz?
- Szkocką - odpowiedział i zawołał barmana. - Chcesz?
Skinęła głową. Przesiadł się do niej. Miał miłe dłonie z długimi palcami i
lekko obdartymi paznokciami. Nosił małą plakietkę na kiego sztruksowej kurtce
z napisem ‘GŁOS NA INTERLIGENTNE KOBIETY!’
- Więc mieszkałaś w Islandii? - Uśmiechnął się znowu. - Rok przerwy za
granicą?
- Właściwie to nie - odpowiedziała. Barman postawił przed nią szkocką.
Wzięła duży łyk, jakby było to piwo. Jej gardło i klatka piersiowa zapiekły. -
Byłam w Islandii ponieważ…
Zatrzymała sama siebie.
- Tak… to był mój, uh, rok za granicą - Pozwoliła mu myśleć co chciał.
- Fajnie - skinął głową. - Gdzie byłaś przedtem?
Wzruszyła ramionami.
- Tutaj, w Rosewood - Uśmiechnęła się i szybko dodała - ale tam było o
wiele lepiej.
Skinął głową.
- To było przygnębiające wrócić do Stanów po pobycie w Amsterdamie.
- Płakałam całą drogę do domu - przyznała, czuła się jak ona - jej nowa
ulepszona islandzka Aria - pierwszy raz, od kiedy wróciła. Nie tylko rozmawiała
z miłym i inteligentnym facetem o Europie, ale to mógł być jedyny chłopak
który nie znał jej sprzed pobytu a Islandii - dziwacznej przyjaciółki pięknej
dziewczyny która zniknęła. - Więc idziesz do szkoły tutaj? - zapytała.
- Właśnie ukończyłem - Wytarł usta serwetką i zapalił. Zaproponował jej
papierosa, ale ona potrząsnęła głową. - Będę uczyć.
Aria wzięła kolejny łyk szkockiej i zdała sobie sprawę, że już wypiła.
- Mogłabym uczyć, tak myślę. Kiedy już skończę szkołę. Albo pisać sztuki.
- Tak? Sztuki? Jaka jest twoja specjalizacja?
- Um, angielski? - Barman postawił przed nią kolejna szkocką.
- Ja uczę angielskiego! - powiedział, położył rękę na jej kolanie. Aria była
tak zaskoczona, że wzdrygnęła się i prawie nie potrąciła szklanki. Podniósł rękę.
Zarumieniła się.
- Przepraszam - powiedział trochę głupkowato. - Jestem Ezra.
- Aria - Nagle jej imię zabrzmiało wesoło. Zachichotała i straciła
równowagę.
- Whoa - Ezra przytrzymał ją.
Trzy szkockie później Aria i Ezra ustalili że oboje spotkali tego samego
starego marynarza - barmana w Borgu - barze w Reykjaviku, uwielbiali sposób
w jaki gorące źródła wysoko mineralizowanej wody z niebieskiej laguny
usypiały i właściwie lubili jak pachnie geotermalna gorąca woda, zgniłymi
jajkami i siarką. Aria pragnęła spytać czy Ezra ma dziewczynę. Czuła ciepło
wewnątrz, ale była pewna, że nie jest ono spowodowane szkocką.
- Przepraszam, muszę iść do łazienki - Aria powiedziała.
Ezra uśmiechnął się.
- Mogę pójść z tobą?
Więc to była odpowiedź na pytanie o dziewczynę.
- Chodziło o to, uh.. - Przetarł dłonią kolano. - To było zaproszenie dla
mnie? - Spojrzał na nią spod brwi.
Zahuczało jej w głowie. Nie podrywała obcych, a szczególnie w Ameryce.
Ale nie mówiła, że chce być islandzką Arią?’
Wstała i wzięła go za rękę. Gapili się na siebie przez całą drogę do
łazienki.
Był tam papier toaletowy na całej podłodze i pachniało gorzej niż w reszcie
baru, ale to nie obchodziło Arii. Kiedy Ezra podniósł ją i posadził na umywalce
owinęła nogi wokół jego talii, wszystko co czuła, to jego zapach - kombinacja
szkockiej, cynamonu i potu - i nic nigdy nie pachniało słodziej.
3
PIERWSZY MECHANIZM HANNY
- I oczywiście uprawiali seks w sypialni rodziców Bethany!
Hanna Marin gapiła się na jej najlepszą przyjaciółkę Monę Vanderwaal,
siedząca na przeciw niej przy stole. Zostały dwa dni zanim szkoła miała się
zacząć i siedziały na tarasie King James Mall, inspirowanej na kawiarnię
francuską, Rive Gauche, pijąc czerwone wino, porównując Vogue i Vogue dla
nastolatków i plotkując. Mona zawsze znała najlepsze brudy ludzi. Hanna
wzięła kolejnego łyka wina i zauważyła, że jakiś facet po czterdziestce
natarczywie gapi się na nie.
Zwykły Humbert Humbert3, pomyślała Hanna, ale nie powiedziała tego na
głos. Mona nie zrozumiałaby tego literackiego odwołania, ale tylko, dlatego, że
Hanna była najbardziej przeszukującą dziewczyną w Rosewood Day, co
znaczyło, że z letniej listy książek do czytania Biblioteki Rosewood Day
wyrywkowo czytała książki teraz i wcześniej, zawłaszcza, kiedy leżała obok
swojego basenu i nie miała nic do roboty. A poza tym Lolita zapowiadała się
nieprzyzwoicie przepysznie.
Mona obróciła się, by zobaczyć, na kogo Hanna patrzy. Jej usta
wykrzywiły się w niegrzecznym uśmiechu.
- Powinnyśmy go oślepić.
- Liczymy do trzech? Bursztynowe oczy Hanny rozszerzyły się.
Mona przytaknęła. Na trzy dziewczyny powoli podciągnęły brzeg ich już
krótkich miniówek, odsłaniając majtki. Oczy Humberta były zaskoczone i wylał
pinot noir4 ze swojego kieliszka na spodnie khaki5 wprost na swoje krocze.
- Cholera! Wrzasnął zanim wystrzelił do łazienki.
- Pięknie, powiedziała Mona. Rzuciły serwetki na ich nie zjedzone sałatki i
wstały, by wyjść.
Stały się przyjaciółkami między ósmą i dziewiątą klasą, kiedy obie nie
dostały się podczas naboru nowicjuszy do drużyny, cheerlederek Rosewood.
Ślubując, że dostaną się do składu następnego roku, zdecydowały zgubić tony
wagi - by mogły być fajnymi, dziarskimi dziewczynami, które chłopcy
podrzucają w powietrzu. Ale kiedy stały się chude i ładne, zdecydowały, że
cheerleading jest passé, a cheerlederki są frajerkami, więc nigdy już nie
zawracały sobie głowy dostaniem się znowu do drużyny.
Odtąd Hanna i Mona dzieliły się wszystkim - no cóż, prawie wszystkim.
Hanna nie powiedziała Monie jak straciła tak szybko wagę - to było zbyt „gruba
sprawa”, by o tym mówić. Podczas gdy hardcorowa dieta była seksi i godna
podziwu, nie było nic wspaniałego w jedzeniu chętniej ton tłustych,
zatłuszczonych paskudztw wypełnionych serem, a potem zwymiotować
wszystko. Hanna już skończyła z tym złym nawykiem, więc nie miało to teraz
znaczenia.
- Wiesz, że ten facet zaliczył gafę, wyszeptała Mona, gromadząc magazyny
na stosie. - Co Sean sobie myślał?
- Będzie się śmiał - powiedziała Hanna.
- Uh, wcale tak nie myślę.
Hanna wzruszyła ramionami.
- Mógłby.
Mona pociągnęła nosem.
- Taa, oślepianie obcych idzie dobrze tak, jak ślubowanie dziewictwa.
Hanna spojrzała w dół na jej fioletowe kliny Michael Kors. Ślubowanie
dziewictwa. Hanny była nieprawdopodobnie popularna, miała nadzwyczajnie
gorącego chłopaka, Seana Ackarda - chłopaka, którego pragnęła od siódmej
klasy - a on ostatnio zachowywał się nieco dziwnie. Zawsze był harcerzem -
jako wolontariusz w Domu Starców i serwując indyka na Święcie
Dziękczynienia na bezdomnych, - ale ostatniej nocy, kiedy Hanna, Sean, Mona i
kilkoro innych dzieciaków przesiadywali w cedrowej, gorącej wannie u Jimiego
Freeda, potajemnie pijąc Coronas, Sean poruszył harcerski temat. Ogłosil trochę
dumnie, że złożył obietnicę dziewictwa i przysiągł, że nie będzie uprawiał seksu
przed ślubem. Każdy, włącznie z Hanną, był zbyt zalany, by odpowiedzieć.
- On nie mówi poważnie - powiedziała pewnie Hanna. Jak może być?
Kilkoro dzieciaków składa obietnicę, Hanna pomyślała, że to minie, jak te
bransoletki Lance’a Armstronga6 albo joga.
- Tak myślisz?
Uśmiechnęła się znacząco Mona, przeczesując jej długą grzywkę z oczu.
- Zobaczmy, co się stanie na imprezie u Noela w następny piątek.
Hanna zagryzła zęby. Wyglądało na to, że Mona śmieje się z niej.
- Chcę iść na zakupy - powiedziała, wstając.
- Co myślisz o Tiffany’m? - Zapytała Mona.
- Obłędnie.
Przespacerowały się przez nowe, luksusowe piętro Centrum Handlowego
King James, w którym znajdowały się Burberry, „Tiffany’s”, „Gucci”, i
„Coach”, wąchały najnowsze perfumy Michaela Korsa i były obładowane
ładnymi paczkami „wracamy do szkoły średniej” dla dziewczyn i ich pięknych
mam.
Na samotnej wycieczce zakupowej jakieś parę tygodni temu, Hanna
zauważyła jej starą przyjaciółkę Spencer Hastings potykającą się w nowych
butach Kate Spade i pamiętała jak używała torby z nylonu na specjalne
zamówienie z Nowego Jorku.
Hanna czuła się dziwnie, znając te szczegóły o kimś, kto nie był już jej
przyjaciółką. I kiedy patrzyła jak Spencer uważnie przyglądała się skórzanej
torbie Kate Spade, Hanna zastanawiała się, czy Spencer myślała o tym, o czym
ona myślała: że nowe skrzydło centrum handlowego była rodzajem tego
miejsca, które Ali DiLaurentis, by pokochała. Hanna często myślała o tych
rzeczach, które ominęły Ali - ognisko przy domu w zeszłym roku, impreza
karaoke w stylu lat sześćdziesiątych w posiadłości rodziny Lauren Ryan, powrót
butów z zaokrąglonymi czubkami, iPody. Ale największą rzeczą, jaka ją
ominęła? Hanna wiedziała oczywiście – i było to takie wredne. Czasami, kiedy
Hanna obracała się wokół jej wysokiego lustra, wydawało jej się, że Ali
siedziała obok niej, krytykując jej budowę ciała. Hanna zmarnowała wiele lat
będąc pyzatą, przylepioną frajerką, ale pewne rzeczy się zmieniły teraz.
