mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony400 789
  • Obserwuję297
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań304 837

Troisi Licia - Kroniki Swiata Wynurzoneg - Talizman mocy

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.9 MB
Rozszerzenie:pdf

Troisi Licia - Kroniki Swiata Wynurzoneg - Talizman mocy.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 215 stron)

LICIA TROISI

KRONIKI ŚWIATA WYNURZONEGO Tom IIITALIZMAN MOCY Spis treści WOLNE KRAINY 1.Początek długiej podróży......................................................... 17 2.Aelon, czyli o niedoskonałości................................................ 23 3.Decyzja Sennara....................................................................... 32 4.Sennar w Krainie Morza.......................................................... 42 5.Sarephen, czyli o nienawiści ludzi .......................................... 58 6.Lód .......................................................................................... 72 7.Glael, czyli o samotności ........................................................ 80 8.Obsesja Ida.............................................................................. 91 9.Pożegnanie............................................................................... 100 WŚRÓD NIEPRZYJACIÓŁ 10.Złe przeczucia.......................................................................... 109 11.Podróż Lajosa........................................................................... 114 12.Na pustyni................................................................................ 121 13.Thoolan, czyli o zapomnieniu.................................................. 126 14.Toast zdrajcy............................................................................ 141 15.Lajos i Vraśta........................................................................... 155 16.Niewypowiedziana zgroza ...................................................... 166 17.Ido w Akademii........................................................................ 172 18.Zbłąkany ................................................................................. 191 19.Goriar, czyli o winie ................................................................204 20.Powód, aby kontynuować........................................................ 220 KU GŁĘBI 21.Wojownicy Ida......................................................................... 235 22.Pojedynki................................................................................. 241 23.W wodzie i w ciemności...........................................................250 24.Oko ..........................................................................................261 25.Kto nigdy nie przestał walczyć ................................................269 26.Cenna i nieoczekiwana nauka .................................................282 27.Flaren, czyli o przeznaczeniu ..................................................292 28.Pustkowia.................................................................................300 29.Krzyk wściekłości.................................................................... 311

30.Powrót......................................................................................321 31.Pieśń martwego miasta ............................................................333 32.Tarephen, czyli o walce ...........................................................339 33.Prawda.....................................................................................350 OSTATNIA BITWA 34.Mawas, czyli o poświęceniu.....................................................363 35.Tyran........................................................................................ 374 36.Przed bitwą.............................................................................. 379 37.Krzyk ostatniej bitwy...............................................................389 38.Świt wyzwolenia......................................................................400 39.Wojna Ida i Deinofora .............................................................408 40.Wojna Nihal i Astera................................................................ 417 Epilog ..........................................................................................440 Słowniczek postaci i miejsc.......................................................... 451 Podziękowania..............................................................................456 Na imię mi Sennar, jestem czarodziejem. Nihal i ja poznaliśmy się pięć lat temu na tarasie wSalazarze, jednym zmiast-wieżKrainy Wiatru, w dniu, kiedy wygrałem od niej wpojedynku sztylet. Ona miała trzynaście lat, a ja piętnaście. Od tego czasu wiele się wydarzyło. Tyran, który już panował nad czterema zośmiu Krain Świata Wynurzonego, zaatakował i podbił Salazar, a ojciec Nihal, Lwon, został zabity. Zarazpotem Nihal odkryła, że jest ostatnią zPół-Elfów, ludu wymordowanego wiele lat wcześniej przezTyrana. Postanowiwszy zostać wojownikiem, zzamiarem pomszczenia śmierci ojca orazrzezi, która unicestwiła Pół-Elfy, zdołała przejść zwycięsko przez próby, jakie wyznaczył dla niej Najwyższy Generał Rat/en, i została przyjęta do Akademii. Tam poznała Lajosa, swojego jedynego przyjaciela podczas tych samotnych miesięcy. W czasie pró- by pierwszej bitwy poległ Fen, Jeździec Smoka, wktórym była zakochana. Był towarzyszem Soany, czarodziejki, która wprowadziła ją wświat praktyk magicznych. W okresie szkolenia Nihal powierzono gnomowi Idowi, a także wreszcie poznała swojego smoka — Oarfa. W tym czasie Rada Czarodziejów, do której należę, powierzyła mi pewną ważną misję. I tak, mniej więcej rok temu, wyruszyłem wdrogę, aby dotrzeć do Świata Zanurzonego, kontynentu, o któ- rego istnieniu opowiadano wiełe bajek, ale którego dokładnego po- łożenia nikt nie znał. Celem mojej wyprawy było zwrócenie się do mieszkańcówowego świata zprośbą o pomoc militarną i wsparcie nas wwojnie zTyranem. Nie była to łatwa podróż. Wyruszyłem na pirackim okręcie Roola i jego córki Aires. Razem musieliśmy stawić czoła niekończącemu się sztormowi, a następnie szczękom potwora postawionego na straży królestwa otchłani. Ostatnią próbę przeszedłem sam. Wziąłem łódźi dotarłem do jedynego znanego wejścia do Świata Zanurzonego, olbrzymiego wiru, który pochłaniał wszyst-Sądziłem, że umieram. Moc wiru, drżąca i rozpryskująca się na tysiące drzazg łódka, wypełniająca mi płuca i dusząca mnie woda... Ocalałem i dobiłem do Świata Zanurzonego. Dzięki opiece pewnej miejscowej rodziny odzyskałem siły, po czym wyruszyłem na poszukiwanie hrabiego, jedynej osoby, która mogła wysłuchać moich próśb. Żalenia, jak nazywają ją jej mieszkańcy, jest miejscem niebez-piecznym dla tych, którzy tak jak ja pochodzą ze Świata Wynurzonego. Każdemu, kto zpowierzchni ośmieli się zejść wotchłanie, grozi kara śmierci. Zostałem pochwycony i wrzucony do celi, leczwłas'nie tam znalazłem nieoczekiwaną pomoc. Poznałem przepiękną dziewczynę, Ondine, najsłodsze i najsmutniejsze wspomnienie zmoich trzech miesięcy spędzonych wgłębinach morza. Ondine opiekowała się mną, kiedy byłem więźniem, a także pomogła mi, wstawiając się za mną u hrabiego Varena, kiedy jużwydawało się, że wszelkie nadzieje zgasły. Po odbyciu znim rozmowy, podczas której udało mi się go przekonać do mojej misji, zostałem dopuszczony przed obłicze króla Nereusza. Zabrałem ze sobą Ondine, ponieważjej potrzebowałem i ponieważwydawało mi się, że ją kocham. W Zalenii otrzymałem to, czego chciałem, ale za wysoką cenę. Kiedy wobecności całego ludu błagałem Nereusza, aby udzielił nam pomocy, wysłannik Tyrana podjął próbę zabicia króla i tym samym wojna

wkroczyła do świata dotychczas pokojowego. Po wypełnieniu mojego zadania poczułem, jakbym wrócił do rzeczywistości, i zrozumiałem, że moje uczucia do Ondine były oszustwem. Musiałem ją zostawić, zobietnicą, której mam nadzieję dotrzymać pewnego dnia. Podczas gdy ja byłem zajęty moją misją, wiełe wydarzyło się równieżna powierzchni ziemi. Nihal została Jeźdźcem Smoka i starła się z najsilniejszym wojownikiem nieprzyjaciół, gnomem Dolą — tym, który zniszczył Sałazar. Udało jej się go pokonać, ale musiała uciec się do zakazanego zaklęcia, a to wzmocniło legiony duchów, które ją osaczają. Najtrudniejsze wtym pojedynku było dla Nihal, jużzwyciężczyni, odkrycie, że Dola jest bratem Ida i że wprzeszłości jej nauczyciel walczył w oddziałach Tyrana, pomagając mu weksterminacji Pół- Elfów. Jednak Ida i Nihal łączy cos szczególnego, więź, która nie może zostać tak łatwo zerwana, udało im się więc przetrwać tę kolejną próbę. Nihal i ja znówsię spotkaliśmy. RównieżSoana wróciła zposzukiwania Reis, swojej dawnej nauczycielki. Przekazała Nihal, że czarodziejka chce ją widzieć. Reis to zła starucha. Z oczami pełnymi nienawiści zdradziła nam, że Nihal została pos'więcona bogu o dziwnym imieniu Shevraar i ona jedyna posiada kluczdo ocalenia świata przed Tyranem. Będzie musiała odnaleźć osiem kamieni, skrywanych po jednym wkażdej zOśmiu Krain, a kiedy jużje zgromadzi, ma umieścić je wpewnym talizmanie i użyć ich do przywołania potężnego zaklęcia, które pozbawi Świat Wynurzony magii. Odkryliśmy też, że to właśnie Reis zesłała na Nihal prześladujące ją koszmary, aby dziewczyna znalazła wsobie odwagę do wykonania tego zadania. Zabrałem Nihal stamtąd i przekonałem ją, aby nigdzie nie wyruszała, aby nie robiła nic ztego, czego żądała od niej Reis. Niestety, wypadki potoczyły się jak lawina. Tyran wymyślił nową broń. Udało mu się przywołać duchy umarłych i stanęliśmy na polu bitwy twarzą wtwarzznaszymi poległymi wcześniej towarzyszami, terazuodpornionymi na uderzenia mieczy. Soana i ja wymyśliliśmy zaklęcie, pozwalające stali zwyciężyć duchy poległych, to jednaka nie zapobiegło klęsce. W jednym dniu straciliśmy większą część Krainy Wody, a Nihal została ranna wpojedynku zwskjzeszonem Fenem. Sytuacja jest rozpaczliwa. Oddziały Zalenii są kruchą nadzieją. Wiem, dlaczego Nihal podniosła się podczas zebrania Rady, tamtego wieczoru, i część mnie rozumie, że postąpiła słusznie. Nie mo-głem jednak pozwolić, aby wyruszyła na terytorium nieprzyjaciela sama ze swoimi demonami. To dlatego podjąłem tę decyzję i rzuci- łem na szalę wszystko — dla niej.

