matern_anna

  • Dokumenty107
  • Odsłony12 981
  • Obserwuję15
  • Rozmiar dokumentów143.6 MB
  • Ilość pobrań7 942

08.Confess - Rozdziały 22-24+epilog

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :320.0 KB
Rozszerzenie:pdf

08.Confess - Rozdziały 22-24+epilog.pdf

matern_anna Dokumenty ROMANS Colleen Hoover Confess
Użytkownik matern_anna wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 20 z dostępnych 20 stron)

Rozdział dwudziesty drugi OWEN Milczę. Tak, jak ona. Wiem, że żadne z nas się w tej chwili nie odzywa, bo próbujemy wymyśleć jakieś wyjście z tej sytuacji. Musi być jakiś sposób, żeby mogła być ze swoim synem, nie włączając w to Treya. I musi być jakiś sposób na to, żebym ja wydostał się z tego bałaganu, w którym właśnie umieścił mnie Trey i to tak, żeby nie oddziaływało to w żaden sposób na relacje Auburn z AJ’em. Obserwuję ją z tylnego siedzenia, kiedy zwraca się do Treya. - Myślisz, że co się teraz stanie? – pyta go. – Sądzisz, że tak po prostu zapomnę o tym, że mnie zaatakowałeś? Że zniszczyłeś studio Owena? Że go wrabiasz? Nie rób tego, Auburn. Nie rozwścieczaj go jeszcze bardziej. Obraca twarz ku niej, ale ona nie przestaje, nawet jeśli ten milczy. - Nigdy nie pokocham cię tak, jak kochałam Adama. Jak tylko te słowa opuszczają jej usta, Trey gwałtownie szarpie kierownicą i zjeżdża samochodem na pobocze. Rzuca się w jej stronę i łapie ją za szczękę, przybliżając się do jej twarzy o zaledwie kilka centymetrów. - Nie jestem Adamem. Jestem Trey. I sugeruję, że jeśli nadal chcesz być niedorobioną matką dla mojego bratanka, to powiesz, kurwa, wszystko, czego będę chciał. Łza spływa jej po policzku. Zaciskam pięści i mam ochotę zbić tę cholerną szybę odgradzającą mnie od Treya i dostać go w swoje ręce, żeby ją puścił, ale nie mogę. Ręce mam skute za plecami i nie mogę zrobić żadnej, cholernej rzeczy z tylnego siedzenia, żeby go powstrzymać. Unoszę nogi i zaczynam kopać jego siedzenie. - Zabieraj od niej swoje łapska! Trey nie porusza się. Wciąż ściska jej szczękę, dopóki Auburn nie poddaje się i nie kiwa głową, potwierdzająco. Puszcza ją i siada na swoim miejscu. Zerka na mnie ze swojego miejsca pasażera, a ja nigdy nie czułem większej bezradności. Widzę, jak rusza się jej gardło, kiedy Auburn przełyka ślinę. Przyciąga kolana pod brodę, a po jej policzkach zaczynają spływać strumienie łez. Opiera głowę o zagłówek fotela, a plecy dociska do drzwi. Widzę, jak bardzo cierpi. Jaka jest przerażona. Pochylam się bliżej niej i przyciskam czoło do szyby, żeby jak najbardziej się do niej zbliżyć. Patrzę na nią uspokajająco, chcąc, by wiedziała, że cokolwiek się wydarzy, jesteśmy w tym razem. Nie spuszcza ze mnie wzroku, aż do chwili, gdy docieramy pod posterunek policji. Trey parkuje auto. - To się wydarzyło: zadzwoniłaś do mnie, żebym po ciebie przyjechał do jego mieszkania, bo wasza dwójka się pokłóciła. – mówi. – A kiedy przyjechałem, on mnie zaatakował. I wtedy go aresztowałem. Dotarło? – pochyla się i łapie ją za rękę. – Owen musi znaleźć się za kratkami, tam, gdzie jest jego miejsce. Nigdy bym sobie nie wybaczył, gdyby coś się stało tobie lub AJ’owi. On jest jedynym powodem, dla którego to robię. Chcesz, żeby twój syn był bezpieczny, prawda? Kiwa potwierdzająco głową, ale jest coś takiego w jej oczach… co mówi mi, że się na to nie zgadza, a to mnie przeraża. Nie chcę, żeby tam poszła i mnie broniła.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 2 - Rób to, co mówi, Auburn. Drzwi obok mnie otwierają się, a Trey wywleka mnie z auta. Tuż przed tym, jak odwracam od niej wzrok, Auburn unosi dłoń do piersi i zwija ją w pięść.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 3 Rozdział dwudziesty trzeci AUBURN Nie zrobiłam tego, co kazał mi Trey. W zasadzie, to nic nie zrobiłam. Niczego nie powiedziałam. Nie odpowiedziałam na żadne pytanie. Z każdym pytaniem rzucanym mi w twarz, ja tylko zaciskałam usta bardziej i bardziej. Owen może nie chcieć, bym powiedziała prawdę, ale jeśli Trey choćby przez sekundę myślał, że będę dla niego kłamać, to ma większe urojenia, niż to sobie wyobrażałam. Kiedy powiedziano mi, że mogę wyjść, Trey zaproponował, że podwiezie mnie do domu. Podziękowałam mu i wyminęłam go, wychodząc z budynku. Teraz stoję przed posterunkiem policji i czekam na taksówkę, po którą zadzwoniłam. Trey podchodzi do mnie i staje obok. Sama jego obecność sprawia, że czuję dreszcze na ramionach. Pocieram je, trzęsąc się lekko. - Dam ci parę dni, żebyś ochłonęła. – mówi. – Ale potem przyjadę. Musimy o tym porozmawiać. Nie odpowiadam mu. Nie wiem, jak on może jeszcze sądzić, że byłabym skłonna wszystko mu wybaczyć, po tym, co się dzisiaj działo. - Wiem, że jesteś zdenerwowana, ale musisz na to spojrzeć z mojego punktu widzenia. Owen ma kryminalną przeszłość. Nie wiem, jaką kontrolę on nad tobą ma, ale nie możesz mnie winić za myślenie o bezpieczeństwie twojego syna. Nie możesz być zła o to, że