SALLY WENTHWORTH
Duch z przeszłości
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Widok zmarłej Ŝony, zbliŜającej się cmentarną alejką - to musi być szok dla kaŜdego. Dla Alexa teŜ.
Twarz mu po bladła i wyraźnie zesztywniał. Po chwili zrozumiał, kim była ta kobieta i z ulgą rozluźnił
ramiona. Ulga to moŜe niewłaściwe słowo. MoŜe to było rozczarowanie. Czy chciałby, by to ona była
martwa, a jego Ŝona Ŝyła?
- Ginny! - Matka zobaczyła ją i pośpieszyła w jej stronę.
W jej objęciach Ginny poczuła znajomy zapach perfum, wiosenny kwiatowy zapach, zupełnie nieod-
powiedni dla kobiety w średnim wieku.
- Tak się cieszę, Ŝe udało ci się przyjechać. Ojciec teŜ byłby zadowolony.
Ginny nie widziała ojca ponad dziesięć Jat. Jego nowa rodzina, pogrąŜona w smutku, oczekiwała na
zdjęcie trumny z karawanu. Ginny popatrzyła na nich, a potem prawie z niechęcią zwróciła głowę w
stronę Alexa. Nie przypuszczała, Ŝe go tu spotka. Nie chciała go widzieć. Minęło juŜ ponad pięć lat od ich
ostatniego spotkania i rozstania, ale czas nie zatarł wspomnień.
- Cześć, Alex! - Próbowała powiedzieć to normalnie, ale słowa zabrzmiały zimno i odpychająco.
Bez słowa skłonił głowę i rozmyślnie odwrócił się do niej plecami, podając matce ramię.
- Wygląda na to, Ŝe zaczynają.
Rozpoczęła się msza. Ginny stała razem z matką. Alex zajął sąsiednie miejsce obok matki i trzymał jej
ksiąŜeczkę do naboŜeństwa, gdy ocierała oczy koronkową chusteczką. Matka nie mogła powstrzymać się
od płaczu, mimo Ŝe rozwiodła się z męŜem ponad szesnaście lat temu. Ginny opłakała ojca, gdy tylko
nadeszła wiadomość o jego śmierci i teraz stała, nie roniąc łzy, wysoka i szczupła, cała w czerni.
Ojciec Ginny został pochowany w miejscowości, w której jego rodzina Ŝyła od pokoleń i gdzie się
wychował. Tu sprowadził swoją pierwszą Ŝonę, więc do dziesiątego roku Ŝycia Ginny i Venetia teŜ tu
mieszkały. Po rozwodzie rodziców wyprowadziły się razem z matką. Ale po swojej tragicznej śmierci,
Venetia została pochowana tutaj, na cichym przykościelnym cmentarzu pod ciemnymi cisami. Ginny nie
była na jej pogrzebie. Gdy stała w tym starym, kamiennym kościele, uświadomiła sobie, jak to musiało
wyglądać. śal nad młodym Ŝyciem, tak gwałtownie przerwanym, głęboki, otępiający ból i rozpacz tych,
którzy kochali jej siostrę i którzy ją utracili. Miała wraŜenie, jakby kamienne ściany przesiąkły tym
smutkiem i takie juŜ pozostały. Alex teŜ musi być nim wypełniony. Zerknęła na niego ponad głową matki.
Jego twarz niczego nie wyraŜała, widoczny był tylko zewnętrzny kontur bez najmniejszego śladu
skłębionych uczuć, kryjących się w środku.
John Barclay został pochowany w rodzinnym grobie w pobliŜu swych przodków. Uroczystość przebiegała
skromnie i bez pośpiechu. Po jej zakończeniu wdowa podeszła do nich.
- Pójdziecie z nami, dobrze?
śałobnicy zaczęli się rozchodzić, lecz Ginny zwlekała. Kiedy została sama, przeszła kilka metrów i
znalazła się przy innym grobie. Prosty biały kamień został połoŜony niedawno.
Venetia Warwick, córka Johna i Maureen Barclay, ukochana Ŝona Alexa. Zmarła w wieku 2 lat, razem z
nienarodzonym dzieckiem.
Ginny stała zapatrzona, starając się poczuć obecność siostry, lecz jej duch juŜ stąd uleciał. Doświadczała
tej bliskości często i początkowo bardzo silnie, prawie tak, jakby Venetia była w jej wnętrzu. Były tak
blisko siebie jak kiedyś w łonie matki. Jednak stopniowo Venetia oddalała się od niej, aŜ Ginny pozostała
sama, z dojmującym uczuciem Ŝalu i smutku.
Ginny nie była przesadnie religijna, jednak w tym spokojnym miejscu, jeszcze wyraźniej niŜ w kościele,
odczuła potrzebę modlitwy.
- BoŜe, miej w opiece moją siostrę. Niech odpoczywa w pokoju - wyszeptała i poczuła, jak słowa ulatują z
wiatrem. Po chwili otworzyła torbę i wyjęła pojedynczą Ŝółtą róŜę, starannie zapakowaną w plastikowe
pudełko. Venetia zawsze lubiła Ŝółty kolor, a róŜa była jej ulubionym kwiatem. Rozwinęła folię i schyliła
się, Ŝeby połoŜyć kwiat na grobie.
Nagle usłyszała za sobą jakiś krzyk i znienacka ktoś wyrwał jej róŜę. Zaskoczona, wyprostowała się
gwałtownie i ujrzała za sobą Alexa, patrzącego na nią z wściekłością. Z nieukrywaną nienawiścią
zamachnął się i odrzucił róŜę od siebie. Przeleciała ponad grobem i upadła na stertę zbutwiałej trawy i
zielska.
- Trzymaj się od tego miejsca z daleka - zasyczał ze złością. - Nie waŜ się hańbić grobu. Nawet nie
raczyłaś przyjechać na jej pogrzeb!
PrzeraŜona i zaskoczona jego reakcją wytrzeszczyła oczy.
- Byłam chora - powiedziała obronnym tonem. Zaśmiał się z pogardą.
- Chyba zbyt zajęta własną karierą. Dzwoniłem do twojej agencji w Nowym Jorku, Ŝeby dowiedzieć się,
co się z tobą dzieje. Powiedzieli, Ŝe wyjechałaś na kontrakt.
Nie było sensu wyjaśniać, Ŝe powiedzieli tak na jej prośbę. Nie chciała, by ktokolwiek przeszkadzał jej w
tych cięŜkich chwilach.
- Nie przypuszczałam, Ŝe zadzwonisz. Dlaczego nie dzwoniłeś do mnie do domu?
- Dzwoniłem, ale ciągle było zajęte. - Postąpił krok do tyłu, jakby nie mógł znieść jej bliskiej
obecności. - Po cholerę w ogóle z tobą rozmawiam. Wynoś się stąd. Nie jesteś tu nam potrzebna.
Nam? Czy to znaczy, Ŝe zmarła Ŝona ciągle jest przy nim? Minęły juŜ prawie dwa lata od chwili, gdy
Venetia zginęła w tym koszmarnym wypadku samochodowym w gęstej mgle na autostradzie. Myślała, Ŝe
zdołał juŜ wrócić do normalnego Ŝycia, ale najwyraźniej cierpiał nadal równie mocno jak ona. Dzisiejsze
przyjście do tego samego kościoła musiało być dla niego cięŜkim przeŜyciem. Ginny odwróciła się, by
jeszcze raz spojrzeć na grób swojej bliźniaczej siostry, ale Alex niecierpliwie schwycił ją za ramię i
odepchnął.
- JuŜ dobrze, idę.
Wyswobodziła się z jego uchwytu, próbując utrzymać zaciśniętą dłoń, jednak kropla krwi kapnęła na jego
płaszcz.
Otworzył szeroko oczy i po chwili złapał ją za rękę, zmuszając, mimo oporu, do rozluźnienia palców.
Mocno wbity kolec róŜy zostawił głębokie zadrapanie. Zbladł i pomyślała, Ŝe widok ran przypomina mu o
wypadku.
- Dlaczego nic nie powiedziałaś?
- Nic się nie stało. - Próbowała zabrać rękę, ale trzymał ją mocno.
- Proszę. - Z wewnętrznej kieszeni wyjął czystą chusteczkę i podał ją Ginny.
Owinęła chusteczkę wokół dłoni i próbowała zawiązać końce, ale jedną ręką trudno było to zrobić.
Odebrał jej chustkę, szybko owinął dłoń i związał starannie. Zajęło to tylko kilka chwil. Ginny pochyliła
głowę. Dotyk jego ciepłych, silnych rąk spowodował gwałtowny napływ wspomnień. Większość z nich
dotyczyła nocy, którą spędzili razem wiele lat temu. Nocy, która zajmowała niezmienne miejsce w jej
sercu. Ręka jej zadrŜała i Alex spojrzał na nią ostro. Być moŜe teŜ pamiętał, lecz dla niego to było coś
innego. Gdy tylko węzeł był gotowy, odepchnął jej rękę, jakby budziła w nim wstręt.
Ten gest obudził jej dumę. Z zimnym „dziękuję" uniosła głowę i odeszła, poruszając się z wdziękiem
długonogiej zawodowej modelki.
Większość Ŝałobników juŜ zniknęła. Matka Ginny stała pogrąŜona w rozmowie z grupą sąsiadów, których
znała z dawnych czasów. Ginny przedstawiła się, choć nie było to konieczne. Wiedziano, Ŝe jest
bliźniaczką Venetii. Wyrazili jej współczucie, obrzucając ukradkowymi, pełnymi ciekawości
spojrzeniami. Przywykła do tego, odkąd stała się znana, przede wszystkim jako modelka, a poza tym jako
„ktoś".
- Chcesz iść do nich? - spytała matkę, gdy pozostały same.
- Chyba tak. Nie na długo, ale chciałabym zobaczyć niektórych ludzi.
- MoŜe pójdziemy na piechotę jak inni? Ale jak chcesz, to mam samochód.
- Wolę iść - odrzekła. - Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło. - Rozejrzała się. - A gdzie Alex?
- Z Venetią - odpowiedziała krótko. Matka rzuciła jej przenikliwe spojrzenie.
- Był wściekły, Ŝe nie przyjechałaś na pogrzeb Venetii.
- Jest do tej pory.
Ruszyły przez kościelny dziedziniec, przeszły przez krytą dachem cmentarną bramę i wyszły na drogę,
dołączając do reszty idącej grupkami i parami. Szły z wiatrem i Maureen Barclay podniosła kołnierz
płaszcza.
- Wiesz co, myślę, Ŝe to sztuczne futerko, które mi przysłałaś, nie jest tak ciepłe jak prawdziwe. Dlaczego
tak jest, Ŝe futro jest czymś okropnym właśnie teraz, kiedy wreszcie mogłabym sobie na nie pozwolić?
- Chyba nie chciałabyś, Ŝeby ludzie z ruchu obrony praw zwierząt obrzucili cię obelgami albo oblali
farbą?
- O BoŜe! Czy tak się dzieje w Ameryce?
- Tam i w większości innych krajów. Rozmawiały o nieistotnych rzeczach, starannie unikając
draŜliwych tematów, aŜ do chwili, gdy pani Barclay ujęła jej dłoń.
- Naprawdę bardzo się cieszę, Ŝe przyjechałaś. Ale co sobie zrobiłaś w rękę?
- Dotknęłam kogoś, kto kłuje.
- To pewnie Alex. Wiesz, nikt by nie przypuścił, Ŝe ktoś taki opanowany i spokojny jak on moŜe przeŜy-
wać tak silnie i głęboko. Nigdy nie widziałam, Ŝeby ktoś tak rozpaczał, jak on po śmierci Venetii. Było
mu jeszcze cięŜej z powodu dziecka. Tak na nie czekali. Ale nie okazywał swych uczuć. Minął dzień czy
dwa i wszystko zdusił w sobie. Jestem pewna, Ŝe jeszcze wszystkiego nie przebolał.
Ginny teŜ była o tym przekonana. Kochała Venetię równie mocno, a moŜe bardziej niŜ Alex. Czas nie
ukoił tęsknoty i bólu po jej utracie.
- Co on teraz robi?
- Pracuje naukowo na uniwersytecie w Bristolu. Ten jego kolega, Jeff Ferguson, teŜ jest tutaj. Chyba ci o
tym pisałam.
- Mamo, przecieŜ dobrze wiesz, jak jest z twoimi listami. Dostaję od ciebie najwyŜej kartki z wakacji, na
BoŜe Narodzenie i urodziny - a od śmierci Venetii to i tych nie.
- Bo to jakoś nie pasuje Ŝyczyć ci szczęśliwych urodzin, gdy to były i jej urodziny.
- W porządku, przecieŜ rozumiem. Zresztą dzwoniłaś.
- Ale ty nigdy nie pytałaś o Alexa i Venetię. Zawsze się zastanawiałam, co wydarzyło się między
wami, dlaczego tak nagle wyjechałaś i zerwałaś wszystkie kontakty. Zawsze byłyście takie
zŜyte.
- Zabrzmiała w tym nuta ciekawości, ale Ginny nie zareagowała. Głos matki przybrał twardszy ton.
- Cokolwiek się wydarzyło, nie mogę zrozumieć, dlaczego nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Wiem, Ŝe nie
miałaś czasu, ale to przecieŜ była twoja siostra...
- Byłam chora - powtórzyła to po raz drugi tego dnia.
- Nigdy nie chorujesz - powiedziała oskarŜycielsko.
- To Venetia miała zapalenie wyrostka, a nie ty. I ona...
- Czy musimy teraz o tym mówić? Dzisiaj powinnyśmy myśleć o ojcu.
Pani Barclay skierowała na nią uparte spojrzenie, w końcu rozejrzała się i rzekła:
- Alex juŜ idzie. Miał w samochodzie kwiaty na grób Venetii.
Nie dogonił ich, mimo Ŝe nie szły zbyt szybko. Gdy weszły do domu, Ginny poprosiła siostrę ojca o pod-
ręczną apteczkę. Ciotka oczyściła zadrapanie i przykleiła plaster. Sprała nawet ślady krwi z chusteczki.
- Zapakuję ci ją do foliowej torebki. Czyja to chusteczka?
- Ktoś mi poŜyczył. Oddam mu później. Odebrała chusteczkę i przed schowaniem do torebki złoŜyła ją
starannie. Uświadomiła sobie, Ŝe wcale nie ma zamiaru jej zwrócić, przynajmniej nie teraz.
W pokoju byli juŜ wszyscy. Alex, który prawie nikogo nie znał, stał samotnie ze szklanką czegoś, co
wyglądało na dŜin z tonikiem. Po jej wejściu przez chwilę panowała cisza. Była do tego przyzwyczajona,
choć to w Ameryce znano ją bardziej niŜ w Anglii. Oczywiście tu uwaŜano ją za swoją, jednak jej ubiór,
sposób bycia i pewność siebie świadczyły o osiągniętym sukcesie i wzbudzały ciekawość.
Ginny podeszła do wdowy po ojcu Ŝeby złoŜyć kondolencje. Druga pani Barclay przyjęła ją chłodno.
Nigdy nie zachęcała męŜa do utrzymywania kontaktu z córkami z pierwszego małŜeństwa i po rozwodzie
dziewczynki bardzo rzadko gościły w domu ojca. Wszyscy obecni umierali z ciekawości, dlaczego nie
przyjechała na ślub siostry, lecz ona nie miała najmniejszego zamiaru tego tłumaczyć. Była to tajemnica
jej i Venetii i nawet matka nie znała przyczyn. Alex naturalnie wiedział, ale był ostatnią osobą, która
chciałaby mówić na ten temat.
Jej przyrodnia siostra i brat, nastolatki, stali koło matki. Przywitała się z nimi i próbowała nawiązać
rozmowę, ale byli zbyt przejęci całą sytuacją. Z dwiema siostrami ojca poszło gładko.
- Ojciec był bardzo dumny z twoich sukcesów w Ameryce - powiedziała jedna z nich. - Zbierał wycinki z
gazet na twój temat i pokazywał wszystkim wokół. Ednie to się zbytnio nie podobało - dodała z
przekąsem, patrząc na wdowę.
Widząc, Ŝe ciotki nie darzą wdowy sympatią, Ginny chciała zmienić temat, lecz druga ciotka dodała:
- Ojciec tak czekał na narodziny dziecka Venetii i na chwilę, kiedy zostanie dziadkiem. Po ślubie nieraz
zapraszał ją i Alexa na parę dni i na weekendy. I nagle taka tragedia.
- Tak - odrzekła Ginny, z twarzą zastygłą jak piękna maska.
Ciotka juŜ otworzyła usta, by zapytać ją, dlaczego nie przyjechała na pogrzeb Venetii, lecz gdy zobaczyła
wyraz jej twarzy, nie powiedziała nic. Pośpiesznie zmieniła temat.
- Wiesz, Ŝe ojciec podarował Venetii dom w Bath jako prezent ślubny?
- Nie, nie wiedziałam.
Nie chcąc juŜ dłuŜej mówić o siostrze, Ginny zaczęła wypytywać o nieobecnych kuzynów i wkrótce
rozmowa zeszła na bezpieczne rodzinne tematy.
Jakąś godzinę później, gdy juŜ zaczęła myśleć o wyjściu, podeszła do niej matka.
- Nie miałyśmy jeszcze okazji, Ŝeby pogadać. Gdzie się zatrzymałaś?
- Na razie nigdzie. PoŜyczyłam samochód na lotnisku i przyjechałam prosto do kościoła.
- To pojedziesz do mnie - powiedziała stanowczo pani Barclay. - Jak długo zostaniesz w Anglii?
- Jeszcze nie wiem - odpowiedziała ostroŜnie Ginny. Cieszyła się, Ŝe widzi matkę, ale z doświadczenia
wiedziała, Ŝe nie wytrzymają ze sobą dłuŜej niŜ kilka dni. W dodatku pani Barclay miała zwyczaj
planować przyjęcia albo przyjmować zaproszenia w imieniu Ginny, nie pytając jej uprzednio o zdanie.
- To pojedziemy razem. Powiem AIexowi. Pewnie ucieszy się, Ŝe moŜe juŜ iść.
Ginny patrzyła za matką, jak przechodziła przez pokój, zatrzymując się na kilka słów przy grupkach
znajomych. Wreszcie podeszła do Alexa. Była niŜsza od córki i rozmawiając z nim musiała podnosić
głowę. Po kilku minutach Alex wyprostował się i z daleka spojrzał na Ginny. Nie odwracając oczu
wytrzymała jego pogardliwy wzrok. W końcu matka kiwnęła na nią.
- Ginny. zostawiłam parasolkę w samochodzie Alexa. Czy mogłabyś ją zabrać? Przy okazji moŜesz
przyprowadzić samochód.
Zostawiając ich w niezręcznej sytuacji, odwróciła się, by pogadać ze starą, niewidzianą od szesnastu lat
przyjaciółką.
- Czy juŜ wychodzisz? - Z niechęcią kiwnął głową.
- Poczekaj chwilę, wezmę płaszcz.
Wyszli z domu, kierując się w stronę kościoła. Czuła wyraźną wrogość. Szli w milczeniu. Ginny
przerwała ciszę.
- Matka mi mówiła, Ŝe nadal pracujesz z Jeffem. Co u niego słychać?
- Chyba pytasz tylko tak sobie, bez powodu - odezwał się z sarkazmem. - Gdyby to cię choć trochę
obchodziło, to chyba odpisałabyś na listy, które wysyłał po twoim wyjeździe.
- Odpowiedziałam mu na kilka. Nie przypuszczałam, Ŝe go jeszcze zobaczę, więc to nie miało sensu.
Lepiej przerwać od razu - odparowała.
Poza tym, jego listy zawsze były pełne wiadomości o Venetii i Aleksie, wiadomości, których nie chciała
znać.
- Więc dobrze, pracuję z nim, a on nadal się nie oŜenił. Czy to chciałaś wiedzieć?
Po jego szorstkich słowach zamilkła, bojąc się, Ŝe cokolwiek by powiedziała, doprowadzi go do furii. Nic
nie przychodziło jej do głowy, wszystko łączyło się ze wspomnieniami bolesnymi dla obojga. Był jeden
wyjątek, ale i to wiązało się z oszustwem.
- Matka mówiła, Ŝe jeszcze nie wiesz, jak długo tu zostaniesz.
- Jeszcze nie mam planu - odrzekła zaskoczona.
- Mam kilka spraw, które chciałbym omówić z tobą, zanim znów wyjedziesz do Ameryki.
- Jakich spraw?
- Mój prawnik pisał do ciebie po śmierci Venetii. - Ostatnie słowa powiedział normalnie, ale w oczach
pojawił się wyraz bólu. - Jesteś wymieniona w jej testamencie.
- Tak, pamiętam.
- Ale nie odpowiedziałaś - powiedział szorstko.
- Nie.
Nie było sensu wyjaśniać mu, Ŝe przez kilka tygodni była zbyt chora, Ŝeby cokolwiek zrobić, a gdy juŜ
doszła do siebie, nie mogła się zmusić, Ŝeby odpowiedzieć na ten list.
- Przypuszczam, Ŝe teraz, gdy odniosłaś takie sukcesy i jesteś bogata, rzeczy, które zapisała ci
Venetia, nie mają dla ciebie Ŝadnej wartości. Ale dla niej wiele znaczyły i chciała, Ŝebyś je miała.
Ginny zadrŜała, podniosła wyŜej kołnierz płaszcza i ukryła w nim twarz. Mocno zacisnęła trzymaną w
kieszeni rękę, wbijając paznokcie aŜ do bólu.
- Co mam zrobić? - spytała szybko, nie chcąc pokazać po sobie, jak mocno ją zranił. UwaŜał ją za osobę
bez serca, niczego nie rozumiał.
- Zabierz wszystko, jeśli znajdziesz chwilę czasu, zanim znów wystartujesz do swojej strasznie waŜnej
kariery - zadrwił.
Poczuła nagłą złość. Dodało jej to sił. Z błyskiem w oczach zwróciła się w jego stronę.
- Masz rację, dla mnie jest bardzo waŜna. Tak jak twoja dla ciebie. A ty co teraz robisz, Alex? Nadal
wykładasz na uniwersytecie? Nadal wygłaszasz referaty o laserach na nudnych konferencjach? Ciągle te
same rzeczy od tylu lat?
Jej szyderstwa dotknęły go. Zacisnął usta.
- To prawda. Ciągle szukam sposobów, Ŝeby poprawić świat dla takich jak ty pasoŜytów.
Było jasne, Ŝe nie wygra w tej kłótni. Podeszła do samochodu i zatrzymała się.
- Myślę, Ŝe matka ma twój telefon. Zadzwonię do ciebie, gdy będę mogła przyjść i zabrać wszystkie
rzeczy.
- Umów się z moim prawnikiem.
Wyjął wizytówkę z portfela i na odwrocie napisał nazwę firmy. Podał jej, ale nie odchodził. Na jego
twarzy pojawiło się wahanie.
- Czy jeszcze coś?
WłoŜył ręce do kieszeni płaszcza - ZauwaŜyła, Ŝe twarz ma mizerniejszą niŜ kiedyś. RównieŜ jej wyraz
się zmienił - miał bruzdy wokół ust, brakowało teŜ entuzjazmu i radości Ŝycia, którą poprzednio promie-
niował. Była pewna, Ŝe teraz nie mruŜy oczu w uśmiechu, jak to robił przedtem. We włosach pojawiły się
siwe pasemka, których nie było pięć lat temu.
- Venetia zapisała ci swój cały osobisty majątek. Obejmuje to równieŜ dom, który dostała od ojca w
prezencie ślubnym.
- Jesteś pewien? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- AŜ za dobrze! - Zacisnął usta. - Prawo własności powinno być przeniesione na ciebie, bo dom jest od
waszego ojca. Ale - chciałbym go odkupić.
- Dlaczego?
- Zawsze pytasz dlaczego - parsknął ironicznie. - Pomyśl, w tym domu Venetia i ja mieszkaliśmy razem.
Z nim wiąŜe się tyle wspomnień. Nie chciałbym, Ŝebyś je zniszczyła. Nie zniósłbym myśli, Ŝe sprowa-
dzasz sobie kochanków do miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi.
KaŜde słowo było jak pchnięcie noŜem, ale Ginny była zbyt dumna, by pokazać to po sobie.
- To ciekawe, nie wiedziałam, Ŝe mam tu jakichś kochanków - powiedziała z drwiną.
- Jesteś w Anglii dopiero pół dnia, więc jeszcze nie zdąŜyłaś sobie znaleźć - odciął się.
- Myślałam, Ŝe jesteś inteligentny i nie wierzysz we wszystko, o czym piszą gazety. A poza tym,
powinieneś się nauczyć nie obraŜać ludzi, z którymi chcesz coś załatwić.
Zadowolona z riposty zaczęła otwierać samochód, ale zanim przekręciła klucz, Alex podbiegł do niej,
schwycił za ramię i obrócił.
- Nie wyobraŜaj sobie, Ŝe chcę...! - krzyknął doprowadzony do pasji. - Sprawiłaś Venetii tyle bólu,
odwracając się od niej. To była jedyna rzecz, która mąciła jej szczęście. A miała tak mało czasu, tylko
kilka lat...
Te słowa znów pogrąŜyły ją w bólu, serce jej się ścisnęło. Aby to ukryć, powiedziała pierwszą rzecz, jaka
jej przyszła do głowy, i zrobiła to z nonszalancją.
- Venetia zawsze była kiepskim kierowcą. Twarz Alexa wykrzywiła wściekłość. Podniósł rękę i mocno
uderzył ją w policzek. ZadrŜał i zrobił krok do tyłu, zaciskając ręce, Ŝeby się opanować.
- O BoŜe! Pierwszy raz uderzyłem kobietę, i to taką lafiryndę jak ty!
Odwrócił się i odszedł chwiejnym krokiem, jakby był chory. Doszedł do samochodu i oparł się o niego,
po chwili wyjął klucze i otworzył drzwi. Nie spojrzał na nią więcej. Wsiadł i odjechał szybko, z kamienną
twarzą i dłońmi zaciśniętymi z całej siły na kierownicy.
Ginny popatrzyła za nim, a potem powoli weszła do samochodu. Kołnierz płaszcza w znacznym stopniu
osłabił uderzenie, ale gdy spojrzała w lusterko, na policzku dostrzegła róŜowy ślad. Starannie poprawiła
makijaŜ i gdy ponownie przestąpiła próg ojcowskiego domu, była tylko nieco bardziej opalona. Matka
oczywiście niczego nie zauwaŜyła. Kiedy wreszcie wsiadły do samochodu, rozejrzała się wokół.
- A gdzie moja parasolka?
- Co takiego? Ach, parasolka! - Popatrzyła na nią nieprzytomnie i wybuchnęła prawie histerycznym
śmiechem.
Po kilku dniach zadzwoniła do prawnika Alexa. Musieli kontaktować się ze sobą, bo wszystko o niej
wiedział.
- Pani szwagier zlecił mi złoŜenie oferty kupna domu i przekazanie naleŜnych pani rzeczy.
Rozmawiał z nią rzeczowo, podał proponowaną kwotę dodając, Ŝe cena domu została ustalona przez
niezaleŜnego agenta. Ginny tyle czasu przebywała za granicą, Ŝe zupełnie nie orientowała się w cenach.
- Sam pan rozumie, Ŝe nie mogę się zdecydować, dopóki nie zobaczę domu.
- Mogę przysłać pani kopię wyceny. Jeśli chciałaby pani wysłać kogoś, by dokonał oceny, ustalimy
termin, kiedy mógłby obejrzeć dom.
- Dziękuję, ale wolałabym zrobić to sama.
- Naprawdę nie musi się pani fatygować. Mogę wysłać pani...
- Proszę pana, to mój dom, prawda? - przerwała, zaczynając się denerwować.
- Tak, oczywiście. Ale pan Warwick...
Urwał i Ginny domyśliła się, Ŝe Alex polecił mu nie dopuścić jej do domu i załatwić wszystko listownie.
- Jutro rano przyjadę obejrzeć dom - powiedziała stanowczo. - Proszę dopilnować, Ŝeby o jedenastej ktoś
czekał na mnie. Jaki to adres?
Niechętnie podał jej adres i objaśnił drogę.
- MoŜliwe, Ŝe pan Warwick zechce wysłać kogoś ze swojego biura - powiedział i połoŜył słuchawkę.
Zimny wiatr ustał i jazda do Bath przez skąpaną w słońcu okolicę była przyjemnością. Ginny, przy-
zwyczajona do ruchu prawostronnego, prowadziła bardzo ostroŜnie. Szło jej dobrze, tylko na rondach i
drogach dwukierunkowych miała trochę problemów. Bath było pięknym miastem. Znała je dobrze i
zawsze lubiła. Gdy były małe, często zabierano je do Bath, pokazywano muzea, rzymskie łaźnie i piękne
kamienne budynki z czasów króla Jerzego I, zbudowane dla przyjeŜdŜającej tu korzystać z wód
leczniczych szlachty i ziemiaństwa.
Przyjechała za wcześnie i przez jakiś czas jeździła po mieście, podziwiając doskonałość architektury
Queen's Sąuare, Circus i Royal Crescent. Za dziesięć jedenasta wyjechała z centrum. Kierując się
wskazówkami prawnika, znalazła się na ulicy zabudowanej małymi domkami, do których wejścia
prowadziły wprost z chodnika. Zatrzymała się przy numerze 2. Popatrzyła na dom. Kilka podniszczonych
kamiennych schodków prowadziło do białych drzwi frontowych. Nad nimi było małe, półkoliste okienko.
Po prawej stronie od wejścia znajdowało się drugie okno. Dom był taki, jak się spodziewała. Venetia na
pewno go lubiła. Wyobraziła sobie siostrę malującą okna, wieszającą zasłony, wybierającą meble i
dywany, tworzącą dom dla siebie i Alexa.
Nie spiesząc się, wysiadła z auta i stanęła na chodniku przed domem, próbując odnaleźć ducha siostry.
