Joachim Badeni OP
Alina Petrowa Wasilewicz
PROSTA MODLITWA
Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko …
Wstęp
Wystarczy stanąć przed Bogiem …
a On zdecyduje, co dalej.
Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko.
Prostota Boga
To już piąta rozmowa z Ojcem Joachimem Badenim, którą
przekazuję Czytelnikom. W poprzednich Ojciec opowiadał o swoim
życiu, o śmierci i zaświatach, o kapłaństwie.
Ta rozmowa jest o modlitwie. I po raz pierwszy jest to
propozycja Ojca Joachima, gdyż wszystkie poprzednie rozmowy były
czyimś pomysłem i inicjatywą. Ojciec się zgadzał na czyjś
projekt. Po otrzymaniu propozycji potrzebował trochę czasu na
rozeznanie woli Pana Boga, a gdy Pan Bóg mówił OK, Ojciec
dzwonił do mnie i mówił: Dostałem już wiadomość. Bardziej realną
niż ta ściana obok. Piszemy książkę. Pan Bóg tego chce.
A skoro Pan Bóg tego chce, trzeba było jechać do Krakowa i
biec z dyktafonem do klasztoru przy ulicy Stolarskiej. Potem z
entuzjazmem i bardzo sumiennie, schodząc dwa razy dziennie do
klasztornej rozmównicy przed Mszą św. o godz. 12 i po południu,
Ojciec Joachim książkę dyktował. W trakcie rozmowy nieraz pytał:
Jak pani to robi, że z tych moich wynurzeń powstaje książka?
Tak więc z książką o modlitwie jest inaczej. Po raz
pierwszy jest to wyłącznie inicjatywa Ojca. A skoro Ojciec
Joachim uznał, że jest to ważne …
Przyjechałam do Krakowa i w te pędy na Stolarską. I znowu
spotykaliśmy się w klasztornej rozmównicy dwa razy dziennie. Był
sierpień 2008 roku. I oto jest książka, która z tej rozmowy
powstała, a ja sobie zadałam pytanie, dlaczego wśród wielu
tematów i spraw najważniejszych i trochę mniej istotnych,
modlitwa jest na pierwszym miejscu listy przebojów i tak bardzo
na niej Ojcu zależało.
Będę szczera - nie znam odpowiedzi na to pytanie, mogę
jedynie się domyślać. Odpowiedź jest pewnie ukryta gdzieś na
stronach książki albo w tajemniczej sumie jej przesłania.
Wiem natomiast, czym ta książka jest. To jest namowa Ojca
Joachima - łagodna i zarazem gorliwa perswazja. Jest lekkim
popchnięciem w stronę Pana Boga, respektującym jednak całkowicie
nasze wolne wybory.
W tej książce Ojciec Joachim namawia nas do modlitwy. I
robi to w określony sposób -zachęcając do nawiązania kontaktów
przekazuje nam ważną informację o samym Adresacie. Twierdzi, że
modlitwa jest prosta, bo Pan Bóg jest prosty. Właściwie wszyscy,
którzy wiedzą coś konkretnego o Nim (a Ojciec Joachim wie sporo)
tak mówią - że Bóg jest nieskończenie prosty i Jego drogi też, a
skoro tak - to także modlitwa.
Nie od razu Ojciec o tym wiedział. Całymi latami odkrywał
tę prostotę i do prostoty dochodził. Szukał. Nieraz po omacku,
bardzo często mając za kompas uczone traktaty - przecież jest
synem św. Dominika i św. Tomasza z Akwinu. Dlatego opowiada o
swoich poszukiwaniach, rozczarowaniach, trudnościach, o swoim
doświadczeniu zakonnym, lekturach i szukaniu metody. O historii
swojej osobistej modlitwy, która od konwencjonalnej i pewnie
trochę płytkiej konwersacji stopniowo przemieniła się w gorliwy
dialog dwojga.
Ojciec Joachim dzieli się swym doświadczeniem. Podsumowuje
je i daje nam pewne gotowce, bo po co tracić czas na labirynty i
wbijania się w ślepe uliczki. Po co wyważać drzwi, gdy wszystkie
okna są otwarte? Trzeba tylko zauważyć, że istnieją.
Ojciec Joachim chce powiedzieć nam, że możemy wyfrunąć.
Przez chrzest mamy zmontowany kontakt z Panem Bogiem, teraz
trzeba ten kontakt zaktywizować. Ojciec zapewnia nas, że jest to
możliwe, a na dodatek zupełnie proste. I że wielu z nas uda się
to, co wydaje się niemożliwe, gdyż czasy są specyficzne - Pan
Bóg jest osamotniony. Jego trzódka nie jest dziś zbyt liczna,
więc na nielicznych spadnie łaska i będą działy się cudy i
rzeczy niezwykłe, i będzie jak w psalmach, i prorokować będą
najzwyczajniejsi ludzie w najzwyczajniejszych okolicznościach.
Taksówkarz, babcie, które przychodzą na Mszę o 12, młodzież z
Przystani i Beczki. I wszystko to będzie, Pan Bóg spełni swoje
obietnice, ale trzeba tylko chcieć go spotkać.
Żadnych podań, zawiłych procedur. Wszystko jest bardzo
proste. Nie trzeba żadnej metody ani traktatów. Wystarczy stanąć
przed Bogiem … A On zdecyduje, co dalej.
Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko.
Alina Petrowa - Wasilewicz
ROZDZIAŁ 1
Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy
takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, bardzo ciężka, a w
istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa.
Przeżyłem w zakonie dokładnie 64 lata i w całym swoim życiu
zaliczyłem sporo modlitwy. Na przykład modlitwy chórowej czyli
wspólnego odmawiania psalmów przez zakonników, Liturgii Godzin.
W klasztorze zajmuje to około dwóch godzin dziennie - od rana do
wieczora. Te modlitwy są bardzo piękne i pięknie wykonane,
recytowane z brewiarza, ale niestety, mam co do nich pewne
wątpliwości. Obawiam się, że w miarę upływu czasu, z tego
odmawiania modlitw robi się formalność i nie można na tym
poprzestać.
Od dłuższego czasu nurtuje mnie pewna myśl na temat
modlitwy. Szczególnie pytanie Stwórcy z Księgi Rodzaju, po
zjedzeniu przez człowieka zakazanego owocu. „Adamie, gdzie
jesteś?”. Oczywiście, Bóg doskonale wiedział, gdzie on jest, bo
go stworzył. Chciał jednak objawić, że coś się stało między Nim
- Stwórcą a człowiekiem, którego stworzył na swoje podobieństwo.
Adam nie wybiegł natychmiast na spotkanie, nie czekał na Niego
wśród przepięknych drzew w raju, które zapewne sadził sam Pan
Bóg, ale gdzieś się schował.
Przed upadkiem człowieka między nim a Bogiem była prosta
rozmowa, nic więcej. Kiedy człowiek zgrzeszył, Bóg go szukał:
„Chcę z tobą porozmawiać, a ciebie nie ma”. Człowiek wlazł w
krzaki.”Dlaczego się chowasz?” - zapytał Bóg. „Nie mam spodni
odpowiedział Adam”. ”Czemu się boisz? Czy zjadłeś owoc z
zakazanego drzewa?”. ”To kobieta mi powiedziała, żeby zerwać
owoc z drzewa, a przecież to Ty dałeś mi kobietę, która mnie
nabrała”. A kobieta powiedziała: ”Mnie nabrał wąż”. Już wtedy
zrzucali jeden na drugiego.
Co to znaczy? To znaczy, że po zjedzeniu owocu między
Stwórcą a stworzeniem coś się popsuło, że powstał rodzaj
przepaści. Dlatego też potrzebne stały się medytacje, szkoły
duchowości - augustiańskie, ignacjańskie, karmelitańskie. W
ciągu wieków musiała powstać cała sztuczna struktura jako próba
przekroczenia tej przepaści, która wskutek grzechu oddzieliła
człowieka od Boga.
Przekroczenie przepaści. Zasypanie jej. Na przykład
medytacją. Nie jestem zwolennikiem tej metody, choć jest od
dawna przyjęta i praktykowana w Kościele. My, dominikanie, mamy
obowiązek medytować codziennie pół godziny, w innych zakonach
jeszcze dłużej. Najdłużej medytują nowicjusze. Zapisuję sobie
„punkty” do medytacji. Co to znaczy jednak, że ja - jako
chrześcijanin - muszę medytować?
Odmawiam Ojcze nasz - modlitwę, której nauczył nas Jezus.
Przychodzę do Ojca niebieskiego. ”Witam Cię Ojcze, kochany
Tatusiu, zamierzam z Tobą porozmawiać i zapisałem to w
punktach”, czyli zaczynam medytować.”Jest tu pierwszy punkt,
drugi punkt i potem trzeci”.”Czy ty masz bzika, zwariowałeś? Co
się z tobą, człowieku, dzieje?” - powie ziemski tatuś.”Ze mną
rozmawia się od razu. Przychodzisz, mówisz, o co ci chodzi”.
A tutaj jest Bóg, Który nazywa Siebie Ojcem, ale z tego nie
wynika, że jest naiwnym tatusiem, tylko nieskończoną Mocą,
nieskończoną Mądrością, nieskończoną Wiedzą. I tę wiedzę chce
przekazać, ale w rozmowie, zwykłej rozmowie.
Nie wiemy, jak rozmawiali ze sobą Bóg i człowiek w raju. W
jakim to było języku, może mówili po hebrajsku, może wymieniali
myśli bez używania słów.
W każdym razie była to bezpośrednia rozmowa Stwórcy ze
stworzeniem. Boga, który stworzył na Swoje podobieństwo ludzką
istotę, żeby ten człowiek, podobny do Boga, mógł z Nim swobodnie
rozmawiać i nie musiał nigdy kryć się za ścianami medytacji,
metod, systemów, punktów. One wszystkie były wtedy zupełnie
niepotrzebne.
Stały się potrzebne w skutek upadku - pierwszego grzechu i
grzechów następnych. Grzechu pierworodnego i grzechów
osobistych. Grzech pierworodny, największy upadek, został przez
Syna Bożego zniesiony przez Odkupienie. Dzieło Syna - Drugiej
Osoby Boskiej, który został posłany i odkupił nas, tak mi się
wydaje, od konieczności nie tylko medytacji, ale od całego
sztucznego, formalnego podchodzenia do Boga jako Ojca. Ojciec -
Bóg pragnie aby wróciło - może nie w pełnym stanie pierwotnym,
bo przecież są trwałe następstwa grzechu pierwotnego – coś
podobnego do pierwotnej zażyłości , prostoty bycia razem z
Bogiem w Ogrodzie. Od tego czasu Bóg szuka każdego człowieka.
„Adamie, Kazimierzu, Stefanie, gdzie jesteś?” - woła.
Ogród. Bóg - w powiewie wiatru o zachodzie słońca
przychodził swobodnie na spotkanie z człowiekiem. To wszystko
niestety przepadło z winy człowieka. Zostało - nie całkowicie,
ale w jakiejś części - przywrócone przez Mękę Pańską.
Można dyskutować, w jakim stopniu pierwotna prostota
modlitwy jest do odtworzenia. O ile pamiętam, święty Jan od
Krzyża pisze w swoich dziełach, że wyższy rozwój modlitwy – w
jakim sensie, w sposób niepełny - przywraca pierwotną prostotę
bycia z Bogiem. Dlatego od dłuższego czasu się zastanawiam, jak
rozwinąć myśl świętego Jana?
Prostota modlitwy. Może ktoś powiedzieć: ”Ojcu to łatwo.
Jest ojciec 60 lat w zakonie, miał specjalne warunki. Ale my nie
jesteśmy w zakonie. Jesteśmy małżeństwem, nie mamy pracy, mamy
też inne problemy. Dla nas prosta modlitwa wcale nie jest
prosta”. Mnie rzeczywiście jest łatwo. W zakonie jestem
dokładnie 64 lata. W moim życiu wszystko jest poukładane. Nic
dziwnego, tak musiało być. Jak więc propagować prostotę
modlitwy? Najpierw trzeba się zastanowić, co to znaczy prostota
odniesienia do Boga.
Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy
takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, bardzo ciężka.
Myślę jednak, że w istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa.
Czytałem dużo dzieł mistyków, przez pewien czas po moim
nawróceniu rozczytywałem się w dziełach świętego Jana od Krzyża,
świętej Teresy z Avila. To oni podzielili życie duchowe na
siedem etapów - na przykład Teresa pisała o siedmiu
mieszkaniach; w siódmym z nich przebywa Oblubieniec. Zacząłem
się ubierać w mistykę. Czytałem te książki i się zastanawiałem:
gdzie ja teraz jestem - w mieszkaniu pierwszym, drugim czy
trzecim? Takie głupstwa. Czytając te traktaty można się nabrać,
że modlitwa musi być bardzo skomplikowana, że droga do Pana Boga
jest bardzo trudna. Święty Jan pisał o drodze na Górę Karmel, a
na okładkach rysowali bardzo strome góry …
Nie grzech, ale nieuprzejmość
Skoro celem jest prostota bycia z Bogiem, powrót do stanu,
który utraciliśmy, czy to dobrze, że ja odmawiam modlitwę,
konkretny tekst? Na pewno tak, ale samo werbalne odmawianie
modlitwy może być tylko formalnością. Obowiązkiem. Obowiązuje
zakonników i kapłanów. Musi być. Co zrobić, żeby brewiarz - tak
zwana Liturgia Godzin, modlitwy odmawiane podczas Mszy świętej,
straciły charakter sztywny, formalny? One są bardzo piękne,
poetyckie, zwłaszcza psalmy, ale to tylko tekst. Tekst, który
jest między mną a Bogiem. A między mną a Bogiem nie powinno być
żadnych tekstów. Tylko synostwo. Tylko to, co nazywamy tajemnicą
synostwa Bożego. Wraz z tym, co zostało stracone z synostwa, a
potem częściowo przywrócone, powinna wrócić swoboda rozmawiania
bezpośrednio z Bogiem.
Co zrobić, żeby nie popaść w rutynę, żeby różaniec,
modlitwa brewiarzowa, nie stały się bezmyślnie odtwarzanymi
słowami? Należy w tych tekstach odkryć żywego Boga. Tekst
modlitwy zazwyczaj jest natchniony : Pismo Święte, Mszał, w
którym jest przecież wiele fragmentów Biblii, w brewiarzu
również, żywoty świętych.
Co zrobić, aby to nie stało się sztywne? Jak ożywić tekst
modlitwy? Modlitwy prywatnej, osobistej i oficjalnej modlitwy
Kościoła, czyli Liturgii Godzin?
Dużo zastanawiałem się nad tym, co zrobić, aby odjeść od
Boga pojęciowego, jak powiedział mistrz Eckhart, do Boga
„myślonego” i dojść tylko do Boga żywego, istotnego? Takie
zadanie - żądanie jasno stawia swoim słuchaczom w kazaniach
mistrz Eckhart. Jak je wypełnić? Eckhart jest tu przewodnikiem.
Warto zadać pytanie, które on stawiał w XIV wieku. Co zrobić,
aby modlitwa nie stała się tylko formalnością? Co to znaczy, że
do Ojca mówi się zgodnie ze sztywnymi regułami? Nie jest to
grzechem, ale to co najmniej nieuprzejmie, gdy staję przed Ojcem
i mówię do Niego formalnie. Bóg nazwał Siebie Ojcem, mnie synem.
Nie ma tu sztywnej etykiety, konwenansów, tylko żywa rozmowa
Ojca z synem - synem, który pochodzi od Ojca. To więź jeszcze
silniejsza niż ta, która łączy syna ziemskiego rozmawiającego ze
swoim tatą, gdyż jako syn Boga jestem zrodzony w Duchu Świętym
przez chrzest i inne sakramenty.
Ale jak to zrobić?
ROZDZIAŁ 2
Pan Bóg chce karmić nas Sobą, chce intymnej rozmowy podczas
uczty, rozmowy gospodarza z zaproszonym gościem.
Pragnienie
Trzeba szukać. Jeden z proroków, bodajże Daniel, został
nazwany „szukającym”. A ponieważ był człowiekiem wielkich
pragnień, więc to, czego pragnął, stało się. W Piśmie Świętym
pragnienie Boga często porównuje się do pragnienia żywej wody -
żywą wodę obiecuje Chrystus Samarytance przy studni. Jeżeli
chrześcijanin - zakonnik czy świecki - będzie pragnął żywego
Boga, tak jak na pustyni pragnie się wody, na pewno w końcu tę
wodę otrzyma. Trzeba jednak to pragnienie ożywić w człowieku.
Jest to zadanie duszpasterskie Kościoła, które jest na pierwszym
miejscu, najważniejsze i podstawowe. W całej pracy
duszpasterskiej należy się zastanawiać, jak uczyć ludzi odnaleźć
żywego Boga? Tu dochodzimy do metod. Niestety, po grzechu
pierworodnym trzeba trochę z nich korzystać, trzeba udzielać
rad, na przykład, żeby po przyjęciu Komunii Świętej wejść w głąb
własnej duszy. Po dobrej spowiedzi, jeśli spowiedź jest
potrzebna, Komunia Święta jest bardzo łatwa, gdyż Pan Bóg
najbardziej tajemnicze rzeczy ofiarowuje nam w sposób
przystępny. Po przyjęciu Komunii człowiek powinien zatrzymać
się, wsłuchać w stan swojej duszy. Jednak zamiast tego on wraca
na miejsce, siada znów w ławce czy na krzesełku i odczytuje
dziękczynienie po Mszy Świętej. Teksty. Gotowe teksty. Pamiętam,
jak bardzo zdziwił mnie pewien zakonnik obrządku wschodniego,
który po Komunii Świętej, zamiast patrzeć na ikonostas,
wyciągnął włoską książeczkę z tekstami modlitw po Mszy Świętej.
W ten sposób omija się chwilę największej intymności, jaka może
być między człowiekiem a Bogiem. Chwilę, która wypływa z
przyjęcia Ciała Bożego jako pokarmu. I tę chwilę należy
zapamiętać, zatrzymać się, czekać, aż Obecność się odezwie.
Jestem przekonany, że się odezwie. W postaci milczenia, gdyż
nagle spada milczenie. W postaci skupienia, gdyż nagle człowiek
jest skupiony. Nawet, jeśli w domu czeka na niego trochę trudna
teściowa albo jeśli ma bez liku kłopotów w pracy. Nagle jest
skupiony, mimo wszystko jest skupiony.
Bezsłowna wiadomość, sama żywa prawda
Skupienie jest wtedy darem Bożym. Jest pierwszym warunkiem
rozmowy. Drugim warunkiem rozmowy jest zaś milczenie. Czyli
skupienie i milczenie po Komunii Świętej, w kilkanaście sekund
czy nawet kilkanaście minut, może się rozwinąć do czegoś, co
jest rozmową. Jak to będzie wyglądało? Czy to będzie mówienie po
polsku? Czasem tak, choć zdarza się to rzadko. Najczęściej
będzie to przekazanie jakiegoś rodzaju bezsłownej wiadomości.
