ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz.
tel. (22) 721-30-00
www.olesiejuk.pl
Wydawca:
Wydawnictwo MAG
ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa
tel./fax (0-22) 813 47 43
e-mail: kurz@mag.com.pl
http://www.mag.com.pl
Spis treści
Spis treści.....................................................................................4
Księga Ósma.................................................................................6
Ustrój Świata................................................................................6
Rezydencja księcia Marlborough.................................................7
Świątynia Wulkana.....................................................................16
Klub Kit-Cata.............................................................................20
Stocznia Orneya, Rotherhithe.....................................................25
Surrey.........................................................................................31
Biblioteka w Leicester House.....................................................50
Most Londyński..........................................................................78
Dom Rogera Comstocka............................................................94
Zamek, więzienie Newgate........................................................99
„Pod Czarnym Psem”, wiezienie Newgate..............................104
Więzienie Fleet.........................................................................109
Bar, więzienie Fleet..................................................................125
Pod stosem ołowianych obciążników,......................................139
Opactwo Westminsterskie........................................................146
Old Bailey.................................................................................148
Tower, Londyn Późne popołudnie,..........................................152
Charles White, Esq.,.................................................................154
Mint Street, Tower, Londyn.....................................................155
Dappa, ......................................................................................157
Cela Skazańców, więzienie Newgate.......................................158
Tower Hill, pod szubienicą.......................................................164
Dziedziniec i Zamek, więzienie Newgate................................171
Clerkenwell Court....................................................................173
Kaplica, więzienie Newgate.....................................................181
Cheapside Poniedziałek,...........................................................184
Na pokładzie rufowym Minerwy, The Pool, Londyn...............192
Świątynia Wulkana ..................................................................197
Więzienie Newgate...................................................................200
Dom sir Isaaca Newtona, St. Martin's Street............................203
PIĄTEK....................................................................................209
29 PAŹDZIERNIKA 1714.......................................................209
Opactwo Westminsterskie........................................................210
Kaplica więzienna, Newgate....................................................215
New Palace Yard, Westminster................................................220
Kamienne kowadło, Wielka Sala, więzienie Newgate.............223
Próba Pyxis...............................................................................226
Dziedziniec, więzienie Newgate..............................................229
Izba Gwiaździsta......................................................................231
Kościół Grobu Świętego..........................................................235
Izba Gwiaździsta......................................................................239
Holborn.....................................................................................243
Izba Gwiaździsta......................................................................248
Epilogi......................................................................................256
LeibnizHaus, Hanower.............................................................257
Ogród Trianon,.........................................................................259
Pałac Blenheim.........................................................................262
Karolina....................................................................................264
Kornwalia.................................................................................266
Księga Ósma
USTRÓJ ŚWIATA
Pozostaje mi teraz w oparciu o te same reguły naszkicować
zarys nowego Ustroju Świata.
- Newton, Principia Mathematica
Rezydencja księcia Marlborough
Środa, 4 sierpnia 1714, rano
Księgarze specjalizujący się w pamfletach zgodnie twierdzą, że
wigowskie paszkwile sprzedają się najlepiej, a to dzięki temu, że ich
autorzy rozpowszechniają z niespotykanym zapałem kłamstwa i
opisują skandale.
- z listu do Roberta Harleya, pierwszego hrabiego Oxfordu;
cytat za Marlborough: His Life and Times, vol. VI sir Winstona
Churchilla
Levee, czyli zrytualizowaną, na wpół publiczną ceremonię
asystowania królowi przy wstawaniu z łóżka, wymyślił Ludwik XIV.
Podobnie jak na inne wynalazki Króla Słońce, także i na nią
przyzwoici Anglicy kręcili nosem, znając ją wyłącznie z sensacyjnych
opowieści o wersalskich dandysach, gotowych prostytuować swoje
córki, byle tylko wydębić zaproszenie do potrzymania świecznika albo
podania królowi koszuli podczas levee. Tyle też Daniel wiedział na
ten temat o godzinie dziewiątej rano w dniu czwartym sierpnia, kiedy
goniec przybyły z rana na Crane Court poinformował go, że on,
Daniel, należy do grupy wybrańców zaproszonych na pierwsze
londyńskie levee księcia Marlborough, które miało się rozpocząć za
godzinę.
- Nie uporałem się jeszcze ze swoim levee - mógł odpowiedzieć
Daniel, ścierając owsiankę z nieogolonego podbródka, ale zamiast
tego kazał posłańcowi zaczekać na dole i zapewnił, że zaraz do niego
zejdzie.
Marlborough House przeżywał oblężenie: otaczało go kilkuset
Anglików - resztki zmęczonego entuzjazmem tłumu, który
poprzedniego dnia w ekstazie i ze śpiewem na ustach podążał za
księciem krok w krok po ulicach Londynu; plebs dał się porwać
emocjom i zgotował mu triumfalne powitanie godne cesarza Rzymu.
Pod wieczór drugiego sierpnia książę i księżna zeszli na ląd w
Dover. Następny dzień zajęła im iście królewska parada przez
Rochester i inne mieściny przy trakcie wiodącym do Londinium. Tylu
możnych wigów chciało wziąć udział w konnej procesji i tylu
zwykłych obywateli zgromadziło się przy Watling Street, że Daniel
nabrał podejrzeń, iż plotki rozsiewane od dawna przez torysów okażą
się prawdziwe i Marlborough naprawdę będzie nowym wcieleniem
Cromwella. A teraz proszę: na swoje pierwsze levee książę zaprosił
Daniela, który pamiętał, jak - chłopięciem będąc - siedział u
Cromwella na kolanach.
W porównaniu z pałacem St. James, który zaczynał się
upodabniać do stosu zrzuconych na kupę przypadkowych elementów
architektonicznych, Marlborough House prezentował się całkiem
przyzwoicie. Ogrodzenie wokół dziedzińca zadziałało jak gigantyczny
przetak, przepuszczając tylko Daniela, odcedzeni zaś utworzyli zaspy
ludzkich ciał po zewnętrznej stronie płotu i - wciskając twarze między
pręty - z natężeniem obserwowali sytuację. Służący pomogli
Danielowi wysiąść z powozu. Podchodząc do drzwi wejściowych,
zastanawiał się, ilu ludzi w tym tłumie zna jego tożsamość i ma
świadomość prastarych koneksji łączących go z dawnym purytańskim
wodzem. Musieli wśród nich znajdować się szpiedzy torysów; ci z
pewnością go rozpoznali i natychmiast dostrzegli ten związek.
Domyślał się więc, że wezwano go także w tym celu, by całemu
torysowskiemu światu przekazać zawoalowaną groźbę.
Modernizując dom Marlborougha, Vanbrugh zakładał, że książę
zamieszka w nim na dłużej, przebudowa była więc gruntowna i
większość budowli znajdowała się w stanie cokolwiek surowym.
Daniel pozwolił się prowadzić służącemu pod rusztowaniami, wśród
stosów cegieł i stert drewna. Jednakże im bardziej zagłębiali się w
rezydencję, tym więcej napotykali wykończonych jej fragmentów.
Remont rozpoczął się od książęcej sypialni, skąd następnie
rozprzestrzeniał się na zewnątrz. Przed dwuskrzydłowymi drzwiami,
zdobionymi snycerką zamówioną u samego Grinlinga Gibbonsa,
pokojówka wręczyła Danielowi srebrną miednicę z wrzątkiem,
owiniętą ręcznikami, żeby nie poparzył sobie dłoni.
- Proszę ją postawić obok księcia - brzmiała instrukcja.
Otworzono mu drzwi.
Siedzący na krześle pośrodku nieskazitelnie białej sypialni
książę Marlborough wyglądał jak żuk na lodowcu. Czaszkę miał
porośniętą gęstą szczeciną - najwyraźniej nadszedł Dzień Golenia, i to
wyraźnie spóźniony, albowiem, jak było powszechnie wiadomo,
niesprzyjające wiatry zatrzymały parę książęcą w Ostendzie na całe
dwa tygodnie. Daniel, który o levee wiedział tyle samo, co każdy
przeciętny Anglik, zaczął się obawiać, że każą mu namydlić książęcy
czerep i zeskrobać dwutygodniową szczeć. W tej samej chwili
dostrzegł jednak balwierza, który ostrzył brzytwę na pasku, i
skonstatował (z bezbrzeżną ulgą), że ostrzem posłuży się
przeszkolony w jej używaniu fachowiec.
