mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony367 821
  • Obserwuję282
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań288 234

Tymko Anna - Plan Be

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Tymko Anna - Plan Be.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 44 osób, 40 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 151 stron)

Korekta Barbara Cywińska Hanna Lachowska Projekt graficzny okładki Małgorzata Cebo-Foniok Zdjęcia na okładce © Zbigniew Foniok © kiuikson/Shutterstock © Sarii Iuliia/Shutterstock Zdjęcie autorki Zbiory własne Anny Tymko-Winiarskiej Copyright © Anna Tymko-Winiarska Wszystkie prawa zastrzeżone. For the Polish edition Copyright © 2015 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o. ISBN 978-83-241-5631-3 Warszawa 2015. Wydanie I Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

02-952 Warszawa, ul. Wiertnicza 63 tel. 620 40 13, 620 81 62 www.wydawnictwoamber.pl Konwersja do wydania elektronicznego P.U. OPCJA juras@evbox.pl

Rozdział 1 Zacznij znowu się umawiać na randki, bo będziesz sama! – ostrzega coraz częściej Agatę kochająca mama, która chce dobrze i wie, czego potrzebuje jej czterdziestoletnia, rozwiedziona córka. – Kiedy zaczniesz znowu umawiać się na randki, żeby nie być sama? – podpytuje ojciec. Agata, jak słyszy taki tekst, to czuje się tak, jakby właśnie zawyły syreny przeciwlotnicze, więc czym prędzej ucieka do pracy. A tam komentarze: „A coś ty taka wesoła – poznałaś kogoś?”, jakby uśmiech zarezerwowany był tylko dla tych z Wenus, które mają przy sobie tego z Marsa. Mama, babcia i wszystkie ciotki oraz przyjaciółki ciotek wyczekują, kiedy wreszcie życie potraktuje Agatę łaskawie i znajdzie dla niej narzeczonego, a najlepiej od razu męża, bo przecież zasługuje na to jak żadna inna kobieta. Dlaczego mam mieć męża? – myśli Agata, której nic do szczęścia nie brakuje. Facebook zapewnia jej kontakt ze znajomymi, praca w korporacji pieniądze, gotowanie, sprzątanie, prasowanie zapewnia jej mama, a rozrywkę Hanka, najlepsza przyjaciółka, z którą raz w miesiącu wychodzi na imprezę do klubu. W pozostałe wieczory biegnie do galerii, by kupić kolejne „najmodniejsze buty tego sezonu”. Tak czy owak, Agata radzi sobie ze swoim życiem. Jednak w duchowy zamęt wprawia ją pewna bardzo ważna potrzeba życiowa streszczająca się w diagnozie: „brak przyjemności stałego pożycia”. I tu tkwi sedno sprawy. Mimo że wygląda cudownie i całuje się świetnie, to jednak w pobliżu nie widać żadnego faceta przychodzącego z odsieczą. I to jest bardzo niepokojące, tym bardziej że Agata dzisiaj kończy czterdziestkę, a jak wiadomo czterdziestka to najbardziej podły wiek w życiu kobiety. Pomyślcie! Niby w duszy młodość gra, rozpiera energia i ciekawość świata, ale niestety, poranny magnetyzm już nie ten sam… Agata z jednej strony nie przejmuje się metryką, twierdząc, że gładka cera dyskretnie ukrywa jej wiek, ale z drugiej strony kiełkuje w jej duszy pytanie: Kurczę! Czy powinnam zacząć używać kremu 40 plus? Po krótkim zastanowieniu zostaje jednak przy kremie dla

trzydziestek. Powiedzmy, że bardziej poprawia nastrój. Jeszcze niedawno kobietę taką jak ona nazywano rozwódką, porzuconą albo feministką. Teraz zwie się ją singielką, czyli „radź sobie sama na każdym polu”. Efekt? – zaburzenia lękowe, rozhuśtane emocje, zbytnie rozgorączkowanie, zakup kota, którego głaskanie niekiedy daje pociechę. Wprost cudowny balsam dla samotnego ducha pozbawionego zalotów i randek. Brrr… Agata szybko wstała z łóżka i rozsunęła zasłony. Zapowiadał się gorący dzień. Mrużąc oczy od słońca, pomyślała, że może powinna wziąć urlop, wyłączyć telefon i nie dać nikomu szansy składania jej życzeń. Ale z drugiej strony, poza mamusią i Hanką, nikt o tych urodzinach zapewne pamiętać nie będzie. Przełamując obawy, ubrała się w obcisłą sukienkę w soczystym kolorze pomarańczy w zestawie ze złotymi butami i po godzinie siedziała przy swoim firmowym biurku. Początkowo wszystko szło nad podziw dobrze. Niby nikt nie pamiętał i niby nikt nie zwracał na nią uwagi, ale było tak do czasu, gdy z wielkim hukiem otworzyły się drzwi i wparowały koleżanki, dmuchając całą piersią w papierowe trąbki i śpiewając: „Czterdzieści lat minęło”. Najpierw Agatę zamurowało, potem kompletnie sparaliżowało, a gdy zobaczyła, że dzierżą w dłoniach wielki tort płonący czterdziestoma świeczkami, przed oczyma przeleciały jej najważniejsze chwile z jej życia. Ten wielki ulepek kremu miał być prezentem od wszystkich z działu, ale była pewna, że to pomysł tylko jego damskiej części. Panowie chcieli kupić bukiecik frezji. Agata po raz kolejny utwierdziła się w przekonaniu, że największym wrogiem kobiety nie jest zwisający podbródek czy brak koronkowych majtek, ale inna kobieta! Pomyślcie, jak można kroczyć przez korytarz długi jak kanał La Manche, z tortem naszpikowanym tyloma świeczkami, że ich liczba znacznie przekracza wartość ciasta i krzyczeć do ucha każdego napotkanego faceta: „Niespodzianka dla Agatki! Z okazji JEJ CZTER…DZIES…TYCH urodzin!” Tym większy wstyd, że wcześniej mówiła, że ma tych lat trzydzieści cztery i wszyscy byli przekonani, że mówi prawdę. Szczerze pragnęła w tym momencie zapaść się głęboko pod ziemię. Wymawiając się rodzinnym spotkaniem, postanowiła zwiać stamtąd natychmiast, a tym samym uwolnić się od

