ziomek72

  • Dokumenty7 893
  • Odsłony2 153 364
  • Obserwuję933
  • Rozmiar dokumentów26.3 GB
  • Ilość pobrań1 241 850

Clark Mary Jane - Zatańcz ze mną

Dodano: 8 lata temu

Informacje o dokumencie

Dodano: 8 lata temu
Rozmiar :936.5 KB
Rozszerzenie:pdf

Clark Mary Jane - Zatańcz ze mną.pdf

ziomek72 EBooki EBOOK 1.Różne
Użytkownik ziomek72 wgrał ten materiał 8 lata temu. Od tego czasu zobaczyło go już 95 osób, 132 z nich pobrało dokument.

Komentarze i opinie (0)

Transkrypt ( 25 z dostępnych 117 stron)

Prolog rak możliwości widzenia wyostrzy) pozostałe zmysły, Pogrążona w całkowitej ciemności, słyszała jedynie nieustający ryk Oceanu AUantyck-iego w oddali, a nad głową delikatne trzepotanie skrzydeł. Nozdrza jej drgnęły, gdy w po- wietrzu wyczula woń stęcblizny. Pod bosymi stopami miała zimną, wilgotną ziemię. Zacisnęła pałce na mokrym piasku, Coś musnęło jej kostkę, zaczęła się modlić, by była to tylko mysz. Spędziła w tym wilgotnym pomieszczeniu już trzy doby. Czuła, że jeszcze chwila, a postrada zmysły, Z drugiej strony, kiedy ją odnajdą, jak to sobie cały czas wyobrażała, policja na pewno będzie ją o wszystko wypytywać. Jeśli przeżyje, musi być w stanie opowiedzieć ze szczegółami o tym, co zaszło, Powie, że zostawił ją samą na całe wieki. I że zanim wyszedł. zakneblował ją, żeby nikt nie słyszał jej krzyków, 1 że opuszczał knebel tylko po to, żeby przyciskać usta do jej ust. Policja na pewno będzie chciała wiedzieć, co do niej mówił. Będzie musiała się przyznać, że już na drugi dzień po porwaniu przestała zadawać mu pytania, bo i tak nie odpowiada!. Jeśli czegoś chciał, wyrażał to dotykiem. Dokładnie opowie, jak ją pieścił i podnosił w górę, jak przygniatał ją swoim ciałem i dawał do zrozumienia, jak ma się poruszać. Próbując poskładać wszystkie informacje, jakie musi przeka- zać policji, usłyszała znajome burczenie w brzuchu. Zjadła bardzo niewiele ze skąpych zapasów, ale wcale się tym nie przejmowała. Głód był jej starym znajomym. Wiedziała, że umiejętność zaspokojenia łaknienia minimalną porcją pożywię- B

nia była jej silną struną, choć rodzice wcale tak nie uważali. Podobnie jej dawni przyjaciele, nauczyciele oraz terapeuci z oś- rodka zdrowia, robiący wszystko, by zawrócić ją z drogi, którą obrała. Nie dostrzegali tego, co jej wydawało się oczywiste - niejedzenie było idealnym sposobem kontrolowania własnego życia, Nasłuchując gołębia gruchającego gdzieś nad jej głową, myś- lała o swoich rodzicach. Musieli umierać z niepokoju. Marna pewnie płakała, ojciec krążył po salonie i, jak zawsze, gdy był /denerwowany, co chwilę strzelał kostkami. Ciekawe, czy całe miasto zaczęło już je j szukać. Modliła się w duszy, żeby tak było. Miała nadzieję, że wszyscy, którzy ją w jakikolwiek sposób skrzywdzili, urazili czy zranili, zamartwiali się teraz o nią, Próbowała się uspokoić, kołysząc się w miarowym rytmie przypływów fal. Wszystko będzie dobrze. Musi być. Powie poJicji, co się mlo, jak bez słowa podciągnął ją, żeby wstała. Nie odzywał się do niej, tylko pokazał, czego od niej chciał. poruszając się luż przy jej ciele. Musiała tańczyć dla niego w ciemności. Cały czas tańczyła, desperacko próbując go zado- wolić. Tańczyła o życie. * *■ * Cztery godziny pobitej. Ocean Grove. New Jersey George Croft ochroniarz podniósł rękę i oświetlił zegarek na nadgarstku. Do końca zmiany została mu jeszcze godzina. Pora na ostatni patrol. Ruszył na obchód pustymi alejkami. Z kieszeni munduru wyjął chusteczkę i wytarł spocone czoło i kark. Gdyby nie upiornie wysoka temperatura, ta noc niczym nic różniłaby się od innych w spokojnym i cichym miasteczku nad oceanem. Od czasu do czasu z mijanych domków dobiegało chrapanie. Prze- pisy obowiązujące na terenie ośrodka wprowadzały ciszę nocną o dwudziestej drugiej, więc prawie wszystkie światła były już zgaszone. Słońce, upał i słone powietrze skutecznie usypiały letników. Ochroniarz dotarł do końca ulicy Mt. Carmel, przeszedł na skróty po trawniku, żeby ostatni raz sprawdzić drzwi Świątyni i Wielkiej Auli. Ogromne drewniane budowle w wiktoriańskim stylu byty zamknięte na cztery spusty. Oświetlony krzyż na duchu auli, wskazujący drogę przepływającym obok statkom. rozjaśniał mrok nocy i sygnalizował, że wszędzie panował spokój. Z zadowoleniem stwierdzi!, że wszystko było w porządku. ale do oficjalnego końca służby wciąż pozostawał mu cały kwadrans. Nie daj Boże, żeby coś się wydarzyło przed drugą w nocy, a jego nie było na posterunku! Na pewno straciłby natychmiast robotę. Ta zaginiona dziewczyna nie mieszkała na terenie, który patrolował, ale gdyby jakiś wariat zamierza! uprowadzić jeszcze kogoś z Ocean Grove, to na pewno nie podczas jego zmiany! Rany. ależ gorąco! George marzy! o szklance zimnej wody. Oświetli! latarką zabytkową drewnianą altankę, osłaniającą stu- dnię Bersabee, pierwszą, jaką wywiercono w Ocean Grove i nazwano na cześć biblijnej studni jakubowej, opisywanej w Starym Testamencie. Woda z owej studni była dobra dla Izraelitów, a z tej w Ocean Grove czerpali założyciele miasta. Wprawdzie George wolał pić wodę butelkowaną, ale altanka wydawała się całkiem dobrym miejscem, by tam doczekać końca zmiany. Od oceanu nie wiała nawet najlżejsza bryza, nocne powietrze po prostu stało w miejscu. Ochroniarz oświetlił trawnik i nie spiesząc się, szedł przed siebie. Miał jeszcze trochę czasu do zabicia. Zauważył, że rozwiązała mu się sznurówka, więc po- chylił się, by ją zawiązać, Kiedy odkładał latarkę na trawę, usłyszał szelest, coś jakby drapanie. Włoski na spoconym karku stanęły mu dęba. George skiero-

wal latarkę w stronę, skąd dobiegał hałas. Zmrużył oczy. próbu- jąc zidentyfikować 10. co widna!. W altance, na podłodze leżało coś duiego i, jak sic wydawało, nieruchomego. Podszedł bliżej. W tym momencie kształt poruszył sie i jesz- cze raz usłyszał ten sam szelest. Zbliżał się powoli i bardzo ostrożnie, w końcu światło latarki odbiło się od bladej twarzy. Na podłodze leżała kobieta, zakneblowana i /. przepaska, na oczach.

-1- ianę, idąc pospiesznie Columbus Avenue. przez podeszwy tiulów czDla rozgrzany chodnik. Kropelki potu spłynęły jej po skroniach, gdy otarła wilgotne czoło, zaprzepaszczając tym samym dwadzieścia minm. które spędziła przed lustrem w łazience, układając włosy. Świeżo wyprana, baweł-jm na bluzka przylepiła jej stię do pleców, a wykrochmalony kołnierzyk zaczynał .smętnie opadać na ramiona. Dzień jeszcze sie na dobre nie zaczął, a ona już się topiła. Jak zwykle, denerwowała sie. że sie spóini. Zaczynała żało- wać. że przyrzekła sobie chodzić pieszo do pracy. Przejście dwudziestu przecznic było ostatnio jedyną formą wysiłku fizy- cznego. którego tak potrzebowała. Kiedy jej karnet na siłownię wygasł, nie przedłużała go, bo i tak nie korzystała z sali regular- nie. Nie ini.iła na mc czasu, a jeśli już go trochę znalazła. uważała, źe powinna spędzać go z dziećmi. W gorącym powietrzu unosił się ohydny zapach śmieci, które od rana smażyły stę rta słońcu, czekając, aż ktoś zbierze je zchodnika. Dianę z ulgą pomyślała o zbliżającym stę dwutygo- dniowym urtopie. Będzie cudownie wyrwać się z miasta, byle dalej od tego zabójczego upału, hałasu, wiecznego pośpiechu i Stresu. Ostatnie miesiące były dła nich wszystkich naprawdę ciężkie, wręcz brutalne. Czasami czuła się lak. jakby nic się nie siało, jednak rzeczy- wistość szybko o sobie przypominała. Wystarczyło, że spoj- rzała na obgryzającą paznokcie Michelłe czy na zgarbione pJeey A.nthony'ego. wpatrującego się w stojące na pianinie zdjęcie ojca. albo gdy w środku nocy jej dłoń trafiała na pustkę * wielkim łóżku." Przeszła przez dziedziniec Lincoln Center, zatrzymując się D

na moment przy dużej fontannie, w nadziei, że orzeźw ija. powiew wilgotnego powietrza. Niestety, powietrze stafo w miejscu. Poprawiła torebkę i ruszyła dalej. Nieważne. Wkrótce ona i jej dzieci będą gdzieś indziej, w miejscu, gdzie powietrze nie Mnierdzi. a woda jest zimna i czysta. Cóż. nie będzie to dokład- nie to, co wcześniej planowali, ale pojadą na te wakacje. Za- służyli na nie. Potrzebowali ich po tym wszystkim, co przeszli. W końcu trzeba żyć dalej, nawet bez Philipa. Dianę popchnęła ciężkie drzwi obrotowe i weszła do holu, z ulgą poddając się Tali zimnego powietrza. Uśmiechnęła się do umundurowanych strażników i sięgnęła do torebki po metalowy łańcuszek, na którym nosiła identyfikator. Wsunęła kartę w czytnik, który cicho piknął, co oznaczało, że drzwi do siedziby kanału informacyjnego KEYInfo były otwarte. Wielu korespondentów oburzało się, że muszą pokazywać identyfikatory. Uważali, że są na tyle znani, że nie powinno się tego od nich wymagać. Dianę zupełnie to nie przeszkadzało. Ochroniarze nie mieli tu lekkiego życia, a dla niej wyjęcie identyfikatora nie było żadnym wysiłkiem. Nie zgodziła się jedynie nosić lego czegoś na szyi przez cały dzień. W sklepiku kupiła herbatę i banana. Podchodząc do długiego rzędu wind, minęła duże, podświetlone zdjęcia dziennikarzy i korespondentów działu wiadomości w stacji KEY info, po- grupowane według programów, w jakich pracowali. Z plakatu Wieczornych wiadomości KEY uśmiechała się Eliza Blake. Constance Young i Harry Granger szczerzyli zęby w uśmiechu pod logo porannej audycji Oto Ameryka. Zrobione rok wcześ- niej zdjęcie z programu Pod lupą przedstawiało Cassiego Sheri- dana w otoczeniu reporterów wiadomości. Dianę nawet nie spojrzała na swoją uśmiechniętą twarz, z dużymi niebiesko- szarymi oczyma i nosem, który, jak na jej gust. mógłby być nieco prostszy. Zmieniła się. Stres i nerwy, jakie towarzyszyły jej przez kilka ostatnich miesięcy, dawały o sobie znać. Drobne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się, a wokół ust pojawiły się nowe. efekt nieświadomego marszczenia się. Dianę zauwa- żyła. że od jakiegoś czasu używała korektora nawet kilka razy dziennie, żeby zatuszować cienie, jakie pojawiły się jej pod oczami. Jeszcze jeden powód, dla którego należało wyjechać na urlop, pomyślała, naciskając guzik przywołujący windę. Gdyby tylko mogła wyjechać i choć przez chwilę się zrelaksować, od razu zaczęłaby lepiej wyglądać. Wszystkie reporterki dobrze wiedziały, że w tej pracy Uczy się wygląd. Oczywiście męż- czyźni też zwracali uwagę na swój wygląd, tyle że oni mogli sobie pozwolić na siwe włosy, drobne zmarszczki, kilka dodat- kowych kilogramów. Kobietom absolutnie to nie uchodziło. Doskonale zdawały sobie sprawę, że to się tak prędko nie zmieni, więc mogły co najwyżej ponarzekać na ten temat. Owszem, u prezenterek telewizyjnych liczyło się doświadcze- nie zawodowe, ale to młodość i urodę stawiano na piedestale. Brzęknął dzwonek i drzwi windy otworzyły się na szóstym piętrze. Dianę udała się prosto do łazienki. Z wiszącego na ścianie pojemnika wyjęła papierowe ręczniki i delikatnie, by nie zniszczyć makijażu, osuszyła twarz i wytarła tusz z kącików oczu. Gdy próbowała doprowadzić fryzurę do ładu, usłyszała, że otworzyły się drzwi kabiny za jej plecami. - Cześć. Susannah - przywitała się Dianę. Młoda kobieta podeszła do sąsiedniej umywalki i wycisnęła na dłoń odrobinę mydła w płynie. - Hej, Dianę. Też ci tak gorąco?-Susannah uśmiechnęła się krzywo do odbicia Dianę w lustrze. Dianę miała ochotę ponarzekać na swoje oklapnięte włosy i upiorną drogę do pracy, ale się powstrzymała. Wiedziała, że byłby to nietakt. Susannah oddałaby wszystko, żeby być na jej miejscu. - Dzięki ci. Boże, za klimatyzację. - odparła Dianę, usuwa jąc ze szczotki kilka długich włosów w kolorze popielatego blondu. Schowała szczotkę do torebki i wyjęła z kosmetyczki

