Przełożyła Małgorzata Żbikowska
Klub ogrodnika to miejsce, w którym
spotykają się najróżniejsi ludzie.
Niektórzy z nich za równo przyciętym
żywopłotem skrywają bolesne
tajemnice. Teraz grupa klubowiczów
wyrusza do Włoch, na fantastyczną
wycieczkę do krainy ogrodów i jezior.
Dla każdego z nich ta wyprawa ma inne
znaczenie...
Lucy, którą wciąż dręczy przeszłość, ma
nadzieję zobaczyć we Włoszech ojca, z
którym po raz ostatni rozmawiała jako
nastolatka. Owdowiały przed pięciu
laty, poświęcający się pracy i opiece
nad tetryczejącym wujem Conrad jedzie
na wycieczkę dla marudnego staruszka i
świętego spokoju.
Helen, której mąż spędza większość
czasu poza domem, rozpaczliwie
potrzebuje przyjaciół...
Dla wielu z nich te wakacje okażą się
najważniejszymi w życiu.
Edwardowi i Samuelowi –
najlepszym istotom, jakie
wyhodowałam
Podziękowa n i a
Jeszcze raz dziękuję rodzinie Morrisów
za pomoc i wiedzę. Dziękuję Lis, za
poświęcony mi czas i umiejętności.
Jestem ogromnie wdzięczna moim
wspaniałym włoskim przewodniczkom,
Monice Luraschi i Ricie Annunziacie,
które przekazały mi bezcenne informacje
o terenach wokół jeziora Como, a w
szczególności o takich miejscowościach,
jak Villa Balbianello, Villa Carlotta i
Bellagio. Tantegrazie.
Dziękuję również personelowi, a
zwłaszcza Francescowi i jego
wspaniałemu zespołowi z Grand Hotelu
w Villa Serbelloni, którzy umilili mi
pobyt.
Dziękuję także Elianowi Toye'owi
Southerdenowi za wysiłek, jaki włożył
w moją naukę włoskiego, chociaż byłam
pewnie jego najgorszą uczennicą.
Grazie mille.
Specjalne podziękowania należą się Bev
Hadwen za intuicję i cierpliwość, i za
stworzenie mi „Ogrodu marzeń".
Wielkie dzięki należą się Johnowi i
Lesley Jenkinsom z ogrodu Wollerton
Old Hall w Shropshire za podsunięcie
mi pomysłu na miejsce akcji jednej ze
scen książki i za to, że potrafią
inspirować tak wiele osób.
Nieustające wyrazy wdzięczności
kieruję do całego wydawnictwa
„Orion", ze szczególnym
uwzględnieniem pana Keatsa (choćby za
niekonwencjonalne koszule i
niesamowite dowcipy) oraz pana
Taylora za ukończenie czterdziestu lat
(Ach! Ach!). Oczywiście dziękuję Kate
Mills, Genevieve Pegg, Jonowi
Woodowi, Jo Carpenterowi, łanowi
Dimentowi, Jo Dawsonowi, Emmie
Noble, Debbie z działu graficznego (te
nowe okładki są świetne) i na koniec
Susan, która tak skutecznie potrafi brać
do galopu. To był wyjątkowy rok.
Ogród jest rozkoszą dla oka
i ulgą dla ziemi;
łagodzi gwałtowne namiętności
i daje przyjemność,
która jest przedsmakiem raju
Sa'di (1184- 1291)
Swanmere
Rozdział pierwszy
Tego dnia ostatnim zajęciem Lucy było
podlewanie roślin. Lubiła to robić, gdyż
czynność ta nie tylko rozbudzała w niej
instynkt opiekuńczy, ale również dawała
poczucie władzy. Trzymając gumowy
wąż, wyobrażała sobie, że dzierży
naładowaną strzelbę, a w takiej chwili
nikt rozsądny nie ośmieliłby się jej
przeciwstawić.
Po raz pierwszy doświadczyła tego, gdy
miała piętnaście lat.
Nerwowy nauczyciel biologii został
wezwany do telefonu w samym środku
wykładu o kiełkowaniu nasion i
powierzył jej opiekę nad rozpadającą
się szkolną cieplarnią. Jego żona była w
ciąży, a termin rozwiązania minął dwa
tygodnie temu.
- N-niczego n-n-ie r-r-uszajcie, do-
opóki nie wrócę - powiedział, oddalając
się pospiesznie.
