W trakcie pracy nad tą książką śmierć zabrała
naszą oddaną przyjaciółkę, Jolantę Wiewiórę.
Śmierć, która przyszła zbyt wcześnie i zabrała
Ją rodzinie, przyjaciołom i wielu, wielu ludziom,
którym była tak potrzebna i którym tak Jej teraz brakuje.
Śmierć, którą Jola widziała dwa tygodnie przed odejściem
w kształcie czarnej postaci i ze zdziwieniem mówiła
o tym obecnej przy niej rodzinie.
Śmierć, która przyszła po Nią i mimo tak młodego jeszcze wieku,
tylu radości i potrzeb życia, jakie miała w sobie,
zastała Ją pogodną i przygotowaną do pożegnania nas na zawsze.
Droga Jolu!
Po lekturze książki van Helsinga nieco łatwiej nam to zrozumieć
i pogodzić się z Twoim odejściem.
Nie zmieni to jednak faktu, że bardzo nam Ciebie brak.
Tę książkę dedykujemy właśnie Tobie.
Przyjaciele z Biogenezy
KRYSTIAN I HENIE
5
TYTUŁEM WSTĘPU
Po przeczytaniu tekstu z obwoluty, pomyślisz zapewne: „To brzmi naprawdę fascy-
nująco, jeszcze nigdy o czymś takim nie słyszałem!” lub: „Van Helsing przyzwy-
czaił mnie do tej pory do czegoś innego, a to brzmi dość dziwnie.
W kontekście ewentualnych komentarzy chciałbym zauważyć, że bezruch oznacza
śmierć, a zmiana oznacza życie.
Dlatego wciąż się zmieniam. Każdego roku podróżuję do różnych krajów i chęt-
nie wkraczam w nowe obszary doświadczeń duchowych i wiedzy.
Podczas mojej wieloletniej kariery starałem się poznać i zgłębić wiele tajemnic, a
ponieważ zawsze fascynowały mnie niewyjaśnione sfery życia - zjawiska z pogra-
nicza nauki - zajmowałem się wieloma interesującymi mnie wydarzeniami i pisa-
łem o nich.
W tej książce przeniosłem na papier mój, jak do tej pory, najciekawszy projekt. W
przeciwieństwie do innych napisanych przez mnie prac, tę określiłbym jako „oso-
bistą”, gdyż jej treść stanowią moje własne przeżycia.
Te doświadczenia w decydujący sposób zmieniły moje życie i to do tego stopnia,
że już nigdy nie będę „starym Janem van Helsingiem”. Nie ma już odwrotu!
W niniejszej książce zapraszam was w niezwykłą podróż: razem wkroczymy w
nowe, niezbadane obszary. Oczywiście możecie trwać przy swoich dawnych sche-
matach myślowych i wzorcach zachowań.
Gdybyście jednak zapragnęli podążyć za mną w duchowe rejony, to nie traćmy
czasu i przejdźmy do rzeczy...
6
BOISZ SIĘ MOŻE?
Co pomyślałbyś, gdyby twoja babcia, leżąc na łożu śmierci, powiedziała ci, że stoi
przy niej śmierć i że zamierza ją teraz zabrać?
Prawdopodobnie po krótkim namyśle stwierdziłbyś, że babci na starość miesza
się w głowie albo że wzięła za dużo leków, które pewnie wywołały halucynacje,
lub że z jej podświadomości „wynurzyły się” związane z przesądami obrazy.
Jednocześnie mógłbyś sobie pomyśleć, że już gdzieś słyszałeś taką historię lub
oglądałeś coś podobnego w filmie (na przykład Joe Black, reż. Martin Brest USA,
1998 czy Sens życia Monty Pythona). Mogłeś też czytać coś na ten temat w książ-
kach Terry'ego Pratchetta.
Wszędzie tam, przynajmniej na chwilę, pojawia się mroczna postać. Jednak w
to, że istnieje ona naprawdę, raczej nie wierzysz, prawda?
Co jednak pomyślałbyś, gdyby twoja babcia następnej nocy rzeczywiście umar-
ła? A tak się właśnie zdarza w większości przypadków.
Ja osobiście zadałbym sobie wtedy pytanie: „Kogo zobaczyła babcia przy swoim
łóżku? Czy ktoś naprawdę tam stał? A jeśli tak, to czy była to śmierć?”
Sądzę, że zwracalibyśmy na takie słowa większą uwagę, gdybyśmy choć raz po-
rozmawiali na ten temat z księdzem lub kimś, kto opiekuje się umierającymi. Od-
powiedzi mogłyby nas zaskoczyć.
Ze względu na wydarzenia, które opiszę zaraz szerzej, przez ponad dwa lata spo-
tykałem się z osobami pracującymi w szpitalu lub hospicjum oraz z tymi, którzy
opiekowali się umierającymi.
Wypytywałem ich, czy spotkali się kiedyś z umierającymi, którzy mówiliby o
tym, że widzieli czarną postać lub coś o niej wspominali. Prawie wszyscy roz-
mówcy powiedzieli mi coś o tej postaci.
I tak na przykład, Gudrun z Augsburga, która była pielęgniarką w hospicjum, opo-
wiadała:
„Pewna kobieta dwa dni przed swoją śmiercią uparcie twierdziła, że widziała
czarną postać przechodzącą obok jej domu.
Inna pacjentka, całkowicie przy zdrowych zmysłach, mówiła, że czarna postać
zajrzała do niej przez okno. Kobieta ta zmarła jeszcze tej samej nocy.
Pewien starszy pan krótko przed śmiercią mówił, że jakaś czarna postać stała
przy jego łóżku, i że chciałby wiedzieć, kto to był...”
7
W lipcu 2004 roku otrzymałem list od mojej czytelniczki, w którym prosiła o
skomentowanie opisywanych przeżyć:
„Szanowny Panie van Helsing,
Chciałam gorąco Panu podziękować za opublikowanie książki »Dzieci nowego ty-
siąclecia«. Bardzo mi pomogła w poradzeniu sobie ze zdolnościami jasnowidzenia,
jakie posiada moja córka.
Pewna rzecz jednak leży mi na sercu i nie znalazłam w Pana książce rozwiązania
tego problemu.
Moja matka, która umarła w zeszłym roku, w wieczór przed swoją śmiercią po-
wiedziała nam, że przy jej łóżku stała czarna postać i trzymała ją za rękę. Gdy za-
wołałam swoją córkę, Sibyllę, aby przekonać się, czy dzięki zdolnościom jasnowi-
dzenia może się czegoś dowiedzieć, to choć nie widziała ona żadnej czarnej postaci
przy łóżku, dostrzegła jednak trzy albo cztery, świecące jaskrawym światłem, isto-
ty unoszące się nad łóżkiem. Muszę tu nadmienić, że od chwili, gdy moja matka
wspomniała o czarnej postaci, do tego momentu, minął już kwadrans. W tym cza-
sie postać już zniknęła.
Chciałam więc Pana zapytać: kim jest owa postać? Czy należy się jej bać? Czy
to był szatan?
Próbowałam porozmawiać ostrożnie o tym przeżyciu z przyjaciółmi i byłam
zdziwiona ich reakcjami. Moja najlepsza przyjaciółka opowiedziała mi o swoim
wujku, który w nocy przed śmiercią przewracał się z boku na bok, mówiąc coś nie-
zrozumiałego. Obudziło to jego żonę, ta zaś obudziła męża, pytając, co się stało.
Powiedział jej, że jakiś człowiek w czarnym płaszczu stał przy jego łóżku. Kilka
godzin później wujek umarł.
Podczas badań, jakie prowadziłem w związku ze wspomnianą książką, rozmawia-
łem z emerytowaną pielęgniarką, która wciąż dobrze pamiętała pewien przypadek.
Pacjent operowany pod narkozą na krótko popadł w stan śmierci klinicznej, a
później opowiadał, że jakiś czarny drań stał przy stole operacyjnym razem z leka-
rzami. Pacjent ten jednak przeżył.
Na takie historie trafiłem już wcześniej dziesiątki razy i łączą się one z następują-
cymi charakterystycznymi szczegółami:
8
Krótko przed śmiercią umierającemu ukazuje się postać w czarnym habicie, po-
dobnym do tych, jakie noszą mnisi lub w czarnym kapeluszu. Postać ta zazwyczaj
milczy, a świadkowie nie są w stanie opisać jej twarzy. Czasami zagląda przez
okno, przechodzi obok domu, staje przy łóżku, pojawia się w snach lub puka do
drzwi.
Rzecz taka zdarzyła się również w mojej dalszej rodzinie. Do prababci mojej
pierwszej żony w dniu jej śmierci ktoś zaglądał przez okno i widziała czarną postać
u drzwi domu.
W przypadku jej stryjecznego dziadka Aloisa, w chwili jego śmierci ktoś lub coś
zapukało do drzwi.
Tego rodzaju historie nie są niczym nowym. Wręcz przeciwnie! Nieomal we
wszystkich tradycjach na świecie natrafić można na podobne relacje ludzi mają-
cych bliski kontakt ze śmiercią; istnieje też wiele opowieści o czarnej postaci uka-
zującej się umierającym ludziom.
W niektórych rejonach postać ta nazywana jest Kumą Śmierć, przy czym słowo
„kum” nie jest przypadkowe i wskazywać ma na to, że w życiu śmierć jest jakby
naszym krewnym. Pokrewieństwa z nim nie można sobie wybrać, podobnie jak nie
można wybrać samej śmierci.
Kostuchą nazywają ją w północnych Niemczech i traktują jako przewodnika
dusz, który przychodzi po umierających i prowadzi ich do królestwa zmarłych.
Dla Brandnera Kaspara jest to po prostu handlarz ko-
ści. Najczęściej czarna postać przedstawiana jest jako
kościotrup. Inni nazywają ją kosiarzem, który jest śre-
dniowieczną alegorią śmierci, przedstawianą w sztukach
jako szkielet w szerokim kapeluszu i w habicie.
Co szczególne, w rękach trzyma kosę, którą kosi swoje
plony lub odcina srebrzystą nić, łączącą ciało z duszą.
W tym kontekście można też interpretować Psalm
90.5: „Powodzią porywasz ich; są jako sen, jako trawa,
która z poranku rośnie. Z poranku kwitnie i rośnie; ale w
wieczór bywa koszona i usycha.”
rys. 1. Kosiarz
9
Niekiedy czarna postać, przedstawiana jest z klepsydrą, którą odmierza czas na-
szego życia.
Ta śmierć przychodzi do łóżek, w których śpią dzieci, do łóżek w domach star-
ców. Niekiedy jedzie na motocyklu lub samochodem. Zabiera życie młodym lu-
dziom, podczas gdy inni nie mogą się doczekać, kiedy dobiegnie ono końca. Nigdy
nie możemy być pewni, kiedy przyjdzie po nas.
Śmierci nikt z nas nie uniknie, pokazuje to poniższa legenda, choć być może nie
robi tego ze śmiertelną powagą:
„Jednym z doradców króla Damaszku był pewien młody człowiek. Król bardzo go
cenił. Pewnego dnia ten młody oficer przyszedł do króla i był najwyraźniej wstrzą-
śnięty.
- Mój Królu, chciałbym cię o coś prosić. Proszę, pożycz mi najszybszego z two-
ich koni. Muszę natychmiast pojechać do Bagdadu.
- Dlaczego? - spytał zdziwiony król.
- Właśnie przechodziłem przez twoje pałacowe ogrody i spotkałem tam Śmierć.
Groziła mi. Spieszę się więc, bo chciałbym jej uciec.
Król zgodził się pożyczyć mu konia, sam zaś udał się do ogrodu, by zobaczyć,
czy straszny gość wciąż jeszcze tam jest. I rzeczywiście, Śmierć nie ruszyła się z
miejsca i była w ogrodzie. Król zapytał:
- Dlaczego groziłaś mojemu wiernemu słudze? I to w dodatku w moich pałaco-
wych ogrodach?
- Wcale mu nie groziłam - zapewniła go Śmierć - po prostu uniosłam ze zdzi-
wienia ręce.
- A cóż to za wymówka?! - rzekł na to król.
- Ależ tak, to prawda - zapewniła go Śmierć. - Dostałam od Najwyższego Pana
zadanie, aby dziś wieczorem spotkać go w Bagdadzie. I byłam zdziwiona, wciąż
widząc go tutaj.”
Może to tylko legenda, bajka o personifikowanej śmierci. Jak jednak mamy rozu-
mieć słowa Franciszka z Asyżu, który w swojej Pieśni Słonecznej mówi: „Na na-
szego brata, cielesną śmierć; nikt z żyjących ludzi go nie uniknie. Biada tym, któ-
rzy umierają w śmiertelnym grzechu. Błogosławiony ten, do którego śmierć przy-
chodzi w chwili, gdy ma najświętsze i szczere chęci; bowiem druga śmierć nic nie
może mu zrobić.”
Dziwne, prawda?
