monamariag

  • Dokumenty83
  • Odsłony59 927
  • Obserwuję90
  • Rozmiar dokumentów197.5 MB
  • Ilość pobrań33 219

McGarry Katie - Dare You To 02 - rozdziały 1-34

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.3 MB
Rozszerzenie:pdf

McGarry Katie - Dare You To 02 - rozdziały 1-34.pdf

monamariag EBooki
Użytkownik monamariag wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 156 stron)

1 „To piękny ptak, który został zamknięty w klatce” - Stare Chińskie Powiedzenie

2 Rozdział 1 Ryan Nie interesuje mnie drugie miejsce. Nigdy nie interesowało. Nigdy nie będzie. To nie w stylu tego, kto chce grać w czołówce. I właśnie przez taką moją osobistą filozofię, chwile jak ta teraz, są do bani. Mój najlepszy przyjaciel jest sekundę od zdobycia numeru telefonu od laski, która stoi za ladą w Taco Bell, co czyni go bliskiego zajęcia pierwszego miejsca. To, co zaczęło się od prostego wyzwania, zmieniło się w całonocną grę. Najpierw Chris wyzwał mnie, bym zapytał dziewczynę stojącą w kolejce na film, o jej numer telefonu. Wtedy ja wyzwałem go, by zapytał dziewczynę stojącą za siatką boiska bejsbolowego, o jej numer telefonu. Im większy sukces odnosiliśmy, tym bardziej wkręcaliśmy się w tę grę. Szkoda, że Chris posiadał uśmiech, który topił serca wszystkich dziewczyn, wliczając również te z chłopakami. Nienawidziłem przegrywać. Laska z Taco Bell rumieni się, kiedy Chris do niej mruga. No dalej. Wybrałem ją, ponieważ gdy składaliśmy zamówienie nazwała nas frajerami. Chris opiera ramiona na ladzie, zbliżając się o cal do dziewczyny, gdy ja siadam i obserwuję rozwijającą się tragedię. Czy ona nie powinna mieć teraz objawienia? A jeśli nawet nie, to czy nie mogłaby znaleźć jakiegoś szacunku do samej siebie i powiedzieć Chrisowi by się odwalił? Każdy mięsień w moim karku napina się, gdy laska z Taco Bell chichocze, pisząc coś na kawałku papieru i przesuwając go do niego. Cholera. Reszta naszej grupy zawyła ze śmiechu i ktoś poklepał mnie po plecach. Dzisiejszej nocy nie chodziło ani o numery telefonów, ani o dziewczyny. Tu chodziło o cieszenie się ostatnią piątkową nocą zanim zacznie się szkoła. Posmakowałem wszystkiego – wolności letniego powietrza, spokoju ciemnych dróg prowadzących między stanami, ekscytujących świateł miasta, gdy wybraliśmy się w trzydziestominutową podróż do Louisville i wreszcie, przepysznych taco o północy. Chris podniósł numer telefonu, tak jak sędzia trzyma rękawicę wygranego mistrza. -Oto on, Ryan. -Przynieś go tutaj. – Nie było mowy, bym zaszedł tak daleko i teraz Chris miał mnie prześcignąć.

3 Chris zgarbił się na swoim miejscu, rzucił kawałek papieru na kupkę numerów, które już uzbieraliśmy tego wieczoru i naciągnął swoją czapkę z daszkiem na brązowe włosy. -Zobaczmy. Te rzeczy musiały być przemyślane. Dziewczyna wybrana ostrożnie. Atrakcyjna na tyle, by się w tobie nie zakochać. Nie jak pies, który podekscytuje się tym, że ktoś dał mu kość. Naśladując go, przesunąłem się na krześle, rozstawiłem nogi i złożyłem ręce na brzuchu. -Nie śpiesz się. Mamy dużo czasu. Ale nie mieliśmy. Po tym weekendzie, życie miało się zmienić – życie moje i Chrisa. W poniedziałek, Chris i ja będziemy seniorami zaczynającymi swój ostatni sezon w Lidze Bejsbolowej. Miałem tylko kilka miesięcy, by zaimponować jakiemuś łowcy talentów, albo będę marzyć, pracując przez całe życie, które powoli będzie zmieniało się w zgliszcza. Uderzenie w moje stopy z powrotem przywróciło mnie do rzeczywistości. -Przestań myśleć – wyszeptał Logan. – Samotny junior przy stole i najlepszy cholerny łapacz w stanie, kiwnął głową w stronę reszty grupy. Znał moją mimikę twarzy lepiej niż ktokolwiek inny. Powinien znać. Graliśmy razem odkąd byliśmy dziećmi. Ja byłem miotaczem. On łapaczem. Ze względu na Logana roześmiałem się z żartu, który opowiedział Chris, chociaż nie usłyszałem jego puenty. -Wkrótce zamykamy. – Laska z Taco Bell otarła się o nasz stół i posłała Chrisowi uśmiech. Wyglądała prawie ładnie w czerwonym neonowym świetle znaku: Otwarte dla Zmotoryzowanych. -Może do tej zadzwonię. – powiedział Chris. Uniosłem brew. On uwielbiał swoją dziewczynę. -Nie, nie zadzwonisz. -Zadzwoniłbym, gdyby nie było Lacy – ale miał Lacy i kochał ją, więc żaden z nas nie kontynuował tego wątku. -Mam jeszcze jedna próbę – na pokaz rozejrzałem się dookoła urządzonego na fioletowo Tex- Maxu. – Którą dziewczynę dla mnie wybierasz? Dźwięk klaksonu dla zmotoryzowanych ogłosił, że przybył kolejny samochód pełen gorących dziewczyn. Z ich samochodu rozbrzmiał rap, a ja mógłbym przysiąc, że jedna dziewczyna nam mignęła. Kochałem miasto. Brunetka z tylnego miejsca pomachała do nas. -Powinieneś wybrać jedną z nich.

4 -Jasne – powiedział Chris sarkastycznie. – W rzeczywistości, od razu teraz powinienem oddać ci tytuł. Dwóch chłopaków z naszego stolika zerwało się ze swoich miejsc, zostawiając mnie, Logana i Chrisa samych. -Ostatnia szansa na gorące miastowe dziewczyny zanim wrócimy do Groveton, Logan. Logan nie odezwał się słowem, ani do mnie, ani do Chrisa, a jego twarz nie poruszył się ani o centymetr. Taki był Logan dla wszystkich – niewzruszony. Chyba, że wliczało to jakiś wyczyn związany ze śmiercią. -Tam jest. – Oczy Chrisa zajaśniały, gdy spojrzał w stronę wejścia. – To jest dziewczyna, którą nazywam twoją. Zassałem głęboki oddech. Chris brzmiał na zbyt szczęśliwego i to nie było dla mnie zbyt dobrą wiadomością. -Gdzie? -Właśnie weszła, czeka przy ladzie. Zaryzykowałem spojrzenie. Czarne włosy. Podarte ubrania. Całkowity skejt. Cholera, te laski są hardkorowe. Uderzyłem ręką w stół, przesuwając nasze talerze. Dlaczego? Dlaczego właśnie dzisiaj Skejterka musiała zawędrować do Taco Bell? Chris dławił się ze śmiechu, nie robiąc nic, by pomóc mojemu rosnącemu niepokojowi. -Przyznaj się do porażki i nie będziesz musiał cierpieć. -Nie ma mowy. – Wstałem, odmawiając spojrzenia w dół i wdania się w bójkę. Wszystkie dziewczyny są takie same. Tak sobie powtarzałem, gdy szedłem w stronę lady. Może wyglądała trochę inaczej niż inne dziewczyny, ale wszystkie dziewczyny chcą tego samego – chłopaka, który okaże zainteresowanie. Problemem chłopaków było to, że nie wszyscy mieli do tego jaja. Na szczęście dla mnie, ja je miałem. -Cześć, jestem Ryan. Jej czarne włosy zakryły jej twarz, ale szczupłe ciało pełne kuszących krzywizn przyciągnęło moja uwagę. W przeciwieństwie do dziewczyn z domu, nie nosiła markowych rzeczy. Nie. Ona miała swój własny styl. Jej czarny podkoszulek pokazywał więcej skóry niż zakrywał, a jej obcisłe jeansy obejmowały wszystkie właściwe miejsca. Moje oczy zatrzymały się na ich rozdarciu bezpośrednio pod jej tyłkiem. Ona natomiast pochyliła się nad ladą i to rozdarcie się rozszerzyło. Skejterka odwróciła głowę w moją stronę. -Czy ktoś przyjmie moje pieprzone zamówienie? Śmiech Chrisa dochodzący z naszego stolika przywrócił mnie do rzeczywistości. Zdjąłem moją bejsbolową czapkę, przeczesałem włosy i wpakowałem ją z powrotem na swoje miejsce. Dlaczego ona? Dlaczego dziś? Ale to było wyzwanie i zamierzałem je wygrać.

