ROZDZIAŁ PIERWSZY
Lorna Farrell nigdy nie zapomni swego ostatniego spot
kania z Mitchem Ellerym. Miała wtedy dziewiętnaście lat.
Teraz, po pięciu latach, na wspomnienie tamtych chwil
wciąż paliły ją policzki.
Wiedziała, że za chwilę stanie z nim twarzą w twarz.
Dyskretnie otarła zimny pot z czoła, próbując opanować
drżenie.
Nie po raz pierwszy w życiu była w tarapatach, ale tym
razem w pełni zasłużyła na kłopoty. Czuła się winna, i to
wywoływało w niej jeszcze większe przerażenie.
Spojrzała uważnie na młodą brunetkę, która stała obok
niej w windzie. Trzy lata młodsza Kendra Jackson nie miała
pojęcia, jakie męki przeżywała właśnie Lorna. Winda sunęła
bezszelestnie na dwudzieste piętro biura w San Antonio,
a Lorna wpatrywała się w śliczny profil Kendry. Serce wa
liło jej w piersi, ale nie dawała nic po sobie poznać.
Kiedy Mitch Ellery dowie się, że Lorna ma tak bliskie
kontakty z jego przyrodnią siostrą, pewnie będzie chciał po
rozmawiać z jej szefem, a może nawet z policją. Lorna stra
ci dobrą pracę, której znalezienie nie było wcale takie łatwe,
10 SUSAN FOX
a okoliczności zwolnienia mogą bardzo utrudnić jej podjęcie
innego zajęcia.
Kendra Jackson była teraz narzeczoną jej szefa Johna
Owena. Ta młoda kobieta za wszelką cenę usiłowała zbli
żyć się do Lorny, której szef zlecił wykonywanie drob
nych poleceń Kendry. Kendrze wyraźnie zależało na tej
przyjaźni i Lorna nie wiedziała, jak ma się wyplątać
z niewygodnego układu.
Zakochana i szczęśliwa panna Jackson, zbyt naiwna,
żeby podejrzewać innych o sekrety, nie domyślała się, że
nieskazitelna panna Farrell jest w istocie jej przyrodnią
siostrą.
Właśnie dlatego Lornę trapiło poczucie winy. Wiedziała,
że Kendra jest jej siostrą, gdy po raz pierwszy usłyszała
0 niej pół roku temu w biurze. Kiedy trzy tygodnie później
Kendra wpadła tam w odwiedziny do narzeczonego, Lorna
była przerażona, ale i zafascynowana.
Przecież nie mogła powiedzieć siostrze, kim jest. Ich
matka nie chciała nawet słyszeć o swojej nieślubnej córce
i nie tylko oznajmiła to otwarcie pięć lat temu, ale jeszcze
kazała swemu pasierbowi, Mitchowi Ellery'emu, odnaleźć
Lornę i powtórzyć jej to po raz dragi.
Choć Mitch starał się zachowywać taktownie, szorstkie
słowa i surowy wyraz twarzy sprawiły Lornie ogromną
przykrość.
Mitch Ellery nie przejmował się tym, że Lorna była rów
nie zszokowana jak jej matka, gdy spotkały się w eleganc
kiej restauracji w San Antonio, gdzie Doris Jackson Ellery
LABIRYNT UCZUĆ 11
jadła lunch właśnie z Mitchem i ojcem. Przyjaciółka, która
to wszystko zaaranżowała, zniknęła nagle i Lorna musiała
sama stawić czoło Mitchowi, który odwiedził ją tego samego
dnia po południu.
Była tak speszona jego nagłą wizytą w swojej kawalerce,
że musiała mu powiedzieć prawdę: to jej przyjaciółka w do
brej wierze zaaranżowała owo niefortunne spotkanie.
Jego oczy pociemniały, gdy Lorna zaklinała się, że za
nic w świecie nie sprzeciwiłaby się woli matki, która jej
się przecież wyrzekła.
Wyjaśnienia i przeprosiny nie przekonały jednak Mitcha.
Choć na początku mówił cicho i spokojnie, potem z po
gardą w głosie warknął, że nie wierzy w ani jedno słowo
Lorny. Mało tego, wątpi, by rzeczywiście była córką Doris.
Dał do zrozumienia, że uważają za osobę niezrównoważoną
czy wręcz cyniczną oszustkę, która próbuje wymusić pie
niądze od zamożnych ludzi. Na koniec zagroził oddaniem
sprawy w ręce policji, na wypadek gdyby Lorna próbowała
znów się z nimi skontaktować.
Lorna była załamana. Nie dość, że własna matka wyparła
się jej, to jeszcze zarzucono jej oszustwo.
Tłumaczyła sobie, że Doris, obecnie czterdziestoletnia,
urodziła ją, mając zaledwie szesnaście lat. Przyjście na świat
nieślubnego dziecka i konieczność oddania go do adopcji
z pewnością trudno nazwać miłymi wspomnieniami. Kto
chciałby wracać do takich tragicznych przeżyć?
Choć Doris poślubiła ojca Kendry dwa lata po urodzeniu
pierwszej córki, a wiele lat później wyszła za znacznie star-
12 SUSAN FOX
szego od niej Jake'a Ellery'ego, na pewno obawiała się skan
dalu. W dodatku Doris zataiła przeszłość przed najbliższymi
i klan Ellerych mógłby poczuć się dotknięty brakiem za
ufania.
Rodzina ta, od wielu pokoleń nafciarze i ranczerzy, cie
szyła się nieskazitelną reputacją. Kendra, młoda dama wy
chowana według tradycyjnych zasad, była tego najlepszym
przykładem.
Lorna świetnie zdawała sobie sprawę ze znaczenia dobrej
reputacji. Zawsze starała się zachowywać nienagannie i do
bre imię było dla niej najważniejsze.
Pewnie teraz straci nie tylko upragnioną pracę, lecz rów
nież nieposzlakowaną opinię. Mitch Ellery nie doceni tego,
że zrobiła wszystko, żeby nie zranić uczuć Kendry.
Rozpozna ją w ciągu kilku sekund, a potem...
Nagle Kendra spojrzała na nią, Lorna szybko odwróciła
głowę. Winda zatrzymała się i obie kobiety wyszły na ko
rytarz.
- Lorno, ty drżysz! - szepnęła Kendra, dotykając jej rę
ki. - Co ci jest?
Lorna uśmiechnęła się blado.
- Po prostu nie jadłam lunchu.
- Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Kendra była
szczerze zmartwiona. - Przecież mogłyśmy kupić coś po
drodze.
- Nie jestem głodna. - Lorna z wysiłkiem uśmiechnęła
się do przyrodniej siostry. - Ty też na pewno nie myślisz
o jedzeniu, kiedy masz na głowie ślub.
LABIRYNT UCZUĆ 13
Kendra tylko pokręciła głową.
- Ostatnio dużo pracowałaś - wyrzucała sobie - a ja
każę ci jeszcze ganiać ze mną po zakupy. Może powinnaś
wziąć parę dni urlopu. Zasłużyłaś na to.
Lornę wzruszyło to, że siostra tak się o nią martwi.
- Lubię pracować, to nie problem - powiedziała, uśmie
chając się z przymusem. - Odpocznę podczas weekendu.
Ale teraz - zawahała się - muszę wracać do roboty. Twój
narzeczony przekazał mi rano stertę listów do napisania.
Zjem jabłko, które mam w biurku, i nie będę głodna.
Kendra zerknęła na nią i uśmiechnęła się.
- No, dobrze. Dziękuję ci za pomoc. Ale nie pracuj za dużo.
- Praca uszlachetnia - rzuciła Lorna, dotykając ramienia
siostry. To był gest, którym chciała podziękować jej za tro
skę, ale być może także pożegnanie.
Gdyby zdołała wymyślić jakiś pretekst, żeby pójść na
drugie piętro biura, może udałoby się jej zapobiec nieszczęś
ciu. A może powinna skontaktować się z panem Ellerym
prywatnie i powiedzieć mu, co się stało? Kto wie, czy nie
okazałby się wyrozumiały?
Dlaczego nie zrobiła tego wiele miesięcy temu? Czemu
pozwoliła, by sprawy wymknęły jej się z rąk?
Spojrzała przed siebie i w głębi biura dostrzegła bar
czystą sylwetkę mężczyzny, który powoli podnosił się z sofy
stojącej naprzeciw jej biurka. Kendra także go zauważyła.
- Mitch! Już jesteś? Przepraszam, że musiałeś czekać.
Ruszyła w jego stronę, wyprzedzając Lornę, która od
ruchowo zwolniła.
14 SUSAN FOX
Strach chwycił ją za gardło, ale siłą woli odwróciła
wzrok i ruszyła powoli do swego biurka. Miała nadzieję,
że uda jej się uniknąć oficjalnego powitania, ale wiedziała,
że szanse na to są niewielkie. Najlepiej będzie zastosować
sprawdzoną broń, czyli chłodny dystans.
Ledwie zdążyła włożyć torebkę do biurka i włączyć swój
komputer, usłyszała wołanie Kendry.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się blado, bo przyrod
nia siostra zbliżała się do niej w towarzystwie Mitcha.
Jak przystało na kulturalną osobę, Lorna wstała, żeby się
przywitać.
- To mój przyrodni brat, Mitch Ellery - powiedziała
Kendra. - Mitch, przedstawiam ci Lornę Farrell.
Lorna poczuła, jak na chwilę zamiera jej serce. Wyciąg
nęła rękę, spodziewając się wszystkiego najgorszego.
Przez głowę przemknęło jej, że podanie ręki Mitchowi
Ellery'emu jest tak samo niebezpieczne jak włożenie ręki
do paszczy dzikiej bestii, i kolana ugięły się pod nią ze
strachu.
Była zdziwiona, gdy Mitch uścisnął jej dłoń z niezwykłą
delikatnością. Gdyby chciał, tą silną, muskularną ręką mógł
by w jednej chwili zgnieść jej palce.
Tak jak pamiętnego dnia przed pięciu laty był w czarnym
garniturze i kowbojskich butach. Garnitur pasował jak ulał
do jego statusu milionera, ale spracowane ręce, czarne buty
i perłowoszary stetson, który leżał na sofie, dowodziły, że
Mitch naprawdę jest ranczerem.
Patrzyli na siebie, nie zwalniając uścisku rąk.
LABIRYNT UCZUĆ 15
- Bardzo mi miło, panno Farrell - odezwał się wreszcie
Mitch.
Jego palce mocniej zacisnęły się na jej dłoni.