Równie dobrze mógłby powiedzieć: „R-
r-róbcie co-o chcecie.
O-o-obróćcie wszystko w ru-uinę".
W odpowiedzi grupa koleżanek Lucy
rozpięła bluzki i podwiązała je w talii
tak, by wyeksponować pępki, po czym
rozsiadła się na wypalonej słońcem
trawie, częstując się podawanym z rąk
do rąk papierosem.
Pozostała część klasy postanowiła
znaleźć jakieś inne zajęcie. Lucy
dostrzegła starannie zwinięty wąż do
podlewania i kran, więc nie namyślając
się, ustawiła plastikowe i gliniane
doniczki na półce w głębi cieplarni,
odkręciła kran i poczęła celować w nie
wężem. Pierwsza gliniana doniczka,
trafiona strumieniem wody, spadła z
hukiem na podłogę i rozbiła się. Za nią
poszły następne. Okrzyki zachęty ze
strony kolegów sprawiły, że zwiększyła
ciśnienie wody i postanowiła rozprawić
się z plastikowymi doniczkami, które
zaczęły fruwać na wszystkie strony i
niczym wielkie pociski odbijały się od
szklanych szyb. Do najbardziej
spektakularnych należał moment, gdy
gliniana doniczka rozbiła szybę.
Zupełnie jak w filmie. Nigdy w życiu tak
się nie bawiła.
Dziewczęta, które leżały na trawie,
wystawiając twarze do słońca, przyszły
sprawdzić, co to za hałas. Ich
przemądrzałe, pełne wyższości miny
wyzwoliły w Lucy złe instynkty. Nie
zastanawiając się nad konsekwencjami,
skierowała wąż w stronę
znienawidzonych koleżanek, które
nieustannie paplały o swoich ojcach, ich
grubych portfelach i o tym, jakie to musi
być okropne dla Lucy, że jej własny
ojciec ją olewa.
Tymczasem to ona go olewała. Silny
strumień wody zmył szyderstwo z ich
twarzy. Cofnęły się przerażone, z trudem
chwytając oddech. Lucy triumfowała.
Była niezwyciężona. Była kimś.
Niestety, znalazła się w kłopotach.
Nauczycielka przysłana w zastępstwie
pana Forbesa ujrzała coś, co według
relacji przekazanej później dyrektorce
szkoły - zdaniem Lucy znacznie
przesadzonej -
przypominało scenę z filmu
katastroficznego.
- Pani Gray - powiedziała dyrektorka o
twarzy podobnej do sosnowej szyszki,
gdy następnego dnia wezwano matkę
Lucy. - W naszej szkole nie tolerujemy
tego rodzaju chuligań-
skich wybryków. Będę zmuszona
zawiesić Lucy do końca semestru w
nadziei, że wykorzysta ten czas do
zastanowienia się nad swoim
postępowaniem i co ważniejsze, nad
swoją przyszłością.
- Przyszłością? - powtórzyła matka
Lucy. - Co pani przez to rozumie?
- Ze być może pani uzna, że atmosfera w
Fair Lawns nie jest dla Lucy
odpowiednia.
Sugestia była jasna i wyraźna. Lucy
Gray ze swoim niedbałym traktowaniem
lekcji, zuchwałością, nieuznawaniem
autorytetów i szczególnym podejściem
do prawdy i uczciwości, stwarzała
problemy.
Pytanie: „Czy mam pani przypomnieć,
pani Gray, incydent z podrobionym
usprawiedliwieniem
nieobecności?"
-
nie było
zaproszeniem do powrotu do Fair
Lawns.
- Nie pojmuję, dlaczego mnie to martwi
- powiedziała Fiona Gray, gdy
odjeżdżały z pospiesznie spakowanym
kufrem Lucy, wciśniętym do bagażnika
samochodu. - Czemu wciąż mi to robisz?
Lucy wychyliła się przez okno i
pomachała na pożegnanie koleżankom
zgromadzonym na końcu wysadzanego
kasztanami podjazdu, po czym odchyliła
się na oparcie i ściągnęła okropne
szkolne buty. Nie będzie ich już
potrzebowała. Błyskawicznym ruchem
ręki, tak by matka nie zauważyła,
wyrzuciła je przez okno. Równie ohydne
pończochy podzieliły los butów. Oparła
bose stopy na desce rozdzielczej
samochodu.