Będzie to sama żywa prawda o mnie - jakim jestem zakonnikiem,
jakim jestem ojcem rodziny, mężem, matką czy żoną. Co Bóg chce
mi powiedzieć, na pewno mi powie. To się może przekształcić w
rozmowę. Święci rozmawiają z Bogiem w swoim ojczystym języku. Do
świętej Faustyny Pan Jezus mówił w języku polskim. Do każdego
mówi w jego ojczystym języku, bo chce do niego jak najlepiej
dotrzeć. Jeżeli jednak Pan Bóg zacznie mówić do mnie po polsku,
trzeba uważać, bo to może być fałszywka. Diabeł konkuruje
niezmordowanie i doskonale naśladuje Boga, ponieważ Go zna, więc
potrafi zainscenizować fałszywą rozmowę Boga z człowiekiem. Musi
więc być ktoś, kto ma dar rozróżniania duchów, na przykład
spowiednik albo kierownik duchowy - mądry, potrafiący rozróżnić,
co się dzieje w tym człowieku, czy jego przeżycia, słowa, które
słyszy, naprawdę pochodzą od Boga.
O spowiedzi najlepiej napisał Jan od Krzyża w dziele Żywy
płomień miłości. W strofie trzeciej jest duża dygresja o
spowiednikach. Święty Jan wyraża się o nich bardzo surowo, wręcz
ostro. Pisze, że spowiednik przekuwa człowieka na swoje
podobieństwo - dominikańskie, jezuickie czy inne - a nie na
podobieństwo Boga. Podobieństwo Boga jest nieuchwytne pojęciowo
- istnieje, ale przekracza wszelkie pojęcia. Spowiednik musi
uważać, co się w tym człowieku dzieje, co on przeżywa. Czy
przeżywa sytuację pod tytułem ”Jestem święty, a może jeszcze nie
całkiem?”, czyli wciąż się w siebie wpatruje? Trzeba wyczuć
prawdziwość lub fałsz takiej mowy. Ale to, że Pan Bóg przemawia,
jest pewne. Dlatego w Eucharystii, Komunii Świętej, która jest
powszechna na każdej Mszy Świętej - na przykład w naszym
dominikańskim kościele jest ich w każdą niedzielę aż dziesięć -
Pan Bóg chce być jako karmiący Sobą, chce sprowokować intymną
rozmowę, toczącą się podczas uczty, intymną rozmowę gospodarza z
zaproszonym gościem. Z każdym, kto przyjdzie. Bez wyjątku. To
porównanie wzięte z Ewangelii. To nasłuchiwanie jest ważnym
warunkiem powrotu do stanu pierwotnej rozmowy z Bogiem w raju.
ROZDZIAŁ 3
Komu zaufałem? Moim dziełom, bogactwom, doświadczeniu, wiedzy
teologicznej? Czy Bogu Samemu? Czy przeskoczyłem to wszystko i
sięgnąłem prostym pragnieniem do samego Boga?
Wszystko przeskoczyć
Następny warunek, który jest konieczny, to światło. Jestem
w zakonie dokładnie 64 lata, rekolekcji przeżyłem bardzo wiele
przynajmniej jedne na początku roku akademickiego czy
duszpasterskiego i nie pamiętam, aby ktokolwiek z prowadzących
mówił o świetle. O zasadach życia zakonnego - tak, o zasadach
życia małżeńskiego - tak, jak się modlić - też, co robić - też,
ale nie było nic powiedziane o świetle. Potem ten sam
rekolekcjonista i uczestnik rekolekcji czyta Mszał lub słyszy,
co z niego jest czytane, a w Mszale jest wszystko, co potrzeba,
”Ja jestem światłością świata. Kto chodzi za Mną, nie chodzi w
ciemności, a będzie miał światło życia”. O tym się nie mówi.
Jeśli zakonnik, każdy chrześcijanin, chodzi za Chrystusem, to
szuka światła. Na swojej drodze życiowej - zakonnej czy
małżeńskiej - szuka w tekście Pisma ŚwiętegoŚwiatła. Człowiek
szuka światła w tajemniczej mowie Boga po Komunii Świętej i
szuka światła w czytaniu Pisma Świętego. I to światło na pewno
znajdzie, ponieważ jest to Pismo natchnione.
Weźmy taki przykład. Dawid szedł na bitwę. I chciał mieć
rydwany, co w owych czasach oznaczało czołgi. Faraon ma czołgi i
wygrywa wojny. Widzi to Dawid i mówi: ”Ja też chce wygrywać
wojny i dlatego chcę zafundować sobie coś, co mi to umożliwi”.
Wystawił rydwany zaprzężone w konie. I przegrał. I był
zdziwiony, że tak się stało: dlaczego? I prorok przekazał mu
słowo Boga: ”Trzeba ufać w Jahwe a nie w rydwany”. Czytam to,
ale co mnie obchodzi bitwa Dawida z Amalekitami? Dla mnie ważne
jest, jak wygląda moje życie zakonne czy małżeńskie - komu
zaufałem? Czy moim dziełom, bogactwom, które posiadam,
doświadczeniu zakonnemu, które mam, wiedzy teologicznej, którą
zdobyłem, czy Bogu Samemu? Czy przeskoczyłem to wszystko i
sięgnąłem prostym aktem pragnienia do samego Boga?
Oczywiście, wszystko to możliwe jest tylko dzięki wierze.
Musi być wiara. Bez wiary w ogóle szkoda o modlitwie mówić. Im
słabsza wiara, tym gorsza modlitwa. Wiara to dar Ducha Świętego,
dar widzenia Boga. Widzenia niewidzialnego Boga.
Trzy źródła kontaktu z Bogiem
Mamy trzy źródła kontaktu z Bogiem. Pierwszym jest
Eucharystia, drugim jest szukanie światła w Piśmie Świętym, a
trzecim szukanie światła u innych ludzi.
Komunia Święta. Po Eucharystii powinna być cisza, cisza
podczas słuchania słowa Bożego. Słucham w ciszy i doznaję w niej
oświecenia, słuchając tego, co ksiądz czyta w Mszale i czytając
w domu Pismo Święte. Ale to może nam się wydarzyć nie od razu,
tylko po dłuższym oczyszczeniu. Tutaj niestety jest potrzebne
oczyszczenie. W raju jest niepotrzebne, ale po grzechu
pierworodnym stało się konieczne. Potrzebna jest też dobra
spowiedź i walka z egoizmem. Im bardziej wyzbywamy się egoizmu,
tym bardziej rozmawiamy z Bogiem. Egoista tylko formalnie
rozmawia z Bogiem. Wszystkie teksty odmawia formalnie, odmawia
tylko wargami. Zaś im bardziej zanika, obumiera w nim egoizm,
tym bardziej zaczyna w nim przebywać i przemawiać do niego Pan
Bóg. Zbliża się do światła. Jak? Tego nie wiemy, bo Pan Bóg
zawsze robi to, co uważa za dobre dla konkretnego człowieka.
Każdy człowiek jest zupełnie inny w oczach Boga. Zupełnie inny.
Inna jest też droga do Boga np. świeckiej kobiety, a zupełnie
inna - moja. Nie dlatego, że jestem zakonnikiem, ale dlatego, że
jestem innym człowiekiem. Niezależnie od tego czy to zakon, czy
małżeństwo, w każdym przypadku droga jest inna -
najskuteczniejsza z możliwych, bo wynikająca z mądrości i
miłości Bożej.
Pismo Święte trzeba czytać jako żywe słowo Boże i wtedy
nawet walka Dawida z czołgami Amalekitów do nas przemówi. Tam
szukam życia i na pewno je znajdę. Nie od razu. Potrzebna jest
wierność i Pan Bóg bardzo na nią liczy. Potrzebne jest wierne
pójście za Nim. W Starym Testamencie Żydzi na pustyni nie
chcieli za Nim iść, bo znudziła ich codziennie jedzona manna.
Nie chcieli tego, odrzucili swój los, szemrali. I oczywiście
przepadli. I my też tak robimy - szukamy innych dróg, nie
Bożych, bo te inne są bardziej pociągające. Dlatego trzeba
cierpliwie, nie zwracając uwagi na nudę, szukać w Piśmie - w
którym bez wyjątku wszystko jest natchnione, nawet przecinki -
żywego słowa Boga.
Światło może się ukazać w bardzo różny sposób, także u
innych ludzi. Nagle niesie nam je jakiś człowiek, świecki albo
ksiądz, w którym obecność Boga wyraźnie staje się dla nas
rodzajem światła. Ma to każdy ksiądz, który z powołania powinien
nieść w sobie światło Boże. Od dnia święceń, gdyż przeistacza,
codziennie rozgrzesza, codziennie ma do czynienia z wcielonym
Światłem, którym jest Chrystus. Chrystus pod postacią cząsteczki
chleba, który jest jego ciałem.
To powinno być w księdzu. Gdy ksiądz gdzieś idzie, na
przykład z kolędą, z wizytą duszpasterską, powinien zanosić do
tych ludzi światło. To można odczuć. Gdy chodziłem po kolędzie i
kiedyś odwiedziłem rodzinę krawca teatralnego, trafiłem na burzę
rodzinną, która nagle ucichła. Powiedziałem im, że teraz
milczymy. Rzeczywiście, posłuchali księdza, przestali mówić. Po
dłuższym czasie żona krawca powiedziała: ”Jak tu cicho jest”.
Cisza. Początek rozmowy z Bogiem. Trzeba wierzyć, że kapłan może
przynieść ze sobą nie tylko sakrament Eucharystii, ale także
pokój Boży. ”Pokój Pański niech zawsze będzie z Wami” - mówi w
każdej Mszy Świętej. Ten pokój nosi w sobie, ale powinien
przekazywać go w każdej Mszy Świętej i podczas zwykłych
odwiedzin, nawet najbardziej świeckich, w każdej sytuacji
życiowej.
ROZDZIAŁ 4
Adamie, gdzie jesteś? To pytanie z Księgi Rodzaju nadal
rozbrzmiewa. Bóg szuka każdego z nas, z każdym chce rozmawiać
jego własnym językiem.
Pan Bóg się zniża
Jest takie bardzo mądre greckie słowo synkatabasis, które
oznacza, że Pan Bóg się zniża. Zawsze to robił, od chwili gdy
stworzył człowieka, ale dzisiaj zniża się szczególnie, gdyż
chce, żeby ludzie modlili się bezpośrednio do Niego. Jestem tego
absolutnie pewien. Oprócz wszystkich formalnych rodzajów
modlitwy, jak na przykład brewiarz, Bóg chce, żeby każdy
człowiek - zakonnik czy świecki - do Niego wprost przemawiał.
Bezpośrednio. Własnymi słowami. Jeśli postaramy się Jego
życzenie spełnić, przekonamy się, że otrzymamy wielką pomoc w
pokonaniu wszystkich przeszkód w drodze do modlitwy
bezpośredniej, że pokonanie ich będzie dużo łatwiejsze. To, co
było wymagane kiedyś - długie staranie, długie cierpienie
(czasem są potrzebne takie ćwiczenia, szczególnie w zakonach)
teraz będzie bardzo skrócone i uproszczone, bo Pan Bóg
koniecznie chce przemawiać w epoce kryzysu świata. Niestety, do
mojego stanu - zakonnego czy kapłańskiego - Panu Bogu może nie
udać się przemówić, bo jesteśmy za „mądrzy”, natomiast do
zwykłych ludzi - tak. Zwykli ludzie głosują, wobec tego mogą
mieć poprzez modlitwę wpływ na wybór odpowiednich ludzi, nie tak
głupich, jak nasi współcześni politycy, których głupota
przekracza wszelkie pojęcie. I Pan Bóg chce ich oświecać w tych
i wielu innych sprawach - rodzinnych, zawodowych, społecznych.
Bóg się uniża, chce po prostu rozmawiać, tak jak chciał
rozmawiać z Adamem. Bóg się nie zmienia i wciąż pyta: ”Adamie,
gdzie jesteś”?. To pytanie z Księgi Rodzaju nadal rozbrzmiewa.
Rozbrzmiewa w całym świecie. Bóg szuka każdego z nas, z każdym
chce rozmawiać jego własnym językiem, dla niego zrozumiałym.
Mam małego przyjaciela, który mówi do Pana Boga bardzo
prosto. Jego nowenna trwa kilka sekund. Kiedyś prosiłem go, aby
pomodlił się za pijaka i ten pijak rzeczywiście przestał pić.
Chłopiec wyczuwa obecność Pana Jezusa w tabernakulum, nie chce
siedzieć w kaplicy, w której nie ma Najświętszego Sakramentu. A
jest tylko ochrzczony. Michałek. Trzeba być jak Michałek wobec
Pana Boga, mówić bezpośrednio do Niego.
Pan Bóg się zniżył do radości taksówkarza
Pan Bóg się zniżył do taksówkarza, który kiedyś odwiózł
mnie do klasztoru. Po drodze rozmawialiśmy, spytałem go, czy ma
dzieci. Odpowiedział, że ma - ukochaną córeczkę. Ja dostaję w
klasztorze kieszonkowe - 150 zł miesięcznie i zazwyczaj tego nie
wydaję. Gdy przyszło do płacenia, dałem mu 10 zł więcej niż
wybiło na liczniku. Na twarzy taksówkarza pojawił się umiech
radości ojcostwa. Tu Pan Bóg był na pewno, choć ten człowiek
tego nie wiedział. Taksówkarz był dobrym ojcem i uśmiechnął się
dobrocią ojcowską. On tego nie wiedział i ksiądz też mu tego nie
powie, bo zazwyczaj księża takich rzeczy nie mówią. Ta chwila
radości z tego, że może dać dziecku prezent, bo dostał więcej
pieniędzy od pasażera, była powodem, że Pan Bóg zniżył się do
jego radości. W radości taksówkarza była Boska radość. Podobna,
tylko nieskończenie doskonalsza. Czy był on wierzący?
Przypuszczam, że tak.
Nieraz widzi się taką radość w innych sytuacjach zazwyczaj
na twarzy panny młodej, u pana młodego rzadziej. To uśmiech
szczęścia, które daje Pan Bóg. Pan Bóg daje pełnię szczęścia, a
ona, wychodząc za mąż, jest szczęśliwa w sposób podobny do
szczęścia Bożego. Szczęście Boże jest nieskończone, a ludzkie
szczęście - ulotne. Przychodzi codzienność, trudna teściowa,
kłótnie, awantury. Szczęście ludzkie jest kruche, ale gdyby
oparła je na Bogu, na sakramencie małżeństwa, trwałoby wciąż,
niezależnie od okoliczności zewnętrznych.
Bóg się uniża, żeby się z nami spotkać. Ludzie często
przegapiają Jego pragnienie. Rolą duszpasterza jest, żeby to
ludziom uświadamiać. Pokazać, że Pan Bóg zawsze jest blisko
ciebie, w sposób ukryty, ale są sytuacje wręcz oczywiste. Kiedyś
młody ojciec opisywał mi swoje niełatwe życie, więc zapytałem:
”Jak ty to wszystko wytrzymujesz?”. A on mi na to: ”Proszę ojca,
jak mi moja córeczka zarzuca rączki na szyję, wszystko mija”. To
coś Boskiego. Kłopoty finansowe czy zdrowotne może nie mijają,
ale nie są już tak straszne, bo mała Marysia zarzuciła tacie
ręce na szyję. Wszystko minęło! Ślicznie! Pan Bóg zniżył się do
gestu dziecka, które obejmuje szyję tatusia. Przez tego
dzieciaka Pan Bóg dał mu przemijające, chwilowe poczucie
szczęścia. Dalekie bardzo od szczęścia wiecznego, ale jednak.
ROZDZIAŁ 5
Chrześcijanie zawsze szukali nieustającej modlitwy, która
przywróci ich Bogu.
Święty Paweł pisał w swoich listach: ”Módlcie się
nieustannie”. Pan Bóg przekazał nam w ten sposób, żebyśmy się
nie tylko modlili, ale żebyśmy robili to nieustannie! Kościół
Wschodni odpowiedział na to wezwanie modlitwą Jezusową:
”Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. To zdanie powtarza
się setki razy, nawet tysiące, aż wreszcie znika strona
werbalna, słowa topnieją, zostaje tylko imię Jezus. Tylko ono
pozostaje i jest tak pełne Światła, że się prawie nie widzi
słowa a samo światło, którym jest Chrystus. On mówi: ”Ja jestem
Światłością świata”.
Święty Paweł w Liście do Efezjan pisze: ”Dawniej byliśmy
ciemnością, a dziś jesteśmy światłością w Panu”. I to nie ma nic
wspólnego z buddyjskim oświeceniem, to jest Światło Chrystusa.
”Żyjcie jak synowie światłości”. Odpadają więc, mają odpaść,
wszystkie nasze grzechy. Nie grzeszę, bo jestem synem
światłości. Tego mi nikt nie powiedział, gdy dojrzewałem: ”Nie
grzesz, bo masz być doskonały!”. ”A po co? Ja nie chcę być
doskonały, mnie to nic nie obchodzi, mam to gdzieś”. Gdyż jesteś
synem Boga, synem światła, a robisz rzeczy ciemne, czarne,
głupie”.
Módlcie się nieustannie
Modlitwa Jezusowa to jest podstawa duchowości
bizantyjskiej. I tak jak różaniec na Zachodzie, przywraca
świadomość stałej obecności Boga. Jej istotę opisuje wielkie
dzieło duchowe Filokalia, dzieło bardzo obszerne, wielotomowe.
Miałem cały komplet po angielsku, po polsku mamy tylko
fragmenty. Przez dłuższy czas ja także odmawiałem modlitwę
Jezusową. Filokalia dają na pewno możliwość kontaktu z tajemnicą
Boga. Bardziej niż modlitwy zachodnie. Liturgia wschodnia chwali
tajemnice Boga, a w zachodniej mówi się więcej o człowieku. W
ich świątyniach jest tylko ikonostas i tylko chwała Boża. Może
jest to powód niewielkiej działalności społecznej Kościoła
prawosławnego? Na Zachodzie Kościół angażuje się w edukację,
dobroczynność, misje. Zaś na Wschodzie nie widać rozpędu
misyjnego, akcent położony jest na kult, liturgię. Nie wiadomo,
jak to wytłumaczyć. Może biernością ludzi Wschodu?
Wschód bardzo jasno widział piękno Boga, o czym się na
Zachodzie nie mówiło albo mówiło bardzo rzadko, za rzadko. W
brewiarzu, w dniu wspomnienia św. Bazylego Wielkiego,
podkreślone jest widzenie idei piękna Boskiego. On widział
piękno Boga.