5 -Sprzedawczyni jest dzisiaj trochę powolna. Spojrzała na mnie tak, jakbym to ja był trochę powolny. -Mówisz do mnie? Twarde spojrzenie, które mi posłała, innego faceta onieśmieliłoby i zmusiło do odwrócenia wzroku. Ja nie byłem innych facetem. Patrz nadal, Skejterko. Nie przestraszysz mnie. Skupiłem uwagę na jej oczach. Były niebieskie. Ciemnoniebieskie. Nigdy nie pomyślałbym, że ktoś z tak czarnymi włosami może mieć tak wspaniałe oczy. -Zadałam ci pytanie. – Oparła się biodrem o ladę i skrzyżowała ramiona na piersi. –Czy może jesteś tak głupi na jakiego wyglądasz? Tak, czysty punk: postawa, kolczyk w nosie i może zabijać oczami. Nie była w moim typie, ale nie musiała być. Ja tylko potrzebowałem jej numeru. -Prawdopodobnie zostałabyś szybciej obsłużona, gdybyś uważała na swój język. Ślad rozbawienia dotknął jej warg i zatańczył w oczach. Ale to nie był rodzaj śmiechu, którym dzielisz się z innymi. To był rodzaj drwiny. -Czy mój śmiech cię drażni? Tak. -Nie. – Dziewczyny nie używają słowa „kurwa”. Lub nie powinny go używać. Nie dbałem o słowa, ale wiedziałem kiedy jestem testowany, a to był właśnie taki test. -Więc mój język nie drażni cię, ale powiedziałeś… - podniosła głos i pochyliła się ponownie nad ladą. – że zostałabym kurwa obsłużona, gdybym na niego uważała. To by nie zaszkodziło. Pora na zmianę taktyki. -Czego chcesz? Jej głowa podskoczyła, jakby zapomniała, że tam jestem. -Co? -Do jedzenia. Co chcesz do jedzenia? -Rybę. A jak myślisz, co chcę? Nie jestem uzależniona od taco. Chris ponownie się roześmiał i tym razem Logan się do niego przyłączył. Jeśli nie uratuję sytuacji, będę słuchać ich kpin całą drogę do domu. Tym razem ja pochyliłem się nad lada i zamachałem do dziewczyny pracującej przy kasie dla zmotoryzowanych. Posłałem jej uśmiech. Ona też się uśmiechnęła. Ucz się, Skejterko. W taki sposób to działa. -Czy mogę zająć ci chwilę?

6 Twarz laski z kasy dla zmotoryzowanych rozjaśniła się i przytrzymała palec w górze, gdy kontynuowała przyjmowanie zamówienia z zewnątrz. -Zaraz będę. Obiecuję. Odwróciłem się do Skejterki, ale zamiast ciepłego podziękowania, otrzymałem wyraźnie zirytowane potrząśnięcie głowy. -Sportowiec. Mój uśmiech osłabł. Jej urósł. -Skąd wiesz, że jestem sportowcem? Jej oczy powędrowały do mojej klatki piersiowej, a ja zwalczyłem grymas, który chciał wypłynąć na moją twarz. Na mojej szarej koszulce napisane było: Bullitt County High School, Stanowi Czempioni Ligi Bejsbolowej. -Więc jesteś głupi – powiedziała. Skończyłem. Zrobiłem jeden krok w kierunku stolika, ale potem się zatrzymałem. Ja nie przegrywam. -Jak masz na imię? -Co muszę zrobić, żebyś zostawił mnie w spokoju? I jest – moje wyjście. -Daj mi swój numer telefonu. Prawa strona jej ust uniosła się odrobinę. -Ty sobie kurwa żartujesz. -Jestem śmiertelnie poważny. Daj mi swój numer telefonu, a odejdę. -Musisz mieć uszkodzony mózg. -Witamy w Taco Bell. Czy mogę przyjąć wasze zamówienie? Oboje spojrzeliśmy na laskę z kasy dla zmotoryzowanych. Spojrzała na mnie, uciekając spojrzeniem od Skejterki. Zamachała do mnie rzęsami, pytając ponownie: -W czym mogę ci pomóc? Wyciągnąłem portfel i położyłem na ladzie dziesięć dolarów. -Tacos. -I Cole – powiedziała Skejterka. – Ogromną, od kiedy on płaci.

7 -Dooobrze – powiedziała laska z kasy dla zmotoryzowanych, przyjmując zamówienie oraz przesuwając pieniądze do kasy i zwracając się w kierunku okienka. Popatrzyliśmy się na siebie. Przysięgam, ta dziewczyna nigdy nie mruga. -Wierzę, że podziękowanie jest w zamówieniu – powiedziałem. -Nigdy nie prosiłam cię byś płacił. -Podaj mi swoje imię, numer telefonu i uznamy, że to się nigdy nie wydarzyło. Oblizała usta. -Nie ma absolutnie niczego, co mógłbyś zrobić, by dostać moje imię albo mój numer telefonu. Celowo zajmując jej przestrzeń, zrobiłem kilka kroków w jej stronę i położyłem rękę na ladzie tuż obok jej ciała. To na nią podziałało. Mogłem to powiedzieć. Jej oczy przestały być rozbawione i objęła się ramionami. Była mała. Mniejsza niż się spodziewałem. Przez jej postawę, nie zauważyłem ani jej wzrostu, ani rozmiaru. -Założę się, że mogę. Wysunęła podbródek. -Nie możesz. -Osiem Tacos i jedna ogromna Cola. – powiedziała dziewczyna zza lady. Skejterka wyrwała zamówienie i odwróciła się na obcasach, zanim mogłem się zorientowałem, że jestem bliski przegrania. -Czekaj! Zatrzymała się w drzwiach. -Co? To „Co” nie miało w sobie wcześniejszego gniewu. Może dokądś zmierzałem. -Daj mi swój numer. Chcę do ciebie zadzwonić. Nie, nie chcę tego robić, ale chcę wygrać. Zawahała się. Mogłem to powiedzieć. Żeby jej nie wystraszyć, ukryłem moje podniecenie. Nic mnie tak nie ekscytowało, jak wygrywanie. -Powiem ci coś – mignęła do mnie uśmiechem, który był pełen niegodziwości i uroku. – Jeśli odprowadzisz mnie do samochodu i otworzysz przede mną drzwi, dam ci mój numer. Mogłem to zrobić.

