ks-konfeks

  • Dokumenty295
  • Odsłony17 670
  • Obserwuję20
  • Rozmiar dokumentów410.8 MB
  • Ilość pobrań11 927

Akademia Mitu 06 - Killer Frost - Estep Jennifer

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.6 MB
Rozszerzenie:pdf

Akademia Mitu 06 - Killer Frost - Estep Jennifer.pdf

ks-konfeks EBooki różne akademia
Użytkownik ks-konfeks wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 301 stron)

Jennifer Estep Killer Frost Mythos Academy book # 6 Tłumaczyły: prolog – rozdział 12 : zaniap_1988 rozdział 13 – 33 : lutka_p i anate2 Korekta : bones33

~Killer Frost ~ Zesztywniałam, wyciągając rękę z dłoni Logana i kładąc ją na rękojeści Wiktora, gotowa chwycić miecz na wypadek, gdyby Vivian, Agrona, bądź inny Żniwiarz zamierzał wedrzeć się do pojazdu, by zaatakować. Ale to nie Żniwiarz otworzył drzwi SUVa – wysoki, chudy, blondwłosy i niebieskooki mężczyzna. Na zimowe odzienie narzucił szarą szatę z haftowanym logo przedstawiającym rękę trzymającą wagę. Rozpoznałam go od razu. Linus Quinn. Ojciec Logana. I, co najważniejsze, głowa Protektoratu, swego rodzaju policji z mitologicznego świata. Mój żołądek ścisnąć się raz jeszcze ze strachu, jaki mi towarzyszył niemal przez cały dzień. Miałam wątpliwości, czy Linus rzeczywiście tylko odwiedzał swojego syna. Nie, coś było nie tak, odniosłam wrażenie, że spokój, jaki nam towarzyszył przez ostatnie dwa tygodnie właśnie dobiegał końca. Nie mogłam nic poradzić na to, że spojrzałam na Daphne z chorobliwą satysfakcją. - Cóż mogę powiedzieć? Nasza pierwsza podwójna randka? Oficjalnie zrujnowana. 1 | S t r o n a

~Killer Frost ~ - Bez sensu. Daphne Cruz, moja najlepsza przyjaciółka, pochyliła się do przodu, przeglądając się w lustrze w łazience, nakładając kolejną warstwę błyszczyka na usta. Różowe iskry magii strzelały z jej palców, ale znikały zanim dotknęły tafli szkła bądź porcelanowej umywalki. - Bez sensu – powtórzyłam. – Bez. Sensu. - Yhym. Daphne wyrzuciła z siebie niezobowiązującą odpowiedź, wrzucając szminkę do ogromnej torebki wiszącej jej na ramieniu. Sięgnęła w głąb torby prosto od projektanta, wyjęła szczotkę i, ignorując mnie, zaczęła rozczesywać swoje złociste loki, które, oczywiście, były już idealnie gładkie. Daphne nigdzie nie wychodziła, jeżeli uważała, że nie wygląda perfekcyjnie. - No dalej – powiedziałam, nie zamierzając jeszcze rezygnować ze swojej tyrady. – Wiesz, że mam rację. Dzień, z pewnością, zakończy się katastrofą. Daphne schowała szczotkę, wyciągając srebrne kompaktowe pudełko. Nałożyła odrobinę proszku, przygładzając nieskazitelną skórę i przyglądając się jej krytycznie. 1 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Wypuściłam oddech, nie zamierzając wcale jeszcze kończyć, ale Daphne przerwała mi, zanim zaczęłam ponownie. Spojrzała na mnie w lustrze, jej czarne oczy spotkały się z moimi fioletowymi. - Rany, Gwen. Wyluzuj. Idziemy na podwójną randkę. Powinnyśmy, no wiesz, dobrze się bawić. Nie martwiąc się tym, że Żniwiarze wszystko zepsują. Spiorunowałam ją wzrokiem. Może ona potrafiła się zrelaksować, ale nie ja, bo moje myśli przez siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę, zaprzątało zamartwianie się o to, co szykują Żniwiarze. Lewą dłonią przesunęłam po swoim prawym nadgarstku, owijając palce wokół bransoletki. Świecidełko samo w sobie było niepowtarzalne – kilka liści laurowych zawiniętych wokół jemioły, tworzącej cienki łańcuszek, wszystkie elementy wykonane były ze srebra. Zacisnęłam palce wokół jednego z listków, czekając na reakcję mojej psychometrii. Ale jedynym, co odczułam, był spokój. Jak zwykle, gdy się na niej skupiałam. Przyglądając się jej, można by jedynie powiedzieć, że jest dość ciekawą biżuterią. Ale był to jeden ze sposobów na zniszczenie Lokiego i jego Żniwiarzy Chaosu. Przynajmniej tak twierdziła Nike, grecka bogini zwycięstwa, której służyłam jako Wybranka, dziewczyna spełniająca polecenia Nike w świecie śmiertelników, jak chociażby teraz – chciała śmierci Lokiego. Coś w tej bransoletce miało mi pomóc w osiągnięciu tego, choć dotychczas jeszcze tego nie odkryłam. - Gwen? – zapytała Daphne, z odrobiną irytacji słyszalną w głosie. – O czym teraz myślisz? Zanim schowałam bransoletkę pod rękawem fioletowej bluzy z kapturem, jeszcze chwilę pobawiłam się jej listkami. 2 | S t r o n a

