monamariag

  • Dokumenty83
  • Odsłony59 886
  • Obserwuję89
  • Rozmiar dokumentów197.5 MB
  • Ilość pobrań33 196

McGarry Katie - Dare You To 02 - rozdziały 41-74

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

McGarry Katie - Dare You To 02 - rozdziały 41-74.pdf

monamariag EBooki
Użytkownik monamariag wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 137 stron)

1 Rozdział 41 Ryan …i George spogląda na dziewczynę nowymi oczami. Nie – nie nowymi oczami, ale oczami, które posiadał w poprzednim życiu. Oczami, które nie należały do jego głowy, ale do jego serca. Jej uśmiech głaskał go, jak gdyby jej palce przesuwały się w górę i w dół jego ramienia. Ona ciągle go zdumiewała – człowiek chętnie przyjaźniący się z zombie. Jego przeciwieństwo, w jakiś sposób dało temu nowemu życiu znaczenie. Ale to, co naprawdę zdumiewało Georga, to fakt, że ona łaskawie podarowała mu drugą szansę. Będąc z siebie zadowolonym, odchylam się na krześle i kładę dłonie na brzuchu. Okazuje się, że życie Georga jest bardziej skomplikowane niż mógłby to sobie wyobrazić. Najpierw obudził się jako zombie. Potem odkrył, że inne zombie oczekują, że będzie ich przywódcą, a potem zaszokował siebie samego odkrywając, że podoba mu się jego nowoodkryta moc. I wtedy pojawiła się dziewczyna. Dziewczyny zawsze wszystko komplikowały. Moje usta unoszą się, gdy myślę o Beth. Tak, to prawda, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Mój telefon wibruje i patrzę na imię nadawcy. Nieznany numer, więc pozwalam, by nagrał się na skrzynkę pocztową. Sekundę później, telefon wydaje dźwięk mówiący mi, że mam wiadomość. Chwytam komórkę i uśmiecham się: Przyjaciele, prawda? – Beth Ja: tak - W takim razie wpuść mnie. – seksowny głos Beth wędruje do mnie z drugiej strony mojego otwartego okna. Sprawdzam zegarek – jedenasta w nocy. Mama i tata już są w łóżku. By się zabezpieczyć, zamykam drzwi do swojego pokoju na zamek, zanim podchodzę do okna, by je szerzej otworzyć. – Co ty tutaj robisz? Beth wsuwa się do mojego pokoju z taką łatwością, że jestem w stanie uwierzyć, że robiła to już wcześniej. – Nudziło mi się. -Mogłaś zadzwonić. – wkradanie się, nie jest tak łatwe jak wyślizgiwanie się z domu. -Dzwoniłam – Beth ocenia mój pokój. Podnosi piłkę z szafki, rzuca ją w powietrze i ledwie łapie. – Nie odebrałeś.

2 -Dzwoniłaś trzydzieści sekund temu. Odkłada piłkę na szafkę. – Ale zadzwoniłam. Prawdziwość tej chwili uderza we mnie, kiedy pochyla się i unosi lampę z lawą, która przestała działaś lata temu. Jej gładka skóra i kawałek tatuażu stają się widoczne, kiedy jej koszulka się unosi. Wdycham i skupiam się na czymkolwiek innym niż dotknięcie jej. – Czy twój wujek wie, że tu jesteś? -Nie. – Beth podchodzi do komputera. – Nad czym pracujesz? -Nad zadaniem z twórczego pisania. Przygryza usta, gdy jej głowa opada. – Cholera. Mamy takie? Na kiedy? Do diabła, Scott mnie za to zabije. A myślałam, że wreszcie sobie ze wszystkim poradziłam. Cholera. Do tej pory nie mówiłem nikomu. – Nie, to nie jest zadanie na zajęcia. To jest coś… dodatkowego… tak. Coś, o czego zrobienie poprosiła mnie pani Rowe. Ramiona Beth rozluźniają się, jakby otrzymała ułaskawienie od kary śmierci. – Mogę je przeczytać? Poza moją nauczycielką, nikt wcześniej nie prosił mnie o czytanie moich rzeczy, wiec zamilkłem na wystarczająco długą chwilę, by Beth uniosła brwi. Jeżeli już ktoś ma to przeczytać, to wolałbym, żeby to była ona. Coś mi mówi, że ona to zrozumie. – Pewnie. -Wydrukuj to dla mnie. – kładzie się na moim łóżku i zwija z poduszką. Jej niebieskie oczy badają mnie. Moje jeansy napinają się i chcę dołączyć do niej na łóżku, bardzo, ale jeśli to okażę, ona mnie zabije. – Planujesz zostać na chwilę? -Masz jakieś inne plany? Nie. – Wkrótce będę szedł spać. Jutro mamy szkołę. -Przez dwa lata dzieliłam łóżko o wiele mniejsze niż to. Wierz mi, jestem królową nie dotykania, jeśli o to się martwisz. No dalej, wydrukuj mi to. -Nie dotykania i dzielenia się z kim? Beth śmieje się i potrząsa głową w tym samym czasie. – Bardzo zazdrosny? Myślę, że miałeś coś dla mnie wydrukować. Daj sobie spokój Ryan. Jak inne drapieżniki, Beth jest w stanie wyczuć strach. Bez słowa drukuję strony, a ona wyrywa je z mojej dłoni. Patrzę na nią. Ona patrzy na mnie. – Nie przeczytam tego, jeśli będziesz się na mnie gapił. To dziwne. -Jesteś w moim pokoju, Beth. Żeby się tu dostać, przeszłaś pół mili. Jest środa. Środek nocy. Nie byłaś zapraszana. – powinienem zdefiniować, co to znaczy dziwne.

3 -Chcesz, żebym sobie poszła? -Nie. – nie chcę. W jakiś sposób czuję, że to jest właściwe. Złośliwy uśmiech pojawia się na jej twarzy. – jestem pierwszą dziewczyną w twoim łóżku? Tak. Biorę głęboki wdech i odwracam się w stronę komputera. Umawiałem się z dziewczynami. Z kilkoma byłem na wyłączność i szanowałem powolny proces zdobywania baz. Są jeszcze bazy, do których nie dotarłem. Dziewczyna w moim łóżku jest jedną z nich. Jeżeli jest zdeterminowana by tu zostać, ja jestem zdeterminowany, by nie przeszkadzało mi to i by nie okazać nerwów. Zgaduję, że mój zombie znalazł dziewczynę, którą lubi i którą chce udusić. W tym samym czasie. *~*~* -To jest dobre, Ryan. – odległy głos Beth wyrywa mnie z mojej historii i moje dłonie przestają uderzać w klawiaturę. -Dzięki. – mówię. Beth leży na brzuchu, podparta na łokciach. Jej dekolt jest pięknie odsłonięty. Moje oczy wpatrują się w podłogę. -Nie, naprawdę. To jest dobre. Mogłoby się znaleźć w jakiejś księgarni. Całkowicie rozumiem tego chłopaka. Taaa, ja też. – Dotarłem do finału konkursu literackiego. – słowa wydostają się ze mnie naturalnie, jak gdyby czymś normalnym było mówienie tego typu rzeczy. Beth kartkuje strony. – Widzę dlaczego. Kimkolwiek byłby sędzia, musiałby być na czymś mocniejszym, by cię nie wybrać. Rozglądam się po pokoju, czekając na olśnienie. Czy ona powiedziała mi komplement? – Zwycięzca nie został jeszcze ogłoszony. Za kilka tygodni jest kolejna runda konkursu. -Och. – mówi. – W takim razie jestem pewna, że wygrasz. Mój brzuch kurczy się, a ja odwracam się w stronę komputera. Tak, piszę opowiadanie, ale nadal nie zapisałem się do konkursu. Jak mógłbym? Tego dnia mam mecz i tata… Moje myśli znikają. To są zawody – wydarzenie, w którym mógłbym wygrać. Czy radość z wygrania konkursu literackiego byłaby taka sama, jak z wygrania meczu czy zakładu? Wygląda na to, że nigdy się nie dowiem.