robię to, co najlepsze dla niego, próbując pozbyć się Owena, żebyś mogła skupić się na AJ’u. Staram się z całych sił, żeby nie zareagować. Gapię się twardo przed siebie, dopóki on nie wzdycha ciężko i nie wraca na posterunek. Kiedy taksówka podjeżdża, wchodzę do środka. Kierowca pyta o adres w tej samej chwili, kiedy ja wyciągam telefon z kieszeni. Wpisuję w wyszukiwarce „adres domowy Callahana Gentry’ego” i czekam, aż wyświetlą się wyniki. *** Nie wiem, czego się spodziewając, kiedy wczoraj pojawiłam się przed drzwiami Callahana Gentry’ego, ale mężczyzna, który przede mną stanął, decydowanie nie tego. Bardzo przypominał Owena. Jego oczy były trochę podobne do tych Owena, ale jego wydawały się zmęczone. Bardzo prawdopodobne, że to dlatego, że był środek nocy, ale czułam, że stoi za tym coś więcej. To przypomina mi o tym, co mówił Owen: że widział życie wyciekające z oczu swojego ojca, a teraz, z pierwszej ręki, mogę powiedzieć, że zdecydowanie miał rację. - W czym mogę pomóc? – zapytał jego ojciec. Potrząsam przecząco głową. - Nie. Ale możesz pomóc swojemu synowi. Na początku przyjrzał mi się nieufnie, ale potem coś zaskoczyło i kiedy powiedział: Ty jesteś tą dziewczyną, o której mówił Owen. Tą z tym samym drugim imieniem?, kiwnęłam potwierdzająco

Tłumaczenie: marika1311 Strona 4 głową, a on zaprosił mnie do środka. Kiedy usiadłam naprzeciwko niego na kanapie i zaczęłam opowiadać o tym, co się wydarzyło, stawałam się coraz bardziej nerwowa, myśląc, że mój plan może nie wypalić. Ale w momencie, kiedy zgodził się mi pomóc, natychmiast się rozluźniłam. Wiedziałam, że nie mogłam sobie z tym poradzić sama. Teraz trzęsą mi się dłonie, mimo że ojciec Owena siedzi tuż obok mnie. Nie sądzę, że w tej chwili cokolwiek mogłoby mnie uspokoić, bo jeśli to nie zadziała na korzyść moją i Owena, to tylko jeszcze bardziej pogorszę sprawę. Nie śpię od ponad dwudziestu czterech godzin, ale adrenalina buzująca w moich żyłach sprawia, że pozostaję czujna. Nie byłam nawet pewny, czy jego telefon przekona ją do tego, by się tu dzisiaj pojawiła, ale jego sekretarka właśnie dała znać przez głośnik o jej przyjściu. Za kilka sekund stanę twarzą w twarz z Lydią. Spodziewam się, że będzie zła. Spodziewam się, że będzie się spierać. Tym, czego się nie spodziewam, kiedy ona w końcu wchodzi przez drzwi, jest widok mężczyzny stojącego za nią. Kiedy napotykam wzrok Treya, widzę w jego oczach ciekawość. Na twarzy Lydii nie widać jednak zaciekawienia, tylko zdenerwowanie, kiedy dostrzega, że ja tutaj siedzę. Potrząsa lekko głową, zatrzymując się przy stole sali konferencyjnej przed nami. - To był ten nagły wypadek? – pyta, machając dłonią w moim kierunku. Ostentacyjnie przewraca oczami i odwraca się do Treya. – Przepraszam, że cię tu przyciągnęłam. – mówi do niego. – Nie zdawałam sobie sprawy, że to ma coś wspólnego z Auburn. Trey ma napięty wyraz twarzy, a spojrzenie przenosi to na mnie, to na ojca Owena. - O co chodzi? – pyta. Ojciec Owena, który nalegał na to, bym zwracała się do niego Cal, w chwili, kiedy dowiedział się, jak poznałam Owena, wstaje i pokazuje im gestem, by usiedli naprzeciwko nas. Trey jednak stoi w miejscu, ale Lydia siada dokładnie naprzeciw mnie. Widzę, jak zerka na moją rozciętą wargę, ale nie zadaje żadnego pytania. Przenosi spojrzenie na Cala, kładąc dłonie na stole. - Za pół godziny muszę wyjść, żeby odebrać wnuka z przedszkola. Dlaczego tutaj jestem? Cal rzuca mi krótkie spojrzenie. Ostrzegałam go co do tego, jaka ona jest, ale wydaje mi się, że myślał, że wyolbrzymiam. Prostuje kartki papieru leżące przed nim i odchyla się do tyłu na swoim fotelu. - To papiery mówiące o opiece nad dzieckiem. – tłumaczy, pokazując na plik kartek na stole. – Auburn wnioskuje o opiekę nad swoim synem. Lydia zaczyna się śmiać. Dosłownie się śmieje i patrzy na mnie tak, jakbym postradała rozum. Zaczyna wstać. - Cóż, szybko poszło. – stwierdza. – Myślę, że skończyliśmy. Nienawidzę tego, że tak łatwo odrzuca ten pomysł. Odwraca się, żeby wyjść przez drzwi, a ja spoglądam na Treya, który wciąż mierzy mnie wzrokiem. Wie, że coś kombinuję, a moja pewność siebie go przeraża. - Trey. – zwracam się do niego, kiedy Lydia dociera do drzwi. – Powiedz swojej matce, że jeszcze nie skończyliśmy. Trey zaciska szczękę i mruży oczy. Nic nie mówi, ale nie musi tego robić. Lydia odwraca się i zwraca się do mnie twarzą, po czym przenosi uwagę na Treya. Ten na nią nie patrzy, bo jest zbyt zajęty zastraszaniem mnie swoim spojrzeniem, więc znowu zerka na mnie. - O co chodzi, Auburn? Dlaczego to robisz? Wybieram milczenie, nie odpowiadając jej. Zamiast tego, wyciągam telefon z kieszeni, odnajduję plik i wciskam play.