ROZDZIAŁ PIERWSZY
Adena była dwudziestoośmioletnią kobietą
o turkusowych w oczach i raczej interesującej niż
pięknej twarzy, obramowanej długimi do ramion
ciemnoblond włosami. Ot, miła i atrakcyjna, ale
zupełnie zwyczajna kobieta. Tylko wyjątkowo
bystry obserwator dostrzegłby siłę charakteru
i inteligencję na jej sympatycznej twarzy. Stała
przy oknie skąpo oświetlonego gabinetu i bez
myślnie patrzyła na Zatokę San Francisco. Od
dalone światła wielkiego miasta połyskiwały
w mroku jak fantastyczny naszyjnik olbrzyma.
Z okna eleganckiego, położonego na skarpie
domu rozciągał się widok na osiedle Sausalito,
leżące na północnym krańcu mostu Golden Gate.
Bardzo tu ładnie, ale w San Francisco też mi się
podoba, pomyślała Adena i uśmiechnęła się do
siebie. Z rozkoszą tam wrócę, jak tylko załatwię tę
sprawę.
Sprawa, z którą przyjechała do Sausalito, była
wyjątkowo nieprzyjemna. Adena pragnęła po
zbyć się kłopotu i czym prędzej wrócić do domu.
Dopiero tam spokojnie zastanowi się nad wszyst
kimi zmianami. Jeszcze tylko ta jedna rozmowa
z Holtem Sinclairem i można będzie przekreślić
przeszłość grubą kreską, a potem zastanowić się
nad przyszłościią. Adena tak głęboko zatonęła we
własnych myślach, że nawet nie usłyszała, kiedy
otworzyły się drzwi gabinetu
- Czy panna West - zapytał mężczyzna, który
wszedł do w pokoju. Zapalił światło i uważnie
przyglądał się Adenie. Nazywam się Holt
Sinclair. Podobno chciała się pani ze mną widzieć.
Adena skinęła głową. Zupełnie inaczej wyob
rażała sobie tego człowieka. Sądziła, że będzie
znacznie starszy, tymczasem Holt Sinclair mógł
mieć co najwyżej czterdzieści lat. Sprawiał wraże-
nie bezlitosnego twardziela. Świdrował ją wzro
kiem, jakby chciał odgadnąć najskrytsze myśli
dziewczyny.
Adena poczuła się nieswojo. Szybko wytłuma-
czyła sobie, że miała okropny dzień, że to wcześ
niejsze wydarzenia spowodowały jej zdenerwo
wanie i że obecność tego mężczyzny nie ma z tym
nic wspólnego Po raz. pierwszy też dziewczyna
upiła w to. czy dobrze zrobiła, przyjeżdżając
do Holta Sinclaira. Może ta rozmowa wcale nie
była konieczna? Może on wcale nic chce, żeby
ktokolwiek przed czymkolwiek go ostrzegał?
Holt Sinclair wyglądał jak człowiek, który istot
nie nic potrzebuje niczyjej pomocy. Miał prosty
nos. ostro zarysowany podbródek i delikatne
zmarszczki wokół ust i oczu. Na pewno nie był
przystojny, za to określenie „doświadczony męż-
7
czyzna" doskonale do niego pasowało. Flanelo
wa koszula i luźne spodnie pozwalały się domyś
lać ukrytych pod ubraniem muskularnych ra
mion i płaskiego brzucha. Krótko mówiąc, Holt
Sinclair zrobił na Adenie duże wrażenie. Hola,
skarciła samą siebie. Przyjechałaś tu w interesach
i już nigdy więcej nie spotkasz tego człowieka,
a więc do rzeczy.
- Tak, to ja jestem Adena West - powiedziała.
- Tyle wiem od mojej gospodyni. Proszę spo-
- Wskazał dziewczynie pomalowane na
czerwono krzesełko. Sam usiadł w czarnym, skó
rzanym fotelu za równie czerwonym jak krzesełko
biurkiem.
- Bardzo przepraszam, że nachodzę pana
w domu - zaczęła Adena ale pańska sekretarka
powiedziała mi, że nic zastanę pana w biurze.
- A sprawa, z którą pani do mnie przyszła, nie
może czekać? - dokończył za nią domyślnie.
Raczej nic. Widzi pan, ja pracuję... - Adena
zawahała się, ale jednak postanowiła nie infor
mować Sinclaira o tym, że właśnie zrezygnowała
Z pracy. Pracuję w Carrigan Labs.
O! U konkurencji. Czyżby Brad Carrigan
znalazł się W tak rozpaczliwej sytuacji, że próbuje
mnie przekupić? - zakpił Sinclair.
- Panie Sinclair - powiedziała Adena cicho.
Pożałowała swojej decyzji. Należało pozostawić
tego człowieka własnemu losowi.
- Delikatnie mówiąc, mam za sobą bardzo
8
ciężki dzień. Nie przyjechałam tu po to, żeby
wysłuchiwać niewyszukanych męskich żarcików.
To znaczy, że nie występuje pani w roli łapówki.
Szkoda. Coś mi mówi, że urozmaiciłaby pani mój
szary i nudny dzień pracy. - Sinclair wstał zza biurka
i podszedł do znajdującego się w rogu pokoju
czarnego barku. - Ponieważ chce pani ze mną
rozmawiać o mniej interesujących sprawach, może
my przynajmniej przeprowadzić tę rozmowę w cywi
lizowanych warunkach. - Nalał brandy do dwóch
małych szklaneczek. Jedną z nich podał Adenie.
Przyjęła ją bez namysłu, wiedząc, że odmowa
przedłużyłaby niepotrzebnie jej pobyt w tym czar-
no-czerwonym gabinecie. Nie miała jednak zamiaru
pić alkoholu. Postawiła szklaneczkę na stoliku.
To znakomita brandy. Naprawdę - zachwa
lał Sinclair.
- Wierzę panu, ale nie przyjechałam tu na
towarzyską pogawędkę. Jeżeli nie ma pan nic
przeciwko temu, panic Sinclair...
- Proszę mówić do mnie: Holt.
- Dziękuję - odrzekła automatycznie, chociaż
forma, w jakiej miała się zwracać do tego męż
czyzny, była zupełnie nieistotna. Widzieli się
przecież pierwszy i ostatni raz w życiu. - Jeśli nie
masz nic przeciwko temu, chciałabym wreszcie
przejść do rzeczy. Od roku pracuję w Carrigan
Labs jako księgowa i...
- Czy Carrigan wie, że tu jesteś? - przerwał jej
Holt.
9
- Nie.
- Tak właśnie myślałem. Słucham dalej.
- A więc jak mówiłam, od roku pracuję w tam
tej firmie jako księgowa - ciągnęła. - Ostatnio
pojawiły się dosyć dziwne wydatki, które budzą
wątpliwości w normalnie funkcjonującym przed
siębiorstwie...
- Księgowy zawsze wypatrzy trudne do wyjaś
nienia wydatki. - Sinclair uśmiechnął się krzywo.
- Będę się streszczać, panie Sinclair.
- Holt - poprawił ją.
- O ile zdołałam się zorientować, te nadzwy
czajne wydatki były przeznaczone na, nazwijmy
to, „płacę" dla jednego z wysoko postawionych
pracowników pańskiej firmy. - Adena spodzie
wała się, że zaszokuje Sinclaira swoją rewelacją,
on tymczasem wypił łyk brandy i najspokojniej
w świecie czekał na dalszy ciąg opowiadania.
- Ja... - dukała Adena, trochę zbita z tropu.
- Właściwie nic mam na to żadnych konkretnych
dowodów... Chyba rozumiesz. Żeby je zdobyć,
należałoby przeprowadzić dokładne śledztwo, ale
i tak było tego dosyć, żeby... żebym poszła do
szefa na rozmowę.
- Powiedziałaś o swoim odkryciu Bradowi
Carriganowi?
- Moim bezpośrednim przełożonym jest Jeff,
a nie Brad. - Adena wciąż miała w pamięci tamtą
niemiłą scenę. Zakończyła się ona nie tylko
zwonieniem jej z pracy, ale także zerwaniem
10
znajomości, która miała szansę przerodzić się
w trwały związek. Dziewczyna właściwie sama nie
wiedziała, czy bardziej zdenerwowała ją nieuczci
wość Jeffa w prowadzeniu interesów, czy też fakt,
że wcześniej nie dostrzegła w nim tej podłej cechy.
- Co na to Jeff Carrigan? - zapytał cicho Holt.
Adena dopiero teraz poczuła, że jego ciepły
głos wprawiają w drżenie. Nie wiadomo dlaczego
przywiódł jej na myśl mroczne głębiny oceanu.
Może zmęczony umysł w ten sposób sygnalizował
niebezpieczeństwo?
- Potwierdził... Nie chciałabym wdawać się
w szczegóły. Proszę przyjąć do wiadomości, że
Carrigan Labs wypłaciła jednemu z pracowników
Sin Tech kilka tysięcy dolarów. O ile zdołałam się
zorientować, osoba ta zatrudniona jest w dziale
produkującym cienkie powłoki. Moim zdaniem,
sprzedaje konkurencji pańskie tajemnice przemy
słowe.
Adena odetchnęła z ulgą. Najgorsze miała już
za sobą. Przygnało ją tutaj silne poczucie obowią
zku. Obowiązek wypełniła i wreszcie mogła spo
kojnie wrócić do domu.
Holt wpatrywał się w swoją szklankę, jakby
w bursztynowej brandy szukał odpowiedzi na
nurtujące go pytania.
- Mówiłaś, że Brad Carrigan nic nie wie o two
jej wizycie u mnie - odezwał się wreszcie, prze
szywając dziewczynę ostrym jak szpilka spojrze
niem. - Czy jego synowi także o tym nie mówiłaś?
11
- Też nie.
- Rozumiem. Chciałbym jednak usłyszeć, jak
młody Carrigan zareagował na postawione mu
zarzuty.
- Wolałabym o tym nie rozmawiać.
- Trudno. W każdym razie po rozmowie z nim
postanowiłaś przyjechać do ranie. - Holt ze
zrozumieniem skinął głową.
- Przyjechałam tu, ponieważ uważam, że masz
prawo wiedzieć o istnieniu nieuczciwej konkuren
cji.
- Bardzo chwalebny uczynek. Naprawdę nie
chcesz nawet spróbować brandy, Adeno?
Dziewczyna popatrzyła na stojącą przed nią
pełną szklankę. Z ociąganiem sięgnęła po trunek
i posłusznie upiła łyczek z kryształowego naczynia.
- Rozumiem, że księgowa rozmawiająca o fi
nansach musi zachować trzeźwy umysł -skomen
tował jej wstrzemięźliwość Holt. - Tym razem
jednak nie ma się czego obawiać. Masz do
czynienia z uczciwym facetem.
- Jestem przekonana, że tak jest w istocie, ale
chciałabym wreszcie wrócić do domu. Przykro
mi, że nie zdołałam ustalić nazwiska zdrajcy, ale
może i bez tego uda ci się zlikwidować przeciek.
- Adena wstała szczęśliwa, że upiorny dzień,
jeden z najgorszych w jej życiu, wreszcie dobiegł
końca. Lekko szumiało jej w głowie. Pomyślała
sobie, że nawet malutki łyczek alkoholu to dla niej
tego wieczoru zbyt duża dawka.
- Nic martw się. - Holt także podniósł się
z miejsca. Znam nazwisko człowieka, który
sprzedaje tajemnice produkcji Sin Tech.
- Co takiego? - Adenę po prostu zatkało.
- Zapewniam cię, że mimo to cieszę się, że
przekazałaś mi informację. Usiądź, proszę i napij
się ze mną.
Adena nic wierzyła własnym uszom. Tyle przy
krych rzeczy się dziś wydarzyło, tyle poświęcenia
kosztowała ją wizyta u Sinclaira, a on tymczasem
spokojnie oświadcza, że o wszystkim wiedział.
Usiadła i sięgnęła po szklankę z alkoholem. Tym
razem pozwoliła sobie na potężny łyk bursztyno
wego trunku.
- Nie musisz wypijać wszystkiego na raz - za
żartował Holt.
- Wiedziałeś! - rzuciła Adena oskarżycielskim
tonem. - Ty o wszystkim wiedziałeś!
- Nasz zdrajca jest inżynierem. Pracuje w labo-
ratorium, zajmującym się udoskonalaniem cienkich
powłok lakierniczych -wyjaśnił Holt. -Od trzech
miesięcy przekazuje informacje do Carrigan Labs.
Naprawdę szybko odkryłaś całą sprawę. Moje
gratulacje. Musisz być bardzo dobrą księgową.
- Kiedy? Jak ci się udało trafić na jego ślad?
- pytała Adena.
- Przyłapałem go prawie zaraz, jak tylko za
czął. Postanowiłem nie przerywać tego procede
ru, dopóki nic zdobędę wystarczających dowo
dów, żeby zwolnić tego człowieka. Oczywiście
1 3
natychmiast został odsunięty od wszystkich na
prawdę ważnych badań.
- A więc niepotrzebnie przyjechałam - uśmie
chnęła się gorzko Adena. - Przepraszam, że
zepsułam ci wieczór.
- Ależ naprawdę jestem ci wdzięczny. - Sinc
lair nie odrywał oczu od dziewczyny. - Bardzo
chciałbym jakoś ci to okazać.
- To nic wielkiego.- Adena zwietrzyła grożące
jej niebezpieczeństwo. - Zrobiłam tylko to, co
uważałam za słuszne. Teraz jednak chciałabym
wrócić do domu.
- Jadłaś obiad? - zapytał Holt, jakby odgadł,
że wypita na pusty żołądek brandy mocno szumi
w głowie gościa.
- Nie miałam czasu. Najpierw przyjechałam
tutaj. Chciałam jak najprędzej załatwić tę sprawę
i o wszystkim zapomnieć.
- Wyobrażam sobie. Czy po raz pierwszy
robisz coś takiego?
- Można to tak nazwać - odrzekła po chwili
wahania, chociaż nie potrafiła zrozumieć, o co mu
chodzi.
- Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy.
- Holt ze zrozumieniem pokiwał głową. - Na
dodatek okazało się, że twoje informacje wcale
mnie nic zaskoczyły. Mimo to bardzo cię proszę,
żebyś została i zjadła ze mną małe co nieco.
Wprawdzie moja gospodyni już wyszła, ale ona
zawsze zostawia mi takie porcje, że można by
14
nimi nakarmić pułk wojska. Zresztą po takiej
ilości mocnego alkoholu nie powinnaś siadać za
kierownicą.
Holt wstał zza biurka i zanim Adena na dobre
zorientowała się w sytuacji, już prowadził ją przez
hol do dużej, nowocześnie urządzonej kuchni.
Tutaj także dominowała czerwień, urozmaicona
białym połyskiem podłogi i nielicznymi czarnymi
drobiazgami.
- To naprawdę bardzo miłe, panie Sinclair
- broniła się Adena - ale ja nie mogę...
- Bzdura. Nigdy nie bywam miły. Poza tym
zapomniałaś chyba, że mówimy sobie po imieniu.
- Holt puścił ramię dziewczyny i podszedł do
piekarnika. - Co my tu mamy? - mruczał. - A,
zapiekanka! To znaczy, że gdzieś jest schowana
sałatka. - Otworzył lodówkę. - Tak właśnie
myślałem uśmiechnął się. - Czy zechciałabyś
podać talerze? Są w tamtej szafce.
Adena znalazła talerze i posłusznie ustawiła je
na czarnym kuchennym stole. Nie potrafiła zna
leźć żadnego logicznego wykrętu, żadnego powo
du na tyle istotnego, żeby wyjść z tego domu.
Zdołała nawet przekonać samą siebie, że mała
przekąska dobrze jej zrobi.
- Najpierw coś zjemy, a potem dokończymy
naszą rozmowę o interesach. - Holt usadowił się
obok niej przy stole i nakładał zapiekankę.
- Nie bardzo jest o czym rozmawiać. - Adena
wzruszyła ramionami.
15
- Nic podobnego - uśmiechnął się z wyższoś
cią Holt. - Musisz wierzyć w siebie, bo inaczej do
niczego w tej branży nie dojdziesz.
- Nie bardzo rozumiem, o czym ty mówisz.
Mógłbyś rai wyjaśnić?
- Nieważne. Porozmawiamy o tym po obie
dzie. Nałóż sobie sałatki i opowiedz rai coś o sobie
- poprosił Holt.
- A po co?
- Chciałem tylko okazać ci uprzejmość.
- Rozumiem. No więc mieszkam w San Fran
cisco, lubię dobre jedzenie i bardzo rzadko chodzę
do kina. Wolę czytać książki. Wystarczy? A może
chcesz się jeszcze dowiedzieć, spod jakiego jestem
znaku i na kogo głosowałam w ostatnich wybo
rach?
- Widzę, że masz ostry język.
- Przepraszam - Adena westchnęła ciężko.
- Jestem u kresu sił.
- Już ci mówiłem, że to rozumiem. Przestań się
denerwować. Wszystko będzie dobrze - pocieszył
ją Holt. - Co wolisz na deser: mus czekoladowy
czy placek cytrynowy?
- Twoja gospodyni bardzo o ciebie dba.
- Nie ma innego wyjścia. Płacę jej tyle, że nie
mogłaby inaczej.
- Odnoszę wrażenie, że dostajesz to, za co
płacisz. - Adena zdobyła się na taką samą chłod
ną obojętność, jaką w tej sprawie zaprezentował
gospodarz.
16
- Ja też tak uważam. W ogóle jestem szczęś
ciarzem. Stać mnie na to, żeby zapłacić za wszyst
ko, czego chcę albo potrzebuję pochwalił się.