4 Kiedy się odwracam, Beth jest rozciągnięta na plecach z głową na poduszce. Skopała swoje buty i złożyła dłonie na brzuchu. Jej pępek błyszczy w świetle. Odłożyła moje opowiadanie na szafkę nocną. Umawiamy się. Przyjaciele, którzy się umawiają i którzy ewentualnie się całują. Cztery dni rozważałem to ewentualnie. Nie jestem wystarczająco głupi, by w to uwierzyć. -Idę spać. – mówię, dając jej szansę na opuszczenie tego miejsca. -Normalnie śpisz w ubraniach? – pyta. Nie. Zazwyczaj ściągam swoją koszulkę. – Tak jest bezpieczniej. -Dobrze. Dobrze. Wyłączam światło i wślizguje się do łóżka. Biorąc przykład z Beth, pozostaję na wierzchu pościeli. Ciepło jej ciała ogrzewa moje. Ma rację. Można leżeć w łóżku bez dotykania drugiej osoby. Robię wdech, a jej słodki zapach zaczyna mnie otaczać. W zeszłym roku, nasza nauczycielka od nauk ścisłych rozwiała mit, że faceci myślą o seksie co każde siedem sekund. Muszę się z nią teraz nie zgodzić. Moje palce drgają z potrzeby pogłaskania miękkiej skóry Beth, chcę by moje usta szeptały przy jej wargach. -Więc, mam przyjaciela – mówi w ciemność. – Isaiah. Poznałeś go. -Tak. – moje mięśnie napinają się, a obraz jej ciała poruszającego się przy moim znika. Rozumiem, że umawianie się oznacza, iż muszę być otwarty na możliwości takie, że ona może się widywać z innymi chłopakami, ale nie podoba mi się to, że leżąc w moim łóżku, mówi o innych chłopakach. -Zdradził mnie i nie wiem co zrobić. W Louisville, był jedynym przyjacielem jakiego miałam i kiedy się tu przeniosłam, kupił mi telefon. Rozmawialiśmy każdej nocy albo pisaliśmy, albo robiliśmy obie te rzeczy naraz, on nadal dzwoni każdego dnia i wysyła mi milion wiadomości. Odmawiam odpowiedzenia mu i myślę że nasza przyjaźń jest skończona, ale dzisiaj gadałam ze Scottem, ta rozmowa nie poszła nam tak jak planowałam i nie wiem… Moja skóra boli. To coś więcej, niż Beth tylko leżąca przy mnie blisko. To więcej, niż potrzeba czy przyciąganie wibrujące w moim ciele. Beth jest na skraju powiedzenia mi czegoś. Na skraju wyjścia ze swojej skorupy. Poganiam ją. – Nie wiesz, czego? -W Louisville wszystko było łatwiejsze. – mówi miękko. Smutek w jej głosie jest trudny do przegapienia. – Tęsknię za tą łatwością. -Po meczu podrzucę cię tam. – nienawidzę myśli o tym, ale jestem zdeterminowany by ją wygrać. – A później, pójdziemy na obiad, a potem może do kina. Co o tym myślisz? Słyszę jak przełyka. – Myślę, że mi się podoba ten pomysł.

5 Wzdycham. Biorąc czysty, pełny wdech i mam wrażenie, jakby to był mój pierwszy porządny haust powietrza od kilku dni. -Czasami – mówi, a potem przerywa. To ciężka przerwa i jej pragnienie wypowiedzenia tych słów sprawia, że chcę ją pocieszyć. – Czasami po prostu chcę… Czego chce? Ja wiem czego ja chcę: jej zaufania do mnie, by czuła to, co ja czuję. Ale to, czego naprawdę teraz chcę, to żeby wszystko było dobrze. Rozkładam ramiona w poprzek łóżka w stronę Beth, ostrożnie by jej nie dotknąć. – Jestem tutaj, jeśli mnie potrzebujesz. Jedno uderzenie serca. Kolejne. Beth pozostaje tak idealnie nieruchoma, że cześć mnie zastanawia się, czy ten wieczór nie jest snem. Jej ciało rozciąga się na pościeli gdy się porusza. Jeden cal w moim kierunku. Wahanie. Potem kolejny cal. Moja krew burzy się z niecierpliwości. Ta chwila jest wielka – bez wątpienia. Proszę ją, by mi zaufała, a ona to właśnie rozważa. No dalej Beth, możesz mi zaufać. W końcu jednym małym ruchem, kładzie swoją głowę na moim torsie i otacza mnie swoim ciałem. Potrzeba uderza we mnie i jeśli jej dłoń zsunęłaby się trzy cale niżej, wiedziałaby o tym. Chcę ją dotknąć, ale czy się odważę? Jej oddech łaskocze moją klatkę piersiową gdy szepcze: - Lubię cię, Ryan. Zamykam oczy i świętuję te słowa. Ona mnie lubi. - Ja też cię lubię. – Nawet bardzo. Pragnę jej, ale odmawiam dolnej części mojego ciała podejmowania decyzji. Powoli, celowo owijam ramię wokół niej, a drugą rękę kładę na swoim brzuchu tuż przy jej dłoni. To jest moja najlepsza próba dotknięcia jej, odkąd staliśmy się parą przyjaciół, którzy się dotykają. Część mnie chce pogładzić rumieńce, które pojawiły się na jej pięknej skórze, kiedy spojrzałem na nią z pragnieniem. Ta sama część wyobraża sobie, że kładę dłoń na jej podbródku i odchylam jej głowę do góry tak, że mogę ją pocałować. Te części próbują przemówić mi „logicznie” do rozsądku. Całowanie byłoby dobre. Kocham całować jej pełne usta i kocham jej miękkie pojękiwania. Mógłbym ją całować dopóki zapomniałaby o Isaiahu. Mógłbym ją całować do momentu, w którym zapomniałbym, że jestem prawiczkiem. Mój uścisk na jej ramionach zaciska się. Ona mnie zabija. Ja zabijam siebie. -Sandy Koufax był leworęczny tak jak ty. I był najmłodszym rzucającym w Bejsbolowej Hali Sław. -To najprawdopodobniej najgłupsza rzecz, jaka kiedykolwiek wyszła z twoich ust. Prawda, ale to trzyma mój umysł z dala od myśli o całowaniu jej. – To nie ja gadam kodem. -Masz mnie.

6 Ciało Beth rozluźnia się i wtapia w moje. Cisza rozciąga się z sekundy na minutę i zastanawiam się, czy już zasnęła. Część mnie pragnie zasnąć. Wtedy nie fantazjowałbym o dotykaniu jej, albo o całowaniu, albo też o dotykaniu. Ale z drugiej strony, nie chcę zasypiać. Lubię to – lubię trzymać ją w ramionach. -Ryan? – szepcze. -Tak? – odpowiadam również szeptem. -Mogę zostać? Nastawię twój budzik na czwartą rano, żebym mogła wrócić zanim Scott za mną zatęskni. Pocieram dłonią jej plecy, a ona przysuwa się bliżej do mnie. – Tak. Beth wtula się w moją klatkę piersiową jak kot zwijający się w małą kulkę i szykujący się do snu. Jej ramię przyciska się do mnie, a ja pozwalam się na chwilę oszukać, kiedy głaskam jej włosy i całuję ją w czoło. Wmawiam sobie, że przyjaciele, którzy się umawiają, robią tak, ale już jest za późno i jestem zbyt zmęczony by kłamać.

7 Rozdział 42 Beth Trzydzieści minut obserwowania Ryana, podczas siedzenia na kanapie naprzeciwko Scotta wystarczyło, bym odpokutowała pozwolenie Ryanowi na zaciągnięcie mnie na maraton gry. Scott wreszcie zgodził się mnie wypuścić, po tym jak postraszył Ryana śmiercią, jeśli zwróci mnie do domu z jakimkolwiek znakiem na ciele. Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek przyznam się do tego Ryanowi, ale to była moja najlepsza sobota odkąd zostałam zesłana do tego piekła. W drodze do Louisville, Ryan wyjaśniał mi zasady gry w bejsbol. Większość z tego co mówił wiedziałam, ale w jakiś sposób Ryan sprawiał, że to o czym opowiadał, było interesujące. Gra ożywała, kiedy mi ją opisywał i to było coś więcej niż tylko kij i piłka i jakieś bazy. Powiedział, że do tego wlicza się również praca zespołowa i zaufanie. Gdy siedziałam na trybunach i obserwowałam jego grę, doceniłam wspaniałość jego drużyny. Sieć sygnałów, spojrzeń i niewypowiedzianego zrozumienia. A to, co naprawdę było niesamowite w Ryanie, to surowa intensywność w każdym jego ruchu. Siła jego szerokich ramion i moc, która eksplodowała z jego ciała, kiedy rzucał piłką. Ryan jest siłą w samą sobie. Siłą, która mnie przyciąga. Siłą, która sprawia, że wszystko wewnątrz mnie kuli się z ciepła. Jego dotyk był wystarczająco silny, by utrzymać mnie i wystarczająco miękki, by sprawić bym drżała. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Wzdycham. Nawet jako przyjaciel, zasługuje na coś lepszego niż ja. Wydaje się zwariowany, lubiąc mnie. Zwariowany, chcąc się ze mną umawiać. Dlaczego? Dlaczego nalega na przebywanie z dziewczyną, którą wszyscy inni odrzucają? Chris rzuca piłkę na lewą stronę boiska i przeciwna drużyna łapie ją za trzecim razem. Ryan wstaje z ławki rezerwowych i mruga do mnie zanim wchodzi na boisko. Mój uśmiech formuje się na ustach wbrew mojej woli. Pakujesz się do świata bólu, Beth. Tak jak wtedy, kiedy zaufałaś Luke’owi w wieku piętnastu lat. Luke mówił, że jestem ładna. Luke mówił wszystkie właściwe słowa. A potem Luke nigdy nie przyprowadził mnie do miejsca tak publicznego jak to. Może Scott ma rację. Mam czysty start. Może powinnam go wykorzystać. Może powinnam się nim cieszyć dopóki trwa. I tak wkrótce wyjadę z mamą. Każdy dzień, który spędza z Trentem, jest dniem przybliżającym ją do śmierci. Dzisiaj po grze, mama i ja opracujemy plan ucieczki, ale do tego czasu może powinnam się cieszyć tym, co rozgrywa się przede mną.