- Mm... mnie również - wyjąkała. - Panna Jackson
bardzo ciepło wyrażała się o panu.
Ciepło? Rumieńce wystąpiły jej na twarz. Mitch nie
spuszczał z niej wzroku. Z jego twarzy zniknęła złość. Lor-
na w duchu błagała go o litość.
Chyba postanowił, że rozprawi się z nią później. To zro
zumiałe, po prostu nie chciał robić tego na oczach siostry.
Ale jeszcze zemści się na niej za to, że ośmieliła zbliżyć
się do Kendry i nie odeszła z pracy.
- Wyjątkowo długo się witacie - powiedziała ze zdu
mieniem Kendra.
Lorna chciała szybko wyrwać rękę z uścisku Mitcha, ale
zacisnął lekko palce. Kendra mogła odnieść wrażenie, że
wcale nie mieli ochoty rozpleść dłoni.
Lorna nie miała odwagi spojrzeć w oczy siostrze. A jeśli
Kendra zaczęła coś podejrzewać?
- Wybaczcie, ale muszę wracać do pracy - rzuciła, spo
glądając w bok.
Wszystko potoczyło się dalej szybko, choć wydawało
jej się, że minęły godziny. Kendra weszła na chwilę z przy
rodnim bratem do pokoju Johna Owena, a potem pomachała
Lornie na do widzenia i opuścili z Mitchem biuro.
Kiedy zniknęli w windzie, Lorna spojrzała na ekran swe
go komputera i szybko skasowała wszystkie bzdury, które
napisała w ciągu ostatnich kilkunastu minut.
16 SUSAN FOX
Za wszelką cenę chciała zmusić się do pracy, więc za
częła przepisywać list, który jej podyktowano wcześniej. Nie
mogła się skoncentrować, ale wreszcie udało jej się uporać
z całą korespondencją. Skończyła za dziesięć piąta i zanios
ła szefowi listy do podpisania.
Kiedy John Owen wyszedł z pracy, Lorna została jesz
cze, żeby dokończyć adresowanie kopert. Poza tym chciała
zostawić wszystko w idealnym porządku. Kto wie, co przy
niosą najbliższe godziny? Niewykluczone, że nie wróci już
do biura w poniedziałek. Może wyślą ją na przymusowy
urlop? Wszystko zależy od Mitcha Ellery'ego. Jeśli spełni
swą niegdysiejszą groźbę i wezwie policję...
Kiedy skończyła pracę, wyjęła z biurka wszystkie oso
biste drobiazgi i włożyła je do torebki. To, co się nie zmie
ściło, zapakowała do większej torby, w której zwykle za
bierała do domu prace zlecone. Po raz ostatni rozejrzała się
po pokoju, wzięła listy, które należało wysłać, i wychodząc,
zgasiła światło.
To dobrze, że prawie wszyscy już dawno wyszli z biura,
przynajmniej nie będzie musiała silić się na wesołość. Kiedy
przeszła obok recepcji, portier szarmancko otworzył przed
nią drzwi, a po jej wyjściu starannie je zamknął.
W głowie huczało jej od natrętnych myśli, gdy szła na
opustoszały o tej porze parking. Starała się nie myśleć
o tym, że Mitch Ellery może już zdobył jej adres, a teraz
obserwuje mieszkanie. Wyjechała z parkingu i ruszyła
w kierunku domu.
Nie było sensu odwlekać dalej tego, co i tak nieunik-
LABIRYNT UCZUĆ 17
nione. Oczekiwanie na najgorsze stało się nie do zniesienia.
Wiedziała przecież, że wcześniej czy później dojdzie do ka
tastrofy. Dawno temu powinna była wyznać Mitchowi pra
wdę, ale nie zrobiła tego powodowana zwykłym egoizmem.
Dzięki Kendrze poznała, co to znaczy mieć rodzinę. Bra
kowało jej tego od dzieciństwa i nie umiała tak po prostu
zrezygnować z odwiecznych marzeń. Ale za wszystko
w życiu trzeba płacić. Wiedziała, że cena będzie wysoka.
Teraz musi przygotować się na karę, jaką jej wymierzy
Mitch. To ją zniszczy, ale podda się bez walki, bo jest winna.
Skręciła w swoją ulicę i zaparkowała obok domu. Sta
rała się nie patrzeć, czy w pobliżu stoją jakieś obce samo
chody. Ledwie zdążyła wejść do mieszkania, usłyszała
dzwonek domofonu. W tej samej chwili ktoś zapukał do
drzwi. Lorna rozpoznała pukanie i szybko otworzyła.
W progu stała rozpromieniona Melania Parker, jej naj
bliższa przyjaciółka. Przestała się uśmiechać, gdy dostrzegła
bladą twarz Lorny.
- Co się stało? - spytała z niepokojem.
Lorna westchnęła głęboko.
- Tak się cieszę, że już jesteś. Chcę cię prosić o przy
sługę.
Po raz drugi rozległ się dzwonek domofonu. Lorna chwy
ciła Melanię za rękę.
- Pamiętasz Mitcha Ellery'ego?
Na ślicznej twarzy Meli odmalowało się przerażenie.
- Chcesz powiedzieć, że on tu przyszedł, Lorno? O Bo
że. Jak mogę ci pomóc?
18 SUSAN FOX
Lornę zalała fala wdzięczności. Choć Melania wiedziała,
że przyjaciółka po cichu rozkoszuje się czasem spędzanym
z siostrą, rzadko pozwalała sobie na krytyczne uwagi na
ten temat. Nie powtarzała wciąż, że Lorna zbytnio ryzykuje,
prowadząc niebezpieczną grę. Jednak wiedziała równie do
brze jak Lorna, co oznacza wizyta Mitcha.
- To pewnie on - powiedziała Lorna trzęsącym się gło
sem. - Zadzwoń do mnie za parę minut, nie musisz nawet
przychodzić.
Melania zrobiła przerażoną minę.
- Boisz się, że cię uderzy? Będzie wściekły?
Lorna nawet nie pomyślała o tym. Potrząsnęła głową.
- Na pewno będzie zły, ale chyba nic mi nie zrobi. Nie
potrzebnie wpadam w panikę.
Domofon zadzwonił znowu i Lorna wypchnęła Melanię
na korytarz.
- Muszę mu otworzyć, Mela. Zadzwoń, proszę, za dwa
dzieścia minut.
- Potrzebujesz aż tyle czasu?
- Tak - odparła z wymuszonym uśmiechem Lorna.
Czuła się winna, że wciąga w to wszystko przyjaciółkę. -
Nie martw się.
Melania skinęła bez przekonania głową i wróciła do swojego
mieszkania po drugiej stronie korytarza. Lorna zamknęła drzwi
i nacisnęła przycisk domofonu. Może jednak to nie Mitch Ellery.
- Słucham - powiedziała z napięciem do słuchawki.
- Czy dobrze trafiłem? - spytał sucho Mitch. Najwyraź
niej poznał ją po głosie.
LABIRYNT UCZUĆ 19
Nie przywitał się, nie spytał: „Czy mogę wejść, panno
Farrell?". Tak jakby nie miała prawa decydować, kogo wpu
ści do domu. Wyglądało na to, że przed rozpoczęciem ataku
chce się upewnić, czy na pewno trafił pod właściwy adres.
Choć na dobrą sprawę... budynek nie był zbyt pilnie
strzeżony. Mitch mógł zaczekać, aż ktoś z mieszkańców bę
dzie wchodził do środka, i prześliznąć się razem z nim. Sko
ro tego nie zrobił, widocznie miał zamiar działać otwarcie,
bez żadnych osłonek.
- Tak - odparła z rezygnacją. Zawahała się i po chwili
nacisnęła przycisk, pozwalając Mitchowi wejść do holu.
Nagle ogarnęło ją przerażenie. Stało się, zaraz będzie
musiała zmierzyć się z Mitchem. Po chwili usłyszała go na
korytarzu. Kroczył pewnie. Nie miała wątpliwości, że jest
zły. Zbliżał się nieubłaganie. Strach ścisnął ją za gardło.
Wiedziała, że nie zniesie walenia do drzwi, więc otwo
rzyła je już teraz.
ROZDZIAŁ DRUGI
Na widok Lorny stojącej sztywno w otwartych drzwiach
Mitch przeżył ten sam szok co wtedy, gdy weszła do biura
Johna Owena z Kendrą.
Lorna Farrell była szczupła i drobna. Ciemne, błyszczące
włosy do ramion podwinięte pod spód, duże, ciemnobłękitne
oczy i delikatne rysy twarzy jak z renesansowego portretu.
Podobieństwo między nią i Kendrą było uderzające.
Przez te pięć lat stała się prawdziwą pięknością. Miała
teraz ogładę, klasę i dystynkcję. Przedtem nie była tak po
dobna do Kendry. Na pewno chciała to wykorzystać, żeby
znowu zbliżyć się do Doris.
Mitch nie miałby nic przeciwko temu, żeby Lorna pró
bowała skontaktować się po raz drugi z Doris. Macocha
w końcu przyznała się, że wiele lat temu oddała swoje
dziecko do adopcji. Zaprzeczyła jednak, żeby tym dzieckiem
mogła być Lorna. Zwykłe badanie krwi udaremni plany pan
ny Farrell. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, jak łatwo będzie
udowodnić jej oszustwo?
Ale zamiast naprzykrzać się Doris, Lorna postanowiła
wtargnąć w życie Kendry. Bardzo straciła przez to w jego
oczach. Przed paroma godzinami dowiedział się, że Lorna
LABIRYNT UCZUĆ 21
zaczęła pracować u Owena dużo wcześniej, nim doszło do
zaręczyn Johna z Kendrą, ale i tak nie miała prawa posuwać
się do intryg.
Kendra była słodka, ufna i dziecinna. Trochę rozpiesz
czona, uparta, ale pełna optymizmu i naiwna. Nie wiedziała
jeszcze, że na świecie jest wielu złych ludzi i oszustów. Do
tej pory nie dotarła do niej gorzka prawda, że zazdrośnicy
z radością zrobiliby jej największe świństwa tylko dlatego,
że ma pieniądze, a niektórzy bez skrupułów wystrychnęliby
ją na dudka, żeby uszczknąć trochę z jej majątku.
Podstępne zachowanie Lorny świadczyło, że należała do
tego drugiego gatunku ludzi. Choć Mitch od dawna był zda
nia, że jego przyrodnia siostra powinna lepiej poznać życie,
nigdy nie zgodzi się na to, żeby uczyła ją tego Lorna.
Kobieta w milczeniu wpuściła go do przedpokoju.
