olimpijczyk83

  • Dokumenty38
  • Odsłony2 091
  • Obserwuję4
  • Rozmiar dokumentów49.6 MB
  • Ilość pobrań1 535

Galenorn Y. 2011 - Siostry Księżyca 09. Krwawa Wyne

Dodano: 6 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 6 lata temu
Rozmiar :868.0 KB
Rozszerzenie:pdf

Galenorn Y. 2011 - Siostry Księżyca 09. Krwawa Wyne.pdf

olimpijczyk83 EBooki Fantastyka
Użytkownik olimpijczyk83 wgrał ten materiał 6 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 243 stron)

Yasmine Galenorn Siostry Księżyca Tom 9 Krwawa Wyne Tytuł oryginału Blood Wyne Przekład fort12 Jesteśmy siostrami D'Artigo: pół-ludźmi, pół-wróżkami. Jesteśmy sexy, jesteśmy mądre i właśnie zwróciłyśmy odznaki Agencji Wywiadu Innego Świata (OIA). Moja siostra Camille jest bardzo utalentowaną czarownicą. Delilah jest zmienną kotką i kwitnącą Narzeczoną Śmierci. A ja? Nazywam sie Menolly, jestem niezwykłą akrobatką przemienioną w wampira. Bycie wampirem nie jest do końca super, szczególnie gdy ojciec chrzestny wszystkich wampirów odgrywa role czarującego księcia. Mamy okres świąt i wampir - seryjny morderca - szaleje na wolności. Głodne duchy demolują miasto a ludzie żyją w strachu. Zawarłam umowę z Ivana Krask - jedną ze starszych wróżek - i poniewczasie zorientowałam się że istnieją w niej warunki pisane drobnym drukiem. Gdy jednak zwróciłam się po pomoc do Romana, jednego z najstarszych i najpotężniejszych wampirów, ten zaofiarował mi więcej niż mogłam sobie wyobrazić. Rozdział 1

—Nie mogę uwierzyć że znowu potrzebujemy nowego barmana! Odchyliłam się na krześle i oparłam stopy na biurku. Odejście Luke'a, choć uzasadnione, w ogóle mi się nie podobało, a jego zastępca Shawn który był wampirem, po niespełna dwóch tygodniach pracy okazał się niekompetentny i byłam zmuszona wywalić go z roboty. Zresztą nie tylko dlatego że był kiepskim barmanem ale przyłapałam go jak próbował ugryźć dwóch moich stałych klientów. Wkurzyłam się i z miejsca własnoręcznie wywaliłam go na zbity pysk. A teraz byłam bez barmana. Zasada była prosta: zakaz spoufalania się z klientami, szczególnie w pracy. Wraz ze zbliżającymi się świętami panował wzmożony ruch, dlatego też potrzebowaliśmy każdej możliwej pary rąk. W tym roku sezon rozpoczął się dość wcześnie wieczorkiem grillowania zatytułowanym „Święto Dziękczynienia Innego Świata”. W ostatni weekend ustawiłam w rogu sztuczną choinkę i rozdałam pracownikom premie, tak by mogli zrobić zakupy. Zbliżał się koniec pierwszego tygodnia grudnia i oczekiwało nas wielkie święto przesilenia zimowego i Boże Narodzenie. Dla gości którzy je świętowali był to szalony okres, a wieczór był okazją by się odprężyć i zrelaksować po szaleństwach świątecznych zakupów. Ludzie zbiegali się do baru a wieczory stawały się coraz bardziej burzliwe i hałaśliwe. Nerissa wzruszyła bezradnie ramionami. —Tak, tak, wiem i przykro mi moja piękna, ale cóż mam ci powiedzieć? Taka jest kolej rzeczy. Stojąc za mną pochyliła się i pocałunkami wytyczyła drogę od mojego policzka wzdłuż szyi. —Gdyby nie moja praca, chętnie bym się zatrudniła u ciebie. —I byłabyś świetną barmanką. Dodatkowo mogłabym cię tu ściągać ilekroć miałybyśmy ochotę się kochać. —Tak, i nigdy nie skończyłybyśmy żadnej pracy. Roześmiałam się wzruszywszy ramionami. —Tak, tak wiem, zatrudnianie pracowników należy do moich obowiązków ale nienawidzę tego. Odchyliłam głowę do tyłu by dotknąć warg mojej złotowłosej bogini, delektując się jej dotykiem który wywołał w moim ciele falę pożądania. Zaczęłam wodzić dłońmi po jej krzywiznach kierując się ku jej piersiom, gdy ktoś zapukał do drzwi. —Fatalny timing, rzuciłam spojrzawszy na nią ze smutkiem. Wrócimy do tego później ok? —Jak chcesz, odparła niechętnie odsuwając się by usiąść na krześle obok mojego biurka. Nerissa, moja zmienna puma, była moją afrodytą i potrafiła wykazać się sporą dozą dyplomacji i wiedziała kiedy musiałam przybrać profesjonalny wizerunek. Siedziała z wyprostowanymi plecami w swojej garsonce, z włosami spiętymi w kok i wyglądała jak bibliotekarka niecierpliwie

oczekująca końca dnia by móc wrócić do domu. Wszyscy wiedzieli że byłyśmy razem ale w pracy musiałam zachowywać się jak szefowa którą w końcu byłam. Nie mogłam sobie pozwolić na migdalenie się w obecności pracowników. —Proszę! zawołałam. Po chwili przez szparę w drzwiach zajrzała Chrysandra. Moja kelnerka rzuciła okiem na Nerissę i się uśmiechnęła. —Przepraszam że przeszkadzam szefie, ale jest tu pewien facet który szuka pracy. Myślę że warto byś z nim pogadała. —Zmienny? Ustanowiłam politykę zatrudniania wyłącznie członków nadprzyrodzonej społeczności. Sam Voyager przyciągał zbyt wiele potencjalnych problemów; nie mogłam ryzykować zatrudniając człowieka. Chrysandra była przyzwyczajona do pracy z wszelkiego rodzaju nadprzyrodzonymi stworzeniami, chciałam by pod moją nieobecność barman mógł być również wykidajłą. Pieder-olbrzym wykonywał dobrą robotę, ale pracował w dzień a ja szukałam kogoś na noc. Prawdopodobnie powinnam zatrudnić drugiego bramkarza ale byłam tutaj niemal każdej nocy i zazwyczaj sama zajmowałam się pilnowaniem porządku. Mądrzy ludzie nie zadzierali z wampirami, a większość moich bywalców bardzo szybko zrozumiała że lepiej nie wchodzić mi w drogę. Chrysandra skinęła głową. —Tak ale nie jestem pewna do jakiego należy gatunku. Zrobił na mnie dziwne wrażenie. Wyraz jej twarzy powiedział mi że albo ją zdenerwował albo był tak dziwny, że nie wiedziała jak zareagować. Odkryłam że Chrysandra miała jak na FBH - człowieka pełnej krwi - silne zdolności paranormalne i łatwo orientowała się w sytuacji. —Przyślij go do mnie, zdecydowałam. Zwróciwszy się do Nerissy, dodałam: —Kochanie, o ile nie masz nic przeciwko temu, wolałabym z nim pomówić na osobności. —Nic a nic, jesteś pewna że chcesz być z nim sama? (pogłaskała mnie po policzku).

