mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Schreiber Ellen - Pocałunki Wampira 1- Początek

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :2.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Schreiber Ellen - Pocałunki Wampira 1- Początek.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 35 osób, 38 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

1 VAMPIRE KISSES Pocałunki wampira Ellen Schreiber

2 Dla mojego taty, Gary’ego Schreibera, z całą moją miłością; za udzielenie mi skrzydeł. - Chcę związku w którym mogę wreszcie zatopid zęby. - Alexander Sterling. ROZDZIAŁ 1 – Mały potwór To się zdarzyło po raz pierwszy, kiedy miałam pięd lat. Skooczyłam właśnie kolorowad Moją Przedszkolną Książkę. To był skooczony Picasso, jak rysunki mojej mamy i mojego taty, sklejony Elmer1 , bibułkowy kolaż i odpowiedzi na pytania( ulubiony kolor, zwierzak, najlepszy przyjaciel itd.) napisane przez naszą stu letnią nauczycielka, Panią Peevish. Moi koledzy i ja siedzieliśmy w półkole na podłodze w czytelni. – Bradley, kim chcesz byd, kiedy dorośniesz? - Pani Peevish zapytała, kiedy na wszystkie inne pytania zostały udzielone odpowiedzi. - Strażakiem. – Powiedział. - Cindi? - Uh... pielęgniarką. - Cindi Warren wyszeptała pokornie. Pani Peevish przepytała resztę klasy. Policjanci. Astronauci. Piłkarze. W koocu przyszła moja kolej. - Raven, kim ty chcesz byd, kiedy dorośniesz?- Pani Peevish spytała, jej zielone oczy patrzyły się na mnie. Nic nie powiedziałam. - Aktorką? Potrząsnęłam głową. - Lekarką? 1 Elmer – słonik w kratkę

3 - Nuh, uh – powiedziałam. - Stewardesą? - Fuj – Odrzekłam. - Więc kim? – Spytała, poirytowana. Zastanawiałam się przez moment. – Chce byd... - Tak? - Chcę byd... wampirem. - Krzyknęłam do zszokowanej i zdumionej Pani Peevish i reszty klasy. Przez chwilę myślałam, że zacznie się śmiad; może rzeczywiście to zrobiła. Dzieci siedzące obok mnie posunęły się dalej. Spędziłam większośd dzieciostwa oglądaniem innych jak się ode mnie oddalają. Zostałam stworzona na łóżku wodnym mojego taty – lub na dachu akademika uczelni mojej mamy pod migoczącymi gwiazdami – w zależności od tego, który z moich rodziców opowiadał tę historię. Byli bratnimi duszami, na tyle, że nie potrafili się rozstad od lat siedemdziesiątych; prawdziwa miłośd zmieszana z narkotykami, odrobiną malinowego kadzidła i muzyką Grateful Dead. Ozdobne paciorki klejnocików, stryczkowe wierzchołki, limitowane niebieskie dżiny, bosa dziewczyna, zarośnięta długimi włosami, przedstawiającymi Eltona Johna, opalony, odziany w skórę, dzwonowo-sandałowy facet. Sądzę, że mieli szczęście, że nie byłam bardziej ekscentryczna. Mogłam chcied byd porośniętym sierścią hipisowskim wilkołakiem! Ale jakoś moją obsesją stały się wampiry. Sara i Paul Madison stali się bardziej odpowiedzialni po moim przyjściu na świat – albo ja go przeformowałam i powiedziałam swoim rodzicom by mieli mniej szkliste spojrzenie. Sprzedali kwiecistą furgonetkę Volkswagena i zaczęli mieszkad w wynajmowanej nieruchomości. Nasze hipisowskie mieszkanie było udekorowane w trójwymiarowy świat z ponurymi obrazami kwiatów i pomaraoczowymi rurami z plastelinowymi substancjami poruszającymi się same w sobie – lawowe lampy – tak, że można patrzed na nie zawsze. To był najlepszy czas w historii. Nasza trójka śmiała się grając w Chutes and Ladders i

4 wciskając Twinkies między zęby. Wstawaliśmy późno, oglądając filmy o Draculi, Dark Shadows z osławionym Barnabą Collinsem i Batmana na czarno-białym telewizorze, którego dostaliśmy po otworzeniu konta w banku. Czułam się bezpieczna pod kocem o północy, głaszcząc rosnący brzuch mamy i słysząc jak pomaraoczowe, lawowe lampy robią hałas. Pomyślałam, że ma zamiar dad mi na urodziny więcej Play-Doh. Wszystko się zmieniło, kiedy dała mi na urodziny plastelinę – tyle, że to nie było Play–Doh. Urodziła głupka. Jak mogła? Jak mogła zniszczyd wszystkie Twinkowe noce? Teraz szła do łóżka wcześnie, a ten twór, którego rodzice nazwali „Billy” krzyczało i awanturowało się całą noc. Nagle zostałam sama. Był Dracula – Dracula w telewizorze – dotrzymywał mi towarzystwa, kiedy mam spała, głupek lamentował, a tata zmieniał śmierdzące pieluchy w ciemności. A jeśli tego było mało, nagle wysłali mnie do miejsca, które nie było moim mieszkaniem, nie było tam szalonych, trójwymiarowych obrazów na ścianach, ale nudne kolaże odcisków dłoni dzieci. Kto to dekorował? Zastanawiałam się. Miejsce było przepełnione Searsowymi katalogami dziewcząt w plisowanych sukienkach i chłopców w stożkowych spodniach z idealnie zaczesanymi włosami. Mama i tata mówili na to „przedszkole”. - Będziesz tu miała przyjaciół. – uspokajała mnie moja mama, kiedy ja kurczowo trzymałam się jej ze wszystkich sił. Pomachała mi na pożegnanie i pocałowała, kiedy stałam sama przy statecznej Pani Peevish, co było ostatnią rzeczą, którą chciałam dostad. Patrzyłam jak mama odchodzi z głupkiem na biodrze, kiedy brała go do miejsca przepełnionego świecącymi w ciemności obrazami, filmami o potworach i Twinkies. Jakoś przeszłam przez ten dzieo. Tnąc i klejąc czarny papier na czarnym papierze, malując palcami usta Barbie na czarno i opowiadając historie o duchach zastępcy nauczyciela, podczas, kiedy dzieci z katalogów Searsa biegały w kółko jak wszyscy w dniu rodzinnych amerykaoskich pikników. Byłam wręcz szczęśliwa widząc głupka, kiedy mama w koocu przyszła mnie z stamtąd zabrad. Tek nocy znalazła mnie z ustami dociśniętymi do ekranu telewizora, kiedy próbowałam pocałowad Christophera Lee w horrorze o Draculi.

