mek4

  • Dokumenty6 660
  • Odsłony396 482
  • Obserwuję294
  • Rozmiar dokumentów11.2 GB
  • Ilość pobrań303 229

Watała Elwira - Cuchnący Wersal

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Watała Elwira - Cuchnący Wersal.pdf

mek4 EBooki
Użytkownik mek4 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 518 stron)

£/3 . L Oficyna Wydawnicza RYTM Warszawa Projekt okładki i stron tytułowych Jacek Tofil Opracowanie redakcyjne i korekty Oficyna Wydawnicza RYTM Skład, łamanie i wkładka zdjęciowa Studio Graficzne Oficyny Wydawniczej RYTM - Jolanta Matuszewska studio @ ry tm-wy dawnictwo .pi © Copyright by Elwira Watała and Oficyna Wydawnicza RYTM, 2007 Wydanie I ISBN 978-83-7399-362-4 Druk i oprawa Łódzkie Zakłady Graficzne Oficyna Wydawnicza RYTM prowadzi sprzedaż wysyłkową książek z rabatem. Szczegóły na stronie www.rytm-wydawnictwo.pl Zamówienia można składać pod adresem: Oficyna Wydawnicza RYTM ul. Górczewska 8, 01-180 Warszawa tel./fax: (0-22) 631-77-92, lub fax: (0-22) 862-37-59 e-mail: dzial.handlowy @rytm-wydawnictwo.pl

Zycie na królewskim dworze to najzabawniejszy w świecie wodewil. Yisconti /wersal cuchnął. I niczym nie można wywabić tego specyficznego wersalskiego zapachu - potu, krwi, spermy i perfum. Utrwalił się na zawsze. Na wieczność. Przetrwał frondy i rewolucje, różnych królów i faworyty. Obecnie, gdy już nie jest siedzibą monarchów i dostępny jest dla wszystkich jako muzeum, wciąż czuć ten jego specyficzny odór. Stworzony przez Króla Słońce Ludwika XIV w celu oszołomienia świata, stał się jego ósmym cudem, wtapiając w siebie wszystkie przeciwności: jest wspaniały i mizerny, olśniewa przepychem i przeraża brudem, sufity i ściany pławią się w złocie, a nie ma ubikacji. Nieczystości wylewano na ściany pałacu, a pod wspaniałymi schodami załatwiano fizjologiczne potrzeby. Przeszedł ogromną ewolucję w zależności od gustów tego, kto w nim mieszkał. Wersal baroku, rokoko - zmieszały się style, zmieszały się gusty, lecz niezmienna pozostała pałacowa etykieta - kodeks praw wersalskich dworzan, stworzona przez Ludwika XIV po to, żeby uszczęśliwić ludzi. Ma się rozumieć w tym pojęciu, w jakim rozumiał je on. Bóg i car. Jego słowo było kanonem, jego życzenie 5 prawem. Zmusił do zamieszkania w Wersalu dziesięć tysięcy szlachetnie urodzonych, umieścił ich w dwu tysiącach pokojów, dał im pięciotysięczną służbę. W zamian życzył sobie tylko jednego: myślcie tak, jak ja tego chcę - Król Słońce. To on wprowadził w życie hasło: „Państwo to ja". Rządy Ludwika XIV to niespotykany dotąd absolutyzm, także niewidziana dotąd

rozpusta i rozwiązłość. Obyczaje upadły, moralność stała się pustym dźwiękiem. WERSAL ŚMIERDZIAŁ. f A i^mazonka Francji - Maria de Chevreuse Amazonki na francuskim dworze, jeździły konno w męskich ubraniach, dobrze władały bronią, lecz w odróżnieniu od tamtych, autentycznych, nie odcinały prawej piersi dla wygody trzymania broni. Pierś była im przydatna, no może nie do karmienia dzieci, bo nasze amazonki same ich nie karmiły, lecz do błyszczenia na balach, kiedy to, pobawiwszy się w politykę i niejedną rewoltę we Francji wznieciwszy, powracały do Wersalu, lo Sali Lustrzanej, żeby uczestniczyć w balach, na któ-ych, ma się rozumieć, obnażona w głębokim dekolcie )ierś była mile widziana. *** Ale Wersalu póki co nie ma. Stoi na razie parę ład-lych kilometrów od Paryża myśliwski pałacyk Ludwika QII, gdzie można odpocząć i wysuszyć się, jeśli podczas >olowania królewską świtę deszcz zastanie; znacznie lóźniej syn Ludwika XIII, Ludwik XIV, wybuduje v tym miejscu ogromny pałac, aby oszołomić i zadziwić wiat i nazwie go Wersalem. Myśliwski domek swojego ijca wyścieli białym marmurem, założy dookoła parki, igrody i fontanny. Wybuduje dwa tysiące pokoi, umieści v nich pięciotysięczną służbę pałacową, da im do rąk 7 Koran własnego autorstwa, to znaczy kodeks dworskiej etykiety i każe im, by byli szczęśliwymi tak jak chce on, de Roi Soleil - Król Słońce.

*** A Ludwik XIII umierał. Prawda, nie w myśliwskim domku, a w Luwrze, siedzibie królów francuskich. Konał ciężko, bowiem na tamtym świecie jeszcze nie zadecydowano, do jakiego gatunku należy go zaliczyć - grzeszników czy aniołów? I dopóki dylemat między Bogiem i diabłem się rozstrzygał, Ludwik XIII walczył z agonią i amazonką, Marią de Chevreuse. Gdy sekretarz nad łożem umierającego odczytywał królewski testament i wymienił nazwisko Marii de Chevreuse, król otworzył oczy i wyszeptał: „Nigdy nie wpuszczajcie jej do Francji, to diablica". Naród układał o niej piosenki i nazwał „Amazonką Francji". Amazonka umknęła okrutnemu pościgowi królewskich wojsk i setce żołnierzy oraz szpiegom, którzy nie mogli dać sobie rady z jedną słabą kobietą. Wymawiając imię Marii de Chevreuse, wszechmocny kardynał Richelieu zgrzytał ze złości zębami, a król w osłupieniu myślał: „Jak mogłem zakochać się w takiej strasznej kobiecie?". No tak, zamiast jej nienawidzić, król dziko kochał się w Marii de Chevreuse, damie pałacowej swej żony Anny Austriaczki, potwierdzając prawdziwość przysłowia: „Od miłości do nienawiści tylko jeden krok". Maria de Chevreuse przeszła, jak to się mówi, przez ogień i miedziane trąby. Rządziła królami i ich żonami z taką samą zręcznością, jak własnym wachlarzem, wpływała na politykę Francji i była w centrum wszystkich pałacowych intryg. A do tego szczyciła się mianem naj- 8 piękniejszej kobiety Francji. Królowa Anna Austriaczka była jej przyjaciółką i we wszystkim jej słuchała. Przystała nawet na to, że damie

