Kwiatkowska
Warszawa 2014
ISBN 978-83-940786-0-7
DRUK I OPRAWA
Drukarnia Cyfrowa
OSDW Azymut sp. z o.o.
ul. Senatorska 31
93-192 Łódź
Napisałeś książkę i chcesz ją
wydać? Zapraszamy do serwisu
Rozpisani.pl. Znajdziesz tu szeroki
zakres usług wydawniczych, dzięki
którym Twoja książka trafi do
księgarń. Pomożemy Ci dotrzeć do
czytelników na całym świecie!
Kontakt
www.rozpisani.pl
info@rozpisani.pl
lesiojot
ROZDZIAŁ 1
Podsłuchiwanie bywa wielce
przydatne i pouczające. Jest to fakt
powszechnie znany, choć każdy
odkrywa go samodzielnie, gdyż
mądrość ta nie należy do kanonu
oficjalnej wiedzy.
Pewnego wrześniowego poranka
1900 roku prawdę tę poznała także
Konstancja Radolińska, która na
pokładzie parowca Kaiser Wilhelm
II płynęła z Genui do Neapolu.
Wybierała się do Amalfi, by spędzić
tam wakacje razem ze swym
bratem Antonim oraz Janem
Morawskim, ukochanym
przyjacielem z dzieciństwa.
Podsłuchana, a raczej podsłyszana
rozmowa miała wprawdzie
zniweczyć te świetliste projekty, ale
nade wszystko okazała się właśnie
przydatna i pouczająca.
Był to ostatni dzień rejsu i
Konstancja postanowiła zaszyć się
gdzieś na osobności, by wystawić
twarz na działanie słońca i lekko ją
zezłocić. Decyzja ta nie przyszła jej
łatwo. Dziewczyna żywiła wrodzony
i utrwalony wstręt do wszelkich
ukradkowych działań, a kąpiel
słoneczna musiała być potajemna,
gdyż zgodnie z panującym
przekonaniem słońce nie miało
prawa paść na twarz damy.
Przewalczywszy swe opory,
Konstancja rozpoczęła
poszukiwania odludzia na
przeludnionym statku, co powiodło
się dopiero dwie godziny przed
cumowaniem paro-wca w Neapolu,
gdy pasażerów i załogę opanowało
szaleństwo pakowania.
Zaglądając do palarni położonej
na rufie pokładu spacero-wego,
Konstancja stwierdziła, że między
dwoma stosami złożonych krzeseł
wypoczynkowych powstała
metrowej szero-kości szczelina.
Rozejrzała się, a ponieważ nikogo w
okolicy nie dostrzegła, oknem
wydostała się na pokład, rozstawiła
leżak i zasłoniła go dodatkowym
krzesłem. Zdjęła kapelusz i
szmizetkę, a potem wygodnie się
umościla.
Przez kwadrans pławiła się w
słońcu i snuła wizje nadchodzących
rozkosznych dni: kąpieli, wycieczek
po okolicy i wspólnie spędzanych
wieczorów.
Nagle, z lewej strony, dobiegł ją
głos jej starszego brata:
— A więc Jan nie przyjedzie.
Dziewczyna poderwała się i
zakryła usta, by nie zawołać: „Jak
to, nie przyjedzie?”.
— Niestety ― tym razem mówił
p u ł k o wn i k Ri c h a r d s , angielski
mocodawca zarówno Antoniego,
jak i Jana w ich międzynarodowych
rozgrywkach. ― Wiedziałem o
waszych planach, więc
zaproponowałem, że znajdę kogoś
do tego zadania, ale uparł się, że to
on pojedzie do Mediolanu.
Obawiam się, że twoja siostra
będzie zawiedziona.
— Konstancja zrozumie — odparł
Antoni uspokajająco. — Jest bardzo
rozsądna.
Konstancja, zaciskająca pięści i
zagryzająca wargi, nie wyglądała w
tej chwili na kogoś szczególnie
wyrozumiałego czy racjonalnego.
Ponownie odezwał się młody Polak:
— Musimy zrobić wszystko, aby
nie dopuścić do kolejnych
zamachów. W Europie...
Dalszych słów dziewczyna nie
słuchała, gdyż w wymuszonym
milczeniu trawiła prawdę, że Jan po
raz kolejny odwołał ich spotkanie i
po raz kolejny zrezygnował ze
spędzenia z nią czasu. Już chciała
się zerwać i ukryć w kajucie, gdy
uświadomiła sobie swą krytyczną
sytuację. Ukazanie się teraz byłoby
przyznaniem się, że oddawała się
czemuś zakazanemu, a przede
wszystkim, że podsłuchiwała.
