Bóg naprawdę powinien ponownie rozważyć stworzenie wilkołaków. To,
albo Lyssa powinna mieć lepszy gust w mężczyznach i trzymać się z daleka
od tych marzycielskich oczu... i innych rzeczy. Pijana jak wilk, dowleka się
do domu jej najlepszego przyjaciela by przespać jej odurzenie whiskey, a
budzi się w... kajdankach?
Caleb widzi swoją szansę i bierze ją. Jego kumple z sił nabijali się z niego
za kupno srebrnych kajdanek. Ale z wilkołakiem w swoim łóżku, kobietą,
za którą tęsknił od nastoletnich lat, nie będzie ryzykował. Lyssa była jego.
Tylko jeszcze o tym nie wiedziała.
What the Cuff?
By Celia Kyle
ROZDZIAŁ 1
Bóg najwyraźniej nie rozważał zdradzających mężczyzn gdy dał Lyssa
możliwość przemiany. Nie. Jak nieomylny nasz potężny stwórca powinien
być, zdecydowanie nie rozważył, że mężczyzna może być tak głupi by
zdradzić wilkołaka. Jeśli by to zrobił, wiedziałby, że obdarowanie kobiety
mocą wydłużania kłów na tyle by rozerwać mężczyznę na strzępy, jest
błędem.
Oh cóż, Byron miał się właśnie przekonać o tym na własnej skórze.
Zapach seksu, Byrona i jakiejś nieznanej kobiety wypełniało i tańczyło w
domu Lyssy gdy przekroczyła próg jej domu. Jej. Domu. Przyprowadził
jakąś lalunię do ich wspólnej przestrzeni, a teraz, zapłaci za to. Do diabła,
oboje zapłacą. Człowiek nie mógłby wejść do tego domu i wyobrażać
sobie, że to on go udekorował, prawda? Fakt, że kobieta ugania się za
zajętym facetem znaczy, że nieznajoma poczuje jej gniew tak samo jak
Byron.
Ciężkie, pobudzone piżmo Byrona wkurwiło jej wilka. Połącz jego zapach
z lepką słodkością kobiety a zwierzę jest gotowe do rozwalenia domu na
kawałki w ich poszukiwaniu. Tak jak było, nie musiała długo ich szukać.
Oczywiście, używali sypialni. Jej. Sypialni.
Oddychaj... po prostu oddychaj. Kolejna fala ich zmieszanych zapachów
zalała ją i poprawiła się. Okay, oddychaj przez usta. Wdech i wydech.
Powoli i równo. Tak, powoli i równo rozerwie ich na kawałki. Jeden
kawałek mięśnia, krwi i kości na raz.
Oparła się o ścianę przed sypialnią i czekała aż lalunia skończy. Z jęków
jakie wydawał Byron, nie zajmie mu już dużo czasu przekroczenie linii.
No ale, on zawsze był mężczyzną jednej minuty. Za to kobieta, trwało ro
wie-czno-ść.
No już dojdź w końcu, suko.
- Oh, Byron! Tak! Tak! Tak!
Nie, nie, nie!
Przynajmniej, to będzie krzyczał gdy tam wejdzie z obnażonymi kłami i
oczami świecącymi jak pełnia. Prawda, tak naprawdę to nie kochała tego
faceta, ale był jej. Przez chwilę. A nikt nie zdradza czy porzuca Lyssy
McGiven. Nawet jakiś ziemisto biały, pedziotyłkowy ludzki samiec.
Uszczypnęła grzbiet nosy gdy krzyki tej laluniowatej stawały się
głośniejsze i głośniejsze. Ludzie, niektóre kobiety wiedziały jak udawać.
Byron nigdy nie mógł wycisnąć z niej orgazmu, więc nie mogła sobie
wyobrazić jak zdołał, w najmniejszym stopniu, wydobyć duże O z tej
kobiety. Sprawdziła zegarek. 6:15. Gdyby już skończyli, mogłaby jego i
jego gówno wyrzucić z jej domu i obejrzeć wiadomości o 10.
Tik tak, Byron.
Zawodzenia kobiety stawały się coraz głośniejsze, zacieniając obecność
Lyssy.
- Tak! Mocniej, szybciej.
Szybciej, a on skończy przed tobą, słodziutka.
Prawie współczuła tej kobiecie... prawie.
- Lubisz to, kochanie. Lubisz Byronatora głęboko w swoim tyłku?
Byronator? Tyłek?
Przerażenie spłynęło po Lyssie. On był w jej tyłku? Oparła się pragnieniu
prychnięcia.
Ledwie. Kobieta zasługiwała na to co miała z Byronem jeśli pozwoliła się
zdominować mężczyźnie. Do diabła, zasługiwali na siebie. Ona nigdy nie
ugięła się przed swoim chłopakiem - ex chłopakiem - i dała mu swój tyłek.
Dla jej rodzaju, to było jak podanie facetowi przepustki 'wypieprz mnie' i
pokazanie mu brzucha. Zrobiła tak tylko raz, do jej alfy, i nigdy więcej
tego nie zrobi, jak długo żyje.
Nie, nie ma mowy, zapomnij.
- Tak, pieprz mnie, proszę Byron. - błagała kobieta. Tak, będzie nawet
mocniej błagać gdy skończy przed nią i zostawi niezaspokojoną.
Lyssa zerknęła przez szparę w drzwiach i uśmiechnęła się znacząco.
Okay, suka miała charakter. Mogła dać Byronowi tyłek, ale ujeżdżała go
jak kowbojka, utrzymując władzę gdy on starał się pod nią nadążyć. Lyssa
przechyliła głowę na bok, patrzyła jak nieznajoma sprawiała rozkosz jej
mężczyźnie. Po zastanowieniu, chyba nigdy nie widziała tak czystego
zachwytu w twarzy Byrona gdy oni się kochali. Nie... nigdy.
Huh.
Pochrząkiwanie, jęczenie i jęki stawały się głośniejsze gdy sekundy mijały.
Sprawdziła zegarek. Yup, najwyższy czas by wytrzymałość Byrona się
wykończyła. Kobieta ujeżdżająca go krzyknęła i wygięła się w łuk w, co
Lyssa założyła, miało być jej orgazmem.
Byron zrobił to samo, wyginał się i zagłębiał w kobiecym tyłku. Zamarli,
ciała wygięte, z ustami otwartymi z rozkoszy. Jak erotyczna rzeźba na
środku sypialni, para zafascynowała ją.
Nie chodziło o ich seks. Seks? Widziała więcej seksu w jej życiu jej sfory
by starczyło na dwa kolejne życia. Nie, to było coś innego. Coś... innego w
ich wiciu się na prześcieradłach, za które ona zapłaciła.
Czekoladowe oczy Byrona złagodniały gdy patrzyła na kobietę nad sobą.
Na ostrych powierzchniach jego twarzy, zwykle napiętych i pustych gdy
patrzył na Lyssę, wydawały się bardziej... zrelaksowane. Głaskał i pieścił
kobietę, dłonie gładziły skórę jej rąk, ramion i pleców długimi
zamaszystymi ruchami. Kobieta pochyliła się nad piersią Byrona, trącając
nosem i drapiąc zębami miejsce łączenia jego szyi z ramieniem.
Otwarła usta by powiedzieć nieznajomej, że on tego nie lubi, nie lubi jak
jego szyja jest dotykana i zdecydowanie nie lubił przytulania po seksie.
Ale... ale uśmiech wyginał wargi jej ex i wydawało się, że złapał ją
mocniej, przyciągając bliżej.
Lyssa uśmiechnęła się przez drzwi, a oczy Byrona otworzyły się szeroko,
zderzając z jej.
W tym momencie, w tej sekundzie, wiedziała. Nigdy nie kochała Byrona.
To było oddanie ich związkowi. Była z nim bo jego sukces pasował do jej,
i zdawali się mieć te same upodobania. Seks był mierny, w najlepszym
razie, a zostali razem tylko dlatego, że ich związek wydawał się
odpowiedni finansowo. Nigdy nie miała złudzeń, że mężczyzna leżący na
łóżku, kutas nadal osadzony w innej kobiecie, był jej partnerem. Ale teraz,
widząc co lśni w jego oczach (po jego początkowej panice) nie mogła
zaprzeczyć temu, co było przed nią.
Miłość.
Cofnęła się od drzwi, uwaga skoncentrowana na odpoczywającej parze,
oczy Byrona nie opuściły jej. Gdy już nie mogła dłużej patrzeć na tych
dwoje, odwróciła się plecami do nich i ruszyła przez dom w kierunku
kuchni. Ich połączony zapach zdawał się za nią podążać, szydząc z niej,
pokazując czego nigdy nie miała i najwyraźniej na co nie zasłużyła.
Potrzebowała drinka. Dużego.
Z trzęsącymi się rękoma, wyciągnęła skrzącą, kryształową szklankę z
szafki i nalała dwa palce whiskey. Jednym tchem, wypiła duszkiem
płomienny, cuchnący alkohol i przechyliła butelkę by ponownie nalać.
Bóg tylko wiedział jak Byron wlewał to do żołądka, ale ona musiała
znieczulić uczucia odbijające się z rykoszetem w jej sercu.
Zazdrość, gniew, uraza... walczyły o dominację. Jej wilk pragnął krwi, ale
jej ludzkie serce chciało tylko wpełznąć do dziury i zaniknąć.
Jej uszy nastawiły się gdy miękki tupot stóp i dźwięk przesuwania
materiału napełnił ciszę. Śledziła ruch, używając wyostrzonych zmysłów
na swoją korzyść, jak zawsze. W ciągu chwili, piżmowy zapach Byrona, i
seksu, wypełnił kuchnię, wypierając wszystko inne, nawet whisky.
- Alyssa?
Opróżniła kolejną szklankę. Która to była? Druga? Nie, jak do tej pory
trzecia. Cholera, jej demony nadal walczyły o przewagę. Wzięła głęboki,
oczyszczająco wdech przez usta, przywdziała pusty wyraz twarzy i
odwróciła się. Nie miało sensu pokazanie temu mężczyźnie jak na nią
wpłynęło to, co zobaczyła.
- Byron. - Nie zadrżała. Albo wzdrygnęła się. Czy rozpłakała i zaczęła
błagać by spojrzał na nią tak, jak na tą kobietę w sypialni, teraz używającej
jej łazienki. Nie zrobi tego ponieważ, mimo że tego chciała, zadała sobie
sprawę, że nie chciała tego od niego. Jej wilk warknął i burknął, ale oparła
się pragnieniu zdominowania tego mężczyzny. Ich cały związek był walką
o utrzymanie jej wilka pod kontrolą i mogła tylko zapewnić go, że to
wszystko i tak skończyło by się... szybko.
- Alyssa, słuchaj...
- Lyssa, Byron. - poprawiła podniesionym głosem.
Nienawidziła swojego imienia. Nienawidziła. Go. Wiedział o tym i nadal
upierał się nazywać Alyssa. Trzy lata 'Alyssy' i była gotowa złamać go jak
gałązkę jeśli jej teraz nie posłucha. biorąc kolejny głęboki wdech, błagała
wilka by nie przeją kontroli i rozerwał, dosłownie, tego człowieka. Upiła
łyk alkoholu i zastanawiała się kiedy zaczęłaby czuć jego efekty.
- Lyssa. - poprawił. - Widzisz, to co zobaczyłaś... Zobaczyłaś... Ja nie...
Westchnęła. To dlatego nie wzięła jego ciała pomiędzy kły i nie
naznaczyła tego mężczyzny. Nawet nie potrafił się jej postawić, jak on
miałby żyć z jej rodziną? Jej sforą? Bronić ich młode?
- Nie kochasz mnie, Byron. Wiadomość: Ja nie kocham ciebie. Nie
kochamy się. To co mamy, mieliśmy, było wygodne i działało.
Przynajmniej dopóki nie przyprowadziłeś niszczycielskiej domy Barbie do
obrazka.
Oczy Byrona błysnęły, a policzki oblały się krwią.
Ooh, człowiek był wściekły.
- To niesprawiedliwe, Lyssa. Carmen nie ma z nami nic wspólnego. Sama
powiedziałaś, było nam wygodnie, a ja chcę od życia czegoś więcej. -
przeczesał włosy palcami.
Nalała sobie kolejną szklankę. Tym razem, nalała do pełna.
Dlaczego, do diabła, Byron zawsze to sączył? Tak naprawdę to nie
uderzało, a tylko lekko paliło w drodze na dół. Miała nadzieję, że w
pewnym momencie upije się wystarczająco by utopić zazdrość szalejącą
w bebechach.
- Tak. - westchnęła. - Masz rację. Było wygodnie, ale już... nie jest. -
uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, ale nie czuła nawet odrobiny
ciepła, szczęścia czy dystansu, którym starała się nadać odkrycie. Koniec.
Wszystkiego. Trzy lata żyjąc z człowiekiem, którego jej wilk z ledwością
tolerował, odeszło. Zrujnowane. Przez miłość. Dla kogoś innego.
Dopiła resztę drinka i chciała nalać kolejnego, ale butelka okazała się
pusta. Cóż, to nie wystarczy.
- Wychodzę, Byron, ale wrócę jutro, a wtedy możemy przedyskutować
podział rzeczy w domu i ustalić kiedy się wyprowadzasz. Powiedz swojej
tchórzliwej łani, że ma niezły tyłek.
Lyssa puściła oko do swojego ex i uśmiechnęła się prawdziwie gdy go
mijała. Zawsze lubiła szokować faceta, albo swoim zachowaniem, albo
mówieniem czegoś w nieodpowiednim czasie. Jak... teraz.
- Może kiedyś będę miała okazję spróbować.
Przeszła przez dom w stylu rancha, mijając fragmenty ich przeszłości gdy
zbliżała się do drzwi. Różne przedmioty przyciągały jej uwagę gdy szła.
Ich zdjęcie przy Wielkim Kanionie, plemienna maska z Afryki, rzeźba,
którą razem kupili we Włoszech. Każde z nich mówiło o innym czasie.
Czasie gdy ich 'wygoda' wystarczała, a mierny seks był status quo.
Wszystko to zniknęło, pochowane pod wijącymi się ciałami Byrona i jego
nowej kochanki i pod brudnymi prześcieradłami.
Lyssa chwyciła torebkę z kanapy, przechodząc przez salon, i założyła na
ramię. Nie oglądając się za siebie, weszła w łagodne światło zanikającego
dnia i zamknęła drzwi z cichym kliknięciem. Teraz, mogła się rozpaść.
ROZDZIAŁ 2
Potrzeba było trzech butelek by uciszyć wilka, ale wypiła czwartą żeby
mieć pewność, że utrzyma swoją paszczę zamkniętą, zazdrość... to
zupełnie inna historia.
Pukając do drzwi Caleba o północy, bo nie miała gdzie indziej się podziać,
narodziło więcej emocji bębniących w jej sercu. Zastanawiała się co
jeszcze ma wypić żeby ta depresja zmarła straszliwą śmiercią. Wszystkie
te uczucia, ugh.
Emocje nie były częścią jej makijażu. Istniała tylko jedna osoba, którą
mogła zaakceptować i przy której mogła pozwolić sobie czuć, a on nie
otwierał tych przeklętych drzwi.
Lyssa waliła w drewno obramowane stalą.
- Caleb. - Bum-bum-bum. - Caleb, otwórz. - Bum. - Wierz, że cię słyszę.