Z półtuzina zaproszonych na levee gości Daniel przybył ostatni,
co zresztą natychmiast sobie uświadomił, mimo że oślepiało go
sierpniowe słońce odbite od kilogramów nowiuteńkich stiuków. Sufit
komnaty znajdował się tak daleko od podłogi, że można by wybaczyć
naturaliście, który pomyślałby, że najwyższe festony i fryzy
wyrzeźbiono w naturalnie gromadzących się na tej wysokości śniegu i
lodzie.
Książę miał na sobie szlafrok z jakiegoś połyskującego i
szepczącego materiału, szyję zaś otulały mu całe mile płótna,
udrapowanego w przewidywaniu golenia. Trudno byłoby sobie
wyobrazić obraz mniej przystający do wizerunku surowego
purytanina. Jeżeli na zewnątrz, przy Pall Mail, torysi wyobrażali
sobie, że Daniel przybył do Marlborough House, by namaścić nowego
Cromwella, jeden rzut oka na ten pokój rozwiałby ich niepokoje: jeśli
nawet książę wrócił po to, by triumfalnie przejąć władzę, nie
zamierzał tego czynić jako wojskowy dyktator, lecz jako Król Słońce.
Marlborough dźwignął się z krzesła i ukłonił Danielowi, który
omal nie upuścił miski z wodą. Pozostali uczestnicy levee -
odpowiedzialni za przytrzymanie świecznika, podanie koszuli,
upudrowanie peruki i noszący co najmniej hrabiowskie tytuły -
ukłonili mu się jeszcze niżej. Daniel niewiele widział, wyraźnie
jednak słyszał ich złośliwe chichoty, gdy na chwiejnych nogach
pokonywał ostatnie jardy.
- Doktor Waterhouse nie wie jeszcze, co dziś znaleziono w
kasetce barona von Bothmara - domyślił się książę.
- Przyznaję się do całkowitej ignorancji w tej materii, mój panie.
- Bothmar, ambasador hanowerski, przywiózł ze sobą pancerną
kasetkę, która miała zostać otwarta po śmierci królowej Anny.
Zawierała instrukcje Jego Królewskiej Mości dotyczące zarządzania
krajem do czasu, gdy Jego Królewska Mość będzie mógł przybyć
osobiście i przyjąć należne mu insygnia władzy. Dzisiejszego ranka
otwarto kasetkę w obecności członków Tajnej Rady i odczytano
znajdujący się w niej dokument. Król wskazał dwudziestu pięciu
regentów, którzy mają władać Anglią do chwili jego przyjazdu. Pan,
doktorze Waterhouse, jest jednym z nich.
- To jakiś żart!
- Ależ skąd. Kiedy się tobie kłaniamy, mój panie, czynimy to z
szacunku dla twojej regenckiej władzy. Pospołu z dwoma tuzinami
innych wybrańców jesteś teraz najlepszą namiastką króla, jaką mamy
w Anglii.
Nikt wcześniej nie zwracał się do Daniela w taki sposób, on zaś
nigdy by się nie spodziewał, że pierwszą osobą, która to uczyni,
będzie książę Marlborough. Niewypuszczenie miski z rąk wymagało
w tej sytuacji nie lada przytomności umysłu. Jednakże dokonał tej
sztuki (nie bez pomocy jednego ze służących), postawił naczynie we
wskazanym miejscu i się odsunął. Na tym kończyły się jego oficjalne
obowiązki. Golibroda namoczył gąbkę, wyżął ją i położył księciu na
głowie na podobieństwo ociekającej wodą korony. Książę zamrugał
gwałtownie, gdy strużka ściekła mu do oka, uniósł lekko głowę i
zaczął przeglądać trzymane na kolanach papiery. Najwyraźniej jedną z
atrakcji levee było oglądanie, jak główny bohater ceremonii czyta
pocztę.
- Grub Street musi mieć chyba z dziesięć mil długości - mruknął,
odrzucając kolejne gazety.
- Wasza Książęca Mość, wkrótce możesz pożałować, że nie jest
krótsza.
- Tak jak i pan, doktorze Waterhouse. Po tym, jak został pan
wyniesiony do godności regenta, stanie się pan obiektem rozlicznych
ataków.
Marlborough odchylił głowę do tyłu, żeby mydło nie zalewało
mu oczu, przyjmując w ten sposób pozycję o tyle niewygodną, że nie
mógł już swobodnie zerkać w rozłożone na kolanach dokumenty.
Przekładał je więc po omacku, aż świszczały mu złote chwosty przy
mankietach, i od czasu do czasu podnosił któryś papier w
wyprostowanej ręce.
- O, jest - stwierdził, natrafiwszy na najnowszy numer Lens. - To
dla pana, doktorze. Przeczytałem to obecnym tu dżentelmenom, gdy
czekaliśmy na ostatniego z gości... Niech pan sam przeczyta.
- Dziękuję, mój panie. Jestem przekonany, że lektura
przysporzyła panom o wiele więcej uciechy, niż dostarczyłoby moje
punktualne przybycie.
- Przeciwnie, mój panie, to my powinniśmy zabawiać ciebie -
odrzekł książę i wzdrygnął się, gdy brzytwa zahaczyła o bliznę na
czaszce.
Książęcy czerep, którego właściciel oglądał na własne oczy
śmierć setek tysięcy Anglików, Francuzów i żołnierzy innych nacji
uczestniczących w wojnach z Ludwikiem XIV, był poznaczony
ponadprzeciętną liczbą płytszych i głębszych szram i zrostów,
czających się pod dwutygodniowym włosiem jak zdradzieckie ławice
w mętnej wodzie i stanowiących zagrożenie dla nawigującej po tym
akwenie brzytwy.
- Co mam przeczytać? - zapytał Daniel, sięgając po podaną mu
gazetę.
Spojrzenie Marlborougha (którego oczy były niezwykle duże i
wyraziste) spoczęło na moment na dłoni Daniela. Ludzie zwykle nie
zawracali sobie głowy oglądaniem danielowych rąk: miały komplet
palców, były pozbawione wypalonych w Old Bailey piętn i -
zazwyczaj - wszelkich ozdób. Tego dnia jednak Daniel na jednym z
palców prawej ręki miał prostą złotą obrączkę. Nieprzyzwyczajony do
noszenia biżuterii, nie mógł się nadziwić, jak mocno takie cacuszko
przyciąga uwagę postronnych osób.
- „Rozważania o władzy”, na stronie drugiej.
- Stosowny tytuł, jeżeli rzeczywiście mam taką władzę, jaką się
mi przypisuje. Kto jest autorem?
- To jest właśnie najciekawsze. Otóż niejaki Par...
- On to napisał?!
- Nie. On tylko znalazł w Clink pewnego Maura, okaz doprawdy
niezwykły. Nie jest ów Maur, naturalnie, istotą rozumną, posiadł
jednak niecodzienny dar wysławiania się w mowie i piśmie, zupełnie
tak, jakby nią był.
- Znam go - powiedział Daniel.
Udało mu się w końcu zogniskować spojrzenie na wybitym pod
tytułem artykułu imieniu DAPPA. Zerknął na księcia, lecz
natychmiast odwrócił wzrok, gdy przy uchu Marlborougha wezbrała
kropla krwi, która chwilę później spłynęła mu po żuchwie na płótno
pod brodą. Książę znowu szarpnął głową.
- Ostrożnie, drogi panie! Nie przybyłem do Anglii po to, by
umrzeć z powodu szczękościsku!
Daniel powiódł wzrokiem po pięciu pozostałych gościach,
którzy zaszczycili go wymuszonymi uśmiechami, jakimi nie
obdarzano go od czasu, gdy był umiarkowanie ważną personą na
dworze Jakuba II.
