I z marzeń można zrobić konfitury.
Trzeba tylko dodać owoce i cukier.
Stanisław Jerzy Lec
Dla Wiktora
Dramatis personae
Maciej Belina – młody miłośnik
rebusów i zagadek; amator przygód;
kupuje więcej książek, niż może
przeczytać
Janusz Małozięć – prokurator, kolega
Beliny
Paweł Witowski – również kolega
Beliny i również amator przygód
Józef Jarzynka – stolarz-złodziej,
sprawca całej afery
Justyna – mało atrakcyjna sąsiadka
Beliny; poszukuje kandydata na męża
Wanda – sekretarka w Prokuraturze
Krystyna Zielska – kobieta, która
przechytrzyła Maćka
Władysław Gruszczyński – policjant z
nadwagą
Brigitte – piękność, która pojawia się
tylko raz, ale nie daje o sobie zapomnieć
i inni
oraz
Merano – najsympatyczniejsza postać
tej książki
Spis treści
Prolog Kradzież
1 Rebus
2 Belina marnuje czas
3 Gdzie można ukryć
szlachcica?
4 W Alwerni
5 Pierwszy trop
6 Pożar
7 Jeszcze jeden zmarnowany
dzień
8 Lipowiec
9 Olśnienie
10 Pech
11 Bardzo długa noc
12 U prokuratora
13 Przedstawienie
14 Wiemy już wszystko
Epilog Cztery miesiące później
Prolog
KRADZIEŻ
Na początku czerwca 199x roku
jedna z krakowskich gazet informowała:
Przedwczoraj w nocy, jak ustaliła
policja, doszło do niecodziennej
kradzieży w Muzeum Książąt
Czartoryskich przy ul. św. Jana 19.
Muzeum to, będące filią Muzeum
Narodowego, posiada bogate zbiory
sztuki starożytnej, malarstwa
europejskiego (między innymi słynną
„Damę z łasiczką” autorstwa Leonarda
da Vinci), starej broni oraz rzemiosła.
Wśród tych ostatnich zbiorów
niepoślednie miejsce zajmuje znana
kolekcja osiemnastowiecznej porcelany.
Właśnie w tym dziale stwierdzono
wczoraj brak dwu figurek
przedstawiających polskich szlachciców
w strojach z epoki saskiej. Figurki
powstały około roku 1750 w Miśni, w
pierwszej europejskiej wytwórni
porcelany.
Policja wezwana na miejsce
przestępstwa ustaliła poniższe fakty.
Po pierwsze: figurki były
eksponowane w sposób zupełnie
niewłaściwy, bez żadnego
zabezpieczenia. Stały po prostu na
oszklonej szafie, która zawierała inne
obiekty porcelanowe. Były umieszczone
tak wysoko, że wielu zwiedzających
nawet ich nie zauważało. Ich brak
stwierdzono tylko dlatego, że na
podłodze tuż obok gabloty pracownica
Muzeum dostrzegła drobne białe
okruchy. Sądząc, że są to odpryski farby
z sufitu, podniosła wzrok i odkryła brak
eksponatów.
Po drugie: W ciągu kilku minionych
miesięcy w Muzeum był prowadzony
niewielki remont ograniczający się
głównie do prac stolarskich i
malarskich. 14 sierpnia był ostatnim
dniem tych robót i następnego dnia ekipa
remontowa wyprowadziła się z budynku.
Wcześniej, niestety, zatrudnieni
robotnicy posiadali niemal
nieograniczony dostęp do wszystkich sal
wystawowych i mogli łatwo się
rozeznać w stanie zabezpieczeń
wszystkich okazów muzealnych.
Po trzecie: Ze śladów farby na
podłodze ustalono, że stała tam drabina
malarska, po której złodziej wspiął się,
aby zdjąć stojące na wierzchu szafki
niezabezpieczone figury. Na tejże
drabinie znaleziono wiele różnych
odcisków palców i dłoni. Specjaliści od
daktyloskopii ustalili, które z tych
śladów nakładały się na inne,
wcześniejsze, a zatem były odciskami
człowieka, który ostatni posługiwał się
drabiną.
Błyskawiczna akcja policji
doprowadziła do zatrzymania
wszystkich członków ekipy remontowej.
