RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 111
Nadal miałam te sny, a może raczej koszmary.
Ja i Alex stoimy w nich przed wejściem do Podziemia. Jezioro jest
zamarznięte, drzewa pokryte warstewką szronu, zaś z ich gałęzi
zwisają sople lodu. Niebo przesłania ciemna warstwa chmur, a chłodne
powietrze przenika mnie aż do kości. Zielonooki przytula mnie do siebie,
ciasno oplatając ramionami. Stoimy na granicy zamarzniętej wody,
wczepiając się w siebie palcami, jakby od tego właśnie zależało nasze
życie.
Wiatr zwiewa mi włosy na twarz.
Wokoło panuje całkowita pustka, jakbyśmy istnieli tylko ja i
Alex, zaś cały świat opustoszał. Kiedy tak się do siebie przytulamy,
uświadamiam sobie, że nie powinniśmy być razem – że jeśli dalej
będziemy blisko siebie, umrzemy.
Spoglądam na chłopaka, aby podzielić się z nimi swoimi
myślami, ale on zawsze mnie ucisza i odsuwa mi kosmyki z buzi.
– Wszystko będzie dobrze – szepcze, ale jego zielone oczy mówią
coś odwrotnego.
Nie będzie dobrze – twierdzą.
Otwieram usta, żeby poinformować go, iż wiem, że kłamie, ale w
powietrzu rozbrzmiewa dźwięk pękającego lodu, który sprawia, że
milknę.
Wtedy ich zauważam – czarne postacie w kapturach, jakie
wyłaniają się spomiędzy drzew niczym armia mroźnych potworów
planujących nas zabić.
Zerkam na Alexa, oczekując, że coś powie – że coś zrobi – ale nie
mam co na to liczyć. Jedynie odsuwa mi włosy na plecy i mocniej mnie
do siebie przytula.
– Wszystko będzie dobrze – szepcze po raz ostatni, po czym
otacza mnie jasne światło.
Przywieram do zielonookiego całym ciałem, czując, że robi mi się
ciepło.
Wszystko będzie dobrze.
Ale czy na pewno?
Ponieważ za każdym razem, kiedy mi się to śni, zawsze budzę się,
leżąc na podłodze w chatce, zagubionej między zatopionymi w śniegu
górami. W tym śniegu drzemie moja słabość.
Praesidium.
Jedyna rzecz, jaka jest w stanie pozbawić mnie zdolności
Wieszczki oraz zmusić do przebywania w chacie tak długo, jak zapragnie
Stephan.
Owszem, zawsze budzę się ze swojego koszmaru, ale czasem
wolałabym tego nie robić.
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 222
Z kranu w łazience kapało, co doprowadzało mnie do szaleństwa.
Kap… Kap… Kap…
Ciągle i od nowa.
Od tego odgłosu traciłam rozum.
Byłam uwięziona w chatce, w jakiej zostawił mnie Stephan już od
dziewięciu dni. Za każdym razem przyglądałam się wschodowi słońca za
zakratowanym okienkiem, czując, że wkrótce do reszty oszaleję.
Myślałam, że życie, jakie wiodłam z Marco oraz Sophią, było
samotne, ale nie miałam pojęcia, co to tak naprawdę oznacza.
Ponieważ tamta definicja samotności stanowiła wielkie
niedopowiedzenie.
W chacie nie było niczego poza łazienką.
Avery zostawił tu pudło z żywnością, nie chcąc chyba, żebym
zagłodziła się na śmierć. Pragnął, żebym przeżyła – w tej akurat kwestii
wyraził się bardzo jasno. Życzył sobie jedynie, aby moje emocje odeszły,
co zapewne nastąpi bardzo szybko, jeśli nadal będę tu więźniem.
Nie byłam zresztą w zbyt dobrej kondycji. Miejsce na potylicy, w
jakie uderzyłam się, kiedy Nicholas powalił mnie na ziemię, strasznie
bolało, a ja bałam się, że wda się tam infekcja. W chacie znalazłam
również tylko jeden koc, którym musiałam stale się okrywać, w
przeciwnym wypadku zamarzłabym na śmierć.
Moje życie wyglądało tak samo już od dziewięciu dni.
Siedziałam na zimnej, twardej podłodze, opatulona kocem, który
pachniał kurzem oraz odchodami moli, gapiąc się na ośnieżone góry,
które udekorowano wielkimi, lawendowymi kulami Praesidium.
Dziewiątego dnia wszystko się skończyło.
Leżałam właśnie na posadzce, przebiegając opuszką palca po
zagłębieniu między deskami, gdy nagle coś sobie uświadomiłam.
Zanim zorientowałam się, co robię, wstałam z ziemi i udałam się w
stronę frontowych drzwi. Otworzyłam je na oścież, ignorując podmuch
arktycznego powietrza, który smagnął mnie w twarz, po czym wyszłam na
śnieg bosymi stopami z kocem opatulającym moje ramiona.
Nie byłam pewna, gdzie idę, oraz czy zajdę wystarczająco daleko,
ale zrozumiałam, że nie mogę tu zostać i tak po prostu się poddać.
Stephan nie wygra. Albo ucieknę, albo zginę, próbując tego
dokonać.
Nie dopuszczę, by świat się skończył.
Zaczęłam iść po zboczu, drżąc na całym ciele i szczękając zębami.
Miałam wrażenie, że mięśnie zaraz mi pękną. Zmusiłam się jednak
do dalszego marszu, nie spuszczając wzroku z Praesidium. Marzyłam,
żeby lawendowe kule w końcu się skończyły, tak bym mogła skorzystać ze
zdolności Wieszczki, aby przenieść się do Maryland.
Kiedy jednak wietrzysko wzmogło się, a temperatura powietrza
zaczęła jeszcze bardziej spadać, pojęłam smutną prawdę.
Miałam tu umrzeć.
Już kilkakrotnie przeczuwałam, że zaraz zginę, ale tym razem
sytuacja przedstawiała się inaczej. Musiałam być martwa, ponieważ
jedyne, co widziałam, to atakujące mnie z każdej strony światło. Ciepłe
światło.
Zaliczyłam już podobne wizje, zaś Nicholas poinformował mnie, że
coś takiego równało się mojej śmierci. To oznaczało, że umarłam,
prawda? Widziałam bowiem wyłącznie jasność.
– Gemmo – wyszeptał jakiś głos. – Słyszysz mnie?
Moje ciało instynktownie się napięło.
– Kto tu jest? – zawołałam do światła.
– Chodź do mnie – ponaglał głos.
Zamrugałam powiekami, szukając przemawiającej do mnie osoby,
ale nie mogłam stwierdzić, czy mam iść w górę, czy w dół, oraz czy siedzę,
czy może stoję.
– Nie widzę cię – zawołałam. – Światło jest zbyt jaskrawe.
– Owszem, potrafisz mnie odnaleźć – zapewnił mnie głos. –
Musisz tylko bardziej się przyłożyć.
Gdyby ten głos nie brzmiał tak obco, uznałabym, że mam do
czynienia z Nicholasem, ponieważ to właśnie on zdecydowałby się na
podobne słowa.
Ten ktoś używał jednak bardziej dojrzałego głosu, który sugerował,
że rozmawiam z kimś starszym.
Nie chcąc więc stwarzać problemów „nieznajomemu”,
zamrugałam kilkakrotnie powiekami, starając się „wyostrzyć wzrok”.
Co zaskakujące, światło zaczęło gasnąć. Na początku proces ten
przebiegał wolno, ale później znacząco przyśpieszył, pozostawiając po
sobie jedynie przytłumiony blask.
Odkryłam, że leżę na granatowej podłodze z marmuru, gapiąc się
na coś, co wyglądało jak sklepienie katedry. Podniosłam się z posadzki,
oglądając swoje ciało. Moja skóra miała normalny dla siebie, blady
koloryt i zapowiadało się na to, że nie odmroziłam sobie palców u stóp.
– Halo! – zawołałam, obracając się nieśpiesznie na bok.
Blada poświata była dosłownie wszędzie, przesłaniając mi pole
widzenia i utrudniając zobaczenie czegokolwiek. Mogłam jednak
wyróżnić rząd kolumn po każdej ze stron oraz stojący niedaleko ode mnie
pomnik.
Udałam się w jego stronę, każdy krok stawiając bardzo ostrożnie.
Obawiałam się, że w każdym momencie ktoś – albo coś – może
wyskoczyć na mnie zza któregoś z filarów.
Udało mi się dotrzeć do kolumny w nienaruszonym stanie. Nikt się
na mnie nie rzucił.
Posąg wyciosano z białego marmuru. Przedstawiał podobiznę
mężczyzny. Jego twarz wyglądała dziwnie znajomo. Ale to, co najbardziej
mnie zaskoczyło, to że jego dłonie ściskały kryształową kulę.