Teraz mieszkała w znacznie lepszych warunkach niż pięć
lat temu. Pokoje pomalowano na śnieżnobiały kolor, a meb
le zachwycały dobrym gustem, choć prawdopodobnie były
od kogoś odkupione. Widać było że właścicielka mieszkania
lubi kolory i interesujące ozdoby, jak śmieszna karykatura
kucyka z długimi rzęsami, która stała na podłodze przed
antyczną biblioteczką wypełnioną książkami.
Na pluszowej sofie w odcieniu gołębim leżały wdzięcz
nie porozrzucane haftowane poduszki. Na ścianach wisiało
kilka niedrogich, lecz ładnych obrazów. Lorna wyraźnie lu
biła ciemne stoły o delikatnych nogach. Na stole w jadalni
stał wazon z jedwabnymi kwiatami w jaskrawych kolorach.
W obu pokojach aż lśniło od czystości.
22 SUSAN FOX
Wszystko było na swoim miejscu. Czy dlatego, że ta
kobieta od niedawna obracała się w towarzystwie i z reli
gijną nabożnością starała się podkreślić swoją przynależność
do klasy średniej? Czy też była to materialistka, którą kie
rował wyłącznie instynkt posiadania? Mitch był skłonny po
dejrzewać ją o wszystkie najgorsze cechy i dlatego nie do
puszczał myśli, że zamiłowanie do ładu i porządku było po
prostu jej zaletą.
Nie zadał sobie trudu, żeby zdjąć kapelusz. Wiedział,
że wypadałoby tak zrobić, ale nie zamierzał bawić się
w konwenanse. Spojrzał kwaśno, gdy spytała niepewnym
głosem:
- Czy zechce pan usiąść, panie Ellery? Może napije się
pan kawy albo o...oranżady?
Oblała się rumieńcem ze wstydu, że się zająknęła. Za
uważył, że zacisnęła szczupłe palce. Próbowała opanować
drżenie ramion ukrytych pod żakietem.
- Nie przyszedłem tu na pogawędki, panno Farrell. Nie
musi pani silić się na uprzejmość.
Zbladła, pomyślał, że boi się go tak samo jak pięć lat
temu. W takim razie łatwo będzie mógł się z nią rozprawić.
Uniósł dłoń do góry i zmarszczył brwi, gdy Lorna drgnę
ła. Wyjął czek z kieszeni marynarki. Wyciągnął go przed
siebie, żeby mogła zobaczyć sumę, na jaką był wypisany.
Jej wzrok bezwiednie padł na cyfry. Nie wiedział, czy
w jej ciemnoniebieskich oczach zamigotało zdziwienie, czy
może ból.
- Niech pani złoży wymówienie i odejdzie za dwa tygo-
LABIRYNT UCZUĆ 23
dnie z pracy - powiedział ostro. - To powinno wystarczyć,
dopóki nie znajdzie pani nowej posady. Jeśli wyjedzie pani
z San Antonio, dam pani dwa razy więcej. Przez pięć lat
będę przekazywał pani podwójną sumę przez adwokata. Jeśli
w ciągu tych pięciu lat nie pojawi się pani i nie skontaktuje
z Kendrą, mój adwokat będzie przelewał co roku na pani
konto tę sumę.
Urwał na chwilę, bo wydawało mu się, że Lorna się
zachwiała. Ale nie przejął się. Lorna z pewnością była zszo
kowana, że tak łatwo zdobyła to, co chciała. Czek wysta
wiony był na tak wysoką sumę, że jeśli ta młoda oszustka
zachowa się rozsądnie, jej pęd do bogactwa będzie na długo
zaspokojony. Po chwili mówił dalej.
- Po pięciu latach nasza umowa wygasa. Wszystkie
przelewy będą ewidencjonowane. Jeśli potem znów zbliży
się pani do Kendry, oskarżymy panią w sądzie o wymu
szenie pieniędzy.
- Jak pan śmie! - powiedziała zdławionym głosem, spo
glądając na niego z oburzeniem. Cały czas stała sztywno,
ale teraz była tak spięta, jakby za chwilę miała wybuchnąć.
Mitch rzucił niedbale czek na stół.
- Jak pani śmie, panno Farrell! Wykorzystuje pani swoje
obecne podobieństwo do niewinnej dziewczyny, której chce
pani pogmatwać życie. Nie jest pani wcale córką Doris El-
lery. Jeśli powie pani choć słowo Kendrze, sporządzimy
oskarżenie i zażądamy badań krwi, a kiedy prawda wyjdzie
na jaw, zostanie pani aresztowana i zapewne otrzyma pani
wyrok.
24
Zrobił przerwę, żeby jego słowa dotarły do niej. Lorna
zadrżała, a jej twarz przybrała kolor purpurowy.
- Może pani wybrać wygodne życie, panno Farrell. Pro
szę wziąć te pieniądze i wyjechać z miasta. Jest pani piękna,
z całą pewnością sprytna i nie brakuje pani gustu. Znajdzie
pani sobie jakiegoś starego bogacza i wyjdzie za niego za
mąż. To dobra rada.
- Niech pan się wynosi! - Jej głos trząsł się teraz tak
samo jak ona.
- Moja propozycja jest poważna, skarbie. Jest pani na
tyle mądra, żeby wiedzieć, że to prawda.
- Niech pan się wynosi! - zawołała po raz drugi. Może
nie powinna była zbliżać się do Kendry. ale nie pozwoli,
żeby Mitch Ellery ją obrażał. A więc laka była jego ucz
ciwość. Chciał zmusić ją do układu. Z wściekłości zrobiło
jej się słabo. Ciemne plamy zawirowały jej przed oczami.
Czuła się tak, jakby ktoś zaczął ją przypiekać żywcem.
Ale Mitch wcale nie zamierzał wychodzić. Stał nieru
chomo jak skała, z jego twarzy biła wrogość Lorna czuła
się przez to jeszcze bardziej zraniona i wściekła.
Wręcz żałowała, że jej nie uderzył Nawet to byłoby lep
sze niż obraźliwe słowa. Mitch był od niej o wiele większy
i silniejszy. Głową ledwie sięgała mu do ramion. Gdyby ją
pobił, mogłaby zadzwonić na policje.
Ale gdzie powinna szukać pomocy, kiedy ją obrażał?
Nie miała wątpliwości że mógłby wsadzić ją do więzienia
za wymuszanie pieniędzy, choć wolałaby umrzeć, niż wziąć
od niego choćby centa.
LABIRYNT UCZUĆ 25
Mitch Ellery był podły, ale nagle to przestało mieć ja
kiekolwiek znaczenie. Wszystkie stresy z ostatnich kilku
miesięcy, stare rany, smutki i strach przed tym spotkaniem
po prostu zmroziły jej ciało.
Dwa kęsy śniadania chwycone w biegu, lunch, o którym
zapomniała, jabłko, którego nie zjadła w biurze... Lorna po
czuła dziwną słabość, a przed oczami zamigotały jej świa
tełka. Postanowiła jak najszybciej usiąść na krześle. Zrobiła
jeden krok i nagle osunęła się w ciemność.
Mitch wahał się, czy podejść do Lorny, bo wydawało
mu się, że tylko udaje omdlenie. W końcu o sekundę za
późno wyciągnął do niej rękę. Upadła tak szybko, że skronią
uderzyła o stolik.
Chciał wziąć ją na ręce i położyć na sofie, ale jej drobne
ciało było tak bezwładne, że wyślizgiwało mu się z dłoni.
Z ledwością ją uniósł, choć była lekka jak piórko.
Na prawej skroni miała czerwoną pręgę, która zaczynała
już puchnąć. Dreszcz przeszył jego ciało. Lorna nawet nie
drgnęła, uderzając się o stół, i na jej twarzy nie było widać
ani śladu reakcji, kiedy teraz dotykał jej delikatnej skóry
obok zranienia.
Do diabła, przecież nie uderzyła się tak mocno, żeby stracić
przytomność! W takim razie naprawdę musiała wcześniej zemd
leć. Nieznane poczucie winy ścisnęło go za gardło. Czując wy
rzuty sumienia, wziął jej bezwładną rękę i roztarł ją w dłoniach.
- Panno Farrell - jęknął. - Jedno z nas się cholernie
zmartwi, jeśli nie odzyska pani szybko przytomności.
26 SUSAN FOX
Zacisnął zęby i poklepał Lornę po ręku. Kiedy to także
nie dało żadnego rezultatu, poklepał ją lekko po bladym
policzku. Jej długie czarne rzęsy nie poruszyły się. To przy
gnębiło go jeszcze bardziej.
Delikatnie położył jej rękę na brzuchu i poszedł do ła
zienki. Wyjął starannie złożony ręcznik z białego koszyka
na szafce i zmoczył go strumieniem zimnej wody.
Potem wyżął ręcznik i wrócił do salonu. Teraz jej rzęsy
drgnęły. Mitch usiadł przy Lornie na brzegu sofy. Wilgot
nym, zimnym ręcznikiem dotknął jej policzka i z radością
patrzył, jak Lorna odwraca głowę od niemiłego chłodu.
Delikatnie przycisnął ręcznik do jej drugiego policzka,
odruchowo biorąc ją znów za rękę. Jej palce lekko zacisnęły
się na jego dłoni.
- Obudź się, skarbie - powiedział cicho, zaskoczony
własnymi słowami.
Czy to z powodu wyrzutów sumienia, czy zwykłego
współczucia, jakie miał dla każdej pokrzywdzonej istoty,
ogarnęła go nagle wielka czułość. A może dlatego, że Lorna
była tak podobna do jego przyrodniej siostry? Tak czy ina
czej Lorna Farrell nie wzbudzała już w nim niechęci.
Kiedy dziewczyna cicho zaprotestowała i uniosła drobną
rękę, żeby go odepchnąć, poczuł się jak brutal.
Nie zważając na protesty, delikatnie położył wilgotny
ręcznik na jej czole. Wzdrygnęła się, wciągając powietrze,
a potem próbowała odwrócić głowę.
- Nie ruszaj się.
Jego głos zabrzmiał dziwnie ostro. Z przerażeniem do-
LABIRYNT UCZUĆ 27
strzegł, że łzy pojawiły się na jej rzęsach. Zaraz zniżył głos
aż do szeptu.
- Pozwól mi to zrobić, kochanie.
Znów był zaskoczony własną czułością. Ale Lorna uspo
koiła się i spojrzała na niego nieufnie ciemnoniebieskimi
oczami. Na jej twarzy malował się strach. Leżała nierucho
mo, tak jakby bała się poruszyć.
