tulipan1962

  • Dokumenty3 698
  • Odsłony239 324
  • Obserwuję173
  • Rozmiar dokumentów2.9 GB
  • Ilość pobrań209 267

Kamsza Wiera - Odblaski Eterny 04 - Zimowy Przełom 02 - Jad przeszłości tom 2

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.2 MB
Rozszerzenie:pdf

Moje dokumenty

tulipan1962
Dokumenty
fantastyka

Kamsza Wiera - Odblaski Eterny 04 - Zimowy Przełom 02 - Jad przeszłości tom 2.pdf

tulipan1962 Dokumenty fantastyka rosyjska s-f
Użytkownik tulipan1962 wgrał ten materiał 7 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 43 osób, 30 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 225 stron)

WIERA KAMSZA ZIMOWY PRZEŁOM TOM DRUGI: JAD PRZESZŁOŚCI CZĘŚĆ DRUGA Propozycja przekładu: Alicja Krygier Wydawnictwo Eksmo, Moskwa 2007

CZĘŚĆ IV „KOŁO FORTUNY”1 ROZDZIAŁ 1 NADOR 400 rok K.S. Wieczór 18 dnia Zimowych Skał 1 – Pani Aramona – widząca się już w stołecznej willi Joan wykonała całkiem znośne dygnięcie – tenent Levforge do pani. – Niech wejdzie – Luiza poprawiła szal i sięgnęła po koszyk z robótką – Drzwi możesz nie zamykać. – Tak, pani Aramona – Spryciara wolałaby drzwi zamknąć, a szczelinkę zostawić. Obejdzie się, a przy okazji dowie się, że duenia młodej księżnej i kawaler Seliny nie mają nic do ukrycia. Bo rzeczywiście tak jest. Na razie. Zajęta szeptaniem z Iris córeczka na przystojnego oficera nie spoglądała, Raul zadumał się i zaczął obłaskawiać mamusię piękności, i że też się nie boi! No, przypuśćmy, że Selina i za dwadzieścia lat nie stanie się potworem, ale wnukowie często idą w babcie. – Pani – Raul zamiótł wyszczerbioną podłogę stołecznym kapeluszem – proszę o wybaczenie, ale jest mi pani bardzo potrzebna. Luiza odłożyła robótkę i uśmiechnęła się: – Na pewno ja? A mnie się wydawało, że ktoś inny. – Pani – prosto powiedział Levforge. I Luiza uwierzyła, południowiec nie umiał kłamać – Pani Selina powiedziała, że nie uważa pani, aby to księżna Mirabella otruła konia pani Iris. – Niezbyt dobrze znam się na koniach – A pani Selina musi nauczyć się trzymać język za zębami – ale księżna Ockdell nie wygląda na trucicielkę. Inna sprawa, że nikomu więcej linarczyk nie przeszkadzał. Proszę usiąść. Raul. – Dziękuję – tenent opadł na niewdzięcznie skrzypiące krzesło – Pani, wydaje mi się, że ma pani rację. – To znaczy? – nastawiła uszu Luiza, która po wyznaniach Ivona czuła wobec księżnej coś w rodzaju współczucia – Służący się postarali? – Proszę zrozumieć, nie mogę powiedzieć na pewno. Nikt nie może. – Niech pan mówi, jak jest – Mirabella to, oczywiście, żmija, ale żmija nieszczęśliwa. Jeśli Iri to zrozumie, pożar może zgasnąć. Duszę wielka spiskowczyni ma dobrą. – Konie to zagadkowe stworzenia – twarz Levforge'a przybrała marzący wyraz, gdyby Luiza nie wiedziała, o czym mowa, uznałaby, że tenent myśli o Selinie – Nie na próżno mówi się, że jak przyprowadzisz do konia dwóch konowałów, to usłyszysz o ośmiu bolączkach. – No ale pan jest jeden – uśmiechnęła się kapitanowa – i nie konował, a oficer. – Pani... – Raul zamyślił się, dobierając słowa. Przystojny chłopiec, mimo że rudy – Koń mógł otruć się przypadkiem. Jeśli koszą nie patrząc, do siana może dostać się boligłów, digitta albo psia trawa. Boligłowu co prawda trzeba wiele, i raczej nie obeszłoby się tylko jednym koniem, a digitta działa inaczej. Z tych ziół, które znam, Bianco mógł zabić ogniopląs, ale tutaj on nie rośnie. 1 Wielki arkan Tarota „Koło Fortuny” (Le Chariot). Karta symbolizuje poszukiwanie i znajdowanie swojego miejsca w życiu, ruch, postęp, zwycięstwo. To samopoznanie, siła woli, odpowiedzialność. Może zwiastować podróż lub bogobojne życie. Może oznaczać pokonanie przeszkód, usunięcie (tymczasowe) sprzeczności, opanowanie zmagających się ze sobą sił, pomoc, która przyszła na czas. Czasem karta przypomina o tym, że aby pozostać zwycięzcą, konieczna jest staranna równowaga, umiejętność godzenia ze sobą sprzeczności i znajdowania kompromisowych rozwiązań. Może oznaczać zbytnią dynamikę, przechodzącą w krzątaninę. Karta odwrócona – dążenie do nieudanego celu, zniszczenie planów z powodu źle zrozumianej sytuacji. Wskazuje na zły wpływ otoczenia, niepewność, wahanie, pozostawanie w miejscu. Może wskazywać na przecenienie własnych sił.

– Za to rosną tu anemony – nie wytrzymała Luiza – w ogromnej obfitości. Oraz niezapominajki i rumianek. – Rumianek nie jest trujący – Naturalnie Levforge nie zrozumiał ni kota – Pani, skłaniam się ku myśli, że śmierć Bianco była nieszczęśliwym przypadkiem. Wypytałem koniuchów, oni nie grzeszą rozumem, ale ręki na konia nie podniosą, a pani Mirabella... Ona prędzej odrąbałaby Bianco łeb na placu i zatknęła na lancy. – Należącej do świętego Alana – uzupełniła Luiza i to był koniec. Kawaler Seliny i jego potencjalna teściowa nie śmiali się – oni wyli na cały głos, wycierając łzy i niemal tarzając się po popękanej podłodze. Luiza opamiętała się pierwsza: – Przepraszam – dobrze, że nie umalowała rzęs, popłynęłoby – No więc dlaczego, pańskim zdaniem, zdechł Bianco? – Kolka – oświadczył Raul – rzecz wyjątkowo zdradziecka i nieprzewidywalna, a wygląda jak otrucie, nie da się odróżnić. – A z jakiego powodu on mógł zachorować? – Luiza już odzyskała oddech i spojrzała na otwarte drzwi: pusto, i chwała Stwórcy – Nie, Raulu, ja panu wierzę, ale jeszcze muszę przekonać Iris. – Rozumiem – Oficer był poważny – Kiedy matka i córka w niczym się nie zgadzają – to potworne. Gdybyż się tylko nie zgadzały! Nadorskie księżne gotowe są poprzegryzać sobie nawzajem gardła. Kapitanowa puściła oko do Levforge'a: – Naszym obowiązkiem jest zakończyć wojnę. – Jestem do pani usług – zapewnił Levforge. – Pani Iris czuje konie, ale zaznajomiona była tylko z miejscową... nie nazwałbym tego rasą... – Niech pan je nazwie cugami2 – podpowiedziała Luiza i Raul znów parsknął. – Są koszmarne, ale niewymagające, a Bianco do takich, przepraszam – południowiec zastanowił się, szukając słów – do takich mogił nie przywykł, a i karma się zmieniła. Drogie linarczyki chowa się na wszystkim co najlepsze, a tutaj nawet koza się nie pożywi. Koniuchowie mówią, że pani Iris pędziła Bianco po zimnie, koń pił zimną wodę, no i nie wytrzymał. – Za szybko to się stało – podniosła głowę pałacowa podejrzliwość – u mojego, wybacz Stwórco, małżonka zdarzały się kolki, ale od nich nie zd... nie umarł. – Tutaj nałożyło się jedno na drugie – zmarszczył czoło Levforge – Zaczęły się kolki, koń, żeby pozbyć się bólu, zaczął tarzać się po podłodze... Wicehrabia Lar to zobaczył i pobiegł po panią Iris i księcia Ockdella. Dopóki ich szukał, Bianco było coraz gorzej, koniuchowie próbowali pomóc, ale przedobrzyli. Lars, starszy koniuch, nie chciał mówić, ale go... przekonałem. Bałwan przyznał się, że napoił biedaka miejscową tintą, myślał, że ulży. Innemu może by i pomogło, a Bianco zaczął się dusić. Wygląda to na opuchnięcie krtani... Z końmi to się zdarza: sto wypije i podziękuje, a sto pierwszemu – koniec. – Z ludźmi też się zdarza – ten argument Iris zrozumie. Sama wszak mówiła, że dusi się od wiatroplaski, a na Richarda i Deirdre to nie działa – Raul, nie wydaje się panu, że wicehrabia Reginald spóźnia się? Kuzynka nie może się go doczekać. – Tak – tenent uśmiechnął się marząco i raczej nie na myśl o zagubionym grubasie – Pani Iris każdego dnia jeździ mu na spotkanie. Te spacery wzmacniają jej zdrowie. A tobie pozwalają prowadzić na postronku kobyłkę Seliny, no i prowadzaj na zdrowie. Dobry z ciebie chłopak, a jak tatuś umrze, zostaniesz baronem. Trzeba wciągnąć cię w spisek, spiski zbliżają, a pierwsza miłość wcześniej czy później składa skrzydła. Musi złożyć... Pani Aramona schowała robótkę: – Natychmiast porozmawiam z Iris, a panu pora siodłać konia. Chyba że woli pan zostać na noc? – O nie – Levforge jeszcze raz zamiótł podłogę szkarłatnymi piórami – Moje miejsce jest 2 Konie zaprzęgowe, ale też: konie żałobne, ciągnące mary z ciałem zmarłego (przyp. tłum.).

z moimi ludźmi. Nie chcę pani straszyć, ale na trakcie jest niespokojnie. Bądźmy szczerzy, prowincja nie należy do Ockdellów. Monsignore powinien pospieszyć się z przyjazdem i jeszcze bardziej z odjazdem. 2 Iris siedziała na skrzyni i tarmosiła rękawiczki, ona wiecznie coś tarmosiła. Od kominka niosło zmierzchowym żarem, a mętne okna zarosły lodowatymi paprociami, dzikość... Luiza przestawiła świeczniki i przykazała siedzącej w kąciku Selinie wyjść. Córka złapała niedokończone korale i wyśliznęła się za drzwi, Iris zadarła podbródek: – Nie mam tajemnic przed Sel. – A ja mam – Luiza usiadła na jeszcze ciepłe krzesło i zrozumiała, że zapomniała haftu, no i koty z nim – Swoje kamienie trzeba nosić samej, a nie wieszać je na cudzych szyjach. – Nie będę prosić o przebaczenie – panna Ockdell wolała wziąć byka za rogi – i modlić się też nie pójdę. Prosić Stwórcę to jeszcze gorzej, niż prosić Manrików. – A próbowałaś? – Luiza wygładziła szal: jedwabne chwosty przypomniały o Conchicie. – Nie – odpaliła młoda księżna – Manrikowie to świnie, a świń się nie prosi. Rudzi nic dobrego nikomu nie zrobili, im się podobało, że mogą wszystko. – To się wielu podoba – wzruszyła ramionami kapitanowa – i zawsze się podobało, ale zrównywać tessoriusza ze Stwórcą to już za wiele. – Stwórca jest gorszy – rękawiczki przeleciały przez pokój, jedna upadła na stół, druga na dywan – On stworzył Manrików, i Rakana, i całą resztę... Jemu się podoba, że wszystko jest źle, ale dziękować za to nie będę. – Twoja sprawa – przerwała bluźnierczą tyradę Luiza – ale twoja matka stworzyła nie Manrików, a ciebie. – Mateczka nienawidzi monsignore'a – posłużyła się nieśmiertelnym argumentem córka wielkiego Egmonta – i ona zabiła Bianco. Cóż, a oto i powód do wyznań! – Bianco nikt nie truł – wypaliła duenia, upodabniając się do swojej podopiecznej – On sam zdechł, bo i kto by na jego miejscu nie zdechł? To ludzie mogą tu żyć, a linarczyk – istota delikatna. – To ONA tak mówi – burknęła Iris, z braku rękawiczek zaczynając tarmosić spódnicę. Pani Aramona z upragnieniem spojrzała na oparty o kominek pogrzebacz. – To mówi Levforge – Ależ pamiętliwa oślica – ja mu wierzę i tobie też radzę. Chłopak jest wierny Epineixowi i doskonale zna się na koniach. – Wszystko jedno – czego dziewczynka nigdy nie robi, to nie spuszcza oczu – to znaczy, że ona pomyślała, że to służący. Ona zawsze chciała, żeby inni zabijali na jej rozkaz. Pani nie widziała, jak ona się cieszyła, kiedy Bianco... To tak samo, jak zabić własną ręką! Luiza westchnęła. – Księżna Mirabella to niemłoda, nieładna, niedobra i nieszczęśliwa kobieta. Rozumiem, dlaczego od niej uciekłaś, ale teraz ty jesteś silniejsza. Nie jesteś pod jej władzą, ale w twojej władzy jest się nad nią litować, więc się zlituj. – A pani? – nie opuściła flagi niepokorna córka – Pani się nad nią lituje? – Ja? – Luiza uśmiechnęła się – Ja też jestem nieładna, niedobra i niemłoda. Nie powiem, że się lituję, ale rozumiem. – Pani jest dobra! – oburzyła się Iris – Selina mówiła... I ja sama widzę, że pani jest ładna! Ivon się w pani zakochał i dobrze zrobił, tylko on jest zupełnie stary! Ona też nie jest młodziutka, ale usłyszeć, że jesteś matką, a nie marmaluką – to też jest miłe. Nie mniej, niż dowiedzieć się, że w swoje czterdzieści lat jesteś za młoda dla hrabiego. No a słów o Ivonie nie zauważymy, teraz nie o tym mowa. – Posłuchaj, co ci powiem – może zrozumie, nie teraz, to później, kiedy się sparzy – Twoja mateczka od dzieciństwa była zaręczona z jednym człowiekiem. Nie wiem, czy go kochała, czy nie, ale uważała go za swojego narzeczonego. A potem powiedziano jej, że on spotyka się w stolicy z...