- Oświeć mnie, mamo, co ja takiego
wciąż robię?
- Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji.
Przynosisz wstyd. Jak gdyby problemy z
twoim ojcem nie wystarczały. Co ja
złego zrobiłam? Czym sobie zasłużyłam
na takie traktowanie? I gdzie, u licha,
znajdę szkołę, która cię przyjmie?
- Zawsze możesz znaleźć czas między
bieganiem po sklepach a pracą
społeczną i uczyć mnie w domu. - Na
twarzy matki pojawił się wyraz
przerażenia. - Spójrz prawdzie w oczy,
mamo. Jestem trudnym dzieckiem.
- Nie trudnym, tylko zdziczałym. Cud, że
tak długo wytrwałaś w Fair Lawns. To
wszystko przez twojego ojca. A kogo
wszyscy winią? Mnie!
To mnie się oskarża, że jestem złą
matką, choć robię, co mogę. Zdejmij
nogi z deski rozdzielczej i spróbuj
zachowywać się jak dama. - Pani Gray
westchnęła głęboko. - Ludzie nie mają
pojęcia, jak ciężko jest być matką
trudnego dziecka.
To była jedna z dobrze znanych tyrad
matki. Biedna mama. Odbierała
wszystko tak osobiście, jakby każda
katastrofa na świecie plamiła jej dobre
imię.
Czternaście lat później matka wciąż
zachowywała się tak, jakby Lucy robiła
wszystko, aby ją zirytować i zmartwić.
Nie miało znaczenia, że córka dorosła.
W ubiegłym tygodniu skończyła
dwadzieścia dziewięć lat i była
uosobieniem dobrych manier. Matka
nadal widziała w niej nieznośną
nastolatkę, która zamieniała jej życie w
piekło. Po latach Lucy zrozumiała, że
prawdopodobnie przysporzyła tylu
kłopotów z powodu rozstania rodziców
i chociaż w końcu się z matką dogadała,
sytuacja z ojcem była zupełnie inna. Po
prostu dla niej nie istniał. Nic, co
powiedział
lub zrobił, nie mogło zrekompensować
krzywdy, jaką wyrządził swoim
odejściem.
Stosunki z matką ostatnio znacznie się
poprawiły, ale pozostały punkty sporne.
Na przykład to, jak Lucy zarabiała na
życie. W
podręczniku Fiony Gray Jak zrobić
karierę nie przewidziano pracy w
centrum ogrodniczym. Uważała, że w ten
sposób córka do niczego nie dojdzie.
Jakby matka sama zrobiła karierę. Potem
pojawiał się następny temat.
- Dlaczego nie zmienisz stylu ubierania
się? Ludzie wezmą cię za przybłędę.
Czy to taka zbrodnia ładnie się ubierać?
Chyba nie jesteś lesbijką?
Ale największym problemem Fiony był
fakt, że Lucy nie wykazywała
najmniejszych skłonności do stabilizacji
i wyjścia za mąż.
-Jeżeli będziesz z tym zwlekać, stracisz
najlepszych kandydatów.
Pozostaną same wyskrobki i niedołęgi.
Za każdym razem, gdy pojawiał się ten
temat, Lucy miała ochotę odpowiedzieć,
że wczesne wyjście za mąż nie uchroniło
Fiony przed mężem niedołęgą -
mężczyzną, który trafił w ramiona
pewnej Włoszki, znacznie od niego
młodszej - wiedziała jednak, że lepiej
nie wspominać Marcusa Graya. Jego
obecność, a raczej nieobecność,
pozwoliła mu zyskać pozycję gwiazdy w
ich rodzinnym dramacie bez
konieczności zapewnienia mu miejsca w
domu.
Jak na ironię, chociaż przekonywała
Lucy, żeby znalazła sobie
.jakiegoś miłego chłopca", sama nie
spieszyła się do ponownego
zamążpójścia. Rok temu pojawił się
jednak Charles Carrington, serdeczny,
prostoduszny człowiek i jednocześnie
zatwardziały kawaler.
Musiał być chyba najodważniejszym z
mężczyzn, skoro zaakceptował
Fionę. A może miał grubą skórę? W
efekcie szalonego romansu porwał
Fionę z miasteczka Swanmere w
południowym Cheshire do okazałego
wiejskiego domu w Northamptonshire i
Lucy została sama.
