kasik48

  • Dokumenty14
  • Odsłony1 142
  • Obserwuję1
  • Rozmiar dokumentów19.6 MB
  • Ilość pobrań461

LOGAN BELLE Blue Angel

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

LOGAN BELLE Blue Angel.pdf

kasik48 EBooki
Użytkownik kasik48 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 91 osób, 33 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 212 stron)

„Taniec rodzi ciepło, które jest rodzicem lubieżności. Oto, panie, praprzyczyna niewierności”. Henry Fielding „Kochanie, jestem wolna”. Lady Gaga

Rozdział 1 W taksówce ciągle powtarzał jej, że to niespodzianka. – Nie lubię niespodzianek – powiedziała Mallory, wchodząc za nim do ciemnego nieoznaczonego budynku zaraz przy Bowery. – To twoje urodziny! Co by to były za urodziny bez niespodzianki? – Puścił oko do Mallory, a ona nie mogła się oprzeć i uśmiechnęła się do niego. Cały problem z Alekiem tkwił właśnie w tym: niezależnie od tego, jak bardzo ją irytował, kochała go zbyt mocno, żeby się złościć. Poza tym: dlaczego miałaby mieć zły nastrój? Po trzech latach związku na odległość, kiedy ona kończyła prawo, w końcu zamieszkali razem. Miała dobrą pracę w średniej wielkości firmie. Owszem, dzisiaj były jej urodziny – dwudzieste piąte. Z tej okazji Alec zabierał ją na wieczór we dwoje w mieście, które było dla niej zupełnie nowe. Tyle że to ­ciemne miejsce nie wyglądało na romantyczną restaurację. W drzwiach przywitała ich kobieta z notatnikiem. Miała idealnie piękną twarz, a na szyi wytatuowanego motylka. Za nią wisiała aksamitna kotara, przez którą Mallory nie mogła dostrzec, co się znajduje w pomieszczeniu. – Alec Martin i Mallory Dale. Jesteśmy na liście – powiedział Alec, biorąc Mallory za rękę. Kiedy weszli do środka, Mallory zdała sobie sprawę, że są w jakimś barze ze sceną, miejscami do siedzenia i… karłami. Zauważyła dwóch. Dostrzeg­ła też kobietę o nagich piersiach, która miała na sobie pas do pończoch, czarne pończochy ze szwem i czerwone szpilki. Był tam też mężczyzna przebrany za kowboja, z biczem w dłoni. – Co to ma być? – zapytała Mallory. – Blue Angel. Klub burleski – odpowiedział Alec, uśmiechając się, jakby właśnie pokazał jej diament. Burleska – temat artykułu, który Alec pisał dla magazynu „Gruff” poświęconego popkulturze, dla którego pracował. I ostatni pretekst do tego, by móc obłapiać kobiety wzrokiem. – Spędzamy moje urodziny na zbieraniu materiałów do twojego artykułu?

Alec poprowadził ją do stolika najbliżej sceny. Sala była pełna, ale stolik miał karteczkę z rezerwacją. Teraz była już pewna, że to dzięki magazynowi. Właścicielem „Gruff” był bogaty dzieciak Billy Barton. Alec poznał go dzięki wyjątkowo szerokim kontaktom klubu absolwentów Uniwersytetu Pensylwanii. W przeciwieństwie do Aleca i innych ich znajomych Billy po­trafił otworzyć każde drzwi, pociągnąć za każdy sznurek i zarezerwować każdy stolik. – Nie – powiedział Alec. – Robimy coś fajnego i interesującego z okazji twoich urodzin. Zupełnym przypadkiem jest to związane z tym, o czym piszę, ale wiem, że to ci się spodoba. Poczekaj tutaj, zamówię drinki. – Poszedł do baru, zanim zdążyła zaprotestować. Mallory pomyślała, że powinna była się inaczej ubrać. Długa spódnica w pepitkę od Ann Taylor wydała jej się teraz zbyt zasadnicza. W klubie widać było sporo nóg – gołych, w kabaretkach i na obcasach. Ona miała na sobie jeszcze prosty czarny golf, więc nie była przesadnie wystrojona. Po drugiej stronie sali dwie kobiety rozmawiały i śmiały się do mężczyzny w kowbojskim kapeluszu. Mallory najpierw zwróciła uwagę na tę w sztucznym futerku w lamparcie cętki. Jak mogłaby jej nie zauważyć? Wyglądała jak modelka, była doskonale wystylizowana, a poza tym miała jasną cerę, pełne czerwone usta i czarne włosy ścięte w idealnego ostrego boba. Kobieta, jakby wyczuwając spojrzenie Mallory, odwróciła się i spojrzała na nią intensywnie niebieskimi oczami. Zaskoczona Mallory niemal od razu odwróciła wzrok. Ale kiedy znów zerknęła w tamtą stronę, dostrzegła, że kobieta wciąż ją obserwuje, jakby spodziewała się, że Mallory również spojrzy jej w oczy. W końcu napotkały swój wzrok i Mallory poczuła dziwne łaskotanie w brzuchu. – Hej – powiedział Alec, siadając obok i przesuwając do niej butelkę piwa. – Nie jesteś zła, prawda? – Mallory sięgnęła po napój, ledwie powstrzymując się przed kolejnym spojrzeniem na ciemnowłosą kobietę. – Co? Nie wiem. Trochę. Daj spokój, Alec. Przyznaj, chcesz upiec dwie pieczenie na jednym ogniu: chcesz zdobyć materiał do artykułu, ale jako że są moje urodziny i gdzieś wyszliśmy, zdecydowałeś, że przyjdziemy tutaj. To nie ma nic wspólnego z tym, jak ja chciałabym

