NIEKTÓRE PRZYJAŹNIE NIE UMIERAJĄ NIGDY
Znałaś kiedyś człowieka, który żył dziewięć razy?
Musi przypominać tego szaleńca, który zeszłego lata
złamał sobie siedem kości, a i tak w tym sezonie
poprowadził drużynę lacrosse do zwycięstwa. Albo tę
dwulicową sukę, która zawsze siadała koło ciebie na
geometrii — choć ściągała na klasówkach i potrafiła
najlepszej przyjaciółce wbić nóż w plecy, zawsze z
gracją lądowała na czterech łapach. Miau.
Związki też mogą żyć dziewięć razy. Przypomnij
sobie chłopaka, z którym na przemian kłóciłaś się i
godziłaś przez okrągłe dwa lata. Albo przyjaciółkę, która
knuła intrygi za twoimi plecami, a ty i tak jej wybaczałaś.
Tak naprawdę nigdy jej nie skreśliłaś, prawda? Choć
może trzeba było.
Cztery śliczne dziewczyny z Rosewood muszą
stanąć twarzą w twarz ze swoją dawną przyjaciółką,
która okazała
się ich najbardziej zaciekłym wrogiem, choć już
myślały, że ich przyjaźń dawno temu poszła z dymem. I
to dosłownie. Powinny jednak wiedzieć, że w Rosewood
nic tak naprawdę się nie kończy. Zaginione przyjaciółki
żyją dalej i mają zamiar dopiąć swego. Chcą się zemścić.
- Ostatnia na klifie płaci za kolację! - zawołała
Spencer Hastings, zawiązała paseczki swojego bikini od
Ralpha Laurena na podwójne węzełki i podbiegła na skraj
urwiska, z którego rozciągał się widok na najpiękniejsze
turkusowe morze, jakie w życiu widziała. I nie było w
tym żadnej przesady, choć rodzina Hastingsów
odwiedziła już wszystkie karaibskie wyspy, nawet te
najmniejsze, na które trzeba było lecieć prywatnym
samolotem.
- Zaraz cię dogonię! - odkrzyknęła Aria Montgomery,
zsuwając ze stóp klapeczki w hawajskich barwach i
spinając swoje czarno granatowe włosy w bezładnego
koka. Nawet nie zdjęła bransoletek z nadgarstków, a w
jej uszach nadal kołysały się kolczyki z piór.
- Z drogi! - Hanna Marin położyła dłonie na wąskich
biodrach. To znaczy, miała nadzieję, że nadal są wąskie,
choć tego popołudnia, świętując przybycie na Jamajkę,
zjadła olbrzymi talerz smażonych muli.
Emily Fields nie pozostawała w tyle. Rzuciła
podkoszulek na duży płaski kamień. Kiedy dobiegła do
krawędzi klifu i spojrzała w dół, zakręciło się jej w
głowie. Stała nieruchomo, z dłonią na ustach, póki to
okropne uczucie nie minęło.
Dziewczyny jednocześnie skoczyły ze skały do
ciepłego tropikalnego morza. Wypłynęły na
powierzchnię, śmiejąc się radośnie — bo wszystkie
wygrały i przegrały! — i spoglądając w górę na Klify,
jamajski kurort położony nad samym morzem. Na tle
chmur stał różowy, ozdobiony dekoracyjnymi tynkami
budynek, w którym mieściły się nie tylko ich pokoje, ale
także sala do jogi, klub taneczny i spa. Kilka osób
wypoczywało na ocienionych balkonach, inni sączyli
koktajle na tarasie. Szumiały palmy i śpiewały
egzotyczne ptaki. Z oddali dobiegały dźwięki bębnów, na
których ktoś wybijał rytm Redemption Song Boba
Marleya.
— To raj — wyszeptała Spencer.
A pozostałe dziewczyny zamruczały pod nosem,
przytakując jej.
Wybrały idealne miejsce na spędzenie ferii
wiosennych. Tu było zupełnie inaczej niż w Rosewood,
gdzie mieszkały. To prawda, że otoczone gęstymi
zielonymi lasami miasteczko pod Filadelfią wyglądało jak
z obrazka. Nie brakowało w nim rozległych posiadłości,
malowniczych szlaków do jazdy konnej, urokliwych
starych stodół i ruin farm z siedemnastego wieku. Ale po
tym, co się stało kilka miesięcy temu, dziewczyny
bardzo potrzebowały zmiany otoczenia. Chciały
zapomnieć o Alison DLaurentis, dziewczynie, którą
uwielbiały i podziwiały, którą każda chciałaby być i która
próbowała je zamordować.
Nie sposób jednak było o tym wszystkim zapomnieć.
Choć od tamtych dramatycznych wydarzeń minęły już
dwa miesiące, wspomnienia wciąż powracały,
przynosząc z sobą przerażające wizje. Dziewczyny
przypominały sobie, jak Alison brała je za ręce i mówiła,
że wcale nie nazywa się Courtney i nie jest bliźniaczą
siostrą Ali, jak
twierdzili jej rodzice. Przekonała je, że ich najlepsza
przyjaciółka wróciła zza grobu. Nie mogły zapomnieć,
jak Ali zaprosiła je do swojego domku w górach,
twierdząc, że wspólna wycieczka przypieczętuje
odrodzenie ich przyjaźni. A wkrótce po przyjeździe Ali
zaprowadziła je do sypialni na piętrze, nakłoniła do
udziału w seansie hipnozy, tak jak w tamtą noc w
siódmej klasie, kiedy zniknęła. Później wyszła,
zaryglowała drzwi od zewnątrz, a pod próg wsunęła list
wyjaśniający, kim tak naprawdę była... i kim na pewno
nie była.
Owszem, nazywała się Ali. Lecz jak się okazało, to
nie z prawdziwą Ali dziewczyny przyjaźniły się przez
cały ten czas. Listu, który dostały w domku w górach,
wcale nie napisała ta sama dziewczyna, która na
początku szóstej klasy wydobyła Spencer, Arię, Emily i
Hannę z szarej szkolnej masy w czasie jednej z
charytatywnych imprez. To nie była ta sama
dziewczyna, z którą przez półtora roku wymieniały się
ubraniami, plotkowały, rywalizowały i bawiły się na
imprezach piżamowych. Przez cały ten czas przyjaźniły
się z Courtney, która udawała Ali od chwili, gdy
zamieniły się miejscami na początku szóstej klasy. Tej
Ali, prawdziwej Ali, nigdy nie poznały. A ona
nienawidziła ich z całego serca. To ona udawała A.,
przysyłała anonimowe wiadomości, zabiła lana Thomasa,
wywołała pożar w lesie za domem Spencer,
doprowadziła do aresztowania dziewczyn, zabiła swoją
siostrę bliźniaczkę Courtney — czyli i c h Mi — w tamtą
noc, w czasie ich całonocnej imprezy na zakończenie
siódmej klasy. I to ona planowała pozbyć się ich
wszystkich raz na zawsze.
Kiedy tylko dziewczyny przeczytały ostatnią linijkę
tego strasznego listu, poczuły ostry zapach dymu.
Prawdziwa
Ali rozlała w całym domu benzynę i wznieciła pożar.
Udało im się uciec w ostatniej chwili, lecz Ali miała mniej
szczęścia. Kiedy dom eksplodował, ona wciąż była w
środku.
Ale czy na pewno? Wiele osób twierdziło, że udało
się jej ujść z życiem. Cała historia stała się głośna, a
media zrelacjonowały ją w szczegółach, włącznie z
zamianą tożsamości bliźniaczek. I choć Ali zabijała z
zimną krwią, wiele osób fascynowało się nią. Co rusz
ktoś twierdził, że widział ją w Denver, Minneapolis czy
Palm Springs. Dziewczyny próbowały o tym nie myśleć.
Chciały żyć dalej. Bez obawy o własne życie.
Na szczycie skały pojawiły się dwie osoby. Jedną z
nich był Noel Kahn, chłopak Arii. Drugą - jej brat i
chłopak Hanny, czyli Mike Montgomery. Dziewczyny
podpłynęły do wykutych w skale schodków.
Noel podał Arii wielki puszysty ręcznik z napisem
„KLIFY, NEGRIL, JAMAJKA" wyhaftowanym
czerwoną nitką w jednym rogu.
— Wyglądasz naprawdę seksownie w tym bikini.
— No jasne. — Aria spuściła głowę i spojrzała na
swoje blade dłonie.
Na pewno nie wyglądała jak te blond boginie
wygrzewające się na jamajskiej plaży, które całe dnie
spędzały na wcieraniu olejku do opalania w swoje
smukłe nogi i ramiona. Czy Noel nie gapił się na nie
trochę zbyt długo? A może Aria wpadała w paranoję z
powodu zazdrości?
— Mówię serio. — Noel uszczypnął Arię w
pośladek. — Mam zamiar popływać tutaj z tobą na
golasa. A jak pojedziemy na Islandię, będziemy się
wylegiwać nago w gorących źródłach.
Aria się zarumieniła.
Noel szturchnął ją łokciem.
— Cieszysz się z naszej wycieczki na Islandię, prawda?
— Oczywiście!
Noel zrobił jej niespodziankę i kupił bilety na samolot
dla Arii, Hanny, Mike'a i dla siebie. Mieli polecieć na
Islandię na wakacje. Wszystkie koszty pokrywała
niezwykle bogata rodzina Kahnów. Aria nie potrafiła
odmówić. Spędziła trzy idylliczne lata na Islandii, po tym
jak zniknęła Ali, ic h Ali. Ale jednocześnie nie potrafiła się
cieszyć z tej wycieczki i coś jej mówiło, że nie powinna
tam jechać. Sama nie wiedziała, skąd te złe przeczucia.
Kiedy dziewczyny włożyły swoje sarongi, plażowe
sukienki i — w wypadku Emily — za duży podkoszulek
z Urban Outfitters z napisem „MERCI BEAUCOUP",
Noel i Mike zaprowadzili je do stolika w restauracji
mieszczącej się na wielkim tarasie. Przy barze stało
mnóstwo osób, które podobnie jak oni przyjechały tutaj
na ferie wiosenne. Wszyscy flirtowali i pili szoty. W
rogu siedziało kilka dziewczyn w krótkich sukienkach i
sandałkach na wysokich obcasach. Rozmawiały i
chichotały radośnie. Wysocy, opaleni chłopcy w
szortach, dopasowanych koszulkach polo i adidasach
stukali się butelkami piwa i rozmawiali o sporcie. W
powietrzu czuło się pulsowanie, które niosło z sobą
obietnicę zakazanych flirtów, pijanych wspomnień i
nocnych kąpieli w basenie ze słoną wodą, który należał
do hotelu.