8 Wyszła na wilgotną noc, przeskakując na chodnik prowadzący na tył parkingu. Nie powiązałbym tej dziewczyny z typem kapitana. Krocząc za nią rozkoszowałem się zwycięstwem. Ale to zwycięstwo nie trwało długo. Zamarłem w pół kroku na chodniku. Zanim minęła stary, żółty, zardzewiały samochód, dwóch groźnie wyglądających chłopaków wyszło z niego i nie wyglądali na szczęśliwych. -Jest coś, co mogę dla ciebie zrobić, stary? – zapytał wyższy z nich. Tatuaże pokrywały całą długość jego ramion. -Nie – wpakowałem ręce do kieszeni. Nie miałem zamiaru wdawać się w bójkę, zwłaszcza kiedy oni mieli nade mną przewagę liczebną. Wytatuowany chłopak przeciął parking i prawdopodobnie kontynuowałby marsz w moją stronę, gdyby nie chłopak z włosami zasłaniającymi mu oczy. Zatrzymał się przed nim, powstrzymując go, ale jego postawa sugerowała, że również powalczyłby dla zabawy. -Jest jakiś problem, Beth? Beth. Trudno uwierzyć, że ta hardkorowa dziewczyna miała tak delikatne imię. Jak gdyby czytała mi w myślach, jej usta ułożyły się w złośliwym uśmiechu. -Już nie – odpowiedziała, gdy wskoczyła na przednie siedzenie samochodu. Obaj wsiedli do samochodu, nadal mnie obserwując, tak jakbym był wystarczająco głupi, by się na nich rzucić. Silnik zaryczał do życia i zawibrował jak taśma trzymana przez dwie osoby. Nie śpieszy mi się, by wejść do środka i wyjaśnić moim kolegom, że przegrałem, więc dalej stoję na chodniku. Samochód powoli mnie mijał i wtedy Beth przyciska dłoń do szyby od strony pasażera. Na jej ręce widnieje jedno słowo napisane czarnym markerem: Nie mogę.

9 Rozdział 2 Beth Nie ma nic lepszego niż uczucie unoszenia się na powierzchni. Nieważkość w cieple. Ciepły pocieszyciel. Ciepło silnej dłoni przy mojej twarzy, przebiegającej wzdłuż moich włosów. Jeśli tylko życie mogłoby być takie… na zawsze. Mogłabym spędzić tutaj wieczność, w piwnicy domu mojej ciotki. Wszędzie ściany. Brak okien. Świat zewnętrzny zatrzymany, zaś ludzie, których kocham są w środku. Noah – jego włosy zakrywają mu oczy, ukrywając jego duszę przed całym światem. Isaiah – niewolnik pięknych tatuaży, które odstraszają normalność i kuszą wolnością. Ja – poeta w mojej głowie, kiedy jestem na haju. Przyszłam do tego domu, szukając bezpieczeństwa. Ich wrzuciła tutaj opieka społeczna. Zostaliśmy, ponieważ byliśmy bezpańskimi kawałkami puzzli, zmęczonymi tym, że nigdzie nie pasują. Rok temu, Noah i Isaiah kupili w Goodwill kanapę, królewskich rozmiarów łóżko i telewizor. Gówno wyrzucone przez kogoś innego. Ale ściągając to w dół po schodach w głąb ziemi, stworzyli nam dom. Dali mi rodzinę. -Nosiłam wstążki. – powiedziałam. Mój własny głos brzmiał dziwacznie. Załamywał się. Oddalał. Odezwałam się znowu, chcąc ponownie usłyszeć tę dziwność. – Dużo wstążek. -Kocham, kiedy ona to robi. – Isaiah powiedział do Noah. Nasza trójka relaksowała się na łóżku. Kończąc kolejne piwo, Noah usiadł na jego skraju z plecami opartymi o ścianę. Isaiah i ja dotykaliśmy się. Dotykaliśmy się jedynie wtedy, gdy byliśmy na haju, pijani, albo obie te rzeczy na raz. Mogliśmy to robić, bo wtedy to się nie liczyło. Nic się nie liczyło, gdy czułeś nieważkość. Isaiah ponownie przebiegł ręką wzdłuż moich włosów. Delikatne szarpnięcie zachęciło mnie do zamknięcia oczu i zaśnięcia na wieczność. Szczęście. To było szczęście. -Jakiego koloru? – normalne ostre krawędzie jego tonu zniknęły, pozostawiając gładką wnikliwość. -Różowe.

10 -I? -Sukienki. Kochałam sukienki. Czułam, jakbym miała głowę zanurzoną w piasku, kiedy odwracałam ją, aby na niego spojrzeć. Moja głowa spoczywała na jego brzuchu i uśmiechnęłam się, gdy ciepło jego skóry, promieniując przez jego koszulkę, ogrzewało mój policzek. Albo może uśmiechałam się po prostu dlatego, że to był Isaiah i tylko on sprawiał, że chciałam się uśmiechać. Kochałam jego ciemne włosy, ścięte tuż przy skórze czaszki. Kochałam jego szare oczy. Kochałam kolczyki w obu uszach. Kochałam to, że był… gorący. Gorący, kiedy był na haju. Zachichotałam. Był tragicznie gorący, kiedy był trzeźwy. Powinnam to zapisać. -Chcesz sukienkę, Beth? – zapytał Isaiah. Nigdy mnie nie drażnił, kiedy przypominałam sobie moje dzieciństwo. W rzeczywistości, był to jeden z niewielu razy, kiedy zadawał niekończące się pytania. -Kupisz mi jedną? – nie wiem czemu, ale ta myśl, zajaśniała w moim sercu. Malutka, trzeźwa część mojego umysłu przypomniała mi, że nie chcę nosić sukienki i że gardzę wstążkami. Ale reszta mojego umysłu zatonęła w oparach trawki, ciesząc się grą – miła była perspektywa życia z sukienkami i wstążkami, i kimś chętnym spełnienia moich najdzikszych marzeń. -Tak. – odpowiedział bez wahania. Mięśnie wokół moich ust stały się ciężkie, a cała reszta mojego ciała, wliczając serce, podążyło za ich przykładem. Nie. Nie jestem gotowa na powrót do rzeczywistości. -Jest naćpana. – Noah nie był i część mnie nienawidziła go za to. Rzucił trawkę i był ostrożny zanim ukończył szkołę i zabrał ze sobą Isaiaha. -Czekaliśmy zbyt długo. -Nie, jest idealnie. – Isaiah poruszył się i podłożył mi pod głowę coś miękkiego i puszystego. Isaiah zawsze o mnie dbał. -Beth? – jego ciepły oddech dryfował przy moim uchu. -Tak? – jeden wycieńczony szept. -Wprowadź się do nas. Zeszłej wiosny Noah ukończył szkołę średnią i wydostał się spod kurateli opieki społecznej. Wyprowadził się i Isaiah poszedł za nim, mimo, że oficjalnie nie mógł opuścić domu, dopóki w przyszłym roku sam nie ukończy szkoły i osiemnastu lat. Moja ciocia nie dbała o to, gdzie mieszka Isaiah, tak długo jak otrzymywała czeki od państwa. Próbowałam potrząsnąć moją głową na nie, ale nie dało się tego zrobić, kiedy była zanurzona w piasku.

