w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie,
jest zabronione.
Powieść wydana po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii
w 2015 roku przez Sphere.
Osobiste prawa autorskie zastrzeżone.
Wszelkie postaci i wydarzenia opisane w tym utworze,
poza znajdującymi się w domenie publicznej,
są fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo do osób
żyjących lub zmarłych jest całkowicie przypadkowe.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden fragment niniejszego utworu nie może być
reprodukowany, przechowywany ani przesyłany
w żadnej formie ani żadnymi środkami, bez uprzedniej
pisemnej zgody wydawcy. Utwór nie może też być
rozpowszechniany w oprawie lub okładce innej niż
oryginalna oraz w formie innej niż ta, w której został
wydany.
jest znakiem towarowym Publicat S.A.
Wydanie elektroniczne 2016
ISBN 978-83-271-5505-4
Publicat S.A.
61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24
tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00
e-mail: office@publicat.pl, www.publicat.pl
Oddział we Wrocławiu
50-010 Wrocław, ul. Podwale 62
tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66
e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl
Źródła cytatów umieszczono na końcu książki.
Selected Blue Öyster Cult lyrics 1967–1994 by kind
permission of Sony/ATV Music Publishing (UK) Ltd.
www.blueoystercult.com
’Don’t Fear the Reaper: The Best of Blue Öyster
Cult’ from Sony Music Entertainment Inc available
now via iTunes and all usual musical retail outlets.
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Séanowi i Matthew Harrisom
– zróbcie z tą dedykacją, co tylko
chcecie,
ale nie...
nie...
nie stosujcie jej na brwi.
I choose to steal what you choose to
show
And you know I will not apologize –
You’re mine for the taking.
I’m making a career of evil...
Będę kraść to, co będziesz
pokazywał,
Dobrze wiesz, że nie przeproszę –
Mogę cię mieć w każdej chwili.
Robię karierę w branży zła [...]
Blue Öyster Cult, Career
of Evil
słowa: Patti
Smith
1
2011
This Ain’t the Summer of
Love
To nie jest lato miłości
Nie udało mu się zetrzeć całej jej
krwi. Pod paznokciem środkowego
palca lewej dłoni została ciemna kreska
przypominająca nawias. Zaczął ją
stamtąd wygrzebywać, ale właściwie
ten widok mu się podobał: pamiątka
po przyjemnościach poprzedniego dnia.
Po chwili bezskutecznego grzebania
włożył krwawy paznokieć do ust
i possał. Żelazisty posmak przywołał
wspomnienie zapachu strumienia, który
trysnął gwałtownie na wyłożoną
płytkami podłogę, ochlapując ściany,
mocząc mu dżinsy i zmieniając
brzoskwiniowe ręczniki kąpielowe –
mięciutkie, suche i starannie złożone –
w nasiąknięte krwią szmaty.
Dziś rano świat miał dla niego
jaśniejsze barwy i wydawał się
wspanialszy. Czuł spokój i był
podbudowany, jakby ją wchłonął, jakby
jej życie przetoczono do jego żył.
Zabijane kobiety stawały się twoją
własnością: to forma posiadania o wiele
lepsza od seksu. Już samo patrzenie
na nie w chwili śmierci było rodzajem
intymności wykraczającej daleko poza
to, czego mogły doświadczyć dwa żywe
ciała.
Czując dreszcz podniecenia,
pomyślał, że nikt nie wie, co zrobił ani
co planuje. Szczęśliwy i spokojny ssał
środkowy palec, opierając się o ciepły
mur w słabym kwietniowym słońcu
i wpatrując w dom naprzeciwko.
Dom nie był piękny. Raczej
zwyczajny. Owszem, przyjemniejszy niż
maleńkie mieszkanko, w którym
zesztywniałe od krwi ubranie leżało
od wczoraj w czarnych workach
na śmieci, czekając na spalenie,
i w którym zostawił lśniące noże, umyte
środkiem dezynfekującym, wciśnięte
za rurę w kształcie litery U pod
kuchennym zlewem.
Ten dom miał z przodu ogródek,
czarne balustrady i trawnik wymagający
skoszenia. Dwoje białych drzwi
umieszczono tuż obok siebie,
co świadczyło o tym, że trzypiętrowy
budynek podzielono na mieszkania.
Na parterze mieszkała Robin Ellacott.
Dołożył starań, żeby poznać jej
prawdziwe imię i nazwisko, lecz
w myślach nazywał ją Sekretarką. Przed
chwilą widział ją przechodzącą
za oknem wykuszowym, łatwo ją było
poznać dzięki jaskrawym włosom.