wypada biegać po schodach i grać w chowanego. Usłuchała jej ciężarna Anna Austriaczka, dwadzieścia lat nie mogąca dziecka urodzić i... znowu poronienie. Delfina nie ma, Francja bez dziedzica tronu nam marnieje. Rozgniewał się okrutnie Ludwik XIII, Marię de Chevreuse wygnał z Francji. Wówczas Maria zaczęła rewolty i różne spiski przeciwko królowi wzniecać i już na serio uciekała od pogoni, w nocy cwałując na koniu przez lasy i pola, w dzień śpiąc w chłopskich chatach albo w stodole na sianie. Kochankami tej damy było wielu możnych świata tego: Buckingham, którego niepoprawny romantyk Aleksander Dumas ojciec nobilitował do roli romantycznego kochanka Anny Austriaczki, znamienity La Roche- foucauld, Luynes - kochanek Ludwika XIII, bo król często swe nikłe homoseksualne inklinacje praktykował ze swymi sługami. Tak było od dzieciństwa. Sama Maria Medici nie miała nic przeciwko temu. Byle nie z arystokratami. Była Włoszką, przyswoiła sobie zwyczaje sta-"ożytnego Rzymu, gdzie wolno było patrycjuszom pieprzyć się wyłącznie z mężczyznami o niższym od siebie społecznym statusie. Wychowanie Ludwika XIII całkowicie spadło na barki Marii Medici. Henryk IV wcześnie ynarł zasztyletowany przez szaleńca, nie bez pomocy, na się rozumieć, swojej niekochanej żony, lękającej się, lq lada chwila będzie musiała ustąpić miejsca pięknej szesnastolatce. Przeżyła Maria de Chevreuse burzliwe, pełne przygód życie amazonki i światowej damy. Dożyła siedem-Iziesięciu dziewięciu lat i nie przyszło jej do głowy, by )Owtarzać słowa klasyka: „I po co żyłam? Żeby przebie- 9

rać się?". Maria wiedziała, po co żyła - by przebierać się w męskie ubrania dla frondy i rozbierać się dla kochanków. *** Gdy Ludwik XIII dowiedział się, że jego żona po raz trzeci poroniła, tym razem z winy Marii de Chevreuse, która namówiła królową do gry w chowanego, natychmiast rozkazał jej oddalić się z Luwru do swojej wiejskiej posiadłości. Wówczas Maria rzuciła się do nóg swego kochanka, markiza de Chevreuse, i zalewając się łzami, omal nie całując mu stóp, błagała go o ratunek. Kawaler zbladł - kochanka znowu w ciąży? Ile można? Niecały miesiąc wcześniej odprowadził ją do paryskiej babuni, parającej się spędzaniem płodu, a to we Francji było karalne. Znowu przez chwilowe głupie zapomnienie ma narażać się prawu? Ale okazało się, że Marii nie o to chodzi. Jej trzeba pomóc utrzymać pozycję przy dworze, żeby nie musiała taszczyć się parę kilometrów do nudnej wioski na wygnanie, jej na gwałt jest potrzebny mąż i dobrze by było, gdyby markiz z nią się ożenił. „Wówczas głupie zachcianki króla pozbawiające mnie dworu spełzną na niczym" - stwierdziła. Przecież nie może wydalić z Luwru żony tak zacnego i dostojnego kawalera, jakim jest markiz de Chevreuse. Markiz powzdy-chał, przewidując z góry, co to będzie za małżeńska idylla przy boku takiej nieobliczalnej żony, lecz zgodził się: „A pal licho, raz kozie śmierć!" - i ożenił się. Maria de Chevreuse w dalszym ciągu bryluje w Luwrze, wielkiego błysku swych oczu zatuszować nie mogąc, gdy naburmuszony Ludwik XIII obok przechodzi, starając się nie zauważać dworki swej żony. 10 Markiz de Chevreuse wiedział, na co się narażał, żeniąc się z Marią.

Naturalnie zdrady zaczęły się sypać, jak z rogu obfitości, niemal natychmiast po nocy poślubnej, kiedy wzięła sobie za kochanka angielskiego posła Hollanda. Ten jednak się nią rozczarował i odstąpił swemu przyjacielowi Buckinghamowi. Temu samemu od „Trzech muszkieterów" Dumasa i podobno wielce rozmiłowanemu w Annie Austriaczce? - zapyta z niedowierzaniem :zytelnik. Tak, ten sam, tyle że znacznie wytarty z lukru i blasku pozłoty. Wybaczmy romantykom ich ciągotki io piękna. Piękna miłość, piękne akcesoria! A rzeczywistość jest ordynarna i bezwzględna. Pokryty patyną don Juan gania za każdą spódniczką w Luwrze, szczególne upodobanie mając do dam, które były do Anny Austriaczki podobne. Maria de Chevreuse właśnie jest taka, wykapana Anna. O tym nawet Ludwik XIII się przekonał, a gdy przekonał się, znienawidził Marię tak jak żonę. Zanim Maria de Chevreuse została kochanką Buc-kinghama, ten zdążył już być platonicznym kochankiem królowej Anny Austriaczki. Nastąpiło to w maju 1625 roku. Buckingham miał wtedy trzydzieści trzy lata i według słów La Porte'a: „Nikt na świecie nie był lepiej zbudowany i nie miał bardziej wspaniałego oblicza". Na dworze francuskim wywołał powszechny zachwyt, a damy jedna za drugą proponowały mu siebie w charakterze kochanek. Maria de Chevreuse postanowiła inaczej - zaproponowała pięknisia swej przyjaciółce, królowej. Spotkali się na jednym z balów i od razu między nimi zaiskrzyło. Wydało im się, jakby się znali od lat: zakochali się w sobie na zabój. Pobyt lorda w Paryżu przedłużał się. Codziennie widywał królową, która jednak była pilnowana nadzwyczaj starannie, tak że nie udało im się spotkać tete-a-tete. Aż nadarzyła się okazja. Siostra Lu-

