5
1
Stalimy naprzeciwko siebie w ogrodzie. W ³agodnych br¹-
zowych oczach Eda malowa³ siê strach i bezgraniczne zdu-
mienie. Wbi³am w niego oburzony wzrok, a potem, powoli, za-
machnê³am siê praw¹ rêk¹.
Masz! krzyknê³am, a deserowy talerzyk z kompletu
Wedgwood Kutani Crane, o rednicy siedemnastu centymetrów,
przelecia³ mu ko³o lewego ucha i waln¹³ w ogrodzenie. Jesz-
cze to! zawo³a³am, gdy podniós³ rêce, os³aniaj¹c siê przed
spodeczkiem i fili¿ank¹. To te¿ sobie zabierz! wysycza³am,
rzucaj¹c w jego stronê trzema talerzami obiadowymi. I to!
wrzasnê³am, a waza na zupê przelecia³a w powietrzu.
Ró¿o! krzykn¹³ Ed, uchylaj¹c siê przed fruwaj¹c¹ por-
celan¹. Ró¿o, natychmiast przestañ!
Nie ma mowy!
Co chcesz przez to osi¹gn¹æ?
Emocjonaln¹ satysfakcjê.
Edowi uda³o siê uchyliæ przed sosjerk¹ i trzema deserowy-
mi miseczkami. Dzbanuszek do mleka te¿ roztrzaska³ siê na
cie¿ce.
Na litoæ bosk¹, Ró¿o! Ten serwis by³ strasznie drogi!
Owszem odpar³am z zadowoleniem. Wiem.
Z ca³ej si³y rzuci³am w niego nasz¹ fotografi¹ lubn¹
w srebrnej ramce. Schyli³ siê i zdjêcie uderzy³o w drzewo.
Szk³o rozprys³o siê w drobny mak. Sta³am zadyszana i napom-
powana adrenalin¹. Ed podniós³ wgniecion¹ ramkê. Na zdjêciu
6
bylimy nies³ychanie szczêliwi. Zosta³o zrobione siedem mie-
siêcy temu.
To niczyja wina powiedzia³. Takie rzeczy siê zdarzaj¹.
Nie wciskaj mi ciemnoty! wrzasnê³am.
By³em potwornie nieszczêliwy, Ró¿o. Smutny. Nie mo-
g³em poradziæ sobie z faktem, ¿e twoja praca jest wa¿niejsza
ode mnie.
Moja kariera jest dla mnie bardzo wa¿na powiedzia-
³am, rozcinaj¹c najwiêkszym kuchennym no¿em ma³¿eñsk¹
ko³drê. W dodatku to nie jest kariera, lecz powo³anie. Ci lu-
dzie mnie potrzebuj¹.
Ja te¿ ciê potrzebowa³em jêkn¹³. W powietrzu zawiro-
wa³a chmura gêsiego pierza. I nie mam pojêcia, dlaczego mia-
³em konkurowaæ z band¹ tych nieudaczników.
To pod³e, co mówisz!
Desperaci z Dagenham!
Przestañ!
Bankruci z Barnsley!
Nie b¹d wredny!
Agorafobi z Aberystwyth.
Obrzydliwe!
Dla mnie nigdy nie mia³a czasu!
Opuci³am rêkê z no¿em i kolejny raz zachwyci³am siê jego
urod¹. By³ nies³ychanie, niedorzecznie przystojny. Najprzystoj-
niejszy mê¿czyzna, jakiego w ¿yciu widzia³am. Czasem przy-
pomina³ Gregoryego Pecka. A do kogo by³ teraz podobny?
Oczywicie! Do Jimmyego Stewarta w filmie ¯ycie jest piêk-
ne, szczêliwego i zasypanego niegiem. Tyle ¿e Eda zasypa³
nie nieg, lecz bia³e pierze, a ¿ycie zupe³nie nie by³o cudowne.
Przepraszam ciê, Ró¿o szepn¹³, wypluwaj¹c dwa ma³e
piórka. Miêdzy nami wszystko skoñczone. Musimy iæ na-
przód.
To znaczy, ¿e ju¿ mnie nie kochasz? spyta³am z wal¹-
cym sercem.
Kocha³em ciê, Ró¿o stwierdzi³ z ¿alem. Naprawdê.
Ale... nie, chyba ciê ju¿ nie kocham.
Nie kochasz? powtórzy³am ponuro. Ach tak, rozu-
miem. Teraz zrani³e moje uczucia. Obrazi³e mnie. Jestem bar-
dzo z³a. Poszuka³am w moim arsenale i znalaz³am patelniê Le
7
Creuseta. Powstrzymywany gniew jest bardzo szkodliwy i dla-
tego musisz przyj¹æ karê jak mê¿czyzna.
Unios³am patelniê obiema rêkami. W oczach Eda pojawi³o
siê przera¿enie.
Proszê, Ró¿o, nie wyg³upiaj siê.
Jestem ca³kiem powa¿na.
Ju¿ siê zabawi³a.
Jeszcze nie skoñczy³am.
Nie chcesz mnie tym uderzyæ, prawda? jêcza³, gdy sz³am
w jego stronê po zasypanym pierzem trawniku. Proszê, Ró¿o
wydysza³. Nie! Podchodzi³am coraz bli¿ej, a rozbita porce-
lana chrzêci³a mi pod stopami. G³os Eda wznosi³ siê wy¿ej
i wy¿ej, od jego normalnego tenoru przez kontralt do dziwne-
go, piszcz¹cego sopranu. Proszê, Ró¿o b³aga³. Nie tym.
Naprawdê mo¿esz mi zrobiæ krzywdê.
I bardzo dobrze!
Nie, Ró¿o! Przestañ! zawo³a³, usi³uj¹c zas³oniæ g³owê
rêkami. Ró¿a! krzykn¹³, kiedy unios³am patelniê i zamie-
rzy³am siê, aby go z ca³ej si³y waln¹æ w g³owê. Ró¿a! Sk¹d
dobiega³o mnie walenie i krzyki. Ró¿a! krzycza³ Ed. Ró¿a!
Ró¿a!
Nagle okaza³o siê, ¿e siedzê wyprostowana na ³ó¿ku, z bij¹-
cym sercem, wytrzeszczonymi oczyma i wysuszonymi ustami.
Nie by³am w ogrodzie Eda w Putney, lecz w moim nowym domu
w Camberwell.
Ró¿a! krzycza³ kto. Otwieraj!
Chwiejnym krokiem zesz³am po nieznajomych schodach,
wci¹¿ zaszokowana snem, który kot³owa³ mi siê po g³owie jak
chmura burzowa.
Ró¿a! zawo³a³a Bella, gdy otworzy³am drzwi wejcio-
we. Ró¿a, dziêki...
...Bogu westchnê³a Bea.
Walimy i walimy powiedzia³a Bella z przera¿eniem.
Myla³ymy, ¿e zrobi³a co...
...g³upiego dokoñczy³a Bea. Ale ty by tego nie zro-
bi³a, prawda? mówi³a dalej.
Czy ja bym...? Nie.
Zasnê³am wychrypia³am. Nie s³ysza³am pukania. Prze-
prowadzki s¹ potwornie mêcz¹ce.
8
Wiemy i dlatego przysz³ymy ci pomóc.
Wesz³y do rodka i uciska³y mnie.
Wszystko w porz¹dku, Ró¿o?
Tak powiedzia³am, choæ chcia³o mi siê p³akaæ.
Ooo! wykrzyknê³a Bella na widok du¿ego pokoju.
Cholera, co za ba³agan mruknê³a Bea.
Pokój by³ zastawiony kartonami poobklejanymi b³yszcz¹c¹
czarn¹ tam¹. Sta³y niczym miniaturowe wie¿owce, niemal ca³-
kiem zas³aniaj¹c pod³ogê. Zap³aci³am kupê forsy firmie Shift It
Kwik, ale teraz po¿a³owa³am, ¿e akurat tê wybra³am. Zamiast
postawiæ kartony w przeznaczonych dla nich pokojach, rzucili
wszystko w jednym miejscu i sobie poszli. KUCH napisane by³o
na kartonie przy oknie. SYP 1 na dwóch przy kominku. GAB na
pudle przy drzwiach.
Strasznie du¿o czasu ci to zajmie powiedzia³a Bea z za-
dum¹.
Parê tygodni doda³a Bella.
Westchnê³am. Bella i Bea mia³y talent do stwierdzania rze-
czy oczywistych, czym doprowadza³y mnie do sza³u. Kiedy jako
dwunastolatka z³ama³am rêkê, je¿d¿¹c na ³y¿wach, powiedzia³y
tylko: Powinna by³a bardziej uwa¿aæ, Ró¿o. Kiedy nie zda-
³am matury, powiedzia³y: Powinna by³a siê bardziej przy³o¿yæ
do nauki, Ró¿o. A kiedy siê zarêczy³am z Edem, powiedzia³y:
Uwa¿amy, ¿e to stanowczo za szybko, Ró¿o. Wtedy mia³am na
ten temat inne zdanie, ale ju¿ je zmieni³am. Bella i Bea mówi¹
rzeczy oczywiste, jednak¿e maj¹ serca ze szczerego z³ota.
Nie martw siê pocieszy³a mnie Bella. My...
...ci pomo¿emy dokoñczy³a Bea.
W wielu sprawach s¹ jak stare ma³¿eñstwo. Na przyk³ad
koñcz¹ za siebie zdania i czêsto siê k³óc¹. Nawet, jak wiele sta-
rych ma³¿eñstw, s¹ do siebie podobne. Z drugiej strony to nic
dziwnego, bo s¹ bliniaczkami.
Poka¿ nam dom poprosi³a Bella. Jest ca³kiem du¿y.
To prawda. Szuka³am du¿ego mieszkania z ogrodem, a wy-
l¹dowa³am w domu z trzema sypialniami. Bliniaczkom podo-
ba³a siê kuchnia, choæ ³azienkê uzna³y za zbyt ma³¹.
Dla jednej osoby wystarczy stwierdzi³a pocieszaj¹co
Bea.
Wzdrygnê³am siê. Cholera. To ja by³am t¹ jedn¹ osob¹.
9
Ogród jest super! zawo³a³a Bella, zmieniaj¹c temat.
A uliczka s³odka doda³a Bea. Wygl¹da trochê obskur-
nie zauwa¿y³a, kiedy wyjrza³ymy przez okno na pó³piêtrze
ale mi³o.
Ulica Nadziei powiedzia³am z gorzkim umiechem.
Uwa¿amy, ¿e jest... zaczê³a weso³o Bella.
...fantastyczna!
Mo¿e byæ. Wzruszy³am ramionami.
Serce cisnê³o mi siê na wspomnienie eleganckiego domu
Eda w Putney, z otoczonym murem ogrodem i ¿ó³tym salonem.
Tamta przeprowadzka te¿ by³a mêcz¹ca, ale by³am szczêliwa,
bo siê zarêczylimy dwa tygodnie wczeniej. Kiedy rozpako-
wywa³am moje rzeczy, przysz³oæ rozci¹ga³a siê przede mn¹ jak
wstêga pustej autostrady. Jednak¿e ledwie wyruszylimy w pod-
ró¿, mielimy wypadek i musielimy ze wstydem daæ siê odho-
lowaæ. Ma³¿eñstwo mog³am spisaæ na straty i zaczynaæ od nowa.
Zapewne inne kobiety w mojej sytuacji wola³yby przepro-
wadziæ siê trochê dalej, powiedzmy do Tasmanii albo na Marsa,
ja jednak uzna³am, ¿e Camberwell jest dostatecznie daleko od
Putney. Poza tym moja praca by³a niedaleko st¹d i domy tu mia-
³y mo¿liwe ceny. Miesi¹c wczeniej wpad³am do miejscowego
biura handlu nieruchomociami i nim siê zd¹¿y³am zoriento-
waæ, zosta³am w³acicielk¹ domu przy ulicy Nadziei numer 1.
Mo¿na go od razu obj¹æ w posiadanie powiedzia³a po-
redniczka z ob³udnym entuzjazmem. To bliniak doda³a.
Sta³ pusty przez parê miesiêcy, ale jest w dobrym stanie. Trzeba
tam tylko posprz¹taæ.
Kiedy dziesiêæ minut póniej zobaczy³am dom, od razu przy-
pad³ mi do serca. Mia³ w sobie atmosferê oburzenia, rozczarowa-
nia i ¿alu z powodu opuszczenia. Sta³ jako pierwszy w rzêdzie
domów z p³askimi fasadami. Z ty³u by³ czêciowo wybrukowany
ogród.
Biorê powiedzia³am od niechcenia, jakbym wydawa³a
dwadziecia funtów, a nie czterysta tysiêcy. Przela³am swoje
oszczêdnoci do kasy mieszkaniowej i po dziesiêciu dniach by-
³am w³acicielk¹ domu. Ju¿ taka jestem niecierpliwa. Na przy-
k³ad szybko wysz³am za m¹¿. I jeszcze szybciej siê rozesz³am.
Kupno nowego domu i przeprowadzka zajê³y mi dok³adnie dwa
i pó³ tygodnia.
10
Staæ ciê na to? spyta³a Bella, zak³adaj¹c za ucho krótki
kosmyk jasnych w³osów.
Nie odpar³am zwiêle.
To dlaczego kupi³a ten dom? dopytywa³a siê Bea, któ-
ra potrafi byæ bardzo apodyktyczna.
Pod wp³ywem impulsu.
Pomo¿emy ci go urz¹dziæ obieca³a Bella, przecinaj¹c
no¿yczkami tamê klej¹c¹.
Mo¿esz byæ nasz¹ pierwsz¹ klientk¹ powiedzia³a Bea.
Wymyli³ycie ju¿ nazwê? spyta³am.
Podwójny Projekt! zawo³a³y chórem.
Niez³e.
Bliniaczki zrezygnowa³y ze swoich etatowych zajêæ i po-
stanowi³y za³o¿yæ firmê projektowania wnêtrz. Mimo oczywi-
stego braku dowiadczenia by³y przekonane, ¿e im siê uda.
Potrzeba nam paru kontaktów, a potem ju¿ samo pójdzie
powiedzia³a niefrasobliwie Bea, kiedy po raz pierwszy poinfor-
mowa³y mnie o swoich planach. Jaka mi³a wzmianka w jed-
nym z kolorowych pism i wkrótce bêdziemy musia³y przebie-
raæ wród klientów.
W twoich ustach brzmi to niewiarygodnie prosto za-
uwa¿y³am.
Wród tych bogatych ludzi z wielkimi domami i okrop-
nym gustem jest ogromne zapotrzebowanie na tego rodzaju us³u-
gi powiedzia³a z zadowoleniem Bella.
Za³atwimy ci wszystko po kosztach w³asnych zapropo-
nowa³a Bea, rozpakowuj¹c talerze. Uwa¿am, ¿e stanowczo
powinna urz¹dziæ na nowo ³azienkê...
Ze szklan¹ umywalk¹.
I z jacuzzi.
Wyposa¿enie kuchni na zamówienie.
Tak, z Poggenpohl stwierdzi³a entuzjastycznie Bella.
Nie, Smallbone of Devizes powiedzia³a Bea.
Poggenpohl.
Nie, Smallbone.
Zawsze mi siê sprzeciwiasz.
Nieprawda.
Pos³uchajcie,niezamierzamkupowaæ¿adnychwyszukanych
rzeczy przerwa³am im ze znu¿eniem. Nie mam pieniêdzy.
11
Gdy bliniaczki sprzecza³y siê na temat wzglêdnych zalet
kosztownego wyposa¿enia kuchni, zajê³am siê otwieraniem
pude³ w du¿ym pokoju. Z bij¹cym sercem delikatnie wyjê³am
nasze zdjêcie lubne, którym we nie rzuci³am w Eda. Na zdjê-
ciu stalimy na stopniach ratusza w Chelsea, obsypani konfetti.
Nie jestem zarozumia³a, ale naprawdê dobrze razem wygl¹dali-
my. Ed jest trochê wy¿szy ode mnie, ma metr osiemdziesi¹t
osiem, ciemne w³osy, które wij¹ mu siê na karku, i ³agodne br¹-
zowe oczy. Ja mam zielone oczy i w³osy w kolorze tycjanow-
skiej czerwieni.
Jeste moj¹ doskona³¹ czerwon¹ Ró¿¹ ¿artowa³ Ed na
pocz¹tku naszej znajomoci, choæ niebawem zacz¹³ narzekaæ
na kolce.
Jednak¿e pierwsze tygodnie by³y fantastyczne, pomyla³am
posêpnie, odk³adaj¹c zdjêcie do szuflady. Nasz romans by³ wa-
riacki, wrêcz szalony, a teraz wszystko siê skoñczy³o. Za sob¹
zostawilimy smêtne resztki ma³¿eñstwa, na przyk³ad liczne lub-
ne prezenty, które na szczêcie w przeciwieñstwie do naszego
krótkiego ma³¿eñstwa wci¹¿ by³y na gwarancji. Postanowili-
my podzieliæ je wed³ug tego, od kogo je dostalimy, dziêki cze-
mu hawajski ro¿en przypad³ Edowi, a mnie Rudolf. Edowi to
wcale nie przeszkadza³o. Rudolf, zdrobniale Rudy, którego po-
darowa³y nam bliniaczki, nigdy nie przypad³ mu do gustu.