Mogę zostać jeśli chcesz. —Mogę rozerwać na strzępy dziewięćdziesiąt procent stworzeń jeśli któreś mnie wkurzy. Nie zapominaj kochanie że jestem wampirem. Wzięłam ją za rękę. Szczerze ją kochałam, dlatego stale jej przypominałam że jestem niebezpiecznym drapieżnikiem. Taka była moja natura: godziłam się z nią a czasami wręcz rozkoszowałam. —Wiem, wyszeptała cicho, po czym wyszła a jej szeleszcząca spódnica doprowadzała mnie do szału. Pragnęłam wsunąć pod nią dłonie i dotknąć jej złotych ud... wszystkie te lata po Dredge'u stłumiły moją seksualność... Nerissa pobudziła ją na nowo sprawiając że w w jej obecności byłam wręcz nienasycona... Spuściłam nogi na ziemię i trochę uporządkowałam stos papierów na biurku. Jak z końcem każdego roku, zbliżała się inwentaryzacja. Musiałam przygotować dokładną listę wszystkiego co wchodziło w skład baru. Planowaliśmy również wynajęcie kilku pokoi na piętrze. Chciałam zatrudnić kogoś do sprzątania pokoi i noszenia bagaży. Kogoś kto dbałby o potrzeby naszych gości. Wysprzątaliśmy i wymalowaliśmy pokoje i trzy wspólne łazienki, także teraz mogliśmy ugościć siedmiu podróżnych. Zdecydowałam się odmawiać ogrom, goblinom i innym stworzeniom sprawiającym kłopoty. Voyager był moją własnością i został uznany za coś na kształt małego państwa – suwerennego terytorium - dlatego mogłam dyskryminować kogo tylko chciałam i to z dowolnego powodu. Trzymanie dziwaków i niegodziwców w barze nie było moim ideałem tworzenia równych szans. Zwłaszcza gdy wraz z siostrami zaangażowana byłam w wojnę z demonami. Po chwili drzwi otworzyły się i w progu stanął mężczyzna. Gdy uważnie mu się przyjrzałam, byłam pod wrażeniem. Nie miałam wątpliwości że w razie czego byłby w stanie poradzić sobie z każdym awanturującym się klientem, wywalając go na ulicę. Miał mięśnie i to jakie! Mimo niewielkiego wzrostu, na oko metra siedemdziesięciu dwóch, jego bicepsy były niemal dziełem sztuki, a jego uda wyglądały jakby były w stanie zgruchotać czaszkę. Jego kruczoczarne długie włosy sięgające mu do ramion, zaczesane były w koński ogon i podkreślały intensywny zielony kolor oczu - zupełnie jak u Delilah. Wyglądał na jakieś trzydzieści lat. Ale kto to wie? Określenie wieku istot nadprzyrodzonych jest niemal niemożliwe. Jedno było pewne: nie był człowiekiem, co zresztą od razu rzucało się w oczy. Emanował taką energią, że nawet ja, będąc niespecjalnie pod tym względem wyczulona, mogłam ją poczuć.

—Jestem Menolly D'Artigo, rzuciłam wstając i obchodząc biurko. Z kim mam przyjemność? W porównaniu do mnie i mojego metra pięćdziesięciu pięciu centymetrów wzrostu, wydawał się wysoki ale wiedziałam że jakby co, bez problemu bym sobie z nim poradziła. Jeden z przywilejów bycia wampirem... Wbrew pozorom charakteryzowałam się wyjątkową wytrzymałością. Wskazawszy mu krzesło stojące naprzeciwko mojego biurka, sama usiadłam na rogu. —Derrick, odparł. Derrick Means (usiadł i oparł się wygodnie plecami, przyglądając mi się uważnie). Od razu widać że jesteś wampirem, zauważył. Zamrugałam, nikt nigdy nie powiedział mi tego prosto w twarz. Jego ton nie był jednak obraźliwy. —Tym lepiej, ponieważ jestem tym kim jestem. Moi pracownicy nie muszą jedynie tego tolerować ale również to akceptować. Jak będzie z tobą? Uniósł brew i skrzyżował ramiona. —Przynależę do ludu borsuków, wyjaśnił. Jestem przyjacielem Katriny. Powiedziała że możesz być otwarta na moją kandydaturę, nawet jeśli jesteś wampirem. Wspomniała też, że wcześniej zatrudniałaś zmiennego wilka. Lud borsuków? Więc oni również przenieśli się do miasta? Rozumiałam jego nieufność. Wampiry i zmienni nie zawsze się dogadywali. Ale ja nie byłam byle jakim wampirem. Byłam w połowie wróżką a w połowie człowiekiem. A Katrina była przyjacielem. Zainteresowana była moim poprzednim barmanem Luke'm, który niestety musiał opuścić Ziemię i udać się do Krainy Wróżek aby czuwać nad swoją siostrą. Ponownie zmarszczyłam brwi. Nigdy wcześniej nie spotkałam żadnego zmiennego borsuka, to też nic o nich nie wiedziałam. Jednak gdyby dorównał swojemu imiennikowi, Derrick nie wahałby się ani sekundy by wykopać z baru jakiegoś skurwiela. —Jakie masz doświadczenie w tym zawodzie? Jesteś członkiem klanu czy raczej samotnikiem? —Niegdyś przynależałem do klanu, do czasu aż nie postanowiłem zakosztować życia w wielkim mieście. Lubię Seattle, ale nie mam zbyt wielu okazji do komunikowania się z rodziną. Jedynie drogą elektroniczną. Nie widuję ich zbyt często. Wydał długie westchnienie które zabrzmiało jak irytacja, po czym z powrotem rozparł się wygodnie na krześle.

—A twoje doświadczenie? —Mam piętnaście lat doświadczenia jako barman. Dorabiam również jako bramkarz. I nigdy nie zostałem wylany. To rzekłszy wręczył mi arkusz papieru. Ze zdziwieniem zdałam sobie sprawę że to jego CV i to wyjątkowo szczegółowe. Zazwyczaj ludzie po prostu przychodzili i prosili o pracę. W najlepszym wypadku składali podanie. —Dlaczego chcesz pracować w Voyagerze? spytałam zerkając okiem na papier, wszystko wydawało się w porządku. Mój wewnętrzny system alarmowy również milczał. —Bo ja potrzebuję pracy, a ty barmana. Ponadto myślę że nie będziesz protestowała jeśli poproszę o wolny wieczór w czasie pełni księżyca. Posłuchaj (pochylił się do przodu). Jestem dobry w tym co robię, jestem lojalny i będę tutaj - trzeźwy - zawsze gdy będziesz mnie potrzebowała. Potrzebujesz mnie. Nie podrywam kobiet, a przynajmniej nie w pracy. Jeśli chcesz sprawdzić niektóre z moich referencji, tam są numery. Przyjrzałam się liście: Applegate, The Wyson, bar Okinofo... nie były to jakieś super ekskluzywne bary, ale też nie speluny tylko porządne tawerny z porządnymi klientami. Spojrzałam na niego. —Poczekaj na mnie przy stoliku. Skinął głową i wyszedł. Obdzwoniłam jego byłych pracodawców. Żaden z nich nie powiedział mi o nim złego słowa, niektórzy nawet go chwalili. Ja natomiast wyczułam w ich głosie pewne napięcie. Przypisałam to trudnościom w relacjach między ludzkimi pracodawcami a zatrudnionymi przez nich zmiennymi. Powziąwszy decyzję, skierowałam się do baru. Derrick siedział popijając puszkę dietetycznej coca coli. Usiadłam na krześle naprzeciw niego. —Pijesz? Bierzesz narkotyki? Potrząsnął głową. —Od czasu do czasu piję piwo i whisky, ale nigdy w pracy. Borsuki i narkotyki nie idą w parze. Mamy temperament, pierwszy to przyznam. Znam swoje granice. —OK, więc powiem ci co zrobimy (ruchem głowy wskazałam na bar). Potrzebuję barmana i to szybko. Jeśli mógłbyś zacząć w tym tygodniu super, a najlepiej jeszcze dziś wieczorem. Będziesz pracował od 16-tej do 2-giej w nocy, ale być może poproszę cię byś pomógł mi w ciągu dnia w inwentaryzacji. Musisz być osiągalny w razie gdybym cię potrzebowała. Czasami muszę wyjść w nocy i nie potrafię przewidzieć kiedy to nastąpi, ale potrzebuję wtedy kogoś kto mnie zastąpi. Jak na