mały pojemnik z lakierem do włosów. - Od jutra mam urlop. Jadę z dziećmi do Wielkiego Kanionu. Pewnie tam też będzie gorąco, ale przynajmniej nie tak parno jak tutaj. - To cudownie! - powiedziała z entuzjazmem Susannah, - Zdążyłaś zebrać przed wyjazdem wszystkie niezbędne infor macje? Jeśli chcesz, mogę się tym zająć. I to w niej było najlepsze, pomyślała Dianę, potrząsając pojemnikiem. Susannah była pełna zapału, zawsze chętnie wszystkim pomagała. Bóg jeden wiedział, że miała swoje po- wody do rozpaczy i niezadowolenia, ale nigdy nie odgrywała roli ofiary. Może wiedziała, że nic tak ludzi nie odstrasza jak wieczne użalanie się nad sobą. - Och, Susannah, jesteś cudowna, ale dziękuję, niczego mi nie potrzeba. Zamierzam rozsiąść się wygodnie i pozwolić przewodnikom wykonywać swoje obowiązki. Marzę o wakac jach. na których nie będę musiała oglądać map. ani brać na siebie odpowiedzialności, a jedyne decyzje, jakie będę pode jmować, to które szony włożyć rano. Chcę przez dwa tygodnie wypoczywać z moimi dziećmi, a ktoś inny niech się martwi, jak mamy spędzać czas. Dianę zaczekała, aż asystentka znajdzie się przy drzwiach łazienki, dopiero wtedy spryskała włosy lakierem. Ledwo za- pachaerozolu rozszedł się w powietrzu, usłyszalagfosSusannah. - Chyba powinnam cię ostrzec, Dianę. Joel cię szuka. - Nie wiesz, czego chce? - zapytała Dianę, zamykając poje- mnik z lakierem. Ale Susannah już nie było. Detektyw o kamiennym obliczu, stojący w nogach szpital- nego łóżka, dokładnie zapisywał każde słowo Leslie Patterson. - Ile razy mam panu powtarzać? - zapytała podniesionym 2 frustracji głosem. - W ogóle nie widziałam jego twarzy. Mówię prawdę. Nie widziałam go. Czekała na reakcję, ale twarz detektywa niczego nie zdradza- ła. Sposób, w jaki w kolko zadawał lo samo pytanie, pozwolił się domyślać, że mężczyzna jej nie wierzył. - Panno Patterson, zacznijmy jeszcze raz, od początku, O północy spacerowała pani promenadą, tak? - Detektyw nie kryl sceptycyzmu. - Często chodzi pani sama na spacery w środ ku nocy? - Już panu tłumaczyłam. Pokłóciłam się z moim chłopakiem i chciałam przez chwilę pobyć sama, żeby przemyśleć parę spraw. Miałam nadzieję, że spacer pomoże mi zebrać myśli albo chociaż zmęczy mnie na tyle, że będę mogła zasnąć. - Pani chłopak nazywa się Shawn Ostrander, zgadza się? - Tak. to też już mówiłam. - Sięgnęła po łyżkę, leżącą na tacy ze śniadaniem i zaraz odłożyła ją na miejsce. Pielęgniarka uważała, że robi Leslie przysługę, przynosząc posiłek, gdy ta czekała na wypisanie ze szpitala. Akurat to zjem, pomyślała Leslie i z westchnieniem odsunęła stolik na kółkach, na którym "zostało nietknięte jedzenie, - Shawn powiedział, że nie chce pani więcej widzieć, tak? zapytał łagodnie detektyw. - Tak. 1 że poznał kogoś. - Leslie przez chwilę wpatrywała i w czerwone ślady, jakie na jej nadgarsdtach zostawiły plastikowe kajdanki, po czym przykryła się pod samą szyję. Pod szpitalną kołdrą, gdzie nie sięgał wzrok detektywa. z całej siły uszczypała siew udo. Nie miała pod ręką agrafki ani żadnego ostrza, więc musiała poradzić sobie inaczej. Ścisnęła w palcach skórę i przekręciła, żeby poczuć znajomy pulsujący ból. Jej twarz nawet nie drgnęła. - To musiało zaboleć. Leslie niespokojnie zamrugała powiekami. Przez moment myślała, że mężczyzna jakimś cudem zauważył, że się szczypała. ale zaraz uprzytomniła sobie, że miał na myśli ból, jaki wywołała wiadomość o tym. że Shawn kogoś miał. - Tak, zabolało. Kocham Shawna. - Leslie jeszcze raz boleś- t I

nie ścisnęła fałdę skóry. Tym razem oczy zaszły jej łzami. Nie z powodu bólu, ale na myśl o tym. że mogła stracić Shawna. Czy nie zdawał sobie sprawy, że nikt nigdy nie będzie go kochał tak jak ona? - Leslie, czy chciała pani, żeby Shawn się o panią martwił? Żeby uświadomił sobie, jak bardzo mu pani brakuje, i może zmienił decyzję o zerwaniu? Miała pani nadzieję, że gdy znik- nie na kilka dni, Shawn do pani wróci? Leslie zastanawiała się nad odpowiedzią. Tak, chciała, żeby Shawn się o nią martwił. Tak, kiedy przez trzy dni i noce tkwiła w mokrej, ciemnej norze, miała nadzieję, że Shawn za nią tęsknił. Uczyła, że koszmar, przez jaki przechodziła, opłaci się, bo uświadomiwszy sobie, że może ją stracić na zawsze, Shawn zrozumie, że kocha ją tak samo. jak ona jego. Ale gdyby powiedziała o tym detektywowi, potwierdziłaby tylkojego podejrzenia, że ukartowała to trzydniowe zniknięcie, żeby zdobyć choć odrobinę zainteresowania. Nie chciała, żeby tak myślał. - Proszę posłuchać, ktoś mnie porwał, związał, zasłonił mi oczy, zakneblował usta i zostawił w jakimś dziwnym miejscu na trzy dni. Detektywie, odnoszę wrażenie, że mnie pan o coś oskarża, podczas gdy powinien pan szukać przestępcy. - Szukamy go. niech mi pani wierzy. Nie ja jeden pracuję nad Lą sprawą. Zajmują się nią najlepsi oficerowie wydziału policji w Neptune. Może być pani pewna, że wszystko wyjaś- nimy. - Coś w głosie detektywa sprawiało, że jego słowa brzmiały raczej jak groźba niż zapewnienie. Otworzyły się drzwi i do sati wszedł lekarz, który ją wcześ- niej badał. Zatrzymał się w nogach jej łóżka i, zanim przemówił, przez chwilę wpatrywał się w swój notatnik. Spojrzał też na gliniarza. W przypadkach gdy prowadzono śledztwo, policja miała takie samo prawo znać wyniki badan jak pacjent. - Nie potwierdziło się podejrzenie o gwałt. Lesłie, miała pani szczęście. Wprawdzie twierdziła pani, że nie została zgwa- łcona. ale zawsze lepiej zrobić odpow iednie badania. W takich sytuacjach nigdy nie można mieć pewności. Mógł podać pani jakieś narkotyki albo ogłuszyć i nawet by pani o niczym nie wiedziała. - Lekarz uśmiechnął się łagodnie i położył jej rękę na ramieniu. - Wyniki badań są dobre. Pod względem fizycznym nic pani nie jest. Zadrapania na nadgarstkach i no- gach znikną w ciągu kilku dni. Rany w kącikach ust także. Może pani wracać do domu, Leslie. Będzie pani jednak musiała z kimś porozmawiać, żeby psychicznie dojść do siebie. Jeśli pani chce. mogę kogoś polecić. Mamy na oddziale kilku zna- komitych terapeutów. - "Dziękuję, mam już terapeutę.- Leslie pokiwała głową. Wiedziała, że protestowanie nie miało sensu. Oczywiście, wró ci na terapię i opowie doktorowi Messingerowi tę samą bajkę. którą teraz opowiadała lekarzowi z izby przyjęć. Nie miał najmniejszego pojęcia, że przez cały ten czas szczypała się pod szpitalną kołdrą. • " 3 - Choć w sierpniu większość producentów programów infor- macyjnych grała w golfa w Hamptons albo wypoczywała na południu Francji, Joel Malcolm siedział za biurkiem i pilotem przerzucał kanały w sześciu telewizorach, wiszących na ścianie jego biura. - Och, dobize, że jesteś - powiedział, gdy Dianę zapukała w otwarte drzwi. Kiwnął ręką zapraszająco i wskazał jeden zmonitorów. Na ekranie pojawił się pasek informacyjny z napi sem OCEAN GROVE, NEW JERSEY. Reporter na żywo relac jonował coś z plaży, za jego plecami widać było ocean. Męż czyzna miał rozpięty kołnierzyk koszuli, jego twarz była czer wona, a fryzura nawet nie drgnęła. Skoro nie było wiatru, który poruszałby włosy tego faceta, to znaczyło, że na plaży, mimo iż tak blisko oceanu, musiało być zabójczo gorąco.