z nie bardzo dobrą kobietą. – On ją kochał? – rzeczowo uściśliła narzeczona księcia Epineixa – Tę, z którą się spotykał? – Raczej nie – Luiza postanowiła być szczera – on po prostu... spędzał z nią czas. – No i co? – zatrzepotała rzęsami Iris – Monsignore też się spotykał. U niego nawet bękarty są, przecież to mężczyzna... – Kto ci powiedział? – No i bierz na siebie troskę o rozkwitający kwiatek, a to nie kwiatek, a dojrzałe jabłuszko. Ładne takie, soczyste, z robaczkami. – Jeśli mężczyzna śpi z kobietą – wyjaśniła panna Ockdell – to bywają u nich bękarty i nie ma w tym nic strasznego. To znaczy dla mężczyzny nie ma. Dobrze, że nowym królem będzie syn monsignore'a. Ferdynanda nikt nie słuchał. Szkoda mi go, nie chcę, żeby go zabito. Ferdynanda Ollara szkoda, własnej matki – nie, no i decyduj, kto tu jest marmaluką. – Ja też nie chcę – nie skłamała pani Aramona. Nieszczęsny Ollar zasługiwał na awanturę, ale nie na śmierć. Iris uśmiechnęła się radośnie: – Sel mówi, że pani nie wierzyła, że zdradziłam monsignore'a. – Nie wierzyłam – potwierdziła Luiza – i teraz nie wierzę. – No i sama pani widzi – ucieszyła się nie wiadomo z czego spiskowczyni – a wszyscy inni uwierzyli. Nawet Sel. – Selina nie umie kłamać – powiedziała półprawdę Luiza – i nie rozumie, kiedy kłamią inni. A poza tym córeczka kocha tego samego niebieskookiego pięknisia, co i ty, tylko bez nadziei. Iri oparła podbródek o rękę. – Chce pani, opowiem, jak spotkałam się z monsignore'em? – Książę Alva powiedział, że przyjechałaś do brata. Kiedy prosił mnie, żebym przyjechała do jego domu. – On od razu się we mnie zakochał – miauknęła Iris – tylko nie rozumiem, dlaczego... Myślałam, że mnie wygoni, z nim był jakiś kawaler, z lokami, w kokardach. Jemu to już na pewno się nie spodobałam, a monsignore... Chcę, żeby moje dzieci miały niebieskie oczy. – Szare też są ładne. Iris, kiedy stąd wyjedziemy, będziesz malować rzęsy i brwi. – Dobrze – Iris było nie do farbek – Rozumie pani, on najpierw po prostu chciał się ożenić. Żeby mieć następcę i w ogóle. Dickon powiedział mu o mnie, a Ockdell to jednak lepiej niż Manrik albo Pridd... Rycerze często żenili się z siostrami giermków. Monsignore kupił Bianco i przysłał do Nadoru Dickona, a ta gadzina... – Jeszcze się pogodzicie. – Nigdy – wstrząsnęła głową siostrzyczka – i monsignore'owi nie pozwolę! Dickon zdradził wszystko, rozumie pani, wszystko! Rozsiadł się w domu monsignore'a jak... jak ścierwnik i podsuwał mi narzeczonych i posag... Aksamity i rubiny... Psi kleszcz! Kiedy do domu przyjechał, na nim ani jednej nadorskiej nitki nie było. Psotnika odesłał, bo u niego teraz moriska – monsignore podarował. Monsignore darował, a on przełykał, podrzutek jeden, a potem... O wszystkim zapomniał, wczepił się w swojego Tarakana! Władca Skał! Stwór bagienny, ropucha... Truciciel! Gdyby mu się udało, monsignore'a... już by nie było! Wsypał truciznę i uciekł! A ja... Ja przyjechałam następnego dnia. – A o tym kto ci powiedział? – Cracklowa... To znaczy Ludovina Crackl. Pamięta pani, Ferdynand przysłał ciasteczka z poziomkami, a one pękały? – Nie pamiętam – Ferdynand zawsze przysyłał frejlinom słodycze... Biedak! – Umazałyśmy się, poszłyśmy do toalety, umyć się. Wtedy ta białowłosa idiotka szepnęła, że nie mam z czego być dumna, bo Dickon to truciciel. – Dziwne, żeś jej nie pobiła. – Hrabina Rocksley przyszła – przepraszającym tonem powiedziała Iris – Zapytałam ją, czy to prawda, że Dick otruł monsignore'a? Jennifer kazała Ludovinie przeprosić, bo jeszcze nic nie wiadomo. Cracklowa przeprosiła i wtedy pomyślałam, że Dick mógł naprawdę... I że wtedy monsignore nie tylko postanowił się ożenić. On się we mnie zakochał, dlatego właśnie wybaczył

temu podrzutkowi. – On mu wcześniej wybaczył. – Nie, kiedy mnie zobaczył... Jeśli po takiej podłości za samo tylko nazwisko mnie nie wypędził. – Nigdy bym nie pomyślała – zdziwiła się Luiza – nigdy bym nie pomyślała, że ty możesz tak milczeć. – Mogę milczeć? – Nierozumiejące szare oczy były śliczne. Zaiste milczenie i niezrozumienie upiększają. – O tym, co ci nagadała ta... Crackl, słyszę dopiero teraz. Sel też nie wiedziała? – Nie chciałam, żeby ktoś wiedział. Nawet wy – W szarych głębinach coś plusnęło i poszło na dno – Wy – to ludzie monsignore'a, gdybyście się dowiedziały... Sama ze sobą przez takiego brata przestałabym rozmawiać, a poza tym... Cracklowa mogła skłamać. Przecież to plotkara. – I do tego idiotka – dodała pani Aramona – tylko że ty – to ty, a twój brat – to twój brat. Co by on nie nawyrabiał, ty nie jesteś winna. – Ja też jestem Ockdell – twarz Iris zrobiła się smutna – a my tylko to potrafimy – ośmieszać się. Ja tak chciałam, żeby to wszystko było kłamstwem i żeby Dick po prostu wyjechał w ważnej sprawie. No bo przecież mógł monsignore gdzieś go posłać? – Oczywiście, że mógł... – A on naprawdę zdradził – westchnęła Iris – W Bagerlee mi się śniło, jak on i monsignore wracają i wyrzucają Manrików. Ja... myślałam, że to prorocze sny. Kiedy nas wypuścili... Pani mi powiedziała, że to nieprzyzwoite, mówić wciąż o monsignore, no to zapytałam o Dickona. I Cracklowa... Nie chciałam wierzyć, nie chciałam! A on, okazuje się... List przyszedł, a tam sam Rakan-Tarakan! I bzdury różne – konie, kolczyki... Lepiej by zdechł! – Przestań! – krzyknęła kapitanowa – Richard Ockdell nie pierwszy i nie ostatni. No już, zarzuć szal! Iris szarpnęła głową i zaczęła ciężko oddychać. Zbyt ciężko! Luiza złapała futrzane przykrycie i otuliła podopieczną po sam nos. – Trzeci miesiąc twierdzisz, że nie masz brata. Bo go nie masz. Zapomnij. Do przyjazdu Epineixa musisz być zdrowa. Rozumiesz? Dla swojego monsignore'a! – Będę – obiecała Iris – niech wszyscy wiedzą, że choć jestem Ockdell... Że jestem godna nazwiska Alva. – Wszyscy akurat nie powinni wiedzieć – upomniała Luiza – To nieodpowiedni czas. – To później – pocieszyła panna – kiedy będziemy razem w Alvasete. Pani Aramona, ja go tak kocham... Pani nie rozumie... – Dlaczego nie, rozumiem. Pierwszy raz zawsze tak jest. – Nie pierwszy, ale ostatni. – Nie pierwszy? – mamy dziś wieczór wyznań – Jakaś ty doświadczona. – Zakochałam się w Jamesie Rocksleyu – Iri jak królik poruszyła nosem – miałam trzynaście lat, a on na mnie nie patrzył. – Byłaś mała i źle cię ubierano – pocieszyła Luiza. – Na szaro, jak Edith i Deirdre. Kiedy zobaczyłam monsignore'a, było jeszcze gorzej, a on jak wszedł, tak i zamarł... Gdyby się we mnie nie zakochał, to by mnie wypędził. Przez Dickona. Wygonisz coś takiego... To gorzej, niż wyrzucić małego kociaka. – Iris, dlaczego książę Epineix postanowił ci pomóc? Bo przecież postanowił? – Monsignore uratował mu życie – wyjaśniła spiskowczyni – A Rober jest Człowiekiem Honoru! On i monsignore będą jak bracia, a ja będę dla Epineixa siostrą. Pani Aramona... To niedobrze, że Sel nie chce za mąż! Zróbmy tak, żeby ona wyszła za Epineixa. – Iris – westchnęła Luiza – Epineix jest księciem, a Selina... – A Selina – pięknością – odpaliła młoda księżna – Ramiro Alva ożenił się z Oktawią, a ona w ogóle była nikim. I Francisk się z nią ożenił, i wszyscy z nią byli szczęśliwi, Rober też będzie. – Ze świętą Oktawią? – uśmiechnęła się Luiza. – Z Sel – parsknęła śmiechem Iris – coś poplątałam. Epineix też przecież jest przystojny.

Zauważyła pani? – Naturalnie – skinęła głową Luiza – bardzo przystojny i bardzo przyzwoity. Nie możemy go zawieść. Rober chce uratować monsignore'a, on się nie obrazi, jeśli napiszemy do Savignaca? – Oczywiście, że nie – podskoczyła Iris – Chciałam poprosić Reginalda, ale on gdzieś ugrzązł, a sama obiecałam nie wyjeżdżać z Nadoru, chociaż mogę... – Możesz – Luiza zrozumiała, że gładzi popielate włosy dopiero wtedy, kiedy poczuła pod palcami żywe ciepło. – Ty dużo możesz i dużo zniesiesz... Jutro porozmawiam z Levforge'em, tylko najpierw sama, dobrze? – Oczywiście – zgodziła się Iris – Pani lepiej to wyjdzie. Rober przyjedzie, weźmiemy żołnierzy Lionela i wrócimy po monsignore'a. – Erea Iris – ponury służący otwarcie rozkoszował się żarem – Kolacja podana w jadalni, ale pani księżna je u siebie. – No i dobrze – wypaliła Iris i nagle dodała: – Pani Aramona... Jurto spróbuję pogodzić się z mateczką... Naprawdę spróbuję. Iri spróbuje, pozostało namówić Mirabellę. Pani Aramona stanowczo poprawiła swojej podopiecznej fryzurę: – Nie trzeba się spieszyć. Pierwszy krok powinna zrobić erea Mirabella. ROZDZIAŁ 2 RAKANA (B. OLLARIA) 400 rok K.S. 19 dzień Zimowych Skał 1 – Bracie mój, pytają o ciebie – mnich w podeszłym wieku mówił szeptem, ale Katari i tak usłyszała i otworzyła oczy. – Musisz iść? Idź... – Cicho – Rober ostrożnie ścisnął kruchy nadgarstek: bał się zostawiać siostrę, nawet pod opieką Leviego – Kto mnie potrzebuje? – Nasz gość przedstawił się jako generał Carvall. Jest bardzo natarczywy. – Carvall? – powtórzyła Katari – Twój kapitan? To pewnie ważne. To jest ważne bez żadnych „pewnie”, Nicolas nalega tylko wówczas, kiedy nie może zadecydować sam, a to nieczęsto się zdarza. – Dowiem się, o co chodzi, i wrócę... – Nie trzeba – kobieta ostrożnie wyswobodziła rękę – Ze mną wszystko w porządku... Jego świątobliwość mnie nie zostawi, a ty jesteś potrzebny innym. Tylko przyjdź wieczorem, ja muszę wiedzieć, co z nimi... Z księciem Alvą i... moim mężem. – A co z nimi może być? – uśmiechnął się Inochodziec – Oskarżenie upadło, odprawili ich do Bagerlee. Zobaczysz, wiosną twoja wysokość będzie musiała wstawiać się za mnie i Carvalla. Nie pozwolisz odrąbać mi głowy? – Do wiosny trzeba dożyć – Katari albo nie zrozumiała żartu, albo nie chciała zrozumieć – Odsuń zasłonkę, proszę cię. – Już – Rober pociągnął czarny aksamitny sznur. Srebrzysta tkanina popełzła w górę, odsłaniając przedświtowy ciężki granat, przez który przebijały gwiazdy. Noc się kończyła, a on nie zauważył. – Wstrętna jestem – Katari przerzuciła na pierś splątane włosy – spałam jak suseł, a o tobie nie pomyślałam. Siedziałeś ze mną cała noc, prawda? – Az kim mam jeszcze siedzieć – zbył pytanie Rober – co najwyżej z Clementem. To mój szczur, znalazłem go w Agarisie. Boisz się szczurów? – Nie – w końcu się uśmiechnęła – teraz chyba już nie. Boję się tylko ludzi. Twojego Aldo się boję...

