kari23abc

  • Dokumenty125
  • Odsłony38 716
  • Obserwuję47
  • Rozmiar dokumentów151.8 MB
  • Ilość pobrań25 381

Shepard Sara - PLL- 02 - Bez Skazy

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :870.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Shepard Sara - PLL- 02 - Bez Skazy.pdf

kari23abc EBooki Shepard Sara Pretty Little Liars
Użytkownik kari23abc wgrał ten materiał 8 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 219 stron)

PROLOG JAK WSZYSTKO SIE ZACZELO Znacie tego chłopaka, który mieszka kilka domów dalej i jest najbardziej odrażającą osobą, jaką znacie? Kiedy jesteś na własnym frontowym ganku i właśnie masz pocałować swojego chłopaka na pożegnanie, widzisz go kątem oka po drugiej stronie ulicy, jak po prostu stoi. Będzie się przypadkowo pojawiał, gdy plotkujesz z przyjaciółkami – a może wcale nie jest to przypadek. Jest jak czarny kot, który zna twoje trasy. Jeśli przejedzie obok twojego domu, myślisz: „Obleję sprawdzian z biologii”. Jeśli dziwnie na ciebie patrzy, musisz się pilnować. W każdym mieście jest taki chłopiec – czarny kot. W Rosewood nazywa się Toby Cavanaugh. - Myślę, że przydałoby jej się więcej różu. - Spencer Hastings odchyliła się i badawczo spojrzała na jedną ze swoich przyjaciółek, Emily Fields. – Wciąż widzę jej piegi. - Mam trochę korektora Clinique. – Alison DiLaurentis podniosła się i sięgnęła po swoją niebieską sztruksową kosmetyczkę. Emily przyjrzała się sobie w lustrze opartym o stolik deserowy z salonu Alison. Przechyliła twarz w jedną, potem w drugą stronę i ściągnęła różowe usta. - Mama by mnie zabiła, gdyby zobaczyła to wszystko na mojej twarzy. - A my cię zabijemy, jeśli się tego pozbędziesz. – ostrzegła Aria Montgomery, która z powodów znanych wyłącznie sobie, dumnie krążyła po pokoju w własnoręcznie zrobionym na drutach różowym moherowym staniku. - Pewnie, Em, wyglądasz świetnie. – zgodziła się Hanna Marin. Siedziała po turecku na podłodze i ciągle się obracała, żeby sprawdzić, czy nic nie wystaje z jej biodrówek, odrobinę przyciasnych dżinsów Blue Cult. Była piątkowa, kwietniowa noc, i Ali, Aria, Emily, Spencer oraz Hanna w typowy dla 6-klasistek sposób spędzały razem swój wspólny nocleg: przesadnie się wzajemnie malowały, przeżuwały michy słodkokwaśnych chipsów, i nieuważnie oglądały „MTV Cribs” na płaskim ekranie telewizora Ali. Dzisiaj doszedł do tego chaos ich ubrań porozrzucanych po dywanie, bo postanowiły na resztę roku szkolnego powymieniać się rzeczami.

Spencer trzymała cytrynowo żółty kaszmirowy kardigan przy swoim smukłym ciele. - Weź go – powiedziała do niej Ali – ładnie na tobie wygląda. Hanna podciągnęła oliwkową sztruksową spódnicę Ali wokół bioder, obróciła się w jej kierunku i zapozowała. - Jak myślisz? Spodoba się Sean’owi? Ali jęknęła i rzuciła w nią poduszką. Odkąd zaprzyjaźniły się we wrześniu Hanna mówiła tylko o tym, jak bardzo kooooocha Seana Ackarda, chłopaka z ich klasy w Rosewood Day School, gdzie wszystkie od przedszkola uczęszczały. W piątej klasie Sean był tylko kolejnym niskim, piegowatym chłopakiem z ich klasy, ale w ciągu lata urósł kilka cali i stracił dziecięcy tłuszczyk. Teraz właściwie każda dziewczyna chciała go pocałować. Zdumiewające, ile może się zmienić w ciągu roku. Te dziewczyny – wszystkie, oprócz Ali – wiedziały o tym aż zbyt dobrze. W zeszłym roku wszystkie po prostu istniały. Spencer była przemądrzałą dziewczyną siedzącą w pierwszej ławce i podnoszącą rękę po każdym pytaniu. Aria - dziwaczką, wymyślającą układy taneczne, zamiast, jak inni, grać w piłkę nożną. Emily była nieśmiałą pływaczką na poziomie stanowym, która miała dużo do zaoferowania – jeśli tylko się ją dobrze poznało. A Hanna może i była nieporadna i niezdarna, ale pilnie studiowała „Vogue” oraz „Teen Vogue”, i co jakiś czas wyrywała jej się jakaś ciekawostka o modzie nieznana nikomu innemu. Pewnie, w każdej z nich było coś wyjątkowego, ale mieszkały w Rosewood w stanie Pensylwania, przedmieściach odległych o 20 mil od translated by: rumiko Filadelfii, a w Rosewood wszystko było wyjątkowe. Kwiaty pachniały bardziej słodko, woda lepiej smakowała, domy były większe. Mieszkańcy żartowali, że wiewiórki nocami sprzątają śmieci i pielą niepokorne dmuchawce wyrastające spomiędzy wykładanych brukowcem płyt chodnikowych, żeby Rosewood wyglądało idealnie dla swoich wymagających mieszkańców. Trudno wyróżniać się w miejscu, gdzie wszystko jest tak nieskazitelne. Ali jakoś to się udało. Ze swoimi długimi blond włosami, twarzyczką w kształcie serca i ogromnymi błękitnymi oczami była najbardziej oszałamiającą dziewczyną w okolicy. Gdy połączyła je przyjaźń z Ali – czasem miały wrażenie, że je odkryła – dziewczęta już nie tylko istniały. Nagle okazało się, że mają całkowity dostęp do rzeczy, na które wcześniej by się nie odważyły. Na przykład przebieranie się w mini

spódniczki w szkolnej toalecie, po przyjeździe porannym autobusem. Albo przekazywanie chłopcom karteczek z odbitymi szminką całusami. Albo przechodzenie szkolnym korytarzem w onieśmielającym szeregu, ignorując wszystkie ofiary losu. Ali chwyciła tubkę brokatowej purpurowej szminki i grubo rozsmarowała po swoich ustach - Kim jestem? Pozostałe jęknęły – Ali naśladowała Imogen Smith, dziewczynę z ich klasy, która trochą za bardzo kochała swoją szminkę Nars. - Nie, zaczekaj. – Spencer ściągnła swoje łukowate usta i wręczyła Ali poduszkę. – Włóż to pod koszulkę. - Nieźle. – Ali wetknęła poduszkę pod swoją różową koszulkę polo i i wszystkie znowu zaczęły chichotać. Chodziły plotki, że Imogen poszła na całość z Jeffrey’em Kleinem z 10 klasy, i że jest z nim w ciąży. - Jesteście okropne. – zarumieniła się Emily. Była najbardziej spokojna w grupie, może z powodu wychowywania przez super poważnych rodziców – uważali, że wszystko, co jest zabawne, jest również złe. - Co, Em? – Ali objęła Emily. – Imogen wygląda strasznie grubo – powinna mieć nadzieję, że to ciąża. Dziewczęta znowu się roześmiały, ale z trudem. Ali miała talent do znajdywania słabych punktów, i nawet jeśli miała rację co do Imogen, to zastanawiały się czasem, czy Ali, gdy ich nie ma w pobliżu, w podobny sposób nie obgaduje również ich. Czasem trudno było mieć pewność. Ponownie pogrążyły się w przeglądaniu nawzajem swoich ubrań. Aria pokochała ultra szpanerską sukienkę od Freda Perry należącą do Spencer. Emily wsunęła swoje chude nogi w dżinsową mini, i zapytała wszystkie, czy nie jest zbyt krótka. Ali skrytykowała dżinsy Joe’s Hanny jako zbyt dzwonowate i zdjęła je, odsłaniając cukierkowa różowe welurowe chłopięce szorty. Gdy przechodziła obok okna w kierunku wieży stereo, zamarła. - O, Boże! – krzyknęła biegnąc za aksamitną jeżynową kanapę. Dziewczyny otoczyły ją. Przy oknie był Toby Cavanaugh. Po prostu… stał. Gapił się na nie. - Ohyda! – Aria zasłoniła biust – zdjęła sukienkę Spencer i ponownie była w swoim dzianym staniku. Spencer, która była ubrana, podbiegła do okna. - Wynoś się stąd, zboczeńcu! – krzyknęła. Toby uśmiechnął się ironicznie, zanim odwrócił się i uciekł.