Czuła jej bliskość, nawet wyraźniej niŜ przy grobie, choć nie była pewna, czy Venetia byłaby zadowolona
z jej obecności tutaj.
Nikt na nią nie czekał. Wyprostowała się, podeszła do drzwi i zadzwoniła. We wgłębieniach i na framudze
dostrzegła kurz, okien teŜ dawno nikt nie mył. Widocznie Alex nie przejmował się zbytnio domem albo
stracił do niego serce.
Spodziewała się zobaczyć kogoś z biura, ale drzwi otworzył Alex. Zaskoczona, zaczęła się wycofywać.
- Spokojnie - odezwał się szorstko. - Nie masz się czego obawiać. - Otworzył szerzej drzwi i cofnął się
nieco. - Proszę, wejdź.
Weszła powoli, przyglądając mu się uwaŜnie. Wyglądał, jakby miał za sobą bezsenną noc.
- Słuchaj, nie musisz sam pokazywać mi domu...
- Przepraszam, Ŝe cię uderzyłem - powiedział martwym głosem.
- W porządku - odrzekła wzruszając ramionami. - Nic się nie stało.
Skrzywił usta.
- TeŜ tak myślę. - Zanim zrozumiała, o co chodzi, dodał: - Mimo wszystko przepraszam. To było
niepotrzebne.
Zabrzmiało to dziwnie.
- Ja teŜ przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Wiesz, mogę sama obejrzeć dom, nie musisz...
- Nie - zdecydowanie potrząsnął głową. - Chcę być przy tym. Nie chcę, nie mogę znieść myśli, Ŝe
będziesz grzebać w jej Ŝyciu.
Ciągle jeszcze Stali w przedpokoju. Ginny zrobiła kilka kroków naprzód i odwróciła się.
- Ona była moją siostrą, Alex. Ja równieŜ ją kochałam.
- Naprawdę? - W jego głosie zabrzmiała ironia.
- Naprawdę. I ona mnie teŜ kochała. Czy inaczej zapisałaby mi ten dom i swoje rzeczy?
- Zostawiła to tobie, bo czuła się winna. Winna twojego wyjazdu i zerwania.
Ginny zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową.
- Nie, nie wierzę. Tak nie było.
- Skąd moŜesz wiedzieć, co ona czuła?- powiedział szyderczo. - Nawet nie raczyłaś do niej napisać.
Nie warto było próbować tłumaczyć mu, jak silne były więzy, które je łączyły, niemal telepatyczna
zdolność wczuwania się w przeŜycia drugiej osoby - nikt, kto tego nie doświadczył, nie będzie w stanie
zrozumieć. Zresztą moŜe ma rację. MoŜe rzeczywiście Venetia miała jakieś poczucie winy. W ostatnim
roku przed jej śmiercią trochę się od siebie oddaliły.
- PokaŜesz mi dom?
Niechętnie skinął głową i wprowadził ją do pokoju po prawej stronie.
- To salon.
Był to przyjemny pokój z jasnymi tapetami i zasłonami, wygodna kanapą przy oknie i fotelami po obu
stronach kominka. Wiszące na ścianach obrazy i ozdobne gzymsy dopełniały nastroju. Wszystko było
pokryte cienką warstewką kurzu, z wyjątkiem fotela i prowadzącej do niego ścieŜki, wydeptanej na
dywanie. Instynktownie poczuła, Ŝe Alex przychodzi tu opłakiwać utraconą Ŝonę i dziecko.
- Nie mieszkasz tu teraz - powiedziała szybko, chcąc zachować pozory normalności.
- Nie. Mam mieszkanie przy uniwersytecie. - Otworzył podwójne drzwi. - Tam jest jadalnia. Kiedyś z
okien roztaczał się wspaniały widok na pola i wzgórza, ale teraz... sama widzisz.
Ginny podeszła do okna, popatrzyła na leŜący niŜej, nieco zapuszczony ogródek, otoczony wysokim
murem i widoczne wyŜej dachy nowoczesnych magazynów.
- Kuchnia jest na dole.
Wrócili do przedpokoju, Alex pierwszy zszedł po stromych schodach. Pomyślała, Ŝe dom jest zbudowany
na zboczu wzgórza, bo od ulicy nie było widać niŜszej kondygnacji. W czasach, gdy dom był
zamieszkany, kuchnia musiała być ciepła i przytulna. Dodatki były z naturalnego drzewa, a na ścianach
wisiały przedmioty z miedzi i brązu, wyraźnie dawno nie polerowane.
- Tu był pokój do zmywania naczyń, przerobiliśmy go na pralnię, a w tej słuŜbówce trzymamy róŜne
rupiecie.
Głos Alexa był zupełnie pozbawiony uczuć, gdy otwierał przed nią kolejne drzwi. Wrócili do schodów i
weszli na samą górę.
- Tu są tylko dwie sypialnie i łazienka.
- A co jest tam wyŜej?
Ginny wskazała na wąskie schodki między pokojami. Nie była nawet specjalnie ciekawa, ale odczuła
wzrastające zdenerwowanie Alexa.
- Poddasze. Kiedyś to była sypialnia dla słuŜby, a teraz są tam zbiorniki na wodę.
Ginny skinęła głową i czekała na otwarcie drzwi do sypialni, gdy Alex nagle wybuchnął.
- Proponowałem ci więcej niŜ dobrą cenę za dom. Dlaczego się nie zgodziłaś? PrzecieŜ nie masz Ŝadnego
powodu, przyszłaś tu tylko, Ŝeby zaspokoić swoją ciekawość!
- MoŜliwe. - Zaskoczyła go. - Chciałam zobaczyć miejsce, gdzie mieszkała Venetia. Chciałam się
upewnić, czy jest tak, jak to sobie wyobraŜałam.
- WyobraŜałaś sobie? - Zmarszczył brwi.
- Tak.
- PrzecieŜ nawet do siebie nie pisałyście. Nie mogłaś widzieć Ŝadnych fotografii. Chyba, Ŝe twoja matka...
Potrząsnęła głową.
- Nie chodzi o fotografie. To obrazy, które powstały w mojej wyobraźni. - Spostrzegła drwinę w jego
oczach i powiedziała łagodnie: - Nie mogłeś chyba sądzić, Ŝe nie tworzę sobie obrazu domu mojej siostry.
PrzecieŜ wiesz, jakie byłyśmy sobie bliskie.
Zobaczyła grymas niesmaku na twarzy Alexa.
- To drzwi do większej sypialni? - zapytała.
- A te do frontowej, trudno zgadnąć, co? Domyślam się, Ŝe chcesz tam wejść.
- Jak nie chcesz, to moŜe innym razem, gdy będę sama...
- Nie, skończmy juŜ z tym - odparł ostro. Pchnął drzwi i wszedł do środka.
W pokoju były bladoniebieskie ściany i biały dywan. Ogromne, staromodne, chyba wiktoriańskie łóŜko,
całe z politurowanego drzewa, było przykryte narzutą zszytą z kawałków w róŜnych odcieniach
niebieskiego, najwyraźniej roboty Venetii. Ginny szybko odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę, jak
przykra jest ta sytuacja dla Alexa. To miejsce przypominało mu najintymniejsze, najszczęśliwsze chwile z
Venetią. Przypominało mu teŜ tę jedyną noc, którą spędził tu dawno temu z Ginny. Spojrzała na podłogę.
Takie same jak na dole ślady prowadziły do łóŜka, na którym jeszcze pozostało lekkie wgniecenie.
- Dlaczego nie dbasz o dom? - zaatakowała go z nieoczekiwaną gwałtownością. - Venetii byłoby
przykro...
- Pilnuj własnych, cholernych spraw.
Nie słuchała. Podeszła do ściennej szafy, otworzyła ją. Była pełna ubrań i butów Venetii. Na toaletce przy
oknie leŜała kosmetyczka, stały buteleczki perfum. Nad kominkiem wisiał portret Venetii, jeszcze z
czasów panieńskich, kiedy pracowała jako modelka. Ginny ledwie rzuciła na niego okiem - identyczną
twarz widziała codziennie w lustrze.
- Zamieniłeś ten dom w świątynię - powiedziała ze złością.
- Nie - rzucił krótko.
Uniósł dłonie i przetarł twarz, jakby chciał zetrzeć z niej uczucia. Podniósł głowę.
- Odkąd Venetia nie Ŝyje, nic mi po tym miejscu. Zapisała je tobie, razem z resztą rzeczy, ale ty nawet nie
raczyłaś odpisać na mój list, więc miałem związane ręce. Zabrałem tylko swoje rzeczy i zatrzasnąłem
drzwi.
- Ale wróciłeś.
Bruzdy wokół ust pogłębiły się, skinął głową.
- Przychodziłem tu wspominać. Byliśmy tu tacy szczęśliwi. - Urwał nagle. - Łazienka jest z tyłu.
Łazienka była urządzona praktycznie, a duŜa staroświecka wanna na wygiętych nóŜkach wyglądała
zabawnie. Alex zawahał się przed drzwiami do drugiej sypialni.
- To pokój dziecinny - powiedziała nagle Ginny. - Nie zdąŜyła go wykończyć.
Spojrzał na nią dziwnie, jakby z lękiem.
- Tak. - Powoli nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Zrobiła krok, zatrzymała się na progu i odwróciła
gwałtownie. Nie miała po co wchodzić - juŜ znalazła to, czego szukała. Venetia była obecna duchem w
tym niewykończonym pokoju dla jej dziecka.
- CzyŜbyś nie chciała wejść? - zadrwił. - Nie powiesz mi, Ŝe wreszcie coś odczuwasz.
Odwróciła się z wściekłością.
- MoŜe to dziwne dla ciebie, ale nie tylko ty cierpisz. Moja jedna połowa umarła razem z Venetią.
Roześmiał się głośno z gorzkim niedowierzaniem.
- Ach, tak - szydził - tak głęboko odczułaś jej stratę, Ŝe nawet nie mogłaś przyjechać na pogrzeb.
- Właśnie - odparowała - właśnie dlatego nie przyjechałam na pogrzeb. Odczułam jej utratę. Czułam jej
ból i cierpienie. Czułam wszystko to, co ona czuła w czasie wypadku. Wiem, Ŝe próbowała walczyć, ale
rany były śmiertelne. - ZniŜyła głos aŜ do szeptu, w jej oczach pojawiła się rozpacz.
- A kiedy umarła, kiedy poczułam, Ŝe Ŝycie z niej uchodzi, teŜ chciałam umrzeć. Nie miałam juŜ po co
Ŝyć. Zawsze byłyśmy sobie tak bardzo bliskie. Wszystko miałyśmy wspólne. Nie chciałam Ŝyć bez niej.
Zmarszczył brwi, oczy utkwił w jej twarzy.
- O czym ty mówisz?
Spojrzała na niego i uśmiechnęła się gorzko.
- Nie przyjechałam na pogrzeb Venetii, bo miałam załamanie nerwowe. Lekarze jakoś to nazwali, ale
prawdziwą przyczyną było to, Ŝe przeŜyłam wszystko to, co Venetia - głos jej się załamał - i teŜ prawie
umarłam.
ROZDZIAŁ DRUGI
- Załamanie nerwowe!
- Tak - przytaknęła i podniosła rękę do twarzy. - Przez kitka tygodni, zanim odzyskałam równowagę,
przebywałam w klinice.
- Nie wierzę. - Zaskoczony potrząsnął głową.
- Nie musisz. - Odwróciła się i zbiegła po schodach.
Dogonił ją, chwycił za ramię i obrócił do siebie.
- Gdybyś rzeczywiście miała kryzys nerwowy, to twoja matka by o tym wiedziała!
- Była wystarczająco załamana śmiercią Venetii. Nie chciałam dodatkowo jej martwić, więc poprosiłam
mojego agenta, Ŝeby wszystkim pytającym o mnie mówił, Ŝe wyjechałam na kontrakt.
Wzdrygnęła się i na moment zamknęła oczy. Po chwili uniosła głowę i popatrzyła na Alexa.
- Nie wierzysz mi! Do cholery, Alex, czy naprawdę myślisz, Ŝe coś innego mogłoby powstrzymać mnie
od przyjazdu na jej pogrzeb?
- Nie wierzę w to, Ŝe mogłaś fizycznie odczuwać to, co Venetia. Byłaś kilka tysięcy kilometrów stąd. Jak
to moŜliwe? - Spojrzał na nią z ukosa.
- Nie wiem - ucięła ze złością. - Wiem tylko, Ŝe tak było.
- Ale to niemoŜliwe.
Spojrzała na niego z urazą.
- Oczywiście. Tak jak powiedziałeś, to niemoŜliwe. Zmienił się na twarzy.
- Zawsze miałaś bujną wyobraźnię. A moŜe taki pomysł spodobał się tobie albo twojemu agentowi? W
twoich kręgach to pewnie była dobra historia. Poczerwieniała.
- Powiedziałam ci o tym tylko z powodu twoich obsesyjnych ataków na mnie, Ŝe nie przyjechałam na
pogrzeb. Teraz juŜ wiesz, dlaczego.
- KaŜdy powód do rozgłosu jest dobry, co?
- Nikt więcej o tym nie wie - powiedziała z narastającą wściekłością, zaciskając pięści. - Nikt, tylko
ty. I jest mi wszystko jedno, czy wierzysz mi, czy nie.
Otworzyła drzwi i wybiegła na ulicę. Podszedł do niej, gdy przetrząsała torebkę, szukając kluczy.
- Co będzie z domem?
Spojrzała na niego piorunującym wzrokiem, potem odwróciła się w stronę domu.
- Jest mój, prawda? I wszystko w środku?
- Tak. Z wyjątkiem kilku mebli.
- Więc usuń wszystkie swoje rzeczy do końca tygodnia. Nie zamierzam sprzedać ci domu i chcę, Ŝebyś się
wyniósł. I kaŜ swojemu prawnikowi natychmiast przesłać mi komplet kluczy.
- Ginny, nie moŜesz... - Twarz mu pobladła.
- Właśnie mogę. PrzecieŜ sam powiedziałeś, Ŝe jestem zdolna do wszystkiego. Jeśli mogłam udawać
kryzys nerwowy, to równie dobrze mogę i to zrobić!
Wsiadła do samochodu i odjechała.
Alexowi za bardzo zaleŜało na domu, Ŝeby tak to zostawić. Ledwie Ginny przyjechała do matki, zate-
lefonował jego prawnik, proponując podniesienie sumy.
- Proszę mu przekazać, Ŝe to mnie nie interesuje - odparła stanowczo. - W przyszły poniedziałek o
dziesiątej rano będę u pana w biurze odebrać klucze. - I nie słuchając dalszych wyjaśnień, odłoŜyła
słuchawkę.
Zadzwonił jeszcze dwa razy, ale nie zmieniła zdania.
W czwartek wieczorem przyjechał Jeff Ferguson. Poznała go pięć lat temu. Wykładał historię na tym
samym uniwersytecie, gdzie pracował Alex. Zaczęło się od wieczoru spędzonego w czwórkę z Venetią i
Alexem. Lubili się wzajemnie. MoŜe z jego strony byłoby coś więcej, ale szybko się zorientował, Ŝe obie
bliźniaczki zwariowały na punkcie Alexa. Jeff był dla niej oparciem w cięŜkich chwilach i do tej pory
zachowała dla niego ciepłe uczucia. Gdy przyjechał, siedziała przy oknie w salonie matki z notesem na
kolanach, ale nie mogła skoncentrować się na pisanym liście. Usłyszała zatrzymujący się samochód i
zobaczyła wysiadającego Jeffa. Była dopiero szósta po południu. Nisko zachodzące słońce oblewało
wszystko ciepłym blaskiem. Jeff zatrzymał się i popatrzył na dom. Nadal był szczupły, ale juŜ nie
wyglądał na uczniaka. MoŜe sprawiał to dobrze skrojony garnitur, chyba znalazł dobrego krawca.
Odgarnął włosy z czoła i poprawił okulary. Pamiętała ten nerwowy gest. Uśmiechnęła się, rzuciła notes i
podbiegła do drzwi.
- Cześć Jeff Co słychać? - Wyciągnęła ręce. Przytrzymał je z uśmiechem.
- Dziękuję, w porządku. Wyglądasz jeszcze ładniej niŜ kiedyś.
- UwaŜaj, pochlebstwem daleko nie zajedziesz. Wejdź.
Wprowadziła go do salonu.
- Musimy to uczcić. Czego się napijesz?
- MoŜe dŜinu z tonikiem.
Zrobiła drinka i podała mu szklankę. Patrzył na nią, szczupłą, ubraną w spodnie i puszysty biały sweter.
Zarumienił się, gdy zobaczył, Ŝe to spostrzegła.
- Słyszałam, Ŝe jesteś teraz w Bristolu razem z Alexem - powiedziała, Ŝeby go rozluźnić.
- Ściągnął mnie tutaj chyba jakiś rok po swoim ślubie.
- I jak ci się podoba? - Znów usiadła przy oknie i gestem zaprosiła go, by się przyłączył. - Musisz mi
opowiedzieć.
- Z przyjemnością. Najlepiej gdzieś przy kolacji. Ale najpierw muszę ci coś powiedzieć. No więc, nie
przyszedłem tu tylko po to, Ŝeby cię zobaczyć. Zostałem wysłany.
- Przypuszczam, Ŝe przez Alexa. - Wypiła łyk.
- Tak. - Zawahał się. - Pewnie domyślasz się, po co. Chce, Ŝebym cię przekonał do sprzedaŜy domu.
- Myślisz, Ŝe to ci się uda?
- SkądŜe. Ale to jego ostatnia szansa. - Roześmiał się.
- Ale mimo to zgodziłeś się spróbować? Kiwnął głową.
- Jak mówiłem, chciałem cię zobaczyć.
- A przede wszystkim pomóc AIexowi - powiedziała ostro.
Poprawił okulary i usiadł obok niej.
- Nie widziałaś go po śmierci Venetii. Spojrzała na niego przenikliwie, ale ani w głosie, ani w wyrazie
twarzy nie znalazła potępienia, jedynie rodzaj Ŝalu.
- Najpierw był w szoku. Wszystko zdusił w sobie. Jeśli ktoś nie wiedział, co zaszło, to widząc go w
pracy, w kontaktach z ludźmi, nigdy by się nie domyślił. Ale, w miarę upływu czasu, widać było zmiany,
jakie w nim zaszły. Rozpacz zŜerała go od środka. Zamknął dom i wyprowadził się. Udało mi się ściągnąć
go tutaj pod jakimś pretekstem. Chyba tylko to pomogło mu dojść do siebie.
- Dobry z ciebie przyjaciel - powiedziała miękko.
- Zrobiłem, co mogłem. On zrobiłby to samo. - Wyglądał na zaskoczonego.
- Nie oŜeniłeś się, nie zaręczyłeś czy coś takiego?
- Nie. - Skrzywił się lekko. - Nie odwodź mnie od tematu. - SpowaŜniał. - Alexowi ten dom jest
potrzebny. To miejsce, gdzie moŜe pójść i rozpaczać w spokoju i samotności.
Spojrzała na niego zamyślona, rozwaŜając te słowa, ale w końcu potrząsnęła głową.
- Słuchaj, minęły ponad dwa lata. Czy byłeś w tym domu? Zamienił go w jakąś świątynię. To nie jest
normalne. Jeśli chce ją opłakiwać, moŜe to robić w głębi duszy, nie musi mieć specjalnego miejsca.
- Nie jestem pewien.
- Ale ja jestem. Jeśli tracisz bliską osobę, to odczuwasz jej brak stale, nie moŜesz się z tego
otrząsnąć. Przez długi czas dochodzi to do twojej świadomości znienacka, w najdziwniejszych momen-
tach, potem uczysz się nad tym panować. Jeśli chcesz, moŜesz rozpaczać w samotności, ale nie musisz
mieć do tego specjalnego miejsca. MoŜesz to robić w nocy leŜąc w łóŜku, lecąc samolotem, spacerując po
parku. Gdziekolwiek.
- Mówisz, jakbyś wiedziała.
- Bo wiem - odpowiedziała z nagłym gniewem. - Venetia była moją bliźniaczą siostrą. Nikt nigdy nie
będzie mi bliŜszy niŜ ona.
- Przepraszam. - Poprawił okulary. - Mam dziwne uczucie, gdy patrzę na ciebie. Obie jesteście...
byłyście... takie podobne. To zupełnie tak, jakby zmartwychwstała.
- Chyba często ją widywałeś?
- Tak, często zapraszała na kolację mnie i jeszcze jakąś dziewczynę. - Uśmiechnął się. - Zawsze próbo-
wała mnie oŜenić. Pewnie było jej mnie Ŝal.
- MoŜe chciała, Ŝebyś był szczęśliwy, tak jak ona i Alex - powiedziała łagodnie.
- Tak. - Odwrócił się nieco, tak Ŝe patrzył prosto na nią. - A co u ciebie? Jesteś zadowolona ze swojej
kariery? A z Alexem - czy juŜ ci przeszło?
Na to była przygotowana.
- Po takim czasie? Oczywiście. W moim zawodzie spotyka się wielu atrakcyjnych męŜczyzn.
- No tak. Teraz jesteś sławna.
- Przypuszczam, Ŝe raczej w tym złym znaczeniu. Przyznaj się, czytujesz plotki w gazetach?
- Często łączą cię z facetami o znanych nazwiskach.
- Oczywiście. Ale to tylko dobra reklama. - Mówiła lekko i z humorem, ale bez uśmiechu w oczach.
- Po Nowym Jorku Anglia pewnie wydaje ci się nudna.
Spojrzała na niego. Znów zeszli na osobiste tematy. PołoŜyła mu rękę na ramieniu.
- MoŜe zaprosisz mnie gdzieś na kolację i opowiesz o wszystkim, co się z tobą działo, od czasu gdy
wyjechałam. Nadal nabierasz turystów, tak jak wtedy na tej wystawie? Ciągle to pamiętam.
- Tak, to był piękny dzień. - Jeff uśmiechnął się. W restauracji w Cheltenham, przy indyjskich
potrawach, zatopili się we wspomnieniach. Nie widzieli się jednak długo, a przedtem spotkali się tylko
kilka razy, więc wspomnień nie było zbyt wiele. śycie, jakie Jeff prowadził, było raczej monotonne, w
dodatku nie chciał wiele mówić o swych osiągnięciach naukowych.
- W tym roku w lecie wybieram się na wykopaliska do Włoch. Próbowałem namówić Alexa, Ŝeby ze mną
jechał, ale nie chciał.
Ginny nie mogła wyobrazić sobie Alexa, spędzającego długie godziny na grzebaniu w ziemi. Zwłaszcza w
czasie wakacji. Miał na to zbyt wiele energii.
- Co on zwykle robi? - spytała.
- Zimą wyjeŜdŜali na narty, a latem nad wodę, Ŝeglować na desce. Byłem z nimi kilka razy, ale zawsze
udawało mi się znaleźć jakieś ruiny i wyrwać się na trochę.
- Byliście bardzo zaprzyjaźnieni. Cieszę się z tego.
- Mm... - Popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie mam Ŝadnej rodziny, a z nimi byłem bardzo zŜyty. Nigdy
nie dali mi odczuć, Ŝe przeszkadzam. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Venetia tęskniła za tobą. Próbowała
ukryć to przed Alexem, ale ja widziałem. Często opowiadała mi o tobie, szczególnie jeśli pisali coś w
gazetach albo były jakieś zdjęcia. Była dumna z twoich sukcesów.
- To miłe. - Ginny popatrzyła w dal.
Jeff zawahał się, patrząc na jej odwrócony profil, wreszcie przemówił:
- Venetia powiedziała mi, dlaczego wyjechałaś. Alex odkrył, Ŝe spędził noc z tobą, a nie z nią.
Opowiedziała mi o wszystkim - Ŝe to ty najpierw poznałaś go w samolocie, a w Londynie, gdy starał się
ciebie odnaleźć, ona udała ciebie. Wiem, Ŝe obie się w nim kochałyście, ale dopiero gdy mi to powie-
działa, zrozumiałem, Ŝe ty, jakby to powiedzieć, miałaś do niego większe prawa.
- Czy powiedziała ci, jak ustaliłyśmy, która zostanie, a która ma wyjechać?
- Tak. - Skinął głową. - Powiedziała, Ŝe rzucałyście monetą.
Posłała mu zamyślone spojrzenie spod drugich rzęs.
- Czy Alex wiedział o tym?
- Nie jestem pewien. Nigdy mi o tym nie wspominał.
- Nie sądzę, Ŝeby wiedział. Nie wyobraŜam sobie, Ŝeby Venetia mogła mu to powiedzieć. Mimo Ŝe ją
kochał, na pewno byłby wściekły - powiedziała zamyślona.
Jeff patrzył na nią, gdy mówiła o Aleksie, ale z jej twarzy nie mógł nic wyczytać. Była zawodową
modelką i potrafiła nie ujawniać Ŝadnych uczuć.
- Jeśli juŜ nie zaleŜy ci na Aleksie, to dlaczego nie chcesz sprzedać mu domu? - zapytał z ciekawością.
Popatrzyła na niego przez chwilę.
- Czy Ŝaden z was nie pomyślał, Ŝe moŜe Venetia celowo zapisała mi dom? Oczywiście wiem, Alex
uwaŜa, Ŝe to dlatego, bo czuła się winna, Ŝe to ja wyjechałam, ale moŜe miała inny powód?
- Jaki?
Nie chcąc być do końca szczera, wzruszyła ramionami.
- Dostała ten dom od naszego ojca i chciała, Ŝeby pozostał w naszej rodzinie.
- Rozumiem. A nie dlatego, Ŝe zakładała, Ŝe moŜe wrócisz tutaj i będziesz razem z Alexem? - zapytał
domyślnie.
Uniosła podbródek i odrzekła zimnym tonem.
- Raczej trudno mi sobie wyobrazić, Ŝeby Venetia mogła myśleć w ten sposób.
- Dlaczego? A czy nie to miałaś na myśli? Przez chwilę nie wiedziała, czy ma się rozzłościć, w końcu
westchnęła i uśmiechnęła się.
- Zawsze potrafiłeś mnie rozszyfrować.
- Teraz to juŜ nie jest takie proste. Pięć lat temu byłaś jak otwarta księga, a teraz... - znów poprawił
okulary przyglądając się jej - teraz zbudowałaś mur wokół siebie. Jesteś zimna i opanowana. Zrobiłaś
karierę. Ale myślę, Ŝe teraz jesteś mniej odporna na ciosy niŜ byłaś.
- Psycholog - powiedziała sarkastycznym tonem. Jednak ocenił ją trafnie.
- Więc to dlatego nie chcesz pozbyć się domu? Dlatego, Ŝe moŜe ty i Alex...
- Nie - przerwała ostro. - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to zatrzymam ten dom, bo jestem wściekła na
Alexa. Gdyby nie był dla mnie taki nieprzyjemny, to pewnie zostawiłabym mu dom nawet bez oglądania.
Ale teraz, gdy juŜ go widziałam, zdecydowałam się. Nie chcę, Ŝeby nadal był taki zaniedbany.
- Mam mu to powiedzieć?
- Rzeczywiście. Zapomniałam, Ŝe przyszedłeś w konkretnej sprawie. Oczywiście, powiedz mu. I niech nie
traci swojego i mojego czasu, aby odwieść mnie od tego.
- On chodzi tam, gdy jest załamany. Dla niego to rodzaj sanktuarium.
- Więc juŜ czas, Ŝeby z tym skończyć - powiedziała stanowczo. - To teŜ mu powiedz. - Odepchnęła
krzesło i wstała. - MoŜemy iść?
W poniedziałek rano zapakowała samochód, poŜegnała się z matką i wyruszyła do Bath. Od Alexa nie
było Ŝadnych wiadomości, więc miała nadzieję, Ŝe zrezygnował. Jednak gdy weszła do biura prawnika
odebrać klucze, Alex siedział w poczekalni. OdłoŜył gazetę i wstał.
Ginny zatrzymała się gwałtownie.
- Na miłość boską, juŜ ci powiedziałam...
- W porządku, nie denerwuj się - odparł krótko. - Jako wykonawca testamentu muszę być przy
przepisaniu domu na ciebie.
- Rozumiem. - Rozluźniła ramiona.
Usiadła po drugiej stronie poczekalni, krzyŜując w kostkach długie, zgrabne nogi. W dobrze uszytym
kostiumie z krótką spódniczką w kolorze głębokiej czerwieni i z upiętymi z tyłu włosami zachwycała
urodą i niewymuszoną elegancją.
Alex nie siadał. Przyglądał się jej przez chwilę, podszedł do okna i odwrócił się, wyglądając na zewnątrz.
- Chyba jest tam coś bardzo ciekawego? - zapytała Ginny przerywając ciszę.
Po twarzy przemknął mu lekki uśmiech, który znikł, gdy odwrócił się do niej.
- Jeff przekazał mi twoją decyzję. Wygląda na to, Ŝe sam jestem sobie winny. Robisz to z przekory.
Kiedy nie odpowiedziała, nagle wybuchnął.
- PrzecieŜ nie będziesz miała z tego Ŝadnego poŜytku. Niedługo wyjedziesz do Ameryki i co wtedy
stanie się z domem? Wynajmiesz go? A moŜe sprzedasz? Dom, gdzie mieszkaliśmy, gdzie byliśmy
szczęśliwi. Pozwolisz obcymi ludziom spać w naszym łóŜku, dotykać rzeczy Venetii?
- Jeszcze nie wiem, co zrobię z domem - odrzekła spokojnie. - Dam ci znać, jak się zdecyduję. A jeśli
będę chciała go sprzedać, to oczywiście ty będziesz pierwszy.
Wyglądał na zaskoczonego, nie spodziewał się po niej aŜ tyle.
- A do tego czasu?