Ona i Mona łaziły po Tiffanym, było pełno szkła, chromu, białych świateł,
które czyniły diamenty cudnie, ekstra lśniącymi. Mona krążyła wokół pudełek, a
potem podniosła brwi na Hannę.
- Może naszyjnik?
- A co sądzisz o czarującej bransoletce? - Wyszeptała Hanna.
- Perfekcyjnie.
Szły obok pudełek i wypatrywały srebrnej bransoletki z serduszkiem.
- Taka śliczna - Mona wstrzymała oddech.
- Zainteresowana? - Elegancka sprzedawczyni zapytała je.
- Oh, nie wiem - powiedziała Hanna.
- Pasuje do Ciebie. - Kobieta otworzyła pudełko i sięgnęła po bransoletkę.
- Jest we wszystkich magazynach.
Hanna trąciła łokciem Monę.
- Ty załóż.
Mona wciągnęła ją na nadgarstek.
- Jest naprawdę piękna.
Potem kobieta odwróciła się do innego klienta. Kiedy to zrobiła Mona
ściągnęła bransoletkę z nadgarstka do jej kieszeni. Od tak po prostu.
Hanna ścisnęła usta razem i pomachała ręką, by przywołać inną
sprzedawczynię, miodowo - blond dziewczynę, która usta miała pomalowane
koralową szminką.
- Mogłabym przymierzyć ta bransoletkę, z okrągłym wisiorkiem?
- Oczywiście! - Dziewczyna otworzyła pudełko.
- Sama mam taką.
- Co myślisz o pasujących do niej kolczykach? - Hanna pokazała na nie.
- Oczywiście.
Mona przesunęła się do diamentów. Hanna trzymała kolczyki i bransoletkę
w jej ręce. Razem były warte $350. Nagle zaroiło się od stłoczonych japońskich
dziewczyn wokół lady, wszystkie pokazywały inne czarujące bransoletki w
szklanych pudełkach. Hanna zeskanowała otoczenie, patrząc na kamery i
detektory w drzwiach.
- Oh, Hanna, chodź, spójrz na Lucidę! - Zawołała Mona.
Hanna przystanęła. Czas zwolnił. Zsunęła bransoletkę z jej nadgarstka i
potem wepchnęła ją dalej w rękaw. Wepchnęła kolczyki w jej wiśniową torebkę
z monogramem monet Louisa Vuittona. Serce Hanny waliło. To był najlepszy
moment zabierania rzeczy: odczuwać wszystko. Czuła, że wszystko szumi,
czuła, że żyje.
Mona pomachała diamentowym pierścionkiem obok niej.
- Czy nie ładnie na mnie wygląda?
- Dalej, chodź - Hanna złapała jej ramię. - Chodźmy do Coach.
- Nie chcesz żadnego przymierzyć? - Mona wydęła się. Zawsze przeciągała
wszystko, kiedy wiedziała, że Hanna zrobiła co swoje.
- Niee - powiedziała Hanna.
- Torebki wołają nasze imiona.
Czuła jak srebrna bransoletka uciska delikatnie jej ramię. Musiała
wydostać się stąd, kiedy japońskie dziewczyny wciąż tłoczyły się wokół lady.
Sprzedawczynie nie patrzyły nawet w ich kierunku.
- W porządku - dramatycznie powiedziała Mona. Podała pierścionek -
trzymając go za diament, co nawet Hanna wiedziała, że nie należy robić - z
powrotem sprzedawczyni.
- Te diamenty są zbyt małe - powiedziała.
- Przykro mi.
- Mamy inne - spróbowała kobieta.
- Chodź - powiedziała Hanna, chwytając Monę za ramię.
Jej serce waliło, kiedy wychodziły z Tiffany’s. Czarująco brzęczało na jej
nadgarstku, ale trzymała wciąż spuszczone rękawy. Hanna doświadczona w tym
- najpierw buchnęła cukierki w sklepie spożywczym Wawa, potem płytę CD z
Tower, potem dziecięcą herbatkę od Ralph Lauren - i czuła się większa i lepsza
w tym. Zamknęła oczy i przeszła przez próg, orzeźwiając się rykiem alarmu.
Ale nic takiego się nie stało. Były wyłączone.
Mona ścisnęła jej rękę.
- Wzięłaś też jedną?
- Oczywiście. - Błysnęła bransoletką wokół jej nadgarstka.
- I jeszcze. - Otworzyła torebkę i pokazała Monie kolczyki.
- Cholera. - Oczy Mony rozszerzyły się.
Hanna uśmiechnęła się. Czasami dobrze było mieć przewagę nad najlepsza
przyjaciółką. Nie chcieć rzucić jakiegoś uroku, wyszły szybko z Tiffany’s,
nasłuchując, czy ktoś je ściga. Jedynym hałasem, jaki słyszały było szumienie
fontanny i wersja Muzaka „Oops! I Did It Again”.
Tak, udało się, pomyślała Hanna.
PROLOG Wyobraź to sobie: jest parę lat temu, lato pomiędzy klasą siódmą i ósmą. Jesteś opalona od leżenia godzinami przy basenie, a Twój umysł całkowicie skupia się na chłopaku, który chodzi do innej szkoły, a którego imienia nie chcemy wymieniać. Właśnie jesz Twoje ulubione płatki kakaowe, tak jak je lubisz: zanurzone w mleku i widzisz twarz dziewczyny na opakowaniu mleka. ZAGINIONA. Jest ładna - prawdopodobnie ładniejsza niż ty - i ma ten niesamowity wyraz oczu. I w tym momencie myślisz hym, może i ona lubi rozmiękłe płatki kakaowe? I mogłabyś się założyć, że ona pomyślałaby sobie, że chłopak z innej szkoły jest boski. Zastanawiasz się jak ktoś, kto właściwie jest taki jak Ty zaginął. Myślisz, że tylko dziewczyna, która dopiero co wyszła z konkursu piękności może znaleźć się na kartonie mleka. Więc, myśl dalej. Aria Montgomery zanurzyła swoją twarz w trawniku swojej najlepszej przyjaciółki Alison DiLaurentis. - Wspaniałe - mruczała. - Czy Ty wąchasz trawę? - Emily Fields zawołała otwierając drzwi samochodu jej mamy. - Pachnie cudownie - Aria odrzuciła swoje włosy pełne różowych pasemek i wzięła wdech wczesno wieczornego powietrza - Pachnie Latem. Emily uśmiechnęła się na pożegnanie do mamy i podciągnęła spodnie, które ciągle zjeżdżały z jej wąskich bioder. Startowała w zawodach pływackich, wyglądała świetnie w stroju, nigdy nie nosiła niczego obcisłego, no i była ładna, tak jak reszta dziewczyn w siódmej klasie. - Hej! Dziewczyny! - zawołała Alison z przodu podwórka. Jej włosy były związane w niechlujny koński ogon, cały czas miała na sobie plisowaną spódniczkę z imprezy z końca roku odbywającej się tego popołudnia. Alison była jako jedyna z siódmej klasy, która dostała się do drużyny JV i mogła jeździć do domu ze starszymi dziewczynami ze szkoły, które puszczały w samochodach głośną muzykę i perfumowały Alison przed wypuszczeniem jej, by nie śmierdziała papierosami, które one paliły. - Co przegapiłam? - zawołała Spencer Hastings prześlizgując się przez lukę w żywopłocie. Spencer mieszkała dom obok Ali. Przełożyła jej włosy, związane w długi, gładki, ciemnoblond kucyk na drugie ramię i wzięła duży łyk z butelki. Spencer nie dostała się do drużyny JV z Ali, więc musiała grać w drużynie siódmoklasistów. Była wyjęta na rok od gry w hokeja, więc poświęciła się doskonaleniu swojej gry i dziewczyny wiedziały, że ćwiczyła za domem zanim przyszły. Spencer nienawidziła, gdy ktokolwiek był lepszy od niej. A zwłaszcza Alison. - Czekajcie na mnie! Dziewczyny odwróciły się, by zobaczyć Hannę Marin wysiadającą z mercedesa jej mamy. Potknęła się dźwigając torby i zaczęła dziko machać
rękoma. Odkąd jej rodzice rozwiedli się w zeszłym roku, zaczęła przybierać na wadze i nosić rozciągnięte ciuchy. Nawet jeśli Ali wywracała oczami widząc to, dziewczyny udawały, że wszystko jest w porządku. To właśnie przyjaciele robią. Alison, Aria, Spencer, Emily i Hanna zaprzyjaźniły się w zeszłym roku, kiedy to ich rodzice zgłosili je do pracy w sobotę po południu w szkolnej akcji charytatywnej - tak w zasadzie prócz Spencer, ona zgłosiła się sama. Tak czy inaczej, Alison wiedziała o pozostałej czwórce, a one wiedziały o Alison. A ona była idealna. Piękna, zabawna, inteligentna. Popularna. Chłopcy chcieli całować się z Alison, a dziewczyny - nawet te starsze - chciały nią być. Na początku Ali zaśmiała się z żartu Arii, spytała Emily o pływanie, powiedziała Hannie, że jej bluzka świetna i skomentowała kaligrafię Spencer, że jest lepsza od jej, nic nie mogły na to pomóc, ale były… zaślepione. Przed Ali dziewczyny czuły się jak pomięte jeansy mamy z wysokim stanem - okropne i niepasujące ze wszystkich powodów - ale teraz Ali spowodowała, że czuły się jak idealnie dopasowane ciuchy, na które nikt nie mógł sobie pozwolić. Teraz, ponad rok później, ostatniego dnia siódmej klasy, nie były tylko przyjaciółkami, były tymi dziewczynami w szkole. Dużo się zdarzyło, że do tego doszło. Każde nocowanie, każda wycieczka były nową przygodą (Czytanie zbereźnej historyjki przez kapitana szkolnej drużyny za pomocą mikrofonu do jego nauczyciela matematyki urosło do szkolnej legendy). Ale były też rzeczy, o których nie chciały pamiętać. I był jeden sekret, o którym nie mogły nawet pogadać. Ali mówiła, że sekrety zbliżały je do siebie. Jeśli to była prawda, zamierzałyby być najlepszymi przyjaciółkami. - Cieszę się, że ten dzień się skończył - jęknęła Alison i popchnęła delikatnie Spencer z powrotem do wyrwy w żywopłocie. - Twoja stodoła. - Tak się cieszę, że z siódmą klasą koniec - powiedziała Aria, Emily i Hanna poszły za Alison i Spencer do odremontowanej stodoły, zamienionej w dom gościnny, gdzie starsza siostra Spencer, Melissa, mieszkała przez całą szkołę średnią. Na szczęście już ją ukończyła i wyjechała do Pragi na lato, więc stodoła była cała ich na noc. Nagle usłyszały bardzo piskliwy głos. - Alison! Hej, Alison! Hej Spencer! Alison odwróciła się do ulicy i szepnęła - Nie to. - Nie to - Spencer, Emily i Aria szybko powtórzyły. - Cholera - powiedziała Hanna. To była gra, którą Alison zgapiła od swojego brata, Jasona, który był seniorem w szkole. Jason i jego kumple grali w to między przerwami na boisku, kiedy podrywali dziewczyny. Bycie nazwanym nie to znaczyło to, że zabawiłeś się z brzydka dziewczyną, kiedy twoi kumple umówili się z jej seksownymi koleżankami - co znaczyło, że od teraz jesteś lamą i jesteś tak samo nieatrakcyjny jak ona. W wersji Ali zawołanie ‘nie to’ znaczyło, że ktoś był brzydki, niemodny lub niefortunnie blisko nich. Tym razem nie to było przeznaczone dla Mony Vanderwaal - idiotki, która mieszkała na tej samej ulicy, której ulubionym zajęciem było próbowanie nawiązania przyjaźni z Alison i Spencer - i jej dwóch szalonych przyjaciółek,
