Adrian Lara
Szkarłat północy
Kiedy w klinice weterynaryjnej
pojawia się ranny mężczyzna, doktor
Tess
Culver nie ma pojęcia, że jej życie
właśnie na zawsze się zmienia. Nie
wie, że
wysoki, ubrany w czerń nieznajomy
nie jest człowiekiem, lecz
wampirem-wojownikiem.
Jego dotknięcie budzi w Tess ukryte
pragnienia, których istnienia nie
przeczuwała. Jeden krwawy pocałunek
przenosi ją do jego świata –
namiętności, grozy i walki z tymi
przedstawicielami jego rasy, którymi
rządzi
nałóg krwi…
Rozdział 1
Dante przesunął palcem po szyi kobiety,
zatrzymując go na chwilę na tętnicy,
gdzie najmocniej można było wyczuć
puls. Jego tętno również przyspieszyło,
reagując na wyczuwalne pulsowanie
krwi pod
delikatną białą skórą. Pochylił ciemną
głowę i lekko musnął językiem to
miejsce.
- Powiedz mi - wymruczał niskim,
zmysłowym głosem, nie odrywając ust
od jej szyi. Jego głos ledwie przebijał
się przez głośną muzykę. - Jesteś dobrą
czy złą czarownicą?
Kobieta wierciła się przez chwilę na
jego kolanach, a potem oplotła go
nogami w czarnych
kabaretkach. Czarny koronkowy gorset
podnosił jej piersi. Przysunęła je do
podbródka mężczyzny,
jakby mu je podawała na tacy. Wsunęła
dłoń w jaskraworóżową perukę, po
czym zjechała palcem na
celtycki krzyż wytatuowany na jej
dekolcie.
- Och, jestem bardzo, bardzo złą
czarownicą. Dante chrząknął.
- Właśnie takie lubię najbardziej.
Uśmiechnął się, patrząc w jej
zamroczone alkoholem oczy. Nawet się
nie fatygował, by ukryć kły. W
ten halloweenowy wieczór był tylko
jednym z wielu wampirów,
7
choć trzeba przyznać, że większość to
byli przebierańcy; ich kły były
plastikowe, a krew sztuczna.
Niemniej kilka wampirów - on i kilkoro
przybyszów z bostoń-skich Mrocznych
Przystani - było
niewątpliwie prawdziwych.
Byli członkami rasy, bardzo różnymi od
gotyckich wampirów o bladej cerze z
ludzkich legend. Nie
byli ani żyjącymi umarłymi, ani
pomiotem diabła, tylko krzyżówką
Homo sapiens z niebezpiecznymi
przybyszami z kosmosu. Ich przodkowie,
nazywani Prastarymi, grupa najeźdźców,
która rozbiła się
na Ziemi tysiące lat temu, krzyżowali się
z kobietami, przekazując swojemu
potomstwu pragnienie - i prymitywną
potrzebę -krwi.
Te obce geny odpowiedzialne były za
największe zalety i najgorsze słabości
rasy. Tylko ludzkie
dziedzictwo, przekazywane potomkom
Prastarych przez ich śmiertelne matki,
pozwalało im
prowadzić cywilizowane życie. Jednak
wielu członków rasy ulegało dzikiej
naturze odziedziczonej po obcych i
zmieniało się w Szkarłatnych, których
droga naznaczona była krwią i
szaleństwem.
Dante nie znosił tej strony swojej natury,
a jako członek klasy wojowników miał
obowiązek
likwidować Szkarłatnych. Nie odmawiał
sobie również innych męskich
przyjemności i czasami
zastanawiał się, co woli: pulsującą żyłę
Karmicielki czy to uczucie, które
towarzyszy wbijaniu
tytanowego ostrza w ciało wroga,
natychmiast obracające się w proch.
- Mogę ich dotknąć? - Różowowłosa
czarownica siedząca na jego kolanach
przyglądała się
zafascynowana jego kłom. - Rany,
wyglądają niesamowicie prawdziwie!