11 -Nasza dwójka rozmawiała o tym i możesz mieć swój własny pokój, a my będziemy dzielili ten drugi. Męczyli mnie o to już od tygodnia, próbując mnie przekonać, bym odeszła razem z nimi. Nawet, kiedy pokrzyżowałam ich plany. Zatrzepotałam powiekami. -To nie zadziała. Potrzebujesz prywatności na seks. Noah zachichotał. -Mamy kanapę. -Nadal jestem w szkole średniej. -Tak jak Isaiah. Na wypadek gdybyś nie zauważyła, oboje jesteście w tym roku seniorami. Gnojek. Spojrzałam na Noah. On ledwie spijał piwo. Isaiah kontynuował. -Jak inaczej masz zamiar dojeżdżać do szkoły? Będziesz jeździła busem? Do diabła nie. -Będziesz zbierał swój cholerny tyłek wcześniej, żeby mnie odebrać. -Wiesz, że będę. – wymruczał, a ja znów znalazłam moje szczęście. -Dlaczego nie wprowadzisz się do nas? –zapytał Noah. Jego bezpośrednie pytanie otrzeźwiło mnie. Ponieważ – krzyczałam w myślach. Odwróciłam się na drugi bok i zwinęłam w kulkę. Chwile później coś miękkiego okryło moje ciało. Koc schował się pod moją brodą. -Odleciała. – powiedział Isaiah. * * * Mój tyłek zawibrował. Rozciągnęłam się, zanim sięgnęłam do tylnej kieszeni jeansów po komórkę. Przez chwilę zastanawiałam się, czy śliczny chłopak z Taco Bell jakimś sposobem zdobył mój numer. Śniłam o nim – o chłopcu z Taco Bell. Stał blisko mnie, wyglądając arogancko i wspaniale z czupryną w kolorze piasku i jasnymi brązowymi oczami. Tym razem nie próbował zdobyć mojego numeru telefonu. Uśmiechał się do mnie, jakbym była dla niego ważna. Ale jak powiedziałam – to był tylko sen. Obraz wyblakł, kiedy sprawdziłam czas i numer osoby, która dzwoniła na moją komórkę: 3:00 i bar Ostatni Przystanek. Kurwa. Marząc o tym, bym nigdy nie wytrzeźwiała, zaakceptowałam połączenie. -Czekaj.

12 Isaiah spał obok mnie, jego ramię przypadkowo przerzucone było przez mój brzuch. Delikatnie unosząc je, wysunęłam się. Noah znajdował się na kanapie ze swoją dziewczyną Echo, owiniętą ciasno wokół niego. Cholera, kiedy wróciła do miasta? Wspinając się cicho po schodach, weszłam do kuchni i zamknęłam drzwi od piwnicy. -Tak. -Twoja matka znowu sprawia problemy. – powiedział wkurzony męski głos. Niestety, znałam ten głos: Denny. Barman i właściciel Ostatniego Przystanku. -Nie przerwałeś jej? -Nie mogę powstrzymać facetów od kupowania jej drinków. Słuchaj dzieciaku, płacisz mi za to, żebym dzwonił do ciebie, zanim zadzwonię po policje, albo wyrzucę ją na bruk. Masz piętnaście minut, by wyciągnąć stąd jej tyłek. Rozłączył się. Danny naprawdę musi popracować nad swoimi umiejętnościami towarzyskimi. Przeszłam dwa bloki do centrum handlowego, które szczyciło się wszystkimi wygodami, które może pragnąć biała biedota: pralnia samoobsługowa, sklep ‘wszystko za dolara’, sklep alkoholowy i sklep na bony żywnościowe wydający czerstwy chleb i stare jedzenie, sklep z papierosami, lombard i bar dla motocyklistów. Przeszłam również obok nieczynnej kancelarii prawnej, która może być ci potrzebna, w razie gdybyś został przyłapany na kradzieży. Inne sklepy zostały zamknięte godziny temu, o czym świadczą umieszczone w oknach karteczki. Grupy mężczyzn i kobiet tłoczyli się na motocyklach, które zajmowały prawie cały parking. Nieświeży smród papierosów i słodki zapach goździków oraz trawki mieszał się ze sobą w gorącym, letnim powietrzu. Zarówno Denny jak i ja wiedzieliśmy, że nie zadzwoni po gliny, ale nie mogłam ryzykować. Mama była już dwa razy aresztowana i teraz przebywała na okresie próbnym. A nawet jeśli on nie zadzwoni po gliny, to wykopie ją na zewnątrz. Wybuch męskiego śmiechu przypomniał mi, dlaczego to nie było dobrym pomysłem. To nie był dobry śmiech, pełen szczęścia i radości, nawet nie szalony. Był wredny, miał ostre krawędzie i chciał komuś zadać ból. Mama znajdowała sobie chorych mężczyzn. Nie rozumiałam tego. Nie chciałam rozumieć. Ja po prostu sprzątałam po niej bałagan. Matowe żarówki wiszące nad stołem bilardowym, czerwony neonowy napis nad barem i dwa telewizory wiszące na ścianach, tylko te rzeczy oświetlały bar. Znak na drzwiach głosił dwie rzeczy: nikogo poniżej dwudziestego pierwszego roku życia i żadnych symboli gangów. Jednak nawet w półmroku widziałam, że tu jednak te reguły nie obowiązywały. Większość mężczyzn miała na sobie marynarki z emblematami swoich gangów, a połowa dziewczyna na nich wisząca była niepełnoletnia. Przepchnęłam się między dwoma mężczyznami do miejsca, gdzie Denny serował drinki przy barze. -Gdzie ona jest?

13 Danny w swojej typowej czerwonej flaneli, stał do mnie plecami i nalewał wódkę do kieliszków. On nie rozmawiał i nie nalewał w tym samym czasie – a przynajmniej nie ze mną. Zmusiłam moje ciało do stoickiego spokoju, kiedy jakaś ręka ścisnęła mój tyłek i duży facet cuchnący BO, pochylił się nade mną. -Chcesz drinka? -Odpieprz się, kutasie. Roześmiał się i ścisnął ponownie. Skupiłam się na tęczy butelek z alkoholami ustawionymi za barem, udając, że jestem gdzie indziej. Że jestem kimś innym. -Trzymaj ręce z daleka od mojego tyłka, albo urwę ci jaja. Danny zablokował mi widok na butelki alkoholu i podał facetowi piwo, zanim pozbawiłam go męskości. -Laleczko. Kutas odszedł od baru, gdy Danny kiwnął głową na tył baru. -Tam gdzie zawsze. -Dzięki. Rozglądając się, ruszyłam po nią. Większość parsknięć, których usłyszałam, pochodziło od starych bywalców. Oni wiedzieli po co tu jestem. W ich oczach widziałam osąd. Rozrywkę. Współczucie. Cholerni obłudnicy. Przeszłam wśród nich z głową wysoko uniesioną i wyprostowanymi ramionami. Byłam lepsza niż oni. Nie liczyła się ich szepty i odzywki. Pieprzyć ich. Pieprzyć ich wszystkich. Prawie każdy na tyle baru grał w pokera, w którego grano na środku pomieszczenia, pozostawiając resztę pokoju pustą. Drzwi prowadzące do alei były szeroko otwarte. Widziałam stąd mieszkanie mamy i jej frontowe drzwi. Wygodne. Mama siedziała przy małym, okrągłym stoliku w rogu. Obok niej leżały dwie butelki whisky i kieliszek. Potarła swój policzek, a potem wyciągnęła rękę. Gniew wewnątrz mnie wybuchł. Uderzył ją. Znowu. Jej policzek był czerwony. Posiniaczony. Skóra pod jej oczami była obrzęknięta. To był powód, dla którego nie mogłam przeprowadzić się do Noah i Isaiaha. Powód, dla którego nie mogłam wyjechać. Musiałam być dwa bloki od mamy. -Elisabeth. – mama przeciągnęła się i pijacko na mnie zamachała. Wzięła do ręki butelkę whisky i wylała ją, próbując nalać sobie do kieliszka. Co było dobre, bo już nic jej nie zostało.