świętować. Nie podobało jej się to, co mówi, i była zmartwiona. Nie chodziło o jej urodziny, tylko o nich. Nie miała odwagi się do tego przyznać, ale odkąd sześć miesięcy wcześniej przeprowadziła się na Manhattan, coś w ich związku zaczęło się psuć. Alec wpadł w nowojorski wyścig szczurów w świecie mediów. Ona zaharowywała się na śmierć w firmie prawniczej i uczyła się do poprawki egzaminu adwokackiego. No i Alec często wspominał ostatnio, że miałby ochotę na trójkąt. Kiedy pierwszy raz o tym napomknął, Mallory pomyślała, że chce ją sprowokować. Ale w końcu zdała sobie sprawę, że Alec mówił poważnie. Nie bardzo wiedziała, co zrobić z tą informacją, więc upchnęła ją w myślach pod etykietką „rzeczy, którymi nie mam zamiaru się teraz przejmować”. Nie chodziło o to, że nie odpowiadał jej trójkąt z inną dziewczyną – w przeszłości zdarzały jej się małe miłostki. Spotkała kiedyś na obozie Carly Klein. Carly nosiła podkolanówki nawet w trzydziestostopniowym upale i wybijała piłkę w meczu siatkówki, jakby grała o złoty medal. Raz Mallory miała o niej nawet sen erotyczny i całymi tygodniami dręczyło ją przez to poczucie winy. Ale to nie był obóz ani czas na miłostki z dziewczynami. Teraz była dorosła i w rzekomo dojrzałym związku. Alec wziął ją za rękę, ale zanim zdążył powiedzieć, jak bardzo się pomylił czy cokolwiek innego, co miał do przekazania, na sali zaczęła pulsować piosenka Lady Gagi Beautiful, Dirty, Rich i niebieska kurtyna nad sceną rozsunęła się. Na scenę wyszedł kowboj, którego Mallory zauważyła wcześniej, i widownia zaczęła klaskać i krzyczeć. – Drogie panie… oraz mało apetyczne stworzenia, które zdecydowałyście się tutaj przyprowadzić – zaczął. – Witajcie w Blue Angel! – Trzasnął pejczem i Mallory aż podskoczyła na krześle. Rozległo się jeszcze więcej krzyków. Wbrew sobie Mallory poczuła lekką ekscytację. Panowała tu atmosfera jak przed koncertem rockowym. Nie chciała dać Alecowi satysfakcji i się uśmiechnąć, ale po raz pierwszy, odkąd weszła do klubu, była ciekawa, co się wydarzy. Doświadczenia Mallory z tego typu miejscami nie napawały jej optymizmem. Raz, jeszcze na studiach, poszła do klubu ze striptizem w Filadelfii, a potem, niechętnie, kiedy przyjechała pierwszy raz do

Nowego Jorku. Obydwie wizyty były okropne. Tancerki wyglądały na nieszczęśliwe, a ona od samego patrzenia czuła się jak perwers, chociaż w zasadzie nie dało się tam robić niczego innego. A najpodlej się czuła, dając im napiwki. Za każdym razem jej znajomi śmiali się z niej i sugerowali, by się rozluźniła. Ale, na miłość boską, na studiach zrobiła specjalizację z praw kobiet. Nie mogła wejść do klubu i nagle stać się kimś innym. Przerażało ją, że nie będzie wiedziała, gdzie patrzeć i co zrobić z rękami, że będzie jej przykro z powodu tancerki i zawstydzi ją sam fakt, że się tu znalazła. Nic dziwnego, że kiedy na scenę wyszła pierwsza dziewczyna, Mallory była zdenerwowana. Tłum był głośny i nie szczędził oklasków, a Mallory zdała sobie sprawę, że jest jedyną osobą, która nie wydaje z siebie żadnego dźwięku. Alec krzyczał i klaskał wyjątkowo głośno. Spojrzał na nią przelotnie i puścił do niej oko. Mallory odwróciła się do sceny. Z głośników popłynęła piosenka Diamonds Are a Girl’s Best Friend i reflektory oświet­liły tancerkę w cukierkowym kostiumie. Blondynka miała na sobie zaskakująco dużo ciuchów – pończochy, różowe platformy z lakierowanej skóry, biały gorset, długie białe rękawiczki i wachlarze z różowych piór w obu rękach. Machała nimi tak, że czasem zakrywały jej twarz i niemal całe ciało. Gdy przysłaniały tylko ciało, uśmiechała się przebiegle do widowni. Kiedy wycie i krzyki osiągnęły apogeum, odrzuciła wachlarze na bok, stanęła w lekkim rozkroku i zaczęła zdejmować jedną rękawiczkę. Tłum zawył, jakby właśnie pokazała piersi. Czy kobiety rozbierały się tutaj do naga? Mallory nie wiedziała, czego się spodziewać. Blondynka powoli ściągała z siebie kostium – najpierw rękawiczki, buty, a później odwróciła się tyłem do widowni i zaczęła rozpinać zamek z tyłu gorsetu tak powoli, że Mallo­ry nie mogła się doczekać, kiedy go zdejmie. Gdy tancerka w końcu się odwróciła, rękami zakrywając piersi, Mallory zdała sobie sprawę, że wstrzymała oddech. Kobieta odsunęła ręce, przyjmując pozę jak Madonna w teledysku do piosenki Vogue. Miała małe, zadarte i idealnie okrągłe piersi, a do sutków przyczepione były dwa cekinowe kwiatki. Kiedy tańczyła, mając na sobie oprócz nich tylko czerwone figi, Mallory poczuła jednocześnie ulgę i zawód –

kobieta nie miała zamiaru rozbierać się do końca. Tłum oszalał i Mallory dołączyła do niego – zaczęła klaskać i gwizdać. Tancerka odpowiadała publiczności i wykorzystywała jej entuzjazm. Podchodziła do brzegu sceny, powoli się pochylała i pokazywała pośladki, figlarnie je ściskając. Jeszcze raz podniosła się wrzawa, chociaż Mallory wydawało się, że głośniej już być nie mogło. Na scenę wrócił kowboj. – Jeszcze raz brawa dla Poppy LaRue – powiedział, chociaż wcale nie musiał prosić, bo w pomieszczeniu dalej wrzało od oklasków. – Co sądzisz? – zapytał Alec, zaciskając rękę na jej nodze. – Jest… Podoba mi się – odpowiedziała Mallory. – Wiedziałem, że tak będzie – pochylił się i pocałował ją w policzek. Podczas gdy kowboj na scenie prowadził krótki, zaskakująco bystry i pełen zadziornych komentarzy politycznych i kulturalnych monolog, Billy Barton wślizgnął się na krzesło obok Aleca. Miał na sobie lawendową koszulę i fioletowe szelki. Był przystojny i bogaty, więc ubieranie się w stylu Scotta Disicka w Z kamerą u Kardashianów uchodziło mu na sucho. – Coś mnie ominęło? – zapytał nieco za głośno. – Nie wiem. Co sądzisz, Mal? Ominęło go coś? Mallory przewróciła oczami. – Panie i panowie, proszę o oklaski dla wspaniałej, olśniewającej i niebezpiecznej… Bette Noir! – Stali bywalcy klubu zaczęli skandować imię tancerki. Kurtyna wciąż była opuszczona, ale z głośników popłynęła I Put a Spell on You w wykonaniu Marilyna Mansona. Przy pierwszych niskich, upiornych dźwiękach kurtyna rozsunęła się, odkrywając dwa drewniane krzesła i mały stoliczek z kryształową kulą. Na jednym z krzeseł siedziała kobieta, a jej twarz zasłaniał czarny kapelusz ­wiedźmy. Kobieta powoli się podniosła. Okrywała ją powłóczysta czarna suknia. Kołysała się i patrzyła wprost na widownię, prowokująca i zadziorna. Mallory zauważyła, że to była właśnie ona – oszałamiająca kobieta w płaszczu w lamparcie cętki. Mallory doskonale znała tę piosenkę – słyszała ją dawno temu