Tymczasem znowu padło imię
Jana i Konstancja zmusiła się, by
słuchać:
— Jan pojechał na północ, by to
rozpoznać ― stwierdził Anglik. ―
Nie wiemy, czy te ślady faktycznie
wiążą się z zamachem na króla
Umberta
1
, ale zbyt wiele nitek
zbiega się w Mediolanie, by można
to uznać za przypadek. A większość
tych tropów wiedzie na południe.
Dlatego postanowiłem tam
wyruszyć, a tymczasem na północy
musi mnie zmienić ktoś tam
nieznany.
— W Neapolu nigdy nie było
spokojnie — zauważył Polak.
— Tym razem nie chodzi o
Neapol, lecz o Sorrento. Najlepiej
będzie, jeśli opowiem ci wszystko
od początku. Dwa tygodnie temu,
dokładnie dwudziestego piątego
sierpnia, pilnie wezwano mnie do
Mediolanu, bo poprzedniego dnia
wytropiono w mieście Giuseppe
Angelego. Z pewnością o nim
słyszałeś. To jeden z
najgroźniejszych włoskich
anarchistów, od kilku lat
poszukiwany. W maju widziano go
na Azorach, tuż przed
morderstwem króla był w Monzie,
ale potem zniknął. W Mediolanie
wszedł do remontowanej pralni
Hotelu de la Ville, po godzinie z
niej wyszedł i rozpłynął się w
powietrzu. Pralnię przeszukano i
znaleziono dwa świstki. Jeden był
oderwanym fragmentem kartki, na
której napisano po francusku: .
.Liberata. Za pierwszym razem się
nie udało, ale to nic straconego.
Następna szansa w drugiej
dekadzie września. Proszę nie
zmieniać wcześniejszych planów.
W Sorrento jest pięknie o tej porze
roku, a Hotel Royal zasługuje na
swą nazwę. E l e a n o r może
potwierdzić, że nie rzucam słów na
wiatr”. To ostatnie zdanie
przekreślono.
— Eleanor? — powtórzył Antoni.
― Jaka Eleanor?
— Poczekaj, to nie wszystko. W
starym piecyku znaleziono
nadpaloną ćwiartkę papieru.
Nagłówek brzmiał „Per l’american",
a pod spodem wymieniono trzech
cesarzy i prezydenta Francji.
W tym momencie Konstancja,
którą te tajemnicze wiadomości tak
zainteresowały, że zapomniała o
doznanym zawodzie, oparła się o
stertę krzeseł rozdzielającą ją od
mężczyzn. Dwa z nich przesunęły
się względem siebie, przyciągając
uwagę Anglika.
— Ktoś tam jest? ― zawołał,
dłońmi badając przesłonę.
— Same krzesła ― odparł
niefrasobliwie młody Polak. — A za
nimi kończy się pokład.
— Wydawało mi się, że wcześniej
widziałem na tym pokładzie twoją
siostrę.
— Konstancję? Chyba poszła do
kajuty. Zresztą nie wierzę, by była
zdolna do jakichkolwiek
ukradkowych działań.
Dziewczyna bezgłośnie
zachichotała, tłumiąc jednocześnie
poczucie honoru, które nakazywało
się ujawnić. Pan Richards jednak
nie dał się przekonać. Przybliżył się
do barykady i próbował przeniknąć
ją wzrokiem.
— Widać tylko kremowe siedziska
i brąz drewnianych ram ―
mruknął.
Była to także kremowa suknia
Konstancji i brąz jej włosów.
Uspokojony pułkownik podjął
opowieść:
— Tamtego dnia, już po Giuseppe,
do tej pralni weszły pojedynczo
jeszcze dwie osoby: mężczyzna i
kobieta. Mężczyzna ubrany był w
strój kelnera, ale agent śledczy nie
rozpoznał go później wśród obsługi
hotelu. Kobieta była szczupła,
twarz miała szczelnie zakrytą
woalką, ale gdy się odwracała,
mignęły rude włosy.
— Jedyne, co kojarzy mi się z
„Liberatą” ― wyznał Polak ― to ta
organizacja, Europa Liberata.
— A n g e l o należy do jej
najaktywniejszych członków ―
przytaknął pułkownik. ― Porzucili
swe szczytne ideały i przeobrazili
się w terrorystów gotowych usunąć
każdego niewygodnego polityka. O
ile tylko znajdzie się ktoś skłonny
ponieść koszty egzekucji.
— O to chyba nietrudno ―
mruknął Antoni. ― Nie brakuje
przecież zawiedzionych w
ambicjach arystokratów czy
niezadowolonych ze swych
władców obywateli.