– Co, do diaska? – wymamrotałam do siebie.
Schyliłam się, aby móc się lepiej przyjrzeć tabliczce
umiejscowionej u podnóża pomnika. Gdy tylko zapoznałam się z
umieszczonym na niej napisem, puls natychmiast mi przyśpieszył.
Julian Lucas.
Lucas? To niemożliwe. Czy to mógł być posąg mojego ojca?
Zakryłam usta dłonią i zaczęłam się cofać.
– Nie obawiaj się, to tylko posąg.
Okręciłam się wokół własnej osi, odskakując, kiedy stanęłam
twarzą w twarz z człowiekiem, który stanowił żywą inspirację dla
pomnika, z tą drobną różnicą, że żył.
– O mój Boże. – Głos mi drżał. Nie mogłam w to uwierzyć. Jego
oczy… miały fiołkowy odcień. – Tata?
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło.
– Witaj, Gemmo.
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 333
Myślałam, że dziwaczny, fiołkowy odcień moich tęczówek był
wynikiem mocy gwiazdy.
Najwyraźniej się jednak myliłam, ponieważ stojący przede mną
mężczyzna miał dokładnie taki sam, alarmujący kolor oczu.
– Ja… ja nie… – Chyba zapomniałam języka w gębie.
Mój rozmówca posłał mi pełen wyrozumiałości uśmiech.
– Wiem, to szokujące, nieprawdaż?
Moje oczy były wielkie jak spodki. Przytaknęłam.
– Tak… zgadza się.
Spoglądaliśmy na siebie, nie wierząc w to, co właściwie
widzieliśmy.
Ojciec był bardzo do mnie podobny. Miał ten sam brązowy odcień
włosów oraz taką samą bladą cerę, z tym że jego skórę pokrywały
zmarszczki. Co oczywiste, najbardziej łączył nas fioletowy odcień
tęczówek.
– Czy ja nie żyję? – zapytałam w końcu.
Tata pokręcił głową.
– Niezupełnie.
– Niezupełnie? – spytałam, starając się nie panikować. – A więc to
oznacza, że i tak umrę?
Ojciec zaczął się nad tym zastanawiać.
– Kiedy szłaś po zboczu, zemdlałaś, a następnie przeniosłaś się tu
w wizji.
Głośno przełknęłam ślinę.
– Więc moje ciało nadal leży na zboczu i zamarza na śmierć?
– Owszem, ale nie obawiaj się, Gemmo, dziś nie umrzesz. – Ojciec
odwrócił się, a srebrna szata, jaką na siebie włożył, zaszeleściła. Nakazał
mi ruchem dłoni, żebym za nim podążyła. – Mamy tylko kilka minut,
potem będziesz musiała wracać, a istnieje coś bardzo ważnego, co pilnie
muszę ci pokazać.
– Okej… – Poszłam za nim, po drodze rozglądając się na boki oraz
zastanawiając nad tym, gdzie się dokładnie znajdowałam. – Co chcesz mi
pokazać?
Tata popatrzył na mnie, zaś jego fioletowe tęczówki zalśniły w
przytłumionym, żółtym blasku pomieszczenia, w jakim teraz staliśmy.
– Chcę ci pokazać, w jaki sposób ocalisz świat.
Nie wiem czemu, ale zamarzyłam o tym, aby roześmiać mu się w
twarz.
– Chcesz mi pokazać – w tym momencie wskazałam na siebie –
jak ocalę świat?
– Brzmisz tak, jakbyś uważała, że to niemożliwe – powiedział mój
ojciec.
Wzruszyłam ramionami.
– Po prostu stałam się naocznym świadkiem wydarzeń, które
udowodniły, że jest inaczej.
– Widziałaś to w swoich wizjach – powiedział mój rozmówca, nie
zadając mi pytania, a raczej stwierdzając fakty.
Zagapiłam się na niego wielkimi od szoku oczami.
– Więc wiesz o moich wizjach?
Tata uśmiechnął się kącikiem ust, po czym skręcił w korytarz
otoczony kolejnymi kolumnami oraz żółto – niebieskim sufitem, który
przywodził na myśl dzieło Vincenta van Gogha pt. „The Starry Night”.
– A jak myślisz, po kim odziedziczyłaś swój dar?
– Więc jesteś Wieszczem.
Nie byłam tym szczególnie zaskoczona, ponieważ wielokrotnie
słyszałam o tym, że takie zdolności, w tym również mój dar
jasnowidzenia, były dziedziczne.
Poza tym, widziałam ojca na pomniku, gdzie uwieczniono go z
kryształową kulą w dłoniach.
Tata przytaknął.
– Zgadza się. Tak jak ty, ja również posiadam wyjątkowe
umiejętności.
Ta rewelacja mocno mnie zszokowała, dlatego potknęłam się o
własne stopy i z trudem wzięłam się w garść, zanim wylądowałam na
marmurowej posadzce.
– Takie same umiejętności jak moje? – zapytałam.
– Tak, ale to historia na później – odpowiedział, sprawiając
wrażenie smutnego. – Póki co, musisz ocalić świat.
Miałam masę pytań.
Przecież po raz pierwszy go spotkałam, więc chciałam się czegoś o
nim dowiedzieć. Jednak stanowczość w głosie ojca kazała mi milczeć.
Na końcu korytarza schody prowadziły do przypominającego
mauzoleum budynku. Dwa ogromne filary otaczały drzwi, a jaskrawo
czerwone światło wpadało przez umieszczoną w nich szklaną szybkę.
– Co to za miejsce? – zapytałam, łudząc się, że jedynie wyglądało
jak krypta.
Ojciec nic mi nie odpowiedział, po czym wdrapał się po schodach.
Poszłam za nim po marmurowych stopniach, które wydawały się
niezwykle zimne pod moimi nagimi stopami. Byłam zdenerwowana, a
serce trzepotało mi w klatce piersiowej, kiedy tata uchylił drzwi.
Zawiasy głośno zaskrzypiały, zupełnie jakby nie oliwiono ich od
wieków. Następnie ojciec zniknął w środku, a ja z wielkim wahaniem
udałam się w jego ślady.
We wnętrzu niewielkiego pomieszczenia było ciemno i wilgotno. Z
sufitu skapywała woda, a wyłożona białymi kafelkami podłoga nosiła na
sobie znamię czasu. Nie znajdowały się tu żadne okna, natomiast
utworzone z kolumn ściany okazały się popękane i naznaczone starością.
Czerwone latarnie podświetlały wąski korytarzyk.
– Tędy – powiedział mój ojciec, wskazując w stronę holu.
Powietrze robiło się coraz cięższe wraz z każdym stawianym przeze
mnie krokiem. Kolumny nadal otaczały ściany i zauważyłam, że każda z
nich ma wyrytą w marmurze podobiznę oka. Każde oko miało inny kształt
oraz kolor. W źrenicy znajdował się okrąg z literą S – symbol Wieszczów.
Zastanawiałam się, czy nie było to przypadkiem miejsce
przeznaczone dla ludzi mojego pokroju.
– Co to za miejsce? – zapytałam.
Mój ojciec potrząsnął głową.
– Takie, w jakim nikt nie chce być.
Jego słowa mnie przeraziły, ale zanim zdążyłam coś jeszcze z niego
wyciągnąć, dotarliśmy do końca korytarza, na którym stała ogromna,
niebieska skrzynia poznaczona złotymi znakami, jaką ustawiono na blacie
antycznego stołu.
Mój ojciec powoli uniósł wieko, zaś ja wstrzymałam oddech, kiedy
wsunął rękę do środka i wyłowił stamtąd kryształową kulę.
Podał mi ją.
Jego oczy zalśniły na fioletowo w świetle, jaki wytwarzał kryształ.
– To, Gemmo, jest odpowiedź na pytanie dotyczące tego, w jaki
sposób ocalisz świat.
Przyjrzałam się kuli, nieco zbita z tropu.
– Za pomocą kryształowej kuli?
Mój tata ujął moją dłoń – której skóra okazała się lodowato zimna
– a następnie położył na niej kryształ.
– Za pomocą niej oraz twojej mocy.
Ten przedmiot nie przypominał żadnego kryształu, jaki dotąd
widziałam. Wytwarzał jasne, fioletowe światło, które płynęło z
przypominającego kształtem gwiazdę centrum. To było coś pięknego, nie
podlegało to żadnej wątpliwości, i na swój sposób przypominało
odcieniem barwę moich oczu.
Pokręciłam głową.
– Nic nie rozumiem. Jakim niby prawem moja moc może ocalić
świat? Myślałam, że drzemiąca we mnie energia doprowadzi do
Apokalipsy? – Uniosłam kryształową kulę. – A to do czego służy?
– Mówię o twojej zdolności Wieszczki, a nie mocy gwiazdy –
powiedział tata, zatrzaskując wieko skrzyni.