Poproszono ich do środka, więc nie musiała odpowiadać. Formalności nie trwały długo. Na koniec Alex
wyjął komplet kluczy i wyciągnął rękę w jej stronę, ale nagle cofnął ją i połoŜył klucze na biurku. Ginny
spojrzała na nie i powoli podniosła. Miała dziwne uczucie, Ŝe jest to jedna z tych chwil, które decydują o
dalszym Ŝyciu. Tak jak rzut monetą pięć lat temu. Ścisnęła je mocno.
- Czy to wszystko? Dziękuję. - Wstała, podała rękę prawnikowi i wyszła.
Alex dogonił ją na ulicy. - Jedziesz prosto do domu?
- Tak.
- Pojadę z tobą. Jest kilka rzeczy, które powinienem ci pokazać.
- Dobrze. - Znów była chłodna i energiczna. - Mój samochód jest tam, na parkingu.
Szli obok siebie, uwaŜając, by się nie dotykać. Ginny zastanawiała się, który to juŜ raz idą razem. Poznała
go lecąc na zdjęcia do ParyŜa, skąd on miał samolot do Sztokholmu na konferencję naukową.
Wyszli razem z samolotu, ale ich drogi się rozdzieliły. Mieli się spotkać po odprawie celnej, ale Alexowi
nie pozwolono opuścić sali tranzytowej. Ginny nie doczekała się przesłanej przez niego informacji. Ale on
nie zrezygnował. Choć nie znał jej nazwiska, szukał jej po wszystkich agencjach modelek w Londynie.
Ginny była jeszcze za granicą, gdy przyszedł list od niego i Venetia poszła na spotkanie z nim, nie
zdradzając, Ŝe to nie ją poznał w samolocie.
To był pierwszy raz. Potem umawiali się jeszcze na wspólne bieganie, ale prawdziwy następny raz był
później, wtedy gdy oszukała go i udając Venetię, umówiła się z nim na wspólny wieczór. Miała później
przyznać się do tej zamiany, ale wspaniały wieczór zamienił się w cudowną miłosną noc. Ginny
wiedziała, Ŝe nigdy nie powie mu prawdy.
Jednak w jakiś sposób odkrył prawdę i wściekły na obie, nie chciał ich więcej widzieć. Właśnie wtedy
wpadły na pomysł, jak go odzyskać. Postanowiły, Ŝe jedna z nich musi wyjechać i nigdy nie wracać.
O tym, która zostanie, miał zdecydować rzut monetą. Wspominając te chwile Ginny wzdrygnęła się, ale
niczego po sobie nie pokazała. Wiele osób im się przyglądało, ale widzieli jedynie poruszającą się z gracją
wysoką, pozornie pogodną młodą kobietę i wyŜszego od niej, przystojnego bruneta o nieprzeniknionej
twarzy i lekko zaciśniętych ustach.
Doszli do samochodu. Otworzyła drzwi. Krótką drogę do domu przebyli w milczeniu. Część mebli
zniknęła - w salonie nie było sofy, w jadalni stołu i krzeseł, ale i tak duŜo rzeczy zostało, nawet wielkie
łóŜko w sypialni.
- Nie zabierasz łóŜka?
- Nie jest moje. Venetia kupiła je na aukcji i sama odnowiła. Lubiła to robić.
- Jak mieszkałyśmy razem w Londynie, to teŜ tak było. Miałyśmy kilka mebli, które sama odnowiła.
- Wszystkie są tutaj, razem z innymi.
- Ale kupiła je za twoje pieniądze. - Odwróciła się i spojrzała na niego.
- Nie. Miała swoje. Dawała lekcje dla modelek. Ginny nie wiedziała o tym. To trochę zmieniało postać
rzeczy. Wyobraziła sobie siostrę z radością przynoszącą wynalezione gdzieś na aukcjach przedmioty,
którymi upiększała mieszkanie, nadając mu niepowtarzalny klimat.
- Odeśle ci to łóŜko. - I zanim zdąŜył coś powiedzieć, dodała: - Czy zabrałeś juŜ wszystkie swoje rzeczy?
- Tak. Ale jest jeszcze kilka rzeczy, które naleŜą do ciebie. Zabrałem je stąd, bojąc się włamania i
dzikich lokatorów. - Wziął aktówkę, którą miał ze sobą, otworzył ją i wyjął kilka małych pudełeczek.
- To biŜuteria Venetii. NaleŜy do jej osobistego majątku, wiec przechodzi na ciebie.
Zaczął otwierać pudełeczka i ustawiać je na małym stoliku. Ginny patrzyła z niedowierzaniem. Niektóre
rzeczy poznawała. Na urodziny i gwiazdkę często dostawały identyczne prezenty. Ale był teŜ medalion,
naszyjnik z pereł, kilka złotych łańcuszków i bransoletek, które musiała dostać po ślubie. Z pewnością od
Alexa. Jedna z bransoletek była zrobiona ze złotych ogniwek, do których były umocowane malutkie złote
drobiazgi. Domyśliła się, Ŝe pewnie na kaŜdą okazję i rocznicę ślubu kupował jej kolejny drobiazg -
dlatego było ich tak niewiele, zaledwie kilka. Na koniec otworzył pudełeczko z pierścionkiem zaręczy-
nowym.
- Zatrzymałem jej ślubny pierścionek - powiedział z wyraźnym napięciem w głosie - ale zapłacę ci tyle,
ile kosztował.
- Przestań. Nie miałam pojęcia, Ŝe te rzeczy teŜ wchodzą w skład darowizny. Zabierz je, Alex, zabierz
wszystkie.
- Zapisała je tobie.
- Więc popełniła błąd. Jestem pewna, Ŝe chciałaby, Ŝebyś to ty je zachował.
Na chwile w jego oczach pojawił się upór i juŜ się bała, Ŝe rozpocznie sprzeczkę, ale gdy znów spojrzał na
pierścionek, twarz mu się zmieniła.
- Naprawdę tak myślisz?
- Tak. Zapewniam cię.
Spojrzała na niego, ale nie mogła znieść widoku bezgranicznego cierpienia malującego się na jego twarzy,
gdy sięgał po pierścionek. Odwróciła się i zbiegła na dół.
Zszedł po kilku minutach. Stała przy oknie, patrząc na ogród.
- Dziękuję ci - powiedział beznamiętnie. - Jestem ci bardzo wdzięczny.
Odwróciła się, by spojrzeć na niego.
- Nie, nie jesteś - powiedziała patrząc przenikliwie. -Nienawidzisz mnie za to, Ŝe tu jestem i nie oddałam
ci domu. Nienawidzisz mnie, bo wyglądam tak samo jak Venetia i przypominam ci ją za kaŜdym razem,
kiedy mnie widzisz. A najbardziej dlatego, Ŝe ja Ŝyję, a ona umarła.
Otworzył szeroko oczy, ale niczego nie potwierdził;
- Jeff przekazał mi wszystko, co powiedziałaś. Łącznie z tym, Ŝe najwyŜszy czas, Ŝebym się otrząsnął. -
W jego głosie zabrzmiała uraza.
- Nie powinieneś był go przysyłać, jeśli nie chciałeś usłyszeć kilku słów prawdy - odpaliła.
Wyglądał, jakby chciał odpłacić jej czymś podobnym, ale opanował się.
- Przepraszam, nie miałem zamiaru znów się kłócić. Zwłaszcza, gdy mi to zwróciłaś - gestem wskazał
aktówkę. - Naprawdę jestem bardzo wdzięczny. Jestem ci winien...
- Nic mi nie jesteś winien - przerwała. - Miałeś mi coś powiedzieć na temat domu.
- No tak. - Z widoczną ulgą przyjął zmianę tematu. - Powinnaś wiedzieć, gdzie są zawory do wody i
wyłącznik prądu. I jak obsługiwać zbiornik ciepłej wody. PokaŜę ci.
Zeszli do piwnicy. Pokazał jej, gdzie są kurki odcinające dopływ wody i odkręcił je. Zdjął marynarkę i
poszedł na strych upewnić się, czy zbiorniki dobrze się napełniają.
- Powinnaś zainstalować nowy zbiornik na ciepłą wodę - zawołał do Ginny. - Miałem zamiar to zrobić,
ale jakoś nie mogłem się zebrać. Dlatego zamknąłem dopływ i spuściłem wodę z instalacji. Bałem się, Ŝe
moŜe przecieknie i zaleje dom. Przygotuj się, Ŝeby pobiec na dół i zakręcić kurek, jeśli zawołam.
- Mogę ci w czymś pomóc?
- Patrz uwaŜnie na ten drugi zbiornik.
Woda powoli wypełniała instalację i z rur zaczęły wydobywać się dziwne odgłosy. Ginny, zaplątana w
pajęczynach, nachyliła się nad zbiornikiem.
- Chyba wszystko w porządku.
- Zobacz, czy nie przecieka pod spodem. Spisując rajstopy na straty, uklękła i obejrzała zbiornik od
dołu.
- Nic nie widzę.
- To dobrze, chyba wszystko działa.
Wyprostowali się jednocześnie. Ostrzegające „uwaŜaj" Alexa przyszło za późno i Ginny mocno uderzyła
głową o sufit.
- Ojej! - Zachwiała się i złapała ręką za głowę.
- Dobrze się czujesz? - Podbiegł do niej i schwycił za ramię.
- Tak, chyba tak. Ale jestem głupia.
- Lepiej zejdź na dół. Poczekaj, pójdę pierwszy, moŜe zrobić ci się słabo.
Zaczął schodzić, a Ginny za nim, opierając się o ścianę. Miała wysokie obcasy, a schody były
strome. Nagle poczuła gwałtowny zawrót głowy i zatrzymała się.
- Alex! - W jej głosie zabrzmiała trwoga.
- W porządku, juŜ jestem.
Objął ją w talii i zniósł na półpiętro. Posadził ją na stojącej przy oknie kanapce.
- Zobaczymy, co z twoją głową. - Odgarnął jej włosy. - Nieźle się uderzyłaś. Trochę krwawi. Poczekaj,
przyniosę coś, Ŝeby to przemyć.
Przyniósł watę i wodę utlenioną. Ginny cofnęła głowę.
- Będzie szczypać?
- Nie bądź tchórzem. - Uśmiechnął się. - To dla twojego dobra, Vene... - zbladł i urwał gwałtownie. Wbił
w nią osłupiałe spojrzenie, oboje zamarli.
Ginny poczuła, jak serce ściska się jej z Ŝalu. Chciała pogłaskać go dłonią i pocieszyć, ale czuła, Ŝe była to
ostatnia rzecz, jakiej by sobie Ŝyczył. Udało jej się opanować.
- JuŜ się zastanawiałam, ile czasu minie, zanim tak się do mnie odezwiesz. I tak się dziwię, Ŝe dopiero
teraz. - Spojrzał na nią z wyrzutem, więc dodała ostrzej. - Czy zajmiesz się moją głową? Zaczyna
naprawdę boleć.
- Co takiego? - Jakoś się opanował. - Ach tak, oczywiście. Wiesz, chyba byłoby łatwiej, gdybyś
rozpuściła włosy.
Wyjęła spinki, dotknęła guza na głowie i skrzywiła się lekko. Gęste, brązowe włosy spłynęły w dół
lśniącą kaskadą, sięgającą połowy pleców. Miękko układające się loki przywodziły na myśl portrety
prerafaelitów.
Alex popatrzył na nią z napięciem, wreszcie zajął się opatrzeniem skaleczenia.
Dotyk jego rąk przyniósł falę słodkich wspomnień tej odległej w czasie wspólnej nocy. Przypomniała
sobie, jak zanurzał dłonie w jej włosach, całował je w zachwycie. Być moŜe teŜ to pamiętał, bo ręka mu
zadrŜała. Mocne pieczenie przerwało te rozmyślania.
- JuŜ wystarczy, zabierz to. - Jęknęła.
- Przepraszam, ale trzeba to zdezynfekować. - Wyprostował się, gdy skończył. - Powinno juŜ być w
porządku. Plaster chyba jest niepotrzebny.
- Dziękuję. - Wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy, które napłynęły jej do oczu. - Mam wraŜenie, Ŝe to
ci się podobało.
- Nie chciałem sprawić ci bólu.
- Naprawdę? - Wyraźnie mu nie wierzyła. - Nic na to nie poradzę, Ŝe wyglądam tak samo jak Venetia.
- Ale mogłaś tu nie przychodzić - powiedział ostro. Zrobił gwałtowny gest. - Przepraszam, miałaś
prawo zrobić, co chciałaś. Kiedy cię widzę, czasami zapominam i myślę, Ŝe ona Ŝyje.
Zszedł do łazienki. Usłyszała, Ŝe myje ręce. Po chwili wrócił.
- Jak się teraz czujesz?
- Trochę boli mnie głowa, poza tym dobrze. - Oczekiwała, Ŝe teraz sobie pójdzie, ale zawahał się,
coś go jeszcze dręczyło. - Czy jeszcze coś w sprawie domu?
- Nie. - Spróbował zrobić kilka kroków, ale podest był zbyt wąski. Wyglądał jak zwierzę uwięzione w
klatce.
- Chciałem wyjaśnić coś do końca. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, przed twoim wyjazdem do Ameryki,
gdy dowiedziałem się prawdy - wtedy powiedziałaś, Ŝe jesteś we mnie zakochana.
Przeczuwając co nastąpi, Ginny opuściła głowę, próbując uciszyć bicie serca. Wreszcie podniosła wzrok i
zapytała chłodno.
- Więc?
- Więc chciałbym wiedzieć, co czujesz teraz. Popatrzyła na niego, starając roześmiać się z nie-
dowierzaniem.
- Chcesz wiedzieć, czy nadal cię kocham?
- Tak.
Poczuła ucisk w piersiach, aŜ trudno jej było złapać oddech. Broniąc się, zaatakowała.
- Dlaczego?
Uśmiechnął się gorzko i usiadł na stopniach naprzeciw niej. WciąŜ był bez marynarki, z podwiniętymi
rękawami, trochę zakurzony. Nadal był szczupły i wysportowany, moŜe tylko nieco chudszy niŜ wtedy,
gdy go poznała. Większość męŜczyzn zwykle tyje po ślubie - nawet jeśli tak było z Alexem, to nie zostało
po tym ani śladu.
- Przyszło mi do głowy, Ŝe moŜe dlatego tu wróciłaś - powiedział niepewnie. - I moŜe dlatego chcesz
zatrzymać dom. - Drgnęła mu szczęka, ale oczy pozostały zimne. - Pomyślałem, Ŝe moŜe chcesz
rozpocząć wszystko na nowo, od miejsca, gdzie przerwaliśmy.
- A jeśli nawet? - Nie spuszczała oczu z jego twarzy, tylko palcami nerwowo skubała wypłowiały
materiał kanapy.
- To szczerze ci mówię, Ŝe nic z tego - powiedział z mocą. - To, Ŝe kiedyś mi się podobałaś, nie znaczy,
Ŝe tak jest teraz. A to, Ŝe jesteś siostrą Venetii i wyglądasz dokładnie jak ona, nie robi Ŝadnej róŜnicy. W
gruncie rzeczy wprost przeciwnie... - urwał, chcąc podkreślić wagę słów. - Twój widok jedynie przypo-
mina mi Venetię, moją Ŝonę. A kiedy myślę o niej, to naprawdę nie pragnę nikogo innego.
Nagle pomyślała, jak absurdalna jest ta sytuacja - siedzieć na zakurzonym półpiętrze i prowadzić taką
rozmowę; on w poplamionej koszuli, ona z guzem na głowie. Ta myśl nieco złagodziła napięcie i pomogła
jej utrzymać kontrolę nad sobą. Udało się jej roześmiać.
- No cóŜ, cieszę się. JuŜ Jeff coś takiego mi powiedział. Myślisz, Ŝe to młodzieńcze zauroczenie trwa
nadal? Alex, od tego czasu minęły lata! Jestem teraz zupełnie inna. Przyznaje, Ŝe wtedy całkiem straciłam
dla ciebie głowę, ale wyjazd z Anglii był najlepszym posunięciem, jakie kiedykolwiek wykonałam.
Dopiero w Ameryce naprawdę zrobiłam karierę. śycie w Nowym Jorku to zupełnie coś innego niŜ tu. To
niesamowite miejsce, szczególnie jeśli odnosisz sukcesy.
Przyglądał się jej badawczo, aŜ się roześmiała.
- Naprawdę sądzisz, Ŝe dlatego wróciłam?
- Sama powiedz.
- Przykro mi cię rozczarować, ale wiele się zmieniło, równieŜ w moim Ŝyciu prywatnym.
- I przez ten czas miałaś wielu - powiedział z okrucieństwem.
Oczy jej zabłysły, lecz tylko obojętnie wzruszyła ramionami.
- Nie twoja sprawa.
Podniósł rękę i przeciągnął dłonią po twarzy.
- Chyba nie. Przepraszam - dodał krótko. - Twoje Ŝycie to twoja prywatna sprawa. - Złapał się na tym, Ŝe
popełnił nietakt i zerknął na nią.
Nieoczekiwanie Ginny roześmiała się i pochyliła w jego stronę.
- Słuchaj Alex, jesteś moim szwagrem i zawsze będę mieć dla ciebie ciepłe uczucia za to, Ŝe uczyniłeś
Venetię szczęśliwą. Ale co było, minęło. Gdybym miała jakieś zakusy na ciebie, to czy nie
przyjechałabym wcześniej? Jakbym wróciła natychmiast po jej śmierci, wślizgnęłabym się w twoje Ŝycie
tak, Ŝe nawet byś się nie zorientował.
Otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale uciszyła go machnięciem ręki.
- MoŜesz protestować, ile chcesz, ale to prawda. PrzecieŜ nawet dzisiaj nazwałeś mnie Venetią, tak czy
nie?
- Tak, ale tylko dlatego, Ŝe się skaleczyłaś i przez chwilę zapomniałem... - odrzekł z niechęcią.
- Gdybym przyjechała wcześniej i dobrze się postarała, to takie chwile byłyby częste. - Potrząsnęła
głową, twarz jej zadrgała. - Nie zrozum mnie źle. Jesteś miłym facetem, ale ja nie zamierzam do końca
Ŝycia udawać własnej siostry.
Wreszcie przekonany, Alex wyraźnie się rozluźnił.
- To dla mnie ulga. Muszę przyznać...
- Szczęściarz z ciebie - zadrwiła. - Przyjechałam na pogrzeb ojca, tylko dlatego.
- Jeśli tylko o to ci chodziło, to po co ci dom?
- Podoba mi się. Myślałam teŜ o matce. Teraz, gdy zabrakło Venetii, powinnam częściej ją widywać. Ale
po tych kilku dniach u niej wiem, Ŝe nie mogłabym mieszkać razem z nią. Bath jest w idealnej odległości
od Cheltenham, dosyć blisko, ale i wystarczająco daleko, więc nie byłabym od niej uzaleŜniona za
kaŜdym razem, kiedy przyjadę.
Alex uśmiechnął się. Naprawdę się uśmiechnął!
- Więc chcesz tu mieć swoje miejsce. Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś?
- Mówiąc szczerze, od pierwszej chwili byłeś dla. mnie taki niegrzeczny i nieprzyjemny, Ŝe nie miałam
zamiaru ci się zwierzać.
Skinął głową, przyjmując naganę.
- Przykro mi, ale musisz przyznać, Ŝe okoliczności mnie usprawiedliwiają. Cieszę się z tej rozmowy,
atmosfera się oczyściła. Zresztą, to był pomysł Jeffa.
- Naprawdę? - spytała oschle. Skrzywił się, słysząc ton jej głosu.
- Myślę, Ŝe przez te lata jego uczucia do ciebie się nie zmieniły.
- Jeśli tak, to niestety jest zakochany tylko we wspomnieniach, bo ja zmieniłam się całkowicie.
- To prawda - potwierdził zamyślony. - On cię juŜ nie obchodzi?
- Chyba zawsze tak było. Przypomniawszy sobie powód tej obojętności, Alex z dezaprobatą wzruszył
ramionami. - No tak. To szkoda. - Podniósł się. - Lepiej juŜ pójdę.
- Gdzie mam odesłać łóŜko?
- ŁóŜko? - Popatrzył przez otwarte drzwi sypialni, zawahał się. - Zatrzymaj je. Rzeczy, które zabrałem,
oddałem na aukcję. Nie mam gdzie postawić tego łóŜka i chyba nie będzie mi potrzebne. Mimo wszystko
dziękuję. - Popatrzył na nią, gdy wstawała. - Jak się czujesz? Jesteś trochę blada.
- Trochę boli mnie głowa. MoŜe mógłbyś przynieść z samochodu moje bagaŜe?
- Naturalnie. -Przyniósł wszystko, poruszając się jakby lŜej. Stojąc na najwyŜszym stopniu wyciągnął
rękę. - To do widzenia.
- Do widzenia Alex. - Podała mu dłoń i pochyliła się lekko, całując go w policzek. - Jeśli kiedykolwiek
miałbyś ochotę wpaść, zawsze będziesz miłym gościem.
- Dziękuję. Doceniam to, ale chyba nie skorzystam. Kiwnęła głową, a on odwrócił się i odszedł. Patrzyła
za nim dziwiąc się, jak łatwo uwierzył w te wszystkie kłamstwa.
ROZDZIAŁ TRZECI
Nie zwaŜając na ból głowy, Ginny przebrała się w dŜinsy i sweter, przewiązała włosy chustką i zabrała się
za sprzątanie. Zaczęła od salonu i sypialni. Skoncentrowała się na cięŜkiej pracy, zadowolona, Ŝe nie ma
czasu myśleć o czymś innym. Najgorsze tylko było to, Ŝe stale natykała się na rzeczy, które przypominały
jej Venetię - zeszyt z wycinkami z gazet, koszyk do robótek ze zrobionym do połowy malutkim
sweterkiem. Poczuła łzy w oczach, ale zdecydowanym ruchem włoŜyła go do torby na śmiecie, razem z
czasopismami i gazetami sprzed dwóch lat. Uświadomiła sobie, Ŝe czas zatrzymał się tu wraz ze śmiercią
Venetii i Alex nie mógł znieść cięŜaru wspomnień.
Ginny odkurzała, czyściła, polerowała, aŜ do chwili, gdy poczuła się zupełnie wyczerpana. Zmieniła
pościel i z ulgą wyciągnęła się na łóŜku. LeŜąc tak w pokoju oświetlonym jedynie światłem księŜyca,
poczuła się dziwnie. Zaczęła robić plany na następny dzień, usilnie starając się nie myśleć o Venetii i
Aleksie, ich nocach w tym łóŜku. Zdecydowała, Ŝe na pierwszy ogień pójdzie kuchnia, Ŝeby mogła zacząć
z niej korzystać. Dziś, wracając z pralni, kupiła coś na wynos w chińskiej restauracji. Oddała do
czyszczenia zasłony z całego domu i teraz księŜyc oświetlał wszystkie wnętrza, stwarzając niesamowity
nastrój.
W głowie jej pulsowało i nie mogła zasnąć. Przez kilka godzin przewracała się z boku na bok, wreszcie
wstała i poszła do łazienki, poszukać środków przeciwbólowych. Nagle doszedł do niej odgłos
lekkiego stukania. Skurczyła się ze strachu, ale po chwili pojęła, Ŝe to kapanie wody. Odetchnęła z ulgą i
na moment, Ŝeby uspokoić rozdygotane nerwy, mocno zacisnęła ręce na umywalce.
Zbiornik na wodę zaczął przeciekać i woda sączyła się z łączącej go rury, tworząc na strychu
powiększającą się kałuŜę. Ginny zeszła do pralni w piwnicy i zakręciła wszystkie kurki, Ŝeby
zabezpieczyć instalację. Nabrała wody do wiaderek i misek na rano, starannie wytarła kałuŜę i włączyła
elektryczne ogrzewanie, Ŝeby przesuszyć strych. Wreszcie znalazła się w łóŜku i zapadła w głęboki sen.
Telefon w domu był wyłączony. Po umyciu się w zimnej wodzie, Ginny usiadła i zaczęła robić spis rzeczy
do załatwienia w pierwszej kolejności. Przede wszystkim musi podłączyć telefon. Wyszła z domu. Kiedy
przechodziła obok sąsiedniego wejścia, pulchna kobieta w róŜowej podomce właśnie schylała się po
stojące na schodach mleko. Spojrzała na nią, zbladła i gwałtownie upuściła butelkę.
- Venetia!
- JuŜ dobrze! - Ginny podbiegła do niej. - Jestem jej siostrą.
- O BoŜe! Ale się przeraziłam. - PołoŜyła rękę na sercu i wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. - Pani
jest dokładnie taka jak ona.
- Tak. Jesteśmy... byłyśmy... identycznymi bliźniaczkami. - Spojrzała na potłuczone szkło i rozlane
mleko. - Przepraszam panią za to. Pomogę posprzątać.
- Słucham? Ach nie, ja to zrobię. Jeszcze nie doszłam do siebie... - Opanowała się. - Jestem Clare
Kennedy.
- Ginny Barclay. - Wyciągnęła dłoń, tamta ujęła ją jeszcze drŜącą ręką.
- Cieszę się, Ŝe nie jesteś duchem — powiedziała z ulgą. - Och, wybacz, przecieŜ Venetia była twoją
siostrą. Pamiętam, Ŝe mówiła o tobie. Jesteś modelką, prawda? Chyba mieszkasz w Ameryce?
- Tak. Wygląda na to, Ŝe dobrze znałaś Alexa i Venetię.
- Tak, byliśmy sąsiadami. Teraz pilnowaliśmy trochę domu, a Alex wpadał do nas, jak tylko tu był. -
Spojrzała na nią z zainteresowaniem. - CzyŜbyś się tu wprowadziła? Wprawdzie uprzedzał nas, Ŝe moŜe
coś się zmieni, więc gdy usłyszałam wczoraj jakiś ruch za ścianą, myślałam, Ŝe Alex sprząta dom przed
sprzedaniem czy wynajęciem.
- Wprowadziłam się. Na razie chwilowo, jeszcze nie wiem, na jak długo.
- MoŜe wpadniesz na filiŜankę kawy?
- Dziękuję, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. MoŜe kupić ci mleko, jak będę robić zakupy?
- Och, dobrze. To miło z twojej strony. Pierwsze kroki Ginny skierowała na pocztę, Ŝeby podłączyć
telefon, ale gdy juŜ wypełniła wszystkie formularze, dowiedziała się, Ŝe potrwa to przynajmniej tydzień.
Potem, przy pomocy ksiąŜki telefonicznej, próbowała znaleźć hydraulika, ale szybka naprawa okazała się
niemoŜliwa. To Anglia, nie Ameryka, cierpliwości - napominała siebie, próbując dalej. Najwcześniejszy
termin był za dwa tygodnie. Jak wytrzymać dwa tygodnie bez wody? PrzecieŜ to śmieszne! Zawahała się,
ponownie podniosła słuchawkę i wykręciła numer Alexa. Tym razem się udało, akurat miał przerwę w
zajęciach.
- Alex? Tu Ginny. Przepraszam, Ŝe przeszkadzam, ale w nocy zbiornik zaczął przeciekać i...
- Czy zakręciłaś zawór i spuściłaś wodę z instalacji?
- Tak, ale nie mogę znaleźć Ŝadnego hydraulika, Ŝeby załoŜyć nowy zbiornik.
- Gdzie próbowałaś?
- Dzwoniłam do wszystkich po kolei. Wydałam juŜ prawie wszystkie pieniądze na telefony. W Nowym
Jorku hydraulicy są na wagę złota, ale tu są chyba na wagę platyny!
- Zostaw to mnie. Spróbuję coś zrobić - powiedział wyraźnie rozbawiony.
- Ale jak się ze mną skontaktujesz? British Telecom potrzebuje tygodnia na podłączenie telefonu!
Zawahał się, w końcu powiedział:
- Nie martw się, jakoś dam ci znać. Dziś wieczorem będziesz w domu?
- Na pewno. Przemarznięta, spragniona i nieumyta, ale będę.
Roześmiał się i połoŜył słuchawkę, nie mówiąc, co zamierza zrobić.
Ginny wymieniła w banku trochę dolarów, zrobiła zakupy, nie zapominając o kilku butelkach wody
mineralnej i mleku dla sąsiadki. Wróciła do domu zostawiając po drodze mleko na progu Clare. Przebrała
się w dŜinsy i zabrała za sprzątanie kuchni. Gdy usłyszała dzwonek, pobiegła do drzwi, myśląc, Ŝe to
hydraulik przysłany przez Alexa. Na progu stała Clare.
- To ja. Przyniosłam powitalne ciasto. To chyba zwyczaj amerykański?
W środowisku Ginny akurat nie, ale była zbyt dobrze wychowana, Ŝeby to powiedzieć.
- Och, to cudowne z twojej strony! Dziękuję. MoŜe wejdziesz?
Z pewnością tylko na to czekała, weszła natychmiast i jednym spojrzeniem obrzuciła wszystko wokół.
- Właśnie sprzątałam kuchnię. Napijesz się kawy?
- Z przyjemnością.
Ginny gestem wskazała jej salon, ale Clare zerknęła tam tylko i podąŜyła za nią do kuchni.
- Dawniej często przychodziłam na kawę do Venetii. Latem siadywałyśmy w ogrodzie. Zawsze był
piękny, pełen kwiatów. W naszym jest zawsze pełno dziecięcych zabawek i rowerów.
- Macie dzieci?
- Dwójkę. - Popatrzyła na nią badawczo. - Venetia często zostawała z nimi.
Nie chcąc się wiązać, Ginny nie podjęła tematu.
- Przyjaźniłyście się?
- Tak. Pomagałyśmy teŜ sobie. Obie trochę pracowałyśmy. Venetia miała lekcje, a ja kuchnię.
- To twój zawód?
- Spróbuj ciasta. - Uśmiechnęła się. Ginny wzięła duŜy kawałek.
- Przepyszne! - wykrzyknęła z zachwytem. Clare wypytywała ją o Ŝycie w Nowym Jorku.
Ginny zauwaŜyła, Ŝe mimo wścibstwa jest bardzo miła. Poza tym przyszło jej do głowy, Ŝe skoro
opiekowała się domem dla Alexa, moŜe zechce robić to teŜ dla niej, gdy wyjedzie.