zapewnień, że życie zaczyna się po czterdziestce, bo „świat w krąg ci roztacza uroki swe”. Chwilę później była już w samochodzie. Oparła głowę o zagłówek i zamknęła oczy. Z radia płynął wibrujący głos Mireille Mathieu i pewnie odpłynęłaby, gdyby nie sygnał otrzymanego SMS-a. Jeszcze rozmarzona, utkwiła wzrok w swojej komórce, a następnie oniemiała. „Sto lat na ziemskim padole z okazji czterdziestych urodzin – Jerzy”. Zdumiewające! Przez piętnaście lat żyła z facetem, który nigdy nie pamiętał o jej urodzinach, imieninach czy rocznicy ślubu, a tu nagle, drugi rok po rozwodzie, on życzy jej doczekania setki z jakąś ziemską mordęgą! Dobrze, że zdołała przypomnieć sobie, jak droga jest jej komórka, bo cisnęłaby nią o podłogę albo najlepiej prosto w czoło Jerzego. Rozwód Agaty i Jerzego zaskoczył większość znajomych, gdyż nikt nie wierzył, że Jerzy może mieć kochankę. On również chyba w to nie wierzył. Ci, co Jerzego znali, bardzo mile go wspominali, przede wszystkim jako delikatnego i wrażliwego na ludzką krzywdę lekarza. Uśmiechem smutnego marzyciela magnetyzował kobiety, a uprzejmością i kulturą zjednywał sobie przyjaciół. Wysoki, przystojny, szpakowaty. Oddział neurologiczny w pobliskiej klinice prowadził z doktor Jolą, która była, według słów Jerzego, jednym z największych autorytetów w swojej dziedzinie. I Pan Doktor, i Pani Doktor zapewniali, że łączy ich tylko zawodowe koleżeństwo. Agata nie podejrzewała ich o świadome, perfidne wprowadzanie jej w błąd. Wierzyła i jej, i jemu, bo odcedziwszy zabarwienia ich wzajemnych relacji, znajdowała w nich te same fakty, które utwierdzały ją w przekonaniu, że jej mąż patrzy na tę lekarkę jak kolega, a ona na niego jak koleżanka. Cóż, łatwo chyba odgadnąć, co było dalej. Pewnego wieczoru, gdy Agata w domowej atmosferze szykowała kolację, małżonek poprosił, żeby przez chwilę porozmawiali o ich małżeństwie. Trzeba zaznaczyć, że prośbie tej towarzyszyło ciężkie westchnienie, kilkakrotne chrząknięcie i zbolały wyraz twarzy. Agata instynktownie wyczuła, że jest niedobrze, a nawet bardzo niedobrze. – Agato, zapewniam cię, że trudno zliczyć, ile razy przywiązanie do ciebie walczyło z żarliwym uczuciem do Jolanty, ale serce nie sługa,

kocham Jolantę i chcę być z Jolantą – wycedził teatralnie i rozłożył ręce w geście bezradności. Na koniec wzniósł oczy do nieba, jak indyk przełykający wielką kulkę, a potem wymamrotał twarde: „Odchodzę”, i tyle go widziała. Od tamtego dnia każdą kobietę ostrzegała, żeby nie dała się zwieść, jeśli jej facet zaczyna chwalić inną kobietę słowami: „Zasługuje na wszystko, co najlepsze…”, a już czerwone światło powinno oślepić, gdy drogi małżonek powie: „Zrobiła na mnie wielkie wrażenie”. Pamiętajcie, że gorzko żałować może ta żona, narzeczona czy partnerka, która wysłuchawszy takich pochwał, nie zacznie myśleć o zaczarowanej kryjówce w jego duszy, gdzie trzyma swoją nową wielką miłość. Nierzadko bywa, że znajomość rozpoczęta od pochwały to wstęp do dalszych wrażeń. Agata nieraz się zastanawiała, kiedy powinna się była zorientować? Czy kiedy w deszczowy dzień stąpał blisko Joli, niosąc nad nią parasol? Czy kiedy rozmawiali zbyt cicho? Czy kiedy patrzył na nią wzruszony? Agata to wszystko widziała, ale założyła różowe okulary, które sprawiały, że najbezczelniejsze kłamstwo znikało bez śladu. Najboleśniejsze było jednak odkrycie, że w głębi duszy nie chciała, żeby Jerzy odszedł, a tym samym zburzył szczęśliwą wizję ich dalszego wspólnego życia, która tak mocno w niej tkwiła. Poza tym wierzyła, że kocha ją, tylko ją. Zwyczajnie zadziałał u niej mechanizm samooszukiwania się. Gdy odszedł, wielokrotnie zastanawiała się, co mogło popchnąć Jerzego do porzucenia jej dla tej kobiety: kryzys wieku średniego? Chwilowy brak adrenaliny? Wiosna? Po jakimś czasie zadała mu to pytanie, a on uogólnił odpowiedź stwierdzeniem typu: „zawsze/wszyscy/wszędzie szukamy pokrewieństwa dusz, miłości wiekuistej i niestygnącej namiętności”, a on to wszystko znalazł właśnie przy Joli. Agata dziwi się, jak można tak desperacko wielbić kobietę określaną przez Agaty znajomych jako brzydka, koścista, zezowata, z krzywymi nogami i bez piersi. Jej mąż wszystkie te pytania kończył delikatnym uśmiechem i słowami: „To wszystko jest rzeczą błahą! Jolanta jest cudowna!” Agata rozumie, że każdy powinien wybierać wedle swego gustu, możliwości i zamiłowania, ale wtedy najbardziej na świecie miała ochotę strzelić do niego bez pudła, zabijając na miejscu. Zamiast tego, wiadomo, co dalej! Obie strony na deskach ich dorobku

życia rozpoczęły rozbieranie ich małżeństwa na czynniki pierwsze i przekonywanie, kto to wszystko spartaczył. W pewnej chwili poprosiła, żeby nie odchodził, że wybaczy… Lecz niestety, w jego zielonoszarych oczach nie było już ciepła… O czym zapomnieli? Jakie uczucia się ulotniły? Kiedy zgasła iskra pożądania? Przeszło wiele dni, zanim utraciła ostatnią cząstkę wiary i pogodziła się z nieuniknionym, a po kilku miesiącach była już rozwiedziona. Rozwódka?! Agacie nie jest łatwo wymówić to słowo, zwłaszcza że wcześniej żyła w małżeństwie, które tak kochała. Miała nieco więcej niż trzydzieści osiem lat, gdy bez udziału własnej woli rozpoczęła nowe życie. Wzdrygnęła się, chcąc odrzucić od siebie niechciane wspomnienia, przekręciła kluczyk w stacyjce i ruszyła swoją fiestą w stronę domu, próbując zapomnieć o beznadziejnym mężu, któremu w pewnej chwili rozum odjęło. Po przeciwnej stronie drogi wolno jechała ciężarówka, młody kierowca z widocznym zarostem zerknął na nią z zainteresowaniem. Uśmiechnęła się do niego i odruchowo sięgnęła po swoją czerwoną szminkę do torebki leżącej na siedzeniu pasażera. Czego to kobieta nie potrafi zrobić w trakcie jazdy samochodem! Na pewno się umaluje. I tak, jedną ręką próbując odszukać kosmetyk, a drugą trzymając kurczowo kierownicę, wjechała w ślimaczym tempie wprost na ruchliwe skrzyżowanie. Natychmiast wokół rozległy się wojenne syreny klaksonów, przyciskanych groźnymi pięściami kierowców facetów. Nie od dzisiaj wiadomo, że kierownica samochodowa niejednego dr. Jekylla zmieniła w Mr. Hyde’a. Nacisnęła mocno na hamulec, torebka poleciała na podłogę, wyrzucając swoją zawartość. Agata zaklęła siarczyście i nagle skupiła wzrok w tylnym lusterku, które pokazywało, że auto z lśniącą czarną karoserią niebezpiecznie zbliża się do jej bagażnika. Zanim zdążyła złapać oddech, usłyszała pisk opon, następnie głuchy łomot i zderzak wysłużonej siedmioletniej fiesty z brzękiem spadł na drogę. Jakiś kierowca postury King Konga, przejeżdżający obok niej, wycedził przez zęby: „Kto dał ci prawo jazdy?” Inny, nadjeżdżający z lewej, przygwoździł ją wzrokiem i zrobił dobrze znany gest z wysuniętym do góry środkowym palcem, który to gest miał być w zamierzeniu prowokacyjny. A kolejny, z twarzą wykrzywioną ze złości, warknął: „Baba!” Agata uniosła błagalne