Ale w powietrzu unosiło się coś jeszcze i dziewczyny
natychmiast to wyczuły. Tak, na pewno
podekscytowanie... lecz także jakieś nieokreślone
zagrożenie. Wydawało im się, że w czasie jednej z tych
szalonych imprez mogą się bawić na całego... albo
wpaść w poważne tarapaty.
Noel wstał od stolika.
- Napijemy się czegoś? Na co macie ochotę?
— Dla mnie piwo — powiedziała Hanna. Spencer i
Aria kiwnęły głowami.
— A ty, Emily? - spytał Noel.
— Dla mnie piwo imbirowe.
- Dobrze się czujesz? - Spencer dotknęła jej ramienia.
Emily rzadko imprezowała, ale przecież w czasie
wycieczki mogła sobie pozwolić na małe szaleństwo.
- Muszę... - Emily zasłoniła dłonią usta. Na
chwiejnych nogach wstała od stolika i pobiegła do
łazienki.
Wszyscy patrzyli za nią, jak przepycha się przez
tłum, a potem znika za różowymi drzwiami. Mike zrobił
kwaśną minę.
— Czy to zemsta Montezumy?
— Nie wiem... — odparła Aria.
Jak ognia wystrzegali się wody z kranu. Ale Emily od
czasu pożaru nie była sobą. Kochała Ali. Powrót
dziewczyny, którą uważała za swoją najlepszą
przyjaciółkę i w której była zakochana na zabój, był dla
niej szokiem. A kiedy ta okazała się zabój czynią, serce
Emily rozpadło się na tysiąc kawałków.
Ciszę przerwał dźwięk telefonu Hanny. Wyciągnęła
komórkę ze słomianej torby plażowej i jęknęła.
- No cóż, to już oficjalna decyzja. Mój tata ubiega się
o miejsce w Senacie. Ten wieśniak, który prowadzi jego
kampanię wyborczą, prosi mnie o spotkanie, gdy wrócę
do Rosewood.
- Naprawdę? - Aria wzięła Hannę pod rękę. —
Hanno! To fantastycznie!
— Jak wygra, będziesz jego Pierwszą Córeczką! —
powiedziała Spencer. - Twoje zdjęcie znajdzie się we
wszystkich plotkarskich czasopismach.
Mike przysunął swoje krzesło do krzesła Hanny.
— Mogę być twoim osobistym tajnym agentem?
Hanna sięgnęła do stojącej na stoliku miseczki i wzięła
garść chipsów bananowych.
— To nie ja będę Pierwszą Córeczką, tylko Kate -
powiedziała z pełnymi ustami.
Teraz prawdziwą rodziną jej ojca została jego
przyrodnia córka i jej matka. A Hanna ze swoją mamą
zostały odtrącone.
Gdy Aria pocieszająco poklepała dłoń Hanny,
zabrzęczały bransoletki na jej nadgarstku.
— Jesteś od niej lepsza i dobrze o tym wiesz.
Hanna przewróciła oczami. Nie wierzyła Arii, choć
była jej wdzięczna za to, że próbowała ją pocieszyć. Ta
straszna historia z Ali miała przynajmniej jeden
pozytywny skutek. Cała czwórka na nowo się
zaprzyjaźniła i więź między nimi była teraz mocniejsza
niż w siódmej klasie. Przyrzekły sobie dozgonną
przyjaźń. Nic nie mogło ich już rozdzielić.
Noel przyniósł drinki i wszyscy stuknęli się
szklankami, wykrzykując po jamajsku: „Monf czyli „Na
zdrowie!". Emily wróciła z łazienki i choć nadal
wyglądała na chorą, uśmiechnęła się radośnie i napiła się
piwa imbirowego.
Po kolacji Noel i Mike poszli zagrać w cymbergaja na
automatycznym stole ustawionym w kącie. DJ podkręcił
muzykę i z głośników popłynęła piosenka Alicii Keys.
Kilka osób ruszyło na parkiet. Wysoki, postawny
chłopak z falistymi brązowymi włosami spojrzał Spencer
prosto w oczy i gestem zaprosił ją do tańca.
Aria szturchnęła Spencer.
— No dalej, Spence!
Spencer odwróciła wzrok i zarumieniła się.
— Ale brzydal!
-Będzie idealną odtrutką na Andrew - zachęcała ją Hanna.
Spencer do niedawna chodziła z Andrew
Campbellem, który zerwał z nią miesiąc temu. Jak
twierdził, całe zamieszanie wokół Ali i A. było dla niego
„zbyt wielkim wyzwaniem". Mi ę czak.
Spencer jeszcze raz spojrzała na parkiet. No dobra,
musiała przyznać, że ten chłopak świetnie wyglądał w
płóciennych szortach khaki i wsuwanych butach.
Dostrzegła emblemat na jego polo. „UNIWERSYTET
PRINCETON". Właśnie na tę uczelnię chciała się dostać.
Hanna rozpromieniła się, bo również zauważyła logo
na koszulce.
— Spence! To znak! Moglibyście razem zamieszkać
w akademiku!
Spencer odwróciła wzrok.
— I tak się nie dostanę.
Dziewczyny spojrzały po sobie zdumione.
— Oczywiście, że się dostaniesz — szepnęła Emily.
Spencer duszkiem dopiła piwo, ignorując
zaniepokojone spojrzenia przyjaciółek. Tak naprawdę
przez ostatnie miesiące opuściła się w nauce. To chyba
zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że próbowała ją zabić
osoba, która udawała jej najlepszą przyjaciółkę. W
zeszłym semestrze była na dwudziestym siódmym
miejscu w klasie. Z tak słabymi ocenami nie miała szans
dostać się na dobrą uczelnię.
— Wolę posiedzieć z wami — powiedziała Spencer.
Nie chciała myśleć o szkole w czasie ferii.
Aria, Emily i Hanna wzruszyły ramionami i jeszcze
raz stuknęły się szklankami.
— Za nas — powiedziała Aria.
— Za przyjaźń — dodała Hanna.
Każda z nich poczuła nagle, jak ogarnia ją ogromny
spokój, i po raz pierwszy od wielu tygodni nie pomyślały
odruchowo o tragicznych wydarzeniach z przeszłości.
Nie przypomniały sobie żadnej wiadomości od A. Teraz
Rosewood wydawało im się miasteczkiem na planecie z
jakiegoś innego Układu Słonecznego.
DJ puścił stary przebój Madonny, a Spencer wstała
od stolika.
— Wszystkie idziemy na parkiet.
Dziewczyny poderwały się do tańca, gdy nagle Emily
ścisnęła ramię Spencer i przyciągnęła ją do siebie.
— Nie ruszaj się.
— Co? — Spencer gapiła się na Emily. — Dlaczego?
Emily miała oczy jak spodki. Wpatrywała się w coś, co
zauważyła obok krętych schodów.
— Popatrz.
Dziewczyny popatrzyły w tym samym kierunku i
zmrużyły oczy. Na schodach stała szczupła blondynka w
jasnożółtej sukience. Miała wielkie, niebieskie oczy,
pomalowane na różowo usta i bliznę nad prawą brwią.
Nawet z takiej odległości widać było na jej ciele wiele
blizn: pomarszczoną skórę na ramionach, szramy na szyi
i ślady po okaleczeniach na nogach. Jednak mimo tych
blizn wydawała się piękna i pewna siebie.
— O co ci chodzi? — wyszeptała Aria.
- Znasz ją? - zapytała Spencer.
- Nie widzicie? - wyszeptała Emily drżącym głosem.
-Przypatrzcie się dobrze.
- Niby na co mamy patrzeć? - zapytała cicho Aria. W
jej głosie słychać było zatroskanie.
- Ta dziewczyna. - Emily spojrzała na przyjaciółki.
Była blada i miała sine usta. - To... A1 i.
DZIESIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ
1
IMPREZKA
Niska, gruba kelnerka z idealnym manikiurem
podsunęła Spencer pod nos tacę z gorącym, półpłynnym
serem. — Smażony brie?
Spencer nabrała sera na krakersa i ugryzła. P r zep
yszne. Nie codziennie kelnerka podawała jej smażony ser
brie w jej własnej kuchni, ale w ten sobotni wieczór pani
Hastings wydawała przyjęcie powitalne dla nowych
sąsiadów, którzy wprowadzili się do domu naprzeciwko.
Przez kilka ostatnich miesięcy mama Spencer nie miała
najmniejszej ochoty na odgrywanie roli idealnej pani
domu, lecz nagle ogarnął ją szał organizowania życia
towarzyskiego.
Jak na zawołanie do kuchni wpadła Veronica
Hastings, spowita chmurą zapachu Chanel No. 5.
Przypinała duże kolczyki, a na jej palcu pobłyskiwał
wielki diament. Ten pierścionek kupiła niedawno. Mama
Spencer wymieniła całą biżuterię, którą dostała od męża,
na zupełnie nową.
Jej proste blond włosy o popielatym odcieniu były
obcięte za ucho. A dzięki profesjonalnemu makijażowi jej
oczy wydawały się wielkie i przejrzyste. Miała na sobie
dopasowaną czarną sukienkę, która podkreślała piękne
ramiona, wyrzeźbione dzięki wielu godzinom ćwiczeń
pilatesu.
— Spencer, przyszła twoja przyjaciółka. Ta, która
ma się zająć garderobą gości - rzuciła pospiesznie pani
Hastings, wkładając jakieś brudne talerze ze zlewu do
zmywarki. Potem po raz kolejny spryskała blat kuchenny
sprejem do czyszczenia i przetarła go, choć ledwie
godzinę wcześniej z domu wyszła ekipa sprzątająca. -
Sprawdź, czy niczego jej nie trzeba.
— Kto to jest? — Spencer zmarszczyła nos.
Nie prosiła nikogo o pomoc w czasie dzisiejszej
imprezy. Zazwyczaj mama wynajmowała studentów z
Hollis, pobliskiego uniwersytetu. Pani Tlastings
westchnęła zniecierpliwiona i spojrzała na odbicie swojej
idealnej twarzy w stalowych drzwiach lodówki.
