Rozdział 1
Byłam pijana.
Nie wiedziałam, kiedy się upiłam, ale najprawdopodobniej wtedy, kiedy
mój przyjaciel Doug założył się ze mną, że nie
dam rady wypić trzech drinków z wódką szybciej od niego. Obiecał, że
jeśli przegra, weźmie moją zmianę w weekend,
natomiast gdyby wygrał, ja miałam przez tydzień pilnować dostaw do
księgarni.
Kiedy skończyliśmy, nic nie wskazywało na to, żebym w ten weekend
pracowała.
Jak udało ci się z nim wygrać? zdziwił się mój przyjaciel Hugh. Jest
dwa razy większy od ciebie.
Poprzez tłum wypełniający moje mieszkanie spojrzałam w stronę
zamkniętych drzwi do łazienki.
Miał w tym tygodniu grypę żołądkową. Zdaje się, że grypa i wódka to
niezbyt dobre połączenie.
Hugh uniósł brew.
Kto przy zdrowych zmysłach założyłby się o coś takiego po tym, jak
miał grypę żołądkową?
Wzruszyłam ramionami.
Doug.
Licząc na to, że Dougowi nic się nie stanie, przyjrzałam się innym
uczestnikom przyjęcia, tak jak królowa z zadowole
niem ogląda swoje włości. Przeprowadziłam się tu w lipcu i od dawna
zbierałam się do zorganizowania parapetówki. Kiedy
w końcu nadeszło Halloween, uznałam, że połączenie go z parapetówką
będzie doskonałym rozwiązaniem. W związku z
tym moi goście byli przebrani w najróżniejsze kostiumy, poczynając od
wypracowanych strojów z epoki renesansu, po le
niów ograniczających się do włożenia spiczastego kapelusza.
A ja byłam przebrana za Sierotkę Marysię a w każdym razie byłabym,
gdyby Sierotka była striptizerką i/albo bez
wstydną ladacznicą. Moja falbaniasta niebieska spódniczka kończyła się
tuż powyżej połowy uda, a biała bluzka z bulkami
miała tak głęboki dekolt, że musiałam uważać, gdy się schylałam.
Ukoronowaniem stroju, i to w dosłownym znaczeniu tego
słowa, była burza lnianoblond włosów uczesanych w dwa kucyki związane
błękitną wstążką. Wyglądały doskonale,
zupełnie jak prawdziwe, bo... no cóż, były prawdziwe.
Umiejętność zmiany postaci zawsze się przydawała w pracy sukuba, a na
Halloween była po prostu na wagę złota.
Zawsze miałam najlepsze kostiumy, bo po prostu mogłam przybrać postać,
jaką chciałam. Oczywiście musiałam się trochę ograniczać. Zbyt wiele
zmian mogłoby wzbudzić podejrzenia u ludzi, wśród których się
obracałam. Ale inny kolor włosów
i inna fryzura nikogo nie dziwi. O tak, umiejętność zmiany wyglądu była
bardzo praktyczna.
Ktoś dotknął mojego łokcia. Odwróciłam się i na widok Romana,
mojego socjopatycznego współlokatora, moje zado
wolenie z siebie trochę osłabło.
Zdaje się, że ktoś się pochorował w łazience stwierdził. Roman był
nefilimem, pół człowiekiem, pół aniołem, o
miękkich czarnych włosach i zielonych jak morze oczach. Gdyby nie to, że
czasami popadał w szał mordowania nie
śmiertelnych, a ja znajdowałam się na jego liście „do odstrzału", byłby
niezłą partią.
Tak odpowiedziałam. To Doug. Przegrał zakład o picie wódki.
Roman się skrzywił. Miał diabelskie rogi i czerwoną pelerynę.
Załapałam ironię.
Mam nadzieję, że nie chybi. Nie chciałbym tego czyścić.
Co? To sprzątanie też cię nie obowiązuje? zapytał Hugh. Dowiedział
się ostatnio, że Roman nie płaci czynszu, bo
„szuka pracy". Nie powinieneś tu trochę pomagać?
Roman rzucił Hugh ostrzegawcze spojrzenie.
Nie mieszaj się w to, Roosevelcie.
Jestem Calvinem Coolidge'em, trzydziestym prezydentem Stanów
Zjednoczonych! wykrzyknął obrażony Hugh.
Podczas inauguracji miał na sobie taki sam surdut.
Westchnęłam.
Hugh, nikt już tego nie pamięta. To była jedna z wad
nieśmiertelności. Wraz z upływem czasu nasze wspomnienia
stawały się przestarzałe. Hugh, diablik, który skupował dusze dla piekła,
był znacznie młodszy niż ja czy Roman, ale i tak
był o wiele starszy niż którykolwiek z obecnych na przyjęciu ludzi.
Zignorowałam dysputę panów i poszłam porozmawiać z gośćmi.
Kilkoro kolegów z księgarni, w której pracowałam z
Dougiem, stało przy wazie z ponczem, więc zatrzymałam się przy nich na
chwilę. Natychmiast zasypali mnie komple
mentami.
Masz niesamowite włosy!
Ufarbowałaś je?
W ogóle nie wyglądają na perukę!
Zapewniłam ich, że to bardzo dobra peruka i odwzajemniłam się
komplementami. Ale jedną osobę skwitowałam tylko
smutnym kiwnięciem głową.Masz więcej inwencji twórczej niż wszyscy
tutaj razem wzięci i tylko na tyle cię stać?
zapytałam.
Seth Mortensen, autor bestsellerów, odwrócił się do mnie z jednym z
tych swoich charakterystycznych, lekko skrzywio
nych uśmiechów. Mimo że od wódki kręciło mi się w głowie, to ten
uśmiech sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej jak
zawsze.
Chodziliśmy kiedyś ze sobą, a Seth odkrył przede mną głębię miłości,
jakiej nigdy sobie nawet nie wyobrażałam.
Bycie sukubem oznaczało między innymi to, że przez wieczność miałam
uwodzić mężczyzn i kraść ich energię życiową,
więc prawdziwy związek wydawał mi się niemożliwy. I tak też ostatecznie
było. Seth i ja zerwaliśmy ze sobą, dwa razy, i
mimo że zazwyczaj godziłam się z tym, iż on sobie z tym jakoś poradził i
żył dalej, wiedziałam, że będę go kochać zawsze.
Jak dla mnie „na zawsze" oznaczało naprawdę coś poważnego.
Nie mogę jej marnować na przebieranki odpowiedział. Jego
bursztynowobrązowe oczy spojrzały na mnie czule. Nie
wiedziałam, czy nadal mnie kocha. Wiedziałam tylko, że zależy mu na
mnie jak na przyjaciółce. I starałam się sprawiać
takie samo wrażenie. Inwencję twórczą muszę oszczędzać na następną
książkę.
Marne wytłumaczenie parsknęłam. Seth włożył koszulkę z Freddym
Kruegerem, co można by uznać za znośne
przebranie, gdyby nie to, że podejrzewałam, iż miał ją na długo przed tym
Halloween.
Seth pokręcił głową.
I tak nikogo nie obchodzi, w co przebiorą się na Halloween faceci.
Liczą się tylko kobiety. Rozejrzyj się.
Tak zrobiłam i uświadomiłam sobie, że ma rację. To kobiety miały
wymyślne, seksowne stroje. Poza kilkoma wyjątkami
mężczyźni zdecydowanie ustępowali im pola.
Peter się przebrał zauważyłam. Seth podążył za moim wzrokiem i
spojrzał na jednego z moich nieśmiertelnych
przyjaciół. Peter był wampirem, szalenie drobiazgowym i obsesyjno
kompulsywnym. Był ubrany w strój z
przedrewolucyjnej Francji, włącznie z frakiem w wytłaczane wzory i
upudrowaną peruką kryjącą jego cienkie brązowe
włoski.
Peter się nie liczy stwierdził Seth.
Przypomniawszy sobie, jak w zeszłym tygodniu Peter pracowicie
odrysowywał łabądki na listwach przypodłogowych
w łazience, nie mogłam się nie zgodzić.
No racja.
A za kogo przebrał się Hugh? Jimmy'ego Cartera?
Calvina Coolidge'a.
Skąd wiesz?
Nie musiałam odpowiadać, ponieważ pojawiła się narzeczona Setha i
jedna z moich najbliższych przyjaciółek, Maddie
Sato.
Była przebrana za wróżkę. Miała nawet skrzydełka i zwiewną suknię,
której daleko było do zdzirowatości mojego
stroju. W czarne, upięte w kok włosy wplotła sztuczne kwiaty. Do tego, że
jest z Sethem, też się już mniej więcej
przyzwyczaiłam, ale byłam pewna, że zawsze będzie mnie to trochę
drażniło. Maddie nie wiedziała, że kiedyś się spotyka
liśmy i nie miała pojęcia, jakie odczucia budził we mnie ich związek.
Spodziewałam się, że weźmie Setha pod ramię, ale to mnie złapała i
odciągnęła na bok. Zachwiałam się odrobinę.
Zazwyczaj dziesięciocentymetrowe szpilki nie stanowiły dla mnie
problemu, ale wódka trochę komplikowała sprawę.
Georgino! wykrzyknęła, gdy odsunęłyśmy się wystarczająco od Setha.
Potrzebuję twojej pomocy.
Wyciągnęła z torebki dwie kartki wyrwane z kolorowych pism.
W czy... och. Żołądek podszedł mi do gardła i mało brakowało, a
dołączyłabym do Douga w łazience. To były zdjęcia
sukien ślubnych.
Prawie się zdecydowałam wyjaśniła. Co myślisz o tych?
Przyznanie, nawet z trudem, że mężczyzna, którego kocham, żeni się z
jedną z moich najlepszych przyjaciółek, to jedno,
ale pomoc przy organizowaniu ich ślubu to już zupełnie co innego. Z
trudem przełknęłam ślinę.
Och, Maddie. To nie moja para kaloszy.
Spojrzała na mnie rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
Żartujesz? To ty mnie nauczyłaś, jak należy się ubierać!
Najwyraźniej nie wzięła sobie do serca moich rad. Te suknie co prawda
doskonale prezentowały się na anorektycznych
modelkach, ale na Maddie wyglądałyby fatalnie.
No nie wiem... Nie zabrzmiało to przekonująco i odwróciłam wzrok.
Te suknie nasuwały na myśl obraz Maddie i
Setha idących do ołtarza.
Oj przestań nalegała. Wiem, że masz wyrobione zdanie na ten
temat.
Miałam. I to złe. I szczerze mówiąc, gdybym była dobrym sługą piekieł,
powiedziałabym, że w obu wyglądałaby dosko
nale. Albo wskazałabym najgorszą. To nie moja sprawa, co zamierzała
włożyć. I może gdyby pojawiła się na ślubie w
czymś koszmarnym, to Seth uświadomiłby sobie, co stracił, kiedy się
rozstaliśmy. Ale mimo to... Nie mogłam. Mimo
wszystkiego, co się wydarzyło, nie mogłam Maddie na to pozwolić. Była
dobrą przyjaciółką, nigdy nie podejrzewała, że coś
zaszło między mną a Sethem ani przed ich związkiem, ani w trakcie. I
mimo że małostkowa, egoistyczna część mnie tego
chciała, nie mogłam jej pozwolić iść na ślub w nieodpowiedniej sukni.
Żadna z nich nie jest dobra wydusiłam w końcu. W tej bezie
będziesz wyglądała na niską. A kwiaty na dekolcie
tamtej będą cię pogrubiały.
Serio? zapytała zaskoczona. Nigdy... Przyjrzała się zdjęciom i
uśmiech zniknął jej z twarzy. Cholera. A już
myślałam, że wreszcie mam to opanowane.
Moje kolejne słowa musiały być skutkiem ilości wypitego alkoholu.
Jeśli chcesz, to w przyszłym tygodniu możemy się przejść po sklepach.
Poprzymierzasz sukienki, a ja powiem, w
czym ci do twarzy.
Maddie się rozpromieniła. Nie była śliczna w tradycyjnym stylu jak
modelki, ale kiedy się uśmiechała, była piękna.
Naprawdę? Och, dziękuję. I może znajdziesz coś dla siebie.
Dla mnie?
No... Uśmiechnęła się szelmowsko. Będziesz przecież druhną.
W tym momencie przemyślałam kwestię tego, czy może być coś
gorszego od pomagania w planowaniu ich ślubu. By
cie druhną na tym ślubie było nieporównywalnie gorsze. Ci, którzy
twierdzą, że sami tworzymy sobie piekło na ziemi, mu
sieli mieć właśnie coś takiego na myśli.
No nie wiem...
Musisz! Nie chcę nikogo innego.
Nie jestem typem druhny.
Oczywiście, że jesteś. Nagle Maddie spojrzała na coś za mną. Och,
Doug się odnalazł. Sprawdzę, jak się czuje.
Pogadamy o tym później. I tak się poddasz.
Maddie odmaszerowala do brata, a ja stałam jak słup soli. Stwierdziłam,
że zaryzykuję podróż do Rygi, byle tylko
jeszcze się napić. To przyjęcie poszło zdecydowanie w złą stronę. Ale
kiedy się odwróciłam, nie poszłam do barku, tylko na
patio. Jedną z największych zalet mojego nowego mieszkania był wielki
balkon, który wychodził na zatokę Puget, a w tle
widać było wieżowce Seattle. Ale kiedy tam stałam, to nie widoki
przyciągnęły moją uwagę. To było... coś innego. Coś,
czego nie potrafiłam wyjaśnić. Ale było ciepłe i cudowne i przemawiało
do wszystkich moich zmysłów. Miałam wrażenie,
że widzę kolorowe światło, takie jak pasma zorzy polarnej. Słyszałam też
niezwykłą muzykę, której nie dało się opisać
żadnymi słowami i która nie miała nic wspólnego z dobiegającymi z
głośników mojej wieży dźwiękami Pink Floydów.