spojrzenie ku górze i poprosiła Wszechmogącego, żeby wyrosły jej skrzydła i mogła przefrunąć na drugą stronę ulicy. Czytała kiedyś wypowiedzi psychiatrów, że emocji nie wolno tłumić, gdyż wpływa to źle na stan zdrowia. W tych okolicznościach postanowiła zatem wyładować nagromadzoną irytację: otworzyła z rozmachem drzwi, wzburzona wybiegła na ulicę, a następnie ruszyła prosto w stronę tego, który pozbawił ją zderzaka. – Zniszczył mi pan samochód! – krzyknęła rozdygotana. Mężczyzna pośpiesznie wysiadł. – Ależ skąd, to tylko draśnięcie – oznajmił, oglądając rysy i delikatne wgniecenie na swoim aucie. – No coś takiego! – Agata podskoczyła jak oparzona. – Niech pan spojrzy na mój samochód! To on jest rozbity! – Zdaję sobie z tego sprawę – powiedział roztargniony. – Mógł pan mnie ostrzec, że we mnie wjeżdża! – Wręcz buzowała ze złości. – Strasznie mi przykro, że nie mam megafonu. – Zaśmiał się swobodnie, nie odrywając wzroku od delikatnej rysy na karoserii swego auta. – Prawa jazdy też pan pewnie nie ma – wyrzuciła z siebie z ironicznym śmiechem. Przez chwilę przyglądał jej się z zaciekawieniem. – Przepraszam, że byłem taki nieporadny… Na szczęście pani nic się nie stało – starał się ją udobruchać. Agata pokręciła głową. – Nie jestem tego taka pewna! Pan jechał tak szybko. Powinnam być szczęśliwa, że nie skończyłam w grobie – żachnęła się. Spojrzał na nią ciepło. – Nie pozwoliłbym na takie ponure zakończenie. Jechałem zgodnie z przepisami, choć nie spodziewałem się, że nagle napotkam zaparkowany na środku ruchliwej ulicy ten oto samochód, w dodatku z tak pięknym kierowcą w środku. Proszę powiedzieć, czy zrobiłem pani jakąś krzywdę? Celująco ukończyłem kurs „ratownika medycznego” – stwierdził łagodnie. Agata zaskoczona jego męskim, a jednocześnie przyjemnym

barytonem uniosła głowę i popatrzyła na niego. I nie wiedziała, które uczucie zaczęło dominować: obawa o uszkodzony samochód czy zainteresowanie, które nagle wzbudził ten pewny siebie, seksowny facet. Zmierzwione włosy i spojrzenie, które ewidentnie miało w sobie tyle słodyczy, co salaterka wypełniona po brzegi bitą śmietanką z poziomkami, pobudziło jej kobiecą wyobraźnię, a gdy jego żywe, błądzące po jej twarzy oczy niespodziewanie zerknęły w dół, prosto w niesfornie rozpięty guziczek w bluzce, naraz zrobiła się purpurowa jak zachód słońca po upalnym dniu. Pożądanie od pierwszego wejrzenia? To się po prostu nie może zdarzyć. Do licha, nie teraz! – Dziękuję za troskę, ale poradzę sobie sama. Mój były mąż jest lekarzem w pobliskim szpitalu. – Natychmiast ugryzła się w język. – Były? – zdziwił się szczerze. – Ja bym pani nie odstąpił na krok – oświadczył gorliwie. W głowie poczuła kompletny chaos. – Na szczęście nie jest pan tym, którego szukam – odcięła się, ale mimo woli nie mogła oderwać oczu od jego twarzy. – Może się to jeszcze zmieni. Nigdy nie wiemy, czy to, co w danej chwili uważamy za pecha, jutro nie przyniesie nam fortuny – powiedział refleksyjnie, a potem normalnym tonem dodał: – Proponuję zjechać na pobocze, chyba blokujemy ruch. Agata ostrożnie rozejrzała się wokół siebie i zrozumiała, że nie warto facetowi zaprzeczać. Szybko przytaknęła krótkim „jasne” i pod wpływem gromów, jakie słał jej jakiś rudawy chłopak, który bez końca wymachiwał rękami, wyraźnie wychodząc z siebie, wsiadła do samochodu i po paru sekundach znalazła się na poboczu drogi. Na szczęście samochód nie był poważnie uszkodzony. Wymienili się dokumentami i zaczęli spisywać wzajemne oświadczenie. Kto zawinił? Oczywiście krótkowzroczność kierowcy jadącego z tyłu, czyli nie Agata. Po kilkunastu minutach sprawa kraksy została rozstrzygnięta. Na koniec zaczęli się nawet śmiać, żartując z miny rudzielca, gdy zdarzyło się coś, co zupełnie niespodziewanie popsuło tę wspaniałą harmonię. – Proszę powiedzieć, jak mam teraz wynagrodzić szkodę, którą pani wyrządziłem? – zapytał, obracając w ręku jej dowód osobisty. – O! I w dodatku w dniu pani czterdziestych urodzin.