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 5 - Myślisz, że co się teraz stanie? Sądzisz, że tak po prostu zapomnę o tym, że mnie zaatakowałeś? Że zniszczyłeś studio Owena? Że go wrabiasz? Zatrzymuję nagranie i obserwuję, jak wszystkie kolory znikają z twarzy Treya. Mogę niemal usłyszeć jego myśli, bo ma je wypisane na twarzy. Wraca myślami do tamtego zdarzenia i próbuje sobie przypomnieć, co mógł powiedzieć mi lub Owenowi w drodze na posterunek. Bo wie, że cokolwiek wtedy powiedział, ja mam to nagranie jako dowód. Nie porusza się, oprócz napinających się mięśni w jego ramionach i barkach. - Powinnam odtworzyć resztę nagrania z tamtej nocy, Trey? Zamyka oczy i spuszcza wzrok. Podnosi nogę i kopie krzesło stojące przed nim. - Kurwa! – krzyczy. Lydia się wzdryga. Przenosi spojrzenie ode mnie do Treya, ale ten wbija wzrok w podłogę, krążąc w kółko po pokoju. Wie, że jego kariera spoczywa teraz w moich rękach. A fakt, że Lydia ponownie siada przy stole, tylko dowodzi tego, że ona również zdaje sobie z tego sprawę. Gapi się na mój telefon z malującą się porażką na twarzy i chociaż bardzo chcę jej powiedzieć, jak podoba mi się taka jej mina, to tego nie robię. Nigdy nie chciałam, żeby do tego doszło. - Zostanę w Dallas. – mówię do niej. – Nie wracam do Portland. Wciąż możesz go widywać. I jeśli nie będziesz mieszkać w jednym domu z Trey’em, pozwolę ci nawet na weekendowe odwiedziny. Ale to mój syn, Lydia. Musi być ze mną. I jeśli muszę użyć twojego syna przeciwko tobie, żebym ja mogła odzyskać mojego, to, dopomóż mi Bóg, właśnie tak zrobię. Cal popycha papiery w jej kierunku. Pochylam się nad stołem i po raz pierwszy w życiu, nie czuję strachu przed kobietą siedzącą przede mną. - Jeśli podpiszesz papiery, a Trey wycofa oskarżenie przeciw Owenowi, nie wyślę e-maila z załącznikiem nagrania tej rozmowy do każdego oficera policji w okręgu Treya. Zanim Lydia podnosi długopis, odwraca się i patrzy na swojego syna. - Jeśli tak się stanie i ktoś zdobędzie to, cokolwiek jest na tym nagraniu… czy to wpłynie na twoją karierę? Czy ona mówi prawdę, Trey? Ten zatrzymuje swój gorączkowy chód i patrzy prosto na mnie. Powoli kiwa głową, ale nie jest nawet w stanie powiedzieć tego na głos. Lydia zamyka oczy i wypuszcza powietrze z płuc. Wybór jest w jej rękach. Albo pozwoli mi być matką dla mojego syna, albo ja dopilnuję, by jej syn zapłacił za to, co zrobił Owenowi. Za to, co prawie zrobił mnie. - Zdajesz sobie sprawę, że to szantaż. – stwierdza Trey. Spoglądam na niego i kiwam spokojnie głową. - Uczyłam się od najlepszych. Cisza w pokoju narasta, a ja prawię słyszę, jak Trey próbuje znaleźć jakiś sposób, żeby się z tego wydostać. Kiedy nie znajduje jednak żadnej alternatywy, Lydia podnosi długopis. Podpisuje każdy formularz i popycha dokumenty w moją stronę. Próbuję zachować spokój, ale dłonie mi drżą, kiedy podaję papiery Calowi. Lydia wstaje i podchodzi do drzwi. Zanim wychodzi z pomieszczenia, przenosi na mnie wzrok. Widzę, że jest na krawędzi łez, ale jej łzy nie mają porównania do tych, które ja wylałam przez nią. - Odbiorę go z przedszkola w drodze do domu. Możesz po niego przyjechać za kilka godzin. To mi da czas, żeby spakować trochę jego rzeczy.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 6 Kiwam głową, niezdolna do wypowiedzenia słowa, bo dławię szloch w gardle. Jak tylko drzwi zamykają się za nią i za Trey’em, wybucham płaczem. Cal przyciąga mnie do siebie i przytula. - Dziękuję. – mówię. – O mój Boże, tak bardzo ci dziękuję. Czuję, jak potrząsa głową. - Nie, Auburn. To ja powinienem dziękować tobie. Nie rozwija myśli, dlaczego to on powinien być mi wdzięczny… ale mam nadzieję, że w jakiś sposób widok jego syna, który tyle poświęcił dla nas obu, da mu siłę, by zrobił to, co musi.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 7 Rozdział dwudziesty czwarty OWEN Kiedy wchodzę do pomieszczenia i widzę twarz Owena, zamiast Auburn, moje serce zamiera. Nie rozmawiałem z nią ani nie widziałem jej od ponad dwudziestu czterech godzin. Nie mam pojęcia, co się z nią dzieje, ani nawet czy nic jej nie jest. Siadam przed swoim ojcem, nie będąc nawet zainteresowany tym, o czym on chce ze mną porozmawiać. - Wiesz, gdzie jest Auburn? Nic jej nie jest? Kiwa głową. - Wszystko z nią w porządku. – mówi, a te słowa natychmiast mnie uspokajają. – Wszystkie zarzuty przeciwko tobie zostały wycofane. Możesz wyjść. Nie poruszam się, bo nie jestem pewny, czy dobrze go zrozumiałem. Drzwi się otwierają i ktoś wchodzi do środka. Policjant pokazuje mi, żebym wstał, i kiedy to robię, ten ściąga kajdanki z moich rąk. - Miałeś ze sobą coś, co musi zostać ci zwrócone, zanim wyjdziesz? - Portfel. – odpowiadam, rozmasowując jednocześnie nadgarstki. - Kiedy tutaj skończysz, daj mi znać, to cię wypiszę. Spoglądam znowu na ojca, a on zauważa szok, który nadal maluje się na mojej twarzy. On się uśmiecha. - Jest inna, prawda? Uśmiecham się, bo jak tego dokonałaś, Auburn? W jego oczach znowu widzę życie. Coś, czego nie widziałem w nich od dnia naszego wypadku. Nie wiem jak, ale ona miała coś z tym wspólnego. Jest jak światło i nieświadomie rozjaśnia najciemniejsze zakamarki duszy człowieka. Mam tak wiele