- Nie masz nic przeciwko temu? -
spytała matka, pokazując obrączkę
wysadzaną brylantami. Wyjaśniła, że ich
życie się zmieni. Jakby to nie było
oczywiste.
- Mamo, jestem już dużą dziewczynką.
Jedź i baw się dobrze.
Zasłużyłaś na to.
- Dlaczego nie zamieszkasz z nami?
Jestem pewna, że Charles nie miałby nic
przeciwko temu.
- Ostatnią rzeczą, jakiej Charles
potrzebuje, to pasierbica wałęsająca się
po domu. Poza tym mam tu pracę i
przyjaciół.
Te słowa wywołały pogardliwe
cmoknięcie językiem. Dezaprobata, z
jaką Fiona odnosiła się do pracy Lucy w
centrum ogrodniczym Meadowlands,
dotyczyła również Orlanda. Matka
uważała, że ma na nią fatalny wpływ.
Orlando Fielding, młodszy o rok syn jej
szefa, był najlepszym przyjacielem Lucy,
a od pięciu miesięcy lokatorem.
Poznali się, gdy miała szesnaście lat i
zaczęła pracować w weekendy i dni
wolne od zajęć szkolnych w centrum
ogrodniczym prowadzonym przez jego
ojca. Orlando, który mu pomagał od
chwili, gdy był na tyle duży, aby nosić
worki z kompostem i używać
odpowiedzialnie węża do podlewania,
dostał polecenie wprowadzenia jej w
arkana sztuki ogrodniczej. Wkrótce
nawiązała się między nimi przyjaźń. Tak
dobrze się rozumieli, że ludzie często
brali ich za rodzeństwo.
Ku rozczarowaniu ojca Orlando nie
chciał przejąć rodzinnego biznesu.
Zrobił dyplom z botaniki, a potem
roczny kurs projektowania ogrodów i
założył własną firmę. Ale z pieniędzmi
było u niego krucho i nie chcąc, aby
zhańbił się powrotem na łono rodziny,
Lucy zaproponowała, aby przeprowadził
się do niej, skoro matka wyjechała.
Gdy skończyła podlewanie, nikogo już
prawie nie było i miejsce wydawało się
opustoszałe. Zwinęła wąż, spytała Hugh
czyjestjeszcze coś do zrobienia,
zarzuciła na ramiona mały plecak i
wsiadła na rower.
Pedałując do domu w promieniach
zachodzącego słońca, zastanawiała się,
czy przyjść jutro do pracy w szortach.
Erica James Ogrody marzeń
Przełożyła Małgorzata Żbikowska Klub ogrodnika to miejsce, w którym spotykają się najróżniejsi ludzie. Niektórzy z nich za równo przyciętym żywopłotem skrywają bolesne tajemnice. Teraz grupa klubowiczów wyrusza do Włoch, na fantastyczną wycieczkę do krainy ogrodów i jezior. Dla każdego z nich ta wyprawa ma inne znaczenie... Lucy, którą wciąż dręczy przeszłość, ma nadzieję zobaczyć we Włoszech ojca, z którym po raz ostatni rozmawiała jako nastolatka. Owdowiały przed pięciu laty, poświęcający się pracy i opiece nad tetryczejącym wujem Conrad jedzie
na wycieczkę dla marudnego staruszka i świętego spokoju. Helen, której mąż spędza większość czasu poza domem, rozpaczliwie potrzebuje przyjaciół... Dla wielu z nich te wakacje okażą się najważniejszymi w życiu. Edwardowi i Samuelowi – najlepszym istotom, jakie wyhodowałam Podziękowa n i a Jeszcze raz dziękuję rodzinie Morrisów za pomoc i wiedzę. Dziękuję Lis, za
poświęcony mi czas i umiejętności. Jestem ogromnie wdzięczna moim wspaniałym włoskim przewodniczkom, Monice Luraschi i Ricie Annunziacie, które przekazały mi bezcenne informacje o terenach wokół jeziora Como, a w szczególności o takich miejscowościach, jak Villa Balbianello, Villa Carlotta i Bellagio. Tantegrazie. Dziękuję również personelowi, a zwłaszcza Francescowi i jego wspaniałemu zespołowi z Grand Hotelu w Villa Serbelloni, którzy umilili mi pobyt. Dziękuję także Elianowi Toye'owi Southerdenowi za wysiłek, jaki włożył
w moją naukę włoskiego, chociaż byłam pewnie jego najgorszą uczennicą. Grazie mille. Specjalne podziękowania należą się Bev Hadwen za intuicję i cierpliwość, i za stworzenie mi „Ogrodu marzeń". Wielkie dzięki należą się Johnowi i Lesley Jenkinsom z ogrodu Wollerton Old Hall w Shropshire za podsunięcie mi pomysłu na miejsce akcji jednej ze scen książki i za to, że potrafią inspirować tak wiele osób. Nieustające wyrazy wdzięczności kieruję do całego wydawnictwa „Orion", ze szczególnym