8 Ryan mnie lubi albo przynajmniej tak myśli. Dlaczego w takim pośpiechu chcę ruszyć do kolejnego chłopaka, który potraktuje mnie jak Luke, albo jak Trent traktuje mamę? Mogę być dziewczyną, która pokaże Ryanowi kilka rzeczy. Dziewczyną, która nie będzie się śmiała, kiedy się zarumieni. Mogę być dziewczyną, która w przyszłości, kiedy się ożeni z dobrą dziewczyną i będzie miał trójkę dzieci wspinających mu się na nogi, będzie doprze wspominał. Wtedy będzie patrzył na swoją żonę i będzie wdzięczny, że odeszłam. Wdzięczny, że nie skończył ze mną. -Jesteś dziewczyną Ryana? – wysoki chłopak siada obok mnie i obserwuje jak Ryan rzuca piłką. Jest strasznie blisko mnie. Nie na tyle blisko, aby mnie dotknąć, ale przekroczył już niewypowiedzianą granicę, jaką kompletni nieznajomi powinni wobec siebie mieć. Skóra na moim ramieniu szczypie. – A ty jesteś? Odwraca głowę w moją stronę i posyła mi uśmiech, który przypomina mi Ryana. W rzeczywistości wygląda jak Ryan, jest po prostu trochę starszy. – Mark. Jestem jego starszym bratem. Dzień dobry. Czy to może być brat, o którym Ryan wspominał w stodole? Ciekawość pozwoliła odejść nerwom. Nigdy wcześniej nie poznałam rodziny chłopaka, z którym się spotykałam i nie wiem nic o etykiecie. – Miło mi cię poznać. – Czy to nie to powinny mówić dobrze wychowane dziewczyny? -Jesteś pewna? Wydaje mi się, że robaki są szczęśliwsze od ciebie. Moje usta się unoszę. – Jestem Beth i jesteśmy tylko przyjaciółmi. – przyjaciółmi, którzy się umawiają, ale nie muszę mu mówić o swoich obawach. -Huh. – przeciąga. – Ryan nie przyprowadza przyjaciół na mecze. Mówi, że ludzie są rozproszeniem. Nie będąc pewną jak odpowiedzieć, skupiam się na grze. Mark zniża swój głos. – Sprawiam, że czujesz się niepewna? Równie dobrze mogę być szczera. To nie tak, że długo wytrwałabym jako szanująca wszystkich osoba. – Faceci, którzy naruszają moją przestrzeń osobistą sprawiają, że czuję się niepewnie, ale nie winię cię za to. Ryan ma taki sam problem. To musi być genetyczne. Mark śmieje się i jest to hałaśliwy śmiech, który powoduje, że ludzie zaczynają się gapić – nawet Ryan ze swojego miejsca na boisku. Oczy Ryana migają między mną a jego bratem. Cień przesuwa się po jego twarzy, gdy skupia się na Marku. Nie lubię zranienia, które w nim widzę. Macham mu prosto z serca, a on w odpowiedzi posyła mi zatrzymujący serce uśmiech. Ciepło skrada się wzdłuż mojego karku i zatrzymuje się na mojej twarzy. -Tak – mówi Mark. - Jesteście przyjaciółmi. -Nie pytałam cię o opinię. – mamroczę.

9 Mark ponownie się śmieje, ale już nie tak głośno. – Moja matka musi cię nienawidzić. Powinnam poczuć się obrażona, ale nie jestem. Gdyby mnie poznała, prawdopodobnie by mnie znienawidziła – nie wiem. -W porządku. Ja cię lubię. Mark wskazuje na tablicę wyników. – Mamy jeszcze kilka rund na naprawienie tego. Więc powiedz mi, jak poznałaś mojego brata?

10 Rozdział 43 Ryan Rozwiązując swoje ochraniacze, patrzę na trybuny. Mark tam jest i rozmawia z Beth. A właściwie, śmieje się z Beth. Zazdrość szarpie coś wewnątrz mnie i jestem wkurzony na nich oboje. Pisałem i dzwoniłem do Marka przez miesiące i gówno dostałem. Beth uśmiechnęła się raz, a on trajkocze, jakby był w talk show. Ale szczytem jest to, że Mark rozmawiał z nią przez całe dwadzieścia minut i Beth właściwie się śmiała. Tygodnie zajęło mi rozśmieszenie jej. Uderzam ochraniaczami o ławkę, a one spadają na ziemię. Mark jest moim bratem, więc nie powinien mi kraść dziewczyny. Nie wspominając już o tym, że on woli chłopaków. Kilku chłopaków patrzy na mnie, kiedy ponownie uderzam ochraniaczami o ławkę. Logan unosi brew. Potrząsam głową, by powstrzymać go od odzywania się. Kładąc ramiona na kolanach, próbuję się ogarnąć. Beth nie jest naprawdę moją dziewczyną. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, którzy się umawiają, ponieważ spieprzyłem wszystko od samego początku. -Ryan? – Trener przywołuje mnie do siebie. Wciskam na nogi swoje Nike i przerzucam torbę przez ramię. Z pewnością ma mi wiele do powiedzenia. Zakończyłem grę, ale kosztowało nas to dwa biegi w poprzedniej rundzie. Przyjacielska interakcja między Beth a Markiem rozproszyła mnie. -Tak, proszę pana. Trener kiwa głową na mężczyznę po trzydziestce i kobietę stojącą obok niego. Ubrani są jak przystało na sobotnie popołudnie – jeansy i ładne koszulki. – Chciałbym, żebyś poznał Pete’a Carsona i jego żonę, Vickie. Potrząsam wyciągnięte dłonie. – Najpierw pana Carsona, a potem jego żony. – Miło mi was poznać. -Pete jest łowcą talentów Uniwersytetu Louisville. Patrzę na Trenera i próbuję nie okazać zaskoczenia. Wie o tym, że z tatą myślimy o graniu zawodowo zaraz po ukończeniu szkoły. Pan Carson odchrząkuje. – Ryan, jestem łowcą od bardzo dawna, a twoje imię jest na ustach wszystkich. Zastanawiam się, czy myślałeś o jakiejś szkole. -Nie proszę pana. Po ukończeniu szkoły myślę o dołączeniu do zawodowców.