Wyłącz to gejowskie porno i otwórz drzwi! - oparła głowę o zimną stal i
czekała. Oskarżenie o oglądanie gejowskiego porno wyciągnie go z łóżka.
Musiało.
Szybkie bębnięcia biegnących stóp przeszły przez barierę drzwi i
uśmiechnęła się. Nadchodził. Dobrze. Przyjdzie i zajmie się nią, tak jak
zawsze.
Umieściła rękę na drzwiach, absorbując zimno, gdy czekała by Caleb ją
wpuścił. Zamki kliknęły, a klamka obróciła gdy ona tam stała, pozwalając
drzwiom utrzymywać jej wagę.
Człowieku, może czwarta butelka była błędem. Jej ciało było piecem
filtrującym alkohol przez jej system. Przeklęte wilcze geny. Gdyby była
człowiekiem... Prawdopodobnie by nie żyła. Okay, zła myśl. Nie chciała
fizycznie nie żyć, tylko emocjonalnie.
Świetnie spisywała się w roli emocjonalnie niedostępnej kobiety. Aż do
teraz. Teraz, cierpiała... wewnątrz.
Drzwi otwarły się, a ona poleciała do środka, prosto w silne ramiona
Caleba. Ah, wiedziała, że ją złapie.
- Whoa, cholera Lyssa, pachniesz jak pieprzony browar.
Podciągnął ją na nogi, niezbyt łagodnie może dodać, i oparła się o jego
pierś, oczy zamknięte.
- Jak dużo wypiłaś?
Wyciągnęła cztery palce...przynajmniej myślała, że cztery.
- Cztery drinki? Co zrobiłaś, całe wylałaś na siebie?
Caleb wciągnął ją przez próg i oparła się o ścianę. Słyszała jak zatrzaskuje
drzwi i zatrzaskuje zamki. Caleb był gliną i bardzo dbał o własne
bezpieczeństwo. Wielokrotnie mówił jej, że dokładnie wiedział co tam
było, a najgorsze było daleko od jej sporadycznych futerkowych
skłonności.
- Butelki. - szła niepewnym krokiem przy nim, używając jego ciała jako
podpory.
Niestety on się zatrzymał, a ona szła nadal. Poleciała do przodu, te same
silne ramiona owinęły się wokół niej od tyłu i ponownie ustawiły do
pionu.
- Cztery butelki? Jezu, Lyssa. - Przyciągnął ją do siebie. - Dlaczego do
mnie nie zadzwoniłaś?
Wzruszyła ramionami. Dlaczego tego nie zrobiła? Zbyt wiele powodów, a
niewystarczająca ilość płynów w jego domu nie zmusi ją do powiedzenia.
- Po prostu nie.
- Chodź. - poprowadził ją na tył domu. - Zaprowadzimy cię do łóżka, a
porozmawiamy o tym rano.
Mijając łazienkę, uchwyciła się futryny. Cholera jeśli jej pęcherz nie dawał
o sobie znać. Jak, właśnie teraz.
- Muszę siusiu.
- Potrzebujesz pomocy? - spytał gdy uwolnił ją by sama poszła do toalety.
- Nie, jestem pijana, nie kaleka. Poza tym, przecież nie wlecę. Mój tyłek
uchroni mnie od utonięcia w toalecie. - Zaśmiała się. Cholera, nawet
pijana, była zabawna. Trzepnęłaby się po kolanie gdyby go znalazła.
Stojąc przed toaletą, sięgnęła pod rąbek swojej sukienki po majtki i
zauważyła, że Caleb nadal stoi przy drzwiach.
- Mogę w czymś pomóc?
- Tylko sprawdzam czy nie będę potrzebny. - uśmiechnął się znacząco, a
jej wilk, cholera ta suka znowu wróciła, chciał zetrzeć ten uśmieszek z
jego twarzy.
- Sama mogę siusiać, Caleb. Już to robię od dłuższego czasu. - nie ruszył
się z miejsca. - Przynajmniej się odwróć, ośle.
Zrobił jak prosiła i Lyssa zabrała się za robotę. Wszystko szło dobrze.
Ciało odczuło ulgę, a ona wpatrywała się na majtki wokół kostek. Cholera,
to była długa droga w dół.
Okay, majtki są przereklamowane, a ona i tak kładzie się do łóżka,
prawda? Skopała je z nóg i zostawiła na macie. Trzeźwa i w dziennym
świetle, wtedy je podniesie.
Taak, jutro.
Lyssa przetoczyła się na nogi. Huh, toczenie. Jej brzuch też trochę się
zakręcił.
Z pchnięciem, spuściła wodę w toalecie i ruszyła w kierunku szerokich
pleców Caleba. Kolejny raz, z łatwością ją złapał.
- Lepiej? - przytaknęła przy jego plecach. - Chcesz coś do jedzenia czy
chcesz iść do łóżka?
- Oba. - Wyjęczała, trącając nosem jego plecy.
Sięgnął do tyłu i przyciągnął ją do swojego boku. Razem, posuwali się w
głąb korytarza.
- Zamierzam cię tu umieścić, k? Bardzo dużo wypiłaś, a twoi rodzice
rozerwaliby mnie na strzępy gdybym się tobą nie zajął. - pocałował czubek
jej głowy i uśmiechnął się.
To był jej Caleb. Najlepszy przyjaciel jakiego wilkołacza kobieta może
mieć. Był facetem, który nie gada bzdur i wie kiedy się postawić, a kiedy
jej odpuścić. Zawsze tak było pomiędzy nimi, od czasu gdy poznali się
pięć lat temu.
- M'kay.
- Burger dobry? Krwisty?
Oh, mówił w języku jej wilka, a ta suka bzikowała bo została odurzona
alkoholem.
- Mmm... taak.
Lyssa opadła na wielkie łoże i zakopała się w stercie poduszek, które
Caleb trzymał na materacu. Efekty alkoholu już filtrowały się w jej
systemie i znikały. Szkoda. Nie chciała zmierzyć się z wieczornymi
wydarzeniami czy odgrzewać je z jej najlepszym przyjacielem.
Musiała zasnąć bo gdy następnym zatem otwarła oczy, Caleb stał nad nią,
bez koszulki i z talerzem w ręku. Ślinka jej naciekła na ten widok, ale jej
brzuch buntował się, więc zakopała twarz w poduszkach.
- Odejdź.
Facet tylko zachichotał. Dupek.
- Nie masz ochoty jeść?
Potrząsnęła głową. Dźwięk jego stóp na kafelkach dźwięczał w jej uszach
gdy powrócił do kuchni i wrócił do swojej sypialni. Łóżko opadło gdy
wczołgał się obok niej, a świat zakręcił się gdy przyciągnął ją do swego
boku.
Lyssa oddychała przez mdłości, a ta pieprzona wilczyca tylko się
podśmiewała. Suka.
- W porządku? - Caleb pogłaskał ją po plecach i odsunął włosy z jej
twarzy.
- Nie. - pociągnęła nosem, ale nie chciała płakać. Byron nie doprowadzi jej
do łez. Nigdy.
- Tylko... - mocno zamknęła oczy. Nie. Płakać. - Przyłapałam Byrona z
inną kobietą.
- Aw, Lyssa. - przyciągnął ja bliżej, przytulił. - Przykro mi, kochana.
- On ją kocha, Caleb. Jakąś gąbczastą, słabą ludzką kobietę. - przeklęte
emocje. - Dlaczego mnie nie mógł tak kochać? To znaczy, wiem, że
czasem ciężko ze mną wytrzymać... ale dlaczego nie ja? No wiesz, ja też
chcę ładnego domu z białym parkanem i dzieci, może nawet kota, dla
młodych by mieli co gonić. Wiesz, normalne rzeczy.
Przerzuciła ramię na pierś Caleba, wdzięczna, że ma tak dobrego
przyjaciela, mogła na nim polegać i być sobą bez strachu, że użyje jej
słabości przeciw niej.
- Dlaczego nikt nie pokocha mnie, Caleb?
Calebowi przydałby się drink. Kilka. Może nawet cztery butelki, które
pochłonęła Lyssa. Nie, to go zabije. Może tylko kilka kolejek. Jasna.
Cholera. Ona chciała rodziny.
Chciała zobowiązania. Chciała... tych samych przeklętych rzeczy, które on
chciał.
Lyssa przytuliła się bliżej, zachowując się jakby chciała dzielić jego skórę,
nosić ją na sobie. Jej krągłości napierały na niego, drażniąc go snami „a co
jeśli”, które miał jego penis napierający na bokserki i dżinsy. Dobrze, że
wybrał dżinsy.
Pewnie, prawdopodobnie wyczuje erekcję jeśli się o nią otrze, ale dżins i
kołdra kryją wybrzuszenie.
Cholera. Młode.
Zmusił tętno do zwolnienia. Nie miało sensu pokazanie jak reagował na tą
wiadomość. Czekał na ten dzień... czekał tak długo.
Ciche sapnięcio-chrapanie przedarło się przez jego mgiełkę pobudzenia,
informując go, że Lyssa w końcu poddała się alkoholowi, który
skonsumowała. Wiedział, że to szybko minie. Góra godzina i będzie
gotowa na kolejną rundę drinków. Tylko... gdy się obudzi, nie będzie
pragnąć ognia whisky. Nie, jeśli on będzie miał coś do powiedzenia, albo
zrobienia, na ten temat.
Wysunął się spod jej uległego ciała, sięgnął do szuflady nocnego stolika i
wyciągnął zamówione kajdanki, które zaprojektował dla niej wiele lat
temu. Jego koledzy z sił nabijali się z niego gdy pytał gdzie kupić
niezawodne srebrne kajdanki. Łatwo było znaleźć kajdanki on-line, ale dla
Lyssy, musiały być specjalne. Chciał ją pohamować, ale nie skrępować.
Pohamowanie było konieczne. Albo pójdzie na niego wilkiem, gdy usłyszy
nowiny, i rozerwie go na strzępy... albo pójdzie na niego wilkiem i
wypieprzy na śmierć. Tak czy inaczej, śmierć wydaje się jedynym
wynikiem jeśli nie utrzyma ją pod kontrolą, przynajmniej początkowo.
Ułożył ostrożnie srebrne kajdanki z ich dwustopowym łańcuchem i patrzył
jak Lyssa śpi. Tak piękna... tak zabójcza. Nie miał złudzeń o tej kobiecie,
ale nie mógł tego nie zrobić. Nie, gdy byli w tym samym punkcie w ich
życiach. Nie ważne jak przerażający jego plan się wydawał.
Zatrzasnął obręcz wokół jej nadgarstka, ułożył łańcuch wokół stalowego
wezgłowia i zamknął obręcz wokół jej drugiej ręki. Już. Zabezpieczony,
teraz wiedział, że może spokojnie wziąć prysznic i nie martwić się
poturbowaniem od tyłu. Z wszystkiego co przeczytał, to po ich pierwszej
potyczce, znacznie się uspokoi. Przełknął ciężko. Kurwa, miał nadzieję.
Caleb zostawił ją spokojnie śpiącą w łóżku i wszedł go głównej łazienki.
Zrzucił dżinsy i bokserki jednym szybkim ruchem. Jego penis wyskoczył
wolny od materiału, a on westchnął z ulgi. Szybkie spojrzenie na kontuar
w łazience, ujawniło wciąż otwartą butelkę wody kolońskiej No Were. Już
dłużej nie będzie tego potrzebował. Przynajmniej miał taką nadzieję. Czy
łaki zmieniają partnerów? Wkrótce się dowie.
Włączył prysznic, gorący, i wszedł pod niego. Szybkimi, wydajnymi
ruchami zmył No Were ze swojego ciała. Tak długo nosił ten zapach,
zastanawiał się czy wsiąknął w jego system i zmienił jego właściwy,
naturalny zapach po tych wszystkich latach. Czy tak samo zareaguje? Za
późno na wycofanie się.
Spłukał mydło ze swojego ciała, pozwalając ciepłej wodzie zrelaksować
go gdy przygotował się na obnażenie duszy przed kobietą przypiętą do
jego łóżka. Formalnie, więził ją i łamał więcej praw, niż których nie
przejmował się liczeniem. Jeśli to się źle skończy, może go zamknąć na...
lata. System sprawiedliwości nie lubi policjantów łamiących prawa.
Sprawdził swoją pierś i brzuch, upewniając się, że zmył całe mydło.
Przebiegł palcami po krótko przystrzyżonych włoskach wokół jego penisa.
Zdecydowanie nie chciał tam mydła, jeśli wszystko dziś w nocy pójdzie
dobrze. Jęk wydobył się z jego ust gdy otoczył swój trzon.
Tak twardy. Tak cholernie twardy. Zawsze taki był przy Lyssie i
zastanawiał się czy była naturalnie nieświadoma czy specjalnie unikała
tematu jego penisa. Po tylu latach ich przyjaźni, musiała zauważyć.
Prawda?
Jego członek pulsował w dłoni, skandując swoje żądania. Pogłaskał siebie
od podstawy do czubka, błądząc po rozkosznym punkcie tuż pod koroną
zanim odtworzył swoją drogę. Do góry i na dół, w powolnych, równych
ruchach, pocierał swojego penisa. Tylko żeby odsunąć się od krawędzi,
pomyślał. Nie ma sensu ściganie jej jak rozszalała bestia... jeśli była
chętna.
Caleb oparł swoją wagę na kafelkowej ścianie, przedramię o zimną, gładką
powierzchnię gdy druga ręka głaskała członek. Woda działała jako
odpowiedni nawilżacz gdy głaskał siebie, myśli błądziły z powrotem do
kobiety na łóżku. Jej blond włosy zdawały się błyszczeć w świetle
księżyca, który tak kochała. A jej oczy... były najjaśniejszymi,
najczystszymi błękitami jakie kiedykolwiek widział. A będąc policjantem,
widział wielu ludzi. Ale Lyssa... Lyssa była inna. Jego myśli dalej się
wznosiły. Z jej wspaniałych włosów, do jej zdumiewających niebieskich
oczu, w dół na jej blado różowe usta w kształcie łuków. Te pełne usta,
dałby wszystko gdyby miał je teraz wokół jego penisa... wszystko.
I cholera jeśli nie miała ciała wartego czci. Krągłości po krągłościach po
krągłościach pokrywały ją od stóp po głowę. Żartowała w łazience na
temat jej tyłka, a on powstrzymywał się by nie przetrzepać ją za ten
komentarz. Jej tyłek był piękny, okrągły i bujny, wystarczająco by kręcić i
podskakiwać gdy chodziła. Jej uda nie były gałązkami, ale bujne i mocne,
pokazując, że była prawdziwą kobietą a nie jakąś szkapą. Jej talia zaginała
się nad jej biodrami, ale nie zbyt mocno. A jej piersi były po prostu w
idealnym kształcie. Duże. Nie sztucznie duże, ale idealnie pasowały do jej
ciała i wiedział, że, gdyby dała mu szansę, pasowałyby równie idealnie do
jego dłoni.
Myśli o niej, na kolanach przed nim, podgrzały jego pożądanie. Te różowe
usta wokół jego penisa, te błękitne oczy patrzące się w niego gdy wilgotna
kurtyna jej włosów spływała na jej plecy wzdłuż kręgosłupa aż do tyłka...
Jądra Caleba podciągnęły się napięte na myśl o niej ssącej jego,
pozwalającej mu pieprzyć jej piękne usta. Taak, byłaby tak dobra, tak
gorąca i słodka w trakcie ssania. Mrowienie narastało i formowało się przy
podstawie jego kręgosłupa. Lada chwila...