Nazwalimy go Rudolf Valentino, bo by³ nies³ychanie milcz¹-
cy. Nie wypowiedzia³ ani jednego s³owa. Gwarki s¹ podobno
bardzo gadatliwe, ale nasz w ogóle siê nie odzywa.
Powiedz co, Rudolf namawia³a Bella.
Tak, powiedz co doda³a Bea.
Usi³owa³y namówiæ go do gadania gwizdaniem i cmoka-
niem, ale wyzywaj¹co milcza³.
S³uchaj, Rudolf, niele za ciebie zap³aci³ymy wytknê-
³a Bella. Dwie setki, dok³adnie mówi¹c.
Trzy poprawi³a j¹ Bea.
Dwie.
Trzy, Bella. Pamiêtam.
To le pamiêtasz, bo dwie.
Ze znu¿eniem otworzy³am karton z napisem GAB, bo wkrótce
musia³am wracaæ do pracy. Na wierzchu le¿a³ egzemplarz mo-
jej nowej ksi¹¿ki pod ¿enuj¹cym tytu³em: Tajemnica udanego
12
ma³¿eñstwa. Jak ju¿ wspomina³am, robiê wszystko bardzo szyb-
ko i napisanie tej ksi¹¿ki zajê³o mi trzy miesi¹ce. Nieszczêli-
wym zbiegiem okolicznoci ukaza³a siê dok³adnie tego dnia,
gdy rozstalimy siê z Edem. Bior¹c pod uwagê fakt, ¿e nasze
rozstanie sta³o siê spraw¹ publiczn¹, krytycy nie szczêdzili z³o-
liwoci. Czytanie ksi¹¿ki Costelloe to zwracanie siê do ban-
kruta o poradê finansow¹ napisa³ jeden z nich. I co jesz-
cze? pyta³ szyderczo inny. Ann Widdecombe jako autorka
Tajemnic elegancji?
Chcia³am, aby wydawca wycofa³ ksi¹¿kê, ale by³o ju¿ za
póno. Teraz od³o¿y³am j¹ do szuflady razem ze zdjêciem lub-
nym i wziê³am na górê komputer i czêæ segregatorów. W gabi-
necie, obok sypialni, otworzy³am du¿y karton z napisem LISTY/
ODPOWIEDZI i wyjê³am list, który le¿a³ na wierzchu.
Droga Ró¿o!
Czy mog³aby mi pomóc? Moje ma³¿eñstwo siê rozpada.
Pocz¹tkowo by³em zafascynowany i zachwycony ¿on¹, która
jest piêkna, pe³na ¿ycia i zabawowa. Kiedy j¹ pozna³em, pra-
cowa³a jako dziennikarka, ale niespodziewanie dosta³a pra-
cê redaktorki dzia³u porad i moje ¿ycie zmieni³o siê w piek³o.
Prawie jej nie widujê, bo odpowiadanie na listy zabiera jej
ca³y czas, a kiedy siê widzimy, mówi wy³¹cznie o problemach
swoich czytelników, co, szczerze mówi¹c, okropnie mnie przy-
gnêbia. Prosi³em, aby zrezygnowa³a z tego zajêcia, a przynaj-
mniej powiêca³a mu trochê mniej czasu, ale siê nie zgadza.
Czy mam wyst¹piæ o rozwód?
Do listu przyczepiona by³a moja odpowied.
Drogi Wkurzony z Putney!
Dziêkujê za list. Chcia³abym Ci pomóc. Po pierwsze, mimo
¿e Twoja ¿ona ewidentnie Ciê kocha, jest tak¿e wyranie za-
jêta swoj¹ karier¹. Z w³asnego dowiadczenia wiem, ¿e re-
dagowanie rubryki z poradami daje wiele satysfakcji. Trudno
opisaæ przyjemnoæ wynikaj¹c¹ z faktu, ¿e siê komu pomo-
g³o. Dlatego chcia³abym zaproponowaæ, drogi WzP jeli
mogê tak do Ciebie pisaæ ¿eby nie robi³ niczego pochop-
nie. Jestecie ma³¿eñstwem od niedawna, a zatem nadal roz-
13
mawiaj ze swoj¹ ¿on¹, a z czasem, jestem pewna, wszystko
siê u³o¿y.
Mo¿e powinnicie pójæ do poradni ma³¿eñskiej.
Ostatnie zdanie doda³am impulsywnie i póniej mia³am bar-
dzo tego ¿a³owaæ.
To nie by³ dobry pomys³, kto jak kto, ale ja dobrze o tym
wiedzia³am. Ed zaproponowa³, ¿ebymy poszli do Rozwi¹za-
nia, znanego bardziej jako Rozpad, ale nasza terapeutka, Mary-
-Claire Grey, doprowadza³a mnie do sza³u. Od samego pocz¹t-
ku denerwowa³a mnie swoj¹ dziecinn¹ twarz¹, podejrzanymi
jasnymi pasemkami we w³osach, zadartym nosem i ma³ymi sto-
pami. Z³apa³am siê we w³asne sid³a, myla³am ponuro, gdy za-
siedlimy w jej gabinecie. Ed i ja coraz czêciej siê k³ócilimy
i wydawa³o mi siê, ¿e terapia nam pomo¿e. Nie by³oby tak le,
gdyby panna Grey wzbudza³a zaufanie, ale tej idiotce daleko
by³o do tego. Mia³a jakie trzydzieci piêæ lat, by³a rozwódk¹
i do niedawna pracownic¹ spo³eczn¹, o czym poinformowa³a
nas afektowanym, piszcz¹cym g³osem.
Japoprostupañstwawys³ucham zaczê³az ujmuj¹cymumie-
chem. Póniej zreinterpretujê, czy raczej, u¿ywaj¹c jêzyka tech-
nicznego, zrekonstruujê to, co pañstwo oboje powiedzieli. Jasne?
Sparali¿owana ze wstydu i ju¿ nastawiona do niej bardzo
niechêtnie, kiwnê³am g³ow¹ jak grzeczne dziecko.
Dobrze, Ed, pan zaczyna powiedzia³a i zaklaska³a w t³u-
ste r¹czki, jakbymy byli w przedszkolu.
Ró¿o powiedzia³ cicho Ed i spojrza³ na mnie. Mam
wra¿enie, ¿e ju¿ ci na mnie nie zale¿y.
Ed mówi przerwa³a Mary-Claire ¿e jego zdaniem ju¿
pani na nim nie zale¿y.
Mam wra¿enie mówi³ dalej Ed ¿e bardziej siê przej-
mujesz tymi nieudacznikami, którzy do ciebie pisz¹, ni¿ mn¹.
Ed ma wra¿enie, ¿e bardziej siê pani przejmuje tymi nie-
udacznikami, którzy do pani pisz¹, ni¿ nim.
Czujê siê zaniedbany i sfrustrowany powiedzia³ ze smut-
kiem Ed.
Ed czuje siê zaniedbany i
Sfrustrowany? warknê³am. Moje ma³¿eñstwo chwi-
lowo przechodzi trudny okres, ale s³uch mam doskona³y!
14
A potem, nie wiem jak i dlaczego, by³o jeszcze gorzej. Kie-
dy bowiem przysz³a moja kolej, Mary-Claire w ogóle mnie nie
s³ysza³a.
Bardzo mi przykro z powodu tych problemów zaczê-
³am, prze³ykaj¹c linê.
Ró¿a przyznaje, ¿e maj¹ pañstwo wielkie problemy
oznajmi³a Mary-Claire z wyrazem przesadnej troski na twarzy.
Jednak¿e kocham moj¹ now¹ pracê mówi³am dalej.
Po prostu j¹ uwielbiam i nie mogê z niej zrezygnowaæ, aby ci
zrobiæ przyjemnoæ.
Ró¿a chcia³a powiedzieæ stwierdzi³a s³odkim tonem
Mary-Claire ¿e nie chce panu robiæ przyjemnoci.
Co takiego?!
Widzisz, dopóki nie zaczê³am udzielaæ porad, nigdy nie
czu³am siê profesjonalnie spe³niona.
Ró¿a mówi wtr¹ci³a Mary-Claire ¿e czuje siê spe³-
niona jedynie w pracy.
Co takiego?!
Mo¿e przesadzam trochê z porz¹dkami kontynuowa³am
niepewnie i wiem, ¿e to te¿ ci przeszkadza.
Ró¿a potwierdza, ¿e w domu lubi zrobi³a teatraln¹
pauzê maj¹c¹ sygnalizowaæ smutek i ¿al rz¹dziæ dokoñ-
czy³a szeptem.
Co takiego?!
Ale kocham ciê powiedzia³am, dzielnie j¹ ignoruj¹c
i s¹dzê, ¿e przezwyciê¿ymy trudnoci.
Ró¿a chcia³a powiedzieæ wyjani³a ³agodnie Mary-
Claire ¿e w zasadzie pañstwa ma³¿eñstwo siê skoñczy³o.
Nic podobnego nie powiedzia³am! krzyknê³am, zrywa-
j¹c siê na nogi. Mówi³am, ¿e powinnimy próbowaæ.
Mary-Claire rzuci³a mi sprytnie litociwe spojrzenie. Ed i ja
rozstalimy siê trzy tygodnie póniej.
Patrz¹c wstecz, wydaje mi siê, ¿e zahipnotyzowa³ mnie pisz-
cz¹cy, piewny g³os Mary-Claire, bo inaczej bym j¹ pobi³a. Z
jakiego jednak powodu nie potrafi³am przeciwstawiæ siê jej
idiotycznemu gadaniu. Dopiero póniej zrozumia³am
Teraz, id¹c na dó³, us³ysza³am k³ótniê Belli i Bei na temat
pod³óg.
Drewno by³oby lepsze.
15
Nie, lepszy by³by naturalny kamieñ.
Klonowy fornir wygl¹da³by fantastycznie.
Bzdura! Powinna daæ kafelki.
Szkoda, ¿e nie nazwa³y swojej firmy Podwójny K³opot, po-
myla³am, wchodz¹c do pokoju. Wypakowa³am dwa kryszta³o-
we wieczniki, które dosta³am w prezencie lubnym od mojej
ciotki. Ludzie z firmy przeprowadzkowej zawinêli je w strony
Daily News i kiedy rozwija³am po¿ó³k³y papier, dozna³am
uczucia déjà vu. ROZWÓD DORADCZYNI W ¯YCIOWYCH
K£OPOTACH! obwieszcza³ tytu³ na pi¹tej stronie. RÓ¯A
COSTELLOE, REDAKTORKA Z DZIA£U PORAD, ROZWODZI SIÊ doda-
wa³ radonie podtytu³. Jej m¹¿, dyrektor zasobów ludzkich,
Ed Wright, przytoczy³ ró¿nicê charakterów jako przyczy-
nê rozwodu. Jednak¿e ze róde³ bliskich Ró¿y Costelloe
dowiedzielimy siê, ¿e prawdziwym powodem s¹ za¿y³e sto-
sunki Wrighta z terapeutk¹ rodzinn¹, Mary-Claire Grey (na
zdjêciu z lewej).
Co za suka! krzyknê³am, patrz¹c na moj¹ rywalkê.
Jasne! wrzasnê³y z kuchni bliniaczki. Ojej powie-
dzia³a Bella, gdy wesz³a do pokoju i zobaczy³a, ¿e trzymam
w rêce kawa³ek gazety. Chcesz chusteczkê?
Wytar³am oczy.
Mia³a byæ osob¹ neutraln¹ jêknê³am.
Powinna j¹ oskar¿yæ przed Krajow¹ Rad¹ Terapeutów
powiedzia³a Bella.
Chcia³a powiedzieæ, ¿e powinnam j¹ za³atwiæ?
Dlaczego w ogóle zaproponowa³a terapiê ma³¿eñsk¹?
spyta³a Bea.
Poniewa¿ naprawdê myla³am, ¿e to nam pomo¿e. Ed bez
przerwy narzeka³ na moj¹ pracê i mówi³, jak okropnie nienawi-
dzi tego, co robiê, ¿e nie ¿eni³ siê z redaktork¹ dzia³u porad i ¿e
ciê¿ko to wszystko prze¿ywa. Akurat tego dnia dosta³am ksi¹¿-
kê o terapii ma³¿eñskiej i dlatego o tym pomyla³am. W kom-
promisowym nastroju zasugerowa³am, abymy poszli na tera-
piê i tak to siê skoñczy³o.
Bliniaczki wyrzuci³y star¹ gazetê, a ja zabra³am siê do wy-
ciskania plastikowych b¹belków z opakowania, wyobra¿aj¹c
sobie, ¿e strzelam z karabinu maszynowego do panny Grey.
Miss Grey!
16
Miss Zdrady Ma³¿eñskiej podsunê³a Bea.
Miss Z³ego Zachowania powiedzia³a Bella.
Miss Z³odziejek poprawi³am. Siedzia³a na naszych
spotkaniach, umiechaj¹c siê czaruj¹co do Eda i wachluj¹c rzê-
sami jak Furby. Jemu wspó³czu³a na ka¿dym kroku, mnie prze-
krêca³a ka¿de zdanie. Kiedy skoñczy³a, moje wypowiedzi by³y
tak poskrêcane, ¿e mo¿na by ich u¿ywaæ jako korkoci¹gów.
Dok³adnie wiedzia³a, czego chce, i dosta³a, co chcia³a, a ja przez
ni¹ siê rozwodzê.
Przypomnia³am sobie te wszystkie ¿enuj¹co krótkie ma³-
¿eñstwa, o jakich czasem czyta siê w Hello!. Kate Winslet
i Jim Threapleton trzy lata; Marco-Pierre White i Lisa But-
cher dziesiêæ tygodni. A Drew Barrymore rozsta³a siê z pierw-
szym mê¿em tak szybko, ¿e nawet nie zd¹¿yli wyjechaæ w pod-
ró¿ polubn¹.
Wysz³a za m¹¿ za
M³odo? przerwa³am ironicznie.
No, nie. Za szybko powiedzia³a Bea. Ale my ciê ostrze-
ga³ymy doda³a, kiwaj¹c g³ow¹.
To prawda przyzna³am gorzko.
Co nagle, to rzuci³a Bea.
Po diable. Za pó³ roku bêdê rozwódk¹.
Mia³y racjê. Wszystko zdarzy³o siê za szybko. Ale gdy nie
jest siê ju¿ takim m³odym, inaczej siê na to patrzy. W koñcu
mam trzydzieci szeæ lat. W³aciwie trzydzieci osiem. No
dobrze, dobrze, trzydzieci dziewiêæ. Nigdy nie wierzy³am w mi-
³oæ od pierwszego wejrzenia, ale Ed mnie przekona³. Poznali-
my siê na koktajlu z okazji Bo¿ego Narodzenia u moich naj-
bli¿szych s¹siadów przy Meteor Street. Rozmawia³am
z sympatycznym chirurgiem drzew, gdy nagle zobaczy³am Eda.
wieci³ w t³umie niczym latarnia morska. On te¿ mnie najwy-
raniej zauwa¿y³, bo podszed³, przedstawi³ siê i ju¿. Og³uszy³a
mnie namiêtnoæ. Wpad³am w zachwyt. Zatka³o mnie. By³am
boulversé. Szczêka mi opad³a z po¿¹dania i przypuszczalnie siê
oblini³am. Ed jest nies³ychanie przystojny, elegancki, nie wy-
gl¹da na swoje czterdzieci jeden lat, ma wydatne koci policz-
kowe i orli nos. W tamtej chwili zrozumia³am, ¿e mo¿na siê
zakochaæ w profilu, co szybko uczyni³am. Jeli za chodzi o po-
¿¹danie seksualne, to miêdzy nami iskrzy³o tak, ¿e mo¿na by³o
17
wysadziæ wiat³a w wie¿y w Blackpool. Powiedzia³ mi, ¿e jest
dyrektorem zasobów ludzkich w Paramutual Insurance i ¿e w³a-
nie kupi³ dom niedaleko Putney Bridge. Czeka³am, ¿e lada
moment podejdzie do nas jaka efektowna panienka ze widru-
j¹cym spojrzeniem i brutalnie po³o¿y w³adcz¹ d³oñ na jego ra-
mieniu, gdy doda³ od niechcenia: Mieszkam tam sam. Gdy-
bym wierzy³a w Boga, choæ nie wierzê, natychmiast upad³abym
na kolana i dziêkowa³a mu ¿arliwie. W zamian wrzasnê³am w du-
chu: Hurra! Rozmawialimy, flirtuj¹c, przez nastêpn¹ godzi-
nê, a potem zaoferowa³ siê, ¿e odprowadzi mnie do domu.