Prze chwilę stał w milczeniu, zupełnie jakby mocował się z czymś
istotnym, nie wiedząc, czy może mi o tym powiedzieć.
– W swoim życiu robiłem rzeczy, jakie przywiodły mnie do tego
miejsca. Rzeczy niewybaczalne, których znaczenie już wkrótce poznasz. –
Urwał na moment. – Gemmo, musisz zmienić obraz przyszłości.
– Okej… a jak niby tego dokonam? – Zerknęłam na kryształową
kulę, jaka skrzyła się w mojej dłoni. – I jak się tego używa?
– Tego nie mogę ci powiedzieć.
– Czemu nie?
– Ponieważ sama musisz do tego dojść. – Tata uśmiechnął się
łagodnie. – Ty i ja jesteśmy wyjątkowi, nawet wśród naszego
wyjątkowego rodzaju. Oboje potrafimy wchodzić w wizje bez potrzeby
korzystania z kryształu. Dlatego też, przy odrobinie wysiłku, będziesz w
stanie zmienić wizję, jaką wymazałem, a potem ją przekształcić.
Zagapiłam się na niego, mocno zbita z tropu.
– Przepraszam, ale nie rozumiem. Zmieniłeś wizję?
Ojciec popatrzył na mnie z emanującym ze spojrzenia żalem.
– Wizja, jaką zmieniłem, pokazała koniec świata.
Przeżyłam szok, o mały włos nie upuszczając kryształu.
– Przekształciłeś wizję, żeby pokazała koniec ludzkości? Jak… i
czemu?
– To nieważne – odpowiedział tata, a jego głos brzmiał teraz
niezwykle szorstko. – Ważne, że ty to naprawisz, wracając losy Ziemi na
właściwe tory. Wszystko cofniesz. Musisz upewnić się, że świat nie
skończy się jak w wizji, jaką miałaś.
Wzdrygnęłam się na całym ciele, przypominając sobie tamte
obrazy.
– Mówisz o wizji, w której świat skuwa lód, a Stephan triumfuje?
Kiedy wspomniałam o ojcu Alexa, oblicze mojego taty
pociemniało.
– Tak, właśnie temu musisz zapobiec.
Stałam nieruchomo, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie
usłyszałam.
Dopiero co spotkałam człowieka, jaki dał mi życie, a ten
poinformował mnie, że mam zmienić wizję, żeby Avery nie zdołał
doprowadzić do końca ludzkości, ginącej pod lodem.
– Więc jak tego dokonam? – zapytałam, obracając kryształ w
dłoni.
Ojciec postukał kulę palcem.
– Wszystko, co musisz wiedzieć, masz tutaj. – To powiedziawszy,
dotknął opuszką mojej skroni. – I tutaj.
Okej, to nie miało za grosz sensu.
– Jak tego użyję? – Gapiłam się na kryształową kulę, mocno zbita
z tropu. – Jak zwyczajny kryształ?
Tata wykręcił się do mnie plecami, wpatrując się w korytarz.
– Pora na ciebie, Gemmo. Nie powinno cię tu nawet być. Do
widzenia. Pokładam w tobie ogromną nadzieję, wierząc, że zdołasz
naprawić moje błędy.
Ruszyłam za nim, desperacko pragnąc poszerzyć swoją wiedzę, ale
nagle ściany zaczęły się rozmywać, więc miałam problem z widzeniem
oraz swobodnym chodzeniem.
Mój ojciec zwiększał dzielący nas dystans, niestety korytarz
rozmazał mi się przed oczami.
Starałam się za nim biec, ale odnosiłam wrażenie, jakbym jedynie
się od niego oddalała.
– Nic z tego nie rozumiem. Jak niby mam zmienić swoje wizje?
Jak mam zdecydować, którą z nich trzeba przekształcić?
Zatrzymałam się, ponieważ stopy ciążyły mi tak strasznie, że nie
mogłam się poruszać.
– Tato, nie rozumiem!
– Nie martw się – krzyknął przez ramię – jeszcze to zrozumiesz.
Zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć, ściany zamknęły się wokół
mnie, a wszystko spowiła czerń.
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 444
Woda rozpryskiwała się na mojej twarzy, wsiąkając w skórę oraz
mocząc ubrania.
Miałam wrażenie, że moje ciało zostało przejechane przez
ciężarówkę, natomiast powieki ciążyły mi niczym ołów. Słyszałam kojący
szum oceanu, co nie miało jednak sensu, skoro znajdowałam się w
górach.
Ciecz ponownie smagnęła mnie w buzię, więc otworzyłam powieki
akurat w momencie, kiedy na moim ciele rozbiła się fala. Wstałam,
przedzierając się przez wodną toń i wydostałam się poza zasięg oceanu.
Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Stałam na piaszczystym
brzegu, zaś tuż przede mną rozciągał się ciemnoniebieski przestwór
wody, w którym odbijały się złociste promienie słońca. Za moimi plecami
znajdował się rząd domków na plaży, a zwłaszcza jeden konkretny:
pomalowany jasnobłękitną farbą. Widziałam, że znajdę tam mamę,
Alexa, Aislin oraz Laylena.
Ściskając w ręku kryształową kulę, jaką podarował mi tata,
pobiegłam w kierunku budynku. Piasek palił mnie w poduszki stóp.
Ludzie zgromadzili się licznie na plaży i teraz brali mnie zapewne za
wariatkę, przemokniętą do suchej nitki, dzierżącą w ręku kryształ i
gnającą przed siebie niczym szaleniec. Nic mnie to jednak nie obchodziło.
Mogli się gapić do woli. Nie znajdowałam się już w górach i tylko to się
dla mnie liczyło.
Dotarłam do domku, ciężko dysząc, po czym wbiegłam po
drewnianych schodkach na mieszczący się na tyłach ganek.
– Mamo – zawołałam, uchylając tylne drzwi. – Mamo!
Przeszłam przez kuchnię, wkraczając do salonu. Nikogo w nim nie
zastałam i jedynym odgłosem, jaki słyszałam, było tykanie ściennego
zegara.
Gdzie oni się podziewali? Czy poszli mnie szukać?
Pewnie tak. Zaginęłam przecież na całe dziewięć dni. Świetnie.
Musiałam znaleźć telefon i przekonać się, czy zdołam się z kimś
skontaktować, aby poinformować ich, że wróciłam.
Nie miałam pojęcia, czemu ludzie uznali za taki wspaniały pomysł
pozbycie się stacjonarnych telefonów. Owszem, na ich miejscu pojawiły
się komórki, które nie znajdują jednak żadnego zastosowania, jeśli akurat
się jakiejś nie ma.
Przeszukałam dom w poszukiwaniu telefonu, ale po upływie
dziesięciu minut nadal nie miałam skąd zadzwonić. Planowałam właśnie
wyjść przez frontowe drzwi, aby odszukać kogoś, kto posiadał komórkę,
kiedy frontowe drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Alex. Jego
ciemnobrązowe włosy były roztrzepane i to wcale nie w ten starannie
wystylizowany sposób jak zazwyczaj. Jasnozielony odcień jego tęczówek
znacząco wyróżniał się na tle czarnego podkoszulka, jaki na siebie włożył.
Poczułam radość oraz podekscytowanie jego widokiem i byłam bliska
rzucenia się w jego stronę oraz uwieszenia się rękami na jego szyi.
Czułam się nieco zszokowana odkryciem, że uczucia, jakie względem
niego żywiłam, stały się tak głębokie. Wydawało się to zbyt
dezorientujące, by choćby o tym myśleć.
Oparłam się jednak pokusie podbiegnięcia do zielonookiego,
wspominając słowa Stephana:
„Jeśli spędzicie w swoim towarzystwie za dużo czasu, ta energia w
końcu się wyczerpie. Wówczas po tobie i moim synu nie pozostanie nawet
ślad.”
– Hej, znalazłaś go? – zapytał chłopak, zanim zdołałam w ogóle się
odezwać.
Zamknął drzwi, a następnie zbliżył się do mnie, co okazało się w
pewnym sensie problematyczne, ponieważ elektryczność zaczęła dawać
istny popis fajerwerków.
Cofnęłam się o krok.
– Kogo znalazłam?
Alex zmarszczył brwi.
– Laylena.
Byłam zagubiona.
– Czemu… Czy coś mu się stało?
Zielonooki wyglądał na tak samo zbitego z tropu jak ja.
– Tak, zniknął, nie pamiętasz? Wszyscy go szukają. Zgaduję, że go
nie odnalazłaś.
Co, do diaska? O czym on wygadywał?
– Nie było mnie dziewięć dni.
Chłopak zagapił się na mnie jak na wariatkę.
– Mylisz się.
– Ależ nie, ja… – Otworzyłam szeroko usta, kiedy spłynęło na mnie
olśnienie.