10
Spójrzmy jeszcze na inne literackie przedstawienie czarnej postaci. Chodzi o bajkę
braci Grimm, która jest tak charakterystyczna, że chciałbym ją tutaj przytoczyć:
„Pewien ubogi człeczyna miał dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc praco-
wać, aby je wyżywić. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie wi-
dział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił prosić pierwszego spotkanego
przechodnia na ojca chrzestnego.
Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Pan Bóg, który wiedział już oczywiście, po
co biedak wyszedł z domu, i rzekł:
- Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał
i uczynię je szczęśliwym.
- Kim jesteś? - zapytał ojciec.
- Jestem Panem Bogiem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz wszyst-
ko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu.
Tak mówił ubogi, gdyż nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Pan Bóg bogactwo i
ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej.
Po chwili zbliżył się do niego Szatan i rzekł:
- Jeśli chcesz mnie za kuma, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego
świata i wszystkie rozkosze!
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Szatanem.
- W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz czło-
wieka!
I ruszył dalej.
Po pewnym czasie zbliżyła się doń koścista Śmierć i rzekła:
- Weź mnie za kumę.
- Kim jesteś? - zapytał ubogi.
- Jestem Śmierć.
A ojciec na to:
- Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty
będziesz moją kumą!
Śmierć zaś odparła:
- Uczynię twe dziecię sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, ni-
czego mu nie zabraknie.
Ojciec rzekł uradowany:
11
- W przyszłą niedzielę jest chrzest. Staw się o czasie.
Śmierć przybyła, jak obiecała, i została matką chrzestną trzynastego dziecka.
Kiedy chłopiec podrósł, zjawiła się przed nim pewnego razu jako chrzestna mat-
ka i zaprowadziła go do wielkiego lasu. Tam ukazała mu ziele rosnące pod drze-
wem i rzekła:
- Teraz otrzymasz ode mnie podarunek chrzestny. Uczynię cię sławnym leka-
rzem. Kiedy zawezwą cię do chorego, ukażę ci się zawsze: jeśli będę stała u wez-
głowia chorego, możesz go śmiało zapewnić, że przywrócisz mu zdrowie, daj mu
tylko tego ziela, a wnet wyzdrowieje; jeżeli jednak zobaczysz mnie w nogach cho-
rego, powiedz rodzinie, że nie ma już dla niego ratunku, a wiedz, że żaden lekarz
na świecie nie zdoła go wówczas uleczyć. Strzeż się jednak, abyś cudownego ziela
nie użył wbrew mojej woli, bo mogłoby się to źle skończyć dla ciebie.
Wkrótce młodzieniec został najsławniejszym lekarzem na całym świecie.
»Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wy-
zdrowieje, czy też musi umrzeć« - mówiono o nim. Ludzie zjeżdżali się ze wszech
stron i zwozili do niego chorych, płacąc mu tak hojnie, że wkrótce stał się bogatym
człowiekiem.
Pewnego razu zdarzyło się, że sam król zaniemógł ciężko; wezwano więc doń
słynnego lekarza, aby orzekł, czy król może wyzdrowieć. Ale gdy młodzieniec
zbliżył się do jego łoża, ujrzał śmierć stojącą u nóg chorego, pojął więc, że wybiła
już jego ostatnia godzina.
- A gdybym tak raz oszukał Śmierć - pomyślał lekarz. - Jestem przecież jej
chrześniakiem, więc nie będzie się na mnie gniewać!
Szybko chwycił chorego w pół i przekręcił go na łożu tak, że Śmierć znalazła się
u jego wezgłowia. Potem dał mu swego ziela, a król wyzdrowiał natychmiast.
Nazajutrz Śmierć przyszła do lekarza zła i zagniewana, pogroziła mu palcem i
rzekła:
- Wywiodłeś mnie w pole; tym razem wybaczę ci to, gdyż jesteś mym chrześnia-
kiem, ale jeśli jeszcze raz to uczynisz, zabiorę ciebie samego!
Wkrótce potem królewna zachorowała ciężko. Była ona jedynym dzieckiem kró-
la, toteż nieszczęsny ojciec płakał dzień i noc i kazał oznajmić, że kto uratuje kró-
lewnę, otrzyma ją za żonę i zostanie dziedzicem tronu. Kiedy lekarz zjawił się w
jej komnacie, ujrzał Śmierć stojącą w nogach chorej. Oszołomiony urodą królewny
i myślą o tym, iż mógłby zostać jej mężem,
12
zapomniał o groźbie Śmierci i nie bacząc na groźne spojrzenia, jakie mu rzucała,
chwycił chorą w pół i przekręcił na łożu tak, że głowa znalazła się tam, gdzie były
nogi, a nogi tam, gdzie była głowa. Potem dał jej cudownego ziela, a policzki kró-
lewny zarumieniły się natychmiast i życie wstąpiło w nią znowu.
Rozgniewała się Śmierć, podeszła groźnie do lekarza i zawołała:
- Oszukałeś mnie znowu, teraz kolej na ciebie!
Po czym chwyciła go lodowatą dłonią i zaprowadziła do podziemnej pieczary.
Lekarz ujrzał tam tysiące świec ustawione w szeregach, niektóre z nich były wiel-
kie, inne mniejsze, inne zupełnie małe. Co chwila gasły niektóre, a inne zapalały
się, tak iż płomyki drgały ciągle w wiecznej odmianie.
- Oto -rzekła Śmierć - świece życia ludzi. Gdy zapala się świeca, rodzi się czło-
wiek, gdy gaśnie - umiera. Te oto wielkie świece należą do dzieci, średnie do ludzi
w sile wieku, maleńkie do starców. Ale zdarza się, że dzieci albo młodzi ludzie
mają maleńkie świeczki.
- Ukaż mi moją świecę - rzekł lekarz, sądząc, że jest ona pewnie dość wielka.
Ale Śmierć ukazała mu maleńki ogarek, który lada chwila miał zgasnąć, i rzekła:
- Oto twoja świeca!
- Ach, matko chrzestna! - zawołał lekarz przerażony. - Zapal mi nową świecę,
zrób to dla mnie, abym mógł jeszcze użyć życia, zostać królem i małżonkiem pięk-
nej królewny.
- Tego nie mogę uczynić - odparła Śmierć. - Jedna świeca musi się wpierw wy-
palić, zanim druga zapłonie.
- Więc wstaw nową świecę, która będzie się zaraz dalej palić, gdy tylko ta zga-
śnie! - prosił lekarz.
Śmierć udała, że chce spełnić jego pragnienie i wyję-
ła wielką, nową świecę, ale chcąc się zemścić, roz-
myślnie zgasiła nią starą świeczkę. W tejże chwili le-
karz padł na ziemię i dostał się w ręce Śmierci.”
(Grimm W. i J., Baśnie braci Grimm, t.l, tłum. M.
Tarnowski, Warszawa, 1986)
rys. 2. Wielka Księga Baśni Wiedeńskich:
Kuma Śmierć przy chrzcielnicy
13
To tylko bajka, ale czy w każdej bajce nie tkwi jakieś ziarno prawdy?
Przede wszystkim opisano tu istotę (czarną postać), którą do dnia dzisiejszego wi-
działo mnóstwo ludzi na całym świecie i obecnie nadał się to zdarza.
Według tych osób czarna postać jest rzeczywista i cielesna, potrafi przyjść do
umierającego i zastukać do drzwi.
Współczesne pojmowanie śmierci to z kolei proces umierania, zanik czynności
życiowych, a nie tajemnicza postać.
Rzeczywiste pochodzenie nazwy Kuma Śmierć nie jest, nawiasem mówiąc, do
końca wyjaśnione.
Wielka Księga Baśni Wiedeńskich Maxa Steibicha wspomina na przykład, że ter-
min ten pochodzi z jednej z sag wiedeńskich. Mowa w niej o tym, że Śmierć ulito-
wała się kiedyś nad pewnym biednym tkaczem o imieniu Urssenbeck, który nie
mógł znaleźć ojca chrzestnego dla swego dziecka.
I tak Kuma Śmierć przyjęła na siebie rolę rodzica chrzestnego, a w prezencie ob-
darzyła dziecko pewnym darem, dzięki czemu wyrosło na słynnego lekarza. Lekarz
ten mieszkał przy ulicy Schönlaterngasse w Pierwszej Dzielnicy w Wiedniu, a jego
dom do dzisiaj nazywany jest „Domem Śmierci”.
Tak więc wiemy, że...
14
CZARNA POSTAĆ
POJAWIA SIĘ WSZĘDZIE
Opowieści o tym, że czarna postać pojawia się tuż przed śmiercią, znane są nam
również z kultur, które istniały w odległej przeszłości:
W kulturze greckiej znaleźć możemy na przykład Tanatosa, personifikację śmierci,
który zabierał zmarłych do Hadesu. Jest często mylony z Charonem, który przewo-
ził dusze zmarłych przez rzekę Acheron.
Charon, przedstawiany jako nieprzyjemny i zły, ale za to niezwykle żywotny sta-
ry człowiek, był synem Ereba i Nyks oraz sługą Hadesu. Za swój wysiłek, przewo-
żenie dusz, otrzymywał w zapłacie jednego obola, którego wkładano w usta zmar-
łego (czasem zmarłemu kładziono na oczy dwie monety, tak było również w cza-
sach rzymskich).
Według ówczesnego światopoglądu, ci, którzy nie mieli grobu, błądzili jako cie-
nie na brzegach Acheronu. Wierzono też, że zmarli, którym nie dano obola, muszą
czekać, aż serce Charona zmięknie na tyle, że zgodzi się on przewieźć ich duszę na
drugi brzeg bez żadnej opłaty.
W mitach greckich wspomniane są też inne postacie, które nieopatrznie „wrzucane
są” wraz z Tanatosem do jednego worka...
Na przykład Hermesa nazywano posłańcem śmierci. Był przewodnikiem i opie-
kunem wędrowców, posłańcem bogów i towarzyszem nocnych wędrówek, a więc
również prowadził zmarłych do świata podziemi. Dlatego też dano mu przydomek
Psychopompos, co znaczy Przewodnik Dusz.
Rola posłańca świetnie do niego paso-
wała, ponieważ bardzo elokwentnie,
szybko i sprawnie, poruszając się z
ogromną prędkością w powietrzu, realizo-
wał powierzone mu zadania.
rys. 3. Charon, przewoźnik w świecie podzie-
mi,
który przewozi przez rzekę Acheron
przybywające tu dusze zmarłych
15
rys. 4. Hypnos, Hermes
i Tanatos
nad ciałem
Sarpedona
Atrybutami Hermesa były: kapelusz
podróżny (petasos), sandały i łaska.
Jego kapelusz i sandały posiadały
skrzydła. Wskazywały one na
szybkość, z jaką Hermes wykonywał zadania.
Hermes odprowadzał dusze do królestwa zmarłych. Był przy tym Dobrym Pa-
sterzem, znającym drogi, które prowadziły przez świat podziemi. Uczestniczył też
w sądach nad zmarłymi.
Świat podziemi, do którego Hermes odprowadzał zmarłych, zwany był Hade-
sem (od imienia swego władcy). Nazwa Hades oznaczała później cały świat pod-
ziemi, który był niedostępny dla ludzi.
Hades, wraz ze swoją bezlitosną małżonką Persefona, panował nad duszami.
Przedstawiano go w pozycji siedzącej, z berłem i kluczami w rękach oraz z heł-
mem, który w momencie nałożenia czynił go niewidzialnym.
Właściwą personifikacją śmierci był jednak Tanatos, o którym chciałbym powie-
dzieć więcej.
W mitologii pełnił on rolę anioła śmierci. Według poety Hezjoda, Tanatos
mieszkał tam, gdzie noc spotykała się z dniem i gdzie Atlas trzymał na swych bar-
kach sklepienie nieba.
Tam z kolei, gdzie nigdy nie docierały promienie słońca (Heliosa), mieszkał Sen
(Hypnos). Sen podczas swych podróży nad ziemią i morzem był przyjazny i miły
dla ludzi.
Tanatos zaś „miał serce z kamienia, był bezwzględny i bezlitosny”. Człowieka,
którego raz zabrał, nigdy już nie uwalniał. Był wrogiem nawet nieśmiertelnych bo-
gów.
Tanatosa przedstawiano jako czarnego, uskrzydlonego geniusza o ponurym spoj-
rzeniu. Odcinał nożem ofiarnym kosmyk włosów umierającego.
Później przedstawiano go jako syna Gai i Tartara, wciąż śpiącego pięknego mło-
dzieńca lub chłopca ze skrzydłami. W rękach trzymał opuszczoną pochodnię, która
jeszcze płonęła lub już była zgaszona. Stał się ofiarą podstępnego Syzyfa, budow-
niczego Koryntu i został przez niego uwięziony. Uratował
16
go Ares, bóg wojny. Jak mówią legendy, w czasie, gdy Tanatos był uwięziony, nikt
nie umierał.
Podobną legendę, o tak zwanym Panu Narodzin i Śmierci, znajdujemy u fińskich
Lapończyków z grupy Skolt.
