ks-konfeks

  • Dokumenty295
  • Odsłony17 670
  • Obserwuję20
  • Rozmiar dokumentów410.8 MB
  • Ilość pobrań11 927

10 - Mój wampir

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.5 MB
Rozszerzenie:pdf

10 - Mój wampir.pdf

ks-konfeks EBooki różne juz przeczyt
Użytkownik ks-konfeks wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 256 stron)

Mój wampir - 1 -

Mój wampir - 2 - Kerrelyn Sparks 10 Mój wampir

Mój wampir - 3 - SSppiiss ttrree??ccii Streszczenie............................................................................................- 5 - Rozdział 1 ..............................................................................................- 6 - Rozdział 2 ............................................................................................- 18 - Rozdział 3 ............................................................................................- 26 - Rozdział 4 ............................................................................................- 33 - Rozdział 5 ............................................................................................- 43 - Rozdział 6 ............................................................................................- 53 - Rozdział 7 ............................................................................................- 66 - Rozdział 8 ............................................................................................- 78 - Rozdział 9 ............................................................................................- 89 - Rozdział 10 ........................................................................................- 101 - Rozdział 11 ........................................................................................- 112 - Rozdział 12 ........................................................................................- 122 - Rozdział 13 ........................................................................................- 136 - Rozdział 14 ........................................................................................- 149 - Rozdział 15 ........................................................................................- 160 - Rozdział 16 ........................................................................................- 169 - Rozdział 17 ........................................................................................- 176 - Rozdział 18 ........................................................................................- 184 - Rozdział 19 ........................................................................................- 193 - Rozdział 20 ........................................................................................- 200 - Rozdział 21 ........................................................................................- 208 - Rozdział 22 ........................................................................................- 218 - Rozdział 23 ........................................................................................- 229 -

Mój wampir - 4 - Rozdział 24 ........................................................................................- 237 - Rozdział 25 ........................................................................................- 245 - Rozdział 26 ........................................................................................- 251 -

Mój wampir - 5 - SSttrreesszzcczzeenniiee Nic na ziemi nie może sprawić, aby ten wampir się zakochał ... Po 499 latach egzystencji, Connor Buchanan doszedł do nieuniknionego wniosku: jest sukinsynem z sercem z kamienia. Obserwował swoich przyjaciół - tych biednych, romantycznych głupców - kiedy spadają z klifu w sidła miłości jak oszołomione stada owiec. Ale nie Connor. On wie, że miłość nie prowadzi do niczego innego jak bólu serca. Dopóki nie spotkał Marielle… Jest aniołem zrzuconym z nieba za nieposłuszeństwo. Uwięziona w śmiertelnym ciele znajduje opiekuna w Connorze, szkockim wampirze nawiedzanym przez swoją mroczną przeszłość. Marielle ma nadzieję uleczyć jego złamane serce i nazbierać na swoją drogę powrotną do domu, ale nagle pojawiają się... te uczucia. To dziwne, ale przyjemne fizyczne pragnienie - dla wampira! Czy to robota demona starającego się zwabić ją do piekła, czy po prostu anioł ten znalazł wreszcie niebiańską rozkosz?

Mój wampir - 6 - RRoozzddzziiaa??11 Nawet po czterysta dziewięćdziesięciu dziewięciu latach istnienia, Connor Buchanan doszedł do niespotykanego wniosku w stosunku do siebie samego. Był starym bydlakiem bez serca. Zwolnił na tyle, by mógł spacerować sprawdzając rozległe tereny w Romatech. Cieszył się błyskawicznie bieganie pomiędzy drzewami z wampirzą prędkością, z chłodnym wiatrem chłostającym jego twarz i wypełniającym jego nozdrza zapachem, który prowadził go do nowo zakwitła liści i kwiatów. Ale wtedy zdał sobie sprawę, dlaczego witał tak chętnie nadejście wiosny. Nie przez nadejście cieplejszych temperatur. Nie za obietnicę odrodzenia i odnowienia, które są takie same jak on był przez wieki. Nie, by być brutalnie szczerym z samym sobą, to dlatego, że miały być krótsze noce, których nie mógł się doczekać. Oznaczało to, że dni będą dłuższe i dłużej będzie w stan uśpionej śmierć. Więcej czasu spędzi w całkowitym zapomnieniu. Bez myśli. Bez pamięci. I bez wyrzutów sumienia. W główny budynek Romatech Industries ukazał się na horyzoncie, a on zwolnił swoje tempo jeszcze bardziej i uderzyła go nagła niechęć do ponownego wejścia do budynku. Coraz częściej zdarzały się dni, że wolał być sam. Po co ma męczyć się z towarzyszami? Czy była jakaś rozmowa z którą nie miał już do czynienia kilkanaście razy? A jeśli nawet sugerowali mu czarną rozpacz, grożącą mu, że może go pochłonąć. On dopuszczał tę wiedzę, widząc depresję u innych wampirów i jak oni bez problemu znajdywali rozwiązanie postawionej diagnozy. Były blisko jego pięćsetne urodziny, a podobno bardzo uderzała świadomość, że kończy połowę tysiąclecia, i wiedza może wpędzić najbardziej niewzruszalnego wampira w kryzys wieku średniego. Kupa bzdur. Roman i Angus byli starsza od niego, a oni byli zadowoleni ze swojego życia. Są w szczęśliwych małżeństwach. Odsunął tę myśl na bok. Nie chciał paść ofiarą tej formy szaleństwa, którą bez względu na wiek dopadała wampiry. Nie, był zadowolony z bycia starym bydlakiem bez serca. Było mu z tym dobrze. Doskonalił taką postawę przez lata. Szedł przez kwietnik, depcząc nowe kwiaty, które rosły na trawniku pod stopami.