– On ci nic nie zrobi – pospiesznie przerwał Rober – jesteś kobietą i gościem kardynała. – Mnie – nic – szczupłe palce ni to rozplątywały jasne pasemka, ni to jeszcze bardziej je plątały – ale tobie... Twój król jest okrutnym człowiekiem. Nie wyobrażasz sobie, jak Ferdynand kocha Alvę, a zmuszono go do kłamstwa. Ferdynanda straszono nie tylko śmiercią... Obawiam się... Obawiam się, że obiecano zrobić coś ze mną. Na to wygląda, tylko suzeren raczej nie zastraszał Ollara sam. Poruczył kolejnemu Morenowi, wiedzącemu, na czym złapać byłego króla. Inna sprawa, że Aldo dał do zrozumienia, czego oczekuje od śledztwa. Epineix pocałował siostrę w czoło. – Idę do Carvalla. Niczego się nie bój, odpoczywaj, czekaj na mnie wieczorem. I wyrzuć z głowy wszelkie głupoty. Dla ciebie najważniejszy jest syn, myśl o nim. – Nie mogę – Katarina uśmiechnęła się z poczuciem winy – Chyba jestem królową w większym stopniu, niż mi się wydawało... Chciałam być po prostu oczekującą dziecka kobietą i nie mogłam... Zawsze myślałam, że nie chcę korony, i nie chciałam jej, przysięgam! Ale kiedy Manrikowie rzucili się na Epineix, coś we mnie wybuchło, a teraz jeszcze gorzej... Gdyby twój Rakan był szlachetnym rycerzem z bajki, w którego wierzyłam, ja bym po prostu żyła, ale on gubi Talig. Ten sąd... Raz straciłam dziecko... Przestraszyłam się, poszła krew... Wydawało mi się, że nie może być nic straszniejszego, ale kiedy wali się wszystko, czym żyliśmy... Roberze, ja chcę zabić Aldo Rakana, a przecież nigdy nikogo nie chciałam zabijać... Nigdy. Nawet Sylwestra. Nie umiałam nienawidzić, tylko płakać, a teraz nienawidzę!.. Nie za siebie. Za wszystkich, których zabili i zabijają... Ferdynand był tak szczęśliwy, kiedy wypuścił wszystkich z Bagerlee, a Rakan... On chce krwi, jak... jak Manrik z Colignarem, ale Manrik nie był królem, i Rakan nie jest królem... Nie jest królem, to oczywiste, dlatego trzeba coś nareszcie zrobić. Na szczęście teraz jest czas. Dzięki Leviemu i Katari. – Śpij – przykazał Rober wojowniczej gołąbeczce – zapomnij o wszystkim i śpij. Zrobiłaś, co mogłaś, dalej to już nie twoja troska. – Przepraszam – uśmiechnęła się z poczuciem winy – nie powinnam była tak mówić o... o twoim przyjacielu i suzerenie. – Aldo nie jest już moim przyjacielem i nawet nie jest suzerenem – patrząc w te oczy, nie można kłamać – ale zabić go nie pozwolę, postaram się nie pozwolić. Spróbuj mnie zrozumieć, przecież ty nie zostawiłaś ani Ferdynanda, ani Alvy... – Ja rozumiem – cicho powiedziała kobieta – ja wszystko rozumiem... Niech zmiłuje się nad tobą święta Oktawia. Idź, twój generał czeka. 2 – Monsignore! – Carvall z niezadowoleniem spojrzał na mnicha i ten niezwłocznie opuścił pachnący shaddi pokoik – Zostałem wezwany do pałacu i otrzymałem rozkaz bezpośrednio od Aldo Rakana. Rozkaz bardzo dziwny, żeby nie powiedzieć inaczej. Mam przeczesać południowo- wschodnie przedmieścia i okolice miasta. Tam jakoby widziano dwa duże kennalijskie oddziały, ale moje podjazdy o niczym podobnym nie meldowały. – Kenallijskie? – powtórzył Rober, odpędzając napływający znienacka sen – Tutaj? Bzdura! – Sądzę, monsignore – wysunął supozycję Carvall – że czeka mnie uganianie się za nieistniejącymi dowodami. – Myślisz, że to przebierańcy? – Epineix potarł skronie, potem przesunął dłońmi po brwiach – W takim razie nieźle by było złapać kilku ludzi. – Postaram się – zapewnił mały generał – Aldo Rakanowi przyda się dostać swojego koguta w cudzych piórkach. Mogę się dowiedzieć, jak zdrowie jej wysokości? – Ma gorączkę – Czy Katari tego chciała czy nie, dla Carvalla wczoraj stała się królową, i raczej nie tylko dla Carvalla – Nie powinna była pojawiać się w tej szopce nawet z ludźmi Leviego. – Jej wysokość to prawdziwa Arigau – Nicolas jaśniał dumą z rodzonej prowincji – Monsignore, wyjeżdżam. Z panem zostaje hrabia Pouen i pięciuset ludzi.

– Wystarczy i dwustu – nie zgodził się Rober – dzisiaj już raczej nic się nie zdarzy. – Nie podzielam pańskiej pewności – w głosie Carvalla brzmiał prawdziwy żal – Wydanie wyroku może wywołać żywiołowe oburzenie. – Wydanie wyroku? – wymamrotał Rober, gimnastykując znienacka zdrętwiałe palce – Ale przecież rozprawę przełożono. – Akurat! – Twarz Carvalla zrobiła się zła – Przepraszam, monsignore, myślałem, że pan wie. Z aktu oskarżenia wykreślono kilka linijek i przeniesiono mowę oskarżyciela i ostatnie słowo oskarżonego na rano, i tyle. – Stwory Zmierzchu! – Epineix znów potarł skronie, powstrzymując wściekłość – Oni chcą go zabić. Nie bacząc na nic... – Tak, monsignore – potwierdził Nicolas – i to jest nie tylko odrażające, ale i głupie. Niemniej jednak ja powinienem łapać Kenallijczyków, a pan musi jechać do Galtarskiego Pałacu. Mogę odejść? Rober spojrzał w rozjaśniające się okno. Ranek mleczarzy i piekarzy przeradzał się w ranek urzędników i sędziów. Jechać do domu i tym bardziej kłaść się spać nie ma sensu. – Carvall, proszę, aby został pan jeszcze przez minutę. Jedzie pan za miasto łapać Kenallijczyków, a jest pan pewien, że oni nie ukrywają się pod Bagerlee? Nie porzucą przecież swojego soberano na pastwę losu. Nie sądzi pan? Świat dookoła powoli zalewał się czerwienią, Rober na sekundę zamknął oczy i wszystko wstało na swoje miejsce, tylko słowa się skończyły, a raczej nie skończyły, a zamarły, jak przestraszone koty. Nicolas Carvall jest wierny, ale do jakiego stopnia? Czy da radę przestąpić przez swoją nienawiść do Kruka? – Monsignore – mały generał z jakiegoś powodu wyciągnął sztylet, dotknął ostrza i wsunął z powrotem do pochwy – jeśli będzie pan miał czas przejechać się po mieście, to, moim zdaniem, sensowne będzie obejrzenie okolic Gołębiego Placu. Byłem tam zeszłym wieczorem. Przyznaję, że to miejsce mnie niepokoi. – A co z nim nie tak? – Czy jemu się wydaje, czy oni myślą o jednym i tym samym? – Pamięta pan zabity dom w Kapeluszowym Zaułku? – zmrużył oczy mały generał – Tuż przy nim rośnie stary klon. Jeśli drzewo upadnie, zagrodzi drogę. Ulica jest wąska, kareta nie da rady zawrócić, a przez podwórza można przeskoczyć do Kapuścianej. Jeśli Kenallijczycy zechcą odbić swojego księcia, to miejsce im się spodoba. – Na początek trzeba, żeby więźnia powieziono z Bagerlee właśnie do Zanchy, a spiskowców musi zebrać się nie mniej niż trzydziestu. – Czterdziestu – poprawił Carvall – Trzydziestu na podwórzach i z dziesięciu na dachach z muszkietami. Dzisiaj Kruka skażą, a za pięć dni zabiją, to znaczy dokonają egzekucji. Jeśli nie wtrąci się kardynał, ambasadorowie i los... Jeśli oni z Carvallem nie zwalą starego klonu. – Obawia się pan ataku? – Serce podskoczyło i zakołatało, jak w dzieciństwie przy podejściu do przeszkody – Czy o nim wie? – Aldo Rakan wysyła nas chwytać Kenallijczyków – Nicolasowi ani się śniło opuścić wzrok – Gdybym zechciał uwolnić księcia Alvę, to wybrałbym Kapeluszowy. Kenallijczyk ma wielu stronników i wciąż ich przybywa. Oni nie pozwolą go zabić. Pozostało już niewiele, zamiast „oni” powiedzieć „my” – i spisek gotowy. Można oczywiście i zmilczeć... – Weźmie pan Kapeluszowy na siebie? – wyraźnie powiedział Epineix, spalając ostatni, i tak spróchniały, mostek. – Tak, ale lepiej będzie, jeśli moi ludzie dostaną rozkaz o dodatkowym patrolowaniu Starego Miasta. Książę Ockdell jest bardzo wrażliwy, jeśli chodzi o pełnomocnictwa. – Chce pan powiedzieć, głupi? – Jeśli ma być walka, kłamstwo lepiej odrzucić – Dick jest zbyt młody i wcześnie stracił ojca. – Ja swojego ojca nie pamiętam – nastroszył się karzełek – ale to niczego nie zmienia. Jeśli zdradzę, należy mnie rozstrzelać, jeśli nie poradzę sobie z tym, co mi powierzono – zwolnić.

– A pan może zdradzić? – Mówią o Dickonie czy planują atak? – Nie, monsignore – twarz małego generała przybrała dziwnie uroczysty wyraz – na moją wierność może pan liczyć. Wypełnię każdy pański rozkaz. Prawie każdy. – To znaczy? Co to znaczy „prawie”? Proszę dokończyć. – Nie zostawię pana, nawet jeśli pan rozkaże – odparował Carvall – i nie tylko ja. Jesteśmy do pańskiej dyspozycji, monsignore. Dopóki nie chodzi o pańskie życie. – Moje życie nie jest warte wiele. – Mój książę – ściągnął brwi południowiec – my sami decydujemy, czemu służyć i za kogo umrzeć. Jeśli zajdzie taka potrzeba, zrobimy to nie gorzej od Alvy. Nie ma sensu się sprzeciwiać. Nicolas nie ustąpi, ani Sec-Arige, ani Douvier ze swoimi teraz już dragonami, ani Forestier. Jak tam mówił Ośmiornica – „moi ludzie słuchają mnie i tylko mnie”? Czy liliowi ratowaliby swojego księcia wbrew jego rozkazowi? – Według galtarskich kodeksów egzekucja zostanie wyznaczona na piąty dzień po wydaniu wyroku. Wystarczy wam czasu? – Musi – Karzełek znów był spokojny i rzeczowy – Lepiej, żeby to była Zancha, ale drzewa rosną i przy innych ulicach. Moro Kenallijczyk na razie nie zobaczy. Oddać konia – to tyle, co podpisać się pod porwaniem, czyli trzeba zdobyć moriska albo choćby półkrewkę. – Trzeba znaleźć odpowiedniego konia. – Konie – poprawił Carvall – Wiem, gdzie można kupić półmoriski. – Pieniądze weźmie pan ode mnie – Musi zadać to pytanie, nie może nie zadać – Rozumie pan, kogo zdecydował się pan uwolnić? – Naturalnie, monsignore – potwierdził Nicolas – Uwalniam Talig. Czy mogę wrócić do swoich obowiązków? – Jest pan wolny – Epineix znienacka zrozumiał, że się uśmiecha – Życzę panu, aby znalazł pan jak najwięcej... Kenallijczyków. 3 Ja cię uprzedzam, będzie gorzej, Jeśli odrzucisz światło rad, Nieszczęście wejdzie pod twój dach. Ja cię uprzedzam, będzie gorzej... Brak ci honoru, został strach, Tyś świnia w duszy, zamknijże się w oborze... Ja cię uprzedzam, będzie gorzej, Jeśli odrzucisz światło rad. Bez powodu przypomniało się, że takie paskudztwo nazywa się trioletem. Triolet został napisany kaligraficznie na odwrotnej stronie wyciągów z kodeksu Diomida, w które zaopatrzył Wysokich Sędziów jeszcze Crackl. Pod wierszem widniał dopisek prozą. Hrabia Meduza lakonicznie powiadamiał księcia Ockdella, że w przypadku wydania na księcia Alvę wyroku śmierci on, Suza-Muza, weźmie sprawy w swoje ręce, i biada tym, którzy staną na jego drodze. Dalej następował podpis i pieczęć ze świnią na półmisku. Nieznany awanturnik kontynuował swoje wybryki na oczach całej armii żołnierzy i urzędników... Drżąc z wściekłości, Dickon jeszcze raz przeczytał pismo. Hrabia był sobie wierny, kąsając właśnie wtedy, kiedy o nim zapominano. Podlec właził w najbardziej nieprawdopodobne szczeliny, plątał ślady nie gorzej od znanego lisa-ducha3 . „Ja was ostrzegam – będzie gorzej...” Bezgraniczna bezczelność, ale kto za nią stoi? Odpowiedź, znaleziona po zniknięciu Udo, obrosła nowymi pytaniami. Tych, którzy nie mogli być Suzą-Muzą, Dick mógł policzyć na palcach jednej ręki, ale przecież nie będzie podejrzewał całej stolicy. 3 Pierwotnie postać z waryckiej mitologii, następnie – bohater licznych baśni i legend, opowiadanych na północy Złotych Ziem. Lis-duch pomaga spotkać się rozdzielonym zakochanym, jako zapłatę za swoje usługi oszustwem wytargowując pierworodnego złączonej pary.