Chassey Bledsoe i Phi Templeton. Chassey była dziewczyną, która włamała się do szkolnego systemu komputerowego i powiedziała dyrektorowi jak go lepiej zabezpieczyć, a Phi chodziła wszędzie z jo-jo - chyba nie trzeba dalszego komentarza. Ta trójka wpatrywała się w dziewczyny ze środka drogi. Mona siedziała na swoim skuterze, Chassey była na czarnym rowerze górskim, a Phi była na nogach - z jej jo-jo, oczywiście. - Hej dziewczyny, chcecie obejrzeć Pogromców strachu? - Przepraszam - powiedziała Alison ze sztucznym uśmiechem, - jesteśmy tak jakby zajęte. Chassey zmarszczyła brwi - Nie chcecie zobaczyć jak oni zjadają robaki? - Ohyda - wyszeptała Spencer do Arii, która zaczęła udawać, że zjada niewidzialne wszy z głowy Hanny, zupełnie jak małpa. - Tak, chciałabym, żebyśmy mogły - Alison przechyliła głowę jak to mówiła, - ale umówiłyśmy się na nocowanie, które planujemy już od bardzo dawna. Może następnym razem? Mona spojrzała na chodnik. - Okey, w porządku. - Do zobaczenia - powiedziała Alison i przewróciła oczami, reszta dziewczyn powtórzyła gest po niej. Przeszły przez tylne wejście Spencer. Po lewej stronie było tylne podwórko Ali, gdzie jej rodzice budowali 20-miejscową altanę ogrodową dla ich obfitych pikników. - Dzięki bogu, że nie ma tutaj robotników - powiedziała Ali zerkając na żółty buldożer. Emily zesztywniała. - Znów coś do Ciebie wołali? - Spokojnie, Killer - powiedziała Allison. Dziewczyny zachichotały, one czasami nazywały Emily Killer, jako osobistego pit-bulla Alison. Emily uważała to kiedyś za zabawne, ale ostatnio przestało to ją bawić. Stodoła była zaraz naprzeciwko. Była mała i przytulna, było tu duże okno, które wyglądało na dużą, nieforemną farmę Spencer, która miała swój własny wiatrak. Tutaj, w Rosewood, około 20mil od Filadelfii żyło się jak w dwudziestopięciopokojowym domu na farmie z wyłożonym mozaiką basenie i jacuzzi, prawie jak dom Spencer. Rosewood pachniało liliami i skoszoną trawą w lecie oraz świeżym śniegiem i piecem opalanym drewnem w zimie. Było pełne roślinności, wysokich sosen i najpiękniejszych lisów i królików. Miało bajkowe sklepy, parki, w których można było zorganizować różna imprezy i festyny. No i chłopcy z Rosewood, byli wspaniali, w ten swój sposób, jakby dopiero wyszli z czasopisma lub katalogu mody. Główna ulica pełna była staroci, drzew genealogicznych, pozostałości po szlachetnych rodach, starych pieniędzy i starych skandali. Kiedy doszły do stodoły dziewczyny usłyszały chichoty dochodzące ze środka, ktoś zapiszczał i dało się słyszeć - Powiedziałam, przestań. - O boże - zajęczała Spencer, - co ona tam robi? Kiedy Spencer zerknęła przez dziurkę od klucza zobaczyła Melissę - wyszukaną, poprawną, najlepszą we wszystkim siostrę i Iana Tomasa, jej smakowitego faceta, mocujących się na kanapie. Spencer kopnęła w drzwi z
buta, zmuszając by się otworzyły. Stodoła pachniała mchem i lekko przypalonym popcornem. Melissa odwróciła się. - Co do chol… - zaczęła, wtedy zauważyła resztę i uśmiechnęła się - Hej dziewczyny. Dziewczyny spojrzały na Spencer. Ciągle narzekała, że Melissa była chamską, jadowitą żmiją. Zawsze, więc były uprzedzone kiedy Melissa wydawała się być miła i uprzejma. Ian wstał, przeciągnął się, wyszczerzył zęby do Spencer i powiedział - Hej. - Hej Ian - powiedziała Spencer o wiele przyjemniejszym głosem - Nie wiedziałam, że tu jesteście. - Tak, wiedziałaś - uśmiechnął się zalotnie - Śledziłaś nas. Melissa poprawiła swoje długie, blond włosy, jedwabną opaską wpatrując się w siostrę. - No więc co tam? - Spytała oskarżycielsko. - To tylko… Nie chciałam tak wejść bezceremonialnie - wyburczała Spencer - Ale to miało być nasze miejsce na noc. Ian żartobliwie uderzył Spencer w ramię. - Tylko sobie żartowałem - zaczął się z nią droczyć. Miał potargane blond włosy, zaspane orzechowe oczy, a jego mięśnie brzucha były warte grzechu. - Wow - powiedziała Ali minimalnie za głośno. Wszystkie głowy odwróciły się w jej stronę - Melissa, ty i Ian tworzycie idealną parę, nigdy tego nie mówiłam, ale to prawda, nie zgadzasz się z tym Spence? Spencer zamrugała. - Um - powiedziała cicho. Melissa patrzyła się przez chwilę na Ali zakłopotana i wtedy odwróciła się do Iana - Mogę pogadać z Tobą na zewnątrz? Ian dopił swoje piwo, dziewczyny piły je tylko w sekrecie przed rodzicami, z ich barków, prosto z butelek. Odstawił pustą butelkę i puścił do nich szelmowski uśmieszek podążając za Melissą. Alison otrzepała ręce - Następny kłopot rozwiązany przez Ali D. Zamierzasz mi podziękować Spence? Spencer nie odpowiedziała, była zbyt zajęta patrzeniem przez główne okno stodoły. Świetliki zaczęły już rozświetlać lekko fioletowe niebo. Hanna podeszła do opuszczonej miski z popcornem i wzięła garść. - Ian jest taki seksowny. Jest nawet seksowniejszy od Sean’a. - Sean Ackard był jednym z najprzystojniejszych chłopców na roku, był tematem ciągłych fantazji Hanny. - Wiesz co słyszałam? - Zagadnęła Ali kładąc się na kanapę - Sean lubi dziewczyny, które mają dobry apetyt. Hanna rozświetliła się - Naprawdę? - Nie. - Parsknęła Alison. Hanna powoli wypuściła rękę pełną popcornu z powrotem do miski. - A więc, dziewczyny - zaczęła znów Ali, - znam jedną super rzecz, którą mogłybyśmy robić. - Mam nadzieję, że nie będziemy znowu biegać - zaśmiała się Emily. Zrobiły to miesiąc wcześniej, w strasznym zimnie, pomimo tego, że Hanna nie
zgodziła się na to, by rozebrać się do podkoszulka i majtek, reszta z nich przebiegła przez pobliskie pole kukurydzy bez mrugnięcia okiem. - Kochałaś to trochę za bardzo - mruknęła Ali. Uśmiech zniknął z twarzy Emily. - Zostawiłam to na ostatni dzień szkoły. Nauczyłam się hipnotyzować ludzi. - Hipnotyzować? - powtórzyła Spencer. - Siostra Matta mnie nauczyła - powiedziała Ali patrząc na zdjęcia Melissy i Iana stojące na półce nad kominkiem. Jej chłopak tygodnia, Matt, miał ten sam piaskowy kolor włosów, co Ian. - Jak to się robi? Spytała Hanna. - Przepraszam, ale przysięgałam, że nikomu tego nie powiem. - Powiedziała odwracając się. - Chcesz bym sprawdziła jak to działa? Aria zmarszczyła brwi siadając na lawendowej poduszce. - Nie jestem pewna… - Czemu nie? - Oczy Ali zamigotały do świnki-marionetki, która zerkała ze zrobionej na drutach, fioletowej torby. Aria zawsze nosiła ze sobą dziwne rzeczy, takie jak maskotki, przypadkowe strony wyrwane ze starych książek i pocztówki z miejsc, w których nigdy nie była. - Czy hipnoza nie sprawia, że mówisz rzeczy, których tak na prawdę nie chcesz mówić? - Spytała Aria. - A jest coś, czego nie możesz nam powiedzieć? - Zapytała Ali. - I czemu ciągle nosisz ze sobą tę świnię? - Wskazała na nią palcem. Aria wzruszyła ramionami i wyjęła marionetkę ze swojej torby. - Mój tato przywiózł mi Pigtunię z Niemiec, doradza mi w miłosnych sprawach. - Wsadziła rękę w marionetkę. - Wsadziłaś rękę do jej tyłka! - Parsknęła Ali, a Emily zaczęła chichotać. - A tak w ogóle to dlaczego chcesz nosić coś, co dał ci twój tato? - To nie jest zabawne - Aria pstryknęła palcami i obróciła się, by stanąć twarzą w twarz do Emily. Na parę sekund nastąpiła cisza i dziewczyny patrzyły na siebie pusto, to często się działo, to często działo się ostatnio. Ktoś - zazwyczaj Ali - wspominał o czymś i ktoś się obrażał i każdy był zbyt nieśmiały, by zapytać o co chodziło. Spencer przerwała ciszę - Bycie zahipnotyzowanym brzmi jak dowcip. - Ty nic o tym nie wiesz. - Powiedziała Alison. - No dalej, mogłabym to zrobić wam wszystkim naraz. Spencer położyła rękę na biodrze, Emily wypuściła głośno powietrze, Aria i Hanna wymieniły spojrzenia. Ali zawsze wymyślała rzeczy, które mogłyby zrobić, w ostatnie lato było to palenie nasion mniszka lekarskiego, by sprawdzić czy są halucynogenne, a ostatniej jesieni poszły pływać w miejskim jeziorze, nawet pomimo tego, że znaleziono tam trupa. Rzecz w tym, że one zwykle nie chciały tego robić, co chciała robić Alison. Kochały Ali na zabój, ale czasami nienawidziły jej za to całe rządzenie się i ten czar, który ona na nie rzuciła. Czasami w obecności Ali nie czuły się do końca sobą, czuły się jak lalki, którymi Ali sterowała. Każda z nich chciałaby chociaż raz powiedzieć Ali nie. - Prrrroszę - zapytała Ali. - Emily chcesz to zrobić, prawda?
