Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Chyba kiedyś zabiłem dziewczynę, która tak wyglądała.
Tak. Nazywała się Emily Danagger. Została zamordowana jako nastolatka, przez człowieka
pracującego w domu jej rodziców. Jej ciało zostało wepchnięte we wnękę na poddaszu i
zamurowane.
Mrugam i udzielam oględnej odpowiedzi na pytanie, które zadała mi dziewczyna. Emily miała
wyższe kości policzkowe. I inny nos. Ale kształt twarzy jest tak podobny, jakby patrzył na dziewczynę,
którą prowadziłem do salonu na piętrze. Zajęło to prawie godzinę, bo co chwila musiałem wbijad
athame w ściany, a ona przenikała przez nie i próbowała mnie nie zgubid.
– Uwielbiam filmy o potworach – mówi dziewczyna obok mnie. Nie pamiętam jej imienia. –
"Jigsaw" i "Jason" to moje ulubione. A ty?
– Nie przepadam za takimi filmami – odpowiadam, ale nie wspominam, że ani "Jigsaw" ani
"Jason" nie są właściwie o potworach. – Lubię eksplozje i efekty specjalne.
Cait Hecht. Tak nazywa się dziewczyna. Kolejna uczennica z Winston Churchill. Ma orzechowe
oczy, trochę za duże względem twarzy, ale ładne. Nie wiem, jaki kolor miały oczy Emily Danagger.
Kiedy ją poznałem, ciekła z nich krew. Pamiętam jej twarz, bladą ale nie niewidoczną, materializującą
się na tapecie w kwiatki. Teraz wydaje się to głupie, ale wtedy była to najmocniejsza gra w zbijaka
z duchem. Byłem cały spocony. To było dawno, kiedy byłem młodszy i łatwiejszy do przestraszenia.
Minie wiele lat, nim znów spotkam ducha obdarzonego autentyczną siłą – takiego jak Anna Korlov,
dziewczyna, która w każdej chwili mogła mi złamad kręgosłup, ale wolała mnie ratowad.
Siedzę w narożnym boksie w kawiarni przy Bay Street. Carmel siedzi naprzeciw mnie z dwójką
znajomych, Jo i Chadem, którzy chodzą ze sobą chyba od siódmej klasy. Ohyda. Siedząca obok mnie
Cait Hecht powinna byd moją parą. Przed chwilą oglądaliśmy film; nie pamiętam, o czym był, ale
chyba były w nim wielkie psy. Gada do mnie, przesadnie macha rękami, unosi brwi, błyska idealnymi
zębami i próbuje zwrócid moją uwagę. A ja myślę tylko o tym, że bardzo przypomina Emily Danagger,
tylko jest mniej interesująca.
– Jak kawa? – pyta niepewnie.
– Dobra – odpowiadam. Próbuję się uśmiechnąd. To nie jej wina. To Carmel mnie na to
namówiła, a ja się zgodziłem, żeby się zamknęła. Czuję się jak dupek, że marnuję czas Cait. Czuję się
jeszcze gorzej, bo porównuję ją do martwej dziewczyny, którą zabiłem cztery lata temu.
Rozmowa ustaje. Długo piję kawę, która jest naprawdę dobra. Słodka, z bitą śmietaną
i orzechami. Carmel kopie mnie pod stolikiem i prawie się nią ochlapuję. Kiedy podnoszę wzrok,
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
2
rozmawia z Jo i Chadem, ale o to jej chodziło. Nie jestem dobrym partnerem na randkę. Pod jej
lewym okiem pokazuje się tik.
Szybko rozważam prowadzenie uprzejmej rozmowy. Ale nie chcę zwodzid Cait ani jej nakręcad.
Tajemnicą pozostaje, dlaczego w ogóle chciała się ze mną umówid. Po tym, co spotkało Mike'a, Willa
i Chase'a w zeszłym roku – Mike'a zamordowała Anna, a Will i Chase zostali zjedzeni przez ducha,
który zabił mojego ojca – stałem się wyrzutkiem Winston Churchill. Nigdy nie łączono mnie z tymi
morderstwami, ale wszyscy mnie podejrzewają. Wiedzą, że oni mnie nienawidzili, a teraz już nie żyli.
Krążą różne teorie na temat tego, co się zdarzyło. Wielkie, rozbujane plotki, które krążą i rosną,
aż wreszcie osiągają absurdalne rozmiary i umierają. Narkotyki, szepcząc ludzie. Nie, nie, podziemne
bractwo seksualne. Cas dostarczał im amfetaminę, żeby lepiej im szło. Jest jak diler.
Ludzie mijają mnie na korytarzach i unikają moich oczu. Szepczą za moimi plecami. Czasami
zastanawiam się nad kooczeniem liceum w Thunder Bay. Nie mogę znieśd tych idiotów
obmyślających przeróżne teorie, w większości ekstremalnie przesadzone, ale nikt nie wspomina
historii o duchach, którą wszyscy znają. Nikt nie mówi o Annie we Krwi. Takich plotek przynajmniej
warto byłoby posłuchad.
Czasami otwieram usta, żeby powiedzied mamie, żeby się przygotowała, znalazła nam inny dom
w innym mieście, gdzie mógłbym polowad na kolejnych niebezpiecznych zmarłych. Spakowalibyśmy
się wiele miesięcy temu, gdyby nie Thomas i Carmel. Mimo wszystkich przeciwności zacząłem ufad
Thomasowi Sabinowie i Carmel Jones. Świadomośd, że siedząca naprzeciw dziewczyna, która
wzrokiem wbija we mnie sztylety, zaczynała jako mój przewodnik, jest dziwna. Dzięki niej
poznawałem miasto. Dziwnie jest pamiętad, że Thomasa, mojego najlepszego przyjaciela, uważałem
kiedyś za wkurzającego, chorego psychicznie rzepa.
Carmel ponownie mnie szturcha, a ja zerkam na zegarek. Od ostatniego sprawdzenia minęło
tylko pięd minut. Chyba się zepsuł. Kiedy palce Cait przesuwają się po moim nadgarstku, cofam się
i upijam kawy. Nie umyka mi jej zażenowane, niewygodne przemieszczenie ciała.
Nagle Carmel mówi głośno:
– Cas chyba jeszcze nie przeglądał college'ów. Prawda, Cas? – Tym razem kopie mnie mocniej.
O czym ona mówi? Jestem w pierwszej klasie. Dlaczego miałbym myśled o college'u? Carmel pewnie
zaplanowała swoją przyszłośd już w przedszkolu.
– Myślałam o St. Lawrence – mówi Cait, a ja milczę. – Tata twierdzi, że St. Clair będzie lepsze. Nie
wiem, co ma na myśli mówiąc lepsze.
– Mm – odpowiadam. Carmel patrzy na mnie jak na idiotę. Prawie zaczynam się śmiad. Chce
dobrze, ale ja nie mam nic do powiedzenia tym ludziom. Chciałbym, żeby był tu Thomas. Kiedy ukryty
w mojej kieszeni telefon zaczyna wibrowad, za szybko podrywam się od stołu. Zaczną mnie
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
3
obgadywad, kiedy tylko wyjdę za drzwi, zastanawiając się, na czym polega mój problem. Carmel
powie im, że jestem nerwowy. Nieważne.
Dzwoni Thomas.
– Cześd – mówię. – Znowu czytasz w myślach, czy po prostu wyczułeś dobrą porę?
– Jest aż tak źle?
– Nie gorzej, niż zakładałem. Co tam?
Niemal czuję, że wzrusza ramionami.
– Nic. Pomyślałem, że przyda ci się droga ucieczki. Po południu odebrałem samochód z salonu.
Chyba mógłbym zawieźd nas do Grand Marais.
Na koocu języka mam pytanie "Jak to chyba?", kiedy drzwi do kawiarni się otwierają i wychodzi
z niej Carmel.
– Och, kurde – mruczę.
– Co?
– Carmel idzie.
Zatrzymuje się przede mną z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Słyszę cichutki głos Thomasa,
który chce wiedzied, co się dzieje, czy powinien podjechad pod mój dom i mnie zabrad, czy nie. Zanim
Carmel mówi cokolwiek, przykładam komórkę do ucha i mówię:
– Tak.
Carmel tłumaczy się za nas oboje. Siedząc w Audi, udaje jej się utrzymad chłodne milczenie przez
czterdzieści sekund, podczas których mknie po uliczkach Thunder Bay. Gdy jedziemy, dośd dziwnym
zrządzeniem losu wszystkie światła się przed nami zmieniają, jakbyśmy mieli magiczną eskortę. Drogi
są mokre, wciąż chrzęszczą resztkami lodu. Za dwa tygodnie zaczynają się letnie wakacje, ale to
miasto chyba o tym nie wie. Późny maj i nocne przymrozki. Jedyną oznaką kooczącej się zimy są
burze: jęczące, pchane wiatrem zjawiska, które przetaczają się nad jeziorem i z powrotem,
pozbywając się zimowych resztek. Nie byłem przygotowany na tyle miesięcy zimna. Zaciska się wokół
miasta jak pięśd.
– Po co w ogóle przyszedłeś? – pyta Carmel. – Skoro zamierzałeś się tak zachowywad? Wprawiłeś
Cait w parszywy nastrój.
– Wprawiliśmy Cait w parszywy nastrój. Nie chciałem tu przyjeżdżad. To ty narobiłaś jej nadziei.
– Lubi cię od chemii z zeszłego semestru – mówi Carmel i krzywi się.
– To powinnaś jej powiedzied, jakim dupkiem jestem. Mogłaś zrobid ze mnie parszywego drania.
– Lepiej żeby przekonała się na własne oczy. Powiedziałeś może z pięd słów. – Ma na twarzy tę
zawiedzioną minę, która graniczy z niesmakiem. Potem jej twarz łagodnieje i odrzuca blond włosy za
ramię. – Pomyślałam, że fajnie będzie, jeśli poznasz kilka nowych osób.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
4
– Poznaję mnóstwo nowych osób.
– Mówię o żywych osobach.
Patrzę prosto przed siebie. Może chodzi jej o to, że paplam o Annie, a może nie. Ale to mnie
wkurza. Carmel chce, żebym zapomniał. O tym, że Anna nas uratowała, że się poświęciła i zaciągnęła
Maga Obeah do Piekła. Carmel, Thomas i ja próbowaliśmy ustalid, co się z nią później stało, ale bez
skutków. Carmel chyba myśli, że czas przerwad poszukiwania i o niej zapomnied. Ja tego nie zrobię.
Nieważne, czy powinienem.
– Wiesz, że nie musiałaś wychodzid – mówię. – Thomas mógł mnie odebrad stąd. Albo mogłem
się przejśd.
Carmel przygryza piękną wargę. Przyzwyczaiła się do posłuchu. Przyjaźnimy się prawie od roku,
a ona wciąż robi minę zagubionego szczeniaczka, kiedy nie robię tego, czego ona chce. To dziwnie
urocze.
– Jest zimno. I tak się nudziłam. – Jest ubrana w płaszcz w kolorze wielbłądziej skóry i czerwone
mitenki. Czerwony szalik wokół szyi ma perfekcyjny związany, chociaż wychodziliśmy w pośpiechu. –
Wyświadczyłam Cait przysługę. Załatwiłam jej randkę. Nie nasza wina, że nie potrafiła się zauroczyd.
– Ma ładne zęby – mówię. Carmel się uśmiecha.
– Może to był zły pomysł. Nie powinnam cię zmuszad, co? – mówi, a ja udaję, że nie widzę
pełnego nadziei spojrzenia, które mi rzuca, jakby liczyła, że pociągnę tę rozmowę. Nie ma o czym
mówid.
Kiedy docieramy do mojego domu, na podjeździe stoi zniszczone Tempo Thomasa. W środku
widzę jego cieo, rozmawia z moją mamą. Carmel zatrzymuje się tuż za nim. Myślałem, że zostawi
mnie przy krawężniku.
– Pojedziemy moim. Jadę z wami – mówi i wysiada. Nie protestuję. Mimo moich starao, Carmel
i Thomas się polubili. Po tym, co zaszło z Anną i Magiem Obeah, byli właściwie nierozłączni.
Thomas wygląda jak jedna wielka fałda rzucona na kanapę. Wstaje, kiedy widzi Carmel, a jego
oczy wykonują zwyczajowy obrót. Potem poprawia okulary i wraca do normalności. Mama siedzi na
krześle, ubrana w sweter, w którym wygląda kojąco i po matczynemu. Nie wiem, skąd wziął się
pogląd, że czarownice malują się tonami eyelinera i chodzą w fioletowych płaszczach. Uśmiecha się
do nas i taktownie pyta, jak podobał się film, chod raczej chodzi jej o przebieg randki.
Wzruszam ramionami.
– Nie do kooca – odpowiadam.
Wzdycha.
– Thomas mówił, że jedziecie do Grand Marais.
– Równie dobry pomysł na wieczór, jak każdy inny – mówię. Patrzę na Thomasa. – Carmel też
jedzie. Weźmiemy jej samochód.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
5
– Dobrze – odpowiada. – W moim pewnie skooczylibyśmy na poboczu jeszcze przed
prawdziwym początkiem jazdy.
Przez chwilę panuje niepewnośd. Czekamy, żeby mama wyszła. Teoretycznie nie jest
człowiekiem, ale nie chcę jej zasypywad szczegółami. Po tym, jak zeszłej jesieni prawie umarłem, jej
kasztanowe włosy znacznie posiwiały.
Wreszcie wstaje i wkłada mi w ręce trzy małe, ale pachnące aksamitne paczuszki. Wiem, czym
są, bez patrzenia. Świeże ziołowe mieszkanki ochronne, po jednym dla każdego z nas. Dotyka palcem
mojego czoła.
– Pilnuj ich – szepcze. – I siebie też. – Odwraca sie do Thomasa. – Powinnam wrócid do świec do
sklepu twojego dziadka.
– Ostatnio nie nadążamy z ich wykładaniem. – Uśmiecha się.
– A są takie proste. Cytryna i bazylia. Trzon z magnetytu. We wtorek przyniosę następne. –
Wychodzi po schodach do pokoju, w którym urządziła sobie pracownię. Jest tam mnóstwo bloków
wosku, olejków i zakurzonych butelek z ziołami. Ponod inne matki mają pokoje do szycia. To musi byd
dziwne.
– Pomogę ci pakowad świeczki, kiedy wrócę – mówię, gdy znika na schodach. Chciałbym, żeby
miała innego kota. Po Tybalcie, który wszędzie za nią chodził, pozostała dziura w kształcie kota.
Zdechł sześd miesięcy temu. Może to jeszcze za wcześnie.
– Gotowi? – pyta Thomas. Pod pachą ma płócienną torbę kurierską. Znajdują się w nim wszystkie
strzępy informacji, jaki zdobyliśmy na temat danego ducha czy pracy. Nie chcę myśled o tym, jak
szybko zostały przywiązany do pala i spalony, gdyby wpadła w niepowołane ręce. Nie patrząc w ten
bałagan, wkłada tam rękę i wykonuje tą przerażającą nadnaturalną rzecz, gdy jego palce bezbłędnie
znajdują to, czego szuka, jak dziewczyna z "Poltergeista".
– Grand Marais – mruczy Carmel, gdy on podaje jej kartki. Większośd z nich to list od profesora
psychologii z Rosebridge Graduate, starego znajomego mojego taty, który – zanim wycofał się i zajął
kształtowaniem młodych umysłów – rozwijał swój własny poprzez udział w transach, które moi
rodzice prowadzili we wczesnych latach osiemdziesiątych. W liście pisze o duchu z Grand Marais,
w Minnesocie, który ponod zamieszkuje opuszczoną stodołę. Przez ostatnie trzydzieści lat umarło tam
sześd osób. Trzy z nich w dośd tajemniczych okolicznościach.
Tak, sześd zgonów. Statystyki nie pasują do mojej listy A. Ale odkąd utknąłem w Thunder Bay,
muszę ograniczad się do kilku wycieczek rocznie i tylko w miejsca, do których zdążę dotrzed i wrócid
w jeden weekend.
– Zabija przez zmuszanie ludzi do wypadków? – pyta Carmel, czytając list. Większośd ofiar
stodoły wydawała się przypadkowa. Farmer jechał traktorem, który nagle się przewrócił i go
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
6
przygniótł. Cztery lata później żona tego farmera upadła na widły, przebijając klatkę piersiową. – Skąd
wiemy, że to nie prawdziwe przypadki? Grand Marais jest za daleko, żeby jechad po nic.
Carmel zawsze mówi o duchach "to". Nigdy "on" czy "ona", rzadko po imieniu.
– A mamy coś lepszego do roboty? – pytam. W moim plecaku wierci się athame. Wiem, że tam
jest, wsunięty w skórzany pokrowiec, ostry jak brzytwa, nie wymagający ostrzenia, i to mnie niepokoi.
Prawie żałuję, że wyszedłem z tej nieszczęsnej randki.
Od czasu spotkania z Magiem Obeah, kiedy znalazłem ten powiązany z nim nóż… nie wiem. Nie
boję się go. Wydaje się mój. A Gideon zapewnia, że więź pomiędzy nim a Czarownikiem Obeah
została zerwana, że duchy, które zabijam, już do niego nie idą, nie karmią go i nie wzmacniają. Teraz
idą tam, gdzie powinny. Jeśli komuś w tym względzie ufałem, to właśnie Gideonowi z Londynu, po
kolana brodzącemu w zakurzonych księgach. Był z moim tatą od samego początku. Ale kiedy
potrzebowałem porady kogoś innego, szedłem z Thomasem do sklepu z antykami i słuchałem jego
dziadka, Morfrana, który mówił o rozkładzie energii na poszczególnych poziomach i o tym, że Mag
Obeah i athame nie są już na tym samym poziomie. Cokolwiek to znaczyło.
Więc się go nie boję. Ale czasami mam wrażenie, że jego moc mnie szturcha. To coś więcej niż
nieruchomy przedmiot i czasami zastanawiam się, czego chce.
– Mimo wszystko – mówi Carmel – nawet jeśli to duch, to zabija raz na kilka lat. A jeśli nie będzie
chciał zabid nas?
