xena92

  • Dokumenty207
  • Odsłony22 311
  • Obserwuję46
  • Rozmiar dokumentów309.3 MB
  • Ilość pobrań14 651

Amber Kell - Supernatural Mates 06 - More Than Pride

Dodano: 7 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 7 lata temu
Rozmiar :1.1 MB
Rozszerzenie:pdf

Amber Kell - Supernatural Mates 06 - More Than Pride.pdf

xena92 EBooki Amber Kell Supernatural Mates
Użytkownik xena92 wgrał ten materiał 7 lata temu.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 64 stron)

~ 1 ~ AMBER KELL Supernatural Mates 06 - MORE THAN PRIDE ( Więcej niż duma ) Tłumaczenie: panda68

~ 2 ~ Rozdział 1 Dillon siedział na tylnej werandzie rozkoszując się chłodną wieczorną bryzą z puszką napoju w swojej ręce. Ziewnął, zmęczony po długim dniu pomagania w uprzątnięciu zachodniego ogrodu na wiosenne sadzenie. Ogólnie nie miał nic przeciwko zabieraniu się do ciężkiej roboty – duma była tylko tak silna jak jego najsłabszy członek i Dillon postanowił dawno temu, że nie będzie najsłabszy. Mógł urodzić się najsłabszy w miocie, ale czas poświęcony wzmacnianiu ciała i późne osiągnięcie dorosłości pomogły mu stać się drugim najsilniejszym lwem dumy. Teraz tylko para alfa była silniejsza od niego… ale Adrian tak naprawdę się nie liczył, ponieważ Dillon spotkał kilka osób równie groźnych, co słodki partner Talana. Wzdychając, Dillon odepchnął się stopą od podłogi, wprawiając drewnianą huśtawkę w ruch. Jego życie powinno być cholernie doskonałe. Miał dobrą pracę, jako nadzorca zespołów roboczych dumy i czasami był przedstawicielem swoich alf. Talan powierzył mu negocjowanie traktatów i reprezentowanie go, gdy nie mógł się wyrwać. Dlaczego, w takim razie, czuł się w środku pusty? Parę ostatnich dni musiał nawet się zmusić, by zwlec się z łóżka. Nic nie wydawało się już przynosić mu radości. Nawet młode biegające wokół domu nie wydawały się wywoływać jego zwykłego uśmiechu. Teraz, kiedy zarówno Kevin jak i Talan mieli swoich partnerów, tęsknił za jednym dla siebie. Westchnienie wydarło się z jego piersi. Żaden z lokalnych lwów nie przemówił do jego serca i chociaż zaczął spoglądać w stronę watahy Adriana, by tam znaleźć potencjalnych partnerów, tam również nie znalazł wilczego partnera, który by mu odpowiadał. Czy naprawdę miał zbyt wielką nadzieję na znalezienie jednego idealnego mężczyzny? Do diabła, nawet wziąłby kobietę, gdyby tylko sprawiła, że jego serce zabije szybciej. - Miał. Słaby dźwięk zwrócił uwagę Dillona. Zatrzymał kołyszącą się huśtawkę, żeby zerknął w ciemność. Duży pręgowany kot brykał w wysokich trawach, atakując dmuchawce, kiedy przemierzał pole.

~ 3 ~ Krok. Krok. Sus. Zwierzę w kółko powtarzało ten schemat, wciąż się zbliżając. Tuziny nieszczęsnych dmuchawców traciło swoje piórka, podczas jego zabawy. - Hej tam, rozrabiako – powiedział Dillon, starając się mówić głosem niskim i kojącym. Co za słodki kociak. Jednak, Dillon musiał pozbyć się tej małej istoty z ziem dumy zanim zostanie przekąską lwa. – Chodź tutaj – zagruchał do ślicznego kota. Krzyk sowy sprawił, że włosy na karku Dillona stanęły dęba. Zeskoczył z ganku i pobiegł w stronę pręgowanego kota, na którego z pobliskiego drzewa rzucił się wielki puchacz. Ptak nakierował się na kota i, przed przerażonym wzrokiem Dillona, zanurkował w dół i złapał kota w swoje szpony. - Nie! – krzyknął Dillon. Zgarnął z ziemi kamień i rzucił nim w ptaka. Kamień uderzył w cel, prosto w ptasie skrzydło. Sowa zaskrzeczała, zwalniając swój chwyt na zwierzątku. Ku zdziwieniu Dillona, kot obrócił się w powietrzu i zmienił. Futro zmieniło się w gładkie, muskularne ciało, a miedzianozłote włosy spłynęły po kształtnej czaszce. Zamiast puszystego kota, na trawie wylądował nagi mężczyzna. Zmienny kot przykucnął jak dzika istota wystraszona tym, że znalazła się na otwartej przestrzeni. Jego błyszczące włosy lśniły w świetle księżyca i nawet w ludzkiej postaci oczy mężczyzny świeciły odblaskiem. Sowa wydała kolejny krzyk. Wylądowała kilka metrów dalej i zmieniła się w wysokiego, umięśnionego mężczyznę z brązowymi włosami z białymi pasemkami. Siniaki pokrywały go od twarzy do torsu. Jego poruszające się w szybkim oddechu żebra wyraźnie odcinały się od posiniaczonej skóry o kolorze mokki. Człowiek sowa chwiał się przez chwilę, zanim jego oczy przetoczyły się do tyłu jego głowy i padł na ziemię. Po co do diabła kot i sowa wdarli się na lwie terytorium? Troska o rannego zmiennego sprawiła, że Dillon ruszył najpierw w stronę ptaka. - Mam nadzieję, że wy dwaj macie dobry powód dla swojej obecności na naszej ziemi. Nie ścierpiałbym, gdybym musiał was zabić – mamrotał Dillon, kiedy sięgnął do boku zmiennego puchacza. Delikatnie dotknął palcami posiniaczoną skórę nieznajomego, ostrożnie go badając i szukając jakiś głębszych urazów. Jednak z tego, co widział, wszystkie poważne rany były na wierzchu, żadnych złamań. Nie wiedział, czy to dlatego, że mężczyzna zmienił się już kilka razy, czy też naprawdę nie było

~ 4 ~ więcej uszkodzeń – chociaż fakt, że stłuczenia pojawiły się po zmianie, powiedziały Dillonowi, że musiały być dość poważne. Miał nadzieję, że zmienny sowy obudzi się z dobrą wymówką, albo Talan będzie wściekły na taki pokaz jawnego braku szacunku. Każdy zmienny powinien wiedzieć, że nie wchodzi się bezkarnie na ziemię lwiej dumy i nie spodziewać się, że przeżyje to spotkanie. Dillon pochylił się i podniósł zwiniętego zmiennego, chociaż był bliski wzrostem do Dillona. Jednak waga ludzka sowy nawet nie zbliżała się do wagi lwa. Odwracając się w stronę domu dumy, Dillon prawie wpadł na zmiennego kota. - Co tu robisz? – Dillon spiorunował wzrokiem nieznajomego. Trudno mu było utrzymać swój wzrok na twarzy mężczyzny, kiedy szybkie spojrzenie oczami w dół ujawniło, że mężczyzna cały jest złoty. Dillon próbował utrzymać swoje spojrzenie w miejscu. Zmienni nie przejmowali się nagością, ale wciąż było uważane za niegrzeczność wpatrywanie się w kogoś. - P-przepraszam, że jestem twoim terenie – wyjąkał zmienny kot. Dillon mógł wyczuć przerażenie przelewające się w mniejszym mężczyźnie. Długie zadrapanie odznaczało się na jego prawym ramieniu w miejscu, gdzie złapały go szpony sowy. - Kim jesteś? - Chester. Dillon czekał na więcej, ale nieznajomy stał tylko i wpatrywał się w niego bez słowa. Postanawiając, że musi zanieść zmiennego sowy do środka, Dillon przeszedł szybko obok Chestera i podążył do domu. - A skąd jesteś? – zapytał nie patrząc na drugiego mężczyznę. Nagła cisza złamała postanowienie Dillona, żeby nie spojrzeć na przystojnego faceta. Chester stał dwa metry dalej przygryzając swoją dolną wargę. Dillon usiłował zignorować pragnienie ugryzienia samemu ust Chestera i sprawdzenia, czy smakuje tak słodko jak wygląda. - Tak naprawdę jestem z nikąd – powiedział w końcu.