14 Podeszłam do niej, wzięłam butelkę i postawiłam ją na stole obok. -Jest pusta. -Och. – zamrugała swoimi pustymi, niebieskimi oczami. – Bądź grzeczną dziewczynką i przynieś mi kolejną. -Mam siedemnaście lat. -Więc sobie też coś weź. -Chodźmy mamo. Mama wygładziła swoje blond włosy drżącą dłonią i rozejrzała się dookoła, jak gdyby dopiero obudziła się ze snu. -Uderzył mnie. -Wiem. -Ja też go uderzyłam. Nie wątpię, że uderzyła go w pierwszej kolejności. -Musimy iść. -Nie winię cię. To oświadczenie uderzyło we mnie. Wypuściłam długi oddech i przeszukałam umysł, szukając sposobu, by złagodzić jad jej słów, ale nic nie znalazłam. Wzięłam drugą butelkę, wdzięczna że coś w niej zostało i napiłam się. Następnie nalałam jej kolejny kieliszek i popchnęłam w jej kierunku. -Tak, obwiniasz. Mama patrzyła na drinka, zanim jej palce prześledziły krawędź kieliszka. Jej paznokcie były obgryzione. Naskórek zarośnięty. Skóra wokół paznokci była sucha i popękana. Zastanawiałam się, czy moja mama kiedykolwiek była ładna. Odrzuciła głowę w tył gdy piła. -Masz rację. Obwiniam cię. Twój ojciec nigdy by nie odszedł, gdyby ciebie nie było. -Wiem. – Palenie whisky stłumiło moją pamięć. – Chodźmy. -Kochał mnie. -Wiem. -To co zrobiłaś…. Zmusiło go do odejścia. -Wiem.

15 -Zrujnowałaś moje życie. -Wiem. Zaczęła płakać. To był pijacki płacz, w którym wszystko wypływa – łzy, smarki, plwocina. Usłyszałam okrutną prawdę, której nigdy nie powinno się mówić drugiej duszy. -Nienawidzę cię. Drgnęłam. Przełknęłam. Przypomniałam sobie o oddychaniu. -Wiem. Mama chwyciła mnie za rękę. Nie odepchnęłam jej, ale złapałam mocniej. Pozwoliłam zrobić jej to, co musiała. Przechodziłyśmy już to kilkanaście razy. -Przykro mi, kochanie. – Mama otarła nos w nagą skórę przedramienia. – Nie miałam tego na myśli. Kocham cię. Wiesz, że tak. Nie zostawiaj mnie samej, dobrze? -Dobrze. – Co jeszcze mogłam powiedzieć? Była moją mamą. Moją mamą. Jej palce rysowały koła na spodzie mojej dłoni, ale odmawiała kontaktu wzrokowego. -Zostaniesz ze mną dziś w nocy? To tutaj Isaiah postawił granicę. Właściwie to on zmusił mnie do obiecania, że będę trzymała się od niej z daleka, po tym jak jej chłopak mnie zlał. Niby dotrzymałam obietnicy, wprowadzając się do ciotki. Ale ktoś musiał opiekować się moją mamą – upewnić się, że je, że ma jedzenie, że płaci rachunki. To przecież mimo wszystko moja wina, że tata odszedł. -Chodźmy do domu. Mama uśmiechnęła się, nie zauważając, że nie odpowiedziałam jej. Czasami w nocy śniłam o jej uśmiechu. Była szczęśliwa, kiedy tata z nami żył. A potem ja zrujnowałam jej szczęście. Jej kolana zachwiały się, gdy wstała, ale mogła iść. To była dobra noc. -Mamo, gdzie idziesz? – zapytałam, kiedy skierowała się w kierunku baru. -Zapłacić mój rachunek. Imponujące. Miała pieniądze. -Ja to zrobię. Zostań tutaj i poczekaj, za chwilę odprowadzę cię do domu. Zamiast wręczyć mi pieniądze, mama oparła się o tylne drzwi. Świetnie. Teraz zostałam z rachunkiem. Przynajmniej chłopak z Taco Bell kupił mi jedzenie i zostało mi trochę gotówki, bym mogła zapłacić Denny’emu. Przeciskam się między ludźmi, by dotrzeć do baru i kiedy Denny widzi mnie, krzywi się. -Dzieciaku, zabierz ją stąd.

16 -Jest na zewnątrz. Jak tam jej rachunek? -Już zapłacony. Zmroziło mi żyły. -Kiedy? -Właśnie teraz. Nie. -Przez kogo? Unika moje wzroku. -A jak myślisz? Cholera. Wypadam stamtąd, potykając się o innych ludzi, odpychając ich z drogi. Uderzył ją raz, zrobi to ponownie. Otwieram drzwi prowadzące na tyły alei, ale jej nie ma. Nic nie ma prócz mrocznych cieni i cykających świerszczy. -Mamo? Pęknięcie szkła. I ponownie pęknięcie szkła. Straszny krzyk dochodzący z mieszkania mamy. Boże, on ją zabija. Wiem to. Moje serce wali w klatce piersiowej, sprawiając, że nie mogę oddychać. Wszystko drży, moje dłonie, moje nogi. Wizja tego, co zobaczę gdy tam pójdę, zjada moja duszę: Mama zbita na krwawą miazgę i jej chłopak – dupek stojący nad nią. Łzy palą moje oczy, gdy wychodzę zza rogu budynku, drapiąc paznokciami o mój czarny top. Nie dbam o to. Muszę ją znaleźć. Moją mamę… Moja mama wymachuje kijem bejsbolowym i rozbija przednią szybę w cholernym El Camino. -Co… co ty robisz? I skąd masz kij bejsbolowy? -On. – Robi zamach kijem i rozbija więcej szkła. – Oszukał mnie. Zamrugałam, niepewna czy chcę ją przytulić, czy zabić. -Więc zerwij z nim. -Ty szalona suko! – z luki między dwoma budynkami wybiegł chłopak mamy i spoliczkował ją. Uderzenie w policzek zawibrowało na mojej skórze. Kij bejsbolowy wypadł jej z dłoni i uderzył trzy razy końcówką o asfalt zanim upadł. Każdy pusty trzask drewna napinał bardziej moje nerwy. Gdy kij upadł na ziemię, potoczył się w moją stronę.

