Wstęp
Czytelnik, który przeczytał moją książkę Córka Stalina z serii Literatura
Faktu, oczekujący ode mnie nowych sensacji historycznych dotyczących epoki
Stalina, będzie rozczarowany. Szereg postaci z ekipy Stalina – Poliny Żemczużyny,
Galiny Jegorowej, Jekatieriny Kalininy, Olgi Budionnej, Jewgieniji Alliłujewej,
Wiery Dawydowej i innych – został już omówiony w poprzedniej książce. Lecz to,
co tam było zaledwie zaznaczone, w ogromnym skrócie, schematycznie, w tej
książce usiłuję przedstawić jako pełne biografie, naznaczone tragizmem, wgłębić
się w ich psychologię, w ich świat wewnętrzny na tle życia na Kremlu, w otoczeniu
Stalina.
Książka jest podzielona na trzy części. Pierwsza z nich to Raj na ziemi.
Przedstawia luksusowe życie prominentek Stalina, ogromne ich przywileje na tle
skromnej egzystencji większości społeczeństwa. Te uprzywilejowane kobiety
stanowiły swoistą kastę, wydzieloną z szerokiej rzeszy kobiet radzieckich.
Zamknięta przestrzeń Kremla, a potem Domu nad rzeką Moskwą to było jakby
inne państwo pod patronatem Stalina.
W rozdziale drugim – W przedsionku piekła – usiłowałam pokazać duchowe
przeobrażenie tych kobiet, masowo aresztowanych, rozstrzeliwanych bądź
zsyłanych do obozów jako żony wrogów ludu. Przeszły piekło tortur, przesłuchań,
za wszelką cenę starając się nie utracić nic ze swej tożsamości kobiety i swego
człowieczeństwa. Tragiczne są losy tych kobiet, których jedyną winą było to, że
były żonami decydentów Stalina, który w pewnym momencie z tych czy innych
powodów postanowił pozbyć się swych byłych towarzyszy.
Trzeci rozdział nosi tytuł Piekło. Przedstawia ciężką egzystencję kobiet
w obozach i łagrach stalinowskich, nazywanych gułagami. One zaś były nazywane
katorżniczkami. Katorżniczki stalinowskie to już inny typ kobiet Stalina, które
poddały się bezprecedensowej machinie terroru w molochu piekła obozowego bądź
nie – przeżyły i powróciły na wolność, żeby pisać wspomnienia dla świata i ku
przestrodze innym władcom i decydentom.
Książka opracowana została na podstawie faktów, nie pozwoliłam sobie
nawet na najmniejszą fikcję, natomiast nieco liryczne wątki to już danina
romantycznej rosyjskiej duszy, od której nie uciekniesz.
Elwira Watała
CZĘŚĆ PIERWSZA. RAJ NA ZIEMI
Żelazną ręką zapędzimy ludzkość do szczęścia
Bolszewickie hasło
OSOBOWOŚĆ STALINA
Samotny, stary, szpetny, żal mi go!
Słowa jednego z ochroniarzy Stalina w Kuncewie
Miał wszystko, co chciał. A mówiąc ściślej – mógł mieć wszystko, co chciał.
I dlatego już niczego nie pragnął. Podzelowane stare walonki, zniszczony mundur
wojskowy, wyszczerbiony porcelanowy nocnik pod wąską kanapą (nawet łóżka nie
miał) i wycięte z „Ogonioka” portrety dzieci, przymocowane pinezkami do ściany
małego domku, zbudowanego w ostatnich latach życia Stalina obok okazałej daczy
w Kuncewie. W tej daczy przyjmował gości, lecz pracował i spał w owym małym
domku. Pod koniec życia minimalizm potrzeb Stalina osiągnął takie rozmiary, że
po jego śmierci okazało się, że nie miał galowego munduru, w którym można by
pochować (zawieźć do mauzoleum) wodza narodu. Członkowie Politbiura byli
w nie lada kłopocie. W pośpiechu wezwano krawca, by sporządził galowy mundur
dla zmarłego Stalina. Ten, który bez problemu mógł wziąć z muzeum najdroższy
obraz Rubensa i podarować go profesorowi zajmującemu się odmładzaniem
Stalina, a swe kochanki obsypywać brylantami, również muzealnego pochodzenia,
nigdy niczego nie miał dla siebie. Dostawał jakąś tam pensję, nigdy nie wiedział
ile. Pieniądze te rozdawał rodzinie Swietłany i wnuczce – Gali (córka syna Stalina,
Jakowa), posyłał matce, oddawał potrzebującym przyjaciołom; lecz nigdy nie
wydawał na siebie.
Nie miał pojęcia o cenach, nigdy nie wszedł do żadnego sklepu, nie kupił
najmniejszego nawet drobiazgu. Ogromne ilości prezentów, przysyłanych
Stalinowi na rocznice jego urodzin ze wszelkich krańców ZSRR i z całego świata,
oddawał do muzeum. Jak twierdzi jego córka, Swietłana Alliłujewa:
„Wszystkie prezenty przysyłane mu z całego świata ojciec polecił zebrać
i przekazać do muzeum. To nie była hipokryzja ani poza – jak twierdzi wielu.
Postanowił tak dlatego, bo nie miał pojęcia, co z taką ilością drogich rzeczy
zrobić”1.
Na początku Stalin żył bardzo skromnie. Mieszkanie Josifa Wissarionowicza
niczym nie różniło się od mieszkań jego prominentów, więc kiedy po śmierci
Nadieżdy poprosił Bucharina, by ten zamienił się z nim mieszkaniami, zrobiono to
w ciągu kilku minut. Nie trzeba było nawet przenosić mebli, bowiem wszystkie
były jednakowe, z obowiązkowymi miedzianymi tabliczkami inwentaryzacyjnymi.
Lecz apetyt, jak wiadomo, rośnie w miarę jedzenia i wkrótce asceta Stalin poczuł
zamiłowanie może nie do komfortu, lecz do komfortowego mieszkania. Stalin
trzykrotnie zmieniał mieszkanie na Kremlu. Od bardzo skromnego, składającego
się z trzech-czterech pokojów standardowo umeblowanych, do bardziej
luksusowych. Wreszcie w 1938 roku Stalin przeniósł się do ogromnego mieszkania
w pięknym osiemnastowiecznym budynku Senatu, które zajmowało całe piętro.
Był tu salon, sala recepcyjna, jadalnia, sypialnia, pokoje dla dzieci i służby.
Na górze był gabinet Stalina. To właśnie dla niego odremontowano to
wielkie mieszkanie, a także zbudowano kilka czy nawet kilkadziesiąt dacz pod
Moskwą i na południu ZSRR – na Krymie i Kaukazie.
Swietłana Alliłujewa wspomina:
„W nowym mieszkaniu na Kremlu ojciec bywał rzadko, przychodził tylko na
obiad. Źle się tam mieszkało. Mieszkanie było położone na półpiętrze gmachu
Senatu, zbudowanego przez Kozakowa. Był tam długi korytarz i po jednej jego
stronie znajdowały się pokoje, stare i nijakie, o grubych na półtora metra ścianach,
z łukowatymi sklepieniami. Gabinet ojca znajdował się na pierwszym piętrze;
ojciec schodził stamtąd do domu na obiad. Obiad trwał długo, od szóstej wieczór
do jedenastej, po czym ojciec jechał na daczę. Około drugiej, trzeciej następnego
dnia wracał na Kreml”2.
W ostatnich latach Stalin rzadko przebywał w tym mieszkaniu, wolał daczę
w Kuncewie. Tam też odbywały się wielogodzinne nocne uczty z członkami
Politbiura i zaproszonymi gośćmi, wśród których nigdy nie było żon partyjnych
prominentów. Zwraca na to uwagę m.in. śpiewaczka operowa Wiera Dawydowa,
którą – nawiasem mówiąc – łączył ze Stalinem gorący romans:
„My, artyści, często zadawaliśmy sobie pytanie: dlaczego przywódcy partii
komunistycznej i członkowie rządu radzieckiego przychodzą na przyjęcia u Stalina
i na spektakle w Teatrze Bolszoj bez żon?”3.
Gdy Stalin wyjeżdżał z Kremla na swoje dacze, ruch na ulicach Moskwy na
tej trasie był wstrzymywany. Każdy z owych domów letniskowych był otoczony
grubym, wysokim, kamiennym murem, wewnątrz biegały złe psy, a po drodze było
kilka szlabanów z ochroną, która sprawdzała wszystkie pojazdy. W miarę upływu
czasu, gdy podejrzliwość Stalina w stosunku do wszystkich rosła, gdy ogarniała go
paranoja i obsesja na tle rzekomych spisków na jego życie, na kamiennych murach
otaczających dacze Stalina pojawiły się kolczaste druty, jak w obozach
koncentracyjnych, i zwiększała się w zastraszającym tempie ilość zamków
i urządzeń alarmowych. Stalina ogarniał strach. Pieczę nad jego mieszkaniem
i daczami sprawował generał Nikołaj Sidorowicz Własik, który służył Stalinowi
jako szef osobistej ochrony przez trzydzieści lat, od 1934 roku. Był mu absolutnie
oddany, choć nie zapominał przy tym i o własnych interesach. Kradł
bezpardonowo, gdzie się dało i co się dało, a możliwości miał niewyczerpane.
Swietłana, córka Stalina, bardzo nie lubiła Własika; w swej książce Dwadzieścia
listów do przyjaciela przedstawiła go jako niedouczonego, nieokrzesanego chama,
pyszałkowatego i zadufanego w sobie. Własik miał przeogromną władzę.
On dyktował artystom Teatru Wielkiego gusty Stalina. Ani jeden koncert w Teatrze
Bolszoj lub w Gieorgijewskiej sali Kremla nie obył się bez akceptacji repertuaru
przez Własika. Swietłana pisze, że generał panoszył się też w Kuncewie,
wynagradzając sobie to, że Nadieżda, żona Stalina, nie wpuszczała go do ich
kremlowskiego mieszkania. Stalin natomiast darzył go ogromnym zaufaniem i po
śmierci Nadieżdy oficjalnie powierzył mu opiekę nad swymi dziećmi. Jednakże
w 1952 roku – pod wpływem Berii (tak sądzi Swietłana) – Stalin przestał ufać
Własikowi. Już kilka lat wcześniej zarzucał mu nadmierne bogacenie się i nawet
próbował go wyrzucić, lecz ostatecznie wybaczył generałowi. Lecz we
wspomnianym roku 1952 Beria dostarczył Stalinowi kompromitujące Własika
dokumenty i los generała był przesądzony. Zwolniono go ze wszystkich funkcji
i aresztowano 16 grudnia owego roku. Zarzucono mu najrozmaitsze nadużycia
natury gospodarczej, przede wszystkim niepohamowaną chęć czerpania korzyści
materialnych. Twierdzenie, że to Beria pierwszy otworzył Stalinowi oczy
w przypadku Własika, byłoby jednak niesłuszne. Już wcześniej bowiem – jak
wspomniano – Stalin od czasu do czasu karcił Własika za rozkradanie
państwowego mienia. Posłuchajmy, co o tym mówi Swietłana:
„Ojciec czasami napadał na swoich szefów ochrony, także na Własika,
wymyślając im: «Darmozjady! Dorabiacie się tutaj! Wiem, ile pieniędzy przecieka
wam przez palce!». W rzeczywistości niczego nie wiedział, intuicyjnie tylko czuł,
że chodzi o ogromne sumy. Próbował nawet przeprowadzić kontrolę swojego
mienia, ale nic z tego nie wyszło – podsunięto mu jakieś fałszywe dane. Wściekł
się, ale i tak niczego się nie dowiedział. Mając absolutną władzę, był bezsilny
i bezradny wobec tego zdegenerowanego systemu, który osaczył go ze wszystkich
stron – nie mógł go zniszczyć ani skontrolować”4.
Własika przesłuchiwał sam Beria. Postawiono mu m.in. zarzuty pobłażania
lekarzom-trucicielom, korzystania z majątku państwowego dla własnych celów,
defraudacji państwowych pieniędzy. Poczciwy i spokojny Nikołaj Własik kradł na
prawo i lewo. Został zesłany na dziesięć lat do Krasnojarskiego Kraju i – zgodnie
ze stalinowskim zwyczajem – zostałby tam zabity, gdyby nie śmierć samego
Stalina. Mimo to nie zwolniono go z obozu.
Stało się zwyczajem, Drogi Czytelniku, licznych biografów Stalina rugać go
za to, że likwidował lub zsyłał swoich najbliższych współpracowników, służących
mu z wielkim oddaniem, lecz dopuszczających się przy tym licznych nadużyć
gospodarczych, jak choćby Poskriobyszew czy Własik. No cóż, wsadzimy tym
stwierdzeniem kij w mrowisko, lecz uważamy pryncypialność za jedną
z najważniejszych cech władcy. Nie każdy potrafi być taki. Obecnie coraz częściej
w moskiewskim programie telewizyjnym Władimira Sołowiowa mówi się, że nie
byłoby takiej hiperkorupcji w dzisiejszej Rosji, gdyby Putin wyróżniał się choć
w dziesiątej części taką pryncypialnością, jak Stalin i karał złodziejów
i malwersantów, nie patrząc na ich tożsamość i pozycję społeczną. Ile milionów
dolarów nakradł minister obrony, marszałek Sierdiukow? I co, siedzi w więzieniu?
Oczywiście nie. A czy siedzi w więzieniu jego bezczelna kochanka Wasilijewa,
która na prawo i lewo sprzedawała z zyskiem dla siebie mieszkania przeznaczone
dla oficerów Armii Rosyjskiej? Nie. A nawet nowym biznesem z powodzeniem się
para. Takie przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Stalin walczył
z korupcją okrutnie, ale nader skutecznie. To przyznają obecnie naukowcy –
historycy. Tyran, niszczący własny lud, Józef Stalin, mimo wszystko daje nam
wspaniały przykład bezwzględności i pryncypialności w walce z malwersantami
i złodziejami państwowego mienia.
STALIN LUBIŁ DACZE
Drogi Czytelniku, opisanie Stalina zajęło nam dużo czasu. Grzebania
w materiałach również było sporo, bowiem jakoś tak się przyjęło w jego
biografiach – o czym już zresztą wspomniano w poprzednim rozdziale – iż Stalin
lubił spartański tryb życia, nie gonił za wartościami materialnymi. Wystarczył mu
jeden pokój, skromnie umeblowany, podzelowane walonki, jeden płócienny
garnitur na lato, wojskowa kurtka na zimę, stary szynel – i to wszystko, na tym
kończyło się bogactwo Stalina. Nie miał cennych obrazów, kryształów ani
brylantów w zanadrzu. Nie odczuwał pociągu do zbytku i drogocennych rzeczy.
Z jednym wyjątkiem, bardzo kosztownym dla państwowej kiesy: lubił dacze. On je
kolekcjonował, jak cenne eksponaty. Miał dużo, bardzo dużo dacz – pod Moskwą
i na południu kraju, na Kaukazie i na Krymie. I nawet jeśli w nich nie mieszkał ani
nie przebywał, one zawsze były w bojowej gotowości, z pełną obsługą
i wszelakimi dobrodziejstwami. Kto policzy, ile kosztowało państwo to bezcelowe
hobby? Pięć dacz Stalina znajdowało się wokół Moskwy, kilka na Krymie (w tym
dwa pałace cesarskie), trzy w Gruzji, pięć w Abchazji. W piętnastu rezydencjach
utrzymywano stały personel. W 1948 roku nad jeziorem Rica w Abchazji
zbudowano szereg dacz – sanatorium dla członków Komitetu Centralnego partii
i ich rodzin. Tu Stalin wysyłał swych zapracowanych pracowników, przede
wszystkim Jeżowa i Woroszyłowa. Niedaleko tego kompleksu zbudowano willę
dla Stalina. Wszystkie dacze były bliźniacze, identycznie umeblowane, według
osobliwego gustu Josifa Wissarionowicza, noszącego nazwę stylu Stalina.
W centrum wszystkich domów znajdowała się jadalnia z ogromnym stołem
pośrodku i krzesłami w białych płóciennych pokrowcach dookoła niego. Wszystkie
dacze były pomalowane na zielony kolor – niewidoczny wśród zieleni drzew,
wszystkie miały w swych obejściach nie tylko altanki, lecz i letnie domki.
W każdej z nich obowiązkowo była sala bilardowa, mała sala kinowa, kilka
sypialni, przestronne łazienki.
Wszystkie stalinowskie dacze budował ten sam architekt – Miron
Mierżanow, którego Stalin aresztował pod koniec 1940 roku jako wroga ludu. Był
on kochankiem synowej Gorkiego, Timoszy. Timosza rozpaczała, gdyż wszyscy jej
kochankowie zostali rozstrzelani przez Stalina. Co to ona – fatalna czarna wdowa?
Dlaczego jak muchy mrą jej kochankowie – Jagoda, Mierżanow i inni?
Zarówno w mieszkaniu na Kremlu, jak i w daczach Stalina była sala
bilardowa i biblioteka. W bibliotece kremlowskiego mieszkania stało kilkadziesiąt
szaf z książkami. Stalin był wielkim miłośnikiem literatury i prawie codziennie
czytywał metodą szybkościową koło pięciuset stron. Ani Stalin, ani jego rodzina –
córka Swietłana i syn Wasilij – nie lubili tego mieszkania. Ciemne korytarze,
masywne drzwi, łukowe sklepienia przypominały ponury klasztor. Panowała tu
bardzo ciężka atmosfera. Na podłogach leżały dywany, w korytarzu czerwony
chodnik, w głębi korytarza weneckie lustro. W salonie meble przykryte były
białymi płóciennymi pokrowcami. Te pokrowce na meblach i pianinie, dywany na
podłogach, obowiązkowo sala bilardowa i biblioteka – to wszystko tworzyło
swoisty styl Stalina, który naśladowali wszyscy członkowie Politbiura, dlatego też
ich mieszkania i dacze były prawie bliźniaczo do siebie podobne.
