1 Pogoda była wspaniała. Podobno najstarsi ludzie nie pamiętali takiej słonecznej i ciepłej jesieni. Wprawdzie złośliwi twierdzą, że najstarsi ludzie w ogóle niewiele pamiętają, ale fakt pozostawał faktem, iż w listopadzie słońce przygrzewało jak w sierpniu. Na drzewach można było jeszcze zobaczyć zielone liście, a na ulicach widziało się mężczyzn w samych tylko garniturach i kobiety w wiosennych kostiumikach. Przepowiadano, że zimy w ogóle nie będzie, co napełniało melancholią sportowców, przygotowujących sprzęt narciarski. Niedaleko palmiarni siedział na ławce Downar. Miał coś do załatwienia w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i korzystając z okazji, poszedł na wagary do Łazienek. Lubił ten królewski park, którego stare drzewa tak dobrze odgradzały od wielko- miejskiego gwaru. Panował tu ogromny, kojący nerwy spokój. Ludzie nie spieszyli się, nie biegli, nie spoglądali co chwila na zegarek. W rytm powolnych kroków szeleściły zeschnięte liście. Downar patrzał na kolorowe drzewa i rozkoszował się ciszą. Dalekie odgłosy ulicy wydawały się tutaj czymś zupełnie nierealnym. Miasto było gdzieś daleko, nie narzucało się swym męczącym hałasem, Ach, jak przyjemnie. Byłoby jeszcze przyjemniej, gdyby nie wyrzuty sumienia. Dosyć już tych wagarów. Trzeba wracać do Komendy. Nie miał co prawda na tapecie nic specjalnie pilnego, ale w każdej chwili mogło coś się zdarzyć. Spojrzał na zegarek. Dochodziła pierwsza. Psiakrew, jak ten czas niemiłosiernie leci. Już podnosił się z ławki, kiedy tuż koło siebie posłyszał młodzieńczy głos: — Dzień dobry. — Wojtek! A ty co tu robisz?
Zeydler-Zborowski Zygmunt - Inspektor ze Scotland Yardu
Informacje o dokumencie
Rozmiar : | 2.9 MB |
Rozszerzenie: |
Gość • 2 lata temu
stare i dobre