- Musisz koniecznie poznać mojego męŜa Richarda i dzieci. Wiesz co, w sobotę wydajemy małe
przyjęcie. Przyjdź, poznasz nowych sąsiadów.
- Dziękuję, chętnie. Czy to jakaś szczególna okazja?
- AleŜ nie - powiedziała lekko. - Spotykamy się tak od czasu do czasu.
- Mam nadzieję, Ŝe do tej pory naprawią mi ten zbiornik.
Nagle Clare przypomniała sobie o ciastkach zostawionych w piecyku. Po jej wyjściu Ginny znów wzięła
się za sprzątanie. śaden hydraulik się nie pokazał, widocznie Alex nie miał więcej szczęścia niŜ ona. Ale
koło szóstej zadzwonił dzwonek i zamiast hydraulika zobaczyła Alexa i Jeffa. Jeff był w garniturze, a
Alex miał na sobie stare, poplamione farbą dŜinsy. W samochodzie zobaczyła nowy zbiornik na wodę.
- Cześć! Jak świetnie! - Wybiegła im na spotkanie.
- Zamówiłem go i po pracy odebraliśmy go z magazynu - wyjaśnił A]ex. - Ale nie wchodził do
mojego samochodu i musieliśmy wziąć samochód Jeffa.
- A co z hydraulikiem?
- Ja go zastąpię. Jeśli chcesz mieć to naprawione dzisiaj, to nikogo lepszego nie znajdziesz.
- Och, bardzo chce! - powiedziała błagalnym tonem. - Cześć Jeff, jak się masz? - Pocałowała go w
policzek.
Wnieśli zbiornik do domu i poszli na strych. Po chwili Jeff zszedł na dół.
- Chciałbym zostać i pomóc Alexowi, ale niestety musze iść. Mam odczyt w towarzystwie historycznym
w miejscowości za Bristolem.
- Dziękuję. - Podeszła bliŜej i powiedziała półgłosem: - Wiem, Ŝe on zna się świetnie na samochodach,
ale czy jest równie dobrym hydraulikiem? MoŜe połączy coś źle i wszystko wybuchnie?
- Sama się przekonasz. - Spojrzał na zegarek i powiedział z Ŝalem. - Niestety, muszę juŜ iść. Zaczyna się
o siódmej trzydzieści. Około jedenastej przyjadę zabrać Alexa.
- AleŜ nie, nie ma sensu, Ŝebyś tu po niego przyjeŜdŜał. Odwiozę go do Bristolu.
Zawahał się, wzruszył ramionami.
- Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia.
Gdy odjeŜdŜał, pomachała mu i poszła na strych, ostroŜnie pochylając głowę. Alex przerwał pracę, gdy ją
zobaczył.
- Mogę w czymś pomóc?
- Jak twoja głowa?
- Dziękuję, dobrze.
- Na razie jeszcze trochę postukam, ale przydasz mi się, jak będę instalować nowy zbiornik.
Wróciła, gdy skończył stukać młotkiem.
- Jak idzie?
- Dobrze. Przygotowałem wszystkie połączenia, więc podniesiemy go na chwilę, Ŝeby sprawdzić, czy
wszystko pasuje.
- A jak nie?
- To jeszcze poprawię.
Pomogła mu podnieść i ustawić zbiornik. Musiał jeszcze coś poprawić, więc usiadła na podłodze i z
uwagą śledziła jego wprawne poczynania.
- Prawie gotowe.
- Pewnie jeszcze nie jadłeś? - Domyśliła się i zeszła do kuchni po kawę i kanapki.
Jadł z apetytem. Ginny wzięła kanapkę i ogarnęło ją zadowolenie, Ŝe tak siedzi z nim po wspólnej pracy.
śaden galowy wieczór w Nowym Jorku czy Hollywood nie dawał się z porównać z tą chwilą na strychu
pełnym kurzu. I wszystkie, z takim trudem osiągnięte sukcesy i sława, nie dały jej tyle przepełniającej
serce radości, co zwykłe bycie razem z nim.
- Zamyśliłaś się.
- Myślałam o Jeffie - skłamała. - Naprawdę Ŝałował, Ŝe nie moŜe ci pomóc.
- Tak, on to lubi. Myślę, Ŝe on lubi się brudzić. Pewnie dlatego zajął się archeologią - nie musi szukać
wymówek, Ŝeby grzebać w śmieciach.
- Dla mnie zawsze był wyrośniętym uczniakiem. - Uśmiechnęła się.
- Pewnie dlatego ci się nie podobał.
- Co masz na myśli?
- Ktoś, kto wygląda na uczniaka i wzbudza macierzyńskie uczucia, nie moŜe być w twoim typie.
ChociaŜ Jeff wcale taki nie jest.
- Dlaczego uwaŜasz, Ŝe nie mam macierzyńskich uczuć? - spytała z oburzeniem.
- Interesuje cię tylko kariera. - Roześmiał się. KaŜdy to powie. Gdyby ci zaleŜało na domu i rodzinie, juŜ
dawno byś coś zrobiła w tym kierunku.
- Mam dopiero dwadzieścia sześć lat i mnóstwo czasu przed sobą.
- Ale nie zrezygnujesz z kariery. Gdybyś miała dzieci, to miałabyś związane ręce. Poza tym, to
mogłoby ci popsuć figurę.
Nie wiedziała, czy powinna czuć się tym dotknięta, czy moŜe ucieszyć się, Ŝe zauwaŜył jej figurę.
- PrzecieŜ Venetia chciała mieć dzieci.
- Venetia chciała mieć rodzinę, podczas gdy ty chciałaś... - Urwał gwałtownie. - Przepraszam, nie mam
prawa cię krytykować.
- Nie, nie masz. A poza tym, w dzisiejszych czasach kobieta moŜe mieć rodzinę i jednocześnie robić
karierę.
- Taką jak twoja?
- A dlaczego nie? Zresztą, jeszcze najwyŜej pięć lat będę modelką. To praca dla młodych i stale są
potrzebne nowe twarze. Dlatego staram się przestawić na aktorstwo i pracę w telewizji.
- To dlatego twoje nazwisko zawsze pojawia się w towarzystwie męskich osobistości?
- To pomaga, oczywiście - przyznała szczerze. - Ale wystarczy, pokazać się z kimś kilka razy i
gazety są pełne najgorszych plotek na twój temat.
- A to tylko plotki?
- Co ci się stało? Dlaczego jesteś taki zły? - Postawiła kubek z kawą i spojrzała na niego.
- Mnie nic się nie stało. Ale Venetia była twoją siostrą. Powinnaś pomyśleć o tym, zanim zaczęłaś chodzić
z połową znanych facetów w Nowym Jorku.
- Do jej śmierci mojego nazwiska nigdy nie łączono z Ŝadnym męŜczyzną. Powinieneś o tym wiedzieć.
Zmroził ją wzrokiem.
- A ten fotografik... jak on się nazywał... Blake?
- Chodzi ci o Simona Blake'a? Był moim sponsorem, a potem menaŜerem.
- Dlaczego był? JuŜ nie jest?
- Nie, nasze drogi się rozdzieliły. - Odwróciła wzrok.
- MoŜe nie podobało mu się Ŝycie, jakie prowadzisz? - stwierdził sucho.
- A moŜe to mnie nie podobało się Ŝycie, jakie on prowadził? Zanim zaczniesz krytykować innych,
powinieneś znać fakty. A moŜe nie jesteś w stanie się powstrzymać od robienia mi przykrości?
Odwrócił wzrok i przeciągnął ręką po twarzy. Ten gest juŜ znała. Wzruszył ramionami.
- Myślę, Ŝe nienawidzę cię od momentu, kiedy nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Dwa lata to duŜo czasu.
Weszło mi to w nawyk. - Odwrócił się i popatrzył na nią. - Nie mogę tylko zrozumieć tego, co
powiedziałaś o wypadku. Tego, co ty doświadczyłaś.
- Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zawsze kaŜda z nas wiedziała, co odczuwa druga. To dlatego Venetia
wiedziała, Ŝe byłam z kimś tej nocy. - Spojrzała na niego i zobaczyła, Ŝe to przypomnienie było błędem.
- Czy nie cierpiałeś, gdy dowiedziałeś się, co jest z Venetią? Czy nie byłeś niemal fizycznie chory z
rozpaczy, gdy ona umarła?
- Naturalnie, ale nie ma w tym nic dziwnego. Ty zaś starasz się mnie przekonać, Ŝe przeŜyłaś coś
zupełnie irracjonalnego.
Popatrzyła w dal. Oparła głowę na kolanach i utkwiła wzrok w ścianie poddasza. Myślami była
daleko. Zaczęła cicho.
- Byliśmy na nartach, kiedy to się stało. Miałam właśnie rozpocząć zjazd, gdy nagle poczułam gwał-
towny, paraliŜujący strach. Nigdy w Ŝyciu tak bardzo się nie bałam. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam.
Nagle coś z ogromną siłą uderzyło mnie w bok i zaraz potem w głowę. Poczułam straszny ból.
Twarz mu zadrgała. Patrzył na nią z napięciem, ale Ginny nie spojrzała na niego, dopóki nie zaczęła znów
mówić.
- Potem zapadłam w ciemność. Gdy po jakimś czasie doszłam do siebie, powiedzieli mi, Ŝe zasłabłam i
spadłam w dół stoku. Twierdzono, Ŝe to dlatego czułam ból, ale ja wiedziałam, Ŝe było inaczej.
Wiedziałam, Ŝe coś strasznego stało się z Venetią.
Przerwała i zwilŜyła językiem wyschnięte usta.
- Lekarze nie mogli wytłumaczyć, dlaczego byłam w takiej depresji, bo, oprócz kilku siniaków, nie stało
mi się nic powaŜnego. Ale na moją prośbę Simon zadzwonił do matki i od niej dowiedzieliśmy się o
wszystkim.
- Byłaś na nartach z Simonem?
- Tak. - Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Zamyśliła się. - Matka powiedziała, Ŝe Venetia jeszcze Ŝyje i
Ŝebym przyjeŜdŜała jak najszybciej, ale ja wiedziałam, Ŝe juŜ za późno. Chciałam przekazać Venetii całą
moją siłę, dać jej znak, Ŝe dzielę z nią ból i cierpienia, tak jak to zawsze robiłyśmy. I wiem, Ŝe ona to
czuła.
- Wmawiasz to sobie, Ŝeby ci było lŜej. Nie moŜesz tego wiedzieć.
- Nie? - Odwróciła głowę i spojrzała na niego. - Więc dlaczego w chwili śmierci wypowiedziała moje
imię?
Otworzył szeroko oczy, twarz mu pobladła.
- Skąd o tym wiesz? Tylko ja byłem wtedy przy niej. Spojrzała na niego ze smutkiem, potem bez słowa
zabrała puste kubki i talerze. Czy wierzył jej, czy nie, nie mogła powiedzieć mu więcej nic, co mogłoby
go przekonać.
- Daj mi znać, kiedy mam puścić wodę.
- Słucham? - Spojrzał na nią nieprzytomnie. - Ach tak, dobrze. JuŜ mi nieduŜo zostało.
Zeszła na dół. Minęło jakieś pół godziny, kiedy zawołał. Woda powoli wypełniała rury, tak jak dzień
wcześniej. Pobiegła na górę.
- No i jak? Nie przecieka?
- Poczekajmy, aŜ się napełni.
Mówił juŜ normalnym głosem i gdy ukradkiem spojrzała na niego, z ulgą zobaczyła, Ŝe twarz ma
pogodną. Westchnęła. MoŜe Alex nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co było między nią i Venetią,
ale przynajmniej będzie myśleć o tym inaczej niŜ dotychczas.
Upewniwszy się, Ŝe zbiornik nie przecieka, Alex obszedł cały dom i sprawdził, czy kaloryfery nie są
zapowietrzone.
- Rzeczywiście wszystko wysprzątałaś.
- Dziękuję. Pewnie chciałbyś wziąć prysznic. PołoŜyłam czyste ręczniki w łazience.
Spojrzał na nią z niechęcią, niezadowolony, Ŝe mówi mu, co ma robić, jednak poszedł do łazienki. Wrócił
dwadzieścia minut później, z głową jeszcze mokrą.
- Zrobiłam kawy. Tym razem będzie lepsza, ze świeŜej wody.
Wyglądało na to, Ŝe chciał odmówić, więc szybko dodała:
- Jest teŜ trochę ciasta od sąsiadki.
- Od Clare? WyobraŜam sobie, jaka była zaskoczona, gdy cię zobaczyła.
- Myślała, Ŝe widzi ducha - zgodziła się z uśmiechem. - JuŜ pewnie wszyscy sąsiedzi wiedzą o mnie.
- Dobra z niej kobieta, ale niezła plotkara. Pewnie dobrze cię wypytała. Co jej powiedziałaś?
- Wszystko, co chciała - o moim Ŝyciu w Nowym Jorku.
Kiwnął głową. Wziął kawałek ciasta i spróbował.
- MoŜe to dlatego Jeff był taki zawiedziony. Nigdy nie mógł sobie odmówić ciasta od Clare.
- Ty, jak widzę, teŜ. Zabierz je lepiej ze sobą.
- A ty?
- Nie zapominaj, Ŝe jestem modelką. Ale to się pewnie skończy, jeśli będę mieć za ścianą kogoś, kto
piecze takie ciasta. Na pewno zaraz okropnie utyje.
Zrobiła Ŝałosną minę i Alex roześmiał się głośno. Zaskoczony swoim zachowaniem, zmieszał się, skoń-
czył kawę i wstał.
- Lepiej juŜ pójdę.
Nie starając się go zatrzymać, zapakowała ciasto, a on pozbierał narzędzia.
- Ile jestem ci winna za zbiornik? Potrząsnął głową.
- Gdyby dom nadal naleŜał do mnie, i tak musiałbym go wymienić.
- Nie, Alex, tak nie moŜe być.
- Powiedziałem nie - powtórzył stanowczo. - Chodźmy juŜ.
ZałoŜyła Ŝakiet i wyszli. Prowadziła samochód, a Alex wskazywał jej drogę do miasteczka uniwer-
syteckiego i domu, w którym mieszkał. Nie zaprosił jej do środka.
- Dziękuję za zbiornik i czas, który poświeciłeś. Jestem ci bardzo wdzięczna - powiedziała ciepło.
- W porządku. Ginny, wiem, Ŝe to był wyjątkowy powód, ale myślę, Ŝe będzie lepiej, jeśli więcej się nie
spotkamy.
Zacisnęła mocniej ręce na kierownicy.
- Nigdy? To masz na myśli? - zapytała, starając się pozbawić głos wszelkich emocji.
- Tak. KaŜde z nas ma własne Ŝycie, całkowicie odmienne, a teraz nie mamy ze sobą juŜ nic wspólnego.
Więc nie dzwoń do mnie za kaŜdym razem, kiedy przyjedziesz do Anglii, bo twoje kurtuazyjne telefony
będą tylko stratą czasu.
Musiał przygotować to sobie wcześniej. Mówił tak, jakby to była jak najbardziej racjonalna decyzja, ale w
jego glosie było wyraźne napięcie.
- Rozumiem. - Odetchnęła głęboko. - A co, jeśli zdecyduję się sprzedać dom?
- Nasi prawnicy dadzą sobie radę.
- No tak, oczywiście. - Odwróciła się i popatrzyła na niego. - Więc to jest poŜegnanie?
- Tak. - Zawahał się szukając słów, wreszcie powiedział szybko: - śyczę ci powodzenia, Ginny.
Mam nadzieję, Ŝe dostaniesz od Ŝycia to wszystko, czego chcesz.
Skinęła głową. Kiedy otwierał drzwi, powiedziała:
- Nie zapomnij o cieście.
Odjechała, gdy tylko wysiadł. Pamiętała, Ŝeby nie obejrzeć się za siebie. JuŜ tyle razy robiła to w prze-
szłości i nigdy nie znalazła niczego poza smutkiem. Nie mogę się obejrzeć, nie mogę. Nie pierwszy raz
miała zranione serce.
W domu przygotowała sobie kąpiel. LeŜała w wannie, dopóki woda nie ostygła. Zaczęła rozpamiętywać
zdarzenia tego wieczoru. Czy przypomnienie tamtej nocy sprawiło, Ŝe nie chce jej więcej widzieć? Ale
moŜe przyczyny były inne, moŜe to widok wysprzątanego i znów przytulnego domu? Wszystko jedno.
ZałoŜyła nocną koszulę i połoŜyła się do łóŜka. Zapatrzyła się w jasne miejsce na ścianie nad kominkiem,
gdzie przedtem wisiał portret Venetii. Alex zabrał go razem z meblami. Muszę inaczej urządzić ten pokój,
a właściwie cały dom. Przynajmniej się czymś zajmę. Albo wrócić do Nowego Jorku i zabrać się do
pracy. ChociaŜ tamto Ŝycie jakoś straciło swój poprzedni urok.
W Bath o malarzy było tak samo trudno, jak o hydraulików. Wydzwaniała z budki przez dłuŜszy czas,
wreszcie zniechęcona poddała się i kupiła kilka puszek farby. Kiedy mieszkały z Venetią w starym
mieszkaniu w East Finchley, same robiły w nim wiele rzeczy. Na początku czuła się trochę dziwnie, ale
włączyła radio, by odegnać wspomnienia i praca ją wciągnęła.
Kilka dni później niespodziewanie wpadł Jeff. Ginny akurat malowała sufit w salonie, stojąc na desce
umieszczonej między krzesłem i drabiną.
- Cześć! Wchodź! - przywitała go. - Jestem cała w farbie, jak widzisz. - Ze śmiechem starła z czoła krople
farby.
- Nie przypuszczałem, Ŝe zastanę cię przy przy czymś takim - powiedział ze zdumieniem.
- Nie? A na co liczyłeś? Poprawił okulary.
- Hm, zapytałem Alexa, czy nie wybiera się do ciebie zobaczyć, czy zbiornik działa, a on powiedział…
- Zawahał się.
- śe nie ma zamiaru tu więcej przychodzić - dokończyła za niego.
- Tak. Pomyślałem, Ŝe dowiem się, czy u ciebie wszystko w porządku.
- Pewnie myślałeś, Ŝe załamana będę płakać nad sobą, przyznaj się. -Spojrzała z rozbawieniem. Przyszło
jej to nadspodziewanie łatwo. - PrzecieŜ ci mówiłam,, Ŝe juŜ dawno mi przeszło. Jeśli on nie chce
przychodzić dlatego, Ŝe ja tu jestem, to jest to zupełnie zrozumiałe.
- To niedokładnie to, co on powiedział.
- Powiedział, Ŝe to mnie nie chce więcej widzieć, to masz na myśli? No cóŜ, to teŜ moŜna zrozumieć. To
nie jest szczególnie miłe mieć obok siebie kogoś, kto wygląda dokładnie tak samo jak kobieta, którą
kochał.
- Odwróciła się, wdrapała na deskę i zanurzyła pędzel w puszce z farbą. - Zresztą moŜe to i dobrze, Ŝe
więcej nie przyjdzie. Teraz, gdy nie ma juŜ tego domu, nic więcej go tu nie trzyma i moŜe zacznie Ŝycie
na nowo.
- Potrafisz przegrywać, Ginny - powiedział szczerze.
- No pewnie. - Roześmiała się gorzko i mocniej przycisnęła pędzel do sufitu. Na pokój rozprysnęły się
kropelki farby.
- MoŜe mógłbym ci trochę pomóc przy malowaniu? Popatrzyła na niego. W tej chwili wolałaby, Ŝeby tu
nie przychodził - niepotrzebnie rozbudził uczucia, stłumione z takim trudem. Ale z drugiej strony miał jak
najlepsze intencje. Opanowała się i uśmiechnęła z wdzięcznością.
- Oczywiście. Zwłaszcza, Ŝe masz takie długie ręce. Ale co będzie z twoim ubraniem? PrzecieŜ się
zmarnuje,
- Mam w samochodzie trochę starych ciuchów, które zwykle zabieram na wykopaliska.
- Świetnie. W takim razie zostawiam ci sufit i biorę się za ściany.
Rozmawiali niewiele, koncentrując się przede wszystkim na malowaniu. Poszło im całkiem nieźle i skoń-
czyło się kolacją w restauracji. Następnego dnia Jeff znów przyjechał po południu i zaproponował swoją
pomoc w czasie weekendu, ale Ginny postanowiła pojechać do matki na dwa dni. W poniedziałkowe
popołudnie był znowu i razem wzięli się za przedpokój i schody. Było to duŜo trudniejsze, musieli
uŜywać drabin i prowizorycznych rusztowań. Ginny zrozumiała, Ŝe sama nie poradziłaby sobie.
Clare wpadła na chwilę. Znali się z Jeffem z dawnych czasów i z przyjemnością znów się spotkali. Jeff
kupił od niej dwa ciasta przekładane kremem, Ŝeby zabrać ze sobą do domu. W tym tygodniu Ginny
zostawiła dla niego najtrudniejsze prace, a sama zajęła się kuchnią i łazienką, gdzie były mniejsze
płaszczyzny do malowania. Skończyli w czwartek wieczorem i z dumą przyjrzeli się efektom swojej
pracy.
- A co z drugą sypialnią? - zapytał. - To nie jest duŜo roboty.
- Jeszcze nie wiem, co z nią zrobię. - Potrząsnęła głową.
Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Stare, juŜ wcześniej poprzecierane dŜinsy, teraz
były całe pochlapane farbą, głównie białą. Był w nich podobny do lamparta, tym bardziej, Ŝe włosy teŜ
wyglądały, jakby nagle i przedwcześnie posiwiał.
- Czy jutro coś planujesz?
- Dlaczego pytasz? Czy chciałabyś, Ŝebym coś zrobił?
- Chciałabym, Ŝebyś zmył z siebie tę farbę, załoŜył najlepszy wieczorowy garnitur i dał się zabrać na
kolację, która będzie podziękowaniem za wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
- Och, to zupełnie niepotrzebne. Całkiem mi się podobało.
Postawiła na swoim i następnego dnia pojechała wieczorem do Bristolu, Ŝeby go zabrać. Kiedy dotarła do
miasteczka uniwersyteckiego, było jeszcze dość jasno. Wysiadła z samochodu, Ŝeby zastukać do drzwi,
ale Jeff wychylił się przez okno i zawołał, Ŝe juŜ schodzi. Kiwnęła głową i pomachała mu ręką, wysoka i
bardzo szczupła, w długiej, kremowej, mocno wyciętej sukience, która podkreślała jej figurę i kalifor-
nijską opaleniznę. Gdy Jeff zamykał okno, Ginny kątem oka spostrzegła lekki ruch w sąsiedztwie.
Instynktownie poczuła, Ŝe to Alex. Nie pomachała ręką, ale nie wchodziła do samochodu, dopóki Jeff nie
zszedł na dół. W garniturze wyglądał bardzo przystojnie, choć był nieco speszony.
- Dokąd jedziemy? - zapytał, gdy juŜ znaleźli się w samochodzie.
Opuszczali właśnie teren uniwersytetu, kiedy Ginny powiedziała:
- Wiesz, znalazłam miejsce, gdzie podają rybę z frytkami i najlepszy na świecie pudding z groszku i
siekane kotlety z wątróbki... - i wybuchnęła śmiechem, widząc komiczny wyraz konsternacji na jego
twarzy.
Popędziła autostradą do Londynu. Po kolacji w czterogwiazdkowej restauracji poszli potańczyć do
nocnego klubu, a potem pograć do kasyna.
- Zawsze tak się bawisz? - zapytał o czwartej nad ranem, gdy wreszcie dotarli do samochodu.
- Kiedyś tak - przyznała. - Ale po jakimś czasie zrozumiałam, Ŝe muszę z tym skończyć, jeśli nadal chcę
być modelką. Więc uspokoiłam się i znów zaczęłam chodzić wcześnie spać.
- MoŜe ja poprowadzę? - zaproponował, gdy podeszli do samochodu, lecz Ginny potrząsnęła głową i
usiadła na miejscu kierowcy. Zrobiła to automatycznie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, Ŝe Alex
wcale by jej nie pytał o zdanie, tylko od razu usiadł za kierownicą. Mogła panować nad Jeffem, ale z
Alexem to było nie do pomyślenia, jeśli sam tego nie chciał.
Przez poprzednie wieczory, kiedy razem z Jeffem odnawiali dom, nie wspominali Alexa, ale teraz,
wracając po ciemku do Bristolu, nie mogła odegnać od siebie myśli o nim. Jeff trochę drzemał, półleŜąc w
sąsiednim fotelu. Nagle, jakby zgadując jej myśli, powiedział:
- Wiesz, chociaŜ Alex nie ma juŜ Ŝadnych praw do domu, nadal się nim interesuje. Ciągle mnie wypytuje,
co robimy, jakie zmiany wprowadziłaś...
- Naprawdę? - Starała się, Ŝeby pytanie zabrzmiało zwyczajnie.
- Tak. Oczywiście powiedziałem mu, Ŝe chcesz tylko na nowo pomalować dom. - Jeff zaśmiał się,
rozluźniony po winie i kolacji. - Wiesz, wydaje mi się, Ŝe on myśli, Ŝe ty i ja znów moglibyśmy się
zaprzyjaźnić. Ilekroć wracam później, zawsze wpadam na niego.
- No to dzisiaj się naczekał - powiedziała sucho, aŜ Jeff wybuchnął śmiechem.
- Pewnie się zastanawia, co zaszło. - Popatrzył na nią i westchnął. - Przypuszczam, Ŝe nic nie zajdzie -
odpowiedział sam sobie. - Oczywiście, Ŝe nic. Wiedzieliśmy o tym od początku.
- Przykro mi, Jeff. - Na chwilę zdjęła rękę z kierownicy i dotknęła jego dłoni.
- Czy dasz się gdzieś zaprosić jutro, a właściwie dzisiaj, tylko później?
- Niestety, juŜ jestem umówiona. - Spojrzał na nią pytająco, ale zamiast się tłumaczyć, powiedziała:
- Wiesz o tym, Ŝe zawsze jesteś miłym gościem. MoŜe wpadłbyś do mnie na kolację w przyszłym
tygodniu?
AŜ do Bristolu prawie nie rozmawiali. Gdy Jeff Ŝegnał się i wysiadał, Ginny zerknęła na okna Alexa. Tak
jak przypuszczała, w pokoju było ciemno, ale zasłony były rozsunięte. Jeśli leŜał i nie spał, mógł
zobaczyć światła samochodu. Jeśli nie spał. Jeśli to go w ogóle obchodziło. Ale przecieŜ wypytywał Jeffa,
co robią. ChociaŜ moŜliwe, Ŝe chodziło mu tylko o dom.
Wieczorem starannie wybrała strój na przyjęcie do Clare Kennedy. Coś zbyt wyszukanego, „nowojors-
kiego", byłoby przesadą na zwykłe spotkanie, jednak z drugiej strony, zbyt skromną kreację Clare mogła
odebrać jako lekcewaŜenie. W końcu wybrała jedwabne wieczorowe spodnie w kolorze głębokiej
czerwieni i odpowiednią do nich bluzkę bez rękawów, a długie, gęste włosy przewiązała apaszką w tym
odcieniu. Na gołe stopy załoŜyła sandałki z rzemyków. Paznokcie juŜ wcześniej pomalowała czerwonym
lakierem. Przez większą część dnia odpoczywała, więc wyglądała świeŜo, a makijaŜ doskonale zatuszował
ślady zmęczenia. Na koniec uŜyła swoich ulubionych perfum Joy i spojrzała na zegarek.
Ósma czterdzieści. Przyjęcie miało się zacząć około ósmej, ale Ginny nie chciała przyjść pierwsza. Jako
modelka wiedziała, jak zrobić odpowiednie wejście.
Zupełnie gotowa czekała w sypialni i przez uchylone okno słyszała, jak drzwi wejściowe do domu Clare
kilkakrotnie otwierały się i zamykały. Zastanawiała się, ile przyjdzie osób. Wzięła torebkę i zbiegła na dół
po butelkę wina. Upewniła się, Ŝe wszystko dobrze zamknęła i przeszła kilka metrów do sąsiedniego
wejścia.
Otworzył jej męŜczyzna.
- Witam! Chyba jesteś Ginny Barclay. Spojrzał na nią z wyraźną aprobatą, dość przeciętny, dobrze po
trzydziestce, z początkiem brzuszka.
- A ty Richard Kennedy.
- Tak, to ja. - Był zadowolony, Ŝe pamiętała jego imię. - Proszę, wejdź. Bardzo się cieszę, Ŝe udało ci się
przyjść.
- Nie mogłabym przepuścić takiej okazji - zapewniła go i podała mu butelkę. - To mój udział.
- Och, naprawdę, niepotrzebnie zawracałaś sobie głowę. Ale tak czy inaczej, dziękuję. - Postawił butelkę
na stole w przedpokoju. - Pozwól, Ŝe zaprowadzę cię do Clare, a potem przyniosę ci drinka.
Otworzył drzwi do salonu. Przyjęcie dopiero się zaczęło i przybyli nie czuli się jeszcze zupełnie
swobodnie. Za mało jeszcze wypili, Ŝeby hałaśliwie rozprawiać i śmiać się głośniej niŜ zwykle, w kaŜdym
razie gwar nie był aŜ tak duŜy, Ŝeby zagłuszyć rozlegającą się gdzieś dalej muzykę. Gdy Richard
wprowadził ją do środka, w salonie było około dwudziestu osób.
- Clare - powiedział, przerywając ciszę, jaka zapadła, gdy zebrani odwrócili się, patrząc na nią. -
Przyszła Ginny. Czego się napijesz? - zapytał, podczas gdy Clare szła w ich stronę.
- Poproszę białe wino.
- Cześć Ginny! Chodź, poznam cię z ludźmi. To nasi sąsiedzi z drugiej strony.