Większość ludzi, widząc Toby’ego, przechodziła na drugą stronę ulicy. Był rok starszy od dziewczyn, blady, wysoki i chudy, i ciągle wałęsał się samotnie po okolicy, zapewne szpiegując wszystkich. Słyszały plotki o nim krążące: że przyłapano go na całowaniu z języczkiem jego psa. Że był dobrym pływakiem, bo miał rybie skrzela zamiast płuc. Że codziennie sypiał w trumnie w domku na drzewie na tyłach podwórka. Toby rozmawiał tylko z jedną osobą: swoją przyrodnią siostrą, Jenną, która była z nimi w klasie. Jenna też była beznadziejnym dziwadłem, ale o wiele mniej strasznym – przynajmniej mówiła pełnymi zdaniami. I była w irytujący sposób ładna, ze swoimi cienkimi, ciemnymi włosami, ogromnymi, poważnymi zielonymi oczami i wąskimi czerwonymi ustami. - Czuję się, jakby mnie zgwałcił. – Aria kręciła się, jak pokryta pałeczkami E. coli. Właśnie się o tym uczyli na biologii. – Jak on śmie tak nas straszyć? Twarz Ali poczerwieniała od furii. - Musimy się na nim odegrać. - Jak? – zapytała Hanna, wytrzeszczając jasno brązowe oczy. Ali chwilę się zastanawiała. - Powinien sam się przekonać, jak to jest. Wyjaśniła im, że trzeba nastraszyć Toby’ego. Toby, gdy nie krył się po okolicy, zawsze przebywał w swoim domku na drzewie. Spędzał tam każdą chwilę w ciągu dnia, grając na GameBoy’u, albo – kto wie – budując olbrzymiego robota, który zniszczyłby szkołę. Ponieważ jednak, jak nazwa wskazuje, domek był na drzewie, a Toby podciągał drabinkę sznurową, żeby nikt za nim nie wszedł, nie mogły tam się zakraść i krzyknąć: „Bu!” - Potrzebujemy fajerwerków. Na szczęście wiemy, gdzie są. – roześmiała się Ali. Toby miał obsesję na punkcie fajerwerków; trzymał ich zapas koło drzewa i często nocą puszczał je przez okienko domku. - Zakradniemy się, zwiniemy jeden i zapalimy przy jego oknie. – tłumaczyła Ali. – To mu napędzi strachu. Dziewczyny spojrzały na dom Cavanaugh po drugiej stronie ulicy. Chociaż większość świateł była już zgaszona, nie było jeszcze późno – była dopiero 22:30. - Czy ja wiem…- powiedziała Spencer. - Właśnie. – poparła ją Aria. – A jeśli coś pójdzie nie tak?

Ali dramatycznia westchnęła. - Dajcie spokój. Milczały. Wtedy Hanna wydusiła: - Dobry pomysł. - No dobrze. – poddała się Spencer. Emily i Aria potakująco wzruszyły ramionami. Ali klasnęła i zagoniła je na kanapę przy oknie. - Ja to zrobię. Możecie patrzeć stąd. Dziewczęta przeniosły się do dużego wykuszowego okna i obserwowały, jak Ali przekrada się na drugą stronę ulicy. Dom Toby’ego był po przekątnej od domu państwa DiLaurentis, i był zbudowany w tym samym imponującym wiktoriańskim stylu, ale żaden dom nie dorównywał wielkością gospodarstwu rodziny Spencer, które graniczyło z tylnym podwórkiem domu Ali. Posiadłość Hastingsów miała własny wiatrak, osiem sypialni, garaż na pięć aut, otoczony skałkami basen i osobno – stodołę odnowioną na mieszkanie. Ali ominęła boczne podwórko domu państwa Cavanaugh i podbiegła do domku na drzewie. Widok zasłaniały wysokie wiązy i sosny, ale światło latarni wystarczało, żeby widziały jego niewyraźny zarys. Chwilę później były pewne, że zobaczyły Ali ze stożkowatym fajerwerkiem cofającą się jakieś 20 stóp, akurat tyle, żeby miała dobry widok na migoczące błękitem okno domku na drzewie. - Myślisz, że naprawdę to zrobi? – wyszeptała Emily. Przejeżdżający samochód oświetlił dom Toby’ego. - Nie. – stwierdziła Spencer, nerwowo kręcąc diamentowymi wkrętami, które dostała od rodziców za same piątki na ostatnim sprawozdaniu za naukę. – Blefuje. - Pewnie. – Aria zaczęła gryźć końcówkę jednego ze swoich czarnych warkoczyków. - Skąd mamy wiedzieć, czy Toby tam w ogóle jest? – zapytała Hanna. Zapadła drażniąca cisza. Brały już udział w „dowcipach” Ali, ale to były drobiazgi: zakradanie się do jacuzzi z morską wodą w spa „Fermata”, gdy nie miały rezerwacji, wlewanie kropelek czarnej farby do szamponu siostry Spencer, wysyłanie fałszywych anonimowych liścików miłosnych od dyrektora Appletona do dziwacznej Mony Vanderwaal z ich klasy. Ale w tym, co właśnie robiły, było coś… niewłaściwego. BUM! Emily i Aria odskoczyły. Spencer i Hanna przycisnęły twarze do