Mieszkam tu¿ obok zamia³am siê.
Ju¿ mi mówi³a odpar³ z umiechem. Ale nie dopusz-
czê do tego, aby taka cudowna kobieta samotnie wêdrowa³a uli-
cami Clapham. Bezpiecznie odstawiê ciê pod same drzwi.
Kiedy ma siê metr osiemdziesi¹t dwa, niecodziennie dosta-
je siê takie propozycje. Mê¿czyni na ogó³ zak³adaj¹, ¿e sobie
poradzê i oczywicie radzê sobie. Jednak zawsze zazdroci³am
s³odkim ma³ym kobietkom, które zawsze kto odprowadza do
domu. Gdy Ed elegancko zaproponowa³, ¿e mnie odprowadzi,
wiedzia³am, ¿e to ten jedyny. Zjawi³ siê po latach bezskutecz-
nych poszukiwañ. Czasem, kiedy by³am sama, mia³am ochotê
wywo³aæ go pagerem. Czy W³aciwy Pan móg³by siê zg³osiæ do
recepcji, gdzie od piêtnastu lat czeka na niego panna Costelloe?
I teraz nagle tu by³. Spêdzilimy Bo¿e Narodzenie w ³ó¿ku,
owiadczy³ mi siê w sylwestra, a lub wziêlimy w walentyn-
ki
Mia³am zastrze¿enia stwierdzi³a roztropnie Bella ale
nie chcia³am ci robiæ przykroci. Owszem, Ed jest czaruj¹cy,
przystojny, tak, inteligentny Zrobi³o mi siê niedobrze. Ma
dobr¹ pracê i jest dobrze sytuowany.
I pochodzi z naszych stron doda³a znacz¹co Bea.
Jest zabawny
Tak powiedzia³am.
A ponadto ma magnetyczn¹ osobowoæ kontynuowa³a
Bella i mnóstwo seksapilu. Jednoczenie jednak by³o w nim
co, co mi siê nie bardzo podoba³o. Co nie potrafiê tego
dok³adnie nazwaæ doda³a po namyle.
Ja uwa¿am, ¿e by³ w porz¹dku stwierdzi³a Bea. A ty,
Ró¿o, bywasz czasem trochê zgryliwa.
2 Na ratunek Ró¿y
18
Gadasz bzdury! zawo³a³am.
Ale nie mielicie ze sob¹ wiele wspólnego powiedzia³a
spokojnie Bea. Co robilicie razem?
Oboje bylimy bardzo zajêci i Nie mia³am pojêcia,
co powiedzieæ. Chodzilimy razem na basen przypomnia³o
mi siê. I gralimy w scrabblea. Rozwi¹zywalimy krzy¿ów-
ki. Ed nie potrafi³ rozwi¹zywaæ anagramów doda³am z³oli-
wie i ja je robi³am. Ale wkrótce zosta³y nam tylko wspólne
k³ótnie.
Problemy zaczê³y siê niemal natychmiast, po powrocie
z podró¿y polubnej. Wybralimy siê na Minorkê, co zreszt¹
niespecjalnie mi odpowiada³o. Prawdê mówi¹c, spodziewa³am
siê, ¿e Ed zabierze mnie do Wenecji albo do Sandy Lane na
Barbados. Wyl¹dowalimy na Minorce, bo jego matka ma tam
ma³y apartament. Spêdzilimy rozkoszny tydzieñ by³o za zimno
na p³ywanie, ale spacerowalimy, gralimy w tenisa i czytali-
my.
Potem wrócilimy do pracy chwilowo pisa³am dla Post
i wydarzy³o siê co niesamowitego. Pewnego dnia, w czasie prze-
rwy na lunch, siedzia³am przy biurku, koñcz¹c doæ ostry arty-
ku³ o królu public relations, Reksie Delafoyu, kiedy nagle wy-
buch³o zamieszanie. Trzaska³y drzwi, ludzie biegali, zapanowa³
chaos i panika. Okaza³o siê, ¿e Edith Smugg, która od niepa-
miêtnych czasów prowadzi³a w Post dzia³ porad, wpad³a twa-
rz¹ w talerz z zup¹ podczas lunchu. Z powodu licznych liftin-
gów nikt nie wiedzia³ dok³adnie, ile mia³a lat, ale w koñcu
doliczono siê osiemdziesiêciu trzech! W ka¿dym razie, jeszcze
zanim wyniesiono sztywniej¹ce cia³o z budynku redakcji, zo-
sta³am wyznaczona do dokoñczenia dzia³u Edith. Pamiêtam, ¿e
sta³am zaszokowana przy jej zawalonym papierami biurku
i zastanawia³am siê, co robiæ. Siêgnê³am do torby z poczt¹ i wy-
ci¹gnê³am trzy listy, jakbym ci¹gnê³a losy na kiermaszu para-
fialnym. Ku mojemu zdumieniu treæ listów okaza³a siê fascy-
nuj¹ca. Jeden by³ od mê¿czyzny z przedwczesnym wytryskiem,
drugi od kobiety, która piêæ lat wczeniej zamordowa³a przy-
jaciela, a trzeci od siedemdziesiêciotrzyletniego prawiczka,
który martwi³ siê, ¿e mo¿e jest gejem. Odpowiedzia³am na listy
tak, jak umia³am, i nastêpnego dnia poproszono, abym konty-
nuowa³a redagowanie dzia³u. Muszê powiedzieæ, ¿e bardzo mi
19
siê to spodoba³o. A nawet wiêcej, wesz³o mi w krew. Nie prze-
szkadza³y mi stosy listów, na które odpowiada³abym choæby za
darmo. Mia³am uczucie, które trudno opisaæ, jakby w rodku
robi³o mi siê przyjemnie ciep³o. wiadomoæ, ¿e mog³abym
pomóc tylu obcym ludziom, napawa³a mnie radoci¹. Dosz³am
do wniosku, ¿e dawanie rad jest moim powo³aniem i ¿e wresz-
cie znalaz³am swoje miejsce. By³o to dla mnie czym w rodzaju
objawienia b³ysku damasceñskiego jakbym s³ysza³a potê¿-
ny g³os: Ró¿o! Ró¿o! Mówi twój Bóg! Powiadam ci, ¿e bê-
dziesz udzielaæ rad!
Przez ca³y czas spodziewa³am siê, ¿e zatrudni¹ w koñcu ja-
k¹ z pomniejszych s³aw lub publicznie znies³awion¹ ¿onê ja-
kiego polityka, po czym wrêcz¹ mi wymówienie ze s³owami:
Pani ju¿ dziêkujemy, Ró¿o, bardzo nam pani pomog³a. Faktycz-
nie mówi³o siê o Trishy z telewizji, a nawet o Carol Vordeman.
Jednak¿e min¹³ miesi¹c, potem drugi i wci¹¿ nic siê nie dzia³o.
Tymczasem na górze strony pojawi³ siê napis SPYTAJ RÓ¯Ê z mo-
im zdjêciem. W koñcu dosta³am roczn¹ umowê i sta³am siê pe³-
noprawn¹ redaktork¹ dzia³u porad.
Zawsze czyta³am strony z poradami, nie mog³am siê po-
wstrzymaæ, tak samo jak z horoskopem. Teraz, ku memu zdu-
mieniu, sama doradza³am innym. To co, co uwielbiam i serce
mi siê raduje na widok wypchanej torby z listami. Tylu ludziom
trzeba pomóc, tyle problemów rozwi¹zaæ, tyle spraw naprosto-
waæ S¹ tak¿e dodatkowe korzyci. Niele mi p³ac¹, zaprasza-
j¹ do radia i telewizji, na seminaria i spotkania. Ponadto dwa
razy w tygodniu udzielam rad w nocnym programie Dobra rada
w radiu London FM. A wszystko dziêki temu, ¿e by³am w re-
dakcji tego dnia, kiedy umar³a Edith Smugg! S¹dzi³am, ¿e Ed
te¿ siê ucieszy, ale gdzie tam! Co zaczê³o siê psuæ miêdzy nami.
O co chodzi, Ed? spyta³am której niedzieli pod koniec
czerwca. Przez ca³y dzieñ by³ w dziwnym humorze.
Problem zacz¹³ powoli a raczej problemy, bo jest ich
wiele, to problemy innych ludzi. I o to w³anie chodzi.
Och powiedzia³am niepewnie. Rozumiem.
¯a³ujê, ¿e w ogóle dosta³a dzia³ porad stwierdzi³ ze
znu¿eniem.
Przykro mi, ale tak siê sta³o.
Nie lubiê, kiedy przynosisz pracê do domu.
20
Nie mam wyjcia, muszê siê jako wyrabiaæ. Poza tym
mo¿na by przypuszczaæ, ¿e to rozumiesz, skoro pracujesz w dzia-
le personalnym.
Dzisiaj to siê nazywa zasoby ludzkie poprawi³ sztywno.
Zgadza siê. Ale zajmujesz siê problemami innych ludzi.
Zajmujê siê sprawami powiedzia³. Nie problemami.
I w³anie dlatego, ¿e muszê wys³uchiwaæ jêczenia ludzi na te-
mat urlopu macierzyñskiego czy miejsca do parkowania, nie
chcê s³yszeæ kolejnych biadoleñ, gdy wracam do domu. A poza
tym myla³em, ¿e ludzie z dzia³ów porad sami wymylaj¹ pro-
blemy.
Rozpowszechnione b³êdne wyobra¿enie.
Na ile listów odpowiadasz w gazecie?
Dwa razy w tygodniu po osiem.
A ile dostajesz?
Jakie sto piêædziesi¹t.
To po co przejmujesz siê ca³¹ reszt¹? Dlaczego nie napi-
szesz na dole swojej strony: Ró¿a z ¿alem informuje, ¿e mo¿e
odpowiadaæ na listy tylko na tej stronie?
Dlatego, ¿e ci ludzie na mnie licz¹ odpar³am z iryta-
cj¹. Zaufali mi. Wierz¹ we mnie. Odpowied na ich problemy
jest moim wiêtym obowi¹zkiem. Wemy na przyk³ad tê kobie-
tê. Pomacha³am mu przed nosem arkuszem papieru. M¹¿
rzuci³ j¹ dla pomocy dentystycznej, m³odszej o trzydzieci lat.
Nie s¹dzisz, ¿e zas³u¿y³a na odpowied?
Czy inne redaktorki dzia³u porad odpisuj¹ na wszystkie
listy?
Jedne tak, drugie nie. Ja, gdybym nie odpisywa³a, bardzo
le bym siê czu³a. Trudno by³oby mi ¿yæ z t¹ wiadomoci¹.
Stopniowo sta³o siê jasne, ¿e Edowi trudno by³o ¿yæ ze mn¹.
Czy przyjdziesz dzi wieczorem do ³ó¿ka? A jeli tak, to
jak ciê rozpoznam? pyta³ zgryliwie i gorzko ¿artowa³: Po-
dam listy od twoich nieudaczników jako powód rozwodu.
Potem zacz¹³ tak¿e mieæ pretensje o moje inne wady: na
przyk³ad brak umiejêtnoci gotowania (nigdy siê nie nauczy-
³am) i moje rz¹dzenie siê. Narzeka³ te¿ na jak to niecierpli-
wie okrela³ moje obsesyjne sprz¹tanie.
Mam wra¿enie, ¿e mieszkam na sali operacyjnej war-
cza³.
21
W lipcu zamiast poca³unków by³y ju¿ tylko pretensje i spa-
limy w oddzielnych pokojach. Wtedy w³anie, w duchu kom-
promisu, zaproponowa³am terapiê ma³¿eñsk¹ i tak to siê zaczê-
³o, a raczej skoñczy³o
Ed powinien prze¿ywaæ kryzys ma³¿eñski po siedmiu la-
tach, a nie po siedmiu miesi¹cach powiedzia³am do blinia-
czek, szukaj¹c chusteczki. Nie wiem, co zrobiê. To wszystko
jest takie upokarzaj¹ce.
Co by poradzi³a czytelniczce w podobnej sytuacji? spy-
ta³a Bella.
¯eby jak najszybciej o nim zapomnia³a.
Sama te¿ tak musisz zrobiæ. Istnieje równanie dla czasu
dochodzenia do siebie po zakoñczeniu zwi¹zku doda³a zde-
cydowanie. Wynosi po³owê tego czasu, ile trwa³ zwi¹zek. Czyli
w twoim wypadku to bêdzie piêæ miesiêcy.
Nie sprzeciwi³a siê Bea. Trwa dwa razy tak d³ugo,
a nie po³owê, wiêc zabierze jej to pó³tora roku.
Jestem pewna, ¿e po³owê powiedzia³a Bella.
Nie, dwa razy tyle upiera³a siê Bea. Napiszê ci ten
wzór, jeli chcesz. X to czas, nim po raz pierwszy siê z tob¹
umówi³, Y ile razy powiedzia³, ¿e ciê kocha, a Z jego do-
chód pomno¿ony przez liczbê kochanków, których oboje mieli-
cie przed
Przestañcie siê k³óciæ! zawo³a³am. Obie siê mylicie.
Nie zabierze mi to ani piêciu miesiêcy, ani pó³tora roku, lecz
ca³e ¿ycie! Ed i ja mielimy swoje problemy, ale ja go kocha-
³am nie mog³am powstrzymaæ p³aczu. Wysz³am za niego za
m¹¿. By³ tym jedynym.
Nieprawda zaprotestowa³a ³agodnie Bella. Gdyby
faktycznie by³ tym jedynym, to po pierwsze, nie mia³by nic
przeciwko twojej nowej karierze, zw³aszcza ¿e wiedzia³, i¿
jeste szczêliwa, a po drugie, nie spojrza³by na Mary-Claire
Grey.
Na dwiêk tego nazwiska ³zy znów potoczy³y mi siê po po-
liczkach.
Czy mog³abym wnieæ do naszej rozmowy trochê poczu-
cia rzeczywistoci? spyta³a delikatnie Bella. Poczu³am liski
smark na górnej wardze. Zosta³a oszukana, twoje ma³¿eñ-
stwo przedwczenie siê rozpad³o, dobiegasz czterdziestki
22
Musisz myleæ o przysz³oci. Uwa¿am, ¿e uda ci siê to tylko
wtedy, je¿eli ca³kowicie wyrzucisz Eda ze swego ¿ycia.
Musisz go usun¹æ stwierdzi³a z naciskiem Bea.
Musisz siê go pozbyæ doda³a jej bliniaczka.
Musisz go wywaliæ powiedzia³a Bea.
Wymazaæ zaproponowa³a Bella.
Wykluczyæ.
Ekskomunikowaæ.
Egzorcyzmowaæ powiedzia³y chórem.
Egzorcyzmowaæ? szepnê³am. Tak. To jest to.
Poczu³am siê lepiej, gdy podjê³am tê decyzjê. Ed i ja miesz-
kamy doæ daleko od siebie, nie mamy wspólnych przyjació³.
Nie mamy dzieci. Na poczcie poda³am nowy adres do korespon-
dencji. Nie musimy siê nawet komunikowaæ przez prawników,
bo postêpowanie rozwodowe mo¿na wszcz¹æ dopiero po roku
ma³¿eñstwa. Czyli wszystko siê bardzo dobrze sk³ada. Tak jak
lubiê. Porz¹dnie. Nie mamy nawet wspólnych zobowi¹zañ fi-
nansowych, poniewa¿ dom nale¿y wy³¹cznie do Eda. Sprzeda-
³am mieszkanie, kiedy siê zarêczylimy i wprowadzi³am siê do
niego. Ed chcia³, ¿ebym wp³aci³a pieni¹dze na wspólne konto,
z którego op³aca³ raty za dom, ale Bella powiedzia³a, ¿e powin-
nam trochê zaczekaæ.
Znasz go bardzo krótko. Proszê, nie ³¹cz swoich pieniê-
dzy z jego, dopóki nie bêdziesz pewna, ¿e wszystko siê uda.
Ed by³ rozczarowany, ¿e mu odmówi³am, ale, jak siê okaza-
³o, Bella mia³a racjê. Natomiast zawiadomieniem wszystkich
naszych znajomych zajê³a siê popularna prasa. Bêdê siê tak za-
chowywaæ, jakbym go w ogóle nigdy nie zna³a, postanowi³am
nastêpnego dnia, otwieraj¹c kolejne pud³a. Zachowam siê jak
cz³owiek kulturalny. Nie bêdê wpadaæ w histeriê. Pozostanê zim-
na jak vichyssoise. Tak czy owak, nieprzyjemne wyobra¿enie
Eda w objêciach naszej terapeutki pozwoli mi na zachowanie
spokoju.
