Joachim Badeni OP
Judyta Syrek
WYJDŹ DO ŚWIATŁA!
Przesłanie świętego grzesznika
Żeby dojść do Światła, trzeba wszystkie
ciemności porozbijać. Taka to robota.
Co chwilę coś się staje ciemne i trzeba
znowu tę ciemność rozświetlić. Nie usunąć,
bo się nie da, tylko rozświetlić. Rzucić na nią
światło Słowa, światło wiary!
Joachim Badeni OP
Kim był naprawdę Joachim Badeni OP
Ukrywał to, co było w nim najważniejsze, ukrywał przynajmniej przed tymi, którzy
byli mu mniej znani. Wielu brało go za wesołego staruszka, bawiącego otoczenie
zabawnymi anegdotkami z czasów bujnej młodości.
Ale trzeba było go widzieć modlącego się. Gdy całkowicie pogrążony w
skupieniu przebywał w innym wymiarze, odległym od tego, w którym jesteśmy
pogrążeni na co dzień. W przeciwieństwie do nas, zabieganych i zatroskanych o
wiele spraw ważnych i błahych, właśnie to medytacyjne skupienie było jego
codziennością.
Wiedział, że to jest najważniejszy wymiar ludzkiego życia i że właśnie od
strony Boga najlepiej widać człowieka, jego radości i bóle. Dlatego znajdował z
łatwością słowa trafiające do serc, którzy prosili go o radę, o słowo, o
modlitwę.
I miał w sobie tajemnicze światło. Nie objawiało się ono w jakiś
nadzwyczajny sposób, ale dawało mu wnikliwy wgląd w głębię ludzkiej duszy,
leczyło ból i smutek, pozwalało odnaleźć nadzieję. Wiem o tym nie od innych, ale
z własnego doświadczenia – to właśnie ojciec Joachim pomógł mi odkryć moją
drogę. I wiem, że to światło było odbiciem blasku prawdziwego Słońca, które
nigdy nie zachodzi.
Jan Andrzej Kłoczowski OP
Dla tych, co czują głód Boga
Miał zostać wybitnym prawnikiem, ale nie szły mu studia. Zaciągnął się do
wojska, ale nie umiał strzelać. Miał po drugiej wojnie światowej zostać
dziedzicem, ale majątku pozbawił go Józef Stalin. Miał się ożenić z przepiękną
rumuńską arystokratką, ale stwierdził, że obrączka będzie mu za bardzo ciążyć.
Wstąpił do dominikanów w Anglii i … znowu nie szły mu studia. Przyjechał do
polskiej prowincji zakonu jako brat – z opinią, że jest niezdolny do dalszej
nauki. W Polsce wymagania były mniejsze i po kilku semestrach jako jedyny z roku
otrzymał święcenia kapłańskie.
Jako duszpasterz i kaznodzieja robił furorę. Przyciągał do siebie tłumy
młodych ludzi wszędzie, gdzie się pojawił. Pełnił też w zakonie funkcję magistra
studentatu, ale krótko utrzymał się na tej pozycji – jego rygoru podobno żaden
kleryk nie mógł wytrzymać.
Popijał rum, coca – colę i piwo. Zajadał ze smakiem wiejską kiełbaskę.
Czasami w towarzystwie ulubionych znajomych wychodził z klasztoru na „chińskie
żarcie”. Ostrych słów i dowcipów nawet współbraciom w zakonie nie szczędził.
Podchodził do siebie z ogromnym dystansem.
Był mistykiem. Doświadczał wizji i miał dar uzdrawiania. Stoczył niejedną
walkę z szatanem. Do śmierci miał przy sobie ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej.
Umarł w opinii świętości 11 marca 2010 roku w krakowskim klasztorze dominikanów.
Poznałam go jako znudzona Kościołem studentka, pożegnałam jako dojrzała,
ożywiona wiarą kobieta. Na pierwszym spotkaniu sprawdzał moją znajomość łaciny,
niemieckiego, angielskiego i próbował przekonać do nauki języka francuskiego.
Rozmawialiśmy o Mistrzu Eckharcie i świętym Janie od Krzyża. Podczas kolejnych
spotkań zaczął opowiadać, że każdy może być mistykiem i że Pana Boga można
odnaleźć w drobnych codziennych sytuacjach. Uczył mnie wydobywać z ludzi dobro i
przez wiele lat nieskutecznie temperował …
Tą książką spłacam swój dług wdzięczności za wszystko, co dla mnie uczynił
ojciec Joachim Badeni. Nie jest to w żadnym wypadku chronologiczna biografia. To
przewodnik dla tych, którzy czują w sobie głód Boga Żywego. Mam nadzieję, Miły
Czytelniku, że znajdziesz tutaj swój kawałek życia i receptę, jak Światłem
rozbijać ciemności.
Książka została stworzona przeze mnie przede wszystkim w oparciu o
fragmenty konferencji mówionych do młodych ludzi – braci studentów i
Duszpasterstwa Akademickiego „Beczka”. Ale nie jest kierowana wyłącznie do
młodych. Odsłuchując i archiwizując liczne nagrania, starałam się wydobyć z nich
treści, które pokażą powtarzane od lat przesłanie Joachima Badeniego: urok Boga
jest tak wielki, że potrafi uwieść największego grzesznika. Bóg sam nas szuka,
my nie musimy czynić wiele. Wystarczy zrobić jeden zdecydowany krok: wyjść do
Światła. Pod wpływem ogromnego uroku Boga człowiek jest w stanie pokonać każdą
trudność. Jeśli zatem wyjdziesz, to ciemna przeszłość kojarzyć Ci się będzie już
tylko z nudą.
Dziękuję tym, którzy mnie do tej książki natchnęli, wsparli w czasie
pisania i pomogli dotrzeć do niepublikowanych jeszcze konferencji ojca
Badeniego. Szczególnie dziękuję trzem dominikanom: ojcu Janowi Andrzejowi
Kłoczowskiemu, ojcu Tomaszowi Nowakowi i ojcu Maciejowi Chanace – za rozmowy,
inspiracje, krytyczne uwagi oraz udostępnienie nagrań. Chciałabym też wyrazić
wdzięczność wobec czytelników poprzednich książek, którzy pisali do mnie ciepłe
słowa i dzielili się wspomnieniami o ojcu Joachimie.
Judyta Syrek
CZĘŚĆ I
Historia pospolitego grzesznika
ROZDZIAŁ I
Bez pozy i fałszu
Ojciec Joachim Badeni bardzo cenił młodość i nawet mając dziewięćdziesiąt siedem
lat, powtarzał, że czuje się młody duchem. Twierdził, że starość często bywa
karykaturą chrześcijańskiego życia, a młodość ma intuicję prawdy i ogromny głód
Boga.
W czasie jednego ze swoich ostatnich spotkań z krakowskim Duszpasterstwem
Akademickim „Beczka” pytany był przez młodych, co ma zrobić ich kolega, który
chce iść do spowiedzi, ale nie widzi swych grzechów. Odpowiedział bez
zastanowienia: kupić rachunek sumienia.
Po czym na krótko zamyślił się i dodał:
Jak ja bym zobaczył dzisiaj wszystkie moje grzechy, to bym się przeraził1
. Na
szczęście już słabo widzę. Chodziłem po nocnych lokalach. Aż przykro mi o tym
myśleć … Że mnie z takiego życia wyciągnęli, to cud. Pamiętam, jak z jednym
kolegą szliśmy ulicą i mówiliśmy, że nie mamy żadnych ideałów! Te ideały są
śmieszne! Tak było dawno temu … Zmieniono mnie pod tym względem niesamowicie.
W rachunku sumienia trzeba zobaczyć własne grzechy. Jeśli ich nie widzisz,
zapytaj znajomych, rodziców, wszystko ci powiedzą. Moi krewni ze Szwecji
w
czasach młodości nieraz mówili mi, jak mnie widzą. Byłem przerażony – dzisiaj
myślę, że przesadzali. Ale trzeba poszukać takich obrazów. Nie trzeba za bardzo
w tym grzebać, tylko stwierdzić, jak jest, żałować i iść dalej. Pan Bóg
likwiduje grzechy. Nawet jeśli twoje grzechy były jak szkarłat, nad śnieg
wybieleją.
Grzechami nie można świata przysłonić – powiedział kiedyś ojciec Badeni.
Najpierw dobro, potem zło. Najpierw Kościół, potem kler! Takie były jego
poglądy. Świętości szukał wśród świeckich. Stosunek do kleru zaś wyraził,
ogłaszając przewrotnie, że jest antyklerykałem.
1
Fragment wypowiedzi ze spotkania z młodzieżą z krakowskiej „Beczki” w
ramach tak zwanych spotkań OPen, Kraków 2009.
Ojciec Joachim Badeni był półkrwi Szwedem. Matka pochodziła z rodziny
Ancarcrona.
Miałem znajomego – był alkoholikiem. Dużo zarabiał, biznesmen, prowadził
firmę – dżinsy sprzedawał. Dał mi zresztą kiedyś dla znajomej parę dżinsów –
jako duszpasterz dbałem też o takie rzeczy materialne. Jednego dnia napisał
modlitwę do Syna Bożego z prośbą o uleczenie. Przepiękna modlitwa rozpaczy i
ufności. Nigdy takiej nie widziałem – myślę, że ani zakonnik, ani zakonnica
takiej modlitwy by nie napisali. A on, mężczyzna w średnim wieku, alkoholik,
napisał. Przychodził do mnie na rozmowy dawno temu, ale żeby dojść, musiał setkę
wódki wypić. Droga świętego … Umarł w stanie żalu, nie mógł się zupełnie
wyzwolić z alkoholu. Moim zdaniem był świętszy od tych zupełnie świątobliwych
ludzi. Dzisiaj mamy bardzo dziwnych świętych. Pan Jezus powiedział, że przyszedł
wyłowić grzeszników. I takich ludzi właśnie łowi. A tych spasionych burżujów nie
bardzo. Siedzi księżulo zadowolony, z brzuszkiem, może będzie zbawiony, ale z
trudem. A ten pijaczyna – ręczę, że poszedł do nieba. Byłem u niego z Komunią
Świętą przed śmiercią, pamiętam, jak z trudem przyjął maleńki fragment opłatka.
Ojciec Joachim widział ludzi świętych w codziennych sytuacjach: na
dominikańskich krużgankach, podczas spaceru po Plantach, w czasie urlopu na wsi,
w restauracji czy w konfesjonale. Jego kluczowym hasłem była mistyka
codzienności. Wychował na nim kilka pokoleń. Twierdził, że w zwykłych rodzinach
może być więcej świętości i miłości do Boga niż w zakonach.
Znam młodego męża, który ma potworne kłopoty w pracy, ciągle mu na coś brakuje.
Pytam „Jak ty to wszystko wytrzymujesz”. A on odpowiada: „Proszę księdza, jak
moja córeczka zarzuci mi ręce na szyję, to wszystko mija”.
No proszę! Nie każdy tak ma. Temu człowiekowi niebo się otworzyło. Bóg
pokazał mu szczęście w jego własnej córeczce. Myślę, że ten człowiek może być
święty, bo on ma doświadczenie autentycznej radości.
Opowiadając tę historię krakowskiej młodzieży, przekonywał jeszcze:
Jeśli patrzycie na świat w świetle kontemplacji – co radzę każdemu – to
zobaczycie przedziwne tajemnice Bożego działania. Całkiem niespodziewanie. Może
się okazać, że kogoś uważaliśmy za świętego, a to tylko była poza. Na szczęście
młodzi są bardzo wrażliwi na pozę, od razu odczytają ją jako fałsz. I to jest
szansa na kontemplację. Młodzi mają bardzo dobry odbiór boskiej prawdy. Kto się
łatwo daje nabrać na fałsz, będzie miał problem z prawdą boską. Będzie musiał
zostać oczyszczony. I takie oczyszczenie jest przygotowane dla każdego.
ROZDZIAŁ II
Im większa nędza, tym większe miłosierdzie
Ojciec Badeni słynął z ostrego dowcipu. Swoim poczuciem humoru znosił dystans do
świętości, Ewangelii i nauki Kościoła katolickiego. Po rozmowach z nim wielu
ludzi nabierało pewności, że oni też mogą iść prosto do nieba. Ale jego humor
nie wszystkim służył. Niejedna dewotka po spotkaniu z Badenim popadała pewnie w
ogromną nerwicę. Dlaczego Kilka razy pochwalił się publicznie, jak traktuje
takie przejmująco pobożne panie:
Opowiadałem kiedyś takiej jednej kobiecinie w Hermanicach, że miałem wizję2
.
- Oooo, wizję ojciec miał – rzecze pani.
- Tak, widziałem wielką złotą bramę do nieba – Pani zaczęła słuchać z uwagą.
- Przed bramą stoi archanioł, bardzo groźny – ciągnę dalej. – Obok niego święty
Piotr, potulny, wesolutki z kluczami sobie chodzi. Nagle za horyzontu wychodzą
biskupi parami. Idzie procesja prosto do nieba – mitry, pastorały błyszczą!
Zatrzymuje ich nagle święty Piotr:
- Prosimy tutaj mitry zdjąć. Aniołek da numerek i do szatni z tym pójdzie.
Pastorały też do szatni proszę.
Jeden z biskupów miał taki nowoczesny posoborowy pastorał z trzech części
skręcany. Rozkręca, rozkręca … nie udało się. Aniołek zabrał go bez rozkręcania
i do szatni zaniósł. Biskupi idą dalej śmiało bez mitr, bez pastorałów … Nagle
święty Piotr blednie. Biskupi tylko słyszą słowa Rybaka:
- Słucham, słucham … Przecież nie pisałem Ewangelii, nie pisałem, ale znam
Ewangelię. Święty Marek, Mateusz, Łukasz i Jan, oni pisali, mnie nie kazano …
- O co chodzi - myślą biskupi. – Do kogo on mówi
Apostoł dostał reprymendę od Najwyższej Instancji. Podnosi się z kolan i
zaczyna ustawiać procesję biskupów:
- Proszę, proszę zrobić tu wolne miejsce, wolne miejsce. Tam jest rower, niech
ksiądz biskup na niego nie wpadnie … i murek. Proszę, ksiądz biskup tutaj
stanie.
2
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997.
Wszyscy biskup stoją. Zza horyzontu widać wielką czerwoną latarnię. A spod
niej wszystkie panny: tup, tup, tup … prosto do nieba idą! Święty Piotr wita je
i mówi:
- No, cieszę się, że panie dały radę! Były pewne trudności z zarobkowaniem.
Oczywiście, to nie było dobre, ale trudno … Bardzo proszę, panie przodem.
Ojciec Joachim nie powiedział nigdy, co się stało z ową panią. Czy się
zgorszyła, czy uwierzyła Badeni zabrał sekret do nieba. Ale opowiadając kiedyś
ten dowcip współbraciom, dodał istotny komentarz:
Z niebem jest bardzo dziwnie. Z tej historii wynika, że Syn Boży jest miłosierny
i dlatego panny poszły pierwsze. Biskup, który żył, dysponując wszelkimi
wygodami, głosił Słowo Boże, jak umiał, i był bardzo solidny, nie doświadczył
tego rodzaju osobistej tragedii jak owe prostytutki. Ale czy z tego wynika, że
panna, która się puszcza, jest lepsza od biskupa Nie. Ale tam, gdzie jest
większa nędza, jest większe miłosierdzie.