5 - Raven! Co ty tutaj robisz tak późno? Jutro masz szkołę! - Co? – powiedziałam. Czułam się tak jakbym jadła wiśniowy placek z podłogi, a moje serce spadło razem z nim. - Ale ja sądziłam, że to było tylko jeden raz? – powiedziałam, panikując. - Słodka Raven. Musisz tam iśd codziennie. Codziennie? Jej słowa odbiły się echem w mojej głowie. To była kara dożywocia. Tej nocy głupek nie mógł mied nadziei, by konkurowad z moim dramatycznym zawodzeniem i płaczem. Kiedy leżałam samotnie w łóżku, modliłam się o wieczną ciemnośd i żeby słooce nigdy nie wzeszło. Niestety następnego dnia obudziło mnie oślepiające światło i potworny ból głowy. Pragnęłam na okrągło by znaleźd osobę, z którą mogłabym się podzielid wszystkim. Ale nie mogłam znaleźd nikogo, w domu ani w szkole. W domu lawowe lampy zostały zastąpione lampami podłogowymi od Tiffany’ego, świecące w ciemności plakaty zostały zakryte tapetami Laura Ashley, a nasz ziarnisty, czarno-biały telewizor został zamieniony przez dwudziesto pięcio calowy, kolorowy model. W szkole zamiast śpiewad pieśni Mary Poppins, gwizdałam motyw przewodni Egzorcysty. W połowie przedszkola próbowałam zostad wampirem. Trevor Mitchell, doskonale uczesany blondyn ze słabymi niebieskimi oczami, był moim nemezis od momentu, kiedy patrzyłam w dół, kiedy on próbował podciąd mnie na slajdzie. Nienawidził mnie, ponieważ byłam jedynym dzieciakiem, które się go nie bało. Dzieci i nauczyciele kleili się do niego, ponieważ jego ojciec był właścicielem większości gruntów na, których stały ich domy. Trevor był w fazie gryzienia, nie ponieważ chciał byd wampirem jak ja, tylko dlatego, że był złośliwy. Potrafił dad kawałki mięsa wszystkim oprócz mnie. I zaczynałam się wkurzad.

6 Byliśmy na placu zabaw, stojąc obok bramki do koszykówki, kiedy uszczypnęłam skórę na jego żałosnej, małej ręce tak mocno, że myślałam, że krew będzie tryskad. Jego twarz była czerwona jak burak. Stałam nieruchomo i czekałam. Ciało Trevora drżało z gniewu, o oczy nabrzmiały z zemsty, kiedy się z powrotem złośliwie uśmiechnął. Następnie pozwolił swoim zębom ugryźd mnie w rękę. Pni Peevish musiała siedzied z nim przy szkolnej ścianie, kiedy ja radośnie taoczyłam wokół placu zabaw, czekając na transformację w wampirycznego nietoperza. - Ta Raven jest dziwna. – Usłyszałam jak Pani Peevish mówi do innego nauczyciela, kiedy ja puściłam płacz Trevora w przeszłośd, kiedy on teraz rzucał się znowu na twardy asfalt. Posłałam mu wdzięczny pocałunek swoją ugryzioną ręką. Z dumą nosiłam swoją ranę, kiedy byłam na szkolnej huśtawce. Mogę teraz latad, prawda? Ale będę potrzebowad czegoś co mnie rozpędzi. Stanowisko było wysoko na górze ogrodzenia, a ja celowałam w puszyste chmury. Zardzewiała huśtawka zaczęła się uginad, kiedy skoczyłam. Planowałam lecied na około placu zabaw – aż do zaskoczonego Trevora. Zamiast tego wylądowałam na błotnistej ziemi, robiąc dalszą szkodę mojej oznaczonej zębami ręce. Płakałam bardziej z powodu tego, że nie posiadałam nadprzyrodzonych mocy, jak moi bohaterowie w telewizji, niż z powodu mojego pulsującego ciała. Z moim ugryzieniem znalazłam się pod lodem, Pani Peevish posadziła mnie pod ścianą by odpocząd, kiedy zepsuty, zasmarkany Trevor był już wolny do gry. Posłał mi buziaka i powiedział – Dziękuje – Pokazałam mu język i nazwałam go imieniem, które usłyszałam od gangstera w Ojcu Chrzestnym. Pani Peevish posłała mnie do środka. Siedziałam tam wiele razy podczas każdej długiej przerwy w czasie mojego dzieciostwa. Byłam przeznaczona do życia z przerwy na przerwę.

7 ROZDZIAŁ 2 – DULLSVILLE Oficjalny, powitalny znak do mojego miasta powinien brzmied – Witamy w Dullsville - większe niż jaskinia, lecz wystarczająco małe by poczud klaustrofobie! Populacja 8,000 mniej więcej, prognoza pogody jest idealnie przygnębiająca przez cały rok – słoneczna – płoty przy ciasteczkowo-nożowych domach i rozwalone grunty rolne – to całe Dullsville. 8:10 pociąg towarowy jedzie przez miasto rozdzielając złą stronę torów od dobrej strony, pola kukurydzy od pól golfowych, traktory od wózków golfowych. Myślę, że to miasto jest zacofane. Jak pola rosnącego zboża i pszenicy mogą byd bezwartościowe przy polach zapełnionych pułapkami z piasku? Sto lat temu gmach sądu znajdował się na placu miasta. Nie miałam takich kłopotów, żeby się tam znaleźd – jeszcze. Butiki, agencja podróży, kafejka internetowa, kwiaciarnia i dodatkowy chodzący teatr filmowy, gdzie wszyscy szczęśliwcy siedzieli wokół placu. Chciałabym aby nasz dom, znajdował się na torach kolejowych, na kółkach i zabrał nas stąd, ale jesteśmy po prawej stronie blisko klubu zrzeszającego śmietankę towarzyską tego regionu. Dullsville. Jedynym ekscytującym miejscem jest opuszczony dwór, który zesłana baronowa wybudowała na szczycie Benson Hill, gdzie zmarła w odosobnieniu. Miałam tylko jednego przyjaciela w Dullsville – farmerkę, Becky Miller, która jest jeszcze bardziej niepopularna niż ja. Byłam w trzeciej klasie, kiedy ją oficjalnie poznałam. Siedziałam na schodach szkoły czekając, aż mama mnie odbierze (spóźniona jak zwykle), teraz próbowała byd Corporate Cathy, zauważyłam szelmowską dziewczynę skuloną na dole schodów, płaczącą jak dziecko. Nie miała żadnych przyjaciół, ponieważ była nieśmiała i mieszkała po wschodniej stronie torów. Była jedną z nielicznych dziewczyn z gospodarstw rolnych w naszej szkole i siedziała dwa rzędy za mną w klasie. - Coś nie tak? – spytałam, czując współczucie dla niej. - Moja mama o mnie zapomniała! – wrzasnęła, żałośnie obejmując rękami twarz.