- Słyszałaś o tej zaginionej dziewczynie z wybrzeża Jersey? - Joel wskazał telewizor. - Nie interesowałam się tak bardzo tą historią - przyznała Diane. siadając na skórzanej sofie. - Założę się. że zaraz mi o wszystkim opowiesz. Jeśli Joel wyczuł jej sarkazm, to nie dał tego po sobie poznać. - Cóż, dziewczyna znikła na trzy dni i nagle wczoraj się odnalazła. Matthew dowiedział się nieoftcjalnie od policji, ,-c podejrzewają, iż dziewczyna sama to wymyśliła. Ukartowała to cale porwanie. Najprawdopodobniej mamy do czynienia z praw dziwą wariatką, Diane poczuła, że jej puls przyspiesza. Zaczyna się, pomyś- lała. Dwoje reporterów Pod lupą jut pracowało nad podobnymi historiami. Joel tylko czekał na pojawienie się jeszcze jednej. W Michigan studentka college*u zniknęła na sześć dni, a potem powiedziała policji, że została porwana i że napastnik grozi! jej nożem. W Oregonie matka zgłosiła zaginięcie dwóch nastolet- nich córek, po tym, jak po wejściu do ich pokoju znalazła zakrwawioną pościel i wybitą szybę w oknie. Natychmiast rozpoczęto gorączkowe poszukiwania, choć policja od począt- ku była przekonana, że dziewczyn wcale nie porwano, tylko same to wszystko wymyśliły. Diane byta dziwnie pewna, że Joel, w swej przewrotności, potrzebował jeszcze jednej zagubionej duszyczki, najlepiej z dobrą, medialną historią. Nowa twarz, w samą porę na otwarcie nowego sezonu we wrześniu. - Diane, to dla nas idealna historia. Trzecia dziewczyna, która podnosi fałszywy alarm. Zrobisz ten temat. - Joel. od jutra mam urlop - powiedziała, zakładając nogę na nogę i próbując zachować spokój, Pewnie po prostu zapomniał o tym. że przez najbliższe dwa lygodnie Diane miało nie być w pracy. Ale w głębi duszy wiedziała, że Joel wcale nie zapom- niał. Nigdy o niczym nie zapominał. - To ważne, Diane. Urlop chyba może zaczekać, prawda? - Nie, nie może. Od miesięcy planuję ten wyjazd. - Masz ubezpieczenie podróżne? Diane miała ochotę skłamać, ale szybko doszła do wniosku. że lepiej nie. Kłamstwo zawsze prowadziło do następnego i, prędzej czy później, prawda zwykle wychodziła na jaw. To przez kłamstwa Philip miał tyle problemów. - Tak się składa, że mam. Wykupiłam na wypadek, gdyby któreś z dzieci zachorowało, a nie po to, by odwoływać wyjazd na zachód, żebym mogła więcej pracować. Joel zmarszczy! czoło. Ten grymas onieśmielił już niezliczo- ną liczbę reporterów i producentów przed Diane. Twórca i pro- ducent nagradzanego programu informacyjnego był legendą telewizji. Wszystko, co osiągnął w ciągu czterdziestu lat pracy dziennikarskiej, zawdzięcza! bystremu umysłowi, wielkiej spo- strzegawczości i uporowi, Po prostu nigdy, ale to nigdy się nie poddawał. Od samego początku kariery w tym biznesie, jeszcze w czasach, gdy głównym nośnikiem był film, a nie kaseta wideo, wiadomości czekały godzinami, a nawet całymi dniami na emisję, bo od rozkładu lotu samolotów zależało, kiedy materiał dotrze do Nowego Jorku, skąd można go było przeka- zać reszcie kraju, w czasach, gdy nie było satelitów i telefonów komórkowych, a na biurkach nie stały komputery - już wtedy Joel mia! obsesję na punkcie kontrolowania. Od samego począt- ku w tym zawodzie chciał robić wszystko po swojemu i przy- wykł dostawać to. czego chciał. - Zmieniając na moment temat. Diane... - Sięgnął po długo- pis i zaczął coś gryzmolić w żółtym notesie leżącym na biurku. - O ile dobrze pamiętam, za kilka miesięcy będziesz przedłużać umowę, prawda? - Tak. w styczniu - odparła, zaciskając usta. Podstępny łajdak. Nie grał fair. Joel znał jej sytuację i teraz bezczelnie to Wykorzystywał. Wszyscy w KEY Info wiedzieli, co się stało z Philipem. Pisały o tym nowojorskie gazety i portale inter- netowe. mówili w wiadomościach w ich stacji telewizyjnej

i radiu. Fakt. ze Joel wykorzystywał jej nieszczęście, by dostać to, czego chciał, nie powinien być dla niej zaskoczeniem, a jednak jego bezczelność wprawiła ja. w osłupienie. Joel wiedział, że sama utrzymywała rodzinę, a jej pensja musiała wystarczyć na jedzenie, ubrania i wszystkie opłaty. Odkąd zabrakło Philipa. fundusze, jakimi dysponowała, znacz- nie się skurczyły. Choć Joel nie powiedział tego głośno, dla Dianę było oczywiste, że uzależnił przedłużenie umowy - a co za lym idzie, bezpieczeństwo finansowe jej rodziny - od tego, czy wykona jego polecenie. Bardzo ja tym uraził. - Cóż, Dianę, sama dobrze wiesz, jak jest. Zarząd zapewne przyjdzie z tym do mnie. Będą chcieli poznać moje zdanie. zanim zwrócą się do tego twojego agenta, który z pewnością skorzysta z sytuacji i zacznie domagać się podwyżki za obsługę swojego najlepszego klienta, gwiazdy telewizyjnej. - Joel rzucił długopis na notatnik. - Oczywiście chciałbym im powiedzieć, jak bardzo cię cenimy w KEY Info, i że miejsce Pod lupą w rankingach oglądalności uzależnione jest od tego, czy twoja piękna twarz pojawia się na ekranie. Chciałbym moc im powie dzieć, że musimy cię zatrzymać między innymi dlatego, że potrafisz lak świetnie pracować w grupie. Dianę oparła się na sofie, - Posłuchaj, Joel. Dlaczego nie chcesz mnie zrozumieć? Przecież wiesz, ile przez te ostatnie miesiące przeszliśmy ja i moje dzieci. Potrzebuję tego urlopu, Musimy na chwilę wy jechać. Joel rozparł się w fotelu i patrzył na sufit, a jej przez moment wydawało się, że producent rozważa jej prośbę. - Coś ci powiem - odezwał się w końcu. - Jeśli chcesz zabrać dzieciaki ze sobą, proszę bardzo. Co więcej, znajdę sposób, żeby za nie zapłacić z naszego budżetu. - Joel. Ty chyba żartujesz. Michelle i Anthony liczą na te wakacje. To jedyna rzecz, jaka od tamtego wydarzenia wzbu- dziła ich entuzjazm. Wyjazd do Ocean Grove to żadne wakacje, przynajmniej dla mnie. Będę się ciągle martwić, że pracuję. apowinnam spędzać czas z dziećmi. Joel pochylił się do przodu i spojrzał jej prosto w oczy. - Nie. Dianę, nie żartuję. To moja ostatnia oferta, Mogę gobie na nią pozwolić tylko dlatego, że Pod lupą miał takie dobre notowania w ubiegłym sezonie, więc dział finansów nie będzie mi truł głowy, gdy zarezerwuję kilka dodatkowych pokoi. Jeśli chodzi o ciebie, to jestem przekonany, że jakość twojej pracy na tym nie ucierpi. Jesteś profesjonalistką. Po- trafisz pogodzić oba światy. Oczywiście, pod warunkiem, że tego chcesz. Wiedziała, że Joel dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie chciała. Wiedziała też, że zupełnie go to nie obchodziło. Po prostu zależało mu tylko na jednym - na oglądalności. Dodat- kowe wydanie Pod lupą przyciągnie widzów, a co za tym idzie. zwiększy wpływy z reklam, bo większa oglądalność oznaczała wyższe stawki za spoty. Tylko o to mu chodziło. Jego ego domagało się. by Pod łupą nadal pozostawał najważniejszym programem informacyjnym, oglądanym w całym kraju. Aby zaspokoić własne ego, Joel nie cofał się przed niczym, zwłasz- cza gdy uważał, że okazja tego wymaga. Dianę wstała z sofy. Wiedziała, że przegrała. Nawet nie chciała sobie wyobrażać chwili, kiedy przekaże tę informację dzieciom. Cóż. będą musiały się pogodzić z nieuniknionym, Szkoda, że tak wcześnie zaczęły poznawać, co to prawdziwe życie, ale co było robić. Nie dało się tego uniknąć, podobnie jak bolesnych lekcji, które odebrały niedawno. Odwołanie wyjazdu na wakacje było jeszcze jednym ciosem, ale w porównaniu z całą resztą to drobiazg. Gdzieś kiedyś czytała, że z dzieci, które miały trudne dzieciń- stwo, mogą wyrosnąć zdrowi dorośli, wzmocnieni doświad- czeniem. albo nieprzystosowani odszczepieńcy. Dianę co noc modliła się, żeby to drugie nie spotkało jej dzieci i żeby Mi- chelle i Anthony wynieśli z dziecięcego doświadczenia naukę

i siłę. Chciała, żeby wiedzieli, że życie, mimo porażek, toczy się dalej i żeby ta wiedza wyszła im na dobre. Modliła się, by potrafili docenić przykład, jaki im dawała jako samotna matka dbająca o rodzinę i robiąca wszystko, co w jej mocy, by ich utrzymać. Nie miała wyboru. Ojciec siedział w wiezieniu. Była jedyną osoba, jaką miały. -4- Helen Richey zmiatała piasek z drewnianej podłogi na ganku. Szuranie miotły działało na nią uspokajająco. Przypominało jej dzieciństwo. Rodzice każdego lata zabierali ją i jej siostry na wakacje tu. do Ocean Grove. Od pierwszego weekendu po zakończeniu roku szkolnego aż do Święta Pracy" mieszkali w namiocie, na terenie ośrodka Wspólnoty w Modlitwie w Ocean Grove. Namioty o ścianach z grubego płótna były całkiem duże: cztery na pięć mcu-ów, z uroczym gankiem i niewielką drew- nianą przybudówką na tyłach. W środku byl prąd, bieżąca woda, niewielka, ale dobrze wyposażona kuchnia, toaleta oraz prysz- nic. Reszta, czyli meble, dywany, pościel, zastawa stołowa, obrazy na ścianach, a nawet klimatyzacja, zależała od fantazji letników. Niektórzy przywozili radia i telewizory, ale rodzice Helen nigdy się na to nie zgodzili. Nalegali, żeby dziewczynki choć przez wakacje trzymały się z daleka od ryczącego pudła. jak nazywał telewizor ich ojciec. Po porannych zajęciach w szkółce biblijnej dla dzieci jedli lunch w ich domku, oddalonym o dwie ulice od Oceanu Atlan- tyckiego, a potem szli całą rodziną na plażę, wyposażeni w ręcz- niki i tony plastikowych zabawek i foremek do piasku. Mama * W USA Święto Pracy przypada w pierwszy puniedziatek września (przyp tłum,). rozkładała leżak, do aluminiowego oparcia mocowała ogromny parasol i oddawała się lekturze czasopism i kieszonkowych wydań popularnych powieści, od czasu do czasu pokrzykując ostrzegawczo na córki, które bawiły się przy brzegu. Czasami plażę zalewały ogromne lale. kiedy indziej panował spokój, ale kopanie w piasku, budowanie zamków i fos zawsze sprawiało im radość. Podobnie jak zastanawianie się, czy wybrać lody w watlu, czy na patyku. Marzyła o takich wakacjach dla Sarah i Hannah. Proste, beztroskie tygodnie zabaw na słońcu, świeże powietrze i za- chwycający ocean, a w międzyczasie nauka o Bogu i pierwsze próby zrozumienia, co znaczy życie w społeczności. Helen uważała, że wakacje spędzane w ośrodku w Ocean Grove nie bvlv czasem straconym. Stanowiły świetne podwaliny doros- łego życia. Szkoda, że Jonathan nie chciał tego zrozumieć. Jej mąż wprost nie znosił Ocean Grove. Twierdził, że to najnudniejsze miejsce na świecie. Ale Helen wiedziała, że nie chodziło o samo miasto. Jej mąż tak naprawdę nienawidził życia w namiocie kempingowym. Denerwowały go prymityw- ne. klaustrofobiczne warunki mieszkaniowe. Marzy! o domu albo apartamencie w innej części miasteczka, w miejscu, które nie kojarzyłoby się ze wspólnotą retigijno-kempingową, Przez całe lato zdobywał się na opuszczenie ich domu w Pa- ramus tylko w weekendy. Tego dnia Jonathan zamierzał wyjść wcześniej z pracy i stawić czoło piątkowym korkom na Garden State Parkway. by spędzić cały weekend z żoną i dziećmi w płóciennym domku przy Bath Avenue. Helen nie mogła się już doczekać, aż będą wszyscy razem, a jednocześnie była pełna obaw. Namioty stały bardzo blisko siebie, prawie na wyciągnięcie fcki. Czasami, gdy ktoś z letników kichnął, sąsiedzi krzyczeli „na zdrowie!". Jeśli Jonathan się zdenerwuje i zacznie mówić podniesionym głosem, wszyscy wokół dowiedzą się o jego niezadowoleniu. Już nieraz, gdy sytuacja stawała się napięta,