~Killer Frost ~ - Zastanawiam się, jak można być tak zblazowanym w temacie Żniwiarzy – odparłam. – Um, hello?1 Na wypadek, gdybyś jeszcze nie zauważyła, zniszczyli bardzo wiele w Mythos w ciągu ostatnich miesięcy. Powrót na zajęcia? Walka ze Żniwiarzami w bibliotece. Ferie zimowe? Walka ze Żniwiarzami w ośrodku narciarskim. Ostatni dzień przerwy zimowej? Walka ze Żniwiarzami w Koloseum Krios. Zimowy koncert? Jeszcze więcej Żniwiarzy w Audytorium Aoide. Już nawet nie chcę wspominać o tym, co się wydarzyło w ruinach Eir. Jeden po drugim, odhaczałam przykłady na palcach. Kiedy skończyłam, posłałam jej znaczące spojrzenie. - Więc dlaczego akurat dzisiaj musi być inaczej? Daphne przewróciła oczami. Uderzyła dłonią o biodro, posyłając w powietrze różowe magiczne iskry. - Bo dzisiejszy dzień jest dla nas, dla ciebie, mnie, Carsona i Logana, nie dla Żniwiarzy – powiedziała. – Pozostali z nas starają się, by to było miłe popołudnie, nawet, jeżeli starasz się za każdym rogiem poszukiwać Żniwiarzy. - Walkiria ma rację – zabrzmiał głos z angielskim akcentem. – Jesteś dziś trochę przewrażliwiona, Gwen. Sięgnęłam w dół, wyciągając miecz z czarnej skórzanej pochwy, otaczającej moją talię, i uniosłam go na wysokość swoich oczu. Zamiast zwykłego miecza, posiadał połowę męskiej twarzy na inkrustowanej srebrnej rękojeści, w komplecie z haczykowatym nosem, uchem i okiem, świdrującym mnie fioletem. Wiktor, mój gadający miecz, broń dana mi przez samą Nike. 11 Hello?! o.O 3 | S t r o n a

~Killer Frost ~ - Myślałam, że będziesz chętny do rozprawienia się dzisiaj z jakimiś Żniwiarzami – powiedziałam. – Biorąc pod uwagę to, że wszystko, co mówisz, ma związek z zabiciem ich. Jako, że Wiktor nie miał ramion, którymi mógłby wzruszyć, przewrócił jedynym okiem. - Nawet ja potrzebuję raz na jakiś czas odpoczynku, Cyganko. Zgadzam się z Walkirią. Należy cieszyć się spokojem, póki trwa. Ja, na przykład, wracam do swojej drzemki. Znasz zasady. - Tak, tak – mruknęłam. – Obudź mnie tylko wtedy, gdy będą jacyś Żniwiarze do zabicia. - Dokładnie. Wiktor zamknął oczy. Rzuciłam mu skwaszone spojrzenie, choć nie rzuciłam już ani jednej uwagi. Westchnęłam, wsuwając go z powrotem do pochwy. - Widzisz? – powiedziała Daphne, zadowolonym z siebie tonem. – Nawet Wiktor się ze mną zgadza. Popatrzyłam na nią ponownie, świadoma, że oboje mają rację. Ale minęły już prawie dwa tygodnie, odkąd widzieliśmy ostatnio Agronę Quinn, szefową Żniwiarzy, i Vivian Holler, Wybrankę Lokiego i moją nemesis2 . Dwa długie tygodnie, które zapewne wpływały na ich korzyść, gdyż mogli się przegrupować i wymyślić jakiś straszliwy plan pozbycia się mnie i ludzi, na których mi zależy. Wystarczyło mi pomyślenie o nich, a już zaciskał mi się żołądek. Już tak wiele straciłam przez Agronę, Vivian i pozostałych, ale wiedziałam też, że to tylko kwestia czasu, 22 Odwieczny wróg. 4 | S t r o n a