Obserwowanie Sekretarki traktował
jak bonus, miły dodatek. Miał kilka
wolnych godzin, więc postanowił
przyjść i na nią popatrzeć. Dzisiaj był
dzień odpoczynku między wczorajszymi
i jutrzejszymi atrakcjami, między
zadowoleniem z tego, co zostało
zrobione, a podnieceniem tym, co miało
się zdarzyć.
Drzwi po prawej stronie
niespodziewanie się otworzyły i z domu
wyszła Sekretarka w towarzystwie
mężczyzny.
Nadal oparty o ciepły mur gapił się
na ulicę odwrócony do nich profilem,
żeby wyglądać jak ktoś, kto czeka
na przyjaciela. Nie zwrócili na niego
najmniejszej uwagi. Oddalali się
chodnikiem, idąc ramię w ramię.
Odczekał minutę i ruszył za nimi.
Miała na sobie dżinsy, lekką kurtkę
i buty na płaskim obcasie. Jej długie
falujące włosy widziane w blasku
słońca wydawały się jeszcze bardziej
rude. Zauważył między tymi dwojgiem
lekki dystans, nie odzywali się
do siebie.
Umiał wyczuwać emocje. Zauważył
je i wykorzystał u dziewczyny, która
wczoraj umarła wśród zakrwawionych,
brzoskwiniowych ręczników.
Byli na długiej ulicy. Trzymał ręce
w kieszeniach i szedł niespiesznym
krokiem, jakby się wybrał na zakupy.
W ten jasny poranek jego ciemne
okulary nie zwracały uwagi. Drzewa
delikatnie falowały na lekkim
wiosennym wietrzyku. Na końcu ulicy
idąca przodem para skręciła w lewo,
w szeroką, zatłoczoną arterię, wzdłuż
której stały biurowce. Wysoko w górze
tafle szkła w oknach lśniły w blasku
słońca, gdy mijali siedzibę Rady Gminy
Ealing.
Współlokator albo chłopak czy
ktokolwiek to był – mężczyzna
o wyrazistym profilu i kwadratowej
żuchwie – coś do niej mówił.
Odpowiedziała mu krótko, bez
uśmiechu.
Kobiety są takie małostkowe, podłe,
paskudne i żałosne. Nadąsane suki,
wszystkie co do jednej oczekujące,
że mężczyźni będą je uszczęśliwiać.
Dopiero gdy leżały przed tobą martwe
i puste, stawały się czyste, tajemnicze,
a nawet cudowne. Wtedy były bez reszty
twoje, niezdolne do kłótni, szamotaniny
czy odejścia, były twoje i mogłeś z nimi
zrobić, co tylko zechcesz. Zwłoki tej
wczorajszej stały się ciężkie
i bezwładne, gdy upuścił z nich krew:
były jego naturalnych rozmiarów
pieścidełkiem, jego zabawką.
Szedł za Sekretarką i jej chłopakiem
przez gwarne centrum handlowe
Arcadia, sunąc z tyłu niczym duch albo
bóg. Czy ludzie robiący sobotnie zakupy
w ogóle go widzieli, czy może jakoś się
przeobraził, stał się podwójnie żywy,
zyskał dar niewidzialności?
Dotarli na przystanek autobusowy.
Czaił się w pobliżu, udając, że zagląda
przez drzwi do baru serwującego curry,
patrzy na owoce ułożone w wysokie
sterty przed sklepem, na tekturowe
maski z twarzami księcia Williama
i Kate Middleton wiszące w kiosku;
obserwował ich odbicia w szybach.
Zamierzali wsiąść do autobusu linii
osiemdziesiąt trzy. Miał przy sobie
niewiele pieniędzy, ale jej widok
sprawiał mu tyle przyjemności, że nie
chciał tak szybko rezygnować.
Wchodząc za parą do autobusu, usłyszał,
jak mężczyzna mówi o Wembley
Central. Kupił bilet i poszedł za nimi
na górę.
Para znalazła dwa wolne, sąsiadujące
ze sobą miejsca na samym przedzie
pojazdu. Usiadł niedaleko, obok
gburowatej kobiety, którą zmusił
do przesunięcia siatek z zakupami.