~ 5 ~ Zanim Dillon mógł skomentować to dziwne oświadczenie, człowiek kot odskoczył na głos usłyszany przez ramię. - Przepraszam, że próbowałem cię zjeść. Moja sowa była naprawdę głodna – wtrącił się zmienny ptaka. Szorstki i głęboki ton głosu osiadł w jądrach Dillona i sprawił, że jego fiut uniósł się w odczuciu zainteresowania. - Możesz mnie teraz postawić. Chester rzucił ptakowi szybkie spojrzenie spod swoich długich, złotych rzęs. - W porządku. – Potarł swoją szybko leczącą się ranę i cofnął się odrobinę od pozostałych zmiennych. Dillon ostrożnie postawił mężczyznę, nadal trzymając ramię wokół jego pasa dla wsparcia. Pomimo siły w swoim głosie, zmienny sowy zakołysał się trochę. - Dziękuję. Między śliczną kicią a seksownym ptakiem, jego fiut chciał się wydostać i przywitać. Przecież, pozostała dwójka była naga… dlaczego więc się nie zabawić? Dillon potrząsnął głową chcąc porzucić swoje niestosowne myśli. Musiał reprezentować dumę, a nie wdawać się w szybki trójkącik. - Jestem Evin. – Spojrzenie sowy było wyzywające, ale Dillon nie odwracał wzroku od nikogo oprócz swojej alfy. Pozwolił cichemu pomrukowi przetoczyć się przez swoje gardło, aż w końcu Evin odwrócił wzrok. - Przepraszam. – Evin z dużym zainteresowaniem wpatrywał się w ziemię. - Uh-huh. Więc, skąd się wy dwaj tu wzięliście? – Założył ramiona na piersi i czekał na ich odpowiedź. - Zgubiłem się – wyjąkał Chester. Zwiesił głowę, jakby wyznał jakiś wielki grzech. Dillon poczuł dziwne pragnienie, by przytulić tego szczupłego mężczyznę do swojej piersi i przytrzymać go przy sobie, ale zrezygnował, ponieważ usłyszał ton kłamstwa w słowach kotka. - Ja muszę spotkać się z Talanem – oznajmił Evin. Jego zimny ton i silna postawa sprawiły, że wewnętrzny kot Dillona zapragnął zamruczeć i przewrócić się na plecy, by podrapano go po brzuchu.

~ 6 ~ - Dlaczego? – nie ustępował Dillon. Niby dlaczego to, że ktoś się pojawił i chciał rozmawiać z jego alfą, miało mu dać automatyczny dostęp. Tylne drzwi się otworzyły. - Hej, Dillon, chcesz ciasteczko? Serce Dillona opuściło jedno bicie, kiedy Adrian wyszedł na ganek. Jednym potężnym skokiem, znalazł się przed partnerem alfy, chroniąc Adriana swoim ciałem. Adrian zerknął na niego. - Co się dzieje? Ku zaskoczeniu Dillona, Evin zrobił przed Adrianem głęboki ukłon. - Mam ważną informację, którą muszę podzielić się z tobą i twoim partnerem. - O? Dillon patrzył z rozbawieniem jak Adrian ostrożnie zmierzył intruza. Adrian mógł sprawiać wrażenie miłego człowieka bez odrobiny złośliwości w jego ciele, ale Dillon widział zimną stronę partnera alfy i robił, co w jego mocy, by ta bezwzględna wilcza połowa Adriana rzadko się ujawniała i grała. Zdolność gotowania Adriana mogła zapewnić mu sympatię dumy, ale to te bardziej śmiercionośne umiejętności sprawiły, że zapracował na szacunek dumy. Dillon nie miał wątpliwości, że gdyby ktoś próbował zaatakować, zdołałby się tylko zmienić w połowie, bowiem Adrian już zabiłby ich swoimi ostrymi jak brzytwa pazurami. Mimo to, jego lwie instynkty czuły potrzebę chronienia mniejszego członka jego dumy. Adrian ugryzł ciasteczko, wciąż mierząc chłodnym oceniającym spojrzeniem Evina. Pysznie pachnąca kupka ciasteczek leżała na tacy, którą Adrian pewnie trzymał w jednej ręce. Dillon oparł się pragnieniu wzięcia ciastka, postanawiając poczekać aż będzie zapewnione bezpieczeństwo partnera alfy. - Dlaczego musisz z nim rozmawiać i skąd wiesz, kim jestem? – zapytał Adrian. Dillon potrząsnął głową. - Wszyscy wiedzą, kim jesteś, Adrianie. Talan to jedyny lew alfa niemający lwa, jako partnera.

~ 7 ~ - Naprawdę? – Zaskoczenie Adriana rozśmieszyła Dillona, pomimo dziwnej sytuacji. Czasami wilk nie miał pojęcia, co dzieje się poza grupą. - Tak, naprawdę. - Myśliwi kierują się w tę stronę – powiedział Evin. – Mój brat, Tilden, zawarł z nimi umowę w zamian za ziemie dumy, gdy pozbędą się lwów. Tilden jest szalony. Po pożarze w zeszłym miesiącu, który zniszczył nasze siedlisko, zmienne sowy coraz częściej okazują niezadowolenie z podejścia do kryzysu przez Tildena. Gdy zaprotestowałem, głodził mnie i bił. Zostawił mnie w spokoju tylko dlatego, że myślał, iż jestem zbyt poważnie ranny, by latać. Dillon skupił na mężczyźnie całą swoją uwagę. - Jacy myśliwi? - Nie wiem, skąd przybyli. Gdy przyszli po raz pierwszy mówili o lwach, które ukradły ich badania, ale kiedy wyraziłem swój sprzeciwy wobec krzywdzenia innych zmiennych, nie pozwolili mi być obecnym na reszcie spotkania. To oni mnie zaatakowali, więc najwyraźniej postępowali zgodnie z poleceniami mojego brata, przynajmniej do czasu, gdy dostaną to, czego chcą. Noszą się w moro i mają wielką broń. - No cóż, nie odzyskają swoich badań – warknął Adrian. – Ci, którzy to zrobili i postanowili zostać, są teraz częścią mojej dumy. Dillon patrzył z niepokojem, jak wilk prześliznął się w oczach Adriana, przerażająca zmiana. - Przyszedłem powiedzieć Talanowi, co wiem – powiedział Evin. – Nie popieram zwracania się zmiennych przeciwko sobie. Jeśli nie obronimy innych zmiennych, to równie dobrze możemy być ludźmi. - Ahh… jesteś jednym z oficerów bezpieczeństwa, prawda? – zapytał Adrian. - Tak. – Evin kiwnął głową. – Mogę wejść? Więcej lat, niż Dillon pamiętał, rada zmiennych ustanowiła siatkę asekuracyjną dla zmiennych. Gdyby pojawił się jakiś niepokój w sprawie bezpieczeństwa zmiennych, każdy zmienny mógł pójść do któregokolwiek oficera i poprosić o pomoc. Ten zajrzałaby do rozkazów i zameldował o tym radzie. Ale posiadanie brata, który stał się draniem, musiało być ciosem dla tego mężczyzny.

