R O Z D Z I A Ł
Średniowieczna Anglia, wiosna 1153 roku
- Chcesz ją?
- Co takiego? - Lord Piotr odwrócił siwą głowę
do gospodarza, zaskoczony pytaniem i wytrącony
z równowagi.
- Zapytałem, czy ją chcesz? Nie spuszczasz z niej
oczu. - Theobald wytarł nos ręką, w której trzymał
nóż.
- Tę dziewkę? Tę, która siedzi na końcu stołu?
- drążył ostrożnie lord Piotr, niepewny zamiarów
gospodarza ani tego, co oznaczają wrogie błyski,
które pojawiły się w jego oczach. - Jest bardzo
urodziwa.
mocno nóż jednej ręce, drugą podnosząc puchar.
- Dalej, przyjrzyj się lepiej. Ma pełne, karminowe
usta o najdelikatniejszym rysunku. Włosy, czarne
i długie, spływają po plecach i pięknie odcinają się
od jasnej nieskazitelnej cery. Ciało Saury, a niech
ją zaraza, jest z tych, o jakich śpiewają poeci. Nogi
długie do samych bioder, niczego sobie bioder.
Smukła talia i te... - Theobald jął gestykulować
obiema dłońmi, wylewając sobie piwo na brzuch.
Zaklął szpetnie.
1
5
Zrażony tak poufałym opisem wdzięków lord
Piotr wyobraził sobie te dłonie na ciele Saury i po
czął niezręcznie przepraszać.
- Wybacz. Nie wiedziałem, że to twoja konkubina.
- Konkubina! - prychnął ze wzgardą Theobald
i obrzucił dziewczynę spojrzeniem pełnym niena
wiści. - Za nic nie wziąłbym jej do łoża, ani też nie
oddałbym tobie. Jest bezużyteczna, nie widzisz?
Ślepa, całkiem ślepa, jak kret. To córka mojej
pierwszej żony i Elwina z Roget. Nie mogę jej na
wet wydać za mąż. Ciąży mi niczym kamień u szyi,
bezużyteczna!
Bezużyteczna? Lord Piotr wątpił w te słowa.
Uwagę jego przyciągnęło to, że zdawała się decy
dować o kolejności podawania dań na stół. Cały
ruch w wielkiej sali odbywał się pod jej kierun
kiem. Słudzy zwracali się do niej z szacunkiem,
kłaniali nisko i wykonywali jej polecenia. Szepnęła
coś do służącej i kobieta pobiegła co tchu w stronę
kuchni. Po czym wróciła, powiedziała swojej pani
coś na ucho i Saura wstała z ławy. Lord Piotr ob
serwował ją z największą uwagą, oczekując, że się
potknie, lecz oddaliła się z wdziękiem, lekko tylko
musnąwszy łuk szeregu kolumn oddzielających
wielką salę od reszty zamkowych pomieszczeń
i zniknęła na schodach.
- Interesuje mnie jej służąca - przyznał lord
Piotr nie spuszczając wzroku z tego miejsca. - Jak
ma na imię?
- Piastunka Saury? - gwizdnął Theobald. - Od
ważny z ciebie człowiek. Możemy dać ci lepszą, niż
stara Maud.
Lord Piotr odwrócił głowę do swego gospodarza
i lekko się uśmiechnął.
- Lubię dania dobrze przyprawione.
6
- Pewnie, przyprawy głuszą kiepski zapaszek,
czyż nie? - Theobald uraczył uśmiechem swoją
młodziutką żonę, która skurczyła się u jego boku.
Piotrowi zrobiło się jej żal, że będzie musiała dzi
siejszej nocy dzielić łoże ze swym panem.
- Maud? - Lord Piotr wyszedł z niszy i przyjrzał
się dokładniej kobiecie, którą przywiódł jego gier-
mek. Siwe warkocze zwisały jej luźno na plecach,
a krągłą twarz pokrywały zmarszczki średniego
wieku. Wysoka, trzymała się prosto, tak samo jak
w czasie wieczerzy, gdy górowała nad swą ociem
niałą panią. Odprawił gestem giermka. - Ty jesteś
Maud? Służąca Saury z Roget?
Bystre, błękitne oczy prześwidrowały go na wy
lot, szukając uwierzytelnienia w jego stroju i kon
dycji ciała.
- Jestem Maud, dawna piastunka Saury. Służy
łam jej matce, a Saurze będę służyć, póki nie wy
dam ostatniego tchnienia, a jeśli ten łotr Theobald
ci ją dał, to...
- Ależ nie! - wrzasnął lord Piotr, rozzłoszczony
tak niesmacznym podejrzeniem. Jest tak młoda,
że mogłaby być moją wnuczką!
Maud, zdumiona okazaną gwałtownością, spo
glądała na niego kpiąco, aż zakłopotany lord Piotr
wyjaśnił ze wzruszeniem ramion.
- Moja szlachetna małżonka kazałaby mnie po
dać w plasterkach na półmisku.
- Zacna dama - rzekła Maud - Chodź ze mną,
panie. Tu nam grozi, że ktoś podsłucha. Czego
chcesz od mojej pani?
Lord Piotr podążył za kobietą.
7
- Jej to powiem.
- A to dlaczego?
- Bo to sprawa tylko dla jej uszu. - Mierzony
pełnym wątpliwości spojrzeniem Maud, mówił da
lej: - Jakąż krzywdę jej mogę wyrządzić, gdy ty
przy niej czuwasz? A może jest tak bojaźliwa, że
musi kryć się za tarczą?
- Bojaźliwa? Broń Boże, nie lady Saura. Bije
w niej serce Iwa.
- To dobrze, gdyż nie przydałaby mi się na nic,
gdyby nie była odważna. Odniosłem wrażenie, że
prowadzi tu gospodarstwo.
- O, tak. - Maud szła obok z twarzą nieruchomo
wpatrzoną przed siebie.
Nie doczekawszy się pełnej odpowiedzi, lord
Piotr nacisnął: - Mówże, prowadzi gospodarstwo?
- Jak ci zapewne wiadomo, panie, lord The-
obald ożenił się z młodziutką lady Blanche i to ona
jest panią tego zamku.
Lord Piotr przyjrzał się Maud uważnie, zdziwio
ny tak ostrożną odpowiedzią.
- Nie obchodzi mnie w ogóle lady Blanche! Nie
jestem jej krewnym! Obchodzi mnie za to Saura
z Roget. Powiedz mi, czy to ona tutaj zarządza?
Maud zatrzymała się i uważnie badała jego
uczciwą twarz zdradzającą rozdrażnienie. Pchnęła
drzwi, przed którymi stali.
- Czemu nie zapytać jej samej?
Lord Piotr wszedł do małego pomieszczenia
i wystarczyło mu jedno spojrzenie, by ocenić, jak
rodzina Saury szacowała jej przydatność. W nie
wielkiej izbie było dość miejsca tylko na niewielkie
łoże z siennikiem i drewnianą skrzynię z żelaznymi
okuciami. W palenisku tlił się ogień, a brak dymu
świadczył o dobrze wyczyszczonym kominie.
8
Usadowiona na jedynym w izbie krześle, Saura
owinęła się szczelnie szorstkim wełnianym ple
dem. Stopy uniesione znad zimnej podłogi spoczy
wały na podnóżku. Głowę osłaniał lniany czepek,
nieco zniszczony i pożółkły, wyraźnie za ciasny, zu
pełnie jakby służył jej od dzieciństwa.
Jej twarz! Dobry Boże, to, co z większej odle
głości zdawało się godnym czci wizerunkiem Ma
donny, z bliska okazało się dziełem artysty zafa
scynowanego ziemskim pięknem. Była bowiem
piękna w najbardziej ziemskim znaczeniu tego
słowa -w sposób, który budził męskie żądze. Nie
skazitelnie białej skóry nigdy nie tknęła ospa,
a owal twarzy i kości policzkowe świadczyły
o normańskich przodkach. Jej długi, prosty nos
drgnął, wyczuwając jego zapach. Usta miała
spierzchnięte od chłodu, jak wszyscy, lecz tylko
jej usta były tak ponętne. Czarne, długie rzęsy
osłaniały wielkie, fiołkowe oczy, które zwróciły
się ku niemu pytająco.
Nic dziwnego, że Theobald tak burkliwie o niej
mówił, że wpatrywał się w nią nienawistnie i pożą
dliwie. Miał ją w zasięgu ręki, lecz nie mógł jej
tknąć, podczas gdy nie pragnąć jej było ponad siły
jakiegokolwiek mężczyzny. Saura mogła stać się
kością niezgody w niejednym domu.
Gdybyż tylko William... Lord Piotr przerwał
swe myśli głębokim westchnieniem.
- Napatrzyłeś się? - kobieta obok niego odezwa
ła się z kąśliwym naciskiem.
Ku swemu zdumieniu lord Piotr zdał sobie spra
wę, że obydwie w milczeniu czekały, aż zakończy
oględziny.
- Zawsze jesteście tak cierpliwe? - uśmiechnął
się do Maud, sadowiąc się na zydlu przy ogniu.
9
Saura zatrzymała go gestem. - Chwileczkę - po
wiedziała i sięgnęła do worka wiszącego za jej ple
cami, skąd dobyła pachnącą goździkami poduszkę.
- Krawędź zydla wpija się w ciało, nie siedzi się
na nim wygodnie.
- Dziękuję, pani. - Lord Piotr uniósł się i umie
ścił poduszkę na zydlu, zaskoczony, że ociemniała
dziewczyna tak dokładnie potrafi określić jego ru
chy.
- Przyprowadziłam ci, pani, lorda Piotra z Bur
ke. Życzy sobie z tobą mówić.
- Lord Piotr! - Saura wyprostowała się poruszo
na, wiedząc, że to człowiek o wielkiej zamożności
i pozycji. - Dlaczego od razu nie powiedziałaś,
Maud! Tak świetnego gościa powinnam posadzić
na krześle z oparciem!
Lord Piotr położył rękę na ramieniu Saury
i przytrzymał na miejscu.
- Jest mi zupełnie wygodnie, zapewniam cię, pa
ni. Przywykłem do chłodu i niewygód.
- To mąż wielki i silny - dodała oschle Maud.
- Widział niejedno i znosił już gorsze niewygody,
jak sądzę.
- Maud, jesteś niepoprawna - zaczęła ją besztać
Saura,lecz lord Piotr przyszedł jej z pomocą.
- Istotnie, znosiłem już gorsze niewygody, choć
by i dziś, kiedy burza śnieżna zmusiła mnie do sko
rzystania z gościnności zamku Pertrade. Zapew
niam cię. lady Sauro, jestem zahartowany, dobrze
przygotowany i - jak zauważyła twoja służąca - je
stem wielki i silny. - Lord Piotr posłał Maud pełen
uroku uśmiech, na którego widok starsza kobieta
aż się cofnęła.
- Zatem czym mogę ci służyć, mój lordzie?
- Saura szczelniej otuliła się pledem.
10
- Potrzebuję, byś podzieliła się ze mną swą wie
dzą - rzekł to z wyraźnym trudem i drżeniem
w głosie. Kiedy zamilkł, ponagliła go.
- Z przyjemnością odpowiem na twoje pytania.
- Zdawało mi się... - Lord Piotr przerwał, nie
pewny jakimi słowy się posłużyć. Zerknął na Maud
i ujrzał iskierki rozbawienia w jej oczach. - Miałem
wrażenie, pani, że siedząc na końcu stołu, kierowa
łaś podawaniem posiłku. Czy tak było?