11 -To byłaby wielka strata. – słowa wypadają z ust jego żony. Cała nasza trójka patrzy na nią, a ona śmieje się nerwowo. – Przepraszam, ale taka jest prawda. Powinnam poprawnie się przedstawić – Jestem doktor Carson, jestem dziekanem Anglistyki na Uniwersytecie Spalding. -Aha. – bardzo nie gramatycznie poprawna odpowiedź. Dlaczego czuję się osaczony? -Pani Rowe, twoja nauczycielka angielskiego jest moją dobrą przyjaciółką. Pokazała mi niektóre z twoich prac. Jesteś bardzo utalentowany. Zarówno na boisku jak i poza nim. Uniwersytet Spalding, oferuje wspaniałe kursy kreatywnego pisania i wielu naszych studentów kontynuuje studia magisterskie na kierunku Sztuk Pięknych… Pan Carson kładzie dłoń na ramieniu żony. – Rekrutujesz go. Myślałem że wygrałem rzut monetą. -Nie mówiłeś wystarczająco szybko. – Strząsa rękę, którą położył jej na ramieniu. – Spalding też ma drużynę bejsbolową. Śmieję się sztucznie, ponieważ wszyscy to robią, ale mój niepokój rośnie. Stanie tutaj i słuchanie ich sprawa, że czuję się jakbym zdradzał swojego ojca. Pan Carson odpuszcza swojej żonie. – Spalding jest podzielone na trzy szkoły. Uniwersytet Louisville jest pierwszą z nich. Stamtąd kilku naszych graczy przeszło na zawodowstwo. Masz talent, którego nie można się nauczyć, ale masz też pewne problem ze swoimi rzutami i ustawieniem stóp. Moi trenerzy mogą z tobą nad tym popracować i będziesz rzucał na jeszcze wyższym poziomie. Przygotujemy cię do zawodowstwa, a do tego będziesz miał stopień naukowy. -Oferujecie mi stypendium? -Spalding tak. – mówi pani Carson. Uśmiecha się, nie okazując skruchy, kiedy jej mąż się krzywi. Pan Carson wymienia bardzo zmartwiony wzrok z trenerem. – Muszę wiedzieć czy jesteś zainteresowany. Mam w swojej drużynie miejsce dla miotacza i szukam kogoś, komu mógłbym zaoferować stypendium, jeżeli zarejestruje się wcześniej w listopadzie. Listopad. To oznacza, że jeżeli chciałbym iść na studia, mam mniej niż miesiąc na przemyślenie tego. Żadnej presji. Pan i pani Carson opisują życie studenckie, kiedy udaję że słucham. Co powiedziałby tata gdyby się dowiedział? Oboje podali mi wizytówki i pożegnali się, zostawiając mnie samego z trenerem. Czekam, aż Carsonowie będą poza zasięgiem słuchu i zadaję pytanie, które mnie dręczy. – Rozmawiał pan z panią Rowe? -Rozmawialiśmy w zeszłym miesiącu. Myślę, że w twoim najlepszym interesie jest rozwijanie swoich opcji.

12 -Myśli pan, że nie dam rady zostać zawodowcem? - to jest mężczyzna, który zachęcał mnie to tego, prawie tak samo mocno jak mój tata. -Nie – mówi powoli. – Wierzę, że dasz radę, ale równie dobrze wiem, że twój tata nie przedstawił ci wszystkiego, co można ci zaoferować. Twój ojciec jest dobrym mężczyzną, ale uważam cię za jednego z moich synów i nie pomógłbym ci, gdybym cię im nie przedstawił. Moja wskazówka. Mój ojciec i trener zawsze się zgadzali. Skąd ta zmiana? – Nie wezmę udziału w konkursie literackim. -Ryan – Trener mówi z rozdrażnionym westchnieniem. – Porozmawiamy później. Masz towarzystwo. – Jego spojrzenie powędrowało ponad moim ramieniem i strach osiedlił się w moim brzuchu. Mark czeka na mnie na szczycie trybun, podczas gdy Beth nadal siedzi na swoim miejscu. Rozglądam się po otoczeniu, by upewnić się, że nikt z miasta nie zobaczy tego ponownego połączenia. -Hej – mówi Mark. – Piekielnie dobrze zagrałeś. Robię głęboki wdech, starając się poradzić z tym wszystkim. Mark odszedł. Tata spojrzał mu prosto w oczy i kazał mu wybrać. Mój brat nie wybrał mnie. Poprosiłem go by został i walczył, a on tego nie zrobił. Poprosiłem go by przyjechał do domu, ale tego też nie zrobił. A teraz myślał, że może się tu pokazać i wszystko będzie w porządku. Wiecie co? Nie jest. – Co ty tutaj robisz? Mark grał jako zawodnik szarżujący dla Uniwersytetu Kentucky. W czasie swojego pierwszego roku, przybrał dwadzieścia pięć funtów muskułów. Jest dużym skurwysynem. – Chcę porozmawiać, Ry. -Myślę, że twoje milczenie od lata powiedziało już wszystko. - Mijam go i wskazuję na Beth, by zeszła z trybun. -Chciałem się z tobą skontaktować, ale za każdym razem gdy próbowałem, nie mogłem. Ciągle myślałem o mamie i tacie i potrzebowałem przestrzeni. Przestrzeni. Równie dobrze mógłby mnie kopnąć w jaja. Wyrzucam ręce: - Dostałeś to czego chciałeś, nieprawdaż? -To wszystko nie musi układać się w ten sposób. – Mark mówi wystarczająco głośno, by kilku widzów to usłyszało. -Tak – nadal idę. – Musi. W letargu ustalonych kroków, stopy Beth uderzają o metalowe trybuny, gdy schodzi w dół. – Co robisz? -Musimy iść. Potrzebujesz godziny, pamiętasz? A potem idziemy na obiad.

13 -Mamy czas. Idź porozmawiaj ze swoim bratem. -W porządku, Beth – odpowiada Mark za mnie, tonem sugerującym przeprosiny. – Cieszę się, że miałem szansę cię poznać. Nie pozwól, by Groveton zadusiło cię na śmierć. Posyła mu jeden ze swoich rzadkich, prawdziwych uśmiechów, a ja chcę coś uderzyć – mocno. – Powodzenia na meczu w przyszłym tygodniu. Mark chowa dłonie do kieszeni jeansów i odchodzi. – Wiesz gdzie mnie znaleźć, kiedy będziesz gotowy, Ry. Beth obserwuje go, dopóki nie znika z zasięgu naszego wzroku. – Co, do diabła, jest z tobą nie tak? -Nie zrozumiałabyś. – ruszam przez parking i wrzucam swoje rzeczy do Jeepa. Beth zatrzaskuje drzwi od strony pasażera, a ja jej odpowiadam, zatrzaskując drzwi od swojej strony. – Powiedz mi, gdzie mam cię zabrać. -Galeria handlowa pół mili przed twoim centrum miotania. Moja głowa podskakuje do góry. To miejsce jest o krok od slumsów. – Nie zostawię cię tam. -Nie prosiłam cię o zgodę. Zawarłeś ze mną umowę. To twoja decyzja czy chcesz jej dotrzymać. – jej nieruchome niebieskie oczy wbijają się we mnie. Naciągam mocno daszek swojej czapki i wyjeżdżam na główną ulicę. Jest zła. Ja jestem zły. Milczymy, gdy przez trzydzieści minut jedziemy na drugą stronę miasta. W powietrzu jest wystarczająco dużo napięcia, by popchnąć samochód bez gazu. Gdyby któreś z nas wypowiedziało choć słowo, spowodowalibyśmy eksplozję. Beth najwyraźniej lubi igrać z ogniem. – Czy twój brat jest jednym z tych gości, którzy są niesamowici dla nieznajomych, a potem na prywatności zmieniają się w kompletnych kutasów? Czy każdego ranka sikał ci do twoich płatków, zanim poszedłeś do szkoły? -Nie – warczę. – Był świetnym bratem. -Więc co jest z tobą nie tak. Powiedział, że nie gadaliście od trzech miesięcy i dlatego tu był, by się z tobą zobaczyć. Co było dla ciebie tak cholernie ważnego, że nie mogłeś poświęcić mu trzech sekund, aby powiedzieć cześć? Włączam radio. Ona je wyłącza. Uderzam dłonią o kierownicę. – Myślałem, że ci się śpieszy do twojej godziny wolności w Louisville. -Poczekanie piętnastu minut nie zrujnowałoby mojej godziny. Spróbujmy jeszcze raz. Co się dzieje? -On jest gejem.