11 dwika XIII, Henrietta, wyjeżdżała do Londynu. Miała tam wyjść za mąż za syna Jakuba I, Karola I. W podróży towarzyszyć jej musiał Buckingham, a Anna Austriaczka odprowadzała szwagierkę do Amiens, położonego w wyjątkowo romantycznej okolicy nad brzegiem morza. Oboje, Buckingham i Anna Austriaczka, znaleźli się w nocy w parku sami, świta pozostawała w oddali. Maria de Chevreuse z kochankiem Hollandem też pozostali daleko w tyle, oddając się uciechom miłosnym. I nagle w nocnej ciszy rozległ się przeraźliwy krzyk królowej. Świta nadbiegła, wyswobodziła królową z objęć Bucking-hama, który, zdawać się mogło, zupełnie oszalał z miłości, skoro usiłował zaciągnąć królową w krzaki. Następnego dnia królowa musiała usprawiedliwiać się przed mężem. Wezwano damy ze świty królowej i jedna z nich, patrząc prosto w oczy Ludwikowi XIII, powiedziała: „Gwarantuję, Najjaśniejszy Panie, za cnotę królowej od pasa w dół, za resztę nie ręczę". Czyli jawnie dawała do zrozumienia królowi, że jego żona całowała się z Buckinghamem, a od tego przecież nie rodzą się dzieci. Buckingham przepraszał królową na kolanach, kiedy ta leżała z bólem głowy w łóżku. Malarz uwiecznił ten obrazek, szybko robiąc w kącie pokoju szkic, a damy pilnie śledziły, żeby tym razem pocałunek nie sięgał niżej ręki królowej. Wyjechała Maria z Buckinghamem do Londynu, ucałowawszy męża na pożegnanie i rozkazawszy być mu grzecznym i potulnie niańczyć ich córkę, Julię. W tym przypadku w swoje ojcostwo mąż bardzo wątpił. A Maria, już trzydziestoletnia, świeża jak poranna róża, znowu ma licznych kochanków. Lecz Buckinghamowi ona wkrótce się znudziła, całe szczęście, że Felton go zasztyletował, bo wielki skandal omal nie wybuchł

na 12 angielskim dworze. Na „miłość" do Buckinghama „zachorował" angielski król Jakub I, który mimo iż miał sześcioro dzieci z brzydką Anną Duńską, nie stronił od ładnych chłopców, pozwalał im na wiele, prosząc o jedno: „Możecie wodzić mnie za nos, lecz nie szczypcie mojego serca". Jakub I, brzydki syn Marii Stuart, z wiecznie zakatarzonym nosem, spłodzony prawdopodobnie nie przez męża Marii, a przez nadwornego muzyka Dawida Riz-zio, zapałał namiętną miłością do swego Stinny, jak nazywał Buckinghama. „Będę twoim pieskiem, tylko pozwól się pocałować w usteczka czerwone" - skomlał jak szczenię zranione w listach do niego. Usteczka czerwone! A dlaczego Buckingham miał usta czerwone? Czy król się nad tym zastanawiał? A może czerwone dlatego, że on bioenergię jak wampir z ludzi wysysał? Maria była tego pewna. „Wampir przeklęty! Całe soki ze mnie wypiłeś, a teraz chcesz zostawić? Nic z tego! Nie pozwolę, żeby mnie wyrzucić na bruk, jak mebel niepotrzebny, gdy ja szlachetnego męża dla ciebie w Luwrze zostawiłam, córeczkę, która bez uczuć macierzyńskich rośnie!" - mówiła do niego. I oto Ludwik XIII otrzymuje od swego posła w Londynie wiadomość, iż Maria de Chevreuse skandalicznie zachowuje się na angielskim dworze, epatuje publiczność swoją rozpustą i niewyparzonym, dalekim od dworskiego, językiem. Angielski król ze łzami w oczach prosi go, by tę nieobliczalną osobę zabrał z jego pałacu i Londynu. Ludwik XIII zawezwał markiza de Chevreuse i powiedział: „Ożeniłeś się z opętaną przez diabła kobietą? Ożeniłeś się. A skoro nawarzyłeś sobie piwa, to sam go pij. Jedź do Anglii i ucisz skandal, zabierając stamtąd swoją żonę. Nie

waż się sprowadzać jej do Luwru, moja żona z takim trudem w ciążę zaszła". 13 Dobry markiz de Chevreuse, idealny „pokorny rogacz", do Anglii pojechał, żonę stamtąd zabrał i z łezką w oku błagał ją, żeby już nie wszczynała żadnych skandali we Francji, nie uczestniczyła w intrygach, zapytał ją, czy może jej się spodoba spokojne wiejskie życie na łonie natury i w ciszy rozłożystych drzew? Żona aż żachnęła się z oburzenia. Orlicę mąż chce zamknąć w klatce, widzieliście go! *** Anna Austriaczka ma już trzydzieści sześć lat, kilka poronień za sobą i ani jednego żywego dziedzica tronu, dlatego dworzanie z niesłabnącą troską i uwagą spoglądają na jej rosnący brzuszek. Porusza się w nim i bezpardonowo kopie matkę przyszły Ludwik XIV. Annie nie pozwalają szybko chodzić, denerwować się, chuchają na nią, jak na cudo zamorskie i z nadzieją oczekują porodu. Rodzić będzie publicznie, w asyście ministrów i ludu paryskiego, bo inaczej, nie daj Boże, na tron bękarta podsuną. Do Luwru Maria de Chevreuse wstępu, naturalnie, nie ma. No i nie trzeba... „Swój salon otworzę" - postanowiła. A w salonie nie tylko damy, ale i kawalerowie żądni miłości. Maria de Chevreuse rozgląda się za kolejnym kochankiem. Jest! Chalais ma na imię. Kochanek może tylko wówczas mieć powodzenie u Marii, jeśli podziela jej orientację polityczną, a ta obecnie skierowana I jest na to, żeby obalić kardynała Richelieu i Ludwika XIII, a powołać na tron Gastona Orleańskiego, jego brata. Królowa, naturalnie, musi wyjść za niego za mąż. Takie oto dalekosiężne