~ 8 ~ - Pewnie, Talan jest w salonie. Ogląda jakieś wampirze show. – Adrian przewrócił oczami i mruknął ze wstrętem. – Nie wiem, dlaczego ogląda te bzdury. Tak, jakby istniały jakieś wampiry. Dillon zauważył wyraz ulgi na twarzy Evina. - Dziekuję. Przyrzekłem sobie, że jeśli przeżyję, ostrzegę lwy. - Potem damy ci coś do jedzenia. Musisz być głodny po swoim locie. Dillon zauważył, że Adrian dyplomatycznie nie wspomniał o wyglądzie Evina. Wilk przedstawiał sobą cholernego dobrego partnera alfy dumy. Odsuwając się na bok, Dillon pozwolił zmiennej sowie przejść. Mężczyzna nie pachniał oszustwem czy gniewem, za to pachniał cudownie kusząco. Kły Dillona wysunęły się z jego dziąseł i ukłuły w dolną wargę, kiedy zapach Evina wypełnił jego nos. Potrząsając głową, spróbował rozwiać ten dziwny pociąg. Zawsze podziwiał sowy, ale nie miał obsesji ich na punkcie. Jak tylko Adrian i Evin zniknęli w środku, zawrócił swoją uwagę na zmiennego kota. Prawie zapomniał o Chesterze w swoim pragnieniu zdobycia Evina. Chester stał w ciszy, patrząc na Dillona, tak nieruchomo jak kot szykujący się do skoku. - Masz dom, mały kocie? Chester pochylił głowę, unikając oczu Dillona. - Nie. - Gdzie jest twoja rodzina? - Nie żyją. – Chester przełknął, jakby próbował zdusić łzy. Nieważne, kiedy jego rodzina umarła, było oczywiste, że Chester wciąż nie pogodził się z ich śmiercią. Serce Dillona ścisnęło się bólem dla ślicznego zmiennego. - Chodź tutaj. – Dillon rozwarł swoje ramiona. Chester wskoczył w nie, jakby tylko czekał na zaproszenie. Młodszy mężczyzna zadrżał w jego ramionach. – Gdzie mieszkałeś? Chester wymamrotał w pierś Dillona.

~ 9 ~ - Wszędzie i nigdzie. Podróżowałem, próbując uniknąć kontroli zwierzęcej, psów i samochodów. Nie chciałem wchodzić na twój teren. Cholera, ale wspaniale pachniesz. – Ciche mruczenie przetoczyło się przez klatkę piersiową Chestera. Dillon mógł wyczuć palcami niemal wszystkie żebra młodszego mężczyzny. - Musisz coś zjeść. Wejdź do środka… przynajmniej możemy dać ci posiłek. Chester wysunął się z ramion Dillona i odsunął poza jego zasięg. Dillon warknął na jego ruch. Drżący mężczyzna zachowywał swoją przestrzeń, nawet gdy nie mógł spojrzeć Dillonowi w oczy. Najwyraźniej drewniany ganek wytrzymał wcześniej nieodkryte fascynacje. - Nie potrzebuję jałmużny. - Wchodź do domu. – Dillon powiedział to jak polecenie, a nie zaproszenie. Ewidentnie mężczyzna potrzebował kogoś, kto uratuje go przed samym sobą. Dillon otworzył drzwi i skinął do środka. Posłusznie, Chester przeszedł obok niego. Uprzejmie zaczekał, aż Dillon nie dołączy do niego zanim wejdzie dalej. Dillon zacisnął rękę wokół karku Chestera w delikatnym uścisku, jakby chciał uspokoić kota. Ruszając do przodu, skierował się do kuchni. Znaleźli ciasteczka Adriana leżące na gorącej blasze do pieczenia. Całe pomieszczenie pachniało jak na Boże Narodzenie. Dillon przechylił głowę. - Czy jest jakiś szczególny powód, że robisz te ciasteczka w maju? Olśniewający uśmiech Adriana rozjaśnił pokój. - Nigdy nie ma niewłaściwego czasu, by upiec ciasteczka. - Prawda. – Dillon nie mógł sprzeczać się z tym rodzajem logiki. – To jest Chester. Masz coś pożywniejszego, co może zjeść? - Pewnie. Chyba zostało jeszcze w lodówce trochę mięsa z sarniny. – Adrian odłożył kolejną blachę, otworzył lodówkę i wyciągnął duży pojemnik. Po przełożeniu kilku łyżek do miski, wstawił to do mikrofali. – Powinno być gotowe w ciągu dwóch minut. A ja zanim ostygną ciasteczka, zrobię trochę zaległej roboty. Jedz cokolwiek chcesz, Chester. Daj znać, jeśli będziesz czegoś potrzebował.

~ 10 ~ Z ostatnim uśmiechem do ich dwójki, Adrian opuścił pokój. - Co on robi? – zapytał Chester. - Poza trzymaniem alfy w ryzach? Jest programistą gier. - Hm. Wydaje się być miły, ale dziwnie pachnie. - Bo jest zmiennym wilkiem. – Dillon przysunął się do Chestera, niezdolny do powstrzymania się od głaskania jedwabistej nagiej skóry. Gdy Chester zaczął mruczeć, Dillon zabrał swoją rękę. – Um… przepraszam. Poczekaj tu i przyniosę ci jakieś ubranie. - Dlaczego? – Chester przechylił głowę przyglądając się Dillonowi swoimi dziwnymi złotymi oczami. – Nie przeszkadza mi, że jestem nagi. Dillon zacisnął zęby. - Bo jeśli się nie ubierzesz, wypieprzę cię na środku kuchni dumy i nie sądzę, żeby inni, gdy tu przyjdą, docenili to, że mój kutas będzie zanurzony w twoim tyłku. – Zmienni nie przejmowali się zbytnio nagością, ale seks ogólnie był uprawiany w zaciszu ich pokojów albo na zewnątrz z dala od widoku. - Oh. – Chester zarumienił się mocno. – Tak, nie pomyślałem o tym. Lubię, jak mnie dotykasz. Dillon otarł swoje wargi o czubek głowy Chestera, jego pierś zacisnęła się od nieujawnionych uczuć. - Zaczekaj tu, przyniosę ci jakieś ubranie. – Zniknął w korytarzu zanim poddał się swojemu postanowieniu, by nie molestować seksualnie zupełnie obcego faceta w rodzinnej kuchni dumy. Chester stał nieruchomo, gdy Dillon wyszedł. Zdradzanie rodzaju zmiennych złamałoby mu serce. Gdy zgodził się ulec szantażowi ludzi, nie myślał o ludziach, których będzie szpiegował. Najwyraźniej, już rozeszła się pogłoska wśród grup nienawidzących zmiennych, że lwie dumy są trudne do infiltracji, ale otwarte dla innych zmiennych. Trucizna, jaką zaszczepili w ciele Chestera, zabije go za pięć dni, gdyby nie wrócił z wiadomościami o dumie. Mając fotograficzną pamięć, mógłby narysować im mapę i powiedzieć im wszystko o członkach dumy i ich słabościach. Chester nie chciał umierać