Mój wampir - 7 - Przy wejściu z boku była kontrolka, wsunął kartę identyfikacyjną poprzez zabezpieczenie konsoli i położył dłoń na skaner. Kiedy jego ultraczuły słuchu usłyszał słabe kliknięcie, które świadczył o zwolnieniu blokady, pchnął drzwi boczne i mozolnym krokiem, szedł korytarzem do biura bezpieczeństwa MacKay. Echo jego kroków dźwięczało w pustym korytarzu. Nikt nie przyszedł do Romatech w sobotę z wyjątkiem tych, którzy uczestniczyli we Mszy, po drugiej stronie budynku. Dotarł do biura bezpieczeństwa i rzucił okiem na ścianę z monitorów nadzorujących. Parking czysty. Korytarze są puste. Kawiarnia też pusta. Jego serce też puste. Odsunął od siebie te myśli, bo sprowadzały na niego błędy i skupił się na ekranie, który pokazywał kaplice. Z przyzwyczajenia, szukał małych społeczności, aby upewnić się, że Roman i jego rodzina była w porządku. Connor został oficjalnym obserwatorem Romana ponad sześćdziesiąt lat temu, teraz będąc pracownikiem MacKay S&I, początkowo pracował jako szef ochrony Romatech, w ostatnich latach jako osobisty ochroniarz. Odkąd Roman Draganesti został wynalazcą syntetycznej krwi i właścicielem Romatech w którym została wyprodukowana, został kuszącym celem dla Malkontentów, którzy uważają, że syntetyczna krew to zniewaga i zagrożenia dla ich morderczego sposobu życia. Ale nienawiść była zakorzeniona głębiej. Casimir był tym, który przemienił Roman w przeszłości w 1491. Lider Malkontentów myślał, że to będzie jak danie w twarz Bogu, aby włączyć skromnego mnicha do grona krwiożerczych, zabójczych wampirów. Ale Roman odmówił czynienia zła. Więc stworzył własną grupę dobrych wampiry, aby mogli walczyć z Malkontentami i ochraniać ludzkość. Connor umierał na polu bitwy, kiedy Roman go zmienił. Zawdzięcza swoje istnienie Romanowi. A także swoje zdrowie psychiczne. Utrzymywanie Romana i całej jego rodziny żywej, dawało mu szlachetny cel. Szlachetny cel wystarczył prawie, by zapomnieć, jakim starym bydlakiem bez serca naprawdę był. Patrzył jak na monitorze Ojciec Andrew dawał błogosławieństwo na koniec mszy i jak zgromadzenie przenosi się z kaplicy na korytarz. Serce Connor'a ścisnęło się na widok dzieci Romana, Constantina i Sofii. Były dla niego tak bliskie, jak by były jego własnymi dziećmi. Tino świętował swoje piąte urodziny w ubiegłym miesiącu w marcu, a Sofia będzie świętował swoje trzecie w maju. Dotknął ekranu, który pokazywał jak popisują się w korytarzu. Po wysiedzeniu na całej Mszy teraz muszą odreagować dotychczas skumulowaną

Mój wampir - 8 - energię, która teraz z chęcią rozładowują. Uśmiechnął się, widząc jak opuszczają pobliską salę wspólnoty, nie ma wątpliwości, że chętnie pochłoną ponch i kilka ciastek. Ich śmiertelna matka, Shanna, szybko przytuliła Roman'a, a następnie podążyła za dziećmi. Uśmiech Connora wyblakł, kiedy patrzył jak jego przyjaciele wampiry wychodziły z kaplicy, prawie każdy z nich z żoną u boku. Większość mężczyzn wpadło w śliską pułapkę miłości. Słabi romantyczni głupcy. Pozostawali singlami przez wieki, a następnie wpadli w sidła i jeden po drugim, łapali się w sieć, jak oszołomione stado owiec spadające z klifu? Nie tylko narażali się na ból i rozpacz, która przychodzi razem z miłością, ale również stanowili zagrożenie dla całego świata wampirów, gdyż coraz więcej śmiertelnych kobiet dowiedziało się o ich istnieniu. Tym mężczyznom wydawało się teraz, że są szczęśliwi. Ignorancja była błogosławieństwem, Connor to wiedział. Nie widzieli w tym ryzyka. Oni nie zdawali sobie sprawy z płynącego z tego niebezpieczeństwa, czającym się poza ich złotą klatką. Nie mieli pojęcia, jak miłość może doprowadzić człowieka do popełniania zdesperowanych, nie pomyślanych aktów, które po drodze zniszczą jego duszę. Odwrócił głowę i skoncentrował się na monitorze, który nastawiony był na Vampire Digital Network. Czarny animowany nietoperz trzepotał skrzydłami, podczas gdy pod spodem wiadomość głosiła: DVN. Działa 24/7, bo gdzieś zawsze jest noc. Była pora na nocne wiadomości, więc Connor wyłączył wyciszenie. - Oto ostatnie wydarzenia. - Stone Cauffyn podniósł kawałek papieru, który leżał na jego biurku. - Wampiry w Los Angeles uważają, że widziały Casimira kilka dni temu. - Prezenter przejrzał dokument trzymany w ręce, a z jego twarz była pusta jak zwykle. - Obawiam się, że nie można potwierdzić tego raport w tej chwili. Connor parsknął. W ubiegłym tygodniu, wampiry twierdziły, że widziały Casimira wsiadającego na łódkę na Bora Bora, a tydzień wcześniej, przysięgali, że ktoś zauważył Casimira dojącego renifery w północnej Finlandii. Lider Malkontentów stał się straszydłem w wampirzym świecie, za każdym drzewem ktoś szpiegował i szeptali o tym w ciemnych pokojach. - A teraz zobaczmy co będzie nasza audycja zawiera tej nocy - Stone kontynuował swoim słodkim głosem. - Dla wszystkich najnowszych wampirów, wiadomości na świecie, tylko w telewizji DVN, wiodącej sieci dla wampirów.

Mój wampir - 9 - Biorąc pod uwagę niesamowitą osiągnięcia tej stacji, nie mówiąc, że to jedyna na świecie stacja dla wampirów. Connor zaczął zmniejszać głośność głośników aż dojechał do końca wskaźnika. Spojrzał z powrotem na monitor pokazujący korytarz przed kaplicą. Większość zgromadzonych przeszło do sali kafeterii. Ojciec Andrew, znajdował się w głębokiej rozmowie z Romanem, który został i uroczyście kiwał głową. Podali sobie ręce, a następnie Roman przeszedł do sali kafeterii, podczas gdy kapłan szedł w kierunku holu, trzymając skórzaną teczkę w ręku. Wychodził dziś wcześniej niż zwykle. Connor przeniósł swoją uwagę z powrotem do DVN. Zaczęły się reklamy dla wampirów, bardzo dobry specyfik „Dropsy Vampos”, który będzie się brać po kolacji gwarantował pozbycie się z oddechu zapachu krwi. Przystojny wampir, ubrany w drogie smoking, wrzucił jedyną z draży do ust, a następnie pocałował dziewczynę z randki, która co dziwne, była ubrana w skąpy strój bikini ciemną nocą w środku Central Parku. Na koniu. Bardzo prawdopodobny scenariusz, Connor pomyślał z ironią, chociaż jego wzrok nie marudził, gdy zatrzymał się na kobiecie o zaokrąglonych kształtach. Kurde. Jak długo to trwało? Trzydzieści lat? Pięćdziesiąt? Zbyt cholernie długo, jeśli nie mógł sobie przypomnieć. Nic dziwnego, że był starym bydlakiem bez serca. Gregori, który zawsze trzymał zwój Vampos w swojej kieszeni, stale dokuczał Connorowi, namawiał go by z nim poszedł do klubów dla wampirów. Wydaje mu się, że jego kilt i szkocki akcent uczyniły go automatycznie „magnesem na babki”. Było wiele „Hot Chicks”, jak nazwał je Gregori, które chciały złagodzić nudę nieśmiertelności krzykiem w dzikim seksie. Gregori twierdził, że ich męskim obowiązkiem jest pomóc wszystkim tym wampirzym kobietom, być szczęśliwym. Do tej pory, Connor się opierał. Próby wyleczenia jego samotności poprzez długą linię anonimowych, bezimiennych, rozpaczliwych, nieumarłych kobiet nie wydawała mu się atrakcyjna. Albo bardziej honorowe. Hipokryta, szepnął mu cichy głosik z tyłu jego głowy. Kogo on chce oszukać udając, że jest człowiekiem honoru? Wiedział, co zrobił. Zmniejszył jeszcze głośność i spojrzał z powrotem na monitory nadzoru. Ojciec Andrew dotarł do holu i zostawił teczkę na stoliku, przy którym Phineas sprawdziłem ją wcześniej w godzinach wieczornych. Ze względów bezpieczeństwa, wszystkie elementy wprowadzane do Romatech miały być przeszukiwane.