razie dobrze? Pokiwał głową. —Lubię pracować. Nie przeszkadzają mi nadgodziny. Ekstra zarobione pieniądze wysyłam matce by pomóc jej w wychowaniu moich braci i sióstr. To utwierdziło mnie w decyzji by go zatrudnić. —Porządny z ciebie facet. Zaczniesz od 15 dolarów za godzinę. Jeśli okażesz się tak dobry jak mówi twoje CV i wytrwasz tutaj trzy miesiące, przejdziesz na 17 dolców. Pamiętaj że tu ja jestem szefem. Kiedy tutaj jesteś, rób co mówię i unikaj kłopotów. To jak? Chcesz tę pracę czy nie? Uniósł szklankę w toaście. —Za twoje zdrowie szefowo! Jeden problem rozwiązany pomyślałam. Ale nie potrwa długo jak pojawią się kolejne... Gdy pokazywałam Derrikowi bar, patrząc jak operuje butelkami i w szczególności będąc pod wrażeniem jak sobie radzi z klientami, otwarły się drzwi i do baru wszedł Chase Johnson. Chase, ex mojej siostry Delilah, był niemal członkiem rodziny. Ubrany w garnitur od Armaniego i stale zalatujący taco, był cholernie dobrym gliną. I pomimo naszych częstych sporów, musiałam przyznać że zachowywał zimną krew w sytuacjach gdy inni ludzie dostawali świra. Ach! Zapomniałam dodać jeden szczegół: Chase był prawie nieśmiertelny, przynajmniej z punktu widzenia ludzi. Kiedy oscylował na granicy między życiem a śmiercią, podaliśmy mu Nektar Życia który znacznie wydłużył jego życie w stosunku do jego ludzkich braci. Zerknął na Derrick'a i skinął głową, posyłając mi pytające spojrzenie. —Derrick, to jest Chase Johnson, detektyw i przyjaciel domu. Traktuj go należycie. Zmienny borsuk skinął głową. —Miło pana poznać, inspektorze. —Chase, przedstawiam ci Derrick'a, mojego nowego barmana. Derrick, daj nam pięć minut. Chase najwidoczniej ma mi coś do powiedzenia. Nie mylę się?

—Faktycznie. Wierz mi, wolałbym by była to kurtuazyjna wizyta (uścisnął rękę Derrick'a i poszedł za mną do stolika). Jest zmiennym wilkiem? spytał. —Zmiennym borsukiem, poprawiłam go. —Czy dla wszystkich zwierząt na tej planecie istnieje odpowiadający gatunek zmiennych? Chase prychnął pocierając swoje nienaganne brwi. —Prawie. Co cię sprowadza? —Kłopoty. Czy masz czas by pojechać ze mną do centrali? Ta historia pachnie wampirami. Tak przynajmniej myślę... westchnął. Cholera! To była ostatnia rzecz, jaką chciałam usłyszeć. Gdy Chase przychodził mówić o wampirach, zazwyczaj oznaczało to że ktoś jest martwy. Zwykle zamordowany. W ostatnim czasie odczułam wzrost wampirzej aktywności ale nie będąc już członkiem Stowarzyszenia Anonimowych Wampirów – grupy wsparcia dla młodych wampirów stworzonej i kierowanej przez wampira i ex przyjaciela - nie byłam na bieżąco w wampirzych sprawach. Musiałam zadowolić się tym co opowiadała mi Sassy Branson. Ale z każdym dniem nawet ona stawała się coraz bardziej nieprzewidywalna. Poważnie zastanawiałam się czy nie odebrać mojej córki Erin spod jej kurateli... —Pozwól że poinformuję o wszystkim Chrysandrę (podeszłam do mojej kelnerki i poklepałam ją po ramieniu). Miej na oku Derrick'a i pomóż mu zaznajomić się ze wszystkim. Chase mnie potrzebuje. —Nie ma problemu, Menolly. Ale… czy jesteś pewna? To jego pierwsza noc. Wydawała się trochę zaniepokojona. Zazwyczaj wzięłabym to na karb zdenerwowania, ale tym razem spojrzałam jej głęboko w oczy starając się zrozumieć jej niepokój. —Masz złe przeczucia co do niego? spytałam przechyliwszy głowę. Rzuciła okiem na barmana, po czym powoli pokręciła głową. —Nie, wcale nie, po prostu... jest w nim coś dziwnego... i nie potrafię stwierdzić co to takiego. Jest potężniejszy niż na to wygląda ale nie wyczuwam... nie jest wrogi ale lubi niebezpieczne życie. —Podobnie jak większość istot nadprzyrodzonych w dzisiejszych czasach. Zmarszczyłam brwi. —Przekaż Riki by zastąpiła Tavah na dole. Jeśli coś pójdzie nie tak, Tavah się tym zajmie. Tavah była wampirem jak ja i spędzała noce w piwnicy Voyagera strzegąc portalu i obserwując nowo przybyłych gości. Ponadto pilnowała by wszyscy uiścili opłatę za korzystanie z niego. Nie

wpuszczała nikogo kto tego nie zrobił. —Zajmę się tym. Patrzyłam przez chwilę jak schodzi po schodach, następnie podeszłam do mojego nowego do barmana. —Słuchaj, Derrick, muszę wyjść. Chrysandra ci pomoże. Pod moją nieobecność to ona i Tavah tutaj rządzą. Wrócę tak szybko jak to możliwe. OK? Skinął głową, nie odrywając oczu od drinka który przygotowywał. —Żaden problem, rozumiem. Jak tylko ujrzałam u szczytu schodów Tavah, skierowałam się za Chase'm ku wyjściu w tą zimową lodowatą noc... Zima w Seattle oscyluje miedzy łagodną a wstrętną, ale przez ostatnie parę lat była całkiem ostra. W miejsce nieustającego deszczu pojawił się śnieg w ilościach wystarczających by sparaliżować miasto na parę dni. W ubiegłym roku potężny bóg Loki w towarzystwie swojego wilka Fenrir'a, podjęli szturm na miasto z powodu mojego, teraz już martwego Pana, Dredge'a. W tym roku warunki pogodowe były bardziej naturalne. Nińa przybyła do miasta sprowadzając zimę znacznie wilgotniejszą i mroźniejszą. A teraz, dwa i pół tygodnia przed Yule, było wystarczająco zimno by zaczął padać śnieg, co sprawiło że rozważałam wymianę opon w moim Jag z letnich na zimowe. Ja nie odczuwam zimna ale Chase wychodząc zapiął swój płaszcz. Czym prędzej udaliśmy się do jego auta, a gdy wsiadałam przytrzymał dla mnie drzwi. Chase był prawdziwym dżentelmenem. Bez wątpienia było mu zimno. Z jego ust buchnął oddech przypominający obłoki z maszyny parowej. Ulice pełne były ludźmi szukających świątecznych promocji. Kiedy staliśmy w korku, Chase włączył radio i z głośników rozbrzmiał Danny Elfman „Bawling Deadmans Party”. —Pamiętam jak nie dalej jak piętnaście lat temu tańczyłem przy tej piosence, rzucił z rozmarzeniem. Byłem w liceum i spotykałem się z dziewczyną o imieniu Glenda. Nosiła się w stylu retro i wyglądała jak jedna z wokalistek zespołu B-52 Girls. Spojrzałam na niego kątem oka. —Czy tęsknisz za tymi czasami? Za okresem gdy nie wiedziałeś ani o nas ani o istnieniu demonów? Postukał w kierownicę, by następnie ruszyć o milimetr do przodu.