8 - Nie, nie zapomniała. – pocieszałam. - Nigdy się nie spóźnia. – płakała. - Może utknęła w korku. - Tak myślisz? - Jasne! Albo może dostała telefon od tych ciekawskich sprzedawców, którzy zawsze pytają „Czy mama jest w domu”. - Naprawdę? - To się zdarza cały czas. Albo może musiała się zatrzymad po przekąski i była długa kolejka w 7-eleven. - Mogła tak zrobid? - Czemu nie, musisz coś jeśd, czyż nie? Więc się nie martw. Przyjedzie tu. Wystarczyło, niebieski pickup zajechał z jedną przepraszającą matką i przyjaznym, puszystym owczarkiem. - Mama mówi, że możesz przyjśd do nas w sobotę, jeśli twoi rodzice się zgodzą. – Becky powiedziała, przybiegając z powrotem do mnie. Nikt wcześniej nigdy nie zaprosił mnie do swojego domu. Nie byłam nieśmiała jak Becky, byłam po prostu niepopularna. Byłam zawsze spóźniona do szkoły bo zasypiałam, nosiłam okulary słoneczne w klasie i miałam swoje opinie, typowe w Dullsville. Becky miała podwórko duże jak Transylwania – wielki plac, gdzie można się było schowad i bawid w potwory i jeśd tyle świeżych jabłek prosto z jabłoni ile tylko żołądek może zmieścid. Byłam jedynym dzieciakiem w naszej klasie, które jej nie biło, nie wykluczało czy przezywało i nawet kopałam każdego kto próbował. Była moim trójwymiarowym cieniem. Byłam jej najlepszą przyjaciółką i jej ochroniarzem. I nadal jestem. Kiedy nie bawiłam się z Becky, spędzała swój czas na aplikowaniu czarnej szminki i lakieru do paznokci, drapiąc swoje już noszone wojskowe buty i zakopując głowę w powieściach Anne Rice. Miałam jedenaście lat, kiedy moja rodzina wybrała się do Nowego Orleanu na wakacje. Mama i tata chcieli grac w

9 blackjacka w przyrzecznym kasynie Flamingo. Głupek chciał iśd do akwarium. Ale ja wiedział, gdzie chcę iśd: chciałam zobaczyd dom, w którym urodziła się Anne Rice, historyczny dom, który wyremontowała i rezydencję, którą teraz nazuwa domem. Stałam zahipnotyzowana pod żelazną bramą, gotycką mega rezydencją, moja mama (moja nieproszona opiekunka) stała obok mnie. Czułam kruki latające nad głową, chod zapewne nie było żadnych. Szkoda, ze nie przyszłam w nocy, było by o wiele piękniej. Kilka dziewczyn, wyglądających tak jak ja stało po drugiej stronie ulicy, robiąc zdjęcia. Chciałam się rzucid i powiedzied „Bądźcie moimi przyjaciółmi. Możemy zwiedzad cmentarze razem”. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy czułam się, jakbym gdzieś należała. Byłam w mieście, gdzie znajdował się stos trumien, nie zakopanych głęboko w ziemi, jedna na drugiej, dzięki czemu można było je zobaczyd. Byli chłopacy z uczelni ze stonowanymi blond kolczastymi włosami. Ludzie w stylu Funky byli wszędzie, z wyjątkiem Bourbon Street, gdzie turyści wyglądali jakby przylecieli z Dullsville. Nagle limuzyna pojawiła się za rogiem. Najczarniejsza limuzyna jaką kiedykolwiek widziałam. Kierowca, kompletnie na czarno, otworzył drzwi i ona wyszła! Zbzikowałam i patrzałam nieruchomo, jakby czas stanął w miejscu. Tuż przed moimi oczami ukazał się mój idol nad idolami, Anne Rice! Świeciła jak gwiazda filmowa, Gotycki anioł, niebiaoskie stworzenie. Jej długie, czarne włosy falowały na jej ramionach i błyszczały; miała na sobie złotą opaskę, długą, jedwabiście falującą spódnicę i fantastyczny, wampiryczny, ciemny płaszcz. Oniemiałam. Myślę, że doznałam szoku. Na szczęście moja mama nigdy nie oniemieje. - Czy moja córka mogłaby prosid o autograf? - Oczywiście.- Królowa nocnych przygód odpowiedziała słodko. Szłam w jej stronę, jakby moje nogi mogły stopid się od słooca w każdej chwili. Po tym jak podpisała żółtą karteczkę samoprzylepną, którą moja mam znalazła w torebce, Gotycka gwiazda i ja stałyśmy obok siebie, uśmiechając się z jej ręką na mojej tali.

10 Anne Rice zgodziła się zrobid sobie ze mną zdjęcie! Nigdy wcześniej w życiu tak się nie uśmiechałam. Ona prawdopodobnie uśmiechała się tak, jak milion razy przedtem. Chwila, której ona nigdy nie zapamięta, chwila, której ja nigdy nie zapomnę. Czemu nie powiedziałam jej, że kocham jej książki? Czemu nie powiedziałam jej jak wiele dla mnie znaczą? Dlatego, że myślałam, że zajmowałam się rzeczami, jakimi nikt inny się nie zajmował? Krzyczałam z podniecenia przez resztę dnia, rekonstruując scenę od nowa dla taty i Głupka w naszym wypełnionym antykami, pastelowo różowym łóżku śniadaniowym. To było pierwszego dnia w Nowym Orleanie i byłam gotowa wrócid do domu. Kogo obchodziło głupie akwarium, Francuska dzielnica, zespoły bluesowe i koraliki Mardi Gras, kiedy ja chcę tylko wampirzego anioła? Czekałam cały dzieo by wywoład film, tylko po to by stwierdzid, że zdjęcie ze mną i Anne Rice nie wyjdzie. Pochmurnie, cofnęłam się powrotem do hotelu z moją mamą. Pomimo faktu, że zdjęcia mnie i jej ukazały się osobno, mogło to byd związane z tym, że połączenie tych dwóch wamirów-kochanków nie mogło byd złapane na filmie? Czy to tylko przypomnienie, że była genialnym pisarzem bestsellerów, a ja wrzaskliwym, rozmarzonym dzieciakiem przechodzącym przez ciemną fazę. Albo może moja mama była kiepskim fotografem. ROZDZIAŁ 3 – NACPANY POTWÓR Moje słodkie szesnaste urodziny. Nie wszystkie urodziny są słodkie? Dlaczego szesnaste mają byd słodsze? To kojarzyło mi się z robieniem szumu. W Dullsville, świętowaliśmy moje szesnaste urodziny, jak każdy inny dzieo. Wszystko zaczęło się od krzyków Głupka na mnie. – Wstawaj, Raven. Nie możesz się spóźnid. Czas do szkoły!