w filmie Davida Lyncha i bardzo jej się spodobała. Od tamtego czasu minęły lata, ale Mallory pamiętała, jak zaskakująco wcześnie rozbrzmiewało wyjątkowe crescendo. Gdy nadeszło, tancerka ściągnęła czarną suknię, pokazując idealne ciało ubrane w stanik ze spiczastymi miseczkami, czarne skąpe majtki, pas do pończoch i szpilki z lakierowanej skóry na bardzo wysokich obcasach. W ręce miała małą błyszczącą różdżkę. Tym razem, kiedy spojrzała na widownię, skupiła wzrok na Mallory. Mallory przemknęło przez myśl, że coś jej się przywidziało, ale tancerka wskazała na nią różdżką i zaprosiła na scenę. Odwróciła wzrok, udając, że nie widzi, ale tłum zaczął ją zachęcać, a wtórował mu kowboj. Przeklęty Billy Barton i jego miejsca w pierwszym rzędzie! Spojrzała na Aleca, ale on śmiał się i zachęcał ją ruchem ręki, żeby wyszła na scenę. Nie do końca zarejestrowała, w jaki sposób się tam znalazła. Ale usiadła na jednym z drewnianych krzeseł naprzeciw kryształowej kuli, a Bette Noir tańczyła dookoła niej. I wtedy Bette siadła tyłem do Mallory i wskazała, żeby ta rozpięła jej stanik. Mallory trzęsły się ręce, ale udało jej się rozpiąć metalowe haftki. Opuszkami palców musnęła bladą skórę tancerki, niemal tak delikatną, jak jasną. Kiedy Bette odwróciła się do niej przodem, wypinając nagie piersi, Mallory miała wrażenie, że jest jedynym widzem. Nie słyszała ani tłumu, ani muzyki. Nie wiedziała nawet, czy Bette w ogóle do niej mówi, ale miała wrażenie, że tak. I że mówiła jej, aby zdjęła golf. Jedynym powodem, dla którego Mallory to zrobiła, było to, że nie chciała zepsuć całego przedstawienia. Wahała się może przez dwa­dzieścia ­sekund, a później, zdenerwowana, powoli zdjęła golf. Bette nie uśmiechnęła się, nawet nie zatrzepotała sztucznymi rzęsami. Spokojnie wzięła golf z rąk Mallory, podeszła do brzegu sceny i rzuciła ciuch na krzesło, które zajmowała dziewczyna. Dopiero teraz Mallory usłyszała, że tłum szalał, jakby ktoś z powrotem włączył dźwięk w telewizorze. Stała na scenie w spódnicy od Ann Taylor i staniku Victoria’s Secret i czuła, jak wali jej serce. Zastanawiała się, jak długo jeszcze będzie musiała tu zostać, ale jednocześnie nie chciała schodzić. Czuła, jak tętni w niej życie – wszystko wydawało się głośniejsze, jaśniejsze i lepsze niż tam, na dole. Kręciło jej się w głowie z wrażenia

i żeby się uspokoić, zaczęła szukać wzrokiem Aleca. Widziała, że patrzył tylko na nią. Wzięła głęboki oddech i stała prosto, kiedy Bette tańczyła dookoła niej, ubrana tylko w ozdobne majtki i niewiarygodnie wysokie szpilki, wciąż trzymając w ręku różdżkę. Poruszała się z pełną ­świadomością, w idealnie wyreżyserowany sposób. I wtedy opadła kurtyna. Poppy LaRue wyjrzała zza kotary. Nie mogła uwierzyć, że Bette wyciągnęła na scenę brunetkę z publiczności. Sama ledwie się uspokoiła po swoim występie – było czystym sadyzmem ze strony Agnes, żeby kazać jej otworzyć show, kiedy ona dopiero drugi raz w życiu była na scenie. Pomyślała, że powinna jej to powiedzieć, ale Agnes była zbyt zajęta ruganiem Bette za wyciągnięcie widza na scenę. – Coś ty sobie myślała? To nie jest cyrk! – huczała Agnes ze swoim twardym polskim akcentem. Agnieszka Wieczorek, była balerina z Warszawy, a obecnie właścicielka Blue Angel, nie lubiła, kiedy ktoś łamał zasady. – Oczywiście, że jest – odpowiedziała Bette, spokojnie zapalając papierosa. – A po co innego ci ludzie tu przychodzą? – Minęła Agnes bez słowa i weszła do garderoby, z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Komu innemu niż Bette Noir coś takiego mog­ło ujść płazem? – Muszę zabrać stamtąd swoje buty – powiedziała Poppy. Agnes mruknęła coś po polsku i machnęła ręką w stronę zamkniętych drzwi z wyrazem obrzydzenia na twarzy. Poppy odczekała, aż Agnes zniknie z pola widzenia, i zapukała lekko w drzwi garderoby. – Odwal się – powiedziała Bette. – To ja, Poppy – Bette milczała, więc Poppy pomyślała, że może wejść. Kiedy pół roku wcześniej dołączyła do zespołu Blue Angel, nie odważyłaby się wejść za Bette do pokoju, gdy ta była zdenerwowana. W końcu zbliżyła się do niej na tyle, że mogła czuć się swobodnie. Miała nadzieję na więcej. Nigdy wcześniej nie była z kobietą, ale wiedziała, że Bette gustowała tylko w paniach, i jeżeli warunkiem znalezienia się pod opieką starszej koleżanki był seks, Poppy nie miała nic przeciwko. – Nie wydaje mi się, żeby Agnes była na ciebie naprawdę zła – powiedziała Poppy. Zatrzymała się przed lustrem i nie mogła się powstrzymać, żeby