~Killer Frost ~ zanim znowu uderzą. Ale Daphne i Wiktor mieli rację. Dziś nie mogłam nic zrobić, więc powinnam skorzystać z czasu, jaki miałam spędzić z przyjaciółmi i chłopakiem. Bo, jeśli Lokiemu się powiedzie, zostało mi już niewiele chwil. - Dobra, dobra – mruknęłam. – Włożę swoją radosną maskę do końca dnia. Daphne rzuciła mi ostre spojrzenie. - Obiecujesz? Na wysokości swojego serca nakreśliłam X, w miejscu gdzie stykały się dwie blizny pod moją fioletową bluzą i grubym, szarym swetrem. - Obiecuję. - Dobra. Chodźmy więc – odparła Daphne, zaciskając dłoń na moim ramieniu i używając swojej siły Walkirii, by poprowadzić mnie w stronę drzwi. - Nasze zamówienie powinno być już gotowe, a ja rozpaczliwie potrzebuję cukru. Ponownie westchnęłam, pozwalając, by wyprowadziła mnie z łazienki. Wraz z Daphne ruszyłyśmy do głównej części Kaldi Coffee. W wielu kwestiach, Kaldi przypominała zwyczajną kawiarnię. Długa lada wzdłuż tylnej ściany. Szklana gablota przepełniona nieprzyzwoicie słodkimi sernikami, babeczkami i każdym innym rodzajem deseru, o jakim tylko można pomarzyć. Wiele wyścielanych krzeseł i kanap. Stoliki z kutego żelaza. Ekspres do kawy bulgoczący na okrągło, smakowity zapach bogatej, ciemnej kawy. 5 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Tym, co było nietypowe, byli ludzie siedzący wewnątrz. Walkirie, Amazonki, Wikingowie, Rzymianie, Spartanie. Wszyscy w moim wieku, potomkowie dawnych mitologicznych wojowników, wszyscy uzbrojeni. Miecze, sztylety, kije, włócznie. Praktycznie każda osoba w jednej dłoni trzymała filiżankę kawy, w drugiej zaś coś ostrego i spiczastego w niedalekiej odległości od pozostałych. Morgan McDougall, jedna z moich walkirskich przyjaciół, miała kuszę leżącą na stoliku przed sobą, skierowaną w stronę drzwi. Morgan wspomniała mi kiedyś, że lepiej się czuje, mając przy sobie broń. Tak. Ja też. Ledwo zdążyłam pomachać do Morgan, kiedy Daphne zaciągnęła mnie do dwóch kanap przy samym kominku. Gdy ruszyłyśmy przed siebie, wychwyciłam szepty wokoło, które rozbrzmiały z naszego powodu. Albo mojego, nieważne. - Hej, Gwen Frost tu jest… - Musiała zrobić sobie przerwę od walk ze Żniwiarzami… - Zastanawia mnie, kiedy w końcu stanie do walki z Lokim. Skrzywiłam się, udając, że nie słyszę dzieciaków gadających o mnie. Wszyscy w Mythos doskonale wiedzieli, że byłam Wybranką Nike i moim zadaniem jest znalezienie jakiegoś sposobu na ocalenie nas od Lokiego i jego Żniwiarzy. Nie ma to jak odrobina presji, sprawiająca, że obsesja jeszcze bardziej się powiększa. Westchnęłam. Daphne miała rację. Wpadłam w paranoję i nie miałam pojęcia, jak się jej pozbyć. Puściła moją rękę i opadła na jedną z kanap, obok faceta w ciemnych okularach, brązowych włosach, piwnych oczach i skórze. Carson Callahan, jej grecki chłopak i naprawdę świetny koleś. 6 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Daphne pochyliła się i dała Carsonowi głośny pocałunek, nie taki opiekuńczy, który wielokrotnie widziałam w ich wykonaniu; różowy ślad pozostał na jego wargach. Carson rzucił jej wielbiące spojrzenie, po czym otoczył ją ramieniem, przyciągając do siebie. Przytuliła go, ale jej siła sprawiła, że się skrzywił, zanim go puściła. - Czy to moja gorąca czekolada? – zapytała Daphne wpatrując się w tacę z kubkami i talerzykami z deserami, leżącą na stoliku pomiędzy dwiema kanapami. – Wreszcie. Praktycznie każda przestrzeń w kawiarni była już zajęta, więc gdy chłopcy zajmowali nam miejsca, udałyśmy się z Daphne do łazienki. Carson posłał jej kolejne adorujące spojrzenie3 . - Mam dla ciebie też kawałek czekoladowego sernika. Wiem, jak go uwielbiasz. - Dzięki, kochanie – Daphne pocałowała go znowu, zanim skupiła się na kubku gorącej czekolady. Wzruszyłam ramionami, po czym usiadłam na kanapie obok drugiego faceta z atramentowo – czarnymi włosami i najbardziej niesamowitymi błękitnymi oczami, jakie kiedykolwiek widziałam. Uśmiechnął się do mnie, co sprawiło, że miłe, ciepłe uczucie wypełniło moje serce. Logan cholerny Quinn. Mój chłopak. Facet, którego kocham. - W końcu wróciłaś – powiedział Logan, tak modulując głos, by zabrzmiał nieco drażliwie. – Już się obawiałem, że się wymknęłaś tylnym wyjściem i rzuciłaś na jakiegoś obcego kolesia. 33 Zaraz się porzygam… Czy tylko mi się wydaje, że Carson jest jakiś taki… bezpłciowy? 7 | S t r o n a