11 Jak dwójka dzieciaków pochodzących od tych samych rodziców może byd aż tak różna? Może jest coś do rzeczy w teorii o listonoszu. Ale w przypadku Głupka mama musiała mied romans z bibliotekarzem. Wywlokłam się z łóżka i założyłam czarną bawełnianą sukienkę bez rękawów i czarne buty turystyczne i zarysowałam swoje pełne usta czarną szminką. Dwa biało-kwieciste ciasta, jeden w kształcie 1 i drugi w kształcie 6, czekały na mnie na stole w kuchni. Zadrasnęłam ciasteczkową szóstkę moim palcem wskazującym i polizałam oblodzenie. - Wszystkiego najlepszego! – powiedziała moja mama, całując mnie. – To na wieczór, ale możesz mied to już teraz. – powiedziała podając mi pakunek. - Wszystkiego najlepszego, Raven. – powiedział mój tata, całując mnie w policzek. - Założę się, że nie wiem co mi dajesz. – dokuczałam ojcu, kiedy dawał mi pakunek. - Nie, ale jestem pewny, że kosztował dużo. Potrząsnęłam jasnym pakunkiem w ręku i usłyszałam grzechotanie. Patrzyłam na napis „Wszystkiego Najlepszego” na opakowaniu. To mogą byd kluczyki do samochodu – mojego własnego Bat mobilu! Przecież to były moje szesnaste urodziny. - Chciałam ci kupid coś wyjątkowego. – powiedziała moja mama, uśmiechając się. Podekscytowana otwarłam pakunek i podniosłam pokrywkę od pudełka z biżuterią. Sznurek lśniących, białych pereł patrzył się na mnie. - Każda dziewczyna powinna mied naszyjnik z pereł. – moja mama promieniała. To była korporacyjna wersja hipisowskiego sznurku koralików mojej mamy. Wymusiłam krzywy uśmiech, kiedy starałam się ukryd swoje rozczarowanie. – Dzięki – powiedziałam, obejmując je równocześnie. Zaczęłam

12 z powrotem umieszczad naszyjnik w pudełku, ale moi rodzice spojrzeli się na mnie, więc niechętnie założyłam go dla nich. - Wygląda na tobie olśniewająco. – Moja mama poweselała. - Zachowam go na coś naprawdę specjalnego. – Odparłam, kładąc naszyjnik z powrotem do pudełka. Zadzwonił dzwonek do drzwi i weszła Becky z małą czarną torebką pakunkową. - Wszystkiego najlepszego! – krzyczała wchodząc do salonu. - Dzięki. Nie musisz mi nic dawad. - Mówisz tak co roku. – Odparła i podała mi torebkę. – Przy okazji, widziałam wczoraj w nocy van na zewnątrz Mansion! – szepnęła. - Nie ma mowy! Ktoś w koocu się tu wprowadza? - Chyba tak. Ale wszystko, co widziałam było w samochodach przewozowych, dziadkowe zegary i wielkie skrzynie oznaczone jako „gleba”. I mają nastoletniego syna. - Najprawdopodobniej urodził się mając na sobie spodnie khaki. I na pewno jego rodzice są z tych nudziarzy od Ivy Leagures. – odparłam. – Mam nadzieję, że go nie przebudują i nie wygonią wszystkich pająków. - Ta i zburzą bramę, wstawiając tam biały płotek. - I plastikowe sztuczne gęsi na trawnik. Chichotałyśmy jak szalone, kiedy włożyłam rękę do torebki. - Chciałam kupid ci coś specjalnego, w koocu to twoja szesnastka. Wyciągnęłam czarny, skórzany naszyjnik z talizmanem z cyny. Talizmanem był nietoperz! - Podoba mi się! – Krzyknęłam, wkładając go. Moja mama spojrzała na mnie z kuchni. - Następnym razem damy jej pieniądze. – Usłyszałam jak mówi do taty.

13 - Perły! – Szepnęłam do Becky, kiedy wychodziłyśmy z domu. Byłam na siłowni, ubrana w czarną koszulkę, spodenki i buty wojskowe, a nie w wymagane w siłowni białe na białe. Naprawdę, jaki jest w tym sens? Pomyślałam. Czy biały zestaw robił z ucznia lepszego sportowca? - Raven, nie czuję się na siłach, żeby wysyład cię dzisiaj do gabinetu dyrektora. Dlaczego po prostu nie zrobisz sobie raz przerwy i nie założysz tego, co masz ubrad?- Pan Harris, nauczyciel gimnastyki, jęczał. - To moje urodziny. Może pozwoli mi pan wyjśd w tym chociaż raz? Patrzył na mnie, nie wiedząc co powiedzied. – Tylko ten jeden raz. – w koocu odparł. – Ale nie dlatego, że dziś są twoje urodziny, ale dlatego, że nie chce mi się wysyład cię do gabinetu dyrektora. Becky i ja zachichotałyśmy, kiedy poszedł w stronę trybuny, gdzie czekała klasa. Trevor Mitchell, moja przedszkolna nemezis i jego szubrawy pomocnik, Matt Wells szli za nami. Byli doskonale uczesanymi, konserwatywnymi snobami. Wiedzieli, że wyglądają świetnie i robiło mi się niedobrze bo byli tacy pewni siebie. - Słodka szesnastka! – Trevor powiedział, oczywiście usłyszał rozmowę z panem Harrisem. – Jak pięknie! Po prostu dojrzała do miłości, nie sądzisz Matt? – Byli odciskami na naszych piętach. - Ta, stary. – odparł Matt. - Ale może jest powód, że nie nosi białego na białym dla dziewic, prawda, Raven? Był wspaniały, nie ma wątpliwości. Jego niebieskie oczy były piękne, a jego włosy wyglądały idealnie jak u modela. Miał dziewczynę na każdy dzieo tygodnia. Był złym chłopcem, ale bogatym złym chłopcem, co czyniło z niego nudziarza. - Hej, nie jestem z tych co ubierają białą bieliznę, jestem? – spytałam. – Masz rację – jest powód dlaczego ubieram się na czarno. Może jesteś jednym z tych, którzy chcieli by więcej.