— Emily Fields. Zostawiłam ją w gabinecie. Spencer
zesztywniała. Emily tu przyszła? Spencer na
pewno jej nie zapraszała. Nie przypominała sobie
nawet, kiedy ostatni raz z sobą rozmawiały, chyba kilka
miesięcy temu. Ale jej mama - i cała reszta świata - nadal
uważała, że obie dziewczyny się przyjaźnią. Pewnie
należało za to winić zdjęcie na okładce czasopisma
„People", które pojawiło się w kioskach wkrótce po tym,
jak Prawdziwa Ali próbowała je zabić. Na zdjęciu
Spencer, Emily, Aria i Hanna stały w przyjacielskim
uścisku. „SĄ ŚLICZNE I Z PEWNOŚCIĄ NIE
KŁAMIĄ", głosił nagłówek. Niedawno do Hastingsów
zadzwonił jakiś dziennikarz,
który chciał przeprowadzić ze Spencer rocznicowy
wywiad. W następną sobotę mijał rok od tamtej strasznej
nocy w górach Pocono i opinia publiczna chciała się
dowiedzieć, jak przyjaciółki radzą sobie teraz w życiu.
Spencer odmówiła. I była pewna, że podobnie postąpiły
pozostałe dziewczyny.
- Spence?
Spencer odwróciła się gwałtownie. Pani Hastings już
sobie poszła, a na jej miejscu stała teraz Melissa, starsza
siostra Spencer, otulona bardzo szykownym szarym
płaszczem z paskiem. Czarne obcisłe spodnie od J.Crew
podkreślały jej długie, zgrabne nogi.
- He j. - Melissa wyciągnęła ręce do siostry i
uściskała ją.
Spencer ogarnęła potężna fala ekskluzywnego
zapachu - jakżeby inaczej - Chanel No. 5. Melissa
zachowywała się jak klon mamy, ale Spencer to nie
przeszkadzało.
- Miło cię widzieć! - zaskrzeczała Melissa głosem
starej ciotki, która nie widziała Spencer od dziecka. A
przecież dwa miesiące temu były razem na nartach w
Bachelor Gulch w Kolorado.
Za Melissą był ktoś jeszcze.
- Cześć — przywitał się mężczyzna, który teraz stał
po prawej stronie Melissy. Wyglądał jakoś dziwnie w
marynarce, krawacie i lnianych spodniach idealnie
uprasowanych na kant. Spencer przywykła do tego, że
zazwyczaj widywała go w mundurze policyjnym, z
pistoletem przy pasku. Darren, czyli inspektor Wilden,
prowadził sprawę morderstwa Alison DiLaurentis jako
główny detektyw. Niezliczoną ilość razy przesłuchiwał
Spencer, wypytując ją o okoliczności zniknięcia Ali,
która okazała się Courtney.
- H-hej - odpowiedziała Spencer, kiedy Wilden oplótł
swoje palce wokół palców Melissy. Chodzili z sobą już
od ponad roku, ale Spencer nadal uważała, że zupełnie
do siebie nie pasują. Gdyby Melissa i Wilden
zarejestrowali się na jakimś portalu randkowym, na
pewno nigdy by na siebie nie trafili.
W swoim poprzednim życiu Wilden uchodził za
największego łobuza w Rosewood Day, prywatnej
szkole, do której chodzili wszyscy w mieście. To on
wypisywał obleśne komentarze na drzwiach w ubikacji i
palił marihuanę, w ogóle się nie przejmując, że widzi to
nauczyciel WF-u. Natomiast Melissa zawsze była
prymuską i królową balu maturalnego, która po zjedzeniu
jednej czekoladki z koniakiem twierdziła, że jest zalana w
trupa. Spencer dowiedziała się też, że Wilden dorastał we
wspólnocie amiszów w Lancaster w stanie Pensylwania,
ale uciekł stamtąd jako nastolatek. Ciekawe, czy już się
podzielił z Melissą tą jakże smakowitą informacją.
- Widziałem Emily przy frontowych drzwiach -
powiedział Wilden. - Macie zamiar obejrzeć ten film?
Pokazują go w telewizji w przyszły weekend.
- Uch...
Spencer udawała, że wygładza bluzkę, bo nie chciała
odpowiedzieć na to pytanie. Wilden miał na myśli film
Śliczna zabójczym, łzawą paradokumentalną chałę,
przedstawiającą powrót prawdziwej Ali do Rosewood,
jej ciemne sprawki, gdy występowała jako A., i śmierć.
W jakiejś równoległej rzeczywistości pewnie obejrzałyby
ten film w czwórkę, obgadując aktorki odgrywające ich
role, złośliwie komentując wszystkie drętwe dialogi i
krzywiąc się
z niesmakiem na widok każdej złośliwości
wyrządzonej im przez Ali.
Ale w tym świecie nie było to możliwe. Po powrocie
z Jamajki ich przyjaźń znowu zaczęła się rozpadać.
Teraz Spencer czuła się niezręcznie i rumieniła się, gdy
tylko przebywała w tym samym pomieszczeniu z którąś
z dawnych przyjaciółek.
— Co tu robicie? — zapytała Spencer, bo nie miała
najmniejszej ochoty wracać teraz do przeszłości. —
Oczywiście, nie mam n ic pr z e ci wk o. —
Uśmiechnęła się uprzejmie do Melissy. Kiedyś siostry nie
pałały do siebie zbyt wielką miłością, ale po
dramatycznych wydarzeniach zeszłego roku postanowiły
odłożyć na bok wszystkie animozje.
— Ach, wpadliśmy tylko na chwilę, żeby zabrać
kilka pudeł, które zostawiłam w swoim pokoju —
powiedziała Melissa. — A potem jedziemy do Ikei.
Mówiłam ci już, że znowu wymieniam meble w kuchni?
Teraz chcę jej nadać bardziej śródziemnomorski
charakter. Darren wprowadza się do mnie!
Spencer spojrzała na Wildena spod uniesionych brwi.
— A co z twoją pracą w Rosewood? — Melissa
mieszkała w luksusowym, świeżo wyremontowanym
domu przy Rit-tenhouse Square w Filadelfii. Dostała go
w prezencie od rodziców po ukończeniu studiów. —
Będziesz musiał dojeżdżać codziennie kawał drogi z
Filadelfii.
Wilden uśmiechnął się szeroko.
— W zeszłym miesiącu zrezygnowałem z pracy w
policji. Melissa załatwiła mi robotę ochroniarza w
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Filadelfii. Codziennie
będę wbiegał po tych marmurowych schodach jak
Rocky.
— I będziesz chronił bardzo cenne obrazy —
przypomniała mu Melissa.
— Och. — Wilden z zakłopotaniem skubał kołnierzyk
koszuli. — No tak.
Wziął z granitowego blatu dwa kieliszki i nalał sobie i
Melissie trochę pinot noir.
— Dla kogo to przyjęcie? — spytał.
Spencer wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę
salonu.
— Dla nowych sąsiadów, którzy dopiero co
wprowadzili się do domu naprzeciwko. Mama chyba
koniecznie chce na nich zrobić dobre wrażenie.
Wilden nagle zesztywniał.
— Do domu Cavanaughów? Ktoś kupił ten dom?
Melissa cmoknęła.
— Pewnie sprzedali go po okazyjnej cenie. Ja bym
tam nie mieszkała, nawet gdyby mi go dali za darmo —
powiedziała.
— Chyba chcą zacząć od nowa — zauważyła
Spencer.
— Wypiję za to. — Melissa przytknęła kieliszek do
ust. Spencer wpatrywała się w podłogę pokrytą panelami
z bardzo drogiego drewna. Jej też nie mieściło się w
głowie, że ktoś kupił dom Cavanaughów. Przecież tam
umarło dwoje dzieci. Toby popełnił samobójstwo
wkrótce po powrocie do Rosewood z poprawczaka. A
Jennę uduszono i wrzucono do rowu za domem. Zrobiła
to Ali. Prawdziwa Ali.
— A ty, Spencer — zwrócił się do niej Wilden —
podobno ukrywasz wielki sekret?
Spencer gwałtownie podniosła głowę i od razu
poczuła, jak skacze jej ciśnienie.
— S-słucham?
Wilden był detektywem z krwi i kości. Czy potrafił
wyczuć, że Spencer ukrywa jakąś tajemnicę? To
niemożliwe, że dowiedział się czegoś o ich wyprawie na
Jamajkę. O tym nikt nie mógł się dowiedzieć do końca
jej życia.
— Dostałaś się do Princeton! — wykrzyknął Wilden.
— Gratuluję!
Do płuc Spencer powoli powróciło powietrze.
— A, tak. Dowiedziałam się o tym jakiś miesiąc
temu.
— Nie wytrzymałam i mu się pochwaliłam. —
Melissa z dumą spojrzała na Spencer. — Mam nadzieję,
że nie masz mi tego za złe.
— Bardzo szybko podjęli decyzję. — Wilden uniósł
brwi. — Fantastycznie!
— Dzięki.
Ale Spencer zamiast dumy czuła tylko miliony ukłuć
na skórze, jakby za długo siedziała na słońcu. Wykonała
tytaniczny wysiłek, żeby wrócić na czoło klasowego
rankingu i zapewnić sobie miejsce w Princeton. Nie z
wszystkich swoich osiągnięć była dumna, niemniej
dopięła swego.
Pani Hastings znowu wpadła do kuchni i położyła
dłonie na ramionach Spencer i Melissy.
— Dlaczego nie dołączyłyście do gości? Od
dziesięciu minut opowiadam wszystkim o moich
genialnych córkach! Macie się zaprezentować od jak
najlepszej strony!
— Mamo — jęknęła Spencer, choć w głębi duszy
cieszyła się, że mama jest dumna z nich obu, a nie tylko
z Melissy.
Pani Hastings siłą zaprowadziła je do drzwi. Na
szczęście na drodze stanęła jej pani Norwood, z którą
mama Spencer regularnie grywała w tenisa. Kiedy tylko
dostrzegła panią Hastings, otworzyła szeroko oczy.
Chwyciła ją za nadgarstek.
— Veronica! Musimy pogadać! Nieźle to rozegrałaś,
kochanie!
— Słucham? — Pani Hastings zatrzymała się i posłała
swojej koleżance szeroki, fałszywy uśmiech.
Pani Norwood schyliła lekko głowę i puściła do niej
oko.
— Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! Jak ci
się udało wyrwać Nicholasa Pennythistle'a? Niezła
zdobycz.
Pani Hastings zbladła.
— O-och. — Rzuciła okiem na swoje córki. — No
cóż, właściwie jeszcze nikomu nie mówiłam...
-Kto to jest Nicholas Pennythistle? — wtrąciła się
Melissa ostrym tonem.
— N i e z ł a z d obyc z ? — powtórzyła Spencer.
W jednej chwili pani Norwood zorientowała się, że
popełniła gafę, i wyszła do salonu. Pani Hastings
spojrzała na córki. Na jej szyi pulsowała gruba żyła.
— Hm, Darren, możemy zostać na chwilę same?
