Rozdział 1
Piekło miało wiele interpretacji. Syn wiedział to lepiej niż
ktokolwiek inny. W swoim życiu udało mu się przeżyć większość
typowych zmian i odkryć wiele nowych.
Miękkie mrowienie pojawiło się na jego głowie, podnosząc włosy
na karku.
Przekrzywiając lekko głowę, Syn usłyszał za sobą odgłosy kroków
na mokrej nawierzchni, gdy szedł w kierunku zatoczki, w której miał
myśliwiec. Podkradano się do niego tyle razy, że rozpoznawał dźwięki,
gdy ktoś podążał za nim, starając się pozostać niezauważonym.
Dzisiejszej nocy nie był w nastroju, aby się z tym zmierzyć.
Światła latarni odbijały się w wysychających
kałużach, które pluskały pod jego butami. Para syczała uciekając z kotłów
i kominów, dodając niesamowitości do spokojnej nocy.
O ile się nie mylił, co mu się jeszcze nie zdarzyło, podążali za nim
dwaj mężczyźni. Tylko Syn i ta dwójka szła ulicą o tak późnej godzinie -
kolejny czynnik, który powiedział mu, kogo szukali - jego.
- Chodźcie i weźcie trochę - mruknął, nie mogąc znaleźć resztek
cierpliwości dla każdego, kto był na tyle głupi, aby spróbować go zabić.
Cierpliwość, którą posiadał, skończyła się trzy godziny temu.
W ciągu ostatnich dwóch dni, uratował dwa razy z więzienia
Phelixa Eteocles, pożyczył mu ogromną ilość pieniędzy, Bóg tylko
wiedział, na co. Nowa nagroda została wystawiona za głowę Syna, co
przyniosło każdego wolnego łowcę nagród lub zabójcę na bliską
odległość.
Sześć godzin temu Syn został zaatakowany i w konsekwencji tego
zniszczył swój cenny ścigacz. Ale najgorsze nadeszło trzy godziny temu:
jego najlepszy przyjaciel Alexei, nie tylko poślubił kobietę, o której
zgwałcenie i zamordowanie Syn został oskarżony, ale ukrywał się z nią,
gwarantując tym samym, że głowa Syna będzie ceną za ich związek.
Obecnie życie było po prostu zbyt obrzydliwe, aby określić je
słowami.
Ani razu, w ciągu ostatnich dwóch dni, nie był w stanie nawet się
zdrzemnąć, a brak snu zawsze pozbawiał go tolerancji. Jego żołądek
burczał z głodu. Syn odbezpieczył blaster i zacisnął dłoń na szorstkiej,
kościstej kolbie.
Dziś jego tropiciele dostaną cenną lekcję na temat Trifarionosa,
który się nie wyspał.
Szybko skręcił i skierował się w alejkę po swojej prawej stronie.
Nadszedł czas, by położyć kres tym pierdołom i zdrzemnąć się.
Ukrywając się za wilgotnym, kamiennym murem, w małej
zacienionej alkowie, Syn próbował ignorować śmierć, która była w alejce
za nim. Dorastał w brudnych zaułkach takich jak ten, smród ulicy usypiał
go co noc.
Mógł być poczęty w rynsztoku. Ale nie zamierzał w nim umrzeć.
Kroki zbliżyły się. Wzmocnił uścisk w oczekiwaniu.
- Mamy iść za nim, Durrin, czy poczekać, aż przyjdzie ponownie?
Syn zmrużył oczy słysząc opryskliwy, męski głos. Nie rozpoznał
mówiącego, ale słowa były mu zbyt dobrze znane. Ciepło gotowało się w
jego krwi, kiedy przygotowywał się do nadchodzącej walki.
- Idź i sprawdź, czy to ślepa uliczka. Może nam uciekać.
- Ja? - Głos załamał się.
- Po prostu zrób to!
Umorusany, w średnim wieku ludzki mężczyzna wszedł do alejki
jakby ktoś go popchnął. W przeciwieństwie do jego własnych oczu, które
lepiej widziały w nocy niż w dzień, Syn wiedział, że niski, gruby
mężczyzna będzie musiał czekać kilka minut, zanim jego oczy dostosują
się do ciemności.