– Monsignore – Pomocnik eksterriora wyglądał na zakłopotanego – Monsignore... Czy nie znalazł pan w papierach adresowanego do pana pisma o wyzywającej treści? – Nie – Dickon pospiesznie oparł łokcie na nieszczęsnym kodeksie – A co, ktoś otrzymywał? – Pan guecjusz, pan suprem, pan oskarżyciel, a także większość Wysokich Sędziów – ochoczo wyliczył urzędnik – Zostały im podrzucone obraźliwe wiersze z groźbami. – Doprawdy? – skoro już zaczął kłamać, nie może się zatrzymać – Cóż, piszący, kim by nie był, wie, że Ockdellom nie warto grozić. – Listy podpisał tak zwany hrabia Meduza – oznajmił urzędnik – Monsignore, może dobrze byłoby przejrzeć papiery na pańskim stole? – Nie – nie było ochoty pokazywać kupletów, a dla śledztwa wystarczy i to, co znaleziono – Niczego mi nie podrzucano. Proszę mi pokazać, co podrzucono księciu Priddowi. – Oczywiście, monsignore... Ciekawe, czym postraszono Ośmiornicę? Richard wyciągnął rękę, w nią posłusznie włożono grubą kartkę. Początek był odrażająco znajomy: Ja cię uprzedzam, będzie gorzej, Jeśli odrzucisz światło rad, Żal, że przyszedłeś na ten świat, Ja cię uprzedzam, będzie gorzej, Szlachetniej raz odpowiedź dać, Niż walczyć z świnią w swojej norze... Ja cię uprzedzam, będzie gorzej, Jeśli odrzucisz światło rad. – Książę Ockdell czyta cudze listy? – Walentyn Pridd we własnej osobie stał za plecami urzędnika – I dlaczego nikogo to nie dziwi? – Schwytanie Suzy-Muzy wchodzi w obowiązki cywilnego komendanta Rakany – uciął Dickon, rzucając złowieszczą kartkę na stół. – W takim razie naszemu tajemniczemu przyjacielowi nic nie grozi – Długie palce ujęły papier. Jak macki. Pridd przebiegł wzrokiem pismo i ostrożnie złożył – Hrabia jest nastrojony bardzo zdecydowanie, zresztą, co do tego, co dotyczy mnie, ma rację. Rzeczywiście nadużyłem pańskiej uwagi. – O nie! - Dickowi udało się wydusić z siebie uśmiech – Co pan powie na wspólny spacer po obiedzie? – Jeśli zakończymy z sędziowskimi obowiązkami – uściślił Ośmiornica – w przeciwnym wypadku mogą nas uznać za dezerterów. – Rozsądne – zgodził się młodzieniec i, żeby nie widzieć Pridda, wpatrzył się w akt oskarżenia. Czarne wersy donosiły o zabójstwach, napadach, nadużyciach, ale nie udawało się wniknąć w napisane, może dlatego, że w papierach nie było najważniejszego, o czym nie wiedzieli ani Fanch-Garric, ani guecjusz, ani Ośmiornica. Można się zastanawiać, czy Kruk był poplecznikiem Sylwestra i kto zabił Honore. Można wybaczyć Alvie, jak wybaczyła Katari, to nic nie zmieni. Zjednoczenie Złotych Ziem pod berłem Rakanów jest w niebezpieczeństwie, dopóki żyje prawowity potomek Ramiro, a winni temu są nie Aldo i nie Kruk, a dawni królowie, którzy zdradzili własną krew... W końcu minionego Kręgu, Kręgu Błyskawic, z czterech Władców przeżył tylko pan kręgu Charles Epineix. Ostatni zginął Władca Skał, pozostawiając nadchodzący krąg małoletniemu synowi. Wszystko się powtarza, ale rozpacz zastąpiła nadzieja. Śmierć Władcy Wiatrów na początku kręgu Wiatru położy koniec bezczasowi i smutom, a jego syn nie będzie płacił za przestępstwa przodków. Czy Alva to rozumie? Pewnie tak, inaczej nie zaprzestałby walki. Kruk złożył broń nie u szafotu Ollara, a tutaj, w sali Pałacu Galtarskiego, spojrzawszy na tego, którego ratował przez całe życie. I na tego, z którym próbował walczyć. „Król Taligu nie może kłamać”, i milczenie... Kruk mógł opowiedzieć o wielu rzeczach, mógł się zemścić, okryć kogoś hańbą, pociągnąć za sobą dziesiątki ludzi, a on patrzył w ścianę, czasami z przyzwyczajenia się odgryzając. Nie, Alva nie opuścił flagi, nie poddał się, on umrze tak, jak żył,

z dumnie podniesiona głową, ale walka straciła dla niego wszelki sens. Jakie to straszne, zrozumieć, że przeżyłeś życie, broniąc miernoty, która cię zdradziła, ale Kruk nie ma gdzie się wycofać. Tylko w Zmierzch, i będzie to koniec wróżdy i wojny. Koniec Złotego Traktatu i początek nowej Złotej Anaksji od Siwego Morza do Pomarańczowego. ROZDZIAŁ 3 RAKANA (B. OLLARIA) 400 rok K.S. 19 dzień Zimowych Skał 1 – Wasza świątobliwość, wysocy sędziowie, panowie ambasadorowie, za chwilę usłyszycie to, czego nie nie zdążyliście wysłuchać wczoraj z powodu nagłego pogorszenia stanu zdrowia pani Ollar. Ponieważ dzisiejsza rozprawa jest kontynuacją wczorajszej, Wysoki Sąd nie prosi o powstanie z miejsc. Panie Fanch-Garric, czy podtrzymuje pan swoje stanowisko, iż oskarżony jest winny? – Tak, panie guecjuszu – ceremonialnie skinął głową Fanch-Garric. – Wysoki Sąd słucha – Courtney promieniował pewnością siebie, nie bez powodu w końcu został supremem, wczorajsze wyznania spłynęły po nim jak woda po gęsi. Oskarżyciel umościł się na katedrze i rozwinął długi zwój, który zastąpił luźne kartki. Pewnie tak było trzeba. – Wasza świątobliwość – przeczytało uczone ziarnko grochu, które z łaski monarchy wyrosło na dynię – Wysoki Sądzie, panowie ambasadorowie, oskarżenie uważa za udowodnione, iż obecny tu Roke Alva winny jest przestępstw dwojakiego rodzaju. Pierwsze mogą być zaliczone do tych, które karane były śmiercią już w czasach Galtary, o drugich kodeks Ernani i kodeks Dominika w ich pierwotnych redakcjach milczą, ale nie dlatego, że nasi przodkowie byli skłonni wybaczać podobne czyny! Oni mieli zbyt czyste serca, aby dopuścić samą możliwość popełnienia podobnego. Dopiero w ostatnich uzupełnieniach kodeksu Dominika, w kodeksie Lorio Łagodnego i protokołach Klemenciusa Szóstego pojawiły się opisy przestępstw, podobnych tym, które popełniał oskarżony, co zresztą zostało udowodnione w toku procesu. Teraz natomiast ograniczę się do krótkiego wyliczenia czynów przestępczych Roke Alvy, oddając priorytet pierwszej kategorii... W Fanch-Garricu bez wątpienia umarł wielki liktor, ale kłamstwo nie stanie się prawdą, ile razy by go nie zapisano. Wczoraj sąd zaczynał być podobny do sądu, dzisiaj znów stał się przedstawieniem. Oskarżyciel, nie rumieniąc się, recytował obaloną przez świadków bzdurę, reszta słuchała, jak oskarżony „stał na czele do tej pory nie rozpracowanego do końca spisku, jednym z uczestników którego jest Charles Davenport. Oskarżony i Davenport zamyślili i wprowadzili w czyn napad na eskortę jego wysokości Aldo I, na zebranych w Tarnice oficerów, którzy stanęli po stronie prawowitego króla, a także na Pierwszego Marszałka Taligoi księcia Epineix i marszałka Simona Kileana-ur-Lombacha...” Epineix przeniósł wzrok na Kruka, ten siedział, lekko odchyliwszy głowę i zamknąwszy oczy, długie palce bezmyślnie przebierały łańcuch. W Sagrannie on tak samo w milczeniu bawił się szafirami, a za ścianą wyły miejscowe dudy i tańczyli szczęśliwi Bakranie. Czy ktokolwiek tańczył w Ollarii na cześć zwycięstwa Rakana? – ...Niepodważalne dowody zmowy księcia Alvy z Charlesem Davenportem – bębnił Fanch- Garric – który to Davenport, pozostawiony w stolicy i przeniesiony do Osobistej Ochrony Ferdynanda Ollara, działał w zgodzie z wydanymi przez oskarżonego poleceniami. Zgodnie z owymi poleceniami Charles Davenport z zimną krwią zastrzelił marszałka Henry'ego Rocksleya i uciekł, aby przyłączyć się do oddziału Kenallijczyków, na czele którego wdarł się do Tarniki i bestialsko zabił szesnastu oddanych jego wysokości oficerów, nie oczekujących podobnego wiarołomstwa... Aldo czytał te brednie, nie mógł nie czytać, i zostawił jak były. Nawet po zeznaniach Pietro

i krzykach Ferdynanda. Suzeren postanowił iść do końca, czyli zostało pięć dni, w ciągu których należy zdobyć kenallijską odzież, zmienić konie, zadbać o patrole wzdłuż ulic... – Stronnicy Davenporta działają i teraz. Nawet pozbawieni swojego przywódcy nadal prześladują przyjaciół i towarzyszy jego wysokości. Nie dalej jak szesnaście dni temu ich ręce splamiła krew księcia Epineixa i tylko nadzwyczajne męstwo Władcy Błyskawic oraz jego mistrzostwo we władaniu szpadą uratowały księciu życie. Nie może być wątpliwości co do tego, iż śmierci te są na sumieniu oskarżonego, który wydał Davenportowi rozkaz likwidowania wiernych tronowi ludzi i siania przerażenia na drogach, aby pozbawić mieszkańców Rakany dostaw żywności... Najważniejsze to wyciągnąć Kruka ze stolicy i zatrzeć ślady. Aldo w samą porę wymyślił Kenallijczyków i strasznego Davenporta. Ten, kto wybił w Tarnice wiernych Rakanom oficerów, uwolni też Alvę. Nie wierzyć w drugie – to nazwać kłamstwem pierwsze. Szkoda, że Loura się nie dowie, jak jego kłamstwo uratowało życie jego katu. – ...Pragnienie zabójstwa, którym opętany jest oskarżony, niejednokrotnie popychało go do nadzwyczajnego okrucieństwa – surowo oznajmił Garric – Pierwszym przestępstwem, popełnionym przez księcia Alvę, przestępstwem, od którego zaczęła się jego czarna droga, było zabójstwo jego bezpośredniego przełożonego w armii, generała Carliona. Zaś krwawą drogę zakończyła rzeź, do której doszło ósmego dnia Jesiennych Fal minionego roku, kiedy Roke Alva własnoręcznie zabił marszałka Taligoi w służbie czynnej Simona Loura Kileana-ur-Lombacha, a wraz z nim pięciu oficerów i jedenastu żołnierzy jego wysokości Aldo Pierwszego, wykonujących swe obowiązki. A może nie stroić się w cudze piórka i wywołać uczciwy bunt? Odbić Alvę i stracić Dickona ze stertą mieszczan na dodatek? Mieszkańcy stolicy nie pozostaną na stronie, a kiedy mieszkańcy prą na żołnierzy, miasta dławią się krwią. Tłumu nie uspokoi nawet Kruk, tłum nie wybiera, tłum się nie boi, tłum się nie lituje, on rozumie tylko siłę. Uwolnioną wściekłość można stratować końmi, wymieść kartaczami, zapędzić do płonących domów, ale lepiej do tego nie doprowadzać. – Na początku minionego roku oskarżony wstąpił w przestępczą zmowę ze zmarłym już Quentinem Doracem, bezprawnie i bluźnierczo nazywającego się kardynałem Taligojskim. Rozpoczęta dzieciobójstwem tak zwana oktawiańska noc zabrała ze sobą wiele żyć. Święty Honore błagał księcia Alvę o powstrzymanie rzezi, ale w odpowiedzi usłyszał śmiech. Alva nic nie robił, kiedy ginęli niewinni, kiedy zaś plan Doraca został wykonany, oskarżony własnymi rękami zlikwidował głównego świadka – fałszywego biskupa Awnira, obrywając tym samym nici, wiodące do Doraca. Oskarżyciel zaczerpnął oddechu, na szerokim niemowlęcym policzku tańczył słoneczny zajączek, dzień w ogóle był jasny, nie to co wczoraj. W dniu niedokonanej egzekucji też było słonecznie. Słońce widziało, jak rozszarpywano na kawałki Szubienicznika, i z odrazy pozieleniało. Innych też rozszarpią, i winnych, i niewinnych... – Niewątpliwa wina oskarżonego leży także w zdarzeniach, które nie tak dawno wstrząsnęły Rakaną. Na rozkaz Alvy niesumienni kupcy sprzedali koronie zgniły las, co stało się przyczyną tragedii w Dorze, jednakże konsekwencje mogły być jeszcze straszniejsze, ponieważ zgniłe deski były pierwotnie przeznaczone dla budowy nowego mostu na Danarze, wzmocnienia osypujących się brzegów i remontu kaplicy świętego Dominika... Dora – to też Kruk?! Też wymyślili, chociaż przecież trzeba zatkać czymś wybite przez Leviego i Katari dziury. Siostra i kardynał zrobili wszystko, aby zapobiec zabójstwu. Nie udało się. Czyli przyjdzie zabijać gimnetów i cywilników. Czyli zostaną straceni zakładnicy... A co, jeśli rzucić do walki Jeremy'ego? Przebrać za Kenallijczyka i zastrzelić na miejscu styczki? Wspaniała myśl! Taka to tylko po bezsennej nocy może się przywidzieć. Jeremy Beach – zaufany sługa Richarda Ockdella, który przysięgał Alvie. Zwalić napad na Jeremy'ego to to samo, co donieść na Dicka. Cóż, będziemy grać w Juana, czy jak mu tam, i podziękujemy panom sędziom za Ferdynanda. Po wczorajszym o Ollarze można zapomnieć. I jemu nic nie grozi, i sam on nikomu nie jest potrzebny. Alva jest wolny od swojego króla, taka zdrada zabije każdą wierność... – Nasi przodkowie nie mogli przypuścić, że władza prawowitych królów upadnie i miecz