Marlborough znowu był łysy. Dwóch służących krążyło wokół
niego z gałgankami w ręku, od czasu do czasu doskakując, aby
zatamować krew. Książę przejrzał się w lusterku i skrzywił.
- Coś podobnego! Pytam się: to golenie czy trepanacja?!
Pospiesznie odłożył zwierciadło, jakby życie spędzone wśród
huku muszkietów i świstu ostrzy nie przygotowało go na tak okrutny
widok. Na kolanach trzymał jeszcze mnóstwo listów i gazet, więcej
niż doktor Waterhouse przeglądał w ciągu roku, toteż znalezienie
pożądanej lektury zajmowało mu dłuższą chwilę.
Daniel obserwował go z zaciekawieniem. Za młodu John
Churchill był najpiękniejszym mężczyzną w Anglii, a może nawet
całym świecie chrześcijańskim, i jego anielska uroda przetrwała do
chwili obecnej, choć liczył sobie już sześćdziesiąt pięć wiosen. Był
stary i łysy, skórę miał bladą i sflaczałą (a teraz w dodatku także
zakrwawioną), ale zachował szlachetną powierzchowność, czego z
pewnością nie dałoby się powiedzieć o ogóle arystokracji; oczy miał
nadal duże i piękne, nieskażone obwisłą skórą i zwichrowanymi
brwiami, które podstarzałym Anglikom często nadawały przerażający
wygląd.
- Mam! - zakrzyknął triumfalnie i kilkakrotnie trzepnął
złożonym listem o kolano, jakby bez tego litery na papierze nie
potrafiły się ułożyć w pożądanej kolejności. - List od jednego z
regentów!
- Lord Ravenscar również znalazł się na liście Bothmara? -
spytał Daniel, z daleka rozpoznając pieczęć i charakter pisma.
- Naturalnie. Jest głównym kandydatem do objęcia stanowiska
Lorda Skarbnika. Któż bowiem lepiej od niego zna się na
funkcjonowaniu banków, mennicy, Skarbu i Giełdy? - Książę
przebiegł wzrokiem list od Rogera. - Nie będę czytał całości -
zapewnił zgromadzonych. - Powitanie, gratulacje... Zaprasza mnie i
panią Churchill na soiree, które odbędzie się w jego rezydencji
pierwszego września. - Przeniósł zdumione spojrzenie na Daniela. -
Mości panie, czy nie uważasz, że to trochę niestosowne, urządzać
przyjęcie tak szybko po śmierci królowej?
- Pierwszego września skończy się miesięczna żałoba - odparł
wymijająco Daniel. - Nie mam ponadto wątpliwości, że soiree u lorda
Ravenscara będzie przyjęciem taktownym, stosownie dyskretnym...
- Obiecuje mi tutaj erupcję swojego wulkanu!
Te słowa wywołały chichoty u milczącej dotychczas piątki
pozostałych gości.
- Opłakując królową, nie powinniśmy zaniedbać powitania
nowego króla, mój panie.
- Skoro tak stawia pan sprawę, doktorze... Chyba się
wybierzemy. Muszę przyznać, że jeszcze nie widziałem tego słynnego
wulkanu.
- Powiadają, że wart jest wizyty u Ravenscara.
- W to nie wątpię. Zaraz poślę odpowiedź do świątyni Wulkana.
Gdybyś jednak, mój panie, spotkał markiza Ravenscar, na przykład na
zebraniu tej waszej Rady Regentów, koniecznie wspomnij mu, że się
do niego wybieram.
- Uczynię to z przyjemnością.
- Doskonale! Mogę już wstać, czy też konieczna będzie
kauteryzacja krwawiących ran?
Kiedy książęca głowa została ogolona, Daniel przestał być
potrzebny i Marlborough skoncentrował się na pozostałych gościach,
odpowiedzialnych za podanie mu koszuli, peruki, szabli et caetera.
Każdy z tych etapów levee był pretekstem do czczych pogaduszek,
które nie tylko nie interesowały Daniela, ale były dlań wręcz
niezrozumiałe, dotyczyły bowiem ludzi, których nie znał lub których
tożsamości mógł się co najwyżej domyślać, gdy książę nazywał ich po
imieniu lub w jakiś inny, jeszcze mniej oczywisty sposób. Miał jednak
dość oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę, że nietaktem byłoby
wymknąć się przed zakończeniem ceremonii. Mając na uwadze jego
szacowny wiek, służący podsunął mu krzesło. Daniel usiadł. Czas
płynął. Wzrok Daniela padł na gazetę.
ROZWAŻANIA O WŁADZY
Dappa
Wolne Clink jednoczy się z całą WIELKĄ BRYTANIĄ w bólu po
stracie naszej umiłowanej królowej. Tutejsi osadzeni zamienili jasne,
wesołe letnie okowy na ciężkie kajdany żałobne i przebrali się z
szarych łachmanów w czarne. Przez całą noc nie dają mi spać
dobiegające z niżej położonych lochów lamenty i jęki, dowodzące, że
narodowa tragedia dotknęła boleśnie mieszkańców Clink w nie
mniejszym stopniu niż łaskawego hrabiego B.
Zaledwie przed tygodniem człowiek ten znajdował się na samym
szczycie olbrzymiego stosu trupów, jakim jest polityka; wielu uważało
go za najbardziej wpływową postać w państwie. Jednakowoż od
śmierci królowej nie słyszano o nim, a i on sam nie daje znaku życia.
Co zatem stało się z hrabią B.?
Jest to pytanie o tyle retoryczne, że nikogo nie interesuje, co się
stało z B. Zadając je, ludzie pytają w istocie „ Co się stało z jego
władzą? Gdzie się podziała jego potęga?”. Tydzień temu wszyscy
twierdzili, że B. posiadł wielkie jej zasoby, dzisiaj są zgodni, że stracił
wszystko. Gdzie zniknęła? Wielu chciałoby to wiedzieć, gdyż więcej
ludzi pożąda władzy niźli złota.
Herr Leibniz utrzymuje, że wszelkie ciała mają dwie własności:
vis viva, oraz tak zwaną quantite d'avancement. Obie zostają
zachowane podczas zderzeń i transformacji układu. Pierwsza równa
jest iloczynowi masy i kwadratu prędkości, druga zaś po prostu
iloczynowi masy i prędkości. U zarania dziejów wszechświat został
obdarowany pewną ilością jednej i drugiej, która to ilość nie rośnie i
nie maleje z biegiem czasu, a jej cząstki są wymieniane pomiędzy
zapełniającymi wszechświat ciałami jak srebrne pensy przechodzące
na targu z rąk do rąk. Co prowadzi do pytania: czy ta władza, ta
potęga, zachowuje się podobnie jak vis viva quantite d'avancement,
czyli: czy jej zasób we wszechświecie jest stały? Czy raczej
przypomina udziały w jakiejś kompanii, które jednego dnia osiągają
zawrotne ceny, by dzień później stracić wszelką wartość?
Gdyby miała przypominać udziały, należy skonkludować, że jej
przeogromna ilość, jaką jeszcze niedawno dysponował B., rozpłynęła
się jak cień w promieniach słońca. Bez względu bowiem na to, jak
wielkie fortuny przepadają podczas krachu giełdowego, nie widać, by
później gdzieś wypływały. Jeżeli jednak ilość potęgi jest stała, to
władza B. nie mogła przepaść bez śladu. Gdzie jest? Niektórzy
twierdzą, że to lord R. przechwycił ją i ukrył pod kamieniem w obawie
przed lordem M., który mógłby przybyć zza morza i ją zagarnąć.
Znajomi, których mam pośród wigów, utrzymują, że wszelka władza
stracona przez torysa zostaje automatycznie i niezawodnie podzielona
między wszystkich ludzi. Jednakże jakkolwiek długo i żmudnie nie
przeczesywałbym lochów Clink w poszukiwaniu zaginionej potęgi B.,
nie znajduję ani krztyny, co unieważnia twierdzenie mych przyjaciół,
albowiem w mrocznych salons Clink ludzi nie brakuje.
