nonanymore

  • Dokumenty374
  • Odsłony337 592
  • Obserwuję121
  • Rozmiar dokumentów733.7 MB
  • Ilość pobrań165 554

Richelle Mead - Kroniki krwi 06. Rubinowy krąg (tłum.nieof.)

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :2.0 MB
Rozszerzenie:pdf

Richelle Mead - Kroniki krwi 06. Rubinowy krąg (tłum.nieof.).pdf

nonanymore Prywatne Mead Richelle Kroniki Krwi
Użytkownik nonanymore wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 54 osób, 42 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 352 stron)

- 1 -

- 2 - Richelle Mead The Ruby Circle Tłumaczenie nieoficjalne

- 3 - Tłumaczyli: Anate2, Megaeraa, Lexi96, klaudia2812, Aeszma, cherie.bonheur Korekta: bones33

Richelle Mead - The Ruby Circle - 4 - Rozdział 1 Adrian ŻYCIEW MAŁŻEŃSTWIENIEBYŁO TYM, CZEGO SIĘSPODZIEWAŁEM. Nie zrozumcie mnie źle: nie miałem żadnych zastrzeżeń do kobiety, z którą się ożeniłem. Właściwie to kochałem ją bardziej, niż byłem w stanie sobie wyobrazić, że to możliwe kogoś kochać. Ale rzeczywistość, w której żyliśmy? Cóż, powiedzmy, że także nigdy nie wyobrażałem sobie czegoś podobnego. We wszystkich naszych poprzednich fantazjach marzyliśmy o egzotycznych miejscach i – najważniejsze – o wolności. Bycie stłoczonym w małym apartamencie nigdy nie było częścią naszych planów ucieczki, nie mówiąc już o romantycznych wypadach. Ale nigdy też nie byłem osobą, która uciekała przed wyzwaniami. - Co to jest? – spytała zaskoczona Sydney. - Wszystkiego najlepszego z okazji rocznicy – powiedziałem. Ona właśnie skończyła brać prysznic i ubierać się, a teraz stała w drzwiach łazienki, patrząc na zmiany, które wprowadziłem w naszym salonie. To nie było łatwe, by zrobić to wszystko w tak krótkim czasie. Sydney była sprawną osobą i to dotyczyło również pryszniców. A ja? Mógłbyś przeprowadzić pełną rozbiórkę i przebudowę w czasie, który potrzebowałem na wzięcie prysznica. Przez Sydney ledwo miałem czas na udekorowanie tego miejsca świecami i kwiatami. Ale udało mi się. Uśmiech wkradł się jej na twarz. - Minął tylko miesiąc. - Hej, nie mów „tylko” – ostrzegłem. – To nadal coś wielkiego. I musisz wiedzieć, że planuję świętować co miesiąc, aż do końca naszego życia.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 5 - Jej uśmiech poszerzył się, gdy przesunęła palcami po wazonie pełnym kwiatów. To wywołało ukłucie w moim sercu. Nie potrafiłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz widziałem tak prawdziwy uśmiech na jej twarzy. - Zdobyłeś nawet piwonie – powiedziała. – Jak ci się to udało? - Hej, mam swoje sposoby – stwierdziłem wyniośle. Choć to chyba lepiej, że nie wie co to za sposoby, ostrzegł głos w mojej głowie. Sydney przechadzała się dookoła i oceniała resztę mojego dzieła, które obejmowało również butelkę czerwonego wina i pudełko czekoladowych trufli, umiejętnie ułożonych na kuchennym stole. - Nie jest trochę za wcześnie? – dokuczała. - Zależy kogo spytasz – powiedziałem, kiwając głową w stronę ciemnego okna. – Technicznie dla ciebie jest wieczór. Jej uśmiech trochę przygasł. - Szczerze mówiąc to prawie już nie rozpoznaję, która jest godzina. Ten styl życia ma na nią negatywny wpływ, ostrzegł mój wewnętrzny głos. Tylko spójrz na nią. Nawet w migotliwym świetle świec mogłem dostrzec oznaki stresu, który odczuwała Sydney. Ciemne cienie pod jej oczami. Wiecznie zmęczony wygląd… spowodowany bardziej rozpaczą niż zmęczeniem. Była jedynym człowiekiem na królewskim Dworze morojów, który nie był tam specjalnie, by karmić wampiry. Była także jedynym człowiekiem w cywilizowanym świecie morojów, który ożenił się z jednym z nas. Przez to wywołała gniew swoich pobratymców i odcinała się od przyjaciół i rodziny (a przynajmniej od tych, którzy nadal z nią rozmawiali) z zewnętrznego świata. A dzięki pogardzie i wścibskich spojrzeniach, które zbierała na Dworze, Sydney izolowała się także od ludzi stąd, zawężając swój cały świat do naszego apartamentu.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 6 - - Poczekaj, jest coś jeszcze – powiedziałem szybko, chcąc odwrócić jej uwagę. Z głośników znajdujących się w salonie, po naciśnięciu przycisku, popłynęła muzyka klasyczna. Wyciągnąłem do niej rękę. – Nie udało nam się zatańczyć na naszym ślubie. To ponownie wywołało jej uśmiech. Chwyciła moją dłoń i pozwoliła przyciągnąć się bliżej. Okręcałem ją wokół pokoju, uważając by nie zahaczyć żadnej świecy, przez co spojrzała na mnie z rozbawieniem. - Co robisz? To walc. Ma trzy takty. Słyszysz to? Raz-dwa-trzy, raz-dwa- trzy. - Serio? To jest walc? Huh. Po prostu wybrałem coś, co brzmiało wymyślnie. Ponieważ nie mamy naprawdę piosenki ani niczego. – Zastanawiałem się przez chwilę. – Zgaduję, że oblaliśmy jako para w tej kwestii. - Jeśli to jest nasza największa porażka, to myślę, że dobrze sobie radzimy – zadrwiła. Mijały długie chwile, gdy tańczyłem z nią w pokoju, potem nagle powiedziałem: - „Ona oślepia mnie nauką”1 - Co? – spytała Sydney. - To może być nasza piosenka2 . Roześmiała się, a ja zdałem sobie sprawę, że nie słyszałem tego dźwięku przez bardzo długi czas. To w jakiś sposób sprawiło, że moje serce równocześnie zakłuło i podskoczyło. - Cóż – powiedziała. – Podejrzewam, że to lepsze niż „Skażona miłość”. 1 She blinded me with the science 2 https://www.youtube.com/watch?v=nMWGXt979yg dla zainteresowanych to ta piosenka. Muszę przyznać, że idealnie pasuje, haha :D |M