WOLNE KRAINY W ten oto sposób bogowie, rozgniewani głupim i pełnym pyry chy zachowaniem mieszkańcówVemaru, postanowili o ich końcu. Przelali swoje złość na tę samą ziemię, którą niegdyś pobłogosławili, i nastąpił wielki wstrząs. Morze podniosło się, sięgając niebios, ziemia zapadła się w głębiny, zaś rzeki ognia wałczyły o Vemar oszalałymi strumieniami. Przeztrzy dni i trzy noce morze i ziemia mieszały się ze sobą, zaś ludzie modlili się do bogów, aby uśmierzyli swój gniew. Czwartego dnia Vemar został podniesiony ku niebu i odwrócony. Zastąpiła go obszerna zatoka, tworząca doskonale koło. Vemar, Pierwociny Bogów, jużnie istniał. Na jego miejscu znalazła się zatoka Lamar - GniewBogów. Na jej środku — wieże przypominające, że nikt nie jest tak wielki, aby wznieść się do bogów. Dawne historie, paragraf XXIV, z Biblioteki Królewskiej miasta Makrat

1. Początek długiej podróży Nihal zakryła się płaszczem po sam nos. W lesie było zimno jak na tę porę roku. Pinie szeleściły pod smagnięciami lodowatego wiatru, a ogień dogasał. Nihal, ostatnia z Pół-Elfów, o czym świadczyły jej granatowe włosy i spiczaste uszy, była osłabiona przez gorączkę i gnębiona głosami duchów zapełniających jej koszmary. Popatrzyła na medalion, który nosiła na szyi, talizman, który mógł skraść jej życie i zadecydować o ocaleniu Świata Wynurzonego. Osiem pustych wgłębień zdawało się wciągać ją mocą kryjących się w nich znaków zapytania. Jej towarzysze, Sennar i Lajos, oparci o pień drzewa, pogrążeni byli we śnie. Spał również Oarf, jej smok; pod swoimi plecami, wyciągniętymi na szmaragdowozielonych łuskach, Nihal czuła jego powolny i regularny oddech. Podróż rozpoczęła się sześć dni wcześniej, po ostatnim spotkaniu z Reis, czarodziejką. Leżąc przed ogniem, dziewczyna zamknęła oczy i skoncentrowała się na uspokajającym oddechu Oarfa, aby odgonić to wspomnienie. Wciąż jeszcze widziała te niemal białe oczy staruchy, jej zakrzywione palce, i wydawało jej się, że słyszy jej przepełniony nienawiścią głos. Wiatr był lodowaty, a mimo to Nihal się pociła. Znowu popatrzyła na talizman. Środkowy kamień połyskiwał w ciemności pośród czerwonawego migotania ognia, tak samo jak rozjaśniał cuchnące wnętrze chałupy czarodziejki. Słowa wypowiedziane przez Reis rozbrzmiały w jej głowie echem. „Talizman zdradzi pozycje sanktuariów tobie, Sheireen, i tylko tobie. Kiedy dotrzesz do miejsca, w którym strzeżony jest kamień, wyrecytujesz słowa wtajemniczonego: Rahhavni sełkar aleero, „Błagam o moc". Weźmiesz kamień, umieścisz go we wgłębieniu amuletu, które mu przynależy, a moc zstąpi na ciebie. Gdy już będziesz w Wielkiej Krainie, wezwiesz na zbiórkę, wypowiadając ich imiona, Osiem Duchów: Ael - Wodę; Glael -Światło; Sareph - Morze; Thoolan - Czas; Tareph — Ziemię; Goriar - Ciemność; Mawas — Powietrze; Flar - Ogień. Każdy z ośmiu kamieni aktywuje się i zostaną wezwane duchy. Aby je przywołać, talizman będzie wysysał z ciebie życie, będzie się nim żywił. Wyrwana tobie energia zgromadzi się w medalionie. Można będzie jej użyć, aby rzucić inny czar, ale w tym przypadku zostanie utracona, a ty umrzesz, albo będzie mogła zostać uwolniona poprzez rozbicie medalionu ostrzem z czarnego kryształu. Pamiętaj jednak, że talizman przeznaczony jest tobie. Gdy ktoś inny go na siebie włoży, amulet straci blask i moc oraz przechwyci energie witalne osoby, która się na to poważy". Nihal zadrżała. Schowała medalion z powrotem na piersi i otuliła się szczelniej płaszczem. Wyruszyli w pośpiechu - ich misja była nadzwyczaj pilna. To ona sama nalegała, aby rozpocząć podróż, zanim rana na ramieniu, zadana jej przez upiora, całkiem się zagoi. Nihal wolałaby, żeby Lajos, jej giermek, został w bazie, ale nie dało się wyperswadować mu decyzji o towarzyszeniu jej w tej wyprawie. Nawet Ido, jej nauczyciel, musiał to przyznać. - Prawdopodobnie byłoby lepiej, gdyby nie szedł - burknął gnom pomiędzy jednym pociągnięciem z fajki a drugim. - To nie jest wojownik i wojna nie jest dla niego. Ale Lajos nigdy nie zgodzi się zostać tu i na ciebie czekać. Nawet gdybyś wyjechała po kryjomu, wyruszyłby za tobą i dał się zabić. Jedyne rozwiązanie to wziąć go ze sobą. Giermek nie dał się prosić, z uśmiechem rozjaśniającym mu twarz okoloną jasnymi lokami natychmiast zebrał swoje rzeczy i z niecierpliwością oczekiwał na moment odjazdu. Za pierwszym razem, kiedy Nihal zadała pytanie talizmanowi, zrobiła to niechętnie. Dopóki nie wypróbowała jego mocy, mogła się łudzić, że jest tylko Nihal, Jeźdźcem Smoka. Sheireen, Poświęcona, to znienawidzone imię, którym nazywała ją Reis, było niczym innym, jak tylko cieniem koszmaru. Jednak kiedy tylko wzięła medalion w dłoń, jej umysł przeniknęła jakaś wizja. Niewyraźny obraz. Mgła. Bagno. Pośrodku niebieskawa, za-nikająca konstrukcja. Jedno słowo: „Aelon". Ikierunek: „Na północ, iść wzdłuż Wielkiej Rzeki, tam, gdzie rzuca się w morze". Potem nic więcej. A zatem to prawda. Była Poświęconą. Otoczona ponurymi sylwetkami drzew, Nihal nie mogła spać. Gorączka jej się podniosła, a ramię pulsowało. Rana musiała ulec zakażeniu. Nihal popatrzyła na czarodzieja i giermka, śpiących pogodnie.

Zatrzymała wzrok na rudej czuprynie czarodzieja wystającej znad płaszcza i po raz kolejny zadała sobie pytanie, czy w ogóle uda im się dojść do końca. Następnego ranka wyruszyli, kiedy słońce stało już wysoko, i skierowali się na północ. Zaczynał cicho padać śnieg, a wiatr potrząsał czubkami drzew i stawiał opór skrzydłom Oarfa. Przelatywali nad rozległymi połaciami pobielonych lasów i nad dopływami Saaru. Pomiędzy suchymi i szarymi gałęziami dostrzegali wioski ludzkie i drzewa, w których mieszkały nimfy. Nihal poczuła, że znajdują się blisko celu. - Jesteśmy na miejscu - powiedziała i kazała Oarfowi opuścić się niżej. Płynąca pod nimi Wielka Rzeka rozdzielała się na tysiące strumyków przesiąkających ziemię, a drzewa ustępowały pola podmokłym terenom. To musiało być owo bagno, które Nihal zobaczyła dzięki talizmanowi. Pofrunęli w tamtym kierunku, ale wkrótce widoczność ograniczyła gęsta mgła. Jedynie tu i tam można było dostrzec wyschnięte gałęzie jakiegoś drzewa. - Musimy zejść niżej, inaczej niczego nie wypatrzymy - zasu gerował Lajos. Kiedy tylko postawili nogę na ziemi, otuleni zmatowiałym przez mgłę światłem, ich nozdrza uderzył zapach stojącej wody. Dotarli do początku bagien. Usiedli na jakimś pniu, aby ocenić sytuację. -Nie można lecieć dalej na Oarfie, przynajmniej dopóki mgła się nie podniesie - powiedział Sennar. -Ale przecież nic wiemy, jak daleko jest to sanktuarium ani jak rozległe są te bagna - zaoponował Lajos. Nihal milczała. Na plecach czuła zimne dreszcze, a twarz paliła ją gorącem. Starała się skoncentrować, nie słuchając Lajosa i Sennara. Wreszcie podjęła decyzję. -Dalej musimy iść piechotą - oświadczyła. -Dobrze - odrzekł Lajos i zaczął się podnosić. -Ty nie idziesz - zatrzymała go Nihal. Lajos zamarł. -Dlaczego? -Chcę, abyś został z Oarfem - powiedziała. - Nie, ty chcesz się mnie pozbyć! - wykrzyknął giermek, aby zaraz potem zrobić minę pełną skruchy. Nihal popatrzyła na niego surowo. -Słusznie mówiłeś wcześniej, nie wiemy, jak długa droga nas czeka. Oarf jest zmęczony, musisz się nim zająć. -Tak, ale... -Żadnych „ale", już podjęłam decyzję. Sennar i ja wyruszymy jutro rano. Ty zostaniesz tutaj. Tego wieczoru Nihal nie mogła zasnąć. Gorączka wzrosła, a myśl, że wkrótce odwiedzi pierwsze sanktuarium, poruszała ją i przerażała jednocześnie. Będzie z nią Sennar, ale decyzja czarodzieja, aby towarzyszyć jej podczas tej podróży, ryzykując swoje miejsce w Radzie, była ciężarem, który dokładał się do i tak nie-lekkiego ładunku tej misji. Kiedy Nihal zakomunikowała Radzie Czarodziejówswoją decyzję, że podejmie się tej misji, Sennar podniósł się gwałtownie. — Proszę, abym mógł wyruszyć razem znią. Nihal odwróciła się do niego. — Sennarze! — To nie podlega dyskusji — odpowiedział wówczas Dagon. — To dzięki twoim czarom nasza porażka byłą mniejsza. Potrzebujemy cię tutaj. — Proszę o pozwolenie, abym mógł jej towarzyszyć — nalegał Sennar. — Magia może być jej pomocna.

Dagon długo na niego patrzył. — Najwyżej wyślę znią innego czarodzieja. Jesteś dla Rady zbyt cenny. — Nihal teżjest cenna dla armii. — Zostaniesztutaj, Sennarze. Temat uważam za zamknięty. W tej chwili Sennar uczynił gest niesłychany. Zerwał zszyi medalion świadczący o jego przynależności do Rady, symbol tego wszystkiego, wco wierzył i dla czego walczył. — Wobec tego opuszczę Radę. Po sali przebiegł szmer zdumienia. — Tak mało jest dla ciebie warta Rada? — spytał Sate, przedstawiciel Krainy Słońca. — Rada to moje życie, ale jest wiele sposobów, na jakie można służyć Światu Wynurzonemu. Towarzyszenie Jeźdźcowi Smoka Nihal wjej wyprawie to jeden znich. — Kto zajmie twoje miejsce? — spytała nimfa Theris. Soana podniosła się zfotela. — Dopóki Sennar nie wróci, oferuję się jako zastępczyni. Dagon przezdłuższy czas trwał wzamyśleniu. — No dobrze —powiedział wreszcie. — Zgadzam się na twój odjazd. Wiedzjednak, że kiedy wrócisz, Rada zastrzega sobie możliwość nieprzyjęcia cię ponownie wswoje szeregi. I Sennar się zgodził. Nihal wpatrywała się w płomienie rozjaśniające czerwonawymi błyskami lodowate nocne powietrze. Wydawało się, że mgła pochłonęła wszystko wokół niej.