Narastające szczekanie i następujące po nim wycie przedarły się i
wybuchły ponad dźwiękami prysznica. Kurwa. Obudziła się. I była
wkurzona.
ROZDZIAŁ 3
Caleb przedarł się przez drzwi łazienki, nagi jak dzień był długi, lśniąc od
resztek prysznica i... twardy jak wilk obok suki w rui.
- Co do... - potrząsnęła nadgarstkami na tego łajdaka. - Kajdanki?
Poważnie? Wiem, że nadal byłeś wkurzony za to, co stało się gdy byliśmy
dziećmi. Obiecałeś, że ci przeszło, Caleb. - Spojrzała na jego erekcję, jej
łono wilgotniało z każdą sekundą. - I są srebrne, dupku. Sre-brne. -
Dokładnie wymówiła to słowo, na wszelki wypadek gdyby nie słuchał,
skoro jego oczy zdawały się zajęte czymś bardziej na południe. Cholera.
Dlaczego nie założyła majtek po skorzystaniu z toalety.
Oh, prawda. Nie mogła.
A teraz, obudzone, jej ciało ją zdradzało. Świetnie. Najpierw jej uczucia
zdecydowały się przeskoczyć mapę, a teraz jej ciało i jej wilk nawalały.
Suka pełzająca pod powierzchnią była cała w mokrych pocałunkach i
szczeniackich jękach, przewracała się na plecy, eksponując brzuch, zanim
skakała na łapy i odsuwała ogon z drogi. Zdradziecka suka. Chciała
pieprzenia od ich najlepszego przyjaciela. I, z jakiegoś powodu, nie
brzmiało to zbyt źle w tym momencie.
- Lyssa, mogę wyjaśnić. - podszedł bliżej wolnymi krokami.
Ślinka jej ciekła z każdym zbliżającym się calem, jej usta mrowiły, a język
bolał od pragnienia wirowania wokół jego korony. Oh, dobrzy Boże, nie.
Odsunęła się od brzegu łóżka, starając się odsunąć od niego na ile tylko
kajdanki pozwolą.
- Oh Boże, myślę, że nadal jestem piana, Caleb. Coś jest naprawdę nie
wporządku. - jej tętno przyśpieszyło, oddech przychodził gwałtownie. -
Myślę, że powinieneś zadzwonić po moich rodziców albo coś...
Jęknęła i oparła się o jego dłoń, którą głodził jej policzek, delikatnie
obejmując jej twarz. Jego zapach przytłaczał ją swoją uderzającą do
głowy, gęstą pikanterią i głębokim piżmem, i leciutkim dodatkiem
słodkości. Niezdolna się powstrzymać, odwróciła głowę i polizała jego
nadgarstek, skomląc gdy jego smak eksplodował na jej języku. Więcej,
jęczał wilk, żądał. Więcej.
Szarpnęła głowę od jego dotyku i zanurzyła ją w kołdrze.
- Naprawdę musisz założyć jakieś ubranie i uciec ode mnie zanim zrujnuję
naszą przyjaźń, Caleb. Jeszcze trochę, a wypieprzę cię do utraty zmysłów,
pomimo srebrnych kajdanek. - zakończyła warknięciem gdy Caleb
przysunął się nawet bliżej.
- Lyssa, muszę coś wyznać...
Melodia Bad Boys od Inner Circle wypełniła pokój, melodia stała się
popularna przez program COPS. Człowieku, jej przyjaciel ma naprawdę
pokręcone poczucie humoru, a jego praca miała gówniane poczucie czasu.
- Kurwa. - Caleb spojrzał na nią surowo. - Nie ruszaj się.
Prychnęła. Dzięki niemu, nie mogłaby tak naprawdę gdzieś iść, a jej wilk
stanie się żyjącą furią jeśli spróbuje opuścić ten dom w tym momencie.
Drapał i jęczał, tańcząc w kółko, błagając by zrobiła...co?
Caleb odepchnął się od łóżka i podniósł telefon z nocnego stolika,
otworzył go i przysunął do ucha.
- Johnson. - warknął do telefonu. Odpowiedział mu nalany głos,
zniekształcony przez gówniany odbiornik.
A niech to, co było ze słuchu wilka jeśli nie może dowiedzieć się kto
dzwoni do jej mężczyzny o prawie drugiej nad ranem. Ta myśl trzymała ją
krótko, a panika ścisnęła jej serce gdy wilk wiwatował z radości. Nie. Oh,
do diabła nie. Nadal czuła skutki zbyt dużej ilości alkoholu i
emocjonalnego wstrząsu, Caleb nie był jej.
Słyszysz mnie, wilku? Nie. Zły pies!
- Hałasy? Nie, nie było żadnych hałasów. - ten człowiek miał czelność
spojrzeć na nią. Na. Nią. To nie ona zamknęła się w czasie snu. Czy
zapomniał o tym? Obnażyła zęby na niego i szarpnęła za srebro i stal.
- Nie, nic nie słyszałem. - odwrócił się do niej tyłem co dało jej idealny
widok na jego perfekcyjnie wyrzeźbione pośladki. Chciała je uszczypnąć i
ugryźć, spędzić godziny ucząc się wgłębień i krągłości jego ciała.
Nie. Zły. Pies. Przestań sprawiać, że fantazjuję o moim najlepszym
przyjacielu, Suko. Wilk warknął na nią. Pieprzona klątwa.
- Może panna Thompson słyszy coś, Miguel. Wiesz jaka ona jest. Zawsze
nas wzywa gdy jestem na służbie.
Oblizała wargi, napływała jej ślinka na maluteńką przekąskę tego
podskakującego kawałka szacownego tyłu.
- Uh, huh. Będę czujny, ale nie ma powodu. Jestem pewien... - zmrużył
oczy na nią, a ona udała niewinność. - Że nie będzie dzisiaj żadnych
zakłóceń. Prawdopodobnie jakieś dzieci z nią zadzierają czy coś. Uh huh...
Tak. Pogadamy później. - Caleb zatrzasnął telefon i położył go na stoliku
zanim odwrócił się do niej twarzą. Oczywiście, jej spojrzenie skupiło się
na penisie, który drgnął pod jej uwagą. Pychota.
- Hej, oczy w górę, Lyssa.
Oderwała uwagę od jego członka, oczywiście powoli. Jej spojrzenie
wędrowało po jego podbrzuszu, mentalnie śledząc każdą krzywiznę
mięśni, które obramowały jego biodra, zanim podążyła bardziej na północ,
na liczne fale jego brzucha. Sześciopak. A ona była spragniona. Jego klata
również była jak wyrzeźbiona z marmuru, ten cały mężczyzna-statua wart
był Michała Anioła. Z każdą mijającą sekundą, jej podniecenie i pożądanie
wzrastało... do czasu gdy dotarła do jego twarzy i zauważyła znaczący
uśmieszek.
- Dupek.
- Też cię kocham, dziecino. - usiadł na łóżku, tuż poza jej zasięgiem. -
Teraz, czy jest coś o czym musimy porozmawiać?
Potrząsnęła głową.
- Jesteś pewna? - pochylił się, cale od jej twarzy, i wciągnął powietrze. -
Ponieważ czuję twoje gorąco, Lyss. Czy to dla mnie?
Warknęła i kłapnęła na niego szczęką, omijając jego nos o milimetry.
- Łajdak. Wiesz, że whiskey mną pieprzy. Czy robisz to celowo, bo
zawstydziłam cię gdy byliśmy dziećmi? Wiedziałam. To dlatego, prawda?
Przysięgam na Boga, Caleb. Gdy się uwolnię, pójdę gównowilkiem na
twój tyłek.
Caleb obezwładnił ją zanim mogła mrugnąć. Jego ciało naciskało na jej tak
dokładnie, że jej potrzeba wzrosła do poziomu gorączki.
- Słuchaj i słuchaj dokładnie, Lyssa. To nie jakaś pieprzona gra odwetu.
Prosiłaś się o to. Powiedziałaś, że jesteś gotowa na to i kurwa wie, byłem
cierpliwy i czekałem jak pieprzony omega, błagając o strzępy. Ale już nie.
Twarde mięśnie naprężyły się i emanowały gniewem, strach formował się
na niej, cienka tkanina jej sukienki oddzielał ich.
- Caleb?
Jedna dłoń nakryła jej policzek na chwilę zanim przesunął place na jej
włosy i zacisnął je na nich, wymuszając na niej swoją wolę. Przysunął jej
twarz do szyi.
- Oddychaj. Wdychaj. Powiedz mi co czujesz.
Buntowała się, walcząc z nim, jej wilk, tym razem, był z nią w zgodzie.
- Caleb, przestań.
- Wdychaj. - zgrzytnął.
Zrobiła jak kazał, niechętnie biorąc głęboki wdech, umyślnie wdychając
jego zapach. Tylko że.... ten był inny. Mocniejszy, głębszy, bardziej
piżmowy z odrobiną słodkości, w której jej wilk wcześniej chciał się
obtoczyć. Odetchnęła jeszcze raz, napełniając płuca zapachem, który ją
wzywał, który łączył i tańczył z jej własnym. Jej wilk zaskomlał, a ona
zgodziła się z nim bez wahania. Chciała więcej.
Lyssa polizała jego szyję, smakując słodko słonej mieszanki skóry Caleba.
Przetoczyła jego smakiem na języku przez sekundę i wróciła po więcej.
Ten zapach... ten smak.
Chciała tego wszystkiego. Chciała czuć to na języku wiecznie i by
wypełniało jej ciało i duszę na wieki. Będzie broniła, walczyła i zabijała
by obronić... jej partnera. Sapnęła i szarpnęła się od jego szyi, odwracając
się od niego jak to tylko było możliwe.
- Coś ty zrobił? Nie zawsze byłeś taki... Co się stało, Caleb?
Potarł nosem jej szyję, podgryzł jej ramię. Zadrżała.
- Pragniesz mnie, Lyss? Nadal czujesz to samo co przed laty?
- Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi. Miałam... pewnego rodzaju
wydarzenia przy dojrzewaniu. Rodzice powiedzieli ci, nam.
Podparł się na rękach, patrząc się na nią blado brązowymi oczami.
- Nadal tak myślisz? Nadal myślisz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Mogę
cię wyczuć, a ty, na pewno jak diabli, chcesz poczuć jak jestem twardy. -
Przesunął się na bok, pozostając blisko niej, ale już jej nie przyszpilając do
materaca. - Jestem twoim partnerem. Byłem od twoich trzynastych
urodzin. Nie zauważyłaś, że wtedy zmienił się mój zapach?
Lyssa wróciła myślami do przeszłości, do jej trzynastych urodzin gdy
obudziła się jako kobieta, wilk, przechodząc przez pierwszą ruję. Jej ojciec
był przerażony, że jego mała córeczka stała się kobietą, a jej matka płakała
i podekscytowana dzwoniła do wszystkich suk w jej rodzinie. Ona... dużo
nad tym nie myślała poza faktem, że pływanie było poza jej zasięgiem na
pięć do siedmiu dni. Do diaska. Oh, i totalnie żyła by na Advilu (lek
przeciwbólowy) przez... wieczność.
Jej urodziny przyszły ze świtem od razu następnego dnia, a ona i jej mama
przeszły przez dom, sprzątając i przygotowując przyjęcie na popołudnie.
Niedługo, Caleb, wysoki i szczupły z brudnymi blond włosami, ramiona i
nogi przyjechał. Na początku, nie całkiem wiedziała co w nim było złego.
Wydawał się inny. Ale matka utrzymywała ją zajętą, nie miała za bardzo
czasu na rozmyślanie o zmianie, a wariowanie jej wilka zwaliła na
szalejące hormony w ciele. Matka powiedziała jej, że wszystko się zmieni
przy pierwszej rui i nie kłamała.
Godziny później, wykończona od tańców i bawienia się z przyjaciółmi,
ona i Caleb sprzątali podwórko, wyrzucając pozostałości jedzenia i puste
szklanki. Podwórko czyste, pokryci potem, ruszyli do domu z torbami w
rękach. To wtedy poczuła ten piżmowy, słodki, muszę-mieć-natychmiast
zapach. Tylko wtedy, o zmierzchu jej urodzin, bryza przyniosła idealny
aromat i osłabiła jej wilka jak pełnia księżyca na haju. Kolejnych kilka
minut było zamazanych, ramiona i kończyny plątały się, zęby wydłużały.
Pamiętała szarżowanie na Caleba... i co robienie? Nie mogła sobie
przypomnieć. Jej rodzice ich rozdzielili, odseparowali.
Dni później, Caleb powrócił, kilka zadrapań zdobiło jego twarz i ramiona,
ale poza tym, nie najgorzej. Ale do tego czasu zapach, który doprowadził
ją do szaleństwa, zniknął i nigdy później go nie czuła. Aż do teraz.
Musiał wyczuć jej dezorientację, ponieważ powiedział jej co się dokładnie
stało.
- Odkryłaś, że jestem twoim partnerem w wieku trzynastu lat, nie
wiedziałaś co z tym zrobić, a ja byłem przerażony. - jego policzki
zabarwiły się na czerwono w najsłodszym rumieńcu... Nie. Przestań.
Słuchaj, suko. Chrząknął.
- W każdym bądź razie, twój tato wyjaśnił wszystko. Cóż, nie wszystko,
ale wystarczająco i dali mi butelkę No Were. Używałem jej codziennie od
tamtego czasu.
- No Were? Poważnie? - przytakną. Używał specjalnie zaprojektowanej,
ukrywającej zapach, wody kolońskiej od jej trzynastych urodzin.
Siedemnaście lat. - Ale dlaczego dzisiaj? Dlaczego teraz? O co chodzi z
tymi kajdankami? I... dlaczego?
Pochylił się i wycisnął lekki pocałunek na jej ustach, i oparł czoło na jej.
- Ponieważ jesteś gotowa. Ponieważ chcesz uroczego domu z dziećmi i
kotem, którego młode będą mogły terroryzować, i ja też tego chcę. Pragnę
tego już od dłuższego czasu, Lyssa, i zamierzam tego żądać jeśli nie
sprzeciwisz się całkiem cholernie mocno.
- Okay, ale o co chodzi z tymi kajdankami, byczku?
Uśmiechnął się, oczy wwiercały się w jej.
- Wiem co te pazury mogą zrobić i doszedłem do wniosku, że to pozwoli
mi załagodzić, zanim rozerwiesz mnie na strzępy, naznaczając jako
swojego.
- Pewny siebie pieprzeniec, co?
Zachichotał.
- Pełen nadziei, może.
- Mmhm. Zamierzasz coś teraz zrobić, przystojniaku? - Jej łono pulsowało
w rytm bicia serca, błagało o niego.
- Tak, myślę, że tak.
- Cóż, pośpiesz się zanim mój wilk się zmęczy czekaniem i naznaczy twój
tyłek na nocną przekąskę. - zagroziła, ale tak naprawdę nie miała tego na
myśli. Teraz gdy znalazła swojego partnera, nie zrani go... zbyt mocno.
ROZDZIAŁ 4
Członek Caleba pulsował od niezaspokojonego pobudzenia i bolał od
potrzeby bycia wewnątrz Lyssy. Tak długo... tak długo czekał na tą chwilę
i niech będzie przeklęty, jeśli zrujnuje wszystko przez kochanie się z nią
jak dwupompowy matoł.
Stoczył się z łóżka, z dala od pokusy jej skrępowanego ciała i
przeszukiwał szufladę nocnego stolika.