Nieraz człowiek długo się modli, modli się, szuka światła.
Potem wchodzi do kościoła, słucha Ewangelii czy tekstów z Mszału
i wie, że to jest do niego skierowane, jakby tylko on był w
kościele. Tak bywa. Tak jak Ojciec Pery Guere, należący do
Zgromadzenia Małych Braci Jezusa, powiedział mi w czasie wojny w
Maroku, gdy zastanawiałem się nad moim powołaniem, żebym
powtarzał: ”Mów Panie, sługa Twój słucha”. I już wiedziałem, co
mam ze sobą w życiu robić. Czasem taki werset zmienia wszystko,
całą resztę życia.
Tak samo było z bohaterem książki Opowieści pielgrzyma.
Pewnego dnia wszedł do świątyni i nagle usłyszał właśnie ten
werset z listu świętego Pawła: ”Módlcie się nieustannie”. Zaczął
więc uparcie takiej modlitwy szukać. I znalazł w tradycji
swojego Kościoła.
Można modlić się nieustannie. Myślę, że dla człowieka
zachodniego powtarzanie bez końca formułek wydaje się bardzo
trudne. Starzec, którego pielgrzym pytał o radę, polecił mu
powtarzać jedno zdanie po kilkaset razy dziennie: ”Jezusie, Synu
Dawida, zmiłuj się nade mną. Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się
nade mną” - i tak bez przerwy od świtu do nocy. Nie wiem, czy
człowiek zachodni jest w stanie tak robić bez popadnięcia w
nerwicę. Ale człowiek Zachodu może pamiętać o obecności Boga. Ta
pamięć - że Bóg jest obecny - jest bardzo łatwa. Człowiek może
wzbudzać w sobie myśl, że Bóg jest obecny, choć w tej chwili nie
jest wyczuwalny. Akt wiary w obecność Boga nie jest trudny.
Święty Paweł pisał, że bez Ducha Świętego nie można
powiedzieć, że Jezus jest Panem. Samo Jego imię sprawia, że
jesteśmy w Duchu Świętym. Modlitwa Jezusa prowadzi do wejścia w
stałą obecność Boga.
Wielka modlitwa Zachodu
Różaniec jest wielką modlitwą Zachodu. Ale jest to modlitwa
trudna. Łatwiejsza jest modlitwa Wschodu, która polega na
powtarzaniu jednego zdania. Siedzi ślepy żebrak, otacza go tłum.
Ale coś się dzieje, żebrak pyta: ”Co się dzieje?”. Mówią mu:
”Tam jest rabbi, bardzo ciekawie mówi!”. A żebrak na to: ”A nuż
ten rabbi mnie uzdrowi?”. Zaczyna wołać: ”Jezusie, Synu Dawida,
zmiłuj się nade mną!”. Mówią mu: ”Zamknij się, bo
przeszkadzasz!”. A on jeszcze głośniej woła i jeszcze głośniej.
W końcu Jezus go dostrzega i pyta: ”Co chcesz, żebym ci
zrobił?”. ”Panie, żebym przejrzał. Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj
się nade mną” - błaga. Jest tu dobry rytm, melodia, można
powtarzać setki i tysiące razy to błaganie aż po światło.
Różaniec natomiast, nasza dominikańska modlitwa - gdyż
dominikanie go rozpropagowali w Europie i całym świecie - jest
trudny. Dziesięć razy Zdrowaś Mario, raz Ojcze nasz i raz Chwała
Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu - jest więcej mówienia niż w
modlitwie Jezusowej Kościoła Wschodniego. Zastanawiam się nad
tym ostatnio. Jak połączyć Ojcze nasz i Zdrowaś Mario, modlitwę
ustną, z tajemnicą?
Mam wrażenie, że to się dzieje w ten sposób, że jeśli ktoś
jest wierny tej modlitwie, nudzi się. Ta modlitwa jest nudna,
gdy odmawiają ją w kościele i bardzo, bardzo jednostajna. U nas
w kościele codziennie jest wystawienie Najświętszego Sakramentu
i Różaniec. Jest to bardzo nudne. Podobnie w maju o
najpiękniejszej z kobiet wyją, żeby się modliła za nami.
Okropne! Gdyby ktoś w tak beznadziejny sposób mówił o pięknej
kobiecie, powiedzieliby mu, żeby się zamknął. Tu przecież chodzi
o wstawiennictwo Matki Bożej, największej piękności kobiecej,
jaka istnieje na świecie. A jeżeli się tę modlitwę odmawia, mimo
że to nudzi, to jest umartwiające oczyszczenie, oczyszczenie
ascetyczne. Po pewnym czasie te dziesięć ”Zdrowasiek” i Ojcze
nasz zaczynają się stapiać w widzenie tajemnicy. Widzenie nie
własną wyobraźnią, tylko widzenie tajemnicy. Wierne odmawianie
różańca prowadzi do żywego przeżycia tajemnicy poprzez
”Zdrowaśki”, czyli wstawiennictwo Matki Boskiej. To wymaga
cierpliwości i trwania. I nie zawsze wychodzi. Jest możliwość
widzenia tajemnic życia Matki Boskiej i Pana Jezusa przez
modlitwę różańcową. Tajemnice Boga stają się żywe: tajemnice
radosne, światła, bolesne i chwalebne. Wierne odmawianie tej
modlitwy prowadzi do żywej wiary na co dzień - w życiu
rodzinnym, małżeńskim, zakonnym i wszelkim innym. Ale warunkiem
jest wytrwanie w szukaniu światła, czyli tak jak przy lekturze
Pisma Świętego. Dominikanie powinni codziennie odmawiać jedną
część różańca. Nie jest to nakaz, ale rada.
W różańcu jest obecna Matka życia - w radościach, świetle,
boleściach i chwale.
Niektórzy ludzie na Zachodzie, którzy nie znają
chrześcijaństwa a szukają czegoś, co przekracza rozum, czyli
tajemnicy Boga, zaczynają się interesować buddyzmem, a nawet na
buddyzm przechodzą. Potrafią godzinami powtarzać jedną mantrę.
Pociąga ich tajemnica. U nas - w chrześcijaństwie zachodnim
wszystko jest zwyczajne i racjonalne, ale jest także tajemnica,
o czym nie wiedzą zachodni buddyjscy neofici. Oni nie wiedzą, że
wiara ich dzieciństwa może otworzyć im drogę do tajemnicy.
Świetnie o tym pisze mistrz Eckhart - o tajemnicy Boga, o tym,
że można wejść w tajemnicę Boga.
Na Zachodzie powstały różne sposoby modlitwy. Święta Teresa
Wielka porównywała różne jej etapy do zdobywania wody - od
kopania motyką, poprzez studnię, koło wodne aż po deszcz, który
zrasza ogród. Człowiek jest na tych etapach coraz mniej aktywny,
w końcu inicjatywę przejmuje Bóg. Szkoła ignacjańska, zwłaszcza
rekolekcje, to druga wielka tradycja duchowości. To na pewno
jest bardzo dobre. Rekolekcje ignacjańskie cieszą się ogromnym
powodzeniem, trzeba się zapisywać, czasem z rocznym
wyprzedzeniem, żeby wziąć w nich udział. Tam człowieka dokładnie
rozłożą jezuici, ale nie zawsze potrafią go potem z powrotem
złożyć.
Cały czas człowiek powinien iść i szerokim traktem
konkretnej tradycji duchowej, i osobistymi, wąskimi ścieżkami,
które sam odkrywa. Można spędzić cały dzień modląc się tak, jak
zalecają wielcy nauczyciele modlitwy. Nie jest to bardzo trudne.
Jeśli można cały dzień myśleć o rodzinie, można też cały dzień
myśleć o Panu Bogu. W podobny sposób. Choć to na pewno jest
łaska.
Świeccy ludzie też mogą żyć jak mnisi. Klasztory nie są
rezerwatami modlitwy. Ona jest dla wszystkich ludzi.
Niezależnie od różnic, chrześcijanie zawsze szukali
nieustającej modlitwy, która przywróci ich Bogu. Czytali
książki, szukali metod. Moja babka na przykład miała francuską
książkę Surmetre en priere (Poddać się modlitwie). Ja tego nie
rozumiem. Wziąć modlitewnik czy brewiarz, żeby zwracać się do
Boga. Mnie się wydaje, że nie muszę wchodzić w modlitwę, bo we
mnie zawsze jest modlitwa. Jestem w jakimś stanie modlitwy.
Mniej lub więcej wiadomej, ale zawsze obecnej. Ale ten dar
przychodzi z czasem.
ROZDZIAŁ 6
Bóg jest wiecznie młody, dlatego gdy kto ma z nim kontakt,
będzie ciągle młody.
Są dwie drogi - uczenie się modlitw już istniejących i
droga modlitwy spontanicznej. Jednak jeśli ktoś nie modli się
spontanicznie, to lepiej aby modlił się formalnie - choćby
wargami - niż gdyby nie modlił się wcale. Ja przed nawróceniem
chodziłem bardzo formalnie na Mszę Świętą, ale z własnej winy
poza jednym razem - nigdy Mszy Świętej nie opuściłem. Robiłem to
bardzo formalnie, bo wypadało, bo wszyscy chodzili, więc ja też.
Ale choć było to powierzchowne, to mnie na pewno bardzo przy
Panu Bogu trzymało. To, co formalne, może w pewnej chwili stać
się żywe. Gdy zabraknie nawet tego, to nie ma już nic, żadnej
gleby, na której można siać.
Dlatego dziecko trzeba uczyć pacierza - Ojcze nasz, Zdrowaś
Mario, Aniele Boży. I najlepiej, żeby towarzyszyli mu rodzice.
Michaś, chłopiec, o którym często opowiadam, prosi nieraz
rodziców, żeby mógł się nie myć przed snem, bo jest bardzo
zmęczony, ale nigdy nie opuści modlitwy. Siedmioletni chłopak po
całym dniu gry w piłkę nie pójdzie spać bez modlitwy. Nie zawsze
myje zęby, ale zawsze się modli i rozróżnia intencje, w których
mogę modlić się tylko ja, a on nie. Znam inne dziecko, które w
podobnym wieku robi to samo. Tak więc odnoszę wrażenie, że Pan
Bóg daje dary zwane mistycznymi - bezpośredniego rozpoznania
Jego obecności - kilkuletnim dzieciom i młodzieży. Natomiast
zdaje mi się, że Pana Boga dość zawodzą dorośli i ludzie starzy.
Dlatego, że stary często popada w rutynę, ma wszystko oklepane.
Dziecko tego nie ma, dziecko jest gotowe w każdej chwili robić
coś nowego. Młodzież gimnazjalna z tutejszego (krakowskiego)
duszpasterstwa ”Przystań” ma też dar pobożności. Nie wiem, czy
będą go mieli na całe życie - boję się, że nie na zawsze. Mają
jednak coś, czego nie mają starzy.
Ludzie w moim wieku to już koniec, skleroza. Mają żal do
wszystkich, żal za przeszłością, żal za młodością. Dlatego
starsi ludzie, emeryci, żeby ich życie cały czas przynosiło
owoce, powinni nastawić się na szukanie żywego Boga. Wtedy nie
będą się starzeć. Jeśli człowiek odnajdzie żywego Boga w
jakiejkolwiek modlitwie - osobistej lub tej dobrze znanej
różańcowej, wtedy na długo zachowa świeżość umysłu. Kontakt z
żywym Bogiem powoduje, że się nie starzejemy. Bóg odmładza.
Modlitwa może być także bezsłowna. Gdy modli się po prostu sobą,
umysł stanie się wtedy żywy młodością samego Boga. W Mszale
niedawno była taka modlitwa o młodość. W Mszale jest wszystko,
trzeba tylko uważnie słuchać. Zdaje się, że świętej Teresie od
Jezusa Duch Święty ukazał się właśnie jako młodzieniec. Bóg jest
wiecznie młody, dlatego gdy ktośma z nim kontakt, będzie
wiecznie młody - nawet mimo fizycznej starości. Nie będzie
ulegał słabości w sensie utraty władz umysłowych. Będzie ulegał
różnego rodzaju starczym dolegliwościom - może mieć problemy ze
wzrokiem, słuchem, chodzeniem - ale duchowo się nie zestarzeje.
To jest tylko kwestia pewnej higieny życia, ale nade wszystko
kontaktów z żywym Bogiem. Dlatego namawiam wszystkich, żeby nie
trzymali się tylko modlitwy obowiązkowej, ale żeby mówili do
Boga w sposób żywy - jak żywy do Żywego.
Ojcze nasz - najwspanialsza modlitwa
Słowo Boga jest niesłychanie wyraziste i silne. Bardzo
wyraźne, tak zwane substancjalne słowo Boga. A ludzkie słowa to
gadanie, takie gadanie. Czy Pan Bóg nie chce, żebyśmy w tych
czasach, zdaje się ostatecznych, próbowali wrócić do modlitwy?
Mimo upadku, grzechu pierworodnego, trzeba próbować wrócić do
prostoty modlitwy. Ojcze nasz …
Budda uczy skomplikowanej medytacji, która bywa bardzo
kosztowna - zdarza się, że adepci buddyzmu kończą w klinice
psychiatrycznej. A Syn Boży nauczył nas mówić: ”Ojcze nasz,
który jesteś w niebie”. Modlitwa - najwspanialsza modlitwa.
Bardzo prosta. Pozornie nudna, nic tam wielkiego nie ma. Jednak
ta modlitwa jest super - to najwyższa modlitwa, jaka istnieje.
Po niej niektóre psalmy oczywiście. No i krzyż.
Każda babcia ma kontakt z Absolutem
Modlitwa to najważniejsza czynność w życiu człowieka, bo
dzięki niej ma on kontakt z Absolutem. Sekciarze czy buddyści
zawsze chcą kontaktów z Absolutem i katolicy z urodzenia, którzy
spragnieni są jakichś nadzwyczajnych wrażeń, po to do nich idą.
Nie wiedzą, że u nas każda babcia z różańcem w ręku ma kontakt z
Absolutem. Nie ćwiczyła, nie uprawiała specjalnej medytacji.
Zwłaszcza w buddyzmie zen trzeba wykonywać bardzo ciężkie
ćwiczenia, żeby dojść do tak zwanego oświecenia. Tyle że u nas -
katolików księża przeważnie nie potrafią tej prawdy przedstawić
i nie mówią o świetle, o prawdziwym świetle. Księża, katecheci i
katechetki powinni uczyć modlitwy. Myślę, że Pan Bóg bardzo
chce, żeby dziś ludzie zwracali się do Niego w prosty sposób.
Tak, jak to robią dzieci.
Wiara księży powinna być mocna i myślę, że u wielu z nich
taka jest. Podtrzymuje ją Jasna Góra i Licheń. Łaska, która z
nich płynie i modlitwa ludzi, którzy tam przyjeżdżają.
Pielgrzymuje tam przecież jedna trzecia Polski.
ROZDZIAŁ 7
Jestem pewien, że Pan Bóg zawsze da człowiekowi dary, ale trzeba
Go o to poprosić. I nie dziwić się, gdy wysłucha naszej prośby.
Ojcze nasz, Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego,
litanie to modlitwy jak szeroki trakt, którym kroczą tłumy, całe
pokolenia. Mnie jednak chodzi bardziej o głębokie przeżycie
religijne, bo przy zagrożeniu wiary dziś trzeba czegoś więcej.
Tylko głęboka wiara się ostoi. Dlatego tak ważne jest, by nie
kroczyć tylko szerokim, znanym od setek lat traktem, ale trzeba
szukać czegoś głębszego. Zdolność do tej głębi Pan Bóg chce nam
dziś szczególnie dać, tak mi się wydaje.
Michał powinien być uczony pacierza, ale także modlitwy
odmawianej po swojemu. Tego powinni uczyć rodzice - powinni
zadbać o modlitwę swoich dzieci. A zadbają, jeśli sami będą się
modlić i to w taki sposób, żeby było widać, że nie tylko tak
wypada, ale że robią to z przekonania. Przekonanie, że warto się
modlić, że to ważne, bo Pan Bóg na nas czeka, dzieci najłatwiej
przejmują właśnie od swoich rodziców.
Są ludzie, którzy czuj obecność Pana Boga w tabernakulum.
Michał nie lubi chodzić do kaplicy, w której nie ma
Najświętszego Sakramentu, bo nie ma tam Jezusa. Ale gdy Pan
Jezus jest, zostaje, podczas gdy jego rodzeństwo idzie po
precle.
Ci, którzy idą po precle
Ci, którzy idą po precle, są w większym mroku. Muszą mieć
więc więcej ufności, muszą mieć nadzieję, że Bóg - którego
obecność jest dla niektórych oczywista, a dla nich nie - jest
rzeczywiście obecny. Jestem pewien, że Pan Bóg zawsze daje
człowiekowi dary - mniejsze czy większe. On najlepiej wie jakie,
ale trzeba Go o to poprosić i być przygotowanym na otrzymanie
daru. Możliwe jest, że po tej modlitwie - bardzo głębokiej,
jednoczącej z Bogiem - pojawi się cierpienie. Jeśli mówi się o
obecności Boga na modlitwie - u dzieci jest to rzecz oczywista,
łatwa, prosta. Wiele z nich obecność tę odczuwa. Ale u dorosłych
głębsza modlitwa wymaga zawsze cierpienia. Każdy krok do przodu
wiąże się z krzyżem. Bez krzyża nie można iść, nie każdy jednak
chce ten krzyż przyjąć. Niektóre cierpienia - duchowe i fizyczne
- są bowiem bardzo ciężkie, są też pokusy trudne do odparcia.
Nie każdy jest w stanie to wytrzymać. Jeżeli jednak Pan Bóg
zechce, będzie dawał mniej cierpień, a mimo to modlitwa się
rozwinie. W takiej chwili trzeba wiernie trwać. Nie myśleć o
preclach.
ROZDZIAŁ 8
Bliskość Boga po Komunii św. możliwie częstej, nie tylko
niedzielnej. To bliskość, która prowadzi do jedności.
Ktoś musi mówić o bliskości Boga
Zakonnicy z natury swojego powołania powinni wciąż zbliżać
się do Boga. Ludzie świeccy mają ten sam cel, ale idą drogą
pracy zawodowej i życia rodzinnego, dlatego świeckim o bliskości
Boga trzeba mówić. Zadać takie pytanie w konfesjonale: ”Czy się
starasz o bliskość Boga w ciągu dnia?”. Jeśli ktoś odpowiada, że
nie - trzeba go namówić, żeby zaczął to robić. Powiedzieć, że ta
bliskość jest niewidzialna, ale bardzo konkretnie wyczuwalna. Że
cała tajemnica Boga, który jest bardzo blisko (bo przecież jest
On wszechobecny i w tę Jego Wszechobecność człowiek jest
zanurzony), zawarta jest w Eucharystii. Komunia Święta, Msza to
największa bliskość, jaka w ogóle może istnieć, bo to jest
pokarm i - jak powiedział Jezus do świętego Augustyna – „Nie ty
przemieniasz Mnie w siebie, tylko Ja ciebie przemieniam w
Siebie”. Człowiek przemienia się - stopniowo, zależnie od swojej
dobrej woli i przygotowania - w Boga. Stopniowo się przebóstwia.
