mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 685
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 812

Shayne Maggie - The Darkness Angel 6 - Heart of Barkness

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :74.9 KB
Rozszerzenie:pdf

Shayne Maggie - The Darkness Angel 6 - Heart of Barkness.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 5 z dostępnych 5 stron)

Rozdział 6 - Wy, obłoki, od tej chwili należycie do mnie – powiedziała Bianka. To nie była próba ucieczki, ani seksowna odzież... – Lysander podarował mi was i dlatego że nie dotykam go, to będę mieć wszystko co zechcę. A chcę was. Pragnę, abyście należeli do mnie, a nie do niego. Taki sposobem będziecie słuchać tylko moich rozkazów. I jeżeli powiem byście zrobili coś, a on się sprzeciwi, wy dalej będziecie robić to co wam każę. Tego chcę. Och, maleństwo, to będzie wspaniałe. Im więcej o tym myślała, tym bardziej cieszyła się, że od tej pory nie będzie musiała dotykać Lysandra. Naprawdę. Kuszenie go było dużym błędem. Właściwie to uwodziła samą siebie. Jego ciepło… zapach… siła… Weź mnie. Na różne sposoby. Teraz myślała tylko o jego dotykającym ją ciele. I o tym gdy już nauczy go, gdzie ma ją dotykać. Kiedyś otrzymawszy lekcje pocałunku drażnił się i wdzierał w jej usta ze sztuką mistrza. Tak samo będzie z lekcjami seksu. Chciałaby oblizać każdą cząstkę jego ciała. Słyszeć jęki, znowu i znowu, aż do momentu gdy on będzie z nią robił to samo.

Jak mogła myśleć o robieniu takich rzeczy ze swoim wrogiem? Jak mogła zapomnieć choć na chwilkę, że trzymał ją pod kluczem? Może dlatego, że był wyzwaniem? Seksualnym, przyciągającym, czarującym wyzwaniem. Nieważne. Zagra rolę słodkiej niewolnicy. Jak na razie nie mogła go zabić, inaczej zostałaby tu na wieczność. A to oznacza, że musi zrobić tak by on chciał się jej pozbyć. I właśnie teraz, gdy posiądzie obłok, bez problemu może do tego doprowadzić. Chciała już zaczynać. Jeżeli będzie trzymał się swojego grafiku, to powinien pojawić się za tydzień. Wróci by ją „sprawdzić”. Operacja „Załka jak dziecko” rozpocznie się. Jutro zaplanuje podstawowe działania i rozbije go etapowo. Kilka pomysłów pojawiło się już teraz. Na przykład, przywiązać go do krzesła i zrobić striptiz. Albo lepiej. Może powinna ogłosić wtorki dniem nagości. Uśmiechając się, położyła głowę na rękach, ziewnęła i zamknęła oczy. „Chce miskę zimnych winogron Lysandra” – powiedziała i marmurowa miseczka pojawiła się na jej brzuchu. Nie otwierając oczu wrzuciła do ust winogrono. Boże, jaka ona była zmęczona. Nie miała odpoczynku od chwili, gdy tylko się tu dostała – w sumie przed tym też nie miała żadnej wolnej chwili. Nie mogła tego zrobić. Żadnego drzewa, żadnej możliwości by się schować. I nawet jeżeli poprosi o drzewa, Lysander łatwo znajdzie ją jeżeli wróci wcześniej. Poczeka. Nie, on nie będzie czekał. A gdyby tak zażyczyć sobie setki drzew? Znów uśmiechnęła się, uniosła powieki. Odstawiła winogrona i podniosła się. - Zastąpić wszystkie meble drzewami. Setkami wielkich, zielonych drzew. Tam, gdzie się znajdowała, obłok przypominał las. Bluszcz owijał się wokół pni drzew, a na liściach lśniła rosa. Kwiaty wszelkich kształtów i kolorów kwitły wokół, drobne płatki spadały na ziemię i tworzyły na niej barwny kobierzec. Dziewczyna westchnęła z zachwytu nad tym pięknem. Nic na ziemi nie mogło się z tym równać. Gdyby tylko jej siostry mogły to zobaczyć. Jej siostry. Wygrała w grze lub nie, z każdą sekundą traciła czas, który mogłaby spędzić z nimi. Lysander też za to zapłaci. Znów ziewnęła. Gdy spróbowała wspiąć się na pierwszy lepszy dąb, zahaczyła bielizną o gałąź. Wyprostowała się – jeszcze raz przypomniała sobie o zwyczajach jej mrocznego anioła, gdy nachylał się do niej, jak gorący oddech muskał jej skórę. - Chcę nosić wojskowy kamuflaż. Za moment dostała to o co poprosiła i od razu wspięła się na najwyższą gałąź – skrzydła dodały szybkość i zwinność – położyła się na niej, patrząc w gwiaździste niebo. - Chcę butelkę wina Lysandra. Sekundę później jej palce ściskały szyjkę butelki czerwonego wina. Chociaż wolałaby białe, tańsze ale w sumie wszystko jedno. Trudne czasy wymagają ofiary. Osuszyła butelkę w rekordowym czasie. Nagle usłyszała krzyk Lysandra. - Bianka! Zamrugała. Albo minęło sporo czasu nim się zorientowała, albo ten kogo sobie przedstawiała, pojawił się przed nią. Dlaczego nie mogła wyobrazić sobie Lordów Podziemi? – pomyślała z odrzuceniem. Ach, ach. Jak fajnie byłoby gdyby Lysander musiał walczyć z którymś z nich. Byłby w przepasce i oczywiście… uśmiechałby się przy tym. Ale nic po za tym. Może tak zrobić! Przecież to jej obłok, czyż nie? Będzie grała z Lysandrem według własnych zasad. A ponieważ władza należała teraz do niej, on nie mógł zmienić jej rozkazu, bez uzyskania jej zgody. Przynajmniej modliła się by tak było.