Muszę ich dotknąć.
8
- Uważaj - ostrzegł, kiedy przysunęła
palce do jego ust. - Gryzę.
- Tak? - Zachichotała i otworzyła
szeroko oczy. -Mogę się o to założyć,
kotku.
Dante wziął w usta jej palec,
zastanawiając się, jak najszybciej uda
mu się ją ułożyć w pozycji
horyzontalnej. Musiał się pożywić, ale
nigdy nie miał nic przeciwko łączeniu
tego aktu z seksem - czy to przed, czy po,
bez znaczenia. Pod tym względem było
mu naprawdę wszystko jedno.
Po, zdecydował, delikatnie nakłuwając
kłami czubek jej palca. Westchnęła,
kiedy nie pozwolił jej go cofnąć i zaczął
ssać krew z maleńkiej ranki. Ta
odrobina krwi rozpaliła go,
spowodowała, że źrenice zwęziły mu się
w pionowe kreski, niemal niewidoczne
w bursztynowych, błyszczących
tęczówkach.
Ogarnęło go pożądanie, którego efektem
był potężny wzwód rozpychający krocze
czarnych
skórzanych spodni.
Kobieta jęknęła, zamknęła oczy i
wygięła się na jego kolanach jak kotka.
Dante puścił jej palec, przytrzymał ręką
głowę i zbliżył usta do jej szyi.
Pożywianie się w miejscu publicznym
nie było w jego stylu, ale czuł się
rozpaczliwie znudzony i tęsknił za jakąś
odmianą. Zresztą i tak wątpił, żeby
ktokolwiek to dziś zauważył. W klubie
kłębiły się fałszywe potwory, atmosfera
wibrowała seksem, a jego potencjalna
Karmicielka poczuje jedynie rozkosz,
dając mu to, czego Dante potrzebuje.
Później nic nie będzie pamiętać, gdyż
usunie wszelkie jej wspomnienia o
sobie.
Pochylił się, przechylił na bok głowę
kobiety. Głód spowodował, że do ust
napłynęła mu ślina. Uniósł
wzrok i zobaczył, że obserwują go dwa
wampiry z Mrocznej Przystani. To były
jeszcze dzieciaki. Bez wątpienia
9
należały do najmłodszego pokolenia
rasy. Musieli rozpoznać w nim
wojownika, bo szeptali między
sobą, czy do niego podejść, czy nie.
Spadajcie, nakazał im w myślach i
otworzył usta, gotów zatopić kły w szyi
Karmicielki.
Ale młode wampiry zignorowały
ostrzeżenie. Wyższy, blondynek w
wojskowych spodniach, ciężkich
martensach i czarnym podkoszulku,
ruszył w jego stronę. Jego towarzysz w
workowatych dżinsach,
wysokich butach i za dużej bluzie
Lakersów podążył za nim.
- Cholera. - Niedyskretne zachowanie w
miejscu publicznym to jedno, ale
pożywianie się na oczach publiczności
to zupełnie co innego.
- Co jest? - jęknęła jego niedoszła
Karmicielka, kiedy cofnął głowę.
- Nic, kochana. - Położył dłoń na jej
czole, usuwając z jej pamięci ostatnie
pół godziny. - Wracaj do przyjaciół.
Posłusznie wstała z jego kolan i odeszła,
znikając w kołyszącym się tłumie. Dwa
wampiry z Mrocznej Przystani obrzuciły
ją przelotnym spojrzeniem i podeszły do
stolika Dantego.
- O co chodzi? - spytał Dante bez
najmniejszego zainteresowania.
- Hej. - Blondynek w wojskowych
spodniach skłonił głowę. Przybrał
bojową pozę i skrzyżował na
piersiach umięśnione ramiona. Na
skórze nie miał ani jednego dermaglifu.
Zdecydowanie należał do najmłodszego
pokolenia, zapewne nie przekroczył
jeszcze trzydziestki. - Przepraszam, że
przeszkadzamy, ale chcemy ci
powiedzieć, że podziwiamy sposób, w
jaki rozprawiliście się z całą
kolonią Szkarłatnych w jedną noc.