17 On krzyczał na nią. Wszystkie przekleństwa zlały się w jeden wielki szum w mojej głowie. W zeszłym roku uderzył mnie. Bił mamę. Już nigdy nie uderzy ponownie żadnej z nas. Uniósł swoją rękę. Mama wyrzuciła ramiona, by obronić twarz przed uderzeniem, gdy klęknęła przed nim. Chwyciłam kij. Zrobiłam dwa kroki. Chwyciłam go za ramię i… -Policja! Rzuć kij! Na ziemię! Trzech umundurowanych funkcjonariuszy otoczyło nas. Cholera. Moje serce biło mocno w mojej klatce piersiowej. Powinnam o tym pomyśleć, ale tego nie zrobiłam i ten błąd będzie mnie wiele kosztował. Policjanci patrolowali ten kompleks regularnie. Dupek wskazał na mnie. -Ona to zrobiła. Ta wariatka zniszczyła mój samochód. Jej mama i ja próbowaliśmy ją powstrzymać, ale ona zwariowała. -Rzuć kij! Unieś ręce nad głowę! Oszołomiona jego jawnym kłamstwem, zapomniałam że nadal go trzymam. Drewniany uchwyt był szorstki w moich dłoniach. Rzuciłam go i ponownie słuchałam tej cholernej pustki, gdy odbijał się od ziemi. Kładąc ręce za głową patrzyłam na moją mamę. Czekając. Czekając na jej wyjaśnienia. Czekając, aż zacznie mnie bronić. Mama pozostała na kolanach przed dupkiem. Delikatnie potrząsnęła głową i jej usta wymówiły do mnie słowo „proszę”. Proszę? Proszę, co? Rozszerzyłam oczy, błagając o wyjaśnienie. Wymówiła jeszcze jedno słowo: zawieszenie Oficer kopnął kij i poklepał mnie, bym się schyliła. -Co się stało? -Ja to zrobiłam – powiedziałam. – Ja zniszczyłam samochód.

18 Rozdział 3 Ryan Pot skapuje ze skóry mojej głowy i ześlizguje się w dół mojego czoła, zmuszając mnie do wytarcia twarzy, zanim ponownie nałożę na głowę czapkę. Popołudniowe słońce uderza we mnie, jakbym znajdował się na piekielnie rozgrzanej brytfannie. Sierpniowe gry są najgorsze. Moje ręce się pocą. Nie dbam o moją lewą dłoń – tą w rękawicy. To prawą ręką, której używam do rzucania, wielokrotnie pocieram o nogawkę spodni. Serce wali mi w uszach, a ja walczę z falą mdłości. Zapach spalonego popcornu i hot dogów dociera do mnie ze stoiska i powoduje nieprzyjemne skurcze w brzuchu. Zeszłej nocy zbyt długo zabalowałem. Rzucając okiem na tablicę wyników, obserwuję jak temperatura wzrasta z dziewięćdziesięciu- pięciu do dziewięćdziesięciu-sześciu stopni. Wskaźnik ciepła musi być rozgrzany do przynajmniej stu stopni. Teoretycznie, gdy wskaźnik znajdzie się na jeden–zero–pięć, sędzia powinien odwołać grę. Teoretycznie. To nie miałoby znaczenia, gdy temperatura była poniżej zera. Mój brzuch nadal byłby skurczony. Moje dłonie nadal by się pociły. To ciśnienie – budowało się nieustannie, wykręcając moje wnętrzności, aż do punktu implozji. -Chodźmy, Ry! – Chris, nasz łapacz, krzyczy między drugą, a trzecią bazą. Jego samotny bitewny krzyk inicjuje połączenie z resztą zespołu – tą na boisku, jak i z tą siedzącą na ławce. Nie powinienem mówić siedzącą. Wszyscy w loży dla zawodników stoją z palcami zaciśniętymi na ogrodzeniu. Jeszcze jeden bieg, dwa auty. Cholerna podkręcona piłka. Nie było więcej miejsca na błędy. Jeszcze dwa strajki i koniec gry. Dwie piłki i wejdę jako pałkarz, dając przeciwnej drużynie biegacza na dobrej pozycji. Tłum włączył się. Zaczęli klaskać, gwizdać i wiwatować. Ale nikt nie był głośniejszy od taty. Chwytając piłkę mocno, wziąłem głęboki oddech, założyłem prawą rękę za plecy i pochyliłem się w dół, by odczytać sygnał Logana. Zdenerwowanie z powodu kolejnego rzutu zawisło nade mną. Wszyscy chcieli, bym skończył grę. Ale nikt bardziej niż ja. Nie stracę tej szansy. Logan kuca do pozycji za pałkarzem i robi coś niespodziewanego. Zakłada swoją czapkę łapacza na czubek głowy, kładzie obie dłonie między nogami i spogląda na mnie. Cholerny drań.

19 Logan pyszni się uśmiechem, a jego przypomnienie powoduje, że się rozluźniam. To tylko pierwsza gra z całego sezonu. Tylko mała bijatyka. Kiwam głową, a on zsuwa maskę na twarz i miga mi znakiem pokoju dwa razy. To jest szybka piłka. Patrzę przez ramie w kierunku pierwszej bazy. Biegacz ma przewagę w swoim polowaniu na sekundę, ale nie jest na tyle szybki, by objąć prowadzenie. Zawinąłem rękę i rzuciłem piłkę z pędzącą siłą i z adrenaliną. Moje serce uderza dwa razy w słodkim dźwięku piłki uderzającej w rękawicę Logana i słowa „Drugi strajk” wypadających z ust sędziego. Logan odrzuca piłkę z powrotem, a ja nie marnując czasu przygotowuję się do następnego rzutu. To będzie to. Drużyna będzie mogła iść do domu – zwycięsko. Logan złącza razem palec serdeczny z małym. Potrząsam głową. Chcę to zakończyć, a zrobi to szybka piłka, nie ta podkręcona. Logan wacha się zanim pokazuje mi dwa razy znak pokoju. To mój chłopak. On wie, że dam radę. Trzymając dłoń między nogami, zatrzymuje się, potem wskazuje na pałkarza, mówiąc mi, że moje szybkie piłki muszą wejść od zewnątrz. Kiwam głową. Zrozumienie pojawia się w moim umyśle, dostosowując się do mojej szybkości. Piłka wylatuje z mojej dłoni, uderza w sam środek rękawiczki Logan, a sędzia krzyczy. -Piłka! Przestaję oddychać. To był strajk. Ogrodzenie grzechocze, gdy moja drużyna uderza w nie, krzycząc z powodu tej niesprawiedliwości. Krzycząc na sędziego, Trener stoi na ziemi niczyjej, między lożą dla drużyny a boiskiem. Moi koledzy z boiska wygwizdują sędziego. Tłum mruczy, wyrażając dezaprobatę. Na trybunach z głową w dół i zatracona w modlitwie mama trzyma w uścisku perły wiszące na jej szyi. Cholera. Szarpię mocno za daszek mojej czapki, próbując uspokoić krew płynącą w moich żyłach. Złe nazwy są do dupy, ale się zdarzają. Mam jeszcze jeden rzut zanim skończy się moja kolejka. Jeszcze jeden… -To był strajk. – Tata wstaje z trybun i kieruje się w stronę ogrodzenia za sędzią. Wśród graczy i tłumu zapada cisza. Tata żąda sprawiedliwości. Swojej wersji sprawiedliwości. -Niech pan wraca na trybuny, panie Stone. – mówi sędzia. Wszyscy w tym mieście znają tatę. -Wrócę na swoje miejsce, kiedy będziemy mieli sędziego, który jest sprawiedliwy. Przez całą grę nie byłeś bezstronny. – Nawet jeśli powiedział to na tyle głośno, by usłyszały go całe trybuny, nie podniósł głosu. Tata był władczym mężczyzną i kimś, kogo podziwiało całe miasto.