Lapończycy ci, mieszkający na północny zachód od Jeziora Inari, 400 kilome-
trów na północ od kręgu polarnego, są prawdopodobnie najmniej licznym narodem
na świecie. Przypuszczalnie pochodzą z Tybetu. Przyjmuje się również, że byli
pierwszymi mieszkańcami Skandynawii.
Jedyne relacje o Lapończykach z grupy Skolt zawdzięczamy Robertowi Crotte-
towi, który w 1937 roku jako pierwszy pozyskał ich zaufanie (po wielu spotka-
niach), dzięki czemu poznał stare sagi i legendy tego narodu.
Owi Lapończycy nie witają się podaniem ręki, lecz pocieraniem nosów. Przypi-
suje się im silne zdolności medialne i telepatyczne, o czym wspominał również
Crottet.
Mój przyjaciel, Stefan Erdmann, młody pisarz, który podobnie jak ja zajmuje się
tematyką z pogranicza nauki, przebywał u Lapończyków z grupy Skolt sześćdzie-
siąt lat później i mógł potwierdzić relacje Crotteta.
Ci bardzo niscy ludzie, o niezwykle jasnym spojrzeniu i świetlistych oczach, nigdy
wcześniej nie opowiadali nikomu obcemu o swej wiedzy. Zapytani odpowiadali:
„Nie znamy żadnych historii. Nasze mózgi są mniejsze od jagód w tundrze”.
Do powyższych słów zupełnie nie pasuje mądrość legendy, która zachowała się
w ich kulturze:
„Było to dawno, dawno temu. Wszystko wyglądało inaczej niż w dzisiejszych cza-
sach. Jednak Ziemia była okrągła, słońce świeciło i świecił też księżyc i gwiazdy.
Byli tam też ludzie, rodzili się i umierali. Ale wszystko było wówczas inne niż
dziś.
A to dlatego, że po ziemi kroczył młodzieniec, którego wszyscy musieli słuchać.
Nawet królowie.
Ten młody pan nie tolerował żadnego sprzeciwu. Jego duma była równie wielka
jak jego uroda, jego oczy błyszczały jak diamenty, spojrzenie miał twarde. Mało
mówił, ale jego słowa również lśniły niczym diament. Odwiedzał każdego człowie-
ka przynajmniej dwa razy w życiu.
Mimo tego, że Ziemia była okrągła jak kula, tak jak dziś, wydawało się, że nie
przeszkadzają mu żadne odległości. Nikt nie wiedział, w jaki sposób
17
wykonuje swoje zadania. Nikt też nie pytał, jak to możliwe, że jednocześnie od-
wiedza tysiące łudzi w różnych miejscach na Ziemi.
Wkraczał do domów młodych par, mówiąc: »Wkrótce przyjdzie wam na świat
dziecko. Bądźcie gotowi i przygotujcie kołyskę. Gdy nadejdzie pora, przyprowadzę
duszę.«
Nikt się nie dziwił, że nigdy nie widziano, kiedy przyprowadzał duszę, ponieważ
duszy nie da się zobaczyć...
Przychodził też do domów starych ludzi i mówił: »Wkrótce umrzecie. Bądźcie
gotowi i przygotujcie trumnę. Gdy nadejdzie pora, przyjdę po duszę.«
Nazywano go Panem Narodzin i Śmierci. Był młody i piękny. Czynił tak, jakby
Ziemia należała tylko do niego. Zawsze przychodził sam.
Niektórzy ludzie opowiadali jednak, że czasem towarzyszyła mu druga postać,
jakby cień podążający za nim w oddali. Nikt nie odważył się z nim rozmawiać, po-
nieważ był tak dumny, że zdawało się, iż słucha tylko własnych stów. Cóż zresztą
mogliby powiedzieć ludzie Panu Narodzin i Śmierci'?
A jednak pewnego dnia wydarzyło się coś, co zmieniło cały świat, czyniąc go ta-
kim, jakim jest dzisiaj.
Daleko na północy żył pewien Lapończyk. Był tak mądry, że nawet królowie
przybywali do niego z daleka, by zasięgnąć porady. On sam był ubogi i mieszkał
samotnie w chacie na skraju tundry.
Mówi się, że pewnego razu zachorował i oczekiwał odwiedzin młodzieńca, po-
nieważ sądził, że wkrótce umrze.
Pewnego dnia ktoś zapukał do jego drzwi. Starzec otworzył je i zobaczył przed
sobą postać, która przypominała cień podążający za Panem Narodzin i Śmierci.
-- Jutro przyjdzie do ciebie młody Pan - powiedział cień i pokłonił się. - Wkrótce
świat straci najmądrzejszą duszę. Królowie będą musieli sami podejmować decyzje
i przyniesie to mało radości poddanym.
- Jestem bardzo stary - odpowiedział Lapończyk - i nie mogę uniknąć śmierci.
- Możesz - powiedział cień i uśmiechnął się. To był okropny uśmiech, zabłysły
zęby, gorsze niż zęby głodnego wilka.
- Myślę, że wiem kim jesteś - powiedział stary Lapończyk - choć jeszcze nigdy
cię nie widziałem. Chyba wiem, jak się nazywasz. Masz imię, przed którym chylą
się tylko źli ludzie.
- To, jak się nazywam - rzekł cień - nie ma dla ciebie znaczenia. Dużo ważniej-
szym jest, co mogę dla ciebie zrobić.
18
- A co możesz dla mnie zrobić?
- Już ci mówiłem: mogę na zawsze uwolnić cię od śmierci.
Lapończyk, który kochał życie, milczał przez chwilę. Cień zdawał się być zanie-
pokojony. Zbliżył się do starca, sącząc mu do uszu jakieś słowa.
- No więc - dodał głośniej - pomogę ci zbudować twoją trumnę. Musimy się po-
spieszyć, aby była gotowa, gdy jutro przyjdzie do ciebie młody Pan. Zgadzasz się?
- Tak - odparł z wahaniem Lapończyk - ale obawiam się, że moje sumienie się z
tym nie zgadza.
- Sumienie nie jest do niczego potrzebne, jeśli jest się nieśmiertelnym - stwier-
dził cień. I dodał - Ja też go nie potrzebuję.
Jego zęby zabłysły złowrogo.
- Żyję od tysięcy lat, ciesząc się nieśmiertelnością.
Następnego ranka ktoś zapukał do drzwi i do domu wszedł młody Pan. Ukłonił
się przed Lapończykiem. A potem, patrząc mu prosto w oczy, powiedział:
- Za dwa tygodnie przyjdę uwolnić twoją duszę od ciała. Bądź gotowy i zbuduj
swoją trumnę.
Stary człowiek, uśmiechając się, odpowiedział:
- Trumna jest już gotowa.
Pan Narodzin i Śmierci był bardzo zdziwiony. Jeszcze nigdy żaden człowiek nie
odważył się do niego przemówić ani uśmiechnąć, gdy przychodził zakomunikować
mu śmierć. Jednak słyszał o sławie starca. Wiedział więc, że przypisywano mu
wielką mądrość. Z tego powodu młody Pan - który tylko z pozoru był młody, bo-
wiem nikt nie był w stanie zliczyć jego lat - zniżył się do rozmowy ze starym La-
pończykiem.
- Wydaje się, że w ogóle nie boisz się śmierci - powiedział.
- Dlaczego miałbym się jej bać - odpowiedział starzec - żyłem już dość długo.
Moja dusza tęskni za tym, by poznać nowe krainy. Pozwól, że pokażę ci moją
trumnę. Uważam, że jest piękna, ale chciałbym wiedzieć, czy tobie też się podoba.
»Ten starzec jest dość zarozumiały - pomyślał Pan Narodzin i Śmierci - ale dla-
czego nie miałbym mu sprawić tej przyjemności?«
-- Dobrze, pokaż mi - zgodził się.
Starzec przyniósł trumnę i ustawił ją u stóp szlachetnego gościa. Młody Pan wi-
dywał już piękniejsze trumny, ale powiedział:
- Wydaje się być bardzo porządna.
19
- Cieszę się - powiedział starzec - ale byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś ze-
chciał mi wyświadczyć pewną przysługę. Chciałbym wiedzieć, czy jest dostatecz-
nie wygodna. Jesteś mniej więcej tego samego wzrostu, co ja. Gdybyś tylko ze-
chciał położyć się na chwilę w trumnie, mógłbyś powiedzieć mi, czy jest dostatecz-
nie piękna i wygodna.
Ponieważ młody Pan był dość próżny, znana była mu też próżność innych i nie
wydawała mu się niczym niezwykłym.
- Czemu nie - powiedział i położył się w trumnie.
Szybciej niż trwa jedna myśl, zatrzasnęło się wieko trumny i zostało zabite
gwoździami, które zamknęły je tak, że żadna siła nie mogłaby pomóc Panu Naro-
dzin i Śmierci wydostać się.
- Nieźle ci poszło - powiedział jakiś głos. Cień nagle ukazał się obok starca. -
Chodź, zaniesiemy teraz trumnę daleko w tundrę.
Pan Narodzin i Śmierci był zbyt dumny, by krzyczeć i wołać o pomoc. Milczał,
pozwalając, by wyniesiono go daleko, gdzie żyją tylko dzikie zwierzęta i drapieżne
ptaki i by go tam pogrzebano.
-Tutaj nikt go nie znajdzie - ponuro rzekł cień, zacierając z zadowolenia ręce. -
Pokłóciłem się z Bogiem i za karę kazał mi zamieszkać w piekle. Czasem przycho-
dzę na Ziemię i próbuję zdobyć kilka dusz do towarzystwa. Jak do tej pory nigdy
mi się nie udawało. Ale teraz wreszcie Bóg nie dostanie żadnej duszy z Ziemi i nie
będzie mógł żadnej duszy tu wysłać.
Starzec powrócił do swej chaty i zaśmiał się do księżyca, ale księżyc nie odpo-
wiedział. Spojrzał więc w lustro i uśmiechnął się: Ciekawe, jak będę wyglądał za
trzysta lat?
W tej samej chwili dopadł go strach i zaczęło budzić się w nim sumienie.
Minął jakiś czas. Na Ziemi nikt się nie rodził i nikt nie umierał. W niebie zwoła-
no zgromadzenie. Przybyli wielcy panowie i najważniejszy z nich powiedział:
- Bóg prosił mnie, bym zwołał was wszystkich, ponieważ jest niezadowolony z
tego, co się dzieje na Ziemi. Nie można się uskarżać na sytuację na innych plane-
tach. Tam wszystko dzieje się tak, jak należy. Istoty rodzą się i umierają, a tak być
powinno.
Niestety na Ziemi jest inaczej. Nie przysyła się stamtąd do nas żadnej duszy.
Dzieje się tak, ponieważ nigdzie nie można znaleźć Pana Narodzin i Śmierci. Ten,
który ze względu na swoją niezwykłą urodę tak chętnie się wszędzie pokazywał,
nie chodzi już po Ziemi. Zaniedbuje swoje obowiązki. To tak, jakby w ogóle nie
istniał. Dlatego też musimy spojrzeć w dół na tę dziwną, okrągłą
20
planetę, by odnaleźć młodego Pana i przyprowadzić go tutaj. I tak, wysłano jedne-
go z nich na Ziemię. Nikt nie wie, jakie było jego imię, ponieważ panowie nieba
lubią otaczać się tajemnicą.
Jednak to, co ów wielki pan odkrył na Ziemi, było bardzo smutne. Małżeństwa
rozpaczały, bo nie mogły mieć dzieci i daremnie czekały na to, aż Pan Narodzin
przyjdzie je odwiedzić. Starcy popadali w jeszcze większe zwątpienie, ponieważ
osłabieni i chorzy leżeli w łóżkach. Tracili głos, bo mówili już zbyt długo. Nic już
nie widzieli, bo ich oczy były zbyt zmęczone. Tęsknili za uwolnieniem duszy i da-
remnie wyczekiwali odwiedzin Pana Śmierci.
Na świecie panował wielki nieład i strach, bowiem lęk przed nieśmiertelnością
był większy od lęku przed śmiercią.
W końcu Wielki Pan, który przybył z nieba, znalazł starego Lapończyka, o któ-
rym opowiadano, że jako ostatni widział pięknego młodzieńca. Starzec był już
zniszczony wiekiem, a jego sumienie kłuło go ostrzej niż mogłyby to zrobić gwoź-
dzie, którymi zabił trumnę. Nie mógł jednak pójść za głosem swego sumienia, bo
pilnowała go ciągle mroczna postać, by nikomu nie zdradził, gdzie pochowali mło-
dego Pana. Jednak gdy postać ta zobaczyła zbliżającego się Pana Niebios, uciekła z
chaty, wyjąc z przerażenia.
Lapończyk, który prawie nie mógł już mówić, łamiącym się, cichym głosem
opowiedział, co się zdarzyło, a Wielki Pan udał się do tundry, odnalazł trumnę i
otworzył ją.
Młody Pan, który nic nie utracił ze swej urody, spojrzał błyszczącymi oczyma na
swego wybawcę. Ten jednak nie rzekł ani słowa. Położył rękę na jego ramieniu i
obaj unieśli się do nieba, gdzie czekało na nich zgromadzenie.