14 Beth mruga. – Już mi to powiedziałeś. I to dlatego jesteś dupkiem? Nie jestem dupkiem. Cały ten dzień miał na celu pokazanie jej, że nie jestem dupkiem. – On odszedł, dobra? Odszedł i jasno dał do zrozumienia, że nie wróci. Wygina swoje ciało w moim kierunku. – Powiedz mi, że to była tylko i wyłącznie decyzja Marka. Beth nie powiedziała mi nic o swojej rodzinie, a spodziewała się idealności po mojej. – Mój ojciec go wyrzucił i Mark nawet nie próbował zobaczyć, co by się stało gdyby został. Jesteś teraz zadowolona? -Nie. Więc twój ojciec jest homofobicznym dupkiem? Jaka jest twoja wymówka? Złość we mnie wybucha. – Spodziewasz się, że co zrobię? Sprzeciwię się ojcu? Powiedział mi i mamie, że nie wolno nam z nim rozmawiać. On jest moim tatą, Beth. Co ty byś zrobiła? Nie odważyłem się jej wspomnieć, że próbowałem się skontaktować z Markiem, ale on nie odpowiadał… do teraz. Ale teraz było już za późno. -Wyhodowałabym sobie parę jaj, oto co bym zrobiła. Boże, Ryan, ty jesteś dupkiem. Twój brat jest gejem, a ty wywalasz go ze swojego życia, bo zbyt się boisz przeciwstawić swojemu ojcu. Wjeżdżam do galerii handlowej i parkuję z tyłu parkingu. To miejsce to dziura. Przy Laundromacie stoi facet krzyczący na farbowaną blondynkę, która trzyma dziecko w pieluchach na biodrze. Chłopaki w moim wieku palą papierosy, kiedy dziewczyny wchodzą i wychodzą z galerii. Ktoś musi nauczyć ich szacunku. Beth wyskakuje z Jeepa. Jej włosy powiewają na wietrze, gdy idzie w kierunku galerii. Dlaczego ta dziewczyna zawsze ode mnie odchodzi? Wyskakuję z samochodu i pędzę za nią, łapię jej dłoń i odwracam twarzą do mnie. Myślałem, że wkurzyłem Beth, gdy ją zgłosiłem na królową balu. Ogień płonący w jej oczach mówi mi, że teraz jest na całkowicie innym poziomie wkurzenia. Musi mnie wysłuchać i zrozumieć mojego ojca – zrozumieć moją rodzinę. – Mark nas porzucił. -Gówno prawda. Ty porzuciłeś jego. – Stuka palcem o mój tors. – Ty i ja. To pomyłka. Jesteś porzucaczem. Mój ojciec mnie zostawił, Święty Scott mnie porzucił i nie pozwolę, by ktokolwiek jeszcze mnie zostawił. Teraz to Beth jest osobą, która odchodzi. Idzie w kierunku sklepów i znika w spożywczaku. W drodze do Lousiville powiedziała, bym ją tu podrzucił i dał jej godzinę. Nigdy nie zamierzałam zostawiać jej samej na tę godzinę, ale jej słowa uderzają we mnie. Czy ona ma rację? Czy to ja porzuciłem Marka?

15 Rozdział 44 Beth Wpadłam do supermarketu, cofnęłam się i pobiegłam prosto do Ostatniego Przystanku, mijając grupę chłopaków jeżdżących na deskorolkach. Jestem ostrożna, pilnuję pieniędzy Echo, które wypalają tylną kieszeń moich spodni. Tutaj jest więcej kieszonkowców niż osób z dyplomami ukończenia szkół średnich. Denny uderza ręką o ladę, kiedy wchodzę do baru. – Idź stąd, dzieciaku. Kule od bilardu obijają się o siebie, kiedy facet w jeansach i skórzanej kamizelce gra solo. Dwóch starszych mężczyzn w niebieskich mundurach fabrycznych garbi się nad piwem przy barze. Moje serce traci jakąkolwiek nadzieję, jaką miałam w Groveton, kiedy widzę blond włosy i bałagan siedzący przy stoliku w kącie. Trzymając głowę dumnie, opieram się o bar: - Ilekolwiek Isaiah ci płaci, ja zapłacę ci więcej, jeżeli będziesz trzymał buzię na kłódkę. Śmieje się ponuro: - To samo zaoferował mi w związku z tobą. Idź baw się ze swoim chłopakiem i trzymaj się z dala ode mnie. -Isaiah nie jest moim chłopakiem. Uśmiechając się wszystkowiedząco, Denny chwyta mokre kieliszki i zaczyna suszyć je ręcznikiem. – Powiedziałaś mu to? Kiedy nic nie odpowiedziałam, Denny wskazuje na mamę: - Płakała dzisiaj. Trent został ostatniej nocy aresztowany przez gliny za jazdę po pijanemu i skonfiskowali jej samochód. Weź ją stąd i spędź z nią trochę czasu. Hura i cholera. Bez Isaiaha na pokładzie potrzebuję samochodu, a kawałek gówna, którego właścicielką jest mama, jest poza zasięgiem. Przynajmniej nie muszę martwić się o to, że Trent pobije dzisiaj którąkolwiek z nas. -Następnym razem, kiedy wejdziesz do mojego baru, dzwonię do Isaiaha by cię stąd zabrał. – mówi Denny. – Nawet jeśli ona płacze. Tuż obok pustej butelki tequili, głowa mamy spoczywa na złożonych ramionach. Jest chudsza. Pęd emocji tworzy we mnie wrażenie oszołomienia. Ta biedna, żałosna kobieta jest moją mamą, a ja ją całkowicie zawiodłam. - Chodźmy mamo.

16 Nie reaguje. Podnoszę włosy z jej twarzy. Kilka pasm opada na podłogę, a kilka przykleja mi się do ręki. Boże, czy ona w ogóle jadła? Żółte i brązowe plamy widoczne są na lewej części jej twarzy. Na prawym nadgarstku nosi czarną klamrę. Przesuwam ją delikatnie. -Mamo, tu Elisabeth. Jej powieki otwierają się, a jej puste niebieskie oczy są zapadnięte. -Kochanie? -To ja. Chodźmy do domu. Mama wyciąga do mnie ręce, jakbym była duchem. Jej palce ledwie dotykają moich nóg, zanim jej ramie opada. – Jesteś snem? -Kiedy ostatni raz jadłaś? Z głową na ramionach, obserwuje mnie. – Ty zawsze kupowałaś dla mnie jedzenie i je przyrządzałaś, prawda? Szynka i ser z białą musztardą prosto z lodówki. To byłaś ty. Moje wnętrze usycha jak roślina bez wody. Chyba nie myślałam, że kto inny się nią zajmuje? Zamykam oczy i szukam jakiegoś rozwiązania. Będąc u Scotta zmiękłam. Muszę być bardziej świadoma tego, że mama jest ode mnie zależna. – Chodźmy. Chwytam ją pod ramieniem i podciągam jej ciało. – No chodź. Musisz wstać. Nie mogę targać cię do domu. -Nienawidzę kiedy na mnie krzyczysz, Elisabeth. -Nie krzyczę. – ale jestem suką. Jak większość małych dzieci mama jest posłuszna silnej reprymendzie. Również jak większość małych dzieci, często boi się niewłaściwej osoby. -Tak, krzyczysz – mamrocze. – Zawsze jesteś zła. Nawet gdy ją trzymam, nadal chwieje się z boku na bok. Drzwi z tyłu bar są zamknięte. Do diabła. To znaczy, że będziemy musiały wyjść wejściem frontowym. Nawet dziecięce kroki są dla niej kłopotliwe i obliczam, jak długo zajmie mi dotarganie jej do domu w tym tempie. Mam tak wiele rzeczy do zrobienia zanim spotkam się z Ryanem – zrobić zakupy w spożywczaku, dowiedzieć się jak wydostać samochód z parkingu policyjnego i ustalić datę, kiedy uciekamy. Mama potyka się kiedy wychodzimy na światło dzienne. Próbuje zasłonić oczy, ale to narusza jej i tak kruchą równowagę i muszę użyć obu rąk, by utrzymać ją prosto. Ma rację. Zawsze jestem zła, ponieważ właśnie teraz gotuje się we mnie krew. – Co jeszcze bierzesz? -Nic. – mówi zbyt szybko. Ta jasne. Nic. – Ta butelka tequili nie była pusta. Stajesz się lekka jak piórko. Nie mówi nic, a ja odpuszczam, przypominając sobie, że są rzeczy, których lepiej nie wiedzieć. Ciągnę ją do przodu, a ona okazjonalnie podnosi stopy by mi pomóc. Kilku