~Killer Frost ~ - Nie – odparłam. – To nie moja wina, że Daphne spędza wieczność na poprawkach fryzury i makijażu. - Phi – prychnęła tamta, ale za bardzo była zajęta migdaleniem się z Carsonem i wcinaniem sernika, że puściła moją uwagę mimo uszu. Obserwowanie moich zakochanych przyjaciół kazało mi odwrócić się do Logana. Uśmiechnęłam się do niego i pochyliłam do przodu, gotowa na pocałunek, ale on skrzywił się. To była tylko setna sekundy, jedynie delikatne drgnięcie ust, ale wystarczyło, by mnie powstrzymać. Zamiast tego, przesunęłam się odrobinę i chwyciłam własny kubek z gorącą czekoladą, jakbym właśnie to planowała od samego początku. Jakbym nie dostrzegła jego wyrazu twarzy, który sprawił, że zakłuło mnie serce. Oparłam się plecami o poduszki, wciąż trzymając kubek w dłoniach. Logan zawahał się, ale potem wyciągnął rękę i otoczył mnie ramieniem. Jednak nie tak, jak Carson obejmował Daphne. Dzieliła nas odległość, której nie miałam pojęcia, jak się pozbyć. Nie tak dawno temu, Logan zaatakował mnie i prawie zabił. Oczywiście, dlatego, iż Loki, nordycki bóg zła został z nim połączony i zmusił go do skrzywdzenia mnie, wbrew swojej woli. Udało nam się przełamać czar Lokiego, choć w wyniku tej sytuacji Spartanin opuścił akademię. Starałam się go przekonać do powrotu, ale Logan uważał, że mógłby mnie ponownie zranić, chociaż wiedziałam, że nigdy by tego nie zrobił. Nie z własnej woli. Przez większość czasu, Logan był zabawny, beztroski i uroczy, jak zawsze. Ale bywały też dni, gdy widziałam, jak na mnie patrzy i wiedziałam, że zastanawia się, czy podjął dobrą decyzję, wracając. Myślałam, że te wszystkie zwątpienia i zmartwienia mamy już za sobą, nic bardziej mylnego. 8 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Wszyscy nasi wspólni przyjaciele twierdzili, że on po prostu potrzebuje czasu. Wiedziałam, że mieli rację, ale to wcale niczego nie ułatwiało, zwłaszcza, gdy widziałam, jak Daphne i Carson otaczali się zaufaniem i miłością. Jak cholernie łatwo było im być razem. - Czy wy dwoje kiedykolwiek łapiecie powietrze? – zapytałam. Tak, zdawałam sobie sprawę, że nie fair się zachowywałam, atakując ich, ale już nie mogłam patrzyć jak ich twarze się do siebie wręcz przysysały. - Wybacz, Gwen – rzekł Carson, rumieniąc się, jego okulary lekko się zakrzywiły podczas tego intensywnego pocałunku. - Po prostu ją ignoruj – odparła Daphne, wyciskając ostatni pocałunek na jego policzku, zanim się odsunęła od niego. – Jest w złym humorze, bo nie przyjęła jeszcze dzisiaj cukru. - Mogę nakarmić cię ciastem, jeśli chcesz – zaproponował Logan, puszczając mi oczko. Prychnęłam. - Proszę cię. Sama sobie radzę z karmieniem się. Poza tym, nie lubię się dzielić. Chwyciłam talerzyk z gigantycznym kawałkiem ciasta, które zamówił dla mnie Logan, podniosłam go i zatopiłam zęby w słodkim poczęstunku. Maślane krakersy grahamki; pieczone ptasie mleczko; dwa grube paski ciemnej czekolady; opiekane kawałeczki migdałów. Idealne połączenie smaków słodkich i słonych, delektowałam się każdym kęsem. Mniam. Pyszności. Logan zajął się swoim sernikiem waniliowym, podczas gdy Carson podgryzał ciasto jeżynowe. 9 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Kilka minut później, do stolika podszedł Wiking, który grał na tubie w zespole i zaczął rozmawiać z Carsonem i Daphne, zostawiając mnie i Logana samym sobie. - Cieszę się, że udało nam się dzisiaj wyjść – powiedział Logan cicho. – Miło choć na chwilę uciec z akademii. Jako, że była sobota, mogliśmy spędzić popołudnie chodząc po sklepach na Cypress Mountain, przedmieściach, w okolicach których znajduje się szkoła. Cóż, tak naprawdę, to Daphne ciągnęła nas od jednego sklepiku do drugiego, ale Logan miał rację. Wspaniale było opuścić kampus i wszystkie problemy zostawić za sobą na kilka godzin. Nawet, gdybym spodziewała się Vivian, Agrony i ich Żniwiarzy, zapewne zaatakowaliby nas gdzieś pomiędzy księgarnią a sklepem z biżuterią. - Tak – odparłam. – Ja też. Zamknęłam oczy, by nie musieć oglądać jego grymasu, kiedy kładłam głowę na jego ramieniu. Poczułam ruch na swoim gardle, jakby coś poruszało się na mojej szyi. Diamentowy naszyjnik ze śnieżynką, który zawsze nosiłam, a dostałam od Logana. Wspominając naszyjnik, przypomniałam sobie wszystko i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam, czując ciepło jego ciała. Wypuściłam miękkie westchnienie, chociaż nie mogłam powiedzieć, by przyniosło mi to ulgę. Ale, tym razem, Logan mocniej mnie do siebie przycisnął. Mimo, iż nie sądziłam, by to było możliwe, zrelaksowałam się i cieszyłam chwilą wraz z Loganem i moimi przyjaciółmi. Szybko pochłonęliśmy swoje desery, kawy i 10 | S t r o n a

~Killer Frost ~ czekoladę, a następne dwie godziny spędziliśmy, śmiejąc się i rozmawiając. Ostatecznie jednak, zdecydowaliśmy się na powrót do akademii. Odnieśliśmy brudne kubki i talerze na tacach. W momencie, gdy wyrzucałam zużyte chusteczki do kosza na śmieci, zdałam sobie sprawę z tego, że ludzie znowu szepczą na mój temat – troje Rzymian, z którymi chodzę na popołudniowe zajęcia na siłowni. - … myślicie, że Cyganka faktycznie będzie w stanie zatrzymać to, co nadchodzi? - Nieee… Żniwiarze uderzą, bez względu na to, co ona zrobi. - Mam nadzieję, zważywszy na to, ile pieniędzy odłożyłam… Pieniędzy? Pieniędzy na co? Zmarszczyłam brwi i spojrzałam przez ramię na trzech facetów, którzy niemal od razu skupili się z powrotem na swoich laptopach. Nawet na mnie nie spojrzeli, kiedy obok nich przechodziłam. Zerknęłam na ekrany ich komputerów, ale wszyscy surfowali w sieci bądź grali w grę. Nie wyglądało to na nic podejrzanego. Chociaż, z doświadczenia wiedziałam, że Żniwiarzem może być każdy – bez względu na to, jak miły i nieszkodliwy się wydawał. - Co się dzieje? – zapytał Logan, gdy ponownie usiadłam obok niego. – Wyglądasz na zdenerwowaną. Skinęłam głową na trzech facetów. - Oni. Z jakiegoś powodu rozmawiali o mnie, Żniwiarzach i pieniądzach. To było dziwne. Logan wymienił porozumiewawcze spojrzenia z Daphne i Carsonem. - Co? – zapytałam, a mój żołądek zacisnął się z lęku. – Co jest? Co oni mają na myśli? 11 | S t r o n a