Krajowych i zagranicznych gości Stalin przyjmował późnym wieczorem,
nieraz nawet o dziewiątej. Ci z zagranicy dziwili się z powodu tak później pory
audiencji. Lecz to był styl Stalina. On w nocy tańczył i ucztował, kładł się spać nad
ranem i spał do południa. Do tego stylu „nocnego marka” musieli dostosować się
wszyscy jego dygnitarze, którzy dzięki temu byli pozbawieni życia osobistego.
Jeden z nich po cichu ubolewał: „No i kiedy ja mam sypiać z żoną? W dzień nie
bardzo zachciewa się seksu”.
Do legendy przeszły tak zwane uczty Stalina, gdy Josif Wissarionowicz
podejmował wąskie grono swych zaufanych towarzyszy, członków Politbiura,
kilkugodzinną kolacją, jednocześnie bawiąc się i relaksując. Wszyscy czuli się
bardzo swobodnie. Śpiewali pieśni, modne były wulgarne czastuszki, grał
amerykański gramofon, sam Stalin zmieniał płyty, Woroszyłow miał ładny głos,
wtórował mu Stalin, który – według Swietłany – miał przyjemny, miękki baryton.
Tańczono, lecz wobec braku damskiego towarzystwa, mężczyźni tańczyli ze sobą.
Komicznie wyglądało, gdy staruszek Mołotow tańczył walca z grubym
Malenkowem, prowadząc go jak damę. Woroszyłow i Budionny grali na
harmonijkach. Żeby rozweselić Stalina, urządzano improwizowane inscenizacje,
Karol Pauker pokazywał scenki z przesłuchań więźniów. Czasami ktoś podkładał
pomidor na krzesło wznoszącego toast gościa i wszyscy wesoło się śmiali, gdy ten
po wzniesieniu toastu siadał niczego nieświadomy i jego spodnie pokrywały się
czerwoną miazgą.
O ile dawniej, w pierwszych latach po rewolucji, dygnitarze Stalina i on sam
krępowali się otwarcie mieć kochanki i czynili to bardzo dyskretnie, z upływem lat
bez żadnej żenady otwarcie to demonstrowali. Mieć kochankę lub nawet kilka,
stawało się modne. Prym wiódł Stalin, temperamentny Gruzin nieobojętny na
piękną płeć. Po śmierci Nadii miał mnóstwo kochanek, rekrutujących się
przeważnie spośród artystek baletu i opery Teatru Bolszoj, który objął swym
patronatem, a także spośród żon i córek jego dygnitarzy. Odrębną pozycję
sekretnej, morganatycznej żony zajmowała kelnerka awansowana do roli
gospodyni Kuncewa, Walentina Istomina – mała, prosta, pulchna i piersiasta
kobieta, z którą Stalin utrzymywał stosunki seksualne przez trzydzieści lat, do
samej swej śmierci, i która – niezależnie od tego, czy przebywał na południu z inną
kochanką – zawsze mu towarzyszyła.
Wzorując się na swoim przywódcy, dygnitarze Stalina często urządzali
przyjęcia. Dotyczy to okresu, gdy jeszcze nie mieszkali gremialnie w Domu nad
rzeką Moskwą, tylko na Kremlu. Zwłaszcza lubili spotykać się u Woroszyłowa,
Ordżonikidzego i Budionnego. W 1934 roku zapraszają na przyjęcie do mieszkania
Ordżonikidze Wierę Dawydową – kochankę Stalina. Jak zawsze uśmiechnięta
i życzliwa żona Sergo Ordżonikidzego – Zina serdecznie wita gości; pragnie
poznać pierwszą diwę Teatru Bolszoj, Wierę Dawydową. Zżera ją ciekawość, jaka
ona jest – ta kochanka Stalina. Ponoć omotała go sobie wokół palca i dumny
Gruzin – Josif Wissarionowicz, który nigdy nie podporządkowywał się kobietom,
zaczyna nawet ustępować tej ślicznotce o nimfomańskich inklinacjach. Na tym
przyjęciu u państwa Ordżonikidze Wiera Dawydowa poznała Nikołaja Bucharina,
Lwa Kamieniewa, Grigorija Zinowjewa, Gieorgija Malenkowa. To ważne, drogi
Czytelniku – nie dlatego, że wszyscy oni (oprócz Malenkowa) wkrótce zostaną
rozstrzelani, lecz że wszyscy, naśladując Stalina, urządzają takie uczty u siebie
w mieszkaniach. Każdy z nich chce wtórować gustowi Stalina. I gdy on w swej
daczy zaczął w oranżerii hodować południowe owoce – pomarańcze i cytryny,
wszyscy jego prominenci ulegli pokusie, by w swoich daczach też coś tam
hodować. Wielu radzieckich przywódców założyło własne menażerie. Bucharin
hodował młode niedźwiedzie i lisy, Kaganowicz króliki, Chruszczow lisy i jelenie,
Budionny i Woroszyłow konie. Stalin był dla nich wzorem do naśladowania.
To zadziwiające, jak umiał oddziaływać na ludzi.
Obsługa na stalinowskich ucztach była bardzo dyskretna, nauczona nigdy nie
zadawać pytań, a po obsłużeniu gości szybko wychodzić i czekać w poczekalni na
dzwonek, gdy Stalin lub któryś z gości będzie czegoś potrzebował. Kelnerkom nie
wolno było ani minuty pozostawać w sali, gdzie biesiadował Stalin i jego
towarzysze. Gdy która z nich choć na chwilę zatrzymała się w sali, Stalin
podejrzewał, że podsłuchuje. Zaczynały się toasty po gruzińsku, długie panegiryki
wychwalające obecnych. A oni trzęśli się ze strachu, bo nigdy było nie wiadomo,
co ich czeka jutro, czy obudzą się we własnym łóżku, czy w celi na Łubiance.
Po ukończeniu toastów można było opowiadać kawały. Mogły być sprośne, lecz
broń Boże polityczne. Na przykład, gdy Stalin wprowadził tytuł matki-bohaterki
ZSRR dla matek, które urodziły dziesięcioro i więcej dzieci, był modny taki oto
kawał:
Matka-bohaterka, trzymająca swój order w spoconej dłoni, spotyka
powracającego z wojny żołnierza radzieckiego, którego pierś jest cała w bojowych
odznaczeniach i medalach. Matka pyta żołnierza: „Synku, powiedz mi, gdzie ja
mam to przyczepić? – i pokazuje mu order matki-bohaterki, który trzyma w ręku.
Żołnierz na to: „Nie wiem, matko. Ja piersią zdobywałem swe ordery i noszę je na
piersi. I ty powieś swój na tym, czym go zdobywałaś”.
Beria polecał wódkę pieprzówkę jako środek na potencję, znacząco patrząc
przy tym na Kalinina. Biedaczek był pełen erotycznych chęci i ciągle uwodził
młode baletnice z Teatru Bolszoj, a te mu zgodnie odpowiadały: „No i z czym do
gościa, towarzyszu przewodniczący Rady Najwyższej?”.
Jednak najbardziej przykre, drogi Czytelniku, jest to, że nawet podczas tych
wystawnych uczt Stalin czuł się bardzo samotny. To on doprowadził do tego, że
jego palatynowie byli z nim nieszczerzy, skrywali swe uczucia wobec wodza, bo
nad wszystkim górował zwyczajny strach. Człowiek czuje się samotny, gdy nie ma
równego sobie partnera, z którym można byłoby zwyczajnie podyskutować.
Tu żadnego dialogu z podwładnymi nie było, był monolog wodza. A gdy oni się
z nim nie zgadzali, nisko opuszczali głowy i milczeli. Nikt nigdy nie mógł
sprzeciwić się Stalinowi, nawet w drobnych kwestiach. On był wyrocznią we
wszystkich życiowych sprawach, w kulturze, gustach, miłości, poglądach,
moralności. Słowem, przez całe życie Stalin odczuwał samotność, co właściwie nas
nie dziwi, ponieważ taki już jest los dyktatorów. Lecz w ostatnich latach swego
życia Stalin był szczególnie samotny. Przyznaje to jego córka Swietłana, pisząc
o daczy w Kuncewie:
„Kilkakrotnie dom był rekonstruowany według planów ojca. Widocznie nie
mógł znaleźć w nim dla siebie miejsca”5.
Istniało dwóch Stalinów: ten pierwszy – spiżowy monument, ikona, bóg
i car, absolutny autorytet dla mas, dla ludzi, dla propagandy. I tu Stalin pozostaje
nieskazitelny, zewnętrznie i wewnętrznie. O wspaniałej powierzchowności,
o sympatycznej, mądrej twarzy – sumiaste czarne wąsy, czarne włosy, wysoki,
zgrabny, czysto ubrany w półwojskowy mundur, w wysokich butach z miękkiej
skóry o lustrzanym połysku, bez odznaczeń (z orderów nosił tylko Złotą Gwiazdę
Bohatera ZSRR, podczas gdy np. Breżniew miał aż pięć Gwiazd na piersi). Jego
uśmiech obnażał śnieżnobiałe zęby, jego fajka nigdy nie dymiła – taki Stalin
wzbudzał ufność i sympatię.
A oto Stalin rzeczywisty, dla bliskich, dla wąskiego grona – taki, jaki był
naprawdę. Niskiego wzrostu, o krzywych nogach, dziobatej twarzy
(w konsekwencji przebytej w dzieciństwie ospy), o sparaliżowanej lewej ręce,
która nie zginała się w łokciu, o nieproporcjonalnym ciele (zbyt krótkim tułowiu
przy długich i chudych nogach). Miał wydatny brzuch, całkowicie rude wąsy
i rzadkie rude włosy. Zęby miał zepsute i czarne od tytoniu. Palce pokryte
niezmywalnymi żółtymi plamami, również za sprawą tytoniu. A oto opinia
o powierzchowności Stalina jego długoletniej (ich związek trwał dziewiętnaście
lat) kochanki, Wiery Dawydowej:
„Przyjrzałam mu się uważnie: niski, szpetny, cherlawy, tułów wąski i krótki,
a ręce i nogi nieproporcjonalnie długie. Prawa ręka dłuższa od lewej”6.
Podobnie, choć nieco obszerniej opisał Stalina jugosłowiański
polityk-komunista Milovan Djilas:
„Zaskoczyło mnie jeszcze coś. Stalin był niskiego wzrostu,
nieproporcjonalnej budowy ciała. Tułów miał krótki i wąski, podczas gdy nogi
i ręce były nieproporcjonalnie długie. Lewa ręka i lewe ramię wydawały się
nieruchome. Miał okrągły brzuch i rzadkie włosy, chociaż nie był łysy. Twarz miał
bladą, a policzki rumiane, pociągnięte różem. Dowiedziałem się, że taką barwę,
typową dla ludzi, którzy zbyt długo przebywają w kancelariach, w wyższych
radzieckich kręgach nazywają «kremlowską karnacją»”7. Stalin długo i mozolnie
pracował nad swoim wizerunkiem dla mas. Jego praca nad sobą dała porażające
wyniki. Jeśli pragnął on stworzyć swój wizerunek doskonałego wodza, któremu by
naród uwierzył i którego by polubił, udało mu się to całkowicie. Naród szczerze
kochał Stalina i wierzył mu. Rodzice wychowywali swe dzieci w ogromnej miłości
do Stalina i niejedna matka z dumą mówiła: „Moi synowie w pierwszym rzędzie
kochają Stalina, a zaraz po nim mnie”. Wprawdzie Chruszczow na XX zjeździe
partii obalił kult Stalina, tym niemniej do dnia dzisiejszego ma on dużo swoich
zwolenników wśród Rosjan. Jeszcze w 2012 roku do sklepów w Rosji trafiły
zeszyty szkolne z wizerunkami Stalina na okładce. Radziecki historyk
i dramatopisarz Edward Radzinski uważa, iż Stalin posiadał najbardziej
hipnotyzujące oczy na świecie. Monotonny głos i otaczająca go aura boskości
mogły silnie oddziaływać na obywateli, którzy szli na śmierć z jego imieniem na
ustach. Tak było nie tylko podczas wojny, gdy radzieccy żołnierze szli do ataku
z hasłem: „Za ojczyznę, za Stalina”, lecz nawet podczas krwawych egzekucji,
podczas zabijania własnego narodu w latach trzydziestych, w okresie
„jeżowszczyzny”. Skazani z jego rozkazu na rozstrzelanie ludzie przed egzekucją
krzyczeli: „Niech żyje towarzysz Stalin!”.
Obecnie znamy ukrywane dawniej fakty, że Stalin interesował się hipnozą,
wspierał badania nad nią, stworzył potajemnie kilka naukowych instytutów
badawczych w tej dziedzinie. Szczególnie interesował go Wolf Messing –
jasnowidz żydowskiego pochodzenia, który wyemigrował z niemieckich terenów
okupowanych. Messing nie tylko posiadał dar jasnowidzenia, lecz był bardzo
silnym hipnotyzerem, co niejednokrotnie udowadniał w eksperymentach, które
urządzał Stalin. Pewnego razu kazał mu przejść przez wszystkie posterunki
ochrony do swego gabinetu bez żadnej przepustki. Było pięć punktów ochrony.
Messing uczynił to bez najmniejszego trudu, pokazując wartownikom zamiast
przepustki czystą kartkę papieru. Za każdym razem patrzył im prosto w oczy.
Za drugim razem Stalin rozkazał Messingowi pobrać w banku, bez
upoważniających do tego dokumentów, sto tysięcy rubli. Messing znowu okazał
zwykłą kartkę papieru kasjerce, która bez zastrzeżeń wydała mu wskazaną kwotę.
Po okazaniu jej Stalinowi Messingowi nakazano zwrócić te pieniądze do banku.
Gdy kasjerka zobaczyła zamiast dokumentu, na podstawie którego wydała
Messingowi tę kwotę, czysty arkusz papieru, dostała ataku serca i zmarła na
miejscu. Stalin był przekonany o swoich zdolnościach hipnotycznych. Możliwe, że
Messing, którego Stalin nie represjonował, pomagał mu w opanowaniu tej sztuki.
Na niezwykły wpływ Stalina na ludzi, z którymi rozmawiał, wskazywał Winston
Churchill. Stalin zainteresował się Messingiem od momentu, gdy ten śmiało
rozpoczął z nim rozmowę. Żydowski jasnowidz i hipnotyzer tak wspomina
spotkanie ze Stalinem:
„Wszedł jakiś człowiek z wąsami. Witamy się. Poznałem go od razu.
Powiedziałem: «Dzień dobry! Nosiłem pana na rękach!». «Jak to na rękach?».
Ja na to: «Na pierwszego maja, na defiladzie»”8.
Stalin, jak każdy Gruzin, z natury bardzo wybuchowy, pracował nad sobą
i pozbył się tej cechy. Tylko w wyjątkowych wypadkach wybuchał na oczach ludzi
gniewem. Dla przykładu, zdarzyło mu się to, kiedy podczas czystek w latach
trzydziestych przyszły do niego dwie kobiety: żona Lenina – Nadieżda Krupska
i jego siostra – Maria Iliniszna, by wstawić się za aresztowanymi, siedzącymi na
Łubiance starymi bolszewikami. Stalin wrzasnął groźnie na kobiety: „Za kim się
ujmujecie? Za wrogami narodu?”. Obie staruszki zbladły i tyłem wycofały się
z gabinetu. Opanowanie drogo Stalina kosztowało. Niewyładowana agresja
odbijała się w postaci niesamowitych bólów głowy i arytmii serca. Były jednak
oznaki, na których podstawie można było poznać gniew Stalina mimo jego bardzo
spokojnego tonu. Jedną z nich była niezapalona fajka. Ona wróżyła najgorsze.
Natomiast jeśli Stalin gładził wąsy ustnikiem fajki, wiadomo było, że jest
w dobrym humorze. Gdy ktoś wchodził do poczekalni Stalina, zawsze pytał jego
sekretarza Poskriobyszewa, jaka pogoda. Jeśli pogoda była dobra, co oznaczało, że
Stalin był w dobrym humorze – o czym przekonał się sam Poskriobyszew, widząc
Stalina pochylonego nad papierami i głaszczącego wąsy ustnikiem fajki – bez
obawy wchodzili do jego gabinetu. Jeśli zaś „pogoda była zła”, strach ich
oblatywał i serce uciekało im w pięty. Stalin, zwłaszcza w ostatnich latach życia,
bardzo rzadko pokazywał się ludziom. Dlaczego? Po pierwsze, żeby nie psuć
wizerunku znanego z portretów, na których – dzięki umiejętności fotografów
i dobremu retuszowi – jest on wysoki, zgrabny, o proporcjonalnym tułowiu, nie
dziobaty, ze sprawną lewą ręką, o miłej powierzchowności, z wąsami i włosami
czarnymi, a nie rudymi, jak w rzeczywistości. Po drugie, ze strachu przed
zamachami. Pod koniec życia u Stalina rozwinęła się mania prześladowcza
i obsesja na tle zamachów na jego życie. Coraz bardziej izolował się od ludzi,
stawał się ikoną, spiżowym pomnikiem, nie zaś żywym człowiekiem. Stalin
wyraźnie miał dwa oblicza – inne dla narodu, inne zaś dla najbliższego otoczenia,
które dobrze znało jego słabości i czysto ludzkie cechy. Dla tych pierwszych był
przywódcą o kolosalnym autorytecie, lubianym, wręcz ubóstwianym, obdarzonym
imponującymi cechami charakteru: skromny, powściągliwy, wiodący spartański
tryb życia, małomówny, o żelaznej woli, żyjący dla ludu. Dla najbliższego
otoczenia zaś był Kobą (partyjny pseudonim Stalina) – wybuchowy, agresywny,
nieobliczalny, egoistyczny, erotoman przy jednoczesnej erotycznej wstydliwości.
W prywatnej scenerii Kuncewa był to typowy neurotyk, towarzyski gaduła,
cholernie inteligentny, złośliwy, zimny jak stal i… o tak – ogromnie nieszczęśliwy!