uwzględnieniem pana Keatsa (choćby za niekonwencjonalne koszule i niesamowite dowcipy) oraz pana Taylora za ukończenie czterdziestu lat (Ach! Ach!). Oczywiście dziękuję Kate Mills, Genevieve Pegg, Jonowi Woodowi, Jo Carpenterowi, łanowi Dimentowi, Jo Dawsonowi, Emmie Noble, Debbie z działu graficznego (te nowe okładki są świetne) i na koniec Susan, która tak skutecznie potrafi brać do galopu. To był wyjątkowy rok. Ogród jest rozkoszą dla oka i ulgą dla ziemi; łagodzi gwałtowne namiętności
i daje przyjemność, która jest przedsmakiem raju Sa'di (1184- 1291) Swanmere Rozdział pierwszy Tego dnia ostatnim zajęciem Lucy było podlewanie roślin. Lubiła to robić, gdyż czynność ta nie tylko rozbudzała w niej instynkt opiekuńczy, ale również dawała poczucie władzy. Trzymając gumowy wąż, wyobrażała sobie, że dzierży naładowaną strzelbę, a w takiej chwili nikt rozsądny nie ośmieliłby się jej przeciwstawić.
Po raz pierwszy doświadczyła tego, gdy miała piętnaście lat. Nerwowy nauczyciel biologii został wezwany do telefonu w samym środku wykładu o kiełkowaniu nasion i powierzył jej opiekę nad rozpadającą się szkolną cieplarnią. Jego żona była w ciąży, a termin rozwiązania minął dwa tygodnie temu. - N-niczego n-n-ie r-r-uszajcie, do- opóki nie wrócę - powiedział, oddalając się pospiesznie. Równie dobrze mógłby powiedzieć: „R- r-róbcie co-o chcecie. O-o-obróćcie wszystko w ru-uinę".
W odpowiedzi grupa koleżanek Lucy rozpięła bluzki i podwiązała je w talii tak, by wyeksponować pępki, po czym rozsiadła się na wypalonej słońcem trawie, częstując się podawanym z rąk do rąk papierosem. Pozostała część klasy postanowiła znaleźć jakieś inne zajęcie. Lucy dostrzegła starannie zwinięty wąż do podlewania i kran, więc nie namyślając się, ustawiła plastikowe i gliniane doniczki na półce w głębi cieplarni, odkręciła kran i poczęła celować w nie wężem. Pierwsza gliniana doniczka, trafiona strumieniem wody, spadła z hukiem na podłogę i rozbiła się. Za nią poszły następne. Okrzyki zachęty ze
strony kolegów sprawiły, że zwiększyła ciśnienie wody i postanowiła rozprawić się z plastikowymi doniczkami, które zaczęły fruwać na wszystkie strony i niczym wielkie pociski odbijały się od szklanych szyb. Do najbardziej spektakularnych należał moment, gdy gliniana doniczka rozbiła szybę. Zupełnie jak w filmie. Nigdy w życiu tak się nie bawiła. Dziewczęta, które leżały na trawie, wystawiając twarze do słońca, przyszły sprawdzić, co to za hałas. Ich przemądrzałe, pełne wyższości miny wyzwoliły w Lucy złe instynkty. Nie zastanawiając się nad konsekwencjami, skierowała wąż w stronę
znienawidzonych koleżanek, które nieustannie paplały o swoich ojcach, ich grubych portfelach i o tym, jakie to musi być okropne dla Lucy, że jej własny ojciec ją olewa. Tymczasem to ona go olewała. Silny strumień wody zmył szyderstwo z ich twarzy. Cofnęły się przerażone, z trudem chwytając oddech. Lucy triumfowała. Była niezwyciężona. Była kimś. Niestety, znalazła się w kłopotach. Nauczycielka przysłana w zastępstwie pana Forbesa ujrzała coś, co według relacji przekazanej później dyrektorce szkoły - zdaniem Lucy znacznie przesadzonej -
przypominało scenę z filmu katastroficznego. - Pani Gray - powiedziała dyrektorka o twarzy podobnej do sosnowej szyszki, gdy następnego dnia wezwano matkę Lucy. - W naszej szkole nie tolerujemy tego rodzaju chuligań- skich wybryków. Będę zmuszona zawiesić Lucy do końca semestru w nadziei, że wykorzysta ten czas do zastanowienia się nad swoim postępowaniem i co ważniejsze, nad swoją przyszłością. - Przyszłością? - powtórzyła matka Lucy. - Co pani przez to rozumie?