– Gemmo, co się dzieje? – Jego zielonookie spojrzenie zaczęło
prześlizgiwać się wzdłuż mojej sylwetki. – Czemu masz mokre ubranie? –
Wziął kryształ z mojej ręki, a następnie obrócił go w dłoni. – Skąd to
wytrzasnęłaś?
Nie odpowiedziałam. Po prostu stałam w miejscu z szeroko
rozdziawioną buzią i starałam się ustalić, co się właściwie wydarzyło.
Ojciec przeniósł mnie do momentu sprzed spotkania z
Nicholasem, zanim jeszcze zostałam przez niego schwytana oraz
przekazana Stephanowi, a także zanim spędziłam dziewięć dni w chacie.
Nie odesłał mnie tutaj jedynie w formie postaci z wizji, ponieważ mogłam
komunikować się z otoczeniem oraz odczuwać emocje.
Tak przynajmniej sądziłam.
Niewiele się nad tym zastanawiając, wyciągnęłam przed siebie
rękę i umiejscowiłam ją na ramieniu zielonookiego. Elektryczność
natychmiast dała o sobie znać.
– Do licha – wyszeptałam. Wzięłam kryształ z jego dłoni, a
następnie opadłam na kanapę, która pachniała piaskiem oraz słoną wodą.
– Nie mogę w to uwierzyć.
Alex zasiadł obok mnie, marszcząc czoło.
– Gemmo, proszę, powiedz mi, co się dzieje.
Głośno przełknęłam ślinę.
– Coś mi się przytrafiło.
– No dobrze… Chcesz może podzielić się ze mną, co to takiego?
Nieśpiesznie przytaknęłam, po czym zaczęłam opowiadać mu o
wszystkim, co mnie spotkało – a raczej nie spotkało, skoro znowu tu
byłam, całkiem jakby dziewięć dni spędzonych w chacie stanowiło
wyłącznie wytwór mojej wyobraźni. Znalazłam się tam, gdzie
przebywałam przed spotkaniem ze Stephanem, z tą drobną różnicą, że
teraz trzymałam w dłoniach wyjątkową kryształową kulę, mając w głowie
tysiąc kolejnych pytań.
Zdawałam sobie sprawę, że cholernie zaskoczyłam Alexa. Jego
oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a wargi lekko się rozchyliły.
Powrót do siebie, po tym, jak skończyłam snuć swoją opowieść,
zajął mu dobrą minutę.
– Twierdzisz zatem – powiedział – że cofnęliśmy się w przeszłość
o dziewięć dni.
Pokręciłam głową.
– Nie wydaje mi się. Sądzę raczej, że te dziewięć dni, jakie
spędziłam w chacie, zostało jakimś cudem wymazane. – Położyłam
kryształową kulę na kolanach, myśląc o swoim tacie, który był w stanie
zlikwidować wcześniejsze obrazy z wizji, a następnie stworzyć na ich
miejscu całkiem nowe. – Myślę, że mój tata zdołał wymazać pewne fakty z
mojego życia, a następnie przekształcić je tak, żebym znowu tu trafiła.
– Tak, by Stephan nigdy cię nie dopadł? – zapytał Alex, wciąż
wyglądając na zagubionego.
Czułam się naprawdę dziwacznie, kiedy zadawał mi te pytania, co
mocno mnie trapiło, ponieważ nie mogłam udzielić mu właściwych
odpowiedzi.
– Nie wiem… Nie jestem pewna, jak to działa. Ojciec
poinformował mnie jedynie, że wymazał kiedyś wizję dotyczącą losów
świata, a potem stworzył na jej miejscu coś zupełnie nowego. – Zaczęłam
wykręcać purpurowy kryształ w dłoni, gapiąc się na umieszczoną w jego
wnętrzu fioletową gwiazdę. – Tata wspomniał o tym, że zmienił kiedyś
wizję tak, by świat skuł lód, jak to zobaczyłam.
Na czole Alexa pojawiła się głęboka zmarszczka.
– Twierdzisz więc, że zrekonstruował ją tak, by mój ojciec mógł
doprowadzić do Apokalipsy?
Czułam się zawstydzona postępkiem swojego taty.
– Tak właśnie twierdzę.
Zielonooki zapatrzył się w przestrzeń, zastanawiając się nad moimi
słowami.
– Więc gdzie tak dokładniej znajduje się twój tata?
– Nie mam bladego pojęcia. Nie powiedział mi tego. Tak naprawdę
nie podzielił się ze mną żadnymi informacjami, poza tym że mam ocalić
świat. – Uniosłam kryształ. – Wspomniał także, że wszystko, czego
potrzebuję, jest tutaj. A, i jeszcze w mojej głowie.
Alex przeczesał włosy palcami, szarpiąc za nie tuż przy nasadzie.
– Ale nic z tego, co mówisz, nie ma najmniejszego sensu.
Wieszczowie nie powinni być w stanie kontrolować tego, jak ukształtuje
się przyszłość. Nie mogą również komponować wizji, jak im się tylko
spodoba.
– Tak… Ale… Sama nie wiem. To chyba jednak możliwe. Popatrz
tylko na mnie. Mogę podróżować, gdzie tylko zechcę, bez konieczności
korzystania z kryształowej kuli.
– Tak, ale ty jesteś… – Urwał, kiedy posłałam mu chłodne
spojrzenie. Miał zamiar użyć słowa „inna”, którego naprawdę nie
znosiłam. – Wyjątkowa – dokończył zielonooki z łobuzerskim
uśmieszkiem na wargach, który natychmiast przyciągnął moją uwagę do
jego ust.
Przypomniałam sobie z bólem, że już nigdy nie miałam całować
tych warg, chyba że dowiem się, jak pozbyć się energii gwiazdy.
Mina Alexa zrzedła.
– Co się dzieje?
Pokręciłam głową, nie wiedząc, jak mu powiedzieć, że nie możemy
być razem. Że Obietnica Krwi, jaką złożyliśmy sobie jako dzieci, była
bezużyteczna. Że jeśli zostaniemy ze sobą wystarczająco długo, zajdzie
możliwość, że się wzajemnie pozabijamy.
Oczywiście, bazowałam na założeniu, że Avery mówił prawdę.
– Muszę… – zaczęłam.
Frontowe drzwi otworzyły się na oścież, uderzając w ścianę oraz
potrząsając zamocowanymi do niej półkami.
Wbiegła przez nie Aislin. Miała zaróżowione policzki, a złocisto –
brązowe włosy były splątane. Odzież okazała się brudna i zapiaszczona.
– Co się dzieje? – Alex szybko poderwał się z kanapy.
Jego siostra pokręciła głową. Po buzi ściekały jej łzy.
– Laylen… Lay… – Zaczęła histerycznie szlochać.
Zerwałam się z miejsca.
– Co z nim? Czy coś mu się stało? – zapytałam, nie kryjąc paniki i
czując, że odpowiedzialność za losy świata nie stanowiła mojego jedynego
zmartwienia.
Odpowiadałam również za wampira, który borykał się z żądzą
krwi. Z żądzą krwi, jaką obudziłam w nim, kiedy błagałam go, by mnie
ukąsił, aby ocalił tym samym swoje życie.
Szloch Aislin przybrał na sile.
– Nie mogę… nie mogę.
– Wyrzuć to z siebie – ponaglił ją Alex, wcale jej nie współczując.
Blondynka wyglądała na mocno zranioną, ale wytarła łzy i wzięła
się w garść.
– Nie mogę go nigdzie znaleźć.
– Okej – odparł jej brat, będąc całkowicie bezdusznym. –
Świrowanie nie pomoże nam w poszukiwaniach.
Aislin posłała mu mordercze spojrzenie.
– Nie musisz być nieprzyjemny. Jestem lekko wyprowadzona z
równowagi, kapujesz? – Wyglądała tak, jakby miała się ponownie
rozpłakać. – Nie miałam szansy powiedzieć mu – pociągnęła nosem, aby
odpędzić rozpacz – że mi przykro.
Po tym rozszlochała się na dobre i wybiegła z pomieszczenia.
– Wiesz, czasem jestem wdzięczny losowi za to, że potrafię odciąć
się od emocji. – Alex zwrócił się teraz do mnie. – Dzięki temu się tak nie
zachowuję.
Popatrzyłam na niego, w połowie się z nim zgadzając, a w połowie
nie.
– Nie wszystkie uczucia są złe – powiedziałam.
W jego zielonych tęczówkach pojawił się intensywny wyraz.
– Tak? – Głos mu drżał, a on sam ciężko dyszał.
Sięgnął ku mnie ręką, chcąc mnie najwyraźniej dotknąć.
Przez chwilę stałam nieruchomo, pragnąc, żeby to nastąpiło.
Wtedy jednak przypomniałam sobie, że nie możemy się do siebie zbliżać
do czasu, aż upewnimy się, że ta bliskość nas nie zabije.