Clare pocałowała ją w policzek i poprowadziła przez pokój, przedstawiając jej gości. Ginny uśmiechała
się, witała, ale nazwiska do niej nie docierały. I choć jej wzrok jedynie przez moment prześlizgnął się po
nim, w jej świadomość zapadł obraz wysokiego męŜczyzny ze szklanką w ręku, stojącego samotnie przy
oknie w kącie pokoju. Był ostatnią osobą, do której Clare ją przyprowadziła. Roześmiała się, wyraźnie
zadowolona z siebie.
~ Nareszcie ktoś, kogo nie musze ci przedstawiać! Postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę. Zaprosiliśmy
go, bo pomyśleliśmy, Ŝe będziesz się lepiej czuła, jeśli będzie ktoś, kogo znasz. Och, wybaczcie, znów
ktoś dzwoni.
Clare odeszła i nagle zostali zupełnie sami w pokoju pełnym ludzi. Ginny zwilŜyła językiem nagle
wyschnięte usta i powiedziała:
- Cześć Alex.
ROZDZIAŁ CZWARTY
SALLY WENTHWORTH Duch z przeszłości ROZDZIAŁ PIERWSZY Widok zmarłej Ŝony, zbliŜającej się cmentarną alejką - to musi być szok dla kaŜdego. Dla Alexa teŜ. Twarz mu po bladła i wyraźnie zesztywniał. Po chwili zrozumiał, kim była ta kobieta i z ulgą rozluźnił ramiona. Ulga to moŜe niewłaściwe słowo. MoŜe to było rozczarowanie. Czy chciałby, by to ona była martwa, a jego Ŝona Ŝyła? - Ginny! - Matka zobaczyła ją i pośpieszyła w jej stronę. W jej objęciach Ginny poczuła znajomy zapach perfum, wiosenny kwiatowy zapach, zupełnie nieod- powiedni dla kobiety w średnim wieku. - Tak się cieszę, Ŝe udało ci się przyjechać. Ojciec teŜ byłby zadowolony. Ginny nie widziała ojca ponad dziesięć Jat. Jego nowa rodzina, pogrąŜona w smutku, oczekiwała na zdjęcie trumny z karawanu. Ginny popatrzyła na nich, a potem prawie z niechęcią zwróciła głowę w stronę Alexa. Nie przypuszczała, Ŝe go tu spotka. Nie chciała go widzieć. Minęło juŜ ponad pięć lat od ich ostatniego spotkania i rozstania, ale czas nie zatarł wspomnień. - Cześć, Alex! - Próbowała powiedzieć to normalnie, ale słowa zabrzmiały zimno i odpychająco. Bez słowa skłonił głowę i rozmyślnie odwrócił się do niej plecami, podając matce ramię. - Wygląda na to, Ŝe zaczynają. Rozpoczęła się msza. Ginny stała razem z matką. Alex zajął sąsiednie miejsce obok matki i trzymał jej ksiąŜeczkę do naboŜeństwa, gdy ocierała oczy koronkową chusteczką. Matka nie mogła powstrzymać się od płaczu, mimo Ŝe rozwiodła się z męŜem ponad szesnaście lat temu. Ginny opłakała ojca, gdy tylko nadeszła wiadomość o jego śmierci i teraz stała, nie roniąc łzy, wysoka i szczupła, cała w czerni. Ojciec Ginny został pochowany w miejscowości, w której jego rodzina Ŝyła od pokoleń i gdzie się wychował. Tu sprowadził swoją pierwszą Ŝonę, więc do dziesiątego roku Ŝycia Ginny i Venetia teŜ tu mieszkały. Po rozwodzie rodziców wyprowadziły się razem z matką. Ale po swojej tragicznej śmierci, Venetia została pochowana tutaj, na cichym przykościelnym cmentarzu pod ciemnymi cisami. Ginny nie była na jej pogrzebie. Gdy stała w tym starym, kamiennym kościele, uświadomiła sobie, jak to musiało wyglądać. śal nad młodym Ŝyciem, tak gwałtownie przerwanym, głęboki, otępiający ból i rozpacz tych, którzy kochali jej siostrę i którzy ją utracili. Miała wraŜenie, jakby kamienne ściany przesiąkły tym smutkiem i takie juŜ pozostały. Alex teŜ musi być nim wypełniony. Zerknęła na niego ponad głową matki. Jego twarz niczego nie wyraŜała, widoczny był tylko zewnętrzny kontur bez najmniejszego śladu skłębionych uczuć, kryjących się w środku. John Barclay został pochowany w rodzinnym grobie w pobliŜu swych przodków. Uroczystość przebiegała skromnie i bez pośpiechu. Po jej zakończeniu wdowa podeszła do nich. - Pójdziecie z nami, dobrze? śałobnicy zaczęli się rozchodzić, lecz Ginny zwlekała. Kiedy została sama, przeszła kilka metrów i znalazła się przy innym grobie. Prosty biały kamień został połoŜony niedawno. Venetia Warwick, córka Johna i Maureen Barclay, ukochana Ŝona Alexa. Zmarła w wieku 2 lat, razem z
nienarodzonym dzieckiem. Ginny stała zapatrzona, starając się poczuć obecność siostry, lecz jej duch juŜ stąd uleciał. Doświadczała tej bliskości często i początkowo bardzo silnie, prawie tak, jakby Venetia była w jej wnętrzu. Były tak blisko siebie jak kiedyś w łonie matki. Jednak stopniowo Venetia oddalała się od niej, aŜ Ginny pozostała sama, z dojmującym uczuciem Ŝalu i smutku. Ginny nie była przesadnie religijna, jednak w tym spokojnym miejscu, jeszcze wyraźniej niŜ w kościele, odczuła potrzebę modlitwy. - BoŜe, miej w opiece moją siostrę. Niech odpoczywa w pokoju - wyszeptała i poczuła, jak słowa ulatują z wiatrem. Po chwili otworzyła torbę i wyjęła pojedynczą Ŝółtą róŜę, starannie zapakowaną w plastikowe pudełko. Venetia zawsze lubiła Ŝółty kolor, a róŜa była jej ulubionym kwiatem. Rozwinęła folię i schyliła się, Ŝeby połoŜyć kwiat na grobie. Nagle usłyszała za sobą jakiś krzyk i znienacka ktoś wyrwał jej róŜę. Zaskoczona, wyprostowała się gwałtownie i ujrzała za sobą Alexa, patrzącego na nią z wściekłością. Z nieukrywaną nienawiścią zamachnął się i odrzucił róŜę od siebie. Przeleciała ponad grobem i upadła na stertę zbutwiałej trawy i zielska. - Trzymaj się od tego miejsca z daleka - zasyczał ze złością. - Nie waŜ się hańbić grobu. Nawet nie raczyłaś przyjechać na jej pogrzeb! PrzeraŜona i zaskoczona jego reakcją wytrzeszczyła oczy. - Byłam chora - powiedziała obronnym tonem. Zaśmiał się z pogardą. - Chyba zbyt zajęta własną karierą. Dzwoniłem do twojej agencji w Nowym Jorku, Ŝeby dowiedzieć się, co się z tobą dzieje. Powiedzieli, Ŝe wyjechałaś na kontrakt. Nie było sensu wyjaśniać, Ŝe powiedzieli tak na jej prośbę. Nie chciała, by ktokolwiek przeszkadzał jej w tych cięŜkich chwilach. - Nie przypuszczałam, Ŝe zadzwonisz. Dlaczego nie dzwoniłeś do mnie do domu? - Dzwoniłem, ale ciągle było zajęte. - Postąpił krok do tyłu, jakby nie mógł znieść jej bliskiej obecności. - Po cholerę w ogóle z tobą rozmawiam. Wynoś się stąd. Nie jesteś tu nam potrzebna. Nam? Czy to znaczy, Ŝe zmarła Ŝona ciągle jest przy nim? Minęły juŜ prawie dwa lata od chwili, gdy Venetia zginęła w tym koszmarnym wypadku samochodowym w gęstej mgle na autostradzie. Myślała, Ŝe zdołał juŜ wrócić do normalnego Ŝycia, ale najwyraźniej cierpiał nadal równie mocno jak ona. Dzisiejsze przyjście do tego samego kościoła musiało być dla niego cięŜkim przeŜyciem. Ginny odwróciła się, by jeszcze raz spojrzeć na grób swojej bliźniaczej siostry, ale Alex niecierpliwie schwycił ją za ramię i odepchnął. - JuŜ dobrze, idę. Wyswobodziła się z jego uchwytu, próbując utrzymać zaciśniętą dłoń, jednak kropla krwi kapnęła na jego płaszcz. Otworzył szeroko oczy i po chwili złapał ją za rękę, zmuszając, mimo oporu, do rozluźnienia palców. Mocno wbity kolec róŜy zostawił głębokie zadrapanie. Zbladł i pomyślała, Ŝe widok ran przypomina mu o wypadku. - Dlaczego nic nie powiedziałaś? - Nic się nie stało. - Próbowała zabrać rękę, ale trzymał ją mocno. - Proszę. - Z wewnętrznej kieszeni wyjął czystą chusteczkę i podał ją Ginny. Owinęła chusteczkę wokół dłoni i próbowała zawiązać końce, ale jedną ręką trudno było to zrobić. Odebrał jej chustkę, szybko owinął dłoń i związał starannie. Zajęło to tylko kilka chwil. Ginny pochyliła głowę. Dotyk jego ciepłych, silnych rąk spowodował gwałtowny napływ wspomnień. Większość z nich dotyczyła nocy, którą spędzili razem wiele lat temu. Nocy, która zajmowała niezmienne miejsce w jej sercu. Ręka jej zadrŜała i Alex spojrzał na nią ostro. Być moŜe teŜ pamiętał, lecz dla niego to było coś innego. Gdy tylko węzeł był gotowy, odepchnął jej rękę, jakby budziła w nim wstręt. Ten gest obudził jej dumę. Z zimnym „dziękuję" uniosła głowę i odeszła, poruszając się z wdziękiem długonogiej zawodowej modelki. Większość Ŝałobników juŜ zniknęła. Matka Ginny stała pogrąŜona w rozmowie z grupą sąsiadów, których
znała z dawnych czasów. Ginny przedstawiła się, choć nie było to konieczne. Wiedziano, Ŝe jest bliźniaczką Venetii. Wyrazili jej współczucie, obrzucając ukradkowymi, pełnymi ciekawości spojrzeniami. Przywykła do tego, odkąd stała się znana, przede wszystkim jako modelka, a poza tym jako „ktoś". - Chcesz iść do nich? - spytała matkę, gdy pozostały same. - Chyba tak. Nie na długo, ale chciałabym zobaczyć niektórych ludzi. - MoŜe pójdziemy na piechotę jak inni? Ale jak chcesz, to mam samochód. - Wolę iść - odrzekła. - Chcę zobaczyć, czy coś się zmieniło. - Rozejrzała się. - A gdzie Alex? - Z Venetią - odpowiedziała krótko. Matka rzuciła jej przenikliwe spojrzenie. - Był wściekły, Ŝe nie przyjechałaś na pogrzeb Venetii. - Jest do tej pory. Ruszyły przez kościelny dziedziniec, przeszły przez krytą dachem cmentarną bramę i wyszły na drogę, dołączając do reszty idącej grupkami i parami. Szły z wiatrem i Maureen Barclay podniosła kołnierz płaszcza. - Wiesz co, myślę, Ŝe to sztuczne futerko, które mi przysłałaś, nie jest tak ciepłe jak prawdziwe. Dlaczego tak jest, Ŝe futro jest czymś okropnym właśnie teraz, kiedy wreszcie mogłabym sobie na nie pozwolić? - Chyba nie chciałabyś, Ŝeby ludzie z ruchu obrony praw zwierząt obrzucili cię obelgami albo oblali farbą? - O BoŜe! Czy tak się dzieje w Ameryce? - Tam i w większości innych krajów. Rozmawiały o nieistotnych rzeczach, starannie unikając draŜliwych tematów, aŜ do chwili, gdy pani Barclay ujęła jej dłoń. - Naprawdę bardzo się cieszę, Ŝe przyjechałaś. Ale co sobie zrobiłaś w rękę? - Dotknęłam kogoś, kto kłuje. - To pewnie Alex. Wiesz, nikt by nie przypuścił, Ŝe ktoś taki opanowany i spokojny jak on moŜe przeŜy- wać tak silnie i głęboko. Nigdy nie widziałam, Ŝeby ktoś tak rozpaczał, jak on po śmierci Venetii. Było mu jeszcze cięŜej z powodu dziecka. Tak na nie czekali. Ale nie okazywał swych uczuć. Minął dzień czy dwa i wszystko zdusił w sobie. Jestem pewna, Ŝe jeszcze wszystkiego nie przebolał. Ginny teŜ była o tym przekonana. Kochała Venetię równie mocno, a moŜe bardziej niŜ Alex. Czas nie ukoił tęsknoty i bólu po jej utracie. - Co on teraz robi? - Pracuje naukowo na uniwersytecie w Bristolu. Ten jego kolega, Jeff Ferguson, teŜ jest tutaj. Chyba ci o tym pisałam. - Mamo, przecieŜ dobrze wiesz, jak jest z twoimi listami. Dostaję od ciebie najwyŜej kartki z wakacji, na BoŜe Narodzenie i urodziny - a od śmierci Venetii to i tych nie. - Bo to jakoś nie pasuje Ŝyczyć ci szczęśliwych urodzin, gdy to były i jej urodziny. - W porządku, przecieŜ rozumiem. Zresztą dzwoniłaś. - Ale ty nigdy nie pytałaś o Alexa i Venetię. Zawsze się zastanawiałam, co wydarzyło się między wami, dlaczego tak nagle wyjechałaś i zerwałaś wszystkie kontakty. Zawsze byłyście takie zŜyte. - Zabrzmiała w tym nuta ciekawości, ale Ginny nie zareagowała. Głos matki przybrał twardszy ton. - Cokolwiek się wydarzyło, nie mogę zrozumieć, dlaczego nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Wiem, Ŝe nie miałaś czasu, ale to przecieŜ była twoja siostra... - Byłam chora - powtórzyła to po raz drugi tego dnia. - Nigdy nie chorujesz - powiedziała oskarŜycielsko. - To Venetia miała zapalenie wyrostka, a nie ty. I ona... - Czy musimy teraz o tym mówić? Dzisiaj powinnyśmy myśleć o ojcu. Pani Barclay skierowała na nią uparte spojrzenie, w końcu rozejrzała się i rzekła: - Alex juŜ idzie. Miał w samochodzie kwiaty na grób Venetii. Nie dogonił ich, mimo Ŝe nie szły zbyt szybko. Gdy weszły do domu, Ginny poprosiła siostrę ojca o pod- ręczną apteczkę. Ciotka oczyściła zadrapanie i przykleiła plaster. Sprała nawet ślady krwi z chusteczki. - Zapakuję ci ją do foliowej torebki. Czyja to chusteczka?
- Ktoś mi poŜyczył. Oddam mu później. Odebrała chusteczkę i przed schowaniem do torebki złoŜyła ją starannie. Uświadomiła sobie, Ŝe wcale nie ma zamiaru jej zwrócić, przynajmniej nie teraz. W pokoju byli juŜ wszyscy. Alex, który prawie nikogo nie znał, stał samotnie ze szklanką czegoś, co wyglądało na dŜin z tonikiem. Po jej wejściu przez chwilę panowała cisza. Była do tego przyzwyczajona, choć to w Ameryce znano ją bardziej niŜ w Anglii. Oczywiście tu uwaŜano ją za swoją, jednak jej ubiór, sposób bycia i pewność siebie świadczyły o osiągniętym sukcesie i wzbudzały ciekawość. Ginny podeszła do wdowy po ojcu Ŝeby złoŜyć kondolencje. Druga pani Barclay przyjęła ją chłodno. Nigdy nie zachęcała męŜa do utrzymywania kontaktu z córkami z pierwszego małŜeństwa i po rozwodzie dziewczynki bardzo rzadko gościły w domu ojca. Wszyscy obecni umierali z ciekawości, dlaczego nie przyjechała na ślub siostry, lecz ona nie miała najmniejszego zamiaru tego tłumaczyć. Była to tajemnica jej i Venetii i nawet matka nie znała przyczyn. Alex naturalnie wiedział, ale był ostatnią osobą, która chciałaby mówić na ten temat. Jej przyrodnia siostra i brat, nastolatki, stali koło matki. Przywitała się z nimi i próbowała nawiązać rozmowę, ale byli zbyt przejęci całą sytuacją. Z dwiema siostrami ojca poszło gładko. - Ojciec był bardzo dumny z twoich sukcesów w Ameryce - powiedziała jedna z nich. - Zbierał wycinki z gazet na twój temat i pokazywał wszystkim wokół. Ednie to się zbytnio nie podobało - dodała z przekąsem, patrząc na wdowę. Widząc, Ŝe ciotki nie darzą wdowy sympatią, Ginny chciała zmienić temat, lecz druga ciotka dodała: - Ojciec tak czekał na narodziny dziecka Venetii i na chwilę, kiedy zostanie dziadkiem. Po ślubie nieraz zapraszał ją i Alexa na parę dni i na weekendy. I nagle taka tragedia. - Tak - odrzekła Ginny, z twarzą zastygłą jak piękna maska. Ciotka juŜ otworzyła usta, by zapytać ją, dlaczego nie przyjechała na pogrzeb Venetii, lecz gdy zobaczyła wyraz jej twarzy, nie powiedziała nic. Pośpiesznie zmieniła temat. - Wiesz, Ŝe ojciec podarował Venetii dom w Bath jako prezent ślubny? - Nie, nie wiedziałam. Nie chcąc juŜ dłuŜej mówić o siostrze, Ginny zaczęła wypytywać o nieobecnych kuzynów i wkrótce rozmowa zeszła na bezpieczne rodzinne tematy. Jakąś godzinę później, gdy juŜ zaczęła myśleć o wyjściu, podeszła do niej matka. - Nie miałyśmy jeszcze okazji, Ŝeby pogadać. Gdzie się zatrzymałaś? - Na razie nigdzie. PoŜyczyłam samochód na lotnisku i przyjechałam prosto do kościoła. - To pojedziesz do mnie - powiedziała stanowczo pani Barclay. - Jak długo zostaniesz w Anglii? - Jeszcze nie wiem - odpowiedziała ostroŜnie Ginny. Cieszyła się, Ŝe widzi matkę, ale z doświadczenia wiedziała, Ŝe nie wytrzymają ze sobą dłuŜej niŜ kilka dni. W dodatku pani Barclay miała zwyczaj planować przyjęcia albo przyjmować zaproszenia w imieniu Ginny, nie pytając jej uprzednio o zdanie. - To pojedziemy razem. Powiem AIexowi. Pewnie ucieszy się, Ŝe moŜe juŜ iść. Ginny patrzyła za matką, jak przechodziła przez pokój, zatrzymując się na kilka słów przy grupkach znajomych. Wreszcie podeszła do Alexa. Była niŜsza od córki i rozmawiając z nim musiała podnosić głowę. Po kilku minutach Alex wyprostował się i z daleka spojrzał na Ginny. Nie odwracając oczu wytrzymała jego pogardliwy wzrok. W końcu matka kiwnęła na nią. - Ginny. zostawiłam parasolkę w samochodzie Alexa. Czy mogłabyś ją zabrać? Przy okazji moŜesz przyprowadzić samochód. Zostawiając ich w niezręcznej sytuacji, odwróciła się, by pogadać ze starą, niewidzianą od szesnastu lat przyjaciółką. - Czy juŜ wychodzisz? - Z niechęcią kiwnął głową. - Poczekaj chwilę, wezmę płaszcz. Wyszli z domu, kierując się w stronę kościoła. Czuła wyraźną wrogość. Szli w milczeniu. Ginny przerwała ciszę. - Matka mi mówiła, Ŝe nadal pracujesz z Jeffem. Co u niego słychać? - Chyba pytasz tylko tak sobie, bez powodu - odezwał się z sarkazmem. - Gdyby to cię choć trochę obchodziło, to chyba odpisałabyś na listy, które wysyłał po twoim wyjeździe. - Odpowiedziałam mu na kilka. Nie przypuszczałam, Ŝe go jeszcze zobaczę, więc to nie miało sensu.
Lepiej przerwać od razu - odparowała. Poza tym, jego listy zawsze były pełne wiadomości o Venetii i Aleksie, wiadomości, których nie chciała znać. - Więc dobrze, pracuję z nim, a on nadal się nie oŜenił. Czy to chciałaś wiedzieć? Po jego szorstkich słowach zamilkła, bojąc się, Ŝe cokolwiek by powiedziała, doprowadzi go do furii. Nic nie przychodziło jej do głowy, wszystko łączyło się ze wspomnieniami bolesnymi dla obojga. Był jeden wyjątek, ale i to wiązało się z oszustwem. - Matka mówiła, Ŝe jeszcze nie wiesz, jak długo tu zostaniesz. - Jeszcze nie mam planu - odrzekła zaskoczona. - Mam kilka spraw, które chciałbym omówić z tobą, zanim znów wyjedziesz do Ameryki. - Jakich spraw? - Mój prawnik pisał do ciebie po śmierci Venetii. - Ostatnie słowa powiedział normalnie, ale w oczach pojawił się wyraz bólu. - Jesteś wymieniona w jej testamencie. - Tak, pamiętam. - Ale nie odpowiedziałaś - powiedział szorstko. - Nie. Nie było sensu wyjaśniać mu, Ŝe przez kilka tygodni była zbyt chora, Ŝeby cokolwiek zrobić, a gdy juŜ doszła do siebie, nie mogła się zmusić, Ŝeby odpowiedzieć na ten list. - Przypuszczam, Ŝe teraz, gdy odniosłaś takie sukcesy i jesteś bogata, rzeczy, które zapisała ci Venetia, nie mają dla ciebie Ŝadnej wartości. Ale dla niej wiele znaczyły i chciała, Ŝebyś je miała. Ginny zadrŜała, podniosła wyŜej kołnierz płaszcza i ukryła w nim twarz. Mocno zacisnęła trzymaną w kieszeni rękę, wbijając paznokcie aŜ do bólu. - Co mam zrobić? - spytała szybko, nie chcąc pokazać po sobie, jak mocno ją zranił. UwaŜał ją za osobę bez serca, niczego nie rozumiał. - Zabierz wszystko, jeśli znajdziesz chwilę czasu, zanim znów wystartujesz do swojej strasznie waŜnej kariery - zadrwił. Poczuła nagłą złość. Dodało jej to sił. Z błyskiem w oczach zwróciła się w jego stronę. - Masz rację, dla mnie jest bardzo waŜna. Tak jak twoja dla ciebie. A ty co teraz robisz, Alex? Nadal wykładasz na uniwersytecie? Nadal wygłaszasz referaty o laserach na nudnych konferencjach? Ciągle te same rzeczy od tylu lat? Jej szyderstwa dotknęły go. Zacisnął usta. - To prawda. Ciągle szukam sposobów, Ŝeby poprawić świat dla takich jak ty pasoŜytów. Było jasne, Ŝe nie wygra w tej kłótni. Podeszła do samochodu i zatrzymała się. - Myślę, Ŝe matka ma twój telefon. Zadzwonię do ciebie, gdy będę mogła przyjść i zabrać wszystkie rzeczy. - Umów się z moim prawnikiem. Wyjął wizytówkę z portfela i na odwrocie napisał nazwę firmy. Podał jej, ale nie odchodził. Na jego twarzy pojawiło się wahanie. - Czy jeszcze coś? WłoŜył ręce do kieszeni płaszcza - ZauwaŜyła, Ŝe twarz ma mizerniejszą niŜ kiedyś. RównieŜ jej wyraz się zmienił - miał bruzdy wokół ust, brakowało teŜ entuzjazmu i radości Ŝycia, którą poprzednio promie- niował. Była pewna, Ŝe teraz nie mruŜy oczu w uśmiechu, jak to robił przedtem. We włosach pojawiły się siwe pasemka, których nie było pięć lat temu. - Venetia zapisała ci swój cały osobisty majątek. Obejmuje to równieŜ dom, który dostała od ojca w prezencie ślubnym. - Jesteś pewien? - Spojrzała na niego z niedowierzaniem. - AŜ za dobrze! - Zacisnął usta. - Prawo własności powinno być przeniesione na ciebie, bo dom jest od waszego ojca. Ale - chciałbym go odkupić. - Dlaczego? - Zawsze pytasz dlaczego - parsknął ironicznie. - Pomyśl, w tym domu Venetia i ja mieszkaliśmy razem. Z nim wiąŜe się tyle wspomnień. Nie chciałbym, Ŝebyś je zniszczyła. Nie zniósłbym myśli, Ŝe sprowa-
dzasz sobie kochanków do miejsca, gdzie byliśmy szczęśliwi. KaŜde słowo było jak pchnięcie noŜem, ale Ginny była zbyt dumna, by pokazać to po sobie. - To ciekawe, nie wiedziałam, Ŝe mam tu jakichś kochanków - powiedziała z drwiną. - Jesteś w Anglii dopiero pół dnia, więc jeszcze nie zdąŜyłaś sobie znaleźć - odciął się. - Myślałam, Ŝe jesteś inteligentny i nie wierzysz we wszystko, o czym piszą gazety. A poza tym, powinieneś się nauczyć nie obraŜać ludzi, z którymi chcesz coś załatwić. Zadowolona z riposty zaczęła otwierać samochód, ale zanim przekręciła klucz, Alex podbiegł do niej, schwycił za ramię i obrócił. - Nie wyobraŜaj sobie, Ŝe chcę...! - krzyknął doprowadzony do pasji. - Sprawiłaś Venetii tyle bólu, odwracając się od niej. To była jedyna rzecz, która mąciła jej szczęście. A miała tak mało czasu, tylko kilka lat... Te słowa znów pogrąŜyły ją w bólu, serce jej się ścisnęło. Aby to ukryć, powiedziała pierwszą rzecz, jaka jej przyszła do głowy, i zrobiła to z nonszalancją. - Venetia zawsze była kiepskim kierowcą. Twarz Alexa wykrzywiła wściekłość. Podniósł rękę i mocno uderzył ją w policzek. ZadrŜał i zrobił krok do tyłu, zaciskając ręce, Ŝeby się opanować. - O BoŜe! Pierwszy raz uderzyłem kobietę, i to taką lafiryndę jak ty! Odwrócił się i odszedł chwiejnym krokiem, jakby był chory. Doszedł do samochodu i oparł się o niego, po chwili wyjął klucze i otworzył drzwi. Nie spojrzał na nią więcej. Wsiadł i odjechał szybko, z kamienną twarzą i dłońmi zaciśniętymi z całej siły na kierownicy. Ginny popatrzyła za nim, a potem powoli weszła do samochodu. Kołnierz płaszcza w znacznym stopniu osłabił uderzenie, ale gdy spojrzała w lusterko, na policzku dostrzegła róŜowy ślad. Starannie poprawiła makijaŜ i gdy ponownie przestąpiła próg ojcowskiego domu, była tylko nieco bardziej opalona. Matka oczywiście niczego nie zauwaŜyła. Kiedy wreszcie wsiadły do samochodu, rozejrzała się wokół. - A gdzie moja parasolka? - Co takiego? Ach, parasolka! - Popatrzyła na nią nieprzytomnie i wybuchnęła prawie histerycznym śmiechem. Po kilku dniach zadzwoniła do prawnika Alexa. Musieli kontaktować się ze sobą, bo wszystko o niej wiedział. - Pani szwagier zlecił mi złoŜenie oferty kupna domu i przekazanie naleŜnych pani rzeczy. Rozmawiał z nią rzeczowo, podał proponowaną kwotę dodając, Ŝe cena domu została ustalona przez niezaleŜnego agenta. Ginny tyle czasu przebywała za granicą, Ŝe zupełnie nie orientowała się w cenach. - Sam pan rozumie, Ŝe nie mogę się zdecydować, dopóki nie zobaczę domu. - Mogę przysłać pani kopię wyceny. Jeśli chciałaby pani wysłać kogoś, by dokonał oceny, ustalimy termin, kiedy mógłby obejrzeć dom. - Dziękuję, ale wolałabym zrobić to sama. - Naprawdę nie musi się pani fatygować. Mogę wysłać pani... - Proszę pana, to mój dom, prawda? - przerwała, zaczynając się denerwować. - Tak, oczywiście. Ale pan Warwick... Urwał i Ginny domyśliła się, Ŝe Alex polecił mu nie dopuścić jej do domu i załatwić wszystko listownie. - Jutro rano przyjadę obejrzeć dom - powiedziała stanowczo. - Proszę dopilnować, Ŝeby o jedenastej ktoś czekał na mnie. Jaki to adres? Niechętnie podał jej adres i objaśnił drogę. - MoŜliwe, Ŝe pan Warwick zechce wysłać kogoś ze swojego biura - powiedział i połoŜył słuchawkę. Zimny wiatr ustał i jazda do Bath przez skąpaną w słońcu okolicę była przyjemnością. Ginny, przy- zwyczajona do ruchu prawostronnego, prowadziła bardzo ostroŜnie. Szło jej dobrze, tylko na rondach i drogach dwukierunkowych miała trochę problemów. Bath było pięknym miastem. Znała je dobrze i zawsze lubiła. Gdy były małe, często zabierano je do Bath, pokazywano muzea, rzymskie łaźnie i piękne kamienne budynki z czasów króla Jerzego I, zbudowane dla przyjeŜdŜającej tu korzystać z wód leczniczych szlachty i ziemiaństwa.