okna. W domku na drzewie migotało jaśniej światło, ale to było wszystko. - Może to nie była petarda. – Hanna zmrużyła oczy. - A co innego? – sarkastycznie zapytała Spencer. – Pistolet? Nagle wilczur państwa Cavanaugh zaczął szczekać. Dziewczyny złapały się za ręcę. Zapaliło się światło na bocznym patio. Rozległy się krzyki, i pan Cavanaugh wypadł bocznymi drzwiami na zewnątrz. Nagle drobne płomyczki ognia buchęły z okienka domku. Ogień zaczął się rozprzestrzeniać. Przypominało to nagranie, do oglądania którego rodzice zmuszali Emily przed każdym Bożym Narodzeniem. Potem zawyły syreny. - Co się dzieje? – Aria spojrzała na pozostałe. - Myślisz, że…? – wyszeptała Spencer. - Co, jeśli Ali…? – zaczęła Hanna. - Dziewczyny. – rozległ się za nimi głos. Ali stała w drzwiach wejściowych. Jej ręce zwisały po bokach, a twarz była blada – bledsza niż kiedykolwiek wcześniej. - Co się stało? – zapytały równocześnie. - Nie wiem. Ale to nie była moja wina. – Ali wyglądała na zmartwioną. Syreny się zbliżały… aż na podjazd przed domem państwa Cavanaugh wjechała karetka. Wyskoczyli z niej sanitariusze i pobiegli w kierunku domku. Spuszczono drabinkę linową. - Ali, co się stało? – Spencer odwróciła się, wychodząc. – Musisz nam powiedzieć, co się stało. - Spence, nie… - Ali zaczęła po niej mówić. Hanna i Aria spojrzały na siebie, były zbyt przerażone, by pytać. Ktoś mógł je zauważyć. Spencer skuliła się za krzakiem, i wyjrzała na drugą stronę ulicy. Wtedy zobaczyła brzydką, wyszczerbioną dziurę, tam gdzie kiedyś było okno domku Toby’ego. Poczuła, że ktoś się do niej podkrada. - To ja. – powiedziała Ali. - Co… - zaczęła Spencer, ale zanim skończyła, sanitariusz zaczął schodzić na dół niosąc kogoś. Toby był ranny? A może… nie żył? Wszystkie dziewczyny, w środku i na zewnątrz, wyciągały szyje, żeby zobaczyć. Ich serca zaczęły szybciej bić. A potem, na chwilę, zatrzymały się. To nie był Toby, tylko Jenna. Kilka minut później Ali i Spencer wróciły do środka. Ali z upiornym spokojem powiedziała im, co się stało: petarda wleciała przez okno i

trafiła Jennę. Nikt nie widział, jak Ali ją odpala, więc nic im nie grozi, o ile będą milczeć. W końcu to była petarda Toby’ego. Jeśli gliniarze będą kogoś winić, to właśnie jego. Całą noc, objęte, płakały, zasypiały i budziły się na zmianę. Spencer była tak otępiała, że godzinami leżała zwinięta w kłębek, bez słowa przełączając kanały od E! do Cartoon Network, i z powrotem na Animal Planet. Gdy obudziły się następnego ranka, po okolicy już krążyła wieść: ktoś się przyznał. Toby. Dziewczyny myślały, że to żart, ale miejscowa gazeta potwierdziła, że Toby przyznał się do zabawy fajerwerkami w domku, oraz do przypadkowego puszczenia jednego w twarz siostry… a ta ją oślepiła. Ali przeczytała to na głos, gdy, trzymając się za ręce, zgromadziły się przy kuchennym stole. Wiedziały, że powinno im użyć, tyle że… znały prawdę. Przez kilka dni spędzonych w szpitalu Jenna była w stanie histerii – i była zdezorientowana. Wszyscy ją pytali, co się stało, ale wyglądało na to, że nic nie pamięta. Powiedziała też, że nie przypomnina sobie, co stało się tuż przed wypadkiem. Lekarze uznali, że to stres powypadkowy. W szkole zorganizowano na cześć Jenny zebranie przeciwko zabawie petardami, po którym był charytatywny bal i wyprzedaż wypieków. Dziewczyny, zwłaszcza Spencer, gorliwie brały udział w tych wydarzeniach, chociaż oczywiście udawały, że nie wiedzą, co się stało. Gdy ktoś pytał, mówiły, że Jenna była uroczą dziewczyną i jedną z ich najbliższych koleżanek. Wiele dziewczyn, które nie zamieniły nigdy z Jenną nawet słowa, mówiło to samo. Sama Jenna w ogóle nie wróciła do szkoły w Rosewood. Zaczęła chodzić do specjalnej szkoły dla niewidomych w Filadelfii, i po tej nocy już nikt jej nie zobaczył. Złe rzeczy w Rosewood zostały w końcu usunięte z pola widzenia, i dotyczyło to również Toby’ego. Do końca roku szkolnego rodzice uczyli go w domu. Minęło lato, i kolejny rok szkolny Toby spędził w szkole poprawczej w Maine. Wyjechał bez fanfar pewnego pięknego dnia w połowie sierpnia. Ojciec dowiózł go na stację kolejową, skąd samotnie dojechał na lotnisko. Tego samego popołudnia dziewczyny patrzyły, jak jego rodzice rozbierają domek na drzewie. Wyglądało na to, że chcą usunąć tyle dowodów istnienia Toby’ego, ile jest to możliwe. Dwa dni po wyjeździe Toby’ego rodzice Ali zabrali je na kamping w góry Pocono. Całą piątką wspinały się, uprawiały rafting i opalały na

brzegu jeziora. Nocą, gdy ich rozmowy zbaczały na temat Toby’ego i Jenny – jak często tego lata – Ali przypominała im, że nie mogą nigdy, przenigdy nikomu o tym opowiedzieć. Zachowają ten sekret na zawsze… a on zwiąże ich wzajemną przyjaźnią na zawsze. Tego wieczoru, kiedy, nałożywszy kaptury swoich kaszmirowych bluz J. Crew, zamknęły się w swoim pięcioosobowym namiocie, Ali wręczyła każdej z nich jasną plecioną bransoletkę, która miała symbolizować tą więź. Zawiązała je wokół ich nadgarstków i kazała powtarzać za sobą: „Przysięgam nic nie zdradzić, póki żyję.” Zgromadziły się w kręgu, Spencer, Hanna, Emily i Aria, powtarzając te słowa. Swoją bransoletkę Ali zawiązała jako ostatnią. „Póki żyję” wyszeptała po zawiązaniu jej, a ręce złożyła na sercu. Ścisnęły swoje dłonie. Pomimo okropieństwa sytuacji, czuły się szczęśliwe mając siebie nawzajem. Swoje bransoletki nosiły pod prysznicem, wycieczek do stolicy i koloniach w Williamsburgu – w przypadku Spencer na Bermudach, na treningach hokeja i walcząc z grypą. Ali swoją bransoletkę utrzymała w największej czystości, jakby jej zabrudzenie miało rzucić cień na jej znaczenie. Czasami dotykały bransoletek i szeptały: „Póki żyję”, żeby sobie przypomnieć, jak bliskie sobie są. Stało się to ich szyfrem: wszystkie wiedziały, co znaczy. W gruncie rzeczy, Ali powiedziała to niecały rok później, ostatniego dnia siódmej klasy, gdy zaczynały swój wspólny letni nocleg. Nie wiedziały, że za kilka godzin Ali zniknie. Ani że tego dnia zginie.