- Ze być może pani uzna, że atmosfera w Fair Lawns nie jest dla Lucy odpowiednia. Sugestia była jasna i wyraźna. Lucy Gray ze swoim niedbałym traktowaniem lekcji, zuchwałością, nieuznawaniem autorytetów i szczególnym podejściem do prawdy i uczciwości, stwarzała problemy. Pytanie: „Czy mam pani przypomnieć, pani Gray, incydent z podrobionym usprawiedliwieniem nieobecności?" -
nie było zaproszeniem do powrotu do Fair Lawns. - Nie pojmuję, dlaczego mnie to martwi - powiedziała Fiona Gray, gdy odjeżdżały z pospiesznie spakowanym kufrem Lucy, wciśniętym do bagażnika samochodu. - Czemu wciąż mi to robisz? Lucy wychyliła się przez okno i pomachała na pożegnanie koleżankom zgromadzonym na końcu wysadzanego kasztanami podjazdu, po czym odchyliła się na oparcie i ściągnęła okropne szkolne buty. Nie będzie ich już potrzebowała. Błyskawicznym ruchem ręki, tak by matka nie zauważyła,
wyrzuciła je przez okno. Równie ohydne pończochy podzieliły los butów. Oparła bose stopy na desce rozdzielczej samochodu. - Oświeć mnie, mamo, co ja takiego wciąż robię? - Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji. Przynosisz wstyd. Jak gdyby problemy z twoim ojcem nie wystarczały. Co ja złego zrobiłam? Czym sobie zasłużyłam na takie traktowanie? I gdzie, u licha, znajdę szkołę, która cię przyjmie? - Zawsze możesz znaleźć czas między bieganiem po sklepach a pracą społeczną i uczyć mnie w domu. - Na twarzy matki pojawił się wyraz
przerażenia. - Spójrz prawdzie w oczy, mamo. Jestem trudnym dzieckiem. - Nie trudnym, tylko zdziczałym. Cud, że tak długo wytrwałaś w Fair Lawns. To wszystko przez twojego ojca. A kogo wszyscy winią? Mnie! To mnie się oskarża, że jestem złą matką, choć robię, co mogę. Zdejmij nogi z deski rozdzielczej i spróbuj zachowywać się jak dama. - Pani Gray westchnęła głęboko. - Ludzie nie mają pojęcia, jak ciężko jest być matką trudnego dziecka. To była jedna z dobrze znanych tyrad matki. Biedna mama. Odbierała wszystko tak osobiście, jakby każda
katastrofa na świecie plamiła jej dobre imię. Czternaście lat później matka wciąż zachowywała się tak, jakby Lucy robiła wszystko, aby ją zirytować i zmartwić. Nie miało znaczenia, że córka dorosła. W ubiegłym tygodniu skończyła dwadzieścia dziewięć lat i była uosobieniem dobrych manier. Matka nadal widziała w niej nieznośną nastolatkę, która zamieniała jej życie w piekło. Po latach Lucy zrozumiała, że prawdopodobnie przysporzyła tylu kłopotów z powodu rozstania rodziców i chociaż w końcu się z matką dogadała, sytuacja z ojcem była zupełnie inna. Po prostu dla niej nie istniał. Nic, co
powiedział lub zrobił, nie mogło zrekompensować krzywdy, jaką wyrządził swoim odejściem. Stosunki z matką ostatnio znacznie się poprawiły, ale pozostały punkty sporne. Na przykład to, jak Lucy zarabiała na życie. W podręczniku Fiony Gray Jak zrobić karierę nie przewidziano pracy w centrum ogrodniczym. Uważała, że w ten sposób córka do niczego nie dojdzie. Jakby matka sama zrobiła karierę. Potem pojawiał się następny temat. - Dlaczego nie zmienisz stylu ubierania