– Cóż – nieśmiało odparł Thomas – od ostatniej wycieczki, z której wróciliśmy z pustymi rękami,
zacząłem nad tym pracowad. – Sięga do kieszeni swojej kurtki Army surplus i wyciąga okrągły jasny
kamyk. Jest płaski i gruby na około półtora centymetra, jak duża, gruba moneta. Po jednej stronie ma
wyrzeźbiony symbol, trochę podobny do lekko zmodyfikowanego celtyckiego węzła.
– Kamieo runiczny – mówię.
– Piękny – przyznaje Carmel i Thomas jej go daje. Naprawdę piękna robota. Rzeźbienia są
staranne, a powierzchnia wypolerowana niemal do białości.
– To przynęta.
Carmel podaje kamieo mnie. Runa wabiąca, duchowy odpowiednik kocimiętki. Bardzo sprytne,
jeśli zadziała. Obracam go w dłoni. Jest chłodny w dotyku i ciężki jak kurze jajo.
– No – mówi Thomas, odbiera mi kamieo runiczny i chowa do kieszeni. – Chcecie go
wypróbowad?
Patrzę na nich i przytakuję.
– Jedziemy.
Jazda po ciemku do Grand Marais w Minnesocie jest długa i nudna. W świetle samochodowych
świateł pojawiają się i znikają świerki, a patrzenie na przerywaną linię przyprawia mnie o mdłości.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
7
Przez większośd jazdy próbuję się zdrzemnąd na tylnej kanapie, a przynajmniej udawad sen,
podsłuchując ich albo próbując wyciszyd. Kiedy szepczą, wiem, że mówią o Annie, ale nie używają jej
imienia. Słyszę, jak Carmel mówi, że to beznadzieja, że nigdy nie dowiemy się, dokąd poszła, a nawet
jeśli, może nie powinniśmy. Thomas nie protestuje; przy Carmel nigdy tego nie robi. Kiedyś takie
rozmowy mnie denerwowały. Teraz są już normalnością.
– Zwolnij – mówi Thomas. – To chyba tutaj.
Wyciągam głowę ponad siedzeniem, a Carmel próbuje skierowad Audi na coś, co jest nie tyle
drogą, co pokrytą błotem trasą wyścigów 4x4. Samochód ma napęd na cztery koła, ale i tak może się
zakopad. Ostatnio musiało tu porządnie lad, ścieżka jest pełna kałuż. Już mam powiedzied Carmel,
żeby dała sobie spokój i próbowała zawrócid, kiedy w świetle reflektorów pojawia się coś czarnego.
Zatrzymujemy się.
– Co to? – pyta Carmel. "To" jest ogromną czarną stodołą postawioną na obrzeżach pola
z zasuszonymi łodygami roślin, które wyglądają jak nieuczesane włosy. Dom, do którego należała,
wraz z innymi budynkami, już dawno został zburzony. Została tylko stodoła, czarna i samotna,
czekająca na nas przy lesie milczących drzew.
– Pasuje do opisu – mówię.
– Żadnego opisu – odpowiada Thomas i grzebie w torbie kurierskiej. – Mamy szkic, pamiętasz? –
Wyciąga go, a Carmel włącza światło w aucie. Chciałbym, żeby tego nie robiła. Natychmiast mam
wrażenie, że jestem obserwowany, jakby światło ukazywało wszystkie nasze sekrety. Carmel sięga
ręką, by je wyłączyd, ale kładę dłoo na jej ramieniu.
– Za późno.
Thomas unosił szkic do szyby, porównuje z nim ciemną sylwetkę stodoły. Moim zdaniem to
niewiele da. Rysunek jest niestaranny, wykonany węglem, więc wszystko ma inny odcieo czerni.
Przyszedł pocztą, razem ze wskazówką, i był efektem transu. Ktoś narysował wizję, gdy jej
doświadczał. Powinien otworzyd oczy i popatrzyd na kartkę. Szkic przypomina sen, ma rozmyte
krawędzie i mnóstwo twardych linii. Wygląda jak dzieło czterolatka. Ale gdy je porównuję, stodoła
i szkic zaczynają stawad się coraz bardziej podobne, jakby tonie kształt się liczył, a to, co się za nim
kryje.
To głupie. Ile razy ojciec powtarzał mi, że miejsce nie może byd złe? Sięgam do plecaka i biorę
athame, po czym wysiadam. Kałuże sięgają mi sznurowadeł, a kiedy dochodzę do bagażnika Audi,
mam całkiem mokre stopy. Auta Carmel i Thomasa zostały dostosowane i wyposażone jak na
wyprawę surwiwalową, we flary, koce i zestawy pierwszej pomocy, które zadowoliłyby najbardziej
zwariowanego hipochondryka. Thomas jest za mną, ostrożnie brnie przez błoto. Carmel otwiera
bagażnik, wyjmujemy trzy latarki i obozową latarnię. Idziemy wspólnie w ciemności, czując
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
8
drętwienie stóp i słuchając mlaskania skarpetek w butach. Jest zimno i mokro. Uparty śnieg wciąż
tkwi na grubszych gałęziach drzew i przy ścianach stodoły.
Znów uderza mnie, jak tajemniczo wygląda stodoła. Gorzej niż podupadły wiktoriaoski dom
Anny. Wygląda jak pająk, który udaje nieżywego i czeka, żebyśmy się zbliżyli. To głupie. Po prostu
chłód i ciemnośd zakradają mi się pod skórę. Niemniej nie pokazałbym kciuka w dół, gdyby pojawił się
tu ktoś z benzyną i zapałką.
– Macie. – Podaję Thomasowi i Carmel ich świeże zaklęcia ochronne. Thomas wkłada swój do
kieszeni spodni. Carmel ściska swój jak amulet. Zapalamy latarnię i latarki tuż przed drzwiami, które
kiwają się tam i z powrotem jak groźny palec. – Trzymajcie się blisko – szepczę, a oni przylegają do
moich boków.
– Zawsze, kiedy robimy coś tak głupiego – mruczy Carmel. – Zawsze myślę, że poczekam
w samochodzie.
– Ty raczej nie trzymasz się z boku – szepcze Thomas i czuję, że Carmel się uśmiecha.
– Uspokójcie się – mruczę i sięgam, by pchnąd drzwi.
Thomas ma wkurzający zwyczaj przesuwania gorącym, jarzącym światłem latarki we wszystkich
kierunkach z prędkością miliona mil na godzinę, jakby spodziewał się złapad ducha na gorącym
uczynki. Ale duchy są nieśmiałe. A jeśli nie nieśmiałe, to przynajmniej ostrożne. Nigdy w życiu nie
otworzyłem drzwi i nie stanąłem z żadnym twarzą w twarz. Jednakże, kiedy wchodziłem, natychmiast
czułem się obserwowany. Tak jak teraz.
To dziwne wrażenie, taka mocna świadomośd obecności kogoś za plecami. Kiedy obserwuje cię
trup, wrażenie jest jeszcze dziwniejsze, ponieważ nie sposób określid kierunku, z którego pada
spojrzenie. Po prostu jest. Denerwujące, ale nic z tym nie można zrobid. Jak z latarkową padaczką
Thomasa.
Idę na środek stodoły i stawiam latarnię na ziemi. Powietrze pachnie kurzem i starym sianem,
które leży na brudnej podłodze. Kiedy powoli się obracam, pewnie i ostrożnie prowadząc promieo
latarki, szeleści i trzaska pod moimi stopami. Carmel i Thomas zachowują ostrożnośd i trzymają się
przy mnie. Wiem, że przynajmniej Thomas, jako czarodziej, też czuje, że jest obserwowany. Jego
latarka zygzakuje w górę i dół ścian, szuka kątów i kryjówek. Za dużo robi, powinien traktowad
światło jako przynętę i zwracad uwagę na mrok. Nasze ubrania są głośne; włosy Carmel szeleszczą
wokół jej ramion głośno jak wodospad, kiedy rozgląda się wokół.
Opuszczam dłonie i stawiam krok, wypuszczając światło latarni pomiędzy naszych stłoczonych
ciał. Oczy nam się przyzwyczaiły, Carmel i ja wyłączamy latarki. Stodoła jest pusta, jeśli nie liczyd
czegoś podobnego do kościotrupa starego pługa w kącie. Latarnia oświetla pomieszczenie stłumioną
żółcią.
– To tutaj? – pyta Carmel.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
9
– Na noc wystarczy – odpowiadam. – Rano spróbujemy przejśd w bardziej ruchliwą okolicę,
może złapiemy stopa.
Carmel kiwa głową. Załapała. Sztuczka ze zbłąkanym wędrowcem działa częściej, niż można by
podejrzewad. Dlatego pojawia się w tak wielu horrorach.
– Nie jest tu ani trochę cieplej niż na zewnątrz – komentuje Thomas. On także wyłącza latarkę.
Na górze coś szeleści. On podskakuje, szybko włącza latarkę i kieruje jej światło w sufit.
– Chyba gołębie – mówię. – To dobrze. Jeśli się tu zasiedzimy, zrobimy sobie ptaki z rusztu.
– To… ohydne – odpowiada Carmel.
– Taki kurczak dla ubogich. Sprawdźmy to. – Widzę niepewną, przygniłą drabinę prowadzącą na
górę. Zakładam, że znajdziemy tam tylko siano i chmarę rozkrzyczanych gołębi i wróbli. Nie muszę
mówid Thomasowi i Carmel, żeby byli ostrożni. Trzymają się tuż za mną, utrzymują kontakt fizyczny.
Kiedy stopa Carmel trafia na zęby wideł, które leżały pod warstwą słomy, krzywi się. Patrzymy po
sobie, a ona kręci głową. To nie mogą byd te same widły, na które upadłą żona farmera. Tak sobie
powtarzamy, chociaż nie widzę powodu, dla których tak nie mogłoby byd.
Jako pierwszy wchodzę na stryszek. Snop światła z latarki pada na ogromną, płaską poład
pokrytej słomą podłogi i kilka wysokich stert bali pod ścianą. Kiedy kieruję latarkę ku dachowi, widzę
jakieś pięddziesiąt gołębi, z których żaden sobie nie przeszkadza.
– Chodźcie na górę – mówię. Thomas wspina się jako drugi, potem pomagamy Carmel. –
Uważajcie; w sianie jest pełno ptasiego gówna.
– Super – mruczy.
Kiedy jesteśmy na górze, rozglądamy się, ale nie mamy za bardzo na co patrzyd. To tylko
ogromna, otwarta przestrzeo zarzucona słoną i ptasimi odchodami. Jest też system rolek, które
musiały byd używane do transportu słomy, i grube liny zwisające z krokwi.
– Wiecie, czego nienawidzę w latarkach? – pyta Thomas, a ja patrzę na snop światła z jego
latarki, który pokazuje ptasie głowy i trzepoczące skrzydła, a potem nic poza pajęczynami. – Zawsze
każą ci się zastanawiad nad tym, czego nie widzisz. Tym, co wciąż jest w ciemności.
– Fakt – mówi Carmel. – To zawsze najgorsze ujęcie z horrorów. Kiedy latarka w koocu znajduje
to, czego szukała, a ty stwierdzasz, że w sumie wolałbyś tego nie widzied.
Obydwoje powinni się zamknąd. To nie czas na próby nastraszenia siebie nawzajem. Odchodzę
kilka kroków, licząc na zakooczenie tej rozmowy i sprawdzenie jakości podłogi. Thomas idzie w innym
kierunku, trzyma się blisko ściany. Przesuwam latarką nad balami siana, szukając potencjalnych
kryjówek. Nie widzę nic poza tym, jak ohydnie wyglądają w brązowo–białych plamach. Za sobą słyszę
długie skrzypnięcie, a kiedy się odwracam, w twarz uderza mnie podmuch wiatru. Thomas znalazł
jakieś drzwi i je otworzył.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
10
Wrażenie bycia obserwowanym zniknęło. Jesteśmy tylko trójką dzieciaków w opuszczonej
stodole, dla niczyjego użytku udającą zabłąkanych wędrowców. Może to w ogóle było złe miejsce,
a to, co poczułem po wejściu, było tylko ułudą.
– Te twoje runy chyba nie działają – mówię. Thomas wzrusza ramionami. Przesuwa rękę ku
kieszeni, w której znajduje się kamieo runiczny.
– Nigdy nie byłem ich pewny. Rzadko pracuję z runami. I jeszcze nigdy takiej nie rzeźbiłem. –
Schyla się i spogląda przez drzwi w noc. Zrobiło się zimniej; jego oddech tworzy białawą chmurkę. –
Może to i tak nieważne. No, nawet jeśli to tutaj, ile osób tak naprawdę jest w niebezpieczeostwie?
Kto tu przychodzi? Duch, kimkolwiek był, pewnie się znudził i poszedł wywoływad przypadkowe
śmierci gdzieś indziej.
Przypadkowe śmierci. Te słowa wcinają mi się w powierzchnię mózgu.
Jestem idiotą.
Z krokwi spada lina. Chcę krzyknąd do Thomasa, ale słowa są za wolne. Udaje mi się wykrzyczed
jego imię. Biegnę, pędzę ku niemu, bo spada lina, a przywiązany do jej kooca duch staje się prawie
przezroczysty pół sekundy przed tym, jak spycha Thomasa przez drzwi, głową na dół, na zimny,
twardy grunt dwanaście metrów niżej.
Skaczę. Siano wbija mi się w kurtkę, spowalnia mnie, ale nie myślę o niczym innym niż Thomas.
Kiedy wychylam się przez drzwi, udaje mi się złapad jego stopę. Wykorzystuję wszystkie siły, żeby go
nie puścid, kiedy odbija się od ściany stodoły. Po chwili obok mnie pojawia się Carmel, także do
połowy wychylona.
– Thomas! – krzyczy. – Cas, wciągnij go! – Każde z nas trzyma jedną stopę i wciągamy go do
środka, najpierw stopy, potem kolana. Thomas znosi to bardzo dobrze, nie krzyczy ani nic. Kiedy
wciągnęliśmy go prawie w całości, Carmel krzyczy. Nie muszę patrzyd, by wiedzied, że to duch. Czuję
na palcach lodowaty nacisk, a powietrze nagle zaczyna pachnied stęchłym mięsem.
Odwracam i mam go przed oczami: młodego faceta w przetartych ogrodniczkach i koszuli
flanelowej z krótkim rękawem. Jest gruby, ma wystający brzuch i ramiona podobne do bladych,
tłustych kiełbasek. Nie podoba mi się kształt jego głowy.
Wyciągam nóż. Z błyskiem wysuwa się z tylnej kieszeni, gotów do zanurzenia się w jego brzuchu,
a ona się śmieje.
Ona się śmieje. Znam ten śmiech bardzo dobrze, chod słyszałem go tylko kilka razy. Wydobywa
się z jego tłustej, karykaturalnie otwartej paszczy. Athame prawie wypada mi z ręki. Śmiech ustaje
nagle, duch cofa się i ryczy, co przypomina puszczony od tyłu język angielski. Jakieś pięddziesiąt głębi
podrywa się z krokiew i sfruwa ku nam.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
11
Wśród piór i odoru ptaków krzyczę do Carmel, żeby dalej ciągnęła, żeby nie puściła Thomasa, ale
wiem, że tego nie zrobi, chociaż malutkie dziobki i pazury ciągną ją za włosy. Kiedy wciągamy
Thomasa do środka, popycham ich ku drabinie.
Stukot naszych stóp ginie w szumie skrzydeł. Muszę przypominad sobie, by się obejrzed
i upewnid, że ten drao nie spróbuje nas znowu pchnąd.
– Co my robimy? – krzyczy zdezorientowana Carmel.
– Lecimy do drzwi – odkrzykujemy ja i Thomas. Kiedy schodzę z ostatniego szczebla drabiny,
Carmel i Thomas są daleko przede mną, biegną. Czuję materializującego się ducha po prawej,
odwracam się. Teraz widzę go z bliższa i widzę, że problem z jego głową polega na tym, że jej tył jest
wklęsły. Dostrzegam też, że trzyma widły.
Zanim nimi rzuca, krzyczę coś do Carmel. Postąpiłem słusznie, bo obraca się, by sprawdzid, co się
dzieje, i odskakuje na lewo, a zęby wideł wbijają się w ścianę. Zaczyna krzyczed i ten dźwięk mnie
cuci; cofam rękę i rzucam athame. Leci w powietrzu i wbija się w bebech farmera. Przez chwilę patrzy
ku mnie, na mnie i za mnie, oczami podobnych do nieskooczonych zbiorników wodnych. Tym razem
niczego nie czuję. Nie interesuje mnie, dokąd zabierze go nóż. Nie obchodzi mnie, czy Mag Obeah to
czuje. Kiedy zaczyna falowad i znikad jak gorące powietrze, cieszę się, że odszedł. Prawie zabił moich
przyjaciół. Walid go.
Athame ląduje na ziemi z cichym stuknięciem. Podbiegam po niego i idę ku Carmel, która wciąż
krzyczy.
– Carmel! Jesteś ranna? Trafił cię? – pyta Thomas. Ogląda ją, a ona ze strachem kręci głową na
wszystkie strony. Widły były naprawdę blisko. Tak blisko, że jeden z zębów przebił rękaw jej płaszcza
i przypiął ją do ściany. Wyrywam widły, a ona odskakuje i otrzepuje płaszcz, jakby był brudny. Jest
jednakowo przestraszona i wściekła, więc kiedy krzyczy:
– Ty głupi dupku! – nie mogę pozbyd się wrażenia, że to do mnie.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
12
ROZDZIAŁ DRUGI
Athame leży w swoim słoju z solą, po rękojeśd otoczony białymi kryształkami. Poranne słooce
wpadające przez okno pada na słoik i załamuje się we wszystkich kierunkach, prawie jak aureola. Tata
i ja siadaliśmy i patrzyliśmy na niego, włożonego do tego samego słoja, oczyszczanego przez księżyc.
On nazywał go Excaliburem. Ja go nie nazywam.