Przestałam zwracać uwagę na odgłosy dobiegające z mieszkania i powoli
zaczęłam iść w stronę balkonu. Drzwi były
otwarte, by wpuścić trochę świeżego powietrza, a moje koty Aubrey i
Godiva leżały przy progu i wyglądały na zewnątrz.
Przeszłam nad nimi, przyciągana przez to nienazwane i niewyjaśnione coś.
Kiedy tak szłam za wezwaniem, otoczyło mnie
ciepłe jesienne powietrze. To coś było wszędzie wokół mnie, a zarazem
poza zasięgiem. Wołało mnie, przyciągało do
czegoś, co było tuż przy brzegu balkonu. Zaczęłam nawet rozważać, czy
mimo wysokich obcasów nie wspiąć się na
barierkę i nie wyjrzeć. Musiałam dotrzeć do tego cudownego czegoś.
Hej, Georgino.
Głos Petera wyrwał mnie z transu. Zaskoczona, rozejrzałam się wokół.
Nie było żadnej muzyki ani kolorów, nic mnie
nie wzywało. Były tylko noc, piękny widok i meble ogrodowe na moim
balkonie. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.
Mamy problem.
Mamy wiele problemów mruknęłam, myśląc o sukni ślubnej Maddie
i o tym, że prawie wyskoczyłam z balkonu.
Zadrżałam. Na pewno nie wypiję następnego drinka. Mdłości to jedno. Ale
halucynacje to już zupełnie co innego. To co
się dzieje?
Peter zaprowadził mnie do środka i powiedział:
Cody się zakochał.
Spojrzałam na Cody'ego, też wampira i ucznia Petera. Cody był
młodym nieśmiertelnym, ujmującym i pełnym opty
mizmu. Przebrał się za kosmitę, z blond czupryny wystawały mu zielone
antenki, a stopień dopracowania srebrzystego
kombinezonu sugerował, że Peter pomagał mu zrobić kostium. W tym
momencie Cody gapił się z otwartymi ustami na
kogoś po drugiej stronie pokoju. Wyglądał tak, jak ja się czułam kilka
chwil temu.
Obiekt uczuć miał na imię Gabrielle i niedawno zaczął pracować w
mojej księgarni. Malutka jak skrzacik, w czarnych
kabaretkach i porwanej czarnej sukience, miała nastroszone czarne włosy i
czarną szminkę na ustach. Prosty dobór
kolorów. Cody wpatrywał się w nią tak, jakby była ósmym cudem świata.
Ehm... wykrztusiłam. Hugh często umawiał się na randki, ale nigdy
nie przyszło mi do głowy, że wampiry, a już
zwłaszcza Peter, mogły wchodzić w jakieś romantyczne relacje.
Myślę, że spodobał mu się jej strój wampira stwierdził Peter.
Pokręciłam głową.
Prawdę mówiąc, ona zawsze tak się ubiera. Podeszliśmy do Cody'ego.
Zauważył nas dopiero po chwili i wyraźnie
ucieszył się na mój widok.
Jak jej na imię? zapytał przejęty.
Próbowałam ukryć uśmiech. Widok zakochanego Cody'ego był jedną z
najsłodszych rzeczy, jakie zdarzyło mi się oglą
dać, a także przyjemną odmianą po dotychczasowych wydarzeniach
wieczoru.
Gabrielle. Pracuje w księgarni.
Ma kogoś?
Spojrzałam na nią, akurat gdy roześmiała się z czegoś, co powiedziała
Maddie.
Nie wiem. Mam spytać?
Cody się zarumienił, na tyle, na ile to możliwe u bladego wampira.
Nie! To znaczy... no chyba że to nie będzie takie oczywiste? Nie chcę
sprawiać kłopotu.
To żaden kłopot powiedziałam, gdy przechodził obok nas Doug.
Hej. Złapałam go za rękaw. Wyświadcz mi
przysługę, a będziesz miał wolny weekend.
Doug dzięki pochodzeniu japońskoamerykańskiemu miał złocistą
karnację, ale teraz jego skóra miała ten zielony od
cień właściwy kosmitom.
Wolałbym raczej odzyskać mój żołądek, Kincaid.
Dowiedz się, jak tam stan cywilny Gabrielle. Cody jest
zainteresowany.
Georgino! wykrzyknął przerażony Cody.
Bez względu na samopoczucie Doug nie mógł się oprzeć takiej
propozycji.
Nie ma sprawy.
Przeszedł przez pokój, przyciągnął do siebie Gabrielle i schylił się, żeby
mogła go usłyszeć. W pewnym momencie
spojrzał w naszą stronę, a Gabrielle podążyła za jego wzrokiem. Cody
prawie padł z wrażenia.
O Boże...
Doug wrócił pięć minut później i pokręcił głową.
Przykro mi, chłopie. Jest wolna, ale nie jesteś w jej typie. Ona gustuje
w gotach i wampirach. A ty jesteś zbyt main
streemowy.
Akurat sączyłam wodę i prawie się zakrztusiłam.
To właśnie powiedział Peter, gdy tylko Doug gdzieś odszedł
nazywamy ironią.
Ale jak to możliwe? wykrzyknął Cody. Jestem wampirem.
Powinienem być dokładnie tym, kogo chce.
Tak, ale nie wyglądasz na wampira zauważyłam. Gdyby Gabrielle
była fanką Star Treka, to Cody trafiłby w dzie
siątkę.
Wyglądam dokładnie jak wampir, bo nim jestem! Za kogo miałbym się
przebrać? Hrabiego Kaczulę?
Przyjęcie trwało jeszcze kilka godzin, po czym goście wreszcie zaczęli
się zbierać. Roman i ja, jako dobrzy gospodarze,
staliśmy w drzwiach, uśmiechaliśmy się i życzyliśmy im spokojnej drogi
do domu. Kiedy wreszcie wszyscy wyszli, byłam
wykończona i naprawdę zadowolona, że już po wszystkim. Po wypadku na
balkonie nie wzięłam więcej alkoholu do ust i
właśnie dopadł mnie ból głowy, przypominający o wcześniejszej
rozpuście. Roman, patrząc na bałagan, wyglądał na równie
zmęczonego jak ja.
To zabawne, co? Urządzasz parapetówkę, żeby pochwalić się
mieszkaniem, a ludzie zmieniają je w pobojowisko.
Szybko się posprząta mruknęłam, spoglądając na liczne butelki i
papierowe talerzyki z resztkami jedzenia.
Aubrey zlizywała lukier z nadgryzionej babeczki, więc szybko
odebrałam jej łup.
Ale nie dziś. Pomóż mi pozbierać jednorazówki, a resztę zrobimy
jutro.
W haśle „sprzątanie" nie ma miejsca na słowo „my" powiedział
Roman.
To bez sensu stwierdziłam, zakręcając salsę. 1 Peter ma rację, wiesz?
Powinieneś więcej zajmować się domem.
Zapewniam ci dobre towarzystwo. A poza tym i tak nie możesz się
mnie pozbyć.
Jerome się tym zajmie... zagroziłam mu ojcem demonem, a zarazem
moim szefem.
Pewnie. Leć do niego i na mnie naskarż. Roman pohamował
ziewnięcie, pokazując, jak bardzo boi się gniewu ojca.
Rzecz w tym, że miał rację. Nie mogłam się go sama pozbyć, a jakoś nie
podejrzewałam, żeby Jerome chciał mi w tym po
móc. Ale mimo to trudno było mi uwierzyć, że Roman odmaszerował do
swojego pokoju i zostawił mnie samą ze sprząta
niem. Nie sądziłam, że posunie się tak daleko.
Dupek! krzyknęłam za nim, ale w odpowiedzi tylko trzasnął
drzwiami. Nie był złym współlokatorem, ale w związku
z naszą skomplikowaną przeszłością często starał się wyprowadzić mnie z
równowagi. I wyprowadzał. Wściekła,
uprzątnęłam największy bałagan i pół godziny później padłam na łóżko.
Dołączyły do mnie Aubrey i Godiva, układając się
obok siebie w moich nogach. Ich kontrastowe kolory sprawiały, że
przypominały jakąś współczesną rzeźbę. Aubrey była
biała z czarnymi plamkami na głowie, a Godiva składała się z
pomarańczowych, brązowych i czarnych łat. Wszystkie trzy
natychmiast zasnęłyśmy.
Jakiś czas później obudził mnie śpiew... czy raczej coś, co go
przypominało. To było znów to coś, co wabiło mnie
wcześniej, przemawiało do każdej cząsteczki mojego ciała. Ciepłe,
świetliste i piękne. Było wszędzie i wszystkim, i
pragnęłam mieć tego więcej, pójść do tego światła o niesamowitych
barwach. To było takie przyjemne, takie, że gdybym
tylko do tego dotarła, mogłabym się w tym rozpłynąć. Miałam wrażenie,
że widzę wejście, drzwi, które muszę tylko pchnąć
i przez nie przejść, i ...
Ktoś złapał mnie brutalnie i odwrócił do siebie.
Obudź się!
Tak jak poprzednio, wszystkie niezwykłe odczucia zniknęły. Byłam sama
w cichym, pustym świecie. Pieśń syreny
ucichła. Przede mną stał Roman. Potrząsał mną i wpatrywał się we mnie z
niepokojem. Rozejrzałam się. Byliśmy w kuchni.
Nie pamiętałam, jak się tu znalazłam.
Jak... co się stało? wykrztusiłam.
Twarz, która wcześniej mnie przedrzeźniała, teraz pełna była niepokoju,
to zaś napawało niepokojem mnie. Dlaczego
ktoś, kto chce mnie zabić, miałby się o mnie martwić?
To ty mi powiedz odpowiedział Roman i rozluźnił uścisk.
Potarłam oczy i spróbowałam sobie przypomnieć, co się stało.
N... nie wiem. Musiałam lunatykować.
Na twarzy Romana wciąż malowały się napięcie i niepokój.
Nie... coś tu było... Pokręciłam głową.
Nie, to był sen. Albo halucynacja. Już wcześniej to miałam... Po prostu
za dużo wypiłam.
Czy ty mnie nie słyszysz? 1 znowu maskowany złością niepokój o
mnie. Coś tu było. Jakaś siła. Poczułem to. To
ona mnie zbudziła. Naprawdę nic nie pamiętasz?
Zapatrzyłam się w dal, próbując przypomnieć sobie to światło i dziwną
melodię, ale nie mogłam.
To było... cudowne. Chciałam... chciałam do tego iść... połączyć się z
tym. W moim głosie była nutka tęsknoty.
Roman spochmurniał. Byłam sukubem, niższym nieśmiertelnym, który
w przeszłości był człowiekiem. Wyżsi nie
śmiertelni, tacy jak anioły i demony, zostali stworzeni wraz z początkiem
świata. Nefilimy się rodziły i trafiały gdzieś po
między te dwie grupy. A w związku z tym ich moce i zmysły były
potężniejsze niż moje.
Roman mógł wyczuć rzeczy, których ja nie mogłam.
Nie rób tego ostrzegł. Jeśli znów to poczujesz, uciekaj od tego. Nie
pozwól się wabić. Pod żadnym pozorem nie
możesz do tego iść.
Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi.
Czemu? Wiesz, co to jest?
Nie odpowiedział ponuro. I w tym właśnie problem.
Rozdział 2
Przez resztę nocy przewracałam się z boku na bok. Takie rzeczy się
zdarzają, gdy złoży ci wizytę jakaś nadnaturalna moc.
Poza tym nigdy nie otrząsnęłam się po tym, gdy niezwykle potężna siła
chaosu łączyła się kiedyś ze mną we śnie, by
wyssać ze mnie energię. Nazywała się Nyx i z tego, co wiedziałam,
obecnie była uwięziona. Ale mimo wszystko to, co mi
zrobiła i co mi pokazała, pozostawiło niezatarty ślad. Fakt, że Roman nie
mógł ustalić, co się stało dzisiejszej nocy, trochę
mnie niepokoił. Tak więc obudziłam się z opuchniętymi oczami i
okropnym bólem głowy, który pewnie w równym stopniu
wynikał z kaca, jak i z braku snu. Sukuby, tak jak wszyscy nieśmiertelni,
bardzo szybko wracały do zdrowia, więc moje złe
samopoczucie oznaczało, że poprzedniego dnia zaszalałam. Wiedziałam,
że ból głowy minie, ale wzięłam ibuprofen, żeby
minął szybciej.
W mieszkaniu było cicho. Pomaszerowałam do kuchni. Mimo że
poprzedniego wieczoru starałam się z grubsza
posprzątać, wciąż panował poprzyjęciowy bałagan. Na mój widok zwinięta
na kanapie Godiva podniosła łebek. Aubrey
spała niewzruszona w fotelu. Włączyłam ekspres do kawy i przeszłam na
patio popatrzeć na rozciągające się po drugiej
stronie szaroniebieskiej wody skąpane w słońcu Seattle.
Nagle poczułam znajomy zapach ognia i siarki. Westchnęłam.
Nie za wcześnie jak na ciebie? Nie musiałam się odwracać, żeby
wiedzieć, że to Jerome, arcydemon Seattle i mój
piekielny szef.
Georgie, już południe odpowiedział sucho. Reszta świata już dawno
wstała.
Jest sobota. Czas i przestrzeń działają dziś inaczej, a południe uznaje
się za wczesną porę.