- Moje gratulacje - wymamrotała Adena
z ustami pełnymi sałatki.
- Dziękuję. No wiec, co wybierasz: ciasto czy
mus czekoladowy?
- Poproszę o ciasto.
- Wreszcie trochę lepiej wyglądasz. - Holt
przyglądał jej się zadowolony.
- Nic wiedziałam, że wyglądałam jak wiedź
ma. - Tym razem Adena trochę się rozzłościła.
- Aż tak źle nic było. - Holt zaśmiał się
donośnie. Wstał od stołu i zebrał talerze. - Chodź,
zjemy deser w pokoju. - Nie czekając na Adenę,
wziął talerzyki z ciastem i wyszedł z kuchni.
Adena znów nie miała innego wyjścia, jak tylko
podążyć za nim.
Bardzo głupio się czuła. Zdawała sobie sprawę,
że zachowuje się jak wierny piesek. Dopiero teraz
przypomniała sobie o własnym psie. Miała na
dzieję, że sąsiadka nie zapomniała wyprowadzić
Maksa na spacer.
- Z czego się śmiejesz? - zapytał Holt, ustawia
jąc talerzyki na szklanym stoliku, stojącym przed
wielką kanapą z czarnej skóry.
- Właśnie sobie pomyślałam, że kiedy mój
sznaucer plącze mi się pod nogami w nadziei na
smaczny kąsek, czuje pewnie to samo co ja, idąc
za tobą.
17
- Psy także mają swoją cenę - Holt zaśmiał się
ciepło. - Tak jak wszystko i wszyscy na tym
świecie. W przypadku psów jest to jedzenie.
Coś mi się wydaje, że doprowadziłeś do
perfekcji swój kapitalistyczny pogląd na świat.
- A ja odnoszę wrażenie, że twój ogląd świata
aż tak bardzo nie różni się od mojego.
- Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, co miało
znaczyć to ostatnie zdanie? - zapytała Adena.
- Tylko to, że twoja dzisiejsza wizyta w tym
domu nic poszła na marne.
- Jak to: nie poszła na marne? - Dziewczyna
zaczęła coś podejrzewać. - Przecież już wiedziałeś
o tym, przed czym chciałam cię ostrzec.
- Musisz wiedzieć, że mimo to jestem ci bardzo
wdzięczny - powiedział Holt, rozsiadając się
wygodnie na kanapie.
- Rozumiem. A jak bardzo postanowiłeś być
mi wdzięczny?
Adena czuła odrazę do samej siebie. Jak mogła
robić z siebie taką idiotkę?
Z jakiego powodu uznała za konieczne powia
domić Sinclaira o istniejącym w jego przedsię
biorstwie przecieku? Ten facet na pewno nie
potrzebował jej pomocy. Adena nie miała wobec
niego żadnych zobowiązań i naprawdę nie musia
ła się fatygować, nawet gdyby się okazało, że
Sinclair nic nie wie o przekupionym pracowniku.
Holt Sinclair jest człowiekiem, który znakomicie
potrafi się zatroszczyć o siebie i o swoje interesy.
Niestety, ta refleksja przyszła o kilka godzin na
późno.
Moja wdzięczność mogłaby sięgnąć dwóch
tysięcy dolarów - powiedział Sinclair urzędowym
tonera, chociaż wciąż przyglądał się dziewczynie
zmrużonymi po kociemu oczami.
- Dwa tysiące! - przeraziła się Adena.
- Nic zapominaj, że już wcześniej wiedziałem
o tym przecieku - tłumaczył Holt.
- Dwa tysiące dolarów? Chcesz mi zapłacić za
to, co ci powiedziałam?
- Nic wiem, czego się spodziewałaś po swo
im nowym zajęciu, ale musisz wiedzieć, że nie
zrobisz dzięki niemu majątku. Przynajmniej nie
od razu i nie na takich informacjach. Aha, przy
okazji dam ci jeszcze dobrą radę. Najpierw ubi
jaj interes, a potem dopiero mów, z czym przy
chodzisz.
- Nie do wiary! - Adcna zerwała się na równe
nogi.
- O co ci chodzi? Czyżby Carrigan dawał ci
więcej za milczenie? Jeśli tak, to powiedz mi, ile.
Nic chcę być od niego gorszy. Choćby po to, żeby
utrzymać ten kontakt. Kiedyś może dostarczysz
mi ważniejszych informacji. Kto wie?
Holt także wstał z kanapy i Adena odruchowo
cofnęła się o kilka kroków. Jak zahipnotyzowa
na, nic mogła oderwać od niego wzroku.
- A ile maksymalnie byłbyś skłonny zapropo
nować? - wysyczała przez zaciśnięte zęby.
10
- To zależy. - Zrobił krok w kierunku dziew
czyny. - Za ile mógłbym kupić twoją lojalność?
- Niesłychane! Jesteś bezczelny! I pomyśleć, że
czułam się w obowiązku cię ostrzec!
- Jeśli uważasz, że dwa tysiące to za mało,
możesz się ze mną potargować. Oczywiście, jeśli
zapłacę ci dużo więcej, będę oczekiwał od ciebie
dalszych usług. Coś mi mówi, że ta inwestycja
może mi się opłacić... - Holt postąpił jeszcze jeden
krok w jej kierunku.
Adena zorientowała się, o co mu chodzi,
o ułamek sekundy za późno. Wyciągnęła ręce,
chcąc go od siebie odepchnąć. Na próżno. Mocne
palce zacisnęły się na ramionach dziewczyny.
- Zostaw mnie, do cholery! - syknęła, ale Holt
zdusił protest gorącym pocałunkiem.
ROZDZIAŁ DRUGI
Holt całował Adenę, a ona stała sztywna,
nieporuszona. Nic bała się. Nie znała Sinclaira,
a mimo to czuła, że nie musi się go obawiać, że ten
mężczyzna z wszelką pewnością dalej się nie
posunie.
Wydało jej się, że Holtowi chodzi tylko o to,
żeby ją wypróbować, sprawdzić. Czuła na plecach
silne dłonie, na ustach zaś zniewalający dotyk
gorących warg.
- Nie denerwuj się, skarbie - szeptał, prawie
nie odrywając warg od jej ust. - Coś wymyślimy.
Jestem rozsądnym facetem...
- O, tak. To ja się wygłupiłam. Sądziłam, że
mam obowiązek zawiadomić cię o tym...
- Nie złość się. Przecież chcę ci zapłacić...
- Dwa tysiące dolarów?
- Za mało? Wydaje mi się, że to dobra oferta.
- Jesteś niemożliwy! Czy mógłbyś mnie wresz
cie puścić? Nie mamy o czym rozmawiać.
- Ależ mamy. Założę się, że możesz mi dać
znacznie więcej niż tylko jedną zdezaktualizowa
ną informację. Zaintrygowałaś mnie, Adeno
2 1
West. Gotów jestem zapłacić za to, co mi sprawia
przyjemność.
Adena była rozżalona i wściekła na samą
siebie. Nie chciała nawet dyskutować z tym
indywiduum. Był taki sam jak Jeff. Nawet nie
zadał sobie trudu, żeby się elegancko zachować.
Holt Sinclair uważał, że może sobie kupić wszyst
ko, czego dusza zapragnie.
- Puść mnie, do diabła! - zawołała.
Holt zupełnie nie zwracał uwagi na jej pro
testy.
Zdeterminowana, odepchnęła go od siebie
z całej siły. Niestety, siły miała zbyt wątłe, żeby
podołać temu potężnemu mężczyźnie, który
właśnie się nad nią pochylał. Jeszcze raz moc
no, namiętnie pocałował usta Adeny. Dziew
czynie zaparło dech w piersi. Ręce, które przed
chwilą odpychały napastnika, straciły resztki
mocy, a myśl o tym, że Holt na pewno zorien
tował się, jakie wywarł na niej wrażenie, do
reszty ją obezwładniła. Zresztą bierność nie
była w tej sytuacji najgorszym rozwiązaniem.
Poczekam cierpliwie na zakończenie tego poka
zu męskiej dominacji, postanowiła. Nie czekała
długo.
- Mam przeczucie, że bardzo dobrze by nam
było razem - powiedział cicho Holt. Adena nawet
nie chciała się do niego odzywać. Pragnęła jak
najprędzej się stąd wydostać. Czekała tylko na
sposobność.
22
- Nie dość się, skarbie - uśmiechnął się Holt.
- Wszystko ci wynagrodzę.
- Skończyłeś? - zapytała Adena. Własny lodo
waty ton głosu zadziwił ją samą. - Czy mogę już
wyjść?
- Na pewno chcesz już uciekać? Jeszcze wcześ
nie - przekomarzał się Holt. - Mamy jeszcze tyle
spraw do omówienia.
Adena zauważyła, że zimne spojrzenie szarych
oczu stało się teraz cieplejsze. Po raz pierwszy
tego dnia poczuła strach. Nadszedł najwyższy
czas na opuszczenie domostwa Holta Sinclaira.
- Być może - szepnęła obiecująco. - Ale może
najpierw wypiszesz ten czek na dwa tysiące dola
rów...
- Oczywiście - zgodził się natychmiast. - Od
razu lepiej się poczujesz, kiedy się przekonasz, że
ja zawsze dotrzymuję słowa.
Mój Boże, pomyślała Adena, patrząc za wy
chodzącym z pokoju Sinclairem, ten facet na
prawdę uważa, że wszystko na świecie da się
kupić. Zupełnie nie rozumiem takich ludzi. No
cóż, przynajmniej dostałam nauczkę. Teraz już
wiem, że tacy twardziele jak Holt Sinclair sami
sobie ze wszystkim radzą i nie potrzebują takich
mięczaków z poczuciem odpowiedzialności, jak
ja.
Holt zniknął w swoim gabinecie, a Adena
porwała z kanapy torebkę i wybiegła z domu.
Wskoczyła do samochodu, jakby goniło ją stado
23
wygłodniałych wilków. Dopiero za kierownicą
poczuła się bezpiecznie. W rekordowym tempie
dotarła do mostu Golden Gate. Pomyślała sobie:
jakie to szczęście, że takie koszmarne dni zdarzają
się wyjątkowo rzadko. Uspokoiła się dopiero
wtedy, kiedy wkładając klucz do zamka w drzwiach
własnego mieszkania, usłyszała radosne poszczeki
wanie Maksa. Otworzyła drzwi przygotowana na
powitalny taniec stęsknionego sznaucera.
- Och, Maks! - wykrzyknęła uszczęśliwiona
Adena. - Nawet nie wiesz, jak dobrze wreszcie
wrócić do domu, w którym czeka taki grzeczny
i wspaniały facet jak ty.
Podrapała psa za uchem, a ten poddał się
pieszczocie szczęśliwy, że jego pani cała i zdrowa
dotarła wreszcie do domu.
- Poczekaj - poprosiła psa - zaraz ci wszystko
opowiem. Miałam koszmarny dzień!
Adena przeszła przez ukwiecony przedpokój
i znalazła się w saloniku. Na podłodze leżał gruby,
szary dywan, stanowiący tło dla biało-zielonego
wystroju całego mieszkania. Dziewczyna zsunęła
z nóg pantofle i z westchnieniem ulgi ułożyła się
wygodnie na białej kanapie.
- Nareszcie w domu - powiedziała do Maksa.
- Mam nadzieję, że przez jakiś czas zniesiesz
trochę gorszy gatunek psiego jedzenia.
Na szczęście był to tylko żart. Wprawdzie
Adena nic miała już pracy i powinna zatroszczyć
się o stan swojego konta, ale zgromadzone oszczę-
2 4
dności na pewno wystarczą jej na kilka miesięcy.
Przez ten czas znajdzie pracę i dzięki temu Maks
nie będzie musiał jeść tych obrzydliwych suchych
„psich przysmaków", których zresztą nie cierpi.
W najgorszym wypadku można będzie sprzedać
niewielki pakiet akcji. Na pewno nie będzie miała
problemów że znalezieniem pracy. Adena była
wykształconą i doświadczoną księgową, a takich
zawsze potrzeba.
Wzięła do ręki numer „Wall Street Journal"
z zamiarem przejrzenia rubryki „praca". Po chwi
li jednak doszła do wniosku, że zacznie szukać
jutro. Dzień był zbyt męczący, żeby jeszcze za
jmować się czymkolwiek.
- Pewnie się ucieszysz, Maks - powiedziała
zmęczonym głosem do psa. - Nic będziesz już
musiał oglądać Jeffa Carrigana. Wiem, że za nim
nie przepadasz. Ja zresztą też go dzisiaj znielubi-
łam.
Ciekawe, czy bardzo będzie mi brakowało Jeffa?
pomyślała. Powiedziałam mu, żeby nie ważył się
więcej do mnie dzwonić, i wcale mi od tego serce nic
pękło. Było mi tylko trochę przykro. Pociągał mnie
jego swobodny styl bycia... Taki przystojny, dobrze
wychowany mężczyzna... M iał szansę zająć ważne
miejsce w moim życiu. Adena zamknęła oczy.
Przypomniała sobie, jak Jeff zareagował na jej
rewelacje o opłacaniu pracowników konkurencyj
nej firmy. Uśmiechnął się wyniośle i, jak dziecku,
zaczął jej tłumaczyć oczywiste dla niego prawdy.
25
Ten świat opiera się na konkurencji, skarbie
- oświadczył. - Ci z Sin Tech też mogą stosować
wszystkie chwyty. Jeśli im się uda.
- Tak nie wolno, Jeff - protestowała oburzo
na, jak naiwna pensjonarka. - To zwykła kra
dzież!
- Tylko interesy - poprawił ją.
- Czy twój ojciec wic o tym?
Wiemy o tym tylko on, ja i jeszcze kilka
osób. Gratuluję, skarbie. Trafiłaś do bardzo
ekskluzywnego klubu - zażartował. - Na nasze
szczęście jesteś już prawic członkiem rodziny.
Wtedy Adenie puściły nerwy. Zawołała, że nie
zamierza brać udziału w jego machlojkach, a Jeff
spokojnie czekał, aż dziewczyna się wykrzyczy.
Potem polecił jej wrócić do siebie i nie zajmować
się poważnymi sprawami, przerastającymi moż
liwości intelektualne przeciętnej kobiety. Adena
wreszcie zrozumiała, że Jeff nawet nie ma zamiaru
zaprzestać przekupywania pracowników konku
rencyjnych firm, a od niej oczekuje przymykania
oczu na dziwne zapisy w księgach rachunkowych.
Obecne i przyszłe. Zrozumiawszy to, oświadczyła
mu z godnością, żeby już nigdy więcej do niej nic
dzwonił. Wyraz zdziwienia na twarzy Jeffa spra
wił Adenie ogromną satysfakcję. Natychmiast
poszła do swego gabinetu, napisała podanie
o zwolnienie i wyszła z biura.
I na tym należało poprzestać, pomyślała, roz
łożona wygodnie na kanapie we własnym salo-
26
niku. Co mnie napadło, żeby jechać do tego
całego Sinclaira? Skąd to nagłe poczucie lojalno
ści wobec obcego faceta? Mogłam się domyślać,
że on wcale nie potrzebuje mojej pomocy. Chciał
mi zapłacić!
Też coś!
- Tacy właśnie są mężczyźni - westchnęła
i wstała z kanapy. - Nie mówię o tobie, Maks
- uspokoiła psa. - Chodźmy spać. Jutro będzie
lepiej.
Podczas porannego spaceru z Maksem Adena
kupiła gazety. Czuła się wspaniale i gotowa była
choćby zaraz zacząć nowe życie. A swoją drogą,
to zabawne, myślała, jak jeden dzień może zmie
nić wszystkie nasze plany.
Otworzyła szafkę. Przez chwilę zastanawiała
się, która z jej ulubionych herbat najlepiej nadaje
się na taki wyjątkowy poranek. Nie mogła prze
cież przeglądać ogłoszeń, popijając przy tym
aromatyczną herbatę o delikatnym smaku. Taka
lektura wymaga czegoś znacznie mocniejszego.
O, tak, English Breakfast będzie idealna. Adena
wyparzyła śliczny dzbanuszek z chińskiej po
rcelany, odmierzyła solidną porcję herbacianych
liści i zalała je wrzątkiem. Herbatę zawsze trak
towała bardzo poważnie.
Zadzwonił telefon. Dziewczyna skrzywiła się,
ale podniosła słuchawkę i natychmiast tego poża
łowała.
27
- Gdzie ty się, u diabła, podziewasz? Już po
dziesiątej!
- Czyżbyś nie dostał mojego podania o zwol
nienie?
- Oczywiście, że dostałem, ale zaraz podarłem.
Oboje dobrze wiemy, że napisałaś je w złości.
Muszę ci się przyznać, że po dobrze wychowanej
księgowej nic spodziewałem się takiego tempera
mentu - Jeff Carrigan zdobył się na żart.
- Przykro mi, Jeff - Adena nie była usposobio
na do żartów. Wczorajszy dzień oprócz tem
peramentu ujawnił jej jeszcze kilka własnych, nic
znanych dotąd cech. - Moja rezygnacja była jak
najbardziej serio. Nic mam zamiaru pracować dla
ludzi, którzy żądają ode mnie fałszowania ksiąg
rachunkowych.
Zaniepokojony ostrym tonem głosu swojej
pani Maks czujnie uniósł głowę. Dobry Maks,
pomyślała Adena. Jedyny facet na świecie, który
zawsze stanic w mojej obronie.
- Uspokój się, skarbie. Słyszę, że jeszcze nie
doszłaś do siebie. Weź tydzień urlopu. Umówmy
się, że od dzisiaj. Załatwię wszystko w kadrach.
Za kilka dni wrócisz do pracy i nikt się nie
zorientuje...