Wilden kiwnął głową i poszedł do salonu. Pani Hastings
usiadła na jednym ze stołków barowych i westchnęła.
— Słuchajcie, chciałam wam o tym powiedzieć dziś
wieczorem, jak już wszyscy sobie pójdą. Od jakiegoś
czasu spotykam się z kimś. Nazywa się Nicholas
Pennythistle, i to chyba coś poważnego. Chciałabym,
żebyście go poznały.
Spencer otworzyła usta.
— To nie za wcześnie?
Jak to możliwe, że mama z kimś się umawiała?
Rozwód sfinalizowano dopiero kilka miesięcy temu.
Przed Bożym Narodzeniem jeszcze błąkała się po domu
w dresie i kapciach. Pani Hastings chrząknęła i przybrała
obronną postawę.
— Nie, to wcale nie za wcześnie, Spencer.
— A tata wie?
Spencer widywała tatę w prawie każdy weekend,
razem chodzili na wystawy sztuki i oglądali filmy
dokumentalne w jego nowym apartamencie w Old City.
Niedawno Spencer dostrzegła w mieszkaniu taty ślady
kobiecej obecności — dodatkową szczoteczkę do zębów
w łazience, butelkę białego wina w lodówce. Doszła do
wniosku, że tata z kimś się widuje. Wydawało jej się, że
to o wiele za wcześnie. A teraz mama też się z kimś
spotykała. Jak na ironię, Spencer była jedną osobą w
rodzinie, która nikogo nie miała.
— Tak, ojciec wie. - W głosie pani Hastings słychać
było narastającą desperację. — Powiedziałam mu
wczoraj.
Do kuchni weszła kelnerka. Pani Hastings wyciągnęła
do niej kieliszek, prosząc o więcej szampana.
— Chciałabym, żebyście jutro zjadły kolację ze mną,
Nicholasem i jego dziećmi w Goshen Inn. Mam nadzieję,
że nie macie innych planów. Ubierzcie się ładnie.
— Jego dziećmi? — pisnęła Spencer.
Sytuacja robiła się coraz gorsza. Już sobie
wyobrażała, że przyjdzie jej spędzić wieczór w
towarzystwie dwóch małych urwisów ze złotymi lokami
i obsesją na punkcie dręczenia małych zwierzątek.
— Zachary ma osiemnaście lat, a Amelia piętnaście
— powiedziała pani Hastings bez zbędnych wyjaśnień.
— Mamo, to świetnie. — Melissa uśmiechnęła się
promiennie. — Przecież życie toczy się dalej. Bardzo się
cieszę!
Spencer wiedziała, że powinna powiedzieć coś
podobnego, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Przecież to ona ujawniła romans taty z mamą Ali, a także
odkryła, że
Ali i Courtney były w połowie siostrami Spencer i
Melissy. Bynajmniej nie prowadziła w tej sprawie
śledztwa. Te informacje dostała od A.
— No dobrze, a teraz macie dołączyć do gości.
Bawcie się! — Pani Hastings wzięła obie córki pod ramię
i zaprowadziła do salonu.
Spencer szła na chwiejnych nogach. W pokoju roiło
się od sąsiadów, członków klubu golfowego i osób ze
szkolnego komitetu rodzicielskiego. Przy olbrzymim
oknie tworzącym jedną ze ścian salonu zebrała się grupa
młodych ludzi, których Spencer znała od przedszkola.
Wszyscy pili szampana i nawet się z tym nie kryli.
Naomi Zeigler pisnęła, gdy połaskotał ją Mason Byers.
Sean Ackard z ożywieniem rozprawiał o czymś z
Gemmą Curran. Ale Spencer nie miała najmniejszej
ochoty na salonowe konwersacje ze szkolnymi kolegami.
Zamiast tego podeszła do baru. Po takich rewelacjach
należał się jej drink. Nagle obcas jej buta zaczepił o róg
dywanu. Zachwiała się i poczuła, że zaraz upadnie.
Chwyciła się jednego z olejnych obrazów wiszących na
ścianie i z trudem utrzymała równowagę. Na szczęście
nie runęła jak długa na podłogę. Ale i tak w jej stronę
odwróciło się kilka osób.
Emily także spojrzała na Spencer, która nie zdążyła
odwrócić wzroku. Zamachała do niej nieśmiało. Spencer
ruszyła w stronę kuchni. Nie miała najmniejszego
zamiaru rozmawiać teraz z Emily. Teraz ani nigdy.
W kuchni było jeszcze goręcej niż kilka chwil temu.
Spencer mdliło od przenikających się zapachów
smażonych przystawek i francuskich serów
pleśniowych. Nachyliła się nad blatem i oddychała
ciężko. Kiedy spojrzała
w stronę salonu, Emily już na nią nie patrzyła. No i
bardzo dobrze.
Ale patrzył na nią ktoś inny. Wilden niewątpliwie
zauważył wymianę spojrzeń między Spencer i Emily.
Spencer niemal widziała, jak w głowie byłego detektywa
od razu formułuje się pytanie: co takiego mogło się
wydarzyć, że idealna przyjaźń, jak z okładki
młodzieżowego czasopisma, nagle legła w gruzach?
Spencer zatrzasnęła drzwi do kuchni i zeszła do
sutereny, zabierając z sobą butelkę szampana. J a ka s zk
o da , Wi lde n. Tym sekretem nie miała zamiaru dzielić
się ani z nim, ani z nikim innym.
2
FUTRA, PRZYJACIÓŁKI I DZIWNY CHICHOT
- Tylko błagam, nie wieszaj tego na drucianym
wieszaku - zażądała siwowłosa matrona, ściągając trencz
Burberry i oddając go Emily Fields. A potem bez słowa
podziękowania, z wysoko uniesioną głową weszła do
salonu i poczęstowała się kanapką. Ale snobka.
Emily powiesiła płaszcz, który pachniał mieszanką
perfum, papierosów i mokrej psiej sierści, doczepiła do
wieszaka numerek i ostrożnie umieściła go w dębowej
szafie w gabinecie pana Hastingsa. Dwa labradory
Spencer, Rufus i Beatrice, dyszały w kojcu, wyraźnie
zirytowane, że zabroniono im wstępu na przyjęcie. Emily
poklepała je po głowach, a one zamachały radośnie
ogonami. Przynajmniej one cieszyły się na jej widok.
Kiedy wróciła na krzesło koło stolika, na którym
goście kładli swoje okrycia, ostrożnie zerknęła do salonu.
Spencer
uciekła do kuchni i nie wróciła. Emily nie wiedziała,
czy powinna czuć ulgę czy rozczarowanie.
Dom Hastingsów nie zmienił się ani na jotę. W holu
wisiały olejne portrety przodków, w salonie stały
zabytkowe francuskie kanapy i fotele, a w oknach
wisiały ciężkie aksamitne zasłony. W szóstej i siódmej
klasie Emily, Spencer, Ali i pozostałe dziewczyny
udawały, że ten pokój to komnata w Wersalu. Ali i
Spencer zawsze kłóciły się o to, która miała odgrywać
Marię Antoninę. Emily zazwyczaj przypadała rola
pokojówki. Kiedyś Ali jako Maria Antonina zażądała, by
Emily zrobiła jej masaż stóp.
— Wiem, że ci się to podoba — drwiła z niej.
Nagle Emily ogarnęła potężna fala smutku.
Wspominanie przeszłości nadal sprawiało jej ból. Gdyby
tylko mogła zamknąć wszystkie te wspomnienia w
pudełku, wysłać je na biegun północny i uwolnić się od
nich raz na zawsze.
— Obijasz się — syknął ktoś.
Emily podniosła wzrok. Stała przed nią jej mama.
Miała zmarszczone brwi i usta wygięte w ironicznym
uśmiechu. Na tę okazję włożyła niebieską suknię, która
sięgała jej do łydek. W tym stroju pani Fields wyglądała
wyjątkowo niekorzystnie. Pod pachą miała torebkę z
imitacji wężowej skóry i trzymała ją tak, jak się nosi
bagietkę.
— Uśmiechnij się — dodała mama. — Wyglądasz jak
półtora nieszczęścia.
Emily wzruszyła ramionami. Co miała robić?
Uśmiechać się jak wariatka? A może coś zaśpiewać?
— To nie jest najbardziej radosna praca — broniła
się. Nozdrza pani Fields się rozszerzyły.
- Pani Hastings była taka miła, że dała ci szansę. Nie
zmarnuj jej, tak jak zmarnowałaś wszystko inne.
Auć. Emily ukryła twarz w swoich blond włosach o
rudawym odcieniu.
- Nie zmarnuję.
- No to rób, co do ciebie należy. Zarób trochę
pieniędzy. Bóg mi świadkiem, że przyda ci się każdy
grosz.
Pani Fields oddaliła się, przybierając na użytek
sąsiadów bardzo uprzejmą minę.
Emily opadła na krzesło, z trudem powstrzymując
płacz. „Nie zmarnuj jej, tak jak zmarnowałaś wszystko
inne". Mama wpadła w szał, kiedy Emily bez słowa
wyjaśnienia odeszła z drużyny pływackiej w czerwcu
zeszłego roku i zamiast trenować, spędziła całe lato w
Filadelfii. Jesienią nie wróciła do drużyny. W świecie
zawodowego pływania kilkumiesięczna przerwa w
treningach nie wróżyła zbyt dobrze, szczególnie w czasie
kiedy rozstrzygano konkursy na stypendia
uniwersyteckie. Ktoś, kto nie pływał przez dwa sezony,
właściwie nie miał najmniejszych szans na sukces.
Rodzice Emily nie kryli rozczarowania. „Nie
rozumiesz, że nie stać nas na czesne, jeśli nie
zdobędziesz stypendium? Nie rozumiesz, że od tego
zależy cała twoja przyszłość?"
Emily nie wiedziała, co im odpowiedzieć. Za żadne
skarby nie mogła się przyznać, dlaczego wypisała się z
drużyny pływackiej.
Zresztą wróciła do drużyny kilka tygodni temu i miała
nadzieję, że reprezentant jakiegoś uniwersytetu zlituje się
nad nią i w ostatniej chwili zaoferuje jej miejsce na
uczelni. Przez cały zeszły rok wysłannik Uniwersytetu
Arizony
próbował ją zwerbować do tamtejszej drużyny i
Emily liczyła na to, że nie stracił zainteresowania jej
osobą. Ale tego popołudnia i to marzenie okazało się
czystą mrzonką.
Po raz kolejny wyciągnęła telefon z torby i jeszcze
raz przeczytała e-mail, w którym powiadomiono ją, że
nie dostanie stypendium. „Bardzo nam przykro... Nie ma
już miejsc... Powodzenia". Czytając te słowa, Emily
poczuła, jak zaciska się jej żołądek.