Najważniejszy i najbardziej szanowany z nich powiedział:
- Ty, Panie Narodzin i Śmierci, według boskiego rozporządzenia, wrócisz na-
tychmiast na Ziemię, by dalej wykonywać swe zadanie, jak robiłeś to przed swym
niespodziewanym pogrzebem. Jednak od tej pory będziesz przychodził tylko do
tych ludzi, którym będziesz przynosił lub zabierał duszę. Nie będziesz im tego za-
powiadał wcześniej. W związku z tym nikt cię nie zobaczy ani nie usłyszy: będzie
to kara za twą dumę.
Idź i uwolnij starców, którzy na ciebie czekają, ale starego Lapończyka uwolnij
jako ostatniego, bo zrobił coś bardzo złego.
Od tego czasu Ziemia jest taką, jaką dziś ją znamy. Nikt z ludzi nie wie wcze-
śniej, kiedy będzie miał dziecko albo kiedy jego dusza będzie zabrana. Ale wciąż
jeszcze - i pewnie będzie tak przez całą wieczność - piękny młodzieniec, Pan Naro-
dzin i Śmierci, kroczy po Ziemi nie widziany przez nikogo.”
21
Przytoczona opowieść to saga, ale ukazuje nam powszechne wyobrażenie prze-
wodnika dusz, który przed śmiercią sygnalizuje umierającym, że nadeszła pora, by
opuścić ciało (a więc i Ziemię) i który przeprowadza dusze do królestwa zmarłych.
Egipcjanie mówili o Anubisie z głową psa czy szakala, w mitologii germańskiej
na przykład walkirie zabierały dusze poległych wojowników z pola bitwy i prowa-
dziły ich do Walhalli. Dla Celtów przewodnikiem dusz był Ogma, dla chrześcijan
był to anioł Michał albo święty Krzysztof, a u wrót niebios czekał na dusze święty
Piotr, który decydował, czy je tam wpuścić.
Czarna postać, śmierć czy kosiarz najwyraźniej nie przychodzili tylko po to, by za-
brać duszę, lecz również aby ostrzegać ludzi.
Pozwólcie, że przytoczę kilka historii, które sam poznałem, aby zrozumienie
tego było łatwiejsze:
Jeden z moich najbliższych przyjaciół, Adam, jechał autostradą A8 z Mona-
chium do Stuttgartu. Nagle zobaczył czarną postać przelatującą nad autostradą od
prawej strony i zatrzymującą się w powietrzu nad barierką rozdzielającą pasy auto-
strady.
W pierwszej chwili Adam pomyślał, że coś mu się przewidziało i jego myśli
znów skupiły się na prowadzeniu samochodu i spotkaniu, na które jechał. Jednak
dziesięć minut później zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, gdy usłyszał w ra-
diu, że właśnie w tym miejscu, gdzie widział czarną postać, miał miejsce poważny
wypadek z wieloma ofiarami śmiertelnymi i że autostrada jest chwilowo zamknię-
ta.
O innym przypadku słyszałem, gdy pisałem tę książkę. Dotyczy on przeżycia
pewnego architekta, które miało miejsce około piętnastu lat temu.
Pewnej zimowej nocy, przy silnych opadach śniegu, architekt ten jechał drogą
krajową z Neustadt/Waldnaab w stronę Windischeschensbach, gdy nagle na pobo-
czu zauważył potężną postać w czarnym habicie. Nie mógł dostrzec twarzy, ale w
oczy rzucił mu się ogromny rozmiar głowy, nieproporcjonalnej do reszty ciała. Po-
stać trzymała w ręce jakiś kij, a może kosę - tego nie był w stanie stwierdzić do-
kładnie - i nie ruszała się z miejsca.
Człowiek ten mówił, że po plecach przebiegł mu zimny dreszcz, opanował go
strach i poczuł się dość niepewnie. Przejechał obok postaci i skierował się w stronę
domu. Po chwili zobaczył niebieskie światła karetki jadącej z naprzeciwka. Nieste-
ty, nie udało mu się dowiedzieć, czy karetka miała jakiś związek z czarną postacią.
22
Pamięta, że następnego poranka przy stole opowiadano o tym, że poprzedniego
dnia ze wsi zniknął pastor. Pojechał w miejsce, w którym wcześniej widział czarną
postać, ale nie znalazł tam śladów stóp, czy jakichkolwiek innych fizycznych śla-
dów czyjejś obecności.
Dajmy już spokój przykładom i zadajmy sobie pytanie:
23
DLACZEGO NIE WIEMY NIC
WIĘCEJ O CZARNEJ POSTACI?
Uważam, że z jednej strony jest to związane z ogólnym lękiem „nowoczesnych i
wykształconych obywateli”, którzy nie chcą zajmować się tą tematyką, a z drugiej,
z obawą Kościoła, który nie widzi powodu, by ludzie rozwijali swą duchową mą-
drość w tym zakresie.
Poza tym, nasze społeczeństwo zorientowane jest materialistycznie i konsump-
cyjnie, a tym samym zajmowanie się kwestią śmierci nie tylko nie pasuje, ale jest
wręcz szkodliwe dla jego interesów.
W Anglii, o czym przekonałem się w czasie różnych rozmów, temat ten traktowany
jest swobodniej. Żyją tam ludzie uznawani za media duchowe, mający tak zwaną
drugą twarz oraz posiadający zdolności prekognicji i jasnowidzenia. Potrafią na-
wiązać kontakt ze zmarłymi, bądź też są z nimi w kontakcie już od dzieciństwa i
mogą pośredniczyć w kontaktach między zmarłymi a ich krewnymi.
Co ciekawe, ludzie określani jako medium, współpracują z policją, a nawet ze
Scotland Yardem, czy z przedstawicielami medycyny.
W moim kraju takich ludzi przedstawianoby z pewnością jako wariatów i szarla-
tanów, ale to nie jest jedyna rzecz, która w Niemczech wygląda nie tak, jak trzeba.
Zostawmy jednak ten temat...
Działalność osób uznanych za medium duchowe prowadzi do pewnych wnio-
sków. Jeżeli ktoś raz nawiąże kontakt ze zmarłym, szybko się zorientuje, że religie
takie jak chrześcijaństwo, judaizm oraz islam nie ukazują prawdy na temat tak
zwanego nieba.
Wszyscy zmarli, bez wyjątku, opowiadają podczas kontaktu z medium, że żyli
już wielokrotnie i że przygotowują się właśnie do nowej inkarnacji. Mowa jest tu-
taj właściwie o reinkarnacji - ponownym odradzaniu się. Reinkarnację uznaje na
przykład buddyzm - religia, w której wyobrażenie śmierci, jak też sam sposób po-
dejścia do niej, są bardzo specyficzne..
Po przyjrzeniu się historii kultur i systemów religijnych na świecie, można dojść
do wniosku, że współcześnie (głównie na Zachodzie) ludzie boją się
24
rys. 5. Śmierć nie zna litości
śmierci bardziej niż kiedyś. Widać to wyraźnie, jeśli
spojrzymy kilkaset lat wstecz:
W antycznych czasach chrześcijaństwa oraz we wcze-
snym średniowieczu, zgodnie z moją wiedzą, nie było
jeszcze żadnych obrazowych przedstawień śmierci. Do-
piero na przełomie tysiącleci znaleźć możemy wczesne
przykłady jej personifikacji. W sztuce dojrzałego śre-
dniowiecza tak zwane obrazy memento mori miały po-
budzać ludzi do myślenia o nietrwałości własnego ży-
cia.
Evelyn Lang pisze na ten temat:
„Memento mori (»pamiętaj o śmierci«) oznaczało przygotowanie się na śmierć i
miało jednocześnie napominać, by prowadzić cnotliwe i pobożne życie, tak aby w
każdej chwili być przygotowanym na to, by umrzeć.
Około 1600 roku powstał zakon Braci Śmierci, dla którego »memento mori« sta-
ło się wręcz programem. Członkowie zakonu pozdrawiali się tymi słowami, by
wciąż mieć przed oczyma przemijalność życia na Ziemi, a jako ostrzeżenie
i przypomnienie ubierali się w czarne szkaplerze (ro-
dzaj narzuty; przyp. aut), na których wymalowana
była trupia czaszka.
Myślenie o własnej śmierci, zdrowej duszy i modle-
nie się za zmarłych były dla wielu ludzi ważnym po-
wodem, by przystąpić do jednego z licznych zakonów.
Były one przygotowaniem »na dobrą śmierć» oraz po-
magały członkom zakonu po śmierci poprzez modli-
twę, obchodzenie corocznych świąt, czy odbycie tak
zwanej ostatniej drogi.
rys. 6. Taniec śmierci
25
rys. 7. Śmierć zabiera każdego, króla...
W Górnym Palatynacie, w Ebermannsdorf, znany
był między innymi Zakon Braci Uzyskania Dobrej
Śmierci.
Ważnym medium dla szerzenia idei sztuki umierania
(»ars moriendi«) było malarstwo, a zwłaszcza grafika.
Średniowieczne »artes moriendi«, zwane również »ar-
tes bene moriendi«, czy krótko książeczki dla umierają-
cych«, były pomocą dla umierających i wskazywały lu-
dziom właściwą drogę wyboru pomiędzy dobrem a
złem”.
Dzięki takim tekstom, najpierw pisanym ręcznie, a później wzbogacanym ilu-
stracjami, wizerunek śmierci stawał się coraz bardziej powszechny.
Evelyn Lang pisze również:
„Za najstarsze przedstawienia ars moriendi uchodzą powstałe około 1450 roku
miedzioryty mistrza ES: w pięciu kolejnych parach obrazów ukazywana jest w co-
raz dramatyczniejszy sposób walka Nieba i Piekła o duszę umierającego, by w je-
denastym motywie pocieszyć nas obrazem błogosławionej godziny śmierci.
Pięciu pokusom na łożu śmierci, mianowicie - zwątpieniu wiary, rozpaczy, bra-
kowi cierpliwości w cierpieniu, pysze i trosce o to, co przemijające - przeciwsta-
wione są dodanie otuchy w wierze, pocieszenie w zwątpieniu, napomnienie zacho-
wania cierpliwości, oddanie w pokorze i przypomnienie wiecznego uwolnienia od
cierpienia.
Ostatni obraz ukazuje szatana, który bezsilny odstępuje
od łoża umierającego, podczas gdy anioł zabiera duszę do
nieba.
Kolejność tych jedenastu ilustracji była zawsze zacho-
wywana i w licznych wydaniach książek ukazywano je w
ten sposób aż do XVII wieku.”
rys. 8. ... bogacza...
26
Inną formą wyrażania memento mori były w późnym średniowieczu tak zwane
tańce śmierci, które w dramatyczny sposób (w szeregu kolejnych scen) ukazywały
nieuniknioność śmierci, przychodzącej po każdego, niezależnie od jego pozycji i
nazwiska. Bowiem w obliczu śmierci wszyscy ludzie są równi: papież i grzesznik,
cesarz i chłop.
Takie tańce można było często zobaczyć namalowane na murach kościołów i ka-
plic lub zamkowych krużganków.
Obrazy te opatrywano różnymi powiedzonkami, jak na przykład: „Chłopie,
chodź już ze mną chodź, czas już, bym cię kosą ściął” (gdy śmierć przychodziła po
chłopa) albo: „Pieniądze i wszystko, co masz, już ci nie pomogą, gdy nadchodzi
czas” (słowa skierowane do kupca).
Na przestrzeni stuleci sposób przedstawiania śmierci wciąż się zmieniał: „W sztuce
wczesnego średniowiecza śmierć przedstawiana jest jako osoba w pełnej krasie. W
późnym średniowieczu jest już jednak trupem toczonym przez robaki lub postacią
bez odzienia, bądź w całunie.
Zapadnięta skóra i wystające kości to charakterystyczne cechy przedstawiania
śmierci w XV i XVI wieku. Zastępuje je kościotrup przedstawiany jako Kosiarz
Śmierci, z sierpem lub kosą w rękach.
Jeździec Śmierci znajduje swój pierwowzór w apokaliptycznych jeźdźcach, gło-
szących wojnę, zarazę, głód, klęski żywiołowe, koniec świata i sąd ostateczny (Ob-
jawienie św. Jana 6.1-8).
Łowca Śmierć ma z kolei swoje korzenie w Psalmie 124,7: »Dusza nasza jako
ptaszek uszła z sidła ptaszników; sidło się potargało, a myśmy uszli«. Kościotrup z
siecią i sidłami poluje na żywych i strzela z łuku strzałami niosącymi śmierć.”
W XVIII wieku myśli z kręgu memento mori przedstawiano w jeszcze inny spo-
sób. Chodzi o dziesięć „stopni wiekowych” mężczyzny i kobiety w drodze na górę
i w dół, przy wykorzystaniu symboliki architektury schodów.