Stalin nie lubił przyrody w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Nie uprawiał
żadnego sportu, nie umiał nawet pływać, mimo iż wszystkie (lub prawie wszystkie)
jego dacze ulokowane były nad Morzem Czarnym. Nie wchodził nigdy do wody,
no, może tylko po kolana. Nie opalał się, nie lubił słońca, zawsze siedział w cieniu.
Śmieję się więc, Drogi Czytelniku, gdy czytam w niektórych biografiach o Stalinie,
jak to on wspaniale pływał, obejmując swoje kochanki, w Morzu Czarnym, i z jaką
rozkoszą wystawiał twarz do słońca. Jest to wierutna bzdura! Stalin nawet
w alejkach, po których spacerował w swych posiadłościach, zawsze miał altanki,
w których krył się przed słońcem.
Josif Wissarionowicz lubił natomiast przyrodę „poprawiać”, jak Kaligula.
Wycinał drzewa, kazał ścinać trawę, żeby wszystko zaasfaltować i żeby dróżki
były nie piaszczyste a asfaltowe właśnie.
Uprawiał egzotyczne owoce w swych oranżeriach i cieszył się jak dziecko,
że u niego pod Moskwą rosną i dojrzewają banany i ananasy. Lecz gdy dowiedział
się, ile prądu pożera jego oranżeria, w przypływie gniewu kazał wszystko
powycinać. Z kwiatów lubił najbardziej gruzińską roślinkę o zapachu gorzkiego
piołunu czy też najdroższych francuskich perfum – mimozę. Na gałązce
niepozorne, przypominające nowo narodzone pisklęta, żółte, mechate kuleczki. Nic
szczególnego, lecz jaka siła działania! Wydaje się, że ten krzaczek jest napełniony
czarowną energią dobrej wróżki – spokój człowieka ogarnia po powąchaniu
mimozy. To Stalin wprowadził zwyczaj obdarowywania 8 marca kremlowskich
żon mimozami. Ta tradycja zachowała się w Rosji do dzisiaj. Nie róże, nie
goździki przodują wśród kwiatów 8 marca, lecz niepozorne mimozy.
JAK STALIN SPĘDZAŁ CZAS?
Wczesnym wieczorem Stalin jechał na spektakl do Teatru Bolszoj, którego
był wielkim miłośnikiem, albo szedł do swej sali kinowej na Kremlu, by wraz
z członkami rządu obejrzeć kolejny film Chaplina czy Aleksandrowa z Lubow
Orłową w roli głównej. Lubow Orłowa, żona reżysera Grigorija Aleksandrowa,
była ulubioną aktorką Stalina. Eskapady do teatru i do kina były regularne i częste.
Po nich Stalin wyjeżdżał na daczę do Kuncewa.
Swietłana Alliłujewa tak wspomina warunki panujące w podmoskiewskiej
daczy Stalina, w której ten bardzo chętnie przebywał:
„W Kuncewie ojciec zawsze mieszkał na dole, właściwie w jednym pokoju,
który wystarczał mu za wszystkie inne. Spał na kanapie, obok na stoliku stały
niezbędne telefony, konieczne do pracy. Duży jadalny stół zawalony był papierami,
gazetami i książkami, a na jego brzegu podawano posiłki, kiedy jadał sam. (…)
Wszystkie pozostałe pokoje, zaprojektowane przez M. Mierżanowa jako gabinet,
sypialnia i jadalnia, zostały zmienione na wzór pokoju ojca. Czasami przenosił się
do któregoś z nich, zabierając ze sobą wszystko, co potrzebował. (…) Prawie
codziennie zjeżdżało się do niego na obiad całe Politbiuro. Obiad jadano w dużej
sali, tutaj podejmowano też przyjeżdżających gości. W sali tej byli przyjmowani
przywódcy bratnich partii komunistycznych – Anglicy, Amerykanie, Francuzi
i Włosi. W 1946 roku widziałam tu Josipa Broza-Tito. W tejże sali, w marcu 1953
roku, ojciec leżał na łożu śmierci9.
W jadalni Stalina w Kuncewie, gdzie zbierało się późnymi wieczorami całe
grono dygnitarzy Stalina na jego znamienitych ucztach, on nigdy nie siadał
pośrodku stołu. Zawsze zajmował miejsce z lewej strony od czoła. Tak zwane
kolacje Stalina przerażały obfitością win i potraw. Przeważały dania gruzińskie,
bardzo pikantne, z ostrym sosem, głównie mięsne, jeśli nie liczyć znakomitego sera
sułguni i dużej ilości warzyw. Obsługa był skromna i dyskretna. Podawała do stołu
i szybko znikała. Pojawiała się tylko wtedy, gdy Stalin dzwonił. Każdy obsługiwał
się sam. Nakładał na talerz wszystko, na co miał ochotę. Do picia wprost
zmuszano – tę rolę najczęściej pełnił Beria, a gdy w ostatnich latach życia Stalina
popadł w niełaskę, zastępował go Nikita Chruszczow. Rola klowna przypadła
chyba Chruszczowowi do gustu, skoro nawet zgadzał się na rozkaz Stalina tańczyć
na tych ucztach hopaka (ukraiński taniec ludowy z przysiadami). Pewnego razu
Stalin, który często pozwalał sobie w swym otoczeniu na ordynarne żarty, opróżnił
fajkę z popiołu na łysej głowie Chruszczowa, mówiąc: „Cierp, Nikito, pokorniejszy
i mądrzejszy będziesz”.
Nie chcemy, Drogi Czytelniku, powtarzać plotek, lecz w wąskim kręgu
swych dygnitarzy Stalin nieraz rozdokazywał się do tego stopnia, że jego żarty
traciły normy elementarnej przyzwoitości. Wspomniano już np. o tym, że na
krzesło wznoszącego kolejny toast kładło się zgniłego pomidora. Albo wpuszczano
dwóch uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy NKWD, którzy wchodzili do jadalni
Stalina, gdy hulanka osiągała apogeum, wzbudzając przerażenie gości. Wszyscy
wtedy milkli i wśród przeraźliwej ciszy czekali, kogo z nich aresztują, a Stalin
głośno się śmiał, napawając się ich strachem.
Wspomniano wcześniej także o tym, że do tych uczt u Stalina nigdy nie
dopuszczano żon jego dygnitarzy. Uczestniczyły one tylko, pełniąc czasem rolę
gospodyń, w oficjalnych przyjęciach na Kremlu. Natomiast do Kuncewa nieraz
były zapraszane kochanki Stalina albo artystki z Teatru Bolszoj. I tak częstym
gościem na tych ucztach była jego wieloletnia kochanka, Wiera Dawydowa.
Te lukullusowe biesiady stały się normą życia Stalina. Tu, w daczy, przy obficie
zastawionym stole jadano i pito, i tu jednocześnie rozstrzygały się polityczne
problemy i zapadały ważne decyzje polityczne.
Jugosłowiański polityk Milovan Djilas w 1949 roku gościł w daczy Stalina
w Kuncewie. Swoje wrażenia opisał w książce noszącej tytuł Rozmowy ze
Stalinem.
„W przestronnej jadalni, prosto, lecz ze smakiem urządzonej, połowa stołu
zastawiona była podgrzewanymi naczyniami z przeróżnymi potrawami, alkoholem,
zastawą i sztućcami. Każdy brał to, na co miał ochotę, a następnie szukał sobie
miejsca po drugiej, pustej stronie stołu. Różnorodność potraw i napojów była
zdumiewająca, przy czym przeważały dania mięsne i mocne alkohole. Poza tym
wszystko było proste i skromne. Służba pojawiała się tylko wtedy, gdy Stalin o to
prosił. Tego wieczoru zadzwonił tylko raz, gdy miałem ochotę na piwo. Każdy
jadł, ile mógł. Trudno było wymigać się od picia, bowiem ciągle wznoszono toasty.
Takie kolacje trwały zwykle około sześciu godzin, od dziewiątej wieczór do
czwartej nad ranem. Obok opowiastek i anegdot poruszano najpoważniejsze tematy
polityczne, a nawet filozoficzne. Na biesiadach tych w zasadzie nieoficjalnie
robiono znaczną część radzieckiej polityki”10.
„Wieczór nie mógł obyć się bez wulgarnych ekscesów, w których
oczywiście celował Beria. Kazano mi wypić mały kieliszek mocnej wódki
z pieprzem. Beria, chichocząc, oznajmił mi, że ten trunek dobrze wpływa na
męskość i opowiadając o tym, używał najbardziej wulgarnych określeń. Kiedy
Beria mówił, Stalin wpatrywał się we mnie z uwagą, gotów wybuchnąć śmiechem.
Ale widząc mój niesmak, zachował powagę11.
W Nowym Afonie na południu Abchazji jej przywódca, Nestor Łakoba,
kazał wybudować dom dla Stalina. Potem go powiększył i zbudował w pobliżu
jeszcze jeden. Stalin bardzo lubił tę swoją daczę i zatrzymywał się w niej, gdy
przyjeżdżał do Abchazji. Abchazja szczególnie fascynowała Stalina. Tu ludzie
długo żyją – to fakt udokumentowany. To zainteresowało amerykańskich
naukowców-gerontologów. Istnieje taka anegdotka. Amerykanie zachęcają ludzi do
zdrowego trybu życia, bez alkoholu i nikotyny; przyjechali w tym celu do
Abchazji, żeby na przykładzie długo żyjących tu ludzi dowieść słuszności swoich
tez. Pokazano im chatkę pewnego długowiecznego, stupięcioletniego Abchaza.
Pytają go amerykańscy goście: „Pan zapewne tak długo żyje, bo pan nie pali i nie
pije?”. „Tak, tak – odpowiada – nie palę i nie piję, przez całe życie ani jednej fajki
nie wypaliłem i kropli alkoholu do ust nie wziąłem, i dlatego tak długo żyję”.
Amerykanie to notują. W tym czasie z legowiska na piecu rozlega się czyjś kaszel.
„A to kto?” – pytają Amerykanie. „Och – mówi Abchaz – ten człowiek zupełnie
was nie zainteresuje, on pali i pije, to mój starszy brat”. Stalin również bardzo
interesował się fenomenem długowieczności mieszkańców Abchazji. Jej przyczyn
upatrywał w czystym górskim powietrzu i źródlanej, idealnie czystej, górskiej
wodzie. W 1932 roku wspierał badania profesora Aleksandra Bogomołowa nad
zjawiskiem niezwykłej żywotności ludzi w Gruzji i Abchazji. Stalin wierzył, że
zawdzięczają to wodzie z lodowców i zdrowej żywności.
W latach 1942–1944 powstał ściśle tajny instytut, zlokalizowany
w zachodniej Syberii; celem jego działalności – pod nadzorem Kremla – miały być
badania nad możliwością ożywiania zwłok ludzkich. Uciekano się przy tym do
magicznych praktyk. Naukowcy, zajmujący się odmładzaniem komórek
i problemami długowieczności, mogli liczyć na wysokie państwowe subsydia dla
rozwoju tej dziedziny nauki. Nie podlegali też represjom. Przykładem może być
Żydówka Lina Stern. Podczas czystek w latach pięćdziesiątych, gdy nasilił się
jawny antysemityzm zainspirowany przez Stalina – w zakamuflowanej formie
noszący nazwę kosmopolityzmu – Stalin skreślił jej nazwisko z listy osób
skazanych na rozstrzelanie. Gdy Jeżow podsunął Stalinowi do podpisu listę trzystu
osiemdziesięciu trzech nazwisk osób skazanych na rozstrzelanie, Stalin przeczytał
ją uważnie i skreślił z listy dwa żydowskie nazwiska – Lili Brik i Liny Stern. Będą
żyć. Kim była Lila Brik, chyba wiesz, Drogi Czytelniku – to siostra Elsy Triolet,
francuskiej pisarki, żony Louisa Aragona, wielka miłość i kochanka
Majakowskiego, który w jakichś różowych okularach dojrzał swoją muzę w tej
brzydkiej, rudej, apodyktycznej Żydówce, zmuszającej Majakowskiego do życia
w haniebnym miłosnym trójkącie. „Tym trzecim” był jej mąż, Osip Brik, któremu
dawała pierwszeństwo przed Majakowskim, skazując poetę na męki Tantala. Gdy
on jak potulne szczenię (tak też podpisywał się w listach do Lili – twoje szczenię)
żałośnie skomlał pod jej drzwiami, żeby go wpuszczono, ona w tym czasie
pieprzyła się ze swym mężem, woląc jego małego fiutka od potężnej machiny
Majakowskiego, delikatne wyrafinowanie od zdrowego seksu. O Linie Stern
porozmawiajmy, Drogi Czytelniku, nieco bardziej szczegółowo, bowiem jej postać
wiąże się z obsesją Stalina na punkcie odmładzania i długowieczności.
LINA STERN
Lina Stern była członkinią Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego
(JAFK). Już w 1943 roku protestowała przeciwko zwalnianiu Żydów z pracy. Sama
stała się ofiarą gwałtownych ataków antysemickich podczas przesłuchań,
prowadzonych przez jednego z największych zbrodniarzy stalinowskich, Wiktora
Abakumowa. Jako jedyna spośród głównych oskarżonych nie została skazana na
śmierć, lecz na trzy lata łagru, a następnie na pięcioletnie zesłanie do Dżambułu
w Kazachstanie. Zaliczono jej okres przebyty w areszcie śledczym i od razu
skierowano na zesłanie. Trzy miesiące po śmierci Stalina została zwolniona
i ponownie przyjęta do Akademii Nauk. Nie została rozstrzelana, ponieważ
zajmowała się problematyką przedłużenia życia człowieka, którym to tematem
Stalin był bardzo zainteresowany. W 1955 roku została zrehabilitowana. W 1960
roku otrzymała tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Genewskiego. Wielka
dama zmarła w Moskwie 7 marca 1968 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat.
Lina Stern nigdy nie wyszła za mąż; całe życie poświęciła nauce.
Opublikowała ponad czterysta prac naukowych z zakresu fizjologii i biochemii.
Była dyrektorem Instytutu Fizjologii Akademii Nauk w Moskwie. Sześćdziesięciu
naukowców pod jej kierownictwem prowadziło badania nad przedłużeniem życia
człowieka. W przypadku Stalina pęd do życia wiecznego był tak silny, że w całym
ZSRR otwarto tajne laboratoria i instytuty zajmujące się problematyką
długowieczności. Stalin poszukiwał metody, która pozwoliłaby mu długo żyć. Jego
zainteresowanie tą problematyką wzrosło po tym, gdy był świadkiem umierania
Lenina w 1924 roku.
Najpierw Stalin zainteresował się metodą Abrahama Zalmanowa – kąpielami
w terpentynie w celu pobudzenia w organizmie cyrkulacji krwi. Po tym jak jeden
z towarzyszy Stalina poparzył sobie genitalia, przywódca zniechęcił się do tej
metody, a szarlatan powędrował do więzienia. Następnie zaintrygował go Aleksiej
Bogdanow ze swoją metodą transfuzji krwi pobieranej od młodych ludzi. Metoda
ta znana była już w średniowieczu. Wspomnijmy papieża Klemensa VII, który po
raz pierwszy wypróbował ją na sobie (kosztem życia dwóch młodzieńców).
Ponieważ jednak nie była jeszcze rozwinięta nauka o grupach krwi, i ta metoda nie
rokowała powodzenia. Lecz najbardziej zainteresowała Stalina metoda
francuskiego chirurga rosyjskiego pochodzenia, Siergieja Woronowa. Stosował on
przeszczepy tkanki jąder młodych szympansów do jąder mężczyzn. Efekt był
porażający – człowiek młodniał w oczach. W prasie pojawiły się karykatury, na
przykład szympans trzymający się za genitalia i mówiący do doktora: „Woronow,
nie dostaniesz moich jaj”. Stalin usiłował zwabić Woronowa do ZSRR, obiecując
mu złote góry, lecz profesor nie miał zamiaru zamieniać wolności w Paryżu na
niewolę w Moskwie. Ktoś tam w Moskwie zaczął naśladować metodę Woronowa,
lecz skończyło się to porażką. Członek Politbiura, Michaił Kalinin, który wszczepił
sobie owe jądra szympansa, po trzech miesiącach „odmłodzenia” nagle zaczął się
gwałtownie starzeć i zmarł. Do końca swego życia Stalin był opętany ideą
znalezienia eliksiru młodości. Paradoksalnie sam umierał długo i w cierpieniu.
KINO
Oprócz opery i baletu Stalin bardzo lubił kino. Miał dwie sale kinowe na
Kremlu: ogólną, dużą i swoją prywatną, małą salkę, która mieściła osiem–dziesięć
osób. Lubił oglądać amerykańskie filmy z Charliem Chaplinem i radzieckie,
zwłaszcza te, których reżyserem był Grigorij Aleksandrow, a w głównej roli
występowała jego żona, Lubow Orłowa. Prawie każdy film, który miał wejść na
ekrany Związku Radzieckiego, obowiązkowo musiał być obejrzany
i zaakceptowany przez Stalina. Jeśli coś mu się w filmie nie podobało, na przykład
zbyt długi, niesowiecki pocałunek, reżyserzy musieli sceny przerabiać albo film
w ogóle nie wchodził na ekrany. Minister kinematografii Iwan Bolszakow był
marionetką, nie miał nic do powiedzenia w sprawie dystrybucji filmów. Bardzo
wiele dyskusji wywołał film Siergieja Eisensteina Iwan Groźny. O ile pierwsza
seria została przez Stalina dobrze przyjęta, to drugą skrytykował i kazał przerobić
scenariusz, zbesztawszy Bolszakowa, który ten scenariusz zatwierdził. Stalin był
pewien, że świetnie się zna na scenariuszach filmowych. Jak i tego, że mógłby
zostać wziętym pisarzem.