— Dlatego wciąż wydłuża się lista
celów ewentualnych zamachów. W
Paryżu odkryliśmy ślady
przygotowań do ataków na tych
czterech wymienionych władców, a
także na prezydenta Stanów
Zjednoczonych, pana McKinleya.
I coraz więcej wskazuje na to, że to
Europa Liberata ponosi
odpowiedzialność za zabójstwo
króla Umberta oraz za tę
sierpniową próbę zamordowania
szacha.
Konstancja leżała nieruchomo,
prawym ramieniem zasłaniała
twarz przed palącymi promieniami
słońca i czuła się, jakby czytała
jedną ze szpiegowskich powieści
Williama Le Queuxa.
— Podobno w Nowym Jorku —
odezwał się Radoliński —
aresztowano kilku anarchistów pod
zarzutem planowania zamachu na
prezydenta. Może należałoby
poinformować Amerykanów o
paryskim odkryciu? Najwyraźniej
prowadzą własne działania i być
może chcieliby przyłączyć się do
naszej akcji.
— W połowie sierpnia byli tu na
konsultacjach ich urzędnicy ―
poinformował pułkownik ― ale
stwierdzili, że nie istnieje żaden
ślad spisku na życie prezydenta.
Morderstwo króla Umberta uznali
za sprawę włoskich
antymonarchistów, strzały do
szacha zaś za wybryk szaleńca.
Albo rzeczywiście nie wierzą w
istnienie spisku, albo planują
rozwiązać zagadkę sami.
Tu nastąpiła chwila ciszy, a w
powietrzu rozniósł się zapach
dymu cygar.
— Wydaje mi się ― oznajmił
Antoni ― że należy się
skoncentrować na tej kartce
związanej z Liberatą. W tym
urywku mamy co najmniej trzy
konkretne punkty zaczepienia.
— Tak właśnie postąpiliśmy ―
odpowiedział pan Richards. ―
Liberata. Hotel Royal w Sorrento.
Eleanor. Sądzimy, że w Hotelu
R o y a l dojdzie do spotkania
anarchisty z Europa Liberata ze
zleceniodawcami. Nie mamy tylko
pewności, czy chodzi o przyszłe
zadanie czy o rozliczenie
dokonanego zamachu.
— A ta Eleanor?
— Tamtego dnia w Hotelu de la
Ville przebywała znana francuska
awanturnica, zamieszana nie tylko
PROJEKT OKŁADKI Joanna Majewska ZDJĘCIE NA OKŁADCE Zdjęcie kolorowane wykonane przez Photoglob Zürich w latach 1890-1900, obecnie w Kolekcji Fotochromografii Biblioteki Kongresu USA. Dostępne w Wikimedia na licencji Creative Commons SKŁAD I ŁAMANIE Krzysztof Szporak © Copyright by Katarzyna
Kwiatkowska Warszawa 2014 ISBN 978-83-940786-0-7 DRUK I OPRAWA Drukarnia Cyfrowa OSDW Azymut sp. z o.o. ul. Senatorska 31 93-192 Łódź Napisałeś książkę i chcesz ją wydać? Zapraszamy do serwisu Rozpisani.pl. Znajdziesz tu szeroki zakres usług wydawniczych, dzięki
którym Twoja książka trafi do księgarń. Pomożemy Ci dotrzeć do czytelników na całym świecie! Kontakt www.rozpisani.pl info@rozpisani.pl lesiojot
ROZDZIAŁ 1 Podsłuchiwanie bywa wielce przydatne i pouczające. Jest to fakt powszechnie znany, choć każdy odkrywa go samodzielnie, gdyż mądrość ta nie należy do kanonu oficjalnej wiedzy. Pewnego wrześniowego poranka 1900 roku prawdę tę poznała także Konstancja Radolińska, która na pokładzie parowca Kaiser Wilhelm II płynęła z Genui do Neapolu.