WROCŁAW 2016
Tytuł oryginału Career of Evil Projekt okładki i fotografie Nico Taylor © Little Brown Book Group Limited 2015 Redakcja MAŁGORZATA GROCHOCKA Korekta ANNA KURZYCA Redakcja techniczna ADAM KOLENDA Copyright © 2015 J.K. Rowling Polish editions © Publicat S.A. MMXVI (wydanie elektroniczne) Wykorzystywanie e-booka niezgodne z regulaminem dystrybutora,
w tym nielegalne jego kopiowanie i rozpowszechnianie, jest zabronione. Powieść wydana po raz pierwszy w Wielkiej Brytanii w 2015 roku przez Sphere. Osobiste prawa autorskie zastrzeżone. Wszelkie postaci i wydarzenia opisane w tym utworze, poza znajdującymi się w domenie publicznej, są fikcyjne, a jakiekolwiek podobieństwo do osób żyjących lub zmarłych jest całkowicie przypadkowe. Wszelkie prawa zastrzeżone. Żaden fragment niniejszego utworu nie może być reprodukowany, przechowywany ani przesyłany w żadnej formie ani żadnymi środkami, bez uprzedniej pisemnej zgody wydawcy. Utwór nie może też być rozpowszechniany w oprawie lub okładce innej niż oryginalna oraz w formie innej niż ta, w której został wydany.
jest znakiem towarowym Publicat S.A. Wydanie elektroniczne 2016 ISBN 978-83-271-5505-4 Publicat S.A. 61-003 Poznań, ul. Chlebowa 24 tel. 61 652 92 52, fax 61 652 92 00 e-mail: office@publicat.pl, www.publicat.pl Oddział we Wrocławiu 50-010 Wrocław, ul. Podwale 62 tel. 71 785 90 40, fax 71 785 90 66 e-mail: wydawnictwodolnoslaskie@publicat.pl
Źródła cytatów umieszczono na końcu książki. Selected Blue Öyster Cult lyrics 1967–1994 by kind permission of Sony/ATV Music Publishing (UK) Ltd. www.blueoystercult.com ’Don’t Fear the Reaper: The Best of Blue Öyster Cult’ from Sony Music Entertainment Inc available now via iTunes and all usual musical retail outlets. Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Spis treści Dedykacja *** 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13
14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30
31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47
48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 Podziękowania Źródła cytatów
Przypisy
Séanowi i Matthew Harrisom – zróbcie z tą dedykacją, co tylko
chcecie, ale nie... nie... nie stosujcie jej na brwi.
I choose to steal what you choose to show And you know I will not apologize – You’re mine for the taking. I’m making a career of evil... Będę kraść to, co będziesz pokazywał, Dobrze wiesz, że nie przeproszę – Mogę cię mieć w każdej chwili.
Robię karierę w branży zła [...] Blue Öyster Cult, Career of Evil słowa: Patti Smith
1 2011 This Ain’t the Summer of Love To nie jest lato miłości Nie udało mu się zetrzeć całej jej krwi. Pod paznokciem środkowego palca lewej dłoni została ciemna kreska przypominająca nawias. Zaczął ją stamtąd wygrzebywać, ale właściwie ten widok mu się podobał: pamiątka po przyjemnościach poprzedniego dnia.
Po chwili bezskutecznego grzebania włożył krwawy paznokieć do ust i possał. Żelazisty posmak przywołał wspomnienie zapachu strumienia, który trysnął gwałtownie na wyłożoną płytkami podłogę, ochlapując ściany, mocząc mu dżinsy i zmieniając brzoskwiniowe ręczniki kąpielowe – mięciutkie, suche i starannie złożone – w nasiąknięte krwią szmaty. Dziś rano świat miał dla niego jaśniejsze barwy i wydawał się wspanialszy. Czuł spokój i był podbudowany, jakby ją wchłonął, jakby jej życie przetoczono do jego żył. Zabijane kobiety stawały się twoją własnością: to forma posiadania o wiele lepsza od seksu. Już samo patrzenie
na nie w chwili śmierci było rodzajem intymności wykraczającej daleko poza to, czego mogły doświadczyć dwa żywe ciała. Czując dreszcz podniecenia, pomyślał, że nikt nie wie, co zrobił ani co planuje. Szczęśliwy i spokojny ssał środkowy palec, opierając się o ciepły mur w słabym kwietniowym słońcu i wpatrując w dom naprzeciwko. Dom nie był piękny. Raczej zwyczajny. Owszem, przyjemniejszy niż maleńkie mieszkanko, w którym zesztywniałe od krwi ubranie leżało od wczoraj w czarnych workach na śmieci, czekając na spalenie, i w którym zostawił lśniące noże, umyte środkiem dezynfekującym, wciśnięte