Poczuła dreszcz przerażenia na plecach, a potem dostała ataku kaszlu, że aż nabrzmiały jej wszystkie żyły na szyi. – Jestem z tego powodu taka szczęśliwa, że chyba tego nie przeżyję – wyrzuciła z siebie. No nie! Ten facet jest walnięty, odkryła w duchu i zaśmiała się z niedowierzaniem. Ledwie zdążyła sobie poradzić z kpinami w pracy, a tu, proszę bardzo, kolejny błyskawiczny cios mający zwalić ją z nóg. Do diabła! A to grubianin, żeby tak upokorzyć kobietę! W oszołomieniu patrzyła na poznanego dopiero co mężczyznę i miała ochotę złapać go za gardło i ściskać, ściskać, ściskać… – O! Co za wyczucie!? Typowe dla facetów – mruknęła do siebie. – Co ma być typowe dla facetów? – zdziwił się, jakby kompletnie jej nie rozumiał. – Wiadomo, że ta okrągła liczba wieku kobiety nie jest w waszym męskim guście! – Żadna siła nie mogła zmusić jej do wykrztuszenia z siebie „czterdzieści lat”. Za nic na świecie! – Nonsens! Czy ja coś takiego zasugerowałem? – W jego głosie brzmiał niepokój. – Tak – potwierdziła zażenowana – czasami dobrze jest trzymać język za zębami. Proszę mi oddać dokument i już mnie nie ma. – Obawiam się, że oceniła mnie pani zbyt surowo – zaoponował. – Cóż, myślałem, że warto byłoby uczcić ten piękny dzień i zaprosić panią na kawałek tortu urodzinowego i szampana – zaproponował z czarującą prostotą. – No, chyba że nie ma pani czasu? I stop-klatka! Uwaga! Błyskotliwy facet w świetnie skrojonym garniturze! – usłyszała znienacka wirujące w głowie myśli. A niech to szlag! Wcale tego nie słyszałaś – zdaje się przekonywać ją rozsądek. Zbyt przystojny, tacy jak on mają tendencję, by być kobieciarzem – identyfikuje go babska intuicja. – Pozwól mu zniknąć, dla własnego dobra – radzi przeczucie. Wyobraźnia, analizując każde „co się może zdarzyć”, podpowiadała odpowiedź: „Tak, nie masz czasu!”, najwyraźniej nie chcąc dopuścić do tego spotkania.

Ale ona już była w drodze do raju i nie miała zamiaru zawracać. Nie mam czasu?! – Myśli kłębiły się w jej głowie jak oszalałe. Spojrzała na niego z ukosa i uznała, że nie warto wyjaśniać facetowi następującego fatalnego stanu rzeczy: codziennie spędza wieczór przed telewizorem i w totalnym otępieniu ogląda seriale o miłości, albo zajada się lodami czekoladowymi, zagryzając je prażoną w mikrofalówce kukurydzą. Potem z wyrazem twarzy pracownika domu pogrzebowego czyta po raz enty poradnik Jak żyć po rozwodzie. Dostała go od świetnego psychoterapeuty, który za trzy stówy z uporem przekonywał ją, że od dnia rozwodu reszta życia należy tylko i wyłącznie do niej, co wydaje się niezwykle proste, prawda?! Następnie, dwa razy w tygodniu odwiedza ją mama, która nie może powstrzymać się od stwierdzenia, że „prawdziwym zagrożeniem dla każdej rozwódki jest czterdziestka, więc póki jej nie przekroczyła, niech w galopie układa sobie życie z jakimś dobrotliwym człowiekiem”. Pytanie: skąd wziąć to „chrześcijańskie dobro”? Po odwiedzinach mamy dzwoni fan-tas-tycz-na Hanka i potwierdza swoją przyjaźń do końca życia. Dziwne! Ten cykl właściwie powtarza się od dnia rozstania z Jerzym. Można oszaleć! Poza wszystkim, jeżeli chce się wydostać na dobre z poprzedniego związku, za żadne skarby nie powinna odrzucać nowej romansowej okazji – tak jest napisane w kobiecych magazynach, które Agata czyta w zaskakujących ilościach i uderzająco szybkim tempie. Zapamiętała na przykład dzisiejszy cytat dnia: „Ziemia jest ogromna i bardzo trudno spotkać na niej odpowiedniego faceta niefigurującego na babskiej czarnej liście – Anita Winnicka”. Te cytaty naprawdę piszą mądre kobiety. Czym prędzej wymieniła więc w myśli sakramentalne „tak”, tym samym nie pozwalając, żeby zawarta w tak niefortunny sposób znajomość zakończyła się rozejściem do własnych domów, bez okazji na dalsze rozwinięcie. Nie minęła godzina, gdy już siedziała w klimatycznej, romantycznej knajpce w stylu bistro na obrzeżach miasta; wymyślny bar sałatkowy i drogie gatunki win lokowały wysoko w rankingu modnych lokali, popularnych wśród nowoczesnych ludzi biznesu. Teraz dopiero uważnie przyjrzała się mężczyźnie. Miał piękne orzechowe oczy, może nieco smutne i tajemnicze, ale zapewne wprowadzające potężny zamęt w

kobiecym sercu. Potem zerknęła na jego usta, nos, włosy – oto mężczyzna, oto słodki facet, o którym marzy większość kobiet. Natychmiast otworzyła się na tę znajomość, tak jak kwiat otwiera swe płatki dla pszczoły. Po kolejnej godzinie wypili bruderszaft, a wieczorem była już w nim zakochana na zabój. Przed północą wróciła do domu, rozpamiętując namiętny pocałunek, od którego do tej pory ciarki pełzają jej po skórze. Podejrzewa, że gdyby facet zaproponował zapoznawczy seks, to ani chybi zgodziłaby się bez zastanowienia. Doprawdy, zapomniała o bożym świecie. To całkiem nowa i bardzo niebezpieczna dla niej sytuacja. Trzeba to natychmiast obgadać. Była północ, gdy postanowiła słowo wprowadzić w czyn i zadzwonić do Hanki. Jest zbyt niecierpliwa, zbyt łapczywa rozmowy o nim, żeby zasnąć. – Cześć, śpisz? – konspiracyjnie wyszeptała. Hanka ziewnęła i próbowała wrócić do rzeczywistości. – Zastanawiam się, czy wiesz… wiesz, która godzina? – odpowiedziała nieprzytomnym półgłosem. Agata zerknęła na zegarek. – O rany, Hanka, przepraszam, ale chciałam ci powiedzieć nowinę. Spotkałam kogoś! Fala narzekań męża Hanki, Karola, zakończona dramatycznym: „Boże, ja zwariuję”, przetoczyła się przez telefon, gdy Hanka energicznie usiadła na łóżku. – Zdrowy rozsądek powinien podpowiedzieć ci, że takich rzeczy nie mówi się w nocy. Jak ja miałabym teraz zasnąć? Nie czekała, aż zmysły męża nabiorą odpowiedniej ostrości, w efekcie wyprowadzając go całkowicie z równowagi, i czym prędzej przeniosła się z sypialni do salonu. – No i…? No mów! – ponaglała ją. – Ma na imię Krzysztof, jest baaardzo przystojny, baaardzo inteligentny, zabawny i w ogóle baaardzo fantastyczny facet… – I co? Opowiedz mi wszystko od godziny, kiedy go poznałaś, do godziny, kiedy powiedział: „Cześć, pa… pa” – dociekała dalej Hanka. – Hanka, nie da się opowiedzieć o każdej minucie z osobna – odpowiedziała rozanielona.