Angielski dziennikarz, pisarz i historyk Simon Sebag Montefiore tak
wspomina wizytę na Kremlu:
„W małej sali kinowej obok jego gabinetu stało piętnaście foteli obitych
bordowym aksamitem. To była prywatna sala kinowa Stalina. Stalin wyszedł z niej
niezadowolony, siedmiu członków Politbiura, łącznie z ministrem kinematografii
Bolszakowem, miało duszę na ramieniu. «Jak wy pokazujecie Iwana Groźnego? –
zwrócił się do Eisensteina. – Pokazujecie jego okrucieństwo, lecz nie wyjaśniacie,
dlaczego tak było. Iwan Groźny musiał gromić bojarów, ponieważ oni otruli jego
żonę Anastazję. Okrucieństwo Groźnego było więc usprawiedliwione». „Eisenstein
obiecał szybko poprawić ujęcia”12.
A oto relacja jednego z dygnitarzy Stalina, marszałka Tuchaczewskiego,
którą przytacza Wiera Dawydowa:
„Zebrał Stalin naczelne dowództwo Armii Czerwonej i opowiadał nam
o wspaniałości rosyjskiego cara Iwana Groźnego. Miałem sposobność przeczytać
sporo dzieł z historii Rosji. Iwan Groźny uważał siebie nie tylko za samowładcę,
ale za uosobienie rosyjskiej myśli. Tylko on jeden myślał i za wszystkich
decydował. Jednocześnie czuł się bardzo samotny. W tamtych czasach można było
trzykrotnie oficjalnie zawrzeć związek małżeński; patriarcha wyraził zgodę na
czwarte małżeństwo, ale i to okazało się nieudane. Stalin pokazał nam akt Soboru,
uznający Iwana Groźnego za cara. Ten unikalny dokument został spisany na
pergaminie i ma ołowiane pieczęcie. Pod aktem widnieją podpisy patriarchy
Konstantynopola – Josifa, greckich metropolitów, biskupów i innych członków
Soboru. Iwan Groźny nienawidził swego kuzyna, Władimira Starickiego, który
podobnie jak Iwan był wnukiem cara Iwana III. Matka Władimira, Jefrosinia
Staricka, popierała roszczenia syna do tronu. Z rozkazu Iwana Groźnego została
zesłana do klasztoru Gorickiego. Najpierw poddano ją torturom, a potem utopiono
w Jeziorze Siwierskim, przywiązując do szyi wielki kamień”13.
Co Stalin sądzi o okresie rządów Iwana Groźnego i stosowanej przez niego
polityce, zwanej opryczniną? Jego zdaniem, oprycznina w filmie jest źle
przedstawiona. Opierała się ona przede wszystkim na wojsku. Była to nowoczesna,
regularna armia podporządkowana monarsze. A w filmie oprycznicy ukazani
zostali jak banda. Car jest niezdecydowany, podobny do Hamleta. Wszyscy mu
podpowiadają, co ma robić, a przecież to on sam podejmował decyzje. Mądrość
Iwana Groźnego polegała na tym, że kierował się interesem swojego narodu
i osłaniając go przed obcymi wpływami, nie wpuścił do kraju cudzoziemców.
Według bliskiego współpracownika Stalina, Andrieja Żdanowa, Iwan
Groźny u Eisensteina wypadł jak neurastenik. Sam Stalin oświadczył, że postacie
historyczne należy pokazywać wiernie, na tle realiów epoki. Uważał, iż
w pierwszej części Iwan Groźny za długo całuje się z żoną. W tamtych czasach
było to niedopuszczalne. Car był bardzo okrutny, to prawda, i można to było
pokazać, ale trzeba też wyjaśnić, dlaczego musiał być okrutny. Jednym z błędów
Iwana Groźnego było to, że nie potrafił zlikwidować pięciu wielkich rodów
bojarskich, nie doprowadził do końca walki z feudałami; gdyby to zrobił, nie
byłoby na Rusi okresu smuty. Powinien był działać bardziej zdecydowanie. Temat
Iwana Groźnego, temat egzekucji, terroru, zdrad i tortur był jak najbardziej
aktualny w tamtych czasach. Siergiej Eisenstein napisał nowy scenariusz. Mimo
postępującej choroby serca nadal pracował. Wykonując polecenie Stalina, mistrz
podświadomie kreował postać Iwana Groźnego na jego obraz i podobieństwo.
10 lutego 1948 roku Eisenstein zmarł.
OSTATNIE LATA STALINA
„W ostatnich latach ojciec był bardzo oschły, odizolował się od wszystkich,
także ode mnie, pogrążony w ponurym milczeniu”14 – wspomina Swietłana
Alliłujewa.
Ostatnie dwa – trzy lata życia Stalina, od 1950 roku do śmierci na początku
marca 1953, charakteryzują się jego ogromną samotnością, pogorszeniem się stanu
zdrowia, szybkim rozwojem paranoi i związaną z tym manią prześladowczą
oraz izolacją od ludzi. 21 grudnia 1949 roku uroczyście obchodzono
siedemdziesięciolecie urodzin Stalina. Niekończące się mityngi i parady, ogromne
balony unoszące się w niebo. Gmachy domów okryte czerwonym płótnem,
wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, portrety Stalina, na których jest on młody, piękny,
pogodny i lekko uśmiechnięty. Ludzie z transparentami w rękach głoszą jego
chwałę. Prasa zawalona jest pochlebnymi artykułami o „Ojcu Narodów”. Beria
krzyczy z trybuny na cały plac Czerwony: „We wszystkich językach świata w tym
ważnym dniu silniej niż kiedykolwiek brzmią pozdrowienia skierowane do naszego
wodza. Chwała towarzyszowi Stalinowi!”. „Chwała, chwała!” – krzyczy zgodnie
tłum i echo tych pochwalnych okrzyków długo jeszcze roznosi się po placu
Czerwonym. A on siedzi w wiklinowym fotelu, w swoim drewnianym domu
w Kuncewie – schorowany, zgarbiony, nieszczęśliwy. Otulony jest damską
orenburską puchową chustą. Bolą go nerki, choruje na korzonki nerwowe, ma złe
krążenie, skoki ciśnienia, silne bóle głowy z niebezpiecznymi zawrotami, zgagę –
nie tylko w żołądku, jest to chyba zgaga duszy. Jeszcze wyraźniej występują krosty
na dziobatej twarzy, rudawe wąsy zwisają ponuro, podobnie jak rzadkie rude
włosy, wyraźnie widoczny jest paraliż lewej ręki, która nie zgina się w łokciu.
Na okrągłym wiklinowym stoliku leżą gazety z jego portretami. Ludzie z całego
świata przysyłają mu podarki, których on nawet nie chce oglądać. Każe Własikowi
wszystko przekazać na rzecz państwa, a na razie wystawić w muzeum. On niczego
nie chce. On jest zmęczony, bardzo zmęczony. Nikogo nie chce widzieć. Rumiana,
wesoła Waleczka Istomina przynosi mu na metalowej tacy jego ulubione
gruzińskie wino, ciężkie jak dziegieć i czarne jak smoła. Trwożnie spogląda na swe
bożyszcze, swego kochanka, swego morganatycznego męża. Oto już cały miesiąc
Josif nie uprawiał seksu, ani z nią, ani z innymi kochankami. To zły objaw. Jeśli
Gruzin – niezależnie od wieku – nie pragnie seksu, to znaczy, że jest poważnie
chory. Lecz nawet lekarza u Stalina nie ma. Swego najlepszego, osobistego lekarza,
który leczył go od trzydziestu lat – akademika Władimira Winogradowa, Stalin
wsadził do więzienia. Pije jakieś krople przyniesione przez Waleczkę, która na
próżno powabnie kręci swym rozkosznym tyłeczkiem – Stalin nie reaguje.
Waleczka – podręczne pogotowie seksualne – gotowa na każde kiwnięcie palcem
Stalina pokornie położyć się na jego wąskiej kanapie i dać wodzowi swe ciało
z oddaniem posłusznej odaliski, zatrwożona jest nie na żarty. Jeszcze nigdy Stalin
nie był taki przygnębiony. „I co ja mam robić?” – płacze w swej izdebce, bezradna
i bolejąca nad najdroższym jej człowiekiem. Jak uratować Josifa? Jego już nie
można było uratować.
Kiedy Swietłana Alliłujewa odwiedziła ojca po raz ostatni – na dwa miesiące
przed chorobą i śmiercią – była wstrząśnięta: wszędzie na ścianach wisiały
powiększone fotografie dzieci, chyba z czasopism. Chłopiec na nartach – to jego
wnuk Ośka, a może wnuk syna Wasilija – Ilja, którego nigdy w życiu nie widział.
Z ośmiorga wnuków Stalin widział tylko troje – dzieci Swietłany i Galę, córkę
Jaszy, starszego syna.
Schorowany, coraz bliższy śmierci Stalin bynajmniej nie łagodniał, a wręcz
odwrotnie. Ogarniała go coraz większa paranoja, która kazała mu widzieć wokół
siebie samych prowokatorów, zdrajców i spiskowców. W czerwcu 1951 roku został
aresztowany szef wywiadu, Wiktor Abakumow.
28 października 1952 roku Swietłana pisała do ojca: „Bardzo chcę cię
zobaczyć, tak po prostu, bez żadnej sprawy”. Chciała mu przywieźć wnuki. Ich
ostatnie spotkanie odbyło się 21 grudnia 1952 roku, w dniu jego urodzin. I wtedy
w Stalinie coś jakby pękło – nagle złagodniał, dziecięcy świergot i śmiech nastroiły
go na łagodny ton. Posadził Ośkę – rudawego jak matka Stalina, zmarła Keke – na
kolanach, całował, częstował dzieci lodami, śmiał się wraz z nimi. Swietłana nie
poznawała ojca, potrafił być całkiem ludzki i przystępny. Niestety, krótko to
trwało, wkrótce zmęczył się dziećmi i kazał Swietłanie zawieźć je do domu. Więcej
Swietłana żywego ojca już nie zobaczyła.
Ostatnie lata Stalina to ciężkie czasy. Rząd praktycznie przestał pracować.
Stalin wybrał małą grupę ludzi, którzy nieustannie musieli być przy nim. Oficjalne
posiedzenia Politbiura prawie się nie odbywały. Coraz częściej przebywał
w Kuncewie, tylko czasami przyjeżdżał na Kreml, gdzie wydawał rozkazy i oglądał
filmy. Zaczął oglądać amerykańskie filmy kowbojskie. Do samochodu ze Stalinem
wsiadali niezmiennie Beria i Malenkow, Chruszczow i Bułganin – w innym
samochodzie. Krążyli po ulicach, Stalin bał się zamachu. W Kuncewie prawie
codziennie przybywały nowe zamki i zabezpieczenia. Daczę otaczał już nie
pojedynczy, lecz podwójny kamienny mur. Brama wyposażona była w kilka zasuw,
po obejściu biegały złe psy. Zakładano elektryczne alarmy. Stalin cierpiał
z powodu samotności. Samotny dyktator, którego dręczyły obsesje. Jak wszyscy
mający skłonność do depresji, Stalin bardzo często myślał o swej chorobie.
We wspomnieniach z 1951 roku Nikita Chruszczow pisał:
„Pamiętam pewien charakterystyczny incydent, który wydarzył się, gdy
Stalin wypoczywał w Afonie. Wezwał mnie z Soczi, a Mikojana z Suchumi.
Pewnego dnia Stalin wyszedł na werandę, kiedy spacerowaliśmy z Mikojanem po
ogrodzie, prawdopodobnie nas nie dostrzegł. «Jestem skończony – zamruczał do
siebie – nie wierzę nikomu, nawet samemu sobie». To było straszne wyznanie. Już
od dłuższego czasu zauważyliśmy jego podejrzliwość wobec ludzi, ale teraz sam
przyznał się do tego otwarcie. Wszyscy, którzy zaliczali się do najbliższego kręgu
Stalina, w zasadzie żyli z dnia na dzień. Gdy Stalin przestawał komuś ufać, jego los
był przesądzony”15.
Stalin podczas wojny miał dwa ataki serca. Po jej zakończeniu bardzo się
postarzał, przybyło mu zmarszczek. W nie najlepszej formie był jego stan
psychiczny. Samotność Stalina – ogromna, beznadziejna samotność człowieka
o nieograniczonej władzy – jest chyba straszniejsza niż samotność zwykłego
śmiertelnika. Samotność wśród zachwytów rozentuzjazmowanego tłumu, wśród
szalonych owacji, które trwały nieraz w nieskończoność – czy może być coś
straszniejszego? Ani jednego przyjaciela, ani kochanki – fizyczne pożądanie, nic
więcej. Dlaczego tak odizolował się od ludzi, że nawet własnych pięciorga
wnuków ani razu nie widział. Legendarna samotność Stalina.
„W tamtych czasach wszyscy wypoczywali razem z rodzinami na południu –
Akernikidze (chrzestny mamy), Mikojan, Woroszyłow, Mołotow – wszyscy
z żonami i dziećmi. Wtedy jeszcze ojciec miał kontakt z rzeczywistością. Izolacja
nastąpiła później, wraz z odcięciem się od wszystkich szczerych, uczciwych,
życzliwych i bliskich mu ludzi” – wspomina córka Swietłana16.
ŚMIERĆ STALINA
W 1952 roku Stalin jeszcze żyje, chociaż jest w kiepskim stanie. Cierpi na
arteriosklerozę, ma podwyższone ciśnienie, zawroty i bóle głowy, duszności i ataki
podobne do apoplektycznych. Na tle tego wszystkiego rozwija się
w błyskawicznym tempie mania prześladowcza. Stalin wszędzie widzi wrogów.
Staje się niebezpieczny. Rozumieli to członkowie Politbiura, dlatego uczynili
pierwsze kroki zmierzające do izolowania Stalina i pozbawienia go ochrony
i należytego leczenia. Zwolniono zarówno szefa osobistej ochrony Stalina, Nikołaja
Własika, jak i jego osobistego sekretarza, Aleksandra Poskriobyszewa.
Aresztowano osobistego lekarza Stalina, Władimira Winogradowa. Całą akcją
kierował Beria. On najbardziej obawiał się o swoje życie i doskonale rozumiał, że
czeka go los Jagody i Jeżowa. Stalin stracił do niego zaufanie i niejednokrotnie
w różny sposób dawał temu wyraz. Na ucztach Stalina w Kuncewie już nie Beria
był błaznem, już nie on go bawił anegdotkami i historyjkami. W siłę rośli
Malenkow, Bułganin, Chruszczow. Poskriobyszewa, oddanego Stalinowi,
służącego mu ponad dwadzieścia lat i gotowego życie oddać za niego (mimo iż
Stalin kazał rozstrzelać jego żonę), Beria zręcznie usunął, przeprowadziwszy
złożoną intrygę. Z gabinetu Poskriobyszewa zginęły ważne dokumenty, o co
postarał się Beria, który po prostu je wykradł, a następnie wysunął aluzję, że owe
dokumenty zginęły nieprzypadkowo. Być może czyta je teraz zachodni wywiad.
Był to argument wystarczający do tego, żeby wzbudzić podejrzenia Stalina.
Poskriobyszewa aresztowano i osadzono w więzieniu. Za nim na Łubiankę
powędrował generał Własik, pozbawiony przedtem generalskich szlifów.
Oskarżono go, jak już wiemy, o wykorzystywanie stanowiska do czerpania
korzyści majątkowych. To zdarzyło się w grudniu 1952 roku. Bez należytej
ochrony, bez oddanego sekretarza, bez opieki doświadczonego lekarza Stalin stał
się bezbronny jak dziecko. O to właśnie chodziło członkom Politbiura, widzącym
teraz w Stalinie zagrożenie dla bezpieczeństwa ZSRR, w związku z rozwijającą się
paranoją wodza.
Stalin nigdy nie sypiał w łóżku, wyłącznie na wąskich kanapach, skulony jak
embrion, z kolanami pod brodą, najczęściej w małej jadalni, znajdującej się obok
dużej sali, w której odbywały się jego wystawne uczty.
W ostatnim roku życia Stalin bardzo wyraźnie się postarzał, chodził
z trudem, z trudem także mówił, robiąc wyraźne pauzy. Często spacerując po
ogrodzie, coś mamrotał sam do siebie. Godzinami siedział na oszklonym tarasie,
ssąc – jak niemowlę smoczek – swoją wygasłą fajkę. Palenie rzucił nagle
i zdecydowanie, mimo iż palił ponad pięćdziesiąt lat, co świadczy o jego dużej sile
woli. Coraz częściej przebywał nie w głównym, dużym, zielonym budynku, lecz
w niedawno zbudowanym drewnianym domku. Lubił łaźnię parową, mimo iż
akademik Władimir Winogradow kategorycznie mu tego zabronił ze względu na
nadciśnienie. Lecz Winogradow siedział w więzieniu, Nikołaj Własik, który
również dbał o zdrowie Stalina, został aresztowany, więc Stalin leczył się sam
środkami medycyny ludowej. W dniu śmierci wieczorem Stalin poszedł do łaźni,
mimo kategorycznego zakazu lekarza.
Swietłana Alliłujewa pisze we wspomnieniach:
„Ojciec umierał ciężko i długo. Wylew krwi do mózgu rozprzestrzeniał się
stopniowo na inne ośrodki. Ojciec oddychał coraz szybciej. W ciągu ostatnich
dwunastu godzin było już wiadomo, że niedobór tlenu się zwiększa. Twarz
ściemniała i zmieniła się, rysy stały się nie do poznania, usta sczerniały.
W pewnym momencie, prawdopodobnie już w ostatniej minucie, nagle otworzył
oczy i powiódł wzrokiem po wszystkich. To było okropne spojrzenie, ni to
bezmyślne, ni to gniewne, pełne trwogi przed śmiercią i przed nieznanymi
lekarzami pochylonymi nad nim. Nagle podniósł do góry lewą rękę i czy to
wskazał nią na górę, czy też pogroził nam wszystkim”17.
A tak opisuje ostatnie chwile Stalina jeden z jego biografów, Żores
Miedwiediew:
„W niedzielę 1 marca około godziny 22.30 Łozgaczow [ochroniarz Stalina –
przyp. E.W.] wszedł do apartamentów Stalina (…) i zastał go leżącego na
podłodze, koło stolika, w podkoszulku i spodniach od piżamy, w kałuży własnego
moczu. Z pewnością leżał tam kilka godzin, gdyż był lodowato zimny.