Takie opisy świadczą o tym, że motyw memento
mori był w dawnych czasach wciąż obecny - w malar-
stwie czy architekturze.
rys. 9. ...i pacholę
27
JAN VAN HELSING ROZMOWY ze ŚMIERCIĄ
Tytuł oryginału: WER HAT ANGST VOR'M SCHWARZEN MANN...? Tłumaczenie: Clear Eyes Translator Redakcja i korekta: Aneta Bartnicka Projekt okładki: Jan Udo Holey DTP: Wojciech Grzegorzyca ISBN 978-83-61050-05-6 Copyrights © by Jan van Helsing © for the Polish edition by Wydawnictwo STAPIS & BIOGENEZA, Katowice 2007 Wszelkie prawa zastrzeżone Wydawnictwo STAPIS Katowice, Floriana 2a tel./fax +48/32 259 75 74 biuro@stapis.com.pl www.stapis.com.pl BIOGENEZA sp. z o.o. Tarnowskie Góry, Sobieskiego 11 tel. 4-48/32 285 60 46 www. biogeneza.pl 4
W trakcie pracy nad tą książką śmierć zabrała naszą oddaną przyjaciółkę, Jolantę Wiewiórę. Śmierć, która przyszła zbyt wcześnie i zabrała Ją rodzinie, przyjaciołom i wielu, wielu ludziom, którym była tak potrzebna i którym tak Jej teraz brakuje. Śmierć, którą Jola widziała dwa tygodnie przed odejściem w kształcie czarnej postaci i ze zdziwieniem mówiła o tym obecnej przy niej rodzinie. Śmierć, która przyszła po Nią i mimo tak młodego jeszcze wieku, tylu radości i potrzeb życia, jakie miała w sobie, zastała Ją pogodną i przygotowaną do pożegnania nas na zawsze. Droga Jolu! Po lekturze książki van Helsinga nieco łatwiej nam to zrozumieć i pogodzić się z Twoim odejściem. Nie zmieni to jednak faktu, że bardzo nam Ciebie brak. Tę książkę dedykujemy właśnie Tobie. Przyjaciele z Biogenezy KRYSTIAN I HENIE 5
TYTUŁEM WSTĘPU Po przeczytaniu tekstu z obwoluty, pomyślisz zapewne: „To brzmi naprawdę fascy- nująco, jeszcze nigdy o czymś takim nie słyszałem!” lub: „Van Helsing przyzwy- czaił mnie do tej pory do czegoś innego, a to brzmi dość dziwnie. W kontekście ewentualnych komentarzy chciałbym zauważyć, że bezruch oznacza śmierć, a zmiana oznacza życie. Dlatego wciąż się zmieniam. Każdego roku podróżuję do różnych krajów i chęt- nie wkraczam w nowe obszary doświadczeń duchowych i wiedzy. Podczas mojej wieloletniej kariery starałem się poznać i zgłębić wiele tajemnic, a ponieważ zawsze fascynowały mnie niewyjaśnione sfery życia - zjawiska z pogra- nicza nauki - zajmowałem się wieloma interesującymi mnie wydarzeniami i pisa- łem o nich. W tej książce przeniosłem na papier mój, jak do tej pory, najciekawszy projekt. W przeciwieństwie do innych napisanych przez mnie prac, tę określiłbym jako „oso- bistą”, gdyż jej treść stanowią moje własne przeżycia. Te doświadczenia w decydujący sposób zmieniły moje życie i to do tego stopnia, że już nigdy nie będę „starym Janem van Helsingiem”. Nie ma już odwrotu! W niniejszej książce zapraszam was w niezwykłą podróż: razem wkroczymy w nowe, niezbadane obszary. Oczywiście możecie trwać przy swoich dawnych sche- matach myślowych i wzorcach zachowań. Gdybyście jednak zapragnęli podążyć za mną w duchowe rejony, to nie traćmy czasu i przejdźmy do rzeczy... 6
BOISZ SIĘ MOŻE? Co pomyślałbyś, gdyby twoja babcia, leżąc na łożu śmierci, powiedziała ci, że stoi przy niej śmierć i że zamierza ją teraz zabrać? Prawdopodobnie po krótkim namyśle stwierdziłbyś, że babci na starość miesza się w głowie albo że wzięła za dużo leków, które pewnie wywołały halucynacje, lub że z jej podświadomości „wynurzyły się” związane z przesądami obrazy. Jednocześnie mógłbyś sobie pomyśleć, że już gdzieś słyszałeś taką historię lub oglądałeś coś podobnego w filmie (na przykład Joe Black, reż. Martin Brest USA, 1998 czy Sens życia Monty Pythona). Mogłeś też czytać coś na ten temat w książ- kach Terry'ego Pratchetta. Wszędzie tam, przynajmniej na chwilę, pojawia się mroczna postać. Jednak w to, że istnieje ona naprawdę, raczej nie wierzysz, prawda? Co jednak pomyślałbyś, gdyby twoja babcia następnej nocy rzeczywiście umar- ła? A tak się właśnie zdarza w większości przypadków. Ja osobiście zadałbym sobie wtedy pytanie: „Kogo zobaczyła babcia przy swoim łóżku? Czy ktoś naprawdę tam stał? A jeśli tak, to czy była to śmierć?” Sądzę, że zwracalibyśmy na takie słowa większą uwagę, gdybyśmy choć raz po- rozmawiali na ten temat z księdzem lub kimś, kto opiekuje się umierającymi. Od- powiedzi mogłyby nas zaskoczyć. Ze względu na wydarzenia, które opiszę zaraz szerzej, przez ponad dwa lata spo- tykałem się z osobami pracującymi w szpitalu lub hospicjum oraz z tymi, którzy opiekowali się umierającymi. Wypytywałem ich, czy spotkali się kiedyś z umierającymi, którzy mówiliby o tym, że widzieli czarną postać lub coś o niej wspominali. Prawie wszyscy roz- mówcy powiedzieli mi coś o tej postaci. I tak na przykład, Gudrun z Augsburga, która była pielęgniarką w hospicjum, opo- wiadała: „Pewna kobieta dwa dni przed swoją śmiercią uparcie twierdziła, że widziała czarną postać przechodzącą obok jej domu. Inna pacjentka, całkowicie przy zdrowych zmysłach, mówiła, że czarna postać zajrzała do niej przez okno. Kobieta ta zmarła jeszcze tej samej nocy. Pewien starszy pan krótko przed śmiercią mówił, że jakaś czarna postać stała przy jego łóżku, i że chciałby wiedzieć, kto to był...” 7
W lipcu 2004 roku otrzymałem list od mojej czytelniczki, w którym prosiła o skomentowanie opisywanych przeżyć: „Szanowny Panie van Helsing, Chciałam gorąco Panu podziękować za opublikowanie książki »Dzieci nowego ty- siąclecia«. Bardzo mi pomogła w poradzeniu sobie ze zdolnościami jasnowidzenia, jakie posiada moja córka. Pewna rzecz jednak leży mi na sercu i nie znalazłam w Pana książce rozwiązania tego problemu. Moja matka, która umarła w zeszłym roku, w wieczór przed swoją śmiercią po- wiedziała nam, że przy jej łóżku stała czarna postać i trzymała ją za rękę. Gdy za- wołałam swoją córkę, Sibyllę, aby przekonać się, czy dzięki zdolnościom jasnowi- dzenia może się czegoś dowiedzieć, to choć nie widziała ona żadnej czarnej postaci przy łóżku, dostrzegła jednak trzy albo cztery, świecące jaskrawym światłem, isto- ty unoszące się nad łóżkiem. Muszę tu nadmienić, że od chwili, gdy moja matka wspomniała o czarnej postaci, do tego momentu, minął już kwadrans. W tym cza- sie postać już zniknęła. Chciałam więc Pana zapytać: kim jest owa postać? Czy należy się jej bać? Czy to był szatan? Próbowałam porozmawiać ostrożnie o tym przeżyciu z przyjaciółmi i byłam zdziwiona ich reakcjami. Moja najlepsza przyjaciółka opowiedziała mi o swoim wujku, który w nocy przed śmiercią przewracał się z boku na bok, mówiąc coś nie- zrozumiałego. Obudziło to jego żonę, ta zaś obudziła męża, pytając, co się stało. Powiedział jej, że jakiś człowiek w czarnym płaszczu stał przy jego łóżku. Kilka godzin później wujek umarł. Podczas badań, jakie prowadziłem w związku ze wspomnianą książką, rozmawia- łem z emerytowaną pielęgniarką, która wciąż dobrze pamiętała pewien przypadek. Pacjent operowany pod narkozą na krótko popadł w stan śmierci klinicznej, a później opowiadał, że jakiś czarny drań stał przy stole operacyjnym razem z leka- rzami. Pacjent ten jednak przeżył. Na takie historie trafiłem już wcześniej dziesiątki razy i łączą się one z następują- cymi charakterystycznymi szczegółami: 8
Krótko przed śmiercią umierającemu ukazuje się postać w czarnym habicie, po- dobnym do tych, jakie noszą mnisi lub w czarnym kapeluszu. Postać ta zazwyczaj milczy, a świadkowie nie są w stanie opisać jej twarzy. Czasami zagląda przez okno, przechodzi obok domu, staje przy łóżku, pojawia się w snach lub puka do drzwi. Rzecz taka zdarzyła się również w mojej dalszej rodzinie. Do prababci mojej pierwszej żony w dniu jej śmierci ktoś zaglądał przez okno i widziała czarną postać u drzwi domu. W przypadku jej stryjecznego dziadka Aloisa, w chwili jego śmierci ktoś lub coś zapukało do drzwi. Tego rodzaju historie nie są niczym nowym. Wręcz przeciwnie! Nieomal we wszystkich tradycjach na świecie natrafić można na podobne relacje ludzi mają- cych bliski kontakt ze śmiercią; istnieje też wiele opowieści o czarnej postaci uka- zującej się umierającym ludziom. W niektórych rejonach postać ta nazywana jest Kumą Śmierć, przy czym słowo „kum” nie jest przypadkowe i wskazywać ma na to, że w życiu śmierć jest jakby naszym krewnym. Pokrewieństwa z nim nie można sobie wybrać, podobnie jak nie można wybrać samej śmierci. Kostuchą nazywają ją w północnych Niemczech i traktują jako przewodnika dusz, który przychodzi po umierających i prowadzi ich do królestwa zmarłych. Dla Brandnera Kaspara jest to po prostu handlarz ko- ści. Najczęściej czarna postać przedstawiana jest jako kościotrup. Inni nazywają ją kosiarzem, który jest śre- dniowieczną alegorią śmierci, przedstawianą w sztukach jako szkielet w szerokim kapeluszu i w habicie. Co szczególne, w rękach trzyma kosę, którą kosi swoje plony lub odcina srebrzystą nić, łączącą ciało z duszą. W tym kontekście można też interpretować Psalm 90.5: „Powodzią porywasz ich; są jako sen, jako trawa, która z poranku rośnie. Z poranku kwitnie i rośnie; ale w wieczór bywa koszona i usycha.” rys. 1. Kosiarz 9
Niekiedy czarna postać, przedstawiana jest z klepsydrą, którą odmierza czas na- szego życia. Ta śmierć przychodzi do łóżek, w których śpią dzieci, do łóżek w domach star- ców. Niekiedy jedzie na motocyklu lub samochodem. Zabiera życie młodym lu- dziom, podczas gdy inni nie mogą się doczekać, kiedy dobiegnie ono końca. Nigdy nie możemy być pewni, kiedy przyjdzie po nas. Śmierci nikt z nas nie uniknie, pokazuje to poniższa legenda, choć być może nie robi tego ze śmiertelną powagą: „Jednym z doradców króla Damaszku był pewien młody człowiek. Król bardzo go cenił. Pewnego dnia ten młody oficer przyszedł do króla i był najwyraźniej wstrzą- śnięty. - Mój Królu, chciałbym cię o coś prosić. Proszę, pożycz mi najszybszego z two- ich koni. Muszę natychmiast pojechać do Bagdadu. - Dlaczego? - spytał zdziwiony król. - Właśnie przechodziłem przez twoje pałacowe ogrody i spotkałem tam Śmierć. Groziła mi. Spieszę się więc, bo chciałbym jej uciec. Król zgodził się pożyczyć mu konia, sam zaś udał się do ogrodu, by zobaczyć, czy straszny gość wciąż jeszcze tam jest. I rzeczywiście, Śmierć nie ruszyła się z miejsca i była w ogrodzie. Król zapytał: - Dlaczego groziłaś mojemu wiernemu słudze? I to w dodatku w moich pałaco- wych ogrodach? - Wcale mu nie groziłam - zapewniła go Śmierć - po prostu uniosłam ze zdzi- wienia ręce. - A cóż to za wymówka?! - rzekł na to król. - Ależ tak, to prawda - zapewniła go Śmierć. - Dostałam od Najwyższego Pana zadanie, aby dziś wieczorem spotkać go w Bagdadzie. I byłam zdziwiona, wciąż widząc go tutaj.” Może to tylko legenda, bajka o personifikowanej śmierci. Jak jednak mamy rozu- mieć słowa Franciszka z Asyżu, który w swojej Pieśni Słonecznej mówi: „Na na- szego brata, cielesną śmierć; nikt z żyjących ludzi go nie uniknie. Biada tym, któ- rzy umierają w śmiertelnym grzechu. Błogosławiony ten, do którego śmierć przy- chodzi w chwili, gdy ma najświętsze i szczere chęci; bowiem druga śmierć nic nie może mu zrobić.” Dziwne, prawda? 10