2. Aelon, czyli o niedoskonałości Kiedy następnego poranka Nihal i Sennar zapuścili się na bagna, ogarnął ich lęk. Mgła była nadzwyczaj gęsta; musieli uważać, aby nie oddalać się od siebie, w przeciwnym razie ryzykowali, że już się nie odnajdą. Znalezienie się w tym miejscu było niczym wyjście z realnego świata. Zapach wywoływał mdłości, a teren był tak przesiąknięty wodą, że przy każdym kroku zapadali się po kostki. Ciszę przerywało jedynie rechotanie żab oraz chrapliwe okrzyki kruków. Nihal posuwała się naprzód z coraz większym trudem i zaczęła zostawać z tyłu. Sennar podszedł do niej i chwycił ją za rękę. -Co... -W ten sposób się nie zgubimy - odpowiedział czarodziej. - Gdybyśmy wiedzieli, gdzie znajduje się to miejsce, moglibyśmy dotrzeć do niego za pomocą magii. -Znasz tego typu czary? -Tak, ale można ich użyć tylko w przypadku krótkich podróży i aby dotrzeć na miejsce, którego lokalizację się zna. Nazywa się to Zaklęcie Latania, chociaż w rzeczywistości nie jest to latanie. -Wydaje się niezłe. Sennar uśmiechnął się. -Pewnego dnia cię go nauczę. Szybko stracili poczucie czasu. Wszystko dookoła nich było szare i jednolite. Mieli wrażenie, jak gdyby cały czas tylko kręcili się w kółko, każde drzewo było identyczne z pozostałymi, każdy kamień przypominał wszystkie inne. Nagle zapadła ciemność i zrobiła się noc. Znajdowali się pośrodku bagien, nie mając najmniejszego pojęcia, ile drogi jeszcze przed nimi. Nie mogli się tam zatrzymać, musieli znaleźć jakieś schronienie, jednak na tej nizinie było to trudne. Nihal nie wiedziała, gdzie jest Sennar, dopóki nie usłyszała, jak się zbliża. Świetlista kula zapłonęła na dłoni czarodzieja i rozjaśniła mu twarz; był strudzony, a blizna na policzku, ślad po cięciu, jakie Nihal ponad rok temu wymierzyła mu w przypływie złości, odznaczała się na bieli twarzy. Jednak w niebieskich oczach tliło się uspokajające światło. - Nie załamuj się, znajdziemy jakieś rozwiązanie — powiedział Sennar. — Nie możemy spać w błocie. Czarodziej ruszył w drogę, kierując się jasnością świetlistej kuli. Przez dłuższy czas błąkali się, po czym Sennar wskazał na jakiś kamień wystający z błota, na tyle duży, że można było za-improwizować na nim jakieś posłanie. Skulili się pod płaszczami w ciemności i obydwoje, zmęczeni, zapadli w sen. Następnego poranka Nihal była cała mokra od potu, a jej skronie parzyły. Rana ani myślała się zabliźniać. -To nic takiego, a poza tym już jesteśmy blisko - wzbraniała się Nihal. -Nie jesteś w stanie dalej iść, już za bardzo się zmęczyłaś. Możemy zawiadomić Lajosa i zatrzymać się w jakiejś wiosce. Wrócimy, kiedy wypoczniesz. Nihal potrząsnęła głową. - Nie będę spokojna, dopóki nie zdobędę pierwszego kamie nia. Potem pomyślimy o moim wyleczeniu - oświadczyła. Chcia ła się podnieść, ale poczuła, że drżą jej nogi. Sennar zmusił ją, aby usiadła. - Przynajmniej pozwól mi się ponieść na plecach. Nihal znowu pokręciła głową.

- Kiedy wreszcie przyznasz, że nie zawsze możesz radzić sobie sama? - wybuchnął Sennar. - Czy sądzisz, że miałbym śmiałość opuścić Radę, gdybym nie był pewien, że mnie potrze bujesz? Nihal poddała się i wdrapała na plecy czarodzieja. W ten sposób posuwali się naprzód przez cały poranek. Sennar szedł przed siebie pogrążony w błocie po kolana. Potem wreszcie mgła się rozrzedziła i coś zamajaczyło na horyzoncie. Początkowo Nihal sądziła, że to rosnąca gorączka wywołała halucynacje. Widziała wyłaniającą się z mgły jakąś konstrukcję, jak gdyby zawieszoną w próżni, dryfującą w powietrzu. Im bardziej się do niej zbliżali, tym bardziej dziewczyna czuła, że są blisko celu. - To musi być to - powiedziała. - Chyba jesteśmy na miejscu. Budowla nie wydawała się odległa, ale długo musieli iść, zanim do niej dotarli. Stopniowo zaczynali rozróżniać jej kształty. Był to czworoboczny budynek w kolorze krystalicznej wody, ozdobiony licznymi pinaklami. Dotarli do jego stóp i zatrzymali się. W centrum fasady otwierały się wrota zwieńczone ostrym łukiem; mury wyglądały jak olbrzymi koronkowy haft, a przez wszystkie otwory wpadało i wypadało światło. Tym jednak, co najbardziej zdumiewało, był materiał, z którego sanktuarium zostało wzniesione: woda. Woda podnosiła się z bagien, kreując mury, następnie wirowała i okręcała się wokół iglic, aby wreszcie opaść kaskadą i uformować bramę. To woda ze strumienia, zawieszona w powietrzu, tworzyła ten budynek. Nihal wyciągnęła rękę do konstrukcji, a jej palce zanurzyły się w ścianie, porwane prądem wody. Cofnęła dłoń i dotknęła nią twarzy: była mokra. - Ale cudo - wyszeptał Sennar. Dziewczyna podniosła oczy i zauważyła nad wrotami wdzięczne, ozdobne litery, tworzące napis: „Aelon". - Wchodzimy — powiedziała. Dobyła miecza i jako pierwsza przekroczyła próg. Sennar ostrożnie poszedł za nią. Podłoga również była z wody, a jednak utrzymywała ich ciężar. Wnętrze było kompletnie puste. Chociaż widziany z zewnątrz budynek wydawał się mały, kiedy było się w środku, sprawiał wrażenie całkiem odmienne. Był tu długi korytarz, zamieszkany tylko przez odgłos strumyka rozbrzmiewający echem pomiędzy ścianami. Wyglądało na to, że ciągnie się w nieskończoność, a jego koniec gubił się w ciemności. Nihal ogarnęło dziwne poczucie zagrożenia i ścisnęła w garści rękojeść miecza. Popatrzyła na medalion: środkowy kamień błyszczał ze swojego miejsca. W głębi korytarza, gdzie według wszelkiego prawdopodobieństwa znajdował się kamień, nie było nic widać. Nihal poszła naprzód, a Sennar za nią. Szli tak, aż w pewnym momencie dziewczyna nagle się zatrzymała. Sennar rozejrzał się dookoła. — Co się dzieje ? - spytał. Nihal nie odpowiedziała. Wydawało jej się, że usłyszała jakiś głos, a raczej wybuch śmiechu. Dłoń Sennara pojaśniała, gotowa do rzucenia zaklęcia. - Wydawało mi się... - Nihal znowu nadstawiła uszu, ale nie usłyszała nic poza płynącą wodą. - Ale to było tylko takie wra żenie. Ruszyli dalej. Plusk zaczął zanikać, aż w końcu stał się niesły-szalny. Nihal nie potrafiła powiedzieć, jak długą drogę przeszli wewnątrz sanktuarium. Zatrzymała się i opuściła miecz. W tej właśnie chwili tysiące twarzy wyłoniło się nagle ze ścian, wychylając się w kierunku jej i Sennara, a następnie przekształciło się w zwiewne ciała dziewcząt. Wyglądały jak nimfy, nie licząc złego błysku, jaki miały w oczach. Sennar i Nihal przywarli jedno do drugiego. Dziewczyna próbowała uderzyć te istoty mieczem, ale zrobione były z wody i ostrze zanurzało się w nich, nie wyrządzając im żadnej szkody. Potem niespodziewanie usłyszeli coś za swoimi plecami. Ni-hal odwróciła się z mieczem w dłoni i zobaczyła, że z wodnej posadzki podnosi się kobieta, również z wody. Najpierw twarz, z której dwoje lodowatych, niedobrych oczu wbiło się w dziewczynę, potem ramiona i piersi, a wreszcie dolna część ciała. Kobieta rosła nadal, aż stała się olbrzymia, górująca wzrostem nad Nihal i Sennarem. Była dostojna i bardzo piękna, a z jej doskonałych rysów emanowała przerażająca energia. Miecz w dłoniach Nihal zadrżał. Nagle w twarzy kobiety ukazało się rozdarcie i zarysował się na niej enigmatyczny uśmiech. Zaraz potem zniknął tak szybko, jak się pojawił.

- Kim jesteś? — spytała kobieta. Odpowiedź pojawiła się na wargach Nihal odruchowo. -Sheireen — odpowiedziała drżącym głosem. - Sheireen tor anakte ? Nihal była zdezorientowana. - Jestem Sheireen, nie przychodzę w złych intencjach - od rzekła. Kobieta zamilkła na chwilę. - Poświęcona komu? - powtórzyła, tym razem w języku zro zumiałym dla Nihal. - Jestem poświęcona Shevraarowi. Wydawało się, że kobieta się uspokaja. - Shevraar, bóg Ognia i Płomienia, z którego wszystko jest zro dzone, ale również bóg Ognistego Podmuchu, który wszystko gasi. Od Niego wszystko pochodzi, w Nim wszystko umiera. W kuź niach Jemu drogich wulkanów zostaje wykute na wojnę ostrze, które zabija, lecz światło Jego ognia daje życie i ciepło temu, kto Go kocha. Życie i śmierć tkwią w Nim, koniec i początek. Nihal słuchała, nie rozumiejąc. -A on? - spytała kobieta. - Kim jest nieczyste stworzenie, które ze sobą prowadzisz ? -Na imię mam Sennar - odpowiedział pewnym głosem chłopak. - Jestem czarodziejem z Rady. Kobieta zmierzyła go spojrzeniem, po czym dwie wypustki jej szaty wysunęły się ku niemu, owinęły się dookoła jego ramion i unieruchomiły go. - Nie powinieneś był tu przychodzić. Twoje nieczyste stopy nie są godne, aby dotykać posadzki mojej siedziby. Sennar próbował się wyrwać, ale chociaż przytrzymywała go tylko woda, nie udało mu się. - Puść go! To do mnie masz się zwracać, on tylko towarzyszy mi w mojej misji! - wrzasnęła Nihal. Kobieta przez jakiś czas milczała, a jej wzrok opadł na Nihal. Przyglądała jej się bacznie. - Wyczuwam w tobie coś mrocznego, coś, czego nie powinno być w Poświęconym. Nihal była świadoma, że nie jest czysta, i zdawała sobie sprawę, jak silna jest nienawiść, którą żywi wobec Tyrana. - Nie jestem doskonała i być może nawet nie jestem godna, aby trzymać w rękach twoją moc - powiedziała - jednak los chciał, że jestem jedyną osobą, która może zebrać razem wszyst kie kamienie. Nie proszę cię o to dla mnie. Proszę cię o to dla wszystkich tych, którzy zginęli, dla tych, którzy cierpią: to dla nich muszę to zrobić. To ich ostatnia nadzieja, a ja nie mogę im tego odmówić. Ufam, że ty również nie będziesz chciała tego uczynić. Nihal czuła, że badawcze spojrzenie tej istoty przenika jej duszę, i miała nadzieję, że nie dotarło ono do ciemności, jakie się tam kryły. Na wodnistych wargach kobiety pojawił się pojednawczy uśmiech. - Niech będzie, Sheireen, zrozumiałam, o co prosisz, i przej rzałam twoją duszę. Wiem, że dobrze się tym posłużysz. Kobieta przywołała do siebie macki swej płynnej szaty i Sennar znów był wolny; następnie podniosła dłoń do twarzy, wyszarpała z oczodołu jedno z oczu i podała je Nihal. Dziewczyna wzięła kamień. Był gładki, o bladoniebieskiej, błyszczącej barwie. Wydawał się zamykać w sobie wirujące prądy Saaru. - Sheireen, jesteś dopiero na początku podróży, będziesz mu siała jeszcze przebyć wiele mil i spotkasz po mnie wielu innych. Zważ, że nie wszyscy będą tacy jak ja, a niektórzy będą utrudniać ci wykonanie twojego zadania. W twoich rękach znajduje się teraz niezmierzona moc. Nie nadużywaj jej, bo sama odnajdę cię, aby cię zabić. Niech droga gładko rozwija się pod twoimi krokami, a twoje serce niech dotrze tam, do czego wzdycha - powiedziała kobieta. — Zrób to, co musisz — zakończyła. Nihal ścisnęła kamień w palcach i położyła go we wgłębieniu talizmanu.