Przyjechała za wcześnie i przez jakiś czas jeździła po mieście, podziwiając doskonałość architektury Queen's Sąuare, Circus i Royal Crescent. Za dziesięć jedenasta wyjechała z centrum. Kierując się wskazówkami prawnika, znalazła się na ulicy zabudowanej małymi domkami, do których wejścia prowadziły wprost z chodnika. Zatrzymała się przy numerze 2. Popatrzyła na dom. Kilka podniszczonych kamiennych schodków prowadziło do białych drzwi frontowych. Nad nimi było małe, półkoliste okienko. Po prawej stronie od wejścia znajdowało się drugie okno. Dom był taki, jak się spodziewała. Venetia na pewno go lubiła. Wyobraziła sobie siostrę malującą okna, wieszającą zasłony, wybierającą meble i dywany, tworzącą dom dla siebie i Alexa. Nie spiesząc się, wysiadła z auta i stanęła na chodniku przed domem, próbując odnaleźć ducha siostry. Czuła jej bliskość, nawet wyraźniej niŜ przy grobie, choć nie była pewna, czy Venetia byłaby zadowolona z jej obecności tutaj. Nikt na nią nie czekał. Wyprostowała się, podeszła do drzwi i zadzwoniła. We wgłębieniach i na framudze dostrzegła kurz, okien teŜ dawno nikt nie mył. Widocznie Alex nie przejmował się zbytnio domem albo stracił do niego serce. Spodziewała się zobaczyć kogoś z biura, ale drzwi otworzył Alex. Zaskoczona, zaczęła się wycofywać. - Spokojnie - odezwał się szorstko. - Nie masz się czego obawiać. - Otworzył szerzej drzwi i cofnął się nieco. - Proszę, wejdź. Weszła powoli, przyglądając mu się uwaŜnie. Wyglądał, jakby miał za sobą bezsenną noc. - Słuchaj, nie musisz sam pokazywać mi domu... - Przepraszam, Ŝe cię uderzyłem - powiedział martwym głosem. - W porządku - odrzekła wzruszając ramionami. - Nic się nie stało. Skrzywił usta. - TeŜ tak myślę. - Zanim zrozumiała, o co chodzi, dodał: - Mimo wszystko przepraszam. To było niepotrzebne. Zabrzmiało to dziwnie. - Ja teŜ przepraszam. Nie chciałam cię zdenerwować. Wiesz, mogę sama obejrzeć dom, nie musisz... - Nie - zdecydowanie potrząsnął głową. - Chcę być przy tym. Nie chcę, nie mogę znieść myśli, Ŝe będziesz grzebać w jej Ŝyciu. Ciągle jeszcze Stali w przedpokoju. Ginny zrobiła kilka kroków naprzód i odwróciła się. - Ona była moją siostrą, Alex. Ja równieŜ ją kochałam. - Naprawdę? - W jego głosie zabrzmiała ironia. - Naprawdę. I ona mnie teŜ kochała. Czy inaczej zapisałaby mi ten dom i swoje rzeczy? - Zostawiła to tobie, bo czuła się winna. Winna twojego wyjazdu i zerwania. Ginny zmarszczyła brwi i potrząsnęła głową. - Nie, nie wierzę. Tak nie było. - Skąd moŜesz wiedzieć, co ona czuła?- powiedział szyderczo. - Nawet nie raczyłaś do niej napisać. Nie warto było próbować tłumaczyć mu, jak silne były więzy, które je łączyły, niemal telepatyczna zdolność wczuwania się w przeŜycia drugiej osoby - nikt, kto tego nie doświadczył, nie będzie w stanie zrozumieć. Zresztą moŜe ma rację. MoŜe rzeczywiście Venetia miała jakieś poczucie winy. W ostatnim roku przed jej śmiercią trochę się od siebie oddaliły. - PokaŜesz mi dom? Niechętnie skinął głową i wprowadził ją do pokoju po prawej stronie. - To salon. Był to przyjemny pokój z jasnymi tapetami i zasłonami, wygodna kanapą przy oknie i fotelami po obu stronach kominka. Wiszące na ścianach obrazy i ozdobne gzymsy dopełniały nastroju. Wszystko było pokryte cienką warstewką kurzu, z wyjątkiem fotela i prowadzącej do niego ścieŜki, wydeptanej na dywanie. Instynktownie poczuła, Ŝe Alex przychodzi tu opłakiwać utraconą Ŝonę i dziecko. - Nie mieszkasz tu teraz - powiedziała szybko, chcąc zachować pozory normalności. - Nie. Mam mieszkanie przy uniwersytecie. - Otworzył podwójne drzwi. - Tam jest jadalnia. Kiedyś z okien roztaczał się wspaniały widok na pola i wzgórza, ale teraz... sama widzisz. Ginny podeszła do okna, popatrzyła na leŜący niŜej, nieco zapuszczony ogródek, otoczony wysokim
murem i widoczne wyŜej dachy nowoczesnych magazynów. - Kuchnia jest na dole. Wrócili do przedpokoju, Alex pierwszy zszedł po stromych schodach. Pomyślała, Ŝe dom jest zbudowany na zboczu wzgórza, bo od ulicy nie było widać niŜszej kondygnacji. W czasach, gdy dom był zamieszkany, kuchnia musiała być ciepła i przytulna. Dodatki były z naturalnego drzewa, a na ścianach wisiały przedmioty z miedzi i brązu, wyraźnie dawno nie polerowane. - Tu był pokój do zmywania naczyń, przerobiliśmy go na pralnię, a w tej słuŜbówce trzymamy róŜne rupiecie. Głos Alexa był zupełnie pozbawiony uczuć, gdy otwierał przed nią kolejne drzwi. Wrócili do schodów i weszli na samą górę. - Tu są tylko dwie sypialnie i łazienka. - A co jest tam wyŜej? Ginny wskazała na wąskie schodki między pokojami. Nie była nawet specjalnie ciekawa, ale odczuła wzrastające zdenerwowanie Alexa. - Poddasze. Kiedyś to była sypialnia dla słuŜby, a teraz są tam zbiorniki na wodę. Ginny skinęła głową i czekała na otwarcie drzwi do sypialni, gdy Alex nagle wybuchnął. - Proponowałem ci więcej niŜ dobrą cenę za dom. Dlaczego się nie zgodziłaś? PrzecieŜ nie masz Ŝadnego powodu, przyszłaś tu tylko, Ŝeby zaspokoić swoją ciekawość! - MoŜliwe. - Zaskoczyła go. - Chciałam zobaczyć miejsce, gdzie mieszkała Venetia. Chciałam się upewnić, czy jest tak, jak to sobie wyobraŜałam. - WyobraŜałaś sobie? - Zmarszczył brwi. - Tak. - PrzecieŜ nawet do siebie nie pisałyście. Nie mogłaś widzieć Ŝadnych fotografii. Chyba, Ŝe twoja matka... Potrząsnęła głową. - Nie chodzi o fotografie. To obrazy, które powstały w mojej wyobraźni. - Spostrzegła drwinę w jego oczach i powiedziała łagodnie: - Nie mogłeś chyba sądzić, Ŝe nie tworzę sobie obrazu domu mojej siostry. PrzecieŜ wiesz, jakie byłyśmy sobie bliskie. Zobaczyła grymas niesmaku na twarzy Alexa. - To drzwi do większej sypialni? - zapytała. - A te do frontowej, trudno zgadnąć, co? Domyślam się, Ŝe chcesz tam wejść. - Jak nie chcesz, to moŜe innym razem, gdy będę sama... - Nie, skończmy juŜ z tym - odparł ostro. Pchnął drzwi i wszedł do środka. W pokoju były bladoniebieskie ściany i biały dywan. Ogromne, staromodne, chyba wiktoriańskie łóŜko, całe z politurowanego drzewa, było przykryte narzutą zszytą z kawałków w róŜnych odcieniach niebieskiego, najwyraźniej roboty Venetii. Ginny szybko odwróciła wzrok, zdając sobie sprawę, jak przykra jest ta sytuacja dla Alexa. To miejsce przypominało mu najintymniejsze, najszczęśliwsze chwile z Venetią. Przypominało mu teŜ tę jedyną noc, którą spędził tu dawno temu z Ginny. Spojrzała na podłogę. Takie same jak na dole ślady prowadziły do łóŜka, na którym jeszcze pozostało lekkie wgniecenie. - Dlaczego nie dbasz o dom? - zaatakowała go z nieoczekiwaną gwałtownością. - Venetii byłoby przykro... - Pilnuj własnych, cholernych spraw. Nie słuchała. Podeszła do ściennej szafy, otworzyła ją. Była pełna ubrań i butów Venetii. Na toaletce przy oknie leŜała kosmetyczka, stały buteleczki perfum. Nad kominkiem wisiał portret Venetii, jeszcze z czasów panieńskich, kiedy pracowała jako modelka. Ginny ledwie rzuciła na niego okiem - identyczną twarz widziała codziennie w lustrze. - Zamieniłeś ten dom w świątynię - powiedziała ze złością. - Nie - rzucił krótko. Uniósł dłonie i przetarł twarz, jakby chciał zetrzeć z niej uczucia. Podniósł głowę. - Odkąd Venetia nie Ŝyje, nic mi po tym miejscu. Zapisała je tobie, razem z resztą rzeczy, ale ty nawet nie raczyłaś odpisać na mój list, więc miałem związane ręce. Zabrałem tylko swoje rzeczy i zatrzasnąłem drzwi.
- Ale wróciłeś. Bruzdy wokół ust pogłębiły się, skinął głową. - Przychodziłem tu wspominać. Byliśmy tu tacy szczęśliwi. - Urwał nagle. - Łazienka jest z tyłu. Łazienka była urządzona praktycznie, a duŜa staroświecka wanna na wygiętych nóŜkach wyglądała zabawnie. Alex zawahał się przed drzwiami do drugiej sypialni. - To pokój dziecinny - powiedziała nagle Ginny. - Nie zdąŜyła go wykończyć. Spojrzał na nią dziwnie, jakby z lękiem. - Tak. - Powoli nacisnął klamkę i popchnął drzwi. Zrobiła krok, zatrzymała się na progu i odwróciła gwałtownie. Nie miała po co wchodzić - juŜ znalazła to, czego szukała. Venetia była obecna duchem w tym niewykończonym pokoju dla jej dziecka. - CzyŜbyś nie chciała wejść? - zadrwił. - Nie powiesz mi, Ŝe wreszcie coś odczuwasz. Odwróciła się z wściekłością. - MoŜe to dziwne dla ciebie, ale nie tylko ty cierpisz. Moja jedna połowa umarła razem z Venetią. Roześmiał się głośno z gorzkim niedowierzaniem. - Ach, tak - szydził - tak głęboko odczułaś jej stratę, Ŝe nawet nie mogłaś przyjechać na pogrzeb. - Właśnie - odparowała - właśnie dlatego nie przyjechałam na pogrzeb. Odczułam jej utratę. Czułam jej ból i cierpienie. Czułam wszystko to, co ona czuła w czasie wypadku. Wiem, Ŝe próbowała walczyć, ale rany były śmiertelne. - ZniŜyła głos aŜ do szeptu, w jej oczach pojawiła się rozpacz. - A kiedy umarła, kiedy poczułam, Ŝe Ŝycie z niej uchodzi, teŜ chciałam umrzeć. Nie miałam juŜ po co Ŝyć. Zawsze byłyśmy sobie tak bardzo bliskie. Wszystko miałyśmy wspólne. Nie chciałam Ŝyć bez niej. Zmarszczył brwi, oczy utkwił w jej twarzy. - O czym ty mówisz? Spojrzała na niego i uśmiechnęła się gorzko. - Nie przyjechałam na pogrzeb Venetii, bo miałam załamanie nerwowe. Lekarze jakoś to nazwali, ale prawdziwą przyczyną było to, Ŝe przeŜyłam wszystko to, co Venetia - głos jej się załamał - i teŜ prawie umarłam. ROZDZIAŁ DRUGI - Załamanie nerwowe! - Tak - przytaknęła i podniosła rękę do twarzy. - Przez kitka tygodni, zanim odzyskałam równowagę, przebywałam w klinice. - Nie wierzę. - Zaskoczony potrząsnął głową. - Nie musisz. - Odwróciła się i zbiegła po schodach. Dogonił ją, chwycił za ramię i obrócił do siebie. - Gdybyś rzeczywiście miała kryzys nerwowy, to twoja matka by o tym wiedziała! - Była wystarczająco załamana śmiercią Venetii. Nie chciałam dodatkowo jej martwić, więc poprosiłam mojego agenta, Ŝeby wszystkim pytającym o mnie mówił, Ŝe wyjechałam na kontrakt. Wzdrygnęła się i na moment zamknęła oczy. Po chwili uniosła głowę i popatrzyła na Alexa. - Nie wierzysz mi! Do cholery, Alex, czy naprawdę myślisz, Ŝe coś innego mogłoby powstrzymać mnie od przyjazdu na jej pogrzeb? - Nie wierzę w to, Ŝe mogłaś fizycznie odczuwać to, co Venetia. Byłaś kilka tysięcy kilometrów stąd. Jak to moŜliwe? - Spojrzał na nią z ukosa. - Nie wiem - ucięła ze złością. - Wiem tylko, Ŝe tak było. - Ale to niemoŜliwe. Spojrzała na niego z urazą. - Oczywiście. Tak jak powiedziałeś, to niemoŜliwe. Zmienił się na twarzy. - Zawsze miałaś bujną wyobraźnię. A moŜe taki pomysł spodobał się tobie albo twojemu agentowi? W twoich kręgach to pewnie była dobra historia. Poczerwieniała. - Powiedziałam ci o tym tylko z powodu twoich obsesyjnych ataków na mnie, Ŝe nie przyjechałam na pogrzeb. Teraz juŜ wiesz, dlaczego.
- KaŜdy powód do rozgłosu jest dobry, co? - Nikt więcej o tym nie wie - powiedziała z narastającą wściekłością, zaciskając pięści. - Nikt, tylko ty. I jest mi wszystko jedno, czy wierzysz mi, czy nie. Otworzyła drzwi i wybiegła na ulicę. Podszedł do niej, gdy przetrząsała torebkę, szukając kluczy. - Co będzie z domem? Spojrzała na niego piorunującym wzrokiem, potem odwróciła się w stronę domu. - Jest mój, prawda? I wszystko w środku? - Tak. Z wyjątkiem kilku mebli. - Więc usuń wszystkie swoje rzeczy do końca tygodnia. Nie zamierzam sprzedać ci domu i chcę, Ŝebyś się wyniósł. I kaŜ swojemu prawnikowi natychmiast przesłać mi komplet kluczy. - Ginny, nie moŜesz... - Twarz mu pobladła. - Właśnie mogę. PrzecieŜ sam powiedziałeś, Ŝe jestem zdolna do wszystkiego. Jeśli mogłam udawać kryzys nerwowy, to równie dobrze mogę i to zrobić! Wsiadła do samochodu i odjechała. Alexowi za bardzo zaleŜało na domu, Ŝeby tak to zostawić. Ledwie Ginny przyjechała do matki, zate- lefonował jego prawnik, proponując podniesienie sumy. - Proszę mu przekazać, Ŝe to mnie nie interesuje - odparła stanowczo. - W przyszły poniedziałek o dziesiątej rano będę u pana w biurze odebrać klucze. - I nie słuchając dalszych wyjaśnień, odłoŜyła słuchawkę. Zadzwonił jeszcze dwa razy, ale nie zmieniła zdania. W czwartek wieczorem przyjechał Jeff Ferguson. Poznała go pięć lat temu. Wykładał historię na tym samym uniwersytecie, gdzie pracował Alex. Zaczęło się od wieczoru spędzonego w czwórkę z Venetią i Alexem. Lubili się wzajemnie. MoŜe z jego strony byłoby coś więcej, ale szybko się zorientował, Ŝe obie bliźniaczki zwariowały na punkcie Alexa. Jeff był dla niej oparciem w cięŜkich chwilach i do tej pory zachowała dla niego ciepłe uczucia. Gdy przyjechał, siedziała przy oknie w salonie matki z notesem na kolanach, ale nie mogła skoncentrować się na pisanym liście. Usłyszała zatrzymujący się samochód i zobaczyła wysiadającego Jeffa. Była dopiero szósta po południu. Nisko zachodzące słońce oblewało wszystko ciepłym blaskiem. Jeff zatrzymał się i popatrzył na dom. Nadal był szczupły, ale juŜ nie wyglądał na uczniaka. MoŜe sprawiał to dobrze skrojony garnitur, chyba znalazł dobrego krawca. Odgarnął włosy z czoła i poprawił okulary. Pamiętała ten nerwowy gest. Uśmiechnęła się, rzuciła notes i podbiegła do drzwi. - Cześć Jeff Co słychać? - Wyciągnęła ręce. Przytrzymał je z uśmiechem. - Dziękuję, w porządku. Wyglądasz jeszcze ładniej niŜ kiedyś. - UwaŜaj, pochlebstwem daleko nie zajedziesz. Wejdź. Wprowadziła go do salonu. - Musimy to uczcić. Czego się napijesz? - MoŜe dŜinu z tonikiem. Zrobiła drinka i podała mu szklankę. Patrzył na nią, szczupłą, ubraną w spodnie i puszysty biały sweter. Zarumienił się, gdy zobaczył, Ŝe to spostrzegła. - Słyszałam, Ŝe jesteś teraz w Bristolu razem z Alexem - powiedziała, Ŝeby go rozluźnić. - Ściągnął mnie tutaj chyba jakiś rok po swoim ślubie. - I jak ci się podoba? - Znów usiadła przy oknie i gestem zaprosiła go, by się przyłączył. - Musisz mi opowiedzieć. - Z przyjemnością. Najlepiej gdzieś przy kolacji. Ale najpierw muszę ci coś powiedzieć. No więc, nie przyszedłem tu tylko po to, Ŝeby cię zobaczyć. Zostałem wysłany. - Przypuszczam, Ŝe przez Alexa. - Wypiła łyk. - Tak. - Zawahał się. - Pewnie domyślasz się, po co. Chce, Ŝebym cię przekonał do sprzedaŜy domu. - Myślisz, Ŝe to ci się uda? - SkądŜe. Ale to jego ostatnia szansa. - Roześmiał się. - Ale mimo to zgodziłeś się spróbować? Kiwnął głową.
- Jak mówiłem, chciałem cię zobaczyć. - A przede wszystkim pomóc AIexowi - powiedziała ostro. Poprawił okulary i usiadł obok niej. - Nie widziałaś go po śmierci Venetii. Spojrzała na niego przenikliwie, ale ani w głosie, ani w wyrazie twarzy nie znalazła potępienia, jedynie rodzaj Ŝalu. - Najpierw był w szoku. Wszystko zdusił w sobie. Jeśli ktoś nie wiedział, co zaszło, to widząc go w pracy, w kontaktach z ludźmi, nigdy by się nie domyślił. Ale, w miarę upływu czasu, widać było zmiany, jakie w nim zaszły. Rozpacz zŜerała go od środka. Zamknął dom i wyprowadził się. Udało mi się ściągnąć go tutaj pod jakimś pretekstem. Chyba tylko to pomogło mu dojść do siebie. - Dobry z ciebie przyjaciel - powiedziała miękko. - Zrobiłem, co mogłem. On zrobiłby to samo. - Wyglądał na zaskoczonego. - Nie oŜeniłeś się, nie zaręczyłeś czy coś takiego? - Nie. - Skrzywił się lekko. - Nie odwodź mnie od tematu. - SpowaŜniał. - Alexowi ten dom jest potrzebny. To miejsce, gdzie moŜe pójść i rozpaczać w spokoju i samotności. Spojrzała na niego zamyślona, rozwaŜając te słowa, ale w końcu potrząsnęła głową. - Słuchaj, minęły ponad dwa lata. Czy byłeś w tym domu? Zamienił go w jakąś świątynię. To nie jest normalne. Jeśli chce ją opłakiwać, moŜe to robić w głębi duszy, nie musi mieć specjalnego miejsca. - Nie jestem pewien. - Ale ja jestem. Jeśli tracisz bliską osobę, to odczuwasz jej brak stale, nie moŜesz się z tego otrząsnąć. Przez długi czas dochodzi to do twojej świadomości znienacka, w najdziwniejszych momen- tach, potem uczysz się nad tym panować. Jeśli chcesz, moŜesz rozpaczać w samotności, ale nie musisz mieć do tego specjalnego miejsca. MoŜesz to robić w nocy leŜąc w łóŜku, lecąc samolotem, spacerując po parku. Gdziekolwiek. - Mówisz, jakbyś wiedziała. - Bo wiem - odpowiedziała z nagłym gniewem. - Venetia była moją bliźniaczą siostrą. Nikt nigdy nie będzie mi bliŜszy niŜ ona. - Przepraszam. - Poprawił okulary. - Mam dziwne uczucie, gdy patrzę na ciebie. Obie jesteście... byłyście... takie podobne. To zupełnie tak, jakby zmartwychwstała. - Chyba często ją widywałeś? - Tak, często zapraszała na kolację mnie i jeszcze jakąś dziewczynę. - Uśmiechnął się. - Zawsze próbo- wała mnie oŜenić. Pewnie było jej mnie Ŝal. - MoŜe chciała, Ŝebyś był szczęśliwy, tak jak ona i Alex - powiedziała łagodnie. - Tak. - Odwrócił się nieco, tak Ŝe patrzył prosto na nią. - A co u ciebie? Jesteś zadowolona ze swojej kariery? A z Alexem - czy juŜ ci przeszło? Na to była przygotowana. - Po takim czasie? Oczywiście. W moim zawodzie spotyka się wielu atrakcyjnych męŜczyzn. - No tak. Teraz jesteś sławna. - Przypuszczam, Ŝe raczej w tym złym znaczeniu. Przyznaj się, czytujesz plotki w gazetach? - Często łączą cię z facetami o znanych nazwiskach. - Oczywiście. Ale to tylko dobra reklama. - Mówiła lekko i z humorem, ale bez uśmiechu w oczach. - Po Nowym Jorku Anglia pewnie wydaje ci się nudna. Spojrzała na niego. Znów zeszli na osobiste tematy. PołoŜyła mu rękę na ramieniu. - MoŜe zaprosisz mnie gdzieś na kolację i opowiesz o wszystkim, co się z tobą działo, od czasu gdy wyjechałam. Nadal nabierasz turystów, tak jak wtedy na tej wystawie? Ciągle to pamiętam. - Tak, to był piękny dzień. - Jeff uśmiechnął się. W restauracji w Cheltenham, przy indyjskich potrawach, zatopili się we wspomnieniach. Nie widzieli się jednak długo, a przedtem spotkali się tylko kilka razy, więc wspomnień nie było zbyt wiele. śycie, jakie Jeff prowadził, było raczej monotonne, w dodatku nie chciał wiele mówić o swych osiągnięciach naukowych. - W tym roku w lecie wybieram się na wykopaliska do Włoch. Próbowałem namówić Alexa, Ŝeby ze mną jechał, ale nie chciał. Ginny nie mogła wyobrazić sobie Alexa, spędzającego długie godziny na grzebaniu w ziemi. Zwłaszcza w
czasie wakacji. Miał na to zbyt wiele energii. - Co on zwykle robi? - spytała. - Zimą wyjeŜdŜali na narty, a latem nad wodę, Ŝeglować na desce. Byłem z nimi kilka razy, ale zawsze udawało mi się znaleźć jakieś ruiny i wyrwać się na trochę. - Byliście bardzo zaprzyjaźnieni. Cieszę się z tego. - Mm... - Popatrzył na nią ze smutkiem. - Nie mam Ŝadnej rodziny, a z nimi byłem bardzo zŜyty. Nigdy nie dali mi odczuć, Ŝe przeszkadzam. - Spojrzał jej prosto w oczy. - Venetia tęskniła za tobą. Próbowała ukryć to przed Alexem, ale ja widziałem. Często opowiadała mi o tobie, szczególnie jeśli pisali coś w gazetach albo były jakieś zdjęcia. Była dumna z twoich sukcesów. - To miłe. - Ginny popatrzyła w dal. Jeff zawahał się, patrząc na jej odwrócony profil, wreszcie przemówił: - Venetia powiedziała mi, dlaczego wyjechałaś. Alex odkrył, Ŝe spędził noc z tobą, a nie z nią. Opowiedziała mi o wszystkim - Ŝe to ty najpierw poznałaś go w samolocie, a w Londynie, gdy starał się ciebie odnaleźć, ona udała ciebie. Wiem, Ŝe obie się w nim kochałyście, ale dopiero gdy mi to powie- działa, zrozumiałem, Ŝe ty, jakby to powiedzieć, miałaś do niego większe prawa. - Czy powiedziała ci, jak ustaliłyśmy, która zostanie, a która ma wyjechać? - Tak. - Skinął głową. - Powiedziała, Ŝe rzucałyście monetą. Posłała mu zamyślone spojrzenie spod drugich rzęs. - Czy Alex wiedział o tym? - Nie jestem pewien. Nigdy mi o tym nie wspominał. - Nie sądzę, Ŝeby wiedział. Nie wyobraŜam sobie, Ŝeby Venetia mogła mu to powiedzieć. Mimo Ŝe ją kochał, na pewno byłby wściekły - powiedziała zamyślona. Jeff patrzył na nią, gdy mówiła o Aleksie, ale z jej twarzy nie mógł nic wyczytać. Była zawodową modelką i potrafiła nie ujawniać Ŝadnych uczuć. - Jeśli juŜ nie zaleŜy ci na Aleksie, to dlaczego nie chcesz sprzedać mu domu? - zapytał z ciekawością. Popatrzyła na niego przez chwilę. - Czy Ŝaden z was nie pomyślał, Ŝe moŜe Venetia celowo zapisała mi dom? Oczywiście wiem, Alex uwaŜa, Ŝe to dlatego, bo czuła się winna, Ŝe to ja wyjechałam, ale moŜe miała inny powód? - Jaki? Nie chcąc być do końca szczera, wzruszyła ramionami. - Dostała ten dom od naszego ojca i chciała, Ŝeby pozostał w naszej rodzinie. - Rozumiem. A nie dlatego, Ŝe zakładała, Ŝe moŜe wrócisz tutaj i będziesz razem z Alexem? - zapytał domyślnie. Uniosła podbródek i odrzekła zimnym tonem. - Raczej trudno mi sobie wyobrazić, Ŝeby Venetia mogła myśleć w ten sposób. - Dlaczego? A czy nie to miałaś na myśli? Przez chwilę nie wiedziała, czy ma się rozzłościć, w końcu westchnęła i uśmiechnęła się. - Zawsze potrafiłeś mnie rozszyfrować. - Teraz to juŜ nie jest takie proste. Pięć lat temu byłaś jak otwarta księga, a teraz... - znów poprawił okulary przyglądając się jej - teraz zbudowałaś mur wokół siebie. Jesteś zimna i opanowana. Zrobiłaś karierę. Ale myślę, Ŝe teraz jesteś mniej odporna na ciosy niŜ byłaś. - Psycholog - powiedziała sarkastycznym tonem. Jednak ocenił ją trafnie. - Więc to dlatego nie chcesz pozbyć się domu? Dlatego, Ŝe moŜe ty i Alex... - Nie - przerwała ostro. - Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to zatrzymam ten dom, bo jestem wściekła na Alexa. Gdyby nie był dla mnie taki nieprzyjemny, to pewnie zostawiłabym mu dom nawet bez oglądania. Ale teraz, gdy juŜ go widziałam, zdecydowałam się. Nie chcę, Ŝeby nadal był taki zaniedbany. - Mam mu to powiedzieć? - Rzeczywiście. Zapomniałam, Ŝe przyszedłeś w konkretnej sprawie. Oczywiście, powiedz mu. I niech nie traci swojego i mojego czasu, aby odwieść mnie od tego. - On chodzi tam, gdy jest załamany. Dla niego to rodzaj sanktuarium. - Więc juŜ czas, Ŝeby z tym skończyć - powiedziała stanowczo. - To teŜ mu powiedz. - Odepchnęła
krzesło i wstała. - MoŜemy iść? W poniedziałek rano zapakowała samochód, poŜegnała się z matką i wyruszyła do Bath. Od Alexa nie było Ŝadnych wiadomości, więc miała nadzieję, Ŝe zrezygnował. Jednak gdy weszła do biura prawnika odebrać klucze, Alex siedział w poczekalni. OdłoŜył gazetę i wstał. Ginny zatrzymała się gwałtownie. - Na miłość boską, juŜ ci powiedziałam... - W porządku, nie denerwuj się - odparł krótko. - Jako wykonawca testamentu muszę być przy przepisaniu domu na ciebie. - Rozumiem. - Rozluźniła ramiona. Usiadła po drugiej stronie poczekalni, krzyŜując w kostkach długie, zgrabne nogi. W dobrze uszytym kostiumie z krótką spódniczką w kolorze głębokiej czerwieni i z upiętymi z tyłu włosami zachwycała urodą i niewymuszoną elegancją. Alex nie siadał. Przyglądał się jej przez chwilę, podszedł do okna i odwrócił się, wyglądając na zewnątrz. - Chyba jest tam coś bardzo ciekawego? - zapytała Ginny przerywając ciszę. Po twarzy przemknął mu lekki uśmiech, który znikł, gdy odwrócił się do niej. - Jeff przekazał mi twoją decyzję. Wygląda na to, Ŝe sam jestem sobie winny. Robisz to z przekory. Kiedy nie odpowiedziała, nagle wybuchnął. - PrzecieŜ nie będziesz miała z tego Ŝadnego poŜytku. Niedługo wyjedziesz do Ameryki i co wtedy stanie się z domem? Wynajmiesz go? A moŜe sprzedasz? Dom, gdzie mieszkaliśmy, gdzie byliśmy szczęśliwi. Pozwolisz obcymi ludziom spać w naszym łóŜku, dotykać rzeczy Venetii? - Jeszcze nie wiem, co zrobię z domem - odrzekła spokojnie. - Dam ci znać, jak się zdecyduję. A jeśli będę chciała go sprzedać, to oczywiście ty będziesz pierwszy. Wyglądał na zaskoczonego, nie spodziewał się po niej aŜ tyle. - A do tego czasu? Poproszono ich do środka, więc nie musiała odpowiadać. Formalności nie trwały długo. Na koniec Alex wyjął komplet kluczy i wyciągnął rękę w jej stronę, ale nagle cofnął ją i połoŜył klucze na biurku. Ginny spojrzała na nie i powoli podniosła. Miała dziwne uczucie, Ŝe jest to jedna z tych chwil, które decydują o dalszym Ŝyciu. Tak jak rzut monetą pięć lat temu. Ścisnęła je mocno. - Czy to wszystko? Dziękuję. - Wstała, podała rękę prawnikowi i wyszła. Alex dogonił ją na ulicy. - Jedziesz prosto do domu? - Tak. - Pojadę z tobą. Jest kilka rzeczy, które powinienem ci pokazać. - Dobrze. - Znów była chłodna i energiczna. - Mój samochód jest tam, na parkingu. Szli obok siebie, uwaŜając, by się nie dotykać. Ginny zastanawiała się, który to juŜ raz idą razem. Poznała go lecąc na zdjęcia do ParyŜa, skąd on miał samolot do Sztokholmu na konferencję naukową. Wyszli razem z samolotu, ale ich drogi się rozdzieliły. Mieli się spotkać po odprawie celnej, ale Alexowi nie pozwolono opuścić sali tranzytowej. Ginny nie doczekała się przesłanej przez niego informacji. Ale on nie zrezygnował. Choć nie znał jej nazwiska, szukał jej po wszystkich agencjach modelek w Londynie. Ginny była jeszcze za granicą, gdy przyszedł list od niego i Venetia poszła na spotkanie z nim, nie zdradzając, Ŝe to nie ją poznał w samolocie. To był pierwszy raz. Potem umawiali się jeszcze na wspólne bieganie, ale prawdziwy następny raz był później, wtedy gdy oszukała go i udając Venetię, umówiła się z nim na wspólny wieczór. Miała później przyznać się do tej zamiany, ale wspaniały wieczór zamienił się w cudowną miłosną noc. Ginny wiedziała, Ŝe nigdy nie powie mu prawdy. Jednak w jakiś sposób odkrył prawdę i wściekły na obie, nie chciał ich więcej widzieć. Właśnie wtedy wpadły na pomysł, jak go odzyskać. Postanowiły, Ŝe jedna z nich musi wyjechać i nigdy nie wracać. O tym, która zostanie, miał zdecydować rzut monetą. Wspominając te chwile Ginny wzdrygnęła się, ale niczego po sobie nie pokazała. Wiele osób im się przyglądało, ale widzieli jedynie poruszającą się z gracją wysoką, pozornie pogodną młodą kobietę i wyŜszego od niej, przystojnego bruneta o nieprzeniknionej twarzy i lekko zaciśniętych ustach.