Saura zmarszczyła lekko brwi. - Jak ci wiadomo,
panie, mój ojczym ożenił się z lady Blanche i to
ona...
- Nie! - przerwał jej niecierpliwie. - Nie rozu
miesz, pani. Nie obchodzi mnie, czy lady Blanche
wywiązuje się ze swych powinności, obchodzisz
mnie ty, pani. Ty! Czy jesteś niewidoma?
Saura dotknęła palcem ucha, jakby nie dowie
rzając, że padło takie pytanie. Lord Piotr przecze
sał palcami rzedniejącą czuprynę.
- Nie chciałem, by zabrzmiało to w ten sposób.
Prawdę mówiąc, znalazłem się w sąsiedztwie ma
jąc nadzieję na to spotkanie, albowiem Rajmund
z Avrache słyszał krążące o tobie opowieści.
Wiem, że nie widzisz, pani, lecz radzisz sobie tak
świetnie jakby twoja ślepota była mistyfikacją.
- Nie śmiałbyś, panie, tak mówić, gdybyś ją wi
dział w czasie, kiedy wywracała się o pozostawione
ławy i nie mogła trafić we drzwi - powiedziała obo
jętnym tonem Maud.
- Albo w czasie, kiedy Maud sprawiła lanie
głupcowi, który nie przysunął ławy do ściany - do
dała ze śmiechem Saura.
- Czy jesteś, pani, niewidoma całe swoje życie?
- spytał z troską lord Piotr.
- Jeszcze nie - obdarzyła go łagodnym uśmiechem.
11
Lord Piotr potarł czoło i zrozumiał niestosow
ność swojego pytania. Westchnął ciężko. - Tak
lekko traktujesz to, że nie widzisz. - Niemal z roz
paczą dodał: - Jesteś taka młoda. Poruszasz się
z wdziękiem, sama jesz, odziewasz się schludnie.
Czy prowadzisz tu gospodarstwo?
Maud potwierdziła skinieniem głowy.
- Czy może twoja służąca robi to wszystko
za ciebie?
Maud żachnęła się. Przez twarz Saury prze
mknął lekki uśmiech. - Nie, lordzie Piotrze. Maud
jest moją silną prawą ręką i moimi oczami, ale ra
dzę sobie sama. Matka nauczyła mnie troszczyć się
o siebie, o swoje sługi, o rodzinę i o dom.
- Jak?
- Przepraszam, mój panie?
- Jak ciebie tego nauczyła? Czy także była ociem
niała? Radziła się kogoś, nauczyła od kogoś? Skąd
wiedziała, co czynić? - Głos Piotra był nabrzmiały
boleścią.
Poruszona Saura wyczuła wielkie strapienie, nie
mogła jednak odgadnąć jego przyczyny.
- Moja matka była surową kobietą i jeśli nawet
martwiła się o mnie, nigdy mi tego nie okazywała.
Robiłam wszystko, co kazała ponieważ nie przy-
szło mi do głowy, że mogłabym okazać nieposłu
szeństwo. Jeśli nawet poddawałam się czasem roz
paczy, matka skutecznie potrafiła przywołać mnie
do porządku.
- Jak przywołać do porządku kogoś, kto stracił
wzrok? Uderzyć? Bezbronnego, który nawet nie
może uniknąć ciosu? - zapytał lord Piotr z gory
czą.
- Nie mówisz o mnie, panie. Czy ktoś drogi twe
mu sercu stracił wzrok?
12
- Ktoś bardzo drogi. Tak. Mój jedyny syn, jeden
z najsilniejszych i najdorodniejszych synów, jakich
nosiła ta ziemia, teraz nie potrafi po tej ziemi się
poruszać nie przewracając się i nie klnąc. Potyka
się i wpada na przeszkody. - Ukrył twarz w dło
niach. - Trzeba mu pomóc, a nie jest to w mojej
mocy.
Izdebkę ogarnęła cisza, mącona tylko trzaskiem
płonącego ognia. Dzielny rycerz próbował zapano
wać nad swymi uczuciami. Saura położyła mu dłoń
na łokciu, a kiedy podniósł głowę, wyciągnęła w je
go stronę kubek jabłecznika, podgrzanego
na ogniu. Stała przy niej Maud, uśmiechem doda
jąc mu odwagi, podczas gdy Saura zachęciła:
- Opowiedz tę historię.
- Odkąd Stefan z Blois podważył prawo królo
wej Matyldy do korony, zaczęły się same kłopoty.
Same kłopoty. Wraz z Williamem nieustannie uży
wać musimy swych mieczy, próbując ocalić honor,
posiadłości lub dotrzymać złożonych ślubów. A to
musimy kłaść kres buntom wzniecanym przez
dzierżawców, a to potykać się z tym albo z tamtym
baronem, któremu wydaje się, że jest właścicielem
ziemi, do której nie ma prawa.
- Czy twój syn musiał wa1czyć w którejś z tych
niekończących się królewskich wojen?
- Nie. Matylda skryła się w Rouen. Czemu mia
łaby walczyć ze Stefanem, skoro jego baronowie
niszczą Anglię sami bez końca walcząc ze sobą?
- spytał gorzko. - Siedzi po drugiej stronie Kana
łu, przygląda się i czeka. Niebawem nadejdzie, by
wziąć odwet. Wychowała już syna do walki.
- Już raz bez skutku próbował zdobyć Anglię
- zauważyła Saura.
Lord Piotr zdziwił się.
13
- Ciekawi cię, pani, wielka polityka naszych su-
zerenów?
Pochyliła głowę niczym skromna służąca, jej
głos zabrzmiał jednak głośno i odważnie.
- W moim posiadaniu znajdują się ziemie,
na które wejść może obca armia. Swym słabym nie
wieścim umysłem próbuję, na ile mogę, zrozumieć,
co się dzieje, lecz my tutaj żyjemy na końcu świata.
Wieści docierają skąpo i z dużym opóźnieniem.
Lord Piotr odgadł żywą ciekawość kryjącą się
za tym skromnym oświadczeniem i pośpieszył
z wyjaśnieniami.
- Henryk miał podczas ostatniej wyprawy zaled
wie czternaście lat, powiadają jednak, że wyrósł
na dojrzałego i zdolnego dowódcę. Ze swoich po
siadłości w Normandii stara się sprawiać Stefano
wi jak najwięcej kłopotów, a są i tacy, co mówią, że
już wylądował w Anglii ze swoją armią. - Przyjrzał
się badawczo Saurze i dodał: - Dostał księstwo
Normandii po pasowaniu go na rycerza przez kró
la Szkocji. - Został nagrodzony widokiem jej roz
jaśnionej twarzy.
- Król Szkocji jest jego wujem, prawda?
Jakby przywołując się do porządku, znów pochy
liła skromnie głowę i złożyła ręce, lecz nie mogła
już oszukać lorda Piotra. Wiedział, że ma
przed sobą bystry i ciekawy świata umysł, marnie
jący bez wykształcenia. Nigdy dotąd nie pozwolił,
by taki umysł poszedł na zmarnowanie, jeśli nale
żał do mężczyzny, zaś jego małżonka nauczyła go,
jak niebezpiecznie jest nie dostrzegać przymiotów
umysłu w kobiecie.
- Tak, to wuj Henryka. Henryk jest, jak się zda
je, spokrewniony bądź spowinowacony z każdym
królem i księciem w Europie. Księstwo Normandii
14
odziedziczył po matce. Po ojcu - prowincje Maine
i Anjou. Dobry Boże, ten chłopak odziedziczył ty
le ziem, tyle tytułów i jeszcze ubiega się o tytuł kró
la całej Anglii.
- Król Stefan nie zrzeknie się tronu na rozkaz
Henryka.
- Oczywiście że nie, ale nieustanne walki doda
ły mu lat. A żaden człowiek nie może żyć wiecznie
- rzekł głosem, w którym zamiast pewności słychać
było nadzieję.
- Cóż czeka naszą biedną Anglię? - spytała.
- Nie wiem - westchnął. - Nie wiem. Dziewięt
naście lat temu wszystko zdawało się takie proste.
Królowa Matylda była jedynym ocalałym dziec
kiem dobrego króla Henryka, który kazał baronom
złożyć jej przysięgę na wierność, by zapewnić jej
prawo do tronu. Ale to kobieta, i to harda kobieta.
- To dla hardych mężów gorzka mikstura
do przełknięcia - odparła Saura.
- Twa wnikliwość jest niebezpieczna, pani - za
żartował. - Po śmierci Henryka, dziadka obecnego
Henryka, Stefan wstąpił na tron w Londynie, a An
glia go poparła. Zdawało się, że to świetne rozwią
zanie. Jest wszak wnukiem Wilhelma Zdobywcy,
tak samo jak Matylda. Ma charyzmę ,odznacza się
szlachetnością i odwagą. Baronowie sądzili, że je
go panowanie zapewni Anglii powodzenie. Wkrót
ce jednak przekonaliśmy się, że szlachetność i mę
stwo są kiepskimi substytutami bezwzględnej sta
nowczości, jaką okazywać powinien monarcha.
- Nie pamiętam nawet czasów świetności - rze
kła Saura. - Przyszłam na świat w tym samym ro
ku, w którym umarł król Henryk.
- Tak, już całe pokolenie wychowało się w cza
sie wojny. Nie przestrzegano żadnych praw, a silni
15
stosowali przemoc wobec tych, których powinni
bronić. Wspomnienie tamtych lat mrozi mi krew
w żyłach.
- Rozumiem. Moje własne ziemie, ziemie, które
zostawił mi ojciec, są powoli uszczuplane przez
życzliwych sąsiadów pragnących się nimi zaopieko
wać.
- Czyż lord Theobald nie staje w ich obronie?
Usta Saury skrzywiły się w ironicznym grymasie.
- Jest za zimno, by lord Theobald miał chęć
opuszczać zamek.
- Rozumiem.
- Wybacz, panie, że ci przerwałam. Moja nie
znośna ciekawość nowin ze świata sprawiła, że za
pomniałam o dobrych manierach. Opowiedz hi
storię twego syna.
- Nie przepraszaj, pani. Twoja ciekawość spraw
państwowych pozwoliła mi uspokoić wzburzone
serce. Gdy mówię o Williamie, moje serce krwawi.
Gniewem napełnia mnie to, że ucierpiał na dar
mo! Zupełnie na darmo! Stoczyliśmy walkę z są
siadem, to był zupełnie błahy zatarg.
- Syn został ranny?
- Tak. Dostał cios w tył głowy. Kołnierz zbroi
zostawił krwawy ślad na szyi, a hełm tak się
zgniótł, że trzeba go było rozcinać. Uderzenie mo
gło zabić słabszego mężczyznę, ale nie mojego
Williama. Dwa dni leżał jak kłoda, aż się zatrwoży
liśmy, ja i Kimball. - Lord Piotr poprawił się
na siedzeniu, odczuwając niewygodę na wspo
mnienie tamtego lęku, czując się niezręcznie, że
zdradza się z uczuciem miłości. - To moje jedyne
ocalałe dziecko i ojciec Kimballa. Leżał bez ruchu,
jak wielki dąb powalony na ziemię. Kiedy wreszcie
się obudził, krzykiem domagał się śniadania i za-
16
palenia pochodni, podczas gdy w palenisku gorzał
ogień, a światło dnia wpadało przez szczeliny
w murze.