monstrualne plany roją się w mózgu szalonej kobiety. Wciąga w nie Annę Austriaczkę, która 14 uż porody skończyła, urodziwszy Ludwika XIV i o dwa ata młodszego drugiego syna, Filipa Orleańskiego. No i co wyszło z tego spisku, w który Maria de 3ievreuse Hiszpanię wciągnęła? Królową zamknięto v domowym areszcie, a Maria konno ucieka z Francji. ^ecz zanim ucieknie, incognito będzie patrzeć, jak jej cochankowi na królewskim placu głowę będą ścinać. To dramatyczne wydarzenie wstrząsnęło całą Franią. Chalais był bardzo lubianym garderobianym Ludwi-ca XIII, który nie miał wątpliwości co do jego lojalności, rak było dopóki Chalais nie poznał Marii de Chevreuse i nie zakochał się w niej. Od tego czasu wszystko poszło w diabły. Demoniczna kobieta, jednak do demona niepodobna- średniego wzrostu, szczupła, blondyneczka o wesołym charakterze, dowcipna i idąca przez życie tak jakby wszystkim słała pod nogi róże, była diabłem wcielonym. Zniewalała i deptała mężczyzn, burzyła ich kariery, doprowadzała do samobójstw i nie zdawała sobie sprawy z tego, iż wszystko co czyni jest grzechem. Ludwik XIII, dowiedziawszy się o spisku Marii de Chevre-use i udziale w nim swego garderobianego, był zmuszony podpisać rozkaz ścięcia mu głowy. Po aresztowaniu osadzono go w Bastylii. Lecz gdzie znaleźć kata, gdy we Francji przez parę ładnych lat, bodaj od ścięcia Henriego de Montmorency, nie było tego typu kaźni? Zaczęto go szukać. Okazało się, że jedyny kat Paryża był nieobecny, gdzieś wyjechał. No cóż, można było poczekać z wykonaniem wyroku, lecz to nie odpowiada kardynałowi Ri-chelieu. Przedłużenie nawet o dzień życia swych wrogów

napawało go strachem - a nuż coś uknują? Znaleźli zwykłego szewca, który zgodził się wykonać wyrok, ponieważ od dawna praktykował ścinanie głów, co prawda kurzych. Szewc wziął tępy topór, nie miał czasu, aby go 15 naostrzyć. Kazał Chalaisowi się nachylić i uderzył go z tyłu, lecz trafił nie w szyję, a w kark. Chalais, ociekający krwią, dziko zawył i skoczył na nogi. Nieco skonfundowany szewc kazał mu znowu położyć głowę na pień. Chalais ukląkł na kolana i pokornie położył głowę. I znów szewc nie trafił w szyję. Naród otaczający plac szczelnym kordonem zaczął się burzyć. W szewca poleciały zgniłe jaja. Ociekający krwią Chalais przyczołgal się do swojej matki, stojącej w pierwszym rzędzie. „Mamo, co oni ze mną wyczyniają?" - wyszeptał i przytulił się do niej. Matka otarła mu krew, wzięła za rękę i powiodła na szafot. Dwa... trzy schodki. Na trzecim Chalais wyrwał się z rąk żandarmów i znowu poczołgał się ku matce. Chwycili go, poprowadzili do szafotu. Chalais opadł na kolana i położył głowę na pień. Partacz kat zamachnął się toporem i... znowu nie trafił w szyję skazańca. Ludzie zaczęli krzyczeć i chcieli zlinczować kata. Matka podniosła ku niebu oczy i wyszeptała: „Boże, czy to widzisz? Widzisz jak zabijają mojego syna, gorzej niż gdyby zabijali świnię!". Dopiero za piątym razem udało się katowi wreszcie odciąć głowę skazańcowi. A w tłumie stała Maria de Chevreuse, cicho szlochając i przysięgając, że zemści się za okrutną śmierć kochanka. Ludwik XIII, tak często ścinający głowy swym poddanym, mógłby zatroszczyć się o profesjonalnego kata. Król, naturalnie, wnioski wyciągnął. Następne egzekucje przebiegały już bez kłopotów. Kaci

przeszli przeszkolenie, otrzymali ostre narzędzia, ich prestiż wzrósł i nawet angielska Anna Boleyn do odcięcia swojej głowy poprosiła by przysłać francuskiego kata. Richelieu nienawidził panny de Hautefort. Może bał się jej wpływu na króla? Ta przyjaciółka Anny Austriaczki posiadała zbyt przenikliwy umysł i ambitne plany. Oprócz tego nienawidziła 16 kardynała tak samo jak on ją. Należało jak najszybciej ją unieszkodliwić. Tym bardziej że miłość króla do niej rosła i była już tylko o krok od pokonania bariery, jaką król sam sobie wyznaczył - przekroczenia ram plato-nicznej miłości. Chytry Richelieu, wiedząc, że klin klinem się wybija, postanowił podsunąć jej takiego kochanka, który przesłoniłby wszystkich innych, z królem włącznie. Znalazła się taka perła na dworze. Był nim przystojny jak antyczny bożek, wykwintny, wesoły, dzielny i towarzyski, kawaler wszystkich męskich zalet, Cinq-Mars. Był kobieciarzem, wyróżniającym się nawet w tak rozwiązłym, libertyńskim Luwrze. Przebierał się cztery razy dziennie, a jego ubrania pokryte drogocennymi klejnotami i złotymi obszyciami były szczytem elegancji. Niczym kokietka paryska miał niezliczoną ilość toaletowych przyborów; samych szczotek do włosów, wąsów i nawet do włosków łonowych z pięćdziesiąt. Co prawda homoseksualnych skłonności nie wykazywał, ale jeśliby przyszła kochance fantazja tak popularna w Rzymie u gejów, by uczesać mu włoski łonowe - przybory były do dyspozycji. Notabene, taki Galba, ubóstwiający to zajęcie i stosujący go w igraszkach ze swymi męskimi kochankami, kiedy otrzymał wieść, iż został cesarzem rzymskim, z radości chwycił posłańca i potaszczył w ustronne miejsce, żeby wyrwać