Mama smaży jajka za moimi plecami. Najświeższe świece leżą na ladzie. Trzy różne kolory
w trzech różnych zapachach. Zielony dla dobrobytu, czerwony dla namiętności, biały dla czystości.
Obok trzy małe stosiki kartek z różnymi zaklęciami, które mają zostad owinięte wokół świec
i zamocowane sznureczkiem.
– Sukces czy nie? – pyta.
– Sukces – odpowiadam. – Mamy jeszcze dżem ze świdośliwy?
Wyjmuje go, a ja wkładam cztery kromki chleba do opiekacza. Kiedy są gotowe, smaruję je
masłem i dżemem i zanoszę na stół, gdzie mama już rozstawiła talerze z jajkami.
– Weź sok, dobrze? – mówi, kiedy szperam w lodówce. – Powiesz mi, co zaszło w sobotni
wieczór?
Prostuję się i nalewam dwie szklanki soku.
– Sam nie wiem. – Droga powrotna z Grand Marais upłynęła w milczeniu. Zanim wróciliśmy, był
niedzielny poranek. Natychmiast padłem jak długi, obudziłem się tylko po to, żeby obejrzed
w telewizji jeden z filmów z serii "Matrix", a potem znowu zasnąłem i spałem całą noc. To najlepszy
plan unikania rozmowy, jaki dotąd obmyśliłem.
– Cóż – mówi mama radośnie – to się dowiedz i mów. Za pół godziny masz byd w szkole.
Siadam przy stole i stawiam soki. Wbijam oczy w jajka, które spoglądają na mnie żółtymi
źrenicami żółtek. Szturcham je widelce. Co mam powiedzied? Jak mam jej to wyjaśnid, skoro sam nie
rozumiem? To był śmiech Anny. Czysty jak dzwon, niemożliwy do pomylenia, wydobywający się
z gardła farmera. To było niemożliwe. Anna odeszła. Tylko ja nie mogłem jej puścid. Więc umysł
zaczynał płatad mi figle. To powiedziało mi światło dnia. Tak powiedziałaby mi każda rozsądna osoba.
– Schrzaniłem – mówię do talerza. – Nie byłem dośd bystry.
– Ale dorwałeś go?
– Najpierw wypchnął Thomasa z okna i próbował zmienid Carmel w kebaba. – Nagle brakło mi
apetytu. Nawet dżem ze świdośliwy nie wyglądał kusząco. – Nie powinni już ze mną jeździd. Nigdy nie
powinienem im na to pozwolid.
Mama wzdycha.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
13
– Tam chyba nie do kooca chodziło o "pozwalanie", Cas. Nie sądzę, żebyś był w stanie ich
powstrzymad. – Mówiła z pasją, bez krzty obiektywizmu. Troszczy się o nich. To jasne. Ale
jednocześnie cieszy się, że już nie jestem sam.
– Ciągnęło ich do nowego – mówię. Znikąd pojawia się we mnie złośd; zaciskam zęby. – Ale
naprawdę mogą przez to zginąd, a kiedy to zrozumieją, jak myślisz, co się stanie?
Twarz matki jest spokojna, pozbawiona emocji, poza lekkim zmarszczeniem brwi. Nabija na
widelec kawałek jajka i przeżuwa w milczeniu. Potem odpowiada:
– Chyba za słabo w nich wierzysz.
Możliwe. Ale nie dziwiłbym się, gdyby uciekli za siedem gór i siedem rzek po tym, co wydarzyło
się w sobotę. Nie winiłbym ich, gdyby uciekli po morderstwach Mike'a, Willa i Chase'a. Czasami
chciałbym, żeby tak postąpili.
– Muszę iśd do szkoły – mówię i odsuwam krzesło od stołu, pozostawiając jedzenie nietknięte.
Athame został oczyszczony i jest gotowy do opuszczenia soli, ale mijam go. Po raz pierwszy w życiu go
nie chcę.
Pierwszą rzeczą, którą widzę, gdy wchodzę w zakręt przed moją szafką, jest ziewający Thomas. Opiera
się o nią z książkami pod pachą, ma na sobie prostą szarą koszulkę, która w kilku miejscach grozi
rozerwaniem. Włosy sterczą mu w przeróżnych kierunkach. Uśmiecham się. Ileż energii mieści się
w ciele, które wygląda jak urodzone w koszu z brudną bielizną. Kiedy mnie dostrzega, macha, a na
twarzy wykwita mu wielki, szeroki uśmiech. Potem znowu ziewa.
– Sorki – mówi. – Jeszcze nie doszedłem do siebie po sobocie.
– Epicki melanż, co, Thomas? – prycha sarkastyczny głos za naszymi plecami. Odwracam się
i widzę grupę osób, których w większości nie znam. Komentarz wygłosiła Christy cośtam cośtam, a ja
myślę, co tam. Tyle że Thomas zacisnął usta i patrzy w rząd szafek, jakby chciał się w nich schowad.
Patrzę beztrosko na Christy.
– Mów tak dalej, a załatwię ci zejście z tego świata. – Mruga, próbuje ocenid, czy mówiłem
poważnie czy nie. Uśmiecham się krzywo. Plotki są niesamowite. Odchodzą w ciszy. – Zapomnij
o nich. Gdyby tam byli, zlaliby się w gacie.
– Racja – odpowiada Thomas i prostuje się. – Słuchaj, przepraszam za sobotę. Głupi byłem, nie
powinienem się tak wychylad. Dzięki, że mnie uratowałeś.
Przez chwilę czuję w gardle gulę, która smakuje jak wdzięcznośd i zaskoczenie. Przełykam ją.
– Nie dziękuj mnie. – Pamiętaj, przez kogo się tam znalazłeś. – To nic wielkiego.
– Jasne. – Wzrusza ramionami. Thomas i ja w tym semestrze mamy wspólnie pierwszą lekcję,
fizykę. Z jego pomocą wyciągam na 5 z minusem. Całe to gadanie o punktach podparcia i gęstości
środka masy brzmi dla mnie jak greka, ale Thomas to łapie. To pewnie ten czarodziejski pierwiastek;
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
14
niesamowicie rozumie wszelakie siły i to, jak działają. Idąc na zajęcia, mijamy Cait Hecht, która stara
się znaleźd tak daleko ode mnie, jak to tylko możliwe. Ciekawe, czy i ona zacznie rozpowiadad o mnie
plotki. Chyba zrozumiem, jeśli to zrobi.
Nie widzę Carmel aż do naszej wspólnej godziny wolnego uczenia. Chociaż jest członkinią naszej
dziwnej, polującej na duchy trójcy, jej status Królowej B nie ucierpiał. Jej kalendarz spotkao
towarzyskich jest pełen jak zwykle. Działa w samorządzie i kilku nudnych organizacjach zbierających
pieniądze. Patrzenie, jak łączy te dwa światy, jest interesujące. Z łatwością przemieszcza się z jednego
do drugiego.
Kiedy docieram do sali, zajmuję miejsce naprzeciw Carmel. Thomasa jeszcze nie ma. Czuję, że nie
wybaczy mi tak łatwo jak on. Ledwie unosi głowę znad zeszytu, kiedy siadam.
– Musisz ściąd włosy.
– Podobają mi się trochę dłuższe.
– Ale wpadają ci do oczu – mówi i patrzy prosto na mnie. – Gorzej przez to widzisz.
Na chwilę opuszcza wzrok, a ja stwierdzam, że prawie przybicie do ściany na podobieostwo
motyla w słoiku zasługuje na przeprosiny.
– Przepraszam za sobotę. Byłem głupi. Wiem o tym. To niebezpieczne…
– Skoocz z tym – mówi Carmel i strzela balonem z gumy. – Co cię gryzie? W tamtej stodole się
zawahałeś. Mogłeś zakooczyd wszystko tam na górze. To było krok od ciebie, wystawiało mi
brzuszysko jak na talerzu.
Przełykam ślinę. Oczywiście, że to widziała. Carmel nigdy nic nie umyka. Otwieram usta, ale nic
się z nich nie wydobywa. Wyciąga rękę i dotyka mojego ramienia.
– Nóż już nie jest zły – mówi cicho. – Tak twierdzi Morfran. I twój znajomy Gideon. Ale jeśli masz
wątpliwości, może powinieneś zrobid sobie przerwę. Komuś może stad się krzywda.
Thomas siada obok Carmel i patrzy to na nią, to na mnie.
– Co jest? – pyta. – Wyglądacie, jakby ktoś umarł. – Boże, Thomas, to dośd ryzykowne słowa.
– Nic – odpowiadam. – Carmel zastanawia się tylko, czemu zawahałem się w sobotę.
– Co?
– Zawahał się – powtarza Carmel. – Mógł to zabid, jeszcze na strychu. – Milknie, gdy mija nas
dwójka dzieciaków. – Ale nie zabił, a ja prawie nadziałam się na niewłaściwy koniec wideł.
– Ale nic nam nie jest. – Thomas się uśmiecha. – Robota załatwiona.
– Jeszcze się nie przekonał – mówi Carmel. – Ciągle zastanawia się, czy nóż jest zły.
Rozmowa o mnie, jakby mnie tu nie było, działa mi na nerwy. Nawijają tak przez jakąś minutę,
Thomas mnie broni, a Carmel upiera sie, że potrzebuję co najmniej sześciu spotkao paranormalnych,
zanim wrócę do pracy.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
15
– Co powiecie na małe wagary? – pytam nagle. Kiedy wskazuję głową drzwi i wstaję, oni też to
robią. Opiekun sali krzyczy jakieś pytania o to, gdzie my się wybieramy i co wyprawiamy, ale nie
zatrzymujemy się. Carmel wykrzykuje tylko:
– O nie, zapomniałam notatek! – Przechodzimy przez drzwi.
Parkujemy na parkingu przed sklepem przy Sześddziesiątej pierwszej. Siedzimy w srebrnym Audi
Carmel. Ja z tyłu, a tamta dwójka odwróciła się ku mnie na fotelach. Czekają cierpliwie, co wszystko
utrudnia. Odrobina podbudowania napięcia nie zaszkodzi.
– Masz rację, że się zawahałem – mówię w koocu. – I masz rację, że ciągle mam wątpliwości co
do noża. Ale nie to męczyło mnie w sobotę. Pytania nie przeszkadzają mi w wykonywaniu
obowiązków.
– Więc co? – pyta Carmel.
Więc co. Sam nie wiem. Kiedy usłyszałem jej śmiech, czerwona Anna stanęła mi przed oczami,
a ja zobaczyłem ją całą: sprytną, bladą dziewczynę w bieli i boginię skąpaną we krwi. Była w zasięgu
ręki. Ale adrenalina już minęła, wokół świeciło słooce. Więc może to było nic. Zwykła halucynacja.
A jednak zaciągnąłem ich tutaj, żeby im to powiedzied. Równie dobrze mogę powiedzied cokolwiek.
– Gdybym powiedział wam, że nie mogę zapomnied o Annie – mówię, patrząc na czarne,
gumowe wycieraczki – że chcę mied pewnośd, że znalazła spokój, zrozumielibyście to?
– Oczywiście – odpowiada Thomas. Carmal odwraca wzrok.
– Nie jestem gotowy, żeby sobie odpuścid, Carmel.
Zakłada jasne włosy za ucho i spogląda w dół.
– Wiem. Ale od miesięcy szukasz odpowiedzi. Jak my wszyscy.
Uśmiecham się okrutnie.
– I co? Znudziło ci się?
– Jasne że nie – prycha. – Lubiłam Annę. A chodby i nie, uratowała nam życia. Ale to, co zrobiła,
poświęciła się… to było dla ciebie, Cas. Po to, żebyś mógł żyd. A nie po to, żebyś chodził jak półżywy
i jej szukał.
Nie mam nic do powiedzenia. Jej słowa uderzają mnie szybko i mocno. Niewiedza, co stało się
z Anną, przez ostatnie miesiące doprowadzała mnie do szaleostwa. Wyobrażałem sobie każde
możliwe piekło, najgorsze możliwe scenariusze. Łatwo byłoby powiedzied, że to dlatego nie chciałem
o niej zapomnied. To byłaby prawda. Ale nie cała. Rzecz w tym, że Anna odeszła. Nie żyła, kiedy ją
poznałem, i zamierzałem odłożyd ją z powrotem pod ziemię, ale nie chciałem jej tracid. Może to, jak
odeszła, miało wszystko ułożyd. Jest bardziej martwa niż wcześniej i powinienem się cieszyd; a jednak
jestem tak wkurzony, że nie myślę racjonalnie. Mam wrażenie, że nie odeszła. Wydaje mi się, że
została mi odebrana.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
16
Po minucie kręcę głową i z moich ust wylewają się spokojne, wydwiczone słowa:
– Wiem. Słuchajcie, może powinniśmy na chwilę zwolnid. Znaczy, masz rację. To nie jest
bezpieczne i cholernie mi przykro z powodu tego, co stało się w sobotę. Szczerze.
Mówią, żebym się nie martwił. Thomas mówi, że to nic, a Carmel żartuje o nadziewaniu na
harpun. Zachowują się tak, jak powinni zachowad się najlepsi przyjaciele, i nagle czuję się jak
skooczony kutas. Muszę zrobid sobie porządek w głowie. Muszę pogodzid się z faktem, że już nigdy
nie zobaczę Anny, zanim komuś stanie się poważna krzywda.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
17
ROZDZIAŁ TRZECI
Tamten śmiech. Słyszę go w głowie po raz setny. To był jej głos; głos Anny, chod wydawał się nieco
szalony i drżący. Niemal zdesperowany. A może to dlatego, że dobiegał z ust martwego faceta.
A może nigdy go tak naprawdę nie słyszałem.
Głośny trzask sprawia, że mrugam i patrzę w dół. Jedna z białych, oczyszczających świec mamy
leży w dwóch kawałkach u moich stóp. Pakowałem je do pudełka, by zanieśd do sklepu Morfrana.
– Co się stało, mój synu? – Uśmiecha się połowicznie i unosi brwi. – Co cię tam
zdekoncentrowało, że niszczysz nasze źródło pieniędzy?
Pochylam się i podnoszę dwie połówki świecy. Niepewnie zbliżam do siebie ułamane fragmenty,
jakby miały się w magiczny sposób połączyd. Dlaczego magia nie działa w ten sposób?
– Przepraszam – mówię. Podnosi się od stołu, przy którym wiązała zaklęcia, bierze ode mnie
świecę i wącha ją.
– W porządku. Tę jedną zachowamy. Po złamaniu działają równie dobrze jak przed. – Mija mnie
i kładzie ją na parapecie przy zlewie. – A teraz odpowiedz mi na pytanie, dziecko. O co chodzi?
Szkołę? A może tamta randka poszła lepiej, niż mówiłeś? – Jej mina jest lekko zaczepna, ale widzę
w niej także nadzieję.
– Niestety, mamo. – Łatwo byłoby powiedzied, że to szkoła. Tak jak stwierdzenie, że śniłem na
jawie. Pewnie powinienem tak powiedzied. Mama jest tu szczęśliwa. Kiedy dowiedzieliśmy się, że
morderca mojego ojca ukrywał się na dachu i zjadł jej kota, myślałem, że się przeprowadzimy. Albo
spalimy dom. Ale nie. Osiadła tutaj i urządziła nam przytulne lokum lepsze niż wszystkie mieszkanie,
jakie wynajmowaliśmy od śmierci taty. Wydawało się, że właśnie na to wszystko czekała.
Chyba obydwoje na to czekaliśmy. Bo teraz to już koniec. I kropka.
– Cas? W porządku? Coś się stało?
Uśmiecham się do niej uspokajająco.
– To nic. Jeszcze trochę mnie trzyma od soboty.
– Mhm – mówi. Wyjmuje pudełko zapałek z szuflady. – Może powinieneś zapalid świeczkę
oczyszczającą. Pozbyd się pajęczyn.
– Jasne. – Chichoczę i wyjmuję zapałkę. – Nie powinienem najpierw wypowiedzied zaklęcia?
Macha ręką.
– Czasami nie potrzeba sów. Musisz tylko wiedzied, czego chcesz. – Szturcha mnie w klatkę
piersiową, a ja odpalam zapałkę.
– Grasz okropnie – mówi Thomas z jednej z puf.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
18
– To co, to tylko Pac–Man – odpowiadam, gdy mój ostatni ludzi wpada na ducha i umiera.
– Jeśli dalej tak będziesz na to patrzył, nie pobijesz mojego rekordu.
Prycham. I tak by mi się to nie udało. On ma niesamowitą koordynację ręka–oko. Radzę sobie
w pierwszoosobowych strzelankach, ale on jest zawsze lepszy w starych gierkach arkadowych. Bierze
pada, zaczyna się muzyka. Patrzę, jak Pac–Man zjada czereśnie oraz kropki i wysyła duchy
z powrotem do pudełka.
– Zapamiętałeś plansze.
– Może. – Uśmiecha się i naciska pauzę, kiedy zaczyna mu wibrowad telefon. Komórkę ma od
niedawna. To prezent od Carmel, która używa jej, żeby próbowad wyciągnąd nas na spotkanie
w centrum handlowym. Takowych jednak wolę unikad. Z wyjątkiem Cinnabon.
Thomas wzdycha.
– Chcemy spotkad się z Carmel i Katie w Cinnabon?
Oddycham głęboko. Kiedyś dał mi książkę, w której zebrano różne teorie o życiu po życiu. Leży
obok Xboxa, nietknięta. Mam dośd czytania i odnajdywania kolejnych pytao, żadnych odpowiedzi.
Mam dośd gonienia za starymi znajomymi taty i zbierania ledwie przypuszczeo. To męczące ślepy
zaułek, i chod przykro mi tak myśled, to prawda.
– Chodźmy – mówię.
Centrum handlowe jest jasne i pachnie balsamem. Każdy mijany sklep musi dobrze prosperowad.
Carmel spotyka się z nami przy wejściu, sama. Katie wycofała się, kiedy usłyszała, że przyjdziemy.
– Nie przeszkadza ci, że twoja najlepsza psiapsióła mnie nienawidzi? – pyta Thomas. Usta ma
pełne cynamonowych bułeczek, więc ciężko go zrozumied.