- Yhm - głos Emily drżał. - Właściwie… - Ja to zrobię - wtrąciła się Hanna. - Ja też - Emily powiedziała szybko zaraz za nią. Spencer i Aria niechętnie skinęły głowami. Usatysfakcjonowana Alison zgasiła światło z trzaskiem, zapaliła kilka słodko pachnących wanilią świeczek, które stały na stoliku. Tedy wstała i mruknęła - Dobrze, niech każdy się tylko zrelaksuje - zainicjowała i dziewczyny usiadły w kręgu na dywanie. - Wasze bicie serca zwalnia, myślcie o spokojnych rzeczach, będę odliczać od stu w dół i kiedy dotknę was wszystkich, będziecie w mojej mocy. - Przerażające - zaśmiała się Emily drżącym głosem. Alison zaczęła: - Sto… dziewięćdziesiąt dziewięć… Dziewięćdziesiąt osiem… - Dwadzieścia dwa… - Jedenaście… - Pięć… - Cztery… - Trzy… Dotknęła czoła Arii kciukiem, Spencer wyprostowała nogi, Aria zatrzęsła swoją lewą stopą. - Dwa… - Powoli dotknęła Hanny, potem Emily, następnie ruszyła w stronę Spencer. - Jeden. Oczy Spencer otworzyły się zanim Alison zdążyła jej dotknąć. Podskoczyła i podbiegła do okna. - Co ty robisz? Wyszeptała Ali - Rujnujesz nastrój. - Tu jest za ciemno - Spencer rozsunęła zasłony. - Nie - Alison opuściła jej ramiona - musi być ciemno, to tak działa. - Nie, wcale nie. - Nie, tak ma być. Spencer położyła swoje ręce na biodrach. - Ja chcę, żeby było tu jaśniej, może każda z nas tego chce. Alison zerknęła na resztę, miały dalej zamknięte oczy. - Wiesz, nie zawsze musi być tak jak ty chcesz. - Zasuń je - wywarczała Alison. Spencer przewróciła oczami. - Lecz się. - Uważasz, że powinnam się leczyć? Mierzyły się wzrokiem przez chwilę. To była jedna z tych niedorzecznych walk, która mogłaby dotyczyć dwóch osób, które chcą kupić tę samą rzecz. Ale tak naprawdę chodziło o coś zupełnie innego. Dużo większego. W końcu Spencer wskazała na drzwi i powiedziała ‘wyjdź’ do Alison. - Dobrze - Alison wyszła na zewnątrz. - Dobrze - za parę sekund Spencer wyszła za nią. Wieczorne powietrze było wciąż niebieskawe, a w jej głównym rodzinnym domu nie świeciły się żadne światła. Było niesamowicie cicho, nawet świerszcze umilkły i Spencer mogła słyszeć swój własny oddech. - Zaczekaj chwilę - wykrzyczała zatrzaskując za sobą drzwi. -Alison!
Ale Alison tam nie było. Kiedy usłyszała trzaśnięcie drzwi, Aria otworzyła swoje oczy. - Ali? - Zawołała - Dziewczyny? - Bez odpowiedzi. Rozglądnęła się dookoła. Hanna i Emily siedziały jak skamieniałe na dywanie, a drzwi były otwarte. Aria wyjrzała do altany, nikogo tam nie było. Wyszła na palcach do krawędzi posiadłości Ali. Przed nią rozciągał się las i wszystko było ciche. - Ali? - Wyszeptała. Nic - Spencer? Wewnątrz Hanna i Emily przetarły oczy. - Właśnie miałam najdziwniejszy sen w życiu - powiedziała Emily. - To znaczy wydaje mi się, że był to sen, wszystko działo się tak szybko. Alison spadła do naprawdę głębokiej studni i wszędzie były wielkie rośliny. - To był też mój sen - odparła Hanna. - Tak? - Spytała Emily. Hanna skinęła głową. - No tak jakby była tam ogromna roślina i widziałam też Alison, to mógł być jej cień, ale to na pewno była Alison. - Niesamowite… Wpatrywały się w siebie, ich oczy były szeroko otwarte. - Dziewczyny? - Aria wróciła, wyglądała bardzo blado. - Wszystko w porządku? - Spytała Emily. - Gdzie jest Alison? - Aria zmarszczyła czoło - I Spencer? - Nie mamy pojęcia - odparła Hanna. Właśnie wtedy Spencer wpadła powrotem do domu, wszystkie dziewczyny podskoczyły. - Co? - Spytała. - Gdzie jest Ali? - Cicho spytała Hanna. - Nie wiem, myślałam… - odpowiedziała Spencer - Nie wiem… Dziewczyny zamilkły, gałęzie jeżdżące po szybach okien, były wszystkim co słyszały, dźwięk ten przypominał jakby ktoś jeździł paznokciami po tablicy. - Myślę, że chcę iść do domu - powiedziała Emily. Następnego poranka dalej nic nie słyszały o Alison. Zdzwoniły się, tym razem połączenie zawierało cztery osoby, a nie jak zwykle, pięć. - Myślicie, że jest na nas zła? - Spytała Hanna - Wydawała się być dziwna przez cały wieczór. - Prawdopodobnie jest z Katy - odpowiedziała Spencer, Katy była jedną z hokejowych przyjaciółek Alison. - A może jest z Tiffany - tej dziewczyny z obozu? - Zaproponowała Aria. - Mam wrażenie, że gdzieś się dobrze bawi - powiedziała Emily cicho. Każda z nich dostawała telefony od mamy Ali, która pytała czy coś o niej słyszały. Na początku dziewczyny kryły ją, to była niezapisana zasada, już nieraz to robiły kiedyś. Na przykład kiedy Ali wyślizgnęła się po 11 wieczorem - godzinie policyjnej w weekend, lub kiedy Spencer pożyczyła firmowy płaszcz siostry i przez przypadek zostawiła go w pociągu. Ale kiedy każda z nich odkładała słuchawkę, złe przeczucie w jej żołądku nasilało się. Coś wydawało się być strasznie źle. Tego popołudnia pani DiLaurentis zadzwoniła znowu, tym razem w panice. Już wieczorem rodzice Ali zadzwonili na policję, a następnego ranka wozy
policyjne i telewizyjne rozłożyły obozowisko na ich podwórku. Było to dosłowne marzenie mediów, ładna, lokalna dziewczyna zaginęła w jednym z najbezpieczniejszych miasteczek ameryki. Hanna zadzwoniła do Emily zaraz po obejrzeniu pierwszych nocnych wiadomości o Alison. - Policja cię przesłuchiwała? - Tak - wyszeptała Emily. - Mnie też, nie powiedziałaś nic o… - przerwała, - sprawie Jeny, prawda? - Nie - wysapała - A myślisz, że coś wiedzą? - Nie… nie mogliby - Hanna wyszeptała po sekundzie. - Tylko nasza czwórka o tym wie… i Alison. Policja wypatrywała dziewczyny wszędzie i przesłuchała praktycznie każdego, od byłego instruktora gimnastyki, po chłopaka, który kiedyś jej sprzedał papierosy w Wawie (amerykańskie centrum spożywcze). Było to lato przed klasą ósmą i dziewczyny miały flirtować z facetami na imprezach przy basenie, jeść kolby kukurydzy w ogródku i chodzić na całodniowe zakupy w centrum handlowym. Zamiast tego wypłakiwały się do poduszki w łóżkach, albo wpatrywały się pusto w ściany pokryte zdjęciami. Spencer sprzątała pokój, który wyglądał jak po dobrej imprezie, rozmyślała nad tym czego dokładnie dotyczyła jej kłótnia z Ali oraz o rzeczach, które wiedziała o niej i nikt inny poza nią. Hanna spędziła godziny na podłodze w swojej sypialni chowając opróżnione paczki po chipsach pod łóżko. Emily nie mogła przestać obsesyjnie myśleć o liście, który napisała do Ali przed jej zniknięciem… czy ona go kiedykolwiek otrzymała? Aria siedziała na swoim biurku z Pigtunią. Powoli dziewczyny przestawały do siebie dzwonić. Te same myśli prześladowały każdą z nich, ale nie miały nic, co mogłyby sobie powiedzieć. Lato przeistoczyło się w rok szkolny, który znów przeszedł w lato. Policja kontynuowała poszukiwania, ale po cichu. Media straciły zainteresowanie sprawą, całą swoją uwagę przenosząc na potrójne morderstwo w centrum miasta. Nawet rodzice Ali przenieśli się z Rosewood prawie 2 i pół roku po jej zniknięciu. Jeśli chodzi o Spencer, Hannę, Emily i Arię, coś się w nich zmieniło. Kiedy przechodziły obok starej ulicy Ali i zerkały na jej dom, już nie zaczynały od razu płakać, zamiast tego czuły coś innego, ulgę. Oczywiście Alison, była Alison, była ramieniem, na którym można było się wypłakać, jedyną ktorą spytałabyś się czy twoja nowa miłość coś do Ciebie czuje, to ona podejmowała decyzje czy twoja pupa wygląda grubo w tych jeansach, czy nie. Ale dziewczyny również się jej bały. Ali wiedziała o nich więcej niż ktokolwiek inny, razem ze wszystkimi złymi rzeczami, które chciały pochować jak trupa. Myślenie o tym, że Ali mogła nie żyć było okropne, ale przynajmniej ich sekrety były teraz bezpieczne. I były… przez trzy lata.
1 POMARAŃCZE, BRZOSKWINIE I LIMONKI, O JEJ! - Ktoś w końcu kupił stary dom DiLaurentises - powiedziała mama Emily Fields. Było sobotnie popołudnie i pani Fields siedziała w kuchni, okulary dwuogniskowe miała wciśnięte na jej nos, spokojnie robiąc rachunki. Emily czuła, że waniliowa Cola, którą piła musuje pod jej nosem. - Myślę, że kolejna dziewczyna w Twoim wieku wprowadziła się. - Kontynuowała pani Fields. - Miałam podrzucić ten koszyk dzisiaj. Może Ty chcesz zamiast tego? - Wskazała pokrytą celofanem potworność na ladzie. - Boże, Mamo, nie. - Odpowiedziała Emily. Odkąd była nauczycielem szkoły podstawowej w stanie spoczynku od poprzedniego roku, mama Emily stała się nieoficjalnym damą z Komitetu powitalnego Rosewood w Pennsylvanii. Zajmowała się milionem przypadkowych rzeczy - suszonymi owocami, tymi takimi rzeczami, których się używa, by słoiki się nie otworzyły, ceramicznymi kurczakami (mama Emily obserwowała kurczaki), przewodniczeniem Międzynarodowej Sieci Pomocy Społecznej, czymkolwiek, co wiązało się z wielkim wiklinowym, powitalnym koszykiem. Była prototypem podmiejskiej mamci, bez SUV-a. Myślała, że one są ostentacyjne i żłopią gaz, więc zamiast tego jeździła takim praktycznym Volvo kombi. Pani Fields wstała i przeczesała przez zdemolowane chlorem włosy Emily. - Czy to zasmuci Cię tak bardzo, jeśli pójdziesz tam, skarbie? Może powinnam wysłać Carolyn? Emily spojrzała na jej siostrę Carolyn, która była o rok starsza i rozsiadła się komfortowo na firmowej sofie La-Z-Boy, oglądając „Dr Phila”. Emily potrząsnęła głową - Nie, w porządku. Zrobię to. Z pewnością, Emily jęczała czasami i przewracała oczami, ale prawda była taka, że jeśli jej mama prosiła, Emily musiała, więc zrobić to, co musiała zrobić. Była bliska miana piątkowej uczennicy, cztery razy zdobyła mistrzostwo w pływaniu „stylem motyla” i była hiper - posłuszną córką. Podążanie zgodnie z zasadami i prośbami przychodziło jej łatwo. Dodatkowo, gdzieś w głębi jej pragnień, był to powód, by zobaczyć znowu dom Alison. Kiedy wydawało się, że reszta Rosewood zaczęła iść naprzód po zaginięciu Ali trzy lata, dwa miesiące i dwanaście dni temu, Emily, natomiast nie. Nawet teraz nie mogła patrzeć na jej książkę pamiątkową z siódmej klasy bez pragnienia zwinięcia się w kłębek. Czasami podczas deszczowych dni Emily wciąż czytała stare zapiski Ali, które nagromadziła w pudełku po butach Adidas pod łóżkiem. Zatrzymała nawet parę sztruksowych spodni Ali, które Ali pozwoliła jej pożyczyć, i teraz wisiały na drewnianym wieszaku w jej szafie, nawet, mimo że były na nią za małe. Spędziła ostatnie kilka samotnych lat w Rosewood, pragnąc innej koleżanki jak Ali, ale to prawdopodobnie miało się nie zdarzyć. Nie była perfekcyjną przyjaciółką, ale z wszystkimi jej wadami, Ali było całkiem trudno zastąpić.