Mój wampir - 10 - Ksiądz położył swój płaszcz na stole wcześniej, ale zamiast wziąć go i założyć, ruszył do drzwi. Poszedł holem na korytarz po lewej. Connor zmarszczył brwi, zastanawiając się, co stary ksiądz ma tam do roboty tutaj. Korytarz był pusty, z wyjątkiem… - Kurde - szepnął Connor, kiedy zrozumiał, że kapłan szedł prosto do biura bezpieczeństwa MacKay. A on nie mógł udawać, że tu go nie było. Z jękiem, założył długi włos za ucho, który uciekał ze zawiązanego kawałkiem skóry kucyka na karku. Był uruchomiony w tym miejscu. Otworzył drzwi ojcu i wpuścił go do przedpokoju. - W czym mogę pomóc, ojcze? Ksiądz uśmiechnął się. - Connor, dobrze cię znów widzieć. - Podał rękę, a następnie rozejrzał się po biurze ochrony firmy. - Fascynujące. Nigdy nie widziałem tej sali wcześniej. Czy mogę? Connor skinął na niego, by wszedł dalej. Ojciec Andrew obracał się i przyglądał sie monitorom w biurze. Jego brwi uniosły się do góry na widok wszystkich rodzajów broni w gablotach z tyłu. Odwrócił się do ściany monitorów nadzoru. - Chciałem powiedzieć wam, jak bardzo jesteśmy wdzięczni za utrzymywanie bezpieczeństwa podczas mszy. Connor skinął głową. To nie był kurtuazyjny komplement. Malkontenci próbowali zamachu na kaplicę. Obecność Romana, wraz z Angus MacKay i innymi, którzy gustują w piciu butelkowanej krwi, a o których jest głośno świecie wampirów, były praktycznie prośbą o atak. Ksiądz wskazał na ekran, który pokazywał kaplicę. - A więc nadal możesz oglądać msze? - Tak. - Connor nie przyznał się, że ma przeważnie wyłączony przekaźnik. - I nie bywam tutaj cały czas. Mam patrolować i kontrolować cztery punkty graniczne. - Jesteś bardzo czujny - powiedział Ojciec Andrew z nutką uśmiechu. Srebrne włosy po bokach głowy i otaczające jego łysą koronę wskazywały na podeszły wiek, ale jego błękitne oczy i gładka skóra sprawiały, dziwny młodzieńczy i niewinny wygląd. - Roman i jego rodzina mają szczęście, że mają kogoś takiego jak ty. Connor przesunął się pod ciężarem jego spojrzenia. - Roman jest verra ważny. Uśmiech księdza się poszerzył.

Mój wampir - 11 - - Wszyscy są ważni w oczach Pana. Zastanawiałem się, dlaczego wolontaryjnie czuwasz nad nami w każdym tygodniu. Na pewno można ustalić dyżury na przemian z innymi ludźmi? Nie widziałem cię na Mszy od miesięcy. Connor skrzywił się w duchu. Powinien wiedzieć, że przyjdzie mu się tłumaczyć. - Martwię się o ciebie - kontynuował kapłan. - Być może to moja wyobraźnia, ale czuję, jakbyś coraz bardziej się izolował i wyobcowywał… stawał się niezadowolony w ciągu ostatnich kilku lat. Roman zgadza się… - Wy z Romanem, rozmawiacie o mnie? - w Connorze coś pękło. Oczy księdza rozszerzyły się, ale pozostał cicho do czasu aż Connor poczuł ukłucie winy za podniesienie głosu. - Roman mówił mi, że zbliżają się Twoje pięćsetne urodziny - powiedział Ojciec Andrew w kojący sposób. - Słyszałem, że może to powodować uczucie depresji lub… - Cholerne gówno. - Albo złość - ksiądz zakończył zdanie kiwając głową. - W twoim przypadku, obawiam się, że zacząłeś od zamykania się na przyjaciół, co powoduje, że czujesz się jeszcze bardziej sam. Co myślisz, Connor? Czy uważasz, że jesteś izolowany? Nie był dość odizolowane, bo był zmuszony do znoszenia tej rozmowy. Wsunął irytujący kosmyk włosów za ucho. - Otóż nie jest już tak jak kiedyś. Wszyscy mężczyźni biorą ślub. - Słyszałem, że nie zgadzasz się z ich działaniami. Connora zastrzelił irytujące pytanie. - Otóż nie chcę by byli samotni i nieszczęśliwi. Oni po prostu nie zdają sobie sprawy z zagrożenie jakie podejmują. Nie ma nic ważniejszego dla wampirów niż utrzymywanie naszego istnienia w tajemnicy. To było naszym priorytetem od wieków, a oni głupio obnoszą się z tym. - Są zakochani. - Connor parsknął. - Nie wierzysz w miłość? Connor skrzywił się, jakby go ktoś szturchany dzidą. Oh, on wierzył w miłość, więc wszystko w porządku. Miłość po prostu była suką. Ojciec Andrew obserwował go uważnie. - Nie ma potrzeby, abyś czuł się samotny, Connor. Możesz przyjść na mszę z przyjaciółmi i przyjąć Komunię św. - Przebiegły ksiądz będzie dalej drążył. Connor starał się celowo unikać Komunii. Wierzył, że ona jest w stanie go podnieść na duchu, ale najpierw będzie musiał iść do spowiedzi.

Mój wampir - 12 - Ojciec Andrew wyciągnął swoje okulary do czytania i wyjął terminarz z kieszeni płaszcza. - Chciałbym, abyśmy umówili się na spotkanie. - Jestem zajęty. Ksiądz zignorował ten fakt i z uwagą przeglądał poszczególne strony szukając wolnego terminu. - Roman da ci tyle wolnego czasu ile będziesz chciał. - Nie, dziękuję. - A co z następnymi dniami, na przykład wieczorem w czwartek na dziewiątą? Możemy spotkać się tutaj. - Nay! Ręka księdza spoczywała dalej na otwartej stronie jego kalendarza, Ojciec Andrzej spojrzał na niego zza oprawek swoich okularów do czytania. - Jestem księdzem od ponad pięćdziesięciu lat. Jestem w stanie powiedzieć, kiedy człowiekowi jest w potrzebna spowiedź. Connor cofnął się, zacisnął szczękę. - Nie wyspowiadam się. Ojciec Andrew zdjął okulary i niebieskie oczy z twardym spojrzeniem utkwiły w Connorze. - Nie przeraża mnie to. Będę walczył o ciebie. Zimny dreszcz przebiegł przez skórę Connora. Tą walkę przegrał wieki temu. Ksiądz zamknął swój terminarz z trzaskiem i wsunął go z powrotem do kieszeni płaszcza. - Rozumiem, że walczyłeś w Wielkiej Wojnie wampirów w 1710? I aż do czasu, gdy Roman wymyślił syntetyczną krew w 1987 roku, to jak pozostali karmiłeś się na ludziach? Connor splótł ramiona na piersi. Więc zamiast spowiedzi, ksiądz próbował przesłuchanie. - Nauczyłem się wiele o świecie w ciągu ostatnich pięciu lat. - Ojciec Andrew wsunął okulary do kieszeni na klatce piersiowej. - Mam poważne wątpliwości, czy jest coś jeszcze, co może mi pan powiedzieć, czego nie słyszałem wcześniej. Mylił się na ten temat. Connor wskazał w stronę drzwi, aby podpowiedzieć, że spotkanie się skończyło. Odrobina rozbawienia błysnęła w oczach księdza.