W końcu się odwróciłam, głównie dlatego, że kawa była gotowa. Jerome
opierał się o ścianę kuchni, jak zawsze niena
gannie ubrany w elegancki garnitur. I jak zawsze wyglądał dokładnie jak
John Cusack w latach dziewięćdziesiątych ubieg
łego wieku. Mógł przybrać dowolną postać, ale z nieznanych przyczyn
najchętniej pojawiał się jako pan Cusack. Tak się do
tego przyzwyczaiłam, że gdy w telewizji leciało Mc nie mów albo
Zabijanie na śniadanie, zawsze się dziwiłam: co też Je
rome robi w tym filmie?
Nalałam sobie filiżankę kawy i uniosłam dzbanek z zapytaniem, czy
także ma ochotę, ale pokręcił głową.
Podejrzewam, że twój współlokator jest takim samym leniwcem i nie
gania teraz po mieście ze sprawunkami?
Tak sądzę. Dodałam do kawy sporą porcję waniliowej śmietanki.
Do niedawna łudziłam się, że jak go nie ma w
domu, to szuka pracy. Ale to były tylko moje pobożne życzenia.
Naprawdę ucieszyłam się, że Jerome przyszedł do Romana. Kiedy
zjawiał się w poszukiwaniu mnie, nigdy nie ozna
czało to nic dobrego i zawsze kończyło się traumatycznym, zagrażającym
światu wydarzeniem z nieśmiertelnego podzie
mia.
Przemaszerowałam przez salon, z którego koty zniknęły natychmiast,
gdy pojawił się Jerome, i z kawą w ręku skiero
wałam się do pokoju Romana. Zapukałam raz, po czym otworzyłam drzwi.
Uznałam, że jako właścicielka mieszkania mam
do tego prawo, a poza tym Roman z uporem godnym lepszej sprawy zwykł
ignorować pukanie.
Leżał rozciągnięty na łóżku w samych bokserkach, a widok ten zaparł
mi na moment dech. Jak już mówiłam, był nie
samowicie przystojny i to mimo kąśliwych uwag, jakie rzucał, od kiedy się
wprowadził.
Na widok Romana w negliżu zawsze wracały wspomnienia czasów,
kiedy ze sobą sypialiśmy. Ale aby ochłonąć, wy
starczyło przypomnieć sobie, że przypuszczalnie kombinuje teraz, jak
mnie zabić. Działało za każdym razem.
Zasłaniał ramieniem oczy od słońca. Przekręcił się, przesunął rękę i
spojrzał na mnie jednym okiem.
Jest wcześnie.
Twój szanowny szef ma inne zdanie na ten temat. Minęło kilka sekund,
po czym skrzywił się, wyczuwając
nieśmiertelny podpis Jerome'a. Westchnął i usiadł, przecierając oczy.
Wyglądał na równie wykończonego jak ja, ale jeśli
cokolwiek mogło go wyciągnąć z łóżka po przebalowanej nocy, to był to
mój szef bez względu na to, co wczoraj na ten
temat mówił Roman. Z trudem zwlókł się z łóżka i ruszył do drzwi.
Nie zamierzasz się ubrać? wykrzyknęłam. Odpowiedział mi tylko
skinieniem dłoni i pomaszerował
korytarzem. Poszłam za nim i zobaczyłam, jak Jerome nalewa sobie kubek
pozostałej z poprzedniego wieczoru wódki. No
cóż, na pewno gdzieś było już po siedemnastej. Uniósł brew na widok
skąpego przyodziewku Romana.
Miło, że się ubrałeś.
Roman okrążył Jerome'a i wziął sobie kawę.
Dla ciebie wszystko, tatuśku. Poza tym Georginie się podoba.
Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Jerome przyglądał się badawczo
Romanowi. Nie wiedziałam nic o jego matce, a
Jerome był demonem, który go spłodził przed tysiącami lat.
Właściwie Jerome był wtedy aniołem, ale zadawanie się z człowiekiem
skończyło się dla niego wywaleniem z nieba i
wysłaniem do roboty pod ziemią. I to bez odprawy. Roman czasami robił
złośliwe uwagi na temat ich związków rodzin
nych, ale Jerome nigdy się do tego nie przyznał. Prawdę mówiąc, zgodnie
z zasadami nieba i piekła powinien zniszczyć
Romana wieki temu. Anioły i demony uznawały nefilimy za nienaturalne i
złe, i starały się je wytępić. Trochę to brutalne,
nawet jeśli weźmie się pod uwagę socjopatyczne skłonności większości
nefilimów. Ale że niedawno Roman pomógł
uratować Jerome'a, zawarli pakt, który pozwalał Romanowi mieszkać
spokojnie w Seattle. Przynajmniej na razie. Gdyby
któryś ze współpracowników Jerome'a dowiedział się o tym nielegalnym
pakcie, to piekielnie drogo by nas to kosztowało. I
to wszystkich. Dobry sukub doniósłby na swojego szefa.
To co tu robisz? Roman przysunął sobie krzesło. Chcesz pograć w
piłkę?
Twarz Terome'a nadal nic nie wyrażała.
Mam dla ciebie robotę.
Zarobi na czynsz? zapytałam z nadzieją.
Zarobi na dalsze życie w takiej formie, jaka mu odpowiada
odpowiedział Jerome.
Roman wciąż uśmiechał się nonszalancko, ale wiedziałam, że to tylko
maska. Zdawał sobie sprawę z tego, że Jerome
jest groźny i że w ramach ich umowy ma obowiązek spełniać polecenia
ojca. Ale mimo to sprawiał wrażenie, jakby to on
robił przysługę Jerome'owi. Wzruszył ramionami.
Nie ma sprawy. I tak nie miałem planów na dziś. To o co chodzi?
Mamy w mieście nieśmiertelnego gościa wyjaśnił Jerome. Jeśli
postawa Romana go denerwowała, to nie dawał tego
po sobie poznać. Sukuba.
Nagle przestałam tylko obserwować ojca i syna.
Co?! wykrzyknęłam i wyprostowałam się tak szybko, że prawie
rozlałam kawę. Myślałam, że wystarczy nam
Tawny.
Przez lata pracowałam tutaj solo, ale kilka miesięcy temu Jerome zdobył
drugiego sukuba. Nazywała się Tawny i mimo
że była dość denerwująca i raczej mało zaradna jako sukub, miała też w
sobie coś ujmującego. Na szczęście Jerome wysłał
ją do Bellingham, na bezpieczną odległość półtoragodzinnej podróży
samochodem.
Nie, żeby to była twoja sprawa, Georgie, ale ten tutaj nie przybył, żeby
pracować. Jest tu... gościem. Na wakacjach.
Jerome skrzywił się w ponurym uśmiechu.
Wymieniliśmy z Romanem spojrzenia. Nieśmiertelni mogą oczywiście
brać urlopy, ale na pewno chodziło tu o coś
więcej.
I? zapytał Roman. Przyjechała tu, bo...?
Bo jestem przekonany, że moi zwierzchnicy chcą mnie sprawdzić po
ostatnich... wydarzeniach.
Określił to bardzo oględnie, ale w jego słowach była delikatna groźba,
aby nie rozwodzić się nad rzeczonymi wydarze
niami. Miał na myśli to, co mu się przytrafiło został przywołany i
uwięziony w ramach walki o władzę między demonami.
Dać się przywołać to dla demona raczej żenująca sprawa, która może
podać w wątpliwość jego zdolności do sprawowania
władzy na danym terenie. To, że piekło przysłało kogoś, by sprawdził, jak
się sprawy mają, nie było aż tak zaskakujące.
Myślisz, że cię szpieguje, żeby ocenić, czy nadal dajesz radę się
wszystkim zajmować? zapytał Roman.
Jestem przekonany. Chcę, żebyś ją śledził i ustalił, komu składa
raporty. Sam bym to zrobił, ale nie chcę, żeby wyglą
dało, że jestem podejrzliwy. Więc muszę pozostać na widoku.
Cudownie. Głos Romana był równie szorstki jak głos jego ojca. Nie
ma to jak śledzić sukuba.
Z tego, co wiem, całkiem nieźle ci to wychodzi wtrąciłam.
To prawda. Roman już wielokrotnie mnie śledził, niewidzialny. Niżsi
nieśmiertelni nie mogli ukryć podpisu, który każdy
z nas posiadał, ale Roman odziedziczył tę umiejętność po Jeromie, a to
czyniło go szpiegiem idealnym. Roman spojrzał na
mnie ponuro, po czym zapytał ojca:
To kiedy zaczynam?
Natychmiast. Nazywa się Simone i zatrzymała się w Four Seasons, w
centrum. Idź tam i sprawdź, co robi. Mei będzie
cię zmieniać.
Mei była zastępcą Jerome'a.
Ten hotel Four Seasons? zapytałam. I piekło za to płaci? To znaczy,
wydawało mi się, że mamy recesję.
W piekle nie ma czegoś takiego jak recesja. I wydawało mi się, że
cierpkie uwagi zaczynasz rzucać dopiero po wypi
ciu kawy.
Pokazałam mu filiżankę. Była pusta.
Jerome westchnął i zniknął bez ostrzeżenia. Najwyraźniej nie miał
wątpliwości, że syn spełni jego rozkazy.
Staliśmy z Romanem, milczeliśmy. Do kuchni przyszły oba koty, a
Aubrey zaczęła się ocierać o nagą nogę Romana.
Schylił się i ją podrapał.
Chyba powinienem wziąć prysznic i się ubrać odezwał się w końcu.
Po co? I tak będziesz niewidzialny? Odwrócił się ode mnie i ruszył do
łazienki.
Pomyślałem, że mógłbym złożyć kilka podań o pracę, jak Mei mnie
zluzuje.
Kłamca stwierdziłam, ale chyba nie usłyszał. Dopiero słysząc lejącą
się wodę, uświadomiłam sobie, że
należało spytać Jerome'a o to dziwne uczucie w nocy. Było takie
dziwaczne, że nie wiedziałam nawet, jak je opisać. A im
dłużej się nad tym zastanawiałam, dochodziłam do wniosku, że to pewnie
efekt alkoholu. Roman twierdził co prawda, że
coś wyczuł, ale wypił co najmniej tyle co ja.
A jeśli chodzi o pracę... zegar kuchenny sugerował, że najwyższa pora
wybrać się do mojej. Wadą tego mieszkania było
to, że za piękne widoki musiałam zapłacić dojazdami do pracy. Wcześniej
mieszkałam w Queen Anne, blisko księgarni i
kawiarni Emerald City Books. Wtedy mogłam chodzić do pracy piechotą,
ale z zachodniego Seattle to było niemożliwe,
więc musiałam wziąć pod uwagę czas dojazdu.
W odróżnieniu od Romana nie musiałam brać prysznica i się przebierać,
nie żebym tego nie lubiła. Ludzkie zwyczaje
poprawiały mi samopoczucie. Użyłam sukubich mocy i byłam czysta,
ubrana w odpowiednią do pracy brzoskwiniową su
kienkę na ramiączkach, włosy miałam uczesane w kok. Roman nie pojawił
się do momentu, kiedy miałam wychodzić, więc
złapałam kolejną filiżankę kawy i zostawiłam mu kartkę z pytaniem, czy
wyrzucenie śmieci, zanim zacznie bawić się w
Bonda, go zabije.
Nim weszłam do księgarni, po bólu głowy nie było ani śladu. W środku
kręciło się wielu klientów, takich co to za
lalwiają sprawunki w sobotę, i turystów, którzy dotarli tu /. położonych
nieopodal Kosmicznej Iglicy i Seattle Center.
Zostawiłam torebkę w swoim biurze i obeszłam kontrolnie sklep,
zadowolona, że wszystko jest jak trzeba, dopóki nie za
uważyłam, że w kolejce do kasy stoi osiem osób, a jest czynna tylko jedna.
Co się stało z resztą załogi? zapytałam Beth. Była doświadczonym i
dobrym pracownikiem. Odpowiedziała na moje
pytanie, nawet nie podnosząc wzroku znad kasy.
Gabrielle ma przerwę, a Doug... nie czuje się najlepiej.
Przypomniałam sobie o naszych zawodach w piciu wódki.
Skrzywiłam się, bo czułam się winna, ale też bardzo zadowolona z siebie.
I gdzie jest teraz?
W erotyce.
Uniosłam brwi, ale nie skomentowałam, tylko pomaszerowałam w tamtą
stronę. Nasz niewielki dział erotyki został
dziwnie wciśnięty pomiędzy motoryzację i faunę (a dokładniej płazy).
Między półkami siedział na podłodze Doug z głową
między kolanami. Uklękłam przy nim.
Czas na klina? zapytałam.
Uniósł głowę i odgarnął z twarzy czarne włosy. Wyglądał
nieszczęśliwie.
Oszukiwałaś. Jesteś o połowę ode mnie mniejsza. Jakim cudem nie
umierasz teraz w domu?
Jestem starsza i mądrzejsza stwierdziłam. Gdyby tylko wiedział, o ile
starsza. Złapałam go za ramię i pociągnęłam.
Chodź. Idziemy do kafejki po wodę.
Przez moment zdawało się, że nie da rady, ale w końcu z trudem wstał.
Nawet nie chwiał się za bardzo, kiedy prowa
dziłam go na drugie piętro, którego połowę zajmowały książki, a drugą
kafejka. Złapałam butelkę wody, powiedziałam
barmance, że zapłacę później, po czym pociągnęłam Douga w stronę
krzesła. Obrzuciwszy wzrokiem pomieszczenie, sta
nęłam jak wmurowana, biedny Doug się potknął. Przy jednym ze stolików
siedział Seth. Miał przed sobą otwarty laptop. To
było jego ulubione miejsce pracy, co całkiem mi odpowiadało, kiedy się
spotykaliśmy, ale teraz było... dziwne. Obok niego
w płaszczu i z torebką w ręku siedziała Maddie. Przypomniałam sobie, że
tego dnia zaczynałyśmy pracę o tej samej porze.