- Hej! - zaprotestowała, napierając z całej siły na srebro i stal trzymające ją
na uwięzi.
- Co?
Przeszukiwał zawartość szuflady, wibratory i dilda, małe tubki nawilżacza
i prezerwatywy... szukał. Naprawdę powinien uporządkować tą szufladę
już dawno temu. W końcu, znalazł co szukał i przytrzymał je dla jej
inspekcji.
- Nożyczki? - pisnęła.
Trochę wystraszona. Lubił ją taką. Trochę chwiejna, niepewna. Lyssa
zawsze panowała, zawsze. A teraz była jego kolej na przejęcie rządów.
- Tak. Rozbiorę cię, ale jestem pewien jak diabli, że cię nie uwolnię.
Jeszcze nie. - Uśmiechnął się znacząco i klęknął na łóżko, miękki materac
ugiął się pod nim.
- Caleb... nie jestem tego pewna. - jej zmartwione oświadczenie skończyło
się kolejnym piskiem i uśmiechnął się szerzej.
Z delikatnymi rękoma, pociągnął za jej sukienkę, naprężając materiał.
- Czego nie jesteś pewna, Lyssa? - otwarł nożyczki i umieścił materiał
pomiędzy ostrza. - Bycia ze mną?
Patrzył jak na niego patrzyła i czekał na jej odpowiedź, oddech uwiązł mu
w gardle.
Wiedział co słyszał chwilę temu, ale z Lyssą, i jej wilkiem, mogła zmienić
zdanie w ciągu połowy uderzenia serca.
Potrząsnęła głową na nie.
- Czy twój wilk zdecydował, że mimo wszystko nie jestem twoim
partnerem?
Warknęła w odpowiedzi, a jego penis zadrżał. Cholera, był pokręconym
popieprzeńcem. Mężczyzna, który podnieca się warczącą na niego kobietą,
zasadniczo grożącą uszkodzeniem ciała za to pytanie.
Zamknął nożyczki na jedwabnym materiale jej sukienki, a ostrza przecięły
ją jak gorący nóż masło. Jedno cięcie i przygotował ostrza do kolejnego.
- Masz ze mną problem? Mną kochającym cię?
Lyssa kłapnęła na niego i pociągnęła za łańcuchy, klatka piersiowa
szarpnęła się do przodu, a szyja naprężyła się w jego kierunku, zęby
gryzące powietrze.
Pochylił się i pocałował czubek jej nosa, tylko by ją trochę wkurzyć.
- Okay, więc w czym problem, kochanie?
Ponownie zamknął nożyczki, przecinając więcej materiału, pomału
przechodząc w górę tkaniny, którą nazywała sukienką. Tak mała jak ona
była, bardziej nadawała się na koszulkę nocną niż coś co można ubrać do
biura. Im wyżej szedł, odsłaniał więcej bladego ciała jego spojrzeniu. Z
każdym calem, jego penis pulsował mocniej, błagając by ją wypełnić. Ale
jeszcze nie.
Górna część ud odsłonięta, oblizał wargi. Wkrótce, wkrótce stanie blisko i
osobiście z dolnym meszkiem pokrywającym jej łono, który drażnił go
chwile temu. Poliże i przygryzie jej wargi sromowe, językiem wyszuka jej
maleńkiej łechtaczki, i będzie ssał i lizał ją dobrze. Sprawi, że dla niego
dojdzie tak mocno.
Na krawędzi, nie ośmielił się dotknąć jej skóry, żeby nie stracić tej
ostatniej nitki kontroli, którą nadal ma.
- W czym problem, Lyssa? Nic więcej póki mi nie powiesz.
Zignorował jej pomruk i obnażenie zębów.
- Lyssa. - ostrzegł. Oboje mogli grać w tą grę.
Zajęczała i zamknęła usta, formując mały grymas.
- Nie jestem... szczupła i drobna, i idealna. - wymruczała.
Potrząsnął głową.
- Kochanie, dla mnie jesteś idealna. Jak myślisz, dlaczego znosiłem tyłek
tak długo, czekając aż trafisz na trop i zdecydujesz, że czas na
ustatkowanie się? Hmm? - ponownie przeciął i w końcu mignęły mu
krótkie, ciemne włosy pokrywające jej wzgórek.
Lyssa zacisnęła nogi, poruszając się pod jego spojrzeniem, podkreślając
cień u zbiegu jej ud. Cholera. Ponownie mu mignęły.
Zaczynając od jej stóp, małe, pomalowane na czerwono paznokcie
pomachały do niego gdy chłonął jej wygląd.
Jej nogi były zgrabne, kształtne i pulchne, a jednak silne. Oh, wiedział jak
bardzo silne. Nie mógł się doczekać by poczuć jej nogi owinięte wokół
jego talii gdy się z nią kocha, zatopić penisa głęboko w jej ciepło.
Kolejne cięcie ujawniło miękki, zaokrąglony wzgórek jej podbrzusza, jej
dziobka jak to nazwała gdy narzekała na swój wygląd. Pochylił się i
pocałował tego dziobka tuż pod pępkiem.
- Piękna.
Ponownie przeciął. Raz, później drugi, odkrywając pełen kształt jej bioder
i wewnętrznej krzywizny talii. Gładka biała skóra promieniała w ciemnym
pokoju, rozświetlona tylko przez światło łazienki. Gdyby już nie był na
kolanach, padłby na nie na widok Lyssy nagiej od pasa w dół... dla niego.
Kolejne otwarcie i zamknięcie nożyczek odkrywało dla niego więcej. Jej
brzuch, lekko zaokrąglony, prowadził do jej klatki piersiowej a tuż wyżej...
jej piersi, zakryte koronką.
W tym czasie pozostawała gównie cicho, skomląc, ale nie ruszając się gdy
przecinał jej ubranie. Aż do chwili gdy podniósł środek jej stanika i wsunął
koronkę pomiędzy ostrza.
- Co? Nie. - warknęła. - Nie ma przecinania Victoria's Secret. - Jej
niebieskie oczy zabłysły jaskrawą bielą w ostrzeżeniu, a uśmiech mu się
poszerzył.
- Chcę cię nagą, a nie mam zamiaru uwalniać tych twoich pazurków. -
zbliżył do siebie ostrza, a ona skuliła swoje ciało, kręcąc się i zwijając.
- Nie. - oponowała. - Czy ty wiesz ile kosztuje ten stanik?
Wygiął brew w łuk.
- Jak wiele? Więcej niż najwspanialszy orgazm twojego życia?
Ponieważ jej taki zapewni, bez wątpliwości.
- Pewny siebie łajdak.
Potrząsnął biodrami, kutas podskakiwał.
- Tak, jestem.
Jej kły wydłużyły się i warknęła na niego, ręce z pazurami sięgnęły i
łapały jego ramiona.
- Zamierzam rozerwać cię na kawałki.
Tak, kajdanki to był całkiem dobry pomysł. Całkiem zamknął nożyczki,
przecinając środek jej stanika i przyznając sobie dostęp do jej piersi.
- Nie jeśli zatrzymam cię zamkniętą jeszcze przez jakiś czas. - puścił oko,
prowokując ją. - Aż cię zaspokoję.
Sukienka całkowicie rozdarta, a stanik przecięty, odsunął na bok materiał i
cieszył się widokiem. Boże, nie mógł się doczekać by mieć usta na tych
piersi, lizać i smakować każdy cal jej wspaniałego ciała.
Nie czekał.
Gdy warknęła i wiła się pod nim, delikatnie całował wzgórza jej piersi.
- Caleb. - jęknęła jego imię.
Obmył dolinę jej piersi, jedwabna skóra falowała gdy przesunął językiem
po obnażonym ciele.
- Tylko się zapoznaję, Lyssa. Shhh... - Okrążył jej sutek, wokół twardego
centrum aż wygięła w łuk plecy, dociskając się do jego ust. Mógł wyczuć
zmianę tuż pod powierzchnią jej skóry, przypominając mu, że dzieliła
ciało z wilkiem. Jego kobieta mogła wyglądać tak słodko jak cukiereczek
na zewnątrz, ale wiedział z doświadczenia, że łagodna powierzchowność
kryła w sobie zwierzę.
Wessał jej sutek, wciągając pąk do swoich ust długimi, mocnymi ssaniami.
Oddech jej uwiązł i wypuściła go z jękiem, opadając bez czucia pod nim.
Tylko to musiał robić. Utrzymywać ją i jej wilka usatysfakcjonowanymi, a
bestia pozostanie pochowana w środku.
Cholera, jeśli te książki sfory nie mówiły prawdy.
Jej nogi się poruszyły, lekko otwierając, wziął ten ruch jako zaproszenie.
Nie mógł się doczekać posmakowania jej, czucia, wypełnienia każdej
zachcianki i pragnienia. Chciał smakować i upajać się jej orgazmem.
Kurwa. Miał nadzieję, że może dać jej jeden. Nic więcej niż małe
przedstawienie niepokoju by przywrócić faceta do rzeczywistości.
Lizał i ssał jej lewą pierś zanim przeniósł się do prawej, oferując
potrzebującej wypukłości to samo traktowanie. Łańcuch jej kajdanek
dawał jej wystarczająco luzu by przeczesywała jego włosy wydłużonymi
paznokciami. Nie mógł się doczekać by poczuć jak drapią jego plecy gdy
oni się kochają, naznaczając go jako jej.
Caleb podniósł usta z jej ciała, dmuchając powietrze na sutek i
uśmiechając się gdy stwardniał jeszcze bardziej.
- Caleb. - Jęknęła jego imię, a jego penis zapulsował.
- Tak, kochanie?
- Proszę. - wyjęczała, zamykając mocno oczy.
Przesunął się nad nią, rozdzielając jej nogi by mógł pomiędzy nimi
klęknąć. Ta nowa pozycja otwarła jej wilgotne łono na jego spojrzenie, a
ślinka mu naciekła na obfitość śmietanki moczącej jej wzgórek.
Pogłaskał jej dolne wargi, nagrzane soki prawie paliły jego skórę. W górę i
w dół przesuwał palcem, przyzwyczajając się do jej ciepła i badając
reakcje jej ciała na jego dotyk. Jej skóra falowała przy każdym
posunięciem, pokazując jak mało kontroli jej zostało.
- Proszę co, kochanie? Powiedz mi. - chciał usłyszeć te słowa. Musiał je
mieć zanim posunie się dalej.
- Pieprz mnie. Kochaj mnie. Boże. - Sapnęła gdy zanurzył palec pomiędzy
jej dolne wargi, eksplorując ją. - Spraw bym doszła. - Ostatnie słowo było
warknięciem, jej kryształowe oczy świeciły jasną bielą w ciemności. Wilk
wyszedł się zabawić i niech będzie potępiony jeśli nie był pokręconym
popieprzeńcem, który to lubił. Kochał.
- Otwórz nogi, szczeniaku. - rzuciła się i warknęła na niego, zęby łapały
powietrze, ale zrobiła jak kazał, uda rozszerzyły się wystarczająco by mógł
się pomiędzy nie położyć.
Przykucnął i położył się na brzuch, umieszczając twarz cale od jej łona.
Piżmowy zapach jej pobudzenia przytłoczył go, pokazując mu dokładnie
jak bardzo go pragnęła... jej partnera. Miłość wypełniła jego serce na
dowód jak człowiek i wilk potrzebowały go.
Z warknięciem, podążającym przed skomleniem, Lssa szerzej otwarła nogi
i błagała go. Kobieta, która nigdy o nic nie prosiła, błagała go,
- Proszę, teraz, Caleb. Nie utrzymam suki już dużo dłużej.
Zachichotał i pochylił się, zanurzając noc na krótkich włoskach
okrywających jej najczulszą część. Wdychał słodki, głęboki zapach,
zapamiętując ich pierwszy intymny kontakt. Zakołysała biodrami o jego
twarz, zaśmiał się, odsuwając i przerywając kontakt.
- Nie ruszaj się, kochanie, a dam ci to co chcesz.
Zamarła. Ah, seksualna moc, którą trzymał, miała swój urok, ale wiedział,
że zniknie gdy tylko odbędą pierwsze łączenie. Wtedy, utrzyma tyle
kontroli ile on w tym momencie. Nie będzie mógł się jej oprzeć, teraz
ledwo się opierał.
Powoli się zbliżył, spojrzenie utrzymując na niej, język wyciągnięty i
przeszukujący jej dolne wargi by przesuwać po pokrytym sokami ciele. Jej
smak eksplodował na jego języku, pikantny i słodki. Jęknął o jej wzgórek i
zanurzył się głębiej po więcej. Okrążał jej dolne wargi, liżąc ją do czysta i
szukając źródła jej esencji. Z pomocą palców, rozdzielił jej wargi,
ujawniając jej sekrety jego spojrzeniu.
Caleb skupił się na jej łechtaczce, krew wypełniała wypukłość błagającą o
uwagę. Potrącił ją raz językiem, a ona krzyknęła, kołysząc się o jego usta,
sycząc pomiędzy zębami. Zrobił to ponownie, kochając odpowiedź jaką z
niej mógł wycisnąć, upajając się rozkoszą jaką sprawiał Lyssie. Owinął
usta wokół jej łechtaczki i okrążył ją językiem. Okrążał i okrążał to małe
skupisko nerwów. Nagroda zatwierdzona, uwolnił jej wargi i zanurzył
palec w jej pochwę, wsuwając się z łatwością w gorąco.
Jej pochwa uchwyciła jego palec, pulsując wokół jego inwazji w
rytmicznych falowaniach, razem z drażnieniem jego języka. Głaskał
ściany jej łona, szukając wewnętrznego kłębka nerwów, które - Wygięła
się do jego ust, pochwa ściskała jego palec. Mocno. I... znalazł.
Przyśpieszył tempo, ssąc i potrącając szybciej i szybciej, głaszcząc punkt
G, cale w głębi jej sedna. Ponownie i ponownie, drażnił i pieprzył jej
ciasne łono, jego penis pulsował w rytm jej sedna. Kurwa, chciał być w
niej - z nią gdy dojdzie. Ale to przyjdzie... później.
- Caleb. - sapnęła i naprężyła się. Jej orgazm był blisko.
Nie zwolnił, nie dał jej szansy na złapanie oddechu czy zwalczanie jej
uwolnienia. Potrzebował tego prawie tak bardzo jak ona. Pracował
szybciej, oceniając jej odpowiedź na niego, uśmiechając się wewnętrznie
na każdy jęk, sapnięcie i pomruk, który opuścił jej usta.
Kołysała się razem z nim i ponownie zwiększył tempo. Malutkie
popiskiwanie z niepełności i potrzeby uciekały jej gdy zbliżała się do
krawędzi. Czuł jak jej orgazm się buduje, faluje, tańczy pod jej skórą.
Oczy błyszczą, kły obnażone gdy krzyczała, jej łono zaciskało się na jego
palcu, ciało wyginało się i rozciągało, cale nad materacem gdy zawyła w
uwolnieniu. Warczenie, krzyki przychodziły razem z jego imieniem na jej
ustach... a wkrótce, on zrobi to samo.
Zanim ostatnie drżenie zagrało jej ciałem, Lyssa szarpnęła za więzy,
walcząc z srebrem i stalą kajdanek, i żelazem wezgłowia. Kobieta była
usatysfakcjonowana, ale wilk pragnął więcej. Dużo więcej. Potrzebował,
chciał, pragnął jego dotyku, pociągnęła ponownie, wyraźne brzmienie
metalu zgrzytającego o metal rozbrzmiewało i łączyło się z jej ostrymi
dyszeniami.