Mój wampir - 13 - - Jesteś człowiekiem kilku słów. Podoba mi się to. - Po raz ostatni ogarnął wzrokiem całe pomieszczenie, a gdy jego wzrok padł na ekran, który pokazywał DVN. Powiedział: - Ta kobieta wygląda mi znajomo. Czy to nie ona, była tą która próbowała siać spustoszenie na przyjęciu zaręczynowym Jacka? Connor spojrzał na monitor, który pokazywał z bliska na jakąś kobietę, której jasne, czerwone usta były ułożone w zadowolony z siebie uśmiech. - To Corky Courrant. Ona jest gospodarzem show Na żywo wśród Nieumarłych. - Więc to jest wampirzy kanał? - Kapłan zintensyfikował się mocniej. - Nigdy nie widziałem go wcześniej. Connor westchnął. Stary wydawał się mocno zafascynowany wszystkim w wampirzym świecie. Wzdłuż dolnej części ekranu, komunikat ogłosił, że Corky miała dziś wywiad z tajemniczym gościem. Corky drżała z podniecenia, jak kamera odwróciła się i pokazała dalszą część studia. Connorowi szczęka opadła. - Cholera jasna! - Skoczył w kierunku ekranu i nacisnął przyciski nagrywania i zwiększył głośność w telewizorze. - …osiągnę szczyt mojej dziennikarskiej kariery. - Corky pokazała ruchem ręki do swego gościa. - To zaszczyt, że jesteś pan w moim programie, panie Casimmir. Ojciec Andrew sapnął. - To Casimmir? Connor odpiął zabezpieczenie na biurku i nacisnął przycisk alarmowy, który emitował dźwięk zbyt wysoki dla ludzkiego ucha. Wampiry i zmiennokształtni w hali kafeterii mogli go usłyszeć i przybiec do biura ochrony w ciągu kilku sekund. Connor spojrzał na sztylet w swoich skarpetach pod kolanem, podczas gdy ręką upewnił się, że jego claymore był na miejscu. - Powiedz im, że udałem się do DVN - powiedział kapłanowi, a następnie przeniósł się tam. Wewnątrz centrali DVN na Brooklynie wstawiono dużo znaków. Przesłuchania dzisiaj wieczorem dla Wszystkich Wampirów. Główna rola męskiego romantyka. Connor zmarszczył brwi i przepychał się przez tłum do recepcji. Widocznie, ze sto młodych wampirów chciało zagrać główną rolę w najbardziej popularnej operze mydlanej DVN. Większość była ubrana w czarne garnitury.

Mój wampir - 14 - Inni wybrali przebrania: gladiatora, matadora, Draculi z długą jedwabną peleryną. Connor zmarszczył nos na unoszący się zapach wody kolońskiej i żelu do włosów. - Hej! - Młody wampir w czarnym trenczu i ciemnych okularach szturchnął go. - Najpierw musisz stanąć w kolejce. - Wskazał na czarno pomalowanym paznokciem kolejkę, która wiła się przez cały pokój. Connor nie wytrzymał i wyciągnął jego claymore. Chłopcy z sapaniem i piskiem rozdzielili się jak Morze Czerwone. - Aw, cholera, on przyniósł własne rekwizyty - wymamrotał młody wampir w stroju kowboja. - I ten kilt budzi strach. Żałuję, że o tym nie pomyślałem. - Cholera. - Odtwórca roli Pana Darcy’ego przeciągnął po jego koronkowym krawacie. - Wiedziałem, że powinienem był postawić na niegrzeczny wygląd. Connor kroczył do biurka recepcjonistki. Dziewczyna otworzyła usta na widok jego miecza. - Ja… Ja… Okazała się niezdolna do normalnego porozumiewania się, więc obszedł biurko i udała się w kierunku dwuskrzydłowych drzwi za nią. - Zaczekaj! - zapłakała recepcjonistka. - Nie możesz wejść… Jej słowa się urwały, gdy drzwi się zamykały. Pospieszył w dół korytarzem, mając nadzieję znaleźć studio nagrywające przed Casimirem. Jeżeli miałby okazję dziś wieczorem zabić bękarta, z Malkontentów zostałby tylko popiół. Niezliczone ludzkie życia mogły zostać uratowane. Zauważył czerwone światło lampki na zewnątrz studia i oparł się pokusie, by wpaść tam z wojennym okrzykiem. Zamiast tego, cicho otworzył drzwi i wślizgnął się do środka. Było ciemno, ale dwa przyćmione światła oświetlały scenę. Connor cicho przemknął obok kamer, które jak się okazało, były włączone, choć nikogo przy nich nie było. - Wiesz, że cię kocham - szepnął męski głos zza monitora. - Dzięki tobie, wyglądam świetnie. Connor jęknął wewnętrznie. Głos nie należał do Casimira, ale do Stone’a Cauffyn’a. Widocznie prezenter Nocnych wiadomości, figlował teraz z kochankiem, być może charakteryzatorem, który sprawił, że wygląda świetnie. Connor obszedł monitor i odkrył Stone’a namiętnie przytulającego… szczotkę.

Mój wampir - 15 - - Aagh! - Stone podskoczył i jego szczotka upadła na podłogę. - Do diabła, przestraszyłeś mnie. Connor nie wiedział, co jest bardziej dziwaczne: człowiek, który użył słowa diabeł, czy człowiek kochający własną szczotkę. - Gdzie jest Corky Courrant? - Spójrz, co zrobiłeś. - Stone chwycił szczotkę i badał uszkodzenia. - Uderzenie, mogło ją podrapać. - Gdzie, do cholery, jest Corky Courrant? - Nie ma potrzeby, by używać takich wulgarnych słów. I sugeruję, byś odłożył tą monstrualną średniowieczną broń. - Stone obrócił się do monitora, gdzie widział własne odbicie i przeczesał szczotką jego grube włosy. - Tęsknie za dawnymi czasami. Regencja Anglii, wiesz? Kiedy dystyngowani ludzie zachowywali właściwą etykietę i… - Ty krwawy skurwysynie, powiedz mi gdzie jest Corky! Stone się oburzył. - Panny Courrant tutaj nie ma. Dzięki Bogu. Chciała mieć osobistego charakteryzatora. Światła w studiu zgasły. - Co się tutaj dzieje? - Łysy człowiek stał w drzwiach. Przyjrzał się dokładnie Connorowi. - Zawiadomiłem ochronę. - Ja jestem ochroną - odpowiedział Connor. - Gdzie jest Corky Courrant? Łysy człowiek westchnął. - Chodzi o ten głupi wywiad z Casimirem, prawda? Mówiłem jej, że to ściągnie na nas kłopoty. - Czarny charakter. - Stone Cauffyn zadrżał. Connor posłał niedowierzające spojrzenie. - On jest o wiele gorszy niż czarny charakter. To krwawy terrorysta. - Myślisz, że o tym nie wiem? - spytał łysy człowiek. - Jego przyjaciel Janow trzymał zakładników w tym studiu. Na szczęście zjawili się jacyś faceci z MacKay S&I. Hej, ty tam nie pracujesz? - Tak. - Connor szedł do niego. - Gdzie jest Corky? - Rzuciła robotę, kiedy powiedziałem jej, że nie może przeprowadzić wywiadu z Casimirem tutaj. Kazałem jej, by wzięła kilka tygodni urlopu, by ochłonęła. Następną rzeczą, jaka dostałem, był jej wywiad na DVD… - Skąd? - przerwał Connor. Zanim łysy człowiek mógł odpowiedzieć, został wepchnięty dalej do pokoju przez Angusa MacKay’a i trzy inne wampiry, które pracowały w Romatech’u. Wszyscy czterej mieli potężne miecze.