się? Ludzie wezmą cię za przybłędę. Czy to taka zbrodnia ładnie się ubierać? Chyba nie jesteś lesbijką? Ale największym problemem Fiony był fakt, że Lucy nie wykazywała najmniejszych skłonności do stabilizacji i wyjścia za mąż. -Jeżeli będziesz z tym zwlekać, stracisz najlepszych kandydatów. Pozostaną same wyskrobki i niedołęgi. Za każdym razem, gdy pojawiał się ten temat, Lucy miała ochotę odpowiedzieć, że wczesne wyjście za mąż nie uchroniło Fiony przed mężem niedołęgą - mężczyzną, który trafił w ramiona
pewnej Włoszki, znacznie od niego młodszej - wiedziała jednak, że lepiej nie wspominać Marcusa Graya. Jego obecność, a raczej nieobecność, pozwoliła mu zyskać pozycję gwiazdy w ich rodzinnym dramacie bez konieczności zapewnienia mu miejsca w domu. Jak na ironię, chociaż przekonywała Lucy, żeby znalazła sobie .jakiegoś miłego chłopca", sama nie spieszyła się do ponownego zamążpójścia. Rok temu pojawił się jednak Charles Carrington, serdeczny, prostoduszny człowiek i jednocześnie zatwardziały kawaler.
Musiał być chyba najodważniejszym z mężczyzn, skoro zaakceptował Fionę. A może miał grubą skórę? W efekcie szalonego romansu porwał Fionę z miasteczka Swanmere w południowym Cheshire do okazałego wiejskiego domu w Northamptonshire i Lucy została sama. - Nie masz nic przeciwko temu? - spytała matka, pokazując obrączkę wysadzaną brylantami. Wyjaśniła, że ich życie się zmieni. Jakby to nie było oczywiste. - Mamo, jestem już dużą dziewczynką. Jedź i baw się dobrze.
Zasłużyłaś na to. - Dlaczego nie zamieszkasz z nami? Jestem pewna, że Charles nie miałby nic przeciwko temu. - Ostatnią rzeczą, jakiej Charles potrzebuje, to pasierbica wałęsająca się po domu. Poza tym mam tu pracę i przyjaciół. Te słowa wywołały pogardliwe cmoknięcie językiem. Dezaprobata, z jaką Fiona odnosiła się do pracy Lucy w centrum ogrodniczym Meadowlands, dotyczyła również Orlanda. Matka uważała, że ma na nią fatalny wpływ. Orlando Fielding, młodszy o rok syn jej
szefa, był najlepszym przyjacielem Lucy, a od pięciu miesięcy lokatorem. Poznali się, gdy miała szesnaście lat i zaczęła pracować w weekendy i dni wolne od zajęć szkolnych w centrum ogrodniczym prowadzonym przez jego ojca. Orlando, który mu pomagał od chwili, gdy był na tyle duży, aby nosić worki z kompostem i używać odpowiedzialnie węża do podlewania, dostał polecenie wprowadzenia jej w arkana sztuki ogrodniczej. Wkrótce nawiązała się między nimi przyjaźń. Tak dobrze się rozumieli, że ludzie często brali ich za rodzeństwo. Ku rozczarowaniu ojca Orlando nie chciał przejąć rodzinnego biznesu.
Zrobił dyplom z botaniki, a potem roczny kurs projektowania ogrodów i założył własną firmę. Ale z pieniędzmi było u niego krucho i nie chcąc, aby zhańbił się powrotem na łono rodziny, Lucy zaproponowała, aby przeprowadził się do niej, skoro matka wyjechała. Gdy skończyła podlewanie, nikogo już prawie nie było i miejsce wydawało się opustoszałe. Zwinęła wąż, spytała Hugh czyjestjeszcze coś do zrobienia, zarzuciła na ramiona mały plecak i wsiadła na rower. Pedałując do domu w promieniach zachodzącego słońca, zastanawiała się, czy przyjść jutro do pracy w szortach.