Uśmiech wygiął jego wargi. Jak zareagowałby mały, gruby
mężczyzna, gdyby dowiedział się, że dzielą ich zaledwie trzy metry?
- Świetna lokalizacja na pogrzeb, prawda? - zadrwił Syn.
Mężczyzna szarpnął się, próbując skupić wzrok na ciemnej wnęce,
gdzie ukrył się Syn.
Kiedy mężczyzna sięgał po swój blaster, Syn złapał go za ramię.
Wyszarpnął broń mężczyźnie z kabury i rzucił ją w poprzek alei, w
śmietnik, gdzie wylądowała z trzaskiem.
- Durrin! – drżącym głosem krzyknął mężczyzna.
Serce Syna biło w oczekiwaniu. Odepchnął mężczyznę i odwrócił
się w stronę samca Partini.
Brzydki, pomarańczowo-skóry humanoid przewyższał go
wzrostem o kilka stóp. Warczenie, wykrzywiło jego cienkie żółte usta, co
sprawiłoby, że większości mężczyzn trzęsłyby się kolana.
Ale Syn rozpoznał taktykę zastraszania, gdy ją zobaczył. Poza tym nie
było dużo rzeczy, które by go przestraszyły.
Mimo to, nie często ktoś górował nad Synem i odkrył, że ten fakt
był trochę niepokojący.
- Syn - wychrypiał Parting z głębokim akcentem.
Syn ledwie miał czas na uniknięcie dużego noża celującego w jego
gardło. Partanie mieli awersję do blasterów, ale ich umiejętności
sztyletowania i nożowania były takie, że nie stawiały ich w niekorzystnej
sytuacji.
- Typowe - powiedział Syn, zachowując dystans między nim a
zatrutym nożem zamachowca. - Ale czuję, powinienem cię ostrzec, jestem
w bardzo złym nastroju.
Niski mężczyzna wrócił, aby stanąć obok partnera.
- Będziesz w gorszym, kiedy doprowadzimy cię do śmierci! -
powiedział z brawurą.
Syna kusiło, aby się zaśmiać. Naprawdę byli tak głupi? Nie po to
przeżył tak długo na ulicy, aby dwie bezrozumne istoty go zabiły.
Parting rzucił się. Syn łatwo uniknął go. Człowiek wyciągnął nóż.
Znudzony nimi, Syn postrzelił człowieka w rękę i obserwował jak tchórz
upada na brudną ulicę, jęcząc jak niemowlę. Odwrócił się aby stanąć
naprzeciw Partinga.
- Blaster kontra nóż to nie fair – powiedział Parting, spoglądając
nerwowo na broń Syna.
Syn wzruszył ramionami.
- Życie nie jest fair - odpowiedział i strzelił mu w kolano.
Parting przeklął, kiedy upadł na ulicę. Jego nóż upadł na beton z
miękkim hukiem. Syn kopnął go w ciemność, poza zasięg zabójcy i
podszedł do niego.
Patrząc w dół na ranę w nodze Partinga, Syn podniósł brwi na
łuskowatą kość, która z niej wystawała.
- Nie wiedziałem, że Partianie mają przegubowe kości. Bardzo
ciekawe. Zastanawiam się, jak wygląda reszta twojego szkieletu?
Strach zamigotał głęboko w oczach rannego.
Syn zsunął tylną płytę blastera i sprawdził poziom naładowania.
Zadowolony że wypali jeszcze kilka razy, puścił płytkę i pozwolił jej
głośno zatrzasnąć się z powrotem na miejscu. To powinno sprawić, że ich
majtki trochę zwilgotnieją.
Spojrzał chłodno na zabójcę, jego ciało było pozbawione emocji.
- Proponuję, aby odrzucenie kontraktu na moje życie, było
pierwszą rzeczą, jaką zrobisz po zrośnięciu kolana. Następnym razem,
kiedy będziesz na mnie polować, władze będą musiały użyć skanera DNA
w celu identyfikacji zwłok.1
Parting spojrzał na niego z nienawiścią, lecz Syn rozpoznał obawę,
ukrytą za nią. Zdobył punkt. Para zabójców nigdy już nie będzie go
kłopotać.