Jak masochistka zaczê³am sobie przypominaæ scenê, kiedy
ich nakry³am. Zosta³am zaproszona do wyg³oszenia odczytu na
seminarium na temat wzbogacania stosunków miêdzyludzkich
i powiedzia³am Edowi, ¿e wrócê póno. Nie uwa¿a³am za wska-
23
zane mówiæ, ¿e seminarium odbywa³o siê w sali konferencyjnej
Savoyu. Kiedy wychodzi³am stamt¹d o dziewi¹tej, musia³am
przejæ przez bar i ku memu zdumieniu zauwa¿y³am Eda. Sie-
dzia³ w k¹cie, za du¿¹ pokojow¹ palm¹, i trzyma³ siê za rêce
z Mary-Claire Grey.
Moja niezawodna rada dla czytelników w takich okoliczno-
ciach brzmi: Udawaj, ¿e nic nie zauwa¿y³e i natychmiast
wyjd. Ale w trakcie u³amka sekundy, kiedy mój umys³ reje-
strowa³ ich obecnoæ, podesz³am do stolika. Mary-Claire do-
strzeg³a mnie pierwsza i przera¿ony wyraz jej ryjkowatej twa-
rzy by³ czym, czego nigdy nie zapomnê. Puci³a rêkê Eda, jakby
by³a radioaktywna, i wyda³a z siebie dziwny pisk. Ed obróci³
siê na krzele, zobaczy³ mnie, zamruga³, zaczerwieni³ siê i po-
wiedzia³: Och.
Z ulg¹ przyjê³am fakt, ¿e nie usi³owa³ niczego udawaæ, mó-
wi¹c na przyk³ad: Ojej, Ró¿o, sk¹d siê tu wziê³a? czy te¿: Pa-
miêtasz nasz¹ terapeutkê, Mary-Claire Grey, skarbie? albo: Cze-
go siê napijesz, kochanie?
Och Ró¿o wyj¹ka³, wstaj¹c. Co za niespodzianka!
Na pewno zastanawiasz siê, co my
Tak przerwa³am mu. Owszem powiedzia³am tak lo-
dowatym tonem, ¿e poczu³am gêsi¹ skórkê, choæ w rodku by-
³am gor¹ca jak ogieñ.
No, ja my w³anie rozmawialimy.
Rozmawialicie? powtórzy³am. Jak mi³o. Nie bêdê
wam przeszkadzaæ doda³am z ch³odnym umieszkiem. Od-
wróci³am siê na piêcie i odesz³am.
Patrz¹c wstecz, jedno mnie w tym wszystkim pociesza za-
chowa³am poczucie godnoci. Tylko w snach wciekam siê i ob-
rzucam go talerzami. W rzeczywistoci by³am zimna jak mro-
¿ony pingwin, co pewnie dziwi ludzi, którzy mnie dobrze znaj¹.
Podobno bywam trudna i skomplikowana. Kolczasta Ró¿a ho,
ho, ho! Oczywicie moje rude w³osy s¹ gwarancj¹ szaleñstwa
i z³oliwego jêzyka. Zatem fakt, ¿e w chwili kryzysu nie wybu-
ch³am jak Etna, zadziwi³by znajomych i przyjació³. Ale czu³am
siê dziwnie obojêtna. Og³uszona. Zapewne z powodu szoku.
Przed sob¹ mia³am mego przystojnego mê¿a, mê¿a zaledwie od
pó³ roku, który trzyma³ za rêkê trolla. Tak mnie to zdumia³o, ¿e
potrafi³am zachowaæ zimn¹ krew.
24
Ró¿o zacz¹³ pó³torej godziny póniej, gdy w kuchni
robi³am porz¹dek w szufladzie. Ró¿o powtórzy³, ale s³a-
bo go s³ysza³am, bo przeszkadza³o mi g³one walenie serca.
Ró¿o na pewno le o mnie mylisz.
Tak odpar³am cicho.
Chcia³em tylko powiedzieæ, ¿e jest mi naprawdê bardzo
przykro. Wiem, to nie wygl¹da dobrze. Te eleganckie prze-
prosiny naprawdê mnie rozz³oci³y, poniewa¿ rozkoszowa³am
siê swoj¹ moraln¹ wy¿szoci¹. Na wysokoci trzech tysiêcy
metrów jest bardzo o¿ywcze powietrze i piêkny widok. Chcia³-
bym jednak wyjaniæ zaproponowa³ niemia³o.
Oszczêd mi, proszê.
Kiedy chcê nalega³. O pewnych sprawach muszê po-
wiedzieæ. Nagle zauwa¿y³am plamê na jednej z szafek i za-
czê³am j¹ czyciæ wilgotn¹ szmatk¹.
Nie jestem absolutnie zainteresowana, dlaczego trzyma-
³e za rêkê tê pigmejkê stwierdzi³am sucho, wycieraj¹c pla-
my.
Pos³uchaj, Ró¿o, musimy porozmawiaæ.
Przypominasz reklamê telefonów.
Mary-Claire i ja rozmawialimy doda³ s³abym g³osem.
To k³amstwo powiedzia³am spokojnie. Po pierwsze,
nie tylko rozmawialicie, lecz tak¿e trzymalicie siê za rêce; po
drugie, lina ci ciek³a a¿ na pod³ogê. Co ci siê w tej karlicy
podoba? spyta³am wprost, siêgaj¹c po ajax. Wygl¹da jak
winia w krynolinie.
No ona ona Mary-Claire s³ucha tego, co do niej
mówiê wyrzuci³ nagle z siebie. I s³yszy, co mówiê. W przeci-
wieñstwie do ciebie. Traktujesz powa¿nie problemy obcych lu-
dzi, prawda? Ale nie moje. Czy mog³aby od³o¿yæ tê cierkê?
Tu jest bardzo brzydka plama powiedzia³am. Nie chce
zejæ. Bêdê chyba zmuszona u¿yæ astonisha.
Na litoæ bosk¹, Ró¿o, przestañ czyciæ! Wyrwa³ mi
cierkê i wrzuci³ j¹ do zlewu. Wiecznie co sprz¹tasz. To te¿
jeden z problemów. Przy tobie nie umiem siê zrelaksowaæ.
Lubiê, jak wszêdzie jest porz¹dek powiedzia³am ³agod-
nie. Nie musisz na mnie krzyczeæ.
Ale ty to robisz zawsze. To niesamowite! Albo jeste w re-
dakcji, albo w radiu, albo czycisz, porz¹dkujesz, polerujesz
25
meble i sprz¹tasz w szufladach. Uk³adasz moje koszule wed³ug
kolorów, wk³adasz listy do segregatorów, odkurzasz albo mnie
ka¿esz odkurzaæ.
To jest bardzo du¿y dom.
Ed potrz¹sn¹³ g³ow¹.
Nie potrafisz odpoczywaæ, prawda? Nie umiesz usiedzieæ
w miejscu. Pos³uchaj doda³ z bolesnym westchnieniem.
Mamy pewne problemy, z którymi trzeba co zrobiæ.
Nadstawi³am uszu jak pies husky. Ed mówi³ teraz moim jê-
zykiem. Raz w miesi¹cu ukazywa³a siê rubryka DYLEMATY, gdzie
sami czytelnicy doradzali sobie wzajemnie.
Ró¿a (imiê zmienione) przy³apa³a swego mê¿a, Eda (ditto)
na migdaleniu siê z ich pionowo niepe³nosprawn¹ terapeutk¹
z poradni ma³¿eñskiej, Mary-Claire Grey. Ró¿a, co zrozumia³e,
czuje siê zaszokowana i zdradzona. Jednak¿e mimo to nadal
uwa¿a swego mê¿a za szaleñczo, ob³êdnie i niesamowicie atrak-
cyjnego i dlatego zastanawia siê, co powinna zrobiæ.
Mia³am w³anie co powiedzieæ, kiedy Ed doda³:
Mo¿e powinnimy spróbowaæ chwilowej separacji.
Separacja. Se-pa-ra mówi³am w myli, wyci¹gaj¹c so-
bie nó¿ z serca.
Tak westchn¹³. Uwa¿am, ¿e powinnimy od siebie
odpocz¹æ Wzi¹æ sobie miesi¹c wolnego.
¯eby znów móg³ siê pieprzyæ z t¹ karlic¹?
Nie pieprzy³em siê z ni¹ i nie jest karlic¹.
W³anie ¿e tak.
Nie spa³em z Mary-Claire upiera³ siê.
Mam dyplom z rozpoznawania jêzyka cia³a. Wiem!
No, ja
Nie próbuj zaprzeczaæ.
Zacisn¹³ zêby, jak zawsze, gdy go zapêdzi³am w kozi róg,
a przy lewym oku zaczê³a mu pulsowaæ ma³a niebieska ¿y³ka.
Czu³em siê zacz¹³ z ciê¿kim westchnieniem zaniedba-
ny i opuszczony, a ona
Zajê³a siê tob¹?
Tak!Rozmawia³azemn¹,Ró¿o.Komunikowa³asiêzemn¹.
Ty komunikujesz siê wy³¹cznie z obcymi. Dlatego do ciebie
26
napisa³em doda³. Tylko w ten sposób mog³em uzyskaæ jak¹
odpowied. Jeste neurotyczk¹ warkn¹³, ju¿ nieprzepraszaj¹cy,
lecz z³y. Czasami wydaje mi siê, ¿e potrzebujesz pomocy.
Od³o¿y³am szmatkê i rzuci³am mu pogardliwe spojrzenie.
To mieszne stwierdzi³am cicho. Ja pomagam innym.
Pos³uchaj, Ró¿o powiedzia³ z irytacj¹, przeczesuj¹c
w³osy lew¹ rêk¹. Nasze ma³¿eñstwo przechodzi kryzys. Szyb-
ko siê pobralimy, bo mylelimy, ¿e skoro nie jestemy ju¿ tacy
m³odzi, wiemy, co robimy. Pomylilimy siê. Uwa¿a³em ciê za
osobê pe³n¹ ¿ycia i atrakcyjn¹. Nadal ciê za tak¹ uwa¿am, ale
trudno mi z tob¹ ¿yæ, wiêc proponujê, bymy siê na jaki czas
rozstali.
Chcesz siê rozstaæ?
Tak, na jaki czas.
Proszê bardzo, nawet na zawsze, bo ja wystêpujê o roz-
wód powiedzia³am spokojnie.
Zaszokowa³am go. Siebie te¿. Ale dok³adnie wiedzia³am,
co oznaczaj¹ takie czasowe rozstania, i zamierza³am odejæ
pierwsza.
Porozmawiamy jutro zaproponowa³ ze znu¿eniem.
Nie ma potrzeby. Tak mocno przygryz³am doln¹ war-
gê, ¿e czu³am metaliczny smak krwi.
Ju¿ chcesz zrezygnowaæ? spyta³ cicho. Kiwnê³am g³o-
w¹. Jeste pewna? Znów skinê³am g³ow¹. Jeste napraw-
dê ca³kiem pewna? nalega³. Zastanów siê, Ró¿o, poniewa¿
to bêdzie mia³o powa¿ne konsekwencje.
Tak sk³ama³am. Jestem pewna.
Dobrze powiedzia³ s³abym g³osem. Wzruszy³ ramiona-
mi. Dobrze. Jeli tego chcesz doda³ ponurym tonem. Niech
tak bêdzie. Umiechn¹³ siê do mnie smutno i poszed³.
Czy mogê ciê o co zapytaæ? odezwa³am siê, kiedy siê-
ga³ do klamki.
Oczywicie.
Chcia³abym wiedzieæ, dlaczego mi siê owiadczy³e.
To ty zaproponowa³a mi ma³¿eñstwo, Ró¿o.
Bo¿e, zupe³nie zapomnia³am. Co za wstyd! Mog³abym przy-
si¹c, ¿e by³o odwrotnie. Nie przypominam sobie, abym przed
27
nim klêka³a. Jedyne, co pamiêtam, to szaleñcza jazda na Lon-
don Eye w pijackim widzie i fakt, ¿e kiedy wysiedlimy, byli-
my zarêczeni. Jeli jednak, jak nieelegancko twierdzi Ed, to ja
zaproponowa³am ma³¿eñstwo, to i ja powinnam zaproponowaæ
rozwód.
Myla³am o tym wszystkim, opró¿niaj¹c ostatnie kartony
i sprz¹taj¹c po wyjciu bliniaczek. Wnêtrze mojego nowego
domu nie jest z³e, jedynie trochê zakurzone. ciany w kolorze
z³amanej bieli, lipowe szafki w kuchni, kremowe zas³ony z je-
dwabiu (wliczone w cenê domu) i doskona³e jasnobe¿owe dy-
wany. Dom ma kolor sznurka. Wygl¹da jak wyp³owia³y. Wy-
cieñczony. Jak ja. Ca³kiem mi siê podoba, myla³am, czyszcz¹c
i myj¹c, bo nie mia³am nastroju na jaskrawe kolory. Postanowi-
³am, ¿e na razie zostawiê wszystko tak, jak jest, i póniej urz¹-
dzê siê na nowo.
Teraz, maj¹c w pamiêci to, co powiedzia³y wczeniej bli-
niaczki, zamierza³am pozbyæ siê wspomnieñ o Edzie. Bardzo
starannie to sobie przemyla³am. Posz³am do sklepu za rogiem
i kupi³am paczkê balonów. Kiedy wróci³am do domu, u³o¿y³am
je p³asko i na ka¿dym napisa³am czarnym flamastrem -,941/06.
Potem je nadmucha³am, patrz¹c, jak jego imiê i nazwisko ro-
nie i nadyma siê na gumowej powierzchni. Z bol¹cymi od wy-
si³ku uszami przygl¹da³am siê, jak balony podskakuj¹ na pod-
³odze w du¿ym pokoju. Wygl¹da³y osobliwie, niemal obraliwie
radonie, gdy tak odbija³y siê od siebie w powiewie wiatru.
Znalaz³am pude³ko z przyborami do szycia, wziê³am najwiêk-
sz¹ ig³ê i przek³u³am je po kolei. BANG! Nazwisko Eda zosta³o
zredukowane do gumowych strzêpów. KRAK! Wybuch³o na-
stêpne. POP! Prychnê³o trzecie, gdy je zdetonowa³am z umie-
chem na ustach. Czerpa³am z tego wielk¹, wprost dziecinn¹ sa-
tysfakcjê i z³oliw¹ radoæ. Ed by³ nadêty jak balon, pe³en
obietnic bez pokrycia i tylko na to sobie zas³u¿y³. Przek³u³am
dziewiêæ balonów, po jednym za ka¿dy miesi¹c wspólnego ¿y-
cia i wynios³am ostatni, ¿ó³ty, na dwór. Tymczasem zerwa³ siê
wiatr i przez chwilê sta³am porodku trawnika, a potem wypu-
ci³am balon. Porwa³ go nag³y podmuch, przeniós³ nad ogro-
dzeniem i wzbi³ w powietrze. Na lec¹cym coraz wy¿ej balonie
wci¹¿ widzia³am nazwisko Eda. W koñcu zosta³a tylko ¿ó³ta
plama na niebie, kleks, a potem nic.
28
Westchnê³am z ulg¹ i wróci³am do rodka na drug¹ czêæ
mojego rytua³u. Na kawa³ku sznurka zawi¹za³am supe³ki, po
jednym na ka¿de szczêliwe wspomnienie naszego wspólnego
¿ycia. Pierwszy by³ na pami¹tkê naszego poznania, drugi syl-
westra. Gdy zawi¹zywa³am trzeci, myla³am o zarêczynach,
czwarty na wspomnienie lubu. Zawi¹zuj¹c pi¹ty supe³, my-
la³am o tym, jaka by³am szczêliwa, kiedy siê wprowadzi³am
do nowego domu Eda. Potem podpali³am sznurek i przygl¹da-
³am siê, jak zjada go ¿ó³ty p³omieñ. Przesuwa³ siê wolno, lecz
nieub³aganie, zostawiaj¹c lad ¿aru i cienk¹ smu¿kê dymu. Po
chwili moje wspomnienia zmieni³y siê w nitkê popio³u, który
wyrzuci³am do zlewu. Wreszcie przejrza³am albumik ze zdjê-
ciami i znalaz³am fotografiê Eda. Zwykle bardzo dobrze wy-
chodzi na zdjêciach, ale na tym wygl¹da³ okropnie. Kto musia³
niechc¹cy nacisn¹æ spust aparatu, bo na zdjêciu widaæ by³o dziur-
ki od nosa. Ed skrzywi³ siê z jakiego powodu. Fotografia prze-
sadnie eksponowa³a jego lekko obwis³e policzki oraz nieogolo-
n¹, zmêczon¹ twarz. Przypiê³am to zdjêcie do tablicy w kuchni
i postanowi³am oddaæ je do powiêkszenia. Póniej przesz³am
do ³azienki, aby odegraæ ostatni akt mych oczyszczaj¹cych ob-
rzêdów. Nagle zadzwoni³a moja komórka.
To my powiedzia³y bliniaczki, ka¿da przy swoim apa-
racie. Gdzie jeste?
W ³azience.