pytań, ale zachowuję je, dopóki nie wydostanę się stąd. - Jak? – wyrzucam z siebie, jak tylko drzwi się za nami zamykają. – Gdzie ona jest? I dlaczego on wycofał zarzuty? Mój ojciec znowu się uśmiecha, a ja nie zdawałem sobie nawet sprawy, jak bardzo mi tego brakowało. Tęskniłem za jego uśmiechem prawie tak bardzo, jak za uśmiechem matki. Zatrzymuje taksówkę, która wyjeżdża zza rogu. Kiedy auto się zatrzymuje, otwiera drzwi i podaje taksówkarzowi adres Auburn. - Myślę, że to jej powinieneś zadać te pytania. Przyglądam mu się uważnie, rozważając, czy wsiąść do środka i do niej pojechać, czy przyłożyć dłoń do jego czoła i sprawdzić, czy ma gorączkę. Przytula mnie i nie puszcza. - Przepraszam, Owen. Za tak wiele rzeczy. – mówi. Ściska mnie mocno, a ja czuję w tym geście przeprosiny. Kiedy się ode mnie odrywa, mierzwi mi włosy, jakbym był dzieckiem. Jakbym był jego synem.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 8 A on moim tatą. - Nie zobaczymy się przez kilka miesięcy. – mówi. – Wyjeżdżam na trochę. Słyszę w jego głosie coś, czego wcześniej nie dostrzegałem. Siłę. Gdybym miał go teraz namalować, użyłbym dokładnie tego samego odcienia zieleni, jaki mają oczy Auburn. Odsuwa się na kilka kroków i patrzy, jak wsiadam do taksówki. Gapię się na niego przez okno i się uśmiecham. Będzie dobrze z Callahanem Gentry i jego synem. *** Pożegnanie się z nim było prawie tak samo trudne, jak ten moment. Stanie przed drzwiami jej mieszkania i przygotowywanie się na to, by ją powitać. Unoszę dłoń i pukam do drzwi. Kroki. Biorę uspokajający oddech i czekam, aż drzwi się otworzą. Czuję się tak, jakby te dwie minuty trwały całą wieczność. Wycieram spocone dłonie w jeansy. Kiedy drzwi w końcu się otwierają, mój wzrok spada na kogoś stojącego przede mną. Jest ostatnią osobą, którą spodziewałem się tutaj zobaczyć. Widok AJ’a, stojącego w progu mieszkania Auburn i uśmiechającego się do mnie, jest zdecydowanie tym, co dzisiaj namaluję. Nie mam pojęcia, jak tego dokonałaś, Auburn. - Cześć! – mówi AJ, uśmiechając się szeroko. – Pamiętam cię. Również się uśmiecham. - Cześć, AJ. – odpowiadam. – Twoja mama jest w domu? Dzieciak zerka nad swoim ramieniem i otwiera szerzej drzwi. Zanim zaprasza mnie do środka, zgina palec i macha nim w moim kierunku, pokazując, bym się pochylił. Kiedy to robię, wyszczerza zęby w uśmiechu. - Mam teraz wielkie mięśnie. – mówi szeptem. – Nie powiedziałem nikomu o twoim namiocie. On wciąż tam stoi. Zaczynam się śmiać w tym samym momencie, kiedy on odwraca się na dźwięk zbliżających się kroków. - Kochanie, nigdy nie otwieraj samemu frontowych drzwi. – słyszę jej głos. AJ popycha drzwi, by szerzej się otworzyły, a nasze spojrzenia się krzyżują. Natychmiast zamiera w miejscu. Nie sądziłem, że jej widok będzie tak bolał. Każda część mnie odczuwa ból. Moje ramiona płoną z niezaspokojonej potrzeby, by ją objąć. Usta pragną dotknąć jej ust. Serce wyrywa się, by ją kochać. - AJ, idź do pokoju i nakarm swoją nową rybkę. Wciąż się nie uśmiecha. - Ale już go nakarmiłem. – mówi do niej. Auburn zrywa nasze spojrzenie i zerka na niego.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 9 - Możesz mu wrzucić dwie kulki więcej jako przekąskę, dobrze? – wskazuje palcem w stronę swojej sypialni. Musi znać taką jej postawę, bo natychmiast wycofuje się w kierunku przez nią wskazanym. Jak tylko AJ znika, daję szybki krok w tył, bo ona na mnie biegnie. Dosłownie. Wskakuje w moje ramiona tak szybko i mocno, że muszę cofnąć się i oprzeć o ścianę w korytarzu, inaczej byśmy się przewrócili. Łapie mnie za szyję i całuje, całuje, całuje tak, jak nikt nigdy wcześniej. Czuję jej łzy i śmiech, a to niesamowite połączenie. Nie jestem pewny, jak długo stoimy w tym korytarzu i się całujemy, bo czas płynie zdecydowanie zbyt wolno, kiedy spędzam go z nią. Jej stopy w końcu dotykają ziemi. Obejmuje mnie ramieniem w talii, a twarz przyciska do klatki piersiowej. Wplatam palce w jej włosy i trzymam ją tak, jak zamierzam to robić już każdego dnia. Płacze, ale nie dlatego, że jest smutna, ale dlatego, że nie wie, jak wyrazić swoje uczucia. Wie, że nie ma wystarczająco dobrych słów, by opisać ten moment. Więc żadne z nas się nie odzywa, bo ja również nie potrafię znaleźć odpowiednich słów. Przykładam policzek do czubka jej głowy i patrzę w głąb mieszkania. Patrzę na obraz na ścianie w jej salonie. Uśmiecham się, przypominając sobie pierwszą noc, kiedy wszedłem do jej mieszkania i go zobaczyłem. Wiedziałem, że musi gdzieś mieć ten obraz, ale zobaczenie go naprawdę wiszącego na jej ścianie, było niesamowitym przeżyciem. Surrealnym. I tamtej nocy, chciałem się do niej odwrócić i wszystko o nim opowiedzieć. Chciałem powiedzieć o moim połączeniu z nim. O moim połączeniu z nią. Ale tego nie zrobiłem i nigdy nie zrobię, bo to nie jest wyznanie, którym ja mogę się podzielić. To wyznanie należy do Adama.