Najwyraźniej właśnie przyszła.
Machnęli, abyśmy do nich podeszli. Maddie zmierzyła brata wzrokiem.
I dobrze ci tak. Doug wziął haust wody.
A co z siostrzaną miłością?
Nadal ci nie wybaczyłam, że ogoliłeś mojego jamnika.
Ale to było ze dwadzieścia lat temu, a mały drań sam się o to prosił.
Uśmiechnęłam się z przyzwyczajenia. Kłótnie Douga i Maddie zwykle
stanowiły serial, którego nie mogłam przegapić.
Ale dziś to Seth przyciągał moją uwagę. Poprzedniej nocy, zamroczona
alkoholem, nie myślałam o nim, udawałam, że nie
przeszkadza mi to, że spotyka się teraz z Maddie. Ale teraz, na trzeźwo,
znów poczułam znajomy ból. Naprawdę czułam
zapach jego skóry, potu zmieszanego z mydłem o zapachu leśno
jabłkowym, którego używał. Słońce wpadające przez duże
okna kafejki podkreślało miedziane kosmyki w zwichrzonej brązowej
czuprynie i doskonale pamiętałam, jakie to uczucie
głaskać go po twarzy, gładkiej skórze policzka i nieogolonym podbródku.
Spojrzałam mu w oczy i zdziwiłam się, że wpatrywał się we mnie.
Poprzedniej nocy prawie udało mi się przekonać
samą siebie, że Seth myśli o mnie wyłącznie jako o przyjaciółce, ale
teraz... nie byłam już taka pewna. W jego spojrzeniu
było coś ciepłego, pełnego namysłu. Nagle zaczęłam podejrzewać, że
pamięta, jak się kochaliśmy. Też o tym myślałam.
Kiedy Jerome zniknął, razem z nim zniknęły moje moce i mogliśmy
uprawiać „bezpieczny" seks, czyli bez efektów
ubocznych spania z sukubem. Poza jednym. W owym czasie dalej
spotykał się z Maddie i zdradzanie jej odcisnęło na nim
piętno grzechu. To było gorsze, niż gdybym ukradła mu energię.
Teraz Seth był duszą potępioną. Nie wiedział o tym, a wyrzuty sumienia
z powodu zdrady doprowadziły do zbyt szyb
kich oświadczyn. Uważał, że jest jej to winny. Poczucie winy zmusiło mnie
do odwrócenia wzroku i zauważyłam, że Mad
die i Doug przestali się kłócić. Maddie patrzyła w stronę baru, ale Doug
wpatrywał się we mnie. Miał przekrwione,
otoczone ciemną obwódką, zmęczone oczy. Ale gdzieś w tym żałosnym,
skacowanym spojrzeniu... był błysk zaskoczenia i
zdziwienia.
Czas na pracę rzuciła wesoło Maddie, wstając od stolika. Puknęła
brata w ramię, odwracając tym samym jego uwagę
ode mnie, na szczęście. Skrzywił się. Przetrwasz ostatnie godziny?
Tia... wymamrotał i wypił jeszcze trochę wody.
Popracuj w magazynie poradziłam, wstając. Nie chcę, aby klienci
uznali, że nasi pracownicy mają problem z
alkoholem. Przenieśliby się do innej księgarni tak szybko, że nawet nie
byłoby to zabawne.
Maddie uśmiechnęła się, patrząc, jak Doug wstaje z trudem.
Georgino, nie miałabyś nic przeciwko temu, żebyśmy z Dougiem
zamienili się zmianami we wtorek? Muszę w go
dzinach pracy załatwić kilka spraw związanych ze ślubem.
Doug rzucił jej ponure spojrzenie.
A kiedy zamierzałaś spytać, czy nie mam nic w planach?
Pewnie. Starałam się nie skrzywić na hasło „ślub". Możesz pracować
ze mną na wieczornej zmianie.
Pójdziesz ze mną? zapytała. Obiecałaś.
Naprawdę?
Wczoraj wieczorem.
Zmarszczyłam brwi. Bóg jeden wie, ile obietnic złożyłam, a potem o
nich zapomniałam przez wódkę i dziwne magiczne
moce. Pamiętałam mgliście, że pokazywała mi zdjęcia sukien ślubnych.
Wydaje mi się, że mam jakieś sprawy do załatwienia.
Jeden sklep jest rzut kamieniem od twojego mieszkania nalegała.
Maddie odezwał się pośpiesznie Seth, któremu najwyraźniej też nie
odpowiadała zmiana tematu. Jeśli jest zajęta...
Nie możesz być zajęta przez cały dzień błagała Maddie. Proszę?
Wiedziałam, że to będzie porażka, że proszę się o kłopoty i ból. Ale
Maddie była moją przyjaciółką, a prośba w jej
oczach sprawiała, że miękłam. Uświadomiłam sobie, że to poczucie winy.
Poczucie winy za zdradę, jakiej się dopuściliśmy
z Sethem. Jej twarz wyrażała taką wiarę we mnie, mnie, jej najlepszą
przyjaciółkę w Seattle i jedyną, która według niej
mogła jej pomóc przy ślubie. I dlatego właśnie się zgodziłam, tak samo jak
poprzedniej nocy. Tylko że teraz nie mogłam
zwalić tego na alkohol.
Dobrze.
Poczucie winy to chyba główny powód głupich zachowań.
Rozdział 3
Tego wieczoru pracowałam aż do zamknięcia i wróciłam do domu dopiero
koło dziesiątej. Ku mojemu zaskoczeniu na
kanapie zastałam jedzącego płatki Romana i koty, które walczyły o
najlepsze miejsce na jego kolanach. Ostatnio zdawały
się kochać jego bardziej niż mnie! To była zdrada na niespotykaną skalę.
Co ty tu robisz? zapytałam, siadając w fotelu naprzeciwko niego.
Zauważyłam, że przynajmniej posprzątał po
przyjęciu. Podejrzewałam, że gdybym zwróciła na to uwagę, już nigdy
więcej by tego nie zrobił. Myślałam, że będziesz
ścigał sukuba Jerome'a.
Roman pohamował ziewnięcie i odstawił pustą miskę na stolik. Oba
koty natychmiast zeskoczyły mu z kolan, by wypić
resztę mleka.
Mam przerwę. Ale łaziłem za nią cały dzień.
I? Pomijając już wrodzoną ciekawość, nie podobało mi się, że ktoś
podaje w wątpliwość autorytet Jerome'a. Arcy
demon działał mi czasem na nerwy, ale nie miałam najmniejszej ochoty na
zmianę szefa. Byliśmy niepokojąco blisko tej
sytuacji, gdy Jerome został wezwany i żaden z kandydatów nie zrobił na
mnie dobrego wrażenia.
To było potwornie nudne zajęcie. Śledzenie ciebie jest o niebo
ciekawsze. Ona większość dnia spędziła na zakupach.
Nie wiedziałem, że w sklepach można brać tyle łachów do przymierzami. I
poderwała faceta w barze, no i... reszty się
domyśl.
Myśl o cierpieniach Romana, gdy Simone uprawiała seks, całkiem mi
się podobała.
Wiedziałam, że nie pogardzisz dobrą pornografią. Skrzywił się.
To nie była dobra pornografia. To była brzydka, perwersyjna
pornografia, którą sprzedają z tyłu sklepu. Taka, która
pociąga tylko naprawdę pokręconych ludzi.
Czyli żadnych potajemnych spotkań do zraportowania Jerome'owi?
Nie.
Pewnie nie ma się co dziwić. Wyciągnęłam się i położyłam stopy na
stole. W związku z niedyspozycją Douga
spędziłam dziś wyjątkowo dzień przy kasie, stojąc dłużej, niż byłam do
tego przyzwyczajona. O ile się nie myliłam, Roman
zagapił się na moje nogi i dopiero potem spojrzał mi w oczy. Jeśli nie
widziała dziś żadnej działalności nieśmiertelnych, to
nie bardzo miała co zgłosić.
Przynajmniej do wieczora nic się nie działo.
Wieczora?
. Jesteś aż tak nieprzytomna? Peter i Cody urządzają dziś imprezę.
O cholera, zapomniałam. Peter uwielbiał wydawać obiady i
organizować przyjęcia i zupełnie mu nie przeszkadzało,
że dopiero co ja robiłam parapetówkę. A jako że był istotą nocy, jego
imprezy zawsze zaczynały się późną nocą.
Simone tam będzie?
Tak. Teraz Mei ma na nią oko, ale zastąpię ją u Petera.
Czyli będziesz tam przynajmniej duchem, jeśli nie ciałem?
Mniej więcej. Uśmiechnął się na mój dowcip i po raz pierwszy, od
kiedy wrócił do miasta, w jego ciemnych oczach
zobaczyłam rozbawienie. Przypomniało mi to tego zabawnego,
eleganckiego faceta, z którym się kiedyś umawiałam.
Uświadomiłam też sobie, że jest to jedna z nielicznych rozmów
nieociekających jadem. Było prawie... normalnie. Źle
16
interpretując moje milczenie, spojrzał na mnie nieufnie. Chyba nie
zamierzasz się wykręcić, co? To nie mógł być aż tak
męczący dzień.
Prawdę mówiąc, rozważałam wykręcenie się. Po wczorajszych
wydarzeniach i żalu, że zgodziłam się pomóc Maddie,
jakoś nie byłam pewna, czy wytrzymam wygłupy moich nieśmiertelnych
przyjaciół.
Chodź odezwał się Roman. Simone jest taka nudna. I nawet nie
chodzi mi o to, co robi. Jest po prostu bezbarwna.
Jeśli cię tam nie będzie, to nie wiem, co zrobię.
Mówisz, że reszta, moi przyjaciele nie są zabawni?
Nieporównywalnie mniej niż ty.
W końcu zgodziłam się iść. Aczkolwiek nie zdziwiłabym się, gdyby
Roman namówił mnie na tę imprezę tylko po to,
żebym go podwiozła. W każdym razie jadąc na Capitol Hill, byłam w
niezłym nastroju. Trochę dziwnie się czułam, będąc,
a zarazem nie będąc z Romanem. Aby śledzić sukuba, znów zrobił się
niewidzialny i ukrył swój podpis. Zupełnie, jakbym
miała w samochodzie ducha.
Jak zwykle przyszłam jako jedna z ostatnich. Trzej muszkieterowie:
Peter, Cody i Hugh, byli obecni, tym razem już w
zwykłych strojach, a nie historycznych. W przypadku Petera oznaczało to
spodnie i idealnie dobraną do nich wełnianą
kamizelkę, Cody był w dżinsach i podkoszulku, a Hugh w garniturze.
Przytrzymałam otwarte drzwi trochę dłużej, żeby
Roman mógł się wsunąć za mną. Dalej musiał sobie radzić sam. Peter, gdy
tylko wpuścił nas do domu, pognał do kuchni.
Była też Simone. Siedziała na niewielkiej kanapie, z eleHaucko
skrzyżowanymi długimi nogami i dłońmi na kolanach.
Hyla szczupła, biust miała rozsądnej wielkości, włożyła czarną spódnicę i
srebrzystą jedwabną bluzkę. Włosy, co mnie nie
zaskoczyło, były długie i blond. Większość sukubów uważała, że bycie
blondynką było najlepszą metodą na zaciągnięcie
faceta do łóżka. Jak dla mnie oznaczało to brak doświadczenia. Byłam
brunetką, co prawda ze złotymi pasemkami, już
tadny kawałek czasu i jakoś nigdy nie narzekałam na brak powodzenia.
Obok niej siedział Hugh z miną flirciarza, którą
przybierał za każdym razem, gdy próbował poderwać dziewczynę. Simone
patrzyła na niego z grzecznym uśmiechem, a
gdy weszłam, uśmiechnęła się do mnie. Jej nieśmiertelny podpis pachniał
fiołkami i nasuwał mi na myśl blask księżyca i
dźwięk wiolonczeli.
Na pewno jesteś Georgina odezwała się. Miło mi cię poznać.
Wciąż miała uprzejmy wyraz twarzy i byłam pewna, że nie udawała. Nie
była złośliwa czy nazbyt ujmująca ani też nie
okazywała wrogości, jaka zwykle łączyła się ze spotkaniem dwóch
sukubów, lub też ukrytej pod uśmiechami agresji. Była
po prostu w miarę miła. Była nudna.
Wzajemnie odpowiedziałam. Odwróciłam się do Cody'ego, próbując
ustalić, co to za zapach dobiega z kuchni. Co
na obiad?
Zapiekanka po pastersku.
Czekałam, aż do mnie mrugnie, mówiąc, że żartuje, ale nie.
To nie w stylu Petera. Był doskonałym kucharzem, zwykle wybierał
raczej steki z polędwicy wołowej czy małże po
prowansalsku.
Cody skinął głową.
Oglądał dziś film dokumentalny o Wielkiej Brytanii i to go
zainspirowało.
No, ja nie mam nic przeciwko. Usiadłam na podłokietniku kanapy.
Powinniśmy się cieszyć, że nie postanowił
zaserwować kaszanki na krwisto.
W Australii też mają coś w rodzaju zapiekanki po pastersku, ale na
wierzch i na dno kładą ziemniaki odezwała się
nieoczekiwanie Simone. Nazywają to zapiekanką ziemniaczaną.
Zapadła cisza. Nie, żeby jej wypowiedź była całkiem bez związku z
tematem, ale była po prostu dziwna, zwłaszcza że
Simone nie mówiła tonem przekonanego o swojej wiedzy kujona,
typowym dla ludzi, którzy zawsze wygrywali w kwizach.
Po prostu przedstawiła fakt. I to do tego niezbyt ciekawy.