Cofnęłam się.
Na jego twarzy odmalowała się troska.
Zabrał rękę.
– Co się dzieje?
– My nie możemy… – Zaczerpnęłam głęboki oddech, wskazując to
JJJeeessssssiiicccaaa SSSooorrreeennnssseeennn ––– FFFaaalllllleeennn SSStttaaarrr 000333 ––– TTThhheee VVViiisssiiiooonnn TTTłłłuuummmaaaccczzzeeennniiieee::: TTTrrraaannnssslllaaatttiiiooonnnsss___CCCllluuubbb TTTłłłuuummmaaaccczzzeeennniiieee::: VVVaaammmpppiiirrreeeEEEvvveee KKKooorrreeekkktttaaa::: KKKaaaaaajjjjjjaaaaaa KKKooorrreeekkktttaaa cccaaałłłooośśśccciii::: MMMaaajjjjjj___
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 111 Nadal miałam te sny, a może raczej koszmary. Ja i Alex stoimy w nich przed wejściem do Podziemia. Jezioro jest zamarznięte, drzewa pokryte warstewką szronu, zaś z ich gałęzi zwisają sople lodu. Niebo przesłania ciemna warstwa chmur, a chłodne powietrze przenika mnie aż do kości. Zielonooki przytula mnie do siebie, ciasno oplatając ramionami. Stoimy na granicy zamarzniętej wody, wczepiając się w siebie palcami, jakby od tego właśnie zależało nasze życie. Wiatr zwiewa mi włosy na twarz. Wokoło panuje całkowita pustka, jakbyśmy istnieli tylko ja i Alex, zaś cały świat opustoszał. Kiedy tak się do siebie przytulamy, uświadamiam sobie, że nie powinniśmy być razem – że jeśli dalej będziemy blisko siebie, umrzemy. Spoglądam na chłopaka, aby podzielić się z nimi swoimi myślami, ale on zawsze mnie ucisza i odsuwa mi kosmyki z buzi. – Wszystko będzie dobrze – szepcze, ale jego zielone oczy mówią coś odwrotnego. Nie będzie dobrze – twierdzą. Otwieram usta, żeby poinformować go, iż wiem, że kłamie, ale w powietrzu rozbrzmiewa dźwięk pękającego lodu, który sprawia, że milknę. Wtedy ich zauważam – czarne postacie w kapturach, jakie wyłaniają się spomiędzy drzew niczym armia mroźnych potworów planujących nas zabić.
Zerkam na Alexa, oczekując, że coś powie – że coś zrobi – ale nie mam co na to liczyć. Jedynie odsuwa mi włosy na plecy i mocniej mnie do siebie przytula. – Wszystko będzie dobrze – szepcze po raz ostatni, po czym otacza mnie jasne światło. Przywieram do zielonookiego całym ciałem, czując, że robi mi się ciepło. Wszystko będzie dobrze. Ale czy na pewno? Ponieważ za każdym razem, kiedy mi się to śni, zawsze budzę się, leżąc na podłodze w chatce, zagubionej między zatopionymi w śniegu górami. W tym śniegu drzemie moja słabość. Praesidium. Jedyna rzecz, jaka jest w stanie pozbawić mnie zdolności Wieszczki oraz zmusić do przebywania w chacie tak długo, jak zapragnie Stephan. Owszem, zawsze budzę się ze swojego koszmaru, ale czasem wolałabym tego nie robić.
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 222 Z kranu w łazience kapało, co doprowadzało mnie do szaleństwa. Kap… Kap… Kap… Ciągle i od nowa. Od tego odgłosu traciłam rozum. Byłam uwięziona w chatce, w jakiej zostawił mnie Stephan już od dziewięciu dni. Za każdym razem przyglądałam się wschodowi słońca za zakratowanym okienkiem, czując, że wkrótce do reszty oszaleję. Myślałam, że życie, jakie wiodłam z Marco oraz Sophią, było samotne, ale nie miałam pojęcia, co to tak naprawdę oznacza. Ponieważ tamta definicja samotności stanowiła wielkie niedopowiedzenie. W chacie nie było niczego poza łazienką. Avery zostawił tu pudło z żywnością, nie chcąc chyba, żebym zagłodziła się na śmierć. Pragnął, żebym przeżyła – w tej akurat kwestii wyraził się bardzo jasno. Życzył sobie jedynie, aby moje emocje odeszły, co zapewne nastąpi bardzo szybko, jeśli nadal będę tu więźniem. Nie byłam zresztą w zbyt dobrej kondycji. Miejsce na potylicy, w jakie uderzyłam się, kiedy Nicholas powalił mnie na ziemię, strasznie bolało, a ja bałam się, że wda się tam infekcja. W chacie znalazłam również tylko jeden koc, którym musiałam stale się okrywać, w przeciwnym wypadku zamarzłabym na śmierć. Moje życie wyglądało tak samo już od dziewięciu dni. Siedziałam na zimnej, twardej podłodze, opatulona kocem, który
pachniał kurzem oraz odchodami moli, gapiąc się na ośnieżone góry, które udekorowano wielkimi, lawendowymi kulami Praesidium. Dziewiątego dnia wszystko się skończyło. Leżałam właśnie na posadzce, przebiegając opuszką palca po zagłębieniu między deskami, gdy nagle coś sobie uświadomiłam. Zanim zorientowałam się, co robię, wstałam z ziemi i udałam się w stronę frontowych drzwi. Otworzyłam je na oścież, ignorując podmuch arktycznego powietrza, który smagnął mnie w twarz, po czym wyszłam na śnieg bosymi stopami z kocem opatulającym moje ramiona. Nie byłam pewna, gdzie idę, oraz czy zajdę wystarczająco daleko, ale zrozumiałam, że nie mogę tu zostać i tak po prostu się poddać. Stephan nie wygra. Albo ucieknę, albo zginę, próbując tego dokonać. Nie dopuszczę, by świat się skończył. Zaczęłam iść po zboczu, drżąc na całym ciele i szczękając zębami. Miałam wrażenie, że mięśnie zaraz mi pękną. Zmusiłam się jednak do dalszego marszu, nie spuszczając wzroku z Praesidium. Marzyłam, żeby lawendowe kule w końcu się skończyły, tak bym mogła skorzystać ze zdolności Wieszczki, aby przenieść się do Maryland. Kiedy jednak wietrzysko wzmogło się, a temperatura powietrza zaczęła jeszcze bardziej spadać, pojęłam smutną prawdę. Miałam tu umrzeć. Już kilkakrotnie przeczuwałam, że zaraz zginę, ale tym razem sytuacja przedstawiała się inaczej. Musiałam być martwa, ponieważ jedyne, co widziałam, to atakujące mnie z każdej strony światło. Ciepłe światło.
Zaliczyłam już podobne wizje, zaś Nicholas poinformował mnie, że coś takiego równało się mojej śmierci. To oznaczało, że umarłam, prawda? Widziałam bowiem wyłącznie jasność. – Gemmo – wyszeptał jakiś głos. – Słyszysz mnie? Moje ciało instynktownie się napięło. – Kto tu jest? – zawołałam do światła. – Chodź do mnie – ponaglał głos. Zamrugałam powiekami, szukając przemawiającej do mnie osoby, ale nie mogłam stwierdzić, czy mam iść w górę, czy w dół, oraz czy siedzę, czy może stoję. – Nie widzę cię – zawołałam. – Światło jest zbyt jaskrawe. – Owszem, potrafisz mnie odnaleźć – zapewnił mnie głos. – Musisz tylko bardziej się przyłożyć. Gdyby ten głos nie brzmiał tak obco, uznałabym, że mam do czynienia z Nicholasem, ponieważ to właśnie on zdecydowałby się na podobne słowa. Ten ktoś używał jednak bardziej dojrzałego głosu, który sugerował, że rozmawiam z kimś starszym. Nie chcąc więc stwarzać problemów „nieznajomemu”, zamrugałam kilkakrotnie powiekami, starając się „wyostrzyć wzrok”. Co zaskakujące, światło zaczęło gasnąć. Na początku proces ten przebiegał wolno, ale później znacząco przyśpieszył, pozostawiając po sobie jedynie przytłumiony blask. Odkryłam, że leżę na granatowej podłodze z marmuru, gapiąc się na coś, co wyglądało jak sklepienie katedry. Podniosłam się z posadzki, oglądając swoje ciało. Moja skóra miała normalny dla siebie, blady
koloryt i zapowiadało się na to, że nie odmroziłam sobie palców u stóp. – Halo! – zawołałam, obracając się nieśpiesznie na bok. Blada poświata była dosłownie wszędzie, przesłaniając mi pole widzenia i utrudniając zobaczenie czegokolwiek. Mogłam jednak wyróżnić rząd kolumn po każdej ze stron oraz stojący niedaleko ode mnie pomnik. Udałam się w jego stronę, każdy krok stawiając bardzo ostrożnie. Obawiałam się, że w każdym momencie ktoś – albo coś – może wyskoczyć na mnie zza któregoś z filarów. Udało mi się dotrzeć do kolumny w nienaruszonym stanie. Nikt się na mnie nie rzucił. Posąg wyciosano z białego marmuru. Przedstawiał podobiznę mężczyzny. Jego twarz wyglądała dziwnie znajomo. Ale to, co najbardziej mnie zaskoczyło, to że jego dłonie ściskały kryształową kulę. – Co, do diaska? – wymamrotałam do siebie. Schyliłam się, aby móc się lepiej przyjrzeć tabliczce umiejscowionej u podnóża pomnika. Gdy tylko zapoznałam się z umieszczonym na niej napisem, puls natychmiast mi przyśpieszył. Julian Lucas. Lucas? To niemożliwe. Czy to mógł być posąg mojego ojca? Zakryłam usta dłonią i zaczęłam się cofać. – Nie obawiaj się, to tylko posąg. Okręciłam się wokół własnej osi, odskakując, kiedy stanęłam twarzą w twarz z człowiekiem, który stanowił żywą inspirację dla pomnika, z tą drobną różnicą, że żył. – O mój Boże. – Głos mi drżał. Nie mogłam w to uwierzyć. Jego
oczy… miały fiołkowy odcień. – Tata? Mężczyzna uśmiechnął się ciepło. – Witaj, Gemmo.