17 chłopaków, z którymi chodziłam do szkoły, skacze na deskorolce. Dwa gwizdy na mnie i pytanie czy już wróciłam. Inny… Podnosi swoją deskorolkę i wyciąga z kieszeni dziesięciodolarowy banknot. – Znowu nie masz kasy, Sky? Przyjmę teraz robótkę. Wstyd uderza w moją twarz, ale zmuszam się by trzymać głowę wysoko, gdy targam mamę w kierunku jej mieszkania. – Pieprz się. -Tęskniłem za tobą. Beth, ale twoja mama jest fajniejsza, kiedy jej nie niańczysz. – upuszcza deskę i odjeżdża. Przebywanie u Scotta zmiękczyło mnie i to sprawiło, że całe to doświadczenie stało się jeszcze gorsze. Chciałabym, żeby Scott zostawił mnie w spokoju. -Przeprowadzimy się na Florydę. – powoli mijamy lombard. – Białe piaszczyste plaże. Ciepłe powietrze. Dźwięk fal uderzających o brzeg morza. – moja mama nie jest dziwką. Nie jest, proszę Boże, nie pozwól jej być. – Otrzeźwimy cię i znajdziemy dla nas jakąś pracę… - Zrobimy to? – coś na pewno znajdziemy. – Ponieważ Scott ma prawo opieki nade mną, będziemy musiały być ostrożne. Będę oznaczona jako uciekinier. – Pojedziemy nad morze. Podaj mi datę i wyjedziemy. -Muszę najpierw wpłacić kaucję za Trenta. – Mama szepcze. – A potem muszę odebrać samochód z parkingu policyjnego. -Pieprzyć Trenta. Pozwól mu zgnić w więzieniu. -Nie mogę. – mama chwyta się moich włosów, by utrzymać pozycję pionową, a ból sprawia, że chcę krzyczeć. Zamiast tego przygryzam wargi. Krzyk ściągnąłby na nas więcej uwagi. Dochodzimy do końca chodnika. Mama upada do przodu, kiedy zapomina zrobić krok i potyka się na chodniku. – No dalej, mamo! - pragnę tylko usiąść na ziemi i płakać, ale nie mogę. Nie kiedy ludzie patrzą. Nie z mamą u boku. – Wstawaj! -Mam ją. – głęboki, gładki głos powoduje, że moje serce nieruchomieje, a płuca przestają wciągać powietrze. Isaiah bez trudu bierze mamę w swoje ramiona. Nie czekając na mnie, kieruje się prosto do budynku, w którym znajduje się jej mieszkanie. Isaiah. Mrugam. Mój najlepszy przyjaciel. Moje serce uderza dwa razy i za każdym razem to boli. Mama porusza się niespokojnie, kiedy Isaiah ją niesie. Kiedy docieramy do drzwi, wyciągam pęk kluczy, który zwykłam nosić jako naszyjnik w szkole podstawowej.

18 Zauważam przelotne spojrzenie Isaiaha i kulę się ze strachu na widok bólu w jego oczach. Ma na sobie kombinezon z warsztatu samochodowego, w którym pracuje. Smar i olej pokrywają niebieski materiał. Każdego dnia przez trzy tygodnie Isaiah pisał i dzwonił do mnie, a ja nie odpowiadałam. Ukryłam poczucie winy. To on jest tym, który mnie zdradził i nie ma nic, co mogę zrobić, by zmusić się teraz do odpowiedzi. Okropny zjełczały smród uderza we mnie, kiedy tylko otwieram drzwi. Kręci mi się w głowie ze strachu. Nie chcę wiedzieć, po prostu nie chcę. Jedziemy na Florydę. Uciekamy stąd. Isaiah podąża za mną i przeklina. Może z powodu zniszczeń czy śmieci, które są wszędzie. Nie wiem. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu kiedy tu byłam, z wyjątkiem tego, że teraz drzwi lodówki wisiały szeroko otwarte. -Zapomniałaś zapłacić sprzątaczce? – pyta Isaiah. Na jego ustach pojawia się mały pół uśmiech, by rozładować sytuację. Wie, że nienawidzę, jak ktoś ogląda miejsce, w którym mieszka moja mama. – Ona akceptuje jedynie gotówkę, a mama nalegała, byśmy używały karty kredytowej do częstych płatności. Przechodzę nad śmieciami i połamanymi kawałkami mebli i prowadzę Isaiaha do pokoju mamy. Delikatnie kładzie ją na łóżko. To nie pierwszy raz, kiedy pomaga mi z mamą. Kiedy mieliśmy po czternaście lat, Isaiah pomagał mi wynosić ją z baru. Przyzwyczaił się już do popękanych ścian, zniszczonego zielonego dywanu i zdjęcia mnie i mamy wsuniętego za pęknięte lustro. -Daj mi kilka minut – mówię. – To pójdę po zakupy. Szorstko kiwa głową. – Będę czekał w salonie. Zdejmuję mamie buty i siadam na łóżku obok niej. – Obudź się mamo. Powiedz mi, co stało ci się w dłoń. – Tak jakbym nie wiedziała. Jej oczy ledwie się otwierają, a ona zwija się do pozycji embrionalnej. – Pokłóciłam się z Trentem. Nie chciał mi tego zrobić. Nigdy nie chciał. – Im szybciej się wyniesiemy od niego, tym lepiej. -On mnie kocha. -Nie, nie kocha. -Tak, kocha. Wasza dwójka po prostu się nie dogaduje. -Taa, nie dogaduje. – wiem, że nosi pierścień, który wbija się w twarz gdy uderza. – Uciekasz ze mną, prawda? Bo jeśli nie, to nie mogę się tobą zająć. Chcę, żeby się zgodziła i zrobiła to szybko. Przerwa sprawia, że czuję się jakby ktoś wyciągał moje jelita przez pępek. Wreszcie, odzywa się. – Nie rozumiesz. Jesteś cyganką.

19 I jest na haju. – Zamierzasz ze mną odejść? -Tak, skarbie – mamrocze. – Pójdę z tobą. -Ile potrzebujemy, żeby wykupić samochód? -Potrzebuję pięć stów, by wyciągnąć Trenta z więzienia. Trent może umrzeć w więzieniu. – Samochód. Jak dużo potrzebujemy, żeby wyciągnąć samochód? Nie dam rady załatwić sobie stałej podwózki do Louisville i nie dam rady się tobą opiekować, jeśli nie opuścimy miasta. Wzrusza ramionami. – Kilka setek. Mama zaczyna śpiewać starą piosenkę, którą śpiewał dziadek, gdy zasypiał pijany. Pocieram czoło. Potrzebujemy cholernego samochodu, a ja potrzebuję planu. Powinnam zniknąć z mamą już kilka tygodni temu, ale Isaiah to zrujnował. Moje okazje wymykały się, a ja nie byłam pewna, jak długo mama jeszcze wytrzyma. Wyciągam gotówkę od Echo i połowę kładę na jej stoliku nocnym. Przestaje śpiewać i patrzy na pieniądze. -Posłuchaj mnie mamo. Musisz wytrzeźwieć i wyciągnąć samochód z konfiskaty. Wkrótce wyjedziemy. Rozumiesz? Mama nadal patrzy na pieniądze. – Scott ci je dał? -Mamo! – krzyczę, a ona się wzdryga. – Powtórz to, co musisz zrobić. Mama wyciąga spod poduszki moją starą maskotkę. – Śpię z nią kiedy za tobą tęsknię. Spałam z tym wypchanym zwierzątkiem każdej nocy aż do trzynastego roku życia. To jedyna rzecz, jaką dał mi tata. Fakt, że ją zatrzymała, rozrywa mnie na kawałki. Nie mogę się teraz na tym skupić. Mama musi zapamiętać, co musi zrobić. Jej życie od tego zależy. – Powtórz to, co powiedziałam. -Zdobyć samochód. Zapłacić rachunek telefoniczny. Wstaję, a mama chwyta moją dłoń. – Nie zostawiaj mnie samej. Nie chcę być sama. Ta prośba karmi moje poczucie winy. Wszyscy mamy swoje lęki. Te rzeczy, które istnieją w ciemnych kątach naszych umysłów i które nas przerażają. To jest jej… A może i mój strach? – Muszę kupić jakieś jedzenie. Zrobię ci kanapki i włożę je do lodówki. -Zostań. – mówi. – Zostań dopóki nie zasnę. Jak wiele razy jako dziecko błagałam ją o to samo? Leżę obok niej na łóżku, przesuwam palcami przez jej włosy i kontynuuję śpiewanie, kiedy zasypia. To jej ulubione wersy. Te o ptakach, wolności i zmianie.