~Killer Frost ~ - Jest tu basen, w którym Żniwiarze, ich zdaniem, coś odwalą na walentynkowej imprezie – odparł Logan. – Dzieciaki się zakładają, co zrobisz i jak wielkie szkody przyniesiesz. Walentynkowa impreza miała mieć miejsce w piątkowy wieczór. Według Daphne, była to jedna z większych imprez towarzyskich roku w akademii, coś w stylu balu maturalnego w innych szkołach. W istocie, tak wielka, że kazała mi w zeszły weekend pójść na zakupy do Ashland, by znaleźć idealną kreację. Logan już mnie zaprosił, ale nie myślałam o tym zbyt wiele. Czas tak szybko pędził do przodu, a ja miałam nadzieję, iż uda mi się spędzić jeden dzień bez ataku Żniwiarzy. - Są plotki w związku z tym, że Żniwiarze zniszczą imprezę? Żartujesz – powiedziałam. – Dlaczego oni stawiają na coś takiego? Logan wzruszył ramionami. Mój dobry nastrój prysnął. Ponieważ ta trójka miała rację. Żniwiarze najprawdopodobniej wpadną i zniszczą ten wieczór, tak jak wszystko w akademii. Może tańce były dokładnie tym, na co czekali i właśnie dlatego nie słyszałam nic o Vivian i Agronie od bitwy w ruinach Eir w Kolorado. Wstałam. - Chodźmy – pękłam. – Chodźmy stąd. Logan wstał, zaplatając swoje palce z moimi. Ścisnęłam jego dłoń, starając się uspokoić swój nagły gniew – i zmartwienie. 12 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Wyszliśmy z Kaldi Coffee, z Daphne ciągnącą za sobą Carsona. W drodze na kampus, nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Nie padał śnieg, a wysoko nad nami świeciło słońce, choć było chłodno, nawet jak na luty. A może to sączący się przez moje ciało strach związany z możliwością pojawienia się Żniwiarzy i śmiercią wielu ludzi, którzy mogą stanąć im na drodze. Byłam tak zamyślona, że nie zauważyłam, iż kroki Logana stają się powolniejsza, aż w końcu zatrzymuje się. Spojrzałam w górę, myśląc, że zatrzymał się na przejściu dla pieszych, ale zdałam sobie sprawę, że cztery SUV’y zaparkowane były pod zewnętrzną bramą Mythos. Zesztywniałam, wyciągając rękę z dłoni Logana i kładąc ją na rękojeści Wiktora, gotowa chwycić miecz na wypadek, gdyby Vivian, Agrona, bądź inny Żniwiarz zamierzał wedrzeć się do pojazdu, by zaatakować. Ale to nie Żniwiarz otworzył drzwi SUVa – wysoki, chudy, blondwłosy i niebieskooki mężczyzna. Na zimowe odzienie narzucił szarą szatę z haftowanym logo przedstawiającym rękę trzymającą wagę. Rozpoznałam go od razu. Linus Quinn. Ojciec Logana. I, co najważniejsze, głowa Protektoratu, swego rodzaju policji z mitologicznego świata. Mój żołądek ścisnąć się raz jeszcze ze strachu, jaki mi towarzyszył niemal przez cały dzień. Miałam wątpliwości, czy Linus rzeczywiście tylko odwiedzał swojego syna. Nie, coś było nie tak, odniosłam wrażenie, że spokój, jaki nam towarzyszył przez ostatnie dwa tygodnie właśnie dobiegał końca. Nie mogłam nic poradzić na to, że spojrzałam na Daphne z chorobliwą satysfakcją. - Cóż mogę powiedzieć? Nasza pierwsza podwójna randka? Oficjalnie zrujnowana. 13 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Linus nie był jedynym pasażerem SUV’a. Z pojazdu wysiadło jeszcze więcej osób, mających na sobie szare szaty. Jeden z mężczyzn był niski i krępy, z brązowymi włosami, piwnymi oczyma, opaloną skórą i twarzą, która zawsze krzywiła się w uśmiechu; podczas gdy drugi mężczyzna był wysoki i szczupły, miał czarne włosy i ciemne oczy oraz wiecznie poważny wyraz twarzy. Sergei Sokolov i Inari Sato, przyjaciele Linusa i dwie ważne osobistości Protektoratu. Mój niepokój wzrósł. Jeżeli oni wszyscy tu byli, oznaczało to jedynie tyle, że coś się działo. Czyżby kolejny atak Żniwiarzy? Może w innej akademii? Już zamierzałam wyciągnąć telefon i napisać SMS’a do mojej kuzynki, Rory Forseti, czy w Akademii Mythos w Kolorado wszystko w porządku, ale jednak tego nie zrobiłam. W każdym razie, jeszcze nie. Linus zamknął drzwi od strony kierowcy i stanął przed SUV’em, czekając aż nasza czwórka wyjdzie im na spotkanie. Pozostali członkowie Protektoratu także mieli na sobie szaty, ale nie wysiedli z pojazdów. - Tato! – zawołał Logan, truchtając w jego kierunku, zostawiając za sobą mnie, Daphne i Carsona. 14 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Linus uśmiechnął się, rozpościerając ramiona, na co Logan wtulił się w ojca4 . Po chwili, gdy tych dwoje się od siebie odkleiło, odsunęli się od siebie nieznacznie, opuszczając wzrok, jakby zażenowani. Logan i jego ojciec nie mieli najlepszych relacji przed laty, ponieważ mama i siostra Logana zostały zamordowane przez Żniwiarzy, gdy ten miał pięć lat, ale udało im się wyjść na prostą. Cieszyło mnie to, że się do siebie zbliżyli, zwłaszcza, że Agrona, była żona Linusa i macocha Logana, tak bardzo ich zraniła, potajemnie trzymając ze Żniwiarzami. Logan odsunął się na bok, a Linus podszedł do mnie. - Panna Frost – powiedział, wyciągając rękę. – Dobrze cię znowu widzieć. Jeszcze miesiąc wcześniej wyrzuciłby to z siebie przez zaciśnięte zęby. Przez jakiś czas myślał, że jestem Żniwiarką, Wybranką Lokiego, odpowiedzialną za wszystko to, co zrobiła Vivian Holler. Nie muszę chyba dodawać, że nie chciał, bym zbliżała się do jego syna, posunął się nawet do tego, że umieścił mnie w odosobnieniu. Ale, gdy prawda o Agronie i Vivian wyszła na jaw, zmienił swoje podejście do mnie. Nigdy nie będzie moją ulubioną osobą na świecie, ale zamierzałam być dla niego miła – przez wzgląd na Logana. - Panie Quinn – odpowiedziałam. Zawahałam się, wpatrując się w jego wyciągniętą dłoń. Linus wiedział doskonale o mojej psychometrii, a mimo to wciąż jeszcze nie cofnął ręki. Zastanawiałam się, czy to jakiś rodzaj testu, choć nie miałam pojęcia, co miałby mieć na celu. Podeszłam więc i uścisnęłam jego dłoń. Jego wspomnienia i emocje uderzyły we mnie sekundę później. Przebłyski sprzed lat zamigotały w mojej głowie, walki ze Żniwiarzami, rozmowy z Sergei’em i Inari’em, 44 Oooooooooł soł kju…. :P 15 | S t r o n a