Ach powiedziałam śmiertelnie poważnym tonem. Dobrze wiedzieć,
że nazwa pasuje do dania. Zaoszczędzimy sobie
kłopotliwych błędów przy obiedzie. Bóg jeden wie, ilu ludzi się nacięło,
zamawiając kurki.
Cody zakrztusił się piwem, natomiast Hugh uśmiechnął się promiennie
do Simone.
To fascynujące. Jesteś kucharką?
Nie odparła i zamilkła.
W tym momencie pojawił się Peter z moim drinkiem. Po wczorajszym
zakładzie z Dougiem postanowiłam trochę
przystopować powiedzmy przez kilka dni. Ale nagle stwierdziłam, że
chyba jednak muszę się napić. Peter rozejrzał się i
zmarszczył brwi.
A to co? Miałem nadzieję, że Jerome przyjdzie.
Nasz szef często spędzał z nami czas, ale od kiedy go przywołano, jakoś
unikał spotkań towarzyskich.
Wydaje mi się, że ma coś do załatwienia wyjaśniłam. Prawdę
Richelle Mead Cienie Sukuba Przekład Joanna Lipińska Wydawnictwo: Amber
Rozdział 1 Byłam pijana. Nie wiedziałam, kiedy się upiłam, ale najprawdopodobniej wtedy, kiedy mój przyjaciel Doug założył się ze mną, że nie dam rady wypić trzech drinków z wódką szybciej od niego. Obiecał, że jeśli przegra, weźmie moją zmianę w weekend, natomiast gdyby wygrał, ja miałam przez tydzień pilnować dostaw do księgarni. Kiedy skończyliśmy, nic nie wskazywało na to, żebym w ten weekend pracowała. Jak udało ci się z nim wygrać? zdziwił się mój przyjaciel Hugh. Jest dwa razy większy od ciebie. Poprzez tłum wypełniający moje mieszkanie spojrzałam w stronę zamkniętych drzwi do łazienki. Miał w tym tygodniu grypę żołądkową. Zdaje się, że grypa i wódka to niezbyt dobre połączenie.
Hugh uniósł brew. Kto przy zdrowych zmysłach założyłby się o coś takiego po tym, jak miał grypę żołądkową? Wzruszyłam ramionami. Doug. Licząc na to, że Dougowi nic się nie stanie, przyjrzałam się innym uczestnikom przyjęcia, tak jak królowa z zadowole niem ogląda swoje włości. Przeprowadziłam się tu w lipcu i od dawna zbierałam się do zorganizowania parapetówki. Kiedy w końcu nadeszło Halloween, uznałam, że połączenie go z parapetówką będzie doskonałym rozwiązaniem. W związku z tym moi goście byli przebrani w najróżniejsze kostiumy, poczynając od wypracowanych strojów z epoki renesansu, po le niów ograniczających się do włożenia spiczastego kapelusza. A ja byłam przebrana za Sierotkę Marysię a w każdym razie byłabym, gdyby Sierotka była striptizerką i/albo bez wstydną ladacznicą. Moja falbaniasta niebieska spódniczka kończyła się tuż powyżej połowy uda, a biała bluzka z bulkami miała tak głęboki dekolt, że musiałam uważać, gdy się schylałam. Ukoronowaniem stroju, i to w dosłownym znaczeniu tego słowa, była burza lnianoblond włosów uczesanych w dwa kucyki związane błękitną wstążką. Wyglądały doskonale, zupełnie jak prawdziwe, bo... no cóż, były prawdziwe. Umiejętność zmiany postaci zawsze się przydawała w pracy sukuba, a na Halloween była po prostu na wagę złota. Zawsze miałam najlepsze kostiumy, bo po prostu mogłam przybrać postać, jaką chciałam. Oczywiście musiałam się trochę ograniczać. Zbyt wiele zmian mogłoby wzbudzić podejrzenia u ludzi, wśród których się obracałam. Ale inny kolor włosów i inna fryzura nikogo nie dziwi. O tak, umiejętność zmiany wyglądu była bardzo praktyczna. Ktoś dotknął mojego łokcia. Odwróciłam się i na widok Romana, mojego socjopatycznego współlokatora, moje zado wolenie z siebie trochę osłabło. Zdaje się, że ktoś się pochorował w łazience stwierdził. Roman był nefilimem, pół człowiekiem, pół aniołem, o miękkich czarnych włosach i zielonych jak morze oczach. Gdyby nie to, że
czasami popadał w szał mordowania nie śmiertelnych, a ja znajdowałam się na jego liście „do odstrzału", byłby niezłą partią. Tak odpowiedziałam. To Doug. Przegrał zakład o picie wódki. Roman się skrzywił. Miał diabelskie rogi i czerwoną pelerynę. Załapałam ironię. Mam nadzieję, że nie chybi. Nie chciałbym tego czyścić. Co? To sprzątanie też cię nie obowiązuje? zapytał Hugh. Dowiedział się ostatnio, że Roman nie płaci czynszu, bo „szuka pracy". Nie powinieneś tu trochę pomagać? Roman rzucił Hugh ostrzegawcze spojrzenie. Nie mieszaj się w to, Roosevelcie. Jestem Calvinem Coolidge'em, trzydziestym prezydentem Stanów Zjednoczonych! wykrzyknął obrażony Hugh. Podczas inauguracji miał na sobie taki sam surdut. Westchnęłam. Hugh, nikt już tego nie pamięta. To była jedna z wad nieśmiertelności. Wraz z upływem czasu nasze wspomnienia stawały się przestarzałe. Hugh, diablik, który skupował dusze dla piekła, był znacznie młodszy niż ja czy Roman, ale i tak był o wiele starszy niż którykolwiek z obecnych na przyjęciu ludzi. Zignorowałam dysputę panów i poszłam porozmawiać z gośćmi. Kilkoro kolegów z księgarni, w której pracowałam z Dougiem, stało przy wazie z ponczem, więc zatrzymałam się przy nich na chwilę. Natychmiast zasypali mnie komple mentami. Masz niesamowite włosy! Ufarbowałaś je? W ogóle nie wyglądają na perukę! Zapewniłam ich, że to bardzo dobra peruka i odwzajemniłam się komplementami. Ale jedną osobę skwitowałam tylko smutnym kiwnięciem głową.Masz więcej inwencji twórczej niż wszyscy tutaj razem wzięci i tylko na tyle cię stać? zapytałam. Seth Mortensen, autor bestsellerów, odwrócił się do mnie z jednym z tych swoich charakterystycznych, lekko skrzywio nych uśmiechów. Mimo że od wódki kręciło mi się w głowie, to ten
uśmiech sprawił, że moje serce zaczęło bić szybciej jak zawsze. Chodziliśmy kiedyś ze sobą, a Seth odkrył przede mną głębię miłości, jakiej nigdy sobie nawet nie wyobrażałam. Bycie sukubem oznaczało między innymi to, że przez wieczność miałam uwodzić mężczyzn i kraść ich energię życiową, więc prawdziwy związek wydawał mi się niemożliwy. I tak też ostatecznie było. Seth i ja zerwaliśmy ze sobą, dwa razy, i mimo że zazwyczaj godziłam się z tym, iż on sobie z tym jakoś poradził i żył dalej, wiedziałam, że będę go kochać zawsze. Jak dla mnie „na zawsze" oznaczało naprawdę coś poważnego. Nie mogę jej marnować na przebieranki odpowiedział. Jego bursztynowobrązowe oczy spojrzały na mnie czule. Nie wiedziałam, czy nadal mnie kocha. Wiedziałam tylko, że zależy mu na mnie jak na przyjaciółce. I starałam się sprawiać takie samo wrażenie. Inwencję twórczą muszę oszczędzać na następną książkę. Marne wytłumaczenie parsknęłam. Seth włożył koszulkę z Freddym Kruegerem, co można by uznać za znośne przebranie, gdyby nie to, że podejrzewałam, iż miał ją na długo przed tym Halloween. Seth pokręcił głową. I tak nikogo nie obchodzi, w co przebiorą się na Halloween faceci. Liczą się tylko kobiety. Rozejrzyj się. Tak zrobiłam i uświadomiłam sobie, że ma rację. To kobiety miały wymyślne, seksowne stroje. Poza kilkoma wyjątkami mężczyźni zdecydowanie ustępowali im pola. Peter się przebrał zauważyłam. Seth podążył za moim wzrokiem i spojrzał na jednego z moich nieśmiertelnych przyjaciół. Peter był wampirem, szalenie drobiazgowym i obsesyjno kompulsywnym. Był ubrany w strój z przedrewolucyjnej Francji, włącznie z frakiem w wytłaczane wzory i upudrowaną peruką kryjącą jego cienkie brązowe włoski. Peter się nie liczy stwierdził Seth. Przypomniawszy sobie, jak w zeszłym tygodniu Peter pracowicie odrysowywał łabądki na listwach przypodłogowych
w łazience, nie mogłam się nie zgodzić. No racja. A za kogo przebrał się Hugh? Jimmy'ego Cartera? Calvina Coolidge'a. Skąd wiesz? Nie musiałam odpowiadać, ponieważ pojawiła się narzeczona Setha i jedna z moich najbliższych przyjaciółek, Maddie Sato. Była przebrana za wróżkę. Miała nawet skrzydełka i zwiewną suknię, której daleko było do zdzirowatości mojego stroju. W czarne, upięte w kok włosy wplotła sztuczne kwiaty. Do tego, że jest z Sethem, też się już mniej więcej przyzwyczaiłam, ale byłam pewna, że zawsze będzie mnie to trochę drażniło. Maddie nie wiedziała, że kiedyś się spotyka liśmy i nie miała pojęcia, jakie odczucia budził we mnie ich związek. Spodziewałam się, że weźmie Setha pod ramię, ale to mnie złapała i odciągnęła na bok. Zachwiałam się odrobinę. Zazwyczaj dziesięciocentymetrowe szpilki nie stanowiły dla mnie problemu, ale wódka trochę komplikowała sprawę. Georgino! wykrzyknęła, gdy odsunęłyśmy się wystarczająco od Setha. Potrzebuję twojej pomocy. Wyciągnęła z torebki dwie kartki wyrwane z kolorowych pism. W czy... och. Żołądek podszedł mi do gardła i mało brakowało, a dołączyłabym do Douga w łazience. To były zdjęcia sukien ślubnych. Prawie się zdecydowałam wyjaśniła. Co myślisz o tych? Przyznanie, nawet z trudem, że mężczyzna, którego kocham, żeni się z jedną z moich najlepszych przyjaciółek, to jedno, ale pomoc przy organizowaniu ich ślubu to już zupełnie co innego. Z trudem przełknęłam ślinę. Och, Maddie. To nie moja para kaloszy. Spojrzała na mnie rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Żartujesz? To ty mnie nauczyłaś, jak należy się ubierać! Najwyraźniej nie wzięła sobie do serca moich rad. Te suknie co prawda doskonale prezentowały się na anorektycznych modelkach, ale na Maddie wyglądałyby fatalnie. No nie wiem... Nie zabrzmiało to przekonująco i odwróciłam wzrok.
Te suknie nasuwały na myśl obraz Maddie i Setha idących do ołtarza. Oj przestań nalegała. Wiem, że masz wyrobione zdanie na ten temat. Miałam. I to złe. I szczerze mówiąc, gdybym była dobrym sługą piekieł, powiedziałabym, że w obu wyglądałaby dosko nale. Albo wskazałabym najgorszą. To nie moja sprawa, co zamierzała włożyć. I może gdyby pojawiła się na ślubie w czymś koszmarnym, to Seth uświadomiłby sobie, co stracił, kiedy się rozstaliśmy. Ale mimo to... Nie mogłam. Mimo wszystkiego, co się wydarzyło, nie mogłam Maddie na to pozwolić. Była dobrą przyjaciółką, nigdy nie podejrzewała, że coś zaszło między mną a Sethem ani przed ich związkiem, ani w trakcie. I mimo że małostkowa, egoistyczna część mnie tego chciała, nie mogłam jej pozwolić iść na ślub w nieodpowiedniej sukni. Żadna z nich nie jest dobra wydusiłam w końcu. W tej bezie będziesz wyglądała na niską. A kwiaty na dekolcie tamtej będą cię pogrubiały. Serio? zapytała zaskoczona. Nigdy... Przyjrzała się zdjęciom i uśmiech zniknął jej z twarzy. Cholera. A już myślałam, że wreszcie mam to opanowane. Moje kolejne słowa musiały być skutkiem ilości wypitego alkoholu. Jeśli chcesz, to w przyszłym tygodniu możemy się przejść po sklepach. Poprzymierzasz sukienki, a ja powiem, w czym ci do twarzy. Maddie się rozpromieniła. Nie była śliczna w tradycyjnym stylu jak modelki, ale kiedy się uśmiechała, była piękna. Naprawdę? Och, dziękuję. I może znajdziesz coś dla siebie. Dla mnie? No... Uśmiechnęła się szelmowsko. Będziesz przecież druhną. W tym momencie przemyślałam kwestię tego, czy może być coś gorszego od pomagania w planowaniu ich ślubu. By cie druhną na tym ślubie było nieporównywalnie gorsze. Ci, którzy twierdzą, że sami tworzymy sobie piekło na ziemi, mu sieli mieć właśnie coś takiego na myśli. No nie wiem... Musisz! Nie chcę nikogo innego.