Helen musiała wsiąść z nim do samochodu, by tam wyjaśni u nieporozumienia. Skończywszy zamiatanie, zeszła z ganku, by obejrzeć kwia- ty. które tuż po przyjeździe zasadziła razem z córkami wokół domku. Czerwone krzaki geranium, białe niecierpki i fioletowe żeniszki wyznaczały granice ich działki. Stanowiły dopełnienie amerykańskiej flagi, powiewającej na drewnianym słupie, pod- trzymującym pasiastą markizę nad gankiem. Niecierpki źle znosiły upat, drobne białe kwiatki omdlały i zaniknęły się. Helen już miała iść do kuchni i nalać wody do konewki, gdy usłyszała, że otwarły się drzwi sąsiedniego domku. - Witaj, moja droga - odezwała się drobna staruszka. - Dzień dobry, pani Wilcox. Jak się pani dziś miewa? - Och. całkiem dobrze - zaskrzypiała wysokim głosem. - Trochę zesztywniały mi kości, ale poza tym czuję się całkiem dobrze. - Wyspała się pani? - zapytała Helen, odgarniając z ramion miodowoztote włosy i zawiązując je wysoko na karku. - Niebardzo. W nocy było za gorąco. - Kiedy w końcu kupi pani klimatyzator, pani Wileox?- Helen nie czekała na odpowiedź. - Jonathan przyjeżdża dziś po połu- dniu. Mógłby go dła pani kupić i zamontować w weekend. -Już składając tę propozycję, zaniepokoiła się, jak zareaguje jej mąż. - Nie wiem. moja droga. Zawsze byłam przeciwna instalo- waniu tu klimatyzacji. Bryza od oceanu zwykle nam wystar- czała, ale w tym roku jesi inaczej, Przyjeżdżamy tu z Herbertem od trzydziestu dziewięciu lat i oboje nie pamiętamy takich upałów. - Kiwnęła głową w stronę namiotu. - Herbert właśnie się zdrzemnął. On też nie mógł w nocy spać. Wstał wcześnie i poszedł na spacer po gazetę. Podobno wszyscy w Nagle mówią tylko o tej młodej Patterson. Helen bardzo przygnębiły słowa sąsiadki. - Znalazła się? Nic jej nie jest? - zapytała z niepokojem. Pani Wilcox pokręciła siwą głową, . - Nie, jest cała i zdrowa. Znalazła się. Ale policja uważa, że nikt jej nie porwał. Twierdzą, że dziewczyna sama to wszystko wymyśliła, żeby zwrócić na siebie uwagę. - Och, to okropne. Okropne i bardzo smutne. Wszyscy w miasteczku śledzili losy zaginionej młodej kobie- ty, mieszkanki Ocean Grove, LesLie Patterson mieszkała z ro- dzicami przy Webb Avenue. Poprzedniego wieczoru Helen poszła tam z córkami zapalić świeczki przed ich uroczym domem w wiktoriańskim stylu. W drodze powrotnej skorzystała z okazji, by przypomnieć córkom o niebezpieczeństwie, jakim grozi rozmawianie z nieznajomymi. Mimo duszącego upału Helen nagle poczuła dojmujący chłód. Choć urodziła się i dorastała w miasteczku, które Helen uważała za raj na ziemi. Leslie Patterson była niespokojnym duchem. To spostrzeżenie przeraziło ją jeszcze bardziej, gdy pomyślała o swoich córeczkach, plęcio- i sześciolatce, które pewnie w tym momencie w szkółce biblijnej śpiewały „Jezus jest twym przyjacielem". Cóż. tak to już jest, że choć rodzice hardzo się starają i chronią swoje dzieci przed niebezpieczeń- stwem, one czasami po prostu schodzą na złą drogę. ., Wychodząc z biura producenta, Dianę starała się zachować obojętną minę. choć wszystko w niej się gotowało. Czuła się urażona tym, że została pozbawiona możliwości wyboru i zmu- vona do podjęcia zlecenia w Ocean Grove. Drażniło ją. że Joel ttiał władzę nad jej losem. Ktoś inny pewnie wysłałby go do diabła, ale ona nie bvła lak odważna. Ani tak głupia. Nic mogła ryzykować, że nie przedłużą z nią umowy. Świa- tem rządziła twarda ekonomia, przemysł coraz szybciej się rozwijał, nowe technologie sprawiały, że coraz trudniej było dostać sensowną pracę. Z roku na rok zmniejszała się liczba osób potrzebnych do zrealizowania programu telewizyjnego.

Czasy, w których doświadczony korespondent mógi spełniać własne ambicje i przechodzić z jednej stacji do drugiej, już dawno minety. Tęskniła za stabilizacją ekonomiczną, do jakiej przywykła. Przy mężu, przynoszącym do domu imponującą pensję, jej niewiele niższe zarobki byty wisienką na torcie. Rodzina Mayfie- Idów korzystała z życia. Olbrzymi apartament na Manhattanie. mały, ale za to położony w malowniczym Amagansett, domek letniskowy, prywatne szkoły dia dzieci. Tak było, zanim posta- wiono Philipa w stan oskarżenia. Zanim ich świat się zawalił. Czasami nie mogła uwierzyć, jak szybko wszystko.się zmie- niło. Właśnie minęło cztery lata, odkąd Philip objął wyma- rzone stanowisko głównego urzędnika do spraw finansów w BeamStar, nowoczesnej firmie telekomunikacyjnej planującej wejść na giełdę. Dianę nadal była wściekła z powodu głupoty Philipa. ale jego nieuczciwość złamała jej serce. Pod- czas przygotowywania dokumentacji, związanej z debiutem giełdowym firmy, złożył fałszywe oświadczenie w sprawie dochodów BeamStar. Fakt, że zrobił to pod naciskiem szefów, dodatkowo ją rozzłościł. Kiedy akcje BeamStar spadły, inwestorzy oszaleli. Rząd wszczął śledztwo, w wyniku którego aresztowano Philipa i jego chciwych szefów. Mimo że podczas dochodzenia współpraco- wał z władzami, został skazany na rok i jeden dzień. Była szansa, że wyjdzie w październiku za dobre sprawowanie. W ciągu tych kilku miesięcy, kiedy Philip siedział w więzie- niu federalnym Fort Dix. Dianę sprzedała domek nad morzem. a pieniądze przeznaczyła na spłatę kar. które z wyroku sądu wyznaczono jej mężowi. Po opłaceniu rachunków i czesnego za szkoły nie zostało jej zbyt wiele. Nie mogła się nadziwić, że życie na Manhattanie aż tyle kosztowało. Pieniądze, które dla większości obywateli kraju były nie do osiągnięcia, unikały w oka mgnieniu. Wracając do biura, Dianę starała się dostrzec jaśniejsze siro- oy zaistniałej sytuacji. A może to lepiej, że została zmuszona do odwołania wycieczki na zachód'.' Te wakacje sporo by kosz- towały. a nie było ich na nie stać. ale Philip nalegał, żeby jechali bez niego. Uważał, że Dianę powinna zabrać dzieciaki na rodzinną wyprawę, którą planowali od lat. To miał być prezent /okazji dziesiątych urodzin Anlhony'ego. Dianę z początku się opierała, ale w końcu zgodziła się, kiedy jej młtKlsza siostra. EniiK. poinformowała, że po zakończeniu nauki w Proyidencc College chciałaby spędzić z nimi lato. Dianę pomyślała, że z siostrą u boku wakacje będą mniej smutne. Przepadała za jej towarzystwem. 1 choć wiekowo Emily bardziej pasowała do Michelle i Amhony'ego. mimo wszystko była osobą dorosłą i mogła choć w części wypełnić pustkę po Philipie. Dianę sięgnęła po telefon. Postanowiła przekonać najpierw do swojego pomysłu siostrę, a dopiero potem przekazać przykrą wiadomość dzieciom. A może poprosić Emily, żeby im o tym powiedziała? Dianę nie chciała przekazywać im tej informacji przez telefon, a w domu będzie dopiero za dobrych kilka godzin. Zamiast pakować buty do chodzenia po górach i plecaki ze stelażem, powinni przygotować kostiumy kąpielowe i ręczniki plażowe. I to szybko. Joel życzył sobie, żeby stawiła się v>Ocean Grove nazajutrz rano. - Puk. Puk. W progu stał Matthew Voigt. - Nie wierzę własnym oczom! - jęknęła Dianę. - Wejdź, proszę, Matthew wszedł do biura i zamknął za sobą drzwi. - Domyślam się. w rozmawiałaś z Joelem? - W jego ciem nobrązowych oczach pojawił się Figlarny błysk | - Tak, już mi powiedział. \ - Przykro mi z powodu twojego urlopu. Dianę. - Matthew usiadł na krześle stojącym przed jej biurkiem. - To nie twoja wina. Nasz nieustraszony przywódca to bez względny tyran.

- Hm. Mimo wszystko to gorzka pigułka, nie? - Łykałam już gorsze. - Domyślani się. - Jego usta wykrzywiły się w lekko drwią- cym uśmiechu. Dianę westchnęła ciężko. Postanowiła pogodzić się z nieuni- knionym. - Przynajmniej ty będziesz producentem. Choć w tym mam szczęście. - Uprzejmie pani dziękuję. - Matdiew ukłonił się i dotkną] czoła, jakby uchylał kapelusz. Dianę wyjęła pisak z pojemnika stojącego na biurku. - Co wiesz o tej sprawie? - zapytała, otwierając notes. Matthew podał jej kartkę papieru. - Znajdziesz tu wszystkie szczegóły wydarzeń aż do tej chwili. Rozmawiałem z policją z Neptunc. Dziewczyna leczyła się psychiatrycznie. W średniej szkole uciekła z domu, Okazało się, że ukrywała się w kantorku przy sali gimnastycznej. Przy tej fali fałszywych porwań, o jakich słychać w catym kraju, policja uważa, że dziewczyna kłamie. Matthew czekał, aż Dianę skończy czytać. Leslie Patierson miała dwadzieścia dwa lata. Jej rodzice zgłosili zaginięcie we wtorek rano, gdy zauważyli, że nie nocowała w swoim łóżku. Policja i mieszkańcy Ocean Grove przez trzy doby przeczesywali miasteczko, W końcu, po trzech nocach od zniknięcia, znalazł ja ochroniarz, pilnujący terenu ośrodka Wspólnoty w Modlitwie. Dziewczyna miała zawiązane oczy i była zakneblowana. - Co to za ośrodek i wspólnota? - zapytała Dianę, nie odrywając oczu od notatek. - To coś w rodzaju religijnego ośrodka wypoczynkowego. Sprawdziłem w intemecie. Założyli go metodyści, zaraz po wojnie secesyjnej. Na początku mieściła się lam siedziba ich zboru. Dziś już nie trzeba być metodystą, żeby korzystać z oś- rodka. ale jeśli chcesz tam mieszkać, musisz przestrzegać ich zasad. A teraz uważaj. Oni mieszkają w namiotach. Dianę podniosła głowę. - Płóciennych? - Właśnie. Jest ich tam sto czternaście. Żeby dostać taki namiot, trzeba się zapisać na specjalną listę oczekujących. Czeka się l dziesięć lat albo i więcej. Prawo do wynajmu dziedziczy się z pokolenia na pokolenie. - Leslie mieszka w takim namiocie? - zapytała Dianę, za- gryzając końcówkę pisaka. - Nie. Mieszka w Ocean G.rove na stałe. Ci z namiotów przyjeżdżają tylko latem. Dianę skończyła czytać wycinki przygotowane przez Agen- cję Prasową. Anonimowy informator z policji powiedział repor- terowi AP. że w toku śledztwa okazało się, iż Leslie co jakiś czas podejmowała próbę wyleczenia się z anoreksji, skłonności do sumookaleczania za pomocą ostrych narzędzi, oraz do innych impulsywnych zachowań. Według informatora, policja jest przekonana, że dziewczyna upozorowała własne porwanie, jako coś w rodzaju wołania o pomoc. 1 t- Biedny dzieciak, co? - zauważył Matthew, gdy odłożyła notatki. - 1 biedni rodzice. - Dianę aż się wzdrygnęła. — Nie dość, że anoreksja, to jeszcze dziewczyna się tnie. Dwa największe koszmary każdego rodzica. - Taa- westchnął Matthew. - Koszmar, czy nie. do Pod lupą pasuje idealnie, -6- Gdy tylko Matthew wyszedł, Dianę chwyciła za telefon wykręciła numer. Po czwartym sygnale odebrała jej siostra. - Halo? - Emily ciężko dyszała. - To ja. Co robisz? Brzuszki. =