1 MYSLAŁYSMY, ZE JESTESMY PRZYJACIOLKAMI Spencer Hastings stała na zielonym trawniku przed opactwem Rosewood wraz ze swoimi trzema byłymi najlepszymi przyjaciółkami: Hanną Marin, Arią Montgomery i Emily Fields. Ostatni raz rozmawiały ponad 3 lata temu, wkrótce po tajemniczym zniknięciu Alison DiLaurentis, a dzisiaj ponownie je zjednoczyła msza żałobna za Alison. Dwa dni temu budowlańcy znaleźli ciało Ali pod betonową płytą za jej dawnym domem. Spencer ponownie spojrzała na swojego Sidekick’a na otrzymaną właśnie wiadomość. „Wciąż tu jestem, suki. I wiem o wszystkim – A.” - O Boże. – wyszeptała Hanna. Na ekranie jej BlackBerry widniała ta sama wiadomość. Tak samo, jak na Trio Arii i Nokii Emily. W ubiegłym tygodniu każda z nich otrzymywała e-maile, sms-y i mms-y od osoby podpisującej się jako „A”. Dotyczyły przede wszystkim wydarzeń z 7 klasy, z roku, w którym zaginęła Ali, ale wspominano w nich również o nowych sekretach… rzeczach, które działy się teraz. Spencer sądziła, że „A” mogłaby być Alison, że w jakiś sposób wróciła, tyle, że teraz było to raczej wykluczone. Ciało Ali rozkładało się pod betonem. Od bardzo dawna była… martwa. - Myślicie, że chodzi o… Sprawę Jenny? – wyszeptała Aria dotykając dłonią swego trójkątnego podbródka. Spencer wsunęła telefon do tweedowej torebki od Kate Spade. - Nie powinnyśmy tutaj o tym rozmawiać. Ktoś mógłby usłyszeć. – zerknęła nerwowo na schody opactwa, gdzie jeszcze przed chwilą stał Toby z Jenną. Spencer ostatni raz natknęła się na Toby’ego jeszcze zanim Ali zaginęła, a Jennę ostatni raz widziała w noc wypadku, kiedy sanitariusz osłabioną dziewczynę zniósł na dół. - Na huśtawkach? – ponownie wyszeptała Aria, mówiąc o przedszkolnym placu zabaw. To było ich dawne, potajemne miejsce spotkań. - Doskonale. – stwierdziła Spencer, przeciskając się przez tłum żałobników. – Tam się spotkamy. Nastało późne popołudnie, jesienne niebo było bezchmurne. Powietrze pachniało jabłkami i palonym drzewem. Balon na gorące powietrze dryfował w górze. Idealny dzień na żałobną mszę dla jednej z

najładniejszych dziewczyn w Rosewood. Wiem o wszystkim. Spencer zadrżała. To musiał być blef. Kimkolwiek „A” jest, nie może wiedzieć o wszystkim. Nie o Sprawie Jenny… i na pewno nie o sekrecie znanym tylko Spencer i Ali. W noc wypadku Jenny Spencer jako jedyna z przyjaciółek coś widziała, ale Ali zmusiła ją do zachowania tego w tajemnicy, nawet przed Emily, Arią i Hanną. Spencer chciała im powiedzieć, ale gdy okazało się, że nie może, zepchnęła wspomnienie na boczny tor i udawała, że tak naprawdę nic się nie stało. Ale… było inaczej. Tamtej rześkiej, wiosennej nocy w 6 klasie, gdy Ali strzeliła fajerwerkiem w okno domku na drzewie, Spencer wybiegła na zewnątrz. Powietrze pachniało spalonymi włosami. Zobaczyła sanitariuszy znoszących Jennę po chwiejnej drabince linowej. Ali stała obok niej. - Zrobiłaś to celowo? – zażądała odpowiedzi przerażona Spencer. - Nie! – Ali kurczowo chwyciła ramię Spencer. – To był… Latami Spencer próbowała zapomnieć to, co nastąpiło później: Toby Cavanaugh podszedł wprost do nich. Włosy miał rozczochrane, a jego blada zazwyczaj twarz była zaczerwieniona. Podszedł do Ali. - Widziałem cię. – Toby był tak wściekły, że aż dygotał. Zerknął na swój podjazd, gdzie właśnie podjechała policja. – I wszystko powiem. Spencer westchnęła. Trzasnęły zamykane drzwi karetki, i wyjące syreny zaczęły oddalać się od domu. Ali była spokojna. - A ja widziałam ciebie, Toby. – powiedziała – I jeśli coś wygadasz, to ja też powiem. Twoim rodzicom. - Nie. – Toby się cofnął. - Tak. – odpowiedziała Ali. Choć miała zaledwie 160cm wzrostu, nagle wydała się o wiele wyższa. – Ty odpaliłeś petardę. Ty skrzywdziłeś siostrę. Spencer chwyciła jej ramię. Co ona wyprawiała? Ale Ali ją odepchnęła. - Przyrodnią siostrę. - prawie bezgłośnie wymamrotał Toby. Spojrzał na swój domek na drzewie, a potem w stronę wylotu ulicy. Kolejny radiowóz powoli podjeżdżał do domu państwa Cavanaugh. - Zapłacisz mi za to. – warknął do Ali. – Zobaczysz. I zniknął. - Co chcesz zrobić? – Spencer chwyciła Ali za rękę.

- Nic. – odpowiedziała Ali niemalże beztrosko. – Wszystko gra. - Alison… - niedowierzająco zamrugała Spencer. – Nie słyszałaś go? Powiedział, że widział co zrobiłaś. Zaraz powie policji. - Nie sądzę. – uśmiechnęła się Ali. – Wie, co niego mam. I wtedy pochyliła się, i wyszeptała, na czym przyłapała Toby’ego. Było to tak obrzydliwe, że Ali zapomniała o trzymanej petardzie, do chwili gdy ta wystrzeliła z jej dłoni do okna domku na drzewie. Ali kazała Spencer obiecać, że nie zdradzi tajemnicy pozostałym. Ostrzegła, że jeśli Spencer jednak powie, to dopilnuje, żeby Spencer – i tylko ona – została uznana za winną. Przerażona tym, co Ali mogłaby zrobić, Spencer milczała. Martwiła się, że Jenna mogłaby coś powiedzieć – na pewno pamiętała, że Toby nic nie zrobił, ale Jenna była zdezorientowana i majaczyła… powiedziała, że nic z tej nocy nie pamięta. Rok później Ali zniknęła. Policja przesłuchiwała wszystkich, również Spencer, pytając, czy ktokolwiek chciał skrzywdzić Ali. Spencer pomyślała natychmiast: „Toby”. Nie mogła zapomnieć, że powiedział: „Zapłacisz mi za to.” Ale wskazanie Toby’ego oznaczało powiedzenie prawdy o wypadku Jenny – że też była częściowo odpowiedzialna. Że od dawna zna prawdę i nikomu o tym nie powiedziała. Oznaczało to też wyznanie przyjaciółkom sekretu, którego strzegła od ponad roku. I Spencer nie powiedziała nic. Spencer zapaliła kolejnego papierosa i skręciła na parking przy opactwie. Widzisz? „A” nie może wiedzieć wszystkiego, wbrew temu co napisał w sms-ie. Chyba, że to Toby Cavanaugh… Ale to nie miało sensu. Liściki „A”, które otrzymała Spencer dotyczyły sekretu znanego tylko Ali. W 7 klasie Spencer pocałowała Iana, chłopaka swojej siostry, Melissy. Spencer do tego przyznała się tylko Ali, i nikomu innemu. A „A” wiedział o Wrenie, obecnym byłym chłopaku Melissy, z którym Spencer w zeszłym tygodniu posunęła się znacznie dalej. Ale rodzina Cavanaugh mieszkała na tej samej ulicy. Dzięki lornetce Toby mógł ją widzieć przez okno. I był w Rosewood, chociaż był już wrzesień. Nie powinien już pojechać do szkoły z internatem? Spencer wjechała na wyłożony cegłą podjazd szkoły. Jej przyjaciółki już tu były, stłoczone przy przedszkolnej konstrukcji. Był to piękny drewniany zamek z wieżyczkami, flagami i zjeżdżalniami w kształcie smoków. Parking był opustoszały, ceglane chodniki puste, a boiska ciche – by uczcić pamięć Ali ogłoszono dzień wolny od szkoły.