Jego pragnienie bliskości - w Komunii Świętej i po Komunii
Świętej - powinno być najważniejszym hasłem duszpasterskim na
obecny czas. Pragnijcie bliskości Boga w Komunii, którą teraz
otrzymujecie we Mszy Świętej. To bardzo rodzinne.
Jak w rodzinie
Jak wygląda ta bliskość? Jak w rodzinie, podobna do
bliskości mamy, ojca, brata, siostry. To coś podobnego, choć
jest niewidzialne. To dobro jest do odkrycia, można je odkryć
dzięki podobieństwu do bliskości człowieka, choć będzie ona
zupełnie inna. Zawsze tchnąca miłością.
Obecność człowieka nie zawsze jest taka, czasami wręcz
przeciwnie. Bliskość Boga to natomiast bliskość, która od razu
jest odbierana jako miłość do mnie. I daje szczęście. Jeśli para
małżeńska szuka bliskości w ramach sakramentu, który ich
połączył, obydwoje są szczęśliwi. Jest to małżeństwo
niesłychanie szczęśliwe.
Bliskość Boga mogę zaczerpnąć z Eucharystii (możliwie
częstej)i wtedy bliskość Boga może być codziennie odczuwalna.
Jeśli przyjmuję Komunię Świętą w niedzielę na Mszy Świętej i On
mi daje odczuć tę bliskość, mogę prosić Go, żebym potrafił ją
sobie zapamiętać. Proszę Ducha Świętego, żeby mi pomógł
zapamiętać tę bliskość przeżytą w niedzielę po Komunii Świętej i
to na pewno będzie mi dane - tak powstaje bardzo wielka bliskość
Boga, karmiącego człowieka Swoją obecnością. On karmi nas
sakramentem - chlebem przemienionym w Ciało Pańskie, a potem
Swoją bliskością. Przyjęcie Komunii Świętej powinno się
przerodzić w bliskość na co dzień. Nie nastąpi to od razu,
błyskawicznie, ale stopniowo. Powinniśmy przyzwyczaić się do
bliskości Boga po Komunii Świętej - możliwie częstej, nie tylko
niedzielnej, ale też na co dzień. To bardzo ważna bliskość,
która potem prowadzi do jedności. Jedność Syna z Ojcem przez
przyjęcie sakramentu, który jest Ciałem Syna. Wtedy powoli ten
człowiek staje się coraz bardziej synem Boga. Jest nim na mocy
chrztu, ale to synostwo samo się nie rozwija, Pan Bóg musi je w
nas rozwijać, a my się temu mamy poddawać.
Człowiek zamknięty, człowiek pragnień
Najbardziej niebezpieczny jest stan, gdy człowiek jest
zamknięty, gdyż uważa, że wszystko w jego życiu jest załatwione,
że to co ma, całkowicie mu wystarczy. Jest pełen samozadowolenia
i to go zamyka - już niczego więcej nie chce. Żeby dotrzeć do
Boga, musi być człowiekiem pragnień. To jest bardzo ważne.
Dzisiejszy człowiek nie bardzo wie, czego ma pragnąć. Świat
podsuwa mu tysiące pomysłów, ale może przyjdzie mu kiedyśdo
głowy, że samochód to rzecz nieistotna? Wtedy musi zacząć
szukać. Jako wierzący katolik, chodzący w niedzielę na Mszę
Świętą, musi się zapytać, czego naprawdę pragnie. Może odkryje
po pewnym czasie, że pragnie Boga. Pan Bóg bardzo chce być
upragnionym i da mu łaskę pragnienia bycia dobrym mężem,
pracownikiem, ojcem, ale ponad wszystko - da mu pragnienie Boga.
To jest możliwe, gdyż Pan Bóg jest szczodry, choć ludzie nie
myślą o tym. Idą na Mszę Świętą i nie myślą o Bogu. Tak było ze
mną. Co to jest Msza, nie wiedziałem, ale wiedziałem, że muszę
na niej być. Żeby nie wiem co - muszę być. Co to jest Msza -
wiedzieli księża, ale tą wiedzą nie dzielili się z wiernymi.
Każdy powinien odkryć, czy w jego życiu jest pragnienie
Boga. Wśród wielu innych pragnień - jak pragnienie samochodu
odkryj to związane z Bogiem i rozwiń je. Proś Pana Boga, żeby to
pragnienie było głębsze, żeby coraz bardziej zaspokajało ciebie
w twoim życiu zakonnym czy rodzinnym. Ponieważ Pan Bóg zrobił z
Siebie pokarm, to widocznie chce, żeby było pragnienie. Ja
miałem silny głód Eucharystii. Pan Bóg chce być upragniony i
kochany, i z pewnością dlatego daje głód Boga. Z początku może
niewyczuwalny, ale stopniowo coraz bardziej dający znać o sobie.
Młodzież z duszpasterstwa, które prowadziłem, mówiła, że jak nie
ma Komunii Świętej, jest pusto. Jedna z dziewcząt opowiadała mi,
że chciała iść na Mszę, ale przyszła do niej koleżanka, zagadały
się i nie poszła - wtedy poczuła pustkę. Nie jest to grzech, bo
to był dzień powszedni, ale bez przystąpienia do Komunii Świętej
poczuła pustkę. To bardzo ważne, że człowiek czuje dziwny brak
to może być początek rozwoju głębszego życia wewnętrznego.
ROZDZIAŁ 9
Wpatruj się długo w krzyż. I zacznij współczuć z miłością
Jezusowi. To modlitwa przyjaciela.
Jak zacząć życie wewnętrzne? Powiedzieć: ”W imię Ojca i
Syna i Ducha Świętego”. To takie proste. Jeśli ktoś chce mieć
głębsze życie wewnętrzne i robi znak krzyża, to dostanie to
życie wewnętrzne. To bardzo możliwe. Jeśli wierzy, że ten znak
krzyża przywoła Trójcę Świętą dla jego życia, to Ona zacznie być
w jego życiu obecna. Tylko że my w to nie wierzymy. Musimy się
przyznać - przed sobą i Panem Bogiem, że jesteśmy pustką, którą
tylko Pan Bóg może wypełnić, a my wypełniamy ją byle czym.
Zwłaszcza w wielkim mieście - z jego hałasem i nieustannym
ruchem - mamy wiele możliwości, żeby to zrobić.
Jest takie francuskie zgromadzenie, ”Wspólnoty
Jerozolimskie”. Jego członkowie osiedlają się w dużych miastach
i mówią o pustyni w mieście. Wytwarzają ciszę wewnętrzną mimo
hałasu ulicy, modlą się, odmawiają psalmy i jest możliwe, że
”złapią” kontakt z Panem Bogiem. Na przykład artysta, bardzo
skupiony, będzie malować mimo hałasu. Podobnie człowiek, który
pragnie Boga, będzie skupiony mimo hałasu ulicy. Skupienie to
znak miłości. Kochający mąż czy żona nie zapomną o ”drugiej
połowie” mimo hałasu.
Znak krzyża w ciągu dnia
My, zakonnicy, mamy ustalony tryb modlitwy. A co ma zrobić
człowiek, który codziennie idzie do pracy; matka, która troszczy
się o dzieci, pierze, gotuje? Ja bardzo wierzę w znak krzyża.
Jeszcze przed nawróceniem, robiłem znak krzyża byle jak. Dziś
staram się robić go bardzo powoli i spokojnie, dotykając czoła
jakbym dotykał Ojca, potem dotykam Syna i Ducha Świętego. Cała
Trójca Święta jest jak gdyby dotknięta wiarą. To trwa z minutę i
trzeba być temu wiernym - przed wyjściem do pracy, wchodząc do
domu, przed posiłkiem. Trzeba się tego bardzo spokojnie, nie na
siłę, uczyć. Jak byłem kiedyś na obiedzie u rodziców Michała -
chłopak miał wtedy cztery, może pięć lat - usiadł do obiadu i
się nie przeżegnał. Wtedy ja, jak typowy kler, zauważyłem to i
zwróciłem mu uwagę. Na to jego ojciec powiedział, że Michał tego
jeszcze nie rozumie, że trzeba go w to stopniowo wprowadzać. Nie
na siłę, nie na rozkaz. Czyli tajemnice Boże trzeba przekazywać
stopniowo, a nie na siłę. ”W tej chwili się przeżegnaj!”. Taki
rozkaz, wydany dziecku, może zniszczyć wszystko, jego więź z
Bogiem. Ale jeśli przyzwyczai się robić znak krzyża w ciągu
dnia, to już jest bardzo dobrze.
Potem można zmówić krótkie modlitwy - Ojcze nasz,
dziesiątek różańca też można zmówić wszędzie. Lub krótkie akty
strzeliste. Siostrze Faustynie doradzano akty strzeliste, ale
robili to wówczas wszyscy zakonnicy. Powtarzać akt strzelisty,
który nam przekazała: ”Jezu, ufam Tobie”. To jest bardzo cenne.
Akty strzeliste i znak krzyża umacniają wiarę na co dzień u
każdego człowieka, nie wyłączając zakonników.
Wpatruj się w krzyż
Wczoraj ktoś młody pytał mnie, jak się modlić.
Odpowiedziałem: ”Wpatruj się długo w krzyż. I zacznij współczuć
z miłością cierpiącemu Jezusowi”. To najlepsza modlitwa,
modlitwa przyjaciela. Krzyż wisi wszędzie. Popatrzysz, po chwili
zaczynasz modlić się modlitwą krzyża. Kontemplacja krzyża,
szczególnie w Wielkim Poście, jest bardzo ważna. To jest bardzo
proste.
ROZDZIAŁ 10
To, co mają wielcy święci, może być u każdego człowieka
świeckiego chwilą autentycznej kontemplacji. Pan Bóg go zachęci,
bo działa urokiem.
Chwile eucharystyczne są bardzo ważne
Chwile eucharystyczne są bardzo ważne. Niedobrze, gdy
człowiek po Komunii wraca na swoje miejsce i koniec. Właśnie
wtedy powinien zacząć się modlić. Po swojemu rozmawiać z żywym
Bogiem, przedstawić Mu trudności dnia, cokolwiek przyjdzie mu do
głowy - jak w rozmowie z ojcem. Mówi się to, co ma się w tej
chwili ochotę powiedzieć. Po Komunii, owszem - trzeba dziękować,
ale też przemawiać. Pan Bóg jest wtedy bardzo blisko, bo
przemienia tego, co przyjął Komunię, w Siebie. Dzieje się
wówczas to, co mistycy nazywają przebóstwieniem. W tych chwilach
jest żywy kontakt z żywym Bogiem i trzeba z Nim porozmawiać. Czy
będzie odpowiedź? Na pewno będzie odpowiedź miłością, człowiek
na pewno poczuje, że jest bardzo kochany. W sposób całkiem inny
niż mąż, żona czy dzieci. Kochany w sposób całkiem inny, Boski
po prostu. To może być krótka chwila, kilka sekund, ale ona
zaistnieje. W ciągu dnia czy wieczorem - można prosić Ducha
Świętego, żeby przypomniał mi poranną lub wieczorną Komunię
Świętą. Duch Święty na pewno to zrobi, bo Syn Boży obiecał, że
”On wam przypomni, co wam powiedziałem” i wtedy się rozwinie
życie kontemplacyjne. Ale w życiu rodzinnym czy zawodowym nie
będzie kontemplacji kameduły czy dominikanina. Będzie ona
krótsza - może trochę inna. Kontemplacyjny kontakt z Bogiem po
przyjęciu Komunii Świętej. W pierwszej chwili bardzo żywy, potem
blednie, ale pamięć sięga do tej Komunii Świętej. Gdy ta pamięć
będzie pielęgnowana, nie będzie połykania opłatków - bo często
odnosi się wrażenie, że to masowe połykanie opłatków - tylko
będzie przyjęcie Pokarmu, który jest Bogiem i przebóstwia tego,
kto go przyjmuje. Po rozdzieleniu Komunii w kościele, powinna
nastąpić dłuższa chwila ciszy na dziękczynienie. Zazwyczaj ta
chwila jest bardzo krótka, wszyscy potem rozbiegają się do
swoich zajęć, więc dobrze by było, gdyby zostali dłużej w
kościele lub dziękowali w domu. W kontemplacji mistycznej. To,
co mają wielcy święci, rozwinięte na całe życie, może być u
każdego człowieka świeckiego chwilą autentycznej kontemplacji,
którą będzie mógł - jeśli tylko zechce - rozbudować. Bo Pan Bóg
go zachęci, bo Pan Bóg działa urokiem. Tym urokiem może być
działanie Boga po Komunii Świętej. Nagle człowiek zauroczony
Komunią Świętą, tym małym opłatkiem, który mu kapłan poda. Wtedy
zaczyna się życie wewnętrzne.
W zakonie bardzo ważna jest prostota życia. Jestem tylko ja
i Pan Bóg. Koniec. W świecie jestem ja - i rodzina, ja - i
praca, ja - i tysiące innych rzeczy. W zakonie nie ma nic.
Wspólnota jest zwykle bardzo dobra, nie ma żadnych wrogów,
dlatego znacznie łatwiej jest modlić się w zakonie, ale pod
warunkiem, że człowiek nie ulegnie formalizmowi, że Pan Bóg
będzie obecny o godz.18.20. Czasem jest tak jak na modlitwie
Odnowy w Duchu Świętym. Nic się nie działo przez jakiśczas,
potem była odczuwalna obecność Boga. Mój znajomy mówił mi, że
nawet było odczuwalne rozedrgane powietrze nad głowami. A potem
na innym spotkaniu tego nie dostrzegł - obecności Ducha,
drgającego powietrza.
W zakonie niekoniecznie musi być łatwiej, bo zagraża
rutyna, a w życiu świeckim można dowolnie ustawić czas modlitwy.
Kiedy mam czas - wtedy się modlę. Tymczasem w zakonie modlimy
się na dzwonek. Człowiek świecki pójdzie w niedzielę na spacer,
może wtedy odnawiać swoją niedzielną Komunię Świętą i będzie
kontemplacja. Popatrzy na krajobraz, popatrzy na drzewa, na
rzeki, na łąki, podziękuje Bogu za piękno świata - i wtedy jest
kontemplacja. Nie gorsza od modlitwy takich specjalistów
kameduły czy dominikanina. Krótsza, może inna, ale autentyczna.
To modlitwa człowieka ochrzczonego, bierzmowanego, przyjmującego
regularnie Komunię, więc oczywiście bez ciężkiego grzechu. Musi
być dobra spowiedź, a grzechy powszednie Panu Bogu nie
przeszkadzają, jeśli nie są całkiem dobrowolne, ale z nieuwagi,
rozproszenia… Panu Bogu nie przeszkadza, jeśli ktoś trzaska
drzwiami. Pan Bóg nie patrzy na drobiazgi, jeśli zdarzą się
przypadkiem w życiu człowieka. Pan Bóg pomija to i patrzy na
istotę rzeczy - czy ten człowiek chce Boga, czy chce z Nim
rozmawiać, chce z Nim być czy nie. A że on się pogniewał
przejściowo, bez nienawiści, nerwy go porwały - tym Pan Bóg się
nie przejmuje. Jemu bardzo zależy na tym, żeby być w kontakcie z
człowiekiem.
Chyba, że są grzechy śmiertelne. Wtedy jest inaczej.
Człowiek może zabić w sobie życie Boga. Człowiek może zabić w
sobie życie Boskie, przyjęte po Komunii Świętej. Może zabić.
Wolna wola pod tym względem jest straszna.
Lecio divina
Czytając Pismo Święte dąży się do światła Bożego, nie do
naukowej analizy teksu, choć to na pewno potrzebne. Ważne jednak
przed wszystkim, żeby zwykły czytelnik, który nie jest egzegetą,
szukał światła dla siebie. Na pewno je znajdzie. Tylko nie od
razu. Może nie w tym tekście, ale w tym, który Pan Bóg mu wskaże
w swoim czasie. Może to być jedno słowo, dwa słowa, cały werset.
”Mów Panie, sługa Twój słucha”.
Codzienna medytacja fragmentów Pisma Świętego. Nazywają to
”przeżuwaniem”. Medytacja Pisma Świętego jest ważna. Jeśli
bardzo, bardzo długo się medytuje, wtedy pojawia się światło.
Może być światło nagłe, w czytaniu, albo po dłuższej medytacji
tekstów Pisma Świętego, bo ten tekst cały jest natchniony.
Medytacja Pisma Świętego jest bardzo wskazana. Wielu ludzi
pociąga medytacja buddyjska, ja w ogóle odnoszę się do niej z
rezerwą, żeby się nie zaplątać we własne myśli, nawet pobożne,
ale w końcu tylko ludzkie, nie Pana Boga. Niewidzialny Pan Bóg
wyraźnie jest wyczuwalny w tekście, dlatego widzenie
Niewidzialnego jest bardzo ważne i możliwe. Widzę Boga wyraźnie,
ale nie jako widzialnego. Święty Tomasz mówił, że Bóg jest
niewyrażalny, nie można Go wyrazić. Jeśli ktoś próbuje - nie
trafi w sedno sprawy. Bóg jest niewyrażalny i niewidzialny.
Czasem się pokazuje duszom, ale w określony sposób. Świętej
Faustynie pokazywał się jako Bóg - Człowiek. Święta Faustyna
miała bardzo ważne objawienia, wyjątkowe posłanie miłosierdzia,
więc była obdarzona wyjątkowymi darami, których - przypuszczam -
nikt z nas nigdy nie posiadał. Ona miała specjalne zadanie -
szerzenie kultu miłosierdzia Bożego.
Modlitwa małżeńska
Księża radzą małżonkom wspólną modlitwę wieczorem, przed
pójściem spać - potem może być seks. Dawniej był osobny obrzęd
święcenia łoża małżeńskiego. Kropiło się je wodą święconą,
towarzyszyła temu specjalna modlitwa. Dzisiaj tego nie ma, a
szkoda. Powinno być tak nadal i nikomu nie wolno mówić, że to
średniowiecze. Gdy mąż i żona wszystko pozałatwiali - dzieci
śpią, jest posprzątane, pozmywane - powinni siąść obok siebie na
łóżku, by uświadomić sobie, że jest w nich sakrament małżeństwa.