« - Grzeczna dziewczynka. - Dianę wyobraziła sobie bosa. siostrę w krótkich spodenkach i rozciągniętej koszulce, roz- mawiającą przez telefon. Jej krótkie kasztanowe włosy pewnie były zmierzwione, w ręce na pewno trzymała nieodłączną bu- telkę wody. - Co słychać? - Mam złe wieści, Em. - A konkretnie...? - Nici z naszego wyjazdu. Musze być jutro w pracy. - No chyba żartujesz! Dzieciaki wpadną w szał, - Em. wierz mi, chciałabym żartować. - Dianę streściła swoją rozmowę z Joelem Malcolmem i jego propozycję, by Michelle i Anthony pojechali z nią do Ocean Grove, gdzie mogła pracować nad programem. - W rzeczywistości to nie była żadna propozycja, Em. On wydał mi polecenie. - Boże, Dianę, dzieciaki będą strasznie rozczarowane. - Tak jakbym sama o tym nie wiedziała! Aż boję się z nimi rozmawiać. - Chcesz, żebym zrobiła to za ciebie? * - Miałam nadzieję, że na to wpadniesz. - Dobra. Pogadam z nimi, jak wstaną. Dianę zerknęła na zegarek. Było po jedenastej. Zazdrościła dzieciom, że mogły tak długo spać. Marzylaolym, by nie budzić się w środku nocy i nie gapić się w ciemność własnej sypialni. tylko po prostu spać i spać, dooporu, bez niespokojnego przewra- cania się z boku na bok. Natura chyba specjalnie tak to zaplano- wała, wiedząc, że w dorosłym życiu trzeba wstawać o okropnych porach, dlatego dzieci śpią tak długo, żeby stopniowo się przy- stosować. Szkoda, że dorośli nie mają takiej taryfy ulgowej. - Dzięki, Em. Nawet nie wiesz, jaka jestem ci wdzięczna. - Och. domyślam się, tak z grubsza. Dianc wyobraziła sobie pełen zrozumienia uśmiech na twa- rzy siostry. Ich matka zawsze mawiała, że Emily urodziła się z duszą starego człowieka. Już jako dziecko była bardzo doj- rzała, jak na swój wiek. Dianę od razu zauważyła, że w jej siedemnaście lat młodszej siostrze było coś niesamowitego, Emily. gdy tylko zaczęła mówić, w jakiś niezrozumiały sposób potrafiła rozszyfrować najdziwniejsze sytuacje i ludzi. Być może dlatego, że od urodzenia spędzała czas prawie wyłącznie / dorosłymi. Siostry rozmawiały jeszcze przez chwilę o tym. co należało teraz zrobić: zadzwonić do biura podróży i odwołać wszelkie rezerwacje, zdecydować, co spakować na wakacje, zupełnie inne od planowanych. Odkładając słuchawkę. Dianę z ulgą pomyślała, że to wielkie szczęście, że Emily pojedzie z nimi do Ocean Grove. Dzięki siostrze może nie będzie miała aż takich wyrzutów sumienia, że pracuje, zamiast zajmować się dziećmi. Prawda była też taka, że ostatnimi czasy Michelle i Anthony dużo lepiej bawili się w towarzystwie cioci niż własnej matki, i Dianę doskonale zdawała sobie z tego sprawę. -7- Shawn Osirander usiadł na stołku przy barze w „Nagte's" i zamówił u uśmiechniętej kelnerki dwie kawy na wy nos. Wenty- latory pod sufitem obracały się bezszelestnie, nadając wnętrzu przyjemny, nieco staromodny Uimat i delikatnie poruszając powietrze w starej aptece, przerobionej na lodziarnię i kafejkę, w której można byto zjeść całkiem smaczne śniadania. Choć klimaiy/aga pracowała na całego, za każdym razem, gdy otwie- rały się drzwi, do środka wdzierało się duszące, upal ne powietrzc. Czekając na swoje zamówienie. Shawn przyglądał się czar- nym ceramicznym rozetom ułożonym na białej posadzce i pró- bował skoncentrować się na zadaniu, które go czekało. Bez Względu na to, przez co Leslie przeszła, on musiał zrobić tego ranka to. co miał do zrobienia. Musiał zająć się swoimi badania- mi. Ale najpierw chciał sprawdzić, czy Carly Neath spotka sic ż nim w lokalu, w którym pracował jako barman.

Kiedy kelnerka zakładała plastikowe przykrywki na papiero- we kubki. Shawn przystąpił do alaku. - Carly, wieczorem w „Kamiennym Kucyku" będzie tajna impreza - „Gitara i griJJ". Może się wybierzesz? Carly włożyła kubki z kawą do papierowej torebki i podała Shawnowi. - Zapowiada się nieźle, ałe wieczorem opiekuję się dziećmi. - Czyimi? - Państwa Riehey, Letnicy z namiotów. - O której wrócą? - Niezbyt późno. - Carly wzruszyła ramionami. - Gdzieś kolo jedenastej. - To później mogłabyś na chwile wpaść - namawiał. Carly spojrzała na ladę. - Wiesz, Shawn, trochę to dziwne, że w ogóle chcesz, żeby cię dziś 7. kimś widziano - powiedziała ściszonym głosem. - Masz na myśli... tę sprawę z Leslie? Blond kucyk Carly podskoczył, gdy kiwnęła głową. - Carly - zaczął powoli - przykro mi z powodu tego, co jej się przydarzyło. Naprawdę. Ale nie mogę jej dłużej pomagać. Muszę zająć się własnym życiem. 1 nie zamierzam przejmować się tym. co ludzie o mnie pomyślą. Jego przygnębienie wzbudzało w Carly współczucie. Opo- wiadał jej kiedyś trochę o swojej byłej dziewczynie. Robiła wrażenie nieco zagubionej osoby, Ale jeśli Leslie sfingowała własne porwanie, żeby zwrócić na siebie jego uwagę, jak głosiła plotka, Carly czuła się po części odpowiedzialna. Wiedziała, że tuż przed zniknięciem Leslie Shawn powiedział jej. że chce się z kimś spotykać. - OK - zgodziła się w końcu. - Możemy się tam spotkać, - Widząc, że się rozpogodził, od razu poczuła się lepiej. - Super. - Shawn uśmiechnął się szeroko, -To do zobacze- nia wieczorkiem w „Kamiennym Kucyku". Muszę lecieć, chcę jeszcze złapać Arthura, Carly spojrzała na zegarek. - Och, chętnie poszłabym z tobą. ale pracuję jeszcze parę godzin. - Nie martw się. Powiem Arthurowi, że go pozdrawiasz. Carly uśmiechnęła się. - Miło było poznać Arthura. To ładnie, że chcesz mu pomóc. Shawn zignorował komplement. - To nic wielkiego. Czasami mam wrażenie, że to ja więcej na tym zyskuję niż on. Zapłacił za kawę, wyszedł z restauracji i skręcił w lewo, w Main Avenue. Szedł przez dwie długie ulice dzielące go od nabrzeża i. mrużąc oczy w palącym słońcu, zerkał w stronę oceanu. Wlokąc się w upale, nie mógł uwolnić się od myśli slie. Dręczyło gopoczuciewiny.żezerwałzniąwchwili, gdy tak bardzo go potrzebowała. Czuł wstyd, że nie przyłączył się do ekipy poszukiwawczej, która przeczesywała miasteczko. Było mu przykro, ale naprawdę nie obchodziło go. co się z nią działu. Poczuł ulgę. gdy uświadomił sobie, że w końcu miał to i& sobą. Gdyby w dniu. w którym spotkał Leslie, kiedy poszedł do agencji nieruchomości w sprawie mieszkania, ktoś powiedział mu. że z tą niezwykle szczupłą dziewczyną z recepcji będzie ryle problemów, Shawn pewne i tak zignorowałby ostrzeżenie. Leslie Patterson wydała mu się wówczas niesamowicie pocią- gająca. W przeciwieństwie do Carly, nie była piękna, ale jej ciemne brązowe oczy działały na niego jak magnes. Była w nich jakaś tęsknota, jakby dziewczyna czekała na księcia z bajki. który pojawi się na białym koniu i uratuje dla niej ten dzień. Dotarł nad ocean. Czekając, aż samochody przejadą i będzie mógł przejść na drugą stronę ulicy, na nabrzeże, powtarzał sobie w myślach, że Leslie to już nie jego problem. I tak był z nią za tltogo. Myślał, że uda mu się jakoś jej pomóc, że ją wyleczy, że zdoła sprawić, by Leslie chciała się leczyć, miał nadzieję, że Uzdrowią ją jego cierpliwość, uwaga i uczucie. Ależ miał o sobie wysokie mniemanie!

W końcu jednak Shawn zrozumiał, że ani on, ani nikt inny nic uleczy Leslie Patterson. Jej problem był dużo poważniejszy. O wiele poważniejszy niż rany, jakie zadawala sobie agralka, czy gdy odłamkiem szkła cięła się pod kolanami i na udach. - 8 - Owen Messinger westchną! ciężko, odkładając słuchawkę. Rozmowa z policja bardzo go zaniepokoiła. Całe lala terapii z Leslie Patterson nie przyniosły rezultatu. Policja uważała, że dziewczyna ewidentnie upozorowała włas- ne porwanie, by w ten sposób dać do zrozumienia, że potrzebuje pomocy. Leslie nadal była ciężko chora młodą kobietą. Owen wsta! zza biurka, podszedł do regału i zdją! z półki żółty segregator. Żółty byikolorem Leslie. Zielony, czerwony. niebieski, pomarańczowy i fioletowy zawierały dokumentację związaną z terapią innych dziewczyn, które leczyły się u niego z zaburzeń odżywiania, skłonności do samookaleczeń i innych zachowań impulsywnych. W każdym znajdowały się szczegó- łowe zapiski dotyczące nie tylko postępów w terapii, ale też samej choroby, Usiadł na kanapie, na której tak często siadywała Leslie. otworzy! żółty segregator i zaczął przerzucać kartki. Najwcześ- niejsze zapiski pochodziły sprzed ośmiu lat. Leslie była w dru- giej klasie szkoły średniej, kiedy jej matka zauważyła blizny na nogach córki. Nie były to wynikające z młodzieńczego niedo- Świadczenia zacięcia przy goleniu, ale brutalne sznyty zadane ostrym narzędziem. Posługując się wymyślonymi na własne potrzeby skrótami, Owen zanotował swoje pierwsze wrażenia: - CIERPI NA ZABURZENIA ODŻYWIANIA = GWAŁ- TOWNA UTRATA WAG! - MÓWI O TRZECH POSIŁKACH DZIENNIE. Z ANALI- ZY WYNIKA. ŻE L.P. ZJADA B. NIEWIELKĄ ILOŚĆ JE- DZENIA r WYCZERPUJĄCY WYSIŁEK FIZYCZNY = SPOSÓB KONTROLOWANIA WAGI - UPORCZYWE KONCENTROWANIE SIĘ NA WŁASNYM CIELE. POSTRZEGA SE J AKOOSOBĘZ NADWAGĄ - WAGACIAŁAZDECYDOWANIEPONIŹEJZALECA-NEJ NORMY, ALE L.P. NIE PRZYJMUJE DO WIADOMOŚCI. ŻE JEST WYCHUDZONA - PRÓBUJE REDUKOWAĆ STRES POPRZEZ SAMO OKALECZENIE - TŁUMIENIE LUB WEWNĘTRZNE PRZEŻYWANIE Z! OŚCI Uświadomił sobie, że notatki, które sporządził jakiś czas temu. w niczym nie różniły się od tego, co teraz napijałby o swojej pacjentce. Tyle że dziś miał już pewność, że Leslie poszerzyła arsemi! narzędzi do cięcia do agrafek i odłamków szkła. I że nowa terapia nie przynosiła żadnego eiektu. Z zamyślenia wyrwa! go dźwięk interkomti. W głośniku odezwał się glos asystentki. - Doktorze Messinger, przyszła Anna Caprie. - Dziękuję, Christine. Zaraz, przyjdę. Zamknął żółty segregator i odstawi! go na miejsce. Wyj- mując zielony, opisujący Annę Caprie, zawahał się na moment, zasianawiając się. czy powinien kontynuować swoją innowa- cyjna metodę terapii. Szybko jednak odpędził od siebie tę myśl. podszedł do biurka i wyjął z szuflady paczkę żyletek. » - Nie jestem głodna. - Leslie pokręciła głową, gdy matka postawiła na stoliku talerz. - Dlaczego zmuszasz mnie do jedzenia zawsze, kiedy nic mam ochoty? ł