- Zegnam cię, Jeff.
- Ach, jeszcze coś, kochanie -dodał, jakby nie
usłyszał chłodnego pożegnania. - Udało mi się
zdobyć dwa bilety na ten nowy show. Szkoda,
żeby się zmarnowały. Może ty masz jakiś pomysł?
28
- Oddaj je do biura rzeczy znalezionych.
Adena rzuciła słuchawkę. Natychmiast porwała
ją z powrotem i nakręciła numer działu personal
nego Carrigan Labs. Nic mogła dopuścić do tego,
żeby Jeff wmotał ją w swoje ciemne sprawki,
a skoro podarł jej rezygnacje...
W dziale personalnym Adena złożyła oficjalną
rezygnację. Umotywowała ją „przyczynami oso
bistymi". Carol Walters, szefowa działu kadr,
wcale nie uważała postępku Adeny za nierozsąd
ny i obiecała natychmiast załatwić formalnie
rozwiązanie stosunku pracy. Po tej rozmowie
Adena z pasją zabrała się do przeglądania gazet.
Zakreśliła kilka interesujących ją propozycji i je
szcze tego samego dnia wysłała swoje oferty.
Przez dwa kolejne dni Adena zastanawiała się
nad propozycją Jeffa Carrigana. Oczywiście, nie
nad tą częścią, która dotyczyła powrotu do
Carrigan Labs, ale nad tą dotyczącą wakacji.
Może rzeczywiście powinna pojechać na krótki
urlop. Powiedzmy, na tydzień. Ona sobie odpocz
nie, a przez ten czas poczta przyniesie odpowiedzi
na oferty i po powrocie będzie się można poważ
nie zabrać do szukania nowej pracy.
Przygotowując kolację także o tym myślała.
Teraz talerz z kanapkami stał na stoliku, a roz
parta na kanapie Adena oglądała wieczorny
dziennik telewizyjny.
- Jak sądzisz, Maks? - zapytała psa. - Mog-
29
libyśmy sobie pojechać w jakieś miłe, spokojne
miejsce. Koleżanka ?. księgowości opowiadała mi
o ślicznej, starej gospodzie w jednym z mias
teczek, powstałych w okresie gorączki złota.
Miałbyś ochotę pojechać tam ze mną?
Maks, duszą i sercem mieszczuch, dokładnie
rozważał propozycję swojej pani. Nic zdążył
jednak udzielić jasnej odpowiedzi, bo przeszko
dziło mu w tym brzęczenie dzwonka domofonu.
Adena westchnęła. Odłożyła obrus, który dla
zabicia czasu ozdabiała haftem, i podeszła do
drzwi. Zupełnie nic miała ochoty na przyjmowa
nie gości.
- Słucham? - powiedziała do głośnika.
- Adena? Tu Holt Sinclair.
Dziewczyna puściła guzik, jakby poraził ją
prąd. Holt Sinclair? Skąd on się tu wziął? myślała
przestraszona. Z niewiadomych powodów głos
Sinclaira wywołał u niej tak silne emocje, że sama
przed sobą bała się do tego przyznać.
- Po co przyjechałeś? - powiedziała wreszcie
do głośnika.
- Jestem zaskoczony gorącym powitaniem
- zakpił Holt. - Czy mogłabyś mnie wpuścić?
- Po co przyjechałeś? - powtórzyła.
- Chcę z tobą porozmawiać.
- Aleja nie chcę. O ile dobrze pamiętam, panie
Sinclair, nie mamy ze sobą o czym rozmawiać.
Zresztą jestem teraz zajęta. Czy mogłabym prosić,
żeby pan sobie poszedł?
30
- Nie jesteś sama? - zapytał ponury głos po
chwili milczenia.
Tak się składa. - Adena uśmiechnęła się do
drzemiącego przed telewizorem Maksa.
Mara nadzieję, że nie jest to Jeff Carrigan.
- Nie. Jeśli tak bardzo to pana interesuje, on
ma na imię Maks. Życzę dobrej nocy, panie
Sinclair.
- Maks? Ciekawe imię. Nie tracisz czasu.
- Słucham? - zapytała Adena, coraz bardziej
rozeźlona.
- Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś bardzo
szybka. Jak na młodą kobietę, która przed trzema
dniami zerwała poważnie zapowiadający się zwią
zek...
- A ty skąd o tym wiesz?
- Wpuść mnie, to ci powiem. Zresztą wiem
o tobie znacznie więcej. Nie musisz się obawiać.
Nie zrobię krzywdy Maksowi. Przyszedłem po to,
żeby cię przeprosić.
- Nic ma potrzeby...
- Adeno, proszę. Popełniłem błąd. Poza tym
jest okropna mgła i strasznie mi zimno - dodał
płaczliwie.
Adena poczuła, że zaraz zmięknie. Ten jego
głos...
- No dobrze - poddała się. - Możesz wejść na
chwilę. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz
sprawiał trudności, kiedy poproszę cię, żebys
wyszedł. Jasne?
31
- Tak jest, proszę pani.
Dziewczyna uśmiechnęła się mimo woli. Holt
Sinclair był najwyraźniej odporny na upokorzenia.
Chwilę później Holt wniósł do biało-zielonego
mieszkania aurę męskości, ostro kontrastującą
z wybitnie kobiecym wystrojem wnętrza. Mgła
skropliła się na czarnych włosach mężczyzny.
Wyglądały tak, jakby były oprószone siwizną.
Maks podbiegł do gościa. Czuł się w obowiąz
ku sprawdzić, kto odwiedził jego panią i czego
można się po nim spodziewać. Wpatrywał się
w obcego, ale zanim Adena zdołała się odezwać,
Holt uśmiechnął się i pogłaskał psa po głowie.
- Cześć, Maks - przywitał się.
Adena podniosła oczy ku niebu. Nie spodzie
wała się, że jej kłamstewko tak szybko się wyda.
- Daj kurtkę - powiedziała, a Holt posłusznie
zdjął z siebie okrycie. - Napijesz się herbaty?
- Bardzo chętnie. - Holt z zainteresowaniem
oglądał pokój. - Coś mi się wydaje, że mój
dekorator za żadne skarby świata nie dogadałby
się z twoim. Czy dlatego trzymasz w domu
Maksa, że jego szara sierść dobrze się komponuje
z kolorem dywanu?
- Skądże. Dopasowałam kolor dywanu do
sierści Maksa. Co też ci przyszło do głowy?
Gdyby Maks mógł cię zrozumieć, na pewno
poczułby się obrażony. To nie moja wina, że
urządzał ci mieszkanie jakiś minimalista, uwiel
biający dramatyczne efekty.
3 2
- Powiedział mi, że to będzie dom prawdziwe
go mężczyzny - uśmiechnął się Holt. - Zresztą po
namyśle stwierdzam, że nasi dekoratorzy jednak
by się ze sobą dogadali. Nie wiem, czy kiedykol
wiek widziałem bardziej kobiecy pokój. Pewnie
projektowała go kobieta.
- Siadaj - poleciła mu Adena, nie chcąc kon
tynuować tego nieco ryzykownego tematu.
- Przyniosę drugą filiżankę. - Obserwowała spod
oka, jak Holt rozsiada się na białej kanapie, jak
wyłącza telewizor, zupełnie tak, jakby był we
własnym domu. - Jesteś głodny? - zapytała
widząc że łakomym spojrzeniem wpatruje się
w talerz z kanapkami.
- Umieram z głodu - przyznał. - Ale co to za
jedzenie?
- Mam dziś ochotę na herbatę West Country.
Może być? -zapytała takim tonem, że nawet ktoś
tak bezczelny jak Holt Sinclair nic śmiałby za
protestować.
- Oczywiście - zapewnił i wziął sobie malutką
kanapkę z krewetką. Ale to wskazał stojący na
stoliku talerz - mógłbym opróżnić w ciągu pół
torej minuty.
W ten sposób pozbawiłbyś mnie kolacji!
- To ma być kolacja?
- Nie spodziewałam się gości.
- Szkoda, że cię nie uprzedziłem. Mogłabyś
zrobić jeszcze kilka kanapek?
Adena z trudem powściągnęła swój ostry język.
3 3
Pomaszerowała do kuchni i przygotowała trzy
duże kanapki z krewetkami. Ustawiła na tacy
malowaną w różyczki filiżankę z cieniutkiej po
rcelany i talerz z kanapkami. Kiedy wróciła do
pokoju, zastała warującego u stóp gościa Maksa.
Psisko zlizywało z dłoni Holta resztki pasty
kawiorowej.
- Przekupujesz mojego psa! - zawołała obu
rzona.
- Próbuję. Może lepiej mi pójdzie z nim niż
z jego właścicielką. - Holt prawie natychmiast
zrozumiał, że palnął głupstwo. - Przepraszam cię,
Adeno. To był głupi żart.
- Wcale nie żartowałeś. - Dziewczyna po
stawiła na stoliku tacę. - Naprawdę chciałeś mi
zapłacić.
Nalała do filiżanek herbatę, po czym usiadła na
fotelu naprzeciw nieproszonego gościa. Nie
chciała ryzykować sąsiedztwa na kanapie.
Holt przyjrzał się jej badawczo. Tak samo, jak
tamtego wieczoru, kiedy przyszła go ostrzec przed
nieuczciwym pracownikiem. Najwyraźniej do
szedł do wniosku, że zmiana tematu będzie w tym
wypadku najlepszym wyjściem z sytuacji.
- Co to? - zapytał, biorąc w palce tamborek
z rozpiętym na nim zielonym materiałem.
- W przyszłości to coś stanie się obrusem
- objaśniła Adena.
- W przyszłości?
- Pracuję nad tym haftem od roku - przyznała
34
się niechętnie. - Wykończenie roboty zajmie mi
pewnie następny rok.
Całkiem nieźle - roześmiał się Holt. - To
twoje hobby bardzo pasuje do tego pokoju, do
Maksa i do dobrej herbaty.
- Holt!
- Wiem, wiem, czekasz na przeprosiny - wes
tchnął. - No więc, przepraszam cię. Skąd miałem
wiedzieć, że nie przyjechałaś do mnie po to, żeby
zarobić parę dolarów. Zrozum, że taki wniosek
sam się nasunął...
- Czyżby?
- Proszę cię, przestań. Skąd mogłem wiedzieć,
że porzuciłaś pracę i narzeczonego, a dopiero
potem przyjechałaś do mnie?
- No właśnie - przypomniała - miałeś mi
powiedzieć, kto ci wszystko o mnie opowiedział.
- Zadzwoniłem do twojego biura. Powiedzieli
mi, że zrezygnowałaś z pracy. A historię twojego
zerwania z narzeczonym opowiedziała mi ze
szczegółami szefowa twojego działu. Ona z kolei
dowiedziała się o tym od sekretarki Jeffa Car-
rigana - oznajmił tryumfalnie Holt.
- Biorąc pod uwagę tak doskonały przepływ
informacji, należy się chyba spodziewać, że Car-
rigan Labs i Sin Tech wkrótce się połączą - za
uważyła Adena.
- Teraz wiem, jak bardzo się pomyliłem.
- Holt udał, że nie dosłyszał uwagi dziewczyny.
- Zachowałem się okropnie. Nie miałem pojęcia,
35
że przyjechałaś do mnie, spaliwszy przedtem za
sobą wszystkie mosty. Podziwiam cię za to, że
taką właśnie wybrałaś kolejność. Przyznaję, że
obraziłem cię, proponując parę tysięcy dolarów
za przekazaną mi informację. Przecież ty przez tę
sprawę zrezygnowałaś z dobrej pracy i z mężczyz
ny, który mógłby się tobą zaopiekować...
- Może nie zdajesz sobie sprawy, ale te twoje
przeprosiny brzmią jak obelga - przerwała mu
Adena.
- Przepraszam. Będę wyrażał się ściśle. Przyje
chałem po to, żeby zaproponować ci jedyne
rozwiązanie, rekompensujące to, co straciłaś,
odchodząc z Carrigan Labs. Proponuję ci pracę
w Sin Tech i mężczyznę, który otoczy cię opieką.
Ja jestem tym mężczyzną.
ROZDZIAŁ TRZECI
Adena zaniemówiła z wrażenia. Zaskoczona
wpatrywała się w zadowolonego z siebie mężczyz
nę, siedzącego na jej własnej kanapie.
- Czy zaproponowałeś mi to całkiem serio?
- zapytała wreszcie.
- Wszystko co mówię, mówię poważnie.
- Zapamiętam to sobie - obiecała Adena,
chociaż pomyślała, że tego mężczyzny pod żad
nym pozorem nie należy traktować poważnie.
- Jesteś niezwykle szlachetny.
- Bardzo mi przykro, że nie zdobyłem się na
taką szlachetność trzy dni temu. Zrobiłbym to,
gdybyś jasno powiedziała, o co ci chodzi.
- To rzeczywiście była moja wina. Sam powie
działeś, że jestem nowa w tej branży. -Zauważyła,
że Holt stracił poprzednią pewność siebie i za
stanawia się, czy Adena mówi poważnie, czy też
sobie z niego żartuje. - Może jeszcze filiżankę
herbaty? - zapytała uprzejmie.
- Poproszę.
- To bardzo droga herbata. Pewnie to zauwa
żyłeś - ciągnęła Adena towarzyską pogawędkę.
37
- Kupuję ją w takim sympatycznym sklepiku
niedaleko Union Square. Mają tam ogromny
wybór...
- Adeno...
- A na dodatek właściciel jest bardzo miły. On
oczywiście wie, że jestem stałą klientką, więc
pewnie dzięki temu tak dobrze mnie obsługuje.
Zresztą płacę trochę drożej za...
- Adeno!
- Trochę drożej płacę za swoje ulubione mie
szanki. Wierzę w to przysłowie: jaka płaca, taka
praca. Ty chyba też?
Holt zrobił się purpurowy, oczy mu błysz
czały... Najwyraźniej dopiero teraz zrozumiał, że
dziewczyna kpi sobie z niego.
- Całkowicie się z tobą zgadzam - odrzekł
jedwabistym głosem. - Czyżbyś chciała mi w ten
sposób dać do zrozumienia, że za mało ci za
proponowałem?
- Nie przesadzaj. W końcu prawie się nie
znamy. Zresztą nie z mojej winy.
- Gdybyś się wtedy nie obraziła, zaoszczędzili
byśmy sobie trochę czasu i mnóstwa nieporozu
mień.
- Musisz mi wybaczyć. Byłam bardzo zdener
wowana.
- Skończ wreszcie te kpiny! Przyjechałem tu
po to, żeby wszystko naprawić. Mogłabyś przy
najmniej przestać mnie wyśmiewać. Przeprosiłem
cię przecież! Z czego ty się, do diabła, śmiejesz?
Oczywiście, że z ciebie. Przecież nikogo
innego tu nie ma. Tamtego wieczoru byłam
w paskudnym humorze. Nie potrafiłam zauwa
żyć, jak śmieszna była ta cała sytuacja. Dopiero
teraz mogę to w pełni docenić. Ile kobiet kupiłeś
sobie w ciągu ostatniego półrocza? Sześć? Osiem?
Czy włączysz mnie do haremu? Chyba rozumiesz,
że bez Maksa nigdzie się nie ruszę. Jego także
będziesz musiał wziąć na utrzymanie. Do tego
dochodzi jeszcze spora suma, jaką co miesiąc
wydaję na herbatę i jedzenie. Obawiam się, że
będę jednym z droższych okazów w twojej kolek
cji...
A niech cię diabli porwą! , Zaproponowałem
ci pracę i...
Oświadczyłeś się przy okazji - przypomniała
mu.
Wcale nic o to chodziło!
A jak byś to nazwał?
Przepraszam cię. Rozumiem, ze zabrzmiało
to zbyt obcesowo, ale fakt pozostaje faktem. Chcę
cię mieć i gotów jestem zapłacić za to każdą cenę.
Całe poczucie humoru opuściło Adenę na
skutek tego szczerego wyznania.
- Skąd wiesz, że właśnie mnie chcesz mieć?
zapytała, rumieniąc się z hamowanej furii.
Sam powiedziałeś, że spędziliśmy ze sobą zaled
wie jeden wieczór.
To mi zupełnie wystarczy. -Holt uśmiechnął
się rozbrajająco.
39
Czyżbyś naprawdę uważał, że można kupić
miłość?
- Wszystko ma swoją cenę. Zresztą ja wcale
nie chcę kupować miłości.
- A co? Chcesz zatrudnić nową pomoc domo
wą? A może będę przechowywana na wszelki
wypadek jako czwarta do brydża? A może po
trzebujesz prywatnego buchaltera?
- Z radością zademonstruję, jaką rolę wy
znaczyłem ci w moim życiu!
- O, nic! - Adena zauważyła, że się irytował.
Dobrze mu tak, pomyślała. Uczciwie sobie na to
zasłużył. - Najuprzejmiej dziękuję. Wprawdzie
rzeczywiście szukam pracy, ale nie mam zamiaru
przyjmować twojej propozycji. Za drogo by mnie
to kosztowało.
- Jesteś na mnie zła.
- A ty jesteś bardzo spostrzegawczy.
- Dlatego, że stawiam sprawę uczciwie?-Holt
był rozczarowany.
- Pragnę ci oświadczyć, że twoja propozycja
jest pozbawiona romantyzmu, niedelikatna i nie-
interesująca.
- Oczywiście, że jest niedelikatna, ale na pew
no interesująca. Za to mogę ręczyć. A roman
tyzm? Nic wyobrażam sobie bardziej romantycz
nej sytuacji niż ta, w której dwoje ludzi od
pierwszego wejrzenia zaczyna się sobą intereso
wać.