Chciałbym zatem przedstawić nową Teorię Potęgi,
zainspirowaną wywodami pana Newcomena, hrabiego Lostwithiel i
doktora Waterhouse’a na temat Maszyny Dźwigającej Wodę za
Pomocą Ognia. Tak jak młyn miele ziarno na mąkę, krosno tka
płótno, a huta wytwarza stal, tak i owa Maszyna ma - jak się nas
zapewnia - wytwarzać potęgę. Jeżeli jej chwalcy mówią prawdę (ja
zaś nie mam żadnych powodów, aby wątpić w ich uczciwość),
dowodzi to, że potęga nie jest wielkością stałą, niezmienną we
wszechświecie, takich bowiem wielkości nie można wyprodukować.
Stąd wniosek, że zasoby potęgi stale rosną, a tempo tego wzrostu jest
coraz szybsze, w miarę jak przybywa wyżej wzmiankowanych Maszyn.
Człowiek gromadzący potęgę dla siebie przypomina więc skąpca
siedzącego na stosie monet w kraju, którego waluta ulega
systematycznej dewaluacji wskutek produkcji większej ilości pieniądza
niż rynek jest w stanie wchłonąć. Tak oto początkowo wielka fortuna
zmienia się pomału w hałdę żużlu i traci wartość, zanim właściciel
zdecyduje się ją wreszcie sprzedać na targu. Tak też rzecz się ma z
lordem B. i jego bezcennym zasobem potęgi. To zaś, co dotyczy lorda
B., jest tym słuszniejsze w odniesieniu do jego służalców, zwłaszcza
tych najpośledniejszej konduity, a do takich należy pan CHARLES
WHITE. Łotr ów twierdzi, że jestem jego własnością; wyobraża sobie,
że posiadłszy człowieka, można posiąść władzę. Tymczasem pomysł,
że do niego należę, nic mu nie dał, ja zaś, który miałem się okazać z
władzy i potęgi wszelkiej wyzuty, piszę oto do publikowanej na Grub
Street gazety, którą Ty, Szanowny Czytelniku, właśnie przeglądasz.
W miarę jak Marlborough był coraz kompletniej ubrany i coraz
pełniej wyekwipowany, odprawiał kolejnych dworzan, co czynili,
gnąc się w ukłonach i niemal roniąc łzy z wdzięczności za
zaproszenie. Zanim wybiło południe, Daniel został sam z księciem,
który w upudrowanej, śnieżnobiałej peruce i dyskretnym, lecz
zarazem szokująco modnym stroju, uzupełnionym szpadą, wydał mu
się nagle godny najwyższego podziwu. Wyszli się przejść po
przylegającym do sypialni ogrodzie różanym, co zaowocowało
zgłębieniem tematu róż w stopniu, na jaki Daniel zupełnie nie był
przygotowany. Nie dlatego, że ich nie lubił, uchowaj Boże, ale
rozmawianie o różach było według niego nieporozumieniem.
- Przyjąłem łaskawie zaproszenie Ravenscara - powiedział w
końcu książę. - Co więcej, uczyniłem to w obecności tamtej piątki,
wybranej spośród najgorszych londyńskich plotkarzy. Podejrzewam
wręcz, że Roger już o wszystkim wie. Przyjęcie zaproszenia
uzależniam jednak od pewnego proviso, o którym przy nich nie
wspomniałem. Nie zamieszczę go również w uprzejmym liście, który
zaraz wyślę do świątyni Wulkana. Zdradzę je tobie, mój panie, ufając,
że ty przekażesz je markizowi Ravenscar.
- Jestem gotowy, mój panie - odparł Daniel, starając się ukryć
przebijające z jego głosu znużenie. Znowu to samo.
- Pozwól, łaskawy panie, że przypomnę ci porozumienie, które
przypieczętowaliśmy uściskiem dłoni w noc wspaniałej rewolucji,
stojąc na grobli przed Tower.
- Doskonale je pamiętam, mój panie, ale przypomnienie go z
pewnością nie zaszkodzi.
- Obiecałem, że zostanę pańskim przyjacielem, jeśli pomoże mi
pan zrozumieć, albo przynajmniej śledzić, poczynania alchemików.
- W rzeczy samej.
- Pochlebiam sobie myślą, że przez dwadzieścia pięć lat, jakie
minęły od tamtej chwili, nieraz ci się przysłużyłem - powiedział John
Churchill. W tej chwili nie rozmawiali bowiem jak książę z regentem,
lecz jak John z Danielem.
- Właściwie... Przyznam, że zdziwiłem się, słysząc, że moje
nazwisko trafiło na listę Bothmara.
- Wielokrotnie miałem okazję, podczas wojny i po jej
zakończeniu, pochwalić niektórych Anglików przed księciem
elektorem. Z pewnością nie zaszkodził ci też szacunek, jakim cię
darzy księżniczka Karolina.
- Twoje starania przynoszą zaszczyt synowi Drake'a.
- Posłuchaj, Danielu. Od czasu zawarcia naszej umowy wiele się
zmieniło... Juncto Rogera Comstocka odmieniło kształt państwa. To
Comstock oddał mennicę w ręce czołowego światowego alchemika;
ten alchemik po dziś dzień nią włada i ma się doskonale, niektórzy
twierdzą wręcz, że jak nikt inny przykłada się do swojej roboty.
Doszły mnie jednak niepokojące słuchy na temat Pyxis, a także tak
niesłychanych i zgoła nieziemskich spraw jak próba odzyskania złota
Salomona, zdobycia rtęci filozoficznej, oraz innych zalatujących
okultyzmem praktyk, dla których nie ma miejsca w osiemnastym
wieku. Teraz, kiedy po śmierci Anny (niech Bóg ma w opiece jej
duszę) Jerzy ma objąć tron, na moich barkach spoczywa ogromna
odpowiedzialność: muszę pomóc naszemu nowemu królowi... Co ja
mówię, królowi. Nowej dynastii! Muszę pomóc im zrozumieć, co
naprawdę dzieje się w tym kraju. Zamierzam dopilnować, by na czele
mennicy stanął człowiek kompetentny i w pełni władz umysłowych,
bo potrzebujemy zdrowego, mocnego pieniądza. Czy można zaufać
Newtonowi, że poprowadzi mennicę jak należy, Danielu? Czy będzie
w niej bił metalowe krążki, jak pan Bóg przykazał, czy raczej
wykorzysta ją jako laboratorium do prowadzenia milenarystycznych
eksperymentów? Powiedz mi, czy on jest czarownikiem? A jeśli tak,
to czy dobrym?
Świątynia Wulkana
Godzinę później
- Co mu powiedziałeś? - spytał Roger, raczej z fascynacją niż ze
zgrozą.
Spacerowali z Danielem po należącym do Rogera ogrodzie
różanym, który był dziesięć razy większy niż ten należący do księcia,
nie mógł natomiast pochwalić się równie efektowną lokalizacją: tylko
u Marlborougha ogrodnicy, przeskoczywszy przez płot, mogli
pożyczyć szpadel od samego króla Anglii.
- Obawiam się, że udzieliłem zbyt wymijającej odpowiedzi jak
na gust księcia - odparł po chwili zastanowienia Daniel. - Zapewniłem
go, że czegokolwiek Newton się tknie, robi to doskonale, a zatem,
jeżeli naprawdę jest czarownikiem, to i w tym fachu musi być
mistrzem.
- Na miły Bóg! - wykrzyknął Roger. - Raczej nie poprawiłeś mu
nastroju.
- Tego nie wiem. Za to chyba udało mi się go przekonać, że
Isaac nie jest szaleńcem. Niezły początek.
- Ale tylko początek. Hmm...
- W naszej konwersacji nie chodziło o to, by Isaaca potępić lub
rozgrzeszyć. Miała być dla ciebie ostrzeżeniem.
- Jestem gotowy.
- Marlborough przyjął twoje zaproszenie.