Nie zamierzasz chyba po³kn¹æ ca³ego opakowania rod-
ków nasennych?
W tej chwili nie.
Ani nie podcinasz sobie ¿y³?
Zwariowa³ycie?! Wiecie, jaki by tu by³ ba³agan?
W takim razie co robisz w ³azience? spyta³a podejrzli-
wie Bea.
Æwiczenia egzorcystyczne wyjani³am.
Wy³¹czy³am siê, wyjê³am z kieszeni obr¹czkê i spojrza³am
na ni¹ ostatni raz. Ed kaza³ w rodku wygrawerowaæ Na za-
wsze. Zamia³am siê pustym miechem. Wziê³am obr¹czkê
w dwa palce niczym delikatny okruszek i wrzuci³am do ubika-
cji. Le¿a³a tam, b³yszcz¹c w wietle górnej ¿arówki. Nasze zdjê-
cie zarêczynowe podar³am na szeæ kawa³ków, wrzuci³am do
ubikacji i spuci³am wodê. Przez chwilê obserwowa³am, jak stru-
4 Na ratunek Ró¿y Isabel Wolff
5 1 Stalimy naprzeciwko siebie w ogrodzie. W ³agodnych br¹- zowych oczach Eda malowa³ siê strach i bezgraniczne zdu- mienie. Wbi³am w niego oburzony wzrok, a potem, powoli, za- machnê³am siê praw¹ rêk¹. Masz! krzyknê³am, a deserowy talerzyk z kompletu Wedgwood Kutani Crane, o rednicy siedemnastu centymetrów, przelecia³ mu ko³o lewego ucha i waln¹³ w ogrodzenie. Jesz- cze to! zawo³a³am, gdy podniós³ rêce, os³aniaj¹c siê przed spodeczkiem i fili¿ank¹. To te¿ sobie zabierz! wysycza³am, rzucaj¹c w jego stronê trzema talerzami obiadowymi. I to! wrzasnê³am, a waza na zupê przelecia³a w powietrzu. Ró¿o! krzykn¹³ Ed, uchylaj¹c siê przed fruwaj¹c¹ por- celan¹. Ró¿o, natychmiast przestañ! Nie ma mowy! Co chcesz przez to osi¹gn¹æ? Emocjonaln¹ satysfakcjê. Edowi uda³o siê uchyliæ przed sosjerk¹ i trzema deserowy- mi miseczkami. Dzbanuszek do mleka te¿ roztrzaska³ siê na cie¿ce. Na litoæ bosk¹, Ró¿o! Ten serwis by³ strasznie drogi! Owszem odpar³am z zadowoleniem. Wiem. Z ca³ej si³y rzuci³am w niego nasz¹ fotografi¹ lubn¹ w srebrnej ramce. Schyli³ siê i zdjêcie uderzy³o w drzewo. Szk³o rozprys³o siê w drobny mak. Sta³am zadyszana i napom- powana adrenalin¹. Ed podniós³ wgniecion¹ ramkê. Na zdjêciu
6 bylimy nies³ychanie szczêliwi. Zosta³o zrobione siedem mie- siêcy temu. To niczyja wina powiedzia³. Takie rzeczy siê zdarzaj¹. Nie wciskaj mi ciemnoty! wrzasnê³am. By³em potwornie nieszczêliwy, Ró¿o. Smutny. Nie mo- g³em poradziæ sobie z faktem, ¿e twoja praca jest wa¿niejsza ode mnie. Moja kariera jest dla mnie bardzo wa¿na powiedzia- ³am, rozcinaj¹c najwiêkszym kuchennym no¿em ma³¿eñsk¹ ko³drê. W dodatku to nie jest kariera, lecz powo³anie. Ci lu- dzie mnie potrzebuj¹. Ja te¿ ciê potrzebowa³em jêkn¹³. W powietrzu zawiro- wa³a chmura gêsiego pierza. I nie mam pojêcia, dlaczego mia- ³em konkurowaæ z band¹ tych nieudaczników. To pod³e, co mówisz! Desperaci z Dagenham! Przestañ! Bankruci z Barnsley! Nie b¹d wredny! Agorafobi z Aberystwyth. Obrzydliwe! Dla mnie nigdy nie mia³a czasu! Opuci³am rêkê z no¿em i kolejny raz zachwyci³am siê jego urod¹. By³ nies³ychanie, niedorzecznie przystojny. Najprzystoj- niejszy mê¿czyzna, jakiego w ¿yciu widzia³am. Czasem przy- pomina³ Gregoryego Pecka. A do kogo by³ teraz podobny? Oczywicie! Do Jimmyego Stewarta w filmie ¯ycie jest piêk- ne, szczêliwego i zasypanego niegiem. Tyle ¿e Eda zasypa³ nie nieg, lecz bia³e pierze, a ¿ycie zupe³nie nie by³o cudowne. Przepraszam ciê, Ró¿o szepn¹³, wypluwaj¹c dwa ma³e piórka. Miêdzy nami wszystko skoñczone. Musimy iæ na- przód. To znaczy, ¿e ju¿ mnie nie kochasz? spyta³am z wal¹- cym sercem. Kocha³em ciê, Ró¿o stwierdzi³ z ¿alem. Naprawdê. Ale... nie, chyba ciê ju¿ nie kocham. Nie kochasz? powtórzy³am ponuro. Ach tak, rozu- miem. Teraz zrani³e moje uczucia. Obrazi³e mnie. Jestem bar- dzo z³a. Poszuka³am w moim arsenale i znalaz³am patelniê Le
7 Creuseta. Powstrzymywany gniew jest bardzo szkodliwy i dla- tego musisz przyj¹æ karê jak mê¿czyzna. Unios³am patelniê obiema rêkami. W oczach Eda pojawi³o siê przera¿enie. Proszê, Ró¿o, nie wyg³upiaj siê. Jestem ca³kiem powa¿na. Ju¿ siê zabawi³a. Jeszcze nie skoñczy³am. Nie chcesz mnie tym uderzyæ, prawda? jêcza³, gdy sz³am w jego stronê po zasypanym pierzem trawniku. Proszê, Ró¿o wydysza³. Nie! Podchodzi³am coraz bli¿ej, a rozbita porce- lana chrzêci³a mi pod stopami. G³os Eda wznosi³ siê wy¿ej i wy¿ej, od jego normalnego tenoru przez kontralt do dziwne- go, piszcz¹cego sopranu. Proszê, Ró¿o b³aga³. Nie tym. Naprawdê mo¿esz mi zrobiæ krzywdê. I bardzo dobrze! Nie, Ró¿o! Przestañ! zawo³a³, usi³uj¹c zas³oniæ g³owê rêkami. Ró¿a! krzykn¹³, kiedy unios³am patelniê i zamie- rzy³am siê, aby go z ca³ej si³y waln¹æ w g³owê. Ró¿a! Sk¹d dobiega³o mnie walenie i krzyki. Ró¿a! krzycza³ Ed. Ró¿a! Ró¿a! Nagle okaza³o siê, ¿e siedzê wyprostowana na ³ó¿ku, z bij¹- cym sercem, wytrzeszczonymi oczyma i wysuszonymi ustami. Nie by³am w ogrodzie Eda w Putney, lecz w moim nowym domu w Camberwell. Ró¿a! krzycza³ kto. Otwieraj! Chwiejnym krokiem zesz³am po nieznajomych schodach, wci¹¿ zaszokowana snem, który kot³owa³ mi siê po g³owie jak chmura burzowa. Ró¿a! zawo³a³a Bella, gdy otworzy³am drzwi wejcio- we. Ró¿a, dziêki... ...Bogu westchnê³a Bea. Walimy i walimy powiedzia³a Bella z przera¿eniem. Myla³ymy, ¿e zrobi³a co... ...g³upiego dokoñczy³a Bea. Ale ty by tego nie zro- bi³a, prawda? mówi³a dalej. Czy ja bym...? Nie. Zasnê³am wychrypia³am. Nie s³ysza³am pukania. Prze- prowadzki s¹ potwornie mêcz¹ce.
8 Wiemy i dlatego przysz³ymy ci pomóc. Wesz³y do rodka i uciska³y mnie. Wszystko w porz¹dku, Ró¿o? Tak powiedzia³am, choæ chcia³o mi siê p³akaæ. Ooo! wykrzyknê³a Bella na widok du¿ego pokoju. Cholera, co za ba³agan mruknê³a Bea. Pokój by³ zastawiony kartonami poobklejanymi b³yszcz¹c¹ czarn¹ tam¹. Sta³y niczym miniaturowe wie¿owce, niemal ca³- kiem zas³aniaj¹c pod³ogê. Zap³aci³am kupê forsy firmie Shift It Kwik, ale teraz po¿a³owa³am, ¿e akurat tê wybra³am. Zamiast postawiæ kartony w przeznaczonych dla nich pokojach, rzucili wszystko w jednym miejscu i sobie poszli. KUCH napisane by³o na kartonie przy oknie. SYP 1 na dwóch przy kominku. GAB na pudle przy drzwiach. Strasznie du¿o czasu ci to zajmie powiedzia³a Bea z za- dum¹. Parê tygodni doda³a Bella. Westchnê³am. Bella i Bea mia³y talent do stwierdzania rze- czy oczywistych, czym doprowadza³y mnie do sza³u. Kiedy jako dwunastolatka z³ama³am rêkê, je¿d¿¹c na ³y¿wach, powiedzia³y tylko: Powinna by³a bardziej uwa¿aæ, Ró¿o. Kiedy nie zda- ³am matury, powiedzia³y: Powinna by³a siê bardziej przy³o¿yæ do nauki, Ró¿o. A kiedy siê zarêczy³am z Edem, powiedzia³y: Uwa¿amy, ¿e to stanowczo za szybko, Ró¿o. Wtedy mia³am na ten temat inne zdanie, ale ju¿ je zmieni³am. Bella i Bea mówi¹ rzeczy oczywiste, jednak¿e maj¹ serca ze szczerego z³ota. Nie martw siê pocieszy³a mnie Bella. My... ...ci pomo¿emy dokoñczy³a Bea. W wielu sprawach s¹ jak stare ma³¿eñstwo. Na przyk³ad koñcz¹ za siebie zdania i czêsto siê k³óc¹. Nawet, jak wiele sta- rych ma³¿eñstw, s¹ do siebie podobne. Z drugiej strony to nic dziwnego, bo s¹ bliniaczkami. Poka¿ nam dom poprosi³a Bella. Jest ca³kiem du¿y. To prawda. Szuka³am du¿ego mieszkania z ogrodem, a wy- l¹dowa³am w domu z trzema sypialniami. Bliniaczkom podo- ba³a siê kuchnia, choæ ³azienkê uzna³y za zbyt ma³¹. Dla jednej osoby wystarczy stwierdzi³a pocieszaj¹co Bea. Wzdrygnê³am siê. Cholera. To ja by³am t¹ jedn¹ osob¹.
9 Ogród jest super! zawo³a³a Bella, zmieniaj¹c temat. A uliczka s³odka doda³a Bea. Wygl¹da trochê obskur- nie zauwa¿y³a, kiedy wyjrza³ymy przez okno na pó³piêtrze ale mi³o. Ulica Nadziei powiedzia³am z gorzkim umiechem. Uwa¿amy, ¿e jest... zaczê³a weso³o Bella. ...fantastyczna! Mo¿e byæ. Wzruszy³am ramionami. Serce cisnê³o mi siê na wspomnienie eleganckiego domu Eda w Putney, z otoczonym murem ogrodem i ¿ó³tym salonem. Tamta przeprowadzka te¿ by³a mêcz¹ca, ale by³am szczêliwa, bo siê zarêczylimy dwa tygodnie wczeniej. Kiedy rozpako- wywa³am moje rzeczy, przysz³oæ rozci¹ga³a siê przede mn¹ jak wstêga pustej autostrady. Jednak¿e ledwie wyruszylimy w pod- ró¿, mielimy wypadek i musielimy ze wstydem daæ siê odho- lowaæ. Ma³¿eñstwo mog³am spisaæ na straty i zaczynaæ od nowa. Zapewne inne kobiety w mojej sytuacji wola³yby przepro- wadziæ siê trochê dalej, powiedzmy do Tasmanii albo na Marsa, ja jednak uzna³am, ¿e Camberwell jest dostatecznie daleko od Putney. Poza tym moja praca by³a niedaleko st¹d i domy tu mia- ³y mo¿liwe ceny. Miesi¹c wczeniej wpad³am do miejscowego biura handlu nieruchomociami i nim siê zd¹¿y³am zoriento- waæ, zosta³am w³acicielk¹ domu przy ulicy Nadziei numer 1. Mo¿na go od razu obj¹æ w posiadanie powiedzia³a po- redniczka z ob³udnym entuzjazmem. To bliniak doda³a. Sta³ pusty przez parê miesiêcy, ale jest w dobrym stanie. Trzeba tam tylko posprz¹taæ. Kiedy dziesiêæ minut póniej zobaczy³am dom, od razu przy- pad³ mi do serca. Mia³ w sobie atmosferê oburzenia, rozczarowa- nia i ¿alu z powodu opuszczenia. Sta³ jako pierwszy w rzêdzie domów z p³askimi fasadami. Z ty³u by³ czêciowo wybrukowany ogród. Biorê powiedzia³am od niechcenia, jakbym wydawa³a dwadziecia funtów, a nie czterysta tysiêcy. Przela³am swoje oszczêdnoci do kasy mieszkaniowej i po dziesiêciu dniach by- ³am w³acicielk¹ domu. Ju¿ taka jestem niecierpliwa. Na przy- k³ad szybko wysz³am za m¹¿. I jeszcze szybciej siê rozesz³am. Kupno nowego domu i przeprowadzka zajê³y mi dok³adnie dwa i pó³ tygodnia.
10 Staæ ciê na to? spyta³a Bella, zak³adaj¹c za ucho krótki kosmyk jasnych w³osów. Nie odpar³am zwiêle. To dlaczego kupi³a ten dom? dopytywa³a siê Bea, któ- ra potrafi byæ bardzo apodyktyczna. Pod wp³ywem impulsu. Pomo¿emy ci go urz¹dziæ obieca³a Bella, przecinaj¹c no¿yczkami tamê klej¹c¹. Mo¿esz byæ nasz¹ pierwsz¹ klientk¹ powiedzia³a Bea. Wymyli³ycie ju¿ nazwê? spyta³am. Podwójny Projekt! zawo³a³y chórem. Niez³e. Bliniaczki zrezygnowa³y ze swoich etatowych zajêæ i po- stanowi³y za³o¿yæ firmê projektowania wnêtrz. Mimo oczywi- stego braku dowiadczenia by³y przekonane, ¿e im siê uda. Potrzeba nam paru kontaktów, a potem ju¿ samo pójdzie powiedzia³a niefrasobliwie Bea, kiedy po raz pierwszy poinfor- mowa³y mnie o swoich planach. Jaka mi³a wzmianka w jed- nym z kolorowych pism i wkrótce bêdziemy musia³y przebie- raæ wród klientów. W twoich ustach brzmi to niewiarygodnie prosto za- uwa¿y³am. Wród tych bogatych ludzi z wielkimi domami i okrop- nym gustem jest ogromne zapotrzebowanie na tego rodzaju us³u- gi powiedzia³a z zadowoleniem Bella. Za³atwimy ci wszystko po kosztach w³asnych zapropo- nowa³a Bea, rozpakowuj¹c talerze. Uwa¿am, ¿e stanowczo powinna urz¹dziæ na nowo ³azienkê... Ze szklan¹ umywalk¹. I z jacuzzi. Wyposa¿enie kuchni na zamówienie. Tak, z Poggenpohl stwierdzi³a entuzjastycznie Bella. Nie, Smallbone of Devizes powiedzia³a Bea. Poggenpohl. Nie, Smallbone. Zawsze mi siê sprzeciwiasz. Nieprawda. Pos³uchajcie,niezamierzamkupowaæ¿adnychwyszukanych rzeczy przerwa³am im ze znu¿eniem. Nie mam pieniêdzy.