Czuł się niezręcznie, wiedząc, że sprawił jej przykrość.
Szybko odwrócił wzrok. Chciał, żeby wiedziała, że nie ma
zamiaru jej skrzywdzić.
- Przestraszyłem panią. Uderzyła się pani o stolik, za
nim zdążyłem panią złapać.
W jej ślicznych oczach pojawiło się zmieszanie, ale nadal
patrzyła na niego podejrzliwie.
- Przepraszam - dodał cicho, połykając dumę.
Nie mógł znieść jej spojrzenia. Uniósł ręcznik i obejrzał
pręgę na czole Lorny.
- Przyniosę trochę lodu - powiedział, wstając.
- Nie - odparła tak stanowczo, że zatrzymał się i spoj
rzał na nią. - Musi pan już iść.
Mimo strachu nie poddawała się. Ale Mitch miał powody
czuć się odpowiedzialnym za to, co się stało.
- Nie wyjdę, jeśli nie będę pewien, że wszystko jest
w porządku.
- Nie potrzebuję pana pomocy.
- Nie jestem pewien. Czyżby często pani mdlała?
- Jeszcze nigdy.
Wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W jej oczach
28 SUSAN FOX
znów pojawiła się obawa. Mitch nie zwrócił na to uwagi
i pochylił się nad dziewczyną.
- A więc to się stało po raz pierwszy. Może pani zapisać
to w kalendarzyku.
Zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Nic dzisiaj nie jadłam.
Ta odpowiedź zirytowała go.
- Zabrakło pani pieniędzy do pierwszego?
Rumieńce wystąpiły jej na twarz.
- Mam dużo pieniędzy. Nie miałam czasu na jedzenie.
Nigdy nie przyznałaby mu się, że od dawna nie może
jeść, bo martwi się, że nie jest szczera wobec Kendry.
Mitch wstał.
- Zrobię pani kompres z lodu, a potem przyszykuję coś
do jedzenia.
Kiedy poszedł do kuchni, Lorna usiadła na sofie. Ostroż
nie dotknęła ręką skroni, ale poczuła tylko lekki ból. Od
zmiany pozycji zakręciło jej się w głowie, ale postawiła sto
py na podłodze. Musi odnaleźć Mitcha i zmusić go, by wy
szedł z jej domu.
Dlaczego chciał tu zostać? Jego groźby i rozkazy spra
wiły jej ból. Mógłby wreszcie zostawić ją w spokoju. Jego
troska wprawiała Lornę w zakłopotanie. Rozmawiał z nią
przedtem tak, jakby była zerem, więc jego obecna opiekuń
czość jest co najmniej podejrzana.
Duma nie pozwalała jej przyjmować pomocy od kogoś,
kto jej nienawidzi i jeszcze przed chwilą groził, że oskarży
ją o szantaż.
LABIRYNT UCZUĆ 29
Sięgnęła po czek i niepewnym krokiem wyszła z poko
ju. Stanęła w drzwiach kuchni, żeby nabrać trochę sił.
Mitch Ellery wyglądał jak olbrzym w jej wypucowanej
kuchni. Jego postać górowała nad wszystkim. Włożył już
lód do ręcznika i teraz zaglądał do lodówki.
Loma zwykle robiła zakupy w piątek wieczorem, więc
jej lodówka była pusta. Mitch z dezaprobatą pokręcił głową.
- Nic dziwnego, że jesteś głodna. Masz tylko przyprawy
i karton mleka, które jest już przeterminowane.
Podeszła, wyrwała mu z ręki ręcznik, w który zawinięte
były kostki lodu, i wysypała je do zlewu, po czym ostrożnie
wsadziła mu do kieszeni czek. Kiedy odważnie sięgnęła do
drzwi lodówki, żeby ją zamknąć, Mitch złapał ją za rękę.
Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Spróbowała wyrwać rę
kę, ale Mitch nie zwolnił uścisku.
Był potężny i niesamowicie męski. Przestrzeń między
nim i lodówką nagle skurczyła się. Zimne powietrze z wnę
trza nie mogło złagodzić żaru buchającego z ich ciał ani
dreszczy, jakie przeszły Lornie po karku.
- Wiem, że to wariactwo, ale pójdziemy do restauracji
- mruknął niskim głosem, który przeniknął ją do głębi.
- Nie pójdziemy.
Skrzywił się, marszcząc ciemne brwi.
- Musi pani jeść. Zrobimy kompres na ten siniak, a po
tem pójdziemy.
Lorna wyszarpnęła rękę z jego uścisku.
- Nigdzie z panem nie pójdę. - Uniosła do góry brodę.
- Poznałam się na panu, panie Ellery. Jeśli chce pan, żebym
30 SUSAN FOX
zrobiła badanie krwi, możemy umówić się w przychodni.
Na pewno przyjdę.
W jego oczach zamigotała złość i Lorna poczuła, że
znów robi jej się słabo.
- Ja też poznałem się na pani, panno Farrell. Zrobimy
to badanie. Ale teraz będzie tak, jak powiedziałem.
Przysunął się do niej, zdołała tylko zrobić pół kroku w tył,
nim porwał ją na ręce jak małe dziecko. Zakręciło jej się w gło
wie i odruchowo chwyciła dłońmi jego ramiona. Dostrzegł, że
zrobiło jej się słabo, bo odczekał chwilę, zanim wyniósł ją
z kuchni.
- Co mam z panią zrobić? - wymamrotał.
Poczuła jego pachnący miętą, ciepły oddech.
- Już mówiłam, żeby pan mnie puścił i stąd wyszedł.
Przez chwilę przyglądał się jej z rosnącą irytacją.
- Ten upór wpędzi panią w kłopoty, jeśli nie zostawi
pani w spokoju Kendry.
Ogarnęła ją złość.
- Już mówiłam, żeby pan mnie natychmiast puścił!
- Jak zechcę. - Odwrócił się, wszedł znów do salonu
i posadził ją na krześle.
Na stoliku obok zabrzęczał telefon. Lorna zdziwiła się,
że Mitch nie rzucił się, żeby go odebrać. Stał przed nią,
gdy sięgała po słuchawkę.
- Wszystko w porządku? - spytała z niepokojem Me
lania. - Czy już wyszedł?
Lorna zerknęła na nieruchomą twarz Mitcha, który ob
serwował ją ze zmarszczonym czołem.
LABIRYNT UCZUĆ 31
Zauważyła, że nie jest przystojny. Jego rysy twarzy były
zbyt kanciaste. Ale miał w sobie jakiś magnetyczny urok,
który sprawiał, że nie wydawał się mniej atrakcyjny od męż
czyzn, których rysy twarzy były łagodniejsze. A może nawet
był bardziej pociągający.
Odwróciła głowę, wstydząc się swoich myśli.
- Wszystko w porządku. Tak, jeszcze tu jest - powie
działa do słuchawki, a potem spojrzała na swego niepro
szonego gościa i coś przyszło jej do głowy. - Ale nie chce
wyjść. Jeśli przyniesiesz swój gaz pieprzowy, to może zmie
ni zdanie.
Mitch znów nachmurzył się, wykrzywiając pogardliwie
usta. Wzruszył ramionami.
- O Boże! - zawołała Melania. - Zaraz u ciebie
będę.
- Damy mu pięć minut. Potem przyjdź.
- Ale powiesz mi, czemu dałaś mu jeszcze pięć minut,
dobrze?
- Dobrze.
Mela odłożyła słuchawkę.
- Musi pan już iść, panie Ellery - powiedziała Lorna,
odchylając się na krześle. - Moja przyjaciółka mieszka po
drugiej stronie korytarza. Co prawda nie ma gazu pieprzo
wego, ale jest bardzo lojalna i potrafi mnie obronić. -
Uśmiechnęła się złośliwie. - Niewykluczone, że spryska pa
na olejem albo sprayem do czyszczenia mebli.
- Czy ona zrobi pani jakieś kanapki na kolację?
To pytanie zaskoczyło ją. Mitch chyba naprawdę trochę
32 SUSAN FOX
się o nią troszczył. Ze wzruszeniem poczuła, że jej serce
mięknie.
- Nie tylko kanapki. To świetna kucharka. Ale, ale. Mo
że przyjść z tasakiem albo praską do ziemniaków. Widział
pan kiedyś, jak taką praską można załatwić namolnego typa?
Oglądałam takie zdjęcia w gazetach. Były szokujące.
Mitch rozchmurzył się, a na jego twarzy zagościł blady
uśmiech.
- Zaopiekuje się panią?
Jego zaskakująca troska nagle ją ubodła. Natychmiast
straciła ochotę na żarty.
- A co to pana obchodzi?! - zawołała.
Mitch pochylił się i oparł wielkie dłonie na poręczy
krzesła. Jego twarz była teraz tak blisko, że Lorna poczuła
dreszcz podniecenia.
- Gdyby nie ta sprawa z Kendrą, pomyślałbym, że jest
pani... interesująca.
Z zaskoczenia nie wiedziała, co odpowiedzieć.
- A co pan pomyśli, kiedy badania krwi wykażą, że Ken-
dra jest moją siostrą?
Jego twarz przybrała wyraz powagi.
- Nie wierzę.
- Ależ tak, panie Ellery. Ale to nic nie zmieni, bo Doris
nigdy tego nie zaakceptuje. - Wyrzuciła z siebie to, co drę
czyło ją od dawna. Łzy zakręciły jej się w oczach. Siłą woli
próbowała je powstrzymać. - Ona i tak nigdy nie podda
się badaniom.
- Podda się, bo w ten sposób pozbędzie się pani.
« il ^ LABIRYNT UCZUĆ 33
Zemścił się na niej za to, że znów go rozzłościła.
Uśmiechnęła się z przymusem, choć zakłuło ją coś w sercu.
- Przysłała pana tutaj z czekiem. W ten sposób chce się
mnie pozbyć.
Mitch wyprostował się, obrzucając ją nieprzyjaznym
spojrzeniem.
- Niech pani coś zje. Spotkamy się później.
Lorna nie odpowiedziała. Wziął ze stolika swój kapelusz,
i włożył go i docisnął ręką rondo. Wedle kowbojskiego savoir
vivre'u była to standardowa forma pożegnania.
- Zawiadomię panią, kiedy będzie test. - Jego niski głos
zabrzmiał teraz jak pogróżka.
- Dziękuję - odparła. - Ale niech pan nie liczy na zgodę
Doris.
Jego ciemne oczy znów zabłysły. Wyjął czek z kieszeni
marynarki, rzucił go na stół i wyszedł, nie oglądając się za
siebie.