—To trudne pytanie. Nie da się na nie odpowiedzieć jednoznacznie (rzucił na mnie okiem krzywiąc się lekko). Tak, tęsknię za tymi czasami ale tylko dlatego że życie było wtedy znacznie prostsze. Miałaś wybór pomiędzy białym a czarnym. Ale muszę powiedzieć że odkąd wkroczyłyście w moje życie, nie było dnia bym się nudził. Byłem przerażony, owszem, ale nigdy znudzony. Prychnęłam pogłaśniając radio. —Jeśli chcesz możesz się kiedyś wybrać ze mną i z Nerissą do klubu. O ile nie będzie to wampirzy klub. Obie jesteśmy cholernie dobre na parkiecie. Nieźle dajemy czadu. Chase zachichotał. —Tak, i wszyscy faceci będą mi zazdrościć. Nie wiem czy to w moim stylu. Z drugiej strony to mogłoby być zabawne... do diabła! ja nawet nie wiem co jest teraz w moim stylu. Wyglądał na zagubionego i trochę przerażonego. —Och spójrz! Święty Mikołaj! Na chodniku przed małym sklepem stał Święty Mikołaj z chrześcijańskiej misji, wymachujący dzwonkiem. Zima tego roku była mroźna a bezrobocie powszechnie znane. Sądząc po jego minie, nie udało mu się dużo zebrać. —Czy wiesz że w rzeczywistości jest on przerażający? wyznałam. Camille spotkała go raz gdy była mała. Ponownie zerknęłam na fałszywego mikołaja i w zamyśleniu milczałam. Mikołaj rozdawał prezenty, mała myszka podkładała w miejsce zębów monety, królik wielkanocny zakopywał w ogródku czekoladowe jajka... Ludzie trzymali się tych mitów w nadziei że odpędzą one pecha i wszelkie zło, a na ich miejsce sprowadzą bezpieczeństwo i pomyślność. Gdyby wiedzieli co naprawdę kryje się za ich opowieściami o wróżkach i jakiego rodzaju potwory wychodzą z ich kominów...! Zmieniłam muzykę, Ladytron zastąpił Oingo Boingo. W pewnym sensie było mi żal Chase'a. Nigdy nie będzie mógł powrócić do tego, co było kiedyś... i do życia które dawniej prowadził. Był niewinną ofiarą, takich jak on zapewne jeszcze przybędzie... Dwadzieścia minut później Chase zaparkował naprzeciwko siedziby FH-CSI. Znałam ten budynek aż za dobrze... Wyglądało jakbym z siostrami zawsze tutaj była, szczególnie że wojna ze Skrzydlatym Cieniem była coraz ostrzejsza. Większa część budynku znajdowała się pod ziemią. W trzeciej piwnicy znajdowała się kostnica,

laboratorium i archiwa. W drugiej specjalne cele dla przestępców posiadających moce fizyczne i magiczne. W pierwszej natomiast mieściła się zbrojownia, można tam było znaleźć ciekawy arsenał skutecznych broni. I wreszcie na parterze znajdowała się siedziba policji oraz ambulatorium. Delilah wspomniała nam, że może istnieć kolejny poziom pod kostnicą, ale nie wiedziała co na nim było ani nawet czy naprawdę istniał. Chase poprowadził mnie prosto do swojego biura, co było dobrym znakiem. Zaczęcie od kostnicy nie wróżyło zazwyczaj nic dobrego. Oznaczało bezpośrednie zagrożenie, a w tej chwili nie byłam w nastroju do walki. Kiedy usiadłam, mój wzrok padł na zdjęcia które wyślizgnęły się z jednej z teczek. Cholera! Miałam wrażenie... jakby w ciągu ostatnich kilku dni wszystko było pokryte krwią i z każdym dniem było jej coraz więcej... —To twój problem? spytałam wskazując brodą na zdjęcia. —Tak. I chciałbym abyś o ile to możliwe pomogła mi się go pozbyć. Chase westchnął. —Sam nie wiem co o tym sądzić. To nie przypomina prostych ataków wampirów. Jest coś jeszcze. Skinął bym dosunęła sobie krzesło bliżej jego biurka, następnie ułożył zdjęcia w prostej linii. Były na nich cztery kobiety i każda z nich miała na szyi widoczne ślady po ugryzieniach. —Co cię męczy? Dla mnie to całkiem jasne. —Tak, na pierwszy rzut oka można by tak pomyśleć ale raz jeszcze przyjrzyj się tym kobietom na zdjęciach. Czy nie widzisz w nich nic dziwnego? Odchylił się na krześle do tyłu marszcząc brwi, krzyżując nogi i palce. —Liczę na twoją szczerą opinię. Chcę być pewien że nie szczekam pod niewłaściwym drzewem. Ponownie przyjrzałam się zdjęciom. Wszystkie kobiety były ładne i liczyły sobie ponad trzydzieści lat. I wszystkie... chwila... wszystkie cztery kobiety były do siebie zaskakująco podobne! —Wszystkie mają długie brązowe włosy z pasemkami i brązowe oczy, zauważyłam. Myślę że wszystkie one ważą mniej niż sześćdziesiąt kilogramów. Ile mają wzrostu? —Między metrem siedemdziesiąt a siedemdziesiąt pięć centymetrów. Wiec ty również to

dostrzegasz? —Tak. Czy były ze sobą w jakiś sposób powiązane? Czy istnieją inne podobieństwa, na przykład w sposobie w jaki umarły? W moim umyśle formowała się niepokojąca myśl i coś mi mówiło że Chase doszedł do tych samych wniosków. —Wszystkie zostały osuszone z krwi i wszystkie zginęły w nocy. U wszystkich są ślady ugryzień ale to nie dowodzi by zostały zamordowane przez wampira. Wszystkie one zostały znalezione w promieniu ośmiu kilometrów od Greenbelt Park. Wszystkie były prostytutkami (skrzywił się). Myślę że mamy do czynienia z wampirzym seryjnym mordercą. Gdyby nie fakt że wszystkie są do siebie tak podobne, przypisałbym to atakowi wampira degenerata. Chase miał rację. Patrząc na nie można by je uznać za siostry! Nawet jeśli inspektor nie mógł tego oficjalnie potwierdzić, mój instynkt mówił mi że zabójstwa te były dziełem wampira, najprawdopodobniej jednego mężczyzny atakującego ściśle określony typ kobiet. —Czy masz jeszcze ich ciała? Przyjrzawszy im się, mogłabym stwierdzić czy to faktycznie robota wampira. Jako iż sama jestem wampirem, chcę przyjrzeć się ich ranom. Jasna cholera! Jeśli faktycznie mamy tutaj do czynienia z seryjnym mordercą, szykują się kłopoty! Odkąd Delilah rozłożyła na łopatki Andy Gambita, byliśmy z nim na wojennej ścieżce. Ta szumowina postawiła sobie za cel zniszczyć reputację wróżek i innych nadprzyrodzonych stworzeń. Zrównał z błotem Nerissę, podając do publicznej wiadomości informacje o łączącym nas związku, przez co ta przegrała w wyborach do Rady Miejskiej. Wcześniej wszystko wskazywało na jej potencjalne zwycięstwo. Ale ku zaskoczeniu wszystkich, Taggart Jones który był jej głównym przeciwnikiem, również nie wygrał. Głosowanie wygrał oportunista z umiarkowanej partii. Jeśli plotka o seryjnym mordercy się rozniesie, będzie to jak dolanie benzyny do ognia. Chase poprowadził mnie do windy. —Więc? Jak tam przygotowania do świąt? —Powiedzmy że jesteśmy mniej lub bardziej gotowe, odparłam z uśmiechem. Delilah nie przewróciła jeszcze choinki... ale może to dlatego że już pierwszego dnia przymocowaliśmy ją do sufitu. Camille i Iris udekorowały dom jak z powieści. Gdyby nie brak śniegu, wszystko byłoby idealne. —Czy w Krainie Wróżek sypie dużo śniegu? spytał, przytrzymując dla mnie drzwi.