Wszyscy ciągle o tym mówią. Po prostu
roznieśliście wszystko w drzazgi.
Nieźle, naprawdę niezła robota.
10
- Zgadza się - dodał jego kumpel. - Więc
się zastanawialiśmy... to znaczy
słyszeliśmy, że Zakon szuka rekrutów.
- Czy to prawda?
Dante odchylił się na oparcie i
westchnął lekko znudzony. Nie po raz
pierwszy wampiry z Mrocznych
Przystani wypytywały go o możliwość
wstąpienia do Zakonu. Od zeszłorocznej
spektakularnej akcji
przeciwko Szkarłatnym, którzy mieli
bazę w nieczynnym zakładzie
psychiatrycznym, wojownicy
działający do tej pory w ukryciu stali się
niezwykle popularni. Zostali gwiazdami.
Szczerze mówiąc, było to potwornie
irytujące. Dante odsunął krzesło od
stolika i wstał.
- Nie ze mną powinniście gadać - rzucił.
- Zresztą Zakon sam wybierze
potencjalnych ochotników.
Przykro mi.
Odszedł. W kieszeni kurtki zaczęła
wibrować mu komórka. Wyciągnął
telefon i wcisnął przycisk.
- Tak?
- Jak idzie? - Z kwatery dzwonił
Gideon, geniusz nad geniuszami. - Coś
się dzieje na górze?
- Niewiele. W zasadzie nic. - Dante
przyjrzał się tłumowi falującemu w
klubie i zauważył, że dwa młode
wampiry też postanowiły wyjść. Ruszyły
za dwiema przebranymi kobietami. -
Żadnych
Szkarłatnych w zasięgu wzroku. Nudy!
Mam ochotę na jakąś akcję, Gid.
- Spróbuj się zabawić - poradził
Gideon, a w jego głosie można było
wyczuć rozbawienie. - Noc jest jeszcze
młoda.
Dante zachichotał.
- Powiedz Lucanowi, że przegoniłem
dwóch szczeniaków. Chcieli się
zaciągnąć do Zakonu. Wiesz
co?
11
Wolałem czasy, kiedy wzbudzaliśmy
strach, a nie podziw. Czy Lucan szuka
kogoś do grupy, czy
nadal jest zajęty Dawczynią Życia?
- Jedno nie wyklucza drugiego - odparł
Gideon. -Jeśli chodzi o rekrutację, to
niedługo zjawi się kandydat z Nowego
Jorku, a Nikolai skontaktował się ze
znajomymi w Detroit. Musimy chyba
zorganizować jakiś egzamin. No wiesz,
żeby pokazali, co potrafią, nim ich
przyjmiemy.
- Przetrzepiemy im tyłki i zobaczymy,
który wróci po więcej?
- A jest inny sposób?
- Możesz na mnie liczyć - stwierdził
Dante, kierując się do wyjścia z klubu.
Wyszedł w noc. Omijał grupę
klubowiczów przebranych za zombie.
Mieli na sobie podarte ubrania, a twarze
pomalowali na trupi kolor. Dante
wychwytywał setki dźwięków - od
ulicznego ruchu po
okrzyki i śmiechy pijanych
imprezowiczów okupujących chodniki.
Usłyszał też coś innego.
Coś, co zaalarmowało jego wyostrzone
zmysły wojownika.
- Muszę iść - szepnął do Gideona. -
Chyba namierzyłem Szkarłatnego. Może
jednak nie będzie to stracona noc.
- Zgłoś się, jak z nim skończysz.
- Jasne. Potem. - Dante rozłączył się i
schował komórkę do kieszeni.