mu włosy łonowe. Przecież wdzięczność za radosną nowinę powinna być okazana, no nie? Krótko panujący w Polsce, a nieco dłużej we Francji, Henryk III, praktykujący homoseksualista, lubił dwa zajęcia: wplatać perły we włosy swojej żony Luizy Lotaryńskiej i wyrywać łonowe włosy swym mignonom, których miał ze dwudziestu. Spali oni jak w koszarach, w łóżkach ustawionych rzędem i ponumerowanych. Gdy król krzyknie przez niesięgające sufitu 17 ściany: „Numer trzeci do mnie" - to nie zawsze oznacza miłosne uciechy. Mogło to być również wyszczypywa-nie łonowych włosków. Słowem, nasz piękniś Cinq--Mars polubił miłość homoseksualną, chociaż gejem nie był. Kochał się, i to bardzo mocno, w kurtyzanie, słynnej Marion Delorme. Trudność realizacji planu Richelieu, żeby odsunąć Cinq-Marsa od króla, który bardzo go lubił i żywił doń jakieś dziwne uczucia - podobne do homoseksualnych - i zmusić go do odkochania się w Marion Delorme, a zakochania się w Marii Hautefort, polegała na tym, że uczucia króla do jego koniuszego rosły, jak to się mówi, z godziny na godzinę. W ogóle dziwi nas, drogi czytelniku, ten król: „W żaden sposób nie mógł się określić, kim jest - homoseksualistą czy nie? Kilka lat nie mógł deflorować Anny Austriaczki przez jakąś dziwną nieśmiałość. Ta nieśmiałość nie pozwoliła mu dotknąć gorąco kochanej Marii Hautefort. Zdobył się tylko na to, żeby szczypcami od kominka wyjąć z jej dekoltu list. Tak samo nieśmiało odnosił się do mężczyzn. Mówiono, że fizycznie żyje z Laigueiem, pierwszym mężem Marii de Chevreuse, lecz łatwo mu pozwolił ożenić się z kobietą. Płakał, gdy piękny Cinq-Mars zdradzał go z Marion Delorme, urządzał piekielne awantury zazdrości i, jak twierdzą

współcześni, ani razu fizycznie go nie dotknął. Dziwna u króla ta cecha męskiego niezdecydowania. A zniewieściały nie był. Lubił męskie zajęcia, zajmował się stolarką - wstawiał okienne ramy, pracując na równi z rzemieślnikami, a jednocześnie jak kobieta lubił roślinki. Sadził zielony groszek, ogórki, wąchał kwiatki po polowaniu, uwielbiał siadać z rybakami, by pleść sieci i czynił to z ogromnym kunsztem. Z wprawą smażył mięso i plótł wianki. Zdawało się, że przyroda czy Wszechmocny, tworząc tego człowieka, długo nie mogły 18 się zdecydować jaką mu płeć nadać - męską czy żeńską? najlepiej by było, gdyby był obojnakiem. Ale historia eszcze żadnego hermafrodyty na tronie królewskim nie lanotowała. Może dlatego tak instynktownie Ludwik CIII lubił ogórki - prześliczna to roślinka, sama siebie tosługuje: na jednej łodyżce dwa kwiatki, męski i żeń-ki, to dopiero doskonałość natury! Cinq-Marsa król obsypał dostojeństwami. Nadał mu vysoką godność wielkiego koniuszego. Nie myśl, czy-elniku, że to przyziemna ranga, polegająca na podsypy-vaniu owsa koniom. Wielki koniuszy miał nadzór nad łotewskimi stajniami i było to jedno z najwyższych sta-lowisk w kraju. Arystokraci toczyli o nie zacięte boje. 'rzyznawano je ludziom stojącym najbliżej króla. Na >ogrzebach królewskich wielki koniuszy niósł szpadę marłego króla, żeby potem przez specjalny otwór wrzu-:ić ją do grobowca. Dziedziczył po królu jego stroje, całe szczęście, że nasz Cinq-Mars nie dożył tego mo-nentu. Nie lada byłoby jego rozczarowanie, gdyby do-;tał po zmarłym Ludwiku XIII zamiast kaftanów złotem brylantami wyszytych, fartuch ogrodnika lub kombinezon stolarza. Nie wiadomo dlaczego (zresztą wiadomo) Ludwik KRI tolerował wiele

niegodziwości Cinq-Marsa w stosunku do swojej osoby. Tamten mógł wymyślać królowi, *dy go wołano do gabinetu monarchy, odpowiadał: „Póź-liej przyjdę, a teraz spać chcę po nocnej eskapadzie do Paryża". Często ranił króla i ten nawet płakał, gdy jego ulubieniec szydził z jego skąpstwa czy zazdrości. Król szczególnie był zazdrosny o związek Cinq- Marsa z kurtyzaną Marion Delorme. Ich miłość weszła do historii, ubarwiona aureolą sentymentalnej historyjki, wywindowanej do rangi antycznej tragedii przez niepoprawnych 19 romantyków. Jeden tylko Wiktor Hugo tyle namieszal w tej historii, że damy całego świata do dnia dzisiejszego łezki leją, oglądając jego sztukę „Marion Delorme". Nie sposób było nie szlochać, patrząc na scenę, gdy temu pięknisiowi głowę odcinają. Spróbujmy, drodzy czytelnicy, ten romantyczny wizerunek oblec w realne kształty. I W napadzie dzikiej zazdrości do swego kochanka Ludwik XIII w 1639 roku wydał ustawę zabraniającą zawierania tajnych małżeństw. Taka bowiem obawa ist-j niała w stosunku do Cinq-Marsa i Marion Delorme. Król chciał temu zapobiec. Najpierw Cinq-Mars zakochał się w Marii Gonzadze, późniejszej polskiej królowej, lecz ponieważ Władysław IV Waza, wdowiec, postanowił się z nią ożenić i uczynić ją królową, Maria pozostawiła Ci-I nq-Marsa, nawet nie zapraszając go do Polski w charakterze tajnego kochanka; bowiem domagać się seksu od króla równało się oczekiwaniu mleka od jałówki. Wówczas Cinq-Mars postanowił zrealizować nie-j wykonalne praktycznie zadanie. Zamierzał uwieść najbardziej znaną prostytutkę Paryża, Marion Delorme, której skąpy kardynał Richelieu płacił sto pistoli za noc