Saura pochyliła głowę i coś ważyła w myślach,
po czym spytała:
- Jak dawno temu to było?
- Dwa miesiące.
- Poza tym nic innego mu nie dolega?
- Jest zdrów jak koń. Skarży się tylko na ból gło
wy. Cóż mu jednak po zdrowiu? Jest za stary, by
przywyknąć do swego kalectwa. Ma prawie dwa
dzieścia siedem lat. Pasowany został na rycerza, kie
dy miał piętnaście lat, za męstwo okazane na polu
bitwy. Strzegł dóbr matki przez te wszystkie długie
lata ciemności po śmierci króla Henryka. To wielki,
krzepki mężczyzna, nogi ma jak pnie drzew i pięk
nie umięśnione ramiona. To wojownik i człowiek
czynu, a teraz nie opuszcza komnaty, wstydząc się
pokazać w takim stanie ludziom i lękając się, że zro
bi z siebie głupca. Zupełnie nic nie robi.
- Boi się, że zrobi z siebie głupca? - Saura to ro
zumiała. Wnętrzności skurczyły się w niej na myśl
o chwilach, kiedy swym zachowaniem rozśmiesza
ła otoczenie, o chwilach wypełnionych bezdusz-
nym śmiechem nad jej bólem.
- Tak, choć chce wyjść do ludzi. Nie przyjmie
jednak żadnej pomocy, a sam sobie nie pomoże.
Siedzi tylko, je i tęgo pije.
- Użala się nad sobą - wtrąciła Maud.
- Zabrnął w pułapkę - pokiwała głową Saura,
głęboko przejęta szczerą rozpaczą brzmiącą w gło
sie lorda Piotra. - Jest na to tylko jedna rada, mój
panie: szybki, brutalny kopniak w siedzenie.
- Nie mogę! Miłość, jaką go darzę, odejmuje mi
wszystkie siły! - Wyprostował się i ciągnął ze wzru-
17
szeniem: - Z tego, co tu dzisiaj ujrzałem, lady Sau-
ro, jesteś dobrą kobietą w kiepskim położeniu. Oj
czym darzy cię niechęcią i jest wobec ciebie bardzo
skąpy. To słaby człowiek.
- Szybko to spostrzegłeś - zauważyła Maud.
- Jestem człowiekiem walki. Były czasy, kiedy mo
je życie zależało od tego, czy właściwie oceniłem
charakter przeciwnika i sytuację. - Popatrzył
na Maud. - Mogę ci pomóc, pani. To, co mam do za
proponowania, może rozwiązać wszystkie nasze kło
poty. Podziwiam cię, pani. Podziwiam, jak dajesz so
bie radę, jak żyjesz. Podziwiam twego ducha. Pra
gnę, byś zgodziła się przeprowadzić do mnie.
Maud przerwała mu, rozpoczynając jakąś zrzę
dliwą przemowę. Wyciągnął rękę. - Uspokój się,
kobieto. Nie mam wobec lady Saury żadnych nie
godziwych zamiarów. Chciałbym tylko, by na czas
jakiś zamieszkała u mnie i Williama i poradziła mi,
jak mu pomóc, a może i pomogła mu sama.
- A jeśli twój William odrzuci jej pomoc, to co
się z nami stanie, stary ośle? - wybuchła Maud.
- Ten parszywy sukinsyn z dołu nigdy nas nie
przyjmie z powrotem.
- Co jest gorsze? - Saura wykrzywiła usta w gry-
masie pogardy. Umrzeć z głodu w dziczy, czy we-
getować pod dachem Theobalda?
Lord Piotr potarł podbródek. Zgłosiły słuszną
wątpliwość. Jeśli Saura z własnej woli opuści swój
dom, a William jej nie przyjmie, cóż wtedy po
czną? Wtem dowcipna myśl rozjaśniła mu twarz.
- Mogę wziąć sobie Maud za kochankę i powie
dzieć, że nigdy się z nią nie rozstanę.
Maud prychnęla z wściekłością.
- Czy ona zawsze zachowuje się tak wzgardliwie?
- spytał Saurę lord Piotr, dotykając jej ręki palcem.
18
- Zawsze. To właściwy jej sposób wyrażania opi
nii o świecie - odpowiedziała Saura z uśmiechem
wyrażającym rozbawienie i jednocześnie zamyśle
nie. - Chcę jednak, żebyś dobrze traktował Maud.
Nie jest ani taka stara, ani taka szorstka, za jaką
chce uchodzić.
- Mówiłeś, że twoja szlachetna małżonka kaza
łaby cię podać w plasterkach na półmisku - parsk
nęła Maud.
- Gdyby mi strzeliło do łba zadawać się z młód
kami. Lady Saura jest za młoda. Moja małżonka
umiała przedstawić bardzo wyraziście obraz takie
go starego capa jak ja z młodą dziewczyną. Gdyby
jednak dziś żyła, pokój jej duszy, na ciebie by się
zgodziła. Wierz mi, jesteście do siebie pod wielo
ma względami bardzo podobne.
Maud popatrzyła na niego uważniej. Jego skórę,
spaloną przez słońce, pokrywały liczne ślady
po stoczonych bitwach. Muskularna sylwetka ryce
rza była nadal bardzo pociągająca. Włosy, choć
nieco przerzedzone, lśniły zdrowo, a w brązowych
oczach migotały dziarskie błyski. Miał też więk
szość zębów, które pokazał, uśmiechając się
do niej porozumiewawczo.
- Testem wdowcem. Mój syn także, a jego syn
jeszcze się nie ożenił, ponieważ ma tylko osiem lat.
Prowadzimy kawalerskie gospodarstwo, zatem
wszędzie panuje rozgardiasz. Jeśli nie czujesz się
dobrze we własnym domu, może zechciałabyś
przybyć do zamku Burke jako ochmistrzyni.
- Ochmistrzyni? - zawołała Saura.
Z radością klepnął się w kolano.
- Oto myśl! Boję się, że William odrzuci twoją po
moc. Jesteś niewidoma, a on może nie chcieć, by
uczył go ktoś, kto nie widzi, gdyż nie będzie chciał
19
przyznać się do własnego opłakanego położenia. Co
gorsza, jesteś bardzo młoda, a do tego jesteś kobietą.
- Tego, że jestem kobietą nie da się ukryć - od
parła Saura. - Nie ma jednak potrzeby mówić mu,
że jestem młoda.
- Nie mówić mu? Nigdy go jeszcze nie oszuka
łem... - zawahał się lord Piotr.
- Jeśli jednak bez tego się nie uda?
- Taak... - zgodził się z ociąganiem. - Niestety,
będzie to konieczne. Najpierw w ogóle nie powie
my mu, że możesz go czegoś nauczyć. Pozwolimy,
żeby przekonał się, jak świetną jesteś gospodynią.
Tylko ty możesz zaprowadzić czystość w tym prze
klętym zamku i porządek w kuchni. Jeśli mu nie
powiemy, że jesteś niewidoma, jak się tego dowie?
Kiedy już się przyzwyczai do twej obecności i prze
kona się do ciebie, możemy wspomnieć, że zajmu
jesz się także ociemniałymi, jako doświadczo
na kobieta, powiedzmy około lat czterdziestu, któ
ra miała już kilku uczniów i wiele ich nauczyła.
William szanuje wiek i ceni doświadczenie.
Do pioruna! Wierzę, że się uda!
- A co moja pani będzie z tego miała, stary głup
cze? Ciężką pracę, nic więcej, i to dla człowieka,
którego w ogóle nie zna! - rzekła Maud.
Lord Piotr podniósł się.
- W moim domu wszystkie rezydentki traktowa
ne są z szacunkiem. Nie bije się ich bez powodu
ani też nie więzi za byle przewinienie. Lord The
obald ma młodą zonę, która pewnego dnia, czy te
go chcecie, czy nie, przejmie obowiązki gospodar
skie, nawet jeśli teraz nie może im jeszcze podołać.
A Theobald nie ma dla was serca. Zbyt łatwo jest
umrzeć z choroby, albo na skutek wypadku. Pomy
ślałyście kiedy o tym?
20
Lord Piotr doczekał się wreszcie pierwszej ozna
ki zapału na niewzruszonej dotąd twarzy Saury.
Dziewczyna niecierpliwie klasnęła w dłonie.
- Nie jestem aż taka głupia, żeby nie wiedzieć,
co może mnie spotkać pewnego dnia na krętych
kamiennych schodach. Mam jednak własne, choć
wątłe drogi ratunku. Moi przyrodni bracia uczeni
byli przez matkę, że mają mnie bronić i jak dotąd
wykazywali się w tym względzie czujnością.
- Tak, pani, ale Johna odesłano na wychowanie,
a Clare ma dopiero siedem lat i niewielka jeszcze
z niego pociecha... - zaprotestowała Maud.
- Rollo - zaczęła Saura.
- Rollo jest spadkobiercą twego ojczyma i do
brym człowiekiem, który się troszczy o ciebie, lecz
właśnie się ożenił i ćwiczy się w rzemiośle rycer
skim. Zarządza dobrami twej matki. Jest tak zaję
ty, że gdyby ci się coś stało, dowiedziałby się naj
wcześniej po miesiącu, albo i później. Unika lorda
Theobalda jak tylko może. Dudley studiuje naukę
Kościoła. Po Clare jest już tylko Blaise, ale on ma
dopiero cztery lata. Trzyma się spódnicy twojej
macochy, a z nauk twojej matki nie mógł odnieść
jeszcze żadnej korzyści.
- Powiedz wreszcie, do czego zmierzasz ,Maud?
- oschle wycedziła Saura.
- Nie rozumiesz, pani? Kpisz sobie ze mnie?
Twoi bracia nie mogą... - rzuciła oskarżycielsko
Maud.
- Moja droga, powiedz już wszystko. Nie rozma
wiałyśmy o moim nieuchronnym końcu z oczywi
stego powodu. Nie miałyśmy wyjścia. Teraz jednak
lord Piotr oferuje mi wybawienie od marnej egzy
stencji. Mam zamiar chwycić tę szansę obiema rę
kami. Czy wiesz w ogóle, jak dawno nie wychodzi-
21
łam poza ten mały zameczek? Pory roku mijają,
a ja tu gniję, płacąc pieniędzmi z własnej ziemi
za przywilej prowadzenia domu dla tego opoja.
Ciekawe jednak, jak przekonasz mojego ojczyma.
- Właśnie - zgodziła się Maud. - Theobald nie
pozwoli jej odejść, choćby tylko po to, żeby zrobić
na złość.
- Pozwólcie mi porozmawiać z ojczymem. - Lord
Piotr uśmiechnął się, nie mogąc się doczekać. - Je
stem bogaty, wpływowy. Tak czy inaczej musi mnie
wysłuchać. Jeśli będzie na tyle głupi, żeby nie spo
strzec, że jego krewna w moim domu to korzyść dla
niego, może groźba wojny przywróci mu rozsądek.
Maud roześmiała się głośno.
- O, niewątpliwie ten żałosny głupiec zobaczy
w tym swój interes.
- Chciałabym to usłyszeć! - rzekła Saura. - Jeśli
ty zdołasz przekonać do tego Theobalda i jeśli
trzeźwa, konserwatywna Maud jest zdania, że po
winnam jechać, to pojadę.
Maud odparła dowcipnie:
- Nie ma mowy, by wybierać się tam lekkomyśl
nie na jedno słowo tego szlachetnego pana, nie za
sięgnąwszy wprzódy języka. Już ja sprawdzę repu
tację, jaką ciesz}' się wśród swojej służby.