– To mów o wszystkich naraz! O czym z nim rozmawiałaś? – O filmie, o sztuce, o podróżach, właściwie o wszystkim nam się dobrze rozmawiało. Wiesz? On ma w oczach takie świecące ogniki. Jest romantyczny, czarujący, ujmujący. Ach, jak cudownie spędziliśmy ze sobą czas. Pożegnał mnie bardzo czule i poprosił o kolejne spotkanie – opowiadała z tęsknotą w głosie. – Pierwszy raz w życiu miałam wielką ochotę zaprosić dopiero co poznanego faceta do siebie na noc. Tyle pożądania było w jego wzroku, że aż się cała trzęsłam. Czuję, że bez namysłu zrobiłabym wszystko, o co by mnie poprosił. Teraz nie mogę oderwać myśli od niego. – No to łyknij sobie tabletkę na wstrzemięźliwość. Kochana, na tym etapie znajomości to ty czadu nie dawaj i trzymaj się od seksu z daleka, jeżeli chcesz, żeby coś z tego wyszło. – Cóż, ogólnie rzecz biorąc, sęk w tym, że on nie wyszedł z żadną erotyczną sugestią – sprostowała Agata. – Aaaa… i właśnie to cię martwi. Kochana, zasada jest taka: na pierwszej randce nie leci się z facetem do łóżka, tak jak nie wstrzykuje się botoksu w twarzyczkę bez zmarszczek, kapujesz?! – Hanka, nie ma w tym nic niemoralnego, że kobieta, patrząc na przystojnego faceta, myśli o seksie. A mnie nieludzko korciło… – W myśli możesz się rozgrzać jak piekarnik, ale ten żar niech cię nie spali! Szybki to musi być tylko lewy sierpowy boksera. – Ni cholery tego nie rozumiem. To przecież czysta natura, czasami nie da się nad tym zapanować. – Jeśli nie zapanujesz, to spłoszysz ptaszka i więcej romantycznych przechadzek między połyskującymi gwiazdami nie będzie. – Ojej, nie w każdym przypadku tak musi być – obruszyła się. – Ja w każdym razie nie mam żadnego wpływu na swoje ciało przy nim. – Agata, daj się unieś fali, kiedy tylko uznasz to za właściwe, począwszy od, no – powiedzmy – piątej randki wzwyż. Wcześniej zalecam seks-dietę. – Seks-dietę? Do pią-tej? To on ulotni się ze zniecierpliwienia. W końcu przecież nie wyglądam jak króliczek z „Playboya”, żeby skakał na mój widok jak dźgnięty nożem. – Agata, hola, hola! Przestań pleść bzdury. Wszystko polega na

opanowaniu rzemiosła uwodzenia, tak żeby facet nie tylko wybałuszył oczy, ale i niczego się nie domyślił. Słodziutki tyłek i duże cycki to magia na krótką metę. A całowałaś się z nim? – Tak i to kilka razy. Pocałował mnie tak, że… że normalnie poszybowałam… – Cóż, też uwielbiam pierwsze pocałunki, gdyż tylko wtedy faceci starają się udowodnić, jak bardzo są techniczni, potem… to już tylko cmokają… Więc łap chwilę!… A jeszcze, zapytałaś go, czy jest wolnym ptaszkiem?! Agata zamilkła na chwilę. – No, nie… Nie zapytałam… Bo i po co? – Żeby któregoś dnia małżonka naszego mistrza ceremonii nie rąbnęła cię prosto w policzek w imię obrony symbolu obrączki! – Masz dość oryginalne podejście do sprawy, ale nie spodziewam się takiej niespodzianki – mruknęła Agata. – A poza tym… nie miał obrączki! – Mój Karol też nie nosi… Bądź ostrożna, faceci nie grają czysto… – Chcesz mi powiedzieć, że postępuję bardzo naiwnie? – Chcę ci poradzić, żebyś spojrzała głębiej w zagadnienie. – Fajna rada. – I wiecznie na czasie. Agata jednak wiedziała swoje. Wszystko, co Hanka jej naplotła, to czyste wymysły. Przecież Hanka nie rozmawiała z nim, a więc nie ma żadnych dowodów, żadnych poszlak. To wszystko to wyłącznie jej przypuszczenia i bezpodstawne hipotezy.

Rozdział 2 Cztery miesiące później. Agata mówi najdelikatniej i najczulej, jak tylko potrafi: – Krzysiu, moja przyjaciółka Hanka chciałaby cię poznać. Obiecałam, że wpadniemy do niej w sobotę, a w niedzielę umówiłam się z mamą na obiad. Hanka jest świetna, mama jest cudowna. Pojedziesz ze mną, prawda?! Spojrzał na Agatę z niedowierzaniem. Wielki Boże, pomyślał, a na czoło wystąpiły mu krople potu na myśl, że ona oczekuje od niego wizyty u swojej przyjaciółki, nie wspominając już o matce. – Nie mogę, mam umówione spotkanie – zmieszał się, a w jego głosie drgał niepokój. – Oj, możesz… – Jak mogę? Nie mogę – westchnął. Czyli, pomyślała Agata, coś się święci. – Krzysztof, to jest weekend… W niedzielę pracujesz? Nagle jesteś znowu zajęty? A może ty nie masz ochoty poznać mojej mamy i przyjaciółki? – powiedziała z wyrzutem. – Przesadzasz – uśmiechnął się niepewnie. Agata przygryzła dolną wargę. To bardziej podkreśliło pojawiającą się na jej twarzy złość. – Wszyscy faceci są tacy sami. Gdy wam powiemy coś niewygodnego albo przyłapiemy was na jakimś krętactwie, wówczas mówicie: „Przesadzasz” albo „Nie, to nie tak”. – Mniejsza o to… – Albo mówicie „mniejsza o to” – weszła mu w słowo. – Agatko, mam roboty od czorta – powiedział po chwili wahania. – Zadziwiające! Chcesz mi wmówić, że twoja praca wymaga od ciebie bezwzględnego poświęcania jej całego czasu? – Agatko, przecież nie możesz robić mi wyrzutów, że jestem zawodowo odpowiedzialny. – Tylko proszę, żebyś pozwolił sobie na wolny weekend od czasu