Emily wyprostowała się i złapała kluczyki do Volvo z haczyka obok telefonu. - Wrócę za małą chwilkę. - Zawołała, kiedy zamykała drzwi za sobą. Pierwszą rzeczą jaką zobaczyła, kiedy podjechała do starego wiktoriańskiego domu Alison, była sterta śmieci na krawężniku przy ulicy pokrytej liśćmi, z wielkim napisem „ZA DARMO”. Zamrugała i zdała sobie sprawę, że niektóre z tych rzeczy, były Alison - rozpoznała stare, wygodne krzesło Ali z jej sypialni, pokryte białym sztruksem. Rodzina DiLaurentises wyprowadziła się prawie dziewięć miesięcy temu. Widocznie zostawili trochę rzeczy. Zaparkowała za wielkim poruszającym się vanem Bekins i wysiadła z Volvo. - Stop - wyszeptała, próbując powstrzymać jej dolną wargę przed drżeniem. Pod krzesłem było kilka stert brudnych książek. Emily sięgnęła i spojrzała na sterty. „Szkarłatne godło odwagi”. “Książę i żebrak”. Pamiętała, że czytała je w siódmej klasie pana Pierce’a, mówiły o symbolizmie, metaforach i rozwiązaniu akcji po punkcie kulminacyjnym. Było więcej książek pod nimi, włączając w to jakieś stare zeszyty. Pudełka leżały obok książek, były podpisane UBRANIAALISON i STARE RZECZY ALISON. Pudła były przewiązane niebieską i czerwoną wstążką. Emily przesunęła ją lekko. Był tam medal pływacki z szóstej klasy, który Emily zostawiła kiedyś w domu Alison, kiedy wymyśliły grę „Olimpijski Seks Bogiń”. - Chcesz to? Przestraszyło to ciężko Emily. Stanęła twarzą w twarz z wysoką, szczupłą dziewczyną o śniadej cerze i dzikimi, czarno-brązowymi kręconymi włosami. Dziewczyna miała na sobie żółty obcisły top, którego ramiączko ześlizgnęło się z jej ramienia, odsłaniając pomarańczowo-zielone ramiączko biustonosza. Emily nie była pewna, ale pomyślała, że ma taki sam stanik w domu. Był z Victoria Street i miał wzór w pomarańcze, brzoskwinie i limonki na miseczkach. Medal pływacki wyślizgnął się z jej dłoni i z łoskotem upadł na ziemię. - Możesz wziąć wszystko, co chcesz. Widzisz znak? - Nie, dzięki, w porządku. Dziewczyna wyciągnęła rękę, - Maya St. Germain. Właśnie się tu wprowadziłam. - Ja… - słowa utknęły w gardle Emily. - Jestem Emily - w końcu zdołała wyciągnąć rękę, uścisnąć ją i potrząsnąć. To było bardzo formalny uścisk dłoni dla niej, Emily nie była pewna, czy kiedyś już to robiła. Czuła się lekko skołowana. Może nie zjadła wystarczającej ilości Miodowych Płatków Cherrios na śniadanie? Maya pokazała na rzeczy na ziemi. - Możesz uwierzyć, że wszystkie te śmieci były w moim nowym pokoju? Musiałam usunąć je sama stamtąd. Do kitu. - Taa, wszystkie należały do Alison. - Emily praktycznie wyszeptała. Maya przesunęła się, by zbadać parę papierowych toreb. Wsunęła jej ramiączko od topu na ramię. - Czy ona jest Twoją przyjaciółką? Emily zastanawiała się - Jest? - Może Maya nie słyszała o zaginięciu Ali. - Um, była, jakiś czas temu. Razem z kilkoma innymi dziewczynami, które
mieszkają tu niedaleko - wyjaśniła Emily, opuszczając część o porwaniu, czy morderstwie, czy o czymkolwiek, co mogło stać się i czego nie mogła znieść, by sobie to wyobrazić. - W siódmej klasie się przyjaźniłyśmy. Teraz chodzę do jedenastej szkoły w Rosewood. - Szkoła zaczynała się po tym weekendzie. Także jesienne ćwiczenia w pływaniu, co znaczyło trzy godziny okrążeń w pływaniu dziennie. Emily nie chciała nawet o tym myśleć. - Ja tez idę do Rosewood. - Uśmiechnęła się Maya. Zatopiła się w starym krześle Alison, pokrytym sztruksem, aż zaskrzypiało. - Moi rodzice mówili mi w trakcie lotu tutaj, że jestem szczęściarą, bo dostałam się do Rosewood i jaka inna będzie od mojej szkoły w Kalifornii. Założę się, że nie mieliście meksykańskiego jedzenia, prawda? Takiego, naprawdę dobrego meksykańskiego jedzenia jak całe-meksykańskie jedzenie. Zazwyczaj mieliśmy je w naszej kawiarni i było mmm, naprawdę dobre. Będę musiała przywyknąć do Taco Bell. Ich gorditas1 powodują, że chce mi się wymiotować. - Oh, - Emily się uśmiechnęła. Ta dziewczyna na pewno mówiła dużo. - Taa, jedzenie faktycznie jest do kitu. Maya wstała z krzesła. - Może to będzie dziwne pytanie, kiedy dopiero co się tu wprowadziłam, ale czy mogłabyś mi pomóc wtachać resztę tych pudeł do mojego pokoju? - Pokazała na klika pudeł Crate&Barrel na platformie ciężarówki. Oczy Emily rozszerzyły się. Iść do starego pokoju Alison? Ale to będzie całkowicie niegrzeczne jeśli odmówi, czyż nie? - Um, pewnie. - Powiedziała drżąco. Dom wciąż pachniał mydłem Dove i potpourri2, dokładnie tak, jakby mieszkała tu rodzina DiLaurentises. Emily przystanęła przed drzwiami i poczekała za Mayą, by dała jej instrukcje, nawet jeśli wiedziała, że mogła znaleźć stary pokój Ali z zamkniętymi oczami na końcu schodów w korytarzu. Pudła przeprowadzkowe były wszędzie, a dwa włoskie charty szczekały za drzwiami do kuchni. - Ignoruj je - powiedziała Maya, wspinając się schodami do swojego pokoju i przesuwając drzwi jej okrytym frotte biodrem. Wow, wygląda tak samo, pomyślała Emily, kiedy weszła do sypialni. Ale rzeczy w nim, były inne: Maya ustawiła jej królewskie łóżko w innym narożniku, miała wielki, płaski monitor komputera na biurku i poprzyklejane plakaty, przykrywające starą, kwiatową tapetę Alison. Ale coś odczuwało się tak samo, jakby obecność Alison. Emily czuła się zamroczona i oparła się o ścianę dla wsparcia. - Połóż to gdziekolwiek - powiedziała Maya. Emily zebrała się w sobie, by stanąć, położyła swoje pudło na podłodzie przy łóżku i rozejrzała się. - Podobają mi się twoje plakaty - Powiedziała. Były na nich w większości zespoły: M.I.A., Black Eyed Peas, Gwen Stefani w uniformie cheerlederki. - Uwielbiam Gwen - dodała. - Taaa - Maya powiedziała. - Mój chłopak ma fioła na jej punkcie. Ma na imię Justin. Jest z San Francisco, tak jak ja. - Oh, ja też mam chłopaka - powiedziała Emily. - Ma na imię Ben.