Najwyraźniej Stalin wstał z łóżka, żeby napić się wody i wtedy dostał wylewu”18.
Stalin umarł – i jak my będziemy żyć dalej bez niego? To pytanie zadawały
sobie miliony ludzi radzieckich, bowiem Stalin już od dawna stał się symbolem,
ikoną, nierozerwalnie związaną z pojęciem potęgi ZSRR. Ze wszystkich krańców
Redakcja: Zespół Projekt okładki, skład i łamanie: Pracownia WV Fotografie: © Wikimedia Commons oraz archiwum autorki Opracowanie wersji elektronicznej: Grzegorz Bociek Korekta: Urszula Bańcerek Wydanie I, Chorzów 2014 Wydawca: Wydawnictwa Videograf SA 41-500 Chorzów, Aleja Harcerska 3c tel. 32-348-31-33, 32-348-31-35 fax 32-348-31-25 office@videograf.pl www.videograf.pl Dystrybucja wersji drukowanej: DICTUM Sp. z o.o. 01-942 Warszawa, ul. Kabaretowa 21
tel. 22-663-98-13, fax 22-663-98-12 dystrybucja@dictum.pl www.dictum.pl © Wydawnictwa Videograf SA, Chorzów 2013 Tekst © Elwira Watała ISBN 978-83-7835-358-4
Wstęp Czytelnik, który przeczytał moją książkę Córka Stalina z serii Literatura Faktu, oczekujący ode mnie nowych sensacji historycznych dotyczących epoki Stalina, będzie rozczarowany. Szereg postaci z ekipy Stalina – Poliny Żemczużyny, Galiny Jegorowej, Jekatieriny Kalininy, Olgi Budionnej, Jewgieniji Alliłujewej, Wiery Dawydowej i innych – został już omówiony w poprzedniej książce. Lecz to, co tam było zaledwie zaznaczone, w ogromnym skrócie, schematycznie, w tej książce usiłuję przedstawić jako pełne biografie, naznaczone tragizmem, wgłębić się w ich psychologię, w ich świat wewnętrzny na tle życia na Kremlu, w otoczeniu Stalina. Książka jest podzielona na trzy części. Pierwsza z nich to Raj na ziemi. Przedstawia luksusowe życie prominentek Stalina, ogromne ich przywileje na tle skromnej egzystencji większości społeczeństwa. Te uprzywilejowane kobiety stanowiły swoistą kastę, wydzieloną z szerokiej rzeszy kobiet radzieckich. Zamknięta przestrzeń Kremla, a potem Domu nad rzeką Moskwą to było jakby inne państwo pod patronatem Stalina. W rozdziale drugim – W przedsionku piekła – usiłowałam pokazać duchowe przeobrażenie tych kobiet, masowo aresztowanych, rozstrzeliwanych bądź zsyłanych do obozów jako żony wrogów ludu. Przeszły piekło tortur, przesłuchań, za wszelką cenę starając się nie utracić nic ze swej tożsamości kobiety i swego człowieczeństwa. Tragiczne są losy tych kobiet, których jedyną winą było to, że były żonami decydentów Stalina, który w pewnym momencie z tych czy innych powodów postanowił pozbyć się swych byłych towarzyszy. Trzeci rozdział nosi tytuł Piekło. Przedstawia ciężką egzystencję kobiet w obozach i łagrach stalinowskich, nazywanych gułagami. One zaś były nazywane katorżniczkami. Katorżniczki stalinowskie to już inny typ kobiet Stalina, które poddały się bezprecedensowej machinie terroru w molochu piekła obozowego bądź nie – przeżyły i powróciły na wolność, żeby pisać wspomnienia dla świata i ku przestrodze innym władcom i decydentom. Książka opracowana została na podstawie faktów, nie pozwoliłam sobie nawet na najmniejszą fikcję, natomiast nieco liryczne wątki to już danina romantycznej rosyjskiej duszy, od której nie uciekniesz. Elwira Watała
CZĘŚĆ PIERWSZA. RAJ NA ZIEMI Żelazną ręką zapędzimy ludzkość do szczęścia Bolszewickie hasło OSOBOWOŚĆ STALINA Samotny, stary, szpetny, żal mi go! Słowa jednego z ochroniarzy Stalina w Kuncewie Miał wszystko, co chciał. A mówiąc ściślej – mógł mieć wszystko, co chciał. I dlatego już niczego nie pragnął. Podzelowane stare walonki, zniszczony mundur wojskowy, wyszczerbiony porcelanowy nocnik pod wąską kanapą (nawet łóżka nie miał) i wycięte z „Ogonioka” portrety dzieci, przymocowane pinezkami do ściany małego domku, zbudowanego w ostatnich latach życia Stalina obok okazałej daczy w Kuncewie. W tej daczy przyjmował gości, lecz pracował i spał w owym małym domku. Pod koniec życia minimalizm potrzeb Stalina osiągnął takie rozmiary, że po jego śmierci okazało się, że nie miał galowego munduru, w którym można by pochować (zawieźć do mauzoleum) wodza narodu. Członkowie Politbiura byli w nie lada kłopocie. W pośpiechu wezwano krawca, by sporządził galowy mundur dla zmarłego Stalina. Ten, który bez problemu mógł wziąć z muzeum najdroższy obraz Rubensa i podarować go profesorowi zajmującemu się odmładzaniem Stalina, a swe kochanki obsypywać brylantami, również muzealnego pochodzenia, nigdy niczego nie miał dla siebie. Dostawał jakąś tam pensję, nigdy nie wiedział ile. Pieniądze te rozdawał rodzinie Swietłany i wnuczce – Gali (córka syna Stalina, Jakowa), posyłał matce, oddawał potrzebującym przyjaciołom; lecz nigdy nie wydawał na siebie. Nie miał pojęcia o cenach, nigdy nie wszedł do żadnego sklepu, nie kupił najmniejszego nawet drobiazgu. Ogromne ilości prezentów, przysyłanych Stalinowi na rocznice jego urodzin ze wszelkich krańców ZSRR i z całego świata, oddawał do muzeum. Jak twierdzi jego córka, Swietłana Alliłujewa:
„Wszystkie prezenty przysyłane mu z całego świata ojciec polecił zebrać i przekazać do muzeum. To nie była hipokryzja ani poza – jak twierdzi wielu. Postanowił tak dlatego, bo nie miał pojęcia, co z taką ilością drogich rzeczy zrobić”1. Na początku Stalin żył bardzo skromnie. Mieszkanie Josifa Wissarionowicza niczym nie różniło się od mieszkań jego prominentów, więc kiedy po śmierci Nadieżdy poprosił Bucharina, by ten zamienił się z nim mieszkaniami, zrobiono to w ciągu kilku minut. Nie trzeba było nawet przenosić mebli, bowiem wszystkie były jednakowe, z obowiązkowymi miedzianymi tabliczkami inwentaryzacyjnymi. Lecz apetyt, jak wiadomo, rośnie w miarę jedzenia i wkrótce asceta Stalin poczuł zamiłowanie może nie do komfortu, lecz do komfortowego mieszkania. Stalin trzykrotnie zmieniał mieszkanie na Kremlu. Od bardzo skromnego, składającego się z trzech-czterech pokojów standardowo umeblowanych, do bardziej luksusowych. Wreszcie w 1938 roku Stalin przeniósł się do ogromnego mieszkania w pięknym osiemnastowiecznym budynku Senatu, które zajmowało całe piętro. Był tu salon, sala recepcyjna, jadalnia, sypialnia, pokoje dla dzieci i służby. Na górze był gabinet Stalina. To właśnie dla niego odremontowano to wielkie mieszkanie, a także zbudowano kilka czy nawet kilkadziesiąt dacz pod Moskwą i na południu ZSRR – na Krymie i Kaukazie. Swietłana Alliłujewa wspomina: „W nowym mieszkaniu na Kremlu ojciec bywał rzadko, przychodził tylko na obiad. Źle się tam mieszkało. Mieszkanie było położone na półpiętrze gmachu Senatu, zbudowanego przez Kozakowa. Był tam długi korytarz i po jednej jego stronie znajdowały się pokoje, stare i nijakie, o grubych na półtora metra ścianach, z łukowatymi sklepieniami. Gabinet ojca znajdował się na pierwszym piętrze; ojciec schodził stamtąd do domu na obiad. Obiad trwał długo, od szóstej wieczór do jedenastej, po czym ojciec jechał na daczę. Około drugiej, trzeciej następnego dnia wracał na Kreml”2. W ostatnich latach Stalin rzadko przebywał w tym mieszkaniu, wolał daczę w Kuncewie. Tam też odbywały się wielogodzinne nocne uczty z członkami Politbiura i zaproszonymi gośćmi, wśród których nigdy nie było żon partyjnych prominentów. Zwraca na to uwagę m.in. śpiewaczka operowa Wiera Dawydowa, którą – nawiasem mówiąc – łączył ze Stalinem gorący romans: „My, artyści, często zadawaliśmy sobie pytanie: dlaczego przywódcy partii komunistycznej i członkowie rządu radzieckiego przychodzą na przyjęcia u Stalina i na spektakle w Teatrze Bolszoj bez żon?”3. Gdy Stalin wyjeżdżał z Kremla na swoje dacze, ruch na ulicach Moskwy na tej trasie był wstrzymywany. Każdy z owych domów letniskowych był otoczony grubym, wysokim, kamiennym murem, wewnątrz biegały złe psy, a po drodze było kilka szlabanów z ochroną, która sprawdzała wszystkie pojazdy. W miarę upływu
czasu, gdy podejrzliwość Stalina w stosunku do wszystkich rosła, gdy ogarniała go paranoja i obsesja na tle rzekomych spisków na jego życie, na kamiennych murach otaczających dacze Stalina pojawiły się kolczaste druty, jak w obozach koncentracyjnych, i zwiększała się w zastraszającym tempie ilość zamków i urządzeń alarmowych. Stalina ogarniał strach. Pieczę nad jego mieszkaniem i daczami sprawował generał Nikołaj Sidorowicz Własik, który służył Stalinowi jako szef osobistej ochrony przez trzydzieści lat, od 1934 roku. Był mu absolutnie oddany, choć nie zapominał przy tym i o własnych interesach. Kradł bezpardonowo, gdzie się dało i co się dało, a możliwości miał niewyczerpane. Swietłana, córka Stalina, bardzo nie lubiła Własika; w swej książce Dwadzieścia listów do przyjaciela przedstawiła go jako niedouczonego, nieokrzesanego chama, pyszałkowatego i zadufanego w sobie. Własik miał przeogromną władzę. On dyktował artystom Teatru Wielkiego gusty Stalina. Ani jeden koncert w Teatrze Bolszoj lub w Gieorgijewskiej sali Kremla nie obył się bez akceptacji repertuaru przez Własika. Swietłana pisze, że generał panoszył się też w Kuncewie, wynagradzając sobie to, że Nadieżda, żona Stalina, nie wpuszczała go do ich kremlowskiego mieszkania. Stalin natomiast darzył go ogromnym zaufaniem i po śmierci Nadieżdy oficjalnie powierzył mu opiekę nad swymi dziećmi. Jednakże w 1952 roku – pod wpływem Berii (tak sądzi Swietłana) – Stalin przestał ufać Własikowi. Już kilka lat wcześniej zarzucał mu nadmierne bogacenie się i nawet próbował go wyrzucić, lecz ostatecznie wybaczył generałowi. Lecz we wspomnianym roku 1952 Beria dostarczył Stalinowi kompromitujące Własika dokumenty i los generała był przesądzony. Zwolniono go ze wszystkich funkcji i aresztowano 16 grudnia owego roku. Zarzucono mu najrozmaitsze nadużycia natury gospodarczej, przede wszystkim niepohamowaną chęć czerpania korzyści materialnych. Twierdzenie, że to Beria pierwszy otworzył Stalinowi oczy w przypadku Własika, byłoby jednak niesłuszne. Już wcześniej bowiem – jak wspomniano – Stalin od czasu do czasu karcił Własika za rozkradanie państwowego mienia. Posłuchajmy, co o tym mówi Swietłana: „Ojciec czasami napadał na swoich szefów ochrony, także na Własika, wymyślając im: «Darmozjady! Dorabiacie się tutaj! Wiem, ile pieniędzy przecieka wam przez palce!». W rzeczywistości niczego nie wiedział, intuicyjnie tylko czuł, że chodzi o ogromne sumy. Próbował nawet przeprowadzić kontrolę swojego mienia, ale nic z tego nie wyszło – podsunięto mu jakieś fałszywe dane. Wściekł się, ale i tak niczego się nie dowiedział. Mając absolutną władzę, był bezsilny i bezradny wobec tego zdegenerowanego systemu, który osaczył go ze wszystkich stron – nie mógł go zniszczyć ani skontrolować”4. Własika przesłuchiwał sam Beria. Postawiono mu m.in. zarzuty pobłażania lekarzom-trucicielom, korzystania z majątku państwowego dla własnych celów, defraudacji państwowych pieniędzy. Poczciwy i spokojny Nikołaj Własik kradł na
prawo i lewo. Został zesłany na dziesięć lat do Krasnojarskiego Kraju i – zgodnie ze stalinowskim zwyczajem – zostałby tam zabity, gdyby nie śmierć samego Stalina. Mimo to nie zwolniono go z obozu. Stało się zwyczajem, Drogi Czytelniku, licznych biografów Stalina rugać go za to, że likwidował lub zsyłał swoich najbliższych współpracowników, służących mu z wielkim oddaniem, lecz dopuszczających się przy tym licznych nadużyć gospodarczych, jak choćby Poskriobyszew czy Własik. No cóż, wsadzimy tym stwierdzeniem kij w mrowisko, lecz uważamy pryncypialność za jedną z najważniejszych cech władcy. Nie każdy potrafi być taki. Obecnie coraz częściej w moskiewskim programie telewizyjnym Władimira Sołowiowa mówi się, że nie byłoby takiej hiperkorupcji w dzisiejszej Rosji, gdyby Putin wyróżniał się choć w dziesiątej części taką pryncypialnością, jak Stalin i karał złodziejów i malwersantów, nie patrząc na ich tożsamość i pozycję społeczną. Ile milionów dolarów nakradł minister obrony, marszałek Sierdiukow? I co, siedzi w więzieniu? Oczywiście nie. A czy siedzi w więzieniu jego bezczelna kochanka Wasilijewa, która na prawo i lewo sprzedawała z zyskiem dla siebie mieszkania przeznaczone dla oficerów Armii Rosyjskiej? Nie. A nawet nowym biznesem z powodzeniem się para. Takie przykłady można by mnożyć w nieskończoność. Stalin walczył z korupcją okrutnie, ale nader skutecznie. To przyznają obecnie naukowcy – historycy. Tyran, niszczący własny lud, Józef Stalin, mimo wszystko daje nam wspaniały przykład bezwzględności i pryncypialności w walce z malwersantami i złodziejami państwowego mienia. STALIN LUBIŁ DACZE Drogi Czytelniku, opisanie Stalina zajęło nam dużo czasu. Grzebania w materiałach również było sporo, bowiem jakoś tak się przyjęło w jego biografiach – o czym już zresztą wspomniano w poprzednim rozdziale – iż Stalin lubił spartański tryb życia, nie gonił za wartościami materialnymi. Wystarczył mu jeden pokój, skromnie umeblowany, podzelowane walonki, jeden płócienny garnitur na lato, wojskowa kurtka na zimę, stary szynel – i to wszystko, na tym kończyło się bogactwo Stalina. Nie miał cennych obrazów, kryształów ani brylantów w zanadrzu. Nie odczuwał pociągu do zbytku i drogocennych rzeczy. Z jednym wyjątkiem, bardzo kosztownym dla państwowej kiesy: lubił dacze. On je kolekcjonował, jak cenne eksponaty. Miał dużo, bardzo dużo dacz – pod Moskwą i na południu kraju, na Kaukazie i na Krymie. I nawet jeśli w nich nie mieszkał ani nie przebywał, one zawsze były w bojowej gotowości, z pełną obsługą i wszelakimi dobrodziejstwami. Kto policzy, ile kosztowało państwo to bezcelowe hobby? Pięć dacz Stalina znajdowało się wokół Moskwy, kilka na Krymie (w tym dwa pałace cesarskie), trzy w Gruzji, pięć w Abchazji. W piętnastu rezydencjach utrzymywano stały personel. W 1948 roku nad jeziorem Rica w Abchazji