Zadowolony Syn spojrzał na człowieka, który wciąż jęczał.
Mężczyźnie udało się zawiązać chustę wokół kontuzjowanej ręki i
obserwował go, jakby spodziewał się, że Syn ich zabije.
- Szpital jest dwa bloki po twojej prawej. Proponuję z niego
skorzystać - powiedział Syn, a następnie zostawił ich, by zajęli się swoimi
ranami.
Zmęczony niekończącą się falą zabójców i tropicieli, który zawsze
go szukali, Syn skierował się do zatoczki w dół ulicy i wsiadł na pokład
swojego uszkodzonego myśliwca. Przy odrobinie szczęścia może spędzi
następne kilka godzin bez kogoś, kto spróbuje go zabić.
Jednak wątpił w to.
Jedna rzecz stała się pewna. Następnym razem, gdy ktoś przyjdzie
po niego, nie będzie tak miło. Był zmęczony obwinianiem go o
1
Nie ma co nie bawi się w podchody ☺
przestępstwa których nie popełnił; zmęczony walką o życie, które nie
wydawało się warte wysiłku.
W zasadzie był tylko zmęczony i kropka.
Nie trwało długo, by dotarł w pobliże rodzinnej planety – Kildary.
Niestety, popołudniowe słońce wisiało wysoko. Jasne promienie raziły
jego wrażliwe na światło trifarionskie oczy, które mocno łzawiły.
Syn nienawidził dnia, ciepła, hałasu; światła, które nie ukrywało
żadnej brzydoty na ulicy.
Mimo, że żył w najlepszej dzieciny Bromy, kiedy poruszał
przestrzenią trzech przecznic, widział tylu bezdomnych, biednych
ludzi, że jego żołądek przekręcał się do góry nogami. Robił co mógł, aby
zapomnieć o swojej przeszłości, ale to nie wydawało się możliwe. Za
każdym razem kiedy myślał, że się odciął, coś zawsze przywoływało jego
przeszłość, która wracała do niego z ostrą, wyraźną realnością.
Zaciskając zęby, Syn wszedł do mieszkania i próbował pozbyć się
myśli z umysłu. Miał wiele innych problemów, z którymi musiał sobie
poradzić i był naprawdę zbyt zmęczony, aby myśleć. Zanim chwycił rolety
i zasunął je przed jasnym światłem słonecznym, ściągnął kurtkę i rzucił ją
na czarną skórzaną kanapę.
Oparł głowę o chłodną, metalową roletę i westchnął. Nigdy w
życiu, nie był bardziej oburzony. Aleksiej był zakochany
w Elizie Kipelainen, a jej ojciec koniecznie chciał ich ukrzyżować.
Co za życie!
Dlaczego Alex nie posłuchał go i nie odesłał Elizy zanim było za
późno?
Jaki głupiec zakochiwał się w księżniczce z imperium, które
toczyło wojnę z jego własnym?
Syn zaczął masować pulsujące skronie, starając się odeprzeć
świadomość, że został odrzucony przez przyjaciela z powodu jego
oddania dla słabej, bezbronnej kobiety. Niezwykle przy tym nieznośnej.
Nie rozumiał w ogóle miłości. Bóg wiedział, że w jego życiu, to
wydawało się być najbardziej nieuchwytnym czynnikiem ... Dobrze. Może
to oraz sen.
Jego furia odeszła z ostatnią myślą, odepchnął się od okna i
okrążył sofy. Tłumiąc ziewnięcie, Syn udał się do salonu i do sypialni z
tyłu.
Później wbije Alexowi rozum do głowy. Teraz wszystko co chciał,
to osiem godzin odpoczynku.
Bez rozbierania się czy odkładania blastera, Syn rzucił się twarzą
w dół, a miękki materac zafalował pod jego ciężarem. Chwycił miękką,
pierzastą poduszkę pod głowę i westchnął w głębokim zadowoleniu. Kilka
godzin i będzie jak nowy.