Spójrzmy jeszcze na inne literackie przedstawienie czarnej postaci. Chodzi o bajkę braci Grimm, która jest tak charakterystyczna, że chciałbym ją tutaj przytoczyć: „Pewien ubogi człeczyna miał dwanaścioro dzieci, musiał więc dzień i noc praco- wać, aby je wyżywić. A kiedy trzynaste dziecię przyszło na świat, biedak nie wi- dział już ratunku. Wyszedł z chaty i postanowił prosić pierwszego spotkanego przechodnia na ojca chrzestnego. Pierwszym jednak, kogo spotkał, był Pan Bóg, który wiedział już oczywiście, po co biedak wyszedł z domu, i rzekł: - Ubogi człowiecze, chętnie potrzymam dziecię twoje do chrztu, będę o nie dbał i uczynię je szczęśliwym. - Kim jesteś? - zapytał ojciec. - Jestem Panem Bogiem. - W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł człowiek - bogatym dajesz wszyst- ko, a ubogiemu pozwalasz zdychać z głodu. Tak mówił ubogi, gdyż nie wiedział, jak rozumnie rozdziela Pan Bóg bogactwo i ubóstwo. Odwrócił się więc od Pana i poszedł dalej. Po chwili zbliżył się do niego Szatan i rzekł: - Jeśli chcesz mnie za kuma, to dam twemu dziecięciu wszystkie bogactwa tego świata i wszystkie rozkosze! - Kim jesteś? - zapytał ubogi. - Jestem Szatanem. - W takim razie nie chcę cię w kumy - odparł ojciec - zwodzisz i łudzisz czło- wieka! I ruszył dalej. Po pewnym czasie zbliżyła się doń koścista Śmierć i rzekła: - Weź mnie za kumę. - Kim jesteś? - zapytał ubogi. - Jestem Śmierć. A ojciec na to: - Ty jesteś dla mnie dobrą kumą. Zabierasz bogatego i ubogiego bez różnicy, ty będziesz moją kumą! Śmierć zaś odparła: - Uczynię twe dziecię sławnym i bogatym, gdyż kto ma mnie za przyjaciela, ni- czego mu nie zabraknie. Ojciec rzekł uradowany: 11
- W przyszłą niedzielę jest chrzest. Staw się o czasie. Śmierć przybyła, jak obiecała, i została matką chrzestną trzynastego dziecka. Kiedy chłopiec podrósł, zjawiła się przed nim pewnego razu jako chrzestna mat- ka i zaprowadziła go do wielkiego lasu. Tam ukazała mu ziele rosnące pod drze- wem i rzekła: - Teraz otrzymasz ode mnie podarunek chrzestny. Uczynię cię sławnym leka- rzem. Kiedy zawezwą cię do chorego, ukażę ci się zawsze: jeśli będę stała u wez- głowia chorego, możesz go śmiało zapewnić, że przywrócisz mu zdrowie, daj mu tylko tego ziela, a wnet wyzdrowieje; jeżeli jednak zobaczysz mnie w nogach cho- rego, powiedz rodzinie, że nie ma już dla niego ratunku, a wiedz, że żaden lekarz na świecie nie zdoła go wówczas uleczyć. Strzeż się jednak, abyś cudownego ziela nie użył wbrew mojej woli, bo mogłoby się to źle skończyć dla ciebie. Wkrótce młodzieniec został najsławniejszym lekarzem na całym świecie. »Wystarczy mu tylko spojrzeć na chorego, a już wie, jaki jest jego stan i czy wy- zdrowieje, czy też musi umrzeć« - mówiono o nim. Ludzie zjeżdżali się ze wszech stron i zwozili do niego chorych, płacąc mu tak hojnie, że wkrótce stał się bogatym człowiekiem. Pewnego razu zdarzyło się, że sam król zaniemógł ciężko; wezwano więc doń słynnego lekarza, aby orzekł, czy król może wyzdrowieć. Ale gdy młodzieniec zbliżył się do jego łoża, ujrzał śmierć stojącą u nóg chorego, pojął więc, że wybiła już jego ostatnia godzina. - A gdybym tak raz oszukał Śmierć - pomyślał lekarz. - Jestem przecież jej chrześniakiem, więc nie będzie się na mnie gniewać! Szybko chwycił chorego w pół i przekręcił go na łożu tak, że Śmierć znalazła się u jego wezgłowia. Potem dał mu swego ziela, a król wyzdrowiał natychmiast. Nazajutrz Śmierć przyszła do lekarza zła i zagniewana, pogroziła mu palcem i rzekła: - Wywiodłeś mnie w pole; tym razem wybaczę ci to, gdyż jesteś mym chrześnia- kiem, ale jeśli jeszcze raz to uczynisz, zabiorę ciebie samego! Wkrótce potem królewna zachorowała ciężko. Była ona jedynym dzieckiem kró- la, toteż nieszczęsny ojciec płakał dzień i noc i kazał oznajmić, że kto uratuje kró- lewnę, otrzyma ją za żonę i zostanie dziedzicem tronu. Kiedy lekarz zjawił się w jej komnacie, ujrzał Śmierć stojącą w nogach chorej. Oszołomiony urodą królewny i myślą o tym, iż mógłby zostać jej mężem, 12
zapomniał o groźbie Śmierci i nie bacząc na groźne spojrzenia, jakie mu rzucała, chwycił chorą w pół i przekręcił na łożu tak, że głowa znalazła się tam, gdzie były nogi, a nogi tam, gdzie była głowa. Potem dał jej cudownego ziela, a policzki kró- lewny zarumieniły się natychmiast i życie wstąpiło w nią znowu. Rozgniewała się Śmierć, podeszła groźnie do lekarza i zawołała: - Oszukałeś mnie znowu, teraz kolej na ciebie! Po czym chwyciła go lodowatą dłonią i zaprowadziła do podziemnej pieczary. Lekarz ujrzał tam tysiące świec ustawione w szeregach, niektóre z nich były wiel- kie, inne mniejsze, inne zupełnie małe. Co chwila gasły niektóre, a inne zapalały się, tak iż płomyki drgały ciągle w wiecznej odmianie. - Oto -rzekła Śmierć - świece życia ludzi. Gdy zapala się świeca, rodzi się czło- wiek, gdy gaśnie - umiera. Te oto wielkie świece należą do dzieci, średnie do ludzi w sile wieku, maleńkie do starców. Ale zdarza się, że dzieci albo młodzi ludzie mają maleńkie świeczki. - Ukaż mi moją świecę - rzekł lekarz, sądząc, że jest ona pewnie dość wielka. Ale Śmierć ukazała mu maleńki ogarek, który lada chwila miał zgasnąć, i rzekła: - Oto twoja świeca! - Ach, matko chrzestna! - zawołał lekarz przerażony. - Zapal mi nową świecę, zrób to dla mnie, abym mógł jeszcze użyć życia, zostać królem i małżonkiem pięk- nej królewny. - Tego nie mogę uczynić - odparła Śmierć. - Jedna świeca musi się wpierw wy- palić, zanim druga zapłonie. - Więc wstaw nową świecę, która będzie się zaraz dalej palić, gdy tylko ta zga- śnie! - prosił lekarz. Śmierć udała, że chce spełnić jego pragnienie i wyję- ła wielką, nową świecę, ale chcąc się zemścić, roz- myślnie zgasiła nią starą świeczkę. W tejże chwili le- karz padł na ziemię i dostał się w ręce Śmierci.” (Grimm W. i J., Baśnie braci Grimm, t.l, tłum. M. Tarnowski, Warszawa, 1986) rys. 2. Wielka Księga Baśni Wiedeńskich: Kuma Śmierć przy chrzcielnicy 13
To tylko bajka, ale czy w każdej bajce nie tkwi jakieś ziarno prawdy? Przede wszystkim opisano tu istotę (czarną postać), którą do dnia dzisiejszego wi- działo mnóstwo ludzi na całym świecie i obecnie nadał się to zdarza. Według tych osób czarna postać jest rzeczywista i cielesna, potrafi przyjść do umierającego i zastukać do drzwi. Współczesne pojmowanie śmierci to z kolei proces umierania, zanik czynności życiowych, a nie tajemnicza postać. Rzeczywiste pochodzenie nazwy Kuma Śmierć nie jest, nawiasem mówiąc, do końca wyjaśnione. Wielka Księga Baśni Wiedeńskich Maxa Steibicha wspomina na przykład, że ter- min ten pochodzi z jednej z sag wiedeńskich. Mowa w niej o tym, że Śmierć ulito- wała się kiedyś nad pewnym biednym tkaczem o imieniu Urssenbeck, który nie mógł znaleźć ojca chrzestnego dla swego dziecka. I tak Kuma Śmierć przyjęła na siebie rolę rodzica chrzestnego, a w prezencie ob- darzyła dziecko pewnym darem, dzięki czemu wyrosło na słynnego lekarza. Lekarz ten mieszkał przy ulicy Schönlaterngasse w Pierwszej Dzielnicy w Wiedniu, a jego dom do dzisiaj nazywany jest „Domem Śmierci”. Tak więc wiemy, że... 14
CZARNA POSTAĆ POJAWIA SIĘ WSZĘDZIE Opowieści o tym, że czarna postać pojawia się tuż przed śmiercią, znane są nam również z kultur, które istniały w odległej przeszłości: W kulturze greckiej znaleźć możemy na przykład Tanatosa, personifikację śmierci, który zabierał zmarłych do Hadesu. Jest często mylony z Charonem, który przewo- ził dusze zmarłych przez rzekę Acheron. Charon, przedstawiany jako nieprzyjemny i zły, ale za to niezwykle żywotny sta- ry człowiek, był synem Ereba i Nyks oraz sługą Hadesu. Za swój wysiłek, przewo- żenie dusz, otrzymywał w zapłacie jednego obola, którego wkładano w usta zmar- łego (czasem zmarłemu kładziono na oczy dwie monety, tak było również w cza- sach rzymskich). Według ówczesnego światopoglądu, ci, którzy nie mieli grobu, błądzili jako cie- nie na brzegach Acheronu. Wierzono też, że zmarli, którym nie dano obola, muszą czekać, aż serce Charona zmięknie na tyle, że zgodzi się on przewieźć ich duszę na drugi brzeg bez żadnej opłaty. W mitach greckich wspomniane są też inne postacie, które nieopatrznie „wrzucane są” wraz z Tanatosem do jednego worka... Na przykład Hermesa nazywano posłańcem śmierci. Był przewodnikiem i opie- kunem wędrowców, posłańcem bogów i towarzyszem nocnych wędrówek, a więc również prowadził zmarłych do świata podziemi. Dlatego też dano mu przydomek Psychopompos, co znaczy Przewodnik Dusz. Rola posłańca świetnie do niego paso- wała, ponieważ bardzo elokwentnie, szybko i sprawnie, poruszając się z ogromną prędkością w powietrzu, realizo- wał powierzone mu zadania. rys. 3. Charon, przewoźnik w świecie podzie- mi, który przewozi przez rzekę Acheron przybywające tu dusze zmarłych 15
rys. 4. Hypnos, Hermes i Tanatos nad ciałem Sarpedona Atrybutami Hermesa były: kapelusz podróżny (petasos), sandały i łaska. Jego kapelusz i sandały posiadały skrzydła. Wskazywały one na szybkość, z jaką Hermes wykonywał zadania. Hermes odprowadzał dusze do królestwa zmarłych. Był przy tym Dobrym Pa- sterzem, znającym drogi, które prowadziły przez świat podziemi. Uczestniczył też w sądach nad zmarłymi. Świat podziemi, do którego Hermes odprowadzał zmarłych, zwany był Hade- sem (od imienia swego władcy). Nazwa Hades oznaczała później cały świat pod- ziemi, który był niedostępny dla ludzi. Hades, wraz ze swoją bezlitosną małżonką Persefona, panował nad duszami. Przedstawiano go w pozycji siedzącej, z berłem i kluczami w rękach oraz z heł- mem, który w momencie nałożenia czynił go niewidzialnym. Właściwą personifikacją śmierci był jednak Tanatos, o którym chciałbym powie- dzieć więcej. W mitologii pełnił on rolę anioła śmierci. Według poety Hezjoda, Tanatos mieszkał tam, gdzie noc spotykała się z dniem i gdzie Atlas trzymał na swych bar- kach sklepienie nieba. Tam z kolei, gdzie nigdy nie docierały promienie słońca (Heliosa), mieszkał Sen (Hypnos). Sen podczas swych podróży nad ziemią i morzem był przyjazny i miły dla ludzi. Tanatos zaś „miał serce z kamienia, był bezwzględny i bezlitosny”. Człowieka, którego raz zabrał, nigdy już nie uwalniał. Był wrogiem nawet nieśmiertelnych bo- gów. Tanatosa przedstawiano jako czarnego, uskrzydlonego geniusza o ponurym spoj- rzeniu. Odcinał nożem ofiarnym kosmyk włosów umierającego. Później przedstawiano go jako syna Gai i Tartara, wciąż śpiącego pięknego mło- dzieńca lub chłopca ze skrzydłami. W rękach trzymał opuszczoną pochodnię, która jeszcze płonęła lub już była zgaszona. Stał się ofiarą podstępnego Syzyfa, budow- niczego Koryntu i został przez niego uwięziony. Uratował 16