Saura wyciągnęła rękę, szukając Maud. Nama-
cała jej ramię, po czym powiodła dłonią ku dołowi,
ujęła spracowaną dłoń i uniosła do ust, by pocało
wać. Theobald podziwiał płynność jej ruchów. Te
go właśnie pragnął dla syna - lekkości i łatwości
ruchu, poznania swych ograniczeń i przystosowa
nia się do nowej sytuacji. Musi koniecznie skłonić
Saurę do przyjazdu. William tonął w rozpaczy,
brudzie, zagubieniu. Potrzebował przewodnika,
a ta skromna surowa dziewczyna miała dość siły,
22
by go poprowadzić. Lord Piotr sięgnął po oręż,
który miał skruszyć opór.
- Oddam ci, pani, komnatę mojej małżonki, a to
piękna komnata, z wielkim paleniskiem, gdzie
ogień trzymamy dzień i noc. Burke znajduje się
blisko wybrzeża. Mam też wiele sztuk pięknych
materii francuskich, kupionych dla zmarłej żony
Wiliama, Anny. Będę zaszczycony, jeśli zechcesz
zrobić z nich użytek.
- Przekupstwo nie jest wcale konieczne, lordzie
Piotrze.
- Będziemy chciały wziąć ze sobą Aldena, lor
dzie Piotrze - przerwała stanowczym tonem
Maud. - To człowiek Saury, wcześniej służący jej
matce.
- Wedle życzenia. Mój dom znajduje się o trzy
dni konnej jazdy stąd. Jeśli taka będzie wasza wo
la, mogę wynająć wóz.
Saura skrzywiła się lekko.
- Umiem jeździć konno, kiedy ktoś prowadzi
konia na lonży. Zapewniam cię, panie, że wolę
czuć pod sobą konia, niż trząść się na wozie.
- Idę załatwić obie te sprawy. - Lord Piotr
uniósł się z pośpiechem.
- Zaczekaj! - rozkazała Saura przytrzymjiąc go
za rękę. - Śnieg jest głęboki.
- Ubierz się ciepło i przygotuj wszystkie suknie,
lady Sauro. Ruszę, gdy zamieć ucichnie. Burke to
mój główny zamek, dość mocny, niemniej lękam
się o Williama, samotnego i w wiecznych ciemno
ściach. Jest bezradny tak bardzo, że nawet sobie
tego nie wyobrażasz, nadal obdarzony siłą i wa
lecznością, lecz nieumiejący znaleźć sposobu, by to
wykorzystać.
- Chcesz, żebym się nad nim użalała?
23
- Chcę, byś go żałowała. Był zawsze szczery
i szlachetny, umiał śmiać się z całego serca i był pe
łen zapału. Teraz zapał zmienił się w gniew,
śmiech gdzieś znikł. Błagam, lady Sauro! - Lord
Piotr ujął jej rękę w swoje drżące, stwardniałe dło
nie. - Zamieszkaj z nami. Wiem, że gdzieś tam,
pod pokładami złości i obrzydzenia, jest jeszcze
mój William. Mój syn ciągle tam jest, tylko się zgu
bił. Błagam, pomóż mi go odnaleźć.
Wstrząśnięta tym żarliwym wyznaniem, Saura
odpędziła wątpliwości. Westchnęła, potarła czoło
i kiwnęła głową.
- Zastanowię się i spakuję. Twoje zmartwienie
nie może być większe, niż moje tutaj, zatem cał
kiem możliwe, że zdołam pomóc twemu synowi.
A już na pewno zaprowadzę porządek w gospodar
stwie, przy pomocy mojej wiernej Maud. Spróbuj
przekonać lorda Theobalda, by dał mi błogosła
wieństwo na drogę.
- Co to za smród, Maud?
- Nie jestem pewna, lecz coś podejrzewam. - Maud
weszła na pokrywające podłogę maty i ostrożnie
uniosła jedną czubkiem buta. - Gnijące maty. Bóg
raczy wiedzieć, co jest pod nimi.
- Już ja dobrze wiem, co jest pod spodem
- marszcząc nos odparła Saura. - Nie potrzebuję
Wszechmocnego, by znać odpowiedź na to pyta
nie. Czy to wielka sala?
- Jeśli chcesz tak ją nazwać. Gościnność nie jest
najmocniejszą stroną tego zamku.
Jakby na przekór tym słowom rzuciły się ku
nim dwa wielkie psy, skomląc w radosnym przywi-
24
taniu. Maud powstrzymała je ruchem otwartej
dłoni.
- Do tyłu, panowie.
Jeden z psów się cofnął, drugi zaś stał, obwąchu
jąc spódnicę Saury, jakby to była dobrze okraszo
na mięsem kość.
- Precz stąd! - Maud klasnęła w dłonie, lecz pies
zawarczał groźnie, aż Maud się cofnęła.
Saura wyciągnęła spokojnie rękę i pozwoliła, by
pies ją obwąchał.
- Pani, ta bestia odgryzie ci pałce - zaprotesto
wała Maud.
- Bzdura! - odparła Saura. Pies polizał ją ser
decznie i nadstawił łeb do pogłaskania. Kiedy po
drapała go za uszami, zadrżał ze szczęścia.
Maud zaśmiała się, mimowolnie rozbawiona.
- Żebyś mogła go zobaczyć, pani. Ten wyraz za
chwytu na jego głupim pysku!
Pstrykając palcami, Saura nakazała psu stanąć
za sobą. Posłuchał z gorliwością oddanego sługi.
Saura położyła rękę na ramieniu Maud i spytała:
- Czy to miejsce wygląda tak samo źle, jak
brzmi?
- Nie zamknę oczu, żeby posłuchać, jak ono
brzmi. Myślałam, że Theobald karmi samych trut-
ni, ale tutaj nie ma absolutnie żadnej władzy. Przy
byłyśmy w samą porę. Służba wyzyskuje biednego
lorda Piotra.
Odgłos ciężkich kroków za nimi przerwał roz
mowę.
- Rozgościłaś się, lady Sauro? - Lord Piotr
zwrócił się do niej z całą serdecznością. - Podejdź
do ognia. Śnieg na tobie topnieje i drżysz z chłodu.
Mam nadzieję, że to ostatnia taka zawierucha
przed wiosną.
25
- Gdybym wiedziała, co mnie czeka w podróży,
wątpię, czybym zdecydowała się przyjechać.
- Straszne, prawda? - zgodził się. - Od kiedy za
brakło silnej władzy niczego nie zrobiono, by po
prawić stan dróg, a i wcześniej wiele im brakowa
ło. Może w powozie było choć trochę wygodniej?
- Trzęsło na tych wertepach przez większość
drogi! - zabrała głos rozzłoszczona Maud. - Po
za tym wóz ugrzązł w śniegu i błocie i musiałyśmy
wyjść, żeby konie mogły go wyciągnąć. Trzeba być
szaleńcem, żeby przeoczyć zwiastuny śnieżycy i wy
brać się w drogę na taką pogodę.
- Powinnaś być wdzięczna, że ruszyłem w drogę.
Gdyby nie śnieżyca, niechybnie dopadliby nas
zbójcy. To jeszcze jedna cena, którą płacimy za pa
nujące w kraju bezprawie.
- Lordzie Piotrze, przeraziłeś moją panią!
- upomniała Maud.
- Do licha, to prawda. Nie chcę jednak, żeby te
raz uciekła, kiedy własnym węchem stwierdziła, ja
ki tu mamy porządek. Wszystko wygląda jeszcze
gorzej, niż kiedy stąd wyjeżdżałem. - Lord Piotr
ujął Saurę za łokieć, żeby ją poprowadzić, lecz ona
delikatnie go odepchnęła.
- Proszę, pozwól mi wziąć cię pod rękę. Tak bę-
dzie lepiej.
- Dziadku! - rozbrzmiał echem donośny krzyk
i wysoki chłopiec wpadł podniecony do sali. - Na
reszcie wróciłeś, dziadku! Martwiliśmy się o ciebie!
- Na pewno nie martwiłeś się o takiego doświad
czonego rycerza jak ja! -Lord Piotr pochylił się, by
przytulić rozradowane dziecko. - Nie było mnie
tylko trzy tygodnie. Urosłeś!
- Mówisz tak za każdym razem, kiedy wracasz.
Nie rosnę przecież cały czas! Zobacz, znowu wy-
26
padł mi ząb! - Kimball szeroko rozwarł buzię, by
pokazać dziurę w dziąśle. Dodał półgłosem: - Ja
się nie martwiłem. Ale kiedy zaczął padać śnieg,
ojciec wpadł w panikę. Zaczął gadać, że od chłodu
bolą cię stawy i że to on powinien jeździć po na
szych ziemiach, a kiedy nie wracałeś... - Tu prze
rwał i powiódł wzrokiem po dwóch nieznajomych
kobietach. - No wiesz...
- Wiem! Dziękuję, że zaopiekowałeś się ojcem.
- Lord Piotr położył rękę na ramieniu Kimballa.
- Witaj dziadku. Kto to jest? - Kimball pokazał
palcem siedmioletniego chłopca, który wbiegł
do środka wraz z goniącym za nim sługą.
Lord Piotr odwrócił się ku grupce przybyszy
z Pertrade, którzy stanęli razem, czekając aż za
prosi ich bliżej ognia.
- Dobry Boże, lady Sauro, wybacz mi. Weź mnie
pod ramię. Kimball, to jest lady Saura. Przyjecha
ła, by zostać naszą ochmistrzynią. Jest daleką
krewną twojej babki. Ten chłopiec to Clare, przy
rodni brat Saury. Wziąłem go na wychowanie.
Przywitasz się, Kimball?
- Naturalnie, panie. To zaszczyt poznać cię, lady
Sauro. - Skłonił się w pas. - Mam nadzieję, że bę
dziesz się u nas dobrze czuła - Potem Kimball po-
słusznie podbiegł do Clare'a i Saura usłyszała, że
mówi: - Jak dobrze, że przyjechałeś. Dziadek miał
zawsze wielu wychowanków, a ja towarzyszy
do ćwiczeń. Ale od wypadku ojca nikogo nie ma,
wszyscy wyjechali. - Chłopiec zrobił zrozpaczoną
minę, po czym dokończył: - Ocaliłeś mnie od nudy!
- Wnuk jest niemal tak samo grzeczny jak jego
dziadek - zauważyła Saura.
- Mam nadzieję, że to komplement - roześmiał
się lord Piotr, na co Saura zaśmiała się także.
27
- Taki był mój zamiar.
Maud zza ich pleców wtrąciła swoje trzy grosze:
- Miły! Lord Piotr jest całkiem miły, jeśli nie li
czyć szantażu i przekupstwa.
Lord Piotr zatrzymał się i Saura poczuła ciepło
paleniska po swej lewej stronie
- Oto krzesło, lady Sauro!
Wyciągnęła rękę do tyłu i dotknęła siedzenia.
Zanim zdążyła usadowić się wygodniej, do jej stóp
przypadł pies.
- Bula! Idź stąd! - zakomenderował lord Piotr.
Pies w odpowiedzi sapnął i ułożył się wygodnie
u stóp Saury.
- Ten pies, lady Sauro, jest podobno psem my
śliwskim - powiedział cierpko lord Piotr.
- Wprawdzie Bóg jeden tylko wie, czy kiedykol
wiek przyniósł choćby zająca, lecz to nie znaczy, że
ma zostać pieskiem dla dam. Nie zachęcaj go, by
się tak zachowywał.