(szczęście, że Marion Delorme nie wiedziała, iż jej rywalce, Ninon de Lanclos, kardynał zaproponował pięćdziesiąt tysięcy pistoli za noc, a ta odmówiła). Z miną skazańca, nie mając pieniędzy na zapłacenie usługi (wszystko przegrywał w karty), Cinq-Mars przystąpił do oblężenia Marion znaną metodą - udając śmiertelnie w niej zakochanego. I niepostrzeżenie udawana miłość przeistoczyła się w prawdziwą, z wzajemnością. Król, intuicyjnie czując, że uczucia jego kochanka ochładzają się jak piec kaflowy w Luwrze nad ranem, płacze jeszcze rzewniej, a Cinq-Mars coraz wulgarniej szydzi z niego. Aż nastąpił taki moment, że los obydwóch 20 ozstrzygnął kardynał Richelieu. Cinq-Marsowi odrąbią ;łowę... o dziwo, o paradoks historii, wyrokiem zakocha-lego w nim króla. Zbyt radykalnie Ludwik XIII pojmował [rólewski obowiązek, jeśli spazmując i zalewając się łza-ni, podpisywał wyrok na swojego ulubieńca. W 1643 ro-ai Richelieu, będąc już nieuleczalnie chory, wykrył spi-:ek Gastona Orleańskiego, prezydenta de Thou i Frederica łe Boullon na swe życie. Spiskowcy porozumieli się j Hiszpanią, która obiecała pomoc w zorganizowaniu we 7rancji wojny domowej. W spisku brał udział Cinq- Mars on na mocy królewskiego dekretu został skazany na Śmierć. Przejawił niesamowity hart ducha, gdy szedł na >mierć. Siedząc w celi, trzy godziny przed egzekucją napisał do matki pożegnalny list, przeczytał go i starannie Doprawił dwa błędy ortograficzne oraz jeden interpunkcyjny- Gastonowi Orleańskiemu jak zawsze wszystko uszło

sezkarnie. Najpierw Richelieu chciał go wysłać do Wenecji z pensją dziesięciu tysięcy dukatów miesięcznie. „Mało - powiedział ten cynik - Niech kardynał sam za taką gażę jedzie do Wenecji, mądrala!". Lecz kardynał Richelieu już nigdzie jechać nie mógł. Umierał. Z okna swojej karety zdążył jeszcze obejrzeć - w pozycji leżącej - kaźń Cinq-Marsa. Za kilka miesięcy zmarł i Ludwik XIII, jakby dowodząc tezy, że nie może kierować Francją bez swojego utalentowanego kardynała. W ten wieczór, gdy ściętą głowę Cinq-Marsa przywieziono na królewski dwór i król, trzymając ją na kolanach, gorzko płakał, na przedmieściu Paryża Marion De-lorme zapaliła po raz ostatni świecę na oknie - umówiony sygnał dla Cinq-Marsa, że jest sama i kawaler może do niej wejść, wzięła nożyce i odciachała swoje jedwabiste włosy. Zakochane niewiasty zawsze tak czyniły 21 w starożytności, gdy chciały, żeby ich mężowie czy kochankowie pomyślnie powrócili z bitew. Do dnia dzisiejszego błyszczy na naszym niebie gwiazdozbiór Warkocz Bereniki, żony Ptolemeusza III, egipskiego króla, któremu żona obcięła włosy jako dar bogom, a lekki zefir, niewinny wiaterek, uniósł je do nieba, żeby świeciły wszystkim zakochanym swym miłosnym blaskiem. *** Marion Delorme w wieku trzydziestu dziewięciu lat popełniła samobójstwo, wypijając arszenik, gdyż nie chciała rodzić piąty raz, nie wiadomo z jakim kochankiem zaszedłszy w ciążę. Być może z Wielkim Konde-uszem, który u niej w tamtym czasie bywał. Maria de Chevreuse, również będąca kochanką Wielkiego Kondeusza (co

za jurny byczek z tego historycznego bohatera, który nie przepuścił ani damie, ani prostytutce, a ponoć i własnej siostrze), uciekała przed prześladowaniami kardynała Richelieu i króla Ludwika XIII. Uciekała konno przed królewskimi siepaczami, ścigającymi ją po całej Francji. Przemknęła przez Pireneje, zanim dotarła do granicy, żandarmi nie mogli jej zatrzymać, bowiem lud pomagał swej „Amazonce Francji", jak ją nazywano, walczyła bowiem o ich wolność przeciwko uciskowi znienawidzonego kardynała Richelieu. Potem z taką samą zajadłością będzie walczyła przeciwko kardynałowi Mazariniemu. Pewnego razu zatrzymała się, by przenocować w chałupie chłopa, a nad ranem jego chatę otoczyli królewscy muszkieterzy. Gospodarz na oczach oficera rzucił jej na posłanie jakieś łachmany i krzyknął: „Wstawaj, leniu. Trzeba krowy na pastwisko wyganiać, a ty się wylegujesz". Nowo upieczony pastu- 22 szek, wziąwszy do ręki bat, pognał bydło, a na skraju lasu na Marię już czekał dobry koń. I znowu mknęła przez całą Francję. Zatrzymała się pewnego razu w posiadłości znanego pisarza La Rochefoucauld. Ten przyszły uczestnik frondy dał jej schronienie i pomógł dotrzeć do Lotaryngii. Maria de Chevreuse była bezpieczna. Balowała na dworze księcia Karola Lotaryńskiego, zrzuciwszy kostium amazonki i ubrawszy się w suknię balową. Karol, który miał zaledwie dwadzieścia dwa lata, zakochał się w Marii na zabój. Ona konsekwentnie przestrzegała swej zasady - każdy jej kochanek musi podzielać jej polityczne poglądy. Tak że, panie Karolu Lotaryński, włączaj się do nowego spisku pani de Chevreuse. Maria nawiązała kontakt z Anglią. Potem wyjechała do Hiszpanii i tu zawróciła głowę hiszpańskiemu królowi, rodzonemu bratu Anny