14 Becky i ja siadłyśmy na trybunie, pozostawiając Trevora i Matta stojących na torze. - Więc jak spędzisz swoje urodziny? – Trevor krzyknął siedząc z resztą klasy, tak by wszyscy słyszeli. – Ty i farmerka Becky siedzące w domu w piątkowy wieczór i oglądające Piątek Trzynastego? Może rozstawicie jakieś ogłoszenia towarzyskie? Szesnastoletnia singielka, biały potwór szuka samca by związad się z nim na wiecznośd. Cała klasa się śmiała. Nie lubiłam, kiedy Trevor się ze mną drażnił, ale jeszcze bardziej nie lubiłam, kiedy drażnił się z Becky. - Nie, myślałyśmy o rozwaleniu imprezy u Matta wieczorem. W przeciwnym razie nie będzie tam nikogo ciekawego. Wszyscy byli zszokowani, a Becky przewróciła oczami, jakby chciała powiedzied „Zawleczesz mnie tam teraz?” Nigdy nie byłyśmy na jednej z wysoce nagłośnianych imprez Matta. Nigdy nie byłyśmy zaproszone i sądziłyśmy, że nigdy nie będziemy. Ostatnio nie sądziłam. Cała klasa czekała na reakcję Trevora. - Jasne, ty i Igor możecie wpaśd... ale pamiętaj pijemy piwo, nie krew!- Cała klasa się śmiała, a Trevor przybił Mattowi piątkę. Właśnie wtedy Pan Harris dmuchnął w gwizdek, sygnalizując nam zejście z trybun i bieg wokół torów jak charty. Ale Becky i ja szłyśmy, obojętne na potliwośd naszych kolegów. - Nie możemy pójśd na imprezę Matta. – Becky powiedziała.- Kto wie co nam tam zrobią? - Zobaczymy co tam robią. To moja słodka szesnastka, pamiętasz? Urodziny, których nigdy nie zapomnę!

15 ROZDZIAŁ 4 – PRAWDA CZY STRACH Najbardziej ekscytujące rzeczy w Dullsville w czasie mojego życia, w porządku chronologicznym: 1. 3:10 pociąg skakał na torach, wyrzucając pudełka Tootsie Rolls, które my niszczyliśmy. 2. Uczeo ostatniej klasy spłukał silnie wybuchającą petardę w kształcie czerwonej kuli w toalecie, wybuchają linie ściekowe, zamknęli szkołę na tydzieo. 3. Na moje szesnaste urodziny rozchodzi się plotka, że rodzina wampirów przeniosła się do nawiedzonej rezydencji na czubku Benson Hill! Legenda rezydencji wygląda tak: Został zbudowany przez romaoską baronową, która uciekła z kraju po powstaniu chłopskim, w którym jej mąż i większośd jego rodziny zginęła. Baronowa zbudowała swój nowy dom na Benson Hill, by przypominał jej europejskie nieruchomości w każdym szczególe, z wyjątkiem zwłok. Mieszkała ze swoimi pracownikami w całkowitej izolacji, przerażona obcymi i tłumami. Byłam małym dzieckiem w chwili jej śmierci i nigdy się z nią nie spotkałam, chociaż bawiłam się przed jej samotnym pomnikiem na cmentarzu. Ludzie mówili, że siedzi przy oknie na piętrze w godzinach wieczornych, patrząc na księżyc i, że nawet teraz, kiedy księżyc jest w pełni, jeśli tylko spojrzysz pod kątem prostym, możesz zobaczyd jej ducha siedzącego w tym samym oknie, patrzącego w niebo. Ale ja nigdy jej nie widziałam. Rezydencja była zabita deskami od tamtej pory. Plotka głosi, że była tam jej romaoska córka wiedźma, interesująca się czarną magią. W każdym razie nie była zainteresowana Dullsville (mądra dama!) i nigdy nie utrzymywała tego miejsca. Rezydencja na Benson Hill była dośd olśniewająca dla mnie w gotycki sposób, ale brzydka dla wszystkich innych. Był to największy dom w mieście – a pusty. Mój tata mówi, że to dlatego, że jest w spadku. Becky twierdzi, że to

16 dlatego, że jest nawiedzony. Ja myślę, że to dlatego, że kobiety w tym mieście boją się kurzu. Rezydencja, oczywiście, zawsze mnie fascynowała. To był mój domek dla Barbie marzeo i wspinałam się na to wzgórze przez wiele nocy, w nadziei ujrzenia ducha. Ale faktycznie weszłam do środka tylko raz, kiedy miałam dwanaście lat. Miałam nadzieję, że może go naprawię i zrobię z niego swój domek. Chciałam postawid znak, który mówił „GŁUPEK NIE DOZWOLONY.” Pewnej nocy wspięłam się na bramę z kutego żelaza i poruszałam się na podjeździe do likwidacji. Rezydencja była naprawdę wspaniała, z winogronem kapiącym od frontu jak spadające łzy, odchodzącą farbą, zrujnowanymi dachówkami i upiornymi oknami na poddaszu. Drewniane drzwi stały jak Godzilla, wysokie, silne - i zablokowane. Podkradłam się z tyłu. Wszystkie okna były zabite deskami z długimi gwoździami, ale zauważyłam pewne luźne deski wiszące nad oknem piwnicy. Starałam się je poluzowad, kiedy usłyszałam głosy. Przykucnęłam za paroma krzakami, kiedy licealny gang starszych napotkał się niedaleko. Większośd z nich była pijana, a jeden przerażony. - No dalej, Jack, wszyscy to zrobiliśmy. – Kłamali, spychając faceta w czapce baseballowej ku rezydencji. - Wejdź i daj nam skurczoną głowę! Widziałam nerwowego Jacka Pattersona. Był przystojnym facetem godnym sympatii, wyjątkowego rodzaju, dzieciakiem, który powinien spędzid ten czas strzelając obręczami lub sprawiając by dziewczyny mdlały, a nie zakradad się do nawiedzonego domu, by zdobyd przyjaciół. To było jak Jack zobaczył ducha, jak podszedł do rezydencji. Nagle spojrzał na krzaki, gdzie się ukrywałam. Dyszałam i krzyknął. Myślałam, że oboje będziemy mieli atak serca. Przykucnęłam z powrotem w dół, bo usłyszałam, że zbliża się gang. - On krzyczy jak mała dziewczynka, a nie jest jeszcze nawet w środku! – zakpił jeden z nich. - Wynoś się stąd! – Jack powiedział do gości. – Mam to zrobid sam, prawda? Poczekał, aż inni się wycofają i skinął na mnie, żeby było jasne.