Richelle Mead - The Ruby Circle - 7 - Zaśmialiśmy się oboje, a ona oparła policzek na mojej klatce piersiowej. Pocałowałem czubek jej złotej głowy, czując zmieszany zapach jej mydła i skóry. - To wydaje się niewłaściwe – powiedziała cicho. – Mam na myśli bycie szczęśliwą, gdy Jill jest… Na to imię moje serce się załamało i ciężka ciemność zagroziła zstąpieniem na mnie i rozbiciem tej krótkiej chwili radości, którą stworzyłem. Musiałem siłą odepchnąć ciemność, zmuszając do wycofania się znad niebezpiecznej przepaści, którą znałem w tych dniach za dobrze. - Znajdziemy ją – wyszeptałem, zacieśniając uścisk. – Gdziekolwiek jest, znajdziemy ją. Jeśli nadal żyje, powiedział złośliwie mój wewnętrzny głos. Warto chyba wspomnieć, że głos, który przemawiał w mojej głowie nie stanowił części jakichś ćwiczeń umysłowych. Właściwie był to bardzo wyraźny głos, należący do mojej zmarłej ciotki Tatiany, poprzedniej królowej morojów. Nie była przy mnie w formie ducha. Jej głos to złudzenie, zrodzone ze wzrastającego szaleństwa przejmującego nade mną kontrolę, które zawdzięczałem rzadkiej odmianie magii, jaką posiadałem. Miałem szybką receptę, by ją uciszyć, ale to odcięłoby mnie również od mojej magii, a nasz świat był teraz zbyt nieprzewidywalny, bym mógł to zrobić. Więc fantom cioci Tatiany i ja staliśmy się współlokatorami w moim umyśle. Czasami przerażała mnie obecność tego urojenia. Sprawiała, że zastanawiałem się jak dużo czasu minie, zanim kompletnie się zatracę. Innym razem przyłapywałem się na tym, że przyjmowałem to bez mrugnięcia okiem… to, że byłem bliski uznania jej obecności za normalną, przerażało mnie nawet bardziej. Jak na razie udało mi się zignorować ciocię Tatianę, gdy pocałowałem Sydney ponownie.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 8 - - Znajdziemy Jill – powiedziałem bardziej stanowczo. – A w międzyczasie musimy żyć naszym życiem. - Przypuszczam, że tak – powiedziała Sydney z westchnieniem. Mogłem zauważyć, że starała się przywołać z powrotem tą wcześniejszą radość. – Jeśli to ma być zastąpienie naszego tańca na weselu, to czuję się nieodpowiednio ubrana. Może powinnam pójść znaleźć swoją suknię. - Nie ma mowy – powiedziałem. – Nie żeby tamta suknia nie była wspaniała. Ale lubię cię tak ubraną. Właściwie to nie miałbym nic przeciwko, gdybyś nie była w ogóle ubrana… Przestaliśmy tańczyć walca (albo jakikolwiek to był taniec, którego próbowaliśmy) i zbliżyłem swoje usta do jej w zupełnie innym rodzaju pocałunku niż ten, który dałem jej przed chwilą. Ciepło wypełniło mnie, gdy poczułem miękkość jej ust i byłem zaskoczony, wyczuwając odwzajemnioną namiętność z jej strony. W świetle ostatnich wydarzeń Sydney nie czuła się dobrze, szczególnie fizycznie, a ja, szczerze mówiąc, nie mogłem jej winić. Szanowałem jej życzenia i zachowywałem dystans… nie zdając sobie sprawy z tego, jak bardzo brakowało mi tego ognia w niej, aż do teraz. Znaleźliśmy się na kanapie, ręce owinęliśmy ciasno wokół siebie i wciąż całowaliśmy się z pasją. Zatrzymałem się, by na nią spojrzeć, podziwiać sposób, w jaki światło świecy błyszczało w jej blond włosach i brązowych oczach. Mógłbym zatonąć w takim pięknie i w miłości, którą czułem promieniującą od niej. To była wspaniała, bardzo potrzebna romantyczna chwila… przynajmniej do czasu, aż otworzyły się drzwi. - Mamo? – zawołałem, zrywając się z Sydney, jakbym był nastolatkiem z liceum, a nie żonatym, dwudziestodwuletnim mężczyzną. - Och, cześć kochanie – powiedziała moja matka, przechodząc do salonu. – Dlaczego światła są zgaszone? Wygląda tu teraz jak w mauzoleum. Prąd został wyłączony? – Przekręciła włącznik światła, przez co ja i Sydney się skrzywiliśmy.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 9 - – Już wrócił. Ale naprawdę nie powinieneś świecić tak wielu świec. To niebezpieczne. – Usłużnie zgasiła świece. - Dzięki – rzekła stanowczo Sydney. – Miło jest wiedzieć, że traktujesz bezpieczeństwo poważnie. Jej twarz przypomniała mi moment, gdy moja matka „pomocnie” wyciągnęła plik kartek, które „zaśmiecały” książkę, nad którą Sydney spędziła godziny, robiąc notatki. - Mamo, sądziłem, że nie będzie cię przez kilka godzin – powiedziałem z naciskiem. - Miało mnie nie być, ale w salonie karmicieli zrobiło się zbyt niezręcznie. Można by pomyśleć, że wszyscy będą zajęci podczas posiedzenia rady, ale nie. Tak wiele spojrzeń. Nie mogłam się zrelaksować. Więc pozwolono mi zabrać jednego ze sobą. – Rozejrzała się dokoła. – Gdzie poszedł? Ach, tutaj. – Cofnęła się do korytarza i wróciła z oszołomionym człowiekiem, niewiele starszym ode mnie. – Usiądź tam na krześle, a ja będę zaraz za tobą. Zerwałem się na równe nogi. - Przyprowadziłaś tu karmiciela? Mamo, wiesz jak Sydney się z tym czuje. Sydney nie skomentowała tego, ale zbladła na widok karmiciela siedzącego po drugiej stronie pokoju. Jego oczy… oszołomione i szczęśliwe z powodu endorfin, które otrzymał pozwalając wampirom karmić się na nim… patrzyły tępo dokoła. Matka westchnęła z irytacją. - Oczekujesz, że co powinnam była zrobić, skarbie? Nie było mowy o tym, żebym mogła się pożywiać, gdy Maureen Tarus i Gladys Dashkov siedziały tam i plotkowały tuż obok mnie. - Oczekiwałem, że masz choć trochę szacunku dla mojej żony! – zawołałem. Odkąd Sydney i ja się pobraliśmy i znaleźliśmy schronienie we Dworze, większość