- Tak? - Maya usiadła na jej łóżku. - Jaki on jest? Emily próbowała przywołać wspomnienie Bena, jej chłopaka od czterech miesięcy. Widziała go dwa dni temu - oglądali Doom na DVD w jej domu. Mama Emily była w innym pokoju, oczywiście, przypadkowo wpadając i pytając, czy czegoś nie potrzebują. Byli dobrymi przyjaciółmi przez jakiś czas, w tej samej drużynie pływackiej. Wszyscy ich kumple z drużyny, mówili, że powinni wyjść razem, więc tak zrobili. - Jest w porządku. - Więc dlaczego już nie przyjaźnisz się z dziewczyną, która tu mieszkała? - Zapytała Maya. Emily wcisnęła jej rudawo-blond włosy za ucho. Wow. Więc, Maya naprawdę nie wiedziała o Ali, przez to mogła zacząć płakać - co byłoby dziwne. Właściwie ledwo znała Mayę. - Dorastałam razem z moimi przyjaciółkami z siódmej klasy. Wszystkie zmieniłyśmy się, tak zgaduję. To było niedomówienie. O innych, najlepszych przyjaciółkach Emily, Spencer stała się bardziej przesadną wersją siebie samej już perfekcyjnej, rodzina Arii nagle się przeprowadziła do Irlandii jesienią po zaginięciu Ali, a dziwacznie-urocza Hanna stała się całkowicie niedziwaczna, nieurocza i stała się totalną szmatą. Hanna i jej teraz najlepsza przyjaciółka, Mona Vanderwaal, całkowicie przeistoczyły się latem między ósmą i dziewiątą klasą. Mama Emily widziała Hannę idącą do Wawa, lokalnego, nowoczesnego sklepu i powiedziała Emily, że Hanna wyglądała bardziej zdzirowato niż sama Apis Milton. Emily nigdy nie słyszała, by jej mama wypowiedziała słowo „zdzirowato”. - Wiem, co to znaczy dorastać razem - powiedziała Maya, balansując w górę i w dół na łóżku, kiedy siedziała. - Jak z moim chłopakiem. On jest taki przerażony, kiedy dzieli nas taki kawał drogi, bo jesteśmy na różnych wybrzeżach. Jest takim dużym dzieciakiem. - Mój chłopak i ja jesteśmy w drużynie pływackiej, więc widzimy się cały czas - Emily odpowiedziała, rozglądając się za miejscem, gdzie mogła usiąść. Może to zbyt dużo czasu, pomyślała. - Pływasz? - Zapytała Maya. Patrzyła na Emily z góry i z dołu, co spowodowało, że Emily poczuła się trochę dziwnie. - Założę się, że jesteś naprawdę dobra. Masz totalne ramiona. - Oh, no nie wiem. Emily się zarumieniła i oparła się o drewniane biurko Mayi. - Naprawdę, masz! - Uśmiechnęła się. - Ale … jeśli jesteś wielką atletką, więc to znaczy, że zabijesz mnie jeśli zapalę trochę trawki? - Co, teraz? - Oczy Emily rozszerzyły się. - A co z Twoimi rodzicami? - Są w sklepie spożywczym. A mój brat - jest gdzieś tutaj, ale nie dba o to. -Maya sięgnęła pod jej materac po puszkę Altoids. Podniosła się do okna, które było obok jej łóżka, wyciągnęła dżointa i zapaliła go. Dym zawirował na podwórko, tworząc mglistą chmurę dookoła dużego dębu. Maya wzięła dżointa do środka. - Chcesz macha? Emily w całym swoim życiu nigdy nie próbowała trawki - zawsze myślała, że jej rodzice w jakiś sposób dowiedzą się, np.: po powąchaniu jej włosów albo zmuszając ją do oddania moczu do kubka czy coś w tym rodzaju. Ale kiedy
Maya wyciągnęła wdzięcznie z jej wiśniowych ust dżointa, to było seksowne. Emily chciała wyglądać też tak seksownie. - Um, ok. - Emily przysunęła się bliżej do Mayi i wzięła od niej dżointa. Ich dłonie musnęły się, a ich oczy spotkały się. Ręka Emily trzęsła się. Czuła się zdenerwowana, ale włożyła dżointa do ust i wzięła delikatnego macha, jakby sączyła waniliową Colę przez słomkę. Ale to nie smakowało jak waniliowa Cola. Poczuła się tylko jakby wdychała cały słoik zgniłych przypraw. Była na krawędzi kaszlenia jak stary facet. - Stop - powiedziała Maya, zabierając jej dżointa. - Pierwszy raz? Emily nie mogła oddychać i tylko potrząsnęła głową, gapiąc się. Zacharczała trochę, próbując zaczerpnąć powietrze do piersi. W końcu mogła poczuć powietrze znowu w płucach. Kiedy Maya odwróciła ramię, Emily zobaczyła długą, białą bliznę biegnącą wzdłuż nadgarstka. Stop. Wyglądało to jak wąż albinos na jej opalonej skórze. Boże, była już prawdopodobnie na haju. Nagle nastąpił długi brzęk. Emily podskoczyła. Potem usłyszała brzęk znowu. - Co to? - Zacharczała. Maya zaciągnęła się znowu i potrzasnęła głową. - Robotnicy. Są tu na jeden dzień, bo moi rodzice zaczęli remont. - Uśmiechnęła się. - Totalnie świrujesz, jakbyś myślała, że gliny jadą. Wpadłaś wcześniej? - Nie! - Emily wybuchła śmiechem, to była taka śmieszna myśl. Maya zaśmiała się, wypuszczając powietrze. - Powinnam iść - powiedziała chrapliwym głosem Emily. Twarz Mayi zachmurzyła się. - Dlaczego? Emily zeszła z łóżka. - Powiedziałam mojej mamie, że zatrzymam się tylko na chwilę. Ale zobaczymy się we wtorek w szkole. - Super - powiedziała Maya. - Może mogłabyś mnie oprowadzić? Emily uśmiechnęła się - Jasne. Maya uśmiechnęła się i pomachała jej na dowidzenia trzema palcami. - Wiesz jak znaleźć drogę wyjścia? - Tak, tak myślę. - Emily spojrzała jeszcze raz na pokój Ali eh… pokój Mayi i zeszła na dół zbyt znajomymi schodami. Były, dopóki Emily nie potrząsnęła głową na otwartej przestrzeni, przechodząc obok starych rzeczy Alison przy krawężniku, i wspinając się z powrotem do samochodu rodziców, kiedy zobaczyła wielki koszyk powitalny na tylnim siedzeniu. Pieprzyć to, pomyślała, pakując koszyk między stare krzesło Alison a jej pudła z książkami. Kto właściwie potrzebuje przewodnika w społeczeństwie Rosewood? Maya już mieszka tutaj. I Emily była nagle szczęśliwa, że tak zrobiła.
2 ISLANDZKIE (I FIŃSKIE) DZIEWCZYNY SĄ ŁATWE - O-mój-boże drzewa. Wreszcie widzę duże, grube drzewa Piętnastoletni brat Arii Montgomery - Michelangelo - wystawił głowę przez okno samochodu, jakby był golden retiever’em. Aria, jej rodzice: Ella i Byron - chcieli by ich dzieci mówiły do nich po imieniu - i Mike jechali z Międzynarodowego Lotniska w Filadelfii. Właśnie przylecieli z Reykjaviku, Islandii. Tato Arii był profesorem historii sztuki i cała rodzina była ostatnie dwa lata w Islandii, kiedy on pracował nad materiałami do dokumentu telewizyjnego o sztuce skandynawskiej. Teraz, kiedy wrócili, Mike podziwiał widok na pensylwańską wieś. To znaczy na… wszystko. Każdą pojedynczą rzecz. Kamienny zajazd z 1700-nego roku, w którym sprzedawano ozdobną ceramikę, czarne krowy, które wpatrywały się bezmyślnie w ich samochód zza wiejskiego, drewnianego płotu, nowo angielskie centrum handlowe w wiejskim stylu, które powstało, kiedy ich nie było. Nawet obskurny, dwudziestopięcioletni lokal Pączków Dunkina. - Człowieku, nie mogę się doczekać Coolata! - wypalił Mike. Aria jęknęła. Mike spędził samotnie te 2 lata w Islandii - twierdził, że tamtejsi chłopcy są ‘mięczakami, którzy jeżdżą na małych, wesołych koniach’ - ale Aria rozkwitała. Nowy start był tym, czego ona właśnie wtedy potrzebowała, więc była szczęśliwa kiedy ojciec obwieścił, że rodzina się przeprowadza. To była jesień, zaraz po zniknięciu Allison, paczka rozpadła się i dziewczyny zostawiły ją bez prawdziwych przyjaciół, pozostała tylko szkoła pełna ludzi, których zawsze znała. Zanim wyjechała do Europy, mogła zobaczyć chłopców, jak zaintrygowani patrzą na nią, ale potem odwracają wzrok. Z jej delikatną, sylwetką baletnicy, prostymi czarnymi włosami i wydatnymi ustami, Aria wiedziała, że jest ładna. Ludzie zawsze jej to mówili, ale dlaczego nie miała randki aż do przerwy wiosennej w siódmej klasie? Podczas jednego z ostatnich, okropnych spotkań ze Spencer, w czasie wakacji po tym jak zniknęła Ali, Spencer powiedziała jej, że mogłaby mieć więcej randek gdyby tylko się dopasowała. Tyle, że Aria nie wiedziała jak się dopasować. Jej rodzice wpoili jej, że jest indywidualnością, a nie owcą podążającą za stadem i powinna być wyłącznie sobą. Kłopot w tym, że Aria nie wiedziała kim jest naprawdę. Kiedy miała 11 lat, próbowała punkowej Arii, pretensjonalnej Arii, filmu dokumentalnego Arii, a zaraz przed przeprowadzką, próbowała idealnej dziewczyny z Rosewood, jeżdżącej na koniach, noszącej koszulki polo, dziewczyną którą lubili wszyscy chłopcy Rosewood, ale to wszystko było właśnie tym, czym nie była Aria. Na szczęście przeprowadzili się do Islandii dwa tygodnie po tej katastrofie i tam wszystko, wszystko, wszystko uległo zmianie. Jej ojciec dostał ofertę pracy w Islandii zaraz po tym jak Aria zaczęła naukę w ósmej klasie i cała rodzina się spakowała. Była pewna, że wyjeżdżają z
powodu sekretu o jej tacie, który tylko ona - i Alison DiLaurentis - znała. Postanowiła nie myśleć o tym ponownie w momencie, kiedy samolot wystartował i po kilku miesiącach życia w Reykjaviku, Rosewood, stało się odległym wspomnieniem. Jej rodzice zdawali się znów się w sobie zakochać i nawet jej zupełnie małomiasteczkowy braciszek nauczył się dwóch języków: Islandzkiego i Francuskiego. Natomiast Aria zakochała się… kilka razy, właściwie. Więc co jeśli chłopcy Rosewood nie chcieli zwariowanej Arii? Islandzcy chłopcy - bogaci, światowi, fascynujący Islandzcy chłopcy - na pewno chcieli. Tak szybko jak tylko się tam wprowadzili, spotkała chłopca, który miał na imię Hallbjorn. Miał 17 lat, był DJ’em, miał trzy kucyki i najpiękniejsze ciało, jakie tylko Aria widziała. Zabrał ją do islandzkich gejzerów i zaraz po tym jak jeden wybuchł i wokoło było pełno piany, pocałował ją. Po Hallbjornie był Lars, który lubił się bawić jej starą świnką-marionetką, Pigtunią - jedyną, która doradzała jej w miłosnym życiu - i zabrał ją do najlepszych całonocnych dyskotek w porcie. Poczuła się lubiana i seksowna w Islandii. Tam, stała się Islandzką Arią, najlepszą Arią do teraz. Znalazła swój własny styl na pograniczu kultury hipisowskiej i cygańskiej. Ubrania z dużą ilością warstw i falban, wysokie, sznurowane buty i podarte jeansy, które kupiła podczas podróży do Paryża pociągiem Eurail (TGV) czytając francuską literaturę. Miała wtedy ze sobą tylko przeterminowaną mapę i bieliznę na zmianę. Ale teraz, każdy w Rosewood widziany na zewnątrz auta przypominał jej o przeszłości, którą chciała zapomnieć. Tam był bar Ferry, gdzie spędzała całe godziny z przyjaciółmi w gimnazjum. Tam był klub miejski z bramą z kamienia, do którego jej rodzice nie należeli, ale poszła tam ze Spencer i raz czując przypływ odwagi podeszła do jej szkolnej miłości, Noela Kahna i zapytała go czy nie zjadłby z nią lodowej kanapki. Olał ją, oczywiście. Była też osłoneczniona ulica z drzewami, gdzie mieszkała Alison. Kiedy samochód zatrzymał się przy znaku stopu, Aria nareszcie mogła to zobaczyć, drugi dom od rogu. Była tym kupa śmieci na krawężniku, ale ogólnie dom był cichy i spokojny. W Islandii, dni mijały tak, że była w stanie zapomnieć o Ali, ich sekretach i o tym, co się stało. Wróciła do Rosewood mniej niż 10 min temu i mogła słyszeć głos Ali w każdym zakątku, widzieć ją w każdym odbiciu w oknach domów. Spuściła wzrok na siedzenie i próbowała nie płakać. Jej tato jechał dalej i zatrzymał się kilka ulic dalej przy ich starym domu, postmodernistycznym pudełku z tylko jednym prostokątnym oknem, w samym centrum - to było ogromne rozczarowanie po ich domu w Islandii - wyblakło niebieskim domku na wybrzeżu. Aria poszła za rodzicami do domu i każdy krzątał się w swoim własnym pokoju. Słyszała brata jak odbiera telefon na zewnątrz. - Mamo!- Mike wbiegł przez frontowe drzwi. - Właśnie rozmawiałem z Chadem, powiedział, że dziś jest pierwszy trening lacrosse. - Lacrosse? - Ella wyjrzała z jadalni. -Teraz? - Tak - odpowiedział. - Idę! - Wbiegł szybko po schodach do jego starego pokoju.