17 - Kurde dziewczyno przestraszyłaś mnie! Co ty tutaj robisz? - Mieszkam tutaj i zgubiłam swoje klucze. Próbuję tylko z powrotem tam wejśd. – zażartowałam. Złapał oddech i uśmiechnął się. – Kim jesteś? - Raven, ja wiem kim ty jesteś. Jesteś Jack Patterson. Twój ojciec jest właścicielem domu handlowego, gdzie moja mam kupuje swoje eleganckie torebki. Widziałam cię przy kasie w pracy. - Ta, pomyślałem, że wyglądasz znajomo. - Więc, czemu tu jesteś? - To jest wyzwanie. Moi znajomi sądzą, że to miejsce jest nawiedzone, a ja mam wkraśd się do środka i wziąd pamiątkę. - Jak stary tapczan? Uśmiechnął się tym samym uśmiechem. – Tak, głupku. Ale to bez znaczenia. Nie ma sposobu. - Tak, jest! – Pokazałam mu luźne deski w oknie piwnicy. - Idziesz pierwsza. – Szturchając mnie do przodu z trzęsącymi się rękami. – Uśmiechasz się. Ześliznęłam się prosto przez okno. W środku było bardzo ciemno, nawet dla mnie. Mogłam tylko Niszczyc pajęczyny. Podobało mi się! Wszędzie były stosy kartonów i pachniało jak w piwnicy, jakby były tak od początku świata. - No dalej, już! – powiedziałam. - Nie mogę się ruszyd! Utknąłem. - Musisz się ruszyd. Czy chcesz, żeby cię znaleźli jak wchodzisz od tyłu? Szarpnęłam i pchnęłam i pociągnęłam. W koocu Jack wszedł, z moją ulgą, ale nie jego.

18 Prowadziłam przerażonego starszego przez spleśniałą piwnicę. Trzymał się za moją rękę tak mocno, że myślałam, że połamie mi palce. Ale miło było trzymad jego rękę. Była duża i silna i męska. Nie jak Głupka, który miał małe ręce, zawsze grząskie i lizusowskie. - Dokąd my idziemy? – szeptał przestraszonym głosem. – Nie widzę! Mogłam rozpoznad kształty masywnej sofy i krzesła, pokrytych zakurzonym białym obrusem, prawdopodobnie należących do starej kobiety, która patrzyła na księżyc. - Widzę jakieś schody. – powiedziałam. – Po prostu idź za mną. - Nie pójdę dalej! Oszalałaś? - Czy to długie lustro? – pokpiwałam, zaglądając za szmatkę. - Wezmę jedno z tych pudeł! - To nie jest dobre. Twoi znajomi cię zabiją. Będziesz pośmiewiskiem przez resztę swojego życia. Uwierz mi, wiem jak to jest. Spojrzałam na niego i zobaczyłam strach na jego twarzy. Nie byłam pewna czy bał się swoich przyjaciół na zewnątrz czy siedzenia w piwnicy, jak w jaskini przy najmniejszym nacisku. Albo może bał się duchów. - Dobra. – powiedziałam. – Poczekaj tutaj. - Jak bym mógł gdzieś iśd? Nie mam pojęcia jak wrócid! - Ale najpierw... - Co? - Puśd moją rękę! - O, tak. Puścił mnie. – Raven. - Co? - Uważaj!

19 Spauzowałam. – Jack, wierzysz w duchy? - Nie, oczywiście, że nie. - Więc, nie sądzisz, że tu jest duch? Tej starej kobiety? - Ciii! Nie mów tak głośno! Uśmiechnęłam się z oczekiwaniem. Ale potem przypomniałam sobie odwagę jego gangu i chwyciłam jego czapkę z daszkiem. Wrzasnął ponownie. - Spokojnie, to tylko ja, nie, jeden z tych upiornych duchów, w które wierzysz. Ostrożnie stąpałam po skrzypiących stopniach i natknęłam się na zamknięte drzwi na górze. Ale otwarły się, kiedy odwróciłam gałkę. Byłam w szerokim korytarzu. Blask księżyca świecił przez szpary w oknach na podłogę. Rezydencja wydawała się jeszcze większa w środku. Gładziłam ściany idąc, kiedy szłam, kurz łagodnie brudził mi ręce. Obróciłam się na rogu i natknęłam się na wielkie schody. Jakie skarby leżały na górze? Czy tam jest duch baronowej? Skradałam się na palcach po schodach, tak jak mysz, jak tylko mogłam w swoich ciężkich, wojskowych butach. Pierwsze drzwi były zamknięte, tak jak drugie i trzecie. Przywarłam uchem do czwartych drzwi i usłyszałam cichy płacz po drugiej stronie. Przeszedł mnie zimny chłód. Byłam w niebie. Kiedy posłuchałam dłużej, zdałam sobie sprawę, że to tylko wiatr gwizdał przez okienne deski. Otworzyłam szafę, skrzypiącą jak stara trumna. Jedynymi rzeczami jakie odkryłam, było kilka starych wieszaków okrytych pajęczynami zamiast ubrao. Zastanawiałam się, gdzie są duchy. Zajrzałam do biblioteki. Otwarta książka leżała na stoliku, jak kobieta, która patrzyła na księżyc mogła czytad skoro nie żyła. Chwyciłam romaoskie wieże z półki w nadziei, że to otworzy tajne przejście do lochu zjawy. Nic się nie poruszyło, z wyjątkiem włochatych, brązowych pająków przesuwających się szybko przez zakurzone półki. Ale po chwili usłyszałam głośny dźwięk i prawie wyskoczyłam przez dach – to było trąbienie! Zaskoczona, rzuciłam książkę. Kompletnie zapomniałam o gangu Jacka i mojej nowej misji.