- Usunąć drzewa – usłyszała. Czekała, wstrzymując oddech, a drzewa pozostały. Nie wyszło mu! Uśmiechając się, klasnęła w dłonie. Miała rację. Obłok należał do niej. - Usunąć te drzewa. Wciąż nic się nie zmieniło. - Bianka – zaryczał – Pokaż się! Satysfakcja zalała ją w tym momencie, gdy zeskoczyła z drzewa. Kontrola obszaru wykazała, że Lysander nie znajduje się w pobliżu. - Przenieś mnie do niego. Mrugnęła i ukazała się przed nim. Próbował przedostać się przez gęste listowie, a kiedy zobaczył ją, zatrzymał się. Wyciągnął ognisty miecz. Bianka zrobiła krok do tyłu, pozostając poza jego zasięgiem. Żadnej bliskości. - To dla mnie ? – spytała, wskazując na miecz. Nigdy jeszcze nie była aż tak zdenerwowana. Żyła pulsowała wściekle na jego skroni. Bianka przyjęła to za pozytywną odpowiedź. - Zbereźnik. – Przyszedł by ją zabić, pomyślała. Jeszcze jeden uczynek, za który będzie musiała go ukarać. – Wróciłeś rano. Parzył ją wzrokiem, jego powieki i nozdrza rozszerzyły się. Usta miała wykrzywione w grymasie niesmaku. - Jesteś pijana. - Jak śmiesz obwiniać mnie o takie rzeczy! – Próbowała przyjąć poważną minę, lecz cały wysiłek poszedł na marne, kiedy się roześmiała – W sumie… pijana. - Co zrobiłaś z moim obłokiem? – skrzyżował ręce na piersi w wyrazie niezłomnej odwagi. – Dlaczego drzewa nie znikają? - Po pierwsze: nie masz racji. To nie jest już twój obłok. Po drugie, drzewa będą tu dopóki nie każę im zniknąć. Co zresztą teraz zrobię. Znikajcie, miłe drzewka, znikajcie – zachichotała. – O mój Boże. Kazałam aby znikły drzewa. Chyba jestem poetką i dlaczego o tym nie wiedziałam ? – Nagle zniknęły otaczające ich drzewa i Lysander zobaczył tylko białą mgłę. – Po trzecie, ty nigdzie nie pójdziesz bez mojego pozwolenia. Słyszysz, obłoku? On zostaje. Po czwarte, nosisz zbyt dużo ubrania. Chce cię w przepasce na biodrze oraz bez broni. Miecz zniknął. Jego oczy rozszerzyły się bardziej, gdy zniknęła jego toga i pojawiła się niedbale zawiązana przepaska na biodrze w kolorze beżu. Bianka stłumiła krzyk. A myślała, że las jest wspaniały. Wow. Po prostu… WOW. Jego ciało był istnym dziełem sztuki. Był o wiele bardziej umięśniony niż mogła sobie wyobrazić. Jego bicepsy były idealne. Linia po linii prowadziły do okolic brzucha. Biodra miał wąskie. - To jest mój obłok i żądam, by zwrócono mi togę – jego głos był niski i ostry. Słodki dźwięk zwycięstwa, pomyślała. Dalej pozostawał w tym o co prosi. Śmiejąc się, okręciła się wokół własnej osi, szeroko rozrzucając ręce. - Czyż to nie jest bajkowe? Lysander ruszył za nią. - Nie, nie, nie – tańczyła. – Nie możemy do tego dopuścić. Chciałabym byś był teraz w dużej wannie pełnej ropy. I gdy tylko skończyła zdanie, Lysander stał się z dużej wannie, w pułapce. Ropa sięgała jego łydek, Lysander spojrzał w dół przerażony. - Jak ci się podoba arena do walki? – wyśmiała go. Jego oczy spotkały się z jej. - Nie będę walczył z tobą w tym czymś.