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 333 Myślałam, że dziwaczny, fiołkowy odcień moich tęczówek był wynikiem mocy gwiazdy. Najwyraźniej się jednak myliłam, ponieważ stojący przede mną mężczyzna miał dokładnie taki sam, alarmujący kolor oczu. – Ja… ja nie… – Chyba zapomniałam języka w gębie. Mój rozmówca posłał mi pełen wyrozumiałości uśmiech. – Wiem, to szokujące, nieprawdaż? Moje oczy były wielkie jak spodki. Przytaknęłam. – Tak… zgadza się. Spoglądaliśmy na siebie, nie wierząc w to, co właściwie widzieliśmy. Ojciec był bardzo do mnie podobny. Miał ten sam brązowy odcień włosów oraz taką samą bladą cerę, z tym że jego skórę pokrywały zmarszczki. Co oczywiste, najbardziej łączył nas fioletowy odcień tęczówek. – Czy ja nie żyję? – zapytałam w końcu. Tata pokręcił głową. – Niezupełnie. – Niezupełnie? – spytałam, starając się nie panikować. – A więc to oznacza, że i tak umrę? Ojciec zaczął się nad tym zastanawiać. – Kiedy szłaś po zboczu, zemdlałaś, a następnie przeniosłaś się tu w wizji.
Głośno przełknęłam ślinę. – Więc moje ciało nadal leży na zboczu i zamarza na śmierć? – Owszem, ale nie obawiaj się, Gemmo, dziś nie umrzesz. – Ojciec odwrócił się, a srebrna szata, jaką na siebie włożył, zaszeleściła. Nakazał mi ruchem dłoni, żebym za nim podążyła. – Mamy tylko kilka minut, potem będziesz musiała wracać, a istnieje coś bardzo ważnego, co pilnie muszę ci pokazać. – Okej… – Poszłam za nim, po drodze rozglądając się na boki oraz zastanawiając nad tym, gdzie się dokładnie znajdowałam. – Co chcesz mi pokazać? Tata popatrzył na mnie, zaś jego fioletowe tęczówki zalśniły w przytłumionym, żółtym blasku pomieszczenia, w jakim teraz staliśmy. – Chcę ci pokazać, w jaki sposób ocalisz świat. Nie wiem czemu, ale zamarzyłam o tym, aby roześmiać mu się w twarz. – Chcesz mi pokazać – w tym momencie wskazałam na siebie – jak ocalę świat? – Brzmisz tak, jakbyś uważała, że to niemożliwe – powiedział mój ojciec. Wzruszyłam ramionami. – Po prostu stałam się naocznym świadkiem wydarzeń, które udowodniły, że jest inaczej. – Widziałaś to w swoich wizjach – powiedział mój rozmówca, nie zadając mi pytania, a raczej stwierdzając fakty. Zagapiłam się na niego wielkimi od szoku oczami. – Więc wiesz o moich wizjach?
Tata uśmiechnął się kącikiem ust, po czym skręcił w korytarz otoczony kolejnymi kolumnami oraz żółto – niebieskim sufitem, który przywodził na myśl dzieło Vincenta van Gogha pt. „The Starry Night”. – A jak myślisz, po kim odziedziczyłaś swój dar? – Więc jesteś Wieszczem. Nie byłam tym szczególnie zaskoczona, ponieważ wielokrotnie słyszałam o tym, że takie zdolności, w tym również mój dar jasnowidzenia, były dziedziczne. Poza tym, widziałam ojca na pomniku, gdzie uwieczniono go z kryształową kulą w dłoniach. Tata przytaknął. – Zgadza się. Tak jak ty, ja również posiadam wyjątkowe umiejętności. Ta rewelacja mocno mnie zszokowała, dlatego potknęłam się o własne stopy i z trudem wzięłam się w garść, zanim wylądowałam na marmurowej posadzce. – Takie same umiejętności jak moje? – zapytałam. – Tak, ale to historia na później – odpowiedział, sprawiając wrażenie smutnego. – Póki co, musisz ocalić świat. Miałam masę pytań. Przecież po raz pierwszy go spotkałam, więc chciałam się czegoś o nim dowiedzieć. Jednak stanowczość w głosie ojca kazała mi milczeć. Na końcu korytarza schody prowadziły do przypominającego mauzoleum budynku. Dwa ogromne filary otaczały drzwi, a jaskrawo czerwone światło wpadało przez umieszczoną w nich szklaną szybkę. – Co to za miejsce? – zapytałam, łudząc się, że jedynie wyglądało
jak krypta. Ojciec nic mi nie odpowiedział, po czym wdrapał się po schodach. Poszłam za nim po marmurowych stopniach, które wydawały się niezwykle zimne pod moimi nagimi stopami. Byłam zdenerwowana, a serce trzepotało mi w klatce piersiowej, kiedy tata uchylił drzwi. Zawiasy głośno zaskrzypiały, zupełnie jakby nie oliwiono ich od wieków. Następnie ojciec zniknął w środku, a ja z wielkim wahaniem udałam się w jego ślady. We wnętrzu niewielkiego pomieszczenia było ciemno i wilgotno. Z sufitu skapywała woda, a wyłożona białymi kafelkami podłoga nosiła na sobie znamię czasu. Nie znajdowały się tu żadne okna, natomiast utworzone z kolumn ściany okazały się popękane i naznaczone starością. Czerwone latarnie podświetlały wąski korytarzyk. – Tędy – powiedział mój ojciec, wskazując w stronę holu. Powietrze robiło się coraz cięższe wraz z każdym stawianym przeze mnie krokiem. Kolumny nadal otaczały ściany i zauważyłam, że każda z nich ma wyrytą w marmurze podobiznę oka. Każde oko miało inny kształt oraz kolor. W źrenicy znajdował się okrąg z literą S – symbol Wieszczów. Zastanawiałam się, czy nie było to przypadkiem miejsce przeznaczone dla ludzi mojego pokroju. – Co to za miejsce? – zapytałam. Mój ojciec potrząsnął głową. – Takie, w jakim nikt nie chce być. Jego słowa mnie przeraziły, ale zanim zdążyłam coś jeszcze z niego wyciągnąć, dotarliśmy do końca korytarza, na którym stała ogromna, niebieska skrzynia poznaczona złotymi znakami, jaką ustawiono na blacie antycznego stołu.