Richelle Mead - The Ruby Circle - 10 - ludzi – włączając mojego własnego ojca – odwróciła się do nas plecami. Moja matka stała przy nas, a nawet posunęła się tak daleko, że zamieszkała z nami… co nie przychodziło bez problemów. - Jestem pewna, że może po prostu poczekać w waszej sypialni – powiedziała moja matka, pochylając się, by zdmuchnąć więcej świec. Zauważając trufle na stole, zatrzymała się, by wsunąć jeden do ust. - Sydney nie musi się chować we własnym domu – kłóciłem się. - Cóż – powiedziała matka – ja też nie muszę. To także mój dom. - Nie mam nic przeciwko – powiedziała Sydney, wstając. – Poczekam. Byłem tak sfrustrowany, że chciałem rwać sobie włosy z głowy. Namiętność już nie była problemem. Wszelkie ślady wcześniejszego szczęścia, które widziałem w Sydney, zniknęły. Znów zamykała się w sobie, wracała do tego beznadziejnego uczucia bycia człowiekiem, który utknął w świecie wampirów. A później, niemal niemożliwie, rzeczy przybrały jeszcze gorszy obrót. Moja matka zauważyła wazon z piwoniami. - Są piękne – powiedziała. – Melinda musiała być bardzo wdzięczna za to leczenie. Sydney zamarła w pół kroku. - Jakie leczenie? - Nieważne – powiedziałem pospiesznie, mając nadzieję, że moja matka załapie aluzję. W swoim czasie Daniella Iwaszkow była wyjątkowo bystrą kobietą. Dzisiaj jednak wydawała się zupełnie nieświadoma niczego. - Melinda Rowe, kwiaciarka z Dworu – wyjaśniła. – Adrian i ja poszliśmy do niej ostatnim razem, gdy byliśmy na karmieniu. Miała straszny nawrót trądziku, a Adrian był tak miły i przyspieszył gojenie. W zamian obiecała pomóc mu trochę w zdobyciu piwonii z magazynu.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 11 - Sydney odwróciła się do mnie, milcząc w furii. Potrzebowałem natychmiast uspokoić tę sytuację, więc złapałem ją za ramię i pociągnąłem ją do naszej sypialni. - Pospiesz się – powiedziałem do matki zanim zamknąłem drzwi. Sydney natychmiast zaatakowała. - Adrian, jak mogłeś? Obiecałeś! Obiecałeś, że nie będzie więcej magii ducha, chyba że miałaby pomóc w znalezieniu Jill! - To nic takiego – nalegałem. – Wymagało niewielkiej ilości mocy. - To się sumuje! – zapłakała Sydney. – Wiesz, że tak. Każda najmniejsza część. Nie możesz marnować mocy na coś takiego… na czyjś trądzik! Chociaż rozumiałem, dlaczego była zdenerwowana, nie mogłem nic zrobić, jedynie czuć, że jest mi przykro. - Zrobiłem to dla nas. Na naszą rocznicę. Myślałem, że ci się spodoba. - Spodobałoby mi się, gdyby mój mąż pozostał przy zdrowych zmysłach – odwarknęła. - Cóż, na to już dawno za późno – powiedziałem. Ona nie zdaje sobie sprawy nawet z połowy tego wszystkiego, zauważyła ciotka Tatiana. Sydney skrzyżowała ramiona i usiadła na łóżku. - Widzisz? Proszę bardzo. Zmieniasz wszystko w żarty. To jest poważne, Adrian. - Ja też jestem poważny. Wiem, z czym mogę sobie poradzić. Spojrzała mi prosto w oczy. - Wiesz? Nadal uważam, że lepiej byłoby zatrzymać ducha całkowicie. Zacznij znów brać tabletki. Tak będzie bezpieczniej. - A co ze znalezieniem Jill? – przypomniałem jej. – Co, jeśli będziemy potrzebować magii ducha do tego?