—Zależy od miejsca. W Elestrial owszem... Przystanęłam i przygryzłszy wargę wróciłam myślami do naszego rodzinnego miasta, w którym Camille nie miała prawa więcej postawić stopy, podobnie jak i my. Westchnęłam. —Tęsknię za moim miastem. Ono jest takie piękne... zastanawiam się czy kiedyś jeszcze je ujrzymy... —Sephreh i królowa Tanaquar nadal podtrzymują swoją decyzję? Wyglądał jakby miał ochotę pogłaskać mnie po ramieniu, czy coś. Wzruszając ramionami pokręciłam głową. —Kiedy obie z Delilah poprosiłyśmy aby przywrócili Camille jej dawny status, dali nam dwie możliwości: albo dostosujemy się do dekretu albo podzielimy los Camille. Więc wszystkie trzy zdecydowałyśmy że będziemy pracować dla królowej Asterii. OIA to już zamierzchła historia, przynajmniej dla nas. —Ze mną już też nie rozmawiają, wyznał. Wygląda na to że od czasu wojny domowej zdecydowali że FH CSI nie jest im już potrzebna. —Witaj w klubie! Ojciec próbował rozbudzić w nas poczucie winy. W końcu skończyło się na tym, że odwróciłyśmy się do niego plecami. To było trudne. Nie walczy przy naszym boku i nie tkwi zanurzony po szyję w demonicznej krwi, zastanawiając się czy w następnej kolejności Skrzydlaty Cień nie przyjdzie po niego. Nie zdaje sobie sprawy jak ciężko pracuje Camille i jakich musi dokonywać wyborów. Nie mogłyśmy stać i bezczynnie obserwować jak się jej pozbywają! Chase skinął głową. —Rozumiem, naprawdę. Podziwiam waszą decyzję. Cokolwiek się stanie, nikt nigdy nie odważy się stanąć pomiędzy wami trzema. Wydawał się smutny. Zastanawiałam się czy brakowało mu Delilah. Od ich zerwania był w naszym domu częstszym gościem. Wydawał się o wiele bardziej zrelaksowany i szczęśliwy. Tak samo Delilah która wciąż docierała się z Shadem, w połowie smokiem, w połowie Stradolan. Będąc częścią świata Władcy Jesieni, Shade wkroczył w jej życie i oboje budowali coś co mogło stać się miłosnym związkiem stulecia. Nigdy wcześniej nie widziałam by serce Delilah było tak lekkie i radosne. —Wszystko w porządku, Johnson? spytałam klepiąc go po ramieniu.

—Tak, odparł cicho. I na wypadek gdybyś się zastanawiała, to nie, nie usycham z tęsknoty za Delilah. To była moja diagnoza że nie radzę sobie w związku i - szczerze mówiąc - okazała się ona trafna. Z powodu budzących się we mnie mocy, cierpię na nagłe zmiany nastrojów. W jednej chwili potrafię się cieszyć, w następnej jestem wkurzony. W chwili obecnej nie jestem najlepszym materiałem na chłopaka. Sharah znalazła w mieście kogoś, kto pomoże mi nauczyć się kontrolować energię. —To dobrze. Niekontrolowana energia psychiczna jest niebezpieczna dla wszystkich (wysiadłszy z windy zamarłam). OK, Chase nadeszła godzina prawdy. —O co chodzi? Jego ciemne oczy błyszczały, a ja oparłam się pokusie by wyciągnąć rękę i poprawić niesforny kosmyk - był on tak nie na miejscu na jego perfekcyjnym ciele, że mnie to aż rozpraszało. —Jesteś pewien że nie przeszkadza ci że moja siostra widuje się z kimś innym? Bo jeśli planujesz wrócić do niej później, to lepiej powiedz jej to teraz. Ona coraz bardziej się do niego przywiązuje, wiesz? Nigdy wcześniej nie widziałam by tak bardzo jej na kimś zależało. Nie chciałam pozwolić mu postawić jej później w niewygodnej sytuacji, zmusić ją do podjęcia decyzji którą - jak sądziła - już podjęła. Patrzył na mnie jasnym wzrokiem z rozdartym wyrazem twarzy. —Czy ona naprawdę lubi tego faceta? —Chase, myślę że on jest miłością jej życia. —Więc pozostanę jej bratem krwi i nie będę się wtrącał w ich związek. Szczerze mówiąc nie mam pojęcia jak potoczy się moje życie (urwał). Czy teraz ja mogę zadać ci pytanie? Jego reakcja przyniosła mi taką ulgę, że gotowa byłam na wszystko się zgodzić. —Pytaj! —Myślisz że ktoś taki jak Sharah pewnego dnia ujrzy we mnie kogoś więcej niż tylko współpracownika? spytał niepewnie, niemal z zawstydzeniem. Doskonale wiedziałam że elfica jest w nim zakochana, ale to nie do mnie należało by mu o tym powiedzieć. —Słuchaj, jesteś ciacho. Nie wszystko ci się udaje ale - Johnson - jesteś OK i myślę że kogoś kiedyś uszczęśliwisz. Czy ktoś jak Sarah mógłby się tobą zainteresować? Nie widzę przeciwwskazań. Inspektor dumał nad tym przez chwilę, po czym wznowił marsz do kostnicy. —Zachowaliśmy ciała. Nadal staramy się zidentyfikować trzy z nich. Co do drugiej wiemy kim jest,

najwyraźniej nie ma rodziny. Na ulicach zaczęły szerzyć się pogłoski. Wkrótce będę musiał ostrzec prostytutki. Mają prawo wiedzieć że jakiś świr obrał je sobie na cel. Przyjrzałam się błyszcząco-białym ścianom kostnicy oraz stołom i umywalkom z nierdzewnej stali. To była moja dziedzina: śmierć. Jeśli Dredge nie przywróciłby mnie do życia, przemierzałabym święte korytarze prowadzące na drugą stronę ku Królestwu Srebrnych Wodospadów. Za każdym razem kiedy stawałam twarzą w twarz ze śmiercią, przypominałam sobie własną nieśmiertelność i po raz kolejny musiałam zmierzyć się z faktem, że jestem drapieżnikiem, istotą cienia. Nigdy więcej nie będę spacerować w słońcu, przynajmniej do czasu nim nie będę gotowa porzucić wszystkiego by odnaleźć moich przodków. Do tego czasu jedynie księżyc będzie dla mnie świecił. Cztery ciała leżące na stołach przykryte były białymi prześcieradłami; czystymi niczym śnieg na jałowej ziemi. —Jak mniemam upewniliście się iż faktycznie są martwe? Chase skinął głową. —Tak. Myślę że naprawdę nie żyją. Podeszłam do pierwszego stołu i szarpnęłam za prześcieradło. Blada kobieta wydawała się nierealna, leżąc tak tutaj w ciszy i bezruchu. Można by rzec: posąg, postać zamrożona w lodzie. Pochyliłam się by móc się przyjrzeć śladom ugryzienia na jej szyi. Tak, to było dzieło wampira. Czułam to. Mogłam niemal wyczuć na niej jego zapach. Zabójca był wampirem, samcem i to stosunkowo młodym pod względem doświadczenia. Pospiesznie sprawdziłam pozostałe ciała, zdumiona ich niesamowitym podobieństwem. Naprawdę można by je uznać za siostry. W pewnym sensie były nimi... siostrami śmierci. Miały tego samego kata, to pewne. Mogłam poczuć jego oddech, jego zapach, jego... O cholera! Odskoczyłam, cała drżąc. Jest niewiele rzeczy które potrafią wyprowadzić mnie z równowagi, ale to znałam nadto dobrze, było to ostre wspomnienie którego nigdy się nie pozbędę. —Czy możesz sprawdzić czy zostały zgwałcone? Mój głos był ostrzejszy niż chciałam ale nie mogłam na to nic poradzić. Chase spojrzał na mnie ze zbolałym wyrazem twarzy. —Owszem. Miałem nadzieję że nie będę musiał ci tego mówić. Wiem czym to dla ciebie jest.