Po pobraniu ich odcisków palców i
porównaniu ze zdjętymi z drabiny
aresztowano stolarza Józefa J. Nie
przyznał się on do popełnienia
kradzieży, ale nie potrafił podać
rozsądnego wytłumaczenia, do czego on,
stolarz, potrzebował drabiny malarskiej
i to po zakończeniu prac. Nie odzyskano
również skradzionych artefaktów.
Krakowska Prokuratura Okręgowa
będzie wyjaśniać okoliczności
przestępstwa. Należy mieć nadzieję, że
wszyscy sprawcy zostaną wykryci i
ukarani, a złodziejski łup powróci
niebawem do Muzeum Czartoryskich,
gdzie po takiej „przygodzie” zostanie
odpowiednio zabezpieczony przed
ewentualną następną kradzieżą.
Wydaje się, na szczęście, że tak
szybkie wykrycie i aresztowanie
przestępcy uniemożliwi sprzedaż i
wywóz za granicę tych cennych,
zabytkowych przedmiotów. Nie jest
jednak wykluczone, że figurki zostały
skradzione na zlecenie jakiegoś
bogatego kolekcjonera i że już zostały
mu przekazane. W takiej sytuacji
odzyskanie ich może się okazać bardzo
trudne, o ile złodziej w przystępie
skruchy nie wyda swego zleceniodawcy
lub pasera. Bez wątpienia Józef J. nie
przywłaszczył sobie tych porcelanowych
cacek dla własnych potrzeb, bo nie jest
ani miłośnikiem, ani znawcą sztuki.
Według zdobytych przez nas informacji
ponad dzieła sztuki przedkłada on
wyroby monopolowe.
Wyjaśnienia wymagają pytania, w
jaki sposób złodziej dostał się do
wnętrza budynku, czy miał wspólnika
lub wspólników, jak potrafił wynieść
zdobycz i gdzie ją ukrył, albo komu
przekazał. Śledztwo w tej sprawie
prowadzi specjalny zespół policjantów
pod nadzorem krakowskiej prokuratury.
(SK)
Rozdział I
REBUS
Od samego rana Maciej Belina
porządkował swoją kawalerkę.
Rozpoczynał urlop. Nie planował
dłuższego wyjazdu z miasta, bo niełatwo
było o w miarę tanie lokum dla jednej
osoby w atrakcyjnej turystycznie
miejscowości. Miał zamiar dokonać
kilku krótkich wypadów w Beskidy lub
w Jurę, ale dopiero czynił
przygotowania do wycieczek.
Pozbierał ze stołu mapy i
przewodniki i zaczął je upychać na
regałach. Gdy dwa lata temu
wprowadzał się do tego mieszkanka
w tandetnym betonowym bloku na
krakowskim Prawobrzeżu, własne
trzydzieści metrów kwadratowych
wydawało się wielce przestronne
i wygodne. Teraz okazało się małe,
zagracone, pełne książek i przeróżnych
bibelotów. Nawet piwnica zapełniła się
po brzegi. Gdyby mieszkanie miało
balkon, pewnie też byłby przepełniony.
Sprzątanie nie należało do
ulubionych czynności Beliny.
Wprawdzie lubił mieć wszystko na
swoim miejscu, pod tym względem
można by go nawet nazwać pedantem,
ale już ścieranie kurzów stanowiło
rzecz, jaką wykonywał bardzo
niechętnie i rzadko. Podobnie było
z innymi czynnościami domowymi. A
najgorsze ze wszystkiego było mycie
okien. A tu, jak na złość, słońce
świeciło wprost na poszarzałe szyby.
Cóż, lato. Może by jednak coś zrobić
z tymi, wychodzącymi na wschód,
oknami? Chyba nie warto, widać przez
nie właściwie tylko sąsiedni
dziesięciopiętrowy blok. Ale jak się
człowiek mocno wychyli z okna, może
nawet zobaczyć w oddali Wawel.
W trakcie tych niemiłych rozważań
zadzwonił telefon. Maciek pozwolił mu
dzwonić jeszcze parę razy, zanim z
ociąganiem podniósł słuchawkę.
— Słucham — syknął
niezachęcająco.