nie spojrzeć na siebie z aprobatą. Niedawno ścięła platynowe włosy w boba sięgającego linii brody, podobnego do fryzury Bette. Obie miały jasną skórę i niebieskie oczy, ale Bette była brunetką, a Poppy była o kilka centymetrów wyższa. Zawsze lubiła swój wzrost (miała prawie metr osiemdziesiąt), ale odkąd poznała Bette, żałowała, że nie jest nieco niższa. Wszystko w Bette wydawało jej się idealnie pasujące do burleski, wyjątkowe. Mimo różnicy wzrostu Poppy lubiła myśleć, że dzięki podobnym fryzurom wyglądały jak pozytyw i negatyw. Coraz częściej wyobrażała sobie, jak byłoby w łóżku z Bette, jej ładniejszą bliźniaczką. – Niezbyt mnie to obchodzi – powiedziała Bette, spoglądając znad iPhone’a i rzucając Poppy niepokojące kocie spojrzenie. – Nie jestem tutaj, żeby do końca życia zarabiać po sto pięćdziesiąt dolarów za noc. Wiesz, kto siedział przy tamtym stoliku? – Ta dziewczyna, którą zabrałaś na scenę? To jakaś aktorka? – Nie ona! Ten facet w idiotycznych szelkach. – Teraz Poppy czuła się jak idiotka. On był jakimś aktorem? Nawet go nie zauważyła. Zdecydowała, że najlepiej będzie nic nie mówić. Wiedziała, że Bette i tak jej powie. – To był Billy Barton – oświadczyła Bette. Poppy wciąż nie rozumiała, co jest grane, więc Bette westchnęła, zrezygnowana. – To właściciel magazynu „Gruff”. Znasz, prawda? Raz w roku wydają dodatek „Hot”. W zeszłym roku na okładce była bodajże Megan Fox. – Ach, tak, jasne. Czytam go – skłamała Poppy. – No więc wydawca był tu dzisiaj. To jest coś, Poppy. Jeżeli piszą o tym klubie, to znaczy, że można tu ściągnąć ich ludzi. A nie tylko napalonych studentów. – Super. No to… Chcesz drinka? – Bette odwróciła się gwałtownie i zmierzyła Poppy wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się przez chwilę na jej piersiach. Poppy była ubrana w różową satynową koszulkę i skąpe stringi i czuła się teraz bardziej naga, niż gdy się prezentowała przed pięć­dziesięcioma nieznajomymi. Zmusiła się, żeby się trzymać prosto. Bette wstała i stanęła tuż przed nią. Wsunęła rękę pod koszulkę Poppy i złapała ją za pierś. Poppy nie była w stanie nawet oddychać. Po miesiącach bycia ignorowaną i pobieżnych rozmowach coś takiego! Nigdy wcześniej nie była dla nikogo tak niewidzialna jak dla Bette.

Ale teraz to się zmieniło. – Zdejmij to – powiedziała Bette, pocierając kciukiem kwiatek, który przykrywał sutek Poppy. Z powrotem usiadła na krześle, zadowolona z tego, że może być widzem, podczas gdy Poppy powoli się rozbierała. Słyszała w tle Fever Peggy Lee – ostatni kawałek z występu Cookies ’n’ Cream. Zazwyczaj to Bette zamykała show, ale założyła się o coś z Cookie i Cookie wygrała. Nie chciały powiedzieć, o co się założyły. Poppy czuła się jak odludek i zastanawiała, kiedy to się zmieni. Jak długo będzie musiała przebywać w Blue Angel, zanim zrozumie panujące tu zasady? Zanim Agnes zacznie z nią rozmawiać? Zanim klienci zaczną skandować jej imię? Rok? Dwa? Ale teraz to nie miało żadnego znaczenia. Teraz liczyło się tylko to, że koszulka leżała na ziemi, majteczki były w ręce, a Bette patrzyła na jej nagie piersi. Poppy zdecydowała, że będzie działać pierwsza. To była jej nowa mantra – „działaj pierwsza”. Słyszała to u Oprah albo przeczytała w „Cosmo”. Albo jeszcze gdzie indziej. „Nie czekaj, aż rzeczy zaczną dziać się same”. Zrobiła krok w przód, nie spuszczając spojrzenia z Bette. Z niepokojem musiała przyznać, że po raz pierwszy stała twarzą w twarz z kimś, kto był atrakcyjniejszy od niej. – Nie mam ochoty na drinka – powiedziała Bette i wróciła do swojego iPhone’a.

Rozdział 2 – Z wami nie można się nudzić – powiedział Billy Barton, przywołując ruchem ręki taksówkę na Bowery Street. Była północ i zdawało się, że całe miasto wyległo na ulice. Taksówki kursowały rzadko, ale Mallory nie miałaby nic przeciwko przejściu kilku przecznic. Ciągle buzowała w niej adrenalina. – Z minuty na minutę zabawa robi się coraz lepsza – powiedział Alec. Mallory nie mogła wyczuć, czy jest zadowolony z przebiegu wieczoru, czy się na nią złości. Niemal nic nie mówił, odkąd ta kobieta pociągnęła ją na scenę, ale jako że Billy Barton gadał bez przerwy, ciężko było wyczytać coś z milczenia Aleca. – Prawda – zgodził się Billy. Matko, jak on ją denerwował. Nie znosiła jego zniewieściałego stylu, tego, jak patrzył z góry na kelnerów. Nie podobało jej się, że zapłacił za Aleca i że wiedział o Nowym Jorku więcej, niż ona kiedykolwiek będzie wiedzieć. Był jednym z tych rodowitych nowojorczyków, którzy uważali, że są lepsi niż reszta świata. I nie podobało się jej, że wlókł się za nimi w jej urodziny. – Chcecie do mnie dołączyć? Spotykam się ze znajomymi w Standard. Mogą cię zainteresować, Alec. Mallory spojrzała na Aleca i ku swojej wielkiej uldze usłyszała, że bez najmniejszego wahania powiedział: – Innym razem. – No więc, kochana, wszystkiego najlepszego. Nie wierzę, że nieomal zobaczyłem cię w twoim „urodzinowym stroju”. – Pocałował ją w policzek. Kiedy Alec i Mallory zostali w końcu sami, Alec przyciąg­nął ją do siebie. – No, solenizantko. Niezłe show. – To prawda… było całkiem… interesujące. – Miałem na myśli twój występ. – Ach, to. Jesteś zły? – Dlaczego miałbym być zły? – Nie wiem. Było w tym coś niestosownego. – Mal, poszło ci fantastycznie. To wymagało odwagi. Szczerze