- Rahhavni sektar aleero - wyszeptała. Tworzące sanktuarium wody zaczęły wirować. Ściany się rozproszyły, ornamenty znikły, a samą kobietę wessał wir. Już się wydawało, że cała ta woda opadnie na Nihal, lecz ostatecznie wpłynęła do kamienia. Dziewczyna zamknęła oczy, a kiedy je znowu otworzyła, wokół niej były jedynie bagna i mgła. Usłyszała za plecami westchnienie ulgi. Odwróciła się i zobaczyła uśmiechniętą twarz Sennara. - Koniec końców poszło łatwo - powiedział czarodziej. Nihal kiwnęła głową. - Chyba zrozumiała nasze zamiary. Teraz pozostaje nam tyl ko wyruszyć w dalszą drogę. Nagle siły ją opuściły. Upadła w błoto na kolana. -Co się dzieje? - spytał Sennar. -To nic... tylko zawrót głowy... Czarodziej natychmiast położył jej dłoń na czole. - Jesteś rozpalona. Pokaż ranę — rozkazał. Zanim Nihal zdołała się obronić, odsłonił jej opatrunek. W kilku miejscach rana się otworzyła i widać było ewidentne oznaki infekcji. Sennar starał się tego nie okazać, ale dziewczyna zrozumiała, że jest zaniepokojony. - Musimy wezwać Lajosa - powiedział czarodziej. Nihal nie była w stanie myśleć. Oczy ją piekły i czuła na całym ciele lodowate dreszcze wywołane przez gorączkę. - To nie ma sensu... Nie może przylecieć z Oarfem - zapro testowała. Sennar zarzucił na nią swój płaszcz, żeby się rozgrzała. - Ja wskażę mu drogę. Ty nie jesteś w stanie chodzić, a ja nie potrafię ci pomóc. Moje czary potrafią leczyć rany, ale nic nie mogą zdziałać w wypadku chorób, to jest teren kapłanów. Może zioła twojego giermka bardziej się przydadzą. -Ale ja... - Ty bądź spokojna i odpoczywaj. Zmusił ją, aby położyła się na pobliskim pniu, po czym zagwizdał i jeden z kruków sfrunął do niego z nieba. Czarodziej oderwał kawałek swojej tuniki i za pomocą magii skreślił na nim kilka słów do Lajosa. Owinął tkaninę z wiadomością dookoła nogi ptaka i wyszeptał mu coś do ucha. Kruk podniósł się do lotu. Czarodziej wrócił do Nihal, odsłonił zakażoną ranę i zaczął recytować formułę uzdrawiającą. Lajos dotarł do nich po paru godzinach. Sennar rozpalił magiczny ogień nad miejscem, gdzie czekali, więc chłopak znalazł ich bez trudu. Największym problemem było wejście na Oa-rfa. Smok nie mógł opuścić się na bagno, gdyż było ryzyko, że ugrzęźnie w nim na zawsze. Sennar musiał podnieść Nihal na taką wysokość, aby Lajos mógł ją chwycić, po czym sam wskoczył i z pomocą giermka wdrapał się na grzbiet smoka. Kiedy tylko Lajos zobaczył dziewczynę, zrobił zmartwioną minę. - Co się stało? Jak się czujesz? Nihal chciała mu odpowiedzieć, ale gorączka i dreszcze były zbyt silne. -Rana znowu się otworzyła i wdało się zakażenie - wyjaśnił Sennar. -Ico my teraz zrobimy? Nie mam ze sobą ziół i nie wiem, gdzie ich szukać, a poza tym jesteśmy tak daleko i jest zimno... Zanim Nihal zamknęła oczy, zdążyła jeszcze zobaczyć, jak Sennar chwyta Lajosa za wątłe ramiona. - Przede wszystkim uspokój się. Musimy znaleźć osłonięte miejsce, a jeszcze lepiej wioskę, a potem pomyślimy o reszcie. Na razie mogę zastosować moją magię, przynajmniej jeśli chodzi o ranę.

No już, ruszaj się! - usłyszała słowa czarodzieja. Potem dziewczyna zasnęła w gorączce, a smok rozłożył skrzydła i wzbił się w powietrze.

3. Decyzja Sennara Oarf leciał najszybciej, jak potrafił, więc wkrótce przebyli bagna i wrócili nad lasy. Śnieg znowu zaczął padać, a Sennar przytulał do siebie Nihal, żeby ochronić ją od wiatru. Nie było widać żadnych wiosek, spod skrzydeł smoka uciekały tylko gęste czubki drzew. Lecieli już długo, a wciąż nie wypatrzyli żadnego odpowiedniego dla nich miejsca. Nagle Lajos pokazał jakiś punkt na horyzoncie. — Sennar, co to jest, tam, na dole? Sennar popatrzył we wskazanym kierunku. W oddali można było dostrzec czarną, ledwie widoczną linię. Wkrótce jej zarysy stały się wyraźniejsze i rzeczywistość stanęła przed nimi z całym swoim okrucieństwem: to był front. —To niemożliwe... — wymruczał Lajos. —A jednak to prawda. Wyruszyliśmy przecież dwa tygodnie temu, a już wtedy sytuacja była rozpaczliwa, pamiętasz? -Ale nie mogli posunąć się aż tak daleko! - wykrzyknął Lajos. -Lecimy wysoko, nie są tak blisko, jak nam się wydaje. Ale tak czy inaczej, to tragedia. Sennar błyskawicznie dokonał kilku obliczeń: Tyran musiał podbić całą strefę południową i część zachodniej, poruszając się wzdłuż nurtu Saaru. Dokąd mogli się udać? Loos był daleko, a on nie znał innych wiosek. Pozostawał tylko las. - Sądzę, że najlepiej będzie skierować się na północny wschód, tam będziemy wystarczająco daleko - powiedział w końcu czaro dziej. -Jest w tamtej okolicy jakaś wioska? - spytał Lajos. -Nie. Zadowolimy się lasem. -Jest pewne miejsce... w lesie... - Głos Nihal był umęczony. -Co? - spytał Sennar. -W lesie jest ktoś, kto może nam pomóc. Powiem wam, gdzie lecieć, ale musimy dotrzeć tam nocą. Nihal z wysiłkiem wskazywała im drogę. Lecieli tak, aż zapadł wieczór i kolejna lodowata noc otuliła Krainę Wody. Dopiero wtedy opuścili się na polankę tak małą, że Oarf ledwo zdołał się na niej zmieścić. Pośrodku kręgu pokrytej śniegiem trawy stała tylko jakaś skała. -Nihal, tu nikogo nie ma... - odezwał się Sennar. -Poczekaj, a zobaczysz. Nie musieli długo czekać. Pod śnieżnym całunem, który ją przykrywał, skała powoli zaczęła nabierać życia i w księżycowej poświacie Sennar zobaczył wyłaniającego się z niej starca o poznaczonej zmarszczkami twarzy i z bardzo długą białą brodą. Starzec ze spokojem przyjrzał się uważnie każdemu z nich i uśmiechnął się na widok ich zdumienia. Potem jego żywy wzrok wbił się w błyszczące oczy Nihal. -Miałem rację, sądząc, że się jeszcze zobaczymy - powiedział. -Nic się nie zmieniłeś, Megistonie. - Nihal uśmiechnęła się. - Ja i moi przyjaciele potrzebujemy schronienia. -Moja pieczara jest dla mnie nawet za duża. Będzie mi miło was gościć. Poprowadził ich do swojej groty i Sennar od razu położył Pół-- Elfa na posłaniu starca. Nihal miała wysoką gorączkę i spała niespokojnie. Megiston zaczął się krzątać, zagrzał nad ogniem wodę i zgromadził słomę na nowe posłania. Gdziekolwiek się ruszył, podążało za nim złowrogie