za rurę w kształcie litery U pod kuchennym zlewem. Ten dom miał z przodu ogródek, czarne balustrady i trawnik wymagający skoszenia. Dwoje białych drzwi umieszczono tuż obok siebie, co świadczyło o tym, że trzypiętrowy budynek podzielono na mieszkania. Na parterze mieszkała Robin Ellacott. Dołożył starań, żeby poznać jej prawdziwe imię i nazwisko, lecz w myślach nazywał ją Sekretarką. Przed chwilą widział ją przechodzącą za oknem wykuszowym, łatwo ją było poznać dzięki jaskrawym włosom. Obserwowanie Sekretarki traktował jak bonus, miły dodatek. Miał kilka wolnych godzin, więc postanowił
przyjść i na nią popatrzeć. Dzisiaj był dzień odpoczynku między wczorajszymi i jutrzejszymi atrakcjami, między zadowoleniem z tego, co zostało zrobione, a podnieceniem tym, co miało się zdarzyć. Drzwi po prawej stronie niespodziewanie się otworzyły i z domu wyszła Sekretarka w towarzystwie mężczyzny. Nadal oparty o ciepły mur gapił się na ulicę odwrócony do nich profilem, żeby wyglądać jak ktoś, kto czeka na przyjaciela. Nie zwrócili na niego najmniejszej uwagi. Oddalali się chodnikiem, idąc ramię w ramię. Odczekał minutę i ruszył za nimi. Miała na sobie dżinsy, lekką kurtkę
i buty na płaskim obcasie. Jej długie falujące włosy widziane w blasku słońca wydawały się jeszcze bardziej rude. Zauważył między tymi dwojgiem lekki dystans, nie odzywali się do siebie. Umiał wyczuwać emocje. Zauważył je i wykorzystał u dziewczyny, która wczoraj umarła wśród zakrwawionych, brzoskwiniowych ręczników. Byli na długiej ulicy. Trzymał ręce w kieszeniach i szedł niespiesznym krokiem, jakby się wybrał na zakupy. W ten jasny poranek jego ciemne okulary nie zwracały uwagi. Drzewa delikatnie falowały na lekkim wiosennym wietrzyku. Na końcu ulicy idąca przodem para skręciła w lewo,
w szeroką, zatłoczoną arterię, wzdłuż której stały biurowce. Wysoko w górze tafle szkła w oknach lśniły w blasku słońca, gdy mijali siedzibę Rady Gminy Ealing. Współlokator albo chłopak czy ktokolwiek to był – mężczyzna o wyrazistym profilu i kwadratowej żuchwie – coś do niej mówił. Odpowiedziała mu krótko, bez uśmiechu. Kobiety są takie małostkowe, podłe, paskudne i żałosne. Nadąsane suki, wszystkie co do jednej oczekujące, że mężczyźni będą je uszczęśliwiać. Dopiero gdy leżały przed tobą martwe i puste, stawały się czyste, tajemnicze, a nawet cudowne. Wtedy były bez reszty
twoje, niezdolne do kłótni, szamotaniny czy odejścia, były twoje i mogłeś z nimi zrobić, co tylko zechcesz. Zwłoki tej wczorajszej stały się ciężkie i bezwładne, gdy upuścił z nich krew: były jego naturalnych rozmiarów pieścidełkiem, jego zabawką. Szedł za Sekretarką i jej chłopakiem przez gwarne centrum handlowe Arcadia, sunąc z tyłu niczym duch albo bóg. Czy ludzie robiący sobotnie zakupy w ogóle go widzieli, czy może jakoś się przeobraził, stał się podwójnie żywy, zyskał dar niewidzialności? Dotarli na przystanek autobusowy. Czaił się w pobliżu, udając, że zagląda przez drzwi do baru serwującego curry, patrzy na owoce ułożone w wysokie
sterty przed sklepem, na tekturowe maski z twarzami księcia Williama i Kate Middleton wiszące w kiosku; obserwował ich odbicia w szybach. Zamierzali wsiąść do autobusu linii osiemdziesiąt trzy. Miał przy sobie niewiele pieniędzy, ale jej widok sprawiał mu tyle przyjemności, że nie chciał tak szybko rezygnować. Wchodząc za parą do autobusu, usłyszał, jak mężczyzna mówi o Wembley Central. Kupił bilet i poszedł za nimi na górę. Para znalazła dwa wolne, sąsiadujące ze sobą miejsca na samym przedzie pojazdu. Usiadł niedaleko, obok gburowatej kobiety, którą zmusił do przesunięcia siatek z zakupami.