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 10 Pięć lat wcześniej OWEN Siedzę na podłodze w korytarzu, tuż obok szpitalnej sali mojego ojca. Obserwuję ją, kiedy wychodzi z pokoju obok. - Tak po prostu je wyrzucisz? – pyta z niedowierzeniem. Jej słowa skierowane są do kobiety, która właśnie pojawia się na korytarzu. Wiem, że ona ma na imię Lydia, jednak nadal nie znam imienia dziewczyny. Nie, żebym nie próbował się dowiedzieć. Lydia odwraca się, a ja spostrzegam, że trzyma w rękach pudło. Spogląda w dół na jego zawartość, po czym przenosi wzrok na dziewczynę. - Od tygodni nie malował. Nie ma już z nich pożytku, a tylko zajmują niepotrzebnie miejsce w pokoju. – odwraca się i odstawia pudło przy recepcji pielęgniarek. – Może pani znaleźć jakieś miejsce, żeby się tego pozbyć? – pyta pielęgniarkę mającą teraz dyżur. Zanim ta ma szansę odpowiedzieć, Lydia wraca do pokoju, by po chwili wyjść z niego z kilkoma białymi płótnami. Ustawia je tuż obok kartonu, w którym, jak teraz się domyślam, są rzeczy potrzebne do malowania. Dziewczyna gapi się na pudełko, nawet po tym, jak Lydia wraca do pokoju. Wygląda na smutną. Zupełnie jakby pożegnanie się z jego rzeczami było tak trudne, jak pożegnanie się z nim. Obserwuję ją przez kilka minut, aż w końcu jej emocje znajdują ujście w łzach spływających po jej policzkach. Ociera je wierzchem dłoni i spogląda na pielęgniarkę. - Musi pani je wyrzucać? Nie może pani… nie wiem, chociaż je komuś oddać? Pielęgniarka słyszy smutek w jej głosie. Uśmiecha się ciepło i kiwa lekko głową. Dziewczyna również kiwa głową, po czym powoli odwraca się i wraca do sali. Nie znam jej, ale prawdopodobnie zareagowałbym tak samo, gdyby ktoś chciał wyrzucić rzeczy mojego ojca. Nigdy wcześniej nie próbowałem malować, ale od czasu do czasu zdarza mi się rysować. Wstaję i podchodzę do stanowiska pielęgniarek. Patrzę na pudło pełne różnych typów farb i pędzli. - Mogę… Nie zdążyłem nawet wypowiedzieć zdania do końca, kiedy kobieta przesuwa pudełko w moją stronę. - Proszę. – mówi. – Zabierz to. I tak nie wiem, co z tym zrobić. Podnoszę karton i zabieram je do pokoju mojego ojca. Odkładam je na jedynym pustym miejscu, w rogu. Reszta pomieszczenia jest pełna kwiatów, które były przynoszone przez ostatnich kilka tygodni. Prawdopodobnie powinienem coś z nimi zrobić, ale wciąż mam nadzieję, że on wkrótce się obudzi i będzie mógł je zobaczyć. Po znalezieniu miejsca dla moich nowych rzeczy, podchodzę do krzesła stojącego przy łóżku mojego ojca i na nim siadam. Obserwuję go. Obserwuję go przez kilka godzin, do momentu, kiedy nudzi mnie to na tyle, że muszę wstać i znaleźć coś innego, na co mógłbym się pogapić. Czasem przyglądam się białym płótnom. Nawet

Tłumaczenie: marika1311 Strona 11 nie wiem, od czego zacząć, więc kolejny dzień spędzam, dzieląc uwagę między ojca, płótna, a czasami też na spacery wokół szpitala. Nie wiem, ile jeszcze jestem w stanie znieść dni takich, jak te. To tak, jakbym nawet nie mógł do końca pogrążyć się w żałobie, dopóki nie będę wiedział, że on będzie w stanie zrobić to ze mną. Nie cierpię tego, że kiedy tylko się obudzi – jeśli się obudzi – bardziej niż prawdopodobne jest to, że będę musiał przejść przez każdy szczegół z tej nocy, podczas gdy jedyne, czego pragnę, to zapomnieć o tym. - Nigdy nie patrz na telefon, Owen. – mówił. - Patrz na drogę. – mówił mój brat z tylnego siedzenia. - Używaj kierunkowskazów. Ręce na pozycji „za dziesięć druga”. Nie włączaj radia. Byłem świeżo upieczonym kierowcą, a każda wskazówka wychodząca z ich ust ciągle mi o tym przypominała. Wszystkie, oprócz tej jednej, której żałuję, że nie usłyszałem: „uważaj na pijanych kierowców”. Uderzył w nas od strony pasażera, tuż po tym, jak światło dla nas zmieniło się na zielone, a ja wjechałem na skrzyżowanie. Wypadek nie był moją winą, ale gdybym był bardziej doświadczonym kierowcą, wiedziałbym, żeby najpierw spojrzeć w lewo i w prawo, nawet jeśli zmiana świateł dała mi pozwolenie na ruch. Mój brat i mama zginęli na miejscu. Ojciec pozostaje od tamtego momentu w śpiączce. Ja jestem od wtedy załamany. Większość dni i nocy spędzam tutaj i im dłużej siedzę, czekając, aż on się obudzi, tym bardziej samotny się czuję. Rodzina i znajomi przestali przychodzić. Od tygodni nie byłem w szkole, ale to akurat najmniejszy z moich problemów. Po prostu czekam. Czekam, aż się poruszy. Aż mrugnie. Aż się odezwie. Zazwyczaj pod koniec każdego dnia jestem tak wyczerpany przez to, że nic z tego się nie dzieje, że muszę odetchnąć. Przez pierwszy tydzień, lub dwa, wieczory były dla mnie najtrudniejszym momentem. Głównie dlatego, że oznaczały to, iż kolejny dzień minął bez jego oznak poprawy. Ale później wieczory stały się czymś, na co właściwie czekałem. I za to muszę dziękować jej. To może mieć coś wspólnego z jej śmiechem, ale wydaje mi się, że może też chodzić o sposób, w jaki kocha kogokolwiek, kogo odwiedza. Przychodzi do niego w odwiedziny codziennie, od piątej do siódmej. Adam, wydaje mi się, że