~ 11 ~ – zwłaszcza nie wtedy, gdy nigdy tak naprawdę nie miał okazji pożyć. Jednak, po spotkaniu Dillona, Chester nie chciał go skrzywdzić. Głośny sygnał mikrofali oznajmił, że jego posiłek jest gotowy. Żołądek Chestera zaburczał w odpowiedzi, jakby wiedział, że jedzenie jest dla niego i chciał go teraz. - Szzz, masz szczęście, że cię nie zagłodzą. – Trucizna wolno rozpływająca się w jego żyłach zabije go prędzej niż umrze śmiercią głodową. - Wciąż nagi, koteczku? – Zmienny sowy znalazł gdzieś ubranie i teraz miał na sobie parę jeansów i obcisły podkoszulek seksownie opinający jego szczupłe ciało. Chester szybko połknął ślinę. Nie zapomniał jeszcze sowie tego, że wywołał chwile grozy u Chestera. Strach po zostaniu schwytanym z ziemi i uniesionym przez parę dużych szponów, wciąż był świeży w jego umyśle. - Um, Dillon poszedł po ubranie dla mnie – powiedział drżącym głosem. Gorące spojrzenie sowy prześliznęło się po ciele Chestera w widocznej pieszczocie. Chester zadrżał pod tym spojrzeniem. - Myślę, że byłoby szkoda cię zakrywać. – Niski głos Evina przepłynął przez Chestera jak ciepła czekolada. Ledwie w odpowiedzi powstrzymał mruczenie. Odniósł wrażenie, że okazując jakąkolwiek słabość, to tyłek Evina znajdzie się na najbliższej powierzchni, pomimo tego, co powiedział Dillon o nie uprawianiu seksu w kuchni. Chester odchrząknął. - Dillon oznajmił, że lepiej będzie jak się ubiorę, żebym nie denerwował innych. – Nie wspomniał o tym, co Dillon powiedział o wypieprzeniu go. Omijając zmiennego sowy, pospieszył do mikrofali i wyjął miskę gorącej potrawy. Na szczęście szkło nie było zbyt gorące, ponieważ Chester potrzebował jakiegoś zajęcia. Otworzył i zasunął kilka szuflad zanim znalazł łyżkę, bo przynajmniej poszukiwania odwracały jego spojrzenie od seksownego człowieka sowy. - Co tutaj robisz, malutki? Chester zatrzasnął szufladę. - Nie jestem malutki – warknął. Prawie czuł, jak rośnie jego gniew. Evin usadowił się na stołku po przeciwnej stronie blatu, utrzymując swoje ruchy wolne i spokojne.

~ 12 ~ - Nie chciałem cię rozgniewać, Chester. Mówiłem tak dla żartu. Chester wziął potrawę do ust. Kawałki warzyw i mięsa były mile widziane w jego pustym żołądku. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz jadł solidny posiłek. Nie karmili go nadmiernie, gdy był zamknięty w klatce. Po trzech miesiącach dostawania ochłapów jakiegokolwiek jedzenia i stałym biciu, gotowy był zgodzić się na cokolwiek, by wydostać się stamtąd. Niestety jego oprawcy byli na tyle zapobiegliwi, że mimo to wstrzyknęli jemu i jego bratu truciznę. Gdyby nie dbał o własną śmierć, mieli nadzieję, że myśl o śmierci jego brata, zmusi go do poddania się. Wiedział, że nie blefują. Pokazali mu ciała zmiennych, którzy odmówili im wcześniej. Powstrzymując żółć wzrastającą w jego gardle na te wspomnienia, Chester odstawił miskę. - Hej, wszystko z tobą w porządku? – Evin sięgnął przez blat i nakrył rękę Chestera swoją własną. – Naprawdę nie zrobiłem cię krzywdy, gdy cię złapałem? Łatwiej było ignorować Evina, gdy Chester myślał, że jest dupkiem. Chester zamrugał, by powstrzymać łzy, widząc niepokój Evina. - Co się dzieje? – Ostry ton Dillona sprawił, że Chester błyskawicznie obrócił się do lwa. Spojrzenie zwężonych oczu Dillona wysłało ciarki wzdłuż kręgosłupa Chestera. Zmienny lew wyglądał tak, jakby chciał rozerwać Evina. Instynkt, którego nie rozumiał, kazał mu wejść między tych dwóch mężczyzn. Poziom podniecenia wzrósł, kiedy Chester poczuł obu mężczyzn po obu swoich bokach. Ich ubranie otarło się o jego fiuta i tyłek, a jego ciało stwardniała na bliskość tych seksownych mężczyzn. Wziął głęboki wdech i zaciągnął się wspaniałym zapachem Dillona. Być może nie przeżyje tej infiltrującej misji, ale nie zamierzał zrezygnować ze znalezienia się pod zmiennym lwem, chociaż raz. Odczucie dżinsów Evina ocierających się o jego nagi tyłek, sprawiło, że Chester nerwowo zbliżył się do lwa. Dillon zawinął ramię wokół Chestera i przesunął go za siebie. Dillon rzucił ubranie Chesterowi. - Proszę, idź i się ubierz. Chester przygryzł swoją wargę. Jego spojrzenie przesuwało się tam i z powrotem, sprawdzając nastroje między mężczyznami. - Będzie dobrze. – Dillon pogłaskał włosy Chestera i pomasował jego kark kojąco.

~ 13 ~ - Okej. – Chester pokiwał głową. Nie chcąc zostawić obu mężczyzn samych, podszedł pod ścianę i zaczął wciągać dżinsy i T-shirt, które zostały wyjęte z jakiejś szafy. Prawie w każdym dom zmiennych były dodatkowe ubrania w rozmaitych rozmiarach dla niespodziewanych gości. Para jęków sprawiła, że spojrzał w górę. Dwie pary oczu były skupione na Chesterze. Przełknął, czując się jak zdobycz dla większych, bardziej niebezpiecznych drapieżników. Już raz dzisiaj tego doświadczył, ale z jakiegoś powodu w ludzkiej postaci to było znacznie bardziej seksowne. Nie miałby nic przeciwko temu, by ci seksowni faceci przed nim rzucili się na niego. - Um, dzięki za ubranie. – Skupił się na Dillonie, który rozstrajał go mniej niż zmienny sowy. Uśmiech Dillona rozjaśnił pokój. - Nie ma za co, kociaku. Chester warknął. - Nie jestem kociakiem. Evin się uśmiechnął. - Jesteś czymś więcej niż kociakiem w swojej ludzkiej postaci. Dillon się roześmiał. Chester podszedł i kopnął Evina w łydkę. To tylko wywołało w nim śmiech. Chester popatrzył gniewnie na zmiennego sowy. - Dokończ swój posiłek. – Dillon wskazał na miskę. – Wyglądasz, jakbyś nie jadł od jakiegoś czasu. Tobie też dam, Evin. Wracając do lodówki, Dillon napełnił kolejną miskę potrawą i włożył do mikrofali. W kuchni zapanowała cisza, w której rozbrzmiewały tylko odgłosy z mikrofali i zgrzyt łyżki Chestera o spód jego miski. Chester nie sprzeczał się z oceną Dillona w sprawie swojego głodu, ale również nie zamierzał wyjaśniać swojej niewoli i jak ledwie uciekł z życiem. Jego brat nie miał tyle szczęścia. Przełknął łzy wraz z daniem. Nie mógł teraz myśleć o Garfieldzie. Musiał się skupić.