W nim i w niej. To takie małe widzialne światełko. Małe
światełko miłości. Mniej więcej tutaj, w okolicach serca.
Powiedziałem to kiedyś na rekolekcjach dla małżeństw. Byli
zachwyceni. Przyszły do mnie młode pary: ”Ojcze, to właśnie u
nas jest. Kontemplacja władz sakramentu małżeństwa w mojej
żonie, która obok mnie siedzi. A potem seks”. To dopiero jest
seks! Niech się schowa Wisłocka, a także studentka ateistka,
która - jak się jej jakiś mężczyzna podoba - od razu się
rozbiera! To jest ten najniższy z możliwych, damsko - męski
poziom. Tylko pies Fafik tego nie musi robić, bo nie ma ubrania.
Kontemplacyjny wymiar seksu
Jeśli mąż i żona mają sakramentalne podejście do seksu, to
są bardzo głębokie przeżycia. Mają kilka pięter; nie tylko
poziom najniższy, genitalny, bo do tego wystarczą instrukcje
pani Michaliny Wisłockiej, seksuologa PRL. Ponad tym jest
psychika, osobowość tej kobiety i tego mężczyzny, a potem Duch
Święty, który łączy ich seksem. Seks jest bardzo łączący
Joachim Badeni OP Alina Petrowa Wasilewicz PROSTA MODLITWA Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko … Wstęp Wystarczy stanąć przed Bogiem … a On zdecyduje, co dalej. Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko. Prostota Boga To już piąta rozmowa z Ojcem Joachimem Badenim, którą przekazuję Czytelnikom. W poprzednich Ojciec opowiadał o swoim życiu, o śmierci i zaświatach, o kapłaństwie. Ta rozmowa jest o modlitwie. I po raz pierwszy jest to propozycja Ojca Joachima, gdyż wszystkie poprzednie rozmowy były czyimś pomysłem i inicjatywą. Ojciec się zgadzał na czyjś projekt. Po otrzymaniu propozycji potrzebował trochę czasu na rozeznanie woli Pana Boga, a gdy Pan Bóg mówił OK, Ojciec dzwonił do mnie i mówił: Dostałem już wiadomość. Bardziej realną niż ta ściana obok. Piszemy książkę. Pan Bóg tego chce. A skoro Pan Bóg tego chce, trzeba było jechać do Krakowa i biec z dyktafonem do klasztoru przy ulicy Stolarskiej. Potem z entuzjazmem i bardzo sumiennie, schodząc dwa razy dziennie do klasztornej rozmównicy przed Mszą św. o godz. 12 i po południu, Ojciec Joachim książkę dyktował. W trakcie rozmowy nieraz pytał: Jak pani to robi, że z tych moich wynurzeń powstaje książka? Tak więc z książką o modlitwie jest inaczej. Po raz pierwszy jest to wyłącznie inicjatywa Ojca. A skoro Ojciec Joachim uznał, że jest to ważne … Przyjechałam do Krakowa i w te pędy na Stolarską. I znowu spotykaliśmy się w klasztornej rozmównicy dwa razy dziennie. Był sierpień 2008 roku. I oto jest książka, która z tej rozmowy powstała, a ja sobie zadałam pytanie, dlaczego wśród wielu tematów i spraw najważniejszych i trochę mniej istotnych, modlitwa jest na pierwszym miejscu listy przebojów i tak bardzo na niej Ojcu zależało.
Będę szczera - nie znam odpowiedzi na to pytanie, mogę jedynie się domyślać. Odpowiedź jest pewnie ukryta gdzieś na stronach książki albo w tajemniczej sumie jej przesłania. Wiem natomiast, czym ta książka jest. To jest namowa Ojca Joachima - łagodna i zarazem gorliwa perswazja. Jest lekkim popchnięciem w stronę Pana Boga, respektującym jednak całkowicie nasze wolne wybory. W tej książce Ojciec Joachim namawia nas do modlitwy. I robi to w określony sposób -zachęcając do nawiązania kontaktów przekazuje nam ważną informację o samym Adresacie. Twierdzi, że modlitwa jest prosta, bo Pan Bóg jest prosty. Właściwie wszyscy, którzy wiedzą coś konkretnego o Nim (a Ojciec Joachim wie sporo) tak mówią - że Bóg jest nieskończenie prosty i Jego drogi też, a skoro tak - to także modlitwa. Nie od razu Ojciec o tym wiedział. Całymi latami odkrywał tę prostotę i do prostoty dochodził. Szukał. Nieraz po omacku, bardzo często mając za kompas uczone traktaty - przecież jest synem św. Dominika i św. Tomasza z Akwinu. Dlatego opowiada o swoich poszukiwaniach, rozczarowaniach, trudnościach, o swoim doświadczeniu zakonnym, lekturach i szukaniu metody. O historii swojej osobistej modlitwy, która od konwencjonalnej i pewnie trochę płytkiej konwersacji stopniowo przemieniła się w gorliwy dialog dwojga. Ojciec Joachim dzieli się swym doświadczeniem. Podsumowuje je i daje nam pewne gotowce, bo po co tracić czas na labirynty i wbijania się w ślepe uliczki. Po co wyważać drzwi, gdy wszystkie okna są otwarte? Trzeba tylko zauważyć, że istnieją. Ojciec Joachim chce powiedzieć nam, że możemy wyfrunąć. Przez chrzest mamy zmontowany kontakt z Panem Bogiem, teraz trzeba ten kontakt zaktywizować. Ojciec zapewnia nas, że jest to możliwe, a na dodatek zupełnie proste. I że wielu z nas uda się to, co wydaje się niemożliwe, gdyż czasy są specyficzne - Pan Bóg jest osamotniony. Jego trzódka nie jest dziś zbyt liczna, więc na nielicznych spadnie łaska i będą działy się cudy i rzeczy niezwykłe, i będzie jak w psalmach, i prorokować będą najzwyczajniejsi ludzie w najzwyczajniejszych okolicznościach. Taksówkarz, babcie, które przychodzą na Mszę o 12, młodzież z Przystani i Beczki. I wszystko to będzie, Pan Bóg spełni swoje obietnice, ale trzeba tylko chcieć go spotkać. Żadnych podań, zawiłych procedur. Wszystko jest bardzo proste. Nie trzeba żadnej metody ani traktatów. Wystarczy stanąć przed Bogiem … A On zdecyduje, co dalej. Tak niewiele potrzeba, żeby otrzymać wszystko. Alina Petrowa - Wasilewicz
ROZDZIAŁ 1 Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, bardzo ciężka, a w istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa. Przeżyłem w zakonie dokładnie 64 lata i w całym swoim życiu zaliczyłem sporo modlitwy. Na przykład modlitwy chórowej czyli wspólnego odmawiania psalmów przez zakonników, Liturgii Godzin. W klasztorze zajmuje to około dwóch godzin dziennie - od rana do wieczora. Te modlitwy są bardzo piękne i pięknie wykonane, recytowane z brewiarza, ale niestety, mam co do nich pewne wątpliwości. Obawiam się, że w miarę upływu czasu, z tego odmawiania modlitw robi się formalność i nie można na tym poprzestać. Od dłuższego czasu nurtuje mnie pewna myśl na temat modlitwy. Szczególnie pytanie Stwórcy z Księgi Rodzaju, po zjedzeniu przez człowieka zakazanego owocu. „Adamie, gdzie jesteś?”. Oczywiście, Bóg doskonale wiedział, gdzie on jest, bo go stworzył. Chciał jednak objawić, że coś się stało między Nim - Stwórcą a człowiekiem, którego stworzył na swoje podobieństwo. Adam nie wybiegł natychmiast na spotkanie, nie czekał na Niego wśród przepięknych drzew w raju, które zapewne sadził sam Pan Bóg, ale gdzieś się schował. Przed upadkiem człowieka między nim a Bogiem była prosta rozmowa, nic więcej. Kiedy człowiek zgrzeszył, Bóg go szukał: „Chcę z tobą porozmawiać, a ciebie nie ma”. Człowiek wlazł w krzaki.”Dlaczego się chowasz?” - zapytał Bóg. „Nie mam spodni odpowiedział Adam”. ”Czemu się boisz? Czy zjadłeś owoc z zakazanego drzewa?”. ”To kobieta mi powiedziała, żeby zerwać owoc z drzewa, a przecież to Ty dałeś mi kobietę, która mnie nabrała”. A kobieta powiedziała: ”Mnie nabrał wąż”. Już wtedy zrzucali jeden na drugiego. Co to znaczy? To znaczy, że po zjedzeniu owocu między Stwórcą a stworzeniem coś się popsuło, że powstał rodzaj przepaści. Dlatego też potrzebne stały się medytacje, szkoły duchowości - augustiańskie, ignacjańskie, karmelitańskie. W ciągu wieków musiała powstać cała sztuczna struktura jako próba przekroczenia tej przepaści, która wskutek grzechu oddzieliła człowieka od Boga. Przekroczenie przepaści. Zasypanie jej. Na przykład medytacją. Nie jestem zwolennikiem tej metody, choć jest od
dawna przyjęta i praktykowana w Kościele. My, dominikanie, mamy obowiązek medytować codziennie pół godziny, w innych zakonach jeszcze dłużej. Najdłużej medytują nowicjusze. Zapisuję sobie „punkty” do medytacji. Co to znaczy jednak, że ja - jako chrześcijanin - muszę medytować? Odmawiam Ojcze nasz - modlitwę, której nauczył nas Jezus. Przychodzę do Ojca niebieskiego. ”Witam Cię Ojcze, kochany Tatusiu, zamierzam z Tobą porozmawiać i zapisałem to w punktach”, czyli zaczynam medytować.”Jest tu pierwszy punkt, drugi punkt i potem trzeci”.”Czy ty masz bzika, zwariowałeś? Co się z tobą, człowieku, dzieje?” - powie ziemski tatuś.”Ze mną rozmawia się od razu. Przychodzisz, mówisz, o co ci chodzi”. A tutaj jest Bóg, Który nazywa Siebie Ojcem, ale z tego nie wynika, że jest naiwnym tatusiem, tylko nieskończoną Mocą, nieskończoną Mądrością, nieskończoną Wiedzą. I tę wiedzę chce przekazać, ale w rozmowie, zwykłej rozmowie. Nie wiemy, jak rozmawiali ze sobą Bóg i człowiek w raju. W jakim to było języku, może mówili po hebrajsku, może wymieniali myśli bez używania słów. W każdym razie była to bezpośrednia rozmowa Stwórcy ze stworzeniem. Boga, który stworzył na Swoje podobieństwo ludzką istotę, żeby ten człowiek, podobny do Boga, mógł z Nim swobodnie rozmawiać i nie musiał nigdy kryć się za ścianami medytacji, metod, systemów, punktów. One wszystkie były wtedy zupełnie niepotrzebne. Stały się potrzebne w skutek upadku - pierwszego grzechu i grzechów następnych. Grzechu pierworodnego i grzechów osobistych. Grzech pierworodny, największy upadek, został przez Syna Bożego zniesiony przez Odkupienie. Dzieło Syna - Drugiej Osoby Boskiej, który został posłany i odkupił nas, tak mi się wydaje, od konieczności nie tylko medytacji, ale od całego sztucznego, formalnego podchodzenia do Boga jako Ojca. Ojciec - Bóg pragnie aby wróciło - może nie w pełnym stanie pierwotnym, bo przecież są trwałe następstwa grzechu pierwotnego – coś podobnego do pierwotnej zażyłości , prostoty bycia razem z Bogiem w Ogrodzie. Od tego czasu Bóg szuka każdego człowieka. „Adamie, Kazimierzu, Stefanie, gdzie jesteś?” - woła. Ogród. Bóg - w powiewie wiatru o zachodzie słońca przychodził swobodnie na spotkanie z człowiekiem. To wszystko niestety przepadło z winy człowieka. Zostało - nie całkowicie, ale w jakiejś części - przywrócone przez Mękę Pańską. Można dyskutować, w jakim stopniu pierwotna prostota modlitwy jest do odtworzenia. O ile pamiętam, święty Jan od Krzyża pisze w swoich dziełach, że wyższy rozwój modlitwy – w
jakim sensie, w sposób niepełny - przywraca pierwotną prostotę bycia z Bogiem. Dlatego od dłuższego czasu się zastanawiam, jak rozwinąć myśl świętego Jana? Prostota modlitwy. Może ktoś powiedzieć: ”Ojcu to łatwo. Jest ojciec 60 lat w zakonie, miał specjalne warunki. Ale my nie jesteśmy w zakonie. Jesteśmy małżeństwem, nie mamy pracy, mamy też inne problemy. Dla nas prosta modlitwa wcale nie jest prosta”. Mnie rzeczywiście jest łatwo. W zakonie jestem dokładnie 64 lata. W moim życiu wszystko jest poukładane. Nic dziwnego, tak musiało być. Jak więc propagować prostotę modlitwy? Najpierw trzeba się zastanowić, co to znaczy prostota odniesienia do Boga. Z modlitwy robi się wielką sztukę, coś nadzwyczajnego. Przy takim podejściu wydaje się ona bardzo trudna, bardzo ciężka. Myślę jednak, że w istocie dziś modlitwa może być bardzo łatwa. Czytałem dużo dzieł mistyków, przez pewien czas po moim nawróceniu rozczytywałem się w dziełach świętego Jana od Krzyża, świętej Teresy z Avila. To oni podzielili życie duchowe na siedem etapów - na przykład Teresa pisała o siedmiu mieszkaniach; w siódmym z nich przebywa Oblubieniec. Zacząłem się ubierać w mistykę. Czytałem te książki i się zastanawiałem: gdzie ja teraz jestem - w mieszkaniu pierwszym, drugim czy trzecim? Takie głupstwa. Czytając te traktaty można się nabrać, że modlitwa musi być bardzo skomplikowana, że droga do Pana Boga jest bardzo trudna. Święty Jan pisał o drodze na Górę Karmel, a na okładkach rysowali bardzo strome góry … Nie grzech, ale nieuprzejmość Skoro celem jest prostota bycia z Bogiem, powrót do stanu, który utraciliśmy, czy to dobrze, że ja odmawiam modlitwę, konkretny tekst? Na pewno tak, ale samo werbalne odmawianie modlitwy może być tylko formalnością. Obowiązkiem. Obowiązuje zakonników i kapłanów. Musi być. Co zrobić, żeby brewiarz - tak zwana Liturgia Godzin, modlitwy odmawiane podczas Mszy świętej, straciły charakter sztywny, formalny? One są bardzo piękne, poetyckie, zwłaszcza psalmy, ale to tylko tekst. Tekst, który jest między mną a Bogiem. A między mną a Bogiem nie powinno być żadnych tekstów. Tylko synostwo. Tylko to, co nazywamy tajemnicą synostwa Bożego. Wraz z tym, co zostało stracone z synostwa, a potem częściowo przywrócone, powinna wrócić swoboda rozmawiania bezpośrednio z Bogiem. Co zrobić, żeby nie popaść w rutynę, żeby różaniec, modlitwa brewiarzowa, nie stały się bezmyślnie odtwarzanymi słowami? Należy w tych tekstach odkryć żywego Boga. Tekst
modlitwy zazwyczaj jest natchniony : Pismo Święte, Mszał, w którym jest przecież wiele fragmentów Biblii, w brewiarzu również, żywoty świętych. Co zrobić, aby to nie stało się sztywne? Jak ożywić tekst modlitwy? Modlitwy prywatnej, osobistej i oficjalnej modlitwy Kościoła, czyli Liturgii Godzin? Dużo zastanawiałem się nad tym, co zrobić, aby odjeść od Boga pojęciowego, jak powiedział mistrz Eckhart, do Boga „myślonego” i dojść tylko do Boga żywego, istotnego? Takie zadanie - żądanie jasno stawia swoim słuchaczom w kazaniach mistrz Eckhart. Jak je wypełnić? Eckhart jest tu przewodnikiem. Warto zadać pytanie, które on stawiał w XIV wieku. Co zrobić, aby modlitwa nie stała się tylko formalnością? Co to znaczy, że do Ojca mówi się zgodnie ze sztywnymi regułami? Nie jest to grzechem, ale to co najmniej nieuprzejmie, gdy staję przed Ojcem i mówię do Niego formalnie. Bóg nazwał Siebie Ojcem, mnie synem. Nie ma tu sztywnej etykiety, konwenansów, tylko żywa rozmowa Ojca z synem - synem, który pochodzi od Ojca. To więź jeszcze silniejsza niż ta, która łączy syna ziemskiego rozmawiającego ze swoim tatą, gdyż jako syn Boga jestem zrodzony w Duchu Świętym przez chrzest i inne sakramenty. Ale jak to zrobić? ROZDZIAŁ 2 Pan Bóg chce karmić nas Sobą, chce intymnej rozmowy podczas uczty, rozmowy gospodarza z zaproszonym gościem. Pragnienie Trzeba szukać. Jeden z proroków, bodajże Daniel, został nazwany „szukającym”. A ponieważ był człowiekiem wielkich pragnień, więc to, czego pragnął, stało się. W Piśmie Świętym pragnienie Boga często porównuje się do pragnienia żywej wody - żywą wodę obiecuje Chrystus Samarytance przy studni. Jeżeli chrześcijanin - zakonnik czy świecki - będzie pragnął żywego Boga, tak jak na pustyni pragnie się wody, na pewno w końcu tę wodę otrzyma. Trzeba jednak to pragnienie ożywić w człowieku. Jest to zadanie duszpasterskie Kościoła, które jest na pierwszym miejscu, najważniejsze i podstawowe. W całej pracy duszpasterskiej należy się zastanawiać, jak uczyć ludzi odnaleźć żywego Boga? Tu dochodzimy do metod. Niestety, po grzechu pierworodnym trzeba trochę z nich korzystać, trzeba udzielać rad, na przykład, żeby po przyjęciu Komunii Świętej wejść w głąb własnej duszy. Po dobrej spowiedzi, jeśli spowiedź jest
potrzebna, Komunia Święta jest bardzo łatwa, gdyż Pan Bóg najbardziej tajemnicze rzeczy ofiarowuje nam w sposób przystępny. Po przyjęciu Komunii człowiek powinien zatrzymać się, wsłuchać w stan swojej duszy. Jednak zamiast tego on wraca na miejsce, siada znów w ławce czy na krzesełku i odczytuje dziękczynienie po Mszy Świętej. Teksty. Gotowe teksty. Pamiętam, jak bardzo zdziwił mnie pewien zakonnik obrządku wschodniego, który po Komunii Świętej, zamiast patrzeć na ikonostas, wyciągnął włoską książeczkę z tekstami modlitw po Mszy Świętej. W ten sposób omija się chwilę największej intymności, jaka może być między człowiekiem a Bogiem. Chwilę, która wypływa z przyjęcia Ciała Bożego jako pokarmu. I tę chwilę należy zapamiętać, zatrzymać się, czekać, aż Obecność się odezwie. Jestem przekonany, że się odezwie. W postaci milczenia, gdyż nagle spada milczenie. W postaci skupienia, gdyż nagle człowiek jest skupiony. Nawet, jeśli w domu czeka na niego trochę trudna teściowa albo jeśli ma bez liku kłopotów w pracy. Nagle jest skupiony, mimo wszystko jest skupiony. Bezsłowna wiadomość, sama żywa prawda Skupienie jest wtedy darem Bożym. Jest pierwszym warunkiem rozmowy. Drugim warunkiem rozmowy jest zaś milczenie. Czyli skupienie i milczenie po Komunii Świętej, w kilkanaście sekund czy nawet kilkanaście minut, może się rozwinąć do czegoś, co jest rozmową. Jak to będzie wyglądało? Czy to będzie mówienie po polsku? Czasem tak, choć zdarza się to rzadko. Najczęściej będzie to przekazanie jakiegoś rodzaju bezsłownej wiadomości. Będzie to sama żywa prawda o mnie - jakim jestem zakonnikiem, jakim jestem ojcem rodziny, mężem, matką czy żoną. Co Bóg chce mi powiedzieć, na pewno mi powie. To się może przekształcić w rozmowę. Święci rozmawiają z Bogiem w swoim ojczystym języku. Do świętej Faustyny Pan Jezus mówił w języku polskim. Do każdego mówi w jego ojczystym języku, bo chce do niego jak najlepiej dotrzeć. Jeżeli jednak Pan Bóg zacznie mówić do mnie po polsku, trzeba uważać, bo to może być fałszywka. Diabeł konkuruje niezmordowanie i doskonale naśladuje Boga, ponieważ Go zna, więc potrafi zainscenizować fałszywą rozmowę Boga z człowiekiem. Musi więc być ktoś, kto ma dar rozróżniania duchów, na przykład spowiednik albo kierownik duchowy - mądry, potrafiący rozróżnić, co się dzieje w tym człowieku, czy jego przeżycia, słowa, które słyszy, naprawdę pochodzą od Boga. O spowiedzi najlepiej napisał Jan od Krzyża w dziele Żywy płomień miłości. W strofie trzeciej jest duża dygresja o spowiednikach. Święty Jan wyraża się o nich bardzo surowo, wręcz
ostro. Pisze, że spowiednik przekuwa człowieka na swoje podobieństwo - dominikańskie, jezuickie czy inne - a nie na podobieństwo Boga. Podobieństwo Boga jest nieuchwytne pojęciowo - istnieje, ale przekracza wszelkie pojęcia. Spowiednik musi uważać, co się w tym człowieku dzieje, co on przeżywa. Czy przeżywa sytuację pod tytułem ”Jestem święty, a może jeszcze nie całkiem?”, czyli wciąż się w siebie wpatruje? Trzeba wyczuć prawdziwość lub fałsz takiej mowy. Ale to, że Pan Bóg przemawia, jest pewne. Dlatego w Eucharystii, Komunii Świętej, która jest powszechna na każdej Mszy Świętej - na przykład w naszym dominikańskim kościele jest ich w każdą niedzielę aż dziesięć - Pan Bóg chce być jako karmiący Sobą, chce sprowokować intymną rozmowę, toczącą się podczas uczty, intymną rozmowę gospodarza z zaproszonym gościem. Z każdym, kto przyjdzie. Bez wyjątku. To porównanie wzięte z Ewangelii. To nasłuchiwanie jest ważnym warunkiem powrotu do stanu pierwotnej rozmowy z Bogiem w raju. ROZDZIAŁ 3 Komu zaufałem? Moim dziełom, bogactwom, doświadczeniu, wiedzy teologicznej? Czy Bogu Samemu? Czy przeskoczyłem to wszystko i sięgnąłem prostym pragnieniem do samego Boga? Wszystko przeskoczyć Następny warunek, który jest konieczny, to światło. Jestem w zakonie dokładnie 64 lata, rekolekcji przeżyłem bardzo wiele przynajmniej jedne na początku roku akademickiego czy duszpasterskiego i nie pamiętam, aby ktokolwiek z prowadzących mówił o świetle. O zasadach życia zakonnego - tak, o zasadach życia małżeńskiego - tak, jak się modlić - też, co robić - też, ale nie było nic powiedziane o świetle. Potem ten sam rekolekcjonista i uczestnik rekolekcji czyta Mszał lub słyszy, co z niego jest czytane, a w Mszale jest wszystko, co potrzeba, ”Ja jestem światłością świata. Kto chodzi za Mną, nie chodzi w ciemności, a będzie miał światło życia”. O tym się nie mówi. Jeśli zakonnik, każdy chrześcijanin, chodzi za Chrystusem, to szuka światła. Na swojej drodze życiowej - zakonnej czy małżeńskiej - szuka w tekście Pisma ŚwiętegoŚwiatła. Człowiek szuka światła w tajemniczej mowie Boga po Komunii Świętej i szuka światła w czytaniu Pisma Świętego. I to światło na pewno znajdzie, ponieważ jest to Pismo natchnione. Weźmy taki przykład. Dawid szedł na bitwę. I chciał mieć rydwany, co w owych czasach oznaczało czołgi. Faraon ma czołgi i wygrywa wojny. Widzi to Dawid i mówi: ”Ja też chce wygrywać wojny i dlatego chcę zafundować sobie coś, co mi to umożliwi”.