– Nie nienawidzi cię. Nigdy jej tak naprawdę nie poznałeś. Obydwoje sprawiacie, że nie czuje się
mile widziana.
– Nieprawda – przeciwstawia się Thomas.
– Trochę prawda – mruczę za jego plecami. Bo tak jest. Kiedy jestem ja, Carmel i jej koleżanki,
jest okej. Radzę sobie, jeśli muszę. Ale kiedy jesteśmy we trójkę, wydaje się, że tworzymy zamknięty
klub. Mnie to odpowiada i nie czuję wyrzutów sumienia. Nasza trójka jest bezpieczna.
– Widzisz? – mówi Carmel. Zwalnia trochę, żebym mógł ich dogonid i iśd na równi. Thomas mówi
jeszcze coś o Katie, słyszę także imię Nata, chod niespecjalnie się przysłuchuję. Nie obchodzą mnie ci
ludzie. Wycofuję się na swoje typowe miejsce w tyle. Centrum handlowe jest zbyt zatłoczone, żeby
trzy osoby mogły iśd obok siebie i nikogo nie trącad czy popychad.
Kilka głosów wykrzykuje imię Carmel. odrywam wzrok od mojej cynamonowej bułki i widzę
Amandę Schneider, Heidi Trico i kolejną Katie jakąś–tam machające rękami. Towarzyszą im Derek
Pimms i Nate Bergstorm – chłopaki, których Thomas nazwałby kolejnym pokoleniem armii
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
19
trojaoskiej. Prawie słyszę, że o tym myśli. Do moich uszu dobiegła zgrzyt zębów, gdy się do nich
zbliżamy.
– Częśd, Carmel – mówi Heidi. – Co tam?
Carmel wzrusza ramionami.
– Bułki cynamonowe. Tak sobie chodzimy. Zbieramy wskazówki co do prezentów urodzinowych
dla osób, które nie potrafią sobie nic wybrad. – Szturcha Thomasa. Wolałbym, żeby tego nie robiła.
A przynajmniej nie w tym towarzystwie, bo Thomas czerwienieje jak burak, a Derek i Nate szczerzą
się jak dupki. Dziewczyny tylko patrzą na niego, potem na mnie, i uśmiechają się, nie pokazując
zębów. Thomas szura nogami. Nigdy nie patrzy Derekowi ani Nate'owi w oczy, więc ja robię to za nas
dwóch. Czuję się jak idiota, ale to robię. Carmel gada i się śmieje, wyluzowana i wyraźnie obojętna na
całe zajście.
Ale nagle coś się zmienia. Athame. Jest bezpieczny w pokrowcu przyczepionym do mojej kostki
dwoma paskami. Czułem, że się poruszył, tak jak czasami na polowaniu. Ale to nie był mały ruch,
tylko niemożliwy do przeoczenia obrót.
Okręcam się w kierunku jego ruchu, czując się co najmniej jak wariat. Żadna martwa istota nie
nawiedza centrum. Jest zbyt tłoczno, zbyt jasno, zbyt balsamowo. Ale nóż nie kłamie, więc
przeglądam mijane twarze, wpatrzone w amerykaoskiego orła albo śmiejące się z przyjaciółmi.
Wszyscy jak najbardziej żywi, chod w różnym stopniu. Ponownie się obracam, nóż wierzga.
– No co? – mruczę i patrzę przed siebie, w witrynę sklepu naprzeciwko.
Sukienka Anny.
Dwukrotnie mrugam oczami. To jej sukienka. Biała i prosta. Piękna. Podchodzę do niej, centrum
milczy. Co ja widzę? To nie jest sukienka podobna do jej. To jej sukienka. Wiem to, jeszcze zanim noga
manekina zstępuje w podwyższenia.
Porusza się nierówno na plastikowych nogach. Włosy opadają jej do ramion, oklapłe
i zmierzwione jak syntetyczna peruka. Nie patrzę na jej twarz. Nawet kiedy dotykam palcami szyby
wystawowej, a nogi manekina się uginają, biały materiał szeleści.
– Cas!
Podskakuję. Wrzawa centrum handlowego wypełnia moje uszy jak trzask drzwi. Thomas i Carmel
stoją po moich bokach ze zmartwionymi minami. W głowie mam pustkę, jak tuż po przebudzeniu.
Mrugam. Manekin stoi, jak stał, w białej sukience, która ani trochę nie przypomina tego, co nosiła
Anna.
Patrzę na Amandę, Dereka i innych. Wyglądają na równie zaskoczonych jak Thomas i Carmel. Ale
jutro będą się z tego śmiad i opowiadad innym o tym, co widzieli. Niepewnie cofam palce od szyby. Po
tym, co zobaczyli, nie mogę ich za to winid.
– Nic ci nie jest? – pyta Carmel. – Co się stało?
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
20
– Nic – odpowiadam. – Wydawało mi się, że coś widziałem, ale to nic.
Opuszcza oczy i szybko rozgląda się na boki.
– Krzyczałeś.
Patrzę na Thomasa, a on kiwa głową.
– Chyba czułem się przytłoczony. Mają tu parszywą akustykę, własnych myśli nie słychad.
Widzę, jak na siebie patrzą. Nie próbuję ich przekonywad. Bo jak? Widzą białą sukienkę na
wystawie i wiedzą, co oznacza. Wiedzą, co wydawało mi się, że widziałem.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
21
ROZDZIAŁ CZWARTY
W dzieo po epickim występie w centrum handlowym okienko pomiędzy lekcjami spędzam na
zewnątrz, na skraju skwerku, siedząc pod drzewem i rozmawiając z Gideonem. Na zewnątrz są też
inni uczniowie, okupujący niezacienione przestrzenie, rozłożeni na świeżej trawie z głowami opartymi
o plecaki i kolana znajomych. Czasami zerkają w moją stronę, mówią coś i się śmieją. Wiem, że kiedyś
lepiej się maskowałem. Może w przyszłym roku nie powinienem wracad do szkoły.
– Tezeuszu, wszystko w porządku? Wydajesz się zdekoncentrowany.
Śmieję się.
– Brzmisz jak mama.
– Słucham?
– Przepraszam. – Waham się, co jest głupie. Właśnie dlatego do niego dzwonię. Chciałem o tym
pogadad. Chcę usłyszed, że Anna odeszła. Że nie może wrócid. I muszę usłyszed to z władczych ust
z brytyjskim akcentem. – Słyszałeś, żeby ktoś wrócił po przejściu? – pytam wreszcie.
Gideon milczy i się namyśla.
– Nigdy – mówi. – To niemożliwe. Przynajmniej nie w sferze rozsądnego prawdopodobieostwa.
Krzywię się. Od kiedy żyjemy w sferze rozsądnego prawdopodobieostwa?
– Ale skoro mogę je przemieszczad pomiędzy poziomami dzięki athame, czy nie istnieje inny
przedmiot do ich przywracania? – Tym razem milczenie trwa dłużej, ale nie traktuje tego poważnie.
Gdyby traktował, usłyszałbym trzask drabiny albo szelest przewracanych stron. – No wiesz, to nie tak
szalony pomysł. Może taki jak alfabet zaczynający się od A, B i G, ale…
– Chyba raczej od A, B i pi. – Nabiera powietrza. – Wiem o kim myślisz, Tezeuszu, ale to
niemożliwe. Nie możemy jej przywrócid.
Zaciskam oczy.
– A jeśli już jest przywrócona?
Kiedy zadaje kolejne pytanie, ma w głosie ostrożnośd:
– Co masz na myśli?
Mam nadzieję, że śmiech bo uspokoi, więc wykrzywiam usta.
– Nie wiem, co mam na myśli. Nie dzwonię, żeby cię nastraszyd. Po prostu… chyba za dużo o niej
myślę.
Wzdycha.
– Domyślam się. Była… niespotykana. Ale teraz jest tam, gdzie jej miejsce. Posłuchaj mnie,
Tezeuszu – mówi, a ja prawie czuję jego palce na ramieniu. – Musisz o tym zapomnied.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
22
– Wiem. – Naprawdę. Częśd mnie chce mu powiedzied, jak poruszył się athame, i o tym, co
wydawało mi się, że widziałem i słyszałem. Ale on ma rację, brzmiałbym jak wariat.
– Słuchaj, nie martw się o mnie, dobra? – mówię i wstaję. – Szlag – mruczę, czując wilgod na
dżinsach.
– Co? – pyta zmartwiony Gideon.
– Och, nic. Od siedzenia pod drzewem mam wielką mokrą plamę na tyłku. Słowo daję, ziemia tu
chyba nigdy nie schnie. – Śmieje się i kooczymy rozmowę. Kiedy wracam do szkoły, Dan Hill klepie
mnie w ramię.
– Hej – mówi. – Masz wczorajsze notatki z historii? Będę mógł pożyczyd na wolne uczenie?
– Tak, chyba tak – odpowiadam, lekko zdziwiony.
– Dzięki. Zwykle pożyczam od dziewczyn, rozumiesz – błyska szczerbatym uśmiechem – ale
ledwie wyciągam na 3 minus, a ty ostatnio napisałeś najlepiej w klasie, no nie?
– Tak – mówię ponownie. Dostałem najlepszą ocenę. Ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu
i wielkiej radości mamy.
– Super. Hej, słyszałem, że wczoraj w centrum byłeś nieźle nagrzany?
– Zobaczyłem sukienkę, która podobała się Carmel, i pokazałem ją Thomasowi. – Wzruszam
ramionami. – Ludzie w tej szkole mają strasznie popieprzoną wyobraźnię.
– Jasne – mówi. – Tak właśnie myślałem. Narka, stary. – Odchodzi w innym kierunku. Dan jest
spoko. Jeśli będę miał szczęście, rozpowie moje sklepowe alibi pośród kolegów. Chod to mało
prawdopodobne. Sprostowania pojawiają się na samym koocu gazet. Nudne historie przegrywają,
prawdziwe czy nie. Tak po prostu jest.
– Jak możesz nie lubid pizzy z grillowanym kurczakiem i czosnkiem? – pyta Carmel, dzwoniąc do
pizzerii. – Poważnie? Tylko pieczarki i podwójny ser?
– I pomidory – dodaje Thomas.
– Normalne, pocięte pomidory? – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – On jest nienormalny.
– Zgadzam się – mówię, wyjmując z lodówki napoje. Jesteśmy u mnie w domu, będziemy
oglądad filmy z Netflixa. To był pomysł Carmel i wolę myśled, że chciała się zrelaksowad, a nie
utrzymad mnie z dala od innych ludzi.
– Może próbuje byd dżentelmenem, Carmel – mówi moja mama, idąc po dolewkę mrożonej
herbaty. – Trzyma cię z dala od czosnku.
– Ohyda – mówię, a Thomas się śmieje. Tym razem to Carmel się rumieni.
Mama się uśmiecha.
– Jeśli zamówicie dwie, ja z Thomasem podzielimy się tą pomidorową, a ty i Cas tą drugą.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
23
– Okej. Tylko żeby potem nie było, że chcesz kurczaka. – Składa zamówienie i we trójkę idziemy
do salonu, żeby obejrzed powtórki Hożych doktórów. Kiedy pojawia się pizza, zaczynamy film. Ledwie
siadamy, kiedy Carmel podrywa się na nogi i szybko odpisuje na SMSa.
– Co jest? – pyta Thomas.
– Impreza pod tytułem "wspólna nauka do egzaminów" – odpowiada. Idzie na ganek. –
Powiedziałam Natowi i Amandzie, że będę, jeśli film się za bardzo nie przeciągnie. Zaraz wrócę.
Drzwi się zamykają. Szturcham Thomasa.
– Nie przeszkadza ci, że wszędzie tak chodzi? – pytam.
– Co masz na myśli.
– No… – zaczynam, ale w sumie nie wiem. Chyba chodzi o to, że Carmel czasami próbowała mnie
przedstawiad innym swoim znajomym, ale Thomasa nie. To chyba powinno mu przeszkadzad, ale nie
wiem, jak taktownie o to zapytad. I do jakich egzaminów miała się uczyd? Ja zaliczyłem już wszystkie
poza jednym. Nauczyciele bardzo urozmaicili nam ostatnie tygodnie. Nie żebym narzekał. – Nie jesteś
jej chłopakiem? – pytam wreszcie. – Nie powinna zabierad cię do znajomych?
Nie był to najlepszy dobór słów, ale nie wydaje się obrażony czy zaskoczony. Uśmiecha się.
– Nie wiem, czy jestem – odpowiada cicho. – Ale wiem, że to tak nie działa. Jesteśmy inni.
– Inni – mruczę, chociaż szeroki banan na jego twarzy jest poruszający. – Wszyscy jesteśmy inni.
Nie przyszło ci do głowy, że "tak samo" to klasyczny powód do kłótni?
– Odważne słowa jak na kogoś, kogo ostatnia dziewczyna umarła w 1958 – odpowiada Thomas
i chowa się za puszką napoju. Szczerzę zęby i patrzę w telewizor.
W oknie jest Anna. Stoi w krzakach przed domem i na mnie patrzy.
– Jezu! – Przełażę przez oparcie kanapy i lekko się krzywię, kiedy uderzam ramieniem o ścianę.
– Co? – Thomas także podskakuje i patrzy na podłogę, jakby spodziewał się tam szczura czy
czegoś takiego. Potem podąża za moim wzrokiem do okna.
Oczy Anny są puste i martwe, bez wyrazu i znaku rozpoznania. Jej mrugnięcie kojarzy się
z aligatorem sunącym przez gęstą, ciemną wodę. Próbuję złapad oddech. Z jej nosa wyłania się
glizdowaty, ciemny strumieo krwi.
– Cas, co jest? Co się stało?
Patrzę na Thomasa.
– Nie widzisz jej? – Patrzę w okno, sądząc, że zniknęła, po części licząc, że zniknęła, ale ona wciąż
tam jest, nieruchoma.
Thomas wpatruje się w okno, wyciąga szyję, żeby zerknąd za świetlne odbicia w szybie. Wygląda
na przerażonego. To nie ma sensu. Powinien ją widzied. Jest czarodziejem, do jasne cholery.
Nie wytrzymuję. Podrywam się i kieruję do drzwi frontowych, otwieram je energicznie
i wybiegam na ganek.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
24
Widzę tylko zaskoczoną minę Carmel i jej telefon w połowie drogi do ucha. W krzakach przy
oknie nie ma nic oprócz cieni.
– Co się dzieje – pyta Carmel, gdy zeskakuję ze schodów i przedzieram się przez krzaki. Gałęzie
drapią mi ramiona.
– Daj mi telefon!
– Co? – Carmel ma przestraszony głos. Mama też wyszła. Całą trójka boi się sami nie wiedzą
czego.
– Rzud mi go – krzyczę, a ona to robi. Naciskam klawisz i kieruję ekran ku ziemi. W niebieskawym
świetle szukam na niej odcisków lub śladów. Nic.
– Co? Co tam masz? – skrzeczy Thomas.
– Nic – mówię głośno, ale to nie jest nic. Czy to tkwi w mojej głowie czy nie, na pewno nie jest to
nic. Kiedy sięgam do ukrytego w kieszeni athame, jest zimny jak lód.
Dziesięd minut później mama stawia na stole przede mną parujący kubek. Podnoszę go i wącham.
– To nie trucizna, tylko herbata – mówi z niedowierzaniem. – Bezkofeinowa.
– Dzięki – odpowiadam i upijam. Zero kofeiny i zero cukru. Nie wiem, jak gorzka brązowa woda
ma mnie uspokoid. Ale wzdycham i inaczej siadam na krześle.
Thomas i Carmel wymieniają znaczące spojrzenia, co zauważa moja mama.
– Co? – pyta. – Wiecie coś?
Carmel patrzy na mnie, czeka na pozwolenie. Kiedy się nie odzywam, opowiada mamie, co zaszło
w centrum handlowym w związku z sukienką podobną do tej Anny.
– Cas, zachowujesz się dziwnie od wycieczki do Grand Marais.
Mama opiera się o ladę.
– Cas? Co się dzieje? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym sklepie?
– Bo wolę nie mówid o swoich odchyłach? – Taki unik się nie nada. Wciąż sie gapią. Czekają
i gapią. – Ja tylko… wydawało mi się, że widziałem Annę. To wszystko. – Piję kolejny łyk herbaty. –
A w Grand Marais, na tym strychu… chyba słyszałem jej śmiech. – Kręcę głową. – Tak jakby… nie
wiem, jak to określid. Jakbym był nawiedzany?
W pomieszczeniu panuje ponura atmosfera. Myślą, że mam halucynacje. Jest im mnie żal. Słowa
"Biedny Czas" są niemal zapisane na ich twarzach, zwisają z policzków jak pięciokilowe odważniki.
– Athame też ją czuje – dodaję i to zwraca ich uwagę.
– Może rano zadzwonimy do Gideona – sugeruje mama. Przytakuję. Ale on pewnie pomyśli to
samo. Niemniej to osoba, której najbliżej do eksperta od athame.
Przy stole panuje cisza. Nie wierzą mi, a ja się nie dziwię. Przecież właśnie tego chciałem, odkąd
Anna odeszła.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia
25
Ile razy wyobrażałem sobie, że siedzi obok mnie? Jej głos odzywał się w mojej głowie już miliony
razy, prowadziłem z nim jakieś żałosne rozmowy, których nie przeprowadziliśmy. Czasami udaję, że
znaleźliśmy inny sposób na pokonanie Maga Obeah; taki, który niczego nie psuł.
– Myślisz, że to możliwe? – pyta Thomas. – No wiesz, czy coś takiego jest możliwe?
– Przedmioty nie przechodzą – odpowiadam. – Gideon mówi, że nie przechodzą. Nie mogą. Ale
mam wrażenie… że ona mnie woła. Tylko nie słyszę, czego chce.
– To nienormalne – szepcze Carmel. – Co zrobisz? – Patrzy na mnie, potem na Thomasa i mamę.
– Co zrobimy?
– Muszę dowiedzied się, czy to prawda – mówię. – Czy jestem po prostu wariatem. A jeśli to
prawda, muszę dowiedzied się, czego chce. Czego potrzebuje. Jesteśmy jej to winni.