- A więc wszystkie dostałyśmy sms-y od tego „A”? – zapytała Hanna widząc podchodzącą Spencer. Wszystkie miały wyciągnięte komórki i wpatrywały się w wiadomość: „Wiem o wszystkim.” - Dostałam jeszcze dwie inne. – niepewnie powiedzała Emily. – Sądziłam, że są od Ali. - Ja też! – westchnęła Hanna, uderzając dłonią w drabinki. Aria i Spencer zgodnie pokiwały głowami. Nerwowo spoglądały na siebie szeroko otwartymi oczami. - Jak brzmiała twoja wiadomość? – Spencer spojrzała na Emily. - To osobiste. – Emily odrzuciła opadający na oko lok blond rudych włosów. - Przecież ty nie masz żadnych sekretów, Em! - Spencer była tak zaskoczona, że roześmiała się głośno. Emily była najbardziej niewinną, najsłodszą istotą na świecie. Emily wyglądała na urażoną. - A jednak. - Och. – Spencer opadła na schodek ślizgawki. Głęboko odetchnęła, spodziewając się poczuć ściółkę i trociny. Zamiast tego doszedł do niej zapach spalonych włosów, tak samo jak w noc wypadku Jenny. - A ty, Hanna? Hanna zmarszczyła swój zadarty nosek. - Skoro Emily nie chce mówić o swoich, to ja nie chcę rozmawiać o moich. To było coś, o czym wiedziała tylko Ali. - Tak samo jest ze mną. – wtrąciła szybko Aria. Spuściła oczy. – Przykro mi. Spencer poczuła, że jej żołądek zaciska się w węzeł. - Czyli każda z nas miała sekrety znane tylko Ali? – Pokiwały głowami. Spencer złośliwie prychnęła. – Myślałam, że byłyśmy przyjaciółkami. - A co było w twojej wiadomości? – Aria odwróciła się do Spencer z surową miną. Spencer nie uważała swojego sekretu dotyczącego Iana za zbyt smakowity kąsek. W porównaniu z tym, co wiedziała o Sprawie Jenny, nie znaczył nic. Ale teraz czuła się zbyt dumna, by o tym wspomnieć. - Tą tajemnicę znała tylko Ali, tak jak w waszym przypadku. – Założyła swoje długie blond włosy za uszy. – Ale „A” przysłał mi e-maila dotyczącego czegoś, co dzieje się teraz. Mam wrażenie, że mnie szpieguje.

- To samo u mnie. – lodowato błękitne oczy Arii rozszerzyły się. - Czyli wszystkie jesteśmy obserwowane. – powiedziała Emily. Gdy na jej ramieniu delikatnie wylądowała biedronka, strząsnęła ją, jakby była czymś o wiele gorszym. Spencer wstała. - Czy to mógłby być… Toby? Wyglądały na zaskoczone. - Dlaczego? – zapytała Aria. - Dotyczy go sprawa Jenny. – ostrożnie wyjaśniła Spencer. – Co, jeśli wie? - Naprawdę sądzisz, że to dotyczy… Sprawy Jenny? – Aria wskazała tekst sms-a na swoim Trio. Spencer oblizała wargi. Powiedz im. - Wciąż nie wiemy, dlaczego Toby wziął winę na siebie. – zasugerowała, żeby sprawdzić co powiedzą pozostałe. Hanna zastanowiła się przez chwilę. - Mógły się dowiedzieć tylko gdyby któraś z nas coś mu powiedziała. – spojrzała na dziewczyny niespokojnie. – Ja nie powiedziałam. - My też. – zawtórowały Aria i Emily. - A jeśli dowiedział się w inny sposób? – zapytała Spencer. - Myślisz, że ktoś widział Ali i mu powiedział? – zapytała Aria. - Albo że to on ją widział? - Nie… ja… nie wiem. – powiedziała Spencer. – Po prostu snuję domysły. „Powiedz im” pomyślała znowu Spencer, ale nie mogła. Były wobec siebie nieufne, jak wtedy, gdy wkrótce po zniknięciu Ali ich przyjaźń się rozpadła. Gdyby Spencer powiedziała im prawdę o Toby’m, znienawidziłyby ją za to, że nie wspomniała o tym policji, gdy Ali zniknęła. Może nawet winiłyby ją za jej śmierć. I może miałyby słuszność. A co jeśli Toby naprawdę… to zrobił? - Tak tylko pomyślałam. – usłyszała samą siebie. – Pewnie się mylę. - Ali mówiła, że tylko my o tym wiemy. – zwilgotniały oczy Emily. – Przysięgała. Pamiętacie? - Poza tym – dodała Hanna – skąd Toby by tyle o nas wiedział? Mogłabym zrozumieć, gdyby to była któraś koleżanka Ali z drużyny hokejowej, jej brat, albo ktoś z kim faktycznie rozmawiała. Ale Toby’ego nienawidziła. Jak my wszystkie.

- Pewnie masz rację. – Spencer wzruszyła ramionami. Gdy tylko to powiedziała – uspokoiła się. Bez sensu popadała w obsesję. Zrobiło się cicho. Może zbyt cicho. W pobliżu trzasnęła łamiąca się gałązka, i Spencer gwałtownie się odwróciła. Huśtawki się kołysały, jakby ktoś właśnie z nich zeskoczył. Brązowy ptak, który przysiadł na dachu podstawówki patrzył na nie, jakby też coś wiedział. - Myślę, że ktoś po prostu się z nami drażni. – wyszeptała Aria. - No właśnie. – zgodziła się Emily, ale nie wydawała się przekonana. - A jeśli dostaniemy kolejny liścik? – Hanna obciągnęła swoją małą czarną po szczupłych udach. – Przynamniej powinnyśmy ustalić kto to jest. - Może zadzwonimy do siebie, jeśli któraś z nas dostanie kolejną wiadomość. – zaproponowała Spencer. – Mogłybyśmy razem to rozpracować. Ale nie powinnyśmy robić nic, no wiecie, wariackiego. Postarajmy się nie martwić. - Ja się nie martwię. – stwierdziła pospiesznie Hanna. - Ja też. – powiedziały równocześnie Aria i Emily. Ale gdy na głównej ulicy rozległ się klakson – wszystkie podskoczyły. - Hanna! – Mona Vanderwaal, przyjaciółka Hanny, wystawiła swoją jasno blond głowę przez okno żółtego Hummera H3. Była w zabarwionych na różowo ogromnych okularach lotniczych. Hanna spojrzała na dziewczyny przepraszająco. - Muszę iść. – wymruczała, i pobiegła na wzgórze. W ciągu ostatnich lat Hanna zmieniła się w jedną z najpopularniejszych dziewczym w szkole. Schudła, przefarbowała włosy na seksowny odcień ciemnego kasztana, wymieniła ubrania na modne i stylowe, i teraz – wraz z Moną Vanderwaal, też odmienionym dziwadłem, paradowały po szkole, jakby były lepsze od wszystkich. Spencer zastanawiała się, jaką wielką tajemnicę mogła mieć Hanna. - Też powinna już iść. – Aria podciągnęła swoją bezkształtną torbę na ramieniu. – No to… zdzwonimy się. – ruszyła do swojego Subaru. Spencer ociągał się przy huśtawkach. Zwlekała też Emily, której zazwyczaj radosna twarz wyglądała na ściągniętą i zmęczoną. Spencer położyła dłoń na piegowatym ramieniu Emily. - Wszystko w porządku? - Ali. Ona… - Emily potrząsnęła głową. - Wiem.