Jak tylko zaczął drzemać, usłyszał trzask w salonie, który brzmiał
tak, jakby ktoś wyłączył jego system alarmowy i otworzył drzwi.
Zmysły go alarmowały. Syn napiął się, zmuszając do leżenia
nieruchomo. Gdy nie usłyszał nic więcej, zastanowił się, czy nie wyobraził
sobie hałasu. Cholera, to chyba nic więcej niż halucynacje wywołane
przez brak snu lub przepracowanie. Słyszał już zabójców nadchodzących
po niego z każdego cienia.
Przytłumiony, miękki dźwięk butów szurających o drewnianą
podłogę ledwo dotarł do jego uszu. Nic sobie nie
wyobraził. Zdecydowanie ktoś skradał się w jego mieszkaniu. Cholera!
Czy kiedykolwiek prześpi całą noc?
Zaciskając zęby, Syn wysunął blaster ze skórzanej kabury. Tylko
jedna rzecz naprawdę go wkurzyła - nieznani ludzie w jego domu. Nie
wchodził do cudzych domów i, do cholery, oczekiwał tego samego.
Cóż kimkolwiek byli, otrzymają niezapomnianą lekcję manier.
Wstał z łóżka i podkradł się do drzwi. Chwycił mocno blaster. Syn
oparł się o ścianę. Wcisnął przełącznik przesuwający drzwi, które cicho
się przemieściły i napiął się.
Nic.
Marszcząc brwi w zdziwieniu, rozejrzał się po salonie z
bezpiecznego miejsca przy ścianie. Przykuwał wzrok nie bardziej niż cień
w przyćmionym świetle.
Syn potrząsnął głową w ironicznym rozbawieniu. Zdecydowanie
brak snu.
Co sobie wyobrazi następnym razem? Małą, włochatą bestię
tańczącą na kanapie, czy inną istotę czającą się na niego pod
prysznicem?
Zabezpieczając blaster, opuścił broń i sięgnął, aby zamknąć drzwi.
Światło błysnęło z lufy blastera. Strzał został oddany z ukrycia
spod przeciwległej ściany i skierowany prosto w jego klatkę piersiową.
Serce Syna stanęło. Zamarł trzymając rękę w powietrzu2.
2
Idealne miejsce na zakończanie ☺
Tłumaczenie dla: Translations_Club Tłumacz: Stela15 Korekta: wanileczka
Rozdział 1 Piekło miało wiele interpretacji. Syn wiedział to lepiej niż ktokolwiek inny. W swoim życiu udało mu się przeżyć większość typowych zmian i odkryć wiele nowych. Miękkie mrowienie pojawiło się na jego głowie, podnosząc włosy na karku. Przekrzywiając lekko głowę, Syn usłyszał za sobą odgłosy kroków na mokrej nawierzchni, gdy szedł w kierunku zatoczki, w której miał myśliwiec. Podkradano się do niego tyle razy, że rozpoznawał dźwięki, gdy ktoś podążał za nim, starając się pozostać niezauważonym. Dzisiejszej nocy nie był w nastroju, aby się z tym zmierzyć. Światła latarni odbijały się w wysychających kałużach, które pluskały pod jego butami. Para syczała uciekając z kotłów i kominów, dodając niesamowitości do spokojnej nocy. O ile się nie mylił, co mu się jeszcze nie zdarzyło, podążali za nim dwaj mężczyźni. Tylko Syn i ta dwójka szła ulicą o tak późnej godzinie - kolejny czynnik, który powiedział mu, kogo szukali - jego. - Chodźcie i weźcie trochę - mruknął, nie mogąc znaleźć resztek cierpliwości dla każdego, kto był na tyle głupi, aby spróbować go zabić. Cierpliwość, którą posiadał, skończyła się trzy godziny temu. W ciągu ostatnich dwóch dni, uratował dwa razy z więzienia Phelixa Eteocles, pożyczył mu ogromną ilość pieniędzy, Bóg tylko wiedział, na co. Nowa nagroda została wystawiona za głowę Syna, co przyniosło każdego wolnego łowcę nagród lub zabójcę na bliską odległość. Sześć godzin temu Syn został zaatakowany i w konsekwencji tego zniszczył swój cenny ścigacz. Ale najgorsze nadeszło trzy godziny temu:
jego najlepszy przyjaciel Alexei, nie tylko poślubił kobietę, o której zgwałcenie i zamordowanie Syn został oskarżony, ale ukrywał się z nią, gwarantując tym samym, że głowa Syna będzie ceną za ich związek. Obecnie życie było po prostu zbyt obrzydliwe, aby określić je słowami. Ani razu, w ciągu ostatnich dwóch dni, nie był w stanie nawet się zdrzemnąć, a brak snu zawsze pozbawiał go tolerancji. Jego żołądek burczał z głodu. Syn odbezpieczył blaster i zacisnął dłoń na szorstkiej, kościstej kolbie. Dziś jego tropiciele dostaną cenną lekcję na temat Trifarionosa, który się nie wyspał. Szybko skręcił i skierował się w alejkę po swojej prawej stronie. Nadszedł czas, by położyć kres tym pierdołom i zdrzemnąć się. Ukrywając się za wilgotnym, kamiennym murem, w małej zacienionej alkowie, Syn próbował ignorować śmierć, która była w alejce za nim. Dorastał w brudnych zaułkach takich jak ten, smród ulicy usypiał go co noc. Mógł być poczęty w rynsztoku. Ale nie zamierzał w nim umrzeć. Kroki zbliżyły się. Wzmocnił uścisk w oczekiwaniu. - Mamy iść za nim, Durrin, czy poczekać, aż przyjdzie ponownie? Syn zmrużył oczy słysząc opryskliwy, męski głos. Nie rozpoznał mówiącego, ale słowa były mu zbyt dobrze znane. Ciepło gotowało się w jego krwi, kiedy przygotowywał się do nadchodzącej walki. - Idź i sprawdź, czy to ślepa uliczka. Może nam uciekać. - Ja? - Głos załamał się. - Po prostu zrób to!
Umorusany, w średnim wieku ludzki mężczyzna wszedł do alejki jakby ktoś go popchnął. W przeciwieństwie do jego własnych oczu, które lepiej widziały w nocy niż w dzień, Syn wiedział, że niski, gruby mężczyzna będzie musiał czekać kilka minut, zanim jego oczy dostosują się do ciemności. Uśmiech wygiął jego wargi. Jak zareagowałby mały, gruby mężczyzna, gdyby dowiedział się, że dzielą ich zaledwie trzy metry? - Świetna lokalizacja na pogrzeb, prawda? - zadrwił Syn. Mężczyzna szarpnął się, próbując skupić wzrok na ciemnej wnęce, gdzie ukrył się Syn. Kiedy mężczyzna sięgał po swój blaster, Syn złapał go za ramię. Wyszarpnął broń mężczyźnie z kabury i rzucił ją w poprzek alei, w śmietnik, gdzie wylądowała z trzaskiem. - Durrin! – drżącym głosem krzyknął mężczyzna. Serce Syna biło w oczekiwaniu. Odepchnął mężczyznę i odwrócił się w stronę samca Partini. Brzydki, pomarańczowo-skóry humanoid przewyższał go wzrostem o kilka stóp. Warczenie, wykrzywiło jego cienkie żółte usta, co sprawiłoby, że większości mężczyzn trzęsłyby się kolana. Ale Syn rozpoznał taktykę zastraszania, gdy ją zobaczył. Poza tym nie było dużo rzeczy, które by go przestraszyły. Mimo to, nie często ktoś górował nad Synem i odkrył, że ten fakt był trochę niepokojący. - Syn - wychrypiał Parting z głębokim akcentem. Syn ledwie miał czas na uniknięcie dużego noża celującego w jego gardło. Partanie mieli awersję do blasterów, ale ich umiejętności
sztyletowania i nożowania były takie, że nie stawiały ich w niekorzystnej sytuacji. - Typowe - powiedział Syn, zachowując dystans między nim a zatrutym nożem zamachowca. - Ale czuję, powinienem cię ostrzec, jestem w bardzo złym nastroju. Niski mężczyzna wrócił, aby stanąć obok partnera. - Będziesz w gorszym, kiedy doprowadzimy cię do śmierci! - powiedział z brawurą. Syna kusiło, aby się zaśmiać. Naprawdę byli tak głupi? Nie po to przeżył tak długo na ulicy, aby dwie bezrozumne istoty go zabiły. Parting rzucił się. Syn łatwo uniknął go. Człowiek wyciągnął nóż. Znudzony nimi, Syn postrzelił człowieka w rękę i obserwował jak tchórz upada na brudną ulicę, jęcząc jak niemowlę. Odwrócił się aby stanąć naprzeciw Partinga. - Blaster kontra nóż to nie fair – powiedział Parting, spoglądając