- Wiem o tym, i to od ładnych paru godzin.
USTRÓJ ŚWIATA Tom III
Neal Stephenson USTRÓJ ŚWIATA Tom III Cykl Barokowy Część Trzecia Przełożył Wojciech Szypuła Wydawnictwo MAG Warszawa 2008
Tytuł oryginału: The System of The World Copyright © 2004 by Neal Stephenson Copyright for the Polish translation © 2008 by Wydawnictwo MAG Redakcja: Joanna Figlewska Korekta: Magdalena Górnicka Ilustracja na okładce: Piotr Wyskok Opracowanie graficzne okładki: Jarosław Musiał Projekt typograficzny, skład i łamanie: Tomek Laisar Fruń ISBN 978-83-7480-072-3 Wydanie I Druk i oprawa drukarnia@dd-w.pl Wyłączny dystrybutor Firma Księgarska Jacek Olesiejuk
ul. Poznańska 91, 05-850 Ożarów Maz. tel. (22) 721-30-00 www.olesiejuk.pl Wydawca: Wydawnictwo MAG ul. Krypska 21 m. 63, 04-082 Warszawa tel./fax (0-22) 813 47 43 e-mail: kurz@mag.com.pl http://www.mag.com.pl
Spis treści Spis treści.....................................................................................4 Księga Ósma.................................................................................6 Ustrój Świata................................................................................6 Rezydencja księcia Marlborough.................................................7 Świątynia Wulkana.....................................................................16 Klub Kit-Cata.............................................................................20 Stocznia Orneya, Rotherhithe.....................................................25 Surrey.........................................................................................31 Biblioteka w Leicester House.....................................................50 Most Londyński..........................................................................78 Dom Rogera Comstocka............................................................94 Zamek, więzienie Newgate........................................................99 „Pod Czarnym Psem”, wiezienie Newgate..............................104 Więzienie Fleet.........................................................................109 Bar, więzienie Fleet..................................................................125 Pod stosem ołowianych obciążników,......................................139 Opactwo Westminsterskie........................................................146 Old Bailey.................................................................................148 Tower, Londyn Późne popołudnie,..........................................152 Charles White, Esq.,.................................................................154 Mint Street, Tower, Londyn.....................................................155 Dappa, ......................................................................................157 Cela Skazańców, więzienie Newgate.......................................158
Tower Hill, pod szubienicą.......................................................164 Dziedziniec i Zamek, więzienie Newgate................................171 Clerkenwell Court....................................................................173 Kaplica, więzienie Newgate.....................................................181 Cheapside Poniedziałek,...........................................................184 Na pokładzie rufowym Minerwy, The Pool, Londyn...............192 Świątynia Wulkana ..................................................................197 Więzienie Newgate...................................................................200 Dom sir Isaaca Newtona, St. Martin's Street............................203 PIĄTEK....................................................................................209 29 PAŹDZIERNIKA 1714.......................................................209 Opactwo Westminsterskie........................................................210 Kaplica więzienna, Newgate....................................................215 New Palace Yard, Westminster................................................220 Kamienne kowadło, Wielka Sala, więzienie Newgate.............223 Próba Pyxis...............................................................................226 Dziedziniec, więzienie Newgate..............................................229 Izba Gwiaździsta......................................................................231 Kościół Grobu Świętego..........................................................235 Izba Gwiaździsta......................................................................239 Holborn.....................................................................................243 Izba Gwiaździsta......................................................................248 Epilogi......................................................................................256 LeibnizHaus, Hanower.............................................................257 Ogród Trianon,.........................................................................259
Pałac Blenheim.........................................................................262 Karolina....................................................................................264 Kornwalia.................................................................................266
Księga Ósma USTRÓJ ŚWIATA Pozostaje mi teraz w oparciu o te same reguły naszkicować zarys nowego Ustroju Świata. - Newton, Principia Mathematica
Rezydencja księcia Marlborough Środa, 4 sierpnia 1714, rano Księgarze specjalizujący się w pamfletach zgodnie twierdzą, że wigowskie paszkwile sprzedają się najlepiej, a to dzięki temu, że ich autorzy rozpowszechniają z niespotykanym zapałem kłamstwa i opisują skandale. - z listu do Roberta Harleya, pierwszego hrabiego Oxfordu; cytat za Marlborough: His Life and Times, vol. VI sir Winstona Churchilla Levee, czyli zrytualizowaną, na wpół publiczną ceremonię asystowania królowi przy wstawaniu z łóżka, wymyślił Ludwik XIV. Podobnie jak na inne wynalazki Króla Słońce, także i na nią przyzwoici Anglicy kręcili nosem, znając ją wyłącznie z sensacyjnych opowieści o wersalskich dandysach, gotowych prostytuować swoje córki, byle tylko wydębić zaproszenie do potrzymania świecznika albo podania królowi koszuli podczas levee. Tyle też Daniel wiedział na ten temat o godzinie dziewiątej rano w dniu czwartym sierpnia, kiedy goniec przybyły z rana na Crane Court poinformował go, że on, Daniel, należy do grupy wybrańców zaproszonych na pierwsze londyńskie levee księcia Marlborough, które miało się rozpocząć za godzinę.
- Nie uporałem się jeszcze ze swoim levee - mógł odpowiedzieć Daniel, ścierając owsiankę z nieogolonego podbródka, ale zamiast tego kazał posłańcowi zaczekać na dole i zapewnił, że zaraz do niego zejdzie. Marlborough House przeżywał oblężenie: otaczało go kilkuset Anglików - resztki zmęczonego entuzjazmem tłumu, który poprzedniego dnia w ekstazie i ze śpiewem na ustach podążał za księciem krok w krok po ulicach Londynu; plebs dał się porwać emocjom i zgotował mu triumfalne powitanie godne cesarza Rzymu. Pod wieczór drugiego sierpnia książę i księżna zeszli na ląd w Dover. Następny dzień zajęła im iście królewska parada przez Rochester i inne mieściny przy trakcie wiodącym do Londinium. Tylu możnych wigów chciało wziąć udział w konnej procesji i tylu zwykłych obywateli zgromadziło się przy Watling Street, że Daniel nabrał podejrzeń, iż plotki rozsiewane od dawna przez torysów okażą się prawdziwe i Marlborough naprawdę będzie nowym wcieleniem Cromwella. A teraz proszę: na swoje pierwsze levee książę zaprosił Daniela, który pamiętał, jak - chłopięciem będąc - siedział u Cromwella na kolanach. W porównaniu z pałacem St. James, który zaczynał się upodabniać do stosu zrzuconych na kupę przypadkowych elementów architektonicznych, Marlborough House prezentował się całkiem przyzwoicie. Ogrodzenie wokół dziedzińca zadziałało jak gigantyczny przetak, przepuszczając tylko Daniela, odcedzeni zaś utworzyli zaspy ludzkich ciał po zewnętrznej stronie płotu i - wciskając twarze między