Austriaczki, Filipowi IV. Pragnęła stać się jego oficjalną metresą, lecz Filip IV był człowiekiem ostrożnym. Powiedział Marii de Chevreuse prawie to samo, co Ludwik XIII powiedział Saint-Simonowi, gdy ten chciał zaprowadzić go do łóżka, z panną de Hautefort: „Prawdą jest, że jestem w niej zakochany. Prawdą jest też, że jestem mężczyzną i mam te same co inni skłonności. Ale mam godność królewską i muszę się strzec grzechu i skandalu". Prawda, Filip IV jeszcze dodał: „Będziemy spotykać się tak, żeby dwór o niczym się nie dowiedział". - Jak to możliwe? - zdziwiła się Maria, dobrze znająca zwyczaje dworu, gdzie obowiązkiem jest wiedzieć o wszystkich wszystko. Okazało się, że jest to możliwe, jeśli Maria uszczęśliwi hiszpańskiego króla na jedną jedyną noc. - No nie, ja w takie klocki nie gram - oświadczyła Maria, dla której głośny romans z niedostępnym i nie 23 umiejącym się uśmiechać hiszpańskim królem byłby najlepszą reklamą w jej awanturniczych przygodach. Obraziła się Maria na hiszpańskiego króla. Składa takie niecne propozycje damie, jakby była tanią kurtyzaną: - Oto, moja miła, masz pięć luidorów i adieu - nasze | drogi się rozchodzą. A przecież Maria musi wciągnąć Hiszpanię w wojnę i z Francją, czy zdąży namówić króla do tego kroku w jedną noc? Wcale nie szanuje damy ten zasuszony Hiszpan, braciszek Anny Austriaczki. Ludwik XIII damy szanol wał. Na prowokacyjną propozycję Marii Hautefort, żeby wyjął jej list z gorsetu, wziął z kominka szczypce i nimi go wyjął, nawet palcem piersi damy nie dotykając. A ten grubianin, Filip IV, chce całego jej ciała, nic w zamian nie dając. Z tym królem, żłobem i chamem, kaszy niJ ugotujesz i w

polityczną intrygę go nie wciągniesz, więc Maria pojechała do Anglii. Po raz drugi. Tym razem) otworzyła w Londynie salon, gdzie przyjmowała ekskró-1 Iową Marię Medici, matkę Ludwika XIII. Synek, kiedy został królem, zemścił się na matce, która znęcała się nad! nim i lala po pysku, nawet wtedy gdy był już żonaty. Ludl wik XIII ciągle chodził z zarumienionymi policzkami! Na początku dworacy myśleli, że to reakcja na miłosna igraszki z żoną. Okazało się, że nie. To kochana maml chlaszcze go po mordzie za byle jakie głupstwo. Rodzice, nie bijcie swoich dzieci, potem one wam oddadzą w dwójnasób - głosi mądra sentencja. Nie wzięl ła tego pod uwagę Maria Medici, no i zapłaciła za to; zol stała wygnana z dworu. Jej kochanek, Concini, został za-J mordowany, jego żonę i najlepszą przyjaciółkę Leonorc spalono na stosie jako wiedźmę, a jej samej zapropono-j wano wyjazd z Francji. „Rodzony syn wygnał mnie z dworu" - biadoliła Maria, poniewierając się po obcych 24 Iworach. Maria de Chevreuse ekskrólową u siebie grzecznie przyjęła, pieniędzy na opał dała („Śpię w nie-igrzewanym pokoju" - żaliła się Maria Medici) i posta-lowiła wciągnąć ją w swoją polityczną gierkę. Lecz Ma-ii, przysadzistej, grubej, z opuchniętymi nogami, nie v głowie była polityka. Potrzebne jej było lokum i cho-iażby malutka pensyjka, której syn jej odmówił. Pojebała więc do Włoch i zamieszkała w domu Rubensa, te-;o samego wielkiego malarza, którego obrazy obecnie isiągają bajońskie ceny, a który malował niegdyś freski v pałacu Marii Medici w Luwrze. Oto jak chłosta los lu-Izi, zrzucając ich z wysokiej wspaniałości w podłą ni-os'ć. Od sumy i od tiurmy nie zarekajsia - mówi mądre osyjskie

przysłowie, oznaczające zmienność ludzkiego 3SU. *** Maria de Chevreuse była miłą i gościnną gospodynią / swoim londyńskim salonie, lecz tylko dla tych, którzy ie lubili Ludwika XIII. A kto go lubił, a nawet kochał, ik na przykład jego platoniczna kochanka La Fayette, dająca wielką pisarkę, ten narażał się na jej okrutną ze-istę. No nie, truć nie będzie, wynajmować płatnych za-ójców również, lecz tak ośmieszy, tak skonfunduje, że imta ze wstydu umrze. Tak postąpiła Maria z La Fayet-:, która cierpiała z powodu słabego pęcherza. Siusiała i majtki, na przykład, gdy się śmiała. Maria postanowiła \ tak rozśmieszyć (do tego miała niezwykłe zdolności), eby ta, jak to popularnie się mówi, zmoczyła pantalony. ak też zrobiła na jednym z głośnych przyjęć. Usłużne amy zaproponowały, żeby obecność mokrej plamy na łborecie wyjaśnić tym, że pani La Fayette niby usiadła 25 na cytrynie. A Maria na cały salon jak nie wrzaśnie: „Zobaczcie, pociekło z niej jak z fontanny w ogrodzie w Luwrze". La Fayette tak się skonfundowała, że nie mogąc znieść wstydu, pojechała do klasztoru, zamierzając zostać mniszką, Pan Bóg miłosierny. Mimo skandalu do klasztoru chadzał Ludwik XIII, bo ją kochał. W 1643 roku umarł kardynał Richelieu. Maria de Chevreuse z niecierpliwością oczekiwała, kiedy ją wresz-J cie zaprosi do Paryża jej przyjaciółka, królowa Anna AuJ striaczka. A ta nic. Jakby zapomniała o najserdeczniejszej swej przyjaciółce. Zmieniły się czasy, Anna Au-J striaczka nie jest już zahukaną królową, nie mającą żadnych praw, jest