Wystawił rydwany zaprzężone w konie. I przegrał. I był zdziwiony, że tak się stało: dlaczego? I prorok przekazał mu słowo Boga: ”Trzeba ufać w Jahwe a nie w rydwany”. Czytam to, ale co mnie obchodzi bitwa Dawida z Amalekitami? Dla mnie ważne jest, jak wygląda moje życie zakonne czy małżeńskie - komu zaufałem? Czy moim dziełom, bogactwom, które posiadam, doświadczeniu zakonnemu, które mam, wiedzy teologicznej, którą zdobyłem, czy Bogu Samemu? Czy przeskoczyłem to wszystko i sięgnąłem prostym aktem pragnienia do samego Boga? Oczywiście, wszystko to możliwe jest tylko dzięki wierze. Musi być wiara. Bez wiary w ogóle szkoda o modlitwie mówić. Im słabsza wiara, tym gorsza modlitwa. Wiara to dar Ducha Świętego, dar widzenia Boga. Widzenia niewidzialnego Boga. Trzy źródła kontaktu z Bogiem Mamy trzy źródła kontaktu z Bogiem. Pierwszym jest Eucharystia, drugim jest szukanie światła w Piśmie Świętym, a trzecim szukanie światła u innych ludzi. Komunia Święta. Po Eucharystii powinna być cisza, cisza podczas słuchania słowa Bożego. Słucham w ciszy i doznaję w niej oświecenia, słuchając tego, co ksiądz czyta w Mszale i czytając w domu Pismo Święte. Ale to może nam się wydarzyć nie od razu, tylko po dłuższym oczyszczeniu. Tutaj niestety jest potrzebne oczyszczenie. W raju jest niepotrzebne, ale po grzechu pierworodnym stało się konieczne. Potrzebna jest też dobra spowiedź i walka z egoizmem. Im bardziej wyzbywamy się egoizmu, tym bardziej rozmawiamy z Bogiem. Egoista tylko formalnie rozmawia z Bogiem. Wszystkie teksty odmawia formalnie, odmawia tylko wargami. Zaś im bardziej zanika, obumiera w nim egoizm, tym bardziej zaczyna w nim przebywać i przemawiać do niego Pan Bóg. Zbliża się do światła. Jak? Tego nie wiemy, bo Pan Bóg zawsze robi to, co uważa za dobre dla konkretnego człowieka. Każdy człowiek jest zupełnie inny w oczach Boga. Zupełnie inny. Inna jest też droga do Boga np. świeckiej kobiety, a zupełnie inna - moja. Nie dlatego, że jestem zakonnikiem, ale dlatego, że jestem innym człowiekiem. Niezależnie od tego czy to zakon, czy małżeństwo, w każdym przypadku droga jest inna - najskuteczniejsza z możliwych, bo wynikająca z mądrości i miłości Bożej. Pismo Święte trzeba czytać jako żywe słowo Boże i wtedy nawet walka Dawida z czołgami Amalekitów do nas przemówi. Tam szukam życia i na pewno je znajdę. Nie od razu. Potrzebna jest wierność i Pan Bóg bardzo na nią liczy. Potrzebne jest wierne pójście za Nim. W Starym Testamencie Żydzi na pustyni nie
chcieli za Nim iść, bo znudziła ich codziennie jedzona manna. Nie chcieli tego, odrzucili swój los, szemrali. I oczywiście przepadli. I my też tak robimy - szukamy innych dróg, nie Bożych, bo te inne są bardziej pociągające. Dlatego trzeba cierpliwie, nie zwracając uwagi na nudę, szukać w Piśmie - w którym bez wyjątku wszystko jest natchnione, nawet przecinki - żywego słowa Boga. Światło może się ukazać w bardzo różny sposób, także u innych ludzi. Nagle niesie nam je jakiś człowiek, świecki albo ksiądz, w którym obecność Boga wyraźnie staje się dla nas rodzajem światła. Ma to każdy ksiądz, który z powołania powinien nieść w sobie światło Boże. Od dnia święceń, gdyż przeistacza, codziennie rozgrzesza, codziennie ma do czynienia z wcielonym Światłem, którym jest Chrystus. Chrystus pod postacią cząsteczki chleba, który jest jego ciałem. To powinno być w księdzu. Gdy ksiądz gdzieś idzie, na przykład z kolędą, z wizytą duszpasterską, powinien zanosić do tych ludzi światło. To można odczuć. Gdy chodziłem po kolędzie i kiedyś odwiedziłem rodzinę krawca teatralnego, trafiłem na burzę rodzinną, która nagle ucichła. Powiedziałem im, że teraz milczymy. Rzeczywiście, posłuchali księdza, przestali mówić. Po dłuższym czasie żona krawca powiedziała: ”Jak tu cicho jest”. Cisza. Początek rozmowy z Bogiem. Trzeba wierzyć, że kapłan może przynieść ze sobą nie tylko sakrament Eucharystii, ale także pokój Boży. ”Pokój Pański niech zawsze będzie z Wami” - mówi w każdej Mszy Świętej. Ten pokój nosi w sobie, ale powinien przekazywać go w każdej Mszy Świętej i podczas zwykłych odwiedzin, nawet najbardziej świeckich, w każdej sytuacji życiowej. ROZDZIAŁ 4 Adamie, gdzie jesteś? To pytanie z Księgi Rodzaju nadal rozbrzmiewa. Bóg szuka każdego z nas, z każdym chce rozmawiać jego własnym językiem. Pan Bóg się zniża Jest takie bardzo mądre greckie słowo synkatabasis, które oznacza, że Pan Bóg się zniża. Zawsze to robił, od chwili gdy stworzył człowieka, ale dzisiaj zniża się szczególnie, gdyż chce, żeby ludzie modlili się bezpośrednio do Niego. Jestem tego absolutnie pewien. Oprócz wszystkich formalnych rodzajów modlitwy, jak na przykład brewiarz, Bóg chce, żeby każdy człowiek - zakonnik czy świecki - do Niego wprost przemawiał.
Bezpośrednio. Własnymi słowami. Jeśli postaramy się Jego życzenie spełnić, przekonamy się, że otrzymamy wielką pomoc w pokonaniu wszystkich przeszkód w drodze do modlitwy bezpośredniej, że pokonanie ich będzie dużo łatwiejsze. To, co było wymagane kiedyś - długie staranie, długie cierpienie (czasem są potrzebne takie ćwiczenia, szczególnie w zakonach) teraz będzie bardzo skrócone i uproszczone, bo Pan Bóg koniecznie chce przemawiać w epoce kryzysu świata. Niestety, do mojego stanu - zakonnego czy kapłańskiego - Panu Bogu może nie udać się przemówić, bo jesteśmy za „mądrzy”, natomiast do zwykłych ludzi - tak. Zwykli ludzie głosują, wobec tego mogą mieć poprzez modlitwę wpływ na wybór odpowiednich ludzi, nie tak głupich, jak nasi współcześni politycy, których głupota przekracza wszelkie pojęcie. I Pan Bóg chce ich oświecać w tych i wielu innych sprawach - rodzinnych, zawodowych, społecznych. Bóg się uniża, chce po prostu rozmawiać, tak jak chciał rozmawiać z Adamem. Bóg się nie zmienia i wciąż pyta: ”Adamie, gdzie jesteś”?. To pytanie z Księgi Rodzaju nadal rozbrzmiewa. Rozbrzmiewa w całym świecie. Bóg szuka każdego z nas, z każdym chce rozmawiać jego własnym językiem, dla niego zrozumiałym. Mam małego przyjaciela, który mówi do Pana Boga bardzo prosto. Jego nowenna trwa kilka sekund. Kiedyś prosiłem go, aby pomodlił się za pijaka i ten pijak rzeczywiście przestał pić. Chłopiec wyczuwa obecność Pana Jezusa w tabernakulum, nie chce siedzieć w kaplicy, w której nie ma Najświętszego Sakramentu. A jest tylko ochrzczony. Michałek. Trzeba być jak Michałek wobec Pana Boga, mówić bezpośrednio do Niego. Pan Bóg się zniżył do radości taksówkarza Pan Bóg się zniżył do taksówkarza, który kiedyś odwiózł mnie do klasztoru. Po drodze rozmawialiśmy, spytałem go, czy ma dzieci. Odpowiedział, że ma - ukochaną córeczkę. Ja dostaję w klasztorze kieszonkowe - 150 zł miesięcznie i zazwyczaj tego nie wydaję. Gdy przyszło do płacenia, dałem mu 10 zł więcej niż wybiło na liczniku. Na twarzy taksówkarza pojawił się umiech radości ojcostwa. Tu Pan Bóg był na pewno, choć ten człowiek tego nie wiedział. Taksówkarz był dobrym ojcem i uśmiechnął się dobrocią ojcowską. On tego nie wiedział i ksiądz też mu tego nie powie, bo zazwyczaj księża takich rzeczy nie mówią. Ta chwila radości z tego, że może dać dziecku prezent, bo dostał więcej pieniędzy od pasażera, była powodem, że Pan Bóg zniżył się do jego radości. W radości taksówkarza była Boska radość. Podobna, tylko nieskończenie doskonalsza. Czy był on wierzący? Przypuszczam, że tak.