Zniknął w bocznej uliczce. Szedł za
odgłosami po-chrząkiwania i stęchłą
wonią grasującego
Szkarłatnego. Tak jak i inni wojownicy
żywił głęboką pogardę dla tych
członków rasy, którzy
zmienili się w bestie. Każdego wampira
dręczyło pragnienie, każdy musiał się
12
pożywiać, a czasami nawet zabić, żeby
przeżyć. Ale każdy wiedział, jak cienka
jest granica między zaspokajaniem głodu
a obżarstwem i jak niewiele trzeba, żeby
stracić panowanie nad sobą —
zaledwie kilka marnych mili-litrów
krwi. Jeśli wampir pił ją zachłannie
albo pożywiał się zbyt często,
ryzykował, że się uzależni i nie będzie w
stanie zaspokoić głodu, nazywanego
nałogiem krwi. A
poddając mu się, zmieniał się w
Szkarłatnego, którym zawładnęła
obsesja krwi.
Dzikość i brak rozwagi Szkarłatnych
wystawiały całą rasę na
niebezpieczeństwo wykrycia przez
ludzi. Dante i inni wojownicy usiłowali
temu zapobiec, ale siły wroga rosły.
Kilka miesięcy temu stało się jasne, że
Szkarłatni się organizują, a ich celem
jest wojna. Jeśli nie zostaną
powstrzymani, i to szybko, rozpęta się
krwawe piekło, a ludzi i rasę pochłonie
wampirzy Armagedon.
Obecnie Zakon skupił się na
poszukiwaniach nowej kwatery głównej
Szkarłatnych. Dopóki nie
zostanie odnaleziona, dopóty zadanie
wojowników było proste: eliminować
jak najwięcej
Szkarłatnych, likwidować chore
osobniki, którymi przecież byli. Takie
misje Dante uwielbiał.
Najlepiej czuł się w ruchu, krążąc z
bronią w ręku po ulicach i szukając
zaczepki. Był pewien, że dzięki temu
jeszcze żyje. A nawet więcej, nie
poddaje się prześladującym go
demonom.
Skręcił za róg, po czym wszedł w
kolejny wąski zaułek między starymi
budynkami z czerwonej cegły.
Gdzieś w ciemności usłyszał krzyk
kobiety. Przyspieszył kroku, kierując się
ku źródłu dźwięku.
Dotarł na miejsce w samą porę.
Szkarłatny zaatakował dwóch młodych
wampirów z Mrocznej Przystani i ich
towarzyszki. Musiał być
jeszcze młody. Miał na sobie klasyczny
strój Gotów, na
13
Adrian Lara Szkarłat północy Kiedy w klinice weterynaryjnej pojawia się ranny mężczyzna, doktor Tess Culver nie ma pojęcia, że jej życie właśnie na zawsze się zmienia. Nie wie, że wysoki, ubrany w czerń nieznajomy nie jest człowiekiem, lecz wampirem-wojownikiem. Jego dotknięcie budzi w Tess ukryte pragnienia, których istnienia nie
przeczuwała. Jeden krwawy pocałunek przenosi ją do jego świata – namiętności, grozy i walki z tymi przedstawicielami jego rasy, którymi rządzi nałóg krwi… Rozdział 1 Dante przesunął palcem po szyi kobiety, zatrzymując go na chwilę na tętnicy, gdzie najmocniej można było wyczuć puls. Jego tętno również przyspieszyło, reagując na wyczuwalne pulsowanie krwi pod
delikatną białą skórą. Pochylił ciemną głowę i lekko musnął językiem to miejsce. - Powiedz mi - wymruczał niskim, zmysłowym głosem, nie odrywając ust od jej szyi. Jego głos ledwie przebijał się przez głośną muzykę. - Jesteś dobrą czy złą czarownicą? Kobieta wierciła się przez chwilę na jego kolanach, a potem oplotła go nogami w czarnych kabaretkach. Czarny koronkowy gorset podnosił jej piersi. Przysunęła je do podbródka mężczyzny, jakby mu je podawała na tacy. Wsunęła
dłoń w jaskraworóżową perukę, po czym zjechała palcem na celtycki krzyż wytatuowany na jej dekolcie. - Och, jestem bardzo, bardzo złą czarownicą. Dante chrząknął. - Właśnie takie lubię najbardziej. Uśmiechnął się, patrząc w jej zamroczone alkoholem oczy. Nawet się nie fatygował, by ukryć kły. W ten halloweenowy wieczór był tylko jednym z wielu wampirów, 7