Richelle Mead - The Ruby Circle - 12 - Sydney odwróciła wzrok. - Cóż, to nie było użyteczne jak do tej pory. Niczyja magia nie była. Tą ostatnią uwagą krytykowała siebie tak samo, jak mnie. Nasza przyjaciółka Jill Mastrano Dragomir została porwana miesiąc temu, a jak do tej pory nasze wysiłki w znalezieniu jej spełzły na niczym. Nie dałem rady dotrzeć do Jill w snach wywołanych duchem, ani Sydney – doświadczona posiadaczka ludzkiej magii – nie potrafiła jej zlokalizować, mając do dyspozycji zaklęcia. Najlepszym, co mogła nam powiedzieć magia Sydney było to, że Jill nadal żyła, ale to wszystko. Ogólne przekonanie było takie, że gdziekolwiek się znajdowała, została nafaszerowana narkotykami… które skutecznie chroniły ją zarówno od ludzkiej, jak i morojskiej magii. To nie powstrzymało nas obojga przed poczuciem bezużyteczności. Zależało nam na Jill – a moja więź z nią była szczególnie intensywna, odkąd użyłem kiedyś magii ducha, by sprowadzić ją z powrotem znad krawędzi śmierci. Brak wiedzy o tym, co się z nią teraz działo, rzuciła cień na Sydney i na mnie… i na każdy okruch szczęścia, który zbieraliśmy podczas tego narzuconego aresztu domowego. - To nie ma znaczenia – powiedziałem. – Gdy ją znajdziemy, będę potrzebował mojej magii. Nie wiadomo, co będę musiał zrobić. - Na przykład wyleczyć jej trądzik? – spytała Sydney. Wzdrygnąłem się. - Powiedziałem ci, że to nie było nic poważnego! Pozwól mnie martwić się o siebie i o to, jak dużo ducha mogę używać. To nie jest twoja praca. Odwróciła się z niedowierzaniem. - Oczywiście, że jest! Jestem twoją żoną, Adrian! Jeśli ja nie będę się o ciebie martwić, to kto będzie? Musisz trzymać ducha w ryzach. - Poradzę sobie – odparłem przez zaciśnięte zęby. - Czy twoja ciotka nadal do ciebie mówi? – zażądała odpowiedzi.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 13 - Odwróciłem wzrok, odmawiając napotkania jej oczu. W mojej głowie ciotka Tatiana westchnęła. Nigdy nie powinieneś był mówić jej o mnie. Podczas gdy ja milczałem, Sydney odezwała się: - Mówi, prawda? Adrian, to nie jest zdrowe! Musisz o tym wiedzieć! Odwróciłem się do niej w gniewie. - Poradzę sobie. Okej? Potrafię sobie z tym poradzić, poradzić sobie z nią! – krzyknąłem. – Więc przestań mówić mi, co mam robić! Nie wiesz wszystkiego… nieważne jak bardzo pragniesz, by wszyscy sądzili, że wiesz! Sydney poczuła się dotknięta i zrobiła krok do tyłu. Ból w jej oczach sprawiał, że zabolało mnie to nawet bardziej niż jej wcześniejsze słowa. Poczułem się okropnie. Jak ten dzień mógł pójść tak źle? Miał być doskonały. Nagle odczułem potrzebę, by się stąd wydostać. Nie mogłem znieść tych czterech ścian ani chwili dłużej. Nie mogłem znieść kontroli mojej matki. Nie mogłem znieść tego uczucia, jakbym zawsze zawodził Sydney… i Jill. Sydney i ja przybyliśmy na Dwór, by znaleźć schronienie przed naszymi wrogami, ukryliśmy się tutaj, żeby być razem. Ostatnio wydawało się, że to rozwiązanie zagrażało rozdzieleniem nas. - Muszę stąd wyjść – powiedziałem. Sydney otworzyła szerzej oczy. - Dokąd? Przeczesałem dłonią włosy. - Gdziekolwiek. Gdziekolwiek, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdziekolwiek, byle nie tutaj. Odwróciłem się, zanim zdążyła powiedzieć cokolwiek i wybiegłem przez salon, mijając miejsce, w którym matka pożywiała się na karmicielu. Posłała mi

Richelle Mead - The Ruby Circle - 14 - pytające spojrzenie, ale zignorowałem je i nie zatrzymałem się dopóki nie byłem po drugiej stronie drzwi, przechodząc przez lobby w budynku mieszkalnym dla gości. Dopiero gdy wyszedłem na zewnątrz, gdy ciepłe letnie powietrze uderzyło w moją skórę, zatrzymałem się, by ocenić swoje zachowanie… i wziąć do ust gumę, która była moim obecnym sposobem na unikanie palenia, gdy byłem zestresowany. Spojrzałem do tyłu na budynek, czując się winny i tchórzliwy, uciekając od naszej kłótni. Nie czuj się źle, powiedziała ciocia Tatiana. Małżeństwo jest trudne. Dlatego nigdy nie wyszłam za mąż. Jest trudne, zgodziłem się. Ale to nie jest wymówka, by uciekać. Muszę wrócić. Muszę przeprosić. Muszę to naprawić. Nigdy nie naprawisz wszystkich spraw, dopóki jesteś tu zamknięty, a Jill jest nadal zaginiona, ostrzegła ciocia Tatiana. Właśnie wtedy przeszło obok mnie dwóch Strażników, a ja usłyszałem kawałek ich rozmowy, gdy wspominali o dodatkowych patrolach podczas posiedzenia rady. Pamiętałem, że moja matka wspomniała o tym spotkaniu wcześniej i teraz uderzyła we mnie myśl. Odwracając się od budynku, zacząłem pospiesznie kierować się w stronę tego, co służyło nam za pałac królewski tu we Dworze, mając nadzieję, że dotrę na spotkanie na czas. Wiem, co zrobić, powiedziałem cioci Tatianie. Wiem, jak nas stąd wydostać i naprawić wszystko między mną i Sydney. Potrzebujemy misji, celu. I zamierzam zdobyć dla nas jeden. Muszę porozmawiać z Lissą. Jeśli mogę sprawić, że zrozumie, mogę naprawić wszystko. Fantom nie dał żadnej odpowiedzi, gdy szedłem. Dookoła mnie północ oblekała świat w ciemność… czas snu dla ludzi, najlepszy czas dla tych z nas, którzy byli na wampirzym harmonogramie. Dwór morojów był ustawiony jak uniwersytet: czterdzieści lub więcej wiekowych budynków z cegieł, rozmieszczonych zostało wokół pięknie zaprojektowanych dziedzińców i podwórzy. Był środek