Nagle w powietrzu rozszedł się zapach smażonego
czosnku i cynamonowej gumy do żucia. Kwartet
smyczkowy grający w kącie przeraźliwie zafałszował.
Emily wydawało się, że ściany gabinetu zbliżają się do
niej. Co będzie robić w przyszłym roku? Znajdzie pracę i
będzie mieszkała w domu? Pójdzie do jakiejś szkoły
pomaturalnej? Musiała wydostać się z Rosewood. Bo
jeśli tu zostanie, straszne wspomnienia pochłoną ją i
zmarnuje sobie życie.
Spojrzała na wysoką czarnowłosą dziewczynę
stojącą przy chińskiej witrynie. Aria.
Serce Emily zabiło szybciej. Kiedy spojrzała na
NIEKTÓRE PRZYJAŹNIE NIE UMIERAJĄ NIGDY Znałaś kiedyś człowieka, który żył dziewięć razy? Musi przypominać tego szaleńca, który zeszłego lata złamał sobie siedem kości, a i tak w tym sezonie poprowadził drużynę lacrosse do zwycięstwa. Albo tę dwulicową sukę, która zawsze siadała koło ciebie na geometrii — choć ściągała na klasówkach i potrafiła najlepszej przyjaciółce wbić nóż w plecy, zawsze z gracją lądowała na czterech łapach. Miau. Związki też mogą żyć dziewięć razy. Przypomnij sobie chłopaka, z którym na przemian kłóciłaś się i godziłaś przez okrągłe dwa lata. Albo przyjaciółkę, która knuła intrygi za twoimi plecami, a ty i tak jej wybaczałaś. Tak naprawdę nigdy jej nie skreśliłaś, prawda? Choć może trzeba było. Cztery śliczne dziewczyny z Rosewood muszą stanąć twarzą w twarz ze swoją dawną przyjaciółką, która okazała się ich najbardziej zaciekłym wrogiem, choć już myślały, że ich przyjaźń dawno temu poszła z dymem. I to dosłownie. Powinny jednak wiedzieć, że w Rosewood nic tak naprawdę się nie kończy. Zaginione przyjaciółki żyją dalej i mają zamiar dopiąć swego. Chcą się zemścić. - Ostatnia na klifie płaci za kolację! - zawołała Spencer Hastings, zawiązała paseczki swojego bikini od Ralpha Laurena na podwójne węzełki i podbiegła na skraj urwiska, z którego rozciągał się widok na najpiękniejsze turkusowe morze, jakie w życiu widziała. I nie było w tym żadnej przesady, choć rodzina Hastingsów odwiedziła już wszystkie karaibskie wyspy, nawet te najmniejsze, na które trzeba było lecieć prywatnym samolotem. - Zaraz cię dogonię! - odkrzyknęła Aria Montgomery,
zsuwając ze stóp klapeczki w hawajskich barwach i spinając swoje czarno granatowe włosy w bezładnego koka. Nawet nie zdjęła bransoletek z nadgarstków, a w jej uszach nadal kołysały się kolczyki z piór. - Z drogi! - Hanna Marin położyła dłonie na wąskich biodrach. To znaczy, miała nadzieję, że nadal są wąskie, choć tego popołudnia, świętując przybycie na Jamajkę, zjadła olbrzymi talerz smażonych muli. Emily Fields nie pozostawała w tyle. Rzuciła podkoszulek na duży płaski kamień. Kiedy dobiegła do krawędzi klifu i spojrzała w dół, zakręciło się jej w głowie. Stała nieruchomo, z dłonią na ustach, póki to okropne uczucie nie minęło. Dziewczyny jednocześnie skoczyły ze skały do ciepłego tropikalnego morza. Wypłynęły na powierzchnię, śmiejąc się radośnie — bo wszystkie wygrały i przegrały! — i spoglądając w górę na Klify, jamajski kurort położony nad samym morzem. Na tle chmur stał różowy, ozdobiony dekoracyjnymi tynkami budynek, w którym mieściły się nie tylko ich pokoje, ale także sala do jogi, klub taneczny i spa. Kilka osób wypoczywało na ocienionych balkonach, inni sączyli koktajle na tarasie. Szumiały palmy i śpiewały egzotyczne ptaki. Z oddali dobiegały dźwięki bębnów, na których ktoś wybijał rytm Redemption Song Boba Marleya. — To raj — wyszeptała Spencer. A pozostałe dziewczyny zamruczały pod nosem, przytakując jej. Wybrały idealne miejsce na spędzenie ferii wiosennych. Tu było zupełnie inaczej niż w Rosewood, gdzie mieszkały. To prawda, że otoczone gęstymi zielonymi lasami miasteczko pod Filadelfią wyglądało jak z obrazka. Nie brakowało w nim rozległych posiadłości, malowniczych szlaków do jazdy konnej, urokliwych
starych stodół i ruin farm z siedemnastego wieku. Ale po tym, co się stało kilka miesięcy temu, dziewczyny bardzo potrzebowały zmiany otoczenia. Chciały zapomnieć o Alison DLaurentis, dziewczynie, którą uwielbiały i podziwiały, którą każda chciałaby być i która próbowała je zamordować. Nie sposób jednak było o tym wszystkim zapomnieć. Choć od tamtych dramatycznych wydarzeń minęły już dwa miesiące, wspomnienia wciąż powracały, przynosząc z sobą przerażające wizje. Dziewczyny przypominały sobie, jak Alison brała je za ręce i mówiła, że wcale nie nazywa się Courtney i nie jest bliźniaczą siostrą Ali, jak twierdzili jej rodzice. Przekonała je, że ich najlepsza przyjaciółka wróciła zza grobu. Nie mogły zapomnieć, jak Ali zaprosiła je do swojego domku w górach, twierdząc, że wspólna wycieczka przypieczętuje odrodzenie ich przyjaźni. A wkrótce po przyjeździe Ali zaprowadziła je do sypialni na piętrze, nakłoniła do udziału w seansie hipnozy, tak jak w tamtą noc w siódmej klasie, kiedy zniknęła. Później wyszła, zaryglowała drzwi od zewnątrz, a pod próg wsunęła list wyjaśniający, kim tak naprawdę była... i kim na pewno nie była. Owszem, nazywała się Ali. Lecz jak się okazało, to nie z prawdziwą Ali dziewczyny przyjaźniły się przez cały ten czas. Listu, który dostały w domku w górach, wcale nie napisała ta sama dziewczyna, która na początku szóstej klasy wydobyła Spencer, Arię, Emily i Hannę z szarej szkolnej masy w czasie jednej z charytatywnych imprez. To nie była ta sama dziewczyna, z którą przez półtora roku wymieniały się ubraniami, plotkowały, rywalizowały i bawiły się na imprezach piżamowych. Przez cały ten czas przyjaźniły się z Courtney, która udawała Ali od chwili, gdy
zamieniły się miejscami na początku szóstej klasy. Tej Ali, prawdziwej Ali, nigdy nie poznały. A ona nienawidziła ich z całego serca. To ona udawała A., przysyłała anonimowe wiadomości, zabiła lana Thomasa, wywołała pożar w lesie za domem Spencer, doprowadziła do aresztowania dziewczyn, zabiła swoją siostrę bliźniaczkę Courtney — czyli i c h Mi — w tamtą noc, w czasie ich całonocnej imprezy na zakończenie siódmej klasy. I to ona planowała pozbyć się ich wszystkich raz na zawsze. Kiedy tylko dziewczyny przeczytały ostatnią linijkę tego strasznego listu, poczuły ostry zapach dymu. Prawdziwa Ali rozlała w całym domu benzynę i wznieciła pożar. Udało im się uciec w ostatniej chwili, lecz Ali miała mniej szczęścia. Kiedy dom eksplodował, ona wciąż była w środku. Ale czy na pewno? Wiele osób twierdziło, że udało się jej ujść z życiem. Cała historia stała się głośna, a media zrelacjonowały ją w szczegółach, włącznie z zamianą tożsamości bliźniaczek. I choć Ali zabijała z zimną krwią, wiele osób fascynowało się nią. Co rusz ktoś twierdził, że widział ją w Denver, Minneapolis czy Palm Springs. Dziewczyny próbowały o tym nie myśleć. Chciały żyć dalej. Bez obawy o własne życie. Na szczycie skały pojawiły się dwie osoby. Jedną z nich był Noel Kahn, chłopak Arii. Drugą - jej brat i chłopak Hanny, czyli Mike Montgomery. Dziewczyny podpłynęły do wykutych w skale schodków. Noel podał Arii wielki puszysty ręcznik z napisem „KLIFY, NEGRIL, JAMAJKA" wyhaftowanym czerwoną nitką w jednym rogu. — Wyglądasz naprawdę seksownie w tym bikini. — No jasne. — Aria spuściła głowę i spojrzała na swoje blade dłonie.