Ów dowcip nie był jednak tylko wytworem bujnej wyobraźni sędziwego zakonnika.
Historia z prostytutkami zdarzyła się naprawdę, ale w trochę innych
okolicznościach. Badeni wspominał to wydarzenie przy różnych okazjach:
Pojechaliśmy kiedyś z przeorem do Radoń3
. Siedzimy w samochodzie w habitach,
ciepło nam i przyjemnie, jedziemy do siostrzyczek na kolację i rozmowę duchową.
Przejeżdżamy autostradą. Na pewnym odcinku patrzę, chodzą panie rozebrane –
towar trzeba pokazać, bez tego się nie zarobi. Czekają na klientów. Jest zimno,
wieczór, deszcz pada. My jedziemy otuleni w kapy, a one stoją. Siostry dla nas
szykują kiełbaski, kawę … A one, jeśli zarobią na tych tirowcach tak zwanych, to
dostaną kolację od szefa, jeśli nie, to je skopie jeszcze i głodne będą. Zadałem
współbraciom pytanie: Jak myślicie, kto z nas pierwszy będzie w niebie My czy te
panie
3
Archiwum JS, 2005.
ROZDZIAŁ III
Szczere życie, szczera pokuta
Kazimierz Badeni (imię Joachim przyjął w zakonie) wstąpił do dominikanów dopiero
w wieku trzydziestu dwóch lat. Wcześniej studiował prawo. W kościele nie bywał
często, tylko w niedzielę, a po latach wspominał, że jak każdy porządny Polak
chodził do spowiedzi dwa razy w roku. Nie był wzorem świętości ani nie wgłębiał
się zbytnio w literaturę religijną czy Biblię. Kiedyś za namową koleżanki
ponadplanowo poszedł wyspowiadać się do kapucynów. To była spowiedź, którą
zapamiętał do końca życia. Być może był to pierwszy impuls do nawrócenia:
Miałem koleżankę – lat temu sześćdziesiąt4
, która namawiała swoich kolegów, żeby
poszli do spowiedzi. To była taka przyjazna ewangelizacja – młoda dziewczyna,
nie program z kurii. Podeszła też do mnie i mówi:
- Wiesz, tutaj w Krakowie, u dominikanów jest taki ojciec Woroniecki – książę.
Ty, hrabia, dobrze byś się z nim dogadał. Idź do niego do spowiedzi.
Nie znałem wtedy w ogóle dominikanów, chociaż siedem lat już w Krakowie
mieszkałem. Podobnie jak cała ówczesna inteligencja chodziłem w niedzielę do
kapucynów na mszę o jedenastej, bez kazania, bez śpiewania, krótko – trzydzieści
minut. Raz, zdaje się, było kazanie, wyszedłem na papierosa. Ale Pan Bóg to
widział … I moje lekceważenie zemściło się po latach.
Wracając do koleżanki: namówiła mnie w końcu, żebym poszedł do kapucynów.
Tam był wtedy taki starszy ojciec z siwą brodą – bardzo znany spowiednik. Idę
raz, nie ma go. Idę drugi raz, patrzę, siedzi taki szpakowaty kapucyn. Klękam.
Wielebny czyta książkę: złocone brzegi, jakieś tasiemki wiszą – nie wiedziałem
wtedy, że to brewiarz. Dokończył czytanie i przyłożył różowe ucho do kraty
konfesjonału. Powiedziałem swoje grzechy, spowiednik odsapnął, zamyślił się
chwilę i mówi do mnie tak:
- Ty chamie! Ty parobku, jak ty żyjesz!
I tak mnie zdeklasował. Myślę sobie: „Ojej” …
Ale wielebny ciągnie dalej:
- Za pokutę odmów psalmy pokutne. I bij się w piersi.
Po spowiedzi młody Badeni zastanawiał się, co to są psalmy pokutne. Zapytał
stryja, który był infułatem we Lwowie. Krewny zdziwił się bardzo, co strasznego
4
Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 1992.
mógł uczynić Kazimierz, że dostał taką pokutę. – A, takie tam – odpowiedział
wtedy Badeni. Ksiądz infułat pożyczył mu swój brewiarz i pokuta została
odprawiona. Po latach, już jako ceniony duszpasterz, ojciec Joachim zaczął
opowiadać o swoich młodzieńczych przygodach, ale bez przejęcia i z dużym
poczuciem humoru:
Miałem sympatię, która była bardzo śliczna, ale fatalnie ubrana. Raz popełniłem
chyba grzech ciężki. Ona kupiła płaszcz, taki z katalogu. Pamiętam, że
przyszedłem do niej na kwaterę studencką. Chciała mi się pokazać w tym płaszczu.
Kiedy go włożyła, dałem odczuć, że mi się nie podoba – wyglądał jak worek,
okropieństwo! Zauważyła moje niezadowolenie i zapytała: „Nie podoba ci się”. W
głosie usłyszałem rozpacz. Chciała mi zrobić przyjemność tym płaszczem, a ja go
wykpiłem.
Chodziliśmy razem na bale. Przyjeżdżałem po nią taksówką pod kwaterę
studencką. Wchodziłem na górę, ona zawsze prosiła: „Zapnij mi z tyłu tę haftkę”.
Do dziś pamiętam, że robiłem to, klęcząc. To było wielkie przeżycie dla
mężczyzny: zapinać haftkę na plecach kobiety. Dzisiaj to jest śmieszne, w ogóle
nie ma haftek, od razu idzie się do łóżka.
Kiedyś pojechaliśmy na bal – dzisiaj powiedzielibyście: na imprezę.
Poszedłem po drinka do baru. Wracam, patrzę, ona tańczy z jakimś oficerem. Był
niskiego wzrostu, więc musiał z nią tańczyć blisko, żeby nie walnąć panną o
ścianę – to byłby wtedy skandal! Zauważyła mnie i zostawiła oficera na
parkiecie. I to był dopiero skandal. Znieważony oficer mógł mnie wyzwać na
pojedynek na szpady i zabić jak kurczaka. Mówię do niej:
- Będę miał przez ciebie kłopoty!
- Nie przejmuj się – opowiedziała.
Musiałem czekać przez dwa dni na sekundantów. Na szczęście nie przyszli.
Potem walczyłem pod Narwikiem. Siedzę w koszarach, patrzę, idzie oficer z
pistoletem za pasem, brudny, nieogolony. To był on! Przeszedł i chyba mnie nie
rozpoznał. Potem minęło trochę czasu. Byłem już w zakonie. Stoję na schodach
zakrystii u dominikanów, ktoś podchodzi do mnie:
- Proszę ojca, chcę do spowiedzi, a bardzo mi się spieszy.
Patrzę, znowu on! Tym razem w sutannie! Dawniej elegancki oficer w
spodniach z lampasami, potem brudny mundur polowy, aż wreszcie sutanna.
ROZDZIAŁ IV
Bóg wyrywa nawet z clubbingu
Kiedy ojciec Joachim zamieszkał już na emeryturze w krakowskim klasztorze, miał
zwyczaj wychodzić z celi, by na klasztornych korytarzach sprawdzać poziom
poczucia humoru dominikańskich kleryków oraz ich inteligencję. Zaczepiał
złośliwie pierwszego napotkanego brata i czekał na reakcję – jeśli była
natychmiastowa i na tym samym poziomie uszczypliwości, wracał usatysfakcjonowany
z uśmiechem do siebie. Krakowskich kleryków nazywał punkami. Kiedy jeden ze
współbraci zapytał go: „A skąd ojciec ma taką wiedzę na temat subkultur”,
odpowiedział: „Kochany, w twoim wieku clubbing uprawiałem”. I to była prawda. W
swoim życiu kawalerskim, rok przed wybuchem drugiej wojny światowej, Kazimierz
Badeni bywał we Lwowie, gdzie – podobnie jak w Krakowie – odwiedzał nocne
lokale. Do czasu, kiedy …
20 czerwca 1938 roku, idąc na imprezę, minąłem dość obojętnie figurę Matki
Boskiej z Loudres5
. To była duża figura, stała przy źródle – w czasie wojny
zlikwidowali ją bolszewicy, dzisiaj znowu stoi odrestaurowana. Idę spokojnie i
nagle czuję, że ktoś łagodnie położył mi rękę na plecach, dokładnie w okolicach
łopatki – napisano kiedyś w jednej publikacji na mój temat, że na ramieniu, ale
to nie jest to samo. Na plecach kładzie się rękę po to, żeby pokazać kierunek.
Doskonale pamiętam ten dotyk. To było bardzo macierzyńskie, stanowcze i bardzo
delikatne. Odwróciłem się. Za mną nie było nikogo …
Tę historię ojciec Joachim powtarzał chyba najczęściej w swoim życiu. Niektórzy
słuchali jej z przejęciem, inni z uśmiechem. On zaś wracał do niej z uporem i
powagą. Dlaczego To było jego pierwsze mistyczne doświadczenie i początek nowej
drogi życiowej. Następujące potem wydarzenia i decyzje wprowadziły go w zupełnie
inny świat – nieznany wcześniej.
Czułem, że mam gdzieś iść. Nie wiedziałem gdzie, ale ogólnie poczułem, że mam
iść do jakiegoś kościoła. Idę, idę, tędy, owędy, szukam, jest kościół –
5
Spotkanie OPen, Kraków 2009.
zamknięty. Poszedłem do drugiego, tak samo. Następnego dnia wracam do tego
pierwszego. Kościół otwarty. Wchodzę, patrzę: siedzą księża w białych koszulach.
Co to może być takiego - zastanowiłem się. Służba zdrowia Nie znałem
dominikanów. Przynajmniej w moim środowisku nie byli znani. Jezuici owszem, ale
dominikanie Jak mój proboszcz dowiedział się później, że interesują mnie
dominikanie, to powiedział:
- Proszę pana, przecież oni nic nie robią! Jeśli w ogóle pana to interesuje, to
raczej do seminarium proszę iść.
W czasie pierwszej wizyty w kościele dominikanów we Lwowie Badeni poszedł się
wyspowiadać. Spowiedź była długa. Ale nie opowiadał już o niej tak jak o tej u
kapucynów. Zaczął czytać klasyków duchowości i regularnie chodził do swojego
spowiednika – ówczesnego administratora wydawnictw lwowskich, ojca Sylwestra
Palucha. Pod wpływem fascynacji habitem dominikańskim – uważał, że ten strój
jest bardzo twarzowy – wpadł na pomysł, że zostanie tercjarzem, czyli członkiem
opartego na regule świętego Dominika stowarzyszenia, do którego mogą należeć
wszyscy świeccy i duchowni diecezjalni. Poszedł do administratora na rozmowę,
ale zapał szybko zgasł, bo okazało się, że tercjarz dostaje habit dopiero do
trumny. Ojciec Paluch nie chciał jednak odprawić Badeniego z niczym i
zasugerował mu, że może by tak został zakonnikiem. Podczas tej rozmowy Badeni
przeżył kolejną wizję mistyczną.
Świetnie ją pamiętam6
- ojciec Sylwester siedzi i pyta:
- A może by pan chciał być w zakonie pierwszym
On mówi, ja się zastanawiam, a w przeciwnym rogu widzę … stoi Chrystus –
bardzo różny od tego z obrazu „Jezu, ufam Tobie”. Stoi monarcha wschodni,
wspaniały, z brodą, twarz smagła – nie taki słodkawy młodzieniec. To są
oczywiście widzenia, które zawsze mogą być wieloznaczne. Dominikanie słusznie są
podejrzliwi wobec takich wizji. Ale ciekawe jest to, co działo się później.
Poczułem niesamowitą siłę przyciągania – nigdy w życiu coś takiego mi się nie
przytrafiło – a zaraz po tym zupełną wolność. Tego człowiek nie zrozumie …
„Pójdź za mną!” – Bóg przyciąga i wydawałoby się , że to jest nieodparte, a to
jest bez cienia manipulacji.
Po tym wszystkim zacząłem chodzić do kościoła codziennie ku wielkiemu
zdziwieniu i zbudowaniu rodziny – zawsze byłem śpioch wielki, budziłem się około
6
Archiwum JS, 2005.
jedenastej, a tu nagle na ósmą rano do kościoła idę. Powstał we mnie głód
Eucharystii. Skąd się wziął Przed tą rozmową i widzeniem byłem na wieczornym
nabożeństwie u dominikanów. Ksiądz wyszedł z zakrystii, wszedł na stopnie
ołtarza – dla mnie to były nowości, bo w życiu nie chodziłem na nabożeństwa, na
msze niedzielne zawsze, ale na różaniec to tylko babcia chodziła. Ksiądz
wystawił w monstrancji Hostię, okadził i zaczął mówić „Zdrowaśki” – ten fragment
przedrzemałem, bo ciągle jeszcze byłem obojętny. Ksiądz skończył się modlić i
znowu wszedł po stopniach ołtarza – zdjął monstrancję i pobłogosławił wiernych
trzy razy. Patrzę na monstrancję, widzę białe kółko w środku. Nagle zobaczyłem:
Ciało, Krew, Bóstwo, Chrystus – jasne, okazałe, bez egzaltacji. Od razu do
spowiedzi poszedłem. Mówię: „Ja nie tylko wierzę w to, ale ja to widzę”.
I to mi zostało później przez całą wojnę. Wszędzie, gdzie tylko był
kapelan, kościół, biegłem do Komunii – miałem ogromny głód Eucharystii w sobie.
Potem, kiedy zostałem księdzem, bardzo wyraźnie czułem, co trzymam w ręce
podczas konsekracji – tylko czasem były w tym przerwy. Ale prawie na co dzień
dane mi było czuć Ciało Pańskie – miękkość Jego Ciała. Nie tylko raz od święta
wielka wizja. Dzień w dzień, miesiąc po miesiącu, rok po roku. To wszystko
otrzymałem od Matki Boskiej. To Jej dar.
Dzisiaj, z dalszej perspektywy, widzę to tak: najpierw wyciągnąć go z
błota, posłać do kościoła – dotknięcie, pokazać mu Ciało Syna, dać mu głód tego
właśnie Pokarmu, potem niech będzie księdzem i jako ksiądz będzie widział, co
trzyma w ręce. To jest bardzo kobiece działanie. Na pierwszym miejscu jest Syn
Jednorodzony, potem trzeba kogoś ratować – dlaczego właśnie mnie, nie wiem.
Byłem bardzo pospolitym grzesznikiem, nawrócenie mnie nie było żadną sensacją,
ale dlaczego tak się stało, to już są tajemnice Opatrzności.
W następnych miesiącach wszystko przygasło. Niby nic się nie działo – to
też typowy przykład działania kobiety: żadne komenderowanie, robienie czegoś za
mnie, nigdy. Krótko mówiąc, żadnej infantylizacji. Musiałem ciężko walczyć sam i
kilka razy upadłem. Wybuchła wojna. Służyłem jako oficer w wojsku. Zaręczyłem
się z piękną, młodszą o kilka lat Rumunką Maricicą. Ale napięcie znów wróciło,
nie mogłem tego wszystkiego wytrzymać.
Kazimierz Badeni zaczął rozważać poważnie powołanie kapłańskie. W końcu
postanowił znaleźć jakiegoś dominikanina, pójść do spowiedzi i opowiedzieć o
wszystkim:
Patrzę, jest biały habit7
. Ja, zdaję się, byłem w mundurze, i mówię, że
otrzymałem powołanie, żeby być dominikaninem. Ale nie wiem, co mam robić, bo
zaręczyłem się i może jednak mam powołanie, żeby założyć rodzinę. Pytam więc:
- Rumunka czy dominikanie
Na to wielebność się odezwał:
- Mój synu, ożeń się z tą, jak się nazywa … Maricicą, tak
- Tak.