~Killer Frost ~ prowadzenie Protektoratu. Ale najbardziej we mnie uderzyło, jak siedział w dużej kuchni, pochylony nad stołem, który przykrywały warstwy zdjęć i dokumentów, próbując wydedukować, jak i gdzie zaatakują Żniwiarze w następnej kolejności. Wspomnienia dorastającego Logana również tłoczyły się w mojej głowie, wraz z całą głęboką, spokojną miłością Linusa do syna i niekończącą się dumą z powodu tego, jak zaciekłym Spartaninem Logan się stał. Ale nad tym wszystkim królowało ostre, bolesne zmartwienie, że Linus nie będzie w stanie powstrzymać Żniwiarzy przed zamordowaniem kolejnych członków Panteonu, w tym Logana. Tego samego rodzaju strachu i ja na co dzień doświadczałam – że nie będę w stanie znaleźć sposobu na pozbycie się Lokiego. Że zły bóg chaosu w końcu zwycięży. Że będzie ranił, torturował i zniewalał wszystkich, których kocham, aż w końcu zabije i mnie… Linus przerwał połączenie, wyzwalając dłoń z mojego uścisku. Zamrugałam kilka razy, starając się usunąć sprzed oczu ostatnią falę jego wspomnień i uczuć. - Wszystko w porządku, panno Frost? – zapytał Linus. - Tak – odparłam, zmuszając się do uśmiechu. – W porządku. - Logan, mój chłopcze! – powiedział Sergei głośno i donośnie, dołączając do rozmowy. – Tak dobrze zobaczyć znowu ciebie i twoich przyjaciół. Porywisty Bogatyr klepnął Logana w ramię, sprawiając, że ten postąpił kilka kroków do przodu. - I ciebie, Sergei – Logan uśmiechnął się do starszego mężczyzny, a potem skinął głową. – Ciebie także, Inari. Ninja przechylił głowę, przyjmując pozdrowienie, choć nie wykrztusił ani słowa. 16 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Logan spojrzał na mnie, po czym odwrócił się do swego ojca. - Więc co się dzieje? Dlaczego tu jesteście? Linus uśmiechnął się. - To już nie mogę po prostu spotkać się z własnym synem? Logan przyjrzał się Linusowi, po czym starszemu zszedł uśmiech z ust. Odchrząknął. - Cóż, jest coś, o czym muszę porozmawiać z Metis, Nickamedes’em i Ajax’em. Ale, jak tylko zobaczyłem ciebie i twoich przyjaciół idących w kierunku akademii, postanowiłem się przywitać. Logan skinął głową. - Ok. Rozumiem. Więc co się dzieje? Linus zawahał się. - Może byłoby lepiej, gdybyśmy wraz z twoimi znajomymi spotkali się w bibliotece za kilka minut? Metis jest już w drodze. Podobnie jak Alexei, panno Frost. Tym razem, to ja skinęłam głową. Alexei Sokolov, syn Sergei’a, Bogatyr pełniący funkcję mojego bodyguarda. Zazwyczaj, Alexei chodził ze mną wszędzie. Dzisiaj jednak wziął wolne popołudnie, by spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem, Oliver’em Hectorem, ponieważ ja miałam podwójną randkę z Loganem, Carsonem oraz Daphne. - Ok – odpowiedział Logan. – Spotkajmy się tam. Linus położył dłoń na ramieniu syna, by jeszcze raz go przytulić. Potem odchrząknął, skinął na Logana i wrócił do SUV’a. Sergei oraz Inari ponownie zajęli swoje miejsca, a Linus 17 | S t r o n a