Na pewno nie wyglądała jak te blond boginie wygrzewające się na jamajskiej plaży, które całe dnie spędzały na wcieraniu olejku do opalania w swoje smukłe nogi i ramiona. Czy Noel nie gapił się na nie trochę zbyt długo? A może Aria wpadała w paranoję z powodu zazdrości? — Mówię serio. — Noel uszczypnął Arię w pośladek. — Mam zamiar popływać tutaj z tobą na golasa. A jak pojedziemy na Islandię, będziemy się wylegiwać nago w gorących źródłach. Aria się zarumieniła. Noel szturchnął ją łokciem. — Cieszysz się z naszej wycieczki na Islandię, prawda? — Oczywiście! Noel zrobił jej niespodziankę i kupił bilety na samolot dla Arii, Hanny, Mike'a i dla siebie. Mieli polecieć na Islandię na wakacje. Wszystkie koszty pokrywała niezwykle bogata rodzina Kahnów. Aria nie potrafiła odmówić. Spędziła trzy idylliczne lata na Islandii, po tym jak zniknęła Ali, ic h Ali. Ale jednocześnie nie potrafiła się cieszyć z tej wycieczki i coś jej mówiło, że nie powinna tam jechać. Sama nie wiedziała, skąd te złe przeczucia. Kiedy dziewczyny włożyły swoje sarongi, plażowe sukienki i — w wypadku Emily — za duży podkoszulek z Urban Outfitters z napisem „MERCI BEAUCOUP", Noel i Mike zaprowadzili je do stolika w restauracji mieszczącej się na wielkim tarasie. Przy barze stało mnóstwo osób, które podobnie jak oni przyjechały tutaj na ferie wiosenne. Wszyscy flirtowali i pili szoty. W rogu siedziało kilka dziewczyn w krótkich sukienkach i sandałkach na wysokich obcasach. Rozmawiały i chichotały radośnie. Wysocy, opaleni chłopcy w szortach, dopasowanych koszulkach polo i adidasach stukali się butelkami piwa i rozmawiali o sporcie. W powietrzu czuło się pulsowanie, które niosło z sobą
obietnicę zakazanych flirtów, pijanych wspomnień i nocnych kąpieli w basenie ze słoną wodą, który należał do hotelu. Ale w powietrzu unosiło się coś jeszcze i dziewczyny natychmiast to wyczuły. Tak, na pewno podekscytowanie... lecz także jakieś nieokreślone zagrożenie. Wydawało im się, że w czasie jednej z tych szalonych imprez mogą się bawić na całego... albo wpaść w poważne tarapaty. Noel wstał od stolika. - Napijemy się czegoś? Na co macie ochotę? — Dla mnie piwo — powiedziała Hanna. Spencer i Aria kiwnęły głowami. — A ty, Emily? - spytał Noel. — Dla mnie piwo imbirowe. - Dobrze się czujesz? - Spencer dotknęła jej ramienia. Emily rzadko imprezowała, ale przecież w czasie wycieczki mogła sobie pozwolić na małe szaleństwo. - Muszę... - Emily zasłoniła dłonią usta. Na chwiejnych nogach wstała od stolika i pobiegła do łazienki. Wszyscy patrzyli za nią, jak przepycha się przez tłum, a potem znika za różowymi drzwiami. Mike zrobił kwaśną minę. — Czy to zemsta Montezumy? — Nie wiem... — odparła Aria. Jak ognia wystrzegali się wody z kranu. Ale Emily od czasu pożaru nie była sobą. Kochała Ali. Powrót dziewczyny, którą uważała za swoją najlepszą przyjaciółkę i w której była zakochana na zabój, był dla niej szokiem. A kiedy ta okazała się zabój czynią, serce Emily rozpadło się na tysiąc kawałków. Ciszę przerwał dźwięk telefonu Hanny. Wyciągnęła komórkę ze słomianej torby plażowej i jęknęła. - No cóż, to już oficjalna decyzja. Mój tata ubiega się
o miejsce w Senacie. Ten wieśniak, który prowadzi jego kampanię wyborczą, prosi mnie o spotkanie, gdy wrócę do Rosewood. - Naprawdę? - Aria wzięła Hannę pod rękę. — Hanno! To fantastycznie! — Jak wygra, będziesz jego Pierwszą Córeczką! — powiedziała Spencer. - Twoje zdjęcie znajdzie się we wszystkich plotkarskich czasopismach. Mike przysunął swoje krzesło do krzesła Hanny. — Mogę być twoim osobistym tajnym agentem? Hanna sięgnęła do stojącej na stoliku miseczki i wzięła garść chipsów bananowych. — To nie ja będę Pierwszą Córeczką, tylko Kate - powiedziała z pełnymi ustami. Teraz prawdziwą rodziną jej ojca została jego przyrodnia córka i jej matka. A Hanna ze swoją mamą zostały odtrącone. Gdy Aria pocieszająco poklepała dłoń Hanny, zabrzęczały bransoletki na jej nadgarstku. — Jesteś od niej lepsza i dobrze o tym wiesz. Hanna przewróciła oczami. Nie wierzyła Arii, choć była jej wdzięczna za to, że próbowała ją pocieszyć. Ta straszna historia z Ali miała przynajmniej jeden pozytywny skutek. Cała czwórka na nowo się zaprzyjaźniła i więź między nimi była teraz mocniejsza niż w siódmej klasie. Przyrzekły sobie dozgonną przyjaźń. Nic nie mogło ich już rozdzielić. Noel przyniósł drinki i wszyscy stuknęli się szklankami, wykrzykując po jamajsku: „Monf czyli „Na zdrowie!". Emily wróciła z łazienki i choć nadal wyglądała na chorą, uśmiechnęła się radośnie i napiła się piwa imbirowego. Po kolacji Noel i Mike poszli zagrać w cymbergaja na automatycznym stole ustawionym w kącie. DJ podkręcił muzykę i z głośników popłynęła piosenka Alicii Keys.
Kilka osób ruszyło na parkiet. Wysoki, postawny chłopak z falistymi brązowymi włosami spojrzał Spencer prosto w oczy i gestem zaprosił ją do tańca. Aria szturchnęła Spencer. — No dalej, Spence! Spencer odwróciła wzrok i zarumieniła się. — Ale brzydal! -Będzie idealną odtrutką na Andrew - zachęcała ją Hanna. Spencer do niedawna chodziła z Andrew Campbellem, który zerwał z nią miesiąc temu. Jak twierdził, całe zamieszanie wokół Ali i A. było dla niego „zbyt wielkim wyzwaniem". Mi ę czak. Spencer jeszcze raz spojrzała na parkiet. No dobra, musiała przyznać, że ten chłopak świetnie wyglądał w płóciennych szortach khaki i wsuwanych butach. Dostrzegła emblemat na jego polo. „UNIWERSYTET PRINCETON". Właśnie na tę uczelnię chciała się dostać. Hanna rozpromieniła się, bo również zauważyła logo na koszulce. — Spence! To znak! Moglibyście razem zamieszkać w akademiku! Spencer odwróciła wzrok. — I tak się nie dostanę. Dziewczyny spojrzały po sobie zdumione. — Oczywiście, że się dostaniesz — szepnęła Emily. Spencer duszkiem dopiła piwo, ignorując zaniepokojone spojrzenia przyjaciółek. Tak naprawdę przez ostatnie miesiące opuściła się w nauce. To chyba zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że próbowała ją zabić osoba, która udawała jej najlepszą przyjaciółkę. W zeszłym semestrze była na dwudziestym siódmym miejscu w klasie. Z tak słabymi ocenami nie miała szans dostać się na dobrą uczelnię. — Wolę posiedzieć z wami — powiedziała Spencer. Nie chciała myśleć o szkole w czasie ferii.
Aria, Emily i Hanna wzruszyły ramionami i jeszcze raz stuknęły się szklankami. — Za nas — powiedziała Aria. — Za przyjaźń — dodała Hanna. Każda z nich poczuła nagle, jak ogarnia ją ogromny spokój, i po raz pierwszy od wielu tygodni nie pomyślały odruchowo o tragicznych wydarzeniach z przeszłości. Nie przypomniały sobie żadnej wiadomości od A. Teraz Rosewood wydawało im się miasteczkiem na planecie z jakiegoś innego Układu Słonecznego. DJ puścił stary przebój Madonny, a Spencer wstała od stolika. — Wszystkie idziemy na parkiet. Dziewczyny poderwały się do tańca, gdy nagle Emily ścisnęła ramię Spencer i przyciągnęła ją do siebie. — Nie ruszaj się. — Co? — Spencer gapiła się na Emily. — Dlaczego? Emily miała oczy jak spodki. Wpatrywała się w coś, co zauważyła obok krętych schodów. — Popatrz. Dziewczyny popatrzyły w tym samym kierunku i zmrużyły oczy. Na schodach stała szczupła blondynka w jasnożółtej sukience. Miała wielkie, niebieskie oczy, pomalowane na różowo usta i bliznę nad prawą brwią. Nawet z takiej odległości widać było na jej ciele wiele blizn: pomarszczoną skórę na ramionach, szramy na szyi i ślady po okaleczeniach na nogach. Jednak mimo tych blizn wydawała się piękna i pewna siebie. — O co ci chodzi? — wyszeptała Aria. - Znasz ją? - zapytała Spencer. - Nie widzicie? - wyszeptała Emily drżącym głosem. -Przypatrzcie się dobrze. - Niby na co mamy patrzeć? - zapytała cicho Aria. W jej głosie słychać było zatroskanie. - Ta dziewczyna. - Emily spojrzała na przyjaciółki.
Była blada i miała sine usta. - To... A1 i. DZIESIĘĆ MIESIĘCY PÓŹNIEJ
1 IMPREZKA Niska, gruba kelnerka z idealnym manikiurem podsunęła Spencer pod nos tacę z gorącym, półpłynnym serem. — Smażony brie? Spencer nabrała sera na krakersa i ugryzła. P r zep yszne. Nie codziennie kelnerka podawała jej smażony ser brie w jej własnej kuchni, ale w ten sobotni wieczór pani Hastings wydawała przyjęcie powitalne dla nowych sąsiadów, którzy wprowadzili się do domu naprzeciwko. Przez kilka ostatnich miesięcy mama Spencer nie miała najmniejszej ochoty na odgrywanie roli idealnej pani domu, lecz nagle ogarnął ją szał organizowania życia towarzyskiego. Jak na zawołanie do kuchni wpadła Veronica Hastings, spowita chmurą zapachu Chanel No. 5. Przypinała duże kolczyki, a na jej palcu pobłyskiwał wielki diament. Ten pierścionek kupiła niedawno. Mama Spencer wymieniła całą biżuterię, którą dostała od męża, na zupełnie nową. Jej proste blond włosy o popielatym odcieniu były obcięte za ucho. A dzięki profesjonalnemu makijażowi jej oczy wydawały się wielkie i przejrzyste. Miała na sobie dopasowaną czarną sukienkę, która podkreślała piękne ramiona, wyrzeźbione dzięki wielu godzinom ćwiczeń pilatesu. — Spencer, przyszła twoja przyjaciółka. Ta, która ma się zająć garderobą gości - rzuciła pospiesznie pani Hastings, wkładając jakieś brudne talerze ze zlewu do zmywarki. Potem po raz kolejny spryskała blat kuchenny sprejem do czyszczenia i przetarła go, choć ledwie godzinę wcześniej z domu wyszła ekipa sprzątająca. - Sprawdź, czy niczego jej nie trzeba. — Kto to jest? — Spencer zmarszczyła nos.