– Póki co nic nie rób – radzi mama. – Najpierw zadzwonimy do Gideona. Potrzebujemy więcej
czasu do namysłu. Nie podoba mi się to.
– Mnie też nie – dodaje Carmel.
Patrzę na Thomasa.
– Nie wiem, czy mi się to podoba czy nie. – Wzrusza ramionami. – No wiecie, Anna jest naszą
przyjaciółką, w pewnym sensie. Nie wierzę, że będzie chciała nas skrzywdzid czy chociaż nastraszyd.
Ciekawi mnie athame. Że reaguje. Powinniśmy jeszcze pomówid z Morfranem.
Patrzą na mnie.
– Okej – mówię. – Dobrze, poczekamy. – Byle nie za długo.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 1 ROZDZIAŁ PIERWSZY Chyba kiedyś zabiłem dziewczynę, która tak wyglądała. Tak. Nazywała się Emily Danagger. Została zamordowana jako nastolatka, przez człowieka pracującego w domu jej rodziców. Jej ciało zostało wepchnięte we wnękę na poddaszu i zamurowane. Mrugam i udzielam oględnej odpowiedzi na pytanie, które zadała mi dziewczyna. Emily miała wyższe kości policzkowe. I inny nos. Ale kształt twarzy jest tak podobny, jakby patrzył na dziewczynę, którą prowadziłem do salonu na piętrze. Zajęło to prawie godzinę, bo co chwila musiałem wbijad athame w ściany, a ona przenikała przez nie i próbowała mnie nie zgubid. – Uwielbiam filmy o potworach – mówi dziewczyna obok mnie. Nie pamiętam jej imienia. – "Jigsaw" i "Jason" to moje ulubione. A ty? – Nie przepadam za takimi filmami – odpowiadam, ale nie wspominam, że ani "Jigsaw" ani "Jason" nie są właściwie o potworach. – Lubię eksplozje i efekty specjalne. Cait Hecht. Tak nazywa się dziewczyna. Kolejna uczennica z Winston Churchill. Ma orzechowe oczy, trochę za duże względem twarzy, ale ładne. Nie wiem, jaki kolor miały oczy Emily Danagger. Kiedy ją poznałem, ciekła z nich krew. Pamiętam jej twarz, bladą ale nie niewidoczną, materializującą się na tapecie w kwiatki. Teraz wydaje się to głupie, ale wtedy była to najmocniejsza gra w zbijaka z duchem. Byłem cały spocony. To było dawno, kiedy byłem młodszy i łatwiejszy do przestraszenia. Minie wiele lat, nim znów spotkam ducha obdarzonego autentyczną siłą – takiego jak Anna Korlov, dziewczyna, która w każdej chwili mogła mi złamad kręgosłup, ale wolała mnie ratowad. Siedzę w narożnym boksie w kawiarni przy Bay Street. Carmel siedzi naprzeciw mnie z dwójką znajomych, Jo i Chadem, którzy chodzą ze sobą chyba od siódmej klasy. Ohyda. Siedząca obok mnie Cait Hecht powinna byd moją parą. Przed chwilą oglądaliśmy film; nie pamiętam, o czym był, ale chyba były w nim wielkie psy. Gada do mnie, przesadnie macha rękami, unosi brwi, błyska idealnymi zębami i próbuje zwrócid moją uwagę. A ja myślę tylko o tym, że bardzo przypomina Emily Danagger, tylko jest mniej interesująca. – Jak kawa? – pyta niepewnie. – Dobra – odpowiadam. Próbuję się uśmiechnąd. To nie jej wina. To Carmel mnie na to namówiła, a ja się zgodziłem, żeby się zamknęła. Czuję się jak dupek, że marnuję czas Cait. Czuję się jeszcze gorzej, bo porównuję ją do martwej dziewczyny, którą zabiłem cztery lata temu. Rozmowa ustaje. Długo piję kawę, która jest naprawdę dobra. Słodka, z bitą śmietaną i orzechami. Carmel kopie mnie pod stolikiem i prawie się nią ochlapuję. Kiedy podnoszę wzrok,
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 2 rozmawia z Jo i Chadem, ale o to jej chodziło. Nie jestem dobrym partnerem na randkę. Pod jej lewym okiem pokazuje się tik. Szybko rozważam prowadzenie uprzejmej rozmowy. Ale nie chcę zwodzid Cait ani jej nakręcad. Tajemnicą pozostaje, dlaczego w ogóle chciała się ze mną umówid. Po tym, co spotkało Mike'a, Willa i Chase'a w zeszłym roku – Mike'a zamordowała Anna, a Will i Chase zostali zjedzeni przez ducha, który zabił mojego ojca – stałem się wyrzutkiem Winston Churchill. Nigdy nie łączono mnie z tymi morderstwami, ale wszyscy mnie podejrzewają. Wiedzą, że oni mnie nienawidzili, a teraz już nie żyli. Krążą różne teorie na temat tego, co się zdarzyło. Wielkie, rozbujane plotki, które krążą i rosną, aż wreszcie osiągają absurdalne rozmiary i umierają. Narkotyki, szepcząc ludzie. Nie, nie, podziemne bractwo seksualne. Cas dostarczał im amfetaminę, żeby lepiej im szło. Jest jak diler. Ludzie mijają mnie na korytarzach i unikają moich oczu. Szepczą za moimi plecami. Czasami zastanawiam się nad kooczeniem liceum w Thunder Bay. Nie mogę znieśd tych idiotów obmyślających przeróżne teorie, w większości ekstremalnie przesadzone, ale nikt nie wspomina historii o duchach, którą wszyscy znają. Nikt nie mówi o Annie we Krwi. Takich plotek przynajmniej warto byłoby posłuchad. Czasami otwieram usta, żeby powiedzied mamie, żeby się przygotowała, znalazła nam inny dom w innym mieście, gdzie mógłbym polowad na kolejnych niebezpiecznych zmarłych. Spakowalibyśmy się wiele miesięcy temu, gdyby nie Thomas i Carmel. Mimo wszystkich przeciwności zacząłem ufad Thomasowi Sabinowie i Carmel Jones. Świadomośd, że siedząca naprzeciw dziewczyna, która wzrokiem wbija we mnie sztylety, zaczynała jako mój przewodnik, jest dziwna. Dzięki niej poznawałem miasto. Dziwnie jest pamiętad, że Thomasa, mojego najlepszego przyjaciela, uważałem kiedyś za wkurzającego, chorego psychicznie rzepa. Carmel ponownie mnie szturcha, a ja zerkam na zegarek. Od ostatniego sprawdzenia minęło tylko pięd minut. Chyba się zepsuł. Kiedy palce Cait przesuwają się po moim nadgarstku, cofam się i upijam kawy. Nie umyka mi jej zażenowane, niewygodne przemieszczenie ciała. Nagle Carmel mówi głośno: – Cas chyba jeszcze nie przeglądał college'ów. Prawda, Cas? – Tym razem kopie mnie mocniej. O czym ona mówi? Jestem w pierwszej klasie. Dlaczego miałbym myśled o college'u? Carmel pewnie zaplanowała swoją przyszłośd już w przedszkolu. – Myślałam o St. Lawrence – mówi Cait, a ja milczę. – Tata twierdzi, że St. Clair będzie lepsze. Nie wiem, co ma na myśli mówiąc lepsze. – Mm – odpowiadam. Carmel patrzy na mnie jak na idiotę. Prawie zaczynam się śmiad. Chce dobrze, ale ja nie mam nic do powiedzenia tym ludziom. Chciałbym, żeby był tu Thomas. Kiedy ukryty w mojej kieszeni telefon zaczyna wibrowad, za szybko podrywam się od stołu. Zaczną mnie
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 3 obgadywad, kiedy tylko wyjdę za drzwi, zastanawiając się, na czym polega mój problem. Carmel powie im, że jestem nerwowy. Nieważne. Dzwoni Thomas. – Cześd – mówię. – Znowu czytasz w myślach, czy po prostu wyczułeś dobrą porę? – Jest aż tak źle? – Nie gorzej, niż zakładałem. Co tam? Niemal czuję, że wzrusza ramionami. – Nic. Pomyślałem, że przyda ci się droga ucieczki. Po południu odebrałem samochód z salonu. Chyba mógłbym zawieźd nas do Grand Marais. Na koocu języka mam pytanie "Jak to chyba?", kiedy drzwi do kawiarni się otwierają i wychodzi z niej Carmel. – Och, kurde – mruczę. – Co? – Carmel idzie. Zatrzymuje się przede mną z rękami skrzyżowanymi na piersiach. Słyszę cichutki głos Thomasa, który chce wiedzied, co się dzieje, czy powinien podjechad pod mój dom i mnie zabrad, czy nie. Zanim Carmel mówi cokolwiek, przykładam komórkę do ucha i mówię: – Tak. Carmel tłumaczy się za nas oboje. Siedząc w Audi, udaje jej się utrzymad chłodne milczenie przez czterdzieści sekund, podczas których mknie po uliczkach Thunder Bay. Gdy jedziemy, dośd dziwnym zrządzeniem losu wszystkie światła się przed nami zmieniają, jakbyśmy mieli magiczną eskortę. Drogi są mokre, wciąż chrzęszczą resztkami lodu. Za dwa tygodnie zaczynają się letnie wakacje, ale to miasto chyba o tym nie wie. Późny maj i nocne przymrozki. Jedyną oznaką kooczącej się zimy są burze: jęczące, pchane wiatrem zjawiska, które przetaczają się nad jeziorem i z powrotem, pozbywając się zimowych resztek. Nie byłem przygotowany na tyle miesięcy zimna. Zaciska się wokół miasta jak pięśd. – Po co w ogóle przyszedłeś? – pyta Carmel. – Skoro zamierzałeś się tak zachowywad? Wprawiłeś Cait w parszywy nastrój. – Wprawiliśmy Cait w parszywy nastrój. Nie chciałem tu przyjeżdżad. To ty narobiłaś jej nadziei. – Lubi cię od chemii z zeszłego semestru – mówi Carmel i krzywi się. – To powinnaś jej powiedzied, jakim dupkiem jestem. Mogłaś zrobid ze mnie parszywego drania. – Lepiej żeby przekonała się na własne oczy. Powiedziałeś może z pięd słów. – Ma na twarzy tę zawiedzioną minę, która graniczy z niesmakiem. Potem jej twarz łagodnieje i odrzuca blond włosy za ramię. – Pomyślałam, że fajnie będzie, jeśli poznasz kilka nowych osób.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 4 – Poznaję mnóstwo nowych osób. – Mówię o żywych osobach. Patrzę prosto przed siebie. Może chodzi jej o to, że paplam o Annie, a może nie. Ale to mnie wkurza. Carmel chce, żebym zapomniał. O tym, że Anna nas uratowała, że się poświęciła i zaciągnęła Maga Obeah do Piekła. Carmel, Thomas i ja próbowaliśmy ustalid, co się z nią później stało, ale bez skutków. Carmel chyba myśli, że czas przerwad poszukiwania i o niej zapomnied. Ja tego nie zrobię. Nieważne, czy powinienem. – Wiesz, że nie musiałaś wychodzid – mówię. – Thomas mógł mnie odebrad stąd. Albo mogłem się przejśd. Carmel przygryza piękną wargę. Przyzwyczaiła się do posłuchu. Przyjaźnimy się prawie od roku, a ona wciąż robi minę zagubionego szczeniaczka, kiedy nie robię tego, czego ona chce. To dziwnie urocze. – Jest zimno. I tak się nudziłam. – Jest ubrana w płaszcz w kolorze wielbłądziej skóry i czerwone mitenki. Czerwony szalik wokół szyi ma perfekcyjny związany, chociaż wychodziliśmy w pośpiechu. – Wyświadczyłam Cait przysługę. Załatwiłam jej randkę. Nie nasza wina, że nie potrafiła się zauroczyd. – Ma ładne zęby – mówię. Carmel się uśmiecha. – Może to był zły pomysł. Nie powinnam cię zmuszad, co? – mówi, a ja udaję, że nie widzę pełnego nadziei spojrzenia, które mi rzuca, jakby liczyła, że pociągnę tę rozmowę. Nie ma o czym mówid. Kiedy docieramy do mojego domu, na podjeździe stoi zniszczone Tempo Thomasa. W środku widzę jego cieo, rozmawia z moją mamą. Carmel zatrzymuje się tuż za nim. Myślałem, że zostawi mnie przy krawężniku. – Pojedziemy moim. Jadę z wami – mówi i wysiada. Nie protestuję. Mimo moich starao, Carmel i Thomas się polubili. Po tym, co zaszło z Anną i Magiem Obeah, byli właściwie nierozłączni. Thomas wygląda jak jedna wielka fałda rzucona na kanapę. Wstaje, kiedy widzi Carmel, a jego oczy wykonują zwyczajowy obrót. Potem poprawia okulary i wraca do normalności. Mama siedzi na krześle, ubrana w sweter, w którym wygląda kojąco i po matczynemu. Nie wiem, skąd wziął się pogląd, że czarownice malują się tonami eyelinera i chodzą w fioletowych płaszczach. Uśmiecha się do nas i taktownie pyta, jak podobał się film, chod raczej chodzi jej o przebieg randki. Wzruszam ramionami. – Nie do kooca – odpowiadam. Wzdycha. – Thomas mówił, że jedziecie do Grand Marais. – Równie dobry pomysł na wieczór, jak każdy inny – mówię. Patrzę na Thomasa. – Carmel też jedzie. Weźmiemy jej samochód.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 5 – Dobrze – odpowiada. – W moim pewnie skooczylibyśmy na poboczu jeszcze przed prawdziwym początkiem jazdy. Przez chwilę panuje niepewnośd. Czekamy, żeby mama wyszła. Teoretycznie nie jest człowiekiem, ale nie chcę jej zasypywad szczegółami. Po tym, jak zeszłej jesieni prawie umarłem, jej kasztanowe włosy znacznie posiwiały. Wreszcie wstaje i wkłada mi w ręce trzy małe, ale pachnące aksamitne paczuszki. Wiem, czym są, bez patrzenia. Świeże ziołowe mieszkanki ochronne, po jednym dla każdego z nas. Dotyka palcem mojego czoła. – Pilnuj ich – szepcze. – I siebie też. – Odwraca sie do Thomasa. – Powinnam wrócid do świec do sklepu twojego dziadka. – Ostatnio nie nadążamy z ich wykładaniem. – Uśmiecha się. – A są takie proste. Cytryna i bazylia. Trzon z magnetytu. We wtorek przyniosę następne. – Wychodzi po schodach do pokoju, w którym urządziła sobie pracownię. Jest tam mnóstwo bloków wosku, olejków i zakurzonych butelek z ziołami. Ponod inne matki mają pokoje do szycia. To musi byd dziwne. – Pomogę ci pakowad świeczki, kiedy wrócę – mówię, gdy znika na schodach. Chciałbym, żeby miała innego kota. Po Tybalcie, który wszędzie za nią chodził, pozostała dziura w kształcie kota. Zdechł sześd miesięcy temu. Może to jeszcze za wcześnie. – Gotowi? – pyta Thomas. Pod pachą ma płócienną torbę kurierską. Znajdują się w nim wszystkie strzępy informacji, jaki zdobyliśmy na temat danego ducha czy pracy. Nie chcę myśled o tym, jak szybko zostały przywiązany do pala i spalony, gdyby wpadła w niepowołane ręce. Nie patrząc w ten bałagan, wkłada tam rękę i wykonuje tą przerażającą nadnaturalną rzecz, gdy jego palce bezbłędnie znajdują to, czego szuka, jak dziewczyna z "Poltergeista". – Grand Marais – mruczy Carmel, gdy on podaje jej kartki. Większośd z nich to list od profesora psychologii z Rosebridge Graduate, starego znajomego mojego taty, który – zanim wycofał się i zajął kształtowaniem młodych umysłów – rozwijał swój własny poprzez udział w transach, które moi rodzice prowadzili we wczesnych latach osiemdziesiątych. W liście pisze o duchu z Grand Marais, w Minnesocie, który ponod zamieszkuje opuszczoną stodołę. Przez ostatnie trzydzieści lat umarło tam sześd osób. Trzy z nich w dośd tajemniczych okolicznościach. Tak, sześd zgonów. Statystyki nie pasują do mojej listy A. Ale odkąd utknąłem w Thunder Bay, muszę ograniczad się do kilku wycieczek rocznie i tylko w miejsca, do których zdążę dotrzed i wrócid w jeden weekend. – Zabija przez zmuszanie ludzi do wypadków? – pyta Carmel, czytając list. Większośd ofiar stodoły wydawała się przypadkowa. Farmer jechał traktorem, który nagle się przewrócił i go