pręty - z natężeniem obserwowali sytuację. Służący pomogli Danielowi wysiąść z powozu. Podchodząc do drzwi wejściowych, zastanawiał się, ilu ludzi w tym tłumie zna jego tożsamość i ma świadomość prastarych koneksji łączących go z dawnym purytańskim wodzem. Musieli wśród nich znajdować się szpiedzy torysów; ci z pewnością go rozpoznali i natychmiast dostrzegli ten związek. Domyślał się więc, że wezwano go także w tym celu, by całemu torysowskiemu światu przekazać zawoalowaną groźbę. Modernizując dom Marlborougha, Vanbrugh zakładał, że książę zamieszka w nim na dłużej, przebudowa była więc gruntowna i większość budowli znajdowała się w stanie cokolwiek surowym. Daniel pozwolił się prowadzić służącemu pod rusztowaniami, wśród stosów cegieł i stert drewna. Jednakże im bardziej zagłębiali się w rezydencję, tym więcej napotykali wykończonych jej fragmentów. Remont rozpoczął się od książęcej sypialni, skąd następnie rozprzestrzeniał się na zewnątrz. Przed dwuskrzydłowymi drzwiami, zdobionymi snycerką zamówioną u samego Grinlinga Gibbonsa, pokojówka wręczyła Danielowi srebrną miednicę z wrzątkiem, owiniętą ręcznikami, żeby nie poparzył sobie dłoni. - Proszę ją postawić obok księcia - brzmiała instrukcja. Otworzono mu drzwi. Siedzący na krześle pośrodku nieskazitelnie białej sypialni książę Marlborough wyglądał jak żuk na lodowcu. Czaszkę miał porośniętą gęstą szczeciną - najwyraźniej nadszedł Dzień Golenia, i to wyraźnie spóźniony, albowiem, jak było powszechnie wiadomo,
niesprzyjające wiatry zatrzymały parę książęcą w Ostendzie na całe dwa tygodnie. Daniel, który o levee wiedział tyle samo, co każdy przeciętny Anglik, zaczął się obawiać, że każą mu namydlić książęcy czerep i zeskrobać dwutygodniową szczeć. W tej samej chwili dostrzegł jednak balwierza, który ostrzył brzytwę na pasku, i skonstatował (z bezbrzeżną ulgą), że ostrzem posłuży się przeszkolony w jej używaniu fachowiec. Z półtuzina zaproszonych na levee gości Daniel przybył ostatni, co zresztą natychmiast sobie uświadomił, mimo że oślepiało go sierpniowe słońce odbite od kilogramów nowiuteńkich stiuków. Sufit komnaty znajdował się tak daleko od podłogi, że można by wybaczyć naturaliście, który pomyślałby, że najwyższe festony i fryzy wyrzeźbiono w naturalnie gromadzących się na tej wysokości śniegu i lodzie. Książę miał na sobie szlafrok z jakiegoś połyskującego i szepczącego materiału, szyję zaś otulały mu całe mile płótna, udrapowanego w przewidywaniu golenia. Trudno byłoby sobie wyobrazić obraz mniej przystający do wizerunku surowego purytanina. Jeżeli na zewnątrz, przy Pall Mail, torysi wyobrażali sobie, że Daniel przybył do Marlborough House, by namaścić nowego Cromwella, jeden rzut oka na ten pokój rozwiałby ich niepokoje: jeśli nawet książę wrócił po to, by triumfalnie przejąć władzę, nie zamierzał tego czynić jako wojskowy dyktator, lecz jako Król Słońce. Marlborough dźwignął się z krzesła i ukłonił Danielowi, który omal nie upuścił miski z wodą. Pozostali uczestnicy levee -
odpowiedzialni za przytrzymanie świecznika, podanie koszuli, upudrowanie peruki i noszący co najmniej hrabiowskie tytuły - ukłonili mu się jeszcze niżej. Daniel niewiele widział, wyraźnie jednak słyszał ich złośliwe chichoty, gdy na chwiejnych nogach pokonywał ostatnie jardy. - Doktor Waterhouse nie wie jeszcze, co dziś znaleziono w kasetce barona von Bothmara - domyślił się książę. - Przyznaję się do całkowitej ignorancji w tej materii, mój panie. - Bothmar, ambasador hanowerski, przywiózł ze sobą pancerną kasetkę, która miała zostać otwarta po śmierci królowej Anny. Zawierała instrukcje Jego Królewskiej Mości dotyczące zarządzania krajem do czasu, gdy Jego Królewska Mość będzie mógł przybyć osobiście i przyjąć należne mu insygnia władzy. Dzisiejszego ranka otwarto kasetkę w obecności członków Tajnej Rady i odczytano znajdujący się w niej dokument. Król wskazał dwudziestu pięciu regentów, którzy mają władać Anglią do chwili jego przyjazdu. Pan, doktorze Waterhouse, jest jednym z nich. - To jakiś żart! - Ależ skąd. Kiedy się tobie kłaniamy, mój panie, czynimy to z szacunku dla twojej regenckiej władzy. Pospołu z dwoma tuzinami innych wybrańców jesteś teraz najlepszą namiastką króla, jaką mamy w Anglii. Nikt wcześniej nie zwracał się do Daniela w taki sposób, on zaś nigdy by się nie spodziewał, że pierwszą osobą, która to uczyni, będzie książę Marlborough. Niewypuszczenie miski z rąk wymagało
w tej sytuacji nie lada przytomności umysłu. Jednakże dokonał tej sztuki (nie bez pomocy jednego ze służących), postawił naczynie we wskazanym miejscu i się odsunął. Na tym kończyły się jego oficjalne obowiązki. Golibroda namoczył gąbkę, wyżął ją i położył księciu na głowie na podobieństwo ociekającej wodą korony. Książę zamrugał gwałtownie, gdy strużka ściekła mu do oka, uniósł lekko głowę i zaczął przeglądać trzymane na kolanach papiery. Najwyraźniej jedną z atrakcji levee było oglądanie, jak główny bohater ceremonii czyta pocztę. - Grub Street musi mieć chyba z dziesięć mil długości - mruknął, odrzucając kolejne gazety. - Wasza Książęca Mość, wkrótce możesz pożałować, że nie jest krótsza. - Tak jak i pan, doktorze Waterhouse. Po tym, jak został pan wyniesiony do godności regenta, stanie się pan obiektem rozlicznych ataków. Marlborough odchylił głowę do tyłu, żeby mydło nie zalewało mu oczu, przyjmując w ten sposób pozycję o tyle niewygodną, że nie mógł już swobodnie zerkać w rozłożone na kolanach dokumenty. Przekładał je więc po omacku, aż świszczały mu złote chwosty przy mankietach, i od czasu do czasu podnosił któryś papier w wyprostowanej ręce. - O, jest - stwierdził, natrafiwszy na najnowszy numer Lens. - To dla pana, doktorze. Przeczytałem to obecnym tu dżentelmenom, gdy czekaliśmy na ostatniego z gości... Niech pan sam przeczyta.
- Dziękuję, mój panie. Jestem przekonany, że lektura przysporzyła panom o wiele więcej uciechy, niż dostarczyłoby moje punktualne przybycie. - Przeciwnie, mój panie, to my powinniśmy zabawiać ciebie - odrzekł książę i wzdrygnął się, gdy brzytwa zahaczyła o bliznę na czaszce. Książęcy czerep, którego właściciel oglądał na własne oczy śmierć setek tysięcy Anglików, Francuzów i żołnierzy innych nacji uczestniczących w wojnach z Ludwikiem XIV, był poznaczony ponadprzeciętną liczbą płytszych i głębszych szram i zrostów, czających się pod dwutygodniowym włosiem jak zdradzieckie ławice w mętnej wodzie i stanowiących zagrożenie dla nawigującej po tym akwenie brzytwy. - Co mam przeczytać? - zapytał Daniel, sięgając po podaną mu gazetę. Spojrzenie Marlborougha (którego oczy były niezwykle duże i wyraziste) spoczęło na moment na dłoni Daniela. Ludzie zwykle nie zawracali sobie głowy oglądaniem danielowych rąk: miały komplet palców, były pozbawione wypalonych w Old Bailey piętn i - zazwyczaj - wszelkich ozdób. Tego dnia jednak Daniel na jednym z palców prawej ręki miał prostą złotą obrączkę. Nieprzyzwyczajony do noszenia biżuterii, nie mógł się nadziwić, jak mocno takie cacuszko przyciąga uwagę postronnych osób. - „Rozważania o władzy”, na stronie drugiej.