zbudowano szereg dacz – sanatorium dla członków Komitetu Centralnego partii i ich rodzin. Tu Stalin wysyłał swych zapracowanych pracowników, przede wszystkim Jeżowa i Woroszyłowa. Niedaleko tego kompleksu zbudowano willę dla Stalina. Wszystkie dacze były bliźniacze, identycznie umeblowane, według osobliwego gustu Josifa Wissarionowicza, noszącego nazwę stylu Stalina. W centrum wszystkich domów znajdowała się jadalnia z ogromnym stołem pośrodku i krzesłami w białych płóciennych pokrowcach dookoła niego. Wszystkie dacze były pomalowane na zielony kolor – niewidoczny wśród zieleni drzew, wszystkie miały w swych obejściach nie tylko altanki, lecz i letnie domki. W każdej z nich obowiązkowo była sala bilardowa, mała sala kinowa, kilka sypialni, przestronne łazienki. Wszystkie stalinowskie dacze budował ten sam architekt – Miron Mierżanow, którego Stalin aresztował pod koniec 1940 roku jako wroga ludu. Był on kochankiem synowej Gorkiego, Timoszy. Timosza rozpaczała, gdyż wszyscy jej kochankowie zostali rozstrzelani przez Stalina. Co to ona – fatalna czarna wdowa? Dlaczego jak muchy mrą jej kochankowie – Jagoda, Mierżanow i inni? Zarówno w mieszkaniu na Kremlu, jak i w daczach Stalina była sala bilardowa i biblioteka. W bibliotece kremlowskiego mieszkania stało kilkadziesiąt szaf z książkami. Stalin był wielkim miłośnikiem literatury i prawie codziennie czytywał metodą szybkościową koło pięciuset stron. Ani Stalin, ani jego rodzina – córka Swietłana i syn Wasilij – nie lubili tego mieszkania. Ciemne korytarze, masywne drzwi, łukowe sklepienia przypominały ponury klasztor. Panowała tu bardzo ciężka atmosfera. Na podłogach leżały dywany, w korytarzu czerwony chodnik, w głębi korytarza weneckie lustro. W salonie meble przykryte były białymi płóciennymi pokrowcami. Te pokrowce na meblach i pianinie, dywany na podłogach, obowiązkowo sala bilardowa i biblioteka – to wszystko tworzyło swoisty styl Stalina, który naśladowali wszyscy członkowie Politbiura, dlatego też ich mieszkania i dacze były prawie bliźniaczo do siebie podobne. Krajowych i zagranicznych gości Stalin przyjmował późnym wieczorem, nieraz nawet o dziewiątej. Ci z zagranicy dziwili się z powodu tak później pory audiencji. Lecz to był styl Stalina. On w nocy tańczył i ucztował, kładł się spać nad ranem i spał do południa. Do tego stylu „nocnego marka” musieli dostosować się wszyscy jego dygnitarze, którzy dzięki temu byli pozbawieni życia osobistego. Jeden z nich po cichu ubolewał: „No i kiedy ja mam sypiać z żoną? W dzień nie bardzo zachciewa się seksu”. Do legendy przeszły tak zwane uczty Stalina, gdy Josif Wissarionowicz podejmował wąskie grono swych zaufanych towarzyszy, członków Politbiura, kilkugodzinną kolacją, jednocześnie bawiąc się i relaksując. Wszyscy czuli się bardzo swobodnie. Śpiewali pieśni, modne były wulgarne czastuszki, grał amerykański gramofon, sam Stalin zmieniał płyty, Woroszyłow miał ładny głos,
wtórował mu Stalin, który – według Swietłany – miał przyjemny, miękki baryton. Tańczono, lecz wobec braku damskiego towarzystwa, mężczyźni tańczyli ze sobą. Komicznie wyglądało, gdy staruszek Mołotow tańczył walca z grubym Malenkowem, prowadząc go jak damę. Woroszyłow i Budionny grali na harmonijkach. Żeby rozweselić Stalina, urządzano improwizowane inscenizacje, Karol Pauker pokazywał scenki z przesłuchań więźniów. Czasami ktoś podkładał pomidor na krzesło wznoszącego toast gościa i wszyscy wesoło się śmiali, gdy ten po wzniesieniu toastu siadał niczego nieświadomy i jego spodnie pokrywały się czerwoną miazgą. O ile dawniej, w pierwszych latach po rewolucji, dygnitarze Stalina i on sam krępowali się otwarcie mieć kochanki i czynili to bardzo dyskretnie, z upływem lat bez żadnej żenady otwarcie to demonstrowali. Mieć kochankę lub nawet kilka, stawało się modne. Prym wiódł Stalin, temperamentny Gruzin nieobojętny na piękną płeć. Po śmierci Nadii miał mnóstwo kochanek, rekrutujących się przeważnie spośród artystek baletu i opery Teatru Bolszoj, który objął swym patronatem, a także spośród żon i córek jego dygnitarzy. Odrębną pozycję sekretnej, morganatycznej żony zajmowała kelnerka awansowana do roli gospodyni Kuncewa, Walentina Istomina – mała, prosta, pulchna i piersiasta kobieta, z którą Stalin utrzymywał stosunki seksualne przez trzydzieści lat, do samej swej śmierci, i która – niezależnie od tego, czy przebywał na południu z inną kochanką – zawsze mu towarzyszyła. Wzorując się na swoim przywódcy, dygnitarze Stalina często urządzali przyjęcia. Dotyczy to okresu, gdy jeszcze nie mieszkali gremialnie w Domu nad rzeką Moskwą, tylko na Kremlu. Zwłaszcza lubili spotykać się u Woroszyłowa, Ordżonikidzego i Budionnego. W 1934 roku zapraszają na przyjęcie do mieszkania Ordżonikidze Wierę Dawydową – kochankę Stalina. Jak zawsze uśmiechnięta i życzliwa żona Sergo Ordżonikidzego – Zina serdecznie wita gości; pragnie poznać pierwszą diwę Teatru Bolszoj, Wierę Dawydową. Zżera ją ciekawość, jaka ona jest – ta kochanka Stalina. Ponoć omotała go sobie wokół palca i dumny Gruzin – Josif Wissarionowicz, który nigdy nie podporządkowywał się kobietom, zaczyna nawet ustępować tej ślicznotce o nimfomańskich inklinacjach. Na tym przyjęciu u państwa Ordżonikidze Wiera Dawydowa poznała Nikołaja Bucharina, Lwa Kamieniewa, Grigorija Zinowjewa, Gieorgija Malenkowa. To ważne, drogi Czytelniku – nie dlatego, że wszyscy oni (oprócz Malenkowa) wkrótce zostaną rozstrzelani, lecz że wszyscy, naśladując Stalina, urządzają takie uczty u siebie w mieszkaniach. Każdy z nich chce wtórować gustowi Stalina. I gdy on w swej daczy zaczął w oranżerii hodować południowe owoce – pomarańcze i cytryny, wszyscy jego prominenci ulegli pokusie, by w swoich daczach też coś tam hodować. Wielu radzieckich przywódców założyło własne menażerie. Bucharin hodował młode niedźwiedzie i lisy, Kaganowicz króliki, Chruszczow lisy i jelenie,
Budionny i Woroszyłow konie. Stalin był dla nich wzorem do naśladowania. To zadziwiające, jak umiał oddziaływać na ludzi. Obsługa na stalinowskich ucztach była bardzo dyskretna, nauczona nigdy nie zadawać pytań, a po obsłużeniu gości szybko wychodzić i czekać w poczekalni na dzwonek, gdy Stalin lub któryś z gości będzie czegoś potrzebował. Kelnerkom nie wolno było ani minuty pozostawać w sali, gdzie biesiadował Stalin i jego towarzysze. Gdy która z nich choć na chwilę zatrzymała się w sali, Stalin podejrzewał, że podsłuchuje. Zaczynały się toasty po gruzińsku, długie panegiryki wychwalające obecnych. A oni trzęśli się ze strachu, bo nigdy było nie wiadomo, co ich czeka jutro, czy obudzą się we własnym łóżku, czy w celi na Łubiance. Po ukończeniu toastów można było opowiadać kawały. Mogły być sprośne, lecz broń Boże polityczne. Na przykład, gdy Stalin wprowadził tytuł matki-bohaterki ZSRR dla matek, które urodziły dziesięcioro i więcej dzieci, był modny taki oto kawał: Matka-bohaterka, trzymająca swój order w spoconej dłoni, spotyka powracającego z wojny żołnierza radzieckiego, którego pierś jest cała w bojowych odznaczeniach i medalach. Matka pyta żołnierza: „Synku, powiedz mi, gdzie ja mam to przyczepić? – i pokazuje mu order matki-bohaterki, który trzyma w ręku. Żołnierz na to: „Nie wiem, matko. Ja piersią zdobywałem swe ordery i noszę je na piersi. I ty powieś swój na tym, czym go zdobywałaś”. Beria polecał wódkę pieprzówkę jako środek na potencję, znacząco patrząc przy tym na Kalinina. Biedaczek był pełen erotycznych chęci i ciągle uwodził młode baletnice z Teatru Bolszoj, a te mu zgodnie odpowiadały: „No i z czym do gościa, towarzyszu przewodniczący Rady Najwyższej?”. Jednak najbardziej przykre, drogi Czytelniku, jest to, że nawet podczas tych wystawnych uczt Stalin czuł się bardzo samotny. To on doprowadził do tego, że jego palatynowie byli z nim nieszczerzy, skrywali swe uczucia wobec wodza, bo nad wszystkim górował zwyczajny strach. Człowiek czuje się samotny, gdy nie ma równego sobie partnera, z którym można byłoby zwyczajnie podyskutować. Tu żadnego dialogu z podwładnymi nie było, był monolog wodza. A gdy oni się z nim nie zgadzali, nisko opuszczali głowy i milczeli. Nikt nigdy nie mógł sprzeciwić się Stalinowi, nawet w drobnych kwestiach. On był wyrocznią we wszystkich życiowych sprawach, w kulturze, gustach, miłości, poglądach, moralności. Słowem, przez całe życie Stalin odczuwał samotność, co właściwie nas nie dziwi, ponieważ taki już jest los dyktatorów. Lecz w ostatnich latach swego życia Stalin był szczególnie samotny. Przyznaje to jego córka Swietłana, pisząc o daczy w Kuncewie: „Kilkakrotnie dom był rekonstruowany według planów ojca. Widocznie nie mógł znaleźć w nim dla siebie miejsca”5. Istniało dwóch Stalinów: ten pierwszy – spiżowy monument, ikona, bóg
i car, absolutny autorytet dla mas, dla ludzi, dla propagandy. I tu Stalin pozostaje nieskazitelny, zewnętrznie i wewnętrznie. O wspaniałej powierzchowności, o sympatycznej, mądrej twarzy – sumiaste czarne wąsy, czarne włosy, wysoki, zgrabny, czysto ubrany w półwojskowy mundur, w wysokich butach z miękkiej skóry o lustrzanym połysku, bez odznaczeń (z orderów nosił tylko Złotą Gwiazdę Bohatera ZSRR, podczas gdy np. Breżniew miał aż pięć Gwiazd na piersi). Jego uśmiech obnażał śnieżnobiałe zęby, jego fajka nigdy nie dymiła – taki Stalin wzbudzał ufność i sympatię. A oto Stalin rzeczywisty, dla bliskich, dla wąskiego grona – taki, jaki był naprawdę. Niskiego wzrostu, o krzywych nogach, dziobatej twarzy (w konsekwencji przebytej w dzieciństwie ospy), o sparaliżowanej lewej ręce, która nie zginała się w łokciu, o nieproporcjonalnym ciele (zbyt krótkim tułowiu przy długich i chudych nogach). Miał wydatny brzuch, całkowicie rude wąsy i rzadkie rude włosy. Zęby miał zepsute i czarne od tytoniu. Palce pokryte niezmywalnymi żółtymi plamami, również za sprawą tytoniu. A oto opinia o powierzchowności Stalina jego długoletniej (ich związek trwał dziewiętnaście lat) kochanki, Wiery Dawydowej: „Przyjrzałam mu się uważnie: niski, szpetny, cherlawy, tułów wąski i krótki, a ręce i nogi nieproporcjonalnie długie. Prawa ręka dłuższa od lewej”6. Podobnie, choć nieco obszerniej opisał Stalina jugosłowiański polityk-komunista Milovan Djilas: „Zaskoczyło mnie jeszcze coś. Stalin był niskiego wzrostu, nieproporcjonalnej budowy ciała. Tułów miał krótki i wąski, podczas gdy nogi i ręce były nieproporcjonalnie długie. Lewa ręka i lewe ramię wydawały się nieruchome. Miał okrągły brzuch i rzadkie włosy, chociaż nie był łysy. Twarz miał bladą, a policzki rumiane, pociągnięte różem. Dowiedziałem się, że taką barwę, typową dla ludzi, którzy zbyt długo przebywają w kancelariach, w wyższych radzieckich kręgach nazywają «kremlowską karnacją»”7. Stalin długo i mozolnie pracował nad swoim wizerunkiem dla mas. Jego praca nad sobą dała porażające wyniki. Jeśli pragnął on stworzyć swój wizerunek doskonałego wodza, któremu by naród uwierzył i którego by polubił, udało mu się to całkowicie. Naród szczerze kochał Stalina i wierzył mu. Rodzice wychowywali swe dzieci w ogromnej miłości do Stalina i niejedna matka z dumą mówiła: „Moi synowie w pierwszym rzędzie kochają Stalina, a zaraz po nim mnie”. Wprawdzie Chruszczow na XX zjeździe partii obalił kult Stalina, tym niemniej do dnia dzisiejszego ma on dużo swoich zwolenników wśród Rosjan. Jeszcze w 2012 roku do sklepów w Rosji trafiły zeszyty szkolne z wizerunkami Stalina na okładce. Radziecki historyk i dramatopisarz Edward Radzinski uważa, iż Stalin posiadał najbardziej hipnotyzujące oczy na świecie. Monotonny głos i otaczająca go aura boskości mogły silnie oddziaływać na obywateli, którzy szli na śmierć z jego imieniem na
ustach. Tak było nie tylko podczas wojny, gdy radzieccy żołnierze szli do ataku z hasłem: „Za ojczyznę, za Stalina”, lecz nawet podczas krwawych egzekucji, podczas zabijania własnego narodu w latach trzydziestych, w okresie „jeżowszczyzny”. Skazani z jego rozkazu na rozstrzelanie ludzie przed egzekucją krzyczeli: „Niech żyje towarzysz Stalin!”. Obecnie znamy ukrywane dawniej fakty, że Stalin interesował się hipnozą, wspierał badania nad nią, stworzył potajemnie kilka naukowych instytutów badawczych w tej dziedzinie. Szczególnie interesował go Wolf Messing – jasnowidz żydowskiego pochodzenia, który wyemigrował z niemieckich terenów okupowanych. Messing nie tylko posiadał dar jasnowidzenia, lecz był bardzo silnym hipnotyzerem, co niejednokrotnie udowadniał w eksperymentach, które urządzał Stalin. Pewnego razu kazał mu przejść przez wszystkie posterunki ochrony do swego gabinetu bez żadnej przepustki. Było pięć punktów ochrony. Messing uczynił to bez najmniejszego trudu, pokazując wartownikom zamiast przepustki czystą kartkę papieru. Za każdym razem patrzył im prosto w oczy. Za drugim razem Stalin rozkazał Messingowi pobrać w banku, bez upoważniających do tego dokumentów, sto tysięcy rubli. Messing znowu okazał zwykłą kartkę papieru kasjerce, która bez zastrzeżeń wydała mu wskazaną kwotę. Po okazaniu jej Stalinowi Messingowi nakazano zwrócić te pieniądze do banku. Gdy kasjerka zobaczyła zamiast dokumentu, na podstawie którego wydała Messingowi tę kwotę, czysty arkusz papieru, dostała ataku serca i zmarła na miejscu. Stalin był przekonany o swoich zdolnościach hipnotycznych. Możliwe, że Messing, którego Stalin nie represjonował, pomagał mu w opanowaniu tej sztuki. Na niezwykły wpływ Stalina na ludzi, z którymi rozmawiał, wskazywał Winston Churchill. Stalin zainteresował się Messingiem od momentu, gdy ten śmiało rozpoczął z nim rozmowę. Żydowski jasnowidz i hipnotyzer tak wspomina spotkanie ze Stalinem: „Wszedł jakiś człowiek z wąsami. Witamy się. Poznałem go od razu. Powiedziałem: «Dzień dobry! Nosiłem pana na rękach!». «Jak to na rękach?». Ja na to: «Na pierwszego maja, na defiladzie»”8. Stalin, jak każdy Gruzin, z natury bardzo wybuchowy, pracował nad sobą i pozbył się tej cechy. Tylko w wyjątkowych wypadkach wybuchał na oczach ludzi gniewem. Dla przykładu, zdarzyło mu się to, kiedy podczas czystek w latach trzydziestych przyszły do niego dwie kobiety: żona Lenina – Nadieżda Krupska i jego siostra – Maria Iliniszna, by wstawić się za aresztowanymi, siedzącymi na Łubiance starymi bolszewikami. Stalin wrzasnął groźnie na kobiety: „Za kim się ujmujecie? Za wrogami narodu?”. Obie staruszki zbladły i tyłem wycofały się z gabinetu. Opanowanie drogo Stalina kosztowało. Niewyładowana agresja odbijała się w postaci niesamowitych bólów głowy i arytmii serca. Były jednak oznaki, na których podstawie można było poznać gniew Stalina mimo jego bardzo
spokojnego tonu. Jedną z nich była niezapalona fajka. Ona wróżyła najgorsze. Natomiast jeśli Stalin gładził wąsy ustnikiem fajki, wiadomo było, że jest w dobrym humorze. Gdy ktoś wchodził do poczekalni Stalina, zawsze pytał jego sekretarza Poskriobyszewa, jaka pogoda. Jeśli pogoda była dobra, co oznaczało, że Stalin był w dobrym humorze – o czym przekonał się sam Poskriobyszew, widząc Stalina pochylonego nad papierami i głaszczącego wąsy ustnikiem fajki – bez obawy wchodzili do jego gabinetu. Jeśli zaś „pogoda była zła”, strach ich oblatywał i serce uciekało im w pięty. Stalin, zwłaszcza w ostatnich latach życia, bardzo rzadko pokazywał się ludziom. Dlaczego? Po pierwsze, żeby nie psuć wizerunku znanego z portretów, na których – dzięki umiejętności fotografów i dobremu retuszowi – jest on wysoki, zgrabny, o proporcjonalnym tułowiu, nie dziobaty, ze sprawną lewą ręką, o miłej powierzchowności, z wąsami i włosami czarnymi, a nie rudymi, jak w rzeczywistości. Po drugie, ze strachu przed zamachami. Pod koniec życia u Stalina rozwinęła się mania prześladowcza i obsesja na tle zamachów na jego życie. Coraz bardziej izolował się od ludzi, stawał się ikoną, spiżowym pomnikiem, nie zaś żywym człowiekiem. Stalin wyraźnie miał dwa oblicza – inne dla narodu, inne zaś dla najbliższego otoczenia, które dobrze znało jego słabości i czysto ludzkie cechy. Dla tych pierwszych był przywódcą o kolosalnym autorytecie, lubianym, wręcz ubóstwianym, obdarzonym imponującymi cechami charakteru: skromny, powściągliwy, wiodący spartański tryb życia, małomówny, o żelaznej woli, żyjący dla ludu. Dla najbliższego otoczenia zaś był Kobą (partyjny pseudonim Stalina) – wybuchowy, agresywny, nieobliczalny, egoistyczny, erotoman przy jednoczesnej erotycznej wstydliwości. W prywatnej scenerii Kuncewa był to typowy neurotyk, towarzyski gaduła, cholernie inteligentny, złośliwy, zimny jak stal i… o tak – ogromnie nieszczęśliwy! Stalin nie lubił przyrody w tradycyjnym znaczeniu tego słowa. Nie uprawiał żadnego sportu, nie umiał nawet pływać, mimo iż wszystkie (lub prawie wszystkie) jego dacze ulokowane były nad Morzem Czarnym. Nie wchodził nigdy do wody, no, może tylko po kolana. Nie opalał się, nie lubił słońca, zawsze siedział w cieniu. Śmieję się więc, Drogi Czytelniku, gdy czytam w niektórych biografiach o Stalinie, jak to on wspaniale pływał, obejmując swoje kochanki, w Morzu Czarnym, i z jaką rozkoszą wystawiał twarz do słońca. Jest to wierutna bzdura! Stalin nawet w alejkach, po których spacerował w swych posiadłościach, zawsze miał altanki, w których krył się przed słońcem. Josif Wissarionowicz lubił natomiast przyrodę „poprawiać”, jak Kaligula. Wycinał drzewa, kazał ścinać trawę, żeby wszystko zaasfaltować i żeby dróżki były nie piaszczyste a asfaltowe właśnie. Uprawiał egzotyczne owoce w swych oranżeriach i cieszył się jak dziecko, że u niego pod Moskwą rosną i dojrzewają banany i ananasy. Lecz gdy dowiedział się, ile prądu pożera jego oranżeria, w przypływie gniewu kazał wszystko