Mój ojciec powoli uniósł wieko, zaś ja wstrzymałam oddech, kiedy wsunął rękę do środka i wyłowił stamtąd kryształową kulę. Podał mi ją. Jego oczy zalśniły na fioletowo w świetle, jaki wytwarzał kryształ. – To, Gemmo, jest odpowiedź na pytanie dotyczące tego, w jaki sposób ocalisz świat. Przyjrzałam się kuli, nieco zbita z tropu. – Za pomocą kryształowej kuli? Mój tata ujął moją dłoń – której skóra okazała się lodowato zimna – a następnie położył na niej kryształ. – Za pomocą niej oraz twojej mocy. Ten przedmiot nie przypominał żadnego kryształu, jaki dotąd widziałam. Wytwarzał jasne, fioletowe światło, które płynęło z przypominającego kształtem gwiazdę centrum. To było coś pięknego, nie podlegało to żadnej wątpliwości, i na swój sposób przypominało odcieniem barwę moich oczu. Pokręciłam głową. – Nic nie rozumiem. Jakim niby prawem moja moc może ocalić świat? Myślałam, że drzemiąca we mnie energia doprowadzi do Apokalipsy? – Uniosłam kryształową kulę. – A to do czego służy? – Mówię o twojej zdolności Wieszczki, a nie mocy gwiazdy – powiedział tata, zatrzaskując wieko skrzyni. Prze chwilę stał w milczeniu, zupełnie jakby mocował się z czymś istotnym, nie wiedząc, czy może mi o tym powiedzieć. – W swoim życiu robiłem rzeczy, jakie przywiodły mnie do tego miejsca. Rzeczy niewybaczalne, których znaczenie już wkrótce poznasz. –
Urwał na moment. – Gemmo, musisz zmienić obraz przyszłości. – Okej… a jak niby tego dokonam? – Zerknęłam na kryształową kulę, jaka skrzyła się w mojej dłoni. – I jak się tego używa? – Tego nie mogę ci powiedzieć. – Czemu nie? – Ponieważ sama musisz do tego dojść. – Tata uśmiechnął się łagodnie. – Ty i ja jesteśmy wyjątkowi, nawet wśród naszego wyjątkowego rodzaju. Oboje potrafimy wchodzić w wizje bez potrzeby korzystania z kryształu. Dlatego też, przy odrobinie wysiłku, będziesz w stanie zmienić wizję, jaką wymazałem, a potem ją przekształcić. Zagapiłam się na niego, mocno zbita z tropu. – Przepraszam, ale nie rozumiem. Zmieniłeś wizję? Ojciec popatrzył na mnie z emanującym ze spojrzenia żalem. – Wizja, jaką zmieniłem, pokazała koniec świata. Przeżyłam szok, o mały włos nie upuszczając kryształu. – Przekształciłeś wizję, żeby pokazała koniec ludzkości? Jak… i czemu? – To nieważne – odpowiedział tata, a jego głos brzmiał teraz niezwykle szorstko. – Ważne, że ty to naprawisz, wracając losy Ziemi na właściwe tory. Wszystko cofniesz. Musisz upewnić się, że świat nie skończy się jak w wizji, jaką miałaś. Wzdrygnęłam się na całym ciele, przypominając sobie tamte obrazy. – Mówisz o wizji, w której świat skuwa lód, a Stephan triumfuje? Kiedy wspomniałam o ojcu Alexa, oblicze mojego taty pociemniało.
– Tak, właśnie temu musisz zapobiec. Stałam nieruchomo, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Dopiero co spotkałam człowieka, jaki dał mi życie, a ten poinformował mnie, że mam zmienić wizję, żeby Avery nie zdołał doprowadzić do końca ludzkości, ginącej pod lodem. – Więc jak tego dokonam? – zapytałam, obracając kryształ w dłoni. Ojciec postukał kulę palcem. – Wszystko, co musisz wiedzieć, masz tutaj. – To powiedziawszy, dotknął opuszką mojej skroni. – I tutaj. Okej, to nie miało za grosz sensu. – Jak tego użyję? – Gapiłam się na kryształową kulę, mocno zbita z tropu. – Jak zwyczajny kryształ? Tata wykręcił się do mnie plecami, wpatrując się w korytarz. – Pora na ciebie, Gemmo. Nie powinno cię tu nawet być. Do widzenia. Pokładam w tobie ogromną nadzieję, wierząc, że zdołasz naprawić moje błędy. Ruszyłam za nim, desperacko pragnąc poszerzyć swoją wiedzę, ale nagle ściany zaczęły się rozmywać, więc miałam problem z widzeniem oraz swobodnym chodzeniem. Mój ojciec zwiększał dzielący nas dystans, niestety korytarz rozmazał mi się przed oczami. Starałam się za nim biec, ale odnosiłam wrażenie, jakbym jedynie się od niego oddalała. – Nic z tego nie rozumiem. Jak niby mam zmienić swoje wizje?
Jak mam zdecydować, którą z nich trzeba przekształcić? Zatrzymałam się, ponieważ stopy ciążyły mi tak strasznie, że nie mogłam się poruszać. – Tato, nie rozumiem! – Nie martw się – krzyknął przez ramię – jeszcze to zrozumiesz. Zanim zdążyłam coś jeszcze powiedzieć, ściany zamknęły się wokół mnie, a wszystko spowiła czerń.
RRRooozzzdddzzziiiaaałłł 444 Woda rozpryskiwała się na mojej twarzy, wsiąkając w skórę oraz mocząc ubrania. Miałam wrażenie, że moje ciało zostało przejechane przez ciężarówkę, natomiast powieki ciążyły mi niczym ołów. Słyszałam kojący szum oceanu, co nie miało jednak sensu, skoro znajdowałam się w górach. Ciecz ponownie smagnęła mnie w buzię, więc otworzyłam powieki akurat w momencie, kiedy na moim ciele rozbiła się fala. Wstałam, przedzierając się przez wodną toń i wydostałam się poza zasięg oceanu. Nie mogłam uwierzyć w to, co widzę. Stałam na piaszczystym brzegu, zaś tuż przede mną rozciągał się ciemnoniebieski przestwór wody, w którym odbijały się złociste promienie słońca. Za moimi plecami znajdował się rząd domków na plaży, a zwłaszcza jeden konkretny: pomalowany jasnobłękitną farbą. Widziałam, że znajdę tam mamę, Alexa, Aislin oraz Laylena. Ściskając w ręku kryształową kulę, jaką podarował mi tata, pobiegłam w kierunku budynku. Piasek palił mnie w poduszki stóp. Ludzie zgromadzili się licznie na plaży i teraz brali mnie zapewne za wariatkę, przemokniętą do suchej nitki, dzierżącą w ręku kryształ i gnającą przed siebie niczym szaleniec. Nic mnie to jednak nie obchodziło. Mogli się gapić do woli. Nie znajdowałam się już w górach i tylko to się dla mnie liczyło. Dotarłam do domku, ciężko dysząc, po czym wbiegłam po drewnianych schodkach na mieszczący się na tyłach ganek. – Mamo – zawołałam, uchylając tylne drzwi. – Mamo!
Przeszłam przez kuchnię, wkraczając do salonu. Nikogo w nim nie zastałam i jedynym odgłosem, jaki słyszałam, było tykanie ściennego zegara. Gdzie oni się podziewali? Czy poszli mnie szukać? Pewnie tak. Zaginęłam przecież na całe dziewięć dni. Świetnie. Musiałam znaleźć telefon i przekonać się, czy zdołam się z kimś skontaktować, aby poinformować ich, że wróciłam. Nie miałam pojęcia, czemu ludzie uznali za taki wspaniały pomysł pozbycie się stacjonarnych telefonów. Owszem, na ich miejscu pojawiły się komórki, które nie znajdują jednak żadnego zastosowania, jeśli akurat się jakiejś nie ma. Przeszukałam dom w poszukiwaniu telefonu, ale po upływie dziesięciu minut nadal nie miałam skąd zadzwonić. Planowałam właśnie wyjść przez frontowe drzwi, aby odszukać kogoś, kto posiadał komórkę, kiedy frontowe drzwi się otworzyły i wszedł przez nie Alex. Jego ciemnobrązowe włosy były roztrzepane i to wcale nie w ten starannie wystylizowany sposób jak zazwyczaj. Jasnozielony odcień jego tęczówek znacząco wyróżniał się na tle czarnego podkoszulka, jaki na siebie włożył. Poczułam radość oraz podekscytowanie jego widokiem i byłam bliska rzucenia się w jego stronę oraz uwieszenia się rękami na jego szyi. Czułam się nieco zszokowana odkryciem, że uczucia, jakie względem niego żywiłam, stały się tak głębokie. Wydawało się to zbyt dezorientujące, by choćby o tym myśleć. Oparłam się jednak pokusie podbiegnięcia do zielonookiego, wspominając słowa Stephana: „Jeśli spędzicie w swoim towarzystwie za dużo czasu, ta energia w końcu się wyczerpie. Wówczas po tobie i moim synu nie pozostanie nawet ślad.”