- Nam bardzo potrzeba dobrych, katolickich mężów.
To był taki francuski Władysław Skrzydlewski OP – nasz słynny dominikański
duszpasterz zajmujący się tematyką rodzin i seksu, który powtarzał ulubione
hasło: prokreacja, rodzina, miłość. Myślę sobie: „Kochany, ty bujasz. Po prostu
bujasz”. Ale dominikanin, spowiedź, konfesjonał, krata – wszystko jest ważne.
Zacząłem zastanawiać się dalej: „Komu bujasz” …
Potem byłem na Casablance. Przyjechał tam z Sahary taki ojciec ze
zgromadzenia Małych Braci i Sióstr. Służyłem mu do pięciu mszy świętych. Pytam
go, tłumaczę, że przed wojną miałem takie dziwne doświadczenia we Lwowie. Bardzo
podobali mi się dominikanie, a teraz nagle wyskoczyła Marcica … Co mam zrobić To
czy tamto On tak się zastanowił i do dziś pamiętam, co powiedział”
- Pan Bóg czegoś od pana na pewno żąda. Niech pan się modli słowami: „Mów,
Panie, bo sługa Twój słucha”.
Jakby piorun we mnie strzelił. To było niesamowite! Był 1943 rok, Boże
Narodzenie. Do dzisiaj pamiętam, jakby to było kilka dni temu. Ten francuski
zakonnik sięgnął do źródła powołania. To jest powołanie właśnie – trzeba słuchać
Powołującego. Czasem może przez spowiednika, przez przewodnika duchowego – w
moim życiu różni byli ci pośrednicy. Ale musi być ostatecznie odkrycie,
odnalezienie albo przebudzenie się do tego pierwotnego, wołającego Pana.
Po tej spowiedzi Badeni miał już pewność, że chce zostać dominikaninem. Ale
służył jeszcze w wojsku. Przyjęto go do elitarnej szkoły podchorążych w Szkocji,
gdzie kapelanem był ojciec Bocheński, dominikanin i znany filozof. To on
ostatecznie powiedział Badeniemu, żeby wstąpił do jego zakonu. Dwa ostatnie lata
wojny Badeni spędził już w seminarium w Anglii.
7
Archiwum JS, 2005.
Spowiedź odbyła się we Francji w czasie drugiej wojny światowej.
O kolejnych przeżyciach mistycznych ojciec Joachim opowiadał z dystansem
albo tylko zdawkowo. O wydarzeniach lwowskich, podobnie jak później o Paruzji –
otwarcie, z totalną pewnością, że chce to ludziom przekazać. Po kilkudziesięciu
latach kapłaństwa z zupełną prostotą tłumaczył jeszcze braciom studentom, co
znaczą symbole w figurze Matki Boskiej z Loudres i jak to się ma do jego życia:
Tamta figura Matki Bożej we Lwowie jest dość popularna: Maryja ma na głowie
koronę z dwunastu gwiazd, a pod stopami kulę ziemską. Co to może znaczyć W 12
rozdziale Apokalipsy świętego Jana jest opisana wizja tajemniczej niewiasty,
która ma pod stopami księżyc. I nie wiem, czy znacie takie powiedzenie, które
powtarzają babcinki: „Pod święte Twoje nogi rzucił księżyc wrogi” – to bardzo
ładne, lecz nieintelektualne. Wypowie je babcia, ale nie dominikanin. Jednakże
to powiedzenie nawiązuje właśnie do wizji z Apokalipsy. Księżyc jest symbolem
zmienności – w mitologii pogańskiej mówiono, że ktoś jest zmienny jak księżyc.
Matka Boża stoi właśnie ponad zmiennością. Pod Jej stopami są wszelkie moje
załamania, wątpliwości, wahania. Jeśli jestem przy Niej, to oddaję pod Jej stopy
wszystkie swoje kryzysy.
CZĘŚĆ II
Droga ku Światłu
ROZDZIAŁ I
Dla każdego Bóg przygotował Słowo
Poważnych kryzysów w życiu zakonnym Badeni podobno nie miał. Kiedyś wspominał,
że spanikował i chciał uciec z zakonu w Anglii, ale szybko mu przeszło. Zapytał
później swojego magistra nowicjatu, czyli zakonnika wprowadzającego adepta w
życie zakonne:
- Co robić, kiedy chce się z tego chóru wiać?
Magister odpowiedział:
- Złapać się mocno pulpitu.
Badeni w swoim powołaniu trzymał się przede wszystkim trzech rzeczy: Pisma
Świętego, Sumy teologicznej świętego Tomasza z Akwinu i Różańca. Na tych trzech
– pozornie nudnych – podstawach budował i umacniał swoje powołanie. W dwóch
pierwszych szukał światła, a w trzecim – żywych obrazów z życia Matki Bożej i
Syna Bożego. Zanim jednak znalazł światło, musiał przebić się przez nudę
studiowania.
Bardzo słabo studiowałem u dominikanów – z Anglii do Polski wróciłem z notatką:
brat Joachim Badeni do dalszej nauki niezdolny8
. Nauka mnie nużyła i żeby przejść
przez nudę studium pism teologicznych, zadałem sobie w końcu pytanie: Czym jest
teologia? Czy teologia jest w ogóle wiedzą do wkuwania? Czymś, co kleryk musi
zdać i mieć spokój, tak jak robią w innych dziedzinach świeccy studenci? Dzień i
noc przez dwa tygodnie studencik kuje, dodając sobie „poweru” dużą dawką
amfetaminy. Zdaje wszystkie egzaminy. Wyjeżdża na wakacje. Takie studium nie
prowadzi do żadnego oświecenia. Nic człowiekowi nie daje. Studiowanie oczywiście
bywa bardzo nudne, podobnie jak czytanie Pisma Świętego: ci pobili tych, owi
tamtych, Amalekici robili to lub owo, ktoś zbudował złotego cielca i tym
podobne. Czyta się stronę po stronie i można przysnąć …
I Badeni nieraz przysypiał, nie tylko nad lekturą Pisma Świętego. Chwalił się
kiedyś, że jako student stawiał na ławce barykadę z opasłych dzieł świętego
Tomasza, żeby móc spokojnie pospać w czasie wykładu. „Student potrafi żyć w
warunkach ekstremalnych” – puentował po latach.
Pierwsza trudność to przezwyciężyć nudę studium. Trzeba przebić się przez tę
jałową pracę i rygor. Jak to zrobić? Muszę powiedzieć sobie: wiem, że to jest
ludzka szata światła Słowa. Jeśli szata jest dobra, czyli jeśli teolog jest
dobry – święty Tomasz czy święty Albert – to wtedy światło bardzo szybko
przebije się przez każdy wyraz. Jeżeli trafi się komuś teolog mniejszego
kalibru, to można dłużej szukać światła wyrazu. Moim zdaniem u świętego Tomasza
światłem jest każde słowo.
Spośród wielu słów w dziełach świętego Tomasza najwięcej światła dla Badeniego
miał wyraz „urok”. I stał się on później hasłem przewodnim jego powołania.
8
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997.
Świętej pamięci ojciec Kosteczki uświadomił mi kiedyś niespodziewanie na swoich
bardzo nudnych wykładach, że Bóg działa urokiem9
. To jest prawdziwe. Jeśli dojdę
do uroku Boga w Piśmie Świętym i w teologii, to jest kontemplacja. Jeszcze jaka!
Nie wizje takie czy inne, ale kontemplacja tekstu, który jest prawdziwy. Jak do
tego dojść? Otóż każdy z nas – jestem tego zupełnie pewien – ma w Piśmie Świętym
i w dobrej teologii jakieś słowo przeznaczone dla siebie – światło wyrazu.
Jednak nie jest łatwo odnaleźć to słowo. Trzeba długo studiować teologię,
Biblię, żeby nagle na nie natrafić. Jest pewne, że każdy z was je znajdzie,
tylko potrzebna jest cierpliwość i wiara – to, czego brakowało Izraelowi.
Nudzili się, czekając na Mojżesza. Narzekali, że Mojżesz zniknął, poszedł sobie
gdzieś, a oni chcą doświadczyć czegoś konkretnego – wiadomo, co się później
stało.
Badeni wielokrotnie powtarzał, że cierpliwość to podstawa życia duchowego. Jej
brak prowadzi do bałwochwalstwa, dewocji i innych przypadłości, w których żywego
Boga nigdy nie spotkamy. A do owego spotkania nie są potrzebne superspecjalne
wizje, bo Bóg sam chce człowieka spotkać w codziennych sytuacjach.
Przebijając się przez Księgę Rodzaju, odkryłem kiedyś, że Bóg przechadzał się w
wieczornym powiewie, wołając: „Adamie, gdzie jesteś?”10
. Jeśli tę scenę czytam
tylko jako egzegeta – ten, którego ja musiałem słuchać, był straszny, jego
wykłady to była wiwisekcja – niczego w niej dla siebie nie znajdę. Ale można
zobaczyć tę scenę inaczej. Ja odkryłem w niej pewną poufałość Boga i pierwszego
człowieka. Czytając Księgę Rodzaju, zobaczyłem, że Bóg pomimo upadku człowieka
dalej się przechadza i szuka Adama. Myślę, że Pan Bóg nie rezygnuje z człowieka.
On szuka każdego z nas. Niestety, grzech pierworodny i grzech osobisty powodują,
że Bogu trudno nas spotkać, bo On nie będzie manipulował, nie będzie zmuszał.
Stwarza natomiast różne sytuacje, w których człowiek wierny może Go spotkać w
słowie.
Ojciec Joachim nie narzucał nigdy swoich odkryć, przeciwnie – zachęcał, żeby
każdy próbował znaleźć w Biblii i dobrej teologii coś dla siebie:
9
Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
10
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997.
Scena z Księgi rodzaju może być komuś zupełnie obojętna, ale czytając Pismo
Święte dalej, znajdziesz inną scenę dla siebie. Mnie ostatnio bardzo uderzyła
antyfona wstępna do 30. niedzieli zwykłej11
, to jest piękno, które ma urok:
„Strzeż mnie jak źrenicy oka”. „W cieniu Twych skrzydeł mnie ukryj” – ogromne
skrzydła, które chroniły Izraela – to jest przepiękna scena. Ona też odnosi się
do mnie, mimo iż nie jestem w stanie zagrożenia, Bóg mnie strzeże jak źrenicy
oka i schronić się mogę w cieniu Jego skrzydeł. To jest scena poetycka, ale może
być też przerażająca, jeśli ksiądz bądź lektor zacznie ją czytać dramatycznie.
To będzie masakra! Pisma Świętego nie czyta się dramatycznie, ale z
przekonaniem.
Wniosek mój jest taki, że w Piśmie Świętym i dobrej teologii jest ukryte
światło12
. W Piśmie Świętym jest sto procent światła, w innych książkach nieco
mniej, ale jest. Tego światła szukam, bo ono jest żywe. A spotkanie żywego
światła jest właśnie kontemplacją – lepszą od niektórych wizji wielkich
mistyków.
Takie podejście do Pisma Świętego i teologii bez wątpienia sprawiało, że wiara
ojca Joachima była żywa. Dość często powtarzał, że na pierwszym miejscu stawia
zawsze kontemplację Boga, z niej wypływał jego stosunek do człowieka, a na końcu
do samego siebie.
Bóg działa urokiem prawdy, urokiem słowa13
. I doradzam wam, spróbujcie znaleźć w
czytaniach coś dla siebie. To jest szczególnie pomocne, kiedy człowiek jest
zmartwiony sobą, a przeważnie jestem sobą zmartwiony. Jeżeli mam problemy
duchowe, to chodzi właściwie o mnie, a nie o Pana Boga, bo to ja mam problemy.
Pan Bóg podobno w ogóle nie ma problemów, bo jest czystym bytem – actus purus? A
wiecie, jak wygląda actus purus? Jeden z dominikanów chciał to kiedyś
żartobliwie opisać. I mówi tak: „Rąbię drzewo siekierą – to jest akt zwykły.
11
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997.
12
Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
13
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997.
Zabierz siekierę, zabierz drzewo, będzie actus purus”. To był bardzo święty
człowiek, ale oczywiście złośliwi współbracia podchwycili jego tłumaczenie i
puścili w obieg po całej polskiej prowincji. To jest braterska życzliwość
dominikanów! W innym zakonie od razu byłby skandal.
Do tego, że Bóg działa urokiem, ojciec Badeni przekonał niejednego zniechęconego
i pospolitego grzesznika. I namawiał braci studentów, żeby kiedyś z ambony
pokazywali ludziom dobry obraz Boga.
Bóg działa urokiem, a my robimy z Niego takiego superprawnika, a nawet szpicla.
Aniołowie to armia agentów czy informatorów, która Go ochrania. Dodatkowo broni
do Niego dostępu magister, submagister, przeor i inni oficerowie śledczy. Taki
obraz to makabra! Bóg działa urokiem! Dziwne to jest, ale tak mówi Suma
teologiczna, w którą my, dominikanie, bardzo głęboko wierzymy. Po Piśmie Świętym
Tomasz z Akwinu na pierwszym miejscu był i – myślę – być powinien.
ROZDZIAŁ II
Zaufać mocy Boga i poczuć obecność
W 1950 roku Joachim Badeni był jedynym klerykiem dominikańskim, który otrzymał w
Polsce święcenia kapłańskie. I ku swojemu ogromnemu zdziwieniu stał się nagle
chlubą całej prowincji. Jednak pomimo dużej pompy, z jaką był przyjmowany
wszędzie tam, gdzie dominikanie mieli ośrodki duszpasterskie, nie stracił
dystansu i znalazł biblijne porównanie dla swojej sytuacji.
Byłem święcony jeden, sam jak palec. I wozili mnie jak reklamę powołania po
całej prowincji14
. Była to sensacja. Wylądowałem między innymi w Poznaniu. Ubrali
mnie w albę, którą dziewczyny umaiły na zielono. Chodziłem taki cały na zielono
ubrany. Posadzili mnie na tronie, a na ambonę wysoko wyszedł kaznodzieja, który
umiał dobrze chwalić. Chwalił więc moją miłość, nadzieję i wiarę – po kolei.
Potem przeszedł do cnót kardynalnych – też wymieniał je po kolei. Pomyślałem:
„Braaacie, bracie, braacieee! Brat łamie milczenie. Brat nie ma powołania
dominikańskiego … „. A tu nagle doskonały jestem! I wszystkie cnoty po kolei mam
– do tego w stopniu najwyższym. Czułem, że jest w tym przesada, ale dzisiaj
myślę, że był to triumfalny wjazd w kapłaństwo. Otoczony ludem Bożym, byłem
14
Archiwum JS, 2004.
zachwycony, bo mnóstwo prezentów dostałem: dzieła świętego Jana od Krzyża,
jeszcze parę książek i kilka koszul. To była sensacja – jeden jedyny wyświęcony
w 1950 roku.
Kapłaństwo nie było jednak dla Badeniego pełne radosnych uniesień. Po wszystkich
darach, jakie otrzymał, przyszedł czas próby. Eucharystia zaczęła go strasznie
nudzić – podobnie jak wcześniej studia. Trwało to kilka miesięcy.