- Aria, słonko? - Jej mama zwróciła się ku niej. - Możesz go zawieść na trening? Aria zaśmiała się - Um, mamo? Nie mam swojego prawa jazdy. - I? Jeździłaś cały czas w Reykjaviku. Boisko do lacrosse jest tylko kilka mil stąd, prawda? Najgorsze co może się stać, to to, że potrącisz krowę. Tylko poczekaj na niego, aż skończy trening. Aria wstrzymała się, jej mama brzmiała zimno. Słyszała tatę krzątającego się w kuchni i mruczącego coś pod nosem. Czy jej rodzice będą kochać się tak samo jak było to w Islandii? Czy rzeczy wrócą do tego jak było? - Dobrze - Mruknęła Aria. Wzięła jej torebkę z lady, chwyciła kluczyki do auta i wślizgnęła się na miejsce kierowcy w aucie. Jej brat wspiął się zaraz obok niej, niesamowicie szybko gotowy do treningu. Trzymał swój ulubiony kij i dał jej diabelski - wszystko wiedzący uśmiech. - Szczęśliwa z powrotu? Aria tylko westchnęła w odpowiedzi. Podczas całej jazdy Mike tylko wpatrywał się w okno, i tylko wykrzykiwał: - To dom Caleba! Mają rampę do deskorolki! - i - Krowie placki ciągle śmierdzą tak samo!- Na ogromnym, perfekcyjnie skoszonym boisku, ledwo się zatrzymała, kiedy Mike otworzył drzwi i wyskoczył. Rozłożyła się na siedzeniu, spojrzała przez szyberdach i westchnęła. - Świetnie, jestem tu z powrotem - Balon na gorące powietrze unosił się na tle chmur. Uspokajające było patrzenie na niego, ale ona skupiła się, zamknęła jedno oko i udała, że zgniata balon pomiędzy palcami. Grupka chłopców w białych koszulkach Nike, luźnych szortach i w zacofanych czapkach z daszkiem przeszła przed jej autem. Widzisz? Wszyscy chłopcy w Rosewood są tacy sami. Aria zamrugała. Jeden z nich nosił taką samą koszulkę z Uniwersytetu Pensylwanii jak Noel Kahn, chłopiec od lodowej kanapki, w którym się kochała. Spojrzała na tego chłopca, miał czarne, pofalowane włosy. Czekaj. To… on? O boże. To on. Aria nie mogła uwierzyć, że nosił tą samą koszulkę, od kiedy miał trzynaście lat. Pewnie robił to dla szczęścia lub innego zabobonu. Noel zobaczył ja, wtedy podszedł do niej i zapukał w okno. Opuściła. - Ty jesteś tą dziewczyną która była na biegunie północnym. Aria, prawda? Byłaś przyjaciółką Ali? - Noel kontynuował. - Nie głupku - James Freed, drugi najprzystojniejszy chłopak w Rosewood stał za Noelem. - Ona nie poszła na biegun północny, ona wyjechała do Finlandii. Wiesz, tam skąd pochodzi ta modelka Svetlana. Ta która wygląda jak Hanna. Aria podrapała się w głowę. Hanna? Chodzi o Hannę Marin? Rozległ się gwizdek i Noel dotknął ramienia Arii. - Zostaniesz na treningu, Finlandia? - Uh…. Ja - Odpowiedziała Aria. - Co to? Seksowne finlandzkie mruknięcie? - James się uśmiechnął.
Aria podniosła wzrok, była pewna, że ja było Finlandzkim odpowiednikiem tak, ale oczywiście oni tego nie wiedzieli. - Miłej z waszymi piłeczkami - uśmiechnęła się. Chłopcy popisywali się przed wbiegnięciem na boisko. Aria wyjrzała przez okno. O ironio. Po raz pierwszy flirtowała z jakimkolwiek chłopcem z Rosewood. Zwłaszcza z Noelem i nawet jej to nie obeszło. Przez drzewa mogła zobaczyć iglicę należącą od kaplicy Hillis College, małej liberalnej szkoły artystycznej gdzie uczył jej ojciec. Na ulicy Holli’s był bar, Snookers. Usiadła wygodniej i spojrzała na zegarek. Druga trzydzieści. Mogło być otwarte. Mogła pójść na piwo, lub dwa i znaleźć jej własną rozrywkę. I może pod wpływem piwa nawet chłopcy z Rosewood będą wyglądać lepiej. * * * W Reykajaviku bary pachniały świeżo warzonym piwem, starym drzewem i francuskimi papierosami. Snookers pachniał jak mieszanka martwych ciał, paskudnych hot dogów i potu. I Snookers, jak wszystko w Rosewood przynosiło wspomnienia. Jednego piątkowego wieczoru namówiona przez Ali miała pójść do Snookers i zamówiła drinka ‘Głośny(Krzyczący) Orgazm’. Aria czekała w kolejce ze grupką chłopaków z collegu i kiedy bramkarz nie chciał wpuścić jej do środka, Aria zrobiła smutną minę i powiedziała - Mój ‘Głośny orgazm’ jest tam. - Uświadomiła sobie, co powiedziała spiesznie krocząc przez parking wróciła do znajomych, którzy śmiali się tak głośno, że dostali czkawki. - Amstel - powiedziała do barmana po przejściu przez drzwi wyłożone szkłem - widocznie nie było jeszcze bramkarzy tak wcześnie. Barman popatrzył na nią podejrzliwie ale potem postawił piwo tuż przed nią i odwrócił się. Aria pociągnęła duży łyk. Smakowało słodko i wodniście. Wypluła to powrotem do kufla. - Wszystko w porządku? Aria odwróciła się. Przy taboretach siedział mężczyzna z rozczochranymi blond włosami i lodowo-niebieskimi, syberyjsko matowymi oczami. Trzymał coś w małej szklance. Aria odwróciła się do niego. - Tak, zapomniałam już jak smakuje tutaj piwo. Byłam w Europie przez dwa lata. Lepiej smakuje tam. - Europa? - Uśmiechnął się. Miał miły uśmiech - Gdzie? Aria uśmiechnęła się. - Islandia. Jego oczy pojaśniały. - Raz spędziłem kilka nocy w Reykjaviku podczas mojej wycieczki do Amsterdamu. Była tam duża, niesamowita impreza na wybrzeżu. Aria oplotła ręce wokół jej kufla. - Tak -powiedziała uśmiechając się - mają tam najlepsze imprezy. - Widziałaś zorzę polarną?
- Oczywiście - odpowiedziała. - Mamy niesamowite balangi w lecie… z najlepszą muzyką - Spojrzała na jego szklankę. - Co pijesz? - Szkocką - odpowiedział i zawołał barmana. - Chcesz? Skinęła głową. Przesiadł się do niej. Miał miłe dłonie z długimi palcami i lekko obdartymi paznokciami. Nosił małą plakietkę na kiego sztruksowej kurtce z napisem ‘GŁOS NA INTERLIGENTNE KOBIETY!’ - Więc mieszkałaś w Islandii? - Uśmiechnął się znowu. - Rok przerwy za granicą? - Właściwie to nie - odpowiedziała. Barman postawił przed nią szkocką. Wzięła duży łyk, jakby było to piwo. Jej gardło i klatka piersiowa zapiekły. - Byłam w Islandii ponieważ… Zatrzymała sama siebie. - Tak… to był mój, uh, rok za granicą - Pozwoliła mu myśleć co chciał. - Fajnie - skinął głową. - Gdzie byłaś przedtem? Wzruszyła ramionami. - Tutaj, w Rosewood - Uśmiechnęła się i szybko dodała - ale tam było o wiele lepiej. Skinął głową. - To było przygnębiające wrócić do Stanów po pobycie w Amsterdamie. - Płakałam całą drogę do domu - przyznała, czuła się jak ona - jej nowa ulepszona islandzka Aria - pierwszy raz, od kiedy wróciła. Nie tylko rozmawiała z miłym i inteligentnym facetem o Europie, ale to mógł być jedyny chłopak który nie znał jej sprzed pobytu a Islandii - dziwacznej przyjaciółki pięknej dziewczyny która zniknęła. - Więc idziesz do szkoły tutaj? - zapytała. - Właśnie ukończyłem - Wytarł usta serwetką i zapalił. Zaproponował jej papierosa, ale ona potrząsnęła głową. - Będę uczyć. Aria wzięła kolejny łyk szkockiej i zdała sobie sprawę, że już wypiła. - Mogłabym uczyć, tak myślę. Kiedy już skończę szkołę. Albo pisać sztuki. - Tak? Sztuki? Jaka jest twoja specjalizacja? - Um, angielski? - Barman postawił przed nią kolejna szkocką. - Ja uczę angielskiego! - powiedział, położył rękę na jej kolanie. Aria była tak zaskoczona, że wzdrygnęła się i prawie nie potrąciła szklanki. Podniósł rękę. Zarumieniła się. - Przepraszam - powiedział trochę głupkowato. - Jestem Ezra. - Aria - Nagle jej imię zabrzmiało wesoło. Zachichotała i straciła równowagę. - Whoa - Ezra przytrzymał ją. Trzy szkockie później Aria i Ezra ustalili że oboje spotkali tego samego starego marynarza - barmana w Borgu - barze w Reykjaviku, uwielbiali sposób w jaki gorące źródła wysoko mineralizowanej wody z niebieskiej laguny usypiały i właściwie lubili jak pachnie geotermalna gorąca woda, zgniłymi jajkami i siarką. Aria pragnęła spytać czy Ezra ma dziewczynę. Czuła ciepło wewnątrz, ale była pewna, że nie jest ono spowodowane szkocką. - Przepraszam, muszę iść do łazienki - Aria powiedziała. Ezra uśmiechnął się.
- Mogę pójść z tobą? Więc to była odpowiedź na pytanie o dziewczynę. - Chodziło o to, uh.. - Przetarł dłonią kolano. - To było zaproszenie dla mnie? - Spojrzał na nią spod brwi. Zahuczało jej w głowie. Nie podrywała obcych, a szczególnie w Ameryce. Ale nie mówiła, że chce być islandzką Arią?’ Wstała i wzięła go za rękę. Gapili się na siebie przez całą drogę do łazienki. Był tam papier toaletowy na całej podłodze i pachniało gorzej niż w reszcie baru, ale to nie obchodziło Arii. Kiedy Ezra podniósł ją i posadził na umywalce owinęła nogi wokół jego talii, wszystko co czuła, to jego zapach - kombinacja szkockiej, cynamonu i potu - i nic nigdy nie pachniało słodziej.