- Naprawdę uważasz, że to, co nas spotkało,
40
można nazwać miłością od pierwszego wejrzenia?
- zapytała z niedowierzaniem Adena.
- Zainteresowaniem od pierwszego wejrzenia
- poprawił ją Holt. - I nie próbuj udawać
cnotliwej panienki z powieści dla grzecznych
dziewczynek. Wiem, że tamtego wieczoru, cho
ciaż przez chwilę, czułaś dokładnie to samo co ja.
W przeciwnym wypadku nie zostałabyś na kolacji
i na pewno nie poddałabyś się moim uściskom bez
walki.
Chyba postradałeś zmysły! Po prostu mnie
obrażasz. Niczemu się nie poddawałam. Chcia
łam tylko jak najspokojniej przetrwać niemiłe
chwile.
Przez moment sądziła, że się zagalopowała.
Holt spojrzał na mą badawczo, ale zaraz potem
uśmiechnął się i wziął z talerza drugą kanapkę.
- Chyba właśnie nadeszła chwila, w której
powinienem cię wziąć w ramiona i całować tak
długo, aż zabraknie ci sił, żeby mi czegokolwiek
odmówić.
- Holt! - Adena odruchowo wtuliła się w swój
fotel. Po raz pierwszy w życiu poczuła się jak
delikatna, zupełnie bezbronna istota.
- Co się stało? - Holt nawet się nie poruszył.
- Czyżby i ta scena była dla ciebie za mało
romantyczna? Na pewno nie możesz mi zarzucić,
że jest nieciekawa...
- Kpisz ze mnie. - Adena odetchnęła, zro
zumiawszy, że on tylko żartuje.
4 1
- Troszeczkę - uśmiechnął się do niej.
- No tak, chyba nie powinnam ci była mówić,
że tamten pocałunek był dla mnie niemiłym
przeżyciem. Zachowałam się niegrzecznie - zre
flektowała się.
- Nawet bardzo niegrzecznie. Na szczęście
stać mnie na wyrozumiałość. Moim zdaniem, nie
doszłaś jeszcze do siebie po przeżyciu, jakim było
zerwanie z Jeffem Carriganem - tłumaczył jej
Holt współczująco. - Sama przed sobą musiałaś
udawać, że mi się opierasz. Na pewno okropnie
byś się czuła, gdybyś poddała się pieszczotom
innego mężczyzny zaledwie w kilka godzin po
odprawieniu Carrigana. A, właśnie. Zapomnia
łem cię zapytać, jak biedaczysko przyjął tę wiado
mość.
Adena wpatrywała się w Holta zdumiona.
Nawet nic podejrzewała tego człowieka o podob
ną przenikliwość. Tymczasem on od niechcenia,
bez specjalnego wysiłku odkrywa nagą prawdę.
I oczywiście ma rację. Wcale nie musiała zostawać
u niego na kolacji. Najgorsze ze wszystkiego było
wspomnienie uczuć, jakie zawładnęły nią wtedy,
kiedy Holt trzymał ją w ramionach. Nie ma co się
oszukiwać. Czuła najzwyklejszy w świecie pociąg
fizyczny do obcego mężczyzny. I to zaraz po tym,
jak rozstała się z Jeffem.
- Wydaje mi się, ze on nie wierzy w nasze
zerwanie - powiedziała Adena.
- Gdyby się tu jednak zjawił, to dasz mu do
42
zrozumienia, że wszystko skończone? - zapytał
Holt, jakby rzucał komuś wyzwanie. Nawet drze
miący u jego stóp Maks niespokojnie zastrzygł
uchem, chociaż nie uznał sytuacji za wystar
czająco poważną, aby warto było otwierać oczy.
- To nie twoje zmartwienie - odcięła się Ade-
na.
- Chciałem się tylko upewnić, czy nic usychasz
z tęsknoty za nim. - Po wyrazie twarzy Holta
można było poznać, że już się upewnił.
- Umówmy się, że wpadniesz do ranie za pół
roku. Przekonamy się wtedy, czy udało mi się
samej uporać z problemem Jeffa.
- W zasadzie jestem bardzo cierpliwy, ale nie
aż do tego stopnia. Czy mogę jeszcze prosić
o herbatę? - wyciągnął przed siebie pustą filiżan-
- Możesz sam sobie nalać - mruknęła Adena,
zła na siebie i na cały świat.
- Pewnie, że mogę, ale lubię patrzeć, jak ty to
robisz.
- Masz wtedy wrażenie, że jestem na swoim
miejscu? - Adena poddała się prawie bez walki.
- Wcale nie - uśmiechnął się czarująco. - Po
prostu lubię na ciebie patrzeć. Jesteś taka kobieca
i dobrze wychowana... Daj mi szansę, Adeno
- nagle zmienił ton głosu. - Obiecuję, że nie będę
cię poganiał.
Adena spojrzała na niego ukradkiem. Po raz
pierwszy zaczęli rozmawiać poważnie.
4 3
- W tej chwili nie jestem do wzięcia - powie
działa. - Właściwie powinnam chyba powiedzieć,
że w ogóle nie jestem do wzięcia.
- Później o tym porozmawiamy. - Patrzył jej
przez chwilę prosto w oczy, jakby coś ważył
w myślach. - Wydaje mi się, że powinniśmy
zmienić temat.
- Zanim tak się zirytuję, że poszczuję na ciebie
Maksa? -zażartowała Adena, szczerze zdumiona
domyślnością swego gościa.
- Nic. - Holt podrapał Maksa za uchem. - Nie
chcę cię stawiać w niezręcznej sytuacji. Mogłabyś
mi jeszcze powiedzieć coś, czego później będziesz
żałowała.
- Nic bądź śmieszny, Holt. Mnie nie można
kupić. Nie jestem bombonierką.
- Przecież widzę. - Znów się uśmiechnął. -Nie
można się tobą nasycić. Ale mieliśmy zmienić
temat.
- Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli wiele
wspólnych tematów do rozmowy.
- Czyżby. A twoje zamiłowanie do sztuki?
- Co takiego? - Dopiero teraz zauważyła, że
Holt patrzy na kopię impresjonistycznego obra
zu, wiszącą za jej plecami.
- Pasuje do ciebie i do tego pokoju. Wszystko
pasuje: kolory, światło i ta delikatność... - roze
jrzał się po pokoju. - Pewnie nawet nie masz
pojęcia, że dla mężczyzny to wszystko jest bardzo
ponętne.
44
- Nie projektowałam mieszkania z myślą
o mężczyznach - zaprotestowała Adena. Własna
reakcja na niecodzienny komplement wcale się jej
nie spodobała.
- Wiem, ale efekt i tak pozostaje ten sam. Już
od progu poczułem się tu jak dawno oczekiwany
gość. Tak jakby wszystko w tym pokoju na mnie
czekało.
- Otoczyłeś się masywnymi, prawdziwie męs
kimi meblami i dlatego odrobina puszystości tak
bardzo na ciebie działa.
- Tak myślisz? Uważasz, że moje mieszkanie
jest prawdziwie męskie? Nadzwyczajne!
Wiem, że pożałuję tego pytania, ale muszę ci
je zadać. Co w tym takiego fascynującego?
- Bardzo się cieszę, że tak ostro zareagowałaś
na wystrój mojego mieszkania. Jesteś na dobrej
drodze. A teraz pomogę ci zebrać filiżanki.
Holt wstał z kanapy, wziął tacę z zastawą i zaniósł
ją do kuchni. Adena mogła tylko podążyć za nim.
- Wiesz, Holt, wydaje mi się, że powinieneś już
iść - powiedziała, chociaż zupełnie nie wiedziała,
jak mogłaby go zmusić do opuszczenia jej domu.
- Powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedze
nia i nawet dostałeś odpowiedź. Nie utrudniaj mi
życia, bardzo cię proszę.
- Poczekaj, tylko zmyję filiżanki. Założę się, że
porcelany nie wkładasz do zmywarki. Mam rację?
- Masz, ale nie musisz ich zmywać. Sama to
zrobię, jak już sobie pójdziesz.
45
_ Nawet o tym nie myśl. Bardzo mi zależy na
tym, żeby zrobić na tobie dobre wrażenie - roze
śmiał się głośno. Wlał do zlewu kilka kropel płynu
do zmywania i puścił gorącą wodę. Zachowywał
się tak, jakby codziennie zmywał naczynia w tej
kuchni.
- Twoja pomoc domowa nie ma zbyt wiele
roboty - mruknęła Adena Przecież nie mogę go
siłą wyciągnąć z kuchni, pomyślała.
- Ach, byłbym zapomniał -zaczął, zanurzając
filiżankę w pachnącej piance. - Miałem cię zapy
lać, jak do tego doszło, że odkryłaś to przekupst
wo. Możesz mi coś o tym powiedzieć? Rachunko
wość czasami robi na mnie wrażenie czarnej magii.
Adena przyglądała się z niepokojem, jak ob
chodzi się z delikatną porcelaną.
Robił to wyjątkowo ostrożnie. Chwilę po tym
uległa czarowi, jaki Holt na nią rzucił. Uznała, że
opowiadanie o pracy nie może jej zaszkodzić.
Holt skończył zmywać, a Adena wciąż jeszcze
tłumaczyła mu zawiłości księgowania i bilansów.
W tym stanie łatwo dała się zaprowadzić z po
wrotem do pokoju i nie protestowała, kiedy Holt
nalał dwa kieliszki sherry ze stojącej na stoliku
karafki. Wzięła od niego kieliszek i usiadła na
białej kanapie, wciąż tłumacząc mu, na czym
polega rachunkowość.
- To bardzo interesujące - Holt kiwał głową.
- Co za kombinacja rozumu i delikatności. Nie
można ci się oprzeć!
46
- Skąd ci przyszło do głowy, że jestem delikat
na?
- Zauważyłem to od razu, kiedy tylko wszed
łem do swojego gabinetu. Z taką niecierpliwością
czekałaś wtedy na mnie - powiedział cicho. - Od
razu powiedziałem sobie, że kupuję to, co mi
zechcesz sprzedać.
- Czy zawsze patrzysz na świat w kategoriach
transakcji handlowych? - Adena pokręciła głową.
- Jestem praktycznym człowiekiem.
- Ciekawe, gdzie się tego nauczyłeś? - Nie
wiadomo dlaczego Holt nagle zaczął ją inte
resować.
- W różnych szkołach - odrzekł jakby zbity
z tropu. Zachowywał się tak, jakby pytanie
dziewczyny dotknęło nie całkiem zabliźnionej
rany.
- Opowiedz mi o tym - poprosiła. Wiedziała,
że nie powinna nalegać, ale czuła także wewnętrz
ną potrzebę zaspokojenia ciekawości.
- Najprościej byłoby powiedzieć, że wszyst
kiego nauczyłem się w małym miasteczku, w któ
rym się urodziłem. - Holt pociągnął łyk sherry.
- Były tylko dwa sposoby wyrwania się stamtąd:
zdobyć wykształcenie albo zaciągnąć się do wojs
ka. Wybrałem wojsko, bo wydawało rai się, że to
mniej kosztowna metoda. Oczywiście, myliłem
się. Dzięki armii udało mi się wyjechać z miastecz
ka. Dotarłem nawet do Azji. Tam nauczyłem się,
że wszystko, także ludzkie życie, można sprzedać
4 7
i kupić. Udało mi się przeżyć i nie zwariować, co
właściwie należałoby uznać za sukces... Po po
wrocie kupiłem sobie wykształcenie. Gdybym
miał więcej rozumu, kupiłbym je wcześniej. Zro
biłem także kolejny, niezbyt rozsądny krok. Mia
nowicie kupiłem żonę.
- Żonę!
- Tak. - Holt uśmiechnął się krzywo i skinął
głową. -Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że żona to
zakup ratalny. Nie wiedziałem też, że mężczyzna
musi spłacać raty zarówno w dobrych, jak
i w złych czasach.
- Odeszła?
- Bez namysłu. Mówiąc szczerze, nie mam
nawet do niej pretensji, bo w końcu wyszło mi to
na dobre. Bardzo długo nie mogłem znaleźć
pracy. Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że
nie mam zamiaru spędzić całego życia na łasce
i niełasce obcych ludzi. Pracując dla kogoś, nigdy
nie osiągnąłbym niezależności, nie uzyskał kont
roli nad własnym życiem.
- Teraz stać cię na wszystko, czego zaprag
niesz - mruknęła Adena.
- Prawie - uśmiechnął się do niej znacząco.
- Rozumiem, że nie uważasz siebie za cynika,
tylko za człowieka interesu.
- Naprawdę sądzisz, że jestem cyniczny? - za
pytał Holt, udając zdziwienie.
- Oczywiście.
- To dlatego, że ty patrzysz na życie przez
49
4 8
różowe okulary. Jak ten impresjonista, który
namalował twój obraz. Wolisz jasne, radosne
barwy.
- Może masz rację - zgodziła się Adena.
Pomyślała, że Holt chyba odgadł prawdę. Ona
chciałaby ,żeby jej mężczyznę ,tak samo jak ją
samą, oburzyły machlojki Carriganów.Jeffa tak-
że próbowała dopasować do ideału mężczzyzny,
który sama sobie stworzyła. Pewnie właśnie
w tym tkwił błąd.
- Nie ma sprawy - szepnął Holt.- Ja mogę
sobie pozwolić na urzeczywistnienie twoich złu-
dzeń. Powiedz mi tylko czego pragniesz.
- Myślisz, że to takie proste?
- Spróbujmy. Powiedz mi, czego byś chciała,
a ja ci powiem, czy ci mogę to dać.
- A gdybym cię poprosiła o uczciwe prowa-
dzenie interesów? - spytała.- O prowadzenie
firmy bez łapówek, bez szpiegostwa gospodar-
czego?
- Musisz wiedzieć - Holt uśmiechnął się szero-
ko i rozparł na białych poduszkach kanapy - że
nigdy w całej swojej karierze nie dałem ani nie
wziąłem żadnej łapowki.
- Nie wierzę! Nawet się nie zdziwiłeś ,kiedy ci
powiedziałam, że przekupiono jednego z twoich
pracowników. Zachowałeś się tak, jakby to było
normalne.
-Ta forma zdobywania informacji jest dość
powszechna, ale to nie oznacza, że ja także
z niej korzystam. Nie denerwuję się, kiedy zdarza
mi się dowiedzieć o czymś takim. Jestem doświad
czonym człowiekiem i nie ulegam gwałtownym
reakcjom.
- Bez wahania zaproponowałeś mi łapówkę!
- przypomniała mu Adena.
- To zupełnie co innego. Chciałem kupić cie
bie, a nic informacje. Musiałem zastosować naj
prostszy sposób pozyskania twojej przychylności.
Ponieważ sądziłem, że przyjechałaś po to, żeby
sprzedać rai informację, wyciągnąłem logiczny
wniosek, że od tej strony najłatwiej będzie cię
podejść. Nie miałem zamiaru kupować od ciebie
żadnych tajemnic Carrigan Labs.
- I ja mam w to uwierzyć?
- Czyżby fakt, że nadal chcę cię kupić, chociaż
już wiem, że nic pracujesz u Carrigana, nic dla
ciebie nic znaczył? Nie przyszło ci do głowy, że
gdybym naprawdę chciał wydostać z Carrigan
Labs ważne sekrety techniczne, przekupiłbym
kogoś zajmującego wyższe stanowisko niż twoje?
No to mamy jedną iluzję, która pozostaje nie
tknięta. Ja prowadzę interesy uczciwie. Co tam
jeszcze masz na tej swojej liście?
- To nie jest lista zakupów - upomniała go
Adena. - Zresztą ty i tak na wszystko znajdziesz
odpowiedź. Jesteś taki cholernie cyniczny!
- Więc spróbuj mnie zmienić - zaproponował.
- Ty naprawdę zwariowałeś!
- Skądże. Uważam, że mam pragmatyczny
_
50
stosunek do życia, ale chętnie pozwolę ci go
zmienić.
- Chcesz mnie wykołować. - Adena ze wszyst
kich sił broniła się przed ogarniającym ją zaintere
sowaniem. Holt rzucił jej nie lada wyzwanie.
- Teraz ty jesteś cyniczna - uśmiechnął się do
niej.
- Między cynizmem a ostrożnością jest ogro
mna różnica.
- Daj się zaprosić na kolację. - Holt patrzył
dziewczynie prosto w oczy. - Obiecuję, że i w re
stauracji, i potem zachowam się bez zarzutu. Być
może jestem cynikiem, ale czasami potrafię po
stępować jak dżentelmen. Oczywiście tylko wte
dy, kiedy jest to konieczne.
Adena wiedziała, że nie powinna nawet za
stanawiać się nad przyjęciem zaproszenia, tym
czasem propozycja Holta już ją nęciła.
- Mam nadzieję, że nie oprzesz się pokusie
zrobienia wyłomu w moim cynizmie. Proponuję
ci spędzenie ze mną jednego wieczoru. Bez żad
nych zobowiązań i bez podtekstów. Zwykły,
sympatyczny wieczór we dwoje. Co ty na to?
Adena przygryzła wargę. Była wściekła na
siebie za to, że w ogóle bierze pod uwagę moż
liwość przyjęcia tej propozycji. Nie zdążyła się
zdobyć na stanowczą odmowę, kiedy Holt wziął
ją za rękę.
- Proszę cię, Adeno - błagał aksamitnym
szeptem, któremu dziewczyna rzeczywiście nie
51
potrafiła się oprzeć. - Żadnych zobowiązań.
Słowo honoru. Pozwól się zaprosić na kolację.
- A co po kolacji?
- Po kolacji przywiozę cię do domu i zostawię
pod drzwiami. Jeśli tak sobie zażyczysz.