powiedziawszy, było to bardzo podniecające. – Naprawdę? – Oczywiście! A jakżeby inaczej? Każdy facet dałby się zabić za taki widok. Jedyną lepszą rzeczą, jaka mog­łaby się przytrafić, byłoby zabranie tej tancerki do domu na prywatny pokaz. – Alec! – Co? Mówiłem ci, że o tym myślałem. – A musisz to wyciągać w moje urodziny? I niekoniecznie chcę słyszeć, jakie konkretnie kobiety masz na myśli. – Alec zatrzymał się, przysunął Mallory do siebie i pocałował ją w czoło. – Jesteś jedyną, którą mam na myśli. Chciałem zaprosić cię gdzieś na deser i uczcić twoje urodziny kieliszkiem szampana, ale tak naprawdę jedyne, czego teraz chcę, to zabrać cię do domu. W porządku? Mallory spojrzała na niego. Jedyne, czego ona teraz prag­nęła, to się z nim kochać. Nic nie równało się z uczuciem, kiedy wchodziła do sypialni i wiedziała, że będzie jej dotykał. Jak będzie jej dotykał… – Oczywiście, że tak. Alec zatrzymał taksówkę. Kiedy usiedli na tylnym siedzeniu, odpiął pas bezpieczeństwa i przysunął się do Mallory. Powstrzymała się przed zwróceniem mu uwagi, że powinien zapiąć go z powrotem. Były chłopak jej najlepszej przyjaciółki Julie był lekarzem na ostrym dyżurze i powiedział jej, że niezapięcie pasa zwiększa prawdopodobieństwo śmierci w wypadku samochodowym jakoś niewyobrażalnie, nie pamiętała o ile procent dokładnie – prawdopodobnie dlatego, że tak ją to zestresowało, że aż zapomniała. Alec zaczął ją całować i poczuła, jak podskoczył jej żołądek. Nawet po czterech latach Alec tak samo na nią działał. Kiedy powiedziała o tym Julie, ta nie mogła uwierzyć. Mallory spojrzała na kierowcę taksówki. Rozmawiał przez zestaw słuchawkowy. Nie zwracał na nich uwagi. Ale kiedy Alec wsunął rękę pod jej spódnicę, odepchnęła ją. – Alec! – syknęła. – Ciii… Nie patrzy. Uwierz mi, że ludzie robią dużo gorsze rzeczy na tylnych siedzeniach taksówek. – Przesunął palcami po jej bieliźnie.

– Poważnie, przestań – powiedziała. Zabrała jego rękę i odsunęła się od niego najdalej, jak mogła. – Co? Jesteś na mnie zła? Mogłabyś po prostu dać się ponieść. Nie miałaś problemu z tym, że obca kobieta wyciągnęła cię na scenę. – Po prostu nie chcę robić tego w taksówce. Reszta drogi do domu upłynęła im w milczeniu. Podobnie jak jazda windą na dziesiąte piętro do ich mieszkania. Alec otworzył drzwi, od razu usiadł na kanapie i spojrzał na Mallory wyczekująco. Zastanawiała się, jak rozładować tę niezręczną sytuację. To on powinien ją udobruchać, ale zdecydowała, że zaczynanie teraz dyskusji nie ma sensu. Mallory starała się opóźnić konfrontację, poprawiając długie żółte róże w wazonie. Tego poranka Alec przysłał jej trzy tuziny jej ulubionych kwiatów. Poprzestawiała łodyżki i zapytała: – Czego chcesz? – Chcę, żebyś dla mnie zatańczyła – odpowiedział z uśmiechem. – Daj spokój. – Mówię poważnie. Kiedy byłaś tam, na scenie, nie mog­łem przestać myśleć o tym, żebyś zrobiła to specjalnie dla mnie. Cały Alec. Jeżeli chodzi o seks, zawsze popychał ją do granic. To jedna z rzeczy, za które go pokochała. Wcześniej spała z kilkoma innymi mężczyznami, ale wszystkie ważne „pierwsze razy” przeżyła z Alekiem. Pierwszy równoczesny orgazm. Pierwszy seks w miejscu publicznym (między regałami w bibliotece, kiedy odwiedził ją w weekend na uczelni). Pierwsze nagie zdjęcie, jakie pozwoliła sobie zrobić. A niedawno namówił ją nawet, żeby się całkowicie wydepilowała. Najpierw się zezłościła. Była zła, że Alec mówi jej, co ma robić z własnym ciałem. Ale po konsultacji z Julie zdecydowała, że spróbuje. I spodobało jej się – nie sam proces, ale rezultat. Jej skóra była gładka i czysta. Kiedy Alec mówił jej, żeby czegoś spróbowała, zazwyczaj miał rację. Wszystko, na co ją otwierał, sprawiało, że czuła się bliższa jemu i własnej seksualności. Ale propozycja trójkąta…? Bała się, że to dałoby efekt odwrotny do zamierzonego – zarówno ze względu na nią, jak i na ich związek. – Wydawało mi się, że chciałeś wziąć do domu tamtą tancerkę – powiedziała Mallory i poczuła, jak ściska ją w żołądku.

– Nie. Myślałem o tobie. – Jego niebieskoszare oczy rzucały jej zamglone, intensywne spojrzenia, zarezerwowane tylko na specjalne okazje. Alec był niesamowicie seksowny. Przypomniała sobie, że kiedy pierwszy raz kochali się na jeźdźca, on spojrzał na nią właśnie tym kobaltowym wzrokiem spod na wpół przymkniętych powiek. Sam ten widok sprawił, że doszła. Alec pocałował ją w rękę. – Poważnie, Mal. Nie będę się dzisiaj z tobą kochał, jeżeli dla mnie nie zatańczysz. – Wiedziała, że mówi poważnie. – No dobrze. Włącz jakąś muzykę. – Wybierz sama – powiedział, rzucając jej swojego iPoda. – Ja przygotuję nam drinki. Mallory przeglądała listę piosenek, podczas gdy on otwierał butelkę czerwonego wina. Po kilku sekundach wiedziała już, czego szukała. Alec usiadł na kanapie i podał jej kieliszek z winem. Mallory przygasiła światła i ustawiła The Beggar Mos Defa. Wzięła łyk wina i włączyła muzykę. Niedorzeczne, ale po tych wszystkich razach, kiedy widział ją nagą, i po wszystkich sposobach, na jakie się z nią kochał, i mimo że niedawno tak po prostu zdjęła bluzkę przed dziesiątkami obcych ludzi, była zdenerwowana. Ale scena sprawiała, że to nie było nic osobistego. Przez kilka chwil stała tam i czuła, że jest kimś innym. A teraz była po prostu Mallory. Usiłowała sobie wyobrazić, że jest inną osobą, przywołała w myślach obraz Bette Noir i w jakiś dziwny sposób to sprawiło, że zaczęła się kołysać w rytm muzyki i zdejmować bluzkę. Na szczęście dwanaście lat ćwiczeń baletowych sprawiło, że wiedziała, co robić z ciałem. Zrzuciła górną część ubrania i ułożyła ręce tak, że palce spotykały się przy udach. Niesamowite, że nawet po siedmiu latach, odkąd ostatni raz postawiła stopę w studiu tańca, jej ręce wciąż pamiętały wszystkie pozycje. Alec spoglądał na nią w sposób, którego nigdy wcześniej nie widziała, i niesamowicie ją to podnieciło. Rozluźniła ręce i zdjęła spódnicę. Miała na sobie stanik, majtki i srebrny wisiorek z sercem, który Alec dał jej wcześniej. Kołysała się przed ukochanym w rytm