3 PIERWSZY MECHANIZM HANNY - I oczywiście uprawiali seks w sypialni rodziców Bethany! Hanna Marin gapiła się na jej najlepszą przyjaciółkę Monę Vanderwaal, siedząca na przeciw niej przy stole. Zostały dwa dni zanim szkoła miała się zacząć i siedziały na tarasie King James Mall, inspirowanej na kawiarnię francuską, Rive Gauche, pijąc czerwone wino, porównując Vogue i Vogue dla nastolatków i plotkując. Mona zawsze znała najlepsze brudy ludzi. Hanna wzięła kolejnego łyka wina i zauważyła, że jakiś facet po czterdziestce natarczywie gapi się na nie. Zwykły Humbert Humbert3, pomyślała Hanna, ale nie powiedziała tego na głos. Mona nie zrozumiałaby tego literackiego odwołania, ale tylko, dlatego, że Hanna była najbardziej przeszukującą dziewczyną w Rosewood Day, co znaczyło, że z letniej listy książek do czytania Biblioteki Rosewood Day wyrywkowo czytała książki teraz i wcześniej, zawłaszcza, kiedy leżała obok swojego basenu i nie miała nic do roboty. A poza tym Lolita zapowiadała się nieprzyzwoicie przepysznie. Mona obróciła się, by zobaczyć, na kogo Hanna patrzy. Jej usta wykrzywiły się w niegrzecznym uśmiechu. - Powinnyśmy go oślepić. - Liczymy do trzech? Bursztynowe oczy Hanny rozszerzyły się. Mona przytaknęła. Na trzy dziewczyny powoli podciągnęły brzeg ich już krótkich miniówek, odsłaniając majtki. Oczy Humberta były zaskoczone i wylał pinot noir4 ze swojego kieliszka na spodnie khaki5 wprost na swoje krocze. - Cholera! Wrzasnął zanim wystrzelił do łazienki. - Pięknie, powiedziała Mona. Rzuciły serwetki na ich nie zjedzone sałatki i wstały, by wyjść. Stały się przyjaciółkami między ósmą i dziewiątą klasą, kiedy obie nie dostały się podczas naboru nowicjuszy do drużyny, cheerlederek Rosewood. Ślubując, że dostaną się do składu następnego roku, zdecydowały zgubić tony wagi - by mogły być fajnymi, dziarskimi dziewczynami, które chłopcy podrzucają w powietrzu. Ale kiedy stały się chude i ładne, zdecydowały, że cheerleading jest passé, a cheerlederki są frajerkami, więc nigdy już nie zawracały sobie głowy dostaniem się znowu do drużyny. Odtąd Hanna i Mona dzieliły się wszystkim - no cóż, prawie wszystkim. Hanna nie powiedziała Monie jak straciła tak szybko wagę - to było zbyt „gruba sprawa”, by o tym mówić. Podczas gdy hardcorowa dieta była seksi i godna podziwu, nie było nic wspaniałego w jedzeniu chętniej ton tłustych, zatłuszczonych paskudztw wypełnionych serem, a potem zwymiotować wszystko. Hanna już skończyła z tym złym nawykiem, więc nie miało to teraz znaczenia. - Wiesz, że ten facet zaliczył gafę, wyszeptała Mona, gromadząc magazyny
na stosie. - Co Sean sobie myślał? - Będzie się śmiał - powiedziała Hanna. - Uh, wcale tak nie myślę. Hanna wzruszyła ramionami. - Mógłby. Mona pociągnęła nosem. - Taa, oślepianie obcych idzie dobrze tak, jak ślubowanie dziewictwa. Hanna spojrzała w dół na jej fioletowe kliny Michael Kors. Ślubowanie dziewictwa. Hanny była nieprawdopodobnie popularna, miała nadzwyczajnie gorącego chłopaka, Seana Ackarda - chłopaka, którego pragnęła od siódmej klasy - a on ostatnio zachowywał się nieco dziwnie. Zawsze był harcerzem - jako wolontariusz w Domu Starców i serwując indyka na Święcie Dziękczynienia na bezdomnych, - ale ostatniej nocy, kiedy Hanna, Sean, Mona i kilkoro innych dzieciaków przesiadywali w cedrowej, gorącej wannie u Jimiego Freeda, potajemnie pijąc Coronas, Sean poruszył harcerski temat. Ogłosil trochę dumnie, że złożył obietnicę dziewictwa i przysiągł, że nie będzie uprawiał seksu przed ślubem. Każdy, włącznie z Hanną, był zbyt zalany, by odpowiedzieć. - On nie mówi poważnie - powiedziała pewnie Hanna. Jak może być? Kilkoro dzieciaków składa obietnicę, Hanna pomyślała, że to minie, jak te bransoletki Lance’a Armstronga6 albo joga. - Tak myślisz? Uśmiechnęła się znacząco Mona, przeczesując jej długą grzywkę z oczu. - Zobaczmy, co się stanie na imprezie u Noela w następny piątek. Hanna zagryzła zęby. Wyglądało na to, że Mona śmieje się z niej. - Chcę iść na zakupy - powiedziała, wstając. - Co myślisz o Tiffany’m? - Zapytała Mona. - Obłędnie. Przespacerowały się przez nowe, luksusowe piętro Centrum Handlowego King James, w którym znajdowały się Burberry, „Tiffany’s”, „Gucci”, i „Coach”, wąchały najnowsze perfumy Michaela Korsa i były obładowane ładnymi paczkami „wracamy do szkoły średniej” dla dziewczyn i ich pięknych mam. Na samotnej wycieczce zakupowej jakieś parę tygodni temu, Hanna zauważyła jej starą przyjaciółkę Spencer Hastings potykającą się w nowych butach Kate Spade i pamiętała jak używała torby z nylonu na specjalne zamówienie z Nowego Jorku. Hanna czuła się dziwnie, znając te szczegóły o kimś, kto nie był już jej przyjaciółką. I kiedy patrzyła jak Spencer uważnie przyglądała się skórzanej torbie Kate Spade, Hanna zastanawiała się, czy Spencer myślała o tym, o czym ona myślała: że nowe skrzydło centrum handlowego była rodzajem tego miejsca, które Ali DiLaurentis, by pokochała. Hanna często myślała o tych rzeczach, które ominęły Ali - ognisko przy domu w zeszłym roku, impreza karaoke w stylu lat sześćdziesiątych w posiadłości rodziny Lauren Ryan, powrót butów z zaokrąglonymi czubkami, iPody. Ale największą rzeczą, jaka ją ominęła? Hanna wiedziała oczywiście – i było to takie wredne. Czasami, kiedy
Hanna obracała się wokół jej wysokiego lustra, wydawało jej się, że Ali siedziała obok niej, krytykując jej budowę ciała. Hanna zmarnowała wiele lat będąc pyzatą, przylepioną frajerką, ale pewne rzeczy się zmieniły teraz. Ona i Mona łaziły po Tiffanym, było pełno szkła, chromu, białych świateł, które czyniły diamenty cudnie, ekstra lśniącymi. Mona krążyła wokół pudełek, a potem podniosła brwi na Hannę. - Może naszyjnik? - A co sądzisz o czarującej bransoletce? - Wyszeptała Hanna. - Perfekcyjnie. Szły obok pudełek i wypatrywały srebrnej bransoletki z serduszkiem. - Taka śliczna - Mona wstrzymała oddech. - Zainteresowana? - Elegancka sprzedawczyni zapytała je. - Oh, nie wiem - powiedziała Hanna. - Pasuje do Ciebie. - Kobieta otworzyła pudełko i sięgnęła po bransoletkę. - Jest we wszystkich magazynach. Hanna trąciła łokciem Monę. - Ty załóż. Mona wciągnęła ją na nadgarstek. - Jest naprawdę piękna. Potem kobieta odwróciła się do innego klienta. Kiedy to zrobiła Mona ściągnęła bransoletkę z nadgarstka do jej kieszeni. Od tak po prostu. Hanna ścisnęła usta razem i pomachała ręką, by przywołać inną sprzedawczynię, miodowo - blond dziewczynę, która usta miała pomalowane koralową szminką. - Mogłabym przymierzyć ta bransoletkę, z okrągłym wisiorkiem? - Oczywiście! - Dziewczyna otworzyła pudełko. - Sama mam taką. - Co myślisz o pasujących do niej kolczykach? - Hanna pokazała na nie. - Oczywiście. Mona przesunęła się do diamentów. Hanna trzymała kolczyki i bransoletkę w jej ręce. Razem były warte $350. Nagle zaroiło się od stłoczonych japońskich dziewczyn wokół lady, wszystkie pokazywały inne czarujące bransoletki w szklanych pudełkach. Hanna zeskanowała otoczenie, patrząc na kamery i detektory w drzwiach. - Oh, Hanna, chodź, spójrz na Lucidę! - Zawołała Mona. Hanna przystanęła. Czas zwolnił. Zsunęła bransoletkę z jej nadgarstka i potem wepchnęła ją dalej w rękaw. Wepchnęła kolczyki w jej wiśniową torebkę z monogramem monet Louisa Vuittona. Serce Hanny waliło. To był najlepszy moment zabierania rzeczy: odczuwać wszystko. Czuła, że wszystko szumi, czuła, że żyje. Mona pomachała diamentowym pierścionkiem obok niej. - Czy nie ładnie na mnie wygląda? - Dalej, chodź - Hanna złapała jej ramię. - Chodźmy do Coach. - Nie chcesz żadnego przymierzyć? - Mona wydęła się. Zawsze przeciągała wszystko, kiedy wiedziała, że Hanna zrobiła co swoje.
- Niee - powiedziała Hanna. - Torebki wołają nasze imiona. Czuła jak srebrna bransoletka uciska delikatnie jej ramię. Musiała wydostać się stąd, kiedy japońskie dziewczyny wciąż tłoczyły się wokół lady. Sprzedawczynie nie patrzyły nawet w ich kierunku. - W porządku - dramatycznie powiedziała Mona. Podała pierścionek - trzymając go za diament, co nawet Hanna wiedziała, że nie należy robić - z powrotem sprzedawczyni. - Te diamenty są zbyt małe - powiedziała. - Przykro mi. - Mamy inne - spróbowała kobieta. - Chodź - powiedziała Hanna, chwytając Monę za ramię. Jej serce waliło, kiedy wychodziły z Tiffany’s. Czarująco brzęczało na jej nadgarstku, ale trzymała wciąż spuszczone rękawy. Hanna doświadczona w tym - najpierw buchnęła cukierki w sklepie spożywczym Wawa, potem płytę CD z Tower, potem dziecięcą herbatkę od Ralph Lauren - i czuła się większa i lepsza w tym. Zamknęła oczy i przeszła przez próg, orzeźwiając się rykiem alarmu. Ale nic takiego się nie stało. Były wyłączone. Mona ścisnęła jej rękę. - Wzięłaś też jedną? - Oczywiście. - Błysnęła bransoletką wokół jej nadgarstka. - I jeszcze. - Otworzyła torebkę i pokazała Monie kolczyki. - Cholera. - Oczy Mony rozszerzyły się. Hanna uśmiechnęła się. Czasami dobrze było mieć przewagę nad najlepsza przyjaciółką. Nie chcieć rzucić jakiegoś uroku, wyszły szybko z Tiffany’s, nasłuchując, czy ktoś je ściga. Jedynym hałasem, jaki słyszały było szumienie fontanny i wersja Muzaka „Oops! I Did It Again”. Tak, udało się, pomyślała Hanna.