Nie prosiła nikogo o pomoc w czasie dzisiejszej imprezy. Zazwyczaj mama wynajmowała studentów z Hollis, pobliskiego uniwersytetu. Pani Tlastings westchnęła zniecierpliwiona i spojrzała na odbicie swojej idealnej twarzy w stalowych drzwiach lodówki. — Emily Fields. Zostawiłam ją w gabinecie. Spencer zesztywniała. Emily tu przyszła? Spencer na pewno jej nie zapraszała. Nie przypominała sobie nawet, kiedy ostatni raz z sobą rozmawiały, chyba kilka miesięcy temu. Ale jej mama - i cała reszta świata - nadal uważała, że obie dziewczyny się przyjaźnią. Pewnie należało za to winić zdjęcie na okładce czasopisma „People", które pojawiło się w kioskach wkrótce po tym, jak Prawdziwa Ali próbowała je zabić. Na zdjęciu Spencer, Emily, Aria i Hanna stały w przyjacielskim uścisku. „SĄ ŚLICZNE I Z PEWNOŚCIĄ NIE KŁAMIĄ", głosił nagłówek. Niedawno do Hastingsów zadzwonił jakiś dziennikarz, który chciał przeprowadzić ze Spencer rocznicowy wywiad. W następną sobotę mijał rok od tamtej strasznej nocy w górach Pocono i opinia publiczna chciała się dowiedzieć, jak przyjaciółki radzą sobie teraz w życiu. Spencer odmówiła. I była pewna, że podobnie postąpiły pozostałe dziewczyny. - Spence? Spencer odwróciła się gwałtownie. Pani Hastings już sobie poszła, a na jej miejscu stała teraz Melissa, starsza siostra Spencer, otulona bardzo szykownym szarym płaszczem z paskiem. Czarne obcisłe spodnie od J.Crew podkreślały jej długie, zgrabne nogi. - He j. - Melissa wyciągnęła ręce do siostry i uściskała ją. Spencer ogarnęła potężna fala ekskluzywnego zapachu - jakżeby inaczej - Chanel No. 5. Melissa zachowywała się jak klon mamy, ale Spencer to nie
przeszkadzało. - Miło cię widzieć! - zaskrzeczała Melissa głosem starej ciotki, która nie widziała Spencer od dziecka. A przecież dwa miesiące temu były razem na nartach w Bachelor Gulch w Kolorado. Za Melissą był ktoś jeszcze. - Cześć — przywitał się mężczyzna, który teraz stał po prawej stronie Melissy. Wyglądał jakoś dziwnie w marynarce, krawacie i lnianych spodniach idealnie uprasowanych na kant. Spencer przywykła do tego, że zazwyczaj widywała go w mundurze policyjnym, z pistoletem przy pasku. Darren, czyli inspektor Wilden, prowadził sprawę morderstwa Alison DiLaurentis jako główny detektyw. Niezliczoną ilość razy przesłuchiwał Spencer, wypytując ją o okoliczności zniknięcia Ali, która okazała się Courtney. - H-hej - odpowiedziała Spencer, kiedy Wilden oplótł swoje palce wokół palców Melissy. Chodzili z sobą już od ponad roku, ale Spencer nadal uważała, że zupełnie do siebie nie pasują. Gdyby Melissa i Wilden zarejestrowali się na jakimś portalu randkowym, na pewno nigdy by na siebie nie trafili. W swoim poprzednim życiu Wilden uchodził za największego łobuza w Rosewood Day, prywatnej szkole, do której chodzili wszyscy w mieście. To on wypisywał obleśne komentarze na drzwiach w ubikacji i palił marihuanę, w ogóle się nie przejmując, że widzi to nauczyciel WF-u. Natomiast Melissa zawsze była prymuską i królową balu maturalnego, która po zjedzeniu jednej czekoladki z koniakiem twierdziła, że jest zalana w trupa. Spencer dowiedziała się też, że Wilden dorastał we wspólnocie amiszów w Lancaster w stanie Pensylwania, ale uciekł stamtąd jako nastolatek. Ciekawe, czy już się podzielił z Melissą tą jakże smakowitą informacją. - Widziałem Emily przy frontowych drzwiach -
powiedział Wilden. - Macie zamiar obejrzeć ten film? Pokazują go w telewizji w przyszły weekend. - Uch... Spencer udawała, że wygładza bluzkę, bo nie chciała odpowiedzieć na to pytanie. Wilden miał na myśli film Śliczna zabójczym, łzawą paradokumentalną chałę, przedstawiającą powrót prawdziwej Ali do Rosewood, jej ciemne sprawki, gdy występowała jako A., i śmierć. W jakiejś równoległej rzeczywistości pewnie obejrzałyby ten film w czwórkę, obgadując aktorki odgrywające ich role, złośliwie komentując wszystkie drętwe dialogi i krzywiąc się z niesmakiem na widok każdej złośliwości wyrządzonej im przez Ali. Ale w tym świecie nie było to możliwe. Po powrocie z Jamajki ich przyjaźń znowu zaczęła się rozpadać. Teraz Spencer czuła się niezręcznie i rumieniła się, gdy tylko przebywała w tym samym pomieszczeniu z którąś z dawnych przyjaciółek. — Co tu robicie? — zapytała Spencer, bo nie miała najmniejszej ochoty wracać teraz do przeszłości. — Oczywiście, nie mam n ic pr z e ci wk o. — Uśmiechnęła się uprzejmie do Melissy. Kiedyś siostry nie pałały do siebie zbyt wielką miłością, ale po dramatycznych wydarzeniach zeszłego roku postanowiły odłożyć na bok wszystkie animozje. — Ach, wpadliśmy tylko na chwilę, żeby zabrać kilka pudeł, które zostawiłam w swoim pokoju — powiedziała Melissa. — A potem jedziemy do Ikei. Mówiłam ci już, że znowu wymieniam meble w kuchni? Teraz chcę jej nadać bardziej śródziemnomorski charakter. Darren wprowadza się do mnie! Spencer spojrzała na Wildena spod uniesionych brwi. — A co z twoją pracą w Rosewood? — Melissa mieszkała w luksusowym, świeżo wyremontowanym
domu przy Rit-tenhouse Square w Filadelfii. Dostała go w prezencie od rodziców po ukończeniu studiów. — Będziesz musiał dojeżdżać codziennie kawał drogi z Filadelfii. Wilden uśmiechnął się szeroko. — W zeszłym miesiącu zrezygnowałem z pracy w policji. Melissa załatwiła mi robotę ochroniarza w Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Filadelfii. Codziennie będę wbiegał po tych marmurowych schodach jak Rocky. — I będziesz chronił bardzo cenne obrazy — przypomniała mu Melissa. — Och. — Wilden z zakłopotaniem skubał kołnierzyk koszuli. — No tak. Wziął z granitowego blatu dwa kieliszki i nalał sobie i Melissie trochę pinot noir. — Dla kogo to przyjęcie? — spytał. Spencer wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę salonu. — Dla nowych sąsiadów, którzy dopiero co wprowadzili się do domu naprzeciwko. Mama chyba koniecznie chce na nich zrobić dobre wrażenie. Wilden nagle zesztywniał. — Do domu Cavanaughów? Ktoś kupił ten dom? Melissa cmoknęła. — Pewnie sprzedali go po okazyjnej cenie. Ja bym tam nie mieszkała, nawet gdyby mi go dali za darmo — powiedziała. — Chyba chcą zacząć od nowa — zauważyła Spencer. — Wypiję za to. — Melissa przytknęła kieliszek do ust. Spencer wpatrywała się w podłogę pokrytą panelami z bardzo drogiego drewna. Jej też nie mieściło się w głowie, że ktoś kupił dom Cavanaughów. Przecież tam umarło dwoje dzieci. Toby popełnił samobójstwo
wkrótce po powrocie do Rosewood z poprawczaka. A Jennę uduszono i wrzucono do rowu za domem. Zrobiła to Ali. Prawdziwa Ali. — A ty, Spencer — zwrócił się do niej Wilden — podobno ukrywasz wielki sekret? Spencer gwałtownie podniosła głowę i od razu poczuła, jak skacze jej ciśnienie. — S-słucham? Wilden był detektywem z krwi i kości. Czy potrafił wyczuć, że Spencer ukrywa jakąś tajemnicę? To niemożliwe, że dowiedział się czegoś o ich wyprawie na Jamajkę. O tym nikt nie mógł się dowiedzieć do końca jej życia. — Dostałaś się do Princeton! — wykrzyknął Wilden. — Gratuluję! Do płuc Spencer powoli powróciło powietrze. — A, tak. Dowiedziałam się o tym jakiś miesiąc temu. — Nie wytrzymałam i mu się pochwaliłam. — Melissa z dumą spojrzała na Spencer. — Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. — Bardzo szybko podjęli decyzję. — Wilden uniósł brwi. — Fantastycznie! — Dzięki. Ale Spencer zamiast dumy czuła tylko miliony ukłuć na skórze, jakby za długo siedziała na słońcu. Wykonała tytaniczny wysiłek, żeby wrócić na czoło klasowego rankingu i zapewnić sobie miejsce w Princeton. Nie z wszystkich swoich osiągnięć była dumna, niemniej dopięła swego. Pani Hastings znowu wpadła do kuchni i położyła dłonie na ramionach Spencer i Melissy. — Dlaczego nie dołączyłyście do gości? Od dziesięciu minut opowiadam wszystkim o moich genialnych córkach! Macie się zaprezentować od jak
najlepszej strony! — Mamo — jęknęła Spencer, choć w głębi duszy cieszyła się, że mama jest dumna z nich obu, a nie tylko z Melissy. Pani Hastings siłą zaprowadziła je do drzwi. Na szczęście na drodze stanęła jej pani Norwood, z którą mama Spencer regularnie grywała w tenisa. Kiedy tylko dostrzegła panią Hastings, otworzyła szeroko oczy. Chwyciła ją za nadgarstek. — Veronica! Musimy pogadać! Nieźle to rozegrałaś, kochanie! — Słucham? — Pani Hastings zatrzymała się i posłała swojej koleżance szeroki, fałszywy uśmiech. Pani Norwood schyliła lekko głowę i puściła do niej oko. — Nie udawaj, że nie wiesz, o czym mówię! Jak ci się udało wyrwać Nicholasa Pennythistle'a? Niezła zdobycz. Pani Hastings zbladła. — O-och. — Rzuciła okiem na swoje córki. — No cóż, właściwie jeszcze nikomu nie mówiłam... -Kto to jest Nicholas Pennythistle? — wtrąciła się Melissa ostrym tonem. — N i e z ł a z d obyc z ? — powtórzyła Spencer. W jednej chwili pani Norwood zorientowała się, że popełniła gafę, i wyszła do salonu. Pani Hastings spojrzała na córki. Na jej szyi pulsowała gruba żyła. — Hm, Darren, możemy zostać na chwilę same? Wilden kiwnął głową i poszedł do salonu. Pani Hastings usiadła na jednym ze stołków barowych i westchnęła. — Słuchajcie, chciałam wam o tym powiedzieć dziś wieczorem, jak już wszyscy sobie pójdą. Od jakiegoś czasu spotykam się z kimś. Nazywa się Nicholas Pennythistle, i to chyba coś poważnego. Chciałabym, żebyście go poznały.