Caleb wysunął palec z jej pochwy, a nowa fala potrzeby przelała się przez
nią. Szybko i ostro, to przytłoczyło jej zmysły, wilk domagał się by wzięła
swojego partnera.
Pociągnęła za srebro i stal, skarżący zgrzyt metalu doszedł do jej uszu.
- Caleb.
Wpełznął w górę jej ciała, biodra nad jej biodrami, penis palił jej wciąż
pulsujące łono, błagające o więcej.
- Shhh... - odsunął włosy z jej twarzy i ugryzła jego nadgarstek, zmuszając
by kontynuował dotyk. - Spokojnie, spokojnie Lyss. Zamierzam dać ci to
czego pragniesz.
Zajęczała. Czy wiedział? Czy rozumiał czego teraz potrzebowała?
Potrzebowała tak bardzo, pragnęła jak niczego wcześniej. Jej ciało
Bóg naprawdę powinien ponownie rozważyć stworzenie wilkołaków. To, albo Lyssa powinna mieć lepszy gust w mężczyznach i trzymać się z daleka od tych marzycielskich oczu... i innych rzeczy. Pijana jak wilk, dowleka się do domu jej najlepszego przyjaciela by przespać jej odurzenie whiskey, a budzi się w... kajdankach? Caleb widzi swoją szansę i bierze ją. Jego kumple z sił nabijali się z niego za kupno srebrnych kajdanek. Ale z wilkołakiem w swoim łóżku, kobietą, za którą tęsknił od nastoletnich lat, nie będzie ryzykował. Lyssa była jego. Tylko jeszcze o tym nie wiedziała. What the Cuff? By Celia Kyle
ROZDZIAŁ 1 Bóg najwyraźniej nie rozważał zdradzających mężczyzn gdy dał Lyssa możliwość przemiany. Nie. Jak nieomylny nasz potężny stwórca powinien być, zdecydowanie nie rozważył, że mężczyzna może być tak głupi by zdradzić wilkołaka. Jeśli by to zrobił, wiedziałby, że obdarowanie kobiety mocą wydłużania kłów na tyle by rozerwać mężczyznę na strzępy, jest błędem. Oh cóż, Byron miał się właśnie przekonać o tym na własnej skórze. Zapach seksu, Byrona i jakiejś nieznanej kobiety wypełniało i tańczyło w domu Lyssy gdy przekroczyła próg jej domu. Jej. Domu. Przyprowadził jakąś lalunię do ich wspólnej przestrzeni, a teraz, zapłaci za to. Do diabła, oboje zapłacą. Człowiek nie mógłby wejść do tego domu i wyobrażać sobie, że to on go udekorował, prawda? Fakt, że kobieta ugania się za zajętym facetem znaczy, że nieznajoma poczuje jej gniew tak samo jak Byron. Ciężkie, pobudzone piżmo Byrona wkurwiło jej wilka. Połącz jego zapach z lepką słodkością kobiety a zwierzę jest gotowe do rozwalenia domu na kawałki w ich poszukiwaniu. Tak jak było, nie musiała długo ich szukać. Oczywiście, używali sypialni. Jej. Sypialni. Oddychaj... po prostu oddychaj. Kolejna fala ich zmieszanych zapachów zalała ją i poprawiła się. Okay, oddychaj przez usta. Wdech i wydech. Powoli i równo. Tak, powoli i równo rozerwie ich na kawałki. Jeden kawałek mięśnia, krwi i kości na raz. Oparła się o ścianę przed sypialnią i czekała aż lalunia skończy. Z jęków jakie wydawał Byron, nie zajmie mu już dużo czasu przekroczenie linii. No ale, on zawsze był mężczyzną jednej minuty. Za to kobieta, trwało ro wie-czno-ść. No już dojdź w końcu, suko. - Oh, Byron! Tak! Tak! Tak!
Nie, nie, nie! Przynajmniej, to będzie krzyczał gdy tam wejdzie z obnażonymi kłami i oczami świecącymi jak pełnia. Prawda, tak naprawdę to nie kochała tego faceta, ale był jej. Przez chwilę. A nikt nie zdradza czy porzuca Lyssy McGiven. Nawet jakiś ziemisto biały, pedziotyłkowy ludzki samiec. Uszczypnęła grzbiet nosy gdy krzyki tej laluniowatej stawały się głośniejsze i głośniejsze. Ludzie, niektóre kobiety wiedziały jak udawać. Byron nigdy nie mógł wycisnąć z niej orgazmu, więc nie mogła sobie wyobrazić jak zdołał, w najmniejszym stopniu, wydobyć duże O z tej kobiety. Sprawdziła zegarek. 6:15. Gdyby już skończyli, mogłaby jego i jego gówno wyrzucić z jej domu i obejrzeć wiadomości o 10. Tik tak, Byron. Zawodzenia kobiety stawały się coraz głośniejsze, zacieniając obecność Lyssy. - Tak! Mocniej, szybciej. Szybciej, a on skończy przed tobą, słodziutka. Prawie współczuła tej kobiecie... prawie. - Lubisz to, kochanie. Lubisz Byronatora głęboko w swoim tyłku? Byronator? Tyłek? Przerażenie spłynęło po Lyssie. On był w jej tyłku? Oparła się pragnieniu prychnięcia. Ledwie. Kobieta zasługiwała na to co miała z Byronem jeśli pozwoliła się zdominować mężczyźnie. Do diabła, zasługiwali na siebie. Ona nigdy nie ugięła się przed swoim chłopakiem - ex chłopakiem - i dała mu swój tyłek. Dla jej rodzaju, to było jak podanie facetowi przepustki 'wypieprz mnie' i pokazanie mu brzucha. Zrobiła tak tylko raz, do jej alfy, i nigdy więcej tego nie zrobi, jak długo żyje. Nie, nie ma mowy, zapomnij. - Tak, pieprz mnie, proszę Byron. - błagała kobieta. Tak, będzie nawet mocniej błagać gdy skończy przed nią i zostawi niezaspokojoną. Lyssa zerknęła przez szparę w drzwiach i uśmiechnęła się znacząco. Okay, suka miała charakter. Mogła dać Byronowi tyłek, ale ujeżdżała go jak kowbojka, utrzymując władzę gdy on starał się pod nią nadążyć. Lyssa przechyliła głowę na bok, patrzyła jak nieznajoma sprawiała rozkosz jej mężczyźnie. Po zastanowieniu, chyba nigdy nie widziała tak czystego zachwytu w twarzy Byrona gdy oni się kochali. Nie... nigdy. Huh. Pochrząkiwanie, jęczenie i jęki stawały się głośniejsze gdy sekundy mijały. Sprawdziła zegarek. Yup, najwyższy czas by wytrzymałość Byrona się
wykończyła. Kobieta ujeżdżająca go krzyknęła i wygięła się w łuk w, co Lyssa założyła, miało być jej orgazmem. Byron zrobił to samo, wyginał się i zagłębiał w kobiecym tyłku. Zamarli, ciała wygięte, z ustami otwartymi z rozkoszy. Jak erotyczna rzeźba na środku sypialni, para zafascynowała ją. Nie chodziło o ich seks. Seks? Widziała więcej seksu w jej życiu jej sfory by starczyło na dwa kolejne życia. Nie, to było coś innego. Coś... innego w ich wiciu się na prześcieradłach, za które ona zapłaciła. Czekoladowe oczy Byrona złagodniały gdy patrzyła na kobietę nad sobą. Na ostrych powierzchniach jego twarzy, zwykle napiętych i pustych gdy patrzył na Lyssę, wydawały się bardziej... zrelaksowane. Głaskał i pieścił kobietę, dłonie gładziły skórę jej rąk, ramion i pleców długimi zamaszystymi ruchami. Kobieta pochyliła się nad piersią Byrona, trącając nosem i drapiąc zębami miejsce łączenia jego szyi z ramieniem. Otwarła usta by powiedzieć nieznajomej, że on tego nie lubi, nie lubi jak jego szyja jest dotykana i zdecydowanie nie lubił przytulania po seksie. Ale... ale uśmiech wyginał wargi jej ex i wydawało się, że złapał ją mocniej, przyciągając bliżej. Lyssa uśmiechnęła się przez drzwi, a oczy Byrona otworzyły się szeroko, zderzając z jej. W tym momencie, w tej sekundzie, wiedziała. Nigdy nie kochała Byrona. To było oddanie ich związkowi. Była z nim bo jego sukces pasował do jej, i zdawali się mieć te same upodobania. Seks był mierny, w najlepszym razie, a zostali razem tylko dlatego, że ich związek wydawał się odpowiedni finansowo. Nigdy nie miała złudzeń, że mężczyzna leżący na łóżku, kutas nadal osadzony w innej kobiecie, był jej partnerem. Ale teraz, widząc co lśni w jego oczach (po jego początkowej panice) nie mogła zaprzeczyć temu, co było przed nią. Miłość. Cofnęła się od drzwi, uwaga skoncentrowana na odpoczywającej parze, oczy Byrona nie opuściły jej. Gdy już nie mogła dłużej patrzeć na tych dwoje, odwróciła się plecami do nich i ruszyła przez dom w kierunku kuchni. Ich połączony zapach zdawał się za nią podążać, szydząc z niej, pokazując czego nigdy nie miała i najwyraźniej na co nie zasłużyła. Potrzebowała drinka. Dużego. Z trzęsącymi się rękoma, wyciągnęła skrzącą, kryształową szklankę z szafki i nalała dwa palce whiskey. Jednym tchem, wypiła duszkiem płomienny, cuchnący alkohol i przechyliła butelkę by ponownie nalać. Bóg tylko wiedział jak Byron wlewał to do żołądka, ale ona musiała
znieczulić uczucia odbijające się z rykoszetem w jej sercu. Zazdrość, gniew, uraza... walczyły o dominację. Jej wilk pragnął krwi, ale jej ludzkie serce chciało tylko wpełznąć do dziury i zaniknąć. Jej uszy nastawiły się gdy miękki tupot stóp i dźwięk przesuwania materiału napełnił ciszę. Śledziła ruch, używając wyostrzonych zmysłów na swoją korzyść, jak zawsze. W ciągu chwili, piżmowy zapach Byrona, i seksu, wypełnił kuchnię, wypierając wszystko inne, nawet whisky. - Alyssa? Opróżniła kolejną szklankę. Która to była? Druga? Nie, jak do tej pory trzecia. Cholera, jej demony nadal walczyły o przewagę. Wzięła głęboki, oczyszczająco wdech przez usta, przywdziała pusty wyraz twarzy i odwróciła się. Nie miało sensu pokazanie temu mężczyźnie jak na nią wpłynęło to, co zobaczyła. - Byron. - Nie zadrżała. Albo wzdrygnęła się. Czy rozpłakała i zaczęła błagać by spojrzał na nią tak, jak na tą kobietę w sypialni, teraz używającej jej łazienki. Nie zrobi tego ponieważ, mimo że tego chciała, zadała sobie sprawę, że nie chciała tego od niego. Jej wilk warknął i burknął, ale oparła się pragnieniu zdominowania tego mężczyzny. Ich cały związek był walką o utrzymanie jej wilka pod kontrolą i mogła tylko zapewnić go, że to wszystko i tak skończyło by się... szybko. - Alyssa, słuchaj... - Lyssa, Byron. - poprawiła podniesionym głosem. Nienawidziła swojego imienia. Nienawidziła. Go. Wiedział o tym i nadal upierał się nazywać Alyssa. Trzy lata 'Alyssy' i była gotowa złamać go jak gałązkę jeśli jej teraz nie posłucha. biorąc kolejny głęboki wdech, błagała wilka by nie przeją kontroli i rozerwał, dosłownie, tego człowieka. Upiła łyk alkoholu i zastanawiała się kiedy zaczęłaby czuć jego efekty. - Lyssa. - poprawił. - Widzisz, to co zobaczyłaś... Zobaczyłaś... Ja nie... Westchnęła. To dlatego nie wzięła jego ciała pomiędzy kły i nie naznaczyła tego mężczyzny. Nawet nie potrafił się jej postawić, jak on miałby żyć z jej rodziną? Jej sforą? Bronić ich młode? - Nie kochasz mnie, Byron. Wiadomość: Ja nie kocham ciebie. Nie kochamy się. To co mamy, mieliśmy, było wygodne i działało. Przynajmniej dopóki nie przyprowadziłeś niszczycielskiej domy Barbie do obrazka. Oczy Byrona błysnęły, a policzki oblały się krwią. Ooh, człowiek był wściekły. - To niesprawiedliwe, Lyssa. Carmen nie ma z nami nic wspólnego. Sama powiedziałaś, było nam wygodnie, a ja chcę od życia czegoś więcej. -
przeczesał włosy palcami. Nalała sobie kolejną szklankę. Tym razem, nalała do pełna. Dlaczego, do diabła, Byron zawsze to sączył? Tak naprawdę to nie uderzało, a tylko lekko paliło w drodze na dół. Miała nadzieję, że w pewnym momencie upije się wystarczająco by utopić zazdrość szalejącą w bebechach. - Tak. - westchnęła. - Masz rację. Było wygodnie, ale już... nie jest. - uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami, ale nie czuła nawet odrobiny ciepła, szczęścia czy dystansu, którym starała się nadać odkrycie. Koniec. Wszystkiego. Trzy lata żyjąc z człowiekiem, którego jej wilk z ledwością tolerował, odeszło. Zrujnowane. Przez miłość. Dla kogoś innego. Dopiła resztę drinka i chciała nalać kolejnego, ale butelka okazała się pusta. Cóż, to nie wystarczy. - Wychodzę, Byron, ale wrócę jutro, a wtedy możemy przedyskutować podział rzeczy w domu i ustalić kiedy się wyprowadzasz. Powiedz swojej tchórzliwej łani, że ma niezły tyłek. Lyssa puściła oko do swojego ex i uśmiechnęła się prawdziwie gdy go mijała. Zawsze lubiła szokować faceta, albo swoim zachowaniem, albo mówieniem czegoś w nieodpowiednim czasie. Jak... teraz. - Może kiedyś będę miała okazję spróbować. Przeszła przez dom w stylu rancha, mijając fragmenty ich przeszłości gdy zbliżała się do drzwi. Różne przedmioty przyciągały jej uwagę gdy szła. Ich zdjęcie przy Wielkim Kanionie, plemienna maska z Afryki, rzeźba, którą razem kupili we Włoszech. Każde z nich mówiło o innym czasie. Czasie gdy ich 'wygoda' wystarczała, a mierny seks był status quo. Wszystko to zniknęło, pochowane pod wijącymi się ciałami Byrona i jego nowej kochanki i pod brudnymi prześcieradłami. Lyssa chwyciła torebkę z kanapy, przechodząc przez salon, i założyła na ramię. Nie oglądając się za siebie, weszła w łagodne światło zanikającego dnia i zamknęła drzwi z cichym kliknięciem. Teraz, mogła się rozpaść.