~Killer Frost ~ uruchomił silnik, sprowadzając pojazd z krawężnika i kierując go w stronę parkingu za siłownią. Dwa pozostałe samochody ruszyły za nim. - Cóż, to było totalnie zagadkowe – dogadała Daphne, gdy pojazdy zniknęły nam z pola widzenia. Carson skinął głową. Logan wzruszył ramionami. - Cały tata. Popatrzyłam na swoich przyjaciół, po czym przeniosłam spojrzenie na kamienny mur otaczający kampus. Żelazna brama była otwarta, więc uczniowie mogli opuścić akademię, by spędzić trochę czasu kręcąc się po sklepach w Cypress Mountain; skupiłam się na dwóch sfinksach, postawionych po obu stronach bramy. Zazwyczaj obserwowały mnie oczyma bez powiek, śledząc moje ruchy, podobnie jak reszta posągów. Zamiast tego, ich spojrzenia były puste i obojętne. Nie wyglądały na złe, zdenerwowane czy zaniepokojone. Patrzyły wprost przed siebie jakby pogodzone z tym, co ma się wydarzyć. Poczułam ukłucie własnego strachu. - No już – powiedziałam. – Chodźmy do biblioteki. Chciałabym wiedzieć, co jest na rzeczy. - Tylko dlatego, że pan Quinn tu jest, nie znaczy, że coś jest nie tak – rzekł Carson słabym głosem. – Prawda? Zerknęłam na niego. Carson skrzywił się i podążył za mną, krok w krok, przez otwartą bramę na teren kampusu. 18 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Wraz z przyjaciółmi ruszyłam szarym brukowanym chodnikiem pod górkę, aż dotarliśmy na główny dziedziniec, będący sercem Mythos. Otaczało go pięć budynków, wykonanych z ciemnoszarego budulca, w kolejności: budynek nauk ścisłych, humanistycznych, siłownia, jadalnia oraz Biblioteka Starożytności. Udaliśmy się do biblioteki. Był to największy budynek na kampusie, zawierał mnóstwo wieżyczek, balkonów, rzeźb – wiele, wiele rzeźb. Gargulce, chimery, smoki, Minotaur. Mitologiczne istoty zajmowały niemal całe balkony od pierwszego piętra aż po najwyższe wieże. Ale moja uwaga skupiła się na dwóch gryfach, pilnujących wejścia do biblioteki. Orle głowy, lwie cielska, skrzydła opadające po obu stronach, ogony zawinięte w pobliżu przednich łap. Posągi wyglądały tak samo jak zwykle, ale i tym razem zatrzymałam się przy nich, by przyjrzeć się dokładniej. Podobnie jak u gryfów przy bramie głównej, i tych spojrzenia były puste, jakby się ze mną bawiły, jakby nie chciały dać mi żadnych wskazówek związanych z tym, co myślą. Zawsze wyglądały przerażająco, tak realistycznie, natomiast teraz wydawały się zmęczone, wykończone i odrobinę smutne. Zadrżałam. Jakimś cudem, te płaskie, wymijające spojrzenia wyglądały jeszcze straszniej niż gdyby patrzyły na mnie wprost, oczywiście mam tu na myśli to, co zazwyczaj sobie wyobrażałam, czyli jak rzucają się na mnie z pazurami. - Gwen? – Logan dotknął mojego ramienia. - Tak. Idę. 19 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Jeszcze raz obrzuciłam gryfy spojrzeniem, po czym wspięłam się po schodach i weszłam do biblioteki za przyjaciółmi. Pomimo mrocznego i złowieszczego przeczucia, jakie targnęło mną na zewnątrz, Biblioteka Starożytności była jasna, przestronna, dzięki białemu marmurowi, który znajdował się niemal wszędzie i ogromnej kopule ponad główną nawą. Spojrzałam w górę. W ciągu wielu miesięcy, jedynym, co byłam w stanie ujrzeć, były głębokie, ciemne cienie na suficie. Ale kilka tygodni temu Nike pokazała mi, co kryje się pod tą czernią – fresk przedstawiający mnie i moich przyjaciół zaangażowanych w wielką bitwę, każde z nas dzierżyło artefakt bądź większą ich ilość. Tego popołudnia, odrobina srebra przebijała się przez cienie – bransoletka z jemioły i lauru, którą miałam na nadgarstku. Moje palce owinęły się wokół łańcuszka, którym zaczęłam się bawić, zastanawiając się, co mam z nim zrobić. Po kilku sekundach zmusiłam się do puszczenia metalu. Mój wzrok powędrował w kierunku pomnika Nike, pośrodku okrągłego Panteonu na drugim piętrze, to tam, na balkonie, stały figury bogów i bogiń wszystkich kultur świata. Długa, przypominająca togę suknia owijała ciało bogini, podczas gdy skrzydła zakrzywiały się delikatnie na jej plecach. Korona ze srebrnych laurów tkwiła na czubku jej głowy, jej włosy opadały grubymi lokami. Nike wyglądała jak zwykle, ale jej mimika, podobnie jak gryfów, była neutralna. Cokolwiek się działo, bogini nie dawała mi żadnych wskazówek. Westchnęłam. Bycie Wybranką Nike czasami było bardziej frustrujące niż oczekiwanie na kolejny atak Żniwiarzy. - Chodź, Gwen – powiedziała Daphne, chwytając mnie za rękę i ciągnąc za sobą. – Miejmy to z głowy. 20 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Poprowadziła mnie do głównej alejki, obok regałów, wypełniających bibliotekę po brzegi. Jako że była sobota, czytelnia była wyludniona, uwzględniając też wózek z kawą po prawej. Większość dzieciaków bawiła jeszcze w Cypress Mountain, zaczną więc panikować w kwestii zaległych prac domowych w niedzielne popołudnie. Jutro o tej porze nie będzie ani jednego wolnego miejsca przy stolikach, a kolejka po kawę będzie jeszcze dłuższa niż dzisiaj w Kaldi. Moje spojrzenie przeniosło się z pustych stołów i wózka na koniec nawy. Linus już tam był, stał przy ladzie, znajdującej się w centrum pomieszczenia, obok szklanego kompleksu, w którym znajdowały się biura bibliotekarzy. Zajrzałam przez szybę, ale nie dojrzałam tam Nickamedes’a. - Tędy – powiedział Linus, wskazując ręką. – Wszyscy już na nas czekają. Ruszyliśmy za nim, mijając kompleks biurowy. Światła zostały pogaszone, nie mogłam powstrzymać się przed położeniem dłoni do rękojeści Wiktora, zastanawiając się, czy Żniwiarze nie ukryli się za regałami, przyglądając się nam zza książek. Chociaż, nikogo nie zauważyłam. Zazwyczaj, gdy już widziałam, było za późno. Myślałam, że pozostali będą na nas czekać przy stolikach w czytelni, ale nikogo nie było w tej części biblioteki. Linus minął stoły i poprowadził nas do drzwi na tyłach. Wyciągnął z kieszeni staroświecki, żelazny wytrych i otworzył drzwi, ukazując wąskie schody opadające spiralnie w dół. - Świetnie – mruknęłam. – Następna przerażająca piwnica. Linus rzucił ostre spojrzenie przez ramię w moją stronę, zanim wszedł na schody. Westchnęłam, ale nie mając wyboru, poszłam za nim, z Daphne i Carsonem za moimi plecami. Logan zamykał pochód i zatrzasnął za nami drzwi. 21 | S t r o n a