— Dzień dobry. Czy rozmawiam z
panem Maciejem Beliną? — rozległ się
w słuchawce miły kobiecy głos.
— Tak.
— Będzie rozmawiał pan
prokurator Małozięć. Proszę chwileczkę
zaczekać.
W telefonie coś szczęknęło i po
dłuższej chwili odezwał się męski
baryton.
— Cześć, Maciek. Co porabiasz?
— Właśnie zaczynam urlop.
Zamierzam wyruszyć w Polskę. Może w
Beskid Niski, a może nawet w
Bieszczady...
— Już? Natychmiast, czy dopiero
za jakiś czas?
— Dziś ani jutro jeszcze nie. Sam
nie wiem, kiedy. Nie mam niczego
nagranego.
— To dobrze. Chciałbym, żebyś
jutro do mnie wpadł, tu do prokuratury.
Mam coś dla ciebie. Czy godzina
dziesiąta nie będzie za wczesna dla
człowieka na urlopie?
— Będę o dziesiątej...
— Ale szukaj mnie w pokoju
mojego szefa. Zastępuję go przez cały
miesiąc. Pojechał na Wyspy Kanaryjskie
i kazał mi przejąć na ten czas jego
miejsce... łącznie z sekretarką. Teraz
jestem duży gość, ale mam też problemy.
Mam nadzieję, że pomożesz mi je
rozwikłać. Nie mogę nic więcej
powiedzieć przez telefon.
— Nie wiem, w czym mógłbym być
pomocny prokuratorowi, ale dla kolegi
zrobię, co tylko jest w mojej mocy.
— To do jutra. Proszę, przyjdź
punktualnie... — Tu prokurator objaśnił,
w jaki sposób Maciek ma się dostać do
wnętrza budynku prokuratury i gdzie ma
znaleźć odpowiedni pokój.
Maciek odłożył słuchawkę i
nabazgrał na niebieskim karteluszku:
10:00 Do Janusza. Ciekawe, czego on
może chcieć. Pewnie chce się pochwalić
„swoim” nowym gabinetem i sekretarką.
Każdy pretekst jest dobry, jak się ma
chęć przyszpanować. Ludzie miewają
różne dziwne kompleksy. Szpanerstwo
jest zwykle nieszkodliwe dla innych.
Dobrze, zrobię mu tę przyjemność. Będę
się zachwycał z opadniętą szczęką jego
biurkiem, fotelem i dywanem. Trzeba
kolegę dowartościować.
Podjąwszy tak wspaniałomyślne
postanowienie, Maciek z westchnieniem
złapał się za odkurzacz. Pocieszał się
myślą: jak dobrze jest mieć do
odkurzania tylko trzydzieści metrów
kwadratowych, a nie, na przykład, sto
trzydzieści.
* * *
Punkt dziesiąta zameldował się w
sekretariacie.
Sekretarka, ładna, dobrze ubrana i
zadbana blondynka, rzuciła do
interkomu:
— Przyszedł pan Belina.
Potem zwróciła się do Maćka,
wskazując krzesło.
— Proszę usiąść i chwileczkę
zaczekać. Pan prokurator zaraz pana
przyjmie. — Uśmiechnęła się służbowo.
Belina rozejrzał się po
sekretariacie. Oprócz niego i blondynki
czekały tam jeszcze dwie osoby: stojący
przy drzwiach wejściowych mundurowy
policjant chyba w stopniu starszego
sierżanta (Maciek nie był biegły w
sztuce rozpoznawania szarż) oraz
siedząca w kącie około
dwudziestopięcioletnia czarnowłosa
kobieta o skupionym wyrazie twarzy.
Napotkawszy spojrzenie
nowoprzybyłego, spuściła wzrok i
podparła głowę na rękach. Aha,
policjant przyprowadził ją na
przesłuchanie — domyślił się Maciek,
wspominając swoje perypetie i kontakty
z prokuratorem Zakrzewskim w latach
osiemdziesiątych. (Młodszym
czytelnikom wyjaśniam, że były to lata
tak zwanego stanu wojennego.)
