mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Kwiatkowska Katarzyna - Jan Morawski 3 - Zobaczyć Sorrento i umrzeć

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Kwiatkowska Katarzyna - Jan Morawski 3 - Zobaczyć Sorrento i umrzeć.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 42 osób, 41 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 1683 stron)

PROJEKT OKŁADKI Joanna Majewska ZDJĘCIE NA OKŁADCE Zdjęcie kolorowane wykonane przez Photoglob Zürich w latach 1890-1900, obecnie w Kolekcji Fotochromografii Biblioteki Kongresu USA. Dostępne w Wikimedia na licencji Creative Commons SKŁAD I ŁAMANIE Krzysztof Szporak © Copyright by Katarzyna

Kwiatkowska Warszawa 2014 ISBN 978-83-940786-0-7 DRUK I OPRAWA Drukarnia Cyfrowa OSDW Azymut sp. z o.o. ul. Senatorska 31 93-192 Łódź Napisałeś książkę i chcesz ją wydać? Zapraszamy do serwisu Rozpisani.pl. Znajdziesz tu szeroki zakres usług wydawniczych, dzięki

którym Twoja książka trafi do księgarń. Pomożemy Ci dotrzeć do czytelników na całym świecie! Kontakt www.rozpisani.pl info@rozpisani.pl lesiojot

ROZDZIAŁ 1 Podsłuchiwanie bywa wielce przydatne i pouczające. Jest to fakt powszechnie znany, choć każdy odkrywa go samodzielnie, gdyż mądrość ta nie należy do kanonu oficjalnej wiedzy. Pewnego wrześniowego poranka 1900 roku prawdę tę poznała także Konstancja Radolińska, która na pokładzie parowca Kaiser Wilhelm II płynęła z Genui do Neapolu.

Wybierała się do Amalfi, by spędzić tam wakacje razem ze swym bratem Antonim oraz Janem Morawskim, ukochanym przyjacielem z dzieciństwa. Podsłuchana, a raczej podsłyszana rozmowa miała wprawdzie zniweczyć te świetliste projekty, ale nade wszystko okazała się właśnie przydatna i pouczająca. Był to ostatni dzień rejsu i Konstancja postanowiła zaszyć się gdzieś na osobności, by wystawić twarz na działanie słońca i lekko ją zezłocić. Decyzja ta nie przyszła jej łatwo. Dziewczyna żywiła wrodzony i utrwalony wstręt do wszelkich

ukradkowych działań, a kąpiel słoneczna musiała być potajemna, gdyż zgodnie z panującym przekonaniem słońce nie miało prawa paść na twarz damy. Przewalczywszy swe opory, Konstancja rozpoczęła poszukiwania odludzia na przeludnionym statku, co powiodło się dopiero dwie godziny przed cumowaniem paro-wca w Neapolu, gdy pasażerów i załogę opanowało szaleństwo pakowania. Zaglądając do palarni położonej na rufie pokładu spacero-wego, Konstancja stwierdziła, że między dwoma stosami złożonych krzeseł

wypoczynkowych powstała metrowej szero-kości szczelina. Rozejrzała się, a ponieważ nikogo w okolicy nie dostrzegła, oknem wydostała się na pokład, rozstawiła leżak i zasłoniła go dodatkowym krzesłem. Zdjęła kapelusz i szmizetkę, a potem wygodnie się umościla. Przez kwadrans pławiła się w słońcu i snuła wizje nadchodzących rozkosznych dni: kąpieli, wycieczek po okolicy i wspólnie spędzanych wieczorów. Nagle, z lewej strony, dobiegł ją głos jej starszego brata: — A więc Jan nie przyjedzie.