Objęły się niezdarnie, potem Emily gwałtownie wyrwała się w kierunku lasu, mówiąc, że pójdzie do domu na skróty. Od kilku lat Spencer, Emily, Aria i Hanna nie rozmawiały, nawet na lekcjach historii, gdzie siedziały za sobą, ani gdy spotykały się w dziewczęcej toalecie. Mimo to Spencer znała ich tajemnice: złożone części osobowości, które znać może tylko bliska przyjaciółka. Jak to, że Emily najciężej przeżyła śmierć Ali. Miała przydomek „Killer”, bo broniła Ali jak zaborczy rottweiler. Spencer zatopiła się w skórzane siedzenie swojego samochodu i włączyła radio. Kręciła, aż znalazła filadelfijską rozgłośnię sportową. Coś w warczeniu przeładowanych testosteronem facetów o drużynie z Filadelfii i Sixers-ach zaczęło ją uspokajać. Miała nadzieję, że rozmowa z dawnymi przyjaciółkami coś wyjaśni, ale teraz cała sytuacja wydawała się jeszcze bardziej… obrzydliwa. Przy całym swoim bogatym słownictwie nawet Spencer nie mogła lepiej tego określić. Gdy komórka w jej kieszeni zawibrowała, myśląc, że to pewnie Emily lub Aria. Może nawet Hanna. Zmarszczyła brwi i otworzyła skrzynkę odbiorczą. Spence, nie winię cię, że nie zdradziłaś naszego sekretu o Tobym. Prawda może być niebezpieczna – a ty przecież nie chcesz, żeby coś im się stało, prawda? - A

2 HANNA 2.0 Mona Vanderwaal wjechała Hummerem rodziców na parking, ale nie wyłączyła silnika. Wrzuciła swoją komórkę do przydużej, koniakowej torby od Lauren Merkin i uśmiechnęła się szeroko do swojej przyjaciółki Hanny. - Próbowałam się do ciebie dodzwonić. - Dlaczego tu przyjechałaś? – Hanna przezornie została na chodniku. - O czym ty mówisz? - Cóż, nie prosiłam o podwiezienie. – Drżąc, Hanna wskazała swoją Toyotę Prius stojącą na parkingu. – Mój samochód jest tam. Ktoś ci powiedział, że tu jestem, czy…? Mona owinęła długi kosmyk blond włosów wokół palca. - Wracałam z kościoła, wariatko. Zobaczyłam cię i podjechałam. – parskęła śmiechem. – Podebrałaś matce valium? Wydajesz się nie w sosie. Hanna wyciągnęła Camela Ultra Light z kieszonki swojej czarnej torebki Prady i zapaliła. Oczywiście, że była nie w sosie. Jedna z jej dawnych najlepszych przyjaciółek została zamordowana, a ona dostawała od tygodnia przerażające sms-y od kogoś podpisującego się jako „A”. Cały dzień – przygotowując się na pogrzeb Ali, kupując Diet Coke w Wawie, wjeżdżając na autostradę po drodze do opactwa – była pewna, że ktoś ją obserwuje. - Nie widziałam cię w kościele. – wymruczała. Mona zdjęła okulary, odsłaniając swoje okrągłe błękitne oczy. - Przecież patrzyłaś wprost na mnie. Machałam do ciebie. Brzmi znajomo? translated by: rumiko - Ja… nie pamiętam. – Hanna wzruszyła ramionami. - Cóż, byłaś zajęta swoimi dawnymi kumpelkami. – odpaliła Mona. Hanna zjeżyła się. Jej dawne przyjaciółki były drażliwym tematem między nimi: milion lat temu Mona była jedną z dziewczyn, z których Ali, Hanna i pozostałe się nabijały. Po tym, jak Jenna została ranna, stała się głównym celem ich docinków. - Przepraszam. Było dosyć tłoczno.

- Przecież się nie chowałam. – Mona sprawiała wrażenie zranionej. – Siedziałam za Seanem. Hanna gwałtownie zaciągnęła się dymem. Sean. Sean Ackard – jej były chłopak. Ich związek implodował imprezie ubiegłym tygodniu, na piątkowej imprezie rozpoczynającej rok szkolny u Noela Kahna. Hanna zdecydowała, że chce tego wieczoru stracić dziwictwo, ale kiedy zaczęła przystawiać się do Seana, ten ją rzucił i wygłosił kazanie o poszanowaniu swojego ciała. Dla zemsty Hanna wzięła rodzinne BMW Ackard’ów na przejażdżkę z Moną, i wjechała w słup telefoniczny przed Miejską Zajezdnią. Mona docisnęła gaz czubkiem obcasa, ożywiając milion cylindrów silnika samochodu. - Słuchaj, jest pilna sprawa – nie mamy jeszcze partnerów. - Na co? – zamrugała Hanna. Mona wzniosła idealnie woskowane blond brwi. - Żartujesz. Na Foxy! To w ten weekend. Skoro rzuciłaś Seana możesz zaprosić kogoś odjazdowego. Hanna gapiła się na malutki dmuchawic wyrastający ze szczeliny chodnika. Foxy był dorocznym balem charytatywnym dla „młodych członków społeczności Rosewood” sponsorowanym przez Ligę Myśliwską Rosewood (Foxhunting Rosewood League), stąd nazwa. Za 250$ darowanych na wybrany przez ligę cel dobroczynny dostawało się kolację, potańcówkę, szansę na zobaczenie swojego zdjęcia w „Philadephia Inquirer” i na glam-R-5.com - lokalnym blogu towarzyskim. Była to znakomita wymówka, żeby się wystroić, upić i poderwać cudzego chłopaka. Hanna wejściówkę zapłaciła już w czerwcu, gdy myślała, że pójdzie z Seanem. - Nie wiem, czy pójdę. – mruknęła ponuro. - Oczywiście, że pójdziesz. – Mona przewróciła oczami i westchnęła. – Słuchaj, zadzwoń do mnie, jak odwrócą skutki twojej lobotomii. – i wyjechała na podjazd oddalając się. Hanna powoli podeszła do swojego Priusa. Jej przyjaciółki już odjechały, i srebrne auto wyglądało samotnie na pustym parkingu. Opanował ją niepokój. Mona była jej przyjaciółką, ale Hanna wielu rzeczy jej nie mówiła. Na przykład o wiadomościach od „A”. Ani o tym, że w sobotę rano została aresztowana za kradzież samochodu pana Ackarda. Ani tego, że to Sean zostawił ją, a nie odwrotnie. Sean był bardziej taktowny, powiedział swoim kolegom, że postanowili „spotykać się z