- Stosowny tytuł, jeżeli rzeczywiście mam taką władzę, jaką się mi przypisuje. Kto jest autorem? - To jest właśnie najciekawsze. Otóż niejaki Par... - On to napisał?! - Nie. On tylko znalazł w Clink pewnego Maura, okaz doprawdy niezwykły. Nie jest ów Maur, naturalnie, istotą rozumną, posiadł jednak niecodzienny dar wysławiania się w mowie i piśmie, zupełnie tak, jakby nią był. - Znam go - powiedział Daniel. Udało mu się w końcu zogniskować spojrzenie na wybitym pod tytułem artykułu imieniu DAPPA. Zerknął na księcia, lecz natychmiast odwrócił wzrok, gdy przy uchu Marlborougha wezbrała kropla krwi, która chwilę później spłynęła mu po żuchwie na płótno pod brodą. Książę znowu szarpnął głową. - Ostrożnie, drogi panie! Nie przybyłem do Anglii po to, by umrzeć z powodu szczękościsku! Daniel powiódł wzrokiem po pięciu pozostałych gościach, którzy zaszczycili go wymuszonymi uśmiechami, jakimi nie obdarzano go od czasu, gdy był umiarkowanie ważną personą na dworze Jakuba II. Marlborough znowu był łysy. Dwóch służących krążyło wokół niego z gałgankami w ręku, od czasu do czasu doskakując, aby zatamować krew. Książę przejrzał się w lusterku i skrzywił. - Coś podobnego! Pytam się: to golenie czy trepanacja?!
Pospiesznie odłożył zwierciadło, jakby życie spędzone wśród huku muszkietów i świstu ostrzy nie przygotowało go na tak okrutny widok. Na kolanach trzymał jeszcze mnóstwo listów i gazet, więcej niż doktor Waterhouse przeglądał w ciągu roku, toteż znalezienie pożądanej lektury zajmowało mu dłuższą chwilę. Daniel obserwował go z zaciekawieniem. Za młodu John Churchill był najpiękniejszym mężczyzną w Anglii, a może nawet całym świecie chrześcijańskim, i jego anielska uroda przetrwała do chwili obecnej, choć liczył sobie już sześćdziesiąt pięć wiosen. Był stary i łysy, skórę miał bladą i sflaczałą (a teraz w dodatku także zakrwawioną), ale zachował szlachetną powierzchowność, czego z pewnością nie dałoby się powiedzieć o ogóle arystokracji; oczy miał nadal duże i piękne, nieskażone obwisłą skórą i zwichrowanymi brwiami, które podstarzałym Anglikom często nadawały przerażający wygląd. - Mam! - zakrzyknął triumfalnie i kilkakrotnie trzepnął złożonym listem o kolano, jakby bez tego litery na papierze nie potrafiły się ułożyć w pożądanej kolejności. - List od jednego z regentów! - Lord Ravenscar również znalazł się na liście Bothmara? - spytał Daniel, z daleka rozpoznając pieczęć i charakter pisma. - Naturalnie. Jest głównym kandydatem do objęcia stanowiska Lorda Skarbnika. Któż bowiem lepiej od niego zna się na funkcjonowaniu banków, mennicy, Skarbu i Giełdy? - Książę przebiegł wzrokiem list od Rogera. - Nie będę czytał całości -
zapewnił zgromadzonych. - Powitanie, gratulacje... Zaprasza mnie i panią Churchill na soiree, które odbędzie się w jego rezydencji pierwszego września. - Przeniósł zdumione spojrzenie na Daniela. - Mości panie, czy nie uważasz, że to trochę niestosowne, urządzać przyjęcie tak szybko po śmierci królowej? - Pierwszego września skończy się miesięczna żałoba - odparł wymijająco Daniel. - Nie mam ponadto wątpliwości, że soiree u lorda Ravenscara będzie przyjęciem taktownym, stosownie dyskretnym... - Obiecuje mi tutaj erupcję swojego wulkanu! Te słowa wywołały chichoty u milczącej dotychczas piątki pozostałych gości. - Opłakując królową, nie powinniśmy zaniedbać powitania nowego króla, mój panie. - Skoro tak stawia pan sprawę, doktorze... Chyba się wybierzemy. Muszę przyznać, że jeszcze nie widziałem tego słynnego wulkanu. - Powiadają, że wart jest wizyty u Ravenscara. - W to nie wątpię. Zaraz poślę odpowiedź do świątyni Wulkana. Gdybyś jednak, mój panie, spotkał markiza Ravenscar, na przykład na zebraniu tej waszej Rady Regentów, koniecznie wspomnij mu, że się do niego wybieram. - Uczynię to z przyjemnością. - Doskonale! Mogę już wstać, czy też konieczna będzie kauteryzacja krwawiących ran?
Kiedy książęca głowa została ogolona, Daniel przestał być potrzebny i Marlborough skoncentrował się na pozostałych gościach, odpowiedzialnych za podanie mu koszuli, peruki, szabli et caetera. Każdy z tych etapów levee był pretekstem do czczych pogaduszek, które nie tylko nie interesowały Daniela, ale były dlań wręcz niezrozumiałe, dotyczyły bowiem ludzi, których nie znał lub których tożsamości mógł się co najwyżej domyślać, gdy książę nazywał ich po imieniu lub w jakiś inny, jeszcze mniej oczywisty sposób. Miał jednak dość oleju w głowie, by zdawać sobie sprawę, że nietaktem byłoby wymknąć się przed zakończeniem ceremonii. Mając na uwadze jego szacowny wiek, służący podsunął mu krzesło. Daniel usiadł. Czas płynął. Wzrok Daniela padł na gazetę. ROZWAŻANIA O WŁADZY Dappa Wolne Clink jednoczy się z całą WIELKĄ BRYTANIĄ w bólu po stracie naszej umiłowanej królowej. Tutejsi osadzeni zamienili jasne, wesołe letnie okowy na ciężkie kajdany żałobne i przebrali się z szarych łachmanów w czarne. Przez całą noc nie dają mi spać dobiegające z niżej położonych lochów lamenty i jęki, dowodzące, że narodowa tragedia dotknęła boleśnie mieszkańców Clink w nie mniejszym stopniu niż łaskawego hrabiego B. Zaledwie przed tygodniem człowiek ten znajdował się na samym szczycie olbrzymiego stosu trupów, jakim jest polityka; wielu uważało
go za najbardziej wpływową postać w państwie. Jednakowoż od śmierci królowej nie słyszano o nim, a i on sam nie daje znaku życia. Co zatem stało się z hrabią B.? Jest to pytanie o tyle retoryczne, że nikogo nie interesuje, co się stało z B. Zadając je, ludzie pytają w istocie „ Co się stało z jego władzą? Gdzie się podziała jego potęga?”. Tydzień temu wszyscy twierdzili, że B. posiadł wielkie jej zasoby, dzisiaj są zgodni, że stracił wszystko. Gdzie zniknęła? Wielu chciałoby to wiedzieć, gdyż więcej ludzi pożąda władzy niźli złota. Herr Leibniz utrzymuje, że wszelkie ciała mają dwie własności: vis viva, oraz tak zwaną quantite d'avancement. Obie zostają zachowane podczas zderzeń i transformacji układu. Pierwsza równa jest iloczynowi masy i kwadratu prędkości, druga zaś po prostu iloczynowi masy i prędkości. U zarania dziejów wszechświat został obdarowany pewną ilością jednej i drugiej, która to ilość nie rośnie i nie maleje z biegiem czasu, a jej cząstki są wymieniane pomiędzy zapełniającymi wszechświat ciałami jak srebrne pensy przechodzące na targu z rąk do rąk. Co prowadzi do pytania: czy ta władza, ta potęga, zachowuje się podobnie jak vis viva quantite d'avancement, czyli: czy jej zasób we wszechświecie jest stały? Czy raczej przypomina udziały w jakiejś kompanii, które jednego dnia osiągają zawrotne ceny, by dzień później stracić wszelką wartość? Gdyby miała przypominać udziały, należy skonkludować, że jej przeogromna ilość, jaką jeszcze niedawno dysponował B., rozpłynęła się jak cień w promieniach słońca. Bez względu bowiem na to, jak