nerwowo na broń Syna. Syn wzruszył ramionami. - Życie nie jest fair - odpowiedział i strzelił mu w kolano. Parting przeklął, kiedy upadł na ulicę. Jego nóż upadł na beton z miękkim hukiem. Syn kopnął go w ciemność, poza zasięg zabójcy i podszedł do niego. Patrząc w dół na ranę w nodze Partinga, Syn podniósł brwi na łuskowatą kość, która z niej wystawała. - Nie wiedziałem, że Partianie mają przegubowe kości. Bardzo ciekawe. Zastanawiam się, jak wygląda reszta twojego szkieletu? Strach zamigotał głęboko w oczach rannego.
Syn zsunął tylną płytę blastera i sprawdził poziom naładowania. Zadowolony że wypali jeszcze kilka razy, puścił płytkę i pozwolił jej głośno zatrzasnąć się z powrotem na miejscu. To powinno sprawić, że ich majtki trochę zwilgotnieją. Spojrzał chłodno na zabójcę, jego ciało było pozbawione emocji. - Proponuję, aby odrzucenie kontraktu na moje życie, było pierwszą rzeczą, jaką zrobisz po zrośnięciu kolana. Następnym razem, kiedy będziesz na mnie polować, władze będą musiały użyć skanera DNA w celu identyfikacji zwłok.1 Parting spojrzał na niego z nienawiścią, lecz Syn rozpoznał obawę, ukrytą za nią. Zdobył punkt. Para zabójców nigdy już nie będzie go kłopotać. Zadowolony Syn spojrzał na człowieka, który wciąż jęczał. Mężczyźnie udało się zawiązać chustę wokół kontuzjowanej ręki i obserwował go, jakby spodziewał się, że Syn ich zabije. - Szpital jest dwa bloki po twojej prawej. Proponuję z niego skorzystać - powiedział Syn, a następnie zostawił ich, by zajęli się swoimi ranami. Zmęczony niekończącą się falą zabójców i tropicieli, który zawsze go szukali, Syn skierował się do zatoczki w dół ulicy i wsiadł na pokład swojego uszkodzonego myśliwca. Przy odrobinie szczęścia może spędzi następne kilka godzin bez kogoś, kto spróbuje go zabić. Jednak wątpił w to. Jedna rzecz stała się pewna. Następnym razem, gdy ktoś przyjdzie po niego, nie będzie tak miło. Był zmęczony obwinianiem go o 1 Nie ma co nie bawi się w podchody ☺
przestępstwa których nie popełnił; zmęczony walką o życie, które nie wydawało się warte wysiłku. W zasadzie był tylko zmęczony i kropka. Nie trwało długo, by dotarł w pobliże rodzinnej planety – Kildary. Niestety, popołudniowe słońce wisiało wysoko. Jasne promienie raziły jego wrażliwe na światło trifarionskie oczy, które mocno łzawiły. Syn nienawidził dnia, ciepła, hałasu; światła, które nie ukrywało żadnej brzydoty na ulicy. Mimo, że żył w najlepszej dzieciny Bromy, kiedy poruszał przestrzenią trzech przecznic, widział tylu bezdomnych, biednych ludzi, że jego żołądek przekręcał się do góry nogami. Robił co mógł, aby zapomnieć o swojej przeszłości, ale to nie wydawało się możliwe. Za każdym razem kiedy myślał, że się odciął, coś zawsze przywoływało jego przeszłość, która wracała do niego z ostrą, wyraźną realnością. Zaciskając zęby, Syn wszedł do mieszkania i próbował pozbyć się myśli z umysłu. Miał wiele innych problemów, z którymi musiał sobie poradzić i był naprawdę zbyt zmęczony, aby myśleć. Zanim chwycił rolety i zasunął je przed jasnym światłem słonecznym, ściągnął kurtkę i rzucił ją na czarną skórzaną kanapę. Oparł głowę o chłodną, metalową roletę i westchnął. Nigdy w życiu, nie był bardziej oburzony. Aleksiej był zakochany w Elizie Kipelainen, a jej ojciec koniecznie chciał ich ukrzyżować. Co za życie! Dlaczego Alex nie posłuchał go i nie odesłał Elizy zanim było za późno? Jaki głupiec zakochiwał się w księżniczce z imperium, które toczyło wojnę z jego własnym?