choć trzeba przyznać, że większość to byli przebierańcy; ich kły były plastikowe, a krew sztuczna. Niemniej kilka wampirów - on i kilkoro przybyszów z bostoń-skich Mrocznych Przystani - było niewątpliwie prawdziwych. Byli członkami rasy, bardzo różnymi od gotyckich wampirów o bladej cerze z ludzkich legend. Nie byli ani żyjącymi umarłymi, ani pomiotem diabła, tylko krzyżówką Homo sapiens z niebezpiecznymi przybyszami z kosmosu. Ich przodkowie, nazywani Prastarymi, grupa najeźdźców,
która rozbiła się na Ziemi tysiące lat temu, krzyżowali się z kobietami, przekazując swojemu potomstwu pragnienie - i prymitywną potrzebę -krwi. Te obce geny odpowiedzialne były za największe zalety i najgorsze słabości rasy. Tylko ludzkie dziedzictwo, przekazywane potomkom Prastarych przez ich śmiertelne matki, pozwalało im prowadzić cywilizowane życie. Jednak wielu członków rasy ulegało dzikiej naturze odziedziczonej po obcych i zmieniało się w Szkarłatnych, których
droga naznaczona była krwią i szaleństwem. Dante nie znosił tej strony swojej natury, a jako członek klasy wojowników miał obowiązek likwidować Szkarłatnych. Nie odmawiał sobie również innych męskich przyjemności i czasami zastanawiał się, co woli: pulsującą żyłę Karmicielki czy to uczucie, które towarzyszy wbijaniu tytanowego ostrza w ciało wroga, natychmiast obracające się w proch. - Mogę ich dotknąć? - Różowowłosa
czarownica siedząca na jego kolanach przyglądała się zafascynowana jego kłom. - Rany, wyglądają niesamowicie prawdziwie! Muszę ich dotknąć. 8 - Uważaj - ostrzegł, kiedy przysunęła palce do jego ust. - Gryzę. - Tak? - Zachichotała i otworzyła szeroko oczy. -Mogę się o to założyć, kotku. Dante wziął w usta jej palec, zastanawiając się, jak najszybciej uda mu się ją ułożyć w pozycji
horyzontalnej. Musiał się pożywić, ale nigdy nie miał nic przeciwko łączeniu tego aktu z seksem - czy to przed, czy po, bez znaczenia. Pod tym względem było mu naprawdę wszystko jedno. Po, zdecydował, delikatnie nakłuwając kłami czubek jej palca. Westchnęła, kiedy nie pozwolił jej go cofnąć i zaczął ssać krew z maleńkiej ranki. Ta odrobina krwi rozpaliła go, spowodowała, że źrenice zwęziły mu się w pionowe kreski, niemal niewidoczne w bursztynowych, błyszczących tęczówkach. Ogarnęło go pożądanie, którego efektem był potężny wzwód rozpychający krocze
czarnych skórzanych spodni. Kobieta jęknęła, zamknęła oczy i wygięła się na jego kolanach jak kotka. Dante puścił jej palec, przytrzymał ręką głowę i zbliżył usta do jej szyi. Pożywianie się w miejscu publicznym nie było w jego stylu, ale czuł się rozpaczliwie znudzony i tęsknił za jakąś odmianą. Zresztą i tak wątpił, żeby ktokolwiek to dziś zauważył. W klubie kłębiły się fałszywe potwory, atmosfera wibrowała seksem, a jego potencjalna Karmicielka poczuje jedynie rozkosz, dając mu to, czego Dante potrzebuje. Później nic nie będzie pamiętać, gdyż
usunie wszelkie jej wspomnienia o sobie. Pochylił się, przechylił na bok głowę kobiety. Głód spowodował, że do ust napłynęła mu ślina. Uniósł wzrok i zobaczył, że obserwują go dwa wampiry z Mrocznej Przystani. To były jeszcze dzieciaki. Bez wątpienia 9 należały do najmłodszego pokolenia rasy. Musieli rozpoznać w nim wojownika, bo szeptali między sobą, czy do niego podejść, czy nie.