20 *** Kroję ostatnią kanapkę na pół i wkładam pełny talerz do lodówki, razem z kawałkami szynki i sera, który kupił Isaiah, kiedy ja śpiewałam mamie. Isaiah zajmuje się układaniem pudełek z płatkami i krakersami na półce. Kupił jedzenie dla mamy, które z łatwością mógł zachować dla siebie. -Nie uważasz, że karasz mnie już wystarczająco długo? – pyta Isaiah. Łańcuchy, które nade mną ciążyły, stały się jeszcze cięższe. – Zamierzasz przerzucić mnie przez ramie i ponownie zmusić do wyjścia? -Nie – mówi. – Wszyscy wiedzą, że Trent jest w więzieniu. Najgorsza rzecz, jaka może ci się tutaj stać, to… - patrzy na zamknięte drzwi do mojego starego pokoju. – Może ponownie powinienem przerzucić cię przez ramię. To miejsce nie jest dla ciebie dobre, Beth. -Wiem. – I właśnie dlatego chcę wyjechać… z mamą. Mała część mnie jest ciekawa, co wie Isaiah, a czego ja nie wiem. Mogłabym otworzyć drzwi do starego pokoju i dowiedzieć się, ale odsuwam od siebie te myśli. Nie chcę wiedzieć. Naprawdę nie chcę wiedzieć. -Powinieneś wrócić do pracy – mówię. Zmienił swój kombinezon na ulubioną czarną koszulkę i jeansy, co znaczyło, że zamierza zostać. Nie chcę być odpowiedzialna za to, że straci pracę, którą kocha. Warsztat w którym pracuje, jest naprzeciwko centrum handlowego, co wyjaśnia dlaczego dotarł do mnie tak szybko. -Mam wolną godzinę. Utknąłem przy kilku bzdurach w Mustangu, którego ktoś przyprowadził. Jest naprawdę śliczny. Myślę, że nawet ty byś go polubiła. Tęskniłam za tym. Za Isaiahem opowiadającym mi o swoim dniu i jego podekscytowanym tonem, kiedy mówił o samochodach. Isaiah popatrzył na mnie swoimi szarymi oczami. Tęskniłam za nim. Jego głos. Tatuaże pokrywające ramiona. Stała obecność. To ostatnie było tym, za czym tęskniłam najbardziej. Isaiah był dla mnie zawsze tym związkiem, którego nigdy nie musiałam kwestionować. Jedynym związkiem, gdzie po przebudzeniu nie musiałam się zastanawiać, czy coś się zmieni. Robię dwa kroki i owijam ramiona wokół jego klatki piersiowej. Na jedną chwilę, Isaiah przygarnia mnie do siebie. Uwielbiam słyszeć bicie jego serca. Takie stabilne. Takie silne. Na krótka chwilę, łańcuchy opadają. - Tęskniłam za tobą. – mówię. -Ja też za tobą tęskniłem. – Isaiah opiera czoło o moje. Jedną ręką sięga i chwyta moją głowę. Jego palce przesuwają się po moim policzku, a mój kręgosłup się prostuje. W ciągu ostatnich lat dotykaliśmy się tak wiele razy. Ale za każdym razem byliśmy na haju. Od mojego aresztowania, Isaiah dotykał mnie tylko wtedy, gdy byłam trzeźwa. Jednej nocy tego roku, posunęliśmy się za daleko kiedy byliśmy na haju. Tak jak ja i Ryan. Ale inaczej niż ja i Ryan, Isaiah i ja udawaliśmy, że nic się nie wydarzyło. Gdyby nie

21 Ryana, pewnie udawałabym, że mam amnezję, która obejmuje okres czasu, który spędziliśmy w stodole. I wtedy przypominam sobie… Isaiah powiedział, że mnie kocha. -Kiedy ukończymy szkołę, Beth, obiecuję, że cię stąd zabiorę. -Dobrze – mówię, wiedząc, że nie będzie mnie tutaj długo przed zakończeniem roku szkolnego. Wysuwam się z jego uścisku i zastanawiam się, czy go źle zrozumiałam. Może mi nie powiedział, że mnie kocha. Może jeśli tak zrobił, zignorujemy to. – Denny znowu do ciebie dzwonił? -Tak i dalej będzie dzwonił. Ułatw nam to wszystko i po prostu do mnie zadzwoń, jeśli musisz zobaczyć się z mamą. Pozwól mi wtedy pójść z tobą. Zabiję Trenta, jeśli ponownie cię dotknie i wolałbym nie iść do więzienia. -Pewnie. – powiedziałam, nawet jeśli nie zamierzałam tego zrobić. Następnym razem, kiedy przyjadę do Louisville, to tylko po to, żeby zebrać mamę i opuścić to miasto na dobre. -Rico urządza dzisiaj imprezę. – Isaiah kontynuował. – Noah tam będzie. Obiecuję, że odwieziemy cię do domu wujka, zanim zdąży za tobą zatęsknić. W mojej duszy powstaje tonąca pustka. Uderzyłam Noah. – Jest na mnie zły? Isaiah potrząsa głową. – Jest zły na siebie. Tak samo jak ja. Powinniśmy zrobić wszystko inaczej, ale przybyliśmy za późno. Noah i ja byliśmy przerażeni, że Trent ponownie cię zrani. Wyciągam telefon i sprawdzam godzinę. Mam pięć minut, by wrócić do Ryana. Przesuwając dłonią przez włosy, rozważam wszystkie opcje. Chcę się zobaczyć z Noah i chcę spędzić trochę czasu z Isaiahem. Chciałabym wepchnąć Ryana pod autobus za to, co zrobił bratu. Moje serce uderza niespokojnie. To czego naprawdę chcę, to by Ryan uśmiechnął się do mnie tym wspaniałym uśmiechem i powiedział, że popełnił straszny błąd. Co jest ze mną nie tak? Przygryzam dolną wargę i patrzę na Isaiaha. – Najpierw muszę pogadać z Ryanem

22 . Rozdział 45 Ryan Beth wychodzi z obskurnego kompleksu mieszkań z Isaiah’em depczącym jej po piętach. W mojej głowie krąży ciągle ta sama mantra: nie stracę Beth. Nie oddam nas tak łatwo. Mogłem podejść do niej wcześniej, ale zdecydowałem się uszanować Beth i trzymać się naszego pierwotnego planu: iść pod prysznic, przebrać się, a potem godzinę później odebrać ją. Zmodyfikowałem jedną część jej prośby – odbierałem ją z miejsca, w którym widziałem ją po raz ostatni. Godzinę temu, obserwowałem jak Beth podąża za Isaiah’em do tego budynku, z dorosłą kobietą przewieszoną przez jego ramiona. Podarowanie Beth jej przestrzeni – wiedząc, że jest z nim, a nie ze mną – było jedną z najtrudniejszych przeklętych rzeczy, jakie w życiu zrobiłem. Ale zamierzałam ją zatrzymać. Pomimo słów, które do niej powiedziałem, ona jest moją dziewczyną. Beth zatrzymuje się kiedy widzi, że opieram się o drzwi mojego Jeepa. Jej oczy rozszerzają się, a twarz blednie. – Co ty tutaj robisz? -Mamy plany na obiad. Mruga, a Isaiah za nią napina się. Może on szuka walki, ale ja nie. – Możemy przez chwilę porozmawiać, Beth? – patrzę na Isaiaha. – Na osobności. -Odejdę, tylko jeżeli ona mi każe. – Isaiah przyjął chłodną postawę, prawie przyjacielską, ale całkiem wymuszoną. -Isaiah – mówi Beth. – Muszę z nim porozmawiać. Stojąc za nią, Isaiah kładzie dłoń na jej ramieniu, całuje w czoło i patrzy prosto na mnie. W moim gardle rośnie gula. Jedyną rzeczą powstrzymującą mnie od przywalenia mu, jest wyraz twarzy Beth. Jej ogromne oczy stają się jeszcze większe. Dobra dziewczynka. Podoba mi się to, że nie spodziewała się od niego czegoś takiego. Isaiah wskakuje do starego Mustanga i patrzy na mnie, gdy uruchamia silnik. Włącza się natychmiast, dudniąc głośno. Wycofuje się i odjeżdża. Beth przeciera pięściami oczy. Przez mój umysł przepływa milion pytań, ale w tej chwili jestem tylko zainteresowany ratowaniem nas. – Przepraszam. Powoli zniża swoje dłonie. – Za co?