20 Pobiegłam z powrotem w dół schodów, przeskakując przez ostatnie stopnie. Jasne światło promieniało przez deski okien w salonie. Podeszłam do okna i wyjrzałam, bezpiecznie ukryta za płytami. Widziałam starszych siedzących na masce samochodu. Światła świeciły przez bramę rezydencji. Jeden z nich patrzył w moim kierunku więc wysunęłam czapkę Jacka przez otwór pomiędzy płytami i machałam nią jakbym wylądowała na księżycu. Czułam się triumfalnie. Starsi podnieśli kciuki w odpowiedzi. Znalazłam Jacka w pocie, siedział w kącie piwnicy na wierzchu kilku drewnianych skrzyo. Musiał myśled to samo o szczurach, co o duchach. Chwycił mnie jak dziecko chwyta swoją matką. – Co tak długo? Włożyłam mu czapkę do ręki. – Potrzebujesz tego. - Co z nią zrobiłaś? - Niech wiedzą, że zrobiłeś to dobrze. Gotowy? - Gotowy! – I wyciągnął mnie z powrotem przez okno, jak na miejscu pożaru. Zauważyłam, że tym razem nie utknął. Popchnęliśmy deski z powrotem. Wyglądało to tak, jakby nikogo tam nie było. – Nie chcemy by to było proste dla kogoś jeszcze. – powiedziałam. Patrzył do tyły jakby nie wiedział, jak ma mi podziękowad. - Czekaj! Nie mam pamiątki! – zdał sobie sprawę. - Wrócę tam. - Nie ma mowy! – powiedział, chwytając mnie za ramię. Zastanowiłam się przez chwilę. - Masz, weź to. – Dałam mu swój naszyjnik. Czarny skórzany pasek z onyksowym medalionem. – Kosztował tylko trzy dolary, ale wygląda jak własnośd baronowej. Tylko niech nikt go nie szacuje. - Ale odwaliłaś całą robotę, a ja będę miał u ciebie kredyt.

21 - Weź to zanim zmienię zdanie. - Dzięki! Zważył w ręku naszyjnik i dał mi ciepły pocałunek w policzek. Schowałam się za rozpadającą altankę, kiedy on pobiegł z powrotem do kumpli, zawiesił naszyjnik przed ich twarzami, przybijając piątki. Uwielbiali go teraz, tak jak ja. Trzymałam rękę na swoim brudnym, świeżo pocałowanym policzku. Po tym dniu Jack należał do spoko klubu, a nawet stał się przewodniczącym klasy. Od czasu do czasu, kiedy widziałam go na placu miasta, zawsze posyłał mi ogromny uśmiech. Nie miałam szansy wrócid do swojego domku dla Barbie z marzeo. Rozeszło się, ze Jack podkradł się do rezydencji. Obawiano się, że więcej dzieciaków tak zrobi, policja patrolowała obszar w nocy. To zajęło by lata zanim ponownie odwiedziłabym rezydencję. ROZDZIAŁ 5 – ŚWIATŁO W OKNIE Nadal spocone po siłowni, Becky i ja mijałyśmy rezydencje w drodze do domu. Zauważyłam coś, czego nigdy wcześniej nie widziałam: światło w oknie. Okna nie były zabite deskami! - Becky, patrz! – krzyczałam z podniecenia. To był najlepszy prezent urodzinowy ze wszystkich! Była tam postad stojąca przy oknie na poddaszu, patrząca w gwiazdy. - Och, nie! To prawda, Raven. Tam są duchy! – krzyczała, trzymając się mojego ramienia. - Więc, ten duch jeździ czarnym mercedesem! – powiedziałam, wskazując na odjazdowy samochód zaparkowany na podjeździe. - Chodźmy. – błagała. Nagle światło na poddaszu zgasło. Dyszałyśmy w tym samym czasie. Paznokcie Becky wbijały się w mój oszczędzony sweter. Czekałyśmy, z szeroko otwartymi oczami i bez słowa.

22 - No dalej, chodźmy! – powiedziała Becky. Nie ruszyłam się. - Raven, jestem już spóźniona na obiad! Będziemy podwójnie spóźnione na imprezę Matta. - Masz chętkę na seksownego ol’Mattie? – dokuczałam jej, moje oczy były wpatrzone na rezydencję. Ale, kiedy nie odpowiedziała, zwróciłam się do jej twarzy. Policzki Becky płonęły. - Masz!- rzekłam, jednym tchnieniem. – I myślisz, że ja jestem dziwna! – oświadczyłam, potrząsając głową. - Raven, muszę iśd! Czekała bym do rana, ale ktokolwiek był w środku nie wyszedł by. Światło w oknie na poddaszu rozpaliło ogieo w mojej duszy. - Widziałam na dworze zaparkowanego Mercedesa! – poinformowałam rodzinę podczas kolacji. Byłam spóźniona jak zwykle, tym razem na własną kolację urodzinową. - Słyszałem, że wyglądają jak rodzina Addamsów. – powiedział Głupek. - Może mają córkę w twoim wieku. Kogoś kto nie lubi pakowad się w kłopoty. – moja mama odparła. - Wtedy nie będę musiała jej poznad. - Może ma ojca, z którym będę mógł grac w tenisa. – powiedział mój tata, przepełniony nadzieją. - Ktokolwiek to będzie, będzie musiał się pozbyd tych wszystkich luster i skrzyo. – odparłam, nie wiedząc co powiedzied. Wszyscy się na mnie patrzyli. – Jakich skrzyo? – moja mama spytała. – Nie mów mi, że podkradałaś się do tego domu. - Tak tylko coś słyszałam.