tak ma na imię ten chłopak. Zauważyłem, że kiedy ona do niego przychodzi, inni członkowie jego rodziny wychodzą z pokoju. Zakładam, że Adam woli spędzać z nią czas sam na sam. Czasami czuję się winny, siedząc tu tak na korytarzu, oparty o ścianę między jego pokojem, a pokojem mojego ojca. Ale nie ma innego miejsca, do którego mógłbym pójść i czuć się tak, jak się czuję, słysząc jej głos. Czas spędzany z nią to jedyne momenty, kiedy słyszę jego śmiech. Ani żeby tyle mówił. W ciągu ostatnich kilku tygodni słyszałem wystarczająco wiele rozmów dochodzących z jego pokoju, żeby wiedzieć, jaki będzie jego koniec. Więc fakt, że jest w stanie się śmiać, kiedy jest z nią, o czymś świadczy. Myślę, że jego nieuchronna śmierć jest też tym, co daje mi odrobinę nadziei. Wiem, że to brzmi chorobliwie, ale zakładam, że Adam i ja jesteśmy w tym samym wieku, więc kiedy zaczynam się nad sobą użalać, stawiam się w jego sytuacji. Wolałbym leżeć na łożu śmierci, wiedząc, że za kilka tygodni umrę, czy być w swojej trudnej sytuacji, ale żyć? Czasami, w naprawdę złe dni, kiedy myślę o tym, że nigdy nie zobaczę już mojego brata, myślę, że wolałbym być na jego miejscu.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 12 Ale potem bywają momenty, kiedy słyszę, jak ona do niego mówi i co do niego mówi. Wtedy myślę, że mam szczęście, że nie znajduję się w jego sytuacji. Bo ja wciąż mam szansę na to, że kiedyś ktoś mnie pokocha w ten sposób. I żal mi Adama, który wie, co ona do niego czuje i wie, że musi ją opuścić. To musi być dla niego cholernie ciężkie. Ale to oznacza również, że miał szczęście znaleźć kogoś takiego, zanim jego czas tutaj się skończy. To musi czynić śmierć trochę bardziej znośną, nawet jeśli tylko o mały ułamek. Wychodzę na korytarz i ześlizguję się po ścianie, siadając na podłodze i czekając na jej śmiech, ale ten nie nadchodzi. Przysuwam się bliżej drzwi od jego pokoju, jednocześnie odsuwając się od pomieszczenia, w którym leży mój ojciec, zastanawiając się, dlaczego dzisiaj jest inaczej. Dlaczego dzisiejsza wizyta nie jest jedną z tych radosnych. - Ale myślę, że to dotyczy też naszych rodziców, którzy tego nie rozumieją. Za to, że nie pozwalają mi mieć tu jednej, jedynej rzeczy, której chcę. Jak tylko dociera do mnie, że to ich pożegnanie, czuję, jak serce rozpada mi się na kawałki, łącząc się w bólu z nią i z Adamem, nawet jeśli ich nie znam. Przysłuchuję się im przez kilka minut, dopóki nie słyszę, jak on mówi: „Powiedz mi o sobie coś, czego nikt inny nie wie. Coś, co mogę zatrzymać dla siebie”. Czuję, że te wyznania powinny zostać między ich dwójką. Czuję, że gdybym usłyszał choćby jedno z nich, Adam nie zachowałby ich dla siebie, bo ja też bym to zrobił. I dlatego zawsze w tych momentach wstaję i odchodzę, nawet jeśli pragnę poznać jej sekrety bardziej, niż czegokolwiek innego na świecie. Idę do poczekalni tuż obok wind i zajmuję miejsce. Jak tylko siadam, drzwi jednej z wind otwierają się, a ze środka wychodzi z niej brat Adama. Wiem, że to jego brat i wiem, że ma na imię Trey. Wiem także, na podstawie jego krótkich wizyt u brata, że go nie lubię. Kilka razy widziałem, jak mijał ją na korytarzu i nie podoba mi się sposób, w jaki ten obraca się i patrzy, jak ona odchodzi. Patrzy na swój zegarek, w pośpiechu idąc w kierunku pokoju, gdzie ona i Adam się ze sobą żegnają. Nie chcę, żeby on usłyszał ich wyznania ani żeby przerywał im tę chwilę, więc przyłapuję się na tym, że za nim idę i proszę, by się zatrzymał. Dociera do połowy korytarza, kiedy zdaje sobie sprawę, że rzeczywiście mówię do niego. Odwraca się i mierzy mnie wzrokiem od góry do dołu. - Daj im jeszcze kilka minut. – mówię do niego. Po zmianie w jego oczach mogę stwierdzić, że wkurzyłem go tym, co powiedziałem. Nie miałem takiego zamiaru, ale on wygląda na kolesia, którego prawie wszystko może wkurzyć. - Kim ty jesteś, do cholery? Z miejsca stwierdzam, że go nie lubię. Nie podoba mi się też to, że wygląda na tak wściekłego, bo najwyraźniej jest starszy ode mnie, większy ode mnie i dużo, dużo bardziej wredny niż ja. - Owen Gentry. Jestem przyjacielem twojego brata. – kłamię. – Ja tylko… - wskazuję palcem na pokój, w którym jest Adam i ona. – Potrzebują jeszcze kilku minut. Trey nie wyglądał tak, jakby obchodziło go to, ile jeszcze minut Adam potrzebuje. - Cóż, Owenie Gentry, ona musi zdążyć na samolot. – stwierdza, wzburzony tym, że ośmielam się marnować jego czas. Rusza dalej i wchodzi do pokoju swojego brata. Teraz słyszę jej szloch. Pierwszy raz słyszę, jak płacze i ledwie mogę to znieść. Odwracam się i idę do poczekalni, czując we własnej klatce piersiowej ciężar bólu Adama i jej. Następną rzeczą, która dociera do moich uszu, jest jej prośba o trochę więcej czasu i jej, wciąż powtarzane kocham cię, kiedy Trey wyciąga ją z pokoju za ramię. Nigdy, w całym moim życiu, nie miałem większej ochoty, by zrobić komuś krzywdę.