do czasu. Twoje poczucie obowiązku jest przesadne – zirytowała się. – Hm… owszem… bez wątpienia – potwierdził zdawkowo. Wówczas wpadła w gniew. – Proszę, wybacz mi to śledztwo, ale chcę wiedzieć, gdzie spędzasz wszystkie soboty, niedziele, święta i wolne dni. Spotykamy się od czterech miesięcy! Cholera, mam prawo wiedzieć! – Miała nadzieję, że nie zauważy desperacji malującej się na jej twarzy. Podszedł do niej i mocno ją przytulił. Sumienie nie pozwalało mu dalej ukrywać prawdy, ale jednocześnie bał się ją ujawnić. Jak jej to wszystko wytłumaczyć? – pomyślał niezadowolony. – Już dawno chciałem o tym porozmawiać – zaczął delikatnie – tylko bałem się stwierdzenia, że jestem jakimś rozpustnikiem albo uwodzicielem. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiała… Po prostu podbiłaś moje serce, zakochałem się w tobie, ale… ale ja mam żonę… – Na koniec wypowiedzi uśmiechnął się boleśnie. I wtedy wszystko się zawaliło. Po raz drugi w życiu zamurowało ją totalnie. Stała w bezruchu jak słup soli, zadając sobie pytanie: „Kpi, czy o drogę pyta?!” – Zaraz, zaraz… Co tu jest grane? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przypadła mi rola kochanki?! – wrzasnęła, chociaż w duchu prosiła, żeby jej nie poniosło. Krzysztof sprawiał wrażenie bardzo zdziwionego jej zachowaniem. Była coraz bledsza i cała się trzęsła, gdy niezdarnie zaczęła szukać w torebce paczki papierosów. Po chwili wyciągnęła z niej cienką słomkę i zapaliła, wdychając głęboko dym, jakby nikotyna miała właściwości uspokajające. – To ty palisz? – spytał zaskoczony. – Tylko wtedy, kiedy zetnie mnie z nóg. – Głos miała chłodny, niemal lodowaty. Wytrzymał jej nieprzyjemne spojrzenie. – Jesteś w tej chwili zdenerwowana. Porozmawiajmy o tym jutro – poprosił niepewnie. – Zdenerwowana? Niewiarygodne, prawda? Właśnie usłyszałam, że facet, z którym sypiam od miesięcy, ma żonę. Według ciebie mam z radości otworzyć szampana?!

– Kochanie, ale… – urwał w pół zdania, usiłując jakoś przebrnąć. – Ale ja cię kocham i nie chcę, żeby między nami cokolwiek się zmieniło – próbował ją udobruchać. – Nie waż się mówić do mnie „kochanie”! Ooo…! Co to, to nie! Jeszcze mi tego brakuje, żebym wplątała się w jakiś cholerny trójkąt. A idźże ty do wszystkich diabłów! – syknęła z zaciśniętymi pięściami. Nie do wiary! Nerwy jej całkowicie wysiadają. – Agatko, moje małżeństwo się nie powiodło. Różne na to złożyły się przyczyny, własne i nie własne, może nie warto szukać winnego – zasępił się. – Hm, praktycznie nie mam wielkich złudzeń co do dalszego jego istnienia. Agatko, nawet nie wiesz, jak bardzo tęsknię za prawdziwą, przepełnioną miłością rodziną. – Starał się zgrabnie wyrazić swoje żale i tęsknoty. – Ależ mnie rozczuliłeś – powiedziała drwiąco. – Właściwie to zamierzam się nawet rozwieść – westchnął z rezygnacją. – Godne pochwały, a nawet wzruszające… No, więc od kiedy zaczynasz? – zaśmiała się złośliwie. Krzysztof pokręcił z trudem głową z jednej strony na drugą, obserwując, jak głęboki wdech papierosa pomaga krągłym piersiom napinać jej bluzkę. – Agatko, to delikatna sprawa, potrzebuję trochę czasu. – Zakaszlał, oblepiony chmurą dymu. Gwałtownie pokręciła głową. – Czy ty naprawdę tak mało mnie znasz, że mogłeś przypuszczać, że przez jedną chwilę będę jeszcze z tobą? Przykro mi, ale nie możemy dobić interesu. Ja myślę o niebie, a ty proponujesz piekło. Ja chcę związku, a ty chcesz tarzania w sianie. Koniec bajdurzenia! Wypraszam cię z mojego domu! Krzysztof wstał, wyprostował się i mrucząc jakieś „do widzenia”, z towarzyszącym temu przepraszającym spojrzeniem rzuconym Agacie, z widocznym trudem wyszedł. – O Chryste! – powiedziała do siebie. – Niech ja skonam! Dlaczego przytrafiło się to właśnie mnie, a nie którejkolwiek innej. Właśnie mnie!

Miesiąc później Agata nadal nie może dojść do siebie, a od kilku dni nie jest w stanie w ogóle do niczego się zabrać. Hanka mówi, że cementowobiała twarz Agaty przypomina jej Julię będącą niemal na progu śmierci. Agata protestuje, ale sama już nie wie, czy naprawdę nie umarła z rozpaczy. W weekendy od rana wałęsa się po mieszkaniu z kąta w kąt, trzymając ręce w kieszeni i nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Bierze do ręki gazetę i zaraz ją odrzuca, włącza telewizor i zaraz go wyłącza, czyta e-maile i zaraz przestaje, wchodzi na Facebooka, żeby za chwilę ze zniechęceniem z niego wyjść. Najlepiej się czuje, patrząc przez okno na zasłonięte zmierzchem niebo. Żadna rozrywka ani żadne zakupy nie są w stanie wyrwać jej z tego odrętwienia. Wychudła, jakby stosowała ostry reżim dietetyczny, i pije kawę za kawą przyprawioną mentolowymi slimami. Chociaż wcześniej nie lubiła wypowiadać słów „głupia baba”, teraz, w myśli, powtarza je wielokrotnie. Jak to możliwe, że spotykasz się z facetem przy drinku, rozmawiasz o rzeczach typu „w czym jestem najlepsza?”, i zanim dopijesz kieliszek koniaku, czujesz, że zbzikowałaś na jego punkcie? Najgorsze jest to, że nic nie pamiętasz z rozmowy, w trakcie której zabujałaś się w nim na dobre, ale wyraźnie pamiętasz sposób, w jaki na ciebie patrzył i kładł ręce na twoją dłoń. Oczywiście podczas tego kładzenia Agata rzuciła okiem na prawą mackę tego wcielenia Adonisa i zobaczyła to, co chciała zobaczyć, czyli brak obrączki. Warto wspomnieć, że w tym czasie Adonis lustrował jej cycki. Co ciekawe, ona zdawała się nie zauważać, jak świdrował ją wzrokiem, patrząc, czy przypadkiem jej krągłości to nie dwa razy większy push-up wypchany dodatkową porcją silikonu. A on nie widział, jak skupiła całą swoją uwagę na bliżej niezidentyfikowanym okrągłym wgłębieniu na jego serdecznym palcu. Jasny gwint, i to do potęgi! Jak mogła być tak ślepa! Oczywiście, jak każda zakochana kobieta, Agata chciałaby, że świat zrobił fikołka, w brzuchu fruwały jej przyjemne motylki, a endorfiny malowały świat najpiękniejszymi kolorami tęczy, ale to wszystko było możliwe do chwili, gdy myślała, że obiekt jej miłości jest kawalerem albo starym kawalerem, bądź rozwodnikiem, wdowcem. Wszystko było lepsze, byle nie był żonaty! A on? On jest żonatym mężczyzną!