Richelle Mead - The Ruby Circle - 15 - lata, było ciepło i wilgotno, a na zewnątrz przebywało niewielu ludzi. Większość z nich własne sprawy pochłonęły tak bardzo, że nie zauważali mnie albo nie uświadamiali sobie kim byłem. Ci, którzy zdali sobie z tego sprawę, wbijali we mnie takie same, ciekawskie spojrzenia.. Są po prostu zazdrośni, oświadczyła ciocia Tatiana. Nie sądzę, by to było to, odpowiedziałem. Nawet wiedząc, że to tylko złudzenie, ciężko czasami jej nie odpowiadać. Oczywiście, że to jest to. Nazwisko Iwaszkow zawsze wywoływało podziw i zazdrość. Oni wszyscy są podwładnymi i wiedzą to. Za moich czasów to nigdy nie byłoby tolerowane. To ta wasza młodociana królowa pozwala na utratę panowania nad pewnymi sprawami. Nawet z tymi natrętnymi spojrzeniami wokół, czerpałem przyjemność z mojego spaceru. To naprawdę było niezdrowe, siedzieć tak w zamkniętym pomieszczeniu… nigdy nie sądziłem, że to przyznam. Pomimo że powietrze było gęste i wilgotne, odczuwałem je jako lekkie i orzeźwiające. Złapałem się na tym, że chciałem, by Sydney także mogła tu być. Chwilę później zdecydowałem, że to nie w porządku. Ona potrzebowałaby przebywać na zewnątrz później, gdy słońce wstanie – to dobry czas dla ludzi. Życie według naszego harmonogramu było prawdopodobnie tak ciężkie dla niej jak izolacja. Zanotowałem w pamięci, by zasugerować później jej spacer. Słońce nie zabija nas tak, jak zabija Strzygi – złe, nieumarłe wampiry – ale nie jest też komfortowe dla morojów. Większość śpi lub zostaje w środku w ciągu dnia, a dla Sydney oznaczało to mniejsze prawdopodobieństwo na spotkanie kogokolwiek, jeśli dobrze zaplanujemy nasze wyjście. Dopingowałem się w myślach, gdy wsunąłem do ust kolejną gumę i dotarłem do królewskiego pałacu. Z zewnątrz wyglądał jak każdy inny budynek, ale w środku został urządzony z całą wspaniałością i bogactwem, jakich można było oczekiwać od królewskich starożytnych cywilizacji. Moroje wybierali swoich

Richelle Mead - The Ruby Circle - 16 - monarchów spośród dwunastu królewskich rodzin i ogromne portrety tych znakomitych postaci pokrywały korytarze, oświetlone przez błyszczące żyrandole. Tłumy ludzi spacerowały po nich, a gdy dotarłem do pokoju rady, zauważyłem, że przybyłem na koniec spotkania. Ludzie wychodzili, gdy wszedłem, a wielu z nich zatrzymało się, by gapić się na mnie. Słyszałem szepty o „obrzydlistwie” i „ludzkiej żonie”. Zignorowałem je i skupiłem się na swoim prawdziwym celu, w pobliżu przodu sali. Tam, niedaleko podium rady, stała Wasylisa Dragomir – „młodociana królowa”, o której mówiła moja ciotka. Lissa, jak ją nazywałem, otoczona była ubranymi na ciemno dampirskimi Strażnikami: pół ludzkimi, pół morojskimi wojownikami, których rasa pochodziła z dawnych czasów, w których moroje i ludzie zawierali małżeństwa bez skandalu. Dampiry nie mogły mieć dzieci między sobą, ale genetyczne dziwactwo sprawiało, że ich rasa była kontynuowana przez rozmnażanie się z morojami. Stojący zaraz za Strażnikami Lissy moroj, wykrzykiwał do niej pytania, na które odpowiadała w swój zwykły, spokojny sposób. Przywołałem trochę magii ducha, by zobaczyć jej aurę, która teraz zaświeciła się w mojej wizji. Błyszczała na złoto, co wskazywało na to, że była użytkownikiem ducha jak ja, ale inne kolory zostały przyćmione i drżące, co świadczyło o jej podenerwowaniu. Wypuściłem magię, gdy przebiegłem przez tłum i wyciągnąłem dłoń w jej kierunku, krzycząc, by usłyszała mnie ponad hałasem. - Wasza Wysokość! Wasza Wysokość! Jakoś zdołała usłyszeć mój głos przebijający się ponad inne i dała mi znak, bym podszedł, gdy skończyła odpowiadać na pytania tamtego moroja. Jej Strażnicy rozstąpili się, aby mnie przepuścić. To przyciągnęło uwagę wszystkich… zwłaszcza gdy widzowie zobaczyli komu pozwoliła wejść do swojej przestrzeni osobistej. Mogłem zobaczyć, że umierali z ciekawości o czym będziemy rozmawiać,

Richelle Mead - The Ruby Circle - 17 - ale Strażnicy powstrzymywali ich przed zbliżaniem się, a w pomieszczeniu i tak panował hałas. - Cóż za niespodzianka. Nie mogłeś pojawić się na spotkaniu? – spytała mnie niskim głosem, nadal utrzymując na twarzy ten przeznaczony dla publiczności uśmiech. – To przyciągnęłoby mniej uwagi. Wzruszyłem ramionami. - Wszystko, co robię w ostatnich dniach przyciąga uwagę. Przestałem się przejmować. Iskra uzasadnionego rozbawienia błysnęła w jej oczach, więc poczułem się lepiej przynajmniej w tej kwestii. - Co mogę dla ciebie zrobić, Adrianie? - Raczej co ja mogę zrobić dla ciebie – powiedziałem, nadal podekscytowany pomysłem, który uderzył mnie wcześniej. – Musisz pozwolić mi i Sydney wyjechać na poszukiwanie Jill. Jej oczy rozszerzyły się, a uśmiech opadł. - Pozwolić wam wyjechać? Błagaliście, bym pozwoliła wam zostać tu miesiąc temu! - Wiem, wiem. I jestem wdzięczny. Ale twoi ludzie jeszcze nie znaleźli Jill. Potrzebujesz pomocy specjalnych osób ze specjalnymi zdolnościami. - Jeśli dobrze pamiętam – powiedziała – ty i Sydney już próbowaliście użyć tych specjalnych zdolności… i nie udało się. - I właśnie dlatego musisz pozwolić nam się stąd wydostać! – zawołałem. – Wrócić do Palm Springs i… - Adrian – przerwała Lissa. – Czy ty siebie słyszysz? Przybyliście tu, ponieważ Alchemicy starali się was złapać. A teraz chcecie udać się tam z powrotem, prosto w ich szpony?