Wybierała się do Amalfi, by spędzić tam wakacje razem ze swym bratem Antonim oraz Janem Morawskim, ukochanym przyjacielem z dzieciństwa. Podsłuchana, a raczej podsłyszana rozmowa miała wprawdzie zniweczyć te świetliste projekty, ale nade wszystko okazała się właśnie przydatna i pouczająca. Był to ostatni dzień rejsu i Konstancja postanowiła zaszyć się gdzieś na osobności, by wystawić twarz na działanie słońca i lekko ją zezłocić. Decyzja ta nie przyszła jej łatwo. Dziewczyna żywiła wrodzony i utrwalony wstręt do wszelkich
ukradkowych działań, a kąpiel słoneczna musiała być potajemna, gdyż zgodnie z panującym przekonaniem słońce nie miało prawa paść na twarz damy. Przewalczywszy swe opory, Konstancja rozpoczęła poszukiwania odludzia na przeludnionym statku, co powiodło się dopiero dwie godziny przed cumowaniem paro-wca w Neapolu, gdy pasażerów i załogę opanowało szaleństwo pakowania. Zaglądając do palarni położonej na rufie pokładu spacero-wego, Konstancja stwierdziła, że między dwoma stosami złożonych krzeseł
wypoczynkowych powstała metrowej szero-kości szczelina. Rozejrzała się, a ponieważ nikogo w okolicy nie dostrzegła, oknem wydostała się na pokład, rozstawiła leżak i zasłoniła go dodatkowym krzesłem. Zdjęła kapelusz i szmizetkę, a potem wygodnie się umościla. Przez kwadrans pławiła się w słońcu i snuła wizje nadchodzących rozkosznych dni: kąpieli, wycieczek po okolicy i wspólnie spędzanych wieczorów. Nagle, z lewej strony, dobiegł ją głos jej starszego brata: — A więc Jan nie przyjedzie.
Dziewczyna poderwała się i zakryła usta, by nie zawołać: „Jak to, nie przyjedzie?”. — Niestety ― tym razem mówił p u ł k o wn i k Ri c h a r d s , angielski mocodawca zarówno Antoniego, jak i Jana w ich międzynarodowych rozgrywkach. ― Wiedziałem o waszych planach, więc zaproponowałem, że znajdę kogoś do tego zadania, ale uparł się, że to on pojedzie do Mediolanu. Obawiam się, że twoja siostra będzie zawiedziona. — Konstancja zrozumie — odparł Antoni uspokajająco. — Jest bardzo rozsądna.
Konstancja, zaciskająca pięści i zagryzająca wargi, nie wyglądała w tej chwili na kogoś szczególnie wyrozumiałego czy racjonalnego. Ponownie odezwał się młody Polak: — Musimy zrobić wszystko, aby nie dopuścić do kolejnych zamachów. W Europie... Dalszych słów dziewczyna nie słuchała, gdyż w wymuszonym milczeniu trawiła prawdę, że Jan po raz kolejny odwołał ich spotkanie i po raz kolejny zrezygnował ze spędzenia z nią czasu. Już chciała się zerwać i ukryć w kajucie, gdy uświadomiła sobie swą krytyczną sytuację. Ukazanie się teraz byłoby
przyznaniem się, że oddawała się czemuś zakazanemu, a przede wszystkim, że podsłuchiwała. Tymczasem znowu padło imię Jana i Konstancja zmusiła się, by słuchać: — Jan pojechał na północ, by to rozpoznać ― stwierdził Anglik. ― Nie wiemy, czy te ślady faktycznie wiążą się z zamachem na króla Umberta 1 , ale zbyt wiele nitek zbiega się w Mediolanie, by można to uznać za przypadek. A większość tych tropów wiedzie na południe. Dlatego postanowiłem tam wyruszyć, a tymczasem na północy musi mnie zmienić ktoś tam
nieznany. — W Neapolu nigdy nie było spokojnie — zauważył Polak. — Tym razem nie chodzi o Neapol, lecz o Sorrento. Najlepiej będzie, jeśli opowiem ci wszystko od początku. Dwa tygodnie temu, dokładnie dwudziestego piątego sierpnia, pilnie wezwano mnie do Mediolanu, bo poprzedniego dnia wytropiono w mieście Giuseppe Angelego. Z pewnością o nim słyszałeś. To jeden z najgroźniejszych włoskich anarchistów, od kilku lat poszukiwany. W maju widziano go na Azorach, tuż przed
morderstwem króla był w Monzie, ale potem zniknął. W Mediolanie wszedł do remontowanej pralni Hotelu de la Ville, po godzinie z niej wyszedł i rozpłynął się w powietrzu. Pralnię przeszukano i znaleziono dwa świstki. Jeden był oderwanym fragmentem kartki, na której napisano po francusku: . .Liberata. Za pierwszym razem się nie udało, ale to nic straconego. Następna szansa w drugiej dekadzie września. Proszę nie zmieniać wcześniejszych planów. W Sorrento jest pięknie o tej porze roku, a Hotel Royal zasługuje na swą nazwę. E l e a n o r może