Nie jestem typem druhny. Oczywiście, że jesteś. Nagle Maddie spojrzała na coś za mną. Och, Doug się odnalazł. Sprawdzę, jak się czuje. Pogadamy o tym później. I tak się poddasz. Maddie odmaszerowala do brata, a ja stałam jak słup soli. Stwierdziłam, że zaryzykuję podróż do Rygi, byle tylko jeszcze się napić. To przyjęcie poszło zdecydowanie w złą stronę. Ale kiedy się odwróciłam, nie poszłam do barku, tylko na patio. Jedną z największych zalet mojego nowego mieszkania był wielki balkon, który wychodził na zatokę Puget, a w tle widać było wieżowce Seattle. Ale kiedy tam stałam, to nie widoki przyciągnęły moją uwagę. To było... coś innego. Coś, czego nie potrafiłam wyjaśnić. Ale było ciepłe i cudowne i przemawiało do wszystkich moich zmysłów. Miałam wrażenie, że widzę kolorowe światło, takie jak pasma zorzy polarnej. Słyszałam też niezwykłą muzykę, której nie dało się opisać żadnymi słowami i która nie miała nic wspólnego z dobiegającymi z głośników mojej wieży dźwiękami Pink Floydów. Przestałam zwracać uwagę na odgłosy dobiegające z mieszkania i powoli zaczęłam iść w stronę balkonu. Drzwi były otwarte, by wpuścić trochę świeżego powietrza, a moje koty Aubrey i Godiva leżały przy progu i wyglądały na zewnątrz. Przeszłam nad nimi, przyciągana przez to nienazwane i niewyjaśnione coś. Kiedy tak szłam za wezwaniem, otoczyło mnie ciepłe jesienne powietrze. To coś było wszędzie wokół mnie, a zarazem poza zasięgiem. Wołało mnie, przyciągało do czegoś, co było tuż przy brzegu balkonu. Zaczęłam nawet rozważać, czy mimo wysokich obcasów nie wspiąć się na barierkę i nie wyjrzeć. Musiałam dotrzeć do tego cudownego czegoś. Hej, Georgino. Głos Petera wyrwał mnie z transu. Zaskoczona, rozejrzałam się wokół. Nie było żadnej muzyki ani kolorów, nic mnie nie wzywało. Były tylko noc, piękny widok i meble ogrodowe na moim balkonie. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. Mamy problem. Mamy wiele problemów mruknęłam, myśląc o sukni ślubnej Maddie i o tym, że prawie wyskoczyłam z balkonu.
Zadrżałam. Na pewno nie wypiję następnego drinka. Mdłości to jedno. Ale halucynacje to już zupełnie co innego. To co się dzieje? Peter zaprowadził mnie do środka i powiedział: Cody się zakochał. Spojrzałam na Cody'ego, też wampira i ucznia Petera. Cody był młodym nieśmiertelnym, ujmującym i pełnym opty mizmu. Przebrał się za kosmitę, z blond czupryny wystawały mu zielone antenki, a stopień dopracowania srebrzystego kombinezonu sugerował, że Peter pomagał mu zrobić kostium. W tym momencie Cody gapił się z otwartymi ustami na kogoś po drugiej stronie pokoju. Wyglądał tak, jak ja się czułam kilka chwil temu. Obiekt uczuć miał na imię Gabrielle i niedawno zaczął pracować w mojej księgarni. Malutka jak skrzacik, w czarnych kabaretkach i porwanej czarnej sukience, miała nastroszone czarne włosy i czarną szminkę na ustach. Prosty dobór kolorów. Cody wpatrywał się w nią tak, jakby była ósmym cudem świata. Ehm... wykrztusiłam. Hugh często umawiał się na randki, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że wampiry, a już zwłaszcza Peter, mogły wchodzić w jakieś romantyczne relacje. Myślę, że spodobał mu się jej strój wampira stwierdził Peter. Pokręciłam głową. Prawdę mówiąc, ona zawsze tak się ubiera. Podeszliśmy do Cody'ego. Zauważył nas dopiero po chwili i wyraźnie ucieszył się na mój widok. Jak jej na imię? zapytał przejęty. Próbowałam ukryć uśmiech. Widok zakochanego Cody'ego był jedną z najsłodszych rzeczy, jakie zdarzyło mi się oglą dać, a także przyjemną odmianą po dotychczasowych wydarzeniach wieczoru. Gabrielle. Pracuje w księgarni. Ma kogoś? Spojrzałam na nią, akurat gdy roześmiała się z czegoś, co powiedziała Maddie. Nie wiem. Mam spytać? Cody się zarumienił, na tyle, na ile to możliwe u bladego wampira.
Nie! To znaczy... no chyba że to nie będzie takie oczywiste? Nie chcę sprawiać kłopotu. To żaden kłopot powiedziałam, gdy przechodził obok nas Doug. Hej. Złapałam go za rękaw. Wyświadcz mi przysługę, a będziesz miał wolny weekend. Doug dzięki pochodzeniu japońskoamerykańskiemu miał złocistą karnację, ale teraz jego skóra miała ten zielony od cień właściwy kosmitom. Wolałbym raczej odzyskać mój żołądek, Kincaid. Dowiedz się, jak tam stan cywilny Gabrielle. Cody jest zainteresowany. Georgino! wykrzyknął przerażony Cody. Bez względu na samopoczucie Doug nie mógł się oprzeć takiej propozycji. Nie ma sprawy. Przeszedł przez pokój, przyciągnął do siebie Gabrielle i schylił się, żeby mogła go usłyszeć. W pewnym momencie spojrzał w naszą stronę, a Gabrielle podążyła za jego wzrokiem. Cody prawie padł z wrażenia. O Boże... Doug wrócił pięć minut później i pokręcił głową. Przykro mi, chłopie. Jest wolna, ale nie jesteś w jej typie. Ona gustuje w gotach i wampirach. A ty jesteś zbyt main streemowy. Akurat sączyłam wodę i prawie się zakrztusiłam. To właśnie powiedział Peter, gdy tylko Doug gdzieś odszedł nazywamy ironią. Ale jak to możliwe? wykrzyknął Cody. Jestem wampirem. Powinienem być dokładnie tym, kogo chce. Tak, ale nie wyglądasz na wampira zauważyłam. Gdyby Gabrielle była fanką Star Treka, to Cody trafiłby w dzie siątkę. Wyglądam dokładnie jak wampir, bo nim jestem! Za kogo miałbym się przebrać? Hrabiego Kaczulę? Przyjęcie trwało jeszcze kilka godzin, po czym goście wreszcie zaczęli się zbierać. Roman i ja, jako dobrzy gospodarze, staliśmy w drzwiach, uśmiechaliśmy się i życzyliśmy im spokojnej drogi
do domu. Kiedy wreszcie wszyscy wyszli, byłam wykończona i naprawdę zadowolona, że już po wszystkim. Po wypadku na balkonie nie wzięłam więcej alkoholu do ust i właśnie dopadł mnie ból głowy, przypominający o wcześniejszej rozpuście. Roman, patrząc na bałagan, wyglądał na równie zmęczonego jak ja. To zabawne, co? Urządzasz parapetówkę, żeby pochwalić się mieszkaniem, a ludzie zmieniają je w pobojowisko. Szybko się posprząta mruknęłam, spoglądając na liczne butelki i papierowe talerzyki z resztkami jedzenia. Aubrey zlizywała lukier z nadgryzionej babeczki, więc szybko odebrałam jej łup. Ale nie dziś. Pomóż mi pozbierać jednorazówki, a resztę zrobimy jutro. W haśle „sprzątanie" nie ma miejsca na słowo „my" powiedział Roman. To bez sensu stwierdziłam, zakręcając salsę. 1 Peter ma rację, wiesz? Powinieneś więcej zajmować się domem. Zapewniam ci dobre towarzystwo. A poza tym i tak nie możesz się mnie pozbyć. Jerome się tym zajmie... zagroziłam mu ojcem demonem, a zarazem moim szefem. Pewnie. Leć do niego i na mnie naskarż. Roman pohamował ziewnięcie, pokazując, jak bardzo boi się gniewu ojca. Rzecz w tym, że miał rację. Nie mogłam się go sama pozbyć, a jakoś nie podejrzewałam, żeby Jerome chciał mi w tym po móc. Ale mimo to trudno było mi uwierzyć, że Roman odmaszerował do swojego pokoju i zostawił mnie samą ze sprząta niem. Nie sądziłam, że posunie się tak daleko. Dupek! krzyknęłam za nim, ale w odpowiedzi tylko trzasnął drzwiami. Nie był złym współlokatorem, ale w związku z naszą skomplikowaną przeszłością często starał się wyprowadzić mnie z równowagi. I wyprowadzał. Wściekła, uprzątnęłam największy bałagan i pół godziny później padłam na łóżko. Dołączyły do mnie Aubrey i Godiva, układając się obok siebie w moich nogach. Ich kontrastowe kolory sprawiały, że przypominały jakąś współczesną rzeźbę. Aubrey była
biała z czarnymi plamkami na głowie, a Godiva składała się z pomarańczowych, brązowych i czarnych łat. Wszystkie trzy natychmiast zasnęłyśmy. Jakiś czas później obudził mnie śpiew... czy raczej coś, co go przypominało. To było znów to coś, co wabiło mnie wcześniej, przemawiało do każdej cząsteczki mojego ciała. Ciepłe, świetliste i piękne. Było wszędzie i wszystkim, i pragnęłam mieć tego więcej, pójść do tego światła o niesamowitych barwach. To było takie przyjemne, takie, że gdybym tylko do tego dotarła, mogłabym się w tym rozpłynąć. Miałam wrażenie, że widzę wejście, drzwi, które muszę tylko pchnąć i przez nie przejść, i ... Ktoś złapał mnie brutalnie i odwrócił do siebie. Obudź się! Tak jak poprzednio, wszystkie niezwykłe odczucia zniknęły. Byłam sama w cichym, pustym świecie. Pieśń syreny ucichła. Przede mną stał Roman. Potrząsał mną i wpatrywał się we mnie z niepokojem. Rozejrzałam się. Byliśmy w kuchni. Nie pamiętałam, jak się tu znalazłam. Jak... co się stało? wykrztusiłam. Twarz, która wcześniej mnie przedrzeźniała, teraz pełna była niepokoju, to zaś napawało niepokojem mnie. Dlaczego ktoś, kto chce mnie zabić, miałby się o mnie martwić? To ty mi powiedz odpowiedział Roman i rozluźnił uścisk. Potarłam oczy i spróbowałam sobie przypomnieć, co się stało. N... nie wiem. Musiałam lunatykować. Na twarzy Romana wciąż malowały się napięcie i niepokój. Nie... coś tu było... Pokręciłam głową. Nie, to był sen. Albo halucynacja. Już wcześniej to miałam... Po prostu za dużo wypiłam. Czy ty mnie nie słyszysz? 1 znowu maskowany złością niepokój o mnie. Coś tu było. Jakaś siła. Poczułem to. To ona mnie zbudziła. Naprawdę nic nie pamiętasz? Zapatrzyłam się w dal, próbując przypomnieć sobie to światło i dziwną melodię, ale nie mogłam. To było... cudowne. Chciałam... chciałam do tego iść... połączyć się z tym. W moim głosie była nutka tęsknoty.
Roman spochmurniał. Byłam sukubem, niższym nieśmiertelnym, który w przeszłości był człowiekiem. Wyżsi nie śmiertelni, tacy jak anioły i demony, zostali stworzeni wraz z początkiem świata. Nefilimy się rodziły i trafiały gdzieś po między te dwie grupy. A w związku z tym ich moce i zmysły były potężniejsze niż moje. Roman mógł wyczuć rzeczy, których ja nie mogłam. Nie rób tego ostrzegł. Jeśli znów to poczujesz, uciekaj od tego. Nie pozwól się wabić. Pod żadnym pozorem nie możesz do tego iść. Spojrzałam na niego spod zmarszczonych brwi. Czemu? Wiesz, co to jest? Nie odpowiedział ponuro. I w tym właśnie problem. Rozdział 2 Przez resztę nocy przewracałam się z boku na bok. Takie rzeczy się zdarzają, gdy złoży ci wizytę jakaś nadnaturalna moc. Poza tym nigdy nie otrząsnęłam się po tym, gdy niezwykle potężna siła chaosu łączyła się kiedyś ze mną we śnie, by wyssać ze mnie energię. Nazywała się Nyx i z tego, co wiedziałam, obecnie była uwięziona. Ale mimo wszystko to, co mi zrobiła i co mi pokazała, pozostawiło niezatarty ślad. Fakt, że Roman nie mógł ustalić, co się stało dzisiejszej nocy, trochę mnie niepokoił. Tak więc obudziłam się z opuchniętymi oczami i okropnym bólem głowy, który pewnie w równym stopniu wynikał z kaca, jak i z braku snu. Sukuby, tak jak wszyscy nieśmiertelni, bardzo szybko wracały do zdrowia, więc moje złe samopoczucie oznaczało, że poprzedniego dnia zaszalałam. Wiedziałam, że ból głowy minie, ale wzięłam ibuprofen, żeby minął szybciej. W mieszkaniu było cicho. Pomaszerowałam do kuchni. Mimo że poprzedniego wieczoru starałam się z grubsza posprzątać, wciąż panował poprzyjęciowy bałagan. Na mój widok zwinięta na kanapie Godiva podniosła łebek. Aubrey spała niewzruszona w fotelu. Włączyłam ekspres do kawy i przeszłam na patio popatrzeć na rozciągające się po drugiej stronie szaroniebieskiej wody skąpane w słońcu Seattle. Nagle poczułam znajomy zapach ognia i siarki. Westchnęłam.