prawowitą regentką przy małoletnim Ludwiku XIV. Ma kochanka, kardynała Mazariniego, który nienawidzi Marii i nastawia królową przeciwko niej. Nie doczekawszy się oficjalnego zaproszenia, Maria de Che-J vreuse z córką Julią, o której mówiono, że ma najpiękniejsze oczy w Europie, przyjechała do Paryża. Koleżanka królowa przywitała ją nader chłodno. Maria zrozu-: miała, że czasy się zmieniły. Królowa jest już inna i pod całkowitym wpływem swego kochanka Mazariniego. Wkrótce Maria stała się „złym duchem" frondy, uczestniczyła w spisku „ważnych" i znowu musiała uciekać za granicę. Wróciła w 1649 roku z młodszym od siebie o czternaście lat kochankiem Laigueiem. Biedny mąż, drugi z kolei (pierwszym był faworyt Ludwika XIII Luy-j nes), zmarł, najprawdopodobniej ze zmartwienia. Żona nie pozwalała mu żyć spokojnie, dręczyła kolejnymi zdradami. Kawaler Laigueie był wierny Marii do końca jej życia, do 1679 roku - pokorny, śmiertelnie zakochany, a to, że kochanka ma prawie osiemdziesiąt lat wcale mu nie przeszkadzało kochać ją tkliwie i nie zwracać 26 uwagi ani na jej zmarszczki, ani wyschnięte ciało. Daj Boże każdej kobiecie, żeby ją tak kochano. Miała coś niezwykłego w sobie ta niepospolita kobieta, i wcale nie diabelskie przymioty, jak myślał umierający Ludwik XIII, zakazujący jej mieszkać w Paryżu. A na nas czeka następna niezwykła amazonka, która przewróciła do góry nogami całą Francję i niesławnie skończyła żywot w klasztorze. Gdyby Ludwik XIV nie był królem, z całą pewnością byłby architektem. Budował, budował i budował. Ile pałaców, ile domów zbudował ten król! Zaczął od poszerzenia Luwru. Dobudował dwa ogromne skrzydła i pałac,

zapoczątkowany przez Filipa II Augusta, zabłysnął na nowo niepowtarzalnymi salonami - chińskim, włoskim, niemieckim, tureckim, hiszpańskim, mongolskim. Meble były autentyczne, przywiezione z tych krajów. Obecnie Luwr jest muzeum narodowym i żeby obejść go dookoła, trzeba przejść pięć kilometrów. W 1649 roku Ludwik XIV nie miał czasu podziwiać swojego pałacu. Musiał uciekać z Luwru i nawet z Paryża od wojowniczej amazonki Anny de Longueville i jej braci, Wielkiego Kondeusza i Armanda de Conti, którzy stanęli na czele frondy książąt i wystąpili przeciwko królowej, a przede wszystkim przeciwko znienawidzonemu kardynałowi Mazariniemu. 27 xVnna de Longueville - wojownicza I amazonka Naród miał dość ucisku Mazariniego, który dosłownie wyciskał zeń wszystkie soki, nakładając coraz nowa podatki. W 1648 roku z tego powodu wybuchły powstał nia na prowincji. Finanse państwa znajdowały się w opłakanym stanie. Aby sprostać wojennym potrzebom i zaspokoić własną chciwość, Mazarini wymyślał różne ograniczenia, żeby je obejść, należało płacić. Obłożono podatkami wszystkie produkty przywożone do Paryża, za każdą nową budowlę trzeba było słono płacić. Parła- j ment był niezadowolony, mieszczaństwo psioczyło, ary! stokraci podburzali lud do nieposłuszeństwa, a tłumy krzykaczy codziennie obwoziły kukły z podobizną Włoj cha, na których widniały napisy: „Złodziej", „Zdzierca"! „Oszust", a nawet niezgodnie z prawdą nazywali kardyl nała sodomitą. Niezadowolenie stwarzało klimat do buntu, a parlament zamierzał to wykorzystać w swoich cel lach. Raptem wystąpił przeciwko kardynałowi,

zażądał redukcji opłat, ochrony rent i utworzenia nadzorczego organu - Izby Sprawiedliwości. Zadaniem jej miało bya rozpatrywanie spraw związanych z nadużyciami i mail wersacjami popełnionymi w dziedzinie finansów. Sytua-j ej a w Paryżu była bardzo napięta. Wówczas na arena wystąpiły damy. Pozdejmowały balowe suknie, poprze-] bierały się w kostiumy amazonek, wzięły w ręce pistole- 28 ty, wskoczyły na konie i pogalopowały do buntowników, by zgodnie wystąpić z frondystami przeciwko Mazari-niemu i Annie Austriaczce. Wśród nich była znamienita dama, Anna de Longueville, pierwsza uwodzicielka Paryża, co prawda, nieco ospowata, lecz z pięknymi, lazurowymi oczami, jasnymi włosami, niewymuszoną gracją kokieterki, zniewalająca mężczyzn i do spazmów zazdrości doprowadzająca pałacowe damy. Była w ostatnim miesiącu ciąży z Francois de La Rochefoucauld, autorem znamienitych „Maksym", co nie przeszkodziło jej wskoczyć na konia i w ratuszu pobudzać lud do powstania. Tu, na stole, przykrytym zielonym suknem, urodzi swoje pierwsze dziecko - syna. Jego pieluszkami będą nie atlasowe cuda z książęcymi monogramami, a poplamiony atramentem urzędowy obrus. Dla Anny de Lon-gueville, pozującej na Joannę d'Arc, były to drobiazgi. Miłość odłożyła na później. Miłość może poczekać, gdy jej naród gnuśnieje pod złodziejskimi rządami Ma-zariniego i powolnej mu Anny Austriaczki. O Annie de Longueville w odróżnieniu od jej brata Kondeusza, o którym głoszą wszystkie encyklopedie świata, jest cicho. Niemniej zasługuje ona na uwagę czytelników.