piosenki o miłości i oddaniu. Próbowała przypomnieć sobie ruch, który widziała wcześ­niej w klubie, ale nie potrafiła. Zamiast tego obróciła się na palcach i mimo że czuła się głupio, robiąc to w bieliźnie, używanie swojego ciała w ten sposób ją ekscytowało. Alec śledził każdy jej ruch i Mallory czuła się piękniejsza niż kiedykolwiek. Poruszając się w rytm muzyki, poczuła coś, co zniknęło już dawno temu – wrażenie siły i inspiracji, które odsunęła na bok, uznając je za objaw niedojrzałości. Zrezygnowała z baletu, kiedy poszła na studia. Rodzice wciąż powtarzali jej, że się z tego nie utrzyma, a zajmuje jej to zbyt dużo czasu. Jej miłość do tańca została gdzieś zepchnięta, razem z zeszytami z liceum. – Podejdź tu – powiedział Alec cicho, ciągnąc ją na swoje kolana. Usiadła na nim okrakiem i od razu poczuła, jaki jest twardy. Otarła się o niego. Alec przesunął palcem wskazującym wzdłuż linii jej majtek, a później wsunął go w jej cipkę bez trudności. – Jesteś taka mokra – powiedział. – Wiem – odparła. – Zdejmij je. – Mallory zsunęła majtki i rzuciła na podłogę. Alec popchnął ją lekko do tyłu, rozsuwając jednocześnie jej nogi, żeby móc zobaczyć jej cipkę. Kiedyś ją to zawstydzało, ale zawsze jej powtarzał, że jest piękna i jej widok go podnieca, więc wstyd szybko minął. Poza tym sposób, w jaki ją dotykał, sprawiał, że wszystkie chwile nieśmiałości szybko znikały. Starczała mu minuta, żeby zupełnie ją rozpalić, a wtedy nie obchodziło jej, na co patrzył. Zamknęła oczy. Masował dwoma palcami jej cipkę, a później wsunął w nią środkowy palec i kciukiem pocierał łechtaczkę. Chciała wsunąć jego rękę głębiej, ale Alec nie lubił, kiedy próbowała kontrolować tempo. – Mal, popatrz – podał jej swojego iPhone’a. – Co? – No popatrz. – Wzięła telefon z jego ręki i spojrzała na ekran, na którym widać było, jak jego piękne ręce dotykają jej, jakby grał na instrumencie. – Co ty zrobiłeś? – Nagrałem to, jak cię dotykam.

– Natychmiast to skasuj! – Obiecuję, że skasuję, kiedy tylko to obejrzysz. – Nacisnął guzik. – Połóż się. – Zrobiła, co powiedział, i znów poczuła jego ręce na sobie. Ale teraz, zamiast zamknąć oczy, trzymała przed sobą telefon i patrzyła, jak na ekranie Alec pociera jej łechtaczkę, kiedy on robił dokładnie to samo na niej. Wsunął w nią palec i wysunął go, wsunął, wysunął, na ekranie i poza nim… Upuściła telefon. Po kilku sekundach poczuła, jak narasta w niej podniecenie, jak zaciska się na jego palcach, jak jego palce w wypracowany i doskonały sposób doprowadzają ją do orgazmu. Tak… Och, tak! Kiedy wstrząsy się skończyły, wstała i zaczęła rozpinać jego spodnie. Pomógł, zdejmując je wraz z bokserkami. Jego penis wyprężył się do jej brzucha. Przesunęła po nim dłonią. Wiedziała, jak niesamowicie Alec był podniecony. Wiedziała, że jeżeli weźmie członka do ust, to posmakuje Aleca. – Włóż majtki z powrotem – powiedział ochrypłym głosem. Zdezorientowana, rozejrzała się po podłodze i wzięła je do ręki. Włożyła je, na wpół leżąc na plecach. Nie chciał się z nią kochać? Alec pociągnął ją na swoje kolana tak, że siedziała na nim okrakiem, a jego twarz znajdowała się na wysokości jej piersi. Rozpiął jej stanik i zaczął ssać sutki tak mocno, że niemal ją to zabolało. Chciała się rozebrać do końca, ale ją powstrzymał. – Nie, zostaw – odsunął jej majtki na bok i Mallory opuściła się na niego. – Och, tak – jęknęła. Były takie noce jak ta, kiedy czuła, że jego penis jest tak wielki, że niemal traciła oddech. Miała wrażenie, że jeszcze centymetr i dojdzie znowu. Z Alekiem było tak zawsze: intensywnie, tak, jak trzeba. Powiedziała mu kiedyś, że czuje się zawstydzona tym, do czego on doprowadza ją w łóżku. Odpowiedział, że to najpiękniejsza rzecz, jakiej w życiu doświadczył. Kiedy poruszała biodrami, bielizna ocierająca się o jej cipkę potęgowała wszystkie doznania. Mallory otworzyła oczy i spojrzała na Aleca, a on, jakby wyczuwając jej spojrzenie, podniósł wzrok. Jego twarz miała wyraz tak niesamowitego pożądania i miłości – ten widok sprawił, że znowu zaczęła dochodzić, drżenie przeszło od łona przez

resztę ciała, intensywne, niesamowite, lepsze niż kiedykolwiek. Jej orgazm sprawił, że on też zaczął szczytować – Mallory poczuła, jak Alec wybucha z jękiem, tak jak zawsze: głośno i bez kontroli. Oparła głowę o jego klatkę piersiową i zamknęła oczy, żeby nacieszyć się zadowoleniem, które zawsze przychodziło po tym, jak się kochali. Nic jej wtedy nie zajmowało. – Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś – powiedział, całując jej głowę. – Żartujesz sobie? Było niesamowicie. – Zastanawiam się nad przeprowadzeniem wywiadu z tancerką, którą widzieliśmy dzisiejszego wieczoru – powiedział Alec. – Co? – zapytała Mallory, chociaż doskonale wiedziała, co powiedział i o kim mówił. – Tancerką, która wciągnęła cię na scenę, Bette Noir. Przeprowadzę z nią wywiad do swojego artykułu. – Mallory odsunęła się i spojrzała na niego. – O niej właśnie teraz myślałeś? Kiedy się kochaliśmy? – Co…? Nie, oczywiście, że nie. Po prostu zacząłem myśleć o pracy. – Mallory nie była pewna, czy mówi prawdę, ale co miała zrobić? Wywołać niedorzeczną kłótnię, w której ona oskarża go o kłamstwo, a on zaprzecza? Nie chciała zepsuć tej chwili. Zamiast tego powiedziała: – Dziękuję za wspaniałe urodziny. – I pocałowała go. – Myślę, że to początek cudownego roku, Mallory. – Uśmiechnął się i pogłaskał ją po włosach. – Jeszcze tylko jedna mała rzecz – powiedziała. – Cokolwiek zechcesz, kochanie. – Usuń to wideo ze swojego telefonu. – Och, Mal, nie męcz mnie! Przecież jest cudowne. – Usuń! – Zjechała z kanapy, żeby znaleźć telefon, ale jemu udało się pierwszemu. Złapał aparat i trzymał tak, że był poza jej zasięgiem. W końcu udało jej się go wyrwać i zaczęła wciskać przypadkowe przyciski. – Oddaj mi go, zanim zepsujesz. Skasuję, słowo honoru. – Przysięgasz? – zapytała, trzymając telefon z dala od jego rąk.