- Nie zmuszam cię, Leslie. Przyniosłam ci lunch. Kochanie. musisz coś zjeść. Audrey Patterson starała się nie okazywać frustracji. W ciągu ostatnich trzech dni zawarła z Bogiem układ. Jeśli odda im córkę, jeśli Leslie wróci do domu cała i zdrowa. Audrey będzie dla niej bardziej cierpliwa. Przestanie zrzędzić, postara się być dla swojej jedynaczki lepszą matka i przyjaciółka. Ulga i radość z odzyskania córki szybko minęły, a Audrey zauwa- żyła, że wracają znajome nawyki. Trzy dni spędzone Bóg wie gdzie niczego nie zmieniły. Leslie znów zachowywała się jak dawniej. - Posłuchaj, kochanie. - Audrey podniosła kromkę z pełno- ziarnistego chleba, - To indyk, białe mięso. Chude i smaczne. - Mamo, proszę. Zostaw ją tu. dobrze? Zjem później. - Les- lie skierowała pilota w stronę telewizora. Zatrwożona Audrey usiadła na kanapie obok córki. Właśnie zaczynało się połu- dniowe wydanie wiadomości. Prezenterka Cindy Hsu przywita- ła się z telewidzami i rozpoczęła omawianie tematu dnia. Na północnym wschodzie kraju utrzymywały się rekordowe tem- peratury, W izbach przyjęć rosła liczba zgłoszeń związanych z chorobami serca. Pasażerowie nowojorskiego metra mdleli. a na ulicach topił się asfalt. Władze straszyły, że ciągłe korzy- stanie z klimatyzatorów może doprowadzić do przerw w do- stawie prądu, a straż pożarna przestrzegała przed katastrofą. jaka może grozić w razie wybuchu pożaru, jeśli umęczona upałami ludność wciąż będzie odkręcać hydranty i dla ochłody polewać się wodą, Audrey kątem oka obserwowała córkę, która szczelnie okryła swoje chude nogi szydełkową narzutą. Choć na zewnątrz pano- wał morderczy upał, temperatura w domu była całkiem znośna. Narzuta na pewno nie była potrzebna. Cóż, Leslie marzła, jak zawsze. Już dawno przestała się temu dziwić, bo z dziewczyny zastała już przecież tylko skóra i kości. Zgodnie z obawami Audrey, po pierwszej przerwie na re- klamę pokazano reportaż ojej córce, dziewczynie, która według policji, upozorowała własne porwanie, by w ten sposób zmusić całe miasteczko do trzydniowych poszukiwań, - Wcałe nie całe miasto - wyszeptała Leslie, wpatrując się w ekran telewizora. - Shawn Ostrander nie zadał sobie trudu, żeby mnie szukać. Audrey chciała wziąć córkę za rękę. ale Leslie ją cofnęła. - Daj spokój, mamo. Niczego już nie naprawisz. Po prostu zostaw mnie w spokoju. W milczeniu obejrzały wiadomości do końca. Gdy prowa- dząca podziękowała za uwagę i zaczęła żegnać telewidzów. zadzwonił telefon. Strapiona Audrey z troską zmarszczyła czo- ło i spojrzała na córkę. - Pewnie znowu jakiś dziennikarz - westchnęła. - Dlaczego nic zostawią nas wreszcie w spokoju? - Odbiorę - powiedziała Leslie, wstając z kanapy. Nieco zbyt gorliwie, pomyślała Audrey. - Nie - powiedziała szybko, delikatnie popychając córkę z powrotem na łóżko. - Ja się tym zajmę - dodała, podnosząc słuchawkę. - Halo? - usłyszała kobiecy głos. - Nazywam się Dianę Mayfield, z KEY łnfo. Czy rozmawiam z panią Patterson? - Tak. - Audrey zmieniła pierwotny zamiar i nie odłożyła słuchawki. jak to zwykle czyniła, gdy proszono ją o komentarz. Tym razem nie była to kotejna dziennikarka z jakiejś mało znaczącej lokalnej gazety, ale reporterka z ogólnokrajowego programu informacyjnego. Audrey oglądała każde wydanie Pad lupą i podziwiała Dianę Mayfield. Ta kobieta miała dobrą jc. Potrafiła w bardzo uprzejmy sposób wydobyć z rozmów- w wszystkie informacje, jakich potrzebowała, Ludzie otwie- rali MC przed nią bez żadnych nacisków. Nie przypominała tych Wszystkich reporterów, zachowujących się jak rekiny polujące na ofiarę. »

-10- Matthew Voigt siedział w biurze Dianę i słuchał, jak roz- mawiała przez telefon. Od czasu do czasu szeptem podpowiada) jakieś pytanie. Kiedy Dianę odłożyła słuchawkę, pochylił się do przodu. - No i? Co powiedziała? Dianę wzruszyła ramionami. - Przynajmniej nie powiedziała nie. Obiecała, że się za- stanowi. - I? - Ogląda Pod lupą, mówi, że podziwia moja pracę. - Dobrze. To powinno nam pomóc. - Matthew oparł się wygodniej, - Daje głowę, że nie my jedni chcemy przeprowa- dzić wywiad z Leslie Patterson. Jeśli matka cię polubiła, mamy spore szanse, że uda się pogadać z córką. - OK. - Dianę wstała i podeszła do swojego biurka. - To wszystko, co możemy stąd zrobić. Kiedy wyjeżdżasz do Ocean Grove? - Wpadnę do domu, żeby spakować rzeczy, a potem jadę prosto na miejsce. Będę tam po południu. Spróbuję wszystko ustawić. Widzimy się jutro rano. Dianę kiwnęła głową z aprobatą. - Kogo mamy w ekipie? - zapylała. - Gatesa i Binga. - No super. Po prostu super. - Przewróciła oczyma. - Wierz mi, Dianę, mnie też jest przykro. Chciałem załatwić Cohena i Duyk''a, ale są na urlopie. Został tylko Sarniny. - Boże, Matthew. Kiedy ostatnio kręcił mnie Saturny Gates. wyglądałam jak czarownica. Przez myśl mu nie przeszło, żeby mi powiedzieć, że z tylu sterczą mi włosy. Mam wrażenie, że specjalnie ciągle pokazywał moje cienie pod oczami. Facet nawet nie sprawdził ustawienia światła. Matthew pokiwał głową. - Wiem. Dianę. Obiecuje, że będę go miał na oku. Dopil nuje, żeby Summy przyłożył się do roboty. Nie martw się. będziesz dobrze wyglądać, Wiedziała, że Matthew dotrzyma słowa. Ze wszystkich pro- ducentów Pod lupąjcgo lubiła najbardziej. Matthew był uzdol- niony, niezwykle skrupulatny i uporządkowany, a jednak, gdy sytuacja tego wymagała, zdawał się na własną inteligencję i szedł na żywioł. W ich pracy coś takiego jak „przewidywane ujęcie" nie istniało. Sytuacja ciągle się zmieniała, a Matthew Voigt zawsze wiedział, co robić. Każdy korespondent Pod lupą mia! listę producentów, z którymi najchętniej współpracował. Matthew był na każdej z nich. - Dobra, skoro tak mówisz. Uczę na ciebie. - Dianę zer knęła na zegarek. - W takim razie idę na dół, przyniosę sobie COŚ do jedzenia i dokończę papierkową robotę. Potem pojadę do domu, spakuję się i stawię czoło plutonowi egzekucyjnemu. -11- Shawn sięgnął po okulary przeciwsłoneczne, ale po namyśle zrezygnował z nich. Z doświadczenia wiedział, że Arthur nie ufał ludziom, których oczu nie widział. Jako barman w „Kamiennym Kucyku" zarabiał na opłacenie rachunków, ale naprawdę koncentrował się na pomaganiu umy- słowo chorym przystosować się do życia w społeczności. Przy- gotowywał się do obrony dyplomu i właśnie miasteczko Ocean Grove okazało się wymarzone do pracy badawczej. Stare drewniane hoteliki i pensjonaty były idealnym miejs- Łasm zesłania dla umysłowo chorych. O Ocean Grove zrobiło się głośno nie tylko z powodu licznych przykładów wiktoriańskiej architektury, ale, przede wszystkim, ze względu na ogromne natężenie pacjentów, zwolnionych ze szpitali psychiatrycznych W całych Stanuch. Shawn dorastał, przyglądając się tym biedakom, krążącym

bez celu po promenadach, palącym papierosy i popijającym kawę. Wszyscy narzekali, że wtadze stanu bardzo oszczędzały na byłych pacjentach. Nie zapewniano im opieki medycznej, ośrodka pomocy i opieki, nie zorganizowano im żadnych zajęć rekreacyjnych, szkoleń czy kursów zawodowych. Nikogo nic obchodziło, czy w ogóle zażywają leki. Władze nie dbały o zwolnionych ze szpitali chorych, a jesz- cze mniej interesował ich los obywateli mieszkających w oto- czeniu. Choć Ocean Grove zawsze szczyciło się tolerancją wobec tych, którym się nie powiodło, coraz częstsze przypadki kradzieży i zakłócania porządku publicznego wywoływały wściekłość mieszkańców uroczej nadmorskiej enklawy. Inte- resy upadały, a zabytkowe hoteliki i pensjonaty niszczały na oczach właścicieli. W końcu mieszkańcy się zjednoczyli i wywalczyli uchwałę ograniczającą liczbę pensjonatów dla byłych pacjentów psy- chiatryków. Cześć rezydentów przesiedlono do innych mias- teczek w New Jersey, z obietnicą, że tym razem będą mogli liczyć na rehabilitację i pomoc. Szukając Arthura, Shawn przypomniał sobie dzień, który tak mocno wpłynął na jego dalsze życie. Owego dnia Shawn był świadkiem samobójstwa, jakie popełnił były pacjent szpitala psychiatrycznego, skacząc z dachu hotelu w centrum miasta. Dla dziesięciolatka widok był przerażający, ale i fascynujący. Chłopiec zaczął się zastanawiać nad rzeczami, o jakich nigdy wcześniej nie myślał. Dlaczego jedni byli obłąkani, a inni nie? Czy tym nieszczęśnikom, tak dotkniętym przez los, można jakoś pomoc? Czy to nic powinno być jego obowiązkiem? Czyż nie powinien chociaż spróbować? Ojciec nie był zachwycony, kiedy Shawn oznajmił, że chce zostać pracownikiem socjal- nym. ale matka była dumna, że wychowała syna, który pragnie pomagać innym i przyczyniać się do tego, by świat stał się lepszy. Podczas studiów na uniwersytecie Monmouth Shawn zrobił specjalizację z pracy socjalnej. W przyszłym miesiącu zamierza! wrócić do New Brunswick i kontynuować pracę nad dyplomem magisterskim na uniwersytecie Rutgers. Na razie jednak szuka! Arthura Tomkinsa, byłego pacjenta szpitala w stanie Wirginia i rezydenta Ocean Grove, dręczonego wspomnieniami wojny w Zatoce Perskiej. Shawn przeszukiwał wzrokiem promenadę, nad którą wyraźnie widać było fale gęstego, upalnego powietrza. Ścieżka wzdłuż plaży ciągnęła się aż do granic miasteczka, gdzie w As-bury Park znajdował się stary, niegdyś piękny budynek kasyna. Ogromna budowla w stylu art deco zamieniła się w ruinę, a po lodowisku i karuzeli z ręcznie rzeźbionymi i fantazyjnie pomalowanymi konikami pozostało jedynie wspomnienie dawnej świetności. Arthura nigdzie nie było. Shawn ruszył w stronę kasyna, co chwilę zerkając na ocean. Ciemnoniebieska woda aż kusiła, by zanurzyć się w jej chłodnych odmętach i dla relaksu chwilę popływać. Sumienie jednak nakazywało mu szukać dalej. Wiedział, że Arthur bardzo lubił spędzać z nim czas. Kiedy któregoś dnia Shawn przyprowadził ze sobą Leslie, a innego Carly. biedny Arthur wydawał się miotać między entuzjazmem a rozpaczą. Shawn zauważył, że lubił towarzystwo młodych kobiet, ale podczas rozmowy nieraz zdarzały się momenty, że nagle milkł i zaczynał wpatrywać się w ocean. Zna! jego prze- szłość na tyle dobrze, by przypuszczać, że wspominał dawną dziewczynę, która rzuciła go. gdy by! w wojsku. Już miał się poddać, gdy dostrzegł Arthura w wojskowym ubraniu. Mężczyzna wyłonił się zza budynku kasyna, podszedł do najbliższej ławki na promenadzie i, okrążywszy ją trzy razy, Usiadł. Shawn przyspieszył kroku, podszedł do tawki i usiadł obok Arthura. Zauważył, że jego podopiecznemu przydałoby się golenie. Strzyżenie też by mu nie zaszkodziło. - Cześć. Gdzie bywasz? -zapytał Shawn. - Och. sam wiesz, Shawn. Tu i tam. I