11 Gdy bliniaczki sprzecza³y siê na temat wzglêdnych zalet kosztownego wyposa¿enia kuchni, zajê³am siê otwieraniem pude³ w du¿ym pokoju. Z bij¹cym sercem delikatnie wyjê³am nasze zdjêcie lubne, którym we nie rzuci³am w Eda. Na zdjê- ciu stalimy na stopniach ratusza w Chelsea, obsypani konfetti. Nie jestem zarozumia³a, ale naprawdê dobrze razem wygl¹dali- my. Ed jest trochê wy¿szy ode mnie, ma metr osiemdziesi¹t osiem, ciemne w³osy, które wij¹ mu siê na karku, i ³agodne br¹- zowe oczy. Ja mam zielone oczy i w³osy w kolorze tycjanow- skiej czerwieni. Jeste moj¹ doskona³¹ czerwon¹ Ró¿¹ ¿artowa³ Ed na pocz¹tku naszej znajomoci, choæ niebawem zacz¹³ narzekaæ na kolce. Jednak¿e pierwsze tygodnie by³y fantastyczne, pomyla³am posêpnie, odk³adaj¹c zdjêcie do szuflady. Nasz romans by³ wa- riacki, wrêcz szalony, a teraz wszystko siê skoñczy³o. Za sob¹ zostawilimy smêtne resztki ma³¿eñstwa, na przyk³ad liczne lub- ne prezenty, które na szczêcie w przeciwieñstwie do naszego krótkiego ma³¿eñstwa wci¹¿ by³y na gwarancji. Postanowili- my podzieliæ je wed³ug tego, od kogo je dostalimy, dziêki cze- mu hawajski ro¿en przypad³ Edowi, a mnie Rudolf. Edowi to wcale nie przeszkadza³o. Rudolf, zdrobniale Rudy, którego po- darowa³y nam bliniaczki, nigdy nie przypad³ mu do gustu. Nazwalimy go Rudolf Valentino, bo by³ nies³ychanie milcz¹- cy. Nie wypowiedzia³ ani jednego s³owa. Gwarki s¹ podobno bardzo gadatliwe, ale nasz w ogóle siê nie odzywa. Powiedz co, Rudolf namawia³a Bella. Tak, powiedz co doda³a Bea. Usi³owa³y namówiæ go do gadania gwizdaniem i cmoka- niem, ale wyzywaj¹co milcza³. S³uchaj, Rudolf, niele za ciebie zap³aci³ymy wytknê- ³a Bella. Dwie setki, dok³adnie mówi¹c. Trzy poprawi³a j¹ Bea. Dwie. Trzy, Bella. Pamiêtam. To le pamiêtasz, bo dwie. Ze znu¿eniem otworzy³am karton z napisem GAB, bo wkrótce musia³am wracaæ do pracy. Na wierzchu le¿a³ egzemplarz mo- jej nowej ksi¹¿ki pod ¿enuj¹cym tytu³em: Tajemnica udanego
12 ma³¿eñstwa. Jak ju¿ wspomina³am, robiê wszystko bardzo szyb- ko i napisanie tej ksi¹¿ki zajê³o mi trzy miesi¹ce. Nieszczêli- wym zbiegiem okolicznoci ukaza³a siê dok³adnie tego dnia, gdy rozstalimy siê z Edem. Bior¹c pod uwagê fakt, ¿e nasze rozstanie sta³o siê spraw¹ publiczn¹, krytycy nie szczêdzili z³o- liwoci. Czytanie ksi¹¿ki Costelloe to zwracanie siê do ban- kruta o poradê finansow¹ napisa³ jeden z nich. I co jesz- cze? pyta³ szyderczo inny. Ann Widdecombe jako autorka Tajemnic elegancji? Chcia³am, aby wydawca wycofa³ ksi¹¿kê, ale by³o ju¿ za póno. Teraz od³o¿y³am j¹ do szuflady razem ze zdjêciem lub- nym i wziê³am na górê komputer i czêæ segregatorów. W gabi- necie, obok sypialni, otworzy³am du¿y karton z napisem LISTY/ ODPOWIEDZI i wyjê³am list, który le¿a³ na wierzchu. Droga Ró¿o! Czy mog³aby mi pomóc? Moje ma³¿eñstwo siê rozpada. Pocz¹tkowo by³em zafascynowany i zachwycony ¿on¹, która jest piêkna, pe³na ¿ycia i zabawowa. Kiedy j¹ pozna³em, pra- cowa³a jako dziennikarka, ale niespodziewanie dosta³a pra- cê redaktorki dzia³u porad i moje ¿ycie zmieni³o siê w piek³o. Prawie jej nie widujê, bo odpowiadanie na listy zabiera jej ca³y czas, a kiedy siê widzimy, mówi wy³¹cznie o problemach swoich czytelników, co, szczerze mówi¹c, okropnie mnie przy- gnêbia. Prosi³em, aby zrezygnowa³a z tego zajêcia, a przynaj- mniej powiêca³a mu trochê mniej czasu, ale siê nie zgadza. Czy mam wyst¹piæ o rozwód? Do listu przyczepiona by³a moja odpowied. Drogi Wkurzony z Putney! Dziêkujê za list. Chcia³abym Ci pomóc. Po pierwsze, mimo ¿e Twoja ¿ona ewidentnie Ciê kocha, jest tak¿e wyranie za- jêta swoj¹ karier¹. Z w³asnego dowiadczenia wiem, ¿e re- dagowanie rubryki z poradami daje wiele satysfakcji. Trudno opisaæ przyjemnoæ wynikaj¹c¹ z faktu, ¿e siê komu pomo- g³o. Dlatego chcia³abym zaproponowaæ, drogi WzP jeli mogê tak do Ciebie pisaæ ¿eby nie robi³ niczego pochop- nie. Jestecie ma³¿eñstwem od niedawna, a zatem nadal roz-
13 mawiaj ze swoj¹ ¿on¹, a z czasem, jestem pewna, wszystko siê u³o¿y. Mo¿e powinnicie pójæ do poradni ma³¿eñskiej. Ostatnie zdanie doda³am impulsywnie i póniej mia³am bar- dzo tego ¿a³owaæ. To nie by³ dobry pomys³, kto jak kto, ale ja dobrze o tym wiedzia³am. Ed zaproponowa³, ¿ebymy poszli do Rozwi¹za- nia, znanego bardziej jako Rozpad, ale nasza terapeutka, Mary- -Claire Grey, doprowadza³a mnie do sza³u. Od samego pocz¹t- ku denerwowa³a mnie swoj¹ dziecinn¹ twarz¹, podejrzanymi jasnymi pasemkami we w³osach, zadartym nosem i ma³ymi sto- pami. Z³apa³am siê we w³asne sid³a, myla³am ponuro, gdy za- siedlimy w jej gabinecie. Ed i ja coraz czêciej siê k³ócilimy i wydawa³o mi siê, ¿e terapia nam pomo¿e. Nie by³oby tak le, gdyby panna Grey wzbudza³a zaufanie, ale tej idiotce daleko by³o do tego. Mia³a jakie trzydzieci piêæ lat, by³a rozwódk¹ i do niedawna pracownic¹ spo³eczn¹, o czym poinformowa³a nas afektowanym, piszcz¹cym g³osem. Japoprostupañstwawys³ucham zaczê³az ujmuj¹cymumie- chem. Póniej zreinterpretujê, czy raczej, u¿ywaj¹c jêzyka tech- nicznego, zrekonstruujê to, co pañstwo oboje powiedzieli. Jasne? Sparali¿owana ze wstydu i ju¿ nastawiona do niej bardzo niechêtnie, kiwnê³am g³ow¹ jak grzeczne dziecko. Dobrze, Ed, pan zaczyna powiedzia³a i zaklaska³a w t³u- ste r¹czki, jakbymy byli w przedszkolu. Ró¿o powiedzia³ cicho Ed i spojrza³ na mnie. Mam wra¿enie, ¿e ju¿ ci na mnie nie zale¿y. Ed mówi przerwa³a Mary-Claire ¿e jego zdaniem ju¿ pani na nim nie zale¿y. Mam wra¿enie mówi³ dalej Ed ¿e bardziej siê przej- mujesz tymi nieudacznikami, którzy do ciebie pisz¹, ni¿ mn¹. Ed ma wra¿enie, ¿e bardziej siê pani przejmuje tymi nie- udacznikami, którzy do pani pisz¹, ni¿ nim. Czujê siê zaniedbany i sfrustrowany powiedzia³ ze smut- kiem Ed. Ed czuje siê zaniedbany i Sfrustrowany? warknê³am. Moje ma³¿eñstwo chwi- lowo przechodzi trudny okres, ale s³uch mam doskona³y!
14 A potem, nie wiem jak i dlaczego, by³o jeszcze gorzej. Kie- dy bowiem przysz³a moja kolej, Mary-Claire w ogóle mnie nie s³ysza³a. Bardzo mi przykro z powodu tych problemów zaczê- ³am, prze³ykaj¹c linê. Ró¿a przyznaje, ¿e maj¹ pañstwo wielkie problemy oznajmi³a Mary-Claire z wyrazem przesadnej troski na twarzy. Jednak¿e kocham moj¹ now¹ pracê mówi³am dalej. Po prostu j¹ uwielbiam i nie mogê z niej zrezygnowaæ, aby ci zrobiæ przyjemnoæ. Ró¿a chcia³a powiedzieæ stwierdzi³a s³odkim tonem Mary-Claire ¿e nie chce panu robiæ przyjemnoci. Co takiego?! Widzisz, dopóki nie zaczê³am udzielaæ porad, nigdy nie czu³am siê profesjonalnie spe³niona. Ró¿a mówi wtr¹ci³a Mary-Claire ¿e czuje siê spe³- niona jedynie w pracy. Co takiego?! Mo¿e przesadzam trochê z porz¹dkami kontynuowa³am niepewnie i wiem, ¿e to te¿ ci przeszkadza. Ró¿a potwierdza, ¿e w domu lubi zrobi³a teatraln¹ pauzê maj¹c¹ sygnalizowaæ smutek i ¿al rz¹dziæ dokoñ- czy³a szeptem. Co takiego?! Ale kocham ciê powiedzia³am, dzielnie j¹ ignoruj¹c i s¹dzê, ¿e przezwyciê¿ymy trudnoci. Ró¿a chcia³a powiedzieæ wyjani³a ³agodnie Mary- Claire ¿e w zasadzie pañstwa ma³¿eñstwo siê skoñczy³o. Nic podobnego nie powiedzia³am! krzyknê³am, zrywa- j¹c siê na nogi. Mówi³am, ¿e powinnimy próbowaæ. Mary-Claire rzuci³a mi sprytnie litociwe spojrzenie. Ed i ja rozstalimy siê trzy tygodnie póniej. Patrz¹c wstecz, wydaje mi siê, ¿e zahipnotyzowa³ mnie pisz- cz¹cy, piewny g³os Mary-Claire, bo inaczej bym j¹ pobi³a. Z jakiego jednak powodu nie potrafi³am przeciwstawiæ siê jej idiotycznemu gadaniu. Dopiero póniej zrozumia³am Teraz, id¹c na dó³, us³ysza³am k³ótniê Belli i Bei na temat pod³óg. Drewno by³oby lepsze.
15 Nie, lepszy by³by naturalny kamieñ. Klonowy fornir wygl¹da³by fantastycznie. Bzdura! Powinna daæ kafelki. Szkoda, ¿e nie nazwa³y swojej firmy Podwójny K³opot, po- myla³am, wchodz¹c do pokoju. Wypakowa³am dwa kryszta³o- we wieczniki, które dosta³am w prezencie lubnym od mojej ciotki. Ludzie z firmy przeprowadzkowej zawinêli je w strony Daily News i kiedy rozwija³am po¿ó³k³y papier, dozna³am uczucia déjà vu. ROZWÓD DORADCZYNI W ¯YCIOWYCH K£OPOTACH! obwieszcza³ tytu³ na pi¹tej stronie. RÓ¯A COSTELLOE, REDAKTORKA Z DZIA£U PORAD, ROZWODZI SIÊ doda- wa³ radonie podtytu³. Jej m¹¿, dyrektor zasobów ludzkich, Ed Wright, przytoczy³ ró¿nicê charakterów jako przyczy- nê rozwodu. Jednak¿e ze róde³ bliskich Ró¿y Costelloe dowiedzielimy siê, ¿e prawdziwym powodem s¹ za¿y³e sto- sunki Wrighta z terapeutk¹ rodzinn¹, Mary-Claire Grey (na zdjêciu z lewej). Co za suka! krzyknê³am, patrz¹c na moj¹ rywalkê. Jasne! wrzasnê³y z kuchni bliniaczki. Ojej powie- dzia³a Bella, gdy wesz³a do pokoju i zobaczy³a, ¿e trzymam w rêce kawa³ek gazety. Chcesz chusteczkê? Wytar³am oczy. Mia³a byæ osob¹ neutraln¹ jêknê³am. Powinna j¹ oskar¿yæ przed Krajow¹ Rad¹ Terapeutów powiedzia³a Bella. Chcia³a powiedzieæ, ¿e powinnam j¹ za³atwiæ? Dlaczego w ogóle zaproponowa³a terapiê ma³¿eñsk¹? spyta³a Bea. Poniewa¿ naprawdê myla³am, ¿e to nam pomo¿e. Ed bez przerwy narzeka³ na moj¹ pracê i mówi³, jak okropnie nienawi- dzi tego, co robiê, ¿e nie ¿eni³ siê z redaktork¹ dzia³u porad i ¿e ciê¿ko to wszystko prze¿ywa. Akurat tego dnia dosta³am ksi¹¿- kê o terapii ma³¿eñskiej i dlatego o tym pomyla³am. W kom- promisowym nastroju zasugerowa³am, abymy poszli na tera- piê i tak to siê skoñczy³o. Bliniaczki wyrzuci³y star¹ gazetê, a ja zabra³am siê do wy- ciskania plastikowych b¹belków z opakowania, wyobra¿aj¹c sobie, ¿e strzelam z karabinu maszynowego do panny Grey. Miss Grey!