Spadajcie, nakazał im w myślach i otworzył usta, gotów zatopić kły w szyi Karmicielki. Ale młode wampiry zignorowały ostrzeżenie. Wyższy, blondynek w wojskowych spodniach, ciężkich martensach i czarnym podkoszulku, ruszył w jego stronę. Jego towarzysz w workowatych dżinsach, wysokich butach i za dużej bluzie Lakersów podążył za nim. - Cholera. - Niedyskretne zachowanie w miejscu publicznym to jedno, ale pożywianie się na oczach publiczności to zupełnie co innego.
- Co jest? - jęknęła jego niedoszła Karmicielka, kiedy cofnął głowę. - Nic, kochana. - Położył dłoń na jej czole, usuwając z jej pamięci ostatnie pół godziny. - Wracaj do przyjaciół. Posłusznie wstała z jego kolan i odeszła, znikając w kołyszącym się tłumie. Dwa wampiry z Mrocznej Przystani obrzuciły ją przelotnym spojrzeniem i podeszły do stolika Dantego. - O co chodzi? - spytał Dante bez najmniejszego zainteresowania. - Hej. - Blondynek w wojskowych spodniach skłonił głowę. Przybrał bojową pozę i skrzyżował na
piersiach umięśnione ramiona. Na skórze nie miał ani jednego dermaglifu. Zdecydowanie należał do najmłodszego pokolenia, zapewne nie przekroczył jeszcze trzydziestki. - Przepraszam, że przeszkadzamy, ale chcemy ci powiedzieć, że podziwiamy sposób, w jaki rozprawiliście się z całą kolonią Szkarłatnych w jedną noc. Wszyscy ciągle o tym mówią. Po prostu roznieśliście wszystko w drzazgi. Nieźle, naprawdę niezła robota. 10 - Zgadza się - dodał jego kumpel. - Więc się zastanawialiśmy... to znaczy
słyszeliśmy, że Zakon szuka rekrutów. - Czy to prawda? Dante odchylił się na oparcie i westchnął lekko znudzony. Nie po raz pierwszy wampiry z Mrocznych Przystani wypytywały go o możliwość wstąpienia do Zakonu. Od zeszłorocznej spektakularnej akcji przeciwko Szkarłatnym, którzy mieli bazę w nieczynnym zakładzie psychiatrycznym, wojownicy działający do tej pory w ukryciu stali się niezwykle popularni. Zostali gwiazdami. Szczerze mówiąc, było to potwornie
irytujące. Dante odsunął krzesło od stolika i wstał. - Nie ze mną powinniście gadać - rzucił. - Zresztą Zakon sam wybierze potencjalnych ochotników. Przykro mi. Odszedł. W kieszeni kurtki zaczęła wibrować mu komórka. Wyciągnął telefon i wcisnął przycisk. - Tak? - Jak idzie? - Z kwatery dzwonił Gideon, geniusz nad geniuszami. - Coś się dzieje na górze?