Usadowił się na krześle tak, żeby
mieć na oku obite skórą drzwi wiodące
do gabinetu prokuratora i nastawił się na
długie oczekiwanie. Zanim Janusz
załatwi całą kolejkę interesantów może
minąć dużo czasu. Miał tylko nadzieję,
że policjant i dziewczyna z kąta zostaną
załatwieni „w jednym podejściu”. Na
pierwszy rzut oka brunetka mogła
uchodzić za czarny charakter pilnowany
przez mundurowego glinę.
Nie czekał nawet dwu minut.
Ludomir Lauda ZAGADKOWY GRYPS
I z marzeń można zrobić konfitury. Trzeba tylko dodać owoce i cukier. Stanisław Jerzy Lec Dla Wiktora
Dramatis personae Maciej Belina – młody miłośnik rebusów i zagadek; amator przygód; kupuje więcej książek, niż może przeczytać Janusz Małozięć – prokurator, kolega Beliny Paweł Witowski – również kolega Beliny i również amator przygód Józef Jarzynka – stolarz-złodziej,
sprawca całej afery Justyna – mało atrakcyjna sąsiadka Beliny; poszukuje kandydata na męża Wanda – sekretarka w Prokuraturze Krystyna Zielska – kobieta, która przechytrzyła Maćka Władysław Gruszczyński – policjant z nadwagą Brigitte – piękność, która pojawia się tylko raz, ale nie daje o sobie zapomnieć i inni
oraz Merano – najsympatyczniejsza postać tej książki
Spis treści Prolog Kradzież 1 Rebus 2 Belina marnuje czas 3 Gdzie można ukryć szlachcica? 4 W Alwerni 5 Pierwszy trop 6 Pożar 7 Jeszcze jeden zmarnowany dzień 8 Lipowiec 9 Olśnienie 10 Pech 11 Bardzo długa noc
12 U prokuratora 13 Przedstawienie 14 Wiemy już wszystko Epilog Cztery miesiące później
Prolog KRADZIEŻ Na początku czerwca 199x roku jedna z krakowskich gazet informowała: Przedwczoraj w nocy, jak ustaliła policja, doszło do niecodziennej kradzieży w Muzeum Książąt Czartoryskich przy ul. św. Jana 19. Muzeum to, będące filią Muzeum Narodowego, posiada bogate zbiory sztuki starożytnej, malarstwa europejskiego (między innymi słynną „Damę z łasiczką” autorstwa Leonarda da Vinci), starej broni oraz rzemiosła. Wśród tych ostatnich zbiorów
niepoślednie miejsce zajmuje znana kolekcja osiemnastowiecznej porcelany. Właśnie w tym dziale stwierdzono wczoraj brak dwu figurek przedstawiających polskich szlachciców w strojach z epoki saskiej. Figurki powstały około roku 1750 w Miśni, w pierwszej europejskiej wytwórni porcelany. Policja wezwana na miejsce przestępstwa ustaliła poniższe fakty. Po pierwsze: figurki były eksponowane w sposób zupełnie niewłaściwy, bez żadnego zabezpieczenia. Stały po prostu na oszklonej szafie, która zawierała inne obiekty porcelanowe. Były umieszczone tak wysoko, że wielu zwiedzających
nawet ich nie zauważało. Ich brak stwierdzono tylko dlatego, że na podłodze tuż obok gabloty pracownica Muzeum dostrzegła drobne białe okruchy. Sądząc, że są to odpryski farby z sufitu, podniosła wzrok i odkryła brak eksponatów. Po drugie: W ciągu kilku minionych miesięcy w Muzeum był prowadzony niewielki remont ograniczający się głównie do prac stolarskich i malarskich. 14 sierpnia był ostatnim dniem tych robót i następnego dnia ekipa remontowa wyprowadziła się z budynku. Wcześniej, niestety, zatrudnieni robotnicy posiadali niemal nieograniczony dostęp do wszystkich sal wystawowych i mogli łatwo się