—A odpowiedź brzmi "tak", prawda? Nie znaleźliście nasienia ale ofiary były posiniaczone. Czuję to. Czuję jego żądzę krwi... wszędzie. Nie tylko wokół śladów po ugryzieniach. Nagle sala zaczęła wirować. Poczułam jak moje kły się wydłużają i zaczynam panikować. Musiałam stąd natychmiast wyjść! —Chase, muszę wyjść na powierzchnię. Teraz! —Chodź. Wyprowadził mnie, starannie unikając dotykania mnie. Dotarłszy do windy uniosłam rękę. —Pozwól mi jechać samej. To zbyt niebezpieczne. Do zobaczenia na zewnątrz. Cofnął się bez pytania. Nacisnęłam przycisk windy i liczyłam sekundy. Winda była całkiem szybka ale zanim dojechała na parter i zdołałam z niej wyskoczyć, czułam jakbym była w niej zamknięta przez tysiąc lat. Tysiąc lat wspomnień, tysiąc lat pragnienia wolności, tysiąc lat rozmyślań czy mamy kolejnego Dredge'a na ogonie. Rozdział 2 Chase podszedł do mnie na zewnątrz. —Wszystko w porządku? Powoli uniosłam głowę, nie próbując nawet ukryć swoich wydłużonych kłów. —Nie bardzo. Ale to minie. To po prostu... są pewne wspomnienia z których nie mogę się otrząsnąć. Węzły których nie da się rozplątać. Dredge był potworem. Nie wyobrażasz sobie do jakiego stopnia... nie ma wątpliwości że Karvanak był do niego podobny, ale mój dawny Pan rozkoszował się cierpieniem innych, upokarzaniem i degradacją. Śmiał się gdy ja krzyczałam z bólu. Zupełnie jakby oglądał jakiś głupi serial komediowy w telewizji. A potem... kiedy… W tej samej chwili zalały mnie wspomnienia jego uśmiechniętej twarzy nade mną, gdy gwałcił moje poranione i zakrwawione ciało, raniąc je jeszcze bardziej a następnie spędził godziny cierpliwie je grawerując... Na moment wszystko przesunęło mi się pod stopami. Chciałam polować, ścigać, zabić, ale jego już nie było. Zamienił się w pył. Już go upiekłam i nic więcej mu nie mogłam zrobić. —Menolly. Menolly! Weź się w garść, słyszysz?! Głos Chase'a przedarł się przez czerwoną mgłę która przesłoniła mój wzrok i zneutralizował żądzę krwi tak szybko, że miałam wrażenie jakbym została wyrzucona z łona. Pokręciłam głową i spojrzałam na niego mrugając.

—Jak to zrobiłeś? —Jak zrobiłem co? —To! Wyrwałeś mnie z żądzy krwi i pragnienia zabijania. Bardzo niewielu potrafi przeniknąć przez mój głód, a tym bardziej uspokoić mnie gdy jestem w takim stanie! Camille czasem się to udaje ale tylko dlatego, że Matka Księżyca użycza jej swojej siły. Starszy, potężny wampir również może to zrobić lub ktoś o podobnych mocach, ale rzadko człowiek. Przyjrzałam mu się, zastanawiając jakie moce rozbudził w nim Nektar Życia. —Nie mam pojęcia jak to sie stało, ale najważniejsze że zadziałało. Nie noszę słomki i nie zamierzam służyć jako długi, chłodny drink (skrzywił się). Co ci się stało? —Retrospekcja. Miewam ją jeszcze od czasu do czasu. Znacznie rzadziej odkąd wyeliminowaliśmy Dredge'a. Dawniej niemal codziennie przeżywałam w snach moje tortury. I nie mogłam ich powstrzymać, nie mogłam się obudzić. Gdy zdarza się to w nocy, budzi się we mnie pragnienie krwi i mój drapieżnik wychodzi na powierzchnię szukając ujścia dla bolesnych wspomnień. W ciągu kilku ostatnich miesięcy zdarzyło się to tylko kilka razy. —To chyba dobrze, prawda? Czy myślisz że pewnego dnia uda ci się od nich uwolnić? —Możesz wyeliminować źródło ale pozostaną grzechy których nie da się zmyć. Nie wiem co ci zrobił Karvanak, ale czy myślisz że uda ci się o tym zapomnieć? Potrząsnął głową. —Ja tylko straciłem kawałek kciuka i... byłem trochę torturowany. W porównaniu z tym co ty przeszłaś... rozumiem. —Porozmawiajmy o czymś innym, zasugerowałam. Powiedz mi gdzie znaleziono ciała? Być może znajdowały się one na linii życia albo w pobliżu znanego gniazda wampirów? Mój umysł był już dużo jaśniejszy, wolny od paniki i morderczych pragnień. Podejrzewałam że Chase odegrał w tym o wiele ważniejszą rolę niż sam myślał. —Chodź, odparł. Yugi powinien być w stanie odpowiedzieć na twoje pytania (niespodziewanie zatrzymał się przed drzwiami). Dziękuję Menolly. Nie jesteś zobowiązana do mieszania się w to wszystko i jestem świadomy że przeszkadza ci to w wykonywaniu twojej pracy. Chcę byś wiedziała że liczę się z twoim zdaniem i doceniam to co dla mnie robisz. Nie był to pierwszy raz gdy w jego spojrzeniu dojrzałam nowy aspekt jego osobowości. Chase był człowiekiem, a co za tym idzie był omylny. Ale czyż sami bogowie nie mają wad? Większość ludzi nie byłaby w stanie znieść choćby połowy tego co on. Ale jemu się to udało i

kroczył z wysoko uniesioną głową. Był torturowany przez demona, z czego wyszedł stosunkowo obronną ręką. Walczył przy naszym boku z ghulami, demonami i zombie. Nikt nigdy nie będzie mógł mu zarzucić tchórzostwa. Mimo braku dyskrecji, Chase był dobrym facetem. Wspięłam się na palce i zrobiłam coś, co nawet z siostrami robiłam bardzo rzadko: pocałowałam go w policzek. Powoli zamrugał i położył dłoń na moim policzku. —Po co to było? —Sam fakt że pytasz oznacza, że było warto. A teraz zamknij się i chodźmy. Mamy do złapania seryjnego mordercę. A teraz o mnie: nazywam się Menolly D'Artigo Jian i zostałam przemieniona w wampira. Jian jest... hmm... powiedzmy "ninja" byłby najbliższym ziemskim odpowiednikiem, jednak w mniejszym stopniu zabójcą. Pewnego dnia dosłownie wpadłam do gniazda wampirów. Dredge, najpodlejszy z nich, złapał mnie, torturował potem zgwałcił a na koniec zabił i przywrócił do życia. Spędziłam rok w odosobnieniu, ucząc się jak nie zabić swojej rodziny i przyjaciół. Jestem w połowie człowiekiem, w połowie wróżką. Wraz z moimi siostrami: Camille, super czarownicą, kapłanką Matki Księżyca oraz Delilah, zmienną kotką i narzeczoną śmierci, pracuję dla OIA: odpowiednika ziemskiej CIA. A przynajmniej pracowałam dla nich jeszcze miesiąc temu, zanim królowa naszego rodzinnego miasta i jej kochanek - nasz ojciec – wyparli się Camille z powodu - jak to określili - zdradzieckiej działalności. Zasadniczo było to ukartowane. Delilah i ja broniłyśmy naszej siostry i tym samym podzieliłyśmy jej los. Obecnie pracujemy dla królowej Asterii, monarchini Krainy Elfów. Jesteśmy w centrum paskudnej wojny z demonami, próbując zapobiec wielkiemu atakowi na Ziemię i Krainę Wróżek przez Skrzydlatego Cienia - władcę demonów rządzącego Podziemnym Królestwem. Aby tego dokonać, potrzebuje on jak najwięcej pieczęci duchowych - części starożytnego artefaktu. My próbujemy znaleźć je pierwsi, także jest to wyścig. Udało nam się zabezpieczyć pięć, on ma jedną. Do odnalezienia pozostały jeszcze trzy. Jak do tej pory udaje nam się całkiem nieźle trzymać go i jego hordy na dystans, z wyjątkiem zeszłego miesiąca gdy demony splądrowały nasz dom. Robimy wszystko co w naszej mocy by pozostać silnymi i trzymać się razem. W tej wojnie nagromadziło się tyle niewiadomych, że nawet nam trudno jest za nią nadążyć. Posuwamy się małymi kroczkami, mając nadzieję że wszystko będzie dobrze. Ale od jakiegoś czasu pojęcie „wszystko będzie dobrze” bierze w łeb. Niektórzy z naszych przyjaciół przekonali się o tym na własnej skórze, doznając przy tym poważnych obrażeń lub nawet śmierci...