Adena czuła ciepło jego dłoni. Stali obok
siebie, ale Holt wcale nie wymusił na dziewczynie
tego pocałunku. To ona sama, nie wiedzieć jakim
cudem, zbliżyła wargi do jego ust, kiedy się nad
nią pochylił. A kiedy się odsunął, zdała sobie
sprawę z tego, że jeszcze jej mało. Jedna wspólna
kolacja, pomyślała. Przecież to nic zdrożnego.
Nie stanie mi się żadna krzywda. Zgodzę się, jeśli
obieca, że bez dyskusji odwiezie mnie potem do
domu.
- Nie musisz się mnie obawiać - powiedział
Holt cicho, jakby odgadł myśli dziewczyny.
-Przyznaję, że bardzo cię pragnę, ale chcę zagrać
w tę grę zgodnie z regułami, które ty ustalisz. Nie
jestem już nierozważnym młokosem, któremu
tylko jedno w głowie.
- Czyżby? - wydukała Adena. Zrozumiała, że
stoi zbyt blisko płonącego we wnętrzu tego męż
czyzny żaru. Powinnam trzymać go na dystans,
pomyślała. Przytłacza mnie ta jego wysublimowa
na męskość. Nie potrafię nawet logicznie myśleć.
Samą siłą woli przyciąga mnie do siebie...
- Oczywiście - roześmiał się Holt. - Mam
trzydzieści osiem lat. Mężczyźni w tym wieku na
ogół potrafią już docenić więcej niż tylko jeden
STEPHANIE JAMES Cena miłości
ROZDZIAŁ PIERWSZY Adena była dwudziestoośmioletnią kobietą o turkusowych w oczach i raczej interesującej niż pięknej twarzy, obramowanej długimi do ramion ciemnoblond włosami. Ot, miła i atrakcyjna, ale zupełnie zwyczajna kobieta. Tylko wyjątkowo bystry obserwator dostrzegłby siłę charakteru i inteligencję na jej sympatycznej twarzy. Stała przy oknie skąpo oświetlonego gabinetu i bez myślnie patrzyła na Zatokę San Francisco. Od dalone światła wielkiego miasta połyskiwały w mroku jak fantastyczny naszyjnik olbrzyma. Z okna eleganckiego, położonego na skarpie domu rozciągał się widok na osiedle Sausalito, leżące na północnym krańcu mostu Golden Gate. Bardzo tu ładnie, ale w San Francisco też mi się podoba, pomyślała Adena i uśmiechnęła się do siebie. Z rozkoszą tam wrócę, jak tylko załatwię tę sprawę. Sprawa, z którą przyjechała do Sausalito, była wyjątkowo nieprzyjemna. Adena pragnęła po zbyć się kłopotu i czym prędzej wrócić do domu. Dopiero tam spokojnie zastanowi się nad wszyst kimi zmianami. Jeszcze tylko ta jedna rozmowa
z Holtem Sinclairem i można będzie przekreślić przeszłość grubą kreską, a potem zastanowić się nad przyszłościią. Adena tak głęboko zatonęła we własnych myślach, że nawet nie usłyszała, kiedy otworzyły się drzwi gabinetu - Czy panna West - zapytał mężczyzna, który wszedł do w pokoju. Zapalił światło i uważnie przyglądał się Adenie. Nazywam się Holt Sinclair. Podobno chciała się pani ze mną widzieć. Adena skinęła głową. Zupełnie inaczej wyob rażała sobie tego człowieka. Sądziła, że będzie znacznie starszy, tymczasem Holt Sinclair mógł mieć co najwyżej czterdzieści lat. Sprawiał wraże- nie bezlitosnego twardziela. Świdrował ją wzro kiem, jakby chciał odgadnąć najskrytsze myśli dziewczyny. Adena poczuła się nieswojo. Szybko wytłuma- czyła sobie, że miała okropny dzień, że to wcześ niejsze wydarzenia spowodowały jej zdenerwo wanie i że obecność tego mężczyzny nie ma z tym nic wspólnego Po raz. pierwszy też dziewczyna upiła w to. czy dobrze zrobiła, przyjeżdżając do Holta Sinclaira. Może ta rozmowa wcale nie była konieczna? Może on wcale nic chce, żeby ktokolwiek przed czymkolwiek go ostrzegał? Holt Sinclair wyglądał jak człowiek, który istot nie nic potrzebuje niczyjej pomocy. Miał prosty nos. ostro zarysowany podbródek i delikatne zmarszczki wokół ust i oczu. Na pewno nie był przystojny, za to określenie „doświadczony męż- 7 czyzna" doskonale do niego pasowało. Flanelo wa koszula i luźne spodnie pozwalały się domyś lać ukrytych pod ubraniem muskularnych ra mion i płaskiego brzucha. Krótko mówiąc, Holt Sinclair zrobił na Adenie duże wrażenie. Hola, skarciła samą siebie. Przyjechałaś tu w interesach i już nigdy więcej nie spotkasz tego człowieka, a więc do rzeczy. - Tak, to ja jestem Adena West - powiedziała. - Tyle wiem od mojej gospodyni. Proszę spo- - Wskazał dziewczynie pomalowane na czerwono krzesełko. Sam usiadł w czarnym, skó rzanym fotelu za równie czerwonym jak krzesełko biurkiem. - Bardzo przepraszam, że nachodzę pana w domu - zaczęła Adena ale pańska sekretarka powiedziała mi, że nic zastanę pana w biurze. - A sprawa, z którą pani do mnie przyszła, nie może czekać? - dokończył za nią domyślnie. Raczej nic. Widzi pan, ja pracuję... - Adena zawahała się, ale jednak postanowiła nie infor mować Sinclaira o tym, że właśnie zrezygnowała Z pracy. Pracuję w Carrigan Labs. O! U konkurencji. Czyżby Brad Carrigan znalazł się W tak rozpaczliwej sytuacji, że próbuje mnie przekupić? - zakpił Sinclair. - Panie Sinclair - powiedziała Adena cicho. Pożałowała swojej decyzji. Należało pozostawić tego człowieka własnemu losowi. - Delikatnie mówiąc, mam za sobą bardzo
8 ciężki dzień. Nie przyjechałam tu po to, żeby wysłuchiwać niewyszukanych męskich żarcików. To znaczy, że nie występuje pani w roli łapówki. Szkoda. Coś mi mówi, że urozmaiciłaby pani mój szary i nudny dzień pracy. - Sinclair wstał zza biurka i podszedł do znajdującego się w rogu pokoju czarnego barku. - Ponieważ chce pani ze mną rozmawiać o mniej interesujących sprawach, może my przynajmniej przeprowadzić tę rozmowę w cywi lizowanych warunkach. - Nalał brandy do dwóch małych szklaneczek. Jedną z nich podał Adenie. Przyjęła ją bez namysłu, wiedząc, że odmowa przedłużyłaby niepotrzebnie jej pobyt w tym czar- no-czerwonym gabinecie. Nie miała jednak zamiaru pić alkoholu. Postawiła szklaneczkę na stoliku. To znakomita brandy. Naprawdę - zachwa lał Sinclair. - Wierzę panu, ale nie przyjechałam tu na towarzyską pogawędkę. Jeżeli nie ma pan nic przeciwko temu, panic Sinclair... - Proszę mówić do mnie: Holt. - Dziękuję - odrzekła automatycznie, chociaż forma, w jakiej miała się zwracać do tego męż czyzny, była zupełnie nieistotna. Widzieli się przecież pierwszy i ostatni raz w życiu. - Jeśli nie masz nic przeciwko temu, chciałabym wreszcie przejść do rzeczy. Od roku pracuję w Carrigan Labs jako księgowa i... - Czy Carrigan wie, że tu jesteś? - przerwał jej Holt. 9 - Nie. - Tak właśnie myślałem. Słucham dalej. - A więc jak mówiłam, od roku pracuję w tam tej firmie jako księgowa - ciągnęła. - Ostatnio pojawiły się dosyć dziwne wydatki, które budzą wątpliwości w normalnie funkcjonującym przed siębiorstwie... - Księgowy zawsze wypatrzy trudne do wyjaś nienia wydatki. - Sinclair uśmiechnął się krzywo. - Będę się streszczać, panie Sinclair. - Holt - poprawił ją. - O ile zdołałam się zorientować, te nadzwy czajne wydatki były przeznaczone na, nazwijmy to, „płacę" dla jednego z wysoko postawionych pracowników pańskiej firmy. - Adena spodzie wała się, że zaszokuje Sinclaira swoją rewelacją, on tymczasem wypił łyk brandy i najspokojniej w świecie czekał na dalszy ciąg opowiadania. - Ja... - dukała Adena, trochę zbita z tropu. - Właściwie nic mam na to żadnych konkretnych dowodów... Chyba rozumiesz. Żeby je zdobyć, należałoby przeprowadzić dokładne śledztwo, ale i tak było tego dosyć, żeby... żebym poszła do szefa na rozmowę. - Powiedziałaś o swoim odkryciu Bradowi Carriganowi? - Moim bezpośrednim przełożonym jest Jeff, a nie Brad. - Adena wciąż miała w pamięci tamtą niemiłą scenę. Zakończyła się ona nie tylko zwonieniem jej z pracy, ale także zerwaniem
10 znajomości, która miała szansę przerodzić się w trwały związek. Dziewczyna właściwie sama nie wiedziała, czy bardziej zdenerwowała ją nieuczci wość Jeffa w prowadzeniu interesów, czy też fakt, że wcześniej nie dostrzegła w nim tej podłej cechy. - Co na to Jeff Carrigan? - zapytał cicho Holt. Adena dopiero teraz poczuła, że jego ciepły głos wprawiają w drżenie. Nie wiadomo dlaczego przywiódł jej na myśl mroczne głębiny oceanu. Może zmęczony umysł w ten sposób sygnalizował niebezpieczeństwo? - Potwierdził... Nie chciałabym wdawać się w szczegóły. Proszę przyjąć do wiadomości, że Carrigan Labs wypłaciła jednemu z pracowników Sin Tech kilka tysięcy dolarów. O ile zdołałam się zorientować, osoba ta zatrudniona jest w dziale produkującym cienkie powłoki. Moim zdaniem, sprzedaje konkurencji pańskie tajemnice przemy słowe. Adena odetchnęła z ulgą. Najgorsze miała już za sobą. Przygnało ją tutaj silne poczucie obowią zku. Obowiązek wypełniła i wreszcie mogła spo kojnie wrócić do domu. Holt wpatrywał się w swoją szklankę, jakby w bursztynowej brandy szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. - Mówiłaś, że Brad Carrigan nic nie wie o two jej wizycie u mnie - odezwał się wreszcie, prze szywając dziewczynę ostrym jak szpilka spojrze niem. - Czy jego synowi także o tym nie mówiłaś? 11 - Też nie. - Rozumiem. Chciałbym jednak usłyszeć, jak młody Carrigan zareagował na postawione mu zarzuty. - Wolałabym o tym nie rozmawiać. - Trudno. W każdym razie po rozmowie z nim postanowiłaś przyjechać do ranie. - Holt ze zrozumieniem skinął głową. - Przyjechałam tu, ponieważ uważam, że masz prawo wiedzieć o istnieniu nieuczciwej konkuren cji. - Bardzo chwalebny uczynek. Naprawdę nie chcesz nawet spróbować brandy, Adeno? Dziewczyna popatrzyła na stojącą przed nią pełną szklankę. Z ociąganiem sięgnęła po trunek i posłusznie upiła łyczek z kryształowego naczynia. - Rozumiem, że księgowa rozmawiająca o fi nansach musi zachować trzeźwy umysł -skomen tował jej wstrzemięźliwość Holt. - Tym razem jednak nie ma się czego obawiać. Masz do czynienia z uczciwym facetem. - Jestem przekonana, że tak jest w istocie, ale chciałabym wreszcie wrócić do domu. Przykro mi, że nie zdołałam ustalić nazwiska zdrajcy, ale może i bez tego uda ci się zlikwidować przeciek. - Adena wstała szczęśliwa, że upiorny dzień, jeden z najgorszych w jej życiu, wreszcie dobiegł końca. Lekko szumiało jej w głowie. Pomyślała sobie, że nawet malutki łyczek alkoholu to dla niej tego wieczoru zbyt duża dawka.
- Nic martw się. - Holt także podniósł się z miejsca. Znam nazwisko człowieka, który sprzedaje tajemnice produkcji Sin Tech. - Co takiego? - Adenę po prostu zatkało. - Zapewniam cię, że mimo to cieszę się, że przekazałaś mi informację. Usiądź, proszę i napij się ze mną. Adena nic wierzyła własnym uszom. Tyle przy krych rzeczy się dziś wydarzyło, tyle poświęcenia kosztowała ją wizyta u Sinclaira, a on tymczasem spokojnie oświadcza, że o wszystkim wiedział. Usiadła i sięgnęła po szklankę z alkoholem. Tym razem pozwoliła sobie na potężny łyk bursztyno wego trunku. - Nie musisz wypijać wszystkiego na raz - za żartował Holt. - Wiedziałeś! - rzuciła Adena oskarżycielskim tonem. - Ty o wszystkim wiedziałeś! - Nasz zdrajca jest inżynierem. Pracuje w labo- ratorium, zajmującym się udoskonalaniem cienkich powłok lakierniczych -wyjaśnił Holt. -Od trzech miesięcy przekazuje informacje do Carrigan Labs. Naprawdę szybko odkryłaś całą sprawę. Moje gratulacje. Musisz być bardzo dobrą księgową. - Kiedy? Jak ci się udało trafić na jego ślad? - pytała Adena. - Przyłapałem go prawie zaraz, jak tylko za czął. Postanowiłem nie przerywać tego procede ru, dopóki nic zdobędę wystarczających dowo dów, żeby zwolnić tego człowieka. Oczywiście 1 3 natychmiast został odsunięty od wszystkich na prawdę ważnych badań. - A więc niepotrzebnie przyjechałam - uśmie chnęła się gorzko Adena. - Przepraszam, że zepsułam ci wieczór. - Ależ naprawdę jestem ci wdzięczny. - Sinc lair nie odrywał oczu od dziewczyny. - Bardzo chciałbym jakoś ci to okazać. - To nic wielkiego.- Adena zwietrzyła grożące jej niebezpieczeństwo. - Zrobiłam tylko to, co uważałam za słuszne. Teraz jednak chciałabym wrócić do domu. - Jadłaś obiad? - zapytał Holt, jakby odgadł, że wypita na pusty żołądek brandy mocno szumi w głowie gościa. - Nie miałam czasu. Najpierw przyjechałam tutaj. Chciałam jak najprędzej załatwić tę sprawę i o wszystkim zapomnieć. - Wyobrażam sobie. Czy po raz pierwszy robisz coś takiego? - Można to tak nazwać - odrzekła po chwili wahania, chociaż nie potrafiła zrozumieć, o co mu chodzi. - Pierwszy raz zawsze jest najtrudniejszy. - Holt ze zrozumieniem pokiwał głową. - Na dodatek okazało się, że twoje informacje wcale mnie nic zaskoczyły. Mimo to bardzo cię proszę, żebyś została i zjadła ze mną małe co nieco. Wprawdzie moja gospodyni już wyszła, ale ona zawsze zostawia mi takie porcje, że można by
14 nimi nakarmić pułk wojska. Zresztą po takiej ilości mocnego alkoholu nie powinnaś siadać za kierownicą. Holt wstał zza biurka i zanim Adena na dobre zorientowała się w sytuacji, już prowadził ją przez hol do dużej, nowocześnie urządzonej kuchni. Tutaj także dominowała czerwień, urozmaicona białym połyskiem podłogi i nielicznymi czarnymi drobiazgami. - To naprawdę bardzo miłe, panie Sinclair - broniła się Adena - ale ja nie mogę... - Bzdura. Nigdy nie bywam miły. Poza tym zapomniałaś chyba, że mówimy sobie po imieniu. - Holt puścił ramię dziewczyny i podszedł do piekarnika. - Co my tu mamy? - mruczał. - A, zapiekanka! To znaczy, że gdzieś jest schowana sałatka. - Otworzył lodówkę. - Tak właśnie myślałem uśmiechnął się. - Czy zechciałabyś podać talerze? Są w tamtej szafce. Adena znalazła talerze i posłusznie ustawiła je na czarnym kuchennym stole. Nie potrafiła zna leźć żadnego logicznego wykrętu, żadnego powo du na tyle istotnego, żeby wyjść z tego domu. Zdołała nawet przekonać samą siebie, że mała przekąska dobrze jej zrobi. - Najpierw coś zjemy, a potem dokończymy naszą rozmowę o interesach. - Holt usadowił się obok niej przy stole i nakładał zapiekankę. - Nie bardzo jest o czym rozmawiać. - Adena wzruszyła ramionami. 15 - Nic podobnego - uśmiechnął się z wyższoś cią Holt. - Musisz wierzyć w siebie, bo inaczej do niczego w tej branży nie dojdziesz. - Nie bardzo rozumiem, o czym ty mówisz. Mógłbyś rai wyjaśnić? - Nieważne. Porozmawiamy o tym po obie dzie. Nałóż sobie sałatki i opowiedz rai coś o sobie - poprosił Holt. - A po co? - Chciałem tylko okazać ci uprzejmość. - Rozumiem. No więc mieszkam w San Fran cisco, lubię dobre jedzenie i bardzo rzadko chodzę do kina. Wolę czytać książki. Wystarczy? A może chcesz się jeszcze dowiedzieć, spod jakiego jestem znaku i na kogo głosowałam w ostatnich wybo rach? - Widzę, że masz ostry język. - Przepraszam - Adena westchnęła ciężko. - Jestem u kresu sił. - Już ci mówiłem, że to rozumiem. Przestań się denerwować. Wszystko będzie dobrze - pocieszył ją Holt. - Co wolisz na deser: mus czekoladowy czy placek cytrynowy? - Twoja gospodyni bardzo o ciebie dba. - Nie ma innego wyjścia. Płacę jej tyle, że nie mogłaby inaczej. - Odnoszę wrażenie, że dostajesz to, za co płacisz. - Adena zdobyła się na taką samą chłod ną obojętność, jaką w tej sprawie zaprezentował gospodarz.