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 6 przygniótł. Cztery lata później żona tego farmera upadła na widły, przebijając klatkę piersiową. – Skąd wiemy, że to nie prawdziwe przypadki? Grand Marais jest za daleko, żeby jechad po nic. Carmel zawsze mówi o duchach "to". Nigdy "on" czy "ona", rzadko po imieniu. – A mamy coś lepszego do roboty? – pytam. W moim plecaku wierci się athame. Wiem, że tam jest, wsunięty w skórzany pokrowiec, ostry jak brzytwa, nie wymagający ostrzenia, i to mnie niepokoi. Prawie żałuję, że wyszedłem z tej nieszczęsnej randki. Od czasu spotkania z Magiem Obeah, kiedy znalazłem ten powiązany z nim nóż… nie wiem. Nie boję się go. Wydaje się mój. A Gideon zapewnia, że więź pomiędzy nim a Czarownikiem Obeah została zerwana, że duchy, które zabijam, już do niego nie idą, nie karmią go i nie wzmacniają. Teraz idą tam, gdzie powinny. Jeśli komuś w tym względzie ufałem, to właśnie Gideonowi z Londynu, po kolana brodzącemu w zakurzonych księgach. Był z moim tatą od samego początku. Ale kiedy potrzebowałem porady kogoś innego, szedłem z Thomasem do sklepu z antykami i słuchałem jego dziadka, Morfrana, który mówił o rozkładzie energii na poszczególnych poziomach i o tym, że Mag Obeah i athame nie są już na tym samym poziomie. Cokolwiek to znaczyło. Więc się go nie boję. Ale czasami mam wrażenie, że jego moc mnie szturcha. To coś więcej niż nieruchomy przedmiot i czasami zastanawiam się, czego chce. – Mimo wszystko – mówi Carmel – nawet jeśli to duch, to zabija raz na kilka lat. A jeśli nie będzie chciał zabid nas? – Cóż – nieśmiało odparł Thomas – od ostatniej wycieczki, z której wróciliśmy z pustymi rękami, zacząłem nad tym pracowad. – Sięga do kieszeni swojej kurtki Army surplus i wyciąga okrągły jasny kamyk. Jest płaski i gruby na około półtora centymetra, jak duża, gruba moneta. Po jednej stronie ma wyrzeźbiony symbol, trochę podobny do lekko zmodyfikowanego celtyckiego węzła. – Kamieo runiczny – mówię. – Piękny – przyznaje Carmel i Thomas jej go daje. Naprawdę piękna robota. Rzeźbienia są staranne, a powierzchnia wypolerowana niemal do białości. – To przynęta. Carmel podaje kamieo mnie. Runa wabiąca, duchowy odpowiednik kocimiętki. Bardzo sprytne, jeśli zadziała. Obracam go w dłoni. Jest chłodny w dotyku i ciężki jak kurze jajo. – No – mówi Thomas, odbiera mi kamieo runiczny i chowa do kieszeni. – Chcecie go wypróbowad? Patrzę na nich i przytakuję. – Jedziemy. Jazda po ciemku do Grand Marais w Minnesocie jest długa i nudna. W świetle samochodowych świateł pojawiają się i znikają świerki, a patrzenie na przerywaną linię przyprawia mnie o mdłości.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 7 Przez większośd jazdy próbuję się zdrzemnąd na tylnej kanapie, a przynajmniej udawad sen, podsłuchując ich albo próbując wyciszyd. Kiedy szepczą, wiem, że mówią o Annie, ale nie używają jej imienia. Słyszę, jak Carmel mówi, że to beznadzieja, że nigdy nie dowiemy się, dokąd poszła, a nawet jeśli, może nie powinniśmy. Thomas nie protestuje; przy Carmel nigdy tego nie robi. Kiedyś takie rozmowy mnie denerwowały. Teraz są już normalnością. – Zwolnij – mówi Thomas. – To chyba tutaj. Wyciągam głowę ponad siedzeniem, a Carmel próbuje skierowad Audi na coś, co jest nie tyle drogą, co pokrytą błotem trasą wyścigów 4x4. Samochód ma napęd na cztery koła, ale i tak może się zakopad. Ostatnio musiało tu porządnie lad, ścieżka jest pełna kałuż. Już mam powiedzied Carmel, żeby dała sobie spokój i próbowała zawrócid, kiedy w świetle reflektorów pojawia się coś czarnego. Zatrzymujemy się. – Co to? – pyta Carmel. "To" jest ogromną czarną stodołą postawioną na obrzeżach pola z zasuszonymi łodygami roślin, które wyglądają jak nieuczesane włosy. Dom, do którego należała, wraz z innymi budynkami, już dawno został zburzony. Została tylko stodoła, czarna i samotna, czekająca na nas przy lesie milczących drzew. – Pasuje do opisu – mówię. – Żadnego opisu – odpowiada Thomas i grzebie w torbie kurierskiej. – Mamy szkic, pamiętasz? – Wyciąga go, a Carmel włącza światło w aucie. Chciałbym, żeby tego nie robiła. Natychmiast mam wrażenie, że jestem obserwowany, jakby światło ukazywało wszystkie nasze sekrety. Carmel sięga ręką, by je wyłączyd, ale kładę dłoo na jej ramieniu. – Za późno. Thomas unosił szkic do szyby, porównuje z nim ciemną sylwetkę stodoły. Moim zdaniem to niewiele da. Rysunek jest niestaranny, wykonany węglem, więc wszystko ma inny odcieo czerni. Przyszedł pocztą, razem ze wskazówką, i był efektem transu. Ktoś narysował wizję, gdy jej doświadczał. Powinien otworzyd oczy i popatrzyd na kartkę. Szkic przypomina sen, ma rozmyte krawędzie i mnóstwo twardych linii. Wygląda jak dzieło czterolatka. Ale gdy je porównuję, stodoła i szkic zaczynają stawad się coraz bardziej podobne, jakby tonie kształt się liczył, a to, co się za nim kryje. To głupie. Ile razy ojciec powtarzał mi, że miejsce nie może byd złe? Sięgam do plecaka i biorę athame, po czym wysiadam. Kałuże sięgają mi sznurowadeł, a kiedy dochodzę do bagażnika Audi, mam całkiem mokre stopy. Auta Carmel i Thomasa zostały dostosowane i wyposażone jak na wyprawę surwiwalową, we flary, koce i zestawy pierwszej pomocy, które zadowoliłyby najbardziej zwariowanego hipochondryka. Thomas jest za mną, ostrożnie brnie przez błoto. Carmel otwiera bagażnik, wyjmujemy trzy latarki i obozową latarnię. Idziemy wspólnie w ciemności, czując
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 8 drętwienie stóp i słuchając mlaskania skarpetek w butach. Jest zimno i mokro. Uparty śnieg wciąż tkwi na grubszych gałęziach drzew i przy ścianach stodoły. Znów uderza mnie, jak tajemniczo wygląda stodoła. Gorzej niż podupadły wiktoriaoski dom Anny. Wygląda jak pająk, który udaje nieżywego i czeka, żebyśmy się zbliżyli. To głupie. Po prostu chłód i ciemnośd zakradają mi się pod skórę. Niemniej nie pokazałbym kciuka w dół, gdyby pojawił się tu ktoś z benzyną i zapałką. – Macie. – Podaję Thomasowi i Carmel ich świeże zaklęcia ochronne. Thomas wkłada swój do kieszeni spodni. Carmel ściska swój jak amulet. Zapalamy latarnię i latarki tuż przed drzwiami, które kiwają się tam i z powrotem jak groźny palec. – Trzymajcie się blisko – szepczę, a oni przylegają do moich boków. – Zawsze, kiedy robimy coś tak głupiego – mruczy Carmel. – Zawsze myślę, że poczekam w samochodzie. – Ty raczej nie trzymasz się z boku – szepcze Thomas i czuję, że Carmel się uśmiecha. – Uspokójcie się – mruczę i sięgam, by pchnąd drzwi. Thomas ma wkurzający zwyczaj przesuwania gorącym, jarzącym światłem latarki we wszystkich kierunkach z prędkością miliona mil na godzinę, jakby spodziewał się złapad ducha na gorącym uczynki. Ale duchy są nieśmiałe. A jeśli nie nieśmiałe, to przynajmniej ostrożne. Nigdy w życiu nie otworzyłem drzwi i nie stanąłem z żadnym twarzą w twarz. Jednakże, kiedy wchodziłem, natychmiast czułem się obserwowany. Tak jak teraz. To dziwne wrażenie, taka mocna świadomośd obecności kogoś za plecami. Kiedy obserwuje cię trup, wrażenie jest jeszcze dziwniejsze, ponieważ nie sposób określid kierunku, z którego pada spojrzenie. Po prostu jest. Denerwujące, ale nic z tym nie można zrobid. Jak z latarkową padaczką Thomasa. Idę na środek stodoły i stawiam latarnię na ziemi. Powietrze pachnie kurzem i starym sianem, które leży na brudnej podłodze. Kiedy powoli się obracam, pewnie i ostrożnie prowadząc promieo latarki, szeleści i trzaska pod moimi stopami. Carmel i Thomas zachowują ostrożnośd i trzymają się przy mnie. Wiem, że przynajmniej Thomas, jako czarodziej, też czuje, że jest obserwowany. Jego latarka zygzakuje w górę i dół ścian, szuka kątów i kryjówek. Za dużo robi, powinien traktowad światło jako przynętę i zwracad uwagę na mrok. Nasze ubrania są głośne; włosy Carmel szeleszczą wokół jej ramion głośno jak wodospad, kiedy rozgląda się wokół. Opuszczam dłonie i stawiam krok, wypuszczając światło latarni pomiędzy naszych stłoczonych ciał. Oczy nam się przyzwyczaiły, Carmel i ja wyłączamy latarki. Stodoła jest pusta, jeśli nie liczyd czegoś podobnego do kościotrupa starego pługa w kącie. Latarnia oświetla pomieszczenie stłumioną żółcią. – To tutaj? – pyta Carmel.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 9 – Na noc wystarczy – odpowiadam. – Rano spróbujemy przejśd w bardziej ruchliwą okolicę, może złapiemy stopa. Carmel kiwa głową. Załapała. Sztuczka ze zbłąkanym wędrowcem działa częściej, niż można by podejrzewad. Dlatego pojawia się w tak wielu horrorach. – Nie jest tu ani trochę cieplej niż na zewnątrz – komentuje Thomas. On także wyłącza latarkę. Na górze coś szeleści. On podskakuje, szybko włącza latarkę i kieruje jej światło w sufit. – Chyba gołębie – mówię. – To dobrze. Jeśli się tu zasiedzimy, zrobimy sobie ptaki z rusztu. – To… ohydne – odpowiada Carmel. – Taki kurczak dla ubogich. Sprawdźmy to. – Widzę niepewną, przygniłą drabinę prowadzącą na górę. Zakładam, że znajdziemy tam tylko siano i chmarę rozkrzyczanych gołębi i wróbli. Nie muszę mówid Thomasowi i Carmel, żeby byli ostrożni. Trzymają się tuż za mną, utrzymują kontakt fizyczny. Kiedy stopa Carmel trafia na zęby wideł, które leżały pod warstwą słomy, krzywi się. Patrzymy po sobie, a ona kręci głową. To nie mogą byd te same widły, na które upadłą żona farmera. Tak sobie powtarzamy, chociaż nie widzę powodu, dla których tak nie mogłoby byd. Jako pierwszy wchodzę na stryszek. Snop światła z latarki pada na ogromną, płaską poład pokrytej słomą podłogi i kilka wysokich stert bali pod ścianą. Kiedy kieruję latarkę ku dachowi, widzę jakieś pięddziesiąt gołębi, z których żaden sobie nie przeszkadza. – Chodźcie na górę – mówię. Thomas wspina się jako drugi, potem pomagamy Carmel. – Uważajcie; w sianie jest pełno ptasiego gówna. – Super – mruczy. Kiedy jesteśmy na górze, rozglądamy się, ale nie mamy za bardzo na co patrzyd. To tylko ogromna, otwarta przestrzeo zarzucona słoną i ptasimi odchodami. Jest też system rolek, które musiały byd używane do transportu słomy, i grube liny zwisające z krokwi. – Wiecie, czego nienawidzę w latarkach? – pyta Thomas, a ja patrzę na snop światła z jego latarki, który pokazuje ptasie głowy i trzepoczące skrzydła, a potem nic poza pajęczynami. – Zawsze każą ci się zastanawiad nad tym, czego nie widzisz. Tym, co wciąż jest w ciemności. – Fakt – mówi Carmel. – To zawsze najgorsze ujęcie z horrorów. Kiedy latarka w koocu znajduje to, czego szukała, a ty stwierdzasz, że w sumie wolałbyś tego nie widzied. Obydwoje powinni się zamknąd. To nie czas na próby nastraszenia siebie nawzajem. Odchodzę kilka kroków, licząc na zakooczenie tej rozmowy i sprawdzenie jakości podłogi. Thomas idzie w innym kierunku, trzyma się blisko ściany. Przesuwam latarką nad balami siana, szukając potencjalnych kryjówek. Nie widzę nic poza tym, jak ohydnie wyglądają w brązowo–białych plamach. Za sobą słyszę długie skrzypnięcie, a kiedy się odwracam, w twarz uderza mnie podmuch wiatru. Thomas znalazł jakieś drzwi i je otworzył.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 10 Wrażenie bycia obserwowanym zniknęło. Jesteśmy tylko trójką dzieciaków w opuszczonej stodole, dla niczyjego użytku udającą zabłąkanych wędrowców. Może to w ogóle było złe miejsce, a to, co poczułem po wejściu, było tylko ułudą. – Te twoje runy chyba nie działają – mówię. Thomas wzrusza ramionami. Przesuwa rękę ku kieszeni, w której znajduje się kamieo runiczny. – Nigdy nie byłem ich pewny. Rzadko pracuję z runami. I jeszcze nigdy takiej nie rzeźbiłem. – Schyla się i spogląda przez drzwi w noc. Zrobiło się zimniej; jego oddech tworzy białawą chmurkę. – Może to i tak nieważne. No, nawet jeśli to tutaj, ile osób tak naprawdę jest w niebezpieczeostwie? Kto tu przychodzi? Duch, kimkolwiek był, pewnie się znudził i poszedł wywoływad przypadkowe śmierci gdzieś indziej. Przypadkowe śmierci. Te słowa wcinają mi się w powierzchnię mózgu. Jestem idiotą. Z krokwi spada lina. Chcę krzyknąd do Thomasa, ale słowa są za wolne. Udaje mi się wykrzyczed jego imię. Biegnę, pędzę ku niemu, bo spada lina, a przywiązany do jej kooca duch staje się prawie przezroczysty pół sekundy przed tym, jak spycha Thomasa przez drzwi, głową na dół, na zimny, twardy grunt dwanaście metrów niżej. Skaczę. Siano wbija mi się w kurtkę, spowalnia mnie, ale nie myślę o niczym innym niż Thomas. Kiedy wychylam się przez drzwi, udaje mi się złapad jego stopę. Wykorzystuję wszystkie siły, żeby go nie puścid, kiedy odbija się od ściany stodoły. Po chwili obok mnie pojawia się Carmel, także do połowy wychylona. – Thomas! – krzyczy. – Cas, wciągnij go! – Każde z nas trzyma jedną stopę i wciągamy go do środka, najpierw stopy, potem kolana. Thomas znosi to bardzo dobrze, nie krzyczy ani nic. Kiedy wciągnęliśmy go prawie w całości, Carmel krzyczy. Nie muszę patrzyd, by wiedzied, że to duch. Czuję na palcach lodowaty nacisk, a powietrze nagle zaczyna pachnied stęchłym mięsem. Odwracam i mam go przed oczami: młodego faceta w przetartych ogrodniczkach i koszuli flanelowej z krótkim rękawem. Jest gruby, ma wystający brzuch i ramiona podobne do bladych, tłustych kiełbasek. Nie podoba mi się kształt jego głowy. Wyciągam nóż. Z błyskiem wysuwa się z tylnej kieszeni, gotów do zanurzenia się w jego brzuchu, a ona się śmieje. Ona się śmieje. Znam ten śmiech bardzo dobrze, chod słyszałem go tylko kilka razy. Wydobywa się z jego tłustej, karykaturalnie otwartej paszczy. Athame prawie wypada mi z ręki. Śmiech ustaje nagle, duch cofa się i ryczy, co przypomina puszczony od tyłu język angielski. Jakieś pięddziesiąt głębi podrywa się z krokiew i sfruwa ku nam.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 11 Wśród piór i odoru ptaków krzyczę do Carmel, żeby dalej ciągnęła, żeby nie puściła Thomasa, ale wiem, że tego nie zrobi, chociaż malutkie dziobki i pazury ciągną ją za włosy. Kiedy wciągamy Thomasa do środka, popycham ich ku drabinie. Stukot naszych stóp ginie w szumie skrzydeł. Muszę przypominad sobie, by się obejrzed i upewnid, że ten drao nie spróbuje nas znowu pchnąd. – Co my robimy? – krzyczy zdezorientowana Carmel. – Lecimy do drzwi – odkrzykujemy ja i Thomas. Kiedy schodzę z ostatniego szczebla drabiny, Carmel i Thomas są daleko przede mną, biegną. Czuję materializującego się ducha po prawej, odwracam się. Teraz widzę go z bliższa i widzę, że problem z jego głową polega na tym, że jej tył jest wklęsły. Dostrzegam też, że trzyma widły. Zanim nimi rzuca, krzyczę coś do Carmel. Postąpiłem słusznie, bo obraca się, by sprawdzid, co się dzieje, i odskakuje na lewo, a zęby wideł wbijają się w ścianę. Zaczyna krzyczed i ten dźwięk mnie cuci; cofam rękę i rzucam athame. Leci w powietrzu i wbija się w bebech farmera. Przez chwilę patrzy ku mnie, na mnie i za mnie, oczami podobnych do nieskooczonych zbiorników wodnych. Tym razem niczego nie czuję. Nie interesuje mnie, dokąd zabierze go nóż. Nie obchodzi mnie, czy Mag Obeah to czuje. Kiedy zaczyna falowad i znikad jak gorące powietrze, cieszę się, że odszedł. Prawie zabił moich przyjaciół. Walid go. Athame ląduje na ziemi z cichym stuknięciem. Podbiegam po niego i idę ku Carmel, która wciąż krzyczy. – Carmel! Jesteś ranna? Trafił cię? – pyta Thomas. Ogląda ją, a ona ze strachem kręci głową na wszystkie strony. Widły były naprawdę blisko. Tak blisko, że jeden z zębów przebił rękaw jej płaszcza i przypiął ją do ściany. Wyrywam widły, a ona odskakuje i otrzepuje płaszcz, jakby był brudny. Jest jednakowo przestraszona i wściekła, więc kiedy krzyczy: – Ty głupi dupku! – nie mogę pozbyd się wrażenia, że to do mnie.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 12 ROZDZIAŁ DRUGI Athame leży w swoim słoju z solą, po rękojeśd otoczony białymi kryształkami. Poranne słooce wpadające przez okno pada na słoik i załamuje się we wszystkich kierunkach, prawie jak aureola. Tata i ja siadaliśmy i patrzyliśmy na niego, włożonego do tego samego słoja, oczyszczanego przez księżyc. On nazywał go Excaliburem. Ja go nie nazywam. Mama smaży jajka za moimi plecami. Najświeższe świece leżą na ladzie. Trzy różne kolory w trzech różnych zapachach. Zielony dla dobrobytu, czerwony dla namiętności, biały dla czystości. Obok trzy małe stosiki kartek z różnymi zaklęciami, które mają zostad owinięte wokół świec i zamocowane sznureczkiem. – Sukces czy nie? – pyta. – Sukces – odpowiadam. – Mamy jeszcze dżem ze świdośliwy? Wyjmuje go, a ja wkładam cztery kromki chleba do opiekacza. Kiedy są gotowe, smaruję je masłem i dżemem i zanoszę na stół, gdzie mama już rozstawiła talerze z jajkami. – Weź sok, dobrze? – mówi, kiedy szperam w lodówce. – Powiesz mi, co zaszło w sobotni wieczór? Prostuję się i nalewam dwie szklanki soku. – Sam nie wiem. – Droga powrotna z Grand Marais upłynęła w milczeniu. Zanim wróciliśmy, był niedzielny poranek. Natychmiast padłem jak długi, obudziłem się tylko po to, żeby obejrzed w telewizji jeden z filmów z serii "Matrix", a potem znowu zasnąłem i spałem całą noc. To najlepszy plan unikania rozmowy, jaki dotąd obmyśliłem. – Cóż – mówi mama radośnie – to się dowiedz i mów. Za pół godziny masz byd w szkole. Siadam przy stole i stawiam soki. Wbijam oczy w jajka, które spoglądają na mnie żółtymi źrenicami żółtek. Szturcham je widelce. Co mam powiedzied? Jak mam jej to wyjaśnid, skoro sam nie rozumiem? To był śmiech Anny. Czysty jak dzwon, niemożliwy do pomylenia, wydobywający się z gardła farmera. To było niemożliwe. Anna odeszła. Tylko ja nie mogłem jej puścid. Więc umysł zaczynał płatad mi figle. To powiedziało mi światło dnia. Tak powiedziałaby mi każda rozsądna osoba. – Schrzaniłem – mówię do talerza. – Nie byłem dośd bystry. – Ale dorwałeś go? – Najpierw wypchnął Thomasa z okna i próbował zmienid Carmel w kebaba. – Nagle brakło mi apetytu. Nawet dżem ze świdośliwy nie wyglądał kusząco. – Nie powinni już ze mną jeździd. Nigdy nie powinienem im na to pozwolid. Mama wzdycha.