- Głupi mężczyzna. Oczywiście, że nie będziesz. Ty będziesz walczył z…. – przewiodła paznokciem po brodzie. – Niech pomyślę. Amun? Nie. On nie będzie się odzywał a jak chce słyszeć przekleństwa. Strider? Jako posiadacz bólu, będzie bronił się przed bólem, a to ma być zacięta walka i chcę się przy tym bawić. Wiesz, coś lekkiego i sexy. Skoro nie będę mogła cię dotknąć, to niech Lord zrobi to za mnie. Lysandrowi opadła szczęka. - Nie rób tego, Bianka. Nie masz pojęcia jakie będą później tego skutki. - Jakie to smutne – powiedziała. – Jestem już tu dwa tygodnie, a ty nadal mnie nie znasz. Oczywiście, że chcę aby były z tego jakieś konsekwencje. Torin, władca zarazy? Obserwowanie walki z Torinem byłoby śmieszne, w końcu Lysander jest odporny na zarazę. Albo i nie? Czy anioły chorują? – Paris będzie pasował, tak sądzę. Jest bardzo silny i będzie walczył dla mojej satysfakcji. - Nie waż się… - Chmuro, miejsce dla Parisa, Władcy Pożądania, jest w jednej wannie z Lysandrem. Gdy chwilę później pojawił się Paris, Bianka klasnęła w dłonie. Był wysoki i muskularny jak Lysander. Tylko że on miał czarne włosy, w odcieniu brązu i złota, jasne niebieskie oczy, a jego twarz prawie zmuszała ją do płaczu z powodu idealnych rysów. Lecz wciąż był problem ponieważ nie reagowała na niego tak, jak reagowała na Lysandra. - Bianka? – Paris przeniósł wzrok z niej na anioła. – Gdzie jesteś? Czyżby moja ambrozja powodowała halucynacje? Co się do cholery dzieje? - Na początek, masz na sobie za dużo ubrania. Powinieneś mieć taką samą przepaskę co Lysander. Jego T-shirt i jeansy szybko zamieniły się w przepaskę. Najlepszy dzień. Przez ostatnie dni. - Paris, poznaj Lysandra, anioła który porwał i przetrzymuje mnie tu, w niebie, w zamknięciu. Wytrącenie z równowagi Parisa natychmiast zamieniło się we wściekłość. - Oddaj mi moją broń, a zabiję go dla ciebie. - Jesteś taki miły – powiedziała, kładąc rękę na sercu. – Dlaczego jeszcze ze sobą nie spaliśmy? Lysander warknął. - Co? – spytała niewinnym głosem. – On chce mnie uwolnić. Zamierzałeś być posłuszny przez długie moje życie. Ale w końcu musiałabym z tym skończyć. Lysander, poznaj… - Wiem kto to. Pożądanie. – W jego głosie słychać było wstręt. - Każdej nocy musi mieć inną kobietę, inaczej słabnie. Uśmiech zadowolenia wykrzywił kąciki jej ust. - Właściwie on może sypiać również z mężczyznami. Jego demon nie jest zbyt wybredny. Mam nadzieję, że będziesz pamiętał o tym podczas walki. Lysander, grożąc, podszedł do niej. - Co się dzieje? – znów zażądał odpowiedzi Paris, patrząc na nią z ukosa. - Och, nie powiedziałam ci? Lysander dał mi kontrolę na swoim domem, więc to czego chcę to walka. A kiedy skończycie, ty odnajdziesz Kaję i powiesz jej co się stało, że zostałam porwana przez upartego anioła i nie mogę wrócić. Cóż, nie mogę odejść dopóki on się mną nie zmęczy i mnie nie uwolni. - Albo dopóki ja go nie zabiję – warknął Paris. Bianka roześmiała się. - Albo dopóki Paris cię nie zabije. Mam nadzieję, że chłopaki będą grać ładnie. Wiecie jacy jesteście teraz sexy? Jeżeli będę chciała kogoś pocałować, nie ważcie się mnie powstrzymywać. - Wow, Bianka – zaczął Paris, odczuwając dyskomfort – Kaia jest w Budapeszcie. Pomaga w przygotowaniach do ślubu i myśli, że ty ukrywasz się przed obowiązkami druhny.

- Nie jestem żadną druhną, do cholery! – Przynajmniej Kaia się nie martwi. Suka, pomyślała z miłością. - Ona mówi co innego. W każdym bądź razie, nie mam nic przeciwko walce z drugim człowiekiem, żeby dostarczyć ci rozrywki, ale przecież to anioł. Muszę wrócić by… - Nie dziękuj mi – wyciągnęła rękę. – Miskę popcornu Lysandra, poproszę. - Miska pojawiła się w jej ręce, a do nosa doleciał zapach masła. – Zacznijmy wreszcie tą imprezkę. Ding, ding – powiedziała Bianka i usiadła, obserwując walkę.