Lorna nie była zadowolona, że zostawił czek, ale ode
tchnęła z ulgą, kiedy Mitch wreszcie wyszedł. Wstała i po
szła do łazienki. Ślad po uderzeniu na czole był prawie nie
widoczny. Do rana zupełnie zniknie. Dlaczego Mitch tak
się tym martwił, jakby to była wielka rana?
Z pokoju dobiegło ją wołanie Melanii.
- Muszę się przebrać! - krzyknęła do niej. Weszła do
sypialni i drżącą ręką poszukała dżinsów i podkoszulka. Po
tem szybko przeczesała szczotką rozczochrane włosy i wy
szła na powitanie przyjaciółki.
- Widziałam go przez wizjer - oznajmiła Melania, gdy
ROZDZIAŁ PIERWSZY Lorna Farrell nigdy nie zapomni swego ostatniego spot kania z Mitchem Ellerym. Miała wtedy dziewiętnaście lat. Teraz, po pięciu latach, na wspomnienie tamtych chwil wciąż paliły ją policzki. Wiedziała, że za chwilę stanie z nim twarzą w twarz. Dyskretnie otarła zimny pot z czoła, próbując opanować drżenie. Nie po raz pierwszy w życiu była w tarapatach, ale tym razem w pełni zasłużyła na kłopoty. Czuła się winna, i to wywoływało w niej jeszcze większe przerażenie. Spojrzała uważnie na młodą brunetkę, która stała obok niej w windzie. Trzy lata młodsza Kendra Jackson nie miała pojęcia, jakie męki przeżywała właśnie Lorna. Winda sunęła bezszelestnie na dwudzieste piętro biura w San Antonio, a Lorna wpatrywała się w śliczny profil Kendry. Serce wa liło jej w piersi, ale nie dawała nic po sobie poznać. Kiedy Mitch Ellery dowie się, że Lorna ma tak bliskie kontakty z jego przyrodnią siostrą, pewnie będzie chciał po rozmawiać z jej szefem, a może nawet z policją. Lorna stra ci dobrą pracę, której znalezienie nie było wcale takie łatwe,
10 SUSAN FOX a okoliczności zwolnienia mogą bardzo utrudnić jej podjęcie innego zajęcia. Kendra Jackson była teraz narzeczoną jej szefa Johna Owena. Ta młoda kobieta za wszelką cenę usiłowała zbli żyć się do Lorny, której szef zlecił wykonywanie drob nych poleceń Kendry. Kendrze wyraźnie zależało na tej przyjaźni i Lorna nie wiedziała, jak ma się wyplątać z niewygodnego układu. Zakochana i szczęśliwa panna Jackson, zbyt naiwna, żeby podejrzewać innych o sekrety, nie domyślała się, że nieskazitelna panna Farrell jest w istocie jej przyrodnią siostrą. Właśnie dlatego Lornę trapiło poczucie winy. Wiedziała, że Kendra jest jej siostrą, gdy po raz pierwszy usłyszała 0 niej pół roku temu w biurze. Kiedy trzy tygodnie później Kendra wpadła tam w odwiedziny do narzeczonego, Lorna była przerażona, ale i zafascynowana. Przecież nie mogła powiedzieć siostrze, kim jest. Ich matka nie chciała nawet słyszeć o swojej nieślubnej córce i nie tylko oznajmiła to otwarcie pięć lat temu, ale jeszcze kazała swemu pasierbowi, Mitchowi Ellery'emu, odnaleźć Lornę i powtórzyć jej to po raz dragi. Choć Mitch starał się zachowywać taktownie, szorstkie słowa i surowy wyraz twarzy sprawiły Lornie ogromną przykrość. Mitch Ellery nie przejmował się tym, że Lorna była rów nie zszokowana jak jej matka, gdy spotkały się w eleganc kiej restauracji w San Antonio, gdzie Doris Jackson Ellery
LABIRYNT UCZUĆ 11 jadła lunch właśnie z Mitchem i ojcem. Przyjaciółka, która to wszystko zaaranżowała, zniknęła nagle i Lorna musiała sama stawić czoło Mitchowi, który odwiedził ją tego samego dnia po południu. Była tak speszona jego nagłą wizytą w swojej kawalerce, że musiała mu powiedzieć prawdę: to jej przyjaciółka w do brej wierze zaaranżowała owo niefortunne spotkanie. Jego oczy pociemniały, gdy Lorna zaklinała się, że za nic w świecie nie sprzeciwiłaby się woli matki, która jej się przecież wyrzekła. Wyjaśnienia i przeprosiny nie przekonały jednak Mitcha. Choć na początku mówił cicho i spokojnie, potem z po gardą w głosie warknął, że nie wierzy w ani jedno słowo Lorny. Mało tego, wątpi, by rzeczywiście była córką Doris. Dał do zrozumienia, że uważają za osobę niezrównoważoną czy wręcz cyniczną oszustkę, która próbuje wymusić pie niądze od zamożnych ludzi. Na koniec zagroził oddaniem sprawy w ręce policji, na wypadek gdyby Lorna próbowała znów się z nimi skontaktować. Lorna była załamana. Nie dość, że własna matka wyparła się jej, to jeszcze zarzucono jej oszustwo. Tłumaczyła sobie, że Doris, obecnie czterdziestoletnia, urodziła ją, mając zaledwie szesnaście lat. Przyjście na świat nieślubnego dziecka i konieczność oddania go do adopcji z pewnością trudno nazwać miłymi wspomnieniami. Kto chciałby wracać do takich tragicznych przeżyć? Choć Doris poślubiła ojca Kendry dwa lata po urodzeniu pierwszej córki, a wiele lat później wyszła za znacznie star-
12 SUSAN FOX szego od niej Jake'a Ellery'ego, na pewno obawiała się skan dalu. W dodatku Doris zataiła przeszłość przed najbliższymi i klan Ellerych mógłby poczuć się dotknięty brakiem za ufania. Rodzina ta, od wielu pokoleń nafciarze i ranczerzy, cie szyła się nieskazitelną reputacją. Kendra, młoda dama wy chowana według tradycyjnych zasad, była tego najlepszym przykładem. Lorna świetnie zdawała sobie sprawę ze znaczenia dobrej reputacji. Zawsze starała się zachowywać nienagannie i do bre imię było dla niej najważniejsze. Pewnie teraz straci nie tylko upragnioną pracę, lecz rów nież nieposzlakowaną opinię. Mitch Ellery nie doceni tego, że zrobiła wszystko, żeby nie zranić uczuć Kendry. Rozpozna ją w ciągu kilku sekund, a potem... Nagle Kendra spojrzała na nią, Lorna szybko odwróciła głowę. Winda zatrzymała się i obie kobiety wyszły na ko rytarz. - Lorno, ty drżysz! - szepnęła Kendra, dotykając jej rę ki. - Co ci jest? Lorna uśmiechnęła się blado. - Po prostu nie jadłam lunchu. - Dlaczego mi nic nie powiedziałaś? - Kendra była szczerze zmartwiona. - Przecież mogłyśmy kupić coś po drodze. - Nie jestem głodna. - Lorna z wysiłkiem uśmiechnęła się do przyrodniej siostry. - Ty też na pewno nie myślisz o jedzeniu, kiedy masz na głowie ślub.
LABIRYNT UCZUĆ 13 Kendra tylko pokręciła głową. - Ostatnio dużo pracowałaś - wyrzucała sobie - a ja każę ci jeszcze ganiać ze mną po zakupy. Może powinnaś wziąć parę dni urlopu. Zasłużyłaś na to. Lornę wzruszyło to, że siostra tak się o nią martwi. - Lubię pracować, to nie problem - powiedziała, uśmie chając się z przymusem. - Odpocznę podczas weekendu. Ale teraz - zawahała się - muszę wracać do roboty. Twój narzeczony przekazał mi rano stertę listów do napisania. Zjem jabłko, które mam w biurku, i nie będę głodna. Kendra zerknęła na nią i uśmiechnęła się. - No, dobrze. Dziękuję ci za pomoc. Ale nie pracuj za dużo. - Praca uszlachetnia - rzuciła Lorna, dotykając ramienia siostry. To był gest, którym chciała podziękować jej za tro skę, ale być może także pożegnanie. Gdyby zdołała wymyślić jakiś pretekst, żeby pójść na drugie piętro biura, może udałoby się jej zapobiec nieszczęś ciu. A może powinna skontaktować się z panem Ellerym prywatnie i powiedzieć mu, co się stało? Kto wie, czy nie okazałby się wyrozumiały? Dlaczego nie zrobiła tego wiele miesięcy temu? Czemu pozwoliła, by sprawy wymknęły jej się z rąk? Spojrzała przed siebie i w głębi biura dostrzegła bar czystą sylwetkę mężczyzny, który powoli podnosił się z sofy stojącej naprzeciw jej biurka. Kendra także go zauważyła. - Mitch! Już jesteś? Przepraszam, że musiałeś czekać. Ruszyła w jego stronę, wyprzedzając Lornę, która od ruchowo zwolniła.
14 SUSAN FOX Strach chwycił ją za gardło, ale siłą woli odwróciła wzrok i ruszyła powoli do swego biurka. Miała nadzieję, że uda jej się uniknąć oficjalnego powitania, ale wiedziała, że szanse na to są niewielkie. Najlepiej będzie zastosować sprawdzoną broń, czyli chłodny dystans. Ledwie zdążyła włożyć torebkę do biurka i włączyć swój komputer, usłyszała wołanie Kendry. Podniosła głowę i uśmiechnęła się blado, bo przyrod nia siostra zbliżała się do niej w towarzystwie Mitcha. Jak przystało na kulturalną osobę, Lorna wstała, żeby się przywitać. - To mój przyrodni brat, Mitch Ellery - powiedziała Kendra. - Mitch, przedstawiam ci Lornę Farrell. Lorna poczuła, jak na chwilę zamiera jej serce. Wyciąg nęła rękę, spodziewając się wszystkiego najgorszego. Przez głowę przemknęło jej, że podanie ręki Mitchowi Ellery'emu jest tak samo niebezpieczne jak włożenie ręki do paszczy dzikiej bestii, i kolana ugięły się pod nią ze strachu. Była zdziwiona, gdy Mitch uścisnął jej dłoń z niezwykłą delikatnością. Gdyby chciał, tą silną, muskularną ręką mógł by w jednej chwili zgnieść jej palce. Tak jak pamiętnego dnia przed pięciu laty był w czarnym garniturze i kowbojskich butach. Garnitur pasował jak ulał do jego statusu milionera, ale spracowane ręce, czarne buty i perłowoszary stetson, który leżał na sofie, dowodziły, że Mitch naprawdę jest ranczerem. Patrzyli na siebie, nie zwalniając uścisku rąk.