Nie za wcześnie jak na ciebie? Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć, że to Jerome, arcydemon Seattle i mój piekielny szef. Georgie, już południe odpowiedział sucho. Reszta świata już dawno wstała. Jest sobota. Czas i przestrzeń działają dziś inaczej, a południe uznaje się za wczesną porę. W końcu się odwróciłam, głównie dlatego, że kawa była gotowa. Jerome opierał się o ścianę kuchni, jak zawsze niena gannie ubrany w elegancki garnitur. I jak zawsze wyglądał dokładnie jak John Cusack w latach dziewięćdziesiątych ubieg łego wieku. Mógł przybrać dowolną postać, ale z nieznanych przyczyn najchętniej pojawiał się jako pan Cusack. Tak się do tego przyzwyczaiłam, że gdy w telewizji leciało Mc nie mów albo Zabijanie na śniadanie, zawsze się dziwiłam: co też Je rome robi w tym filmie? Nalałam sobie filiżankę kawy i uniosłam dzbanek z zapytaniem, czy także ma ochotę, ale pokręcił głową. Podejrzewam, że twój współlokator jest takim samym leniwcem i nie gania teraz po mieście ze sprawunkami? Tak sądzę. Dodałam do kawy sporą porcję waniliowej śmietanki. Do niedawna łudziłam się, że jak go nie ma w domu, to szuka pracy. Ale to były tylko moje pobożne życzenia. Naprawdę ucieszyłam się, że Jerome przyszedł do Romana. Kiedy zjawiał się w poszukiwaniu mnie, nigdy nie ozna czało to nic dobrego i zawsze kończyło się traumatycznym, zagrażającym światu wydarzeniem z nieśmiertelnego podzie mia. Przemaszerowałam przez salon, z którego koty zniknęły natychmiast, gdy pojawił się Jerome, i z kawą w ręku skiero wałam się do pokoju Romana. Zapukałam raz, po czym otworzyłam drzwi. Uznałam, że jako właścicielka mieszkania mam do tego prawo, a poza tym Roman z uporem godnym lepszej sprawy zwykł ignorować pukanie. Leżał rozciągnięty na łóżku w samych bokserkach, a widok ten zaparł mi na moment dech. Jak już mówiłam, był nie samowicie przystojny i to mimo kąśliwych uwag, jakie rzucał, od kiedy się
wprowadził. Na widok Romana w negliżu zawsze wracały wspomnienia czasów, kiedy ze sobą sypialiśmy. Ale aby ochłonąć, wy starczyło przypomnieć sobie, że przypuszczalnie kombinuje teraz, jak mnie zabić. Działało za każdym razem. Zasłaniał ramieniem oczy od słońca. Przekręcił się, przesunął rękę i spojrzał na mnie jednym okiem. Jest wcześnie. Twój szanowny szef ma inne zdanie na ten temat. Minęło kilka sekund, po czym skrzywił się, wyczuwając nieśmiertelny podpis Jerome'a. Westchnął i usiadł, przecierając oczy. Wyglądał na równie wykończonego jak ja, ale jeśli cokolwiek mogło go wyciągnąć z łóżka po przebalowanej nocy, to był to mój szef bez względu na to, co wczoraj na ten temat mówił Roman. Z trudem zwlókł się z łóżka i ruszył do drzwi. Nie zamierzasz się ubrać? wykrzyknęłam. Odpowiedział mi tylko skinieniem dłoni i pomaszerował korytarzem. Poszłam za nim i zobaczyłam, jak Jerome nalewa sobie kubek pozostałej z poprzedniego wieczoru wódki. No cóż, na pewno gdzieś było już po siedemnastej. Uniósł brew na widok skąpego przyodziewku Romana. Miło, że się ubrałeś. Roman okrążył Jerome'a i wziął sobie kawę. Dla ciebie wszystko, tatuśku. Poza tym Georginie się podoba. Nastąpiła chwila ciszy, podczas której Jerome przyglądał się badawczo Romanowi. Nie wiedziałam nic o jego matce, a Jerome był demonem, który go spłodził przed tysiącami lat. Właściwie Jerome był wtedy aniołem, ale zadawanie się z człowiekiem skończyło się dla niego wywaleniem z nieba i wysłaniem do roboty pod ziemią. I to bez odprawy. Roman czasami robił złośliwe uwagi na temat ich związków rodzin nych, ale Jerome nigdy się do tego nie przyznał. Prawdę mówiąc, zgodnie z zasadami nieba i piekła powinien zniszczyć Romana wieki temu. Anioły i demony uznawały nefilimy za nienaturalne i złe, i starały się je wytępić. Trochę to brutalne, nawet jeśli weźmie się pod uwagę socjopatyczne skłonności większości nefilimów. Ale że niedawno Roman pomógł
uratować Jerome'a, zawarli pakt, który pozwalał Romanowi mieszkać spokojnie w Seattle. Przynajmniej na razie. Gdyby któryś ze współpracowników Jerome'a dowiedział się o tym nielegalnym pakcie, to piekielnie drogo by nas to kosztowało. I to wszystkich. Dobry sukub doniósłby na swojego szefa. To co tu robisz? Roman przysunął sobie krzesło. Chcesz pograć w piłkę? Twarz Terome'a nadal nic nie wyrażała. Mam dla ciebie robotę. Zarobi na czynsz? zapytałam z nadzieją. Zarobi na dalsze życie w takiej formie, jaka mu odpowiada odpowiedział Jerome. Roman wciąż uśmiechał się nonszalancko, ale wiedziałam, że to tylko maska. Zdawał sobie sprawę z tego, że Jerome jest groźny i że w ramach ich umowy ma obowiązek spełniać polecenia ojca. Ale mimo to sprawiał wrażenie, jakby to on robił przysługę Jerome'owi. Wzruszył ramionami. Nie ma sprawy. I tak nie miałem planów na dziś. To o co chodzi? Mamy w mieście nieśmiertelnego gościa wyjaśnił Jerome. Jeśli postawa Romana go denerwowała, to nie dawał tego po sobie poznać. Sukuba. Nagle przestałam tylko obserwować ojca i syna. Co?! wykrzyknęłam i wyprostowałam się tak szybko, że prawie rozlałam kawę. Myślałam, że wystarczy nam Tawny. Przez lata pracowałam tutaj solo, ale kilka miesięcy temu Jerome zdobył drugiego sukuba. Nazywała się Tawny i mimo że była dość denerwująca i raczej mało zaradna jako sukub, miała też w sobie coś ujmującego. Na szczęście Jerome wysłał ją do Bellingham, na bezpieczną odległość półtoragodzinnej podróży samochodem. Nie, żeby to była twoja sprawa, Georgie, ale ten tutaj nie przybył, żeby pracować. Jest tu... gościem. Na wakacjach. Jerome skrzywił się w ponurym uśmiechu. Wymieniliśmy z Romanem spojrzenia. Nieśmiertelni mogą oczywiście brać urlopy, ale na pewno chodziło tu o coś więcej.
I? zapytał Roman. Przyjechała tu, bo...? Bo jestem przekonany, że moi zwierzchnicy chcą mnie sprawdzić po ostatnich... wydarzeniach. Określił to bardzo oględnie, ale w jego słowach była delikatna groźba, aby nie rozwodzić się nad rzeczonymi wydarze niami. Miał na myśli to, co mu się przytrafiło został przywołany i uwięziony w ramach walki o władzę między demonami. Dać się przywołać to dla demona raczej żenująca sprawa, która może podać w wątpliwość jego zdolności do sprawowania władzy na danym terenie. To, że piekło przysłało kogoś, by sprawdził, jak się sprawy mają, nie było aż tak zaskakujące. Myślisz, że cię szpieguje, żeby ocenić, czy nadal dajesz radę się wszystkim zajmować? zapytał Roman. Jestem przekonany. Chcę, żebyś ją śledził i ustalił, komu składa raporty. Sam bym to zrobił, ale nie chcę, żeby wyglą dało, że jestem podejrzliwy. Więc muszę pozostać na widoku. Cudownie. Głos Romana był równie szorstki jak głos jego ojca. Nie ma to jak śledzić sukuba. Z tego, co wiem, całkiem nieźle ci to wychodzi wtrąciłam. To prawda. Roman już wielokrotnie mnie śledził, niewidzialny. Niżsi nieśmiertelni nie mogli ukryć podpisu, który każdy z nas posiadał, ale Roman odziedziczył tę umiejętność po Jeromie, a to czyniło go szpiegiem idealnym. Roman spojrzał na mnie ponuro, po czym zapytał ojca: To kiedy zaczynam? Natychmiast. Nazywa się Simone i zatrzymała się w Four Seasons, w centrum. Idź tam i sprawdź, co robi. Mei będzie cię zmieniać. Mei była zastępcą Jerome'a. Ten hotel Four Seasons? zapytałam. I piekło za to płaci? To znaczy, wydawało mi się, że mamy recesję. W piekle nie ma czegoś takiego jak recesja. I wydawało mi się, że cierpkie uwagi zaczynasz rzucać dopiero po wypi ciu kawy. Pokazałam mu filiżankę. Była pusta. Jerome westchnął i zniknął bez ostrzeżenia. Najwyraźniej nie miał wątpliwości, że syn spełni jego rozkazy.
Staliśmy z Romanem, milczeliśmy. Do kuchni przyszły oba koty, a Aubrey zaczęła się ocierać o nagą nogę Romana. Schylił się i ją podrapał. Chyba powinienem wziąć prysznic i się ubrać odezwał się w końcu. Po co? I tak będziesz niewidzialny? Odwrócił się ode mnie i ruszył do łazienki. Pomyślałem, że mógłbym złożyć kilka podań o pracę, jak Mei mnie zluzuje. Kłamca stwierdziłam, ale chyba nie usłyszał. Dopiero słysząc lejącą się wodę, uświadomiłam sobie, że należało spytać Jerome'a o to dziwne uczucie w nocy. Było takie dziwaczne, że nie wiedziałam nawet, jak je opisać. A im dłużej się nad tym zastanawiałam, dochodziłam do wniosku, że to pewnie efekt alkoholu. Roman twierdził co prawda, że coś wyczuł, ale wypił co najmniej tyle co ja. A jeśli chodzi o pracę... zegar kuchenny sugerował, że najwyższa pora wybrać się do mojej. Wadą tego mieszkania było to, że za piękne widoki musiałam zapłacić dojazdami do pracy. Wcześniej mieszkałam w Queen Anne, blisko księgarni i kawiarni Emerald City Books. Wtedy mogłam chodzić do pracy piechotą, ale z zachodniego Seattle to było niemożliwe, więc musiałam wziąć pod uwagę czas dojazdu. W odróżnieniu od Romana nie musiałam brać prysznica i się przebierać, nie żebym tego nie lubiła. Ludzkie zwyczaje poprawiały mi samopoczucie. Użyłam sukubich mocy i byłam czysta, ubrana w odpowiednią do pracy brzoskwiniową su kienkę na ramiączkach, włosy miałam uczesane w kok. Roman nie pojawił się do momentu, kiedy miałam wychodzić, więc złapałam kolejną filiżankę kawy i zostawiłam mu kartkę z pytaniem, czy wyrzucenie śmieci, zanim zacznie bawić się w Bonda, go zabije. Nim weszłam do księgarni, po bólu głowy nie było ani śladu. W środku kręciło się wielu klientów, takich co to za lalwiają sprawunki w sobotę, i turystów, którzy dotarli tu /. położonych nieopodal Kosmicznej Iglicy i Seattle Center. Zostawiłam torebkę w swoim biurze i obeszłam kontrolnie sklep, zadowolona, że wszystko jest jak trzeba, dopóki nie za
uważyłam, że w kolejce do kasy stoi osiem osób, a jest czynna tylko jedna. Co się stało z resztą załogi? zapytałam Beth. Była doświadczonym i dobrym pracownikiem. Odpowiedziała na moje pytanie, nawet nie podnosząc wzroku znad kasy. Gabrielle ma przerwę, a Doug... nie czuje się najlepiej. Przypomniałam sobie o naszych zawodach w piciu wódki. Skrzywiłam się, bo czułam się winna, ale też bardzo zadowolona z siebie. I gdzie jest teraz? W erotyce. Uniosłam brwi, ale nie skomentowałam, tylko pomaszerowałam w tamtą stronę. Nasz niewielki dział erotyki został dziwnie wciśnięty pomiędzy motoryzację i faunę (a dokładniej płazy). Między półkami siedział na podłodze Doug z głową między kolanami. Uklękłam przy nim. Czas na klina? zapytałam. Uniósł głowę i odgarnął z twarzy czarne włosy. Wyglądał nieszczęśliwie. Oszukiwałaś. Jesteś o połowę ode mnie mniejsza. Jakim cudem nie umierasz teraz w domu? Jestem starsza i mądrzejsza stwierdziłam. Gdyby tylko wiedział, o ile starsza. Złapałam go za ramię i pociągnęłam. Chodź. Idziemy do kafejki po wodę. Przez moment zdawało się, że nie da rady, ale w końcu z trudem wstał. Nawet nie chwiał się za bardzo, kiedy prowa dziłam go na drugie piętro, którego połowę zajmowały książki, a drugą kafejka. Złapałam butelkę wody, powiedziałam barmance, że zapłacę później, po czym pociągnęłam Douga w stronę krzesła. Obrzuciwszy wzrokiem pomieszczenie, sta nęłam jak wmurowana, biedny Doug się potknął. Przy jednym ze stolików siedział Seth. Miał przed sobą otwarty laptop. To było jego ulubione miejsce pracy, co całkiem mi odpowiadało, kiedy się spotykaliśmy, ale teraz było... dziwne. Obok niego w płaszczu i z torebką w ręku siedziała Maddie. Przypomniałam sobie, że tego dnia zaczynałyśmy pracę o tej samej porze. Najwyraźniej właśnie przyszła. Machnęli, abyśmy do nich podeszli. Maddie zmierzyła brata wzrokiem. I dobrze ci tak. Doug wziął haust wody.