16 - Ja też tak uważam. W ogóle jestem szczęś ciarzem. Stać mnie na to, żeby zapłacić za wszyst ko, czego chcę albo potrzebuję pochwalił się. - Moje gratulacje - wymamrotała Adena z ustami pełnymi sałatki. - Dziękuję. No wiec, co wybierasz: ciasto czy mus czekoladowy? - Poproszę o ciasto. - Wreszcie trochę lepiej wyglądasz. - Holt przyglądał jej się zadowolony. - Nic wiedziałam, że wyglądałam jak wiedź ma. - Tym razem Adena trochę się rozzłościła. - Aż tak źle nic było. - Holt zaśmiał się donośnie. Wstał od stołu i zebrał talerze. - Chodź, zjemy deser w pokoju. - Nie czekając na Adenę, wziął talerzyki z ciastem i wyszedł z kuchni. Adena znów nie miała innego wyjścia, jak tylko podążyć za nim. Bardzo głupio się czuła. Zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak wierny piesek. Dopiero teraz przypomniała sobie o własnym psie. Miała na dzieję, że sąsiadka nie zapomniała wyprowadzić Maksa na spacer. - Z czego się śmiejesz? - zapytał Holt, ustawia jąc talerzyki na szklanym stoliku, stojącym przed wielką kanapą z czarnej skóry. - Właśnie sobie pomyślałam, że kiedy mój sznaucer plącze mi się pod nogami w nadziei na smaczny kąsek, czuje pewnie to samo co ja, idąc za tobą. 17 - Psy także mają swoją cenę - Holt zaśmiał się ciepło. - Tak jak wszystko i wszyscy na tym świecie. W przypadku psów jest to jedzenie. Coś mi się wydaje, że doprowadziłeś do perfekcji swój kapitalistyczny pogląd na świat. - A ja odnoszę wrażenie, że twój ogląd świata aż tak bardzo nie różni się od mojego. - Czy mógłbyś mi wytłumaczyć, co miało znaczyć to ostatnie zdanie? - zapytała Adena. - Tylko to, że twoja dzisiejsza wizyta w tym domu nic poszła na marne. - Jak to: nie poszła na marne? - Dziewczyna zaczęła coś podejrzewać. - Przecież już wiedziałeś o tym, przed czym chciałam cię ostrzec. - Musisz wiedzieć, że mimo to jestem ci bardzo wdzięczny - powiedział Holt, rozsiadając się wygodnie na kanapie. - Rozumiem. A jak bardzo postanowiłeś być mi wdzięczny? Adena czuła odrazę do samej siebie. Jak mogła robić z siebie taką idiotkę? Z jakiego powodu uznała za konieczne powia domić Sinclaira o istniejącym w jego przedsię biorstwie przecieku? Ten facet na pewno nie potrzebował jej pomocy. Adena nie miała wobec niego żadnych zobowiązań i naprawdę nie musia ła się fatygować, nawet gdyby się okazało, że Sinclair nic nie wie o przekupionym pracowniku. Holt Sinclair jest człowiekiem, który znakomicie potrafi się zatroszczyć o siebie i o swoje interesy.
Niestety, ta refleksja przyszła o kilka godzin na późno. Moja wdzięczność mogłaby sięgnąć dwóch tysięcy dolarów - powiedział Sinclair urzędowym tonera, chociaż wciąż przyglądał się dziewczynie zmrużonymi po kociemu oczami. - Dwa tysiące! - przeraziła się Adena. - Nic zapominaj, że już wcześniej wiedziałem o tym przecieku - tłumaczył Holt. - Dwa tysiące dolarów? Chcesz mi zapłacić za to, co ci powiedziałam? - Nic wiem, czego się spodziewałaś po swo im nowym zajęciu, ale musisz wiedzieć, że nie zrobisz dzięki niemu majątku. Przynajmniej nie od razu i nie na takich informacjach. Aha, przy okazji dam ci jeszcze dobrą radę. Najpierw ubi jaj interes, a potem dopiero mów, z czym przy chodzisz. - Nie do wiary! - Adcna zerwała się na równe nogi. - O co ci chodzi? Czyżby Carrigan dawał ci więcej za milczenie? Jeśli tak, to powiedz mi, ile. Nic chcę być od niego gorszy. Choćby po to, żeby utrzymać ten kontakt. Kiedyś może dostarczysz mi ważniejszych informacji. Kto wie? Holt także wstał z kanapy i Adena odruchowo cofnęła się o kilka kroków. Jak zahipnotyzowa na, nic mogła oderwać od niego wzroku. - A ile maksymalnie byłbyś skłonny zapropo nować? - wysyczała przez zaciśnięte zęby. 10 - To zależy. - Zrobił krok w kierunku dziew czyny. - Za ile mógłbym kupić twoją lojalność? - Niesłychane! Jesteś bezczelny! I pomyśleć, że czułam się w obowiązku cię ostrzec! - Jeśli uważasz, że dwa tysiące to za mało, możesz się ze mną potargować. Oczywiście, jeśli zapłacę ci dużo więcej, będę oczekiwał od ciebie dalszych usług. Coś mi mówi, że ta inwestycja może mi się opłacić... - Holt postąpił jeszcze jeden krok w jej kierunku. Adena zorientowała się, o co mu chodzi, o ułamek sekundy za późno. Wyciągnęła ręce, chcąc go od siebie odepchnąć. Na próżno. Mocne palce zacisnęły się na ramionach dziewczyny. - Zostaw mnie, do cholery! - syknęła, ale Holt zdusił protest gorącym pocałunkiem.
ROZDZIAŁ DRUGI Holt całował Adenę, a ona stała sztywna, nieporuszona. Nic bała się. Nie znała Sinclaira, a mimo to czuła, że nie musi się go obawiać, że ten mężczyzna z wszelką pewnością dalej się nie posunie. Wydało jej się, że Holtowi chodzi tylko o to, żeby ją wypróbować, sprawdzić. Czuła na plecach silne dłonie, na ustach zaś zniewalający dotyk gorących warg. - Nie denerwuj się, skarbie - szeptał, prawie nie odrywając warg od jej ust. - Coś wymyślimy. Jestem rozsądnym facetem... - O, tak. To ja się wygłupiłam. Sądziłam, że mam obowiązek zawiadomić cię o tym... - Nie złość się. Przecież chcę ci zapłacić... - Dwa tysiące dolarów? - Za mało? Wydaje mi się, że to dobra oferta. - Jesteś niemożliwy! Czy mógłbyś mnie wresz cie puścić? Nie mamy o czym rozmawiać. - Ależ mamy. Założę się, że możesz mi dać znacznie więcej niż tylko jedną zdezaktualizowa ną informację. Zaintrygowałaś mnie, Adeno 2 1 West. Gotów jestem zapłacić za to, co mi sprawia przyjemność. Adena była rozżalona i wściekła na samą siebie. Nie chciała nawet dyskutować z tym indywiduum. Był taki sam jak Jeff. Nawet nie zadał sobie trudu, żeby się elegancko zachować. Holt Sinclair uważał, że może sobie kupić wszyst ko, czego dusza zapragnie. - Puść mnie, do diabła! - zawołała. Holt zupełnie nie zwracał uwagi na jej pro testy. Zdeterminowana, odepchnęła go od siebie z całej siły. Niestety, siły miała zbyt wątłe, żeby podołać temu potężnemu mężczyźnie, który właśnie się nad nią pochylał. Jeszcze raz moc no, namiętnie pocałował usta Adeny. Dziew czynie zaparło dech w piersi. Ręce, które przed chwilą odpychały napastnika, straciły resztki mocy, a myśl o tym, że Holt na pewno zorien tował się, jakie wywarł na niej wrażenie, do reszty ją obezwładniła. Zresztą bierność nie była w tej sytuacji najgorszym rozwiązaniem. Poczekam cierpliwie na zakończenie tego poka zu męskiej dominacji, postanowiła. Nie czekała długo. - Mam przeczucie, że bardzo dobrze by nam było razem - powiedział cicho Holt. Adena nawet nie chciała się do niego odzywać. Pragnęła jak najprędzej się stąd wydostać. Czekała tylko na sposobność.
22 - Nie dość się, skarbie - uśmiechnął się Holt. - Wszystko ci wynagrodzę. - Skończyłeś? - zapytała Adena. Własny lodo waty ton głosu zadziwił ją samą. - Czy mogę już wyjść? - Na pewno chcesz już uciekać? Jeszcze wcześ nie - przekomarzał się Holt. - Mamy jeszcze tyle spraw do omówienia. Adena zauważyła, że zimne spojrzenie szarych oczu stało się teraz cieplejsze. Po raz pierwszy tego dnia poczuła strach. Nadszedł najwyższy czas na opuszczenie domostwa Holta Sinclaira. - Być może - szepnęła obiecująco. - Ale może najpierw wypiszesz ten czek na dwa tysiące dola rów... - Oczywiście - zgodził się natychmiast. - Od razu lepiej się poczujesz, kiedy się przekonasz, że ja zawsze dotrzymuję słowa. Mój Boże, pomyślała Adena, patrząc za wy chodzącym z pokoju Sinclairem, ten facet na prawdę uważa, że wszystko na świecie da się kupić. Zupełnie nie rozumiem takich ludzi. No cóż, przynajmniej dostałam nauczkę. Teraz już wiem, że tacy twardziele jak Holt Sinclair sami sobie ze wszystkim radzą i nie potrzebują takich mięczaków z poczuciem odpowiedzialności, jak ja. Holt zniknął w swoim gabinecie, a Adena porwała z kanapy torebkę i wybiegła z domu. Wskoczyła do samochodu, jakby goniło ją stado 23 wygłodniałych wilków. Dopiero za kierownicą poczuła się bezpiecznie. W rekordowym tempie dotarła do mostu Golden Gate. Pomyślała sobie: jakie to szczęście, że takie koszmarne dni zdarzają się wyjątkowo rzadko. Uspokoiła się dopiero wtedy, kiedy wkładając klucz do zamka w drzwiach własnego mieszkania, usłyszała radosne poszczeki wanie Maksa. Otworzyła drzwi przygotowana na powitalny taniec stęsknionego sznaucera. - Och, Maks! - wykrzyknęła uszczęśliwiona Adena. - Nawet nie wiesz, jak dobrze wreszcie wrócić do domu, w którym czeka taki grzeczny i wspaniały facet jak ty. Podrapała psa za uchem, a ten poddał się pieszczocie szczęśliwy, że jego pani cała i zdrowa dotarła wreszcie do domu. - Poczekaj - poprosiła psa - zaraz ci wszystko opowiem. Miałam koszmarny dzień! Adena przeszła przez ukwiecony przedpokój i znalazła się w saloniku. Na podłodze leżał gruby, szary dywan, stanowiący tło dla biało-zielonego wystroju całego mieszkania. Dziewczyna zsunęła z nóg pantofle i z westchnieniem ulgi ułożyła się wygodnie na białej kanapie. - Nareszcie w domu - powiedziała do Maksa. - Mam nadzieję, że przez jakiś czas zniesiesz trochę gorszy gatunek psiego jedzenia. Na szczęście był to tylko żart. Wprawdzie Adena nic miała już pracy i powinna zatroszczyć się o stan swojego konta, ale zgromadzone oszczę-
2 4 dności na pewno wystarczą jej na kilka miesięcy. Przez ten czas znajdzie pracę i dzięki temu Maks nie będzie musiał jeść tych obrzydliwych suchych „psich przysmaków", których zresztą nie cierpi. W najgorszym wypadku można będzie sprzedać niewielki pakiet akcji. Na pewno nie będzie miała problemów że znalezieniem pracy. Adena była wykształconą i doświadczoną księgową, a takich zawsze potrzeba. Wzięła do ręki numer „Wall Street Journal" z zamiarem przejrzenia rubryki „praca". Po chwi li jednak doszła do wniosku, że zacznie szukać jutro. Dzień był zbyt męczący, żeby jeszcze za jmować się czymkolwiek. - Pewnie się ucieszysz, Maks - powiedziała zmęczonym głosem do psa. - Nic będziesz już musiał oglądać Jeffa Carrigana. Wiem, że za nim nie przepadasz. Ja zresztą też go dzisiaj znielubi- łam. Ciekawe, czy bardzo będzie mi brakowało Jeffa? pomyślała. Powiedziałam mu, żeby nie ważył się więcej do mnie dzwonić, i wcale mi od tego serce nic pękło. Było mi tylko trochę przykro. Pociągał mnie jego swobodny styl bycia... Taki przystojny, dobrze wychowany mężczyzna... M iał szansę zająć ważne miejsce w moim życiu. Adena zamknęła oczy. Przypomniała sobie, jak Jeff zareagował na jej rewelacje o opłacaniu pracowników konkurencyj nej firmy. Uśmiechnął się wyniośle i, jak dziecku, zaczął jej tłumaczyć oczywiste dla niego prawdy. 25 Ten świat opiera się na konkurencji, skarbie - oświadczył. - Ci z Sin Tech też mogą stosować wszystkie chwyty. Jeśli im się uda. - Tak nie wolno, Jeff - protestowała oburzo na, jak naiwna pensjonarka. - To zwykła kra dzież! - Tylko interesy - poprawił ją. - Czy twój ojciec wic o tym? Wiemy o tym tylko on, ja i jeszcze kilka osób. Gratuluję, skarbie. Trafiłaś do bardzo ekskluzywnego klubu - zażartował. - Na nasze szczęście jesteś już prawic członkiem rodziny. Wtedy Adenie puściły nerwy. Zawołała, że nie zamierza brać udziału w jego machlojkach, a Jeff spokojnie czekał, aż dziewczyna się wykrzyczy. Potem polecił jej wrócić do siebie i nie zajmować się poważnymi sprawami, przerastającymi moż liwości intelektualne przeciętnej kobiety. Adena wreszcie zrozumiała, że Jeff nawet nie ma zamiaru zaprzestać przekupywania pracowników konku rencyjnych firm, a od niej oczekuje przymykania oczu na dziwne zapisy w księgach rachunkowych. Obecne i przyszłe. Zrozumiawszy to, oświadczyła mu z godnością, żeby już nigdy więcej do niej nic dzwonił. Wyraz zdziwienia na twarzy Jeffa spra wił Adenie ogromną satysfakcję. Natychmiast poszła do swego gabinetu, napisała podanie o zwolnienie i wyszła z biura. I na tym należało poprzestać, pomyślała, roz łożona wygodnie na kanapie we własnym salo-
26 niku. Co mnie napadło, żeby jechać do tego całego Sinclaira? Skąd to nagłe poczucie lojalno ści wobec obcego faceta? Mogłam się domyślać, że on wcale nie potrzebuje mojej pomocy. Chciał mi zapłacić! Też coś! - Tacy właśnie są mężczyźni - westchnęła i wstała z kanapy. - Nie mówię o tobie, Maks - uspokoiła psa. - Chodźmy spać. Jutro będzie lepiej. Podczas porannego spaceru z Maksem Adena kupiła gazety. Czuła się wspaniale i gotowa była choćby zaraz zacząć nowe życie. A swoją drogą, to zabawne, myślała, jak jeden dzień może zmie nić wszystkie nasze plany. Otworzyła szafkę. Przez chwilę zastanawiała się, która z jej ulubionych herbat najlepiej nadaje się na taki wyjątkowy poranek. Nie mogła prze cież przeglądać ogłoszeń, popijając przy tym aromatyczną herbatę o delikatnym smaku. Taka lektura wymaga czegoś znacznie mocniejszego. O, tak, English Breakfast będzie idealna. Adena wyparzyła śliczny dzbanuszek z chińskiej po rcelany, odmierzyła solidną porcję herbacianych liści i zalała je wrzątkiem. Herbatę zawsze trak towała bardzo poważnie. Zadzwonił telefon. Dziewczyna skrzywiła się, ale podniosła słuchawkę i natychmiast tego poża łowała. 27 - Gdzie ty się, u diabła, podziewasz? Już po dziesiątej! - Czyżbyś nie dostał mojego podania o zwol nienie? - Oczywiście, że dostałem, ale zaraz podarłem. Oboje dobrze wiemy, że napisałaś je w złości. Muszę ci się przyznać, że po dobrze wychowanej księgowej nic spodziewałem się takiego tempera mentu - Jeff Carrigan zdobył się na żart. - Przykro mi, Jeff - Adena nie była usposobio na do żartów. Wczorajszy dzień oprócz tem peramentu ujawnił jej jeszcze kilka własnych, nic znanych dotąd cech. - Moja rezygnacja była jak najbardziej serio. Nic mam zamiaru pracować dla ludzi, którzy żądają ode mnie fałszowania ksiąg rachunkowych. Zaniepokojony ostrym tonem głosu swojej pani Maks czujnie uniósł głowę. Dobry Maks, pomyślała Adena. Jedyny facet na świecie, który zawsze stanic w mojej obronie. - Uspokój się, skarbie. Słyszę, że jeszcze nie doszłaś do siebie. Weź tydzień urlopu. Umówmy się, że od dzisiaj. Załatwię wszystko w kadrach. Za kilka dni wrócisz do pracy i nikt się nie zorientuje... - Zegnam cię, Jeff. - Ach, jeszcze coś, kochanie -dodał, jakby nie usłyszał chłodnego pożegnania. - Udało mi się zdobyć dwa bilety na ten nowy show. Szkoda, żeby się zmarnowały. Może ty masz jakiś pomysł?