Masz ci los, może dlatego mieli taką dobrą chemię… Facet spodziewał się, że i tak nastąpi nieuchronny koniec i dawał z siebie wszystko. Czy ze mną jest coś nie tak? – rozmyśla Agata. Dlaczego przyciągam do siebie samych popaprańców? Bo jak można nazwać faceta, który spotyka się z tobą cztery miesiące, a to już dla kobiety ślub, i nagle siada obok, patrzy czule w oczy, uśmiecha się słodko, następnie muska wargami delikatnie włosy, mówiąc, że ładnie pachną, potem całuje. W ślad za pocałunkiem ty otwierasz usta w niemym „och”, rumienisz się jak nastolatka, mrużysz oczy i żarliwie wyznajesz: „Jak mnie poprosisz teraz o rękę, to się zgodzę!”, a on, zamiast roztopić się ze szczęścia, podskakuje jak kangur i z miną, jakby miał ciężką depresję, stęka: „Ale ja już mam żonę…”, a następnie chusteczką przeciera sobie czoło i drżącym głosem pyta: „Czemu tu tak gorąco?” Uwierzcie! Dla Agaty to było wstrząsające doświadczenie! W pierwszym momencie roześmiała się, jakby właśnie usłyszała jakiś dobry dowcip. W drugim natomiast usłyszała tylko własny głos: „O, jasna cholera!” A potem walczyła ze swoimi kanalikami łzowymi, żeby nie ryknąć płaczem prosto w jego mankiet. Mamusia, która ją niespodziewanie odwiedziła, spojrzała z przerażeniem na jej włosy przeczesane lekko palcami, a nie grzebieniem oraz przygasłe spojrzenie bez iskierki radości patrzące gdzieś w przestrzeń i bojowo obwieściła: „Gdzie jest ten łobuz?!”, a potem, że wywiezie na księżyc łobuza, który zrobił krzywdę jej córce. Akurat w tej kwestii niewiele mogła zdziałać. Agata najpierw nie przyznała się, co ją dopadło, z niepewnym uśmiechem próbując wytłumaczyć rodzicielce, że cierpi na chroniczne zapalenie żołądka i tym żołądkiem przez jakiś czas próbowała zatrzeć ślady udręki serca. Mimo to mamusia rozszyfrowała kod genetyczny choroby i zaczęła dzielnie drążyć temat, zaś po godzinie znała już niektóre szczegóły romansu Agaty. – Moja biedna, zmaltretowana córeczka – lamentowała, głaszcząc Agatę pocieszająco po głowie. Potem nałożyła na nos okulary i zaczęła myszkować w swoim wysłużonym notesie, w którym miała zapisane różne złote myśli na każdą okazję. „O, jest!”, powiedziała, jakby sama do siebie, przełknęła kolejny łyk trochę już wystudzonej kawy, otarła

usta serwetką i zaczęła czytać: W rzeczywistości w zakochaniu nie ma żadnej tajemnicy. Ot, utrata świadomości, spowodowana popadnięciem w całkowitą ekstazę. Pierwsze symptomy zakochania to szybowanie w powietrzu, niestrudzone poszukiwanie dowodów na to „czy zależy mu na mnie?”, uruchomienie setki strategii na wywołanie jego niekwestionowanego podziwu… Trata tata. – Przeleciała wzrokiem tekst zatrzymała się parę linijek dalej i kontynuowała: – Ostrzegam jednak: im bardziej harujemy, żeby facetowi się przypodobać, tym mniej facet to dostrzega! – Dziękuję, że oświecasz mnie w tej kwestii, ale ja nie potrzebuję definicji własnej głupoty – wtrąciła Agata z goryczą. – Nie, poczekaj, jeszcze parę zdań. To całkiem niezłe. – Skupiła się na samym zakończeniu swoich zapisków. Niestety, w większości przypadków zakochane kobiety błędnie odbierają uczucia mężczyzny: on mówi, że masz ładne oczy, ty od razu myślisz, że on cię kocha. To bardzo niemądre. Anita Winnicka. W akcie solidarności z autorką, klepnęła ręką w stół. – Nie martw się, córeczko, na podstawie swojego doświadczenia mogę jeszcze zaręczyć, że w pewnym momencie my, kobiety, wchodzimy w taką fazę uczuciową, że trudniej nam się rozstać z puderniczką niż z facetem. – Mam nadzieję, że i ja dojdę kiedyś do takiego konkretnego przekonania jak ty. – W głosie Agaty słychać było rezygnację. – Tracisz na tego rozpustnika nie tylko czas, ale i zmysły. Zakończ tę znajomość, bo cię unieszczęśliwia. O, dam ci przykład. Ta Anita Winnicka, wyobraź sobie, pożegnała się z karierą zawodową przez zazdrosnego męża. Stwierdził on w jakimś kolorowym pisemku, że jego żona nie będzie zajmowała się naprawianiem zgniłego świata show-biznesu, z którym on ma bardzo złe i smutne skojarzenia, i zamknął ją w domu jak więźniarkę. O, widzisz, jaki łobuz! – Mamo, nie chce mi się słuchać o jakiejś Anicie… O, jasny gwint! – Na moment odzyskała rzeczowy ton głosu. – Ale nazwisko ma takie samo jak ten mój znajomy. – Winnickich jest tyle samo co pensjonatów Pod Różą – odpowiedziała z uśmiechem matka i poklepała Agatę po ręku. – Mówiąc ściślej, morał z bajki o dziennikarce Anicie jest jeden: nie pakuj się w

tandetne związki, bo przeistoczą się w bolesne palpitacje. – Przypominam, że zanim mnie urodziłaś, zdążyłaś rozstać się z drugim mężem. Tata jest trzeci, prawda? Matka zrobiła się czujna. – To prawda. Ale na początku bardzo dobrze się maskowali. Na przykład: mąż numer dwa, filozof i wykładowca, po trzech latach naszego małżeństwa, gdy akurat był na wykładach w Rosji, zaczął intensywnie rozważać jak chwiejny jest moralny duch człowieka. Tak się posunął w tym myśleniu, że do eksperymentu włączył, jak twierdził, najbardziej nadającego się do tego króliczka, czyli studentkę, o długich i opalonych nogach i ufarbowanych na blond włosach. Po swojej wysłudze na rzecz nauki przyjechał do mnie, jakby właśnie wracał z ciężkich robót, i oznajmił, że marzy o rozpoczęciu życia od nowa, tym razem jako mąż rosyjskiej studentki. Powiedziałam mu, że brzmi to absolutnie wspaniale, a potem z rozpaczy próbowałam podciąć sobie żyły. O, widzisz, jaki łobuz! – westchnęła. – Szkoda, że nie powiedziałaś mi, do czego zdolni są mężczyźni, jak miałam siedemnaście lat. Nie zafundowałabym sobie takiego totalnego koszmaru – zjeżyła się Agata. – Wtedy, córeczko, miałaś psychikę z epoki kamienia łupanego i jedyne, co dla ciebie było ważne, to garden party i ostatni krzyk mody. Ale pewnie powinnam cię uprzedzić, że mężczyźni mają o całe lata świetlne większe potrzeby niż my, kobiety, i dlatego nie wystarcza im jedna partnerka. Źle zrobiłam… przepraszam. – Rozłożyła ręce w obronnym geście. – Oj, to nie jest teraz ważne. – Agata usiłowała przerwać tę kłopotliwą rozmowę. – Córeczko, przecież nie możesz mi zarzucać tego, że nie przekazałam ci wszystkich mądrości życiowych. – Mamo, nie robię ci żadnych zarzutów! – Była najwyraźniej poirytowana. Matka spojrzała na nią przenikliwie i upiła kolejny łyk kawy. Doskonale rozumiała, co trapiło jej córkę. Nie było jej to obce. – Agatko, miłość czasami bywa zabawą pod napięciem. Kotek goni myszkę, myszka goni kotka. Zabawa między nimi trwa w najlepsze i