ROZDZIAŁ 2 Potrzeba było trzech butelek by uciszyć wilka, ale wypiła czwartą żeby mieć pewność, że utrzyma swoją paszczę zamkniętą, zazdrość... to zupełnie inna historia. Pukając do drzwi Caleba o północy, bo nie miała gdzie indziej się podziać, narodziło więcej emocji bębniących w jej sercu. Zastanawiała się co jeszcze ma wypić żeby ta depresja zmarła straszliwą śmiercią. Wszystkie te uczucia, ugh. Emocje nie były częścią jej makijażu. Istniała tylko jedna osoba, którą mogła zaakceptować i przy której mogła pozwolić sobie czuć, a on nie otwierał tych przeklętych drzwi. Lyssa waliła w drewno obramowane stalą. - Caleb. - Bum-bum-bum. - Caleb, otwórz. - Bum. - Wierz, że cię słyszę. Wyłącz to gejowskie porno i otwórz drzwi! - oparła głowę o zimną stal i czekała. Oskarżenie o oglądanie gejowskiego porno wyciągnie go z łóżka. Musiało. Szybkie bębnięcia biegnących stóp przeszły przez barierę drzwi i uśmiechnęła się. Nadchodził. Dobrze. Przyjdzie i zajmie się nią, tak jak zawsze. Umieściła rękę na drzwiach, absorbując zimno, gdy czekała by Caleb ją wpuścił. Zamki kliknęły, a klamka obróciła gdy ona tam stała, pozwalając drzwiom utrzymywać jej wagę. Człowieku, może czwarta butelka była błędem. Jej ciało było piecem filtrującym alkohol przez jej system. Przeklęte wilcze geny. Gdyby była człowiekiem... Prawdopodobnie by nie żyła. Okay, zła myśl. Nie chciała fizycznie nie żyć, tylko emocjonalnie. Świetnie spisywała się w roli emocjonalnie niedostępnej kobiety. Aż do teraz. Teraz, cierpiała... wewnątrz. Drzwi otwarły się, a ona poleciała do środka, prosto w silne ramiona
Caleba. Ah, wiedziała, że ją złapie. - Whoa, cholera Lyssa, pachniesz jak pieprzony browar. Podciągnął ją na nogi, niezbyt łagodnie może dodać, i oparła się o jego pierś, oczy zamknięte. - Jak dużo wypiłaś? Wyciągnęła cztery palce...przynajmniej myślała, że cztery. - Cztery drinki? Co zrobiłaś, całe wylałaś na siebie? Caleb wciągnął ją przez próg i oparła się o ścianę. Słyszała jak zatrzaskuje drzwi i zatrzaskuje zamki. Caleb był gliną i bardzo dbał o własne bezpieczeństwo. Wielokrotnie mówił jej, że dokładnie wiedział co tam było, a najgorsze było daleko od jej sporadycznych futerkowych skłonności. - Butelki. - szła niepewnym krokiem przy nim, używając jego ciała jako podpory. Niestety on się zatrzymał, a ona szła nadal. Poleciała do przodu, te same silne ramiona owinęły się wokół niej od tyłu i ponownie ustawiły do pionu. - Cztery butelki? Jezu, Lyssa. - Przyciągnął ją do siebie. - Dlaczego do mnie nie zadzwoniłaś? Wzruszyła ramionami. Dlaczego tego nie zrobiła? Zbyt wiele powodów, a niewystarczająca ilość płynów w jego domu nie zmusi ją do powiedzenia. - Po prostu nie. - Chodź. - poprowadził ją na tył domu. - Zaprowadzimy cię do łóżka, a porozmawiamy o tym rano. Mijając łazienkę, uchwyciła się futryny. Cholera jeśli jej pęcherz nie dawał o sobie znać. Jak, właśnie teraz. - Muszę siusiu. - Potrzebujesz pomocy? - spytał gdy uwolnił ją by sama poszła do toalety. - Nie, jestem pijana, nie kaleka. Poza tym, przecież nie wlecę. Mój tyłek uchroni mnie od utonięcia w toalecie. - Zaśmiała się. Cholera, nawet pijana, była zabawna. Trzepnęłaby się po kolanie gdyby go znalazła. Stojąc przed toaletą, sięgnęła pod rąbek swojej sukienki po majtki i zauważyła, że Caleb nadal stoi przy drzwiach. - Mogę w czymś pomóc? - Tylko sprawdzam czy nie będę potrzebny. - uśmiechnął się znacząco, a jej wilk, cholera ta suka znowu wróciła, chciał zetrzeć ten uśmieszek z jego twarzy. - Sama mogę siusiać, Caleb. Już to robię od dłuższego czasu. - nie ruszył się z miejsca. - Przynajmniej się odwróć, ośle.
Zrobił jak prosiła i Lyssa zabrała się za robotę. Wszystko szło dobrze. Ciało odczuło ulgę, a ona wpatrywała się na majtki wokół kostek. Cholera, to była długa droga w dół. Okay, majtki są przereklamowane, a ona i tak kładzie się do łóżka, prawda? Skopała je z nóg i zostawiła na macie. Trzeźwa i w dziennym świetle, wtedy je podniesie. Taak, jutro. Lyssa przetoczyła się na nogi. Huh, toczenie. Jej brzuch też trochę się zakręcił. Z pchnięciem, spuściła wodę w toalecie i ruszyła w kierunku szerokich pleców Caleba. Kolejny raz, z łatwością ją złapał. - Lepiej? - przytaknęła przy jego plecach. - Chcesz coś do jedzenia czy chcesz iść do łóżka? - Oba. - Wyjęczała, trącając nosem jego plecy. Sięgnął do tyłu i przyciągnął ją do swojego boku. Razem, posuwali się w głąb korytarza. - Zamierzam cię tu umieścić, k? Bardzo dużo wypiłaś, a twoi rodzice rozerwaliby mnie na strzępy gdybym się tobą nie zajął. - pocałował czubek jej głowy i uśmiechnął się. To był jej Caleb. Najlepszy przyjaciel jakiego wilkołacza kobieta może mieć. Był facetem, który nie gada bzdur i wie kiedy się postawić, a kiedy jej odpuścić. Zawsze tak było pomiędzy nimi, od czasu gdy poznali się pięć lat temu. - M'kay. - Burger dobry? Krwisty? Oh, mówił w języku jej wilka, a ta suka bzikowała bo została odurzona alkoholem. - Mmm... taak. Lyssa opadła na wielkie łoże i zakopała się w stercie poduszek, które Caleb trzymał na materacu. Efekty alkoholu już filtrowały się w jej systemie i znikały. Szkoda. Nie chciała zmierzyć się z wieczornymi wydarzeniami czy odgrzewać je z jej najlepszym przyjacielem. Musiała zasnąć bo gdy następnym zatem otwarła oczy, Caleb stał nad nią, bez koszulki i z talerzem w ręku. Ślinka jej naciekła na ten widok, ale jej brzuch buntował się, więc zakopała twarz w poduszkach. - Odejdź. Facet tylko zachichotał. Dupek. - Nie masz ochoty jeść? Potrząsnęła głową. Dźwięk jego stóp na kafelkach dźwięczał w jej uszach
gdy powrócił do kuchni i wrócił do swojej sypialni. Łóżko opadło gdy wczołgał się obok niej, a świat zakręcił się gdy przyciągnął ją do swego boku. Lyssa oddychała przez mdłości, a ta pieprzona wilczyca tylko się podśmiewała. Suka. - W porządku? - Caleb pogłaskał ją po plecach i odsunął włosy z jej twarzy. - Nie. - pociągnęła nosem, ale nie chciała płakać. Byron nie doprowadzi jej do łez. Nigdy. - Tylko... - mocno zamknęła oczy. Nie. Płakać. - Przyłapałam Byrona z inną kobietą. - Aw, Lyssa. - przyciągnął ja bliżej, przytulił. - Przykro mi, kochana. - On ją kocha, Caleb. Jakąś gąbczastą, słabą ludzką kobietę. - przeklęte emocje. - Dlaczego mnie nie mógł tak kochać? To znaczy, wiem, że czasem ciężko ze mną wytrzymać... ale dlaczego nie ja? No wiesz, ja też chcę ładnego domu z białym parkanem i dzieci, może nawet kota, dla młodych by mieli co gonić. Wiesz, normalne rzeczy. Przerzuciła ramię na pierś Caleba, wdzięczna, że ma tak dobrego przyjaciela, mogła na nim polegać i być sobą bez strachu, że użyje jej słabości przeciw niej. - Dlaczego nikt nie pokocha mnie, Caleb? Calebowi przydałby się drink. Kilka. Może nawet cztery butelki, które pochłonęła Lyssa. Nie, to go zabije. Może tylko kilka kolejek. Jasna. Cholera. Ona chciała rodziny. Chciała zobowiązania. Chciała... tych samych przeklętych rzeczy, które on chciał. Lyssa przytuliła się bliżej, zachowując się jakby chciała dzielić jego skórę, nosić ją na sobie. Jej krągłości napierały na niego, drażniąc go snami „a co jeśli”, które miał jego penis napierający na bokserki i dżinsy. Dobrze, że wybrał dżinsy. Pewnie, prawdopodobnie wyczuje erekcję jeśli się o nią otrze, ale dżins i kołdra kryją wybrzuszenie. Cholera. Młode. Zmusił tętno do zwolnienia. Nie miało sensu pokazanie jak reagował na tą wiadomość. Czekał na ten dzień... czekał tak długo. Ciche sapnięcio-chrapanie przedarło się przez jego mgiełkę pobudzenia, informując go, że Lyssa w końcu poddała się alkoholowi, który skonsumowała. Wiedział, że to szybko minie. Góra godzina i będzie
gotowa na kolejną rundę drinków. Tylko... gdy się obudzi, nie będzie pragnąć ognia whisky. Nie, jeśli on będzie miał coś do powiedzenia, albo zrobienia, na ten temat. Wysunął się spod jej uległego ciała, sięgnął do szuflady nocnego stolika i wyciągnął zamówione kajdanki, które zaprojektował dla niej wiele lat temu. Jego koledzy z sił nabijali się z niego gdy pytał gdzie kupić niezawodne srebrne kajdanki. Łatwo było znaleźć kajdanki on-line, ale dla Lyssy, musiały być specjalne. Chciał ją pohamować, ale nie skrępować. Pohamowanie było konieczne. Albo pójdzie na niego wilkiem, gdy usłyszy nowiny, i rozerwie go na strzępy... albo pójdzie na niego wilkiem i wypieprzy na śmierć. Tak czy inaczej, śmierć wydaje się jedynym wynikiem jeśli nie utrzyma ją pod kontrolą, przynajmniej początkowo. Ułożył ostrożnie srebrne kajdanki z ich dwustopowym łańcuchem i patrzył jak Lyssa śpi. Tak piękna... tak zabójcza. Nie miał złudzeń o tej kobiecie, ale nie mógł tego nie zrobić. Nie, gdy byli w tym samym punkcie w ich życiach. Nie ważne jak przerażający jego plan się wydawał. Zatrzasnął obręcz wokół jej nadgarstka, ułożył łańcuch wokół stalowego wezgłowia i zamknął obręcz wokół jej drugiej ręki. Już. Zabezpieczony, teraz wiedział, że może spokojnie wziąć prysznic i nie martwić się poturbowaniem od tyłu. Z wszystkiego co przeczytał, to po ich pierwszej potyczce, znacznie się uspokoi. Przełknął ciężko. Kurwa, miał nadzieję. Caleb zostawił ją spokojnie śpiącą w łóżku i wszedł go głównej łazienki. Zrzucił dżinsy i bokserki jednym szybkim ruchem. Jego penis wyskoczył wolny od materiału, a on westchnął z ulgi. Szybkie spojrzenie na kontuar w łazience, ujawniło wciąż otwartą butelkę wody kolońskiej No Were. Już dłużej nie będzie tego potrzebował. Przynajmniej miał taką nadzieję. Czy łaki zmieniają partnerów? Wkrótce się dowie. Włączył prysznic, gorący, i wszedł pod niego. Szybkimi, wydajnymi ruchami zmył No Were ze swojego ciała. Tak długo nosił ten zapach, zastanawiał się czy wsiąknął w jego system i zmienił jego właściwy, naturalny zapach po tych wszystkich latach. Czy tak samo zareaguje? Za późno na wycofanie się. Spłukał mydło ze swojego ciała, pozwalając ciepłej wodzie zrelaksować go gdy przygotował się na obnażenie duszy przed kobietą przypiętą do jego łóżka. Formalnie, więził ją i łamał więcej praw, niż których nie przejmował się liczeniem. Jeśli to się źle skończy, może go zamknąć na... lata. System sprawiedliwości nie lubi policjantów łamiących prawa. Sprawdził swoją pierś i brzuch, upewniając się, że zmył całe mydło. Przebiegł palcami po krótko przystrzyżonych włoskach wokół jego penisa.
Zdecydowanie nie chciał tam mydła, jeśli wszystko dziś w nocy pójdzie dobrze. Jęk wydobył się z jego ust gdy otoczył swój trzon. Tak twardy. Tak cholernie twardy. Zawsze taki był przy Lyssie i zastanawiał się czy była naturalnie nieświadoma czy specjalnie unikała tematu jego penisa. Po tylu latach ich przyjaźni, musiała zauważyć. Prawda? Jego członek pulsował w dłoni, skandując swoje żądania. Pogłaskał siebie od podstawy do czubka, błądząc po rozkosznym punkcie tuż pod koroną zanim odtworzył swoją drogę. Do góry i na dół, w powolnych, równych ruchach, pocierał swojego penisa. Tylko żeby odsunąć się od krawędzi, pomyślał. Nie ma sensu ściganie jej jak rozszalała bestia... jeśli była chętna. Caleb oparł swoją wagę na kafelkowej ścianie, przedramię o zimną, gładką powierzchnię gdy druga ręka głaskała członek. Woda działała jako odpowiedni nawilżacz gdy głaskał siebie, myśli błądziły z powrotem do kobiety na łóżku. Jej blond włosy zdawały się błyszczeć w świetle księżyca, który tak kochała. A jej oczy... były najjaśniejszymi, najczystszymi błękitami jakie kiedykolwiek widział. A będąc policjantem, widział wielu ludzi. Ale Lyssa... Lyssa była inna. Jego myśli dalej się wznosiły. Z jej wspaniałych włosów, do jej zdumiewających niebieskich oczu, w dół na jej blado różowe usta w kształcie łuków. Te pełne usta, dałby wszystko gdyby miał je teraz wokół jego penisa... wszystko. I cholera jeśli nie miała ciała wartego czci. Krągłości po krągłościach po krągłościach pokrywały ją od stóp po głowę. Żartowała w łazience na temat jej tyłka, a on powstrzymywał się by nie przetrzepać ją za ten komentarz. Jej tyłek był piękny, okrągły i bujny, wystarczająco by kręcić i podskakiwać gdy chodziła. Jej uda nie były gałązkami, ale bujne i mocne, pokazując, że była prawdziwą kobietą a nie jakąś szkapą. Jej talia zaginała się nad jej biodrami, ale nie zbyt mocno. A jej piersi były po prostu w idealnym kształcie. Duże. Nie sztucznie duże, ale idealnie pasowały do jej ciała i wiedział, że, gdyby dała mu szansę, pasowałyby równie idealnie do jego dłoni. Myśli o niej, na kolanach przed nim, podgrzały jego pożądanie. Te różowe usta wokół jego penisa, te błękitne oczy patrzące się w niego gdy wilgotna kurtyna jej włosów spływała na jej plecy wzdłuż kręgosłupa aż do tyłka... Jądra Caleba podciągnęły się napięte na myśl o niej ssącej jego, pozwalającej mu pieprzyć jej piękne usta. Taak, byłaby tak dobra, tak gorąca i słodka w trakcie ssania. Mrowienie narastało i formowało się przy podstawie jego kręgosłupa. Lada chwila...