Nieraz widzi się taką radość w innych sytuacjach zazwyczaj na twarzy panny młodej, u pana młodego rzadziej. To uśmiech szczęścia, które daje Pan Bóg. Pan Bóg daje pełnię szczęścia, a ona, wychodząc za mąż, jest szczęśliwa w sposób podobny do szczęścia Bożego. Szczęście Boże jest nieskończone, a ludzkie szczęście - ulotne. Przychodzi codzienność, trudna teściowa, kłótnie, awantury. Szczęście ludzkie jest kruche, ale gdyby oparła je na Bogu, na sakramencie małżeństwa, trwałoby wciąż, niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Bóg się uniża, żeby się z nami spotkać. Ludzie często przegapiają Jego pragnienie. Rolą duszpasterza jest, żeby to ludziom uświadamiać. Pokazać, że Pan Bóg zawsze jest blisko ciebie, w sposób ukryty, ale są sytuacje wręcz oczywiste. Kiedyś młody ojciec opisywał mi swoje niełatwe życie, więc zapytałem: ”Jak ty to wszystko wytrzymujesz?”. A on mi na to: ”Proszę ojca, jak mi moja córeczka zarzuca rączki na szyję, wszystko mija”. To coś Boskiego. Kłopoty finansowe czy zdrowotne może nie mijają, ale nie są już tak straszne, bo mała Marysia zarzuciła tacie ręce na szyję. Wszystko minęło! Ślicznie! Pan Bóg zniżył się do gestu dziecka, które obejmuje szyję tatusia. Przez tego dzieciaka Pan Bóg dał mu przemijające, chwilowe poczucie szczęścia. Dalekie bardzo od szczęścia wiecznego, ale jednak. ROZDZIAŁ 5 Chrześcijanie zawsze szukali nieustającej modlitwy, która przywróci ich Bogu. Święty Paweł pisał w swoich listach: ”Módlcie się nieustannie”. Pan Bóg przekazał nam w ten sposób, żebyśmy się nie tylko modlili, ale żebyśmy robili to nieustannie! Kościół Wschodni odpowiedział na to wezwanie modlitwą Jezusową: ”Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną”. To zdanie powtarza się setki razy, nawet tysiące, aż wreszcie znika strona werbalna, słowa topnieją, zostaje tylko imię Jezus. Tylko ono pozostaje i jest tak pełne Światła, że się prawie nie widzi słowa a samo światło, którym jest Chrystus. On mówi: ”Ja jestem Światłością świata”. Święty Paweł w Liście do Efezjan pisze: ”Dawniej byliśmy ciemnością, a dziś jesteśmy światłością w Panu”. I to nie ma nic wspólnego z buddyjskim oświeceniem, to jest Światło Chrystusa. ”Żyjcie jak synowie światłości”. Odpadają więc, mają odpaść, wszystkie nasze grzechy. Nie grzeszę, bo jestem synem światłości. Tego mi nikt nie powiedział, gdy dojrzewałem: ”Nie grzesz, bo masz być doskonały!”. ”A po co? Ja nie chcę być
doskonały, mnie to nic nie obchodzi, mam to gdzieś”. Gdyż jesteś synem Boga, synem światła, a robisz rzeczy ciemne, czarne, głupie”. Módlcie się nieustannie Modlitwa Jezusowa to jest podstawa duchowości bizantyjskiej. I tak jak różaniec na Zachodzie, przywraca świadomość stałej obecności Boga. Jej istotę opisuje wielkie dzieło duchowe Filokalia, dzieło bardzo obszerne, wielotomowe. Miałem cały komplet po angielsku, po polsku mamy tylko fragmenty. Przez dłuższy czas ja także odmawiałem modlitwę Jezusową. Filokalia dają na pewno możliwość kontaktu z tajemnicą Boga. Bardziej niż modlitwy zachodnie. Liturgia wschodnia chwali tajemnice Boga, a w zachodniej mówi się więcej o człowieku. W ich świątyniach jest tylko ikonostas i tylko chwała Boża. Może jest to powód niewielkiej działalności społecznej Kościoła prawosławnego? Na Zachodzie Kościół angażuje się w edukację, dobroczynność, misje. Zaś na Wschodzie nie widać rozpędu misyjnego, akcent położony jest na kult, liturgię. Nie wiadomo, jak to wytłumaczyć. Może biernością ludzi Wschodu? Wschód bardzo jasno widział piękno Boga, o czym się na Zachodzie nie mówiło albo mówiło bardzo rzadko, za rzadko. W brewiarzu, w dniu wspomnienia św. Bazylego Wielkiego, podkreślone jest widzenie idei piękna Boskiego. On widział piękno Boga. Nieraz człowiek długo się modli, modli się, szuka światła. Potem wchodzi do kościoła, słucha Ewangelii czy tekstów z Mszału i wie, że to jest do niego skierowane, jakby tylko on był w kościele. Tak bywa. Tak jak Ojciec Pery Guere, należący do Zgromadzenia Małych Braci Jezusa, powiedział mi w czasie wojny w Maroku, gdy zastanawiałem się nad moim powołaniem, żebym powtarzał: ”Mów Panie, sługa Twój słucha”. I już wiedziałem, co mam ze sobą w życiu robić. Czasem taki werset zmienia wszystko, całą resztę życia. Tak samo było z bohaterem książki Opowieści pielgrzyma. Pewnego dnia wszedł do świątyni i nagle usłyszał właśnie ten werset z listu świętego Pawła: ”Módlcie się nieustannie”. Zaczął więc uparcie takiej modlitwy szukać. I znalazł w tradycji swojego Kościoła. Można modlić się nieustannie. Myślę, że dla człowieka zachodniego powtarzanie bez końca formułek wydaje się bardzo trudne. Starzec, którego pielgrzym pytał o radę, polecił mu powtarzać jedno zdanie po kilkaset razy dziennie: ”Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną. Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się
nade mną” - i tak bez przerwy od świtu do nocy. Nie wiem, czy człowiek zachodni jest w stanie tak robić bez popadnięcia w nerwicę. Ale człowiek Zachodu może pamiętać o obecności Boga. Ta pamięć - że Bóg jest obecny - jest bardzo łatwa. Człowiek może wzbudzać w sobie myśl, że Bóg jest obecny, choć w tej chwili nie jest wyczuwalny. Akt wiary w obecność Boga nie jest trudny. Święty Paweł pisał, że bez Ducha Świętego nie można powiedzieć, że Jezus jest Panem. Samo Jego imię sprawia, że jesteśmy w Duchu Świętym. Modlitwa Jezusa prowadzi do wejścia w stałą obecność Boga. Wielka modlitwa Zachodu Różaniec jest wielką modlitwą Zachodu. Ale jest to modlitwa trudna. Łatwiejsza jest modlitwa Wschodu, która polega na powtarzaniu jednego zdania. Siedzi ślepy żebrak, otacza go tłum. Ale coś się dzieje, żebrak pyta: ”Co się dzieje?”. Mówią mu: ”Tam jest rabbi, bardzo ciekawie mówi!”. A żebrak na to: ”A nuż ten rabbi mnie uzdrowi?”. Zaczyna wołać: ”Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!”. Mówią mu: ”Zamknij się, bo przeszkadzasz!”. A on jeszcze głośniej woła i jeszcze głośniej. W końcu Jezus go dostrzega i pyta: ”Co chcesz, żebym ci zrobił?”. ”Panie, żebym przejrzał. Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną” - błaga. Jest tu dobry rytm, melodia, można powtarzać setki i tysiące razy to błaganie aż po światło. Różaniec natomiast, nasza dominikańska modlitwa - gdyż dominikanie go rozpropagowali w Europie i całym świecie - jest trudny. Dziesięć razy Zdrowaś Mario, raz Ojcze nasz i raz Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu - jest więcej mówienia niż w modlitwie Jezusowej Kościoła Wschodniego. Zastanawiam się nad tym ostatnio. Jak połączyć Ojcze nasz i Zdrowaś Mario, modlitwę ustną, z tajemnicą? Mam wrażenie, że to się dzieje w ten sposób, że jeśli ktoś jest wierny tej modlitwie, nudzi się. Ta modlitwa jest nudna, gdy odmawiają ją w kościele i bardzo, bardzo jednostajna. U nas w kościele codziennie jest wystawienie Najświętszego Sakramentu i Różaniec. Jest to bardzo nudne. Podobnie w maju o najpiękniejszej z kobiet wyją, żeby się modliła za nami. Okropne! Gdyby ktoś w tak beznadziejny sposób mówił o pięknej kobiecie, powiedzieliby mu, żeby się zamknął. Tu przecież chodzi o wstawiennictwo Matki Bożej, największej piękności kobiecej, jaka istnieje na świecie. A jeżeli się tę modlitwę odmawia, mimo że to nudzi, to jest umartwiające oczyszczenie, oczyszczenie ascetyczne. Po pewnym czasie te dziesięć ”Zdrowasiek” i Ojcze nasz zaczynają się stapiać w widzenie tajemnicy. Widzenie nie
własną wyobraźnią, tylko widzenie tajemnicy. Wierne odmawianie różańca prowadzi do żywego przeżycia tajemnicy poprzez ”Zdrowaśki”, czyli wstawiennictwo Matki Boskiej. To wymaga cierpliwości i trwania. I nie zawsze wychodzi. Jest możliwość widzenia tajemnic życia Matki Boskiej i Pana Jezusa przez modlitwę różańcową. Tajemnice Boga stają się żywe: tajemnice radosne, światła, bolesne i chwalebne. Wierne odmawianie tej modlitwy prowadzi do żywej wiary na co dzień - w życiu rodzinnym, małżeńskim, zakonnym i wszelkim innym. Ale warunkiem jest wytrwanie w szukaniu światła, czyli tak jak przy lekturze Pisma Świętego. Dominikanie powinni codziennie odmawiać jedną część różańca. Nie jest to nakaz, ale rada. W różańcu jest obecna Matka życia - w radościach, świetle, boleściach i chwale. Niektórzy ludzie na Zachodzie, którzy nie znają chrześcijaństwa a szukają czegoś, co przekracza rozum, czyli tajemnicy Boga, zaczynają się interesować buddyzmem, a nawet na buddyzm przechodzą. Potrafią godzinami powtarzać jedną mantrę. Pociąga ich tajemnica. U nas - w chrześcijaństwie zachodnim wszystko jest zwyczajne i racjonalne, ale jest także tajemnica, o czym nie wiedzą zachodni buddyjscy neofici. Oni nie wiedzą, że wiara ich dzieciństwa może otworzyć im drogę do tajemnicy. Świetnie o tym pisze mistrz Eckhart - o tajemnicy Boga, o tym, że można wejść w tajemnicę Boga. Na Zachodzie powstały różne sposoby modlitwy. Święta Teresa Wielka porównywała różne jej etapy do zdobywania wody - od kopania motyką, poprzez studnię, koło wodne aż po deszcz, który zrasza ogród. Człowiek jest na tych etapach coraz mniej aktywny, w końcu inicjatywę przejmuje Bóg. Szkoła ignacjańska, zwłaszcza rekolekcje, to druga wielka tradycja duchowości. To na pewno jest bardzo dobre. Rekolekcje ignacjańskie cieszą się ogromnym powodzeniem, trzeba się zapisywać, czasem z rocznym wyprzedzeniem, żeby wziąć w nich udział. Tam człowieka dokładnie rozłożą jezuici, ale nie zawsze potrafią go potem z powrotem złożyć. Cały czas człowiek powinien iść i szerokim traktem konkretnej tradycji duchowej, i osobistymi, wąskimi ścieżkami, które sam odkrywa. Można spędzić cały dzień modląc się tak, jak zalecają wielcy nauczyciele modlitwy. Nie jest to bardzo trudne. Jeśli można cały dzień myśleć o rodzinie, można też cały dzień myśleć o Panu Bogu. W podobny sposób. Choć to na pewno jest łaska. Świeccy ludzie też mogą żyć jak mnisi. Klasztory nie są rezerwatami modlitwy. Ona jest dla wszystkich ludzi.
Niezależnie od różnic, chrześcijanie zawsze szukali nieustającej modlitwy, która przywróci ich Bogu. Czytali książki, szukali metod. Moja babka na przykład miała francuską książkę Surmetre en priere (Poddać się modlitwie). Ja tego nie rozumiem. Wziąć modlitewnik czy brewiarz, żeby zwracać się do Boga. Mnie się wydaje, że nie muszę wchodzić w modlitwę, bo we mnie zawsze jest modlitwa. Jestem w jakimś stanie modlitwy. Mniej lub więcej wiadomej, ale zawsze obecnej. Ale ten dar przychodzi z czasem. ROZDZIAŁ 6 Bóg jest wiecznie młody, dlatego gdy kto ma z nim kontakt, będzie ciągle młody. Są dwie drogi - uczenie się modlitw już istniejących i droga modlitwy spontanicznej. Jednak jeśli ktoś nie modli się spontanicznie, to lepiej aby modlił się formalnie - choćby wargami - niż gdyby nie modlił się wcale. Ja przed nawróceniem chodziłem bardzo formalnie na Mszę Świętą, ale z własnej winy poza jednym razem - nigdy Mszy Świętej nie opuściłem. Robiłem to bardzo formalnie, bo wypadało, bo wszyscy chodzili, więc ja też. Ale choć było to powierzchowne, to mnie na pewno bardzo przy Panu Bogu trzymało. To, co formalne, może w pewnej chwili stać się żywe. Gdy zabraknie nawet tego, to nie ma już nic, żadnej gleby, na której można siać. Dlatego dziecko trzeba uczyć pacierza - Ojcze nasz, Zdrowaś Mario, Aniele Boży. I najlepiej, żeby towarzyszyli mu rodzice. Michaś, chłopiec, o którym często opowiadam, prosi nieraz rodziców, żeby mógł się nie myć przed snem, bo jest bardzo zmęczony, ale nigdy nie opuści modlitwy. Siedmioletni chłopak po całym dniu gry w piłkę nie pójdzie spać bez modlitwy. Nie zawsze myje zęby, ale zawsze się modli i rozróżnia intencje, w których mogę modlić się tylko ja, a on nie. Znam inne dziecko, które w podobnym wieku robi to samo. Tak więc odnoszę wrażenie, że Pan Bóg daje dary zwane mistycznymi - bezpośredniego rozpoznania Jego obecności - kilkuletnim dzieciom i młodzieży. Natomiast zdaje mi się, że Pana Boga dość zawodzą dorośli i ludzie starzy. Dlatego, że stary często popada w rutynę, ma wszystko oklepane. Dziecko tego nie ma, dziecko jest gotowe w każdej chwili robić coś nowego. Młodzież gimnazjalna z tutejszego (krakowskiego) duszpasterstwa ”Przystań” ma też dar pobożności. Nie wiem, czy będą go mieli na całe życie - boję się, że nie na zawsze. Mają jednak coś, czego nie mają starzy.
Ludzie w moim wieku to już koniec, skleroza. Mają żal do wszystkich, żal za przeszłością, żal za młodością. Dlatego starsi ludzie, emeryci, żeby ich życie cały czas przynosiło owoce, powinni nastawić się na szukanie żywego Boga. Wtedy nie będą się starzeć. Jeśli człowiek odnajdzie żywego Boga w jakiejkolwiek modlitwie - osobistej lub tej dobrze znanej różańcowej, wtedy na długo zachowa świeżość umysłu. Kontakt z żywym Bogiem powoduje, że się nie starzejemy. Bóg odmładza. Modlitwa może być także bezsłowna. Gdy modli się po prostu sobą, umysł stanie się wtedy żywy młodością samego Boga. W Mszale niedawno była taka modlitwa o młodość. W Mszale jest wszystko, trzeba tylko uważnie słuchać. Zdaje się, że świętej Teresie od Jezusa Duch Święty ukazał się właśnie jako młodzieniec. Bóg jest wiecznie młody, dlatego gdy ktośma z nim kontakt, będzie wiecznie młody - nawet mimo fizycznej starości. Nie będzie ulegał słabości w sensie utraty władz umysłowych. Będzie ulegał różnego rodzaju starczym dolegliwościom - może mieć problemy ze wzrokiem, słuchem, chodzeniem - ale duchowo się nie zestarzeje. To jest tylko kwestia pewnej higieny życia, ale nade wszystko kontaktów z żywym Bogiem. Dlatego namawiam wszystkich, żeby nie trzymali się tylko modlitwy obowiązkowej, ale żeby mówili do Boga w sposób żywy - jak żywy do Żywego. Ojcze nasz - najwspanialsza modlitwa Słowo Boga jest niesłychanie wyraziste i silne. Bardzo wyraźne, tak zwane substancjalne słowo Boga. A ludzkie słowa to gadanie, takie gadanie. Czy Pan Bóg nie chce, żebyśmy w tych czasach, zdaje się ostatecznych, próbowali wrócić do modlitwy? Mimo upadku, grzechu pierworodnego, trzeba próbować wrócić do prostoty modlitwy. Ojcze nasz … Budda uczy skomplikowanej medytacji, która bywa bardzo kosztowna - zdarza się, że adepci buddyzmu kończą w klinice psychiatrycznej. A Syn Boży nauczył nas mówić: ”Ojcze nasz, który jesteś w niebie”. Modlitwa - najwspanialsza modlitwa. Bardzo prosta. Pozornie nudna, nic tam wielkiego nie ma. Jednak ta modlitwa jest super - to najwyższa modlitwa, jaka istnieje. Po niej niektóre psalmy oczywiście. No i krzyż. Każda babcia ma kontakt z Absolutem Modlitwa to najważniejsza czynność w życiu człowieka, bo dzięki niej ma on kontakt z Absolutem. Sekciarze czy buddyści zawsze chcą kontaktów z Absolutem i katolicy z urodzenia, którzy spragnieni są jakichś nadzwyczajnych wrażeń, po to do nich idą. Nie wiedzą, że u nas każda babcia z różańcem w ręku ma kontakt z
Absolutem. Nie ćwiczyła, nie uprawiała specjalnej medytacji. Zwłaszcza w buddyzmie zen trzeba wykonywać bardzo ciężkie ćwiczenia, żeby dojść do tak zwanego oświecenia. Tyle że u nas - katolików księża przeważnie nie potrafią tej prawdy przedstawić i nie mówią o świetle, o prawdziwym świetle. Księża, katecheci i katechetki powinni uczyć modlitwy. Myślę, że Pan Bóg bardzo chce, żeby dziś ludzie zwracali się do Niego w prosty sposób. Tak, jak to robią dzieci. Wiara księży powinna być mocna i myślę, że u wielu z nich taka jest. Podtrzymuje ją Jasna Góra i Licheń. Łaska, która z nich płynie i modlitwa ludzi, którzy tam przyjeżdżają. Pielgrzymuje tam przecież jedna trzecia Polski. ROZDZIAŁ 7 Jestem pewien, że Pan Bóg zawsze da człowiekowi dary, ale trzeba Go o to poprosić. I nie dziwić się, gdy wysłucha naszej prośby. Ojcze nasz, Różaniec, Koronka do Miłosierdzia Bożego, litanie to modlitwy jak szeroki trakt, którym kroczą tłumy, całe pokolenia. Mnie jednak chodzi bardziej o głębokie przeżycie religijne, bo przy zagrożeniu wiary dziś trzeba czegoś więcej. Tylko głęboka wiara się ostoi. Dlatego tak ważne jest, by nie kroczyć tylko szerokim, znanym od setek lat traktem, ale trzeba szukać czegoś głębszego. Zdolność do tej głębi Pan Bóg chce nam dziś szczególnie dać, tak mi się wydaje. Michał powinien być uczony pacierza, ale także modlitwy odmawianej po swojemu. Tego powinni uczyć rodzice - powinni zadbać o modlitwę swoich dzieci. A zadbają, jeśli sami będą się modlić i to w taki sposób, żeby było widać, że nie tylko tak wypada, ale że robią to z przekonania. Przekonanie, że warto się modlić, że to ważne, bo Pan Bóg na nas czeka, dzieci najłatwiej przejmują właśnie od swoich rodziców. Są ludzie, którzy czuj obecność Pana Boga w tabernakulum. Michał nie lubi chodzić do kaplicy, w której nie ma Najświętszego Sakramentu, bo nie ma tam Jezusa. Ale gdy Pan Jezus jest, zostaje, podczas gdy jego rodzeństwo idzie po precle. Ci, którzy idą po precle Ci, którzy idą po precle, są w większym mroku. Muszą mieć więc więcej ufności, muszą mieć nadzieję, że Bóg - którego obecność jest dla niektórych oczywista, a dla nich nie - jest rzeczywiście obecny. Jestem pewien, że Pan Bóg zawsze daje człowiekowi dary - mniejsze czy większe. On najlepiej wie jakie,