23 - Raven! – powiedziała moja mama, głosem zdesperowanej matki. Wydawało się, że nikt nie widział w Dullsville nowych właścicieli. Pięknie byłoby mied tajemnice w tym mieście. Wszyscy wiedzieli wszystko, co się działo w Dullsville, a większośd plotek nie była warta poznania. Matt Wells mieszkał po dobrej stronie miasta, na skraju Oakley Woods. Becky i ja spóźniłyśmy się i weszłyśmy jak byśmy były gwiazdami filmu wprowadzającymi premiera. Albo raczej ja byłam. Biedna Becky wisiała mocno na moim boku, jakby była na wizycie u dentysty. – Będzie dobrze. – uspokoiłam ją. – To impreza! – ale wiedziałam dlaczego była zdenerwowana. Byłyśmy poddane na śmiesznośd, zamiast byd bezpiecznie w domu przed telewizorem, jak powiedział Trevor. Ale dlaczego snoby mają mied całą zabawę? Tylko dlatego, że sypialnia Matta była wielkości mojego salonu? Tylko dlatego, że nie nosimy ubrao, które noszą oni? Więc to oznaczało, że mam siedzied w domu w swoje szesnaste urodziny? Czułam się, jak Mojżesz nad Morzem Czerwonym, kiedy tłum snobów rozproszonych w przedpokoju odgrodził nam wejście. Nasi koledzy z klasy przeszyli mnie oczami, ubraną w mój zwykły gotycki strój. Jaka szkoda, Tommy’ego Hilfigera nie było. Miał byd chwalony. Każdy miał na sobie ubranie jak mundurek. Dźwięk Aerosmith rządził w całym salonie Matta. Gruba warstwa dymu wisiała nad kanapami i zapachy piwa przedostawały się do powietrza jak tanie kadzidła. Pary, które nie patrzyły na nas, z uwielbieniem patrzyły na siebie. Bezużyteczne było by spróbowanie rozmowy z kimkolwiek. - Nie mogę uwierzyd, że przyszłaś. – powiedział Matt, zauważając nas w korytarzu. – Chciałbym zrobid zdjęcie, ale nie wiem czy będziesz widoczna! - Mimo swojego ujadania, Matt nie był tak okrutny jak Trevor. – Piwo jest z tyłu. – powiedział później. – Chcesz, żebym pokazał ci drogę? Becky obawiała się Matta. Potrząsnęła głową i zamknęła się w łazience w przedpokoju. Matt zaśmiał się i ruszył do kuchni. Czekałam w salonie, aż puszczą koncert w głośniku, studiując płyty CD. Michael Molton, Celine Dion i sporo muzyki rozrywkowej. Nie byłam zaskoczona. Wróciłam by sprawdzid co z Becky i znalazłam otwarte drzwi do łazienki. Nie było jej w korytarzu, więc szłam przez tłum do kuchni, bijąc kolegów. Grupa

24 dziewczyn z fryzurą za sto dolarów spojrzała się na mnie i wyszła, zostawiając mnie w spokoju. Albo ja tak myślałam. - Hej, seksowna potworna lasko. – powiedział głos za mną. To był Trevor. Był oparty o ścianę obok mnie, z Budweiserem zwisającym w ręce. - Czy tak się ubierasz na każdą imprezę? Uśmiechnął się uwodzicielsko. – Nigdy wcześniej nie pocałowałem dziewczyny z czarnymi ustami. - Nigdy wcześniej nie pocałowałeś dziewczyny. – powiedziałam i przeszłam obok niego. Złapał mnie za rękę i przyciągnął z powrotem do siebie. Spojrzał na mnie tymi swoimi niebieskimi oczami i pocałował mnie w usta! Muszę przyznad, świetnie całował i nie sprawiał bólu tak był wspaniały. Trevor Mitchell nigdy nawet mnie nie dotknął, tym bardziej nie pocałował, z wyjątkiem tego, że ugryzł mnie w przedszkolu. Najwyżej dostałam uderzona w głowę, gdy szłam zbyt blisko niego. Musiał byd pijany. Może to był żart, może po prostu się ze mną drażnił. Ale sposób w jaki czułam jego usta na sobie, wydawało się, że oboje tego chcemy. Nie wiedziałam co myśled, kiedy wyciągnął mnie tylnimi drzwiami, obok pijana para gniotła się na schodach, obok kubła na śmieci i fontanny, pod wysokimi drzewami i w ciemności. - Boisz się ciemności, Potworna Dziewczyno? – Lasy lekko się jarzyły, trudno było rozpoznad czerwone pasy na moich sweterku. - Nie, bardzo je lubię. Pchnął mnie na drzewo i zaczął całowad tak naprawdę. Jego ręce były wszędzie, na mnie, na drzewie. - Zawsze chciałem pocałowad wampira! – powiedział, nabierając powietrza. - Zawsze chciałam pocałowad neandertalczyka. Zaśmiał się i zaczął mnie całowad.

25 - Więc to znaczy, że teraz będziemy razem? – zapytałam, teraz to ja nabrałam powietrza. - Co? - Jak pójdziemy do szkoły? Będziemy się trzymad za ręce w salach i spędzad razem czas podczas lunchu? Oglądad filmy w weekendy? - Ta, cokolwiek. - Więc będziemy ze sobą chodzid? - Tak. – Zaśmiał się. – Możesz patrzed jak gram w piłkę, a ja mogę oglądad jak przemieniasz się w nietoperza. – Zaczął delikatnie gryź mnie w szyję. – Założę się, że lubisz coś takiego jak to, czyż nie, Potworna Dziewczyno? Moje serce zamarło. Oczywiście, tak naprawdę to nie chcę byd dziewczyną Trevora. Nie byliśmy jak Mars i Wenus – nie byliśmy nawet w tym samym wszechświecie! A ja nigdy go nie lubiłam, naprawdę. Wiem, dlaczego mnie tu przyprowadził, wiedziałam, co chciał zrobid i wiedziałam komu o tym powie. A na koniec, może wygra po dziesięd dolarów od wszystkich swoich znajomych za zakład „ zdobyd gotycką laskę.” Miałam nadzieję, że udowodni mi, że się mylę. Zamiast tego udowodnił mi, że mam rację. Nadszedł czas, aby zabrad się do roboty. – Chcesz wiedzied dlaczego nie ubieram się na biało? Chcesz ze mną latad? - Tak, - Uśmiechnął się, jakby przestraszony, ale bardzo chętny. – Założę się, że latasz jak Superdziewczyna! Popędziłam go przez płot sztachetowy do lasu. Oczywiście widziałam lepiej niż on. Moje nocne zwyczaje zrobiły ze mnie świetnego obserwatora w ciemności. Nie tak dobrego jak kot, ale blisko. Czułam się bezpieczna, z pięknym księżycem skierowanym teraz na mnie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam kilka nietoperzy trzepoczących ponad drzewami. Nigdy nie widziałam nietoperzy w Dullsville. Ale nigdy nie byłam też na wielu imprezach. - Nie widzę. – powiedział Trevor, usuwając gałązki ze swoich włosów.