Narastające szczekanie i następujące po nim wycie przedarły się i wybuchły ponad dźwiękami prysznica. Kurwa. Obudziła się. I była wkurzona.
ROZDZIAŁ 3 Caleb przedarł się przez drzwi łazienki, nagi jak dzień był długi, lśniąc od resztek prysznica i... twardy jak wilk obok suki w rui. - Co do... - potrząsnęła nadgarstkami na tego łajdaka. - Kajdanki? Poważnie? Wiem, że nadal byłeś wkurzony za to, co stało się gdy byliśmy dziećmi. Obiecałeś, że ci przeszło, Caleb. - Spojrzała na jego erekcję, jej łono wilgotniało z każdą sekundą. - I są srebrne, dupku. Sre-brne. - Dokładnie wymówiła to słowo, na wszelki wypadek gdyby nie słuchał, skoro jego oczy zdawały się zajęte czymś bardziej na południe. Cholera. Dlaczego nie założyła majtek po skorzystaniu z toalety. Oh, prawda. Nie mogła. A teraz, obudzone, jej ciało ją zdradzało. Świetnie. Najpierw jej uczucia zdecydowały się przeskoczyć mapę, a teraz jej ciało i jej wilk nawalały. Suka pełzająca pod powierzchnią była cała w mokrych pocałunkach i szczeniackich jękach, przewracała się na plecy, eksponując brzuch, zanim skakała na łapy i odsuwała ogon z drogi. Zdradziecka suka. Chciała pieprzenia od ich najlepszego przyjaciela. I, z jakiegoś powodu, nie brzmiało to zbyt źle w tym momencie. - Lyssa, mogę wyjaśnić. - podszedł bliżej wolnymi krokami. Ślinka jej ciekła z każdym zbliżającym się calem, jej usta mrowiły, a język bolał od pragnienia wirowania wokół jego korony. Oh, dobrzy Boże, nie. Odsunęła się od brzegu łóżka, starając się odsunąć od niego na ile tylko kajdanki pozwolą. - Oh Boże, myślę, że nadal jestem piana, Caleb. Coś jest naprawdę nie wporządku. - jej tętno przyśpieszyło, oddech przychodził gwałtownie. - Myślę, że powinieneś zadzwonić po moich rodziców albo coś... Jęknęła i oparła się o jego dłoń, którą głodził jej policzek, delikatnie obejmując jej twarz. Jego zapach przytłaczał ją swoją uderzającą do głowy, gęstą pikanterią i głębokim piżmem, i leciutkim dodatkiem
słodkości. Niezdolna się powstrzymać, odwróciła głowę i polizała jego nadgarstek, skomląc gdy jego smak eksplodował na jej języku. Więcej, jęczał wilk, żądał. Więcej. Szarpnęła głowę od jego dotyku i zanurzyła ją w kołdrze. - Naprawdę musisz założyć jakieś ubranie i uciec ode mnie zanim zrujnuję naszą przyjaźń, Caleb. Jeszcze trochę, a wypieprzę cię do utraty zmysłów, pomimo srebrnych kajdanek. - zakończyła warknięciem gdy Caleb przysunął się nawet bliżej. - Lyssa, muszę coś wyznać... Melodia Bad Boys od Inner Circle wypełniła pokój, melodia stała się popularna przez program COPS. Człowieku, jej przyjaciel ma naprawdę pokręcone poczucie humoru, a jego praca miała gówniane poczucie czasu. - Kurwa. - Caleb spojrzał na nią surowo. - Nie ruszaj się. Prychnęła. Dzięki niemu, nie mogłaby tak naprawdę gdzieś iść, a jej wilk stanie się żyjącą furią jeśli spróbuje opuścić ten dom w tym momencie. Drapał i jęczał, tańcząc w kółko, błagając by zrobiła...co? Caleb odepchnął się od łóżka i podniósł telefon z nocnego stolika, otworzył go i przysunął do ucha. - Johnson. - warknął do telefonu. Odpowiedział mu nalany głos, zniekształcony przez gówniany odbiornik. A niech to, co było ze słuchu wilka jeśli nie może dowiedzieć się kto dzwoni do jej mężczyzny o prawie drugiej nad ranem. Ta myśl trzymała ją krótko, a panika ścisnęła jej serce gdy wilk wiwatował z radości. Nie. Oh, do diabła nie. Nadal czuła skutki zbyt dużej ilości alkoholu i emocjonalnego wstrząsu, Caleb nie był jej. Słyszysz mnie, wilku? Nie. Zły pies! - Hałasy? Nie, nie było żadnych hałasów. - ten człowiek miał czelność spojrzeć na nią. Na. Nią. To nie ona zamknęła się w czasie snu. Czy zapomniał o tym? Obnażyła zęby na niego i szarpnęła za srebro i stal. - Nie, nic nie słyszałem. - odwrócił się do niej tyłem co dało jej idealny widok na jego perfekcyjnie wyrzeźbione pośladki. Chciała je uszczypnąć i ugryźć, spędzić godziny ucząc się wgłębień i krągłości jego ciała. Nie. Zły. Pies. Przestań sprawiać, że fantazjuję o moim najlepszym przyjacielu, Suko. Wilk warknął na nią. Pieprzona klątwa. - Może panna Thompson słyszy coś, Miguel. Wiesz jaka ona jest. Zawsze nas wzywa gdy jestem na służbie. Oblizała wargi, napływała jej ślinka na maluteńką przekąskę tego podskakującego kawałka szacownego tyłu. - Uh, huh. Będę czujny, ale nie ma powodu. Jestem pewien... - zmrużył
oczy na nią, a ona udała niewinność. - Że nie będzie dzisiaj żadnych zakłóceń. Prawdopodobnie jakieś dzieci z nią zadzierają czy coś. Uh huh... Tak. Pogadamy później. - Caleb zatrzasnął telefon i położył go na stoliku zanim odwrócił się do niej twarzą. Oczywiście, jej spojrzenie skupiło się na penisie, który drgnął pod jej uwagą. Pychota. - Hej, oczy w górę, Lyssa. Oderwała uwagę od jego członka, oczywiście powoli. Jej spojrzenie wędrowało po jego podbrzuszu, mentalnie śledząc każdą krzywiznę mięśni, które obramowały jego biodra, zanim podążyła bardziej na północ, na liczne fale jego brzucha. Sześciopak. A ona była spragniona. Jego klata również była jak wyrzeźbiona z marmuru, ten cały mężczyzna-statua wart był Michała Anioła. Z każdą mijającą sekundą, jej podniecenie i pożądanie wzrastało... do czasu gdy dotarła do jego twarzy i zauważyła znaczący uśmieszek. - Dupek. - Też cię kocham, dziecino. - usiadł na łóżku, tuż poza jej zasięgiem. - Teraz, czy jest coś o czym musimy porozmawiać? Potrząsnęła głową. - Jesteś pewna? - pochylił się, cale od jej twarzy, i wciągnął powietrze. - Ponieważ czuję twoje gorąco, Lyss. Czy to dla mnie? Warknęła i kłapnęła na niego szczęką, omijając jego nos o milimetry. - Łajdak. Wiesz, że whiskey mną pieprzy. Czy robisz to celowo, bo zawstydziłam cię gdy byliśmy dziećmi? Wiedziałam. To dlatego, prawda? Przysięgam na Boga, Caleb. Gdy się uwolnię, pójdę gównowilkiem na twój tyłek. Caleb obezwładnił ją zanim mogła mrugnąć. Jego ciało naciskało na jej tak dokładnie, że jej potrzeba wzrosła do poziomu gorączki. - Słuchaj i słuchaj dokładnie, Lyssa. To nie jakaś pieprzona gra odwetu. Prosiłaś się o to. Powiedziałaś, że jesteś gotowa na to i kurwa wie, byłem cierpliwy i czekałem jak pieprzony omega, błagając o strzępy. Ale już nie. Twarde mięśnie naprężyły się i emanowały gniewem, strach formował się na niej, cienka tkanina jej sukienki oddzielał ich. - Caleb? Jedna dłoń nakryła jej policzek na chwilę zanim przesunął place na jej włosy i zacisnął je na nich, wymuszając na niej swoją wolę. Przysunął jej twarz do szyi. - Oddychaj. Wdychaj. Powiedz mi co czujesz. Buntowała się, walcząc z nim, jej wilk, tym razem, był z nią w zgodzie. - Caleb, przestań.
- Wdychaj. - zgrzytnął. Zrobiła jak kazał, niechętnie biorąc głęboki wdech, umyślnie wdychając jego zapach. Tylko że.... ten był inny. Mocniejszy, głębszy, bardziej piżmowy z odrobiną słodkości, w której jej wilk wcześniej chciał się obtoczyć. Odetchnęła jeszcze raz, napełniając płuca zapachem, który ją wzywał, który łączył i tańczył z jej własnym. Jej wilk zaskomlał, a ona zgodziła się z nim bez wahania. Chciała więcej. Lyssa polizała jego szyję, smakując słodko słonej mieszanki skóry Caleba. Przetoczyła jego smakiem na języku przez sekundę i wróciła po więcej. Ten zapach... ten smak. Chciała tego wszystkiego. Chciała czuć to na języku wiecznie i by wypełniało jej ciało i duszę na wieki. Będzie broniła, walczyła i zabijała by obronić... jej partnera. Sapnęła i szarpnęła się od jego szyi, odwracając się od niego jak to tylko było możliwe. - Coś ty zrobił? Nie zawsze byłeś taki... Co się stało, Caleb? Potarł nosem jej szyję, podgryzł jej ramię. Zadrżała. - Pragniesz mnie, Lyss? Nadal czujesz to samo co przed laty? - Jesteśmy przyjaciółmi. Przyjaciółmi. Miałam... pewnego rodzaju wydarzenia przy dojrzewaniu. Rodzice powiedzieli ci, nam. Podparł się na rękach, patrząc się na nią blado brązowymi oczami. - Nadal tak myślisz? Nadal myślisz, że jesteśmy tylko przyjaciółmi. Mogę cię wyczuć, a ty, na pewno jak diabli, chcesz poczuć jak jestem twardy. - Przesunął się na bok, pozostając blisko niej, ale już jej nie przyszpilając do materaca. - Jestem twoim partnerem. Byłem od twoich trzynastych urodzin. Nie zauważyłaś, że wtedy zmienił się mój zapach? Lyssa wróciła myślami do przeszłości, do jej trzynastych urodzin gdy obudziła się jako kobieta, wilk, przechodząc przez pierwszą ruję. Jej ojciec był przerażony, że jego mała córeczka stała się kobietą, a jej matka płakała i podekscytowana dzwoniła do wszystkich suk w jej rodzinie. Ona... dużo nad tym nie myślała poza faktem, że pływanie było poza jej zasięgiem na pięć do siedmiu dni. Do diaska. Oh, i totalnie żyła by na Advilu (lek przeciwbólowy) przez... wieczność. Jej urodziny przyszły ze świtem od razu następnego dnia, a ona i jej mama przeszły przez dom, sprzątając i przygotowując przyjęcie na popołudnie. Niedługo, Caleb, wysoki i szczupły z brudnymi blond włosami, ramiona i nogi przyjechał. Na początku, nie całkiem wiedziała co w nim było złego. Wydawał się inny. Ale matka utrzymywała ją zajętą, nie miała za bardzo czasu na rozmyślanie o zmianie, a wariowanie jej wilka zwaliła na szalejące hormony w ciele. Matka powiedziała jej, że wszystko się zmieni
przy pierwszej rui i nie kłamała. Godziny później, wykończona od tańców i bawienia się z przyjaciółmi, ona i Caleb sprzątali podwórko, wyrzucając pozostałości jedzenia i puste szklanki. Podwórko czyste, pokryci potem, ruszyli do domu z torbami w rękach. To wtedy poczuła ten piżmowy, słodki, muszę-mieć-natychmiast zapach. Tylko wtedy, o zmierzchu jej urodzin, bryza przyniosła idealny aromat i osłabiła jej wilka jak pełnia księżyca na haju. Kolejnych kilka minut było zamazanych, ramiona i kończyny plątały się, zęby wydłużały. Pamiętała szarżowanie na Caleba... i co robienie? Nie mogła sobie przypomnieć. Jej rodzice ich rozdzielili, odseparowali. Dni później, Caleb powrócił, kilka zadrapań zdobiło jego twarz i ramiona, ale poza tym, nie najgorzej. Ale do tego czasu zapach, który doprowadził ją do szaleństwa, zniknął i nigdy później go nie czuła. Aż do teraz. Musiał wyczuć jej dezorientację, ponieważ powiedział jej co się dokładnie stało. - Odkryłaś, że jestem twoim partnerem w wieku trzynastu lat, nie wiedziałaś co z tym zrobić, a ja byłem przerażony. - jego policzki zabarwiły się na czerwono w najsłodszym rumieńcu... Nie. Przestań. Słuchaj, suko. Chrząknął. - W każdym bądź razie, twój tato wyjaśnił wszystko. Cóż, nie wszystko, ale wystarczająco i dali mi butelkę No Were. Używałem jej codziennie od tamtego czasu. - No Were? Poważnie? - przytakną. Używał specjalnie zaprojektowanej, ukrywającej zapach, wody kolońskiej od jej trzynastych urodzin. Siedemnaście lat. - Ale dlaczego dzisiaj? Dlaczego teraz? O co chodzi z tymi kajdankami? I... dlaczego? Pochylił się i wycisnął lekki pocałunek na jej ustach, i oparł czoło na jej. - Ponieważ jesteś gotowa. Ponieważ chcesz uroczego domu z dziećmi i kotem, którego młode będą mogły terroryzować, i ja też tego chcę. Pragnę tego już od dłuższego czasu, Lyssa, i zamierzam tego żądać jeśli nie sprzeciwisz się całkiem cholernie mocno. - Okay, ale o co chodzi z tymi kajdankami, byczku? Uśmiechnął się, oczy wwiercały się w jej. - Wiem co te pazury mogą zrobić i doszedłem do wniosku, że to pozwoli mi załagodzić, zanim rozerwiesz mnie na strzępy, naznaczając jako swojego. - Pewny siebie pieprzeniec, co? Zachichotał. - Pełen nadziei, może.
- Mmhm. Zamierzasz coś teraz zrobić, przystojniaku? - Jej łono pulsowało w rytm bicia serca, błagało o niego. - Tak, myślę, że tak. - Cóż, pośpiesz się zanim mój wilk się zmęczy czekaniem i naznaczy twój tyłek na nocną przekąskę. - zagroziła, ale tak naprawdę nie miała tego na myśli. Teraz gdy znalazła swojego partnera, nie zrani go... zbyt mocno.