LABIRYNT UCZUĆ 15 - Bardzo mi miło, panno Farrell - odezwał się wreszcie Mitch. Jego palce mocniej zacisnęły się na jej dłoni. - Mm... mnie również - wyjąkała. - Panna Jackson bardzo ciepło wyrażała się o panu. Ciepło? Rumieńce wystąpiły jej na twarz. Mitch nie spuszczał z niej wzroku. Z jego twarzy zniknęła złość. Lor- na w duchu błagała go o litość. Chyba postanowił, że rozprawi się z nią później. To zro zumiałe, po prostu nie chciał robić tego na oczach siostry. Ale jeszcze zemści się na niej za to, że ośmieliła zbliżyć się do Kendry i nie odeszła z pracy. - Wyjątkowo długo się witacie - powiedziała ze zdu mieniem Kendra. Lorna chciała szybko wyrwać rękę z uścisku Mitcha, ale zacisnął lekko palce. Kendra mogła odnieść wrażenie, że wcale nie mieli ochoty rozpleść dłoni. Lorna nie miała odwagi spojrzeć w oczy siostrze. A jeśli Kendra zaczęła coś podejrzewać? - Wybaczcie, ale muszę wracać do pracy - rzuciła, spo glądając w bok. Wszystko potoczyło się dalej szybko, choć wydawało jej się, że minęły godziny. Kendra weszła na chwilę z przy rodnim bratem do pokoju Johna Owena, a potem pomachała Lornie na do widzenia i opuścili z Mitchem biuro. Kiedy zniknęli w windzie, Lorna spojrzała na ekran swe go komputera i szybko skasowała wszystkie bzdury, które napisała w ciągu ostatnich kilkunastu minut.
16 SUSAN FOX Za wszelką cenę chciała zmusić się do pracy, więc za częła przepisywać list, który jej podyktowano wcześniej. Nie mogła się skoncentrować, ale wreszcie udało jej się uporać z całą korespondencją. Skończyła za dziesięć piąta i zanios ła szefowi listy do podpisania. Kiedy John Owen wyszedł z pracy, Lorna została jesz cze, żeby dokończyć adresowanie kopert. Poza tym chciała zostawić wszystko w idealnym porządku. Kto wie, co przy niosą najbliższe godziny? Niewykluczone, że nie wróci już do biura w poniedziałek. Może wyślą ją na przymusowy urlop? Wszystko zależy od Mitcha Ellery'ego. Jeśli spełni swą niegdysiejszą groźbę i wezwie policję... Kiedy skończyła pracę, wyjęła z biurka wszystkie oso biste drobiazgi i włożyła je do torebki. To, co się nie zmie ściło, zapakowała do większej torby, w której zwykle za bierała do domu prace zlecone. Po raz ostatni rozejrzała się po pokoju, wzięła listy, które należało wysłać, i wychodząc, zgasiła światło. To dobrze, że prawie wszyscy już dawno wyszli z biura, przynajmniej nie będzie musiała silić się na wesołość. Kiedy przeszła obok recepcji, portier szarmancko otworzył przed nią drzwi, a po jej wyjściu starannie je zamknął. W głowie huczało jej od natrętnych myśli, gdy szła na opustoszały o tej porze parking. Starała się nie myśleć o tym, że Mitch Ellery może już zdobył jej adres, a teraz obserwuje mieszkanie. Wyjechała z parkingu i ruszyła w kierunku domu. Nie było sensu odwlekać dalej tego, co i tak nieunik-
LABIRYNT UCZUĆ 17 nione. Oczekiwanie na najgorsze stało się nie do zniesienia. Wiedziała przecież, że wcześniej czy później dojdzie do ka tastrofy. Dawno temu powinna była wyznać Mitchowi pra wdę, ale nie zrobiła tego powodowana zwykłym egoizmem. Dzięki Kendrze poznała, co to znaczy mieć rodzinę. Bra kowało jej tego od dzieciństwa i nie umiała tak po prostu zrezygnować z odwiecznych marzeń. Ale za wszystko w życiu trzeba płacić. Wiedziała, że cena będzie wysoka. Teraz musi przygotować się na karę, jaką jej wymierzy Mitch. To ją zniszczy, ale podda się bez walki, bo jest winna. Skręciła w swoją ulicę i zaparkowała obok domu. Sta rała się nie patrzeć, czy w pobliżu stoją jakieś obce samo chody. Ledwie zdążyła wejść do mieszkania, usłyszała dzwonek domofonu. W tej samej chwili ktoś zapukał do drzwi. Lorna rozpoznała pukanie i szybko otworzyła. W progu stała rozpromieniona Melania Parker, jej naj bliższa przyjaciółka. Przestała się uśmiechać, gdy dostrzegła bladą twarz Lorny. - Co się stało? - spytała z niepokojem. Lorna westchnęła głęboko. - Tak się cieszę, że już jesteś. Chcę cię prosić o przy sługę. Po raz drugi rozległ się dzwonek domofonu. Lorna chwy ciła Melanię za rękę. - Pamiętasz Mitcha Ellery'ego? Na ślicznej twarzy Meli odmalowało się przerażenie. - Chcesz powiedzieć, że on tu przyszedł, Lorno? O Bo że. Jak mogę ci pomóc?
18 SUSAN FOX Lornę zalała fala wdzięczności. Choć Melania wiedziała, że przyjaciółka po cichu rozkoszuje się czasem spędzanym z siostrą, rzadko pozwalała sobie na krytyczne uwagi na ten temat. Nie powtarzała wciąż, że Lorna zbytnio ryzykuje, prowadząc niebezpieczną grę. Jednak wiedziała równie do brze jak Lorna, co oznacza wizyta Mitcha. - To pewnie on - powiedziała Lorna trzęsącym się gło sem. - Zadzwoń do mnie za parę minut, nie musisz nawet przychodzić. Melania zrobiła przerażoną minę. - Boisz się, że cię uderzy? Będzie wściekły? Lorna nawet nie pomyślała o tym. Potrząsnęła głową. - Na pewno będzie zły, ale chyba nic mi nie zrobi. Nie potrzebnie wpadam w panikę. Domofon zadzwonił znowu i Lorna wypchnęła Melanię na korytarz. - Muszę mu otworzyć, Mela. Zadzwoń, proszę, za dwa dzieścia minut. - Potrzebujesz aż tyle czasu? - Tak - odparła z wymuszonym uśmiechem Lorna. Czuła się winna, że wciąga w to wszystko przyjaciółkę. - Nie martw się. Melania skinęła bez przekonania głową i wróciła do swojego mieszkania po drugiej stronie korytarza. Lorna zamknęła drzwi i nacisnęła przycisk domofonu. Może jednak to nie Mitch Ellery. - Słucham - powiedziała z napięciem do słuchawki. - Czy dobrze trafiłem? - spytał sucho Mitch. Najwyraź niej poznał ją po głosie.
LABIRYNT UCZUĆ 19 Nie przywitał się, nie spytał: „Czy mogę wejść, panno Farrell?". Tak jakby nie miała prawa decydować, kogo wpu ści do domu. Wyglądało na to, że przed rozpoczęciem ataku chce się upewnić, czy na pewno trafił pod właściwy adres. Choć na dobrą sprawę... budynek nie był zbyt pilnie strzeżony. Mitch mógł zaczekać, aż ktoś z mieszkańców bę dzie wchodził do środka, i prześliznąć się razem z nim. Sko ro tego nie zrobił, widocznie miał zamiar działać otwarcie, bez żadnych osłonek. - Tak - odparła z rezygnacją. Zawahała się i po chwili nacisnęła przycisk, pozwalając Mitchowi wejść do holu. Nagle ogarnęło ją przerażenie. Stało się, zaraz będzie musiała zmierzyć się z Mitchem. Po chwili usłyszała go na korytarzu. Kroczył pewnie. Nie miała wątpliwości, że jest zły. Zbliżał się nieubłaganie. Strach ścisnął ją za gardło. Wiedziała, że nie zniesie walenia do drzwi, więc otwo rzyła je już teraz.
ROZDZIAŁ DRUGI Na widok Lorny stojącej sztywno w otwartych drzwiach Mitch przeżył ten sam szok co wtedy, gdy weszła do biura Johna Owena z Kendrą. Lorna Farrell była szczupła i drobna. Ciemne, błyszczące włosy do ramion podwinięte pod spód, duże, ciemnobłękitne oczy i delikatne rysy twarzy jak z renesansowego portretu. Podobieństwo między nią i Kendrą było uderzające. Przez te pięć lat stała się prawdziwą pięknością. Miała teraz ogładę, klasę i dystynkcję. Przedtem nie była tak po dobna do Kendry. Na pewno chciała to wykorzystać, żeby znowu zbliżyć się do Doris. Mitch nie miałby nic przeciwko temu, żeby Lorna pró bowała skontaktować się po raz drugi z Doris. Macocha w końcu przyznała się, że wiele lat temu oddała swoje dziecko do adopcji. Zaprzeczyła jednak, żeby tym dzieckiem mogła być Lorna. Zwykłe badanie krwi udaremni plany pan ny Farrell. Czy ona nie zdaje sobie sprawy, jak łatwo będzie udowodnić jej oszustwo? Ale zamiast naprzykrzać się Doris, Lorna postanowiła wtargnąć w życie Kendry. Bardzo straciła przez to w jego oczach. Przed paroma godzinami dowiedział się, że Lorna
LABIRYNT UCZUĆ 21 zaczęła pracować u Owena dużo wcześniej, nim doszło do zaręczyn Johna z Kendrą, ale i tak nie miała prawa posuwać się do intryg. Kendra była słodka, ufna i dziecinna. Trochę rozpiesz czona, uparta, ale pełna optymizmu i naiwna. Nie wiedziała jeszcze, że na świecie jest wielu złych ludzi i oszustów. Do tej pory nie dotarła do niej gorzka prawda, że zazdrośnicy z radością zrobiliby jej największe świństwa tylko dlatego, że ma pieniądze, a niektórzy bez skrupułów wystrychnęliby ją na dudka, żeby uszczknąć trochę z jej majątku. Podstępne zachowanie Lorny świadczyło, że należała do tego drugiego gatunku ludzi. Choć Mitch od dawna był zda nia, że jego przyrodnia siostra powinna lepiej poznać życie, nigdy nie zgodzi się na to, żeby uczyła ją tego Lorna. Kobieta w milczeniu wpuściła go do przedpokoju. Teraz mieszkała w znacznie lepszych warunkach niż pięć lat temu. Pokoje pomalowano na śnieżnobiały kolor, a meb le zachwycały dobrym gustem, choć prawdopodobnie były od kogoś odkupione. Widać było że właścicielka mieszkania lubi kolory i interesujące ozdoby, jak śmieszna karykatura kucyka z długimi rzęsami, która stała na podłodze przed antyczną biblioteczką wypełnioną książkami. Na pluszowej sofie w odcieniu gołębim leżały wdzięcz nie porozrzucane haftowane poduszki. Na ścianach wisiało kilka niedrogich, lecz ładnych obrazów. Lorna wyraźnie lu biła ciemne stoły o delikatnych nogach. Na stole w jadalni stał wazon z jedwabnymi kwiatami w jaskrawych kolorach. W obu pokojach aż lśniło od czystości.