Pamiętam w pierwszych miesiącach kapłaństwa msza święta wydawała mi się
strasznie nudna15
. Powtarzałem bez emocji: „Dominus vobiscum …, Dominus vobiscum
…”. W końcu pomyślałem: Człowieku, masz do wyboru: albo zaczniesz w wiejskim
klasztorze hodować króliki, albo zaczniesz zbierać znaczki pocztowe.
Powiedziałem sobie: „Nie! Nie dam się nudzie! Dalej idę w tajemnicę codziennej
mszy świętej”. Powoli zacząłem się coraz bardziej otwierać i więcej widzieć.
Ojciec Joachim zaczął rozumieć, że najważniejsze w powołaniu jest coraz głębsze
wnikanie w sprawy Boże – powtarzał to po latach za prorokiem Amosem. Odkrył też,
że źródłem powołania jest między innymi głód Prawdy i głód Eucharystii.
Jeśli nie ma głodu Prawdy, o którym mówi prorok Amos, to nie ma szansy wniknąć w
sprawy Boże16
. Prawda to jest Słowo, Słowo to jest Prawda – zamienne właściwie.
Ów głód pojawia się przed wstąpieniem do zakonu lub w seminarium – różnie bywa,
tu nie ma żadnych reguł. Ale bez tego głodu wszystko jest nudne.
Bazując na Piśmie Świętym, ojciec Joachim odkrył cztery kolejne fragmenty i
właśnie w oparciu o nie zaczął układać swoje życie zakonne.
Jest jedno bardzo ważne zdanie w Apokalipsie świętego Jana: „I rzekł Zasiadający
na tronie: »Oto czynię wszystko nowe«. (…) »Napisz: Słowa te wiarygodne są i
prawdziwe«” (Ap 21,5). Czytając Pismo Święte, widzimy, że nowość jak gdyby
osiada na stronach Biblii. A to zdanie z Apokalipsy jest hasłem życia zakonnego.
Jeśli człowiek w zakonie czuje ciągle, że wszystko jest takie samo, czuje
15
Spotkanie OPen, Kraków 2008.
16
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997.
straszliwą monotonię i szarzyznę dnia zakonnego, to musi się z tego oczyścić.
Jeżeli się nie oczyści, to lepiej żeby przerzucił się na monotonię życia
rodzinnego. Po kilkudziesięciu latach będzie siedział na krzesełku i wołał:
„Jest godzina piąta, gdzie są moje ziółka?”.
Jest też ważny dla naszej profesji fragment z Ewangelii świętego Łukasza o
Zwiastowaniu. Ewangelista opisuje, w jakich okolicznościach Maryja wypowiada
fiat. Jak to się ma do życia zakonnego? Kiedy czytam przed przełożonym formułę
wieczystej profesji, wypowiadam swoje fiat. Ale do czego ono się odnosi? Do
konstytucji? One są bardzo długie, zawiłe, co pewien czas kapituła przecinki
poprawia, ale są bardzo ważne – i na nie przysięgamy dla porządku, bo każdy
zakon musi mieć reguły. Nie zatrzymujmy się jednak na konstytucjach. Idźmy
dalej. To fiat odnosi się do samego Boga, ale przez Nią – przez Matkę naszą. Na
Niej spoczywa moc słowa. Potwierdza to również rozdział 8 Księgi Przysłów, który
też o niej mówi: ”Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy”
(Przy 8,22).
Pan Bóg siedzi we mnie i musi być we mnie Jego moc – to jest źródło mojej
zakonnej profesji. Ślubuję poddać się mocy Słowa. Wypowiadam za Maryją w czasie
ślubów zakonnych: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Dziwne to
jest i tajemnicze, ale to jest prawda. Wszystko opieram na Niej.
Cała mistyka Badeniego zaczęła się od doświadczenia obecności Matki Bożej. Jej
delikatne pośrednictwo prowadziło go do poznania prawdy i świadomości obecności
Boga w czasie Eucharystii. Tego, co otrzymał, nie zawłaszczał dla siebie.
Przeciwnie, zachęcał innych dominikanów, żeby również próbowali szukać takiego
doświadczenia.
U was też to może być po święceniach17
. Czy od razu? Myślę, że nie. Ale trzeba
tego szukać. Nie szukać wizji, ale szukać Prawdy.
Przed laty, kiedy byłem jeszcze duszpasterzem, rozdawaliśmy Komunię Świętą
na takich małych tackach. Bardzo się śpieszyłem, biorę komunikant do ręki i
nagle patrzę, cały świat jest bez wartości wobec tego opłatka. Ten opłatek ma
wartość około dwóch groszy … W jednej chwili zobaczyłem, że cały świat ma
wartość zero. Widzenie przyszło jak błyskawica i równie szybko zniknęło. Czy
takie doświadczenie jest możliwe, jak się przesypuje szybko opłatki z puszki do
puszki, bo ludzie czekają i się denerwują – syp, syp, jak orzeszki – czy można
17
Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
wtedy moc Hostii zobaczyć? Na pewno trzeba o to prosić. Mówcie: „Panie, daj mi
widzenie Prawdy!”. Nie widzenie takie czy inne, ale widzenie, ze ten opłatek z
mąki pszennej i wody jest po słowach konsekracji żywym Ciałem, Twoim Ciałem – bo
ma mnie i ludzi, którym Je rozdaję, ożywiać.
Przekonywał również swoich młodszych współbraci, że mistyka nie jest
zarezerwowana tylko dla zakonników. Świeccy może nawet częściej widzą Boga niż
kapłani – mawiał.
Niektórzy ludzie wiedzą, że ten opłatek jest żywym Ciałem. Ja na przykład mam
takiego młodego przyjaciela
, który w niedzielę nie chodził nigdy z innymi
dziećmi do kapitularza u dominikanów w czasie liturgii słowa, bo uważał, że tam
nie ma Pana Jezusa. On widzi, że Jezus jest w kościele. Do kapitularza nie
pójdzie. Kiedyś zaczepnie mówię mu: „Podobno ludzie Pana Boga nie szukają?”.
Krótko i konkretnie odpowiedział: „Widocznie już Go znaleźli”. Jest młody, tylko
ochrzczony, a ma mnóstwo łask.
Ktoś zapyta: a po co w ogóle jest mistyka? Ja szukam mistyki jako
rzeczywistości tego, co jest głoszone jako Prawda. Szukam po to, żebym nie tylko
wierzył, nie tylko czuł się pobożnie wobec opłatka, ale żebym widział, że
trzymam w ręku – taki jaki jestem – Ciało Pana. To jest możliwe, tylko nikt o to
nie prosi. I tego nikt nie wie. Proście, a na pewno zobaczycie. Prędzej czy
później będziecie mieli doświadczenie Prawdy na widok konsekrowanej Hostii.
Wtrącę jeszcze małą dygresję.
Kontemplacja Eucharystii i kontemplacja Słowa – te dwie rzeczy są
najważniejsze w kapłaństwie. Czy na starość doświadczycie wizji Pana Jezusa u
siebie w celi, to jest akurat mało ważne. Nie każdy będzie świętą Faustyną
Kowalską. Pan Jezus czekał na nią w kuchni. Miała do podźwignięcia ciężkie
wiadro i nagle w tym wiadrze pojawiły się róże. Nie spodziewała się tego
zupełnie. Ale takie rzeczy nie są dla nas. To jest dla siostry Faustyny
Kowalskiej. Doświadczalne widzenie Prawdy w Słowie i Eucharystii – to jest dla
nas! To jest nasze prawo, które nie my dajemy, ale daje nam Pan Bóg w chwili
święceń kapłańskich, przez nałożenie rąk biskupa.
Ojciec Joachim wspominał w kilku publikacjach o spotkaniach z chłopcem,
który od najmłodszych lat ma dar widzenia Boga i świadomość Jego obecności.
Każdej kontemplacji bliska jest asceza. Umartwienie musi być obecne w życiu
mistyka. Ojciec Joachim w Anglii próbował różnych sposobów umartwiania:
biczowania, noszenia pasa drucianego kolcami skierowanymi do ciała i tym
podobnych. Ale nie został ich zwolennikiem i szybko z nich zrezygnował. Wymyślił
za to u schyłku życia nową formę ascezy dominikańskiej:
Nie dać się zatrzymać konwencji i nudzie – to dwie bardzo typowe dominikańskie
ascezy! Niekoniecznie warto się dziś biczować18
. Obrzędy katolickie są bardzo
proste, religia katolicka jest bardzo prosta, ale to jest bardzo zdradliwe,
ponieważ w nich jest ukryta niesłychana głębia. Odkrycie głębi w prostocie nie
jest jednak łatwe. Buddyzm jest dzisiaj bardzo atrakcyjny, przyciąga młodych –
sam byłem nim zafascynowany
. A tu co? Księżulo powtarza ciągle: „Pan z wami”. Co
to jest? Jakiś ksiądz Kowalski? Wczoraj go wyświęcili, dzisiaj po rękach całują
– mama zachwycona, babcia płacze, bo Jasio księdzem został …
Pozornie niczego atrakcyjnego w wierze katolickiej nie ma. Niejeden człowiek
podczas mszy gubi myśli i czuje nudę. Ale za tą nudą najgłębiej ukrywa się Pan
Bóg – w małym opłatku. Codziennie na całym świecie odprawia się setki tysięcy
mszy świętych. Codziennie każdy ma szansę odnaleźć Światło.
Eucharystia, Hostia konsekrowana i Pismo Święte – szukam Światła tam, gdzie Ono
jest. Wierzę, że Ono jest, i proszę, żebym nie tylko wierzył, ale też doznał
egzystencjalnie, że Ciało i Słowo naprawdę są żywe.
Odżywamy też w trakcie medytacji przed tabernakulum – choć jest zamknięte,
to w nim jest samo życie! Czasem siedzę przed tabernakulum i modlę się: „Panie,
daj mi poznać, że klęczę przed postacią, która jest Twoim żywym Ciałem, i chcę
to uwielbiać, bo robisz rzeczy najcenniejsze w sposób najbardziej masowy. Tych
komunikantów jest kilka tysięcy w samym Krakowie, a w nich jesteś Ty cały”.
Modlę się i nic się nie dzieje. Wytrwanie, wierność – po jakimś czasie, nawet
jak wchodzę w modlitwę bezmyślnie, uderza mnie silna obecność. Każdy może to
czuć, bo to jest Prawda. I nie jest sensacją widzenie Prawdy. Sensacją będzie,
18
Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
Ojciec Joachim Badeni w swoich poszukiwaniach po święceniach kapłańskich
miał różne fascynacje, interesował się m.in. buddyzmem, prawosławiem, G.
Jungiem, C.K. Norwidem, J.R.R. Tolkienem.
gdy Anioł Stróż przyjdzie do mnie w widzialnej postaci i zacznie mnie pouczać.
Ale widzenie tego, co jest Prawdą, powinno być normalne. Doradzam cierpliwość w
adoracji znikomości postaci Eucharystii. Ta znikomość jest chwałą Boga. On
właśnie znikomy tam z niczym jest i można Go zgubić – podobno gdy kardynał Karol
Wojtyła kiedyś upuścił komunikant, to się rozpłakał. To „prawie nic” jest
wszystkim. To jest pełnia życia. Kto spożywa te opłatki, będzie żył wiecznie,
jeśli nie będzie ciężko grzeszył. W każdym tabernakulum jest ukryta śmierć
śmierci.
Swoje kapłaństwo ojciec Joachim przeżywał bardzo głęboko i rozumiał, czym ono
naprawdę jest. Rozumieli to również świeccy, którzy licznie go otaczali. Często
wielu z nich powtarzało, że w jego towarzystwie czuje niesamowity spokój
wewnętrzny. Nawet kiedy umierał, ludzie obecni w jego celi mówili, że zamiast
smutku czują spokój. Źródło owego daru uświadamiał rok przed śmiercią klerykom
dominikańskim.
Kiedyś miałem konferencję dla kleryków o obecności Bożej19
. Zestawiłem dwa
artykuły Sumy teologicznej, w których święty Tomasz stawia tezy: Pan Bóg jest
wszędzie i Pan Bóg jest miłością. Z tego wynika, że wszędzie jest miłość, bo Pan
Bóg jest wszędzie. Gdy mam żywą wiarę to – jestem o tym przekonany – obecność
Boga jest wszędzie wyczuwalna. Nie stale, bo poza mszą świętą, celą, może w
różnych sytuacjach zanikać. Przypuśćmy, że podczas obiadu, kiedy jest coś
dobrego do jedzenia, można stracić obecność Bożą. Na wakacjach również może być
mniej wyczuwalna. Ale można sprawić, żeby obecność Boga była stale wyczuwalna
lub bardzo często. Jak? Trzeba uwierzyć, że tam gdzie są święcenia, nawet
diakonatu, jest obecność Boża. Jest w Krakowie jedna rodzina, która wspomaga
klasztor dominikański i zaprasza mnie na obiady w niedziele, nie we wszystkie,
ale często. Ojciec, głowa tej rodziny, powiedział mi kiedyś: „Jak ojca nie ma u
nas w niedzielę, to jest jakoś dziwnie, czujemy wielki brak. Nie musi ojciec nic
mówić, wystarczy, że jest”.
Niektórzy ludzie mają wyczucie, że tam gdzie jest kapłan, jest obecność Boża.
Może nie wszyscy, ale wielu. Jestem wyświęcony, w habicie nie idę, bo czasem
trudno, ale jak przychodzę do tej rodziny, to jestem dla nich alter Christus.
Kapłan to drugi Chrystus. Codziennie mówię w Jego imieniu. Przemieniam i
rozgrzeszam. On we mnie ciągle jest i działa. Choć w tej chwili nie przemieniam
19
Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
i nie rozgrzeszam, to jestem w tej mocy działania, która we mnie jest. I to
ludzie wyczuwają. Wiedzą, że kiedy ten ksiądz jest w ich domu, to jest spokój,
cicho i dobrze. Pamiętajcie o tym, od dnia święceń począwszy.
Na koniec spotkania uwrażliwił jeszcze kandydatów do święceń na działanie Ducha
Świętego w czasie głoszenia kazań. Nieraz zresztą pouczał współbraci, żeby nie
zanudzali świeckich swoim gadaniem i nie pokazywali Boga jako nudziarza.
Jak się przemawia do ludu Bożego? Mój profesor homiletyki zalecał, żeby sto
pierwszych kazań napisać sobie na kartce, więc pisałem. Ale strasznie głupie
były i spaliłem je w piecu. Myślę, że można się uczyć różnych rzeczy, ale
niekoniecznie homiletyki. Szczególnie w takiej tonacji: „Widzę was, dziewczyny
kochane, kwiaty, lilie Pańskie, zebrane u stóp Matki Najświętszej” … Coś
takiego? … Broń Boże! Te wszystkie teatralne gesty do nieba, do ziemi, do ludzi,
do siebie – to wszystko won. Trzeba mówić w duchu Świętym. Kapłan musi mówić z
wiarą. A przed rozpoczęciem kazania musi powiedzieć: „Panie, przemnóż mi w tej
chwili wiary, żebym mówił Twoje słowa Ewangelii z wiarą”. Wtedy można mówić bez
przygotowania, otwieram czytania mszalne, widzę ludzi i już idzie, przez siedem
minut”
.