Richelle Mead - The Ruby Circle - 18 - - Cóż, nie, jeśli przedstawiasz to w taki sposób. Pomyślałem, że wymkniemy się, a oni nie będą o tym wiedzieć i… - Nie – przerwała ponownie. – Absolutnie nie. Mam wystarczająco dużo powodów do zmartwień bez waszej dwójki złapanej przez Alchemików. Chciałeś, żebym cię chroniła i to zamierzam zrobić. Więc nawet nie myśl o wymknięciu się – obserwuję bramy. Obydwoje zostajecie tutaj, gdzie jesteście bezpieczni. Bezpieczni, ale zaczynaliśmy przez to tracić nasz związek, pomyślałem, przypominając ponury wyraz oczu Sydney. Kochanie, wyszeptała do mnie ciocia Tatiana, zacząłeś tracić go o wiele szybciej. - Mam dobrych ludzi, którzy szukają Jill – kontynuowała Lissa, gdy jej nie odpowiedziałem. – Rose i Dymitr jej szukają. - Dlaczego jeszcze jej nie znaleźli? A jeśli ktoś chciał cię usunąć, dlaczego oni nie… Nie mogłem dokończyć, ale smutek w jadeitowo-zielonych oczach Lissy powiedział mi, że wiedziała. Przez prawo, które starała się zmienić, utrzymanie się Lissy na tronie wymagało, by miała jednego żyjącego krewnego. Ktokolwiek, kto chciał usunąć Lissę z jej stanowiska mógł po prostu zabić Jill i pokazać dowód. Fakt, że to się jeszcze nie stało był błogosławieństwem, ale także pogłębieniem tajemnicy wokół sprawy. Po co ktoś miałby porwać Jill? - Idź do domu, Adrian – powiedziała delikatnie Lissa. – Porozmawiamy później – na osobności – jeśli będziesz chciał. Może będziemy mieć wtedy więcej opcji. - Może – zgodziłem się. Ale tak naprawdę w to nie wierzyłem. Zostawiłem Lissę z jej wielbicielami i wymknąłem się z powrotem przez tłum gapiów, podczas gdy ciemny i zbyt znajomy nastrój zaczął mnie ogarniać. Pójście do Lissy było impulsem, jednym z tych, które dawały mi chwilową

Richelle Mead - The Ruby Circle - 19 - nadzieję. Gdy Sydney i ja szukaliśmy schronienia, nie mieliśmy pojęcia co stanie się Jill. To była prawda, że Lissa wysłała dobrych ludzi na jej poszukiwanie… a nawet niechętną pomoc ze starej organizacji Sydney, Alchemików. Ale wciąż nie potrafiłem otrząsnąć się z poczucia winy, że gdybyśmy byli tam z Sydney, zamiast się ukrywać, znaleźlibyśmy Jill. Działo się tam coś, czego jeszcze nie rozumieliśmy. Z drugiej strony, jej porywacze mogli mieć… - Proszę, proszę, proszę. Spójrzcie, kto zdecydował się pokazać swoją tchórzliwą twarz. Zatrzymałem się i zamrugałem, ledwie świadomy tego, gdzie byłem. Moje myśli pędziły tak wściekle, że przeszedłem połowę drogi do domu nie zauważając tego, a teraz stałem na kamiennej ścieżce, która przechodziła między dwoma budynkami. Spokojny, daleki od drogi szlak był idealny na zasadzkę. Wesley Drozdow, członek królewskiej rodziny, który został ostatnio moim nemezis, stał tam, blokując mi drogę z kilkoma kumplami obok. - Jest ich więcej, niż zwykle – powiedziałem uprzejmie. – Znajdź kilku więcej, a może wreszcie będziesz miał uczciwą walkę… Pierwszy cios nadszedł z tyłu, trafił w dolną część pleców, wybijając ze mnie powietrze i powodując moje potknięcie. Wesley wyrósł naprzeciwko mnie i posłał prawy sierpowy, nim zdążyłem zareagować. Uświadomiłem sobie mgliście, przez ból, że komentarz, który wcześniej powiedziałem do niego był naprawdę celny: Wesley podróżował z grupą, ponieważ to jedyny sposób, by mógł pokonać moją magię ducha. Gdy czyjaś stopa uderzyła moje kolano, posyłając mnie na ziemię, zdałem sobie sprawę, że właściwie byłem idiotą, pokazując się tak publicznie. Wesley czekał na szansę, by się odpłacić za swoje wcześniejsze krzywdy, a teraz ją dostał.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 20 - - Co się stało? – spytał Wesley, kopiąc mnie mocno w żołądek, gdy leżałem na ziemi, próbując z trudem wstać. – Nie ma tu twojej żony-karmicielki, by cię uratować? - Tak – skarcił mnie ktoś inny. – Gdzie twoja ludzka dziwka? Nie mogłem odpowiedzieć przez ból. Pojawiło się więcej kopnięć od większej ilości osób, za którymi nie nadążałem. Ich twarze przepływały przede mną i byłem w szoku, że rozpoznałem kilka z nich. Nie byli tylko zwykłymi naśladowcami Wesleya. Niektórych z nich znałem, imprezowałem z nimi w przeszłości… byli to ludzie, których kiedyś uznawałem za przyjaciół. Uderzenie w głowę spowodowało, że przed oczami zaczęły tańczyć mi gwiazdy, na chwilę zacierając twarze nade mną. Ich odzywki zmieszały się w nieczytelną kakofonię, razem z uderzeniem następującym po uderzeniu. Kuliłem się w agonii, starając się oddychać. Nagle, przez hałas, usłyszałem czysty głos, żądający wyjaśnień. - Co się tu do cholery dzieje? Mrugając, starałem się przywrócić ostrość spojrzenia, ale ledwie widziałem silne ręce odpychające Wesley'a i rzucające nim o ścianę pobliskiego budynku. Zajęło to sekundę, zanim trzech lizusów naśladujących go zdało sobie sprawę, że coś poszło nie tak. Cofnęli się jak przestraszone owce, którymi byli i nagle pojawiła się znajoma twarz, gdy Eddie Castile stanął nade mną. - Ktoś jeszcze kręci się w pobliżu? – wychrypiałem. – Nadal jest was więcej. Oni byli niczym, w porównaniu do Eddiego i o tym wiedzieli. Nie widziałem, jak wszyscy uciekali, ale to sobie wyobraziłem i to było wspaniałe. Zapadła cisza i chwilę później ktoś pomagał mi wstać. Obejrzałem się i zobaczyłem kolejną znajomą twarz, Neila Raymonda, wsuwającego swoje ramię pod moje.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 21 - - Możesz chodzić? – spytał Neil, a jego głos miał śladowe ilości brytyjskiego akcentu. Skrzywiłem się i umieściłem ciężar na jednej stopie, ale przytaknąłem. - Tak. Po prostu pójdźmy do domu i sprawdźmy później, czy nie mam nic złamanego. Dzięki, tak przy okazji – dodałem, gdy Eddie wsparł mnie z drugiej strony i zaczęliśmy iść. - Dobrze wiedzieć, że moroj w niebezpieczeństwie może liczyć na takich dzielnych rycerzy podążających za nim. Eddie pokręcił głową. - To był totalny przypadek, tak właściwie. Po prostu byliśmy w drodze do twojego mieszkania z pewnymi wiadomościami. Dreszcz przeszedł po moim ciele i zatrzymałem swoje kroki. - Jakimi wiadomościami? – zażądałem. Uśmiech wzrósł na twarzy Eddiego. - Spokojnie – to dobre wiadomości. Tak myślę. Tylko niespodziewane. Ty i Sydney macie gościa przy bramie. Ludzkiego gościa. Gdybym nie był tak bardzo obolały, moja szczęka by opadła. To były nieoczekiwane wiadomości. Przez poślubienie mnie i szukanie schronienia wśród morojów, Sydney musiała odciąć się od większości swoich ludzkich znajomych. Pokazanie się tu jednego z nich było dziwne. To nie mógł być Alchemik. Alchemik zostałby już odprawiony. - Kto to jest? – spytałem. Uśmiech Eddiego przeszedł bardziej w szczerzenie się. - Jackie Terwiliger.