Dziewczyna poderwała się i zakryła usta, by nie zawołać: „Jak to, nie przyjedzie?”. — Niestety ― tym razem mówił p u ł k o wn i k Ri c h a r d s , angielski mocodawca zarówno Antoniego, jak i Jana w ich międzynarodowych rozgrywkach. ― Wiedziałem o waszych planach, więc zaproponowałem, że znajdę kogoś do tego zadania, ale uparł się, że to on pojedzie do Mediolanu. Obawiam się, że twoja siostra będzie zawiedziona. — Konstancja zrozumie — odparł Antoni uspokajająco. — Jest bardzo rozsądna.

Konstancja, zaciskająca pięści i zagryzająca wargi, nie wyglądała w tej chwili na kogoś szczególnie wyrozumiałego czy racjonalnego. Ponownie odezwał się młody Polak: — Musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do kolejnych zamachów. W Europie... Dalszych słów dziewczyna nie słuchała, gdyż w wymuszonym milczeniu trawiła prawdę, że Jan po raz kolejny odwołał ich spotkanie i po raz kolejny zrezygnował ze spędzenia z nią czasu. Już chciała się zerwać i ukryć w kajucie, gdy uświadomiła sobie swą krytyczną sytuację. Ukazanie się teraz byłoby

przyznaniem się, że oddawała się czemuś zakazanemu, a przede wszystkim, że podsłuchiwała. Tymczasem znowu padło imię Jana i Konstancja zmusiła się, by słuchać: — Jan pojechał na północ, by to rozpoznać ― stwierdził Anglik. ― Nie wiemy, czy te ślady faktycznie wiążą się z zamachem na króla Umberta 1 , ale zbyt wiele nitek zbiega się w Mediolanie, by można to uznać za przypadek. A większość tych tropów wiedzie na południe. Dlatego postanowiłem tam wyruszyć, a tymczasem na północy musi mnie zmienić ktoś tam

nieznany. — W Neapolu nigdy nie było spokojnie — zauważył Polak. — Tym razem nie chodzi o Neapol, lecz o Sorrento. Najlepiej będzie, jeśli opowiem ci wszystko od początku. Dwa tygodnie temu, dokładnie dwudziestego piątego sierpnia, pilnie wezwano mnie do Mediolanu, bo poprzedniego dnia wytropiono w mieście Giuseppe Angelego. Z pewnością o nim słyszałeś. To jeden z najgroźniejszych włoskich anarchistów, od kilku lat poszukiwany. W maju widziano go na Azorach, tuż przed

morderstwem króla był w Monzie, ale potem zniknął. W Mediolanie wszedł do remontowanej pralni Hotelu de la Ville, po godzinie z niej wyszedł i rozpłynął się w powietrzu. Pralnię przeszukano i znaleziono dwa świstki. Jeden był oderwanym fragmentem kartki, na której napisano po francusku: . .Liberata. Za pierwszym razem się nie udało, ale to nic straconego. Następna szansa w drugiej dekadzie września. Proszę nie zmieniać wcześniejszych planów. W Sorrento jest pięknie o tej porze roku, a Hotel Royal zasługuje na swą nazwę. E l e a n o r może

potwierdzić, że nie rzucam słów na wiatr”. To ostatnie zdanie przekreślono. — Eleanor? — powtórzył Antoni. ― Jaka Eleanor? — Poczekaj, to nie wszystko. W starym piecyku znaleziono nadpaloną ćwiartkę papieru. Nagłówek brzmiał „Per l’american", a pod spodem wymieniono trzech cesarzy i prezydenta Francji. W tym momencie Konstancja, którą te tajemnicze wiadomości tak zainteresowały, że zapomniała o doznanym zawodzie, oparła się o stertę krzeseł rozdzielającą ją od mężczyzn. Dwa z nich przesunęły

się względem siebie, przyciągając uwagę Anglika. — Ktoś tam jest? ― zawołał, dłońmi badając przesłonę. — Same krzesła ― odparł niefrasobliwie młody Polak. — A za nimi kończy się pokład. — Wydawało mi się, że wcześniej widziałem na tym pokładzie twoją siostrę. — Konstancję? Chyba poszła do kajuty. Zresztą nie wierzę, by była zdolna do jakichkolwiek ukradkowych działań. Dziewczyna bezgłośnie zachichotała, tłumiąc jednocześnie poczucie honoru, które nakazywało