pobrzękiwanie łańcuchów, które nosił na kostkach i na nadgarstkach. Sennar obserwował go ze zdumieniem, jakim cudem ta\ stara osoba może poruszać się ta\ zwinnie zpodobnym ciężarem? W końcu oderwał wzrok od ich gospodarza i chciał zrobić coś dla Nihal, lecz Lajos delikatnie go odsunął. - Sądzę, że to zadanie dla mnie - powiedział z uśmiechem. Giermek bacznym okiem przeanalizował stan Nihal. Wreszcie zwrócił się do Megistona i spytał go o pewne zioła, których Sennar nie znał. - Nie mam, ale wiem, gdzie rosną. Zaprowadzę cię tam, jeśli chcesz — odpowiedział starzec. Lajos zgodził się. Choć niechętnie, Sennar musiał przyznać, że giermek wydawał się panem sytuacji, o wiele bardziej niż on sam. -Zostaniesz z nią tutaj, prawda? — spytał Lajos. -Jasne — odburknął czarodziej. On i Nihal pozostali sami w ciszy groty. Sennar próbował pomóc jej swoimi czarami, ale na nic się to zdało. Nagle Nihal otworzyła oczy, spuchnięte i zaczerwienione. -Jak się czujesz? - spytał od razu Sennar. -Nie pozwól, abym stała się jedną z nich - wyszeptała. -Co ty mówisz? - spytał czarodziej, chociaż zrozumiał; on też nie mógł o tym nie myśleć. Gdyby Nihal umarła, trafiłaby w szeregi upiorów walczących dla Tyrana. -Już raczej rozprosz na zawsze moją duszę, niż gdybyś miał pozwolić mi stać się duchem. -Nie gadaj głupot! - wykrzyknął Sennar. -Twoje czary będą w stanie to zrobić, nie? Musisz znaleźć sposób, abym mogła umrzeć na zawsze... -Ty wcale nie umrzesz - powiedział Sennar, starając się przekonać przede wszystkim siebie samego. Ale Nihal już zapadła w sen. W tym momencie wrócili Lajos i Megiston objuczeni wszelkiego typu ziołami. Lajos wziął się do roboty. Z przyniesionych ziół zrobił papkę i posmarował nią ranne ramię Nihal. Kurował ją przez większą część nocy, aż czoło Pół-Elfa przestało parzyć i dziewczyna zapadła w spokojną drzemkę. Megiston położył dłoń na ramieniu Sennara. - Sądzę, że nadeszła pora, abyście ty i twój przyjaciel odpoczęli. - Następnie przygotował zupę z kasztanów i dał im trochę czarnego chleba. Popijając zupę, czarodziej nie mógł przestać obserwować ich gospodarza. Kiedy tylko przybyli, był zbyt zmęczony i zaniepokojony stanem Nihal, aby zastanawiać się, gdzie mógł słyszeć to imię, ale wkrótce to sobie przypomniał. Zaraz po powrocie Soany Nihal opowiedziała mu o Megistonie i o jej inicjacji do zakazanej magii, po którą sięgnęła, aby pokonać Dolę. Sennar przyjrzał się starcowi; nie sposób było w tym udręczonym łańcuchami i upływem lat ciele rozpoznać jednego z najbardziej okrutnych namiestników Tyrana. Zmęczenie zaskoczyło ich, kiedy tylko skończyli kolację i poło- żyli się na posłaniach przygotowanych dla nich przez Megistona. Sennar nie mógł jednak zasnąć, cały czas myślał o słowach wyszeptanych przez Nihal w malignie. Po co tu przyszedłem, skoro nie potrafię jej pomóc nawet wtak prostej sytuacji? Teraz Sennar musiał przyznać, że był dla Lajosa niesprawiedliwy. Sądził, że chłopak będzie dla nich ciężarem, natomiast przez całą podróż do bagien giermek nigdy nie narzekał, chociaż kilka razy wieczorem czarodziej przyłapał go na tym, jak masował sobie plecy po długich godzinach spędzonych na grzbiecie smoka. Do tej pory zawsze sceptycznie patrzył, jak chłopak grzebie w swoich ziołach, a jednak te kataplazmy o niesamowitych kolorach okazały się skuteczne w walce z gorączką Nihal. Sennar wytężył słuch, aby pochwycić oddech dziewczyny. Martwił się o nią. W jej fioletowych oczach wyczytał, że dla powodzenia misji jest gotowa poświęcić wszystko, i domyślał się, że w głębi jej duszy znowu otworzyła się rana, grożąca jej pociągnięciem na samo dno. Wydawało mu się, że Nihal nigdy jeszcze nie była tak od niego odległa.

Pomyślał o ostatnich słowach, jakie skierował do Ondine, na dnie morza, i przeklął samego siebie, bo nie udawało mu się dotrzymać tej obietnicy. Następny dzień upłynął powoli, a na las opadał śnieg. Kiedy się obudzili, Megistona już tam nie było - znowu był więźniem skały. Zostawił im kubki pełne ambrozji i trochę chleba. Po tym posiłku Sennar i Lajos zmienili się przy Nihal. Po południu, kiedy giermek zajmował się leczeniem Pół-Elfa, czarodziej zastanawiał się nad dalszym ciągiem misji. Kolejny kamień znajdował się w Krainie Morza, jego ojczyźnie. Co prawda nie mógł wykazać się jej porządną znajomością - w dzieciństwie bowiem widział tylko pola bitwy - ale przynajmniej będą się poruszać po Krainie, która nic była mu obca. Wieczorem Nihal nadal leżała pogrążona we śnie i wydawało się, że gorączka zelżała. Megiston wszedł do groty po zachodzie słońca, przynosząc im ser i chleb. Sennar rozpalił ogień i we trzech zasiedli do jedzenia. Czarodziej ugryzł kawałek sera i rzucił okiem na śpiącą spokojnie Nihal, po czym odwrócił się do Lajosa. — Twoje zioła odniosły sukces tam, gdzie moje czary zawio dły - przyznał. Kawałek chleba o mały włos nie wypadł Lajosowi z dłoni. Jego spojrzenie ożywiło się pełnym dumy światłem i Sennar nie mógł powstrzymać uśmiechu. Rankiem, trzeciego dnia pobytu u Megistona, Nihal otworzyła oczy. Obok niej siedział na wpół uśpiony Sennar. - Wreszcie się obudziliśmy — odezwał się czarodziej. Nihal z wysiłkiem podniosła głowę znad posłania. — Jak długo już tutaj jesteśmy? Musimy ruszać w drogę, nie ma... Sennar przerwał jej. - Jak się zdaje, Lajos nie pozwolił ci umrzeć. Nie chcesz chyba zmarnować jego wysiłków, co? Głowa Nihal opadła. -Jestem głodna - powiedziała. -Zaraz coś zjemy, kiedy tylko wróci Lajos. Wkrótce potem giermek pojawił się, przynosząc jakieś znalezione w lesie jagody i trochę orzechów. Zobaczywszy, że Nihal się obudziła, rzucił jej się na szyję, zapominając o ranie. Z ust Pół--Elfa wyrwał się jęk. - Och, przepraszam, przepraszam — powiedział niezgrabnie Lajos, odrywając się od niej z czerwonymi ze wstydu policz kami. Kiedy tego popołudnia Nihal została sama z Sennarem, zaczęła się niecierpliwić. Oświadczyła, że już czuje się dobrze, że stracili zbyt wiele czasu i że nadeszła pora, aby wybrać się w dalszą drogę. -Jest jeszcze za wcześnie, sama też o tym wiesz — próbował przekonywać ją czarodziej. — Jeżeli teraz wyruszysz w podróż, za kilka dni znowu ci się pogorszy. -Wojna nie czeka na moje wygody. Nie mogę pozwolić sobie na dalszą stratę czasu - odrzekła Nihal. -Wcale tego nie mówię. -To nieuniknione, jeżeli tutaj zostanę. -Ja pójdę za ciebie. Nihal zamilkła i popatrzyła na niego. -Nie możesz tego zrobić, wiesz o tym. Tylko ja mogę nosić talizman i dotykać tych kamieni. -Jestem czarodziejem. Nie mam już mojego medalionu, ale wciąż jestem członkiem Rady. -Nie rozumiem, jak... Sennar odwrócił się. Nie mógł na nią patrzeć, bał się, że wyczyta w jego oczach kłamstwo. -Znam setki zaklęć, które są w stanie zapieczętować olbrzymie moce, i z pewnością któreś z nich będzie w stanie odizolować talizman, przynajmniej na trochę, tak, abym mógł wziąć go ze sobą. -Ale strażnik...

-Kiedy zobaczy mnie z talizmanem, nie będzie zgłaszał żadnych obiekcji. -Nie wiesz, gdzie znajduje się sanktuarium... - zaprotestowała Nihal. -Ty mi je wskażesz. Sennar zamilkł. W jaskini zapadło milczenie pełne wątpliwości. - To niebezpieczne. Nie chcę. Sennar uklęknął obok Nihal i wziął jej ręce w dłonie. - Nie pozwolę ci odejść stąd, dopóki twoje ramię całkiem nie wydobrzeje. - Uśmiechnął się z wysiłkiem. — Zresztą czym bę dzie wejście do jakiegoś sanktuarium dla osoby, która zeszła do Świata Zanurzonego? Dziewczyna nie odwzajemniła uśmiechu. -To wygląda na szantaż... -Ja tylko próbuję ci pomóc. Nihal zamilkła i Sennar mocniej ścisnął jej dłonie. - Przysięgnij mi, że nie będziesz ryzykował bardziej niż to niezbędne; przysięgnij mi, że jeżeli zaklęcie nie zadziała, wrócisz do mnie - odrzekła w końcu. Sennar przełknął ślinę. - Przysięgam ci. - Następnie wstał. - No już, sprawdźmy ten amulet i zobaczmy, gdzie będę musiał iść - powiedział, zmusza jąc się do okazania wesołości. Nihal zawahała się przez chwilę, po czym wzięła medalion do ręki. Sennar zobaczył, jak dziewczyna zamyka oczy i koncentruje się. Kiedy przemówiła, jej głos był dziwny, jak gdyby dobiegał z otchłani. -W morzu, tam, gdzie skała obejmuje fale, a fale trawią skałę. Widzę tam wysokie rozpryski piany i wiatr, silny wiatr, wyjący w szczelinach. Wybrzeże. Dwa czarne cienie rysują się o kilka kroków. Dwie wieże. Nie, dwie wysokie figury, dwie iglice. - Nihal otworzyła oczy. -To wszystko? - spytał Sennar zawiedziony. -Tak, niczego innego nie widziałam. Sennar westchnął. -Nie potrafisz mi wskazać jakiegoś kierunku? Nihal znowu zamknęła oczy, ale Sennar przerwał jej, zobaczywszy, jak jej policzki czerwienieją z wysiłku. -Zostaw to, jeżeli jesteś zmęczona - powiedział. Nihal otworzyła oczy. -Musisz podążać za biegiem słońca, kiedy wstaje. -Na wschód... -To słowo, „iglice", wyryło się głęboko w moim umyśle. Sądzę, że to ważne - dodała Nihal. -Będę o tym pamiętał. - Sennar podniósł się. - Idę do lasu poszukać ziół — powiedział. Wyszedł z groty zdecydowanym krokiem, jak gdyby chciał oddalić się od kłamstwa, które powiedział Nihal, i ciężaru decyzji, jaką podjął. Sennar długo stał przed skałą w kłującym chłodzie zachodu słońca. Musiał porozmawiać z Megistonem w cztery oczy. Czekając, aż zapadnie noc, wracał myślą do amuletu. Skłamał Nihal: nie znał zaklęcia, które potrafiłoby go zapieczętować. Stopniowo skała ożywiła się. Megiston nie wydawał się zaskoczony widokiem Sennara. - Chcesz ze mną porozmawiać? - spytał tonem osoby, która zna odpowiedź. Sennar przytaknął, po czym jednym tchem powtórzył mu to, co powiedział Nihal.