rozeznać w stanie zabezpieczeń wszystkich okazów muzealnych. Po trzecie: Ze śladów farby na podłodze ustalono, że stała tam drabina malarska, po której złodziej wspiął się, aby zdjąć stojące na wierzchu szafki niezabezpieczone figury. Na tejże drabinie znaleziono wiele różnych odcisków palców i dłoni. Specjaliści od daktyloskopii ustalili, które z tych śladów nakładały się na inne, wcześniejsze, a zatem były odciskami człowieka, który ostatni posługiwał się drabiną. Błyskawiczna akcja policji doprowadziła do zatrzymania wszystkich członków ekipy remontowej. Po pobraniu ich odcisków palców i
porównaniu ze zdjętymi z drabiny aresztowano stolarza Józefa J. Nie przyznał się on do popełnienia kradzieży, ale nie potrafił podać rozsądnego wytłumaczenia, do czego on, stolarz, potrzebował drabiny malarskiej i to po zakończeniu prac. Nie odzyskano również skradzionych artefaktów. Krakowska Prokuratura Okręgowa będzie wyjaśniać okoliczności przestępstwa. Należy mieć nadzieję, że wszyscy sprawcy zostaną wykryci i ukarani, a złodziejski łup powróci niebawem do Muzeum Czartoryskich, gdzie po takiej „przygodzie” zostanie odpowiednio zabezpieczony przed ewentualną następną kradzieżą. Wydaje się, na szczęście, że tak
szybkie wykrycie i aresztowanie przestępcy uniemożliwi sprzedaż i wywóz za granicę tych cennych, zabytkowych przedmiotów. Nie jest jednak wykluczone, że figurki zostały skradzione na zlecenie jakiegoś bogatego kolekcjonera i że już zostały mu przekazane. W takiej sytuacji odzyskanie ich może się okazać bardzo trudne, o ile złodziej w przystępie skruchy nie wyda swego zleceniodawcy lub pasera. Bez wątpienia Józef J. nie przywłaszczył sobie tych porcelanowych cacek dla własnych potrzeb, bo nie jest ani miłośnikiem, ani znawcą sztuki. Według zdobytych przez nas informacji ponad dzieła sztuki przedkłada on wyroby monopolowe.
Wyjaśnienia wymagają pytania, w jaki sposób złodziej dostał się do wnętrza budynku, czy miał wspólnika lub wspólników, jak potrafił wynieść zdobycz i gdzie ją ukrył, albo komu przekazał. Śledztwo w tej sprawie prowadzi specjalny zespół policjantów pod nadzorem krakowskiej prokuratury. (SK)
Rozdział I REBUS Od samego rana Maciej Belina porządkował swoją kawalerkę. Rozpoczynał urlop. Nie planował dłuższego wyjazdu z miasta, bo niełatwo było o w miarę tanie lokum dla jednej osoby w atrakcyjnej turystycznie miejscowości. Miał zamiar dokonać kilku krótkich wypadów w Beskidy lub w Jurę, ale dopiero czynił przygotowania do wycieczek. Pozbierał ze stołu mapy i przewodniki i zaczął je upychać na regałach. Gdy dwa lata temu
wprowadzał się do tego mieszkanka w tandetnym betonowym bloku na krakowskim Prawobrzeżu, własne trzydzieści metrów kwadratowych wydawało się wielce przestronne i wygodne. Teraz okazało się małe, zagracone, pełne książek i przeróżnych bibelotów. Nawet piwnica zapełniła się po brzegi. Gdyby mieszkanie miało balkon, pewnie też byłby przepełniony. Sprzątanie nie należało do ulubionych czynności Beliny. Wprawdzie lubił mieć wszystko na swoim miejscu, pod tym względem można by go nawet nazwać pedantem, ale już ścieranie kurzów stanowiło rzecz, jaką wykonywał bardzo niechętnie i rzadko. Podobnie było
z innymi czynnościami domowymi. A najgorsze ze wszystkiego było mycie okien. A tu, jak na złość, słońce świeciło wprost na poszarzałe szyby. Cóż, lato. Może by jednak coś zrobić z tymi, wychodzącymi na wschód, oknami? Chyba nie warto, widać przez nie właściwie tylko sąsiedni dziesięciopiętrowy blok. Ale jak się człowiek mocno wychyli z okna, może nawet zobaczyć w oddali Wawel. W trakcie tych niemiłych rozważań zadzwonił telefon. Maciek pozwolił mu dzwonić jeszcze parę razy, zanim z ociąganiem podniósł słuchawkę. — Słucham — syknął niezachęcająco. — Dzień dobry. Czy rozmawiam z