Rakanów znajdzie się w cudzych rękach – Fanch-Garric patrzył już na koniec zwoju – niemniej jednak książę Alva nie chce oddać miecza prawowitemu właścicielowi, nie tylko przywłaszczając sobie cudze mienie, ale i obrażając uczucia wszystkich poddanych jego wysokości, dla których miecz Rakanów jest najwyższą cennością. Słoneczny promień prześliznął się po twarzy oskarżonego, Roke westchnął głęboko, otworzył oczy i znów je zamknął. Epineix chętnie poszedłby za jego przykładem, ale okazywać brak szacunku dla Wysokiego Sądu może Pierwszy Marszałek Taligu, a nie Taligoi. – ...Podsumowując, oskarżenie uważa za udowodnioną winę księcia Alvy zamierzonym, niejednokrotnym publicznym obrażaniu domu Rakanów i jego wysokości, licznych zabójstwach taligojskich poddanych, w tym oficerów i żołnierzy, wykonujących swój obowiązek, podżeganiu do zabójstw, nieposłuszeństwie wobec korony i innych przestępstwach, a także w nadużywaniu władzy, zaborze cudzego mienia i przestępczym zaniechaniu. Fanch-Garric wyczerpał się i stało się potwornie cicho, tylko tańczące na witrażach słońce, śmiejąc się, obrzucało czujących krew ludzi kolorowymi płatkami: niebieskimi, czerwonymi, liliowymi, żółtymi. – Wysoki Sąd wysłuchał oskarżenia – słowa guecjusza były okrągłe i ciężkie, jak kamienie – Wysoki Sąd gotów jest wysłuchać oskarżonego. 2 – Wysoki Sąd gotów jest wysłuchać oskarżonego – Laski woźnych zgodnie uderzyły o podłogę i wszystko umilkło. Gdyby nie poranna rozmowa z Nicolasem, Rober nie wytrzymałby tej ciszy. Nawet teraz wydawała się straszna, jakby przez przepełnioną salę przeszedł ktoś niewidzialny i bezlitosny. Pierwszy nie wytrzymał Courtney. – Książę Alva – głos guecjusza zerwał się w krzyk – będzie pan mówił? – Przepraszam – Kruk bardzo powoli otworzył oczy – zamyśliłem się... Nie uważa pan, że mamy dziś wspaniałą pogodę? – Książę Alva – pół twarzy suprema było liliowe, pół – złociste – znajduje się pan przed sądem i oddano panu ostatnie słowo. Rozmowy o pogodzie są nie na miejscu. – A rzeczywiście – zgodził się Kruk – o pogodę, jak się zdaje, mnie nie oskarżono. Panie Garric, czy mógłby pan podać mi swoje notatki, boję się coś pominąć... – To wbrew zasadom – uciął oskarżyciel – Zresztą, jeśli tak zażyczy sobie Wysoki Sąd, mogę przedłożyć oskarżonemu kopię. Courtney spojrzał na Alvę. Ten wzruszył ramionami i zasłonił oczy dłońmi. Nie uznał za konieczne wstać i nikt mu o tym nie przypomniał. – Proszę przedłożyć – Guecjusz skinął prokuratorowi i pospiesznie wpatrzył się w papiery. Nie wiedział, że w Kapeluszowym Zaułku widzi swój ostatni zimowy sen stary klon. – Oskarżenie spełni wolę Wysokiego Sądu – Fanch-Garric z niezadowoloną miną podał woźnemu żółtawy zwój. Woźny pospiesznie, jakby bał się oparzyć, wcisnął zwój Krukowi. – Dziękuję... – Kenallijczyk z roztargnieniem przyjął papier – Tak... Zdrada stanu... To nie do mnie, a do pana w szarfie i dziesięciu łajdaków, których wykończyłem... jeśli się nie mylę, ósmego dnia Jesiennych Fal minionego już roku. Teraz postawić zarzuty zmarłemu mogą co najwyżej koty zmierzchu, pozostawmy to im... Dalej u was... aha... Liczne zabójstwa. Tutaj, jak to się mówi, na wojnie jak na wojnie... Wrogów mojego króla i mojego królestwa zabijałem i będę zabijał, inaczej jaki ze mnie za Pierwszy Marszałek Taligoi. Władzy nie nadużywałem. Używałem jej zgodnie z przeznaczeniem. Likwidowałem wrogów Taligu i tych, którzy z głupoty bądź tchórzostwa grali im na rękę, za to zaniechanie... Czego nie było, tego nie było. To nieżyjący Carlion nic nie robił, w związku z czym musiałem nadużyć pistoletu z braku władzy. Nieposłuszeństwo wobec korony? Zależy jakiej. Rozkazy mojego króla wykonywałem bezwarunkowo, co zaś do koron drikseńskiej i gaifijskiej, to niestety... Ich rozkazy wykonywali ci, których zabijałem z obowiązku i chęci.

Obraza wysokości i domu Rakanów... Wyraźnie widać pomieszanie z poplątaniem. W domu Rakanów, jak i wszędzie, trafiali się różni. Ktoś był obrazą dla swojego rodu, ktoś – wręcz przeciwnie. Nie jestem ich sędzią, ale co tu ma do rzeczy nieobecny młody człowiek w białych spodniach? On nie zostanie królem Taligu, nawet gdyby zdjął owe zgodnie z galtarskim obyczajem. Zresztą, jeśli już tak bardzo chce się uważać za obrażonego, to ja w żadnym wypadku nie protestuję. Co tam u was jeszcze? Ach tak... Charles Davenport, wykonawcy i miecz... Sądząc ze wszystkiego, mowa o tenencie, któremu udzieliłem nagany w związku z wykonaniem rozkazu pierwszego z zabitych przez mnie Kilean-ur-Lombachów... O, tu właśnie, nawiasem mówiąc, miała miejsce przestępcza bezczynność. Sądząc ze wszystkiego, lekcja poszła młodemu człowiekowi na korzyść. Mam nadzieję, że pan Davenport zajdzie dalej od swojego ojca. Tamten jest dobrym generałem, ale na marszałka to za mało. Wykonawcy ze zgniłymi deskami? Mogę poradzić powiesić tych, którzy te deski kupowali, to zazwyczaj pomaga... I co nam zostało? Miecz, który poraził wyobraźnię mojego byłego giermka? Gdyby w tym samym stopniu był on drogi królowej Blanche, zabrałaby go ze sobą razem z kosztownościami, wśród których zaplątały się też rodowe kamienie Ludzi Honoru, ofiarowane na obronę ówczesnej Kabiteli... Królowa uznała, że kamienie są ważniejsze od źle wykutego kawałka żelaza i ja ją rozumiem. Jakby to nie było, miecz dostał się Ollarom i mają oni do niego nie mniej praw niż przodkowie Gotfryda do maragońskich szmaragdów, które owi przodkowie wydłubali z cudzej korony i wstawili w swoją. Panowie, czy zaspokoiłem waszą ciekawość? Panowie patrzyli na bladego czarnowłosego człowieka jak na upiora. Pierwszy ocknął się suprem. – To wszystko?! – Krukiem nazywano Alvę, ale zakrakał właśnie Courtney – Wszystko, co może pan powiedzieć w swoim ostatnim słowie? – W ostatnim? – uniósł brew Alva – Ostatnie słowo powiem nie teraz i nie wam. Możecie się oddalać i naradzać, ja nie mam wam nic do powiedzenia, wy mnie – tym bardziej! ROZDZIAŁ 4 RAKANA (B. OLLARIA) 400 rok K.S. 19 dzień Zimowych Skał 1 – Eorowie Kertiany – głos Aldo brzmiał ostro i dźwięcznie, jak przed walką – dziś po raz pierwszy zebraliśmy się w Sali Zwierza, Sali Małej Rady. Tutaj mogą wchodzić tylko głowy Wielkich Domów, ich wasale krwi oraz gimnet-kapitanowie. Pragnęlibyśmy, by sprawa, która nas tu przywiodła, była inna, ale obowiązek należy wypełnić, jak ciężki by on nie był. Stoi przed nami zadanie zadecydowania o losie Władcy Wiatru, oskarżonego o popełnienie mnóstwa przestępstw. Gdyby ten człowiek był chłopem, rzemieślnikiem, ordynariuszem, jego los określiłby zwykły sąd, ale tu chodzi o głowę Wielkiego Domu. Starożytne prawo głosi: równego sądzą równi. Niech gimneci wyjdą i zamkną drzwi. Nie opuścimy Sali Zwierza, dopóki nie podejmiemy decyzji. Niech tak się stanie! Orston! – Tak będzie! – odezwał się Meven, zamierając u progu. – Meraton! – Audrey Lapton stanął za fotelem władcy, kolejny raz przypominając, że truciciela jeszcze nie schwytano. Palce suzerena spoczęły na rękojeści szpady. Na jej miejscu powinien być miecz, ten sam, który Dickon trzymał w dłoniach po zamachu na Kruka. – Panie Kręgu, Władco Skał – znajome słowa w Sali Zwierza przybierały nowy sens – czy twój Dom gotów jest powiedzieć swoje Słowo? Dickon poprawił łańcuch Naieri, tylko po to, żeby dotknąć chłodnych opali. „Umrzeć

za władcę jest prosto – uczył Lorio Odważny – o wiele trudniej jest utrzymać nad głową władcy widzianą tylko przez ciebie skałę”. I co z tego, że skałę o imieniu Ernani widzi nie tylko Richard, ale i sam Aldo? To niczego nie zmienia. Tak się stało, że szkatułkę z testamentem otworzył Władca Skał, stając się powiernikiem hańby Rakanów i Priddów, ale na Przełomie nie ma przypadków. Spowiedź tchórza umocniła przyjaźń suzerena i wasala. To więcej niż wierność, nawet więcej niż Honor. Ta tajemnica, dostępna jedynie dwóm, jest właśnie Sercem Zwierza i nie ma w świecie nic wyższego i mocniejszego! – Dom Skał jest gotów – Jak dziwnie brzmi głos, niby w jaskini! – Dom Skał odpowie. – Czy są tu twoi wasale krwi? – Trzej moi bracia są tutaj, a John-Luc Tristram w drodze. – Za niego powie Władca i będzie tak, jak on powie! – Słucham i jestem posłuszny. – Słuchamy woli Skał. Czy Władca Wiatrów winny jest przed swoimi braćmi i swoim władcą? – Zapytam swoich braci – wytchnął Dick. Zimowe słońce uderzyło w oczy, wściekle zapulsowała w skroniach rozgorączkowana nagle krew, a usta stały się suche i nieposłuszne. Trzech wasalów krwi patrzyło na swojego Władcę, byli gotowi odpowiadać, a pierwszym mówi najmłodszy. Nawet nie najmłodszy, a ten, którego zasługi są najmniejsze. Bernheimowie siedzieli w Agarisie i wrócili po cudzym zwycięstwie, to nie wojownicy, to dworzanie... – Mariusie, hrabio Bernheim, ja, Władca Skał, pytam cię: czy książę Alva jest winny? Pomyśl i odpowiedz. – Mój władco, mój książę! – Marius myślał niedługo – Roke Alva jest winny i powinien ponieść karę. Na jego rękach jest krew naszych braci, a w sercu nie ma ani skruchy, ani łagodności. – Zrozumiałem cię – Bernheim myli się, Alva złożył broń, tyle że mało kto to zauważył – Angerranie, hrabio Carlion. Skały oczekują twego słowa. Mateczka obrazi się, jeśli się dowie, a dowie się na pewno. Pierwsze, co zrobi Angerran po wyjściu z sali, to napisze do Nadoru, poskarży się, że wywołano go drugim, a nie trzecim... To nic, obejdzie się. Zasług Carlionów i zasług Rocksleyów nie można porównywać. – Wasza wysokość – krewny zgiął kolano przed suzerenem, on do tej pory nie zrozumiał, czym różnią się Rakanowie od Ollarów – Ja, hrabia Carlion, uważam Roke Alvę za winnego i zasługującego na karę śmierci. – Eorze – Aldo z niezadowoleniem zacisnął usta – Wstań. Twojego słowa oczekuje głowa Domu. Odpowiedz jemu. Przykro było patrzeć na występujący na czole wujaszka pot, więc Dick uniósł wzrok ku sufitowi, gdzie ludzie w jaskrawych ubraniach z uniesieniem wpatrywali się w przetykane niewidocznym słońcem obłoki. Na mgnienie oka Dickonowi wydało się, że widzi wśród nich harmonijne, pokryte łuską ciało... Przed Wiosennym Przełomem sufit Sali zostanie ozdobiony plafonem ze Zwierzem, ale czy to będzie lepsze? Tymczasowo wzięty z pałacowej kaplicy plafon stwarzał wrażenie oczekiwania. Czy malarze mogą przekazać farbami sam cud, nie oczekiwany, a wcielony? – Mój książę – skrzypiący głos wyrwał młodzieńca ze słonecznego galtarskiego snu – Alva jest winny. Winny wszystkiemu... Na szafot zdrajcę i zabójcę! – Hrabio Carlion – ściągnął brwi Aldo – o tym, jak umrze Roke Alva, zadecydujemy my i prawo. Eorowie oceniają sprawiedliwość oskarżeń, ale nie wybierają kary. Książę Ockdell, proszę dalej. – Hrabio Rocksley – posłusznie odezwał się Dickon – Skały oczekują twojego słowa. – Książę Alva jest winny – David nie policzył do szesnastu, on osądził Kruka o wiele wcześniej. Richard obnażył szpadę. – John-Luc Tristram jest daleko, ale nie zwątpię w jego odpowiedź. Książę Alva jest winny. Suzeren uroczyście skłonił głowę. – Wysłuchaliśmy wasali Skał – Jak dawno nie brzmiały te słowa, jak dawno Kertiana nie słyszała swego władcy! – Słowo głowie Domu! Richardzie, synu Egmonta, czekamy. W imię