Richelle Mead - The Ruby Circle - 22 - Rozdział 2 Sydney - OCH, ADRIAN. To była jedyna rzecz, którą mogłam powiedzieć, gdy za pomocą wilgotnych ubrań próbowałam zmyć krew i brud z twarzy Adriana, odsuwając na bok niesforne kosmyki jego kasztanowych włosów. Posłał mi swój zuchwały uśmiech i nadal zdołał wyglądać przy tym dziarsko, mimo swojego ubłoconego stanu. - Hej, nie brzmij na taką zdołowaną, Sage. Nie byłem taki beznadziejny w walce. Spojrzał na Neila i powiedział teatralnym szeptem: - Prawda? Powiedz jej, że nie byłem taki beznadziejny w walce. Powiedz jej, że naprawdę dawałem radę. Neil zdobył się na blady uśmiech, ale matka Adriana przemówiła, zanim ten mógł coś odpowiedzieć. - Adrian, kochanie, to nie czas na żarty. Moja wampirza teściowa i ja nie zgadzałyśmy się w wielu sprawach, ale w tym temacie byłyśmy całkowicie zgodne. Czarne chmury z naszej poprzedniej walki nadal nas otaczały i nie mogłam nic na to poradzić, że czułam się trochę winna, iż nie starałam się bardziej, by go zatrzymać. Powinnam przynajmniej powiedzieć mu, żeby wziął ze sobą strażnika, skoro to nie jego pierwsze starcie z tymi awanturnikami. Zwykle strażnicy towarzyszyli morojom tylko, gdy przebywali w świecie, gdzie prawdziwym zagrożeniem były Strzygi. Jednak tutaj, gdzie reszta ludzi z gatunku Adriana uważała nasze małżeństwo za wybryk natury, zagrożenie można było znaleźć bliżej domu. Musieliśmy zmierzyć się z wieloma

Richelle Mead - The Ruby Circle - 23 - groźbami i oszczerstwami, ale jeszcze nigdy nie były to otwarte przejawy przemocy. To łut szczęścia – aczkolwiek trochę dziwnego – że to Eddie i Neil go znaleźli. Eddie zniknął, spiesząc do przednich wrót, aby przyprowadzić do nas pannę Terwiliger. Byłam tak zmartwiona stanem Adriana, że ledwie znalazłam chwilę, żeby zastanowić się, co – do cholery – mogło sprowadzić moją byłą nauczycielkę historii i mentorkę magii do królewskiej fortecy sekretnej rasy wampirów. Nawet jeśli część mnie martwiła się, że jej wizyta nie mogła stanowić nic dobrego, nie dałam rady powstrzymać się przed byciem podekscytowaną perspektywą zobaczenia się z nią. Minęły miesiące odkąd widziałyśmy się osobiście. Kochałam Adriana i nie przeszkadzała mi Daniella, ale umierałam, żeby porozmawiać z kimś innym. - Nie mam nic złamane – nalegał Adrian. – Prawdopodobnie nie będę mieć nawet blizny. A szkoda. Myślałem, że dobrze wyglądająca blizna w tym miejscu – pokazał na bok swojej twarzy – mogłaby naprawdę podkreślić moje, już i tak idealne, kości policzkowe, a równocześnie dodać ostrości męskim liniom mojej twarzy. Nie, żebym potrzebował podkreślenia moich męskich linii… - Adrian, wystarczy – powiedziałam. – Jestem wdzięczna, że nic ci nie jest. To mogło skończyć się o wiele gorzej. Ale nadal powinieneś zobaczyć się z lekarzem, aby być pewnym. Wyglądał, jakby chciał dodać jakiś kąśliwy komentarz, ale rozsądnie powiedział tylko: - Tak, kochanie. Przybrał anielską minę, która tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie zrobi tego, o co go prosiłam. Potrząsnęłam głową, uśmiechając się wbrew sobie i pocałowałam go w policzek. Adrian. Mój mąż. Gdyby rok temu ktoś powiedział mi, że będę żoną, powiedziałabym, że żartuje. A gdyby ktoś oznajmił mi, że zostanę żoną wampira, odparłabym, że ma urojenia. Patrząc teraz na Adriana, zalała mnie