- Już ona umie dać sobie radę ze zwierzętami!
- fuknęła Maud, a lord Piotr zwrócił się ku niej,
by podjąć sprzeczkę w miejscu, w którym ją prze
rwali.
- Moje przekupstwa mogą być bardzo przyjemne.
- Jak dotąd słyszałam tylko słowa - odparowała.
- Obiecałeś mojej pani osobną komnatę, w której
będzie ciepło, więc lepiej, żeby już ogień był rozpa
lony.
- Hawisa! - Saura drgnęła na dźwięk krzyku lor
da Piotra. - Gdzie jest ta przeklęta Hawisa?
- Najpewniej chce się dorobić znowu brzucha
w stajni na sianie.
Głos, który dobiegł z przeciwnej strony paleni
ska, zaskoczył Saurę. Brzmiał głęboko i aksamit
nie, należał do gatunku męskich głosów, na dźwięk
28
Christina I wieca w oknie
R O Z D Z I A Ł Średniowieczna Anglia, wiosna 1153 roku - Chcesz ją? - Co takiego? - Lord Piotr odwrócił siwą głowę do gospodarza, zaskoczony pytaniem i wytrącony z równowagi. - Zapytałem, czy ją chcesz? Nie spuszczasz z niej oczu. - Theobald wytarł nos ręką, w której trzymał nóż. - Tę dziewkę? Tę, która siedzi na końcu stołu? - drążył ostrożnie lord Piotr, niepewny zamiarów gospodarza ani tego, co oznaczają wrogie błyski, które pojawiły się w jego oczach. - Jest bardzo urodziwa. mocno nóż jednej ręce, drugą podnosząc puchar. - Dalej, przyjrzyj się lepiej. Ma pełne, karminowe usta o najdelikatniejszym rysunku. Włosy, czarne i długie, spływają po plecach i pięknie odcinają się od jasnej nieskazitelnej cery. Ciało Saury, a niech ją zaraza, jest z tych, o jakich śpiewają poeci. Nogi długie do samych bioder, niczego sobie bioder. Smukła talia i te... - Theobald jął gestykulować obiema dłońmi, wylewając sobie piwo na brzuch. Zaklął szpetnie. 1 5
Zrażony tak poufałym opisem wdzięków lord Piotr wyobraził sobie te dłonie na ciele Saury i po czął niezręcznie przepraszać. - Wybacz. Nie wiedziałem, że to twoja konkubina. - Konkubina! - prychnął ze wzgardą Theobald i obrzucił dziewczynę spojrzeniem pełnym niena wiści. - Za nic nie wziąłbym jej do łoża, ani też nie oddałbym tobie. Jest bezużyteczna, nie widzisz? Ślepa, całkiem ślepa, jak kret. To córka mojej pierwszej żony i Elwina z Roget. Nie mogę jej na wet wydać za mąż. Ciąży mi niczym kamień u szyi, bezużyteczna! Bezużyteczna? Lord Piotr wątpił w te słowa. Uwagę jego przyciągnęło to, że zdawała się decy dować o kolejności podawania dań na stół. Cały ruch w wielkiej sali odbywał się pod jej kierun kiem. Słudzy zwracali się do niej z szacunkiem, kłaniali nisko i wykonywali jej polecenia. Szepnęła coś do służącej i kobieta pobiegła co tchu w stronę kuchni. Po czym wróciła, powiedziała swojej pani coś na ucho i Saura wstała z ławy. Lord Piotr ob serwował ją z największą uwagą, oczekując, że się potknie, lecz oddaliła się z wdziękiem, lekko tylko musnąwszy łuk szeregu kolumn oddzielających wielką salę od reszty zamkowych pomieszczeń i zniknęła na schodach. - Interesuje mnie jej służąca - przyznał lord Piotr nie spuszczając wzroku z tego miejsca. - Jak ma na imię? - Piastunka Saury? - gwizdnął Theobald. - Od ważny z ciebie człowiek. Możemy dać ci lepszą, niż stara Maud. Lord Piotr odwrócił głowę do swego gospodarza i lekko się uśmiechnął. - Lubię dania dobrze przyprawione. 6
- Pewnie, przyprawy głuszą kiepski zapaszek, czyż nie? - Theobald uraczył uśmiechem swoją młodziutką żonę, która skurczyła się u jego boku. Piotrowi zrobiło się jej żal, że będzie musiała dzi siejszej nocy dzielić łoże ze swym panem. - Maud? - Lord Piotr wyszedł z niszy i przyjrzał się dokładniej kobiecie, którą przywiódł jego gier- mek. Siwe warkocze zwisały jej luźno na plecach, a krągłą twarz pokrywały zmarszczki średniego wieku. Wysoka, trzymała się prosto, tak samo jak w czasie wieczerzy, gdy górowała nad swą ociem niałą panią. Odprawił gestem giermka. - Ty jesteś Maud? Służąca Saury z Roget? Bystre, błękitne oczy prześwidrowały go na wy lot, szukając uwierzytelnienia w jego stroju i kon dycji ciała. - Jestem Maud, dawna piastunka Saury. Służy łam jej matce, a Saurze będę służyć, póki nie wy dam ostatniego tchnienia, a jeśli ten łotr Theobald ci ją dał, to... - Ależ nie! - wrzasnął lord Piotr, rozzłoszczony tak niesmacznym podejrzeniem. Jest tak młoda, że mogłaby być moją wnuczką! Maud, zdumiona okazaną gwałtownością, spo glądała na niego kpiąco, aż zakłopotany lord Piotr wyjaśnił ze wzruszeniem ramion. - Moja szlachetna małżonka kazałaby mnie po dać w plasterkach na półmisku. - Zacna dama - rzekła Maud - Chodź ze mną, panie. Tu nam grozi, że ktoś podsłucha. Czego chcesz od mojej pani? Lord Piotr podążył za kobietą. 7
- Jej to powiem. - A to dlaczego? - Bo to sprawa tylko dla jej uszu. - Mierzony pełnym wątpliwości spojrzeniem Maud, mówił da lej: - Jakąż krzywdę jej mogę wyrządzić, gdy ty przy niej czuwasz? A może jest tak bojaźliwa, że musi kryć się za tarczą? - Bojaźliwa? Broń Boże, nie lady Saura. Bije w niej serce Iwa. - To dobrze, gdyż nie przydałaby mi się na nic, gdyby nie była odważna. Odniosłem wrażenie, że prowadzi tu gospodarstwo. - O, tak. - Maud szła obok z twarzą nieruchomo wpatrzoną przed siebie. Nie doczekawszy się pełnej odpowiedzi, lord Piotr nacisnął: - Mówże, prowadzi gospodarstwo? - Jak ci zapewne wiadomo, panie, lord The- obald ożenił się z młodziutką lady Blanche i to ona jest panią tego zamku. Lord Piotr przyjrzał się Maud uważnie, zdziwio ny tak ostrożną odpowiedzią. - Nie obchodzi mnie w ogóle lady Blanche! Nie jestem jej krewnym! Obchodzi mnie za to Saura z Roget. Powiedz mi, czy to ona tutaj zarządza? Maud zatrzymała się i uważnie badała jego uczciwą twarz zdradzającą rozdrażnienie. Pchnęła drzwi, przed którymi stali. - Czemu nie zapytać jej samej? Lord Piotr wszedł do małego pomieszczenia i wystarczyło mu jedno spojrzenie, by ocenić, jak rodzina Saury szacowała jej przydatność. W nie wielkiej izbie było dość miejsca tylko na niewielkie łoże z siennikiem i drewnianą skrzynię z żelaznymi okuciami. W palenisku tlił się ogień, a brak dymu świadczył o dobrze wyczyszczonym kominie. 8
Usadowiona na jedynym w izbie krześle, Saura owinęła się szczelnie szorstkim wełnianym ple dem. Stopy uniesione znad zimnej podłogi spoczy wały na podnóżku. Głowę osłaniał lniany czepek, nieco zniszczony i pożółkły, wyraźnie za ciasny, zu pełnie jakby służył jej od dzieciństwa. Jej twarz! Dobry Boże, to, co z większej odle głości zdawało się godnym czci wizerunkiem Ma donny, z bliska okazało się dziełem artysty zafa scynowanego ziemskim pięknem. Była bowiem piękna w najbardziej ziemskim znaczeniu tego słowa -w sposób, który budził męskie żądze. Nie skazitelnie białej skóry nigdy nie tknęła ospa, a owal twarzy i kości policzkowe świadczyły o normańskich przodkach. Jej długi, prosty nos drgnął, wyczuwając jego zapach. Usta miała spierzchnięte od chłodu, jak wszyscy, lecz tylko jej usta były tak ponętne. Czarne, długie rzęsy osłaniały wielkie, fiołkowe oczy, które zwróciły się ku niemu pytająco. Nic dziwnego, że Theobald tak burkliwie o niej mówił, że wpatrywał się w nią nienawistnie i pożą dliwie. Miał ją w zasięgu ręki, lecz nie mógł jej tknąć, podczas gdy nie pragnąć jej było ponad siły jakiegokolwiek mężczyzny. Saura mogła stać się kością niezgody w niejednym domu. Gdybyż tylko William... Lord Piotr przerwał swe myśli głębokim westchnieniem. - Napatrzyłeś się? - kobieta obok niego odezwa ła się z kąśliwym naciskiem. Ku swemu zdumieniu lord Piotr zdał sobie spra wę, że obydwie w milczeniu czekały, aż zakończy oględziny. - Zawsze jesteście tak cierpliwe? - uśmiechnął się do Maud, sadowiąc się na zydlu przy ogniu. 9
Saura zatrzymała go gestem. - Chwileczkę - po wiedziała i sięgnęła do worka wiszącego za jej ple cami, skąd dobyła pachnącą goździkami poduszkę. - Krawędź zydla wpija się w ciało, nie siedzi się na nim wygodnie. - Dziękuję, pani. - Lord Piotr uniósł się i umie ścił poduszkę na zydlu, zaskoczony, że ociemniała dziewczyna tak dokładnie potrafi określić jego ru chy. - Przyprowadziłam ci, pani, lorda Piotra z Bur ke. Życzy sobie z tobą mówić. - Lord Piotr! - Saura wyprostowała się poruszo na, wiedząc, że to człowiek o wielkiej zamożności i pozycji. - Dlaczego od razu nie powiedziałaś, Maud! Tak świetnego gościa powinnam posadzić na krześle z oparciem! Lord Piotr położył rękę na ramieniu Saury i przytrzymał na miejscu. - Jest mi zupełnie wygodnie, zapewniam cię, pa ni. Przywykłem do chłodu i niewygód. - To mąż wielki i silny - dodała oschle Maud. - Widział niejedno i znosił już gorsze niewygody, jak sądzę. - Maud, jesteś niepoprawna - zaczęła ją besztać Saura,lecz lord Piotr przyszedł jej z pomocą. - Istotnie, znosiłem już gorsze niewygody, choć by i dziś, kiedy burza śnieżna zmusiła mnie do sko rzystania z gościnności zamku Pertrade. Zapew niam cię. lady Sauro, jestem zahartowany, dobrze przygotowany i - jak zauważyła twoja służąca - je stem wielki i silny. - Lord Piotr posłał Maud pełen uroku uśmiech, na którego widok starsza kobieta aż się cofnęła. - Zatem czym mogę ci służyć, mój lordzie? - Saura szczelniej otuliła się pledem. 10