ale trzeba Go o to poprosić i być przygotowanym na otrzymanie daru. Możliwe jest, że po tej modlitwie - bardzo głębokiej, jednoczącej z Bogiem - pojawi się cierpienie. Jeśli mówi się o obecności Boga na modlitwie - u dzieci jest to rzecz oczywista, łatwa, prosta. Wiele z nich obecność tę odczuwa. Ale u dorosłych głębsza modlitwa wymaga zawsze cierpienia. Każdy krok do przodu wiąże się z krzyżem. Bez krzyża nie można iść, nie każdy jednak chce ten krzyż przyjąć. Niektóre cierpienia - duchowe i fizyczne - są bowiem bardzo ciężkie, są też pokusy trudne do odparcia. Nie każdy jest w stanie to wytrzymać. Jeżeli jednak Pan Bóg zechce, będzie dawał mniej cierpień, a mimo to modlitwa się rozwinie. W takiej chwili trzeba wiernie trwać. Nie myśleć o preclach. ROZDZIAŁ 8 Bliskość Boga po Komunii św. możliwie częstej, nie tylko niedzielnej. To bliskość, która prowadzi do jedności. Ktoś musi mówić o bliskości Boga Zakonnicy z natury swojego powołania powinni wciąż zbliżać się do Boga. Ludzie świeccy mają ten sam cel, ale idą drogą pracy zawodowej i życia rodzinnego, dlatego świeckim o bliskości Boga trzeba mówić. Zadać takie pytanie w konfesjonale: ”Czy się starasz o bliskość Boga w ciągu dnia?”. Jeśli ktoś odpowiada, że nie - trzeba go namówić, żeby zaczął to robić. Powiedzieć, że ta bliskość jest niewidzialna, ale bardzo konkretnie wyczuwalna. Że cała tajemnica Boga, który jest bardzo blisko (bo przecież jest On wszechobecny i w tę Jego Wszechobecność człowiek jest zanurzony), zawarta jest w Eucharystii. Komunia Święta, Msza to największa bliskość, jaka w ogóle może istnieć, bo to jest pokarm i - jak powiedział Jezus do świętego Augustyna – „Nie ty przemieniasz Mnie w siebie, tylko Ja ciebie przemieniam w Siebie”. Człowiek przemienia się - stopniowo, zależnie od swojej dobrej woli i przygotowania - w Boga. Stopniowo się przebóstwia. Jego pragnienie bliskości - w Komunii Świętej i po Komunii Świętej - powinno być najważniejszym hasłem duszpasterskim na obecny czas. Pragnijcie bliskości Boga w Komunii, którą teraz otrzymujecie we Mszy Świętej. To bardzo rodzinne. Jak w rodzinie Jak wygląda ta bliskość? Jak w rodzinie, podobna do bliskości mamy, ojca, brata, siostry. To coś podobnego, choć jest niewidzialne. To dobro jest do odkrycia, można je odkryć
dzięki podobieństwu do bliskości człowieka, choć będzie ona zupełnie inna. Zawsze tchnąca miłością. Obecność człowieka nie zawsze jest taka, czasami wręcz przeciwnie. Bliskość Boga to natomiast bliskość, która od razu jest odbierana jako miłość do mnie. I daje szczęście. Jeśli para małżeńska szuka bliskości w ramach sakramentu, który ich połączył, obydwoje są szczęśliwi. Jest to małżeństwo niesłychanie szczęśliwe. Bliskość Boga mogę zaczerpnąć z Eucharystii (możliwie częstej)i wtedy bliskość Boga może być codziennie odczuwalna. Jeśli przyjmuję Komunię Świętą w niedzielę na Mszy Świętej i On mi daje odczuć tę bliskość, mogę prosić Go, żebym potrafił ją sobie zapamiętać. Proszę Ducha Świętego, żeby mi pomógł zapamiętać tę bliskość przeżytą w niedzielę po Komunii Świętej i to na pewno będzie mi dane - tak powstaje bardzo wielka bliskość Boga, karmiącego człowieka Swoją obecnością. On karmi nas sakramentem - chlebem przemienionym w Ciało Pańskie, a potem Swoją bliskością. Przyjęcie Komunii Świętej powinno się przerodzić w bliskość na co dzień. Nie nastąpi to od razu, błyskawicznie, ale stopniowo. Powinniśmy przyzwyczaić się do bliskości Boga po Komunii Świętej - możliwie częstej, nie tylko niedzielnej, ale też na co dzień. To bardzo ważna bliskość, która potem prowadzi do jedności. Jedność Syna z Ojcem przez przyjęcie sakramentu, który jest Ciałem Syna. Wtedy powoli ten człowiek staje się coraz bardziej synem Boga. Jest nim na mocy chrztu, ale to synostwo samo się nie rozwija, Pan Bóg musi je w nas rozwijać, a my się temu mamy poddawać. Człowiek zamknięty, człowiek pragnień Najbardziej niebezpieczny jest stan, gdy człowiek jest zamknięty, gdyż uważa, że wszystko w jego życiu jest załatwione, że to co ma, całkowicie mu wystarczy. Jest pełen samozadowolenia i to go zamyka - już niczego więcej nie chce. Żeby dotrzeć do Boga, musi być człowiekiem pragnień. To jest bardzo ważne. Dzisiejszy człowiek nie bardzo wie, czego ma pragnąć. Świat podsuwa mu tysiące pomysłów, ale może przyjdzie mu kiedyśdo głowy, że samochód to rzecz nieistotna? Wtedy musi zacząć szukać. Jako wierzący katolik, chodzący w niedzielę na Mszę Świętą, musi się zapytać, czego naprawdę pragnie. Może odkryje po pewnym czasie, że pragnie Boga. Pan Bóg bardzo chce być upragnionym i da mu łaskę pragnienia bycia dobrym mężem, pracownikiem, ojcem, ale ponad wszystko - da mu pragnienie Boga. To jest możliwe, gdyż Pan Bóg jest szczodry, choć ludzie nie myślą o tym. Idą na Mszę Świętą i nie myślą o Bogu. Tak było ze
mną. Co to jest Msza, nie wiedziałem, ale wiedziałem, że muszę na niej być. Żeby nie wiem co - muszę być. Co to jest Msza - wiedzieli księża, ale tą wiedzą nie dzielili się z wiernymi. Każdy powinien odkryć, czy w jego życiu jest pragnienie Boga. Wśród wielu innych pragnień - jak pragnienie samochodu odkryj to związane z Bogiem i rozwiń je. Proś Pana Boga, żeby to pragnienie było głębsze, żeby coraz bardziej zaspokajało ciebie w twoim życiu zakonnym czy rodzinnym. Ponieważ Pan Bóg zrobił z Siebie pokarm, to widocznie chce, żeby było pragnienie. Ja miałem silny głód Eucharystii. Pan Bóg chce być upragniony i kochany, i z pewnością dlatego daje głód Boga. Z początku może niewyczuwalny, ale stopniowo coraz bardziej dający znać o sobie. Młodzież z duszpasterstwa, które prowadziłem, mówiła, że jak nie ma Komunii Świętej, jest pusto. Jedna z dziewcząt opowiadała mi, że chciała iść na Mszę, ale przyszła do niej koleżanka, zagadały się i nie poszła - wtedy poczuła pustkę. Nie jest to grzech, bo to był dzień powszedni, ale bez przystąpienia do Komunii Świętej poczuła pustkę. To bardzo ważne, że człowiek czuje dziwny brak to może być początek rozwoju głębszego życia wewnętrznego. ROZDZIAŁ 9 Wpatruj się długo w krzyż. I zacznij współczuć z miłością Jezusowi. To modlitwa przyjaciela. Jak zacząć życie wewnętrzne? Powiedzieć: ”W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego”. To takie proste. Jeśli ktoś chce mieć głębsze życie wewnętrzne i robi znak krzyża, to dostanie to życie wewnętrzne. To bardzo możliwe. Jeśli wierzy, że ten znak krzyża przywoła Trójcę Świętą dla jego życia, to Ona zacznie być w jego życiu obecna. Tylko że my w to nie wierzymy. Musimy się przyznać - przed sobą i Panem Bogiem, że jesteśmy pustką, którą tylko Pan Bóg może wypełnić, a my wypełniamy ją byle czym. Zwłaszcza w wielkim mieście - z jego hałasem i nieustannym ruchem - mamy wiele możliwości, żeby to zrobić. Jest takie francuskie zgromadzenie, ”Wspólnoty Jerozolimskie”. Jego członkowie osiedlają się w dużych miastach i mówią o pustyni w mieście. Wytwarzają ciszę wewnętrzną mimo hałasu ulicy, modlą się, odmawiają psalmy i jest możliwe, że ”złapią” kontakt z Panem Bogiem. Na przykład artysta, bardzo skupiony, będzie malować mimo hałasu. Podobnie człowiek, który pragnie Boga, będzie skupiony mimo hałasu ulicy. Skupienie to znak miłości. Kochający mąż czy żona nie zapomną o ”drugiej połowie” mimo hałasu.
Znak krzyża w ciągu dnia My, zakonnicy, mamy ustalony tryb modlitwy. A co ma zrobić człowiek, który codziennie idzie do pracy; matka, która troszczy się o dzieci, pierze, gotuje? Ja bardzo wierzę w znak krzyża. Jeszcze przed nawróceniem, robiłem znak krzyża byle jak. Dziś staram się robić go bardzo powoli i spokojnie, dotykając czoła jakbym dotykał Ojca, potem dotykam Syna i Ducha Świętego. Cała Trójca Święta jest jak gdyby dotknięta wiarą. To trwa z minutę i trzeba być temu wiernym - przed wyjściem do pracy, wchodząc do domu, przed posiłkiem. Trzeba się tego bardzo spokojnie, nie na siłę, uczyć. Jak byłem kiedyś na obiedzie u rodziców Michała - chłopak miał wtedy cztery, może pięć lat - usiadł do obiadu i się nie przeżegnał. Wtedy ja, jak typowy kler, zauważyłem to i zwróciłem mu uwagę. Na to jego ojciec powiedział, że Michał tego jeszcze nie rozumie, że trzeba go w to stopniowo wprowadzać. Nie na siłę, nie na rozkaz. Czyli tajemnice Boże trzeba przekazywać stopniowo, a nie na siłę. ”W tej chwili się przeżegnaj!”. Taki rozkaz, wydany dziecku, może zniszczyć wszystko, jego więź z Bogiem. Ale jeśli przyzwyczai się robić znak krzyża w ciągu dnia, to już jest bardzo dobrze. Potem można zmówić krótkie modlitwy - Ojcze nasz, dziesiątek różańca też można zmówić wszędzie. Lub krótkie akty strzeliste. Siostrze Faustynie doradzano akty strzeliste, ale robili to wówczas wszyscy zakonnicy. Powtarzać akt strzelisty, który nam przekazała: ”Jezu, ufam Tobie”. To jest bardzo cenne. Akty strzeliste i znak krzyża umacniają wiarę na co dzień u każdego człowieka, nie wyłączając zakonników. Wpatruj się w krzyż Wczoraj ktoś młody pytał mnie, jak się modlić. Odpowiedziałem: ”Wpatruj się długo w krzyż. I zacznij współczuć z miłością cierpiącemu Jezusowi”. To najlepsza modlitwa, modlitwa przyjaciela. Krzyż wisi wszędzie. Popatrzysz, po chwili zaczynasz modlić się modlitwą krzyża. Kontemplacja krzyża, szczególnie w Wielkim Poście, jest bardzo ważna. To jest bardzo proste. ROZDZIAŁ 10 To, co mają wielcy święci, może być u każdego człowieka świeckiego chwilą autentycznej kontemplacji. Pan Bóg go zachęci, bo działa urokiem. Chwile eucharystyczne są bardzo ważne
Chwile eucharystyczne są bardzo ważne. Niedobrze, gdy człowiek po Komunii wraca na swoje miejsce i koniec. Właśnie wtedy powinien zacząć się modlić. Po swojemu rozmawiać z żywym Bogiem, przedstawić Mu trudności dnia, cokolwiek przyjdzie mu do głowy - jak w rozmowie z ojcem. Mówi się to, co ma się w tej chwili ochotę powiedzieć. Po Komunii, owszem - trzeba dziękować, ale też przemawiać. Pan Bóg jest wtedy bardzo blisko, bo przemienia tego, co przyjął Komunię, w Siebie. Dzieje się wówczas to, co mistycy nazywają przebóstwieniem. W tych chwilach jest żywy kontakt z żywym Bogiem i trzeba z Nim porozmawiać. Czy będzie odpowiedź? Na pewno będzie odpowiedź miłością, człowiek na pewno poczuje, że jest bardzo kochany. W sposób całkiem inny niż mąż, żona czy dzieci. Kochany w sposób całkiem inny, Boski po prostu. To może być krótka chwila, kilka sekund, ale ona zaistnieje. W ciągu dnia czy wieczorem - można prosić Ducha Świętego, żeby przypomniał mi poranną lub wieczorną Komunię Świętą. Duch Święty na pewno to zrobi, bo Syn Boży obiecał, że ”On wam przypomni, co wam powiedziałem” i wtedy się rozwinie życie kontemplacyjne. Ale w życiu rodzinnym czy zawodowym nie będzie kontemplacji kameduły czy dominikanina. Będzie ona krótsza - może trochę inna. Kontemplacyjny kontakt z Bogiem po przyjęciu Komunii Świętej. W pierwszej chwili bardzo żywy, potem blednie, ale pamięć sięga do tej Komunii Świętej. Gdy ta pamięć będzie pielęgnowana, nie będzie połykania opłatków - bo często odnosi się wrażenie, że to masowe połykanie opłatków - tylko będzie przyjęcie Pokarmu, który jest Bogiem i przebóstwia tego, kto go przyjmuje. Po rozdzieleniu Komunii w kościele, powinna nastąpić dłuższa chwila ciszy na dziękczynienie. Zazwyczaj ta chwila jest bardzo krótka, wszyscy potem rozbiegają się do swoich zajęć, więc dobrze by było, gdyby zostali dłużej w kościele lub dziękowali w domu. W kontemplacji mistycznej. To, co mają wielcy święci, rozwinięte na całe życie, może być u każdego człowieka świeckiego chwilą autentycznej kontemplacji, którą będzie mógł - jeśli tylko zechce - rozbudować. Bo Pan Bóg go zachęci, bo Pan Bóg działa urokiem. Tym urokiem może być działanie Boga po Komunii Świętej. Nagle człowiek zauroczony Komunią Świętą, tym małym opłatkiem, który mu kapłan poda. Wtedy zaczyna się życie wewnętrzne. W zakonie bardzo ważna jest prostota życia. Jestem tylko ja i Pan Bóg. Koniec. W świecie jestem ja - i rodzina, ja - i praca, ja - i tysiące innych rzeczy. W zakonie nie ma nic. Wspólnota jest zwykle bardzo dobra, nie ma żadnych wrogów, dlatego znacznie łatwiej jest modlić się w zakonie, ale pod warunkiem, że człowiek nie ulegnie formalizmowi, że Pan Bóg
będzie obecny o godz.18.20. Czasem jest tak jak na modlitwie Odnowy w Duchu Świętym. Nic się nie działo przez jakiśczas, potem była odczuwalna obecność Boga. Mój znajomy mówił mi, że nawet było odczuwalne rozedrgane powietrze nad głowami. A potem na innym spotkaniu tego nie dostrzegł - obecności Ducha, drgającego powietrza. W zakonie niekoniecznie musi być łatwiej, bo zagraża rutyna, a w życiu świeckim można dowolnie ustawić czas modlitwy. Kiedy mam czas - wtedy się modlę. Tymczasem w zakonie modlimy się na dzwonek. Człowiek świecki pójdzie w niedzielę na spacer, może wtedy odnawiać swoją niedzielną Komunię Świętą i będzie kontemplacja. Popatrzy na krajobraz, popatrzy na drzewa, na rzeki, na łąki, podziękuje Bogu za piękno świata - i wtedy jest kontemplacja. Nie gorsza od modlitwy takich specjalistów kameduły czy dominikanina. Krótsza, może inna, ale autentyczna. To modlitwa człowieka ochrzczonego, bierzmowanego, przyjmującego regularnie Komunię, więc oczywiście bez ciężkiego grzechu. Musi być dobra spowiedź, a grzechy powszednie Panu Bogu nie przeszkadzają, jeśli nie są całkiem dobrowolne, ale z nieuwagi, rozproszenia… Panu Bogu nie przeszkadza, jeśli ktoś trzaska drzwiami. Pan Bóg nie patrzy na drobiazgi, jeśli zdarzą się przypadkiem w życiu człowieka. Pan Bóg pomija to i patrzy na istotę rzeczy - czy ten człowiek chce Boga, czy chce z Nim rozmawiać, chce z Nim być czy nie. A że on się pogniewał przejściowo, bez nienawiści, nerwy go porwały - tym Pan Bóg się nie przejmuje. Jemu bardzo zależy na tym, żeby być w kontakcie z człowiekiem. Chyba, że są grzechy śmiertelne. Wtedy jest inaczej. Człowiek może zabić w sobie życie Boga. Człowiek może zabić w sobie życie Boskie, przyjęte po Komunii Świętej. Może zabić. Wolna wola pod tym względem jest straszna. Lecio divina Czytając Pismo Święte dąży się do światła Bożego, nie do naukowej analizy teksu, choć to na pewno potrzebne. Ważne jednak przed wszystkim, żeby zwykły czytelnik, który nie jest egzegetą, szukał światła dla siebie. Na pewno je znajdzie. Tylko nie od razu. Może nie w tym tekście, ale w tym, który Pan Bóg mu wskaże w swoim czasie. Może to być jedno słowo, dwa słowa, cały werset. ”Mów Panie, sługa Twój słucha”. Codzienna medytacja fragmentów Pisma Świętego. Nazywają to ”przeżuwaniem”. Medytacja Pisma Świętego jest ważna. Jeśli bardzo, bardzo długo się medytuje, wtedy pojawia się światło. Może być światło nagłe, w czytaniu, albo po dłuższej medytacji
tekstów Pisma Świętego, bo ten tekst cały jest natchniony. Medytacja Pisma Świętego jest bardzo wskazana. Wielu ludzi pociąga medytacja buddyjska, ja w ogóle odnoszę się do niej z rezerwą, żeby się nie zaplątać we własne myśli, nawet pobożne, ale w końcu tylko ludzkie, nie Pana Boga. Niewidzialny Pan Bóg wyraźnie jest wyczuwalny w tekście, dlatego widzenie Niewidzialnego jest bardzo ważne i możliwe. Widzę Boga wyraźnie, ale nie jako widzialnego. Święty Tomasz mówił, że Bóg jest niewyrażalny, nie można Go wyrazić. Jeśli ktoś próbuje - nie trafi w sedno sprawy. Bóg jest niewyrażalny i niewidzialny. Czasem się pokazuje duszom, ale w określony sposób. Świętej Faustynie pokazywał się jako Bóg - Człowiek. Święta Faustyna miała bardzo ważne objawienia, wyjątkowe posłanie miłosierdzia, więc była obdarzona wyjątkowymi darami, których - przypuszczam - nikt z nas nigdy nie posiadał. Ona miała specjalne zadanie - szerzenie kultu miłosierdzia Bożego. Modlitwa małżeńska Księża radzą małżonkom wspólną modlitwę wieczorem, przed pójściem spać - potem może być seks. Dawniej był osobny obrzęd święcenia łoża małżeńskiego. Kropiło się je wodą święconą, towarzyszyła temu specjalna modlitwa. Dzisiaj tego nie ma, a szkoda. Powinno być tak nadal i nikomu nie wolno mówić, że to średniowiecze. Gdy mąż i żona wszystko pozałatwiali - dzieci śpią, jest posprzątane, pozmywane - powinni siąść obok siebie na łóżku, by uświadomić sobie, że jest w nich sakrament małżeństwa. W nim i w niej. To takie małe widzialne światełko. Małe światełko miłości. Mniej więcej tutaj, w okolicach serca. Powiedziałem to kiedyś na rekolekcjach dla małżeństw. Byli zachwyceni. Przyszły do mnie młode pary: ”Ojcze, to właśnie u nas jest. Kontemplacja władz sakramentu małżeństwa w mojej żonie, która obok mnie siedzi. A potem seks”. To dopiero jest seks! Niech się schowa Wisłocka, a także studentka ateistka, która - jak się jej jakiś mężczyzna podoba - od razu się rozbiera! To jest ten najniższy z możliwych, damsko - męski poziom. Tylko pies Fafik tego nie musi robić, bo nie ma ubrania. Kontemplacyjny wymiar seksu Jeśli mąż i żona mają sakramentalne podejście do seksu, to są bardzo głębokie przeżycia. Mają kilka pięter; nie tylko poziom najniższy, genitalny, bo do tego wystarczą instrukcje pani Michaliny Wisłockiej, seksuologa PRL. Ponad tym jest psychika, osobowość tej kobiety i tego mężczyzny, a potem Duch Święty, który łączy ich seksem. Seks jest bardzo łączący