Zwierza! To nie będzie łatwe, ale przysięga i honor zobowiązują służyć suzerenowi nie tylko mieczem, ale i słowem, a to nieporównywalnie trudniejsze... Aldo niczym nie okazał swoich uczuć, ale Richard wiedział, że myślą o tym samym. – Mój władco, książę Alva jest winny – Kamienny potok zerwał się ze szczytu, pognał w dół, wchłaniając w siebie małe kamienie i całe skały, nabierając szybkości, dławiąc się starą, pierwotną potęgą. Bieg zamienił się w skok, skok – w lot... – Powiedziałeś, my słyszeliśmy – odezwały się Skały, Zwierz, patrząca w Serce Wieczność. – My słyszeliśmy – powtórzył Aldo Rakan – Dom Skał powiedział swoje słowo, a jest ono jedno. Dom Wiatru nie ma wasali krwi, a jego głowa nie ma prawa mówić o sobie. Dom Wiatru milczy. Władco Fal, czy twój Dom gotów jest powiedzieć Słowo? 2 Po co to wszystko?! Czy naprawdę nie można obejść się bez galtarskich misteriów?! Postanowiłeś zabić, to zabijaj, byle szybciej! – Władco Fal, czy twój Dom gotów jest powiedzieć Słowo? – Dom Fal jest gotów – Fizjonomia Pridda nie wyrażała niczego, zaiste ciemna woda w głębinach. – Czy są tu twoi wasale krwi? – Suzeren miał starożytny rytuał w małym palcu. Ciężkie, absurdalne frazy zamrażały wszystko dookoła, pozostawiając jedynie lodowate, zimowe światło. – Moich braci tu nie ma – wyraźnie odpowiedział Ośmiornica. A przecież on naprawdę ma braci. Gdzieś w Wewnętrznej Priddzie. – Powiesz za nich. Meraton! – Orston! Insmillera oddano tłumowi, Alvą nakarmią starych wrogów i starożytną głupotę, a sens ten sam. Oddać na śmierć i zobaczyć, co wyjdzie... Młody człowiek w bieli... Na bieli krew widać najbardziej, to czerwień ukrywa czerwień. Do czasu. – Jestem gotów nieść odpowiedzialność przed moim władcą i moim Honorem – W zakresie starych rytuałów Pridd mógł wyprzedzić każdego. Przyszły wielki anaks jeszcze skakał po rozsądnych wdowach, a Ośmiornica już czytał swojego przeklętego Pauzaniasza. Po co? Nieżyjący ojczulek kazał? – Słuchamy woli Fal – Czy te słowa naprawdę były kiedyś żywe, czyżby naprawdę Fale, Skały, Błyskawice miały swoją wolę? – Czy Władca Wiatrów winny jest wobec swoich braci i swojego władcy? Pridd położył dłoń na ozdobioną ametystami rękojeść. Stwory Zmierzchu, on tu przyszedł nie ze szpadą, a z mieczem. – W imię Honoru – spokojnie oznajmił Ośmiornica – mój brat Wolfgang fok Warzow składał tę samą przysięgę, co książę Alva. Nie widziałem hrabiego fok Warzow od dwóch lat, ale nie mam wątpliwości co do jego decyzji. Odpowiadam za swojego wasala „niewinny”. – Pocięty Smok – Durne powiedzonko samo zeskoczyło z języka, ale nikt go nie usłyszał. Aldo zamarł, wczepiwszy się w rzeźbione podłokietniki, za to Dickon zerwał się z miejsca, dobrze jeszcze, że szpady nie wyciągnął. Meven w niepojęty sposób natychmiast znalazł się za plecami Władcy Skał, Lapton skoczył do Ośmiornicy, a Carlion z Bernheimem wcisnęli się w oparcia swoich foteli. Tylko David Rocksley niczego nie zauważył i tylko Pridd się nie poruszył... – Wolfgang fok Warzow – zdrajca – Aldo udało się złapać siebie za kołnierz – jest pozbawiony przez nas prawa na odpowiedź. – Pozbawiony głosu milczy – potwierdził Ośmiornica – ale jego głos należy do niego i tylko do niego. Pauzaniasz pisze, że oddany głos jedną ma cenę z Honorem. Nie spełnić woli nieobecnego – to zabić swój Honor. Wola marszałka Taligu Wolfganga fok Warzowa jest niewątpliwa. Nie nazwano go milczącym i nie uwolniono go od złożonych przez niego przysiąg, i ja odpowiadam „niewinny”.

Savignaca też nie uwolniono. Ani Doraca i Arigau! Trzech wasali Błyskawicy i fok Warzow... Czworo z dwunastu! Jedna trzecia, a nie połowa... – Słowo fok Warzow zostało usłyszane – Aldo też umie dodawać, liczył i policzył – Wieczorem podpiszemy edykt, uwalniający wszystkich eorów od fałszywych przysiąg i przyjmiemy ich na służbę, gdzie by się teraz nie znajdowali. Przysięgi, złożone uzurpatorom, nie będą mogły służyć usprawiedliwieniem. Wątpliwe, by Lionelowi i Neumarinenowi potrzebne było usprawiedliwienie, żeby powtórzyć wyczyny Ramiro-Szubienicznika, a Epineix już nic nie pomoże, ale jakże tu zimno... Z nienawiści czy kłamstwa? – Richardzie, usiądź – rozkazał Aldo, ale Dickon nadal stał. Nienawiść lgnęła do młodej twarzy szarą maską. – Ockdell, opanuj się! – warknął Aldo – Przypominam o edykcie. Żadnych pojedynków! Słyszysz mnie, żadnych! Władco Fal, twój wasal hrabia Gont jest nieznany, czy jesteś gotów odpowiedzieć za niego jak za siebie? – Gotów – w jasnych oczach coś błysnęło, jakby ostrzem pojmano słońce – w imię Honoru i Władcy! Nie wiem, kto z obecnie żyjących potomków Rutgera Gonta ma prawo do tytułu i odpowiadam za swojego wasala jak za samego siebie. Niewinny. 3 „Książę Alva jest niewinny...” Skały skazują, Fale uniewinniają, a decydują Błyskawice. Trzy głosy Pridda i cztery Epineixa. Razem siedem! Znów razem, jak w Dorze... Pięć głosów Ockdella i głos Epineixa przeciw trzem głosom Błyskawic i i trzem Fal. Sześć na sześć... Albo dziewięć przeciw trzem, jeśli podliczać i czekać na odpowiedź Savignaca. Czego on tylko nie wymyślił, ale to, że Kruka można uniewinnić, do głowy mu nie przyszło. – Książę Pridd – spojrzenie Aldo nie zwiastowało nic dobrego, ale z tym samym rezultatem można było wwiercać wzrok w marmurowy posąg – Proszę to wyjaśnić! Co to znaczy niewinny? – Książę Alva jest niewinny tego, o co jest oskarżony – Stwory Zmierzchu, i ten kawałek lodu to rówieśnik Dickona?! – Alvę można było zabić bez wyjaśnień, jako niebezpiecznego wroga, życie którego zagraża Wielkiej Taligoi, ale nie można go osądzić. To bezprawne. – Dziwnie słyszeć to z pańskich ust – ocknął się Carlion – z ust człowieka, rodzinę którego zlikwidowali poplecznicy Ollarów. – Nie widzę w tym nic dziwnego – A okazuje się, lód może płonąć – Zabijano nas nie dlatego, że byliśmy winni, a dlatego, że Colignarowie i Manrikowie dzielili południe i północ! To oni, postanawiając się nas pozbyć, utopili zabójstwa w prawie. Ja nie zamierzam zamieniać się w Manrika, wolę szpadę. Jeśli Pridda wezmą, czy będzie się bronił? Na co jest gotowy? – Wina Alvy jest udowodniona – Kilka miesięcy wcześniej Walentyn leżałby przed kominkiem z rozbitą głową, ale suzeren uczy się, uczy się szybko – Część oskarżeń odpadła, za to druga nie wywołuje wątpliwości. Słyszał pan oskarżenie, to wystarczy dla setki wyroków. – Bynajmniej – Ośmiornica wytrzymał wściekłe spojrzenie i nawet brwią nie poruszył – Alva przysięgał Ollarowi. Wszystko, co robił i robi, ma na celu wypełnienie przysięgi. Nie wydaje mi się słuszne sądzić eora za wierność, kim by nie był jego suzeren, szczególnie tuż przed wielką wojną. Każdy z nas może stanąć przed tym samym wyborem co Alva. Życie suzerena albo własne życie i wolność... Władca Wiatru wybrał Honor. To jest godne szacunku, a nie kary. Walentyn zaiste był synem suprema, choćby i zmarłego. Co zrobi Aldo? Pośle do kotów galtarskie kodeksy i wyśle Kruka na szafot czy odstąpi? Gdyby Mała Rada była Wielką, kto wie, ale burza w misce to nie burza. Czyli przyłączyć się do Skał? No i kto po czymś takim będzie ośmiornicą? – Książę Alva jest śmiały – Aldo wciąż jeszcze trzymał się w ryzach – powiedziałbym nawet, że za bardzo. On nie wygląda na szaleńca, czyli jego bezczelność ma wyjaśnienie. – W starożytności podobne postępki wyjaśniano szlachetnością – Lód zgasł, Walentyn znów

był spokojny – Wiem, że książę Ockdell patrzy na to inaczej. Jego prawo i jego wybór. Nawiasem mówiąc, nie pierwszy. – Nie pozwolę obrażać się na oczach Aldo! – Leżący fotel, obnażone ostrze i głodne słońce na suficie... – Na oczach jego wysokości... Nie pozwolę! – Chętnie obrażę pana w każdym dogodnym dla pana miejscu – Białe z wściekłości oczy Dicka i uprzejmy uśmiech w odpowiedzi. W Starym Parku Dickon cudem ocalał – Ale nasze nieporozumienie w żadnym wypadku nie odsuwa naszego obowiązku. Potwierdzam swoje słowa. Książę Alva został oskarżony niesprawiedliwie. Powinien być uniewinniony, a nieuczciwych urzędników, przygotowujących proces, należy zdjąć ze stanowiska i pozbawić pensji. – Dość! – od głosu Emirani Rakana padały konie, Aldo prawie dorównał legendarnemu przodkowi. – Jeśli skrzyżujecie szpady, znajdziecie się w Zansze wcześniej niż Kenallijczyk. Powiedziałem, wy słyszeliście. Książę Ockdell, słyszałeś Słowo Fal. Rezygnujesz ze swojej decyzji? – Nie, panie! – Książę Epineix, co powiesz ty? A co on może powiedzieć? Tylko jedno! – Hrabia Savignac, hrabia Dorac, hrabia Arigau nie mogą osądzić Alvy. Odpowiadam za nich „niewinny”! I już! Pięć śmierci, sześć żyć i ty między nimi... Ty wybierasz, ale zdecyduje i tak inny, a on chce śmierci, więc po co prawo? Powiedz „winny” i zwal stary klon... Tak łatwiej, tak mądrzej, tak bezpieczniej dla wszystkich! – Wasale Błyskawic służą nie Taligoi, a Taligowi, nie Honorowi, a hańbie – jakie Aldo ma złe oczy, jak potwór z herbu... Złoto, a pod nim – plamy, ciemne, mokre, straszne. Ile by nie zamazywać pleśni, ona i tak się pokaże, ile byś nie kłamał,wygadasz się... – Władco Błyskawic, czekamy! Jeszcze można odejść, schować się w wykopaną przez Pridda norę. Wasale przysięgali Ollarom, Władca – Rakanowi, każdy wierny jest swojemu suzerenowi. Jeszcze można zrównoważyć głosy i wszystko zacznie się od początku. Jeszcze można... – Książę Epineix, odpowiadaj! – Zgadzam się z Władcą Fal. Książę Alva jest niewinny. ROZDZIAŁ 5 RAKANA (B. OLLARIA) 400 rok K.S. 19 dzień Zimowych Skał 1 Gdyby nie Katari, która straciła przytomność przy katedrze, Rober nie powiedziałby „nie”, a Katari chciała tylko jednego. Sprawiedliwości. Królowa nie wiedziała, czym grozi Taligoi jej postępek. Szlachetnych ludzi może przekonać tylko prawda, ale suzeren ufa tylko Ockdellowi, a Ockdell będzie milczał. A poza tym wszystko już się stało. Nawet gdyby Katari i Inochodziec dowiedzieli się o abdykacji, co oni mogą? Alva został uniewinniony. Uniewinniony przez sąd eorów, którego postanowienia nie można zmienić! Aldo nic nie powiedział. Ani jednego słowa, tylko wstał i wyszedł, pchnąwszy butem zbyt wolno otwierające się drzwi. Dickon rzucił się śladem, i nie dlatego, że był Panem Kręgu, po prostu z powodu Ośmiornicy wszystko leciało w Zmierzch i nie wolno było złapać za ręce, wyjaśnić, zażądać... – Droga dla króla! Droga dla Władców... Gimneci rozsuwali halabardy, trzaskały skrzydła drzwi, kłaniali się kawalerowie, przysiadały w reweransach damy, ale Aldo nie odpowiadał, coraz bardziej przyspieszając kroku. Dickon ledwie nadążał za suzerenem, wyczuwając drążące go wściekłość i wahanie. Etykieta zabraniała pójść