powycinać. Z kwiatów lubił najbardziej gruzińską roślinkę o zapachu gorzkiego piołunu czy też najdroższych francuskich perfum – mimozę. Na gałązce niepozorne, przypominające nowo narodzone pisklęta, żółte, mechate kuleczki. Nic szczególnego, lecz jaka siła działania! Wydaje się, że ten krzaczek jest napełniony czarowną energią dobrej wróżki – spokój człowieka ogarnia po powąchaniu mimozy. To Stalin wprowadził zwyczaj obdarowywania 8 marca kremlowskich żon mimozami. Ta tradycja zachowała się w Rosji do dzisiaj. Nie róże, nie goździki przodują wśród kwiatów 8 marca, lecz niepozorne mimozy. JAK STALIN SPĘDZAŁ CZAS? Wczesnym wieczorem Stalin jechał na spektakl do Teatru Bolszoj, którego był wielkim miłośnikiem, albo szedł do swej sali kinowej na Kremlu, by wraz z członkami rządu obejrzeć kolejny film Chaplina czy Aleksandrowa z Lubow Orłową w roli głównej. Lubow Orłowa, żona reżysera Grigorija Aleksandrowa, była ulubioną aktorką Stalina. Eskapady do teatru i do kina były regularne i częste. Po nich Stalin wyjeżdżał na daczę do Kuncewa. Swietłana Alliłujewa tak wspomina warunki panujące w podmoskiewskiej daczy Stalina, w której ten bardzo chętnie przebywał: „W Kuncewie ojciec zawsze mieszkał na dole, właściwie w jednym pokoju, który wystarczał mu za wszystkie inne. Spał na kanapie, obok na stoliku stały niezbędne telefony, konieczne do pracy. Duży jadalny stół zawalony był papierami, gazetami i książkami, a na jego brzegu podawano posiłki, kiedy jadał sam. (…) Wszystkie pozostałe pokoje, zaprojektowane przez M. Mierżanowa jako gabinet, sypialnia i jadalnia, zostały zmienione na wzór pokoju ojca. Czasami przenosił się do któregoś z nich, zabierając ze sobą wszystko, co potrzebował. (…) Prawie codziennie zjeżdżało się do niego na obiad całe Politbiuro. Obiad jadano w dużej sali, tutaj podejmowano też przyjeżdżających gości. W sali tej byli przyjmowani przywódcy bratnich partii komunistycznych – Anglicy, Amerykanie, Francuzi i Włosi. W 1946 roku widziałam tu Josipa Broza-Tito. W tejże sali, w marcu 1953 roku, ojciec leżał na łożu śmierci9. W jadalni Stalina w Kuncewie, gdzie zbierało się późnymi wieczorami całe grono dygnitarzy Stalina na jego znamienitych ucztach, on nigdy nie siadał pośrodku stołu. Zawsze zajmował miejsce z lewej strony od czoła. Tak zwane kolacje Stalina przerażały obfitością win i potraw. Przeważały dania gruzińskie, bardzo pikantne, z ostrym sosem, głównie mięsne, jeśli nie liczyć znakomitego sera sułguni i dużej ilości warzyw. Obsługa był skromna i dyskretna. Podawała do stołu i szybko znikała. Pojawiała się tylko wtedy, gdy Stalin dzwonił. Każdy obsługiwał się sam. Nakładał na talerz wszystko, na co miał ochotę. Do picia wprost zmuszano – tę rolę najczęściej pełnił Beria, a gdy w ostatnich latach życia Stalina popadł w niełaskę, zastępował go Nikita Chruszczow. Rola klowna przypadła
chyba Chruszczowowi do gustu, skoro nawet zgadzał się na rozkaz Stalina tańczyć na tych ucztach hopaka (ukraiński taniec ludowy z przysiadami). Pewnego razu Stalin, który często pozwalał sobie w swym otoczeniu na ordynarne żarty, opróżnił fajkę z popiołu na łysej głowie Chruszczowa, mówiąc: „Cierp, Nikito, pokorniejszy i mądrzejszy będziesz”. Nie chcemy, Drogi Czytelniku, powtarzać plotek, lecz w wąskim kręgu swych dygnitarzy Stalin nieraz rozdokazywał się do tego stopnia, że jego żarty traciły normy elementarnej przyzwoitości. Wspomniano już np. o tym, że na krzesło wznoszącego kolejny toast kładło się zgniłego pomidora. Albo wpuszczano dwóch uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy NKWD, którzy wchodzili do jadalni Stalina, gdy hulanka osiągała apogeum, wzbudzając przerażenie gości. Wszyscy wtedy milkli i wśród przeraźliwej ciszy czekali, kogo z nich aresztują, a Stalin głośno się śmiał, napawając się ich strachem. Wspomniano wcześniej także o tym, że do tych uczt u Stalina nigdy nie dopuszczano żon jego dygnitarzy. Uczestniczyły one tylko, pełniąc czasem rolę gospodyń, w oficjalnych przyjęciach na Kremlu. Natomiast do Kuncewa nieraz były zapraszane kochanki Stalina albo artystki z Teatru Bolszoj. I tak częstym gościem na tych ucztach była jego wieloletnia kochanka, Wiera Dawydowa. Te lukullusowe biesiady stały się normą życia Stalina. Tu, w daczy, przy obficie zastawionym stole jadano i pito, i tu jednocześnie rozstrzygały się polityczne problemy i zapadały ważne decyzje polityczne. Jugosłowiański polityk Milovan Djilas w 1949 roku gościł w daczy Stalina w Kuncewie. Swoje wrażenia opisał w książce noszącej tytuł Rozmowy ze Stalinem. „W przestronnej jadalni, prosto, lecz ze smakiem urządzonej, połowa stołu zastawiona była podgrzewanymi naczyniami z przeróżnymi potrawami, alkoholem, zastawą i sztućcami. Każdy brał to, na co miał ochotę, a następnie szukał sobie miejsca po drugiej, pustej stronie stołu. Różnorodność potraw i napojów była zdumiewająca, przy czym przeważały dania mięsne i mocne alkohole. Poza tym wszystko było proste i skromne. Służba pojawiała się tylko wtedy, gdy Stalin o to prosił. Tego wieczoru zadzwonił tylko raz, gdy miałem ochotę na piwo. Każdy jadł, ile mógł. Trudno było wymigać się od picia, bowiem ciągle wznoszono toasty. Takie kolacje trwały zwykle około sześciu godzin, od dziewiątej wieczór do czwartej nad ranem. Obok opowiastek i anegdot poruszano najpoważniejsze tematy polityczne, a nawet filozoficzne. Na biesiadach tych w zasadzie nieoficjalnie robiono znaczną część radzieckiej polityki”10. „Wieczór nie mógł obyć się bez wulgarnych ekscesów, w których oczywiście celował Beria. Kazano mi wypić mały kieliszek mocnej wódki z pieprzem. Beria, chichocząc, oznajmił mi, że ten trunek dobrze wpływa na męskość i opowiadając o tym, używał najbardziej wulgarnych określeń. Kiedy
Beria mówił, Stalin wpatrywał się we mnie z uwagą, gotów wybuchnąć śmiechem. Ale widząc mój niesmak, zachował powagę11. W Nowym Afonie na południu Abchazji jej przywódca, Nestor Łakoba, kazał wybudować dom dla Stalina. Potem go powiększył i zbudował w pobliżu jeszcze jeden. Stalin bardzo lubił tę swoją daczę i zatrzymywał się w niej, gdy przyjeżdżał do Abchazji. Abchazja szczególnie fascynowała Stalina. Tu ludzie długo żyją – to fakt udokumentowany. To zainteresowało amerykańskich naukowców-gerontologów. Istnieje taka anegdotka. Amerykanie zachęcają ludzi do zdrowego trybu życia, bez alkoholu i nikotyny; przyjechali w tym celu do Abchazji, żeby na przykładzie długo żyjących tu ludzi dowieść słuszności swoich tez. Pokazano im chatkę pewnego długowiecznego, stupięcioletniego Abchaza. Pytają go amerykańscy goście: „Pan zapewne tak długo żyje, bo pan nie pali i nie pije?”. „Tak, tak – odpowiada – nie palę i nie piję, przez całe życie ani jednej fajki nie wypaliłem i kropli alkoholu do ust nie wziąłem, i dlatego tak długo żyję”. Amerykanie to notują. W tym czasie z legowiska na piecu rozlega się czyjś kaszel. „A to kto?” – pytają Amerykanie. „Och – mówi Abchaz – ten człowiek zupełnie was nie zainteresuje, on pali i pije, to mój starszy brat”. Stalin również bardzo interesował się fenomenem długowieczności mieszkańców Abchazji. Jej przyczyn upatrywał w czystym górskim powietrzu i źródlanej, idealnie czystej, górskiej wodzie. W 1932 roku wspierał badania profesora Aleksandra Bogomołowa nad zjawiskiem niezwykłej żywotności ludzi w Gruzji i Abchazji. Stalin wierzył, że zawdzięczają to wodzie z lodowców i zdrowej żywności. W latach 1942–1944 powstał ściśle tajny instytut, zlokalizowany w zachodniej Syberii; celem jego działalności – pod nadzorem Kremla – miały być badania nad możliwością ożywiania zwłok ludzkich. Uciekano się przy tym do magicznych praktyk. Naukowcy, zajmujący się odmładzaniem komórek i problemami długowieczności, mogli liczyć na wysokie państwowe subsydia dla rozwoju tej dziedziny nauki. Nie podlegali też represjom. Przykładem może być Żydówka Lina Stern. Podczas czystek w latach pięćdziesiątych, gdy nasilił się jawny antysemityzm zainspirowany przez Stalina – w zakamuflowanej formie noszący nazwę kosmopolityzmu – Stalin skreślił jej nazwisko z listy osób skazanych na rozstrzelanie. Gdy Jeżow podsunął Stalinowi do podpisu listę trzystu osiemdziesięciu trzech nazwisk osób skazanych na rozstrzelanie, Stalin przeczytał ją uważnie i skreślił z listy dwa żydowskie nazwiska – Lili Brik i Liny Stern. Będą żyć. Kim była Lila Brik, chyba wiesz, Drogi Czytelniku – to siostra Elsy Triolet, francuskiej pisarki, żony Louisa Aragona, wielka miłość i kochanka Majakowskiego, który w jakichś różowych okularach dojrzał swoją muzę w tej brzydkiej, rudej, apodyktycznej Żydówce, zmuszającej Majakowskiego do życia w haniebnym miłosnym trójkącie. „Tym trzecim” był jej mąż, Osip Brik, któremu dawała pierwszeństwo przed Majakowskim, skazując poetę na męki Tantala. Gdy
on jak potulne szczenię (tak też podpisywał się w listach do Lili – twoje szczenię) żałośnie skomlał pod jej drzwiami, żeby go wpuszczono, ona w tym czasie pieprzyła się ze swym mężem, woląc jego małego fiutka od potężnej machiny Majakowskiego, delikatne wyrafinowanie od zdrowego seksu. O Linie Stern porozmawiajmy, Drogi Czytelniku, nieco bardziej szczegółowo, bowiem jej postać wiąże się z obsesją Stalina na punkcie odmładzania i długowieczności. LINA STERN Lina Stern była członkinią Żydowskiego Komitetu Antyfaszystowskiego (JAFK). Już w 1943 roku protestowała przeciwko zwalnianiu Żydów z pracy. Sama stała się ofiarą gwałtownych ataków antysemickich podczas przesłuchań, prowadzonych przez jednego z największych zbrodniarzy stalinowskich, Wiktora Abakumowa. Jako jedyna spośród głównych oskarżonych nie została skazana na śmierć, lecz na trzy lata łagru, a następnie na pięcioletnie zesłanie do Dżambułu w Kazachstanie. Zaliczono jej okres przebyty w areszcie śledczym i od razu skierowano na zesłanie. Trzy miesiące po śmierci Stalina została zwolniona i ponownie przyjęta do Akademii Nauk. Nie została rozstrzelana, ponieważ zajmowała się problematyką przedłużenia życia człowieka, którym to tematem Stalin był bardzo zainteresowany. W 1955 roku została zrehabilitowana. W 1960 roku otrzymała tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Genewskiego. Wielka dama zmarła w Moskwie 7 marca 1968 roku w wieku dziewięćdziesięciu lat. Lina Stern nigdy nie wyszła za mąż; całe życie poświęciła nauce. Opublikowała ponad czterysta prac naukowych z zakresu fizjologii i biochemii. Była dyrektorem Instytutu Fizjologii Akademii Nauk w Moskwie. Sześćdziesięciu naukowców pod jej kierownictwem prowadziło badania nad przedłużeniem życia człowieka. W przypadku Stalina pęd do życia wiecznego był tak silny, że w całym ZSRR otwarto tajne laboratoria i instytuty zajmujące się problematyką długowieczności. Stalin poszukiwał metody, która pozwoliłaby mu długo żyć. Jego zainteresowanie tą problematyką wzrosło po tym, gdy był świadkiem umierania Lenina w 1924 roku. Najpierw Stalin zainteresował się metodą Abrahama Zalmanowa – kąpielami w terpentynie w celu pobudzenia w organizmie cyrkulacji krwi. Po tym jak jeden z towarzyszy Stalina poparzył sobie genitalia, przywódca zniechęcił się do tej metody, a szarlatan powędrował do więzienia. Następnie zaintrygował go Aleksiej Bogdanow ze swoją metodą transfuzji krwi pobieranej od młodych ludzi. Metoda ta znana była już w średniowieczu. Wspomnijmy papieża Klemensa VII, który po raz pierwszy wypróbował ją na sobie (kosztem życia dwóch młodzieńców). Ponieważ jednak nie była jeszcze rozwinięta nauka o grupach krwi, i ta metoda nie rokowała powodzenia. Lecz najbardziej zainteresowała Stalina metoda francuskiego chirurga rosyjskiego pochodzenia, Siergieja Woronowa. Stosował on
przeszczepy tkanki jąder młodych szympansów do jąder mężczyzn. Efekt był porażający – człowiek młodniał w oczach. W prasie pojawiły się karykatury, na przykład szympans trzymający się za genitalia i mówiący do doktora: „Woronow, nie dostaniesz moich jaj”. Stalin usiłował zwabić Woronowa do ZSRR, obiecując mu złote góry, lecz profesor nie miał zamiaru zamieniać wolności w Paryżu na niewolę w Moskwie. Ktoś tam w Moskwie zaczął naśladować metodę Woronowa, lecz skończyło się to porażką. Członek Politbiura, Michaił Kalinin, który wszczepił sobie owe jądra szympansa, po trzech miesiącach „odmłodzenia” nagle zaczął się gwałtownie starzeć i zmarł. Do końca swego życia Stalin był opętany ideą znalezienia eliksiru młodości. Paradoksalnie sam umierał długo i w cierpieniu. KINO Oprócz opery i baletu Stalin bardzo lubił kino. Miał dwie sale kinowe na Kremlu: ogólną, dużą i swoją prywatną, małą salkę, która mieściła osiem–dziesięć osób. Lubił oglądać amerykańskie filmy z Charliem Chaplinem i radzieckie, zwłaszcza te, których reżyserem był Grigorij Aleksandrow, a w głównej roli występowała jego żona, Lubow Orłowa. Prawie każdy film, który miał wejść na ekrany Związku Radzieckiego, obowiązkowo musiał być obejrzany i zaakceptowany przez Stalina. Jeśli coś mu się w filmie nie podobało, na przykład zbyt długi, niesowiecki pocałunek, reżyserzy musieli sceny przerabiać albo film w ogóle nie wchodził na ekrany. Minister kinematografii Iwan Bolszakow był marionetką, nie miał nic do powiedzenia w sprawie dystrybucji filmów. Bardzo wiele dyskusji wywołał film Siergieja Eisensteina Iwan Groźny. O ile pierwsza seria została przez Stalina dobrze przyjęta, to drugą skrytykował i kazał przerobić scenariusz, zbesztawszy Bolszakowa, który ten scenariusz zatwierdził. Stalin był pewien, że świetnie się zna na scenariuszach filmowych. Jak i tego, że mógłby zostać wziętym pisarzem. Angielski dziennikarz, pisarz i historyk Simon Sebag Montefiore tak wspomina wizytę na Kremlu: „W małej sali kinowej obok jego gabinetu stało piętnaście foteli obitych bordowym aksamitem. To była prywatna sala kinowa Stalina. Stalin wyszedł z niej niezadowolony, siedmiu członków Politbiura, łącznie z ministrem kinematografii Bolszakowem, miało duszę na ramieniu. «Jak wy pokazujecie Iwana Groźnego? – zwrócił się do Eisensteina. – Pokazujecie jego okrucieństwo, lecz nie wyjaśniacie, dlaczego tak było. Iwan Groźny musiał gromić bojarów, ponieważ oni otruli jego żonę Anastazję. Okrucieństwo Groźnego było więc usprawiedliwione». „Eisenstein obiecał szybko poprawić ujęcia”12. A oto relacja jednego z dygnitarzy Stalina, marszałka Tuchaczewskiego, którą przytacza Wiera Dawydowa: „Zebrał Stalin naczelne dowództwo Armii Czerwonej i opowiadał nam