16 Miss Zdrady Ma³¿eñskiej podsunê³a Bea. Miss Z³ego Zachowania powiedzia³a Bella. Miss Z³odziejek poprawi³am. Siedzia³a na naszych spotkaniach, umiechaj¹c siê czaruj¹co do Eda i wachluj¹c rzê- sami jak Furby. Jemu wspó³czu³a na ka¿dym kroku, mnie prze- krêca³a ka¿de zdanie. Kiedy skoñczy³a, moje wypowiedzi by³y tak poskrêcane, ¿e mo¿na by ich u¿ywaæ jako korkoci¹gów. Dok³adnie wiedzia³a, czego chce, i dosta³a, co chcia³a, a ja przez ni¹ siê rozwodzê. Przypomnia³am sobie te wszystkie ¿enuj¹co krótkie ma³- ¿eñstwa, o jakich czasem czyta siê w Hello!. Kate Winslet i Jim Threapleton trzy lata; Marco-Pierre White i Lisa But- cher dziesiêæ tygodni. A Drew Barrymore rozsta³a siê z pierw- szym mê¿em tak szybko, ¿e nawet nie zd¹¿yli wyjechaæ w pod- ró¿ polubn¹. Wysz³a za m¹¿ za M³odo? przerwa³am ironicznie. No, nie. Za szybko powiedzia³a Bea. Ale my ciê ostrze- ga³ymy doda³a, kiwaj¹c g³ow¹. To prawda przyzna³am gorzko. Co nagle, to rzuci³a Bea. Po diable. Za pó³ roku bêdê rozwódk¹. Mia³y racjê. Wszystko zdarzy³o siê za szybko. Ale gdy nie jest siê ju¿ takim m³odym, inaczej siê na to patrzy. W koñcu mam trzydzieci szeæ lat. W³aciwie trzydzieci osiem. No dobrze, dobrze, trzydzieci dziewiêæ. Nigdy nie wierzy³am w mi- ³oæ od pierwszego wejrzenia, ale Ed mnie przekona³. Poznali- my siê na koktajlu z okazji Bo¿ego Narodzenia u moich naj- bli¿szych s¹siadów przy Meteor Street. Rozmawia³am z sympatycznym chirurgiem drzew, gdy nagle zobaczy³am Eda. wieci³ w t³umie niczym latarnia morska. On te¿ mnie najwy- raniej zauwa¿y³, bo podszed³, przedstawi³ siê i ju¿. Og³uszy³a mnie namiêtnoæ. Wpad³am w zachwyt. Zatka³o mnie. By³am boulversé. Szczêka mi opad³a z po¿¹dania i przypuszczalnie siê oblini³am. Ed jest nies³ychanie przystojny, elegancki, nie wy- gl¹da na swoje czterdzieci jeden lat, ma wydatne koci policz- kowe i orli nos. W tamtej chwili zrozumia³am, ¿e mo¿na siê zakochaæ w profilu, co szybko uczyni³am. Jeli za chodzi o po- ¿¹danie seksualne, to miêdzy nami iskrzy³o tak, ¿e mo¿na by³o
17 wysadziæ wiat³a w wie¿y w Blackpool. Powiedzia³ mi, ¿e jest dyrektorem zasobów ludzkich w Paramutual Insurance i ¿e w³a- nie kupi³ dom niedaleko Putney Bridge. Czeka³am, ¿e lada moment podejdzie do nas jaka efektowna panienka ze widru- j¹cym spojrzeniem i brutalnie po³o¿y w³adcz¹ d³oñ na jego ra- mieniu, gdy doda³ od niechcenia: Mieszkam tam sam. Gdy- bym wierzy³a w Boga, choæ nie wierzê, natychmiast upad³abym na kolana i dziêkowa³a mu ¿arliwie. W zamian wrzasnê³am w du- chu: Hurra! Rozmawialimy, flirtuj¹c, przez nastêpn¹ godzi- nê, a potem zaoferowa³ siê, ¿e odprowadzi mnie do domu. Mieszkam tu¿ obok zamia³am siê. Ju¿ mi mówi³a odpar³ z umiechem. Ale nie dopusz- czê do tego, aby taka cudowna kobieta samotnie wêdrowa³a uli- cami Clapham. Bezpiecznie odstawiê ciê pod same drzwi. Kiedy ma siê metr osiemdziesi¹t dwa, niecodziennie dosta- je siê takie propozycje. Mê¿czyni na ogó³ zak³adaj¹, ¿e sobie poradzê i oczywicie radzê sobie. Jednak zawsze zazdroci³am s³odkim ma³ym kobietkom, które zawsze kto odprowadza do domu. Gdy Ed elegancko zaproponowa³, ¿e mnie odprowadzi, wiedzia³am, ¿e to ten jedyny. Zjawi³ siê po latach bezskutecz- nych poszukiwañ. Czasem, kiedy by³am sama, mia³am ochotê wywo³aæ go pagerem. Czy W³aciwy Pan móg³by siê zg³osiæ do recepcji, gdzie od piêtnastu lat czeka na niego panna Costelloe? I teraz nagle tu by³. Spêdzilimy Bo¿e Narodzenie w ³ó¿ku, owiadczy³ mi siê w sylwestra, a lub wziêlimy w walentyn- ki Mia³am zastrze¿enia stwierdzi³a roztropnie Bella ale nie chcia³am ci robiæ przykroci. Owszem, Ed jest czaruj¹cy, przystojny, tak, inteligentny Zrobi³o mi siê niedobrze. Ma dobr¹ pracê i jest dobrze sytuowany. I pochodzi z naszych stron doda³a znacz¹co Bea. Jest zabawny Tak powiedzia³am. A ponadto ma magnetyczn¹ osobowoæ kontynuowa³a Bella i mnóstwo seksapilu. Jednoczenie jednak by³o w nim co, co mi siê nie bardzo podoba³o. Co nie potrafiê tego dok³adnie nazwaæ doda³a po namyle. Ja uwa¿am, ¿e by³ w porz¹dku stwierdzi³a Bea. A ty, Ró¿o, bywasz czasem trochê zgryliwa. 2 Na ratunek Ró¿y
18 Gadasz bzdury! zawo³a³am. Ale nie mielicie ze sob¹ wiele wspólnego powiedzia³a spokojnie Bea. Co robilicie razem? Oboje bylimy bardzo zajêci i Nie mia³am pojêcia, co powiedzieæ. Chodzilimy razem na basen przypomnia³o mi siê. I gralimy w scrabblea. Rozwi¹zywalimy krzy¿ów- ki. Ed nie potrafi³ rozwi¹zywaæ anagramów doda³am z³oli- wie i ja je robi³am. Ale wkrótce zosta³y nam tylko wspólne k³ótnie. Problemy zaczê³y siê niemal natychmiast, po powrocie z podró¿y polubnej. Wybralimy siê na Minorkê, co zreszt¹ niespecjalnie mi odpowiada³o. Prawdê mówi¹c, spodziewa³am siê, ¿e Ed zabierze mnie do Wenecji albo do Sandy Lane na Barbados. Wyl¹dowalimy na Minorce, bo jego matka ma tam ma³y apartament. Spêdzilimy rozkoszny tydzieñ by³o za zimno na p³ywanie, ale spacerowalimy, gralimy w tenisa i czytali- my. Potem wrócilimy do pracy chwilowo pisa³am dla Post i wydarzy³o siê co niesamowitego. Pewnego dnia, w czasie prze- rwy na lunch, siedzia³am przy biurku, koñcz¹c doæ ostry arty- ku³ o królu public relations, Reksie Delafoyu, kiedy nagle wy- buch³o zamieszanie. Trzaska³y drzwi, ludzie biegali, zapanowa³ chaos i panika. Okaza³o siê, ¿e Edith Smugg, która od niepa- miêtnych czasów prowadzi³a w Post dzia³ porad, wpad³a twa- rz¹ w talerz z zup¹ podczas lunchu. Z powodu licznych liftin- gów nikt nie wiedzia³ dok³adnie, ile mia³a lat, ale w koñcu doliczono siê osiemdziesiêciu trzech! W ka¿dym razie, jeszcze zanim wyniesiono sztywniej¹ce cia³o z budynku redakcji, zo- sta³am wyznaczona do dokoñczenia dzia³u Edith. Pamiêtam, ¿e sta³am zaszokowana przy jej zawalonym papierami biurku i zastanawia³am siê, co robiæ. Siêgnê³am do torby z poczt¹ i wy- ci¹gnê³am trzy listy, jakbym ci¹gnê³a losy na kiermaszu para- fialnym. Ku mojemu zdumieniu treæ listów okaza³a siê fascy- nuj¹ca. Jeden by³ od mê¿czyzny z przedwczesnym wytryskiem, drugi od kobiety, która piêæ lat wczeniej zamordowa³a przy- jaciela, a trzeci od siedemdziesiêciotrzyletniego prawiczka, który martwi³ siê, ¿e mo¿e jest gejem. Odpowiedzia³am na listy tak, jak umia³am, i nastêpnego dnia poproszono, abym konty- nuowa³a redagowanie dzia³u. Muszê powiedzieæ, ¿e bardzo mi
19 siê to spodoba³o. A nawet wiêcej, wesz³o mi w krew. Nie prze- szkadza³y mi stosy listów, na które odpowiada³abym choæby za darmo. Mia³am uczucie, które trudno opisaæ, jakby w rodku robi³o mi siê przyjemnie ciep³o. wiadomoæ, ¿e mog³abym pomóc tylu obcym ludziom, napawa³a mnie radoci¹. Dosz³am do wniosku, ¿e dawanie rad jest moim powo³aniem i ¿e wresz- cie znalaz³am swoje miejsce. By³o to dla mnie czym w rodzaju objawienia b³ysku damasceñskiego jakbym s³ysza³a potê¿- ny g³os: Ró¿o! Ró¿o! Mówi twój Bóg! Powiadam ci, ¿e bê- dziesz udzielaæ rad! Przez ca³y czas spodziewa³am siê, ¿e zatrudni¹ w koñcu ja- k¹ z pomniejszych s³aw lub publicznie znies³awion¹ ¿onê ja- kiego polityka, po czym wrêcz¹ mi wymówienie ze s³owami: Pani ju¿ dziêkujemy, Ró¿o, bardzo nam pani pomog³a. Faktycz- nie mówi³o siê o Trishy z telewizji, a nawet o Carol Vordeman. Jednak¿e min¹³ miesi¹c, potem drugi i wci¹¿ nic siê nie dzia³o. Tymczasem na górze strony pojawi³ siê napis SPYTAJ RÓ¯Ê z mo- im zdjêciem. W koñcu dosta³am roczn¹ umowê i sta³am siê pe³- noprawn¹ redaktork¹ dzia³u porad. Zawsze czyta³am strony z poradami, nie mog³am siê po- wstrzymaæ, tak samo jak z horoskopem. Teraz, ku memu zdu- mieniu, sama doradza³am innym. To co, co uwielbiam i serce mi siê raduje na widok wypchanej torby z listami. Tylu ludziom trzeba pomóc, tyle problemów rozwi¹zaæ, tyle spraw naprosto- waæ S¹ tak¿e dodatkowe korzyci. Niele mi p³ac¹, zaprasza- j¹ do radia i telewizji, na seminaria i spotkania. Ponadto dwa razy w tygodniu udzielam rad w nocnym programie Dobra rada w radiu London FM. A wszystko dziêki temu, ¿e by³am w re- dakcji tego dnia, kiedy umar³a Edith Smugg! S¹dzi³am, ¿e Ed te¿ siê ucieszy, ale gdzie tam! Co zaczê³o siê psuæ miêdzy nami. O co chodzi, Ed? spyta³am której niedzieli pod koniec czerwca. Przez ca³y dzieñ by³ w dziwnym humorze. Problem zacz¹³ powoli a raczej problemy, bo jest ich wiele, to problemy innych ludzi. I o to w³anie chodzi. Och powiedzia³am niepewnie. Rozumiem. ¯a³ujê, ¿e w ogóle dosta³a dzia³ porad stwierdzi³ ze znu¿eniem. Przykro mi, ale tak siê sta³o. Nie lubiê, kiedy przynosisz pracê do domu.
20 Nie mam wyjcia, muszê siê jako wyrabiaæ. Poza tym mo¿na by przypuszczaæ, ¿e to rozumiesz, skoro pracujesz w dzia- le personalnym. Dzisiaj to siê nazywa zasoby ludzkie poprawi³ sztywno. Zgadza siê. Ale zajmujesz siê problemami innych ludzi. Zajmujê siê sprawami powiedzia³. Nie problemami. I w³anie dlatego, ¿e muszê wys³uchiwaæ jêczenia ludzi na te- mat urlopu macierzyñskiego czy miejsca do parkowania, nie chcê s³yszeæ kolejnych biadoleñ, gdy wracam do domu. A poza tym myla³em, ¿e ludzie z dzia³ów porad sami wymylaj¹ pro- blemy. Rozpowszechnione b³êdne wyobra¿enie. Na ile listów odpowiadasz w gazecie? Dwa razy w tygodniu po osiem. A ile dostajesz? Jakie sto piêædziesi¹t. To po co przejmujesz siê ca³¹ reszt¹? Dlaczego nie napi- szesz na dole swojej strony: Ró¿a z ¿alem informuje, ¿e mo¿e odpowiadaæ na listy tylko na tej stronie? Dlatego, ¿e ci ludzie na mnie licz¹ odpar³am z iryta- cj¹. Zaufali mi. Wierz¹ we mnie. Odpowied na ich problemy jest moim wiêtym obowi¹zkiem. Wemy na przyk³ad tê kobie- tê. Pomacha³am mu przed nosem arkuszem papieru. M¹¿ rzuci³ j¹ dla pomocy dentystycznej, m³odszej o trzydzieci lat. Nie s¹dzisz, ¿e zas³u¿y³a na odpowied? Czy inne redaktorki dzia³u porad odpisuj¹ na wszystkie listy? Jedne tak, drugie nie. Ja, gdybym nie odpisywa³a, bardzo le bym siê czu³a. Trudno by³oby mi ¿yæ z t¹ wiadomoci¹. Stopniowo sta³o siê jasne, ¿e Edowi trudno by³o ¿yæ ze mn¹. Czy przyjdziesz dzi wieczorem do ³ó¿ka? A jeli tak, to jak ciê rozpoznam? pyta³ zgryliwie i gorzko ¿artowa³: Po- dam listy od twoich nieudaczników jako powód rozwodu. Potem zacz¹³ tak¿e mieæ pretensje o moje inne wady: na przyk³ad brak umiejêtnoci gotowania (nigdy siê nie nauczy- ³am) i moje rz¹dzenie siê. Narzeka³ te¿ na jak to niecierpli- wie okrela³ moje obsesyjne sprz¹tanie. Mam wra¿enie, ¿e mieszkam na sali operacyjnej war- cza³.
21 W lipcu zamiast poca³unków by³y ju¿ tylko pretensje i spa- limy w oddzielnych pokojach. Wtedy w³anie, w duchu kom- promisu, zaproponowa³am terapiê ma³¿eñsk¹ i tak to siê zaczê- ³o, a raczej skoñczy³o Ed powinien prze¿ywaæ kryzys ma³¿eñski po siedmiu la- tach, a nie po siedmiu miesi¹cach powiedzia³am do blinia- czek, szukaj¹c chusteczki. Nie wiem, co zrobiê. To wszystko jest takie upokarzaj¹ce. Co by poradzi³a czytelniczce w podobnej sytuacji? spy- ta³a Bella. ¯eby jak najszybciej o nim zapomnia³a. Sama te¿ tak musisz zrobiæ. Istnieje równanie dla czasu dochodzenia do siebie po zakoñczeniu zwi¹zku doda³a zde- cydowanie. Wynosi po³owê tego czasu, ile trwa³ zwi¹zek. Czyli w twoim wypadku to bêdzie piêæ miesiêcy. Nie sprzeciwi³a siê Bea. Trwa dwa razy tak d³ugo, a nie po³owê, wiêc zabierze jej to pó³tora roku. Jestem pewna, ¿e po³owê powiedzia³a Bella. Nie, dwa razy tyle upiera³a siê Bea. Napiszê ci ten wzór, jeli chcesz. X to czas, nim po raz pierwszy siê z tob¹ umówi³, Y ile razy powiedzia³, ¿e ciê kocha, a Z jego do- chód pomno¿ony przez liczbê kochanków, których oboje mieli- cie przed Przestañcie siê k³óciæ! zawo³a³am. Obie siê mylicie. Nie zabierze mi to ani piêciu miesiêcy, ani pó³tora roku, lecz ca³e ¿ycie! Ed i ja mielimy swoje problemy, ale ja go kocha- ³am nie mog³am powstrzymaæ p³aczu. Wysz³am za niego za m¹¿. By³ tym jedynym. Nieprawda zaprotestowa³a ³agodnie Bella. Gdyby faktycznie by³ tym jedynym, to po pierwsze, nie mia³by nic przeciwko twojej nowej karierze, zw³aszcza ¿e wiedzia³, i¿ jeste szczêliwa, a po drugie, nie spojrza³by na Mary-Claire Grey. Na dwiêk tego nazwiska ³zy znów potoczy³y mi siê po po- liczkach. Czy mog³abym wnieæ do naszej rozmowy trochê poczu- cia rzeczywistoci? spyta³a delikatnie Bella. Poczu³am liski smark na górnej wardze. Zosta³a oszukana, twoje ma³¿eñ- stwo przedwczenie siê rozpad³o, dobiegasz czterdziestki
22 Musisz myleæ o przysz³oci. Uwa¿am, ¿e uda ci siê to tylko wtedy, je¿eli ca³kowicie wyrzucisz Eda ze swego ¿ycia. Musisz go usun¹æ stwierdzi³a z naciskiem Bea. Musisz siê go pozbyæ doda³a jej bliniaczka. Musisz go wywaliæ powiedzia³a Bea. Wymazaæ zaproponowa³a Bella. Wykluczyæ. Ekskomunikowaæ. Egzorcyzmowaæ powiedzia³y chórem. Egzorcyzmowaæ? szepnê³am. Tak. To jest to. Poczu³am siê lepiej, gdy podjê³am tê decyzjê. Ed i ja miesz- kamy doæ daleko od siebie, nie mamy wspólnych przyjació³. Nie mamy dzieci. Na poczcie poda³am nowy adres do korespon- dencji. Nie musimy siê nawet komunikowaæ przez prawników, bo postêpowanie rozwodowe mo¿na wszcz¹æ dopiero po roku ma³¿eñstwa. Czyli wszystko siê bardzo dobrze sk³ada. Tak jak lubiê. Porz¹dnie. Nie mamy nawet wspólnych zobowi¹zañ fi- nansowych, poniewa¿ dom nale¿y wy³¹cznie do Eda. Sprzeda- ³am mieszkanie, kiedy siê zarêczylimy i wprowadzi³am siê do niego. Ed chcia³, ¿ebym wp³aci³a pieni¹dze na wspólne konto, z którego op³aca³ raty za dom, ale Bella powiedzia³a, ¿e powin- nam trochê zaczekaæ. Znasz go bardzo krótko. Proszê, nie ³¹cz swoich pieniê- dzy z jego, dopóki nie bêdziesz pewna, ¿e wszystko siê uda. Ed by³ rozczarowany, ¿e mu odmówi³am, ale, jak siê okaza- ³o, Bella mia³a racjê. Natomiast zawiadomieniem wszystkich naszych znajomych zajê³a siê popularna prasa. Bêdê siê tak za- chowywaæ, jakbym go w ogóle nigdy nie zna³a, postanowi³am nastêpnego dnia, otwieraj¹c kolejne pud³a. Zachowam siê jak cz³owiek kulturalny. Nie bêdê wpadaæ w histeriê. Pozostanê zim- na jak vichyssoise. Tak czy owak, nieprzyjemne wyobra¿enie Eda w objêciach naszej terapeutki pozwoli mi na zachowanie spokoju. Jak masochistka zaczê³am sobie przypominaæ scenê, kiedy ich nakry³am. Zosta³am zaproszona do wyg³oszenia odczytu na seminarium na temat wzbogacania stosunków miêdzyludzkich i powiedzia³am Edowi, ¿e wrócê póno. Nie uwa¿a³am za wska-
23 zane mówiæ, ¿e seminarium odbywa³o siê w sali konferencyjnej Savoyu. Kiedy wychodzi³am stamt¹d o dziewi¹tej, musia³am przejæ przez bar i ku memu zdumieniu zauwa¿y³am Eda. Sie- dzia³ w k¹cie, za du¿¹ pokojow¹ palm¹, i trzyma³ siê za rêce z Mary-Claire Grey. Moja niezawodna rada dla czytelników w takich okoliczno- ciach brzmi: Udawaj, ¿e nic nie zauwa¿y³e i natychmiast wyjd. Ale w trakcie u³amka sekundy, kiedy mój umys³ reje- strowa³ ich obecnoæ, podesz³am do stolika. Mary-Claire do- strzeg³a mnie pierwsza i przera¿ony wyraz jej ryjkowatej twa- rzy by³ czym, czego nigdy nie zapomnê. Puci³a rêkê Eda, jakby by³a radioaktywna, i wyda³a z siebie dziwny pisk. Ed obróci³ siê na krzele, zobaczy³ mnie, zamruga³, zaczerwieni³ siê i po- wiedzia³: Och. Z ulg¹ przyjê³am fakt, ¿e nie usi³owa³ niczego udawaæ, mó- wi¹c na przyk³ad: Ojej, Ró¿o, sk¹d siê tu wziê³a? czy te¿: Pa- miêtasz nasz¹ terapeutkê, Mary-Claire Grey, skarbie? albo: Cze- go siê napijesz, kochanie? Och Ró¿o wyj¹ka³, wstaj¹c. Co za niespodzianka! Na pewno zastanawiasz siê, co my Tak przerwa³am mu. Owszem powiedzia³am tak lo- dowatym tonem, ¿e poczu³am gêsi¹ skórkê, choæ w rodku by- ³am gor¹ca jak ogieñ. No, ja my w³anie rozmawialimy. Rozmawialicie? powtórzy³am. Jak mi³o. Nie bêdê wam przeszkadzaæ doda³am z ch³odnym umieszkiem. Od- wróci³am siê na piêcie i odesz³am. Patrz¹c wstecz, jedno mnie w tym wszystkim pociesza za- chowa³am poczucie godnoci. Tylko w snach wciekam siê i ob- rzucam go talerzami. W rzeczywistoci by³am zimna jak mro- ¿ony pingwin, co pewnie dziwi ludzi, którzy mnie dobrze znaj¹. Podobno bywam trudna i skomplikowana. Kolczasta Ró¿a ho, ho, ho! Oczywicie moje rude w³osy s¹ gwarancj¹ szaleñstwa i z³oliwego jêzyka. Zatem fakt, ¿e w chwili kryzysu nie wybu- ch³am jak Etna, zadziwi³by znajomych i przyjació³. Ale czu³am siê dziwnie obojêtna. Og³uszona. Zapewne z powodu szoku. Przed sob¹ mia³am mego przystojnego mê¿a, mê¿a zaledwie od pó³ roku, który trzyma³ za rêkê trolla. Tak mnie to zdumia³o, ¿e potrafi³am zachowaæ zimn¹ krew.