A co z siostrzaną miłością? Nadal ci nie wybaczyłam, że ogoliłeś mojego jamnika. Ale to było ze dwadzieścia lat temu, a mały drań sam się o to prosił. Uśmiechnęłam się z przyzwyczajenia. Kłótnie Douga i Maddie zwykle stanowiły serial, którego nie mogłam przegapić. Ale dziś to Seth przyciągał moją uwagę. Poprzedniej nocy, zamroczona alkoholem, nie myślałam o nim, udawałam, że nie przeszkadza mi to, że spotyka się teraz z Maddie. Ale teraz, na trzeźwo, znów poczułam znajomy ból. Naprawdę czułam zapach jego skóry, potu zmieszanego z mydłem o zapachu leśno jabłkowym, którego używał. Słońce wpadające przez duże okna kafejki podkreślało miedziane kosmyki w zwichrzonej brązowej czuprynie i doskonale pamiętałam, jakie to uczucie głaskać go po twarzy, gładkiej skórze policzka i nieogolonym podbródku. Spojrzałam mu w oczy i zdziwiłam się, że wpatrywał się we mnie. Poprzedniej nocy prawie udało mi się przekonać samą siebie, że Seth myśli o mnie wyłącznie jako o przyjaciółce, ale teraz... nie byłam już taka pewna. W jego spojrzeniu było coś ciepłego, pełnego namysłu. Nagle zaczęłam podejrzewać, że pamięta, jak się kochaliśmy. Też o tym myślałam. Kiedy Jerome zniknął, razem z nim zniknęły moje moce i mogliśmy uprawiać „bezpieczny" seks, czyli bez efektów ubocznych spania z sukubem. Poza jednym. W owym czasie dalej spotykał się z Maddie i zdradzanie jej odcisnęło na nim piętno grzechu. To było gorsze, niż gdybym ukradła mu energię. Teraz Seth był duszą potępioną. Nie wiedział o tym, a wyrzuty sumienia z powodu zdrady doprowadziły do zbyt szyb kich oświadczyn. Uważał, że jest jej to winny. Poczucie winy zmusiło mnie do odwrócenia wzroku i zauważyłam, że Mad die i Doug przestali się kłócić. Maddie patrzyła w stronę baru, ale Doug wpatrywał się we mnie. Miał przekrwione, otoczone ciemną obwódką, zmęczone oczy. Ale gdzieś w tym żałosnym, skacowanym spojrzeniu... był błysk zaskoczenia i zdziwienia. Czas na pracę rzuciła wesoło Maddie, wstając od stolika. Puknęła brata w ramię, odwracając tym samym jego uwagę ode mnie, na szczęście. Skrzywił się. Przetrwasz ostatnie godziny?
Tia... wymamrotał i wypił jeszcze trochę wody. Popracuj w magazynie poradziłam, wstając. Nie chcę, aby klienci uznali, że nasi pracownicy mają problem z alkoholem. Przenieśliby się do innej księgarni tak szybko, że nawet nie byłoby to zabawne. Maddie uśmiechnęła się, patrząc, jak Doug wstaje z trudem. Georgino, nie miałabyś nic przeciwko temu, żebyśmy z Dougiem zamienili się zmianami we wtorek? Muszę w go dzinach pracy załatwić kilka spraw związanych ze ślubem. Doug rzucił jej ponure spojrzenie. A kiedy zamierzałaś spytać, czy nie mam nic w planach? Pewnie. Starałam się nie skrzywić na hasło „ślub". Możesz pracować ze mną na wieczornej zmianie. Pójdziesz ze mną? zapytała. Obiecałaś. Naprawdę? Wczoraj wieczorem. Zmarszczyłam brwi. Bóg jeden wie, ile obietnic złożyłam, a potem o nich zapomniałam przez wódkę i dziwne magiczne moce. Pamiętałam mgliście, że pokazywała mi zdjęcia sukien ślubnych. Wydaje mi się, że mam jakieś sprawy do załatwienia. Jeden sklep jest rzut kamieniem od twojego mieszkania nalegała. Maddie odezwał się pośpiesznie Seth, któremu najwyraźniej też nie odpowiadała zmiana tematu. Jeśli jest zajęta... Nie możesz być zajęta przez cały dzień błagała Maddie. Proszę? Wiedziałam, że to będzie porażka, że proszę się o kłopoty i ból. Ale Maddie była moją przyjaciółką, a prośba w jej oczach sprawiała, że miękłam. Uświadomiłam sobie, że to poczucie winy. Poczucie winy za zdradę, jakiej się dopuściliśmy z Sethem. Jej twarz wyrażała taką wiarę we mnie, mnie, jej najlepszą przyjaciółkę w Seattle i jedyną, która według niej mogła jej pomóc przy ślubie. I dlatego właśnie się zgodziłam, tak samo jak poprzedniej nocy. Tylko że teraz nie mogłam zwalić tego na alkohol. Dobrze. Poczucie winy to chyba główny powód głupich zachowań.
Rozdział 3 Tego wieczoru pracowałam aż do zamknięcia i wróciłam do domu dopiero koło dziesiątej. Ku mojemu zaskoczeniu na kanapie zastałam jedzącego płatki Romana i koty, które walczyły o najlepsze miejsce na jego kolanach. Ostatnio zdawały się kochać jego bardziej niż mnie! To była zdrada na niespotykaną skalę. Co ty tu robisz? zapytałam, siadając w fotelu naprzeciwko niego. Zauważyłam, że przynajmniej posprzątał po przyjęciu. Podejrzewałam, że gdybym zwróciła na to uwagę, już nigdy więcej by tego nie zrobił. Myślałam, że będziesz ścigał sukuba Jerome'a. Roman pohamował ziewnięcie i odstawił pustą miskę na stolik. Oba koty natychmiast zeskoczyły mu z kolan, by wypić resztę mleka. Mam przerwę. Ale łaziłem za nią cały dzień. I? Pomijając już wrodzoną ciekawość, nie podobało mi się, że ktoś podaje w wątpliwość autorytet Jerome'a. Arcy demon działał mi czasem na nerwy, ale nie miałam najmniejszej ochoty na zmianę szefa. Byliśmy niepokojąco blisko tej sytuacji, gdy Jerome został wezwany i żaden z kandydatów nie zrobił na mnie dobrego wrażenia. To było potwornie nudne zajęcie. Śledzenie ciebie jest o niebo ciekawsze. Ona większość dnia spędziła na zakupach. Nie wiedziałem, że w sklepach można brać tyle łachów do przymierzami. I poderwała faceta w barze, no i... reszty się domyśl. Myśl o cierpieniach Romana, gdy Simone uprawiała seks, całkiem mi się podobała. Wiedziałam, że nie pogardzisz dobrą pornografią. Skrzywił się. To nie była dobra pornografia. To była brzydka, perwersyjna pornografia, którą sprzedają z tyłu sklepu. Taka, która pociąga tylko naprawdę pokręconych ludzi. Czyli żadnych potajemnych spotkań do zraportowania Jerome'owi? Nie. Pewnie nie ma się co dziwić. Wyciągnęłam się i położyłam stopy na
stole. W związku z niedyspozycją Douga spędziłam dziś wyjątkowo dzień przy kasie, stojąc dłużej, niż byłam do tego przyzwyczajona. O ile się nie myliłam, Roman zagapił się na moje nogi i dopiero potem spojrzał mi w oczy. Jeśli nie widziała dziś żadnej działalności nieśmiertelnych, to nie bardzo miała co zgłosić. Przynajmniej do wieczora nic się nie działo. Wieczora? . Jesteś aż tak nieprzytomna? Peter i Cody urządzają dziś imprezę. O cholera, zapomniałam. Peter uwielbiał wydawać obiady i organizować przyjęcia i zupełnie mu nie przeszkadzało, że dopiero co ja robiłam parapetówkę. A jako że był istotą nocy, jego imprezy zawsze zaczynały się późną nocą. Simone tam będzie? Tak. Teraz Mei ma na nią oko, ale zastąpię ją u Petera. Czyli będziesz tam przynajmniej duchem, jeśli nie ciałem? Mniej więcej. Uśmiechnął się na mój dowcip i po raz pierwszy, od kiedy wrócił do miasta, w jego ciemnych oczach zobaczyłam rozbawienie. Przypomniało mi to tego zabawnego, eleganckiego faceta, z którym się kiedyś umawiałam. Uświadomiłam też sobie, że jest to jedna z nielicznych rozmów nieociekających jadem. Było prawie... normalnie. Źle 16 interpretując moje milczenie, spojrzał na mnie nieufnie. Chyba nie zamierzasz się wykręcić, co? To nie mógł być aż tak męczący dzień. Prawdę mówiąc, rozważałam wykręcenie się. Po wczorajszych wydarzeniach i żalu, że zgodziłam się pomóc Maddie, jakoś nie byłam pewna, czy wytrzymam wygłupy moich nieśmiertelnych przyjaciół. Chodź odezwał się Roman. Simone jest taka nudna. I nawet nie chodzi mi o to, co robi. Jest po prostu bezbarwna. Jeśli cię tam nie będzie, to nie wiem, co zrobię. Mówisz, że reszta, moi przyjaciele nie są zabawni? Nieporównywalnie mniej niż ty. W końcu zgodziłam się iść. Aczkolwiek nie zdziwiłabym się, gdyby
Roman namówił mnie na tę imprezę tylko po to, żebym go podwiozła. W każdym razie jadąc na Capitol Hill, byłam w niezłym nastroju. Trochę dziwnie się czułam, będąc, a zarazem nie będąc z Romanem. Aby śledzić sukuba, znów zrobił się niewidzialny i ukrył swój podpis. Zupełnie, jakbym miała w samochodzie ducha. Jak zwykle przyszłam jako jedna z ostatnich. Trzej muszkieterowie: Peter, Cody i Hugh, byli obecni, tym razem już w zwykłych strojach, a nie historycznych. W przypadku Petera oznaczało to spodnie i idealnie dobraną do nich wełnianą kamizelkę, Cody był w dżinsach i podkoszulku, a Hugh w garniturze. Przytrzymałam otwarte drzwi trochę dłużej, żeby Roman mógł się wsunąć za mną. Dalej musiał sobie radzić sam. Peter, gdy tylko wpuścił nas do domu, pognał do kuchni. Była też Simone. Siedziała na niewielkiej kanapie, z eleHaucko skrzyżowanymi długimi nogami i dłońmi na kolanach. Hyla szczupła, biust miała rozsądnej wielkości, włożyła czarną spódnicę i srebrzystą jedwabną bluzkę. Włosy, co mnie nie zaskoczyło, były długie i blond. Większość sukubów uważała, że bycie blondynką było najlepszą metodą na zaciągnięcie faceta do łóżka. Jak dla mnie oznaczało to brak doświadczenia. Byłam brunetką, co prawda ze złotymi pasemkami, już tadny kawałek czasu i jakoś nigdy nie narzekałam na brak powodzenia. Obok niej siedział Hugh z miną flirciarza, którą przybierał za każdym razem, gdy próbował poderwać dziewczynę. Simone patrzyła na niego z grzecznym uśmiechem, a gdy weszłam, uśmiechnęła się do mnie. Jej nieśmiertelny podpis pachniał fiołkami i nasuwał mi na myśl blask księżyca i dźwięk wiolonczeli. Na pewno jesteś Georgina odezwała się. Miło mi cię poznać. Wciąż miała uprzejmy wyraz twarzy i byłam pewna, że nie udawała. Nie była złośliwa czy nazbyt ujmująca ani też nie okazywała wrogości, jaka zwykle łączyła się ze spotkaniem dwóch sukubów, lub też ukrytej pod uśmiechami agresji. Była po prostu w miarę miła. Była nudna. Wzajemnie odpowiedziałam. Odwróciłam się do Cody'ego, próbując ustalić, co to za zapach dobiega z kuchni. Co
na obiad? Zapiekanka po pastersku. Czekałam, aż do mnie mrugnie, mówiąc, że żartuje, ale nie. To nie w stylu Petera. Był doskonałym kucharzem, zwykle wybierał raczej steki z polędwicy wołowej czy małże po prowansalsku. Cody skinął głową. Oglądał dziś film dokumentalny o Wielkiej Brytanii i to go zainspirowało. No, ja nie mam nic przeciwko. Usiadłam na podłokietniku kanapy. Powinniśmy się cieszyć, że nie postanowił zaserwować kaszanki na krwisto. W Australii też mają coś w rodzaju zapiekanki po pastersku, ale na wierzch i na dno kładą ziemniaki odezwała się nieoczekiwanie Simone. Nazywają to zapiekanką ziemniaczaną. Zapadła cisza. Nie, żeby jej wypowiedź była całkiem bez związku z tematem, ale była po prostu dziwna, zwłaszcza że Simone nie mówiła tonem przekonanego o swojej wiedzy kujona, typowym dla ludzi, którzy zawsze wygrywali w kwizach. Po prostu przedstawiła fakt. I to do tego niezbyt ciekawy. Ach powiedziałam śmiertelnie poważnym tonem. Dobrze wiedzieć, że nazwa pasuje do dania. Zaoszczędzimy sobie kłopotliwych błędów przy obiedzie. Bóg jeden wie, ilu ludzi się nacięło, zamawiając kurki. Cody zakrztusił się piwem, natomiast Hugh uśmiechnął się promiennie do Simone. To fascynujące. Jesteś kucharką? Nie odparła i zamilkła. W tym momencie pojawił się Peter z moim drinkiem. Po wczorajszym zakładzie z Dougiem postanowiłam trochę przystopować powiedzmy przez kilka dni. Ale nagle stwierdziłam, że chyba jednak muszę się napić. Peter rozejrzał się i zmarszczył brwi. A to co? Miałem nadzieję, że Jerome przyjdzie. Nasz szef często spędzał z nami czas, ale od kiedy go przywołano, jakoś unikał spotkań towarzyskich. Wydaje mi się, że ma coś do załatwienia wyjaśniłam. Prawdę