nagle stąpają w niewłaściwe miejsce, kopie ich prąd i wypadają z gry. Jednak pamiętaj: warto wierzyć w miłość, bo choć w większości przypadków nie kończy się ona wymarzonym „żyli długo i szczęśliwie”, to jednak jest piękna. Krótka, ale piękna. – Chciała jeszcze coś dodać w stylu „i szukaj tej miłości dalej, póki czas”, ale ugryzła się w język. Agata nic nie odpowiedziała, zasępiła się tylko i spuściła głowę. Nie potrafiła swobodnie rozmawiać z matką o tym, co ostatnio ją spotkało i dlaczego zamiast olśnienia popadła w nastrój samobójcy z towarzyszącym temu niepokojem, podkrążonymi oczami, skłonnościami do sentymentalizmu, nie wspominając już o cerze, na której odcisnęły się wszystkie towarzyszące temu uczuciu wątpliwości. Przez moment, patrząc na matkę, poczuła, że mimo wszystko będzie dobrze. Po jej wyjściu to wrażenie jednak szybko minęło i znowu była pełna napięcia jak przedtem. Jak uporać się z myślą, że od kilku miesięcy sypiała z żonatym mężczyzną? Tak bardzo żałowała, że nie zrobiła tego czy tamtego, co jej radziła Hanka. I choć słowo „przepraszam” z ust Krzysztofa słyszała już wielokrotnie, to jednak było to niewystarczające, żeby zapomnieć. Siedem razy supermen, czyli: przystojny, inteligentny, bogaty, solidnie wykształcony, na wysokim stanowisku, młody i wysportowany jak grecki atleta Krzysztof, miał ciemne włosy, brązowe oczy, sympatyczny uśmiech, bezpośredni sposób bycia i ogromne powodzenie u kobiet. Był tak pociągający, że wszystkie kobiety, patrząc na niego, zdawały się wołać: „Spójrz na mnie! Spójrz!”, szczęśliwe, gdy uzyskały to, czego pragną, i rozczarowane, gdy to nie nastąpiło. Krzysztof lubił kobiety, ale nie urozmaicał sobie życia przelotnymi romansami, dopóki nie spotkał Agaty. Ta żywiołowa kobieta z burzą kasztanowych włosów i roziskrzonymi oczami w niepojęty sposób zawładnęła każdą cząstką nie tyle jego serca, co ciała. Spędzanie z nią czasu było dla niego prawdziwą przyjemnością, nie wspominając już o łóżku, w którym doskonale potrafiła wykorzystać swoje erotyczne żywioły, doprowadzając go do gigantycznego orgazmu. Odpoczywał przy niej, bo to w końcu dość męczące – postępować tak, by sprostać wymaganiom człowieka sukcesu i dzielić świat z żoną przechodzącą codziennie załamanie nerwowe. Jednak małżeństwo dla Krzysztofa było

najważniejsze, absolutnie nie miał zamiaru zostawić Anity dla żadnej innej. Czasami, gdy na niego warczała, wysilał swoją gniewną wyobraźnię i myślał, jak by wyglądał jego świat bez niej, co by się stało. Niestety, drzemiąca w nim odpowiedzialność sprawiała, że czuł się z tą swoją wyobraźnią mały i podły. Hm, Anita?! Niełatwo przywołać we wspomnieniach obraz Anity sprzed kilku lat. Gdy ją zobaczył po raz pierwszy, pracowała jako szanowana dziennikarka w „Business Day”, ubrana zgodnie z panującymi trendami, najczęściej w kolekcje od Max Mary. Z nienagannie upiętym kokiem tak, że żadne pasemko nie miało prawa odstawać, i pięknymi, wypielęgnowanymi dłońmi prezentowała się jak Jackie Kennedy i jak ona była wyjątkowo pyskata. Miała przed sobą szerokie perspektywy zrobienia kariery na miarę Moniki Olejnik. Oświadczył się jej po dwóch miesiącach, marząc, by się zgodziła, a za pół roku powiedzieli sobie „tak”, wkładając obrączki. Od tego dnia nastąpiła metamorfoza Anity! I od tego czasu Krzysztof stracił rachubę, ile razy zarzucała mu zdrady, robiła pełnym zniecierpliwienia głosem wymówki, że przy nim nie ma poczucia bezpieczeństwa, że jest znużona, i wszystko jest do dupy. Pewnego dnia, gdy szykowała się rano do redakcji, powiedziała do siebie: „To żałosne, muszę przestać”, i… zwolniła się z pracy. Gdy Krzysztof zapytał ją, dlaczego to zrobiła, bez wahania stwierdziła „że nie lubi biurowych strojów”. Upchnęła więc swoje kostiumy od Max Mary w najciemniejszy kąt garderoby i wyjęła welurowy sportowy dres, stając się kobietą całkowicie udomowioną. Krzysztof z minuty na minutę przestał ją podziwiać, a tym samym przestał szafować nadmierną czułością do niej. Denerwowały go jej nieustanne pytania: „Czy kochasz mnie tak samo jak wczoraj? Czy pragniesz tylko mnie? Dlaczego spojrzałeś na tę wstrętną babę? Co będziemy robili jako dziewięćdziesięcioletni staruszkowie?” Czuł się całkowicie zniewolony. Ona miała taki głód miłości, że nawet gdyby kochał ją najbardziej na świecie, to i tak narzekałaby, że mu na niej nie zależy. Ciągle nachodziły ją wizje, jak Krzysztof ją zdradza. Odczuwała silny niepokój, gdy mówił o koleżankach z pracy, była czujna, gdy którąś chwalił, a gdy spojrzał na inną, traciła grunt pod nogami i zachowywała się jak rozwścieczony byk, któremu nagle macha się przed nosem czerwoną płachtą. Chwytała wtedy jego słowa w pułapkę