Mój wampir - 16 - - Gdzie jest Casimir? - domagał się Angus. - Nie wiem. - Łysy człowiek pokiwał głową do Phineasa, Iana i Jacka. - Pamiętam cię z wydarzeń z Janowe. Jesteś z MacKay S&I. - Jestem Angus MacKay. A ty? - Sylvester Bacchus, kierownik stacji. - Powiedz mi. - Angus podszedł bliżej. - Pomagacie znanemu terroryście? - Nie! - Sylvester przeciągnął po jego łysej głowie, która błyszczała w świetle lamp. - Powiedziałem Corky, że nie chcę takich akcji. Wysłałem ją na urlop, ale wtedy wysłała mi DVD… - Skąd? - zapytał znowu Connor. Sylvester wzruszył ramionami. - Nie powiedziała. Paczka przyszła z Kalifornii, kilka dni temu, z Hollywood, tak sądzę. - Jaki przypadkowy zbieg okoliczności. Stone przygładził jego włosy, kiedy dostrzegł siebie w monitorze. - Było sprawozdanie, że ktoś widział Czarny Charakter w Los Angeles. - Kilka nocy temu - zamruczał Connor. - Właśnie wtedy wywiad musiał zostać nagrany. Casimir, teraz może być gdziekolwiek. - Niech to diabli biorą. - Angus schował jego miecz. - Merda - mruknął Jack. - Miałem nadzieję go dzisiaj zabić. - Tak - zgodził się Phineas. - I jeszcze ten jego zasrany powrót do Ameryki. Stone zadrżał. - Jaki wulgarny język. Dzięki Bogu, że to nie jest nadawane moim słuchaczom. - Skurwysyn - powiedział do niego Connor. - Humph. - Stone uniósł podbródek i pomaszerował do drzwi. - Jesteś zazdrosny, ponieważ twoje włosy są niezdyscyplinowane i barbarzyńskie. - Znaczy, że twoje włosy są prawdziwe? - spytał Phineas, kiedy Stone go mijał. - Myślałem, że to peruka. Stone złapał oddech i wybiegł ze studia, przyciskając jego szczotkę do piersi. Phineas uśmiechnął się i przybił piątkę z Ianem. - Sylvester, nadal masz kopertę wysłaną przez Corky? - spytał Connor. - Potrzebujemy DVD, które nagrała. - Pewnie. - Kierownik stacji wyszedł. Angus wyciągnął telefon z jego sporranu. - Zadzwonię do J.L. Jeden z naszych jest zlokalizowany w Kalifornii, więc może to sprawdzić.

Mój wampir - 17 - Connor pokiwał głową i schował miecz. J.L. Wang był nowym wampirem, ale, że był specjalnym agentem FBI, wiedział jak wykonywać tą pracę. - Powinniśmy sprawdzić każde miejsce w Ameryce, które Casimir odwiedził w przeszłości. - Te miejsca były wyryte w jego pamięci, więc mógł ich użyć bardziej niż ryzykować mało znany cel. - Tak - zgodził się Angus. - Jack, idź z Larą na teren w Maine. Jeżeli Casimir się tam pojawi, wezwij posiłki. - Dobrze. - Jack teleportował się. - Ian, jedź do Nowego Orleanu, by ostrzec tam Mistrzów - kontynuował Angus. - Później jedź do Jean - Luca w Teksasie, by dać mu znać. Szkoła jest dobrze chroniona? - Tak, Phil jest tam z chłopcami - wilkołakami. - Ian teleportował się. - Phineas, chcę byś ty i Robby skontrolował St. Louis, Leavenworth i te gospodarstwa rolne w Nebrasce - rozkazał Angus. - Jak tylko dostanę DVD Corky, wracam do Romatechu, więc zadzwonię tam i się zgłoszę. - Spoko. - Phineas teleportował się. - Zostało obozowisko blisko Rushmore - powiedział cicho Connor. Miejsce, gdzie Casimir i jego ulubieńcy zabili niewinnych ludzi już dwa razy. To samo miejsce, gdzie Robby’ego MacKay’a trzymano i torturowano. Jeżeli Connor miałby się założyć, to stawiałby, że to ulubione miejsce Casimira w Ameryce. Angus westchnął. - Chcę tam wysłać Robby’ego z powrotem. - Rozumiem. - Connor wiedział, jak to jest być obarczonym złymi wspomnieniami. - Wyruszę bezzwłocznie. Angus zatrzymał go. - Nie powinieneś iść sam. Wstąp do Romatechu i weź jednego zmiennokształtnego ze sobą. Carlosa albo Howarda. - Będzie dobrze. - To twoja opinia Connor. Albo to albo… Teleportował się, zanim Angus mógł skończyć.