28 - Oddaj je do biura rzeczy znalezionych. Adena rzuciła słuchawkę. Natychmiast porwała ją z powrotem i nakręciła numer działu personal nego Carrigan Labs. Nic mogła dopuścić do tego, żeby Jeff wmotał ją w swoje ciemne sprawki, a skoro podarł jej rezygnacje... W dziale personalnym Adena złożyła oficjalną rezygnację. Umotywowała ją „przyczynami oso bistymi". Carol Walters, szefowa działu kadr, wcale nie uważała postępku Adeny za nierozsąd ny i obiecała natychmiast załatwić formalnie rozwiązanie stosunku pracy. Po tej rozmowie Adena z pasją zabrała się do przeglądania gazet. Zakreśliła kilka interesujących ją propozycji i je szcze tego samego dnia wysłała swoje oferty. Przez dwa kolejne dni Adena zastanawiała się nad propozycją Jeffa Carrigana. Oczywiście, nie nad tą częścią, która dotyczyła powrotu do Carrigan Labs, ale nad tą dotyczącą wakacji. Może rzeczywiście powinna pojechać na krótki urlop. Powiedzmy, na tydzień. Ona sobie odpocz nie, a przez ten czas poczta przyniesie odpowiedzi na oferty i po powrocie będzie się można poważ nie zabrać do szukania nowej pracy. Przygotowując kolację także o tym myślała. Teraz talerz z kanapkami stał na stoliku, a roz parta na kanapie Adena oglądała wieczorny dziennik telewizyjny. - Jak sądzisz, Maks? - zapytała psa. - Mog- 29 libyśmy sobie pojechać w jakieś miłe, spokojne miejsce. Koleżanka ?. księgowości opowiadała mi o ślicznej, starej gospodzie w jednym z mias teczek, powstałych w okresie gorączki złota. Miałbyś ochotę pojechać tam ze mną? Maks, duszą i sercem mieszczuch, dokładnie rozważał propozycję swojej pani. Nic zdążył jednak udzielić jasnej odpowiedzi, bo przeszko dziło mu w tym brzęczenie dzwonka domofonu. Adena westchnęła. Odłożyła obrus, który dla zabicia czasu ozdabiała haftem, i podeszła do drzwi. Zupełnie nic miała ochoty na przyjmowa nie gości. - Słucham? - powiedziała do głośnika. - Adena? Tu Holt Sinclair. Dziewczyna puściła guzik, jakby poraził ją prąd. Holt Sinclair? Skąd on się tu wziął? myślała przestraszona. Z niewiadomych powodów głos Sinclaira wywołał u niej tak silne emocje, że sama przed sobą bała się do tego przyznać. - Po co przyjechałeś? - powiedziała wreszcie do głośnika. - Jestem zaskoczony gorącym powitaniem - zakpił Holt. - Czy mogłabyś mnie wpuścić? - Po co przyjechałeś? - powtórzyła. - Chcę z tobą porozmawiać. - Aleja nie chcę. O ile dobrze pamiętam, panie Sinclair, nie mamy ze sobą o czym rozmawiać. Zresztą jestem teraz zajęta. Czy mogłabym prosić, żeby pan sobie poszedł?
30 - Nie jesteś sama? - zapytał ponury głos po chwili milczenia. Tak się składa. - Adena uśmiechnęła się do drzemiącego przed telewizorem Maksa. Mara nadzieję, że nie jest to Jeff Carrigan. - Nie. Jeśli tak bardzo to pana interesuje, on ma na imię Maks. Życzę dobrej nocy, panie Sinclair. - Maks? Ciekawe imię. Nie tracisz czasu. - Słucham? - zapytała Adena, coraz bardziej rozeźlona. - Chciałem tylko powiedzieć, że jesteś bardzo szybka. Jak na młodą kobietę, która przed trzema dniami zerwała poważnie zapowiadający się zwią zek... - A ty skąd o tym wiesz? - Wpuść mnie, to ci powiem. Zresztą wiem o tobie znacznie więcej. Nie musisz się obawiać. Nie zrobię krzywdy Maksowi. Przyszedłem po to, żeby cię przeprosić. - Nic ma potrzeby... - Adeno, proszę. Popełniłem błąd. Poza tym jest okropna mgła i strasznie mi zimno - dodał płaczliwie. Adena poczuła, że zaraz zmięknie. Ten jego głos... - No dobrze - poddała się. - Możesz wejść na chwilę. Ale musisz mi obiecać, że nie będziesz sprawiał trudności, kiedy poproszę cię, żebys wyszedł. Jasne? 31 - Tak jest, proszę pani. Dziewczyna uśmiechnęła się mimo woli. Holt Sinclair był najwyraźniej odporny na upokorzenia. Chwilę później Holt wniósł do biało-zielonego mieszkania aurę męskości, ostro kontrastującą z wybitnie kobiecym wystrojem wnętrza. Mgła skropliła się na czarnych włosach mężczyzny. Wyglądały tak, jakby były oprószone siwizną. Maks podbiegł do gościa. Czuł się w obowiąz ku sprawdzić, kto odwiedził jego panią i czego można się po nim spodziewać. Wpatrywał się w obcego, ale zanim Adena zdołała się odezwać, Holt uśmiechnął się i pogłaskał psa po głowie. - Cześć, Maks - przywitał się. Adena podniosła oczy ku niebu. Nie spodzie wała się, że jej kłamstewko tak szybko się wyda. - Daj kurtkę - powiedziała, a Holt posłusznie zdjął z siebie okrycie. - Napijesz się herbaty? - Bardzo chętnie. - Holt z zainteresowaniem oglądał pokój. - Coś mi się wydaje, że mój dekorator za żadne skarby świata nie dogadałby się z twoim. Czy dlatego trzymasz w domu Maksa, że jego szara sierść dobrze się komponuje z kolorem dywanu? - Skądże. Dopasowałam kolor dywanu do sierści Maksa. Co też ci przyszło do głowy? Gdyby Maks mógł cię zrozumieć, na pewno poczułby się obrażony. To nie moja wina, że urządzał ci mieszkanie jakiś minimalista, uwiel biający dramatyczne efekty.
3 2 - Powiedział mi, że to będzie dom prawdziwe go mężczyzny - uśmiechnął się Holt. - Zresztą po namyśle stwierdzam, że nasi dekoratorzy jednak by się ze sobą dogadali. Nie wiem, czy kiedykol wiek widziałem bardziej kobiecy pokój. Pewnie projektowała go kobieta. - Siadaj - poleciła mu Adena, nie chcąc kon tynuować tego nieco ryzykownego tematu. - Przyniosę drugą filiżankę. - Obserwowała spod oka, jak Holt rozsiada się na białej kanapie, jak wyłącza telewizor, zupełnie tak, jakby był we własnym domu. - Jesteś głodny? - zapytała widząc że łakomym spojrzeniem wpatruje się w talerz z kanapkami. - Umieram z głodu - przyznał. - Ale co to za jedzenie? - Mam dziś ochotę na herbatę West Country. Może być? -zapytała takim tonem, że nawet ktoś tak bezczelny jak Holt Sinclair nic śmiałby za protestować. - Oczywiście - zapewnił i wziął sobie malutką kanapkę z krewetką. Ale to wskazał stojący na stoliku talerz - mógłbym opróżnić w ciągu pół torej minuty. W ten sposób pozbawiłbyś mnie kolacji! - To ma być kolacja? - Nie spodziewałam się gości. - Szkoda, że cię nie uprzedziłem. Mogłabyś zrobić jeszcze kilka kanapek? Adena z trudem powściągnęła swój ostry język. 3 3 Pomaszerowała do kuchni i przygotowała trzy duże kanapki z krewetkami. Ustawiła na tacy malowaną w różyczki filiżankę z cieniutkiej po rcelany i talerz z kanapkami. Kiedy wróciła do pokoju, zastała warującego u stóp gościa Maksa. Psisko zlizywało z dłoni Holta resztki pasty kawiorowej. - Przekupujesz mojego psa! - zawołała obu rzona. - Próbuję. Może lepiej mi pójdzie z nim niż z jego właścicielką. - Holt prawie natychmiast zrozumiał, że palnął głupstwo. - Przepraszam cię, Adeno. To był głupi żart. - Wcale nie żartowałeś. - Dziewczyna po stawiła na stoliku tacę. - Naprawdę chciałeś mi zapłacić. Nalała do filiżanek herbatę, po czym usiadła na fotelu naprzeciw nieproszonego gościa. Nie chciała ryzykować sąsiedztwa na kanapie. Holt przyjrzał się jej badawczo. Tak samo, jak tamtego wieczoru, kiedy przyszła go ostrzec przed nieuczciwym pracownikiem. Najwyraźniej do szedł do wniosku, że zmiana tematu będzie w tym wypadku najlepszym wyjściem z sytuacji. - Co to? - zapytał, biorąc w palce tamborek z rozpiętym na nim zielonym materiałem. - W przyszłości to coś stanie się obrusem - objaśniła Adena. - W przyszłości? - Pracuję nad tym haftem od roku - przyznała
34 się niechętnie. - Wykończenie roboty zajmie mi pewnie następny rok. Całkiem nieźle - roześmiał się Holt. - To twoje hobby bardzo pasuje do tego pokoju, do Maksa i do dobrej herbaty. - Holt! - Wiem, wiem, czekasz na przeprosiny - wes tchnął. - No więc, przepraszam cię. Skąd miałem wiedzieć, że nie przyjechałaś do mnie po to, żeby zarobić parę dolarów. Zrozum, że taki wniosek sam się nasunął... - Czyżby? - Proszę cię, przestań. Skąd mogłem wiedzieć, że porzuciłaś pracę i narzeczonego, a dopiero potem przyjechałaś do mnie? - No właśnie - przypomniała - miałeś mi powiedzieć, kto ci wszystko o mnie opowiedział. - Zadzwoniłem do twojego biura. Powiedzieli mi, że zrezygnowałaś z pracy. A historię twojego zerwania z narzeczonym opowiedziała mi ze szczegółami szefowa twojego działu. Ona z kolei dowiedziała się o tym od sekretarki Jeffa Car- rigana - oznajmił tryumfalnie Holt. - Biorąc pod uwagę tak doskonały przepływ informacji, należy się chyba spodziewać, że Car- rigan Labs i Sin Tech wkrótce się połączą - za uważyła Adena. - Teraz wiem, jak bardzo się pomyliłem. - Holt udał, że nie dosłyszał uwagi dziewczyny. - Zachowałem się okropnie. Nie miałem pojęcia, 35 że przyjechałaś do mnie, spaliwszy przedtem za sobą wszystkie mosty. Podziwiam cię za to, że taką właśnie wybrałaś kolejność. Przyznaję, że obraziłem cię, proponując parę tysięcy dolarów za przekazaną mi informację. Przecież ty przez tę sprawę zrezygnowałaś z dobrej pracy i z mężczyz ny, który mógłby się tobą zaopiekować... - Może nie zdajesz sobie sprawy, ale te twoje przeprosiny brzmią jak obelga - przerwała mu Adena. - Przepraszam. Będę wyrażał się ściśle. Przyje chałem po to, żeby zaproponować ci jedyne rozwiązanie, rekompensujące to, co straciłaś, odchodząc z Carrigan Labs. Proponuję ci pracę w Sin Tech i mężczyznę, który otoczy cię opieką. Ja jestem tym mężczyzną.
ROZDZIAŁ TRZECI Adena zaniemówiła z wrażenia. Zaskoczona wpatrywała się w zadowolonego z siebie mężczyz nę, siedzącego na jej własnej kanapie. - Czy zaproponowałeś mi to całkiem serio? - zapytała wreszcie. - Wszystko co mówię, mówię poważnie. - Zapamiętam to sobie - obiecała Adena, chociaż pomyślała, że tego mężczyzny pod żad nym pozorem nie należy traktować poważnie. - Jesteś niezwykle szlachetny. - Bardzo mi przykro, że nie zdobyłem się na taką szlachetność trzy dni temu. Zrobiłbym to, gdybyś jasno powiedziała, o co ci chodzi. - To rzeczywiście była moja wina. Sam powie działeś, że jestem nowa w tej branży. -Zauważyła, że Holt stracił poprzednią pewność siebie i za stanawia się, czy Adena mówi poważnie, czy też sobie z niego żartuje. - Może jeszcze filiżankę herbaty? - zapytała uprzejmie. - Poproszę. - To bardzo droga herbata. Pewnie to zauwa żyłeś - ciągnęła Adena towarzyską pogawędkę. 37 - Kupuję ją w takim sympatycznym sklepiku niedaleko Union Square. Mają tam ogromny wybór... - Adeno... - A na dodatek właściciel jest bardzo miły. On oczywiście wie, że jestem stałą klientką, więc pewnie dzięki temu tak dobrze mnie obsługuje. Zresztą płacę trochę drożej za... - Adeno! - Trochę drożej płacę za swoje ulubione mie szanki. Wierzę w to przysłowie: jaka płaca, taka praca. Ty chyba też? Holt zrobił się purpurowy, oczy mu błysz czały... Najwyraźniej dopiero teraz zrozumiał, że dziewczyna kpi sobie z niego. - Całkowicie się z tobą zgadzam - odrzekł jedwabistym głosem. - Czyżbyś chciała mi w ten sposób dać do zrozumienia, że za mało ci za proponowałem? - Nie przesadzaj. W końcu prawie się nie znamy. Zresztą nie z mojej winy. - Gdybyś się wtedy nie obraziła, zaoszczędzili byśmy sobie trochę czasu i mnóstwa nieporozu mień. - Musisz mi wybaczyć. Byłam bardzo zdener wowana. - Skończ wreszcie te kpiny! Przyjechałem tu po to, żeby wszystko naprawić. Mogłabyś przy najmniej przestać mnie wyśmiewać. Przeprosiłem cię przecież! Z czego ty się, do diabła, śmiejesz?