~ 14 ~ Dillon zawinął ramię wokół Chestera i pociągnął go troskliwie w swoje ramiona. - Nic ci nie jest? Chester kiwnął głową, ale nic nie powiedział. Nie mógł mówić przez guz dławiący jego gardło. Nie pamiętał, kiedy ostatni raz, ktoś okazał mu jakąkolwiek czułość. Jego rodzice umarli, gdy był młody, a Garfield był dobrym bratem, ale niezbyt serdeczną osobą. Dzwonek mikrofali uratował go, kiedy Dillon poczuł potrzebę bycia gościnnym i podania jedzenia Evinowi. Chester włożył swoją miskę do zmywarki, patrząc jak Evin w błyskawicznym tempie pałaszuje swoje jedzenie. Najwyraźniej Chester nie był jedynym, który nie jadł od jakiegoś czasu. - Nie uduś go – wymamrotał Evin wkładając swoją miskę do zmywarki. Dillon ryknął jak duży lew dupek, którym Chester podejrzewał, że był. - Hej, olbrzymie, chciałem tylko pomóc – powiedział Evin. Chester podniósł wzrok i zobaczył wysunięte kły Dillona, opierające się o jego wargi. Cholera, to było seksowne. Zanim jego mózg mógł dogonić swoje ciało, Chester podszedł do Dillona, uniósł się na palcach i pocałował zmiennego lwa. Niski pomruk wydobył się spomiędzy jego warg. - Mmmhmmm – zgodził się Chester. Gorąco wylało się z niego jak z ciepłego pieca, a jego fiut stwardniał, gdy otarł się o ciało dużego zmiennego. Jego sumienie próbowało mu szeptać, że nie miał prawa z kimkolwiek się parować, ale jego ciało odrzucało nieznośny mózg. Od dawna już nie czuł tego, jak ktoś się w niego wślizguje. Bardzo dawno. Dziwny dźwięk wyrwał go z namiętnych oparów wywołanych przez ciepłe ręce i mężczyznę, który wiedział, co nimi robić. - Co? – zajęczał Chester, gdy Dillon odsunął swoje usta, by warknąć na sowę. - Nie dotykaj go – zabrzmiał ochryple głos Evina, jakby przełknął kamienie.

~ 15 ~ Chester odwrócił się w opiekuńczych ramionach Dillona, by spojrzeć na drugiego mężczyznę. Na skórze Evina pojawiły się maleńkie pióra wyrastające wokół jego brwi i na policzkach, a jego twarz miała ten ostry wyraz jego sowiej postaci. Dillon zawinął ramię wokół torsu Chestera przyciągając go mocno do swojego ciała. - W czym problem, Evin? – Dillon mówił stonowanym głosem, jakby nie chciał wywołać zmiany u drugiego zmiennego. - Partner. – Szyja Evina się skurczyła, jakby jego ptasia połowa próbowała przebić się przez ludzką obronę. - O, do diabła, nie. – Uścisk Dillona na Chesterze zacisnął się prawie boleśnie. – On jest mój. Masz pióra w głowie, jeśli myślisz, że możesz go mieć. O, cholera. Nie było możliwości, żeby to się dobrze skończyło. Dillon ryknął z całą mocą. Chester przycisnął ręce do uszu. - Co tu się do cholery dzieje? – W kuchni rozległ się nowy głos, który postawił kręgosłup Chestera na baczność. Biorąc głęboki wdech, Chester ośmielił się zerknąć zza szerokiej piersi Dillona. Talan. Zdjęcia tego mężczyzny nie oddawały mu sprawiedliwości. Tam, gdzie Dillon był duży i umięśniony, Talan był jeszcze większy i szerszy. Przywódca lwów był pięknym mężczyzną. Chester prawie czuł przywódczą aurę mężczyzny, która go otaczała i domagała się poddania. Adrian stał obok lwa. Chester mógłby pomyśleć, że mniejszy zmienny wilk jawi się, jako słabszy przy swoim potężnym partnerze, ale to było tak, że był jakby częścią całości. Tak jakby Talanowi coś brakowało, gdyby nie stała przy nim mniejsza postać zmiennego wilka. - Partner! – nalegał Evin, jego głos skończył się pohukiwaniem, jakby człowiek próbował przemóc naturę swojego ptaka. - Kim jest twój partner? – Oczy Talana zwróciły się na Chestera, a ten zamarł jak mysz zauważona przez jastrzębia.

~ 16 ~ Evin jeszcze raz poruszył głową, jakby w szyi nie miał kości. Chestera przeszył mimowolny dreszcz. Widział Egzorcystę, ale Linda Blair nie umywała się do Evina. Gdyby wypluł jeszcze kulkę z myszą sierścią, Chester by zemdlał. - Nie wiem – odpowiedział Evin niepewnie z miękkim pohukiwaniem. - Co to znaczy, że nie wiesz? – warknął Dillon. – Jak możesz nie wiedzieć? Evin spiorunował wzrokiem Dillona. - Kiedy stoicie razem, nie mogę powiedzieć, który z was jest moim partnerem. - Dillon, puść zmiennego kota i odsuń się na bok. Chcę, żebyście stali osobno, by Evin mógł wyczuć was oddzielnie – nakazał Talan. Evin zadrżał, gdy Dillon zwolnił uścisk na kocie. Duży lew miał majestatyczne męskie piękno. Evin prawie mógł sobie wyobrazić, jak ten mężczyzna w postaci lwa przemierza trawiaste tereny. Chester wiercił się pod spojrzeniem Evina. Nie wiedział, czy to przez jego sowie rysy, czy też młodszy mężczyzna nadal miał za złe Evinowi, że go złapał, ale wydawał się być ogromnie zdenerwowany pod taksującym spojrzeniem. - I jak teraz? – Ton alfy wskazywał na to, że myśli, iż Evin jest idiotą, skoro nie może wskazać, który jest jego partnerem. - Nie wszyscy z nas wiedzą to na pierwszy rzut oka – warknął Evin. - Ze zdjęcia – powiedział Talan zadowolonym głosem. – Wiedziałem, że Adrian jest mój, jak tylko zobaczyłem zdjęcie. A teraz określ wreszcie, który jest twoim partnerem. Nie chcę, żebyś rozwalił moją dumę, łamiąc Dillonowi serce. Dillon, czy Chester jest twoim partnerem? - Tak. – Nie było żadnego wahania w tonie Dillona. – Chester jest moim partnerem. - W takim razie sprawa jest rozwiązana – ogłosił Talan. – Evin, możesz zostać, jeśli chcesz, i poszukiwać u nas schronienia, ale nie chcę, żebyś stwarzał problemy między sparowaną parą. Protest pojawił się w gardle Evina, ale co mógł powiedzieć? Nie wiedział, który z nich jest jego partnerem i Talan miał rację. Gdyby zgłosił pretensje do Chestera, Dillon by go rozerwał. Nie miałoby znaczenia, że w równym stopniu pociągał go Dillon – duzi i umięśnieni faceci od zawsze go podniecali i tym razem nie było inaczej.