23 Za to, że to gówno jest jej poprzednim życiem. Za to, że nie ufa mi na tyle, by pozwolić mi sobie pomóc ze swoimi problemami. Za to, że byłem zbyt głupi i że myślałem, iż jest niczym więcej niż tylko rozpieszczoną laską, która chciała wyrwać się spod opieki wujka. Za bycie takim dupkiem, o jakiego kilka tygodni wcześniej posądziła mnie. -Mark był moim najlepszym przyjacielem. – mówię jej. – Kiedy odszedł, poczułem się jakby zabrał ze sobą część mnie. Kiedy mój tata go wyrzucił, nie mogłem zrozumieć, dlaczego nie został i nie walczył – jeśli nie dla siebie, to dla mnie. Nigdy wcześniej nikomu tego nie powiedziałem. Nawet Chrisowi czy Loganowi. Beth jest pierwszą osobą, której powiedziałem coś tak poważnego – tak osobistego. Wzdychając ciężko, Beth opada na rozpadający się krawężnik. – Rozumiem. – znowu wygląda na małą i zagubioną, a moje serce wyrywa się z piersi. Siadam na krawężniku i wszystko w moim świecie wchodzi na swoje miejsce, kiedy kładzie głowę na moim ramieniu. Owijając wokół niej ramię, ledwie zamykam oczy, gdy ona o kilka cali zbliża swoje ciało do mojego. To tutaj Beth przynależy – jej miejsce jest przy moim boku. -Nadal uważam, że byłeś dla Marka dupkiem. – mówi. -Tak – poczucie winy zjadało mnie do wewnątrz. – Ale co zrobię? Albo on, albo mój tata. Oboje wyznaczyli mi granice. Mam wybrać jednego albo drugiego, ale ja potrzebuję obu. Cisza. Łagodny wiatr zatańczył na parkingu. -Ona jest moją mamą – powiedziała Beth z tą samą ciężkością, którą usłyszałem w głosie Scotta, kiedy opowiadał o małej Beth. – Na wypadek, gdybyś się zastanawiał. -Zastanawiałem się. – ale nie byłem gotowy by ją zapytać. Moje palce lekko prześledziły jej ramię i przysięgam, ona przycisnęła się do mnie bliżej. Chciałbym ją teraz pocałować. Nie pocałunkiem, który sprawiłby, że jej ciało by ożyło. Pocałunkiem, który pokazałby, jak bardzo mnie obchodzi – takim, w który włożyłbym swoją duszę. Beth unosi głowę, a ja opuszczam ramię. Potrzebuje swojej przestrzeni, a ja muszę się nauczyć jak ją jej dawać. -Jesteśmy beznadziejni w randkowaniu/umawianiu się. – mówi. Śmieję się. Tak, jesteśmy do bani. Mając nadzieję na lepszy moment, zamierzałem poczekać aż do chwili gdy skończymy obiad, by dać jej to, co przywiozłem ze sobą, ale o Beth nauczyłem się jednej rzeczy: idealny moment nigdy nie następuje. Wkładam rękę do kieszeni, wyciągam wąski kawałek materiału i macham nim przed nią. – To jest mój prezent dla ciebie. To jest moja niespodzianka. Beth mruga raz, a jej głowa powoli przechyla się w lewo, gdy wpatruje się we wstążkę. Jak faceci to robią? Jak dają prezenty dziewczynom, do których coś czują i pozostają przy

24 zdrowych zmysłach? Chcę, żeby była zaskoczona, żeby została na liście, ale bardziej… chcę, żeby ten prezent udowodnił, że ją znam i że widzę coś więcej niż tylko czarne włosy, kolczyk w nosie i ścięte jeansy. Że widzę jaka jest naprawdę – widzę ją, Beth. -Kupiłeś mi wstążkę – szepcze – Skąd wiedziałeś? Zasycha mi w ustach. – W biurze Scotta wiedziałem zdjęcie, kiedy byłaś mała i ty mówiłaś o tym… w stodole. Jej słowa hipnotyzują. – Wstążki – powiedziała kapryśnym tonem. – Nadal kocham wstążki. W powolnym, metodycznym ruchu, Beth wyciąga nadgarstek. – Załóż mi ją. -Jestem facetem. Nie wiem jak zawiązać wstążkę we włosy dziewczyny. Usta Beth przełamują się w uśmiechu, częściowo złośliwym, a częściowo śmiesznym. – Zawiąż ją na moim nadgarstku. Nie jestem pewna, czy zauważyłeś, ale nie jestem już typem dziewczyny noszącej wstążki we włosach. Gdy owijam długi kawałek materiału wokół jej nadgarstka i robię wszystko co w mojej mocy, by węzeł był normalny, zbieram się na odwagę by zapytać: - Jesteś zaskoczona? Jej przerwa jest wyniszczająca. – Tak – odpowiada bez tchu. – Jestem zaskoczona. Beth oferuje mi niezwykły/rzadki dar: niebieskie oczy tak miękkie, że przypominają mi ocean, uśmiech tak spokojny, że myślę o niebie. -Chodźmy na obiad – mówię. Wyraz twarzy Beth staje się zbyt niewinny. Przygryza dolną wargę, a moje oczy zwężają się gdy patrzę na te usta. Pragnę ich spróbować, ponownie. W głębi duszy czerwone, ostrzegawcze flagi zaczynają łopotać, ale nie dbam o to. Zrobię wszystko, by sprawić, żeby patrzyła na mnie tak przez wieczność. -Właściwie – mówi. – mam inny pomysł. *** Dwa bloki od centrum handlowego, wchodzimy na dobrze oznaczony teren gangu. Słyszałem plotki o tej części miasta, ale nigdy w nie nie wierzyłem. Myślałem, że były to legendy miejskie, tworzone przez dziewczyny na ich piżamowych sabatach. Setki razy przejeżdżałem głównymi drogami tej okolicy. Jadałem w restauracjach szybkiej obsługi i tych bardziej elegantszych razem z rodzicami. Nie wiedziałem, że za jasnymi kolorami i wypielęgnowanymi krajobrazami głównych ulic, kryją się małe domy przypominające pudełka i wiadukty pełne graffiti.

25 Na ganku śmieje się Isaiah z dwoma Latynosami, a potem kiwa głową w stronę mojego Jeepa zaparkowanego na ulicy za jego Mustangiem. Przestają się śmiać. Zgadzam się. Nie wiedzę ani grama humoru w tej scenerii. -To miejsce nie jest dobre. -Oni są moimi przyjaciółmi – mówi Beth. – Scott zabrał mnie od nich i nawet nie pozwolił, żebym się pożegnała. Możesz zostać w samochodzie. Daj mi dwadzieścia minut, góra trzydzieści. I potem wyniesiemy się stąd. Przysięgam. Nie ma mowy, żeby weszła tam sama. Rejestruję poziom zagrożenia na tym osiedlu i chłopaków na ganku. – Nie mogę cię tutaj chronić. -Nie proszę cię o to. Powiedziałeś, że poczekałbyś… Przerywam jej. – Kiedy powiedziałaś, że chcesz się zatrzymać i pożegnać z przyjaciółmi. Tan facet ma na sobie kolory gangu. Uderza głową w siedzenie. – Ryan. Prawdopodobnie już nigdy więcej nie zobaczę żadnego z nich ponownie. Pozwolisz mi się z nimi pożegnać? Te słowa: nigdy się już z nimi nie zobaczę i pożegnać, są jedynymi powodami, prze które mówię to: - W takim razie, wchodzę z tobą. -Dobra. – wyskakuje z samochodu, a ja za nią podążam. Może żyć złudzeniami, ale nie jest tutaj bezpieczniejsza ode mnie i jeżeli będę musiał, pójdę za nią na dno, jeżeli przez to nie zostanie zraniona. Docieramy do frontowych schodów i widzę, że Isaiah zniknął. Proszę o zbyt wiele, modląc się by zniknął na całą noc? Wnętrze domu jest mniejsze niż przypuszczałem, a spodziewałem się ciasnoty. Kuchnia i salon tak naprawdę są jednym pokojem, oddzielonym kątem mebli. Nastolatkowie siedzą wszędzie – na meblach, na podłodze. Inni opierają się o ściany. Opary dymu papierosowego wiszą w powietrzu. Dymu papierosowego. I nie tylko. Przyciągam spojrzenia wszystkich, ale nie przerywają swoich rozmów. Faceci mierzą mnie wzrokiem. Oczy dziewczyn wędrują na mój tors. Innych wędruje niżej. Beth złącza swoją dłoń z moją, a potem przesuwa miękkimi palcami po moim policzku, wabiąc mnie, bym zniżył głowę. -Zostań blisko mnie – szepcze. – Nie rozmawiaj z nikim i nie gap się. Będzie lepiej, gdy znajdziemy się na tyłach domu. Przez całe dni marzyłem, by Beth znowu znalazła się tak blisko mnie, ale teraz mogę się jedynie skupić na wielokrotnych spojrzeniach śledzących każdy nasz ruch. Beth odwraca się, mocniej ściska moje palce i prowadzi mnie przez salon i kuchnię na zewnątrz. Kilka sznurów lampek świątecznych wisi pomiędzy trzema drzewami rozrzuconym na wąskim podwórku. Ścieżka z trawy prowadzi do dalekiego kąta. Reszta podwórka to same