Doszli do samochodu. Otworzyła drzwi. Krótką drogę do domu przebyli w milczeniu. Część mebli zniknęła - w salonie nie było sofy, w jadalni stołu i krzeseł, ale i tak duŜo rzeczy zostało, nawet wielkie łóŜko w sypialni. - Nie zabierasz łóŜka? - Nie jest moje. Venetia kupiła je na aukcji i sama odnowiła. Lubiła to robić. - Jak mieszkałyśmy razem w Londynie, to teŜ tak było. Miałyśmy kilka mebli, które sama odnowiła. - Wszystkie są tutaj, razem z innymi. - Ale kupiła je za twoje pieniądze. - Odwróciła się i spojrzała na niego. - Nie. Miała swoje. Dawała lekcje dla modelek. Ginny nie wiedziała o tym. To trochę zmieniało postać rzeczy. Wyobraziła sobie siostrę z radością przynoszącą wynalezione gdzieś na aukcjach przedmioty, którymi upiększała mieszkanie, nadając mu niepowtarzalny klimat. - Odeśle ci to łóŜko. - I zanim zdąŜył coś powiedzieć, dodała: - Czy zabrałeś juŜ wszystkie swoje rzeczy? - Tak. Ale jest jeszcze kilka rzeczy, które naleŜą do ciebie. Zabrałem je stąd, bojąc się włamania i dzikich lokatorów. - Wziął aktówkę, którą miał ze sobą, otworzył ją i wyjął kilka małych pudełeczek. - To biŜuteria Venetii. NaleŜy do jej osobistego majątku, wiec przechodzi na ciebie. Zaczął otwierać pudełeczka i ustawiać je na małym stoliku. Ginny patrzyła z niedowierzaniem. Niektóre rzeczy poznawała. Na urodziny i gwiazdkę często dostawały identyczne prezenty. Ale był teŜ medalion, naszyjnik z pereł, kilka złotych łańcuszków i bransoletek, które musiała dostać po ślubie. Z pewnością od Alexa. Jedna z bransoletek była zrobiona ze złotych ogniwek, do których były umocowane malutkie złote drobiazgi. Domyśliła się, Ŝe pewnie na kaŜdą okazję i rocznicę ślubu kupował jej kolejny drobiazg - dlatego było ich tak niewiele, zaledwie kilka. Na koniec otworzył pudełeczko z pierścionkiem zaręczy- nowym. - Zatrzymałem jej ślubny pierścionek - powiedział z wyraźnym napięciem w głosie - ale zapłacę ci tyle, ile kosztował. - Przestań. Nie miałam pojęcia, Ŝe te rzeczy teŜ wchodzą w skład darowizny. Zabierz je, Alex, zabierz wszystkie. - Zapisała je tobie. - Więc popełniła błąd. Jestem pewna, Ŝe chciałaby, Ŝebyś to ty je zachował. Na chwile w jego oczach pojawił się upór i juŜ się bała, Ŝe rozpocznie sprzeczkę, ale gdy znów spojrzał na pierścionek, twarz mu się zmieniła. - Naprawdę tak myślisz? - Tak. Zapewniam cię. Spojrzała na niego, ale nie mogła znieść widoku bezgranicznego cierpienia malującego się na jego twarzy, gdy sięgał po pierścionek. Odwróciła się i zbiegła na dół. Zszedł po kilku minutach. Stała przy oknie, patrząc na ogród. - Dziękuję ci - powiedział beznamiętnie. - Jestem ci bardzo wdzięczny. Odwróciła się, by spojrzeć na niego. - Nie, nie jesteś - powiedziała patrząc przenikliwie. -Nienawidzisz mnie za to, Ŝe tu jestem i nie oddałam ci domu. Nienawidzisz mnie, bo wyglądam tak samo jak Venetia i przypominam ci ją za kaŜdym razem, kiedy mnie widzisz. A najbardziej dlatego, Ŝe ja Ŝyję, a ona umarła. Otworzył szeroko oczy, ale niczego nie potwierdził; - Jeff przekazał mi wszystko, co powiedziałaś. Łącznie z tym, Ŝe najwyŜszy czas, Ŝebym się otrząsnął. - W jego głosie zabrzmiała uraza. - Nie powinieneś był go przysyłać, jeśli nie chciałeś usłyszeć kilku słów prawdy - odpaliła. Wyglądał, jakby chciał odpłacić jej czymś podobnym, ale opanował się. - Przepraszam, nie miałem zamiaru znów się kłócić. Zwłaszcza, gdy mi to zwróciłaś - gestem wskazał aktówkę. - Naprawdę jestem bardzo wdzięczny. Jestem ci winien... - Nic mi nie jesteś winien - przerwała. - Miałeś mi coś powiedzieć na temat domu. - No tak. - Z widoczną ulgą przyjął zmianę tematu. - Powinnaś wiedzieć, gdzie są zawory do wody i wyłącznik prądu. I jak obsługiwać zbiornik ciepłej wody. PokaŜę ci. Zeszli do piwnicy. Pokazał jej, gdzie są kurki odcinające dopływ wody i odkręcił je. Zdjął marynarkę i
poszedł na strych upewnić się, czy zbiorniki dobrze się napełniają. - Powinnaś zainstalować nowy zbiornik na ciepłą wodę - zawołał do Ginny. - Miałem zamiar to zrobić, ale jakoś nie mogłem się zebrać. Dlatego zamknąłem dopływ i spuściłem wodę z instalacji. Bałem się, Ŝe moŜe przecieknie i zaleje dom. Przygotuj się, Ŝeby pobiec na dół i zakręcić kurek, jeśli zawołam. - Mogę ci w czymś pomóc? - Patrz uwaŜnie na ten drugi zbiornik. Woda powoli wypełniała instalację i z rur zaczęły wydobywać się dziwne odgłosy. Ginny, zaplątana w pajęczynach, nachyliła się nad zbiornikiem. - Chyba wszystko w porządku. - Zobacz, czy nie przecieka pod spodem. Spisując rajstopy na straty, uklękła i obejrzała zbiornik od dołu. - Nic nie widzę. - To dobrze, chyba wszystko działa. Wyprostowali się jednocześnie. Ostrzegające „uwaŜaj" Alexa przyszło za późno i Ginny mocno uderzyła głową o sufit. - Ojej! - Zachwiała się i złapała ręką za głowę. - Dobrze się czujesz? - Podbiegł do niej i schwycił za ramię. - Tak, chyba tak. Ale jestem głupia. - Lepiej zejdź na dół. Poczekaj, pójdę pierwszy, moŜe zrobić ci się słabo. Zaczął schodzić, a Ginny za nim, opierając się o ścianę. Miała wysokie obcasy, a schody były strome. Nagle poczuła gwałtowny zawrót głowy i zatrzymała się. - Alex! - W jej głosie zabrzmiała trwoga. - W porządku, juŜ jestem. Objął ją w talii i zniósł na półpiętro. Posadził ją na stojącej przy oknie kanapce. - Zobaczymy, co z twoją głową. - Odgarnął jej włosy. - Nieźle się uderzyłaś. Trochę krwawi. Poczekaj, przyniosę coś, Ŝeby to przemyć. Przyniósł watę i wodę utlenioną. Ginny cofnęła głowę. - Będzie szczypać? - Nie bądź tchórzem. - Uśmiechnął się. - To dla twojego dobra, Vene... - zbladł i urwał gwałtownie. Wbił w nią osłupiałe spojrzenie, oboje zamarli. Ginny poczuła, jak serce ściska się jej z Ŝalu. Chciała pogłaskać go dłonią i pocieszyć, ale czuła, Ŝe była to ostatnia rzecz, jakiej by sobie Ŝyczył. Udało jej się opanować. - JuŜ się zastanawiałam, ile czasu minie, zanim tak się do mnie odezwiesz. I tak się dziwię, Ŝe dopiero teraz. - Spojrzał na nią z wyrzutem, więc dodała ostrzej. - Czy zajmiesz się moją głową? Zaczyna naprawdę boleć. - Co takiego? - Jakoś się opanował. - Ach tak, oczywiście. Wiesz, chyba byłoby łatwiej, gdybyś rozpuściła włosy. Wyjęła spinki, dotknęła guza na głowie i skrzywiła się lekko. Gęste, brązowe włosy spłynęły w dół lśniącą kaskadą, sięgającą połowy pleców. Miękko układające się loki przywodziły na myśl portrety prerafaelitów. Alex popatrzył na nią z napięciem, wreszcie zajął się opatrzeniem skaleczenia. Dotyk jego rąk przyniósł falę słodkich wspomnień tej odległej w czasie wspólnej nocy. Przypomniała sobie, jak zanurzał dłonie w jej włosach, całował je w zachwycie. Być moŜe teŜ to pamiętał, bo ręka mu zadrŜała. Mocne pieczenie przerwało te rozmyślania. - JuŜ wystarczy, zabierz to. - Jęknęła. - Przepraszam, ale trzeba to zdezynfekować. - Wyprostował się, gdy skończył. - Powinno juŜ być w porządku. Plaster chyba jest niepotrzebny. - Dziękuję. - Wyjęła z kieszeni chusteczkę i otarła łzy, które napłynęły jej do oczu. - Mam wraŜenie, Ŝe to ci się podobało. - Nie chciałem sprawić ci bólu. - Naprawdę? - Wyraźnie mu nie wierzyła. - Nic na to nie poradzę, Ŝe wyglądam tak samo jak Venetia.
- Ale mogłaś tu nie przychodzić - powiedział ostro. Zrobił gwałtowny gest. - Przepraszam, miałaś prawo zrobić, co chciałaś. Kiedy cię widzę, czasami zapominam i myślę, Ŝe ona Ŝyje. Zszedł do łazienki. Usłyszała, Ŝe myje ręce. Po chwili wrócił. - Jak się teraz czujesz? - Trochę boli mnie głowa, poza tym dobrze. - Oczekiwała, Ŝe teraz sobie pójdzie, ale zawahał się, coś go jeszcze dręczyło. - Czy jeszcze coś w sprawie domu? - Nie. - Spróbował zrobić kilka kroków, ale podest był zbyt wąski. Wyglądał jak zwierzę uwięzione w klatce. - Chciałem wyjaśnić coś do końca. Kiedy widzieliśmy się ostatni raz, przed twoim wyjazdem do Ameryki, gdy dowiedziałem się prawdy - wtedy powiedziałaś, Ŝe jesteś we mnie zakochana. Przeczuwając co nastąpi, Ginny opuściła głowę, próbując uciszyć bicie serca. Wreszcie podniosła wzrok i zapytała chłodno. - Więc? - Więc chciałbym wiedzieć, co czujesz teraz. Popatrzyła na niego, starając roześmiać się z nie- dowierzaniem. - Chcesz wiedzieć, czy nadal cię kocham? - Tak. Poczuła ucisk w piersiach, aŜ trudno jej było złapać oddech. Broniąc się, zaatakowała. - Dlaczego? Uśmiechnął się gorzko i usiadł na stopniach naprzeciw niej. WciąŜ był bez marynarki, z podwiniętymi rękawami, trochę zakurzony. Nadal był szczupły i wysportowany, moŜe tylko nieco chudszy niŜ wtedy, gdy go poznała. Większość męŜczyzn zwykle tyje po ślubie - nawet jeśli tak było z Alexem, to nie zostało po tym ani śladu. - Przyszło mi do głowy, Ŝe moŜe dlatego tu wróciłaś - powiedział niepewnie. - I moŜe dlatego chcesz zatrzymać dom. - Drgnęła mu szczęka, ale oczy pozostały zimne. - Pomyślałem, Ŝe moŜe chcesz rozpocząć wszystko na nowo, od miejsca, gdzie przerwaliśmy. - A jeśli nawet? - Nie spuszczała oczu z jego twarzy, tylko palcami nerwowo skubała wypłowiały materiał kanapy. - To szczerze ci mówię, Ŝe nic z tego - powiedział z mocą. - To, Ŝe kiedyś mi się podobałaś, nie znaczy, Ŝe tak jest teraz. A to, Ŝe jesteś siostrą Venetii i wyglądasz dokładnie jak ona, nie robi Ŝadnej róŜnicy. W gruncie rzeczy wprost przeciwnie... - urwał, chcąc podkreślić wagę słów. - Twój widok jedynie przypo- mina mi Venetię, moją Ŝonę. A kiedy myślę o niej, to naprawdę nie pragnę nikogo innego. Nagle pomyślała, jak absurdalna jest ta sytuacja - siedzieć na zakurzonym półpiętrze i prowadzić taką rozmowę; on w poplamionej koszuli, ona z guzem na głowie. Ta myśl nieco złagodziła napięcie i pomogła jej utrzymać kontrolę nad sobą. Udało się jej roześmiać. - No cóŜ, cieszę się. JuŜ Jeff coś takiego mi powiedział. Myślisz, Ŝe to młodzieńcze zauroczenie trwa nadal? Alex, od tego czasu minęły lata! Jestem teraz zupełnie inna. Przyznaje, Ŝe wtedy całkiem straciłam dla ciebie głowę, ale wyjazd z Anglii był najlepszym posunięciem, jakie kiedykolwiek wykonałam. Dopiero w Ameryce naprawdę zrobiłam karierę. śycie w Nowym Jorku to zupełnie coś innego niŜ tu. To niesamowite miejsce, szczególnie jeśli odnosisz sukcesy. Przyglądał się jej badawczo, aŜ się roześmiała. - Naprawdę sądzisz, Ŝe dlatego wróciłam? - Sama powiedz. - Przykro mi cię rozczarować, ale wiele się zmieniło, równieŜ w moim Ŝyciu prywatnym. - I przez ten czas miałaś wielu - powiedział z okrucieństwem. Oczy jej zabłysły, lecz tylko obojętnie wzruszyła ramionami. - Nie twoja sprawa. Podniósł rękę i przeciągnął dłonią po twarzy. - Chyba nie. Przepraszam - dodał krótko. - Twoje Ŝycie to twoja prywatna sprawa. - Złapał się na tym, Ŝe popełnił nietakt i zerknął na nią. Nieoczekiwanie Ginny roześmiała się i pochyliła w jego stronę.
- Słuchaj Alex, jesteś moim szwagrem i zawsze będę mieć dla ciebie ciepłe uczucia za to, Ŝe uczyniłeś Venetię szczęśliwą. Ale co było, minęło. Gdybym miała jakieś zakusy na ciebie, to czy nie przyjechałabym wcześniej? Jakbym wróciła natychmiast po jej śmierci, wślizgnęłabym się w twoje Ŝycie tak, Ŝe nawet byś się nie zorientował. Otworzył usta, chcąc zaprotestować, ale uciszyła go machnięciem ręki. - MoŜesz protestować, ile chcesz, ale to prawda. PrzecieŜ nawet dzisiaj nazwałeś mnie Venetią, tak czy nie? - Tak, ale tylko dlatego, Ŝe się skaleczyłaś i przez chwilę zapomniałem... - odrzekł z niechęcią. - Gdybym przyjechała wcześniej i dobrze się postarała, to takie chwile byłyby częste. - Potrząsnęła głową, twarz jej zadrgała. - Nie zrozum mnie źle. Jesteś miłym facetem, ale ja nie zamierzam do końca Ŝycia udawać własnej siostry. Wreszcie przekonany, Alex wyraźnie się rozluźnił. - To dla mnie ulga. Muszę przyznać... - Szczęściarz z ciebie - zadrwiła. - Przyjechałam na pogrzeb ojca, tylko dlatego. - Jeśli tylko o to ci chodziło, to po co ci dom? - Podoba mi się. Myślałam teŜ o matce. Teraz, gdy zabrakło Venetii, powinnam częściej ją widywać. Ale po tych kilku dniach u niej wiem, Ŝe nie mogłabym mieszkać razem z nią. Bath jest w idealnej odległości od Cheltenham, dosyć blisko, ale i wystarczająco daleko, więc nie byłabym od niej uzaleŜniona za kaŜdym razem, kiedy przyjadę. Alex uśmiechnął się. Naprawdę się uśmiechnął! - Więc chcesz tu mieć swoje miejsce. Dlaczego wcześniej nie powiedziałaś? - Mówiąc szczerze, od pierwszej chwili byłeś dla. mnie taki niegrzeczny i nieprzyjemny, Ŝe nie miałam zamiaru ci się zwierzać. Skinął głową, przyjmując naganę. - Przykro mi, ale musisz przyznać, Ŝe okoliczności mnie usprawiedliwiają. Cieszę się z tej rozmowy, atmosfera się oczyściła. Zresztą, to był pomysł Jeffa. - Naprawdę? - spytała oschle. Skrzywił się, słysząc ton jej głosu. - Myślę, Ŝe przez te lata jego uczucia do ciebie się nie zmieniły. - Jeśli tak, to niestety jest zakochany tylko we wspomnieniach, bo ja zmieniłam się całkowicie. - To prawda - potwierdził zamyślony. - On cię juŜ nie obchodzi? - Chyba zawsze tak było. Przypomniawszy sobie powód tej obojętności, Alex z dezaprobatą wzruszył ramionami. - No tak. To szkoda. - Podniósł się. - Lepiej juŜ pójdę. - Gdzie mam odesłać łóŜko? - ŁóŜko? - Popatrzył przez otwarte drzwi sypialni, zawahał się. - Zatrzymaj je. Rzeczy, które zabrałem, oddałem na aukcję. Nie mam gdzie postawić tego łóŜka i chyba nie będzie mi potrzebne. Mimo wszystko dziękuję. - Popatrzył na nią, gdy wstawała. - Jak się czujesz? Jesteś trochę blada. - Trochę boli mnie głowa. MoŜe mógłbyś przynieść z samochodu moje bagaŜe? - Naturalnie. -Przyniósł wszystko, poruszając się jakby lŜej. Stojąc na najwyŜszym stopniu wyciągnął rękę. - To do widzenia. - Do widzenia Alex. - Podała mu dłoń i pochyliła się lekko, całując go w policzek. - Jeśli kiedykolwiek miałbyś ochotę wpaść, zawsze będziesz miłym gościem. - Dziękuję. Doceniam to, ale chyba nie skorzystam. Kiwnęła głową, a on odwrócił się i odszedł. Patrzyła za nim dziwiąc się, jak łatwo uwierzył w te wszystkie kłamstwa. ROZDZIAŁ TRZECI Nie zwaŜając na ból głowy, Ginny przebrała się w dŜinsy i sweter, przewiązała włosy chustką i zabrała się za sprzątanie. Zaczęła od salonu i sypialni. Skoncentrowała się na cięŜkiej pracy, zadowolona, Ŝe nie ma czasu myśleć o czymś innym. Najgorsze tylko było to, Ŝe stale natykała się na rzeczy, które przypominały jej Venetię - zeszyt z wycinkami z gazet, koszyk do robótek ze zrobionym do połowy malutkim sweterkiem. Poczuła łzy w oczach, ale zdecydowanym ruchem włoŜyła go do torby na śmiecie, razem z
czasopismami i gazetami sprzed dwóch lat. Uświadomiła sobie, Ŝe czas zatrzymał się tu wraz ze śmiercią Venetii i Alex nie mógł znieść cięŜaru wspomnień. Ginny odkurzała, czyściła, polerowała, aŜ do chwili, gdy poczuła się zupełnie wyczerpana. Zmieniła pościel i z ulgą wyciągnęła się na łóŜku. LeŜąc tak w pokoju oświetlonym jedynie światłem księŜyca, poczuła się dziwnie. Zaczęła robić plany na następny dzień, usilnie starając się nie myśleć o Venetii i Aleksie, ich nocach w tym łóŜku. Zdecydowała, Ŝe na pierwszy ogień pójdzie kuchnia, Ŝeby mogła zacząć z niej korzystać. Dziś, wracając z pralni, kupiła coś na wynos w chińskiej restauracji. Oddała do czyszczenia zasłony z całego domu i teraz księŜyc oświetlał wszystkie wnętrza, stwarzając niesamowity nastrój. W głowie jej pulsowało i nie mogła zasnąć. Przez kilka godzin przewracała się z boku na bok, wreszcie wstała i poszła do łazienki, poszukać środków przeciwbólowych. Nagle doszedł do niej odgłos lekkiego stukania. Skurczyła się ze strachu, ale po chwili pojęła, Ŝe to kapanie wody. Odetchnęła z ulgą i na moment, Ŝeby uspokoić rozdygotane nerwy, mocno zacisnęła ręce na umywalce. Zbiornik na wodę zaczął przeciekać i woda sączyła się z łączącej go rury, tworząc na strychu powiększającą się kałuŜę. Ginny zeszła do pralni w piwnicy i zakręciła wszystkie kurki, Ŝeby zabezpieczyć instalację. Nabrała wody do wiaderek i misek na rano, starannie wytarła kałuŜę i włączyła elektryczne ogrzewanie, Ŝeby przesuszyć strych. Wreszcie znalazła się w łóŜku i zapadła w głęboki sen. Telefon w domu był wyłączony. Po umyciu się w zimnej wodzie, Ginny usiadła i zaczęła robić spis rzeczy do załatwienia w pierwszej kolejności. Przede wszystkim musi podłączyć telefon. Wyszła z domu. Kiedy przechodziła obok sąsiedniego wejścia, pulchna kobieta w róŜowej podomce właśnie schylała się po stojące na schodach mleko. Spojrzała na nią, zbladła i gwałtownie upuściła butelkę. - Venetia! - JuŜ dobrze! - Ginny podbiegła do niej. - Jestem jej siostrą. - O BoŜe! Ale się przeraziłam. - PołoŜyła rękę na sercu i wpatrywała się w nią z niedowierzaniem. - Pani jest dokładnie taka jak ona. - Tak. Jesteśmy... byłyśmy... identycznymi bliźniaczkami. - Spojrzała na potłuczone szkło i rozlane mleko. - Przepraszam panią za to. Pomogę posprzątać. - Słucham? Ach nie, ja to zrobię. Jeszcze nie doszłam do siebie... - Opanowała się. - Jestem Clare Kennedy. - Ginny Barclay. - Wyciągnęła dłoń, tamta ujęła ją jeszcze drŜącą ręką. - Cieszę się, Ŝe nie jesteś duchem — powiedziała z ulgą. - Och, wybacz, przecieŜ Venetia była twoją siostrą. Pamiętam, Ŝe mówiła o tobie. Jesteś modelką, prawda? Chyba mieszkasz w Ameryce? - Tak. Wygląda na to, Ŝe dobrze znałaś Alexa i Venetię. - Tak, byliśmy sąsiadami. Teraz pilnowaliśmy trochę domu, a Alex wpadał do nas, jak tylko tu był. - Spojrzała na nią z zainteresowaniem. - CzyŜbyś się tu wprowadziła? Wprawdzie uprzedzał nas, Ŝe moŜe coś się zmieni, więc gdy usłyszałam wczoraj jakiś ruch za ścianą, myślałam, Ŝe Alex sprząta dom przed sprzedaniem czy wynajęciem. - Wprowadziłam się. Na razie chwilowo, jeszcze nie wiem, na jak długo. - MoŜe wpadniesz na filiŜankę kawy? - Dziękuję, ale mam mnóstwo spraw do załatwienia. MoŜe kupić ci mleko, jak będę robić zakupy? - Och, dobrze. To miło z twojej strony. Pierwsze kroki Ginny skierowała na pocztę, Ŝeby podłączyć telefon, ale gdy juŜ wypełniła wszystkie formularze, dowiedziała się, Ŝe potrwa to przynajmniej tydzień. Potem, przy pomocy ksiąŜki telefonicznej, próbowała znaleźć hydraulika, ale szybka naprawa okazała się niemoŜliwa. To Anglia, nie Ameryka, cierpliwości - napominała siebie, próbując dalej. Najwcześniejszy termin był za dwa tygodnie. Jak wytrzymać dwa tygodnie bez wody? PrzecieŜ to śmieszne! Zawahała się, ponownie podniosła słuchawkę i wykręciła numer Alexa. Tym razem się udało, akurat miał przerwę w zajęciach. - Alex? Tu Ginny. Przepraszam, Ŝe przeszkadzam, ale w nocy zbiornik zaczął przeciekać i... - Czy zakręciłaś zawór i spuściłaś wodę z instalacji? - Tak, ale nie mogę znaleźć Ŝadnego hydraulika, Ŝeby załoŜyć nowy zbiornik. - Gdzie próbowałaś?