Mój wampir - 18 - RRoozzddzziiaa??22 Silny wiatr gwizdał wśród lasu, szeleszcząc drzewami i witając Connora niepowtarzalnym zapachem - zapachem śmierci. Connor zaklął cicho stając pomiędzy drzewami. Ile jeszcze śmiertelników musi umrzeć na tym polu biwakowym, aby to miejsce zostało w końcu zamknięte? Sean Whelan z CIA zakrył ostatnią masakrę mówiąc mediom, że to wszystko wina grasującej grypy. Nie ulega wątpliwości, że właściciele oczyścili to miejsce i zaprosili jeszcze szczęśliwszych obozowiczów. Tym więcej ofiar do zabicia i sterroryzowania dla Casimira oraz jego sługusów. Connor stał w cieniu wielkiego drzewa, kiedy skanował okolicę. Casimira mogło tu już dawno nie być, lub mógł ukrywać się w okolicznych jaskiniach. Burza zaostrzała się, stwarzając w powietrzu ciśnienie i wilgotność. Grube, szare chmury przetoczyły się przez księżyc i zakryły gwiazdy. Łoskot odbił się echem przez całe pole biwakowe. Nagły podmuch podniósł z tyłu jego kilt i skrzywił się na chłodny powiew na jego nagim tyłku. Okręcił się w pasie, aby odsunąć w dół swój kilt, kiedy wiatr ponownie wyrwał spod skórzanego rzemyka pasmo włosów. Zaczepił je za uchem i kontynuował swoją cichą obserwację. W oddali mógł dostrzec rzeźbione, prezydenckie głowy z Mount Rushmore, gdyż granit lśnił bielą pośród ciemnych wzgórz. Nie ulega wątpliwości, że Casimira cieszyła ironia psychicznego zniewalania i mordowania Amerykanów tak blisko pomnika upamiętniającego ich siłę i wolność. Drewniane domki stojące na polanie były zaciemnione. Connor nie był w stanie usłyszeć żadnych dochodzących z nich dźwięków, brak jęków umierających śmiertelników, żadnego bicia serca. Miał sprawdzić je później, ale jak na razie wywnioskował, że są puste. Hałas i zapach wydawał się dochodzić od głównego kwaterunku, rustykalnego budynku z kamienia i gnijących bali. Podbiegł w kierunku owej stróżówki, ustawiając się przy oknie, a następnie zaglądając do środka. Duża, skórzana kanapa, kilka drewnianych, bujanych foteli, stół z warcabami zostawionymi w połowie gry oraz żarzące się węgle w palenisku ogromnego,

Mój wampir - 19 - kamiennego kominka. Miejsce o domowej, przyjaznej atmosferze, gdyby nie licząc martwych ciał na plecionym dywanie. Gniew i oburzenie zakotłowało się w jego jelitach. Nie było nic co był w stanie zrobić. Casimira i jego sług już prawdopodobnie nie było. Te krwawe dranie wykonali już to co najgorsze. Mimo tego nadal nie chciał być złapany nieprzygotowany, więc wyciągnął swój miecz przed teleportacją do środka. Sprawdził cały budynek. Pusty. Zatrzasnął łomoczące drzwi i powrócił do skupiania uwagi na ciałach ułożonych w schludnym rzędzie na plecionym dywanie. Siedmiu zabitych. Na gardłach pozostały ślady ugryzień, ale ani kropli krwi na podłodze. Wszyscy zostali osuszeni. Rigor mortis1 jeszcze się nie pojawił, więc umarli tego wieczoru, prawdopodobnie krótko po zachodzie słońca. Jego gniew wzrastał, grożąc wybuchem. Jego uchwyt na rękojeści miecza zaostrzył się tak, że kłykcie stały się białe. Malkontenci mogli użyć kontroli umysłu na obozowiczach, aby zmusić ich do poddania się. Założył, że były to dwie rodziny, ponieważ spostrzegł ciała czwórki rodziców. Dwie piękne matki. Troje ślicznych, niewinnych, małych dzieci. Kontrolowani ojcowie, którzy przyglądali się bezradnie, jak Malkontenci mordowali ich rodziny. Wściekłość zalała go, sprawiając, że jego serce zaczęło pędzić jak oszalałe. Tak intensywna emocja sprawiła, że jego błękitne tęczówki zaczęły świecić blaskiem, barwiąc jego wzrok na lodowaty niebieski. Pięści zacisnęły się z konieczności zabicia. Proszę, niech nadal będą w jaskiniach. Teleportował się na zewnątrz z claymorem podniesionym i gotowym do walki. Miał zamiar ich zabić. Każdego z nich. Pognał wzdłuż brudnej ścieżki, która prowadziła do najbliższych jaskiń. Wiatr wzmagał się, machając drzewami oraz zaśmiecając dróżkę drobnymi gałęziami i szyszkami. Luźne kosmyki włosów biły go po twarzy. Zaciągnął je z powrotem do tyłu i spojrzał na księżyc. Był niesamowicie niebieski, prawie całkowicie przykryty grubymi chmurami. Dobrze. Mrok ukryje jego zamiary ataku. Nie dowiedzą się, że nadchodzi, dopóki jego ostrze nie zatopi się w ich czarnych sercach. Zabij ich. Zabij ich wszystkich. 1 Z łac. sztywność śmierci - jest jednym z rozpoznawalnych znaków śmierci, który jest spowodowany przez chemiczne zmiany w mięśniach po śmierci, powodując, że kończyny trupa stają się sztywne i trudne do przenoszenia lub manipulowania. U ludzi to rozpoczyna się po około 3 godzinach, osiąga maksymalną sztywność po 12 godzinach i stopniowo rozprasza się aż około 72 godziny (3 dni) po śmierci.

Mój wampir - 20 - Zatrzymał się przy nagłym uderzeniu światła. Déja vu. Ten sam zimny gniew. Ta sama czarna noc. Ten sam lodowato niebieski wzrok. Te same drzewa rzucane przez wiatr i zapach sosny. Zabij ich wszystkich. Jego nadwrażliwe, świecące oczy piekły od kującego wiatru. Jakim głupcem był. Czyżby nie miał większej kontroli nad swoimi wybuchami gniewu niż to było wieki temu. Co jeśli Casimir miał ze sobą pięćdziesięciu sługusów? Stu? Czy naprawdę był tak cholernie spragniony rozlewu krwi, że wszedłby w pułapkę? Wsunął się do lasu, oparł się plecami o pień drzewa, zamknął oczy i wziął kilka głębokich oddechów. Kontroluj siebie. Tętno spadło. Wściekłość została stłumiona. Otworzył oczy a jego wzrok wrócił do normy. Wyjął komórkę ze sporranu. Brak sygnału. Cholera. Nie chciał pozostawiać terenu niestrzeżonego, podczas gdy teleportowałby się do Romatechu. Ruszył z powrotem w stronę leśniczówki. Nadal brak sygnału. Nie mógł ryzykować wysłaniem Angusowi mentalnego sygnału, skoro Malkontenci mogą być na tyle blisko, by usłyszeć jego wiadomość. Jego wzrok padł na błyszczące, granitowe głowy w oddali. Mount Rushmore. Tam prawdopodobnie zdobyłby potrzebny sygnał. I miałby nieoceniony widok na cały obszar. Jeśli ktoś odważyłby się opuścić jaskinie, zauważyłby ich. Świat poczerniał na sekundę, a następnie był tam, stojąc twardo na głazie. Zanim zdążył obrać swoje położenie, zimny wiatr uderzył go w plecy i popchnął do przodu. Cholera. Wylądował zbyt blisko krawędzi czoła Washingtona. Zahamował, kiedy kilka luźnych skał spadło w przepaść. Ze stopami mocno osadzonymi na podłożu, spojrzał w dół. Świszczące odgłosy wiatru odbijały się echem, kiedy kamienie odbywały swoją drogę na dno. Był blisko gwałtownego spadku, ale to prawdopodobnie by go nie zabiło. Po prostu teleportował się w bezpieczne miejsce zanim uderzyłby w ziemię. Rzędy aluminiowych ławek wspinały się na zboczu przed nim jak olbrzymie schody, tworząc kino pod gołym niebem. Wzgórze zwieńczone było centrum turystycznym i parkingami. Wszystko puste. Dobrze z racji tego, że nie chciał mieć na głowie świadka swojej teleportacji. Lub widoku jego lodowatego tyłka za każdym razem, kiedy wiatr podnosił kilt do góry. Z irytacją i warknięciem ponownie opuścił kilt w dół, po czym skoncentrował się na okolicznych wzgórzach. Jego nieprzeciętny wzrok skupił się na polu biwakowym. Żadnego ruchu. Zauważył warstwy skalne mieszczące się w pobliżu jaskiń. Jak na razie cicho.