innymi osobami”. Hanna uznała, że może wykorzystać tą historię na swoją korzyść, i nikt nie dowie się prawdy. Gdyby jednak coś z tego powiedziała Monie, ta by uznała, że życie Hanny wymyka się spod kontroli. Hanna razem z Moną zbudowała swój wizerunek od podstaw, i jedną z ich zasad było, że jako para gwiazd szkolnych obie muszą być doskonałe. To oznaczało, że obie muszą być szczupłe jak koktajlowe słomki, jako pierwsze zdobyć wąskie dżinsy marki Paige i nigdy nie tracić opanowania. Szczeliny i ich zbroi mogłyby je wysłać z powrotem w otchłań niemodnego dziwactwa, a nie chciały już nigdy tam wracać. Przenigdy. W takim razie Hanna musiała udawać, że w ubiegłym tygodniu nie stało się nic strasznego, choć było inaczej. Nikt ze znajomych Hanny do tej pory nie umarł, ani tym bardziej nie został zamordowany. A fakt, że osobą zamordowaną była Ali – w połączeniu z wiadomościami od A – był jeszcze straszniejszy. Gdyby ktoś naprawdę wiedział o Sprawie Jenny… i mógł o tym opowiedzieć… i jeśli ta osoba miała coś wspólnego ze śmiercią Ali – w takim wypadku to na pewno nie Hanna kontrolowała własne życie. Hanna podjechała do domu, masywnego ceglanego budynku, z którego roztaczał się widok na Mt. Kale. Gdy spojrzała na siebie w lusterku wstecznym, z przerażeniem zobaczyła, że ma tłustą pokrytą krostkami cerę, a pory są wręcz gigantyczne. Pochyliła się do lusterka i nagle… jej skóra była czysta. Zaczerpnęła kilka długich, nieregularnych oddechów zanim wysiadła z auta. Ostatnio często miewała podobne halucynacje. Wciąż roztrzęsiona, przesunęła drzwi do domu i ruszyła do kuchni. Gdy przestąpiła próg kuchni zamarła. Jej matka siedziała przy kuchennym stole przed talerzem z serem i krakersami. Ciemne kasztanowe włosy miała zwinięte w kok, w popołudniowym słońcy połyskiwał wysadzany diamentami zegarek Chopard, a bezprzewodowy zestaw słuchawkowy Motoroli zwisał przy uchu. A obok niej… był ojciec Hanny. - Czekaliśmy na ciebie. – powiedział jej tata. Hanna cofnęła się. Poza tym, że w jego włosach przybyło siwizny, i nosił nowe okulary w drucianych oprawkach wyglądał jak zwykle: wysoki, ze zmarszczkami w kącikach oczu, w niebieskiej koszulce. Jego głos też się nie zmienił: był głęboki i spokojny, jak u komentatora radiowego. Hanna go nie widziała i nie rozmawiała z nim od

prawie 4 lat. - Co ty tutaj robisz? – wyrwało się jej. - Miałem trochę pracy w Filadelfii. – głos pana Marina nerwowo zaskrzypiał przy słowie: „praca”. Uniósł swoją kubek kawy z wizerunkiem dobermana. Tata wiernie go używał, gdy z nimi mieszkał; Hanna zastanowiła się, czy głęboko musiał się w jego poszukiwaniu grzebać w szafce. – Twoja mama zadzwoniła i powiedziała mi o Alison. Tak mi przykro, Hanna. - Jasne. – Hanna brzmiała niewyraźnie; kręciło jej się w głowie. - Chcesz o czymś porozmawiać? – mama skubnęła kawałek cheddara. Zdumiona Hanna przechyliła głowę. Jej stosunki z matką bardziej przypominały relacje na linii „szef-pracownik” niż „matka- córka”. Ashley Marin wspięła się wysoko po drabinie kariery w filadelfijskiej firmie reklamowej „McManus & Tate”, i teraz wszystkich traktowała jak swoich pracowników. Hanna nie przypomninała sobie, kiedy matka po raz ostatni zadała jej pytanie dotyczące jej uczuć. Chyba nawet nigdy tego nie zrobiła. - Nie trzeba. Ale dziękuję. – dodała odrobinę sarkastycznie. Czy mogli ją winić, że jest odrobinę zgorzkniała? Po rozwodzie rodziców tata przeniósł się do Annapolis i zaczął spotykać się z Isabel, i w dodatku dostał cudną przybraną pasierbicę, Kate. Hanna czuła się u niego do tego stopnia niemile widziana, że odwiedziła go tylko raz. Ojciec nie próbował do niej dzwonić, wysyłać e-maili, nic kompletnie, i to od lat. Już nawet nie przysyłał jej prezentów urodzinowych, tylko czeki. - To pewnie niezbyt dobry dzień na rozmowy. – westchnął jej ojciec. - Rozmowy o czym? – przypatrywała mu się. Pan Marin odkaszlnął. - Cóż, twoja mama zadzwoniła z jeszcze jednego powodu. – opuścił oczy. – Z powodu samochodu. Hanna zmarszczyła brwi. Samochód? Jaki samochód? „Och”. - Nie dość, że ukradłaś samochód pana Ackarda – powiedział jej ojciec – to w dodatku uciekłaś z miejsca wypadku? Hanna spojrzała na matkę. - Myślałam, że to już skończona sprawa. - Nic się jeszcze nie skończyło. – pani Marin spojrzała na nią złym wzrokiem.

„Prawie mnie nabrałaś” chciała powiedzieć Hanna. Gdy w niedzielę gliniarze ją puścili, matka tajemniczo powiedziała, że „wszystko się ułoży” i Hanna nie będzie miała kłopotów. Tajemnica się rozwiązała, gdy Hanna przydybała swoją mamę i jednego z młodych policjantów, Darrena Wildena, praktycznie uprawiających seks w kuchni następnej nocy. - Mówię poważnie. – powiedziała pani Marin i Hanna przestała się złośliwie uśmiechać. – Policja zgodziła się odpuścić sprawę, owszem, ale to niczego nie zmienia, jeżeli chodzi o ciebie. Najpierw kradniesz u Tiffany’ego, teraz to. Nie wiem, co robić. No i zadzwoniłam do twojego ojca. Hanna wpatrywała się w talerz z serem, czuła się zbyt dziwnie, żeby spojrzeć któremuś z nich w oczy. Mama powiedziała ojcu też o kradzieży u Tiffany’ego? Pan Marin chrząknął. - Chociaż policja wycofała sprawę, pan Ackard chce ją rozwiązać prywatnie, poza sądem. - To ubezpieczenie tego nie pokrywa? – Hanna zagryzła od środka policzek. - Nie o to chodzi. – odpowiedział pan Marin. – Pan Ackard złożył twojej mamie propozycję. - Ojciec Seana jest chirurgiem plastycznym. – tłumaczyła matka. – ale jego ulubionym projektem jest klinika dla ofiar poparzeń. Chce, żebyś się tam zgłosiła jutro o 15:30. Hanna zmarszczyła nos. - Nie możemy mu po prostu zapłacić? Maleńki LG pani Marin zaczął dzwonić. - Sądzę, że to będzie dla ciebie dobra nauczka. Popracujesz trochę na rzecz społeczności, żebyś zrozumiała, co zrobiłaś. - Ale ja rozumiem! – Hanna nie chciała poświęcać wolnego czasu dla kliniki poparzonych. Skoro już musiała robić za wolontariuszkę, to dlaczego nie mogła tego robić w jakimś szykownym miejscu? Na przykład w ONZ, z Nicole i Angeliną? - Wszystko jest już uzgodnione. – powiedziała szorstko pani Marin. Potem zakrzyknęła do telefonu. – Carson? Zrobiłeś atrapy? Hanna siedziała z zaciśniętymi pięściami. Wolałaby pójść do siebie na górę, przebrać z pogrzebowej sukienki (naprawdę tak pogrubiała jej uda, czy to odbicie w drzwiach patio?), odświeżyć makijaż, zgubić ze 2 kg i strzelić sobie kieliszek wódki. Potem mogłaby wrócić i