- Dzwoniłam do wszystkich po kolei. Wydałam juŜ prawie wszystkie pieniądze na telefony. W Nowym Jorku hydraulicy są na wagę złota, ale tu są chyba na wagę platyny! - Zostaw to mnie. Spróbuję coś zrobić - powiedział wyraźnie rozbawiony. - Ale jak się ze mną skontaktujesz? British Telecom potrzebuje tygodnia na podłączenie telefonu! Zawahał się, w końcu powiedział: - Nie martw się, jakoś dam ci znać. Dziś wieczorem będziesz w domu? - Na pewno. Przemarznięta, spragniona i nieumyta, ale będę. Roześmiał się i połoŜył słuchawkę, nie mówiąc, co zamierza zrobić. Ginny wymieniła w banku trochę dolarów, zrobiła zakupy, nie zapominając o kilku butelkach wody mineralnej i mleku dla sąsiadki. Wróciła do domu zostawiając po drodze mleko na progu Clare. Przebrała się w dŜinsy i zabrała za sprzątanie kuchni. Gdy usłyszała dzwonek, pobiegła do drzwi, myśląc, Ŝe to hydraulik przysłany przez Alexa. Na progu stała Clare. - To ja. Przyniosłam powitalne ciasto. To chyba zwyczaj amerykański? W środowisku Ginny akurat nie, ale była zbyt dobrze wychowana, Ŝeby to powiedzieć. - Och, to cudowne z twojej strony! Dziękuję. MoŜe wejdziesz? Z pewnością tylko na to czekała, weszła natychmiast i jednym spojrzeniem obrzuciła wszystko wokół. - Właśnie sprzątałam kuchnię. Napijesz się kawy? - Z przyjemnością. Ginny gestem wskazała jej salon, ale Clare zerknęła tam tylko i podąŜyła za nią do kuchni. - Dawniej często przychodziłam na kawę do Venetii. Latem siadywałyśmy w ogrodzie. Zawsze był piękny, pełen kwiatów. W naszym jest zawsze pełno dziecięcych zabawek i rowerów. - Macie dzieci? - Dwójkę. - Popatrzyła na nią badawczo. - Venetia często zostawała z nimi. Nie chcąc się wiązać, Ginny nie podjęła tematu. - Przyjaźniłyście się? - Tak. Pomagałyśmy teŜ sobie. Obie trochę pracowałyśmy. Venetia miała lekcje, a ja kuchnię. - To twój zawód? - Spróbuj ciasta. - Uśmiechnęła się. Ginny wzięła duŜy kawałek. - Przepyszne! - wykrzyknęła z zachwytem. Clare wypytywała ją o Ŝycie w Nowym Jorku. Ginny zauwaŜyła, Ŝe mimo wścibstwa jest bardzo miła. Poza tym przyszło jej do głowy, Ŝe skoro opiekowała się domem dla Alexa, moŜe zechce robić to teŜ dla niej, gdy wyjedzie. - Musisz koniecznie poznać mojego męŜa Richarda i dzieci. Wiesz co, w sobotę wydajemy małe przyjęcie. Przyjdź, poznasz nowych sąsiadów. - Dziękuję, chętnie. Czy to jakaś szczególna okazja? - AleŜ nie - powiedziała lekko. - Spotykamy się tak od czasu do czasu. - Mam nadzieję, Ŝe do tej pory naprawią mi ten zbiornik. Nagle Clare przypomniała sobie o ciastkach zostawionych w piecyku. Po jej wyjściu Ginny znów wzięła się za sprzątanie. śaden hydraulik się nie pokazał, widocznie Alex nie miał więcej szczęścia niŜ ona. Ale koło szóstej zadzwonił dzwonek i zamiast hydraulika zobaczyła Alexa i Jeffa. Jeff był w garniturze, a Alex miał na sobie stare, poplamione farbą dŜinsy. W samochodzie zobaczyła nowy zbiornik na wodę. - Cześć! Jak świetnie! - Wybiegła im na spotkanie. - Zamówiłem go i po pracy odebraliśmy go z magazynu - wyjaśnił A]ex. - Ale nie wchodził do mojego samochodu i musieliśmy wziąć samochód Jeffa. - A co z hydraulikiem? - Ja go zastąpię. Jeśli chcesz mieć to naprawione dzisiaj, to nikogo lepszego nie znajdziesz. - Och, bardzo chce! - powiedziała błagalnym tonem. - Cześć Jeff, jak się masz? - Pocałowała go w policzek. Wnieśli zbiornik do domu i poszli na strych. Po chwili Jeff zszedł na dół. - Chciałbym zostać i pomóc Alexowi, ale niestety musze iść. Mam odczyt w towarzystwie historycznym w miejscowości za Bristolem. - Dziękuję. - Podeszła bliŜej i powiedziała półgłosem: - Wiem, Ŝe on zna się świetnie na samochodach,
ale czy jest równie dobrym hydraulikiem? MoŜe połączy coś źle i wszystko wybuchnie? - Sama się przekonasz. - Spojrzał na zegarek i powiedział z Ŝalem. - Niestety, muszę juŜ iść. Zaczyna się o siódmej trzydzieści. Około jedenastej przyjadę zabrać Alexa. - AleŜ nie, nie ma sensu, Ŝebyś tu po niego przyjeŜdŜał. Odwiozę go do Bristolu. Zawahał się, wzruszył ramionami. - Dobrze, dziękuję. To do zobaczenia. Gdy odjeŜdŜał, pomachała mu i poszła na strych, ostroŜnie pochylając głowę. Alex przerwał pracę, gdy ją zobaczył. - Mogę w czymś pomóc? - Jak twoja głowa? - Dziękuję, dobrze. - Na razie jeszcze trochę postukam, ale przydasz mi się, jak będę instalować nowy zbiornik. Wróciła, gdy skończył stukać młotkiem. - Jak idzie? - Dobrze. Przygotowałem wszystkie połączenia, więc podniesiemy go na chwilę, Ŝeby sprawdzić, czy wszystko pasuje. - A jak nie? - To jeszcze poprawię. Pomogła mu podnieść i ustawić zbiornik. Musiał jeszcze coś poprawić, więc usiadła na podłodze i z uwagą śledziła jego wprawne poczynania. - Prawie gotowe. - Pewnie jeszcze nie jadłeś? - Domyśliła się i zeszła do kuchni po kawę i kanapki. Jadł z apetytem. Ginny wzięła kanapkę i ogarnęło ją zadowolenie, Ŝe tak siedzi z nim po wspólnej pracy. śaden galowy wieczór w Nowym Jorku czy Hollywood nie dawał się z porównać z tą chwilą na strychu pełnym kurzu. I wszystkie, z takim trudem osiągnięte sukcesy i sława, nie dały jej tyle przepełniającej serce radości, co zwykłe bycie razem z nim. - Zamyśliłaś się. - Myślałam o Jeffie - skłamała. - Naprawdę Ŝałował, Ŝe nie moŜe ci pomóc. - Tak, on to lubi. Myślę, Ŝe on lubi się brudzić. Pewnie dlatego zajął się archeologią - nie musi szukać wymówek, Ŝeby grzebać w śmieciach. - Dla mnie zawsze był wyrośniętym uczniakiem. - Uśmiechnęła się. - Pewnie dlatego ci się nie podobał. - Co masz na myśli? - Ktoś, kto wygląda na uczniaka i wzbudza macierzyńskie uczucia, nie moŜe być w twoim typie. ChociaŜ Jeff wcale taki nie jest. - Dlaczego uwaŜasz, Ŝe nie mam macierzyńskich uczuć? - spytała z oburzeniem. - Interesuje cię tylko kariera. - Roześmiał się. KaŜdy to powie. Gdyby ci zaleŜało na domu i rodzinie, juŜ dawno byś coś zrobiła w tym kierunku. - Mam dopiero dwadzieścia sześć lat i mnóstwo czasu przed sobą. - Ale nie zrezygnujesz z kariery. Gdybyś miała dzieci, to miałabyś związane ręce. Poza tym, to mogłoby ci popsuć figurę. Nie wiedziała, czy powinna czuć się tym dotknięta, czy moŜe ucieszyć się, Ŝe zauwaŜył jej figurę. - PrzecieŜ Venetia chciała mieć dzieci. - Venetia chciała mieć rodzinę, podczas gdy ty chciałaś... - Urwał gwałtownie. - Przepraszam, nie mam prawa cię krytykować. - Nie, nie masz. A poza tym, w dzisiejszych czasach kobieta moŜe mieć rodzinę i jednocześnie robić karierę. - Taką jak twoja? - A dlaczego nie? Zresztą, jeszcze najwyŜej pięć lat będę modelką. To praca dla młodych i stale są potrzebne nowe twarze. Dlatego staram się przestawić na aktorstwo i pracę w telewizji. - To dlatego twoje nazwisko zawsze pojawia się w towarzystwie męskich osobistości?
- To pomaga, oczywiście - przyznała szczerze. - Ale wystarczy, pokazać się z kimś kilka razy i gazety są pełne najgorszych plotek na twój temat. - A to tylko plotki? - Co ci się stało? Dlaczego jesteś taki zły? - Postawiła kubek z kawą i spojrzała na niego. - Mnie nic się nie stało. Ale Venetia była twoją siostrą. Powinnaś pomyśleć o tym, zanim zaczęłaś chodzić z połową znanych facetów w Nowym Jorku. - Do jej śmierci mojego nazwiska nigdy nie łączono z Ŝadnym męŜczyzną. Powinieneś o tym wiedzieć. Zmroził ją wzrokiem. - A ten fotografik... jak on się nazywał... Blake? - Chodzi ci o Simona Blake'a? Był moim sponsorem, a potem menaŜerem. - Dlaczego był? JuŜ nie jest? - Nie, nasze drogi się rozdzieliły. - Odwróciła wzrok. - MoŜe nie podobało mu się Ŝycie, jakie prowadzisz? - stwierdził sucho. - A moŜe to mnie nie podobało się Ŝycie, jakie on prowadził? Zanim zaczniesz krytykować innych, powinieneś znać fakty. A moŜe nie jesteś w stanie się powstrzymać od robienia mi przykrości? Odwrócił wzrok i przeciągnął ręką po twarzy. Ten gest juŜ znała. Wzruszył ramionami. - Myślę, Ŝe nienawidzę cię od momentu, kiedy nie przyjechałaś na jej pogrzeb. Dwa lata to duŜo czasu. Weszło mi to w nawyk. - Odwrócił się i popatrzył na nią. - Nie mogę tylko zrozumieć tego, co powiedziałaś o wypadku. Tego, co ty doświadczyłaś. - Byłyśmy sobie bardzo bliskie. Zawsze kaŜda z nas wiedziała, co odczuwa druga. To dlatego Venetia wiedziała, Ŝe byłam z kimś tej nocy. - Spojrzała na niego i zobaczyła, Ŝe to przypomnienie było błędem. - Czy nie cierpiałeś, gdy dowiedziałeś się, co jest z Venetią? Czy nie byłeś niemal fizycznie chory z rozpaczy, gdy ona umarła? - Naturalnie, ale nie ma w tym nic dziwnego. Ty zaś starasz się mnie przekonać, Ŝe przeŜyłaś coś zupełnie irracjonalnego. Popatrzyła w dal. Oparła głowę na kolanach i utkwiła wzrok w ścianie poddasza. Myślami była daleko. Zaczęła cicho. - Byliśmy na nartach, kiedy to się stało. Miałam właśnie rozpocząć zjazd, gdy nagle poczułam gwał- towny, paraliŜujący strach. Nigdy w Ŝyciu tak bardzo się nie bałam. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Nagle coś z ogromną siłą uderzyło mnie w bok i zaraz potem w głowę. Poczułam straszny ból. Twarz mu zadrgała. Patrzył na nią z napięciem, ale Ginny nie spojrzała na niego, dopóki nie zaczęła znów mówić. - Potem zapadłam w ciemność. Gdy po jakimś czasie doszłam do siebie, powiedzieli mi, Ŝe zasłabłam i spadłam w dół stoku. Twierdzono, Ŝe to dlatego czułam ból, ale ja wiedziałam, Ŝe było inaczej. Wiedziałam, Ŝe coś strasznego stało się z Venetią. Przerwała i zwilŜyła językiem wyschnięte usta. - Lekarze nie mogli wytłumaczyć, dlaczego byłam w takiej depresji, bo, oprócz kilku siniaków, nie stało mi się nic powaŜnego. Ale na moją prośbę Simon zadzwonił do matki i od niej dowiedzieliśmy się o wszystkim. - Byłaś na nartach z Simonem? - Tak. - Rzuciła mu szybkie spojrzenie. Zamyśliła się. - Matka powiedziała, Ŝe Venetia jeszcze Ŝyje i Ŝebym przyjeŜdŜała jak najszybciej, ale ja wiedziałam, Ŝe juŜ za późno. Chciałam przekazać Venetii całą moją siłę, dać jej znak, Ŝe dzielę z nią ból i cierpienia, tak jak to zawsze robiłyśmy. I wiem, Ŝe ona to czuła. - Wmawiasz to sobie, Ŝeby ci było lŜej. Nie moŜesz tego wiedzieć. - Nie? - Odwróciła głowę i spojrzała na niego. - Więc dlaczego w chwili śmierci wypowiedziała moje imię? Otworzył szeroko oczy, twarz mu pobladła. - Skąd o tym wiesz? Tylko ja byłem wtedy przy niej. Spojrzała na niego ze smutkiem, potem bez słowa zabrała puste kubki i talerze. Czy wierzył jej, czy nie, nie mogła powiedzieć mu więcej nic, co mogłoby go przekonać.
- Daj mi znać, kiedy mam puścić wodę. - Słucham? - Spojrzał na nią nieprzytomnie. - Ach tak, dobrze. JuŜ mi nieduŜo zostało. Zeszła na dół. Minęło jakieś pół godziny, kiedy zawołał. Woda powoli wypełniała rury, tak jak dzień wcześniej. Pobiegła na górę. - No i jak? Nie przecieka? - Poczekajmy, aŜ się napełni. Mówił juŜ normalnym głosem i gdy ukradkiem spojrzała na niego, z ulgą zobaczyła, Ŝe twarz ma pogodną. Westchnęła. MoŜe Alex nigdy nie będzie w stanie zrozumieć tego, co było między nią i Venetią, ale przynajmniej będzie myśleć o tym inaczej niŜ dotychczas. Upewniwszy się, Ŝe zbiornik nie przecieka, Alex obszedł cały dom i sprawdził, czy kaloryfery nie są zapowietrzone. - Rzeczywiście wszystko wysprzątałaś. - Dziękuję. Pewnie chciałbyś wziąć prysznic. PołoŜyłam czyste ręczniki w łazience. Spojrzał na nią z niechęcią, niezadowolony, Ŝe mówi mu, co ma robić, jednak poszedł do łazienki. Wrócił dwadzieścia minut później, z głową jeszcze mokrą. - Zrobiłam kawy. Tym razem będzie lepsza, ze świeŜej wody. Wyglądało na to, Ŝe chciał odmówić, więc szybko dodała: - Jest teŜ trochę ciasta od sąsiadki. - Od Clare? WyobraŜam sobie, jaka była zaskoczona, gdy cię zobaczyła. - Myślała, Ŝe widzi ducha - zgodziła się z uśmiechem. - JuŜ pewnie wszyscy sąsiedzi wiedzą o mnie. - Dobra z niej kobieta, ale niezła plotkara. Pewnie dobrze cię wypytała. Co jej powiedziałaś? - Wszystko, co chciała - o moim Ŝyciu w Nowym Jorku. Kiwnął głową. Wziął kawałek ciasta i spróbował. - MoŜe to dlatego Jeff był taki zawiedziony. Nigdy nie mógł sobie odmówić ciasta od Clare. - Ty, jak widzę, teŜ. Zabierz je lepiej ze sobą. - A ty? - Nie zapominaj, Ŝe jestem modelką. Ale to się pewnie skończy, jeśli będę mieć za ścianą kogoś, kto piecze takie ciasta. Na pewno zaraz okropnie utyje. Zrobiła Ŝałosną minę i Alex roześmiał się głośno. Zaskoczony swoim zachowaniem, zmieszał się, skoń- czył kawę i wstał. - Lepiej juŜ pójdę. Nie starając się go zatrzymać, zapakowała ciasto, a on pozbierał narzędzia. - Ile jestem ci winna za zbiornik? Potrząsnął głową. - Gdyby dom nadal naleŜał do mnie, i tak musiałbym go wymienić. - Nie, Alex, tak nie moŜe być. - Powiedziałem nie - powtórzył stanowczo. - Chodźmy juŜ. ZałoŜyła Ŝakiet i wyszli. Prowadziła samochód, a Alex wskazywał jej drogę do miasteczka uniwer- syteckiego i domu, w którym mieszkał. Nie zaprosił jej do środka. - Dziękuję za zbiornik i czas, który poświeciłeś. Jestem ci bardzo wdzięczna - powiedziała ciepło. - W porządku. Ginny, wiem, Ŝe to był wyjątkowy powód, ale myślę, Ŝe będzie lepiej, jeśli więcej się nie spotkamy. Zacisnęła mocniej ręce na kierownicy. - Nigdy? To masz na myśli? - zapytała, starając się pozbawić głos wszelkich emocji. - Tak. KaŜde z nas ma własne Ŝycie, całkowicie odmienne, a teraz nie mamy ze sobą juŜ nic wspólnego. Więc nie dzwoń do mnie za kaŜdym razem, kiedy przyjedziesz do Anglii, bo twoje kurtuazyjne telefony będą tylko stratą czasu. Musiał przygotować to sobie wcześniej. Mówił tak, jakby to była jak najbardziej racjonalna decyzja, ale w jego glosie było wyraźne napięcie. - Rozumiem. - Odetchnęła głęboko. - A co, jeśli zdecyduję się sprzedać dom? - Nasi prawnicy dadzą sobie radę. - No tak, oczywiście. - Odwróciła się i popatrzyła na niego. - Więc to jest poŜegnanie?
- Tak. - Zawahał się szukając słów, wreszcie powiedział szybko: - śyczę ci powodzenia, Ginny. Mam nadzieję, Ŝe dostaniesz od Ŝycia to wszystko, czego chcesz. Skinęła głową. Kiedy otwierał drzwi, powiedziała: - Nie zapomnij o cieście. Odjechała, gdy tylko wysiadł. Pamiętała, Ŝeby nie obejrzeć się za siebie. JuŜ tyle razy robiła to w prze- szłości i nigdy nie znalazła niczego poza smutkiem. Nie mogę się obejrzeć, nie mogę. Nie pierwszy raz miała zranione serce. W domu przygotowała sobie kąpiel. LeŜała w wannie, dopóki woda nie ostygła. Zaczęła rozpamiętywać zdarzenia tego wieczoru. Czy przypomnienie tamtej nocy sprawiło, Ŝe nie chce jej więcej widzieć? Ale moŜe przyczyny były inne, moŜe to widok wysprzątanego i znów przytulnego domu? Wszystko jedno. ZałoŜyła nocną koszulę i połoŜyła się do łóŜka. Zapatrzyła się w jasne miejsce na ścianie nad kominkiem, gdzie przedtem wisiał portret Venetii. Alex zabrał go razem z meblami. Muszę inaczej urządzić ten pokój, a właściwie cały dom. Przynajmniej się czymś zajmę. Albo wrócić do Nowego Jorku i zabrać się do pracy. ChociaŜ tamto Ŝycie jakoś straciło swój poprzedni urok. W Bath o malarzy było tak samo trudno, jak o hydraulików. Wydzwaniała z budki przez dłuŜszy czas, wreszcie zniechęcona poddała się i kupiła kilka puszek farby. Kiedy mieszkały z Venetią w starym mieszkaniu w East Finchley, same robiły w nim wiele rzeczy. Na początku czuła się trochę dziwnie, ale włączyła radio, by odegnać wspomnienia i praca ją wciągnęła. Kilka dni później niespodziewanie wpadł Jeff. Ginny akurat malowała sufit w salonie, stojąc na desce umieszczonej między krzesłem i drabiną. - Cześć! Wchodź! - przywitała go. - Jestem cała w farbie, jak widzisz. - Ze śmiechem starła z czoła krople farby. - Nie przypuszczałem, Ŝe zastanę cię przy przy czymś takim - powiedział ze zdumieniem. - Nie? A na co liczyłeś? Poprawił okulary. - Hm, zapytałem Alexa, czy nie wybiera się do ciebie zobaczyć, czy zbiornik działa, a on powiedział… - Zawahał się. - śe nie ma zamiaru tu więcej przychodzić - dokończyła za niego. - Tak. Pomyślałem, Ŝe dowiem się, czy u ciebie wszystko w porządku. - Pewnie myślałeś, Ŝe załamana będę płakać nad sobą, przyznaj się. -Spojrzała z rozbawieniem. Przyszło jej to nadspodziewanie łatwo. - PrzecieŜ ci mówiłam,, Ŝe juŜ dawno mi przeszło. Jeśli on nie chce przychodzić dlatego, Ŝe ja tu jestem, to jest to zupełnie zrozumiałe. - To niedokładnie to, co on powiedział. - Powiedział, Ŝe to mnie nie chce więcej widzieć, to masz na myśli? No cóŜ, to teŜ moŜna zrozumieć. To nie jest szczególnie miłe mieć obok siebie kogoś, kto wygląda dokładnie tak samo jak kobieta, którą kochał. - Odwróciła się, wdrapała na deskę i zanurzyła pędzel w puszce z farbą. - Zresztą moŜe to i dobrze, Ŝe więcej nie przyjdzie. Teraz, gdy nie ma juŜ tego domu, nic więcej go tu nie trzyma i moŜe zacznie Ŝycie na nowo. - Potrafisz przegrywać, Ginny - powiedział szczerze. - No pewnie. - Roześmiała się gorzko i mocniej przycisnęła pędzel do sufitu. Na pokój rozprysnęły się kropelki farby. - MoŜe mógłbym ci trochę pomóc przy malowaniu? Popatrzyła na niego. W tej chwili wolałaby, Ŝeby tu nie przychodził - niepotrzebnie rozbudził uczucia, stłumione z takim trudem. Ale z drugiej strony miał jak najlepsze intencje. Opanowała się i uśmiechnęła z wdzięcznością. - Oczywiście. Zwłaszcza, Ŝe masz takie długie ręce. Ale co będzie z twoim ubraniem? PrzecieŜ się zmarnuje, - Mam w samochodzie trochę starych ciuchów, które zwykle zabieram na wykopaliska. - Świetnie. W takim razie zostawiam ci sufit i biorę się za ściany. Rozmawiali niewiele, koncentrując się przede wszystkim na malowaniu. Poszło im całkiem nieźle i skoń- czyło się kolacją w restauracji. Następnego dnia Jeff znów przyjechał po południu i zaproponował swoją pomoc w czasie weekendu, ale Ginny postanowiła pojechać do matki na dwa dni. W poniedziałkowe
popołudnie był znowu i razem wzięli się za przedpokój i schody. Było to duŜo trudniejsze, musieli uŜywać drabin i prowizorycznych rusztowań. Ginny zrozumiała, Ŝe sama nie poradziłaby sobie. Clare wpadła na chwilę. Znali się z Jeffem z dawnych czasów i z przyjemnością znów się spotkali. Jeff kupił od niej dwa ciasta przekładane kremem, Ŝeby zabrać ze sobą do domu. W tym tygodniu Ginny zostawiła dla niego najtrudniejsze prace, a sama zajęła się kuchnią i łazienką, gdzie były mniejsze płaszczyzny do malowania. Skończyli w czwartek wieczorem i z dumą przyjrzeli się efektom swojej pracy. - A co z drugą sypialnią? - zapytał. - To nie jest duŜo roboty. - Jeszcze nie wiem, co z nią zrobię. - Potrząsnęła głową. Popatrzyła na niego i uśmiechnęła się z rozczuleniem. Stare, juŜ wcześniej poprzecierane dŜinsy, teraz były całe pochlapane farbą, głównie białą. Był w nich podobny do lamparta, tym bardziej, Ŝe włosy teŜ wyglądały, jakby nagle i przedwcześnie posiwiał. - Czy jutro coś planujesz? - Dlaczego pytasz? Czy chciałabyś, Ŝebym coś zrobił? - Chciałabym, Ŝebyś zmył z siebie tę farbę, załoŜył najlepszy wieczorowy garnitur i dał się zabrać na kolację, która będzie podziękowaniem za wszystko, co dla mnie zrobiłeś. - Och, to zupełnie niepotrzebne. Całkiem mi się podobało. Postawiła na swoim i następnego dnia pojechała wieczorem do Bristolu, Ŝeby go zabrać. Kiedy dotarła do miasteczka uniwersyteckiego, było jeszcze dość jasno. Wysiadła z samochodu, Ŝeby zastukać do drzwi, ale Jeff wychylił się przez okno i zawołał, Ŝe juŜ schodzi. Kiwnęła głową i pomachała mu ręką, wysoka i bardzo szczupła, w długiej, kremowej, mocno wyciętej sukience, która podkreślała jej figurę i kalifor- nijską opaleniznę. Gdy Jeff zamykał okno, Ginny kątem oka spostrzegła lekki ruch w sąsiedztwie. Instynktownie poczuła, Ŝe to Alex. Nie pomachała ręką, ale nie wchodziła do samochodu, dopóki Jeff nie zszedł na dół. W garniturze wyglądał bardzo przystojnie, choć był nieco speszony. - Dokąd jedziemy? - zapytał, gdy juŜ znaleźli się w samochodzie. Opuszczali właśnie teren uniwersytetu, kiedy Ginny powiedziała: - Wiesz, znalazłam miejsce, gdzie podają rybę z frytkami i najlepszy na świecie pudding z groszku i siekane kotlety z wątróbki... - i wybuchnęła śmiechem, widząc komiczny wyraz konsternacji na jego twarzy. Popędziła autostradą do Londynu. Po kolacji w czterogwiazdkowej restauracji poszli potańczyć do nocnego klubu, a potem pograć do kasyna. - Zawsze tak się bawisz? - zapytał o czwartej nad ranem, gdy wreszcie dotarli do samochodu. - Kiedyś tak - przyznała. - Ale po jakimś czasie zrozumiałam, Ŝe muszę z tym skończyć, jeśli nadal chcę być modelką. Więc uspokoiłam się i znów zaczęłam chodzić wcześnie spać. - MoŜe ja poprowadzę? - zaproponował, gdy podeszli do samochodu, lecz Ginny potrząsnęła głową i usiadła na miejscu kierowcy. Zrobiła to automatycznie i dopiero po chwili zdała sobie sprawę, Ŝe Alex wcale by jej nie pytał o zdanie, tylko od razu usiadł za kierownicą. Mogła panować nad Jeffem, ale z Alexem to było nie do pomyślenia, jeśli sam tego nie chciał. Przez poprzednie wieczory, kiedy razem z Jeffem odnawiali dom, nie wspominali Alexa, ale teraz, wracając po ciemku do Bristolu, nie mogła odegnać od siebie myśli o nim. Jeff trochę drzemał, półleŜąc w sąsiednim fotelu. Nagle, jakby zgadując jej myśli, powiedział: - Wiesz, chociaŜ Alex nie ma juŜ Ŝadnych praw do domu, nadal się nim interesuje. Ciągle mnie wypytuje, co robimy, jakie zmiany wprowadziłaś... - Naprawdę? - Starała się, Ŝeby pytanie zabrzmiało zwyczajnie. - Tak. Oczywiście powiedziałem mu, Ŝe chcesz tylko na nowo pomalować dom. - Jeff zaśmiał się, rozluźniony po winie i kolacji. - Wiesz, wydaje mi się, Ŝe on myśli, Ŝe ty i ja znów moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Ilekroć wracam później, zawsze wpadam na niego. - No to dzisiaj się naczekał - powiedziała sucho, aŜ Jeff wybuchnął śmiechem. - Pewnie się zastanawia, co zaszło. - Popatrzył na nią i westchnął. - Przypuszczam, Ŝe nic nie zajdzie - odpowiedział sam sobie. - Oczywiście, Ŝe nic. Wiedzieliśmy o tym od początku. - Przykro mi, Jeff. - Na chwilę zdjęła rękę z kierownicy i dotknęła jego dłoni.
- Czy dasz się gdzieś zaprosić jutro, a właściwie dzisiaj, tylko później? - Niestety, juŜ jestem umówiona. - Spojrzał na nią pytająco, ale zamiast się tłumaczyć, powiedziała: - Wiesz o tym, Ŝe zawsze jesteś miłym gościem. MoŜe wpadłbyś do mnie na kolację w przyszłym tygodniu? AŜ do Bristolu prawie nie rozmawiali. Gdy Jeff Ŝegnał się i wysiadał, Ginny zerknęła na okna Alexa. Tak jak przypuszczała, w pokoju było ciemno, ale zasłony były rozsunięte. Jeśli leŜał i nie spał, mógł zobaczyć światła samochodu. Jeśli nie spał. Jeśli to go w ogóle obchodziło. Ale przecieŜ wypytywał Jeffa, co robią. ChociaŜ moŜliwe, Ŝe chodziło mu tylko o dom. Wieczorem starannie wybrała strój na przyjęcie do Clare Kennedy. Coś zbyt wyszukanego, „nowojors- kiego", byłoby przesadą na zwykłe spotkanie, jednak z drugiej strony, zbyt skromną kreację Clare mogła odebrać jako lekcewaŜenie. W końcu wybrała jedwabne wieczorowe spodnie w kolorze głębokiej czerwieni i odpowiednią do nich bluzkę bez rękawów, a długie, gęste włosy przewiązała apaszką w tym odcieniu. Na gołe stopy załoŜyła sandałki z rzemyków. Paznokcie juŜ wcześniej pomalowała czerwonym lakierem. Przez większą część dnia odpoczywała, więc wyglądała świeŜo, a makijaŜ doskonale zatuszował ślady zmęczenia. Na koniec uŜyła swoich ulubionych perfum Joy i spojrzała na zegarek. Ósma czterdzieści. Przyjęcie miało się zacząć około ósmej, ale Ginny nie chciała przyjść pierwsza. Jako modelka wiedziała, jak zrobić odpowiednie wejście. Zupełnie gotowa czekała w sypialni i przez uchylone okno słyszała, jak drzwi wejściowe do domu Clare kilkakrotnie otwierały się i zamykały. Zastanawiała się, ile przyjdzie osób. Wzięła torebkę i zbiegła na dół po butelkę wina. Upewniła się, Ŝe wszystko dobrze zamknęła i przeszła kilka metrów do sąsiedniego wejścia. Otworzył jej męŜczyzna. - Witam! Chyba jesteś Ginny Barclay. Spojrzał na nią z wyraźną aprobatą, dość przeciętny, dobrze po trzydziestce, z początkiem brzuszka. - A ty Richard Kennedy. - Tak, to ja. - Był zadowolony, Ŝe pamiętała jego imię. - Proszę, wejdź. Bardzo się cieszę, Ŝe udało ci się przyjść. - Nie mogłabym przepuścić takiej okazji - zapewniła go i podała mu butelkę. - To mój udział. - Och, naprawdę, niepotrzebnie zawracałaś sobie głowę. Ale tak czy inaczej, dziękuję. - Postawił butelkę na stole w przedpokoju. - Pozwól, Ŝe zaprowadzę cię do Clare, a potem przyniosę ci drinka. Otworzył drzwi do salonu. Przyjęcie dopiero się zaczęło i przybyli nie czuli się jeszcze zupełnie swobodnie. Za mało jeszcze wypili, Ŝeby hałaśliwie rozprawiać i śmiać się głośniej niŜ zwykle, w kaŜdym razie gwar nie był aŜ tak duŜy, Ŝeby zagłuszyć rozlegającą się gdzieś dalej muzykę. Gdy Richard wprowadził ją do środka, w salonie było około dwudziestu osób. - Clare - powiedział, przerywając ciszę, jaka zapadła, gdy zebrani odwrócili się, patrząc na nią. - Przyszła Ginny. Czego się napijesz? - zapytał, podczas gdy Clare szła w ich stronę. - Poproszę białe wino. - Cześć Ginny! Chodź, poznam cię z ludźmi. To nasi sąsiedzi z drugiej strony. Clare pocałowała ją w policzek i poprowadziła przez pokój, przedstawiając jej gości. Ginny uśmiechała się, witała, ale nazwiska do niej nie docierały. I choć jej wzrok jedynie przez moment prześlizgnął się po nim, w jej świadomość zapadł obraz wysokiego męŜczyzny ze szklanką w ręku, stojącego samotnie przy oknie w kącie pokoju. Był ostatnią osobą, do której Clare ją przyprowadziła. Roześmiała się, wyraźnie zadowolona z siebie. ~ Nareszcie ktoś, kogo nie musze ci przedstawiać! Postanowiliśmy zrobić ci niespodziankę. Zaprosiliśmy go, bo pomyśleliśmy, Ŝe będziesz się lepiej czuła, jeśli będzie ktoś, kogo znasz. Och, wybaczcie, znów ktoś dzwoni. Clare odeszła i nagle zostali zupełnie sami w pokoju pełnym ludzi. Ginny zwilŜyła językiem nagle wyschnięte usta i powiedziała: - Cześć Alex. ROZDZIAŁ CZWARTY