Megiston wysłuchał go z uwagą. Kiedy Sennar skończył, zapadło milczenie. - Nie istnieją czary, ani zakazane, ani należące do Rady, które byłyby w stanie uwięzić taką moc - powiedział w końcu. Sennar opuścił wzrok. Powinien był przewidzieć, że nie będzie mógł skłamać temu starcowi. - Mogę jednak spowolnić efekty działania amuletu i jeżeli będę ciągle odnawiał formułę... - To bardzo ryzykowne — uciął krótko Megiston. Czarodziej zaczynał się denerwować. Nie były to słowa, które potrzebował usłyszeć. - Chcesz ją gościć, kiedy mnie nie będzie, czy nie? - Ty chcesz, żebym ją uspokoił, żebym ukrył twoje oszustwo i powiedział jej, że nie ma żadnego ryzyka. Patrzy wmoją duszę, przenika moje myśli... -Tak - przyznał Sennar. -Będę to robił, dopóki się da - powiedział Megiston. - Wiedz jednak, że tego nie popieram. -Obchodzi mnie tylko to, abyś to zrobił. Nie mam innego wyjścia. Megiston podniósł się. - Przynajmniej uważaj na siebie. Sennar wyruszył następnego dnia o świcie. Megiston zniknął, a ich troje zostało samych. Czarodziej miał już wszystko przygotowane. Wsunął swoje nieliczne rzeczy do chlebaka i rozłożył na ziemi serię paseczków wykonanych z długich, włóknistych liści w kolorze wyblakłej zieleni. Na każdym z nich była nakreślona na niebiesko jedna runa. Zaklęcie ograniczenia: najpotężniejsze, jakie znał. - Podaj mi amulet - powiedział do Nihal. Dziewczyna wyciągnęła rękę. W chwili, kiedy palce Senna-ra musnęły medalion, kamień z Krainy Wody zaczął ciemnieć, a czarodziej poczuł, że jego siły maleją. Ukrył talizman w dłoni i starał się nie okazać swojej słabości. Następnie odwrócił się i położył medalion na liściach. Kiedy tylko zwolnił uścisk, kamień powrócił do swojego naturalnego koloru. Sennar owinął amulet w liście i wyrecytował jakąś monotonną litanię. Następnie wziął go w dłonie i z uśmiechem pokazał Nihal. - Jak widzisz, teraz jest niegroźny. Nihal nie zmieniła wyrazu twarzy. - Przemyśl to jeszcze. Sądzę, że w ciągu dwóch dni będę w sta nie stanąć na nogi. Sennar zarzucił sobie chlebak na ramiona. - Kiedy zdobędę kamień, wezwę was i dam wam znać, gdzie jestem. Nie bój się, wszystko będzie dobrze - powiedział. - Uważaj na siebie - przykazał mu Lajos, kiedy się żegnali. Nihal wychyliła się z posłania i go objęła. Pocałowała go w po liczek i, zanim się odsunęła, wyszeptała mu do ucha: - Nie umieraj. Sennar odwrócił się i wyruszył w swoją drogę.

4. Samar v> Krainie Morza Po czterech dniach wędrowania w padającym śniegu Sennar wkroczyt do swojej Krainy i znalazł się w Morskim Lesie. Cierpki zapach morza przywołał mu w pamięci wspomnienia z dzieciństwa. W piątym dniu marszu zdał sobie sprawę, jak wielkie było kłamstwo, które powiedział Nihal. Wyciągając część zapasów, zobaczył, że z kieszeni wydobywa mu się dziwny dymek. Wsunął tam dłoń i wyjął talizman. Medalion zaczął nadżerać liście i było już widać część kamienia z Krainy Wody. Czarodziej poczuł, że amulet pochłania jego siły. Kamień znowu stał się mętny i złowrogi. Sennar nie tracił czasu. Rzucił medalion na ziemię i przygotował nowe liście. Owinął w nie talizman, po czym wyruszył w dalszą drogę. W ciągu półtora dnia dotarł do Lai, wioski, w której urodziła się jego matka. On sam nigdy tu nie był. Jego oczom ukazała się miejscowość przypominająca mu tę, w której spędził pierwsze lata swojego życia: niewielka i przytulna, przeniknięta kłującym zapachem soli morskiej. Wokoło nie widział żywej duszy, a okiennice w domach były pozamykane. Wioska leżała przy jednej z zachwycających osobliwości tej Krainy: Małym Morzu. Na wysokości jednej z dwóch wielkich zatok znajdujących się po obu stronach centralnego półwyspu, zatoki Barahar, wskutek ukształtowania linii wybrzeża wody wdzierały się w głąb lądu i rozlewały się szeroko, tworząc małe wewnętrzne morze. Wyglądało ono jak obszerne, słone i pachnące oceanem jezioro. Czarodziej dotarł tam po południu, pod szarym niebem odbijającym się w srebrzystych wodach Małego Morza. Zbierało się na burzę i podniósł się silny wiatr. Na tę noc Sennar znalazł schronienie w małej gospodzie, wy-suniętym nad morzem budynku z drewna i z kamienia. Miejsce to było ubogie i skromne, tylko kolista izba z kilkoma siermiężnymi ławami, ale piwo dawali dobre i tanie. Rozkoszując się nocnym widokiem na Małe Morze, ze śniegiem powoli opadającym na lustro wodne, Sennar zastanawiał się nad kierunkiem, który powinien obrać. Nihal mówiła o wschodzie, więc sanktuarium mogło znajdować się z drugiej strony półwyspu. Musiał jak najszybciej dotrzeć do wybrzeża, a najprościej było udać się do Baraharu, największego portu Krainy Morza. Kiedy już się tam znajdzie, będzie szedł wzdłuż brzegu z nadzieją, że się na nie natknie. Następnego dnia wstał skoro świt i spotkał gospodynię, rumiane kobiecisko o błyszczącej od potu skórze i piersiach wylewających się spod bluzki, zajęte polerowaniem szklanek z taką werwą, że Sennar zastanawiał się, jak to możliwe, że nie pękają. Natychmiast zapytał ją, czy zna miejsce określane jako „iglice". - Wydaje mi się, że słyszałam o czymś takim, o jakiejś skale - powiedziała zamyślona. -Gdzie? Kobieta pokręciła głową. - Nie mam pojęcia, przykro mi. Nie sądzę, żeby to było w tych okolicach. Sennar ruszył w dalszą drogę. Ostatnie domy Lai znikły za plecami czarodzieja, a przed nim rozciągnęła się rozległa, pokryta śniegiem nizina łącząca Małe Morze z wybrzeżem. Przez trzy noce Sennar spał pod gwiazdami. Rankiem czwartego dnia marszu zobaczył w oddali kontury miasta Barahar rysujące się na głębokim, granatowym tle morza. Musiał zboczyć z drogi, aby dostać się do mostu przebiegającego nad cieśniną, po czym wreszcie dotarł pod bramę Baraharu. Była imponująca, wyrzeźbiona w jednym olbrzymim bloku marmuru. Kiedy Sennar pod nią przeszedł, obdarty i wygłodniały, poczuł się mały i zagubiony, co jeszcze nigdy mu się nie przydarzyło. W Krainie Morza czarodziej znał tylko małe wioski, zawieszone między lądem a wodą, chłostane falami zimą i utrzymujące się z rybołówstwa podczas ciepłych pór roku. To miasto natomiast było wielkie i bezosobowe, a zapach oceanu tłumiły tysiące innych woni. Sennar rozpoznał typową architekturę domów, murowanych chatek ze słomianym dachem, stojących obok innych budynków wzniesionych z kamienia, ale reszta była mu całkiem obca: szerokie i uporządkowane ulice zamiast zwykłego labiryntu zaułków; obszerne kwadratowe skwery w miejscu małych kolistych placyków w wioskach. Ale przede wszystkim obcy byli mu ludzie, nie serdeczni i dobroduszni, lecz zimni i zaaferowani. Teraz, kiedy Sennar znajdował się już na wybrzeżu, nie wiedział, co ma robić. Sanktuarium mogło sobie nawet tam być, słynne iglice być może wznosiły się gdzieś w okolicach, ale skąd on mógł to wiedzieć ?

Przez większość poranka kręcił się po ulicach miasta, szukając kogoś, kto byłby w stanie wskazać mu właściwy kierunek, ale nikt nie potrafił mu pomóc. Tylko pewien stary kupiec powiedział mu, że słyszał o nich i że powinny znajdować się na wschód, może w Lome. Kiedy Sennar wszedł do ostatniej oberży, potrzebował coś zjeść, ale nie miał pieniędzy. Oberżysta, niski, łysiejący mężczyzna z wystającym brzuchem osoby często zaglądającej do kieliszka, ulitował się nad nim. - Jeśli wpadniesz później, zostawię dla ciebie jakieś resztki - obiecał. Sennar mu podziękował. — Nic ci jednak nie obiecuję - dodał zaraz mężczyzna. - To nietypowe dni, teraz, przy tych ciągłych ruchach żołnierzy. -Jak to? Czy był jakiś atak? -Nie, nic z tych rzeczy — odparł oberżysta. — Po prostu przybyli jacyś dziwni żołnierze, ich statki przybiły do portu wczoraj późnym wieczorem. Mówią, że przybywają ze Świata Zanurzonego, ale nikt nie rozumie, kim oni właściwie są. -Do portu, mówiliście? Jak mogę się tam dostać? - spytał Sennar jednym tchem. Mężczyzna popatrzył na niego podejrzliwie. - Kiedy stąd wyjdziesz, skręć w prawo, potem cały czas pro sto. .. - Jeszcze nie skończył mówić, a chłopaka już nie było. Przybyły oddziały, tak bardzo wyczekiwane oddziały. Kierując się szybkim krokiem w kierunku portu, Sennar wracał myślą do wszystkich osób, jakie poznał w Zalenii: hrabiego Varena, króla Nereusza... i Ondine. Chciał zobaczyć tych żołnierzy, przybywających im z pomocą, którzy dotarli aż tutaj również dzięki niemu. Poszedł za wskazówkami oberżysty i wkrótce zaczął dobiegać go plusk morza. Od razu zobaczył statki. Było ich około pięćdziesięciu: długie i majestatyczne, jasne i przejrzyście eleganckie, jak wszystko w Zalenii. Stały w porcie w szeregu, ze zwiniętymi żaglami. Żołnierze mieli bardzo lekkie zbroje, długie włócznie i cienkie miecze zwisające im u boku. Przypominali Sennarowi strażników, którzy tak źle potraktowali go w Zalenii, ale i tak ich widok wywołał w nim tęsknotę za Światem Zanurzonym. Podczas gdy czarodziej rozkoszował się widokiem zakotwiczonej floty, ktoś wypatrzył go z jednego ze statków, zszedł na ziemię i zbliżył się do niego. - Wiedziałem, że wcześniej czy później się spotkamy. Sennar odwrócił się gwałtownie, znał ten głos. Kiedy zobaczył obok siebie hrabiego Varena, poczuł się, jak gdyby odnalazł starego przyjaciela. Hrabia wciąż był imponującym i potężnym mężczyzną, nieliczne włosy zebrane miał w kucyk, jak to było w zwyczaju u jego ludu, ale jego śnieżnobiała skóra nabrała bur-sztynowej barwy; musieli już jakiś czas temu opuścić głębiny Zalenii. Sennar zapomniał o szacunku i objął go, w odpowiedzi otrzymując żywy uścisk. Hrabia zaprosił go do swojej kabiny na statku, pogrążonej w półcieniu przypominającym błękit królujący w Zalenii. Varen poruszał się swobodnie w tym nikłym świetle. Wyciągnął butelkę o fioletowawej zawartości. Rekin, powiedział sobie Sennar. Już rok tego nie pił. Hrabia postawił butelkę na stole, wziął dwa kieliszki i napełnił je trunkiem. - Wczoraj wieczorem przyniósł mi to jeden z moich żołnierzy. Powiedział, że to napój tej Krainy. Sennar uśmiechnął się. - To dobrze wam powiedział. Hrabia wychylił swój kieliszek jednym haustem. Sennar starał się go naśladować, ale kiedy alkohol zaatakował mu gardło, z wysiłkiem powstrzymał się od kaszlu. -Nie sądziłem, że tutaj, na górze, wszystko będzie takie jasne -odezwał się hrabia. — Nie wiem, czy uda mi się przyzwyczaić. -Nie bójcie się - uspokoił go Sennar, ponownie napełniając sobie kieliszek. - Ja w końcu przyzwyczaiłem się do niebieskiego światła waszej Krainy. To tylko kwestia czasu. Spoczęło na nim ojcowskie spojrzenie hrabiego.