- Potrzebuję, byś podzieliła się ze mną swą wie dzą - rzekł to z wyraźnym trudem i drżeniem w głosie. Kiedy zamilkł, ponagliła go. - Z przyjemnością odpowiem na twoje pytania. - Zdawało mi się... - Lord Piotr przerwał, nie pewny jakimi słowy się posłużyć. Zerknął na Maud i ujrzał iskierki rozbawienia w jej oczach. - Miałem wrażenie, pani, że siedząc na końcu stołu, kierowa łaś podawaniem posiłku. Czy tak było? Saura zmarszczyła lekko brwi. - Jak ci wiadomo, panie, mój ojczym ożenił się z lady Blanche i to ona... - Nie! - przerwał jej niecierpliwie. - Nie rozu miesz, pani. Nie obchodzi mnie, czy lady Blanche wywiązuje się ze swych powinności, obchodzisz mnie ty, pani. Ty! Czy jesteś niewidoma? Saura dotknęła palcem ucha, jakby nie dowie rzając, że padło takie pytanie. Lord Piotr przecze sał palcami rzedniejącą czuprynę. - Nie chciałem, by zabrzmiało to w ten sposób. Prawdę mówiąc, znalazłem się w sąsiedztwie ma jąc nadzieję na to spotkanie, albowiem Rajmund z Avrache słyszał krążące o tobie opowieści. Wiem, że nie widzisz, pani, lecz radzisz sobie tak świetnie jakby twoja ślepota była mistyfikacją. - Nie śmiałbyś, panie, tak mówić, gdybyś ją wi dział w czasie, kiedy wywracała się o pozostawione ławy i nie mogła trafić we drzwi - powiedziała obo jętnym tonem Maud. - Albo w czasie, kiedy Maud sprawiła lanie głupcowi, który nie przysunął ławy do ściany - do dała ze śmiechem Saura. - Czy jesteś, pani, niewidoma całe swoje życie? - spytał z troską lord Piotr. - Jeszcze nie - obdarzyła go łagodnym uśmiechem. 11
Lord Piotr potarł czoło i zrozumiał niestosow ność swojego pytania. Westchnął ciężko. - Tak lekko traktujesz to, że nie widzisz. - Niemal z roz paczą dodał: - Jesteś taka młoda. Poruszasz się z wdziękiem, sama jesz, odziewasz się schludnie. Czy prowadzisz tu gospodarstwo? Maud potwierdziła skinieniem głowy. - Czy może twoja służąca robi to wszystko za ciebie? Maud żachnęła się. Przez twarz Saury prze mknął lekki uśmiech. - Nie, lordzie Piotrze. Maud jest moją silną prawą ręką i moimi oczami, ale ra dzę sobie sama. Matka nauczyła mnie troszczyć się o siebie, o swoje sługi, o rodzinę i o dom. - Jak? - Przepraszam, mój panie? - Jak ciebie tego nauczyła? Czy także była ociem niała? Radziła się kogoś, nauczyła od kogoś? Skąd wiedziała, co czynić? - Głos Piotra był nabrzmiały boleścią. Poruszona Saura wyczuła wielkie strapienie, nie mogła jednak odgadnąć jego przyczyny. - Moja matka była surową kobietą i jeśli nawet martwiła się o mnie, nigdy mi tego nie okazywała. Robiłam wszystko, co kazała ponieważ nie przy- szło mi do głowy, że mogłabym okazać nieposłu szeństwo. Jeśli nawet poddawałam się czasem roz paczy, matka skutecznie potrafiła przywołać mnie do porządku. - Jak przywołać do porządku kogoś, kto stracił wzrok? Uderzyć? Bezbronnego, który nawet nie może uniknąć ciosu? - zapytał lord Piotr z gory czą. - Nie mówisz o mnie, panie. Czy ktoś drogi twe mu sercu stracił wzrok? 12
- Ktoś bardzo drogi. Tak. Mój jedyny syn, jeden z najsilniejszych i najdorodniejszych synów, jakich nosiła ta ziemia, teraz nie potrafi po tej ziemi się poruszać nie przewracając się i nie klnąc. Potyka się i wpada na przeszkody. - Ukrył twarz w dło niach. - Trzeba mu pomóc, a nie jest to w mojej mocy. Izdebkę ogarnęła cisza, mącona tylko trzaskiem płonącego ognia. Dzielny rycerz próbował zapano wać nad swymi uczuciami. Saura położyła mu dłoń na łokciu, a kiedy podniósł głowę, wyciągnęła w je go stronę kubek jabłecznika, podgrzanego na ogniu. Stała przy niej Maud, uśmiechem doda jąc mu odwagi, podczas gdy Saura zachęciła: - Opowiedz tę historię. - Odkąd Stefan z Blois podważył prawo królo wej Matyldy do korony, zaczęły się same kłopoty. Same kłopoty. Wraz z Williamem nieustannie uży wać musimy swych mieczy, próbując ocalić honor, posiadłości lub dotrzymać złożonych ślubów. A to musimy kłaść kres buntom wzniecanym przez dzierżawców, a to potykać się z tym albo z tamtym baronem, któremu wydaje się, że jest właścicielem ziemi, do której nie ma prawa. - Czy twój syn musiał wa1czyć w którejś z tych niekończących się królewskich wojen? - Nie. Matylda skryła się w Rouen. Czemu mia łaby walczyć ze Stefanem, skoro jego baronowie niszczą Anglię sami bez końca walcząc ze sobą? - spytał gorzko. - Siedzi po drugiej stronie Kana łu, przygląda się i czeka. Niebawem nadejdzie, by wziąć odwet. Wychowała już syna do walki. - Już raz bez skutku próbował zdobyć Anglię - zauważyła Saura. Lord Piotr zdziwił się. 13
- Ciekawi cię, pani, wielka polityka naszych su- zerenów? Pochyliła głowę niczym skromna służąca, jej głos zabrzmiał jednak głośno i odważnie. - W moim posiadaniu znajdują się ziemie, na które wejść może obca armia. Swym słabym nie wieścim umysłem próbuję, na ile mogę, zrozumieć, co się dzieje, lecz my tutaj żyjemy na końcu świata. Wieści docierają skąpo i z dużym opóźnieniem. Lord Piotr odgadł żywą ciekawość kryjącą się za tym skromnym oświadczeniem i pośpieszył z wyjaśnieniami. - Henryk miał podczas ostatniej wyprawy zaled wie czternaście lat, powiadają jednak, że wyrósł na dojrzałego i zdolnego dowódcę. Ze swoich po siadłości w Normandii stara się sprawiać Stefano wi jak najwięcej kłopotów, a są i tacy, co mówią, że już wylądował w Anglii ze swoją armią. - Przyjrzał się badawczo Saurze i dodał: - Dostał księstwo Normandii po pasowaniu go na rycerza przez kró la Szkocji. - Został nagrodzony widokiem jej roz jaśnionej twarzy. - Król Szkocji jest jego wujem, prawda? Jakby przywołując się do porządku, znów pochy liła skromnie głowę i złożyła ręce, lecz nie mogła już oszukać lorda Piotra. Wiedział, że ma przed sobą bystry i ciekawy świata umysł, marnie jący bez wykształcenia. Nigdy dotąd nie pozwolił, by taki umysł poszedł na zmarnowanie, jeśli nale żał do mężczyzny, zaś jego małżonka nauczyła go, jak niebezpiecznie jest nie dostrzegać przymiotów umysłu w kobiecie. - Tak, to wuj Henryka. Henryk jest, jak się zda je, spokrewniony bądź spowinowacony z każdym królem i księciem w Europie. Księstwo Normandii 14
odziedziczył po matce. Po ojcu - prowincje Maine i Anjou. Dobry Boże, ten chłopak odziedziczył ty le ziem, tyle tytułów i jeszcze ubiega się o tytuł kró la całej Anglii. - Król Stefan nie zrzeknie się tronu na rozkaz Henryka. - Oczywiście że nie, ale nieustanne walki doda ły mu lat. A żaden człowiek nie może żyć wiecznie - rzekł głosem, w którym zamiast pewności słychać było nadzieję. - Cóż czeka naszą biedną Anglię? - spytała. - Nie wiem - westchnął. - Nie wiem. Dziewięt naście lat temu wszystko zdawało się takie proste. Królowa Matylda była jedynym ocalałym dziec kiem dobrego króla Henryka, który kazał baronom złożyć jej przysięgę na wierność, by zapewnić jej prawo do tronu. Ale to kobieta, i to harda kobieta. - To dla hardych mężów gorzka mikstura do przełknięcia - odparła Saura. - Twa wnikliwość jest niebezpieczna, pani - za żartował. - Po śmierci Henryka, dziadka obecnego Henryka, Stefan wstąpił na tron w Londynie, a An glia go poparła. Zdawało się, że to świetne rozwią zanie. Jest wszak wnukiem Wilhelma Zdobywcy, tak samo jak Matylda. Ma charyzmę ,odznacza się szlachetnością i odwagą. Baronowie sądzili, że je go panowanie zapewni Anglii powodzenie. Wkrót ce jednak przekonaliśmy się, że szlachetność i mę stwo są kiepskimi substytutami bezwzględnej sta nowczości, jaką okazywać powinien monarcha. - Nie pamiętam nawet czasów świetności - rze kła Saura. - Przyszłam na świat w tym samym ro ku, w którym umarł król Henryk. - Tak, już całe pokolenie wychowało się w cza sie wojny. Nie przestrzegano żadnych praw, a silni 15
stosowali przemoc wobec tych, których powinni bronić. Wspomnienie tamtych lat mrozi mi krew w żyłach. - Rozumiem. Moje własne ziemie, ziemie, które zostawił mi ojciec, są powoli uszczuplane przez życzliwych sąsiadów pragnących się nimi zaopieko wać. - Czyż lord Theobald nie staje w ich obronie? Usta Saury skrzywiły się w ironicznym grymasie. - Jest za zimno, by lord Theobald miał chęć opuszczać zamek. - Rozumiem. - Wybacz, panie, że ci przerwałam. Moja nie znośna ciekawość nowin ze świata sprawiła, że za pomniałam o dobrych manierach. Opowiedz hi storię twego syna. - Nie przepraszaj, pani. Twoja ciekawość spraw państwowych pozwoliła mi uspokoić wzburzone serce. Gdy mówię o Williamie, moje serce krwawi. Gniewem napełnia mnie to, że ucierpiał na dar mo! Zupełnie na darmo! Stoczyliśmy walkę z są siadem, to był zupełnie błahy zatarg. - Syn został ranny? - Tak. Dostał cios w tył głowy. Kołnierz zbroi zostawił krwawy ślad na szyi, a hełm tak się zgniótł, że trzeba go było rozcinać. Uderzenie mo gło zabić słabszego mężczyznę, ale nie mojego Williama. Dwa dni leżał jak kłoda, aż się zatrwoży liśmy, ja i Kimball. - Lord Piotr poprawił się na siedzeniu, odczuwając niewygodę na wspo mnienie tamtego lęku, czując się niezręcznie, że zdradza się z uczuciem miłości. - To moje jedyne ocalałe dziecko i ojciec Kimballa. Leżał bez ruchu, jak wielki dąb powalony na ziemię. Kiedy wreszcie się obudził, krzykiem domagał się śniadania i za- 16