– Tak. Słowo. Będzie, jak chcesz. Ale nie doceniasz możliwości połączenia kariery prawniczej z branżą pornograficzną. – Oddała mu telefon i patrzyła, jak usuwa wideo. – Muszę przyznać, że jesteś zdolnym kamerzystą – powiedziała. – Miałem dobrą modelkę. Inspirującą. Teraz wiem, jak czuł się Hitchcock po drugiej stronie kamery z Grace Kelly. Albo Woody Allen z Diane Keaton… Albo ze Scarlett Johansson. O, to bardziej pasuje. – Mallory przewróciła oczami. –Wiesz, o co mi chodzi. – Uśmiechnął się. – Jesteśmy zgranym zespołem.

Rozdział 3 Kiedyś Mallory czuła dreszcz podniecenia, wchodząc do wysokiego szklanego budynku przy Park Avenue, gdzie mieściła się firma Reed, Warner, Hardy, Lutz & Capel – znana w branży jako po prostu Reed & Warner. Był czas, kiedy czuła się tam jak we właściwym miejscu, jakby to było jej przeznaczenie. Odkąd zaczęła studia na Uniwersytecie Pensylwanii, wiedziała, że zostanie prawniczką. Tak jak jej rodzice. Jak dziadek. Kim innym miałaby zostać? Dostała się na prawo. A później na praktyki do Reed & Warner. Potem praca czekała, aż ona skończy studia. Wszystko idealnie się układało. Aż do ostatniego miesiąca. Szerokie drzwi windy rozsunęły się na trzynastym piętrze. – Dzień dobry, panno Dale – recepcjonistka Blanca przywitała Mallory. – Cześć, Blanca. – „Czy ona wie, że oblałam egzamin adwokacki?”, ta myśl przebiegła Mallory przez głowę. „Czy wszyscy wiedzą, włącznie z kobietą, która o trzeciej przynosi kawę?” – Przynajmniej nie jesteś sławna – powiedziała jej przyjaciółka Julie. – Kiedy Kennedy junior oblał egzamin, „Post” pisał o tym na pierwszej stronie. Wcale jej to nie uspokoiło. I mimo że Alec zapewniał ją, że to się zdarza wielu osobom i że na pewno zda egzamin w lutym, Mallory po raz pierwszy czuła niepewność co do swojej przyszłości. Teraz nawet jej biuro wydawało jej się obce. Wcześ­niej stanowiło przykład porządku i celowości, a teraz było po prostu kanciastym pokojem pozbawionym światła i zawalonym papierzyskami. Mallory zalogowała się do swojego komputera. Postanowiła przez kolejne dziesięć godzin przeszukiwać bazy danych i pisać raport, nad którym pracowała przez ostatni miesiąc. Jej szef był jednym z obrońców największej w kraju firmy produkującej farby. Musiała sprawdzić, czy są odpowiedzialni za wykorzystywanie rtęci do produkcji farb. – Dzisiaj tylko połówka dniówki? – Patricia Loomis, prawniczka o dłuższym o trzy lata stażu pracy, stała w drzwiach biura Mallory. Patricia była niska, jej ubrania zawsze były męskie i zawsze za duże, na

dodatek obgryzała paznokcie tak bardzo, że jej palce wyglądały, jakby miały zaraz zacząć krwawić. Ale była najmądrzejszą osobą, jaką Mallory kiedykolwiek poznała. I była jej szefową. Mallory spojrzała na zegarek w komputerze. Ósma trzydzieści. – Siedziałam wczoraj do późna. Miałam urodziny. – Harrison chce raport do końca przyszłego tygodnia. – W porządku – powiedziała, ale szefowej już nie było. Uff! Mallory nie wiedziała, dlaczego Patricia tak bardzo jej nie lubiła, ale od początku nie miała co do tego złudzeń. I kiedy Mallory oblała egzamin adwokacki, wszystkie oznaki uznania, na które sobie do tej pory zasłużyła, zniknęły. Wiedziała, że Patricia tylko czeka na jej wpadkę. Mallory otworzyła torebkę i zaczęła szperać w poszukiwaniu czegoś słodkiego – była tak zmęczona, że potrzebowała porcji cukru. Zacisnęła palce na małym pudełku. Kiedy je wyciągnęła, zobaczyła, że to opakowanie zapałek z napisem „The Blue Angel”. Kto je wrzucił do jej torebki? Pewnie Billy, idiota. Położyła zapałki na biurku i pomyślała o tancerce. Bette Noir. Co robiła w ciągu dnia? Chodziła do pracy jak wszyscy inni? Jeżeli tak, to czy jej szef wiedział, co robi nocami? Czy może spała przez cały dzień, a dopiero wieczorem pojawiała się w Blue Angel? Może całe jej życie kręciło się wokół piękna, sztuki i inspiracji. Pewnie nigdy nie słyszała nawet o czymś takim jak egzamin adwokacki. Nie wiedziała, że tacy ludzie jak Patricia Loomis istnieli, a już na pewno nie zdawała sobie sprawy, że jej kariera mogłaby zależeć od tak źle ubranej osoby. Mallory zalogowała się do bazy danych. Po południu z oparów farby zaprawianej rtęcią wyrwało ją brzęczenie telefonu. Schyliła się, żeby wyciągnąć aparat z torebki, i od razu poczuła, że kręci jej się w głowie. No tak, jak zwykle zapomniała o lunchu. – Halo? – Cześć, to ja – powiedział Alec. – O której uda ci się wyrwać z pracy? – Nie wiem, Patricia chodzi wściekła jak osa. Wyobrażasz sobie, że kazała mi spisać za siebie zeznania? Nie powinna wydawać mi takich poleceń. No i powiedziała jeszcze, że Harrison chce mieć raport do