- Nie wiedziałem, że Rada zbiera się w tej Krainie - powie dział Varen. Sennar westchnął. -Rzeczywiście, w tym roku miała zebrać się w Krainie Wody, ale jak z pewnością wiecie, dostała się ona prawie całkowicie w ręce nieprzyjaciela i Rada musiała uciekać. -Mówiono mi o oddziałach nieżywych - ciągnął ponuro Va-ren. - Wielu moich ludzi to niepokoi. - On też nalał sobie drugi kieliszek, po czym popatrzył na chłopaka. - Dlaczego nie jesteś z innymi członkami Rady? -Już nie jestem członkiem Rady. - Wyrzucili cię ? Sennar uśmiechnął się. - Nie, sam odszedłem. Varen wbił w niego pytające spojrzenie. Sennar nie patrzył mu w oczy i odwrócił się w kierunku światła przebijającego się przez drewniane belki pokrywające okienka. -Muszę wypełnić kolejną misję -wyjaśnił i wydawało mu się, że amulet w jego kieszeni stał się cięższy. — To dlatego musiałem chwilowo opuścić moje miejsce w Krainie Wiatru. -Chwilowo - powtórzył hrabia z ulgą. —A zatem po powrocie znowu będziesz członkiem Rady. - Tak — skłamał Sennar. - A wy, dlaczego tutaj jesteście? Hrabia uśmiechnął się. - Po twoim wyjeździe wróciłem do moich obowiązków w Sa-kanie i przez pewien czas wszystko szło spokojnie. Jednak czu łem w sobie coś... coś, czego nie potrafiłem zdefiniować... Nagle moje życie zaczęło wydawać mi się marne i puste. Nudziłem się. Patrzyłem w niebo, w kierunku powierzchni wody, i myślałem o tym, że tam, wśród chmur, których nigdy nie widziałem, jest ktoś, kto walczy. W końcu zrozumiałem, że życie i walka, których szukałem, znajdują się właśnie tam. Dlatego przekonałem Jego Wysokość, aby wyznaczył mnie na dowódcę oddziałów - zakoń czył. Sennar wpatrywał się w kieliszek i muskał jego brzeg palcem. Nie potrafił się powstrzymać. -A Ondine? - spytał. -Kiedy odszedłeś, zrobiłem to, o co mnie prosiłeś: przyłączyłem ją do mojej świty i zaprowadziłem do Sakany. -A... jak się miewała? - Była bardzo smutna. Sennar opuścił wzrok. - Zaproponowałem jej, aby wstąpiła do mnie na służbę w pa łacu. To było lepsze niż zajmowanie się więźniami. Początkowo odrzuciła tę propozycję, nie chciała zostawiać rodziców samych, ale w końcu ją przekonałem. Sennar w dalszym ciągu omiatał brzeg kieliszka palcem. W końcu wypił rekina jednym haustem. - Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego zostawiłeś ją w Zalenii - podjął hrabia. - Wiem, że nie była ci obojętna i że ona odwzajemniała twoje uczucia. Myśl o Ondine rozgrzała serce Sennara; chętnie znowu zobaczyłby jej dziecinną twarz, jej miękkie włosy, różowe wargi. Wiedział jednak, że w rezultacie zraniłby ją tylko jeszcze bardziej. - Poprosiła mnie, żebym zadał ci pewne pytanie, jeżeli cię zo baczę - dodał hrabia. Sennar podniósł oczy znad stołu. - Chciała, abym cię zapytał, czy dotrzymałeś obietnicy, i abym ci przekazał, że jeżeli tego nie zrobiłeś, wcześniej czy później znajdzie sposób, aby się zemścić. Czarodziej uśmiechnął się. - Szczerze mówiąc, tak naprawdę jej nie dotrzymałem, ale ta podróż to część tej obietnicy. Wy jednak, kiedy ją zobaczycie, po wiedzcie jej, że tak, że jej dotrzymałem. Ze teraz jestem szczęś liwy. Hrabia uśmiechnął się, po czym znów spoważniał. - Jesteś brudny i wygłodniały. Powiedz mi prawdę, Sennarze, co ci się przydarzyło? Jaka jest twoja misja? Czarodziej nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Hrabia był

mężczyzną godnym zaufania, ale misja Sennara była na tyle deli-katna, że nawet jemu nie mógł nic wyjawić. -Przykro mi, ale nie mogę wam tego powiedzieć; cel mojej podróży musi pozostać tajemnicą. -Nie pytam cię o to z ciekawości - wyjaśnił hrabia. — Martwię się o ciebie. Chciałbym ci pomóc, jeżeli mogę. -Tak, chyba możecie mi pomóc... -Powiedz mi tylko, w jaki sposób - ponaglił go Varen. -Muszę udać się w pewne miejsce położone na wybrzeżu. Do tej pory poruszałem się pieszo, przez Krainę Wody. Jakiś wierz-chowiec bardzo by mi się przydał. Hrabia oparł się o krzesło w zamyśleniu. - Jeszcze dzisiaj mam się spotkać z generałem oddziałów Kra iny Morza, Falerem. Jeżeli ze mną pójdziesz, poproszę go, aby jeżeli to możliwe, towarzyszył ci Jeździec Smoka. Zdumiony Sennar głośno odstawił kieliszek na stół. - Jeździec Smoka? Ależ Jeźdźcy są zajęci przy wojnie! No, w końcu... ja chciałem tylko konia... nie sądzę... Hrabia wychylił się ku niemu. - Jak ważna jest twoja misja dla celów wojennych? Bo dotyczy ona tej wojny, prawda? - Ma zasadnicze znaczenie - przyznał Sennar. Hrabia znów oparł się wygodnie. - A zatem eskortujący cię Jeździec nie będzie niczym nad zwyczajnym — powiedział. Następnie wychylił ostatni łyk re kina. Sennar posilił się i po południu poszedł z hrabią na spotkanie z Falerem. Generał przybył na swoim wspaniałym smoku, a kiedy czarodziej zobaczył, jak zwierzę opuszcza się na ziemię, wstrzymał oddech ze wzruszenia. Był to Niebieski Smok. Sennar nie widział ich od dzieciństwa. Wyraźnie mniejszy niż smoki wykorzystywane zazwyczaj przez Zakon, z wyglądu przypominał węża. Miał drobne, zwinne łapy i wielkie błoniaste skrzydła złożone wzdłuż boków. Długie, smukłe ciało było lśniące, jasnoniebieskie, a skrzydła - ciemnogranatowe. Ojciec Sennara był giermkiem Jeźdźca Niebieskiego Smoka, dlatego chłopak wyrósł wśród takich zwierząt. Teraz stał więc jak zaklęty i przyglądał mu się, zagubiony w odległych wspomnieniach. Falere był dość młodym generałem, blondynkiem o anonimowym wyglądzie, z piegowatą cerą. Długa blizna przecinała lewą część jego twarzy. Skłonił się im obu, ale na Sennara popatrzył podejrzliwie. - To członek Rady Czarodziejów, przedstawiciel Krainy Wia tru, Sennar - wyjaśnił pospiesznie hrabia. Sennar nie zdążył mu przerwać. Ten generał mógł już wiedzieć, że teraz odpowiedzialną za Krainę Wiatru jest Soana. Z niepokojem zauważył, że Falere zrobił zdumioną minę. - Ach, to wy, wybaczcie mi - odpowiedział jednak generał i znowu się przed nim skłonił. Najwyraźniej znał jego imię, ale nie dotarły do niego ostatnie wiadomości. Skierowali się do koszar w Baraharze, jednej z tych krępych i prostopadłościennych konstrukcji, jak wszystkie budynki Zakonu Jeźdźców Smoka. Weszli do obszernego, surowego pokoju rozjaśnianego światłem padającym z jednego tylko okna. Tam przedyskutowali strategie, postanowili, gdzie i ilu ludzi wysłać, i omówili wiele innych spraw. Sennar udzielił przydatnych informacji, ale starał się nie wdawać w szczegóły, a kiedy tylko nadarzył się odpowiedni moment, wyraził się jasno: -W Krainie Wiatru jest teraz osoba, która pełni moją funkcję. Ja jestem w podróży w... w... - Jak przyszło co do czego, nie przychodziło mu do głowy żadne dobre usprawiedliwienie. -Pełni misję na rzecz Rady - uratował go hrabia. -Rozumiem - stwierdził tylko Falere, po czym podjął dyskusję o ludziach i uzbrojeniu. Minęły następne dwie godziny, zanim hrabia znalazł sposobność, aby przedstawić swoją prośbę. - Mój przyjaciel z Rady nie dysponuje wierzchowcem. Sprawa jest najwyższej wagi, dlatego zastanawiałem się, czy można by poprosić was o Jeźdźca, aby mu towarzyszył.