ROZDZIAŁ III
Wiara rośnie wbrew poczuciu zniechęcenia
Zakon to taka dziwna instytucja – mawiał Badeni – człowiek przychodzi, widzi
różne kręgi towarzyskie i zastanawia się, do którego się wpisać. Do tej
szarzyzny? Chyba tak … Do łobuzów? Raczej nie. Do tych świętych? Jeszcze nie … w
klasztorze w Anglii, gdzie zaczynał swoją dominikańską formację, „szarzyzna”
oczywiście była, ale wzorów świętości również nie brakowało.
Mój magister w Anglii był bardzo ciekawym człowiekiem. Golił się bez mydła, samą
żyletką20
. Uważał, że mydło to rozpusta. Był tam też inny ciekawy dominikanin,
ojciec Wincenty, celtycki symbol świętości – strasznie był święty! – spał na
Ojciec Joachim trzymał się zasady, że dobrze wygłoszone kazanie nie
powinno trwać dłużej niż dziesięć minut.
20
Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa
– Służew 1997
Joachim Badeni OP Judyta Syrek WYJDŹ DO ŚWIATŁA! Przesłanie świętego grzesznika Żeby dojść do Światła, trzeba wszystkie ciemności porozbijać. Taka to robota. Co chwilę coś się staje ciemne i trzeba znowu tę ciemność rozświetlić. Nie usunąć, bo się nie da, tylko rozświetlić. Rzucić na nią światło Słowa, światło wiary! Joachim Badeni OP
Kim był naprawdę Joachim Badeni OP Ukrywał to, co było w nim najważniejsze, ukrywał przynajmniej przed tymi, którzy byli mu mniej znani. Wielu brało go za wesołego staruszka, bawiącego otoczenie zabawnymi anegdotkami z czasów bujnej młodości. Ale trzeba było go widzieć modlącego się. Gdy całkowicie pogrążony w skupieniu przebywał w innym wymiarze, odległym od tego, w którym jesteśmy pogrążeni na co dzień. W przeciwieństwie do nas, zabieganych i zatroskanych o wiele spraw ważnych i błahych, właśnie to medytacyjne skupienie było jego codziennością. Wiedział, że to jest najważniejszy wymiar ludzkiego życia i że właśnie od strony Boga najlepiej widać człowieka, jego radości i bóle. Dlatego znajdował z łatwością słowa trafiające do serc, którzy prosili go o radę, o słowo, o modlitwę. I miał w sobie tajemnicze światło. Nie objawiało się ono w jakiś nadzwyczajny sposób, ale dawało mu wnikliwy wgląd w głębię ludzkiej duszy, leczyło ból i smutek, pozwalało odnaleźć nadzieję. Wiem o tym nie od innych, ale z własnego doświadczenia – to właśnie ojciec Joachim pomógł mi odkryć moją drogę. I wiem, że to światło było odbiciem blasku prawdziwego Słońca, które nigdy nie zachodzi. Jan Andrzej Kłoczowski OP
Dla tych, co czują głód Boga Miał zostać wybitnym prawnikiem, ale nie szły mu studia. Zaciągnął się do wojska, ale nie umiał strzelać. Miał po drugiej wojnie światowej zostać dziedzicem, ale majątku pozbawił go Józef Stalin. Miał się ożenić z przepiękną rumuńską arystokratką, ale stwierdził, że obrączka będzie mu za bardzo ciążyć. Wstąpił do dominikanów w Anglii i … znowu nie szły mu studia. Przyjechał do polskiej prowincji zakonu jako brat – z opinią, że jest niezdolny do dalszej nauki. W Polsce wymagania były mniejsze i po kilku semestrach jako jedyny z roku otrzymał święcenia kapłańskie. Jako duszpasterz i kaznodzieja robił furorę. Przyciągał do siebie tłumy młodych ludzi wszędzie, gdzie się pojawił. Pełnił też w zakonie funkcję magistra studentatu, ale krótko utrzymał się na tej pozycji – jego rygoru podobno żaden kleryk nie mógł wytrzymać. Popijał rum, coca – colę i piwo. Zajadał ze smakiem wiejską kiełbaskę. Czasami w towarzystwie ulubionych znajomych wychodził z klasztoru na „chińskie żarcie”. Ostrych słów i dowcipów nawet współbraciom w zakonie nie szczędził. Podchodził do siebie z ogromnym dystansem. Był mistykiem. Doświadczał wizji i miał dar uzdrawiania. Stoczył niejedną walkę z szatanem. Do śmierci miał przy sobie ryngraf z wizerunkiem Matki Bożej. Umarł w opinii świętości 11 marca 2010 roku w krakowskim klasztorze dominikanów. Poznałam go jako znudzona Kościołem studentka, pożegnałam jako dojrzała, ożywiona wiarą kobieta. Na pierwszym spotkaniu sprawdzał moją znajomość łaciny, niemieckiego, angielskiego i próbował przekonać do nauki języka francuskiego. Rozmawialiśmy o Mistrzu Eckharcie i świętym Janie od Krzyża. Podczas kolejnych spotkań zaczął opowiadać, że każdy może być mistykiem i że Pana Boga można odnaleźć w drobnych codziennych sytuacjach. Uczył mnie wydobywać z ludzi dobro i przez wiele lat nieskutecznie temperował … Tą książką spłacam swój dług wdzięczności za wszystko, co dla mnie uczynił ojciec Joachim Badeni. Nie jest to w żadnym wypadku chronologiczna biografia. To przewodnik dla tych, którzy czują w sobie głód Boga Żywego. Mam nadzieję, Miły Czytelniku, że znajdziesz tutaj swój kawałek życia i receptę, jak Światłem rozbijać ciemności. Książka została stworzona przeze mnie przede wszystkim w oparciu o fragmenty konferencji mówionych do młodych ludzi – braci studentów i Duszpasterstwa Akademickiego „Beczka”. Ale nie jest kierowana wyłącznie do młodych. Odsłuchując i archiwizując liczne nagrania, starałam się wydobyć z nich
treści, które pokażą powtarzane od lat przesłanie Joachima Badeniego: urok Boga jest tak wielki, że potrafi uwieść największego grzesznika. Bóg sam nas szuka, my nie musimy czynić wiele. Wystarczy zrobić jeden zdecydowany krok: wyjść do Światła. Pod wpływem ogromnego uroku Boga człowiek jest w stanie pokonać każdą trudność. Jeśli zatem wyjdziesz, to ciemna przeszłość kojarzyć Ci się będzie już tylko z nudą. Dziękuję tym, którzy mnie do tej książki natchnęli, wsparli w czasie pisania i pomogli dotrzeć do niepublikowanych jeszcze konferencji ojca Badeniego. Szczególnie dziękuję trzem dominikanom: ojcu Janowi Andrzejowi Kłoczowskiemu, ojcu Tomaszowi Nowakowi i ojcu Maciejowi Chanace – za rozmowy, inspiracje, krytyczne uwagi oraz udostępnienie nagrań. Chciałabym też wyrazić wdzięczność wobec czytelników poprzednich książek, którzy pisali do mnie ciepłe słowa i dzielili się wspomnieniami o ojcu Joachimie. Judyta Syrek
CZĘŚĆ I Historia pospolitego grzesznika ROZDZIAŁ I Bez pozy i fałszu Ojciec Joachim Badeni bardzo cenił młodość i nawet mając dziewięćdziesiąt siedem lat, powtarzał, że czuje się młody duchem. Twierdził, że starość często bywa karykaturą chrześcijańskiego życia, a młodość ma intuicję prawdy i ogromny głód Boga. W czasie jednego ze swoich ostatnich spotkań z krakowskim Duszpasterstwem Akademickim „Beczka” pytany był przez młodych, co ma zrobić ich kolega, który chce iść do spowiedzi, ale nie widzi swych grzechów. Odpowiedział bez zastanowienia: kupić rachunek sumienia. Po czym na krótko zamyślił się i dodał: Jak ja bym zobaczył dzisiaj wszystkie moje grzechy, to bym się przeraził1 . Na szczęście już słabo widzę. Chodziłem po nocnych lokalach. Aż przykro mi o tym myśleć … Że mnie z takiego życia wyciągnęli, to cud. Pamiętam, jak z jednym kolegą szliśmy ulicą i mówiliśmy, że nie mamy żadnych ideałów! Te ideały są śmieszne! Tak było dawno temu … Zmieniono mnie pod tym względem niesamowicie. W rachunku sumienia trzeba zobaczyć własne grzechy. Jeśli ich nie widzisz, zapytaj znajomych, rodziców, wszystko ci powiedzą. Moi krewni ze Szwecji w czasach młodości nieraz mówili mi, jak mnie widzą. Byłem przerażony – dzisiaj myślę, że przesadzali. Ale trzeba poszukać takich obrazów. Nie trzeba za bardzo w tym grzebać, tylko stwierdzić, jak jest, żałować i iść dalej. Pan Bóg likwiduje grzechy. Nawet jeśli twoje grzechy były jak szkarłat, nad śnieg wybieleją. Grzechami nie można świata przysłonić – powiedział kiedyś ojciec Badeni. Najpierw dobro, potem zło. Najpierw Kościół, potem kler! Takie były jego poglądy. Świętości szukał wśród świeckich. Stosunek do kleru zaś wyraził, ogłaszając przewrotnie, że jest antyklerykałem. 1 Fragment wypowiedzi ze spotkania z młodzieżą z krakowskiej „Beczki” w ramach tak zwanych spotkań OPen, Kraków 2009. Ojciec Joachim Badeni był półkrwi Szwedem. Matka pochodziła z rodziny Ancarcrona.
Miałem znajomego – był alkoholikiem. Dużo zarabiał, biznesmen, prowadził firmę – dżinsy sprzedawał. Dał mi zresztą kiedyś dla znajomej parę dżinsów – jako duszpasterz dbałem też o takie rzeczy materialne. Jednego dnia napisał modlitwę do Syna Bożego z prośbą o uleczenie. Przepiękna modlitwa rozpaczy i ufności. Nigdy takiej nie widziałem – myślę, że ani zakonnik, ani zakonnica takiej modlitwy by nie napisali. A on, mężczyzna w średnim wieku, alkoholik, napisał. Przychodził do mnie na rozmowy dawno temu, ale żeby dojść, musiał setkę wódki wypić. Droga świętego … Umarł w stanie żalu, nie mógł się zupełnie wyzwolić z alkoholu. Moim zdaniem był świętszy od tych zupełnie świątobliwych ludzi. Dzisiaj mamy bardzo dziwnych świętych. Pan Jezus powiedział, że przyszedł wyłowić grzeszników. I takich ludzi właśnie łowi. A tych spasionych burżujów nie bardzo. Siedzi księżulo zadowolony, z brzuszkiem, może będzie zbawiony, ale z trudem. A ten pijaczyna – ręczę, że poszedł do nieba. Byłem u niego z Komunią Świętą przed śmiercią, pamiętam, jak z trudem przyjął maleńki fragment opłatka. Ojciec Joachim widział ludzi świętych w codziennych sytuacjach: na dominikańskich krużgankach, podczas spaceru po Plantach, w czasie urlopu na wsi, w restauracji czy w konfesjonale. Jego kluczowym hasłem była mistyka codzienności. Wychował na nim kilka pokoleń. Twierdził, że w zwykłych rodzinach może być więcej świętości i miłości do Boga niż w zakonach. Znam młodego męża, który ma potworne kłopoty w pracy, ciągle mu na coś brakuje. Pytam „Jak ty to wszystko wytrzymujesz”. A on odpowiada: „Proszę księdza, jak moja córeczka zarzuci mi ręce na szyję, to wszystko mija”. No proszę! Nie każdy tak ma. Temu człowiekowi niebo się otworzyło. Bóg pokazał mu szczęście w jego własnej córeczce. Myślę, że ten człowiek może być święty, bo on ma doświadczenie autentycznej radości. Opowiadając tę historię krakowskiej młodzieży, przekonywał jeszcze: Jeśli patrzycie na świat w świetle kontemplacji – co radzę każdemu – to zobaczycie przedziwne tajemnice Bożego działania. Całkiem niespodziewanie. Może się okazać, że kogoś uważaliśmy za świętego, a to tylko była poza. Na szczęście młodzi są bardzo wrażliwi na pozę, od razu odczytają ją jako fałsz. I to jest szansa na kontemplację. Młodzi mają bardzo dobry odbiór boskiej prawdy. Kto się
łatwo daje nabrać na fałsz, będzie miał problem z prawdą boską. Będzie musiał zostać oczyszczony. I takie oczyszczenie jest przygotowane dla każdego. ROZDZIAŁ II Im większa nędza, tym większe miłosierdzie Ojciec Badeni słynął z ostrego dowcipu. Swoim poczuciem humoru znosił dystans do świętości, Ewangelii i nauki Kościoła katolickiego. Po rozmowach z nim wielu ludzi nabierało pewności, że oni też mogą iść prosto do nieba. Ale jego humor nie wszystkim służył. Niejedna dewotka po spotkaniu z Badenim popadała pewnie w ogromną nerwicę. Dlaczego Kilka razy pochwalił się publicznie, jak traktuje takie przejmująco pobożne panie: Opowiadałem kiedyś takiej jednej kobiecinie w Hermanicach, że miałem wizję2 . - Oooo, wizję ojciec miał – rzecze pani. - Tak, widziałem wielką złotą bramę do nieba – Pani zaczęła słuchać z uwagą. - Przed bramą stoi archanioł, bardzo groźny – ciągnę dalej. – Obok niego święty Piotr, potulny, wesolutki z kluczami sobie chodzi. Nagle za horyzontu wychodzą biskupi parami. Idzie procesja prosto do nieba – mitry, pastorały błyszczą! Zatrzymuje ich nagle święty Piotr: - Prosimy tutaj mitry zdjąć. Aniołek da numerek i do szatni z tym pójdzie. Pastorały też do szatni proszę. Jeden z biskupów miał taki nowoczesny posoborowy pastorał z trzech części skręcany. Rozkręca, rozkręca … nie udało się. Aniołek zabrał go bez rozkręcania i do szatni zaniósł. Biskupi idą dalej śmiało bez mitr, bez pastorałów … Nagle święty Piotr blednie. Biskupi tylko słyszą słowa Rybaka: - Słucham, słucham … Przecież nie pisałem Ewangelii, nie pisałem, ale znam Ewangelię. Święty Marek, Mateusz, Łukasz i Jan, oni pisali, mnie nie kazano … - O co chodzi - myślą biskupi. – Do kogo on mówi Apostoł dostał reprymendę od Najwyższej Instancji. Podnosi się z kolan i zaczyna ustawiać procesję biskupów: - Proszę, proszę zrobić tu wolne miejsce, wolne miejsce. Tam jest rower, niech ksiądz biskup na niego nie wpadnie … i murek. Proszę, ksiądz biskup tutaj stanie. 2 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997.