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 13 – Tam chyba nie do kooca chodziło o "pozwalanie", Cas. Nie sądzę, żebyś był w stanie ich powstrzymad. – Mówiła z pasją, bez krzty obiektywizmu. Troszczy się o nich. To jasne. Ale jednocześnie cieszy się, że już nie jestem sam. – Ciągnęło ich do nowego – mówię. Znikąd pojawia się we mnie złośd; zaciskam zęby. – Ale naprawdę mogą przez to zginąd, a kiedy to zrozumieją, jak myślisz, co się stanie? Twarz matki jest spokojna, pozbawiona emocji, poza lekkim zmarszczeniem brwi. Nabija na widelec kawałek jajka i przeżuwa w milczeniu. Potem odpowiada: – Chyba za słabo w nich wierzysz. Możliwe. Ale nie dziwiłbym się, gdyby uciekli za siedem gór i siedem rzek po tym, co wydarzyło się w sobotę. Nie winiłbym ich, gdyby uciekli po morderstwach Mike'a, Willa i Chase'a. Czasami chciałbym, żeby tak postąpili. – Muszę iśd do szkoły – mówię i odsuwam krzesło od stołu, pozostawiając jedzenie nietknięte. Athame został oczyszczony i jest gotowy do opuszczenia soli, ale mijam go. Po raz pierwszy w życiu go nie chcę. Pierwszą rzeczą, którą widzę, gdy wchodzę w zakręt przed moją szafką, jest ziewający Thomas. Opiera się o nią z książkami pod pachą, ma na sobie prostą szarą koszulkę, która w kilku miejscach grozi rozerwaniem. Włosy sterczą mu w przeróżnych kierunkach. Uśmiecham się. Ileż energii mieści się w ciele, które wygląda jak urodzone w koszu z brudną bielizną. Kiedy mnie dostrzega, macha, a na twarzy wykwita mu wielki, szeroki uśmiech. Potem znowu ziewa. – Sorki – mówi. – Jeszcze nie doszedłem do siebie po sobocie. – Epicki melanż, co, Thomas? – prycha sarkastyczny głos za naszymi plecami. Odwracam się i widzę grupę osób, których w większości nie znam. Komentarz wygłosiła Christy cośtam cośtam, a ja myślę, co tam. Tyle że Thomas zacisnął usta i patrzy w rząd szafek, jakby chciał się w nich schowad. Patrzę beztrosko na Christy. – Mów tak dalej, a załatwię ci zejście z tego świata. – Mruga, próbuje ocenid, czy mówiłem poważnie czy nie. Uśmiecham się krzywo. Plotki są niesamowite. Odchodzą w ciszy. – Zapomnij o nich. Gdyby tam byli, zlaliby się w gacie. – Racja – odpowiada Thomas i prostuje się. – Słuchaj, przepraszam za sobotę. Głupi byłem, nie powinienem się tak wychylad. Dzięki, że mnie uratowałeś. Przez chwilę czuję w gardle gulę, która smakuje jak wdzięcznośd i zaskoczenie. Przełykam ją. – Nie dziękuj mnie. – Pamiętaj, przez kogo się tam znalazłeś. – To nic wielkiego. – Jasne. – Wzrusza ramionami. Thomas i ja w tym semestrze mamy wspólnie pierwszą lekcję, fizykę. Z jego pomocą wyciągam na 5 z minusem. Całe to gadanie o punktach podparcia i gęstości środka masy brzmi dla mnie jak greka, ale Thomas to łapie. To pewnie ten czarodziejski pierwiastek;
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 14 niesamowicie rozumie wszelakie siły i to, jak działają. Idąc na zajęcia, mijamy Cait Hecht, która stara się znaleźd tak daleko ode mnie, jak to tylko możliwe. Ciekawe, czy i ona zacznie rozpowiadad o mnie plotki. Chyba zrozumiem, jeśli to zrobi. Nie widzę Carmel aż do naszej wspólnej godziny wolnego uczenia. Chociaż jest członkinią naszej dziwnej, polującej na duchy trójcy, jej status Królowej B nie ucierpiał. Jej kalendarz spotkao towarzyskich jest pełen jak zwykle. Działa w samorządzie i kilku nudnych organizacjach zbierających pieniądze. Patrzenie, jak łączy te dwa światy, jest interesujące. Z łatwością przemieszcza się z jednego do drugiego. Kiedy docieram do sali, zajmuję miejsce naprzeciw Carmel. Thomasa jeszcze nie ma. Czuję, że nie wybaczy mi tak łatwo jak on. Ledwie unosi głowę znad zeszytu, kiedy siadam. – Musisz ściąd włosy. – Podobają mi się trochę dłuższe. – Ale wpadają ci do oczu – mówi i patrzy prosto na mnie. – Gorzej przez to widzisz. Na chwilę opuszcza wzrok, a ja stwierdzam, że prawie przybicie do ściany na podobieostwo motyla w słoiku zasługuje na przeprosiny. – Przepraszam za sobotę. Byłem głupi. Wiem o tym. To niebezpieczne… – Skoocz z tym – mówi Carmel i strzela balonem z gumy. – Co cię gryzie? W tamtej stodole się zawahałeś. Mogłeś zakooczyd wszystko tam na górze. To było krok od ciebie, wystawiało mi brzuszysko jak na talerzu. Przełykam ślinę. Oczywiście, że to widziała. Carmel nigdy nic nie umyka. Otwieram usta, ale nic się z nich nie wydobywa. Wyciąga rękę i dotyka mojego ramienia. – Nóż już nie jest zły – mówi cicho. – Tak twierdzi Morfran. I twój znajomy Gideon. Ale jeśli masz wątpliwości, może powinieneś zrobid sobie przerwę. Komuś może stad się krzywda. Thomas siada obok Carmel i patrzy to na nią, to na mnie. – Co jest? – pyta. – Wyglądacie, jakby ktoś umarł. – Boże, Thomas, to dośd ryzykowne słowa. – Nic – odpowiadam. – Carmel zastanawia się tylko, czemu zawahałem się w sobotę. – Co? – Zawahał się – powtarza Carmel. – Mógł to zabid, jeszcze na strychu. – Milknie, gdy mija nas dwójka dzieciaków. – Ale nie zabił, a ja prawie nadziałam się na niewłaściwy koniec wideł. – Ale nic nam nie jest. – Thomas się uśmiecha. – Robota załatwiona. – Jeszcze się nie przekonał – mówi Carmel. – Ciągle zastanawia się, czy nóż jest zły. Rozmowa o mnie, jakby mnie tu nie było, działa mi na nerwy. Nawijają tak przez jakąś minutę, Thomas mnie broni, a Carmel upiera sie, że potrzebuję co najmniej sześciu spotkao paranormalnych, zanim wrócę do pracy.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 15 – Co powiecie na małe wagary? – pytam nagle. Kiedy wskazuję głową drzwi i wstaję, oni też to robią. Opiekun sali krzyczy jakieś pytania o to, gdzie my się wybieramy i co wyprawiamy, ale nie zatrzymujemy się. Carmel wykrzykuje tylko: – O nie, zapomniałam notatek! – Przechodzimy przez drzwi. Parkujemy na parkingu przed sklepem przy Sześddziesiątej pierwszej. Siedzimy w srebrnym Audi Carmel. Ja z tyłu, a tamta dwójka odwróciła się ku mnie na fotelach. Czekają cierpliwie, co wszystko utrudnia. Odrobina podbudowania napięcia nie zaszkodzi. – Masz rację, że się zawahałem – mówię w koocu. – I masz rację, że ciągle mam wątpliwości co do noża. Ale nie to męczyło mnie w sobotę. Pytania nie przeszkadzają mi w wykonywaniu obowiązków. – Więc co? – pyta Carmel. Więc co. Sam nie wiem. Kiedy usłyszałem jej śmiech, czerwona Anna stanęła mi przed oczami, a ja zobaczyłem ją całą: sprytną, bladą dziewczynę w bieli i boginię skąpaną we krwi. Była w zasięgu ręki. Ale adrenalina już minęła, wokół świeciło słooce. Więc może to było nic. Zwykła halucynacja. A jednak zaciągnąłem ich tutaj, żeby im to powiedzied. Równie dobrze mogę powiedzied cokolwiek. – Gdybym powiedział wam, że nie mogę zapomnied o Annie – mówię, patrząc na czarne, gumowe wycieraczki – że chcę mied pewnośd, że znalazła spokój, zrozumielibyście to? – Oczywiście – odpowiada Thomas. Carmal odwraca wzrok. – Nie jestem gotowy, żeby sobie odpuścid, Carmel. Zakłada jasne włosy za ucho i spogląda w dół. – Wiem. Ale od miesięcy szukasz odpowiedzi. Jak my wszyscy. Uśmiecham się okrutnie. – I co? Znudziło ci się? – Jasne że nie – prycha. – Lubiłam Annę. A chodby i nie, uratowała nam życia. Ale to, co zrobiła, poświęciła się… to było dla ciebie, Cas. Po to, żebyś mógł żyd. A nie po to, żebyś chodził jak półżywy i jej szukał. Nie mam nic do powiedzenia. Jej słowa uderzają mnie szybko i mocno. Niewiedza, co stało się z Anną, przez ostatnie miesiące doprowadzała mnie do szaleostwa. Wyobrażałem sobie każde możliwe piekło, najgorsze możliwe scenariusze. Łatwo byłoby powiedzied, że to dlatego nie chciałem o niej zapomnied. To byłaby prawda. Ale nie cała. Rzecz w tym, że Anna odeszła. Nie żyła, kiedy ją poznałem, i zamierzałem odłożyd ją z powrotem pod ziemię, ale nie chciałem jej tracid. Może to, jak odeszła, miało wszystko ułożyd. Jest bardziej martwa niż wcześniej i powinienem się cieszyd; a jednak jestem tak wkurzony, że nie myślę racjonalnie. Mam wrażenie, że nie odeszła. Wydaje mi się, że została mi odebrana.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 16 Po minucie kręcę głową i z moich ust wylewają się spokojne, wydwiczone słowa: – Wiem. Słuchajcie, może powinniśmy na chwilę zwolnid. Znaczy, masz rację. To nie jest bezpieczne i cholernie mi przykro z powodu tego, co stało się w sobotę. Szczerze. Mówią, żebym się nie martwił. Thomas mówi, że to nic, a Carmel żartuje o nadziewaniu na harpun. Zachowują się tak, jak powinni zachowad się najlepsi przyjaciele, i nagle czuję się jak skooczony kutas. Muszę zrobid sobie porządek w głowie. Muszę pogodzid się z faktem, że już nigdy nie zobaczę Anny, zanim komuś stanie się poważna krzywda.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 17 ROZDZIAŁ TRZECI Tamten śmiech. Słyszę go w głowie po raz setny. To był jej głos; głos Anny, chod wydawał się nieco szalony i drżący. Niemal zdesperowany. A może to dlatego, że dobiegał z ust martwego faceta. A może nigdy go tak naprawdę nie słyszałem. Głośny trzask sprawia, że mrugam i patrzę w dół. Jedna z białych, oczyszczających świec mamy leży w dwóch kawałkach u moich stóp. Pakowałem je do pudełka, by zanieśd do sklepu Morfrana. – Co się stało, mój synu? – Uśmiecha się połowicznie i unosi brwi. – Co cię tam zdekoncentrowało, że niszczysz nasze źródło pieniędzy? Pochylam się i podnoszę dwie połówki świecy. Niepewnie zbliżam do siebie ułamane fragmenty, jakby miały się w magiczny sposób połączyd. Dlaczego magia nie działa w ten sposób? – Przepraszam – mówię. Podnosi się od stołu, przy którym wiązała zaklęcia, bierze ode mnie świecę i wącha ją. – W porządku. Tę jedną zachowamy. Po złamaniu działają równie dobrze jak przed. – Mija mnie i kładzie ją na parapecie przy zlewie. – A teraz odpowiedz mi na pytanie, dziecko. O co chodzi? Szkołę? A może tamta randka poszła lepiej, niż mówiłeś? – Jej mina jest lekko zaczepna, ale widzę w niej także nadzieję. – Niestety, mamo. – Łatwo byłoby powiedzied, że to szkoła. Tak jak stwierdzenie, że śniłem na jawie. Pewnie powinienem tak powiedzied. Mama jest tu szczęśliwa. Kiedy dowiedzieliśmy się, że morderca mojego ojca ukrywał się na dachu i zjadł jej kota, myślałem, że się przeprowadzimy. Albo spalimy dom. Ale nie. Osiadła tutaj i urządziła nam przytulne lokum lepsze niż wszystkie mieszkanie, jakie wynajmowaliśmy od śmierci taty. Wydawało się, że właśnie na to wszystko czekała. Chyba obydwoje na to czekaliśmy. Bo teraz to już koniec. I kropka. – Cas? W porządku? Coś się stało? Uśmiecham się do niej uspokajająco. – To nic. Jeszcze trochę mnie trzyma od soboty. – Mhm – mówi. Wyjmuje pudełko zapałek z szuflady. – Może powinieneś zapalid świeczkę oczyszczającą. Pozbyd się pajęczyn. – Jasne. – Chichoczę i wyjmuję zapałkę. – Nie powinienem najpierw wypowiedzied zaklęcia? Macha ręką. – Czasami nie potrzeba sów. Musisz tylko wiedzied, czego chcesz. – Szturcha mnie w klatkę piersiową, a ja odpalam zapałkę. – Grasz okropnie – mówi Thomas z jednej z puf.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 18 – To co, to tylko Pac–Man – odpowiadam, gdy mój ostatni ludzi wpada na ducha i umiera. – Jeśli dalej tak będziesz na to patrzył, nie pobijesz mojego rekordu. Prycham. I tak by mi się to nie udało. On ma niesamowitą koordynację ręka–oko. Radzę sobie w pierwszoosobowych strzelankach, ale on jest zawsze lepszy w starych gierkach arkadowych. Bierze pada, zaczyna się muzyka. Patrzę, jak Pac–Man zjada czereśnie oraz kropki i wysyła duchy z powrotem do pudełka. – Zapamiętałeś plansze. – Może. – Uśmiecha się i naciska pauzę, kiedy zaczyna mu wibrowad telefon. Komórkę ma od niedawna. To prezent od Carmel, która używa jej, żeby próbowad wyciągnąd nas na spotkanie w centrum handlowym. Takowych jednak wolę unikad. Z wyjątkiem Cinnabon. Thomas wzdycha. – Chcemy spotkad się z Carmel i Katie w Cinnabon? Oddycham głęboko. Kiedyś dał mi książkę, w której zebrano różne teorie o życiu po życiu. Leży obok Xboxa, nietknięta. Mam dośd czytania i odnajdywania kolejnych pytao, żadnych odpowiedzi. Mam dośd gonienia za starymi znajomymi taty i zbierania ledwie przypuszczeo. To męczące ślepy zaułek, i chod przykro mi tak myśled, to prawda. – Chodźmy – mówię. Centrum handlowe jest jasne i pachnie balsamem. Każdy mijany sklep musi dobrze prosperowad. Carmel spotyka się z nami przy wejściu, sama. Katie wycofała się, kiedy usłyszała, że przyjdziemy. – Nie przeszkadza ci, że twoja najlepsza psiapsióła mnie nienawidzi? – pyta Thomas. Usta ma pełne cynamonowych bułeczek, więc ciężko go zrozumied. – Nie nienawidzi cię. Nigdy jej tak naprawdę nie poznałeś. Obydwoje sprawiacie, że nie czuje się mile widziana. – Nieprawda – przeciwstawia się Thomas. – Trochę prawda – mruczę za jego plecami. Bo tak jest. Kiedy jestem ja, Carmel i jej koleżanki, jest okej. Radzę sobie, jeśli muszę. Ale kiedy jesteśmy we trójkę, wydaje się, że tworzymy zamknięty klub. Mnie to odpowiada i nie czuję wyrzutów sumienia. Nasza trójka jest bezpieczna. – Widzisz? – mówi Carmel. Zwalnia trochę, żebym mógł ich dogonid i iśd na równi. Thomas mówi jeszcze coś o Katie, słyszę także imię Nata, chod niespecjalnie się przysłuchuję. Nie obchodzą mnie ci ludzie. Wycofuję się na swoje typowe miejsce w tyle. Centrum handlowe jest zbyt zatłoczone, żeby trzy osoby mogły iśd obok siebie i nikogo nie trącad czy popychad. Kilka głosów wykrzykuje imię Carmel. odrywam wzrok od mojej cynamonowej bułki i widzę Amandę Schneider, Heidi Trico i kolejną Katie jakąś–tam machające rękami. Towarzyszą im Derek Pimms i Nate Bergstorm – chłopaki, których Thomas nazwałby kolejnym pokoleniem armii
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 19 trojaoskiej. Prawie słyszę, że o tym myśli. Do moich uszu dobiegła zgrzyt zębów, gdy się do nich zbliżamy. – Częśd, Carmel – mówi Heidi. – Co tam? Carmel wzrusza ramionami. – Bułki cynamonowe. Tak sobie chodzimy. Zbieramy wskazówki co do prezentów urodzinowych dla osób, które nie potrafią sobie nic wybrad. – Szturcha Thomasa. Wolałbym, żeby tego nie robiła. A przynajmniej nie w tym towarzystwie, bo Thomas czerwienieje jak burak, a Derek i Nate szczerzą się jak dupki. Dziewczyny tylko patrzą na niego, potem na mnie, i uśmiechają się, nie pokazując zębów. Thomas szura nogami. Nigdy nie patrzy Derekowi ani Nate'owi w oczy, więc ja robię to za nas dwóch. Czuję się jak idiota, ale to robię. Carmel gada i się śmieje, wyluzowana i wyraźnie obojętna na całe zajście. Ale nagle coś się zmienia. Athame. Jest bezpieczny w pokrowcu przyczepionym do mojej kostki dwoma paskami. Czułem, że się poruszył, tak jak czasami na polowaniu. Ale to nie był mały ruch, tylko niemożliwy do przeoczenia obrót. Okręcam się w kierunku jego ruchu, czując się co najmniej jak wariat. Żadna martwa istota nie nawiedza centrum. Jest zbyt tłoczno, zbyt jasno, zbyt balsamowo. Ale nóż nie kłamie, więc przeglądam mijane twarze, wpatrzone w amerykaoskiego orła albo śmiejące się z przyjaciółmi. Wszyscy jak najbardziej żywi, chod w różnym stopniu. Ponownie się obracam, nóż wierzga. – No co? – mruczę i patrzę przed siebie, w witrynę sklepu naprzeciwko. Sukienka Anny. Dwukrotnie mrugam oczami. To jej sukienka. Biała i prosta. Piękna. Podchodzę do niej, centrum milczy. Co ja widzę? To nie jest sukienka podobna do jej. To jej sukienka. Wiem to, jeszcze zanim noga manekina zstępuje w podwyższenia. Porusza się nierówno na plastikowych nogach. Włosy opadają jej do ramion, oklapłe i zmierzwione jak syntetyczna peruka. Nie patrzę na jej twarz. Nawet kiedy dotykam palcami szyby wystawowej, a nogi manekina się uginają, biały materiał szeleści. – Cas! Podskakuję. Wrzawa centrum handlowego wypełnia moje uszy jak trzask drzwi. Thomas i Carmel stoją po moich bokach ze zmartwionymi minami. W głowie mam pustkę, jak tuż po przebudzeniu. Mrugam. Manekin stoi, jak stał, w białej sukience, która ani trochę nie przypomina tego, co nosiła Anna. Patrzę na Amandę, Dereka i innych. Wyglądają na równie zaskoczonych jak Thomas i Carmel. Ale jutro będą się z tego śmiad i opowiadad innym o tym, co widzieli. Niepewnie cofam palce od szyby. Po tym, co zobaczyli, nie mogę ich za to winid. – Nic ci nie jest? – pyta Carmel. – Co się stało?