Oczywiście, że z ciebie. Przecież nikogo innego tu nie ma. Tamtego wieczoru byłam w paskudnym humorze. Nie potrafiłam zauwa żyć, jak śmieszna była ta cała sytuacja. Dopiero teraz mogę to w pełni docenić. Ile kobiet kupiłeś sobie w ciągu ostatniego półrocza? Sześć? Osiem? Czy włączysz mnie do haremu? Chyba rozumiesz, że bez Maksa nigdzie się nie ruszę. Jego także będziesz musiał wziąć na utrzymanie. Do tego dochodzi jeszcze spora suma, jaką co miesiąc wydaję na herbatę i jedzenie. Obawiam się, że będę jednym z droższych okazów w twojej kolek cji... A niech cię diabli porwą! , Zaproponowałem ci pracę i... Oświadczyłeś się przy okazji - przypomniała mu. Wcale nic o to chodziło! A jak byś to nazwał? Przepraszam cię. Rozumiem, ze zabrzmiało to zbyt obcesowo, ale fakt pozostaje faktem. Chcę cię mieć i gotów jestem zapłacić za to każdą cenę. Całe poczucie humoru opuściło Adenę na skutek tego szczerego wyznania. - Skąd wiesz, że właśnie mnie chcesz mieć? zapytała, rumieniąc się z hamowanej furii. Sam powiedziałeś, że spędziliśmy ze sobą zaled wie jeden wieczór. To mi zupełnie wystarczy. -Holt uśmiechnął się rozbrajająco. 39 Czyżbyś naprawdę uważał, że można kupić miłość? - Wszystko ma swoją cenę. Zresztą ja wcale nie chcę kupować miłości. - A co? Chcesz zatrudnić nową pomoc domo wą? A może będę przechowywana na wszelki wypadek jako czwarta do brydża? A może po trzebujesz prywatnego buchaltera? - Z radością zademonstruję, jaką rolę wy znaczyłem ci w moim życiu! - O, nic! - Adena zauważyła, że się irytował. Dobrze mu tak, pomyślała. Uczciwie sobie na to zasłużył. - Najuprzejmiej dziękuję. Wprawdzie rzeczywiście szukam pracy, ale nie mam zamiaru przyjmować twojej propozycji. Za drogo by mnie to kosztowało. - Jesteś na mnie zła. - A ty jesteś bardzo spostrzegawczy. - Dlatego, że stawiam sprawę uczciwie?-Holt był rozczarowany. - Pragnę ci oświadczyć, że twoja propozycja jest pozbawiona romantyzmu, niedelikatna i nie- interesująca. - Oczywiście, że jest niedelikatna, ale na pew no interesująca. Za to mogę ręczyć. A roman tyzm? Nic wyobrażam sobie bardziej romantycz nej sytuacji niż ta, w której dwoje ludzi od pierwszego wejrzenia zaczyna się sobą intereso wać. - Naprawdę uważasz, że to, co nas spotkało,
40 można nazwać miłością od pierwszego wejrzenia? - zapytała z niedowierzaniem Adena. - Zainteresowaniem od pierwszego wejrzenia - poprawił ją Holt. - I nie próbuj udawać cnotliwej panienki z powieści dla grzecznych dziewczynek. Wiem, że tamtego wieczoru, cho ciaż przez chwilę, czułaś dokładnie to samo co ja. W przeciwnym wypadku nie zostałabyś na kolacji i na pewno nie poddałabyś się moim uściskom bez walki. Chyba postradałeś zmysły! Po prostu mnie obrażasz. Niczemu się nie poddawałam. Chcia łam tylko jak najspokojniej przetrwać niemiłe chwile. Przez moment sądziła, że się zagalopowała. Holt spojrzał na mą badawczo, ale zaraz potem uśmiechnął się i wziął z talerza drugą kanapkę. - Chyba właśnie nadeszła chwila, w której powinienem cię wziąć w ramiona i całować tak długo, aż zabraknie ci sił, żeby mi czegokolwiek odmówić. - Holt! - Adena odruchowo wtuliła się w swój fotel. Po raz pierwszy w życiu poczuła się jak delikatna, zupełnie bezbronna istota. - Co się stało? - Holt nawet się nie poruszył. - Czyżby i ta scena była dla ciebie za mało romantyczna? Na pewno nie możesz mi zarzucić, że jest nieciekawa... - Kpisz ze mnie. - Adena odetchnęła, zro zumiawszy, że on tylko żartuje. 4 1 - Troszeczkę - uśmiechnął się do niej. - No tak, chyba nie powinnam ci była mówić, że tamten pocałunek był dla mnie niemiłym przeżyciem. Zachowałam się niegrzecznie - zre flektowała się. - Nawet bardzo niegrzecznie. Na szczęście stać mnie na wyrozumiałość. Moim zdaniem, nie doszłaś jeszcze do siebie po przeżyciu, jakim było zerwanie z Jeffem Carriganem - tłumaczył jej Holt współczująco. - Sama przed sobą musiałaś udawać, że mi się opierasz. Na pewno okropnie byś się czuła, gdybyś poddała się pieszczotom innego mężczyzny zaledwie w kilka godzin po odprawieniu Carrigana. A, właśnie. Zapomnia łem cię zapytać, jak biedaczysko przyjął tę wiado mość. Adena wpatrywała się w Holta zdumiona. Nawet nic podejrzewała tego człowieka o podob ną przenikliwość. Tymczasem on od niechcenia, bez specjalnego wysiłku odkrywa nagą prawdę. I oczywiście ma rację. Wcale nie musiała zostawać u niego na kolacji. Najgorsze ze wszystkiego było wspomnienie uczuć, jakie zawładnęły nią wtedy, kiedy Holt trzymał ją w ramionach. Nie ma co się oszukiwać. Czuła najzwyklejszy w świecie pociąg fizyczny do obcego mężczyzny. I to zaraz po tym, jak rozstała się z Jeffem. - Wydaje mi się, ze on nie wierzy w nasze zerwanie - powiedziała Adena. - Gdyby się tu jednak zjawił, to dasz mu do
42 zrozumienia, że wszystko skończone? - zapytał Holt, jakby rzucał komuś wyzwanie. Nawet drze miący u jego stóp Maks niespokojnie zastrzygł uchem, chociaż nie uznał sytuacji za wystar czająco poważną, aby warto było otwierać oczy. - To nie twoje zmartwienie - odcięła się Ade- na. - Chciałem się tylko upewnić, czy nic usychasz z tęsknoty za nim. - Po wyrazie twarzy Holta można było poznać, że już się upewnił. - Umówmy się, że wpadniesz do ranie za pół roku. Przekonamy się wtedy, czy udało mi się samej uporać z problemem Jeffa. - W zasadzie jestem bardzo cierpliwy, ale nie aż do tego stopnia. Czy mogę jeszcze prosić o herbatę? - wyciągnął przed siebie pustą filiżan- - Możesz sam sobie nalać - mruknęła Adena, zła na siebie i na cały świat. - Pewnie, że mogę, ale lubię patrzeć, jak ty to robisz. - Masz wtedy wrażenie, że jestem na swoim miejscu? - Adena poddała się prawie bez walki. - Wcale nie - uśmiechnął się czarująco. - Po prostu lubię na ciebie patrzeć. Jesteś taka kobieca i dobrze wychowana... Daj mi szansę, Adeno - nagle zmienił ton głosu. - Obiecuję, że nie będę cię poganiał. Adena spojrzała na niego ukradkiem. Po raz pierwszy zaczęli rozmawiać poważnie. 4 3 - W tej chwili nie jestem do wzięcia - powie działa. - Właściwie powinnam chyba powiedzieć, że w ogóle nie jestem do wzięcia. - Później o tym porozmawiamy. - Patrzył jej przez chwilę prosto w oczy, jakby coś ważył w myślach. - Wydaje mi się, że powinniśmy zmienić temat. - Zanim tak się zirytuję, że poszczuję na ciebie Maksa? -zażartowała Adena, szczerze zdumiona domyślnością swego gościa. - Nic. - Holt podrapał Maksa za uchem. - Nie chcę cię stawiać w niezręcznej sytuacji. Mogłabyś mi jeszcze powiedzieć coś, czego później będziesz żałowała. - Nic bądź śmieszny, Holt. Mnie nie można kupić. Nie jestem bombonierką. - Przecież widzę. - Znów się uśmiechnął. -Nie można się tobą nasycić. Ale mieliśmy zmienić temat. - Nie wydaje mi się, żebyśmy mieli wiele wspólnych tematów do rozmowy. - Czyżby. A twoje zamiłowanie do sztuki? - Co takiego? - Dopiero teraz zauważyła, że Holt patrzy na kopię impresjonistycznego obra zu, wiszącą za jej plecami. - Pasuje do ciebie i do tego pokoju. Wszystko pasuje: kolory, światło i ta delikatność... - roze jrzał się po pokoju. - Pewnie nawet nie masz pojęcia, że dla mężczyzny to wszystko jest bardzo ponętne.
44 - Nie projektowałam mieszkania z myślą o mężczyznach - zaprotestowała Adena. Własna reakcja na niecodzienny komplement wcale się jej nie spodobała. - Wiem, ale efekt i tak pozostaje ten sam. Już od progu poczułem się tu jak dawno oczekiwany gość. Tak jakby wszystko w tym pokoju na mnie czekało. - Otoczyłeś się masywnymi, prawdziwie męs kimi meblami i dlatego odrobina puszystości tak bardzo na ciebie działa. - Tak myślisz? Uważasz, że moje mieszkanie jest prawdziwie męskie? Nadzwyczajne! Wiem, że pożałuję tego pytania, ale muszę ci je zadać. Co w tym takiego fascynującego? - Bardzo się cieszę, że tak ostro zareagowałaś na wystrój mojego mieszkania. Jesteś na dobrej drodze. A teraz pomogę ci zebrać filiżanki. Holt wstał z kanapy, wziął tacę z zastawą i zaniósł ją do kuchni. Adena mogła tylko podążyć za nim. - Wiesz, Holt, wydaje mi się, że powinieneś już iść - powiedziała, chociaż zupełnie nie wiedziała, jak mogłaby go zmusić do opuszczenia jej domu. - Powiedziałeś wszystko, co miałeś do powiedze nia i nawet dostałeś odpowiedź. Nie utrudniaj mi życia, bardzo cię proszę. - Poczekaj, tylko zmyję filiżanki. Założę się, że porcelany nie wkładasz do zmywarki. Mam rację? - Masz, ale nie musisz ich zmywać. Sama to zrobię, jak już sobie pójdziesz. 45 _ Nawet o tym nie myśl. Bardzo mi zależy na tym, żeby zrobić na tobie dobre wrażenie - roze śmiał się głośno. Wlał do zlewu kilka kropel płynu do zmywania i puścił gorącą wodę. Zachowywał się tak, jakby codziennie zmywał naczynia w tej kuchni. - Twoja pomoc domowa nie ma zbyt wiele roboty - mruknęła Adena Przecież nie mogę go siłą wyciągnąć z kuchni, pomyślała. - Ach, byłbym zapomniał -zaczął, zanurzając filiżankę w pachnącej piance. - Miałem cię zapy lać, jak do tego doszło, że odkryłaś to przekupst wo. Możesz mi coś o tym powiedzieć? Rachunko wość czasami robi na mnie wrażenie czarnej magii. Adena przyglądała się z niepokojem, jak ob chodzi się z delikatną porcelaną. Robił to wyjątkowo ostrożnie. Chwilę po tym uległa czarowi, jaki Holt na nią rzucił. Uznała, że opowiadanie o pracy nie może jej zaszkodzić. Holt skończył zmywać, a Adena wciąż jeszcze tłumaczyła mu zawiłości księgowania i bilansów. W tym stanie łatwo dała się zaprowadzić z po wrotem do pokoju i nie protestowała, kiedy Holt nalał dwa kieliszki sherry ze stojącej na stoliku karafki. Wzięła od niego kieliszek i usiadła na białej kanapie, wciąż tłumacząc mu, na czym polega rachunkowość. - To bardzo interesujące - Holt kiwał głową. - Co za kombinacja rozumu i delikatności. Nie można ci się oprzeć!
46 - Skąd ci przyszło do głowy, że jestem delikat na? - Zauważyłem to od razu, kiedy tylko wszed łem do swojego gabinetu. Z taką niecierpliwością czekałaś wtedy na mnie - powiedział cicho. - Od razu powiedziałem sobie, że kupuję to, co mi zechcesz sprzedać. - Czy zawsze patrzysz na świat w kategoriach transakcji handlowych? - Adena pokręciła głową. - Jestem praktycznym człowiekiem. - Ciekawe, gdzie się tego nauczyłeś? - Nie wiadomo dlaczego Holt nagle zaczął ją inte resować. - W różnych szkołach - odrzekł jakby zbity z tropu. Zachowywał się tak, jakby pytanie dziewczyny dotknęło nie całkiem zabliźnionej rany. - Opowiedz mi o tym - poprosiła. Wiedziała, że nie powinna nalegać, ale czuła także wewnętrz ną potrzebę zaspokojenia ciekawości. - Najprościej byłoby powiedzieć, że wszyst kiego nauczyłem się w małym miasteczku, w któ rym się urodziłem. - Holt pociągnął łyk sherry. - Były tylko dwa sposoby wyrwania się stamtąd: zdobyć wykształcenie albo zaciągnąć się do wojs ka. Wybrałem wojsko, bo wydawało rai się, że to mniej kosztowna metoda. Oczywiście, myliłem się. Dzięki armii udało mi się wyjechać z miastecz ka. Dotarłem nawet do Azji. Tam nauczyłem się, że wszystko, także ludzkie życie, można sprzedać 4 7 i kupić. Udało mi się przeżyć i nie zwariować, co właściwie należałoby uznać za sukces... Po po wrocie kupiłem sobie wykształcenie. Gdybym miał więcej rozumu, kupiłbym je wcześniej. Zro biłem także kolejny, niezbyt rozsądny krok. Mia nowicie kupiłem żonę. - Żonę! - Tak. - Holt uśmiechnął się krzywo i skinął głową. -Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że żona to zakup ratalny. Nie wiedziałem też, że mężczyzna musi spłacać raty zarówno w dobrych, jak i w złych czasach. - Odeszła? - Bez namysłu. Mówiąc szczerze, nie mam nawet do niej pretensji, bo w końcu wyszło mi to na dobre. Bardzo długo nie mogłem znaleźć pracy. Wtedy właśnie doszedłem do wniosku, że nie mam zamiaru spędzić całego życia na łasce i niełasce obcych ludzi. Pracując dla kogoś, nigdy nie osiągnąłbym niezależności, nie uzyskał kont roli nad własnym życiem. - Teraz stać cię na wszystko, czego zaprag niesz - mruknęła Adena. - Prawie - uśmiechnął się do niej znacząco. - Rozumiem, że nie uważasz siebie za cynika, tylko za człowieka interesu. - Naprawdę sądzisz, że jestem cyniczny? - za pytał Holt, udając zdziwienie. - Oczywiście. - To dlatego, że ty patrzysz na życie przez
49 4 8 różowe okulary. Jak ten impresjonista, który namalował twój obraz. Wolisz jasne, radosne barwy. - Może masz rację - zgodziła się Adena. Pomyślała, że Holt chyba odgadł prawdę. Ona chciałaby ,żeby jej mężczyznę ,tak samo jak ją samą, oburzyły machlojki Carriganów.Jeffa tak- że próbowała dopasować do ideału mężczzyzny, który sama sobie stworzyła. Pewnie właśnie w tym tkwił błąd. - Nie ma sprawy - szepnął Holt.- Ja mogę sobie pozwolić na urzeczywistnienie twoich złu- dzeń. Powiedz mi tylko czego pragniesz. - Myślisz, że to takie proste? - Spróbujmy. Powiedz mi, czego byś chciała, a ja ci powiem, czy ci mogę to dać. - A gdybym cię poprosiła o uczciwe prowa- dzenie interesów? - spytała.- O prowadzenie firmy bez łapówek, bez szpiegostwa gospodar- czego? - Musisz wiedzieć - Holt uśmiechnął się szero- ko i rozparł na białych poduszkach kanapy - że nigdy w całej swojej karierze nie dałem ani nie wziąłem żadnej łapowki. - Nie wierzę! Nawet się nie zdziwiłeś ,kiedy ci powiedziałam, że przekupiono jednego z twoich pracowników. Zachowałeś się tak, jakby to było normalne. -Ta forma zdobywania informacji jest dość powszechna, ale to nie oznacza, że ja także z niej korzystam. Nie denerwuję się, kiedy zdarza mi się dowiedzieć o czymś takim. Jestem doświad czonym człowiekiem i nie ulegam gwałtownym reakcjom. - Bez wahania zaproponowałeś mi łapówkę! - przypomniała mu Adena. - To zupełnie co innego. Chciałem kupić cie bie, a nic informacje. Musiałem zastosować naj prostszy sposób pozyskania twojej przychylności. Ponieważ sądziłem, że przyjechałaś po to, żeby sprzedać rai informację, wyciągnąłem logiczny wniosek, że od tej strony najłatwiej będzie cię podejść. Nie miałem zamiaru kupować od ciebie żadnych tajemnic Carrigan Labs. - I ja mam w to uwierzyć? - Czyżby fakt, że nadal chcę cię kupić, chociaż już wiem, że nic pracujesz u Carrigana, nic dla ciebie nic znaczył? Nie przyszło ci do głowy, że gdybym naprawdę chciał wydostać z Carrigan Labs ważne sekrety techniczne, przekupiłbym kogoś zajmującego wyższe stanowisko niż twoje? No to mamy jedną iluzję, która pozostaje nie tknięta. Ja prowadzę interesy uczciwie. Co tam jeszcze masz na tej swojej liście? - To nie jest lista zakupów - upomniała go Adena. - Zresztą ty i tak na wszystko znajdziesz odpowiedź. Jesteś taki cholernie cyniczny! - Więc spróbuj mnie zmienić - zaproponował. - Ty naprawdę zwariowałeś! - Skądże. Uważam, że mam pragmatyczny _
50 stosunek do życia, ale chętnie pozwolę ci go zmienić. - Chcesz mnie wykołować. - Adena ze wszyst kich sił broniła się przed ogarniającym ją zaintere sowaniem. Holt rzucił jej nie lada wyzwanie. - Teraz ty jesteś cyniczna - uśmiechnął się do niej. - Między cynizmem a ostrożnością jest ogro mna różnica. - Daj się zaprosić na kolację. - Holt patrzył dziewczynie prosto w oczy. - Obiecuję, że i w re stauracji, i potem zachowam się bez zarzutu. Być może jestem cynikiem, ale czasami potrafię po stępować jak dżentelmen. Oczywiście tylko wte dy, kiedy jest to konieczne. Adena wiedziała, że nie powinna nawet za stanawiać się nad przyjęciem zaproszenia, tym czasem propozycja Holta już ją nęciła. - Mam nadzieję, że nie oprzesz się pokusie zrobienia wyłomu w moim cynizmie. Proponuję ci spędzenie ze mną jednego wieczoru. Bez żad nych zobowiązań i bez podtekstów. Zwykły, sympatyczny wieczór we dwoje. Co ty na to? Adena przygryzła wargę. Była wściekła na siebie za to, że w ogóle bierze pod uwagę moż liwość przyjęcia tej propozycji. Nie zdążyła się zdobyć na stanowczą odmowę, kiedy Holt wziął ją za rękę. - Proszę cię, Adeno - błagał aksamitnym szeptem, któremu dziewczyna rzeczywiście nie 51 potrafiła się oprzeć. - Żadnych zobowiązań. Słowo honoru. Pozwól się zaprosić na kolację. - A co po kolacji? - Po kolacji przywiozę cię do domu i zostawię pod drzwiami. Jeśli tak sobie zażyczysz. Adena czuła ciepło jego dłoni. Stali obok siebie, ale Holt wcale nie wymusił na dziewczynie tego pocałunku. To ona sama, nie wiedzieć jakim cudem, zbliżyła wargi do jego ust, kiedy się nad nią pochylił. A kiedy się odsunął, zdała sobie sprawę z tego, że jeszcze jej mało. Jedna wspólna kolacja, pomyślała. Przecież to nic zdrożnego. Nie stanie mi się żadna krzywda. Zgodzę się, jeśli obieca, że bez dyskusji odwiezie mnie potem do domu. - Nie musisz się mnie obawiać - powiedział Holt cicho, jakby odgadł myśli dziewczyny. -Przyznaję, że bardzo cię pragnę, ale chcę zagrać w tę grę zgodnie z regułami, które ty ustalisz. Nie jestem już nierozważnym młokosem, któremu tylko jedno w głowie. - Czyżby? - wydukała Adena. Zrozumiała, że stoi zbyt blisko płonącego we wnętrzu tego męż czyzny żaru. Powinnam trzymać go na dystans, pomyślała. Przytłacza mnie ta jego wysublimowa na męskość. Nie potrafię nawet logicznie myśleć. Samą siłą woli przyciąga mnie do siebie... - Oczywiście - roześmiał się Holt. - Mam trzydzieści osiem lat. Mężczyźni w tym wieku na ogół potrafią już docenić więcej niż tylko jeden