palenia pochodni, podczas gdy w palenisku gorzał ogień, a światło dnia wpadało przez szczeliny w murze. Saura pochyliła głowę i coś ważyła w myślach, po czym spytała: - Jak dawno temu to było? - Dwa miesiące. - Poza tym nic innego mu nie dolega? - Jest zdrów jak koń. Skarży się tylko na ból gło wy. Cóż mu jednak po zdrowiu? Jest za stary, by przywyknąć do swego kalectwa. Ma prawie dwa dzieścia siedem lat. Pasowany został na rycerza, kie dy miał piętnaście lat, za męstwo okazane na polu bitwy. Strzegł dóbr matki przez te wszystkie długie lata ciemności po śmierci króla Henryka. To wielki, krzepki mężczyzna, nogi ma jak pnie drzew i pięk nie umięśnione ramiona. To wojownik i człowiek czynu, a teraz nie opuszcza komnaty, wstydząc się pokazać w takim stanie ludziom i lękając się, że zro bi z siebie głupca. Zupełnie nic nie robi. - Boi się, że zrobi z siebie głupca? - Saura to ro zumiała. Wnętrzności skurczyły się w niej na myśl o chwilach, kiedy swym zachowaniem rozśmiesza ła otoczenie, o chwilach wypełnionych bezdusz- nym śmiechem nad jej bólem. - Tak, choć chce wyjść do ludzi. Nie przyjmie jednak żadnej pomocy, a sam sobie nie pomoże. Siedzi tylko, je i tęgo pije. - Użala się nad sobą - wtrąciła Maud. - Zabrnął w pułapkę - pokiwała głową Saura, głęboko przejęta szczerą rozpaczą brzmiącą w gło sie lorda Piotra. - Jest na to tylko jedna rada, mój panie: szybki, brutalny kopniak w siedzenie. - Nie mogę! Miłość, jaką go darzę, odejmuje mi wszystkie siły! - Wyprostował się i ciągnął ze wzru- 17
szeniem: - Z tego, co tu dzisiaj ujrzałem, lady Sau- ro, jesteś dobrą kobietą w kiepskim położeniu. Oj czym darzy cię niechęcią i jest wobec ciebie bardzo skąpy. To słaby człowiek. - Szybko to spostrzegłeś - zauważyła Maud. - Jestem człowiekiem walki. Były czasy, kiedy mo je życie zależało od tego, czy właściwie oceniłem charakter przeciwnika i sytuację. - Popatrzył na Maud. - Mogę ci pomóc, pani. To, co mam do za proponowania, może rozwiązać wszystkie nasze kło poty. Podziwiam cię, pani. Podziwiam, jak dajesz so bie radę, jak żyjesz. Podziwiam twego ducha. Pra gnę, byś zgodziła się przeprowadzić do mnie. Maud przerwała mu, rozpoczynając jakąś zrzę dliwą przemowę. Wyciągnął rękę. - Uspokój się, kobieto. Nie mam wobec lady Saury żadnych nie godziwych zamiarów. Chciałbym tylko, by na czas jakiś zamieszkała u mnie i Williama i poradziła mi, jak mu pomóc, a może i pomogła mu sama. - A jeśli twój William odrzuci jej pomoc, to co się z nami stanie, stary ośle? - wybuchła Maud. - Ten parszywy sukinsyn z dołu nigdy nas nie przyjmie z powrotem. - Co jest gorsze? - Saura wykrzywiła usta w gry- masie pogardy. Umrzeć z głodu w dziczy, czy we- getować pod dachem Theobalda? Lord Piotr potarł podbródek. Zgłosiły słuszną wątpliwość. Jeśli Saura z własnej woli opuści swój dom, a William jej nie przyjmie, cóż wtedy po czną? Wtem dowcipna myśl rozjaśniła mu twarz. - Mogę wziąć sobie Maud za kochankę i powie dzieć, że nigdy się z nią nie rozstanę. Maud prychnęla z wściekłością. - Czy ona zawsze zachowuje się tak wzgardliwie? - spytał Saurę lord Piotr, dotykając jej ręki palcem. 18
- Zawsze. To właściwy jej sposób wyrażania opi nii o świecie - odpowiedziała Saura z uśmiechem wyrażającym rozbawienie i jednocześnie zamyśle nie. - Chcę jednak, żebyś dobrze traktował Maud. Nie jest ani taka stara, ani taka szorstka, za jaką chce uchodzić. - Mówiłeś, że twoja szlachetna małżonka kaza łaby cię podać w plasterkach na półmisku - parsk nęła Maud. - Gdyby mi strzeliło do łba zadawać się z młód kami. Lady Saura jest za młoda. Moja małżonka umiała przedstawić bardzo wyraziście obraz takie go starego capa jak ja z młodą dziewczyną. Gdyby jednak dziś żyła, pokój jej duszy, na ciebie by się zgodziła. Wierz mi, jesteście do siebie pod wielo ma względami bardzo podobne. Maud popatrzyła na niego uważniej. Jego skórę, spaloną przez słońce, pokrywały liczne ślady po stoczonych bitwach. Muskularna sylwetka ryce rza była nadal bardzo pociągająca. Włosy, choć nieco przerzedzone, lśniły zdrowo, a w brązowych oczach migotały dziarskie błyski. Miał też więk szość zębów, które pokazał, uśmiechając się do niej porozumiewawczo. - Testem wdowcem. Mój syn także, a jego syn jeszcze się nie ożenił, ponieważ ma tylko osiem lat. Prowadzimy kawalerskie gospodarstwo, zatem wszędzie panuje rozgardiasz. Jeśli nie czujesz się dobrze we własnym domu, może zechciałabyś przybyć do zamku Burke jako ochmistrzyni. - Ochmistrzyni? - zawołała Saura. Z radością klepnął się w kolano. - Oto myśl! Boję się, że William odrzuci twoją po moc. Jesteś niewidoma, a on może nie chcieć, by uczył go ktoś, kto nie widzi, gdyż nie będzie chciał 19
przyznać się do własnego opłakanego położenia. Co gorsza, jesteś bardzo młoda, a do tego jesteś kobietą. - Tego, że jestem kobietą nie da się ukryć - od parła Saura. - Nie ma jednak potrzeby mówić mu, że jestem młoda. - Nie mówić mu? Nigdy go jeszcze nie oszuka łem... - zawahał się lord Piotr. - Jeśli jednak bez tego się nie uda? - Taak... - zgodził się z ociąganiem. - Niestety, będzie to konieczne. Najpierw w ogóle nie powie my mu, że możesz go czegoś nauczyć. Pozwolimy, żeby przekonał się, jak świetną jesteś gospodynią. Tylko ty możesz zaprowadzić czystość w tym prze klętym zamku i porządek w kuchni. Jeśli mu nie powiemy, że jesteś niewidoma, jak się tego dowie? Kiedy już się przyzwyczai do twej obecności i prze kona się do ciebie, możemy wspomnieć, że zajmu jesz się także ociemniałymi, jako doświadczo na kobieta, powiedzmy około lat czterdziestu, któ ra miała już kilku uczniów i wiele ich nauczyła. William szanuje wiek i ceni doświadczenie. Do pioruna! Wierzę, że się uda! - A co moja pani będzie z tego miała, stary głup cze? Ciężką pracę, nic więcej, i to dla człowieka, którego w ogóle nie zna! - rzekła Maud. Lord Piotr podniósł się. - W moim domu wszystkie rezydentki traktowa ne są z szacunkiem. Nie bije się ich bez powodu ani też nie więzi za byle przewinienie. Lord The obald ma młodą zonę, która pewnego dnia, czy te go chcecie, czy nie, przejmie obowiązki gospodar skie, nawet jeśli teraz nie może im jeszcze podołać. A Theobald nie ma dla was serca. Zbyt łatwo jest umrzeć z choroby, albo na skutek wypadku. Pomy ślałyście kiedy o tym? 20
Lord Piotr doczekał się wreszcie pierwszej ozna ki zapału na niewzruszonej dotąd twarzy Saury. Dziewczyna niecierpliwie klasnęła w dłonie. - Nie jestem aż taka głupia, żeby nie wiedzieć, co może mnie spotkać pewnego dnia na krętych kamiennych schodach. Mam jednak własne, choć wątłe drogi ratunku. Moi przyrodni bracia uczeni byli przez matkę, że mają mnie bronić i jak dotąd wykazywali się w tym względzie czujnością. - Tak, pani, ale Johna odesłano na wychowanie, a Clare ma dopiero siedem lat i niewielka jeszcze z niego pociecha... - zaprotestowała Maud. - Rollo - zaczęła Saura. - Rollo jest spadkobiercą twego ojczyma i do brym człowiekiem, który się troszczy o ciebie, lecz właśnie się ożenił i ćwiczy się w rzemiośle rycer skim. Zarządza dobrami twej matki. Jest tak zaję ty, że gdyby ci się coś stało, dowiedziałby się naj wcześniej po miesiącu, albo i później. Unika lorda Theobalda jak tylko może. Dudley studiuje naukę Kościoła. Po Clare jest już tylko Blaise, ale on ma dopiero cztery lata. Trzyma się spódnicy twojej macochy, a z nauk twojej matki nie mógł odnieść jeszcze żadnej korzyści. - Powiedz wreszcie, do czego zmierzasz ,Maud? - oschle wycedziła Saura. - Nie rozumiesz, pani? Kpisz sobie ze mnie? Twoi bracia nie mogą... - rzuciła oskarżycielsko Maud. - Moja droga, powiedz już wszystko. Nie rozma wiałyśmy o moim nieuchronnym końcu z oczywi stego powodu. Nie miałyśmy wyjścia. Teraz jednak lord Piotr oferuje mi wybawienie od marnej egzy stencji. Mam zamiar chwycić tę szansę obiema rę kami. Czy wiesz w ogóle, jak dawno nie wychodzi- 21
łam poza ten mały zameczek? Pory roku mijają, a ja tu gniję, płacąc pieniędzmi z własnej ziemi za przywilej prowadzenia domu dla tego opoja. Ciekawe jednak, jak przekonasz mojego ojczyma. - Właśnie - zgodziła się Maud. - Theobald nie pozwoli jej odejść, choćby tylko po to, żeby zrobić na złość. - Pozwólcie mi porozmawiać z ojczymem. - Lord Piotr uśmiechnął się, nie mogąc się doczekać. - Je stem bogaty, wpływowy. Tak czy inaczej musi mnie wysłuchać. Jeśli będzie na tyle głupi, żeby nie spo strzec, że jego krewna w moim domu to korzyść dla niego, może groźba wojny przywróci mu rozsądek. Maud roześmiała się głośno. - O, niewątpliwie ten żałosny głupiec zobaczy w tym swój interes. - Chciałabym to usłyszeć! - rzekła Saura. - Jeśli ty zdołasz przekonać do tego Theobalda i jeśli trzeźwa, konserwatywna Maud jest zdania, że po winnam jechać, to pojadę. Maud odparła dowcipnie: - Nie ma mowy, by wybierać się tam lekkomyśl nie na jedno słowo tego szlachetnego pana, nie za sięgnąwszy wprzódy języka. Już ja sprawdzę repu tację, jaką ciesz}' się wśród swojej służby. Saura wyciągnęła rękę, szukając Maud. Nama- cała jej ramię, po czym powiodła dłonią ku dołowi, ujęła spracowaną dłoń i uniosła do ust, by pocało wać. Theobald podziwiał płynność jej ruchów. Te go właśnie pragnął dla syna - lekkości i łatwości ruchu, poznania swych ograniczeń i przystosowa nia się do nowej sytuacji. Musi koniecznie skłonić Saurę do przyjazdu. William tonął w rozpaczy, brudzie, zagubieniu. Potrzebował przewodnika, a ta skromna surowa dziewczyna miała dość siły, 22