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 20 – Nic – odpowiadam. – Wydawało mi się, że coś widziałem, ale to nic. Opuszcza oczy i szybko rozgląda się na boki. – Krzyczałeś. Patrzę na Thomasa, a on kiwa głową. – Chyba czułem się przytłoczony. Mają tu parszywą akustykę, własnych myśli nie słychad. Widzę, jak na siebie patrzą. Nie próbuję ich przekonywad. Bo jak? Widzą białą sukienkę na wystawie i wiedzą, co oznacza. Wiedzą, co wydawało mi się, że widziałem.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 21 ROZDZIAŁ CZWARTY W dzieo po epickim występie w centrum handlowym okienko pomiędzy lekcjami spędzam na zewnątrz, na skraju skwerku, siedząc pod drzewem i rozmawiając z Gideonem. Na zewnątrz są też inni uczniowie, okupujący niezacienione przestrzenie, rozłożeni na świeżej trawie z głowami opartymi o plecaki i kolana znajomych. Czasami zerkają w moją stronę, mówią coś i się śmieją. Wiem, że kiedyś lepiej się maskowałem. Może w przyszłym roku nie powinienem wracad do szkoły. – Tezeuszu, wszystko w porządku? Wydajesz się zdekoncentrowany. Śmieję się. – Brzmisz jak mama. – Słucham? – Przepraszam. – Waham się, co jest głupie. Właśnie dlatego do niego dzwonię. Chciałem o tym pogadad. Chcę usłyszed, że Anna odeszła. Że nie może wrócid. I muszę usłyszed to z władczych ust z brytyjskim akcentem. – Słyszałeś, żeby ktoś wrócił po przejściu? – pytam wreszcie. Gideon milczy i się namyśla. – Nigdy – mówi. – To niemożliwe. Przynajmniej nie w sferze rozsądnego prawdopodobieostwa. Krzywię się. Od kiedy żyjemy w sferze rozsądnego prawdopodobieostwa? – Ale skoro mogę je przemieszczad pomiędzy poziomami dzięki athame, czy nie istnieje inny przedmiot do ich przywracania? – Tym razem milczenie trwa dłużej, ale nie traktuje tego poważnie. Gdyby traktował, usłyszałbym trzask drabiny albo szelest przewracanych stron. – No wiesz, to nie tak szalony pomysł. Może taki jak alfabet zaczynający się od A, B i G, ale… – Chyba raczej od A, B i pi. – Nabiera powietrza. – Wiem o kim myślisz, Tezeuszu, ale to niemożliwe. Nie możemy jej przywrócid. Zaciskam oczy. – A jeśli już jest przywrócona? Kiedy zadaje kolejne pytanie, ma w głosie ostrożnośd: – Co masz na myśli? Mam nadzieję, że śmiech bo uspokoi, więc wykrzywiam usta. – Nie wiem, co mam na myśli. Nie dzwonię, żeby cię nastraszyd. Po prostu… chyba za dużo o niej myślę. Wzdycha. – Domyślam się. Była… niespotykana. Ale teraz jest tam, gdzie jej miejsce. Posłuchaj mnie, Tezeuszu – mówi, a ja prawie czuję jego palce na ramieniu. – Musisz o tym zapomnied.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 22 – Wiem. – Naprawdę. Częśd mnie chce mu powiedzied, jak poruszył się athame, i o tym, co wydawało mi się, że widziałem i słyszałem. Ale on ma rację, brzmiałbym jak wariat. – Słuchaj, nie martw się o mnie, dobra? – mówię i wstaję. – Szlag – mruczę, czując wilgod na dżinsach. – Co? – pyta zmartwiony Gideon. – Och, nic. Od siedzenia pod drzewem mam wielką mokrą plamę na tyłku. Słowo daję, ziemia tu chyba nigdy nie schnie. – Śmieje się i kooczymy rozmowę. Kiedy wracam do szkoły, Dan Hill klepie mnie w ramię. – Hej – mówi. – Masz wczorajsze notatki z historii? Będę mógł pożyczyd na wolne uczenie? – Tak, chyba tak – odpowiadam, lekko zdziwiony. – Dzięki. Zwykle pożyczam od dziewczyn, rozumiesz – błyska szczerbatym uśmiechem – ale ledwie wyciągam na 3 minus, a ty ostatnio napisałeś najlepiej w klasie, no nie? – Tak – mówię ponownie. Dostałem najlepszą ocenę. Ku mojemu bezgranicznemu zdumieniu i wielkiej radości mamy. – Super. Hej, słyszałem, że wczoraj w centrum byłeś nieźle nagrzany? – Zobaczyłem sukienkę, która podobała się Carmel, i pokazałem ją Thomasowi. – Wzruszam ramionami. – Ludzie w tej szkole mają strasznie popieprzoną wyobraźnię. – Jasne – mówi. – Tak właśnie myślałem. Narka, stary. – Odchodzi w innym kierunku. Dan jest spoko. Jeśli będę miał szczęście, rozpowie moje sklepowe alibi pośród kolegów. Chod to mało prawdopodobne. Sprostowania pojawiają się na samym koocu gazet. Nudne historie przegrywają, prawdziwe czy nie. Tak po prostu jest. – Jak możesz nie lubid pizzy z grillowanym kurczakiem i czosnkiem? – pyta Carmel, dzwoniąc do pizzerii. – Poważnie? Tylko pieczarki i podwójny ser? – I pomidory – dodaje Thomas. – Normalne, pocięte pomidory? – Patrzy na mnie z niedowierzaniem. – On jest nienormalny. – Zgadzam się – mówię, wyjmując z lodówki napoje. Jesteśmy u mnie w domu, będziemy oglądad filmy z Netflixa. To był pomysł Carmel i wolę myśled, że chciała się zrelaksowad, a nie utrzymad mnie z dala od innych ludzi. – Może próbuje byd dżentelmenem, Carmel – mówi moja mama, idąc po dolewkę mrożonej herbaty. – Trzyma cię z dala od czosnku. – Ohyda – mówię, a Thomas się śmieje. Tym razem to Carmel się rumieni. Mama się uśmiecha. – Jeśli zamówicie dwie, ja z Thomasem podzielimy się tą pomidorową, a ty i Cas tą drugą.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 23 – Okej. Tylko żeby potem nie było, że chcesz kurczaka. – Składa zamówienie i we trójkę idziemy do salonu, żeby obejrzed powtórki Hożych doktórów. Kiedy pojawia się pizza, zaczynamy film. Ledwie siadamy, kiedy Carmel podrywa się na nogi i szybko odpisuje na SMSa. – Co jest? – pyta Thomas. – Impreza pod tytułem "wspólna nauka do egzaminów" – odpowiada. Idzie na ganek. – Powiedziałam Natowi i Amandzie, że będę, jeśli film się za bardzo nie przeciągnie. Zaraz wrócę. Drzwi się zamykają. Szturcham Thomasa. – Nie przeszkadza ci, że wszędzie tak chodzi? – pytam. – Co masz na myśli. – No… – zaczynam, ale w sumie nie wiem. Chyba chodzi o to, że Carmel czasami próbowała mnie przedstawiad innym swoim znajomym, ale Thomasa nie. To chyba powinno mu przeszkadzad, ale nie wiem, jak taktownie o to zapytad. I do jakich egzaminów miała się uczyd? Ja zaliczyłem już wszystkie poza jednym. Nauczyciele bardzo urozmaicili nam ostatnie tygodnie. Nie żebym narzekał. – Nie jesteś jej chłopakiem? – pytam wreszcie. – Nie powinna zabierad cię do znajomych? Nie był to najlepszy dobór słów, ale nie wydaje się obrażony czy zaskoczony. Uśmiecha się. – Nie wiem, czy jestem – odpowiada cicho. – Ale wiem, że to tak nie działa. Jesteśmy inni. – Inni – mruczę, chociaż szeroki banan na jego twarzy jest poruszający. – Wszyscy jesteśmy inni. Nie przyszło ci do głowy, że "tak samo" to klasyczny powód do kłótni? – Odważne słowa jak na kogoś, kogo ostatnia dziewczyna umarła w 1958 – odpowiada Thomas i chowa się za puszką napoju. Szczerzę zęby i patrzę w telewizor. W oknie jest Anna. Stoi w krzakach przed domem i na mnie patrzy. – Jezu! – Przełażę przez oparcie kanapy i lekko się krzywię, kiedy uderzam ramieniem o ścianę. – Co? – Thomas także podskakuje i patrzy na podłogę, jakby spodziewał się tam szczura czy czegoś takiego. Potem podąża za moim wzrokiem do okna. Oczy Anny są puste i martwe, bez wyrazu i znaku rozpoznania. Jej mrugnięcie kojarzy się z aligatorem sunącym przez gęstą, ciemną wodę. Próbuję złapad oddech. Z jej nosa wyłania się glizdowaty, ciemny strumieo krwi. – Cas, co jest? Co się stało? Patrzę na Thomasa. – Nie widzisz jej? – Patrzę w okno, sądząc, że zniknęła, po części licząc, że zniknęła, ale ona wciąż tam jest, nieruchoma. Thomas wpatruje się w okno, wyciąga szyję, żeby zerknąd za świetlne odbicia w szybie. Wygląda na przerażonego. To nie ma sensu. Powinien ją widzied. Jest czarodziejem, do jasne cholery. Nie wytrzymuję. Podrywam się i kieruję do drzwi frontowych, otwieram je energicznie i wybiegam na ganek.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 24 Widzę tylko zaskoczoną minę Carmel i jej telefon w połowie drogi do ucha. W krzakach przy oknie nie ma nic oprócz cieni. – Co się dzieje – pyta Carmel, gdy zeskakuję ze schodów i przedzieram się przez krzaki. Gałęzie drapią mi ramiona. – Daj mi telefon! – Co? – Carmel ma przestraszony głos. Mama też wyszła. Całą trójka boi się sami nie wiedzą czego. – Rzud mi go – krzyczę, a ona to robi. Naciskam klawisz i kieruję ekran ku ziemi. W niebieskawym świetle szukam na niej odcisków lub śladów. Nic. – Co? Co tam masz? – skrzeczy Thomas. – Nic – mówię głośno, ale to nie jest nic. Czy to tkwi w mojej głowie czy nie, na pewno nie jest to nic. Kiedy sięgam do ukrytego w kieszeni athame, jest zimny jak lód. Dziesięd minut później mama stawia na stole przede mną parujący kubek. Podnoszę go i wącham. – To nie trucizna, tylko herbata – mówi z niedowierzaniem. – Bezkofeinowa. – Dzięki – odpowiadam i upijam. Zero kofeiny i zero cukru. Nie wiem, jak gorzka brązowa woda ma mnie uspokoid. Ale wzdycham i inaczej siadam na krześle. Thomas i Carmel wymieniają znaczące spojrzenia, co zauważa moja mama. – Co? – pyta. – Wiecie coś? Carmel patrzy na mnie, czeka na pozwolenie. Kiedy się nie odzywam, opowiada mamie, co zaszło w centrum handlowym w związku z sukienką podobną do tej Anny. – Cas, zachowujesz się dziwnie od wycieczki do Grand Marais. Mama opiera się o ladę. – Cas? Co się dzieje? Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym sklepie? – Bo wolę nie mówid o swoich odchyłach? – Taki unik się nie nada. Wciąż sie gapią. Czekają i gapią. – Ja tylko… wydawało mi się, że widziałem Annę. To wszystko. – Piję kolejny łyk herbaty. – A w Grand Marais, na tym strychu… chyba słyszałem jej śmiech. – Kręcę głową. – Tak jakby… nie wiem, jak to określid. Jakbym był nawiedzany? W pomieszczeniu panuje ponura atmosfera. Myślą, że mam halucynacje. Jest im mnie żal. Słowa "Biedny Czas" są niemal zapisane na ich twarzach, zwisają z policzków jak pięciokilowe odważniki. – Athame też ją czuje – dodaję i to zwraca ich uwagę. – Może rano zadzwonimy do Gideona – sugeruje mama. Przytakuję. Ale on pewnie pomyśli to samo. Niemniej to osoba, której najbliżej do eksperta od athame. Przy stole panuje cisza. Nie wierzą mi, a ja się nie dziwię. Przecież właśnie tego chciałem, odkąd Anna odeszła.
Dziewczyna z koszmarów (org. Girl of Nightmares), autor: Kendare Blake, tłumacz: Dusia 25 Ile razy wyobrażałem sobie, że siedzi obok mnie? Jej głos odzywał się w mojej głowie już miliony razy, prowadziłem z nim jakieś żałosne rozmowy, których nie przeprowadziliśmy. Czasami udaję, że znaleźliśmy inny sposób na pokonanie Maga Obeah; taki, który niczego nie psuł. – Myślisz, że to możliwe? – pyta Thomas. – No wiesz, czy coś takiego jest możliwe? – Przedmioty nie przechodzą – odpowiadam. – Gideon mówi, że nie przechodzą. Nie mogą. Ale mam wrażenie… że ona mnie woła. Tylko nie słyszę, czego chce. – To nienormalne – szepcze Carmel. – Co zrobisz? – Patrzy na mnie, potem na Thomasa i mamę. – Co zrobimy? – Muszę dowiedzied się, czy to prawda – mówię. – Czy jestem po prostu wariatem. A jeśli to prawda, muszę dowiedzied się, czego chce. Czego potrzebuje. Jesteśmy jej to winni. – Póki co nic nie rób – radzi mama. – Najpierw zadzwonimy do Gideona. Potrzebujemy więcej czasu do namysłu. Nie podoba mi się to. – Mnie też nie – dodaje Carmel. Patrzę na Thomasa. – Nie wiem, czy mi się to podoba czy nie. – Wzrusza ramionami. – No wiecie, Anna jest naszą przyjaciółką, w pewnym sensie. Nie wierzę, że będzie chciała nas skrzywdzid czy chociaż nastraszyd. Ciekawi mnie athame. Że reaguje. Powinniśmy jeszcze pomówid z Morfranem. Patrzą na mnie. – Okej – mówię. – Dobrze, poczekamy. – Byle nie za długo.