obok, spojrzeć w twarz, porozmawiać, zapytać, pocieszyć. Młodzieniec mógł tylko mknąć przez rozszumiały pałac, patrząc na białe naprężone plecy, przekreślone złotą szarfą... Złotą, nie szkarłatną, a pamięć bulgotała nocnymi koszmarami, w których martwy Loura rzucał się w pościg za Aldo i Priddem. Sen okazał się proroczy. Z woli Ośmiornicy oskarżenie rozpadło się na kawałki, jak rozpadło się ciało nieszczęsnego marszałka... – Panie, konie przy wyjściu, eskorta czeka na rozkaz. – Dobrze! Oni gdzieś jadą... Gdzie? Suzeren rzucił coś do Mevena, ale Dickon nie dosłyszał. Nie zgubić kroku było coraz trudniej. Zmieniły się straże i amfiladę drugiego piętra, tę samą, po której Kruk prowadził giermka w dniu urodzin Katari, ochraniali południowi gimneci. Liliowe tuniki przypominały o zdradzie Hectora, zrzeczeniu się Ernani, fatalnym wypadzie Walentyna. Jaką by bestią nie był Pridd, rozumie, że bez Rakanów przyjdzie na niego koniec. Jakim by bałwanem nie był Inochodziec, zorientuje się, co będzie, jeśli spowiedź Ernani ogłoszona zostanie przy żywym Alvie, ale Roberowi zawrócił w głowie Pridd, a Priddowi zasłonili oczy Manrikowie, i, co najgorsze, gdyby Dick nie znał całej prawdy, też oddałby sprawiedliwość wierności. Honor eora żądał, by powiedzieć „niewinny”, obowiązek Władcy Skał i przyjaciela króla – oskarżyć. Święty Alan miał łatwiej. O wiele... Z prawej mignęła Okrągła Sala i Richard pojął: idą do byłego skrzydła Arsenału. Eskorta czeka, suzeren gdzieś się wybierał. Do Galtarskiego Pałacu?! Czyżby miał patrzeć, jak z Kruka zdejmą łańcuchy? Tak, bo ukrywać się i wycofywać – to nie dla Aldo Rakana, ale co potem? Czym obróci się dla Taligoi ten dzień? Z tyłu nieodłącznym echem grzmiały obce kroki, ale Dick nie oglądał się. On i tak wiedział, że za plecami jest Pridd, który raz w życiu postąpił tak, jak dyktował mu honor, i tym samym strącił lawinę. Czy Ośmiornica zrobiłby to, co zrobił, gdyby w sądzie nie pojawiła się Katari? Teraz królowa dowie się, że Epineix i Pridd są po jej stronie, a Ockdell wierny jest Rakanom. Jak trudno będzie jej to wyjaśnić, a Inochodziec, dowiedziawszy się, że trzymano go w niewiedzy, obrazi się. Tyle lat pozostawać najlepszym przyjacielem i odejść w cień, ustępując miejsca młodszemu. To szczęście, że Epineixowie nie są próżni, ale wszystko ma swoje granice. Stopy tonęły w przyciśniętych miedzianymi listwami dywanach, na nieznanych szpalerach szybowały w niebiosach, kołysały się na zielonej wodzie, splatały szyje, rozkładały ogony i grzebienie cudowne ptaki. Wcześniej wisiały tu zdobyte sztandary – gaifijskie, drikseńskie, gaunasskie, kadańskie... I będą wisiały! Aldo nie potrzebuje cudzej zdobyczy, on przywróci wielkość przodków własnymi rękami. Będą wojny, będą i trofea, a na razie gaifijskie latacze mogą odpoczywać w swoich trzcinach. Pociągnęło chłodem – gimneci otworzyli drzwi, prowadzące na ganek, kamerdynerzy z płaszczami swoich panów zamarli przy ścianach na przemian z posągami. Suzeren zatrzymał się u nóg unoszącego miecz wojownika z błyskawicą na tarczy. – Jedziemy do Galtarskiego Pałacu – gdyby nie błysk oczu i złoto na ramionach, Aldo byłby nie do odróżnienia od marmurowych Galtarczyków – Mieliśmy nadzieję obejść się bez tego, ale nadmierna skrupulatność naszych wasali każe nam skorzystać z królewskiego prawa. Tego samego, które uczyniło z Hectora Pridda regenta Taligoi. Książę Alva dziewięcioma głosami przeciwko siedmiu został uznany za winnego i umrze, jak przystoi eorowi z Domu Wiatru, piątego dnia licząc od dzisiaj. Możemy wybaczyć swoim wrogom, ale nie wrogom Wielkiej Taligoi. Nie możemy upodobnić się do urzędników i cenić papierowe zwitki bardziej niż prawdę, a prawda jest taka, że Roke Alva to przestępca, mający na sumieniu tysiące zabitych. Na koń, panowie, nie można kazać prawu czekać. 2 Przy pojawieniu się eorów Wielkiej Taligoi Alva nie wstał, a podnosić oskarżonego siłą guecjusz nie zaryzykował. Crackl i Fensoi nie byliby tak delikatni, ale suprem to suprem: ścierpi

każde kłamstwo, każdą podłość, ale nie bójkę w sali rozpraw. Bójka – to takie żołdackie i lokajskie, prawnicy tego nie pochwalają, prawnicy zabijają podczas biesiady przy kominku, ocierając usta naperfumowanymi chusteczkami. Albo ogłaszając wyroki. – ... Roke książę Alva oskarżony jest zgodnie z prawami przeszłymi i teraźniejszymi – Z góry bródki i wąsów nie widać, z góry Courtney wygląda jak kobieta. Holtyjka, jak powiedziałby Kapul- Gizail, któremu pora złożyć wizytę. Jeszcze dziś! Pięć dni – to tylko wydaje się dużo, a gimneci i ludzie Noxa nie są tak źli, jak chce myśleć Carvall, i nie tak głupi... Kenallijczycy Kenallijczykami, ale potrzebny jest i drugi ślad. Na wszelki wypadek. Potrzebni są „szubienicznicy”... – Wysoki Sąd uważnie rozpatrzył przedstawione poszlaki... – A guecjusz ma problemy z głosem. No pewnie! Jedna sprawa – być jednym z wielu i zupełnie inna – dać zabójstwu swoje imię. – ...doszli do wniosku, iż są one wiarygodne i służą jako niezaprzeczalne dowody... Akurat, niezaprzeczalne... I warto było przecinać biczem obuch i bóść się ze ścianą? Postanowiłeś obejść się bez walki? Żebyś się nie zdziwił! To Walentyn może myśleć, że dla suzerena nie wszystkie środki są dobre. Pridd nie wie ani o Goganach, ani o Tarnice, ani o Udo, ale ty?! Jeśli przycisnęło się pchać się na rożen, to zwaliłbyś uniewinnienie na swoich wasali, a sam zgodził się z Rocksleyem... Byłoby sześć do sześciu, Aldo i tak by się wmieszał, ale zaliczyłby marszałka do wiernych durniów i uspokoił się... – ... Oczywistość winy księcia Alva wobec władcy i Stwórcy nie wywołuje wątpliwości... Jeremy'ego trzeba będzie wykończyć, z szubrawca wyjdzie cudowny Kenallijczyk. Niech myślą, że ludzie Loura wzięli się za starą robotę. Trup Beacha odwróci uwagę od Carvalla, a Dickowi to nie zaszkodzi. Dick jest jedynym, kto został na jednym brzegu rzeki z suzerenem, nie licząc padlinożerców i Rocksleya, ale David po Dorze jest jak martwy. – ... nie bacząc na niegodziwy upór oskarżonego, nie zostało mu odebrane jego prawo. O losie księcia Alvy zadecydowali ci, którzy równi mu są urodzeniem, ale nie splamili się przestępstwami przeciw królowi i Stwórcy. I nich spełni się ich wola! Pospieszny aksamitny głos umilkł i do zimna dołączyła cisza. Ambasadorowie, sędziowie, goście patrzyli na oskarżonego, oskarżony patrzył w okno, a w głowie Robera Bagerlee mieszało się z Sagranną. Lodowaty górski błękit rozrywał rozpaloną suchą ciemność i gasł, zostawiając na ustach sól. – W imieniu Stwórcy i w imię Jego – zielony woźny sądowy, istny gigant, uderzył laską i gdzieś dźwięcznie złamało się niewidoczne ostrze – W imieniu Wielkiej Taligoi i w imię jej, słuchajcie jego wysokości! – Słuchajcie jego wysokości – powtórzyli mniejsi woźni, waląc w podłogę okutym miedzią drzewem. Rober oblizał przygryzioną wargę, próbując uchwycić coś ważnego, skradającego się po samym skraju zatapiającej duszę pustki. Przeklęta pamięć pląsała jak renkwahskie zimne ognie, gdzieś ciągnęła i gasła wśród mokradeł. – Władca wstaje – przypomnieli woźni – wszystkim wstać w imię Sprawiedliwości. Dźwięknęło, uderzywszy o siebie, pięć ciężkich złotych łancuchów – król... Król?! Młody człowiek w białych spodniach, białych butach, białym kaftanie, i nic więcej. – Władca wstał. Słuchajcie jego wysokości! Czy Levi się podniósł? Za podwójnym szeregiem gimnetów nie można dojrzeć niskiego kardynała, ale Kruk nadal siedział, tylko odwrócił się od okna. Teraz patrzył wprost na Aldo. Bez nienawiści, bez uśmieszku, bez współczucia. – Roke Alva, głowo Domu Wiatru! – Aldo rozpoczął wcześniej, niż należało. I szybciej – Eorowie Wielkiej Taligoi uznali cię za winnego. Powiedzieliśmy, a ty słyszałeś. Odpowiesz w pełni za swoje przestępstwa. Meraton! – Orston! – A teraz Alva wstał. Szybko i nieoczekiwanie, niby wyrzucone sprężyną ostrze – Ty powiedziałeś, a ja słyszałem. Ty powiedziałeś, i ciebie usłyszano. Cóż, eorowie Wielkiej Taligoi, jestem do waszych usług. Proponuję szpadę i sztylet, ale gotów jestem i na coś bardziej galtarskiego.

3 Kruk – Władca Wiatru, on nie może walczyć z Aldo! To pomyłka! Święty Alanie, to pomyłka! Skrzyżować szpadę z sędziami może tylko Rakan, a może jednak nie?!.. – Książę Alva – aby przebić się przez narastający szum, guecjusz niemal krzyczał – pańskie zuchwalstwo jest nie na miejscu! Nie jest pan na pojedynku, a przed obliczem Wysokiego Sądu... Nikt z panem nie będzie walczył. – Będzie – odparował Kruk – i to eorowie Kertiany. W surowej zgodzie z galtarskimi tradycjami. Prawa, panie Courtney, są jak błoto. Jeśli przeszedłeś zamarzniętą Renkwahę i nie zauważyłeś, nie spiesz się iść tam latem. To takie samo kłamstwo jak z jeziorem. Adgemar uwierzył, przyjął ultimatum i zginął. Aldo też zginie jeśli przyjmie wyzwanie, ale Kruk kłamie! Władcy Wiatru umierali od strzał i tylko Rakan ginął w walce lub odchodził do pieczar... – Tylko Rakan posyła wyzwanie oskarżycielom – Chwała Stwórcy, Aldo zna prawdę – A pan, nie bacząc na wszystkie pańskie przestępstwa, nie jest Rinaldim. – Owszem, nie jestem Rinaldim – Twarz Kruka była zła i wesoła, niby przy karcianym stole, i Dickon poczuł strach. Bo Kilean przegrał, kiedy nie mógł przegrać, a kruk zabił orłana, chociaż to było niemożliwe – Książę Ockdell, czytał pan o Beatrice. Proszę powiedzieć, co pan pamięta? – Rinaldi nie mógł bić się z Eridani! – zakrzyczał Dickon – Pierwszy był Lorio Borrasca... On... Er Roke, pan nie może bić się z... z Aldo! – Młodzieńcze – Kruk błysnął zębami – czyżby zapamiętał pan tylko cierpienia dumnej eorii? Eridani nie skrzyżował miecza z bratem, bo przemilczał. Gdyby anaks powiedział: „winny”, walczyłby, chociaż i po Lorio, wszak ten był powodem i stroną pokrzywdzoną, a Eridani tylko sędzią. U nas za pokrzywdzonego uważa się pan w bieli. Czyli to on będzie walczyć pierwszy. Albo nie będzie... W tym ostatnim przypadku pozostaje panu tylko wleźć na stół i krzyknąć, że „er Aldo nie jest tchórzem”... Okrwawione pióra na kolczastych, purpurowych od jagód gałązkach, przez suchą trawę widać czarne buty, trzeszczy, rozpalając się, ogień... – Pierwszy będę walczyć ja! – Richard złapał szpadę, jakby pojedynek już się zaczął – Ja wyzwałem era Roke po Estebanie, on wyzwanie przyjął. Ja walczę pierwszy!.. – Książę Ockdell, milczeć! – W głosie Aldo było wszystko, ale nie ulga. – Jeśli przyjęcie wyzwania jest naszym prawem i obowiązkiem, nikomu go nie odstąpimy, ale prawnicy nie mogą znać prawa gorzej od wojskowych. Fanch-Garric, ile prawdy jest w tym, co mówi ten człowiek? – Podczas panowania Ernani Świętego precedensu nie było – okrągła twarzyczka krzywiła się, marszczyła i już nie wyglądała jak niemowlęca – nikt ze skazanych nie walczył z sędziami, inaczej weszłoby to do kronik. W latach rządów Ernani skazano sześćdziesięciu czterech eorów. Wszyscy przyjęli wyrok godnie i spokojnie, wszyscy... Kruk uśmiechnął się i urzędnik umilkł. Umilkłby i wcześniej, ale wcześniej Kruk na niego nie patrzył. – Ernani Święty do szaleństwa bał się sądowych omyłek – usta Kruka wykrzywiał znajomy uśmieszek, na widok którego nieswojo czuli się nie tylko sędziowie – a Manlius Ferra i Diamni Koro umieli dokopywać się do prawdy. Panowie, będziecie się śmiać, ale za Ernani sądzono wyłącznie winnych. Więcej, oni wszyscy przyznawali tak swoją winę, jak i pełnomocnictwa sędziów. Ja nie przyznałem ani pierwszego, ani drugiego, czyli rozsądzą nas galtarscy bogowie. Albo, jak kto chce, demony! – To bluźnierstwo! – krzyknął guecjusz – Bluźnierstwo przed obliczem jego świątobliwości. Kardynał nie odpowiedział. Kruk lekko odwrócił głowę. – To tylko prawo, panie. Galtarskie prawo. Z punktu widzenia obecnych esperatystów, jest ono heretyckie, ale kodeksy pisze się nie dla bogów, a dla ludzi. Skazany bez przyznania się do winy walczy ze skazującymi, ilu by ich nie było. Pierwszy w okresie kabitelskim skorzystał z tego prawa za błogosławieństwem świętego Adriana Iwiglius Penja, ostatni – Cynna Marikjare