by go poprowadzić. Lord Piotr sięgnął po oręż, który miał skruszyć opór. - Oddam ci, pani, komnatę mojej małżonki, a to piękna komnata, z wielkim paleniskiem, gdzie ogień trzymamy dzień i noc. Burke znajduje się blisko wybrzeża. Mam też wiele sztuk pięknych materii francuskich, kupionych dla zmarłej żony Wiliama, Anny. Będę zaszczycony, jeśli zechcesz zrobić z nich użytek. - Przekupstwo nie jest wcale konieczne, lordzie Piotrze. - Będziemy chciały wziąć ze sobą Aldena, lor dzie Piotrze - przerwała stanowczym tonem Maud. - To człowiek Saury, wcześniej służący jej matce. - Wedle życzenia. Mój dom znajduje się o trzy dni konnej jazdy stąd. Jeśli taka będzie wasza wo la, mogę wynająć wóz. Saura skrzywiła się lekko. - Umiem jeździć konno, kiedy ktoś prowadzi konia na lonży. Zapewniam cię, panie, że wolę czuć pod sobą konia, niż trząść się na wozie. - Idę załatwić obie te sprawy. - Lord Piotr uniósł się z pośpiechem. - Zaczekaj! - rozkazała Saura przytrzymjiąc go za rękę. - Śnieg jest głęboki. - Ubierz się ciepło i przygotuj wszystkie suknie, lady Sauro. Ruszę, gdy zamieć ucichnie. Burke to mój główny zamek, dość mocny, niemniej lękam się o Williama, samotnego i w wiecznych ciemno ściach. Jest bezradny tak bardzo, że nawet sobie tego nie wyobrażasz, nadal obdarzony siłą i wa lecznością, lecz nieumiejący znaleźć sposobu, by to wykorzystać. - Chcesz, żebym się nad nim użalała? 23
- Chcę, byś go żałowała. Był zawsze szczery i szlachetny, umiał śmiać się z całego serca i był pe łen zapału. Teraz zapał zmienił się w gniew, śmiech gdzieś znikł. Błagam, lady Sauro! - Lord Piotr ujął jej rękę w swoje drżące, stwardniałe dło nie. - Zamieszkaj z nami. Wiem, że gdzieś tam, pod pokładami złości i obrzydzenia, jest jeszcze mój William. Mój syn ciągle tam jest, tylko się zgu bił. Błagam, pomóż mi go odnaleźć. Wstrząśnięta tym żarliwym wyznaniem, Saura odpędziła wątpliwości. Westchnęła, potarła czoło i kiwnęła głową. - Zastanowię się i spakuję. Twoje zmartwienie nie może być większe, niż moje tutaj, zatem cał kiem możliwe, że zdołam pomóc twemu synowi. A już na pewno zaprowadzę porządek w gospodar stwie, przy pomocy mojej wiernej Maud. Spróbuj przekonać lorda Theobalda, by dał mi błogosła wieństwo na drogę. - Co to za smród, Maud? - Nie jestem pewna, lecz coś podejrzewam. - Maud weszła na pokrywające podłogę maty i ostrożnie uniosła jedną czubkiem buta. - Gnijące maty. Bóg raczy wiedzieć, co jest pod nimi. - Już ja dobrze wiem, co jest pod spodem - marszcząc nos odparła Saura. - Nie potrzebuję Wszechmocnego, by znać odpowiedź na to pyta nie. Czy to wielka sala? - Jeśli chcesz tak ją nazwać. Gościnność nie jest najmocniejszą stroną tego zamku. Jakby na przekór tym słowom rzuciły się ku nim dwa wielkie psy, skomląc w radosnym przywi- 24
taniu. Maud powstrzymała je ruchem otwartej dłoni. - Do tyłu, panowie. Jeden z psów się cofnął, drugi zaś stał, obwąchu jąc spódnicę Saury, jakby to była dobrze okraszo na mięsem kość. - Precz stąd! - Maud klasnęła w dłonie, lecz pies zawarczał groźnie, aż Maud się cofnęła. Saura wyciągnęła spokojnie rękę i pozwoliła, by pies ją obwąchał. - Pani, ta bestia odgryzie ci pałce - zaprotesto wała Maud. - Bzdura! - odparła Saura. Pies polizał ją ser decznie i nadstawił łeb do pogłaskania. Kiedy po drapała go za uszami, zadrżał ze szczęścia. Maud zaśmiała się, mimowolnie rozbawiona. - Żebyś mogła go zobaczyć, pani. Ten wyraz za chwytu na jego głupim pysku! Pstrykając palcami, Saura nakazała psu stanąć za sobą. Posłuchał z gorliwością oddanego sługi. Saura położyła rękę na ramieniu Maud i spytała: - Czy to miejsce wygląda tak samo źle, jak brzmi? - Nie zamknę oczu, żeby posłuchać, jak ono brzmi. Myślałam, że Theobald karmi samych trut- ni, ale tutaj nie ma absolutnie żadnej władzy. Przy byłyśmy w samą porę. Służba wyzyskuje biednego lorda Piotra. Odgłos ciężkich kroków za nimi przerwał roz mowę. - Rozgościłaś się, lady Sauro? - Lord Piotr zwrócił się do niej z całą serdecznością. - Podejdź do ognia. Śnieg na tobie topnieje i drżysz z chłodu. Mam nadzieję, że to ostatnia taka zawierucha przed wiosną. 25
- Gdybym wiedziała, co mnie czeka w podróży, wątpię, czybym zdecydowała się przyjechać. - Straszne, prawda? - zgodził się. - Od kiedy za brakło silnej władzy niczego nie zrobiono, by po prawić stan dróg, a i wcześniej wiele im brakowa ło. Może w powozie było choć trochę wygodniej? - Trzęsło na tych wertepach przez większość drogi! - zabrała głos rozzłoszczona Maud. - Po za tym wóz ugrzązł w śniegu i błocie i musiałyśmy wyjść, żeby konie mogły go wyciągnąć. Trzeba być szaleńcem, żeby przeoczyć zwiastuny śnieżycy i wy brać się w drogę na taką pogodę. - Powinnaś być wdzięczna, że ruszyłem w drogę. Gdyby nie śnieżyca, niechybnie dopadliby nas zbójcy. To jeszcze jedna cena, którą płacimy za pa nujące w kraju bezprawie. - Lordzie Piotrze, przeraziłeś moją panią! - upomniała Maud. - Do licha, to prawda. Nie chcę jednak, żeby te raz uciekła, kiedy własnym węchem stwierdziła, ja ki tu mamy porządek. Wszystko wygląda jeszcze gorzej, niż kiedy stąd wyjeżdżałem. - Lord Piotr ujął Saurę za łokieć, żeby ją poprowadzić, lecz ona delikatnie go odepchnęła. - Proszę, pozwól mi wziąć cię pod rękę. Tak bę- dzie lepiej. - Dziadku! - rozbrzmiał echem donośny krzyk i wysoki chłopiec wpadł podniecony do sali. - Na reszcie wróciłeś, dziadku! Martwiliśmy się o ciebie! - Na pewno nie martwiłeś się o takiego doświad czonego rycerza jak ja! -Lord Piotr pochylił się, by przytulić rozradowane dziecko. - Nie było mnie tylko trzy tygodnie. Urosłeś! - Mówisz tak za każdym razem, kiedy wracasz. Nie rosnę przecież cały czas! Zobacz, znowu wy- 26
padł mi ząb! - Kimball szeroko rozwarł buzię, by pokazać dziurę w dziąśle. Dodał półgłosem: - Ja się nie martwiłem. Ale kiedy zaczął padać śnieg, ojciec wpadł w panikę. Zaczął gadać, że od chłodu bolą cię stawy i że to on powinien jeździć po na szych ziemiach, a kiedy nie wracałeś... - Tu prze rwał i powiódł wzrokiem po dwóch nieznajomych kobietach. - No wiesz... - Wiem! Dziękuję, że zaopiekowałeś się ojcem. - Lord Piotr położył rękę na ramieniu Kimballa. - Witaj dziadku. Kto to jest? - Kimball pokazał palcem siedmioletniego chłopca, który wbiegł do środka wraz z goniącym za nim sługą. Lord Piotr odwrócił się ku grupce przybyszy z Pertrade, którzy stanęli razem, czekając aż za prosi ich bliżej ognia. - Dobry Boże, lady Sauro, wybacz mi. Weź mnie pod ramię. Kimball, to jest lady Saura. Przyjecha ła, by zostać naszą ochmistrzynią. Jest daleką krewną twojej babki. Ten chłopiec to Clare, przy rodni brat Saury. Wziąłem go na wychowanie. Przywitasz się, Kimball? - Naturalnie, panie. To zaszczyt poznać cię, lady Sauro. - Skłonił się w pas. - Mam nadzieję, że bę dziesz się u nas dobrze czuła - Potem Kimball po- słusznie podbiegł do Clare'a i Saura usłyszała, że mówi: - Jak dobrze, że przyjechałeś. Dziadek miał zawsze wielu wychowanków, a ja towarzyszy do ćwiczeń. Ale od wypadku ojca nikogo nie ma, wszyscy wyjechali. - Chłopiec zrobił zrozpaczoną minę, po czym dokończył: - Ocaliłeś mnie od nudy! - Wnuk jest niemal tak samo grzeczny jak jego dziadek - zauważyła Saura. - Mam nadzieję, że to komplement - roześmiał się lord Piotr, na co Saura zaśmiała się także. 27
- Taki był mój zamiar. Maud zza ich pleców wtrąciła swoje trzy grosze: - Miły! Lord Piotr jest całkiem miły, jeśli nie li czyć szantażu i przekupstwa. Lord Piotr zatrzymał się i Saura poczuła ciepło paleniska po swej lewej stronie - Oto krzesło, lady Sauro! Wyciągnęła rękę do tyłu i dotknęła siedzenia. Zanim zdążyła usadowić się wygodniej, do jej stóp przypadł pies. - Bula! Idź stąd! - zakomenderował lord Piotr. Pies w odpowiedzi sapnął i ułożył się wygodnie u stóp Saury. - Ten pies, lady Sauro, jest podobno psem my śliwskim - powiedział cierpko lord Piotr. - Wprawdzie Bóg jeden tylko wie, czy kiedykol wiek przyniósł choćby zająca, lecz to nie znaczy, że ma zostać pieskiem dla dam. Nie zachęcaj go, by się tak zachowywał. - Już ona umie dać sobie radę ze zwierzętami! - fuknęła Maud, a lord Piotr zwrócił się ku niej, by podjąć sprzeczkę w miejscu, w którym ją prze rwali. - Moje przekupstwa mogą być bardzo przyjemne. - Jak dotąd słyszałam tylko słowa - odparowała. - Obiecałeś mojej pani osobną komnatę, w której będzie ciepło, więc lepiej, żeby już ogień był rozpa lony. - Hawisa! - Saura drgnęła na dźwięk krzyku lor da Piotra. - Gdzie jest ta przeklęta Hawisa? - Najpewniej chce się dorobić znowu brzucha w stajni na sianie. Głos, który dobiegł z przeciwnej strony paleni ska, zaskoczył Saurę. Brzmiał głęboko i aksamit nie, należał do gatunku męskich głosów, na dźwięk 28