~ 17 ~ Evin potrząsnął głową, by oczyścić umysł z fantazji szalejących w jego wyobraźni. Znajdzie inne miejsce, by żyć. Nie mógł tu zostać i patrzeć na tych dwóch mężczyzn, których pragnął, jak znajdują radość wyłącznie ze sobą. - A co jeśli obaj są jego partnerami? – odezwał się Adrian. - Co? – Talan spojrzał z marsową miną na wilka. – O czym mówisz, kochany? Adrian wzruszył ramionami. - Co, jeśli oni wszyscy są partnerami? Jest kilka przypadków trzech osób, które się sparowały. To może być jeden z nich. Czemu nie? Dlaczego nie, rzeczywiście? To zdarzało się bardziej u ptaków niż u którejkolwiek rasy kotów, ale to nie było niespotykane… chociaż Evin nigdy nie myślał, że znajdzie się w tego rodzaju sytuacji. Oczywiście, nigdy też nie myślał, że jego brat oszaleje i zawrze umowę z psychopatycznymi myśliwymi. Życie było pełne niespodzianek. - Nigdy nie słyszałem, żeby tak się zdarzyło z lwami – odparł Talan, ale jego ton był zadumany, nielekceważący. Evin odniósł wrażenie, że gdyby to ktoś inny zasugerował ten pomysł, Talan wyrzuciłby go przez okno. - To zdarza się u zmiennych ptaków – argumentował Adrian. – Nawet słyszałem, że coś takiego zdarzyło się w paru watahach wilków. Nie w mojej sforze, ale słyszałem o tym. Talan warknął na Adriana, jego wyraz twarzy przypominał wkurzonego kota, tak że Evin musiał powstrzymać uśmiech. - Nie należysz do watahy, należysz do dumy. Adrian potrząsnął głową. - Traktuję to jak podwójne obywatelstwo. Nie zamierzam zerwać więzi z moim bratem, więc będziesz musiał sobie z tym poradzić. Evin szybko obrócił głowę, by ukryć uśmiech. Adrian nie bał się swojego partnera. Kiedy stawiał czoła jeszcze mocniejszej dezaprobacie swojego partnera, wilk nie ustąpił mu pola i zachował spokojny wyraz twarzy, nawet gdy Talan warknął. Po prostu przeczekał jego gniew.

~ 18 ~ Talan chwycił Adriana za kark i całował go tak długo, dopóki nie oparł się o większego mężczyznę. Gdy alfa w końcu puścił swojego partnera, Adrian zakołysał się nieznacznie. - Tak długo jak twoja lojalność będzie względem mnie. - Zawsze – odparł Adrian bez wahania. – A teraz, jak rozwiążemy tę sprawę? Adrian popatrzył uważnie na każdego z nich. Evin prawie czuł, jak mężczyzna rozprawia się z kolejnymi pomysłami i je odrzuca. - Mogliśmy zastosować stare i wypróbowane metody – dumał Talan. - Wrzucić ich razem do pokoju i nie pozwolić wyjść, dopóki się nie wypieprzą? – zapytał Adrian. - Tak. – Talan posłał Evinowi szeroki uśmiech. – W ten sposób, albo wyjdziesz sparowany albo zostaniesz obiadem - wszystko mi jedno. Rada zmiennych może dać mi się we znaki, ale jestem pewny, że przejdą nad tym do porządku. Adrian potrząsnął głową na oświadczenie partnera. - Dillon, chcesz skorzystać ze swojego pokoju, czy udać się gdzieś na neutralne miejsce? Dillon się uśmiechnął. - Skorzystam z mojego pokoju. Moje łóżko jest wystarczająco duże, a nie mamy dość miejsca dla nowo przybyłych. - Racja – zgodził się Adrian. - W takim razie zróbcie to. – Talan obrócił się i skierował do drzwi. Złapał Adriana za nadgarstek podczas swojego wyjścia, ciągnąc mniejszego mężczyznę za sobą. - Ona zawsze taki jest? – zapytał Evin, wskazując głową na oddalającą się parę. Dillon skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. - To znaczy jaki? - Lekceważący inne rasy. - Puszczę tę uwagę mimo uszu, ponieważ jesteś tu nowy, ale Talan ma największe pieprzone serce niż jakikolwiek inny alfa, jakiego spotkałem. Większość alf

~ 19 ~ rozerwałaby cię i odesłałaby do twojego gniazda w kawałkach za samo tylko wtargnięcie na ich ziemię. Kiedy banda bezdomnych zmiennych znalazła się na naszym ganku, Talan ich nie wykopał. Zamiast tego, większości z nich znalazł domy i pracę, by mogli się utrzymać. Może dogryzać Adrianowi w sprawie jego watahy, jednak gdyby brat Adriana miał jakiekolwiek problemy, natychmiast zjawiłoby się stado lwów, by go chronić. Spotkałem wiele alf w swoim życiu, ale Talan jest jednym z najlepszych. Evin uniósł obronnie ręce. - Nie chciałem nikogo urazić. Tylko wydaje się, jakby nie lubił ptaków. - Sądzę, że jest bardziej zaniepokojony tym, że chcesz mojego kociaka, niż to, że wysuwasz pióra. Evin wzruszył ramionami. - Być może. - Nie jestem kociakiem. – Chester warknął jak wkurzony kot. Evin się roześmiał. - Oczywiście, że nie jesteś. – Dillon pogłaskał głowę Chester, jakby głaskał psa. – Jesteś złym kotkiem. - O, właśnie. – Chester kiwnął głową, jego bursztynowe oczy zabłysły. Evin nigdy nie widział osoby, która byłaby tak bardzo podobna do siebie zarówno w postaci zmiennego jak i człowieka. Falujące miedzianozłote kosmyki włosów Chestera miały wzór kota, jego oczy, pomimo ludzkich źrenic, miały taki sam bursztynowy kolor jak u kota. Był fascynujący. - Moja sypialnia jest z tyłu. – Dillon poprowadził ich korytarzem na tyły budynku. Chester posłusznie podążył za Dillonem, a Evin za cudownym tyłkiem Chestera, który, jak mu się wydawało, doskonale wypełni jego dłonie. Kiedy Dillon prowadził ich do pokoju, Evin ledwie zwracał uwagę na to, gdzie szli. - To tu – oznajmił Dillon, obracając się i zamykając za nimi drzwi. Jego niezbyt subtelne zakluczenie drzwi rozbrzmiało głośno w uszach Evina. Jego instynkty samozachowawcze kazały mu rozejrzeć się za innym wyjściem. Na szczęście dwa duże okna wydawały się otwierać i będą doskonałym wyjściem dla skrzydlatego zmiennego. Usatysfakcjonowany znalezieniem dostępnych wyjść, zwrócił uwagę na resztę pokoju. Zabrało mu chwilę, by uświadomić sobie, w co się wpatruje. Wszystkie ściany