- Bierzesz leki, Arthur? - Shawn położył mit rękę na ra- mieniu. - Jasne. - Arthur trzy razy kiwną! głową. - Wiesz, że zawsze robię, co każesz, -12- Odprowadzając małżeństwo z dzieckiem do samochodu. Larry Belcaro mógł im tylko współczuć. Jakim cudem młodzi ludzie mają sobie pozwolić na domek na plaży? To, co ostatnio działo się z cenami, przechodziło ludzkie pojęcie. Choć dla Surfside Realty, a tym samym dla niego, sytuacja była bardzo korzystna, Lany uważał, że jednak region ogólnie na tym traci. Wybrzeże Jersey z założenia miało być miejscem, w którym rodziny mogłyby cieszyć się oceanem i sobą. Jego zdaniem wszyscy, a nie tylko ci z zasobnym portfelem, powinni mieć prawo do tych prostych przyjemności, Skręcił beżowym sedanem na Webb Avenue i w tym momen- cie. nagle i niespodziewanie, przez głowę przebiegło mu wspo- mnienie. Mała dziewczynka o ciemnych kręconych włosach. bawiąca się w piasku pod bezchmurnym błękitnym niebem. Drobny nosek i delikatne białe ramiona, czerwieniejące w let- nim słońcu. Mały aniołek uśmiechnął się z zadowoleniem i po- prosi!. by Larry obejrzał jej piaskowy zamek. Larry zatrzymał samochód przed wiktoriańskim domem z wieżyczkami i potrząsnął głową, próbując odpędzić wizje. Wciąż nie potrafił do nich przywyknąć. Czasami wspomnienia atakowały go zupełnie znienacka, gdy był bezbronny, tak jak w tej chwili, po spotkaniu ze szczęśliwą młodą rodziną, jaką sam kiedyś miał. Niekiedy było do przewidzenia, że zaraz w jego głowie pojawią się wspomnienia. Przychodziły, gdy ktoś w jego obecności opowiadał o zdobyciu przez dziecko dyplomu ukończenia cołlege'u, podczas wesel, gdy ojciec panny młodej tańczył z córką, na chrzcinach w rodzinie. Zawsze, gdy w życiu działo się coś, czego Larry nie doświadczył z Jenną, natych- miast zaczynały go prześladować wspomnienia. Jak to się stało, że sprawy potoczyły się tak tragicznie? Zmusi! się do wyjścia z samochodu. Sam już nie wiedział, po co wciąż zadawał sobie to samopytanie. Od śmierci Jenny minęło już prawie dwa lata. rok temu odeszła za nią jej madia. Dzień po dniu. noc w noc. Larry z bólem serca w kółko rozdrapywał rany i wciąż analizował to. co zaszło. I zawsze dochodził do tego samego wniosku. Że to on był wszystkiemu winny. Powinien był gorliwiej zająć się Jenną, znaleźć jej lepszą pomoc. Nie trzeba było ufać temu bezwzględnemu szarlatano- wi, który miał czelność nazywać się terapeutą. Powinien byl zabronić Jennie spotykać się z tym wariatem, kiedy okazało się. że nie tylko nie było widać postępu w leczeniu, ale wręcz stan jego córki się pogarszał. Jenna błagała, by pozwolił jej chod/k na sesje do Owena Messingera. Była przekonana, że tylko dzięki niemu może wyzdrowieć. W końcu, nie widząc innego rozwiązania, oboje z żoną poddali się. Dziś Lany miał świadomość, że to nie jest usprawiedliwie- nie. Owszem, zależało im na tym, żeby ktoś pomógł .lennie, ale powinni byli posłuchać instynktu. W głębi duszy oboje czuli, że Owen Messinger krzywdził ich córkę, zamiast jej pomagać. Powinni byli poruszyć niebo i ziemię, byle go powstrzymać. Nie płacić rachunków, wyprowadzić się jak najdalej, może nawet zamknąć Jennę, dla jej dobra. Cokolwiek, byle tylko ochromć ją przed tym potworem. A tak. stali się współwinni jej śmierci. Dwa razy w tygodniu Larry i jego żona zawozili córkę na sesję. Nigdy sobie tego nie wybaczy. Matkę Jenny także zżerały wyrzuty sumienia, co w połączeniu ze złamanym sercem doprowadziło ją w końcu do samobójstwa. Przez te kilka miesięcy po tym. jak Jenna pod- cięła sobie żyły, Marie zdecydowanie za dużo piła. W końcu którejś nocy. po pijanemu zderzyła się ze słupem telefo- nicznym.

I w ten sposób został sum. Widząc różowe i białe geranium wypełniające skrzynki kwialowe, wiszące na balustradzie wokół ganku. Larry kolejny raz zdał sobie sprawę z tego, że nie mógł nic zrobić, żeby zapobiec dramatowi. Był jednak zdeterminowany pomóc lu- dziom, którzy znaleźli się z podobnie bolesnej sytuacji co jego rodzina. Gdzieś około Wielkanocy wykonał pierwszy krok. Ruszył w ślad za szczupłą dziewczyną, wychodzącą z gabinetu Owen Messingera i Śledził ją aż do domu. przed którym właśnie się zatrzymał. Całymi tygodniami przejeżdżał tędy kilka razy dziennie, od czasu do czasu zauważał Lesiie. wchodzącą, albo jeszcze lepiej, wychodzącą z domu. Jechał za nią, aż któregoś razu zauważył, że wchodziła do skłepu „Lawenda i Koronki". Wszedł do środka i udał, że jest zwyczajnym klientem. Podczas, niby przypadkowo nawiązanej rozmowy z Lesiie i jej matką, wspo- mniał, że szuka asystentki. 1 tak Lesiie zaczęła u niego praco- wać, a on mógł mieć ją na oku. * * * Aitdrey Patterson otworzyła drzwi. - Miło, że wpadłeś. Larry. Jesteś dla Lesiie cudownym szefem. I prawdziwym przyjacielem. Audrey wprowadziła Larry*ego do salonu, a sama udała się do kuchni przygotować lemoniadę. Larry spojrzał na dziew- czynę i odezwał się łagodnie: - Cieszę się, że jesteś cała i zdrowa, Lesiie - powiedział szczerze. - Ale nikt mi nie wierzy - odparła Lesiie. - Ktoś mnie uprowadził i więził. Dlaczego nikt mi nie wierzy? - Lesiie, to bez znaczenia, co ludzie myślą. Ważne jest tylko to, że masz o siebie dbać i szybko wydobrzec. Nic innego się nie liczy. W brązowych oczach Lesiie stanęły łzy, a Larry'emu znów przypomniała się córka. Czuł, że musi to naprawić. - Larry. wierzysz mi? - Lesiie pociągnęła nosem. - Błagam. powiedz, że mi wierzysz. - Wierzę, że przeszłaś przez piekło, Lesiie, Wierze też, że najlepsze, co teraz możesz dla siebie zrobić, to wrócić do pracy, oderwać się, nie myśleć o tym wszystkim. Poodpoczywaj jesz- cze przez weekend, ale pamiętaj, że czekamy na ciebie. Wróć do pracy. Lesiie, Przyjdź w poniedziałek rano. Z doświadczenia wiem, że praca to najlepsza terapia. -n- Droga, którą zwykle pokonywał w godzinę, w późne piąt- kowe popołudnie zajęła mu dwie i pół. Kiedy w końcu dotarł do Ocean Grove, Jonathan jeszcze przez pół godziny musiał szu- kać miejsca, żeby zaparkować samochód. Zanim je w końcu znalazł i wylądował swoje rzeczy, i przeszedł sześć skąpanych w słońcu przecznic, dzielących go od namiotu, był wyczerpany fizycznie i psychicznie. Otworzył siatkowe drzwi. W namiocie nic było nikogo. Jona- than nic był pewien, czy ma się zdenerwować, czy może cie- szyć. Czy byłoby to aż takim poświęceniem, gdyby rodzina c/t kala na niego i powitała go po tej upiornej podróży w kor- kach? Zniechęcony, wrócił do sypialnianej części ich małego letniego domku i rzucił swój worek na starannie zaścielone podwójne łóżko. Z drugiej strony, miło było mieć trochę czasu dła siebie. Zwłaszcza że przez najbliższy tydzień praktycznie nie będzie miał żadnej prywatności. Z Helen i dziećmi będą ciągle na Siebie wpadać i potykać się o własne nogi. A o jakiejkolwiek intymności z żoną powinien w ogóle zapomnieć. Helen będzie się martwiła, że dzieci i sąsiedzi usłyszą każdy hałas. Między innymi dlatego Jonathan tak nienawidził namiotowego życia.

Ale Helen je uwielbiała, a dziewczynki wydawały się tu takie szczęśliwe i zdrowe. Jakim byłby ojcem i mężem, gdyby po- zbawi! rodzinę tak bajkowych wakacji? Kolejne kilka kroków i znalazł się w maleńkiej kuchni. Podszedł do mikroskopijnej lodówki, wyjął puszkę coli i łap- czywie wypił. Wprawdzie nie było to lodowato zimne piwo, o jakim marzył, ale dało się przeżyć. W Ocean Grove nie wolno było sprzedawać napojów idkoholowych. Jonathuu do- brze wiedział, że nie powinien przynosić zapasów, Helen za nic nie zgodziłaby się, żeby trzymać je w namiocie. Po prostu tak już było. Przynajmniej udało mu się przekonać ja, żeby wynajęli na wieczór opiekunkę do dzieci i razem gdziei wyszli, W ubiegłym roku znaleźli fajne miejsce w Bradley Beach, gdzie serwowano drinki i można było potańczyć. Zbliżała się ich dziesiąta rocz- nica ślubu, byłoby cudownie, gdyby spędzili ten wieczór tylko we dwoje. Jonathan czuł. że szczera rozmowa i wyjaśnienie różnych spraw dobrze im zrobi. W jego biurze pracowało zbyt ■wiele ślicznych dziewczyn o gibkich, młodych ciałach, które. jak zauważył, tego lata zbyt gorliwie podziwiał. -14- Dianę i Emily próbowały rozpaczliwie przekonać dzieci, że nagła zmiana wakacyjnych planów miała też pozytywne strony, Anthony głośno i gwałtownie wyrażał niezadowolenie, a Mi- chel le zacięła się w sobie i w ponurym milczeniu przesuwała na talerzu swoje spaghetti. - Posłuchajcie, przecież nie wysyłam was aa jakiś straszny obóz wędrowny czy coś w tym stylu - powiedziała Dianę. - Macie pojęcie, ile dzieciaków chciałoby spędzać wakacje na plaży? - Mamo. weź przestań! - Anthony potrząsał głową, - Lato na plaży jest spoko, tylko że przez kilka ostatnich lat ciągle jeździliśmy na wakacje do Amagansett. Byłem, widziałem. Znowu to samo- Powiedziałem wszystkim kumplom, że jadę do Wielkiego Kanionu, teraz wyjdę na głupka. Jeśli chcesz znać moje zdanie, to wybrzeże Jersey nawet się nie umywa do Wielkiego Kanionu. Cierpliwość Dianę zaczynała się wyczerpywać. - Wiesz co, Anthony? Przykro mi. że nie jedziemy na wy cieczkę, jak to planowaliśmy. Naprawdę mi przykro, kochanie. Niestety, muszę wziąć to zlecenie, bo inaczej stracę pracę w KF.Y lufo. To wszystko. Postarajcie się mnie zrozumieć. - Urwała w obawie, że to, co chciała za chwilę powiedzieć, może zranić syna. Po namyśle postanowiła jednak zaryzyko- wać. Z ojcem w więzieniu, czy nie. jej syn powinien to usłyszeć. - Mówiąc szczerze. Anthony, zachowujesz się jak rozpusz- czony bachor. Teraz Anthony dołączył do siostry i w milczeniu wbił wzrok w talerz. - Ktoś ma ochotę na dokładkę chleba czosnkowego? - zapy tała Emily, próbując przełamać ponury nastrój. Kiedy koszy- czek z pieczywem krąży! wokół stołu. Dianę zauważyła, że córka podała go dalej, podczas gdy pozostali wzięli po kromce. - Michelle. chleb Emily jest przepyszny.- Dianę ponownie wyciągnęła koszyczek w stronę córki. -Poczęstuj się. kochanie. - Oj, mamo, zjadłam już dwie kromki.- Michelle nawet nie próbowała kryć rozdrażnienia. Dianę miała ochotę pokazać opryskliwej córce, gdzie jej miejsce, ale wiedziała, że jeśli będzie zbyt surowa. Michelle wstanie od stołu i zostawi kolację nietkniętą. Ostatnio wydawało się, źe czternastolatka tylko szuka pretekstu, żeby się złościć. Dianę traktowała to jako reakcję na stres i upokorzenie, jakie powodowała świadomość, że mają ojca w więzieniu, ale też po Części był to objaw zbliżającego się buntu okresu dojrzewania. Tc wszystkie rozmowy, jakie przeprowadziła z córką, nie przy- niusły rezultatu. I