Richelle Mead - The Ruby Circle - 24 - fala miłości, pomimo wcześniejszego napięcia między nami. Nie mogłam sobie wyobrazić życia bez niego. To było niemożliwe. Czy mogłam sobie wyobrazić życie z nim, nie będąc zamkniętą w mieszkaniu z jego matką, podczas gdy moi i jego ludzie knuli przeciwko nam? Zdecydowanie. Istniało dla nas wiele scenariuszy, które podobałyby mi się o wiele bardziej, ale to była nasza obecna droga do czasu, aż nie wydarzy się coś wyjątkowego. Poza murami Dworu moi ludzie pragnęli mnie uwięzić. Wewnątrz niego to jego ludzie chcieli go zaatakować. W tym mieszkaniu przynajmniej byliśmy bezpieczni i – co ważniejsze – razem. Pukanie do drzwi uratowało Adriana przed dalszymi kazaniami. Daniella otworzyła, a w wejściu stał Eddie. Zobaczenie go prawie zawsze wywoływało uśmiech na mojej twarzy. W Palm Springs udawaliśmy bliźniaki, dzieląc podobne ciemnoblond włosy i brązowe oczy. Ale z biegiem czasu stał się dla mnie jak prawdziwy brat. Znałam zaledwie kilka osób, które były tak odważne i lojalne. Czułam dumę, mogąc nazywać go moim przyjacielem, chociaż bolało mnie widzenie go cierpiącego z powodu zniknięcia Jill. Ostatnio zawsze wyglądał na przejętego i czasami martwiłam się, czy o siebie dba. Prawie wcale się nie golił i miałam przeczucie, że jedynym powodem, dla którego w ogóle kłopotał się jedzeniem, były ciągłe treningi oraz pozostawanie w formie, aby móc odnaleźć porywaczy Jill. Jednak, kiedy ujrzałam kolejną osobę wchodzącą do mieszkania, musiałam wstrzymać się z martwieniem o Eddiego. Pospiesznie przeszłam przez pokój i z zaskoczenia porwałam ją w objęcia. Panna Terwiliger – nie mogłam się zmusić do nazywania ją Jackie, nawet jeśli nie byłam już jej uczennicą – zmieniła moje życie na wiele sposobów. To ona przejęła rolę, którą kiedyś wykonywał mój ojciec: uczyła mnie sekretów starożytnej sztuki. Jednak w przeciwieństwie do niego, nigdy nie sprawiała, że czułam się gorsza. Zachęcała mnie i wspierała, powodując, iż postrzegałam siebie jako bardziej wartościową i zdolną, nawet jeśli nie zawsze

Richelle Mead - The Ruby Circle - 25 - byłam idealna. Ona i ja kontaktowałyśmy się przez telefon, od kiedy zjawiłam się na Dworze, ale do teraz nie sądziłam, że tak bardzo za nią tęskniłam. - Mój Boże – powiedziała, chichocząc i starając się oddać uścisk. – Nie oczekiwałam takiego powitania. – Jej wysiłki wydawały się trochę dziwne, zważywszy na fakt, że w jednej dłoni trzymała teczkę, a w drugiej coś, co wyglądało na małe zwierzę. - Czy w końcu pozwolisz mi to wziąć? – nalegał Eddie, zabierając jej teczkę. Podniosła to, pozwalając nam na właściwy uścisk. Otaczał ją mdławy zapach ziół paczuli, przypominając mi o bardziej beztroskich czasach, gdy razem zbliżałyśmy się do siebie, aby popracować nad zaklęciami. Poczułam łzy zbierające mi się w oczach, więc szybko się odsunęłam, żeby się ich pozbyć. - Cieszę się, że tu jesteś – powiedziałam, próbując wrócić do swojej biznesowej wersji. – Jestem zaskoczona, ale się cieszę. To nie mogła być dla ciebie łatwa podróż. - To, co chcę powiedzieć jest czymś, co może być przekazane wyłącznie osobiście. – Przeniosła okulary na nos i przesunęła wzrokiem po reszcie obecnej w pokoju. – Neil, miło cię znowu widzieć. I Adrian, cieszę się, że Sydney w końcu zrobiła z ciebie uczciwego mężczyznę. Adrian uśmiechnął się, słysząc to i przedstawił Daniellę. Była uprzejma, ale wydawała się trochę wycofana. Moroje tacy jak ona, którzy żyją głównie na Dworze w odosobnieniu, nie mają wielu ludzkich znajomych. Cały pomysł ludzi władających magią był równie dziwny dla morojów, jak i dla Alchemików, ale musiałam przyznać Danielli, że starała się przyswoić to wszystko. Mogła nie mieć wyczucia czasu i nie rozumieć naszych niedoszłych romantycznych momentów, ale nie mogłam zaprzeczać, że jej życie w ostatnim roku także całkowicie przewróciło się do góry nogami.