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 13 - Przestań. – mówi do niej Trey, zdenerwowany tym, że ona wciąż się wyrywa, żeby wrócić do pokoju Adama. Tym razem owija ramię wokół jej talii i przyciąga ją do siebie tak, żeby nie mogła pobiec. – Przykro mi, ale musimy już iść. Pozwala mu, żeby ją trzymał, a wiem, że to tylko dlatego, że jest w tej chwili tak załamana. Ale sposób, w jaki jego dłoń ześlizguje się na dół jej pleców sprawia, że muszę ścisnąć oparcie krzesła, inaczej pobiegłbym i wyrwał mu ją ze stawu. Ona stoi do mnie plecami, ale widzę twarz Treya. Cień złowieszczego uśmiechu pojawia się na jego wargach, kiedy zauważa moją złość, a potem do mnie mruga. Ten gnojek właśnie do mnie mrugnął. Kiedy drzwi windy w końcu się otwierają, a on ją puszcza, ta zerka z powrotem w stronę pokoju Adama. Widzę wahanie w jej postawie, kiedy Trey czeka, aż ona pierwsza wejdzie do windy. Cofa się o krok, chcąc wrócić do swojego chłopaka. Jest przerażona, bo wie, że jeśli wejdzie do tej windy, już nigdy go nie zobaczy. Spogląda na Treya. - Proszę. Pozwól mi się tylko pożegnać. Ostatni raz. – mówi szeptem, bo wie, że jej głos jest zbyt słaby, by miała powiedzieć to normalnie. Trey potrząsa przecząco głową. - Już się pożegnałaś. Musimy iść. Drań nie ma serca. Przytrzymuje dla niej otwarte drzwi, a ona to rozważa. Ale w następnej sekundzie widzę, jak biegnie w przeciwnym kierunku. W głębi duszy się uśmiecham, bo chcę, żeby mogła pożegnać się z nim jeszcze raz. Wiem, że Adam też by tego chciał. Wiem, ile by dla niego znaczyło, gdyby tylko zobaczył ją, jak po raz ostatni wbiega do jego pokoju, całuje go po raz ostatni i pozwala mu powiedzieć Zawsze będę cię kochał, nawet kiedy nie będę już mógł, ten ostatni raz. Widzę w oczach Treya, że jest gotów ją powstrzymać. Rzuca się za nią biegiem, żeby ją złapać, ale nagle ja staję tuż przed nim, blokując mu drogę. Odpycha mnie, a ja go uderzam, nawet jeśli wiem, że nie powinienem, ale i tak to robię, wiedząc jednocześnie, że odda cios. Ale to jedno uderzenie będzie tego warte, bo to da jej czas, by jeszcze raz pożegnać się z Adamem. Jak tylko jego wielka pięść uderza w moją szczękę, upadam na podłogę. Cholera, to dopiero bolało. Wymija mnie, żeby po nią pobiec. Łapię go za kostkę i pociągam, patrząc, jak upada na ziemię. Pielęgniarka słyszy odgłosy szamotaniny i wybiega zza rogu w tym samym momencie, kiedy Trey kopie mnie w ramię i mówi, żebym spierdalał. Znowu biegnie korytarzem. Ja również wstałem. Jestem już prawie w pokoju mojego ojca, kiedy słyszę, jak ona mówi Zawsze będę cię kochała, nawet jeśli nie powinnam. Uśmiecham się pod nosem, mimo tego, że warga mi krwawi i pulsuje od bólu. Wchodzę do sali ojca i idę prosto do kąta, w który stoi pudło z rzeczami do malowania. Łapię białe płótno i przyglądam się zawartości kartonu. Kto by pomyślał, że moja pierwsze bójka będzie o dziewczynę, która nawet nie jest moja? Słyszę, że wciąż płacze, kiedy znowu zostanie wyciągnięta siłą z pokoju na korytarz i tym razem to jest naprawdę ostatni raz. Siadam na krześle i gapię się na jego rzeczy. Zaczynam je wyciągać, jedną po drugiej.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 14 *** Osiem godzin później, kiedy prawie świta, w końcu kończę obraz. Odstawiam go na bok, żeby wyschnął, a sam się kładę i śpię aż do zmroku. Wiem, że dzisiaj nie usłyszę jej w jego pokoju i jest mi przez to ich żal, ale też trochę, samolubnie, jest mi żal samego siebie. Stoję przez chwilę pod jego drzwiami, czekając z pukaniem, żeby upewnić się, że jego brata nie ma w środku. Po kilku minutach ciszy delikatnie pukam. - Wejdź. – mówi, chociaż dziś jego głos jest tak słaby, że muszę się wysilić, żeby go usłyszeć. Otwieram drzwi i daję kilka kroków w głąb pomieszczenia. Kiedy na mnie spogląda i mnie nie rozpoznaje, próbuje się nieco unieść i usiąść. Widać, że to dla niego ciężkie. Boże, jaki on młody. To znaczy, wiem, że jest w tym samym wieku, co ja, ale śmierć sprawia, że wygląda na młodszego, niż powinien. Śmierć powinna zapoznawać się tylko ze starymi ludźmi. - Cześć. – mówię, idąc powoli przez pokój. – Przepraszam, że przeszkadzam, ale… - zerkam na drzwi, a potem znowu na niego. – To jest dziwne, więc po prostu to powiem. Ja… zrobiłem coś dla ciebie. Trzymam płótno w rękach, obawiając się je odwrócić tak, by zobaczył obraz. Przenosi spojrzenie na niego, po czym bierze oddech i próbuje usiąść prosto. - Co to jest? Podchodzę bliżej i wskazuję na krzesło, prosząc o zgodę, by usiąść. Adam kiwa potwierdzająco głową. Nie pokazuję mu jeszcze obrazu. Czuję, że najpierw powinienem to wyjaśnić, wytłumaczyć się, albo chociaż się przedstawić. - Jestem Owen. – mówię po tym, jak siadam na krześle. Wskazuję na ścianę za jego głową. – Mój tata leży za tą ścianą od kilku tygodni. Adam przygląda mi się przez chwilę. - Co mu jest? - Śpiączka. Wypadek samochodowy. W jego oczach odnajduję szczere współczucie, a to sprawia, że prawie natychmiast czuję do niego