Tym razem Falere nie pozostał niewzruszony i rzucił Vareno-wi skonsternowane spojrzenie. -Panie, nie wiem, jak sprawy mają się tam, u was, ale tutaj, na wojnie, sytuacja jest coraz gorsza, więc potrzebujemy wszystkich dyspozycyjnych ludzi. -Wystarczy choćby zwykły koń - wtrącił się Sennar, ale hrabia uciszył go gestem. -Jak już wam mówiłem, czarodziej pełni misję dla Rady. Dlatego sądziłem, że prośba ta jest uzasadniona. Sennar zaczynał czuć się nieswojo. Varen natomiast był spokojny i niedbale rzucał jedno kłamstwo za drugim. - A dlaczego nie ma on przy sobie jakiegoś pergaminu czy in nego upoważniającego go dokumentu? - Wszystko postanowiono w wielkim pośpiechu - powiedział hrabia. Sennar zapragnął znaleźć się gdzie indziej. Spoczęło na nim sceptyczne spojrzenie Faierego i czarodziejowi zdawało się, że jest w pułapce. Poza tym amulet znowu musiał zacząć przeżerać liście, bo czuł się coraz gorzej. - Istotnie... była to nagła decyzja. Smok nader by mi się przy dał, lecz jeżeli rzeczywiście nie jest to możliwe... - powiedział wobec tego, postanowiwszy podtrzymać wersję hrabiego. Twarz Faierego rozjaśniła się. -Niech będzie. Słyszałem o was wiele dobrego. Jeśli się nie mylę, to wy jesteście autorem tego sojuszu. -Zgadza się - potwierdził Sennar. Pokrywała go cienka warstewka potu i czul, że brakuje mu oddechu. Falere wziął pergamin i zaczął na nim pisać. - Jeździec Smoka Aymar będzie do waszej dyspozycji przez trzy dni, na dłużej nie mogę wam go przyznać. Jutro rano znaj dziecie go w porcie. - Następnie przekazał mu pergamin. Sennar zrozumiał, że musi natychmiast odnowić zaklęcie, ponieważ złe samopoczucie stawało się coraz wyraźniejsze; teraz czuł silny ucisk w piersi. - Dziękuję wam niezmiernie - powiedział, biorąc pergamin - teraz jednak mam do załatwienia pewną pilną sprawę. Wybacz cie - zakończył i zniknął w wielkim pośpiechu, ścigany osłupia łymi spojrzeniami hrabiego i Faierego. Wybiegł z sali i zatrzymał się w rogu jakiegoś zaułka, w półcieniu. Kiedy wyciągnął amulet, poczuł, że opuszczają go siły. Ostro kłuło go w piersi. Na szczęście miał ze sobą zapasowe liście. Dysząc, wyrył nowe runy i zapieczętował talizman. Kiedy tylko ostatni skrawek kamienia został zakryty, Sennar poczuł, jak jego płuca znowu napełniają się powietrzem, i odzyskał oddech. Kiedy podniósł oczy, zobaczył przed sobą hrabiego. Varen przyklęknął i spojrzał na niego zatroskany. - Jesteś blady jak prześcieradło... Nie powiesz mi, co się dzieje? -Nic - odpowiedział Sennar, uśmiechając się z wysiłkiem. - Nic. - Następnie spoważniał. — Jeżeli naprawdę jesteście moim przyjacielem, proszę was, nie wypytujcie dalej. Zapomnijcie o wszystkim, co widzieliście w tym zaułku, a kiedy odjadę, zapomnijcie nawet o tym, że mnie spotkaliście. -Musisz... -Proszę was o to — nalegał Sennar. -Jeżeli to dla powodzenia twojego przedsięwzięcia... -Tak jest - zakończył czarodziej. Oparł głowę o mur za sobą i popatrzył na hrabiego z wdzięcznością. Tej nocy Sennar spał w kabinie, którą Varen oddał mu do dyspozycji na swoim statku, a następnego dnia wyruszył bardzo wcześnie. Szybko pożegnał się z hrabią, nie mogąc wytrzymać jego zatroskanego spojrzenia. - Uważaj na siebie i nie ryzykuj więcej, niż to konieczne - po wiedział mu Varen. Sennar uśmiechnął się z wysiłkiem.

- Kiedy ta cała historia się skończy, spotkamy się i będziemy świętować. Na nabrzeżu portu zastał czekającego na niego Jeźdźca. Miał dość małego smoka, Smoka Niebieskiego, i sam wydawał się młody i niedoświadczony. Kiedy tylko zobaczył nadchodzącego Sen-nara, niezgrabnie się ukłonił. - Jeździec Smoka Aymar do waszych usług - przedstawił się. Już Falere wyglądał bardzo młodo, zaś Aymar był zaledwie chłopcem. Miał kręcone kasztanowe włosy opadające na ramiona i ciało nastolatka, które sprawiało wrażenie, że wyrosło zbyt szybko i bez zapowiedzi, czyniąc swego właściciela niezgrabnym. Dzieciak o wyglądzie chłopaka. Czarodziej obrzucił go podejrzliwym spojrzeniem. - A zatem mamy trzy dni, aby przemierzyć całe wybrzeże Krainy Morza - zaczął Sennar. Młody Jeździec wytrzeszczył oczy. - Dlatego będziemy musieli podróżować cały dzień i całą noc, bez postojów. - Ale... mój smok nie wytrzyma zbyt długiego lotu... - odparł Aymar. Sennar przerwał mu gestem dłoni. - Wiem o tym. Znam Niebieskie Smoki. Chodzi o to, że będę cię miał do dyspozycji tylko przez trzy dni, a czas jest dla tej mi sji decydujący. Proszę cię więc, abyś zrobił wszystko, co w twojej mocy. Chłopak przytaknął, niezbyt przekonany. Sennar już miał wchodzić na smoka, kiedy Aymar go zatrzymał. - Panie, mój smok nie przyjmie was na swój grzbiet, jeżeli ja go o to nie poproszę. Sennar uśmiechnął się. - Jestem czarodziejem, zobaczysz, że mnie przyjmie — odrzekł i rzeczywiście, kiedy dosiadł smoka jednym susem, ten nie okazał nawet najmniejszej oznaki zdenerwowania. Następnie odwrócił się do stojącego na ziemi i patrzącego na niego z niedowierza niem młodzieńca. - Im wcześniej wyruszymy, tym wcześniej do trzemy na miejsce - ponaglił go. Jeździec podszedł, by sam z kolei dosiąść smoka. Była to nadzwyczaj złożona czynność i Aymar osiągnął sukces dopiero za drugim razem. Kiedy już znalazł się na grzbiecie, wydawał się niepewny i trzymał plecy nienaturalnie prosto. Wątpliwości Sen-nara nasiliły się. -Czy wszystko w porządku? - zapytał. -Oczywiście - wyjąkał chłopak. Zdecydowanym ruchem po-ciągnął za lejce, ale jedynym rezultatem, jaki osiągnął, było znie-cierpliwione warknięcie smoka. Aymar znowu szarpnął cugle, a smok zaryczał rozwścieczony. -Nigdy mi się to nie zdarzyło... Po prostu jestem Jeźdźcem od niedawna... - próbował się usprawiedliwiać. Co ty powiesz? - Pozwolisz? - spytał Sennar. Aymar zaczerwienił się aż po nasadę włosów. - Oczywiście. Czarodziej pochylił się na szyi smoka i wyszeptał mu kilka słów do ucha. - Spróbuj teraz, ale delikatnie - powiedział w końcu chłopa kowi. Aymar pociągnął za lejce i tym razem wreszcie udało im się wystartować. - Trzeba mieć cierpliwość i silną rękę, ale też i szacunek — wy jaśnił Sennar. Aymar przyjął pouczenie z godnością. -Niezmiernie wam dziękuję — wyszeptał. -Ijeszcze coś... - dodał Sennar. - Spokojnie możesz mówić mi na ty. -Jak chcecie - odpowiedział Jeździec. Sennar dotrzymał słowa. Wymagał, aby posuwali się naprzód tak szybko, jak to jest możliwe, a kiedy słońce, umierając, opadło do morza i dzień

ustąpił nocy, uparł się, aby lecieli dalej. Była to wyczerpująca podróż, wyścig z czasem. Zatrzymali się dopiero późną nocą, kiedy znaleźli się już na terenie Pustyni Centralnej. Musieli obozować pod gwiazdami, a chłód był przenikliwy. Kiedy tylko Sennar upewnił się, że nikt go nie widzi, sprawdził amulet i odetchnął z ulgą. Liście były jeszcze nietknięte. Czarodziej obudził się, zanim słońce podniosło się nad ziemią, kiedy dopiero blado bieliło horyzont. Aymar spał obok niego z głową opartą o długą szyję smoka. Sennar potrząsnął nim, lecz to pierwsze wezwanie nie przyniosło efektu. Smok otworzył oczy, natomiast Jeździec leżał nieruchomo, z wyrazem błogiego snu wymalowanym na twarzy. I to ma być Jeździec? Osoba, która nie budzi się, kiedy dotyka ją obcy człowiek? Sennar ponowił próbę i tym razem był o wiele mniej delikatny. Chłopak przebudził się gwałtownie, a jego dłoń instynktownie pobiegła do miecza, nie znajdując go zresztą. - Spokojnie, to ja - powiedział czarodziej zniecierpliwiony. Aymar przetarł powieki, po czym rozejrzał się dookoła. - Jeszcze nie ma świtu... Sennar podniósł oczy do nieba. - Już ci tłumaczyłem: możesz być ze mną tylko trzy dni i był bym wdzięczny, gdybyśmy wykorzystali ten czas jak najlepiej. Chłopak spłonił się. - Macie rację, wybaczcie. - Zaczął się przygotowywać, lecz wi dać było, że zasypia na stojąco. W przypadku Nihal stwarzali tysiące przeszkód, a taki niezguła jak ten bezproblemówzostał Jeźdźcem Smoka. Wreszcie udało im się wyruszyć. Czarodziej obliczył, że jest w podróży już od trzynastu dni i że wciąż jeszcze nie dotarł do celu. Pomyślał o Nihal; powinna już dojść do siebie i prawdopodobnie z niecierpliwością oczekiwała na wyruszenie w drogę. Sennar nie chciałby znaleźć się w tych dniach na miejscu Lajosa. Podróżowali najszybciej jak mogli - jakimś cudem obyło się bez żadnych przeszkód — i w połowie poranka dotarli do Lome. Miasto wychodziło na półksiężyc zatoki Lamar i było jednym z głównych portów Krainy Morza. Koszary, do których się kierowali, znajdowały się poza chaosem centrum, nad morzem. - To tutaj się uczyłem - powiedział Aymar, kiedy się zbliżali. - A nie w Makracie? — zdziwił się Sennar. Aymar uśmiechnął się. - Chociaż należymy do Zakonu, my, Jeźdźcy Niebieskich Smoków, zgodnie z tradycją dużą część naszego szkolenia spę dzamy w Krainie Morza. Koszary rzeczywiście były inne niż typowe, należące do Zakonu, i swoim wysmukłym kształtem przypominały dawne budynki Krainy Morza. Jeźdźcy Niebieskiego Smoka wiele lat temu odseparowali się od Jeźdźców Smoka i utworzyli mały samodzielny oddział. Dopiero podczas pokoju Nammena przyłączyli się do Zakonu. Wylądowali na arenie otwierającej się pośrodku kompleksu i smok osunął się na ziemię, kiedy tylko dotknął podłoża. Sennar zeskoczył na ziemię i od razu wyruszył na miasto w poszukiwaniu informacji. Błąkał się od karczmy do karczmy, wypytując wszystkich o iglice, lecz wieczorem był zmuszony wrócić przygnębiony, bo nikt nie potrafił mu nic powiedzieć. W koszarach w milczeniu spożył kolację w tej samej sali, gdzie wydawano posiłki Jeźdźcom. Jeszcze jeden dzień, tylko jeden, a potem będzie musiał radzić sobie sam. A może, pomyślał zniechęcony, już przeleciał właściwe miejsce, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie przeszukał całego wybrzeża w północnej części pół- wyspu, a sanktuarium mogło być właśnie tam. Prawda była taka, że szukał igły w stogu siana. „Są wysokie i wydają się jaśnieć w świetle księżyca". Mierzył zbyt wysoko. Iponiósł porażkę. „Z Lamaru widać je w oddali, są pośrodku morza".