go Ares, bóg wojny. Jak mówią legendy, w czasie, gdy Tanatos był uwięziony, nikt nie umierał. Podobną legendę, o tak zwanym Panu Narodzin i Śmierci, znajdujemy u fińskich Lapończyków z grupy Skolt. Lapończycy ci, mieszkający na północny zachód od Jeziora Inari, 400 kilome- trów na północ od kręgu polarnego, są prawdopodobnie najmniej licznym narodem na świecie. Przypuszczalnie pochodzą z Tybetu. Przyjmuje się również, że byli pierwszymi mieszkańcami Skandynawii. Jedyne relacje o Lapończykach z grupy Skolt zawdzięczamy Robertowi Crotte- towi, który w 1937 roku jako pierwszy pozyskał ich zaufanie (po wielu spotka- niach), dzięki czemu poznał stare sagi i legendy tego narodu. Owi Lapończycy nie witają się podaniem ręki, lecz pocieraniem nosów. Przypi- suje się im silne zdolności medialne i telepatyczne, o czym wspominał również Crottet. Mój przyjaciel, Stefan Erdmann, młody pisarz, który podobnie jak ja zajmuje się tematyką z pogranicza nauki, przebywał u Lapończyków z grupy Skolt sześćdzie- siąt lat później i mógł potwierdzić relacje Crotteta. Ci bardzo niscy ludzie, o niezwykle jasnym spojrzeniu i świetlistych oczach, nigdy wcześniej nie opowiadali nikomu obcemu o swej wiedzy. Zapytani odpowiadali: „Nie znamy żadnych historii. Nasze mózgi są mniejsze od jagód w tundrze”. Do powyższych słów zupełnie nie pasuje mądrość legendy, która zachowała się w ich kulturze: „Było to dawno, dawno temu. Wszystko wyglądało inaczej niż w dzisiejszych cza- sach. Jednak Ziemia była okrągła, słońce świeciło i świecił też księżyc i gwiazdy. Byli tam też ludzie, rodzili się i umierali. Ale wszystko było wówczas inne niż dziś. A to dlatego, że po ziemi kroczył młodzieniec, którego wszyscy musieli słuchać. Nawet królowie. Ten młody pan nie tolerował żadnego sprzeciwu. Jego duma była równie wielka jak jego uroda, jego oczy błyszczały jak diamenty, spojrzenie miał twarde. Mało mówił, ale jego słowa również lśniły niczym diament. Odwiedzał każdego człowie- ka przynajmniej dwa razy w życiu. Mimo tego, że Ziemia była okrągła jak kula, tak jak dziś, wydawało się, że nie przeszkadzają mu żadne odległości. Nikt nie wiedział, w jaki sposób 17
wykonuje swoje zadania. Nikt też nie pytał, jak to możliwe, że jednocześnie od- wiedza tysiące łudzi w różnych miejscach na Ziemi. Wkraczał do domów młodych par, mówiąc: »Wkrótce przyjdzie wam na świat dziecko. Bądźcie gotowi i przygotujcie kołyskę. Gdy nadejdzie pora, przyprowadzę duszę.« Nikt się nie dziwił, że nigdy nie widziano, kiedy przyprowadzał duszę, ponieważ duszy nie da się zobaczyć... Przychodził też do domów starych ludzi i mówił: »Wkrótce umrzecie. Bądźcie gotowi i przygotujcie trumnę. Gdy nadejdzie pora, przyjdę po duszę.« Nazywano go Panem Narodzin i Śmierci. Był młody i piękny. Czynił tak, jakby Ziemia należała tylko do niego. Zawsze przychodził sam. Niektórzy ludzie opowiadali jednak, że czasem towarzyszyła mu druga postać, jakby cień podążający za nim w oddali. Nikt nie odważył się z nim rozmawiać, po- nieważ był tak dumny, że zdawało się, iż słucha tylko własnych stów. Cóż zresztą mogliby powiedzieć ludzie Panu Narodzin i Śmierci'? A jednak pewnego dnia wydarzyło się coś, co zmieniło cały świat, czyniąc go ta- kim, jakim jest dzisiaj. Daleko na północy żył pewien Lapończyk. Był tak mądry, że nawet królowie przybywali do niego z daleka, by zasięgnąć porady. On sam był ubogi i mieszkał samotnie w chacie na skraju tundry. Mówi się, że pewnego razu zachorował i oczekiwał odwiedzin młodzieńca, po- nieważ sądził, że wkrótce umrze. Pewnego dnia ktoś zapukał do jego drzwi. Starzec otworzył je i zobaczył przed sobą postać, która przypominała cień podążający za Panem Narodzin i Śmierci. -- Jutro przyjdzie do ciebie młody Pan - powiedział cień i pokłonił się. - Wkrótce świat straci najmądrzejszą duszę. Królowie będą musieli sami podejmować decyzje i przyniesie to mało radości poddanym. - Jestem bardzo stary - odpowiedział Lapończyk - i nie mogę uniknąć śmierci. - Możesz - powiedział cień i uśmiechnął się. To był okropny uśmiech, zabłysły zęby, gorsze niż zęby głodnego wilka. - Myślę, że wiem kim jesteś - powiedział stary Lapończyk - choć jeszcze nigdy cię nie widziałem. Chyba wiem, jak się nazywasz. Masz imię, przed którym chylą się tylko źli ludzie. - To, jak się nazywam - rzekł cień - nie ma dla ciebie znaczenia. Dużo ważniej- szym jest, co mogę dla ciebie zrobić. 18
- A co możesz dla mnie zrobić? - Już ci mówiłem: mogę na zawsze uwolnić cię od śmierci. Lapończyk, który kochał życie, milczał przez chwilę. Cień zdawał się być zanie- pokojony. Zbliżył się do starca, sącząc mu do uszu jakieś słowa. - No więc - dodał głośniej - pomogę ci zbudować twoją trumnę. Musimy się po- spieszyć, aby była gotowa, gdy jutro przyjdzie do ciebie młody Pan. Zgadzasz się? - Tak - odparł z wahaniem Lapończyk - ale obawiam się, że moje sumienie się z tym nie zgadza. - Sumienie nie jest do niczego potrzebne, jeśli jest się nieśmiertelnym - stwier- dził cień. I dodał - Ja też go nie potrzebuję. Jego zęby zabłysły złowrogo. - Żyję od tysięcy lat, ciesząc się nieśmiertelnością. Następnego ranka ktoś zapukał do drzwi i do domu wszedł młody Pan. Ukłonił się przed Lapończykiem. A potem, patrząc mu prosto w oczy, powiedział: - Za dwa tygodnie przyjdę uwolnić twoją duszę od ciała. Bądź gotowy i zbuduj swoją trumnę. Stary człowiek, uśmiechając się, odpowiedział: - Trumna jest już gotowa. Pan Narodzin i Śmierci był bardzo zdziwiony. Jeszcze nigdy żaden człowiek nie odważył się do niego przemówić ani uśmiechnąć, gdy przychodził zakomunikować mu śmierć. Jednak słyszał o sławie starca. Wiedział więc, że przypisywano mu wielką mądrość. Z tego powodu młody Pan - który tylko z pozoru był młody, bo- wiem nikt nie był w stanie zliczyć jego lat - zniżył się do rozmowy ze starym La- pończykiem. - Wydaje się, że w ogóle nie boisz się śmierci - powiedział. - Dlaczego miałbym się jej bać - odpowiedział starzec - żyłem już dość długo. Moja dusza tęskni za tym, by poznać nowe krainy. Pozwól, że pokażę ci moją trumnę. Uważam, że jest piękna, ale chciałbym wiedzieć, czy tobie też się podoba. »Ten starzec jest dość zarozumiały - pomyślał Pan Narodzin i Śmierci - ale dla- czego nie miałbym mu sprawić tej przyjemności?« -- Dobrze, pokaż mi - zgodził się. Starzec przyniósł trumnę i ustawił ją u stóp szlachetnego gościa. Młody Pan wi- dywał już piękniejsze trumny, ale powiedział: - Wydaje się być bardzo porządna. 19
- Cieszę się - powiedział starzec - ale byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś ze- chciał mi wyświadczyć pewną przysługę. Chciałbym wiedzieć, czy jest dostatecz- nie wygodna. Jesteś mniej więcej tego samego wzrostu, co ja. Gdybyś tylko ze- chciał położyć się na chwilę w trumnie, mógłbyś powiedzieć mi, czy jest dostatecz- nie piękna i wygodna. Ponieważ młody Pan był dość próżny, znana była mu też próżność innych i nie wydawała mu się niczym niezwykłym. - Czemu nie - powiedział i położył się w trumnie. Szybciej niż trwa jedna myśl, zatrzasnęło się wieko trumny i zostało zabite gwoździami, które zamknęły je tak, że żadna siła nie mogłaby pomóc Panu Naro- dzin i Śmierci wydostać się. - Nieźle ci poszło - powiedział jakiś głos. Cień nagle ukazał się obok starca. - Chodź, zaniesiemy teraz trumnę daleko w tundrę. Pan Narodzin i Śmierci był zbyt dumny, by krzyczeć i wołać o pomoc. Milczał, pozwalając, by wyniesiono go daleko, gdzie żyją tylko dzikie zwierzęta i drapieżne ptaki i by go tam pogrzebano. -Tutaj nikt go nie znajdzie - ponuro rzekł cień, zacierając z zadowolenia ręce. - Pokłóciłem się z Bogiem i za karę kazał mi zamieszkać w piekle. Czasem przycho- dzę na Ziemię i próbuję zdobyć kilka dusz do towarzystwa. Jak do tej pory nigdy mi się nie udawało. Ale teraz wreszcie Bóg nie dostanie żadnej duszy z Ziemi i nie będzie mógł żadnej duszy tu wysłać. Starzec powrócił do swej chaty i zaśmiał się do księżyca, ale księżyc nie odpo- wiedział. Spojrzał więc w lustro i uśmiechnął się: Ciekawe, jak będę wyglądał za trzysta lat? W tej samej chwili dopadł go strach i zaczęło budzić się w nim sumienie. Minął jakiś czas. Na Ziemi nikt się nie rodził i nikt nie umierał. W niebie zwoła- no zgromadzenie. Przybyli wielcy panowie i najważniejszy z nich powiedział: - Bóg prosił mnie, bym zwołał was wszystkich, ponieważ jest niezadowolony z tego, co się dzieje na Ziemi. Nie można się uskarżać na sytuację na innych plane- tach. Tam wszystko dzieje się tak, jak należy. Istoty rodzą się i umierają, a tak być powinno. Niestety na Ziemi jest inaczej. Nie przysyła się stamtąd do nas żadnej duszy. Dzieje się tak, ponieważ nigdzie nie można znaleźć Pana Narodzin i Śmierci. Ten, który ze względu na swoją niezwykłą urodę tak chętnie się wszędzie pokazywał, nie chodzi już po Ziemi. Zaniedbuje swoje obowiązki. To tak, jakby w ogóle nie istniał. Dlatego też musimy spojrzeć w dół na tę dziwną, okrągłą 20
planetę, by odnaleźć młodego Pana i przyprowadzić go tutaj. I tak, wysłano jedne- go z nich na Ziemię. Nikt nie wie, jakie było jego imię, ponieważ panowie nieba lubią otaczać się tajemnicą. Jednak to, co ów wielki pan odkrył na Ziemi, było bardzo smutne. Małżeństwa rozpaczały, bo nie mogły mieć dzieci i daremnie czekały na to, aż Pan Narodzin przyjdzie je odwiedzić. Starcy popadali w jeszcze większe zwątpienie, ponieważ osłabieni i chorzy leżeli w łóżkach. Tracili głos, bo mówili już zbyt długo. Nic już nie widzieli, bo ich oczy były zbyt zmęczone. Tęsknili za uwolnieniem duszy i da- remnie wyczekiwali odwiedzin Pana Śmierci. Na świecie panował wielki nieład i strach, bowiem lęk przed nieśmiertelnością był większy od lęku przed śmiercią. W końcu Wielki Pan, który przybył z nieba, znalazł starego Lapończyka, o któ- rym opowiadano, że jako ostatni widział pięknego młodzieńca. Starzec był już zniszczony wiekiem, a jego sumienie kłuło go ostrzej niż mogłyby to zrobić gwoź- dzie, którymi zabił trumnę. Nie mógł jednak pójść za głosem swego sumienia, bo pilnowała go ciągle mroczna postać, by nikomu nie zdradził, gdzie pochowali mło- dego Pana. Jednak gdy postać ta zobaczyła zbliżającego się Pana Niebios, uciekła z chaty, wyjąc z przerażenia. Lapończyk, który prawie nie mógł już mówić, łamiącym się, cichym głosem opowiedział, co się zdarzyło, a Wielki Pan udał się do tundry, odnalazł trumnę i otworzył ją. Młody Pan, który nic nie utracił ze swej urody, spojrzał błyszczącymi oczyma na swego wybawcę. Ten jednak nie rzekł ani słowa. Położył rękę na jego ramieniu i obaj unieśli się do nieba, gdzie czekało na nich zgromadzenie. Najważniejszy i najbardziej szanowany z nich powiedział: - Ty, Panie Narodzin i Śmierci, według boskiego rozporządzenia, wrócisz na- tychmiast na Ziemię, by dalej wykonywać swe zadanie, jak robiłeś to przed swym niespodziewanym pogrzebem. Jednak od tej pory będziesz przychodził tylko do tych ludzi, którym będziesz przynosił lub zabierał duszę. Nie będziesz im tego za- powiadał wcześniej. W związku z tym nikt cię nie zobaczy ani nie usłyszy: będzie to kara za twą dumę. Idź i uwolnij starców, którzy na ciebie czekają, ale starego Lapończyka uwolnij jako ostatniego, bo zrobił coś bardzo złego. Od tego czasu Ziemia jest taką, jaką dziś ją znamy. Nikt z ludzi nie wie wcze- śniej, kiedy będzie miał dziecko albo kiedy jego dusza będzie zabrana. Ale wciąż jeszcze - i pewnie będzie tak przez całą wieczność - piękny młodzieniec, Pan Naro- dzin i Śmierci, kroczy po Ziemi nie widziany przez nikogo.” 21