sympatię. Potwierdza to też, że w ogóle nie przypomina swojego brata. - Ja prowadziłem. – dodaję. Nie wiem, dlaczego to wyjaśniam. Może żeby mu pokazać, że chociaż nie umieram, to moje życie nie jest godne pozazdroszczenia. - Twoje usta – mówi, podejmując ciężki wysiłek, by wskazać na rozcięcie wargi, którego dorobiłem się podczas walki na korytarzu. – To ty biłeś się z moim bratem? Na chwilę mnie zaskakuje. Jestem w szoku, że o tym wie. Kiwam potwierdzająco głową. Adam lekko się śmieje. - Pielęgniarka mi o tym powiedziała. Stwierdziła, że zająłeś się nim w korytarzu, kiedy próbował powstrzymać Auburn przed ponownym pożegnaniem. Uśmiecham się. Auburn, myślę sobie. Przez trzy tygodnie zastanawiałem się, jak ma na imię. Oczywiście, że to Auburn. Nigdy wcześniej nie słyszałem, by ktoś miał tak na imię; idealnie pasuje.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 15 - Dziękuję za to. – mówi. Jego słowa stają się zbolałym szeptem. Nienawidzę siebie za to, że zmuszam go, by tyle mówił, skoro wiem, ile bólu mu to sprawia. Podnoszę obraz trochę wyżej i na niego patrzę. - Wczoraj, po tym, jak ona wyszła – mówię – można by powiedzieć, że poczułem się zainspirowany, by to dla ciebie namalować. Albo może dla niej. Chyba dwa was oby dwu. – natychmiast podnoszę wzrok i na niego patrzę. – Mam nadzieję, że to nie jest dziwne. Wzrusza ramionami. - Zależy, co to jest. Wstaję i odsuwam się na krok, po czym odwracam obraz, by mógł na niego spojrzeć. Na początku w ogóle nie reaguje. Po prostu się na niego gapi. Pozwalam mu go wziąć i cofam się, lekko zażenowany tym, że pomyślałem, że mógłby chcieć mieć coś takiego. - To moja pierwsza próba w malarstwie. – mówię, tłumacząc fakt, że prawdopodobnie uważa, że to jest okropne. Spogląda na mnie, a na jego twarzy widnieje niezrozumienie. Wskazuje na mój obraz. - To jest pierwsza próba? – pyta z niedowierzeniem. – Poważnie? - Taa. Prawdopodobnie pierwsza i ostatnia. Natychmiast potrząsa głową. - Mam nadzieję, że nie. – stwierdza. – To jest niesamowite. Sięga po pilot i naciska przycisk, by nieco unieść łóżko. Wskazuje palcem na stolik obok krzesła. - Daj długopis. Nie spieram się. Wręczam mu długopis i patrzę, jak odwraca obraz i pisze coś na tylnej części płótna. Następnie sięga do szafki nocnej stojącej obok łóżka i wydziera kartkę papieru z notatnika. Zapisuje coś na niej, po czym wręcza mi i kartkę, i obraz. - Wyświadcz mi przysługę. – mówi, kiedy zabieram rzeczy z jego rąk. – Wyślesz jej to? Ode mnie? – wskazuje na kartkę papieru. – Jej adres jest na górze, a zwrotny na dole. Spoglądam na karteczkę w mojej dłoni i czytam jej pełne imię. - Auburn Mason Reed. – mówię na głos. Jak to możliwe? Uśmiecham się i pocieram kciukiem literki jej drugiego imienia. - Mamy to samo drugie imię. Spoglądam na Adama, a on obniża się na łóżku, z cieniem uśmiechu na ustach. - Wiesz, to mogłoby być przeznaczenie. Potrząsam głową. - Jestem całkiem pewny, że jest przeznaczona tobie. Nie mnie. W jego głosie słychać napięcie, a wielki wysiłek sprawia mu przewrócenie się na bok. Zamyka oczy i mówi: - Mam nadzieję, że ma więcej niż jedno przeznaczenie, Owen. Nie otwiera już oczu. Zasypia, a może po prostu potrzebuje przerwy od mówienia. Spoglądam znowu na jej imię i myślę o tym, co powiedział Adam. Mam nadzieję, że ma więcej niż jedno przeznaczenie.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 16 To sprawia, że czuję się dobrze, wiedząc, że chociaż ją kocha, to wie, że po jego śmierci ona ruszy dalej i to akceptuje. Wygląda nawet tak, jakby tego właśnie chciał. Niestety, jeśli to rzeczywiście byłoby przeznaczenie, zostalibyśmy ze sobą zetknięci w innych okolicznościach i w o wiele lepszym czasie. Znowu na niego zerkam. Nadal ma zamknięte oczy. Naciąga kołdrę na ramiona, więc po cichu wycofuję się z pokoju, z obrazem w dłoniach. Wyślę to jej, ponieważ mnie o to poprosił. A potem zamierzam wyrzucić jej adres. Postaram się zapomnieć jej imię i nazwisko, chociaż wiem, że nie będę w stanie. Kto wie? Jeśli mamy być razem, a przeznaczenie naprawdę istnieje, może któregoś dnia ona pojawi się w moich drzwiach. Może Adam, w jakiś sposób, sprawi, że tak się stanie. Chociaż zanim ten dzień nadejdzie, chyba będę miał coś, co zajmie moje myśli. Wydaje mi się, że przypadkowo, pomagając jej i Adamowi, chyba właśnie odkryłem swoje powołanie. Patrzę na obraz w moich dłoniach i odwracam go. Czytam ostatnie słowa, jakie kiedykolwiek Adam skieruje do Auburn. Zawsze będę cię kochał, nawet kiedy nie będę już mógł. Znowu odwracam obraz. Przebiegam po nim palcami. Dotykam przestrzeni pomiędzy dwiema rękami i myślę o wszystkim pomiędzy tą dwójką, co ich do siebie przyciąga. I ze względu na nią mam nadzieję, że Adam ma rację. Mam nadzieję, że Auburn ma inne przeznaczenie. Bo na to zasługuje.

Tłumaczenie: marika1311 Strona 17 KONIEC

Tłumaczenie: marika1311 Strona 18

Tłumaczenie: marika1311 Strona 19

Tłumaczenie: marika1311 Strona 20