Syn zaczął masować pulsujące skronie, starając się odeprzeć świadomość, że został odrzucony przez przyjaciela z powodu jego oddania dla słabej, bezbronnej kobiety. Niezwykle przy tym nieznośnej. Nie rozumiał w ogóle miłości. Bóg wiedział, że w jego życiu, to wydawało się być najbardziej nieuchwytnym czynnikiem ... Dobrze. Może to oraz sen. Jego furia odeszła z ostatnią myślą, odepchnął się od okna i okrążył sofy. Tłumiąc ziewnięcie, Syn udał się do salonu i do sypialni z tyłu. Później wbije Alexowi rozum do głowy. Teraz wszystko co chciał, to osiem godzin odpoczynku. Bez rozbierania się czy odkładania blastera, Syn rzucił się twarzą w dół, a miękki materac zafalował pod jego ciężarem. Chwycił miękką, pierzastą poduszkę pod głowę i westchnął w głębokim zadowoleniu. Kilka godzin i będzie jak nowy. Jak tylko zaczął drzemać, usłyszał trzask w salonie, który brzmiał tak, jakby ktoś wyłączył jego system alarmowy i otworzył drzwi. Zmysły go alarmowały. Syn napiął się, zmuszając do leżenia nieruchomo. Gdy nie usłyszał nic więcej, zastanowił się, czy nie wyobraził sobie hałasu. Cholera, to chyba nic więcej niż halucynacje wywołane przez brak snu lub przepracowanie. Słyszał już zabójców nadchodzących po niego z każdego cienia. Przytłumiony, miękki dźwięk butów szurających o drewnianą podłogę ledwo dotarł do jego uszu. Nic sobie nie wyobraził. Zdecydowanie ktoś skradał się w jego mieszkaniu. Cholera! Czy kiedykolwiek prześpi całą noc?
Zaciskając zęby, Syn wysunął blaster ze skórzanej kabury. Tylko jedna rzecz naprawdę go wkurzyła - nieznani ludzie w jego domu. Nie wchodził do cudzych domów i, do cholery, oczekiwał tego samego. Cóż kimkolwiek byli, otrzymają niezapomnianą lekcję manier. Wstał z łóżka i podkradł się do drzwi. Chwycił mocno blaster. Syn oparł się o ścianę. Wcisnął przełącznik przesuwający drzwi, które cicho się przemieściły i napiął się. Nic. Marszcząc brwi w zdziwieniu, rozejrzał się po salonie z bezpiecznego miejsca przy ścianie. Przykuwał wzrok nie bardziej niż cień w przyćmionym świetle. Syn potrząsnął głową w ironicznym rozbawieniu. Zdecydowanie brak snu. Co sobie wyobrazi następnym razem? Małą, włochatą bestię tańczącą na kanapie, czy inną istotę czającą się na niego pod prysznicem? Zabezpieczając blaster, opuścił broń i sięgnął, aby zamknąć drzwi. Światło błysnęło z lufy blastera. Strzał został oddany z ukrycia spod przeciwległej ściany i skierowany prosto w jego klatkę piersiową. Serce Syna stanęło. Zamarł trzymając rękę w powietrzu2. 2 Idealne miejsce na zakończanie ☺