Robimy wszystko co w naszej mocy ale prędzej czy później szczęście się od nas odwróci. Miejmy nadzieję że nam się uda i wyjdziemy z tej konfrontacji zwycięsko, w przeciwnym razie módlmy się by nasz koniec był szybki i jak najmniej bolesny. Szczerze mówiąc, im bardziej zagłębiamy się w to wszystko, tym większy ogarnia nas pesymizm. Ale dopóki nie wiemy kto naprawdę wygra, zamierzamy skopać możliwie jak najwięcej demonicznych tyłków. I nawet jeśli przyjdzie nam przy tym polec, część z nich zabierzemy ze sobą do grobu. Wiemy iż walczymy w słusznej sprawie. A w tym zimnym i bez serca świecie, to wszystko co się liczy. Wracając do baru, wróciłam myślami do rozmowy z Chase'm. Pojawienie się wampirzego seryjnego mordercy oznaczało poważne problemy. Dla zainteresowanych całą sprawą wampirów byłam persona non grata, natomiast dla popierających mordercę byłam czarnym charakterem. Zasadniczo znajdowałam się na pozycji samotnego, dziwnego wampira. Jedyną osobą która mogła mi pomóc była Sassy Branson, kobieta z towarzystwa przemieniona w wampira, która czuwała nad moją córką i która z czasem sama zaczęła mieć problemy. Ufałam jej znacznie mniej niż kiedyś, podobnie jak Wade'owi, przywódcy Anonimowych Wampirów i reszcie członków którzy jasno dali do zrozumienia że nie jestem u nich mile widziana. W barze zastałam tłum ludzi, ale wydawało się że Derrick świetnie sobie radzi. Pomachawszy mu skierowałam się do swojego biura. Po chwili Chrysandra wsunęła głowę do środka. —Nerissa prosiła bym ci przekazała że wychodzi wieczorem i że zadzwoni do ciebie później. —Dziękuje, odparłam nieco nieobecna duchem. Kto mógłby być w stanie mi pomóc z seryjnym mordercą? pomyślałam. Delilah formalnie była prywatnym detektywem ale raczej na pokaz, choć niewątpliwie była dobra w wynajdowaniu informacji... jednakże nie było mowy bym pozwoliła jej węszyć wśród wampirów. Byłaby to prosta droga do katastrofy. Nie... w jakiś sposób musimy uzyskać pomoc od innego nieumarłego... Uniósłszy niepewnie dłoń, wzięłam do ręki kremową kopertę z zaproszeniem leżącą na moim biurku. Jeszcze nie odpowiedziałam, przynajmniej nie więcej niż „być może”. Mężczyzna który je wysłał mógłby mi pomóc... Nie był człowiekiem - był wampirem i to takim do którego do tej pory starałam się nie zbliżać... westchnąwszy uniosłam słuchawkę i wykręciłam numer.

Kiedy wróciłam, czekały na mnie Camille i Delilah. Wcześniej zadzwoniłam do nich wyciągając je z łóżek. Musiałyśmy obgadać kilka spraw, a nie chciałam z tym czekać do następnego wieczoru. Camille ubrana w cienką czarną koszulkę i polarowy szlafrok, siedziała popijając filiżankę parującej herbaty. Była niezwykle atrakcyjna. Jej kruczo czarne włosy w ostatnim czasie rosły wyjątkowo szybko, a krzywizny jej ciała doskonale wypełniały wszelkie uwypuklenia jej nocnego stroju. Dobrze że jesteśmy siostrami, pomyślałam, inaczej nie byłabym w stanie oderwać od niej wzroku. Naprzeciwko niej siedziała Delilah, jak zwykle ubrana w różową flanelową piżamę z wizerunkiem kota i włochate kapcie. Popijała szklankę ciepłego mleka i podjadała ciasteczka. Zdjęłam buty i kurtkę po czym usiadłam ze skrzyżowanymi nogami w wielkim wyściełanym fotelu który kupił Flam, by zastąpić nasz stary, zniszczony podczas ataku demonów. W salonie znajdowały się niemal wyłącznie nowe meble, a w niektórych miejscach na ścianach nadal można było ujrzeć ubytki po pięściach Tregarts. Chłopcy naprawili wszystkie szkody na zewnątrz, dopiero niedawno zajęli się szczegółami wnętrza. —Mamy problem, rzuciłam. Chase zabrał mnie do centrali. Wydaje się że w mieście grasuje wampir - seryjny morderca. Rozsiadłam się wygodniej i zamknęłam oczy. Dobrze było być w domu. Lubiłam wychodzić do klubu by tam wyszaleć się na parkiecie z moją kochaną albo pracować w barze. Ale gdy noc się kończyła, pragnęłam wrócić do domu by móc pobawić się z Maggie, naszym uroczym cętkowanym gargulcem. Zrelaksować w towarzystwie sióstr i Iris... tak po prostu. —Super, rzuciła Camille skrzywiwszy się. Drugi Harold! Kogo obrał sobie za cel? Wampiry czy wróżki? Moja siostra wciąż z obawą myślała o Haroldzie Young. Właściwie wszyscy o nim myśleliśmy. Był najgorszym potworem, chociaż należał do FBH. W zasadzie właśnie to go czyniło tak koszmarnym osobnikiem: był z krwi i kości człowiekiem, ale w głębi duszy 100% demonem. —Absolutnie nie. Nie mówiłam że atakuje wampiry. Chodzi o wampira, seryjnego mordercę który zabija młode kobiety (pokrótce opowiedziałam im o tym co przekazał mi Chase). Prawdopodobnie jest to stosunkowo młody wampir lub dopiero co przybył do miasta. Chyba że coś niespodziewanego rozbudziło w nim chęć zabijania... Przerwał nam niespodziewany dzwonek do drzwi. Wymieniłyśmy spojrzenia. Wstałam i udałam się do drzwi. Była trzecia nad ranem. Kto mógł nachodzić nas o tej porze? —Prawdopodobnie to Nerissa, zasugerowała Delilah wstając. Dałam jej znak by usiadła, sama tymczasem zakradłam się na palcach do drzwi, ubolewając że zdjęłam buty.

Po ostatnich przejściach wskutek których Iris omal nie zginęła, wszyscy byliśmy o wiele bardziej ostrożni i nieufni. Wychodząc i zostawiając ją bez ochrony, słono za to zapłaciliśmy. Po tym zwróciliśmy się o pomoc do królowej Asterii i Trenytha, jej prawej ręki, którzy podesłali nam kilku swoich ludzi. Tak oto w naszym domu stacjonowały trzy elfy biegłe w sztukach walki i w magii. Ponadto zainstalowaliśmy w drzwiach dwa judasze. Jeden dla Iris a jeden dla Delilah. Sama używałam tego dla Talon-Haltija. Ku mojemu zdziwieniu na progu ujrzałam moją córkę. —Erin?! Co ona do diabła robi tutaj sama?? Nie lubiłam zostawiać jej bez nadzoru. Być może i zachowywałam się jak matka kwoka ale doskonale znałam grożące jej na zewnątrz niebezpieczeństwa. Wiedziałam co głód i pragnienie mogą zrobić z młodymi wampirami i jak łatwo jest im ulec... Jednym szarpnięciem otworzyłam drzwi. —Erin, co ty tu robisz? Czy Sassy jest z tobą? Spojrzałam na zewnątrz ale poza nią nikogo nie było. Erin pokręciła głową i opadła na podłogę klękając przede mną. Byłam jej Panią. W jej oczach na zawsze pozostanę czymś na kształt boskiej istoty. Przez bardzo długi czas będzie czuła przede mną strach, aż do dnia gdy stanie się wystarczająco silna by mnie zniszczyć. Ale biorąc pod uwagę to kim był mój Pan, istniała szansa iż dzień ten nigdy nie nadejdzie. Dredge był jednym z najsilniejszych i najgroźniejszych wampirów jacy kiedykolwiek chodzili po ziemi. A ja piłam prosto z jego żyły. Erin z pewnością odziedziczyła odrobinę jego krwi, a to czyni z niego kogoś w rodzaju odległego kuzyna. Ponadto urodziła się człowiekiem a jej odrodzenie jako wampir sięga nieco ponad rok wstecz. Miała wtedy jakieś czterdzieści dziewięć lat. Za życia była raczej chłopczycą. Teraz nosiła ubrania marki Chanel i stylową fryzurę. Jej dawna opalenizna znikła. Jej obecna karnacja bardziej przypominała albinosa - była to cecha wspólna dla wszystkich wampirów. Erin nigdy nie będzie piękna, w każdym razie nie dla większości ludzi. Ale ma złote serce – nawet w obecnym stanie. Zgodnie ze zwyczajem, wyciągnęłam do niej rękę którą ucałowała. Dałam jej znak by wstała. —Chodź. Co się dzieje? Dlaczego tu jesteś? Jeśli potrzebujesz mojej pomocy mogłaś zadzwonić, od razu bym się zjawiła!