– Hej, znalazłaś go? – zapytał chłopak, zanim zdołałam w ogóle się odezwać. Zamknął drzwi, a następnie zbliżył się do mnie, co okazało się w pewnym sensie problematyczne, ponieważ elektryczność zaczęła dawać istny popis fajerwerków. Cofnęłam się o krok. – Kogo znalazłam? Alex zmarszczył brwi. – Laylena. Byłam zagubiona. – Czemu… Czy coś mu się stało? Zielonooki wyglądał na tak samo zbitego z tropu jak ja. – Tak, zniknął, nie pamiętasz? Wszyscy go szukają. Zgaduję, że go nie odnalazłaś. Co, do diaska? O czym on wygadywał? – Nie było mnie dziewięć dni. Chłopak zagapił się na mnie jak na wariatkę. – Mylisz się. – Ależ nie, ja… – Otworzyłam szeroko usta, kiedy spłynęło na mnie olśnienie. – Gemmo, co się dzieje? – Jego zielonookie spojrzenie zaczęło prześlizgiwać się wzdłuż mojej sylwetki. – Czemu masz mokre ubranie? – Wziął kryształ z mojej ręki, a następnie obrócił go w dłoni. – Skąd to wytrzasnęłaś? Nie odpowiedziałam. Po prostu stałam w miejscu z szeroko
rozdziawioną buzią i starałam się ustalić, co się właściwie wydarzyło. Ojciec przeniósł mnie do momentu sprzed spotkania z Nicholasem, zanim jeszcze zostałam przez niego schwytana oraz przekazana Stephanowi, a także zanim spędziłam dziewięć dni w chacie. Nie odesłał mnie tutaj jedynie w formie postaci z wizji, ponieważ mogłam komunikować się z otoczeniem oraz odczuwać emocje. Tak przynajmniej sądziłam. Niewiele się nad tym zastanawiając, wyciągnęłam przed siebie rękę i umiejscowiłam ją na ramieniu zielonookiego. Elektryczność natychmiast dała o sobie znać. – Do licha – wyszeptałam. Wzięłam kryształ z jego dłoni, a następnie opadłam na kanapę, która pachniała piaskiem oraz słoną wodą. – Nie mogę w to uwierzyć. Alex zasiadł obok mnie, marszcząc czoło. – Gemmo, proszę, powiedz mi, co się dzieje. Głośno przełknęłam ślinę. – Coś mi się przytrafiło. – No dobrze… Chcesz może podzielić się ze mną, co to takiego? Nieśpiesznie przytaknęłam, po czym zaczęłam opowiadać mu o wszystkim, co mnie spotkało – a raczej nie spotkało, skoro znowu tu byłam, całkiem jakby dziewięć dni spędzonych w chacie stanowiło wyłącznie wytwór mojej wyobraźni. Znalazłam się tam, gdzie przebywałam przed spotkaniem ze Stephanem, z tą drobną różnicą, że teraz trzymałam w dłoniach wyjątkową kryształową kulę, mając w głowie tysiąc kolejnych pytań. Zdawałam sobie sprawę, że cholernie zaskoczyłam Alexa. Jego
oczy zrobiły się wielkie jak spodki, a wargi lekko się rozchyliły. Powrót do siebie, po tym, jak skończyłam snuć swoją opowieść, zajął mu dobrą minutę. – Twierdzisz zatem – powiedział – że cofnęliśmy się w przeszłość o dziewięć dni. Pokręciłam głową. – Nie wydaje mi się. Sądzę raczej, że te dziewięć dni, jakie spędziłam w chacie, zostało jakimś cudem wymazane. – Położyłam kryształową kulę na kolanach, myśląc o swoim tacie, który był w stanie zlikwidować wcześniejsze obrazy z wizji, a następnie stworzyć na ich miejscu całkiem nowe. – Myślę, że mój tata zdołał wymazać pewne fakty z mojego życia, a następnie przekształcić je tak, żebym znowu tu trafiła. – Tak, by Stephan nigdy cię nie dopadł? – zapytał Alex, wciąż wyglądając na zagubionego. Czułam się naprawdę dziwacznie, kiedy zadawał mi te pytania, co mocno mnie trapiło, ponieważ nie mogłam udzielić mu właściwych odpowiedzi. – Nie wiem… Nie jestem pewna, jak to działa. Ojciec poinformował mnie jedynie, że wymazał kiedyś wizję dotyczącą losów świata, a potem stworzył na jej miejscu coś zupełnie nowego. – Zaczęłam wykręcać purpurowy kryształ w dłoni, gapiąc się na umieszczoną w jego wnętrzu fioletową gwiazdę. – Tata wspomniał o tym, że zmienił kiedyś wizję tak, by świat skuł lód, jak to zobaczyłam. Na czole Alexa pojawiła się głęboka zmarszczka. – Twierdzisz więc, że zrekonstruował ją tak, by mój ojciec mógł doprowadzić do Apokalipsy? Czułam się zawstydzona postępkiem swojego taty.
– Tak właśnie twierdzę. Zielonooki zapatrzył się w przestrzeń, zastanawiając się nad moimi słowami. – Więc gdzie tak dokładniej znajduje się twój tata? – Nie mam bladego pojęcia. Nie powiedział mi tego. Tak naprawdę nie podzielił się ze mną żadnymi informacjami, poza tym że mam ocalić świat. – Uniosłam kryształ. – Wspomniał także, że wszystko, czego potrzebuję, jest tutaj. A, i jeszcze w mojej głowie. Alex przeczesał włosy palcami, szarpiąc za nie tuż przy nasadzie. – Ale nic z tego, co mówisz, nie ma najmniejszego sensu. Wieszczowie nie powinni być w stanie kontrolować tego, jak ukształtuje się przyszłość. Nie mogą również komponować wizji, jak im się tylko spodoba. – Tak… Ale… Sama nie wiem. To chyba jednak możliwe. Popatrz tylko na mnie. Mogę podróżować, gdzie tylko zechcę, bez konieczności korzystania z kryształowej kuli. – Tak, ale ty jesteś… – Urwał, kiedy posłałam mu chłodne spojrzenie. Miał zamiar użyć słowa „inna”, którego naprawdę nie znosiłam. – Wyjątkowa – dokończył zielonooki z łobuzerskim uśmieszkiem na wargach, który natychmiast przyciągnął moją uwagę do jego ust. Przypomniałam sobie z bólem, że już nigdy nie miałam całować tych warg, chyba że dowiem się, jak pozbyć się energii gwiazdy. Mina Alexa zrzedła. – Co się dzieje? Pokręciłam głową, nie wiedząc, jak mu powiedzieć, że nie możemy
być razem. Że Obietnica Krwi, jaką złożyliśmy sobie jako dzieci, była bezużyteczna. Że jeśli zostaniemy ze sobą wystarczająco długo, zajdzie możliwość, że się wzajemnie pozabijamy. Oczywiście, bazowałam na założeniu, że Avery mówił prawdę. – Muszę… – zaczęłam. Frontowe drzwi otworzyły się na oścież, uderzając w ścianę oraz potrząsając zamocowanymi do niej półkami. Wbiegła przez nie Aislin. Miała zaróżowione policzki, a złocisto – brązowe włosy były splątane. Odzież okazała się brudna i zapiaszczona. – Co się dzieje? – Alex szybko poderwał się z kanapy. Jego siostra pokręciła głową. Po buzi ściekały jej łzy. – Laylen… Lay… – Zaczęła histerycznie szlochać. Zerwałam się z miejsca. – Co z nim? Czy coś mu się stało? – zapytałam, nie kryjąc paniki i czując, że odpowiedzialność za losy świata nie stanowiła mojego jedynego zmartwienia. Odpowiadałam również za wampira, który borykał się z żądzą krwi. Z żądzą krwi, jaką obudziłam w nim, kiedy błagałam go, by mnie ukąsił, aby ocalił tym samym swoje życie. Szloch Aislin przybrał na sile. – Nie mogę… nie mogę. – Wyrzuć to z siebie – ponaglił ją Alex, wcale jej nie współczując. Blondynka wyglądała na mocno zranioną, ale wytarła łzy i wzięła się w garść. – Nie mogę go nigdzie znaleźć.
– Okej – odparł jej brat, będąc całkowicie bezdusznym. – Świrowanie nie pomoże nam w poszukiwaniach. Aislin posłała mu mordercze spojrzenie. – Nie musisz być nieprzyjemny. Jestem lekko wyprowadzona z równowagi, kapujesz? – Wyglądała tak, jakby miała się ponownie rozpłakać. – Nie miałam szansy powiedzieć mu – pociągnęła nosem, aby odpędzić rozpacz – że mi przykro. Po tym rozszlochała się na dobre i wybiegła z pomieszczenia. – Wiesz, czasem jestem wdzięczny losowi za to, że potrafię odciąć się od emocji. – Alex zwrócił się teraz do mnie. – Dzięki temu się tak nie zachowuję. Popatrzyłam na niego, w połowie się z nim zgadzając, a w połowie nie. – Nie wszystkie uczucia są złe – powiedziałam. W jego zielonych tęczówkach pojawił się intensywny wyraz. – Tak? – Głos mu drżał, a on sam ciężko dyszał. Sięgnął ku mnie ręką, chcąc mnie najwyraźniej dotknąć. Przez chwilę stałam nieruchomo, pragnąc, żeby to nastąpiło. Wtedy jednak przypomniałam sobie, że nie możemy się do siebie zbliżać do czasu, aż upewnimy się, że ta bliskość nas nie zabije. Cofnęłam się. Na jego twarzy odmalowała się troska. Zabrał rękę. – Co się dzieje? – My nie możemy… – Zaczerpnęłam głęboki oddech, wskazując to