22 SUSAN FOX Wszystko było na swoim miejscu. Czy dlatego, że ta kobieta od niedawna obracała się w towarzystwie i z reli gijną nabożnością starała się podkreślić swoją przynależność do klasy średniej? Czy też była to materialistka, którą kie rował wyłącznie instynkt posiadania? Mitch był skłonny po dejrzewać ją o wszystkie najgorsze cechy i dlatego nie do puszczał myśli, że zamiłowanie do ładu i porządku było po prostu jej zaletą. Nie zadał sobie trudu, żeby zdjąć kapelusz. Wiedział, że wypadałoby tak zrobić, ale nie zamierzał bawić się w konwenanse. Spojrzał kwaśno, gdy spytała niepewnym głosem: - Czy zechce pan usiąść, panie Ellery? Może napije się pan kawy albo o...oranżady? Oblała się rumieńcem ze wstydu, że się zająknęła. Za uważył, że zacisnęła szczupłe palce. Próbowała opanować drżenie ramion ukrytych pod żakietem. - Nie przyszedłem tu na pogawędki, panno Farrell. Nie musi pani silić się na uprzejmość. Zbladła, pomyślał, że boi się go tak samo jak pięć lat temu. W takim razie łatwo będzie mógł się z nią rozprawić. Uniósł dłoń do góry i zmarszczył brwi, gdy Lorna drgnę ła. Wyjął czek z kieszeni marynarki. Wyciągnął go przed siebie, żeby mogła zobaczyć sumę, na jaką był wypisany. Jej wzrok bezwiednie padł na cyfry. Nie wiedział, czy w jej ciemnoniebieskich oczach zamigotało zdziwienie, czy może ból. - Niech pani złoży wymówienie i odejdzie za dwa tygo-
LABIRYNT UCZUĆ 23 dnie z pracy - powiedział ostro. - To powinno wystarczyć, dopóki nie znajdzie pani nowej posady. Jeśli wyjedzie pani z San Antonio, dam pani dwa razy więcej. Przez pięć lat będę przekazywał pani podwójną sumę przez adwokata. Jeśli w ciągu tych pięciu lat nie pojawi się pani i nie skontaktuje z Kendrą, mój adwokat będzie przelewał co roku na pani konto tę sumę. Urwał na chwilę, bo wydawało mu się, że Lorna się zachwiała. Ale nie przejął się. Lorna z pewnością była zszo kowana, że tak łatwo zdobyła to, co chciała. Czek wysta wiony był na tak wysoką sumę, że jeśli ta młoda oszustka zachowa się rozsądnie, jej pęd do bogactwa będzie na długo zaspokojony. Po chwili mówił dalej. - Po pięciu latach nasza umowa wygasa. Wszystkie przelewy będą ewidencjonowane. Jeśli potem znów zbliży się pani do Kendry, oskarżymy panią w sądzie o wymu szenie pieniędzy. - Jak pan śmie! - powiedziała zdławionym głosem, spo glądając na niego z oburzeniem. Cały czas stała sztywno, ale teraz była tak spięta, jakby za chwilę miała wybuchnąć. Mitch rzucił niedbale czek na stół. - Jak pani śmie, panno Farrell! Wykorzystuje pani swoje obecne podobieństwo do niewinnej dziewczyny, której chce pani pogmatwać życie. Nie jest pani wcale córką Doris El- lery. Jeśli powie pani choć słowo Kendrze, sporządzimy oskarżenie i zażądamy badań krwi, a kiedy prawda wyjdzie na jaw, zostanie pani aresztowana i zapewne otrzyma pani wyrok.
24 Zrobił przerwę, żeby jego słowa dotarły do niej. Lorna zadrżała, a jej twarz przybrała kolor purpurowy. - Może pani wybrać wygodne życie, panno Farrell. Pro szę wziąć te pieniądze i wyjechać z miasta. Jest pani piękna, z całą pewnością sprytna i nie brakuje pani gustu. Znajdzie pani sobie jakiegoś starego bogacza i wyjdzie za niego za mąż. To dobra rada. - Niech pan się wynosi! - Jej głos trząsł się teraz tak samo jak ona. - Moja propozycja jest poważna, skarbie. Jest pani na tyle mądra, żeby wiedzieć, że to prawda. - Niech pan się wynosi! - zawołała po raz drugi. Może nie powinna była zbliżać się do Kendry. ale nie pozwoli, żeby Mitch Ellery ją obrażał. A więc laka była jego ucz ciwość. Chciał zmusić ją do układu. Z wściekłości zrobiło jej się słabo. Ciemne plamy zawirowały jej przed oczami. Czuła się tak, jakby ktoś zaczął ją przypiekać żywcem. Ale Mitch wcale nie zamierzał wychodzić. Stał nieru chomo jak skała, z jego twarzy biła wrogość Lorna czuła się przez to jeszcze bardziej zraniona i wściekła. Wręcz żałowała, że jej nie uderzył Nawet to byłoby lep sze niż obraźliwe słowa. Mitch był od niej o wiele większy i silniejszy. Głową ledwie sięgała mu do ramion. Gdyby ją pobił, mogłaby zadzwonić na policje. Ale gdzie powinna szukać pomocy, kiedy ją obrażał? Nie miała wątpliwości że mógłby wsadzić ją do więzienia za wymuszanie pieniędzy, choć wolałaby umrzeć, niż wziąć od niego choćby centa.
LABIRYNT UCZUĆ 25 Mitch Ellery był podły, ale nagle to przestało mieć ja kiekolwiek znaczenie. Wszystkie stresy z ostatnich kilku miesięcy, stare rany, smutki i strach przed tym spotkaniem po prostu zmroziły jej ciało. Dwa kęsy śniadania chwycone w biegu, lunch, o którym zapomniała, jabłko, którego nie zjadła w biurze... Lorna po czuła dziwną słabość, a przed oczami zamigotały jej świa tełka. Postanowiła jak najszybciej usiąść na krześle. Zrobiła jeden krok i nagle osunęła się w ciemność. Mitch wahał się, czy podejść do Lorny, bo wydawało mu się, że tylko udaje omdlenie. W końcu o sekundę za późno wyciągnął do niej rękę. Upadła tak szybko, że skronią uderzyła o stolik. Chciał wziąć ją na ręce i położyć na sofie, ale jej drobne ciało było tak bezwładne, że wyślizgiwało mu się z dłoni. Z ledwością ją uniósł, choć była lekka jak piórko. Na prawej skroni miała czerwoną pręgę, która zaczynała już puchnąć. Dreszcz przeszył jego ciało. Lorna nawet nie drgnęła, uderzając się o stół, i na jej twarzy nie było widać ani śladu reakcji, kiedy teraz dotykał jej delikatnej skóry obok zranienia. Do diabła, przecież nie uderzyła się tak mocno, żeby stracić przytomność! W takim razie naprawdę musiała wcześniej zemd leć. Nieznane poczucie winy ścisnęło go za gardło. Czując wy rzuty sumienia, wziął jej bezwładną rękę i roztarł ją w dłoniach. - Panno Farrell - jęknął. - Jedno z nas się cholernie zmartwi, jeśli nie odzyska pani szybko przytomności.
26 SUSAN FOX Zacisnął zęby i poklepał Lornę po ręku. Kiedy to także nie dało żadnego rezultatu, poklepał ją lekko po bladym policzku. Jej długie czarne rzęsy nie poruszyły się. To przy gnębiło go jeszcze bardziej. Delikatnie położył jej rękę na brzuchu i poszedł do ła zienki. Wyjął starannie złożony ręcznik z białego koszyka na szafce i zmoczył go strumieniem zimnej wody. Potem wyżął ręcznik i wrócił do salonu. Teraz jej rzęsy drgnęły. Mitch usiadł przy Lornie na brzegu sofy. Wilgot nym, zimnym ręcznikiem dotknął jej policzka i z radością patrzył, jak Lorna odwraca głowę od niemiłego chłodu. Delikatnie przycisnął ręcznik do jej drugiego policzka, odruchowo biorąc ją znów za rękę. Jej palce lekko zacisnęły się na jego dłoni. - Obudź się, skarbie - powiedział cicho, zaskoczony własnymi słowami. Czy to z powodu wyrzutów sumienia, czy zwykłego współczucia, jakie miał dla każdej pokrzywdzonej istoty, ogarnęła go nagle wielka czułość. A może dlatego, że Lorna była tak podobna do jego przyrodniej siostry? Tak czy ina czej Lorna Farrell nie wzbudzała już w nim niechęci. Kiedy dziewczyna cicho zaprotestowała i uniosła drobną rękę, żeby go odepchnąć, poczuł się jak brutal. Nie zważając na protesty, delikatnie położył wilgotny ręcznik na jej czole. Wzdrygnęła się, wciągając powietrze, a potem próbowała odwrócić głowę. - Nie ruszaj się. Jego głos zabrzmiał dziwnie ostro. Z przerażeniem do-
LABIRYNT UCZUĆ 27 strzegł, że łzy pojawiły się na jej rzęsach. Zaraz zniżył głos aż do szeptu. - Pozwól mi to zrobić, kochanie. Znów był zaskoczony własną czułością. Ale Lorna uspo koiła się i spojrzała na niego nieufnie ciemnoniebieskimi oczami. Na jej twarzy malował się strach. Leżała nierucho mo, tak jakby bała się poruszyć. Czuł się niezręcznie, wiedząc, że sprawił jej przykrość. Szybko odwrócił wzrok. Chciał, żeby wiedziała, że nie ma zamiaru jej skrzywdzić. - Przestraszyłem panią. Uderzyła się pani o stolik, za nim zdążyłem panią złapać. W jej ślicznych oczach pojawiło się zmieszanie, ale nadal patrzyła na niego podejrzliwie. - Przepraszam - dodał cicho, połykając dumę. Nie mógł znieść jej spojrzenia. Uniósł ręcznik i obejrzał pręgę na czole Lorny. - Przyniosę trochę lodu - powiedział, wstając. - Nie - odparła tak stanowczo, że zatrzymał się i spoj rzał na nią. - Musi pan już iść. Mimo strachu nie poddawała się. Ale Mitch miał powody czuć się odpowiedzialnym za to, co się stało. - Nie wyjdę, jeśli nie będę pewien, że wszystko jest w porządku. - Nie potrzebuję pana pomocy. - Nie jestem pewien. Czyżby często pani mdlała? - Jeszcze nigdy. Wybuchnął niepohamowanym śmiechem. W jej oczach
28 SUSAN FOX znów pojawiła się obawa. Mitch nie zwrócił na to uwagi i pochylił się nad dziewczyną. - A więc to się stało po raz pierwszy. Może pani zapisać to w kalendarzyku. Zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią. - Nic dzisiaj nie jadłam. Ta odpowiedź zirytowała go. - Zabrakło pani pieniędzy do pierwszego? Rumieńce wystąpiły jej na twarz. - Mam dużo pieniędzy. Nie miałam czasu na jedzenie. Nigdy nie przyznałaby mu się, że od dawna nie może jeść, bo martwi się, że nie jest szczera wobec Kendry. Mitch wstał. - Zrobię pani kompres z lodu, a potem przyszykuję coś do jedzenia. Kiedy poszedł do kuchni, Lorna usiadła na sofie. Ostroż nie dotknęła ręką skroni, ale poczuła tylko lekki ból. Od zmiany pozycji zakręciło jej się w głowie, ale postawiła sto py na podłodze. Musi odnaleźć Mitcha i zmusić go, by wy szedł z jej domu. Dlaczego chciał tu zostać? Jego groźby i rozkazy spra wiły jej ból. Mógłby wreszcie zostawić ją w spokoju. Jego troska wprawiała Lornę w zakłopotanie. Rozmawiał z nią przedtem tak, jakby była zerem, więc jego obecna opiekuń czość jest co najmniej podejrzana. Duma nie pozwalała jej przyjmować pomocy od kogoś, kto jej nienawidzi i jeszcze przed chwilą groził, że oskarży ją o szantaż.