20 Zza ogrodzenia tata przewyższał małego, tłustego sędziego i czekał na kogoś kto potwierdzi, że ma rację. Ja i tata byliśmy kopiami siebie. Piaskowe włosy i brązowe oczy. Długie nogi. Takie same barki i ramiona. Babcia mówiła, że ludzie tacy jak ja i tata, zostali stworzeni do ciężkiej pracy. Tata mówił, że zostaliśmy stworzeni do bejsbolu. Mój trener skierował się w stronę trenera przeciwnej drużyny. Zgadzam się. Sędzia źle oceniał rzuty po obu stronach, ale ironiczne było to, że trener zdecydował się poruszyć tę kwestię dopiero, jak mój tata zadeklarował wojnę. -Twój tata jest prawdziwym facetem. – Chris wszedł na wzniesienie na polu miotacza. -Taa. – facetem. Ponownie spojrzałam na mamę i na pustą przestrzeń, gdzie powinien być mój brat, Mark. Nieobecność Marka bolała bardziej niż myślałem, że będzie. Wyciągnąłem rękawicę w stronę Logana, który kilka metrów ode mnie omawiał z czterema chłopakami tę niesprawiedliwość. Automatycznie odrzucił piłkę do mnie. Chris przeskanował wzrokiem tłum. -Zauważyłeś, kto przyszedł na mecz? Nie przejmowałem się szukaniem. Lacy zawsze przychodziła na mecze Chrisa. -Gwen – mówi z uśmieszkiem kota, który właśnie połknął kanarka. – Lacy słyszała, że jest znowu tobą zainteresowana. Reagując bez zastanowienia, odwróciłem się, by przeskanować trybuny w jej poszukiwaniu. Przez dwa lata, Gwen i bejsbol były całym moim życiem. Wiatr rozwiewał długie blond włosy Gwen i jakby czując natężenie mojego spojrzenia, spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. W zeszłym roku kochałem ten uśmiech. Ten zarezerwowany tylko dla mnie. Od tego czasu minęło już kilka miesięcy. Mama nadal ją kochała. Ja nie byłem pewny czy wciąż coś do niej czuję. Facet wdrapał się na trybuny i owinął wokół niej swoje ramię. Tak i jeszcze ją potrzyj, dupku. Jestem bardzo świadomy tego, że między mną a Gwen już wszystko jest skończone. -Piłka meczowa! – głos nowego sędziego rozbrzmiał z głośnika. Stary sędzia uścisnął dłoń tacie po drugiej stronie ogrodzenia. Jak powiedziałem, tata wierzy w bezstronność i również myśli, że sprawiedliwość powinna być serwowana z nienaruszoną męską dumą. Przynajmniej dla każdego innego mężczyzny, który nie jest moim bratem. Wszyscy na boisku klaszczą i obserwują, jak mój tata wraca na swoje miejsce. Niektórzy ludzie wyciągają w jego kierunku ręce. Inni poklepują go po plecach. Poza boiskiem, tata jest liderem społeczności. Na boisku, to ja jestem mężczyzną. Na swoim polu, pałkarz zamachnął się kilka razy, ćwicząc. Dwa strajki. Trzy piłki. I nawet dzieci wiedzą, że mogę znieść ten stres. Zagwizdałem i wskazałem na Logana. Obok mnie, Chris się roześmiał. On wie, że to nie prowadzi do niczego dobrego. Logan zsuwa swoją maskę łapacza na czubek głowy.

21 -Co jest, szefie? -Mów do mnie. To jest to, co robią świetni łapacze. -Pałkarz jest powolny, ale miał przerwę, co znaczy, że w odbicie włoży wszystkie swoje siły. Twoja szybka piłka leciała już od zewnętrznej strony, więc wie, czego ma się spodziewać. – Obróciłem piłkę w palcach. - Będzie spodziewał się ponownie szybkiej piłki? -Gdybym ja nim był, spodziewałbym się szybkiego rzutu. – mówi Chris. Wzruszam ramionami, a moje mięśnie krzyczą w proteście. -Zróbmy changeup1 . Odczyta to jako szybką piłkę i nie będzie miał czasu, by się poprawić.- uśmiech wślizguję się na twarz Christa, wiec zasłania usta rękawicą. -Zaskoczysz go. -My go zaskoczymy – powtarzam, również ukrywając usta w mojej rękawicy. Zwracam się w kierunku boiska i gwiżdżę, chcąc zwrócić uwagę wszystkich. Chris kuca, ześlizguje otwartą dłoń wzdłuż klatki piersiowej i stuka lewą ręką w prawą dwa razy. Centrum boiska ożywia się, a nasz drugobazowy przekazuje wiadomość dalej. W czasie, gdy ja obserwuję pałkarza, Logan przekazuje wiadomość do pierwszobazowego i trzeciobazowego. Logan zsuwa maskę na twarz, ponownie kuca i przytrzymuje rękawice do przyjęcia rzutu. Taak, zamierzam to zakończyć. *~*~* -Do zobaczenia jutro! – Chris kopie moje stopy, gdy odchodzi. W jednej ręce trzyma swoją kołyszącą się torbę, w drugiej dłoń Lacy. Chris i ja poznaliśmy Lacy, kiedy nasze szkoły połączono w szóstej klasie. Lubiłem ją od dnia, kiedy zdarła swoje kolana, grając z chłopakami w bejsbol. Chris zakochał się w niej w dniu, kiedy pchnęła go na boisko, gdy ten wyautował jej piłkę. Byli parą od pierwszej klasy szkoły średniej – od roku, w którym Chris wreszcie dorósł i poprosił, aby z nim chodziła. Lacy ściągnęła gumkę z nadgarstka i związała swoje brązowe włosy w mały koczek. Uwielbiałem to, że nie była typową dziewczyną. Aby nadążyć za mną, Chrisem i Loganem, dziewczyna musiała być gruboskórna. Nie zrozumcie mnie źle – jest piekielnie gorąca, ale Lacy nie dba o to, co inni o niej myślą. -Idziemy dzisiaj na imprezę. Chcę rozmów, ludzi i tańców. Od życia trzeba wymagać czegoś więcej, niż uderzeń w piłkę i zakładów. 1 piłka rzucona wolno, podczas gdy pałkarz spodziewał się szybkiej piłki (w baseballu)

22 Nasze palce zamarły na zatrzaskach, Logan i ja unieśliśmy głowy do góry, a twarz Chrisa zbladła. -To świętokradztwo, Lace. Cofnij to. Obok mnie, Logan włożył stopy w Nike, a swoje buty sportowe schował do torby. -Nie wiesz, co to dreszczyk wygranego zakładu. -Zakłady nie są fajne – mówi, nagana naznacza jej głos. – Są szalone. Podpaliłeś mój samochód. Logan unosi dłoń do góry. -Otworzyłem okno na czas. W mojej obronie mogę powiedzieć, że tapicerka była ledwie nadpalona. Chris i ja zaśmialiśmy się na wspomnienie tego, jak Lacy krzyczała, jadąc slalomem czterdzieści na godzinę. W skrócie: opakowanie po hamburgerze, zapalniczka, stoper i zakład. Logan przypadkowo upuściła płonące opakowanie, które potoczyło się pod siedzenie Lacy. Jedno opatentowane spojrzenie Lacy skopię–ci–tyłek–jeśli-nie–przestaniesz uciszyło nas obu. -Chciałabym, żebyś znalazł sobie dziewczynę, która woziłaby twój szalony tyłek. -Nie mogę – Logan poruszył brwiami. – Jestem skrzydłowym Ryana. -Skrzydłowym. – wypluła to słowo, wskazując paznokciem na mnie i na Logana, nie przegapiłem tego, jak jej palec dłużej zawahał się przy mnie. -Jeden z was potrzebuje dziewczyny i zobowiązania. Jestem zmęczona tym męskim testosteronem. Lacy nienawidzi tych wszystkich dziewczyn, z którymi się umawiałem w czasie wakacji. Jest przerażona tym, że mogę wpłynąć na Chrisa, by ten ją rzucił, choć powinna wiedzieć lepiej. Chris czci ją, jak swoją własną osobistą religię. -Nie zaakceptowałaś tej, z którą ostatnio się umawiałem – mówię. – Czemu powinienem spróbować ponownie? -Ponieważ zasługujesz na coś lepszego niż na zło. Zniżyłem ton. -Gwen nie jest złem. Gwen i ja zerwaliśmy, ale nie było powodu, by mówić o niej jak o śmieciu. -O wilku mowa – mruczy Logan.