się ujawnić. Pan Richards jednak nie dał się przekonać. Przybliżył się do barykady i próbował przeniknąć ją wzrokiem. — Widać tylko kremowe siedziska i brąz drewnianych ram ― mruknął. Była to także kremowa suknia Konstancji i brąz jej włosów. Uspokojony pułkownik podjął opowieść: — Tamtego dnia, już po Giuseppe, do tej pralni weszły pojedynczo jeszcze dwie osoby: mężczyzna i kobieta. Mężczyzna ubrany był w strój kelnera, ale agent śledczy nie rozpoznał go później wśród obsługi

hotelu. Kobieta była szczupła, twarz miała szczelnie zakrytą woalką, ale gdy się odwracała, mignęły rude włosy. — Jedyne, co kojarzy mi się z „Liberatą” ― wyznał Polak ― to ta organizacja, Europa Liberata. — A n g e l o należy do jej najaktywniejszych członków ― przytaknął pułkownik. ― Porzucili swe szczytne ideały i przeobrazili się w terrorystów gotowych usunąć każdego niewygodnego polityka. O ile tylko znajdzie się ktoś skłonny ponieść koszty egzekucji. — O to chyba nietrudno ― mruknął Antoni. ― Nie brakuje

przecież zawiedzionych w ambicjach arystokratów czy niezadowolonych ze swych władców obywateli. — Dlatego wciąż wydłuża się lista celów ewentualnych zamachów. W Paryżu odkryliśmy ślady przygotowań do ataków na tych czterech wymienionych władców, a także na prezydenta Stanów Zjednoczonych, pana McKinleya. I coraz więcej wskazuje na to, że to Europa Liberata ponosi odpowiedzialność za zabójstwo króla Umberta oraz za tę sierpniową próbę zamordowania szacha.

Konstancja leżała nieruchomo, prawym ramieniem zasłaniała twarz przed palącymi promieniami słońca i czuła się, jakby czytała jedną ze szpiegowskich powieści Williama Le Queuxa. — Podobno w Nowym Jorku — odezwał się Radoliński — aresztowano kilku anarchistów pod zarzutem planowania zamachu na prezydenta. Może należałoby poinformować Amerykanów o paryskim odkryciu? Najwyraźniej prowadzą własne działania i być może chcieliby przyłączyć się do naszej akcji. — W połowie sierpnia byli tu na

konsultacjach ich urzędnicy ― poinformował pułkownik ― ale stwierdzili, że nie istnieje żaden ślad spisku na życie prezydenta. Morderstwo króla Umberta uznali za sprawę włoskich antymonarchistów, strzały do szacha zaś za wybryk szaleńca. Albo rzeczywiście nie wierzą w istnienie spisku, albo planują rozwiązać zagadkę sami. Tu nastąpiła chwila ciszy, a w powietrzu rozniósł się zapach dymu cygar. — Wydaje mi się ― oznajmił Antoni ― że należy się skoncentrować na tej kartce

związanej z Liberatą. W tym urywku mamy co najmniej trzy konkretne punkty zaczepienia. — Tak właśnie postąpiliśmy ― odpowiedział pan Richards. ― Liberata. Hotel Royal w Sorrento. Eleanor. Sądzimy, że w Hotelu R o y a l dojdzie do spotkania anarchisty z Europa Liberata ze zleceniodawcami. Nie mamy tylko pewności, czy chodzi o przyszłe zadanie czy o rozliczenie dokonanego zamachu. — A ta Eleanor? — Tamtego dnia w Hotelu de la Ville przebywała znana francuska awanturnica, zamieszana nie tylko