24 Ró¿o zacz¹³ pó³torej godziny póniej, gdy w kuchni robi³am porz¹dek w szufladzie. Ró¿o powtórzy³, ale s³a- bo go s³ysza³am, bo przeszkadza³o mi g³one walenie serca. Ró¿o na pewno le o mnie mylisz. Tak odpar³am cicho. Chcia³em tylko powiedzieæ, ¿e jest mi naprawdê bardzo przykro. Wiem, to nie wygl¹da dobrze. Te eleganckie prze- prosiny naprawdê mnie rozz³oci³y, poniewa¿ rozkoszowa³am siê swoj¹ moraln¹ wy¿szoci¹. Na wysokoci trzech tysiêcy metrów jest bardzo o¿ywcze powietrze i piêkny widok. Chcia³- bym jednak wyjaniæ zaproponowa³ niemia³o. Oszczêd mi, proszê. Kiedy chcê nalega³. O pewnych sprawach muszê po- wiedzieæ. Nagle zauwa¿y³am plamê na jednej z szafek i za- czê³am j¹ czyciæ wilgotn¹ szmatk¹. Nie jestem absolutnie zainteresowana, dlaczego trzyma- ³e za rêkê tê pigmejkê stwierdzi³am sucho, wycieraj¹c pla- my. Pos³uchaj, Ró¿o, musimy porozmawiaæ. Przypominasz reklamê telefonów. Mary-Claire i ja rozmawialimy doda³ s³abym g³osem. To k³amstwo powiedzia³am spokojnie. Po pierwsze, nie tylko rozmawialicie, lecz tak¿e trzymalicie siê za rêce; po drugie, lina ci ciek³a a¿ na pod³ogê. Co ci siê w tej karlicy podoba? spyta³am wprost, siêgaj¹c po ajax. Wygl¹da jak winia w krynolinie. No ona ona Mary-Claire s³ucha tego, co do niej mówiê wyrzuci³ nagle z siebie. I s³yszy, co mówiê. W przeci- wieñstwie do ciebie. Traktujesz powa¿nie problemy obcych lu- dzi, prawda? Ale nie moje. Czy mog³aby od³o¿yæ tê cierkê? Tu jest bardzo brzydka plama powiedzia³am. Nie chce zejæ. Bêdê chyba zmuszona u¿yæ astonisha. Na litoæ bosk¹, Ró¿o, przestañ czyciæ! Wyrwa³ mi cierkê i wrzuci³ j¹ do zlewu. Wiecznie co sprz¹tasz. To te¿ jeden z problemów. Przy tobie nie umiem siê zrelaksowaæ. Lubiê, jak wszêdzie jest porz¹dek powiedzia³am ³agod- nie. Nie musisz na mnie krzyczeæ. Ale ty to robisz zawsze. To niesamowite! Albo jeste w re- dakcji, albo w radiu, albo czycisz, porz¹dkujesz, polerujesz
25 meble i sprz¹tasz w szufladach. Uk³adasz moje koszule wed³ug kolorów, wk³adasz listy do segregatorów, odkurzasz albo mnie ka¿esz odkurzaæ. To jest bardzo du¿y dom. Ed potrz¹sn¹³ g³ow¹. Nie potrafisz odpoczywaæ, prawda? Nie umiesz usiedzieæ w miejscu. Pos³uchaj doda³ z bolesnym westchnieniem. Mamy pewne problemy, z którymi trzeba co zrobiæ. Nadstawi³am uszu jak pies husky. Ed mówi³ teraz moim jê- zykiem. Raz w miesi¹cu ukazywa³a siê rubryka DYLEMATY, gdzie sami czytelnicy doradzali sobie wzajemnie. Ró¿a (imiê zmienione) przy³apa³a swego mê¿a, Eda (ditto) na migdaleniu siê z ich pionowo niepe³nosprawn¹ terapeutk¹ z poradni ma³¿eñskiej, Mary-Claire Grey. Ró¿a, co zrozumia³e, czuje siê zaszokowana i zdradzona. Jednak¿e mimo to nadal uwa¿a swego mê¿a za szaleñczo, ob³êdnie i niesamowicie atrak- cyjnego i dlatego zastanawia siê, co powinna zrobiæ. Mia³am w³anie co powiedzieæ, kiedy Ed doda³: Mo¿e powinnimy spróbowaæ chwilowej separacji. Separacja. Se-pa-ra mówi³am w myli, wyci¹gaj¹c so- bie nó¿ z serca. Tak westchn¹³. Uwa¿am, ¿e powinnimy od siebie odpocz¹æ Wzi¹æ sobie miesi¹c wolnego. ¯eby znów móg³ siê pieprzyæ z t¹ karlic¹? Nie pieprzy³em siê z ni¹ i nie jest karlic¹. W³anie ¿e tak. Nie spa³em z Mary-Claire upiera³ siê. Mam dyplom z rozpoznawania jêzyka cia³a. Wiem! No, ja Nie próbuj zaprzeczaæ. Zacisn¹³ zêby, jak zawsze, gdy go zapêdzi³am w kozi róg, a przy lewym oku zaczê³a mu pulsowaæ ma³a niebieska ¿y³ka. Czu³em siê zacz¹³ z ciê¿kim westchnieniem zaniedba- ny i opuszczony, a ona Zajê³a siê tob¹? Tak!Rozmawia³azemn¹,Ró¿o.Komunikowa³asiêzemn¹. Ty komunikujesz siê wy³¹cznie z obcymi. Dlatego do ciebie
26 napisa³em doda³. Tylko w ten sposób mog³em uzyskaæ jak¹ odpowied. Jeste neurotyczk¹ warkn¹³, ju¿ nieprzepraszaj¹cy, lecz z³y. Czasami wydaje mi siê, ¿e potrzebujesz pomocy. Od³o¿y³am szmatkê i rzuci³am mu pogardliwe spojrzenie. To mieszne stwierdzi³am cicho. Ja pomagam innym. Pos³uchaj, Ró¿o powiedzia³ z irytacj¹, przeczesuj¹c w³osy lew¹ rêk¹. Nasze ma³¿eñstwo przechodzi kryzys. Szyb- ko siê pobralimy, bo mylelimy, ¿e skoro nie jestemy ju¿ tacy m³odzi, wiemy, co robimy. Pomylilimy siê. Uwa¿a³em ciê za osobê pe³n¹ ¿ycia i atrakcyjn¹. Nadal ciê za tak¹ uwa¿am, ale trudno mi z tob¹ ¿yæ, wiêc proponujê, bymy siê na jaki czas rozstali. Chcesz siê rozstaæ? Tak, na jaki czas. Proszê bardzo, nawet na zawsze, bo ja wystêpujê o roz- wód powiedzia³am spokojnie. Zaszokowa³am go. Siebie te¿. Ale dok³adnie wiedzia³am, co oznaczaj¹ takie czasowe rozstania, i zamierza³am odejæ pierwsza. Porozmawiamy jutro zaproponowa³ ze znu¿eniem. Nie ma potrzeby. Tak mocno przygryz³am doln¹ war- gê, ¿e czu³am metaliczny smak krwi. Ju¿ chcesz zrezygnowaæ? spyta³ cicho. Kiwnê³am g³o- w¹. Jeste pewna? Znów skinê³am g³ow¹. Jeste napraw- dê ca³kiem pewna? nalega³. Zastanów siê, Ró¿o, poniewa¿ to bêdzie mia³o powa¿ne konsekwencje. Tak sk³ama³am. Jestem pewna. Dobrze powiedzia³ s³abym g³osem. Wzruszy³ ramiona- mi. Dobrze. Jeli tego chcesz doda³ ponurym tonem. Niech tak bêdzie. Umiechn¹³ siê do mnie smutno i poszed³. Czy mogê ciê o co zapytaæ? odezwa³am siê, kiedy siê- ga³ do klamki. Oczywicie. Chcia³abym wiedzieæ, dlaczego mi siê owiadczy³e. To ty zaproponowa³a mi ma³¿eñstwo, Ró¿o. Bo¿e, zupe³nie zapomnia³am. Co za wstyd! Mog³abym przy- si¹c, ¿e by³o odwrotnie. Nie przypominam sobie, abym przed
27 nim klêka³a. Jedyne, co pamiêtam, to szaleñcza jazda na Lon- don Eye w pijackim widzie i fakt, ¿e kiedy wysiedlimy, byli- my zarêczeni. Jeli jednak, jak nieelegancko twierdzi Ed, to ja zaproponowa³am ma³¿eñstwo, to i ja powinnam zaproponowaæ rozwód. Myla³am o tym wszystkim, opró¿niaj¹c ostatnie kartony i sprz¹taj¹c po wyjciu bliniaczek. Wnêtrze mojego nowego domu nie jest z³e, jedynie trochê zakurzone. ciany w kolorze z³amanej bieli, lipowe szafki w kuchni, kremowe zas³ony z je- dwabiu (wliczone w cenê domu) i doskona³e jasnobe¿owe dy- wany. Dom ma kolor sznurka. Wygl¹da jak wyp³owia³y. Wy- cieñczony. Jak ja. Ca³kiem mi siê podoba, myla³am, czyszcz¹c i myj¹c, bo nie mia³am nastroju na jaskrawe kolory. Postanowi- ³am, ¿e na razie zostawiê wszystko tak, jak jest, i póniej urz¹- dzê siê na nowo. Teraz, maj¹c w pamiêci to, co powiedzia³y wczeniej bli- niaczki, zamierza³am pozbyæ siê wspomnieñ o Edzie. Bardzo starannie to sobie przemyla³am. Posz³am do sklepu za rogiem i kupi³am paczkê balonów. Kiedy wróci³am do domu, u³o¿y³am je p³asko i na ka¿dym napisa³am czarnym flamastrem -,941/06. Potem je nadmucha³am, patrz¹c, jak jego imiê i nazwisko ro- nie i nadyma siê na gumowej powierzchni. Z bol¹cymi od wy- si³ku uszami przygl¹da³am siê, jak balony podskakuj¹ na pod- ³odze w du¿ym pokoju. Wygl¹da³y osobliwie, niemal obraliwie radonie, gdy tak odbija³y siê od siebie w powiewie wiatru. Znalaz³am pude³ko z przyborami do szycia, wziê³am najwiêk- sz¹ ig³ê i przek³u³am je po kolei. BANG! Nazwisko Eda zosta³o zredukowane do gumowych strzêpów. KRAK! Wybuch³o na- stêpne. POP! Prychnê³o trzecie, gdy je zdetonowa³am z umie- chem na ustach. Czerpa³am z tego wielk¹, wprost dziecinn¹ sa- tysfakcjê i z³oliw¹ radoæ. Ed by³ nadêty jak balon, pe³en obietnic bez pokrycia i tylko na to sobie zas³u¿y³. Przek³u³am dziewiêæ balonów, po jednym za ka¿dy miesi¹c wspólnego ¿y- cia i wynios³am ostatni, ¿ó³ty, na dwór. Tymczasem zerwa³ siê wiatr i przez chwilê sta³am porodku trawnika, a potem wypu- ci³am balon. Porwa³ go nag³y podmuch, przeniós³ nad ogro- dzeniem i wzbi³ w powietrze. Na lec¹cym coraz wy¿ej balonie wci¹¿ widzia³am nazwisko Eda. W koñcu zosta³a tylko ¿ó³ta plama na niebie, kleks, a potem nic.
28 Westchnê³am z ulg¹ i wróci³am do rodka na drug¹ czêæ mojego rytua³u. Na kawa³ku sznurka zawi¹za³am supe³ki, po jednym na ka¿de szczêliwe wspomnienie naszego wspólnego ¿ycia. Pierwszy by³ na pami¹tkê naszego poznania, drugi syl- westra. Gdy zawi¹zywa³am trzeci, myla³am o zarêczynach, czwarty na wspomnienie lubu. Zawi¹zuj¹c pi¹ty supe³, my- la³am o tym, jaka by³am szczêliwa, kiedy siê wprowadzi³am do nowego domu Eda. Potem podpali³am sznurek i przygl¹da- ³am siê, jak zjada go ¿ó³ty p³omieñ. Przesuwa³ siê wolno, lecz nieub³aganie, zostawiaj¹c lad ¿aru i cienk¹ smu¿kê dymu. Po chwili moje wspomnienia zmieni³y siê w nitkê popio³u, który wyrzuci³am do zlewu. Wreszcie przejrza³am albumik ze zdjê- ciami i znalaz³am fotografiê Eda. Zwykle bardzo dobrze wy- chodzi na zdjêciach, ale na tym wygl¹da³ okropnie. Kto musia³ niechc¹cy nacisn¹æ spust aparatu, bo na zdjêciu widaæ by³o dziur- ki od nosa. Ed skrzywi³ siê z jakiego powodu. Fotografia prze- sadnie eksponowa³a jego lekko obwis³e policzki oraz nieogolo- n¹, zmêczon¹ twarz. Przypiê³am to zdjêcie do tablicy w kuchni i postanowi³am oddaæ je do powiêkszenia. Póniej przesz³am do ³azienki, aby odegraæ ostatni akt mych oczyszczaj¹cych ob- rzêdów. Nagle zadzwoni³a moja komórka. To my powiedzia³y bliniaczki, ka¿da przy swoim apa- racie. Gdzie jeste? W ³azience. Nie zamierzasz chyba po³kn¹æ ca³ego opakowania rod- ków nasennych? W tej chwili nie. Ani nie podcinasz sobie ¿y³? Zwariowa³ycie?! Wiecie, jaki by tu by³ ba³agan? W takim razie co robisz w ³azience? spyta³a podejrzli- wie Bea. Æwiczenia egzorcystyczne wyjani³am. Wy³¹czy³am siê, wyjê³am z kieszeni obr¹czkê i spojrza³am na ni¹ ostatni raz. Ed kaza³ w rodku wygrawerowaæ Na za- wsze. Zamia³am siê pustym miechem. Wziê³am obr¹czkê w dwa palce niczym delikatny okruszek i wrzuci³am do ubika- cji. Le¿a³a tam, b³yszcz¹c w wietle górnej ¿arówki. Nasze zdjê- cie zarêczynowe podar³am na szeæ kawa³ków, wrzuci³am do ubikacji i spuci³am wodê. Przez chwilê obserwowa³am, jak stru-