LABIRYNT UCZUĆ 29 Sięgnęła po czek i niepewnym krokiem wyszła z poko ju. Stanęła w drzwiach kuchni, żeby nabrać trochę sił. Mitch Ellery wyglądał jak olbrzym w jej wypucowanej kuchni. Jego postać górowała nad wszystkim. Włożył już lód do ręcznika i teraz zaglądał do lodówki. Loma zwykle robiła zakupy w piątek wieczorem, więc jej lodówka była pusta. Mitch z dezaprobatą pokręcił głową. - Nic dziwnego, że jesteś głodna. Masz tylko przyprawy i karton mleka, które jest już przeterminowane. Podeszła, wyrwała mu z ręki ręcznik, w który zawinięte były kostki lodu, i wysypała je do zlewu, po czym ostrożnie wsadziła mu do kieszeni czek. Kiedy odważnie sięgnęła do drzwi lodówki, żeby ją zamknąć, Mitch złapał ją za rękę. Spojrzała na niego ze zdziwieniem. Spróbowała wyrwać rę kę, ale Mitch nie zwolnił uścisku. Był potężny i niesamowicie męski. Przestrzeń między nim i lodówką nagle skurczyła się. Zimne powietrze z wnę trza nie mogło złagodzić żaru buchającego z ich ciał ani dreszczy, jakie przeszły Lornie po karku. - Wiem, że to wariactwo, ale pójdziemy do restauracji - mruknął niskim głosem, który przeniknął ją do głębi. - Nie pójdziemy. Skrzywił się, marszcząc ciemne brwi. - Musi pani jeść. Zrobimy kompres na ten siniak, a po tem pójdziemy. Lorna wyszarpnęła rękę z jego uścisku. - Nigdzie z panem nie pójdę. - Uniosła do góry brodę. - Poznałam się na panu, panie Ellery. Jeśli chce pan, żebym
30 SUSAN FOX zrobiła badanie krwi, możemy umówić się w przychodni. Na pewno przyjdę. W jego oczach zamigotała złość i Lorna poczuła, że znów robi jej się słabo. - Ja też poznałem się na pani, panno Farrell. Zrobimy to badanie. Ale teraz będzie tak, jak powiedziałem. Przysunął się do niej, zdołała tylko zrobić pół kroku w tył, nim porwał ją na ręce jak małe dziecko. Zakręciło jej się w gło wie i odruchowo chwyciła dłońmi jego ramiona. Dostrzegł, że zrobiło jej się słabo, bo odczekał chwilę, zanim wyniósł ją z kuchni. - Co mam z panią zrobić? - wymamrotał. Poczuła jego pachnący miętą, ciepły oddech. - Już mówiłam, żeby pan mnie puścił i stąd wyszedł. Przez chwilę przyglądał się jej z rosnącą irytacją. - Ten upór wpędzi panią w kłopoty, jeśli nie zostawi pani w spokoju Kendry. Ogarnęła ją złość. - Już mówiłam, żeby pan mnie natychmiast puścił! - Jak zechcę. - Odwrócił się, wszedł znów do salonu i posadził ją na krześle. Na stoliku obok zabrzęczał telefon. Lorna zdziwiła się, że Mitch nie rzucił się, żeby go odebrać. Stał przed nią, gdy sięgała po słuchawkę. - Wszystko w porządku? - spytała z niepokojem Me lania. - Czy już wyszedł? Lorna zerknęła na nieruchomą twarz Mitcha, który ob serwował ją ze zmarszczonym czołem.
LABIRYNT UCZUĆ 31 Zauważyła, że nie jest przystojny. Jego rysy twarzy były zbyt kanciaste. Ale miał w sobie jakiś magnetyczny urok, który sprawiał, że nie wydawał się mniej atrakcyjny od męż czyzn, których rysy twarzy były łagodniejsze. A może nawet był bardziej pociągający. Odwróciła głowę, wstydząc się swoich myśli. - Wszystko w porządku. Tak, jeszcze tu jest - powie działa do słuchawki, a potem spojrzała na swego niepro szonego gościa i coś przyszło jej do głowy. - Ale nie chce wyjść. Jeśli przyniesiesz swój gaz pieprzowy, to może zmie ni zdanie. Mitch znów nachmurzył się, wykrzywiając pogardliwie usta. Wzruszył ramionami. - O Boże! - zawołała Melania. - Zaraz u ciebie będę. - Damy mu pięć minut. Potem przyjdź. - Ale powiesz mi, czemu dałaś mu jeszcze pięć minut, dobrze? - Dobrze. Mela odłożyła słuchawkę. - Musi pan już iść, panie Ellery - powiedziała Lorna, odchylając się na krześle. - Moja przyjaciółka mieszka po drugiej stronie korytarza. Co prawda nie ma gazu pieprzo wego, ale jest bardzo lojalna i potrafi mnie obronić. - Uśmiechnęła się złośliwie. - Niewykluczone, że spryska pa na olejem albo sprayem do czyszczenia mebli. - Czy ona zrobi pani jakieś kanapki na kolację? To pytanie zaskoczyło ją. Mitch chyba naprawdę trochę
32 SUSAN FOX się o nią troszczył. Ze wzruszeniem poczuła, że jej serce mięknie. - Nie tylko kanapki. To świetna kucharka. Ale, ale. Mo że przyjść z tasakiem albo praską do ziemniaków. Widział pan kiedyś, jak taką praską można załatwić namolnego typa? Oglądałam takie zdjęcia w gazetach. Były szokujące. Mitch rozchmurzył się, a na jego twarzy zagościł blady uśmiech. - Zaopiekuje się panią? Jego zaskakująca troska nagle ją ubodła. Natychmiast straciła ochotę na żarty. - A co to pana obchodzi?! - zawołała. Mitch pochylił się i oparł wielkie dłonie na poręczy krzesła. Jego twarz była teraz tak blisko, że Lorna poczuła dreszcz podniecenia. - Gdyby nie ta sprawa z Kendrą, pomyślałbym, że jest pani... interesująca. Z zaskoczenia nie wiedziała, co odpowiedzieć. - A co pan pomyśli, kiedy badania krwi wykażą, że Ken- dra jest moją siostrą? Jego twarz przybrała wyraz powagi. - Nie wierzę. - Ależ tak, panie Ellery. Ale to nic nie zmieni, bo Doris nigdy tego nie zaakceptuje. - Wyrzuciła z siebie to, co drę czyło ją od dawna. Łzy zakręciły jej się w oczach. Siłą woli próbowała je powstrzymać. - Ona i tak nigdy nie podda się badaniom. - Podda się, bo w ten sposób pozbędzie się pani.
« il ^ LABIRYNT UCZUĆ 33 Zemścił się na niej za to, że znów go rozzłościła. Uśmiechnęła się z przymusem, choć zakłuło ją coś w sercu. - Przysłała pana tutaj z czekiem. W ten sposób chce się mnie pozbyć. Mitch wyprostował się, obrzucając ją nieprzyjaznym spojrzeniem. - Niech pani coś zje. Spotkamy się później. Lorna nie odpowiedziała. Wziął ze stolika swój kapelusz, i włożył go i docisnął ręką rondo. Wedle kowbojskiego savoir vivre'u była to standardowa forma pożegnania. - Zawiadomię panią, kiedy będzie test. - Jego niski głos zabrzmiał teraz jak pogróżka. - Dziękuję - odparła. - Ale niech pan nie liczy na zgodę Doris. Jego ciemne oczy znów zabłysły. Wyjął czek z kieszeni marynarki, rzucił go na stół i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Lorna nie była zadowolona, że zostawił czek, ale ode tchnęła z ulgą, kiedy Mitch wreszcie wyszedł. Wstała i po szła do łazienki. Ślad po uderzeniu na czole był prawie nie widoczny. Do rana zupełnie zniknie. Dlaczego Mitch tak się tym martwił, jakby to była wielka rana? Z pokoju dobiegło ją wołanie Melanii. - Muszę się przebrać! - krzyknęła do niej. Weszła do sypialni i drżącą ręką poszukała dżinsów i podkoszulka. Po tem szybko przeczesała szczotką rozczochrane włosy i wy szła na powitanie przyjaciółki. - Widziałam go przez wizjer - oznajmiła Melania, gdy