Wszyscy biskup stoją. Zza horyzontu widać wielką czerwoną latarnię. A spod niej wszystkie panny: tup, tup, tup … prosto do nieba idą! Święty Piotr wita je i mówi: - No, cieszę się, że panie dały radę! Były pewne trudności z zarobkowaniem. Oczywiście, to nie było dobre, ale trudno … Bardzo proszę, panie przodem. Ojciec Joachim nie powiedział nigdy, co się stało z ową panią. Czy się zgorszyła, czy uwierzyła Badeni zabrał sekret do nieba. Ale opowiadając kiedyś ten dowcip współbraciom, dodał istotny komentarz: Z niebem jest bardzo dziwnie. Z tej historii wynika, że Syn Boży jest miłosierny i dlatego panny poszły pierwsze. Biskup, który żył, dysponując wszelkimi wygodami, głosił Słowo Boże, jak umiał, i był bardzo solidny, nie doświadczył tego rodzaju osobistej tragedii jak owe prostytutki. Ale czy z tego wynika, że panna, która się puszcza, jest lepsza od biskupa Nie. Ale tam, gdzie jest większa nędza, jest większe miłosierdzie. Ów dowcip nie był jednak tylko wytworem bujnej wyobraźni sędziwego zakonnika. Historia z prostytutkami zdarzyła się naprawdę, ale w trochę innych okolicznościach. Badeni wspominał to wydarzenie przy różnych okazjach: Pojechaliśmy kiedyś z przeorem do Radoń3 . Siedzimy w samochodzie w habitach, ciepło nam i przyjemnie, jedziemy do siostrzyczek na kolację i rozmowę duchową. Przejeżdżamy autostradą. Na pewnym odcinku patrzę, chodzą panie rozebrane – towar trzeba pokazać, bez tego się nie zarobi. Czekają na klientów. Jest zimno, wieczór, deszcz pada. My jedziemy otuleni w kapy, a one stoją. Siostry dla nas szykują kiełbaski, kawę … A one, jeśli zarobią na tych tirowcach tak zwanych, to dostaną kolację od szefa, jeśli nie, to je skopie jeszcze i głodne będą. Zadałem współbraciom pytanie: Jak myślicie, kto z nas pierwszy będzie w niebie My czy te panie 3 Archiwum JS, 2005.
ROZDZIAŁ III Szczere życie, szczera pokuta Kazimierz Badeni (imię Joachim przyjął w zakonie) wstąpił do dominikanów dopiero w wieku trzydziestu dwóch lat. Wcześniej studiował prawo. W kościele nie bywał często, tylko w niedzielę, a po latach wspominał, że jak każdy porządny Polak chodził do spowiedzi dwa razy w roku. Nie był wzorem świętości ani nie wgłębiał się zbytnio w literaturę religijną czy Biblię. Kiedyś za namową koleżanki ponadplanowo poszedł wyspowiadać się do kapucynów. To była spowiedź, którą zapamiętał do końca życia. Być może był to pierwszy impuls do nawrócenia: Miałem koleżankę – lat temu sześćdziesiąt4 , która namawiała swoich kolegów, żeby poszli do spowiedzi. To była taka przyjazna ewangelizacja – młoda dziewczyna, nie program z kurii. Podeszła też do mnie i mówi: - Wiesz, tutaj w Krakowie, u dominikanów jest taki ojciec Woroniecki – książę. Ty, hrabia, dobrze byś się z nim dogadał. Idź do niego do spowiedzi. Nie znałem wtedy w ogóle dominikanów, chociaż siedem lat już w Krakowie mieszkałem. Podobnie jak cała ówczesna inteligencja chodziłem w niedzielę do kapucynów na mszę o jedenastej, bez kazania, bez śpiewania, krótko – trzydzieści minut. Raz, zdaje się, było kazanie, wyszedłem na papierosa. Ale Pan Bóg to widział … I moje lekceważenie zemściło się po latach. Wracając do koleżanki: namówiła mnie w końcu, żebym poszedł do kapucynów. Tam był wtedy taki starszy ojciec z siwą brodą – bardzo znany spowiednik. Idę raz, nie ma go. Idę drugi raz, patrzę, siedzi taki szpakowaty kapucyn. Klękam. Wielebny czyta książkę: złocone brzegi, jakieś tasiemki wiszą – nie wiedziałem wtedy, że to brewiarz. Dokończył czytanie i przyłożył różowe ucho do kraty konfesjonału. Powiedziałem swoje grzechy, spowiednik odsapnął, zamyślił się chwilę i mówi do mnie tak: - Ty chamie! Ty parobku, jak ty żyjesz! I tak mnie zdeklasował. Myślę sobie: „Ojej” … Ale wielebny ciągnie dalej: - Za pokutę odmów psalmy pokutne. I bij się w piersi. Po spowiedzi młody Badeni zastanawiał się, co to są psalmy pokutne. Zapytał stryja, który był infułatem we Lwowie. Krewny zdziwił się bardzo, co strasznego 4 Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 1992.
mógł uczynić Kazimierz, że dostał taką pokutę. – A, takie tam – odpowiedział wtedy Badeni. Ksiądz infułat pożyczył mu swój brewiarz i pokuta została odprawiona. Po latach, już jako ceniony duszpasterz, ojciec Joachim zaczął opowiadać o swoich młodzieńczych przygodach, ale bez przejęcia i z dużym poczuciem humoru: Miałem sympatię, która była bardzo śliczna, ale fatalnie ubrana. Raz popełniłem chyba grzech ciężki. Ona kupiła płaszcz, taki z katalogu. Pamiętam, że przyszedłem do niej na kwaterę studencką. Chciała mi się pokazać w tym płaszczu. Kiedy go włożyła, dałem odczuć, że mi się nie podoba – wyglądał jak worek, okropieństwo! Zauważyła moje niezadowolenie i zapytała: „Nie podoba ci się”. W głosie usłyszałem rozpacz. Chciała mi zrobić przyjemność tym płaszczem, a ja go wykpiłem. Chodziliśmy razem na bale. Przyjeżdżałem po nią taksówką pod kwaterę studencką. Wchodziłem na górę, ona zawsze prosiła: „Zapnij mi z tyłu tę haftkę”. Do dziś pamiętam, że robiłem to, klęcząc. To było wielkie przeżycie dla mężczyzny: zapinać haftkę na plecach kobiety. Dzisiaj to jest śmieszne, w ogóle nie ma haftek, od razu idzie się do łóżka. Kiedyś pojechaliśmy na bal – dzisiaj powiedzielibyście: na imprezę. Poszedłem po drinka do baru. Wracam, patrzę, ona tańczy z jakimś oficerem. Był niskiego wzrostu, więc musiał z nią tańczyć blisko, żeby nie walnąć panną o ścianę – to byłby wtedy skandal! Zauważyła mnie i zostawiła oficera na parkiecie. I to był dopiero skandal. Znieważony oficer mógł mnie wyzwać na pojedynek na szpady i zabić jak kurczaka. Mówię do niej: - Będę miał przez ciebie kłopoty! - Nie przejmuj się – opowiedziała. Musiałem czekać przez dwa dni na sekundantów. Na szczęście nie przyszli. Potem walczyłem pod Narwikiem. Siedzę w koszarach, patrzę, idzie oficer z pistoletem za pasem, brudny, nieogolony. To był on! Przeszedł i chyba mnie nie rozpoznał. Potem minęło trochę czasu. Byłem już w zakonie. Stoję na schodach zakrystii u dominikanów, ktoś podchodzi do mnie: - Proszę ojca, chcę do spowiedzi, a bardzo mi się spieszy. Patrzę, znowu on! Tym razem w sutannie! Dawniej elegancki oficer w spodniach z lampasami, potem brudny mundur polowy, aż wreszcie sutanna.
ROZDZIAŁ IV Bóg wyrywa nawet z clubbingu Kiedy ojciec Joachim zamieszkał już na emeryturze w krakowskim klasztorze, miał zwyczaj wychodzić z celi, by na klasztornych korytarzach sprawdzać poziom poczucia humoru dominikańskich kleryków oraz ich inteligencję. Zaczepiał złośliwie pierwszego napotkanego brata i czekał na reakcję – jeśli była natychmiastowa i na tym samym poziomie uszczypliwości, wracał usatysfakcjonowany z uśmiechem do siebie. Krakowskich kleryków nazywał punkami. Kiedy jeden ze współbraci zapytał go: „A skąd ojciec ma taką wiedzę na temat subkultur”, odpowiedział: „Kochany, w twoim wieku clubbing uprawiałem”. I to była prawda. W swoim życiu kawalerskim, rok przed wybuchem drugiej wojny światowej, Kazimierz Badeni bywał we Lwowie, gdzie – podobnie jak w Krakowie – odwiedzał nocne lokale. Do czasu, kiedy … 20 czerwca 1938 roku, idąc na imprezę, minąłem dość obojętnie figurę Matki Boskiej z Loudres5 . To była duża figura, stała przy źródle – w czasie wojny zlikwidowali ją bolszewicy, dzisiaj znowu stoi odrestaurowana. Idę spokojnie i nagle czuję, że ktoś łagodnie położył mi rękę na plecach, dokładnie w okolicach łopatki – napisano kiedyś w jednej publikacji na mój temat, że na ramieniu, ale to nie jest to samo. Na plecach kładzie się rękę po to, żeby pokazać kierunek. Doskonale pamiętam ten dotyk. To było bardzo macierzyńskie, stanowcze i bardzo delikatne. Odwróciłem się. Za mną nie było nikogo … Tę historię ojciec Joachim powtarzał chyba najczęściej w swoim życiu. Niektórzy słuchali jej z przejęciem, inni z uśmiechem. On zaś wracał do niej z uporem i powagą. Dlaczego To było jego pierwsze mistyczne doświadczenie i początek nowej drogi życiowej. Następujące potem wydarzenia i decyzje wprowadziły go w zupełnie inny świat – nieznany wcześniej. Czułem, że mam gdzieś iść. Nie wiedziałem gdzie, ale ogólnie poczułem, że mam iść do jakiegoś kościoła. Idę, idę, tędy, owędy, szukam, jest kościół – 5 Spotkanie OPen, Kraków 2009.
zamknięty. Poszedłem do drugiego, tak samo. Następnego dnia wracam do tego pierwszego. Kościół otwarty. Wchodzę, patrzę: siedzą księża w białych koszulach. Co to może być takiego - zastanowiłem się. Służba zdrowia Nie znałem dominikanów. Przynajmniej w moim środowisku nie byli znani. Jezuici owszem, ale dominikanie Jak mój proboszcz dowiedział się później, że interesują mnie dominikanie, to powiedział: - Proszę pana, przecież oni nic nie robią! Jeśli w ogóle pana to interesuje, to raczej do seminarium proszę iść. W czasie pierwszej wizyty w kościele dominikanów we Lwowie Badeni poszedł się wyspowiadać. Spowiedź była długa. Ale nie opowiadał już o niej tak jak o tej u kapucynów. Zaczął czytać klasyków duchowości i regularnie chodził do swojego spowiednika – ówczesnego administratora wydawnictw lwowskich, ojca Sylwestra Palucha. Pod wpływem fascynacji habitem dominikańskim – uważał, że ten strój jest bardzo twarzowy – wpadł na pomysł, że zostanie tercjarzem, czyli członkiem opartego na regule świętego Dominika stowarzyszenia, do którego mogą należeć wszyscy świeccy i duchowni diecezjalni. Poszedł do administratora na rozmowę, ale zapał szybko zgasł, bo okazało się, że tercjarz dostaje habit dopiero do trumny. Ojciec Paluch nie chciał jednak odprawić Badeniego z niczym i zasugerował mu, że może by tak został zakonnikiem. Podczas tej rozmowy Badeni przeżył kolejną wizję mistyczną. Świetnie ją pamiętam6 - ojciec Sylwester siedzi i pyta: - A może by pan chciał być w zakonie pierwszym On mówi, ja się zastanawiam, a w przeciwnym rogu widzę … stoi Chrystus – bardzo różny od tego z obrazu „Jezu, ufam Tobie”. Stoi monarcha wschodni, wspaniały, z brodą, twarz smagła – nie taki słodkawy młodzieniec. To są oczywiście widzenia, które zawsze mogą być wieloznaczne. Dominikanie słusznie są podejrzliwi wobec takich wizji. Ale ciekawe jest to, co działo się później. Poczułem niesamowitą siłę przyciągania – nigdy w życiu coś takiego mi się nie przytrafiło – a zaraz po tym zupełną wolność. Tego człowiek nie zrozumie … „Pójdź za mną!” – Bóg przyciąga i wydawałoby się , że to jest nieodparte, a to jest bez cienia manipulacji. Po tym wszystkim zacząłem chodzić do kościoła codziennie ku wielkiemu zdziwieniu i zbudowaniu rodziny – zawsze byłem śpioch wielki, budziłem się około 6 Archiwum JS, 2005.
jedenastej, a tu nagle na ósmą rano do kościoła idę. Powstał we mnie głód Eucharystii. Skąd się wziął Przed tą rozmową i widzeniem byłem na wieczornym nabożeństwie u dominikanów. Ksiądz wyszedł z zakrystii, wszedł na stopnie ołtarza – dla mnie to były nowości, bo w życiu nie chodziłem na nabożeństwa, na msze niedzielne zawsze, ale na różaniec to tylko babcia chodziła. Ksiądz wystawił w monstrancji Hostię, okadził i zaczął mówić „Zdrowaśki” – ten fragment przedrzemałem, bo ciągle jeszcze byłem obojętny. Ksiądz skończył się modlić i znowu wszedł po stopniach ołtarza – zdjął monstrancję i pobłogosławił wiernych trzy razy. Patrzę na monstrancję, widzę białe kółko w środku. Nagle zobaczyłem: Ciało, Krew, Bóstwo, Chrystus – jasne, okazałe, bez egzaltacji. Od razu do spowiedzi poszedłem. Mówię: „Ja nie tylko wierzę w to, ale ja to widzę”. I to mi zostało później przez całą wojnę. Wszędzie, gdzie tylko był kapelan, kościół, biegłem do Komunii – miałem ogromny głód Eucharystii w sobie. Potem, kiedy zostałem księdzem, bardzo wyraźnie czułem, co trzymam w ręce podczas konsekracji – tylko czasem były w tym przerwy. Ale prawie na co dzień dane mi było czuć Ciało Pańskie – miękkość Jego Ciała. Nie tylko raz od święta wielka wizja. Dzień w dzień, miesiąc po miesiącu, rok po roku. To wszystko otrzymałem od Matki Boskiej. To Jej dar. Dzisiaj, z dalszej perspektywy, widzę to tak: najpierw wyciągnąć go z błota, posłać do kościoła – dotknięcie, pokazać mu Ciało Syna, dać mu głód tego właśnie Pokarmu, potem niech będzie księdzem i jako ksiądz będzie widział, co trzyma w ręce. To jest bardzo kobiece działanie. Na pierwszym miejscu jest Syn Jednorodzony, potem trzeba kogoś ratować – dlaczego właśnie mnie, nie wiem. Byłem bardzo pospolitym grzesznikiem, nawrócenie mnie nie było żadną sensacją, ale dlaczego tak się stało, to już są tajemnice Opatrzności. W następnych miesiącach wszystko przygasło. Niby nic się nie działo – to też typowy przykład działania kobiety: żadne komenderowanie, robienie czegoś za mnie, nigdy. Krótko mówiąc, żadnej infantylizacji. Musiałem ciężko walczyć sam i kilka razy upadłem. Wybuchła wojna. Służyłem jako oficer w wojsku. Zaręczyłem się z piękną, młodszą o kilka lat Rumunką Maricicą. Ale napięcie znów wróciło, nie mogłem tego wszystkiego wytrzymać. Kazimierz Badeni zaczął rozważać poważnie powołanie kapłańskie. W końcu postanowił znaleźć jakiegoś dominikanina, pójść do spowiedzi i opowiedzieć o wszystkim:
Patrzę, jest biały habit7 . Ja, zdaję się, byłem w mundurze, i mówię, że otrzymałem powołanie, żeby być dominikaninem. Ale nie wiem, co mam robić, bo zaręczyłem się i może jednak mam powołanie, żeby założyć rodzinę. Pytam więc: - Rumunka czy dominikanie Na to wielebność się odezwał: - Mój synu, ożeń się z tą, jak się nazywa … Maricicą, tak - Tak. - Nam bardzo potrzeba dobrych, katolickich mężów. To był taki francuski Władysław Skrzydlewski OP – nasz słynny dominikański duszpasterz zajmujący się tematyką rodzin i seksu, który powtarzał ulubione hasło: prokreacja, rodzina, miłość. Myślę sobie: „Kochany, ty bujasz. Po prostu bujasz”. Ale dominikanin, spowiedź, konfesjonał, krata – wszystko jest ważne. Zacząłem zastanawiać się dalej: „Komu bujasz” … Potem byłem na Casablance. Przyjechał tam z Sahary taki ojciec ze zgromadzenia Małych Braci i Sióstr. Służyłem mu do pięciu mszy świętych. Pytam go, tłumaczę, że przed wojną miałem takie dziwne doświadczenia we Lwowie. Bardzo podobali mi się dominikanie, a teraz nagle wyskoczyła Marcica … Co mam zrobić To czy tamto On tak się zastanowił i do dziś pamiętam, co powiedział” - Pan Bóg czegoś od pana na pewno żąda. Niech pan się modli słowami: „Mów, Panie, bo sługa Twój słucha”. Jakby piorun we mnie strzelił. To było niesamowite! Był 1943 rok, Boże Narodzenie. Do dzisiaj pamiętam, jakby to było kilka dni temu. Ten francuski zakonnik sięgnął do źródła powołania. To jest powołanie właśnie – trzeba słuchać Powołującego. Czasem może przez spowiednika, przez przewodnika duchowego – w moim życiu różni byli ci pośrednicy. Ale musi być ostatecznie odkrycie, odnalezienie albo przebudzenie się do tego pierwotnego, wołającego Pana. Po tej spowiedzi Badeni miał już pewność, że chce zostać dominikaninem. Ale służył jeszcze w wojsku. Przyjęto go do elitarnej szkoły podchorążych w Szkocji, gdzie kapelanem był ojciec Bocheński, dominikanin i znany filozof. To on ostatecznie powiedział Badeniemu, żeby wstąpił do jego zakonu. Dwa ostatnie lata wojny Badeni spędził już w seminarium w Anglii. 7 Archiwum JS, 2005. Spowiedź odbyła się we Francji w czasie drugiej wojny światowej.