końca przyszłego tygodnia… – Chcę, żebyśmy gdzieś dziś poszli. – Nie mogę. Idź beze mnie. Spóźniłam się dzisiaj, jestem zmęczona i wszystko zajmuje mi dwa razy więcej czasu… – Mal, poważnie. Musimy gdzieś pójść. – Po co? O co chodzi? – Napisałem do tej tancerki, Bette Noir, w sprawie wywiadu. – Mallory poczuła ukłucie zazdrości. – Co odpowiedziała? – Zgodziła się, ale napisała, że też musisz tam być. – To bez sensu. Po co miałabym tam iść? – Nie wiem. Zaznaczyła też, że mam znaleźć jakieś modne miejsce, do którego sama by nie weszła. – Alec, naprawdę nie mam czasu na takie zabawy. – Nie żartuję. To moja praca. No chodź, wiesz, że ja bym ci pomógł, gdybyś tego potrzebowała. – Mallory spojrzała na ekran komputera. Słowa zlewały się w jedno, a migający kursor sprawiał, że miała mroczki przed oczami. – Gdzie przeprowadzisz ten wywiad? – Nie jestem pewien. Muszę zadzwonić do Billy’ego i dowiedzieć się, czy uda mu się zamówić nam stolik w Soho House. Może będzie miał lepszy pomysł. – Nie dam rady wyjść stąd wcześniej niż o ósmej trzydzieści. – W porządku. Dzięki. Jestem twoim dłużnikiem. – Mallory wrzuciła telefon z powrotem do torby. Sięgnęła po pudełeczko zapałek i zaczęła obracać je w dłoniach. Miejsce nazywało się Boom Boom Room. Mieściło się w samym środku Meatpacking District, na ostatnim piętrze hotelu Standard należącego do André Balazsa. Była to najbardziej dekadencka i przytłaczająca przestrzeń, jaką Mallory kiedykolwiek widziała. Wystrój był jednocześnie retro i futurystyczny, w środku znajdowały się okrągłe jasne kanapy, błyszczące żyrandole, a przez ogromne okna można było podziwiać Manhattan i rzekę Hudson. Przebywając tu, odnosiło się wrażenie, jakby całe miasto powstało po to, żeby stać się tłem dla tego wnętrza.

Mallory zachwiała się nieco przy oknach, które sięgały od sufitu do podłogi. Miała za wysokie obcasy – rzadko takie nosiła. Ale Alec prosił, żeby się ładnie ubrała, a ona na szczęście miała parę czarnych szpilek pod biurkiem. Goście wyglądali jak z żurnala. Powłóczyste suknie, spódnice z wysokim stanem, buty i torebki, które kosztowały więcej, niż wynosiła miesięczna pensja Mallory. Mężczyźni w garniturach. Wszędzie sławy – Penélope Cruz rozmawiała z Pedro Almodóvarem, Lindsay Lohan stała otoczona swoją świtą, a i tak wszystkie spojrzenia zwrócone były na Bette Noir. – Usiądź z nami – zawołała do niej Bette z miejsca, gdzie usadził ją Alec na czas wywiadu. Po drugiej stronie pokoju Mallory zauważyła Billy’ego Bartona. Obserwował ich, ale odwrócił się, udając, że wcale tego nie robił. Pomachał do nich i puścił oko, kiedy weszli, ale nie podszedł, by się przywitać. I dobrze, Mallory i tak już trzęsła się ze zdenerwowania, kiedy tu przyszli. Spotkali się z Bette przed hotelem. Przez całą drogę była dziwnie milcząca, również kiedy wpuszczono ich za aksamitny czerwony sznur przed wejściem do klubu – jak z castingu do Top Model. Bette miała na sobie czarny welurowy płaszcz, jej idealnie przycięte włosy miały odcień głębokiej czerni, a w nocnym świetle wyglądały na niemal purpurowe. – Jesteśmy gośćmi Billy’ego Bartona – powiedział Alec do ochroniarza. Po chwili drzwi Sezamu magicznie się otworzyły i weszli do środka. Mallory czuła na plecach spojrzenia zdenerwowanych ludzi, którzy czekali przy wejściu, zastanawiających się, kim też oni są. Patricia Loomis i Reed & Warner wydawali się teraz bardzo odlegli. Byli w jednym z najbardziej niedostępnych dla zwykłych śmiertelników miejsc na Manhattanie, który ponad wszystko ceni sobie ekskluzywność i prywatność. Mallory nie zależało na tym, żeby bywać w takich lokalach, ale zdaniem Aleca to był warunek, jaki postawiła mu Bette, by mógł przeprowadzić wywiad. Lokal, do którego sama by się nie dostała. Jak wyzwanie. Albo gra w podchody. – Usiądź, Mal. – Alec poklepał miejsce obok siebie, naprzeciw Bette. – Tutaj. Dobrze mieć świadka, tak dla pewności, że nikt nie

przekręci moich słów – powiedziała Bette, łapiąc Mallory za rękę i sadzając ją między sobą a Alekiem. Mallory zadrżała, kiedy Bette jej dotknęła. Naprawdę minęły dopiero dwadzieścia cztery godziny, odkąd tancerka wciąg­nęła ją na scenę? – To wizja Agnes – powiedziała Bette o klubie Blue Angel. – Różni się od pozostałych w Nowym Jorku. Było zbyt głośno, żeby Alec mógł nagrać wywiad, więc zapisywał wszystko w małym notatniku. Skinął i powiedział: – Wiem, kiedy pierwszy raz tam poszedłem, wręcz ­zmiot­ło mnie z wrażenia. Dlatego chciałem, żeby Mallory zobaczyła to miejsce. – I co o nim myślisz? – Bette zapytała Mallory. – Hmm… Jest interesujące. – Interesujące? Cholera, to dopiero mierna rekomendacja – powiedziała Bette. – Spodziewałam się czegoś innego… Myślałam o nim przez cały dzień. – Mów! Co sobie myślałaś? – Bette zatrzymała swoje niebieskie kocie spojrzenie na Mallory. – Wydaje mi się, że Alec chce przeprowadzić wywiad z tobą, a nie słuchać twojego wywiadu ze mną… – powiedziała Mallo­ry z niepewnym uśmiechem. – Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Mnie się ogląda, a nie wysłuchuje. Mallory spojrzała na Aleca bezradnie. Wzrokiem wskazał jej miejsce po drugiej stronie sali. – Przeproszę was na chwileczkę. Muszę skorzystać z toalety. Jeżeli ją znajdę. – Mallory wstała, chociaż przejście przez ten tłum było ostatnią rzeczą, jaką chciała teraz zrobić. W białej bluzce i czarnej ołówkowej spódnicy czuła się jak gołąb w stadzie pawi. – Gdzie jest toaleta? – zapytała kelnerki, która była wystrojona jak najseksowniejsza stewardesa na świecie. Mallo­ry podążyła za jej wskazówkami w stronę korytarza niedaleko wejścia. Wypiła tylko pół kieliszka szampana, ale kiedy weszła do toalety, jej wystrój sprawił, że kompletnie straciła orientację. Całe pomieszczenie było w szkle, od podłogi po sufit. Nie