zacząć tą rozmowę od początku. Ojciec rzucił jej drobny uśmieszek, gdy na niego spojrzała. Serce Hanny fiknęło koziołka. Jego usta rozchyliły się, jakby chciał coś powiedzieć, ale równocześnie zadzwoniła jego komórka. Skinął na Hannę, by chwilę zaczekała. - Kate? – zgłosił się. Hanna straciła zapał. Kate. Cudna przybrana pasierbica. Ojciec przyłożył telefon do policzka. - Jak ci poszło w biegach na przełaj? – Zamilkł, po czym rozpromienił się. – Poniżej 18 minut? Cudownie. Hanna złapała kawałek cheddara z talerza. Gdy była w Annapolis Kate nawet na nią nie spojrzała. Razem z Ali, która przyjechała wspierać Hannę duchowo, natychmiast nawiązały wspólny front, kompletnie wyłączając z niego Hannę. Doprowadziło do Hannę do pożerania każdej przekąski w promieniu kilometra – było to w czasach, gdy była pulchna, brzydka i ciągle jadła. Kiedy chwyciła się za brzuch w z porażającego bólu, ojciec połaskotał ją w palce u stóp i powiedział: „Świnka nie czuje się dobrze?”. I to przy wszystkich. Potem Hanna uciekła do łazienki i wcisnęła sobie w gardło szczoteczkę do zębów. Cheddar utkwił Hannie u ustach. Głęboko oddychając, wypluła go w serwetkę i wyrzuciła do śmieci. To było dawno temu… kiedy była inną Hanną. Tą, którą tylko Ali znała, i którą Hanna pogrzebała.

3 CZY MOZNA GDZIES ZAPISAC SIE DO AMISZOW? Emily Fields stała przed Gray Horse Inn, budynkiem z kruszonego kamienia, gdzie w czasach wojny o niepodległość znajdował się szpital. Obecny właściciel przerobił górne piętra na zajazd dla bogatych przyjezdnych gości, a w salonie prowadził organiczną kawiarnię. Emily przez okna przeczesywała wzrokiem kawiarnię w poszukiwaniu znajomych z klasy i ich rodzin jedzących bajgle z wędzonym łososiem, kanapki po włosku i olbrzymie porcje sałatki Cobba. Chyba wszystkich dopadł po-pogrzebowy głód. - Dotarłaś. Emily odwróciła się i zobaczyła Mayę St. Germain pochyloną przy terakotowej wazie z piwoniami. Maya zadzwoniła do niej, gdy wracała z huśtawek przy szkole, i poprosiła o spotkanie w tym miejscu. Podobnie jak Emily wciąż miała na sobie kostium pogrzebowy: krótką, plisowaną, sztruksową czarną spódniczkę, czarne buty i czarny bezrękawnik z delikatnym koronkowym szwem wokół szyi. I podobnie jak u Emily, wyglądało na to, że ciemne i żałobnie wyglądające rzeczy musiała wyciągać z najdalszych zakamarków szafy. Emily uśmiechnęła się ze smutkiem. Państwo St. Germain wprowadzili się do dawnego domu Ali. Kiedy budowlańcy zaczęli odkopywać na wpół ukończoną altankę DiLaurentis’ów, by zrobić podjazd na kort tenisowy zaplanowany przez państwa St. Germain, pod betonem znaleźli rozkładające się ciało Ali. Od tamtej pory przez całą dobę teren roił się od furgonetek dziennikarzy, radiowozów i poszukiwaczy wrażeń. Rodzina Mayi schroniła się w zajeździe, dopóki nie opadną emocje. - Cześć. – Emily rozejrzała się. – Jecie brunch? Maya potrząsnęła gęstymi brązowo-czarnymi lokami. - Wszyscy do Lancaster. Żeby wrócić do natury, czy coś w tym guście. Prawdę powiedziawszy, myślę, że przeżyli szok, więc może trochę prostego życia im pomoże. Emily uśmiechnęła się, wyobrażając sobie rodziców Mayi usiłujących się dopasować do małej społeczności Amiszów w zachodnim Rosewood. - Chcesz wstąpić do mojego pokoju? – zapytała Maya, unosząc brew.

Emily, która właśnie obciągała spódniczkę (od pływania miała muskularne nogi), zamarła. Skoro rodziny Mayi wyjechała, byłyby same. W pokoju. Z łóżkiem. Kiedy Emily poznała Mayę była przygnębiona. Poszukiwała przyjaciółki, która mogłaby zastąpić Ali. Pod wieloma względami Ali i Maya były podobne: obie zabawne, nieustraszone, i wydawały się jedynymi osobami na świecie, które rozumiały prawdziwą Emily. Łączyło je coś jeszcze: przy nich Emily czuła coś innego. - No chodź. – Maya zakręciła do wejścia. Emily, niepewna co innego mogłaby zrobić, podążyła za nią. Szła w ślad za nią po skrzypiących, krętych schodach zajazdu do jej sypialni, jakby żywcem przeniesionej z 1776 roku. Pachniało w niej mokrą wełną. Miała pochyłą sosnową podłogę, królewskich rozmiarów chybotliwe łoże z kolumienkami, nakryte ogromną pikowaną kołdrą, i z zagadkowym urządzeniem w rogu przypominającym maselnicę. - Rodzice załatwili mnie i mojemu bratu oddzielne pokoje. – Maya usiadła na skrzypiącym łóżku. - To miłe. – odpowiedziała Emily, przysiadając na skraju rozklekotanego krzesła, które zapewne pamiętało czasy Jerzego Waszyngtona. - Jak się trzymasz? – Maya pochyliła się w jej stronę. – Boże, widziałam cię na pogrzebie. Wyglądałaś na… zdruzgotaną. Orzechowe oczy Emily wypełniły się łzami. Była zdruzgotana z powodu Ali. Przez ostatni trzy i pół roku żyła nadzieją, że któregoś dnia Ali pojawi się na jej ganku, zdrowa i promieniejąca jak zwykle. A kiedy zaczęła otrzymyważ liściki od „A”, była pewna, że to Ali wróciła. Kto inny mógł o tym wiedzieć? Ale teraz Emily miała pewność, że Ali naprawdę odeszła. Na zawsze. Do tego wszystkiego, ktoś znał jej wstydliwą tajemnicę: zakochała się w Ali, i to samo czuła do Mayi. I może ta sama osoba znała też prawdę o tym, co zrobiły Jennie. Emily źle się czuła nie mówiąc dawnym przyjaciółkom o treści listu od „A”. Ale po prostu… nie mogła. Jedna z wiadomości od „A” dotyczyła dawnego listu miłosnego, który wysłała do Ali. Ironia sytuacji polegała na tym, że mogła powiedzieć Mayi o liście, ale bała się mówić o „A”. - Chyba wciąż jestem trochę roztrzęsiona. – odpowiedziała w końcu, czując nadchodzący ból głowy. – Ale oprócz tego… jestem po prostu zmęczona.