Mój wampir - 21 - Wybrał numer Angusa i czekał na połączenie. - Do diabła - warknął Angus. - Powiedziałem ci, abyś nie szedł sam. Chcesz zginąć krwawą śmiercią? - Mam sprawozdanie, jeśli chcesz je w ogóle usłyszeć. - Chcę, abyś słuchał rozkazów - krzyknął Angus. - Może nie doceniasz wartości twojego ukrytego przepraszam, ale… - Siedem trupów w głównej leśniczówce - przerwał Connor. To powinno powstrzymać ten irytujący wykład. Nastąpiła chwila ciszy. - Siedem? - zapytał Angus cicho. - Aye. Typowe działanie Casimira. Ciała zostały osuszone, gardła pokaleczone. - Jego szczęka zacisnęła się. - Troje dzieci. Angus przeklną w języku celtyckim. - Krwawy sukinsyn. Żadnego znaku po nim? Nie, zapomnij o tym! Nie rób niczego, dopóki tam się nie zjawimy. Silny podmuch wiatru uderzył w Connora, który podniósł głos. - Morderstwa miały miejsce tego wieczoru. Casimir może być już daleko stąd. - Lub mógł zatrzymać się w tych piekielnych jaskiniach - powiedział Angus. - Zbiorę kilku mężczyzn. Nie ujawniaj się nikomu, dopóki nie przybędziemy. Słyszysz mnie? Nie prowadź śledztwa na własny rachunek. To rozkaz. Wzrok Connora pognał na południe rozproszony przez piorun. - Cholera. - Stał tam na szczycie góry z mieczem w ręku podczas burzy. - Co? - domagał się odpowiedzi Angus. - Zobaczyłeś coś? Wizja jego samego spaliła się jak popiół. Connor rzucił miecz w lesie za rzeźbionymi głowami. Niebo zamigotało ponownie, a on odwrócił się, aby złapać spojrzeniem koniec kolejnej błyskawicy. Dziwne. Piorun uderzył dwa razy w tym samym miejscu. - Connor - krzyknął Angus. - Co się dzieje? - Coś… złego. - Zmrużył oczy. - Kilka mil na południe od pola biwakowego. Kolejna błyskawica przecięła czarne niebo. Złapał oddech. To nie wychodziło z nieba. - Oddzwonię. - Connor, nie rób… Rozłączył się i włożył telefon w swój sporran. Debatował podniesieniem miecza, ale postanowił go ostatecznie zostawić. Zamiast tego wyjął z sakiewki drewniany kołek. Nie miało dla niego sensu dźganie pioruna. Mimo iż był całkiem pewien, że to była właśnie błyskawica.

Mój wampir - 22 - Kropla deszczu spadła mu na czubek głowy i spojrzał w górę. Kolejna wylądowała mu na nosie, a potem zatoczyła chłodną ścieżkę po policzku. Otarł twarz koncentrując się na obszarze, gdzie widział błysk światła. Wszystko pociemniało. Zmaterializował się w cieniu drzew, a jego stopy wylądowały na miękkiej poduszce z sosnowych igieł. Drobny chlupot kropel deszczu zabrzmiał nad jego głową, ale jeszcze nie na tyle mocno, aby przejść przez gruby baldachim koron drzew. Przeszedł cicho przez las wyczuwając zapach dymu i palonego drewna. Kiedy usłyszał męskie głosy podszedł na tyle blisko, aby usłyszeć słowa, ale pozostać w ukryciu za dużym pniem drzewa. - Zostawiłeś ich wciąż żywych! - krzyknął mężczyzna. - Musiałem wrócić i zakończyć twoją robotę. Connor zesztywniał. Albo to byli Malkontenci albo natknął się na śmiertelników, których napadł szał mordowania. - Otrzymaliśmy rozkazy - kontynuował mężczyzna. - Wszyscy śmiertelnicy mieli zginąć. Malkontenci. Człowiek nigdy nie odniósłby się do własnego gatunku jako śmiertelnicy. Connor stłumił złość, która w nim wrzała. Musiał się uspokoić i kontrolować. Zaostrzył uścisk na drewnianym kołku. Miał cztery w swoim sporranie i sztylet w podkolanówce. Zanim jednak zaatakuje musi wiedzieć przeciw ile ma walczyć. Kobieta szepnęła w odpowiedzi, zbyt cicho, aby mógł usłyszeć. Mimo to, barwa jej głosu podniosła mu włosy na karku. Gładziła jego skórę jak najprzyjemniejsza pieszczota. Cholera. Nie powinien tak reagować na Malkontentkę. Jej głos podniósł się przy końcowej deklaracji. - Nie mogę już dłużej tego robić. Czy ona się buntowała? Serce Connora zabiło szybciej. Gdyby mógł uchwycić ją żywą, mogłaby przekazać im różnego rodzaju informacje. - Musisz wykonywać rozkazy. - Mężczyzna nie wytrzymał. - Nie było powodu, aby wszyscy umierali - postawiła się. - Ja tylko chciałam oszczędzić dzieci. - Musisz postępować zgodnie z poleceniami, Marielle - warknął. - Takie są konsekwencje. - Nie - jej szept zadrżał. - Zack, proszę. Strach w jej pięknym głosie sprawił, że jelito Connora zacisnęło się i zawładnęło nim nieprzeparte pragnienie chronienia jej. Co, troszczyć się o Malkontenta? Zasługiwała na to, aby zginąć.