Uznawszy, że najlepiej zignorować komentarz Michelle, Dianę wróciła do opisywania zalet nowego miejsca na wakacje. - Możecie spędzać całe dnie na plaży. Wieczorem będziemy chodzić do kina albo grać w minigolfa. Na pewno będą jakieś koncerty, które zechcecie zobaczyć. Anthony, może po kolacji sprawdzisz w internecie? Słysząc to. Ambony uniósł aparat cyfrowy, skierował obiektyw na Dianc i nacisnął spust migawki. Lampa błyskowa oślepiła Dianę. - Anthony! - krzyknęła, rozdrażniona, - Milion razy prosi łam, żebyś nie bawił się aparatem przy stole. Myśleliśmy z tatu- siem. że aparat będzie miał na ciebie dobry wpływ, ale twoje zachowanie staje się coraz bardziej irytujące. Jeśli jeszcze raz usiądziesz z nim do stołu, będziesz mógł zrobić zdjęcie, jak cię morduję, Do końca kolacji rozmowa toczyła się wokół wakacji. Dianę i EmiJy zastanawiały się, co spakować przed porannym wyjaz- dem do Ocean Grove. - Przepraszam, czy mogę odejść od stołu? - zapylała Mi- chel le, a Dianę przez moment poczuła ulgę. Więc jednak córka nie zapomniała, co to dobre wychowanie. Wciąż jeszcze była nadzieja. - Tak, oczywiście. - Aja? - Ty też, Anthony. Możecie odejść. Rodzeństwo zaniosło swoje talerze do kuchni. Michelle wy- rzuciła resztki posiłku do kosza na śmieci, Anthony zostawił swój talerz na blacie obok zlewu. - Ty gotowałaś. Em. Ja pozmywam - zaproponowała Dianę. - Nie będę protestować - uśmiechnęła się Emily. - Przejdę się do drogerii po jakieś kremy z filtrami i balsam do ust. Potrzebujesz czegoś? - Myślę, że przyda się duża butelka Advilu, - Nie ma sprawy, Dianę usłyszała trzaśniecie dr/wi w chwili, gdy naciskała daf kubła na śmieci, by opróżnić talerz Anthony'ego. Już ; sła wyrzucić resztki makaronu, kiedy zauważyła zawartość sza. Na papierowej serwetce, której używała Michelle, leżały wie kromki chleba czosnkowego. -15- - Lou, dzwoniła dziś Dianę Mayfield z KEY lufo. Chce przeprowadzić wywiad z Leslie. Leslie, przyklejona plecami do ściany, stalą niedaleko drzwi i podsłuchiwała rodziców. Audrey i Lou Paltersonowie siedzieli przy kuchennym stole, popijali bezkoleinową kawę i zastana- wiali się, co zrobić z całym tym bałaganem, w jaki wplątała się tćh córka. - Myślę, że nie powinniśmy nic obiecywać, Audrey. Przy- najmniej do czasu, aż jakiś adwokat powie nam, o co policja może pytać Leslie, jeśli okaże się, że są w stanie udowodnić, że to wszystko ukartowała - odezwał się niski głos ojca. - Mam kilka nazwisk. Jeden miejscowy, a dwaj to grube ryby z Hudson Cmi My. Jak myślisz, Aud, na kogo powinniśmy się zdecydo- wać? Na faceta, który zna tu wszystkich, łącznie z policją w Neptune, czy lepiej wybrać najlepszego fachowca, jakiego można mieć za pieniądze? - Weźmy obu-powiedziała matka,-Nie możemy mieć obu? - Chcesz zatrudnić i miejscowego adwokata, i kogoś z pół- nocy? - Leslie domyśliła się, że matka pokiwała głową, bo znów odezwał się ojciec. - Najpierw musielibyśmy wygrać w totolotka. Aud. Nie stać nas, kochanie. Dobrze o tym wiesz. Słysząc, jak matka zaczyna szlochać, Leslie wyobraziła sobie ojca wyciągającego rękę i łagodnie obejmującego żonę, - Wszystko będzie dobrze, Aud. Obiecuję. - Nie, Lou. Wcale nie będzie dobrze. - Matka mówiła teraz gluśnicj. - Przez tyle lat nie było dobrze, to się tak nagle nie

zmienia. Wtem jedno: nie pozwolę, żeby moje jedyne dziecko karano tylko za to, że jest chore. Bo tak właśnie jest. Leslie jest niestabilna emocjonalnie i dlatego wywinęła taki numer. Każdy adwokat, który wie, za cu bierze forsę, powinien bez problemu lo udowodnić. - Obawiam się. że dla policji to coś więcej niż numer, Audrey. 1 dla ludzi na mieście też. Może i będą współczuć Leslie, ale na pewno nie pozwolą na taki precedens, wymierza jąc jej klapsa. Wiesz, ile kosztowały poszukiwaniu, a ludzie nie łubią, gdy marnuje się; ich czas i podatki. Nic będą chcieli płacić za następną dziewczynę, która zrobi to samo, by zwrócić na siebie uwagę. Nasza córka będzie przykładem. Leslie czuła, że jej puls przyspiesza, a policzki robią się gorące. Wiedziała, że policja nie wierzyła w jej historię, ale nawet przez my SI jej nie przeszło, że rodzice mogliby jej nie uwierzyć, albo że groziło jej więzienie. Mnóstwo słyszała o tym. co dzieje się za kratami, i la myśl ją przerażała. Leslie nie mogła zapanować nad szlochem, cisnącym się jej do gardła. - Leslie'.' Czy to ty, kochanie? - Audrey wstała od stołu i podeszła do drzwi. W ciemnej jadalni znalazła córkę, przykuc- niętą pod ścianą i obejmującą rękoma ramiona. - Och. Leslie. Chodź tu do mnie, słońce. - Audrey objęta dziewczynę i pomogła jej wstać, - Wszystko będzie dobrze. zobaczysz. Wejdź, porozmawiaj z nami. - Nie chcę rozmawiać - łkała Leslie. - Nie chcę iść do więzienia. Nie zrobiłam nic złego, mamo. Przysięgam, - Cii, Leslie. Już dobrze. Nie pójdziesz do więzienia, skar- bie.-Audrey nic wypuszczała z objęć roztrzęsionej córki, aż do jadalni wszedł Lou i zaświeci! światło. - Lou. powiedz Lesłie. że wszystko będzie dobrze. - Znajdziemy ci najlepszego adwokata, Leslie. O nic się nie martw - odparł ojciec. Nie potrafił się zdobyć na obiecanie czegoś, w co tak do końca nie wierzył. -Już on będzie wiedział, co robić. Wszystko wyprostuje, Lesłie nie dawała się pocieszyć. Wciąż szlochała, nie tylko powodu kary, jaka mogłaby ją spotkać, ale również po to, by edukować napięcie i ból, jakie odczuwała przez cały dzień. Nie :sć.źe Shawu jej nie szukał, gdy znikła, to nawet nie zadał sobie .idu. żeby ją odwiedzić i powiedzieć, że cieszy się, ze żyje. -16- Dzięki Bogu, Helen zgodziła się opuścić na chwilę Ocean Grove i jechać na południe do Bradley Bcach, gdzie mogli się firochę wyluzować. Smaczny homar na kolację i kilka piw zdecydowanie poprawiły Jonathanowi humor. Gdy później tań- czyli przy starych przebojach, zauważył, że całkiem dobrze się jj»wi. Właśnie tak powinno być. Tak wyglądało normalne. dorosłe życie na plaży. Parę drinków, głośna muzyka, zabawa. A nie otępiająca cisza nocna od dziesiątej wieczór albo czytanie Biblii przed zgaszeniem światła i świadomość, że jutro będ/ie dokładnie taki sam dzień. Dobry nastrój prysł, gdy Jonathan zauważył, że żona spog- ląda na zegarek. - Daj spokój, Helen, Jeszcze wcześnie -jęknął. - Już prawie pół do jedenastej. Zanim dojedziemy do domu. ie jedenasta. - Chyba żartujesz. Dziewczynki wstają wcześnie rano. JonaUian. I co Ł tego? Pooglądają sobie kreskówki, a my trochę ;ej pośpimy. - Nie mamy tu telewizora, pamiętasz? Jon LIt han uśmiechną! się przebiegle. p Przywiozłem ze sobą przenośny. Jest w bagażniku. Wiedziała, że nie było sensu się z nim sprzeczać. Helen nauczyła się przegrywać bitwy, by ostatecznie wygrać wojnę. Zgodziła się na jeszcze kilka tańców, dobrze wiedząc, że w ich namiocie telewizor znajdzie się po jej trupie.

-17- Idąc korytarzem w stronę swojej sypialni, Dianę usłyszała szum prysznica. Michelle zostawiła drzwi do swojego pokoju uchylone, więc Dianę weszła do środka. Na podłodze leżała torba podróżna, wypchana po brzegi ciuchami na całe lato Obok torby zauważyła miniaturowy odtwarzacz DVD, który Michelle wy błagała na prezent bożonarodzeniowy, i stertę fil- mów. Do płóciennego worka zapakowała boombox, walkmana i kompakty. Żądanie, by nastoletnia córka spakowała się bardziej ekono- micznie, nie miało sensu. Dianę dobrze o tym wiedziała. Inne matki, z którymi wymieniały się doświadczeniami, donosiły o identycznym zachowaniu. Kiedyś nadejd/ic taki dzień, że Michelle będzie chciała zabrać w podróż jak najmniej rzec/y. aJe nieprędko to nastąp). W lej chwili jej córka uważała za konieczne zabrać ze sobą wszystko, czego tylko mogłaby po- trzebować' lub chcieć. Podniosła kolorowy magazyn, leżący na tóżku Michelle, i przerzuciła kilka kartek. Między artykułami o chłopakach i pryszczach znajdowały się głównie reklamy dżinsów, butów. torebek i kosmetyków. Buty zdawały się wirować, spodnie kroczyły dumnie, tak. że nic można ich było zignorować. Wszystkie modelki, dzięki którym firmy sprzedawały swoje produkty, były chude. W niektórych przypadkach wręcz przera- źliwie chude. Dianę oderwała wzrok od pisma i spojrzała na stojąca w pro- gu córkę. Na głowie miała biały ręcznik, nieco większym owinęła ciało. Dianę nie była pewna, czy jej się zdaje, ule chyba Michelle miała bardziej kościste ramiona, niż kiedy ostatni ra/ ie widziała. Spróbowała sobie przypomnieć. Przez cale łato ani razu nie były razem na ptaży czy basenie. Kiedy Dianę wracała wieczorami z pracy. Michelle zwykle miała na sobie baweł- nianą koszulkę. Jak się lepiej zastanowić, to nosiła koszulki I z długimi rękawami i ciągle narzekała, że w mieszkaniu panuje r zbyt niska temperamru. Aż do teraz Dianę nigdy się nad tym nie I zastanawiała. -18- Beznadziejnie, że państwo Richey nie mieli telewizora. Carly nie pierwszy raz opiekowała się ich dziećmi, więc przezornie rabrala ze sobą walkmana i kilka kolorowych pism. Hannah i Sarah, wyczerpane upałem i całodniowym pobytem na plaży, padły godzinę po wyjściu rodziców i od tej pory słodko spały W piętrowym łóżku, ustawionym przy płóciennej ścianie. Carly wsiała z wiklinowego fotela i poszła do kuchni. Po drodze zatrzymała się, żeby podkręcić klimatyzator. Gdyby u państwa Richey nie było klimatyzacji, tego wieczoru za nic nie zgodziłaby się pilnować ich dzieci. Te kilka godzin bez telewizora jeszcze można wytrzymać, ale Carly w żadnym razie nie zamierzała się pocić. Niestety, mimo że urządzenie chodziło na najwyższych obrotach, przegrywało bitwę z nieznośnym upałem, który od tylu dni nie chciał ustąpić. Otworzyła lodówkę i przejrzała jej zawartość. W mikrosko- pijnym zamrażalniku znalazła lizaki, z których wybrała ten o smaku pomarańczowym. Zdrowo i mah kalorii, pomyślała. odwjjając papierek. I sama woda. nic, co mogłoby spowodować wzdęcie. Carly pogłaskała się po brzuchu, upewniając się, że nadal jest plaski, tak jak przed godziną, kiedy ostami raz spraw- dzała. Po pracy wybierała się do ..Kamiennego Kucyka" i chciała wyglądać świetnie;, dla Shawna. Może nie był najprzystojniej- my m facetem, z jakim się umawiała, ale miał w sobie coś, co bardzo ją pociągało. I naprawdę słuchał, co się do niego mówi ~ nic jak inni faceci, którzy skupiali się tylko na tym, co sami Wieli do powiedzenia, ignorując to, co ona myśli. Carly lubiła Shawna i wiedziała, że on czuł do niej to samo. I