O kolejnych przeżyciach mistycznych ojciec Joachim opowiadał z dystansem albo tylko zdawkowo. O wydarzeniach lwowskich, podobnie jak później o Paruzji – otwarcie, z totalną pewnością, że chce to ludziom przekazać. Po kilkudziesięciu latach kapłaństwa z zupełną prostotą tłumaczył jeszcze braciom studentom, co znaczą symbole w figurze Matki Boskiej z Loudres i jak to się ma do jego życia: Tamta figura Matki Bożej we Lwowie jest dość popularna: Maryja ma na głowie koronę z dwunastu gwiazd, a pod stopami kulę ziemską. Co to może znaczyć W 12 rozdziale Apokalipsy świętego Jana jest opisana wizja tajemniczej niewiasty, która ma pod stopami księżyc. I nie wiem, czy znacie takie powiedzenie, które powtarzają babcinki: „Pod święte Twoje nogi rzucił księżyc wrogi” – to bardzo ładne, lecz nieintelektualne. Wypowie je babcia, ale nie dominikanin. Jednakże to powiedzenie nawiązuje właśnie do wizji z Apokalipsy. Księżyc jest symbolem zmienności – w mitologii pogańskiej mówiono, że ktoś jest zmienny jak księżyc. Matka Boża stoi właśnie ponad zmiennością. Pod Jej stopami są wszelkie moje załamania, wątpliwości, wahania. Jeśli jestem przy Niej, to oddaję pod Jej stopy wszystkie swoje kryzysy. CZĘŚĆ II Droga ku Światłu ROZDZIAŁ I Dla każdego Bóg przygotował Słowo Poważnych kryzysów w życiu zakonnym Badeni podobno nie miał. Kiedyś wspominał, że spanikował i chciał uciec z zakonu w Anglii, ale szybko mu przeszło. Zapytał później swojego magistra nowicjatu, czyli zakonnika wprowadzającego adepta w życie zakonne: - Co robić, kiedy chce się z tego chóru wiać? Magister odpowiedział: - Złapać się mocno pulpitu.
Badeni w swoim powołaniu trzymał się przede wszystkim trzech rzeczy: Pisma Świętego, Sumy teologicznej świętego Tomasza z Akwinu i Różańca. Na tych trzech – pozornie nudnych – podstawach budował i umacniał swoje powołanie. W dwóch pierwszych szukał światła, a w trzecim – żywych obrazów z życia Matki Bożej i Syna Bożego. Zanim jednak znalazł światło, musiał przebić się przez nudę studiowania. Bardzo słabo studiowałem u dominikanów – z Anglii do Polski wróciłem z notatką: brat Joachim Badeni do dalszej nauki niezdolny8 . Nauka mnie nużyła i żeby przejść przez nudę studium pism teologicznych, zadałem sobie w końcu pytanie: Czym jest teologia? Czy teologia jest w ogóle wiedzą do wkuwania? Czymś, co kleryk musi zdać i mieć spokój, tak jak robią w innych dziedzinach świeccy studenci? Dzień i noc przez dwa tygodnie studencik kuje, dodając sobie „poweru” dużą dawką amfetaminy. Zdaje wszystkie egzaminy. Wyjeżdża na wakacje. Takie studium nie prowadzi do żadnego oświecenia. Nic człowiekowi nie daje. Studiowanie oczywiście bywa bardzo nudne, podobnie jak czytanie Pisma Świętego: ci pobili tych, owi tamtych, Amalekici robili to lub owo, ktoś zbudował złotego cielca i tym podobne. Czyta się stronę po stronie i można przysnąć … I Badeni nieraz przysypiał, nie tylko nad lekturą Pisma Świętego. Chwalił się kiedyś, że jako student stawiał na ławce barykadę z opasłych dzieł świętego Tomasza, żeby móc spokojnie pospać w czasie wykładu. „Student potrafi żyć w warunkach ekstremalnych” – puentował po latach. Pierwsza trudność to przezwyciężyć nudę studium. Trzeba przebić się przez tę jałową pracę i rygor. Jak to zrobić? Muszę powiedzieć sobie: wiem, że to jest ludzka szata światła Słowa. Jeśli szata jest dobra, czyli jeśli teolog jest dobry – święty Tomasz czy święty Albert – to wtedy światło bardzo szybko przebije się przez każdy wyraz. Jeżeli trafi się komuś teolog mniejszego kalibru, to można dłużej szukać światła wyrazu. Moim zdaniem u świętego Tomasza światłem jest każde słowo. Spośród wielu słów w dziełach świętego Tomasza najwięcej światła dla Badeniego miał wyraz „urok”. I stał się on później hasłem przewodnim jego powołania. 8 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997.
Świętej pamięci ojciec Kosteczki uświadomił mi kiedyś niespodziewanie na swoich bardzo nudnych wykładach, że Bóg działa urokiem9 . To jest prawdziwe. Jeśli dojdę do uroku Boga w Piśmie Świętym i w teologii, to jest kontemplacja. Jeszcze jaka! Nie wizje takie czy inne, ale kontemplacja tekstu, który jest prawdziwy. Jak do tego dojść? Otóż każdy z nas – jestem tego zupełnie pewien – ma w Piśmie Świętym i w dobrej teologii jakieś słowo przeznaczone dla siebie – światło wyrazu. Jednak nie jest łatwo odnaleźć to słowo. Trzeba długo studiować teologię, Biblię, żeby nagle na nie natrafić. Jest pewne, że każdy z was je znajdzie, tylko potrzebna jest cierpliwość i wiara – to, czego brakowało Izraelowi. Nudzili się, czekając na Mojżesza. Narzekali, że Mojżesz zniknął, poszedł sobie gdzieś, a oni chcą doświadczyć czegoś konkretnego – wiadomo, co się później stało. Badeni wielokrotnie powtarzał, że cierpliwość to podstawa życia duchowego. Jej brak prowadzi do bałwochwalstwa, dewocji i innych przypadłości, w których żywego Boga nigdy nie spotkamy. A do owego spotkania nie są potrzebne superspecjalne wizje, bo Bóg sam chce człowieka spotkać w codziennych sytuacjach. Przebijając się przez Księgę Rodzaju, odkryłem kiedyś, że Bóg przechadzał się w wieczornym powiewie, wołając: „Adamie, gdzie jesteś?”10 . Jeśli tę scenę czytam tylko jako egzegeta – ten, którego ja musiałem słuchać, był straszny, jego wykłady to była wiwisekcja – niczego w niej dla siebie nie znajdę. Ale można zobaczyć tę scenę inaczej. Ja odkryłem w niej pewną poufałość Boga i pierwszego człowieka. Czytając Księgę Rodzaju, zobaczyłem, że Bóg pomimo upadku człowieka dalej się przechadza i szuka Adama. Myślę, że Pan Bóg nie rezygnuje z człowieka. On szuka każdego z nas. Niestety, grzech pierworodny i grzech osobisty powodują, że Bogu trudno nas spotkać, bo On nie będzie manipulował, nie będzie zmuszał. Stwarza natomiast różne sytuacje, w których człowiek wierny może Go spotkać w słowie. Ojciec Joachim nie narzucał nigdy swoich odkryć, przeciwnie – zachęcał, żeby każdy próbował znaleźć w Biblii i dobrej teologii coś dla siebie: 9 Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009. 10 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997.
Scena z Księgi rodzaju może być komuś zupełnie obojętna, ale czytając Pismo Święte dalej, znajdziesz inną scenę dla siebie. Mnie ostatnio bardzo uderzyła antyfona wstępna do 30. niedzieli zwykłej11 , to jest piękno, które ma urok: „Strzeż mnie jak źrenicy oka”. „W cieniu Twych skrzydeł mnie ukryj” – ogromne skrzydła, które chroniły Izraela – to jest przepiękna scena. Ona też odnosi się do mnie, mimo iż nie jestem w stanie zagrożenia, Bóg mnie strzeże jak źrenicy oka i schronić się mogę w cieniu Jego skrzydeł. To jest scena poetycka, ale może być też przerażająca, jeśli ksiądz bądź lektor zacznie ją czytać dramatycznie. To będzie masakra! Pisma Świętego nie czyta się dramatycznie, ale z przekonaniem. Wniosek mój jest taki, że w Piśmie Świętym i dobrej teologii jest ukryte światło12 . W Piśmie Świętym jest sto procent światła, w innych książkach nieco mniej, ale jest. Tego światła szukam, bo ono jest żywe. A spotkanie żywego światła jest właśnie kontemplacją – lepszą od niektórych wizji wielkich mistyków. Takie podejście do Pisma Świętego i teologii bez wątpienia sprawiało, że wiara ojca Joachima była żywa. Dość często powtarzał, że na pierwszym miejscu stawia zawsze kontemplację Boga, z niej wypływał jego stosunek do człowieka, a na końcu do samego siebie. Bóg działa urokiem prawdy, urokiem słowa13 . I doradzam wam, spróbujcie znaleźć w czytaniach coś dla siebie. To jest szczególnie pomocne, kiedy człowiek jest zmartwiony sobą, a przeważnie jestem sobą zmartwiony. Jeżeli mam problemy duchowe, to chodzi właściwie o mnie, a nie o Pana Boga, bo to ja mam problemy. Pan Bóg podobno w ogóle nie ma problemów, bo jest czystym bytem – actus purus? A wiecie, jak wygląda actus purus? Jeden z dominikanów chciał to kiedyś żartobliwie opisać. I mówi tak: „Rąbię drzewo siekierą – to jest akt zwykły. 11 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997. 12 Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009. 13 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997.
Zabierz siekierę, zabierz drzewo, będzie actus purus”. To był bardzo święty człowiek, ale oczywiście złośliwi współbracia podchwycili jego tłumaczenie i puścili w obieg po całej polskiej prowincji. To jest braterska życzliwość dominikanów! W innym zakonie od razu byłby skandal. Do tego, że Bóg działa urokiem, ojciec Badeni przekonał niejednego zniechęconego i pospolitego grzesznika. I namawiał braci studentów, żeby kiedyś z ambony pokazywali ludziom dobry obraz Boga. Bóg działa urokiem, a my robimy z Niego takiego superprawnika, a nawet szpicla. Aniołowie to armia agentów czy informatorów, która Go ochrania. Dodatkowo broni do Niego dostępu magister, submagister, przeor i inni oficerowie śledczy. Taki obraz to makabra! Bóg działa urokiem! Dziwne to jest, ale tak mówi Suma teologiczna, w którą my, dominikanie, bardzo głęboko wierzymy. Po Piśmie Świętym Tomasz z Akwinu na pierwszym miejscu był i – myślę – być powinien. ROZDZIAŁ II Zaufać mocy Boga i poczuć obecność W 1950 roku Joachim Badeni był jedynym klerykiem dominikańskim, który otrzymał w Polsce święcenia kapłańskie. I ku swojemu ogromnemu zdziwieniu stał się nagle chlubą całej prowincji. Jednak pomimo dużej pompy, z jaką był przyjmowany wszędzie tam, gdzie dominikanie mieli ośrodki duszpasterskie, nie stracił dystansu i znalazł biblijne porównanie dla swojej sytuacji. Byłem święcony jeden, sam jak palec. I wozili mnie jak reklamę powołania po całej prowincji14 . Była to sensacja. Wylądowałem między innymi w Poznaniu. Ubrali mnie w albę, którą dziewczyny umaiły na zielono. Chodziłem taki cały na zielono ubrany. Posadzili mnie na tronie, a na ambonę wysoko wyszedł kaznodzieja, który umiał dobrze chwalić. Chwalił więc moją miłość, nadzieję i wiarę – po kolei. Potem przeszedł do cnót kardynalnych – też wymieniał je po kolei. Pomyślałem: „Braaacie, bracie, braacieee! Brat łamie milczenie. Brat nie ma powołania dominikańskiego … „. A tu nagle doskonały jestem! I wszystkie cnoty po kolei mam – do tego w stopniu najwyższym. Czułem, że jest w tym przesada, ale dzisiaj myślę, że był to triumfalny wjazd w kapłaństwo. Otoczony ludem Bożym, byłem 14 Archiwum JS, 2004.