~ 20 ~ wokół były obwieszone obrazami sów. Zdjęcia, szkice i małe figurki dekorowały pokój Dillona – tylko sów. - Wow, dużo tutaj ptaków – powiedział z podziwem Chester. Evin złapał spojrzenie Dillona. - Sądzę, że naprawdę nie masz jakichkolwiek wątpliwości, co do tego, że mogę być twoim partnerem, co? Dillon potrząsnął głową. - Po prostu nie myślałem, że mi uwierzysz, i nie wiem, czy mógłbym zrezygnować z Chestera, by cię zaakceptować. Łatwiej było wziąć kociaka niż ptaka. - Chciałeś zrezygnować z niego dla mnie? – zapytał Chester. - Tak, ale wiem, że żałowałbym tego do końca mego życia. Wyraz twarzy Dillona wpłynął bardzo kojąco na zszargane serce Evina. Zawsze zastanawiał się, dlaczego ptaki tworzące parę w gnieździe, nigdy do niego nie przemawiały. Kilka pospiesznych spotkań nigdy go nie uspokajało ani zaspokajało. Od dłuższego czasu myślał już, że może nie zasługuje na partnera. Teraz okazało się, że otak, i faktycznie, zasłużył na dwóch… a do tego, co to byli za wspaniali partnerzy. - Sądzę, że powinniśmy iść za radą Talana i upewnić się, że pasujemy do siebie. – Evin nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, który rozjaśnił jego twarz… za wszystkie nasiona świata. Biorąc głęboki wdech, wepchnął swojego ptaka z powrotem pod powierzchnię. Wątpił, żeby któryś z mężczyzn chciał go pocałować, gdyby miał twarz w piórach. - Jesteś przystojnym człowiekiem – zauważył Chester. Evin usłyszał odrobinę ulgi w jego głosie na widok w pełni ludzkiej twarzy. Postanowił odpuścić tym razem. Ostatecznie kociak będzie musiał przywyknąć do wszystkich jego postaci, ale w tej chwili zrobi wszystko, by poszło jak najlepiej. Patrząc na Dillona, Evin ruszył ostrożnie do przodu. Myśl, że byli partnerami było dalekie od doznania pocałunku od tego, o którym byłeś pewny, że jest twoim partnerem. A to, że Dillon miał figurki sów i marzył o sowie, nie znaczyło jeszcze, że Evin był sową, o której śnił.

~ 21 ~ - No dalej – zachęcił Dillon, łamiąc ostatnią barierę powściągliwości Evina do otarcia się o siebie. Evin podszedł bliżej do Chestera i czekał na kiwnięcie głową od mężczyzny zanim dotknął wargami ust kota. Chester jęknął cicho. Biorąc to, jako pozwolenie na dalsze kontynuowanie, Evin pocałował go jeszcze raz. - O, cholera, wy dwaj wyglądacie tak dobrze razem. – Dillon wypuścił cichy odgłos podniecenia. Evin ledwie poświęcił mu uwagę, gdy pochylił się, by pochłonąć doskonałość ust Chester swoimi. Ciche mruczenie wprawiło w drganie jego wargi. Evin się roześmiał. Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz jego serce nie dźwigało brzemienia zmiennego ptaka. Jego brat był przywódcą, ale Evin był jego zastępcą. Przynajmniej był, dopóki jego brat nie stał się szalony. Chętnie pozwoli wszystkim problemom zniknąć w tle, gdy będzie zatwierdzał swojego partnera. Cichy pomruk sprawił, że uniósł usta. Dillon obserwował ich głodnymi oczami. Niechętnie uwolnił Chester, łapiąc mężczyznę zanim upadł. - Rozbierz się – nakazał Evin zanim zwrócił swą uwagę na Dillona. - Zgaduję, że będę następny – powiedział Dillon. Jego głos, szorstki od pożądania, uderzył prosto w jądra Evina. Evin odchrząknął. - Na to wygląda. Podczas gdy jego pociąg do Chestera był ciepły jak letni dzień, jego pociąg do Dillona skwierczał jak wymykający się spod kontroli pożar lasu. Wyższa postać Dillona odrzuciła go na chwilę. Jego kochankowie zazwyczaj byli niżsi albo wzrostu Evina. Nigdy nie całował się z facetem wyższym od siebie. Chociaż był jednym z największych sów w ptaszarni, Evin nigdy nie kochał się z nikim tak potężnym jak Dillon. Nie wiedział, czy spodoba mu się bycie w poddańczej pozycji. Jednak, wątpił, że będzie miał wybór. Dillon emanował cechami alfy, które mogły być pokonane tylko przez mężczyznę alfa dumy. Evin nie wiedział jak działa hierarchia dumy, ale mógł się założyć, że Dillon był na szczycie drabiny określającej siłę. Dillon przerwał ich pocałunek, jego oczy pokazały błysk kota w źrenicach.

~ 22 ~ Evin wydał cichy pomruk, który brzmiał niemal jak kocie mruczenie. Cholera, koty już zaczęły działać na niego. Gdy Dillon zaczął ściągać swoją koszulę, od strony łóżka cichy głos wyszeptał Wow. Evin musiał się z tym zgodzić. Tors zmiennego lwa z pewnością był wart tego wow. Mięśnie naprężyły się, kiedy Dillon zdjął część garderoby i rzucił na podłogę za siebie. Jego oczy nie odwróciły się od Evina, podczas całego jego postępowania. Dillon oblizał swoje wargi. Evin zadrżał. Ciche mruczenie doszło z łóżka. Evin i Dillon odwrócili się, by zobaczyć Chestera leżącego na plecach, jego nogi były rozsunięte, a ręka zawinięta wokół jego długiego, nabrzmiałego fiuta. - Chcesz pierwszy posmakować, czy ja? – zapytał Dillon. - Ty pierwszy. – Chociaż bardzo chciał poznać smak Chestera, nie chciał pozbawić się tej szansy denerwując zmiennego lwa. Nie miał wątpliwości, że Dillon mógł go wyrzucić i zakazać wstępu na ziemie lwów bez zbędnych słów. Talan miał rację, mówiąc Evinowi, że to jest imprezka Dillona. Dillon obserwował go przez chwilę, jakby oceniając jego szczerość, zanim kiwnął głową i skierował się do podnieconego kotka na łóżku. - Czujesz się samotny, kociaku? - Za bardzo jesteś ubrany – poskarżył się Chester. - Przepraszam. – Uśmiech Dillona wskazywał na to, że jest bardzo rozbawiony. - Wyskakuj ze spodni, natychmiast! – nalegał Chester. Śmiejąc się, Dillon podporządkował się rozkazującemu mężczyźnie, ukazując dużego kutasa, na widok którego pośladki Evina się zacisnęły, a Chester uśmiechnął się radośnie. - Oh, zdecydowane wow. – Chester przewrócił się i podpełzł do Dillona, jego ruchy były tak ponętne jak zwierzę, które miał w sobie. Chester oderwał swoje oczy od Dillona, by napotkać spojrzenie Evina. - Ty też się rozbieraj.