23 -Cześć, Ryan – odwracam głowę, by doświadczyć Gwen w całej jej chwale. Niebieska bawełniana sukienka szeleści wokół jej opalonych nóg i ma na sobie nową – dla mnie - parę kowbojek. Jej długie blond włosy zwijają się w małe kędziorki na końcach. Otoczona przez swoje trzy najlepsze przyjaciółki, przechodzi obok nas, choć jej zielone oczy są utkwione we mnie. -Gwen – mówię w odpowiedzi. Osiągając wymaganą reakcję, zarzuca włosy za ramię, gdy ponownie skupia na mnie swoją uwagę. Ja kontynuuję wpatrywanie się w nią, ponieważ staram się przypomnieć, dlaczego zerwaliśmy. -Tragedia! - Lacy celowo zasłania mi widok na tyłek Gwen. – Ona była niczym więcej niż tylko tragedią. Pamiętasz? Mówiłeś: „Lacy, nie ma w niej nic prawdziwego”. A ja wtedy mówiłam: „Wiem” i szczęśliwie rzucałam w twarz „A nie mówiłam”. Wtedy ty powiedziałeś: „Nie pozwól mi do niej wrócić”, a ja na to: „Mogę wyrwać ci jaja, jeśli spróbujesz.” A ty powiedziałeś… -Nie. – powiedziałem nie, ponieważ Lacy zdecydowanie by to zrobiła, a ja wolałem mieć moje jaja przy sobie, ale prosiłem ją o przypomnienie mi tej rozmowy, jeśli stanę się słaby. Logan i ja powinniśmy zaprosić jakieś dziewczyny na film w przyszłym tygodniu. Do diabła, jeśli Skejterka dałaby mi swój numer, rozważyłbym nawet zadzwonienie do niej. Bóg wiedział, że była piekielnie seksowna, a kiedy chodziło o Gwen, każde odwrócenie uwagi było mi potrzebne. -Chodź Logan. – mówi Chris. – Podrzucę cię do domu. W pobliżu loży tata owinął ramię wokół mamy, gdy rozmawiali z trenerem i mężczyzną ubranym w koszulkę polo. Ciekawy jestem, czy ktokolwiek zauważył, jak mama odchyla się, by być jak najdalej od ciała taty. Prawdopodobnie nie. Mama jest w swoim trybie idealnej żony, cała się uśmiecha. Ponad swoim ramieniem, tata wskazuje bym do nich dołączył, posyłając mi jeden ze swoich rzadkich jestem–z-ciebie- dumny uśmiechów. To sprawia, że jestem szczęśliwy. Tak, wygraliśmy, nawet wysoko. Tak robią stanowi mistrzowie. Ale dlaczego teraz okazuje dumę? Jak powiedziałem, tata i ja jesteśmy swoimi klonami, z wyjątkiem skóry i wieku. Lata deszczu, słońca, ciepła i zimna sprawiły, że on ma zahartowaną twarz. Posiadanie firmy budowlanej wymaga spędzania dużo czasu z tymi żywiołami. -Ryan, to jest pan Davis. Pan Davis i ja wyciągamy ręce w tym samym czasie. On jest wysoki, szczupły i prawdopodobnie w wieku mojego ojca, z tym, że pan Davis nie wygląda na tak wyblakłego. -Mów mi Rob. Gratulację z powodu dobrze zagranego meczu. Masz piekielnie szybkie piłki. -Dziękuję, proszę pana. – słyszałem to już wcześniej. Mama powtarza wszystkim, że Bóg dał mi dar, a ja nie jestem pewien co myśleć o moim darze, więc nie zaprzeczam, że się z niego cieszę. Szkoda, że ja i tata nie możemy zdobyć zainteresowania profesjonalistów. Jestem

24 przyzwyczajony do takich spotkać i przedstawień. Ponieważ tata ma swoją własną firmę i ma miejsce w radzie nadzorczej, interesuje się mediami. Nie zrozumcie mnie źle – tata nie należy do tego typu ludzi pragnących władzy. Kilka razy odmówił kandydowania na burmistrza, mimo tego, że mama przez lata błagała go by się zgodził. Rob przechylił głowę w stronę boiska. -Nie masz nic przeciwko kilku rzutom do mnie? Mama, tata i trener wymienili wszystkowiedzące uśmiechy, a ja poczułem się, jakby ktoś opowiedział dowcip i pozbawił mnie puenty. A może to ja ją przegapiłem. -Pewnie. Rob wyciągnął radar i wizytówkę z worka. Trzymając w lewej ręce radar, prawą podał mi wizytówkę. -Przyszedłem tutaj dzisiaj oglądać gracz przeciwnej drużyny. Nie wiem, czego w niej szukałem, ale myślę, że w tobie zobaczyłem coś obiecującego. Tata klepie mnie w plecy, a jego publiczne okazywanie uczuć aż mnie zaskakuje. Tata nie jest facetem, który dobrowolnie kogoś dotyka. Moja cała rodzina – nie jest taka. Chwyciłem wizytówkę i musiałem bardzo się starać, by nie przekląć przed mamą. Człowiek zajmujący teraz swoją pozycję na boisku to Rob Davis, łowca talentów Cincinnati Reds. -Mówiłem ci, że kwalifikacje nie skończyły się wiosną. – tata wskazał, bym podążył za Robem. -Idź, zrób na nim wrażenie.

25 Rozdział 4 Beth Starszy Strażnik Służby Więziennej, ten milszy, podszedł do mnie. Nie zacisnął kajdanek na moich nadgarstkach super mocno, jak ten drugi palant strażnik. Nie pochylał się blisko mojej twarzy, starając się mnie przestraszyć. Nie starał się odtworzyć scen z Glin. Po prostu szedł obok mnie, ignorując moje istnienie. Milczałam po wysłuchaniu dziewczyny, która zaliczyła złą podróż ostatniej nocy. Może to było dzisiaj. Nie mam pojęcia, jaką teraz mamy godzinę. Dali mi śniadanie. Dyskutowałabym z nimi o tym lunchu. Musiał być ranek. Może południe. Strażnik otwiera drzwi do jakiegoś pomieszczenia, jest to pewnie pokój przesłuchań. Inny niż ten, w którym trzymali mnie z piętnastolatkiem, który jak na mój gust był zbyt naćpany. To tam spędziłam większą część czasu, odkąd mnie aresztowali za zniszczenie własności prywatnej. Strażnik zrelaksował się, opierając się plecami o ścianę. Usiadłam przy stole. Potrzebowałam papierosów. Bardzo. Niewiarygodnie bardzo. Rozerwałabym swoje własne ramię, gdybym mogła choć raz się zaciągnąć. -Od czego się uzależniłaś? – strażnik wpatruje się w moje palce. Przestaję uderzać palcami w stół. -Od nikotyny. -To nieźle – mówi. – Nigdy nie próbowałem. -Tak. To cholernie mocne. Policjant, który aresztował mnie ostatniej nocy – tego ranka - wchodzi do pokoju. -Ona mówi.