panem Maciejem Beliną? — rozległ się w słuchawce miły kobiecy głos. — Tak. — Będzie rozmawiał pan prokurator Małozięć. Proszę chwileczkę zaczekać. W telefonie coś szczęknęło i po dłuższej chwili odezwał się męski baryton. — Cześć, Maciek. Co porabiasz? — Właśnie zaczynam urlop. Zamierzam wyruszyć w Polskę. Może w Beskid Niski, a może nawet w Bieszczady... — Już? Natychmiast, czy dopiero za jakiś czas? — Dziś ani jutro jeszcze nie. Sam nie wiem, kiedy. Nie mam niczego
nagranego. — To dobrze. Chciałbym, żebyś jutro do mnie wpadł, tu do prokuratury. Mam coś dla ciebie. Czy godzina dziesiąta nie będzie za wczesna dla człowieka na urlopie? — Będę o dziesiątej... — Ale szukaj mnie w pokoju mojego szefa. Zastępuję go przez cały miesiąc. Pojechał na Wyspy Kanaryjskie i kazał mi przejąć na ten czas jego miejsce... łącznie z sekretarką. Teraz jestem duży gość, ale mam też problemy. Mam nadzieję, że pomożesz mi je rozwikłać. Nie mogę nic więcej powiedzieć przez telefon. — Nie wiem, w czym mógłbym być pomocny prokuratorowi, ale dla kolegi
zrobię, co tylko jest w mojej mocy. — To do jutra. Proszę, przyjdź punktualnie... — Tu prokurator objaśnił, w jaki sposób Maciek ma się dostać do wnętrza budynku prokuratury i gdzie ma znaleźć odpowiedni pokój. Maciek odłożył słuchawkę i nabazgrał na niebieskim karteluszku: 10:00 Do Janusza. Ciekawe, czego on może chcieć. Pewnie chce się pochwalić „swoim” nowym gabinetem i sekretarką. Każdy pretekst jest dobry, jak się ma chęć przyszpanować. Ludzie miewają różne dziwne kompleksy. Szpanerstwo jest zwykle nieszkodliwe dla innych. Dobrze, zrobię mu tę przyjemność. Będę się zachwycał z opadniętą szczęką jego biurkiem, fotelem i dywanem. Trzeba
kolegę dowartościować. Podjąwszy tak wspaniałomyślne postanowienie, Maciek z westchnieniem złapał się za odkurzacz. Pocieszał się myślą: jak dobrze jest mieć do odkurzania tylko trzydzieści metrów kwadratowych, a nie, na przykład, sto trzydzieści. * * * Punkt dziesiąta zameldował się w sekretariacie. Sekretarka, ładna, dobrze ubrana i zadbana blondynka, rzuciła do interkomu: — Przyszedł pan Belina. Potem zwróciła się do Maćka,
wskazując krzesło. — Proszę usiąść i chwileczkę zaczekać. Pan prokurator zaraz pana przyjmie. — Uśmiechnęła się służbowo. Belina rozejrzał się po sekretariacie. Oprócz niego i blondynki czekały tam jeszcze dwie osoby: stojący przy drzwiach wejściowych mundurowy policjant chyba w stopniu starszego sierżanta (Maciek nie był biegły w sztuce rozpoznawania szarż) oraz siedząca w kącie około dwudziestopięcioletnia czarnowłosa kobieta o skupionym wyrazie twarzy. Napotkawszy spojrzenie nowoprzybyłego, spuściła wzrok i podparła głowę na rękach. Aha, policjant przyprowadził ją na
przesłuchanie — domyślił się Maciek, wspominając swoje perypetie i kontakty z prokuratorem Zakrzewskim w latach osiemdziesiątych. (Młodszym czytelnikom wyjaśniam, że były to lata tak zwanego stanu wojennego.) Usadowił się na krześle tak, żeby mieć na oku obite skórą drzwi wiodące do gabinetu prokuratora i nastawił się na długie oczekiwanie. Zanim Janusz załatwi całą kolejkę interesantów może minąć dużo czasu. Miał tylko nadzieję, że policjant i dziewczyna z kąta zostaną załatwieni „w jednym podejściu”. Na pierwszy rzut oka brunetka mogła uchodzić za czarny charakter pilnowany przez mundurowego glinę. Nie czekał nawet dwu minut.