- Niewiele. W zasadzie nic. - Dante przyjrzał się tłumowi falującemu w klubie i zauważył, że dwa młode wampiry też postanowiły wyjść. Ruszyły za dwiema przebranymi kobietami. - Żadnych Szkarłatnych w zasięgu wzroku. Nudy! Mam ochotę na jakąś akcję, Gid. - Spróbuj się zabawić - poradził Gideon, a w jego głosie można było wyczuć rozbawienie. - Noc jest jeszcze młoda. Dante zachichotał. - Powiedz Lucanowi, że przegoniłem dwóch szczeniaków. Chcieli się
zaciągnąć do Zakonu. Wiesz co? 11 Wolałem czasy, kiedy wzbudzaliśmy strach, a nie podziw. Czy Lucan szuka kogoś do grupy, czy nadal jest zajęty Dawczynią Życia? - Jedno nie wyklucza drugiego - odparł Gideon. -Jeśli chodzi o rekrutację, to niedługo zjawi się kandydat z Nowego Jorku, a Nikolai skontaktował się ze znajomymi w Detroit. Musimy chyba zorganizować jakiś egzamin. No wiesz,
żeby pokazali, co potrafią, nim ich przyjmiemy. - Przetrzepiemy im tyłki i zobaczymy, który wróci po więcej? - A jest inny sposób? - Możesz na mnie liczyć - stwierdził Dante, kierując się do wyjścia z klubu. Wyszedł w noc. Omijał grupę klubowiczów przebranych za zombie. Mieli na sobie podarte ubrania, a twarze pomalowali na trupi kolor. Dante wychwytywał setki dźwięków - od ulicznego ruchu po okrzyki i śmiechy pijanych
imprezowiczów okupujących chodniki. Usłyszał też coś innego. Coś, co zaalarmowało jego wyostrzone zmysły wojownika. - Muszę iść - szepnął do Gideona. - Chyba namierzyłem Szkarłatnego. Może jednak nie będzie to stracona noc. - Zgłoś się, jak z nim skończysz. - Jasne. Potem. - Dante rozłączył się i schował komórkę do kieszeni. Zniknął w bocznej uliczce. Szedł za odgłosami po-chrząkiwania i stęchłą wonią grasującego
Szkarłatnego. Tak jak i inni wojownicy żywił głęboką pogardę dla tych członków rasy, którzy zmienili się w bestie. Każdego wampira dręczyło pragnienie, każdy musiał się 12 pożywiać, a czasami nawet zabić, żeby przeżyć. Ale każdy wiedział, jak cienka jest granica między zaspokajaniem głodu a obżarstwem i jak niewiele trzeba, żeby stracić panowanie nad sobą — zaledwie kilka marnych mili-litrów krwi. Jeśli wampir pił ją zachłannie albo pożywiał się zbyt często, ryzykował, że się uzależni i nie będzie w
stanie zaspokoić głodu, nazywanego nałogiem krwi. A poddając mu się, zmieniał się w Szkarłatnego, którym zawładnęła obsesja krwi. Dzikość i brak rozwagi Szkarłatnych wystawiały całą rasę na niebezpieczeństwo wykrycia przez ludzi. Dante i inni wojownicy usiłowali temu zapobiec, ale siły wroga rosły. Kilka miesięcy temu stało się jasne, że Szkarłatni się organizują, a ich celem jest wojna. Jeśli nie zostaną powstrzymani, i to szybko, rozpęta się krwawe piekło, a ludzi i rasę pochłonie wampirzy Armagedon.
Obecnie Zakon skupił się na poszukiwaniach nowej kwatery głównej Szkarłatnych. Dopóki nie zostanie odnaleziona, dopóty zadanie wojowników było proste: eliminować jak najwięcej Szkarłatnych, likwidować chore osobniki, którymi przecież byli. Takie misje Dante uwielbiał. Najlepiej czuł się w ruchu, krążąc z bronią w ręku po ulicach i szukając zaczepki. Był pewien, że dzięki temu jeszcze żyje. A nawet więcej, nie poddaje się prześladującym go demonom.
Skręcił za róg, po czym wszedł w kolejny wąski zaułek między starymi budynkami z czerwonej cegły. Gdzieś w ciemności usłyszał krzyk kobiety. Przyspieszył kroku, kierując się ku źródłu dźwięku. Dotarł na miejsce w samą porę. Szkarłatny zaatakował dwóch młodych wampirów z Mrocznej Przystani i ich towarzyszki. Musiał być jeszcze młody. Miał na sobie klasyczny strój Gotów, na 13