~Killer Frost ~ Niżej, niżej i jeszcze niżej schodziliśmy, a mi zdawało się, że idziemy na drugą stronę świata. Linus, używając ten sam wytrych, otworzył jeszcze kilka par drzwi, zarazem wypowiadając jakieś dziwaczne czary mary, mogące być zakodowanymi słowami. W końcu jednak wyszliśmy na krótki korytarz, wychodzący do kolejnego pokoju. Spodziewałam się raczej czegoś podobnego do więzienia znajdującego się pod budynkiem nauk ścisłych, czegoś surowego, przygnębiającego, kompletnie ponurego, a tu z sufitu mrugało dziesiątki świateł, rzucając na całe pomieszczenie jasny, złoty blask. Poziom dolny był jednym, wielkim pokojem, który zdawał się być odbiciem lustrzanym tego powyżej. I, podobnie jak tam, tu również półki wypełniały każdą wolną przestrzeń, ułożone w identyczny sposób. Ale nie były one wypełnione książkami. Przynajmniej, nie każde z nich. Od podłogi do sufitu wyrastały szklane gabloty. Przez szybę mogłam dojrzeć wszystkie miecze i jedwabne szaty oraz kapelusze obszyte klejnotami, które bez wątpienia nosili starożytni królowie i królowe. - Co to za miejsce? – zapytałam. - To – gdzieś z pomiędzy regałów rozbrzmiał znajomy głos – mój punkt odniesienia. Usłyszałam słabe stukanie, wywołujące we mnie poczucie winy. Mężczyzna powoli pokuśtykał w naszą stronę, wspierając się na lasce. Miał na sobie czarne spodnie i niebieską kamizelkę na białej koszuli. Atramentowo – czarne włosy i lodowato – błękitne oczy przypominały mi jego siostrzeńca. Nickamedes nie był tylko bibliotekarzem, był także wujkiem Logana. Nickamedes zatrzymał się przede mną. Moje spojrzenie padło prosto na jego laskę i ponownie obmyła mnie fala winy. Kilka tygodni temu, Nickamedes przypadkowo spożył 22 | S t r o n a