Mój wampir - 23 - - To jest już twój trzeci akt nieposłuszeństwa - powiedział mężczyzna swoim donośnym głosem. - Decyzja została podjęta. Zostaniesz wygnana. - Nie! Ból w jej głosie był ponadto co Connor mógł znieść. Cholera jasna. Uratuje ją. Wysunął sztylet ze swojej podkolanówki. O ile mógł powiedzieć, było tylko dwóch Malkontentów: mężczyzna zwany Zack i kobieta, Marielle. Zdejmie faceta z zaskoczenia, obróci go w pył, potem chwyci kobietę i teleportuje ich do Romatechu, gdzie będą mogli sobie dokładnie porozmawiać. Trzymając sztylet w jednej ręce, kołek w drugiej podszedł do nich za głosem. Intensywny błysk oślepił go i zatrzymał, po czym potarł oczy z bólu. Cholera, jak mógł ją uratować, skoro nic nie widział? Jej krzyk rozerwał go od zewnątrz. - Nay - warknął. Walczył z bólem i zmusił swoje oczy do otwarcia. Jedynym co zobaczył były gwiazdy, po czym potknął się o złamaną gałąź i wpadł na pień drzewa. Mimo to mógł dostrzec z przodu świecący ogień po czym ruszył w jego stronę. Zapach spalonego mięsa uniósł się ku niemu i nieprzyjemne uczucie zakłębiło się w jego jelitach. Ten sukinsyn ją podpalił? Krzyknęła ponownie. Do diabła z tym. Podbiegł do niej, rozsuwając gałęzie na boki. Kula ognia eksplodowała kolejnym piekącym, oślepiającym światłem. Odwrócił głowę trzymając zaciśnięte powieki. Boom. Podmuch powietrza uderzył w niego, rzucając go górę i waląc o drzewo. Uderzył się mocno w głowę po czym spadł na ziemię. Leżał nieprzytomny z bólem kotłującym się w jego głowie. Co to do diabła było? Pewnego rodzaju bomba? Nawet z zamkniętymi oczami gwiazdy migotały bolesnym blaskiem pod powiekami. Potarł oczy rozpraszając ból. Gdzieś w jego zmieszanym umyśle zdał sobie sprawę, że zniknęły jego bronie. I przestał padać deszcz. Ile czasu minęło, od, kiedy leżał tu bezradnie? Otworzył oczy. Migoczące światła zniknęły, a on po raz kolejny był otoczony przez las. Zapach zwęglonego drewna i spalonej ziemi podrażnił jego nozdrza. W oddali zauważył czerwony blask gasnącego żaru. Mogła być jeszcze żywa? Wspomnienia przemknęły przez jego głowę. Ciało jego nieżyjącej ukochanej. I ich malutkie dziecko. Trzymał obie osóbki w ramionach i płakał. Ostatnie łzy jakie kiedykolwiek wylał.

Mój wampir - 24 - Wyrzucił z myśli te obrazy i zamiast tego popatrzył na jego bronie. Jego sztylet błysnął szarością w świetle księżyca. Chwycił go i powstał ze znużeniem na nogi. Proszę, niech nadal będzie żywa. Poszedł w kierunku jarzącego się niedopałka. Była to gałąź zaatakowana przez ogień, który zamiast dalej płonąć, gasnął. Dziwne. Był szereg drzew, żywych i zielonych z jednej strony oraz zwęglonych na czarno z drugiej. Na pół spalone drzewa tworzyły krąg wokół dużej polany, która została pozbawiona roślinności. Snop dymu unosił się tuż nad ziemią. Powietrze śmierdziało zwęgloną ziemią i ciałem. Zdawało się, że dwójka Malkontentów zniknęła. Wyszedł na polanę a dym gęstniał wokół jego kostek. Spalona trawa trzeszczała pod jego butami. Grzmot huknął nad głową i silny wiatr zatoczył się na polanę. Dym zaczął się poruszać, pobudzany przez wiatr wirując w około jak huragan - ciemne chmury wokół ciemnego środka. Dym wzniósł się przez jego kolana aż do pasa. Zatkał usta i nos, kiedy dym unosił się ponad jego głowę i znikał pośród mrocznego nieba. A potem zobaczył to - czarny, wypalony dół pośrodku polany. Podszedł ku temu bojąc się tego co mógł zobaczyć. Rzeczywiście, na dnie leżało ciało pokryte sadzą. Było zbyt późno. Znowu. Zaczął kropić delikatny deszcz, jakby miał uzupełnić łzy, których Connor już nigdy nie pokaże. Krople tonęły w czarnej ziemi i tworzyły małe strumyki, które wiły się ku dołowi. Wspomnienia jego ukochanej żony wróciły, aby móc go torturować. To nie jest ona. Wiedział o tym, ale nadal odczuwał okropną stratę. Nawet po Malkontencie. Zamrugał. Być może nie. Tak jak każdy wampir, Malkontent obróciłby się w proch po śmierci. Ta kobieta musiała być człowiekiem. Lub wampirem, który nadal żył. Podbiegł w dół aby lepiej się jej przyjrzeć. Była skulona w kłębek jak nowo narodzone dziecko. Woda deszczowa spłukiwała jej ciało , zmywając sadz i odsłaniając białe, prężne ciało. - Moja pani? - zwrócił się do niej. - Kobieto? Jęknęła. Ona żyła. Deszcz nadal zmywał sadz i brud. Wydawało się, że uszła z tego bez szwanku i na dodatek nadal była piękna. Jego wzrok podryfował na jej białe, nagie ramiona złożone na klatce piersiowej. Nogi miała wygięte, podciągnięte do brzucha, ale wydawały się długie i gładkie z pięknie świecącą skórą.

Mój wampir - 25 - Mimo tego wciąż mógł jeszcze poczuć zapach spalonego ciała i przelanej krwi. Aromat krwi był wystarczająco silny i mocny, o wiele bogatszy od syntetycznej, którą przywykł pić. Wbrew jego woli, organizm zareagował. Dziąsła zaswędziały, kiedy kły szukały wyjścia. Zacisnął szczękę. Ta biedna kobieta została właśnie zaatakowana, a on był skłonny ją ugryźć. Był draniem z sercem z kamienia. Podszedł bliżej okrążając ją, aby móc zbadać od tyłu. Z trudem złapał oddech. Święty Chrystusie Wszechmogący. Wypalone ślady ciągnęły się w dolnej części pleców jak czerwone, brzydkie szramy. Wyżej w poprzek jej łopatek krew sączyła się z otwartych ran. Musiała uciekać a skurwysyn zaatakował ją od tylu. - Moja pani. - Pochylił się na nią. - Zaniosę cię do uzdrowiciela. - Roman mógł jej pomóc. Brak odpowiedzi. Nie mógł zobaczyć jej twarzy. Jej długie włosy były plątaniną nici, zakrywając jej twarz i ramiona. Końce były nadpalone i ciemne od krwi, ale wykrył błysk złota w lokach zakrywających twarz. - Kobieto? - wyszeptał i odciągnął włosy z twarzy. Loki były w jego dłoniach jak jedwab. Jak włosy u nowo narodzonego niemowlęcia. Jego pierś zacisnęła się na widok jej twarzy. Przez pięćset lat nie widział czegoś tak pięknego. Delikatna elegancja. Jej skóra miała perłowy połysk jakby jej uroda płonęła od wewnątrz. Krople deszczu spadły na jej twarz przez co się wzdrygnęła. - Nie denerwuj się - powiedział cicho. - Zabiorę cię w bezpieczne miejsce. Jęknęła i potrząsnęła głową. Odpiął długi tartan2 , który miał przerzucony przez ramię, a następnie przykrył nim jej biodra. Otworzyła oczy a następnie rozszerzyła je z przerażenia. - Nie! Wyprostował się. - Kobieto, nie zrobię ci krzywdy. Potrząsnęła głową z nagłym drżeniem. - Nie dotykaj mnie! - Kopnęła nogami, próbując się od niego odsunąć. Kiedy przekręciła się na plecy, krzyknęła z bólu. Upadła i zamknęła oczy. - Nie dotykaj mnie - szepnęła, a następnie straciła świadomość. 2 Z tartanu szyte są szkockie spódniczki - kilty, spodnie, nakrycia głowy, czasem inne części garderoby. Bywa także noszony jako szarfa (w stroju kobiecym) lub przewieszany przez ramię.