Przytoczona opowieść to saga, ale ukazuje nam powszechne wyobrażenie prze- wodnika dusz, który przed śmiercią sygnalizuje umierającym, że nadeszła pora, by opuścić ciało (a więc i Ziemię) i który przeprowadza dusze do królestwa zmarłych. Egipcjanie mówili o Anubisie z głową psa czy szakala, w mitologii germańskiej na przykład walkirie zabierały dusze poległych wojowników z pola bitwy i prowa- dziły ich do Walhalli. Dla Celtów przewodnikiem dusz był Ogma, dla chrześcijan był to anioł Michał albo święty Krzysztof, a u wrót niebios czekał na dusze święty Piotr, który decydował, czy je tam wpuścić. Czarna postać, śmierć czy kosiarz najwyraźniej nie przychodzili tylko po to, by za- brać duszę, lecz również aby ostrzegać ludzi. Pozwólcie, że przytoczę kilka historii, które sam poznałem, aby zrozumienie tego było łatwiejsze: Jeden z moich najbliższych przyjaciół, Adam, jechał autostradą A8 z Mona- chium do Stuttgartu. Nagle zobaczył czarną postać przelatującą nad autostradą od prawej strony i zatrzymującą się w powietrzu nad barierką rozdzielającą pasy auto- strady. W pierwszej chwili Adam pomyślał, że coś mu się przewidziało i jego myśli znów skupiły się na prowadzeniu samochodu i spotkaniu, na które jechał. Jednak dziesięć minut później zimny dreszcz przebiegł mu po plecach, gdy usłyszał w ra- diu, że właśnie w tym miejscu, gdzie widział czarną postać, miał miejsce poważny wypadek z wieloma ofiarami śmiertelnymi i że autostrada jest chwilowo zamknię- ta. O innym przypadku słyszałem, gdy pisałem tę książkę. Dotyczy on przeżycia pewnego architekta, które miało miejsce około piętnastu lat temu. Pewnej zimowej nocy, przy silnych opadach śniegu, architekt ten jechał drogą krajową z Neustadt/Waldnaab w stronę Windischeschensbach, gdy nagle na pobo- czu zauważył potężną postać w czarnym habicie. Nie mógł dostrzec twarzy, ale w oczy rzucił mu się ogromny rozmiar głowy, nieproporcjonalnej do reszty ciała. Po- stać trzymała w ręce jakiś kij, a może kosę - tego nie był w stanie stwierdzić do- kładnie - i nie ruszała się z miejsca. Człowiek ten mówił, że po plecach przebiegł mu zimny dreszcz, opanował go strach i poczuł się dość niepewnie. Przejechał obok postaci i skierował się w stronę domu. Po chwili zobaczył niebieskie światła karetki jadącej z naprzeciwka. Nieste- ty, nie udało mu się dowiedzieć, czy karetka miała jakiś związek z czarną postacią. 22
Pamięta, że następnego poranka przy stole opowiadano o tym, że poprzedniego dnia ze wsi zniknął pastor. Pojechał w miejsce, w którym wcześniej widział czarną postać, ale nie znalazł tam śladów stóp, czy jakichkolwiek innych fizycznych śla- dów czyjejś obecności. Dajmy już spokój przykładom i zadajmy sobie pytanie: 23
DLACZEGO NIE WIEMY NIC WIĘCEJ O CZARNEJ POSTACI? Uważam, że z jednej strony jest to związane z ogólnym lękiem „nowoczesnych i wykształconych obywateli”, którzy nie chcą zajmować się tą tematyką, a z drugiej, z obawą Kościoła, który nie widzi powodu, by ludzie rozwijali swą duchową mą- drość w tym zakresie. Poza tym, nasze społeczeństwo zorientowane jest materialistycznie i konsump- cyjnie, a tym samym zajmowanie się kwestią śmierci nie tylko nie pasuje, ale jest wręcz szkodliwe dla jego interesów. W Anglii, o czym przekonałem się w czasie różnych rozmów, temat ten traktowany jest swobodniej. Żyją tam ludzie uznawani za media duchowe, mający tak zwaną drugą twarz oraz posiadający zdolności prekognicji i jasnowidzenia. Potrafią na- wiązać kontakt ze zmarłymi, bądź też są z nimi w kontakcie już od dzieciństwa i mogą pośredniczyć w kontaktach między zmarłymi a ich krewnymi. Co ciekawe, ludzie określani jako medium, współpracują z policją, a nawet ze Scotland Yardem, czy z przedstawicielami medycyny. W moim kraju takich ludzi przedstawianoby z pewnością jako wariatów i szarla- tanów, ale to nie jest jedyna rzecz, która w Niemczech wygląda nie tak, jak trzeba. Zostawmy jednak ten temat... Działalność osób uznanych za medium duchowe prowadzi do pewnych wnio- sków. Jeżeli ktoś raz nawiąże kontakt ze zmarłym, szybko się zorientuje, że religie takie jak chrześcijaństwo, judaizm oraz islam nie ukazują prawdy na temat tak zwanego nieba. Wszyscy zmarli, bez wyjątku, opowiadają podczas kontaktu z medium, że żyli już wielokrotnie i że przygotowują się właśnie do nowej inkarnacji. Mowa jest tu- taj właściwie o reinkarnacji - ponownym odradzaniu się. Reinkarnację uznaje na przykład buddyzm - religia, w której wyobrażenie śmierci, jak też sam sposób po- dejścia do niej, są bardzo specyficzne.. Po przyjrzeniu się historii kultur i systemów religijnych na świecie, można dojść do wniosku, że współcześnie (głównie na Zachodzie) ludzie boją się 24
rys. 5. Śmierć nie zna litości śmierci bardziej niż kiedyś. Widać to wyraźnie, jeśli spojrzymy kilkaset lat wstecz: W antycznych czasach chrześcijaństwa oraz we wcze- snym średniowieczu, zgodnie z moją wiedzą, nie było jeszcze żadnych obrazowych przedstawień śmierci. Do- piero na przełomie tysiącleci znaleźć możemy wczesne przykłady jej personifikacji. W sztuce dojrzałego śre- dniowiecza tak zwane obrazy memento mori miały po- budzać ludzi do myślenia o nietrwałości własnego ży- cia. Evelyn Lang pisze na ten temat: „Memento mori (»pamiętaj o śmierci«) oznaczało przygotowanie się na śmierć i miało jednocześnie napominać, by prowadzić cnotliwe i pobożne życie, tak aby w każdej chwili być przygotowanym na to, by umrzeć. Około 1600 roku powstał zakon Braci Śmierci, dla którego »memento mori« sta- ło się wręcz programem. Członkowie zakonu pozdrawiali się tymi słowami, by wciąż mieć przed oczyma przemijalność życia na Ziemi, a jako ostrzeżenie i przypomnienie ubierali się w czarne szkaplerze (ro- dzaj narzuty; przyp. aut), na których wymalowana była trupia czaszka. Myślenie o własnej śmierci, zdrowej duszy i modle- nie się za zmarłych były dla wielu ludzi ważnym po- wodem, by przystąpić do jednego z licznych zakonów. Były one przygotowaniem »na dobrą śmierć» oraz po- magały członkom zakonu po śmierci poprzez modli- twę, obchodzenie corocznych świąt, czy odbycie tak zwanej ostatniej drogi. rys. 6. Taniec śmierci 25
rys. 7. Śmierć zabiera każdego, króla... W Górnym Palatynacie, w Ebermannsdorf, znany był między innymi Zakon Braci Uzyskania Dobrej Śmierci. Ważnym medium dla szerzenia idei sztuki umierania (»ars moriendi«) było malarstwo, a zwłaszcza grafika. Średniowieczne »artes moriendi«, zwane również »ar- tes bene moriendi«, czy krótko książeczki dla umierają- cych«, były pomocą dla umierających i wskazywały lu- dziom właściwą drogę wyboru pomiędzy dobrem a złem”. Dzięki takim tekstom, najpierw pisanym ręcznie, a później wzbogacanym ilu- stracjami, wizerunek śmierci stawał się coraz bardziej powszechny. Evelyn Lang pisze również: „Za najstarsze przedstawienia ars moriendi uchodzą powstałe około 1450 roku miedzioryty mistrza ES: w pięciu kolejnych parach obrazów ukazywana jest w co- raz dramatyczniejszy sposób walka Nieba i Piekła o duszę umierającego, by w je- denastym motywie pocieszyć nas obrazem błogosławionej godziny śmierci. Pięciu pokusom na łożu śmierci, mianowicie - zwątpieniu wiary, rozpaczy, bra- kowi cierpliwości w cierpieniu, pysze i trosce o to, co przemijające - przeciwsta- wione są dodanie otuchy w wierze, pocieszenie w zwątpieniu, napomnienie zacho- wania cierpliwości, oddanie w pokorze i przypomnienie wiecznego uwolnienia od cierpienia. Ostatni obraz ukazuje szatana, który bezsilny odstępuje od łoża umierającego, podczas gdy anioł zabiera duszę do nieba. Kolejność tych jedenastu ilustracji była zawsze zacho- wywana i w licznych wydaniach książek ukazywano je w ten sposób aż do XVII wieku.” rys. 8. ... bogacza... 26
Inną formą wyrażania memento mori były w późnym średniowieczu tak zwane tańce śmierci, które w dramatyczny sposób (w szeregu kolejnych scen) ukazywały nieuniknioność śmierci, przychodzącej po każdego, niezależnie od jego pozycji i nazwiska. Bowiem w obliczu śmierci wszyscy ludzie są równi: papież i grzesznik, cesarz i chłop. Takie tańce można było często zobaczyć namalowane na murach kościołów i ka- plic lub zamkowych krużganków. Obrazy te opatrywano różnymi powiedzonkami, jak na przykład: „Chłopie, chodź już ze mną chodź, czas już, bym cię kosą ściął” (gdy śmierć przychodziła po chłopa) albo: „Pieniądze i wszystko, co masz, już ci nie pomogą, gdy nadchodzi czas” (słowa skierowane do kupca). Na przestrzeni stuleci sposób przedstawiania śmierci wciąż się zmieniał: „W sztuce wczesnego średniowiecza śmierć przedstawiana jest jako osoba w pełnej krasie. W późnym średniowieczu jest już jednak trupem toczonym przez robaki lub postacią bez odzienia, bądź w całunie. Zapadnięta skóra i wystające kości to charakterystyczne cechy przedstawiania śmierci w XV i XVI wieku. Zastępuje je kościotrup przedstawiany jako Kosiarz Śmierci, z sierpem lub kosą w rękach. Jeździec Śmierci znajduje swój pierwowzór w apokaliptycznych jeźdźcach, gło- szących wojnę, zarazę, głód, klęski żywiołowe, koniec świata i sąd ostateczny (Ob- jawienie św. Jana 6.1-8). Łowca Śmierć ma z kolei swoje korzenie w Psalmie 124,7: »Dusza nasza jako ptaszek uszła z sidła ptaszników; sidło się potargało, a myśmy uszli«. Kościotrup z siecią i sidłami poluje na żywych i strzela z łuku strzałami niosącymi śmierć.” W XVIII wieku myśli z kręgu memento mori przedstawiano w jeszcze inny spo- sób. Chodzi o dziesięć „stopni wiekowych” mężczyzny i kobiety w drodze na górę i w dół, przy wykorzystaniu symboliki architektury schodów. Takie opisy świadczą o tym, że motyw memento mori był w dawnych czasach wciąż obecny - w malar- stwie czy architekturze. rys. 9. ...i pacholę 27