Spencer otworzyła usta. — To nie za wcześnie? Jak to możliwe, że mama z kimś się umawiała? Rozwód sfinalizowano dopiero kilka miesięcy temu. Przed Bożym Narodzeniem jeszcze błąkała się po domu w dresie i kapciach. Pani Hastings chrząknęła i przybrała obronną postawę. — Nie, to wcale nie za wcześnie, Spencer. — A tata wie? Spencer widywała tatę w prawie każdy weekend, razem chodzili na wystawy sztuki i oglądali filmy dokumentalne w jego nowym apartamencie w Old City. Niedawno Spencer dostrzegła w mieszkaniu taty ślady kobiecej obecności — dodatkową szczoteczkę do zębów w łazience, butelkę białego wina w lodówce. Doszła do wniosku, że tata z kimś się widuje. Wydawało jej się, że to o wiele za wcześnie. A teraz mama też się z kimś spotykała. Jak na ironię, Spencer była jedną osobą w rodzinie, która nikogo nie miała. — Tak, ojciec wie. - W głosie pani Hastings słychać było narastającą desperację. — Powiedziałam mu wczoraj. Do kuchni weszła kelnerka. Pani Hastings wyciągnęła do niej kieliszek, prosząc o więcej szampana. — Chciałabym, żebyście jutro zjadły kolację ze mną, Nicholasem i jego dziećmi w Goshen Inn. Mam nadzieję, że nie macie innych planów. Ubierzcie się ładnie. — Jego dziećmi? — pisnęła Spencer. Sytuacja robiła się coraz gorsza. Już sobie wyobrażała, że przyjdzie jej spędzić wieczór w towarzystwie dwóch małych urwisów ze złotymi lokami i obsesją na punkcie dręczenia małych zwierzątek. — Zachary ma osiemnaście lat, a Amelia piętnaście — powiedziała pani Hastings bez zbędnych wyjaśnień. — Mamo, to świetnie. — Melissa uśmiechnęła się
promiennie. — Przecież życie toczy się dalej. Bardzo się cieszę! Spencer wiedziała, że powinna powiedzieć coś podobnego, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Przecież to ona ujawniła romans taty z mamą Ali, a także odkryła, że Ali i Courtney były w połowie siostrami Spencer i Melissy. Bynajmniej nie prowadziła w tej sprawie śledztwa. Te informacje dostała od A. — No dobrze, a teraz macie dołączyć do gości. Bawcie się! — Pani Hastings wzięła obie córki pod ramię i zaprowadziła do salonu. Spencer szła na chwiejnych nogach. W pokoju roiło się od sąsiadów, członków klubu golfowego i osób ze szkolnego komitetu rodzicielskiego. Przy olbrzymim oknie tworzącym jedną ze ścian salonu zebrała się grupa młodych ludzi, których Spencer znała od przedszkola. Wszyscy pili szampana i nawet się z tym nie kryli. Naomi Zeigler pisnęła, gdy połaskotał ją Mason Byers. Sean Ackard z ożywieniem rozprawiał o czymś z Gemmą Curran. Ale Spencer nie miała najmniejszej ochoty na salonowe konwersacje ze szkolnymi kolegami. Zamiast tego podeszła do baru. Po takich rewelacjach należał się jej drink. Nagle obcas jej buta zaczepił o róg dywanu. Zachwiała się i poczuła, że zaraz upadnie. Chwyciła się jednego z olejnych obrazów wiszących na ścianie i z trudem utrzymała równowagę. Na szczęście nie runęła jak długa na podłogę. Ale i tak w jej stronę odwróciło się kilka osób. Emily także spojrzała na Spencer, która nie zdążyła odwrócić wzroku. Zamachała do niej nieśmiało. Spencer ruszyła w stronę kuchni. Nie miała najmniejszego zamiaru rozmawiać teraz z Emily. Teraz ani nigdy. W kuchni było jeszcze goręcej niż kilka chwil temu. Spencer mdliło od przenikających się zapachów
smażonych przystawek i francuskich serów pleśniowych. Nachyliła się nad blatem i oddychała ciężko. Kiedy spojrzała w stronę salonu, Emily już na nią nie patrzyła. No i bardzo dobrze. Ale patrzył na nią ktoś inny. Wilden niewątpliwie zauważył wymianę spojrzeń między Spencer i Emily. Spencer niemal widziała, jak w głowie byłego detektywa od razu formułuje się pytanie: co takiego mogło się wydarzyć, że idealna przyjaźń, jak z okładki młodzieżowego czasopisma, nagle legła w gruzach? Spencer zatrzasnęła drzwi do kuchni i zeszła do sutereny, zabierając z sobą butelkę szampana. J a ka s zk o da , Wi lde n. Tym sekretem nie miała zamiaru dzielić się ani z nim, ani z nikim innym.
2 FUTRA, PRZYJACIÓŁKI I DZIWNY CHICHOT - Tylko błagam, nie wieszaj tego na drucianym wieszaku - zażądała siwowłosa matrona, ściągając trencz Burberry i oddając go Emily Fields. A potem bez słowa podziękowania, z wysoko uniesioną głową weszła do salonu i poczęstowała się kanapką. Ale snobka. Emily powiesiła płaszcz, który pachniał mieszanką perfum, papierosów i mokrej psiej sierści, doczepiła do wieszaka numerek i ostrożnie umieściła go w dębowej szafie w gabinecie pana Hastingsa. Dwa labradory Spencer, Rufus i Beatrice, dyszały w kojcu, wyraźnie zirytowane, że zabroniono im wstępu na przyjęcie. Emily poklepała je po głowach, a one zamachały radośnie ogonami. Przynajmniej one cieszyły się na jej widok. Kiedy wróciła na krzesło koło stolika, na którym goście kładli swoje okrycia, ostrożnie zerknęła do salonu. Spencer uciekła do kuchni i nie wróciła. Emily nie wiedziała, czy powinna czuć ulgę czy rozczarowanie. Dom Hastingsów nie zmienił się ani na jotę. W holu wisiały olejne portrety przodków, w salonie stały zabytkowe francuskie kanapy i fotele, a w oknach wisiały ciężkie aksamitne zasłony. W szóstej i siódmej klasie Emily, Spencer, Ali i pozostałe dziewczyny udawały, że ten pokój to komnata w Wersalu. Ali i Spencer zawsze kłóciły się o to, która miała odgrywać Marię Antoninę. Emily zazwyczaj przypadała rola pokojówki. Kiedyś Ali jako Maria Antonina zażądała, by Emily zrobiła jej masaż stóp. — Wiem, że ci się to podoba — drwiła z niej. Nagle Emily ogarnęła potężna fala smutku. Wspominanie przeszłości nadal sprawiało jej ból. Gdyby tylko mogła zamknąć wszystkie te wspomnienia w
pudełku, wysłać je na biegun północny i uwolnić się od nich raz na zawsze. — Obijasz się — syknął ktoś. Emily podniosła wzrok. Stała przed nią jej mama. Miała zmarszczone brwi i usta wygięte w ironicznym uśmiechu. Na tę okazję włożyła niebieską suknię, która sięgała jej do łydek. W tym stroju pani Fields wyglądała wyjątkowo niekorzystnie. Pod pachą miała torebkę z imitacji wężowej skóry i trzymała ją tak, jak się nosi bagietkę. — Uśmiechnij się — dodała mama. — Wyglądasz jak półtora nieszczęścia. Emily wzruszyła ramionami. Co miała robić? Uśmiechać się jak wariatka? A może coś zaśpiewać? — To nie jest najbardziej radosna praca — broniła się. Nozdrza pani Fields się rozszerzyły. - Pani Hastings była taka miła, że dała ci szansę. Nie zmarnuj jej, tak jak zmarnowałaś wszystko inne. Auć. Emily ukryła twarz w swoich blond włosach o rudawym odcieniu. - Nie zmarnuję. - No to rób, co do ciebie należy. Zarób trochę pieniędzy. Bóg mi świadkiem, że przyda ci się każdy grosz. Pani Fields oddaliła się, przybierając na użytek sąsiadów bardzo uprzejmą minę. Emily opadła na krzesło, z trudem powstrzymując płacz. „Nie zmarnuj jej, tak jak zmarnowałaś wszystko inne". Mama wpadła w szał, kiedy Emily bez słowa wyjaśnienia odeszła z drużyny pływackiej w czerwcu zeszłego roku i zamiast trenować, spędziła całe lato w Filadelfii. Jesienią nie wróciła do drużyny. W świecie zawodowego pływania kilkumiesięczna przerwa w treningach nie wróżyła zbyt dobrze, szczególnie w czasie kiedy rozstrzygano konkursy na stypendia
uniwersyteckie. Ktoś, kto nie pływał przez dwa sezony, właściwie nie miał najmniejszych szans na sukces. Rodzice Emily nie kryli rozczarowania. „Nie rozumiesz, że nie stać nas na czesne, jeśli nie zdobędziesz stypendium? Nie rozumiesz, że od tego zależy cała twoja przyszłość?" Emily nie wiedziała, co im odpowiedzieć. Za żadne skarby nie mogła się przyznać, dlaczego wypisała się z drużyny pływackiej. Zresztą wróciła do drużyny kilka tygodni temu i miała nadzieję, że reprezentant jakiegoś uniwersytetu zlituje się nad nią i w ostatniej chwili zaoferuje jej miejsce na uczelni. Przez cały zeszły rok wysłannik Uniwersytetu Arizony próbował ją zwerbować do tamtejszej drużyny i Emily liczyła na to, że nie stracił zainteresowania jej osobą. Ale tego popołudnia i to marzenie okazało się czystą mrzonką. Po raz kolejny wyciągnęła telefon z torby i jeszcze raz przeczytała e-mail, w którym powiadomiono ją, że nie dostanie stypendium. „Bardzo nam przykro... Nie ma już miejsc... Powodzenia". Czytając te słowa, Emily poczuła, jak zaciska się jej żołądek. Nagle w powietrzu rozszedł się zapach smażonego czosnku i cynamonowej gumy do żucia. Kwartet smyczkowy grający w kącie przeraźliwie zafałszował. Emily wydawało się, że ściany gabinetu zbliżają się do niej. Co będzie robić w przyszłym roku? Znajdzie pracę i będzie mieszkała w domu? Pójdzie do jakiejś szkoły pomaturalnej? Musiała wydostać się z Rosewood. Bo jeśli tu zostanie, straszne wspomnienia pochłoną ją i zmarnuje sobie życie. Spojrzała na wysoką czarnowłosą dziewczynę stojącą przy chińskiej witrynie. Aria. Serce Emily zabiło szybciej. Kiedy spojrzała na