wielkie fortuny przepadają podczas krachu giełdowego, nie widać, by później gdzieś wypływały. Jeżeli jednak ilość potęgi jest stała, to władza B. nie mogła przepaść bez śladu. Gdzie jest? Niektórzy twierdzą, że to lord R. przechwycił ją i ukrył pod kamieniem w obawie przed lordem M., który mógłby przybyć zza morza i ją zagarnąć. Znajomi, których mam pośród wigów, utrzymują, że wszelka władza stracona przez torysa zostaje automatycznie i niezawodnie podzielona między wszystkich ludzi. Jednakże jakkolwiek długo i żmudnie nie przeczesywałbym lochów Clink w poszukiwaniu zaginionej potęgi B., nie znajduję ani krztyny, co unieważnia twierdzenie mych przyjaciół, albowiem w mrocznych salons Clink ludzi nie brakuje. Chciałbym zatem przedstawić nową Teorię Potęgi, zainspirowaną wywodami pana Newcomena, hrabiego Lostwithiel i doktora Waterhouse’a na temat Maszyny Dźwigającej Wodę za Pomocą Ognia. Tak jak młyn miele ziarno na mąkę, krosno tka płótno, a huta wytwarza stal, tak i owa Maszyna ma - jak się nas zapewnia - wytwarzać potęgę. Jeżeli jej chwalcy mówią prawdę (ja zaś nie mam żadnych powodów, aby wątpić w ich uczciwość), dowodzi to, że potęga nie jest wielkością stałą, niezmienną we wszechświecie, takich bowiem wielkości nie można wyprodukować. Stąd wniosek, że zasoby potęgi stale rosną, a tempo tego wzrostu jest coraz szybsze, w miarę jak przybywa wyżej wzmiankowanych Maszyn. Człowiek gromadzący potęgę dla siebie przypomina więc skąpca siedzącego na stosie monet w kraju, którego waluta ulega systematycznej dewaluacji wskutek produkcji większej ilości pieniądza
niż rynek jest w stanie wchłonąć. Tak oto początkowo wielka fortuna zmienia się pomału w hałdę żużlu i traci wartość, zanim właściciel zdecyduje się ją wreszcie sprzedać na targu. Tak też rzecz się ma z lordem B. i jego bezcennym zasobem potęgi. To zaś, co dotyczy lorda B., jest tym słuszniejsze w odniesieniu do jego służalców, zwłaszcza tych najpośledniejszej konduity, a do takich należy pan CHARLES WHITE. Łotr ów twierdzi, że jestem jego własnością; wyobraża sobie, że posiadłszy człowieka, można posiąść władzę. Tymczasem pomysł, że do niego należę, nic mu nie dał, ja zaś, który miałem się okazać z władzy i potęgi wszelkiej wyzuty, piszę oto do publikowanej na Grub Street gazety, którą Ty, Szanowny Czytelniku, właśnie przeglądasz. W miarę jak Marlborough był coraz kompletniej ubrany i coraz pełniej wyekwipowany, odprawiał kolejnych dworzan, co czynili, gnąc się w ukłonach i niemal roniąc łzy z wdzięczności za zaproszenie. Zanim wybiło południe, Daniel został sam z księciem, który w upudrowanej, śnieżnobiałej peruce i dyskretnym, lecz zarazem szokująco modnym stroju, uzupełnionym szpadą, wydał mu się nagle godny najwyższego podziwu. Wyszli się przejść po przylegającym do sypialni ogrodzie różanym, co zaowocowało zgłębieniem tematu róż w stopniu, na jaki Daniel zupełnie nie był przygotowany. Nie dlatego, że ich nie lubił, uchowaj Boże, ale rozmawianie o różach było według niego nieporozumieniem. - Przyjąłem łaskawie zaproszenie Ravenscara - powiedział w końcu książę. - Co więcej, uczyniłem to w obecności tamtej piątki,
wybranej spośród najgorszych londyńskich plotkarzy. Podejrzewam wręcz, że Roger już o wszystkim wie. Przyjęcie zaproszenia uzależniam jednak od pewnego proviso, o którym przy nich nie wspomniałem. Nie zamieszczę go również w uprzejmym liście, który zaraz wyślę do świątyni Wulkana. Zdradzę je tobie, mój panie, ufając, że ty przekażesz je markizowi Ravenscar. - Jestem gotowy, mój panie - odparł Daniel, starając się ukryć przebijające z jego głosu znużenie. Znowu to samo. - Pozwól, łaskawy panie, że przypomnę ci porozumienie, które przypieczętowaliśmy uściskiem dłoni w noc wspaniałej rewolucji, stojąc na grobli przed Tower. - Doskonale je pamiętam, mój panie, ale przypomnienie go z pewnością nie zaszkodzi. - Obiecałem, że zostanę pańskim przyjacielem, jeśli pomoże mi pan zrozumieć, albo przynajmniej śledzić, poczynania alchemików. - W rzeczy samej. - Pochlebiam sobie myślą, że przez dwadzieścia pięć lat, jakie minęły od tamtej chwili, nieraz ci się przysłużyłem - powiedział John Churchill. W tej chwili nie rozmawiali bowiem jak książę z regentem, lecz jak John z Danielem. - Właściwie... Przyznam, że zdziwiłem się, słysząc, że moje nazwisko trafiło na listę Bothmara. - Wielokrotnie miałem okazję, podczas wojny i po jej zakończeniu, pochwalić niektórych Anglików przed księciem
elektorem. Z pewnością nie zaszkodził ci też szacunek, jakim cię darzy księżniczka Karolina. - Twoje starania przynoszą zaszczyt synowi Drake'a. - Posłuchaj, Danielu. Od czasu zawarcia naszej umowy wiele się zmieniło... Juncto Rogera Comstocka odmieniło kształt państwa. To Comstock oddał mennicę w ręce czołowego światowego alchemika; ten alchemik po dziś dzień nią włada i ma się doskonale, niektórzy twierdzą wręcz, że jak nikt inny przykłada się do swojej roboty. Doszły mnie jednak niepokojące słuchy na temat Pyxis, a także tak niesłychanych i zgoła nieziemskich spraw jak próba odzyskania złota Salomona, zdobycia rtęci filozoficznej, oraz innych zalatujących okultyzmem praktyk, dla których nie ma miejsca w osiemnastym wieku. Teraz, kiedy po śmierci Anny (niech Bóg ma w opiece jej duszę) Jerzy ma objąć tron, na moich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność: muszę pomóc naszemu nowemu królowi... Co ja mówię, królowi. Nowej dynastii! Muszę pomóc im zrozumieć, co naprawdę dzieje się w tym kraju. Zamierzam dopilnować, by na czele mennicy stanął człowiek kompetentny i w pełni władz umysłowych, bo potrzebujemy zdrowego, mocnego pieniądza. Czy można zaufać Newtonowi, że poprowadzi mennicę jak należy, Danielu? Czy będzie w niej bił metalowe krążki, jak pan Bóg przykazał, czy raczej wykorzysta ją jako laboratorium do prowadzenia milenarystycznych eksperymentów? Powiedz mi, czy on jest czarownikiem? A jeśli tak, to czy dobrym?
Świątynia Wulkana Godzinę później - Co mu powiedziałeś? - spytał Roger, raczej z fascynacją niż ze zgrozą. Spacerowali z Danielem po należącym do Rogera ogrodzie różanym, który był dziesięć razy większy niż ten należący do księcia, nie mógł natomiast pochwalić się równie efektowną lokalizacją: tylko u Marlborougha ogrodnicy, przeskoczywszy przez płot, mogli pożyczyć szpadel od samego króla Anglii. - Obawiam się, że udzieliłem zbyt wymijającej odpowiedzi jak na gust księcia - odparł po chwili zastanowienia Daniel. - Zapewniłem go, że czegokolwiek Newton się tknie, robi to doskonale, a zatem, jeżeli naprawdę jest czarownikiem, to i w tym fachu musi być mistrzem. - Na miły Bóg! - wykrzyknął Roger. - Raczej nie poprawiłeś mu nastroju. - Tego nie wiem. Za to chyba udało mi się go przekonać, że Isaac nie jest szaleńcem. Niezły początek. - Ale tylko początek. Hmm... - W naszej konwersacji nie chodziło o to, by Isaaca potępić lub rozgrzeszyć. Miała być dla ciebie ostrzeżeniem. - Jestem gotowy. - Marlborough przyjął twoje zaproszenie. - Wiem o tym, i to od ładnych paru godzin.