zachwycony, bo mnóstwo prezentów dostałem: dzieła świętego Jana od Krzyża, jeszcze parę książek i kilka koszul. To była sensacja – jeden jedyny wyświęcony w 1950 roku. Kapłaństwo nie było jednak dla Badeniego pełne radosnych uniesień. Po wszystkich darach, jakie otrzymał, przyszedł czas próby. Eucharystia zaczęła go strasznie nudzić – podobnie jak wcześniej studia. Trwało to kilka miesięcy. Pamiętam w pierwszych miesiącach kapłaństwa msza święta wydawała mi się strasznie nudna15 . Powtarzałem bez emocji: „Dominus vobiscum …, Dominus vobiscum …”. W końcu pomyślałem: Człowieku, masz do wyboru: albo zaczniesz w wiejskim klasztorze hodować króliki, albo zaczniesz zbierać znaczki pocztowe. Powiedziałem sobie: „Nie! Nie dam się nudzie! Dalej idę w tajemnicę codziennej mszy świętej”. Powoli zacząłem się coraz bardziej otwierać i więcej widzieć. Ojciec Joachim zaczął rozumieć, że najważniejsze w powołaniu jest coraz głębsze wnikanie w sprawy Boże – powtarzał to po latach za prorokiem Amosem. Odkrył też, że źródłem powołania jest między innymi głód Prawdy i głód Eucharystii. Jeśli nie ma głodu Prawdy, o którym mówi prorok Amos, to nie ma szansy wniknąć w sprawy Boże16 . Prawda to jest Słowo, Słowo to jest Prawda – zamienne właściwie. Ów głód pojawia się przed wstąpieniem do zakonu lub w seminarium – różnie bywa, tu nie ma żadnych reguł. Ale bez tego głodu wszystko jest nudne. Bazując na Piśmie Świętym, ojciec Joachim odkrył cztery kolejne fragmenty i właśnie w oparciu o nie zaczął układać swoje życie zakonne. Jest jedno bardzo ważne zdanie w Apokalipsie świętego Jana: „I rzekł Zasiadający na tronie: »Oto czynię wszystko nowe«. (…) »Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe«” (Ap 21,5). Czytając Pismo Święte, widzimy, że nowość jak gdyby osiada na stronach Biblii. A to zdanie z Apokalipsy jest hasłem życia zakonnego. Jeśli człowiek w zakonie czuje ciągle, że wszystko jest takie samo, czuje 15 Spotkanie OPen, Kraków 2008. 16 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997.
straszliwą monotonię i szarzyznę dnia zakonnego, to musi się z tego oczyścić. Jeżeli się nie oczyści, to lepiej żeby przerzucił się na monotonię życia rodzinnego. Po kilkudziesięciu latach będzie siedział na krzesełku i wołał: „Jest godzina piąta, gdzie są moje ziółka?”. Jest też ważny dla naszej profesji fragment z Ewangelii świętego Łukasza o Zwiastowaniu. Ewangelista opisuje, w jakich okolicznościach Maryja wypowiada fiat. Jak to się ma do życia zakonnego? Kiedy czytam przed przełożonym formułę wieczystej profesji, wypowiadam swoje fiat. Ale do czego ono się odnosi? Do konstytucji? One są bardzo długie, zawiłe, co pewien czas kapituła przecinki poprawia, ale są bardzo ważne – i na nie przysięgamy dla porządku, bo każdy zakon musi mieć reguły. Nie zatrzymujmy się jednak na konstytucjach. Idźmy dalej. To fiat odnosi się do samego Boga, ale przez Nią – przez Matkę naszą. Na Niej spoczywa moc słowa. Potwierdza to również rozdział 8 Księgi Przysłów, który też o niej mówi: ”Pan mnie stworzył, swe arcydzieło, jako początek swej mocy” (Przy 8,22). Pan Bóg siedzi we mnie i musi być we mnie Jego moc – to jest źródło mojej zakonnej profesji. Ślubuję poddać się mocy Słowa. Wypowiadam za Maryją w czasie ślubów zakonnych: „Niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Dziwne to jest i tajemnicze, ale to jest prawda. Wszystko opieram na Niej. Cała mistyka Badeniego zaczęła się od doświadczenia obecności Matki Bożej. Jej delikatne pośrednictwo prowadziło go do poznania prawdy i świadomości obecności Boga w czasie Eucharystii. Tego, co otrzymał, nie zawłaszczał dla siebie. Przeciwnie, zachęcał innych dominikanów, żeby również próbowali szukać takiego doświadczenia. U was też to może być po święceniach17 . Czy od razu? Myślę, że nie. Ale trzeba tego szukać. Nie szukać wizji, ale szukać Prawdy. Przed laty, kiedy byłem jeszcze duszpasterzem, rozdawaliśmy Komunię Świętą na takich małych tackach. Bardzo się śpieszyłem, biorę komunikant do ręki i nagle patrzę, cały świat jest bez wartości wobec tego opłatka. Ten opłatek ma wartość około dwóch groszy … W jednej chwili zobaczyłem, że cały świat ma wartość zero. Widzenie przyszło jak błyskawica i równie szybko zniknęło. Czy takie doświadczenie jest możliwe, jak się przesypuje szybko opłatki z puszki do puszki, bo ludzie czekają i się denerwują – syp, syp, jak orzeszki – czy można 17 Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
wtedy moc Hostii zobaczyć? Na pewno trzeba o to prosić. Mówcie: „Panie, daj mi widzenie Prawdy!”. Nie widzenie takie czy inne, ale widzenie, ze ten opłatek z mąki pszennej i wody jest po słowach konsekracji żywym Ciałem, Twoim Ciałem – bo ma mnie i ludzi, którym Je rozdaję, ożywiać. Przekonywał również swoich młodszych współbraci, że mistyka nie jest zarezerwowana tylko dla zakonników. Świeccy może nawet częściej widzą Boga niż kapłani – mawiał. Niektórzy ludzie wiedzą, że ten opłatek jest żywym Ciałem. Ja na przykład mam takiego młodego przyjaciela , który w niedzielę nie chodził nigdy z innymi dziećmi do kapitularza u dominikanów w czasie liturgii słowa, bo uważał, że tam nie ma Pana Jezusa. On widzi, że Jezus jest w kościele. Do kapitularza nie pójdzie. Kiedyś zaczepnie mówię mu: „Podobno ludzie Pana Boga nie szukają?”. Krótko i konkretnie odpowiedział: „Widocznie już Go znaleźli”. Jest młody, tylko ochrzczony, a ma mnóstwo łask. Ktoś zapyta: a po co w ogóle jest mistyka? Ja szukam mistyki jako rzeczywistości tego, co jest głoszone jako Prawda. Szukam po to, żebym nie tylko wierzył, nie tylko czuł się pobożnie wobec opłatka, ale żebym widział, że trzymam w ręku – taki jaki jestem – Ciało Pana. To jest możliwe, tylko nikt o to nie prosi. I tego nikt nie wie. Proście, a na pewno zobaczycie. Prędzej czy później będziecie mieli doświadczenie Prawdy na widok konsekrowanej Hostii. Wtrącę jeszcze małą dygresję. Kontemplacja Eucharystii i kontemplacja Słowa – te dwie rzeczy są najważniejsze w kapłaństwie. Czy na starość doświadczycie wizji Pana Jezusa u siebie w celi, to jest akurat mało ważne. Nie każdy będzie świętą Faustyną Kowalską. Pan Jezus czekał na nią w kuchni. Miała do podźwignięcia ciężkie wiadro i nagle w tym wiadrze pojawiły się róże. Nie spodziewała się tego zupełnie. Ale takie rzeczy nie są dla nas. To jest dla siostry Faustyny Kowalskiej. Doświadczalne widzenie Prawdy w Słowie i Eucharystii – to jest dla nas! To jest nasze prawo, które nie my dajemy, ale daje nam Pan Bóg w chwili święceń kapłańskich, przez nałożenie rąk biskupa. Ojciec Joachim wspominał w kilku publikacjach o spotkaniach z chłopcem, który od najmłodszych lat ma dar widzenia Boga i świadomość Jego obecności.
Każdej kontemplacji bliska jest asceza. Umartwienie musi być obecne w życiu mistyka. Ojciec Joachim w Anglii próbował różnych sposobów umartwiania: biczowania, noszenia pasa drucianego kolcami skierowanymi do ciała i tym podobnych. Ale nie został ich zwolennikiem i szybko z nich zrezygnował. Wymyślił za to u schyłku życia nową formę ascezy dominikańskiej: Nie dać się zatrzymać konwencji i nudzie – to dwie bardzo typowe dominikańskie ascezy! Niekoniecznie warto się dziś biczować18 . Obrzędy katolickie są bardzo proste, religia katolicka jest bardzo prosta, ale to jest bardzo zdradliwe, ponieważ w nich jest ukryta niesłychana głębia. Odkrycie głębi w prostocie nie jest jednak łatwe. Buddyzm jest dzisiaj bardzo atrakcyjny, przyciąga młodych – sam byłem nim zafascynowany . A tu co? Księżulo powtarza ciągle: „Pan z wami”. Co to jest? Jakiś ksiądz Kowalski? Wczoraj go wyświęcili, dzisiaj po rękach całują – mama zachwycona, babcia płacze, bo Jasio księdzem został … Pozornie niczego atrakcyjnego w wierze katolickiej nie ma. Niejeden człowiek podczas mszy gubi myśli i czuje nudę. Ale za tą nudą najgłębiej ukrywa się Pan Bóg – w małym opłatku. Codziennie na całym świecie odprawia się setki tysięcy mszy świętych. Codziennie każdy ma szansę odnaleźć Światło. Eucharystia, Hostia konsekrowana i Pismo Święte – szukam Światła tam, gdzie Ono jest. Wierzę, że Ono jest, i proszę, żebym nie tylko wierzył, ale też doznał egzystencjalnie, że Ciało i Słowo naprawdę są żywe. Odżywamy też w trakcie medytacji przed tabernakulum – choć jest zamknięte, to w nim jest samo życie! Czasem siedzę przed tabernakulum i modlę się: „Panie, daj mi poznać, że klęczę przed postacią, która jest Twoim żywym Ciałem, i chcę to uwielbiać, bo robisz rzeczy najcenniejsze w sposób najbardziej masowy. Tych komunikantów jest kilka tysięcy w samym Krakowie, a w nich jesteś Ty cały”. Modlę się i nic się nie dzieje. Wytrwanie, wierność – po jakimś czasie, nawet jak wchodzę w modlitwę bezmyślnie, uderza mnie silna obecność. Każdy może to czuć, bo to jest Prawda. I nie jest sensacją widzenie Prawdy. Sensacją będzie, 18 Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009. Ojciec Joachim Badeni w swoich poszukiwaniach po święceniach kapłańskich miał różne fascynacje, interesował się m.in. buddyzmem, prawosławiem, G. Jungiem, C.K. Norwidem, J.R.R. Tolkienem.
gdy Anioł Stróż przyjdzie do mnie w widzialnej postaci i zacznie mnie pouczać. Ale widzenie tego, co jest Prawdą, powinno być normalne. Doradzam cierpliwość w adoracji znikomości postaci Eucharystii. Ta znikomość jest chwałą Boga. On właśnie znikomy tam z niczym jest i można Go zgubić – podobno gdy kardynał Karol Wojtyła kiedyś upuścił komunikant, to się rozpłakał. To „prawie nic” jest wszystkim. To jest pełnia życia. Kto spożywa te opłatki, będzie żył wiecznie, jeśli nie będzie ciężko grzeszył. W każdym tabernakulum jest ukryta śmierć śmierci. Swoje kapłaństwo ojciec Joachim przeżywał bardzo głęboko i rozumiał, czym ono naprawdę jest. Rozumieli to również świeccy, którzy licznie go otaczali. Często wielu z nich powtarzało, że w jego towarzystwie czuje niesamowity spokój wewnętrzny. Nawet kiedy umierał, ludzie obecni w jego celi mówili, że zamiast smutku czują spokój. Źródło owego daru uświadamiał rok przed śmiercią klerykom dominikańskim. Kiedyś miałem konferencję dla kleryków o obecności Bożej19 . Zestawiłem dwa artykuły Sumy teologicznej, w których święty Tomasz stawia tezy: Pan Bóg jest wszędzie i Pan Bóg jest miłością. Z tego wynika, że wszędzie jest miłość, bo Pan Bóg jest wszędzie. Gdy mam żywą wiarę to – jestem o tym przekonany – obecność Boga jest wszędzie wyczuwalna. Nie stale, bo poza mszą świętą, celą, może w różnych sytuacjach zanikać. Przypuśćmy, że podczas obiadu, kiedy jest coś dobrego do jedzenia, można stracić obecność Bożą. Na wakacjach również może być mniej wyczuwalna. Ale można sprawić, żeby obecność Boga była stale wyczuwalna lub bardzo często. Jak? Trzeba uwierzyć, że tam gdzie są święcenia, nawet diakonatu, jest obecność Boża. Jest w Krakowie jedna rodzina, która wspomaga klasztor dominikański i zaprasza mnie na obiady w niedziele, nie we wszystkie, ale często. Ojciec, głowa tej rodziny, powiedział mi kiedyś: „Jak ojca nie ma u nas w niedzielę, to jest jakoś dziwnie, czujemy wielki brak. Nie musi ojciec nic mówić, wystarczy, że jest”. Niektórzy ludzie mają wyczucie, że tam gdzie jest kapłan, jest obecność Boża. Może nie wszyscy, ale wielu. Jestem wyświęcony, w habicie nie idę, bo czasem trudno, ale jak przychodzę do tej rodziny, to jestem dla nich alter Christus. Kapłan to drugi Chrystus. Codziennie mówię w Jego imieniu. Przemieniam i rozgrzeszam. On we mnie ciągle jest i działa. Choć w tej chwili nie przemieniam 19 Fragment konferencji dla studentów dominikańskich, Kraków 2009.
i nie rozgrzeszam, to jestem w tej mocy działania, która we mnie jest. I to ludzie wyczuwają. Wiedzą, że kiedy ten ksiądz jest w ich domu, to jest spokój, cicho i dobrze. Pamiętajcie o tym, od dnia święceń począwszy. Na koniec spotkania uwrażliwił jeszcze kandydatów do święceń na działanie Ducha Świętego w czasie głoszenia kazań. Nieraz zresztą pouczał współbraci, żeby nie zanudzali świeckich swoim gadaniem i nie pokazywali Boga jako nudziarza. Jak się przemawia do ludu Bożego? Mój profesor homiletyki zalecał, żeby sto pierwszych kazań napisać sobie na kartce, więc pisałem. Ale strasznie głupie były i spaliłem je w piecu. Myślę, że można się uczyć różnych rzeczy, ale niekoniecznie homiletyki. Szczególnie w takiej tonacji: „Widzę was, dziewczyny kochane, kwiaty, lilie Pańskie, zebrane u stóp Matki Najświętszej” … Coś takiego? … Broń Boże! Te wszystkie teatralne gesty do nieba, do ziemi, do ludzi, do siebie – to wszystko won. Trzeba mówić w duchu Świętym. Kapłan musi mówić z wiarą. A przed rozpoczęciem kazania musi powiedzieć: „Panie, przemnóż mi w tej chwili wiary, żebym mówił Twoje słowa Ewangelii z wiarą”. Wtedy można mówić bez przygotowania, otwieram czytania mszalne, widzę ludzi i już idzie, przez siedem minut” . ROZDZIAŁ III Wiara rośnie wbrew poczuciu zniechęcenia Zakon to taka dziwna instytucja – mawiał Badeni – człowiek przychodzi, widzi różne kręgi towarzyskie i zastanawia się, do którego się wpisać. Do tej szarzyzny? Chyba tak … Do łobuzów? Raczej nie. Do tych świętych? Jeszcze nie … w klasztorze w Anglii, gdzie zaczynał swoją dominikańską formację, „szarzyzna” oczywiście była, ale wzorów świętości również nie brakowało. Mój magister w Anglii był bardzo ciekawym człowiekiem. Golił się bez mydła, samą żyletką20 . Uważał, że mydło to rozpusta. Był tam też inny ciekawy dominikanin, ojciec Wincenty, celtycki symbol świętości – strasznie był święty! – spał na Ojciec Joachim trzymał się zasady, że dobrze wygłoszone kazanie nie powinno trwać dłużej niż dziesięć minut. 20 Fragment konferencji z rekolekcji dla studentów dominikańskich, Warszawa – Służew 1997