o wspaniałości rosyjskiego cara Iwana Groźnego. Miałem sposobność przeczytać sporo dzieł z historii Rosji. Iwan Groźny uważał siebie nie tylko za samowładcę, ale za uosobienie rosyjskiej myśli. Tylko on jeden myślał i za wszystkich decydował. Jednocześnie czuł się bardzo samotny. W tamtych czasach można było trzykrotnie oficjalnie zawrzeć związek małżeński; patriarcha wyraził zgodę na czwarte małżeństwo, ale i to okazało się nieudane. Stalin pokazał nam akt Soboru, uznający Iwana Groźnego za cara. Ten unikalny dokument został spisany na pergaminie i ma ołowiane pieczęcie. Pod aktem widnieją podpisy patriarchy Konstantynopola – Josifa, greckich metropolitów, biskupów i innych członków Soboru. Iwan Groźny nienawidził swego kuzyna, Władimira Starickiego, który podobnie jak Iwan był wnukiem cara Iwana III. Matka Władimira, Jefrosinia Staricka, popierała roszczenia syna do tronu. Z rozkazu Iwana Groźnego została zesłana do klasztoru Gorickiego. Najpierw poddano ją torturom, a potem utopiono w Jeziorze Siwierskim, przywiązując do szyi wielki kamień”13. Co Stalin sądzi o okresie rządów Iwana Groźnego i stosowanej przez niego polityce, zwanej opryczniną? Jego zdaniem, oprycznina w filmie jest źle przedstawiona. Opierała się ona przede wszystkim na wojsku. Była to nowoczesna, regularna armia podporządkowana monarsze. A w filmie oprycznicy ukazani zostali jak banda. Car jest niezdecydowany, podobny do Hamleta. Wszyscy mu podpowiadają, co ma robić, a przecież to on sam podejmował decyzje. Mądrość Iwana Groźnego polegała na tym, że kierował się interesem swojego narodu i osłaniając go przed obcymi wpływami, nie wpuścił do kraju cudzoziemców. Według bliskiego współpracownika Stalina, Andrieja Żdanowa, Iwan Groźny u Eisensteina wypadł jak neurastenik. Sam Stalin oświadczył, że postacie historyczne należy pokazywać wiernie, na tle realiów epoki. Uważał, iż w pierwszej części Iwan Groźny za długo całuje się z żoną. W tamtych czasach było to niedopuszczalne. Car był bardzo okrutny, to prawda, i można to było pokazać, ale trzeba też wyjaśnić, dlaczego musiał być okrutny. Jednym z błędów Iwana Groźnego było to, że nie potrafił zlikwidować pięciu wielkich rodów bojarskich, nie doprowadził do końca walki z feudałami; gdyby to zrobił, nie byłoby na Rusi okresu smuty. Powinien był działać bardziej zdecydowanie. Temat Iwana Groźnego, temat egzekucji, terroru, zdrad i tortur był jak najbardziej aktualny w tamtych czasach. Siergiej Eisenstein napisał nowy scenariusz. Mimo postępującej choroby serca nadal pracował. Wykonując polecenie Stalina, mistrz podświadomie kreował postać Iwana Groźnego na jego obraz i podobieństwo. 10 lutego 1948 roku Eisenstein zmarł. OSTATNIE LATA STALINA „W ostatnich latach ojciec był bardzo oschły, odizolował się od wszystkich, także ode mnie, pogrążony w ponurym milczeniu”14 – wspomina Swietłana
Alliłujewa. Ostatnie dwa – trzy lata życia Stalina, od 1950 roku do śmierci na początku marca 1953, charakteryzują się jego ogromną samotnością, pogorszeniem się stanu zdrowia, szybkim rozwojem paranoi i związaną z tym manią prześladowczą oraz izolacją od ludzi. 21 grudnia 1949 roku uroczyście obchodzono siedemdziesięciolecie urodzin Stalina. Niekończące się mityngi i parady, ogromne balony unoszące się w niebo. Gmachy domów okryte czerwonym płótnem, wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, portrety Stalina, na których jest on młody, piękny, pogodny i lekko uśmiechnięty. Ludzie z transparentami w rękach głoszą jego chwałę. Prasa zawalona jest pochlebnymi artykułami o „Ojcu Narodów”. Beria krzyczy z trybuny na cały plac Czerwony: „We wszystkich językach świata w tym ważnym dniu silniej niż kiedykolwiek brzmią pozdrowienia skierowane do naszego wodza. Chwała towarzyszowi Stalinowi!”. „Chwała, chwała!” – krzyczy zgodnie tłum i echo tych pochwalnych okrzyków długo jeszcze roznosi się po placu Czerwonym. A on siedzi w wiklinowym fotelu, w swoim drewnianym domu w Kuncewie – schorowany, zgarbiony, nieszczęśliwy. Otulony jest damską orenburską puchową chustą. Bolą go nerki, choruje na korzonki nerwowe, ma złe krążenie, skoki ciśnienia, silne bóle głowy z niebezpiecznymi zawrotami, zgagę – nie tylko w żołądku, jest to chyba zgaga duszy. Jeszcze wyraźniej występują krosty na dziobatej twarzy, rudawe wąsy zwisają ponuro, podobnie jak rzadkie rude włosy, wyraźnie widoczny jest paraliż lewej ręki, która nie zgina się w łokciu. Na okrągłym wiklinowym stoliku leżą gazety z jego portretami. Ludzie z całego świata przysyłają mu podarki, których on nawet nie chce oglądać. Każe Własikowi wszystko przekazać na rzecz państwa, a na razie wystawić w muzeum. On niczego nie chce. On jest zmęczony, bardzo zmęczony. Nikogo nie chce widzieć. Rumiana, wesoła Waleczka Istomina przynosi mu na metalowej tacy jego ulubione gruzińskie wino, ciężkie jak dziegieć i czarne jak smoła. Trwożnie spogląda na swe bożyszcze, swego kochanka, swego morganatycznego męża. Oto już cały miesiąc Josif nie uprawiał seksu, ani z nią, ani z innymi kochankami. To zły objaw. Jeśli Gruzin – niezależnie od wieku – nie pragnie seksu, to znaczy, że jest poważnie chory. Lecz nawet lekarza u Stalina nie ma. Swego najlepszego, osobistego lekarza, który leczył go od trzydziestu lat – akademika Władimira Winogradowa, Stalin wsadził do więzienia. Pije jakieś krople przyniesione przez Waleczkę, która na próżno powabnie kręci swym rozkosznym tyłeczkiem – Stalin nie reaguje. Waleczka – podręczne pogotowie seksualne – gotowa na każde kiwnięcie palcem Stalina pokornie położyć się na jego wąskiej kanapie i dać wodzowi swe ciało z oddaniem posłusznej odaliski, zatrwożona jest nie na żarty. Jeszcze nigdy Stalin nie był taki przygnębiony. „I co ja mam robić?” – płacze w swej izdebce, bezradna i bolejąca nad najdroższym jej człowiekiem. Jak uratować Josifa? Jego już nie można było uratować.
Kiedy Swietłana Alliłujewa odwiedziła ojca po raz ostatni – na dwa miesiące przed chorobą i śmiercią – była wstrząśnięta: wszędzie na ścianach wisiały powiększone fotografie dzieci, chyba z czasopism. Chłopiec na nartach – to jego wnuk Ośka, a może wnuk syna Wasilija – Ilja, którego nigdy w życiu nie widział. Z ośmiorga wnuków Stalin widział tylko troje – dzieci Swietłany i Galę, córkę Jaszy, starszego syna. Schorowany, coraz bliższy śmierci Stalin bynajmniej nie łagodniał, a wręcz odwrotnie. Ogarniała go coraz większa paranoja, która kazała mu widzieć wokół siebie samych prowokatorów, zdrajców i spiskowców. W czerwcu 1951 roku został aresztowany szef wywiadu, Wiktor Abakumow. 28 października 1952 roku Swietłana pisała do ojca: „Bardzo chcę cię zobaczyć, tak po prostu, bez żadnej sprawy”. Chciała mu przywieźć wnuki. Ich ostatnie spotkanie odbyło się 21 grudnia 1952 roku, w dniu jego urodzin. I wtedy w Stalinie coś jakby pękło – nagle złagodniał, dziecięcy świergot i śmiech nastroiły go na łagodny ton. Posadził Ośkę – rudawego jak matka Stalina, zmarła Keke – na kolanach, całował, częstował dzieci lodami, śmiał się wraz z nimi. Swietłana nie poznawała ojca, potrafił być całkiem ludzki i przystępny. Niestety, krótko to trwało, wkrótce zmęczył się dziećmi i kazał Swietłanie zawieźć je do domu. Więcej Swietłana żywego ojca już nie zobaczyła. Ostatnie lata Stalina to ciężkie czasy. Rząd praktycznie przestał pracować. Stalin wybrał małą grupę ludzi, którzy nieustannie musieli być przy nim. Oficjalne posiedzenia Politbiura prawie się nie odbywały. Coraz częściej przebywał w Kuncewie, tylko czasami przyjeżdżał na Kreml, gdzie wydawał rozkazy i oglądał filmy. Zaczął oglądać amerykańskie filmy kowbojskie. Do samochodu ze Stalinem wsiadali niezmiennie Beria i Malenkow, Chruszczow i Bułganin – w innym samochodzie. Krążyli po ulicach, Stalin bał się zamachu. W Kuncewie prawie codziennie przybywały nowe zamki i zabezpieczenia. Daczę otaczał już nie pojedynczy, lecz podwójny kamienny mur. Brama wyposażona była w kilka zasuw, po obejściu biegały złe psy. Zakładano elektryczne alarmy. Stalin cierpiał z powodu samotności. Samotny dyktator, którego dręczyły obsesje. Jak wszyscy mający skłonność do depresji, Stalin bardzo często myślał o swej chorobie. We wspomnieniach z 1951 roku Nikita Chruszczow pisał: „Pamiętam pewien charakterystyczny incydent, który wydarzył się, gdy Stalin wypoczywał w Afonie. Wezwał mnie z Soczi, a Mikojana z Suchumi. Pewnego dnia Stalin wyszedł na werandę, kiedy spacerowaliśmy z Mikojanem po ogrodzie, prawdopodobnie nas nie dostrzegł. «Jestem skończony – zamruczał do siebie – nie wierzę nikomu, nawet samemu sobie». To było straszne wyznanie. Już od dłuższego czasu zauważyliśmy jego podejrzliwość wobec ludzi, ale teraz sam przyznał się do tego otwarcie. Wszyscy, którzy zaliczali się do najbliższego kręgu Stalina, w zasadzie żyli z dnia na dzień. Gdy Stalin przestawał komuś ufać, jego los
był przesądzony”15. Stalin podczas wojny miał dwa ataki serca. Po jej zakończeniu bardzo się postarzał, przybyło mu zmarszczek. W nie najlepszej formie był jego stan psychiczny. Samotność Stalina – ogromna, beznadziejna samotność człowieka o nieograniczonej władzy – jest chyba straszniejsza niż samotność zwykłego śmiertelnika. Samotność wśród zachwytów rozentuzjazmowanego tłumu, wśród szalonych owacji, które trwały nieraz w nieskończoność – czy może być coś straszniejszego? Ani jednego przyjaciela, ani kochanki – fizyczne pożądanie, nic więcej. Dlaczego tak odizolował się od ludzi, że nawet własnych pięciorga wnuków ani razu nie widział. Legendarna samotność Stalina. „W tamtych czasach wszyscy wypoczywali razem z rodzinami na południu – Akernikidze (chrzestny mamy), Mikojan, Woroszyłow, Mołotow – wszyscy z żonami i dziećmi. Wtedy jeszcze ojciec miał kontakt z rzeczywistością. Izolacja nastąpiła później, wraz z odcięciem się od wszystkich szczerych, uczciwych, życzliwych i bliskich mu ludzi” – wspomina córka Swietłana16. ŚMIERĆ STALINA W 1952 roku Stalin jeszcze żyje, chociaż jest w kiepskim stanie. Cierpi na arteriosklerozę, ma podwyższone ciśnienie, zawroty i bóle głowy, duszności i ataki podobne do apoplektycznych. Na tle tego wszystkiego rozwija się w błyskawicznym tempie mania prześladowcza. Stalin wszędzie widzi wrogów. Staje się niebezpieczny. Rozumieli to członkowie Politbiura, dlatego uczynili pierwsze kroki zmierzające do izolowania Stalina i pozbawienia go ochrony i należytego leczenia. Zwolniono zarówno szefa osobistej ochrony Stalina, Nikołaja Własika, jak i jego osobistego sekretarza, Aleksandra Poskriobyszewa. Aresztowano osobistego lekarza Stalina, Władimira Winogradowa. Całą akcją kierował Beria. On najbardziej obawiał się o swoje życie i doskonale rozumiał, że czeka go los Jagody i Jeżowa. Stalin stracił do niego zaufanie i niejednokrotnie w różny sposób dawał temu wyraz. Na ucztach Stalina w Kuncewie już nie Beria był błaznem, już nie on go bawił anegdotkami i historyjkami. W siłę rośli Malenkow, Bułganin, Chruszczow. Poskriobyszewa, oddanego Stalinowi, służącego mu ponad dwadzieścia lat i gotowego życie oddać za niego (mimo iż Stalin kazał rozstrzelać jego żonę), Beria zręcznie usunął, przeprowadziwszy złożoną intrygę. Z gabinetu Poskriobyszewa zginęły ważne dokumenty, o co postarał się Beria, który po prostu je wykradł, a następnie wysunął aluzję, że owe dokumenty zginęły nieprzypadkowo. Być może czyta je teraz zachodni wywiad. Był to argument wystarczający do tego, żeby wzbudzić podejrzenia Stalina. Poskriobyszewa aresztowano i osadzono w więzieniu. Za nim na Łubiankę powędrował generał Własik, pozbawiony przedtem generalskich szlifów. Oskarżono go, jak już wiemy, o wykorzystywanie stanowiska do czerpania
korzyści majątkowych. To zdarzyło się w grudniu 1952 roku. Bez należytej ochrony, bez oddanego sekretarza, bez opieki doświadczonego lekarza Stalin stał się bezbronny jak dziecko. O to właśnie chodziło członkom Politbiura, widzącym teraz w Stalinie zagrożenie dla bezpieczeństwa ZSRR, w związku z rozwijającą się paranoją wodza. Stalin nigdy nie sypiał w łóżku, wyłącznie na wąskich kanapach, skulony jak embrion, z kolanami pod brodą, najczęściej w małej jadalni, znajdującej się obok dużej sali, w której odbywały się jego wystawne uczty. W ostatnim roku życia Stalin bardzo wyraźnie się postarzał, chodził z trudem, z trudem także mówił, robiąc wyraźne pauzy. Często spacerując po ogrodzie, coś mamrotał sam do siebie. Godzinami siedział na oszklonym tarasie, ssąc – jak niemowlę smoczek – swoją wygasłą fajkę. Palenie rzucił nagle i zdecydowanie, mimo iż palił ponad pięćdziesiąt lat, co świadczy o jego dużej sile woli. Coraz częściej przebywał nie w głównym, dużym, zielonym budynku, lecz w niedawno zbudowanym drewnianym domku. Lubił łaźnię parową, mimo iż akademik Władimir Winogradow kategorycznie mu tego zabronił ze względu na nadciśnienie. Lecz Winogradow siedział w więzieniu, Nikołaj Własik, który również dbał o zdrowie Stalina, został aresztowany, więc Stalin leczył się sam środkami medycyny ludowej. W dniu śmierci wieczorem Stalin poszedł do łaźni, mimo kategorycznego zakazu lekarza. Swietłana Alliłujewa pisze we wspomnieniach: „Ojciec umierał ciężko i długo. Wylew krwi do mózgu rozprzestrzeniał się stopniowo na inne ośrodki. Ojciec oddychał coraz szybciej. W ciągu ostatnich dwunastu godzin było już wiadomo, że niedobór tlenu się zwiększa. Twarz ściemniała i zmieniła się, rysy stały się nie do poznania, usta sczerniały. W pewnym momencie, prawdopodobnie już w ostatniej minucie, nagle otworzył oczy i powiódł wzrokiem po wszystkich. To było okropne spojrzenie, ni to bezmyślne, ni to gniewne, pełne trwogi przed śmiercią i przed nieznanymi lekarzami pochylonymi nad nim. Nagle podniósł do góry lewą rękę i czy to wskazał nią na górę, czy też pogroził nam wszystkim”17. A tak opisuje ostatnie chwile Stalina jeden z jego biografów, Żores Miedwiediew: „W niedzielę 1 marca około godziny 22.30 Łozgaczow [ochroniarz Stalina – przyp. E.W.] wszedł do apartamentów Stalina (…) i zastał go leżącego na podłodze, koło stolika, w podkoszulku i spodniach od piżamy, w kałuży własnego moczu. Z pewnością leżał tam kilka godzin, gdyż był lodowato zimny. Najwyraźniej Stalin wstał z łóżka, żeby napić się wody i wtedy dostał wylewu”18. Stalin umarł – i jak my będziemy żyć dalej bez niego? To pytanie zadawały sobie miliony ludzi radzieckich, bowiem Stalin już od dawna stał się symbolem, ikoną, nierozerwalnie związaną z pojęciem potęgi ZSRR. Ze wszystkich krańców