Zaprowadziłam ją do salonu i skinęłam Camille i Delilah aby nas zostawiły same. Lepiej by nie przebywała zbyt blisko żywych. Jeszcze nie. Żądza krwi może być potężna, wręcz pożerająca - szczególnie u młodych wampirów. Erin pomachała moim siostrom, a te odmachały jej i opuściły pokój. Zauważyłam zszokowany wyraz twarzy Camille. Obie były kiedyś bliskimi przyjaciółkami, do czasu nim Dredge nie użył jej by do mnie dotrzeć. Jedna z niewinnych ofiar... jak do tej pory z rąk naszych wrogów dwóch przyjaciół Camille straciło życie. —Będziemy w kuchni, rzuciła Delilah znikając w korytarzu. Gestem zaprosiłam Erin by usiadła obok mnie. —Co się dzieje? Dlaczego tu jesteś? spytałam. Zwykle wampiry nie bawiły się w rozmowy o niczym. Dla nas była to strata czasu. —Martwię się o Sassy, spojrzała na mnie swoimi jasno brązowymi, nieco zamglonymi oczami. Z czasem kolor oczu wampirów przybiera srebrzystą barwę. Erin nie była tutaj wyjątkiem. Uniosła dłoń do twarzy i uszczypnęła się w czubek nosa. —Pani! Sassy... ona... dzieje się z nią coś złego. —Czy możesz być bardziej konkretna? Miałam nieprzyjemne uczucie znać odpowiedź, ale miałam też nadzieję że się mylę... —Ostatniej nocy ktoś do nas przyszedł... wampir którego nie znam (urwała i przełknęła ślinę, w jej twarzy wyczytałam strach). Nie chcę by przeze mnie Sassy miała kłopoty... ona zrobiła dla mnie tak wiele... Widząc błysk zrozumienia w oczach Erin, zdałam sobie sprawę że rozwijała się i uczyła. —Mów do mnie, szepnęłam. Wiem że się boisz, ale możesz mi powiedzieć. Delikatnie pogłaskałam ją po policzku. Obiecałam sobie że nigdy nikogo nie przemienię, a jednak zrobiłam to i teraz ona tutaj była... zawsze będzie moją córką, dopóki któraś z nas nie usmaży się na słońcu. Niepokoił mnie jej los. I jej zachowanie miało na mnie wpływ. Pod wpływem mojego dotyku Erin zadrżała i położyła rękę na mojej. —Wiem. Dlatego zwracam się do ciebie (zrobiła krótką przerwę). Ostatniej nocy przyszedł wampir -

nie znam jego nazwiska - w towarzystwie dziewczyny. Sassy nakazała mi bym udała się do swojego pokoju, twierdząc że ma coś do zrobienia. Byłam zła bo wcześniej się pokłóciłyśmy. Chciałam założyć dżinsy, a ona kazała mi nosić te przeklęte stroje od znanych projektantów. Tak czy inaczej... ona i ten facet zniknęli z dziewczyną. Udałam że robię jak mi kazała. Wiem że winna jej jestem posłuszeństwo ale odniosłam dziwne wrażenie... czułam że jest w tym coś złego... Poczułam jak żołądek zawiązuje mi się w supeł. Miałam nieprzyjemne wrażenie domyślać się jak skończy się ta historia. —Więc co się stało? —Zabrali dziewczynę do bezpiecznego pomieszczenia Sassy. Udało mi się przyglądać wszystkiemu bez bycia zauważoną. Menolly, oni zaatakowali z taką siłą! Pragnęłam do nich dołączyć i również pić! Ale wtedy przypomniałam sobie o tym czego mnie uczyłaś: o honorze i ścieżce którą podążamy... i myślę że ta dziewczyna wcale tego nie chciała. Oni... oni rzucili się na nią i... (zbladła, o ile wampiry mogą zbladnąć i zwiesiła głowę). To było takie straszne... Nigdy nie widziałam by Sassy zachowywała się tak okrutnie. —Co zrobiła? spytałam przełknąwszy. Nie chciałam ale musiałam wiedzieć. —Ona przygwoździła dziewczynę do ziemi i karmiła się nią. Tak po prostu. Dziewczyna zaczęła krzyczeć by w następnie pogrążyć się w letargu. Kiedy skończyła, przyszła kolej na mężczyznę. Każde z nich pragnęło jedynie się pożywić. Oni wyssali ją do cna z krwi... czułam jak umiera, Menolly!! (krwawe łzy spływały jej po policzkach). Zrobiło mi się niedobrze. Bez słowa pobiegłam z powrotem do swojego pokoju. Chciałam się z tobą zobaczyć ale bałam się że gdy odkryją moją obecność, ruszą za mną w pogoń. Dzisiejszej nocy Sassy poszła na imprezę i zostawiła mnie w domu, więc się wymknęłam. Popatrzyłam na moją córkę. Jak mogłam być tak głupia by powierzyć ją kobiecie którą ledwie co znałam? O czym ja myślałam, do cholery?! Miałam ochotę porządnie walnąć w ścianę, ale wiedziałam że Iris przetrzepałaby mi skórę za wybitą dziurę. —A Janet, co powiedziała? Janet była dla Sassy pomieszaniem starszej siostry i ludzkiego sługi. Od zawsze z nią żyła. Miała urok starzejącej się niani i sprawiedliwość angielskiej guwernantki. Podobał mi się jej sposób czuwania nad Sassy.

—Nic specjalnie. Myślę że ona o niczym nie wie. Ona jest bardzo chora, powiedziała moja córka spuszczając głowę. Janet miała guza mózgu który powoli zżerał ją od środka. —Czy ona... to jej guz? —Tak. Sądzę że jest w ostatnim stadium. Ostatnio dużo czasu spędza w łóżku. Ona się boi, Menolly. Sassy, Sassy... nie przestaje mówić o przemienieniu jej w wampira, a Janet błaga ją by tego nie robiła. —Cholera! Twoim zdaniem, ile czasu jej pozostało? Przygryzłam wargę aby powstrzymać się od płaczu. Janet nie zasłużyła na to by być nękaną pod koniec swojego życia, a dawna Sassy nigdy nawet nie pomyślałaby o przemienieniu swojego najlepszego przyjaciela w wampira. —W najlepszym wypadku kilka dni. Ale może się to zdarzyć w każdej chwili. Chciała cię widzieć. —Odwiedzę ją tak szybko jak to możliwe. Jeśli mi się uda, nawet jutrzejszej nocy. Obiecuję. Tymczasem nigdzie nie wracasz. Zostajesz tutaj i będziesz spała ze mną. Ale musisz mi obiecać że będziesz się dobrze zachowywała. A ja postaram się znaleźć ci bezpieczniejsze miejsce. Wstałam i wyciągnęłam do niej ręce. Wzięła je i uśmiechnęła się. Kiedy umarła, była dorosłą kobietą ale jako wampir potrzebowała kilku lat by się przystosować. W istocie, moja córka była zarówno kobietą w średnim wieku jak i nieśmiałym nastolatkiem. — Teraz chodź. Mam zamiar zabrać cię do mojego legowiska i dać ci posmakować krwi którą fabrykuje dla mnie Morio. Jest tak dobra, że ma się wrażenie jakby się żyło. Z pewnością nie było mądrym przywoływać dawne życie w obecności świeżo upieczonego wampira. Szczególnie że Erin nadal opłakiwała swoje wcześniejsze istnienie. Ale aromatyzowana krew którą mój szwagier Yokai Kitsune dla mnie przygotowywał, przywróciła mi trochę smaku dawnego życia. Zaciągnęłam ją do kuchni. Widząc nas, Camille i Delilah uniosły głowy. —Erin będzie spać ze mną w moim legowisku, oznajmiłam. Odprowadzę ją i zaraz wracam. Camille uśmiechnęła się do nas ciepło.