w 344 roku kręgu Fal. Po zakazie przez Agaris walk na linii postarano się o tym zapomnieć. – Książę Alva mówi to, co odpowiada rzeczywistości – W szeregu ambasadorów, kaszląc i chrypiąc, podniosła się brązowa figura i Dick poznał duajena – Starożytne prawo zakładało sąd boży w całych Złotych Ziemiach. W Driksen obyczaj ten został zapomniany, ale nie zniesiony do tej pory. Nieprawdaż, hrabio fok Galuberoze? Obleczony w ciemny granat Driskeńczyk wyglądał jak zamarzła lanca. – Driksen to kraj honoru i pamięci – powiedział zimno – ale nie sądziłem, że w Urgocie tak dobrze znana jest nasza przeszłość. – A mnie dziwi, że książę Alva, odrzucając prawa jego wysokości Aldo do tronu przodków, tak natrętnie wpycha Wysokiemu Sądowi jedno z praw Rakanów – wtrącił się Carlion – Nie można nalegać na jedno prawo, odrzucając inne. – O – Alva roześmiał się i machnął ręką – Proszę się nie denerwować, baronie, to wyszło samo z siebie. Eorowie Kertiany już skazywali mnie na śmierć i nawet nazwali to sądem. Co prawda, zapomnieli mnie o tym powiadomić. Dowiedziałem się o „wyroku” po kilku latach, kiedy liczba sędziów w dziwny sposób się zmniejszyła. Pierwszy zabrał się w Zmierzch pański kuzyn generał Carlion. Zastrzeliłem go, żeby uratować ariergardę fok Warzow, nie mając pojęcia, że wykonuję wolę galtarskich bogów. Czyż to nie zabawne? – Jeśli to prawda – Aldo patrzył nie na Carliona, a na Kruka – to niech pan odpowie, kto panu powiedział o wyroku. – Ockdell – Kruk uśmiechnął się uprzejmie i zimno – Egmont Ockdell. On nie zgadzał się na zabójstwo, dopóki nie zaproponowano mu, aby uważał ową dobrą rzecz za egzekucję, a siebie – za sędziego. – Ojciec powiedział?! – Strażnica w Nadorze, dziwni goście, niezrozumiała wtedy rozmowa – Powiedział?! – Ockdell! – okrzyk suzerena wyrwał Dickona z przeszłości. Nic się nie zmieniło, tylko Kruk już się nie uśmiechał. – Powiedział – potwierdził – Zanim stanął na linii. Zapytałem Władcę Skał, czy posyłał do mnie zabójców, czy nie. Egmont był bezgranicznie obrażony i oznajmił o sądzie Honoru. Zakłułem go, ale wzbudził moją ciekawość, zacząłem czytać... Niestety, kiedy przekopałem się przez stare manuskrypty, z moich sędziów pozostawali przy życiu tylko stary Epineix i Walter Pridd. Ale zagadaliśmy się, panowie, a dni teraz nie są za długie. Kardynał milczy. On się nie wtrąci, on chce, żeby Aldo zginął, żeby oni wszyscy zginęli... – Jestem gotów! – Dickon postąpił w przód, rozumiejąc, że do wieczora nie dożyje. Suzerena można uratować tylko zabijając Alvę, i trzeba to będzie zrobić przed pojedynkiem. Choćby w plecy, jeśli nie będzie innego wyjścia. Alana ścięto. Richard uwolni Aldo od tej konieczności, wystarczy mu sił i na drugi cios. 4 – Powiedziałem „winny” wcześniej niż Ockdell – David Rocksley patrzył jasno i prosto, z jego ramion jakby spadło coś brudnego i ciężkiego – Ja walczę pierwszy. – Będziemy ciągnąć losy – Roberowi udało się złapać Dickona za ramię. Zapłata, o której mówił Enniol, spóźniła się zaledwie odrobinę. Ciekawe, on i Aldo dogonią w Zmierzchu Adgemara czy nie... – Ja walczę pierwszy – powtórzył David – Alva, oskarżyłem pana wcześniej niż Ockdell. – Przykro mi, ale pierwszy zrobił to Bernheim – Priddowi ani się śniło wstać. – Rocksley był trzeci, po Carlionie, Ockdell – czwarty. – A pan? – zwrócił się do Ośmiornicy Kruk – Który z kolei był pan? – Ja nie uznałem pana za winnego tego, o co pana oskarżono – Walentyn ceremonialnie skłonił głowę – i książę Epineix się ze mną zgodził. Pana należało nie sądzić, a zabić. – Słuszna uwaga – zgodził się Alva – i bystry rozum. Czyli czeka mnie walka ze Skałami i panem w białych spodniach. Przykre...

– Przykre? – nie wytrzymał Rocksley – Powiedział pan przykre?! – Mój giermek wyzwał siedmiu, a mnie dostało się tylko pięciu – w zadumie powiedział Kruk – Chyba że posiadacza białego stroju uznać za czterech? – Walczy pan ze mną! – wykrzyknął Richard, wywijając się z rąk Robera – Słyszysz? Zabiję cię! – Milczeć, młodzieńcze! – Kruk gwałtownie odwrócił się do Aldo – Ty, durniu agaryjski! Nie wolno atakować w dół po stoku, nie znając miejscowości, ale ty powiedziałeś i ciebie słyszałem nie tylko ja. Nazwałeś się Rakanem, przyjdzie ci walczyć przed swoimi przydupasami. Albo zdać się na łaskę starożytnych sił. One będą się bawić dłużej ode mnie... – Nie! – Richard był silniejszy i młodszy od Robera, ale Epineix jakoś go utrzymał, a potem doskoczył Meven – Nie!.. On cię zabije! – Dość! – huknął Aldo i Dickon posłusznie umilkł – Sprawdzimy kodeks Dominica i przejrzymy stare kroniki. Jeśli Roke Alva ma prawo do walki z nami, skrzyżujemy szpady. Courtney, Fanch-Garric, zatroszczcie się tym razem o przedłożenie wszystkich wymaganych dokumentów. – Nie ma takiej potrzeby – głos, który rozległ się zza pleców gimnetów, był miękki i spokojny – Annały Adriana w pełni potwierdzają to, co powiedział oskarżony. Skazany może żądać pojedynku z oskarżycielami, oni zaś nie mogą mu odmówić. Gdyby książę Alva został skazany przez sąd eorów, o wszystkim zadecydowałoby jego pragnienie udowodnienia swojej niewinności, ale dwa domy z czterech go uniewinniły, a czwarty ogłoszono milczącym. Książę Alva został uniewinniony sądem eorów i skazany prawem anaksa. Nie może walczyć z pozostającymi w mniejszości oskarżycielami. – Pojedynku nie będzie? – Dickon wyprzedził Robera o pół oddechu – Nie będzie? Tak, wasza świątobliwość? Kardynał westchnął łagodnie i poprawił emaliowego gołębia na piersi. Zaraz uderzy. Zza rogu i z całej siły. – Niestety, synu mój – błękitne oczy patrzyły prosto i smutno – pojedynek będzie, ale bez uczestnictwa Domu Skał. Zgodnie ze starożytnym prawem i według annałów Adriana Aldo Rakan musi walczyć z Roke Alvą jeden na jednego, jeśli Roke Alva nie uzna się za winnego. I jeśli skazujący nie okaże miłosierdzia i nie ułaskawi przestępcy, oddając go pod opiekę, jak Ernani Święty oddał pod opiekę świętego Adriana Silana Cullę. To jest wyjście! Dla wszystkich – dla Alvy, Aldo, Dickona i dla niego z Nicolasem... Kruk zostanie przeniesiony do Nochy, suzeren będzie żył, miasto zostanie całe, można będzie czekać na wiosnę i Lionela... – Książę Alva przyzna się do winy – uciął Aldo – albo będziemy walczyć. – Na linii – zimno sprecyzował Kruk. – Na linii – ubódł powietrze Aldo – jutro o świcie. I niech Władcy i kar... i jego świątobliwość zobaczą wszystko. Orston! – Mój władco – wychylił się Dickon – mój władco... – Milczeć, Ockdell! – Synu mój – spojrzenie Leviego stało się jeszcze łagodniejsze, białe palce przesuwały się po białej emalii – ja, skromy sługa Stwórcy naszego, w imię Miłosierdzia Jego i w imię powrotu Jego proszę cię, abyś ułaskawił Roke Alvę i powierzył go mnie. Zastawem mojej szczerości niech będzie berło świętego Ernani... – Błagam o miłosierdzie... – Duajen Izby Ambasadorskiej głośno zakaszlał i pospiesznie przykrył usta chustką. – Wasza wysokość – poparł go Drikseńczyk – w imieniu mojego kesara proszę o okazanie łaski. – Mój władco – zagruchał eksterrior – ambasadorowie Złotych Ziem... – Wasza wysokość... – Najjaśniejszy panie... – Błagamy...

– Okaż wielkoduszność... Trzeba było prosić, udowadniać, błagać, a język nie słuchał. Levi dokonywał niemożliwego – ratował wszystkich, dawał czas i życie, ambasadorowie, sędziowie, eorowie pląsali dookoła Aldo, starając się za siebie lub za swojego suzerena, a Inochodziec tępo patrzył przed siebie, zapamiętując różne głupoty w rodzaju plamy atramentu na małym palcu Fanch-Garrica. W głowie szumiało jakby wleciała do niej chmara much, ich bzyczenie zagłuszało pamięć, a trzeba było wspomnieć... Na wszystko co święte wspomnieć, tylko o czym?.. Albo o kim? – Nie mogę odmówić jego świątobliwości i wywołać niezadowolenie Jego Świątobliwości Esperadora i państw Złotego Traktatu – Aldo nie mówił, on warczał – ale jeśli Alva zniknie z Nochy, głowę dadzą wszyscy... Wszyscy, którzy zmusili nas do darowania życia przestępcy. Wasza świątobliwość, powiedzieliśmy, ty słyszałeś. – Meraton! – Kardynał złożył dłonie na piersi i uśmiechnął się – Moi ludzie są gotowi zmienić gimnetów już teraz. – Nie ma mowy – uciął suzeren – Roke Alvę odeskortuje do Nochy straż cywilna i osobisty pułk Władcy Skał, ale nie wcześniej, niż zostaną omówione warunki. Zgodziliśmy się darować księciu Alvie życie, ale nie możemy dopuścić, aby szkodził on sprawie Wielkiej Taligoi. Meven, wyprowadzić skazanego. Dopóki znajduje się w Pałacu Galtarskim, pan za niego odpowiada. – Słucham i jestem posłuszny – Gimnet-kapitan postąpił ku Alvie, który powrócił do obserwowania witraży. Guecjusz zatrząsł swoim dzwoneczkiem, niewidzialne muchy przycichły. – Książę Alva – teraz suprem mówił powoli i wyraźnie – dzięki wstawiennictwu jego świątobliwości Leviego darowano panu życie. Zostanie pan umieszczony w Nosze pod podwójną ochroną straży cywilnej i ludzi jego świątobliwości. Może pan podziękować miłosierdziu Aldo Rakana. Alva przeciągnął się, prostując ramiona, i wstał: – Czyli jednak nie anaks, a miernota w białych spodniach... Nudne, ale przewidywalne... Meven, przejście! ROZDZIAŁ 6 RAKANA (B. OLLARIA) 400 rok K.S. 19 dzień Zimowych Skał 1 Alva wyszedł. Idealnie równe plecy skryły się za płaszczami gimnetów, pospiesznie skrzyżowała halabardy straż i Dick zrozumiał, że się obeszło. Nie stanie się nic nienaprawialnego, suzeren nie będzie walczyć i będzie żył, oni wszyscy będą żyli... Od myśli, że mógł stracić Aldo, tak jak stracił ojca, zrobiło się zimno. Spóźniony strach, zimny, ciężki, lepki, jak śnieg na dachach w czasie odwilży, runął na plecy, wciskając w fotel. Chciało się tylko jednego – zakrzyczeć i uciec, ale Władcy nie krzyczą, tego Richard Ockdell nauczył się jeszcze w niemowlęctwie. Młodzieniec przytulił się do ozdobionego herbami oparcia, próbując opanować niespodziewane dreszcze, a dookoła coś się poruszało, szeleściło, szumiało. Sala oddychała i kręciła się, pod drewnianą skórą drżał zmęczony kamień. Galtarski Pałac chciał oswobodzić się od zapełniających go ludzi, zapomnieć o tym, co widział, zasnąć, ale ludzie nie odchodzili. Oni czekali na suzerena, a ten kartkował ogromny, oprawiony w ciemną skórę tom. Stare prawa pachniały pleśnią i krwią, nie należało ich budzić, w państwie powinno być jedno prawo – prawo władcy. Władca może wszystko i nic nikomu nie jest winien. Rakanowie są pierwotni, jak pierwotne są kamienie. Kamieniarz nie może władać skałami, kamieniarze są słabi i śmiertelni, kamienie są wieczne, i władza Rakanów będzie wieczna. Aldo odnajdzie klucze do starożytnej magii i stanie się niepokonany, ale jeszcze nie czas kusić los. Suzeren popełnił jeden jedyny błąd – w zamian za abdykację darował Ferdynandowi życie. Od tego wszystko się zaczęło, a teraz kamienie są