ROZDZIAŁ 4 Członek Caleba pulsował od niezaspokojonego pobudzenia i bolał od potrzeby bycia wewnątrz Lyssy. Tak długo... tak długo czekał na tą chwilę i niech będzie przeklęty, jeśli zrujnuje wszystko przez kochanie się z nią jak dwupompowy matoł. Stoczył się z łóżka, z dala od pokusy jej skrępowanego ciała i przeszukiwał szufladę nocnego stolika. - Hej! - zaprotestowała, napierając z całej siły na srebro i stal trzymające ją na uwięzi. - Co? Przeszukiwał zawartość szuflady, wibratory i dilda, małe tubki nawilżacza i prezerwatywy... szukał. Naprawdę powinien uporządkować tą szufladę już dawno temu. W końcu, znalazł co szukał i przytrzymał je dla jej inspekcji. - Nożyczki? - pisnęła. Trochę wystraszona. Lubił ją taką. Trochę chwiejna, niepewna. Lyssa zawsze panowała, zawsze. A teraz była jego kolej na przejęcie rządów. - Tak. Rozbiorę cię, ale jestem pewien jak diabli, że cię nie uwolnię. Jeszcze nie. - Uśmiechnął się znacząco i klęknął na łóżko, miękki materac ugiął się pod nim. - Caleb... nie jestem tego pewna. - jej zmartwione oświadczenie skończyło się kolejnym piskiem i uśmiechnął się szerzej. Z delikatnymi rękoma, pociągnął za jej sukienkę, naprężając materiał. - Czego nie jesteś pewna, Lyssa? - otwarł nożyczki i umieścił materiał pomiędzy ostrza. - Bycia ze mną? Patrzył jak na niego patrzyła i czekał na jej odpowiedź, oddech uwiązł mu w gardle. Wiedział co słyszał chwilę temu, ale z Lyssą, i jej wilkiem, mogła zmienić zdanie w ciągu połowy uderzenia serca.
Potrząsnęła głową na nie. - Czy twój wilk zdecydował, że mimo wszystko nie jestem twoim partnerem? Warknęła w odpowiedzi, a jego penis zadrżał. Cholera, był pokręconym popieprzeńcem. Mężczyzna, który podnieca się warczącą na niego kobietą, zasadniczo grożącą uszkodzeniem ciała za to pytanie. Zamknął nożyczki na jedwabnym materiale jej sukienki, a ostrza przecięły ją jak gorący nóż masło. Jedno cięcie i przygotował ostrza do kolejnego. - Masz ze mną problem? Mną kochającym cię? Lyssa kłapnęła na niego i pociągnęła za łańcuchy, klatka piersiowa szarpnęła się do przodu, a szyja naprężyła się w jego kierunku, zęby gryzące powietrze. Pochylił się i pocałował czubek jej nosa, tylko by ją trochę wkurzyć. - Okay, więc w czym problem, kochanie? Ponownie zamknął nożyczki, przecinając więcej materiału, pomału przechodząc w górę tkaniny, którą nazywała sukienką. Tak mała jak ona była, bardziej nadawała się na koszulkę nocną niż coś co można ubrać do biura. Im wyżej szedł, odsłaniał więcej bladego ciała jego spojrzeniu. Z każdym calem, jego penis pulsował mocniej, błagając by ją wypełnić. Ale jeszcze nie. Górna część ud odsłonięta, oblizał wargi. Wkrótce, wkrótce stanie blisko i osobiście z dolnym meszkiem pokrywającym jej łono, który drażnił go chwile temu. Poliże i przygryzie jej wargi sromowe, językiem wyszuka jej maleńkiej łechtaczki, i będzie ssał i lizał ją dobrze. Sprawi, że dla niego dojdzie tak mocno. Na krawędzi, nie ośmielił się dotknąć jej skóry, żeby nie stracić tej ostatniej nitki kontroli, którą nadal ma. - W czym problem, Lyssa? Nic więcej póki mi nie powiesz. Zignorował jej pomruk i obnażenie zębów. - Lyssa. - ostrzegł. Oboje mogli grać w tą grę. Zajęczała i zamknęła usta, formując mały grymas. - Nie jestem... szczupła i drobna, i idealna. - wymruczała. Potrząsnął głową. - Kochanie, dla mnie jesteś idealna. Jak myślisz, dlaczego znosiłem tyłek tak długo, czekając aż trafisz na trop i zdecydujesz, że czas na ustatkowanie się? Hmm? - ponownie przeciął i w końcu mignęły mu krótkie, ciemne włosy pokrywające jej wzgórek. Lyssa zacisnęła nogi, poruszając się pod jego spojrzeniem, podkreślając cień u zbiegu jej ud. Cholera. Ponownie mu mignęły.
Zaczynając od jej stóp, małe, pomalowane na czerwono paznokcie pomachały do niego gdy chłonął jej wygląd. Jej nogi były zgrabne, kształtne i pulchne, a jednak silne. Oh, wiedział jak bardzo silne. Nie mógł się doczekać by poczuć jej nogi owinięte wokół jego talii gdy się z nią kocha, zatopić penisa głęboko w jej ciepło. Kolejne cięcie ujawniło miękki, zaokrąglony wzgórek jej podbrzusza, jej dziobka jak to nazwała gdy narzekała na swój wygląd. Pochylił się i pocałował tego dziobka tuż pod pępkiem. - Piękna. Ponownie przeciął. Raz, później drugi, odkrywając pełen kształt jej bioder i wewnętrznej krzywizny talii. Gładka biała skóra promieniała w ciemnym pokoju, rozświetlona tylko przez światło łazienki. Gdyby już nie był na kolanach, padłby na nie na widok Lyssy nagiej od pasa w dół... dla niego. Kolejne otwarcie i zamknięcie nożyczek odkrywało dla niego więcej. Jej brzuch, lekko zaokrąglony, prowadził do jej klatki piersiowej a tuż wyżej... jej piersi, zakryte koronką. W tym czasie pozostawała gównie cicho, skomląc, ale nie ruszając się gdy przecinał jej ubranie. Aż do chwili gdy podniósł środek jej stanika i wsunął koronkę pomiędzy ostrza. - Co? Nie. - warknęła. - Nie ma przecinania Victoria's Secret. - Jej niebieskie oczy zabłysły jaskrawą bielą w ostrzeżeniu, a uśmiech mu się poszerzył. - Chcę cię nagą, a nie mam zamiaru uwalniać tych twoich pazurków. - zbliżył do siebie ostrza, a ona skuliła swoje ciało, kręcąc się i zwijając. - Nie. - oponowała. - Czy ty wiesz ile kosztuje ten stanik? Wygiął brew w łuk. - Jak wiele? Więcej niż najwspanialszy orgazm twojego życia? Ponieważ jej taki zapewni, bez wątpliwości. - Pewny siebie łajdak. Potrząsnął biodrami, kutas podskakiwał. - Tak, jestem. Jej kły wydłużyły się i warknęła na niego, ręce z pazurami sięgnęły i łapały jego ramiona. - Zamierzam rozerwać cię na kawałki. Tak, kajdanki to był całkiem dobry pomysł. Całkiem zamknął nożyczki, przecinając środek jej stanika i przyznając sobie dostęp do jej piersi. - Nie jeśli zatrzymam cię zamkniętą jeszcze przez jakiś czas. - puścił oko, prowokując ją. - Aż cię zaspokoję. Sukienka całkowicie rozdarta, a stanik przecięty, odsunął na bok materiał i
cieszył się widokiem. Boże, nie mógł się doczekać by mieć usta na tych piersi, lizać i smakować każdy cal jej wspaniałego ciała. Nie czekał. Gdy warknęła i wiła się pod nim, delikatnie całował wzgórza jej piersi. - Caleb. - jęknęła jego imię. Obmył dolinę jej piersi, jedwabna skóra falowała gdy przesunął językiem po obnażonym ciele. - Tylko się zapoznaję, Lyssa. Shhh... - Okrążył jej sutek, wokół twardego centrum aż wygięła w łuk plecy, dociskając się do jego ust. Mógł wyczuć zmianę tuż pod powierzchnią jej skóry, przypominając mu, że dzieliła ciało z wilkiem. Jego kobieta mogła wyglądać tak słodko jak cukiereczek na zewnątrz, ale wiedział z doświadczenia, że łagodna powierzchowność kryła w sobie zwierzę. Wessał jej sutek, wciągając pąk do swoich ust długimi, mocnymi ssaniami. Oddech jej uwiązł i wypuściła go z jękiem, opadając bez czucia pod nim. Tylko to musiał robić. Utrzymywać ją i jej wilka usatysfakcjonowanymi, a bestia pozostanie pochowana w środku. Cholera, jeśli te książki sfory nie mówiły prawdy. Jej nogi się poruszyły, lekko otwierając, wziął ten ruch jako zaproszenie. Nie mógł się doczekać posmakowania jej, czucia, wypełnienia każdej zachcianki i pragnienia. Chciał smakować i upajać się jej orgazmem. Kurwa. Miał nadzieję, że może dać jej jeden. Nic więcej niż małe przedstawienie niepokoju by przywrócić faceta do rzeczywistości. Lizał i ssał jej lewą pierś zanim przeniósł się do prawej, oferując potrzebującej wypukłości to samo traktowanie. Łańcuch jej kajdanek dawał jej wystarczająco luzu by przeczesywała jego włosy wydłużonymi paznokciami. Nie mógł się doczekać by poczuć jak drapią jego plecy gdy oni się kochają, naznaczając go jako jej. Caleb podniósł usta z jej ciała, dmuchając powietrze na sutek i uśmiechając się gdy stwardniał jeszcze bardziej. - Caleb. - Jęknęła jego imię, a jego penis zapulsował. - Tak, kochanie? - Proszę. - wyjęczała, zamykając mocno oczy. Przesunął się nad nią, rozdzielając jej nogi by mógł pomiędzy nimi klęknąć. Ta nowa pozycja otwarła jej wilgotne łono na jego spojrzenie, a ślinka mu naciekła na obfitość śmietanki moczącej jej wzgórek. Pogłaskał jej dolne wargi, nagrzane soki prawie paliły jego skórę. W górę i w dół przesuwał palcem, przyzwyczajając się do jej ciepła i badając reakcje jej ciała na jego dotyk. Jej skóra falowała przy każdym
posunięciem, pokazując jak mało kontroli jej zostało. - Proszę co, kochanie? Powiedz mi. - chciał usłyszeć te słowa. Musiał je mieć zanim posunie się dalej. - Pieprz mnie. Kochaj mnie. Boże. - Sapnęła gdy zanurzył palec pomiędzy jej dolne wargi, eksplorując ją. - Spraw bym doszła. - Ostatnie słowo było warknięciem, jej kryształowe oczy świeciły jasną bielą w ciemności. Wilk wyszedł się zabawić i niech będzie potępiony jeśli nie był pokręconym popieprzeńcem, który to lubił. Kochał. - Otwórz nogi, szczeniaku. - rzuciła się i warknęła na niego, zęby łapały powietrze, ale zrobiła jak kazał, uda rozszerzyły się wystarczająco by mógł się pomiędzy nie położyć. Przykucnął i położył się na brzuch, umieszczając twarz cale od jej łona. Piżmowy zapach jej pobudzenia przytłoczył go, pokazując mu dokładnie jak bardzo go pragnęła... jej partnera. Miłość wypełniła jego serce na dowód jak człowiek i wilk potrzebowały go. Z warknięciem, podążającym przed skomleniem, Lssa szerzej otwarła nogi i błagała go. Kobieta, która nigdy o nic nie prosiła, błagała go, - Proszę, teraz, Caleb. Nie utrzymam suki już dużo dłużej. Zachichotał i pochylił się, zanurzając noc na krótkich włoskach okrywających jej najczulszą część. Wdychał słodki, głęboki zapach, zapamiętując ich pierwszy intymny kontakt. Zakołysała biodrami o jego twarz, zaśmiał się, odsuwając i przerywając kontakt. - Nie ruszaj się, kochanie, a dam ci to co chcesz. Zamarła. Ah, seksualna moc, którą trzymał, miała swój urok, ale wiedział, że zniknie gdy tylko odbędą pierwsze łączenie. Wtedy, utrzyma tyle kontroli ile on w tym momencie. Nie będzie mógł się jej oprzeć, teraz ledwo się opierał. Powoli się zbliżył, spojrzenie utrzymując na niej, język wyciągnięty i przeszukujący jej dolne wargi by przesuwać po pokrytym sokami ciele. Jej smak eksplodował na jego języku, pikantny i słodki. Jęknął o jej wzgórek i zanurzył się głębiej po więcej. Okrążał jej dolne wargi, liżąc ją do czysta i szukając źródła jej esencji. Z pomocą palców, rozdzielił jej wargi, ujawniając jej sekrety jego spojrzeniu. Caleb skupił się na jej łechtaczce, krew wypełniała wypukłość błagającą o uwagę. Potrącił ją raz językiem, a ona krzyknęła, kołysząc się o jego usta, sycząc pomiędzy zębami. Zrobił to ponownie, kochając odpowiedź jaką z niej mógł wycisnąć, upajając się rozkoszą jaką sprawiał Lyssie. Owinął usta wokół jej łechtaczki i okrążył ją językiem. Okrążał i okrążał to małe skupisko nerwów. Nagroda zatwierdzona, uwolnił jej wargi i zanurzył
palec w jej pochwę, wsuwając się z łatwością w gorąco. Jej pochwa uchwyciła jego palec, pulsując wokół jego inwazji w rytmicznych falowaniach, razem z drażnieniem jego języka. Głaskał ściany jej łona, szukając wewnętrznego kłębka nerwów, które - Wygięła się do jego ust, pochwa ściskała jego palec. Mocno. I... znalazł. Przyśpieszył tempo, ssąc i potrącając szybciej i szybciej, głaszcząc punkt G, cale w głębi jej sedna. Ponownie i ponownie, drażnił i pieprzył jej ciasne łono, jego penis pulsował w rytm jej sedna. Kurwa, chciał być w niej - z nią gdy dojdzie. Ale to przyjdzie... później. - Caleb. - sapnęła i naprężyła się. Jej orgazm był blisko. Nie zwolnił, nie dał jej szansy na złapanie oddechu czy zwalczanie jej uwolnienia. Potrzebował tego prawie tak bardzo jak ona. Pracował szybciej, oceniając jej odpowiedź na niego, uśmiechając się wewnętrznie na każdy jęk, sapnięcie i pomruk, który opuścił jej usta. Kołysała się razem z nim i ponownie zwiększył tempo. Malutkie popiskiwanie z niepełności i potrzeby uciekały jej gdy zbliżała się do krawędzi. Czuł jak jej orgazm się buduje, faluje, tańczy pod jej skórą. Oczy błyszczą, kły obnażone gdy krzyczała, jej łono zaciskało się na jego palcu, ciało wyginało się i rozciągało, cale nad materacem gdy zawyła w uwolnieniu. Warczenie, krzyki przychodziły razem z jego imieniem na jej ustach... a wkrótce, on zrobi to samo. Zanim ostatnie drżenie zagrało jej ciałem, Lyssa szarpnęła za więzy, walcząc z srebrem i stalą kajdanek, i żelazem wezgłowia. Kobieta była usatysfakcjonowana, ale wilk pragnął więcej. Dużo więcej. Potrzebował, chciał, pragnął jego dotyku, pociągnęła ponownie, wyraźne brzmienie metalu zgrzytającego o metal rozbrzmiewało i łączyło się z jej ostrymi dyszeniami. Caleb wysunął palec z jej pochwy, a nowa fala potrzeby przelała się przez nią. Szybko i ostro, to przytłoczyło jej zmysły, wilk domagał się by wzięła swojego partnera. Pociągnęła za srebro i stal, skarżący zgrzyt metalu doszedł do jej uszu. - Caleb. Wpełznął w górę jej ciała, biodra nad jej biodrami, penis palił jej wciąż pulsujące łono, błagające o więcej. - Shhh... - odsunął włosy z jej twarzy i ugryzła jego nadgarstek, zmuszając by kontynuował dotyk. - Spokojnie, spokojnie Lyss. Zamierzam dać ci to czego pragniesz. Zajęczała. Czy wiedział? Czy rozumiał czego teraz potrzebowała? Potrzebowała tak bardzo, pragnęła jak niczego wcześniej. Jej ciało