~ 23 ~ - Tak, kociaku. – Radość przepłynęła przez niego pod wpływem intensywnego spojrzenia Chestera. Gdyby zawsze dostawał, chociaż odrobinę tej uwagi od któregokolwiek ze swoich partnerów, przyjąłby wszelkie jej ochłapy, które by mu rzucali. Dillon odwrócił się, by przyglądać się, jak Evin zdejmuje ubranie. Nigdy nie był nieśmiały… większość zmiennych nie było. Spędzali zbyt dużo czasu nago między przejściami od zwierzęcia do człowieka, by wstydzić się swoich ciał. Evin wiedział, że jest w formie. Znał kilku zmiennych, którzy nie byli, ale jakoś nigdy wcześniej nie pomyślał o tym, że będzie obiektem seksualnej obserwacji. Ale skupiony wyraz twarzy obu mężczyzn powiedział mu, że nadszedł czas ponownego zastanowienia się nad tym. Rumieniec wypłynął na jego twarz. Cholera, nigdy tego nie robił. - Niech ci to nie zajmuje całe wieki – dokuczał Dillon. – A może potrzebujesz pomocy? Myśl o dwóch parach rąk, rozbierających go i pieszczących jego ciało, sprawiła, że stał się twardszy niż beton. - Myślę, że to oznacza tak – powiedział Chester, uśmiechając się. - Myślę, że możesz mieć rację – zgodził się Dillon Dillon podszedł powoli do Evina, każdy jego krok odzwierciedlał jego ruchy w postaci lwa. Evin mógł się założyć, że Dillon zmieniał się w piękną bestię. Chester zeskoczył z łóżka w sposób, który, jak musiał przyznać Evin, był niesłychanie zapraszający, ponieważ sprawił, że jego fiut odbił się tam i z powrotem. Jego palce drgnęły z potrzeby chwycenia i poczucia tego twardego członka w jego dłoni. Zachwycający mężczyzna. Zanim miał okazję dotknąć Chestera, został wciśnięty między dwa gorące, nagie ciała. Chester ściągnął koszulę Evina i liznął jego ramię swoim kocim, szorstkim językiem. Dreszcz spłynął w dół kręgosłupa Evina prosto do jego erekcji. - Patrz, co znalazłem. – Dillon przykrył dłonią penisa Evina i potarł ręką po zapięciu spodni Evina. Nie mógł powstrzymać jęku, który wyrwał się spomiędzy jego warg. Gdy Dillon opadł przed nim na kolana, Evin westchnął. Zielone oczy Dillona zaiskrzyły się psotnie, gdy rozpiął spodnie Evina i, jednym szybkim szarpnięciem, opuścił je do stóp Evina.

~ 24 ~ - Ohh, co zamierzasz z tym zrobić? – zapytał Chester. Kot zawinął swoje ramiona wokół pasa Evina, przytulając się do niego od tyłu. Evin próbował sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz, ktoś go tak trzymał. Jego zwykłe seksualne spotkania wiązały się z pośpiesznym pieprzeniem przy ścianie albo na tyłach jakiegoś baru. Ptaki nie przywiązywały się do nikogo, kto nie był ich partnerem. Odbywali stosunki z przypadkowymi nieznajomymi, dopóki nie znaleźli swojej perfekcyjnej połówki. Evin zdobył dość doświadczenia w swojej przeszłości, by wiedzieć, że to jest diametralnie różne. Dotyk Dillona nie był bezosobowy ani pospieszny, jakby chciał zabawić się z Evinem tak szybko jak to możliwe, by mogła nadejść jego kolej. Dillon dotykał Evina tak, jakby troszczył się o mężczyznę przyczepionego do penisa. - Cudownie. – Niski głos Dillona ułagodził postrzępione krawędzie duszy Evina. Evin poruszył się z trudem czując swoją ograniczoną mobilność. Jego nerwy zadrżały od bezbronności swojej pozycji, jego kostki zamotane były w dżinsy, a ciało dostępne dla dwóch otaczających go mężczyzn. Evin musiał się zmusić, by stać spokojnie. Dillon potarł swoimi dużymi, ciepłymi rękami, w górę i w dół, ud Evina. Gorąco uspokoiło jego i jego ptaka w środku, który czuł potrzebę zmiany i ulotnienia się. - Spokojnie, skarbie. – Chester pocałował Evina w policzek. – Dillon zajmie się tobą. Usta Dillona zatonęły na penisie Evina. Doskonałe ssanie, wilgotne gorąco i widok oszałamiającego nagiego faceta klęczącego przed nim, przywołały do życia wszystkie fantazje Evina. Gdy jeszcze do tego został dodany Chester – bo jak miałby nie włączyć gorącego, młodego ogiera próbującego wywiercić dziurę w plecach Evina – zajęło mu niewiele czasu, by chwycić gęste włosy Dillona w formie ostrzeżenia mężczyzny - Daj mu to, Evin. On chce cię posmakować. – Ciche mruczenie wprost do ucha wysłało go ponad krawędź z okrzykiem. Chester potarł swoim fiutem tyłek Evina, kiedy ten opróżnił swoje jądra w chętnych ustach Dillona. Dillon przełykał szybko i, kiedy Evin stał się nieprzyjemnie wrażliwy, Dillon go uwolnił. Dobrze, że Chester stał za nim, bo inaczej Evin rozpłynąłby się na podłodze jak kałuża. A to byłoby dość łatwe, ponieważ czuł się tak, jakby wszystkie jego kości się rozpuściły.

~ 25 ~ - On jest taki śliczny – zagruchał Chester, przesuwając palcem po policzku Evina. Evin prychnął. - Nie jestem śliczny. Ty jesteś. Dillon pomógł wyjść Evinowi ze spodni zanim wstał. - Evin ma rację. Ty jesteś śliczny – zgodził się Dillon. Evin pochylił się, by złapać usta Dillona, ale zanim mógł nawiązać kontakt, lew go podniósł i przerzucił przez swoje ramię. - Hej – zaprotestował Evin. Dillon trzepnął Evina w nagi tyłek. - Cicho. - Och, spójrz na ten kolor. – Ręka prześliznęła się po pośladku Evina, lekko i ostrożnie. Nawet gdyby Dillon nie użył obu rąk, by go trzymać, Evin wiedziałby, że to palce Chestera dotykają go wszędzie. Dotyk młodszego mężczyzny zdążył już napiętnować jego duszę. Evin odbił się od łóżka, na które rzucił go Dillon. Chester radośnie krzyknął i też rzucił się na materac. Szeroki uśmiech wykrzywił wargi Evina. Kiedy ostatnio się śmiał? Kłopoty ptasiego rodu wykańczały go dzień po dniu. Walki pomiędzy rasami, strachem przed myśliwymi i huśtawką nastrojów brata, od zadowolonego przywódcy do irracjonalnego dupka, zjadały go od środka. Zadowolone westchnienie Chestera, który przytulił się do Evina, wywołało nieznane, ciepłe uczucie w jego piersi. - Chcesz, żebyśmy się tym zajęli? – Wskazał na erekcję Chestera, która wcale nie zmalała. Chester kiwnął głową. - Proszę. Chcę, by teraz wypieprzył mnie Dillon. Ty możesz pieprzyć mnie jutro. Przyglądając się kutasowi Dillona, Evin pomyślał, że Chester będzie jutro zbyt obolały na następną rundę.