potwierdzić, że nie rzucam słów na wiatr”. To ostatnie zdanie przekreślono. — Eleanor? — powtórzył Antoni. ― Jaka Eleanor? — Poczekaj, to nie wszystko. W starym piecyku znaleziono nadpaloną ćwiartkę papieru. Nagłówek brzmiał „Per l’american", a pod spodem wymieniono trzech cesarzy i prezydenta Francji. W tym momencie Konstancja, którą te tajemnicze wiadomości tak zainteresowały, że zapomniała o doznanym zawodzie, oparła się o stertę krzeseł rozdzielającą ją od mężczyzn. Dwa z nich przesunęły
się względem siebie, przyciągając uwagę Anglika. — Ktoś tam jest? ― zawołał, dłońmi badając przesłonę. — Same krzesła ― odparł niefrasobliwie młody Polak. — A za nimi kończy się pokład. — Wydawało mi się, że wcześniej widziałem na tym pokładzie twoją siostrę. — Konstancję? Chyba poszła do kajuty. Zresztą nie wierzę, by była zdolna do jakichkolwiek ukradkowych działań. Dziewczyna bezgłośnie zachichotała, tłumiąc jednocześnie poczucie honoru, które nakazywało
się ujawnić. Pan Richards jednak nie dał się przekonać. Przybliżył się do barykady i próbował przeniknąć ją wzrokiem. — Widać tylko kremowe siedziska i brąz drewnianych ram ― mruknął. Była to także kremowa suknia Konstancji i brąz jej włosów. Uspokojony pułkownik podjął opowieść: — Tamtego dnia, już po Giuseppe, do tej pralni weszły pojedynczo jeszcze dwie osoby: mężczyzna i kobieta. Mężczyzna ubrany był w strój kelnera, ale agent śledczy nie rozpoznał go później wśród obsługi
hotelu. Kobieta była szczupła, twarz miała szczelnie zakrytą woalką, ale gdy się odwracała, mignęły rude włosy. — Jedyne, co kojarzy mi się z „Liberatą” ― wyznał Polak ― to ta organizacja, Europa Liberata. — A n g e l o należy do jej najaktywniejszych członków ― przytaknął pułkownik. ― Porzucili swe szczytne ideały i przeobrazili się w terrorystów gotowych usunąć każdego niewygodnego polityka. O ile tylko znajdzie się ktoś skłonny ponieść koszty egzekucji. — O to chyba nietrudno ― mruknął Antoni. ― Nie brakuje
przecież zawiedzionych w ambicjach arystokratów czy niezadowolonych ze swych władców obywateli. — Dlatego wciąż wydłuża się lista celów ewentualnych zamachów. W Paryżu odkryliśmy ślady przygotowań do ataków na tych czterech wymienionych władców, a także na prezydenta Stanów Zjednoczonych, pana McKinleya. I coraz więcej wskazuje na to, że to Europa Liberata ponosi odpowiedzialność za zabójstwo króla Umberta oraz za tę sierpniową próbę zamordowania szacha.
Konstancja leżała nieruchomo, prawym ramieniem zasłaniała twarz przed palącymi promieniami słońca i czuła się, jakby czytała jedną ze szpiegowskich powieści Williama Le Queuxa. — Podobno w Nowym Jorku — odezwał się Radoliński — aresztowano kilku anarchistów pod zarzutem planowania zamachu na prezydenta. Może należałoby poinformować Amerykanów o paryskim odkryciu? Najwyraźniej prowadzą własne działania i być może chcieliby przyłączyć się do naszej akcji. — W połowie sierpnia byli tu na
konsultacjach ich urzędnicy ― poinformował pułkownik ― ale stwierdzili, że nie istnieje żaden ślad spisku na życie prezydenta. Morderstwo króla Umberta uznali za sprawę włoskich antymonarchistów, strzały do szacha zaś za wybryk szaleńca. Albo rzeczywiście nie wierzą w istnienie spisku, albo planują rozwiązać zagadkę sami. Tu nastąpiła chwila ciszy, a w powietrzu rozniósł się zapach dymu cygar. — Wydaje mi się ― oznajmił Antoni ― że należy się skoncentrować na tej kartce
związanej z Liberatą. W tym urywku mamy co najmniej trzy konkretne punkty zaczepienia. — Tak właśnie postąpiliśmy ― odpowiedział pan Richards. ― Liberata. Hotel Royal w Sorrento. Eleanor. Sądzimy, że w Hotelu R o y a l dojdzie do spotkania anarchisty z Europa Liberata ze zleceniodawcami. Nie mamy tylko pewności, czy chodzi o przyszłe zadanie czy o rozliczenie dokonanego zamachu. — A ta Eleanor? — Tamtego dnia w Hotelu de la Ville przebywała znana francuska awanturnica, zamieszana nie tylko